Św Teresa z Lisieux MYŚLI


Św. Teresa z Lisieux - MYŚLI

WSTĘP DO POLSKIEGO WYDANIA

Polskiemu Czytelnikowi, sięgającemu po wybór myśli świętej Teresy z Lisieux, należy się słowo wyjaśnienia na temat prezentowanego przekładu jej tekstów. Mamy bowiem nadzieję, że lektura tych trzech niewielkich tomików przyczyni się zarówno do pogłębienia duchowego, jak i do lepszego zrozumienia myśli Teresy. A szansa na to ogromna, gdyż nowy przekład opiera się na tekstach oryginalnych, wchodzących w skład najnowszego, krytycznego wydania dzieł Teresy, Nouvelle Édition du Centenaire (Cerf-Desclée de Brouwer, Paryż 1992).

Potrzeba nowego przekładu jest tym pilniejsza dziś, gdy Mała Święta szczyci się już tytułem doktora Kościoła. Trzy tomiki Myśli nie wystarczą, by tę potrzebę zaspokoić. Nie pretendują też do tak daleko posuniętej wierności zapiskom Teresy, jak np. właśnie wydany przekład „Rękopisów autobiograficznych”. Przedstawiony tu wybór daje jednak Czytelnikowi maksymalną gwarancję rzetelności i wierności pierwotnej intencji Teresy.

Szczegółowe wyjaśnienia dotyczące problematyki związanej z nowym przekładem znajdzie Czytelnik w pełnej wersji tłumaczenia „Rękopisów autobiograficznych” (Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1997), tu ograniczymy się jedynie do zasygnalizowania dwóch kwestii. Po pierwsze, ponieważ Teresa cytuje najczęściej Pismo święte z pamięci, dlatego cytaty biblijne podano w przekładzie dosłownym z jej pism, a nie w przyjętym tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia. Ta sama uwaga dotyczy cytatów z dzieł świętych Karmelu. Po drugie, przekłady wierszy Teresy, przedstawione w tym wyborze, nie zachowują rymów, które — przez wymogi formalne, jakie stawiają — mogłyby prowadzić do sporych zniekształceń pierwotnego sensu. Teresa rymowała swe wiersze tylko dlatego, że chciała zharmonizować je z melodiami, które zapożyczała z repertuaru powszechnie znanych piosenek.

Oddając pierwszy z trzech tomików najcenniejszych myśli Świętej z Lisieux, życzymy naszym Czytelnikom wielu praktycznych odkryć na ich drodze ku Panu.

Wydawcy

0x01 graphic

WYKAZ SKRÓTÓW

Rkp A   „Rękopis dedykowany czcigodnej matce Agnieszce od Jezusa” (1895).

Rkp B   „List do siostry Marii od Najświętszego Serca” (1896), nazywany „Rękopisem B”.

Rkp C   „Rękopis kierowany do matki Marii Gonzagi” (1896).

DD   Dzieje duszy, czyli pierwsza wersja „Rękopisów” (1898), opracowana przez matkę Agnieszkę; przytacza ona liczne słowa Teresy nie zapisane przez nią samą; przekład na podstawie Histoire d"une Âme, Carmel de Lisieux, 1953 (zaznaczone odniesienia podają stronę wydania oryginalnego).

LT   Listy Teresy, przekład na podstawie wydania krytycznego Correspondance générale, Cerf-DDB, Paryż 1972—1974.

M   Modlitwy, przekład na podstawie wydania krytycznego Prières, Cerf-DDB, Paryż 1988 (w niniejszym wyborze cytowany jest wyłącznie „Akt ofiarowania się Miłości Miłosiernej” z 9 czerwca 1895, czyli Modlitwa 6).

OR   Ostatnie rozmowy, przekład na podstawie wydania krytycznego Derniers Entretiens, Cerf-DDB, Paryż 1971 (zaznaczone odniesienia podają dzień, miesiąc oraz numer zapisku).

P   Poezje, przekład na podstawie wydania krytycznego Poésies, un cantique d"amour, Cerf-DDB, Paryż 1979.

RiW   Rady i wspomnienia, opublikowane przez siostrę Genowefę (Celinę), przekład na podstawie Conseils et Souvenirs, „Foi Vivante” 149, Cerf, Paryż 1973 (zaznaczone odniesienia podają stronę wydania oryginalnego).

RD   Rekreacje duchowe (czyli scenki teatralne, które Teresa napisała z przeznaczeniem dla wspólnoty), przekład na podstawie wydania krytycznego Théâtre au Carmel, Cerf-DDB, Paryż 1975.

0x01 graphic

PRZEDMOWA

Obfitość pism świętej Teresy z Lisieux zdumiewa. W czasie krótkiego życia (1873—1897) napisała trzy rękopisy autobiograficzne, blisko trzysta listów, modlitw, wierszy, scenek teatralnych... Ponadto jej siostry zachowały sporo wspomnień i rad.

Ta pełna wigoru kobieta, mistyczka o proroczych intuicjach, umiała dzielić się „głębokimi myślami”, które zaczęły rodzić się w niej bardzo wcześnie (Rkp A 14v°). Jakąż radość przyniosły one światu, pomimo prostoty wyrazu! Dla wielu chrześcijan były prawdziwym wyzwoleniem, gdyż wyczuli, że swe źródło mają w trwaniu wobec Boga, który żywo zajmuje się nami, grzesznymi.

W tej antologii zebraliśmy to, co uważamy za esencję pism Teresy. Teksty te stanowią poniekąd syntezę terezjańskiego przesłania. Są też dużym wsparciem w modlitwie. Warto je czytać w ciszy i w prostocie serca, tak, by doświadczenie i spojrzenie Świętej mogło zapaść w nas głęboko.

Całość podzielona jest na trzy tomiki. Pierwszy, Niewysłowiona czułość, podkreśla fakt, że Bóg pierwszy przychodzi z zaproszeniem, że to On ofiaruje nam swoją miłość. Drugi, Kochać aż do śmierci z miłości, pokazuje odpowiedź Teresy, odpowiedź wielkoduszną, która nie zraża się nieustannym poczuciem ubóstwa. W tomiku trzecim, zatytułowanym Oczy i serce, Teresa uczy kochać sercem ubogim; na tym właśnie polega jej „mała droga”.

To nowe uporządkowanie tekstów wyrywa je oczywiście z ich pierwotnej rzeki, jakby rozbija ich źródło na pojedyncze krople. Mamy jednak nadzieję, że przedstawione tu urywki nic nie tracą ze swej pierwotnej mocy i że potrafią dotrzeć do serca odbiorcy.

Wybór ten ma bowiem pewną ambicję, tę samą, o której marzyła proroczo Teresa: ożywić naszą wiarę, kiedy z udręką poszukujemy Boga oraz smucimy się tym, że nie możemy kochać tak, jak podpowiada nam serce.

Conrad de Meester OCD

0x01 graphic

Przypisy:

* Utożsamianej przez Teresę z Marią, siostrą Marty (przyp. tłum.).

* W języku francuskim zaimek vous (druga osoba liczby mnogiej) używany jest przy zwrotach akcentujących szacunek; formą bardziej bezpośrednią jest zaimek tu (druga osoba liczby pojedynczej) [przyp. tłum.].

0x01 graphic

Początek formularza

Wybierz tom "Myśli":

Dół formularza

1. BÓG JEST MIŁOŚCIĄ

Teresa nigdy nie wychodzi od teoretycznych rozważań o Bogu. Ona z Bogiem żyje, „zna” Go z doświadczenia. A ponieważ widzi jasno swoje ubóstwo, wszystko staje się dla niej darem. Prolog z „Rękopisu A” jest wielkim hymnem jej wdzięczności wobec Boga.

Zajmę się tu tylko jednym: zacznę śpiewać to, co winnam śpiewać wiecznie — „Miłosierdzie Pana!” (Rkp A 2r°)

„Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał; i ci do Niego przyszli”. Oto tajemnica mojego powołania, całego mojego życia, a nade wszystko tajemnica upodobania, jakie Jezus ma dla mojej duszy... Nie wzywa tych, którzy są tego godni, lecz tych, których sam chce, lub, jak mówi święty Paweł: „Bóg lituje się nad tym, nad kim zechce, i miłosierdzie okazuje temu, nad kim chce się zmiłować” (Rkp A 2r°).

Kwiat, który tu przedstawi swoje dzieje, cieszy się, że może głośno opowiedzieć o względach, jakie Jezus z góry mu okazał, i to za darmo; przyznaje, że nie ma w nim nic takiego, co mogłoby przyciągnąć boskie spojrzenie, i że jedynie miłosierdziu Jezusa zawdzięcza wszystko, co ma w sobie dobrego (Rkp A 3v°).

* * *

Sam fakt istnienia jest już dla niej dobrodziejstwem.

Dla mnie niebo to wyczuwać w sobie podobieństwo

Do Boga, który mnie stworzył potężnym swym

tchnieniem.

(P 32)

Ja, biedna, mała istota, która obróciłaby się w nicość, gdyby Twe boskie spojrzenie nie obdarowywało mnie w każdej chwili życiem... (Rkp B 5v°)

Dziecięcą swą ręką, która pieściła Marię,

Podtrzymywałeś świat obdarowując go życiem.

I myślałeś o mnie!

(P 24)

W każdej chwili jesteś przy mnie, strzeżesz mnie.

Gdy Cię wzywam, och, nigdy nie zwlekasz!

(P 36)

Wszystko z Twojej otrzymujemy ręki. (P 34)

...I mogę nazwać siebie dziełem Twojej miłości. (P 53)

* * *

Teresa nie ceniłaby tak Miłosierdzia, gdyby kiedyś nie była spętana, na długie lata i wbrew sobie, przez chorobliwą nadwrażliwość. Jednak odnawiająca moc Boga uwolniła ją od tego zniewolenia, dzięki czemu Teresa stała się kimś zupełnie nowym. Tej przemiany nie zapomni Bogu nigdy.

Jest prawdą, że noc Bożego Narodzenia 1886 roku zdecydowała o moim powołaniu, lecz — by określić ją jaśniej — muszę ją nazwać nade wszystko nocą mojego nawrócenia. Tej błogosławionej nocy, o której napisano, że dodaje blasku szczęściu Boga samego, Jezus, który stał się dzieckiem z miłości do mnie, raczył wyzwolić mnie z powijaków i ułomności dzieciństwa. Przemienił mnie tak bardzo, że odtąd nie rozpoznawałam samej siebie (LT 201).

Dobry Bóg musiał użyć małego cudu, abym mogła w jednej chwili dojrzeć. I cud ten uczynił w niezapomnianą noc Bożego Narodzenia. Tej promiennej nocy, jaśniejącej szczęściem Przenajświętszej Trójcy, Jezus, wdzięczne małe Dziecię, ledwie od godziny na świecie, przemienił noc mojej duszy w potoki światła... Tej nocy, w której stał się słabym i cierpiącym z miłości dla mnie, uczynił mnie silną i dzielną, przyodział mnie w zbroję. I począwszy od tej błogosławionej nocy nie przegrałam żadnego starcia, przeciwnie, kroczyłam od zwycięstwa do zwycięstwa, rozpoczynając — rzec można — „bieg olbrzyma!” Wyschło źródło moich łez, odtąd rzadko i z trudem się otwierało. (...)

W tę noc pełną światła rozpoczął się trzeci okres w moim życiu, najpiękniejszy ze wszystkich, najobfitszy w łaski Nieba... Dzieło, z którym zmagałam się nadaremnie przez dziesięć lat, Jezus wykonał w jednej chwili, zadowalając się moją dobrą wolą, której nigdy mi nie zabrakło. Podobnie jak Apostołowie, mogłam powiedzieć do Niego: „Panie, łowiłam całą noc, ale bez skutku”. Wtedy Jezus, okazując mi jeszcze więcej miłosierdzia niż swoim uczniom, osobiście wziął sieć, zarzucił ją i wyciągnął pełną ryb. (...)

W krótkim czasie dobry Bóg umiał wyprowadzić mnie z ciasnego kręgu, w którym się obracałam nie wiedząc, jak się z niego wydostać. Gdy patrzę na drogę, którą mnie poprowadził, ogarnia mnie wielka wdzięczność (Rkp A 44v°—46v°).

* * *

Inna łaska: w poszukiwaniu Boga Teresie nigdy nie przeszkodził grzech.

Więc żadna w tym moja zasługa, że nie oddałam serca stworzeniom, gdyż tylko wielkie Miłosierdzie dobrego Boga uchroniło mnie przed tym!... Przyznaję, że bez Niego mogłabym upaść tak nisko jak święta Magdalena. Dlatego głębokie słowa, które Pan nasz wypowiedział do Szymona, wdzięcznie rozbrzmiewają w mym uchu... Wiem, że „ten, któremu darują mniej, miłuje mniej”, lecz wiem również, że Jezus odpuścił mi więcej niż Magdalenie, gdyż mnie przebaczył z góry, nie pozwalając mi upaść. (...)

Zostałam otoczona przewidującą miłością Ojca, który posłał swe Słowo nie po to, aby ocalić sprawiedliwych, ale grzesznych. On chce, bym kochała Go nie dlatego, że mi odpuścił dużo, lecz dlatego, że odpuścił mi wszystko. Nie czekał, bym pokochała Go bardzo, jak święta Magdalena, lecz chciał, bym wiedziała, jak bardzo mnie ukochał miłością niewypowiedzianie przewidującą, tak bym teraz pokochała Go do szaleństwa! Słyszałam, że nie spotkano duszy czystej, która kochałaby więcej od tej, która kocha sercem skruszonym z żalu. Ach, jakże chciałabym dowieść, że to nieprawda! (Rkp A 38v°—39v°)

* * *

Łaska jeszcze głębsza: Teresa zrozumiała, iż Bóg jest nieskończenie miłosierny dlatego, że jest... sprawiedliwy!

On, który w czasie ziemskiego życia zawołał w uniesieniu: „Błogosławię Cię, Ojcze, że ukryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je maluczkim”, chciał, by zajaśniało we mnie Jego miłosierdzie. A ponieważ byłam mała i słaba, pochylał się nade mną i w ukryciu pouczał o sprawach miłości (Rkp A 49r°).

Lecz rozumiem, że wszyscy nie mogą być tacy sami, trzeba, by ludzie pochodzili z różnych rodzin, aby móc wielbić w sposób szczególny jeden z przymiotów dobrego Boga!... Mnie On obdarzył nieskończonym Miłosierdziem i poprzez nie właśnie widzę i wielbię boskie przymioty!... Wówczas wszystkie wydają mi się promieniejące miłością, nawet Sprawiedliwość (a być może nawet przede wszystkim ona) wydaje mi się przyodziana w miłość...

Jak dobrze jest pomyśleć, że dobry Bóg jest Sprawiedliwy, to znaczy, że ma wzgląd na naszą słabość, że doskonale zna kruchość naszej natury. Czego więc mogłabym się lękać? (Rkp A 83v°)

Wiem, że trzeba być czystym, by pojawić się przed Bogiem wszelkiej świętości, lecz wiem i to, że Pan jest nieskończenie sprawiedliwy. Na tej właśnie sprawiedliwości, która tylu przeraża, opiera się moja radość i zaufanie. Bo być sprawiedliwym, to nie tylko okazać surowość winnemu, ale również uznać prawe intencje i wynagrodzić dobro. Tyle samo nadziei pokładam w sprawiedliwości, co w miłosierdziu Boga. Gdyż właśnie sprawiedliwość skłania Go do tego, by nam „współczuć i okazywać łagodność. Wszak zna On naszą kruchość, pamięta, że prochem jesteśmy. Jak ojciec pochyla się z czułością nad dziećmi, tak i Pan pochyla się ze współczuciem nad nami” (LT 226).

Pewnego dnia [opowiada siostra Genowefa] weszłam do celi drogiej Siostry i uderzyło mnie jej wielkie skupienie. Szyła coś energicznie, a jednocześnie wyglądała na pogrążoną w głębokiej kontemplacji.
— O czym myślisz? — zapytałam.

— Myślę o „Ojcze nasz” — odpowiedziała. — Jak dobrze jest móc nazwać dobrego Boga Ojcem!

I w jej oczach pojawiły się łzy (RiW 81).

Innym razem zauważono, jak Teresa — w ogrodzie — wpatruje się ze wzruszeniem w kwokę i pisklęta. Później wyznała:

Zapłakałam, kiedy przyszło mi na myśl, że dobry Bóg posłużył się tym właśnie porównaniem, by pokazać nam, ile ma dla nas czułości. Wobec mnie dokładnie tak postępował, przez całe moje życie! Krył mnie całą pod swoimi skrzydłami (OR, 7 lipca, 1).

* * *

Dlatego też — zupełnie logicznie (choć jest to logika świętych) — Teresa oddaje się całkowicie Miłości Miłosiernej.

Boże mój, wykrzyknęłam w głębi serca, czy tylko Twoja Sprawiedliwość przyjmuje dusze na całopalną ofiarę?... Czy nie potrzebuje ich także Twoja Miłość Miłosierna?... Zewsząd jest odtrącana, nieznana; serca, które chciałbyś nią obdarować, zwracają się ku stworzeniom, oczekując od nich szczęścia i ich kruchego przywiązania, miast rzucić się w Twoje ramiona i przyjąć Twą nieskończoną Miłość... Boże mój, czy Twoja wzgardzona Miłość musi pozostać w Twym Sercu? Wydaje mi się, że gdybyś znalazł dusze gotowe oddać się na Całopalną Ofiarę Twojej Miłości, to prędko byś je strawił swym ogniem, wydaje mi się, że byłbyś szczęśliwy, gdybyś nie musiał już powściągać w sobie fal Twej nieskończonej czułości... (Rkp A 84r°)

Tak długo, jak zechcesz, Umiłowany mój, Twój ptaszek pozostanie bez sił i bez skrzydeł, będzie trwać ze wzrokiem utkwionym w Tobie, chce zauroczyć się Twym boskim spojrzeniem, chce stać się ofiarą Twojej Miłości! (Rkp B 5v°)

Bóg przyjął tę całopalną ofiarę; Teresa wyznała to matce Agnieszce:

Kochana Matko, ty, która pozwoliłaś, bym ofiarowała się Bogu w ten sposób, wiesz, jakie potoki, a raczej oceany łask zalały później moją duszę... Ach! Począwszy od tego szczęśliwego dnia Miłość jakby przenika mnie i otacza, wydaje mi się, że w każdej chwili ta Darmowa Miłość mnie odnawia, oczyszcza, nie pozostawia w duszy żadnego śladu grzechu (Rkp A 84r°).

* * *

Tym samym Teresa staje przed tajemnicą wybraństwa:

Tak, Jezus ma swoje upodobania, w Jego ogrodzie są owoce, które pod promieniami Jego miłości dojrzewają prawie w okamgnieniu. Dlaczego i my do nich należymy? To tajemnica. Bo jakiż powód Jezus może nam podać? Tylko ten, że nie ma żadnego powodu... Korzystajmy więc z upodobania Jezusa, który nauczył nas tylu rzeczy w niewiele lat, nie zaniedbujmy niczego, co mogłoby Mu sprawić radość! Ach, pozwólmy, żeby złociło nas słońce Jego miłości. Słońce pełne żaru... Spalajmy się, trawione miłością! (LT 89)

Jezu, być może się łudzę, lecz mi się zdaje, że nikogo nie możesz napełnić miłością większą od tej, którą mnie napełniłeś (...). Dopóki jestem na ziemi, trudno mi wyobrazić sobie miłość większą od tej, którą spodobało Ci się mnie obdarować, bez miary i za darmo, bez żadnej zasługi z mojej strony (Rkp C 35r°).

Kiedy Teresa rozchorowała się na dobre, mówiono do niej: „Bardzo się o ciebie troszczą...”

Tak, dobrze to widzę... To dla mnie obraz miłości, jaką obdarza mnie Bóg. Ja Jemu ofiarowywałam jedynie miłość, więc i On obdarza mnie [samą] miłością. I na tym nie koniec, bo wkrótce napełni mnie miłością jeszcze większą! (OR, 22 lipca, 1)

— Ależ Bóg sobie ciebie upodobał! Co myślisz o tym wybraństwie?

— Myślę, że Duch Boży wieje, gdzie chce (OR, 11 lipca, 9).

Nie, nie uważam się za wielką świętą! Jestem świętą bardzo małą; myślę tylko, że spodobało się dobremu Bogu złożyć we mnie dary, które czynią dobrze i mnie samej, i innym (OR, 4 sierpnia, 2).

* * *

Teresa wie, że tej Miłości może doświadczyć każdy, byle wydał się Jej bez granic.

Jezu, gdybym tak mogła powiedzieć wszystkim małym duszom, jak niewysłowiona jest Twoja przychylność!... Czuję, że gdybyś cudem znalazł duszę słabszą, mniejszą od mojej, to chciałbyś ją obdarzyć jeszcze większymi dobrodziejstwami... jeśliby zdała się na Ciebie, ufając zupełnie Twemu nieskończonemu miłosierdziu. Ale czyż trzeba mi to ogłaszać, Jezu? Czyż nie Ty sam mnie o tym pouczyłeś i czyż nie możesz tego objawić innym?... Możesz, ja to wiem i zaklinam Cię, byś to uczynił, błagam Cię, byś skierował swe boskie spojrzenie na rzeszę małych dusz... Błagam Cię, byś wybrał zastęp małych ofiar godnych Twojej miłości! (Rkp B 5v°)

Zrozumiałam ponadto, że miłość naszego Pana objawia się zarówno w duszy najprostszej, w niczym nie stawiającej oporu Jego łasce, jak i w duszy najsubtelniejszej, bo cechą miłości jest to, że się zniża. Gdyby więc wszyscy mieli być podobni do Świętych Doktorów, którzy oświecili Kościół jasnością swej nauki, to wydaje się, że dobry Bóg, przychodząc do ich serc, nie zstąpiłby wystarczająco nisko. Stworzył więc dziecko, które niczego nie umie i ledwie co mówi; stworzył biednych dzikich ludzi, którzy mogą kierować się jedynie prawem natury. I właśnie: raczy zstąpić aż do ich serc, to oni są tymi polnymi kwiatami, których prostota Go urzeka... Zstępując tak nisko, objawia swą nieskończoną wielkość (Rkp A 2v°—3r°).

Bóg kocha nas wszystkich, bez względu na to, czy jesteśmy wielcy czy mali. Jednakże mali świadczą ze szczególną siłą o tym, jak nisko Bóg się pochyla.

Tak jak słońce oświeca i cedry, i mały kwiat, jakby ten żył na ziemi sam jeden, tak i nasz Pan zajmuje się każdą duszą, jakby ta nie miała sobie podobnych. I jak w przyrodzie wszystko przyczynia się do tego, by stokrotka mogła kiedyś zakwitnąć, tak i wszystko przyczynia się do dobra każdego (Rkp A 3r°).

2. JEZUS JEST NAM DANY

„Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał” (J 3, 16).

Ach, znam Tego, który prosił o wodę:

Jest „Darem Boga”, źródłem chwały!

(P 24)

Ukochałeś mnie tak bardzo, że dałeś mi swego Syna Jednorodzonego, by był mi Zbawicielem i Oblubieńcem (M6).

Bóg dla was przyjął na siebie śmiertelność (RD 5).

Teresa lubiła ten dialog przypisywany świętemu Bernardowi:

— Jezu, kto Cię uczynił tak małym?
— Miłość.

* * *

Kim zatem jest Jezus w jej oczach? Jest „oceanem miłości” (P 54).

To, o czym ci piszę, jest doprawdy szalone; ale nie szkodzi, o miłości Jezusa myślę coś, co jest być może jeszcze mocniejsze... (LT 82)

Od Jego miłości któż nas może odłączyć?

(P 48)

Jedyne, o co Herod oskarżył Jezusa, to szaleństwo. I ja się z nim zgadzam! Tak, gdyż szaleństwem z Jego strony było poszukiwać małych, ubogich serc ludzi śmiertelnych, aby stać się ich królem. Przecież On, Król Chwały, zasiada na cherubinach! I nie mogą pomieścić Go nawet Niebiosa! Był więc nasz Oblubieniec zupełnie szalony, by przyjść na ziemię do grzesznych ludzi, chcąc uczynić ich swoimi przyjaciółmi, swoimi bliskimi, podobnymi sobie, On, który żyje w pełni szczęścia z dwoma innymi, cudownymi Osobami Trójcy Świętej! Nigdy nie będziemy w stanie posunąć się do szaleństw, do których On posunął się dla nas, i nigdy nasze czyny nie zasłużą na to miano, gdyż są bardzo rozumne i daleko im do tego, czego nasza miłość chciałaby dokonać (LT 169).

Trzeba mi serca rozpalonego czułością,

Które zawsze by mi było oparciem

I kochałoby we mnie wszystko, nawet słabość,

I nie opuszczałoby mnie ani na chwilę.

Lecz nie mogłam nigdzie znaleźć stworzenia,

Co — nieśmiertelne — kochałoby wiecznie...

Więc trzeba mi Boga, z moją naturą,

Co stałby się mi bratem i poznałby cierpienie!

(P 23)

Muszę ci wyznać, że na Serce Jezusa zapatruję się inaczej niż wszyscy. Myślę, że serce mojego Oblubieńca należy jedynie do mnie, tak jak i moje należy jedynie do Niego. Rozmawiam z Nim w samotności, kiedy sercem trwam cicho przy Jego sercu, oczekując na spotkanie z Nim twarzą w twarz, gdy [już bez osłony] będę mogła się w Niego wpatrywać (LT 122).

Tak, ten, kto kocha Jezusa, przynależy do Jego rodziny. W tym sercu, które nie ma sobie podobnych, znajduje wszystko, czego pragnie. Znajduje w Nim swoje Niebo! (LT 130)

Kto ma Jezusa, posiada niezmierzone bogactwa.

Wszystko jest nasze i wszystko dla nas, gdyż w Jezusie mamy wszystko (LT 182).

I wyśpiewuje Teresa Jego „cudowne piękno” (LT 95). Przeczytajmy kilka strof z jej wiersza „Lubiłam...”

Tak, Twoja ręka prowadzi mnie wszędzie,

W Tobie mam lasy i wioski,

Mam trzciny i łąki, i góry,

Deszcze i śnieżne płatki

Z wysoka.

Mam czarującą lutnię,

Pełną pokoju samotność,

Rzeki, skały, urocze wodospady...

Szemrzący cicho potok,

Ptaki.

Mam lśniące jezioro, mam dolinę

Samotną, porośniętą lasem;

A z oceanu mam srebrzystą falę,

Połyskujące ryby, mórz skarby

Rozmaite.

W Tobie mam migocące gwiazdy;

A kiedy miłość Twa się odsłania,

Dostrzegam, jak przez zasłonę,

Przy zapadającym z wolna mroku,

Twoją dłoń!

Ty, który podtrzymujesz światy,

Który sadzisz puszcze głębokie,

Który jednym spojrzeniem je zapylasz,

Patrzysz na mnie zawsze

Miłośnie.

Mam Twe Serce, Twe cudowne Oblicze,

Wzrok cichy, który mnie zranił...

Mam Twych świętych ust pocałunek,

Kocham Cię i nadto niczego nie pragnę,

Jezu!

(P 18)

* * *

Oblicze Jezusa, w które Teresa wpatruje się oczami wiary, ukazuje jej świat olśniewający. Siostra Genowefa tak to wyraziła: „Oblicze Święte było zwierciadłem, w którym odgadywała duszę i serce swojego Umiłowanego... Nowicjuszkom mówiła, że Oblicze Jezusa jest niczym księga, z której czerpie wiedzę miłości” (RiW 82-83).

Wcześniej nie zgłębiłam skarbów ukrytych w Świętym Obliczu (...), tajemnic miłości ukrytych w Twarzy naszego Oblubieńca (Rkp A 71r°).

To Oblicze jest mym królestwem miłości!
(P 20)

Jezus płonie do nas miłością... Spójrz na Jego Cudowne Oblicze! Spójrz na oczy wygasłe, spuszczone! Spójrz na rany! Spójrz na Jezusa, który objawia się w swoim Obliczu... W nim dojrzysz, jak bardzo nas kocha (LT 87).

Chętnie cytuje urywki mówiące o Twarzy Jezusa, promiennej i cierpiącej zarazem.

Mój ukochany jest jak bukiet mirry, co spocznie na moim sercu. W jego twarzy jasność i blask, a włosy jego jak królewska purpura. W nim wszystko jest godne kochania, twarz jego wbudza miłość, a oblicze mnie ponagla, bym na Miłość odpowiedziała miłością (Pnp 1).

Z twarzą nad miłym schyloną

Trwałam, zapomniawszy o sobie;

I znikło wszystko, i oddałam Mu siebie,

Troski me porzuciwszy

tam, kędy bielą się lilie (święty Jan od Krzyża).

Któż uwierzył naszemu słowu i komu Pan objawił moc swego ramienia? Chrystus pojawi się przed Nim jak krzew, jak pęd, co wschodzi na ziemi spękanej: w naszych oczach nie miał ni piękna, ni blasku, nie było w Nim nic, co przyciąga. Nie odgadliśmy, kim jest. Był dla nas przedmiotem wzgardy, ostatnim z ludzi, mężem boleści, który poznał, co jest cierpieć!... Twarz Jego zaś — jakby ukryta!... (...) A On nasze utrapienia dźwigał, naszym obarczył się bólem. Mieliśmy Go za trędowatego, za człowieka, którego Bóg doświadczył i upokorzył!... A Jego przybito za nasze niegodziwości, za nasze zmiażdżono grzechy. Kara, przynosząca nam pokój, na Niego spadła. W Jego ranach — nasze uzdrowienie (Iz 53) (LT 108).

Teresa chce pójść śladami Jezusa.

Pojęłam, czym jest prawdziwa chwała. Ten, którego królestwo nie jest z tego świata, ukazał mi, że prawdziwa mądrość polega na tym, by „chcieć być nieznanym i uważanym za nic — by szukać radości w oderwaniu od siebie”... Ach! Chciałam, aby „moja twarz — na podobieństwo twarzy Jezusa — była prawdziwie ukryta, tak by na ziemi nikt mnie nie rozpoznał”. Byłam spragniona cierpienia i zapomnienia (Rkp A 71v°).

* * *

„Jezus uda się daleko, aby cię znaleźć...”

Podziękuj dobremu Bogu za łaski, którymi On cię obdarza. I nie bądź aż tak niewdzięczna, że nie będziesz umiała ich rozpoznać. Sprawiasz na mnie wrażenie wieśniaczki, którą król — pełen mocy — poprosił o rękę, a ta nie śmiała się zgodzić, tłumacząc się swym ubóstwem i nieznajomością życia na dworze. A wystarczyłoby jej pomyśleć, że królewski narzeczony dobrze przecież wie o jej nędzy, a jej słabość zna lepiej niż ona... Mario, chociaż jesteś nikim, to nie zapominaj, że Jezus jest wszystkim, dlatego trzeba, byś zanurzyła twą nicość w Jego wszystkim, nie mającym dla siebie granic, i byś o nim tylko myślała, bo tylko ono jest godne miłości... Nie wyczekuj też widocznych owoców swoich wysiłków, gdyż te nic nie znaczące rzeczy tak bardzo Jezusa pokrzepiają, że lubi je zatrzymywać dla siebie. (...) Jezusowi oddaj całe serce, On jest go spragniony, odczuwa głód... (...) Ach, jak nie kochać przyjaciela, który przystaje na takie ubóstwo, i jak jeszcze tłumaczyć się [przed Nim], że jest się zbyt biednym, kiedy On sam się upodabnia do swej narzeczonej... Był bogaty, a stał się ubogim, by połączyć swoje ubóstwo z ubóstwem Marii od Najświętszego Sakramentu. Cóż za tajemnica! Tajemnica miłości! (LT 109)

Nie lękaj się; im będziesz uboższą, tym mocniej Jezus będzie cię kochał. Uda się daleko, bardzo daleko, aby cię znaleźć, kiedy pobłądzisz (LT 211).

Jezus jest podobny do swego Ojca, gdyż — jak Ten — ma serce matki!

Choć było to jeszcze w czasach, kiedy obowiązywało prawo bojaźni, zanim przyszedł [na ziemię] nasz Pan, prorok Izajasz mówił: „Czy może Matka zapomnieć o swym dziecku? A nawet gdyby ona zapomniała, ja o was nie zapomnę nigdy”. Co za cudowna obietnica! Ach, jakże my, które żyjemy pod prawem miłości, mogłybyśmy nie odpowiedzieć na miłosne zabiegi naszego Oblubieńca? Jakże obawiać się Tego, którego zniewala włos, powiewający na naszej szyi? (Pnp 4, 9) Umiejmy zatem zauroczyć tego Boga, który żebrze naszej miłości. Mówiąc, że jeden włos może dokonać tego cudu, daje nam do zrozumienia, że najmniejszy akt uczyniony z miłości czaruje Jego serce.

Ach! Gdyby wymagał od nas wielkich czynów, to można by nas tylko pożałować! Lecz — co za szczęście! — Jezus pozwala się zniewalać rzeczom tak małym! (LT 191)

W Tobie, któryś umiał stworzyć serce matki,

Odkrywam najdelikatniejszego z ojców.

Jezu, Słowo przedwieczne, moja jedyna miłości,

Dla mnie — Twoje serce kocha mocniej niż matka.

(P 36)

Ufajmy Mu zatem bez granic!

Za dni swego życia na ziemi mój Ukochany powiedział: „Wszystko, o co poprosicie Ojca mego w imię moje, otrzymacie!” Jestem więc pewna, że spełnisz to, czego pragnę, gdyż wiem, o mój Boże, że im więcej chcesz dać, tym większe wzbudzasz pragnienia. A mam w sercu pragnienia przeogromne; zatem pełna ufności proszę, byś przyszedł zawładnąć moją duszą (M6).

Tak, czuję, że Jezus chce nas obdarzyć tymi samymi łaskami, że chce dać nam Niebo za darmo (LT 197).

Nieskończone skarby Jego zasług należą do mnie, ofiaruję Ci je [Ojcze] ze szczęściem, błagając, byś patrzył na mnie jedynie poprzez Oblicze Jezusa i dostrzegał mnie jedynie w Jego Sercu, płonącym Miłością (M6).

W Twej dobroci, której nie ma granic,

Chcę zanurzyć się i zniknąć, Serce Jezusowe.

(P 23)

Na namalowanym przez siebie obrazku, przedstawiającym Dzieciątko Jezus ukryte w Hostii, napisała:

Nie mogę obawiać się Boga, który dla mnie stał się tak mały... Kocham Go!... Gdyż jest wyłącznie miłością i miłosierdziem (LT 266).

3. BÓG SPRAGNIONY JEST CIEBIE

Jezus został nam dany, byśmy mogli poznać Darmową Miłość Boga i odpowiedzieć na nią. Jest nas spragniony i marzy, byśmy sami zapragnęli Jego.

Kto może pojąć miłość Jezusa do Celiny? Tylko Jezus!... Wszak dla niej posunął się do szaleństw! Niech i Celina postępuje tak samo wobec Jezusa... Za miłość płaci się tylko miłością, a rany miłości leczy tylko miłość (LT 85).

Wydawało mi się, że słyszę, jak Jezus mówi do mnie to samo, co powiedział do Samarytanki: „Daj mi pić!” Była to prawdziwa wymiana miłości; duszom dawałam krew Jezusa, Jezusowi ofiarowywałam te same dusze, ożywione Jego boską rosą. W ten sposób zdawałam się koić Jego pragnienie, a im więcej dawałam Mu pić, tym bardziej wzrastało pragnienie mej biednej duszy; On z kolei podawał mi to pragnienie jako najrozkoszniejszy napój swej miłości... (Rkp A 46v°)

Oto czego Jezus od nas oczekuje; nie potrzebuje On naszych dzieł, lecz jedynie miłości. Gdyż ten sam Bóg, który oświadcza, że nie musi nam wcale mówić, czy jest głodny, nie wahał się żebrać u Samarytanki o trochę wody. Był spragniony... Lecz mówiąc: „daj mi pić”, Stworzyciel domagał się właśnie miłości od swego biednego stworzenia. Był spragniony miłości... Ach! Czuję to bardziej niż kiedykolwiek: Jezusowi chce się pić. Pośród uczniów tego świata spotyka tylko niewdzięcznych i obojętnych, a pośród swoich, niestety, mało znajduje serc, które oddają Mu się bez reszty, które pojmują, jak czuła jest Jego nieskończona Miłość (Rkp B 1v°).

Jezus jest chory z miłości i daje do zrozumienia, że taką chorobę można uleczyć tylko miłością (LT 109).

Nie kto inny jak „boski Żebrak miłości” prosi cię o gościnność, a mówiąc: „dziękuję”, prosi o jeszcze, w miarę jak otrzymuje coraz więcej (LT 172).

Jezus tak bardzo potrzebuje miłości i odczuwa tak wielkie pragnienie, że oczekuje od nas bodaj kropli wody, by móc je ugasić. Ach, dawajmy Mu pić nie żałując... Kiedyś będzie umiał powiedzieć: „Teraz przyszła kolej na mnie” (LT 107).

Zapomnienie... Wydaje mi się, że to właśnie sprawia Mu najwięcej przykrości! (LT 108)

Życie jest często uciążliwe. Co za gorycz, lecz również — co za szczęście! Tak, życie kosztuje, z udręką rozpoczynamy nowy dzień. (...) Gdyby przynajmniej czuć obecność Jezusa! Ach, bylibyśmy gotowi dla Niego na wszystko... Lecz cóż, wydaje się oddalony o tysiące mil, pozostajemy więc sami ze sobą. Nużące to towarzystwo, kiedy brakuje Jezusa! (...) Gdzież On jest? Dlaczego nie przychodzi z otuchą, wszak w Nim tylko mamy Przyjaciela? A On po prawdzie jest niedaleko, jeśli nie bardzo blisko. Spogląda na nas i żebrze o nasz smutek, o agonię. Potrzebuje ich dla innych, potrzebuje dla nas. Chce nas obdarzyć czymś wielkim, ma wobec nas ogromne ambicje! (LT 57)

Och, ta cisza Jezusa, co za muzyka dla serca... Czyni siebie ubogim, abyśmy mogli okazać Mu miłość. Wyciąga do nas rękę, aby w radosnym dniu sądu, kiedy ukaże się w swojej chwale, mógł powiedzieć do nas te słowa: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego. Gdyż byłem głodny, a daliście mi jeść. Byłem spragniony, a daliście mi pić. Byłem bez domu, a przyjęliście mnie. Byłem chory, w więzieniu, a przyszliście mi z pomocą”. Powiedział tak sam Jezus i to On chce naszej miłości, żebrze o nią... Zdaje się, rzec można, na naszą łaskę i niełaskę. Nie chce niczego brać, nie otrzymawszy tego od nas, a ceni najmniejszą nawet rzecz (LT 145).

