„Zeszyty Szkolne” (kwartalnik) - wybrane artykuły, styczeń 2006
Redakcja pisma: Sławomir Jacek Żurek - redaktor naczelny, Elżbieta Żurek - sekretarz redakcji; współpracownicy: Witold Bobiński, Stanisław Bortnowski, Jacek Brzozowski, Sebastian Ignaszczak, Bożena Olszewska, Iwona Otulakowska, Rafał Rutkowski, Klemens Stróżyński, Mateusz Stróżyński, Gertruda Wichary, Jacek Wojtysiak, Joanna Wójtowicz.
Adres strony internetowej: www.stentor.com.pl.
Może jeszcze streszczony spis treści - dla orientacji:
Słowo wstępne
S.J. Żurek, Język w szkole
Głosy wokół językoznawczych stron
Językowa tandeta i brylanty - rozmowa S.J. Żurka z prof. Jerzym Bartmińskim
J. Lewińska, Komunikacja interpersonalna w praktyce pedagogicznej
B. Olszewska, O retoryce w liceum - racjonalnie. Cztery podpowiedzi
J. Nocoń, Gatunki wypowiedzi na lekcjach j. polskiego
G. Bogucka, J. Wojczakowski, Mowa nieskładna i „niewiązana”
A. Wojnowska, Dania Ezopa. O potrzebie kształcenia refleksji językowej
A. Janus-Sitarz, Bezład słów - bezradność czytelnika, czyli uczeń wobec języka nowej literatury
Od stażu do dyplomu
M. Stróżyński, Optymizm Koheleta. O jednym słowie Eklezjasty
Czas na wiersz! [tu propozycje przeprowadzenia lekcji - jedna o interpunkcji, druga o Potockim]
Bombowe lekcje [tu również scenariusze lekcji: o anglicyzmach we współczesnej polszczyźnie, o dialektach, Jądru ciemności Conrada, Kaczmarskim]
Metodycy radzą
W. Bobiński, Papierowe hiperteksty, czyli literatura w służbie podręczników. Reakcyjny felieton metodyczny
Czytamy ze zrozumieniem [ćwiczenia językowe]
Uwaga! Filozofia w szkole!
J. Wojtysiak, O słowie „być”
Wychowawca w nowej szkole [tu scenariusze lekcji wychowawczych, m.in. o alkoholu, przemocy, asertywności]
Przekrój edukacyjny [tu jeden koszmarny artykuł, wynurzenia starszej pani nad złym stanem języka młodych nauczycieli, ale napisany tak wrednym i niewyrozumiałym tonem, że po przeczytaniu paru pierwszych zdań zrezygnowałam - po co się stresować?]
Półka wydawnicza [co nowego na rynku wydawniczym dla nauczycieli]
Prawo oświatowe - poradnik [o uprawnieniach nauczycieli związanych z rodzicielstwem]
Jeszcze może parę zdań ze wstępu - otóż nasz język jest piątym pod względem liczby użytkowników językiem Unii Europejskiej; rok 2006 ustanowiono Rokiem Języka Polskiego (uchwała Senatu RP). Decyzja ta miała związek z dwusetną rocznicą rozpoczęcia edycji pierwszego w historii Polski słownika języka polskiego - pod red. Samuela Bogumiła Lindego. Numer pisma poświęcono zatem w przeważającej mierze zagadnieniom językowym.
Językowa tandeta i brylanty - rozmowa S.J. Żurka z prof. Jerzym Bartmińskim (UMCS) - streszczam najważniejsze myśli pojawiające się w wypowiedziach prof. Bartmińskiego
Język Polaków jest dziś ogromnie zróżnicowany, to tygiel, w którym tandeta miesza się z brylantami. Korzystamy z dobrodziejstw demokracji, każdy może bez obawy pokazać swoją twarz, zaprezentować swój sposób mówienia. Sama poprawność zachowań i wyrażania się przestała wielu ludziom wystarczać. Młoda literatura (Masłowska, Kuczok) stale dziś szokuje obrazami polszczyzny pokrętnej, dosadnej, wulgarnej. Bardziej jednak martwi to, że od czasu, kiedy Jerzy Urban zwulgaryzował język publicystyki w swoim tygodniku „Nie” - ów sposób porozumiewania się znalazł zwolenników i u innych autorów, wbrew duchowi ustawy o języku polskim z roku 1999, która zobowiązuje do walki z nadużyciami językowymi. Kontestowanie tradycji, dehumanizacja, wulgaryzacja - to jednak tendencja całej współczesnej kultury. Wynika to z głodu autentyku, chęci obcowania z czymś bezdyskusyjnie prawdziwym, bo poprawność budzi podejrzenia o fałsz.
