H. Gosk, „Jesteś sam na swojej drodze. O twórczości Leo Lipskiego", 1998.
Rozdz. 4.
Świat przedstawiony - „ ja".
Reguły gry. (Dzień / noc,
Waadi, Piotruś)
Ja, na krawędzi nieistnienia i bytu. [..] Bytem zawieszony między trwaniem a całkowitą nicością.
L. Lipski Piotruś
Żydowskość Lipskiego, jego studia psychologiczne i filozoficzne na Uniwersytecie Jagiellońskim, doświadczenie rosyjskich łagrów, wędrówka z Rosji do Persji oraz Izraela, choroba i kalectwo, utrudniające poruszanie się, a nawet mówienie - wszystko to sprawiło, że autor o takim zasobie doświadczeń miał podstawy, by w jednym ze swoich utworów z pełnym przekonaniem zapisać zdanie: „Prawda istnienia jest nie do wytrzymania, cokolwiek o tym by się nie mówiło". (P 93)
Prawda, istnienie, mówienie o tym to trzy wątki, obszary zainteresowań pisarza organizujące jego prozę, najpełniej wyłożone w opowiadaniu o tematyce lagrowej Dzień i noc oraz apokryficznej mikropowieści izraelskiej pt. Piotruś.
PRAWDA
To, co rzeczywiście jest lub było, zdarzyło się, obiektywną rzeczywistość i zgodną z ową rzeczywistością treść słów potocznie określamy mianem prawdy. Sprawy się komplikują, jeśli weźmiemy pod uwagę niecodzienne ukształtowanie rzeczywistości, subiektywność postrzegania, ułomność języka w jej nazywaniu i bezustanne poszerzanie granic tego, co jawi się jako rzeczywistość filozofowi i psychologowi.
Są jednakże obszary, wobec których panuje powszechna j zgoda, iż wchodzą w zakres najprościej rozumianej rzeczywistości, tworzą jej rudymenty. Należy do nich z pewnością obszar materialnocietesny, konkretnozmysłowy. W bytowaniu j człowieka dotyczy on funkcji biologicznych, fizjologicznych, Dołu cielesnego: wydalania i rozmnażania, rozkładu i odradzania się.
W tak rozumianej rzeczywistości „Człowiek (to) chlupoczący worek, napchany flakami, miękki, wilgotny. Dużo dziur, z których się leje, kapie, które śmierdzą, wyłożonych śluzami, flegmami, galaretowatymi masami". (Pili)
Bohater Lipskiego jest „zamurowany we własnym ciele". Okoliczności, w których egzystuje, podporządkowują większość jego czynności wymaganiom ciała i choć ograniczają się najczęściej do podtrzymania podstawowych funkcji życiowych, swoimi konsekwencjami sięgają wysublimowanych sfer ducha, myśli, uczuć etc.
To podstawowy powód biegunowości w ujmowaniu i prezentacji prawdy ludzkiego istnienia w prozie autora Dnia i nocy, który w opowiadaniu pt. Powrót każe narratorowibohaterowi wypowiedzieć zdanie definiujące nie tylko pieśń Schuberta (co wynikałoby z akcji utworu), ale i całe pisarstwo Lipskiego: „pod każdym »nie« kryje się »tak«, i spod nienawiści i strachu wypełza miłość". (Po 70)
Biegunowość ujęć zostaje wymuszona również kształtem rzeczywistości, który okazuje się śmiertelnie groźnym pozorem. Empiria ukazana w Dniu i noty ma kilka warstw. Dostępu do jej rdzenia bronią fasady, zbiorowe wmówienia, utrzymywane w mocy pod groźbą utraty życia uwikłanych w nią ludzi.
Jak powiedzieć prawdę o rzeczywistości zbudowanej z materii fałszu, w której normą jest jawne oszustwo, nadużycie, kłamstwo, szantaż, donos, prowokacja, a więc jakości związane z podwójnością wersji zdarzeń, pozornością normy? Z tym zadaniem Lipski zechce zmierzyć się w swej twórczości obozowej.