Wspomnij, Jezu, Słowo Życia,

Że ukochałeś mnie aż po śmierć!

Ja także chcę ukochać Cię do szaleństwa,

Ja także chcę dla Ciebie żyć i umrzeć.

(P 24)

Teresa bardzo lubiła poniższe myśli świętego Jana od Krzyża:

Pod wieczór życia będziemy sądzeni z miłości.

Jest zatem sprawą najwyższej wagi, aby ćwiczyć się dużo w Miłości, aby — spalając się prędko — nie zatrzymywać się wcale na ziemi i wnet spotkać się z Bogiem twarzą w twarz.

* * *

Patrząc na swe życie, Teresa często podkreśla uprzedzającą miłość Boga.

Wydaje mi się, że gdyby wszystkie stworzenia doznały tych łask, co ja, to dobry Bóg w nikim nie wzbudzałby lęku; kochano by Go do szaleństwa i z miłością, a nie z drżeniem, i nikt nigdy by nie chciał wyrządzić Mu przykrości... (Rkp A 83v°)

Pamiętam, że „ten, któremu przebaczono więcej, kocha też więcej”. Więc staram się, by moje życie było aktem miłości, i nie martwię się, że jestem mała, przeciwnie: cieszę się z tego (LT 224).

Pan nasz, pragnąc, by moje pierwsze spojrzenie było wyłącznie dla Niego, raczył poprosić mnie o serce, kiedy byłam jeszcze w kołysce, jeśli można tak powiedzieć (LT 201).

Gdyby moje serce nie było zwrócone ku Bogu od zarania, (...) co by się ze mną stało? (Rkp A 40r°)

Byłam w wieku najbardziej niebezpiecznym dla dziewczyn, lecz dobry Bóg uczynił dla mnie to, o czym mówi Ezechiel: „Przechodząc w pobliżu, Jezus spostrzegł, że nadszedł dla mnie czas miłości. Zawarł więc ze mną przymierze i stałam się Jego... Rozciągnął nade mną swój płaszcz, wykąpał w drogocennych wonnościach, przyodział we wzorzyste szaty, założył mi naszyjnik i kosztowne ozdoby... I nakarmił mnie mąką najczystszą oraz miodem i oliwą w obfitości... Wówczas wypiękniałam w Jego oczach i uczynił mnie potężną królową!...”

Tak, Jezus uczynił dla mnie to wszystko; mogłabym wykazać, że każde z przytoczonych słów całkowicie wobec mnie wypełnił (Rkp A 47r°).

Teraz oddaj się bez reszty Jezusowi. On — bardziej niż kiedykolwiek — jest bez reszty oddany tobie. Już włożył na twój palec tajemniczy zaręczynowy pierścionek. Chce być jedynym mistrzem twojej duszy (LT 53).

Gdy w dziewczęcym moim sercu zajaśniał ów płomień,

Co zwie się miłością, przyszedłeś o niego poprosić.

(P 53)

Moją miłością jest Chrystus, życie moje.

(P 26)

Teraz nie mam już wielkich pragnień poza tym jednym, by kochać, aż z miłości tej umrę (Rkp C 7v°).

* * *

Teresa wpatruje się również w negatyw tego filmu, który mówi jej o dobrodziejstwach Boga. I przyznaje, że rozczarowania, jakich doznała w kilku przyjaźniach, pomogły jej wybrać w sposób bardziej radykalny miłość wyłącznie do Jezusa.

O szczęśliwa nieumiejętności! Ileż zła mnie dzięki niej ominęło!... Jakże dziękuję Jezusowi, że dał mi odczuć jedynie „gorycz ziemskich przyjaźni”. Z takim sercem jak moje można by mnie łatwo oszukać, podciąć mi skrzydła, a jak wtedy mogłabym „ulecieć i spocząć”? (...) Choć nie skosztowałam zatrutego kielicha zbyt gorącej miłości do stworzeń, czuję, że nie mogę się mylić, tak wiele widziałam dusz zwiedzionych przez to fałszywe światło, dusz latających niczym biedne motyle i przypalających sobie skrzydła. Potem wracały do prawdziwego i łagodnego światła miłości, które przywracało im skrzydła, promienniejsze i lżejsze, by mogły wzlecieć do Jezusa, do tego boskiego Ognia, „który płonie, lecz nie wypala”. Ach, czuję, że Jezus wiedział, iż jestem zbyt słaba, by wodzić mnie na pokuszenie; być może złudne światło wypaliłoby mnie całą, gdybym je dojrzała... (Rkp A 38r°—v°)

* * *

„Kochać Jezusa więcej niż ktokolwiek Go kochał!”

Co do mnie, to nie znam innego sposobu na miłość doskonałą... Nasze serce stworzone jest do kochania, i to jak! Czasem szukam innego słowa, by wyrazić miłość, lecz tu, na wygnaniu, słowa nie potrafią oddać wszystkich drgnień duszy. Toteż musimy zostać przy tym jednym jedynym słowie: Kochać!

Lecz kogo nasze serce — spragnione kochania — obdarzy miłością? Ach, któż będzie na tyle wielki, by stać się tego godnym? Czy ludzka istota może to pojąć? Mario, tylko Jezus potrafi zrozumieć głębię słowa „Kochać”! Tylko Jego miłość jest nieskończenie większa od tego, co same możemy Mu dać (LT 109).

Jakże ciasne i niestałe są serca stworzeń! (Rkp A 38r°)

Cóż mi po pięknie stworzonym? Posiadłszy je, byłabym nieszczęśliwa, w sercu miałabym taką pustkę! To nie do uwierzenia, jak moje serce wydaje mi się wielkie, kiedy spoglądam na skarby ziemi, widzę bowiem, że wszystkie razem wzięte nie umiałyby go nasycić. Lecz kiedy spoglądam na Jezusa, jakże to serce wydaje mi się małe! Tak bardzo chciałabym Go kochać!... Kochać więcej niż ktokolwiek Go kochał! (LT 74)

W odpowiedzi na Jego miłość, Teresa chciałaby uczynić dla Niego to, co On uczynił dla niej... (Rkp A 85v°)

Ty wiesz, mój Boże, że nigdy nie pragnęłam niczego ponad to, by Cię kochać. Innej chwały nie pragnę. Twoja miłość uprzedzała mnie od dzieciństwa, wzrastała wraz ze mną, a teraz jest jak przepaść, której głębokości zmierzyć nie potrafię. Miłość przyciąga miłość, toteż moja miłość, Jezu, wyrywa się ku Tobie, chciałaby wypełnić wciągającą ją przepaść, niestety, nie dorównuje wielkością ani kropli rosy pogrążonej w oceanie!... By Cię kochać, jak Ty mnie kochasz, muszę zapożyczyć miłości od Ciebie, wtedy dopiero znajdę ukojenie. Mój Jezu, być może się łudzę, lecz mi się zdaje, że nikogo nie możesz napełnić miłością większą od tej, którą mnie napełniłeś (Rkp C 34v°—35r°).

Moja jedyna Miłości, ach, wysłuchaj tej prośby:

Wzbudź we mnie serc tysiące, abym mogła Cię kochać!

Ale i to nie wystarcza. Więc użycz mi, Piękno najwyższe

— Abym mogła Cię kochać — użycz mi Serca własnego!

(P 24)

4. WYMAGANIA MIŁOŚCI

Odpowiedzieć Miłości „tak”, to pozwolić Jej, by nas podbiła.

Zostań w moim sercu, czyż nie jest ono klombem,

Którego każdy kwiat ku Tobie chce się zwrócić?

(P 24)

Nade wszystko jednak [w wieku czternastu lat] wzrastałam w miłości do dobrego Boga, czułam w sercu nie znane dotąd porywy, niekiedy przeżywałam prawdziwe uniesienia miłości. Jednego wieczoru, nie wiedząc, jak wyznać Jezusowi, że Go kocham i jak bardzo bym chciała, by był kochany i wielbiony wszędzie, pomyślałam z bólem, że nikt nie wyzna Mu miłości w piekle. Powiedziałam wówczas dobremu Bogu, że dla Jego przyjemności zgadzam się, by mnie tam zanurzono, aby w tym miejscu bluźnierstwa mógł być kochany wiecznie... Wiedziałam, że to nie może Mu przynieść chwały, ponieważ niczego tak nie pragnie, jak naszego szczęścia, lecz z miłości mówi się szalone rzeczy. Powiedziałam to też nie dlatego, że nie pociągało mnie Niebo, lecz dlatego, że moim Niebem była Miłość i czułam, podobnie jak święty Paweł, że nic nie mogłoby mnie oderwać od Tego, który mnie oczarował! (Rkp A 52r°—v°)

Jedynie Ty, Jezu, mogłeś nasycić duszę,

Która kochać chciała nieskończenie!

(P 53)

Osiem dni po obłóczynach Teresy miał miejsce ślub jej kuzynki Joanny.

Trudno wysłowić, ile jej przykład powiedział mi o tym, jak delikatna może być oblubienica wobec swojego oblubieńca. Słuchałam chciwie wszystkiego, czego mogłam się o tym dowiedzieć, gdyż dla ukochanego Jezusa nie chciałam uczynić mniej aniżeli Joanna dla Franciszka, stworzenia niewątpliwie doskonałego, lecz koniec końców tylko stworzenia!... (Rkp A 77r°)

Wiedza Miłości, o tak! Jak wdzięcznie brzmi to słowo w uchu mojej duszy. Tylko takiej wiedzy pragnę! Dla niej oddawszy wszystkie moje bogactwa, uważam — za oblubienicą ze świętych pieśni — że nic jeszcze nie dałam... Tylko miłość może nas uczynić miłymi dobremu Bogu, pojmuję to tak jasno, że tylko o tę miłość zabiegam (Rkp B 1r°).

Twoja miłość jest mym jedynym męczeństwem,

Im bardziej mnie rozpala,

Tym bardziej Ciebie pragnę.

(P 31)

* * *

Cóż jest kochać?

Kochać — to dać wszystko i dać siebie samego.

(P 54)

Żyć miłością to dawać się bez miar,

Nie chcieć i nie żądać jakiejkolwiek zapłaty.

Daję więc i nie liczę, przekonana,

Że kochając, niczego się nie odmierza.

(P 17)

Zwróciła moją uwagę na to [opowiada siostra Genowefa], że miłość poświęca wszystko, że daje wszystko, słusznie czy niesłusznie, że marnotrawi, że niszczy już u początku nadzieję na korzyść, że postępuje szaleńczo, że jest hojna do skrajności, że nigdy nie odmierza.

Ach, szczęśliwa beztroska, szczęśliwe miłosne upojenie! — mówiła. — Miłość daje wszystko i ufa! My, niestety, dajemy po namyśle, wahamy się poświęcić korzyści ziemskie i duchowe. A to nie jest miłość! Ta jest ślepa i podobna do potoku, który nic po sobie nie zostawia! (RiW 62)

Dlatego wszystko, co czynisz, niech będzie wolne od choćby cienia osobistej korzyści (RiW 32).

Ziarnko piasku chce przystąpić do dzieła, choć nie znajduje w nim żadnej radości, choć brakuje mu i chęci, i sił. Lecz to właśnie ułatwia mu zadanie, gdyż chce pracować jedynie z miłości (LT 82).

W dzień swoich ślubów wyraża takie życzenie:

Jezu, proszę, bym szukała i znajdowała jedynie Ciebie, by stworzenia były dla mnie niczym, a ja niczym dla nich. Ty, Jezu, bądź mi wszystkim!... Niech rzeczy ziemskie nigdy nie mącą mej duszy, niech nic nie mąci we mnie pokoju. Jezu, proszę Cię tylko o pokój; i proszę także o miłość, miłość bez końca, której granicą będziesz jedynie Ty (z osobistych zapisków, 8 września 1890).

Dla Ciebie wyniszczyć się chcę bez reszty,

W każdej chwili.

(P 51)

* * *

Innymi słowy, kochać to „sprawiać radość”.

Dla niej istotne jest to, i tego pragnie wyłącznie, by sprawić Jezusowi radość (Rkp C 3v°).

Gdyby dobry Bóg mi powiedział: „Jeśli umrzesz teraz, dostąpisz wielkiej chwały; jeśli umrzesz w wieku dwudziestu czterech lat, ta chwała będzie mniejsza, lecz mnie sprawi to radość”, to nie wahałabym się Mu odpowiedzieć: „Boże mój, chcę umrzeć w wieku dwudziestu czterech lat, gdyż nie szukam chwały swojej, lecz jedynie Twojej radości”.

Wielcy święci trudzili się dla chwały Boga; ja, która jestem bardzo mała, trudzę się jedynie dla Jego radości. Ze szczęściem zniosłabym największe cierpienia, gdyby mogły u Niego wzbudzić choćby jeden uśmiech (OR, 16 lipca, 6).

Chciałabym znosić [dla Niego] największe cierpienia, nawet wtedy, gdyby miał o nich nie wiedzieć (RiW 57).

Nie chcę gromadzić zasług, by dzięki nim otrzymać Niebo, chcę trudzić się jedynie z miłości do Ciebie, jedynie po to, by sprawić Ci radość, by pokrzepić Najświętsze Twoje Serce, ocalając dla Ciebie dusze, które kochać Cię będą na wieczność (M6).

Zawsze pragnęłam jedynie tego, by sprawiać dobremu Bogu radość. Gdybym starała się gromadzić zasługi, to teraz żyłabym w rozpaczy (RiW 57).

* * *

Miłość widzi rzeczy w prawdzie, a zarazem jest ślepa. Nie dostrzega przeszkód.

Miłość może wszystko, rzeczy zupełnie niemożliwe nie wydają się jej trudne (LT 65).

To prawda, że „dla miłości nie ma rzeczy niemożliwych, gdyż sądzi, że możliwe jest dla niej wszystko i że wszystko jej wolno”... Roztropność ludzka, przeciwnie, drży co chwilę i nie śmie, by tak rzec, uczynić kroku (Rkp A 75v°).

Serce, które kocha, trudzi się z miłością, czyli żarliwie: biegnie, leci, dla niego możliwe jest wszystko, nie powstrzyma go nic (RiW 75).

Miłość doda wam skrzydeł (RD 5).

Jak dobrze jest trudzić się wyłącznie dla Jezusa, jedynie dla Niego! Ach, w sercu nie ma wtedy pustki, czujemy się lekko... (LT 95)

Posłuchajmy, jak Teresa podkreśla z naciskiem potrzebę hojności, którą żywi się miłość.

Nie odmawiajmy Jezusowi niczego! (LT 85)

Jakże więc dałby się zwyciężyć w hojności? (LT 226)

Ponieważ Bóg jest tak hojny wobec mnie, chcę być równie hojna wobec Niego (RD 1).

Zapytano ją raz, czy zdarzyło się jej odmówić Bogu. Odpowiedziała:

— Nie, nie pamiętam, bym Mu czegoś odmówiła. Począwszy od trzeciego roku życia, starałam się nie odmawiać Mu niczego, o co mnie prosił (OR, świadectwo Marii od Eucharystii).

Wierz mi, nie czekaj nigdy na jutro, by zacząć stawać się świętą (OR, świadectwo Marii od Eucharystii).

Myślałam dziś o przeszłości, o akcie odwagi, na który zdobyłam się kiedyś w noc Bożego Narodzenia, i przyszła mi na myśl pochwała, jaką usłyszała Judyta: „Wykazałaś się męską odwagą i umocniło się twoje serce”. Wielu mówi: „Nie potrafię się zdobyć na tę ofiarę”. Niech więc podchodzą do tego jak ja — energicznie. Dobry Bóg nigdy nie odmawia tej pierwszej łaski, która dodaje odwagi. Wówczas serce od razu się umacnia i kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa (OR, 8 sierpnia, 3).

To, co przyciąga światło i pomoc Boga, kiedy mamy za zadanie prowadzić lub wspierać innych, to fakt, że nie opowiadamy im o własnych troskach, w nadziei, że to przyniesie nam ulgę. Zresztą wcale nam to nie ulży, gdyż, miast ukoić, coś takiego nas tylko rozpali (OR, 16 września).

Dobremu Bogu, który tak nas kocha, jest już wystarczająco przykro, że na czas próby musi nas zostawić na ziemi, byśmy Go jeszcze zamęczali powtarzaniem, jak bardzo jest nam tu źle. Starajmy się wyglądać na takich, którzy po prostu nie zwracają na to uwagi! (RiW 58)

Nawet wtedy, kiedy nic nie rozumiem z wydarzeń, uśmiecham się i mówię [Mu]: „dziękuję”. Dobremu Bogu okazuję nieustannie promienność. Nie trzeba w Niego wątpić, byłby to brak delikatności. Nie, nigdy nie „przeklinajmy” Opatrzności, przeciwnie, okazujmy Jej zawsze wdzięczność (RiW 72).

Gdyby Bóg dał nam we władanie wszechświat, z wszystkimi jego skarbami, to i tak nie można by tego porównać z najmniejszym cierpieniem [znoszonym z powodu Jezusa]. Bo co za łaska, kiedy rano nie mamy żadnego zapału, żadnej siły do czynienia dobra! Wtedy trzeba przyłożyć siekierę do pnia. Odtąd, miast zbierać liche źdźbła, wydobywamy same diamenty. Jakaż z tego korzyść pod wieczór! Choć bywa i tak, że na te skarby machamy ręką. Przychodzi trudna chwila, opada nas pokusa, aby wszystko porzucić. Lecz wystarczy uczynić akt miłości, choć możemy jej nie odczuwać, i wszystko się naprawia, i więcej! Jezus zaś się uśmiecha... (LT 65)

Jedynie On jest czarujący, w całym tego słowa znaczeniu. Chce pokazać swojej „piłce”, że uległaby złudzeniu, gdyby zaczęła szukać gdzie indziej cienia piękna, myląc je z Pięknem rzeczywistym. (...)

Jakże jest On bosko delikatny, nie pozwalając mi przywiązać się do niczego, co stworzone. Wie dobrze, że gdybym doznała choć odrobiny szczęścia, to przylgnęłabym do niej, wkładając w to wszelką energię, wszystką moc serca. Więc odmawia mi tej odrobiny. Woli zostawić mnie w ciemnościach niż dopuścić do mnie światło złudnego promienia, który nie byłby Nim. Ponieważ nie mogę znaleźć żadnego stworzenia, które by nasyciło me serce, chcę wszystko oddać Jezusowi. Nie chcę obdarzyć stworzeń choćby atomem miłości. Oby Jezus nie przestawał mi przypominać, że On tylko jest pełnią szczęścia, nawet wtedy, gdy wydaje się nieobecny! (...) Chce otrzymać wszystko... Więc oddam Mu wszystko, wszystko! Nawet wówczas, gdy będę czuła, że nie potrafię Mu nic ofiarować. Wówczas, tak jak dzisiejszego wieczoru, ofiaruję Mu owo „nic”! (LT 76)

Prawdziwe męstwo to nie chwilowa żarliwość, która pragnie wyruszyć na podbój dusz, na przekór wszelkim możliwym niebezpieczeństwom, które podsuwa wyobraźnia; one dodają tylko jednego uroku więcej naszemu pięknemu marzeniu. O nie, prawdziwe męstwo polega na tym, że to pragnienie urzeczywistniamy w trwodze, że jednocześnie się przed nim wzdrygamy, podobnie jak Pan nasz w Ogrodzie Oliwnym (RiW 149).

I odgadłam coś jeszcze, to mianowicie, że często Bóg chce tylko naszej woli. Oczekuje od nas wszystkiego, a jeśli odmawiamy Mu najmniejszej rzeczy, to nie ustąpi, bo za bardzo nas kocha; lecz gdy zgadzamy się na Jego wolę, kiedy widzi, że chodzi nam tylko o Niego, wtedy postępuje z nami, jak postąpił niegdyś z Abra- hamem... (LT 167)

5. BEZCENNA WARTOŚĆ „MAŁYCH RZECZY”

We wzruszającym liście do Jezusa (którym podzieliła się później z Marią od Najświętszego Serca i który zwany jest „Rękopisem B”) Teresa pisze o swoich pragnieniach miłości bez granic.

Ach, wybacz mi, Jezu, jeśli będę mówić od rzeczy, próbując powiedzieć Ci raz jeszcze o moich pragnieniach, o nadziejach, które sięgają w nieskończoność. Wybacz mi i uzdrów moją duszę, obdarzając ją tym, czego ufnie od Ciebie wyczekuje!!!...

Być Twą oblubienicą, Jezu, być karmelitanką, być — poprzez moje zjednoczenie z Tobą — matką dusz, to powinno mi wystarczyć... lecz tak nie jest... Te trzy przywileje: Karmelitanka, Oblubienica i Matka, z pewnością są moim powołaniem, a jednak odkrywam w sobie także powołanie Wojownika, Kapłana, Apostoła, Doktora, Męczennika; odczuwam też potrzebę, pragnienie, by dokonać dla Ciebie, Jezu, wszystkich najbardziej bohaterskich czynów... Odkrywam w sobie odwagę Krzyżowca, żołnierza Gwardii Papieskiej, chciałabym umrzeć na polu bitwy broniąc Kościoła...

Czuję w sobie powołanie Kapłana; z jakąż miłością, Jezu, trzymałabym Cię w swych rękach, kiedy na mój głos zstępowałbyś z Nieba... Z jakąż miłością dawałabym Cię duszom!... Niestety, pragnąc być Kapłanem, podziwiam, a jednocześnie zazdroszczę pokory świętemu Franciszkowi z Asyżu i chciałabym pójść w jego ślady, nie przyjmując wzniosłej godności Kapłaństwa.

Jezu, moja miłości, życie moje... Jak pogodzić te przeciwieństwa? Jak spełnić pragnienia mej biednej małej duszy?...

Ach, pomimo swojej małości chciałabym oświecać dusze jak Prorocy, jak Doktorzy; mam powołanie, by być Apostołem... chciałabym przemierzyć świat, głosząc Twoje imię, i postawić na ziemi niewiernych Twój zwycięski Krzyż... lecz, o mój Ukochany, nie wystarczyłaby mi jedna misja, chciałabym głosić Ewangelię w pięciu częściach świata naraz, aż po najdalsze wyspy... Chciałabym być misjonarką nie tylko przez kilka lat, ale począwszy od założenia świata aż po jego kres...

A nade wszystko, Umiłowany mój Zbawicielu, chciałabym dla Ciebie przelać krew do ostatniej kropli... Męczeństwo, oto marzenie mojej młodości, to marzenie wzrastało wraz ze mną w odosobnieniu Karmelu. (...)

Jezu, Jezu, aby opisać moje pragnienia, musiałabym sięgnąć po Twoją księgę życia, tę, gdzie spisane są czyny wszystkich Świętych, i które chciałabym spełnić dla Ciebie (Rkp B 2v°—3r°).

Pierwszy List do Koryntian daje Teresie odpowiedź:

Na modlitwie te pragnienia dręczyły mnie ogromnie. Postanowiłam więc poszukać odpowiedzi w listach świętego Pawła. Gdy je otwarłam, wzrok mój padł na rozdział XII i XIII Pierwszego Listu do Koryntian... I przeczytałam tam najpierw, że wszyscy nie mogą być apostołami, prorokami, doktorami itd., że Kościół składa się z różnych członków i że oko nie może być jednocześnie ręką...

Odpowiedź była jasna, ale nie spełniała mych oczekiwań, nie przyniosła mi pokoju. I jak Magdalena, która, nie przestając pochylać się nad pustym grobem, znalazła w końcu to, czego szukała, tak i ja, uniżając się aż do dna swojej nicości, wzniosłam się tak wysoko, że dosięgłam swego celu... Nie zniechęcając się bowiem, czytałam dalej i znalazłam zdanie, które podniosło mnie na duchu: „Starajcie się o większe dary, a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą”. I tu apostoł tłumaczy, jak wszystkie, największe nawet dary są niczym bez Miłości... że Miłość jest drogą najlepszą, wiodącą do Boga w sposób pewny. Wreszcie odnalazłam spokój... Wpatrując się w mistyczne ciało Kościoła, nie rozpoznałam się w żadnym z jego członków, opisywanych przez świętego Pawła, lub raczej chciałam rozpoznać się we wszystkich... Klucz do mojego powołania dała mi Miłość. Zrozumiałam, że jeśli Kościół ma ciało zbudowane z różnych członków, to nie brakuje w nim z pewnością tego najbardziej koniecznego i szlachetnego... zrozumiałam, że Kościół ma Serce i że to Serce płonie Miłością. Zrozumiałam, że tylko Miłość wprawia w ruch członki Kościoła, że gdyby Miłość wygasła, to Apostołowie nie głosiliby już więcej Ewangelii, Męczennicy odmawialiby przelania krwi... Zrozumiałam, że Miłość zawiera wszystkie powołania, że Miłość jest wszystkim, że ogarnia wszystkie czasy i wszystkie miejsca... Słowem, że jest Wieczna!

Wówczas w porywie szalonej radości zawołałam: Jezu, moja Miłości... znalazłam wreszcie powołanie, powołanie moje to Miłość!...

Tak, znalazłam swoje miejsce w Kościele, i to Ty, mój Boże, mi je dałeś... W Sercu Kościoła, mej Matki, będę Miłością... w ten sposób będę wszystkim... w ten sposób moje marzenie się spełni!!! (Rkp B 3v°)

Jezu mój, kocham Cię, kocham Kościół, moją Matkę, pamiętam, że „najmniejsze poruszenie czystej miłości jest mu bardziej pożyteczne niż wszystkie inne dzieła razem wzięte”. Ale czy rzeczywiście mam w sercu czystą miłość?... Czy moje pragnienia bez granic nie są złudzeniem, szaleństwem?... Ach! Gdyby tak było, to oświeć mnie, Jezu, Ty wiesz, że szukam prawdy... Jeśli me pragnienia są zuchwałe, to spraw, by znikły, gdyż są dla mnie największym męczeństwem... Lecz i to czuję, Jezu, że jeśli nie będzie mi dane kiedyś dotrzeć do wyżyn Miłości, pomimo iż do nich tęsknię, to więcej zasmakuję szczęścia w moim męczeństwie, w moim szaleństwie, niż pośród radości ojczyzny; chyba że cudem odbierzesz mi pamięć o mych ziemskich tęsknotach. Więc pozwól mi na wygnaniu cieszyć się rozkoszami miłości... Pozwól mi smakować słodką gorycz mojego męczeństwa (Rkp B 4v°).

* * *

Teresa nie ma jednak złudzeń i widzi, że wielkich czynów nie może dokonywać codziennie. Dlatego postawi na „małe rzeczy”, którym będzie heroicznie wierna: wychodząc naprzeciw drugim, wykonując swoje obowiązki, wyrzekając się nieustannie siebie. Nazywa je „kwiatami” rzucanymi przez „dziecko”, co zdaje się trącić banałem... Ogarnia nas jednak zdumienie, kiedy odkrywamy, ile w te „małe rzeczy” Teresa włożyła żarliwości, pomysłowości, absolutu!

Lecz w jaki sposób okaże swą miłość, skoro miłości dowodzi się w czynach? Otóż będzie rzucać kwiaty. (...)

Tak, mój Ukochany, oto jak będzie się spalać moje życie... Aby dowieść Ci miłości, nie mam innego sposobu jak rzucać kwiaty, czyli nie przepuścić żadnego małego wyrzeczenia, żadnego spojrzenia, żadnego słowa, skorzystać ze wszystkich najmniejszych rzeczy i czynić je z miłości... Chcę cierpieć z miłości i nawet rozkoszować się z miłości, właśnie tak będę rzucać kwiaty przed Twój tron; każdy, który spotkam, obiorę dla Ciebie z płatków. Rzucając je potem, będę śpiewać (czy można płakać, czyniąc coś tak radosnego?), będę śpiewać nawet wówczas, kiedy przyjdzie mi je zbierać pośród cierni. I im będą one dłuższe i ostrzejsze, tym śpiewniejszą będzie moja pieśń (Rkp B 4r°—v°).

Chcę — odzierając się — okazać, że Cię kocham... (P 51)

[Przed wstąpieniem do Karmelu] umartwiałam się tym, że przełamywałam swą wolę, zawsze gotową postawić na swoim, że powstrzymywałam się od opryskliwych odpowiedzi, że nie chwaliłam się drobnymi przysługami, że — siedząc — nie opierałam się plecami o krzesło itd., itd. I właśnie przez te nic nie znaczące rzeczy przygotowywałam się do zaręczyn z Jezusem (Rkp A 68v°).

Pilnowałam się też bardzo, by się nie tłumaczyć. (...) Ponieważ z trudem praktykowałam cnoty wielkie, przykładałam się przede wszystkim do małych. I tak, na przykład, lubiłam składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im wszelkie drobne przysługi, które były w moim zasięgu.

[W Karmelu] pociągały mnie też umartwienia, a pragnęłam ich tym bardziej, że w tym względzie nie pozwolono mi na nic... Jedyne małe umartwienie, jakie praktykowałam w świecie, polegające na nieopieraniu się plecami, kiedy siedziałam, zostało mi zabronione z powodu mej skłonności do garbienia się. Cóż, pewnie żarliwość moja nie wytrwałaby długo, gdyby zezwolono mi na wiele praktyk... Te, na które mi pozwalano bez mojej prośby, polegały na umartwianiu miłości własnej, co przynosiło mi o wiele więcej pożytku niż umartwienia cielesne (Rkp A 74v°).

W ten sposób, na przykład, staram się umartwiać podczas rozmów z nowicjuszkami; unikam wtedy stawiania pytań, które syciłyby jedynie moją ciekawość. Jeśli siostra zaczyna coś interesującego, lecz nie kończy i przechodzi do czegoś, co mnie nudzi, to pilnuję się, by nie wracać do wcześniejszego wątku, gdyż sądzę, że nie można osiągnąć żadnego dobra, jeśli szuka się w nim własnej satysfakcji (Rkp C 32v°).

Zanim umrzemy od miecza, umierajmy od ukłuć szpilką (LT 86).

Czynię wiele małych wyrzeczeń... (OR, 6 lipca, 8)

Właśnie te małe cierpienia są dla nas największą radością. Przychodzą zwyczajnie i uczą przyjmować te wielkie, kiedy nasz dobry Mistrz nam je zsyła (LT 148).

* * *

Podsuwane i ożywiane przez miłość, „małe rzeczy” nabierają ogromnej wartości.

Jezus patrzy nie tyle na wielkość czynów ani nawet nie na trudność, z jaką przychodzi ich dokonać, ile na miłość, która te czyny ożywia (LT 65).

Zrozumiałam, że bez miłości wszystkie dzieła to nicość, nawet te najwspanialsze, jak wskrzeszanie zmarłych czy nawracanie narodów (Rkp A 81v°).

Widzisz, rozmyślać o pięknych i świętych sprawach, pisać książki, pisać biografie świętych, wszystko to nie jest warte jednego aktu miłości do Boga albo natychmiastowej reakcji, kiedy rozlega się dzwonek z izby chorych, a nam nie chce się ruszyć (RiW 102).

Zasługa nie polega na tym, że wiele czynimy lub dajemy, lecz raczej na tym, że przyjmujemy, że wiele kochamy (LT 142).

Oczy Jezusa patrzą zawsze na serce! (LT 73)

W czasie jednej z naszych rozmów [opowiada siostra Genowefa] przypomniałyśmy sobie pewną znaną zabawę, która nas zajmowała w dzieciństwie. Chodziło o kalejdoskop, o coś w rodzaju lunety, wewnątrz której ukazują się śliczne, kolorowe rysunki. Kiedy kręci się tubą, rysunki te przybierają nieskończoną wręcz gamę barw.

— Ten przedmiot — mówiła Teresa — wbudzał we mnie podziw. Zastanawiałam się, co mogło być źródłem tak uroczego zjawiska. Pewnego dnia, po dokładnych oględzinach, stwierdziłam, że wszystko opierało się na kawałkach papieru i wełny, idowolnie przyciętych i przytwierdzonych. Oglądając rzecz jeszcze dokładniej, zauważyłam wewnątrz tuby trzy lusterka. Znalazłam klucz do zagadki. Był to dla mnie obraz wielkiej tajemnicy. Dopóki nasze czyny — choćby najmniejsze — nie opuszczają ogniska miłości, Trójca Święta, której figurą są przylegające do siebie lusterka, odzwierciedla je i obdarza niezwykłym pięknem. Tak, dopóki w sercu mamy miłość, dopóki o niej nie zapominamy, wszystko jest dobrze. Jak mówi święty Jan od Krzyża, „miłość przemienia w siebie wszystko, wykorzystuje i moje dobro, i zło”. W oczach Boga, patrzącego na nas przez pryzmat lunety, czyli przez pryzmat samego siebie, nasze liche źdźbła, te niewiele znaczące czyny, zawsze są piękne (RiW 70).

Lubiła bardzo to zdanie świętego Jana od Krzyża:

Najmniejsze poruszenie czystej miłości jest Kościołowi bardziej pożyteczne niż wszystkie inne dzieła razem wzięte.

6. PODPORA W DRODZE

Nie idziemy sami. W drodze wspiera nas Pan, na różne sposoby. Najpierw poprzez obecność w nas Jezusa. Dla Teresy jest On żywym przewodnikiem.

Jestem pewna, że Pan nasz, kiedy przebywał z uczniami i ich nauczał, nie mówił im wcale więcej niż mówi nam, poprzez natchnienia swej łaski (OR, 7 lipca, 4).

Zauważałam często, że Jezus nie chce mi dawać na zapas, że na każdą chwilę ma pożywienie zupełnie nowe; odkrywam je w sobie, nie wiedząc zupełnie, jak się we mnie znalazło... Myślę po prostu, że to sam Jezus, ukryty głęboko w mym biednym sercu, obdarza mnie łaską, że we mnie działa i przywodzi mi na myśl to, co chce, bym uczyniła w danej chwili (Rkp A 76r°).

Jezus poucza mnie w skrytości, nie ukazując się i nic nie mówiąc (Rkp B 1r°).

Rozumiem i wiem z doświadczenia, że „królestwo Boże jest w nas”. Jezus wcale nie potrzebuje ksiąg ani doktorów, aby pouczać dusze. On, Doktor doktorów, poucza w ciszy, bez słów... Nigdy Go nie słyszałam, lecz czuję, że jest we mnie, w każdej chwili; prowadzi mnie i podpowiada, co winnam powiedzieć lub uczynić. Dokładnie wtedy, kiedy tego potrzebuję, odkrywam światło, którego dotąd nie widziałam. Przychodzi ono zwykle nie w czasie modlitwy, lecz raczej pośród codziennych zajęć (Rkp A 83v°).

* * *

Podporą w drodze jest również Ewangelia. Teresa ma ją przy sobie dzień i noc.

Lecz przede wszystkim podtrzymuje mnie w modlitwie Ewangelia, w niej znajduję wszystko, co konieczne dla mojej małej, biednej duszy. W niej odkrywam wciąż nowe światła, ukryte i tajemne znaczenia (Rkp A 83v°).

Jeśli chodzi o mnie, to nie znajduję już w książkach niczego. Wyjątkiem jest Ewangelia. Ta mi zupełnie wystarcza. Z rozkoszą wsłuchuję się w Jezusa, który mi podpowiada, co czynić: „Uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca”. I zstępuje we mnie pokój, tak jak Jezus obiecał: „znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (OR, 9 maja, 3).

Wystarczy, że otworzę Ewangelię, a już wdycham zapachy z życia Jezusa, wiem też, w którą biec stronę... Jednak do biegu ustawiam się nie z pierwszego, lecz z ostatniego miejsca; miast stanąć na przedzie z faryzeuszem, ponawiam, pełna ufności, pokorną modlitwę celnika. Nade wszystko jednak naśladuję postawę Magdaleny, jej zadziwiającą lub raczej miłosną odwagę, która podbiła Jezusa, a mnie zachwyca (Rkp C 36v°).

Starała się poznać Boga [pisze siostra Genowefa], odkryć, rzec można, „Jego charakter”. A jak mogłaby uczynić to lepiej, jeśli nie studiując natchnione Księgi, szczególnie Ewangelię? Toteż smuciły ją różniące się między sobą przekłady.

— Gdybym była księdzem — powiedziała — to studiowałabym do głębi hebrajski i grekę, by móc poznać myśl Boga w tej formie, w jakiej raczył ją wyrazić używając ludzkiego języka (RiW 80).

Gdybym miała na to trochę czasu, to napisałabym chętnie komentarz do Pieśni nad Pieśniami. Jak głębokie treści o zjednoczeniu duszy z Oblubieńcem odkryłam w tej księdze! (DD 210)

Oto jedno z jej biblijnych przemyśleń. Pokazuje, z jaką swobodą Teresa porusza się po Piśmie.

Nie wiem, czy jesteś ciągle w tym samym stanie ducha, co wtedy. Bez względu na to przyczytam ci urywek z Pieśni nad Pieśniami, doskonale wyrażający stan duszy pogrążonej w oschłości i której rozweselić ani pokrzepić nic nie potrafi. „Zeszłam do ogrodu orzechów, by obejrzeć owoce w dolinie, by zobaczyć, czy rozkwita krzew winny, czy pojawiły się już granaty. I [nagle] straciłam głowę, nie wiedząc już, gdzie jestem: zatrwożyły mnie powozy Aminadaba”.

Oto obraz naszych dusz. Często zstępujemy w żyzne doliny, których owocami serce lubi się żywić, wędrujemy po równinach Pisma świętego, co tyle razy otwierało nam swoje skarbce. Lecz te równiny wydają się nam pustynią, ziemią spieczoną, pozbawioną wody. Przydarza się nam nawet stracić zupełnie rozeznanie i nie wiedzieć już, gdzie jesteśmy: miast pokoju i jasności doznajemy trwogi, lub co najmniej ogarnia nas mrok... Lecz podobnie jak oblubienica [z Pieśni nad Pieśniami] znamy przyczynę tej próby: „zatrwożyły nas powozy Aminadaba...” Zanim dotrzemy do Ojczyzny, poddane jesteśmy oczyszczającej próbie, niczym złoto w tyglu. Więc czujemy się niekiedy opuszczone i nie wiemy, czy „powozy”, z ich nieznośnym dudnieniem, hałasują w nas, czy na zewnątrz? Nie wiemy. Lecz wie to Jezus, który widzi nasz smutek. I oto niespodziewanie daje się słyszeć Jego głos, łagodniejszy od wiosennego powiewu: „Wróć, wróć, Sulamitko, wróć, byśmy mogli cię oglądać!”

