Alfred Schutz
„The Homecomer”
POWRACAJĄCY DO DOMU
Żeglarze feaccy przenieśli śpiącego Odyseusza na brzeg Itaki, jego rodzimej ziemi. Aby do niej powrócić, przez 20 lat znosił on trudne do wyrażenia cierpienia. Odyseusz ocknął się ze snu w swej ojczyźnie, ale nie bardzo wiedział, gdzie się znajduje. Itaka objawiła mu swe nieznane dotąd oblicze: nie potrafił rozpoznać ścieżek rozciągających się w oddali, zacisznych zatok, urwistych skał i przepaści. Podniósł się, z niedowierzaniem patrząc na to, co było jego krainą, i krzycząc rozpaczliwie: „Och, gdzież ja teraz jestem? Co ja tutaj robię?” Fakt, iż Odyseusz był tak długo nieobecny nie stanowił jedynej przyczyny, dla której nie rozpoznał on swej ojczyzny; częściowo spowodowane było to tym, iż bogini Atena, „dając mu mądrość”, roztoczyła wokół niego gęstą mgłę, by pozostał nierozpoznany. Zatem, Homer opowiada historię najbardziej znanego w historii literatury światowej powracającego do domu.
Dla powracającego, dom jawi się - przynajmniej na początku - jako coś niecodziennego. Wydaje mu się, że znalazł się w obcym kraju, obcy wśród obcych, aż do momentu, w którym bogini rozchyli welon mgły. Poza tym postawa powracającego do domu różni się istotnie od postawy obcego. Ten ostatni ma zamiar dołączyć do grupy, która nie jest i nigdy nie była jego własną grupą. Zdaje on sobie sprawę, iż znajdzie się w nieznanym mu świecie, inaczej uporządkowanym, pełnym pułapek i trudnym do opanowania. Jednakże powracający do domu zakłada, iż powróci do rzeczywistości, na temat której zawsze miał - i jak uważa - wciąż ma, osobistą wiedzę przyjmowaną jako oczywistość. Wiedza ta umożliwia mu bowiem odnalezienie się w owej rzeczywistości. Obcy, włączający się do nowej grupy, wyobraża sobie mniej lub bardziej bezskutecznie to, co go spotka; natomiast powracający do domu musi po prostu przywołać wspomnienia z przeszłości. Tak więc kierują nim uczucia, co powoduje, iż przeżywa on typowy szok, opisany przez Homera.
Owe typowe doświadczenia powracającego do domu będą przedmiotem analizy niniejszego tekstu, z uwzględnieniem ogólnej terminologii z zakresu psychologii społecznej. Powracający do domu weteran jest oczywiście szczególnym przykładem dla rozważanej tu problematyki. Jednakże, specyficzne problemy związane z tym szczególnym przypadkiem zostały w ostatnich czasach obszernie opisane w licznych książkach i artykułach , stąd też będę je traktował nie inaczej jak na zasadzie przykładu. Mógłbym również odnieść się do podróżnika, który powraca z zagranicy, czy też emigranta, który wraca do swego kraju pochodzenia: człowieka, który „dorobił się” za granicą i teraz urządza się w swoim rodzinnym mieście. Wszyscy oni stanowią przykłady „powracającego do domu”, rozumianego jako osoba, która wraca do domu na dobre, nie zaś na jakiś określony czas, jak w przypadku żołnierza na trzydziestodniowej przepustce, albo studenta spędzającego Bożonarodzeniową przerwę świąteczną wraz ze swoją rodziną.
Jak w takim razie rozumieć będziemy „dom”? Jak mówi poeta, „dom, to punkt wyjściowy jednostki” . Z kolei prawnik powie, że „dom jest miejscem, do którego pragnie powrócić znajdujący się z dala od niego człowiek”. Zatem, dom jest zarówno punktem wyjściowym jak i końcowym. Stanowi on punkt zerowy układu współrzędnych (systems of co-ordinates), jakie przypisujemy rzeczywistości, by się w niej odnaleźć. Ujmując to geograficznie, „dom” to określony punkt na powierzchni ziemi. Tam, gdzie dane było mi się urodzić, tam jest moje „domostwo” (abode); tam, gdzie postanowiłem się osiedlić, to moje „miejsce stałego pobytu” (residence); to, skąd pochodzę i dokąd chcę powrócić nazywam moim „domem”. Zatem, dom to nie są po prostu zabudowania - mój budynek mieszkalny, mój pokój, mój ogród, moje miasto - lecz wszystko to, co się z nim wiąże. Symboliczny charakter pojęcia „dom” wywołuje określone emocje i jest trudne do opisania. Dom posiada różne znaczenie dla różnych ludzi. Oczywiście oznacza on dom rodzinny oraz ojczysty język, krewnych, najbliższych sercu, przyjaciół; kojarzy się z ulubionym pejzażem, „piosenkami, których uczyła mnie matka”, potrawami przyrządzanymi w szczególny sposób, przedmiotami użytku codziennego, zwyczajami, a także indywidualnymi nawykami - krótko mówiąc oznacza on szczególny sposób życia, na który składają się ważne i nieważne elementy, pielęgnowane przez jednostkę. Gazeta korpusu marynarki wojennej, zatytułowana Chevron, przeprowadziła badania na temat tego, za czym amerykańcy żołnierze przebywający na Południowym Pacyfiku tęsknią najbardziej, będąc z dala od swoich rodzin i ukochanych. Można przytoczyć kilka odpowiedzi badanych: „Sandwicz ze świeżą sałatą i pomidorami, oraz schłodzone mleko do popicia”; „świeże mleko oraz poranna gazeta na progu domu”, „zapach drogerii”; „pociąg i gwizd lokomotywy”. Wszystkie te rzeczy, których tak ogromnie brakowało, gdy okazały się niedostępne, prawdopodobnie nie były zupełnie doceniane tak długo, jak znajdowały się w zasięgu ręki. Traktowane były jako mało istotne kwestie pośród „domowych rzeczy”. Zatem, dom oznaczać będzie coś innego dla osoby, która nigdy go nie opuściła, jeszcze coś innego dla tego, kto znajduje się daleko od niego, i zupełnie coś innego dla kogoś, kto do niego powraca.
