Sarah Morgan
Tajemniczy list
(A Bride for Glenmore)
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Prom wp
łynął do portu wczesnym rankiem.
By
ł początek lata, rześki czerwcowy dzień. Złowrogie chmury kłębiły się na niebie. Ethan
stał przy białym relingu i wpatrywał się w brzeg. Chłodny wiatr targał jego ciemne włosy,
jakby chciał mu przypomnieć, że oto znalazł się w odległej Szkocji, gdzie nawet latem
pogoda jest nieprzewidywalna.
Mimo wczesnej pory port t
ętnił życiem. Ethan stał w miejscu, z którego rozciągał się
doskonały widok na skupiska domów, kawiarnię, sklep z upominkami, a także tradycyjny
zieleniak z wymyślnie ułożonymi owocami i warzywami. Droga wiodąca w głąb wyspy wiła
się ku górze, by wreszcie zniknąć za zakrętem.
Nawet nie znaj
ąc okolicy, wiedział, dokąd ona prowadzi. Właściwie miał wrażenie, że
widział już każdy zakątek wyspy, mimo że nigdy tu nie był.
Jakby dla przypomnienia, po co przyby
ł na Glenmore, wsunął rękę do kieszeni i dotknął
listu.
Robił to już tyle razy, że papier był zmięty, a pismo miejscami nieczytelne. Ale Ethan
nie musiał czytać listu. Od dawna pamiętał jego treść.
Opis zawarty w li
ście był tak dokładny, że okolica wydawała mu się znajoma. W myślach
czuł chłodny powiew wiatru, widział niegościnne góry zajmujące środek wyspy i spacerował
po skalistych brzegach.
W wyobra
źni żeglował po jeziorze i wspinał się do ruin starego zamku, który przed
wiekami był miejscem krwawej bitwy pomiędzy Celtami i wikingami.
Glenmore ma burzliw
ą przeszłość i bogatą historię, którą zawdzięcza niezłomnej
determinacji mieszkańców w walce o zachowanie wolności.
Wolno
ść.
Czy nie tego wszyscy pragn
ą?
Jest to z pewno
ścią jeden z powodów, dla których się tutaj znalazł. Musi uciec od
dławiącego uścisku przeszłości.
Nagle zapragn
ął wbiec na najwyższy szczyt i wziąć głęboki oddech, a potem zanurzyć się
w lodowatych wodach Atlantyku.
Dobrze byłoby uciec od zewnętrznej presji i oczekiwań
innych,
lecz musiał pamiętać, że to chęć odkrycia prawdy jest powodem, dla którego tu się
znalazł.
Przyby
ł tu, by uzyskać odpowiedzi na wiele pytań.
Je
śli przy okazji pobyt w tym dzikim odległym zakątku Szkocji okaże się przyjemny, tym
lepiej.
Nagle nastrój Ethana, niespodziewanie dla niego samego,
się poprawił. Przyjaciele w
dobrej wierze mówili mu,
że chyba musiał zwariować, by dać się pogrzebać na jakiejś
szkockiej wyspie.
Z jego kwalifikacjami powinien był wrócić do Afryki albo pracować w
renomowanej londyńskiej klinice. Ostrzegano go, że życie na wyspie będzie monotonne.
Tylko wrastające paznokcie i żylaki. Znudzi się w ciągu tygodnia.
Klasyczn
ą twarz Ethana rozjaśnił słaby uśmiech. Ciekawe, czy ich słowa o zawodowej
stagnacji się sprawdzą, bo w tej chwili Ethana ogarnęła euforia. I bezgraniczny smutek z
powodu utrat
y czegoś cennego.
Odetchn
ął głęboko i poczuł, jak słone powietrze drażni płuca. Pora opuścić prom. Powoli
odsuwał się od relingu i nagle przystanął. Jego wzrok przykuła wysoka szczupła dziewczyna
mijająca ludzi kręcących się po doku w oczekiwaniu na przybycie promu.
Sz
ła sprężystym krokiem, jakby miała mnóstwo rzeczy do zrobienia i zbyt mało czasu, by
ze wszystkim zdążyć. Odpowiadała na pozdrowienia machnięciem ręki lub zamieniała z kimś
kilka słów. Jej długie włosy opadały na ramiona, uśmiech był szeroki i przyjazny. Przez ramię
przewieszoną miała dużą torbę. Z wdziękiem gazeli wskoczyła na rampę.
Ethan natychmiast zauwa
żył, że nie była to dziewczyna, lecz młoda kobieta, na oko po
dwudziestce.
Była pełna życia. Wiatr wiał w kierunku relingu, więc do uszu Ethana dotarły
fragmenty rozmowy.
– Kyla, nie mo
żesz wejść bez biletu. – Przewoźnik szedł w jej stronę z szerokim
uśmiechem na ogorzałej twarzy. Dziewczyna wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.
W jej oczach pojawiły się iskierki.
– Jim, przysz
łam po przesyłki. Logan zamówił jakiś sprzęt z kontynentu. Mam rozkaz
odebrać go przed śniadaniem razem z pocztą i nowym lekarzem.
Ethan zmarszczy
ł brwi. Kyla. W liście wymienione było to imię. Teraz mógł wreszcie
dopasować do niego twarz. A była to twarz tak śliczna, że nie był w stanie oderwać od niej
wzroku.
Przewo
źnik wyciągnął na pomost worek. Jego buty były zakurzone, a przedramiona
ubrudzone olejem.
– Nowy lekarz?
– Uhm. Jego te
ż zamówiliśmy. – Kobieta pochyliła się, by pomóc mu nieść worek. –
Lepiej,
żeby był dobry, bo jeśli nie, to go odeślemy. Mój biedny brat potrzebuje pomocy w
przychodni i porządnego wypoczynku.
– Marne szanse przy niespe
łna rocznym dziecku – prychnął Jim.
Ethan obserwowa
ł, jak uśmiech Kyli blednie.
– Nie jest
źle; Jedna z dziewcząt Fosterów od kilku tygodni mu pomaga. To całkiem
niezły układ.
– Dop
óki nie zacznie ciągnąć go do ołtarza, jak każda, która zbliży się do tego twojego
braciszka. –
Jim sięgnął po paczkę i torbę z pocztą. – Podejrzewam, że po to przyszłaś.
Wczorajsza impreza była udana, co? Wcześnie wstałaś jak na kogoś, kto późno poszedł spać.
Czy ty nigdy sobie dłużej nie poleżysz?
Wrzuci
ła listy do torby i ostrożnie podniosła paczkę.
– Jim, znajd
ź mi kogoś, z kim będę mogła sobie poleżeć, a z chęcią zostanę w łóżku. Do
tego czasu zajmę się pracą. Ktoś musi dbać o to, żeby ludzie na tej wyspie byli zdrowi.
– Je
śli tylko będziesz potrzebowała towarzystwa, daj znać.
Kyla otworzy
ła usta, ale nie powiedziała ani słowa, a piękny uśmiech zniknął z jej
twarzy.
Coś przykuło jej wzrok. Minęła chwila, zanim Ethan zorientował się, że patrzy na
niego. I kolejna,
zanim zdał sobie sprawę, że on sam nadal się w nią wpatruje.
Co
ś go do niej przyciągało i ta świadomość go zaniepokoiła. Przywykł do kontrolowania
własnych reakcji, zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety.
Z
ły na siebie powiedział chłodno:
– S
łyszałem, że przyszła pani po nowego lekarza. To ja. Jestem Ethan Walker. –
Przyglądał się jej, oczekując, że go rozpozna. Odetchnął z ulgą, gdy nic takiego nie nastąpiło.
Dlaczego miałoby być inaczej? Nie znała przecież jego nazwiska, a on na razie nie zamierzał
się z niczym zdradzać. Potrzebuje czasu, by ocenić sytuację. Wszystko skomplikowałoby się
zapewne,
gdyby teraz ujawnił swoją tożsamość.
– Doktor Walker? – Jej spojrzenie by
ło szczere i badawcze. Nie kryła, że właśnie poddaje
go surowej ocenie.
Ethan miał nieodparte wrażenie, że gdyby nie była zadowolona z wyników
swej inspekcji,
bez skrupułów odesłałaby go tam, skąd przybył.
Dziwne ciep
ło ogarnęło jego ciało.
Jego styl
życia przekreśla szanse na stworzenie poważnego związku, nie znaczy to
jednak,
że nie potrafi docenić kobiecych wdzięków. W innej sytuacji być może
wykorzystałby chemię, jaka pojawiła się między nimi. Wiedział jednak, że romans tylko
skomplik
owałby to, co i tak już jest zawikłane.
Pr
óbował znaleźć logiczne uzasadnienie dla prymitywnego przypływu pożądania, jakie
ogarnęło jego ciało. To prawda, jest w niej coś uderzającego, ale był już z kobietami o wiele
piękniejszymi i bardziej wyrafinowanymi. Z kobietami, których głównym zajęciem było
dbanie o siebie.
Wyglądu Kyli nie można było określić jako wymuskany. Ona jest
nieokiełznana jak wyspa, na której mieszka. Jej włosy opadają na ramiona, twarz nie nosi
śladów makijażu. Uśmiech jest szeroki, a w oczach widać wręcz zaraźliwą chęć życia.
Wygląda na kobietę, która wie, co znaczy szczęście. Czerpie z życia pełnymi garściami i
cieszy się każdą sekundą.
Ethan przypomnia
ł sobie, że w tym najdalszym zakątku Szkocji znalazł się wcale nie z
powodu braku damskiego towarzystwa.
– Kyla MacNeil. Jestem siostr
ą Logana. – Przytrzymała paczkę jedną ręką, a drugą
wyciągnęła do Ethana. – Witamy na Glenmore, doktorze Walker. Zaprowadzę pana do
gabinetu,
pokażę dom i pomogę się rozpakować.
– Siostra Logana? – Ethan patrzy
ł w jej niebieskie oczy, szukając podobieństwa – Logan,
co prawda,
wspominał o młodszej siostrzyczce...
– To ja. Mam dwadzie
ścia pięć lat, ale to sześć lat mniej niż ma Logan, więc pewnie
dlatego pozostaję młodszą siostrzyczką. To jak? Przywita się pan ze mną?
Jak to si
ę stało, że tak się zagubił? W końcu Ethan uścisnął rękę Kyli i skinął w kierunku
Jima.
– Dzi
ęki za transport! do zobaczenia.
– Skoro jest pan naszym nowym lekarzem, to mam nadziej
ę, że się nie spotkamy.
Zamierzam się z panem widywać jedynie w pubie, względnie pomachać na pożegnanie, kiedy
będzie pan odjeżdżał. – Jim odsunął się, robiąc miejsce dla ostatniego zjeżdżającego z rampy
samochodu. –
W żadnym wypadku nie zamierzam chorować.
– Skoro o tym mowa, jak twoja dieta? – zapyta
ła Kyla, a Jim się skrzywił.
– Odk
ąd Maisie z tobą o tym rozmawiała, nie gotuje nic poza rybą i owsianką. Żadnych
jajek ani bekonu,
a sera nie widziałem już od dawna. Zycie jest ciężkie. Całe szczęście, że
Logan przestał mnie nękać. Wreszcie jest zadowolony z mojego poziomu cholesterolu.
Obniżył się po tym nowym leku.
– Pewnie zaaplikowa
ł ci statynę. Dobrze, musimy już iść. Logan będzie zrzędził, jeśli nie
dotrzemy na czas do przychodni.
Trzymaj się, Jim, zapowiadali sztormy.
Jim obserwowa
ł ostatni zjeżdżający na ląd samochód.
– Zdziwi
łbym się, gdyby nie zapowiadali, w końcu jesteśmy na Glenmore.
– Nie ma pan auta? – Kyla odwr
óciła się do Ethana.
– Do niedawna pracowa
łem za granicą. Podróżowałem pociągiem, ale samochód dotrze
tu jeszcze dziś.
– W takim razie b
ędę musiała pana podrzucić. To za daleko, żeby iść pieszo.
– Ponios
ę to pudło. – Ethan chwycił walizkę drugą ręką.
– Prosz
ę bardzo. Nie gardzę szlachetnym gestem, mimo że żyjemy w dwudziestym
pierwszym wieku.
– Odda
ła mu paczkę i poprawiła torbę na ramieniu.
– Tylko prosz
ę nie upuścić. To nowy defibrylator. Taki, co potrafi mówić. Chociaż, jak
znam mojego brata,
pewnie będzie z nim polemizował.
Ethan wzi
ął paczkę i szedł za Kylą nabrzeżem. Spostrzegł, że wszyscy zwracają na nią
uwag
ę.
– Kyla! – Starsza kobieta przesz
ła przez jezdnię, żeby z nią porozmawiać. – Czytałam
ulotkę, którą mi dałaś. Tę o wzmacnianiu kości...
– To
świetnie, pani Porter! – Przystanęła i uśmiechnęła się przyjaźnie. – Wszystko w
porządku?
– Ale
ż tak. Wyczytałam, że trzeba więcej spacerować i podnosić ciężary. Trochę jestem
za stara,
żeby chodzić na siłownię, więc ćwiczę z butelkami po mleku.
–
Świetny pomysł! Jeśli ma pani jakieś pytania, będę w przychodni i chętnie pani udzielę
odpowiedzi.
I proszę nie zapomnieć porozmawiać z Evanną o ćwiczeniach.
Przeszli kawa
łek, gdy zatrzymał ją jeden z rybaków rozplątujący sieci.
– Siostro MacNeil, trzeba mi zdj
ąć te szwy.
– Jak noga?
– Boli.
Skin
ęła głową. To była paskudna rana.
– Uk
ładaj nogę wyżej, kiedy odpoczywasz. Wpadnij w piątek, zdejmę szwy i obejrzę
nogę. Gdyby potrzebny był antybiotyk, porozmawiam z Loganem.
Z ka
żdym witała się i zamieniała kilka słów, nie wdając się w dłuższe pogawędki. Ethan
patrzył na to z podziwem, próbując wyobrazić sobie podobną scenę w Londynie. Ale nie
potrafił. Tam każdy zajmował się swoimi sprawami.
– Wszystkich tu pani zna?
– To jest wyspa, doktorze. Wszyscy wszystkich znaj
ą. – Odgarnęła z twarzy niesforne
kosmyki i unosząc brwi, spojrzała na Ethana. – Czy to dla pana jakiś problem?
– Dlaczego? Taksowa
ła go wzrokiem.
– Jest pan mieszczuchem, a du
że bezduszne miasto gwarantuje anonimowość. Niektórym
to odpowiada.
Nie wszyscy lubią dzielić się prywatnymi sprawami z innymi.
Mieszczuch.
Ethan pomy
ślał o miejscach, w których pracował – kurz, skwar i przytłaczający bezmiar
cierpienia. Ky
la nie ma o tym pojęcia. Zaznał anonimowości, ale takiej, gdzie krzyczysz i nikt
cię nie słucha.
Kyla wyd
łużyła krok, skinęła do starszej kobiety, którą mijali, a potem zatrzymała się, by
pogłaskać dziecko siedzące w spacerówce.
– A
ż trudno uwierzyć, Alice, że mały ma już dwa miesiące. Pamiętaj, żeby przyjść z nim
na szczepienie. – Szli dalej.
Ethan przyglądał się, jak wyjmowała pęk kluczy z kieszeni
kurtki.
– Anonimowo
ść to jedno, a prywatność to drugie. Jakim cudem udaje się pani trzymać
wszystkich na dystans?
– Og
ólnie rzecz biorąc, ludzie nie wtrącają się w nasze życie prywatne. Jeśli jestem
umalowana, na nogach mam szpilki,
a w dłoni drinka, zdają sobie sprawę, że to nie czas na
rozmowy o hemoroidach. –
Bawiła się kluczami. – Ale to faktycznie mała społeczność, co
może mieć swoje dobre i złe strony. Jeśli nie będziesz uważać, zorientujesz się, że za każdym
rogiem udzielasz improwizowanych konsultacji. Nie zawsze mi to przeszkadza,
ale też chcę
czuć, że po pracy mam swoje życie. Musimy się pospieszyć. Przychodnia jest w wiosce,
dziesięć minut jazdy stąd.
– To nie jest wioska?
– Nie, doktorze, to jest nabrze
że. Ludzie mieszkają rozsiani tu i ówdzie. Robi się
zabawni
e w przypadku nagłej domowej wizyty, jak sam pan się przekona. – Zatrzymała się
przy maleńkim fioletowym aucie. – Zapraszam. Pojedziemy do przychodni, przedstawię pana
bratu,
a później podrzucę do domu, – To jest pani samochód? – spytał z niedowierzaniem, a
Kyla rzuciła mu groźne spojrzenie.
– Je
żeli zamierza pan wygłosić jakąś pogardliwą uwagę na temat koloru, to odradzam.
Tak się składa, że jestem bardzo przywiązana do tego auta. Proszę dla niego o szacunek,
doktorze,
ponieważ gdyby nie ono, szedłby pan na to wzgórze piechotą, taszcząc walizkę, że
się tak wyrażę.
Mimo
że dopiero się poznali, Ethan zdążył zauważyć, że Kyla jest kobietą o gorącym
sercu i nieposkromionym temperamencie.
Było to intrygujące zestawienie. Po raz pierwszy od
miesięcy musiał starać się, by ukryć uśmiech.
– Uwierzy pani, je
śli powiem, że wściekły fiolet jest moim ulubionym kolorem?
– Bardzo zabawne. – Popatrzy
ła na niego przez chwilę, a potem uśmiechnęła się szeroko.
– No dobra.
Będę szczera. Kupiłam go po śmiesznie niskiej cenie. Najwyraźniej nikomu
innemu ten kolor nie przypadł do gustu.
– Zadziwia mnie pani.
– Nie pasuje do pana ten sarkazm, doktorze. Baga
żnik jest otwarty, jeśli chce pan się
uwolnić od tej walizki.
W
śliznęła się na siedzenie kierowcy. Ethan jakoś zdołał upchnąć walizkę w maleńkim
bagażniku i próbując wcisnąć swoje metr dziewięćdziesiąt w maleńki pojazd, usiadł obok
Kyli.
– Mo
że i ma okropny kolor – wymamrotał, zatrzaskując drzwi – ale przynajmniej jest
przestronny.
– Obra
ża pan mój samochód? – Spojrzała na niego i wybuchnęła śmiechem. – Wygląda
pan komicznie.
– To ten samochód jest komiczny.
– Samoch
ód jest w porządku. To pan jest za duży. Ethan, wiercąc się, próbował
wygodniej ułożyć nogi.
– Zdaj
ę sobie z tego sprawę. – Przesunął się do przodu, by nie dotykać głową sufitu. Tym
samym jego kolana znalaz
ły się pod brodą. – Tak jest wygodnie. Możemy jechać. Lepiej,
żebyśmy tam szybko dotarli, bo inaczej będę potrzebował fizjoterapeuty, a na tak odległej
wyspie nie spodziewam się go zastać.
– Hm. Glenmore mo
że i jest na końcu świata, ale mieszka tu dużo ludzi. Fizjoterapia to
działka Evanny. Zwłaszcza masaż. Całkiem nieźle radzi sobie zarówno z płaczącymi dziećmi,
jak i jęczącymi staruszkami. – Kyla zapaliła silnik, zerknęła w tylne lusterko i w szaleńczym
tempie ruszyła wzdłuż wybrzeża.
– Evanna? – Ethan zastanawia
ł się, jakim cudem tak mały samochód może rozwijać taką
prędkość. – Rozmawiała pani o niej z tą kobietą, którą spotkaliśmy na nabrzeżu. Ona też jest
pielęgniarką?
– Tak. Ka
żda z nas ma inne obowiązki. Evanna jest położną i pielęgniarką, zna też
podstawy fizjoterapii.
Wszyscy po trochu zajmujemy się wszystkim. To zaoszczędza ludziom
podróży na ląd.
Krajobraz wybrze
ża zmieniał się, ukazując skaliste zatoczki i piaszczyste plaże.
Dramatyczna historia wyspy pozostawiła po sobie wraki wielu statków, które teraz
zaśmiecały dno. Ethan patrzył na morze, a jego myśli krążyły wokół nierozwiązanych spraw.
Było ich wiele, ale nie mógł zadawać Kyli pytań wprost. Zbyt wiele mogłoby to ujawnić.
Odwrócił się i spojrzał na Kylę, studiując jej profil. Zauważył, że ma delikatnie zadarty nos i
długie rzęsy oraz piękną szczęśliwą twarz, bez zmarszczek i cieni.
– Przygl
ąda mi się pan, a to mnie rozprasza.
– W takim razie b
ędę patrzył przed siebie. – Uśmiechnął się blado. – Jedziemy tak blisko
urwiska,
że wolałbym pani nie rozpraszać.
– Mam w ma
łym palcu wszystkie zakręty na tej drodze. W ogóle jestem jak człowiek
orkiestra.
Jestem dietetyczką, specjalistką od astmy, opiekuję się cukrzykami. Skończyłam
kurs planowania rodziny,
ale nie zachęcamy mieszkańców do kontroli urodzeń, ponieważ w
tej chwili populacja na wyspie spada.
Jeśli ktoś przychodzi do mnie po środki
antykoncepcyjne,
odsyłam go do domu, żeby korzystał z życia i płodził więcej dzieci. Jeśli
ich nie będzie, najpierw odeślą lekarza, a potem zamkną szkołę.
Mimo ponurego nastroju Ethan si
ę roześmiał.
– No c
óż, całkiem nowatorskie podejście do planowania rodziny. Mówi pani poważnie,
że chcą zamknąć szkołę?
– Na razie nie. – Spojrza
ła na niego i uśmiechnęła się przelotnie. – Właściwie to życie na
wyspie kwitnie. Ale to prawda,
że jest coraz mniej ludzi, szczególnie na wsi. Ciężko im się
żyje, więc wyjeżdżają szukać szczęścia w dużych miastach i już nie wracają. Biorą ślub z
kimś z kontynentu i rodzą dzieci gdzie indziej.
Zmieni
ła bieg i z olbrzymią prędkością weszła w zakręt.
– Zawsze tak szybko pani je
ździ?
– Wszystko robi
ę szybko, dlatego mogę zrobić dwa razy więcej rzeczy w ciągu dnia, a to
ważne w takim miejscu. Ale dość już o mnie. Co pana tu sprowadza? Od czego pan ucieka,
doktorze Walker?
Ethan zesztywnia
ł.
– Dlaczego mia
łbym od czegoś uciekać?
– Tacy jak pan z regu
ły nie spędzają lata w takiej dziczy. Chyba że chcą od czegoś uciec
–
powiedziała wesoło. – Jeśli nie są stąd, przyjeżdżają szukać przestrzeni albo chcą zacząć
nowe życie. Co pana tu przygnało? Praca czy coś bardziej osobistego? Miłość?
Poczu
ł pulsowanie w skroniach. Spodziewał się pytań, ale nie tak wcześnie. Nie miał
gotowych odpowiedzi.
– Zawsze jest pani taka bezpo
średnia?
– Na wyspie nic si
ę nie ukryje. – Uchyliła okno, i wiatr rozwiał jej włosy. – Tajemnice
snują się za tobą jak cień. Lepiej grać w otwarte karty.
Ethan wpatrywa
ł się w jej profil. W końcu odwrócił się i popatrzył w okno. Gdyby
wiedziała, co ukrywa, bez wątpienia zatrzymałaby auto i zepchnęła go z urwiska.
– Nie mam zwyczaju rozmawia
ć o moim życiu intymnym.
– Rozumiem. – Przesun
ęła ręce na kierownicy – Ale ja nie pytam o pana życie intymne,
tylko uczuciowe. –
Ethan odniósł wrażenie, że Kyla dogadałaby się z jego byłą dziewczyną.
„Nie masz serca, Ethan. Nie wiesz,
co to bliskość”.
– Jestem tu, bo szukali
ście lekarza. Logan mówił, że potrzebuje pomocy.
– To prawda, ale to nie wystarczy,
żeby zachęcić kogoś do przyjazdu tutaj. W dodatku
Logan zdradził, że jest pan geniuszem. Pierwszy we wszystkim, najlepszy student.
– O tym, czy jest si
ę dobrym lekarzem, nie świadczą wyniki egzaminów.
– Dobrze wiedzie
ć, że w czymś jesteśmy zgodni. – Zmieniła bieg i zwolniła przed
zakrętem. – Tak czy inaczej miło, że pan przyjechał. Ostatnie miesiące były naprawdę trudne.
Nie wiem,
czy Logan o tym wspomniał, ale prawie rok temu stracił żonę.
Ethan zesztywnia
ł, pulsowanie w skroniach się nasiliło.
– Wiem – powiedzia
ł cicho, próbując zapanować nad emocjami. – Wspominał o tym.
– To by
ł straszny okres. – Głos Kyli złagodniał, a dłonie zacisnęły się na kierownicy.
Ethan poczu
ł, że robi mu się niedobrze.
– Jak to si
ę stało?
– Zmar
ła przy porodzie. W dzisiejszych czasach wydaje się to niemożliwe. Czyta się o
statystykach
śmiertelności podczas porodu, ale nie bierze się pod uwagę, że może przytrafić
się to komuś, kogo znasz. Wydaje ci się, że jeśli zachowasz kontrolę, to wszystko będzie
dobrze,
ale w tym przypadku nie było. I wiem, że Logan nadal się obwinia, mimo że zrobił
wszystko.
Miała ukrytą wadę serca.
Ethan wzi
ął głęboki oddech.
– A jak Logan radzi sobie z ma
łą? To musi być trudne.
– Sk
ąd pan wie, że to dziewczynka? – Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. –
Wspomniałam o tym?
– Logan mi m
ówił. – Ethan naprawił szybko błąd. – Kirsty. Jedenaście miesięcy.
– Aha. Jest taka s
łodka. Jeszcze nie chodzi, ale raczkuje i wszędzie jej pełno. Logan daje
sobie radę. Jest wspaniałym ojcem i wszyscy na wyspie mu pomagają. Jedna z ciotek razem z
kuzynką prowadzi kawiarnię na nabrzeżu. Często one zajmują się Kirsty w ciągu dnia.
– Jedna z ciotek?
– Babcia zadba
ła o przyszłość wyspy. Moja mama miała pięć sióstr. – Uśmiechnęła się. –
Mam pięć ciotek i jedenaścioro kuzynostwa w pierwszej linii. Niektórzy oczywiście się
przeprowadzili,
ale większość nadal mieszka na wyspie, co znacznie ułatwia życie Loganowi.
Od dawna sam nie musi sobie gotować, szczęściarz. Nie sądzi pan, że miło mieć przy sobie
rodzinę?
Ta my
śl była tak obca Ethanowi, że nie wiedział, co odpowiedzieć. By uniknąć kolejnych
pytań, skierował rozmowę na inne tory.
– Nie lubi pani gotowa
ć?
– Nie jest to moja domena. Ale lubi
ę jeść.
– Logan mieszka tu od czasu, kiedy uko
ńczył staż?
– Nie. Pracowa
ł jakiś czas w Londynie, gromadząc doświadczenia, które są niezmiernie
przydatne w takim miejscu jak to. Praca tutaj to wyzwanie, doktorze Walker.
Nie można
liczyć na wsparcie. Trzeba mieć umiejętności i pewność siebie, żeby sobie z tym poradzić.
Większość mieszkańców wyspy ucieka, żeby sprawdzić, czy trawa faktycznie jest bardziej
zielona w innym miejscu,
a kiedy przekonują się, że nie... – Wzruszyła lekko ramionami,
włączyła kierunkowskaz i zjechała na mały parking. – Wtedy wracają. To jest przychodnia w
Glenmore.
Przychodnia okaza
ła się większa, niż się spodziewał. Był to nowoczesny przeszklony
budynek stojący tuż obok wspaniałego pomalowanego na biało domu z kilkoma balkonami
wychodzącymi na morze.
– Tu mieszka pani brat?
– Tak. Przychodnia przylega do domu, wi
ęc ludzie roszczą sobie prawo niepokojenia
Logana, na
wet kiedy bierze kąpiel. – Uśmiechnęła się i zgasiła silnik. – Ale on uwielbia to
miejsce.
– Z tego, co wiem, pani brat jest
świetnym lekarzem. Wszędzie mógłby dostać pracę.
– To prawda. – Si
ęgnęła po torbę leżącą na tylnym siedzeniu. – Ale wybrał pracę tu,
gdzie dorastał. Gdzie jego talent naprawdę coś znaczy. W Glenmore nie jesteś jednym z wielu
lekarzy,
jesteś jedynym lekarzem. Czasem jesteś też jedyną osobą, która może coś zmienić. I
naprawdę jesteś potrzebny.
– I pani to uwielbia.
– O tak, zdecydowanie. – Po
łożyła torbę na kolanach i uśmiechnęła się w zadumie. – Ja
też próbowałam wyjechać, ale nigdzie nie czułam się dobrze. Kiedy jestem w Glenmore,
wszystko jest tak, jak powinno.
Czuję, że tu jest mój dom.
– To musi by
ć miłe uczucie.
– Ka
żdy ma jakieś miejsce, w którym czuje się jak w domu – powiedziała wesoło,
otwierając drzwi samochodu. – Dla pana to Londyn?
Ethan zastanawia
ł się nad odpowiedzią.
– To zale
ży, co rozumiemy przez słowo dom. Czy jest to miejsce, gdzie się urodziłeś, czy
gdz
ie dorastałeś?
– Nie musi to by
ć żadne z nich. Dom to miejsce, w którym czujesz się swobodnie. Kiedy
tam wracasz,
nie możesz sobie przypomnieć, po co w ogóle wyjeżdżałeś, bo jest to jedyne
miejsce,
w którym naprawdę chcesz być.
Ethan przez chwil
ę wpatrywał się w jej twarz.
– W takim razie ja nie mam domu – powiedzia
ł cicho. – Ponieważ nigdzie się tak nie
czułem.
ROZDZIAŁ DRUGI
Kyla otworzy
ła bagażnik i przesunęła pudło. Starała się nie przyglądać, jak po wyjściu z
samochodu Ethan się przeciąga, aby rozprostować kości.
Przez ca
łą drogę silnie odczuwała jego obecność. Kątem oka dostrzegała kilkudniowy
zarost pokrywający jego twarz, a jego długie nogi muskały jej własne, gdy pokonywali
zakręty. Czuła też, jak się jej przygląda i coś, jakby paląca intensywność jego wzroku,
rozpraszała ją do tego stopnia, że przekraczała dozwoloną prędkość, aby skrócić podróż.
Nerwy miała napięte do granic możliwości i była niezwykle wyczulona na każdy jego ruch.
Zna
ła wszystkich mieszkańców wyspy. Przyzwyczaiła się do ludzi godnych zaufania i
przewidywalnych.
Czuła, że Ethan Walker jest inny.
Kiedy brat opowiedzia
ł jej o nowym lekarzu, wyobraziła sobie naukowca w okularach,
który spędzał życie nad mikroskopem, a pacjentów przyjmował, pozostając po drugiej stronie
ogromnego biurka.
Nie spodziewa
ła się, że jego widok zwali ją z nóg. Nie tylko przystojna twarz i wspaniałe
ciało sprawiały, że trudno było oderwać od niego wzrok. Od tego mężczyzny emanowała
niemalże złowieszcza aura tajemniczości. Wyczuwała, że głęboko skrywa swoje emocje.
Czy dlatego jego oczy maj
ą tak cyniczny wyraz?
I co on robi w tak odleg
łym zakątku Szkocji?
Unikn
ął odpowiedzi na to pytanie, ale ona nie da się tak łatwo zbyć. Jeśli Logan ma rację,
Ethan zrobił błyskotliwą karierę. Swego czasu był najmłodszym konsultantem w historii
szpitala.
Pełnym determinacji, ambitnym i osiągającym ponadprzeciętne wyniki. Dlaczego
człowiek z takimi perspektywami nagle porzuca pracę i przenosi się na prowincję?
To musi mie
ć związek z jego życiem osobistym.
Czy nie zignorowa
ł jej, gdy o to zapytała?
Typowy facet, pomy
ślała. Wszak mężczyźni nie rozmawiają o uczuciach. Wszyscy oni są
beznadziejni.
Zatrzasn
ęła bagażnik. Ciekawie będzie czegoś o nim się dowiedzieć. I spędzać w jego
towarzystwie czas.
Ta my
śl ją zaskoczyła. Od dawna nie marzyła o spędzaniu czasu z mężczyzną.
Problem z
życiem na wyspie jest taki, pomyślała, że zna się absolutnie wszystkich. Nie
ma co liczyć na niespodzianki. Przecież nie zacznie się nagle rumienić na widok Nicka
Hilliera, miejscowego policjanta.
Nie będzie zasypiać, marząc o Alastairze i jego łodzi
rybackiej. Zna wszystkich na wyspie tak dobrze,
jak swoją rodzinę.