Profesora razi nie tyle niepoprawność językowa, ile bylejakość wyrazu, lekceważenie partnera, niewiarygodność deklarowanych intencji. W dyskusjach polityków górę bierze chęć wzajemnego dokopania przeciwnikowi, a przerywanie sobie, zagłuszanie innych, mówienie nieprawdy są na porządku dziennym i nikogo to już nie zadziwia, nikt nikogo z kłamstwa nie rozlicza.
Są też pozytywy w „nowej fali” współczesnej polszczyzny: mowa to wprawdzie dosadna, lecz obrazowa i barwna, pełna humoru. Najbardziej twórcza językowo jest młodzież, a jej luzacki slang spod znaku Jurka Owsiaka („Róbta, co chceta”) chętnie naśladują tez dorośli.
Wejście Polski do UE i procesy modernizacji i globalizacji otwierają też nowe perspektywy dla regionalizmu - nowoczesnego regionalizmu, który nie oznacza zamykania się na sprawy kraju i kontynentu i świetnie daje się pogodzić z globalizmem („myśleć globalnie, działać lokalnie”).
Wprowadzenie do programu szkolnego wiedzy o kaszubszczyźnie, gwarze śląskiej, podhalańskiej czy kurpiowskiej jest bardzo dobrym pomysłem, natomiast wykłady w tych językach nie mają uzasadnienia, gdyż nie są wystarczająco bogate do opisu całej rzeczywistości.
Moda na folklor idzie w parze z mieszczańsko-arystokratyczną pogardą dla folkloru. Słowa „folklor” używa się też dla pognębienia przeciwnika - „Zachowania pewnego posła to folklor polityczny”. Jesteśmy jednym z nielicznych krajów słowiańskich, w których nie istnieje uniwersytecka folklorystyka. Nie ma też odpowiednich instytucji naukowych i edukacyjnych wspierających działania artystyczne mające na celu zachowanie dorobku kulturowego.
Jeśli chodzi zaś o sposoby wykorzystania przez nauczyciela wiedzy o folklorze do kształtowania ucznia jako świadomego odbiorcy kultury - profesor odpowiada, że ważniejsze od biernego odbioru jest przygotowanie do aktywnego uprawiania jakiejś formy śpiewu i muzykowania. Polscy studenci nie potrafią prawie niczego zaśpiewać razem, w przeciwieństwie do niemieckich czy rosyjskich. Duże zasługi ma Zespół Tańca Ludowego UMCS, przez który przewinęły się tysiące młodych. Promować folklor można poprzez uważne przyglądanie się kalendarzowi lokalnych zwyczajów dorocznych i wykorzystanie go w praktyce. Uczniowie mogą szukać starych legend, tańców, gier, zwyczajów, pieśni u starszego pokolenia.
Wiedza o języku powinna być przyswajana przez ucznia w formie ćwiczeń praktycznych skoncentrowanych na tekście: tworzeniu, przekazywaniu, odbiorze, interpretacji. Ważne, by uwzględnić też teksty użytkowe, medialne, urzędowe.
Na pytanie o stereotypy w języku - profesor odpowiada, że stereotypy mają złą sławę, gdyż utożsamiane są z uprzedzeniami - a nie zawsze tak jest, zwykle to są potoczne wyobrażenia ludzi i rzeczy. Stereotyp matki jest zdecydowanie pozytywny, ale ojca już nie tak (opiekuńczy, ale surowy), teściowej i macochy - negatywny. Jak używać języka na co dzień, by nie stygmatyzować innych? Klucz leży nie w samym języku, tylko w postawie wobec rozmówcy i mechanizmach identyfikacji grupowej (traktowanie kogoś jako jednostki, a nie osoby przynależnej tej czy innej grupie społecznej, politycznej itp.).
Joanna Lewińska, Komunikacja interpersonalna w praktyce
Znaczenie umiejętności interpersonalnych
Prawidłowa komunikacja między ludźmi sprzyja budowie wzajemnych związków, przyczyniając się do osobistego szczęścia i rozwoju, a tym samym zdrowia psychicznego wszystkich zaangażowanych osób. Można wyróżnić 4 wymiary komunikacji:
intrapsychiczny - obejmuje indywidualne, jednostkowe doświadczenia komunikacyjne
interpersonalny - kształtowany przez relacje komunikacyjne osób, które przebywają w bezpośrednim kontakcie
społeczny - relacje te obejmują interakcje osób o tożsamości anonimowej
grupowy - relacje te zachodzą pomiędzy osobami zajmującymi określone pozycje, np. zawodowe.