„Czuć się jak w domu” to określenie o najwyższym stopniu swojskości i bliskości. Życie w domu związane jest z uporządkowanymi wzorami rutyny; posiada ono wyraźnie określone cele i dobrze uzasadnione znaczenia ich osiągania, składa się z zespołu nawyków, tradycji, instytucji, rozkładów różnorodnych zajęć, itp. Podążając za owymi wzorami, można poradzić sobie z większością codziennych problemów. Nie ma potrzeby, by za każdym razem definiować i redefiniować sytuacje, które wielokrotnie się pojawiały, czy też szukać nowych rozwiązań dla starych problemów, z którymi dotychczas sobie z powodzeniem radziliśmy. Domowy sposób życia, pojmowany jako schemat ekspresji i interpretacji, kieruje nie tylko moimi własnymi działaniami, ale też działaniami innych członków grupy, do której należę. Ufam, iż używając owych schematów, będę rozumiał to, co inni mają na myśli, jak również będę przez nich rozumiany. System istotności, przyjęty przez członków danej grupy odznacza się wysokim stopniem konformizmu. Zawsze mam duże szanse, by - zarówno subiektywnie jak i obiektywnie - przewidzieć działanie innego aktora w stosunku do mnie, jak również jego reakcje na moje działania. Możemy zatem prognozować nie tylko to, co wydarzy się jutro, lecz także mamy dostateczne szanse, by we właściwy sposób zaplanować bardziej odległą przyszłość. Rzeczy będą wciąż jawić się w swej istocie takimi, jakie były do tej pory. Są oczywiście nowe sytuacje, czy też nieprzewidziane wydarzenia. Lecz będąc w domu, możemy radzić sobie nawet z odbiegającymi od codziennej rutyny sytuacjami, odnosząc się do ogólnego sposobu, w jaki ludzie w domu radzą sobie z nadzwyczajnymi sytuacjami. Istnieją sprawdzone sposoby radzenia sobie z sytuacjami kryzysowymi w biznesie, rozwiązywania problemów w życiu rodzinnym, przygotowywania się na takie sytuacje jak choroba czy nawet śmierć. Paradoksalnie rzecz ujmując, istnieje zrutynizowany sposób radzenia sobie z nowymi sytuacjami.
Posługując się kategoriami relacji społecznych można powiedzieć, iż życie w domu to w większości faktyczne, albo przynajmniej potencjalne życie w tzw. grupach pierwotnych. Termin ten został ukuty przez Cooleya w celu określenia bezpośrednich relacji twarzą w twarz, i stał się on powszechnym, choć spornym przedmiotem rozważań literatury socjologicznej. Z uwagi na podjęte tu rozważania, niezbędne wydaje się zanalizowanie kilku kwestii zawartych w tym niezwykle dwuznacznym terminie.