Co innego Ethan... On jest niespodziank
ą. I to taką, która niesie ze sobą obietnicę
ciekawszych niż zwykle długich letnich dni.
U
śmiechnęła się, myśląc o przyszłości, i otworzyła drzwi przychodni. Jej brat siedział
rozparty na krześle w recepcji i stukał w klawiaturę komputera.
– Mam tu pe
łną listę. Czy to ty ich wszystkich zarejestrowałaś, Kyla?
– Ja te
ż się cieszę, że cię widzę. – Spojrzała na brata, szukając na jego twarzy oznak
przepracowania.
Logan jest najtwardszą osobą, jaką zna, niemniej martwi się o niego. – Byłeś
tu przez całą noc?
– Chyba tak. – Odsun
ął krzesło i przeciągnął się. Miał ciemne włosy sięgające ramion i
oczy równie niebieskie jak ona. – Nie starczy mi dnia,
żeby przyjąć wszystkich pacjentów.
Musimy przestać ich rejestrować.
Kyla rzuci
ła mu zirytowane spojrzenie.
– A co mia
łam zrobić, idioto? Powiedzieć, żeby sobie poszli i zachorowali kiedy indziej?
– Jak mi
ło, że darzysz mnie szacunkiem – wycedził Logan, ale w oczach miał radosne
iskierki. –
Chciałbym tylko zauważyć, że jestem tu sam i w chwili obecnej raczej słabo sobie
z tym radzę.
Kyla rzuci
ła pocztę na blat recepcji.
– No, nie my
ślisz chyba, że jeżdżę po całej wyspie, rozkręcając ci interes naganianiem
nowych pacjentów.
Nic nie poradzę na to, że ludzie tak do ciebie ciągną. Ale nie jesteś już
osamotniony. –
Obróciła się i wskazała ręką stojącego za nią mężczyznę. – Przywożę ci
posiłki. To pan Ethan Walker. Sądzę, że ju ż o tym wiesz, bo jest to jedyny obcy, który
wysiadł z porannego promu. Zapewne od pół godziny wszyscy o tym trąbią.
– Bardzo mi mi
ło. – Logan wyprostował się i obaj mężczyźni uścisnęli sobie dłonie,
podczas gdy Kyla przyg
lądała im się badawczo.
Maj
ą podobną budowę, ale mimo to się różnią. Obaj są ciemni, wysocy i barczyści, ale na
tym podobieństwa się kończą. Jej brat jest szorstki i ogorzały, jakby właśnie zszedł z gór. Za
to Ethan jest estetyczny i uprzejmy. Typowy mieszczuch, pomy
ślała Kyla. Obróciła się i
zaczęła starannie segregować pocztę dla Janet, ich recepcjonistki. On mi wygląda na takiego,
który lubi...
wystawne życie. I pewnie w Glenmore nie wytrzyma dłużej niż pięć minut.
Obaj m
ężczyźni byli pogrążeni w rozmowie, gdy zadzwonił telefon. Kyla sięgnęła po
słuchawkę. Opadające włosy przesłoniły jej twarz.
– Przychodnia Glenmore. – Jej g
łos był pogodny i przyjazny. Zignorowała ostrzegawcze
spojrzenie Logana.
Chciał dać jej do zrozumienia, że dopisanie kolejnego pacjenta na poranną
listę może kosztować ją życie. – Witaj Janet, co słychać? – Wyprostowała się i wykrzywiła
twarz. – O nie, to straszne! Nie ruszaj jej.
Logan zaraz będzie.
Od
łożyła słuchawkę. Logan wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.
– Przypomnij mi,
że mam cię zwolnić i zatrudnić na twoje miejsce ponurą i opryskliwą
babę, która będzie odstraszać pacjentów. Jeśli umówiłaś mi wizytę domową na dwie minuty
przed otwarciem przychodni,
to uduszę cię gołymi rękami! – warknął. – Za kogo ty mnie
masz? Za bohatera?
– Za dobrego lekarza. – Kyla zapisa
ła szczegóły na skrawku papieru, podeszła do niego i
czule ucałowała go w policzek. – Dobrego, ale wyjątkowo gburowatego. To była nasza Janet.
Rano wpadła na chwilę do swojej mamy i znalazła ją leżącą na podłodze.
– Gladys? – Logan zrobi
ł zatroskaną minę.
– Widzisz, jak bardzo si
ę przejmujesz? Tylko starannie to ukrywasz. To nie może czekać,
Logan. Ona potrzebuje pomocy natychmiast.
– Mam jeszcze przychodni
ę. Nie mogę być w dwóch miejscach jednocześnie.
– Uwa
żam, że twoje miejsce jest teraz przy pani Taylor. Janet twierdzi, że złamała nogę.
Jedź, a ja zajmę się pacjentami. Z Evanną pomożemy tym, którym się da, a pozostali
zaczekają. – Kyla wskazała ręką drzwi. – Gdy będziesz niósł pomoc potrzebującym niczym
rycerz w błyszczącej zbroi, ja będę tu wszystkich zabawiać.
– Ja mog
ę zostać w przychodni. – Ethan wydawał się spokojny i nieporuszony wymianą
zdań, której przed chwilą był świadkiem. – Chyba że masz coś przeciwko temu.
Logan podrapa
ł się w kark.
– Jecha
łeś całą noc. Pewnie chcesz wziąć prysznic i odpocząć. Nie znasz pacjentów ani
wyspy. Ilu jeszcze argumentów potrzebujesz?
Ethan u
śmiechnął się blado.
– Jestem przyzwyczajony do podr
óży. Prysznic i odpoczynek zaczekają. A jeśli chodzi o
nieznajomość pacjentów czy wyspy – lekko wzruszył ramionami – nie sądzę, żeby to
stanowiło problem. Poza tym twoja siostra jest pod ręką. Na wszelki wypadek nie wyłączaj
telefonu.
Zadzwonię, jeśli będę miał wątpliwości.
– Zgoda. – Logan chwyci
ł swoją torbę. – Jeżeli złamała sobie biodro, będę potrzebował
śmigłowca. Zadzwonię do ciebie, Kyla.
– Jasne. – Kyla patrzy
ła, jak jej brat wychodzi, zabierając po drodze pęk kluczy. –
Dobrze, doktorze Walker.
Wygląda na to, że ma pan dyżur. Pokażę panu gabinet, a potem
przyniosę filiżankę kawy. Miejmy nadzieję, że pozwoli to panu przetrwać...
Nag
łe trzaśniecie drzwi uniemożliwiło jej dokończenie zdania. Do przychodni, zataczając
się, wszedł potężny mężczyzna. Był bardzo blady. Ręce mocno przyciskał do klatki
piersiowej.
– Doug! – Kyla znalaz
ła się przy nim w mgnieniu oka. – Co się dzieje? Jesteś chory?
– Boli. – Cierpienie wykrzywia
ło zroszoną potem twarz mężczyzny. – Okropnie boli
mnie w piersiach.
Poczułem się jakoś dziwnie, kiedy przestawiałem w piwnicy skrzynki z
piwem.
I nagle to się stało. Jakby mnie słoń nadepnął.
– Mo
żemy go gdzieś położyć?
– W gabinecie.
Ethan chwyci
ł mężczyznę pod ramię i razem z Kylą przeprowadzili go przez korytarz.
– Po
łożymy pana na leżance, panie... ?
– McDonald – odrzek
ła szybko Kyla, pomagając mężczyźnie zająć w miarę wygodną
pozycję. – Doug McDonald. Pięćdziesiąt sześć lat. Od trzech lat leczy się na nadciśnienie.
Zażywa betaadrenolityki i statynę.
Ethan, kt
óry właśnie badał puls, uniósł lekko brwi, po czym sięgnął po stetoskop.
– Zna pani na pami
ęć historię choroby każdego pacjenta?
– To ma
ła społeczność, doktorze. Co panu podać?
– Zacznijmy od tlenu.
– Aparat z mask
ą jest po pana prawej stronie. Pewnie będzie pan chciał się wkłuć.
Przyniosę sprzęt. – Szybko sięgnęła do szafy, wyjęła potrzebne rzeczy i postawiła je na
stoliku obok Ethana. –
Po prostu oddychaj przez maskę, Doug. Świetnie. Ścisnę tu, żeby
łatwiej mógł pan znaleźć żyłę, doktorze. – Objęła dłońmi ramię Douga i przyglądała się, jak
Ethan
gładzi je, by znaleźć odpowiednie miejsce.
– Czy mamy mo
żliwość podłączenia kroplówki?
– Oczywi
ście.
– Ma pan dobre
żyły. – Przetarł skórę i wkłuł się tak sprawnie, jakby powtarzał tę
czynność tysiące razy. Kyla skinęła głową z aprobatą i rozluźniła uścisk.
– Wszystko b
ędzie dobrze, Doug. Niedługo poczujesz się lepiej. Wyświetlę historię
choroby na ekranie. –
Kyla podeszła do biurka, włączyła komputer i wyciągnęła EKG z
narożnika. – Komputer za chwilę się uruchomi.
Doug j
ęknął z bólu i zdjął maskę.
– Zawsze si
ę tego obawiałem. To dlatego próbowałem schudnąć. I rzucić palenie. Tylko
że wtedy zaczynałem więcej jeść. – Skrzywił się i położył z powrotem, gdy Ethan podłączył
kroplówkę. – Naprawdę się starałem, ale to takie trudne.
– Robi
łeś, co mogłeś, Doug, wiesz o tym. Nie zamartwiaj się teraz – powiedziała Kyla,
zakładając mu na drugą rękę aparat do mierzenia ciśnienia. – Musimy się tylko dowiedzieć,
co się dzieje.
Pokaza
ła wynik Ethanowi, a ten kiwnął głową.
– Czy mo
żemy zrobić EKG?
– Ju
ż się robi. – Kyla szybko przykleiła pacjentowi elektrody. – Wytrzymaj jeszcze
trochę, Douglas, wyjdziesz z tego. Doktor Walker jest cudownym dzieckiem medycyny.
Ludzie zwykle płacą grube pieniądze za wizytę u niego, a ty masz to za darmo. To twój
szczęśliwy dzień.
Wiedzia
ła, że Ethan sardonicznie zmarszczył brwi, ale postanowiła go zignorować. To
jest jej teren. Nie pozwoli si
ę zdominować żadnemu lekarzowi, nawet temu.
Doug przymkn
ął oczy i uśmiechnął się blado.
– To chyba nie jest m
ój szczęśliwy dzień, złotko. Serce Kyli przepełniała czułość. Znała
Douga od dziecka.
– Oczywi
ście, że szczęśliwy. Bo ja mam dyżu r – oznajmiła z uśmiechem i włączyła
aparaturę. – Zobaczysz, będzie dobrze – zapewniła go.
Nagle otworzy
ły się drzwi i do gabinetu weszła ciemnowłosa dziewczyna w niebieskim
fartuchu.
– W
łaśnie minęłam Logana. Pędził jak szalony. Kiedy zobaczyłam jego minę,
pomyślałam, że przyda ci się tu pomoc. – W jej łagodnych oczach widniał niepokój, koński
ogon falował przy każdym ruchu głową. – Doug? Co ci się stało?
– To jest Ethan Walker, nowy lekarz. A to Evanna, kolejna piel
ęgniarka. Logan pojechał
do matki Janet,
która miała groźny upadek. A tutaj nasz Doug ma okropne bóle w klatce
piersiowej.
Czy możesz wezwać helikopter? – Kyla spojrzała na przyjaciółkę w sposób, który
nie pozostawiał wątpliwości, że prośba jest pilna. – Musimy przetransportować Douga na ląd.
Doug,
muszę zadzwonić do twojej żony i powiedzieć jej, co się dzieje. Czy Leslie jest w
domu?
Evanna wymkn
ęła się z pokoju, nie zadając pytań. Kyla poczuła ulgę. Wiedziała, że
przyjaciółka sprowadzi śmigłowiec na wyspę tak szybko, jak tylko to możliwe.
– Nie. – Douglas odwr
ócił głowę. – Nie wolno ci niepokoić Leslie. Ma dość problemów z
naszą Andreą, która przechodzi okres buntu. Mam zawał, wiem o tym. To byłoby dla niej za
dużo.
– Ona ci
ę kocha, Doug – powiedziała Kyla. Włączyła EKG i śledziła wykres, który wcale
jej się nie spodobał. Nie okazała tego jednak. – Tworzycie związek. Jak myślisz, co by
powiedziała, gdyby odkryła, że poleciałeś do szpitala, a ją tu zostawiłeś?
Doug u
śmiechnął się blado i pokręcił głową.
– Zawsze zam
ęcza mnie, żebyśmy choć na chwilę opuścili wyspę.
– Sam widzisz. – Kyla stan
ęła z boku, tak by Ethan mógł obserwować zapis. – Uniesienie
odcinka ST.
Pewnie zechce pan podać heparynę i areplex. Pójdę przygotować.
W oczach Ethana wyczyta
ła potwierdzenie i odrobinę zaskoczenia.
– Czy mamy morfin
ę i nitromint?
– Oczywi
ście. – Pytanie ją rozbawiło. A więc sądził, że pracuje na totalnej prowincji?
Otworzyła szafkę z lekami i zaczęła szukać odpowiednich specyfików, przysłuchując się
Ethanowi.
– Obawiam si
ę, że EKG pokazuje stan przedzawałowy. Prawdopodobnie powodem jest
zakrzep krwi w jednej z tętnic – mówił spokojnym tonem. – Dam panu środek, który go
usunie.
– To taki pogromca zakrzepów,
o których czytałem?
– Tak. Musimy sprawi
ć, żeby krew znów popłynęła przez tętnicę. Ale najpierw muszę
zadać panu kilka pytań.
Doug zblad
ł, a na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas.
– Musz
ę pana ostrzec, że nienawidzę zgadywanek. Jeśli chce mnie pan odpytać ze stolic
krajów, to prosz
ę od razu dać sobie spokój. Rzuciłem szkołę, gdy miałem szesnaście lat, i
zaciągnąłem się na kuter ojca. Ethan uśmiechnął się.
– Czy ma pan jakie
ś zaburzenia krwawienia? Czy był pan ostatnio operowany? – Zadał
serię szybkich pytań i wziął lekarstwa od Kyli. – Jak długo leci tu helikopter i gdzie ląduje?
Nie jestem pewien,
czy stan pacjenta jest już na tyle stabilny, żeby można było go
transportować.
– Za
łoga jest wykwalifikowana, a pan może lecieć z nimi. Mają defibrylator i cały
potrzebny sprzęt.
Ethan ostro
żnie odmierzył lek.
– Mog
ą tutaj przylecieć?
– O tak, je
śli pogoda jest odpowiednia, a dziś powinno być w porządku. – Kyla wzięła od
niego pustą strzykawkę i sprawnie wypełniła ją płynem. – Trzeba zadzwonić do szpitala i
wypełnić odpowiedni formularz.
– Je
śli ja pojadę z nim, to zostaniecie bez lekarza. Uśmiechnęła się.
– Logan pewnie nied
ługo wróci. Niech pan nie popełnia błędu i nie myśli, że jest
niezastąpiony, doktorze – powiedziała wesoło i zerknęła na napiętą twarz Douga. – My,
tutejsze pielęgniarki, jesteśmy niezwykle wszechstronne.
Jego wzrok pow
ędrował za jej spojrzeniem. Zmarszczył czoło i zmierzył Dougowi tętno.
– Nadal boli? Jest jaka
ś poprawa? Doug kiwnął głową.
– Lepiej – szepn
ął w momencie, gdy do pokoju wróciła Evanna.
– Helikopter b
ędzie za piętnaście minut – oznajmiła swoim ciepłym, przyjaznym głosem.
–
Wytłumaczyłam pacjentom w poczekalni, że muszą poczekać na Logana.
– Dzwoni
łaś do niego? – zapytała Kyla.
– Tak. Pani Taylor ma okropn
ą ranę na nodze i jest w szoku, ale nic sobie nie złamała.
Logan przywiezie ją tu, żeby założyć szwy.
Kyla z zatroskan
ą miną sięgnęła po telefon.
– Powinna ucz
ęszczać na twoje zajęcia ruchowe. Potknęła się o coś?
– Nie wiadomo. Janet znalaz
ła ją przy schodach. Miała szczęście, że nic sobie nie
złamała. – Evanna spojrzała na zegarek. – Jeśli nie jestem tu potrzebna, pójdę do pacjentów
Logana.
Zajmę się tymi, którym mogę pomóc.
Opu
ściła pokój, a Kyla podała słuchawkę Ethanowi.
– Po
łączę pana z ordynatorem oddziału intensywnej opieki kardiologicznej. Nazywa się
Angus Marsh.
To miły gość. – Podeszła do Douglasa. – Najwyższa pora powiadomić twoją
żonę. To jest wyspa, Doug. Leslie zobaczy śmigłowiec ratowniczy i wkrótce dowie się, kim
jest pacjent. Na
jpierw będzie się zamartwiać i wyobrażać sobie Bóg wie co, a potem mnie
zabije.
Jakby na potwierdzenie jej s
łów drzwi otworzyły się z hukiem i do gabinetu wpadła
Leslie.
– Komu potrzebne s
ą telefony, kiedy na wyspie działa poczta pantoflowa? – mruknęła do
siebie Kyla.
Westchnęła i odsunęła się od kozetki.
– Co ci si
ę stało, Douglas?
Doug wyda
ł z siebie cichy jęk, ale w jego oczach nie brakowało czułości.
– Co tu robisz, kobieto?
– Kupowa
łam ryby u Geoffa na nabrzeżu. Powiedział mi, że tu szedłeś. Podobno
wyglądałeś naprawdę kiepsko. – Leslie wpatrywała się przerażona w EKG, po czym obróciła
się do Kyli. – Siostro MacNeil? Co się dzieje?
Kyla spojrza
ła błagalnie na Ethana, ale on rozmawiał właśnie o przewiezieniu pacjenta do
szpitala.
– Doug mia
ł bóle w klatce piersiowej i wygląda na to, że mógł mieć zawał – powiedziała
łagodnie. – Teraz czuje się już lepiej. Z pewnością nie ma powodów do paniki. Zamierzamy
przewieźć go do szpitala. To standardowa procedura. Za chwilę będzie tu śmigłowiec.
Leslie westchn
ęła.
– Wybierasz si
ę na ląd? Miałeś zawał? Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć, Doug?
W następne święta?
– Przesta
ń zrzędzić. Kyla właśnie miała się z tobą skontaktować. Cały czas pracowali
przy mnie bez wytchnienia. – Doug
mówił słabym głosem, nie otwierając oczu. – Wracaj i
pilnuj Andrei.
Zadzwonię ze szpitala.
– Andrei nic nie jest. – Leslie spojrza
ła na Kylę. Jej twarz poszarzała ze zmartwienia. –
Mogę z nim lecieć?
Kyla skin
ęła głową.
– S
ądzę, że tak, ale muszę jeszcze porozmawiać z załogą. Jesteś bardzo blada, Leslie.
Usiądź. – Szybko przysunęła kobiecie krzesło.
– Zaraz dojd
ę do siebie – mruknęła pod nosem, pocierając ręką czoło. – To tylko szok.
Ethan od
łożył słuchawkę w momencie, gdy Evanna po raz kolejny zajrzała do gabinetu.
– Helikopter ju
ż przyleciał.
– Rozmawia
łem z personelem szpitala. Czekają. – Ethan zerknął na wyniki badań, po
czym razem z ratownikami położyli Douga na noszach.
Umie
ścili go w śmigłowcu i pomogli Leslie wejść na pokład. Ethan zwinnie wskoczył do
środka i usiadł obok.
Kyla odsun
ęła się od śmigłowca i skierowała się w stronę przychodni. W zatłoczonej
poczekalni wytłumaczyła pacjentom, co się stało, i szybko oceniła, komu może pomóc.
– Czy Doug z tego wyjdzie? – zapyta
ła Paula Stiles, pracownica sklepu z upominkami.
Konieczno
ść zachowania dyskrecji w sprawach pacjentów jest koszmarem, pomyślała
Kyla,
udzielając skąpych informacji w sposób, który dodał wszystkim otuchy. Potem
otworzyła drzwi swojego pokoju i włączyła komputer.
– Interesuj
ący poranek – mruknęła do siebie. – Nie ma jeszcze dziewiątej, a już czuję się
jak po całym dniu harówki.
Nawet nie chcia
ła myśleć o tym, jak musi czuć się Ethan. Podróżował przez większą
część nocy, aby złapać pierwszy prom. A teraz mu si wysłać go z p o wro tem n a ląd. Z
doświadczenia wiedziała, że przed lunchem nie wróci.
ROZDZIAŁ TRZECI
Pierwsz
ą pacjentką Kyli była dyrektorka miejscowej szkoły podstawowej.
– Przepraszam,
że musiała pani czekać, pani Carne – rzekła Kyla, sięgając po długopis. –
Jeśli znów dokucza pani astma, możemy o tym porozmawiać, a potem przekażę wszystko
Loganowi.
– Tak, to astma. – Ann Carne postawi
ła torebkę na podłodze i usiadła na krześle. – Mam
problemy w czasie zajęć na boisku. Wyobrażasz sobie? Tracę oddech przy sześciolatkach.
– Sze
ściolatki mają niespożytą energię – zauważyła Kyla. – A więc co się dzieje? Czy
przed zajęciami używa pani inhalatora?
– Czasami. – Ann wygl
ądała na zakłopotaną. – Staram się wtedy wymknąć do pokoju
nauczycielskiego,
ale nie zawsze się to udaje.
– Dlaczego si
ę pani ukrywa?
– Nie chc
ę, żeby dzieci mnie widziały.
Kyla spojrza
ła na nią, zastanawiając się, w czym tkwi problem.
– Chodzi o pani
ą czy o dzieci?
– O jedno i drugie. – Ann u
śmiechnęła się smutno.
– Nie znosz
ę myśli, że jestem chora, a poza tym nie chcę, żeby dzieci się martwiły.
Kyla zmarszczy
ła brwi i stukała długopisem w biurko.
– W szkole jest przecie
ż kilku astmatyków, więc nikogo nie dziwi widok inhalatora.
– Ale nie u nauczyciela.
Widz
ąc, że problem dotyczy bardziej Ann niż uczniów, Kyla powiedziała:
– To ju
ż prawie rok, odkąd rozpoznano u pani astmę. Jak sobie pani z tym radzi?
Ann odetchn
ęła ciężko i powiedziała:
– Nadal nie mog
ę uwierzyć, że spotkało to właśnie mnie. Mam dopiero pięćdziesiąt dwa
lata, to absurd!
– Ta choroba nie ma nic wspólnego z wiekiem.
Składa się na nią wiele czynników.
– Nie mog
ę przywyknąć do tej myśli.
– To dlatego nie u
żywa pani inhalatora? – Głos Kyli był łagodny. – Na zasadzie: nie
zażywam leków, to nie jestem chora?
– Jak na to wpad
łaś? – Ann uśmiechnęła się słabo. – Pamiętam cię jako sześciolatkę.
Przyniosłaś do klasy żabę i schowałaś ją w moim biurku.
– Pami
ętam. To była żaba mojego brata. Strasznie był wtedy na mnie zły.
– Ci
ągłe wydaje mi się, że jestem młoda. – Ann westchnęła. – Dopiero kiedy patrzę w
lustro,
zdaję sobie sprawę z upływu lat. I kiedy moje ciało o tym przypomina.
– Pani organizm mo
że jeszcze doskonale funkcjonować, jeśli tylko trochę mu pani
pomoże. – Kyla sięgnęła do szuflady po ulotkę. – Proszę to przeczytać. Nie wyobraża sobie
pani dnia bez szczotki i pasty do zębów, prawda? Inhalator ma taką samą funkcję, pomaga
dbać o higienę.
Ann wzi
ęła ulotkę i uśmiechnęła się zamyślona.
– Higiena. Niez
ły pomysł.
– Prosz
ę mi obiecać, że przez następne dwa tygodnie będzie pani używała inhalatora.
Wtedy proszę do mnie przyjść i porozmawiamy. I niech pani nie ukrywa się przed dziećmi.
Chcemy im przecież pokazać, że to coś, z czym można żyć.
– Nie my
ślałam o tym w ten sposób, ale faktycznie masz rację. – Ann wstała i
uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Bardzo się zmieniłaś od czasów szkoły podstawowej.
Mogę zapytać, co z Dougiem, czy powiesz mi, żebym nie wtrącała się w nie swoje sprawy?
– Jak mog
łabym powiedzieć coś takiego mojej nauczycielce? – roześmiała się Kyla. – Ale
faktycznie,
jest za wcześnie, żeby o tym mówić. Nasz nowy lekarz z nim poleciał. Miejmy
nadzieję, że będzie miał dla nas dobre wieści.
– Wiesz,
że wszyscy się martwimy.
– Wiem – odrzek
ła Kyla z uśmiechem. – Dlatego właśnie zostałam w Glenmore. Życzę
miłego dnia, pani Carne. I proszę nie pozwolić tym małym potworkom przynosić żab do
klasy.
Ethan pojawi
ł się pod koniec dyżuru Kyli, godzinę po powrocie Logana od mamy Janet.
Kyla posz
ła z nim do gabinetu, gdzie we troje dokończyli przyjmowania pacjentów. W
tym
czasie Evanna przejęła obowiązki recepcjonistki.
– S
ą jakieś wizyty domowe? – Logan stłumił ziewnięcie, kiedy już wszyscy stali w
recepcji.
– Tylko jedna, u Helen McNair. Ma z
łe wieści ze szpitala i pyta, czy możesz do niej
zadzwonić. Całą resztę udało mi się namówić na wizytę w przychodni dziś po południu, żeby
zaoszczędzić ci jeżdżenia. Pomyślałam, że chcesz mieć czas dla doktora Walkera.
– Wyperswadowa
łaś komuś wizytę domową? – zapytał Logan z niedowierzaniem. –
Aniele ty mój,
chyba cię awansuję. Od dziś masz etat recepcjonistki i mojej ulubienicy. –
Kyla zauważyła zdradliwy rumieniec, jaki zalał policzki Evanny, i uważnie spojrzała na brata.
Ten jednak z zainteresowaniem przeglądał najnowszy numer czasopisma medycznego,
nieświadomy wrażenia, jakie na Evannie zrobiły jego słowa.
Kyla potrz
ąsnęła głową z dezaprobatą. Mieszkańcy wyspy mają Logana za bardzo
wrażliwego człowieka. Wydaje im się, że wszystko o wszystkich wie.
By
ły jednak rzeczy, których Logan zupełnie nie dostrzegał. Kyla pogrążona w myślach
chowała dokumenty do szafki. Minął rok od śmierci Catherine. Prędzej czy później trzeba
będzie coś z tym zrobić.
– Odwiedzi
ła mnie dziś Ann Carne. – Wracając myślami do pracy, wręczyła bratu
notatki.
– O, jak si
ę ma nasza ulubiona nauczycielka? – Logan odchylił się na krześle, prostując
nogi.
– Nadal udaje,
że nic jej nie dolega. Jeśli nie zacznie używać inhalatora, narobi sobie
kłopotów.
Logan pokiwa
ł głową.
– Rozmawia
łaś z nią o tym?
– Masz mnie za g
łupią? – Kyla uniosła brwi.
– Mam odpowiedzie
ć na to pytanie?
– Nie zaczynajcie znowu – wtr
ąciła Evanna, rzucając Ethanowi przepraszające spojrzenie.
–
Proszę na nich nie zwracać uwagi. Tak tylko się przekomarzają, jak to rodzeństwo. Ale
naprawdę się uwielbiają.
Eathan nawet si
ę nie uśmiechnął, a Kyla zauważyła jego zaciśnięte usta i napięte mięśnie.
Zastanawiało ją posępne spojrzenie Ethana i chciała się dowiedzieć, co się za tym kryje. Nie
lubi żartować w pracy? Z pewnością nie o to chodzi.
Pochwyci
ła ostrzegawcze spojrzenie Logana.
– Zajmij si
ę sobą – szepnął.
– W
łaśnie się zastanawiam, czy nie zająć się nim – odpowiedziała z uśmiechem.
Logan przewr
ócił oczami i wstał.
– Nigdy nie zrozumiem kobiet.
– To oczywiste – mrukn
ęła Kyla, zerkając na Evannę. – Ale próbuj dalej.
– Trenuj
ę na mojej córce. A skoro o niej mowa, to jeśli skończyliśmy, zamierzam spędzić
następną godzinę z dziewczyną mojego życia, która to lada moment się obudzi i będzie
gotowa upaćkać się tym, co ma zjeść ha lunch. Zaprosiłbym cię do nas – zwrócił się do
Ethana – ale nie
sadzę, że masz ochotę wyglądać jak zmiksowane warzywa. Zrób sobie
przerwę. Moja siostra pokaże ci dom, mam nadzieję, że ci się spodoba. Daj znać, gdybyś
czegoś potrzebował.
Logan poszed
ł w kierunku drzwi łączących przychodnię z jego domem, a Kyla zwróciła
się do Ethana:
– Gotowy na kolejn
ą przejażdżkę moim samochodem?
– Co za ekscytuj
ący poranek. – Ethan wydostał się z samochodu i poszedł za Kylą w
kierunku dwóch budynków.
Przed nimi rozciągał się widok na morze. Ethan oddychał
głęboko, rozkoszując się słonym, chłodnym powietrzem. – Każdy dzień tak wygląda?
– Ale
ż skąd! – Pchnęła furtkę i przytrzymała ją, by Ethan mógł przejść. – Często jest tak,
że albo nic się nie dzieje, albo wszystko naraz. Nieźle pan sobie poradził.
– To by
ł test?
– Nie, ale gdyby by
ł, zdałby pan. – Zerknęła na Ethana. – Proszę się nie gniewać, ale nie
każdy nadaje się do pracy na wyspie. Musimy tu uważać na wszystko i często czujemy się jak
na froncie. Czy to pana martwi?
– Nie. – Niepokoi
ło go tylko pożądanie, jakie odczuwał, patrząc na nią. Zacisnął zęby i
skupił się na widoku. – Przepięknie. Kto tu zwykle mieszka?
– Letnicy. Przewa
żnie wynajmujemy dom na cały sezon, ale Nick Hillier, właściciel,
naciął się w zeszłym roku. – Kyla próbowała znaleźć w torebce klucz i otworzyć drzwi. –
Grupa ludzi z Londynu urządziła tu dziką imprezę i zdemolowała dom. Tak więc w tym roku
Nick postanowił wynająć go panu.
– Postaram si
ę go nie zawieść. – Ethan wszedł za nią do środka, próbując zignorować
wspaniały zapach i niesamowity blask jej złocistych włosów. – Kim jest Nick Hillier?
– To nasz policjant. Chodzili
śmy razem do szkoły. Zaplatał mi warkocze.
Nie wiedzia
ł dlaczego, ale ta uwaga jeszcze wzmogła jego napięcie. Wziął głęboki
oddech i skulił się w sobie. Musi popływać. Pobiegać. Zrobić cokolwiek, żeby pozbyć się
tych myśli.
– Chodzi
ła pani do szkoły z wszystkimi na wyspie?
– Z wszystkimi nie, ale z wi
ększością tych, którzy się tu urodzili i byli mniej więcej w
moim wieku. To ma
ła społeczność i ma to swoje złe strony. Czasami wydaje mi się, że Ann
Carne nadal widzi we mnie krnąbrne dziecko, które w szkolnej stołówce ogłosiło strajk
głodowy.
Odwr
óciła się i uśmiechnęła. Ethan poczuł gwałtowny przypływ pożądania. Potem
uśmiech zniknął z twarzy Kyli i wpatrywali się w siebie bez słowa.
Odsu
ń się, ostrzegł się w myślach Ethan. Nie teraz i nie z tą kobietą. Nie po to tu
przyjechałeś.
– Dowodzi
ła pani strajkiem przeciwko obiadom szkolnym?
Jej zdziwione spojrzenie m
ówiło, że wyczuła ostrzejszą nutę w jego głosie.
– By
łam strasznym niejadkiem. Buntowałam się przeciw wszystkiemu, co znalazło się na
moim talerzu i chciałam, by inni robili tak samo. Namówiłam dzieciaki, żeby nie jadły.
Z
łatwością wyobraził ją sobie w takiej roli. Z iskrzącymi błękitnymi oczami i dumnie
uniesioną głową.
– Ile mia
ła pani lat?
– Pi
ęć. – Uśmiechnęła się bez cienia skruchy. – Mama powiedziała mi, że nigdy się tak
nie wstydziła. Wezwali ją do szkoły. Dostałam wtedy straszną burę.
Ethan r
ównież się uśmiechnął.
– I potem ju
ż grzecznie jadła pani obiady?
