419 Morgan Sarah Tajemniczy list


Sarah Morgan

Tajemniczy list

(A Bride for Glenmore)

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Prom wpłynął do portu wczesnym rankiem.

Był początek lata, rześki czerwcowy dzień. Złowrogie chmury kłębiły się na niebie. Ethan stał przy białym relingu i wpatrywał się w brzeg. Chłodny wiatr targał jego ciemne włosy, jakby chciał mu przypomnieć, że oto znalazł się w odległej Szkocji, gdzie nawet latem pogoda jest nieprzewidywalna.

Mimo wczesnej pory port tętnił życiem. Ethan stał w miejscu, z którego rozciągał się doskonały widok na skupiska domów, kawiarnię, sklep z upominkami, a także tradycyjny zieleniak z wymyślnie ułożonymi owocami i warzywami. Droga wiodąca w głąb wyspy wiła się ku górze, by wreszcie zniknąć za zakrętem.

Nawet nie znając okolicy, wiedział, dokąd ona prowadzi. Właściwie miał wrażenie, że widział już każdy zakątek wyspy, mimo że nigdy tu nie był.

Jakby dla przypomnienia, po co przybył na Glenmore, wsunął rękę do kieszeni i dotknął listu. Robił to już tyle razy, że papier był zmięty, a pismo miejscami nieczytelne. Ale Ethan nie musiał czytać listu. Od dawna pamiętał jego treść.

Opis zawarty w liście był tak dokładny, że okolica wydawała mu się znajoma. W myślach czuł chłodny powiew wiatru, widział niegościnne góry zajmujące środek wyspy i spacerował po skalistych brzegach.

W wyobraźni żeglował po jeziorze i wspinał się do ruin starego zamku, który przed wiekami był miejscem krwawej bitwy pomiędzy Celtami i wikingami.

Glenmore ma burzliwą przeszłość i bogatą historię, którą zawdzięcza niezłomnej determinacji mieszkańców w walce o zachowanie wolności.

Wolność.

Czy nie tego wszyscy pragną?

Jest to z pewnością jeden z powodów, dla których się tutaj znalazł. Musi uciec od dławiącego uścisku przeszłości.

Nagle zapragnął wbiec na najwyższy szczyt i wziąć głęboki oddech, a potem zanurzyć się w lodowatych wodach Atlantyku. Dobrze byłoby uciec od zewnętrznej presji i oczekiwań innych, lecz musiał pamiętać, że to chęć odkrycia prawdy jest powodem, dla którego tu się znalazł.

Przybył tu, by uzyskać odpowiedzi na wiele pytań.

Jeśli przy okazji pobyt w tym dzikim odległym zakątku Szkocji okaże się przyjemny, tym lepiej.

Nagle nastrój Ethana, niespodziewanie dla niego samego, się poprawił. Przyjaciele w dobrej wierze mówili mu, że chyba musiał zwariować, by dać się pogrzebać na jakiejś szkockiej wyspie. Z jego kwalifikacjami powinien był wrócić do Afryki albo pracować w renomowanej londyńskiej klinice. Ostrzegano go, że życie na wyspie będzie monotonne. Tylko wrastające paznokcie i żylaki. Znudzi się w ciągu tygodnia.

Klasyczną twarz Ethana rozjaśnił słaby uśmiech. Ciekawe, czy ich słowa o zawodowej stagnacji się sprawdzą, bo w tej chwili Ethana ogarnęła euforia. I bezgraniczny smutek z powodu utraty czegoś cennego.

Odetchnął głęboko i poczuł, jak słone powietrze drażni płuca. Pora opuścić prom. Powoli odsuwał się od relingu i nagle przystanął. Jego wzrok przykuła wysoka szczupła dziewczyna mijająca ludzi kręcących się po doku w oczekiwaniu na przybycie promu.

Szła sprężystym krokiem, jakby miała mnóstwo rzeczy do zrobienia i zbyt mało czasu, by ze wszystkim zdążyć. Odpowiadała na pozdrowienia machnięciem ręki lub zamieniała z kimś kilka słów. Jej długie włosy opadały na ramiona, uśmiech był szeroki i przyjazny. Przez ramię przewieszoną miała dużą torbę. Z wdziękiem gazeli wskoczyła na rampę.

Ethan natychmiast zauważył, że nie była to dziewczyna, lecz młoda kobieta, na oko po dwudziestce. Była pełna życia. Wiatr wiał w kierunku relingu, więc do uszu Ethana dotarły fragmenty rozmowy.

- Kyla, nie możesz wejść bez biletu. - Przewoźnik szedł w jej stronę z szerokim uśmiechem na ogorzałej twarzy. Dziewczyna wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. W jej oczach pojawiły się iskierki.

- Jim, przyszłam po przesyłki. Logan zamówił jakiś sprzęt z kontynentu. Mam rozkaz odebrać go przed śniadaniem razem z pocztą i nowym lekarzem.

Ethan zmarszczył brwi. Kyla. W liście wymienione było to imię. Teraz mógł wreszcie dopasować do niego twarz. A była to twarz tak śliczna, że nie był w stanie oderwać od niej wzroku.

Przewoźnik wyciągnął na pomost worek. Jego buty były zakurzone, a przedramiona ubrudzone olejem.

- Nowy lekarz?

- Uhm. Jego też zamówiliśmy. - Kobieta pochyliła się, by pomóc mu nieść worek. - Lepiej, żeby był dobry, bo jeśli nie, to go odeślemy. Mój biedny brat potrzebuje pomocy w przychodni i porządnego wypoczynku.

- Marne szanse przy niespełna rocznym dziecku - prychnął Jim.

Ethan obserwował, jak uśmiech Kyli blednie.

- Nie jest źle; Jedna z dziewcząt Fosterów od kilku tygodni mu pomaga. To całkiem niezły układ.

- Dopóki nie zacznie ciągnąć go do ołtarza, jak każda, która zbliży się do tego twojego braciszka. - Jim sięgnął po paczkę i torbę z pocztą. - Podejrzewam, że po to przyszłaś. Wczorajsza impreza była udana, co? Wcześnie wstałaś jak na kogoś, kto późno poszedł spać. Czy ty nigdy sobie dłużej nie poleżysz?

Wrzuciła listy do torby i ostrożnie podniosła paczkę.

- Jim, znajdź mi kogoś, z kim będę mogła sobie poleżeć, a z chęcią zostanę w łóżku. Do tego czasu zajmę się pracą. Ktoś musi dbać o to, żeby ludzie na tej wyspie byli zdrowi.

- Jeśli tylko będziesz potrzebowała towarzystwa, daj znać.

Kyla otworzyła usta, ale nie powiedziała ani słowa, a piękny uśmiech zniknął z jej twarzy. Coś przykuło jej wzrok. Minęła chwila, zanim Ethan zorientował się, że patrzy na niego. I kolejna, zanim zdał sobie sprawę, że on sam nadal się w nią wpatruje.

Coś go do niej przyciągało i ta świadomość go zaniepokoiła. Przywykł do kontrolowania własnych reakcji, zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety.

Zły na siebie powiedział chłodno:

- Słyszałem, że przyszła pani po nowego lekarza. To ja. Jestem Ethan Walker. - Przyglądał się jej, oczekując, że go rozpozna. Odetchnął z ulgą, gdy nic takiego nie nastąpiło. Dlaczego miałoby być inaczej? Nie znała przecież jego nazwiska, a on na razie nie zamierzał się z niczym zdradzać. Potrzebuje czasu, by ocenić sytuację. Wszystko skomplikowałoby się zapewne, gdyby teraz ujawnił swoją tożsamość.

- Doktor Walker? - Jej spojrzenie było szczere i badawcze. Nie kryła, że właśnie poddaje go surowej ocenie. Ethan miał nieodparte wrażenie, że gdyby nie była zadowolona z wyników swej inspekcji, bez skrupułów odesłałaby go tam, skąd przybył.

Dziwne ciepło ogarnęło jego ciało.

Jego styl życia przekreśla szanse na stworzenie poważnego związku, nie znaczy to jednak, że nie potrafi docenić kobiecych wdzięków. W innej sytuacji być może wykorzystałby chemię, jaka pojawiła się między nimi. Wiedział jednak, że romans tylko skomplikowałby to, co i tak już jest zawikłane.

Próbował znaleźć logiczne uzasadnienie dla prymitywnego przypływu pożądania, jakie ogarnęło jego ciało. To prawda, jest w niej coś uderzającego, ale był już z kobietami o wiele piękniejszymi i bardziej wyrafinowanymi. Z kobietami, których głównym zajęciem było dbanie o siebie. Wyglądu Kyli nie można było określić jako wymuskany. Ona jest nieokiełznana jak wyspa, na której mieszka. Jej włosy opadają na ramiona, twarz nie nosi śladów makijażu. Uśmiech jest szeroki, a w oczach widać wręcz zaraźliwą chęć życia. Wygląda na kobietę, która wie, co znaczy szczęście. Czerpie z życia pełnymi garściami i cieszy się każdą sekundą.

Ethan przypomniał sobie, że w tym najdalszym zakątku Szkocji znalazł się wcale nie z powodu braku damskiego towarzystwa.

- Kyla MacNeil. Jestem siostrą Logana. - Przytrzymała paczkę jedną ręką, a drugą wyciągnęła do Ethana. - Witamy na Glenmore, doktorze Walker. Zaprowadzę pana do gabinetu, pokażę dom i pomogę się rozpakować.

- Siostra Logana? - Ethan patrzył w jej niebieskie oczy, szukając podobieństwa - Logan, co prawda, wspominał o młodszej siostrzyczce...

- To ja. Mam dwadzieścia pięć lat, ale to sześć lat mniej niż ma Logan, więc pewnie dlatego pozostaję młodszą siostrzyczką. To jak? Przywita się pan ze mną?

Jak to się stało, że tak się zagubił? W końcu Ethan uścisnął rękę Kyli i skinął w kierunku Jima.

- Dzięki za transport! do zobaczenia.

- Skoro jest pan naszym nowym lekarzem, to mam nadzieję, że się nie spotkamy. Zamierzam się z panem widywać jedynie w pubie, względnie pomachać na pożegnanie, kiedy będzie pan odjeżdżał. - Jim odsunął się, robiąc miejsce dla ostatniego zjeżdżającego z rampy samochodu. - W żadnym wypadku nie zamierzam chorować.

- Skoro o tym mowa, jak twoja dieta? - zapytała Kyla, a Jim się skrzywił.

- Odkąd Maisie z tobą o tym rozmawiała, nie gotuje nic poza rybą i owsianką. Żadnych jajek ani bekonu, a sera nie widziałem już od dawna. Zycie jest ciężkie. Całe szczęście, że Logan przestał mnie nękać. Wreszcie jest zadowolony z mojego poziomu cholesterolu. Obniżył się po tym nowym leku.

- Pewnie zaaplikował ci statynę. Dobrze, musimy już iść. Logan będzie zrzędził, jeśli nie dotrzemy na czas do przychodni. Trzymaj się, Jim, zapowiadali sztormy.

Jim obserwował ostatni zjeżdżający na ląd samochód.

- Zdziwiłbym się, gdyby nie zapowiadali, w końcu jesteśmy na Glenmore.

- Nie ma pan auta? - Kyla odwróciła się do Ethana.

- Do niedawna pracowałem za granicą. Podróżowałem pociągiem, ale samochód dotrze tu jeszcze dziś.

- W takim razie będę musiała pana podrzucić. To za daleko, żeby iść pieszo.

- Poniosę to pudło. - Ethan chwycił walizkę drugą ręką.

- Proszę bardzo. Nie gardzę szlachetnym gestem, mimo że żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku.

- Oddała mu paczkę i poprawiła torbę na ramieniu.

- Tylko proszę nie upuścić. To nowy defibrylator. Taki, co potrafi mówić. Chociaż, jak znam mojego brata, pewnie będzie z nim polemizował.

Ethan wziął paczkę i szedł za Kylą nabrzeżem. Spostrzegł, że wszyscy zwracają na nią uwagę.

- Kyla! - Starsza kobieta przeszła przez jezdnię, żeby z nią porozmawiać. - Czytałam ulotkę, którą mi dałaś. Tę o wzmacnianiu kości...

- To świetnie, pani Porter! - Przystanęła i uśmiechnęła się przyjaźnie. - Wszystko w porządku?

- Ależ tak. Wyczytałam, że trzeba więcej spacerować i podnosić ciężary. Trochę jestem za stara, żeby chodzić na siłownię, więc ćwiczę z butelkami po mleku.

- Świetny pomysł! Jeśli ma pani jakieś pytania, będę w przychodni i chętnie pani udzielę odpowiedzi. I proszę nie zapomnieć porozmawiać z Evanną o ćwiczeniach.

Przeszli kawałek, gdy zatrzymał ją jeden z rybaków rozplątujący sieci.

- Siostro MacNeil, trzeba mi zdjąć te szwy.

- Jak noga?

- Boli.

Skinęła głową. To była paskudna rana.

- Układaj nogę wyżej, kiedy odpoczywasz. Wpadnij w piątek, zdejmę szwy i obejrzę nogę. Gdyby potrzebny był antybiotyk, porozmawiam z Loganem.

Z każdym witała się i zamieniała kilka słów, nie wdając się w dłuższe pogawędki. Ethan patrzył na to z podziwem, próbując wyobrazić sobie podobną scenę w Londynie. Ale nie potrafił. Tam każdy zajmował się swoimi sprawami.

- Wszystkich tu pani zna?

- To jest wyspa, doktorze. Wszyscy wszystkich znają. - Odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki i unosząc brwi, spojrzała na Ethana. - Czy to dla pana jakiś problem?

- Dlaczego? Taksowała go wzrokiem.

- Jest pan mieszczuchem, a duże bezduszne miasto gwarantuje anonimowość. Niektórym to odpowiada. Nie wszyscy lubią dzielić się prywatnymi sprawami z innymi.

Mieszczuch.

Ethan pomyślał o miejscach, w których pracował - kurz, skwar i przytłaczający bezmiar cierpienia. Kyla nie ma o tym pojęcia. Zaznał anonimowości, ale takiej, gdzie krzyczysz i nikt cię nie słucha.

Kyla wydłużyła krok, skinęła do starszej kobiety, którą mijali, a potem zatrzymała się, by pogłaskać dziecko siedzące w spacerówce.

- Aż trudno uwierzyć, Alice, że mały ma już dwa miesiące. Pamiętaj, żeby przyjść z nim na szczepienie. - Szli dalej. Ethan przyglądał się, jak wyjmowała pęk kluczy z kieszeni kurtki.

- Anonimowość to jedno, a prywatność to drugie. Jakim cudem udaje się pani trzymać wszystkich na dystans?

- Ogólnie rzecz biorąc, ludzie nie wtrącają się w nasze życie prywatne. Jeśli jestem umalowana, na nogach mam szpilki, a w dłoni drinka, zdają sobie sprawę, że to nie czas na rozmowy o hemoroidach. - Bawiła się kluczami. - Ale to faktycznie mała społeczność, co może mieć swoje dobre i złe strony. Jeśli nie będziesz uważać, zorientujesz się, że za każdym rogiem udzielasz improwizowanych konsultacji. Nie zawsze mi to przeszkadza, ale też chcę czuć, że po pracy mam swoje życie. Musimy się pospieszyć. Przychodnia jest w wiosce, dziesięć minut jazdy stąd.

- To nie jest wioska?

- Nie, doktorze, to jest nabrzeże. Ludzie mieszkają rozsiani tu i ówdzie. Robi się zabawnie w przypadku nagłej domowej wizyty, jak sam pan się przekona. - Zatrzymała się przy maleńkim fioletowym aucie. - Zapraszam. Pojedziemy do przychodni, przedstawię pana bratu, a później podrzucę do domu, - To jest pani samochód? - spytał z niedowierzaniem, a Kyla rzuciła mu groźne spojrzenie.

- Jeżeli zamierza pan wygłosić jakąś pogardliwą uwagę na temat koloru, to odradzam. Tak się składa, że jestem bardzo przywiązana do tego auta. Proszę dla niego o szacunek, doktorze, ponieważ gdyby nie ono, szedłby pan na to wzgórze piechotą, taszcząc walizkę, że się tak wyrażę.

Mimo że dopiero się poznali, Ethan zdążył zauważyć, że Kyla jest kobietą o gorącym sercu i nieposkromionym temperamencie. Było to intrygujące zestawienie. Po raz pierwszy od miesięcy musiał starać się, by ukryć uśmiech.

- Uwierzy pani, jeśli powiem, że wściekły fiolet jest moim ulubionym kolorem?

- Bardzo zabawne. - Popatrzyła na niego przez chwilę, a potem uśmiechnęła się szeroko. - No dobra. Będę szczera. Kupiłam go po śmiesznie niskiej cenie. Najwyraźniej nikomu innemu ten kolor nie przypadł do gustu.

- Zadziwia mnie pani.

- Nie pasuje do pana ten sarkazm, doktorze. Bagażnik jest otwarty, jeśli chce pan się uwolnić od tej walizki.

Wśliznęła się na siedzenie kierowcy. Ethan jakoś zdołał upchnąć walizkę w maleńkim bagażniku i próbując wcisnąć swoje metr dziewięćdziesiąt w maleńki pojazd, usiadł obok Kyli.

- Może i ma okropny kolor - wymamrotał, zatrzaskując drzwi - ale przynajmniej jest przestronny.

- Obraża pan mój samochód? - Spojrzała na niego i wybuchnęła śmiechem. - Wygląda pan komicznie.

- To ten samochód jest komiczny.

- Samochód jest w porządku. To pan jest za duży. Ethan, wiercąc się, próbował wygodniej ułożyć nogi.

- Zdaję sobie z tego sprawę. - Przesunął się do przodu, by nie dotykać głową sufitu. Tym samym jego kolana znalazły się pod brodą. - Tak jest wygodnie. Możemy jechać. Lepiej, żebyśmy tam szybko dotarli, bo inaczej będę potrzebował fizjoterapeuty, a na tak odległej wyspie nie spodziewam się go zastać.

- Hm. Glenmore może i jest na końcu świata, ale mieszka tu dużo ludzi. Fizjoterapia to działka Evanny. Zwłaszcza masaż. Całkiem nieźle radzi sobie zarówno z płaczącymi dziećmi, jak i jęczącymi staruszkami. - Kyla zapaliła silnik, zerknęła w tylne lusterko i w szaleńczym tempie ruszyła wzdłuż wybrzeża.

- Evanna? - Ethan zastanawiał się, jakim cudem tak mały samochód może rozwijać taką prędkość. - Rozmawiała pani o niej z tą kobietą, którą spotkaliśmy na nabrzeżu. Ona też jest pielęgniarką?

- Tak. Każda z nas ma inne obowiązki. Evanna jest położną i pielęgniarką, zna też podstawy fizjoterapii. Wszyscy po trochu zajmujemy się wszystkim. To zaoszczędza ludziom podróży na ląd.

Krajobraz wybrzeża zmieniał się, ukazując skaliste zatoczki i piaszczyste plaże. Dramatyczna historia wyspy pozostawiła po sobie wraki wielu statków, które teraz zaśmiecały dno. Ethan patrzył na morze, a jego myśli krążyły wokół nierozwiązanych spraw. Było ich wiele, ale nie mógł zadawać Kyli pytań wprost. Zbyt wiele mogłoby to ujawnić. Odwrócił się i spojrzał na Kylę, studiując jej profil. Zauważył, że ma delikatnie zadarty nos i długie rzęsy oraz piękną szczęśliwą twarz, bez zmarszczek i cieni.

- Przygląda mi się pan, a to mnie rozprasza.

- W takim razie będę patrzył przed siebie. - Uśmiechnął się blado. - Jedziemy tak blisko urwiska, że wolałbym pani nie rozpraszać.

- Mam w małym palcu wszystkie zakręty na tej drodze. W ogóle jestem jak człowiek orkiestra. Jestem dietetyczką, specjalistką od astmy, opiekuję się cukrzykami. Skończyłam kurs planowania rodziny, ale nie zachęcamy mieszkańców do kontroli urodzeń, ponieważ w tej chwili populacja na wyspie spada. Jeśli ktoś przychodzi do mnie po środki antykoncepcyjne, odsyłam go do domu, żeby korzystał z życia i płodził więcej dzieci. Jeśli ich nie będzie, najpierw odeślą lekarza, a potem zamkną szkołę.

Mimo ponurego nastroju Ethan się roześmiał.

- No cóż, całkiem nowatorskie podejście do planowania rodziny. Mówi pani poważnie, że chcą zamknąć szkołę?

- Na razie nie. - Spojrzała na niego i uśmiechnęła się przelotnie. - Właściwie to życie na wyspie kwitnie. Ale to prawda, że jest coraz mniej ludzi, szczególnie na wsi. Ciężko im się żyje, więc wyjeżdżają szukać szczęścia w dużych miastach i już nie wracają. Biorą ślub z kimś z kontynentu i rodzą dzieci gdzie indziej.

Zmieniła bieg i z olbrzymią prędkością weszła w zakręt.

- Zawsze tak szybko pani jeździ?

- Wszystko robię szybko, dlatego mogę zrobić dwa razy więcej rzeczy w ciągu dnia, a to ważne w takim miejscu. Ale dość już o mnie. Co pana tu sprowadza? Od czego pan ucieka, doktorze Walker?

Ethan zesztywniał.

- Dlaczego miałbym od czegoś uciekać?

- Tacy jak pan z reguły nie spędzają lata w takiej dziczy. Chyba że chcą od czegoś uciec - powiedziała wesoło. - Jeśli nie są stąd, przyjeżdżają szukać przestrzeni albo chcą zacząć nowe życie. Co pana tu przygnało? Praca czy coś bardziej osobistego? Miłość?

Poczuł pulsowanie w skroniach. Spodziewał się pytań, ale nie tak wcześnie. Nie miał gotowych odpowiedzi.

- Zawsze jest pani taka bezpośrednia?

- Na wyspie nic się nie ukryje. - Uchyliła okno, i wiatr rozwiał jej włosy. - Tajemnice snują się za tobą jak cień. Lepiej grać w otwarte karty.

Ethan wpatrywał się w jej profil. W końcu odwrócił się i popatrzył w okno. Gdyby wiedziała, co ukrywa, bez wątpienia zatrzymałaby auto i zepchnęła go z urwiska.

- Nie mam zwyczaju rozmawiać o moim życiu intymnym.

- Rozumiem. - Przesunęła ręce na kierownicy - Ale ja nie pytam o pana życie intymne, tylko uczuciowe. - Ethan odniósł wrażenie, że Kyla dogadałaby się z jego byłą dziewczyną. „Nie masz serca, Ethan. Nie wiesz, co to bliskość”.

- Jestem tu, bo szukaliście lekarza. Logan mówił, że potrzebuje pomocy.

- To prawda, ale to nie wystarczy, żeby zachęcić kogoś do przyjazdu tutaj. W dodatku Logan zdradził, że jest pan geniuszem. Pierwszy we wszystkim, najlepszy student.

- O tym, czy jest się dobrym lekarzem, nie świadczą wyniki egzaminów.

- Dobrze wiedzieć, że w czymś jesteśmy zgodni. - Zmieniła bieg i zwolniła przed zakrętem. - Tak czy inaczej miło, że pan przyjechał. Ostatnie miesiące były naprawdę trudne. Nie wiem, czy Logan o tym wspomniał, ale prawie rok temu stracił żonę.

Ethan zesztywniał, pulsowanie w skroniach się nasiliło.

- Wiem - powiedział cicho, próbując zapanować nad emocjami. - Wspominał o tym.

- To był straszny okres. - Głos Kyli złagodniał, a dłonie zacisnęły się na kierownicy.

Ethan poczuł, że robi mu się niedobrze.

- Jak to się stało?

- Zmarła przy porodzie. W dzisiejszych czasach wydaje się to niemożliwe. Czyta się o statystykach śmiertelności podczas porodu, ale nie bierze się pod uwagę, że może przytrafić się to komuś, kogo znasz. Wydaje ci się, że jeśli zachowasz kontrolę, to wszystko będzie dobrze, ale w tym przypadku nie było. I wiem, że Logan nadal się obwinia, mimo że zrobił wszystko. Miała ukrytą wadę serca.

Ethan wziął głęboki oddech.

- A jak Logan radzi sobie z małą? To musi być trudne.

- Skąd pan wie, że to dziewczynka? - Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. - Wspomniałam o tym?

- Logan mi mówił. - Ethan naprawił szybko błąd. - Kirsty. Jedenaście miesięcy.

- Aha. Jest taka słodka. Jeszcze nie chodzi, ale raczkuje i wszędzie jej pełno. Logan daje sobie radę. Jest wspaniałym ojcem i wszyscy na wyspie mu pomagają. Jedna z ciotek razem z kuzynką prowadzi kawiarnię na nabrzeżu. Często one zajmują się Kirsty w ciągu dnia.

- Jedna z ciotek?

- Babcia zadbała o przyszłość wyspy. Moja mama miała pięć sióstr. - Uśmiechnęła się. - Mam pięć ciotek i jedenaścioro kuzynostwa w pierwszej linii. Niektórzy oczywiście się przeprowadzili, ale większość nadal mieszka na wyspie, co znacznie ułatwia życie Loganowi. Od dawna sam nie musi sobie gotować, szczęściarz. Nie sądzi pan, że miło mieć przy sobie rodzinę?

Ta myśl była tak obca Ethanowi, że nie wiedział, co odpowiedzieć. By uniknąć kolejnych pytań, skierował rozmowę na inne tory.

- Nie lubi pani gotować?

- Nie jest to moja domena. Ale lubię jeść.

- Logan mieszka tu od czasu, kiedy ukończył staż?

- Nie. Pracował jakiś czas w Londynie, gromadząc doświadczenia, które są niezmiernie przydatne w takim miejscu jak to. Praca tutaj to wyzwanie, doktorze Walker. Nie można liczyć na wsparcie. Trzeba mieć umiejętności i pewność siebie, żeby sobie z tym poradzić. Większość mieszkańców wyspy ucieka, żeby sprawdzić, czy trawa faktycznie jest bardziej zielona w innym miejscu, a kiedy przekonują się, że nie... - Wzruszyła lekko ramionami, włączyła kierunkowskaz i zjechała na mały parking. - Wtedy wracają. To jest przychodnia w Glenmore.

Przychodnia okazała się większa, niż się spodziewał. Był to nowoczesny przeszklony budynek stojący tuż obok wspaniałego pomalowanego na biało domu z kilkoma balkonami wychodzącymi na morze.

- Tu mieszka pani brat?

- Tak. Przychodnia przylega do domu, więc ludzie roszczą sobie prawo niepokojenia Logana, nawet kiedy bierze kąpiel. - Uśmiechnęła się i zgasiła silnik. - Ale on uwielbia to miejsce.

- Z tego, co wiem, pani brat jest świetnym lekarzem. Wszędzie mógłby dostać pracę.

- To prawda. - Sięgnęła po torbę leżącą na tylnym siedzeniu. - Ale wybrał pracę tu, gdzie dorastał. Gdzie jego talent naprawdę coś znaczy. W Glenmore nie jesteś jednym z wielu lekarzy, jesteś jedynym lekarzem. Czasem jesteś też jedyną osobą, która może coś zmienić. I naprawdę jesteś potrzebny.

- I pani to uwielbia.

- O tak, zdecydowanie. - Położyła torbę na kolanach i uśmiechnęła się w zadumie. - Ja też próbowałam wyjechać, ale nigdzie nie czułam się dobrze. Kiedy jestem w Glenmore, wszystko jest tak, jak powinno. Czuję, że tu jest mój dom.

- To musi być miłe uczucie.

- Każdy ma jakieś miejsce, w którym czuje się jak w domu - powiedziała wesoło, otwierając drzwi samochodu. - Dla pana to Londyn?

Ethan zastanawiał się nad odpowiedzią.

- To zależy, co rozumiemy przez słowo dom. Czy jest to miejsce, gdzie się urodziłeś, czy gdzie dorastałeś?

- Nie musi to być żadne z nich. Dom to miejsce, w którym czujesz się swobodnie. Kiedy tam wracasz, nie możesz sobie przypomnieć, po co w ogóle wyjeżdżałeś, bo jest to jedyne miejsce, w którym naprawdę chcesz być.

Ethan przez chwilę wpatrywał się w jej twarz.

- W takim razie ja nie mam domu - powiedział cicho. - Ponieważ nigdzie się tak nie czułem.

ROZDZIAŁ DRUGI

Kyla otworzyła bagażnik i przesunęła pudło. Starała się nie przyglądać, jak po wyjściu z samochodu Ethan się przeciąga, aby rozprostować kości.

Przez całą drogę silnie odczuwała jego obecność. Kątem oka dostrzegała kilkudniowy zarost pokrywający jego twarz, a jego długie nogi muskały jej własne, gdy pokonywali zakręty. Czuła też, jak się jej przygląda i coś, jakby paląca intensywność jego wzroku, rozpraszała ją do tego stopnia, że przekraczała dozwoloną prędkość, aby skrócić podróż. Nerwy miała napięte do granic możliwości i była niezwykle wyczulona na każdy jego ruch.

Znała wszystkich mieszkańców wyspy. Przyzwyczaiła się do ludzi godnych zaufania i przewidywalnych. Czuła, że Ethan Walker jest inny.

Kiedy brat opowiedział jej o nowym lekarzu, wyobraziła sobie naukowca w okularach, który spędzał życie nad mikroskopem, a pacjentów przyjmował, pozostając po drugiej stronie ogromnego biurka.

Nie spodziewała się, że jego widok zwali ją z nóg. Nie tylko przystojna twarz i wspaniałe ciało sprawiały, że trudno było oderwać od niego wzrok. Od tego mężczyzny emanowała niemalże złowieszcza aura tajemniczości. Wyczuwała, że głęboko skrywa swoje emocje.

Czy dlatego jego oczy mają tak cyniczny wyraz?

I co on robi w tak odległym zakątku Szkocji?

Uniknął odpowiedzi na to pytanie, ale ona nie da się tak łatwo zbyć. Jeśli Logan ma rację, Ethan zrobił błyskotliwą karierę. Swego czasu był najmłodszym konsultantem w historii szpitala. Pełnym determinacji, ambitnym i osiągającym ponadprzeciętne wyniki. Dlaczego człowiek z takimi perspektywami nagle porzuca pracę i przenosi się na prowincję?

To musi mieć związek z jego życiem osobistym.

Czy nie zignorował jej, gdy o to zapytała?

Typowy facet, pomyślała. Wszak mężczyźni nie rozmawiają o uczuciach. Wszyscy oni są beznadziejni.

Zatrzasnęła bagażnik. Ciekawie będzie czegoś o nim się dowiedzieć. I spędzać w jego towarzystwie czas.

Ta myśl ją zaskoczyła. Od dawna nie marzyła o spędzaniu czasu z mężczyzną.

Problem z życiem na wyspie jest taki, pomyślała, że zna się absolutnie wszystkich. Nie ma co liczyć na niespodzianki. Przecież nie zacznie się nagle rumienić na widok Nicka Hilliera, miejscowego policjanta. Nie będzie zasypiać, marząc o Alastairze i jego łodzi rybackiej. Zna wszystkich na wyspie tak dobrze, jak swoją rodzinę.