Po pierwsze, musimy dokonać rozróżnienia pomiędzy relacjami twarzą w twarz oraz relacjami bliskości. Relacja twarzą w twarz zakłada, iż osoby, które w niej uczestniczą podzielają tę samą przestrzeń i czas tak długo, jak owa relacja trwa. Z jednej strony jedność przestrzeni oznacza, iż każdy partner interakcji może w sposób bezpośredni i natychmiastowy dokonywać obserwacji tego drugiego, jego mimiki twarzy, gestów, rozumianych jako ekspresję wewnętrznych procesów myślowych. Obszar ekspresji innego daje szerokie możliwości interpretacji, stąd też aktor może na bieżąco i bezpośrednio kontrolować rezultaty swych społecznych działań, uwzględniając reakcje innych uczestników interakcji. Z drugiej strony, jedność przestrzeni oznacza, iż określony sektor zewnętrznego świata jest w równym stopniu dostępny dla wszystkich partnerów relacji twarzą w twarz. Te same rzeczy znajdują się w zasięgu ręki, w polu widzenia i słyszenia, itp. W tak rozumianym wspólnym horyzoncie znajdują się obiekty stanowiące przedmiot wspólnego zainteresowania i wspólnej istotności; są to obiekty, którymi się posługujemy i na które oddziałujemy zarówno aktualnie jak i potencjalnie. Jedność czasu niekoniecznie odnosi się do zewnętrznego (obiektywnego) czasu, podzielanego przez partnerów, lecz do faktu, iż każdy z nich uczestniczy w toczącym się, wewnętrznym życiu tego drugiego. W relacji twarzą w twarz mogę na bieżąco uchwycić myśli innego, wtedy gdy ulegają one rozwojowi i konstruowaniu. To samo potrafi partner interakcji w odniesieniu do mojego potoku myślowego. Stąd też obydwoje znamy i bierzemy pod uwagę tę możliwość. Zarówno ja, jak i mój partner stanowimy dla siebie nie jakąś abstrakcję, czy też jedynie przykład typowego zachowania, lecz unikalną, indywidualną osobowość w unikalnej, konkretnej sytuacji, co wynika właśnie z faktu dzielenia wspólnej, żywotnej teraźniejszości. Z grubsza mówiąc, są to niektóre cechy relacji twarzą w twarz, którą możemy nazwać mianem „czystej relacji my” (pure we-relation). Jest to niezwykle ważne, gdyż można wskazać, iż wszystkie inne społeczne relacje powinny być, a nawet w niektórych przypadkach muszą być interpretowane jako pochodne wspomnianej czystej relacji „my”.
W tym miejscu konieczne jest zdanie sobie sprawy, iż czysta relacja „my” odnosi się po prostu do formalnej struktury relacji społecznych opartych na jedności czasu i przestrzeni. Może ona zostać wypełniona różnorodną zawartością, cechującą się wielością poziomów bliskości i anonimowości. Dzielenie teraźniejszości z kobietą, którą kochamy oraz z sąsiadem spotkanym w metrze to z pewnością różne rodzaje relacji twarzą w twarz. Jednakże Cooleyowska koncepcja grup pierwotnych zakłada szczególny element takich relacji - a mianowicie bliskość. Musimy w tym momencie zrezygnować z analizy tego błędnie i bezpodstawnie zdefiniowanego pojęcia, która mogłaby zostać dokonana jedynie poprzez zbadanie uwikłanych w nim pokładów osobowości, zakładanych schematów ekspresji i interpretacji, oraz wzajemnie odnoszonych do siebie systemów istotności przez partnerów interakcji. Wystarczy jeśli przyjmiemy, iż kategoria bliskości jest niezależna od wspomnianej relacji twarzą w twarz.
Używane powszechnie pojęcie „grupy pierwotnej” zawiera jednak trzecie znaczenie - samo w sobie niezależne od dwóch powyżej wspomnianych - a mianowicie powtarzalny charakter określonych społecznych relacji. Nie jest ono w żaden sposób ograniczone do czystej relacji „my” oraz relacji opartych na bliskości, aczkolwiek posłużymy się przykładami właśnie takich relacji. Małżeństwo, przyjaźń, rodzina, przedszkole nie składają się z nieustannych, ciągłych relacji, lecz raczej z serii przerywanych relacji twarzą w twarz. Mówiąc dokładniej, tak zwane „grupy pierwotne” to zinstytucjonalizowane sytuacje, które pozwalają na ponowne podjęcie przerwanej relacji „my”, oraz jej kontynuowanie w miejscu, gdzie została ona ostatnim razem zawieszona. Oczywiście istnieje jedynie prawdopodobieństwo, nie zaś pewność, iż takie wznowienie i kontynuowanie interakcji zakończy się powodzeniem. Charakterystyczne dla rozważanej przez Cooleya grupy pierwotnej jest jednak to, iż owo prawdopodobieństwo powodzenia interakcji traktowane jest przez wszystkich jej członków jako oczywistość.
Po dokonaniu owych marginalnych i zbyt pobieżnych wyjaśnień, proponuję powrócić do sformułowanego uprzednio założenia, iż życie w domu oznacza najczęściej życie w rzeczywistych bądź potencjalnych grupach pierwotnych. Znaczenie tego założenia stało się teraz jasne. Oznacza ono wspólnotę miejsca i czasu dzielonego z innymi, oraz obiektów, z którymi wiążą się określone cele, znaczenia i interesy oparte na mniej lub bardziej homogenicznym systemie istotności; co więcej, oznacza ono iż partnerzy pierwotnej relacji postrzegają się wzajemnie jako unikalne osobowości w żywotnej teraźniejszości, podążając za rozwijającą się myślą, która ma charakter ciągłego zdarzenia, oraz podzielając swoje przewidywania co do przyszłych planów, budzących zarówno nadzieję jak i lęk; i w końcu, oznacza ono, iż każdy z partnerów interakcji ma szansę na wznowienie relacji „my”, jeśli została ona przerwana, oraz na jej kontynuowanie w taki sposób, jak gdyby owa przerwa w ogóle nie miała miejsca. Zatem, dla każdego z partnerów życie tego drugiego staje się częścią własnej biografii, elementem osobistej historii. To, kim jest, na kogo wyrósł, oraz kim będzie, uwarunkowane jest faktem, iż uczestniczy on w wielu rzeczywistych lub potencjalnych relacjach pierwotnych, jakie przeważają w obrębie własnej grupy.
