|
|
Antykoncepcja - zmarnowana szansa rozwoju Świadomość, że akt seksualny może prowadzić do poczęcia dziecka wskazuje, że w naturę tego aktu wpisane jest znaczenie potencjalnego rodzicielstwa. Tej świadomości nie można w żaden sposób zlikwidować. Każda próba uczynienia tego jest tylko potwierdzeniem jej posiadania. Można tylko próbować odczytać sens istnienia tej świadomości i nauczyć się rozwiązywać problemy ujawniające się dzięki niej. Nieustanne oddziaływanie energii psychicznej zawartej w myśli o możliwości poczęcia dziecka wydobywa na jaw najgłębsze, nie zawsze w pełni uświadomione stany duchowe i psychiczne. Myśl o dziecku, o jego ewentualnym poczęciu, jest jakby katalizatorem ujawniającym ich doświadczenie życiowe, radosne i bolesne wspomnienia z własnego dzieciństwa, ich hierarchię wartości, podejście do życia, stopień odpowiedzialności za drugiego człowieka, gotowość bezinteresowności, poświęcenia, ofiarności. Może im bardzo dużo powiedzieć wskaźnikiem nich, wskaźnikiem ich miłości, wskaźnikiem aspiracjach życiowych, pragnieniach. Ujawnia także przeróżne zahamowania, lęki i nerwice. Odkrycie tych stanów, postaw, motywacji poszerza pole świadomości przez stopniową integrację treści do tej pory nieświadomych1. Wraz z rozwiązywaniem swoich problemów wzrasta zdolność akceptacji dla dziecka, które potencjalnie może się narodzić. Gdy zaś ono się narodzi wzrasta miłość między małżonkami. Sposób myślenia o dziecku (mogącym się począć w wyniku zbliżenia seksualnego) jest jakimś wyrazem, projekcją, objawieniem przeróżnych problemów jakie mają ludzie. Treści projektowane, które krystalizują się w wyobrażeniu dziecka — są bipolarne: mają jasną i ciemną stronę, mogą być konstruktywne jak i destruktywne2. Otwartość na dziecko, gotowość jego przyjęcia (gdyby niezamierzone się poczęło) lub pragnienie jego urodzenia (tak częste u młodych małżeństw) kojarzy się z kolorystyką radosną, pogodną, promieniującą szczęściem i optymizmem życia. Negatywne podejście do dziecka można zaś obmalować barwami smutnymi, ciemnymi. Z głębi ducha potencjalnych rodziców przebija niechęć, agresja, złość, nieakceptacja, brak tolerancji, chęć bezwzględnego panowania nad istotą słabszą, uzależnioną od nich, czasami tak bezwzględnego i bezlitosnego, że posuniętego aż do gotowości odmowy prawa do życia i rozwoju3. Wszystkie te myśli o dziecku rozgrywają się w sercu małżonków. Nie są tylko opisem relacji do spodziewanego się dziecka, ale także i codziennej relacji małżeńskiej. Dlatego sposób myślenia o dziecku w wielu sytuacjach jest kryterium miłości małżeńskiej. Gotowość na jego przyjęcie, gdyby się poczęło, jest oznaką odpowiedzialności, poświęcenia, bezinteresowności itp. a tym samym prawdziwej miłości, małżeńskiego szczęścia. Jeżeli dla rodziców dziecko ma swoją niepowtarzalną wartość, tak, że nie wchodzi w rachubę aborcja, to także i wzajemna relacja małżeńska opiera się na decyzji bycia razem na dobre i na złe, jest nacechowana wiernością, wzajemnym szacunkiem i troską. Gdy o dziecku mówi się jak o intruzie, który zagrozi osobistemu szczęściu małżonków, to ich postawa wskazuje, że między nimi nie ma miłości — panuje niechęć, pozorna tolerancja, zimna obojętność lub agresja. Gdy mężczyzna i kobieta nie umieją sobie poradzić z lękiem przed poczęciem dziecka, tym bardziej są w stanie zniszczyć swoją płodność, nawet kosztem własnego zdrowia fizycznego, psychicznego i duchowego4 — decydują się sięgnąć po środek antykoncepcyjny. Uzyskując tymczasowe uspokojenie w sferze psychicznej, podważają korzenie swojej męskości i kobiecości. Kobieta ingerując w biologiczne uwarunkowania swojej natury uznaje w sposób niewerbalny, że konstrukcja jej kobiecego ciała posiada poważną wadę — jest nią cały układ rozrodczy — który należy sztucznie poprawić. Mężczyzna nie kocha szczerze kobiety, jeżeli nie akceptuje jej ciała, jej seksualności, jej płodności. Mentalność antykoncepcyjna jest zawsze związana z częściową i warunkową akceptacją siebie i współmałżonka. W relację, choćby bardzo satysfakcjonującą seksualnie, wkrada się kłamstwo, które podważa wzajemne zaufanie i hamuje rozwój miłości. Lęk mężczyzny i kobiety przed sobą i bezradność wobec płodności tylko pozornie nikną wraz z użyciem środka antykoncepcyjnego. W rzeczywistości są zepchnięte w głąb, ale istnieją nadal, drążą i męczą psychikę, osłabiają ducha. Płodność zaczyna się przedstawiać małżonkom jako złowroga dla nich siła, z którą boją się skonfrontować, nad którą nie umieją panować, a która nieustannie drzemie ukryta