Kształcenie i rozwijanie kompetencji z zakresu komunikacji społecznej nauczycieli jest konieczne, gdyż ich zdolności komunikacyjne warunkują poprawną realizację zadań dydaktycznych. Nauczyciele, komunikując się w sposób poprawny z uczniami, wpływają na ich dalsze możliwości komunikacyjne oraz sposób, w jaki będą się komunikować w przyszłości.
Problemy z komunikacją w szkole
Umiejętności interpersonalne polskich nauczycieli pozostawiają wiele do życzenia: relacje nauczyciel - uczeń często obniżają płynność komunikacyjną uczniów. Wpływa na to utrzymywanie uczniów w stanie zależności, niska ocena ich merytorycznych i językowych kompetencji. Uczniowie źle oceniają zachowania tych belfrów, którzy swoją postawą wywołują lęk, uczucie bezsilności, rozgoryczenia. Nie zauważając swej dominacji, wielu nauczycieli konsekwentnie nie przywiązuje większej wagi do lęku dzieci. Występują też schematy w myśleniu o uczniach jako osobach zajmujących niższą pozycję w hierarchii, osobach mających charakteryzować się uległością.
Przezwyciężanie problemów komunikacyjnych w warunkach szkolnych
Pierwszym etapem prawidłowej komunikacji jest aktywne słuchanie - powinno ono mieć charakter empatyczny, gdyż umożliwia nawiązanie pogłębionego kontaktu z uczniem.
Następnym etapem komunikacji jest precyzyjna, adekwatna do sytuacji oraz spójna ekspresja, która powinna stwarzać szansę przedstawienia swoich poglądów wszystkim uczestnikom aktu komunikacyjnego. Należy wyznaczyć tzw. przestrzeń komunikacyjną, w której uczniowie nie będą czuć się skrępowani, ale też przestrzeń, której przekroczenie pociąga za sobą określone konsekwencje.
W trakcie dialogu osoba dorosła może przyjąć jedną z trzech postaw: autorytarną, pobłażania lub współpracy. Despotyczna postawa budzi często opór, wytwarza atmosferę buntu, obniża samodyscyplinę uczniów. Pobłażanie prowadzi często do chaosu informacyjnego. Postawa współpracy, oparta na zasadzie asertywności komunikacyjnej, jest najbardziej skuteczna.
Dialog komunikacyjny powinien być prowadzony w sposób asertywny, szczery, z poszanowaniem odrębności rozmówcy. Nauczyciel powinien również zadbać o zapewnienie partnerstwa w interakcji poprzez umożliwianie wszystkim inicjowania rozmowy; włączenie niewerbalnych składników komunikacji; zróżnicowanie sposobów mówienia w zależności od sytuacji, wieku i statusu rozmówcy oraz intencji mówiącego.
Należy dążyć do pełnego rozwoju umiejętności porozumiewania się, gdyż skutkuje to wzrostem poziomu wspólnie z uczniem wykonywanych zadań oraz wzajemną bliskością i spoistością grupową.
Grażyna Bogucka, Janusz Wojczakowski, Mowa nieskładna i „niewiązana”
Najpoważniejsze zagrożenia dla współczesnej polszczyzny to presja języka angielskiego (zalew anglicyzmów), a także postępująca degradacja polszczyzny na poziomie składni oraz spójności komunikatów językowych. Istnieje wyraźny regres w nabywaniu przez uczniów umiejętności zdaniotwórczych.
Składnia to logika języka, a tym samym warunek udanej komunikacji międzyludzkiej na poziomie głębszym niż wyrażanie słowem prostych emocji czy powierzchownych reakcji na sytuacje życiowe.
Są to elementy kompetencji językowej, których nie nabywa się raczej przez sam udział w komunikacji mówionej. Mowa potoczna nie bardzo nadaje się do pełnienia funkcji wzorotwórczej (bełkotliwa mowa mass mediów). Zdolności zdaniotwórcze muszą być wyrabiane w obcowaniu z polszczyzną pisaną, poprzez długotrwałe ćwiczenia. Kształtowaniu wyczucia porządku składniowego nie sprzyja język internetowy oraz język tekstów poczty elektronicznej, pełen skrótów myślowych, łączący byle jaki zapis werbalny z językiem emotikonów.