– Wcale nie. Chowa
łam jedzenie w serwetkę i ukrywałam dowody.
– Nikt si
ę nie zorientował?
– Niestety, wszystko si
ę wydało. – Kyla otworzyła drzwi i weszła do pięknego
przeszklonego salonu. – I to tylko dlatego,
że pewnego razu wrzuciłam zawiniątko do torebki
panny Carne.
To była lasagne albo coś o podobnej konsystencji. Obrzydliwe. Od tego czasu
pilnowali mnie przy jedzeniu.
– Wcale si
ę nie dziwię. – Rozejrzał się zaskoczony. – . Ładnie tu.
– Gdyby pan widzia
ł to miejsce dwa lata temu! Całkowita ruina. Nick spędził tu
wszystkie weekendy,
kiedy kupił ten dom. – Podeszła do okna i patrzyła na morze. – Miał
szczęście, bo było wielu chętnych. To jedno z najładniejszych miejsc na wyspie.
– Dlaczego wi
ęc pani go nie kupiła?
– Nie by
ło potrzeby. – Spojrzała na niego z rozbawieniem. – Do mnie należy ten dom
obok.
Proszę o tym pamiętać, zanim nagi wybierze się pan zażyć kąpieli w morzu.
Nagle atmosfera zag
ęściła się, a Ethan poczuł, że niebezpiecznie poruszyła się w nim
jakaś struna.
– A zatem to miejsce nale
ży do mnie na czas mojego pobytu na wyspie? – spytał
zmienionym głosem, klnąc się w duchu. Czy ona też to czuje?
Czy zauwa
żyła zmianę atmosfery?
– Tak d
ługo, jak pan zechce. – Przyglądała mu się przez chwilę, po czym zgrabnie,
niczym tancerka podeszła do drzwi balkonowych. Kiedy je otwierała, Ethan spostrzegł, że
drżą jej ręce.
– Zaraz za ogrodem jest pla
ża, więc w czasie sztormu proszę dokładnie zamykać drzwi.
Inaczej będzie pan tygodniami wymiatał piasek z salonu.
– Sztormu? – Ethan spojrza
ł na bezchmurne niebo. – Morze jest takie spokojne. Trudno
mi to sobie wyobrazić.
– Nie b
ędzie pan musiał sobie wyobrażać, bo już niedługo zobaczy pan to na własne
oczy. –
Roześmiała się. – Mam nadzieję, że lubi pan gwałtowne zmiany pogody, doktorze. I
mam nadzieję, że sztorm pana nie przeraża. Wszystko, co pan do tej pory widział, to nic w
porównaniu z żywiołem szalejącym wokół wyspy.
– Nie
łatwo mnie przestraszyć. – Odwrócił się, czując, że przebywanie z nią w jednym
pomieszczeniu staje się niebezpieczne. Musi się od niej trzymać z daleka. Jak najdalej. – A
pani,
Kylo? Boi się pani, czy raczej lubi ryzyko? – Ethan igrał z ogniem. Sprawdza ją, a ze
spojrzenia jej błękitnych oczu wyczytał, że ona o tym wie.
– Tutaj
żyje się pełnią życia. Urodziłam się na tej wyspie i jestem jej częścią, dlatego nic
mnie w niej nie przeraża. Ani sztormy, ani odosobnienie. – Ani ty, mówiło jej spojrzenie.
Ethan poczu
ł nagłe ukłucie zazdrości. Zastanawiał się, jak to jest być tak pewnym
wszystkiego i mieć miejsce na ziemi, które można nazwać domem. Nagle znów zapragnął
przeczytać list tkwiący w jego kieszeni. I go zrozumieć.
– Musz
ę się rozpakować i wziąć prysznic. – Powiedział to ostrzej, niż zamierzał. Widząc
zakłopotanie z oczach Kyli, musiał powstrzymać nagłą chęć, by ją objąć i przeprosić.
Ethan, kt
órego wszyscy uważali za chłodnego, sam był zaskoczony tą reakcją. Cofnął się,
przypominając sobie, że przecież nie musi niczego wyjaśniać.
Powinien jednak dowiedzie
ć się wielu rzeczy.
Kyla zamkn
ęła za sobą drzwi i przeskoczyła przez mały żywopłot dzielący ich posesje.
Wchodząc do środka, zastanawiała się nad chemią, jaka pojawiła się między nią a Ethanem.
Nie ma wątpliwości, że coś między nimi zaiskrzyło. Czuła też, że go to złości.
On nie chce,
żeby tak było.
A ona? Czego ona chce? Tak bardzo przywyk
ła do życia w pojedynkę...
– Przecie
ż on tu nie zostanie – stwierdziła, zrobiła sobie herbatę i wyszła z nią na taras.
Cokolwiek między nimi zaistniało, nie będzie trwało długo, ponieważ ona nie zamierza stąd
wyjeżdżać.
– Siostro MacNeil!
Podnios
ła głowę, słysząc, że ktoś ją woła. Westchnęła i poszła przez ogród w stronę, skąd
dochodził głos. Gdyby mieszkała w jakiejś podupadłej części Londynu, mogłaby
przynajmniej w spokoju dokończyć herbatę.
– Fraser Price? A ty co robisz na pla
ży w czasie lekcji?
Pewnie wagaruje, tak jak ona w latach szkolnych.
– Prosz
ę nie mówić pannie Carne. Ona myśli, że jestem chory – powiedział chłopiec,
próbując złapać oddech.
– Ale nie jeste
ś? – Kyla zrobiła poważną minę. – Powinieneś być w szkole i się uczyć, a
nie udawać chorego.
O ma
ło się nie roześmiała, mówiąc to, bo przecież sama wiele razy uciekała ze szkoły, by
posiedzieć na plaży.
– Tylko to przysz
ło mi do głowy, a musiałem wrócić do domu.
– A to dlaczego?
–
Żeby zająć się mamą. Rano dziwnie się zachowywała i nie chciałem jej zostawiać
samej.
Bałem się.
Ch
łopiec wydawał się zagubiony, co obudziło czujność Kyli.
– A dok
ładniej? Chodzi ojej cukrzycę? Co to znaczy, że zachowywała się dziwnie? Coś
się mamie stało?
– Nie wiem. Wydawa
ła się taka... inna. – Wzruszył ramionami. – Zabiłaby mnie, gdyby
się dowiedziała, że tu jestem. Czy mogłaby pani do niej wpaść, ale nie mówić, że tu byłem?
Wie pani, niby tak przez przypadek.
– Fraser, ja nikogo nie odwiedzam przez przypadek.
Jej rozbawienie przerodzi
ło się w troskę, kiedy zobaczyła wyraz twarzy chłopca.
– Dobrze, dobrze! Dzisiaj znajd
ę powód, żeby odwiedzić ją ot tak.
– Naprawd
ę? To świetnie. – Odetchnął z ulgą. – A czy ten przypadek mógłby być już
teraz?
Porzuci
ła myśli o lunchu i skinęła głową.
– Tylko zamkn
ę dom i przyprowadzę samochód. Spotkamy się u ciebie. Możesz mi
otworzyć drzwi. Aha, Fraser, co do twojej mamy – chwyciła go za ramię – to możesz opisać,
jak wyglądała?
– Mia
ła taki dziwny kolor skóry i trzęsły jej się ręce, kiedy robiła mi śniadanie. Nie wyda
mnie pani? –
Spojrzał z niepokojem na Kylę. – Powiedziałem, że źle się czuję i muszę wyjść
na świeże powietrze.
Kyla pomy
ślała o wszystkich swoich grzechach z czasów szkolnych.
– Nie wydam. Zmykaj. B
ędę za pięć minut.
– Co pani powie mamie?
– Jeszcze nie wiem, ale co
ś wymyślę – odrzekła Kyla i wróciła do domu. Zauważyła
Etłiana stojącego w ogrodzie i nagle ją olśniło. – Doktorze Walker!
Spojrza
ł w jej stronę, a Kyla bezradnie rozłożyła ręce.
– Je
śli nie jest pan zbyt zmęczony, znów poproszę pana o pomoc. Myślę, że będzie mi
potrzebny lekarz.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Kyla zapi
ęła pas i zapaliła silnik.
– Aisla Price to samotna matka. Przeprowadzi
ła się na wyspę, kiedy Fraser był mały.
Uważała, że to dobre miejsce, żeby wychować dziecko. Ma sklepik internetowy, gdzie
sprzedaje to, co zrobi na drutach.
Całkiem nieźle jej to idzie. Robi naprawdę ładne swetry.
Mieszkają prawie nad samym morzem.
– I choruje na cukrzyc
ę? – dodał Ethan.
– Tak, ale kontroluje j
ą, więc nie wiem, co się stało. – Kyla zmieniła bieg i włączyła
kierunkowskaz. – Skoro jednak Fraser mówi,
że coś jest nie tak, powinniśmy to sprawdzić.
– Nie dzwoni
ła po panią? Składamy jej zatem niezapowiedziana wizytę. – Ethan
próbował wyobrazić sobie podobną sytuację w Londynie. Z drugiej strony, w Londynie żadne
dziecko nie dobijałoby się do drzwi pielęgniarki środowiskowej.
– Tak. Przypadkowe odwiedziny. – Zatrzyma
ła samochód na uliczce z rzędem białych
domk
ów i zaciągnęła hamulec. – Jesteśmy na miejscu.
Ethan patrzy
ł na Kylę z niedowierzaniem.
– Co, na Boga, zamierza pani powiedzie
ć? Zapuka pani do drzwi i poinformuje, że jej
synowi wydawało się, że zbladła przy śniadaniu?
– Nie, dlatego w
łaśnie zabrałam pana. – Uśmiechnęła się i sięgnęła po torebkę. – Jest pan
nowym lekarzem i zamierzam pana przedstawić. W końcu będzie pana pacjentką.
Żałując, że dał się wpuścić w maliny, zamiast stać teraz pod prysznicem, poszedł za Kylą
w stronę domu. Drzwi wejściowe otworzyły się, i Ethan natychmiast dostrzegł panikę w
oczach Frasera.
– Szybko! Ona le
ży na podłodze – powiedział chłopiec, gwałtownie wciągając Kylę do
środka. – Nie mogę jej dobudzić, a ona jęczy i próbuje mnie uderzyć.
Ethan wpad
ł do domu, zostawiając Kylę z przerażonym dzieckiem. Kobieta leżała na
podłodze w kuchni wśród kawałków rozbitej filiżanki. Ethan zaklął cicho i ukląkł, żeby
sprawdzić puls.
– Czy ona umar
ła? – usłyszał za plecami dziecięcy głos.
– Nie,
żyje. – Starał się mówić spokojnie, by jeszcze bardziej nie wystraszyć chłopca. –
Mógłbyś przynieść moją torbę z samochodu? Jest na tylnym siedzeniu.
Fraser pokiwa
ł głową i wybiegł z kuchni. Tymczasem Kyla uklękła obok Ethana.
– Aisla?
Kobieta j
ęknęła, otworzyła oczy i zamrugała powiekami, mamrocząc coś niezrozumiale.
– Cukier. Wiesz, gdzie szuka
ć? – rzucił Ethan, rozglądając się wokół.
– Nie mam poj
ęcia. – Kyla wstała i otwierała kolejne szafki. – No dalej, Aisla, gdzie
trzymasz cukier? –
Zdenerwowana przestawiała paczki i butelki. – Sos sojowy, makaron,
miód, kurkuma. Co to w ogóle jest?
Jezu, ludzie naprawd
ę tego wszystkiego używają? Nic dziwnego, że gotowanie mnie
przerasta.
– Pospiesz si
ę – warknął Ethan, a Kyla wyrzuciła na blat zawartość kolejnych szafek.
– S
łodzik. Może być. – Znalazła go w momencie, gdy Fraser wbiegł do kuchni, trzymając
torbę Ethana. – Myślisz, że da radę to wypić? – Nawet nie zauważyli, kiedy zaczęli mówić do
siebie po imieniu.
– Powinno si
ę udać. – Ethan podniósł kobietę, a Kyla przyłożyła jej szklankę do ust.
– Aisla, musisz to wypi
ć – powiedziała stanowczo. Kobieta jednak tylko coś
wymamrotała i próbowała ich odepchnąć. Kyla w końcu wlała jej do ust kilka łyków. –
Dobrze ci idzie.
Jeszcze tylko trochę.
Kobieta wreszcie zacz
ęła pić posłusznie, a Kyla zwróciła się do Frasera, który przerażony
wpatrywał się w chorą matkę.
– Kotku, wszystko b
ędzie dobrze. Macie może jakieś ciastka?
Fraser spojrza
ł na nią i nieco się odprężył.
– Jasne. – Na jego twarzy pojawi
ł się cień uśmiechu. – Czekoladowe. Są naprawdę
pyszne, ale tylko na specjalne okazje.
– To jest specjalna okazja – zapewni
ła go szybko Kyla. – I podaj mi, proszę, jeszcze
szklankę mleka.
Ethan si
ęgnął po torbę.
– Dasz sobie rad
ę sama? Chciałbym jej zbadać poziom cukru.
– Dochodzi do siebie – mrukn
ęła Kyla. – Co wywołało hipoglikemię? Fraser, co twoja
mama robiła dziś rano?
– P
óźno wstała. – Chłopiec stał na krześle i sięgał po puszkę z ciastkami. – Musiałem ją
dobudzić. Dlaczego pan kłuje ją w palec?
– Musz
ę jej zbadać poziom cukru. – Ethan odczytał wynik. – Mamy przyczynę. Mniej niż
trzy milimole.
Pewnie przedawkowała insulinę. Fraser, czy twoja mama rano się
gimnastykowała?
Dziecko potrz
ąsnęło głową, wręczając puszkę Kyli.
– Nie, ale wczoraj wieczorem posz
ła na plażę. Widziałem, jak biega, bo czytałem książkę
przy oknie.
To dlatego była taka dziwna?
– Nie wiem, ale zamierzam to sprawdzi
ć. Wyślę próbkę krwi do badania – rzekł Ethan,
sięgając po fiolkę. – Muszę mieć dokładniejszy wynik.
Zanim Ethan sko
ńczył oznaczać próbkę, Kyla wcisnęła w Aislę kilka czekoladowych
ciastek.
Pacjentka szybko odzyskiwała formę.
– Nie mog
ę uwierzyć, że do tego dopuściłam – jęknęła, próbując stanąć na nogi o
własnych siłach. – Wczorajszy wieczór był taki piękny, że nie mogłam oprzeć się pokusie,
poszłam na plażę i trochę poćwiczyłam. Miałam zamiar potem coś zjeść, ale zadzwonił wujek
Frasera i zupełnie zapomniałam. Poszłam prosto do łóżka. Przepraszam. A tak w ogóle, to jak
mnie znaleźliście?
Ethan ju
ż miał wyjaśnić, jak naprawdę było, gdy Kyla go uprzedziła.
– Przeje
żdżaliśmy tędy – powiedziała szybko. – Chciałam ci przedstawić doktora
Walkera.
– Wola
łabym, żebyśmy poznali się w innych okolicznościach. – Aisla uśmiechnęła się
zmęczona. – W każdym razie dziękuję. Mam u was dług. Gdybyście nie przyjechali, kto wie,
co by się mogło stać.
Ethan zerkn
ął na Kylę, która w tym momencie posłała Fraserowi pełen uznania uśmiech.
Aisla również spojrzała w tę stronę.
– Fraser? – powiedzia
ła łagodnie. – Dobrze się czujesz? Mówiłeś chyba, że ci niedobrze.
– Ju
ż mi dużo lepiej, po tym spacerze na plaży – odpowiedział chłopiec.
–
Świeże powietrze potrafi czynić cuda – rzuciła Kyla beztrosko, a Fraser odetchnął z
ulgą.
– Trudno uwierzy
ć, że to przeciętny dzień. Dostajesz czasem wolne za dobre
sprawowanie? –
zażartował Ethan, wsiadając do samochodu, a Kyla się uśmiechnęła.
– Tak to jest na wyspie, bez przerwy na dy
żurze. Ale naprawdę nie zawsze jest tak źle. Za
to ty zasłużyłeś sobie na wolne. Podrzucę cię do domu, ale proszę, zjedz z nami dziś kolację.
Przynajmniej tak możemy ci się odwdzięczyć za ten dzień.
Zauwa
żyła, że wyraz jego twarzy się zmienił. W ciemnych oczach dostrzegła
zaskoczenie.
– Jadasz kolacje z bratem?
– Jasne, w ko
ńcu jesteśmy rodziną – oznajmiła.
– Nie w ka
żdej rodzinie jest taki zwyczaj.
– U nas tak. Zwykle jadamy razem kilka razy w tygodniu. Co
ś w tym dziwnego? –
spytała, zakłopotana jego reakcją. Dla niej było to tak naturalne, że nie wymagało
komentarza. –
Uwielbiam spędzać czas z moją siostrzenicą, a poza tym zawsze jest też z nami
któraś ciotka albo kuzynka. Pewnie będzie tam dziś dosyć głośno. Będziesz miał okazję
spotkać kilku mieszkańców wyspy. Jedna z moich ciotek prowadzi kawiarnię na nabrzeżu,
druga ma sklepik z dzianiną w wiosce. Mam też dwóch kuzynów, którzy są rybakami, a jeśli
trzeba, p
ływają łodzią ratunkową.
– A twoi rodzice?
– Przeprowadzili si
ę na kontynent do jednej z ciotek. Po śmierci wuja potrzebowała
pomocy na farmie.
Ale i tak często się spotykamy.
– Jeste
ście ze sobą bardzo blisko.
– Tak my
ślisz? – Zmarszczyła brwi i wzruszyła ramionami. – Jesteśmy chyba normalną
rodziną. Zdarzają nam się kłótnie i nieporozumienia, ale lubimy ze sobą przebywać i dużo o
sobie wiemy.
A ty masz dużą rodzinę? Braci, siostry?
Jej s
łowa sprawiły, że Ethan stał się niedostępny.
– Nie mam nikogo – odpar
ł chłodno, unikając jej wzroku. – Moi rodzice rozwiedli się,
kiedy miałem osiem lat, a drugie małżeństwo ojca nie trwało długo.
Kyla pr
óbowała sobie wyobrazić, jak to jest być samotnym, ale nie potrafiła. Może
dlatego Ethan jest taki s
kryty i powściągliwy.
– Musia
ło ci być ciężko.
– Wprost przeciwnie. Nie musia
łem słuchać ciągłych kłótni, a poza tym byłem
niezależny.
Kyla zmarszczy
ła brwi, jakby w ogóle nie brała tego wcześniej pod uwagę.
– Mia
łem całkiem proste i swobodne dzieciństwo – ciągnął Ethan. – Wszyscy byli zbyt
zajęci sobą, żeby zainteresować się tym, co robię. Nawet mi to odpowiadało.
Kyli trudno by
ło w to uwierzyć.
– Ale przecie
ż dzieciństwo polega na tym, że ktoś nas rozpieszcza, martwi się o nas i nas
kocha. – Podnios
ła wzrok i dojrzała w jego oczach wyraz kpiny.
– Nie potrzebuj
ę współczucia – odparł. – Ani tego, żeby ktoś mnie przytulał.
– Wszyscy tego potrzebuj
ą. – Nawet tacy ludzie jak on: twardzi, powściągliwi, niezależni.
– Wol
ę sam rozwiązywać swoje problemy.
– W
łaściwie ja czasami też. – Roześmiała się. – Ale na wyspie to praktycznie
niemożliwe. Nie tylko wszyscy znają twoje problemy, ale też zdaje im się, że tylko oni
potrafią je rozwiązać. I nie omieszkają ci o tym powiedzieć, na przykład w pubie, kiedy w
s
pokoju chcesz wypić drinka. Przyjdź dziś na kolację. Naprawdę. To będzie namiastka
realiów tutejszego życia. Takie wścibstwo kontrolowane.
Jej dowcipna uwaga sprawi
ła, że się uśmiechnął.
– Podobno nie gotujesz.
– Ja nie, ale na szcz
ęście Evanna jest w tym świetna. Dziś serwuje owoce morza. Przyjdź.
Będzie dobra zabawa. Jeśli pogoda się utrzyma, zjemy w ogrodzie i założę się, że moja
siostrzenica zrobi zamieszanie. –
Starała się mówić pogodnie, próbując na niego nie patrzeć.
Mia
ł zmierzwione włosy i kilkudniowy zarost, ale i tak był najprzystojniejszym
mężczyzną, jakiego spotkała.
– Ma
ła też tam będzie?
Kyla oderwa
ła wzrok od ust Ethana, którym od dłuższej chwili przyglądała się
ukradkiem.
– W
łaściwie to już nie jest taka mała. Odkąd zaczęła raczkować, musimy stale na nią
uważać. Czy to jakiś problem? – spytała, widząc jego nagłe napięcie.
– Nie, dlaczego?
– Nie wiem. Wydawa
ło mi się, że... – Urwała, widząc jego chłodne spojrzenie. Skoro sam
nie ma rodziny, pewnie nie jest przyzwyczajony do dzieci. – Nie, nic.
W każdym razie czuj
się zaproszony. Możesz się ze mną zabrać.
Serce bi
ło jej mocno i zastanawiała się, dlaczego Ethan tak na nią działa.
– Moja przyja
źń z twoim samochodem chyba dobiegła końca. Dziś odbieram własny –
rzekł zgryźliwie, unosząc brwi. – Może pojedziesz ze mną?
– To znaczy,
że przyjmujesz zaproszenie?
– Tak, je
śli twój brat nie będzie miał nic przeciwko temu. – Kyla wyczuła wahanie w jego
głosie, a serce zabiło jej szybciej. Skarciła się w duchu. Nie powinno jej tak zależeć na tym,
żeby przyszedł. To nie jest mężczyzna dla niej. Zbyt wiele jest w nim tajemnic, a ta odrobina,
którą odkrył, robiąc aluzje do trudnego dzieciństwa i deklaracja, że nie potrzebuje bliskości,
potwierdzały, że do siebie nie pasują.
– Wpadniesz po mnie o sz
óstej? Jadamy dość wcześnie, bo Logan kładzie Kirsty spać
około siódmej, a ja chciałabym spędzić z nią trochę czasu.
Ethan siedzia
ł bez ruchu, po czym spytał:
– Jak on sobie radzi?
– Z dzieckiem? Bardzo dobrze. Logan jest wspania
łym ojcem. Zabawnym, kochającym i
praktycznym. –
Kyla wzruszyła ramionami. – Oczywiście potrzebna mu pomoc, bo inaczej
nie mógłby pracować. Moje ciotki mają ustalony grafik, a ja pomagam, kiedy tylko mogę.
Kuzynostwo też się przyłącza. Logan zatrudniał swego czasu miejscowe dziewczęta, ale to
nie zdało egzaminu.
– Nie nadawa
ły się?
– Wprost przeciwnie, ale przy okazji wszystkie pr
óbowały go usidlić – odrzekła sucho. –
Najwyraźniej dla nich nie ma nic atrakcyjniejszego niż lekarz z małym dzieckiem. Teraz
pomaga mu Amy Foster,
a wszyscy robią zakłady, ile czasu wytrzyma.
– A co z Evann
ą? Wspominałaś, że też pomaga.
– Evanna uwielbia ma
łą. – Kyla uśmiechnęła się ciepło.
– I podejrzewam,
że raczej nie zakocha się w Loganie.
Kyla roze
śmiała się, zastanawiając się, dlaczego mężczyźni niczego nie dostrzegają.
– Evanna kocha go przez ca
łe życie. Mam nadzieję, że pewnego dnia Logan wreszcie się
ocknie i to zauważy. Inaczej ja z tym zrobię porządek. – Zatrzymała samochód przed domem
i spojrzała na Ethana, który z kamiennym wyrazem twarzy wpatrywał się w morze. –
Strasznie trudno cię rozgryźć, wiesz o tym?
Odwr
ócił głowę.
– Po co mia
łabyś to robić?
–
Łatwiej żyć z ludźmi, jeśli się ich rozumie.
– Nie zale
ży mi, żeby mnie rozumiano, więc możesz sobie darować – rzekł łagodnie, a w
kącikach jego ust pojawił się lekki uśmiech.
– Nienawidzisz tego miejsca? To zbyt du
że odludzie?
Nie odpowiada
ł przez dłuższą chwilę, a Kyla zastanawiała się, czy w ogóle usłyszał jej
pytanie.
– Nie nienawidz
ę.
Co to za odpowied
ź? Kyla poczuła narastające rozczarowanie.
– Dzi
ękuję za pomoc przy Aisli i do zobaczenia o szóstej. Miłej kąpieli, doktorze.
Wszed
ł do domu, przebrał się w strój sportowy i wyszedł do ogrodu. Musi się wykąpać,
ogolić i wypocząć, ale na żadną z tych rzeczy nie miał ochoty. Teraz chciał po prostu biec.
Szybko.
Rozmowa z Kylą bardzo go poruszyła, sam nie wiedział dlaczego. Zapragnął pozbyć
się wszystkich myśli.
Mimo s
łonecznej pogody wiał porywisty wiatr, Ethan jednak tego nie zauważył.
Skupion
y i ponury przeciął ogród, kierując się na plażę. Biegł miarowo i rytmicznie,
pokonując dystans długimi krokami. Zmuszał ciało do ogromnego wysiłku. Czuł pulsowanie
w rękach i nogach, serce waliło mu jak młot, a pot spływał stróżką między łopatkami. Mimo
t
o narzucił sobie jeszcze większe tempo, jakby chciał dogonić wiatr.
Dotar
ł do miejsca, gdzie kończył się piach, a zaczynała skalista ścieżka. Siłą woli wbiegł
na szczyt klifu.
Płuca i mięśnie zdawały się krzyczeć na znak protestu, lecz on zignorował te
sygnały. Czuł, że serce bije mu szybko, jakby starało się sprostać wysiłkowi, jaki mu narzucił.
Jego umysł skupił się tylko na wysiłku fizycznym.
Biegnij.
Kyla sta
ła przy oknie w sypialni i patrzyła na plażę. Ethan biega jak prawdziwy
sportowiec. Al
bo jak człowiek, którego goni diabeł.
Nawet z tej odleg
łości wyczuwała determinację, która kierowała krokami Ethana. Niemal
czuła siłę i energię jego ciała, gdy stanął do walki z żywiołem i nadludzkim wysiłkiem.
Wpatrywała się w ten obraz jak zauroczona.
Wpad
ła do domu tylko na chwilę, by zabrać coś na popołudniowy dyżur, i przez
przypadek spojrzała w okno. Zaczęła mu się przyglądać z niepokojem, myśląc, że taki
wysiłek może doprowadzić do urazu, ale po chwili już syciła oczy tym widokiem.
Nie wygl
ądał jak mieszczuch, który ubzdurał sobie, że zacznie biegać. Był to człowiek,
który regularnie wyciskał z siebie siódme poty. Biegł rytmicznie, z zaskakującym wdziękiem.
Nie widziała jego twarzy, ale wiedziała, że ma kamienny wyraz.
Czuj
ąc, że ten bieg niewiele ma wspólnego ze zwykłą chęcią przyspieszenia pulsu, Kyla
odwróciła się, oddając mu prywatność, o którą tak wyraźnie zabiegał. Rozbudziło to jednak
jej ciekawość.
Kim on jest?
Jego ch
łodna obojętność i powściągliwy stosunek do życia były jej zupełnie obce. Kim
jest człowiek, który trzyma się z dala od wszystkich? I dlaczego tak na nią działa?
Za d
ługo mieszka na wyspie z ludźmi, których zna na wylot. Oto dlaczego. Ethan Walker
jest obcy, a kiedy mieszkasz otoczony znajomymi, nieznajomi z
awsze wydają się
interesujący. Tylko o to chodzi.
Otrz
ąsnęła się z tych myśli i przypomniała sobie, że ma zaledwie dziesięć minut, by
wrócić do przychodni. Inaczej brat ją przeklnie.
Dom Logana przylega
ł do przychodni i otoczony był ogrodem pełnym kwitnących
jabłoni.
Od
świeżona prysznicem po dyżurze, Kyla otworzyła furtkę i bez pukania weszła prosto
do kuchni.
Evanna sta
ła przy piecu, mieszając coś w garnku. Włosy miała związane w kucyk,
policzki zaróżowione od gorąca. Ubrana była w śliczną zwiewną sukienkę, – Ach, to ty.
Wcze
śnie przyszłaś. Możesz mi podać kolendrę?
– Kolendr
ę? – Kyla rozejrzała się niepewnie. – Masz na myśli to zielone coś, które
wygląda jak chwast? – Wzięła przyprawę, powąchała i podała ją Evannie. – Jestem wcześniej
z winy Ethana,
a właściwie jego samochodu. Musiałabyś go widzieć. Jest cały czarny i z
pewnością podnosi poziom testosteronu. – Zajrzała do garnka. – To nasz obiad? Wygląda
ładnie, ale nie przypomina grillowanego jedzenia. Zgubiłaś przepis?
– To akurat jest ros
ół dla Kirsty. Jeszcze się nie obudziła z popołudniowej drzemki.
Logan jest beznadziejny,
jeśli chodzi o przestrzeganie jej pory snu. Ciągle ją budzi, żeby się
przytulić.
Evanna szybko pokroi
ła kolendrę, wrzuciła ją do zupy i zaciekawiona spojrzała na
przyjaciółkę.
– Hm, podobno jeste
ś już na ty z panem doktorem. Zaprzyjaźniliście się?
Kyla u
śmiechnęła się.
– Jeszcze nie, ale powinna
ś była widzieć, jak biegał po plaży. Myślałam, że zemdleję. Co
za ciało! Ale ty pewnie nie zwracasz uwagi na takie rzeczy.
– Nie jestem
ślepa, Kyla – powiedziała Evanna łagodnie, mieszając powoli zupę. –
Potrafię dostrzec przystojnego mężczyznę, a Ethan z pewnością nieźle wygląda.
– Ale? – Kyla pochyli
ła się ostrożnie i spróbowała zupy. – Słyszę, że jest jakieś ale.
Pyszna zupa.
Mogę wziąć trochę na jutrzejszy lunch?
– Nie wygl
ąd jest najważniejszy. – Evanna klepnęła ją po palcach – Zostaw. To dla
Kirsty.
– Pr
óbuję, czy nie zatruta. W Ethanie też jest coś więcej niż tylko wygląd.
– I to mnie w
łaśnie martwi. – Evanna zmarszczyła brwi. – Jest w nim coś niepokojącego.
Jakaś tajemnica.
– Tajemnica? – Kyla wrzuci
ła łyżkę do zlewu i roześmiała się, próbując ukryć uczucia,
jakie wywołały w niej słowa Evanny. – Naczytałaś się za dużo celtyckich legend. Masz
wypaczoną wyobraźnię.
– Mo
żesz się śmiać, ale ja wiem, że mam rację. Ten człowiek coś ukrywa.
Kyla poczu
ła niepokój.
– Co ukrywa?
– Gdybym wiedzia
ła, nie byłoby tajemnicy. Ale myślę, że to nic dobrego. – Evanna
przestała mieszać w garnku i spojrzała poważnie na Kylę. – Jest w nim coś dziwnego. –
Rozejrzała się, upewniając się, że są same. – Nie czujesz tego? Jakaś szorstkość. Jest
nieustępliwy i trochę przerażający. Nie wiem... – Wzruszyła ramionami, żałując, że w ogóle
rozpoczęła tę rozmowę. – Coś musiało się wydarzyć w jego życiu. Jestem pewna. Coś, z
czym boryka się każdego dnia. Ma jakiś problem.
– W naszym
życiu też się wiele wydarzyło – przypomniała jej Kyla, próbując otrząsnąć
się z nieprzyjemnego wrażenia, jakie wywierała na niej ta rozmowa. – I musimy z tym żyć.
Wszyscy mamy jakieś problemy.
– To prawda. Po prostu b
ądź ostrożna. To wszystko. Nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził.
– Nie by
łby to pierwszy raz.
Evanna spojrza
ła na przyjaciółkę i jej twarz złagodniała.
– Nie by
łaś blisko z nikim, odkąd ten szczur, Mike Robinson, podniósł żagle i uciekł na
kontynent. Pora,
żeby ktoś zajął jego miejsce. Nie jestem tylko pewna, czy to ma być Ethan.
Coś się między wami dzieje, czy to tylko twoje pobożne życzenie?
– Nie mo
żna wyobrazić sobie chemii. Za każdym razem, kiedy na siebie patrzymy, mam
wrażenie, że ten płomień spali dom. – Kyla przygryzła wargi w zamyśleniu. – Chyba nie
bardzo mu się to podoba. Walczy sam ze sobą.
– Ma
świadomość, że spędzi tu tylko lato. To pewnie dlatego – powiedziała szybko
Evanna. –
Dzięki Bogu, że chociaż jedno z was ma trochę rozumu.