w ich wnętrzu. Kobieta traci kontakt z własnym ciałem co może sprawić, że kobieta „doświadcza go jako czegoś na kształt bestii — niezrozumiałej, nieobliczalnej i tajemniczej. Brakuje jej możliwości przejrzystego doświadczenia wrażeń i sygnałów płynących z ciała, brakuje też kategorii do nazywania tego, co się z nią dzieje, nie mówiąc już o rozumieniu. (...) Pojawia się uzasadniony lęk, że nie będzie ona w stanie zapanować nad całym obszarem potrzeb związanych z seksem”5. Im bardziej mężczyzna i kobieta boją się swojej płodności, tym bardziej czują się uzależnieni od środka antykoncepcyjnego. Szukają najsilniejszego, najbardziej skutecznego. Wobec lęku, który przeżywają, wobec paniki, która ich ogrania, środek ten wydaje się wybawieniem, cudownym lekarstwem. Jednak w głębi serca osoba, która zażywa środek antykoncepcyjny, najczęściej kobieta, nienawidzi antykoncepcji bo czuje, że powiększa ona jej egzystencjalny lęk przed sobą samą, przed swoim ciałem pozornie go niwelując; czuje, że coraz mniej akceptuje siebie jako kobietę, tym bardziej nie widzi siebie w roli matki. „Kobieta bojąc się dziecka — jakkolwiek godzi się na działanie antykoncepcyjne, nawet niekiedy sama je proponuje, czy wręcz sama używa takich czy innych środków — to zarazem coraz mniej tego działania pragnie. Wreszcie ten lęk narasta w niej tak dalece, że odrzuca całkowicie to działanie i zarazem odrzuca wszelkie formy zbliżenia, które w jej świadomości i w jej ocenie zmierzają do rozpoczęcia aktu. W narastającym konflikcie małżeńskim mężczyźni wyznają: ona się nie da w ogóle dotknąć”6. W takiej sytuacji coraz łatwiej jest jej pomniejszać wartość seksu, miłości, męża, dziecka. Akt seksualny zaczyna jej się wydawać największym zagrożeniem, mężczyzna jego sprawcą, poczęcie dziecka największą tragedią, która może ją spotkać. Nie daje sobie szansy oswojenia się z myślą o dziecku, dorośnięcia do jego akceptacji, pokochania go. Brak akceptacji dla swojej seksualności, lęk przed nią podpowiada czasami kobiecie, aby „stać się «syreną» — rybą od pasa w dół, sprawić, by nogi zrosły się w ogon i definitywnie odciąć się od dolnej części ciała. Syreny były różnie przedstawiane. Najlepiej znany nam wizerunek — z mieczem i tarczą — jest w kontekście naszych rozważań dość wymowny. Odcięcie siebie od pasa w dół stwarza konieczność skompensowania utraty seksualnej tożsamości. Nasza kobieta staje się więc kobietą walczącą, kobietą, która używa męskich atrybutów walki, wchodzi w męski rodzaj rywalizacji, podporządkowuje sobie mężczyzn. Wprawdzie na pół świadomie wabi i przyzywa, poruszona głębokim pragnieniem zrealizowania swojej kobiecości, ale w bliskim związku z mężczyzną doświadcza lęku i niemożności zaoferowania czegokolwiek”7. Mężczyzna, który decyduje się na współżycie seksualne, ale potem nie umie wziąć odpowiedzialności za ewentualnie poczęte dziecko jest tchórzem, który zatracił swoją męską siłę. Gdy niespodziewanie w wyniku jego działania pojawia się dziecko ujawnia się serce mężczyzny: kłębowisko lęków, nieakceptacja siebie, agresja skierowana ku żonie lub poczętemu dziecku. W takim stanie ducha nie chce zobaczyć innej od aborcji drogi rozwiązania problemu. Zaprzecza swojej męskiej sile, odwadze, odpowiedzialności. Okazuje się niemęski, niezdolny do ryzyka i przygody. Przyznaje, że nie potrafi być ani mężczyzną, ani mężem, ani ojcem. Przegrywa swoją męską tożsamość. Prawdziwe rozwiązanie polega na tym, aby mężczyźni mogli odzyskać swojego walecznego ducha, a kobiety swoje ciało, „stać się podmiotem swojego życia i dzięki temu odzyskać własną tożsamość”8. Wtedy będzie miała możliwość realizowania całego, do tej pory zanegowanego potencjału swojej męskości lub kobiecości. Wybierając antykoncepcję człowiek nie wybiera szczęśliwszej drogi życia. Składa wielką ofiarę ze swojego zdrowia duchowego i fizycznego pogańskiemu bożkowi seksu w zamian za chwilę przyjemności. Wybór drugiego rozwiązania tj. okresowego powstrzymania się od współżycia seksualnego wymaga czasami wielkiego wysiłku woli i przeciwstawienie się pragnieniu współżycia i dlatego rodzi tymczasowy dyskonfort psychiczny i fizyczny. Jednak w dłuższym okresie czasu rodzi wzrost więzi małżeńskiej i rozwój miłości. W życiu chrześcijańskim bez krzyża nie można osiągnąć zmartwychwstania. Z życia małżeńskiego i rodzinnego „nie da się usunąć ofiary, co więcej, trzeba ją przyjmować sercem tak, aby doznała pogłębienia miłość małżeńska i stała się źródłem wewnętrznej radości”9.
1 Por. C.G. Jung, L'Énergétique psychique, s.34. |
|