Chciano nas pozbawić historii
W toruńskiej konferencji udział wzięli również ludzie, którzy byli w "zainteresowaniu służb". Jednym z nich był dziennikarz Bronisław Wildstein. W latach 70. student Uniwersytetu Jagiellońskiego inwigilowany między innymi przez TW Lesława Maleszkę. Wildstein do dziś dostał około tysiąca stron swojej "teczki". Lekturę policyjnych raportów uważa za tyleż przerażającą, co pasjonującą. - Kiedy dostaję materiały na siebie, to mogę dość dokładnie zapoznać się z kolorytem tamtych lat. Dowiaduję się, jaką czytałem książkę na przystanku, jak byłem ubrany. Ma się wrażenie, że działalność bezpieczeństwa była wszechogarniająca. Bez wątpienia akta są kapitalnym materiałem do historii najnowszej. A pamiętam wypowiedź byłego ministra Krzysztofa Kozłowskiego, który mówił, że akta trzeba spalić. Chciano nas w ten sposób odciąć od historii. Mówiono, że to nie są wiarygodne dokumenty. Okazało się, że jednak są. One mają ważne znaczenie dla przyszłości i teraźniejszości. Są świadectwem historii.
Skutecznie izolowani
Podczas konferencji ks. Antoni Poniński z Kurii Diecezjalnej Włocławskiej zauważył, że ujawnienie teczek jest bardzo ważne dla moralności narodu. Wyraził opinię, że teczki pozwalają odróżnić ofiary od katów. Podkreślił także, iż ludzie Kościoła byli w kręgu zainteresowań SB nie dlatego, że "coś tam robili", ale dlatego, że byli księżmi. Z definicji więc byli podejrzani. Już kiedy wstępowali do Seminarium, SB zakładała im teczki.
Obawy
Zdaniem Łukasza Kamińskiego z wrocławskiego IPN wiedza zdobywana tylko z "teczek" może jednak prowadzić do zafałszowania materiału źródłowego. Mając bowiem dostęp do tak bogatej substancji, można odnieść wrażenie, że wie się wszystko. - Ale trzeba pamiętać, że teczki SB to tylko jedno ze źródeł - powiedział. - Bo też trzeba wiedzieć, że na podstawie akt SB można znaleźć wzajemnie sprzeczne tezy.
Uspokajał profesor Andrzej Paczkowski z PAN, podkreślając między innymi, że nie ma powodu, by "teczki" SB traktować inaczej niż inne źródła. Takim typowym fałszem, zauważył profesor, jest to, że jeśli się czyta niektóre sprawozdania SB, to ma się wrażenie, iż cała Polska była przeciwna systemowi. A wiadomo, że tak nie było. Bo prawdziwy dokument to nie znaczy prawdziwa informacja. - Jesteśmy u początku drogi ujawniania przeszłości - mówił Andrzej Paczkowski. - Dziwi mnie, że z milionów ludzi o swoje teczki wystąpiło tylko 15 tysięcy osób. Czy brak zainteresowania mówi coś o oporze społecznym? O jego skali? A może mało osób dziś wierzy w skuteczność ubeckiego aparatu i nie sądzi, by była na niego jakaś teczka.
Mateusz Wyrwich