– Z pewno
ścią nie ja – westchnęła Kyla. – Zawsze wybieram niewłaściwych mężczyzn. A
ty? Jeśli mówimy już o problemach, to podejrzewam, że nie wystroiłaś się w tę białą sukienkę
tylko po to,
żeby nakarmić Kirsty. Jak dla mnie, to dziwny wybór, zważywszy na jej zwyczaje
przy stole.
Będziesz miała problem, żeby usunąć plamy.
– Tak si
ę składa, że bardzo lubię tę sukienkę. – Evanna jeszcze bardziej się zaczerwieniła.
– I s
łusznie. Bardzo ci w niej ładnie. Miło cię widzieć w czymś innym niż dżinsy. – Kyla
otworzyła szufladę, wyjęła łyżkę i zanurzyła ją w zupie. – Mojemu bratu pewnie też się
spodoba.
I taki też był cel, prawda?
– Tw
ój brat nie zauważyłby nawet, gdybym stanęła przed nim nago i zatańczyła tango. –
Evanna uśmiechnęła się cierpko.
– Niestety, dochodz
ę do wniosku, że Logan jest strasznie gruboskórny, i pewnego dnia
mu to wypomnę. Ale tymczasem zjem owoce morza, które przygotuje. Najpierw
przyjemność, potem konflikty.
– Nie wa
ż się mu o niczym wspominać! A nazywanie go gruboskórnym jest
niedorzeczne.
Po prostu myśli cały czas o Catherine, co jest zrozumiałe – dodała szybko,
wlewając zupę do miksera i przytrzymując pokrywkę. – Była jego żoną, a on bardzo ją
kochał.
Kyla poczeka
ła, aż hałas ucichnie, i powiedziała:
– Z pewno
ścią, ale to nie znaczy, że nie może już nikogo pokochać.
– To si
ę nigdy nie stanie. – Ich oczy się spotkały.
– Prosz
ę cię, nie mówmy o tym.
Kyla podesz
ła do niej i ją uściskała.
– Daj mu czas i b
ądź cierpliwa. – Zauważyła Ethana wchodzącego do pokoju i zabrakło
jej powietrza.
– Logan ju
ż zaczął grillowanie – oznajmił Ethan.
– Pyta, co wy dwie robicie tu tak d
ługo.
– Przytulamy si
ę, jak to przyjaciółki. Nasz pan doktor nie należy do najczulszych –
powiedziała Kyla, naśladując jego sposób mówienia, i odsunęła się od Evanny, usiłując nie
patrzeć na Ethana.
Kiedy tu jechali, nie mia
ła okazji mu się przyjrzeć, ale teraz dostrzegła, że się ogolił,
wykąpał i przebrał w dżinsy. Czarna koszulka podkreślała jego umięśnione ramiona. Kyla
poczuła nagły ucisk w żołądku, a ręce zaczęły jej lekko drżeć. Odwróciła się i upuściła łyżkę
do zlewu,
by ukryć rumieniec. Evanna ma rację. Doskonale wie, że Ethan jest trudnym
człowiekiem. Ale jest też jedynym mężczyzną, który sprawia, że nie może się ruszyć, mimo
że jej ciało rwie się do ucieczki.
– Wyjmij krewetki z lodówki –
mruknęła do siebie i szarpnęła drzwi lodówki. Może to ją
ostudzi.
Wyjęła talerze ze świeżymi owocami morza i podała je Emanowi. – Zabierz to, a my
zaraz przyniesiemy sałatkę.
– Id
ź, Kyla. – Evanna nalała zupy do miseczki. – Zabiorę Kirsty i przyjdę do was.
Logan i Ethan zacz
ęli rozmawiać o tym, co przydarzyło się Aisli, a Kyla wpatrywała się
bezmyślnie w jedzenie.
– Logan, czy m
ógłbyś najpierw to przyrządzić, a potem gadać? Jeśli szybko czegoś nie
zjem,
też mi spadnie poziom cukru – powiedziała, a brat spojrzał na nią urażony.
– Masz jaki
ś problem z rękami? Nie możesz sama tego zrobić?
– Nie ryzykowa
łabym po ostatnim moim występie kulinarnym, który przyprawił
wszystkich o ból brzucha.
– No tak, s
łusznie. – Logan wyszczerzył zęby w uśmiechu, a Kyla lekko go popchnęła.
– Zacznij ju
ż, bo nie zjemy przed północą. Aisla ma się dobrze, a poza tym jest teraz
pacjentką Ethana.
– Ma przyj
ść do przychodni, żebym mógł ją zbadać. Dziś ja gotuję. – Ethan wziął talerz i
zgrabnie przełożył jedzenie na rozgrzany ruszt.
Kyla przygl
ądała się temu z podziwem.
– Ty gotujesz?
Pos
łał jej miły uśmiech.
– Kiedy mam czas, to owszem, gotuj
ę.
Evanna si
ę myli, pomyślała Kyla uspokajająco. Nie ma w nim demonów. Taki po prostu
jest, zdystansowany.
Ale tu w ogrodzie się odprężył.
To wra
żenie znikło jednak, gdy pojawiła się Kirsty.
– Nie mo
żesz pozwalać jej zasypiać tak późno – upomniała Logana Evanna, przytulając
wie
rzgające dziecko. – Ona potrzebuje stałej pory snu.
– Ja te
ż – odparł sucho, otwierając butelkę piwa. – Czy ktoś może to powiedzieć naszym
pacjentom? Ja też muszę się kiedyś wyspać i normalnie jeść. Nie mogę dłużej tak
funkcjonować. – Logan westchnął i wyciągnął ręce do córki.
Serce Kyli bi
ło mocniej, kiedy patrzyła na tych dwoje. Nagle coś ścisnęło ją za gardło.
Logan jest wspaniałym ojcem, pomyślała, a z wyrazu twarzy przyjaciółki wyczytała, że ta
podziela jej zdanie.
Spojrza
ła na Ethana i coś ją zaniepokoiło. Zobaczyła, że jest wstrząśnięty. W oczach miał
taki ból i smutek,
że trudno było na to patrzeć. Nie zdejmował wzroku z dziecka.
– Zaproponowa
łam jej zupę, ale nie wyraziła zainteresowania – oznajmiła Evanna, robiąc
śmieszne miny, co wywołało wesołość Kirsty.
Czy nikt inny tego nie zauwa
żył? – zastanawiała się Kyla, zbliżając się instynktownie do
Ethana.
Nie lubi dzieci? Straci
ł dziecko? Co mogło stać się w jego życiu, że tak reagował? W
głowie kołatały jej się tysiące myśli.
Pewnie dramatyzuje. W ko
ńcu jest samotny. Bardzo możliwe, że po prostu nie lubi
dzieci.
– Niepotrzebna jej zupa, tylko zainteresowanie. Przytul tatusia – przem
ówił czule Logan,
a dziewczynka,
gaworząc, podniosła rączkę i pociągnęła go za włosy.
– Musisz przesta
ć tak robić, kluseczko, bo tatuś całkiem wyłysieje. – Chwycił małą
piąstkę i głośno cmoknął Kirsty w policzek. – Ciągnij kogoś innego. Kylę na przykład, ma
dużo włosów.
– Ethan. – Kyla przysun
ęła się i dotknęła jego ramienia. – Wszystko w porządku?
Dopiero po chwili zorientowa
ł się, że stoi przy nim.
– Jasne – powiedzia
ł beznamiętnie. – A dlaczego?
– Nie wiem, po prostu wydawa
ło mi się, że jesteś...
– Zm
ęczony – dokończył i spojrzał na nią chłodno. – To był ciężki dzień i ciężka noc.
Powinienem był raczej zostać w domu i się wyspać.
Czy to rzeczywi
ście tylko zmęczenie?
Kyla spojrza
ła na bratanicę, a później znów jej wzrok powędrował do Ethana. Chciała o
coś spytać, ale nie wiedziała, jakich słów ma użyć. Dlaczego widok obcego dziecka tak
bardzo go
poruszył?
– S
łodka jest, prawda?
Ethan sta
ł w milczeniu, ściskając butelkę z piwem tak mocno, że aż zbielały mu palce.
– Nie znam si
ę na dzieciach – powiedział ochryple i pociągnął łyk piwa. – Ale z
pewnością jest śliczna.
Jest samotnikiem, pomy
ślała Kyla. Niewiele wie o rodzinie. To naturalne, że nie czuje się
swobodnie w towarzystwie dzieci.
Żaden z tych powodów jednak jej nie uspokoił, a w uszach
wciąż dźwięczały jej ostrzegawcze słowa Evanny.
– Dzwonili dzi
ś do mnie ze szpitala – oświadczył Logan, idąc w ich kierunku. – Z
Dougiem coraz lepiej,
ale zatrzymają go jeszcze kilka dni.
– Musimy go przekona
ć, żeby zaczął ćwiczyć – stwierdziła Kyla, patrząc wciąż na
Ethana.
Evanna prowadzi raz w tygodniu zajęcia w domu kultury. – Porozmawiam z nim,
kiedy już dojdzie do siebie.
– To Leslie b
ędzie potrzebowała wsparcia. – Logan skrzywił się z bólu, kiedy Kirsty
znów szarpnęła go za włosy. – Dzwoniła już do mnie z tysiącem pytań.
– Nie mogli jej wszystkiego powiedzie
ć w szpitalu?
– Nie ufa im. – Logan si
ę roześmiał. – Chciała to wszystko usłyszeć ode mnie.
Kyla przewr
óciła oczami.
– Jak to jest by
ć alfą i omegą?
– M
ęcząco. Leslie przychodzi pojutrze na badania z Andreą. Dziewczyna jest
przygnębiona i bardzo się martwi o tatę. Krewetki są gotowe. Tam są talerze i cytrynowy
majonez Evanny.
Częstuj się, Ethan.
Kyla zauwa
żyła, że Ethan się odprężył. Obierał krewetki, popijał piwo i rozmawiał z
Loganem,
od czasu do czasu doglądając ognia.
Mo
że to tylko zadziałała jej wyobraźnia?
Rzeczywi
ście teraz wydawał się swobodny, a nawet podał Kirsty kawałek chleba.
– Sonia Davies z biblioteki by
ła dziś u mnie na badaniu przed porodem – oznajmiła
Evanna,
zwracając się do Logana. – Ona naprawdę chcę. urodzić w domu.
– Nie przyjmuj
ę porodów domowych – odparł szorstko. – Nawet mnie o to nie proś.
– To jej drugie dziecko. – Evanna przygryz
ła wargę. – I jest...
– Nie zrobi
ę tego.
– Ale Logan, ona nie jest...
– Mo
że jechać do szpitala. Mają tam warunki jak w domu i nie wiąże się to z żadnym
ryzykiem. Evanno, to jest wyspa. Wiem, zaraz mi powiesz,
że w razie komplikacji można ją
przetransportować. Ale czy zdążymy? Nie możemy sobie gdybać, musimy trzeźwo ocenić
sytuację. Nie jesteśmy w stanie zapewnić intensywnej opieki ani noworodkowi, ani matce –
skomentował szorstko i sięgnął po kolejne piwo.
Evanna bezradnie spojrza
ła na Kylę, która potrząsnęła głową na znak, by Evanna
zostawiła temat. Obie wiedziały, co kryje się za nieustępliwością Logana. Catherine.
W przyp
ływie współczucia Kyla podeszła do brata i położyła mu rękę na ramieniu.
– Mama wczoraj dzwoni
ła – powiedziała, starając się ukryć emocje. – Chce przyjechać na
urodziny taty i spędzić trochę czasu z wnuczką. Strasznie za nią tęsknią. Są zachwyceni
zdjęciami, które im ostatnio wysłałeś. Zwłaszcza tym, na którym mała siedzi w koszu do
bielizny.
Logan milcza
ł przez chwilę, po czym odetchnął głęboko i rozluźnił ramiona.
– Dobrze by by
ło. Kirsty uwielbia, kiedy przyjeżdżają.
– Mama martwi si
ę, że tracą wszystkie najlepsze momenty. – Kyla delikatnie ścisnęła
ramię Logana. – Mam tylko nadzieję, że będą tu, kiedy Kirsty zrobi pierwszy krok.
Logan spojrza
ł na Kylę, a ona uśmiechnęła się, obserwując, jak wyraz jego twarzy
łagodnieje.
– Wszystko w porz
ądku – powiedział szorstko.
Kyla kiwn
ęła głową na znak, że wie, i odwróciła się do Ethana, który przyglądał się im
zaciekawiony.
To bardzo dziwny cz
łowiek, pomyślała Kyla, zmierzając w kierunku Evanny.
Nieprzenikniony.
Wr
óciła do obrazu Ethana, kiedy po raz pierwszy zobaczył Kirsty. Zdecydowała, że sobie
coś wyobraziła. Niepotrzebnie słuchała ponurych wynurzeń Evanny.
Ethan jest powa
żnym człowiekiem, co do tego nie ma wątpliwości. Niektórzy ludzie tacy
są.
Nie znaczy to jednak,
że drzemią w nim demony.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Nast
ępne dwa tygodnie minęły bardzo szybko. Kyla odniosła wrażenie, że między
kolejnymi pacjentami ledwo znajdują czas na chwilę wytchnienia.
Doug McDonald wyszed
ł ze szpitala przygnębiony. Martwił się, że nie wolno mu nic
robić. Kyla codziennie sprawdzała, jak sobie radzi. Wiedziała, że Ethan również dzwonił do
niego kilka razy.
Cieszyło ją jego zaangażowanie.
Dwa tygodnie wystarczy
ły, aby przekonać się, że jest doskonałym lekarzem. Nawet
bardzo trudne przypadki nie sprawiały mu problemu. Dotychczasowi lekarze w konfrontacji z
tak szerokim spektrum przypadłości, pozbawieni wsparcia szpitala, wpadali w panikę. Kyla
była pod wrażeniem profesjonalizmu Ethana.
Wci
ąż jednak czuła, że nie zbliżyła się do niego nawet o krok. Poważnie i z pełnym
z
aangażowaniem traktował pracę, ale nikomu nic o sobie nie mówił.
Od czasu do czasu jada
ł z nimi kolację. Rano o wschodzie słońca biegał po plaży.
Czasami Kyla widywała go, jak samotnie przesiadywał w ogrodzie i wpatrywał się w morze.
Uważała, że są to sk utki życia w wielkim mieście, gdzie często zapomina się, jak to jest
pośród bliźnich.
Sprz
ątała właśnie gabinet zabiegowy, gdy zadzwoniła Janet z informacją, że pojawiła się
jeszcze jedna pacjentka.
– To Mary Hillier. Chcia
łaby, żebyś zerknęła na Shelley. Logan wyjechał na wizytę, a
Ethan ma do przyjęcia jeszcze cały tłum.
Kyla pomy
ślała o czekających ją sześciu wizytach i pracy papierkowej.
– Oczywi
ście, Janet. Przyślij ją do mnie. Wyrzuciła zużyte strzykawki i umyła ręce. Mary
zapukała i weszła do gabinetu.
– Przepraszam,
że panią niepokoję – powiedziała oficjalnym tonem i delikatnie
wepchnęła Shelley do środka – ale czy może pani na coś spojrzeć?
– Oczywi
ście. Jak mogę pomóc?
– Nie chodzi o mnie, a o Shelley. Ma takie dziwne siniaki na ca
łym ciele.
– Siniaki? – Kyla u
śmiechnęła się do dziewczynki. – Co słychać? Widziałam cię podczas
meczu na początku semestru. Byłaś fantastyczna.
– Ogl
ądała pani? – Shelley się zaczerwieniła.
– Mia
łam pogadankę o zdrowym odżywianiu i nie mogłam się powstrzymać, żeby nie
zajrzeć. No dobrze, gdzie te siniaki?
Shelley nie
śmiało uniosła koszulkę.
– S
ą naprawdę wszędzie. Identyczne mam na nogach. – Dziewczynka podciągnęła
nogawki.
Kyla pochyli
ła się, by obejrzeć je z bliska.
– Od kiedy je masz?
– Od kilku dni – wymamrota
ła dziewczynka. – Na początku myślałam, że się uderzyłam,
ale teraz są wszędzie.
– Chorowa
łaś ostatnio? – Kyla sięgnęła po termometr i zmierzyła jej temperaturę.
– Nie. Nie chorowa
łam.
Mary z niepokojem spojrza
ła na Kylę.
– Temperatura jest w porz
ądku. Pójdę do doktora Walkera i zapytam, czy może cię
przyjąć.
Mary wybieg
ła za nią na korytarz.
– Siostro MacNeil...
Kyla odwr
óciła się i zobaczyła zmartwioną twarz kobiety. Przeczuwała, skąd bierze się ta
obawa.
– W
ątpię, żeby to było to, co pani myśli – powiedziała łagodnie. – Ale sprawdzimy to
natychmiast.
Doktor Walker jest świetnym fachowcem. Miał praktykę w jednym z
najlepszych szpitali w Londynie.
Proszę wrócić do Shelley, bo za chwilę ona też zacznie się
martwić.
Mary przygryz
ła wargę i wróciła do gabinetu zabiegowego.
Kyla zapuka
ła do drzwi Ethana i weszła do środka. Odczytywał coś z ekranu komputera.
W ręce trzymał długopis.
– Tak?
– To ja. I mo
żesz przestać marszczyć brwi. Nie dam się tak łatwo zastraszyć –
powiedziała łagodnym tonem dostrzegając iskierki rozbawienia w jego oczach.
– Nie w
ątpię. Czy mogę coś dla ciebie zrobić? – Miał na sobie ciemny, dobrze skrojony
garnitur.
Wyglądał oficjalnie i odrobinę wyniośle.
– Mam nadziej
ę, że tak. – Kyla przeszła do sedna. – Mam pacjentkę, która mnie niepokoi.
Jedenastolatka z siniakami na całym ciele. Najpierw pomyślałam, że to zapalenie opon, ale
poza lekkim zmęczeniem dziewczynka czuje się dobrze. Nie ma gorączki i nie chorowała.
– Rozumiem, przyjm
ę ją natychmiast. – Ethan odłożył długopis i wstał. – Co jeszcze
podejrzewasz?
Podbudowana faktem,
że Ethan traktuje ją tak poważnie, Kyla powiedział wprost:
– Bia
łaczka. Nie chcę dramatyzować, ale ta myśl nasuwa się sama, prawda?
– Jest wiele mo
żliwych diagnoz – stwierdził Ethan, wychodząc zza biurka. – Białaczka
jest tylko jedną z nich.
– Wiem, ale... – przerwa
ła mu Kyla i przygryzła wargę. – Powinieneś wiedzieć, że matka
Shelley miała siostrę chorą na białaczkę. Zmarła jakieś trzy lata temu.
Ethan podszed
ł do drzwi.
– W takim razie im wcze
śniej ją przyjmę, tym lepiej. Będę mógł powiedzieć więcej,
kiedy ją obejrzę. Oczywiście niezbędne są badania krwi. Poproś ją – powiedział rzeczowym
tonem. –
Dobrze by było, gdybyś została, jeśli masz czas.
– Zostan
ę. – Nie zamierza nigdzie odchodzić, dopóki nie dowie się, co dolega Shelley.
Ethan gruntownie przebada
ł małą pacjentkę. Przez cały czas wyczuwał ogromne napięcie
jej matki.
– B
ędę musiał pobrać ci krew, żeby zrobić kilka rutynowych badań. Dobrze? – zapytał z
uśmiechem.
Na twarzy Shelley pojawi
ł się grymas.
– B
ędzie bolało?
– Odrobin
ę – powiedział uczciwie Ethan. – To potrwa tylko chwilę.
Kyla skierowa
ła rozmowę na przyjemny temat.
– Jak wam posz
ło w zeszłym tygodniu z dziewczynami z St. Jude?
Shelley u
śmiechnęła się od ucha do ucha.
– Wygra
łyśmy szesnaście do jednego.
– Wspaniale. – Kyla odwr
óciła się do Ethana. – Szkoła jest tak mała, że wszystkie
dziewczęta są w drużynie!
Ethan u
śmiechnął się, błogosławiąc w duchu łatwość, z jaką Kyla potrafi odwracać uwagę
od trudnych spraw.
– Poczujesz uk
łucie – powiedział łagodnie. Shelley nie przestawała mówić:
– Najlepsza by
ła Mia Wilson. Trafiła do kosza czternaście razy.
– No tak. Jest wysoka, a to oczywi
ście pomaga – szepnęła Kyla, podając Ethanowi wacik.
– A w dodatku jej mama jest nauc
zycielką wychowania fizycznego.
Shelley za
śmiała się, a Ethan wyciągnął igłę, po czym przycisnął wacik do skóry.
– Ja to zrobi
ę, a ty zajmij się próbką – szepnęła Kyla. Przypadkiem musnęła palcami jego
dłoń.
Ma takie smuk
łe i delikatne palce. Ethan poczuł, jak nagle wzbiera w nim fala gorąca.
Zacisnął zęby, opanował emocje i ostrożnie oznaczył próbkę.
– Musz
ę to dać do analizy. Jak tylko dostanę wyniki, powiadomię panią.
Widz
ąc niepokój w oczach Mary, zwrócił się do Kyli:
– Czy mog
łabyś zabrać Shelley do zabiegowego i nakleić jej jakiś plaster?
Kyla od razu wyczu
ła jego intencje.
– Ach, ci lekarze – powiedzia
ła wesoło, po czym objęła dziewczynkę. – Znają się na
wszystkim,
co zawiłe, ale kiedy chodzi o coś tak prostego jak plaster, to nie możesz na nich
liczyć. Zobaczymy się za chwilę w recepcji.
Ethan poczeka
ł, aż zamkną za sobą drzwi, i zwrócił się do Mary.
– Rozumiem,
że bardzo się pani martwi. Mary kurczowo ściskała torebkę.
– Czy mam powody do obaw?
– Póki nie otrzymam wyników, nie mog
ę mieć pewności, ale jestem przekonany, że to nie
białaczka.
Mary przygryz
ła wargę. Widział, że walczy ze łzami.
– Je
śli jest...
– Nie s
ądzę – powiedział Ethan stanowczo. – Kiedy dostaniemy wyniki, zadzwonimy do
pani. Czy jest sens,
abym mówił pani, żeby się nie przejmować?
– Nie ma. – Mary u
śmiechnęła się blado. – Ale dziękuję za troskę.
– A wi
ęc uważasz, że to jednak nie białaczka? – Kyla zamknęła drzwi i oparła się o nie
plecami.
– Przebada
łem ją bardzo dokładnie. Wątroba i śledziona są w porządku, węzły chłonne
nie są powiększone.
– W takim razie sk
ąd te siniaki?
– Oczywi
ście dopóki nie zobaczę wyników morfologii, nie mogę być pewny, ale myślę,
że to może być choroba Werlhofa.
Kyla zmarszczy
ła czoło.
– S
łyszałam o tym, ale nigdy się z tym nie spotkałam. Jak to się leczy?
– Zale
ży od poziomu płytek krwi. Być może przyjdzie nam tylko czekać i obserwować. U
dzieci w wieku Shelley choroba zazwyczaj ma ostry przebieg i mija po kilku miesiącach.
– A je
śli nie?
Ethan u
śmiechnął się lekko.
– Gdzie si
ę podział twój optymizm, Kyla?
– Chc
ę tylko poznać wszystkie warianty. – Odwróciła wzrok, walcząc z silną reakcją
ciała na jego uśmiech.
Jest nieprzyzwoicie poci
ągający.
– Mary jest przyjaci
ółką mojej mamy. Urodziła Shelley w późnym wieku, więc
dziewczynka jest dla niej wszystkim.
– W nielicznych przypadkach choroba mo
że mieć charakter przewlekły. Wówczas
Shelley będzie musiała unikać sportów kontaktowych. – Wzruszył ramionami. – Ale
wszystko zależy od morfologii. Jeśli ilość czerwonych krwinek jest wystarczająca, to nie
będzie problemu. Naprawdę jest za wcześnie, żeby cokolwiek przewidywać.
– Twierdzisz,
że organizm może sobie sam poradzić z chorobą?
– Tak. – Przyjrza
ł się jej uważnie. – Wyglądasz na tak samo zmartwioną jak jej matka.
Nadmier
ne przywiązanie do pacjentów nie pomaga, siostro MacNeil.
Wyprostowa
ła ramiona, słysząc ten komentarz.
– Wiem. – Unios
ła głowę. – Ale spróbuj się zdystansować, gdy mieszkasz na wyspie, na
której wszystkich znasz.
Zapewniam cię, że to nie jest łatwe. I szczerze mówiąc, nie sądzę,
żebym chciała przestać się o nich troszczyć.
Ethan zmarszczy
ł czoło.
– Kyla...
– A teraz wybacz mi, ale mam co
ś do zrobienia. Nacisnęła klamkę i wyszła z pokoju.
Wzięła kilka głębokich wdechów, by zapanować nad emocjami.
Jak on
śmie sugerować, że jest przesadnie związana z pacjentami? Cóż w tym złego, że
się o nich martwi?
Poruszona do g
łębi, poszła do swojego gabinetu, by dokończyć sprzątanie, które
rozpoczęła przed wizytą Shelley.
Co za irytuj
ący typ, pomyślała, chowając pudełko z opatrunkami. Z trzaskiem zamknęła
szafkę. Może i jest przystojny, ale za to całkowicie pozbawiony emocji. Zupełnie do niej nie
pasuje.
Evanna ma racj
ę.
Bezpieczniej b
ędzie trzymać się od niego z daleka.
Ethan przeskoczy
ł przez parkan i przeszedł przez ogród. Drzwi do kuchni były otwarte.
Kyla stała boso przy kuchence i śpiewała piosenkę, która właśnie płynęła z radia. Jej kręcone
blond włosy były luźno upięte. Miała na sobie wytarte dżinsy, które podkreślały kuszące
kształty jej opalonego brzucha. Była smukła, zgrabna i niewiarygodnie seksowna. Zacisnął
zęby i przypomniał sobie, że nie stać go na luksus jakichkolwiek głębszych relacji z tą
kobietą.
Życie i tak jest wystarczająco skomplikowane. Nie potrzeba mu dodatkowych
problemów,
jakie niewątpliwie przyniósłby ten związek.
W
łaśnie układał sobie w głowie, co powinien powiedzieć, gdy Kyla go zobaczyła.
Przesta
ła śpiewać.
– O ile pami
ętam, dzwonek przy drzwiach frontowych działa.
– Us
łyszałem cię, więc pomyślałem, że mogę wejść od tyłu. – Zignorował jej lodowaty
ton i powoli wszedł do kuchni. – Przestań tak na mnie patrzeć. Przyszedłem cię przeprosić.
– A wi
ęc się myliłeś?
– Nie. – Ma takie pi
ękne oczy, pomyślał. W ogóle cała jest piękna. – Nadal twierdzę, że
błędem jest zbytnie przywiązanie do pacjentów, ale wiem, że na takiej wyspie jest to trudne. I
nie ma wątpliwości, że jesteś im bardzo oddana.
Nagle zapragn
ął jej dotknąć. Chciał ją poczuć, skosztować i zanurzyć się w niej bez
reszty.
– W
łaśnie to oddanie sprawia, że ta społeczność jest tak wyjątkowa.
– Jestem pewien,
że tak. Ale nadmierna troskliwość może także przeszkadzać w pracy,
prawda?
Jej b
łękitne oczy pociemniały.
– By
ć może, ale trudno jest zmienić swój charakter, Ethan. Trzeba pracować mimo tego,
jakim się jest.
Ethana ogarn
ęło poczucie winy. Ona jest prostolinijna i szczera. Autentyczna. Podczas
gdy on...
Jej ciche wyznanie u
świadomiło mu ponownie, że Kyla nie ma pojęcia o tym, kim on
naprawdę jest.
Zacisn
ął pięści, powstrzymując się przed tym, by ją przytulić. Taki gest byłby
niewybaczalny z powodu tego wszystkiego,
co przed nią ukrywał.
– Chodzi mi tylko o to,
że można lepiej wykonywać pracę, kiedy człowiek jest
zdystansowany.
To pozwala jaśniej myśleć.
Westchn
ęła i odwróciła się twarzą do kuchenki.
– Mówisz jak Logan.
On zawsze stara się być wyważony. Ja za to wszystko biorę do
siebie,
ale nic na to nie poradzę.
– I dlatego wszyscy ci
ę lubią. – Zdał sobie sprawę, że to prawda. Nawet podczas tak
krótkiego pobytu na wyspie nie sposób by
ło nie zauważyć, że pracy i mieszkańcom Kyla
oddaje całe serce. – Co gotujesz?
– Zup
ę z puszki. – Bez entuzjazmu wpatrywała się w kleistą ciecz. – Poczęstowałabym
cię, ale szczerze mówiąc, nie chcę cię otruć. Lepiej będzie, jak skorzystasz z tego, co masz w
swojej lodówce.
– W mojej lodówce nie ma nic poza mlekiem i piwem.
Z tych produktów nie da się zrobić
porządnego posiłku. Czy na wyspie jest jakaś dobra knajpa?
– Tak, na nabrze
żu. Po tym, co zrobiłeś dla Douga, wątpię, żebyś musiał płacić za
kolację. Pewnie powitają cię jak bohatera.
– Nie mam nic przeciwko p
łaceniu, ale muszę coś zjeść, i to szybko. Ominął mnie lunch.
–
Pochylił się i wyłączył kuchenkę. – Chodźmy.
Popatrzy
ła na niego, a potem na rondel.
– Ja jem zup
ę.
– Nie. Zjesz ze mn
ą. Zmrużyła oczy.
– A je
śli nie mam ochoty jeść poza domem?
– Wolisz je
ść zupę pochodzącą z bliżej nieokreślonego źródła? – Wiedział, że Kyla się
waha,
i uśmiechnął się. – No dalej. Oboje wiemy, że każdy obcy jest w nowym miejscu z
góry skazany na przesłuchanie. Jeśli jesteś tak bardzo zdeterminowana, żeby pomagać swojej
społeczności, to w ostateczności możesz chyba udzielić mi moralnego wsparcia?
Spojrza
ła na garnek z zupą, następnie na niego.
– Wybór wcale nie jest trudny.
–
Świetnie. – Opuścił wzrok na jej stopy. – Tylko włóż jakieś buty, bo ludzie zaczną
gadać.
Mia
ł nadzieję, że zmieni także spodnie, bo inaczej jego puls nigdy się nie uspokoi.
Kyla wesz
ła do pubu przed Ethanem i poczuła, że wszystkie spojrzenia kierują się w ich
stronę.
Niech sobie gadaj
ą, pomyślała wesoło i zaczęła przepychać się do baru. Już od dawna
ludzie nie mają powodów, by o niej plotkować. Dobrze im to zrobi.
– Przej
ście! – zawołała, torując sobie drogę. – Mamy nagły przypadek. Pacjent umiera z
głodu i pragnienia.
Barman u
śmiechnął się szeroko i otworzył lodówkę.
– A wi
ęc to akcja ratunkowa?
– Oczywi
ście. A cóż by innego? – Kyla usiadła na krześle i oparła ręce o bar.
Ben poda
ł jej kieliszek białego wina.
– Wszyscy byli
śmy zszokowani, kiedy usłyszeliśmy o Dougu.
– Logan rozmawia
ł dziś z lekarzem ze szpitala. Doug ma się dobrze. Dojdzie do siebie
wcześniej, niż ci się wydaje.
– Tak czy owak, czuj
ę się odpowiedzialny. – Ben podrapał się z zakłopotaniem po
głowie.
Kyla spojrza
ła na niego pytająco.
– Jakim cudem ty mo
żesz być za to odpowiedzialny?
– D
źwigał moje skrzynki z piwem – wyjaśnił Ben posępnie, na co Kyla uśmiechnęła się
ciepło.
– Z tego, co wiem, to ty wys
łałeś go prosto do przychodni, więc wyświadczyłeś mu
ogromną przysługę. Przestań się przejmować.
Kyla spojrza
ła za siebie i zauważyła, że Ethan nie wie, co ze sobą począć. Złożyła
zamówienie i zaczęła przedzierać się w stronę wolnego stolika.
– Dla ciebie mam lokalne piwo. Usi
ądźmy tutaj.
– Czuj
ę się jak zwierzę w zoo. Czy oni kiedyś przestaną się gapić?
– Tylko wtedy, je
śli wejdzie ktoś bardziej interesujący. Masz. Spróbuj tego. – Podała mu
butelkę. – Wyrosną ci od tego włosy na klacie.
Ich spojrzenia spotka
ły się, a Kyla poczuła, że jej serce zaczyna bić szybciej. Po co
wygaduje takie głupstwa, skoro tak bardzo stara się nie myśleć o jego ciele?