Przyczyną braku wyczucia składni jest też nieznajomość zasad gramatyki. Do nowych programów szkolnych ponownie wprowadzane są elementy retoryki. Jest to powrót do tradycji trivium, w której sztuka ta stanowiła uwieńczenie dwóch niższych faz kształcenia, czyli gramatyki i logiki (dialektyki). We współczesnej szkole retoryka zawisła jednak w próżni - ograniczono treści z zakresu gramatyki, a logiki nie ma w ogóle. Zadania na nowej maturze nie motywują wystarczająco uczniów do pracy nad składnią - w tekstach czytania ze zrozumieniem forma wypowiedzi ucznia nie jest punktowana! Może on pisać strzępami zdań, byleby z grubsza utrafił w treść ujętą w modelu odpowiedzi. Poziom wymagań dotyczący drugiego zadania maturalnego - pisania własnego tekstu - został określony przez kryteria niewystarczająco uwzględniające zasady kultury języka polskiego. Znaczenie składni w komunikacji językowej zostało osłabione, a nawet rozmyte. Błąd składniowy ujęto w jednej zbiorczej kategorii wymogów razem ze słownictwem, frazeologią, fleksją oraz nieokreśloną tzw. ogólną komunikatywnością języka. Co więcej, ocena poprawności składniowej oddzielona została od oceny poprawności interpunkcyjnej - a błędy interpunkcyjne wynikają przecież z nieznajomości zasad składni.
Uczniowie często całkiem lekceważą interpunkcję, ale nawet ci, którzy z niej nie rezygnują, często nie wyczuwają naturalnych granic składniowych w obrębie poszczególnych wypowiedzeń - np. zawsze stawiają przecinek przed „że”, „który”, między „mimo” i „że”.
O wiedzy i umiejętnościach zdaniotwórczych warto mówić w związku z interpretacją i analizą poezji. Gdy nie wyczuwa się granic składniowych, nie rozróżnia się elipsy, przerzutni, anakolutu.
Poloniści, przeciążeni sprawdzaniem prac pisemnych, często upraszczają sobie pracę - błędy składniowe klasyfikując jako stylistyczne, tym samym nie dostarczając uczniom informacji na temat błędów. Nie mówiąc już o tym, że osłabło poczucie odpowiedzialności nauczycieli innych przedmiotów niż język polski za stan polszczyzny uczniów.
Należy przygotować wszystkich nauczycieli do pracy nad językiem uczniów.
Anna Janus-Sitarz, Bezład słów - bezradność czytelnika, czyli uczeń wobec języka nowej literatury
Literatura najmłodsza? Nieobecna
Nieobecność w szkolnej edukacji literatury nie tylko najmłodszej (z ostatnich kilkunastu lat), ale nawet tej z ostatnich kilku dekad, jest smutnym faktem. „Współczesność” reprezentowana jest najczęściej przez Kartotekę Różewicza i Tango Mrożka - bestsellery dziadków uczniów. Brak nie tyle czasu, ile świadomości potrzeby zmierzenia się z literaturą najnowszą.
O kłopotach z rozpoznaniem i wartościowaniem tych tekstów przez znawców świadczy debata tocząca się na łamach „Tygodnika Powszechnego”, zainicjowana artykułem Anny Nasiłowskiej na przełomie 2005 i 2006 roku, pt. Spory - polemiki: literatura czy literaturka?. Skoro literatura najmłodsza budzi tyle kontrowersji wśród ekspertów, tym bardziej trudności mogą mieć nauczyciele - z wyborem, wartościowaniem, sposobem analizy. Pomocy nie znajdują w podręcznikach.
Literatura zrobiona jest z języka
Jeszcze nie tak dawno istniało zjawisko uprzedzenia uczniów do czytania poezji - bo wymaga wysiłku intelektualnego. Dziś język nie tyle poezji, ile całej literatury wydaje się zbyt trudny dla przeciętnego odbiorcy. Wiąże się to z odchodzeniem od fabularności, od opowiadania historii ku formie przekazu.
Poetyka bełkotu
Kaskady zdań pozbawionych sensu, strzępy oderwanych myśli, banalne powiedzonka, powtarzane regułki - absurdalny bełkot wyraża to, co trudne do wyrażenia w konwencjonalnych zdaniach: temperaturę uczuć, emocjonalną pustkę, ścieranie się złości, nadziei i bezradności. Język okazuje się całkowicie bezradny w przekazywaniu myśli, uczuć, pragnień. Natłok bezsensownej gadaniny, ciągłe powtórzenia są rozpaczliwą konstatacją, że w zalewie słów człowiek staje się coraz bardziej samotny. Zdewaluowany język nie może niczego komunikować, słowa wyrwane z kontekstu, zestawione bezładnie, tworzą nową, przerażającą rzeczywistość. Za chaosem mowy kryje się pustka, strach, ostrzeżenie przed degradacją człowieczeństwa.
