Pierścień z papieru Zygmunt Haupt - rola pamięci i jej przebłysków w twórczości pisarza
Zygmunt Haupt urodził się na Podolu 5 marca 1907 roku w Ułaszkowcach nad Seretem nieopodal Czortkowa i Kamieńca Podolskiego. Zmarł w 1975 w szpitalu w Winchester w stanie Wirginia (USA). dla Haupta ważne było wszystko, co zarejestrowała pamięć, ważny był cały ten obecny w nim świat dawny, inny, sprzed wojny, ale jakby i sprzed rozbiorów, nakładający się swą barwą na teraźniejszość, ważne były kontrasty grające ze sobą. Haupt był jednym z ostatnich pisarzy rosnących w duchu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Na pewno miał także potrzebną epikowi pamięć plastyczną, rysującą i malującą, scalającą to, co rozproszone. Stąd ta urzekająca wielowarstwowość narracyjna Haupta.Za puentę tych uwag o pisarstwie Zygmunta Haupta niech posłużą słowa Józefa Czapskiego: "Świat Haupta nienaruszony przez pośpiech, ten świat, w który wtopione są na zawsze jego wspomnienia, jego myśli - uwalnia, oczyszcza czytelnika, daje mu nową młodość, świeżość nietkniętych przeżyć i tę, na którą przecie czekamy zawsze, niespodziankę. Czy można dać więcej czytelnikowi?"
Opowiadania Haupta są opowiadane komuś, są gadaniem, gawędą. Występują w nich konstrukcje i zwroty oraz formy składniowe charakterystyczne wyłącznie dla żywej rozmowy, ciągłe pokazywania palcem i kuksania w bok, szarpania za ramię w pośpiechu, by partner rozmowy nazywany przez Haupta często perypatetykiem, nie przegapił przygody .Haupt jako pierwszy, wyprzedzając doświadczenia Mirona Białoszewskiego czynione w innym miejscu i o innej dobie, wprowadził do literatury polskiej całe pokłady mówionych gatunków mowy w stężeniu rozsadzającym literacki gatunek opowiadania od środka. Wszystkie teksty Haupta rozrywają sprzeczności. Ostre napięcia pomiędzy poetyckim artyzmem i potocznym potworzeniem, pomiędzy pokusą fikcji i potrzebą dawania natychmiastowego świadectwa, narracją i narwaniem, głosem autora i piskiem, szeptem lub bezsilnym płaczem rzeczy.
Dziś, przedwczoraj, wczoraj, jutro... czyli o pamięci Zygmunta Haupta
1. Cisza wokół pisarza trwa - z drobnymi przerwami - od lat. Właściwie do roku 1981 nie dostrzegano obecności Haupta w polskiej literaturze. Pomijano również nazwisko pisarza w podręcznikach oraz wydawnictwach encyklopedycznych. Chlubnymi wyjątkami były nieliczne teksty, m.in. artykuł Jozefa Czapskiego "O Haupcie", wydrukowany w paryskiej Kulturze w roku 1963, uwagi Jerzego Stempowskiego z okazji przyznania Hauptowi nagrody literackiej "Kultury" czy wzmianki w Szkicach o literaturze emigracyjnej Marii Danilewicz - Zielińskiej. W latach następnych pisano o nim od czasu do czasu w czasopismach emigracyjnych, krajowych drugoobiegowych oraz na początku lat 90. juz oficjalnie. Nie było tego jednak wiele.
2. Niejako oficjalnie uznano Haupta za twórcę niedocenionego w ankiecie "Pisarze niedocenieni - pisarze przecenieni", którą Wlodzimierz Bolecki przeprowadził w odpowiedzi na prośbę Jerzego Giedroycia na lamach paryskiej Kultury w roku 1992. Nazwisko Haupta, pisarza niedocenionego, pojawia się dwukrotnie. Krzysztof Koehler pisze: "Wciąż nie potrafi się docenić pisarstwa Zygmunta Haupta", wtóruje mu Krzysztof Rutkowski: "Zygmunt Haupt. Jeden z największych artystów polskiej prozy. Jego uznanie przychodzi z trudem, bo on sam jest 'za trudny' na współczesne gusta. Inny z ankietowanych stwierdza: "Problem zaczyna się wtedy, gdy ani książkom, ani czytelnikom nie daje się w ogóle szansy". To właśnie przypadek Haupta. Inna rzecz, iż pisarz nie zabiegał o rozgłos. Nie doczekał się również wnikliwego krytyka, który przybliżyłby współczesnemu czytelnikowi te zapomniana twórczość.