W ten właśnie sposób wygląda społeczna struktura macierzystego świata dla człowieka, który w nim żyje. Ogląd ten zmienia się całkowicie wówczas, gdy człowiek opuszcza dom. Domowe życie nie jest już w każdym momencie dostępne. Można powiedzieć, iż człowiek przeszedł w inny społeczny wymiar, który nie jest pokryty systemem współrzędnych używanych przez niego jako schematy odniesienia w warunkach domowych. Przestał czuć się uczestnikiem różnorodnych relacji „my” w obrębie żywotnej teraźniejszości, które tworzyły tkankę grupy pochodzenia. Owo żywe doświadczenie domu, który opuścił, zastąpione zostało wspomnieniami, służącymi zachowaniu tego, co związane było z życiem domowym aż do momentu wyjazdu. Dynamiczny bieg rzeczywistości utknął teraz w martwym punkcie. To, co do tej pory jawiło się jako seria unikalnych konstelacji, kształtowanych przez jednostki, relacje oraz grupy, zyskało teraz charakter pewnych typów. Owe typizacje z konieczności pociągają za sobą deformację leżącej u ich podstaw struktury odniesienia. To samo odnosi się do pewnego stopnia do tych, którzy zostali opuszczeni. Poprzez odcięcie od wspólnoty czasu i przestrzeni, dochodzi na przykład do zawężenia pola, w obrębie którego ujawniają się otwarte na interpretację ekspresje innego. Osobowość innego przestaje być dostępna jako spójna całość; rozpada się ona na poszczególne elementy. Znika pełne doświadczenie ukochanej osoby, jej gestów, sposobu poruszania się i mówienia, słuchania i wykonywania różnych czynności. To co pozostaje, to wspomnienia, fotografie, kilka odręcznie zapisanych linijek. Położenie osób, które zostały odseparowane, podobne jest do pewnego stopnia do osierocenia; „partir, c'est mourir un peu”.
Pamiętajmy, że są oczywiście środki komunikacji, takie choćby jak listy. Jednakże, nadawca listu zwraca się do typu adresata jako do osoby, z którą jest rozłączony, zaś odbiorca czyta go jako list od typowej osoby, z którą się rozstał. Założenie owej typowości (czy też jakiejkolwiek typowości) oznacza przyjęcie, iż to, co sprawdzało się w przeszłości jako typowe, ma dużą szansę wykorzystania w przyszłości. Inaczej mówiąc, życie będzie toczyć się tak samo, jak do tej pory; te same rzeczy pozostaną na swoim miejscu, będzie przeważał ten sam poziom bliskości w relacjach osobistych, etc. Jednak w wyniku zwyczajnej zmiany otoczenia, dla obydwojga partnerów znaczenia nabierają odmienne rzeczy, stare doświadczenia podlegają ponownej ocenie, pojawiają się zaś nowe elementy, które są niedostępne dla tego drugiego. Niejeden żołnierz na froncie zaskoczony jest treścią listów z domu, w których brak jakiegokolwiek zrozumienia sytuacji, w jakiej się znajduje, gdyż położony w nich jest nacisk na istotność kwestii, które nie są istotne dla niego, w jego aktualnej sytuacji. Trzeba jednak pamiętać, iż kwestie te byłyby przedmiotem jego zainteresowania wówczas, gdyby żołnierz ten znajdował się w domu i musiał się z nimi zmierzyć. Owa zmiana systemu odniesienia jest następstwem zmieniającego się poziomu bliskości. Pojęcie „bliskość” oznacza tu po prostu poziom niezawodnej wiedzy na temat innej osoby, społecznej relacji, grupy, kulturowego wzoru, czy też przedmiotu. Dopóki dana osoba znajduje się w obszarze naszego zainteresowania, wiedza ta umożliwia nam dokonanie interpretacji tego, co ma ona na myśli, jak również pozwala przewidzieć jej działania i reakcje. Na najwyższym poziomie bliskości znana jest nam „obnażona dusza” (naked soul) innego, by posłużyć się tu określeniem Kiplinga. Ale rozłąka powoduje ukrycie innego za obcą maską, trudną do usunięcia. Z punktu widzenia nieobecnej jednostki, tęsknota za ponownym ustanowieniem dawnej bliskości - zarówno w stosunku do osób, jak i przedmiotów - stanowi główny element zjawiska, które nazywamy „tęsknotą za domem”. Powyżej opisane zmiany w obrębie systemu odniesienia oraz poziomu bliskości są różnie doświadczane przez nieobecną jednostkę, oraz tę, która pozostała w domu. Jednostka, która pozostała w domu żyje dalej swą codziennością w obrębie zwyczajowo przyjętych wzorów. Z pewnością również i te wzory ulegną zmianom, być może nawet w mniej lub bardziej nagły sposób. Jednakże jednostki pozostające w domu, choć świadome owych zmian, przeżywają wspólnie ów przekształcający się świat w bezpośrednim doświadczeniu, oraz adaptują swój system interpretacyjny, dostosowując się do zmiany. Inaczej mówiąc, system mógł się zupełnie zmienić, ale pozostał wciąż systemem; nigdy nie został on rozerwany ani rozbity. Nawet zmodyfikowany, stanowi on właściwe narzędzie radzenia sobie ze światem. Członkowie danej grupy posiadają teraz inne cele oraz inne sposoby ich osiągania, ale wciąż pozostają tą samą grupą.