„[...] przyjdę żreć, niby próbować czy dobre", „Kosztuję pierwszy kocioł, drugi3 stachanowski, czwarty. Podpisuję, że się zgadza ze wzorami wystawionymi w witrynie" - powiada bohater utworu, funkcyjny z łagru, w którym setki ludzi konają z głodu. (DN 44)
Akcja Dnia i nocy, Waadi toczy się za drutami łagru lub w pomieszczeniach tymczasowego szpitala. W obu przypadkach są to obszary zamknięte, izolowane jak laboratoria, w których można prowadzić obserwacje zachowań zgromadzonych tam osobników. Ci zaś zawsze dzielą się na dwie kategorie: wolnych i uwięzionych, głodnych i sytych, chorych i zdrowych, kalekich i sprawnych, katów i ofiar, żywych i umarłych.
Albert Camus w jednym ze swoich esejów2 zauważył, iż myśl zbuntowana znajduje naj dobitniejszy wyraz w retoryce świata zamkniętego. Wystarczy przypomnieć klasztory i zaryglowane zamki markiza de Sade, romantyczne skały i samotne szczyty gór u Nietzschego, kolonie karne i miejsca odosobnienia w literaturze XX wieku. W takich miejscach, według Camusa człowiek może wreszcie panować i dostąpić poznania.
Poznanie w Dniu i nocy dotyczy nie ujawnionych wcześniej aspektów rzeczywistości, jej potencjalnych możliwości. Okazuje się na przykład, że „onuce to wspaniałe odkrycie" (DN 43), że siedemdziesięciu sześciu ludzi można poddać kontroli medycznej w ciągu kwadransa, że wszystko da się kupić, a każdego na wszelki wypadek należy przekupić, żeby nie zaszkodził: „Raz mi dali tu pudełko konserw. Myśleli, że jestem pies, że będę bruździł. Ale już od tego czasu nic mi nie dali, bo nie jestem pies". (DN 44) W tej rzeczywistości każdy każdego pilnuje i to też jest reguła, którą szybko trzeba poznać, by przeżyć: „Czy ty myślisz, że mnie nikt nie pilnuje - powiada komendantka obozu do bohatera opowiadania. - I tak być powinno". (DN 47) W tej rzeczywistości nie mieści się ani uczucie litości, ani solidarności ludzkiej: „Nikt, jeśli upadniesz, nie pomoże wstać. Ty drugiemu też nie. Nie masz zbędnych sił. Ani niezbędnych". (DN 58) I uczucie miłości, i życie jako wartość zostają tu urzeczowione. Bohaterka Waadi kocha umierającego na gruźlicę Pawła, ale sypia z kwatermistrzem, bo to zapewnia określone profity. W tym samym opowiadaniu ewidencyjny pyta sanitariusza czy zwłoki gotowe, bo spieszno mu do miasta, a konający masowo chorzy nie czynią tego z pożądaną szybkością.
Poznanie nowych reguł rzeczywistości pozwala na zapanowanie nad nią, a więc zwiększa szansę przeżycia. Najistotniejsze „odkrycia" bohatera Dnia i nocy dotyczą sposobu zachowania tożsamości: „Bałem się, że zapomnę jak się nazywam. Zapisałem na korze brzozowej. Poprzednio spytałem kilku znajomych. Jak się nazywam? Ich odpowiedzi były zgodne. Z wyjątkiem jednej. Korę nosiłem przy sobie" (5556) oraz rozpoznania istoty dookolnego świata, czyniącej z piekła normę.
Bo tak wyglądać może tylko piekło: „[...] srali pod siebie, a kał wysychał szybko: zjadały go muchy [...]. Muchy pokrywały leżących - jak aksamitny dywan. Gdy ktoś ruszył nogą, podnosiły się z szumem maszyn [...] i opadały. One też spółkowały. Na łyżkach, w czasie jedzenia, w uszach, w oczodołach, wchodziły do ust [„.]. Królowały na ekskrementach". (W 63,65)
ISTNIENIE
Istnienie w piekle to z pewnością niecodzienne istnienie, szczególnie gdy piekło próbuje być piekłem a rebours i przepoczwarzą się w swoiste sacrum. Bohater, pragnący zachować świadomość sytuacji, wkracza w sferę pogranicza. Zostaje „zawieszony pomiędzy" minioną normą codzienności ludzi wolnych (w późniejszych utworach - także ludzi zdrowych, sytych, bogatych, zakorzenionych w rzeczywistości) i teraźniejszością zamkniętego sacrum.