3. Być może pokutujące wśród badaczy przekonanie, ze Zygmunt Haupt jest pisarzem "trudnym", i to zarówno w odbiorze, jak i podczas wszelkich prób zmierzających do klasyfikacji jego dokonań artystycznych sprawiło, ze pisano o nim niewiele.
Twórczość tego autora znana jest obecnie właściwie tylko historykom literatury, a szkoda, ze czytelnicy nie maja do dziś zbyt wielu szans zmierzenia się z ta proza, która mogłaby się podobać.
Dorobek Zygmunta Haupta zamyka się w dwóch tomach prozy: Pierscien z papieru, wydrukowany w serii Biblioteki Kultury jeszcze za życia autora w roku 1963 oraz Szpica - wybór opowiadań rozproszonych w czasopismach, które przysposobiła do druku Renata Gorczynska i opublikowała w paryskim Instytucie Literackim. Spuścizna literacka Haupta nie została jeszcze zbadana. Na badaczy czekają teksty rozproszone po różnych czasopismach. Czekają archiwa złożone w 1982 roku w bibliotece Stanford University w Kalifornii, wśród których znajduje się korespondencja pisarza z Jerzym Stempowskim, Maria i Jozefem Czapskimi, Jerzym Giedroyciem, Jozefem Wittlinem, Kazimierzem Wierzynskim, Tymonem Terleckim, Teodorem Parnickim i Janem Lebensteinem. Ślady jego artystycznych prób można odnaleźć juz w prasie przedwojennej, by wspomnieć krakowski tygodnik As, na lamach którego debiutował jako pisarz i zarazem ilustrator własnego artykułu w roku 1938. Podczas wojny swoje teksty i rysunki oglaszal m.in. w szkockim Dzienniku Żołnierza, londyńskiej Polsce Walczącej, Wiadomościach Polskich, a po wojnie w paryskiej Kulturze, nowojorskich Tematach i londyńskich Wiadomościach.
4. Jak pisać o tej skromnej z pozoru twórczości, by nie pominąć spraw dla niej najistotniejszych? W czym tkwi jej siła? Co właściwie sprawia, ze mimo upływających lat warto o niej przypominać czytelnikom?
Proza Haupta przynależy do obszernego działu polskiej literatury, który nazywany jest literatura "małych ojczyzn". To określenie pełniące funkcje estetyczne i poznawcze związane jest z twórczością m.in. Vincenza, Miłosza, Konwickiego, Stempowskiego czy Wittlina. Stanislaw Vincenz w książce Po stronie dialogu "mała ojczyznę" rozumie" jako miejsce spotkania licznych kultur, ludów, plemion, wraz z ich dziełami, ich poezjami i mitami, ich sztuka i tradycja z daleka i bliska", a wiec wskazuje na jej dwa wymiary: lokalny i uniwersalny. To cel wypraw w przeszłość, podroży w głąb pamięci.
W twórczości autora Szpicy uważny czytelnik dostrzeże wszechogarniające pragnienie pisarza, by swa literacka aktywność skupić na nostalgicznym spojrzeniu w przeszłość. Problem nie jest zjawiskiem nowym, gdyż próby wskrzeszania "wczoraj" w formie tematu literackiego zawierającego dozę elementów autobiograficznych pojawiły się od dawna w polskiej literaturze. U Zygmunta Haupta obszar poszukiwań nie jest ograniczony tylko do jego biografii. Stanowi ona w tym przypadku punkt odniesienia kierujący nasza uwagę w stronę innych przemyśleń autora; określmy je umownie jako egzystencjalne. W centrum jego dociekań znajduje się bowiem poczucie zmienności świata i rzeczy, a także korespondującą z tym konieczność ciągłego przemieszczania się, bo przecież egzystencja oznacza m.in. "nie stać w jednym miejscu", przemijać. Równie ważne dla pisarza jest pytanie: co zrobić, by mimo wszystko trwać, by ćwiczyć pamięć, pielęgnować istnienie refleksyjne? Pisarstwo Haupta jest w tym kontekście jakby próbą nadawania pamięci nowych znaczeń.