Jednostka nieobecna ma tę przewagę, iż zna ogólny charakter owego wzoru. Może on wywnioskować z dotychczasowych doświadczeń, w jaki sposób zachowałaby się matka, podejmując się zadania prowadzenia gospodarstwa domowego w zracjonalizowanym systemie, jak czułaby się siostra w wojennych warunkach, co znaczy niedziela bez przyjemności prowadzenia samochodu .
Osoby, które pozostały w domu nie mają żadnego doświadczenia na temat tego, jak żyją żołnierze na froncie. Pojawiają się raporty w gazetach czy też na antenie radiowej, sprawozdania, filmy, elementy oficjalnej i nieoficjalnej propagandy, które to budują stereotyp życia żołnierza „gdzieś tam we Francji”, czy też „gdzieś tam na Pacyfiku”. W większości przypadków owe stereotypy nie są formowane spontanicznie, lecz przygotowane z rozmysłem, cenzurowane ze względów wojskowych czy politycznych, oraz przeznaczone do tego, by budować morale na froncie domowym, przyczynić się do wzrostu efektywności przemysłu wojskowego, czy też poparcia dla wojennych działań. Nie jest pewne absolutnie nic, co opisane jest jako typowe we wszystkich tych źródłach informacji, a co można by odnieść do nieobecnego członka danej grupy. Każdy żołnierz wie, że jego sposób życia zależny jest od grupy wojskowych, do której należy, od pracy, jaka została mu przydzielona w ramach owej grupy, od relacji z jego oficerami i kompanami. Tylko to bierze się pod uwagę, nie zaś to, co napisane zostało w biuletynie „Cisza na zachodnim froncie”. Cokolwiek spotka żołnierza w owych szczególnych uwarunkowaniach, stanowi jego osobiste, jednostkowe, specyficzne doświadczenia, których nigdy nie pozwoli typizować. Gdy żołnierz wraca do domu i zaczyna opowiadać - jeśli w ogóle jest to możliwe - z zaskoczeniem zauważa, iż jego słuchacze, nawet ci bardzo współczujący, nie rozumieją wyjątkowości jego indywidualnych doświadczeń, znanych z opowieści kogoś innego. Próbują oni odnaleźć znajome elementy tego, co opowiada im żołnierz, przyporządkowując je do ich wcześniej utworzonych typów żołnierskiego życia na froncie. Dla słuchaczy, opowieść żołnierza jedynie w drobnych kwestiach różni się od sprawozdań innych powracających do domu, czy też od tego co przeczytali w gazetach, lub zobaczyli w filmach. Stąd też może być tak, iż wiele działań, które wydają się ludziom przykładem najwyższej odwagi, stanowią dla żołnierza na polu bitwy po prostu walkę o przetrwanie, czy też wypełnienie obowiązku, podczas gdy wiele przejawów jego wytrzymałości, poświęcenia i heroizmu pozostają przez nich niezauważone czy też niedocenione.
Owa rozbieżność pomiędzy wyjątkowością i kluczowym znaczeniem, jakie nieobecna jednostka przypisuje swym doświadczeniom, oraz ich pseudo-typifikacjami dokonywanymi przez pozostających w domu, przypisujących im pseudo-istotność, stanowi jedną z głównych przeszkód na drodze wzajemnego odbudowania rozerwanej relacji „my”. Stąd też powodzenie bądź porażka związana z powrotem do domu zależeć będzie od możliwości przekształcenia owych społecznych relacji w relacje powtarzalne. I nawet jeśli wspomniana rozbieżność nie jest znacząca, całkowite rozwiązanie powyższego problemu pozostaje w sferze niezrealizowanych postulatów.