Jak czarujące jest wołanie Oblubieńca! A przecież — nie śmiałyśmy już na siebie spojrzeć, przekonane, że nie ma w nas blasku, nie ma żadnego powabu... A tu — woła nas Jezus! I chce wpatrywać się w nas do woli. A przy tym nie jest sam, wszak dwie inne Osoby Trójcy Świętej przychodzą wraz z Nim, by zawładnąć naszą duszą... Obiecał to Jezus, kiedy wracał do Ojca swojego i Ojca naszego. Mówił wówczas z niewysłowioną czułością: „Jeśli kto mnie umiłuje, będzie strzegł mojego słowa, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać”.

Strzec słowa Jezusa, oto jedyny warunek naszego szczęścia, dowód na to, że Go kochamy. Lecz cóż jest Jego słowem?... Wydaje mi się, że jest nim On sam. On, Jezus, Słowo Ojca! Mówi nam o tym nieco dalej, w tej samej Ewangelii świętego Jana. Prosząc Ojca za swoimi uczniami, modli się do Niego tak: „Uświęć ich przez Twoje słowo, bowiem słowo Twoje jest prawdą”. W innym miejscu zaś Jezus nam mówi, że jest Drogą, Prawdą, Życiem. Czyli już wiemy, co jest Słowem, którego winniśmy strzec, i nie zapytamy Jezusa jak Piłat: „Cóż to jest prawda?” Bo my ją znamy, wszak strzeżemy Jezusa w naszych sercach!

I, zapożyczając słów oblubienicy, możemy nieraz powiedzieć, że „Ukochany nasz to bukiet mirry”, że jest dla nas Oblubieńcem według krwi. I z jakim szczęściem usłyszymy kiedyś z ust Jezusa: „Wytrwaliście przy mnie we wszystkich moich próbach, dlatego przygotowałem dla was królestwo, tak jak Ojciec przygotował je dla mnie”.

Próby, przez które przechodzi Jezus — jakaż w tym tajemnica! Więc i On ma swoje próby? Tak. I często „sam jeden wygniata winogrona w tłoczni”. Rozgląda się, kto by Mu pomógł, i nie znajduje nikogo... Wielu Mu służy, dopóki On sam ich pokrzepia, lecz niewielu zgadza się dotrzymywać Mu towarzystwa, kiedy śpi [w czasie burzy] na morzu lub cierpi w ogrodzie agonii! Któż więc będzie Mu służył, wyłącznie dla Niego? My!... Celina i Teresa będą jednoczyć się coraz mocniej i spełni się w nich modlitwa Jezusa: „Ojcze, aby byli jedno, tak jak i my jedno jesteśmy”.

Tak, już teraz Jezus przygotowuje dla nas królestwo, podobnie jak Ojciec Mu je przygotował. Przygotowuje je dla nas, nie ujmując cierpienia. Chce, by stworzenia widziały naszą twarz, ale jakby przez zasłonę, tak by nikt nas nie rozpoznał, poza Nim... Lecz co za radość pomyśleć, że dobry Bóg, że cała Trójca na nas patrzy, w nas żyje, ma w nas swoje upodobanie. A cóż innego chce znaleźć w naszych sercach, jeśli nie „orkiestrę w wojennym obozie”?

„Lecz jakże nam śpiewać pieśni Pana na wygnaniu? Od dawna nasze harfy zawisły nad rzekami” i nie umiemy już na nich grać!... Nasz Bóg, Gość naszych dusz, dobrze to jednak wie, dlatego szuka w nas jedynie przybytku, szuka pustego namiotu na polu bitwy, którą toczy na ziemi. Prosi tylko o schronienie, gdyż koncert boski muzyk zapewni już sam. Ach, gdyby usłyszeć te Jego akordy, których wysłowić niepodobna, gdyby choć jeden dźwięk Jego strun mógł dotrzeć do naszych uszu!

Lecz przecież „gdy nie umiemy prosić jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”. Wystarczy więc, że oddamy Mu we władanie duszę, że zdamy się na potężnego Boga. I nic to, że na zewnątrz nie będziemy błyszczeć darami, wszak w nas samych jaśnieje Król królów, jaśnieje w nieskończonej swej chwale!

Jakże wielką musi być dusza, aby pomieścić Boga! A przecież już dusza nowo narodzonego dziecka jest [dla Niego] rajem rozkoszy. Więc co dopiero dusze nasze, które walczyły i cierpiały, by podbić serce Ukochanego? (LT 165)

* * *

Również i cenne książki były dla niej źródłem prawdziwych łask. Na przykład „O naśladowaniu Chrystusa”:

Od dawna żywiłam się „mąką najczystszą”, zawartą w „Naśladowaniu”; to jedyna książka, z której wyniosłam korzyść; wtedy nie dotarłam jeszcze do skarbów ukrytych w Ewangelii. Prawie wszystkie rozdziały drogiego mi „Naśladowania” znałam na pamięć, ta mała książka nie opuszczała mnie nigdy (Rkp A 47r°).

Podobnie było z książką księdza Arminjona, „Koniec obecnego świata i tajemnice przyszłego życia”:

Jej lektura była dla mnie jeszcze jedną wielką łaską, czytałam ją w oknie mojego pokoju, a wrażenie, jakie z niej wyniosłam, jest zbyt osobiste i urzekające, by móc je oddać...

Wszystkie wielkie prawdy wiary, tajemnice wieczności napełniały mnie szczęściem nieziemskim... Odgadywałam już wtedy (nie wzrokiem ludzkim, lecz oczami serca), co Bóg przygotował dla tych, którzy Go kochają, a widząc, że wieczna nagroda jest nieporównywalna z niewielkimi ofiarami życia, chciałam kochać, kochać Jezusa z pasją i okazywać Mu to na tysiące sposobów, dopóki mogę... Przepisałam wiele urywków o miłości doskonałej i o przyjęciu, jakie Bóg zgotuje swoim wybranym, kiedy sam stanie się ich wielką i wieczną nagrodą. I powtarzałam nieustannie słowa miłości, które rozpaliły me serce... (Rkp A 47v°)

* * *

Poprzez sakramenty Chrystusa i Kościoła rozwija się w nas zdolność kochania. O dobrodziejstwach Eucharystii Teresa śpiewa nieustannie:

Chlebie żywy, Chlebie niebiański, boska Eucharystio,

Święta tajemnico, którą zrodziła miłość!

(P 5)

On sam do mnie przybywa! Jego obecność

Czyni mnie żywą mostrancją.

(P 25)

Na temat swojej Pierwszej Komunii:

Ach, jak wdzięczny był pocałunek, który Jezus złożył na mojej duszy! Był to pocałunek miłości, czułam się kochana i sama mówiłam: „Kocham Cię, oddaję się Tobie na zawsze”. Nie było próśb, zmagań, ofiar, już dawno Jezus i mała Teresa spojrzeli na siebie i się zrozumieli... Lecz tego dnia już nie tylko na siebie patrzyli, ale zlali się ze sobą zupełnie, przestało ich być dwoje, Teresa zniknęła niczym kropla wody, gubiąca się w oceanie. Był tylko Jezus, Mistrz, Król. (...) Czyż Niebo nie było obecne w mojej duszy? (Rkp A 35r°)

Gdy przyjęła Komunię po raz drugi:

Jakże piękne wspomnienie zachowałam z tej drugiej wizyty Jezusa! Z oczu płynęły mi łzy niewysłowionego szczęścia, powtarzałam bez przerwy te słowa świętego Pawła: „To już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Jezus!...” Od czasu tej komunii pragnęłam coraz częściej przyjmować dobrego Boga (Rkp A 36r°).

Chcesz mnie żywić swą boskością, mnie, biedną, małą istotę, która obróciłaby się w nicość, gdyby Twe boskie spojrzenie nie obdarowywało mnie w każdej chwili życiem... Jezu, pozwól mi powiedzieć w porywie wdzięczności, że Twoja miłość posuwa się do szaleństwa... Jakżeby więc, wobec tego szaleństwa, moje serce miało nie wzbić się ku Tobie? Jakżeby moja ufność mogła mieć jakieś granice? (Rkp B 5v°)

Dla Teresy, niezwykle wrażliwej na miłosierdzie Boga, sakrament pokuty staje się „świętem”:

Niewiele wcześniej byłam u pierwszej spowiedzi. (...) Kiedy odeszłam od konfesjonału, było mi tak radośnie i lekko, że nigdy dotąd nie czułam tyle radości. Odtąd przystępowałam do spowiedzi z okazji wszystkich wielkich świąt, a i dla mnie, za każdym razem, było to prawdziwe święto (Rkp A 16v°—17r°).

7. NAJŚWIĘTSZA PANNA, PRZYCZYNA NASZEJ RADOŚCI

Obecność Matki Bożej jest dla Teresy nieustannym źródłem radości, wytrwałości i światła. Panna z Nazaretu jest dla niej jednocześnie zwierciadłem Jezusa i figurą „ubogich duchem”.

Najświętsza Panna nie ma Najświętszej Panny, którą mogłaby kochać. Nie ma tyle szczęścia, co my (OR, 11 sierpnia, 4).

Nie obawiaj się, że pokochasz Ją zbyt mocno. Nigdy nie będziesz kochać Jej dosyć (LT 92).

Najświętsza Panna! Cóż mogę wam o Niej powiedzieć? To moja Matka!... (RD 8)

Chcę przy Tobie żyć, za Tobą co dzień iść. (P 54)

* * *

Teresa wielokrotnie doświadczyła pomocy Matki Bożej. Na przykład wtedy, kiedy miała dziesięć lat i chorowała na poważną nerwicę:

Nie znajdując już żadnego ratunku na ziemi, biedna mała Teresa zwróciła się do swojej Matki w Niebie, prosiła ją z całego serca, by ulitowała się wreszcie nad nią... Naraz Najświętsza Panna ukazała mi się tak piękna, tak piękna, że nigdy nie widziałam nic piękniejszego, z Jej twarzy przebijała dobroć i niewysłowiona serdeczność. Lecz to, co przeniknęło mnie aż do głębi, to „Jej czarujący uśmiech” (Rkp A 30r°).

Cztery lata później Teresa uklękła u stóp Najświętszej Panny w kościele Matki Boskiej Zwycięskiej w Paryżu:

Ach, tego, co poczułam u Jej stóp, nie potrafię zupełnie wysłowić... Łaski, którymi mnie obdarzyła, wzruszyły mnie tak mocno, że tylko łzy świadczyły o mym szczęściu, podobnie jak w dzień pierwszej komunii... Naświętsza Panna dała mi odczuć, że to naprawdę Ona uśmiechnęła się do mnie i Ona mnie uleczyła. Zrozumiałam, że nade mną czuwa, że jestem Jej dzieckiem, dlatego odtąd nie umiałam zwracać się do Niej inaczej, jak mówiąc „Mamo”, gdyż wydawało mi się to zwrotem jeszcze bardziej serdecznym niż „Matko” (Rkp A 56v°—57r°).

Najświętsza Panna chroni mnie zawsze, gdy tylko Ją wezwę. Jeśli nachodzi mnie niepokój czy też mam jakiś kłopot, to od razu zwracam się do Niej — i zawsze, jak najczulsza z Matek, zajmuje się moimi sprawami. Ileż razy, rozmawiając z nowicjuszkami, zdarzyło mi się Ją wezwać i doświadczyć dobrodziejstwa Jej matczynej opieki! (Rkp A 26r°)

* * *

Teresa podkreśla klimat życia Marii z Nazaretu, przepełniony duchem Ewangelii. Ona jest pierwszą spośród wierzących. I choć jest Matką Boga, pozostaje pokorna i Jej przykład jest możliwy do naśladowania.

Żeby kazanie o Najświętszej Pannie mogło mi się spodobać, jak również przynieść mi pożytek, musi ukazać mi Jej życie rzeczywiste, a nie oparte na luźnych domysłach. Gdyż jestem pewna, że żyła bardzo prosto, podczas gdy przedstawia się Ją niedostępną. A tu właśnie trzeba by pokazać, że jest dostępna, powiedzieć, że żyła z wiary tak jak my, wykazać to na podstawie Ewangelii, w której czytamy, że „nie zrozumieli tego, co im powiedział”. Albo inny urywek, nie mniej tajemniczy: „Rodzice Jego zdumiewali się tym, co o Nim mówiono”. To zdumienie zakłada pewne zdziwienie, nieprawdaż?

Z jednej strony Najświętsza Panna ma coś więcej, gdyż nie potrafiłaby zgrzeszyć, była wolna od zmazy pierworodnej. Lecz z drugiej strony miała mniej szczęścia niż my, gdyż nie miała Najświętszej Panny, którą mogłaby pokochać. Dla nas to jedno szczęście więcej, dla Niej — jedno mniej! (OR, 21 sierpnia, 3)

Niechże więc księża wskazują na cnoty, których można się od Niej uczyć i które można wprowadzać we własne życie. Oni zaś głoszą Jej „przywileje”. I dobrze. Lecz nade wszystko trzeba móc Ją naśladować; Ona woli, by Ją naśladowano, a nie podziwiano, Jej życie było takie proste! (OR, 23 sierpnia, 9)

Rozważając Twe życie w świętej Ewangelii

Śmiem na Ciebie patrzeć i do Ciebie się zbliżyć.

Że jestem Twym dzieckiem — uwierzyć mi nietrudno,

Gdyż widzę Cię śmiertelną i cierpiącą jak ja.

(...)

Wąską ścieżkę do Nieba uczyniłaś widoczną,

Praktykując zawsze cnoty najprostsze.

Przy Tobie, Mario, z radością pozostaję małą.

(...)

Twoje słowa miłości — to mistyczne róże.

(...)

Ach, lubię, Mario, Twoją ciszę wymowną! (...)

Odgaduję w niej wielkość i wszechmoc

Kogoś, kto ratunku wyczekuje jedynie z Niebios.

(...)

Wiem, że w Nazarecie, Matko pełna łaski,

Żyjesz ubogo nie pragnąc nadto niczego:

Żadnych cudów, uniesień, ekstaz,

Co upiększyłyby Twe życie, Królowo wybrańców!

Na ziemi zastęp małych jest wielki

I bez drżenia mogą ku Tobie wznieść oczy,

Gdyż drogą zwyczajną, Matko niezrównana,

Podoba Ci się wieść ich do Nieba.

(P 54)

Matka Zbawiciela jest Tą, która ocala pokornych:

To prawda, że żadne ludzkie życie nie jest wolne od przewin; tylko Niepokalana staje bez skazy przed Majestatem Boga. Jakąż więc radość wzbudza myśl, że owa Dziewica jest naszą Matką! Ponieważ nas kocha i zna naszą słabość, to czegóż mielibyśmy się lękać? (LT 226)

Kochasz nas, Mario, tak jak kocha nas Jezus. (P 54)

* * *

Drżącą ręką Teresa zdołała napisać jeszcze tę modlitwę, swój ostatni autograf:

Mario, gdybym to ja była Królową Nieba,

a Ty byś była Teresą,

to chciałabym stać się Teresą,

abyś Ty była Królową Nieba!

Zaś pewnego dnia (na kilka tygodni przed śmiercią), po tym jak wpatrywała się długo w figurę Matki Boskiej, powiedziała:

Któż byłby w stanie wymyślić Najświętszą Pannę? (OR, 31 sierpnia, 10)

8. ŻYCIE ZAKONNE

W przypadku Teresy zaproszenie do miłości przybrało kształt powołania do Karmelu, do życia kontemplacyjnego w zakonie. Jednak, by móc je podjąć w wieku lat piętnastu, Teresa musiała sporo się natrudzić.

Poczułam, że Karmel jest tą pustynią, gdzie i mnie dobry Bóg woła, abym poszła się ukryć... Poczułam to z taką siłą, że w sercu nie miałam najmniejszej wątpliwości. Nie było to marzenie dziecka, które daje się czemuś porwać, lecz pewność tego, że wzywa Bóg (Rkp A 26r°).

Jak mówi święty Jan od Krzyża w swojej pieśni: „Przewodnika ani światła nie miałem, poza jednym, co jaśniało w mym sercu; swym blaskiem wiodło mnie pewniej niż wiedzie słońce południowe, a prowadziło mnie do miejsca, gdzie oczekiwał mnie Ten, który zna mnie całego doskonale”. Tym miejscem był Karmel, lecz zanim „spoczęłam w cieniu Tego, którego pragnęłam”, musiałam przejść przez wiele doświadczeń. Bóg wołał jednak tak usilnie, że nawet gdyby mi przyszło przedzierać się przez ogień, tobym się przezeń przedarła, z wierności dla Jezusa... (...) Gdybym naprawdę nie miała powołania, to od razu bym się zniechęciła, ledwie bowiem zaczęłam odpowiadać na wezwanie Jezusa, z miejsca wyrosły przeszkody (Rkp A 49r°).

Na krótko przed wstąpieniem:

Zanim Jezus wysadzi mnie na błogosławiony brzeg Karmelu, chcę oddać Mu siebie zupełnie, już teraz chcę żyć tylko dla Niego (LT 43).

* * *

Kiedy wreszcie wstąpiła do Karmelu, była „najszczęśliwszym ze stworzeń, gdyż wszystkie [jej] pragnienia zostały spełnione” (Rkp A 73v°).

Dziś, kiedy cieszę się samotnością Karmelu (odpoczywając w cieniu Tego, którego tak żarliwie pragnęłam), uważam, że okupiłam swoje szczęście tanim kosztem, i gdybym wciąż go jeszcze nie dostąpiła, to gotowa bym była znieść utrapienia o wiele większe! (Rkp A 53v°)

W sprawach najmniejszych, jak i w sprawach wielkich, dobry Bóg już teraz oddaje po stokroć tym, którzy z miłości do Niego opuścili wszystko (Rkp A 81v°).

Kiedy zwiedzała po raz pierwszy swój nowy dom:

Wszystko wydawało mi się czarujące, czułam się jak na pustyni; podobała mi się zwłaszcza nasza mała cela. Moja radość była jednak wyciszona; spokojnych fal, po których płynęła moja łódka, nie marszczył najmniejszy nawet powiew; błękitu mojego nieba nie mąciła najlżejsza chmurka... Ach, otrzymałam w pełni nagrodę za wszystkie utrapienia... Z jaką radością powtarzałam sobie w głębi: „Jestem tu na zawsze, na zawsze!...”

Szczęście to nie było przelotne i nie mogło zniknąć ze złudzeniami pierwszych dni, gdyż złudzeń, z łaski Boga, nie miałam żadnych: życie zakonne znalazłem takie, jakie sobie wybrażałam, nie zdziwiła mnie żadna ofiara. A przecież, kochana Matko, moje pierwsze kroki napotkały więcej cierni niż róż, ty to wiesz!... O tak, cierpienie wyciągnęło do mnie ramiona, a ja rzuciłam się w nie z miłością... (Rkp A 69v°)

Tobie, Panie, oddałam me życie.

(P 23)

Jezu, z miłości do Ciebie roztrwoniłam życie,

Przyszłość.

(P 51)

Przejeżdżając przez Szwajcarię (w czasie pielgrzymki do Rzymu), Teresa przeczuła, że jej szczęście wykrystalizuje się pośród cierpienia.

Życie w zakonie jawiło mi się takim, jakim jest, z wyrzeczeniami i ukrytymi ofiarami, jakich wymaga. Wiedziałam [też], jak łatwo można tam zamknąć się w sobie, zapomnieć o wzniosłym celu swojego powołania. I mówiłam sobie tak: Później, w chwili próby, w odosobnieniu Karmelu, gdy zostanie mi tylko skrawek gwieździstego Nieba, przypomnę sobie dzisiejsze widoki. To doda mi otuchy, łatwiej zapomnę o drobnych sprawach, uświadamiając sobie wielkość i potęgę Boga, którego chcę kochać wyłącznie. I uniknę nieszczęścia przywiązania się do puchu, bo już teraz „moje serce przeczuło, co Jezus szykuje tym, którzy Go kochają!...” (Rkp A 58r°)

Dlatego w ten właśnie nieoczekiwany sposób zachęca Celinę do wstąpienia:

Nie lękaj się, raczej tu niż gdzie indziej znajdziesz krzyż i męczeństwo. Będziemy cierpieć razem, podobnie jak niegdyś chrześcijanie, którzy jednoczyli się, aby — w godzinie próby — dodać sobie wzajem odwagi... (LT 167)

* * *

Swoim zobowiązaniom Teresa była radykalnie wierna. Posłuchajmy, co mówi o ślubach zakonnych:

Matko, od jakich niepokojów uwalnia ślub posłuszeństwa! Szczęśliwe proste zakonnice, których busolą jest jedynie wola przełożonych. Zawsze mogą być pewne, że idą właściwą drogą. Nie muszą się obawiać, że błądzą, nawet wtedy, kiedy nie mają cienia wątpliwości, że przełożeni się mylą. Lecz kiedy przestajemy się wpatrywać w nieomylną busolę, kiedy zbaczamy z drogi, którą ta wskazuje — pod pretekstem czynienia woli Boga, który jakoby źle oświeca tych, co wszakże zajmują Jego miejsce — wówczas zaczynamy błąkać się od razu po drogach wyschniętych, na których rychło wyczerpuje się woda łaski (Rkp C 11r°).

Nie potrzebowałby wydawać rozkazu, wystarczyłoby Mu spojrzeć, zwyczajnie skinąć głową (Rkp C 9r°).

Na temat swych zeszytów autobiograficznych:

Nie sądź, Matko, że staram się pojąć, jaki pożytek może wyniknąć z mojego biednego zajęcia; zupełnie mi wystarcza, że wykonuję je z posłuszeństwa, i gdybyś spaliła te strony na moich oczach, w ogóle ich wcześniej nie przeczytawszy, to nie doznałabym najmniejszej przykrości (Rkp C 33r°).

Mówiąc o ubóstwie:

Ubóstwo pozbawia rzeczy nie tylko przyjemnych, ale i niezbędnych (Rkp A 74r°).

Nic nie jest moje. Z dóbr ziemskich zrezygnowałam przez ślub ubóstwa, nie mam więc prawa się skarżyć, gdy zabierają mi coś, czym nie dysponuję na własność; przeciwnie, powinnam się wtedy cieszyć, że mam okazję odczuć swoje ubóstwo. Wydawało mi się niegdyś, że na niczym mi nie zależy. Odkąd jednak zrozumiałam słowa Jezusa, zaczęłam spostrzegać, że gdy przyjdzie co do czego, to jakże daleko mi do doskonałości w ubóstwie (Rkp C 16r°).

Oto dlaczego marzę o klasztorze, w którym żyłabym zapomniana, w którym musiałabym cierpieć ubóstwo, obojętność drugich, słowem — wygnanie serca (Rkp C 10r°).

O czystości serca i modlitewnym poszukiwaniu Boga:

Byśmy mogli nacieszyć oczy, a zarazem się czegoś nauczyć, Jezus stworzył mnóstwo stokrotek. Kiedy przyglądam się im rano, to stwierdzam ze zdumieniem, że ich bladoróżowe korony są zwrócone ku wschodowi, ku zorzy, w oczekiwaniu na słońce. A gdy tylko pogodna ta gwiazda ześle im ciepły swój promyk, nieśmiałe stokrotki natychmiast otwierają kielichy, a śliczne płatki tworzą jakby diadem, odsłaniając żółtawe wnętrze. Wtedy kwiate te stają się podobne do słońca, które okrywa je [złocistym] swym światłem. I wpatrują się w nie bez końca, idąc za jego obrotem. Tak aż do wieczora. Potem, gdy słońce niknie, prędko zamykają swój kielich i — z białych — stają się na powrót bladoróżowe...

Otóż — tym boskim Słońcem jest Jezus, a stokrotkami — Jego dziewicze oblubienice. Kiedy Jezus spojrzy na duszę, natychmiast upodabnia ją do siebie, trzeba jednak, by ta wciąż wpatrywała się w Niego. I tylko w Niego (LT 134).

Oddaję Ci moją radość i moje osiemnaście wiosen (RD 1).

Kochając i dotykając Chrystusa,

Moje serce staje się czystsze, jeszcze bardziej

dziewicze.

(P 26)

* * *

Życie zakonne nie zrywa jednak więzów ze światem:

Jestem, Jezu, dziewicą. A przecież — o tajemnico! —

Jednocząc się z Tobą, staję się matką dusz...

(P 24)

Czuję, że w samotności będę wam bardziej użyteczną, niż gdybym przebywała wśród was. Kraty Karmelu nie mają na celu rozdzielać tych, co miłują się tylko w Jezusie. Przeciwnie — służą temu, by ich więzy stawały się jeszcze mocniejsze (LT 159).

Wiesz, że kiedy karmelitanka „myśli” o kimś, kogo kocha, to znaczy, że za niego się modli (LT 225).

Nie jesteśmy nierobami, nie marnotrawimy czasu. Jezus bronił nas w osobie Magdaleny*. Siedział wtedy przy stole wraz z Łazarzem i uczniami, a Marta usługiwała. Maria jednak nie myślała o posiłku, lecz o sprawieniu radości Temu, którego kochała, toteż, rozbiwszy naczynie z drogocennym olejkiem, wylała go na głowę Jezusa, dom zaś wypełnił się wdzięczną wonią. A jednak apostołowie szemrali przeciw niej...

Z nami jest całkiem podobnie: wielu — najgorliwsi chrześcijanie, księża — uważa, że przesadzamy, że powinniśmy usługiwać wraz z Martą, miast poświęcać dla Jezusa naczynie, którym jest nasze życie, wypełnione drogocennym olejkiem... Lecz czy to ważne, że te naczynia zostały rozbite, skoro Jezusa to pociesza, a świat wbrew sobie wdycha woń, która oczyszcza zatrute powietrze, jakie bez przerwy w siebie wciąga? (LT 169)

* * *

Piękne świadectwo wierności swojemu powołaniu daje ta odpowiedź Teresy, dana niedługo przed śmiercią:

— Gdybyś miała rozpocząć życie na nowo, to co byś z nim uczyniła?

— To samo, co uczyniłam (OR, 12 lipca).

9. ŚWIĘTOŚĆ

W wieku dziewięciu lat Teresa słyszy wezwanie do świętości. Jednocześnie uświadamia sobie, że pomimo iż świętość jest czymś wielkim, droga ku niej jest drogą zwyczajną.

Prawdą jest, że czytając niektóre powieści rycerskie, nie zawsze umiałam rozpoznać od razu prawdę życia, lecz wkrótce dobry Bóg dał mi odczuć, że prawdziwą chwałą jest ta, która trwa wiecznie, i że aby ją osiągnąć, nie trzeba koniecznie dokonywać wspaniałych rzeczy, lecz wystarczy się ukryć i czynić dobro tak, aby lewica nie wiedziała, co czyni prawica... Toteż, czytając opowieści o patriotycznych czynach bohaterek Francji, zwłaszcza o czynach Czcigodnej Joanny d"Arc, pragnęłam bardzo je naśladować. Zdawało mi się, że mam w sobie tę samą żarliwość, co one, to samo Niebiańskie natchnienie. Wówczas otrzymałam łaskę, którą uważam za jedną z największych w moim życiu, gdyż wtedy nie miałam tyle światła co teraz, kiedy spływa ono na mnie potokami. Pomyślałam, że urodziłam się dla chwały, i kiedy szukałam sposobu, jak do niej dojść, dobry Bóg wzbudził we mnie uczucia, o których przed chwilą napisałam. Dał mi też do zrozumienia, że mojej chwały nie dojrzą oczy śmiertelnych, że polegać będzie na tym, iż stanę się wielką Świętą (Rkp A 31v°—32r°).

Świętość wymaga absolutu:

Później, kiedy zetknęłam się z pojęciem doskonałości, zrozumiałam, że aby zostać świętą, trzeba dużo wycierpieć, szukać zawsze tego, co doskonalsze, i zapomnieć o sobie. Zrozumiałam, że doskonałość ma wiele stopni i że każdy człowiek decyduje w sposób wolny, na ile odpowie na zaproszenia naszego Pana. Może dla Niego uczynić mało lub dużo, mówiąc krótko: może przebierać pośród wyrzeczeń, których On od nas wymaga. Wówczas, podobnie jak w dzieciństwie, wykrzyknęłam: „Boże mój, wybieram wszystko. Nie chcę być świętą na pół, nie boję się dla Ciebie cierpieć, jedyne czego się boję, to że zachowam swoją wolę. Więc mi ją zabierz, ponieważ »wybieram wszystko«, czego Ty chcesz!” (Rkp A 10r°—v°)

Nie możesz być świętym przez pół, musisz albo stać się nim zupełnie, albo nie być nim wcale (LT 247).

To, o czym [Celina] może nie wie, to miłość, którą Jezus do niej żywi, miłość wymagająca wszystkiego. Dla Niego nic nie jest niemożliwe i nie chce On niczym ograniczać świętości swojej lilii. Dla Niego po prostu nie ma granic! (LT 83)

Ach, gdyby uczeni, którym życie schodzi na zdobywaniu wiedzy, przyszli mi stawiać pytania, to zdumieliby się zapewne na widok czternastoletniej dziewczynki, która zna tajniki doskonałości. Bo przy całej ich wiedzy nie są w stanie ich odkryć; aby je posiąść, potrzeba duchowego ubóstwa! (Rkp A 49r°)

* * *

Do świętości wiodą różne drogi, każda jednak wymaga daru z siebie.

Jakże odmiennymi ścieżkami prowadzi Pan dusze! (...) Jaki rodzaj świętych podoba się dobremu Bogu bardziej? Wydaje mi się, że wszyscy są Mu tak samo mili, wszyscy poszli za natchnieniem Ducha Świętego. A ponadto Pan rzekł: „Powiedzcie Sprawiedliwemu, że Wszystko jest dobre”. Tak, wszystko jest dobre, gdy się szuka jedynie woli Jezusa (Rkp C 2r°—v°).

Rozmawiając z nowicjuszkami na osobności [pisze siostra Genowefa], Święta dawała im rady doskonale dostosowane. Dręczące je niepokoje oraz przeżywane trudności wyjaśniała na tle ich osobistych tendencji. Zdarzało się, że to, co radziła jednej, nie nadawało się wcale dla drugiej. Podkreślała to zresztą sama (RiW 6).

Do przyjaciółki, która dopiero co wyszła za mąż:

Błogosławione dni dzieciństwa już za nami! Teraz weszłyśmy w życie poważne. Drogi, którymi idziemy, są bardzo różne, jednak dążą do tego samego. Trzeba, byśmy miały jeden jedyny cel: uświęcić się, podążając ścieżką, którą wyznaczył nam Bóg. (...) Och, jakże nasza wiara jest piękna! Miast zawężać serce, jak to się w świecie sądzi, wznosi je i czyni zdolnym do kochania, do miłości prawie nieskończonej, skoro będziemy kochać i po śmierci (LT 166).

Do świeckiej osoby:

I ty, podobnie jak my, możesz zająć się „jedyną rzeczą konieczną”, to znaczy czynić wszystko, by — w pełni oddając się dziełom zewnętrznym — sprawiać Jezusowi radość i coraz mocniej z Nim się jednoczyć (LT 275).

Ucząc innych, sama dużo się nauczyłam. Odkryłam, po pierwsze, że wszystkie dusze zmagają się mniej więcej z tym samym, a jednocześnie są tak bardzo odmienne, iż nietrudno mi zrozumieć słowa Ojca Pichon: „Dusze różnią się od siebie bardziej niż twarze” (Rkp C 23v°).

* * *

Choć Teresa podkreśla, że różne są ścieżki do Boga, to jednak powraca nieustannie do swojej „małej drogi” (na temat której przytoczymy również i gdzie indziej wiele tekstów): drogi pokornej, możliwej do naśladowania, cierpliwej, którą podąża się żyjąc z wiary.

Tak samo jest w świecie dusz, który jest ogrodem Jezusa. Chciał stworzyć wielkich świętych, których można porównać do lilii i do róż, lecz stworzył również i mniejszych, ci zaś winni zadowolić się tym, że są stokrotkami czy też fiołkami, istniejącymi po to, by radować oczy dobrego Boga, kiedy popatrzy pod stopy. Doskonałość polega na czynieniu Jego woli, na stawaniu się tym, kim On chce, byśmy byli (Rkp A 2v°).

Nie mamy żadnej pewności, że święci kanonizowani to święci najwięksi. Bóg ukazuje ich bardziej dla własnej chwały i aby nas podbudować aniżeli z powodu ich samych (RiW 162).

Bóg chciał, abym żyła obok Świętej [matki Genowefy]. Nie takiej, której nie można naśladować, ale Świętej, która się uświęciła, praktykując cnoty ukryte i zwyczajne. (...) Mój podziw dla niej był wielki, gdyż widziałam, do jakiego stopnia Jezus w niej żył, przez nią działał i mówił. Ach! Taka świętość wydaje mi się najprawdziwsza, najświętsza, i takiej świętości pragnę, gdyż nie ma w niej miejsca na żadne złudzenia (Rkp A 78r°).

Bóg wzywa cię, byś była wielką świętą, pozostając zarazem małą i stając się coraz mniejszą (LT 242).

Myślisz, Celino, że święta Teresa otrzymała więcej łask niż ty? Nie mówię, że winnaś dążyć ku świętości anielskiej, lecz byś była doskonała, jak doskonały jest twój Ojciec w niebie. A skoro sam Jezus nam to przykazał, to nasze nieskończone pragnienia nie są wcale mrzonkami (LT 107).

Nie lekceważę myśli głębokich, które umacniają duszę i łączą ją z Bogiem. Lecz dawno już zrozumiałam, że nie na nich trzeba się opierać, jakby doskonałość polegała na otrzymywaniu wielu świateł. Najpiękniejsze choćby myśli nic nie są warte bez dzieł. (...) Doprawdy! Bóg jeden wie, co kryją serca... Co się zaś tyczy myśli istot stworzonych, to jakże są krótkowzroczne!... Kiedy widzą, że Jezus kogoś oświeca bardziej, to wnioskują od razu, że innych kocha mniej i że nie wzywa ich do tej samej doskonałości (Rkp C 19v°—20r°).

Tylko Jezus czyta głęboko w duszy (LT 75).

Nie, myśli Jezusa nie są naszymi myślami... Jego drogi nie są naszymi drogami... (LT 87)

Do rzadkości należą ci, którzy nie oceniają boskiej potęgi według swych krótkowzrocznych myśli. Większość zwykle domaga się wszędzie wyjątków, a tylko Bóg nie ma prawa ich czynić! (Rkp C 4r°)

Jest wolny i nikt nie ma prawa Go pytać, dlaczego obdarza swoją łaską raczej tego, a nie tamtego (LT 57).

* * *

Jak roztropny pedagog, Bóg nie skraca etapów. Przystosowuje się do naszych możliwości przyjmowania w miarę jak się zwiększają.

Nie lubi wskazywać na wszystko jednocześnie. Zwykle udziela swego światła stopniowo (Rkp A 74r°).

Są dusze, na które Bóg w swym miłosierdziu potrafi długo czekać, którym udziela swego światła stopniowo. Toteż starałam się nie przyspieszać Jego godziny (Rkp C 21r°).

Skądinąd do pełni świętości wciąż jest daleko. Nigdy nie jest tak, że daliśmy już wszystko i że nic już nie możemy przyjąć. Im bardziej się do Boga zbliżamy, tym jaśniej widzimy własne ubóstwo.

Na początku życia duchowego, mniej więcej w wieku trzynastu—czternastu lat, zastanawiałam się, jakiego postępu będę mogła jeszcze dokonać, gdyż sądziłam, że nie można lepiej pojmować doskonałości; szybko jednak przyznałam, że im dalej postępujemy, tym bardziej cel zdaje się oddalać; dlatego teraz już się nie dziwię, że jestem wciąż niedoskonała, i znajduję w tym radość... (Rkp A 74r°)

Niestety, kiedy wspominam nowicjat, widzę jasno, jak bardzo byłam niedoskonała... Zamartwiałam się takimi błahostkami, że teraz się z tego śmieję. Ach! Jakąż dobroć okazał mi Pan, że mojej duszy pozwolił wzrosnąć, że dał jej skrzydła... Nie boję się [teraz] żadnych sideł, choćby i zastawiono je wszystkie naraz, gdyż „na próżno próbują schwycić tych, którzy posiadają skrzydła”. Kiedyś zapewne i okres obecny ukaże mi się pełen wad, ale teraz nie dziwię się już niczemu, nie zamartwiam się, widząc, że jestem samą słabością. Przeciwnie, to nią właśnie się chlubię i co dzień spodziewam się odkryć u siebie nowe wady (Rkp C 15r°).

Lecz dla Boga czas jest względny, wszak jest On Panem czasu.

Myślę, że dobry Bóg nie potrzebuje wielu lat, by dokonać w kimś dzieła swej miłości. Jeden promyk boskiego serca mocen jest sprawić, by w okamgnieniu Jego kwiat rozkwitł na wieczność (LT 124).

Dla Ciebie czas jest niczym, dzień jeden to lat tysiąc. Możesz więc w jednej chwili przygotować mnie do tego, abym przed Tobą stanęła (M6).

Dwa tysiące lat nie stanowi w oczach Pana więcej niż lat dwadzieścia, niż jeden dzień... (Rkp C 3r°)

Myślę, że miłość może zastąpić długie życie. Jezus nie patrzy na czas, wszak w Niebie czasu już nie ma. Dla Niego musi się liczyć jedynie miłość. Poproś Go, by i mnie dał jej dużo. Nie proszę o miłość, którą się czuje, lecz o taką, którą odczułby Jezus. Ach, kochać Go i sprawiać, by Go kochano, jakie to szczęście! (LT 114)

* * *

Świętość jest darem Boga, więc nie można jej nabyć; ten dar się przyjmuje.

Nie należy trudzić się po to, by zostać świętym, lecz by sprawiać dobremu Bogu radość (RiW 46).

Nie przestaję żywić śmiałej ufności, że stanę się wielką Świętą, gdyż nie liczę na swoje zasługi, nie mając żadnych, lecz nadzieję pokładam w Tym, który jest samą Świętością. To On sam, zadowalając się moimi nieudolnymi wysiłkami, podniesie mnie aż do siebie i — obsypując mnie swoimi nieskończonymi zasługami — uczyni mnie Świętą (Rkp A 32r°).