Co innego Ethan... On jest niespodzianką. I to taką, która niesie ze sobą obietnicę ciekawszych niż zwykle długich letnich dni.

Uśmiechnęła się, myśląc o przyszłości, i otworzyła drzwi przychodni. Jej brat siedział rozparty na krześle w recepcji i stukał w klawiaturę komputera.

- Mam tu pełną listę. Czy to ty ich wszystkich zarejestrowałaś, Kyla?

- Ja też się cieszę, że cię widzę. - Spojrzała na brata, szukając na jego twarzy oznak przepracowania. Logan jest najtwardszą osobą, jaką zna, niemniej martwi się o niego. - Byłeś tu przez całą noc?

- Chyba tak. - Odsunął krzesło i przeciągnął się. Miał ciemne włosy sięgające ramion i oczy równie niebieskie jak ona. - Nie starczy mi dnia, żeby przyjąć wszystkich pacjentów. Musimy przestać ich rejestrować.

Kyla rzuciła mu zirytowane spojrzenie.

- A co miałam zrobić, idioto? Powiedzieć, żeby sobie poszli i zachorowali kiedy indziej?

- Jak miło, że darzysz mnie szacunkiem - wycedził Logan, ale w oczach miał radosne iskierki. - Chciałbym tylko zauważyć, że jestem tu sam i w chwili obecnej raczej słabo sobie z tym radzę.

Kyla rzuciła pocztę na blat recepcji.

- No, nie myślisz chyba, że jeżdżę po całej wyspie, rozkręcając ci interes naganianiem nowych pacjentów. Nic nie poradzę na to, że ludzie tak do ciebie ciągną. Ale nie jesteś już osamotniony. - Obróciła się i wskazała ręką stojącego za nią mężczyznę. - Przywożę ci posiłki. To pan Ethan Walker. Sądzę, że już o tym wiesz, bo jest to jedyny obcy, który wysiadł z porannego promu. Zapewne od pół godziny wszyscy o tym trąbią.

- Bardzo mi miło. - Logan wyprostował się i obaj mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, podczas gdy Kyla przyglądała im się badawczo.

Mają podobną budowę, ale mimo to się różnią. Obaj są ciemni, wysocy i barczyści, ale na tym podobieństwa się kończą. Jej brat jest szorstki i ogorzały, jakby właśnie zszedł z gór. Za to Ethan jest estetyczny i uprzejmy. Typowy mieszczuch, pomyślała Kyla. Obróciła się i zaczęła starannie segregować pocztę dla Janet, ich recepcjonistki. On mi wygląda na takiego, który lubi... wystawne życie. I pewnie w Glenmore nie wytrzyma dłużej niż pięć minut.

Obaj mężczyźni byli pogrążeni w rozmowie, gdy zadzwonił telefon. Kyla sięgnęła po słuchawkę. Opadające włosy przesłoniły jej twarz.

- Przychodnia Glenmore. - Jej głos był pogodny i przyjazny. Zignorowała ostrzegawcze spojrzenie Logana. Chciał dać jej do zrozumienia, że dopisanie kolejnego pacjenta na poranną listę może kosztować ją życie. - Witaj Janet, co słychać? - Wyprostowała się i wykrzywiła twarz. - O nie, to straszne! Nie ruszaj jej. Logan zaraz będzie.

Odłożyła słuchawkę. Logan wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.

- Przypomnij mi, że mam cię zwolnić i zatrudnić na twoje miejsce ponurą i opryskliwą babę, która będzie odstraszać pacjentów. Jeśli umówiłaś mi wizytę domową na dwie minuty przed otwarciem przychodni, to uduszę cię gołymi rękami! - warknął. - Za kogo ty mnie masz? Za bohatera?

- Za dobrego lekarza. - Kyla zapisała szczegóły na skrawku papieru, podeszła do niego i czule ucałowała go w policzek. - Dobrego, ale wyjątkowo gburowatego. To była nasza Janet. Rano wpadła na chwilę do swojej mamy i znalazła ją leżącą na podłodze.

- Gladys? - Logan zrobił zatroskaną minę.

- Widzisz, jak bardzo się przejmujesz? Tylko starannie to ukrywasz. To nie może czekać, Logan. Ona potrzebuje pomocy natychmiast.

- Mam jeszcze przychodnię. Nie mogę być w dwóch miejscach jednocześnie.

- Uważam, że twoje miejsce jest teraz przy pani Taylor. Janet twierdzi, że złamała nogę. Jedź, a ja zajmę się pacjentami. Z Evanną pomożemy tym, którym się da, a pozostali zaczekają. - Kyla wskazała ręką drzwi. - Gdy będziesz niósł pomoc potrzebującym niczym rycerz w błyszczącej zbroi, ja będę tu wszystkich zabawiać.

- Ja mogę zostać w przychodni. - Ethan wydawał się spokojny i nieporuszony wymianą zdań, której przed chwilą był świadkiem. - Chyba że masz coś przeciwko temu.

Logan podrapał się w kark.

- Jechałeś całą noc. Pewnie chcesz wziąć prysznic i odpocząć. Nie znasz pacjentów ani wyspy. Ilu jeszcze argumentów potrzebujesz?

Ethan uśmiechnął się blado.

- Jestem przyzwyczajony do podróży. Prysznic i odpoczynek zaczekają. A jeśli chodzi o nieznajomość pacjentów czy wyspy - lekko wzruszył ramionami - nie sądzę, żeby to stanowiło problem. Poza tym twoja siostra jest pod ręką. Na wszelki wypadek nie wyłączaj telefonu. Zadzwonię, jeśli będę miał wątpliwości.

- Zgoda. - Logan chwycił swoją torbę. - Jeżeli złamała sobie biodro, będę potrzebował śmigłowca. Zadzwonię do ciebie, Kyla.

- Jasne. - Kyla patrzyła, jak jej brat wychodzi, zabierając po drodze pęk kluczy. - Dobrze, doktorze Walker. Wygląda na to, że ma pan dyżur. Pokażę panu gabinet, a potem przyniosę filiżankę kawy. Miejmy nadzieję, że pozwoli to panu przetrwać...

Nagłe trzaśniecie drzwi uniemożliwiło jej dokończenie zdania. Do przychodni, zataczając się, wszedł potężny mężczyzna. Był bardzo blady. Ręce mocno przyciskał do klatki piersiowej.

- Doug! - Kyla znalazła się przy nim w mgnieniu oka. - Co się dzieje? Jesteś chory?

- Boli. - Cierpienie wykrzywiało zroszoną potem twarz mężczyzny. - Okropnie boli mnie w piersiach. Poczułem się jakoś dziwnie, kiedy przestawiałem w piwnicy skrzynki z piwem. I nagle to się stało. Jakby mnie słoń nadepnął.

- Możemy go gdzieś położyć?

- W gabinecie.

Ethan chwycił mężczyznę pod ramię i razem z Kylą przeprowadzili go przez korytarz.

- Położymy pana na leżance, panie... ?

- McDonald - odrzekła szybko Kyla, pomagając mężczyźnie zająć w miarę wygodną pozycję. - Doug McDonald. Pięćdziesiąt sześć lat. Od trzech lat leczy się na nadciśnienie. Zażywa betaadrenolityki i statynę.

Ethan, który właśnie badał puls, uniósł lekko brwi, po czym sięgnął po stetoskop.

- Zna pani na pamięć historię choroby każdego pacjenta?

- To mała społeczność, doktorze. Co panu podać?

- Zacznijmy od tlenu.

- Aparat z maską jest po pana prawej stronie. Pewnie będzie pan chciał się wkłuć. Przyniosę sprzęt. - Szybko sięgnęła do szafy, wyjęła potrzebne rzeczy i postawiła je na stoliku obok Ethana. - Po prostu oddychaj przez maskę, Doug. Świetnie. Ścisnę tu, żeby łatwiej mógł pan znaleźć żyłę, doktorze. - Objęła dłońmi ramię Douga i przyglądała się, jak Ethan gładzi je, by znaleźć odpowiednie miejsce.

- Czy mamy możliwość podłączenia kroplówki?

- Oczywiście.

- Ma pan dobre żyły. - Przetarł skórę i wkłuł się tak sprawnie, jakby powtarzał tę czynność tysiące razy. Kyla skinęła głową z aprobatą i rozluźniła uścisk.

- Wszystko będzie dobrze, Doug. Niedługo poczujesz się lepiej. Wyświetlę historię choroby na ekranie. - Kyla podeszła do biurka, włączyła komputer i wyciągnęła EKG z narożnika. - Komputer za chwilę się uruchomi.

Doug jęknął z bólu i zdjął maskę.

- Zawsze się tego obawiałem. To dlatego próbowałem schudnąć. I rzucić palenie. Tylko że wtedy zaczynałem więcej jeść. - Skrzywił się i położył z powrotem, gdy Ethan podłączył kroplówkę. - Naprawdę się starałem, ale to takie trudne.

- Robiłeś, co mogłeś, Doug, wiesz o tym. Nie zamartwiaj się teraz - powiedziała Kyla, zakładając mu na drugą rękę aparat do mierzenia ciśnienia. - Musimy się tylko dowiedzieć, co się dzieje.

Pokazała wynik Ethanowi, a ten kiwnął głową.

- Czy możemy zrobić EKG?

- Już się robi. - Kyla szybko przykleiła pacjentowi elektrody. - Wytrzymaj jeszcze trochę, Douglas, wyjdziesz z tego. Doktor Walker jest cudownym dzieckiem medycyny. Ludzie zwykle płacą grube pieniądze za wizytę u niego, a ty masz to za darmo. To twój szczęśliwy dzień.

Wiedziała, że Ethan sardonicznie zmarszczył brwi, ale postanowiła go zignorować. To jest jej teren. Nie pozwoli się zdominować żadnemu lekarzowi, nawet temu.

Doug przymknął oczy i uśmiechnął się blado.

- To chyba nie jest mój szczęśliwy dzień, złotko. Serce Kyli przepełniała czułość. Znała Douga od dziecka.

- Oczywiście, że szczęśliwy. Bo ja mam dyżur - oznajmiła z uśmiechem i włączyła aparaturę. - Zobaczysz, będzie dobrze - zapewniła go.

Nagle otworzyły się drzwi i do gabinetu weszła ciemnowłosa dziewczyna w niebieskim fartuchu.

- Właśnie minęłam Logana. Pędził jak szalony. Kiedy zobaczyłam jego minę, pomyślałam, że przyda ci się tu pomoc. - W jej łagodnych oczach widniał niepokój, koński ogon falował przy każdym ruchu głową. - Doug? Co ci się stało?

- To jest Ethan Walker, nowy lekarz. A to Evanna, kolejna pielęgniarka. Logan pojechał do matki Janet, która miała groźny upadek. A tutaj nasz Doug ma okropne bóle w klatce piersiowej. Czy możesz wezwać helikopter? - Kyla spojrzała na przyjaciółkę w sposób, który nie pozostawiał wątpliwości, że prośba jest pilna. - Musimy przetransportować Douga na ląd. Doug, muszę zadzwonić do twojej żony i powiedzieć jej, co się dzieje. Czy Leslie jest w domu?

Evanna wymknęła się z pokoju, nie zadając pytań. Kyla poczuła ulgę. Wiedziała, że przyjaciółka sprowadzi śmigłowiec na wyspę tak szybko, jak tylko to możliwe.

- Nie. - Douglas odwrócił głowę. - Nie wolno ci niepokoić Leslie. Ma dość problemów z naszą Andreą, która przechodzi okres buntu. Mam zawał, wiem o tym. To byłoby dla niej za dużo.

- Ona cię kocha, Doug - powiedziała Kyla. Włączyła EKG i śledziła wykres, który wcale jej się nie spodobał. Nie okazała tego jednak. - Tworzycie związek. Jak myślisz, co by powiedziała, gdyby odkryła, że poleciałeś do szpitala, a ją tu zostawiłeś?

Doug uśmiechnął się blado i pokręcił głową.

- Zawsze zamęcza mnie, żebyśmy choć na chwilę opuścili wyspę.

- Sam widzisz. - Kyla stanęła z boku, tak by Ethan mógł obserwować zapis. - Uniesienie odcinka ST. Pewnie zechce pan podać heparynę i areplex. Pójdę przygotować.

W oczach Ethana wyczytała potwierdzenie i odrobinę zaskoczenia.

- Czy mamy morfinę i nitromint?

- Oczywiście. - Pytanie ją rozbawiło. A więc sądził, że pracuje na totalnej prowincji? Otworzyła szafkę z lekami i zaczęła szukać odpowiednich specyfików, przysłuchując się Ethanowi.

- Obawiam się, że EKG pokazuje stan przedzawałowy. Prawdopodobnie powodem jest zakrzep krwi w jednej z tętnic - mówił spokojnym tonem. - Dam panu środek, który go usunie.

- To taki pogromca zakrzepów, o których czytałem?

- Tak. Musimy sprawić, żeby krew znów popłynęła przez tętnicę. Ale najpierw muszę zadać panu kilka pytań.

Doug zbladł, a na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas.

- Muszę pana ostrzec, że nienawidzę zgadywanek. Jeśli chce mnie pan odpytać ze stolic krajów, to proszę od razu dać sobie spokój. Rzuciłem szkołę, gdy miałem szesnaście lat, i zaciągnąłem się na kuter ojca. Ethan uśmiechnął się.

- Czy ma pan jakieś zaburzenia krwawienia? Czy był pan ostatnio operowany? - Zadał serię szybkich pytań i wziął lekarstwa od Kyli. - Jak długo leci tu helikopter i gdzie ląduje? Nie jestem pewien, czy stan pacjenta jest już na tyle stabilny, żeby można było go transportować.

- Załoga jest wykwalifikowana, a pan może lecieć z nimi. Mają defibrylator i cały potrzebny sprzęt.

Ethan ostrożnie odmierzył lek.

- Mogą tutaj przylecieć?

- O tak, jeśli pogoda jest odpowiednia, a dziś powinno być w porządku. - Kyla wzięła od niego pustą strzykawkę i sprawnie wypełniła ją płynem. - Trzeba zadzwonić do szpitala i wypełnić odpowiedni formularz.

- Jeśli ja pojadę z nim, to zostaniecie bez lekarza. Uśmiechnęła się.

- Logan pewnie niedługo wróci. Niech pan nie popełnia błędu i nie myśli, że jest niezastąpiony, doktorze - powiedziała wesoło i zerknęła na napiętą twarz Douga. - My, tutejsze pielęgniarki, jesteśmy niezwykle wszechstronne.

Jego wzrok powędrował za jej spojrzeniem. Zmarszczył czoło i zmierzył Dougowi tętno.

- Nadal boli? Jest jakaś poprawa? Doug kiwnął głową.

- Lepiej - szepnął w momencie, gdy do pokoju wróciła Evanna.

- Helikopter będzie za piętnaście minut - oznajmiła swoim ciepłym, przyjaznym głosem. - Wytłumaczyłam pacjentom w poczekalni, że muszą poczekać na Logana.

- Dzwoniłaś do niego? - zapytała Kyla.

- Tak. Pani Taylor ma okropną ranę na nodze i jest w szoku, ale nic sobie nie złamała. Logan przywiezie ją tu, żeby założyć szwy.

Kyla z zatroskaną miną sięgnęła po telefon.

- Powinna uczęszczać na twoje zajęcia ruchowe. Potknęła się o coś?

- Nie wiadomo. Janet znalazła ją przy schodach. Miała szczęście, że nic sobie nie złamała. - Evanna spojrzała na zegarek. - Jeśli nie jestem tu potrzebna, pójdę do pacjentów Logana. Zajmę się tymi, którym mogę pomóc.

Opuściła pokój, a Kyla podała słuchawkę Ethanowi.

- Połączę pana z ordynatorem oddziału intensywnej opieki kardiologicznej. Nazywa się Angus Marsh. To miły gość. - Podeszła do Douglasa. - Najwyższa pora powiadomić twoją żonę. To jest wyspa, Doug. Leslie zobaczy śmigłowiec ratowniczy i wkrótce dowie się, kim jest pacjent. Najpierw będzie się zamartwiać i wyobrażać sobie Bóg wie co, a potem mnie zabije.

Jakby na potwierdzenie jej słów drzwi otworzyły się z hukiem i do gabinetu wpadła Leslie.

- Komu potrzebne są telefony, kiedy na wyspie działa poczta pantoflowa? - mruknęła do siebie Kyla. Westchnęła i odsunęła się od kozetki.

- Co ci się stało, Douglas?

Doug wydał z siebie cichy jęk, ale w jego oczach nie brakowało czułości.

- Co tu robisz, kobieto?

- Kupowałam ryby u Geoffa na nabrzeżu. Powiedział mi, że tu szedłeś. Podobno wyglądałeś naprawdę kiepsko. - Leslie wpatrywała się przerażona w EKG, po czym obróciła się do Kyli. - Siostro MacNeil? Co się dzieje?

Kyla spojrzała błagalnie na Ethana, ale on rozmawiał właśnie o przewiezieniu pacjenta do szpitala.

- Doug miał bóle w klatce piersiowej i wygląda na to, że mógł mieć zawał - powiedziała łagodnie. - Teraz czuje się już lepiej. Z pewnością nie ma powodów do paniki. Zamierzamy przewieźć go do szpitala. To standardowa procedura. Za chwilę będzie tu śmigłowiec.

Leslie westchnęła.

- Wybierasz się na ląd? Miałeś zawał? Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć, Doug? W następne święta?

- Przestań zrzędzić. Kyla właśnie miała się z tobą skontaktować. Cały czas pracowali przy mnie bez wytchnienia. - Doug mówił słabym głosem, nie otwierając oczu. - Wracaj i pilnuj Andrei. Zadzwonię ze szpitala.

- Andrei nic nie jest. - Leslie spojrzała na Kylę. Jej twarz poszarzała ze zmartwienia. - Mogę z nim lecieć?

Kyla skinęła głową.

- Sądzę, że tak, ale muszę jeszcze porozmawiać z załogą. Jesteś bardzo blada, Leslie. Usiądź. - Szybko przysunęła kobiecie krzesło.

- Zaraz dojdę do siebie - mruknęła pod nosem, pocierając ręką czoło. - To tylko szok.

Ethan odłożył słuchawkę w momencie, gdy Evanna po raz kolejny zajrzała do gabinetu.

- Helikopter już przyleciał.

- Rozmawiałem z personelem szpitala. Czekają. - Ethan zerknął na wyniki badań, po czym razem z ratownikami położyli Douga na noszach.

Umieścili go w śmigłowcu i pomogli Leslie wejść na pokład. Ethan zwinnie wskoczył do środka i usiadł obok.

Kyla odsunęła się od śmigłowca i skierowała się w stronę przychodni. W zatłoczonej poczekalni wytłumaczyła pacjentom, co się stało, i szybko oceniła, komu może pomóc.

- Czy Doug z tego wyjdzie? - zapytała Paula Stiles, pracownica sklepu z upominkami.

Konieczność zachowania dyskrecji w sprawach pacjentów jest koszmarem, pomyślała Kyla, udzielając skąpych informacji w sposób, który dodał wszystkim otuchy. Potem otworzyła drzwi swojego pokoju i włączyła komputer.

- Interesujący poranek - mruknęła do siebie. - Nie ma jeszcze dziewiątej, a już czuję się jak po całym dniu harówki.

Nawet nie chciała myśleć o tym, jak musi czuć się Ethan. Podróżował przez większą część nocy, aby złapać pierwszy prom. A teraz musi wysłać go z powrotem na ląd. Z doświadczenia wiedziała, że przed lunchem nie wróci.

ROZDZIAŁ TRZECI

Pierwszą pacjentką Kyli była dyrektorka miejscowej szkoły podstawowej.

- Przepraszam, że musiała pani czekać, pani Carne - rzekła Kyla, sięgając po długopis. - Jeśli znów dokucza pani astma, możemy o tym porozmawiać, a potem przekażę wszystko Loganowi.

- Tak, to astma. - Ann Carne postawiła torebkę na podłodze i usiadła na krześle. - Mam problemy w czasie zajęć na boisku. Wyobrażasz sobie? Tracę oddech przy sześciolatkach.

- Sześciolatki mają niespożytą energię - zauważyła Kyla. - A więc co się dzieje? Czy przed zajęciami używa pani inhalatora?

- Czasami. - Ann wyglądała na zakłopotaną. - Staram się wtedy wymknąć do pokoju nauczycielskiego, ale nie zawsze się to udaje.

- Dlaczego się pani ukrywa?

- Nie chcę, żeby dzieci mnie widziały.

Kyla spojrzała na nią, zastanawiając się, w czym tkwi problem.

- Chodzi o panią czy o dzieci?

- O jedno i drugie. - Ann uśmiechnęła się smutno.

- Nie znoszę myśli, że jestem chora, a poza tym nie chcę, żeby dzieci się martwiły.

Kyla zmarszczyła brwi i stukała długopisem w biurko.

- W szkole jest przecież kilku astmatyków, więc nikogo nie dziwi widok inhalatora.

- Ale nie u nauczyciela.

Widząc, że problem dotyczy bardziej Ann niż uczniów, Kyla powiedziała:

- To już prawie rok, odkąd rozpoznano u pani astmę. Jak sobie pani z tym radzi?

Ann odetchnęła ciężko i powiedziała:

- Nadal nie mogę uwierzyć, że spotkało to właśnie mnie. Mam dopiero pięćdziesiąt dwa lata, to absurd!

- Ta choroba nie ma nic wspólnego z wiekiem. Składa się na nią wiele czynników.

- Nie mogę przywyknąć do tej myśli.

- To dlatego nie używa pani inhalatora? - Głos Kyli był łagodny. - Na zasadzie: nie zażywam leków, to nie jestem chora?

- Jak na to wpadłaś? - Ann uśmiechnęła się słabo. - Pamiętam cię jako sześciolatkę. Przyniosłaś do klasy żabę i schowałaś ją w moim biurku.

- Pamiętam. To była żaba mojego brata. Strasznie był wtedy na mnie zły.

- Ciągłe wydaje mi się, że jestem młoda. - Ann westchnęła. - Dopiero kiedy patrzę w lustro, zdaję sobie sprawę z upływu lat. I kiedy moje ciało o tym przypomina.

- Pani organizm może jeszcze doskonale funkcjonować, jeśli tylko trochę mu pani pomoże. - Kyla sięgnęła do szuflady po ulotkę. - Proszę to przeczytać. Nie wyobraża sobie pani dnia bez szczotki i pasty do zębów, prawda? Inhalator ma taką samą funkcję, pomaga dbać o higienę.

Ann wzięła ulotkę i uśmiechnęła się zamyślona.

- Higiena. Niezły pomysł.

- Proszę mi obiecać, że przez następne dwa tygodnie będzie pani używała inhalatora. Wtedy proszę do mnie przyjść i porozmawiamy. I niech pani nie ukrywa się przed dziećmi. Chcemy im przecież pokazać, że to coś, z czym można żyć.

- Nie myślałam o tym w ten sposób, ale faktycznie masz rację. - Ann wstała i uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Bardzo się zmieniłaś od czasów szkoły podstawowej. Mogę zapytać, co z Dougiem, czy powiesz mi, żebym nie wtrącała się w nie swoje sprawy?

- Jak mogłabym powiedzieć coś takiego mojej nauczycielce? - roześmiała się Kyla. - Ale faktycznie, jest za wcześnie, żeby o tym mówić. Nasz nowy lekarz z nim poleciał. Miejmy nadzieję, że będzie miał dla nas dobre wieści.

- Wiesz, że wszyscy się martwimy.

- Wiem - odrzekła Kyla z uśmiechem. - Dlatego właśnie zostałam w Glenmore. Życzę miłego dnia, pani Carne. I proszę nie pozwolić tym małym potworkom przynosić żab do klasy.

Ethan pojawił się pod koniec dyżuru Kyli, godzinę po powrocie Logana od mamy Janet.

Kyla poszła z nim do gabinetu, gdzie we troje dokończyli przyjmowania pacjentów. W tym czasie Evanna przejęła obowiązki recepcjonistki.

- Są jakieś wizyty domowe? - Logan stłumił ziewnięcie, kiedy już wszyscy stali w recepcji.

- Tylko jedna, u Helen McNair. Ma złe wieści ze szpitala i pyta, czy możesz do niej zadzwonić. Całą resztę udało mi się namówić na wizytę w przychodni dziś po południu, żeby zaoszczędzić ci jeżdżenia. Pomyślałam, że chcesz mieć czas dla doktora Walkera.

- Wyperswadowałaś komuś wizytę domową? - zapytał Logan z niedowierzaniem. - Aniele ty mój, chyba cię awansuję. Od dziś masz etat recepcjonistki i mojej ulubienicy. - Kyla zauważyła zdradliwy rumieniec, jaki zalał policzki Evanny, i uważnie spojrzała na brata. Ten jednak z zainteresowaniem przeglądał najnowszy numer czasopisma medycznego, nieświadomy wrażenia, jakie na Evannie zrobiły jego słowa.

Kyla potrząsnęła głową z dezaprobatą. Mieszkańcy wyspy mają Logana za bardzo wrażliwego człowieka. Wydaje im się, że wszystko o wszystkich wie.

Były jednak rzeczy, których Logan zupełnie nie dostrzegał. Kyla pogrążona w myślach chowała dokumenty do szafki. Minął rok od śmierci Catherine. Prędzej czy później trzeba będzie coś z tym zrobić.

- Odwiedziła mnie dziś Ann Carne. - Wracając myślami do pracy, wręczyła bratu notatki.

- O, jak się ma nasza ulubiona nauczycielka? - Logan odchylił się na krześle, prostując nogi.

- Nadal udaje, że nic jej nie dolega. Jeśli nie zacznie używać inhalatora, narobi sobie kłopotów.

Logan pokiwał głową.

- Rozmawiałaś z nią o tym?

- Masz mnie za głupią? - Kyla uniosła brwi.

- Mam odpowiedzieć na to pytanie?

- Nie zaczynajcie znowu - wtrąciła Evanna, rzucając Ethanowi przepraszające spojrzenie. - Proszę na nich nie zwracać uwagi. Tak tylko się przekomarzają, jak to rodzeństwo. Ale naprawdę się uwielbiają.

Eathan nawet się nie uśmiechnął, a Kyla zauważyła jego zaciśnięte usta i napięte mięśnie. Zastanawiało ją posępne spojrzenie Ethana i chciała się dowiedzieć, co się za tym kryje. Nie lubi żartować w pracy? Z pewnością nie o to chodzi.

Pochwyciła ostrzegawcze spojrzenie Logana.

- Zajmij się sobą - szepnął.

- Właśnie się zastanawiam, czy nie zająć się nim - odpowiedziała z uśmiechem.

Logan przewrócił oczami i wstał.

- Nigdy nie zrozumiem kobiet.

- To oczywiste - mruknęła Kyla, zerkając na Evannę. - Ale próbuj dalej.

- Trenuję na mojej córce. A skoro o niej mowa, to jeśli skończyliśmy, zamierzam spędzić następną godzinę z dziewczyną mojego życia, która to lada moment się obudzi i będzie gotowa upaćkać się tym, co ma zjeść ha lunch. Zaprosiłbym cię do nas - zwrócił się do Ethana - ale nie sadzę, że masz ochotę wyglądać jak zmiksowane warzywa. Zrób sobie przerwę. Moja siostra pokaże ci dom, mam nadzieję, że ci się spodoba. Daj znać, gdybyś czegoś potrzebował.

Logan poszedł w kierunku drzwi łączących przychodnię z jego domem, a Kyla zwróciła się do Ethana:

- Gotowy na kolejną przejażdżkę moim samochodem?

- Co za ekscytujący poranek. - Ethan wydostał się z samochodu i poszedł za Kylą w kierunku dwóch budynków. Przed nimi rozciągał się widok na morze. Ethan oddychał głęboko, rozkoszując się słonym, chłodnym powietrzem. - Każdy dzień tak wygląda?

- Ależ skąd! - Pchnęła furtkę i przytrzymała ją, by Ethan mógł przejść. - Często jest tak, że albo nic się nie dzieje, albo wszystko naraz. Nieźle pan sobie poradził.

- To był test?

- Nie, ale gdyby był, zdałby pan. - Zerknęła na Ethana. - Proszę się nie gniewać, ale nie każdy nadaje się do pracy na wyspie. Musimy tu uważać na wszystko i często czujemy się jak na froncie. Czy to pana martwi?

- Nie. - Niepokoiło go tylko pożądanie, jakie odczuwał, patrząc na nią. Zacisnął zęby i skupił się na widoku. - Przepięknie. Kto tu zwykle mieszka?

- Letnicy. Przeważnie wynajmujemy dom na cały sezon, ale Nick Hillier, właściciel, naciął się w zeszłym roku. - Kyla próbowała znaleźć w torebce klucz i otworzyć drzwi. - Grupa ludzi z Londynu urządziła tu dziką imprezę i zdemolowała dom. Tak więc w tym roku Nick postanowił wynająć go panu.

- Postaram się go nie zawieść. - Ethan wszedł za nią do środka, próbując zignorować wspaniały zapach i niesamowity blask jej złocistych włosów. - Kim jest Nick Hillier?

- To nasz policjant. Chodziliśmy razem do szkoły. Zaplatał mi warkocze.

Nie wiedział dlaczego, ale ta uwaga jeszcze wzmogła jego napięcie. Wziął głęboki oddech i skulił się w sobie. Musi popływać. Pobiegać. Zrobić cokolwiek, żeby pozbyć się tych myśli.

- Chodziła pani do szkoły z wszystkimi na wyspie?

- Z wszystkimi nie, ale z większością tych, którzy się tu urodzili i byli mniej więcej w moim wieku. To mała społeczność i ma to swoje złe strony. Czasami wydaje mi się, że Ann Carne nadal widzi we mnie krnąbrne dziecko, które w szkolnej stołówce ogłosiło strajk głodowy.

Odwróciła się i uśmiechnęła. Ethan poczuł gwałtowny przypływ pożądania. Potem uśmiech zniknął z twarzy Kyli i wpatrywali się w siebie bez słowa.

Odsuń się, ostrzegł się w myślach Ethan. Nie teraz i nie z tą kobietą. Nie po to tu przyjechałeś.

- Dowodziła pani strajkiem przeciwko obiadom szkolnym?

Jej zdziwione spojrzenie mówiło, że wyczuła ostrzejszą nutę w jego głosie.

- Byłam strasznym niejadkiem. Buntowałam się przeciw wszystkiemu, co znalazło się na moim talerzu i chciałam, by inni robili tak samo. Namówiłam dzieciaki, żeby nie jadły.

Z łatwością wyobraził ją sobie w takiej roli. Z iskrzącymi błękitnymi oczami i dumnie uniesioną głową.

- Ile miała pani lat?

- Pięć. - Uśmiechnęła się bez cienia skruchy. - Mama powiedziała mi, że nigdy się tak nie wstydziła. Wezwali ją do szkoły. Dostałam wtedy straszną burę.

Ethan również się uśmiechnął.

- I potem już grzecznie jadła pani obiady?