To, co poddajemy tu rozwadze, to nic innego jak nieprzekładalność wewnętrznego czasu. To jest ten sam problem, który Heraklit unaocznił w swym stwierdzeniu, iż nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki; który Bergson analizował w swojej filozofii durée; który Kierkegaard opisał jako problem powtórzenia; który Péguy miał na myśli mówiąc, iż droga prowadząca z Paryża do Chartres różni się od drogi prowadzącej z Chartres do Paryża; i w końcu, jest to ten sam problem, który w dość zniekształconej formie pojawia się w Philosophy of the Present G.H.Meada. Zwyczajny fakt, iż dorastamy, że w naszym umyśle wciąż pojawiają się nowe doświadczenia, że do wcześniejszych doświadczeń dołączane są dodatkowe znaczenia interpretacyjne w świetle nowych, niespodziewanych faktów, które w większym lub mniejszym stopniu wpływają na zmianę stanu naszego umysłu - wszystkie te podstawowe zjawiska z zakresu sfery mentalnej ograniczają ich powtarzalność. To co powtarzalne, nie jest już takie samo. Powtórzenia mogą być obiektem dążeń i tęsknot: to, co przynależało do przeszłości nie może zostać zachowane w dokładnie takiej samej formie w teraźniejszości. Gdy się pojawiło, niosło ze sobą jałowe przewidywania, czy widoki na przyszłość; teraz, patrząc wstecz, owe przewidywania okazały się możliwe bądź też niemożliwe do realizacji; zmianie uległy perspektywy; to, co znajdowało się na horyzoncie przesunęło się w samo centrum uwagi, bądź też znikło całkowicie; uprzednie możliwości bądź to uległy urzeczywistnieniu, bądź też okazały się niemożliwe do realizacji - krótko mówiąc, poprzednie doświadczenia nabrały obecnie odmiennego znaczenia.
Z pewnością nie jest to miejsce na rozpatrywanie wysoce skomplikowanych problemów filozoficznych związanych z pojęciem czasu, pamięci oraz zawartych w nich znaczeń. Zostały one jedynie wspomniane z dwóch powodów: po pierwsze, na poziomie obecnego stanu rozwoju nauk społecznych wydaje się przydatne pokazanie, iż analiza konkretnego socjologicznego problemu, jeśli tylko sięga dość daleko, z konieczności prowadzi do podstawowych pytań filozoficznych, od których socjologowie nie mogą się wymigać, posługując się takimi niejasnymi pojęciami, jak „otoczenie”, „dostosowanie”, „adaptacja”, „wzór kulturowy” i tym podobnymi. Po drugie, owe problemy istotnie warunkują kształt, a nawet i treść postawy powracającego do domu, nawet jeśli nie dostrzegł on konkretnych zmian, jakie nastąpiły w życiu członków grupy pochodzenia lub w ich relacjach w stosunku do niego. Nawet wówczas dom, do którego powraca, w żadnym razie nie jest domem, który opuścił, czy też domem, który wspominał i do którego tęsknił podczas swej nieobecności. Z tej samej przyczyny, powracający do domu nie jest tym samym człowiekiem, który dom opuszczał. Nie jest on tą samą osobą zarówno dla siebie, jak i dla tych, którzy oczekują jego powrotu.
Założenie to można utrzymać w mocy w odniesieniu do każdego rodzaju powrotu do domu. Nawet jeśli wracamy z krótkiego pobytu wakacyjnego spostrzegamy, iż stare otoczenie, do którego przywykliśmy, zyskało dodatkowe znaczenie, wypływające z doświadczeń nabytych podczas naszej nieobecności. Jakakolwiek byłaby to ocena towarzysząca, przynajmniej z początku rzeczy i ludzie będą jawić się odmiennie. Wymagany będzie więc pewien wysiłek, by przekształcić ponownie nasze działania w rutynowe, oraz by odnowić nasze powtarzalne relacje z ludźmi i obiektami. Nic w tym dziwnego, gdyż celowo traktujemy wakacje jako oderwanie się od codziennej rutyny.
Homer opowiada o kompanach Odyseusza, którzy przypłynęli do wyspy Zjadaczy lotosu (lotus - eaters). Mieszkańcy tej wyspy obchodzili się z intruzami w ten sposób, iż nie skazywali ich na śmierć, lecz podawali im potrawę z kwiatu lotosu. U każdego, kto spróbował tej słodkiej rośliny, zanikało pragnienie powrotu, i pojawiała się chęć zamieszkania na zawsze ze Zjadaczami lotosu, karmiąc się tym kwiatem, i pozwalając na to, by tęsknota za domem zanikła.
Do pewnego stopnia każdy powracający do domu spróbował owego magicznego, słodkiego bądź też gorzkiego owocu obcości. Nawet pośród wszechogarniającej tęsknoty za domem pozostaje pragnienie, by do starych wzorów przeszczepić jakieś nowe cele, dopiero co odkryte sposoby ich realizacji, czy też umiejętności i doświadczenia nabyte za granicą. Stąd też nie można się dziwić, iż badania departamentu stanu USA z czerwca 1944 roku pokazały, iż 40% zwolnionych ze służby weteranów, którzy powrócili do cywila ze wschodnich „obszarów odosobnienia”, nie chciało wrócić do swych dawnych zawodów, a nawet dawnych społeczności. Jeszcze wyższy odsetek takich osób odnotowano u wybrzeży Pacyfiku.