W recenzji Dnia i nocy pióra Michała Sambora, którą w 1957 roku opublikowały londyńskie „Wiadomości" zwrócono uwagę, iż już motto utworu - „Niech będzie pochwalony obywatel Jezus Chrystus" - wprowadza w atmosferę sacrum. Dalej pojawia się elektrownia, którą wznoszą więźniowie, pisana dużą literą: „Podnosiły się powoli mgły i Ona, czworokątna, olbrzymia, bez okien, jednym ramieniem obejmująca Wołgę, unosiła się w górę i opadała, wśród błysków elektrospawaczy. Uzbecy mruczeli: - Faro. Mówili po tym tak cicho, że można to było wziąć za złudzenie: - On". (DN 40)
Zamknięty świat Faro ma swoją kapłankę, dwudziestoletnią naczelniczkę obozu, która jest „stanowcza i mądra. I przy tym dobra. Jak powie: - Nie, to tak jakby inny powiedział: Tak". (DN 45) Kapłanka Faro posiada moc odwracania znaków wartości, prawo decydowania o życiu i śmierci wszystkich biorących udział w obrzędach i przemawiających językiem ze świata Faro.
O lagrowym języku sowieckich obozów pracy można by napisać osobną rozprawę. Język Lipskiego w Dniu i nocy jest językiem mówionym, sygnalizującym sytuację opowiadania o minionym koszmarze: „Zostawcie mnie wszyscy w spokoju [...]. Pozwólcie mi nachylić głowę, pomału jak nad strumieniem, który płynie. On odbije mój zmienny obraz wraz z majakami sprzed wielu lat [...]. Więc nie zbudowaliśmy Wołgostroju". (DN 39)
Z jednej strony mamy słuchaczy i opowiadającego, wyraźnie zaznaczoną odrębną sytuację narracyjną, z drugiej zaś owo kolokwialne „więc" sygnalizuje wejście w nieprzerwanie toczącą się opowieść, bez początku i końca, brzmiącą w świadomości narratora ad infinitum. Krótkie zdania, formułowane w czasie przeszłym, niepostrzeżenie zaczynają eksploatować formy czasu teraźniejszego. Suche, urywane równoważniki zdań, zdania pojedyncze, wyliczenia, czasowniki zastępujące całe zdania, które i tak nie byłyby w stanie opisać prawdy łagru we wszystkich jej przejawach. Poza charakterystycznymi dla tego typu literatury rusycyzmami, które najlepiej opisywały rzeczywistość nie mającą swoich polskich odpowiedników (wyżki, lekpom, sanczast i in.)s Lipski używa też wyrażeń podkreślających kolektywność upodlenia, nad którym rozlega się jakiś złowrogi chichot nieodwracalności losu. Jednym z najbardziej wyrazistych tego przejawów staje się forma „braciszkowie", „dzieci", odpowiednik rosyjskiego „rebiata", egalitaryzująca i familiarna, oswajająca złowrogi kontekst, w którym występuje: „Niektórzy jeszcze śpiąj mimo że chodzą. To nic wam nie pomoże, braciszkowie, ja wiem. Obudzi was wiatr znad Wołgi" (DN 40), „W ciągu piętnastu minut mam zobaczyć, jak jest ze zdrowiem tych ludzi. Miesiąc w speckolonie, to rok obozu. [...] - No co, dzieci? Mówcie". (DN 4041) „Krzyki formujących. Wołania. Naczelnicy brygad. Cofanie się, potem: Naprzód. Palce owinięte szmatami. I tak zgrabieją, braciszkowie". (DN 43) W ten sposób opowiada się o wymarszu do pracy na czterdziestostopniowym mrozie. Z obozu wyruszają kolumny więźniów - procesja męczenników. Ciemności i śnieg zacierają kontury, nadają scenerii charakter widmowości, irracjonalności, dopuszczjący wszystko to, co wydawałoby się empirycznie niemożliwe: „Elektrownia szarzeje. Czasem niknie w śniegu. Ciągle nowe kolumny. Już nie widać ludzi tylko poruszającą się masę. Jest mi zimno, zimno. Myśli mi zamarzają. Stoję, stoję. I stoję. Nowe kolumny. I jeszcze. Idą prosto na mnie, idą przeze mnie". (DN 44)
Nie tylko język, ale i „obrzędy", i swoista metaforyzacja rzeczywistości wymuszana przez świat Faro, decydują o sakralnym charakterze obszaru, w którym tkwi bohater Dnia i nocy. Najczęściej praktykowane „rytuały" to ofiary z własnego ciała składane bóstwu. Jeden z węźniów przybija sobie członek do nar, byle tylko nie wyjść na mróz do morderczej pracy, inny płonie żywcem w ognisku, bo wlazł w nie, aby się ogrzać. „Najpierw zaczął tańczyć wokoło ogniska. Potem wszedł. I zapaliło się na nim ubranie. On dalej tańczył. Płonąc. Elektrownia była nierealna, nakreślona ołówkiem. Tańczył na tle elektrowni swój ognisty taniec [...]. Potem lano na niego wodę. Potem zamarzł, jak żona Lota. Nie mógł wykonać ruchu. Ale był ogień. W lodowatej skorupie, w ogniu, niczym święty". (DN 50) (podkr. H. G.)