- Wcale nie. Chowałam jedzenie w serwetkę i ukrywałam dowody.

- Nikt się nie zorientował?

- Niestety, wszystko się wydało. - Kyla otworzyła drzwi i weszła do pięknego przeszklonego salonu. - I to tylko dlatego, że pewnego razu wrzuciłam zawiniątko do torebki panny Carne. To była lasagne albo coś o podobnej konsystencji. Obrzydliwe. Od tego czasu pilnowali mnie przy jedzeniu.

- Wcale się nie dziwię. - Rozejrzał się zaskoczony. - . Ładnie tu.

- Gdyby pan widział to miejsce dwa lata temu! Całkowita ruina. Nick spędził tu wszystkie weekendy, kiedy kupił ten dom. - Podeszła do okna i patrzyła na morze. - Miał szczęście, bo było wielu chętnych. To jedno z najładniejszych miejsc na wyspie.

- Dlaczego więc pani go nie kupiła?

- Nie było potrzeby. - Spojrzała na niego z rozbawieniem. - Do mnie należy ten dom obok. Proszę o tym pamiętać, zanim nagi wybierze się pan zażyć kąpieli w morzu.

Nagle atmosfera zagęściła się, a Ethan poczuł, że niebezpiecznie poruszyła się w nim jakaś struna.

- A zatem to miejsce należy do mnie na czas mojego pobytu na wyspie? - spytał zmienionym głosem, klnąc się w duchu. Czy ona też to czuje?

Czy zauważyła zmianę atmosfery?

- Tak długo, jak pan zechce. - Przyglądała mu się przez chwilę, po czym zgrabnie, niczym tancerka podeszła do drzwi balkonowych. Kiedy je otwierała, Ethan spostrzegł, że drżą jej ręce.

- Zaraz za ogrodem jest plaża, więc w czasie sztormu proszę dokładnie zamykać drzwi. Inaczej będzie pan tygodniami wymiatał piasek z salonu.

- Sztormu? - Ethan spojrzał na bezchmurne niebo. - Morze jest takie spokojne. Trudno mi to sobie wyobrazić.

- Nie będzie pan musiał sobie wyobrażać, bo już niedługo zobaczy pan to na własne oczy. - Roześmiała się. - Mam nadzieję, że lubi pan gwałtowne zmiany pogody, doktorze. I mam nadzieję, że sztorm pana nie przeraża. Wszystko, co pan do tej pory widział, to nic w porównaniu z żywiołem szalejącym wokół wyspy.

- Niełatwo mnie przestraszyć. - Odwrócił się, czując, że przebywanie z nią w jednym pomieszczeniu staje się niebezpieczne. Musi się od niej trzymać z daleka. Jak najdalej. - A pani, Kylo? Boi się pani, czy raczej lubi ryzyko? - Ethan igrał z ogniem. Sprawdza ją, a ze spojrzenia jej błękitnych oczu wyczytał, że ona o tym wie.

- Tutaj żyje się pełnią życia. Urodziłam się na tej wyspie i jestem jej częścią, dlatego nic mnie w niej nie przeraża. Ani sztormy, ani odosobnienie. - Ani ty, mówiło jej spojrzenie.

Ethan poczuł nagłe ukłucie zazdrości. Zastanawiał się, jak to jest być tak pewnym wszystkiego i mieć miejsce na ziemi, które można nazwać domem. Nagle znów zapragnął przeczytać list tkwiący w jego kieszeni. I go zrozumieć.

- Muszę się rozpakować i wziąć prysznic. - Powiedział to ostrzej, niż zamierzał. Widząc zakłopotanie z oczach Kyli, musiał powstrzymać nagłą chęć, by ją objąć i przeprosić.

Ethan, którego wszyscy uważali za chłodnego, sam był zaskoczony tą reakcją. Cofnął się, przypominając sobie, że przecież nie musi niczego wyjaśniać.

Powinien jednak dowiedzieć się wielu rzeczy.

Kyla zamknęła za sobą drzwi i przeskoczyła przez mały żywopłot dzielący ich posesje. Wchodząc do środka, zastanawiała się nad chemią, jaka pojawiła się między nią a Ethanem. Nie ma wątpliwości, że coś między nimi zaiskrzyło. Czuła też, że go to złości.

On nie chce, żeby tak było.

A ona? Czego ona chce? Tak bardzo przywykła do życia w pojedynkę...

- Przecież on tu nie zostanie - stwierdziła, zrobiła sobie herbatę i wyszła z nią na taras. Cokolwiek między nimi zaistniało, nie będzie trwało długo, ponieważ ona nie zamierza stąd wyjeżdżać.

- Siostro MacNeil!

Podniosła głowę, słysząc, że ktoś ją woła. Westchnęła i poszła przez ogród w stronę, skąd dochodził głos. Gdyby mieszkała w jakiejś podupadłej części Londynu, mogłaby przynajmniej w spokoju dokończyć herbatę.

- Fraser Price? A ty co robisz na plaży w czasie lekcji?

Pewnie wagaruje, tak jak ona w latach szkolnych.

- Proszę nie mówić pannie Carne. Ona myśli, że jestem chory - powiedział chłopiec, próbując złapać oddech.

- Ale nie jesteś? - Kyla zrobiła poważną minę. - Powinieneś być w szkole i się uczyć, a nie udawać chorego.

O mało się nie roześmiała, mówiąc to, bo przecież sama wiele razy uciekała ze szkoły, by posiedzieć na plaży.

- Tylko to przyszło mi do głowy, a musiałem wrócić do domu.

- A to dlaczego?

- Żeby zająć się mamą. Rano dziwnie się zachowywała i nie chciałem jej zostawiać samej. Bałem się.

Chłopiec wydawał się zagubiony, co obudziło czujność Kyli.

- A dokładniej? Chodzi ojej cukrzycę? Co to znaczy, że zachowywała się dziwnie? Coś się mamie stało?

- Nie wiem. Wydawała się taka... inna. - Wzruszył ramionami. - Zabiłaby mnie, gdyby się dowiedziała, że tu jestem. Czy mogłaby pani do niej wpaść, ale nie mówić, że tu byłem? Wie pani, niby tak przez przypadek.

- Fraser, ja nikogo nie odwiedzam przez przypadek.

Jej rozbawienie przerodziło się w troskę, kiedy zobaczyła wyraz twarzy chłopca.

- Dobrze, dobrze! Dzisiaj znajdę powód, żeby odwiedzić ją ot tak.

- Naprawdę? To świetnie. - Odetchnął z ulgą. - A czy ten przypadek mógłby być już teraz?

Porzuciła myśli o lunchu i skinęła głową.

- Tylko zamknę dom i przyprowadzę samochód. Spotkamy się u ciebie. Możesz mi otworzyć drzwi. Aha, Fraser, co do twojej mamy - chwyciła go za ramię - to możesz opisać, jak wyglądała?

- Miała taki dziwny kolor skóry i trzęsły jej się ręce, kiedy robiła mi śniadanie. Nie wyda mnie pani? - Spojrzał z niepokojem na Kylę. - Powiedziałem, że źle się czuję i muszę wyjść na świeże powietrze.

Kyla pomyślała o wszystkich swoich grzechach z czasów szkolnych.

- Nie wydam. Zmykaj. Będę za pięć minut.

- Co pani powie mamie?

- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę - odrzekła Kyla i wróciła do domu. Zauważyła Etłiana stojącego w ogrodzie i nagle ją olśniło. - Doktorze Walker!

Spojrzał w jej stronę, a Kyla bezradnie rozłożyła ręce.

- Jeśli nie jest pan zbyt zmęczony, znów poproszę pana o pomoc. Myślę, że będzie mi potrzebny lekarz.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Kyla zapięła pas i zapaliła silnik.

- Aisla Price to samotna matka. Przeprowadziła się na wyspę, kiedy Fraser był mały. Uważała, że to dobre miejsce, żeby wychować dziecko. Ma sklepik internetowy, gdzie sprzedaje to, co zrobi na drutach. Całkiem nieźle jej to idzie. Robi naprawdę ładne swetry. Mieszkają prawie nad samym morzem.

- I choruje na cukrzycę? - dodał Ethan.

- Tak, ale kontroluje ją, więc nie wiem, co się stało. - Kyla zmieniła bieg i włączyła kierunkowskaz. - Skoro jednak Fraser mówi, że coś jest nie tak, powinniśmy to sprawdzić.

- Nie dzwoniła po panią? Składamy jej zatem niezapowiedziana wizytę. - Ethan próbował wyobrazić sobie podobną sytuację w Londynie. Z drugiej strony, w Londynie żadne dziecko nie dobijałoby się do drzwi pielęgniarki środowiskowej.

- Tak. Przypadkowe odwiedziny. - Zatrzymała samochód na uliczce z rzędem białych domków i zaciągnęła hamulec. - Jesteśmy na miejscu.

Ethan patrzył na Kylę z niedowierzaniem.

- Co, na Boga, zamierza pani powiedzieć? Zapuka pani do drzwi i poinformuje, że jej synowi wydawało się, że zbladła przy śniadaniu?

- Nie, dlatego właśnie zabrałam pana. - Uśmiechnęła się i sięgnęła po torebkę. - Jest pan nowym lekarzem i zamierzam pana przedstawić. W końcu będzie pana pacjentką.

Żałując, że dał się wpuścić w maliny, zamiast stać teraz pod prysznicem, poszedł za Kylą w stronę domu. Drzwi wejściowe otworzyły się, i Ethan natychmiast dostrzegł panikę w oczach Frasera.

- Szybko! Ona leży na podłodze - powiedział chłopiec, gwałtownie wciągając Kylę do środka. - Nie mogę jej dobudzić, a ona jęczy i próbuje mnie uderzyć.

Ethan wpadł do domu, zostawiając Kylę z przerażonym dzieckiem. Kobieta leżała na podłodze w kuchni wśród kawałków rozbitej filiżanki. Ethan zaklął cicho i ukląkł, żeby sprawdzić puls.

- Czy ona umarła? - usłyszał za plecami dziecięcy głos.

- Nie, żyje. - Starał się mówić spokojnie, by jeszcze bardziej nie wystraszyć chłopca. - Mógłbyś przynieść moją torbę z samochodu? Jest na tylnym siedzeniu.

Fraser pokiwał głową i wybiegł z kuchni. Tymczasem Kyla uklękła obok Ethana.

- Aisla?

Kobieta jęknęła, otworzyła oczy i zamrugała powiekami, mamrocząc coś niezrozumiale.

- Cukier. Wiesz, gdzie szukać? - rzucił Ethan, rozglądając się wokół.

- Nie mam pojęcia. - Kyla wstała i otwierała kolejne szafki. - No dalej, Aisla, gdzie trzymasz cukier? - Zdenerwowana przestawiała paczki i butelki. - Sos sojowy, makaron, miód, kurkuma. Co to w ogóle jest?

Jezu, ludzie naprawdę tego wszystkiego używają? Nic dziwnego, że gotowanie mnie przerasta.

- Pospiesz się - warknął Ethan, a Kyla wyrzuciła na blat zawartość kolejnych szafek.

- Słodzik. Może być. - Znalazła go w momencie, gdy Fraser wbiegł do kuchni, trzymając torbę Ethana. - Myślisz, że da radę to wypić? - Nawet nie zauważyli, kiedy zaczęli mówić do siebie po imieniu.

- Powinno się udać. - Ethan podniósł kobietę, a Kyla przyłożyła jej szklankę do ust.

- Aisla, musisz to wypić - powiedziała stanowczo. Kobieta jednak tylko coś wymamrotała i próbowała ich odepchnąć. Kyla w końcu wlała jej do ust kilka łyków. - Dobrze ci idzie. Jeszcze tylko trochę.

Kobieta wreszcie zaczęła pić posłusznie, a Kyla zwróciła się do Frasera, który przerażony wpatrywał się w chorą matkę.

- Kotku, wszystko będzie dobrze. Macie może jakieś ciastka?

Fraser spojrzał na nią i nieco się odprężył.

- Jasne. - Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Czekoladowe. Są naprawdę pyszne, ale tylko na specjalne okazje.

- To jest specjalna okazja - zapewniła go szybko Kyla. - I podaj mi, proszę, jeszcze szklankę mleka.

Ethan sięgnął po torbę.

- Dasz sobie radę sama? Chciałbym jej zbadać poziom cukru.

- Dochodzi do siebie - mruknęła Kyla. - Co wywołało hipoglikemię? Fraser, co twoja mama robiła dziś rano?

- Późno wstała. - Chłopiec stał na krześle i sięgał po puszkę z ciastkami. - Musiałem ją dobudzić. Dlaczego pan kłuje ją w palec?

- Muszę jej zbadać poziom cukru. - Ethan odczytał wynik. - Mamy przyczynę. Mniej niż trzy milimole. Pewnie przedawkowała insulinę. Fraser, czy twoja mama rano się gimnastykowała?

Dziecko potrząsnęło głową, wręczając puszkę Kyli.

- Nie, ale wczoraj wieczorem poszła na plażę. Widziałem, jak biega, bo czytałem książkę przy oknie. To dlatego była taka dziwna?

- Nie wiem, ale zamierzam to sprawdzić. Wyślę próbkę krwi do badania - rzekł Ethan, sięgając po fiolkę. - Muszę mieć dokładniejszy wynik.

Zanim Ethan skończył oznaczać próbkę, Kyla wcisnęła w Aislę kilka czekoladowych ciastek. Pacjentka szybko odzyskiwała formę.

- Nie mogę uwierzyć, że do tego dopuściłam - jęknęła, próbując stanąć na nogi o własnych siłach. - Wczorajszy wieczór był taki piękny, że nie mogłam oprzeć się pokusie, poszłam na plażę i trochę poćwiczyłam. Miałam zamiar potem coś zjeść, ale zadzwonił wujek Frasera i zupełnie zapomniałam. Poszłam prosto do łóżka. Przepraszam. A tak w ogóle, to jak mnie znaleźliście?

Ethan już miał wyjaśnić, jak naprawdę było, gdy Kyla go uprzedziła.

- Przejeżdżaliśmy tędy - powiedziała szybko. - Chciałam ci przedstawić doktora Walkera.

- Wolałabym, żebyśmy poznali się w innych okolicznościach. - Aisla uśmiechnęła się zmęczona. - W każdym razie dziękuję. Mam u was dług. Gdybyście nie przyjechali, kto wie, co by się mogło stać.

Ethan zerknął na Kylę, która w tym momencie posłała Fraserowi pełen uznania uśmiech. Aisla również spojrzała w tę stronę.

- Fraser? - powiedziała łagodnie. - Dobrze się czujesz? Mówiłeś chyba, że ci niedobrze.

- Już mi dużo lepiej, po tym spacerze na plaży - odpowiedział chłopiec.

- Świeże powietrze potrafi czynić cuda - rzuciła Kyla beztrosko, a Fraser odetchnął z ulgą.

- Trudno uwierzyć, że to przeciętny dzień. Dostajesz czasem wolne za dobre sprawowanie? - zażartował Ethan, wsiadając do samochodu, a Kyla się uśmiechnęła.

- Tak to jest na wyspie, bez przerwy na dyżurze. Ale naprawdę nie zawsze jest tak źle. Za to ty zasłużyłeś sobie na wolne. Podrzucę cię do domu, ale proszę, zjedz z nami dziś kolację. Przynajmniej tak możemy ci się odwdzięczyć za ten dzień.

Zauważyła, że wyraz jego twarzy się zmienił. W ciemnych oczach dostrzegła zaskoczenie.

- Jadasz kolacje z bratem?

- Jasne, w końcu jesteśmy rodziną - oznajmiła.

- Nie w każdej rodzinie jest taki zwyczaj.

- U nas tak. Zwykle jadamy razem kilka razy w tygodniu. Coś w tym dziwnego? - spytała, zakłopotana jego reakcją. Dla niej było to tak naturalne, że nie wymagało komentarza. - Uwielbiam spędzać czas z moją siostrzenicą, a poza tym zawsze jest też z nami któraś ciotka albo kuzynka. Pewnie będzie tam dziś dosyć głośno. Będziesz miał okazję spotkać kilku mieszkańców wyspy. Jedna z moich ciotek prowadzi kawiarnię na nabrzeżu, druga ma sklepik z dzianiną w wiosce. Mam też dwóch kuzynów, którzy są rybakami, a jeśli trzeba, pływają łodzią ratunkową.

- A twoi rodzice?

- Przeprowadzili się na kontynent do jednej z ciotek. Po śmierci wuja potrzebowała pomocy na farmie. Ale i tak często się spotykamy.

- Jesteście ze sobą bardzo blisko.

- Tak myślisz? - Zmarszczyła brwi i wzruszyła ramionami. - Jesteśmy chyba normalną rodziną. Zdarzają nam się kłótnie i nieporozumienia, ale lubimy ze sobą przebywać i dużo o sobie wiemy. A ty masz dużą rodzinę? Braci, siostry?

Jej słowa sprawiły, że Ethan stał się niedostępny.

- Nie mam nikogo - odparł chłodno, unikając jej wzroku. - Moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałem osiem lat, a drugie małżeństwo ojca nie trwało długo.

Kyla próbowała sobie wyobrazić, jak to jest być samotnym, ale nie potrafiła. Może dlatego Ethan jest taki skryty i powściągliwy.

- Musiało ci być ciężko.

- Wprost przeciwnie. Nie musiałem słuchać ciągłych kłótni, a poza tym byłem niezależny.

Kyla zmarszczyła brwi, jakby w ogóle nie brała tego wcześniej pod uwagę.

- Miałem całkiem proste i swobodne dzieciństwo - ciągnął Ethan. - Wszyscy byli zbyt zajęci sobą, żeby zainteresować się tym, co robię. Nawet mi to odpowiadało.

Kyli trudno było w to uwierzyć.

- Ale przecież dzieciństwo polega na tym, że ktoś nas rozpieszcza, martwi się o nas i nas kocha. - Podniosła wzrok i dojrzała w jego oczach wyraz kpiny.

- Nie potrzebuję współczucia - odparł. - Ani tego, żeby ktoś mnie przytulał.

- Wszyscy tego potrzebują. - Nawet tacy ludzie jak on: twardzi, powściągliwi, niezależni.

- Wolę sam rozwiązywać swoje problemy.

- Właściwie ja czasami też. - Roześmiała się. - Ale na wyspie to praktycznie niemożliwe. Nie tylko wszyscy znają twoje problemy, ale też zdaje im się, że tylko oni potrafią je rozwiązać. I nie omieszkają ci o tym powiedzieć, na przykład w pubie, kiedy w spokoju chcesz wypić drinka. Przyjdź dziś na kolację. Naprawdę. To będzie namiastka realiów tutejszego życia. Takie wścibstwo kontrolowane.

Jej dowcipna uwaga sprawiła, że się uśmiechnął.

- Podobno nie gotujesz.

- Ja nie, ale na szczęście Evanna jest w tym świetna. Dziś serwuje owoce morza. Przyjdź. Będzie dobra zabawa. Jeśli pogoda się utrzyma, zjemy w ogrodzie i założę się, że moja siostrzenica zrobi zamieszanie. - Starała się mówić pogodnie, próbując na niego nie patrzeć.

Miał zmierzwione włosy i kilkudniowy zarost, ale i tak był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego spotkała.

- Mała też tam będzie?

Kyla oderwała wzrok od ust Ethana, którym od dłuższej chwili przyglądała się ukradkiem.

- Właściwie to już nie jest taka mała. Odkąd zaczęła raczkować, musimy stale na nią uważać. Czy to jakiś problem? - spytała, widząc jego nagłe napięcie.

- Nie, dlaczego?

- Nie wiem. Wydawało mi się, że... - Urwała, widząc jego chłodne spojrzenie. Skoro sam nie ma rodziny, pewnie nie jest przyzwyczajony do dzieci. - Nie, nic. W każdym razie czuj się zaproszony. Możesz się ze mną zabrać.

Serce biło jej mocno i zastanawiała się, dlaczego Ethan tak na nią działa.

- Moja przyjaźń z twoim samochodem chyba dobiegła końca. Dziś odbieram własny - rzekł zgryźliwie, unosząc brwi. - Może pojedziesz ze mną?

- To znaczy, że przyjmujesz zaproszenie?

- Tak, jeśli twój brat nie będzie miał nic przeciwko temu. - Kyla wyczuła wahanie w jego głosie, a serce zabiło jej szybciej. Skarciła się w duchu. Nie powinno jej tak zależeć na tym, żeby przyszedł. To nie jest mężczyzna dla niej. Zbyt wiele jest w nim tajemnic, a ta odrobina, którą odkrył, robiąc aluzje do trudnego dzieciństwa i deklaracja, że nie potrzebuje bliskości, potwierdzały, że do siebie nie pasują.

- Wpadniesz po mnie o szóstej? Jadamy dość wcześnie, bo Logan kładzie Kirsty spać około siódmej, a ja chciałabym spędzić z nią trochę czasu.

Ethan siedział bez ruchu, po czym spytał:

- Jak on sobie radzi?

- Z dzieckiem? Bardzo dobrze. Logan jest wspaniałym ojcem. Zabawnym, kochającym i praktycznym. - Kyla wzruszyła ramionami. - Oczywiście potrzebna mu pomoc, bo inaczej nie mógłby pracować. Moje ciotki mają ustalony grafik, a ja pomagam, kiedy tylko mogę. Kuzynostwo też się przyłącza. Logan zatrudniał swego czasu miejscowe dziewczęta, ale to nie zdało egzaminu.

- Nie nadawały się?

- Wprost przeciwnie, ale przy okazji wszystkie próbowały go usidlić - odrzekła sucho. - Najwyraźniej dla nich nie ma nic atrakcyjniejszego niż lekarz z małym dzieckiem. Teraz pomaga mu Amy Foster, a wszyscy robią zakłady, ile czasu wytrzyma.

- A co z Evanną? Wspominałaś, że też pomaga.

- Evanna uwielbia małą. - Kyla uśmiechnęła się ciepło.

- I podejrzewam, że raczej nie zakocha się w Loganie.

Kyla roześmiała się, zastanawiając się, dlaczego mężczyźni niczego nie dostrzegają.

- Evanna kocha go przez całe życie. Mam nadzieję, że pewnego dnia Logan wreszcie się ocknie i to zauważy. Inaczej ja z tym zrobię porządek. - Zatrzymała samochód przed domem i spojrzała na Ethana, który z kamiennym wyrazem twarzy wpatrywał się w morze. - Strasznie trudno cię rozgryźć, wiesz o tym?

Odwrócił głowę.

- Po co miałabyś to robić?

- Łatwiej żyć z ludźmi, jeśli się ich rozumie.

- Nie zależy mi, żeby mnie rozumiano, więc możesz sobie darować - rzekł łagodnie, a w kącikach jego ust pojawił się lekki uśmiech.

- Nienawidzisz tego miejsca? To zbyt duże odludzie?

Nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, a Kyla zastanawiała się, czy w ogóle usłyszał jej pytanie.

- Nie nienawidzę.

Co to za odpowiedź? Kyla poczuła narastające rozczarowanie.

- Dziękuję za pomoc przy Aisli i do zobaczenia o szóstej. Miłej kąpieli, doktorze.

Wszedł do domu, przebrał się w strój sportowy i wyszedł do ogrodu. Musi się wykąpać, ogolić i wypocząć, ale na żadną z tych rzeczy nie miał ochoty. Teraz chciał po prostu biec. Szybko. Rozmowa z Kylą bardzo go poruszyła, sam nie wiedział dlaczego. Zapragnął pozbyć się wszystkich myśli.

Mimo słonecznej pogody wiał porywisty wiatr, Ethan jednak tego nie zauważył. Skupiony i ponury przeciął ogród, kierując się na plażę. Biegł miarowo i rytmicznie, pokonując dystans długimi krokami. Zmuszał ciało do ogromnego wysiłku. Czuł pulsowanie w rękach i nogach, serce waliło mu jak młot, a pot spływał stróżką między łopatkami. Mimo to narzucił sobie jeszcze większe tempo, jakby chciał dogonić wiatr.

Dotarł do miejsca, gdzie kończył się piach, a zaczynała skalista ścieżka. Siłą woli wbiegł na szczyt klifu. Płuca i mięśnie zdawały się krzyczeć na znak protestu, lecz on zignorował te sygnały. Czuł, że serce bije mu szybko, jakby starało się sprostać wysiłkowi, jaki mu narzucił. Jego umysł skupił się tylko na wysiłku fizycznym.

Biegnij.

Kyla stała przy oknie w sypialni i patrzyła na plażę. Ethan biega jak prawdziwy sportowiec. Albo jak człowiek, którego goni diabeł.

Nawet z tej odległości wyczuwała determinację, która kierowała krokami Ethana. Niemal czuła siłę i energię jego ciała, gdy stanął do walki z żywiołem i nadludzkim wysiłkiem. Wpatrywała się w ten obraz jak zauroczona.

Wpadła do domu tylko na chwilę, by zabrać coś na popołudniowy dyżur, i przez przypadek spojrzała w okno. Zaczęła mu się przyglądać z niepokojem, myśląc, że taki wysiłek może doprowadzić do urazu, ale po chwili już syciła oczy tym widokiem.

Nie wyglądał jak mieszczuch, który ubzdurał sobie, że zacznie biegać. Był to człowiek, który regularnie wyciskał z siebie siódme poty. Biegł rytmicznie, z zaskakującym wdziękiem. Nie widziała jego twarzy, ale wiedziała, że ma kamienny wyraz.

Czując, że ten bieg niewiele ma wspólnego ze zwykłą chęcią przyspieszenia pulsu, Kyla odwróciła się, oddając mu prywatność, o którą tak wyraźnie zabiegał. Rozbudziło to jednak jej ciekawość.

Kim on jest?

Jego chłodna obojętność i powściągliwy stosunek do życia były jej zupełnie obce. Kim jest człowiek, który trzyma się z dala od wszystkich? I dlaczego tak na nią działa?

Za długo mieszka na wyspie z ludźmi, których zna na wylot. Oto dlaczego. Ethan Walker jest obcy, a kiedy mieszkasz otoczony znajomymi, nieznajomi zawsze wydają się interesujący. Tylko o to chodzi.

Otrząsnęła się z tych myśli i przypomniała sobie, że ma zaledwie dziesięć minut, by wrócić do przychodni. Inaczej brat ją przeklnie.

Dom Logana przylegał do przychodni i otoczony był ogrodem pełnym kwitnących jabłoni.

Odświeżona prysznicem po dyżurze, Kyla otworzyła furtkę i bez pukania weszła prosto do kuchni.

Evanna stała przy piecu, mieszając coś w garnku. Włosy miała związane w kucyk, policzki zaróżowione od gorąca. Ubrana była w śliczną zwiewną sukienkę, - Ach, to ty. Wcześnie przyszłaś. Możesz mi podać kolendrę?

- Kolendrę? - Kyla rozejrzała się niepewnie. - Masz na myśli to zielone coś, które wygląda jak chwast? - Wzięła przyprawę, powąchała i podała ją Evannie. - Jestem wcześniej z winy Ethana, a właściwie jego samochodu. Musiałabyś go widzieć. Jest cały czarny i z pewnością podnosi poziom testosteronu. - Zajrzała do garnka. - To nasz obiad? Wygląda ładnie, ale nie przypomina grillowanego jedzenia. Zgubiłaś przepis?

- To akurat jest rosół dla Kirsty. Jeszcze się nie obudziła z popołudniowej drzemki. Logan jest beznadziejny, jeśli chodzi o przestrzeganie jej pory snu. Ciągle ją budzi, żeby się przytulić.

Evanna szybko pokroiła kolendrę, wrzuciła ją do zupy i zaciekawiona spojrzała na przyjaciółkę.

- Hm, podobno jesteś już na ty z panem doktorem. Zaprzyjaźniliście się?

Kyla uśmiechnęła się.

- Jeszcze nie, ale powinnaś była widzieć, jak biegał po plaży. Myślałam, że zemdleję. Co za ciało! Ale ty pewnie nie zwracasz uwagi na takie rzeczy.

- Nie jestem ślepa, Kyla - powiedziała Evanna łagodnie, mieszając powoli zupę. - Potrafię dostrzec przystojnego mężczyznę, a Ethan z pewnością nieźle wygląda.

- Ale? - Kyla pochyliła się ostrożnie i spróbowała zupy. - Słyszę, że jest jakieś ale. Pyszna zupa. Mogę wziąć trochę na jutrzejszy lunch?

- Nie wygląd jest najważniejszy. - Evanna klepnęła ją po palcach - Zostaw. To dla Kirsty.

- Próbuję, czy nie zatruta. W Ethanie też jest coś więcej niż tylko wygląd.

- I to mnie właśnie martwi. - Evanna zmarszczyła brwi. - Jest w nim coś niepokojącego. Jakaś tajemnica.

- Tajemnica? - Kyla wrzuciła łyżkę do zlewu i roześmiała się, próbując ukryć uczucia, jakie wywołały w niej słowa Evanny. - Naczytałaś się za dużo celtyckich legend. Masz wypaczoną wyobraźnię.

- Możesz się śmiać, ale ja wiem, że mam rację. Ten człowiek coś ukrywa.

Kyla poczuła niepokój.

- Co ukrywa?

- Gdybym wiedziała, nie byłoby tajemnicy. Ale myślę, że to nic dobrego. - Evanna przestała mieszać w garnku i spojrzała poważnie na Kylę. - Jest w nim coś dziwnego. - Rozejrzała się, upewniając się, że są same. - Nie czujesz tego? Jakaś szorstkość. Jest nieustępliwy i trochę przerażający. Nie wiem... - Wzruszyła ramionami, żałując, że w ogóle rozpoczęła tę rozmowę. - Coś musiało się wydarzyć w jego życiu. Jestem pewna. Coś, z czym boryka się każdego dnia. Ma jakiś problem.

- W naszym życiu też się wiele wydarzyło - przypomniała jej Kyla, próbując otrząsnąć się z nieprzyjemnego wrażenia, jakie wywierała na niej ta rozmowa. - I musimy z tym żyć. Wszyscy mamy jakieś problemy.

- To prawda. Po prostu bądź ostrożna. To wszystko. Nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził.

- Nie byłby to pierwszy raz.

Evanna spojrzała na przyjaciółkę i jej twarz złagodniała.

- Nie byłaś blisko z nikim, odkąd ten szczur, Mike Robinson, podniósł żagle i uciekł na kontynent. Pora, żeby ktoś zajął jego miejsce. Nie jestem tylko pewna, czy to ma być Ethan. Coś się między wami dzieje, czy to tylko twoje pobożne życzenie?

- Nie można wyobrazić sobie chemii. Za każdym razem, kiedy na siebie patrzymy, mam wrażenie, że ten płomień spali dom. - Kyla przygryzła wargi w zamyśleniu. - Chyba nie bardzo mu się to podoba. Walczy sam ze sobą.

- Ma świadomość, że spędzi tu tylko lato. To pewnie dlatego - powiedziała szybko Evanna. - Dzięki Bogu, że chociaż jedno z was ma trochę rozumu.