Moja droga składa się jedynie z zaufania i miłości, więc nie rozumiem tych, którzy się obawiają tak serdecznego Przyjaciela. Bywa, że kiedy czytam niektóre traktaty duchowe, ukazujące świętość pełną przeszkód i otoczoną ogromem złudzeń, mój biedny umysł szybko się męczy. Zamykam wtedy uczoną książkę, od której boli mnie głowa, a serce wysycha, i otwieram Pismo święte. Wówczas wszystko napełnia się dla mnie blaskiem, jedno słowo odkrywa przede mną niezmierzone horyzonty, doskonałość wydaje mi się łatwą. Widzę, że wystarczy uznać swoją nicość i wtulić się jak dziecko w ramiona dobrego Boga. Pozostawiając wielkim duszom, wielkim umysłom piękne książki, których nie umiem pojąć — a jeszcze mniej wprowadzić ich treść w życie — cieszę się ze swojej małości, gdyż tylko dzieci i ci, którzy są im podobni, zostaną przyjęci na ucztę niebieską. Cieszę się bardzo, że w królestwie Bożym mieszkań jest wiele, gdyby bowiem istniało jedynie to, którego opis i droga są dla mnie niezrozumiałe, nigdy nie mogłabym do niego wejść (LT 226).

Copyright © (Polish edition) by Wydawnictwo Kairos, Kijów 1997

1. PRÓBA WIARY

W pierwszym tomiku zobaczyliśmy, z jaką czułością Bóg wychodzi do człowieka z miłosnym zaproszeniem. Jak Mu odpowiedzieć?
Przyjęcie tego wezwania to wejście na drogę wiary, „cennego skarbu, źródła jedynej, czystej i prawdziwej radości” (Rkp C 5v°). Tajemne poznanie Jezusa dokonuje się właśnie przez wiarę.

W cieniu wiary kocham Cię i wielbię.

(P 24)

O Twego ucznia umiłowanego zazdrosna nie jestem,

Będąc Twą oblubienicą, znam Twoje sekrety.

(P 24)

Życie jest tajemnicą, nic nie wiemy, nie widzimy, a przecież Jezus już ukazał nam to, czego oko nie widziało. Tak, sercem przeczuwamy już rzeczywistość, której po ludzku pojąć niepodobna; bo jak trudno czasem znaleźć słowa zdolne wyrazić to nie-wiem-co, które czujemy w duszy! (LT 124)

Koniec końców wszystko mi jedno, czy będę żyć, czy też umrę. Nie bardzo widzę, co takiego mogę mieć po śmierci, czego nie miałabym już teraz. Ujrzę dobrego Boga, to prawda, lecz po to, by z Nim obcować, nie potrzebuję wcale umierać, przecież żyję z Nim bez reszty już tu na ziemi (OR, 15 maja, 7).

Kiedy naprawdę wierzymy, całe nasze życie staje się domem, w którym mieszka Bóg żywy.

Rozumiem lepiej niż kiedykolwiek, że nawet te drobne wydarzenia prowadzi Bóg (LT 201).

Stworzenia są etapami na naszej drodze, są narzędziami, wszystko jednak prowadzi ręka Jezusa. We wszystkim widzieć trzeba tylko Jego (LT 149).

* * *

Lecz wiara jest trudna, wystawia nas bowiem na próbę, pokazując, czy należymy do wielkich przyjaciół Jezusa. Teresa odkrywa to w wieku lat piętnastu, kiedy oczekuje na próżno na pozwolenie wstąpienia do Karmelu.

Moją wiarę wystawiło to na dużą próbę, lecz Ten, którego serce czuwa i we śnie, dał mi do zrozumienia, że kiedy wiara jest tak mała jak ziarnko gorczycy, to czyni dla niej cuda i przemieszcza góry, byle ją tylko utwierdzić; lecz dla bliskich, dla Matki, nie czyni cudów, zanim nie wystawi ich wiary na próbę (Rkp A 67v°).

Na osiemnaście miesięcy przed śmiercią Teresa przeżywa dramat.

[Jezus] pozwolił, by mą duszę osaczyły nieprzeniknione ciemności i by myśl o Niebie, tak dla mnie radosna, zamieniła się w źródło zmagań i udręki... (...) Trzeba przebyć ten mroczny tunel, by pojąć jego ciemności (Rkp C 5v°).

Kiedy gnębiona ciemnościami staram się złapać oddech i przywołać wspomnienie promiennego kraju, ku któremu podążam, udręka moja się tylko podwaja, mam wrażenie, że ciemności, zapożyczając głosu grzeszników, mówią do mnie drwiąco: „Marzysz o światłości, o ojczyźnie nasyconej upojnymi zapachami, marzysz o wiecznym posiadaniu Stworzyciela wszystkich tych cudowności, myślisz, że opuścisz kiedyś mgły, w których żyjesz? No to pójdź, pójdź, raduj się ze śmierci, która da ci nie to, czego w nadziei oczekujesz, lecz noc jeszcze ciemniejszą, noc nicości”. (...) Dla mnie to już nie tylko zasłona, lecz mur, który wznosi się aż do niebios i zakrywa gwieździsty nieboskłon... Kiedy śpiewam o szczęściu Nieba, czyli o wiecznym posiadaniu Boga, nie odczuwam z tego żadnej radości, gdyż po prostu śpiewam o tym, w co chcę wierzyć (Rkp C 6v°—7v°).

Czasem napomyka o swej próbie.

O, czy widzisz tę ciemną dziurę [pod kasztanami, w pobliżu cmentarza], w której trudno już cokolwiek rozróżnić? Znajduję się właśnie w czymś takim. I co do ciała, i co do duszy. Naprawdę, jest we mnie tak ciemno! Lecz jest i pokój (OR, 28 sierpnia, 3).

Gdybyś wiedziała, jak okropne myśli się mnie czepiają! Módl się za mnie, bym nie słuchała diabła, który chce mi wmówić tyle kłamstw. Nachodzi mnie rozumowanie najgorszych materialistów: „Kiedyś, czyniąc nieustanne postępy, nauka wyjaśni wszystko, w sposób zupełnie naturalny; przezwycięży bezdyskusyjnie to, co stanowi jeszcze zagadkę; gdyż wiele rzeczy pozostaje wciąż do odkrycia” itd., itd.

Powiedz, Matko, czyż trzeba mieć takie myśli, kiedy kocha się dobrego Boga tak mocno!

Ofiaruję jednak ten ból, by wyprosić światło wiary dla nieszczęsnych niewierzących, dla tych wszystkich, którzy oddalają się od wiary Kościoła.

I dodała [relacjonuje siostra Genowefa], że nigdy nie podejmowała rozmowy z tymi mrocznymi myślami:

— Siłą rzeczy, muszę z nimi żyć, lecz jednocześnie nie przestaję czynić aktów wiary (OR, sierpień).

* * *

Jaka jest jej reakcja? Wierzyć mocniej, wierzyć ślepo.

Nie mając radości, która płynie z wiary, staram się przynajmniej postępować według wiary. Zdaje mi się, że od roku uczyniłam więcej aktów wiary niż w całym życiu. Za każdym razem, gdy zanosi się na walkę, kiedy wrogowie moi mnie prowokują, prowadzę się dzielnie, wiedząc, że nikczemnością byłoby podjąć wyzwanie. Odwracam się do nich plecami, nie racząc nawet spojrzeć im w twarz, i biegnę do Jezusa, mówię Mu, że jestem gotowa przelać krew, aż do ostatniej kropli, by wyznać, że Niebo istnieje (Rkp C 7r°).

I kocham Go więcej jeszcze,

Kiedy wymyka się mej wierze.

(P 45)

Powyżej chmur

Niebo jest wiecznie błękitne.

(P 52)

Teresa wie, że nie cierpi dla siebie, wierzy w więź z tymi, którzy nie wierzą.

Panie, Twoje dziecko pojęło Twe boskie światło, przeprasza Cię za swoich braci i zgadza się spożywać chleb boleści tak długo, jak zechcesz. I wcale nie pragnie wstawać od stołu napełnionego goryczą, przy którym siedzą biedni grzesznicy, aż po dzień, który sam wyznaczyłeś. Lecz czy nie może równocześnie zawołać, w imieniu swoim i swoich braci: „Miej litość, Panie, nad nami, bo jesteśmy biedni i grzeszni!... Ach, Panie, odeślij nas usprawiedliwionymi... By ci wszyscy, którzy nie dostrzegają jaśniejącej pochodni wiary, mogli wreszcie ją dojrzeć... Jezu, jeśli trzeba, by stół, który zbrukali, został oczyszczony przez miłującą Go duszę, to zgadzam się spożywać ten chleb próby samotnie, aż spodoba Ci się wprowadzić mnie do Twojego promiennego królestwa. Jedyne, o co proszę, to by Ciebie nigdy nie obrazić!...” (Rkp C 6r°)

Zatem pośród najgłębszej nawet nocy Teresa doznaje radości. Na ciemnym, bezkresnym niebie potrafi odkryć gwiazdy boskiego miłosierdzia.

Tak więc, pomimo próby, która odbiera mi wszelkie wesele, mogę jednak zawołać: „Panie, napełniasz mnie radością poprzez wszystko, co czynisz”. Bo czyż istnieje radość większa od tej, kiedy się cierpi z miłości do Ciebie?... (...) Nigdy jeszcze nie odczuwałam z taką siłą, jak bardzo Pan jest łagodny i miłosierny, bowiem zesłał mi tę próbę dopiero wtedy, kiedy miałam siłę ją znieść. Myślę, że wcześniej pogrążyłaby mnie w zniechęceniu... Teraz oczyszcza moje pragnienie Nieba z wszystkiego, co mogłoby wzbudzać we mnie przyrodzoną satysfakcję... (Rkp C 7r°—v°)

Gdybym nie przechodziła tej próby ducha, której nie sposób zrozumieć, to sądzę, że umarłabym z radości na myśl, iż wkrótce opuszczę ziemię (OR, między 21 a 26 maja, 10).

* * *

Postawa żywej wiary jest zresztą charakterystyczna dla „małej drogi”. Teresa podkreśla to w przypowieści o ptaszku, który wpatruje się w Słońce, próbuje na próżno ku niemu wzlecieć, niekiedy zaś osacza go burza.

Wszystko, co może zrobić, to podnieść swe małe skrzydła, ale wzlecieć — to już nie leży w jego niewielkiej mocy! Co więc z nim będzie? Czy umrze z żalu, widząc, jak bardzo jest bezsilny?... O nie! Ptaszek nie będzie się nawet smucił. Z zuchwałą ufnością chce pozostać na miejscu, by wpatrywać się w swe Boskie Słońce. I nie przeraża go nic, ani wiatr, ani deszcz, a gdy chmury posępne zasłaniają Gwiazdę Miłości, ptaszek nie zmienia wcale miejsca; wie, że ponad chmurami jego Słońce świeci nieprzerwanie, że blask tego Słońca nie znika ani przez chwilę. Czasem, co prawda, serce ptaszka osaczone jest przez burzę, zdaje mu się, że nie wierzy, by prócz chmur, które go ogarniają, mogło istnieć coś jeszcze. Wtedy właśnie nadchodzi chwila radości doskonałej dla biednej, małej, słabej istoty. Bo co za szczęście pozostać na miejscu mimo wszystko i wpatrywać się w niewidzialne światło, które wymyka się jej wierze!!! (Rkp B 5v°)

O nie, nie pragnę ujrzeć dobrego Boga na ziemi. A przecież Go kocham! Kocham też Najświętszą Pannę, kocham Świętych, ale ich również nie pragnę na ziemi ujrzeć (OR, 11 września, 7).

To żadna sztuka postępować rozumnie, tą drogą idą wszyscy, każdy się na nią zgadza (RiW 186).

Któż nie rozpozna w tym miejscu duchowej córki świętego Jana od Krzyża?

Są tacy, co pragną Boga ujrzeć i zrozumieć. A ja bardziej pragnęłam żyć pośród nocy wiary, nie widząc ani Jego, ani Świętych (OR, 11 sierpnia, 5).

Tak dobrze jest służyć dobremu Bogu pośród nocy, która doświadcza, wszak mamy jedynie to życie, by żyć wiarą (RiW 154).

Noc kocham nie mniej niż dzień.

(P 45)

Nie ciągnie mnie do Lourdes, aby szukać tam ekstaz. Wolę monotonię wyrzeczenia (LT 106).

Żyć wiarą to zgodzić się na duchowe ubóstwo.

Cóż Mu po naszych mądrościach czy po olśniewających dziełach?... A jeśliby nawet potrzebował wzniosłych myśli, to czyż nie ma On aniołów, zastępów duchów niebieskich, których wiedza nieskończenie przerasta wiedzę największych nawet geniuszy, chodzących po smutnej naszej ziemi? (LT 141)

Jeśli Bóg potrzebowałby pięknych myśli czy wzniosłych uczuć, to ma przecież pod ręką aniołów. Mógłby też stworzyć dusze w pełni doskonałe, wolne od ułomności naszej natury. Lecz nie. Swą rozkosz znajduje w stworzeniach biednych, w stworzeniach słabych i nędznych. Bez wątpienia ma w nich więcej upodobania! (RiW 29)

Jesteś maleńka, zapamiętaj to sobie, a małej nie chodzą po głowie mądrości... (OR, 24 lipca, 2; z notatek siostry Genowefy)

Nie dziwcie się, jeśli nie ukażę się wam po śmierci, jeśli nie zobaczycie niczego nadzwyczajnego, co byłoby znakiem mojego szczęścia. Przypomnijcie sobie wtedy, że na „mojej małej drodze” nie pragnie się nic widzieć (OR, 4 lipca, 1).

* * *

Za przykładem Cierpiącego Sługi Pana Teresa chce wierzyć nawet w czasie ciężkiej agonii.

Nie martwcie się, siostrzyczki, jeśli będę dużo cierpieć i jeśli, w chwili śmierci, nie zobaczycie we mnie oznaki szczęścia. Wszak Pan nasz umarł z miłości, a popatrzcie, jaka była Jego agonia!... Wszystko to nic jeszcze nie znaczy (OR, 4 lipca, 1).

Pan nasz umarł na krzyżu i w trwodze, a była to przecież najpiękniejsza śmierć z miłości. To jedyna, jaką widziano, nie widziano śmierci Najświętszej Panny. Umrzeć z miłości to nie znaczy umrzeć pośród uniesień. Powiem ci szczerze, że czegoś takiego właśnie doświadczam (OR, 4 lipca, 2).

2. PIĘKNA MIŁOŚĆ BRATERSKA

Jezus obdarzył Teresę łaską „poznania tajemnic miłości bliźniego” (Rkp C 18v°). A to w czasie ostatniego roku jej życia, kiedy doszła na szczyt dojrzałości duchowej. Oto, co wyznaje:

W tym roku dobry Bóg dał mi tę łaskę, że zrozumiałam, czym jest miłość braterska. Co prawda rozumiałam ją i wcześniej, jednak w sposób niedoskonały. Nie zgłębiłam słów Jezusa: „Drugie przykazanie jest podobne do pierwszego: Będziesz miłował bliźniego twego jak siebie samego”. Starałam się zwłaszcza miłować Boga i dzięki temu dopiero zrozumiałam, że moja miłość nie może przejawiać się tylko w słowach, gdyż „to nie ci, co mówią: Panie, Panie! wejdą do królestwa niebieskiego, lecz ci, co czynią wolę Boga”. Tę wolę Jezus dał mi poznać wiele razy, winnam powiedzieć: na każdej prawie stronie swej Ewangelii. Lecz w czasie Ostatniej Wieczerzy, kiedy wiedział, że w sercach uczniów płonie do Niego ogień gorętszy, po tym jak dopiero co dał im siebie w niewysłowionej tajemnicy Eucharystii, ów dobry Zbawiciel chciał zostawić im przykazanie nowe. Powiedział do nich z nieopisaną czułością: „Oto daję wam przykazanie nowe, byście się wzajemnie miłowali i byście miłowali jeden drugiego, jak ja was umiłowałem. To będzie znak dla wszystkich, żeście moimi uczniami, jeśli będziecie się wzajemnie miłować”. (...)

Jezus, dając przykazanie nowe, przykazanie swoje, jak sam podkreślił, powiedział do apostołów, by bliźniego kochali nie tylko jak siebie, lecz tak jak On, Jezus, go umiłował, tak jak On go miłuje po wszystkie czasy. (...)

Ach! Panie, wiem, że nie wymagasz niczego niemożliwego, znasz lepiej ode mnie moją słabość, niedoskonałość, wiesz dobrze, że nigdy nie potrafiłabym kochać mych sióstr tak jak Ty, gdybyś Ty sam, Jezu, nie kochał ich również we mnie. I to po to, by wyświadczyć mi tę właśnie łaskę, dałeś przykazanie nowe.

Ach, jakże kocham to przykazanie, daje mi bowiem pewność, że Ty sam chcesz kochać we mnie tych wszystkich, których przykazujesz mi kochać!... Tak, czuję, że kiedy kocham bliźniego, jedynym, który we mnie działa, jest Jezus; im bardziej się z Nim łączę, tym mocniej również kocham wszystkie siostry (Rkp C 11v°—12v°).

* * *

Lecz sama intencja nie wystarcza. Trzeba ją jeszcze urzeczywistnić.

Nade wszystko zrozumiałam, że miłości nie można chować na dnie serca (Rkp C 12r°).

Kiedy miłość bliźniego zapuści już swe korzenie głęboko, objawia się wtedy i na zewnątrz (Rkp C 18r°).

Teraz rozumiem, że miłość doskonała polega na tym, by znosić wady innych, by nie dziwić się wcale ich słabościom, by budować się najdrobniejszym dobrym czynem, który się u nich dostrzeże (Rkp C 12r°).

Jezu, tylko miłość może poszerzyć mi serce i odkąd trawi je ów wdzięczny płomień, z radością biegnę drogą Twego nowego przykazania (Rkp C 16r°).

Już na ziemi nagroda jest wielka... Na tej drodze kosztuje tylko pierwszy krok (Rkp C 18r°).

Służy się bowiem samemu Jezusowi. O starszej chorej siostrze, której trzeba było oddawać wiele drobnych przysług, Teresa mówi:

Jakże chciałabym zostać jej pielęgniarką. To być może kosztowałoby moją naturę, lecz wydaje mi się, że troszczyłabym się o nią z ogromną miłością, gdyż myślę o tym, co powiedział nasz Pan: „Byłem chory, a ulżyliście mi” (OR, 1 września; z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).

Miłość braterska umacnia zdrowie duchowe.

Zamknięcie się w sobie czyni serce jałowym! Spiesznie zatem biegnijmy ku dziełom miłości. Czasem tak źle czujemy się w sobie, we własnym wnętrzu, że prędko trzeba z niego wyjść. Dobry Bóg wcale nas nie przymusza, byśmy trwali w towarzystwie siebie samych, przeciwnie, często pozwala, by zaczęło nam ono ciążyć i byśmy je opuścili. Wówczas nie widzę innego sposobu, jak wyjść poza siebie i złożyć wizytę Jezusowi i Marii, spiesząc ku dziełom miłości (RiW 99).

Jeśli będziesz wspomagać żarliwie biednych i opuszczonych, to znaczy czynić to z sercem, z miłością, czynić bezinteresownie, jeśli będziesz pocieszać tych, którzy cierpią, odnajdziesz zdrowie ducha, twa dusza przestanie tęsknić (RiW 95).

Jednym słowem — poczułam, że w moje serce wstępuje miłość, potrzeba zapomnienia o sobie, aby móc sprawiać radość. I odtąd jestem szczęśliwa! (Rkp A 45v°)

Przypatrzmy się Teresie w działaniu.

Jestem szczęśliwa, gdyż nie sprawiam Bogu przykrości podczas choroby. Kiedy pisałam o miłości braterskiej [chodzi o jej ostatni zeszyt, czyli o „Rękopis C”], często mi przeszkadzano. Wówczas jednak starałam się nie denerwować i czynić to, o czym właśnie pisałam (OR, 15 czerwca, 5).

Żyje we wspólnocie pewna siostra, która potrafi zrazić mnie do siebie we wszystkim: jej obejście, jej słowa i jej charakter są dla mnie po prostu nieznośne. A jest to przecież święta zakonnica, będąca zapewne bardzo miła dobremu Bogu. Nie chcąc zatem ulegać przyrodzonej antypatii, powiedziałam sobie, że miłość nie polega na uczuciach, lecz na czynach. Zaczęłam więc starać się bardzo, by traktować tę siostrę jakby była kimś dla mnie najdroższym. Za każdym razem, gdy ją spotykałam, modliłam się za nią do dobrego Boga, ofiarując Mu wszystkie jej cnoty i zasługi. (...)

Lecz nie tylko modliłam się za siostrę, która była dla mnie źródłem tylu zmagań, ale i starałam się jej oddać każdą możliwą przysługę. A gdy cisnęła mi się na usta złośliwość, poprzestawałam na najmilszym z uśmiechów, starając się zmienić temat (...). Często też, poza rekreacją, jeśli miałam kontakt z tą siostrą, a ta już zupełnie wytrącała mnie z równowagi, uciekałam z pola walki niczym zbieg. A ponieważ tamta zupełnie nie wiedziała, co do niej czuję, nie domyśliła się nigdy powodów mojej postawy, co więcej, nie przestaje sądzić, że lubię jej towarzystwo. W czasie jednej z rekreacji, wyraźnie zadowolona, zwróciła się do mnie w mniej więcej tych słowach: „Powiedz mi, siostro Tereso od Dzieciątka Jezus, co cię tak we mnie przyciąga? Ilekroć na mnie popatrzysz, tylekroć widzę, że się do mnie uśmiechasz...” Ach! Tym, który mnie w niej przyciągał, był Jezus, ukryty głęboko w jej duszy... Jezus, który największą gorycz czyni słodką. Odpowiedziałam, że uśmiecham się do niej, bo cieszę się, że ją widzę (nie dodając oczywiście, że z duchowego punktu widzenia) (Rkp C 13v°—14r°).

Kiedy chcę wzmocnić w sobie tę miłość, zwłaszcza kiedy szatan próbuje skupić mój wzrok na wadach tej czy innej, do której czuję mniej sympatii, staram się szybko poszukać u niej cnót, dobrej woli (Rkp C 12v°).

Jeśli chcesz osiągnąć dużą korzyść z rekreacji, to nie chodź na nie po to, by się samej odprężyć, lecz po to, by odprężyć innych. Praktykuj zupełne oderwanie od siebie (RiW 131).

Zrzec się swoich ostatnich praw. Uważać się za sługę, za niewolnika drugich (Rkp C 16v°).

Nade wszystko trzeba być pokorną w sercu, a ty taką się nie staniesz, dopóki nie będziesz chciała, by rozkazywali ci wszyscy (RiW 18).

Nabrałam zwyczaju, by okazywać posłuszeństwo każdej siostrze, jakby sam Bóg okazywał mi przez nią swoją wolę (OR, czerwiec; z notatek siostry Genowefy).

Zauważyłam, że siostry najświętsze są też najbardziej lubiane (i jest to zupełnie naturalne). Szuka się ich towarzystwa, oddaje się im przysługi, chociaż one o to nie proszą (...).

Dusze niedoskonałe, przeciwnie, nie przyciągają do siebie. Wprawdzie przestrzega się wobec nich zakonnej uprzejmości, lecz — być może w obawie przed sprawieniem im przykrości — unika się ich towarzystwa. Mówiąc „dusze niedoskonałe”, nie myślę tylko o ułomnościach duchowych, jako że nawet najświętsze dusze pozbędą się ich dopiero w Niebie, lecz myślę również o bezmyślności, o braku wychowania, o podejrzliwości właściwej pewnym usposobieniom, o wszystkim, co nie czyni życia przyjemnym. Wiem dobrze, że te wady są chroniczne, że nie ma nadziei, by się ich pozbyć. Lecz wiem i to, Matko, że nie przestałabyś troszczyć się o mnie i próbować mi ulżyć nawet wtedy, gdybym miała chorować całe życie. Oto wniosek, jaki z tego wyprowadzam: w czasie chwil przeznaczonych na rozmowy winnam szukać towarzystwa sióstr, które usposobieniem odpowiadają mi najmniej, spełniać wobec tych zranionych dusz rolę dobrego samarytanina. Jedno słowo, jeden miły uśmiech wystarczają często, by rozweselić kogoś smutnego. Jednak nie to jest moim celem, kiedy czynię coś z miłości bliźniego, gdyż wiem, że wnet bym się zniechęciła: słowo, które powiem w najlepszych intencjach, może być przecież zrozumiane na odwrót. Toteż, aby nie tracić czasu, chcę być miła wobec wszystkich (a zwłaszcza wobec sióstr najbardziej nieznośnych) po to, by uradować Jezusa i wprowadzić w życie radę, jaką daje On w Ewangelii, w takich mniej więcej słowach: „Kiedy wyprawiasz ucztę, nie zapraszaj bliskich i przyjaciół, w obawie, by i oni z kolei cię nie zaprosili i byś w ten sposób nie otrzymał już swojej nagrody. Lecz zaproś ubogich, chromych, paralityków i ciesz się, że nie mogą ci odpłacić; a Ojciec, który widzi w ukryciu, odda tobie”.

A jakąż ucztę karmelitanka może wyprawić swoim siostrom, jeśli nie ucztę duchową, ucztę, na której poda miłość życzliwą i radosną? Ja innej nie znam (Rkp C 27v°—28v°).

Siać pokój, radość we wszystkich sercach.

(P 17)

Warto, byś nabrała zwyczaju okazywania wdzięczności, dziękowania z całego serca za najmniejszą rzecz. Gdyż i to należy do miłości braterskiej. Obojętność, choćby i pozorna, wyziębia serce i niszczy serdeczność, tak konieczną we wspólnocie (DD 233).

Trzeba też wyjść naprzeciw pragnieniom drugich, okazać, że mogąc oddać im przysługę, czujemy się zaszczyceni i zobowiązani (Rkp C 17r°).

Kazać czekać na oddanie przysługi, obiecać ją drugiemu na później — to żadna wobec niego miłość (DD 223).

Niedziele i święta wolne od pracy [pisze siostra Genowefa] — jedyny swój wolny czas — Teresa spędzała sprawiając radość drugim (RiW 96).

Można z takim wdziękiem odmówić tego, czego nie można ofiarować, że odmowa jest dla proszącej równie miła co dar (Rkp C 18r°).

Jakże szybko nasza natura uznaje za łatwe to, co wymyśliliśmy sami, podczas gdy znajdujemy zawsze jakieś „ale” i „jeśli”, gdy z pomysłami wychodzą inni (RiW 134).

Gdy dużo cierpię, wówczas cieszę się, że padło na mnie, a nie na którąś z was (OR, 20 sierpnia, 8).

Jak dobrze jest znaleźć w cierpieniu serca przyjazne, których echo odpowiada na nasz ból (LT 88).

* * *

W swych zeszytach autobiograficznych Teresa opowiada z humorem o kilku doświadczeniach miłości braterskiej. Na pozór są to drobne historie. Spróbujmy jednak przeżyć w takim duchu choćby jeden dzień!

Przez długi okres, w czasie wieczornej modlitwy, zajmowałam miejsce przed pewną siostrą, która miała przedziwny zwyczaj oraz, jak sądzę... dużo światła, gdyż rzadko posługiwała się książką. Oto, jak to zauważyłam. Kiedy tylko zajęła miejsce w kaplicy, dawał się słyszeć przedziwny leciutki odgłos, który przypominał coś jakby pocierane o siebie muszle. Byłam jedyną, do której to dochodziło, gdyż ucho mam niezwykle czułe (niekiedy zanadto). Trudno wyrazić, Matko, jak bardzo ten odgłos mnie męczył: wzbierała we mnie chęć, by się odwrócić i zgromić wzrokiem winną, nie zdającą sobie, rzecz jasna, sprawy ze swojego odruchu, tylko tak można jej było to uświadomić. Lecz w głębi serca czułam, że z miłości do dobrego Boga warto raczej ów hałas znosić, a siostrze nie sprawiać przykrości. Zachowywałam więc spokój, próbując przylgnąć do dobrego Boga i zapomnieć o leciutkim hałasie... Wszystko na nic, czułam, jak oblewa mnie pot. Pozostawało mi modlić się, cierpiąc, jednak bez rozdrażnienia, a w radości i pokoju, przynajmniej w głębi duszy. Starałam się zatem pokochać ten drobny a tak przykry szmer i zamiast próbować go nie słyszeć (co było rzeczą niemożliwą), skupiałam się na uważnym wsłuchiwaniu się w niego, jakby był czarującym koncertem. I cała moja modlitwa (która nie była modlitwą ukojenia) polegała na ofiarowaniu go Jezusowi (Rkp C 30r°—v°).

Kiedy indziej, w pralni, pracowałam naprzeciw siostry, która, ilekroć unosiła chustki, chlapała mi na twarz brudną wodą. W pierwszym odruchu chciałam się odsunąć i obetrzeć, by pokazać siostrze, że będę jej zobowiązana, jeśli zacznie pracować spokojniej. Lecz pomyślałam natychmiast, że byłoby głupotą odrzucać skarby ofiarowane z taką hojnością. Nie dałam więc poznać wewnętrznego napięcia i, przeciwnie, dołożyłam starań, by schlapała mnie obficie, tak że pod koniec prawdziwie zasmakowałam w tym nowym rodzaju pokropienia. Postanowiłam również, że następnym razem zajmę to samo szczęśliwe miejsce, w którym otrzymuje się tyle skarbów (Rkp C 30v°—31r°).

Przypominam tu sobie coś, do czego dobry Bóg mnie natchnął, kiedy byłam jeszcze w nowicjacie, i co uczyniłam z miłości bliźniego. Nie było to nic wielkiego, jednak Ojciec nasz, który widzi w ukryciu, który patrzy bardziej na intencje niż na wielkość czynu, już mi za to odpłacił, nie czekając na życie wieczne.

Było to w czasie, kiedy siostra od świętego Piotra chodziła jeszcze do chóru i na posiłki. W czasie wieczornej cichej modlitwy zajmowała miejsce przede mną. Na dziesięć minut przed godziną szóstą jedna z sióstr musiała przerwać i zaprowadzić ją do refektarza, gdyż pielęgniarki miały wówczas zbyt wielu chorych, aby zająć się i nią. Dużo mnie kosztowało, by podejść do biednej siostry od świętego Piotra i zaofiarować jej tę małą przysługę, ponieważ wiedziałam, że niełatwo było ją zadowolić, cierpiała bowiem do tego stopnia, że nie lubiła zmieniać towarzyszącej jej osoby. Niemniej jednak nie chciałam przepuścić tak pięknej okazji, by okazać miłość bliźniemu, wspominając na słowa Jezusa: „Coście uczynili jednemu z tych moich najmniejszych, mnieście to uczynili”. Zaofiarowałam się zatem pokornie, że będę ją odprowadzać każdego wieczoru, i udało mi się ją do mnie przekonać, choć nie od razu. Jednym słowem, przystąpiłam do dzieła i włożyłam w nie tyle dobrej woli, że wywiązałam się z niego doskonale.

Co wieczór, kiedy widziałam, że siostra od świętego Piotra potrząsa klepsydrą, rozumiałam, że to oznacza „idziemy”. Trudno uwierzyć, ile mnie kosztowało ruszenie się z miejsca, zwłaszcza na początku. Czyniłam to jednak od razu. Potem zaczynała się cała ceremonia. Trzeba było przestawić ławkę, a to w określony sposób, przede wszystkim zaś zupełnie się nie spieszyć. Po czym ruszałyśmy z miejsca, a ja, podążając za biedną chorą, podtrzymywałam ją, ujmując za pas. Robiłam to możliwie najdelikatniej; jeśli jednak, na nieszczęście, ta się potknęła, to zdawało się jej od razu, że to ja źle ją trzymam i że o mało co nie upadła: „O Boże, siostra idzie za szybko, siostra mnie zaraz połamie!” Gdy próbowałam iść jeszcze wolniej: „Ależ siostra się wlecze, nie czuję wcale, że siostra mnie trzyma, czuję, że zaraz upadnę! Ach, dobrze mówiłam, że siostra jest za młoda, aby móc mnie prowadzić!”

Wreszcie, bez wypadku, docierałyśmy do refektarza. Tam pojawiały się nowe trudności, trzeba było usadowić chorą tak, by nie sprawić jej bólu, następnie należało jej zakasać rękawy (a to również w określony sposób), po czym mogłam już odejść. Siostra zaś zaczynała drobić chleb do kubka, używając, na ile mogła, swoich biednych kalekich rąk. Zauważyłam to wnet i każdego wieczoru, nim odeszłam, oddawałam jej jeszcze i tę niewielką przysługę. Ponieważ mnie o nią nie prosiła, ten gest bardzo ją wzruszył i tym właśnie zaskarbiłam sobie u niej przychylność, choć przecież nie robiłam tego specjalnie. A bardziej jeszcze ujęłam ją tym (o czym dowiedziałam się dopiero później), że, pokroiwszy jej chleb, posyłałam jej na odchodnym uśmiech, najpiękniejszy z możliwych (...).

Pewnego zimowego wieczoru oddawałam jak zwykle swą małą przysługę siostrze od świętego Piotra. Było zimno i ciemno... I oto nagle dobiegł mnie z oddali pogodny dźwięk jakiegoś instrumentu. W wyobraźni ujrzałam salon, jaśniejący i skąpany w złocie, oraz panny w wykwintnych strojach, prawiące sobie komplementy i różne światowe grzeczności. I spojrzałam na biedną chorą, którą podtrzymywałam; miast melodii słyszałam jej żałosne skargi, zamiast złota widziałam cegły surowego klasztoru, oświetlonego słabiutkim światłem. Trudno wyrazić, co się stało wtedy we mnie, wiem tylko, że Pan oświecił mnie promieniami prawdy, które tak bardzo przewyższały mroczny blask ziemskich zabaw, że nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście... Ach, nie oddałabym tych dziesięciu minut prostej przysługi nawet za tysiąc lat światowych przyjęć... I jeśli już teraz — pośród cierpienia i zmagań — można zaznać chwil nieziemskiego szczęścia, uświadamiając sobie, że dobry Bóg oderwał nas od świata, to czymże dopiero będzie poznać w niebie — w radości i w spoczynku — niezrównaną łaskę, jaką uczynił nam Pan, wybierając nas do zamieszkania w Jego domu, prawdziwym przedsionku Niebios?

Nie zawsze z takim uniesieniem spełniałam uczynki miłości, niemniej jednak już na początku mojego życia w zakonie Jezus chciał mi uświadomić, jak dobrze jest Go dojrzeć w duszach Jego oblubienic. Toteż kiedy prowadziłam siostrę od świętego Piotra, czyniłam to z taką miłością, że nie postępowałabym delikatniej wobec samego Jezusa (Rkp C 28v°—30r°).

* * *

Przede wszystkim, kim jestem, by sądzić bliźniego?

Aby uzyskać przychylny mi wyrok lub raczej by w ogóle nie podlegać sądowi, chcę zawsze żywić wobec innych życzliwość, bowiem Jezus powiedział: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” (Rkp C 13v°).

Nieraz mówiła do mnie [opowiada siostra Genowefa], że sądzić drugich trzeba zawsze z miłością, gdyż bardzo często to, co wydaje się nam zaniedbaniem, jest w oczach Boga heroizmem.

Ktoś, kto ma migrenę lub cierpi na duchu, czyni o wiele więcej, wykonując połowę swych powinności, niż ten, kto będąc zdrowy na ciele i duszy, wypełnia w całości swój obowiązek. Nasz osąd winien być zatem, przy każdej okazji, życzliwy drugiemu. Należy zawsze dobrze o nim myśleć i zawsze tłumaczyć sobie jego postępowanie (RiW 107).

Uważać siebie za niedoskonałą, a doskonałość widzieć w innych — oto szczęście. (...) Nic serca bardziej nie koi niż życzliwa myśl o drugim (RiW 25).

Nie próbuj stawać się sędzią pokoju. Tylko Bóg ma do tego prawo. Twoją misją jest być pokoju aniołem (RiW 106).

Kiedy szukamy siebie, przestajmy widzieć rzeczy jasno (DD 242).

Wolałbym tysiąckrotnie przyjmować zarzuty, aniżeli czynić je innym (Rkp 23r°).

Jeśli zwrócenie drugiemu uwagi ma przynieść owoce, to musi nas to kosztować. I trzeba to uczynić bez cienia zapalczywości (RiW 8).

Musisz złagodnieć. Nigdy ostrych słów, ostrego tonu. Nie przybieraj gniewnego wyrazu twarzy, bądź zawsze łagodna (OR, 11 września; z notatek siostry Marii od Eucharystii).

Kiedy coś nas boli, jest w nas więcej dobroci, stajemy się też bardziej obowiązkowi i wyrozumiali dla innych (OR, 8 lipca, 18).

* * *

Ożywiona miłością do Jezusa, braterska miłość Teresy upodabnia się do drzewa, co nieustannie wzrasta, i wzwyż, i w głąb, i wszerz.

Oddając się Bogu, serce nie traci swej przyrodzonej czułości, przeciwnie, ta czułość wzrasta, stając się czystszą i bardziej boską (Rkp C 9r°).

Im bardziej postępuje [ona] w miłości do Jezusa, tym bardziej też umacnia się jej czułość wobec ukochanych rodziców (LT 133).

Dobry Bóg dał mi serce tak wierne, że kiedy raz pokochało miłością czystą, to kocha odtąd na zawsze (Rkp A 38r°).

Miłość żywi się wyrzeczeniami; im bardziej odmawiamy sobie przyrodzonej satysfakcji, tym mocniej i bezinteresowniej kochamy (Rkp C 21v°).

O Celinie, swej siostrze i bliskiej przyjaciółce:

To prawda, kochałyśmy się bardzo, lecz nasze przywiązanie było tak czyste i silne, że myśl o rozłące nas nie trwożyła, gdyż czułyśmy, że nic nie może nas oddalić od siebie, nawet ocean (Rkp A 62r°).

* * *

Miłość braterska skłania Teresę do podjęcia trudu formacji swoich młodszych sióstr. Stając się mistrzynią nowicjatu, chce im przekazać miłość i mądrość Jezusa.