Małomiasteczkowa gazeta celebruje powrót lokalnego bohatera, pokazując wszystkie jego nadzwyczajne bohaterskie czyny, skuteczne przywództwo, niezachwianie, oraz przyjętą na siebie odpowiedzialność. Przedstawienie kończy się wyliczeniem słusznie mu przyznanych odznaczeń, oraz stwierdzeniem, iż porucznik X zawsze cieszył się życzliwością społeczności, w której przez lata służył jako sprzedawca cygar w lokalnym, znanym sklepie. Przykład ten wydaje się dość typowy. Młody człowiek żyje przez wiele lat w małym miasteczku jako zwykła i przez wszystkich lubiana osoba, lecz wykonująca takie zajęcie - skądinąd zaszczytne - które nie pozwala jej wykazać się swoimi zdolnościami. Całkiem prawdopodobne, iż nie jest on świadom tego, czego mógłby dokonać. Wojna daje mu taką możliwość; czyni on dobro, i otrzymuje zasłużoną nagrodę. Czyż możemy oczekiwać, iż taki człowiek powróci nie tylko do domu i swoich najbliższych, ale również za ladę sklepu z cygarami? Czyż nie liczymy na to, iż porucznik X skorzysta z możliwości danych przez Kongres w G.I. Bill of Rights, by w cywilnym życiu otrzymać pozycję bardziej odpowiednią do jego uzdolnień?
W tym momencie dotykamy jednak kluczowego problemu powracającego do domu: jest to niestety nieuzasadnione założenie, iż społeczne funkcje, które sprawdziły się w jednych uwarunkowaniach społecznych będą sprawdzać się też w innych, jeśli tylko zostaną one tam przeszczepione. Twierdzenie to w szczególności można zastosować w odniesieniu do problemu powracającego weterana. Z socjologicznego punktu widzenia, życie w wojsku odznacza się dziwną ambiwalencją. Armia rozpatrywana jako grupa, może być scharakteryzowana poprzez wyjątkowo wysoki poziom przymusu, oraz dyscypliny narzuconych jednostce w sposób autorytarny, za pomocą normatywnej struktury kontrolującej. Poczucie obowiązku, koleżeństwo, solidarność, oraz posłuszeństwo, to istotne cechy, jakie rozwijane są u jednostki. Aczkolwiek wszystko to ma miejsce w obrębie środków i celów narzuconych przez grupę, ograniczającą indywidualny wybór jednostki. Cechy te dominują zarówno w czasach pokoju jak i wojny. Jednak w czasach wojny nie regulują one zachowania członka grupy w odniesieniu do członków innych grup - to znaczy do wroga. Postawa żołnierza wobec wroga podczas walki jest i powinna być czymś odwrotnym niż wymuszona dyscyplina. Wojna to archetyp społecznej struktury, którą Durkheim nazwał stanem „anomii”. Specyficzną cechą walecznego żołnierza jest chęć pokonania innych w desperackiej konfrontacji siły, i cel ten nie może być zrealizowany za pomocą wzorów cywilizowanego życia dominującego w zachodnich demokracjach. Co więcej, żołnierz powraca po wojnie do swego domu, który również naznaczony jest pewnym poziomem anomii, braku kontroli i dyscypliny. Spostrzega on zatem, iż anomia wcale nie jest podstawą relacji z grupą obcą, lecz stanowi immanentną cechę grupy wewnętrznej. W stosunku do członków swojej grupy nie może on jednak stosować technik, które były dozwolone i pożądane w anomijnej sytuacji walki. W tych cywilnych warunkach musi dokonać wyboru swoich własnych celów i środków służących do ich realizacji, jak również nie może dłużej polegać na rozkazach i władzy. Czuje się więc, jak ujął to Profesor Waller, jak „sierota”.
Pojawia się też kolejny czynnik. W czasach wojny, członkowie służb wojskowych posiadali uprzywilejowaną pozycję w całościowo pojętej społeczności. Powiedzenie, iż „najlepsze, co może spotkać naszych chłopców, to służba wojskowa”, to więcej niż tylko slogan. Podkreśla ono słusznie należny prestiż tym, którzy być może będą musieli oddać życie za swój kraj, lub przynajmniej opuścili swoje rodziny, studia, zajęcia, oraz wygody życia cywilnego, na rzecz wysoko cenionego dobra wspólnego. Cywile spoglądają na człowieka w mundurze jako na faktycznego lub przyszłego bojownika; w taki sam sposób spogląda na siebie człowiek w mundurze, nawet jeśli wykonuje po prostu pracę biurową w instytucji wojskowej gdzieś tam na terenie USA. Jest to zajęcie o niewielkim znaczeniu; jednak dla niego jawi się ono jako punkt zwrotny w życiu. Powracający do domu żołnierz, zwolniony ze służby wojskowej, pozbawiony jest jednakże munduru, a wraz z nim uprzywilejowanej pozycji w społeczności. Nie oznacza to oczywiście, iż straci on prestiż i uznanie, które osiągnął jako potencjalny bądź faktyczny obrońca swego kraju, aczkolwiek, jak pokazuje historia, nadmierna długowieczność nie wiąże się ze sławą. Częściowo wynika to z rozczarowania społeczności, gdyż powracający do domu weteran nie pasuje do pseudo - typu człowieka, którego się spodziewano.