- Z pewnością nie ja - westchnęła Kyla. - Zawsze wybieram niewłaściwych mężczyzn. A ty? Jeśli mówimy już o problemach, to podejrzewam, że nie wystroiłaś się w tę białą sukienkę tylko po to, żeby nakarmić Kirsty. Jak dla mnie, to dziwny wybór, zważywszy na jej zwyczaje przy stole. Będziesz miała problem, żeby usunąć plamy.

- Tak się składa, że bardzo lubię tę sukienkę. - Evanna jeszcze bardziej się zaczerwieniła.

- I słusznie. Bardzo ci w niej ładnie. Miło cię widzieć w czymś innym niż dżinsy. - Kyla otworzyła szufladę, wyjęła łyżkę i zanurzyła ją w zupie. - Mojemu bratu pewnie też się spodoba. I taki też był cel, prawda?

- Twój brat nie zauważyłby nawet, gdybym stanęła przed nim nago i zatańczyła tango. - Evanna uśmiechnęła się cierpko.

- Niestety, dochodzę do wniosku, że Logan jest strasznie gruboskórny, i pewnego dnia mu to wypomnę. Ale tymczasem zjem owoce morza, które przygotuje. Najpierw przyjemność, potem konflikty.

- Nie waż się mu o niczym wspominać! A nazywanie go gruboskórnym jest niedorzeczne. Po prostu myśli cały czas o Catherine, co jest zrozumiałe - dodała szybko, wlewając zupę do miksera i przytrzymując pokrywkę. - Była jego żoną, a on bardzo ją kochał.

Kyla poczekała, aż hałas ucichnie, i powiedziała:

- Z pewnością, ale to nie znaczy, że nie może już nikogo pokochać.

- To się nigdy nie stanie. - Ich oczy się spotkały.

- Proszę cię, nie mówmy o tym.

Kyla podeszła do niej i ją uściskała.

- Daj mu czas i bądź cierpliwa. - Zauważyła Ethana wchodzącego do pokoju i zabrakło jej powietrza.

- Logan już zaczął grillowanie - oznajmił Ethan.

- Pyta, co wy dwie robicie tu tak długo.

- Przytulamy się, jak to przyjaciółki. Nasz pan doktor nie należy do najczulszych - powiedziała Kyla, naśladując jego sposób mówienia, i odsunęła się od Evanny, usiłując nie patrzeć na Ethana.

Kiedy tu jechali, nie miała okazji mu się przyjrzeć, ale teraz dostrzegła, że się ogolił, wykąpał i przebrał w dżinsy. Czarna koszulka podkreślała jego umięśnione ramiona. Kyla poczuła nagły ucisk w żołądku, a ręce zaczęły jej lekko drżeć. Odwróciła się i upuściła łyżkę do zlewu, by ukryć rumieniec. Evanna ma rację. Doskonale wie, że Ethan jest trudnym człowiekiem. Ale jest też jedynym mężczyzną, który sprawia, że nie może się ruszyć, mimo że jej ciało rwie się do ucieczki.

- Wyjmij krewetki z lodówki - mruknęła do siebie i szarpnęła drzwi lodówki. Może to ją ostudzi. Wyjęła talerze ze świeżymi owocami morza i podała je Emanowi. - Zabierz to, a my zaraz przyniesiemy sałatkę.

- Idź, Kyla. - Evanna nalała zupy do miseczki. - Zabiorę Kirsty i przyjdę do was.

Logan i Ethan zaczęli rozmawiać o tym, co przydarzyło się Aisli, a Kyla wpatrywała się bezmyślnie w jedzenie.

- Logan, czy mógłbyś najpierw to przyrządzić, a potem gadać? Jeśli szybko czegoś nie zjem, też mi spadnie poziom cukru - powiedziała, a brat spojrzał na nią urażony.

- Masz jakiś problem z rękami? Nie możesz sama tego zrobić?

- Nie ryzykowałabym po ostatnim moim występie kulinarnym, który przyprawił wszystkich o ból brzucha.

- No tak, słusznie. - Logan wyszczerzył zęby w uśmiechu, a Kyla lekko go popchnęła.

- Zacznij już, bo nie zjemy przed północą. Aisla ma się dobrze, a poza tym jest teraz pacjentką Ethana.

- Ma przyjść do przychodni, żebym mógł ją zbadać. Dziś ja gotuję. - Ethan wziął talerz i zgrabnie przełożył jedzenie na rozgrzany ruszt.

Kyla przyglądała się temu z podziwem.

- Ty gotujesz?

Posłał jej miły uśmiech.

- Kiedy mam czas, to owszem, gotuję.

Evanna się myli, pomyślała Kyla uspokajająco. Nie ma w nim demonów. Taki po prostu jest, zdystansowany. Ale tu w ogrodzie się odprężył.

To wrażenie znikło jednak, gdy pojawiła się Kirsty.

- Nie możesz pozwalać jej zasypiać tak późno - upomniała Logana Evanna, przytulając wierzgające dziecko. - Ona potrzebuje stałej pory snu.

- Ja też - odparł sucho, otwierając butelkę piwa. - Czy ktoś może to powiedzieć naszym pacjentom? Ja też muszę się kiedyś wyspać i normalnie jeść. Nie mogę dłużej tak funkcjonować. - Logan westchnął i wyciągnął ręce do córki.

Serce Kyli biło mocniej, kiedy patrzyła na tych dwoje. Nagle coś ścisnęło ją za gardło. Logan jest wspaniałym ojcem, pomyślała, a z wyrazu twarzy przyjaciółki wyczytała, że ta podziela jej zdanie.

Spojrzała na Ethana i coś ją zaniepokoiło. Zobaczyła, że jest wstrząśnięty. W oczach miał taki ból i smutek, że trudno było na to patrzeć. Nie zdejmował wzroku z dziecka.

- Zaproponowałam jej zupę, ale nie wyraziła zainteresowania - oznajmiła Evanna, robiąc śmieszne miny, co wywołało wesołość Kirsty.

Czy nikt inny tego nie zauważył? - zastanawiała się Kyla, zbliżając się instynktownie do Ethana.

Nie lubi dzieci? Stracił dziecko? Co mogło stać się w jego życiu, że tak reagował? W głowie kołatały jej się tysiące myśli.

Pewnie dramatyzuje. W końcu jest samotny. Bardzo możliwe, że po prostu nie lubi dzieci.

- Niepotrzebna jej zupa, tylko zainteresowanie. Przytul tatusia - przemówił czule Logan, a dziewczynka, gaworząc, podniosła rączkę i pociągnęła go za włosy.

- Musisz przestać tak robić, kluseczko, bo tatuś całkiem wyłysieje. - Chwycił małą piąstkę i głośno cmoknął Kirsty w policzek. - Ciągnij kogoś innego. Kylę na przykład, ma dużo włosów.

- Ethan. - Kyla przysunęła się i dotknęła jego ramienia. - Wszystko w porządku?

Dopiero po chwili zorientował się, że stoi przy nim.

- Jasne - powiedział beznamiętnie. - A dlaczego?

- Nie wiem, po prostu wydawało mi się, że jesteś...

- Zmęczony - dokończył i spojrzał na nią chłodno. - To był ciężki dzień i ciężka noc. Powinienem był raczej zostać w domu i się wyspać.

Czy to rzeczywiście tylko zmęczenie?

Kyla spojrzała na bratanicę, a później znów jej wzrok powędrował do Ethana. Chciała o coś spytać, ale nie wiedziała, jakich słów ma użyć. Dlaczego widok obcego dziecka tak bardzo go poruszył?

- Słodka jest, prawda?

Ethan stał w milczeniu, ściskając butelkę z piwem tak mocno, że aż zbielały mu palce.

- Nie znam się na dzieciach - powiedział ochryple i pociągnął łyk piwa. - Ale z pewnością jest śliczna.

Jest samotnikiem, pomyślała Kyla. Niewiele wie o rodzinie. To naturalne, że nie czuje się swobodnie w towarzystwie dzieci. Żaden z tych powodów jednak jej nie uspokoił, a w uszach wciąż dźwięczały jej ostrzegawcze słowa Evanny.

- Dzwonili dziś do mnie ze szpitala - oświadczył Logan, idąc w ich kierunku. - Z Dougiem coraz lepiej, ale zatrzymają go jeszcze kilka dni.

- Musimy go przekonać, żeby zaczął ćwiczyć - stwierdziła Kyla, patrząc wciąż na Ethana. Evanna prowadzi raz w tygodniu zajęcia w domu kultury. - Porozmawiam z nim, kiedy już dojdzie do siebie.

- To Leslie będzie potrzebowała wsparcia. - Logan skrzywił się z bólu, kiedy Kirsty znów szarpnęła go za włosy. - Dzwoniła już do mnie z tysiącem pytań.

- Nie mogli jej wszystkiego powiedzieć w szpitalu?

- Nie ufa im. - Logan się roześmiał. - Chciała to wszystko usłyszeć ode mnie.

Kyla przewróciła oczami.

- Jak to jest być alfą i omegą?

- Męcząco. Leslie przychodzi pojutrze na badania z Andreą. Dziewczyna jest przygnębiona i bardzo się martwi o tatę. Krewetki są gotowe. Tam są talerze i cytrynowy majonez Evanny. Częstuj się, Ethan.

Kyla zauważyła, że Ethan się odprężył. Obierał krewetki, popijał piwo i rozmawiał z Loganem, od czasu do czasu doglądając ognia.

Może to tylko zadziałała jej wyobraźnia?

Rzeczywiście teraz wydawał się swobodny, a nawet podał Kirsty kawałek chleba.

- Sonia Davies z biblioteki była dziś u mnie na badaniu przed porodem - oznajmiła Evanna, zwracając się do Logana. - Ona naprawdę chcę. urodzić w domu.

- Nie przyjmuję porodów domowych - odparł szorstko. - Nawet mnie o to nie proś.

- To jej drugie dziecko. - Evanna przygryzła wargę. - I jest...

- Nie zrobię tego.

- Ale Logan, ona nie jest...

- Może jechać do szpitala. Mają tam warunki jak w domu i nie wiąże się to z żadnym ryzykiem. Evanno, to jest wyspa. Wiem, zaraz mi powiesz, że w razie komplikacji można ją przetransportować. Ale czy zdążymy? Nie możemy sobie gdybać, musimy trzeźwo ocenić sytuację. Nie jesteśmy w stanie zapewnić intensywnej opieki ani noworodkowi, ani matce - skomentował szorstko i sięgnął po kolejne piwo.

Evanna bezradnie spojrzała na Kylę, która potrząsnęła głową na znak, by Evanna zostawiła temat. Obie wiedziały, co kryje się za nieustępliwością Logana. Catherine.

W przypływie współczucia Kyla podeszła do brata i położyła mu rękę na ramieniu.

- Mama wczoraj dzwoniła - powiedziała, starając się ukryć emocje. - Chce przyjechać na urodziny taty i spędzić trochę czasu z wnuczką. Strasznie za nią tęsknią. Są zachwyceni zdjęciami, które im ostatnio wysłałeś. Zwłaszcza tym, na którym mała siedzi w koszu do bielizny.

Logan milczał przez chwilę, po czym odetchnął głęboko i rozluźnił ramiona.

- Dobrze by było. Kirsty uwielbia, kiedy przyjeżdżają.

- Mama martwi się, że tracą wszystkie najlepsze momenty. - Kyla delikatnie ścisnęła ramię Logana. - Mam tylko nadzieję, że będą tu, kiedy Kirsty zrobi pierwszy krok.

Logan spojrzał na Kylę, a ona uśmiechnęła się, obserwując, jak wyraz jego twarzy łagodnieje.

- Wszystko w porządku - powiedział szorstko.

Kyla kiwnęła głową na znak, że wie, i odwróciła się do Ethana, który przyglądał się im zaciekawiony.

To bardzo dziwny człowiek, pomyślała Kyla, zmierzając w kierunku Evanny. Nieprzenikniony.

Wróciła do obrazu Ethana, kiedy po raz pierwszy zobaczył Kirsty. Zdecydowała, że sobie coś wyobraziła. Niepotrzebnie słuchała ponurych wynurzeń Evanny.

Ethan jest poważnym człowiekiem, co do tego nie ma wątpliwości. Niektórzy ludzie tacy są.

Nie znaczy to jednak, że drzemią w nim demony.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Następne dwa tygodnie minęły bardzo szybko. Kyla odniosła wrażenie, że między kolejnymi pacjentami ledwo znajdują czas na chwilę wytchnienia.

Doug McDonald wyszedł ze szpitala przygnębiony. Martwił się, że nie wolno mu nic robić. Kyla codziennie sprawdzała, jak sobie radzi. Wiedziała, że Ethan również dzwonił do niego kilka razy. Cieszyło ją jego zaangażowanie.

Dwa tygodnie wystarczyły, aby przekonać się, że jest doskonałym lekarzem. Nawet bardzo trudne przypadki nie sprawiały mu problemu. Dotychczasowi lekarze w konfrontacji z tak szerokim spektrum przypadłości, pozbawieni wsparcia szpitala, wpadali w panikę. Kyla była pod wrażeniem profesjonalizmu Ethana.

Wciąż jednak czuła, że nie zbliżyła się do niego nawet o krok. Poważnie i z pełnym zaangażowaniem traktował pracę, ale nikomu nic o sobie nie mówił.

Od czasu do czasu jadał z nimi kolację. Rano o wschodzie słońca biegał po plaży. Czasami Kyla widywała go, jak samotnie przesiadywał w ogrodzie i wpatrywał się w morze. Uważała, że są to skutki życia w wielkim mieście, gdzie często zapomina się, jak to jest pośród bliźnich.

Sprzątała właśnie gabinet zabiegowy, gdy zadzwoniła Janet z informacją, że pojawiła się jeszcze jedna pacjentka.

- To Mary Hillier. Chciałaby, żebyś zerknęła na Shelley. Logan wyjechał na wizytę, a Ethan ma do przyjęcia jeszcze cały tłum.

Kyla pomyślała o czekających ją sześciu wizytach i pracy papierkowej.

- Oczywiście, Janet. Przyślij ją do mnie. Wyrzuciła zużyte strzykawki i umyła ręce. Mary zapukała i weszła do gabinetu.

- Przepraszam, że panią niepokoję - powiedziała oficjalnym tonem i delikatnie wepchnęła Shelley do środka - ale czy może pani na coś spojrzeć?

- Oczywiście. Jak mogę pomóc?

- Nie chodzi o mnie, a o Shelley. Ma takie dziwne siniaki na całym ciele.

- Siniaki? - Kyla uśmiechnęła się do dziewczynki. - Co słychać? Widziałam cię podczas meczu na początku semestru. Byłaś fantastyczna.

- Oglądała pani? - Shelley się zaczerwieniła.

- Miałam pogadankę o zdrowym odżywianiu i nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zajrzeć. No dobrze, gdzie te siniaki?

Shelley nieśmiało uniosła koszulkę.

- Są naprawdę wszędzie. Identyczne mam na nogach. - Dziewczynka podciągnęła nogawki.

Kyla pochyliła się, by obejrzeć je z bliska.

- Od kiedy je masz?

- Od kilku dni - wymamrotała dziewczynka. - Na początku myślałam, że się uderzyłam, ale teraz są wszędzie.

- Chorowałaś ostatnio? - Kyla sięgnęła po termometr i zmierzyła jej temperaturę.

- Nie. Nie chorowałam.

Mary z niepokojem spojrzała na Kylę.

- Temperatura jest w porządku. Pójdę do doktora Walkera i zapytam, czy może cię przyjąć.

Mary wybiegła za nią na korytarz.

- Siostro MacNeil...

Kyla odwróciła się i zobaczyła zmartwioną twarz kobiety. Przeczuwała, skąd bierze się ta obawa.

- Wątpię, żeby to było to, co pani myśli - powiedziała łagodnie. - Ale sprawdzimy to natychmiast. Doktor Walker jest świetnym fachowcem. Miał praktykę w jednym z najlepszych szpitali w Londynie. Proszę wrócić do Shelley, bo za chwilę ona też zacznie się martwić.

Mary przygryzła wargę i wróciła do gabinetu zabiegowego.

Kyla zapukała do drzwi Ethana i weszła do środka. Odczytywał coś z ekranu komputera. W ręce trzymał długopis.

- Tak?

- To ja. I możesz przestać marszczyć brwi. Nie dam się tak łatwo zastraszyć - powiedziała łagodnym tonem dostrzegając iskierki rozbawienia w jego oczach.

- Nie wątpię. Czy mogę coś dla ciebie zrobić? - Miał na sobie ciemny, dobrze skrojony garnitur. Wyglądał oficjalnie i odrobinę wyniośle.

- Mam nadzieję, że tak. - Kyla przeszła do sedna. - Mam pacjentkę, która mnie niepokoi. Jedenastolatka z siniakami na całym ciele. Najpierw pomyślałam, że to zapalenie opon, ale poza lekkim zmęczeniem dziewczynka czuje się dobrze. Nie ma gorączki i nie chorowała.

- Rozumiem, przyjmę ją natychmiast. - Ethan odłożył długopis i wstał. - Co jeszcze podejrzewasz?

Podbudowana faktem, że Ethan traktuje ją tak poważnie, Kyla powiedział wprost:

- Białaczka. Nie chcę dramatyzować, ale ta myśl nasuwa się sama, prawda?

- Jest wiele możliwych diagnoz - stwierdził Ethan, wychodząc zza biurka. - Białaczka jest tylko jedną z nich.

- Wiem, ale... - przerwała mu Kyla i przygryzła wargę. - Powinieneś wiedzieć, że matka Shelley miała siostrę chorą na białaczkę. Zmarła jakieś trzy lata temu.

Ethan podszedł do drzwi.

- W takim razie im wcześniej ją przyjmę, tym lepiej. Będę mógł powiedzieć więcej, kiedy ją obejrzę. Oczywiście niezbędne są badania krwi. Poproś ją - powiedział rzeczowym tonem. - Dobrze by było, gdybyś została, jeśli masz czas.

- Zostanę. - Nie zamierza nigdzie odchodzić, dopóki nie dowie się, co dolega Shelley.

Ethan gruntownie przebadał małą pacjentkę. Przez cały czas wyczuwał ogromne napięcie jej matki.

- Będę musiał pobrać ci krew, żeby zrobić kilka rutynowych badań. Dobrze? - zapytał z uśmiechem.

Na twarzy Shelley pojawił się grymas.

- Będzie bolało?

- Odrobinę - powiedział uczciwie Ethan. - To potrwa tylko chwilę.

Kyla skierowała rozmowę na przyjemny temat.

- Jak wam poszło w zeszłym tygodniu z dziewczynami z St. Jude?

Shelley uśmiechnęła się od ucha do ucha.

- Wygrałyśmy szesnaście do jednego.

- Wspaniale. - Kyla odwróciła się do Ethana. - Szkoła jest tak mała, że wszystkie dziewczęta są w drużynie!

Ethan uśmiechnął się, błogosławiąc w duchu łatwość, z jaką Kyla potrafi odwracać uwagę od trudnych spraw.

- Poczujesz ukłucie - powiedział łagodnie. Shelley nie przestawała mówić:

- Najlepsza była Mia Wilson. Trafiła do kosza czternaście razy.

- No tak. Jest wysoka, a to oczywiście pomaga - szepnęła Kyla, podając Ethanowi wacik. - A w dodatku jej mama jest nauczycielką wychowania fizycznego.

Shelley zaśmiała się, a Ethan wyciągnął igłę, po czym przycisnął wacik do skóry.

- Ja to zrobię, a ty zajmij się próbką - szepnęła Kyla. Przypadkiem musnęła palcami jego dłoń.

Ma takie smukłe i delikatne palce. Ethan poczuł, jak nagle wzbiera w nim fala gorąca. Zacisnął zęby, opanował emocje i ostrożnie oznaczył próbkę.

- Muszę to dać do analizy. Jak tylko dostanę wyniki, powiadomię panią.

Widząc niepokój w oczach Mary, zwrócił się do Kyli:

- Czy mogłabyś zabrać Shelley do zabiegowego i nakleić jej jakiś plaster?

Kyla od razu wyczuła jego intencje.

- Ach, ci lekarze - powiedziała wesoło, po czym objęła dziewczynkę. - Znają się na wszystkim, co zawiłe, ale kiedy chodzi o coś tak prostego jak plaster, to nie możesz na nich liczyć. Zobaczymy się za chwilę w recepcji.

Ethan poczekał, aż zamkną za sobą drzwi, i zwrócił się do Mary.

- Rozumiem, że bardzo się pani martwi. Mary kurczowo ściskała torebkę.

- Czy mam powody do obaw?

- Póki nie otrzymam wyników, nie mogę mieć pewności, ale jestem przekonany, że to nie białaczka.

Mary przygryzła wargę. Widział, że walczy ze łzami.

- Jeśli jest...

- Nie sądzę - powiedział Ethan stanowczo. - Kiedy dostaniemy wyniki, zadzwonimy do pani. Czy jest sens, abym mówił pani, żeby się nie przejmować?

- Nie ma. - Mary uśmiechnęła się blado. - Ale dziękuję za troskę.

- A więc uważasz, że to jednak nie białaczka? - Kyla zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami.

- Przebadałem ją bardzo dokładnie. Wątroba i śledziona są w porządku, węzły chłonne nie są powiększone.

- W takim razie skąd te siniaki?

- Oczywiście dopóki nie zobaczę wyników morfologii, nie mogę być pewny, ale myślę, że to może być choroba Werlhofa.

Kyla zmarszczyła czoło.

- Słyszałam o tym, ale nigdy się z tym nie spotkałam. Jak to się leczy?

- Zależy od poziomu płytek krwi. Być może przyjdzie nam tylko czekać i obserwować. U dzieci w wieku Shelley choroba zazwyczaj ma ostry przebieg i mija po kilku miesiącach.

- A jeśli nie?

Ethan uśmiechnął się lekko.

- Gdzie się podział twój optymizm, Kyla?

- Chcę tylko poznać wszystkie warianty. - Odwróciła wzrok, walcząc z silną reakcją ciała na jego uśmiech.

Jest nieprzyzwoicie pociągający.

- Mary jest przyjaciółką mojej mamy. Urodziła Shelley w późnym wieku, więc dziewczynka jest dla niej wszystkim.

- W nielicznych przypadkach choroba może mieć charakter przewlekły. Wówczas Shelley będzie musiała unikać sportów kontaktowych. - Wzruszył ramionami. - Ale wszystko zależy od morfologii. Jeśli ilość czerwonych krwinek jest wystarczająca, to nie będzie problemu. Naprawdę jest za wcześnie, żeby cokolwiek przewidywać.

- Twierdzisz, że organizm może sobie sam poradzić z chorobą?

- Tak. - Przyjrzał się jej uważnie. - Wyglądasz na tak samo zmartwioną jak jej matka. Nadmierne przywiązanie do pacjentów nie pomaga, siostro MacNeil.

Wyprostowała ramiona, słysząc ten komentarz.

- Wiem. - Uniosła głowę. - Ale spróbuj się zdystansować, gdy mieszkasz na wyspie, na której wszystkich znasz. Zapewniam cię, że to nie jest łatwe. I szczerze mówiąc, nie sądzę, żebym chciała przestać się o nich troszczyć.

Ethan zmarszczył czoło.

- Kyla...

- A teraz wybacz mi, ale mam coś do zrobienia. Nacisnęła klamkę i wyszła z pokoju. Wzięła kilka głębokich wdechów, by zapanować nad emocjami.

Jak on śmie sugerować, że jest przesadnie związana z pacjentami? Cóż w tym złego, że się o nich martwi?

Poruszona do głębi, poszła do swojego gabinetu, by dokończyć sprzątanie, które rozpoczęła przed wizytą Shelley.

Co za irytujący typ, pomyślała, chowając pudełko z opatrunkami. Z trzaskiem zamknęła szafkę. Może i jest przystojny, ale za to całkowicie pozbawiony emocji. Zupełnie do niej nie pasuje.

Evanna ma rację.

Bezpieczniej będzie trzymać się od niego z daleka.

Ethan przeskoczył przez parkan i przeszedł przez ogród. Drzwi do kuchni były otwarte. Kyla stała boso przy kuchence i śpiewała piosenkę, która właśnie płynęła z radia. Jej kręcone blond włosy były luźno upięte. Miała na sobie wytarte dżinsy, które podkreślały kuszące kształty jej opalonego brzucha. Była smukła, zgrabna i niewiarygodnie seksowna. Zacisnął zęby i przypomniał sobie, że nie stać go na luksus jakichkolwiek głębszych relacji z tą kobietą.

Życie i tak jest wystarczająco skomplikowane. Nie potrzeba mu dodatkowych problemów, jakie niewątpliwie przyniósłby ten związek.

Właśnie układał sobie w głowie, co powinien powiedzieć, gdy Kyla go zobaczyła.

Przestała śpiewać.

- O ile pamiętam, dzwonek przy drzwiach frontowych działa.

- Usłyszałem cię, więc pomyślałem, że mogę wejść od tyłu. - Zignorował jej lodowaty ton i powoli wszedł do kuchni. - Przestań tak na mnie patrzeć. Przyszedłem cię przeprosić.

- A więc się myliłeś?

- Nie. - Ma takie piękne oczy, pomyślał. W ogóle cała jest piękna. - Nadal twierdzę, że błędem jest zbytnie przywiązanie do pacjentów, ale wiem, że na takiej wyspie jest to trudne. I nie ma wątpliwości, że jesteś im bardzo oddana.

Nagle zapragnął jej dotknąć. Chciał ją poczuć, skosztować i zanurzyć się w niej bez reszty.

- Właśnie to oddanie sprawia, że ta społeczność jest tak wyjątkowa.

- Jestem pewien, że tak. Ale nadmierna troskliwość może także przeszkadzać w pracy, prawda?

Jej błękitne oczy pociemniały.

- Być może, ale trudno jest zmienić swój charakter, Ethan. Trzeba pracować mimo tego, jakim się jest.

Ethana ogarnęło poczucie winy. Ona jest prostolinijna i szczera. Autentyczna. Podczas gdy on...

Jej ciche wyznanie uświadomiło mu ponownie, że Kyla nie ma pojęcia o tym, kim on naprawdę jest.

Zacisnął pięści, powstrzymując się przed tym, by ją przytulić. Taki gest byłby niewybaczalny z powodu tego wszystkiego, co przed nią ukrywał.

- Chodzi mi tylko o to, że można lepiej wykonywać pracę, kiedy człowiek jest zdystansowany. To pozwala jaśniej myśleć.

Westchnęła i odwróciła się twarzą do kuchenki.

- Mówisz jak Logan. On zawsze stara się być wyważony. Ja za to wszystko biorę do siebie, ale nic na to nie poradzę.

- I dlatego wszyscy cię lubią. - Zdał sobie sprawę, że to prawda. Nawet podczas tak krótkiego pobytu na wyspie nie sposób było nie zauważyć, że pracy i mieszkańcom Kyla oddaje całe serce. - Co gotujesz?

- Zupę z puszki. - Bez entuzjazmu wpatrywała się w kleistą ciecz. - Poczęstowałabym cię, ale szczerze mówiąc, nie chcę cię otruć. Lepiej będzie, jak skorzystasz z tego, co masz w swojej lodówce.

- W mojej lodówce nie ma nic poza mlekiem i piwem. Z tych produktów nie da się zrobić porządnego posiłku. Czy na wyspie jest jakaś dobra knajpa?

- Tak, na nabrzeżu. Po tym, co zrobiłeś dla Douga, wątpię, żebyś musiał płacić za kolację. Pewnie powitają cię jak bohatera.

- Nie mam nic przeciwko płaceniu, ale muszę coś zjeść, i to szybko. Ominął mnie lunch. - Pochylił się i wyłączył kuchenkę. - Chodźmy.

Popatrzyła na niego, a potem na rondel.

- Ja jem zupę.

- Nie. Zjesz ze mną. Zmrużyła oczy.

- A jeśli nie mam ochoty jeść poza domem?

- Wolisz jeść zupę pochodzącą z bliżej nieokreślonego źródła? - Wiedział, że Kyla się waha, i uśmiechnął się. - No dalej. Oboje wiemy, że każdy obcy jest w nowym miejscu z góry skazany na przesłuchanie. Jeśli jesteś tak bardzo zdeterminowana, żeby pomagać swojej społeczności, to w ostateczności możesz chyba udzielić mi moralnego wsparcia?

Spojrzała na garnek z zupą, następnie na niego.

- Wybór wcale nie jest trudny.

- Świetnie. - Opuścił wzrok na jej stopy. - Tylko włóż jakieś buty, bo ludzie zaczną gadać.

Miał nadzieję, że zmieni także spodnie, bo inaczej jego puls nigdy się nie uspokoi.

Kyla weszła do pubu przed Ethanem i poczuła, że wszystkie spojrzenia kierują się w ich stronę.

Niech sobie gadają, pomyślała wesoło i zaczęła przepychać się do baru. Już od dawna ludzie nie mają powodów, by o niej plotkować. Dobrze im to zrobi.

- Przejście! - zawołała, torując sobie drogę. - Mamy nagły przypadek. Pacjent umiera z głodu i pragnienia.

Barman uśmiechnął się szeroko i otworzył lodówkę.

- A więc to akcja ratunkowa?

- Oczywiście. A cóż by innego? - Kyla usiadła na krześle i oparła ręce o bar.

Ben podał jej kieliszek białego wina.

- Wszyscy byliśmy zszokowani, kiedy usłyszeliśmy o Dougu.

- Logan rozmawiał dziś z lekarzem ze szpitala. Doug ma się dobrze. Dojdzie do siebie wcześniej, niż ci się wydaje.

- Tak czy owak, czuję się odpowiedzialny. - Ben podrapał się z zakłopotaniem po głowie.

Kyla spojrzała na niego pytająco.

- Jakim cudem ty możesz być za to odpowiedzialny?

- Dźwigał moje skrzynki z piwem - wyjaśnił Ben posępnie, na co Kyla uśmiechnęła się ciepło.

- Z tego, co wiem, to ty wysłałeś go prosto do przychodni, więc wyświadczyłeś mu ogromną przysługę. Przestań się przejmować.

Kyla spojrzała za siebie i zauważyła, że Ethan nie wie, co ze sobą począć. Złożyła zamówienie i zaczęła przedzierać się w stronę wolnego stolika.

- Dla ciebie mam lokalne piwo. Usiądźmy tutaj.

- Czuję się jak zwierzę w zoo. Czy oni kiedyś przestaną się gapić?

- Tylko wtedy, jeśli wejdzie ktoś bardziej interesujący. Masz. Spróbuj tego. - Podała mu butelkę. - Wyrosną ci od tego włosy na klacie.

Ich spojrzenia spotkały się, a Kyla poczuła, że jej serce zaczyna bić szybciej. Po co wygaduje takie głupstwa, skoro tak bardzo stara się nie myśleć o jego ciele?

- Sugeruję, żebyś przestała na mnie patrzeć w ten sposób. Chyba że chcesz, by cała wyspa zaczęła plotkować - rzekł Ethan łagodnym tonem i sięgnął po butelkę.

- To nie ja patrzę na ciebie, tylko ty na mnie. Poza tym, jeśli wchodzę do baru z mężczyzną, to ludzie i tak będą plotkować. Takie życie.