Słowa, które kłamią
W jednym z minidramatów Daniła Charmsa, rosyjskiego prekursora teatru absurdu (lata 20. XX w.), widzimy taką scenę:
Grigoriew (bijąc Siemionowa po mordzie): No i nastała nam zima. Pora palić w piecach. A pana zdaniem? Siemionow: Moim zdaniem, jeżeli poważnie potraktować pańską uwagę, to chyba rzeczywiście pora palić w piecach. Grigoriew (bbijąc Siemionowa po mordzie): A według pana zima będzie w tym roku mroźna czy łagodna? Siemionow: Chyba, sądząc z tego, że lato było deszczowe, zima będzie mroźna. Jeśli lato jest deszczowe, zima jest zawsze mroźna.
Nic bardziej kłamliwego niż te grzeczne słowa, niemające żadnego związku z sytuacją - mowa ta nie zbliża ludzi, wprost przeciwnie: buduje między nimi mur konwencji i obojętności. Podobnie w polskiej literaturze gładka mowa pachnie fałszem, cynizmem, obłudą. Postaci z książek Kuczoka posługują się gotowymi formułami, świadczącymi o oportunizmie i bezduszności, sloganami, których znaczenia czasem sami nie rozumieją.
Gry ze słowem, z konwencją, z tradycją
Nie zbaczam nawet na milimetr, choć soczyste krzaki są pociągające, wygodna ławka przyciąga, a oni, te luje francowate, już tam siedzą. Siedzą, kminią, lolki palą. Bilard, balanga, swawola. Ledwie klubokawiarni nie rozwalą. Feta, siupa, hejże, hola! Coś się dzieje. Coś się leje. Coś się wciąga. [Sławomir Shuty, Zwał]
Dla wielu pisarzy tradycja literacka stanowi wciąż punkt odniesienia - testują konwencje, bawią się stylami, cytatami z wielkiej klasyki. Jest to wyraz niechęci wobec kultu pamiątek, skostniałych form kontynuacji. Pisarze drwią z sentymentu i patosu. Każde zagrożenia poetyckością rozbrajane jest natychmiast kolokwializmem lub żartem - wynika to z sceptycyzmu wobec wykorzystywania dorobku przeszłości jako „dobra wspólnego”, do którego wszyscy mają prawo i który wszyscy nadużywają w słownej demagogii, politycznej manipulacji.
Kolokwializmy, wulgaryzmy, obscena
Tym, co w dużej mierze zniechęca czytelnika do nowej literatury, jest przejęcie przez nią języka ulicy, utożsamianego z chamstwem, zepsuciem, agresją, brakiem kultury.
Artur Madaliński dostrzega jednak w tej literaturze dużą wrażliwość na odzwierciedlane w języku zmiany zachodzące w polskiej rzeczywistości. Język literatury, uładzony, wysterylizowany z błędów, obcych naleciałości, żargonu i argotu, byłby swego rodzaju zakłamywaniem współczesnej rzeczywistości, jeśli właśnie intencją twórcy jest tę rzeczywistość oddać.
Najtrudniej jednak krytykom przychodzi wytłumaczenie niezwykłej popularności mowy obscenicznej: wulgaryzmów, przekleństw, wyzwisk - charakterystycznych dla tradycji karnawałowo-błazeńskiej, wspomagającej kreowanie „świata na opak”. Można mówić o terapeutycznej funkcji sprośności - obscena to sposób na wyrażenie buntu przeciw skostniałym normom, sztywnym zasadom, stereotypom. To także żywioł radości, uwolnienia od strachu, od nakazów i zakazów.
Rozważając z uczniami problem językowych nieprzyzwoitości, warto więc próbować odpowiedzieć na pytanie, czemu służy ich obecność. Czy są tylko niepotrzebnym dodatkiem, który uwieść może jedynie mało wybrednego odbiorcę? Czy też, na zasadzie pars pro toto, odsyłają do jakiegoś planu ogólnego, skłaniając tym samym de refleksji - np. o tym, jak za bezradnością ludzi podąża dewaluacja słów.
Czytanie literatury najnowszej - według Tomasza Kunza - jest jednak dla wielu osób najbardziej naturalną i najskuteczniejszą szkołą lektury, która zaowocować może w przyszłości sięgnięciem po takich autorów jak Balzac, Perec.