Jedną z najistotniejszych w odbiorze bohatera osobliwości bytowania w takiej sferze sacrum jest coś w rodzaju fikcjonalizacji bytu ludzkiego, który wcześniej został zredukowany do poziomu fizjologii i usytuowany w sferze regulowanej nakazami zaprzeczającymi swą zawartością prawom ludzkiej natury i cywilizacji. „W obozie - powiada bohater - ludzie spotykają się jak meteory. Ludzie mieszani jak piasek. Jest. Jutro nie ma". (DN 50) Na pytanie skierowane do innego więźnia - czy istnieje - słyszy odpowiedź: „Z punktu widzenia teorii poznania - nie. Z punktu widzenia „zdrowego rozsądku" - mało, zaledwie zarys cienia5*. (DN 57) Puentuje więc: „Idziesz, jak w szklanej kuli". (DN 5758)
Bohater jest sam na sam ze swoim losem. Jego wpływ na rzeczywistość ograniczono do minimum. Może tylko starać się uczestniczyć w rytuale, który głęboko przeżera warstwy świadomości, wnosząc własne korekty nawet do słów modlitwy: „Elektrownia żarzy się. Ma wszystkie cechy boskości. Nawet utopiła 50000 ludzi, gdy zerwała się tama. Módl się za nami! Przebacz nam, jako i my nie przebaczamy (podkr. H. G.) naszym winowajcom". (DN 61) To zdanie, klamrowo nawiązujące do motta utworu, zamyka Dzień i noc, pozostawiając czytelnika porażonego logiką „odwrotności153, przemieszczeń Góry i Dołu, oblicza i zadu, logiką tak charakterystyczną dla najrozmaitszych typów parodii, trawestacji, degradacji i profanacji.
Leo Lipski ukazuje nowożytną wersję profanacji i degradacji wytworów cywilizacji ludzkiej, która, w przeciwieństwie do opisanych przez Bachtina praktyk średniowiecznego karnawału, jawi się jako wyłącznie negatywna, nie posiadająca własności odradzających i odnawiających sensy.
MÓWIENII
Autor Dnia i nocy, Waadi3 Piotrusia niczego nie oskarża, nie wartościuje. Próbuje uporać się z nakazem wewnętrznym nazwania świata, w którym wszystko okazało się relatywne: i wiara, i miłość, i mądrość wyniesiona z książek. Nawet czas i przestrzeń poddały się temu panrelatywizmowi.