Kiedy powierzono mi wniknięcie do sanktuarium dusz, zobaczyłam od razu, że przerasta to moje siły. Wtuliłam się więc w ramiona dobrego Boga jak dziecko i kryjąc twarz w Jego włosach, powiedziałam: Panie, jestem zbyt mała, by wyżywić Twoje dzieci; jeśli chcesz im dawać przeze mnie to, czego potrzebują, to napełniaj moją małą dłoń, a ja, nie opuszczając Twych ramion, nie odwracając głowy, będę przekazywać Twoje skarby temu, kto przyjdzie się u mnie posilić. Jeśli w tym zasmakuje, to będę świadoma, że zawdzięcza to Tobie, nie mnie. Jeśli, przeciwnie, będzie się skarżyć na gorzkie pożywienie, to nie zmąci to mojego spokoju, postaram się mu wyjaśnić, że pokarm ten pochodzi od Ciebie i że nie myślę mu szukać innego.

Matko, odkąd pojęłam, że sama z siebie nic zdziałać nie mogę, przestałam uważać, że powierzone mi zadanie jest trudne, poczułam, że muszę tylko jednoczyć się coraz mocniej z Jezusem, a reszta mi będzie przydana. I rzeczywiście, nigdy się nie zawiodłam; zawsze, kiedy mi przyszło pokrzepić dusze moich sióstr, dobry Bóg raczył napełnić mą małą dłoń (Rkp C 22r°—v°).

Z oddali wspieranie dusz, pobudzanie ich do większej miłości Boga, kształtowanie ich według tego, jak On patrzy i myśli — to wszystko wygląda całkiem różowo. Lecz kiedy spojrzy się na to z bliska, okazuje się, że jest dokładnie na odwrót, różowe barwy gdzieś znikają i ogarnia nas przekonanie, że czynić dobrze jest rzeczą równie niemożliwą, co nakazać słońcu, aby świeciło nocą... Czujemy instynktownie, że trzeba całkowicie zapomnieć o własnych upodobaniach, o własnych koncepcjach, i prowadzić dusze tędy, którędy chce prowadzić je Jezus, nie próbując narzucać im naszej ścieżki (Rkp C 22v°).

Moim ptaszkom rzucam ziarna, które Bóg kładzie mi na dłoni, rzucam na prawo i na lewo. Potem — niech się dzieje, co chce, przestaję się tym zajmować. Niekiedy to jakbym nic nie rzuciła. Czasem zaś widać owoce. Lecz dobry Bóg mi szepcze: „Rzucaj i nie ustawaj, a skutkami się nie zajmuj” (OR, 15 maja, 5).

3. TWÓJ UDZIAŁ W KOŚCIELE

Teresa lubiła bardzo pewną legendę i przytaczając ją wyjaśniała, jak rozumie współodpowiedzialność za Kościół.

Przeczytałam, że pewien wielki władca chciał wybudować świątynię. Chciał przy tym, by cała chwała przypadła jemu. Wydał więc rozporządzenie, w którym zabronił swoim poddanym składania jakichkolwiek darów na ten cel. I tak zaczęto budować świątynię.

Tymczasem któregoś dnia pewna staruszka, widząc konie ciągnące z trudem skalne bloki pod górę, rzekła do siebie w duchu: „Zabroniono datków na budowę świątyni, a przecież z chęcią i ja bym coś dała. Gdyby tak pomóc tym koniom, co nieświadomie pracują dla tak wielkiej sprawy, czy nie sprawiłoby to Bogu radości?” Za ostatnie pieniądze kupiła wiązkę siana i zaniosła ją koniom.

Kiedy ukończono budowę, władca zapragnął, by poświęcenie było uroczyste i nakazał, by wyryto na kamieniu jego imię, jak również imiona wszystkich krewnych, na wieczny dowód jego łaskawości. Lecz oto imiona te nazajutrz zniknęły, a na ich miejscu widniało nazwisko nieznanej, ubogiej staruszki.

Władca, pełen wściekłości, kazał wyryć na nowo swoje imię. I tak po wielokroć, cud jednak niezmiennie się powtarzał. Wtedy rozkazał, by odszukano pokorną niewiastę, a kiedy przyprowadzono ją do niego, zapytał, czy przypadkiem nie ofiarowała czegoś na budowę kościoła. Drżąc, próbowała się wytłumaczyć. W pewnej chwili, pod naporem pytań, przypomniała sobie o wiązce siana i wyznała, że zgodnie z nakazem nie ofiarowała pieniędzy, a tylko pomogła koniom, dostarczając im nieco pożywienia. Wówczas zrozumiano, dlaczego na kamieniu pojawiło się jej nazwisko, i już nikt nie odważył się go usunąć.

Tak więc niepozorny akt, o którym nikt nie wie, a który uczyniony został z miłości, jest często wartościowszy od wspaniałych dzieł. To nie skala ani nawet nie pozorna świętość czynów się liczy, lecz wyłącznie miłość, którą się w nie wkłada. A nikt nie powie, że nie potrafi ofiarować tych małych rzeczy Bogu, gdyż są one w zasięgu każdego (RiW 64).

W wieku lat czternastu zaczyna płonąć żarliwością apostoła.

Jezus uczynił ze mnie rybaka dusz, odczułam silne pragnienie, by pracować dla nawrócenia grzeszników, pragnienie, które nigdy dotąd nie było we mnie tak żywe. Jednym słowem — poczułam, że w moje serce wstępuje miłość, potrzeba zapomnienia o sobie, aby móc sprawiać radość. I odtąd jestem szczęśliwa!... Pewnej niedzieli, kiedy patrzyłam na obraz Pana na krzyżu, uderzyła mnie krew, spływająca z jednej z Jego boskich dłoni. Zasmuciłam się bardzo na myśl, że ta krew spada na ziemię i nikt się nie kwapi, aby ją przyjąć. Postanowiłam, że w duchu będę trwać u stóp krzyża, by przyjmować tę boską rosę, ze świadomością, że trzeba później rozlać ją na dusze grzeszników... Słyszałam też nieustannie krzyk Jezusa na krzyżu: „Pragnę!” To słowo rozpaliło we mnie nieznany i gwałtowny żar... Chciałam dać pić mojemu Ukochanemu i sama czułam, że trawi mnie pragnienie dusz (Rkp A 45v°).

Kochać Jezusa to kochać Jego Mistyczne Ciało.

Jezu, kocham Cię, kocham Kościół (Rkp B 4v°).

Kościół, który pełen jest grzeszników... (OR, 7 sierpnia, 4)

Gorliwość karmelitanki winna rozpalić świat cały. (...) Chcę być córką Kościoła (Rkp C 33v°).

Ja, dziecko Kościoła, składam się za niego w ofierze. (P 17)

Niczego nie potrafi zatrzymać dla siebie. Wszystko dla innych.

Nic nie klei mi się do rąk. Wszystko, co mam, co zarabiam, idzie dla Kościoła, dla dusz. Choćbym dożyła i lat osiemdziesięciu, to i tak nie będę mieć więcej (OR, 12 lipca, 3).

Gdybym była bogata, to nie potrafiłabym spojrzeć na głodnego i nie podzielić się z nim od razu tym, co mam. Podobnie, w miarę jak zdobywam skarby duchowe, a wyczuwam, że w tej samej chwili innym grozi zatrata, grozi piekło, oddaję im wszystko, co posiadam. I jak dotąd nie znalazłam chwili, by sobie powiedzieć: teraz popracuję dla siebie (OR, 14 lipca, 2).

Nie pragnę, byś prosił dobrego Boga, aby wybawił mnie od ognia czyśćcowego. Kiedy córki świętej Teresy chciały modlić się za siebie, ta do nich mówiła: „Czy to ważne, że zostanę do końca świata w czyśćcu, jeśli dzięki moim modlitwom ocalę choć jedną duszę?” W moim sercu słyszę echo tych słów, chciałabym ocalać dusze i dla nich zapomnieć o sobie. Chciałabym je ocalać nawet po śmierci i byłabym szczęśliwa, gdybyś wówczas (miast odmawiać tę małą modlitwę, która i tak spełni się w wieczności) prosił tak: „Boże mój, pozwól mojej siostrze dalej działać i sprawiać, aby Ciebie kochano”. Jeśli Jezus cię wysłucha, będę umiała ci się wywdzięczyć (LT 221, do księdza Roulland).

* * *

Ileż razy usłyszymy w jej ustach: „sprawiać, by Go kochano”.

Jedyną rzeczą, o którą pragnę, byś dla mnie poprosił, to bym mogła kochać Jezusa i sprawiać, by Go kochano tak, jak tylko to jest możliwe (LT 218).

Skoro prosimy Go o to, by pracować dla Jego chwały, by kochać Go i sprawiać, by Go kochano, jakże nasze zjednoczenie i nasza modlitwa miałyby nie cieszyć się błogosławieństwem? (LT 220)

Wiesz, karmelitanka, która nie byłaby apostołem, rozminęłaby się ze swoim powołaniem i przestałaby być córką cudownej świętej Teresy, która pragnęła ofiarować swe życie po tysiąckroć, byle jedną ocalić duszę (LT 198).

Wszystka krew Boga została wylana, aby ich zbawić... (LT 85)

Kiedy pomyślę, że dzięki jednemu cierpieniu — zniesionemu z radością — będziemy lepiej kochać Boga przez całą wieczność! A przez cierpienie możemy również ocalać dusze. Ach, Paulino, gdybym tak w chwili śmierci mogła ofiarować kogoś Jezusowi, jakże bym była szczęśliwa! Jedna dusza więcej zostałaby wyrwana z ognia piekielnego i błogosławiłaby Boga wiecznie (LT 43 B).

Tak więc życie to sen? I pomyśleć, że tym snem możemy ocalić innych! Ach, Celino, nie zapominajmy o innych, dla nich zapomnijmy o sobie (LT 130).

Pracujmy wspólnie, by zbawić innych. Mamy wyłącznie dzień tego życia, by ich ocalić i w ten sposób okazać Panu naszą miłość (LT 213).

Poproś Jezusa, bym i ja Go kochała i sprawiła, że będzie kochany. Chciałabym Go kochać nie zwyczajnie, lecz tak jak święci, którzy posuwali się dla Niego do szaleństw. Niestety, jakże mi do nich daleko! Poproś Go również, bym zawsze czyniła Jego wolę. Aby ją wypełnić, jestem gotowa przemierzyć świat, gotowa też oddać życie! (LT 225)

Im mocniej czuję w sobie Twój boski płomień,

Tym bardziej pragnę dawać Cię duszom.

(P 24)

* * *

Nade wszystko zaś Teresa chce być „apostołem apostołów przez modlitwę i ofiarę” (Rkp A 50r°). Jest to jedno z odkryć, jakich dokonała w czasie pielgrzymki do Rzymu, w wieku czternastu lat.

Przez miesiąc żyłam w towarzystwie wielu świętych kapłanów. I zobaczyłam, że jeśli ich wzniosłe powołanie stawia ich wyżej od aniołów, to z drugiej strony nie przestają być ludźmi słabymi i kruchymi (...).

Jakże pięknym jest powołanie, które czuwa, aby sól przeznaczona dla dusz nie utraciła swego smaku! A takie jest powołanie Karmelu, ponieważ jedynym celem naszych modlitw i ofiar jest to, by być apostołami apostołów, modląc się za tych, którzy głoszą Ewangelię słowem i zwłaszcza przykładem... Lecz muszę się tu zatrzymać, gdyż o tym mogłabym pisać bez końca!... (Rkp A 56r°—v°)

Mówiła [wspomina siostra Genowefa], że modlić się za kapłanów, to wygrać wiele za jednym zamachem, gdyż poprzez głowę dociera się do wszystkich członków [Kościoła] (RiW 108).

Ach, jakże mało kocha się dobrego Boga na ziemi!... Nawet kapłani, nawet w zakonach... O tak, jak mało się Go kocha... (OR, 7 lipca, 2)

Przez tych kilka chwil, które nam pozostają, nie traćmy czasu (...). Żyjmy dla drugich, bądźmy apostołami, ratujmy zwłaszcza dusze kapłanów, one winny być przezroczystsze od kryształu... Niestety, jak wielu jest złych kapłanów, kapłanów nie dość świętych! Módlmy się za nich, ofiarujmy cierpienie, a w dniu ostatnim Jezus będzie nam za to wdzięczny. Przyprowadzimy do Niego dusze!... Czy słyszysz, Celino, to wołanie mojego serca? (LT 94)

Celino, czuję, że Jezus prosi nas obydwie, byśmy ugasiły Jego pragnienie, ofiarując Mu dusze, zwłaszcza dusze kapłanów. Czuję, że Jezus chce, bym ci to powiedziała, gdyż naszą misją jest zapomnieć o sobie, wyniszczyć siebie. Kimże jesteśmy?... A mimo to Jezus chce, by zbawienie dusz zależało od naszych wyrzeczeń, od naszej miłości, żebrze u nas o dusze... Ach, odgadnijmy Jego spojrzenie! Tak niewielu umie je odgadnąć (LT 96).

Celino, jeśli chcesz, nawracajmy dusze. Trzeba, byśmy tego roku zdobyły wielu kapłanów, którzy potrafiliby kochać Jezusa, którzy dotykaliby Go równie delikatnie jak Maria dotykała Jego kołyski! (LT 101)

Mam ci do powiedzenia wciąż to samo: módlmy się za kapłanów. Każdy dzień dowodzi, jak niewielu ma Jezus przyjaciół. To musi boleć Go najbardziej, zwłaszcza widok tych, którzy są Mu poświęceni i którzy innym oddają serce, należące tak całkowicie do Niego... (LT 122)

Jak ogromnej doznała radości, kiedy przeorysza poprosiła ją, by modliła się w sposób szczególny za pewnego seminarzystę, którym był Maurice Bellière, jej pierwszy duchowy „brat”.

Nie potrafię, Matko, wypowiedzieć mojego szczęścia! To niespodziewanie spełnione pragnienie wzbudziło we mnie radość rzec można dziecięcą, gdyż pamiętam, że tylko w dzieciństwie przeżywałam radość tak żywą, iż dusza zdawała się na nią za mała. Od lat nie odczuwałam tego rodzaju szczęścia. Czułam, że w tym względzie moja dusza była nietknięta, niczym długo zapomniana struna, w którą teraz uderzono po raz pierwszy (Rkp C 32r°).

* * *

Teresa czuje się z kapłanami związana. W liście do jednego z nich pisze:

Byłabym doprawdy szczęśliwa, gdybym mogła pracować z tobą nad zbawieniem dusz. W tym przecież celu wybrałam Karmel. Nie mogąc być misjonarką w świecie, chciałam stać się nią przez miłość i pokutę, jak święta Teresa (LT 189).

Podobnie jak Jozue, walczysz na równinie. Ja zaś jestem twoim Mojżeszem i trwam z sercem zwróconym ku górze, by wyprosić dla ciebie zwycięstwo. Ach, bracie, jakże byłbyś godny pożałowania, gdyby sam Jezus nie podtrzymywał ramion „twojego Mojżesza”! (LT 201)

„Pracujmy wspólnie, by zbawić innych”, mówi.

Ja sama niewiele mogę zdziałać, a ściślej mówiąc — nic, gdybym była sama. Lecz pokrzepia mnie to, że u twojego boku mogę się do czegoś przydać. Gdyż zero samo z siebie nie ma wartości, lecz gdy umieszcza się je obok jednostki, wówczas obraca się w potęgę, byle tylko stanęło po właściwej stronie: po, a nie przed!... Na tym miejscu postawił mnie właśnie Jezus i żywię nadzieję, że zostanę na nim zawsze, towarzysząc ci z daleka, poprzez modlitwę i ofiarę (LT 226, do księdza Roulland).

Jedyne, o co to dziecko prosi, to miłość... Potrafi już tylko to jedno: kochać Ciebie, Jezu... Olśniewające czyny są mu zakazane, nie może głosić Ewangelii, przelewać krwi... ale czy to ważne? W jego miejsce pracują bracia, a ono, małe dziecko, stoi przy tronie Króla i Królowej i kocha za swych braci, którzy walczą... (Rkp B 4r°)

Celino, uważam, że to, co nam przypada, jest piękne!... Czegóż możemy zazdrościć kapłanom? (LT 135)

* * *

Jeśli Teresa jest przekonana o zbawczej wartości swego życia, życia oddanego modlitwie i wypełnionego „drobnymi” wyrzeczeniami, „płatkami” rzucanymi nieustannie, to dlatego, że wierzy, iż Bóg jest źródłem zbawienia.

Nie odmawiajmy Mu najmniejszego wyrzeczenia. W perspektywie wiary wszystko jest tak wielkie... Podniesienie szpilki z powodu miłości może kogoś nawrócić! Cóż za tajemnica! Ach, tylko Jezus może nadać taką wartość temu, co czynimy, kochajmy Go więc ze wszystkich sił (LT 164).

Jezu, do czego posłużą Ci moje kwiaty i śpiewanie? Ach, wiem, ten wonny deszcz, te kruche płatki bez wartości, ten śpiew miłości najmniejszego z wszystkich serc — oczarują Ciebie!... Tak, te nic nie znaczące rzeczy sprawią Ci radość, a Kościół Zwycięski się na nie uśmiechnie (...). I zbierze te kwiaty, które nabrały — przez Twoje boskie muśnięcie — nieskończonej wartości, i rzucać je będzie na Kościół walczący, aby mógł odnieść zwycięstwo!... (Rkp B 4v°)

Kocham Kościół, moją Matkę. Pamiętam, że „najmniejsze poruszenie czystej miłości jest mu bardziej pożyteczne niż wszystkie inne dzieła razem wzięte” (Rkp B 4v°).

Tak daleko mi do doskonałości, że moje biedne modlitwy są zapewne niewiele warte. Lecz istnieją żebracy, którzy wskutek uporczywego błagania otrzymują to, czego pragną. Będę więc postępować jak oni i dobry Bóg nie będzie w stanie mnie odesłać z pustymi rękami (LT 99).

Czuję mocno, że dobry Bóg jest zbyt dobry, aby wydzielać jednemu to, drugiemu tamto, jest tak bogaty, że obdarza mnie bez miary wszystkim, o co Go proszę (Rkp C 33v°).

Podobnie jak do rozniecenia wielkiego pożaru wystarczy słaby, drżący płomyk, tak i Bóg posługuje się kim zechce, by rozszerzyć swoje królestwo. Zwyczajna książka, nawet świecka, może do tego posłużyć. Nie powinniśmy zatem się pysznić, kiedy Bóg posługuje się nami. Dobry Bóg nie potrzebuje nikogo (RiW 161).

* * *

Teresa często podkreśla apostolską skuteczność modlitwy.

Ach! To właśnie modlitwa i wyrzeczenie stanowią całą moją siłę, to one są bronią niezwyciężoną, którą dał mi Jezus; docierają do drugiego bardziej niż słowo, często tego doświadczyłam (Rkp C 24v°).

Jezus chce uzależnić ich zbawienie od jednego westchnienia naszego serca. Cóż za tajemnica! (LT 85)

Poucza nas Jezus, że wystarczy zapukać, a drzwi się otworzą, że wystarczy poszukać, aby znaleźć, że wystarczy wyciągnąć z pokorą dłoń, aby otrzymać to, o co się prosi... Dodaje również, że wszystkiego, o co poprosimy w imię jego, Ojciec Jego nam udzieli (Rkp C 35v°).

Jakże potężna jest zatem modlitwa! Rzekłbyś: królowa, mająca w każdej chwili dostęp do króla i mogąca otrzymać wszystko, o co poprosi (Rkp C 25r°).

Wszystko mogę otrzymać, kiedy, tajemnie,

Sercem przy sercu, rozmawiam z mym boskim Królem.

(P 32)

Pewnego dnia myślałam nad tym, co mogę uczynić dla zbawienia drugich. Pewne słowo z Ewangelii przyniosło mi żywe światło. Jezus powiedział niegdyś do uczniów, wskazując na dojrzałe łany zboża: „Podnieście oczy i spójrzcie na złocące się już pola; czas najwyższy na żniwa”. Zaś dalej: „Zaprawdę powiadam wam, żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, aby posłał robotników na żniwo swoje”.

Cóż za tajemnica! Czyż Jezus nie jest wszechmocny? Czyż stworzenia nie należą do Tego, który je stworzył? Czemu więc Jezus mówi: „Proście Pana żniwa, aby posłał robotników na żniwo swoje?” Dlaczego? Dlatego, że żywi do nas miłość tak niepojętą, iż chce, byśmy mieli z Nim udział w zbawianiu dusz. Nie chce niczego uczynić bez nas. Stworzyciel wszechświata oczekuje modlitwy małej biednej duszy, by zbawić inne, odkupione, jak ona, za cenę Jego krwi.

Naszym powołaniem nie jest pracować na żniwnych polach. Nam Jezus nie mówi: „Spójrzcie na łany i pójdźcie je zbierać”. Nasza misja jest jeszcze wznioślejsza: „Podnieście oczy i patrzcie”. Patrzcie, ile u mnie w Niebie jest pustych miejsc; do was należy je wypełnić. Jesteście moimi Mojżeszami, modlącymi się na wzgórzu. Poproście mnie o robotników, a poślę ich, czekam tylko na jedną modlitwę, na jedno westchnienie serca!

Być apostołem poprzez modlitwę, czyż nie jest to — by tak rzec — szlachetniejsze, niż być apostołem poprzez głoszenie słowa? Misją, która nam, karmelitankom, przypada, jest kształtowanie robotników Ewangelii. Oni zbawią tysiące dusz, my zaś będziemy ich matkami! (LT 135)

* * *

Teresa podkreśla również wartość ofiary, wartość cierpienia.

O motywach wstąpienia [do Karmelu] powiedziałam u stóp Jezusa w Hostii ukrytego, w czasie egzaminu [kanonicznego] poprzedzającego śluby: „Przyszłam tu, aby ratować dusze i zwłaszcza aby modlić się za kapłanów”. Kiedy chce się osiągnąć jakiś cel, używa się odpowiednich do tego środków. Otóż Jezus dał mi do zrozumienia, że chce mi dać dusze właśnie poprzez krzyż; i w miarę jak coraz bardziej cierpiałam, wzrastało też we mnie pragnienie cierpienia (Rkp A 69v°).

Tak, jedynie cierpienie może zdobyć drugich dla Jezusa (LT 129).

Tak dobrze jest wspomóc Jezusa przez małe wyrzeczenia, wspomóc Go w zbawianiu dusz, które odkupił za cenę własnej krwi, a które czekają naszego ratunku, by nie stoczyć się do przepaści (LT 191).

Chorej Teresie poradzono, by codziennie przeszła się po ogrodzie. Pewnego dnia spotkała ją tam jedna z sióstr i widząc, że Teresa jest u kresu sił, sprzeciwiła się dalszym spacerom. Teresa odpowiedziała:

Wiesz, co dodaje mi sił? To, że stawiam kroki z myślą o pewnym misjonarzu. Myślę sobie, że gdzieś tam, daleko, jeden z nich jest być może wyczerpany ciągłym przemieszczaniem się dla głoszenia Ewangelii. Więc żeby ująć mu zmęczenia, ofiaruję dobremu Bogu własne (OR, lipiec; z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).

Do swojego duchowego „brata”, Maurice"a Bellière"a:

Proszę Pana naszego, bym nigdy nie zaznała spoczynku, kiedy ty cierpisz. A wręcz pragnę, by mój brat doznawał zawsze pokrzepienia, ja zaś — bym doświadczała próby. To być może egoistyczne? Ależ skąd, skoro moją jedyną bronią jest miłość i cierpienie, a bronią twoją — miecz słowa i trudów, które są udziałem apostoła (LT 193).

W czasie choroby:

— Jak teraz ustawiasz sobie życie?

— Cierpię, a potem już leci. Nie umiem powiedzieć: To ofiaruję Ci, Boże, za Kościół, to za Francję itd... Bóg dobrze wie, co z tym zrobić. Żeby sprawić Mu radość, oddałam wszystko. A poza tym nużyłoby mnie ciągle uściślać: To daj Piotrowi, a to Pawłowi... Czynię tak tylko wtedy, kiedy ktoś mnie o to prosi, później przestaję o tym myśleć. Kiedy modlę się za braci misjonarzy, nie ofiarowuję swoich cierpień, mówię po prostu: Boże, daj im wszystko, czego pragnę dla siebie (OR, 4 lipca, 8).

W dniu śmierci:

Nigdy bym nie myślała, że można tyle cierpieć! Nigdy! Nigdy! Tłumaczę to tylko żarliwym pragnieniem zbawiania dusz. Tego właśnie pragnęłam (OR, 30 września).

* * *

Na słynnych stronicach swego ostatniego zeszytu Teresa rozwinęła swe głębokie przekonanie, że prawdziwe zjednoczenie z Bogiem wywiera zbawienny wpływ na drugich:

Jezus dał mi prosty środek do spełnienia mojej misji. Uświadomił mi mianowicie, co oznaczają słowa z Pieśni nad Pieśniami: „Przyciągnij mnie, a pobiegniemy ku Twoim zapachom”. A zatem, Jezu, nie trzeba Ci nawet mówić: „Przyciągając mnie, przyciągnij i tych, których kocham!” Proste: „Przyciągnij mnie” wystarczy, i rozumiem, Panie, dlaczego, bowiem gdy dusza da się zniewolić upojnej woni Twoich zapachów, wówczas nie potrafi biec sama; przeciwnie, pociąga za sobą wszystkich, których kocha. Dzieje się tak nieprzymuszenie i bez wysiłku, gdyż jest to zupełnie naturalny skutek jej dążenia ku Tobie. Podobnie jak potok, który wpadając z impetem do oceanu, pociąga za sobą wszystko, co napotkał, tak samo i dusza, która się zanurza w bezbrzeżnym oceanie Twojej miłości, Jezu, pociąga za sobą wszystkie swoje skarby... A Ty wiesz, Panie, że nie mam innych skarbów niż dusze, z którymi spodobało Ci się mnie połączyć i które Ty właśnie mi powierzyłeś (...).

Czuję, że im bardziej ogień miłości będzie mnie ogarniał, tym goręcej będę prosić: „Przyciągnij mnie”, tym bardziej również dusze, które zbliżą się do mnie (mnie, biednego ułamka bezużytecznego żelaza, jeślibym tylko oddaliła się od boskiego ogniska), tym bardziej te dusze żwawo pobiegną ku woni Umiłowanego. Gdyż dusza owładnięta miłością nie potrafi pozostać bezczynną. Siada u stóp Jezusa jak święta Magdalena i wsłuchuje się w Jego słowa, łagodne i płomienne. Zdaje się nic wtedy nie dawać, lecz tak naprawdę daje więcej od Marty, która zadręcza się wieloma sprawami, chcąc przy tym, by i Maria się nimi zajęła. To wcale nie prace Marty Jezus gani, wszak i boska Jego Matka oddawała się im pokornie przez całe życie... Przecież trzeba było przygotowywać posiłki dla Świętej Rodziny. Gorliwą gospodynię domu Jezus karci jedynie za to, że się zanadto niepokoi.

Wszyscy święci to pojęli, szczególnie ci, którzy wszechświat napełnili jasnością Ewangelii. Czyż nie z modlitwy właśnie Święci: Paweł, Augustyn, Jan od Krzyża, Tomasz z Akwinu, Franciszek, Dominik i tylu innych znamienitych przyjaciół Boga czerpało tę boską wiedzę, która urzeka największych geniuszy? Jeden z uczonych powiedział: „Dajcie mi dźwignię i punkt oparcia, a podźwignę świat”. To, czego nie mógł osiągnąć Archimedes (gdyż jego prośba nie zwracała się wcale do Boga i dotyczyła sprawy jedynie materialnej), Święci osiągnęli w całej pełni. Wszechmocny dał im punkt oparcia: samego siebie i tylko siebie, za dźwignię zaś modlitwę, która roznieca ogień miłości. Toteż podźwignęli oni świat, tak jak czynią to obecnie Święci walczący i jak czynić to będą Święci przyszłości (Rkp C 34r°—36v°).

* * *

Wszyscy jesteśmy złączeni z Chrystusem, jak również połączeni jedni z drugimi, w wielkiej rodzinie „świętych obcowania”.

Podobnie jest ze świętych obcowaniem. Często zawdzięczamy otrzymywane łaski i światło właśnie komuś ukrytemu, nic o tym nie wiedząc, gdyż dobry Bóg pragnie, by Święci, poprzez modlitwę, przekazywali sobie nawzajem dary, tak by w Niebie kochali się miłością wielką, o wiele większą od miłości, która panuje w rodzinie ziemskiej, choćby ta była rodziną wzorową. Ileż razy sobie pomyślałam, że mogę zawdzięczać wszystkie otrzymane łaski modlitwie kogoś, kto o to dla mnie poprosił i kogo poznam dopiero w Niebie (OR, 15 lipca, 5).

Opowiedziała o czymś, co traktowała jak łaskę i czego wspomnienie żyło w niej nieustannie:

Pewnego razu Maria od Eucharystii chciała zapalić świece na procesję, lecz nie znalazła przy sobie zapałek; wtedy spojrzała na lampkę płonącą przy relikwiach i do niej podeszła. Niestety, lampka prawie już gasła, słabnący płomyk z trudem się utrzymywał na zwęglonym knocie. Mimo to udało się zapalić od niego świecę, a dzięki temu — pozostałe świece wspólnoty. Tak więc ta dogorywająca już lampka wskrzesiła piękne płomienie; te z kolei mogą w nieskończoność wzbudzać inne, a nawet rozpalić świat. A przecież u ich początku był gasnący ogień. Jakże więc piękne płomienie, wiedząc o tym, mogłyby się pysznić, że roznieciły pożar, skoro swój własny ogień otrzymały od małej iskierki?... (OR, 15 lipca, 5)

Słaba iskierka — to jedna z tajemnic życia!

Wystarczy, by wzniecić pożar ogromny.

(P 24)

Kochać Cię, Jezu — jak owocna to strata!

(P 17)

4. MÓDL SIĘ DO OJCA TWEGO

Modlitwa Teresy jest pełna prostoty. Oto, jak Święta ją określa:

Dla mnie modlitwa to poryw serca, to proste spojrzenie ku Niebu, to okrzyk wdzięczności i miłości, tak w doświadczeniu, jak i w radości, słowem: to coś wielkiego, nadprzyrodzonego, co powiększa mą duszę i jednoczy mnie z Jezusem (Rkp C 25r°—v°).

Pewnej nocy, w czasie choroby:

— Czemu tak tkwisz? Próbuj zasnąć...

— Nie mogę, ból jest zbyt duży. Więc się modlę...

— I co mówisz Jezusowi?

— Nic. Kocham Go (OR, wrzesień, 2; z notatek siostry Genowefy).

Moje Niebo to nie przestawać żyć w Jego obecności,

To mówić Mu „Ojcze” i być Jego dzieckiem.

(P 32)

Modlić się to poprosić Jezusa, by On sam modlił się w nas.

A o cóż innego prosimy w słowach „Przyciągnij mnie”, jeśli nie o to, by móc się zjednoczyć — w sposób najbardziej intymny — z Tym, który zauroczył nasze serce? Gdyby ogień i żelazo miały rozum i gdyby drugie powiedziało do pierwszego: „Przyciągnij mnie”, czy te słowa nie dowodziłyby tego, że żelazo pragnie utożsamić się z ogniem, tak by ten je przeniknął, nasączył swą rozżarzoną substancją, stanowiąc z nim poniekąd jedno? Matko umiłowana, oto modlitwa, jaką zanoszę: proszę Jezusa, by mnie wciągnął w płomienie swojej miłości, zjednoczył mnie ze sobą tak ściśle, że On sam będzie żyć i działać we mnie (Rkp 35v°—36r°).

Już nie moim, lecz Twoim żyję życiem:

Twym kielichem złoconym,

Który nad wszystkie przedkładasz,

Jestem, Jezu, ja!

(P 24)

Nie po to codziennie zstępuje Jezus z Nieba, by pozostać w złotym kielichu, lecz po to, by do innego wejść Nieba, które jest Mu nieskończenie droższe, do Nieba naszej duszy, stworzonego na Jego obraz, do żywej świątyni Cudownej Trójcy! (Rkp A 48v°)

* * *

Jeszcze kiedy Teresa była dzieckiem, Pan pouczał ją na modlitwie:

Pewnego dnia nauczycielka z Opactwa zapytała mnie, co robię z dniem wolnym od nauki, kiedy zostaję sama. Odpowiedziałam, że siadam wtedy w kącie za łóżkiem, odgradzam się od reszty zasłoną i „rozmyślam”. „Ale o czym rozmyślasz?” „Rozmyślam o dobrym Bogu, o życiu... o wieczności, po prostu rozmyślam!...” Zakonnica nieźle się ze mnie uśmiała. Później lubiła mi o tym przypominać, pytając, czy dalej rozmyślam... Teraz rozumiem, że naprawdę się wtedy modliłam, zupełnie o tym nie wiedząc, i że już wtedy dobry Bóg pouczał mnie w sercu (Rkp A 33v°).

Pięknym obrazom (...) zawdzięczam jedne z najmilszych przeżyć, jakie pobudzały mnie do czynienia dobra, jak i jedne z najmocniejszych wrażeń... Wpatrując się w nie, zapominałam o świecie. Na przykład, „Mały kwiat Boskiego Więźnia” mówił mi tak wiele, że pogrążałam się w nim zupełnie. Widząc, że pod małym kwiatem wypisane jest imię Pauliny, chciałam, żeby imię Teresy też się tam znalazło, i ofiarowałam się Jezusowi, że będę Jego małym kwiatem... (Rkp A 31v°)

Jezus staje się jej wielkim Przyjacielem:

[W szkole, w opactwie] czekając na tatę, przebywałam przed Najświętszym Sakramentem. To jedyne, co mnie krzepiło. Czyż Jezus nie był moim jedynym przyjacielem?... Umiałam rozmawiać tylko z Nim, rozmowy ze stworzeniami mnie nużyły, nawet rozmowy duchowe... Czułam, że lepiej jest rozmawiać z Bogiem niż o Bogu, gdyż w rozmowy duchowe wkrada się tyle miłości własnej!... (Rkp A 40v°—41r°)

Wieczorem lubiła modlić się w Belwederze z Celiną. Oto, jak o tym pisze:

O tak, szłyśmy lekko śladami Jezusa, iskry miłości, które rozsiewał w nas pełną dłonią, rozkoszne i mocne wino, które nam podawał, wszystko to usuwało sprzed naszych oczu sprawy przemijające, a z naszych warg płynęły westchnienia miłości, do których On sam nas pobudzał (...). Jak mówi Naśladowanie [Chrystusa], dobry Bóg daje siebie czasem w potokach światła, a czasem „pod osłoną cieni i figur, pod którymi jest po cichu obecny”. Nam raczył się objawić w ten drugi sposób, lecz jakże przejrzysta i lekka była zasłona, kryjąca Jezusa przed naszym wzrokiem!... Nie można było mieć wątpliwości, już wtedy wiara i nadzieja nie były konieczne, miłość sprawiła, że znalazłyśmy na ziemi Tego, któregośmy poszukiwały. „A gdy znalazłyśmy Jego jedynego, obdarzył nas pocałunkiem, by w przyszłości nikt nami nie gardził” (Rkp A 48v°).

Tym samym dojrzała do życia kontemplacyjnego, w którym szukała „niewysłowionej czułości serca Boga” (RD 4).

Kochankom trzeba samotności,

Trwania przy sobie dzień i noc.

(P 17)

Boże mój, boski mój Mistrzu,

Jezu, moja jedyna miłości,

U Twych pragnę trwać stóp,

Tam dla siebie wybieram mieszkanie.

(RD 4)

Jedno Twe spojrzenie napełnia mnie szczęściem. (P 17)

Pewnego dnia siostra Genowefa zapytała ją o sposób, w jaki odmawia oficjum godzin:

Odpowiedziała, że nie ma stałej metody; często jednak wyobrażała sobie, że jest na samotnej skale, pośród bezkresnych przestrzeni, i tam, mając ziemię u stóp, zaś obok wyłącznie Jezusa, zapominała o wszystkich stworzeniach i wyznawała Mu swoją miłość (RiW 75).

* * *

Modlitwa Teresy jest modlitwą dziecka. Z Bogiem rozmawia bez ogródek. Rozmawia przecież z Ojcem.

Dusze proste używają środków prostych... (Rkp C 33v°)

Poza boskim oficjum, którego nie jestem godna odmawiać, nie mam siły, by szukać pięknych modlitw po książkach, jest ich tyle, że boli głowa!... Przy tym jedna piękniejsza od drugiej... Nie jestem zaś w stanie odmawiać ich wszystkich. A nie wiedząc, którą wybrać, postępuję jak dzieci, nie umiejące jeszcze czytać: mówię Bogu po prostu o tym, o czym chcę Mu powiedzieć, bez pięknych słów, a On mnie zawsze rozumie (Rkp C 25r°).

Siostra Genowefa opowiada:

[Teresa] zapytała mnie raz:

— Kiedy się modlisz, to wolisz mówić do Jezusa przez vous, czy też przez tu?”*

Odpowiedziałam, że wolę Mu mówić przez „tu”. Wtedy z wyraźną ulgą rzekła:

— Ja też wolę o wiele bardziej zwracać się do Niego przez tu, to lepiej wyraża moją miłość i nigdy nie mówię inaczej, kiedy rozmawiam z Nim sama. Lecz nie śmiem tak czynić w wierszach lub w modlitwach, o których wiem, że będą czytane przez innych” (RiW 82).

Dobry Bóg nigdy się nie nuży, kiedy opowiadam Mu o tym, co mnie spotyka, czy to przykrego, czy miłego, jakby On o tym nie wiedział (Rkp C 32v°).

* * *

Teresa często powraca do obecności Boga. „O Bogu myśli dzień cały” (Rkp A 79r°).

Dla karmelitanki pamiętać, a zwłaszcza kochać, to znaczy się modlić (LT 131).

Będziesz mogła powiedzieć o mnie: „Nie w tym żyła świecie, lecz w niebie, tam, gdzie jest jej skarb” (OR, 12 sierpnia, 6).

Często najżywsze pragnienie miłości nachodzi mnie... w refektarzu. Niekiedy jestem zmuszona się zatrzymać... (RiW 129)

Przeczytałam kiedyś, że budując mury Jerozolimy, Izraelici używali jednej tylko ręki, w drugiej bowiem trzymali miecz. Ten obraz dobrze oddaje to, co winniśmy czynić: używać przy pracy jednej tylko ręki, drugą zaś bronić duszy przed rozproszeniem, które nie pozwala zjednoczyć się z Bogiem (RiW 74).

* * *

Szlachetna wytrwałość w modlitwie, troska o strzeżenie obecności Boga, wszystko to nie chroni jednak od oschłości.