- Przepraszam. Nie zwykłem być w centrum uwagi. Czyżby? Kyla postawiłaby każdy zakład, że Ethan, gdziekolwiek wchodzi, przyciąga uwagę wszystkich kobiet. Ale być może nie zdaje sobie z tego sprawy.

- Czy to ci przeszkadza?

- Nie. A tobie? Uśmiechnęła się.

- Spędziłam tu większość życia. Przyzwyczaiłam się. Ale wiem, że Catherine czasami doprowadzało to do szału.

- Jaka ona była?

- No... - Zastanawiała się, dlaczego go to interesuje. - Pełna życia, trochę niekonwencjonalna, zalotna, zabawna. Miała ostry język i była strasznie niecierpliwa.

- Jak poznała Logana?

- Podróżowała i któregoś dnia zawitała na wyspę. Spotkali się i przespali ze sobą. Catherine zaszła w ciążę. Pobrali się. Wszystko na odwrót, więc nie zaczynaj tego tematu z moją matką. - A potem... - Kyla zawiesiła głos i westchnęła - a potem wszystko poszło nie tak.

- To dlatego Logan nie chce, żeby kobiety rodziły w domu?

- Dziwisz mu się? Po tym, co się stało, odsyła wszystkie do szpitala, jak tylko pojawią się pierwsze skurcze.

- A Evanna się z nim nie zgadza?

- Evanna jest położną. Chce, żeby każda kobieta rodziła tak, jak ma na to ochotę. Ale jednocześnie akceptuje ograniczenia, jakie narzuca życie w takim miejscu.

- Rozumiem niechęć Logana.

- Miejscowe kobiety znają przypadek Catherine i potrafią to uszanować. Szczerze mówiąc, większość z nich woli mieć gwarancję, że rodzą na wyspecjalizowanym oddziale, więc nie mamy aż tak dużo próśb o porody w domu. No, umieram z głodu. Muszę coś zamówić, zanim zemdleję. - Odwróciła się i zerknęła na tablicę wiszącą na ścianie. - Mają tu niesamowite potrawy. Na co masz ochotę?

- Zdecyduj za mnie. Tylko muszę cię ostrzec, że nie cierpię baraniny.

- Mięczak. - Napotkała wzrok Jima, przewoźnika z promu, który popijał piwo z jednym z miejscowych rybaków. Mrugnął do niej, a ona uśmiechnęła się szeroko. - Proponuję polędwicę a la Wellington. Jest wyśmienita.

- Czuję się tak, jakby wszyscy o mnie wszystko wiedzieli - powiedział Ethan. - Czy tu w ogóle można się z kimś tak po prostu spotykać? Jest miejsce na prywatność?

- Jeśli chodzi o spotykanie się, to nie jest tak źle - odrzekła Kyla. - Gorzej z prywatnością. Trzeba umieć ignorować ciekawskie spojrzenia. A poza tym, my się nie spotykamy. Jesteśmy tylko znajomymi z pracy, którzy wyszli na wspólny posiłek.

Przytrzymał jej spojrzenie.

- No właśnie. Jesteśmy znajomymi.

Nie przestawali na siebie patrzeć. Kyla dostrzegła jego zaciśnięte usta i wyczuła wzrastające w nim napięcie.

- Powinniśmy coś zamówić.

- Tak. - Oderwał od niej wzrok i przeniósł go na bar.

- Poprosimy dwa razy polędwicę - powiedziała szybko Kyla, gdy Ben pojawił się przy ich stoliku. - Dzięki, Ben.

Barman przyjął zamówienie i zapytał:

- Jak się czuje mała Shelley?

- Dobrze.

- Mary strasznie się martwi.

- Wiem. - Kyla mówiła ściszonym głosem. - Zrobimy wszystko, żeby jej pomóc, Ben.

Skinął głową.

- Zadzwoń do mnie, kiedy już będzie coś wiadomo. - Odszedł w stronę baru, a Ethan patrzył za nim zdumionym wzrokiem.

- Skąd on wie o Shelley? I skąd tyle wie o Dougu? Jak w ogóle można zachować tajemnicę lekarską na tej wyspie?

- Doug pracuje dla niego, a Ben jest kuzynem Mary. Ale pozostaje faktem, że ludzie dowiadują się wszystkiego pięć sekund po tym, jak postawisz diagnozę. Poza tym Ben jest w załodze łodzi ratunkowej Glenmore, więc w naszej społeczności jest kimś wyjątkowym.

- Wyspa ma łódź ratunkową?

- Tak. Cumuje przy nabrzeżu. Nie widziałeś jej?

- Ostatnio byłem tam w dniu przyjazdu. Dużo mają wezwań?

- Niestety tak. Zwłaszcza latem. Przeważnie od ludzi spacerujących po klifach. Zapuszczają się na dół, żeby zobaczyć piękne zatoczki, i odcina ich przypływ. A jeśli potrzebna jest pomoc medyczna, wzywają Logana. Jak widzisz, wszyscy pracujemy razem. Tak, interesujemy się sobą nawzajem, ale nie nadużywamy tego zaufania. Jest sposób, żeby odpowiadać na pytania, a jednocześnie się nie wygadać. Mogę cię zapewnić, że gdy tylko poinformujesz Mary o wynikach, ona zadzwoni do co najmniej pięciu osób. A każda z nich zadzwoni do kolejnych pięciu. Ale to ich sprawa.

Ethan pokręcił głową.

- W Londynie jest inaczej.

- Właśnie dlatego mieszkamy tutaj. - Przechyliła głowę, jakby chciała mu rzucić wyzwanie. - Nie dostrzegasz pozytywów. Jak chociażby tego, że tutaj wszyscy są częścią nieformalnej grupy wsparcia. Kiedy pani Linton spadła ze schodów, ktoś zadzwonił do nas w ciągu godziny, bo zauważył, że jej kosz na śmieci nie jest odstawiony na swoje miejsce. W Londynie leżałaby na podłodze przez tydzień, zanim ktoś zorientowałby się, że coś jest nie tak.

- Pewnie nawet dłużej - powiedział oschle Ethan i dopił piwo. - No dobra, przekonałaś mnie. Widzę, że są jakieś pozytywy.

- Ale nie jest to miejsce, w którym mógłbyś osiąść na stałe - powiedziała baz zastanowienia. Zamarła i zganiła się w duchu za swą niedyskrecję.

Dlaczego to powiedziała? Co się z nią dzieje? Przecież nie chce, żeby został tu na wieczność. Chciała tylko... chciała zaszaleć. Przyznała to w końcu przed samą sobą. Pragnęła przeżyć szaloną i namiętną przygodę z niewiarygodnie przystojnym mężczyzną, a Ethan Walker doskonale się do tego nadaje.

- A ty? - zapytał spokojnym tonem, podając jej sztućce. - Jesteś świetnie wykwalifikowaną pielęgniarką. Czy kiedykolwiek myślałaś o tym, żeby stąd wyjechać?

- Co masz na myśli? Czy ludzie na wyspie zasługują na gorszy los niż ci na lądzie?

- Nie o to mi chodzi - powiedział cierpko. - Jesteś bardzo drażliwa. Przestań mi skakać do gardła. Zastanawiam się tylko, czy nie jesteś tym wszystkim znudzona.

- Uczyłam się w dużym mieście i to mi wystarczy. Tutaj jestem bardziej niezależna. Czasem wydaje mi się, że anonimowość jest przeceniana. - Przez chwilę ; bawiła się jedzeniem na talerzu, po czym podniosła wzrok. - Lubię ludzi, Ethan. Lubię wiedzieć, co się u nich dzieje. Nie przeszkadza mi nawet fakt, że oni wiedzą, co robię, zanim w ogóle zacznę to robić. Lubię uczucie przynależności. Odpowiada mi świadomość, że gdzieś tam jest grupa ludzi, która chce działać wspólnie i sobie pomagać. W miastach na okrągło czytasz o morderstwach i napaściach, podczas gdy tu... - Zawiesiła głos i wzruszyła ramionami.

- Czuję, że znów wracamy do problemu troski.

- W miastach ludzie zapewne też są troskliwi i opiekuńczy. Tylko życie płynie tam tak szybko, że nie ma okazji, żeby to okazać. Zazwyczaj nawet nie rozpoznajesz swoich sąsiadów.

Ethan zaśmiał się krótko.

- Przecież nie będziesz siedzieć tu bez końca, próbując wszystkich poznać.

- Mamy tutaj raczej stałą liczbę mieszkańców, z wyjątkiem sezonu turystycznego. Ludzie w miastach przychodzą i odchodzą, a tu znasz wszystkich. To duża różnica. Poza tym uwielbiam wyzwanie, jakim jest praca bez szpitalnego zaplecza. Dzięki temu jestem bardziej zaradna.

Kyla nagle zdała sobie sprawę, że ta rozmowa bardzo ją zaabsorbowała. W ogóle nie zauważyła, że skończyli jeść.

- Smakowało ci?

Zdziwione spojrzenie, jakie rzucił na swój pusty talerz, świadczyło o tym, że on również nie myślał o posiłku.

- Bardzo. Sos był wyborny.

- Zamówić kawę? Ethan spojrzał na nią.

- Wypijmy kawę w domu. Tam przynajmniej nikt nie będzie nas obserwował.

Uśmiechnęła się.

- Dobry pomysł.

Co go opętało, by proponować jej coś takiego? Przecież powinien trzymać się od niej jak najdalej.

Zły na siebie, postanowił, że spotkanie przy kawie będzie krótkie i oficjalne.

- Ethan? Wszystko gra? - Glos Kyli miał łagodną i lekko chropawą barwę.

- Nic mi nie jest. - Czuł na sobie jej wzrok. - Jak sobie radzi Doug? Czy Logan ma jakieś wieści ze szpitala?

- Sądzę, że jest dużo lepiej. Chyba jest już spokojniejszy. Leslie dba o niego i spędza przy nim każdą minutę. Jadę tam jutro, żeby zapytać, czy mogę jej pomóc jakoś to wszystko ogarnąć.

I o to chodzi, powiedział w duchu Ethan, kiedy doszli do domu. Rozmowa o pracy jest najbezpieczniejsza. Szybka kawa. Krótka pogawędka. I nie będzie jej dotykać.

Wytrwał w swoim postanowieniu do momentu, w którym weszła do kuchni. Ciągle miała na sobie dżinsy, ale dodała do tego seksowne buty na obcasie i błękitny rozpinany sweterek, który podkreślał kolor jej oczu.

- Wstawię wodę - powiedziała wesoło, sięgając po kubki i kawę. - Możemy zejść na plażę, jeśli masz ochotę. Cudownie jest siedzieć na piasku i w ciemności obserwować gwiazdy.

Poczuł, że zalewa go fala gorąca.

- Tu jest dobrze - powiedział zmienionym głosem i potarł ręką kark. Ciemność i gwiazdy nie są mu potrzebne. - W kuchni jest w sam raz - powtórzył, a w duchu ucieszył się, że w świetle żarówki nie ma nic romantycznego.

- Zgoda. Jeśli tak wolisz. - Rzuciła mu zdziwione spojrzenie. - Czy zdajesz sobie sprawę, że jesteś tu od dwóch tygodni, a ja ciągle prawie nic o tobie nie wiem?

I o to mu właśnie chodzi.

- Po prostu nie ma o czym mówić.

- Chyba raczej nie ma rzeczy, o których ty chciałbyś opowiadać. - Nalała wody do czajnika. - Gdzie ostatnio pracowałeś?

- W piekle - wyszeptał do siebie, a głośno powiedział: - Za granicą.

Zaśmiała się cicho i odwróciła, aby spojrzeć mu w twarz.

- Nigdy się nie wygadasz, co, Ethan? Czy nikt ci nigdy nie powiedział, że rozmowa nie polega na wymianie krótkich słów?

- Nie potrafię rozmawiać. Powinnaś już to wiedzieć.

Nigdy wcześniej nie widział tak błękitnych oczu. I tak niezwykle długich nóg.

- Powinienem iść...

Po chwili wahania zbliżyła się do niego, zmniejszając dystans, który on wcześniej przezornie zachował.

- Nie wypiłeś kawy.

Nie zorientował się nawet, kto kogo pierwszy dotknął. Nagle jej ramiona oplotły jego szyję, a ich usta zetknęły się w namiętnym pocałunku.

Dobre intencje gdzieś się ulotniły, tak jak sumienie, które dotychczas go powstrzymywało. Jego ręce błądziły po jej ciele. Całował ją zachłannie. Przesunął dłonie na jej biodra, by mocniej przycisnąć ją do siebie. Jej smak i zapach niebezpiecznie nim zawładnęły. Oderwał usta od jej warg i zaczął całować jej szyję.

- Ethan... - wyszeptała i przylgnęła do niego całym ciałem. Ten ruch wystarczył, by zatracił się bez reszty.

Znów odnalazł jej usta, a ręce wsunął pod bluzkę, aby delikatnie pieścić jej gładką opaloną skórę.

Całe jego ciało płonęło. Poczuł, że Kyla drżącymi dłońmi zaczyna rozpinać mu koszulę. Dotyk jej palców na jego nagim torsie sprawił, że odzyskał zmysły.

Jeszcze chwila i przekroczyliby granicę.

- Kyla... - Z trudem oderwał od niej wargi i zmusił się, by cofnąć ręce od jej złocistej skóry. - Powinniśmy przestać. To nie jest dobry pomysł.

Jęknęła i spróbowała przytulić się do niego ponownie, ale on cofnął się o krok, oddychając ciężko.

- Kyla, nie.

- Dlaczego? Co się stało? - Usta miała nabrzmiałe i zaczerwienione od jego pocałunków.

Ethan zacisnął zęby, przypominając sobie po raz kolejny, że Kyla nic o nim nie wie. Ale gdyby się dowiedziała...

- Zaufaj mi. To pomyłka.

Cofnęła się, a kiedy przemówiła, głos jej się łamał.

- Czy naprawdę czujesz, że to pomyłka, Ethan? Nie. Ale są jeszcze inne okoliczności, które nakazują mu zachować rozsądek.

- Musimy zapomnieć o tym, co się wydarzyło.

- Dlaczego? - Błękitne oczy błądziły po jego twarzy w poszukiwaniu odpowiedzi. - Przecież ty też tego chciałeś.

- Wiem.

- Więc...

- Nie potrafię tego wyjaśnić. Nie chodzi o ciebie, tylko o mnie - wyrzucił z siebie i desperacko złapał za klamkę. - A teraz muszę iść do domu.

- Ale...

- Dobranoc, Kyla. Dziękuję za kolację.

Nie czekał na odpowiedź. Po prostu wyszedł.

Kiedy dotarł do domu, zapalił światło w kuchni i wyciągnął list. Musi przypomnieć sobie, po co tak naprawdę tu przyjechał.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Następnego dnia wszedł do jej gabinetu zamaszystym krokiem.

- Mam wyniki badania krwi Shelley. Kyla osłupiała. Tylko tyle?

Ich pocałunek prawie zatrząsł całą wyspą, a on tylko to ma jej do powiedzenia?

Serce biło jej szybko w oczekiwaniu na jakiekolwiek słowa odnoszące się do tego, co zaszło poprzedniego wieczoru, ale Ethan pozostawał rzeczowy, zimny i niedostępny. Jak gdyby ten pocałunek nie miał miejsca.

Kyla wzięła głęboki oddech. Wciąż nie mogła uwierzyć, że przerwał wszystko tak gwałtownie. Pytanie tylko dlaczego? Evanna miała rację. Ten facet coś ukrywa. Zdecydowała, że to nie czas i miejsce na trudne rozmowy i spojrzała na niego wyczekująco.

- Jaka diagnoza?

- To na pewno choroba Werlhofa. Ale poziom płytek krwi nie jest najgorszy, więc miejmy nadzieję, że po kilku miesiącach nastąpi samoistna remisja. Rozmawiałem z hematologiem. Powiedział, żeby na razie nic z tym nie robić. Będziemy po prostu regularnie badać krew i obserwować, czy choroba nie postępuje.

- To dobra wiadomość. - Kyla odetchnęła z ulgą. - Mary się ucieszy.

- Już do niej dzwoniłem i poprosiłem, żeby przyszły do przychodni. O piątej. Pomyślałem, że pewnie chciałabyś przy tym być.

- Jasne. Dzięki. - Czy on w ogóle nie zamierza poruszyć tematu pocałunku? Czy chce zapomnieć o całej sprawie i nigdy do niej nie wracać?

Jakby czytając w jej myślach, spojrzał na nią, a serce Kyli zabiło mocniej. Zacisnął usta, odchrząknął i powiedział:

- Muszę iść.

- Jasne. - Głos uwiązł jej w gardle.

Ethan gwałtownie wciągnął powietrze, odwrócił się i pospiesznie opuścił gabinet.

Kyla patrzyła za nim i czuła narastającą irytację. Chciała wybiec i zadać mu pytania, które same cisnęły jej się na usta: W co ty ze mną grasz? Chcesz zignorować to, co się między nami dzieje?

A może wszystko jej się tylko przywidziało, a on nie jest nią w ogóle zainteresowany...

- Mężczyźni! - mruknęła do siebie. - Jak oni mogą oskarżać nas, kobiety, że jesteśmy skomplikowane?

Do końca dnia próbowała skupić się na pracy, a o piątej poszła do gabinetu Ethana.

- Mary i Shelley zaraz będą. - Spojrzała na niego, starając się przezwyciężyć strach, jaki budziło w niej jego oficjalne zachowanie. - Znowu włożyłeś garnitur.

- Jestem w pracy. - Uśmiechnął się słabo.

- I taki strój pomaga ci zachować dystans? - zapytała bez zastanowienia i natychmiast pożałowała, że nie potrafi trzymać języka za zębami.

- To nie jest odpowiednia pora, Kylo. - Patrzył na nią spokojnie.

Kyla zarumieniła się. Była wściekła na siebie, bo doskonale o tym wiedziała. Zraniona i zagubiona odwróciła się, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.

Mary Hiller wprowadziła Shelley do gabinetu, a Ethan natychmiast wskazał im krzesła.

- Proszę, usiądźcie. Widzę, że się martwicie, więc przejdźmy od razu do rzeczy. - Przedstawił w skrócie wyniki badań.

- Proszę dokładniej opowiedzieć mi o tej chorobie. Co to dokładnie oznacza? - Na twarzy Mary pojawiło się uczucie ulgi.

- Chodzi o to, że we krwi jest za mało czerwonych krwinek. Na pewno wie pani z biologii, że to one w głównej mierze odpowiedzialne są za krzepliwość.

- Więc skoro Shelley nie ma ich w odpowiedniej ilości, to może krwawić?

- Właśnie. Dlatego ma więcej siniaków niż zwykle.

- A co jest przyczyną choroby?

- To schorzenie autoimmunologiczne. Innymi słowy organizm zwraca się sam przeciwko sobie. W tym przypadku atakuje płytki krwi. A co do przyczyn, większość fachowców twierdzi, że u dzieci przyczyną jest wirus.

- Nie można tego leczyć?

- Leczenie nie zawsze jest konieczne. Zwłaszcza u dzieci. Zazwyczaj same sobie z tym radzą, bez żadnej medycznej interwencji.

- A co, jeśli będzie miała problemy?

Ethan sięgnął po długopis i zapisał coś na kartce.

- To mój numer. - Wręczył kartkę Mary. - Jeśli nie zastanie mnie pani w gabinecie, proszę śmiało dzwonić, gdyby coś panią zaniepokoiło. Będziemy robić regularne badania krwi, żeby zobaczyć, czy ilość płytek wraca do normy.

Kyla skinęła głową, na potwierdzenie jego słów. Może nosić garnitur i wydawać się niedostępny, ale dla zmartwionych pacjentów jest otwarty i nie budzi w nich strachu.

Mary pieczołowicie złożyła kartkę i schowała ją do torebki.

- A czy Shelley musi zrezygnować ze sportu? Ona uwielbia netball.

- W obecnej sytuacji nie ma takiej potrzeby. - Ethan zanotował coś jeszcze. - Jeśli okaże się, że poziom płytek spada, wtedy lepiej, żeby unikała sportów kontaktowych.

Uspokojona Mary opuściła gabinet, a Kyla przywołała na twarz wymuszony uśmiech.

- Bardzo dobrze tłumaczysz.

- Mimo że noszę garnitur? - zażartował, ale Kyla czuła się zbyt niepewnie, by odpowiedzieć mu w ten sam sposób.

- Dziękuję, że poświęciłeś im tyle czasu - rzekła szybko, idąc w kierunku drzwi. Musi uciec. Jego obecność całkowicie wytrąca ją z równowagi. On tego tak nie odbiera, więc im szybciej się z tym pogodzi, tym lepiej dla nich obojga. - Muszę iść.

- Kyla, poczekaj. - Zatrzymała się w pół ruchu i zacisnęła dłoń na klamce.

- Nie teraz, Ethanie - powiedziała cicho, patrząc przed siebie. - Jak sam mówiłeś, to nie jest dobry moment.

Ethan patrzył na nią, czując narastającą frustrację. Dlaczego ona i dlaczego właśnie teraz?

Gwałtownym ruchem rozluźnił krawat i zaklął cicho. Zranił jej uczucia. Kyla myśli, że ją odtrącił, ale nie miał prawa postąpić inaczej.

Tępo patrzył w okno, obserwując pierwsze czarne chmury, które pojawiły się na niebie.

Oczywiście, mógłby powiedzieć jej prawdę. Wyjawić, kim jest i dlaczego tu przyjechał.

Ale jeszcze nie jest na to gotowy.

Wciąż jest tyle rzeczy, których nie rozumie. Musi wyjaśnić wszystkie kwestie, które go nurtują. Może wtedy zajmie się Kylą MacNeil.

Ona zaś czuła się jak skończona idiotka.

Wsiadła do samochodu, rzucając ukradkowe spojrzenie w kierunku czarnego sportowego auta, które stało obok. Eleganckie i wytworne. Zupełnie jak jego właściciel, pomyślała smutno i opuściła parking przychodni.

Ethan Walker nie pasuje do tego miejsca i nigdy nie zainteresuje się taką kobietą jak ona.

Zmarszczyła brwi, analizując własne myśli. Jakie to patetyczne, pomyślała ze złością i gwałtownie zmieniła bieg. Strasznie nisko się ceni. Nie o to chodzi, że nie jest dla niego wystarczająco dobra. Tyle że są związki, które nie mają prawa bytu. I to jest najwyraźniej jeden z nich.

To prawda, jest między nimi chemia. Wręcz niezwykła. Ale ich życie jest całkiem odmienne. Cenią różne wartości. Są po prostu... inni.

Nie ma wątpliwości, że Ethan jest doskonałym lekarzem i ma świetny kontakt z pacjentami, ale też wyraźnie trzyma się na uboczu. Jest taki - szukała odpowiedniego określenia - powściągliwy.

Czasami, kiedy towarzyszył im na kolacji u Logana, łapała go na tym, że bacznie ich wszystkich obserwuje.

Przypomniała sobie, co powiedział jej o swoim dzieciństwie. O rozwodzie rodziców. O braku zainteresowania z ich strony.

Westchnęła i postanowiła wpaść do Leslie i Douga. Teraz potrzebują wsparcia, a ona będzie mogła zapomnieć na chwilę o swoich problemach. Musi przestać myśleć o Ethanie, postanowiła w drodze do McDonaldsów.

Przestanie patrzeć, jak biega co rano po plaży, skończy wynajdywać powody, by porozmawiać z nim w jego gabinecie i wreszcie wyrzuci z pamięci tamten pocałunek.

Zaparkowała samochód przed domem.

- Jest tu kto? - Drzwi wejściowe były otwarte, więc zajrzała do środka. - Halo!

Z kuchni wyszła Leslie.

- Proszę wejść, siostro MacNeil! - powiedziała dziarsko, ocierając ręce w fartuch. - Twój pacjent jest w ogrodzie, ale zgodnie z zaleceniami był już dziś na spacerze. Tyle że na krótkim. Przechadzał się tylko koło domu. Napijesz się herbaty? Właśnie zagotowałam wodę.

- Z przyjemnością. - Kyla weszła do kuchni. - Nie pamiętam już, kiedy ostatnio jadłam lunch.

Leslie cmoknęła z dezaprobatą.

- Wszyscy za ciężko pracujecie w tej przychodni, ale jesteśmy wam wdzięczni. Strach pomyśleć, jak byśmy skończyli bez was. - Zawahała się. - Doug i ja tyle wam zawdzięczamy. I temu nowemu lekarzowi. W szpitalu byli pod wrażeniem tego, jak dobrze zajęliście się Dougiem. Prawdopodobnie uratowaliście mu życie.

- Robiliśmy, co do nas należy, Leslie - powiedziała Kyla łagodnie - i niczego nam nie zawdzięczacie. Dobrze, że Ben tak szybko przywiózł do nas Douga.

- Ben to dobry człowiek. - Leslie pokiwała głową. - A teraz brakuje mu ludzi do pracy w pubie.

- Da sobie radę. - Kyla spojrzała w okno i zobaczyła Douga wpatrującego się w ogród. - Jak on się ma?

- Bóle się już nie powtórzyły, ale jest zmęczony. W szpitalu powiedzieli mu, że takie może być działanie leków. I że doktor Walker zmieni dawkę, jeśli będzie trzeba.

- Chodziło mi bardziej o stronę psychiczną. - Kyla odwróciła się. - Doug jest bardzo aktywnym człowiekiem. Jak sobie radzi z tym, że musi spasować?

- Nie miał wyjścia, ale myślę, że bardzo go to denerwuje. - Leslie przyglądała się mężowi przez chwilę, a potem uśmiechnęła się pogodnie. - No tak, ale co to ja miałam zrobić? Aha, herbatę. Zaproponowałabym kawałek ciasta, ale kiedy wróciliśmy ze szpitala, zrobiłam czystkę w szafkach i wyrzuciłam wszystkie niezdrowe produkty. Mamy tylko owoce.

- Dobrze, że dbasz o jego dietę.

Leslie wrzuciła torebki herbaty do imbryka.

- Trudno myśleć o czymkolwiek innym - mruknęła, a Kyla położyła jej dłoń na ramieniu.

- Rozmawiałaś z kimś?

- Ja? - Ręce Leslie zadrżały i rozlała wrzątek.

- Dlaczego miałabym z kimś rozmawiać? To nie ja jestem chora.

- To dotyczy was obojga - szepnęła Kyla, odbierając jej czajnik i odstawiając go na bok. Sięgnęła po ścierkę i wytarła wodę. - To duży stres. Musisz być silna za was dwoje. To bardzo trudne.

- Nic mi nie jest - powiedziała żywo Leslie i uśmiechnęła się trochę zbyt pogodnie. - Idź do Douga, ja zaraz do was dołączę.

- Właściwie to chciałabym porozmawiać z tobą.

- Ale ja nie jestem chora. - Leslie złożyła ręcznik kuchenny z przesadną starannością. Nagle na jej twarzy pojawił się grymas, a ręce kurczowo się zacisnęły. - Cały czas się boję, że on umrze - przyznała cicho.

- Za każdym razem, kiedy wstaje z fotela, chciałabym go powstrzymać. Chcę krzyknąć, żeby się nie ruszał, a oni każą mu zacząć ćwiczyć. Ma zacząć rehabilitację. - Leslie pociągnęła nosem. - Nie chcę, żeby podnosił filiżankę, a co dopiero ćwiczył!

- Och, Leslie. - Głos Kyli przepełniało współczucie. Podeszła do kobiety i uściskała ją. - Rehabilitacja jest bardzo ważna po ataku serca. Wiem, że cię to przeraża, ale trzeba powoli zwiększać wysiłek fizyczny.

- Dostał nagranie wideo i broszurki. I będzie musiał zrzucić kilka kilogramów.

- To prawda. - Kyla pokiwała głową. - Ale nie chodzi tylko o dietę i ćwiczenia, Leslie. Obojgu wam potrzeba emocjonalnego wsparcia. Żebyście mogli zacząć na nowo żyć.

- Czy to w ogóle jest możliwe?

- Na pewno - powiedziała Kyla łagodnie. - Wiesz, że możecie na nas liczyć.

- Ale nie możecie mi obiecać, że wszystko będzie dobrze, prawda? Nie macie gwarancji, że to się nie powtórzy.

- Nie - przyznała szczerze Kyla. - W życiu niczego nie można zagwarantować. Ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Wielu ludzi po ataku serca żyje normalnie do późnej starości.

- W nocy boję się zasnąć, bo on może mnie potrzebować.

- To normalne, Leslie. Może mi nie uwierzysz, ale to uczucie z czasem minie i oboje staniecie na nogi. Będziesz zaskoczona, jak dobrze potraficie sobie z tym radzić. Wiem z doświadczenia. Zobaczysz, że po kilku tygodniach zostanie tylko wspomnienie.

- Tak myślisz? Cały czas widzę go, jak leży na szpitalnym łóżku, z maską tlenową na twarzy. Słyszę te wszystkie urządzenia. Wyobrażam sobie, że nasza mała Andrea mogłaby zostać bez ojca. - Leslie urwała i przykryła usta dłonią, powstrzymując łzy.

- Ale przecież on żyje - powiedziała Kyla spokojnie. - Musisz pamiętać, że wszyscy o was myślą. Na miejscu jest dwóch lekarzy, a poza tym Doug będzie pod stałą opieką szpitala.

- Myślałam, że oszaleję od dźwięku tych stale pikających aparatów. - Leslie zaśmiała się gorzko. - Teraz mi ich brakuje, bo kiedy je słyszałam, przynajmniej miałam pewność, że on żyje.

- To naturalne, że czujesz się niepewnie, ale nie jesteś sama, pamiętaj.

- Leslie, czy to Kyla? - dobiegł z ogrodu głos Douga. Leslie odchrząknęła i odwróciła się do zlewu, by przemyć twarz zimną wodą.

- Tylko nie mów mu, że się martwię - powiedziała szorstko, ocierając twarz ręcznikiem i wygładzając sukienkę. - Niepotrzebny mu dodatkowy stres.

- Myślisz, że on nie wie? - Kyla potrząsnęła głową i uśmiechnęła się. - Pójdę i chwilę z nim porozmawiam, a ty się uspokój. Może przyniesiesz herbatę, kiedy już ochłoniesz?

- Tak zrobię. I Kylo... - zatrzymała ją Leslie.

- Tak?

- Dziękuję. Dobra z ciebie dziewczyna.

Kyla rzuciła się w wir pracy, by nie myśleć o Ethanie.

W drodze do domu często wpadała do McDonaldsów i odwiedzała Aislę. Przyjmowała wszystkich pacjentów i wypełniła swój grafik dyżurami. Wieczorem wykończona padała na łóżko i śniła o Ethanie.

Jego początkowa niepewność co do kontaktów towarzyskich z Loganem i Kirsty minęła i teraz często wpadał do nich na kolację. Pojawił się nawet na pierwszych urodzinach dziewczynki, obdarowując ją, ku jej nieopisanej radości, ogromnym pluszowym misiem.

Kyla zaczęła więc odwiedzać Kirsty w ciągu dnia, by uniknąć spotkania z Ethanem. Wieczorami zaś przesiadywała w kawiarni ciotki.