„Wszystko jest prowizoryczne" - konstatuje bohater Piotrusia. „Epoka wiruje jak bąk, w jakimś dziwnym nie naserio. Jakaś niepewność czy się jest. Stale. Naprawdę. Czy się wyryło gdziekolwiek znak ?" (P 87)
Jak wspominałam wcześniej, główne postaci Niespokojnych (Emil), Dnia i nocy (anonimowy sanitariusz z łagru) oraz Piotrusia (bohater tytułowy, kaleka, wegetujący w Izraelu) mają cechy autorskiego porteparole, a traktowana łącznie historia ich wtajemniczeń w życie wygląda w skrócie następująco: mały Emil wychowuje się w bibliotece ojca, zauroczony magią pisarstwa CeJine'a i Tomasza Manna. Zaczyna rozumieć, iż światy literackie zależne są od pisarskiej wiedzy o rzeczywistości. („Bardzo trudno stworzyć człowieka" - dowiaduje się od doświadczonego autora. „Wyrasta ze mnie powoli jak roślina, żywię go, napycham sobą"). Sztuka słowa sprawia, iż Emilowi „pewnej nocy runęli bogowie, już dawno nadpsuci i nadgnili", a on ujrzał siebie „samotnie wszechwiedzącym, silnym i słabym"4 jednocześnie. Doświadczenia dojrzałego życia doprowadziły młodego bohatera do przewartościowań i relatywizacji, usytuowały go w świecie zdegradowanym (Dzień i noc, Piotruś}, ograniczyły do minimum pole swobodnego manewru. Wtedy mógł już o nich mówić.
Warunki, którymi owo mówienie zostało obwarowane wypowiedział w pięciu zdaniach: „Jem przeszłość, jak gdybym jadł własny kał, przeżuwam ją ciągle na nowo i znów od początku. To jak łykanie śliny, gdy się chce pić". „Każdy z nas jest zamknięty we własnej nocy, sam".* „Konanie w milczeniu przez lata. Zamurowany we własnym ciele". (P 128)
Te warunki to niezmiennie:
mroczna materia własnej biografii jako pożywka zapisu literackiego;
nadrzędność tematyki somatycznej determinujące} całą refleksję, honorna nie poddaje się tak łatwo relatywizacji; \
dojmujące poczucie odrębności autora-narratora-bohatera tej prozy (dziecko w świecie dorosłych, człowiek kaleki między pełnosprawnymi, Żyd wśród nieŻydów, polski Żyd wśród innych Żydów);
ascetyczność środków wyrazu zdążających do wydobycia efektu milczenia, dystansu.
Lipskiego fascynuje rdzeń człowieka, na który składa się jaźń i świadomość, ale również jądra, vagina i odbyt, pyta wiec o granice, których przekroczenie stanowi o anihilacji istoty ludzkiej. W Dniu i nocy ludzie zglajszachtowani, sprowadzeni zbiorowo do kondycji deptanych ziaren piasku ciągle jeszcze żyją, za wszelką cenę starając się przetrwać, choć po wielekroć odebrano sens ich egzystencji. Kaleka z Piotrusia najpierw będzie towarem na palestyńskim targowisku, potem „strażnikiem" klozetu, a wreszcie atrapą psa i... ciągle jeszcze istotą żyjącą, która odczuwa głód, ból, gorąco, pożądanie. Ale Piotruś wie, że „Strasznie trudno dojść do prawdziwych źródeł życia, o ile w ogóle istnieją. Do człowieka, co już nie udaje". (P 93)
Bohaterowie Lipskiego, trzymani przez los na krawędzi bytu i niebytu (w tej prozie nie ma Historii sensu stricto), doznający rzeczywistości w jej najprostszych, usytuowanych najniżej na drabinie dostępności przejawach, nie udają. Mają za mało do stracenia, by prowadzić o to skomplikowane rozgrywki, maskować się i przybierać pozy, a jednocześnie ich okaleczony byt to wszystko, co posiadają, więc każda gra stanowiłaby w ich sytuacji ryzyko przegranej, utraty tego nic - tego wszystkiego.
Nic i wszystko to bieguny świata owej prozy jak wzniosłość i upodlenie, wrażliwość na naturalistyczny szczegół i impresyjność", ukochanie życia w jego erotycznych przejawach i codzienność cierpienia, śmierci.
Utwory Lipskiego to teksty kilku, kilkudziesieciostronicowe, ale najważniejsze z nich dotykają jednocześnie przeszłości i teraźniejszości, zewnętrznego i wewnętrznego wymiaru rzeczywistości, przyziemnej codzienności i jej odniesień kulturowych (religii, filozofii, sztuki).