– Sugeruj
ę, żebyś przestała na mnie patrzeć w ten sposób. Chyba że chcesz, by cała
wyspa zaczęła plotkować – rzekł Ethan łagodnym tonem i sięgnął po butelkę.
– To nie ja patrz
ę na ciebie, tylko ty na mnie. Poza tym, jeśli wchodzę do baru z
mężczyzną, to ludzie i tak będą plotkować. Takie życie.
– Przepraszam. Nie zwyk
łem być w centrum uwagi. Czyżby? Kyla postawiłaby każdy
zakład, że Ethan, gdziekolwiek wchodzi, przyciąga uwagę wszystkich kobiet. Ale być może
nie zdaje sobie z tego sprawy.
– Czy to ci przeszkadza?
– Nie. A tobie? U
śmiechnęła się.
– Sp
ędziłam tu większość życia. Przyzwyczaiłam się. Ale wiem, że Catherine czasami
doprowadzało to do szału.
– Jaka ona by
ła?
– No... – Zastanawia
ła się, dlaczego go to interesuje. – Pełna życia, trochę
niekonwencjonalna, zalotna, zabawna.
Miała ostry język i była strasznie niecierpliwa.
– Jak pozna
ła Logana?
– Podr
óżowała i któregoś dnia zawitała na wyspę. Spotkali się i przespali ze sobą.
Catherine zaszła w ciążę. Pobrali się. Wszystko na odwrót, więc nie zaczynaj tego tematu z
moją matką. – A potem... – Kyla zawiesiła głos i westchnęła – a potem wszystko poszło nie
tak.
– To dlatego Logan nie chce,
żeby kobiety rodziły w domu?
– Dziwisz mu si
ę? Po tym, co się stało, odsyła wszystkie do szpitala, jak tylko pojawią się
pierwsze skurcze.
– A Evanna si
ę z nim nie zgadza?
– Evanna jest po
łożną. Chce, żeby każda kobieta rodziła tak, jak ma na to ochotę. Ale
jednocześnie akceptuje ograniczenia, jakie narzuca życie w takim miejscu.
– Rozumiem niech
ęć Logana.
– Miejscowe kobiety znaj
ą przypadek Catherine i potrafią to uszanować. Szczerze
mówiąc, większość z nich woli mieć gwarancję, że rodzą na wyspecjalizowanym oddziale,
więc nie mamy aż tak dużo próśb o porody w domu. No, umieram z głodu. Muszę coś
zamówić, zanim zemdleję. – Odwróciła się i zerknęła na tablicę wiszącą na ścianie. – Mają tu
niesamowite potrawy.
Na co masz ochotę?
– Zdecyduj za mnie. Tylko musz
ę cię ostrzec, że nie cierpię baraniny.
– Mi
ęczak. – Napotkała wzrok Jima, przewoźnika z promu, który popijał piwo z jednym z
miejscowych rybaków.
Mrugnął do niej, a ona uśmiechnęła się szeroko. – Proponuję
polędwicę a la Wellington. Jest wyśmienita.
– Czuj
ę się tak, jakby wszyscy o mnie wszystko wiedzieli – powiedział Ethan. – Czy tu w
ogóle można się z kimś tak po prostu spotykać? Jest miejsce na prywatność?
– Je
śli chodzi o spotykanie się, to nie jest tak źle – odrzekła Kyla. – Gorzej z
prywatnością. Trzeba umieć ignorować ciekawskie spojrzenia. A poza tym, my się nie
spotykamy.
Jesteśmy tylko znajomymi z pracy, którzy wyszli na wspólny posiłek.
Przytrzyma
ł jej spojrzenie.
– No w
łaśnie. Jesteśmy znajomymi.
Nie przestawali na siebie patrze
ć. Kyla dostrzegła jego zaciśnięte usta i wyczuła
wzrastające w nim napięcie.
– Powinni
śmy coś zamówić.
– Tak. – Oderwa
ł od niej wzrok i przeniósł go na bar.
– Poprosimy dwa razy pol
ędwicę – powiedziała szybko Kyla, gdy Ben pojawił się przy
ich stoliku. –
Dzięki, Ben.
Barman przyj
ął zamówienie i zapytał:
– Jak si
ę czuje mała Shelley?
– Dobrze.
– Mary strasznie si
ę martwi.
– Wiem. – Kyla m
ówiła ściszonym głosem. – Zrobimy wszystko, żeby jej pomóc, Ben.
Skin
ął głową.
– Zadzwo
ń do mnie, kiedy już będzie coś wiadomo. – Odszedł w stronę baru, a Ethan
patrzył za nim zdumionym wzrokiem.
– Sk
ąd on wie o Shelley? I skąd tyle wie o Dougu? Jak w ogóle można zachować
tajemnicę lekarską na tej wyspie?
– Doug pracuje dla niego, a Ben jest kuzynem Mary. Ale pozostaje faktem,
że ludzie
dowiadują się wszystkiego pięć sekund po tym, jak postawisz diagnozę. Poza tym Ben jest w
załodze łodzi ratunkowej Glenmore, więc w naszej społeczności jest kimś wyjątkowym.
– Wyspa ma
łódź ratunkową?
– Tak. Cumuje przy nabrze
żu. Nie widziałeś jej?
– Ostatnio by
łem tam w dniu przyjazdu. Dużo mają wezwań?
– Niestety tak. Zw
łaszcza latem. Przeważnie od ludzi spacerujących po klifach.
Zapuszczają się na dół, żeby zobaczyć piękne zatoczki, i odcina ich przypływ. A jeśli
potrzebna jest pomoc medyczna,
wzywają Logana. Jak widzisz, wszyscy pracujemy razem.
Tak,
interesujemy się sobą nawzajem, ale nie nadużywamy tego zaufania. Jest sposób, żeby
odpowiadać na pytania, a jednocześnie się nie wygadać. Mogę cię zapewnić, że gdy tylko
poinformujesz Mary o wynikach, ona zadzwoni do co najmn
iej pięciu osób. A każda z nich
zadzwoni do kolejnych pięciu. Ale to ich sprawa.
Ethan pokr
ęcił głową.
– W Londynie jest inaczej.
– W
łaśnie dlatego mieszkamy tutaj. – Przechyliła głowę, jakby chciała mu rzucić
wyzwanie. – Nie dostrzegasz pozytywów. Jak
chociażby tego, że tutaj wszyscy są częścią
nieformalnej grupy wsparcia.
Kiedy pani Linton spadła ze schodów, ktoś zadzwonił do nas w
ciągu godziny, bo zauważył, że jej kosz na śmieci nie jest odstawiony na swoje miejsce. W
Londynie leżałaby na podłodze przez tydzień, zanim ktoś zorientowałby się, że coś jest nie
tak.
– Pewnie nawet d
łużej – powiedział oschle Ethan i dopił piwo. – No dobra, przekonałaś
mnie.
Widzę, że są jakieś pozytywy.
– Ale nie jest to miejsce, w kt
órym mógłbyś osiąść na stałe – powiedziała baz
zastanowienia.
Zamarła i zganiła się w duchu za swą niedyskrecję.
Dlaczego to powiedzia
ła? Co się z nią dzieje? Przecież nie chce, żeby został tu na
wieczność. Chciała tylko... chciała zaszaleć. Przyznała to w końcu przed samą sobą. Pragnęła
przeżyć szaloną i namiętną przygodę z niewiarygodnie przystojnym mężczyzną, a Ethan
Walker doskonale się do tego nadaje.
– A ty? – zapyta
ł spokojnym tonem, podając jej sztućce. – Jesteś świetnie
wykwalifikowaną pielęgniarką. Czy kiedykolwiek myślałaś o tym, żeby stąd wyjechać?
– Co masz na my
śli? Czy ludzie na wyspie zasługują na gorszy los niż ci na lądzie?
– Nie o to mi chodzi – powiedzia
ł cierpko. – Jesteś bardzo drażliwa. Przestań mi skakać
do gardła. Zastanawiam się tylko, czy nie jesteś tym wszystkim znudzona.
– Uczy
łam się w dużym mieście i to mi wystarczy. Tutaj jestem bardziej niezależna.
Czasem wydaje mi
się, że anonimowość jest przeceniana. – Przez chwilę ; bawiła się
jedzeniem na talerzu,
po czym podniosła wzrok. – Lubię ludzi, Ethan. Lubię wiedzieć, co się
u nich dzieje. Nie przeszkadza mi nawet fakt,
że oni wiedzą, co robię, zanim w ogóle zacznę
to robić. Lubię uczucie przynależności. Odpowiada mi świadomość, że gdzieś tam jest grupa
ludzi,
która chce działać wspólnie i sobie pomagać. W miastach na okrągło czytasz o
morderstwach i napaściach, podczas gdy tu... – Zawiesiła głos i wzruszyła ramionami.
– Czuj
ę, że znów wracamy do problemu troski.
– W miastach ludzie zapewne te
ż są troskliwi i opiekuńczy. Tylko życie płynie tam tak
szybko,
że nie ma okazji, żeby to okazać. Zazwyczaj nawet nie rozpoznajesz swoich
sąsiadów.
Ethan za
śmiał się krótko.
– Przecie
ż nie będziesz siedzieć tu bez końca, próbując wszystkich poznać.
– Mamy tutaj raczej sta
łą liczbę mieszkańców, z wyjątkiem sezonu turystycznego. Ludzie
w miastach przychodzą i odchodzą, a tu znasz wszystkich. To duża różnica. Poza tym
uwielbiam wyzwanie, jakim jest praca bez szpitalnego zaplecza.
Dzięki temu jestem bardziej
zaradna.
Kyla nagle zda
ła sobie sprawę, że ta rozmowa bardzo ją zaabsorbowała. W ogóle nie
zauważyła, że skończyli jeść.
– Smakowa
ło ci?
Zdziwione spojrzenie, jakie rzuci
ł na swój pusty talerz, świadczyło o tym, że on również
nie myślał o posiłku.
– Bardzo. Sos by
ł wyborny.
– Zam
ówić kawę? Ethan spojrzał na nią.
– Wypijmy kaw
ę w domu. Tam przynajmniej nikt nie będzie nas obserwował.
U
śmiechnęła się.
– Dobry pomys
ł.
Co go op
ętało, by proponować jej coś takiego? Przecież powinien trzymać się od niej jak
najdalej.
Z
ły na siebie, postanowił, że spotkanie przy kawie będzie krótkie i oficjalne.
– Ethan? Wszystko gra? – Glos Kyli mia
ł łagodną i lekko chropawą barwę.
– Nic mi nie jest. – Czu
ł na sobie jej wzrok. – Jak sobie radzi Doug? Czy Logan ma jakieś
wieści ze szpitala?
– S
ądzę, że jest dużo lepiej. Chyba jest już spokojniejszy. Leslie dba o niego i spędza
przy nim każdą minutę. Jadę tam jutro, żeby zapytać, czy mogę jej pomóc jakoś to wszystko
ogarnąć.
I o to chodzi, powiedzia
ł w duchu Ethan, kiedy doszli do domu. Rozmowa o pracy jest
najbezpieczniejsza. Szybka kawa.
Krótka pogawędka. I nie będzie jej dotykać.
Wytrwa
ł w swoim postanowieniu do momentu, w którym weszła do kuchni. Ciągle miała
na sobie dżinsy, ale dodała do tego seksowne buty na obcasie i błękitny rozpinany sweterek,
który pod
kreślał kolor jej oczu.
– Wstawi
ę wodę – powiedziała wesoło, sięgając po kubki i kawę. – Możemy zejść na
plażę, jeśli masz ochotę. Cudownie jest siedzieć na piasku i w ciemności obserwować
gwiazdy.
Poczu
ł, że zalewa go fala gorąca.
– Tu jest dobrze – powiedzia
ł zmienionym głosem i potarł ręką kark. Ciemność i gwiazdy
nie są mu potrzebne. – W kuchni jest w sam raz – powtórzył, a w duchu ucieszył się, że w
świetle żarówki nie ma nic romantycznego.
– Zgoda. Je
śli tak wolisz. – Rzuciła mu zdziwione spojrzenie. – Czy zdajesz sobie
sprawę, że jesteś tu od dwóch tygodni, a ja ciągle prawie nic o tobie nie wiem?
I o to mu w
łaśnie chodzi.
– Po prostu nie ma o czym m
ówić.
– Chyba raczej nie ma rzeczy, o kt
órych ty chciałbyś opowiadać. – Nalała wody do
czajnika. –
Gdzie ostatnio pracowałeś?
– W piekle – wyszepta
ł do siebie, a głośno powiedział: – Za granicą.
Za
śmiała się cicho i odwróciła, aby spojrzeć mu w twarz.
– Nigdy si
ę nie wygadasz, co, Ethan? Czy nikt ci nigdy nie powiedział, że rozmowa nie
polega na wymianie krótkich słów?
– Nie potrafi
ę rozmawiać. Powinnaś już to wiedzieć.
Nigdy wcze
śniej nie widział tak błękitnych oczu. I tak niezwykle długich nóg.
– Powinienem i
ść...
Po chwili wahania zbli
żyła się do niego, zmniejszając dystans, który on wcześniej
przezornie zachował.
– Nie wypi
łeś kawy.
Nie zorientowa
ł się nawet, kto kogo pierwszy dotknął. Nagle jej ramiona oplotły jego
szyję, a ich usta zetknęły się w namiętnym pocałunku.
Dobre intencje gdzie
ś się ulotniły, tak jak sumienie, które dotychczas go
powstrzymywało. Jego ręce błądziły po jej ciele. Całował ją zachłannie. Przesunął dłonie na
jej biodra,
by mocniej przycisnąć ją do siebie. Jej smak i zapach niebezpiecznie nim
zawładnęły. Oderwał usta od jej warg i zaczął całować jej szyję.
– Ethan... – wyszepta
ła i przylgnęła do niego całym ciałem. Ten ruch wystarczył, by
zatracił się bez reszty.
Zn
ów odnalazł jej usta, a ręce wsunął pod bluzkę, aby delikatnie pieścić jej gładką
opaloną skórę.
Ca
łe jego ciało płonęło. Poczuł, że Kyla drżącymi dłońmi zaczyna rozpinać mu koszulę.
Dotyk jej palców na jego nagim torsie sprawił, że odzyskał zmysły.
Jeszcze chwila i przekroczyliby granic
ę.
– Kyla... – Z trudem oderwa
ł od niej wargi i zmusił się, by cofnąć ręce od jej złocistej
skóry. –
Powinniśmy przestać. To nie jest dobry pomysł.
J
ęknęła i spróbowała przytulić się do niego ponownie, ale on cofnął się o krok,
oddychając ciężko.
– Kyla, nie.
– Dlaczego? Co si
ę stało? – Usta miała nabrzmiałe i zaczerwienione od jego pocałunków.
Ethan zacisn
ął zęby, przypominając sobie po raz kolejny, że Kyla nic o nim nie wie. Ale
gdyby się dowiedziała...
– Zaufaj mi. To pomy
łka.
Cofn
ęła się, a kiedy przemówiła, głos jej się łamał.
– Czy naprawd
ę czujesz, że to pomyłka, Ethan? Nie. Ale są jeszcze inne okoliczności,
które nakazują mu zachować rozsądek.
– Musimy zapomnie
ć o tym, co się wydarzyło.
– Dlaczego? – B
łękitne oczy błądziły po jego twarzy w poszukiwaniu odpowiedzi. –
Przecież ty też tego chciałeś.
– Wiem.
– Wi
ęc...
– Nie potrafi
ę tego wyjaśnić. Nie chodzi o ciebie, tylko o mnie – wyrzucił z siebie i
desperacko złapał za klamkę. – A teraz muszę iść do domu.
– Ale...
– Dobranoc, Kyla. Dzi
ękuję za kolację.
Nie czeka
ł na odpowiedź. Po prostu wyszedł.
Kiedy dotar
ł do domu, zapalił światło w kuchni i wyciągnął list. Musi przypomnieć sobie,
po co tak naprawdę tu przyjechał.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Nast
ępnego dnia wszedł do jej gabinetu zamaszystym krokiem.
– Mam wyniki badania krwi Shelley. Kyla os
łupiała. Tylko tyle?
Ich poca
łunek prawie zatrząsł całą wyspą, a on tylko to ma jej do powiedzenia?
Serce bi
ło jej szybko w oczekiwaniu na jakiekolwiek słowa odnoszące się do tego, co
zaszło poprzedniego wieczoru, ale Ethan pozostawał rzeczowy, zimny i niedostępny. Jak
gdyby ten pocałunek nie miał miejsca.
Kyla wzi
ęła głęboki oddech. Wciąż nie mogła uwierzyć, że przerwał wszystko tak
gwałtownie. Pytanie tylko dlaczego? Evanna miała rację. Ten facet coś ukrywa.
Zdecydowała, że to nie czas i miejsce na trudne rozmowy i spojrzała na niego wyczekująco.
– Jaka diagnoza?
– To na pewno choroba Werlhofa. Ale poziom p
łytek krwi nie jest najgorszy, więc
miejmy nadzieję, że po kilku miesiącach nastąpi samoistna remisja. Rozmawiałem z
hematologiem.
Powiedział, żeby na razie nic z tym nie robić. Będziemy po prostu regularnie
badać krew i obserwować, czy choroba nie postępuje.
– To dobra wiadomo
ść. – Kyla odetchnęła z ulgą. – Mary się ucieszy.
– Ju
ż do niej dzwoniłem i poprosiłem, żeby przyszły do przychodni. O piątej.
Pomyślałem, że pewnie chciałabyś przy tym być.
– Jasne. Dzi
ęki. – Czy on w ogóle nie zamierza poruszyć tematu pocałunku? Czy chce
zapomnieć o całej sprawie i nigdy do niej nie wracać?
Jakby czytaj
ąc w jej myślach, spojrzał na nią, a serce Kyli zabiło mocniej. Zacisnął usta,
odchrząknął i powiedział:
– Musz
ę iść.
– Jasne. – G
łos uwiązł jej w gardle.
Ethan gwa
łtownie wciągnął powietrze, odwrócił się i pospiesznie opuścił gabinet.
Kyla patrzy
ła za nim i czuła narastającą irytację. Chciała wybiec i zadać mu pytania,
które same cisnęły jej się na usta: W co ty ze mną grasz? Chcesz zignorować to, co się między
nami dzieje?
A mo
że wszystko jej się tylko przywidziało, a on nie jest nią w ogóle zainteresowany...
– M
ężczyźni! – mruknęła do siebie. – Jak oni mogą oskarżać nas, kobiety, że jesteśmy
skomplikowane?
Do ko
ńca dnia próbowała skupić się na pracy, a o piątej poszła do gabinetu Ethana.
– Mary i Shelley zaraz b
ędą. – Spojrzała na niego, starając się przezwyciężyć strach, jaki
budziło w niej jego oficjalne zachowanie. – Znowu włożyłeś garnitur.
– Jestem w pracy. – U
śmiechnął się słabo.
– I taki str
ój pomaga ci zachować dystans? – zapytała bez zastanowienia i natychmiast
pożałowała, że nie potrafi trzymać języka za zębami.
– To nie jest odpowiednia pora, Kylo. – Patrzy
ł na nią spokojnie.
Kyla zarumieni
ła się. Była wściekła na siebie, bo doskonale o tym wiedziała. Zraniona i
zagubiona odwróciła się, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
Mary Hiller wprowadzi
ła Shelley do gabinetu, a Ethan natychmiast wskazał im krzesła.
– Prosz
ę, usiądźcie. Widzę, że się martwicie, więc przejdźmy od razu do rzeczy. –
Przedstawił w skrócie wyniki badań.
– Prosz
ę dokładniej opowiedzieć mi o tej chorobie. Co to dokładnie oznacza? – Na
twarzy Mary pojawiło się uczucie ulgi.
– Chodzi o to,
że we krwi jest za mało czerwonych krwinek. Na pewno wie pani z
biologii,
że to one w głównej mierze odpowiedzialne są za krzepliwość.
– Wi
ęc skoro Shelley nie ma ich w odpowiedniej ilości, to może krwawić?
– W
łaśnie. Dlatego ma więcej siniaków niż zwykle.
– A co jest przyczyn
ą choroby?
– To schorzenie autoimmunologiczne. Innymi s
łowy organizm zwraca się sam przeciwko
sobie.
W tym przypadku atakuje płytki krwi. A co do przyczyn, większość fachowców
twierdzi,
że u dzieci przyczyną jest wirus.
– Nie mo
żna tego leczyć?
– Leczenie nie zawsze jest konieczne. Zw
łaszcza u dzieci. Zazwyczaj same sobie z tym
radzą, bez żadnej medycznej interwencji.
– A co, je
śli będzie miała problemy?
Ethan si
ęgnął po długopis i zapisał coś na kartce.
– To mój numer. –
Wręczył kartkę Mary. – Jeśli nie zastanie mnie pani w gabinecie,
proszę śmiało dzwonić, gdyby coś panią zaniepokoiło. Będziemy robić regularne badania
krwi,
żeby zobaczyć, czy ilość płytek wraca do normy.
Kyla skin
ęła głową, na potwierdzenie jego słów. Może nosić garnitur i wydawać się
niedostępny, ale dla zmartwionych pacjentów jest otwarty i nie budzi w nich strachu.
Mary pieczo
łowicie złożyła kartkę i schowała ją do torebki.
– A czy Shelley musi zrezygnowa
ć ze sportu? Ona uwielbia netball.
– W obecnej sytuacji nie ma takiej potrzeby. – Ethan zanotowa
ł coś jeszcze. – Jeśli okaże
się, że poziom płytek spada, wtedy lepiej, żeby unikała sportów kontaktowych.
Uspokojona Mary opu
ściła gabinet, a Kyla przywołała na twarz wymuszony uśmiech.
– Bardzo dobrze t
łumaczysz.
– Mimo
że noszę garnitur? – zażartował, ale Kyla czuła się zbyt niepewnie, by
odpowiedzieć mu w ten sam sposób.
– Dzi
ękuję, że poświęciłeś im tyle czasu – rzekła szybko, idąc w kierunku drzwi. Musi
uciec.
Jego obecność całkowicie wytrąca ją z równowagi. On tego tak nie odbiera, więc im
szybciej się z tym pogodzi, tym lepiej dla nich obojga. – Muszę iść.
– Kyla, poczekaj. – Zatrzyma
ła się w pół ruchu i zacisnęła dłoń na klamce.
– Nie teraz, Ethanie – powiedzia
ła cicho, patrząc przed siebie. – Jak sam mówiłeś, to nie
jest dobry moment.
Ethan patrzy
ł na nią, czując narastającą frustrację. Dlaczego ona i dlaczego właśnie teraz?
Gwa
łtownym ruchem rozluźnił krawat i zaklął cicho. Zranił jej uczucia. Kyla myśli, że ją
odtrącił, ale nie miał prawa postąpić inaczej.
T
ępo patrzył w okno, obserwując pierwsze czarne chmury, które pojawiły się na niebie.
Oczywi
ście, mógłby powiedzieć jej prawdę. Wyjawić, kim jest i dlaczego tu przyjechał.
Ale jeszcze nie jest na to gotowy.
Wci
ąż jest tyle rzeczy, których nie rozumie. Musi wyjaśnić wszystkie kwestie, które go
nurtują. Może wtedy zajmie się Kylą MacNeil.
Ona za
ś czuła się jak skończona idiotka.
Wsiad
ła do samochodu, rzucając ukradkowe spojrzenie w kierunku czarnego sportowego
auta,
które stało obok. Eleganckie i wytworne. Zupełnie jak jego właściciel, pomyślała
smutno i opuściła parking przychodni.
Ethan Walker nie pasuje do tego miejsca i nigdy nie zainteresuje si
ę taką kobietą jak ona.
Zmarszczy
ła brwi, analizując własne myśli. Jakie to patetyczne, pomyślała ze złością i
gwałtownie zmieniła bieg. Strasznie nisko się ceni. Nie o to chodzi, że nie jest dla niego
wystarczająco dobra. Tyle że są związki, które nie mają prawa bytu. I to jest najwyraźniej
jeden z nich.
To prawda, jest mi
ędzy nimi chemia. Wręcz niezwykła. Ale ich życie jest całkiem
odmienne.
Cenią różne wartości. Są po prostu... inni.
Nie ma w
ątpliwości, że Ethan jest doskonałym lekarzem i ma świetny kontakt z
pacjentami, ale te
ż wyraźnie trzyma się na uboczu. Jest taki – szukała odpowiedniego
określenia – powściągliwy.
Czasami, kiedy towarzyszy
ł im na kolacji u Logana, łapała go na tym, że bacznie ich
wszystkich obserwuje.
Przypomnia
ła sobie, co powiedział jej o swoim dzieciństwie. O rozwodzie rodziców. O
braku zainteresowania z ich strony.
Westchn
ęła i postanowiła wpaść do Leslie i Douga. Teraz potrzebują wsparcia, a ona
będzie mogła zapomnieć na chwilę o swoich problemach. Musi przestać myśleć o Ethanie,
postanowiła w drodze do McDonaldsów.
Przestanie patrze
ć, jak biega co rano po plaży, skończy wynajdywać powody, by
porozmawiać z nim w jego gabinecie i wreszcie wyrzuci z pamięci tamten pocałunek.
Zaparkowa
ła samochód przed domem.
– Jest tu kto? – Drzwi wej
ściowe były otwarte, więc zajrzała do środka. – Halo!
Z kuchni wysz
ła Leslie.
– Prosz
ę wejść, siostro MacNeil! – powiedziała dziarsko, ocierając ręce w fartuch. – Twój
pacjent jest w ogrodzie,
ale zgodnie z zaleceniami był już dziś na spacerze. Tyle że na
krótkim.
Przechadzał się tylko koło domu. Napijesz się herbaty? Właśnie zagotowałam wodę.
– Z przyjemno
ścią. – Kyla weszła do kuchni. – Nie pamiętam już, kiedy ostatnio jadłam
lunch.
Leslie cmokn
ęła z dezaprobatą.
– Wszyscy za ci
ężko pracujecie w tej przychodni, ale jesteśmy wam wdzięczni. Strach
pomyśleć, jak byśmy skończyli bez was. – Zawahała się. – Doug i ja tyle wam zawdzięczamy.
I temu nowemu lekarzowi. W szpitalu byli pod
wrażeniem tego, jak dobrze zajęliście się
Dougiem.
Prawdopodobnie uratowaliście mu życie.
– Robili
śmy, co do nas należy, Leslie – powiedziała Kyla łagodnie – i niczego nam nie
zawdzięczacie. Dobrze, że Ben tak szybko przywiózł do nas Douga.
– Ben to dobry cz
łowiek. – Leslie pokiwała głową. – A teraz brakuje mu ludzi do pracy w
pubie.
– Da sobie rad
ę. – Kyla spojrzała w okno i zobaczyła Douga wpatrującego się w ogród. –
Jak on się ma?
– B
óle się już nie powtórzyły, ale jest zmęczony. W szpitalu powiedzieli mu, że takie
może być działanie leków. I że doktor Walker zmieni dawkę, jeśli będzie trzeba.
– Chodzi
ło mi bardziej o stronę psychiczną. – Kyla odwróciła się. – Doug jest bardzo
aktywnym człowiekiem. Jak sobie radzi z tym, że musi spasować?
– Nie mia
ł wyjścia, ale myślę, że bardzo go to denerwuje. – Leslie przyglądała się
mężowi przez chwilę, a potem uśmiechnęła się pogodnie. – No tak, ale co to ja miałam
zrobić? Aha, herbatę. Zaproponowałabym kawałek ciasta, ale kiedy wróciliśmy ze szpitala,
zrobiłam czystkę w szafkach i wyrzuciłam wszystkie niezdrowe produkty. Mamy tylko
owoce.
– Dobrze,
że dbasz o jego dietę.
Leslie wrzuci
ła torebki herbaty do imbryka.
– Trudno my
śleć o czymkolwiek innym – mruknęła, a Kyla położyła jej dłoń na ramieniu.
– Rozmawia
łaś z kimś?
– Ja? – R
ęce Leslie zadrżały i rozlała wrzątek.
– Dlaczego mia
łabym z kimś rozmawiać? To nie ja jestem chora.
– To dotyczy was obojga – szepn
ęła Kyla, odbierając jej czajnik i odstawiając go na bok.
Sięgnęła po ścierkę i wytarła wodę. – To duży stres. Musisz być silna za was dwoje. To
bardzo trudne.
– Nic mi nie jest – powiedzia
ła żywo Leslie i uśmiechnęła się trochę zbyt pogodnie. – Idź
do Douga,
ja zaraz do was dołączę.
– W
łaściwie to chciałabym porozmawiać z tobą.
– Ale ja nie jestem chora. – Leslie z
łożyła ręcznik kuchenny z przesadną starannością.
Nagle na jej twarzy pojawił się grymas, a ręce kurczowo się zacisnęły. – Cały czas się boję,
że on umrze – przyznała cicho.
– Za ka
żdym razem, kiedy wstaje z fotela, chciałabym go powstrzymać. Chcę krzyknąć,
żeby się nie ruszał, a oni każą mu zacząć ćwiczyć. Ma zacząć rehabilitację. – Leslie
pociągnęła nosem. – Nie chcę, żeby podnosił filiżankę, a co dopiero ćwiczył!
– Och, Leslie. – G
łos Kyli przepełniało współczucie. Podeszła do kobiety i uściskała ją. –
Rehabilitacja jest bardzo ważna po ataku serca. Wiem, że cię to przeraża, ale trzeba powoli
zwiększać wysiłek fizyczny.
– Dosta
ł nagranie wideo i broszurki. I będzie musiał zrzucić kilka kilogramów.
– To prawda. – Kyla pokiwa
ła głową. – Ale nie chodzi tylko o dietę i ćwiczenia, Leslie.
Obojgu wam potrzeba emocjonalnego wsparcia.
Żebyście mogli zacząć na nowo żyć.
– Czy to w og
óle jest możliwe?
– Na pewno – powiedzia
ła Kyla łagodnie. – Wiesz, że możecie na nas liczyć.
– Ale nie mo
żecie mi obiecać, że wszystko będzie dobrze, prawda? Nie macie gwarancji,
że to się nie powtórzy.
– Nie – przyzna
ła szczerze Kyla. – W życiu niczego nie można zagwarantować. Ale
zrobimy wszystko, co w naszej mocy.
Wielu ludzi po ataku serca żyje normalnie do późnej
starości.
– W nocy boj
ę się zasnąć, bo on może mnie potrzebować.
– To normalne, Leslie. Mo
że mi nie uwierzysz, ale to uczucie z czasem minie i oboje
staniecie na nogi.
Będziesz zaskoczona, jak dobrze potraficie sobie z tym radzić. Wiem z
doświadczenia. Zobaczysz, że po kilku tygodniach zostanie tylko wspomnienie.
– Tak my
ślisz? Cały czas widzę go, jak leży na szpitalnym łóżku, z maską tlenową na
twarzy.
Słyszę te wszystkie urządzenia. Wyobrażam sobie, że nasza mała Andrea mogłaby
zostać bez ojca. – Leslie urwała i przykryła usta dłonią, powstrzymując łzy.
– Ale przecie
ż on żyje – powiedziała Kyla spokojnie. – Musisz pamiętać, że wszyscy o
was myślą. Na miejscu jest dwóch lekarzy, a poza tym Doug będzie pod stałą opieką szpitala.
– My
ślałam, że oszaleję od dźwięku tych stale pikających aparatów. – Leslie zaśmiała się
gorzko. – Teraz mi ich brakuje,
bo kiedy je słyszałam, przynajmniej miałam pewność, że on
żyje.
– To naturalne,
że czujesz się niepewnie, ale nie jesteś sama, pamiętaj.
– Leslie, czy to Kyla? – dobieg
ł z ogrodu głos Douga. Leslie odchrząknęła i odwróciła się
do zlewu,
by przemyć twarz zimną wodą.
– Tylko nie mów mu,
że się martwię – powiedziała szorstko, ocierając twarz ręcznikiem i
wygładzając sukienkę. – Niepotrzebny mu dodatkowy stres.
– My
ślisz, że on nie wie? – Kyla potrząsnęła głową i uśmiechnęła się. – Pójdę i chwilę z
nim porozmawiam, a ty s
ię uspokój. Może przyniesiesz herbatę, kiedy już ochłoniesz?
– Tak zrobi
ę. I Kylo... – zatrzymała ją Leslie.
– Tak?
– Dzi
ękuję. Dobra z ciebie dziewczyna.
Kyla rzuci
ła się w wir pracy, by nie myśleć o Ethanie.
W drodze do domu cz
ęsto wpadała do McDonaldsów i odwiedzała Aislę. Przyjmowała
wszystkich pacjentów i wypełniła swój grafik dyżurami. Wieczorem wykończona padała na
łóżko i śniła o Ethanie.