Witold Bobiński, Papierowe hiperteksty, czyli literatura w służbie podręczników. Reakcyjny felieton metodyczny
Podręcznik, bo o nim mowa, najpoczciwszy (obok kredy i tablicy) środek dydaktyczny, przeżywa dziś „złoty wiek”, choć w tej dziedzinie epoki mijają w zawrotnym tempie. Niedługo pewnie tradycyjny podręcznik zostanie wyparty przez elektroniczny.
Twórcy podręczników nie ułatwiają sobie sytuacji. Wręcz zachowują się tak, jakby chcieli przepiłować gałąź, na której siedzą. A jako że autor jest sam lokatorem tej gałęzi, apeluje o opamiętanie, zanim wszyscy z hukiem spadniemy z trzeszczącego konara.
Podstawa programowa określa absolwenta gimnazjum jako kogoś, kto dostrzega, komentuje, interpretuje, rozpoznaje i uczy się „istnienia w kulturze”. Licealista ma na dodatek umieć porównywać i odróżniać rozmaite zjawiska kulturowe. Programy nauczania mówią o „poszukiwaniu własnej tożsamości”, „czynnym uczestnictwie w kulturze”, „rozbudzaniu motywacji do samodzielnego poznawania dziedzictwa kultury”. Zarysowana sylwetka absolwenta gimnazjum czy liceum lokuje się częściowo w sferze dydaktycznej science fiction. Pomińmy więc górnolotną polszczyznę programów nauczania i patronującej im podstawy. Gorzej, że fantastyczno-dydaktyczny status skutecznie wspierają liczne podręczniki do kształcenia literacko-kulturowego. Niewiele ma to wspólnego z kształceniem sprawności odbiorczych i samodzielności w kontaktach z wytworami kultury - mistyfikacją jest twierdzenie, że podręczniki to skuteczne narzędzia edukowania ku samodzielnemu „istnieniu w kulturze”.
Dziewczynki i chłopięta
Odbiorcy podręczników do literatury jawią się jako mało zaradne lub zgoła bezradne istoty, które w kontakcie z literaturą potrzebują nie tylko zachęty, inspiracji, wskazówki, ale przede wszystkim stałego trzymania za rękę. Wynika to z przyjętej w wielu podręcznikach koncepcji strukturyzacji treści, znanej jako kręgi tematyczne. Podręczniki takie tylko pozornie promują samodzielność intelektualną w kontakcie z tekstami, w istocie zaś zdejmują z ucznia obowiązki, wyręczają go. Zbytek łaski autorów podręczników polega na tym, że zanadto przejmując się swoją rolą, proponują uczniom książki nazbyt autorskie, przesadnie nacechowane własną wizją tekstów, odniesień, nawiązań.
W świetle założeń uznanych dziś odbiorca jest instancją nadrzędną, a wielointerpretacyjność nie podlega dyskusji. Zwykła pokora wobec tekstu literackiego i otwartość na jego znaczeniową polifonię nakazywałaby rezygnację z rozdzielania ról, ostentacyjnego przydzielania znaczeń. Tymczasem autorzy wielu podręczników na własną odpowiedzialność rozlokowują utwory w kręgach tematycznych: wiersz Szymborskiej Z nieodbytej wyprawy w Himalaje w rozdziale o „Zdobywcach i marzycielach”, Świtezianka w części „Pragnę akceptacji i miłości”.
Niezrozumiała jest też zupełnie chęć wyręczenia uczniów w tej miłej i intrygującej czynności umysłowej, jaką jest poszukiwanie sensu utworu. W książkach do literatury są skwapliwie udzielane informacje, że dany rozdział mieści utwory, w których poszukuje się recepty na szczęście, inny zaś teksty o wolności i mądrości, domu i ojczyźnie... To nic innego jak prowadzenie za rękę uczniów.
W książce jak w sieci?
A strona jak ekran komputera? Tak właśnie dziś wyglądają strony wielu książek szkolnych: kolumny tekstu, ramki, ilustracje, ikonki, strzałki... Panuje żywe do dziś przekonanie, że młody odbiorca nie jest w stanie skupić uwagi na archaicznie wyglądającej stronie z kolumną linijek. Schemat pierwszy: tekst z epoki, reprodukcja obrazu, współczesna fotografia, tekst autora współczesnego jako nawiązanie, jeszcze coś z kultury masowej na podobnej zasadzie. Inny schemat: tekst przywołujący główny motyw rozdziału + szereg tekstów towarzyszących, dołączonych na zasadzie linku (czyli skojarzeń autora).