- Ostatnio często u nas bywasz - zauważyła ciotka i ostrożnie postawiła przed Kylą talerz gorącej zupy. - Czy coś się stało?

- Nie, skąd. - Kyla powąchała potrawę. - Pachnie fantastycznie. To nie moja wina, bo mając do wyboru samodzielne gotowanie albo stołowanie się tutaj, nawet się nie zastanawiam, co lepsze.

- Kyla. - Ciotka usiadła naprzeciwko niej. - Znam cię całe życie i widzę, że coś cię trapi.

- Zupełnie nic.

- A czy to „nic” przypadkiem nie nosi garnituru i nie jeździ sportowym autem?

Kyla podniosła wzrok znad talerza.

- Nie wiem, o czym mówisz.

- Czyżby? To jest wyspa, Kylo. Nic tu nie pozostaje niezauważone. - Glos ciotki był łagodny. - Masz prawo do prywatności, jeśli tego właśnie chcesz. Ale przypominam, że masz tu rodzinę, która cię kocha. Nie zapominaj o tym.

Kyla przełknęła ślinę.

- On nie jest zainteresowany, ciociu Meg.

- Wydaje mi się, że on coś ukrywa.

- Mówisz zupełnie jak Evanna. - Kyla uśmiechnęła się krzywo. - Ona też twierdzi, że Ethan ma jakieś sekrety.

- Może ma, a może po prostu musi kilka rzeczy przemyśleć, a Glenmore to całkiem dobre miejsce.

Kyla potrząsnęła głową.

- Nie chcę mu się narzucać.

- To dlatego objadasz mnie tu ze wszystkiego? - Meg podsunęła jej kilka kawałków chleba. - On spędza czas z twoim bratem, a ty go unikasz.

- Uwielbiam tu jadać i z tobą przebywać - powiedziała Kyla w poczuciu winy.

- Nie musisz mi tego mówić. - Meg prychnęła. - Ja się nie obrażam, tylko po prostu się o ciebie martwię, dziewczyno.

- Niepotrzebnie, dam sobie radę. - Kyla wstała, by uściskać ciotkę. - Dziękuję.

- Jedz - ciotka przytuliła ją i dodała: - zanim zupa całkiem ostygnie.

Kyla dokończyła kolację, zastanawiając się, czy ktoś jeszcze zauważył, że spędza teraz dużo czasu w kawiarni, zamiast starym zwyczajem przesiadywać w ogrodzie Logana.

Przemyślała wszystko tej nocy i następnego dnia, kiedy Evanna zaprosiła ją na wspólny piknik na plaży, Kyla zdecydowała się przyjąć zaproszenie.

Nie chciała narażać się na sarkastyczne uwagi Logana, więc włożyła sandały, wzięła lodówkę turystyczną i zeszła na plażę. Evanna rozkładała koc w kratę i starała się jednocześnie kontrolować rozbrykane dziecko.

- Nie jedz piasku - upomniała dziewczynkę. Uśmiechając się, wzięła ją na kolana i przytuliła. - Idź na chwilę do cioci Kyli, a ja przygotuję jedzenie.

- Przyniosłam quiche i sałatkę. - Kyla postawiła lodówkę na kocu i pocałowała siostrzenicę.

Podszedł do nich Logan. Jego mokre ciało lśniło kropelkami morskiej wody.

- Całkiem przyjemnie.

- Innymi słowy woda jest lodowata - roześmiała się Evanna, podając mu ręcznik. - Szybko. Wytrzyj się.

Logan posłał Kyli pytające spojrzenie.

- A niech mnie, moja zaginiona siostra. Gdzie się podziewałaś przez cały tydzień? - Wytarł się i włożył koszulkę. - Nie było cię nigdzie widać.

- Byłam kilka razy u cioci Meg - odparła Kyla obojętnie, jedząc pomidora. Podniosła głowę, by coś dodać, gdy nagle zobaczyła idącego w ich stronę Ethana.

Słowa uwięzły jej w gardle.

- Kyla - powiedziała Evanna - brudzisz koc.

Ze zdenerwowania nie zauważyła, że upuściła pomidora.

- Przepraszam. - Nie miała pojęcia, że on też tu będzie. Serce tłukło jej się jak oszalałe, więc próbowała się uspokoić.

Unikała go przez cały tydzień. Zmuszała się, by nie obserwować go, jak biega o poranku. Nawet udało jej się zapomnieć na chwilę o tamtym pocałunku.

Myślała, że nieźle sobie radzi. A teraz, kiedy czuła przyspieszone bicie serca, wiedziała, że to nieprawda.

Ethan ciągle tak samo na nią działa.

- Przepraszam za spóźnienie. - Miał na sobie krótkie dżinsy i luźny sprany T-shirt, jego twarz pokrywał delikatny zarost. Kyla pomyślała, że w życiu nie widziała bardziej seksownego mężczyzny.

- Teraz zabrzmiałeś jak prawdziwy mieszczuch - powiedział Logan, podając mu butelkę piwa. - Trzymaj. Dzisiaj ja mam dyżur.

Ethan podziękował mu skinieniem głowy.

- Mam nadzieję, że będziesz miał spokojniejszą noc niż ja.

Logan uśmiechnął się krzywo i spojrzał na córkę.

- Pewnie nie, ale z innych przyczyn. Zakładam, że kilka razy musiałeś się zrywać.

- Jak na taką małą wyspę, jest tu co robić. - Wypił łyk piwa, a Kyla złapała się na tym, że go obserwuje.

Te usta jej dotykały. Te ręce... Ethan pochwycił jej spojrzenie i spojrzał jej prosto w oczy. Żadne z nich nie powiedziało słowa, a napięcie między nimi rosło. Kyla nie mogła oderwać wzroku od Ethana i czuła, że on prowadzi taką samą wewnętrzną walkę. Wtedy niespodziewanie Kirsty wdrapała się na jej kolana i pociągnęła ją za włosy.

- Au! - Czar prysł. Kyla chwyciła pulchną piąstkę Kirsty i wyplątała ją ze swoich włosów. - Musimy nauczyć cię czegoś nowego.

Ku jej zaskoczeniu Ethan odstawił piwo i pochylił się nad Kirsty.

- Ja się nią zajmę. - Ukucnął, uśmiechając się do dziewczynki. - Masz ochotę pobawić się na falach?

Kirsty wyglądała niepewnie, a kiedy Ethan wziął ją na ręce, zesztywniała i poszukała wzrokiem Logana.

- Córeczka tatusia. - Logan uśmiechnął się dumnie i pogładził uspokajająco jedwabiste loki dziecka.

Ethan łagodnie powiedział do małej kilka słów, wskazując na mewę, a twarz Kirsty rozjaśnił uśmiech aprobaty. Zapomniała o swoich uprzedzeniach do nieznajomego mężczyzny i gaworząc wesoło, z zapałem chwyciła go za włosy.

- Zostałeś wyróżniony zauważyła Evanna, sięgając po słone paluszki. - Ona tak robi tylko tym, których naprawdę kocha.

Ethan skrzywił się z bólu i wywinął się z uścisku. Z rozbawieniem w oczach zwrócił się do Logana:

- Mogę ją wziąć do wody?

- Jasne. Ona to uwielbia. Eve, zrobiłaś może swojego sławnego kurczaka z orzechami? - Logan nachylił się nad koszykiem i studiował jego zawartość, po czym wziął kawałek świeżego mango. - Wygląda to przepysznie.

- To jest karaibska sałatka owocowa, na później. - Evanna zabrała mu miskę. - Zostaw. Zawsze zjadasz wszystko w niewłaściwej kolejności.

Czując, że to dobry moment, by na chwilę zostawić tych dwoje sam na sam, Kyla wstała i z ociąganiem podążyła za Ethanem w kierunku morza. Dotąd próbowała trzymać się od niego z daleka, ale teraz bardzo chciała, by Logan i Evanna zostali na chwilę sami.

Niezadowolona, że czuje się nieswojo na własnym terytorium, przyglądała się scence na brzegu morza.

Ethan zdjął Kirsty skarpetki i wetknął je sobie do kieszeni spodenek. Trzymał ją mocno w pasie, delikatnie zanurzając jej stopki w bijących o brzeg falach. Kirsty chichotała z uciechy i wierzgała nóżkami.

Kyla wzruszyła się, widząc zachwyt na twarzy siostrzenicy, a potem spojrzała na Ethana. Nigdy dotąd nie widziała, by uśmiechał się w taki sposób. Chłód i rezerwa zniknęły. Ich miejsce zajęła czułość. Pierwszy raz był tak odprężony. Podniósł Kirsty, uciekając przed zbyt wysoką falą. Śmiał się i przemawiał do niej cicho.

Kyla poczuła ucisk w gardle. Było coś niebywale poruszającego w tym zestawieniu silnego, zamkniętego w sobie człowieka z niewinnym dzieckiem.

Ethan nagle podniósł Kirsty i wziął ją w ramiona, a Kyla spojrzała na jego twarz. Zobaczyła w niej tęsknotę i niewypowiedziany smutek. Instynktownie przesunęła się w jego kierunku, ale po chwili się zatrzymała. Nie mogła go pocieszyć i wesprzeć, skoro już raz to odrzucił. Każdy taki gest z jej strony może być źle odebrany. Poza tym Ethan już wiele razy dał jej do zrozumienia, że nie jest skory do zwierzeń. Co on w ogóle o sobie powiedział? Prawie nic.

Kyla rzuciła ostatnie powłóczyste spojrzenie w stronę Ethana i odwróciła się. Nie wiedziała, co go gnębi, ale była pewna, że nie do niej należy pocieszanie go. Odrzucił wszystko, co chciała mu ofiarować.

Pożałowała, że w ogóle dała się namówić na ten piknik. Może za jakiś czas będzie w stanie patrzeć na Ethana jak na zwykłego kolegę z pracy. Teraz jeszcze nie jest na to gotowa. Miała bolesną świadomość jego obecności. Olbrzymim wysiłkiem woli powstrzymywała się od tego, by na niego nie patrzeć.

Uklękła na kocu i sięgnęła po talerz.

- Dziękuję za zaproszenie, ale zjem coś szybko i polecę.

- Skąd ten pośpiech? - Logan podał jej kawałek bagietki. - Nie widzieliśmy się przez cały tydzień. Co się z tobą dzieje? Zachowujesz się jakoś dziwnie.

- Nieprawda.

- Zwykle wkładasz kostium i idziesz popływać.

- Mam dużo pracy w domu. W tym tygodniu nawet nie miałam kiedy posprzątać.

- Ale przecież ty nie znosisz sprzątać - zdziwił się Logan. - A poza tym...

- Oj, daj spokój, Logan - wtrąciła Evanna, podając mu talerz z kurczakiem. - Przestań ją kontrolować. Kyla sama najlepiej wie, czy musi spędzić ten wieczór w domu, czy nie. A tymczasem może spróbujesz mojego kurczaka? Tylko pilnuj, żeby nie dostał się w ręce Kirsty.

Kyla w myślach błogosławiła Evannę za jej wyczucie taktu. Zarumieniła się lekko, czując na sobie badawczy wzrok Logana. A więc on wie.

Wyczytała to z jego twarzy. Uśmiechnęła się słabo i wzruszyła ramionami. Jej brat jest bardzo bystry, jeśli chodzi o sprawy innych ludzi, skonstatowała Kyla. Inaczej jest, jeśli chodzi o jego własne życie. Kiedy wreszcie zauważy, że Evanna jest dla niego stworzona?

Ethan wrócił do nich i podał Kirsty Loganowi.

- Ona uwielbia wodę.

- Wiadomo, w końcu tu się urodziła. Zanim skończy cztery lata, będzie już pływać jak mała syrenka. - Logan uśmiechnął się szeroko. - Tak jak ciocia Kyla.

- Ja miałam trzy.

- I skakałaś do wody ze skał. „Uważaj na siostrę, Logan”. - Logan zacytował słowa matki. - Nie miałaś w ogóle poczucia zagrożenia.

- Nie można żyć w ciągłym strachu. - Kyla skończyła jeść, nie patrząc na Ethana. Miała ochotę popływać, ale nie teraz. Nie w jego obecności. Pójdzie do domu i poczeka, aż skończą piknik, a potem wróci na plażę. - Idę.

Wstała energicznie i strzepnęła okruchy ze spodni.

- Dzięki, Evanno. Wszystko było pyszne. Do zobaczenia jutro. Logan, nie zapomnij zadzwonić do mamy. Nigdy nie może cię zastać, kiedy dzwoni, żeby omówić urodziny cioci Meg.

Ethan bacznie ją obserwował. Czuła na sobie jego spojrzenie. Zmusiła się, by spojrzeć na niego obojętnie i uśmiechnęła się.

- Cześć, Ethan. Do zobaczenia jutro.

Nie zatrzymuj się. Idź i nie odwracaj głowy. Są jeszcze inni mężczyźni, rozmyślała Kyla, idąc w stronę domu. Mili. Nieskomplikowani. Pewnego dnia i ona takiego spotka.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Ethan zawahał się, stojąc pod drzwiami Kyli. Wiedział, że nie powinien tu się znaleźć. Przez niego ona unika swej rodziny. Zacisnął zęby i podniósł rękę, by zapukać, ale w tym samym momencie Kyla weszła do kuchni i go zobaczyła.

Z pewnością właśnie wzięła prysznic. Miała na sobie szorty i kusą bluzeczkę. Jej wilgotne włosy opadały na ramiona.

Ich oczy spotkały się na dłużą chwilę. Zastanawiał się, czy Kyla może go tak po prostu zignorować.

Chwilę potem otworzyła drzwi.

- Czy coś się stało? Właśnie kładłam się do łóżka. Do łóżka? Czy tak wygląda ktoś, kto idzie spać? Ethan poczuł, że puls mu przyspiesza i nagle zdał sobie sprawę, że lepiej byłoby, gdyby odłożył tę wizytę na jutro. Mógłby wytłumaczyć jej wszystko za dnia, kiedy Kyla ma na sobie granatowy kitel. Chociaż w jej przypadku nawet służbowe ubranie nie jest w stanie wiele ukryć.

- Ethan? - Zmarszczyła brwi. - O co chodzi? Zebrał się na odwagę.

- Idziesz spać? Nie ma jeszcze dziewiątej.

- Jestem zmęczona.

- Mogę wejść?

Niespodziewanie stali się powściągliwi. Ostrożni.

- Po co?

- Ponieważ muszę cię przeprosić - przeszedł prosto do sedna - i ponieważ musimy porozmawiać.

Kyla nie miała zamiaru udawać, że nie wie, o co mu chodzi. Nie należała do kobiet, które lubią gierki.

- To było ponad tydzień temu. Nie ma o czym mówić - Próbowałem udawać, że nie ma to dla mnie znaczenia, ale nie udało się. I tobie też nie, prawda? Nie widziałem cię u Logana w tym tygodniu. - Domyślił się, że w ten sposób Kyla próbuje uniknąć spotkania.

Gwałtownie nabrała powietrza.

- Byłam zajęta, Ethan.

- Zajęta unikaniem mnie. Zesztywniała.

- Nawet jeśli tak, to co z tego? Potrafię odczytywać sygnały. Wyraziłeś się jasno, a mnie nie trzeba dwa razy powtarzać.

- A gdybym powiedział, że źle mnie zrozumiałaś?

- Sądziłabym, że kłamiesz. - Przechyliła głowę. - Potrafię poznać, kiedy ktoś mnie odtrąca.

- Ja cię nie odtrąciłem, Kyla.

- W takim razie moja znajomość mowy ciała nie jest tak dobra, jak sądziłam.

Nie spodziewał się po niej takiego chłodu. Przeczesał włosy palcami.

- Nie odtrąciłem cię. Byłem od tego daleki. Uwierz mi. Ale wszystko się skomplikowało.

- A ja nie chcę, żeby skomplikowało się jeszcze bardziej. Dobranoc, Ethan.

Zrobiła taki gest, jakby chciała zamknąć drzwi. Ethan powstrzymał ją i wszedł do środka.

- Odejdę, kiedy wysłuchasz mnie do końca. Jest coś, co muszę ci powiedzieć. Pewnie powinienem był zrobić to wcześniej, ale nie potrafiłem.

Kyla zawahała się, ale wpuściła go do środka, nie zamknąwszy drzwi.

- No dobrze. Słucham. Zamierzasz mi powiedzieć, że ten pocałunek to pomyłka?

- To nie była pomyłka. Po prostu tego nie planowałem.

- Planujesz wszystko, co dzieje się w twoim życiu?

- Nie. Są jednak rzeczy, które muszę ci wyjaśnić, zanim dalej w to zabrniemy.

Znów pojawiła się między nimi chemia. Powietrze w kuchni szybko stało się ciężkie. Nagle Ethanowi zaschło w gardle.

- Nic nie musisz mi wyjaśniać.

- Muszę. Kyla. To ważne - powiedział zachrypniętym głosem.

- W takim razie słucham.

Łatwo powiedzieć, tylko że nic nie przychodziło mu do głowy. Nie miał pojęcia, od czego zacząć. Nie wie nawet, gdzie jest początek.

- Jesteś żonaty? - Zdumiało go, z jaką łatwością zadała to pytanie.

- Skąd ci to przyszło do głowy? Nie jestem żonaty.

- Zatem cała reszta nie ma znaczenia. - W jej głosie jest tyle przekonania. Dla niej wszystko w życiu jest takie proste.

Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Pomyślał, że będzie się martwił o wszystko później. Objęła go, a on poczuł ciepło jej szczupłego ciała. Zapomniał o powodach, dla których nie powinien był tego robić. Nie chciał myśleć, że Kyla znienawidzi go, gdy zorientuje się, kim on jest. Chciał ją posiąść. Jego dłonie wędrowały po jej udach, gdy nagłe usłyszeli walenie w drzwi. Ethan zmiął w ustach przekleństwo.

- Co za wyczucie! - syknęła Kyla. Oboje pomyśleli, że nie jest to najlepsza pora na odwiedziny. - Muszę sprawdzić, kto to.

- Jest dość późno. Spodziewasz się kogoś?

- Nie, ale ludzie tutaj tak właśnie robią. Szczególnie jeśli mają kłopoty. - Zmarszczyła brwi i ruszyła w kierunku drzwi wejściowych.

- Aisla?

Ethan po głosie poznał, że jest zaskoczona. Zastanawiał się, co sprowadza Aislę o tak późnej porze, i to w taką pogodę. Może to znowu cukrzyca.

Potem usłyszał przerażony glos.

- Fraser. Zniknął.

- Jak to zniknął?

- Nie wiem. Powiedział, że idzie na noc do Hamisha. Ale u nich go nie ma, bo przed chwilą rozmawiałam z jego mamą. Hamish też nie ma pojęcia, gdzie może być mój syn.

- Ma bujną wyobraźnię. Pewnie się gdzieś bawi.

- Ale zaraz się ściemni. - Aisla ukryła twarz w dłoniach.

- Ciągle mu powtarzałam, że nie powinien się oddalać, ale on wymyka się, kiedy nie patrzę. Jestem okropną matką.

- To nieprawda - zaprzeczyła pospiesznie Kyla - i postaraj się nie panikować. Pewnie poszedł do jakiegoś kolegi i zapomniał zadzwonić. Pytałaś Paula Westona? Henry'ego Masona? Może oni coś wiedzą...

- Dzwoniłam do obu, ale go nie widzieli.

- Wobec tego ja zadzwonię do Ann Carne. - Kyla sięgnęła po telefon. - Może ona nam pomoże.

Nie bacząc na konsekwencje ujawnienia swojej obecności w domu Kyli, Ethan podszedł i zapytał:

- Gdzie zwykle Fraser się bawi?

Aisla spojrzała na niego przestraszona.

- Nie wiem, może na plaży? To jego ulubione miejsce. Ciągle tam siedzi i rozmyśla o wikingach. Wyobraża sobie różne historie.

Kyla odłożyła słuchawkę - Ann Carne mówi, że był dziś w szkole do lunchu, a potem zwolnił się z powodu wizyty u lekarza. Dał jej usprawiedliwienie.

Aisla wpatrywała się w Kylę.

- Nie miał żadnego usprawiedliwienia. Mój Boże...

- Na pewno jest jakieś racjonalne wytłumaczenie. - Kyla włożyła tenisówki i sięgnęła po płaszcz. - Musimy po prostu przestać panikować i logicznie pomyśleć. Trzeba też powiadomić Nicka Hilliera. Postawi na nogi całą wyspę, jeśli będzie trzeba. Do tego czasu poszukamy go na własną rękę.

Po raz kolejny Ethan zauważył, że w trudnych sytuacjach wszyscy zwracają się o pomoc do Kyli.

- Pójdę z tobą. Wezmę tylko kurtkę i kluczyki.

- Wracaj do domu - rzekła Kyla do Aisli. - Zawiadomisz nas, gdyby wrócił. Będę miała włączoną komórkę. Zadzwoń teraz do Nicka.

Ethan dołączył do Kyli na plaży.

- Zbliża się sztorm. Warto zadzwonić do straży przybrzeżnej. Jeśli Fraser chodził po klifach, mógł wpaść do morza. - Ethan wpatrywał się we wzburzone fale. Starał się nie wyobrażać sobie, co mogło chłopcu się przytrafić.

- Nawet o tym nie myśl - powiedziała Kyla i przyspieszyła kroku. - Fraser nie jest głupi. Poza tym byliśmy tu wcześniej. Gdyby się tu kręcił, to byśmy go zauważyli.

- Jeśli oczywiście nie poszedł na inną plażę. Oboje zatrzymali się, nawołując, jednak wiatr zagłuszał ich krzyki.

- Jeśli zamierzał iść na wagary, po co w ogóle pokazywał się w szkole? To nie ma sensu. - Kyla zatrzymała się, aby odgarnąć z twarzy rozwiane włosy.

- Myślisz, że to ma znaczenie?

- Nie wiem. Być może. Zadzwonię raz jeszcze do Ann Carne, ale z domu. Tutaj wiatr wszystko zagłusza. Ethan... - Spojrzała na niego. - Myślę, że masz rację. Powinniśmy zawiadomić straż przybrzeżną.

Wrócili do domu, by zadzwonić. Kiedy Ethan skończył rozmawiać, Kyla wpatrywała się w niego zaniepokojona.

- Rozmawiałam z Ann Carne. Ostatnią lekcją rano była historia. Mówili o wikingach i Celtach.

Ethan próbował nadążyć za tokiem jej myśli.

- Dlaczego to takie ważne?

- Ponieważ najbardziej krwawa bitwa w historii tej wyspy rozegrała się między Celtami i wikingami.

- A Fraser uwielbia historię. - Ethan nagle zrozumiał.

- Gdzie to było?

- W zamku.

Ethan uśmiechnął się ponuro i chwycił klucze.

- No to chodźmy.

Kyla owinęła się płaszczem i spojrzała w niebo. Ethan dodał gazu.

- Nadciąga burza. Miejmy nadzieję, że zdążymy go odnaleźć.

- On wcale nie musi być w pobliżu zamku. Możemy się mylić. Jak blisko da się tam podjechać?

- Jeszcze kawałek. Stąd musimy iść pieszo. - Kyla odpięła pas i wysiadła z samochodu, zanim Ethan zdążył zgasić silnik. - Dzieci rzeczywiście czasami tu przychodzą, żeby się bawić. W ciągu dnia przewodnicy opowiadają przerażające historie o lochach.

- Takie opowieści mają trafić do bujnej wyobraźni dwunastolatka.

- Właśnie.

- A czy dziś nie było przewodników? Jeśli wpadł tam po południu, z pewnością ktoś go widział.

Kyla pokręciła głową.

- Nie. Zamek jest czynny od dziesiątej do drugiej. Na pewno czekał, aż wszyscy wyjdą.

- Nie miałem jeszcze okazji obejrzeć ruin.

- Są cudowne. Przypomnij mi, żebym cię tutaj zabrała w bardziej sprzyjających okolicznościach. - Puściła się biegiem, myśląc o Fraserze.

Co on sobie myślał? Dokąd mógł pójść? Wspięła się na starą kamienną drogę prowadzącą do zamku.

- Fraser? Fraser! - Wiatr zagłuszał jej krzyk. Zrozpaczona spojrzała na Ethana. - Nawet jeśli tu jest, to i tak nas nie usłyszy.

- W takim razie musimy go poszukać.

- To miejsce to labirynt, a poza tym robi się ciemno.

Nagle zdała sobie sprawę, że w ogóle o tym nie pomyślała. Odetchnęła z ulgą, kiedy Ethan podał jej latarkę.

- Dzięki Bogu choć jedno z nas ma głowę na karku.

- Ale to ty wpadłaś na pomysł, żeby tu przyjść - rzekł Ethan i oświetlił drogę. - Jeśli tu jest, powinien dostrzec światło.

- Tak sobie myślę, że chyba nie robi tego celowo. Nie chciałby martwić swojej mamy.

- A jednak poszedł na wagary.

- Ale po południu. - Kyla przygryzła wargę. - Założę się, że miał zamiar wrócić do domu o zwykłej porze, tak żeby mama nic nie zauważyła. Pamiętasz ten dzień, kiedy po mnie przyszedł? Nie chciał, żeby Aisla się dowiedziała. On naprawdę się o nią martwi.

- Myślisz, że coś mu się stało?

- Tak. - Kyla kiwnęła głową i wzięła głęboki oddech. - Tego się właśnie obawiam.

- Więc musimy szukać.

- Tylko bądź ostrożny, kiedy pójdziesz wzdłuż szańców. Za nimi jest urwisko. - Miała głęboką nadzieję, że Fraser tamtędy nie poszedł.

Otuliła się płaszczem i zaczęła przeszukiwać ruiny kawałek po kawałku. Nic jednak nie znalazła. Kiedy spotkała się z Ethanem, była już bliska paniki.

- Nic. Ani śladu. To nie był najlepszy pomysł. Tu go nie ma.

- Nie wrócił też do domu. Dzwoniłem do Nicka Hilliera, żeby to sprawdzić.

Wiatr wiał coraz mocniej, więc schronili się za wyższym fragmentem muru.

- Wspominałaś coś o lochach.

- Tak, ale nie można już do nich wchodzić, bo to niebezpieczne. Zamknięto je dla zwiedzających kilka lat temu... - Kyla urwała przerażona. - Nie, nie zrobiłby tego.

Ethan potrząsnął nią delikatnie.

- Gdzie jest wejście?

- W baszcie jest tunel, ale zablokowany. Niemożliwe, żeby...

- Skąd wiesz o tym przejściu? - Ethan już szedł w kierunku baszty.

- Bo w jego wieku robiłam to samo - szepnęła Kyla i podążyła za Ethanem.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Tunel był ciemny. Czuć w nim było wilgoć i stęchliznę.

- Tu przynajmniej słyszymy własne myśli mruknął Ethan, kierując światło latarki pod nogi. Przy każdym kroku rozlegał się plusk. - Strasznie tu mokro.

Kyla potknęła się i chwyciła Ethana za ramię. Czuła, jak napinają się jego mięśnie.

- Idź ostrożnie. Podłoże jest bardzo zdradliwe.

- Może spróbujmy krzyknąć. - Stanęła bez ruchu. - Fraser! Fraser!

Jej głos odbijał się echem od ścian, ale odpowiedziała jej tylko głucha cisza, przerywana odgłosem kapiącej wody.

- To jest jak szukanie igły w stogu siana - powiedziała, kiedy powoli przesuwali się w głąb tunelu. - Może on siedzi teraz w domu i...

- Cii... - Ethan chwycił ją za ramię. - Coś słyszałem. Kyla zamarła. Teraz i ona coś usłyszała.

- Co to było?

- Nie wiem, ale to nie był wiatr ani woda, więc lepiej sprawdźmy. Jak daleko jest wejście do piwnic?

- Nie pamiętam. Od lat tu nie byłam, ale wydaje mi się, że to daleko. Krata jest zamknięta, ale jest też szczelina. - Kyla włączyła latarkę i kiwnęła głową. - Tutaj, widzisz?

- Chcesz mi powiedzieć, że kiedyś sama się tędy prześliznęłaś?

- Miałam wtedy dwanaście lat - mruknęła. Wtedy oboje usłyszeli jakiś hałas i natychmiast rozpoznali głos.

- Fraser! - krzyknęła Kyla, przysuwając się bliżej krat. - Fraser! Czy to ty? Jesteś tam na dole?

- Nie mogę wyjść! - Jego głos był cienki i piskliwy, a Kyla poczuła, że serce podeszło jej do gardła.

- Spokojnie, tylko bez paniki, Fraser. Wszystko będzie dobrze. Wyciągniemy cię. - Prawie się roześmiała, słuchając własnych słów. Bo niby jak to zrobić?

Zanosi się na sztorm, Fraser tkwi uwięziony pod ziemią, a nikt inny nie ma pojęcia, gdzie się znajdują.

- Musimy tylko... musimy... - Po raz pierwszy zabrakło jej pomysłu i spojrzała bezradnie na Ethana. - Nie wiem, co musimy zrobić. Jak my go stamtąd wyciągniemy?

- Sposobem. - Ethan zachował spokój. - Najpierw musimy do niego zejść, a potem zobaczymy, jak go wydostać. Będzie nam potrzebna pomoc. Wyjdę na powierzchnię i zawołam Nicka. Potrzebujemy kilku ludzi na górze i liny. Zaraz wracam.

Jego opanowanie i pewność dodały jej odwagi.

- Jesteście tam? - Słaby i drżący głos Frasera dobiegał z dużej odległości.

- Ja jestem i nigdzie się stąd nie ruszę. Wybrałeś sobie niezłe miejsce na kryjówkę przed sztormem.

- Tu jest strasznie ciemno. - Drżenie w jego głosie sprawiło, że serce Kyli ścisnęło się ze współczucia. On musi być przerażony.

- Jak się tam dostałeś, Fraser?

- Otworzyłem kratę. Chciałem tylko popatrzeć, a potem wpadłem. Nie pamiętam, co było później.

Pewnie stracił przytomność. Kyla na chwilę zamknęła oczy i spróbowała sobie wyobrazić jego strach.

- Zaraz cię wyciągniemy. - Spojrzała za siebie i zobaczyła światło latarki Ethana. To dodało jej otuchy. Nagle zdała sobie sprawę z tego, co przed chwilą powiedział chłopak.

- Otworzyłeś kratę? Fraser? Mówiłeś, że ją otworzyłeś? Jak? Jest zaryglowana.

- Ale można ją otworzyć. Zawiasy są przerdzewiałe.

- Pomoc jest w drodze. - Ethan stanął obok Kyli.

- Co robisz?

- Nie przeszedł przez szczelinę, tylko tędy. Można to otworzyć. - Szarpnęła mocno, a cała konstrukcja drgnęła.

- Siostro MacNeil? - rozległ się z dołu głos chłopca. - Dziwnie się czuję.

- To znaczy jak? - Z pomocą Ethana udało jej się otworzyć przejście. - Mów coś do mnie, Fraser.

Nastąpiła długa cisza, a Kyla z przerażeniem pomyślała, że Fraser stracił przytomność. Wtedy usłyszała go znowu, ale tym razem jego głos był znacznie słabszy.