Moje pragnienie cierpienia zostało zaspokojone, ale się nie zmniejszyło, toteż wkrótce dusza zaczęła dzielić udręki serca. Oschłość była mi chlebem codziennym, znikąd żadnej otuchy. Mimo to byłam najszęśliwszym ze stworzeń, gdyż wszystkie moje pragnienia zostały spełnione (Rkp A 73r°—v°).

To tak, jakby umieszczono razem dwoje dzieci, a te nic do siebie nie mówiły. Choć ja powiedziałam coś niecoś do Jezusa, On jednak mi nie odpowiedział. Niewątpliwie spał! (RiW 154)

Jezus nie chce, byśmy łatwo znaleźli Jego cudowną obecność. Ukrywa się, spowija w ciemności... (LT 145)

Jezus się ukrywa, lecz można odgadnąć, gdzie jest... Płacząc, ocieramy łzy, którymi On płacze... (LT 57)

Przeczytajmy na przykład List 110 (z końca sierpnia 1890). Oddaje on klimat, w jakim Teresa żyła na co dzień:

Trzeba, by uboga samotniczka powiedziała ci, jaką podąża drogą. Otóż przed wyruszeniem w podróż Narzeczony zdawał się ją pytać, do jakiego kraju pragnie się udać i którędy. Ta Mu odpowiedziała, że jedno ma tylko pragnienie — dotrzeć na szczyt góry Miłości. A wiodło tam wiele możliwych dróg, nadawała się zaś niejedna, więc narzeczona nie wiedziała, którą z nich wybrać. Rzekła zatem do swego boskiego przewodnika: „Wiesz dobrze, gdzie pragnę się udać, wiesz, dla kogo chcę dotrzeć na szczyt, dla kogo chcę dojść do celu, wiesz, kogo kocham i komu wyłącznie chcę sprawić radość. Tylko dla niego wyruszam w tę podróż. Więc prowadź mnie ścieżkami, którymi On lubi chodzić. Jeśli tylko będzie z tego uradowany, to ja będę pełna szczęścia”.

Wówczas Jezus wziął mnie za rękę i wprowadził pod ziemię, gdzie ani ciepło, ani zimno, gdzie słońce nie świeci, gdzie deszcz nie pada, a wiatr się nigdy nie zjawia. Podziemie, w którym dostrzegam jedynie na wpół przysłoniętą jasność, jasność, jaką roztaczają wokół siebie spuszczone oczy Narzeczonego.

Narzeczony mój nic do mnie nie mówi, ja też nic do Niego nie mówię, prócz tego, że kocham Go bardziej od siebie. I wyczuwam w głębi serca, że to prawda, gdyż bardziej należę do Niego niż do siebie!

Nie widzę, byśmy zbliżali się do szczytu góry, jako że podróż nasza odbywa się pod ziemią, lecz wydaje mi się, że się do niej zbliżamy, choć nie wiem jak. Droga, którą idę, wcale mnie nie rozpieszcza, a przecież znajduję w niej wszelką siłę, gdyż to Jezus ją wybrał, a ja chcę pokrzepić wyłącznie Jego, wyłącznie Jego! (LT 110)

* * *

Wobec oschłości, jaką odczuwa na modlitwie, Teresa nie wpada w niepokój. Przyjmuje ją.

Bóg godzien jest uwielbienia, nade wszystko zaś kochania. Więc Go kochajmy... Kochajmy Go na tyle mocno, że będziemy znosić dla Niego wszystko, co zsyła, nawet przykrości ducha, oschłość, trwogę, pozorną oziębłość. W tym właśnie objawia się wielka miłość, że się Go kocha, nie odczuwając niczego. Podobne to jest do męczeństwa. Więc umierajmy jak męczennicy! (LT 94)

Jakże jestem szczęśliwa, że Jezus nie krępuje się, będąc ze mną. A traktując mnie w ten sposób, dowodzi, że nie jestem dla Niego kimś obcym. Gdyż — zapewniam cię — nie wysila się nadto, by podtrzymywać rozmowę! (LT 74)

Jezus tak rzadko doświadcza pokrzepienia, że jest szczęśliwy, kiedy znajdzie kogoś, w kim może odpocząć bez żadnych ceremonii (LT 104).

Co Jezus mi dał, może zabrać,

Powiedz, by nigdy nie krępował się ze mną,

Może się ukrywać, i tak będę nań czekać, aż przyjdzie

Ów dzień bez zachodu, gdy nie będę potrzebować

już wiary.

(P 54)

Nie czujesz, że kochasz Oblubieńca, chciałabyś, by twe serce było płomieniem wznoszącym się ku Niemu bez najmniejszego dymu... Lecz zrozum, że dym, co cię spowija, zasłania widok tylko tobie, aby przysłonić ci twą miłość do Jezusa. On jeden widzi ów płomień i odbiera go w pełni. Lecz wystarczy, że ujawniłby go przez chwilę, a już wkradłaby się w nas miłość własna, niczym fatalny podmuch, który zdmuchuje wszystko! (LT 81)

Myślisz może, że to ją zasmuca? Ależ skąd, przeciwnie, jest szczęśliwa, że może podążać za narzeczonym jedynie z miłości do niego, a nie z powodu jego darów. On jeden jest tak piękny, tak uroczy. Nawet kiedy milczy, nawet kiedy się kryje (LT 111).

Cieszę się, że nie doznaję żadnych pociech, myślę bowiem, że dzięki temu kocham inaczej niż kochają narzeczone w świecie, spoglądające wciąż na ręce narzeczonego, by zobaczyć, czy nie przychodzi z prezentem (LT 115).

Jezu, jakże Twój ptaszek jest szczęśliwy, że jest słaby i mały! Co by zrobił, gdyby był wielki?... Nigdy by się nie odważył przed Tobą stanąć, zasnąć w Twojej obecności... (Rkp B 5r°)

* * *

Teresa czyni jednak wszystko, by zaradzić swym trudnościom w modlitwie.

Czasem, kiedy ogarnia mnie taka oschłość, że nie potrafię znaleźć myśli jednoczącej mnie z dobrym Bogiem, odmawiam bardzo powoli „Ojcze nasz” oraz Pozdrowienie Anielskie. Wówczas te modlitwy mnie zachwycają, krzepią mnie o wiele skuteczniej, niż gdybym odmawiała je pospiesznie setki razy (Rkp C 25r°).

Nie mogę powiedzieć, że w czasie dziękczynienia doznawałam pociech, może nawet wtedy miałam ich najmniej... Uważam, że nic w tym dziwnego, gdyż ofiarowałam się Jezusowi nie po to, by, goszcząc Go, czerpać z tego pociechę, lecz przeciwnie, by sprawić radość Temu, który daje mi siebie (...).

Kiedy sobie uzmysłowię, jak źle odprawiłam dziękczynienie, wtedy postanawiam trwać w nim przez resztę dnia... Widzisz dobrze, kochana Matko, że moją drogą nie jest droga bojaźni, zawsze znajdę sposób, by być szczęśliwą i własną nędzę przemienić w korzyść (Rkp A 79v°—80r°).

Najświętsza Panna zaś okazuje mi, że się nie gniewa, chroni mnie zawsze, gdy tylko Ją wezwę. Jeśli nachodzi mnie niepokój czy też mam jakiś kłopot, to od razu zwracam się do Niej — i zawsze, jak najczulsza z Matek, zajmuje się moimi sprawami. Ileż razy, rozmawiając z nowicjuszkami, zdarzyło mi się Ją wezwać i doświadczyć dobrodziejstwa Jej matczynej opieki! (Rkp C 25v°—26r°)

Widząc własną bezsilność, winniśmy ofiarować dzieła drugich. Na tym polega dobrodziejstwo świętych obcowania. Zaś własna bezsilność niech nas nigdy nie smuci, przykładajmy się jedynie do miłości (RiW 63).

Nie bój się powiedzieć Jezusowi, że Go kochasz, nawet jeśli tego nie czujesz. To sposób na to, by Go przymusić, aby przyszedł ci z pomocą, aby wziął cię na ręce niczym dziecko, zbyt słabe, by chodzić o własnych siłach (LT 241).

* * *

Zamiast streszczenia:

Jeśli dobrze pamiętam, to nie było w moim życiu trzech minut, w czasie których nie pomyślałabym o dobrym Bogu... Wiadomo, że o kimś, kogo się kocha, myśli się bardzo często (RiW 77).

5. ŻYWA KSIĘGA PRZYRODY

Przyrodę Teresa lubi bardzo; ta bowiem jest dla niej zwierciadłem, w którym przegląda się Bóg.

Zrozumiałam, że jeśli — w porządku przyrody — Jezus lubi rzucać nam pod stopy równie urocze cudowności, to po to, byśmy łatwiej pojęli tajemnice wyższego rzędu, które skrycie urzeczywistnia w duszach (LT 134).

Już w dzieciństwie piękno przyrody skłaniało Teresę ku wewnętrznemu skupieniu. Poprzez nie zaś docierała do samego twórcy piękna, do Boga.

Lubiłam usiąść samotnie na ukwieconej łące. Zamyślałam się wówczas głęboko i, choć nie wiedziałam, co to jest medytacja, pogrążałam się w rzeczywistej modlitwie... Wsłuchiwałam się w odległe hałasy... Poszum wiatru, a nawet niewyraźna muzyka, której dźwięk dochodził mnie od strony koszar, wprawiały mnie w rzewny nastrój (...). Przypominam sobie, że pewnego dnia piękne, błękitne niebo nad wioską pokryło się zupełnie chmurami. Wnet rozpętała się burza, błyskawice przeszywały ciemne obłoki. Wtem ujrzałam uderzenie pioruna, z pewnej odległości. Daleka od przerażenia, byłam nim zachwycona, wydawało mi się, że dobry Bóg jest tak blisko! (Rkp A 14v°—15r°)

W drodze do domu wpatrywałam się w gwiazdy, migoczące łagodnie; ich widok był dla mnie czarujący... Wśród nich było wyjątkowe skupisko złotych pereł, które rozpoznawałam z radością, uważałam bowiem, że tworzą literę T. Pokazywałam ją tacie, mówiąc, że moje imię wypisane jest na niebie (Rkp A 18r°).

Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie wywarło na mnie morze, nie mogłam się mu napatrzeć. Jego majestat, szum fal, wszystko mówiło mi o wielkości oraz potędze dobrego Boga (...). Wieczorem, gdy słońce zdawało się kąpać w bezmiarze fal, tworząc świetlistą smugę, siadałam z Pauliną na skale... W czasie jednego z tych wieczorów przypomniałam sobie wzruszającą historię „Złotej smugi”!... Długo wpatrywałam się w tę jaśniejącą na morzu smugę, obraz łaski oświetlającej drogę, którą ma przepłynąć biały żaglowiec... Wówczas, przy Paulinie, postanowiłam nigdy nie oddalać mojej duszy od spojrzenia Jezusa, tak by w pokoju mogła płynąć ku ojczyźnie niebios! (Rkp A 21v°—22r°)

Pamiętam zwłaszcza niedzielne przechadzki, w których towarzyszyła nam mama... Wciąż odnajduję w sobie głębokie i poetyckie wrażenia, jakie wzbudzał we mnie widok łanów zboża, przybranych w bławaty i usianych innymi polnymi kwiatami. Już wówczas kochałam dal... Przestrzeń i gigantyczne sosny, dotykające gałęziami ziemi, poruszały mnie podobnie, jak porusza mnie dziś przyroda (Rkp A 11v°).

Przejazd przez Szwajcarię pozostawił w niej niezatarte wrażenie.

Patrząc na te cudowności przyrody, kiedyśmy przejeżdżali przez góry Szwajcarii, myślałam również o tobie. Tak łatwo wtedy się modlić, Bóg jest obecny tuż, tuż!

Jakże czułam się mała wobec tych gigantycznych gór! (LT 31)

Ach, (...) jakże to piękno przyrody, obficie rozsiane, zachwycało moją duszę, jak łatwo wznosiło ją ku Temu, któremu spodobało się porozrzucać te arcydzieła po ziemi wygnania, choć to wygnanie ma trwać tylko dzień... Brakowało mi oczu, by się mu napatrzeć (...). Widok tego piękna wzbudzał we mnie głębokie myśli. Zdawało mi się, że pojmuję już wielkość Boga oraz wspaniałości nieba (Rkp A 57v°—58r°).

* * *

Lecz oko musi być czyste, by odkryć w stworzeniu oblicze Stworzyciela.

Czystość to coś tak pięknego, tak śnieżnobiałego! Błogosławieni czystego serca, albowiem Boga oglądać będą. Tak, zobaczą Go już tu na ziemi, gdzie nic nie jest czyste, lecz gdzie wszystkie stworzenia stają się przejrzyste, ujrzawszy Oblicze najpiękniejszej, najbielszej z Lilii! (LT 105)

Kiedy nie widzę w tobie Boga, lśniąca przyrodo,

Jesteś dla mnie jedynie grobem rozległym.

(P 23)

Księżyc i słońce głoszą Jego chwałę,

Piękno Jego podziwiają.

(P 26)

Bóg ci wyjawia, jak tworzy różę,

Jak tworzy ptaka, wiatr.

(P 44)

Te samotne przestrzenie, te czarujące horyzonty, które przed tobą się otwierają, wiele ci zapewne mówią, Celino. Ja tego wszystkiego nie widzę, lecz powtarzam za świętym Janem od Krzyża: „W mym Ukochanym mam i góry, i lasy, i samotne doliny...”

Tak więc Ukochany poucza moją duszę. Mówi do niej w ciszy, w ciemnościach (LT 135).

* * *

Tak nasi bracia, jak i rzeczy, jak i radości życia, wszystko może pomóc zwrócić się ku Bogu. Teresa wkłada w usta Pana takie słowa:

„Błogosławiony, który na mnie się wspiera. W sercu posiada wznoszące się ścieżki, po których wstąpi do nieba”. Zauważ, owieczko, że nie mówię, iż trzeba odłączyć się zupełnie od stworzeń, gardzić ich miłością, życzliwością, jaką cię darzą. Przeciwnie, przyjmij je, by sprawić mi radość, posłuż się nimi jak prowadzącą cię ścieżką, gdyż oddalenie się od nich doprowadziłoby tylko do jednego: do wejścia na ziemskie drogi, na których pobłądzisz. Wstępuj po ścieżkach stworzeń przywiązując się jedynie do mnie... Pojmujesz? (LT 190)

Celino, musisz być szczęśliwa, przypatrując się pięknej przyrodzie, górom, srebrzystym potokom... Wszystko to jest tak imponujące, tak dobrze pomyślane, by wznieść serca ku górze. Ach, siostrzyczko, oderwijmy się od ziemi, poszybujmy ku górze miłości, gdzie żyje przepiękna Lilia naszych serc. Oderwijmy się od pociech Jezusowych, aby przywiązać się do Niego samego! (LT 105)

Wydaje mi się, że nasze wyrzeczenia są niczym włosy, których widok zniewala Jezusa, podobnie jak i nasze radości. A do tego wystarczy nie skupiać się na egoistycznym szczęściu, lecz ofiarować Oblubieńcowi małe radości, którymi usiewa On naszą drogę, by zauroczyć nas i wznieść ku sobie (LT 191).

Wszystko nas kieruje ku Niemu; rosnące przy drodze kwiaty nie wiążą naszych serc. Patrzymy na nie i je kochamy, gdyż szepczą nam o Jezusie, o Jego potędze i miłości. Lecz dusze nasze pozostają wolne (LT 149).

6. ODERWAĆ SIĘ, BY STAĆ SIĘ WOLNYM

Kochać Boga z całego serca, kochać brata jak siebie samego, za to płaci się drogo. Absolutne oderwanie jest ceną absolutnej miłości. Teresa kładzie na tym akcent z siłą, która zdradza córkę świętego Jana od Krzyża! Dążyć do czystości serca, to niezwykle wymagające!

Ach, tak byś chciała być bogatą, posiadać! Ale oprzeć się na tym, to jakby oprzeć się na rozpalonym żelazie! Zawsze zostaje po tym blizna! Chodzi o to, by nie opierać się na niczym, nawet nie na tym, co pomaga w pobożności. Nic — taka jest prawda. Nie mieć pragnień, nie oczekiwać radości. Jakże się jest wówczas szczęśliwym! (RiW 29)

Święty Franciszek z Asyżu powiedział: „Gdy ogień miłości płonie w sercu, wszelkie meble fruwają przez okno” (LT 89).

Gdyby wiedziano, ile człowiek zdobywa przez wyrzeczenie się siebie we wszystkim! (RiW 132)

* * *

Oderwanie ma cel pozytywny.

Do Ciebie jednego, Jezu, jestem przywiązana. (P 36)

Jezus chce, aby najczystsza nawet radość zamieniła się w cierpienie, tak by nasze serce — nie zdążywszy nawet „złapać oddechu” — zwróciło się ku Niemu, który jest naszym jedynym słońcem i radością.

Przydrożne kwiaty to radość życia czysta; ciesząc się nimi, nie czynimy nic złego; lecz Jezus jest o nas zazdrosny. Pragnie, by radość mieszała się zawsze z goryczą. A przecież przydrożne kwiaty prowadzą nas do Ukochanego, tyle że okrężną ścieżką, gdyż niczym kałuża lub zwierciadło odbijają słońce, lecz same nie są słońcem (LT 149).

Nie chcę niczego odmówić Jezusowi. Nawet wówczas, kiedy odczuwam smutek i samotność, pozostaje mi jeszcze On. I czyż święta Teresa nie powiedziała: Bóg sam wystarczy? (LT 27)

* * *

Warto więc porzucić wszystko, by poszukać ukrytej perły.

Jezus jest ukrytym skarbem, dobrem nieocenionym, lecz niewielu potrafi Go znaleźć, gdyż się kryje, a świat ciągnie ku temu, co błyszczy. Ach, gdyby Jezus zechciał ukazać się wszystkim, wraz ze swymi niewysłowionymi darami, nikt zapewne by Nim nie pogardził. Lecz On nie chce, byśmy kochali Go dla darów, On sam chce być naszą nagrodą! Zaś żeby znaleźć rzecz ukrytą, trzeba ukryć się samemu. Nasze życie musi więc być tajemnicą! Trzeba nam upodobnić się do Jezusa, do tego Jezusa, którego twarz pozostawała ukryta... „Czy chcesz dowiedzieć się czegoś, co ci posłuży? — pyta Naśladowanie. — Pokochaj fakt, że nie będą o tobie wiedzieć i że będziesz liczyć się za nic”. A gdzie indziej: „Porzuciwszy wszystko, trzeba jeszcze porzucić samego siebie; niech więc jeden chwali się tym, inny chwali się tamtym, ty zaś szukaj radości w całkowitym dystansie do samego siebie”. Ileż te słowa wnoszą pokoju w duszę, Celino! Znasz je. Czy wiesz jednak, co chciałabym ci rzec?... Jezus kocha cię miłością tak wielką, że gdybyś ją ujrzała, wpadłabyś ze szczęścia w ekstazę, a ta przyprawiłaby cię o śmierć. Tego jednak nie widzisz i cierpisz. Lecz powstanie wnet Jezus, by zbawić swoich cichych i pokornych sercem na ziemi (LT 145).

„Zejdź spiesznie, chcę się udać do twego domu”. Jakże to? Jezus nam mówi, by zejść?! No dobrze, ale zejść gdzie? (...) A oto, gdzie winniśmy zstąpić, by posłużyć Jezusowi za dom: „Być tak biednym, że nie będziemy gdzie mieli złożyć głowy”. Oto, co Jezus uczynił w mojej duszy, Celino, podczas ostatnich rekolekcji. Rozumiesz, że chodzi o wnętrze. (...) Teraz pozwólmy Mu działać, będzie umiał dokończyć w nas swego dzieła. Jedyne, czego pragnie, to byśmy przyjęły Go w sercach. Są już zapewne wolne od stworzeń, lecz — niestety! — czuję, że moje nie jest zupełnie wolne ode mnie i to dlatego Jezus mi mówi, bym zeszła (LT 137).

Nie miałeś nic, ani kamienia,

Ani schronienia. A mają je ptaki!

(P 24)

Oderwać się od małych rzeczy, które nas burzą i którymi się niepokoimy. (RiW 178).

To ziarnko piasku [chodzi o samą Teresę] pragnie być sprowadzone do nicości, przez nikogo nie znane, biedne, ubogie; nie pragnie niczego prócz zapomnienia. Nie pogardy, nie obelg — dla ziarnka piasku byłyby zbyt chwalebne. Gdyby nim pogardzano, znaczyłoby to, że jest widoczne. A ono chce zapomnienia! Tak, chcę być zapomniana, i to nie tylko przez stworzenia, lecz także przez samą siebie. Chciałabym tak bardzo być sprowadzona do nicości, że nie miałabym już żadnego pragnienia. Chwała Jezusa, oto wszystko! Oddaję Mu swoją, a jeśli On zdaje się o mnie nie pamiętać, to cóż, jest wolny! Wszak nie należę do siebie, lecz do Niego. A prędzej On zmęczy się tym, że każe mi na siebie czekać, niż ja tym, że na Niego czekam! (LT 103)

* * *

Przyzwolić, pozwolić się zubożyć.

Niektórych Jezus obsypuje darami, lecz często po to, by — za ich pośrednictwem — przyciągnąć do siebie innych. Osiągnąwszy cel, sprawia, że dary zewnętrzne znikają; odziera z nich zupełnie osoby Mu najdroższe. Te, widząc się w tak wielkim ubóstwie, popadają w duży niepokój, wydaje się im bowiem, że nie przydają się już do niczego, gdyż wszystko przyjmują od innych, a same nic dać nie mogą. Lecz tak naprawdę jest zupełnie inaczej, rdzeń ich jestestwa wciąż pracuje. Jezus kształtuje w nich zalążek, który się rozwinie w Jego niebiańskich ogrodach. Z upodobaniem odkrywa im własną ich nicość, a jednocześnie swoją potęgę. By zaś do nich dotrzeć, posługuje się nawet najbardziej podłymi narzędziami, tak by osoby te pojęły, że to On — i tylko On — [w nich] działa. I spieszno Mu doprowadzić do doskonałości swe dzieło, gdyż pragnie, by w dniu, w którym ustąpią już cienie, bez pośredników mógł spotkać się z nimi, w trwającym wiecznie twarzą w twarz! (LT 147)

Nie widzimy Go, kryje się, zasłania boską swą rękę; dostrzegamy jedynie stworzenia... (LT 149)

Jezus woli, byś w nocy potykała się o kamienie na ścieżce, niż byś w biały dzień szła drogą umajoną kwiatami, które mogłyby opóźnić twój marsz (LT 211).

Tak dobrze jest przyznać, że On jeden jest doskonały, że On jeden powinien wystarczyć, kiedy zechce usunąć gałąź podtrzymującą dotąd ptaszka! (LT 250)

Teraz jesteśmy sierotami, lecz możemy powiedzieć z miłością: „Ojcze nasz, który jesteś w niebie”. Tak, pozostaje nam jeszcze jedyne wszystko: „Ojcze!...” (LT 101)

* * *

Stopniowo Teresa staje się wolna. I tak, na przykład, o uczuciach, które nas nachodzą, kiedy oddaliśmy komuś przysługę, a ten nie okazał wdzięczności, powiada:

Ja również, wierz mi, zaznaję uczuć, o których mówisz. Lecz nigdy nie jestem rozczarowana, gdyż nie oczekuję na ziemi żadnej zapłaty. Czynię wszystko dla dobrego Boga. W ten sposób nie mogę nic stracić i zawsze zyskuję, kiedy zadaję sobie trud przysługi (OR, 9 maja, 2).

Siostra Genowefa wyznała jej, że pragnie, by zauważano i jej wysiłki, i przemianę. Teresa odpowiedziała:

Postępować w ten sposób to naśladować kurę, która oznajmia wszem i wobec, że zniosła jajko. Jak ona chcesz, by — gdy twoje intencje są prawe lub gdy dobrze postępujesz — wszyscy o tym wiedzieli i okazali ci uznanie... (RiW 30—31)

Ach, jakiż pokój ogarnia duszę, która wznosi się nad przyrodzone uczucia! (Rkp C 16v°)

7. ARENA CIERPIENIA

Chcesz żyć według Ewangelii? Chcesz kochać? Bądź realistą. Będziesz musiał stoczyć codzienną walkę!

Nie sądźmy, że będziemy mogli kochać, nie cierpiąc, i to nie cierpiąc dużo. Wszak dźwigamy naszą biedną naturę, a ona ma sporo do powiedzenia. Takie jest to nasze bogactwo, nasz sposób zarabiania na chleb! (LT 89)

Jeśli kto chce iść za Jezusem, niech weźmie swój krzyż.

Żyć miłością, żyć nią na ziemi, tu,

To nie znaczy osiąść sobie na górze Tabor,

To z Jezusem ku Golgocie iść,

W krzyżu dojrzeć skarb i jak w skarb w niego patrzeć!

(P 17)

Pociesz się, nasz Oblubieniec jest Oblubieńcem łez, a nie Oblubieńcem uśmiechów (LT 120).

Jej Ukochany nie wiedzie jej bynajmniej na święto; On prowadzi ją na górę, która zwie się Golgotą (LT 234).

By móc wpatrywać się w Twoją chwałę,

Trzeba, wiem, przebyć ogień.

(P 23)

Co za radość! Włączono mnie

Do ziaren czystej pszenicy,

Które dla Jezusa tracą życie.

(P 25)

Myślę o słowach świętego Ignacego z Antiochii.

„Trzeba, by i mnie zmiażdżyło cierpienie, bym mógł stać się boską pszenicą” (OR, 10 sierpnia, 5).

Tu, na ziemi, gdzie zmienne jest wszystko, stała jest tylko postawa Króla Niebios w stosunku do przyjaciół. Odkąd wzniósł był sztandar krzyża, wszystkim przypada walczyć i zwyciężać w jego właśnie cieniu (LT 226).

Pojmuję, że trzeba mi cierpieć, by Jezus zwrócił ku mnie swe boskie Oblicze. Lecz będąc Jego oblubienicą, staram się oddać Mu miłość za miłość (RD 1).

Kiedy pomyślę, że umieram w łóżku! Tak chciałabym umrzeć na arenie (RiW 61).

* * *

Święta, która znalazła „małą drogę”, uprzedza nas, że codzienne zmagania nie są spacerem.

Znalazłam na ziemi szczęście i radość, lecz jedynie w cierpieniu, gdyż wiele w życiu wycierpiałam. Trzeba to ludziom powiedzieć! (OR, 31 lipca, 13)

— Powiedz, czy musiałaś się zmagać!

— Mój Boże, czy musiałam się zmagać! Mam niełatwą naturę i, choć tego nie widać, daje mi się ona we znaki. Wierz mi, nie było dnia, bym nie cierpiała. Ani jednego dnia (OR, lipiec; z notatek siostry od świętego Augustyna).

Dobry Bóg mnie zawsze rozpieszczał. To prawda, że krzyż towarzyszył mi od kołyski, lecz Jezus sprawił, że go pokochałam. Zawsze wzbudzał we mnie pragnienie tego, czym chciał mnie obdarzyć (LT 253).

Jej ból w czasie ostatniej choroby dochodzi do paroksyzmu:

Jeszcze trochę, a chyba oszaleję! Ach, gdyby wiedziano, przez jakie przechodzę stany. Tej nocy przestałam je wytrzymywać. Poprosiłam Najświętszą Pannę, by wzięła moją głowę w swe ręce, tak bym tę głowę mogła znieść (OR, 19 lipca, 1).

W dniu śmierci:

Matko, wierz mi, kielich jest pełen!... Lecz dobry Bóg mnie nie opuści, na pewno nie opuści. Nigdy mnie nie opuścił...

Boże mój, wszystko, co zechcesz. Lecz miej litość nade mną!

Siostrzyczki! Błagam, módlcie się za mnie!

Boże mój, Boże mój! Ty, który jesteś tak dobry!!! (OR, 30 września)

* * *

Mocniejszy od bólu ciała jest ból serca, „męczeństwo bez zaszczytów, bez triumfów” (LT 94).

Męczeństwo serca ma nie mniejszą wartość niż przelana krew (LT 213).

Trzeba zdobyć palmę [męczeństwa] Agnieszki! Jeśli nie krwią, to miłością (LT 54).

Krzyż zewnętrzny, to jeszcze niewiele... Bez trudu oddaliłybyśmy się od siebie, gdybyśmy tylko doznały pociechy Jezusa... Krzyżem prawdziwym jest męczeństwo serca, cierpienie samej duszy (LT 167).

Męczeństwem najboleśniejszym, najbardziej miłosnym, jest męczeństwo nasze, gdyż widzi je tylko Jezus. Na ziemi nie dowie się o nim nikt, lecz kiedy Baranek otworzy księgę życia i obwieści imiona biednych, niepozornych dzieci, które nie dokonały niczego wielkiego, i to obwieści na równi z imionami misjonarzy i męczenników, jakież zdumienie ogarnie dwór niebieski! (LT 195)

Im cierpienie jest głębsze, im mniej jawi się oczom innym, tym bardziej raduje ono Ciebie, mój Boże! (Rkp C 7r°)

Znam inne źródło, takie, „które nie gasi pragnienia, a je utrzymuje”. To pragnienie jednak nie męczy, jest łagodne, gdyż ma gdzie się ugasić. Tym źródłem jest cierpienie, o którym wie tylko Jezus! (LT 75)

* * *

Będąc dzieckiem, Teresa żyła w złudzeniu. Sądziła, że życie jest usłane różami.

Nie myślałam wtedy, że aby dojść do świętości, trzeba wiele wycierpieć; niedługo potem dobry Bóg mi to uświadomił (Rkp A 32r°).

W wieku lat jedenastu:

Nazajutrz, po Komunii, słowa Marii przyszły mi na myśl; poczułam, że rodzi się we mnie wielkie pragnienie cierpienia, a jednocześnie głębokie przekonanie, że Jezus przygotował mi wiele krzyży. Ogarnęła mnie wtedy otucha tak wielka, że uważam ją za jedną z największych łask w życiu. Cierpienie zaczęło mnie pociągać, zaczęło mieć urok, który mnie zachwycał, choć go nie znałam. Dotąd cierpiałam, nie kochając cierpienia, od tego dnia poczułam do cierpienia prawdziwą miłość. Odczuwałam też pragnienie, by kochać jedynie dobrego Boga, by znajdować radość wyłącznie w Nim; często w czasie moich Komunii powtarzałam te słowa z Naśladowania: „Jezu, słodyczy niewysłowiona, zamień dla mnie w gorycz wszelkie ziemskie pociechy!...” Modliłam się tak nieprzymuszenie i bez wysiłku, wydaje mi się, że prosiłam o to nie sama z siebie, lecz jak dziecko, które powtarza słowa podpowiadane przez bliską osobę... Opowiem ci później, kochana Matko, w jaki sposób spodobało się Jezusowi spełnić moje pragnienie, w jaki sposób tylko On był moją „niewysłowioną słodyczą” (Rkp A 36r°—v°).

* * *

Mówiąc o cierpieniu, Teresa określa je często jako przywilej. Tylko świętość może pozwolić na taką śmiałość!

Tak, te trzy lata męczeństwa taty wydają mi się najmilsze, najowocniejsze w naszym życiu, nie oddałabym ich za wszystkie ekstazy i objawienia Świętych, wdzięczność przepełnia mi serce na myśl o tym nieocenionym skarbie (Rkp A 73r°).

Na temat upokarzającej choroby ojca:

Bóg mocno uderzył, lecz ten cios jest ciosem miłości (LT 94).

Jezus zesłał nam krzyż najlepszy, jaki mógł znaleźć w swojej niezmierzonej miłości... Dlaczego mielibyśmy się skarżyć, skoro On sam był poczytany za kogoś, kogo Bóg zmiażdżył i upokorzył? (LT 108)

Jezus musi cię kochać miłością szczególną, skoro tak cię doświadcza. Czy wiesz, że jestem o to prawie zazdrosna? Tym, którzy kochają więcej, więcej daje cierpienia, tym zaś, którzy kochają mniej, daje go mniej! (LT 81)

Dobry Bóg kocha cię i napełnia łaskami... Uważa, że godna jesteś cierpieć z miłości do Niego. To największy dowód czułości, jaki może ci okazać, gdyż właśnie cierpienie upodabnia nas do Niego (LT 173).

Czułam wówczas, że wszystko, co Jezus może nam dać najlepszego, to cierpienie, że obdarza nim jedynie wybranych przyjaciół (LT 67).

Święta Teresa miała rację, mówiąc do Pana naszego, który obarczył ją wieloma krzyżami, kiedy podejmowała się dla Niego trudnych zadań: „Cóż, Panie, wcale się nie dziwię, że masz tak mało przyjaciół, skoro tak źle się z nimi obchodzisz!” Powiedziała też kiedy indziej, że na te dusze, które kocha miłością zwyczajną, Bóg zsyła jedynie kilka doświadczeń, lecz te, w których znajduje szczególne upodobanie, obdarza cierpieniem szczodrze, w najpewniejszy dowód swojej czułości (LT 178).

* * *

Bóg wspiera nas, gdy cierpimy.

Nawet w najbardziej gorzkim cierpieniu wyczuwa się, że doświadcza nas właśnie łagodna Jego ręka (LT 43 B).

Wspomaga nas, choć nic na to nie wskazuje (LT 65).

Zdaje się, że zapomniał o swojej biednej Celinie. Tymczasem niepostrzeżenie patrzy na nią przez okno... Lubi, kiedy ta znajduje się na pustyni, nie mając innego zajęcia prócz kochania, prócz cierpienia bez poczucia kochania! (LT 157)

Teresa wierzy. Zdaje się na Boga.

Bóg przecież nie może doświadczać mnie ponad siły (LT 36).

— Jakże ty cierpisz! Ciężko na to patrzeć... Czy jesteś smutna?

— O nie, nie jestem wcale nieszczęśliwa. Dobry Bóg zsyła na mnie tyle, ile mogę unieść (OR, 25 sierpnia, 2).

To była najokropniejsza dotąd noc. Ach, jak dobry musi być Bóg, by mi dać siły do zniesienia wszystkiego! Nigdy bym nie pomyślała, że można tyle cierpieć. A wiem przecież, że to nie koniec. On jednak mnie nie opuści (OR, 23 sierpnia, 1).

Cieszę się, że nie poprosiłam Boga o nic. W ten sposób sam będzie musiał dodać mi odwagi (OR, 26 sierpnia, 2).

Nigdy bym nie chciała poprosić o większe cierpienie. Jeśli dobry Bóg mi go przyda, zniosę je chętnie i z radością, gdyż przyjdzie od Niego. Lecz jestem zbyt mała, by opierać się na sobie. Gdybym poprosiła o cierpienie, byłoby to wtedy cierpienie moje, musiałabym znosić je sama, a sama nic nigdy nie potrafiłam zdziałać (OR, 11 sierpnia, 3).

Pan ją podtrzymuje:

Dobry Bóg dodaje mi otuchy w miarę jak przychodzą cierpienia. Czuję, że na razie nie potrafiłabym znieść ich więcej; lecz się nie boję, bo gdy przyjdzie mi cierpieć więcej, On też doda mi więcej otuchy (OR, 15 sierpnia, 6).

Teresa żyje chwilą obecną:

Potrafię dużo wycierpieć w duchu... Lecz kiedy cierpię na ciele, wówczas staję się niczym małe, maluteńkie dziecko. Ale nie myślę o tym, cierpię z minuty na minutę (OR, 26 sierpnia, 3).

Skupiam się tylko na tej chwili. Jeśli się często zniechęcamy lub nawet wpadamy w rozpacz, to dlatego, że rozmyślamy o tym, co było i co będzie (OR, 19 sierpnia, 10).

Żyjąc z chwili na chwilę, można wiele przetrzymać (OR, 14 lipca).

Ostatnie słowo należy jednak do radości:

Zobaczysz, że po próbie nastanie radość i że później będziesz szczęśliwa, iż cierpiałaś (LT 171).

Copyright © (Polish edition) by Wydawnictwo Kairos, Kijów 1997

1. SŁABOŚĆ JEST DLA NAS WYZWANIEM

Choć marzymy o darze z siebie, choć staramy się, by nic nie umknęło naszej miłości, to przecież szybko doświadczamy słabości, a droga zaczyna się dłużyć. I zaczynamy rozumieć, że świętość jest tak naprawdę darem Boga.

Masz cichą nadzieję, że doszłaś do celu, a kiedy upadasz, bardzo się dziwisz. Zawsze jednak trzeba mieć świadomość, że można upaść! (RiW 30)

Żyć miłością to skarbu w sobie strzec,

W sobie, czyli w kruchym naczyniu.

Moja słabość, Ukochany, jest skrajna!

(P 17)

Ile kosztuje dać Jezusowi to, o co prosi... Lecz jakie szczęście, że to kosztuje! Niewysłowiona to radość nieść z trudem swój krzyż (LT 82).

Potrzebuję bardzo pożyczyć od ciebie nieco siły i dzielności, tej dzielności, której nic nie zniechęca (LT 75).

W czasie swojej choroby, pomimo że była bardzo blisko Boga:

Dlaczego strach przed śmiercią miałby ominąć akurat mnie? Nie mówię, jak mówił święty Piotr: „Ja się Ciebie nie zaprę” (OR, 9 lipca, 6).

Módlcie się, siostrzyczki, za chorych, którzy bliscy są śmierci. Gdybyście wiedziały, co się w nich dzieje! Jak niewiele trzeba, by stracili cierpliwość. A tu trzeba się zdobyć na miłość wobec każdego!

Kiedyś nie mogłabym w to uwierzyć! (OR, 2 sierpnia, 4)

Jak łatwo się załamać w chorobie! Czuję mocno, że popadłabym w depresję, gdybym nie miała wiary! Lub raczej gdybym nie kochała dobrego Boga (OR, 4 sierpnia, 4).

* * *

Słabość jest skądinąd wpisana w nasz los.

Żadne ludzkie życie nie jest wolne od przewin (LT 226).

Nawet najświętsze dusze pozbędą się swych ułomności dopiero w Niebie (Rkp C 28r°).

Jakże pouczenia Jezusa są przeciwne odruchom natury! Bez wsparcia Jego łaski nie bylibyśmy w stanie ich pojąć, nie mówiąc o wprowadzeniu ich w czyn. (Rkp C 18v°).