Praca z takim podręcznikiem ma polegać na bliskiej internautom nawigacji - od tekstu do hipertekstu - jest to jednak pozorne. W internecie każdy tekst stanowi otwarcie drzwi do przepastnej, niezgłębionej i nigdy do końca niewyeksploatowanej przestrzeni innych zjawisk tekstowych. Papierowy, podręcznikowy hipertekst jest wąskim, zamkniętym obszarem subiektywnie wytyczonym przez autora.
Literatura w służbie (aneks do felietonu, czyli autorów podręczników domniemana odpowiedź felietoniście) - przytaczam w całości
W odpowiedzi na nieodpowiedzialny i napastliwy felieton zamieszczony w „Zeszytach Szkolnych” chcieliśmy przedstawić wszystkim, a zwłaszcza młodzieży, nasze stanowisko w sprawie roli podręczników w edukacji literackiej. Otóż, dziewczynki i chłopięta, literatura służy wyrażaniu i ilustrowaniu pewnych haseł, zjawisk, nauk moralnych, problemów. My te problemy nazwaliśmy i porozdzielaliśmy na poszczególne klasy, gdyż wiemy, kiedy i jaki problem was zajmuje. Na pewno w niższych klasach dzieciństwo i dom, a w starszych - ogólnie rzecz biorąc - wolność, miłość, Europa..., zresztą, czasem odwrotnie. Wszystkie problemy zilustrowaliśmy tekstami, dobierając je tak, żeby się ze sobą łączyły, bo lubimy zgrabne całości. Oczywiście - najpierw te utwory zinterpretowaliśmy i uznaliśmy, że wyrażają to i tamto. Właściwie, wiecie już co. Niełatwo było nam skomponować nasze podręczniki, czyli dopasować teksty do haseł. Dlatego cięliśmy, kawałkowaliśmy powieści, opowiadania, artykuły, czasem nawet i wiersze. Cośmy się naszukali, nawyrywali fragmentów, to tylko my wiemy. No, ale teraz macie wszystko poukładane, podręczniki prowadzą was i waszych nauczycieli od pierwszej do ostatniej strony. Powiedzcie więc waszym polonistom, że właściwie nie muszą układać własnych planów i rozkładów materiału, a nawet nie powinni. Podręczniki są tak skomponowane, że logicznie, stopniowo, krok po kroku rozszerzają wam widok na kulturowy dorobek ludzkości. W końcu po co myśmy to tak starannie zestawiali, łączyli, dopasowywali? I niech sobie niepostępowi naukowcy wybrzydzają, że tworzymy podręczniki w oparciu o jakieś nasze widzimisię. Żyjemy w wolnym kraju i każdemu wolno. A my chcieliśmy przecież jak najpiękniej, jak najciekawiej, jak najoryginalniej. Proponujemy wam nasze podręczniki, by łatwiej wam było czytać i komponować waszą (czyli naszą) „wielką księgę kultury”.
PS I oczywiście odrzucamy oskarżenia o instrumentalne wykorzystywanie literatury.
Jacek Wojtysiak, O słowie „być”
Zagadka
Analiza słowa „być” ważna jest nie tylko dla gramatyków i językoznawców. Ma ona poważne konsekwencje filozoficzne. My dokonamy analizy w duchu tzw. filozofii lingwistycznej, według której jedyne, co dziś filozofom zostało, to komentować codzienne używanie słów; doprawimy tę analizę szczyptą logiki
Przypadki Eleonory, czyli „być” predykcyjne
Nasza znajoma, nazywająca się Eleonora Lingwiak, pilnie studiuje językoznawstwo na UW. Możemy o niej powiedzieć:
Eleonora Lingwiak jest studentką.
Eleonora Lingwiak jest pilna.
wskazuje na to, że należy ona do pewnego zbioru osób; wg (2) posiada ona pewną własność/właściwość. Terminologia zbiorów i własności są zamienne: przynależność do zbioru ludzi wiąże się z posiadaniem określonych własności. Funkcję słowa „być” w takim wypadku nazywamy funkcją predykacyjną (czyli stwierdzanie przynależności do zbioru albo posiadanie określonych własności). Omawiane słowo tworzy w takich zdaniach predykat, czyli wyrażenie określające własność.
Języczki i ich krewni, czyli „być” identyfikacyjne
Eleonora jest szczególnie uzdolniona i już na studiach napisała zbeletryzowany podręcznik do nauki o języku na poziomie gimnazjum - o tytule Języczki i ich krewni. Prawdziwe jest zatem zdanie:
Eleonora Lingwiak jest autorką podręcznika Języczki i ich krewni.
Języczków. „Być” pełni tu zatem funkcję identyfikacyjną lub identycznościową (tożsamościową).