- Kręci mi się w głowie i jest mi niedobrze. Po co tu w ogóle przyszedłem! Chcę do mamy. - Rozpacz dziecka chwyciła Kylę za serce. Ethan wręczył jej latarkę.

- Trzymaj się, Fraser! - powiedział, chcąc dodać chłopcu otuchy. - Schodzę do ciebie.

- Nie możesz tego zrobić. - Kyla chwyciła go za ramię, ale uwolnił się od jej uścisku.

- Muszę. Nie wiemy, jakie ma obrażenia.

- Nie możesz tak po prostu skoczyć. To za głęboko. Połamiesz się.

- Nie będę skakał. - Zdjął płaszcz. - Zejdę, przytrzymując się wyłomów w ścianie.

- Żartujesz? - Patrzyła na niego z niedowierzaniem.

- Zostań tu, a kiedy cię poproszę, podaj mi latarkę. Fraser? - krzyknął i zaczął przeciskać się przez otwór. - Idę do ciebie. Trzymaj się!

Nie usłyszeli żadnej odpowiedzi, jedynie plusk wody. Nagle Kyla poczuła falę mdłości. Powinna była powstrzymać Ethana, ale wiedziała, że życie Frasera może wisieć na włosku.

Ethan stanął pewniej i wyciągnął rękę.

- Daj mi latarkę.

- Ale nie będziesz mógł się przytrzymać i...

- Kyla! Latarka!

- Już. - Powstrzymała się przed ostrzeżeniem, by uważał. Już dawno przestali być ostrożni.

Ethan chwycił latarkę w zęby i zaczął się zsuwać z zadziwiającą zręcznością.

Piętnaście minut, myślała Kyla, czując, jak serce wali jej w piersi. Tyle zajmie Nickowi i całej reszcie dotarcie na miejsce. Oby tylko dla Frasera nie było to zbyt długo.

Nie mieli pojęcia, jak rozległe są obrażenia chłopca.

- Kyla! Jestem na dole. - Głos Ethana odbijał się echem z wnętrza piwnicy. - Możesz mi poświecić? Cholernie tu ciemno.

Spełniła jego prośbę, czując ulgę, że nic mu się nie stało. Nagle usłyszała nad sobą jakiś hałas i uświadomiła sobie, że przybyła pomoc.

- Już tu są! Ethan, dotarłeś do Frasera? Nic mu nie jest? - Nagle zapragnęła znaleźć się na dole. Tu czuła się bezradna.

- Ma okropną ranę na czole i kilka siniaków, ale chyba nic nie złamał. Jest przytomny, tylko osłabiony.

Kyla słyszała, jak Ethan rozmawia z chłopcem, a potem za jej plecami rozległy się kroki. Odwróciła się i zobaczyła Logana, Nicka i dwóch innych ratowników.

- Wzięliśmy liny. Na górze jest jeszcze dodatkowy sprzęt. - Nick zapalił latarkę na hełmie. - Jak to wygląda?

- Ethan jest na dole, więc powinno pójść łatwo - powiedziała Kyla.

- Zrzucimy uprząż? - Logan zwrócił się do Bena.

- Możemy go tak wyciągnąć.

Ben przytaknął skinieniem głowy.

- To chyba najszybszy sposób, jeśli chłopak da radę. Jest przytomny?

- Tak myślę - rzekła Kyla, a Ben zmarszczył brwi.

- Jak, do diabła, Ethan się tam dostał?

- Zszedł po ścianie.

- Bez liny?

Kyla wyczuła naganę w głosie Bena i spojrzała na niego ze zniecierpliwieniem.

- Fraser przestał odpowiadać. Martwiliśmy się o niego. Na naszym miejscu czekałbyś na linę?

- Raczej nie. - Ben uśmiechnął się przepraszająco.

- Słuszna decyzja. Odważny facet. Wiszę mu kolejne piwo. Dobra, miejmy to już za sobą. Pogoda się pogarsza i jeśli okaże się, że trzeba będzie przetransportować go do szpitala, to lepiej się pospieszmy.

Logan porozumiał się z Ethanem, oceniając sytuację i ustalając, w jaki sposób najłatwiej wyciągnąć Frasera.

- No to do roboty.

Wszystko działo się błyskawicznie. Rzucili linę Ethanowi, a kilka chwil później Kyla zobaczyła w szybie czubek głowy chłopca. Odetchnęła z ulgą i poczuła, że trzęsą jej się ręce. Tak bardzo się o niego bała.

Twarz pokrywał mu kurz i zaschnięta krew. Pomimo uśmiechu, którym próbował pokryć zmieszanie, Kyla odgadła, że Fraser powstrzymuje łzy.

Logan posadził go na wilgotnej podłodze tunelu.

- Dzielny chłopak. - Kyla objęła Frasera. - Gdybyś walczył w szeregach Celtów, wikingowie nie mieliby żadnych szans. - Przytuliła go mocniej.

- Mama mnie zabije - szepnął, szczękając zębami.

- To jest prawdopodobne - przytaknął Ben, okrywając chłopca kocem. - Ale później ucieszy się, że nic ci nie jest. Ten opatrunek przesiąka. Kyla? Logan?

- Już sprawdzam. - Kyla delikatnie odchyliła gazę na czole Frasera i przyjrzała się ranie. Była głęboka i miała poszarpane brzegi. - Zrobię ci na razie większy opatrunek. - Jasne było, że trzeba będzie założyć szwy. Kyla zerknęła na Logana, który skinął na znak, że rozumie.

- Chciałbym, żebyś odpowiedział mi na parę pytań, Fraser - powiedział Logan z pozoru obojętnym tonem, świecąc prosto w oczy chłopca, by sprawdzić reakcję źrenic. - Jaki jest dziś dzień?

Fraser odpowiedział, a Logan schował latarkę do kieszeni.

- Jak ma na imię twoja mama?

- Aisla. I na pewno mnie zabije.

- Będę cię bronił - odrzekł Logan z uśmiechem. - Jak głowa?

- Lepiej.

- Nadal masz mdłości? Fraser zaprzeczył.

- Wydaje mu się - wtrącił Ethan, który właśnie do nich dotarł - że stracił przytomność, kiedy upadł, ale nie jestem tego pewien.

- Wyślesz go na tomografię? - zapytała Kyla.

- Nie sądzę, że teraz jest to konieczne - odparł spokojnie Ethan. - Uderzył się, ale nie ma żadnych klinicznych objawów wskazujących na uszkodzenie czaszki. Proponowałbym go obserwować.

Logan się z nim zgodził.

- Zabierzmy go do przychodni - powiedział cicho. - Tam go dokładnie obejrzymy. Założę mu szwy, zbadam, a potem zobaczymy. Może zostać u mnie na noc, żebym mógł go mieć pod kontrolą.

- Jest u ciebie Evanna? - zapytała Kyla, wciąż obejmując Frasera.

- Tak, przyszła zająć się Kirsty, kiedy dostałem wasz telefon. Ona też może go przypilnować. - Położył dłoń na ramieniu Frasera i uścisnął go. - Wszyscy będziemy na ciebie uważać.

- Nigdy nie mówiłeś, że potrafisz się wspinać - Kyla zwróciła się do Ethana.

- Nie pytałaś.

- A czy ty nigdy nie mówisz nic o sobie, dopóki ktoś tego z ciebie nie wyciągnie?

Ethan wytarł rękawem błoto z policzka.

- Wiesz, że nie jestem zbyt rozmowny. - Dotknął głowy Frasera. - Dobrze się spisałeś. Jak się czujesz?

- W porządku. - Fraser spojrzał na niego i połączyła ich nagle nić zrozumienia. - Dziękuję.

- Nie ma za co. - Na poważnej twarzy Ethana pojawił się słaby uśmiech.

Logan przyjrzał się Kyli i Ethanowi.

- Wyglądacie paskudnie. Ja mam dzisiaj dyżur, więc idźcie wziąć prysznic. Zajmę się tu wszystkim, ale nie wyłączajcie telefonów, na wypadek gdybym was potrzebował.

Sztorm zaczął się o świcie.

Słysząc uporczywe łomotanie, Ethan ocknął się z niespokojnego snu. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że dźwięk dochodzi od drzwi.

Jakiś problem z Fraserem?

Zanim się położył, zadzwonił do Logana, ale ten zapewnił go, że chłopak śpi i wydaje się, że wszystko z nim w porządku.

Tym razem stukanie w drzwi było silniejsze niż poprzednio, więc zmusił się, by wstać z łóżka.

Naciągnął dżinsy, zastanawiając się, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Otworzył drzwi i zamarł.

Stała przed nim Kyla. Jej twarz zdradzała oznaki silnego podniecenia.

- Chodź ze mną. Chcę, żebyś coś zobaczył. Ethan otrząsnął się z resztek snu.

- Coś z Fraserem? Kiedy dzwoniłem, wszystko było dobrze.

- O ile mi wiadomo, z nim nic się nie zmieniło. Nie chodzi o niego i nie ma to związku z pracą. - Wyciągnęła do niego rękę. - Chodź.

- Teraz?

- Teraz jest najlepszy moment. - Uśmiechnęła się.

- Ale jest środek nocy, a na zewnątrz szalej e sztorm.

- Jeszcze się nie zaczął. Jest bardzo jasno. - W jej oczach pojawił się dziwny błysk. - Boisz się?

Wszystko w niej było pełne życia, a Ethan zdał sobie sprawę, że powinien odpowiedzieć twierdząco. Tak, boi się.

Ale nie burzy. Boi się jej. Swoich uczuć do niej. Tego, dokąd to wszystko ich zaprowadzi.

Nadal nie wyznał jej prawdy o sobie.

- Niczego nie zobaczymy w taką pogodę. Widoczność jest praktycznie żadna.

Rzuciła mu płaszcz i otworzyła drzwi frontowe. Wiatr próbował je znowu zamknąć, ale Kyla przytrzymała je i zapięła kurtkę.

- Dokąd idziemy? - Byli teraz na dworze, więc musiał przekrzyczeć wyjący wiatr, żeby go usłyszała.

- Z powrotem do zamku. Ale tym razem pieszo.

- Słucham? - Patrzył na nią z niedowierzaniem, zastanawiając się, co ją napadło. - Kyla, właśnie stamtąd wróciliśmy.

- To co innego. Mówiłeś, że nigdy nie widziałeś ruin.

- Ale jest burza i na dodatek wcale nie jest jasno.

- To najlepsza pora. Zaufaj mi.

Minęła samochód i skierowała się w stronę porośniętego trawą wzgórza prowadzącego do ruin. Postrzępione kontury zamku były ledwo widoczne w strugach deszczu. Ethan skrzywił się, wycierając twarz mokrą od deszczu i morskiej bryzy. Patrzył zdumiony na Kylę.

Szaleństwem jest wychodzić w taką pogodę, ale ona zdawała się nie widzieć w tym nic dziwnego. Był gotów stwierdzić, że obcowanie z żywiołem sprawia jej przyjemność. Nigdy nie widział Kyli tak szczęśliwej.

Jej zachowanie intrygowało go tym bardziej, że nie znał kobiety, która tak dobrze czułaby się w takich warunkach. Jest na wpół dzika, uznał, patrząc, jak przechodzi przez zamkniętą bramę i zaczyna wspinać się na wzgórze.

Walczyła z wiatrem, który próbował ją zawrócić z drogi, ale ona szła pewnie i z wdziękiem. Ethanowi nie pozostało nic innego, jak tylko pobiec za nią. Czuł euforię pomieszaną ze złością. Kyla przeszła przez zewnętrzny mur, z którego pozostało zaledwie kilka kamieni, i ruszyła w kierunku starego niszczejącego fortu.

- Musimy tam wejść - zawołała, a Ethan podszedł do niej i nagle zrozumiał, dlaczego go tu przywiodła.

Wściekle czerwone smugi przecinały niebo. Szary, przerażający zarys ruin zamku majaczył we mgle i strugach deszczu. Za nimi rozciągało się kipiące wściekle morze.

- Przemawia do wyobraźni, prawda? - Odgarnęła targane wiatrem włosy, wpatrzona w zachodnią część wyspy. - Wikingowie musieli być przerażeni, kiedy tu dotarli i zobaczyli zamek. Pewnie zastanawiali się, czy nie zawrócić. Zawsze, kiedy tu jestem w czasie sztormu, mam wrażenie, że w tym miejscu historia staje się wręcz namacalna.

- Jesteś taka sama jak Fraser. - Ethan nie mógł oderwać wzroku od jej profilu.

Odwróciła się do niego z uśmiechem.

- Warto było tu przyjść?

Przeniósł spojrzenie z jej twarzy, by popatrzeć na ruiny i wyłaniające się zza nich morze. Nigdy nie widział tak dzikiego, nastrojowego miejsca.

- Warto.

- To miejsce jest najpiękniejsze właśnie w taką pogodę.

Ethan roześmiał się i potrząsnął głową.

- Jesteś szalona, wiesz?

- Czyżby? - Silny podmuch wiatru sprawił, że na moment straciła równowagę i odruchowo chwyciła się Ethana. - Niedaleko wieży jest osłonięte miejsce, możemy tam usiąść i poczekać na wschód słońca.

- Nie wydaje mi się, że słońce w ogóle się pojawi - mruknął, wpatrując się w niebo, lecz mimo to poszedł za nią, omijając większe kamienie.

Po chwili znaleźli się przy wysokim murze.

- Kiedy byliśmy dziećmi, Logan i ja przychodziliśmy tu bawić się w wojowników. On był najeźdźcą, a ja broniłam zamku.

Wyobraził sobie ją w tej roli, z włosami opadającymi na plecy, z dumnie uniesioną głową i błyszczącymi oczami.

- Wylewałaś na niego wrzący olej?

- Nie, wiadra lodowatej wody. Zawsze idealnie trafiałam. Logan był wściekły. - Podeszła do Ethana i chwyciła poły jego kurtki. - Byłeś wczoraj bardzo dzielny, ratując Frasera. Działałeś jak jeden z nas.

Jej twarz była tak blisko, że niemal dotykali się policzkami. Ethan zacisnął zęby i patrzył przed siebie. Wiedział, że gdyby teraz odwrócił głowę, nie zapanowałby nad sobą.

- Nie jestem jednym z was - ostrzegł bardziej siebie niż ją. Ma jej jeszcze tak wiele do powiedzenia. Jednak kiedy świadomość wzajemnej bliskości ogarnęła ich oboje, zapomniał o wszystkim.

- Ale mógłbyś.

Otaczała go. Jej zapach, jej głos, bliskość. Rezerwa zamieniła się w nim w pożądanie. Oboje mieli świadomość tego, co musi nastąpić. I nagle wszystkie powody, które go przed tym powstrzymywały, zostały zdominowane przez to, czego naprawdę pragnął.

Objął jej szyję. Oddając się namiętnemu pocałunkowi, niecierpliwie rozpinała zamek kurtki, a Ethan zaczął zdejmować z niej resztę ubrania. Nie było czasu na zbędne gesty. Byli zapatrzeni w siebie, a ich spragnione pieszczot ciała domagały się bliskości. Kyla powtarzała jego imię, tuląc się do niego. Czuł, jak drżała. Oddychała gwałtownie w odpowiedzi na jego zachłanne pocałunki. Potem poczuł, jak wbija paznokcie w jego nagi tors. Dopiero wtedy zorientował się, że Kyla zaczęła go rozbierać. Miał rozpiętą koszulę, a jej dłonie błądził po jego ciele. Kiedy sięgnęła do spodni, Ethan wstrzymał oddech i chwycił ją za nadgarstki.

- Poczekaj. - Odsunął się trochę, próbując nad sobą zapanować. - Poczekaj.

- Nie mogę. I ty też. - Wspięła się na palce, szukając znów jego ust.

Ethan nie potrafił jasno myśleć. Patrzył na Kylę nieprzytomnym wzrokiem. Zdjął z niej szorty i bieliznę, po czym sięgnął dłonią w dół brzucha. Poczuł, jak jej palce znów manipulują przy jego spodniach, lecz tym razem jej nie powstrzymał. Pragnął jak najszybciej poznać wszystkie zakamarki jej ciała.

Później, kiedy Ethan myślał o tym, co się wydarzyło, wiedział, że było to nieuniknione. Już od pierwszego momentu, kiedy zobaczył ją na promie. Być może nie powinno do tego dojść tutaj, podczas burzy. To gorączkowe, zachłanne i desperackie zespolenie bliskie było w swej intensywności prymitywnym instynktom.

Kiedy podniósł ją i oparł plecami o stary kamienny mur, zastanawiał się, ile takich aktów zmysłowej desperacji w ciągu wieków widział już ten zamek.

Chwilę później nie był już w stanie myśleć, mógł tylko czuć. Płomień, który ich ogarnął, trawił ich ciała. Ruchy i gwałtowne oddechy stawały się jednym. I wtedy nadeszło spełnienie. Cudowne i przejmujące. Porwało ich oboje.

I nagle wiatr ustał, jakby zadowolony z tego, czego. dokonał. Oddychając ciężko, Ethan ostrożnie postawił Kylę na ziemi i próbował jasno pomyśleć. Był nadal zbyt oszołomiony, by coś powiedzieć.

Kyla drżała w jego ramionach, a splątane włosy opadały na jej nagie ciało. Znowu jej zapragnął. Wiedział, że nigdy się nią nie nasyci. Ujął jej twarz w dłonie, czując nagłą potrzebę podzielenia się z nią tymi emocjami.

- Kyla... - zaczął i zamilkł.

- Nic nie mów - szepnęła drżącym głosem, a on pochwycił jej spłoszone spojrzenie.

Wiedział, że go zrozumiała. Nie było słów, które mogłyby wyrazić to, co przed chwilą stało się ich udziałem.

Pogładził palcem jej pełne wargi. Przygryzła go delikatnie, a jej oczy wyrażały jego własne myśli.

Znów jej pragnął.

- Słońce wschodzi - powiedział cicho, mimo że byli sami i nikt nie mógł ich usłyszeć. - Burza się skończyła.

- Chodź, popatrzmy. - Ubrała się szybko, podeszła do niego i zaczęła zapinać guziki jego koszuli. - Uwielbiam twoje ciało, mówiłam ci to już?

Nie, ale on też nie powiedział, co sądzi o jej wyglądzie, choć przecież sposób, w jaki się kochali, nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Jej pytanie przypomniało obojgu nieprzyjemnie, że takie rozmowy nie są częścią ich codzienności, a to, co ich łączy, zbudowane jest na chwiejnym niebezpiecznym gruncie.

Wzięła go za rękę i poprowadziła wzdłuż niskiego, kamiennego muru.

- Stąd jest najpiękniejszy widok na wyspie. A taka pogoda jest najlepsza. Patrz.

Ethan siedział jak zauroczony. Słońce wynurzało się z nadal wzburzonego morza.

- Myślisz, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu? - Kyla chwyciła go za rękę.

- Co przez to rozumiesz?

Najprawdopodobniej wyczula znużenie w jego glosie, bo się uśmiechnęła.

- Że niektóre rzeczy muszą się zdarzyć. Pojawiłeś się znikąd. Szczęśliwym trafem. Mogłeś przecież uciec gdziekolwiek, a zalazłeś się właśnie tutaj.

Ethan poczuł, że ogarnia go chłód. To nie jest przypadek. I wcale nie pojawił się nie wiadomo skąd. Jej słowa boleśnie trafiały do jego świadomości, a magiczny nastrój chwili ulotnił się bezpowrotnie.

- Kyla...

- Nie teraz. - Położyła mu palec na ustach, nie pozwalając dokończyć zdania. - Teraz chcę, żebyś mnie jeszcze raz pocałował. A potem pójdziemy do domu i powtórzymy to wszystko w zwolnionym tempie.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Niestety, ich plany pokrzyżowała dziewczynka z atakiem astmy.

Logan nadal zajmował się Fraserem, który teraz wymiotował i uskarżał się na nieustające bóle głowy. Ethan nie miał więc innego wyjścia, jak tylko odprowadzić Kylę do domu i wrócić do pracy.

Z powrotem stał się nieobecny i zamknięty w sobie, a Kyla odczuła nagłą tęsknotę za tą cząstką jego osobowości, którą odkryła w ruinach zamku.

- Zobaczę, co z dzieckiem Robertsów, a potem się przebiorę i pójdę prosto do przychodni. Logan uważa, że będzie trzeba przewieźć Frasera do szpitala na tomografię.

Można by sądzić, że są tylko znajomymi z pracy, kiedy tak omawiali dalszy porządek dnia. Wizyta tu, zabieg tam.

Co się nagle stało? - zastanawiała się Kyla, wpatrując się tęsknie w twarz Ethana. Gdzie się podziała ta niezwykła bliskość, która jeszcze przed chwilą ich łączyła?

- Albo nie. Mogłabyś przywieźć mi garnitur do przychodni? - powiedział, wręczając jej. klucze. - Tak będzie szybciej, niż gdybym miał tu wracać.

- Oczywiście. - Wzięła klucze i czekała, aż Ethan powie coś, co wyrazi siłę tego, czego doświadczyli w czasie sztormu. Ale on nawet na nią nie spojrzał.

Jego przystojna twarz była ponura i poważna.

- No dobrze. - Zmusiła się, by jej głos zabrzmiał normalnie i nie zdradzał rozczarowania. - Przywiozę ci garnitur. Gdzie go znajdę?

- W szafie, w sypialni. Weź którykolwiek. I Kyla...

- W końcu na nią spojrzał, ale jego oczy były smutne.

- Dziś wieczorem musimy porozmawiać.

Porozmawiać? Patrzyła, jak idzie w stronę samochodu, i czuła ucisk w gardle. Miała złe przeczucia.

W jakiś niewytłumaczalny sposób zakochała się w tym dziwnym mężczyźnie. I jeszcze pięć minut temu mogłaby przysiąc, że on czuje to samo.

Czyżby to wszystko, co przeżyli w zamku, było tylko wytworem jej wyobraźni?

Pomyślała, że chyba popada w jakąś paranoję.

Nie ma się czym martwić.

Kiedy zdejmowała ubranie, była świadoma słodkiego bólu, jaki przenikał intymne części jej ciała. Na twarzy Kyli pojawił się mimowolny uśmiech. Na pewno żywi do niej jakieś uczucie. Jak inaczej mógłby kochać się z nią w taki sposób? Musi być po prostu cierpliwa.

On nie jest mężczyzną, który łatwo się otwiera.

Wysuszyła włosy, przebrała się w roboczy strój i wzięła klucze, które zostawił jej Ethan.

Wbiegła po schodach, wzięła garnitur i szybko opuściła dom. Kiedy kładła go na tylnym siedzeniu samochodu, zauważyła, że z kieszeni wypadł list. Już miała włożyć go z powrotem, gdy nagle jedno zdanie przykuło jej uwagę. Znieruchomiała w osłupieniu i zaczęła czytać.

- Czyli zamierzasz wysłać Frasera na tomografię? - zapytał Ethan, gdy Logan sięgał po słuchawkę.

- Tak, jestem pewny, że ma po prostu objawy wstrząśnienia mózgu, ale muszę to sprawdzić. Wolę być ostrożny... - Urwał, gdy drzwi recepcji otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich Kyla. - Moja siostra wstała dziś najwyraźniej lewą nogą.

Ethan poczuł nagły niepokój, gdy Kyla zatrzasnęła drzwi kopniakiem. Spojrzała na niego, a wtedy zrozumiał, że Kyla już wszystko wie.

Kiedy sztywnym krokiem podeszła do niego i wcisnęła mu w ręce garnitur, w jej oczach zobaczył pogardę.

- Garnitur, doktorze Walker. Proszę go szybko włożyć, bo w końcu to część pańskiego przebrania.

- Co się z tobą do diabła dzieje? - spytał zaskoczony Logan.

Kyla odwróciła się do niego. Jej oczy ciskały iskry.

- Lepiej spytaj o to doktora Walkera - powiedziała zjadliwym tonem, a Ethan gwałtownie nabrał powietrza.

- Kyla, może pójdziemy gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać? - zapytał.

- Żebyśmy nadal mogli ukrywać nasz sekret? A może raczej pański sekret. - Rzuciła mu oskarżycielskie spojrzenie. - Poza tym o jakiej rozmowie mówisz? Czy ty w ogóle kiedykolwiek rozmawiałeś? Wolisz raczej słuchać, prawda? Zwłaszcza jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć o innych ludziach.

Żałując, że tak długo zwlekał z ujawnieniem prawdy, zastanawiał się, jakim cudem zdoła się przed nią wytłumaczyć. Zwłaszcza że sam wszystkiego nie rozumie.

- Zaraz otwieramy przychodnię - wtrącił Logan spokojnie - więc przełóżcie tę kłótnię na później. I tak wystarczy już plotek.

- Ethan jest... - zaczęła Kyla.

- Nie chcę tego słuchać - uciął Logan stanowczo. - Idź się przygotować, porozmawiamy później.

Kyla zawahała się, walcząc z emocjami. Mrugnęła kilka razy, głośno przełknęła ślinę i z pochyloną głową odeszła w stronę swojego gabinetu.

Próbowała skupić się na pracy, ale na próżno. Nie wiedziała, czy ma płakać, czy walić na oślep pięściami. Wszystkie czynności wykonywała automatycznie.

Cały czas myślała tylko o Ethanie.

I o liście.

Wreszcie poddała się i poszła do gabinetu Evanny.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałam cię prosić, żebyś zajęła się resztą moich pacjentów. Jest ich jeszcze trzech, a ja w ogóle nie mogę się skupić. Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza, bo w przeciwnym razie obawiam się, że założę opatrunek komuś, kto przyszedł na EKG.

Evanna odłożyła opaskę uciskową.

- Co się dzieje? Źle się czujesz? Może to przez tę noc spędzoną w tunelu?

- Nie jestem chora - zapewniła ją przygnębiona Kyla. - Po prostu jest mi trochę... Muszę...

- Nie ma sprawy. - Evanna machnęła ręką. - Idź. Nie musisz mi niczego tłumaczyć.

Kyla uśmiechnęła się z wdzięcznością i szybko opuściła pokój, wpadając prosto na Ethana.

Spojrzeli na siebie. Kyla odetchnęła głęboko i ruszyła w stronę parkingu.

- Kyla, poczekaj! - zawołał Ethan, lecz ona zignorowała prośbę i przyspieszyła kroku.

Miał wiele okazji, żeby z nią porozmawiać. Nigdy z nich nie skorzystał. Teraz ona nie jest gotowa. Czuła się zdradzona. Wsiadła do samochodu i odjechała w poszukiwaniu miejsca, gdzie spokojnie się nad wszystkim zastanowi.

Instynktownie udała się w kierunku ruin i natychmiast tego pożałowała, ponieważ to miejsce było teraz pełne wspomnień o Ethanie.

Po sztormie nie było już ani śladu. Słońce świeciło na bezchmurnym błękitnym niebie, ale Kyla nadal drżała. Usiadła na skale i bezwiednie wpatrywała się w morze.

Nagle usłyszała za plecami szybkie kroki i zerwała się z miejsca, spodziewając się, kogo ujrzy. W skrytości ducha miała nadzieję, że Ethan pojedzie za nią i że wreszcie wszystko się wyjaśni.

- Dlaczego mnie śledzisz? - rzuciła oskarżycielskim tonem.

- Musimy porozmawiać, ale niekoniecznie przy świadkach. Nie chcę, żeby wszyscy się już o tym dowiedzieli - rzekł stanowczym tonem. - Najpierw muszę porozmawiać z tobą.

- Po co? - Odwróciła się do niego z rękami zaciśniętymi w pięści. - Chcesz się wytłumaczyć?

- Nie zamierzam się usprawiedliwiać.

- Oszukałeś nas - rzekła Kyla, zastanawiając się, skąd bierze się w nim ten spokój. Głos jej się załamał i była wściekła na siebie, że zdradziła się, jak bardzo Ethan zranił jej uczucia. - Oszukałeś nas wszystkich. Myśleliśmy, że jesteś...

- Jestem Ethan Walker - dokończył za nią. Spojrzała mu prosto w twarz, przeszywając go wzrokiem.

- Ale jesteś też bratem Catherine - wyszeptała.

- Kyla... - Postąpił krok w jej stronę.

- To nie przypadek, że się tu znalazłeś. Chciałeś odnaleźć jej dziecko, prawda? Przyjechałeś tu po swoją siostrzenicę. Po Kirsty.

- To prawda, chciałem ją poznać.

- Nie, Ethanie. - Kyla zaprzeczyła ruchem głowy i ujęła się pod boki. - Gdyby tak było, schodząc z promu powiedziałbyś po prostu: „Cześć, jestem wujem Kirsty.” Ale nie zrobiłeś tego. Trzymałeś się na uboczu i wszystko obserwowałeś. Żyłeś naszym życiem i cały czas tylko patrzyłeś.

- Wiele rzeczy musiałem najpierw zrozumieć. Chciałem was lepiej poznać.

- I dlatego się ze mną przespałeś? Potrzebowałeś kilku intymnych szczegółów do swoich obserwacji? - Musiała to z siebie wyrzucić, zmuszając się, by patrzeć mu prosto w twarz. - To zapewne jedyny sposób, żeby kogoś lepiej poznać, tak?

- Przestań, Kyla.

- Niby dlaczego? Takie są fakty. Jestem przynajmniej szczera, a ciebie nie było na to stać aż do tej pory.

- To, co jest między nami, nie ma nic wspólnego z tym, że jestem bratem Catherine.

- A właśnie, że ma. Bo gdyby nie ona, w ogóle by cię tu nie było! Nigdy byśmy się nie spotkali. Celowo zataiłeś przede mną, kim jesteś. Przed nami wszystkimi.

- Próbowałem ci powiedzieć.

- Widocznie marnie się starałeś. Co ty sobie wyobrażałeś? - Kyla kipiała ze złości. - Sprawdzałeś, czy Logan jest wystarczająco dobrym ojcem? Powiem ci szczerze, że jest sto razy więcej wart niż ty. Logan jest szczery i prostolinijny i jeśli zamierzasz skrzywdzić jego lub Kirsty, osobiście dopilnuję, żebyś wyniósł się z tej wyspy. - Urwała z braku tchu. Oddychała szybko, próbując odzyskać panowanie nad sobą.

Szczęki Ethana zaciskały się miarowo, zdradzając jego narastające wzburzenie.

- Chcesz, żebym ci wszystko wyjaśnił, więc to zrobię. Bronisz Logana, bo go kochasz.

- Oczywiście, że go kocham. Jest moim bratem. - Jej ton zdradzał lekceważenie i zniecierpliwienie.

- Dla ciebie to wszystko jest proste, ale życie nie zawsze tak wygląda. Czasem bywa skomplikowane.

- A co skomplikowanego jest w mówieniu prawdy? Powinieneś był nam powiedzieć. Ja bym tak zrobiła.

Ethan zaklął cicho i zbliżył się do niej.

- Może i tak, ale ja nie jestem taki jak ty, a moja rodzina w niczym nie przypomina twojej.

Kyla próbowała się cofnąć, ale Ethan ujął ją za ramiona i zmusił, by na niego spojrzała.