Muszę ci się przyznać, bracie, że całkiem inaczej rozumiem Niebo. Ty uważasz, że [po śmierci] nie będę już mogła wybaczyć ci twoich przewin, jak na ziemi, ponieważ będę mieć udział w sprawiedliwości, w świętości Boga. Czyżbyś jednak zapomniał, że będę także uczestniczyć w nieskończonym Jego miłosierdziu?

Myślę, że Błogosławieni [w Niebie] mają wiele współczucia dla naszej nędzy. Wszak pamiętają, że — podobnie jak my — byli ludźmi kruchymi i śmiertelnymi, że popełniali te same przewinienia, że przeszli przez te same zmagania. Dlatego teraz żywią do nas jeszcze więcej braterskiej serdeczności, aniżeli żywili na ziemi. Również dlatego nie przestają nas chronić i za nas się modlić (LT 263, do księdza Bellière"a).

Wiem, że nasza sprawiedliwość

Nic u Ciebie nie jest warta.

By więc przydać wartości mym ofiarom,

Chcę je wrzucić do Twego Serca.

(P 23)

* * *

Teresa często mówi wprost o swoich ułomnościach i przewinach.

Jak widać, jestem bardzo małą duszą, która dobremu Bogu może ofiarować tylko bardzo małe rzeczy. A i to mi się zdarza, że przepuszczam te małe wyrzeczenia, które przynoszą tyle pokoju. Nie zniechęcam się jednak, przystając na to, że jestem mniej spokojna, i staram się uważać więcej przy następnej okazji (Rkp C 31r°).

Wkrótce minie dziewięć lat, odkąd jestem w domu Pańskim. Powinnam więc zajść już daleko na drodze do doskonałości. Wciąż jednak stoję u dołu drabiny. Lecz nie załamuję się tym i jestem pogodna jak polny konik (LT 202).

Jedno mi sprawia przykrość: to, że nie znasz mnie takiej, jaką jestem (...). Wierz mi, dobry Bóg nie dał ci za siostrę nikogo wielkiego, lecz kogoś maleńkiego i bardzo ułomnego (LT 224, do księdza Bellière"a).

Mylisz się, jeśli sądzisz, że twoja mała Teresa zdąża zawsze żarliwie ku doskonałości. Ona jest słaba, bardzo słaba. I co dzień doświadcza tego na nowy sposób. Lecz Jezus chętnie ją uczy, jak uczył świętego Pawła, umiejętności szczycenia się swą ułomnością. To wielka łaska! Proszę Jezusa, aby i ciebie tego uczył, gdyż w tym tylko jest pokój i odpocznienie serca. Kiedy widzimy w sobie taką nędzę, przestajemy wpatrywać się w siebie i spojrzenie zwracamy ku jedynemu Ukochanemu! (LT 109).

* * *

Co zrobisz ze swoją słabością? Czy pozostanie dla ciebie uwierającym ciężarem? Czy też, przeciwnie, wykorzystasz ją do kochania?

Dlaczego przeraża cię to, że — dźwigając swój krzyż — odkrywasz na każdym kroku swą słabość? W drodze na Kalwarię Jezus upadł trzy razy, a ty, będąc kruchym dzieckiem, miałabyś nie być w tym podobna do swego Oblubieńca? Chciałabyś uniknąć setek upadków, jeśli i tyle trzeba ci upaść? Przecież powstając, okażesz Mu miłość jeszcze mocniejszą niż przed upadkiem! (LT 81)

Jak wdzięczna jest droga miłości. Co prawda, można na niej upaść, można dopuścić się niewierności, lecz miłość, umiejąc obrócić w pożytek wszystko, w krótkim czasie wypaliła to, co Jezusowi mogło się nie podobać, pozostawiając jedynie pokój na dnie serca, pokój pokorny i głęboki (Rkp A 83r°).

Doświadczyłam, że miłość —

O, jakaż w niej moc —

Potrafi skorzystać

I z dobra we mnie, i ze zła.

Przemienia mnie w siebie

Trawiącym płomieniem

I idę, w tym wdzięcznym ogniu,

Spalana miłością.

(P 30)

Chcielibyśmy cierpieć ochoczo, po bohatersku... Co za złudzenie! Chcielibyśmy nie upaść ani razu? — Lecz cóż to zmienia, Jezu, jeśli upadam co chwilę; odkrywam dzięki temu swoją słabość i wiele na tym korzystam. Ty bowiem widzisz wtedy, na co mnie stać, i odtąd prędzej będziesz skłonny wziąć mnie na ręce. Jeśli tego nie czynisz, to znaczy, że wolisz, bym chodziła po ziemi. Więc nie będę się niepokoić i nie przestanę wyciągać ku Tobie błagalnych i pełnych miłości rąk! Nie mogę uwierzyć, że mógłbyś mnie opuścić! (LT 89)

Lecz, choć upadam w każdej godzinie,

Podnosisz mnie, przychodząc na pomoc.

W każdej chwili obdarzasz swą łaską.

(P 17)

Teresa przeczuwała zresztą, że patrząc na niektóre słabości, Bóg się jedynie uśmiecha.

Wydaje mi się, że Jezus może obdarzyć nas taką łaską, iż przestaniemy Go znieważać lub też będziemy popełniać tylko takie przewinienia, które Go nie dotykają, a jedynie upokarzają nas i umacniają naszą miłość (LT 114).

Ksiądz Alexis Prou utwierdził Teresę w tym przekonaniu:

Rzucił mnie na fale zaufania i miłości. Przyciągały mnie one mocno, lecz nie śmiałam na nie wypłynąć... Powiedział mi, że moje przewinienia nie sprawiają Bogu przykrości i że on, zajmując Jego miejsce, przekazuje mi od Niego zapewnienie, że bardzo się ze mnie cieszy...

Och, jakiegoż doznałam szczęścia na te pocieszające słowa! Nigdy wcześniej nie słyszałam, że przewinienia mogą nie sprawiać Bogu przykrości (...). W głębi serca jednak przeczuwałam, że tak jest, gdyż serdeczność dobrego Boga przerasta serdeczność Matki (Rkp A 80v°).

* * *

Jak przemienić ułomność w miłość? Przede wszystkim, szczerze ją uznając.

Doznaję żywej radości nie tylko wtedy, kiedy uważają mnie za niedoskonałą, lecz zwłaszcza wtedy, kiedy sama tego doświadczam. Taka radość przewyższa wszystkie pochwały, które mnie tylko nudzą (OR, 2 sierpnia, 6).

Jakże jestem szczęśliwa, kiedy widzę swoją ułomność i to, że tak bardzo potrzebuję miłosierdzia Boga w chwili śmierci! (OR, 29 lipca, 3)

Do czternastego roku życia starałam się bardzo, lecz nie znajdowałam w tym żadnego pokrzepienia. Nie zbierałam owoców. Moja dusza przypominała mi drzewo, którego kwiaty po zakwitnięciu opadają. Otóż zgódź się złożyć Bogu ofiarę z tego, że nigdy nie skosztujesz owoców, to znaczy że przez całe życie będziesz czuła odrazę do cierpienia, do upokorzenia, że będziesz patrzeć, jak wszystkie kwiaty twoich pragnień i dobrej woli opadają bez skutku. W chwili [twej] śmierci Bóg potrafi sprawić w mgnieniu oka, że dojrzeją piękne owoce na drzewie twojej duszy (RiW 33).

Jestem o wiele szczęśliwsza, kiedy doświadczam ułomności, niż gdybym — podtrzymywana przez łaskę — była wzorem łagodności. Kiedy widzę, jak dobry jest ze mną Jezus, jak serdeczny, podnosi mnie to bardzo na duchu! Ach, już teraz przeczuwam, że spełnią się wszystkie moje nadzieje... Tak, Pan uczyni dla nas cuda, które nieskończenie przewyższą nasze ogromne pragnienia! Kochana Matko, dobrze Jezus czyni, że się kryje, że mówi do mnie tylko od czasu do czasu, a i to jedynie „poprzez kraty”, gdyż czuję, że więcej nie mogłabym znieść. Moje serce, niezdolne do pomieszczenia takiego szczęścia, pękłoby na kawałki... (LT 230, do matki Agnieszki)

Zdarza mi się wiele słabości, ale cieszę się z nich. Nie stawiam się też ponad ziemskimi błahostkami, na przykład, kiedy żartują z popełnionej lub powiedzianej przeze mnie głupoty. Wówczas mówię sobie w duchu: „No cóż, nie posunęłam się wcale do przodu!” Lecz mówię to sobie łagodnie i bez smutku. Tak dobrze jest czuć się słabą i małą! (OR, 6 lipca, 1)

* * *

Dopuściwszy się niewierności, Teresa odczuwa niepokój. Nie próbuje jednak się go pozbyć:

Doświadczyłam tego, że nawet po drobnej niewierności trzeba znosić przez jakiś czas pewien niesmak. Wtedy mówię do siebie: „Tak się płaci, dziewczyno, za przewinę”. I czekam cierpliwie, aż drobny dług zostanie spłacony (RiW 54).

Kiedy popełniłam coś, po czym jestem smutna, wiem, że ten smutek jest skutkiem mojej niewierności. Lecz czy myślisz, że na tym poprzestaję? O nie, nie jestem taka głupia. Mówię spiesznie do Boga: „Wiem, mój Boże, że na ten smutek zasłużyłam, pozwól jednak, bym Ci go ofiarowała jako próbę, którą zsyłasz mi z miłości. Żałuję mojego grzechu, lecz cieszę się, że mogę ci ofiarować wywołane nim cierpienie” (OR, 3 lipca, 2).

Kiedy nas dręczy wyrzut, że poniosła nas złość, lecz tę udrękę przyjmujemy, Bóg powraca od razu (OR, 2 września, 6).

Pamiętając, że Miłość zakrywa wiele grzechów, czerpię z bogatych zasobów, które Jezus przede mną otworzył (Rkp C 15r° i v°).

* * *

Ponieważ miłość mocniejsza jest od bojaźni, nasze przewiny nie powinny trzymać nas z daleka od Boga.

Żyć miłością to nie znać, co to strach,

Nie powracać ciągle do przewinień przeszłości.

(P 17)

Czy poprosić dziecko, by zamknęło oczy, by nie walczyło z nocnymi koszmarami, to poprosić je o zbyt wiele? Bynajmniej. I dziecko posłucha, uwierzy, że niesie je Jezus, zgodzi się Go nie widzieć i porzucić z dala od siebie bezowocną obawę, że nie dochowuje wierności. Taka obawa dziecku nie przystoi! (LT 205)

Jedna z sióstr mówiła Teresie, że niewykluczone, iż przy śmierci dozna bojaźni, aby zadośćuczynić swym grzechom.

 

Bać się śmierci, by zadośćuczynić w ten sposób swoim grzechom? To jakby myć się w błotnistej wodzie! Jeśli takiej bojaźni doznam, to ofiaruję ją dobremu Bogu za grzeszników i uczynię to z miłości. Wówczas to cierpienie będzie dla drugich skuteczniejsze od wody. Dla mnie samej jedyne, co mnie oczyszcza, to ogień boskiej Miłości (OR, lipiec).

Wiem, że ogień Miłości uświęca bardziej niż ogień czyśćcowy (Rkp A 84v°).

Jaką wyrządzasz mi przykrość! Znieważasz Boga bardzo, myśląc że pójdziesz do czyśćca. Dla tego, kto kocha, nie może być czyśćca (OR, lipiec; z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).

Ja zaś wybieram na czyściec Miłość,

Którą płoniesz, o Serce mego Boga!

(P 23)

W swoim akcie oddania się Miłości miłosiernej Teresa prosi:

Jeśli z powodu słabości niekiedy upadnę, niech Twe boskie spojrzenie oczyści natychmiast moją duszę, pochłaniając wszelką niedoskonałość niczym ogień, który wszystko przemienia w siebie (M 6).

Dzieci? Nie, one nie idą na potępienie (OR, 10 lipca, 1).

Maluczcy będą sądzeni niezwykle łagodnie... A małym można pozostać nawet na najwyższym stanowisku, nawet żyjąc bardzo długo. Gdybym umarła, mając osiemdziesiąt lat, odbywszy podróże po Chinach i po całym świecie, to umierałabym — czuję — tak samo mała, jak dziś. Powiedziane też jest, że na końcu Pan powstanie, by zbawić wszystkich cichych i pokornych sercem. Powiedziane jest nie „sądzić”, lecz „zbawić” (OR, 25 września, 1).

* * *

Miejmy więc bezgraniczną ufność do Boga!

Tak bym chciała, byś pojął, jak delikatne jest Serce Jezusa, oraz to, czego od ciebie oczekuje. Twój list z czternastego mnie poruszył. Zrozumiałam lepiej niż kiedykolwiek, jak bardzo twoja dusza jest siostrą mojej duszy, skoro powołana jest do tego, by wznieść się do Boga, używając windy miłości, a nie wchodząc po stromych schodach bojaźni.

Nie dziwię się wcale, że zażyłość z Jezusem wydaje ci się nieco trudna do urzeczywistnienia. Nie można do niej dojść w jeden dzień. Lecz jestem pewna, że na tej wdzięcznej drodze wesprę cię o wiele skuteczniej wtedy, kiedy zostanę uwolniona od śmiertelnej powłoki. I wkrótce powiesz za świętym Augustynem: „Miłość to porywający mnie ciężar” (LT 258, do księdza Bellière"a).

Serce Pana jest ogniem, ogniem miłosierdzia, który spala wszystko.

Przyznaję, że odkąd zostało mi dane zrozumieć również miłość Serca Jezusa, uleciała ze mnie wszelka bojaźń. Co prawda, wspomnienie moich win mnie upokarza, skłania do tego, by nie opierać się nigdy na własnych siłach, które są tylko słabością; lecz to wspomnienie więcej jeszcze mówi mi o miłosierdziu i miłości. Kiedy z synowską ufnością wrzucamy swoje winy w pochłaniające wszystko ognisko Miłości, czy to ognisko może nie spalić ich bezpowrotnie? (LT 247)

Począwszy od tego szczęśliwego dnia [ofiarowania się Miłości Miłosiernej], Miłość jakby przenika mnie i otacza, wydaje mi się, że w każdej chwili ta Darmowa Miłość mnie odnawia, oczyszcza, nie pozostawia w duszy żadnego śladu grzechu (Rkp A 84r°).

Tak, czuję, że choćbym na sumieniu miała wszystkie możliwe grzechy, to i tak bym poszła, ze skruszonym z żalu sercem, rzucić się w ramiona Jezusa, gdyż wiem, jak drogi jest Mu syn marnotrawny, który do Niego powraca. To prawda, że w swym uprzedzającym miłosierdziu dobry Bóg uchronił mnie od grzechu śmiertelnego, lecz nie dlatego, wcale nie dlatego, idę ku Niemu z ufności i miłości (Rkp C 36v°).

Choćbym popełniła wszystkie możliwe zbrodnie, to i tak zachowałabym tę samą ufność. Czuję, że ta masa zniewag byłaby ledwie kroplą w żarzącym się ognisku (OR, 11 lipca, 6).

* * *

Prosząc Boga o przebaczenie win, trafiamy prosto do Jego serca.

Zapewniam cię, że dobry Bóg jest lepszy niż myślisz. Zadowala się spojrzeniem, westchnieniem miłości. Osobiście uważam, że tak naprawdę doskonałość nie jest trudna, zrozumiałam bowiem, że wystarczy ująć serce Jezusa. Spójrz na dziecko, które właśnie rozgniewało matkę swym wybrykiem czy nieposłuszeństwem. Jeśli schowa się w kącie pełne dąsów i będzie krzyczeć w strachu przed karą, matka na pewno mu kary nie daruje. Lecz jeśli wyciągnie do niej ręce i, uśmiechając się, powie: „Ucałuj mnie, już nigdy nie zacznę”, to czy matka nie przytuli go do serca i nie puści w niepamięć jego dziecinnych występków? Choć przecież wie, że przy najbliższej okazji jej maleństwo znów narozrabia. Lecz to niczego nie zmieni. Dopóki [dziecko] będzie trafiać do niej przez serce, nigdy nie ściągnie na siebie kary (LT 191).

Taka już jestem, że bojaźń mnie powstrzymuje, a pod wpływem miłości, przeciwnie, nie tylko idę naprzód, lecz wzbijam się i lecę (Rkp A 80v°).

Załóżmy, że pewien ojciec ma dwóch synów. Obydwaj często psocą i są nieposłuszni. Gdy ojciec zaprowadza porządek, pierwszy drży i ucieka, choć czuje, że zasługuje na karę. Jego brat, przeciwnie, rzuca się w ramiona ojca, mówiąc, że żałuje, iż sprawił mu przykrość, że go kocha i aby dać tego dowód, odtąd już będzie grzeczny. Ponadto, jeśli poprosi, by ukarano go pocałunkiem, to nie sądzę, by serce szczęśliwego ojca mogło oprzeć się takiej ufności syna, o którym wie, że mówi szczerze. Co prawda, ojciec się nie łudzi, że nieraz jeszcze syn popełni te same występki, lecz zawsze gotów jest mu wybaczyć, jeśli ten trafiał będzie do niego przez serce... Nie mówię ci nic o drugim synu, sam wiesz, czy ojciec może kochać go tak samo i traktować go z tą samą wyrozumiałością (LT 258, do księdza Bellière"a).

Po tych wszystkich występkach, miast ukryć się w jakimś kącie (...), ptaszek zwraca się w stronę swego ukochanego Słońca, wystawia umoczone małe skrzydła na jego dobroczynne promienie, łka niczym jaskółka i w tym śpiewie zwierza mu się ze swych niewierności, opowiada mu o nich w szczegółach, sądzi bowiem, że swą zuchwałą ufnością zdobędzie więcej wpływu, przyciągnie pełniej miłość Tego, który nie przyszedł wzywać sprawiedliwych, ale grzeszników... (Rkp B 5r°)

Jezus od dawna zapomniał o twoich niewiernościach, On widzi w tobie jedynie pragnienia doskonałości, które radują Mu serce. Błagam, nie „wlecz się już u Jego stóp”. Idź za „pierwszym porywem, który rzuca cię w Jego ramiona”. Tam jest twoje miejsce (...). Zupełnie się z tobą zgadzam, kiedy piszesz: „Boskie serce smuci się bardziej z tego, że przyjaciele Jego mają w sobie tak mało delikatnej uwagi, niż z powodu ciężkich nawet przewin, które popełniają ludzie światowi”. Lecz, mój drogi braciszku, wydaje mi się, że tylko wtedy, kiedy swoi nie spotrzegają ich nieustannego braku delikatności i nie przepraszają za to Jezusa, może On powiedzieć te wzruszające słowa, które Kościół wkłada w Jego usta podczas Wielkiego Tygodnia: „Te rany, które widzicie na moich rękach, odniosłem w domu tych, którzy mnie kochali”. Co do przyjaciół, którzy przychodzą Go przeprosić za każdą niedelikatność, rzucając się w Jego ramiona, Jezus drży z radości. Mówi do aniołów to samo, co ojciec syna marnotrawnego powiedział do swoich sług: „Ubierzcie go w pierwszą suknię, włóżcie mu pierścień na palec. Cieszmy się wszyscy!” Ach, bracie, jakże dobroć Jezusa i Jego darmowa miłość są mało znane! Prawdą jest, że — by cieszyć się tymi skarbami — trzeba się upokorzyć, uznać swoją nicość, i tego właśnie wielu nie chce uczynić. Lecz ty, braciszku, nie tak postępujesz, toteż droga prostej, miłosnej ufności jest stworzona dla ciebie. Chciałabym, abyś z Bogiem był prosty (LT 261, do księdza Bellière"a).

* * *

Dobroć ludzkiego serca mówi jej o dobroci Boga. Jednego wieczoru Teresa, leżąc w gorączce, straciła do kogoś cierpliwość i okazała zdenerwowanie. Upokorzyło ją to bardzo i wieczorem napisała do Agnieszki:

„Ach! Dziś mogłaś zobaczyć moją cnotę, skarby mojej cierpliwości!... Mnie, która tak łatwo pouczam drugich!!! Cieszę się, że to widziałaś... Ach, jak dobrze mi zrobił fakt, że dałam się ponieść złośliwości! Nie nakrzyczałaś na swoją córkę, choć przecież na to zasługiwała. Lecz jest do tego przyzwyczajona; twoja łagodność mówi jej więcej aniżeli surowe słowa. Jesteś dla niej obrazem dobrego Boga (LT 230).

* * *

Jedna z sióstr sprawiła Teresie przykrość i, żałując tego potem, przyszła, by ją przeprosić. Teresa, wzruszona, odpowiedziała:

Gdybyś wiedziała, jak mnie to poruszyło! Nie, nigdy nie odczułam tak mocno, z jaką miłością przyjmuje nas Jezus, kiedy obraziwszy Go, przychodzimy Go za to przeprosić. Jeśli ja, Jego biedne stworzenie, poczułam do ciebie tyle miłości, widząc, że przychodzisz, to cóż dopiero musi się dziać w sercu dobrego Boga, kiedy do Niego wracamy?... Tak, to pewne, szybciej niż ja zapomni On o wszystkich naszych nieprawościach, aby już nigdy o nich nie pamiętać... A nawet uczyni więcej: będzie kochał nas jeszcze bardziej niż wtedy, gdyśmy jeszcze nie zawinili! (DD 225)

To, co znieważa Jezusa, co rani Mu serce, to brak ufności! (LT 92)

2. BÓG POPROWADZI CIĘ MAŁĄ DROGĄ

Któregoś dnia Teresa doznała decydującego olśnienia. Bóg dał jej poznać, którędy prowadzi droga do świętości, ta mała droga, po której On sam nas niesie. Teresa tak opowiada o swoim odkryciu:

Od zawsze pragnęłam być świętą. Niestety, kiedy porównywałam się ze świętymi, stwierdzałam nieustannie, że między nimi a mną istnieje ta sama różnica, co między górą, której szczyt ginie w niebiosach, a zabłąkanym ziarnkiem piasku, deptanym stopami przechodniów. Nie zniechęcałam się jednak i powiedziałam sobie tak: dobry Bóg nie wzbudzałby pragnień, które nie mogą się spełnić, a zatem, pomimo że jestem tak mała, mogę pragnąć świętości. Co prawda, wzrastać — to dla mnie rzecz niemożliwa, muszę więc znosić siebie taką, jaka jestem, z wszystkimi swoimi wadami. Chcę jednak szukać sposobu, by dotrzeć do Nieba małą drogą, prostą, krótką, małą drogą zupełnie nową. A żyjemy w dobie wynalazków; obecnie, żeby wyjść na piętro, nie trzeba już używać schodów, u ludzi bogatych zastępuje je świetnie winda. Chciałabym więc znaleźć taką windę, która uniosłaby mnie aż do Jezusa, jestem bowiem zbyt mała, aby piąć się do góry po stromych schodach doskonałości. Poszukiwałam więc w świętych księgach czegoś, co wskazałoby mi tę upragnioną windę, i tak wpadłam na te słowa Mądrości Odwiecznej: „Maluczki niech przyjdzie do mnie”. Podeszłam więc, odgadując, że znalazłam to, czego szukałam, i chcąc wiedzieć, o mój Boże, co zrobisz dla maluczkiego, który odpowie na Twoje wezwanie, szukałam dalej, i oto, co znalazłam: — „Jak matka tuli swe dziecko, tak i ja was tulił będę i będę pieścił was na kolanach”. Ach, nigdy nie spotkałam słów bardziej serdecznych, bardziej śpiewnych, które tak by mnie ucieszyły. Windą, która mnie wzniesie aż do nieba, są Twoje ramiona, Jezu! A w tym celu nie potrzebuję wcale wzrastać, przeciwnie, trzeba, bym pozostała mała i stawała się coraz mniejsza. Boże mój! Przerosłeś moje oczekiwania! A ja chcę śpiewać Twoje miłosierdzie! (Rkp C 2r°—3r°)

Jezus z upodobaniem pokazuje mi jedyną drogę, która prowadzi do boskiego ogniska, a tą drogą jest ufność małego dziecka, co bez obawy zasypia w ramionach Ojca... „Maluczki niech do Mnie przyjdzie”, powiedział Duch Święty ustami Salomona i tenże sam Duch Miłości powiedział jeszcze, że „najmniejszy dozna miłosierdzia”. W Jego imieniu zaś prorok Izajasz wyjawia, że w dniu ostatecznym „poprowadzi Pan swoje owce na pastwiska, zgromadzi małe jagnięta i weźmie je na ramiona”. I jakby nie dość było owych obietnic, ten sam prorok, którego natchniony wzrok już wówczas przenikał odwieczne głębokości Boże, wykrzyknął w imieniu Pana: „Jak matka tuli swe dziecko, tak i ja was tulił będę i będę pieścił was na kolanach”. Kochana chrzestna mamo! Po takich słowach pozostaje tylko zamilknąć, zapłakać z wdzięczności i miłości... Ach, gdyby wszystkie słabe i niedoskonałe dusze czuły to, co czuje najmniejsza z nich wszystkich, dusza małej Teresy, ani jedna nie wątpiłaby, że dotrze na szczyt góry miłości, gdyż Jezus nie domaga się wielkich czynów, lecz jedynie tego, by zdać się na Niego i być wdzięcznym. (...) Niestety, mało znajduje serc, które oddają Mu się bez reszty, które pojmują, jak czuła jest Jego nieskończona Miłość (Rkp B 1r°—v°).

Miłość, która nie drży z bojaźni, która zasypia na sercu

Swojego Boga, zapominając o sobie, jak dziecko...

(P 3)

Sam Bóg będzie jej świętością:

Pragnę doskonale wypełnić Twoją wolę i dojść do stopnia chwały, którą przygotowałeś mi w swoim królestwie, jednym słowem — pragnę być świętą, lecz czuję swoją bezsilność, dlatego Ciebie proszę, mój Boże, byś sam był moją Świętością (M 6).

* * *

Śmiałość jej zaufania opiera się na miłości, którą Bóg nam objawił i w którą Teresa wierzy radykalnie, z zamkniętymi oczami, nie pozwalając sobie na najmniejsze zwątpienie.

Jestem jedynie dzieckiem, bezsilnym i słabym, ale to właśnie moja słabość wzbudza we mnie zuchwałość, by się oddać na „Ofiarę Twojej miłości”, Jezu! Niegdyś Mocny i Potężny Bóg przyjmował jedynie ofiary czyste i bez skazy. By zadośćuczynić sprawiedliwości boskiej, potrzeba było ofiar doskonałych. Lecz w miejsce prawa bojaźni przyszło prawo Miłości i Miłość wybrała mnie na ofiarę całopalną, mnie, słabe i niedoskonałe stworzenie... Czy ten wybór nie jest godny Miłości? Tak, ponieważ Miłość, aby się w pełni nasycić, musi się uniżyć aż do nicości i przemienić tę nicość w ogień... (Rkp B 3v°)

Jak możesz pytać, czy jesteś w stanie kochać dobrego Boga tak jak ja? Gdybyś pojęła historię mojego ptaszka [przytoczoną w „Rękopisie B”], to nie miałabyś podobnych wątpliwości. Moje pragnienia męczeństwa są niczym, to nie na nich opiera się nieograniczona ufność, jaką odczuwam w sercu. Prawdę mówiąc, to właśnie bogactwa duchowe czynią nas niesprawiedliwymi, kiedy spoczywamy na nich z upodobaniem i myślimy, że są czymś wielkim. (...)

Jak więc możesz powiedzieć, że moje pragnienia są dowodem miłości?... Ach, czuję mocno, że nie to podoba się Bogu we mnie. Jemu podoba się to, że kocham moją małość i ubóstwo, że pokładam ślepą nadzieję w Jego miłosierdziu... Oto mój jedyny skarb. Dlaczego miałby nie być i twoim? (...)

Zrozum, proszę, że aby kochać Jezusa, aby stać się ofiarą Jego miłości, im jesteśmy słabsi, bez pragnień, bez cnót, tym bardziej jesteśmy gotowi na działanie tej Miłości, co pochłania i przemienia... Wystarczy pragnąć stać się Jego ofiarą, lecz trzeba przy tym zgodzić się pozostać ubogim i bez sił, i to właśnie jest trudne, gdyż: „Prawdziwie ubogiego duchem gdzie znajdziesz? Trzeba by go daleko szukać” — powiada Psalmista... Nie mówi, że należy go szukać pośród dusz wielkich, ale „daleko...”, to znaczy nisko, w nicości... Trzymajmy się więc z dala od tego, co błyszczy, kochajmy naszą małość, pozbawioną odczuć, wówczas będziemy ubogie w duchu i Jezus sam po nas przyjdzie. Jakkolwiek daleko [od Niego] byśmy były, przemieni nas w płomień miłości... Och, gdybym mogła ci wytłumaczyć, co czuję!... To właśnie ufność — i tylko ufność — winna prowadzić nas do Miłości... (LT 197, do Marii od Najświętszego Serca)

* * *

Musimy wypracować w sobie nowe, ewangeliczne odruchy. Nauczyć się postępować często inaczej, niż podpowiada nam to odruch natury.

Chcesz wejść na górę, a Bóg chce, byś zeszła w głąb urodzajnej doliny, gdzie nauczysz się dystansu do samej siebie (RiW 26).

„Kiedy myślę o wszystkim, co muszę osiągnąć...” — westchnęła przy niej kiedyś siostra Genowefa. W odpowiedzi usłyszała:

Powiedz sobie raczej: „czego muszę się wyzbyć”! To Jezus napełni twoją duszę wspaniałościami, w miarę jak będziesz pozbywać się wad (RiW 26).

Na pamiątkę moich ślubów [opowiada siostra Genowefa] moja droga siostra namalowała dla mnie herb, który sobie obrałam, z dewizą: „Kto traci, zyskuje”. Wyjaśniała mi często, że na ziemi trzeba wszystko stracić, pozwolić sobie zabrać wszystko, aby stać się ubogim duchem (RiW 28).

Była zauroczona ewangelią o robotnikach z ostatniej godziny, którym zapłacono tyle samo, co pracującym przez cały dzień. Mówiła:

Widzisz? Jeśli złożymy naszą ufność w Bogu, czyniąc wszystko, co w naszej mocy, lecz i oczekując wszystkiego od Jego miłosierdzia, otrzymamy tyle samo, co wielcy święci (RiW 167).

Wiesz, że nie mam nic, lecz zawsze od Boga otrzymuję wszystko, gdy tylko tego potrzebuję (RiW 63).

* * *

„Mała droga”, której Teresa naucza, nie polega więc na wyczynach, lecz na wierności łaskom, które otrzymujemy, będąc dziećmi Boga. Przykładem tego jest życie Teresy.

[Mówiąc o swoich zeszytach:] Znajdzie się tam coś dla każdego, z wyjątkiem tych, którzy podążają drogami nadzwyczajnymi (OR, 9 sierpnia, 2).

Wiem, że są święci, którzy, by zadośćuczynić swoim grzechom, spędzili życie na zadziwiających umartwieniach. Lecz „w domu Ojca mieszkań jest wiele”, Jezus sam to powiedział. Dlatego ja idę drogą, którą On sam mi wytycza. Staram się oderwać od siebie we wszystkim, a to, co Jezus raczy zdziałać w mojej duszy, oddaję Jemu, gdyż nie wybrałam surowego życia, by zadośćuczynić swoim winom, ale winom drugich (LT 247).

Nasz Pan tak odpowiedział matce Zebedeusza: „Miejsce po mojej prawej lub lewej stronie należy do tych, którym przeznaczył je Ojciec”. Myślę sobie, że te znamienite miejsca, których odmówiono wielkim świętym, odmówiono [nawet] męczennikom, będą udziałem dzieci (RiW 47).

Jedna z nowicjuszek, Maria od Trójcy Świętej, załamywała się na widok swojego ubóstwa. Teresa powiedziała raz do niej:

Przypominasz mi dziecko, które nie umie jeszcze chodzić i które, chcąc dotrzeć do matki znajdującej się na piętrze, próbuje dostać się do niej po schodach. Na próżno! Stopa ześlizguje mu się ciągle z pierwszego stopnia i nie potrafi wyjść wyżej. Otóż, zgódź się, że będziesz jak to dziecko. Ciągle stawiaj stopę wyżej, to znaczy podejmuj wysiłek, aby wszystko czynić jak najlepiej i wspinać się po schodach świętości. Nie uda ci się wejść nawet na pierwszy; lecz Bóg wymaga jedynie dobrej woli. Wkrótce, ujęty tym bezskutecznym wysiłkiem, sam zejdzie i, biorąc cię w ramiona, zabierze na zawsze do swojego królestwa (DD 205).

„Czy myślisz, że mogę jeszcze żywić nadzieję na to, że będę z tobą w Niebie?” — zapytała ją siostra Genowefa. „Wydaje mi się to niemożliwe, bo to tak, jakby zachęcano pingwina, by sięgnął tego, co znajduje się u samej góry masztu szczęścia!” Teresa odpowiedziała:

To prawda, lecz jeśli znajdzie się olbrzym, który weźmie pingwina na ramiona, uniesie go wysoko i sam mu poda to, czego pragnie? Bóg tak właśnie z nami uczyni. Lecz nie trzeba zaprzątać sobie tym głowy, trzeba powiedzieć dobremu Bogu: „Wiem, że nigdy nie będę godna tego, czego oczekuję, lecz wyciągam do Ciebie ręce, jak mały żebrak, i jestem pewna, że mnie we wszystkim wysłuchasz. Bo jesteś dobry” (OR, 5 sierpnia, 3; z notatek siostry Genowefy).

Na pytanie, czy musiała wiele walczyć, by być tak oddaną Bogu, odpowiedziała:

Ach, to nie o to chodzi! (OR, 3 sierpnia, 2)

Powiem ci, jak powinieneś żeglować po wzburzonym morzu świata: z zawierzeniem i miłością dziecka, które wie, że jest drogie Ojcu i że ten nie umiałby pozostawić go samego, gdy nadchodzi niebezpieczeństwo (LT 258, do księdza Bellière"a).

* * *

A zatem żadnej obawy w chwili śmierci, że się przegrało! Któregoś dnia matka Agnieszka powiedziała do niej: „Niestety, przy śmierci nic nie będę miała Bogu do ofiarowania, mam puste ręce! Bardzo mnie to smuci”. Teresa na to:

No cóż, nie postępujesz tak jak „maleństwo” [tak siebie niekiedy nazywała], które skądinąd znajduje się w tej samej sytuacji. Gdybym nawet dokonała wszystkich dzieł świętego Pawła, to i tak bym się uważała za „sługę nieużytecznego”. Ale to właśnie jest dla mnie powodem do radości, gdyż nie mając nic, otrzymam od Boga wszystko (OR, 23 czerwca, 1).

Kiedy pojawię się przed Oblubieńcem, będę mogła Mu okazać jedynie swoje pragnienia... (LT 218)

Ryzykuję wszystko i stawiam na miłość... Ryzykuję bardzo dużo... Jeśli przegram, to sprawa będzie jasna. Póki co nie wiem, czy jestem biedna, czy bogata. Okaże się to później (RiW 71).

Cieszę się, że wkrótce pójdę do Nieba. Lecz kiedy myślę o tym, co powiedział Bóg: „Przynoszę z sobą nagrodę, by oddać każdemu według dzieł”, mówię sobie, że w moim przypadku będzie bardzo zakłopotany. Bo ja niczego nie dokonałam! Zatem nie będzie mi mógł oddać „według moich dzieł”... No więc odda mi „według własnych dzieł”! (OR, 15 maja, 1)

W swoim Akcie ofiarowania się Teresa wyrzekła się wszelkiego pragnienia posiadania, aby powierzyć się całkowicie Miłości Miłosiernej.

Pod wieczór tego życia stanę przed Tobą z pustymi rękami, gdyż nie oczekuję, Panie, byś liczył moje dzieła. W Twoich oczach wszelka nasza sprawiedliwość jest ułomna. Chcę więc przyodziać się w Twoją własną Sprawiedliwość i otrzymać od Twojej Miłości w wieczne posiadanie samego Ciebie. Innego tronu, Umiłowany, i innej korony nie pragnę! (...)

Aby żyć w doskonałym akcie miłości, ofiaruję się Twojej miłości miłosiernej na całopalną ofiarę, błagając Cię, byś spalał mnie nieustannie, pozwalając, by fale nieskończonej czułości, które są w Tobie stłumione, przelały się w moją duszę i bym stała się w ten sposób męczennikiem Twojej Miłości! (M 6)

3. POKORNA, CZYLI PRAWDZIWA

Kto chce powierzyć się Bogu, winien uznać swoją małość. Przy każdym spotkaniu Teresa wpajała nowicjuszkom, że pokora jest zasadniczym warunkiem małej drogi. Mówiła:

By podążać tą drogą, trzeba być pokornym, ubogim duchem i prostym (RiW 35).

Kto na ziemi chce być — z miłości do Jezusa — najuboższym, najbardziej zapomnianym, ten [w Niebie] będzie pierwszym, prawdziwie szlachetnym i bogatym!... (Rkp A 56r°)

Jakie to szczęście być upokorzonym! Tylko ta droga rodzi świętych!... (LT 82)

Przyznaję, że nigdy nie szukałam chwały. W sercu miałam raczej upodobanie do wzgardy. Lecz kiedy poznałam, że i ona jest zbyt chwalebna, szukałam zapomnienia (RiW 165).

Poproś, by twoja córka nie przestawała być ziarnkiem piasku, ciemnym, ukrytym przed spojrzeniem drugich, widocznym tylko dla Jezusa. Niech staje się coraz mniejszym, niech obróci się w nicość... (LT 49, do siostry Marii od Najświętszego Serca)

* * *

Pokora, podobnie jak Jezus, szuka ostatniego miejsca. Nie chce „błyszczeć”.

Jedyną rzeczą, której się nie zazdrości, jest ostatnie miejsce. I tylko ono nie wzbudza próżności, nie jest utrapieniem dla ducha.

Jednakże „człowiek nie ma władzy nad swoją drogą” i niekiedy łapiemy się na tym, że pragniemy tego, co błyszczy. Ustawmy się więc pokornie pośród ułomnych, uznajmy się za tych, których Bóg musi podtrzymywać w każdej chwili. Kiedy tylko zobaczy, że jesteśmy przekonani o swojej nicości, poda nam rękę. Później, jeśli znów próbujemy dokonać czegoś wielkiego, nawet pod pozorem żarliwości, Jezus zostawia nas samych. „Lecz gdy tylko powiedziałem: zachwiał się mój krok, umocniło mnie zaraz twe miłosierdzie, Panie”. Tak, wystarczy się upokorzyć, znosić spokojnie swe ułomności: oto prawdziwa świętość! Weźmy się więc za ręce i biegnijmy na końcu. Nikt nie będzie się o to miejsce wykłócał... (LT 243, do siostry Genowefy)

Któż nie pragnie móc nad sobą panować! To droga powszechna! Jak niewielu jest takich, którzy nie dziwią się temu, że upadli, że są słabi, którzy leżąc na ziemi, potrafią cieszyć się, kiedy inni ich w tym stanie odkryją! (RiW 22)

Do pewnej siostry, która zniechęcała się własnym ubóstwem:

A jeśli dobry Bóg chce, byś była słaba i bezsilna, jak dziecko...? Myślisz, że twoje zasługi będą wtedy mniejsze?...