Eleonora Lingwiak = autorka podręcznika Języczki i ich krewni.
Dzięki tej funkcji identyfikacyjnej nasz obraz świata nabiera cech stabilności. Rzeczy nabywają i tracą własności, ale pomimo to zachowują trwałość: Po prostu: są sobą.
Czym jest istnienie Eleonory?
Gdy obetniemy orzeczniki w zdaniach (1), (2) i (3), uzyskamy zdanie:
Eleonora Lingwiak jest.
Brzmi ono dziwacznie, lepiej będzie:
Eleonora Lingwiak istnieje.
Obcięcie orzeczników wskazuje na to, że nie interesuje nas już, jakie własności posiada Eleonora. Jest to „być” w funkcji egzystencjalnej.
Poza tym często słowo „być” występuje z przyimkami lokacyjnymi: „być w”; „być na”; „być przy” itp. - „być” występujące w tym kontekście nazywamy „być” lokacyjnym (w funkcji lokacyjnej).
Wyobraźmy sobie, że Eleonora jest teraz na lub w UW - wtedy poprawne jest zdanie:
Eleonora Lingwiak jest w UW.
Ze zdania tego wynikają następne: że jest w Warszawie, Polsce, Europie, na Ziemi. W końcu powiemy:
Eleonora Lingwiak jest gdzieś.
W ten sposób docieramy do drugiej koncepcji istnienia - lokacyjnej, wg której „istnieć” znaczy: znajdować się gdzieś.
Zachodzi równoważność między przedstawionymi tu koncepcjami istnienia: predykacyjną (sprowadzającą istnienie do posiadania jakiejś własności) oraz lokacyjną (sprowadzającą istnienie do znajdowania się gdzieś). Z filozoficznego punktu widzenia sens zdania (7) można potraktować jako posiadanie przez Eleonorę pewnej własności; z kolei jej „bycie studentką” (1) można potraktować jako znajdowanie się w zbiorze studentek. Z gramatycznego punktu widzenia jednak konstrukcje lokacyjne z „być” są tylko odmianą konstrukcji predykacyjnych (stanowią tzw. orzeczenie lokacyjne, będące swoistym orzeczeniem imiennym).
Kłopoty z Eleonorą - kłopoty z byciem
Podsumowując, są 4 funkcje słowa „być”: predykacyjna, identyfikacyjna, egzystencjalna i lokacyjna. Trzy ostatnie jednak są wtórne wobec pierwszej, dadzą się do niej sprowadzić.
Wyliczone funkcje nie są funkcjami jedynymi. Wystarczy tu wymienić towarzyszącą im zawsze funkcję modalną. Każdy czasownik występuje w jakimś czasie, trybie, stronie. Jednak bez słowa „być” nie można wyrazić czasu zaprzeszłego i przyszłego złożonego, trybu przypuszczającego oraz strony biernej.
Poza tym, co to znaczy „nie być”, czyli „nie istnieć”? Nie posiadać żadnych własności? - ale nasi umarli przodkowie odznaczają się mnóstwem własności. Nie należeć do żadnego zbioru lub być nigdzie? - ale Słowacki należy do zbioru poetów i pozostaje w naszej pamięci.
Co jest skandalem?
Bertrand Russel, współtwórca współczesnej logiki i filozofii analitycznej, powiedział niegdyś, że jest skandalem ludzkości, iż jedno słowo - „być” - obsługuje tak wiele funkcji i służy do wyrażania tak różnych idei. Aby naprawić ten błąd, Russel porozdzielał te funkcje czy idee, przyporządkowując im odrębne symbole logiczne (np. asercji, identyczności, inkluzji itd.). Prawdopodobnie nie wiedział on, że jego pogląd wynikał z nieznajomości języków nieindoeuropejskich. Okazuje się bowiem, że większość z nich nie posiada jednego słowa, które odpowiadałoby naszemu „być” z całym jego bogactwem gramatycznym, znaczeniowym i filozoficznym.
Można zapytać, co jest większym skandalem ludzkości: czy to, że w językach europejskich jeden wyraz spełnia tak wiele funkcji, czy raczej to, że w wielu innych językach nie ma jednego wyrazu dla powiązanych ze sobą funkcji - i trzeba ukazywać związki między nimi za pomocą systemu definicji wprowadzanych znaków. Powinniśmy się cieszyć, iż od dziecka posługujemy się językiem, który dzięki jednemu słowu nasuwa nam zwarty i prosty schemat obrazu świata, zwalniając nas z trudu składania go z różnych segmentów.
8