Można powiedzieć, iż pisarz wyznacza sobie zadanie trudne do wykonania, chce ułożyć jak największą mozaikę, której poszczególne elementy należą do jego prywatnych doświadczeń przeszłości. Zadanie kierowane w stronę pamięci jest niczym innym jak próbą dotarcia do zdeponowanych w pamięci składników indywidualnego bytu. Jak wspominano, czas zaciera ślady, z przeszłości można wyciągnąć jedynie fragmenty. Czym wiec wypełnić puste przestrzenie mozaiki? W teraźniejszości, która w ułamku sekundy zamienia się w przeszłość, jest jeden sposób opanowany przez pisarza w stopniu doskonałym - zmyślenie.
Haupt skupia swa uwagę na pokazaniu i analizie relacji, jakie łączą teraźniejszość z przeszłością. Czyni to nie tylko w imię prawdy i satysfakcji, jakie niesie ze sobą przypomnienie na przykład rodzinnego Podola i czasów, w których czul się bezpiecznie. Ten zewnętrznie efektowny zabieg kusi odbiorców jego prozy, chociaż nie stanowi jej rdzenia. Efekt jest zaskakujący, wywoływane wspomnienia za każdym razem prowadza do innych skojarzeń, których kolejne wersje pomnażają szanse, jeśli nie na odszukanie tego, czego się szuka, wyczekuje, podejmując trud badania zdarzeń dokonanych, to może na wybranie - niby z fotograficznego albumu - zdjęcia, które najbardziej odpowiada oczekiwaniom. Procesy myślowe, wskrzeszania pamięci to jednak zjawiska na tyle wewnętrzne i subiektywne, ze Haupt nie odsłania ich mechanizmów, co najwyżej przyczynę, którą jest tęsknota za tym, co było.
Taki "własny, jedyny, nieprzekraczalny świat", należy wyłącznie do przeszłości. W nim obowiązują jasne, klarowne zasady, według których się żyje. Tam prawda ma jedna definicje, kłamstwo jest zawsze kłamstwem, przyjaźń rządzi się swoimi prawami, a to, co otacza człowieka, w każdej chwili może stać się punktem wyjścia do spraw głębszych.
Trudna do zaakceptowania rzeczywistość daje nostalgikowi, a Haupt jest nim bez wątpienia, wiele możliwości oddania się temu, co lubi, czyli posługiwania się przypomnieniem. W jego przypadku powtarzanie przeszłości daje czytelnikowi korzyść podwójną, dostarcza wiedzy o tym, "co było", ale również, co bardzo istotne, informuje również o tym, "co jest". Teraźniejszość jest miejscem, które pozwala na dystans, tak potrzebny, gdy chce się spoglądać za siebie, niezbędny, gdy porozrzucane fragmenty przeżyć, które z rożnych powodów teraźniejszość chce zawłaszczyć, należy ustawić w pewnej statycznej hierarchii. Teraźniejszość, a raczej jej trudny do przyjęcia charakter, usprawiedliwia również potrzebne nostalgicznych podroży w przeszłość, o czym nie należy zapominać, pytając o celowość powrotów.
Dom jest bez wątpienia miejscem, które u Haupta uruchamia w jednej chwili projekcje obrazów czasu przeszłego. To miejsce wypełnione jest wszak ogromna liczba drobnych przedmiotów, które miały tam swe stale miejsce, i które stanowią pretekst do wznowienia doświadczeń umiejscowionych w przeszłości, są jakby tym, co pobudza nasza wyobraźnię, konserwuje pamięć. Należy tu dodać, iż owo "intymne doświadczenie" nie odnosi się wyłącznie do "prywatnej ojczyzny", bowiem ona stanowi tu jedynie metaforę spraw uniwersalnych, wybiegających poza to, co znajduje się" miedzy domem i Seretem". Haupt powraca do czegoś, co stanowi dla niego centrum całego świata, a raczej zminiaturyzowany jego model, wraz z ustalonym systemem wartości, prawami, obyczajami. Tam tkwi jego teraźniejsza pewność. Można by przypuszczać, iż trudności związane z wyrażeniem niewyrażalnego sprawia, ze lektura opowiadań Zygmunta Haupta biedzie utrudniona z powodu mnogości spraw, których w jednej chwili dotyka. Nic bardziej mylnego. Autor panuje nad swymi emocjami, wiec choć zarzuca nas bardzo pojemnymi w treść obrazami, nie mamy wątpliwości, na co należy zwrócić uwagę, może raczej, co stanowi ów niepodważalny fundament zhierarchizowanych podług ważności spraw stanowiących fundament jego pamięci.