- Chcesz o tym porozmawiać? A więc dobrze. - Jego głos był nabrzmiały od emocji, jakich Kyla nigdy wcześniej u niego nie dostrzegła. - W twojej rodzinie jest tak, że wszyscy żyją życiem pozostałych krewnych. Każdy z was to odrębna część, ale razem tworzycie jedną całość.

- I... ? Wszystkie rodziny takie są. - Kyla zdawała się nie zauważać, że palce Ethana wbijają się jej w ramiona.

- Moja nie. - Zwolnił uścisk. - Moja rodzina taka nie była - powiedział schrypniętym głosem.

- Wiem, mówiłeś, że twoi rodzice się rozwiedli, a potem każde z nich powtórnie wzięło ślub, ale...

- Niczego nie wiesz. - Patrzył daleko w morze. - Między mną a Catherine nigdy nie było takiej więzi, jaka łączy cię z Loganem. Ty kochasz Logana, a wiesz, co ja czułem do Catherine? Nienawidziłem jej przez większą część życia. - Odwrócił się, by na nią spojrzeć. Na jego twarzy malował się drwiący uśmiech. - Zszokowana?

Kyla nie wiedziała co powiedzieć. Stała w milczeniu. Ethan roześmiał się gorzko.

- Jasne, że zszokowana, bo przecież tu na wyspie takie rzeczy się nie zdarzają, prawda? Dla was rodzina to rzecz święta. Ale prawda jest taka, że nienawidziłem Catherine. A ona mnie. Było tak od naszego pierwszego spotkania, kiedy miałem jedenaście, a ona osiem lat. Ona nie znosiła mnie za to, że mój ojciec poślubił jej matkę i już nie mogła mieć jej tylko dla siebie. Musiała zabiegać ojej uwagę. Ja z kolei uważałem ją za najbardziej samolubną osobę, jaką w życiu spotkałem. Do szału doprowadzało mnie jej przekonanie, że świat się kręci wokół niej. Brała narkotyki, kradła, robiła wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. Jak ja jej nienawidziłem.

- Byłeś tylko dzieckiem. - Pamiętając, że została oszukana, Kyla próbowała podsycić swój gniew, ale czuła, że złość uchodzi z niej z każdym jego słowem.

- Nie usprawiedliwiaj mnie. Przez kolejne dziesięć lat Catherine i ja nawzajem uprzykrzaliśmy sobie życie. Kłóciliśmy się, obwinialiśmy wzajemnie o beznadziejną atmosferę w domu. Ona była niepokornym typem. Uciekała ze szkoły. Mój ojciec trzy razy odbierał ją z posterunku. Wspominała o tym? Nie mogliśmy się doczekać, żeby nasze drogi się rozeszły.

- Kiedy ją ostatni raz widziałeś?

- Dziesięć lat temu.

- Dziesięć lat... - Kyla próbowała sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji. - Dlaczego tu przyjechałeś? Dlaczego nagle teraz, skoro nic was nie łączyło?

Ethan nie odpowiadał przez dłuższą chwilę.

- W zeszłym roku napisała do mnie list. Teraz wiem, że prawdopodobnie musiało to być na kilka dni przed urodzeniem Kirsty. To jedyny list, jaki kiedykolwiek od niej dostałem, i pewnie jedyna próba komunikacji nie przesiąknięta jadem. Napisała, że odnalazła raj na ziemi i nagle inaczej spojrzała na życie. Doceniła wartość rodziny i chce nawiązać ze mną kontakt. Przekazała mi też, że zostanę wujem.

- Odpisałeś?

- Zanim dostałem list, Catherine już nie żyła.

- Ale...

- Pracowałem wtedy w Sudanie. Zmagałem się z kurzem, upałem i chorobami, których nawet nie potrafisz sobie wyobrazić.

Kyla nagle zdała sobie sprawę, jak wielu rzeczy o nim nie wie.

- Przysłała list na mój adres w Londynie. Z jakichś powodów nikt mi go nie przekazał. Przeczytałem go dopiero po powrocie do domu, jakieś dwa miesiące temu.

- Dlaczego nie powiedziałeś, kim jesteś, tylko udawałeś inną osobę?

Zmarszczył czoło w odpowiedzi na jej pytanie.

- Niczego nie udawałem.

- Ale ona nazywała się King. Dlaczego więc ty przedstawiasz się jako Walker?

- Jej matka nie przyjęła nazwiska mojego ojca.

- Catherine nigdy o tobie nie wspomniała - zauważyła Kyla. - Zawsze powtarzała, że jej rodzinie dobrze by zrobiło życie na Glenmore. Myślę, że miała świadomość, że dziecko wiele w jej życiu zmieni.

- Ten list był dla mnie torturą. Pozostawiał tak wiele pytań bez odpowiedzi. Catherine, która napisała ten list, nie była osobą, którą zapamiętałem z dzieciństwa. Twierdziła, że to miejsce ją zmieniło. - Odetchnął głęboko i rozejrzał się wokół. - Morze, natura. Ale przede wszystkim ludzie.

- Przyjechała tu z plecakiem i została. Glenmore tak właśnie na niektórych działa.

Ale nie na Ethana. On jest jak zawsze zdystansowany i zamknięty w sobie.

- Coś w jej liście bardzo mnie poruszyło. Mówiła o wszystkich tak, jakby dobrze ich znała. Pierwszy raz odniosłem wrażenie, że poza nią samą jeszcze ktoś się dla niej liczy. Zobaczyłem ją w zupełnie innym świetle.

- Bardzo szybko się tu zadomowiła. - Kyla obserwowała jego reakcję, ale jak zwykle twarz Ethana nie zdradzała żadnych uczuć. - Więc dlaczego tu przyjechałeś? Ze względu na Kirsty?

- Nie. Miałem wrażenie, że coś straciłem. To dość dziwne uczucie, bo do czasu tego listu nigdy nie myślałem w ten sposób o Catlierine. Nigdy nas nic nie łączyło. Ale najwyraźniej ona sama odkryła w sobie drugą naturę i doceniła inne wartości. Ja chyba też. - Uśmiechnął się. - Praca w Afryce zmienia spojrzenie na życie. Jej list mnie zaintrygował. Chciałem zobaczyć miejsce, które tak bardzo ją zmieniło. Pragnąłem zobaczyć je oczami Catherine. Chciałem też poznać człowieka, za którego wyszła, i zobaczyć moją siostrzenicę.

- I dlatego nie mogłeś być z nami szczery? - Mimo tego, co przed chwilą usłyszała, Kyla nadal była na niego zła za ukrywanie prawdy. - Nie mogłeś powiedzieć chociaż mnie?

- Zazwyczaj sam sobie ze wszystkim radzę. Taki właśnie jestem.

- Oszukałeś nas.

- Nie zrobiłem tego celowo. Zamierzałem wszystko wyjaśnić. Przykro mi, że dowiedziałaś się w ten sposób.

- Ten list wypadł z kieszeni. Nie chciałam go czytać, ale zobaczyłam imię Kirsty. - Wzięła głęboki oddech. - I co teraz? Wrócisz do Afryki? - Pytanie zawisło w powietrzu, a Ethan przez dłuższą chwilę milczał.

- Nie. Bardzo bym chciał stać się częścią życia Kirsty, więc powrót do Afryki nie wchodzi w grę. A co do... - Wzdrygnął się, walcząc z bolesną potrzebą wypowiedzenia się na temat tego, co ich łączyło.

- Musisz im powiedzieć.

- Jasne - szepnął. - Od początku miałem taki zamiar. Czekałem tylko na odpowiedni moment. Najlepiej zrobię to od razu. Idziesz ze mną?

Kyla potrząsnęła głową. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.

- Idź sam.

- Do zobaczenia później.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Wyobrażasz to sobie? Mieć szansę na naprawę stosunków z siostrą i dowiedzieć się, że już za późno? To straszne, żyć z tą świadomością. Ciekawe, dlaczego Catherine nigdy nie wspomniała, że ma brata. - Evanna ostrożnie obróciła kurczaka na ruszcie. - Biedny Ethan.

- Biedny? - Kyla z niedowierzaniem spojrzała na Evannę. - Nie jesteś na niego zła? Nie uważasz, że powinien był nam powiedzieć?

- To miło, że Kirsty ma jeszcze jedną osobę, która ją kocha. Nie wszyscy kierują się w życiu tymi samymi zasadami - rzekła Evanna łagodnie, tuląc Kirsty w ramionach. - Każdy z nas jest inny, poszukuje czegoś innego, a przede wszystkim nikt nie jest doskonały.

- Och, przestań być taka wyrozumiała. - Kyla popatrzyła ze złością na Evannę. - On wykorzystał naszą gościnność.

- Od wieków Glenmore dawało schronienie obcym - przypomniała jej Evanna - i zawsze byliśmy z tego dumni.

- Ale gdybyśmy wiedzieli, kim on jest...

- Przywitalibyśmy go z jeszcze większą radością - odparła Evanna stanowczo. Posadziła sobie Kirsty na kolanach i dała jej drewnianą łyżkę do zabawy. - To dobrze dla Kirsty, że w jej życiu pojawił się ktoś, kto znał jej matkę jako dziecko.

- Zapewniam cię, że te wspomnienia nie są zbyt miłe. Zobaczysz, Kirsty się do niego przywiąże, a wtedy on wyjedzie - zawyrokowała Kyla.

- Czy na pewno tylko to cię martwi? - Evanna spojrzała na nią podejrzliwie.

Nie chcę, by to miało jakieś znaczenie. Jestem taka głupia, pomyślała Kyla.

- Nie, oczywiście, że nie. No tak... Po prostu...

- Nie chodzi o Kirsty, ale o ciebie, prawda? Zakochałaś się w nim i nie chcesz, żeby wyjeżdżał. Mówiłaś mu o tym?

W pierwszym odruchu Kyla chciała zaprzeczyć, ale nie miała siły kłamać.

- Nie bądź śmieszna. Wiesz przecież, że on w ogóle nie potrafi rozmawiać o uczuciach.

- To fakt, ale ty nie masz z tym problemu i z reguły robisz to całkiem dobitnie. - Evanna uśmiechnęła się szeroko. - Powinnaś mu to uświadomić.

- Tak samo jak ty uświadomiłaś Loganowi, co do niego czujesz? - ironizowała Kyla.

- To zupełnie co innego. - Evanna zarumieniła się. - Logan nie zwraca na mnie uwagi i na pewno mnie nie kocha. Postawiłabym nas oboje w kłopotliwej sytuacji, zdradzając swoje uczucia. Za to Ethan szaleje na twoim punkcie, ale trzeba to z niego wyciągnąć. Mogę się założyć, że on nie ma pojęcia, że go kochasz.

Kyla pomyślała o namiętności, jaka zawładnęła nią i Ethanem w ruinach zamku. Dzika i nieokiełznana...

- Gdyby mnie kochał, chyba zaufałby mi na tyle, żeby powiedzieć prawdę?

- Nie sądzę. To nie jest człowiek, który dzieli się swoimi problemami. - Evanna zdjęła kurczaka z rusztu i położyła go na talerzu.

- W takim razie to nie jest mężczyzna dla mnie.

- Może warto się przekonać? - Evanna uśmiechnęła się i podała jej talerz. - Jedz. Zawsze marudzisz, kiedy jesteś głodna. Logan powinien niedługo wrócić. Rozmawia właśnie z Ethanem.

Kyla nie czekała, aż brat wróci do domu. Była zdenerwowana i zagubiona. Potrzebowała chwili samotności, więc poszła do siebie.

Spędziła kilka minut w kuchni, patrząc bezmyślnie na morze. Nie poprawiło jej to jednak samopoczucia. Włożyła buty i postanowiła pójść na plażę. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń.

To był Ethan.

- Chciałbym cię przeprosić - rzekł poważnym tonem.

Kyla odwróciła się i poczuła, że serce zamiera jej w piersi. Czy kiedykolwiek będzie reagowała na niego spokojnie?

- Za co?

- Za to, że kochałem się z tobą, zanim się o wszystkim dowiedziałaś. Naprawdę zamierzałem ci powiedzieć o Catherine. To, co jest między nami, jest takie silne... - Urwał, a Kyla poczuła się rozczarowana, uświadamiając sobie, że Ethan mówi o seksie.

- Przepraszam, że rano na ciebie nakrzyczałam. Byłam wściekła.

- Wcale ci się nie dziwię. A teraz? Nadal jesteś zła?

- Nie wiem. Myślałam o wszystkich naszych rozmowach i zastanawiam się, ile z tego, co zostało powiedziane, było próbą wyciągnięcia ze mnie informacji.

- A więc wydaje ci się, że wszystko, co wydarzyło się między nami, było próbą zdobycia informacji o Catherine?

- Pytałeś mnie o nią już wtedy w pubie. - Potrząsnęła głową z niedowierzaniem. - A ja opowiedziałam ci wszystko, chociaż nie wiedziałam, kim jesteś i dlaczego pytasz. Zastanawiam się, czy zdradziłam coś, czego nie powinnam.

- Była moją przyrodnia siostrą i chciałem się dowiedzieć, jaka była - odparł cicho. - W ogóle jej nie znałem. Ta Catherine, którą pamiętam, nigdy by nie zamieszkała w takim miejscu jak to. Chciałem, żebyś mi o niej opowiedziała. Nie wyznałem ci, kim jestem, bo nie chciałem, żeby to wpłynęło na twoją odpowiedź.

- W takim razie powinieneś był rozmawiać z Loganem. To on znał ją najlepiej.

- Ale każde z was postrzegało ją inaczej.

Kyla zaczęła zastanawiać się, czy nie potraktowała Ethana zbyt surowo.

- Chcesz usłyszeć więcej? - Zastanawiała się przez chwilę, by pozbierać myśli. - Chyba była trochę nieokiełznana i nieprzewidywalna. Flirtowała ze wszystkimi mężczyznami, których spotkała, i raczej nie można było na niej polegać. Nosiła różowe szpilki, kiedy padał deszcz. Ale cieszyła się życiem i uwielbiała tę wyspę.

- Była szczęśliwa, kiedy zaszła w ciążę?

- O tak. Cały czas mówiła o rodzinie. - Kyla przełknęła ślinę, porażona we wspomnieniach. - Powtarzała, że teraz będzie inaczej, ale kiedy pytałam, co ma na myśli, nigdy mi tego nie wyjaśniła. Teraz wiem dlaczego. Jej śmierć była straszną tragedią. Logan bardzo to przeżył.

- Wyobrażam sobie.

- Wszystko stało się tak nagle. Nie mogliśmy jej przewieźć do szpitala. Pogoda była wtedy okropna. Myślę, że to zaważyło na wszystkim, co się wówczas wydarzyło. Lekarze twierdzili, że jej pobyt w szpitalu niczego by nie zmienił, ale Logan czuje się winny. - Uśmiechnęła się smutno. - Przez to nie chce odbierać tu żadnych porodów.

- To całkiem zrozumiałe.

- Nikt go nie wini. - Kyla pomyślała o swoim bracie i żal ścisnął jej serce. - Ale on sam nadal nie może się z tego otrząsnąć.

- Widziałem Logana przy pracy i jestem przekonany, że zrobił wszystko, co w jego mocy. Zrobił dla niej więcej niż ktokolwiek w życiu. Żałuję, że nie mogłem jej spotkać. - Głos Ethana był nabrzmiały z emocji. - Kiedy przeczytałem ten list, poczułem, że coś straciłem. Mimo że było już za późno, żeby cokolwiek naprawiać, chciałem zmienić chociaż moje wyobrażenie o niej.

- Udało ci się?

- Prawie. - Zamyślony spoglądał w morze.

- Powiedziałeś Loganowi, kim jesteś?

- Tak. Chyba był zadowolony z tego, że Kirsty będzie miała większą rodzinę. - Cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy. - Nie jestem przekonany, czy będę odpowiednią rodziną dla Kirsty.

- Co to znaczy odpowiednia rodzina? - Kyla zmarszczyła brwi. - Rodzina to rodzina. Nikt nie jest doskonały, ale staramy się nawzajem wspierać.

- Do tej pory to było dla mnie puste słowo. Dla ciebie to sposób na życie. Twoi najbliżsi mogą na sobie polegać i trzymają się razem bez względu na wszystko. Dzielą swoje troski i radości. Żadna z tych rzeczy nie jest moją mocną stroną. Jestem przyzwyczajony do tego, że pakuję walizki i wyjeżdżam, dokąd mam ochotę, nie oglądając się na innych. Przywykłem do tego, że nikogo nie potrzebuję i sam nikomu nie jestem potrzebny.

Kyla zastanawiała się, jak to jest być samotnym pośród innych ludzi.

- To raczej smutne życie - szepnęła, a wzrok Ethana błądził po jej twarzy.

- Jedyne, jakie znam.

- Dobrze jest potrzebować ludzi i dobrze jest być ważnym dla innych. O to właśnie chodzi. - Spojrzała mu głęboko w oczy i natychmiast zapragnęła, by znowu pocałował ją tak jak wtedy, w ruinach zamku.

On jednak ani drgnął. Stał wpatrzony w jej oczy, jakby czegoś w nich szukał. Nagle wcisnął ręce do kieszeni, odwrócił się i odszedł w stronę domu.

A więc tak to jest, pomyślała Kyla posępnie. Tak się czuje ktoś, komu złamano serce.

Było to dużo bardziej bolesne, niż sobie wyobrażała.

- To wszystko? - Evanna patrzyła na Kylę siedzącą po drugiej stronie stolika w kawiarni. Stąd miały doskonały widok na prom i całe nabrzeże. - Nawet o was nie wspomniał?

- Ani słowem. - Kyla wbiła łyżeczkę w potrójną porcję lodów czekoladowych, zastanawiając się, dlaczego czuje się taka przybita. - Muszę się pozbierać, bo zaczynam być żałosna.

- A ty? Powiedziałaś mu coś?

- Niby co? Miałam go błagać? - Kyla nabrała pełną łyżeczkę lodów, ale nawet nie poczuła ich smaku. - Mam swój honor.

- On nadal nie wie, co do niego czujesz.

- Powiedziałaś mi kiedyś, że coś z tym człowiekiem jest nie tak. I miałaś rację - stwierdziła ponuro Kyla, odłożyła łyżeczkę i zapatrzyła się na prom wypływający z doku.

- I pozwolisz, żeby to o wszystkim zdecydowało?

- A co proponujesz? - Kyla odsunęła lody. - Mam postawić przed domem tablicę i wypisać na niej, co czuję?

- Kiedyś pewnie wyryłabyś jego imię na swojej ławce, „K kocha E” - zażartowała Evanna - a panna Carne kazałaby ci zostać za karę po lekcjach.

- Cały czas mam wrażenie, że na coś mam szlaban.

- Poddajesz się? To do ciebie niepodobne. - Evanna pochyliła się i ścisnęła dłoń Kyli. - Znasz plany Ethana? Wyjedzie?

- Nie powiedział. - Kyla zaśmiała się gorzko. - Pewnie dowiem się o tym dopiero, kiedy lim rozgłosi, że Ethan wjechał tym swoim błyszczącym samochodem na prom.

- Musisz z nim porozmawiać.

- Mam swoją dumę.

- Duma nie ogrzeje cię w mroźny zimowy wieczór - westchnęła Evanna. - Pomyśl o tym, kiedy będziesz leżała sama w łóżku, gapiąc się w sufit. A teraz zjedz te lody. Jeżeli jest coś, co może pomóc w takich chwilach, to właśnie czekolada. W dużych ilościach.

Kyla była w przychodni, kiedy przyszła Aisla.

- Chciałam ci podziękować. Gdybyś nie odgadła, dokąd mógł pójść Fraser, Bóg jeden wie, co mogło się wydarzyć.

- Najważniejsze, że go znaleźliśmy i że nic mu nie jest. - Kyla uśmiechnęła się. - Logan mówi, że wyniki tomografii są w normie.

- Muszę na niego uważać, mimo że to nie było nic poważnego. Doktor Walker zmieniał mu dziś opatrunek i powiedział, że rana ładnie się goi. Nadal nie mogę uwierzyć, że zszedł do tego stęchłego ciemnego lochu, żeby wydostać Frasera.

- Jest odważnym człowiekiem i świetnym lekarzem.

- To będzie dla nas wielka strata.

- Strata? - Kyla poczuła suchość w ustach.

- Przecież przyjechał tu tylko na jakiś czas. Przypomniał mi o tym dziś rano, kiedy próbowałam go przekonać, żeby został. Nie rozumiem tego. Ten człowiek tu idealnie pasuje, więc dlaczego wyjeżdża?

- Podejrzewam, że nie jesteśmy mu w stanie zaoferować tego, czego potrzebuje. - Pod wpływem nagłego impulsu Kyla wstała i podeszła do drzwi. - Cieszę się, że Fraser odzyskuje formę. Dzwoń, gdyby tylko coś cię zaniepokoiło.

Odprowadziła Aislę do drzwi i wpadła do gabinetu Ethana.

- Czego ty chcesz od życia?

Ethan siedział przy biurku. Podniósł głowę, a jego spojrzenie stało się czujne.

- O czym ty mówisz?

- Nie rozumiem, czego ci brakuje. - Kipiąc z emocji, dużymi krokami przemierzyła pokój. - Wszystko tu jest, wystarczy się rozejrzeć. Uwielbiasz biegać i nigdzie nie znajdziesz lepszych warunków. Chyba że wolisz spaliny i asfalt od morskiej bryzy i piasku. Lubisz pływać? Tu masz dla siebie cały ocean, a może wolisz chlorowany basen?

- Kyla...

- A może chodzi o pracę? - ciągnęła nieprzerwanie, krążąc po gabinecie. - Jeżeli tak, to zapewniam cię, że nigdzie nie znajdziesz większego urozmaicenia. Mamy tu narodziny, śmierć i wszystkie inne przypadki, które są częścią życia. I ze wszystkim potrafimy sobie radzić sami. Będziesz miał tu lepszą praktykę, niż w jakimkolwiek londyńskim szpitalu. I w pewnym sensie praca na wyspie to takie samo wyzwanie jak praca w Afryce.

Ethan otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Kyla drążyła dalej, nie dając mu dojść do słowa.

- A może to ludzie? - powiedziała wreszcie, patrząc na niego wyzywająco. Ethan był nienaturalnie sztywny. Oczy miał utkwione w twarzy Kyli. - To prawda, że wszyscy na wyspie interesują się cudzym życiem, ale w końcu jesteśmy małą społecznością, a nie po prostu garstką ludzi bez twarzy, którzy żyją obok siebie, tyle że nic ich nie łączy. My się troszczymy o siebie, Ethanie. Nigdy nie znajdziesz tego w dużym mieście. Przejmujemy się tym, co przydarza się innym. Zależy nam na sobie nawzajem i zależy nam na tobie. Mnie zależy. Właściwie... ja cię kocham. - Urwała, czując nagłe zażenowanie.

No tak, powiedziała za dużo. Przypomniała sobie słowa Evanny o dumie i pomyślała, że Ethan i tak sam wszystkiego by się domyślił.

Wstał i podszedł do niej, a Kyla poczuła, jak serce równo i rytmicznie tłucze jej się w piersi.

- Kochasz mnie? - zapytał, a Kyla się cofnęła.

- Owszem, ale i tak możesz zostać na wyspie. Nie musisz się ze mną wiązać. Moglibyśmy...

- Możemy zacząć tę rozmowę jeszcze raz? Dlaczego myślisz, że wyjeżdżam?

- Aisla mówiła, że twoja posada jest tymczasowa. Wiem, że ta wyspa jest inna od tego, do czego przywykłeś. Zdaję sobie sprawę, że do tej pory żyłeś samotnie. Mówisz, że tylko takie życie znasz, ale to nie znaczy, że nie możesz spróbować innego. Jeśli oczywiście zechcesz.

- Kyla...

- Wiem, że ci się tu podoba. Martwisz się o pacjentów. Przejmujesz się nimi na tyle, że spuściłeś się na linie do ciemnego lochu, żeby uratować małego chłopca.

Ethan przycisnął usta do jej warg i pocałował ją namiętnie. Zakręciło jej się w głowie, kolana jej zmiękły. Wydała z siebie pomruk zaskoczenia, kiedy zatopił dłonie w jej włosach i przytrzymał mocno, by pocałować ją goręcej. Kiedy w końcu podniosła głowę, nie mogła się w ogóle skupić.

- To nie fair. Nie powinieneś tego robić, kiedy staram się skoncentrować. Dlaczego to zrobiłeś?

- Pokazałem, że dbam o mieszkańców wyspy.

Kyla z trudem przełknęła ślinę. Nadal zaciskała dłonie na połach fartucha.

- Jestem zaledwie jej przedstawicielką.

- Ale jakże ważną - rzekł łagodnie i patrzył na nią z uśmiechem. - Nie miałem pojęcia, że mnie kochasz. A to wiele zmienia.

- Nie wiedziałeś? - Poczuła, że się rumieni. - Myślisz, że rozbieram się przed każdym mężczyzną w ruinach zamku?

- Mam nadzieję, że nie. - Gładził jej włosy. - Ale bałem się, że wszystko zepsułem, nie mówiąc ci prawdy o sobie.

- Byłam wściekła na ciebie i jednocześnie było mi przykro, że mi nie zaufałeś.

- A teraz? - Wziął głęboki oddech i spojrzał na nią pytająco. - Co czujesz teraz?

- Jest mi smutno, że wyjeżdżasz.

Wypuścił ją z objęć, podszedł do okna i zapatrzył się na pola rozciągające się za domem Logana.

- Kiedy tu przyjechałem, nawet nie byłem do końca pewny, po co to zrobiłem. Myślę, że jakaś cząstka mnie chciała odnaleźć brakujące fragmenty układanki. Chciałem się przekonać, co tak zmieniło Catherine. Teraz już wiem, bo sam się zmieniłem. To miejsce przywraca wiarę w człowieka. Uczy dzielić życie z innymi. To właśnie sprawia, że ta wyspa jest tak wyjątkowa.

- Myślę, że to właśnie odkryła Catherine. Poczuła, że jest częścią tego miejsca.

- - Tak. - Odwrócił się, a serce Kyli zabiło mocniej.

- Myślałam, że mnie zostawisz - szepnęła pod wpływem jego spojrzenia.

- Nigdy. - Podszedł do niej i zakrył jej usta dłonią. Oczy mu błyszczały. - Kiedy będziemy małżeństwem, będę cię musiał kneblować, bo inaczej nie będę miał szansy się odezwać. A wtedy ty zarzucisz mi znowu, że jestem niekomunikatywny.

Serce w niej zamarło i chciała poprosić go, by powtórzył to, co właśnie usłyszała. Ale Ethan nadal zakrywał jej usta, więc zdołała tylko wymruczeć:

- Uhm...

- Masz rację, uwielbiam Glenmore. - Gładził jej usta palcami. - Masz rację, że kocham morskie bryzy i plaże. Masz rację, że lubię pływać i to prawda, że wystarczająco tu wyzwań medycznych. Kocham Kirsty i chcę patrzeć, jak dorasta. Ale nie dlatego zostaję. - Patrzył na nią łagodnie. - Zostanę ze względu na ciebie. Dlatego, że cię kocham. Wszystko w tobie kocham. Twoje ciepło, szczerość, szaleństwo i to, jak się o wszystkich troszczysz i jak kochasz swoją rodzinę. Chcę być jej częścią.

Patrzył na nią wyczekująco, ale Kyla miała tak ściśnięte gardło, że nie mogła wydusić z siebie ani słowa.

- Kyla? - ponaglił ją.

- Ja nie... Powiedziałeś... Przed chwilą wspomniałeś o... małżeństwie.

- Zgadza się. - Rozejrzał się po gabinecie i przewrócił oczami. - Mam trzydzieści dwa lata i kiedy w końcu zdecydowałem się oświadczyć, zrobiłem to w otoczeniu sprzętu medycznego.

- Nieważne - mruknęła Kyla. Nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. - Nie zwróciłam nawet uwagi.

- A więc zgadzasz się?

- Przyjechałeś tu, żeby znaleźć Kirsty...

- Przyjechałem tu z powodu listu Catherine. Chciałem zobaczyć to miejsce. - Pogładził ją palcem po policzku. - Ale zostaję dla ciebie.

- Zostajesz na wyspie?

- Trudno byłoby nam być małżeństwem na odległość - odparł łagodnie. - Wszyscy wiemy, że należysz do tego miejsca. Poza tym mamy obowiązek wobec tej społeczności. Musimy często się kochać.

- Ethan! - Kyla spojrzała spłoszona w kierunku drzwi.

- Nie bądź taka zgorszona. To ty mi pierwsza powiedziałaś, że tutejsi muszą mieć dużo dzieci.

- No tak, ale... - Kyla wybuchnęła śmiechem.

- Poza tym mogą nam zamknąć szkołę, więc lepiej już zacznijmy działać. W ten sposób będziemy mieć po jednym dziecku w każdej klasie podstawówki.

- Panna Carne dostałaby ataku astmy, gdyby były podobne do mnie.

- Ale ich tatuś byłby zachwycony. Nie mógłbym wymarzyć sobie wspanialszego życia niż w otoczeniu dziesięciu małych Kyli. - Pochylił się i pocałował ją.

- Kocham cię. Powiedz słowo, a zaczniemy natychmiast.

- Ale dziesięcioro dzieci? Nie sądzę, żeby się udało. - Objęła go w przypływie radości. - Nie mogę uwierzyć, że tego chcesz. Jesteśmy tacy różni. I ty prawie nic nie mówisz. Och, Ethan!

- Postaram się mówić więcej - mruknął między pocałunkami. Radosne iskierki igrały w jego oczach.

- Pod warunkiem, że zamilkniesz choć na chwilę, żebym miał szansę się odezwać. Zgoda?

- Myślisz, że przyzwyczaisz się do życia tutaj? Otoczony przez wyspiarzy ciekawych, co jadłeś na śniadanie, i ogromną hałaśliwą rodzinę, która często będzie ci w tym śniadaniu towarzyszyć?

Oczy Ethana spoważniały.

- Odpowiedź na te wszystkie pytania brzmi tak. Ale ty jeszcze nie odpowiedziałaś na moje. Wyjdziesz za mnie?

- Tak. - Głos jej drżał, kiedy wspięła się na palce, by go pocałować. - Oczywiście, że tak.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Morgan Sarah Tajemniczy list(1)
Morgan Sarah Tajemniczy list
Morgan Sarah Tajemniczy list
Morgan Sarah Tajemniczy list 2
Sarah Morgan Tajemniczy list
01 Tajemniczy list, Religijne, !Modlitwy
Tajemniczy list znaleziony w Watykanie, ► Dokumenty
068 Morgan Sarah Fortuna i milosc
01 Tajemniczy list
01 09 Morgan Sarah Noworoczne życzenie Zatoka gorących serc2
404 Morgan Sarah Zimowy wieczór
371 Morgan Sarah Nowa sila
Morgan Sarah Sycylijski chirurg
Morgan Sarah Medical Duo 475 Ponowne zaręczyny
371 Morgan Sarah Nowa siła
215 Morgan Sarah Pocałunek księcia
Morgan Sarah Sycylijski chirurg 2

więcej podobnych podstron