Ascetyczna proza ukazuje nieoczekiwanie swe oblicze poetyckie. Gdyby powołać się na przypomnianą w recenzji Michała Sambora Audenowską koncepcję poezji to okazałoby się, iż rzeczywiście można ją w pewnym sensie odnieść do utworów Lipskiego, By nie być gołosłownym warto przytoczyć dla przykładu choćby losowo wybrany fragment Piotrusia:
„Fioletowa noc. Na peryferiach szakale. Ich żałosny śmiech. Kwitną przerażająco kwiaty pomarańczy. Zapach wychodzi o zmierzchu na ulicę głodny jak wilk i krąży niby krew tętnicami. Koty kwilą i wrzeszczą. Załatwiają tu swoje marcowe potrzeby o wszystkich porach roku [,.,]. Pieją koguty. Nie wiem, jak Jezus mógł sobie z nimi poradzić. „Trzeci kur" jest całkiem dowolnym pojęciem. Pieją całą noc". (82)
Barwy, dźwięki i zapachy, oksymorony i metafory, stężony erotyzm i dotknięcie sacrum - wszystko w jednym akapicie, emanującym aurą zdrady, sprzeniewierzenia natury, ludzkich zmysłów kiełzanych kalectwem i ciała zapierającego się swej niemocy jak święty Piotr Chrystusa.
Auden twierdził, iż za przedmiot poezji winno się obierać istoty, zjawiska, zdarzenia sakralne. Uważał, iż może to być przedmiot pociągający lub odpychający, historyczny lub fikcyjny, istotny lub błahy, piękny lub odrażający, zły lub szlachetny, może nawet ograniczać się w swych przejawach do czterech aspektów negatywnych: Ciemności, Ciszy, Nicości, Śmierci, może nim być cokolwiek, ale pod jednym nieodzownym warunkiem - że budzi grozę. Auden użył pojęcia „groza", Witkacy powiedziałby „odczucie Tajemnicy Istnienia", dla mnie - w kontekście prozy Lipskiego - jest to zetknięcie z „trzecim wymiarem".
To właśnie przenikanie się krańcowości, biegunowość tego pisarstwa rodzi trzeci wymiar, który jest właściwy egzystencji głównego
bohatera utworów Leo Lipskiego, a także egzystencji ludzi, którzy tego bohatera fascynują, jak Ewa z Niespokojnych albo Batia z Piotrusia. Trudno byłoby ten wymiar definiować, jako że jego konstytutywną cechą jest stan porażenia tajemnicą. Tajemnicą istnienia, dociekania prawdy o nim, nazywania tych dociekań, które profani określają mianem sztuki. Emil ma przecież zadatki na pisarza, Ewa zamienia życie w grę aktorską, Batia żyje malarstwem.
W Niespokojnych ów wymiar istnienia staje się dostępny bohaterom jako „brak dążenia, stan, który jest gotowy w sobie, zaokrąglony jak kula, nie potrzebujący nikogo i niczego: coś z mrugnięcia wieczności:! stan, który jest"^6 W Piotrusiu bohater mówi: „Życie osiada na twarzy jak pył. Ludzie odpadli ode mnie. Tynk. Liście jesienią. Oplatany jestem snem, dzikim winem". (86) Postaci doznają go więc z jednej strony w kształcie niemal kafkowskiego koszmaru, z drugiej zaś - jest on jedyną formą ich oporu przeciw agresji fizykalnej rzeczywistości. Czytelnik staje się więc świadkiem, a poniekąd i uczestnikiem starcia, w którym biorą się za bary odrażająca rzeczywistość, przed którą nie da się uciec, bo jest niezależna od bohaterów oraz konstrukt ich świadomości wyrosły na gruncie empirii, lecz przetworzony i uwewnętrzniony, zależny wyłącznie od wrażliwości i umiejętności postrzegania świata, którą obdarzeni zostali Emil, Piotruś i lagrowy pomocnik felczera.
Lipski daje preferencje zinterioryzowanemu postrzeganiu rzeczywistości i tym samym pozwala swoim bohaterom odnieść zwycięstwo nad empirią. Tyle, że jest to drogo okupione zwycięstwo. Przeżywanie bohaterów zostało bowiem głęboko zanurzone w aurze śmierci, rozpadu, negatywności.
Opowiadania, fragmenty prozatorskie Lipskiego, poza wszystkim innym, mówią o tworzeniu, o kreowaniu i nazywaniu świata. Wątek metaliteracki, choć najgłębiej ukryty, jest jednocześnie jednym z najistotniejszych w tym pisarstwie.