Jego pocz
ątkowa niepewność co do kontaktów towarzyskich z Loganem i Kirsty minęła i
teraz często wpadał do nich na kolację. Pojawił się nawet na pierwszych urodzinach
dziewczynki,
obdarowując ją, ku jej nieopisanej radości, ogromnym pluszowym misiem.
Kyla zacz
ęła więc odwiedzać Kirsty w ciągu dnia, by uniknąć spotkania z Ethanem.
Wieczorami zaś przesiadywała w kawiarni ciotki.
– Ostatnio cz
ęsto u nas bywasz – zauważyła ciotka i ostrożnie postawiła przed Kylą talerz
gorącej zupy. – Czy coś się stało?
– Nie, sk
ąd. – Kyla powąchała potrawę. – Pachnie fantastycznie. To nie moja wina, bo
mając do wyboru samodzielne gotowanie albo stołowanie się tutaj, nawet się nie
zastanawiam, co lepsze.
– Kyla. – Ciotka usiad
ła naprzeciwko niej. – Znam cię całe życie i widzę, że coś cię trapi.
– Zupe
łnie nic.
– A czy to „nic”
przypadkiem nie nosi garnituru i nie jeździ sportowym autem?
Kyla podnios
ła wzrok znad talerza.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Czy
żby? To jest wyspa, Kylo. Nic tu nie pozostaje niezauważone. – Glos ciotki był
łagodny. – Masz prawo do prywatności, jeśli tego właśnie chcesz. Ale przypominam, że masz
tu rodzin
ę, która cię kocha. Nie zapominaj o tym.
Kyla prze
łknęła ślinę.
– On nie jest zainteresowany, ciociu Meg.
– Wydaje mi si
ę, że on coś ukrywa.
– M
ówisz zupełnie jak Evanna. – Kyla uśmiechnęła się krzywo. – Ona też twierdzi, że
Ethan ma jakieś sekrety.
– Mo
że ma, a może po prostu musi kilka rzeczy przemyśleć, a Glenmore to całkiem dobre
miejsce.
Kyla potrz
ąsnęła głową.
– Nie chc
ę mu się narzucać.
– To dlatego objadasz mnie tu ze wszystkiego? – Meg podsun
ęła jej kilka kawałków
chleba. –
On spędza czas z twoim bratem, a ty go unikasz.
– Uwielbiam tu jada
ć i z tobą przebywać – powiedziała Kyla w poczuciu winy.
– Nie musisz mi tego m
ówić. – Meg prychnęła. – Ja się nie obrażam, tylko po prostu się o
ciebie martwię, dziewczyno.
– Niepotrzebnie, dam sobie rad
ę. – Kyla wstała, by uściskać ciotkę. – Dziękuję.
– Jedz – ciotka przytuli
ła ją i dodała: – zanim zupa całkiem ostygnie.
Kyla doko
ńczyła kolację, zastanawiając się, czy ktoś jeszcze zauważył, że spędza teraz
dużo czasu w kawiarni, zamiast starym zwyczajem przesiadywać w ogrodzie Logana.
Przemy
ślała wszystko tej nocy i następnego dnia, kiedy Evanna zaprosiła ją na wspólny
piknik na plaży, Kyla zdecydowała się przyjąć zaproszenie.
Nie chcia
ła narażać się na sarkastyczne uwagi Logana, więc włożyła sandały, wzięła
lodówkę turystyczną i zeszła na plażę. Evanna rozkładała koc w kratę i starała się
jednocześnie kontrolować rozbrykane dziecko.
– Nie jedz piasku – upomnia
ła dziewczynkę. Uśmiechając się, wzięła ją na kolana i
przytuliła. – Idź na chwilę do cioci Kyli, a ja przygotuję jedzenie.
– Przynios
łam quiche i sałatkę. – Kyla postawiła lodówkę na kocu i pocałowała
siostrzenicę.
Podszed
ł do nich Logan. Jego mokre ciało lśniło kropelkami morskiej wody.
– Ca
łkiem przyjemnie.
– Innymi s
łowy woda jest lodowata – roześmiała się Evanna, podając mu ręcznik. –
Szybko.
Wytrzyj się.
Logan pos
łał Kyli pytające spojrzenie.
– A niech mnie, moja zaginiona siostra. Gdzie si
ę podziewałaś przez cały tydzień? –
Wytarł się i włożył koszulkę. – Nie było cię nigdzie widać.
– By
łam kilka razy u cioci Meg – odparła Kyla obojętnie, jedząc pomidora. Podniosła
głowę, by coś dodać, gdy nagle zobaczyła idącego w ich stronę Ethana.
S
łowa uwięzły jej w gardle.
– Kyla – powiedzia
ła Evanna – brudzisz koc.
Ze zdenerwowania nie zauwa
żyła, że upuściła pomidora.
– Przepraszam. – Nie mia
ła pojęcia, że on też tu będzie. Serce tłukło jej się jak oszalałe,
więc próbowała się uspokoić.
Unika
ła go przez cały tydzień. Zmuszała się, by nie obserwować go, jak biega o poranku.
Nawet udało jej się zapomnieć na chwilę o tamtym pocałunku.
My
ślała, że nieźle sobie radzi. A teraz, kiedy czuła przyspieszone bicie serca, wiedziała,
że to nieprawda.
Ethan ci
ągle tak samo na nią działa.
– Przepraszam za sp
óźnienie. – Miał na sobie krótkie dżinsy i luźny sprany T-shirt, jego
twarz pokrywał delikatny zarost. Kyla pomyślała, że w życiu nie widziała bardziej
seksownego mężczyzny.
– Teraz zabrzmia
łeś jak prawdziwy mieszczuch – powiedział Logan, podając mu butelkę
piwa. – Trzymaj.
Dzisiaj ja mam dyżur.
Ethan podzi
ękował mu skinieniem głowy.
– Mam nadziej
ę, że będziesz miał spokojniejszą noc niż ja.
Logan u
śmiechnął się krzywo i spojrzał na córkę.
– Pewnie nie, ale z innych przyczyn. Zak
ładam, że kilka razy musiałeś się zrywać.
– Jak na tak
ą małą wyspę, jest tu co robić. – Wypił łyk piwa, a Kyla złapała się na tym, że
go obserwuje.
Te usta jej dotyka
ły. Te ręce... Ethan pochwycił jej spojrzenie i spojrzał jej prosto w oczy.
Żadne z nich nie powiedziało słowa, a napięcie między nimi rosło. Kyla nie mogła oderwać
wzroku od Ethana i czuła, że on prowadzi taką samą wewnętrzną walkę. Wtedy
niespodziewanie Kirsty wdrapa
ła się na jej kolana i pociągnęła ją za włosy.
– Au! – Czar prys
ł. Kyla chwyciła pulchną piąstkę Kirsty i wyplątała ją ze swoich
włosów. – Musimy nauczyć cię czegoś nowego.
Ku jej zaskoczeniu Ethan odstawi
ł piwo i pochylił się nad Kirsty.
– Ja si
ę nią zajmę. – Ukucnął, uśmiechając się do dziewczynki. – Masz ochotę pobawić
się na falach?
Kirsty wygl
ądała niepewnie, a kiedy Ethan wziął ją na ręce, zesztywniała i poszukała
wzrokiem Logana.
– Córeczka tatusia. –
Logan uśmiechnął się dumnie i pogładził uspokajająco jedwabiste
loki dziecka.
Ethan
łagodnie powiedział do małej kilka słów, wskazując na mewę, a twarz Kirsty
rozjaśnił uśmiech aprobaty. Zapomniała o swoich uprzedzeniach do nieznajomego mężczyzny
i gaworząc wesoło, z zapałem chwyciła go za włosy.
– Zosta
łeś wyróżniony zauważyła Evanna, sięgając po słone paluszki. – Ona tak robi
tylko tym, któ
rych naprawdę kocha.
Ethan skrzywi
ł się z bólu i wywinął się z uścisku. Z rozbawieniem w oczach zwrócił się
do Logana:
– Mog
ę ją wziąć do wody?
– Jasne. Ona to uwielbia. Eve, zrobi
łaś może swojego sławnego kurczaka z orzechami? –
Logan nachylił się nad koszykiem i studiował jego zawartość, po czym wziął kawałek
świeżego mango. – Wygląda to przepysznie.
– To jest karaibska sa
łatka owocowa, na później. – Evanna zabrała mu miskę. – Zostaw.
Zawsze zjadasz wszystko w niewłaściwej kolejności.
Czuj
ąc, że to dobry moment, by na chwilę zostawić tych dwoje sam na sam, Kyla wstała i
z ociąganiem podążyła za Ethanem w kierunku morza. Dotąd próbowała trzymać się od niego
z daleka,
ale teraz bardzo chciała, by Logan i Evanna zostali na chwilę sami.
Niezadowolona,
że czuje się nieswojo na własnym terytorium, przyglądała się scence na
brzegu morza.
Ethan zdj
ął Kirsty skarpetki i wetknął je sobie do kieszeni spodenek. Trzymał ją mocno w
pasie,
delikatnie zanurzając jej stopki w bijących o brzeg falach. Kirsty chichotała z uciechy i
wierzgała nóżkami.
Kyla wzruszy
ła się, widząc zachwyt na twarzy siostrzenicy, a potem spojrzała na Ethana.
Nigdy dotąd nie widziała, by uśmiechał się w taki sposób. Chłód i rezerwa zniknęły. Ich
miejsce zajęła czułość. Pierwszy raz był tak odprężony. Podniósł Kirsty, uciekając przed zbyt
wysoką falą. Śmiał się i przemawiał do niej cicho.
Kyla poczu
ła ucisk w gardle. Było coś niebywale poruszającego w tym zestawieniu
silnego,
zamkniętego w sobie człowieka z niewinnym dzieckiem.
Ethan nagle podni
ósł Kirsty i wziął ją w ramiona, a Kyla spojrzała na jego twarz.
Zobaczyła w niej tęsknotę i niewypowiedziany smutek. Instynktownie przesunęła się w jego
kierunku,
ale po chwili się zatrzymała. Nie mogła go pocieszyć i wesprzeć, skoro już raz to
odrzuc
ił. Każdy taki gest z jej strony może być źle odebrany. Poza tym Ethan już wiele razy
dał jej do zrozumienia, że nie jest skory do zwierzeń. Co on w ogóle o sobie powiedział?
Prawie nic.
Kyla rzuci
ła ostatnie powłóczyste spojrzenie w stronę Ethana i odwróciła się. Nie
wiedziała, co go gnębi, ale była pewna, że nie do niej należy pocieszanie go. Odrzucił
wszystko,
co chciała mu ofiarować.
Po
żałowała, że w ogóle dała się namówić na ten piknik. Może za jakiś czas będzie w
stanie patrzeć na Ethana jak na zwykłego kolegę z pracy. Teraz jeszcze nie jest na to gotowa.
Miała bolesną świadomość jego obecności. Olbrzymim wysiłkiem woli powstrzymywała się
od tego,
by na niego nie patrzeć.
Ukl
ękła na kocu i sięgnęła po talerz.
– Dzi
ękuję za zaproszenie, ale zjem coś szybko i polecę.
– Sk
ąd ten pośpiech? – Logan podał jej kawałek bagietki. – Nie widzieliśmy się przez
cały tydzień. Co się z tobą dzieje? Zachowujesz się jakoś dziwnie.
– Nieprawda.
– Zwykle wk
ładasz kostium i idziesz popływać.
– Mam du
żo pracy w domu. W tym tygodniu nawet nie miałam kiedy posprzątać.
– Ale przecie
ż ty nie znosisz sprzątać – zdziwił się Logan. – A poza tym...
– Oj, daj spokój, Logan –
wtrąciła Evanna, podając mu talerz z kurczakiem. – Przestań ją
kontrolować. Kyla sama najlepiej wie, czy musi spędzić ten wieczór w domu, czy nie. A
tymczasem może spróbujesz mojego kurczaka? Tylko pilnuj, żeby nie dostał się w ręce
Kirsty.
Kyla w my
ślach błogosławiła Evannę za jej wyczucie taktu. Zarumieniła się lekko, czując
na sobie badawczy wzrok Logana.
A więc on wie.
Wyczyta
ła to z jego twarzy. Uśmiechnęła się słabo i wzruszyła ramionami. Jej brat jest
bardzo bystry,
jeśli chodzi o sprawy innych ludzi, skonstatowała Kyla. Inaczej jest, jeśli
chodzi o jego własne życie. Kiedy wreszcie zauważy, że Evanna jest dla niego stworzona?
Ethan wr
ócił do nich i podał Kirsty Loganowi.
– Ona uwielbia wod
ę.
– Wiadomo, w ko
ńcu tu się urodziła. Zanim skończy cztery lata, będzie już pływać jak
mała syrenka. – Logan uśmiechnął się szeroko. – Tak jak ciocia Kyla.
– Ja mia
łam trzy.
– I skaka
łaś do wody ze skał. „Uważaj na siostrę, Logan”. – Logan zacytował słowa
matki. –
Nie miałaś w ogóle poczucia zagrożenia.
– Nie mo
żna żyć w ciągłym strachu. – Kyla skończyła jeść, nie patrząc na Ethana. Miała
ochotę popływać, ale nie teraz. Nie w jego obecności. Pójdzie do domu i poczeka, aż skończą
piknik,
a potem wróci na plażę. – Idę.
Wsta
ła energicznie i strzepnęła okruchy ze spodni.
– Dzi
ęki, Evanno. Wszystko było pyszne. Do zobaczenia jutro. Logan, nie zapomnij
zadzwonić do mamy. Nigdy nie może cię zastać, kiedy dzwoni, żeby omówić urodziny cioci
Meg.
Ethan bacznie j
ą obserwował. Czuła na sobie jego spojrzenie. Zmusiła się, by spojrzeć na
niego obojętnie i uśmiechnęła się.
– Cze
ść, Ethan. Do zobaczenia jutro.
Nie zatrzymuj si
ę. Idź i nie odwracaj głowy. Są jeszcze inni mężczyźni, rozmyślała Kyla,
idąc w stronę domu. Mili. Nieskomplikowani. Pewnego dnia i ona takiego spotka.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Ethan zawaha
ł się, stojąc pod drzwiami Kyli. Wiedział, że nie powinien tu się znaleźć.
Przez niego ona unika swej rodziny.
Zacisnął zęby i podniósł rękę, by zapukać, ale w tym
samym momencie Kyla weszła do kuchni i go zobaczyła.
Z pewno
ścią właśnie wzięła prysznic. Miała na sobie szorty i kusą bluzeczkę. Jej
w
ilgotne włosy opadały na ramiona.
Ich oczy spotka
ły się na dłużą chwilę. Zastanawiał się, czy Kyla może go tak po prostu
zignorować.
Chwil
ę potem otworzyła drzwi.
– Czy co
ś się stało? Właśnie kładłam się do łóżka. Do łóżka? Czy tak wygląda ktoś, kto
idzie spać? Ethan poczuł, że puls mu przyspiesza i nagle zdał sobie sprawę, że lepiej byłoby,
gdyby odłożył tę wizytę na jutro. Mógłby wytłumaczyć jej wszystko za dnia, kiedy Kyla ma
na sobie granatowy kitel.
Chociaż w jej przypadku nawet służbowe ubranie nie jest w stanie
wiele ukryć.
– Ethan? – Zmarszczy
ła brwi. – O co chodzi? Zebrał się na odwagę.
– Idziesz spa
ć? Nie ma jeszcze dziewiątej.
– Jestem zm
ęczona.
– Mog
ę wejść?
Niespodziewanie stali si
ę powściągliwi. Ostrożni.
– Po co?
– Poniewa
ż muszę cię przeprosić – przeszedł prosto do sedna – i ponieważ musimy
porozmawiać.
Kyla nie mia
ła zamiaru udawać, że nie wie, o co mu chodzi. Nie należała do kobiet, które
lubią gierki.
– To by
ło ponad tydzień temu. Nie ma o czym mówić – Próbowałem udawać, że nie ma
to dla mnie znaczenia,
ale nie udało się. I tobie też nie, prawda? Nie widziałem cię u Logana
w tym tygodniu. –
Domyślił się, że w ten sposób Kyla próbuje uniknąć spotkania.
Gwa
łtownie nabrała powietrza.
– By
łam zajęta, Ethan.
– Zaj
ęta unikaniem mnie. Zesztywniała.
– Nawet je
śli tak, to co z tego? Potrafię odczytywać sygnały. Wyraziłeś się jasno, a mnie
nie trzeba dwa razy powtarzać.
– A gdybym powiedzia
ł, że źle mnie zrozumiałaś?
– S
ądziłabym, że kłamiesz. – Przechyliła głowę. – Potrafię poznać, kiedy ktoś mnie
odtrąca.
– Ja ci
ę nie odtrąciłem, Kyla.
– W takim razie moja znajomo
ść mowy ciała nie jest tak dobra, jak sądziłam.
Nie spodziewa
ł się po niej takiego chłodu. Przeczesał włosy palcami.
– Nie odtr
ąciłem cię. Byłem od tego daleki. Uwierz mi. Ale wszystko się skomplikowało.
– A ja nie chc
ę, żeby skomplikowało się jeszcze bardziej. Dobranoc, Ethan.
Zrobi
ła taki gest, jakby chciała zamknąć drzwi. Ethan powstrzymał ją i wszedł do środka.
– Odejd
ę, kiedy wysłuchasz mnie do końca. Jest coś, co muszę ci powiedzieć. Pewnie
powinienem był zrobić to wcześniej, ale nie potrafiłem.
Kyla zawaha
ła się, ale wpuściła go do środka, nie zamknąwszy drzwi.
– No dobrze. S
łucham. Zamierzasz mi powiedzieć, że ten pocałunek to pomyłka?
– To nie by
ła pomyłka. Po prostu tego nie planowałem.
– Planujesz wszystko, co dzieje si
ę w twoim życiu?
– Nie. S
ą jednak rzeczy, które muszę ci wyjaśnić, zanim dalej w to zabrniemy.
Zn
ów pojawiła się między nimi chemia. Powietrze w kuchni szybko stało się ciężkie.
Nagle E
thanowi zaschło w gardle.
– Nic nie musisz mi wyja
śniać.
– Musz
ę. Kyla. To ważne – powiedział zachrypniętym głosem.
– W takim razie s
łucham.
Łatwo powiedzieć, tylko że nic nie przychodziło mu do głowy. Nie miał pojęcia, od
czego zacząć. Nie wie nawet, gdzie jest początek.
– Jeste
ś żonaty? – Zdumiało go, z jaką łatwością zadała to pytanie.
– Sk
ąd ci to przyszło do głowy? Nie jestem żonaty.
– Zatem ca
ła reszta nie ma znaczenia. – W jej głosie jest tyle przekonania. Dla niej
wszystko w życiu jest takie proste.
Przyci
ągnął ją do siebie i pocałował. Pomyślał, że będzie się martwił o wszystko później.
Objęła go, a on poczuł ciepło jej szczupłego ciała. Zapomniał o powodach, dla których nie
powinien był tego robić. Nie chciał myśleć, że Kyla znienawidzi go, gdy zorientuje się, kim
on jest.
Chciał ją posiąść. Jego dłonie wędrowały po jej udach, gdy nagłe usłyszeli walenie w
drzwi.
Ethan zmiął w ustach przekleństwo.
– Co za wyczucie! – sykn
ęła Kyla. Oboje pomyśleli, że nie jest to najlepsza pora na
odwiedziny. –
Muszę sprawdzić, kto to.
– Jest do
ść późno. Spodziewasz się kogoś?
– Nie, ale ludzie tutaj tak w
łaśnie robią. Szczególnie jeśli mają kłopoty. – Zmarszczyła
brwi i ruszyła w kierunku drzwi wejściowych.
– Aisla?
Ethan po g
łosie poznał, że jest zaskoczona. Zastanawiał się, co sprowadza Aislę o tak
późnej porze, i to w taką pogodę. Może to znowu cukrzyca.
Potem us
łyszał przerażony glos.
– Fraser. Znikn
ął.
– Jak to znikn
ął?
– Nie wiem. Powiedzia
ł, że idzie na noc do Hamisha. Ale u nich go nie ma, bo przed
chwilą rozmawiałam z jego mamą. Hamish też nie ma pojęcia, gdzie może być mój syn.
– Ma bujn
ą wyobraźnię. Pewnie się gdzieś bawi.
– Ale zaraz si
ę ściemni. – Aisla ukryła twarz w dłoniach.
– Ci
ągle mu powtarzałam, że nie powinien się oddalać, ale on wymyka się, kiedy nie
patrzę. Jestem okropną matką.
– To nieprawda – zaprzeczy
ła pospiesznie Kyla – i postaraj się nie panikować. Pewnie
poszedł do jakiegoś kolegi i zapomniał zadzwonić. Pytałaś Paula Westona? Henry'ego
Masona? Może oni coś wiedzą...
– Dzwoni
łam do obu, ale go nie widzieli.
– Wobec tego ja zadzwoni
ę do Ann Carne. – Kyla sięgnęła po telefon. – Może ona nam
pomoże.
Nie bacz
ąc na konsekwencje ujawnienia swojej obecności w domu Kyli, Ethan podszedł i
zapytał:
– Gdzie zwykle Fraser si
ę bawi?
Aisla spojrzała na niego przestraszona.
– Nie wiem, mo
że na plaży? To jego ulubione miejsce. Ciągle tam siedzi i rozmyśla o
wikingach.
Wyobraża sobie różne historie.
Kyla od
łożyła słuchawkę – Ann Carne mówi, że był dziś w szkole do lunchu, a potem
zwolnił się z powodu wizyty u lekarza. Dał jej usprawiedliwienie.
Aisla wpatrywa
ła się w Kylę.
– Nie mia
ł żadnego usprawiedliwienia. Mój Boże...
– Na pewno jest jakie
ś racjonalne wytłumaczenie. – Kyla włożyła tenisówki i sięgnęła po
płaszcz. – Musimy po prostu przestać panikować i logicznie pomyśleć. Trzeba też
powiadomić Nicka Hilliera. Postawi na nogi całą wyspę, jeśli będzie trzeba. Do tego czasu
poszukamy go na własną rękę.
Po raz kolejny Ethan zauwa
żył, że w trudnych sytuacjach wszyscy zwracają się o pomoc
do Kyli.
– P
ójdę z tobą. Wezmę tylko kurtkę i kluczyki.
– Wracaj do domu – rzek
ła Kyla do Aisli. – Zawiadomisz nas, gdyby wrócił. Będę miała
włączoną komórkę. Zadzwoń teraz do Nicka.
Ethan do
łączył do Kyli na plaży.
– Zbli
ża się sztorm. Warto zadzwonić do straży przybrzeżnej. Jeśli Fraser chodził po
klifach, móg
ł wpaść do morza. – Ethan wpatrywał się we wzburzone fale. Starał się nie
wyobrażać sobie, co mogło chłopcu się przytrafić.
– Nawet o tym nie my
śl – powiedziała Kyla i przyspieszyła kroku. – Fraser nie jest głupi.
Poza tym byliśmy tu wcześniej. Gdyby się tu kręcił, to byśmy go zauważyli.
– Je
śli oczywiście nie poszedł na inną plażę. Oboje zatrzymali się, nawołując, jednak
wiatr zagłuszał ich krzyki.
– Je
śli zamierzał iść na wagary, po co w ogóle pokazywał się w szkole? To nie ma sensu.
–
Kyla zatrzymała się, aby odgarnąć z twarzy rozwiane włosy.
– My
ślisz, że to ma znaczenie?
– Nie wiem. By
ć może. Zadzwonię raz jeszcze do Ann Carne, ale z domu. Tutaj wiatr
wszystko zagłusza. Ethan... – Spojrzała na niego. – Myślę, że masz rację. Powinniśmy
zawiadomić straż przybrzeżną.
Wrócili do domu,
by zadzwonić. Kiedy Ethan skończył rozmawiać, Kyla wpatrywała się
w niego zaniepokojona.
– Rozmawia
łam z Ann Carne. Ostatnią lekcją rano była historia. Mówili o wikingach i
Celtach.
Ethan pr
óbował nadążyć za tokiem jej myśli.
– Dlaczego to takie wa
żne?
– Poniewa
ż najbardziej krwawa bitwa w historii tej wyspy rozegrała się między Celtami i
wikingami.
– A Fraser uwielbia histori
ę. – Ethan nagle zrozumiał.
– Gdzie to by
ło?
– W zamku.
Ethan u
śmiechnął się ponuro i chwycił klucze.
– No to chod
źmy.
Kyla owin
ęła się płaszczem i spojrzała w niebo. Ethan dodał gazu.
– Nadci
ąga burza. Miejmy nadzieję, że zdążymy go odnaleźć.
– On wcale nie musi by
ć w pobliżu zamku. Możemy się mylić. Jak blisko da się tam
podjechać?
– Jeszcze kawa
łek. Stąd musimy iść pieszo. – Kyla odpięła pas i wysiadła z samochodu,
zanim Ethan zdążył zgasić silnik. – Dzieci rzeczywiście czasami tu przychodzą, żeby się
bawić. W ciągu dnia przewodnicy opowiadają przerażające historie o lochach.
– Takie opowie
ści mają trafić do bujnej wyobraźni dwunastolatka.
– W
łaśnie.
– A czy dzi
ś nie było przewodników? Jeśli wpadł tam po południu, z pewnością ktoś go
widział.
Kyla pokr
ęciła głową.
– Nie. Zamek jest czynny od dziesi
ątej do drugiej. Na pewno czekał, aż wszyscy wyjdą.
– Nie mia
łem jeszcze okazji obejrzeć ruin.
– S
ą cudowne. Przypomnij mi, żebym cię tutaj zabrała w bardziej sprzyjających
okolicznościach. – Puściła się biegiem, myśląc o Fraserze.
Co on sobie my
ślał? Dokąd mógł pójść? Wspięła się na starą kamienną drogę prowadzącą
do zamku.
– Fraser? Fraser! – Wiatr zag
łuszał jej krzyk. Zrozpaczona spojrzała na Ethana. – Nawet
jeśli tu jest, to i tak nas nie usłyszy.
– W takim razie musimy go poszuka
ć.
– To miejsce to labirynt, a poza tym robi si
ę ciemno.
Nagle zda
ła sobie sprawę, że w ogóle o tym nie pomyślała. Odetchnęła z ulgą, kiedy
Ethan podał jej latarkę.
– Dzi
ęki Bogu choć jedno z nas ma głowę na karku.
– Ale to ty wpad
łaś na pomysł, żeby tu przyjść – rzekł Ethan i oświetlił drogę. – Jeśli tu
jest,
powinien dostrzec światło.
– Tak sobie my
ślę, że chyba nie robi tego celowo. Nie chciałby martwić swojej mamy.
– A jednak poszed
ł na wagary.
– Ale po po
łudniu. – Kyla przygryzła wargę. – Założę się, że miał zamiar wrócić do domu
o zwykłej porze, tak żeby mama nic nie zauważyła. Pamiętasz ten dzień, kiedy po mnie
przyszedł? Nie chciał, żeby Aisla się dowiedziała. On naprawdę się o nią martwi.
– My
ślisz, że coś mu się stało?
– Tak. – Kyla kiwn
ęła głową i wzięła głęboki oddech. – Tego się właśnie obawiam.
– Wi
ęc musimy szukać.
– Tylko b
ądź ostrożny, kiedy pójdziesz wzdłuż szańców. Za nimi jest urwisko. – Miała
głęboką nadzieję, że Fraser tamtędy nie poszedł.
Otuli
ła się płaszczem i zaczęła przeszukiwać ruiny kawałek po kawałku. Nic jednak nie
znalazła. Kiedy spotkała się z Ethanem, była już bliska paniki.
– Nic. Ani
śladu. To nie był najlepszy pomysł. Tu go nie ma.
– Nie wr
ócił też do domu. Dzwoniłem do Nicka Hilliera, żeby to sprawdzić.
Wiatr wia
ł coraz mocniej, więc schronili się za wyższym fragmentem muru.
– Wspomina
łaś coś o lochach.
– Tak, ale nie mo
żna już do nich wchodzić, bo to niebezpieczne. Zamknięto je dla
zwiedzających kilka lat temu... – Kyla urwała przerażona. – Nie, nie zrobiłby tego.
Ethan potrz
ąsnął nią delikatnie.
– Gdzie jest wej
ście?
– W baszcie jest tunel, ale zablokowany. Niemo
żliwe, żeby...
– Sk
ąd wiesz o tym przejściu? – Ethan już szedł w kierunku baszty.
– Bo w jego wieku robi
łam to samo – szepnęła Kyla i podążyła za Ethanem.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Tunel by
ł ciemny. Czuć w nim było wilgoć i stęchliznę.
– Tu przynajmniej s
łyszymy własne myśli mruknął Ethan, kierując światło latarki pod
nogi.
Przy każdym kroku rozlegał się plusk. – Strasznie tu mokro.
Kyla potkn
ęła się i chwyciła Ethana za ramię. Czuła, jak napinają się jego mięśnie.
– Id
ź ostrożnie. Podłoże jest bardzo zdradliwe.
– Mo
że spróbujmy krzyknąć. – Stanęła bez ruchu. – Fraser! Fraser!
Jej g
łos odbijał się echem od ścian, ale odpowiedziała jej tylko głucha cisza, przerywana
odgłosem kapiącej wody.
– To jest jak szukanie ig
ły w stogu siana – powiedziała, kiedy powoli przesuwali się w
głąb tunelu. – Może on siedzi teraz w domu i...
– Cii... – Ethan chwyci
ł ją za ramię. – Coś słyszałem. Kyla zamarła. Teraz i ona coś
usłyszała.
– Co to by
ło?
– Nie wiem, ale to nie by
ł wiatr ani woda, więc lepiej sprawdźmy. Jak daleko jest wejście
do piwnic?
– Nie pami
ętam. Od lat tu nie byłam, ale wydaje mi się, że to daleko. Krata jest
zamknięta, ale jest też szczelina. – Kyla włączyła latarkę i kiwnęła głową. – Tutaj, widzisz?
– Chcesz mi powiedzie
ć, że kiedyś sama się tędy prześliznęłaś?
– Mia
łam wtedy dwanaście lat – mruknęła. Wtedy oboje usłyszeli jakiś hałas i
natychmiast
rozpoznali głos.
– Fraser! – krzykn
ęła Kyla, przysuwając się bliżej krat. – Fraser! Czy to ty? Jesteś tam na
dole?
– Nie mog
ę wyjść! – Jego głos był cienki i piskliwy, a Kyla poczuła, że serce podeszło jej
do gardła.
– Spokojnie, tylko bez paniki, Fraser. Wszystko b
ędzie dobrze. Wyciągniemy cię. –
Prawie się roześmiała, słuchając własnych słów. Bo niby jak to zrobić?
Zanosi si
ę na sztorm, Fraser tkwi uwięziony pod ziemią, a nikt inny nie ma pojęcia, gdzie
się znajdują.
– Musimy tylko... musimy... – Po raz pierwszy zabrak
ło jej pomysłu i spojrzała bezradnie
na Ethana. – Nie wiem,
co musimy zrobić. Jak my go stamtąd wyciągniemy?
– Sposobem. – Ethan zachowa
ł spokój. – Najpierw musimy do niego zejść, a potem
zobaczymy,
jak go wydostać. Będzie nam potrzebna pomoc. Wyjdę na powierzchnię i
zawołam Nicka. Potrzebujemy kilku ludzi na górze i liny. Zaraz wracam.
Jego opanowanie i pewno
ść dodały jej odwagi.
– Jeste
ście tam? – Słaby i drżący głos Frasera dobiegał z dużej odległości.
– Ja jestem i nigdzie si
ę stąd nie ruszę. Wybrałeś sobie niezłe miejsce na kryjówkę przed
sztormem.
– Tu jest strasznie ciemno. – Dr
żenie w jego głosie sprawiło, że serce Kyli ścisnęło się ze
współczucia. On musi być przerażony.
– Jak si
ę tam dostałeś, Fraser?
– Otworzy
łem kratę. Chciałem tylko popatrzeć, a potem wpadłem. Nie pamiętam, co było
później.
Pewnie straci
ł przytomność. Kyla na chwilę zamknęła oczy i spróbowała sobie wyobrazić
jego strach.
– Zaraz ci
ę wyciągniemy. – Spojrzała za siebie i zobaczyła światło latarki Ethana. To
dodało jej otuchy. Nagle zdała sobie sprawę z tego, co przed chwilą powiedział chłopak.
– Otworzy
łeś kratę? Fraser? Mówiłeś, że ją otworzyłeś? Jak? Jest zaryglowana.
– Ale mo
żna ją otworzyć. Zawiasy są przerdzewiałe.