Pisarz działa tu świadomie, zdaje sobie bowiem sprawę, ze stosując to, za co niektórzy określają go "trudnym", "osobnym" bądź zgoła "nieczytelnym", a co nazwać można odejściem od przyjętych przez literaturę możliwości gatunkowych ma znacznie większe szanse na dotarcie do tych trudno uchwytnych, ulotnych chwil, często skrytych w sprawach i przedmiotach z pozoru niewartych uwagi, pozwala otrzeć się o "wieczność". Konsekwentne zmierzanie ku przeszłości jest u niego właśnie forma trwania.
5. W świecie prozy autora Pierścienia z papieru fikcja pozwala przede wszystkim na grę wyobraźnią, żonglowanie słowem, tasowanie motywów, czynienie wszystkiego, co dostępne artyście, by sztuka, którą tworzy, wyrażała prawdę. Choć często skryta pod teatralna, maska, lecz zmierzająca do przedstawienia świata tak "jak gdyby" to było naprawdę. U Haupta "jak gdyby" staje się koniecznością patrzenia na rzeczywistość, bo tylko to, co wymyślone, pozwala dotrzeć do świata takiego, jakim jest w istocie.
6. Lektura opowiadań Zygmunta Haupta jest obserwacja ciągłego spektaklu ruchomych obrazów, miejsc, zdarzeń, ludzi. Nieustanna żonglerka gatunków, języka, narracji, ustawianie konstrukcji fabularnej tylko po to, by wówczas, gdy brakuje juz tylko jednej karty, zdmuchnąć wszystko i zaczynać od nowa, służy jednemu: przekazaniu czytelnikowi w miarę wiernie i od razu wszystko, skoro za chwile można zapomnieć. Podstawowa trudność tkwi w tym, jak opisać niepowtarzalne. Temu celowi służy forma opowiadań. Myliłby się jednak ten, kto chciałby zamknąć te małe formy prozatorskie w znanych wszystkim gatunkach literackich. Jak wiec nazwać te prozę? Zważywszy, ze Haupt traktuje odbiorcę swoich tekstów jako potencjalnego partnera w toczącej się rozmowie, stosuje swoista odmianę gawędziarstwa osnutego na faktach zaczerpniętych z własnej biografii. Nie jest to jednak zwykle gawędzenie, pisarz stara się przecież przekazać cos bardzo ulotnego, trudnego do uchwycenia za pomocą sprawdzonych technik pisarskich, szuka wiec sposobu, by swoje wewnętrzne przeżycia wypowiedzieć. Wydaje się, iż proza stylizowana na ustna opowieść jest najbardziej pojemnym sposobem snucia opowieści o sprawach ważnych z rożnych powodów.
To nie wszystko, jeśli chodzi o cechy gatunkowe tej prozy. Nie zapominajmy, ze pisarz był również malarzem, dlatego często piszący o Haupcie wskazują na "malarska" stronę świata przedstawionego w małych formach. Artysta pisząc jakby maluje pełen szczegółów "własny świat", zachęcając nas w ten sposób do bliższego obcowania z rzeczywistością Galicji Wschodniej, która gości na jego obrazach najczęściej. Ale przecież tematów jest więcej.
Obrazy Haupta, bo chyba w ten sposób można również określać materiał prozatorski, który tu omawiamy, pokazują, jak za sprawa zewnętrznych doznań, jakie nam oferują, można docierać do spraw ukrytych w ich wnętrzu. I co najważniejsze, uczą wrażliwości tak potrzebnej do szukania odpowiedzi na proste z pozoru pytania, które często zadajemy.
Opowieści Zygmunta Haupta układają się, zdaniem Marii Danilewicz - Zielińskiej, w formę eseju krajoznawczego, dodajmy, nie pozbawionego odniesień historycznych. Wraz z pisarzem wędrujemy po zakamarkach Podola, zwiedzamy Gorgany, końskie jarmarki, rozmawiamy z przygodnie spotkanymi ludźmi, przeprawiamy się przez Dniestr, zaglądamy do chat lepionych ze słomianych okłotów i gliny, izb jak z obrazów Chagalla, mijamy figurę kamienna, obielony wapnem krzyż na rozstajach dróg i wciąż przed siebie, przez "kraj plaski jak tarcza, pod lukiem nieba, otwarty i pusty". Tam powracał Haupt najchętniej, by odzyskać samego siebie. Malował wiec Podole w każdym najdrobniejszym szczególe, czerpiąc garściami z kultury, gwar tamtego regionu, cytując przyśpiewki, dowcipy, powiedzenia, oddając obyczaje i nazewnictwo, by być wiernym czasem najdrobniejszym szczegółom. Dlatego dociekliwy czytelnik chcąc wiedzieć, co znaczą te wszystkie posmyki, szynkle, balabony, kalataly, szeptuny oraz inne elementy końskiej uprzęży czy lokalne określenia przedmiotów codziennego użytku, musi podjąć trud poszukiwań w słownikach regionalizmów. Uszczegółowienie opisu świata przedstawionego podnosi jego autentyzm, dodaje mu barw. Sposób patrzenia zmienia się jednak zasadniczo, gdy pamięć odtwarza doświadczenia wojenne i emigracyjne. Pomimo precyzji w szkicowaniu przedmiotu wspomnień, pisarz wypatruje okazji, by w sprzyjających momentach uciekać w stronę dygresji, szukać sposobu związania tego, co nastąpiło "później" z tym, co juz "było".