Prowadzi to do praktycznej konkluzji. Wiele uczyniono, i nadal wiele się czyni, by przygotować powracającego do domu weterana na konieczny proces dostosowawczy. Aczkolwiek równie niezbędne jest przygotowanie odpowiednio członków grupy, do której powraca żołnierz. Korzystając z prasy, radia, filmów, muszą się oni nauczyć, iż człowiek, którego oczekują, będzie kimś innym, kimś, kto odbiega od ich wyobrażeń. Prawdziwym wyzwaniem będzie więc użycie machiny propagandy w odmienny sposób, tak by zniwelować ogólny pseudo-wizerunek życia kombatanta i żołnierza, oraz zastąpić go prawdą. Konieczne jest jednak zaprzestanie budzącego wątpliwości, produkowanego przez Hollywood heroizmu, zastępując go realnym obrazem tego, co żołnierze muszą znosić, jak żyją, co czują i myślą. Jest to więc obraz nie mniej chwalebny i pobudzający wyobraźnię.
Z początku nie tylko dom jawi się powracającemu do niego człowiekowi nieznany. Również osoby, które go oczekują, postrzegają go w równym stopniu jako nieznajomego, spowitego mgłą tajemnicy. Wszyscy więc potrzebują pomocy Mentora, by mogli „posiąść mądrość”.
Tekst odnosi się do tłumaczenia Odyseji Homera dokonanej przez T.E.Shawa, („Lawrence of Arabia”), Oksford University Press, New York 1932. [Przypis od tłumacza - polski przekład, zob. np. Homer, Odyseja, przekład Lucjan Siemieński, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich, Wrocław 2003].
Por. tekst autora niniejszego artykułu pt. Obcy
W pierwszej kolejności należy wymienić publikację Profesora Willarda Wallera pt. Veteran Comes Back, Dryden Press, New York 1944, która stanowi znakomitą socjologiczną analizę ludności cywilnej przeprowadzoną przez powracającego do domu profesjonalnego żołnierza - weterana; należy też wspomnieć tekst Profesora Dixona Wectera, pt. When Johnny Comes Marching Home, Houghton, Mifflin, Cambridge Mass. 1944, wraz z cennymi dokumentami odnoszącymi się do powracających z czterech wojen do domu amerykańskich żołnierzy, jak również bardzo pomocną bibliografią; i w końcu, należy też wymienić dyskusję na temat problemu weteranów, opublikowaną w New York Herald Tribune, „Annual Forum on Current Problems”, October 22, 1944 (Sec. VIII), a w szczególności współudział weń Pani Anny Rosenberg, porucznika Charlesa G.Bolte'a oraz sierżanta Williama J.Caldwella. Zob. także bardzo interesującą kolekcję wojskowych pt. Letters Home, zaaranżowaną i wydaną przez Mina Curtiss, Little, Brown, Boston 1944.
Por. świetną analizę owych przypadków w krótkim opracowaniu Thomasa Wolfe pt. „The Return of the Prodigal” w The Hills Beyond, Harper & Bros., New York 1941.
T.S.Eliot, „Cztery kwartety”, [w:] tenże, Wybór poezji, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich, Wrocław 1990, s.251
Joshep H.Beale, A Treatise on the Conflict of Laws, Baker, Voorhis, New York 1935, I, 126
Cytowane za gazetą Times, 5 czerwca 1944; inne przykłady można znaleźć w Wecter, op.cit. s. 495
Pojęcie to rozważane było we wspomnianym już tekście pt. Obcy.
Charles H.Cooley, Social Organization, Scribners, New York 1909, roz. iii-v
Por. R.M.MacIver, Society, Farrar & Reinehart, New York 1937, roz. pt. „Primary Group and Large Scale Association” (w szczególności s. 236); Edward C.Jandy, Charles H. Cooley, His Life and Social Theory, Dryden Press, New York 1942, s. 171-81; Ellsworth Faris, „Primary Group, Essence and Accident”, American Journal of Sociology, XXX (July, 1932), s. 41-45; Frederick R.Clow, „Cooley's Doctrine of Primary Groups”, American Journal of Sociology, XXV (November, 1919), s. 326-47
Pomijam w tym momencie całkowicie nie dającą się utrzymać Cooleyowską teorię „pierwotnych ideałów”, takich jak lojalność, prawda, pomoc, uprzejmość, itp.
Por. doskonała analiza G.Simmla poświęcona socjologii listów w: Socjologia, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1975, s. 441-447.
Oczywiście nie odnosi się to do przypadku zniszczenia domu wskutek katastrofy bądź działania wroga. Wówczas jednak całkowitej zmianie może ulec nie tylko ogólny wzór życia domowego, ale nawet sam dom może przestać istnieć. Jednostka przebywająca poza domem jest wówczas „bezdomna” w prawdziwym tego słowa znaczeniu, gdyż nie ma dokąd wrócić.
Podsumowanie sondażu przeprowadzonego przez Time, pt. „What kind of movies do G.I.'s like? (Time, August 14, 1944) brzmiało następująco: „Bez wyjątku G.I.'s najbardziej nielubiani hazardziści (tinhorn) wojenni i powracający z wojny bohaterzy”.
według gazety Time z 12 czerwca 1944
1