– Pomoc jest w drodze. – Ethan stan
ął obok Kyli.
– Co robisz?
– Nie przeszed
ł przez szczelinę, tylko tędy. Można to otworzyć. – Szarpnęła mocno, a
cała konstrukcja drgnęła.
– Siostro MacNeil? – rozleg
ł się z dołu głos chłopca. – Dziwnie się czuję.
– To znaczy jak? – Z pomoc
ą Ethana udało jej się otworzyć przejście. – Mów coś do
mnie, Fraser.
Nast
ąpiła długa cisza, a Kyla z przerażeniem pomyślała, że Fraser stracił przytomność.
Wtedy usłyszała go znowu, ale tym razem jego głos był znacznie słabszy.
– Kr
ęci mi się w głowie i jest mi niedobrze. Po co tu w ogóle przyszedłem! Chcę do
mamy. –
Rozpacz dziecka chwyciła Kylę za serce. Ethan wręczył jej latarkę.
– Trzymaj si
ę, Fraser! – powiedział, chcąc dodać chłopcu otuchy. – Schodzę do ciebie.
– Nie mo
żesz tego zrobić. – Kyla chwyciła go za ramię, ale uwolnił się od jej uścisku.
– Musz
ę. Nie wiemy, jakie ma obrażenia.
– Nie mo
żesz tak po prostu skoczyć. To za głęboko. Połamiesz się.
– Nie b
ędę skakał. – Zdjął płaszcz. – Zejdę, przytrzymując się wyłomów w ścianie.
–
Żartujesz? – Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Zosta
ń tu, a kiedy cię poproszę, podaj mi latarkę. Fraser? – krzyknął i zaczął przeciskać
się przez otwór. – Idę do ciebie. Trzymaj się!
Nie us
łyszeli żadnej odpowiedzi, jedynie plusk wody. Nagle Kyla poczuła falę mdłości.
Powinna była powstrzymać Ethana, ale wiedziała, że życie Frasera może wisieć na włosku.
Ethan stan
ął pewniej i wyciągnął rękę.
– Daj mi latark
ę.
– Ale nie b
ędziesz mógł się przytrzymać i...
– Kyla! Latarka!
– Ju
ż. – Powstrzymała się przed ostrzeżeniem, by uważał. Już dawno przestali być
ostrożni.
Ethan chwyci
ł latarkę w zęby i zaczął się zsuwać z zadziwiającą zręcznością.
Pi
ętnaście minut, myślała Kyla, czując, jak serce wali jej w piersi. Tyle zajmie Nickowi i
całej reszcie dotarcie na miejsce. Oby tylko dla Frasera nie było to zbyt długo.
Nie mieli poj
ęcia, jak rozległe są obrażenia chłopca.
– Kyla! Jestem na dole. – G
łos Ethana odbijał się echem z wnętrza piwnicy. – Możesz mi
poświecić? Cholernie tu ciemno.
Spe
łniła jego prośbę, czując ulgę, że nic mu się nie stało. Nagle usłyszała nad sobą jakiś
hałas i uświadomiła sobie, że przybyła pomoc.
– Ju
ż tu są! Ethan, dotarłeś do Frasera? Nic mu nie jest? – Nagle zapragnęła znaleźć się
na dole.
Tu czuła się bezradna.
– Ma okropn
ą ranę na czole i kilka siniaków, ale chyba nic nie złamał. Jest przytomny,
tylko osłabiony.
Kyla s
łyszała, jak Ethan rozmawia z chłopcem, a potem za jej plecami rozległy się kroki.
Odwróciła się i zobaczyła Logana, Nicka i dwóch innych ratowników.
– Wzi
ęliśmy liny. Na górze jest jeszcze dodatkowy sprzęt. – Nick zapalił latarkę na
hełmie. – Jak to wygląda?
– Ethan jest na dole, wi
ęc powinno pójść łatwo – powiedziała Kyla.
– Zrzucimy uprz
ąż? – Logan zwrócił się do Bena.
– Mo
żemy go tak wyciągnąć.
Ben przytakn
ął skinieniem głowy.
– To chyba najszybszy sposób,
jeśli chłopak da radę. Jest przytomny?
– Tak my
ślę – rzekła Kyla, a Ben zmarszczył brwi.
– Jak, do diab
ła, Ethan się tam dostał?
– Zszed
ł po ścianie.
– Bez liny?
Kyla wyczu
ła naganę w głosie Bena i spojrzała na niego ze zniecierpliwieniem.
– Fraser przesta
ł odpowiadać. Martwiliśmy się o niego. Na naszym miejscu czekałbyś na
linę?
– Raczej nie. – Ben u
śmiechnął się przepraszająco.
– S
łuszna decyzja. Odważny facet. Wiszę mu kolejne piwo. Dobra, miejmy to już za
sobą. Pogoda się pogarsza i jeśli okaże się, że trzeba będzie przetransportować go do szpitala,
to lepiej się pospieszmy.
Logan porozumia
ł się z Ethanem, oceniając sytuację i ustalając, w jaki sposób najłatwiej
wyciągnąć Frasera.
– No to do roboty.
Wszystko dzia
ło się błyskawicznie. Rzucili linę Ethanowi, a kilka chwil później Kyla
zobaczyła w szybie czubek głowy chłopca. Odetchnęła z ulgą i poczuła, że trzęsą jej się ręce.
Tak bardzo się o niego bała.
Twarz pokrywa
ł mu kurz i zaschnięta krew. Pomimo uśmiechu, którym próbował pokryć
zmieszanie,
Kyla odgadła, że Fraser powstrzymuje łzy.
Logan posadzi
ł go na wilgotnej podłodze tunelu.
– Dzielny ch
łopak. – Kyla objęła Frasera. – Gdybyś walczył w szeregach Celtów,
wikingowie nie mieliby żadnych szans. – Przytuliła go mocniej.
– Mama mnie zabije – szepn
ął, szczękając zębami.
– To jest prawdopodobne – przytakn
ął Ben, okrywając chłopca kocem. – Ale później
ucieszy się, że nic ci nie jest. Ten opatrunek przesiąka. Kyla? Logan?
– Ju
ż sprawdzam. – Kyla delikatnie odchyliła gazę na czole Frasera i przyjrzała się ranie.
Była głęboka i miała poszarpane brzegi. – Zrobię ci na razie większy opatrunek. – Jasne było,
że trzeba będzie założyć szwy. Kyla zerknęła na Logana, który skinął na znak, że rozumie.
– Chcia
łbym, żebyś odpowiedział mi na parę pytań, Fraser – powiedział Logan z pozoru
obojętnym tonem, świecąc prosto w oczy chłopca, by sprawdzić reakcję źrenic. – Jaki jest
dziś dzień?
Fraser odpowiedzia
ł, a Logan schował latarkę do kieszeni.
– Jak ma na imi
ę twoja mama?
– Aisla. I na pewno mnie zabije.
– B
ędę cię bronił – odrzekł Logan z uśmiechem. – Jak głowa?
– Lepiej.
– Nadal masz md
łości? Fraser zaprzeczył.
– Wydaje mu si
ę – wtrącił Ethan, który właśnie do nich dotarł – że stracił przytomność,
kiedy upadł, ale nie jestem tego pewien.
– Wy
ślesz go na tomografię? – zapytała Kyla.
– Nie s
ądzę, że teraz jest to konieczne – odparł spokojnie Ethan. – Uderzył się, ale nie ma
żadnych klinicznych objawów wskazujących na uszkodzenie czaszki. Proponowałbym go
obserwować.
Logan si
ę z nim zgodził.
– Zabierzmy go do przychodni – powiedzia
ł cicho. – Tam go dokładnie obejrzymy.
Założę mu szwy, zbadam, a potem zobaczymy. Może zostać u mnie na noc, żebym mógł go
mieć pod kontrolą.
– Jest u ciebie Evanna? – zapyta
ła Kyla, wciąż obejmując Frasera.
– Tak, przysz
ła zająć się Kirsty, kiedy dostałem wasz telefon. Ona też może go
przypilnować. – Położył dłoń na ramieniu Frasera i uścisnął go. – Wszyscy będziemy na
ciebie uważać.
– Nigdy nie m
ówiłeś, że potrafisz się wspinać – Kyla zwróciła się do Ethana.
– Nie pyta
łaś.
– A czy ty nigdy nie mówisz nic o sobie,
dopóki ktoś tego z ciebie nie wyciągnie?
Ethan wytar
ł rękawem błoto z policzka.
– Wiesz,
że nie jestem zbyt rozmowny. – Dotknął głowy Frasera. – Dobrze się spisałeś.
Jak się czujesz?
– W porz
ądku. – Fraser spojrzał na niego i połączyła ich nagle nić zrozumienia. –
Dziękuję.
– Nie ma za co. – Na powa
żnej twarzy Ethana pojawił się słaby uśmiech.
Logan przyjrza
ł się Kyli i Ethanowi.
– Wygl
ądacie paskudnie. Ja mam dzisiaj dyżur, więc idźcie wziąć prysznic. Zajmę się tu
wszystkim,
ale nie wyłączajcie telefonów, na wypadek gdybym was potrzebował.
Sztorm zacz
ął się o świcie.
S
łysząc uporczywe łomotanie, Ethan ocknął się z niespokojnego snu. W pewnym
momencie zdał sobie sprawę, że dźwięk dochodzi od drzwi.
Jaki
ś problem z Fraserem?
Zanim si
ę położył, zadzwonił do Logana, ale ten zapewnił go, że chłopak śpi i wydaje się,
że wszystko z nim w porządku.
Tym razem stukanie w drzwi by
ło silniejsze niż poprzednio, więc zmusił się, by wstać z
łóżka.
Naci
ągnął dżinsy, zastanawiając się, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Otworzył drzwi i
zamarł.
Sta
ła przed nim Kyla. Jej twarz zdradzała oznaki silnego podniecenia.
– Chod
ź ze mną. Chcę, żebyś coś zobaczył. Ethan otrząsnął się z resztek snu.
– Co
ś z Fraserem? Kiedy dzwoniłem, wszystko było dobrze.
– O ile mi wiadomo, z nim nic si
ę nie zmieniło. Nie chodzi o niego i nie ma to związku z
pracą. – Wyciągnęła do niego rękę. – Chodź.
– Teraz?
– Teraz jest najlepszy moment. – U
śmiechnęła się.
– Ale jest
środek nocy, a na zewnątrz szalej e sztorm.
– Jeszcze si
ę nie zaczął. Jest bardzo jasno. – W jej oczach pojawił się dziwny błysk. –
Boisz się?
Wszystko w niej by
ło pełne życia, a Ethan zdał sobie sprawę, że powinien odpowiedzieć
twierdząco. Tak, boi się.
Ale nie burzy. Boi si
ę jej. Swoich uczuć do niej. Tego, dokąd to wszystko ich zaprowadzi.
Nadal nie wyzna
ł jej prawdy o sobie.
– Niczego nie zobaczymy w tak
ą pogodę. Widoczność jest praktycznie żadna.
Rzuci
ła mu płaszcz i otworzyła drzwi frontowe. Wiatr próbował je znowu zamknąć, ale
Kyla przytrzymała je i zapięła kurtkę.
– Dok
ąd idziemy? – Byli teraz na dworze, więc musiał przekrzyczeć wyjący wiatr, żeby
go usłyszała.
– Z powrotem do zamku. Ale tym razem pieszo.
– S
łucham? – Patrzył na nią z niedowierzaniem, zastanawiając się, co ją napadło. – Kyla,
właśnie stamtąd wróciliśmy.
– To co innego. M
ówiłeś, że nigdy nie widziałeś ruin.
– Ale jest burza i na dodatek wcale nie jest jasno.
– To najlepsza pora. Zaufaj mi.
Min
ęła samochód i skierowała się w stronę porośniętego trawą wzgórza prowadzącego do
ruin.
Postrzępione kontury zamku były ledwo widoczne w strugach deszczu. Ethan skrzywił
się, wycierając twarz mokrą od deszczu i morskiej bryzy. Patrzył zdumiony na Kylę.
Szale
ństwem jest wychodzić w taką pogodę, ale ona zdawała się nie widzieć w tym nic
dziwnego.
Był gotów stwierdzić, że obcowanie z żywiołem sprawia jej przyjemność. Nigdy
nie widział Kyli tak szczęśliwej.
Jej zachowanie intrygowa
ło go tym bardziej, że nie znał kobiety, która tak dobrze czułaby
się w takich warunkach. Jest na wpół dzika, uznał, patrząc, jak przechodzi przez zamkniętą
bramę i zaczyna wspinać się na wzgórze.
Walczy
ła z wiatrem, który próbował ją zawrócić z drogi, ale ona szła pewnie i z
wdziękiem. Ethanowi nie pozostało nic innego, jak tylko pobiec za nią. Czuł euforię
pomieszaną ze złością. Kyla przeszła przez zewnętrzny mur, z którego pozostało zaledwie
kilka kamieni,
i ruszyła w kierunku starego niszczejącego fortu.
– Musimy tam wej
ść – zawołała, a Ethan podszedł do niej i nagle zrozumiał, dlaczego go
tu przywiodła.
W
ściekle czerwone smugi przecinały niebo. Szary, przerażający zarys ruin zamku
majaczył we mgle i strugach deszczu. Za nimi rozciągało się kipiące wściekle morze.
– Przemawia do wyobra
źni, prawda? – Odgarnęła targane wiatrem włosy, wpatrzona w
zachodnią część wyspy. – Wikingowie musieli być przerażeni, kiedy tu dotarli i zobaczyli
zamek.
Pewnie zastanawiali się, czy nie zawrócić. Zawsze, kiedy tu jestem w czasie sztormu,
mam wrażenie, że w tym miejscu historia staje się wręcz namacalna.
– Jeste
ś taka sama jak Fraser. – Ethan nie mógł oderwać wzroku od jej profilu.
Odwr
óciła się do niego z uśmiechem.
– Warto by
ło tu przyjść?
Przeni
ósł spojrzenie z jej twarzy, by popatrzeć na ruiny i wyłaniające się zza nich morze.
Nigdy nie widział tak dzikiego, nastrojowego miejsca.
– Warto.
– To miejsce jest najpi
ękniejsze właśnie w taką pogodę.
Ethan roze
śmiał się i potrząsnął głową.
– Jeste
ś szalona, wiesz?
– Czy
żby? – Silny podmuch wiatru sprawił, że na moment straciła równowagę i
odruchowo chwyciła się Ethana. – Niedaleko wieży jest osłonięte miejsce, możemy tam
usiąść i poczekać na wschód słońca.
– Nie wydaje mi si
ę, że słońce w ogóle się pojawi – mruknął, wpatrując się w niebo, lecz
mimo to poszedł za nią, omijając większe kamienie.
Po chwili znale
źli się przy wysokim murze.
– Kiedy byli
śmy dziećmi, Logan i ja przychodziliśmy tu bawić się w wojowników. On
był najeźdźcą, a ja broniłam zamku.
Wyobrazi
ł sobie ją w tej roli, z włosami opadającymi na plecy, z dumnie uniesioną głową
i błyszczącymi oczami.
– Wylewa
łaś na niego wrzący olej?
– Nie, wiadra lodowatej wody. Zawsze idealnie trafia
łam. Logan był wściekły. – Podeszła
do Ethana i chwyci
ła poły jego kurtki. – Byłeś wczoraj bardzo dzielny, ratując Frasera.
Działałeś jak jeden z nas.
Jej twarz by
ła tak blisko, że niemal dotykali się policzkami. Ethan zacisnął zęby i patrzył
przed siebie.
Wiedział, że gdyby teraz odwrócił głowę, nie zapanowałby nad sobą.
– Nie jestem jednym z was – ostrzeg
ł bardziej siebie niż ją. Ma jej jeszcze tak wiele do
powiedzenia.
Jednak kiedy świadomość wzajemnej bliskości ogarnęła ich oboje, zapomniał o
wszystkim.
– Ale móg
łbyś.
Otacza
ła go. Jej zapach, jej głos, bliskość. Rezerwa zamieniła się w nim w pożądanie.
Oboje mieli świadomość tego, co musi nastąpić. I nagle wszystkie powody, które go przed
tym powstrzymywały, zostały zdominowane przez to, czego naprawdę pragnął.
Obj
ął jej szyję. Oddając się namiętnemu pocałunkowi, niecierpliwie rozpinała zamek
kurtki,
a Ethan zaczął zdejmować z niej resztę ubrania. Nie było czasu na zbędne gesty. Byli
zapatrzeni w siebie,
a ich spragnione pieszczot ciała domagały się bliskości. Kyla powtarzała
jego imię, tuląc się do niego. Czuł, jak drżała. Oddychała gwałtownie w odpowiedzi na jego
zachłanne pocałunki. Potem poczuł, jak wbija paznokcie w jego nagi tors. Dopiero wtedy
zorientował się, że Kyla zaczęła go rozbierać. Miał rozpiętą koszulę, a jej dłonie błądził po
jego ciele.
Kiedy sięgnęła do spodni, Ethan wstrzymał oddech i chwycił ją za nadgarstki.
– Poczekaj. – Odsun
ął się trochę, próbując nad sobą zapanować. – Poczekaj.
– Nie mog
ę. I ty też. – Wspięła się na palce, szukając znów jego ust.
Ethan nie potrafi
ł jasno myśleć. Patrzył na Kylę nieprzytomnym wzrokiem. Zdjął z niej
szorty i bieliznę, po czym sięgnął dłonią w dół brzucha. Poczuł, jak jej palce znów manipulują
przy jego spodniach,
lecz tym razem jej nie powstrzymał. Pragnął jak najszybciej poznać
wszystkie zakamarki jej ciała.
P
óźniej, kiedy Ethan myślał o tym, co się wydarzyło, wiedział, że było to nieuniknione.
Już od pierwszego momentu, kiedy zobaczył ją na promie. Być może nie powinno do tego
dojść tutaj, podczas burzy. To gorączkowe, zachłanne i desperackie zespolenie bliskie było w
swej intensywności prymitywnym instynktom.
Kiedy podni
ósł ją i oparł plecami o stary kamienny mur, zastanawiał się, ile takich aktów
zmysłowej desperacji w ciągu wieków widział już ten zamek.
Chwil
ę później nie był już w stanie myśleć, mógł tylko czuć. Płomień, który ich ogarnął,
trawił ich ciała. Ruchy i gwałtowne oddechy stawały się jednym. I wtedy nadeszło spełnienie.
Cudowne i przejmujące. Porwało ich oboje.
I nagle wiatr usta
ł, jakby zadowolony z tego, czego. dokonał. Oddychając ciężko, Ethan
ostrożnie postawił Kylę na ziemi i próbował jasno pomyśleć. Był nadal zbyt oszołomiony, by
coś powiedzieć.
Kyla dr
żała w jego ramionach, a splątane włosy opadały na jej nagie ciało. Znowu jej
zapragnął. Wiedział, że nigdy się nią nie nasyci. Ujął jej twarz w dłonie, czując nagłą
potrzebę podzielenia się z nią tymi emocjami.
– Kyla... – zacz
ął i zamilkł.
– Nic nie mów –
szepnęła drżącym głosem, a on pochwycił jej spłoszone spojrzenie.
Wiedzia
ł, że go zrozumiała. Nie było słów, które mogłyby wyrazić to, co przed chwilą
stało się ich udziałem.
Pog
ładził palcem jej pełne wargi. Przygryzła go delikatnie, a jej oczy wyrażały jego
własne myśli.
Zn
ów jej pragnął.
– S
łońce wschodzi – powiedział cicho, mimo że byli sami i nikt nie mógł ich usłyszeć. –
Burza się skończyła.
– Chod
ź, popatrzmy. – Ubrała się szybko, podeszła do niego i zaczęła zapinać guziki jego
koszuli. –
Uwielbiam twoje ciało, mówiłam ci to już?
Nie, ale on te
ż nie powiedział, co sądzi o jej wyglądzie, choć przecież sposób, w jaki się
kochali,
nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Jej pytanie przypomniało obojgu
nieprzyjemnie,
że takie rozmowy nie są częścią ich codzienności, a to, co ich łączy,
zbudowane jest na chwiejnym niebezpiecznym gruncie.
Wzi
ęła go za rękę i poprowadziła wzdłuż niskiego, kamiennego muru.
– St
ąd jest najpiękniejszy widok na wyspie. A taka pogoda jest najlepsza. Patrz.
Ethan siedzia
ł jak zauroczony. Słońce wynurzało się z nadal wzburzonego morza.
– My
ślisz, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu? – Kyla chwyciła go za rękę.
– Co przez to rozumiesz?
Najprawdopodobniej wyczula znu
żenie w jego glosie, bo się uśmiechnęła.
–
Że niektóre rzeczy muszą się zdarzyć. Pojawiłeś się znikąd. Szczęśliwym trafem.
Mogłeś przecież uciec gdziekolwiek, a zalazłeś się właśnie tutaj.
Ethan poczu
ł, że ogarnia go chłód. To nie jest przypadek. I wcale nie pojawił się nie
wiadomo skąd. Jej słowa boleśnie trafiały do jego świadomości, a magiczny nastrój chwili
ulotnił się bezpowrotnie.
– Kyla...
– Nie teraz. – Po
łożyła mu palec na ustach, nie pozwalając dokończyć zdania. – Teraz
chcę, żebyś mnie jeszcze raz pocałował. A potem pójdziemy do domu i powtórzymy to
wszystko w zwolnionym tempie.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Niestety, ich plany pokrzy
żowała dziewczynka z atakiem astmy.
Logan nadal zajmowa
ł się Fraserem, który teraz wymiotował i uskarżał się na nieustające
bóle głowy. Ethan nie miał więc innego wyjścia, jak tylko odprowadzić Kylę do domu i
wrócić do pracy.
Z powrotem sta
ł się nieobecny i zamknięty w sobie, a Kyla odczuła nagłą tęsknotę za tą
cząstką jego osobowości, którą odkryła w ruinach zamku.
– Zobacz
ę, co z dzieckiem Robertsów, a potem się przebiorę i pójdę prosto do
przychodni.
Logan uważa, że będzie trzeba przewieźć Frasera do szpitala na tomografię.
Mo
żna by sądzić, że są tylko znajomymi z pracy, kiedy tak omawiali dalszy porządek
dnia. Wizyta tu, zabieg tam.
Co si
ę nagle stało? – zastanawiała się Kyla, wpatrując się tęsknie w twarz Ethana. Gdzie
się podziała ta niezwykła bliskość, która jeszcze przed chwilą ich łączyła?
– Albo nie. Mog
łabyś przywieźć mi garnitur do przychodni? – powiedział, wręczając jej.
klucze. –
Tak będzie szybciej, niż gdybym miał tu wracać.
– Oczywi
ście. – Wzięła klucze i czekała, aż Ethan powie coś, co wyrazi siłę tego, czego
doświadczyli w czasie sztormu. Ale on nawet na nią nie spojrzał.
Jego przystojna twarz by
ła ponura i poważna.
– No dobrze. – Zmusi
ła się, by jej głos zabrzmiał normalnie i nie zdradzał rozczarowania.
–
Przywiozę ci garnitur. Gdzie go znajdę?
– W szafie, w sypialni. We
ź którykolwiek. I Kyla...
– W ko
ńcu na nią spojrzał, ale jego oczy były smutne.
– Dzi
ś wieczorem musimy porozmawiać.
Porozmawia
ć? Patrzyła, jak idzie w stronę samochodu, i czuła ucisk w gardle. Miała złe
przeczucia.
W jaki
ś niewytłumaczalny sposób zakochała się w tym dziwnym mężczyźnie. I jeszcze
pięć minut temu mogłaby przysiąc, że on czuje to samo.
Czy
żby to wszystko, co przeżyli w zamku, było tylko wytworem jej wyobraźni?
Pomy
ślała, że chyba popada w jakąś paranoję.
Nie ma si
ę czym martwić.
Kiedy zdejmowa
ła ubranie, była świadoma słodkiego bólu, jaki przenikał intymne części
jej ciała. Na twarzy Kyli pojawił się mimowolny uśmiech. Na pewno żywi do niej jakieś
uczucie. Jak inaczej móg
łby kochać się z nią w taki sposób? Musi być po prostu cierpliwa.
On nie jest m
ężczyzną, który łatwo się otwiera.
Wysuszy
ła włosy, przebrała się w roboczy strój i wzięła klucze, które zostawił jej Ethan.
Wbieg
ła po schodach, wzięła garnitur i szybko opuściła dom. Kiedy kładła go na tylnym
siedzeniu samochodu,
zauważyła, że z kieszeni wypadł list. Już miała włożyć go z powrotem,
gdy nagle jedno zdanie przykuło jej uwagę. Znieruchomiała w osłupieniu i zaczęła czytać.
– Czyli zamierzasz wys
łać Frasera na tomografię? – zapytał Ethan, gdy Logan sięgał po
słuchawkę.
– Tak, jestem pewny,
że ma po prostu objawy wstrząśnienia mózgu, ale muszę to
sprawdzić. Wolę być ostrożny... – Urwał, gdy drzwi recepcji otworzyły się gwałtownie i
stanęła w nich Kyla. – Moja siostra wstała dziś najwyraźniej lewą nogą.
Ethan poczu
ł nagły niepokój, gdy Kyla zatrzasnęła drzwi kopniakiem. Spojrzała na niego,
a wtedy zrozumiał, że Kyla już wszystko wie.
Kiedy sztywnym krokiem podesz
ła do niego i wcisnęła mu w ręce garnitur, w jej oczach
zobaczył pogardę.
– Garnitur, doktorze Walker. Prosz
ę go szybko włożyć, bo w końcu to część pańskiego
przebrania.
– Co si
ę z tobą do diabła dzieje? – spytał zaskoczony Logan.
Kyla odwr
óciła się do niego. Jej oczy ciskały iskry.
– Lepiej spytaj o to doktora Walkera – powiedzia
ła zjadliwym tonem, a Ethan gwałtownie
nabrał powietrza.
– Kyla, mo
że pójdziemy gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać? –
zapytał.
–
Żebyśmy nadal mogli ukrywać nasz sekret? A może raczej pański sekret. – Rzuciła mu
oskarżycielskie spojrzenie. – Poza tym o jakiej rozmowie mówisz? Czy ty w ogóle
kiedykolwiek rozmawiałeś? Wolisz raczej słuchać, prawda? Zwłaszcza jeśli chcesz się czegoś
dowiedzieć o innych ludziach.
Żałując, że tak długo zwlekał z ujawnieniem prawdy, zastanawiał się, jakim cudem zdoła
się przed nią wytłumaczyć. Zwłaszcza że sam wszystkiego nie rozumie.
– Zaraz otwieramy przychodni
ę – wtrącił Logan spokojnie – więc przełóżcie tę kłótnię na
później. I tak wystarczy już plotek.
– Ethan jest... – zacz
ęła Kyla.
–
Nie chcę tego słuchać – uciął Logan stanowczo. – Idź się przygotować, porozmawiamy
później.
Kyla zawaha
ła się, walcząc z emocjami. Mrugnęła kilka razy, głośno przełknęła ślinę i z
pochyloną głową odeszła w stronę swojego gabinetu.
Pr
óbowała skupić się na pracy, ale na próżno. Nie wiedziała, czy ma płakać, czy walić na
oślep pięściami. Wszystkie czynności wykonywała automatycznie.
Ca
ły czas myślała tylko o Ethanie.
I o li
ście.
Wreszcie podda
ła się i poszła do gabinetu Evanny.
– Przepraszam,
że przeszkadzam, ale chciałam cię prosić, żebyś zajęła się resztą moich
pacjentów. Jest ich jeszcze trzech,
a ja w ogóle nie mogę się skupić. Muszę zaczerpnąć
świeżego powietrza, bo w przeciwnym razie obawiam się, że założę opatrunek komuś, kto
przyszedł na EKG.
Evanna od
łożyła opaskę uciskową.
– Co si
ę dzieje? Źle się czujesz? Może to przez tę noc spędzoną w tunelu?
– Nie jestem chora – zapewni
ła ją przygnębiona Kyla. – Po prostu jest mi trochę...
Muszę...
– Nie ma sprawy. – Evanna machn
ęła ręką. – Idź. Nie musisz mi niczego tłumaczyć.
Kyla u
śmiechnęła się z wdzięcznością i szybko opuściła pokój, wpadając prosto na
Ethana.
Spojrzeli na siebie. Kyla odetchn
ęła głęboko i ruszyła w stronę parkingu.
– Kyla, poczekaj! – zawo
łał Ethan, lecz ona zignorowała prośbę i przyspieszyła kroku.
Mia
ł wiele okazji, żeby z nią porozmawiać. Nigdy z nich nie skorzystał. Teraz ona nie
jest gotowa.
Czuła się zdradzona. Wsiadła do samochodu i odjechała w poszukiwaniu
miejsca,
gdzie spokojnie się nad wszystkim zastanowi.
Instynktownie uda
ła się w kierunku ruin i natychmiast tego pożałowała, ponieważ to
miejsce było teraz pełne wspomnień o Ethanie.
Po sztormie nie by
ło już ani śladu. Słońce świeciło na bezchmurnym błękitnym niebie,
ale Kyla nadal drżała. Usiadła na skale i bezwiednie wpatrywała się w morze.
Nagle us
łyszała za plecami szybkie kroki i zerwała się z miejsca, spodziewając się, kogo
ujrzy. W skryto
ści ducha miała nadzieję, że Ethan pojedzie za nią i że wreszcie wszystko się
wyjaśni.
– Dlaczego mnie
śledzisz? – rzuciła oskarżycielskim tonem.
– Musimy porozmawia
ć, ale niekoniecznie przy świadkach. Nie chcę, żeby wszyscy się
już o tym dowiedzieli – rzekł stanowczym tonem. – Najpierw muszę porozmawiać z tobą.
– Po co? – Odwr
óciła się do niego z rękami zaciśniętymi w pięści. – Chcesz się
wytłumaczyć?
– Nie zamierzam si
ę usprawiedliwiać.
– Oszuka
łeś nas – rzekła Kyla, zastanawiając się, skąd bierze się w nim ten spokój. Głos
jej się załamał i była wściekła na siebie, że zdradziła się, jak bardzo Ethan zranił jej uczucia. –
Oszukałeś nas wszystkich. Myśleliśmy, że jesteś...
– Jestem Ethan Walker – doko
ńczył za nią. Spojrzała mu prosto w twarz, przeszywając go
wzrokiem.
– Ale jeste
ś też bratem Catherine – wyszeptała.
– Kyla... – Post
ąpił krok w jej stronę.
– To nie przypadek,
że się tu znalazłeś. Chciałeś odnaleźć jej dziecko, prawda?
Przyjechałeś tu po swoją siostrzenicę. Po Kirsty.
– To prawda, chcia
łem ją poznać.
– Nie, Ethanie. – Kyla zaprzeczy
ła ruchem głowy i ujęła się pod boki. – Gdyby tak było,
schodząc z promu powiedziałbyś po prostu: „Cześć, jestem wujem Kirsty.” Ale nie zrobiłeś
tego.
Trzymałeś się na uboczu i wszystko obserwowałeś. Żyłeś naszym życiem i cały czas
tylko patrzyłeś.
– Wiele rzeczy musia
łem najpierw zrozumieć. Chciałem was lepiej poznać.
– I dlatego si
ę ze mną przespałeś? Potrzebowałeś kilku intymnych szczegółów do swoich
obserwacji? –
Musiała to z siebie wyrzucić, zmuszając się, by patrzeć mu prosto w twarz. –
To zapewne jedyny sposób,
żeby kogoś lepiej poznać, tak?
– Przesta
ń, Kyla.
– Niby dlaczego? Takie s
ą fakty. Jestem przynajmniej szczera, a ciebie nie było na to stać
aż do tej pory.
– To, co jest mi
ędzy nami, nie ma nic wspólnego z tym, że jestem bratem Catherine.
– A w
łaśnie, że ma. Bo gdyby nie ona, w ogóle by cię tu nie było! Nigdy byśmy się nie
spotkali. Celowo zatai
łeś przede mną, kim jesteś. Przed nami wszystkimi.
– Pr
óbowałem ci powiedzieć.
– Widocznie marnie si
ę starałeś. Co ty sobie wyobrażałeś? – Kyla kipiała ze złości. –
Sprawdzałeś, czy Logan jest wystarczająco dobrym ojcem? Powiem ci szczerze, że jest sto
razy więcej wart niż ty. Logan jest szczery i prostolinijny i jeśli zamierzasz skrzywdzić jego
lub Kirsty,
osobiście dopilnuję, żebyś wyn ió sł się z tej wyspy. – Urwała z braku tchu.
Oddychała szybko, próbując odzyskać panowanie nad sobą.
Szcz
ęki Ethana zaciskały się miarowo, zdradzając jego narastające wzburzenie.