7. Pozostało jeszcze owo "jutro...", słowo zaczerpnięte z tytułu jednego z ostatnich opublikowanych za zycia autora opowiadań. Niestety, o przyszłości Haupt nie napisał nic. Może wolał skupić swa uwagę na rekonstrukcji przeszłości, zabierając czytelnika w "podroż sentymentalna po tej ziemi, oglądanej przez muślin wyobraźni", niż planować niewiadoma przyszłość. Albo po prostu był jednym z tych, o których austriacki pisarz Robert Musil napisał w swym dramacie Marzyciele:
"Są nimi ludzie pozornie pozbawieni uczuć. Wędrują, przypatrując się, co robią inni, którzy na świecie czuja się swojsko. I niosą w sobie cos, czego nie czuja. Każdej chwili spadają poprzez wszystko w bezdenna otchłań. Nie tonąc przy tym. W stan stworzenia".
Pierścień z papieru - Zygmunt Haupt
fragment
DESZCZ
Niektóre sprawy zapamiętuje się w życiu na zawsze. Pamiętam na przykład jeden deszcz. Musiałem być przez jeden dzień w tym miejscu, obcym, nieznanym mi dotąd, byłem tam przez cały dzień i deszcz padał przez dzień cały, i zaledwie ustał nad wieczorem. Kiedy przyjechałem tam rano, wcześnie, to przyjechałem już za tego deszczu. To było lato i ciepło i nic właściwie nie dolegało owego dnia, tylko deszcz. Było zielono, jasna zieleń wczesnego lata, jasna, srebrzysta, i dlatego srebrzysta, że była zaciągnięta szarugą tego deszczu. Na stacji kolejowej trzeba było poczekać, może na to ażeby ten deszcz trochę przestał tak padać bo nie było nań rady, deszcz ulewny, ciągły. Potem jak miałem tam pobyć cały dzień, to i przyzwyczaiłem sie do tego deszczu, jakby należał on do krajobrazu, jakby tu nie miało nigdy być co innego tylko deszcz. Bo ani przedtem tam nie byłem nigdy ani potem. Mogłem sie domyślać jak tam było za sucha, za pogody i słońca, ale wtedy kiedy byłem to był deszcz i zielono. Pamiętam zieleń tego miejsca, jakby zieleń ta, jak farba przez ten deszcz rozpuszczona, zafarbowała wszystko na zielono. Powiedziałem tu przedtem "szaruga". Otóż nie, nie była to szaruga. Było coś świeżego, żywego w tym deszczu, padał prosto, nie zacinał, nie zalewał szyb okiennych ani ścian, ale w jakiś stanowczy, zdecydowany sposób gdzie tylko było obrócić oczy leżał pionowo na tym zielonym krajobrazie z zieleni drzew. Byłem tam wtedy przez cały boży dzień. I było tam pusto, bo i deszcz, wiec wtedy ludzie się chowają, i poza tym był to jeszcze półsezon, więc tych ludzi mało. A więc opustoszałe ?wirowane chodniki, "deptaki", nie żwirowane ale wysypane żużlem, to pamiętam, sztachety domów i willi, cienisto od drzew wysadzających te ulice, rynny chlustające wodą deszczową, mokre liście. Czasem przelatywał jakiś milczący ptaszek i to było całe życie, lot skośny ptaka z jednego mokrego schroniska w inne. Nawet nie pamiętam jakie tam było niebo, bo wszędzie były drzewa i przysłaniały je. Nie było także ani powiewu, może zaciągnęło chmurami i musiały się wypadać i wtedy nie miało go być więcej, tego deszczu.