– Chcesz,
żebym ci wszystko wyjaśnił, więc to zrobię. Bronisz Logana, bo go kochasz.
– Oczywi
ście, że go kocham. Jest moim bratem. – Jej ton zdradzał lekceważenie i
zniecierpliwienie.
– Dla ciebie to wszystko jest proste, ale
życie nie zawsze tak wygląda. Czasem bywa
skomplikowane.
– A co skomplikowanego jest w m
ówieniu prawdy? Powinieneś był nam powiedzieć. Ja
bym tak zrobiła.
Ethan zakl
ął cicho i zbliżył się do niej.
– Mo
że i tak, ale ja nie jestem taki jak ty, a moja rodzina w niczym nie przypomina
twojej.
Kyla pr
óbowała się cofnąć, ale Ethan ujął ją za ramiona i zmusił, by na niego spojrzała.
– Chcesz o tym porozmawia
ć? A więc dobrze. – Jego głos był nabrzmiały od emocji,
jakich Kyla nigdy wcześniej u niego nie dostrzegła. – W twojej rodzinie jest tak, że wszyscy
żyją życiem pozostałych krewnych. Każdy z was to odrębna część, ale razem tworzycie jedną
całość.
– I... ? Wszystkie rodziny takie s
ą. – Kyla zdawała się nie zauważać, że palce Ethana
wbijają się jej w ramiona.
– Moja nie. – Zwolni
ł uścisk. – Moja rodzina taka nie była – powiedział schrypniętym
głosem.
– Wiem, m
ówiłeś, że twoi rodzice się rozwiedli, a potem każde z nich powtórnie wzięło
ślub, ale...
– Niczego nie wiesz. – Patrzy
ł daleko w morze. – Między mną a Catherine nigdy nie było
takiej więzi, jaka łączy cię z Loganem. Ty kochasz Logana, a wiesz, co ja czułem do
Catherine? Nienaw
idziłem jej przez większą część życia. – Odwrócił się, by na nią spojrzeć.
Na jego twarzy malował się drwiący uśmiech. – Zszokowana?
Kyla nie wiedzia
ła co powiedzieć. Stała w milczeniu. Ethan roześmiał się gorzko.
– Jasne,
że zszokowana, bo przecież tu na wyspie takie rzeczy się nie zdarzają, prawda?
Dla was rodzina to rzecz święta. Ale prawda jest taka, że nienawidziłem Catherine. A ona
mnie.
Było tak od naszego pierwszego spotkania, kiedy miałem jedenaście, a ona osiem lat.
Ona nie znosiła mnie za to, że mój ojciec poślubił jej matkę i już nie mogła mieć jej tylko dla
siebie.
Musiała zabiegać ojej uwagę. Ja z kolei uważałem ją za najbardziej samolubną osobę,
jaką w życiu spotkałem. Do szału doprowadzało mnie jej przekonanie, że świat się kręci
wokół niej. Brała narkotyki, kradła, robiła wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. Jak ja jej
nienawidziłem.
– By
łeś tylko dzieckiem. – Pamiętając, że została oszukana, Kyla próbowała podsycić
swój gniew,
ale czuła, że złość uchodzi z niej z każdym jego słowem.
– Nie usprawiedliwiaj mnie. Przez kolejne dziesi
ęć lat Catherine i ja nawzajem
uprzykrzaliśmy sobie życie. Kłóciliśmy się, obwinialiśmy wzajemnie o beznadziejną
atmosferę w domu. Ona była niepokornym typem. Uciekała ze szkoły. Mój ojciec trzy razy
odbierał ją z posterunku. Wspominała o tym? Nie mogliśmy się doczekać, żeby nasze drogi
się rozeszły.
– Kiedy j
ą ostatni raz widziałeś?
– Dziesi
ęć lat temu.
– Dziesi
ęć lat... – Kyla próbowała sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji. – Dlaczego tu
przyjechałeś? Dlaczego nagle teraz, skoro nic was nie łączyło?
Ethan nie odpowiada
ł przez dłuższą chwilę.
– W zesz
łym roku napisała do mnie list. Teraz wiem, że prawdopodobnie musiało to być
na kilka dni przed urodzeniem Kirsty. To jedyny list,
jaki kiedykolwiek od niej dostałem, i
pewnie jedyna próba komunikacji nie przesiąknięta jadem. Napisała, że odnalazła raj na ziemi
i nagle inaczej spojrzała na życie. Doceniła wartość rodziny i chce nawiązać ze mną kontakt.
Przekazała mi też, że zostanę wujem.
– Odpisa
łeś?
– Zanim dosta
łem list, Catherine już nie żyła.
– Ale...
– Pracowa
łem wtedy w Sudanie. Zmagałem się z kurzem, upałem i chorobami, których
nawet nie potrafisz sobie wyobrazić.
Kyla nagle zda
ła sobie sprawę, jak wielu rzeczy o nim nie wie.
– Przys
łała list na mój adres w Londynie. Z jakichś powodów nikt mi go nie przekazał.
Przeczytałem go dopiero po powrocie do domu, jakieś dwa miesiące temu.
– Dlaczego nie powiedzia
łeś, kim jesteś, tylko udawałeś inną osobę?
Zmarszczy
ł czoło w odpowiedzi na jej pytanie.
– Niczego nie udawa
łem.
– Ale ona nazywa
ła się King. Dlaczego więc ty przedstawiasz się jako Walker?
– Jej matka nie przyj
ęła nazwiska mojego ojca.
– Catherine nigdy o tobie nie wspomnia
ła – zauważyła Kyla. – Zawsze powtarzała, że jej
rodzinie dobrze by zrobiło życie na Glenmore. Myślę, że miała świadomość, że dziecko wiele
w jej życiu zmieni.
– Ten list by
ł dla mnie torturą. Pozostawiał tak wiele pytań bez odpowiedzi. Catherine,
która napisała ten list, nie była osobą, którą zapamiętałem z dzieciństwa. Twierdziła, że to
miejsce ją zmieniło. – Odetchnął głęboko i rozejrzał się wokół. – Morze, natura. Ale przede
wszystkim ludzie.
– Przyjecha
ła tu z plecakiem i została. Glenmore tak właśnie na niektórych działa.
Ale nie na Ethana. On jest jak zawsze zdystansowany i zamkni
ęty w sobie.
– Co
ś w jej liście bardzo mnie poruszyło. Mówiła o wszystkich tak, jakby dobrze ich
znała. Pierwszy raz odniosłem wrażenie, że poza nią samą jeszcze ktoś się dla niej liczy.
Zobaczyłem ją w zupełnie innym świetle.
– Bardzo szybko si
ę tu zadomowiła. – Kyla obserwowała jego reakcję, ale jak zwykle
twarz Ethana nie zdradza
ła żadnych uczuć. – Więc dlaczego tu przyjechałeś? Ze względu na
Kirsty?
– Nie. Mia
łem wrażenie, że coś straciłem. To dość dziwne uczucie, bo do czasu tego listu
nigdy
nie myślałem w ten sposób o Catlierine. Nigdy nas nic nie łączyło. Ale najwyraźniej
ona sama odkryła w sobie drugą naturę i doceniła inne wartości. Ja chyba też. – Uśmiechnął
się. – Praca w Afryce zmienia spojrzenie na życie. Jej list mnie zaintrygował. Chciałem
zobaczyć miejsce, które tak bardzo ją zmieniło. Pragnąłem zobaczyć je oczami Catherine.
Chciałem też poznać człowieka, za którego wyszła, i zobaczyć moją siostrzenicę.
– I dlatego nie mog
łeś być z nami szczery? – Mimo tego, co przed chwilą usłyszała, Kyla
nadal była na niego zła za ukrywanie prawdy. – Nie mogłeś powiedzieć chociaż mnie?
– Zazwyczaj sam sobie ze wszystkim radz
ę. Taki właśnie jestem.
– Oszuka
łeś nas.
– Nie zrobi
łem tego celowo. Zamierzałem wszystko wyjaśnić. Przykro mi, że
dowiedziałaś się w ten sposób.
– Ten list wypad
ł z kieszeni. Nie chciałam go czytać, ale zobaczyłam imię Kirsty. –
Wzięła głęboki oddech. – I co teraz? Wrócisz do Afryki? – Pytanie zawisło w powietrzu, a
Ethan przez dłuższą chwilę milczał.
– Nie. Bardzo bym chcia
ł stać się częścią życia Kirsty, więc powrót do Afryki nie
wchodzi w grę. A co do... – Wzdrygnął się, walcząc z bolesną potrzebą wypowiedzenia się na
temat tego,
co ich łączyło.
– Musisz im powiedzie
ć.
– Jasne – szepn
ął. – Od początku miałem taki zamiar. Czekałem tylko na odpowiedni
moment.
Najlepiej zrobię to od razu. Idziesz ze mną?
Kyla potrz
ąsnęła głową. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.
– Id
ź sam.
– Do zobaczenia p
óźniej.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
– Wyobra
żasz to sobie? Mieć szansę na naprawę stosunków z siostrą i dowiedzieć się, że
już za późno? To straszne, żyć z tą świadomością. Ciekawe, dlaczego Catherine nigdy nie
wspomniała, że ma brata. – Evanna ostrożnie obróciła kurczaka na ruszcie. – Biedny Ethan.
– Biedny? – Kyla z niedowierzaniem spojrza
ła na Evannę. – Nie jesteś na niego zła? Nie
uważasz, że powinien był nam powiedzieć?
– To mi
ło, że Kirsty ma jeszcze jedną osobę, która ją kocha. Nie wszyscy kierują się w
życiu tymi samymi zasadami – rzekła Evanna łagodnie, tuląc Kirsty w ramionach. – Każdy z
nas jest inny,
poszukuje czegoś innego, a przede wszystkim nikt nie jest doskonały.
– Och, przesta
ń być taka wyrozumiała. – Kyla popatrzyła ze złością na Evannę. – On
wykorzystał naszą gościnność.
– Od wiek
ów Glenmore dawało schronienie obcym – przypomniała jej Evanna – i zawsze
byliśmy z tego dumni.
– Ale gdyby
śmy wiedzieli, kim on jest...
– Przywitaliby
śmy go z jeszcze większą radością – odparła Evanna stanowczo. Posadziła
sobie Kirsty na kolanach i dała jej drewnianą łyżkę do zabawy. – To dobrze dla Kirsty, że w
jej życiu pojawił się ktoś, kto znał jej matkę jako dziecko.
– Zapewniam ci
ę, że te wspomnienia nie są zbyt miłe. Zobaczysz, Kirsty się do niego
przywi
ąże, a wtedy on wyjedzie – zawyrokowała Kyla.
– Czy na pewno tylko to ci
ę martwi? – Evanna spojrzała na nią podejrzliwie.
Nie chc
ę, by to miało jakieś znaczenie. Jestem taka głupia, pomyślała Kyla.
– Nie, oczywi
ście, że nie. No tak... Po prostu...
– Nie chodzi o Kirsty, ale o ciebie, prawda? Zakocha
łaś się w nim i nie chcesz, żeby
wyjeżdżał. Mówiłaś mu o tym?
W pierwszym odruchu Kyla chcia
ła zaprzeczyć, ale nie miała siły kłamać.
– Nie b
ądź śmieszna. Wiesz przecież, że on w ogóle nie potrafi rozmawiać o uczuciach.
– To fakt, ale ty nie masz z tym problemu i z regu
ły robisz to całkiem dobitnie. – Evanna
uśmiechnęła się szeroko. – Powinnaś mu to uświadomić.
– Tak samo jak ty u
świadomiłaś Loganowi, co do niego czujesz? – ironizowała Kyla.
– To zupe
łnie co innego. – Evanna zarumieniła się. – Logan nie zwraca na mnie uwagi i
na pewno mnie nie kocha.
Postawiłabym nas oboje w kłopotliwej sytuacji, zdradzając swoje
uczucia. Za to Ethan szaleje na twoim punkcie,
ale trzeba to z niego wyciągnąć. Mogę się
założyć, że on nie ma pojęcia, że go kochasz.
Kyla pomy
ślała o namiętności, jaka zawładnęła nią i Ethanem w ruinach zamku. Dzika i
nieokiełznana...
– Gdyby mnie kocha
ł, chyba zaufałby mi na tyle, żeby powiedzieć prawdę?
– Nie s
ądzę. To nie jest człowiek, który dzieli się swoimi problemami. – Evanna zdjęła
kurczaka z rusztu i położyła go na talerzu.
– W takim razie to nie jest m
ężczyzna dla mnie.
– Mo
że warto się przekonać? – Evanna uśmiechnęła się i podała jej talerz. – Jedz. Zawsze
marudzisz,
kiedy jesteś głodna. Logan powinien niedługo wrócić. Rozmawia właśnie z
Ethanem.
Kyla nie czeka
ła, aż brat wróci do domu. Była zdenerwowana i zagubiona. Potrzebowała
chwili samotności, więc poszła do siebie.
Sp
ędziła kilka minut w kuchni, patrząc bezmyślnie na morze. Nie poprawiło jej to jednak
samopoczucia.
Włożyła buty i postanowiła pójść na plażę. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś
dłoń.
To by
ł Ethan.
– Chcia
łbym cię przeprosić – rzekł poważnym tonem.
Kyla odwr
óciła się i poczuła, że serce zamiera jej w piersi. Czy kiedykolwiek będzie
reagowała na niego spokojnie?
– Za co?
– Za to,
że kochałem się z tobą, zanim się o wszystkim dowiedziałaś. Naprawdę
zamierzałem ci powiedzieć o Catherine. To, co jest między nami, jest takie silne... – Urwał, a
Kyla poczuła się rozczarowana, uświadamiając sobie, że Ethan mówi o seksie.
– Przepraszam,
że rano na ciebie nakrzyczałam. Byłam wściekła.
– Wcale ci si
ę nie dziwię. A teraz? Nadal jesteś zła?
– Nie wiem. My
ślałam o wszystkich naszych rozmowach i zastanawiam się, ile z tego, co
zostało powiedziane, było próbą wyciągnięcia ze mnie informacji.
– A wi
ęc wydaje ci się, że wszystko, co wydarzyło się między nami, było próbą zdobycia
informacji o Catherine?
– Pyta
łeś mnie o nią już wtedy w pubie. – Potrząsnęła głową z niedowierzaniem. – A ja
opowiedziałam ci wszystko, chociaż nie wiedziałam, kim jesteś i dlaczego pytasz.
Zastanawiam się, czy zdradziłam coś, czego nie powinnam.
– By
ła moją przyrodnia siostrą i chciałem się dowiedzieć, jaka była – odparł cicho. – W
ogóle jej nie
znałem. Ta Catherine, którą pamiętam, nigdy by nie zamieszkała w takim
miejscu jak to.
Chciałem, żebyś mi o niej opowiedziała. Nie wyznałem ci, kim jestem, bo nie
chciałem, żeby to wpłynęło na twoją odpowiedź.
– W takim razie powiniene
ś był rozmawiać z Loganem. To on znał ją najlepiej.
– Ale ka
żde z was postrzegało ją inaczej.
Kyla zacz
ęła zastanawiać się, czy nie potraktowała Ethana zbyt surowo.
– Chcesz us
łyszeć więcej? – Zastanawiała się przez chwilę, by pozbierać myśli. – Chyba
była trochę nieokiełznana i nieprzewidywalna. Flirtowała ze wszystkimi mężczyznami,
których spotkała, i raczej nie można było na niej polegać. Nosiła różowe szpilki, kiedy padał
deszcz.
Ale cieszyła się życiem i uwielbiała tę wyspę.
– By
ła szczęśliwa, kiedy zaszła w ciążę?
– O tak. Ca
ły czas mówiła o rodzinie. – Kyla przełknęła ślinę, porażona we
wspomnieniach. –
Powtarzała, że teraz będzie inaczej, ale kiedy pytałam, co ma n a myśli,
nigdy mi tego nie wyjaśniła. Teraz wiem dlaczego. Jej śmierć była straszną tragedią. Logan
bardzo to przeżył.
– Wyobra
żam sobie.
– Wszystko sta
ło się tak nagle. Nie mogliśmy jej przewieźć do szpitala. Pogoda była
wtedy okropna.
Myślę, że to zaważyło na wszystkim, co się wówczas wydarzyło. Lekarze
twierdzili,
że jej pobyt w szpitalu niczego by nie zmienił, ale Logan czuje się winny. –
Uśmiechnęła się smutno. – Przez to nie chce odbierać tu żadnych porodów.
– To ca
łkiem zrozumiałe.
– Nikt go nie wini. – Kyla pomy
ślała o swoim bracie i żal ścisnął jej serce. – Ale on sam
nadal nie może się z tego otrząsnąć.
– Widzia
łem Logana przy pracy i jestem przekonany, że zrobił wszystko, co w jego
mocy.
Zrobił dla niej więcej niż ktokolwiek w życiu. Żałuję, że nie mogłem jej spotkać. –
Głos Ethana był nabrzmiały z emocji. – Kiedy przeczytałem ten list, poczułem, że coś
straciłem. Mimo że było już za późno, żeby cokolwiek naprawiać, chciałem zmienić chociaż
moje wyobrażenie o niej.
– Uda
ło ci się?
– Prawie. – Zamy
ślony spoglądał w morze.
– Powiedzia
łeś Loganowi, kim jesteś?
– Tak. Chyba by
ł zadowolony z tego, że Kirsty będzie miała większą rodzinę. – Cień
uśmiechu pojawił się na jego twarzy. – Nie jestem przekonany, czy będę odpowiednią rodziną
dla Kirsty.
– Co to znaczy odpowiednia rodzina? – Kyla zmarszczy
ła brwi. – Rodzina to rodzina.
Ni
kt nie jest doskonały, ale staramy się nawzajem wspierać.
– Do tej pory to by
ło dla mnie puste słowo. Dla ciebie to sposób na życie. Twoi najbliżsi
mogą na sobie polegać i trzymają się razem bez względu na wszystko. Dzielą swoje troski i
radości. Żadna z tych rzeczy nie jest moją mocną stroną. Jestem przyzwyczajony do tego, że
pakuję walizki i wyjeżdżam, dokąd mam ochotę, nie oglądając się na innych. Przywykłem do
tego,
że nikogo nie potrzebuję i sam nikomu nie jestem potrzebny.
Kyla zastanawia
ła się, jak to jest być samotnym pośród innych ludzi.
– To raczej smutne
życie – szepnęła, a wzrok Ethana błądził po jej twarzy.
– Jedyne, jakie znam.
– Dobrze jest potrzebowa
ć ludzi i dobrze jest być ważnym dla innych. O to właśnie
chodzi. –
Spojrzała mu głęboko w oczy i natychmiast zapragnęła, by znowu pocałował ją tak
jak wtedy, w ruinach zamku.
On jednak ani drgn
ął. Stał wpatrzony w jej oczy, jakby czegoś w nich szukał. Nagle
wcisnął ręce do kieszeni, odwrócił się i odszedł w stronę domu.
A wi
ęc tak to jest, pomyślała Kyla posępnie. Tak się czuje ktoś, komu złamano serce.
By
ło to dużo bardziej bolesne, niż sobie wyobrażała.
– To wszystko? – Evanna patrzy
ła na Kylę siedzącą po drugiej stronie stolika w kawiarni.
Stąd miały doskonały widok na prom i całe nabrzeże. – Nawet o was nie wspomniał?
– Ani s
łowem. – Kyla wbiła łyżeczkę w potrójną porcję lodów czekoladowych,
zastanawiając się, dlaczego czuje się taka przybita. – Muszę się pozbierać, bo zaczynam być
żałosna.
– A ty? Powiedzia
łaś mu coś?
– Niby co? Mia
łam go błagać? – Kyla nabrała pełną łyżeczkę lodów, ale nawet nie
poczuła ich smaku. – Mam swój honor.
– On nadal nie wie, co do niego czujesz.
– Powiedzia
łaś mi kiedyś, że coś z tym człowiekiem jest nie tak. I miałaś rację –
stwierdziła ponuro Kyla, odłożyła łyżeczkę i zapatrzyła się na prom wypływający z doku.
– I pozwolisz,
żeby to o wszystkim zdecydowało?
– A co proponujesz? – Kyla odsun
ęła lody. – Mam postawić przed domem tablicę i
wypisać na niej, co czuję?
– Kiedy
ś pewnie wyryłabyś jego imię na swojej ławce, „K kocha E” – zażartowała
Evanna –
a panna Carne kazałaby ci zostać za karę po lekcjach.
– Ca
ły czas mam wrażenie, że na coś mam szlaban.
– Poddajesz si
ę? To do ciebie niepodobne. – Evanna pochyliła się i ścisnęła dłoń Kyli. –
Znasz plany Ethana? Wyjedzie?
– Nie powiedzia
ł. – Kyla zaśmiała się gorzko. – Pewnie dowiem się o tym dopiero, kiedy
lim rozgłosi, że Ethan wjechał tym swoim błyszczącym samochodem na prom.
– Musisz z nim porozmawia
ć.
– Mam swoj
ą dumę.
– Duma nie ogrzeje ci
ę w mro źny zimowy wieczór – westchnęła Evanna. – Pomyśl o
tym,
kiedy będziesz leżała sama w łóżku, gapiąc się w sufit. A teraz zjedz te lody. Jeżeli jest
coś, co może pomóc w takich chwilach, to właśnie czekolada. W dużych ilościach.
Kyla by
ła w przychodni, kiedy przyszła Aisla.
– Chcia
łam ci podziękować. Gdybyś nie odgadła, dokąd mógł pójść Fraser, Bóg jeden
wie,
co mogło się wydarzyć.
– Najwa
żniejsze, że go znaleźliśmy i że nic mu nie jest. – Kyla uśmiechnęła się. – Logan
mówi,
że wyniki tomografii są w normie.
– Musz
ę na niego uważać, mimo że to nie było nic poważnego. Doktor Walker zmieniał
mu dziś opatrunek i powiedział, że rana ładnie się goi. Nadal nie mogę uwierzyć, że zszedł do
tego stęchłego ciemnego lochu, żeby wydostać Frasera.
– Jest odwa
żnym człowiekiem i świetnym lekarzem.
– To b
ędzie dla nas wielka strata.
– Strata? – Kyla poczu
ła suchość w ustach.
– Przecie
ż przyjechał tu tylko na jakiś czas. Przypomniał mi o tym dziś rano, kiedy
próbowałam go przekonać, żeby został. Nie rozumiem tego. Ten człowiek tu idealnie pasuje,
więc dlaczego wyjeżdża?
– Podejrzewam,
że nie jesteśmy mu w stanie zaoferować tego, czego potrzebuje. – Pod
wpływem nagłego impulsu Kyla wstała i podeszła do drzwi. – Cieszę się, że Fraser odzyskuje
formę. Dzwoń, gdyby tylko coś cię zaniepokoiło.
Odprowadzi
ła Aislę do drzwi i wpadła do gabinetu Ethana.
– Czego ty chcesz od
życia?
Ethan siedzia
ł przy biurku. Podniósł głowę, a jego spojrzenie stało się czujne.
– O czym ty mówisz?
– Nie rozumiem, czego ci brakuje. – Kipi
ąc z emocji, dużymi krokami przemierzyła
pokój. – Wszystko tu jest,
wystarczy się rozejrzeć. Uwielbiasz biegać i nigdzie nie znajdziesz
lepszych warunków.
Chyba że wolisz spaliny i asfalt od morskiej bryzy i piasku. Lubisz
pływać? Tu masz dla siebie cały ocean, a może wolisz chlorowany basen?
– Kyla...
– A mo
że chodzi o pracę? – ciągnęła nieprzerwanie, krążąc po gabinecie. – Jeżeli tak, to
zapewniam cię, że nigdzie nie znajdziesz większego urozmaicenia. Mamy tu narodziny,
śmierć i wszystkie inne przypadki, które są częścią życia. I ze wszystkim potrafimy sobie
radzić sami. Będziesz miał tu lepszą praktykę, niż w jakimkolwiek londyńskim szpitalu. I w
pewnym sensie praca na wyspie to takie samo wyzwanie jak praca w Afryce.
Ethan otworzy
ł usta, żeby coś powiedzieć, ale Kyla drążyła dalej, nie dając mu dojść do
słowa.
– A mo
że to ludzie? – powiedziała wreszcie, patrząc na niego wyzywająco. Ethan był
nienaturalnie sztywny.
Oczy miał utkwione w twarzy Kyli. – To prawda, że wszyscy na
wyspie interesują się cudzym życiem, ale w końcu jesteśmy małą społecznością, a nie po
prostu garstką ludzi bez twarzy, którzy żyją obok siebie, tyle że nic ich nie łączy. My się
troszczymy o siebie, Ethanie.
Nigdy nie znajdziesz tego w dużym mieście. Przejmujemy się
tym, co przydarza si
ę innym. Zależy nam na sobie nawzajem i zależy nam na tobie. Mnie
zależy. Właściwie... ja cię kocham. – Urwała, czując nagłe zażenowanie.
No tak, powiedzia
ła za dużo. Przypomniała sobie słowa Evanny o dumie i pomyślała, że
Ethan i tak sam wszystkiego by się domyślił.
Wsta
ł i podszedł do niej, a Kyla poczuła, jak serce równo i rytmicznie tłucze jej się w
piersi.
– Kochasz mnie? – zapyta
ł, a Kyla się cofnęła.
– Owszem, ale i tak mo
żesz zostać na wyspie. Nie musisz się ze mną wiązać.
Moglibyśmy...
– Mo
żemy zacząć tę rozmowę jeszcze raz? Dlaczego myślisz, że wyjeżdżam?
– Aisla m
ówiła, że twoja posada jest tymczasowa. Wiem, że ta wyspa jest inna od tego,
do czego przywykłeś. Zdaję sobie sprawę, że do tej pory żyłeś samotnie. Mówisz, że tylko
takie życie znasz, ale to nie znaczy, że nie możesz spróbować innego. Jeśli oczywiście
zechcesz.
– Kyla...
– Wiem,
że ci się tu podoba. Martwisz się o pacjentów. Przejmujesz się nimi na tyle, że
spuściłeś się na linie do ciemnego lochu, żeby uratować małego chłopca.
Ethan przycisn
ął usta do jej warg i pocałował ją namiętnie. Zakręciło jej się w głowie,
kolana jej zmiękły. Wydała z siebie pomruk zaskoczenia, kiedy zatopił dłonie w jej włosach i
przytrzymał mocno, by pocałować ją goręcej. Kiedy w końcu podniosła głowę, nie mogła się
w ogóle skupić.
– To nie fair. Nie powiniene
ś tego robić, kiedy staram się skoncentrować. Dlaczego to
zrobiłeś?
– Pokaza
łem, że dbam o mieszkańców wyspy.
Kyla z trudem prze
łknęła ślinę. Nadal zaciskała dłonie na połach fartucha.
– Jestem zaledwie jej przedstawicielk
ą.
– Ale jak
że ważną – rzekł łagodnie i patrzył na nią z uśmiechem. – Nie miałem pojęcia,
że mnie kochasz. A to wiele zmienia.
– Nie wiedzia
łeś? – Poczuła, że się rumieni. – Myślisz, że rozbieram się przed każdym
mężczyzną w ruinach zamku?
– Mam nadziej
ę, że nie. – Gładził jej włosy. – Ale bałem się, że wszystko zepsułem, nie
mówiąc ci prawdy o sobie.
– By
łam wściekła na ciebie i jednocześnie było mi przykro, że mi nie zaufałeś.
– A teraz? – Wzi
ął głęboki oddech i spojrzał na nią pytająco. – Co czujesz teraz?
– Jest mi smutno,
że wyjeżdżasz.
Wypu
ścił ją z objęć, podszedł do okna i zapatrzył się na pola rozciągające się za domem
Logana.
– Kiedy tu przyjecha
łem, nawet nie byłem do końca pewny, po co to zrobiłem. Myślę, że
jakaś cząstka mnie chciała odnaleźć brakujące fragmenty układanki. Chciałem się przekonać,
co tak zmieniło Catherine. Teraz już wiem, bo sam się zmieniłem. To miejsce przywraca
wiarę w człowieka. Uczy dzielić życie z innymi. To właśnie sprawia, że ta wyspa jest tak
wyjątkowa.
– My
ślę, że to właśnie odkryła Catherine. Poczuła, że jest częścią tego miejsca.
– – Tak. – Odwr
ócił się, a serce Kyli zabiło mocniej.
– My
ślałam, że mnie zostawisz – szepnęła pod wpływem jego spojrzenia.
– Nigdy. – Podszed
ł do niej i zakrył jej usta dłonią. Oczy mu błyszczały. – Kiedy
będziemy małżeństwem, będę cię musiał kneblować, bo inaczej nie będę miał szansy się
odezwać. A wtedy ty zarzucisz mi znowu, że jestem niekomunikatywny.
Serce w niej zamar
ło i chciała poprosić go, by powtórzył to, co właśnie usłyszała. Ale
Ethan nadal zakrywał jej usta, więc zdołała tylko wymruczeć:
– Uhm...
– Masz racj
ę, uwielbiam Glenmore. – Gładził jej usta palcami. – Masz rację, że kocham
morskie bryz
y i plaże. Masz rację, że lubię pływać i to prawda, że wystarczająco tu wyzwań
medycznych. Kocham Kirs
ty i chcę patrzeć, jak dorasta. Ale nie dlatego zostaję. – Patrzył na
nią łagodnie. – Zostanę ze względu na ciebie. Dlatego, że cię kocham. Wszystko w tobie
kocham.
Twoje ciepło, szczerość, szaleństwo i to, jak się o wszystkich troszczysz i jak
kochasz swoją rodzinę. Chcę być jej częścią.
Patrzy
ł na nią wyczekująco, ale Kyla miała tak ściśnięte gardło, że nie mogła wydusić z
siebie ani słowa.
– Kyla? – ponagli
ł ją.
– Ja nie... Powiedzia
łeś... Przed chwilą wspomniałeś o... małżeństwie.
– Zgadza si
ę. – Rozejrzał się po gabinecie i przewrócił oczami. – Mam trzydzieści dwa
lata i kiedy w końcu zdecydowałem się oświadczyć, zrobiłem to w otoczeniu sprzętu
medycznego.
– Niewa
żne – mruknęła Kyla. Nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. – Nie zwróciłam
nawet uwagi.
– A wi
ęc zgadzasz się?
– Przyjecha
łeś tu, żeby znaleźć Kirsty...
– Przyjecha
łem tu z powodu listu Catherine. Chciałem zobaczyć to miejsce. – Pogładził ją
palcem po policzku. –
Ale zostaję dla ciebie.
– Zostajesz na wyspie?
– Trudno by
łoby nam być małżeństwem na odległość – odparł łagodnie. – Wszyscy
wiemy,
że należysz do tego miejsca. Poza tym mamy obowiązek wobec tej społeczności.
Musimy często się kochać.
– Ethan! – Kyla spojrza
ła spłoszona w kierunku drzwi.
– Nie b
ądź taka zgorszona. To ty mi pierwsza powiedziałaś, że tutejsi muszą mieć dużo
dzieci.
– No tak, ale... – Kyla wybuchn
ęła śmiechem.
– Poza tym mog
ą nam zamknąć szkołę, więc lepiej już zacznijmy działać. W ten sposób
będziemy mieć po jednym dziecku w każdej klasie podstawówki.
– Panna Carne dosta
łaby ataku astmy, gdyby były podobne do mnie.
– Ale ich tatu
ś byłby zachwycony. Nie mógłbym wymarzyć sobie wspanialszego życia
ni
ż w otoczeniu dziesięciu małych Kyli. – Pochylił się i pocałował ją.
– Kocham ci
ę. Powiedz słowo, a zaczniemy natychmiast.
– Ale dziesi
ęcioro dzieci? Nie sądzę, żeby się udało. – Objęła go w przypływie radości. –
Nie mogę uwierzyć, że tego chcesz. Jesteśmy tacy różni. I ty prawie nic nie mówisz. Och,
Ethan!
– Postaram si
ę mówić więcej – mruknął między pocałunkami. Radosne iskierki igrały w
jego oczach.
– Pod warunkiem,
że zamilkniesz choć na chwilę, żebym miał szansę się odezwać.
Zgoda?
– My
ślisz, że przyzwyczaisz się do życia tutaj? Otoczony przez wyspiarzy ciekawych, co
jadłeś na śniadanie, i ogromną hałaśliwą rodzinę, która często będzie ci w tym śniadaniu
towarzyszyć?
Oczy Ethana spowa
żniały.
– Odpowied
ź na te wszystkie pytania brzmi tak. Ale ty jeszcze nie odpowiedziałaś na
moje. Wyjdziesz za mnie?
– Tak. – G
łos jej drżał, kiedy wspięła się na palce, by go pocałować. – Oczywiście, że
tak.