Zgódź się więc na to, że będziesz chwiać się co krok, że będziesz niosła z trudem swój krzyż, pokochaj swoją niemoc. Wówczas wyciągniesz z tego więcej pożytku niż wtedy, gdybyś — niesiona przez łaskę — dokonywała ochoczo bohaterskich czynów. One napełniłyby cię zadowoleniem i pychą (DD 208).

Pozostać dzieckiem to uznać swoją nicość, oczekiwać wszystkiego od Boga, bowiem dziecko wszystkiego oczekuje od swego ojca. To również porzucić niepokój, nie zabiegać o bogactwa. (...)

To także nie przypisywać sobie dobra, które się czyni, jakby się było do czegoś zdolnym, lecz uznać, że Bóg daje ten skarb dziecku do rąk, by posłużyło się nim, kiedy zajdzie potrzeba. Lecz skarb ten pozostaje skarbem Boga.

To wreszcie nie zniechęcać się swoimi przewinami, ponieważ dzieci upadają często, lecz są zbyt małe, by uczynić sobie dużo złego (OR, 6 sierpnia, 8).

Gdybym sobie, na przykład, mówiła: „Dopracowałam się tej czy innej cnoty i jestem pewna, że mogę ją praktykować”, to znaczyłoby, że opieram się na własnych siłach. A kiedy doszło się do takiego mniemania, to niedaleko już do przepaści. Lecz jeśli pozostanę pokorna, mała, wciąż będę miała prawo — nie znieważając Boga — do małych głupstw, i to do śmierci. Popatrz na małe dzieci: nie przestają rozbijać, rozdzierać, upadać, kochając jednocześnie bardzo, bardzo swoich rodziców. Kiedy tak upadam, to widzę dzięki temu jeszcze lepiej swoją nicość i mówię sobie w duchu: „Co bym zrobiła, cóż by się ze mną stało, gdybym opierała się na własnych siłach?...” (OR, 7 sierpnia, 4)

* * *

Wie, że pokora przyciąga Pana.

Chcę zawsze pozostać małą, pokorną, by upodobnić się do Jezusa oraz zasłużyć na to, by uczynił we mnie swe mieszkanie (RD 1).

By móc do Niego należeć, trzeba być małym, małym jak kropla rosy. Lecz niewielu pragnie takiej małości (LT 141).

Jest szczęśliwy, że czujesz swoją słabość. To On wycisnął w tobie poczucie dystansu do siebie. Podziękuj za to Jezusowi. Napełnia cię bowiem swoimi najlepszymi łaskami. Jeśli pozostaniesz Mu wierna, sprawiając Mu radość w małych rzeczach, będzie zmuszony pomóc ci w wielkich... Apostołowie pracowali bez Niego całą noc i nic nie złowili, lecz ich praca była Jezusowi miła. Chciał im dowieść, że On tylko może im coś dać. Chciał, by apostołowie się upokorzyli... „Dzieci, powiedział do nich, czy macie coś do jedzenia?” — „Panie, odpowiedział Piotr, całą noc żeśmy łowili, ale na darmo”. Być może, gdyby złowili kilka ryb, Jezus nie uczyniłby cudu. Lecz w sieciach nie mieli nic, toteż Jezus wkrótce je napełnił, tak że niemal zaczęły się rwać. Oto, jaki On jest: Jego dary są na miarę Boga, lecz pragnie pokory serca. „Świat cały przy Nim jak ziarnko piasku na szali, kropla rosy porannej, co spadła na ziemię” (Mdr 11) (LT 161, do siostry Genowefy).

Pokora Marii

Przyciągnęła boskiego Króla.

Pokora twego życia

Przyciąga Go ku tobie.

(RD 1)

Jezus zadowolił się moimi pragnieniami, całkowitym zawierzeniem Jemu (...). Pamiętasz być może, że kiedyś lubiłam nazywać się „Jego zabawką”. I ciągle się cieszę, że nią jestem. Pomyślałam sobie jednak, że jest wiele wzniosłych dusz, które też mienią się „Jego zabawkami”, i uznałam, że dla Niego są to zabawki piękne, podczas gdy biedna moja dusza to zabawka bez wartości. Na pocieszenie powiedziałam sobie jednak, że dzieci wolą często te prostsze zabawki, gdyż mogą je rzucić lub podnieść, połamać lub ucałować, jak im tam w duszy zagra, od zabawek cennych, których nie śmią prawie dotykać. Ucieszyło mnie więc moje ubóstwo i zapragnęłam stawać się coraz uboższą, tak by Jezusowi było coraz milej bawić się mną (LT 176, do Leonii).

Pan lubi obdarzać mądrością małych. Pewnego dnia, w radosnym uniesieniu, błogosławił On swego Ojca, iż ukrył te tajemnice przed roztropnymi, a objawił je maluczkim (Rkp C 4r°).

* * *

Według Teresy pokora to prawda. Oto, co wyznaje w dniu śmierci:

Wydaje mi się, że zawsze szukałam tylko prawdy... Tak, pojęłam, co to jest pokora serca... (OR, 30 września)

Myślę, że pokora to prawda. Nie wiem, czy jestem pokorna, lecz czuję, że widzę prawdę we wszystkim (RiW 19).

Oświeć mnie, Jezu, Ty wiesz, że szukam prawdy... (Rkp B 4v°)

Kocham tylko prostotę. Do „udawania” czuję wstręt (OR, 7 lipca, 4).

Ja mówię całą prawdę. Jeśli nie chce się jej poznać, to nie ma co do mnie przychodzić (OR, 18 kwietnia, 3).

* * *

Człowiek pokorny — czyli prawdziwy — jest świadom swych ograniczeń.

Choćby pochylały się nad nią wszystkie stworzenia, by ją podziwiać i zamęczać zachwytami, nie dodałoby to wcale — nie wiem dlaczego — ani kropelki fałszywej radości do radości prawdziwej, którą smakuje w sercu, świadoma tego, czym jest naprawdę w oczach dobrego Boga: małą, biedną nicością. I niczym więcej... (Rkp C 2r°)

Nigdy nie zapominam, kim jestem (Rkp C 26v°).

Tak naprawdę jestem tylko tym, co myśli o mnie dobry Bóg (RiW 159).

* * *

Człowiek pokorny — czyli prawdziwy — umie rozpoznać również dary, które otrzymał, oraz to, kto go nimi obdarzył.

Nie myśl, że to pokora przeszkadza mi rozpoznać dary od Boga. Wiem, że uczynił we mnie wielkie rzeczy, i wyśpiewuję to co dzień, ze szczęściem (LT 224).

Matko, jestem zbyt mała, aby popaść teraz w próżność, zbyt mała również, by układać piękne zdania, dowodząc, że mam dużo pokory. Wolę przyznać po prostu, że Wszechmocny uczynił wielkie rzeczy w duszy dziecka swej boskiej Matki, a największą jest to, że dał mu poznać jego małość, jego bezsilność (Rkp C 4r°).

Tak, wydaje mi się, że jestem pokorna... Dobry Bóg pokazuje mi prawdę; czuję dobrze, że wszystko pochodzi od Niego (OR, 4 sierpnia, 3).

Wszelkie dobro we mnie pochodzi od dobrego Boga, który zechciał je we mnie złożyć. Jeśli podoba Mu się ukazywać mnie lepszą niż jestem, to nie moja już sprawa, wolno Mu postępować, jak chce... (Rkp C 2r°)

Bóg jest prawdą.

Jak dobrze pojmuję słowo Jezusa wypowiedziane do naszej Matki, świętej Teresy: „Czy wiesz, córko, którzy kochają Mnie prawdziwie? To ci, którzy uznają, że wszystko, co nie odnosi się do Mnie, jest tylko kłamstwem”.

Ach, czuję, że to prawda!

Tak, wszystko, co poza Bogiem, to próżność (OR, 22 czerwca).

4. SZALEŃSTWO NADZIEI

Pokora, czyli prawda, nie sprzeciwia się wielkim pragnieniom.

Nie jestem orłem, mam tylko oczy i serce orła, gdyż mimo skrajnej małości śmiem wpatrywać się w boskie Słońce, Słońce Miłości, i moje serce odczuwa w sobie wszystkie pragnienia Orła... (...) Ja, Jezu, jestem zbyt mała, by dokonywać rzeczy wielkich... moim szaleństwem jest mieć nadzieję, że Twoja Miłość przyjmie mnie na ofiarę... Moim szaleństwem jest błagać moich braci Orłów, by wyjednali mi przywilej wzbicia się ku Słońcu Miłości na skrzydłach samego Boskiego Orła... (Rkp B 4v°—5v°)

Bezinteresowny dar i niezłomna nadzieja są ze sobą nierozłączne:

Trzeba podjąć każdy wysiłek, dawać nie przeliczając, wyrzekać się siebie nieustannie, słowem — dowieść miłości, czyniąc wszelkie dobro leżące w naszej mocy. Lecz po prawdzie jest to ciągle niewiele, dlatego kiedy uczyniliśmy wszystko, co naszym zdaniem było do zrobienia, trzeba się uznać za „sługi nieużyteczne”, żywiąc nadzieję, że dobry Bóg spełni za darmo nasze pragnienia (RiW 50).

* * *

Nadzieja nie jest złudzeniem, gdyż Bóg jest dobry i wszechmocny.

Bóg, dokonując swoich dzieł, posłuży się moją słabością, ponieważ On, Bóg mocny, lubi okazać swą potęgę, posługując się tym, co jest „niczym” (LT 220).

By dokonać rzeczy cudownych, posługuje się najlichszymi narzędziami (LT 201).

Teresa dawno już zrozumiała, że dobry Bóg nie potrzebuje nikogo (a jej jeszcze mniej od innych), aby móc czynić dobro na ziemi (Rkp C 3v°).

„Jeśli Pan domu nie zbuduje, na próżno trudzą się budowniczowie”. Wszystkie najpiękniejsze kazania świętych byłyby niezdolne wzbudzić w czyimś sercu choćby jednego aktu miłości, gdyby Jezus nie miał tego serca w posiadaniu. On jeden umie posługiwać się swoją lirą, nikt inny nie potrafi na niej zagrać, wydobywając cudowne jej brzmienie. Jezus jednak umie posłużyć się wszystkim (LT 147).

Jest bogaty. I kocha.

Moje długi niech spłaci mój boski Oblubieniec, wszak jestem uboga z Jego powodu; jest więc sprawiedliwe, by nie odmawiał mi tego, o co Go proszę dla tych, którym kocham (LT 131).

Nie mogę na niczym się oprzeć, żaden z moich czynów nie daje mi podstaw do ufności. Na przykład, chciałabym móc powiedzieć: Odmówiłam wszystkie oficja za zmarłych i wszystkie długi spłaciłam. Lecz nie mogę. I to ubóstwo było dla mnie światłem, prawdziwą łaską. Pomyślałam, że w życiu nigdy nie byłam w stanie spłacić choćby jednego długu wobec Boga, lecz że może stać się to dla mnie bogactwem i siłą, jeśli tylko zechcę to wykorzystać; wówczas zaniosłam taką modlitwę: „Boże mój, błagam Cię, spłać długi, które zaciągnęłam wobec dusz w czyśćcu cierpiących, lecz uczyń to tak, jak Ty potrafisz, czyli nieskończenie lepiej, niż gdybym sama odmówiła oficjum za zmarłych”. I przypomniałam sobie ze wzruszeniem słowa z pieśni świętego Jana od Krzyża: „Spłać wszystkie moje długi”. Te słowa odnosiłam zawsze do Miłości... Czuję, że tej łaski nie można wysłowić... Zbyt wiele w niej wdzięku! Kiedy jest się całkowicie ubogim, kiedy liczy się wyłącznie na Boga, jakże wielkiego doznaje się wówczas pokoju! (OR, 6 sierpnia, 4)

On jeden potrafi spełnić me przeogromne pragnienia (Rkp A 81v°).

Dlaczego więc nadzieja miałaby nie być odważna?

Być może jestem zbyt śmiała... Choć nie, przecież pozwoliłeś mi na śmiałość wobec Ciebie, wszak powiedziałeś do mnie to samo, co powiedział ojciec syna marnotrawnego, zwracając się do starszego syna: „Wszystko, co moje, jest twoje” (Rkp C 34v°).

Lubisz świętego Augustyna, świętą Magdalenę, tych, którym „wiele grzechów odpuszczono, ponieważ bardzo ukochali”. Ja też ich lubię, lubię ich skruchę i zwłaszcza... ich miłosną odwagę! Kiedy widzę, jak Magdalena podchodzi do Jezusa, pomimo tylu biesiadników, i łzami obmywa stopy swego cudownego Mistrza, dotykając Go po raz pierwszy, czuję, że jej serce pojęło otchłań miłości i miłosierdzia Serca Jezusa; czuję również, że — pomimo iż jest wielką grzesznicą — to Serce miłości jest gotowe nie tylko jej przebaczyć, lecz jeszcze obsypać ją dobrodziejstwami szczególnej więzi, gotowe wznieść ją na najwyższe szczyty kontemplacji (LT 247, do księdza Bellière"a).

Przy tym Sercu uczymy się być dzielni i zwłaszcza ufni (LT 200).

Wzniesiona wyżej siebie,

Na Bogu tylko wspieram się.

(P 30)

Nie ustawaj w ufności. Jest niemożliwe, by Bóg na nią nie odpowiedział, zawsze bowiem obdarza nas w takiej mierze, w jakiej Mu ufamy (DD 225).

Nie ustawajmy w modlitwie. Okazywanie Bogu zaufania czyni cuda... (LT 129)

* * *

Czyż Jezus nie może w okamgnieniu uczynić tego, czego nigdy dotąd nie uczynił? I gdyby sam tego nie pragnął, to czy wzbudzałby w nas pragnienie, którego nie mógłby spełnić? (LT 129)

Jak zaświadcza siostra Genowefa, Teresa przejęła od świętego Jana od Krzyża te słowa:

Im więcej Bóg pragnie nam dać, tym większe wzbudza pragnienie (RiW 51).

Pan jest dla mnie tak dobry, że nie potrafię się Go obawiać. Zawsze spełniał moje pragnienia, a raczej sprawiał, bym pragnęła tego, czym chciał mnie obdarzyć (Rkp C 31r°).

Nie wzbudzałby we mnie pragnień, których nie zamierzałby spełnić (Rkp A 84v°).

Bóg nigdy nie wzbudza pragnień, których nie mógłby urzeczywistnić... (LT 197)

Mam już tylko jedno pragnienie:

Jesteś nim Ty, mój Boże!

(RD 3)

5. WSZYSTKO POWIERZAM W JEGO RĘCE

Oderwana od siebie, przywiązana do nadziei, Teresa oddaje się zupełnie w ręce swego Stworzyciela. Przejawy tego oddania są w jej pismach obfite.

Zawierzenie bez reszty to moje jedyne prawo. (P 32)

Jakiś czas temu oddałam się Dzieciątku Jezus na zabawkę. Powiedziałam Mu, by nie traktował mnie jak rzeczy cennej, którą dzieci jedynie oglądają, nie śmiąc nawet jej dotknąć, lecz jak piłkę, która nie ma żadnej wartości, którą może rzucić, kopnąć, przekłuć, zostawić w kącie lub przycisnąć do serca, jeśliby Go to cieszyło. Jednym słowem, chciałam bawić małego Jezusa, sprawiać Mu radość, chciałam się wydać Jego dziecięcym kaprysom... I wysłuchał tej prośby... (Rkp A 64r°)

Ofiarowałam się Jezusowi, by mógł spełnić we mnie swą wolę doskonale, by stworzenia nigdy temu nie przeszkodziły (Rkp A 76v°).

Od dawna już nie należę do siebie, wydana jestem cała Jezusowi, może więc uczynić ze mną, co zechce (Rkp C 10v°).

Ponieważ oddałam się Jezusowi, aby Mu sprawiać radość i być Mu pokrzepieniem, nie powinnam Go przymuszać do czynienia mojej woli (Rkp A 73v°—74r°).

Bogu ufam do tego stopnia, że nie będzie już mógł mnie opuścić. Wszystko powierzam w Jego ręce (LT 32).

Wszystkie me pragnienia powierzam Tobie. (P 36)

Wspomnij, że wola Twa święta

Jest mi odpocznieniem i szczęściem.

Na Ciebie zdana, zasypiam bez obaw.

(P 24)

Pan rzekł: „Powiedzcie Sprawiedliwemu, że wszyst- ko jest dobre”. Tak, wszystko jest dobre, gdy się szuka jedynie woli Jezusa (Rkp C 2v°).

„Niech spełni się wola Boga”. W tym tylko jest odpocznienie. Odcięci od tej miłosnej woli nic nie moglibyśmy uczynić, ani dla Jezusa, ani dla drugich (LT 201).

Jeśli On zmieni zdanie, to my też. Kropka! (LT 207)

Teraz nie pragnę już niczego, jak tylko kochać Go do szaleństwa. (...) Teraz wiedzie mnie tylko ufność, nie potrzeba mi innej busoli! Nie potrafię już prosić gorliwie o cokolwiek, z wyjątkiem doskonałego spełnienia się we mnie woli dobrego Boga, bez żadnych przeszkód ze strony stworzeń. I mogę powiedzieć za Pieśnią duchową Ojca naszego, świętego Jana od Krzyża: „W piwnicy Ukochanego napiłam się, i kiedy wyszłam na równinę, nie znałam już niczego, i zgubiłam stado, za którym podążałam wcześniej... Ma dusza i ja cała — pochłonięte, by Mu służyć. Nie strzegę już stada i nie zajmuje mnie nic prócz kochania!...” (Rkp A 82v°—83r°)

Te słowa Hioba: „Choćby Bóg mnie zabił, to i tak Mu ufać będę” czarowały mnie od dzieciństwa. Lecz długo mi zeszło, nim nabrałam takiej ufności. Teraz ją mam; Bóg mnie do niej natchnął, wziął mnie w ramiona i mnie jej nauczył... (OR, 7 lipca, 3)

Jak wdzięczna jest droga Miłości! Jak mi zależy, by zawsze spełniać wolę Boga, zdając się bez reszty na Niego! (Rkp A 84v°)

Wszystkie moje dary to za mało. Duszę

Chcę Ci ofiarować, mój Panie!

(RD 4)

* * *

W swoich listach do Celiny, z lipca 1893 roku, Teresa wyjaśnia, w jaki sposób powierza Bogu swoje poszukiwania i ubóstwo.

Pozwólmy Mu zabrać wszystko i dać wszystko, co zechce; doskonałość polega na czynieniu Jego woli. Tego zaś, kto wydaje Mu się bez reszty, Jezus nazywa „Matką, siostrą, bratem”. (...)

Nietrudno uradować Jezusa, nietrudno oczarować Jego Serce. Wystarczy Go kochać, nie patrząc na siebie, nie roztrząsając zbytnio swych wad. Twoja Teresa nie przebywa na wysokościach w tej chwili, lecz Jezus uczy ją „wyciągnąć pożytek ze wszystkiego: i z dobra w niej, i ze zła”. Uczy ją stawiać na miłość, lub raczej to On stawia za nią, nie mówiąc, jak się do tego zabiera; to Jego sprawa, a nie Teresy.

Jej przypada to, by Mu zawierzyć, by wydać Mu się bez reszty. Nie wie nawet, co na tym wygra, pozbawiona jest tej radości. Lecz w końcu nie jest synem marnotrawnym, więc Jezus nie ma co urządzać dla niej przyjęcia, skoro ona „jest przy Nim zawsze”. (...)

Kierownicy duchowi każą dążyć do doskonałości poprzez mnogość dobrych czynów. I mają rację. Lecz ten, który mnie prowadzi, Jezus, nie uczy mnie tego, by spisywać. Uczy mnie czynić wszystko z miłości, niczego Mu nie odmawiać, pokazuje, że winnam się cieszyć, kiedy mi daje sposobność okazania, że Go kocham. A dzieje się to wszystko w pokoju ducha, w zawierzeniu. To Jezus czyni wszystko, ja nie czynię nic (LT 142).

Dobry Bóg już niczego ode mnie nie wymaga. Na początku wymagał tysiąca rzeczy. Pomyślałam niedawno, że teraz, skoro mnie o nic nie prosi, winnam podążać powoli w pokoju ducha i w miłości, czyniąc tylko to, czego wymagał ode mnie niegdyś. Lecz otrzymałam światło.

Święta Teresa mówi, że trzeba podtrzymywać miłość. Kiedy przeżywamy ciemność, oschłość, nie mamy pod ręką drewien, by wrzucić je do ogniska. Lecz czy nie winniśmy wrzucić choćby kilku źdźbeł? Jezus jest wystarczająco potężny, by samemu podtrzymać ogień, niemniej jednak cieszy się, kiedy i my coś dołożymy. Delikatność ta sprawia Mu radość i wówczas wrzuca do ognia duże polana: nie widzimy tego, lecz czujemy siłę i żar Miłości. Doświadczyłam tego. Kiedy nie czuję nic, kiedy nie potrafię się modlić, czynić dobra, wtedy właśnie przychodzi chwila na szukanie małych sposobności, czegoś niewielkiego, co jednak Jezusowi sprawia więcej radości niż władanie całym światem czy nawet ochoczo znoszone męczeństwo. Na przykład, uśmiech lub miłe słowo, podczas gdy wolałoby się milczeć lub też okazać, że rozmowa nas nudzi itd...

Kochana Celino, czy rozumiesz? Nie czynię tego, by zyskać koronę, by zdobyć zasługi, lecz by sprawić Jezusowi radość. Kiedy nie mam ku temu sposobności, chcę przynajmniej powiedzieć Mu, że Go kocham. To nie jest trudne, a podtrzymuje ogień. A gdyby nawet ten ogień miłości wydawał się zgasnąć, to i tak chcę coś do niego dorzucić, gdyż Jezus umie go na nowo rozpalić. (...)

Być może sądzisz, że czynię zawsze to, co mówię. O nie, nie zawsze jestem wierna, lecz nie zniechęcam się nigdy, wtulam się w ramiona Jezusa. Wówczas „mała kropla rosy” kryje się głębiej w kielichu Kwiatu pól i tam odnajduje to, co straciła, i więcej jeszcze (LT 143, do siostry Genowefy).

Dziecko straciło zupełnie rozeznanie, nie wie już, dokąd płynie jego łódka. A ponieważ nie wie też, jak trzymać ster, pozostaje mu jedynie zawierzyć, pozwolić, by żagiel trzepotał na wietrze. (...) Jezus zaś ciągle śpi. A przecież, gdyby obudził się choć na chwilę, wystarczyłoby, aby „przemówił do wiatru i morza, i nastałaby wielka cisza”. Noc stałaby się jaśniejsza od dnia (LT 144).

* * *

Powiedziano Teresie: „Trudno jest cierpieć bez żadnego wsparcia na duchu”. Odpowiedziała:

Tak, lecz nie jest to cierpienie niespokojne. Skoro Bóg tego chce, to cieszę się, że cierpię (OR, 29 sierpnia, 2).

Pan nasz nie wymaga nigdy wyrzeczeń ponad siły. Co prawda, niekiedy boski Zbawiciel daje nam odczuć pełną gorycz kielicha, który nam podaje. Kiedy oczekuje wyrzeczenia się wszystkiego, co jest nam na tym świecie najdroższe, niemożliwe jest — chyba że ma się szczególną łaskę — nie wykrzyknąć jak On, w Ogrodzie Oliwnym: „Ojcze, oddal ode mnie ten kielich... Ale nie moja, lecz twoja wola niech się stanie”.

Bardzo pokrzepia myśl, że Jezus, Bóg mocny, poznał nasze słabości, że drżał na widok gorzkiego kielicha, tego kielicha, który wcześniej tak gorąco pragnął wypić... (LT 213)

Boże mój, łagodny jesteś dla kruchej ofiary Twojej Miłości miłosiernej! Nawet teraz, kiedy do cierpień zewnętrznych dodałeś próbę ducha, nie mogę powiedzieć: „Ogarnęła mnie trwoga śmierci”, lecz wykrzykuję pełna wdzięczności: „Zeszłam do ciemnej doliny śmierci, lecz zła się nie lękam, bo Ty, Panie, jesteś ze mną!” (LT 262)

Na stwierdzenie: „To okropne, ile cierpisz”, odpowiedziała:

Nie, to nie jest okropne. Kto się wydał na ofiarę miłości, nie może uważać za okropne tego, co z miłości zsyła mu Oblubieniec (OR, 25 września, 3).

* * *

Na pytanie, jakie usłyszała w czasie ostatniej choroby: „Wolałabyś umrzeć czy żyć?”, Teresa odpowiedziała:

To nie jest tak, że wolałabym bardziej to niż tamto. Nie potrafiłabym powiedzieć jak nasza Matka, święta Teresa: „Umieram, bo nie umieram”. Najbardziej lubię to, co woli Bóg i co On dla mnie wybiera (OR, 4 sierpnia, 7).

Nie pragnę raczej umrzeć niż żyć. To znaczy, gdybym miała sama wybierać, to wolałabym umrzeć. Lecz ponieważ Bóg za mnie wybiera, wolę to, co woli On. Kocham to właśnie, co czyni On (OR, 27 maja, 3).

Byłabym szczęśliwa, gdybym mogła długo pracować i cierpieć dla Niego, lecz proszę Go, by zadowolił się mną samą, to znaczy by nie zwracał żadnej uwagi na moje pragnienia. Słowem, nie jest ważne, czy chcę Go kochać cierpiąc, czy też cieszyć się Nim w Niebie (LT 221).

Jakim szczęściem jest dla mnie umrzeć! Tak, jestem szczęśliwa, nie dlatego, że będę wybawiona od ziemskich cierpień (wszak cierpienie z miłości jest jedyną sprawą, której — w tej dolinie łez — warto pragnąć, tak sądzę). Bliska śmierć napełnia mnie szczęściem dlatego, że czuję, iż taka jest wola dobrego Boga i że [tam] będę ludziom o wiele bardziej użyteczna niż tu (LT 253).

Myśl o niebiańskim szczęściu nie tylko nie wzbudza we mnie żadnej radości, lecz nawet każe mi się czasem zastanawiać, jak będę mogła być szczęśliwa nie cierpiąc. Jezus zapewne odmieni moją naturę, w przeciwnym bowiem razie będę żałować cierpień w dolinie łez. Nigdy nie prosiłam Boga, by umrzeć młodo, uznałabym to za tchórzostwo. Lecz On od dzieciństwa raczył wzbudzić we mnie ciche przekonanie, że mój ziemski bieg będzie krótki. Tak więc jedynie myśl o tym, że spełniam wolę Pana, jest źródłem wszystkiej mojej radości (LT 258).

Życie lub śmierć, co za różnica?

Mą radością, Jezu, jest Ciebie kochać!

(P 45)

6. PEŁNIA OSOBY

Miłość, nadzieja, zawierzenie, to wszystko całkowicie nas zmienia. Duch Jezusa sprawia, że dojrzewa w nas pełnia osoby. Doświadczyła tego również Teresa:

Oddałam wszystko! Przeto teraz

Biegnę swobodnie i jedynie chcę

Żyć Miłością.

(P 17)

Jakże jestem teraz szczęśliwa, że od początku życia w zakonie nie dawałam posłuchu samej sobie; już teraz rozkoszuję się nagrodą obiecaną tym, którzy dzielnie prowadzą walkę. Czuję, że już nie muszę odmawiać sobie wszystkich pociech serca, gdyż moją duszę utwierdził Ten, którego chciałam kochać wyłącznie. Odkrywam ze szczęściem, że miłowanie Boga poszerza serce, że wówczas może ono ofiarować nieporównanie więcej serdeczności bliskim niż wtedy, kiedy kocha samolubnie i bezowocnie (Rkp C 22r°).

Teraz mogę powiedzieć głośno o łasce, którą wyświadczył mi Jezus: że nie jestem przywiązana do bogactw ducha i serca bardziej aniżeli do bogactw ziemskich (Rkp C 19r°).

Również i dobra niebieskie do mnie nie należą; dobry Bóg, który mi ich użyczył, może równie dobrze mi je zabrać, a ja nie mam prawa się skarżyć (Rkp C 18v°—19r°).

Nie, żadnych we mnie obaw,

Nic nie potrafi mnie zatrwożyć.

Duch mój umie latać

Wyżej aniżeli lata jaskółka...

(P 52)

* * *

Jej serce utwierdzone jest w Bogu.

Moje serce wypełnione jest wolą Bożą. Toteż cokolwiek by się na nie wylało, nie dostaje się do środka, lecz spływa po wierzchu, niczym olej, który nie miesza się z wodą. W głębi siebie żyję zawsze w pokoju ducha, którego nic nie potrafi zmącić (OR, 14 lipca, 9).

Gdyby zawierzenie Bogu nie wypełniło z góry mojej duszy, gdyby miała dać się porwać uczuciom radości lub smutku, które na ziemi następują po sobie tak szybko, drążyłby ją gorzki i rwący potok, którego nie potrafiłaby znieść. Lecz ta zmienność dotyka tylko jej powierzchni... A przecież są to ciężkie próby! (OR, 10 lipca, 13)

Już nic nie rozumiem ze swojej choroby, bo oto teraz czuję się lepiej. Lecz zgadzam się na to, co jest, i jestem mimo wszystko szczęśliwa. Co by się ze mną stało, gdybym żywiła nadzieję, że wnet umrę?! Ileż przeżywałabym zawodów! A tak nie doznaję żadnego, cieszę się ze wszystkiego, co dobry Bóg czyni, pragnę spełnienia tylko Jego woli (OR, 10 lipca).

* * *

Żyjąc wpatrzona w Boga, Teresa nie przejmuje się ludzkimi opiniami.

Kiedy nie jesteśmy rozumiane lub oceniane przychylnie, to czy winnyśmy bronić się lub tłumaczyć? Zostawmy te rzeczy bez słowa, tak dobrze jest milczeć i pozwolić, by inni nas oceniali jak chcą! (...) Błogosławiona cisza, która przynosi tyle pokoju! (OR, 6 kwietnia, 1)

Cóż to zmienia, że myślą i mówią o mnie bzdury. Nie widzę, dlaczego miałabym się tym przejmować (OR, 12 czerwca, 1).

Wznieś się ponad wszystko, co siostry mówią i czynią. Trzeba, byś żyła tak, jakby to nie był twój klasztor, jakbyś miała tu spędzić jedynie dwa dni. Więc strzeż się mówienia o tym, co ci się nie podoba, ponieważ masz to miejsce opuścić (OR, 13 lipca, 4; z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).

Do nas należy zjednoczyć się z Bogiem. Choćby więc nawet o naszej wspólnocie pisano, że jest przykładem gnuśności, nie powinno nas to niepokoić (RiW 74).

Za bardzo przejmujesz się sprawami, które nie są tego warte (OR, 10 lipca, 6).

* * *

Wdzięczność Teresy:

Dobry Bóg wyświadcza mi tę łaskę, że żadna przejściowa rzecz nie zbije mnie z nóg. Gdy pomyślę o tym, jak było kiedyś, ogarnia mnie wdzięczność na widok dobrodziejstw, jakimi obdarzyło mnie Niebo; tak bardzo się odmieniłam, że trudno mnie teraz poznać... (Rkp A 43r°)

Doświadczyłam tego na sobie; sama spróbuj, a zobaczysz. Moja wdzięczność za wszystko, co On mi daje, nie ma granic i okazuję Mu to na tysiąc sposobów (RiW 72).

Myśli Boga nie są naszymi myślami. Gdyby były, nasze życie stałoby się hymnem wdzięczności!... (LT 107)

* * *

W Teresie mieszka nieodmiennie pokój.

[Kiedy wstępowałam do zakonu,] czułam w sobie pokój tak łagodny i głęboki, że nie potrafię tego wyrazić. Od siedmiu i pół lat ów pokój ducha jest moim udziałem, nie opuścił mnie pośród największych doświadczeń (Rkp A 69r°—v°).

Obdarza mnie na tym świecie

Oceanem pokoju.

(P 52)

Daleko mi do wprowadzenia w czyn tego, co sobie uświadamiam, niemniej jednak już samo pragnienie, by tak postępować, przynosi mi pokój (Rkp C 17r°).

* * *

— Jak doszłaś do tego, że żyjesz w tak niewzruszonym pokoju? — pyta matka Agnieszka.

— Starałam się zapomnieć o sobie i w niczym siebie nie szukać (OR, 3 sierpnia, 1).

Gdybyś wiedziała, jak dużo radości przynosi mi to, że nie mam żadnej radości, lecz że sprawiam radość Jezusowi! Ta radość jest bardzo szczególna, lecz zupełnie nieodczuwalna (LT 78).

Kto mówi o pokoju, nie mówi o radości, w każdym razie nie o takiej, którą się odczuwa. By zachować pokój ducha w cierpieniu, wystarczy chcieć tego, czego chce Jezus (LT 87).

Pod koniec życia w zakonie zaczęłam wieść szczęśliwe życie, najszczęśliwsze, jakie można sobie wyobrazić, ponieważ przestałam szukać siebie w czymkolwiek. Kiedy wyrzekamy się siebie, nagrodę przyjmujemy już tu, na ziemi. Pytasz mnie często, jak dojść do czystej miłości. Zapomnij o sobie i w niczym siebie nie szukaj (RiW 105—106).

* * *

Ubóstwo ducha nie wyklucza duchowej radości.

Jarzmo Pana jest słodkie i lekkie, kiedy się na nie zgadzamy; wtedy rychło czujemy jego łagodność (Rkp C 16r°).

Wiem, że siostry mówiły wam o mojej wesołości. To prawda, jestem podobna do szczygła, chyba że mam gorączkę. Na szczęście nawiedza mnie ona zwykle wieczorem, kiedy szczygły, z głową pod skrzydłem, zasypiają. Lecz nie byłabym tak wesoła, gdyby dobry Bóg mi nie pokazywał, że jedyną radością na ziemi jest pełnić Jego wolę (LT 255, do państwa Guérin).

Twarz jest odbiciem duszy. Bądź więc spokojna i pogodna na twarzy (DD 219).

Jest błędem nazywać życiem to, co musi się skończyć. Życiem powinno się nazywać to, co nigdy nie umrze, rzeczy właściwe Niebu. A ponieważ cieszymy się nimi już na ziemi, życie wcale nie jest smutne, lecz pogodne, bardzo pogodne! (DD 246)

Nie, nie ma radości porównywalnej z tą, której doznaje prawdziwie ubogi duchem (Rkp C 16v°).

Mówiąc o swojej podróży do Rzymu, przed wstąpieniem do Karmelu:

W czasie całej podróży mieszkaliśmy we wspaniałych hotelach. Nigdy dotąd nie zetknęłam się z podobnym luksusem. Sprawdza się tu powiedzenie, że bogactwo nie czyni szczęśliwym, gdyż byłoby mi o wiele lepiej pod strzechą, ale z nadzieją, że wstąpię do Karmelu, aniżeli wśród pozłacanych lamperii, schodów z białego marmuru, jedwabnych chodników, za to z sercem przepełnionym goryczą... Ach, czułam mocno, że przedmioty nie dają radości, lecz że radość pochodzi z głębi duszy. Można więc ją posiadać zarówno w więzieniu, jak i w pałacu, najlepszy dowód, że jestem szczęśliwsza w Karmelu — nawet wtedy, kiedy przechodzę próby wewnętrzne i zewnętrzne — niż gdybym żyła w świecie, otoczona wygodami i zwłaszcza ciepłem ojcowskiego ogniska!... (Rkp A 65r°)

Ach, jak jesteś bogata! Nie możesz być szczęśliwą (DD 232).

* * *

Nawet cierpienie nie niszczy radości. Przeciwnie!

Dużo wycierpiałam, odkąd jestem na ziemi, lecz o ile w dzieciństwie cierpiałam ze smutkiem, o tyle teraz cierpię w radości i w pokoju. Jestem prawdziwie szczęśliwa, że cierpię (Rkp C 4v°).

Mam tylko jedną radość — móc cierpieć dla Jezusa. Radość ta, choć jej nie czuję, przewyższa wszelką radość! (LT 85)

W Ogrodzie Oliwnym Pan nasz radował się w pełni życiem, którym żyje Trójca Przenajświętsza. A przecież nie pomniejszyło to okrutności Jego agonii. Jest w tym tajemnica. Lecz zapewniam cię, że coś z niej pojmuję poprzez to, czego sama doświadczam (OR, 6 lipca, 4).

Jeśli któregoś dnia miałabym opuścić mój drogi Karmel, to nie obeszłoby się to bez bólu; Jezus dał mi serce wrażliwe. Lecz właśnie dlatego, iż zdolne jest cierpieć, pragnę, by dało z siebie Jezusowi wszystko, co dać potrafi (Rkp C 10r°).

Ta spokojna radość, jaką daje spełniona ofiara... (Rkp A 50v°)

O świętych, którzy cierpią, wcale się nie martwię. Wiem, że mają siłę, by znieść doświadczenia, i że oddają tym samym chwałę Bogu. Lecz tych, którzy świętymi nie są, którzy nie umieją obrócić w pożytek swych cierpień, tych bardzo mi żal, takim współczuję! Gotowa jestem uczynić wszystko, by ich pokrzepić i im ulżyć (DD 231).

7. JAK BYĆ SZCZĘŚLIWYM

Teresa posiadła doprawdy sztukę życia, sztukę wypracowaną.

Patrzę zawsze na dobrą stronę rzeczy. Niektórzy podchodzą do wszystkiego tak, jakby chcieli mieć z tego jak najwięcej przykrości. Ja przeciwnie. Kiedy w cierpieniu nie mam znikąd wsparcia, kiedy niebo jest ciemne i nie widać przejaśnień, to cóż, swój powód do radości znajduję właśnie w tym... I tym się żywię! (OR, 27 maja, 6)

Kiedy Jezusowi udaje się mnie zmylić, gratuluję Mu tego na różny sposób. I sam już nie wie, jak ma ze mną postępować (OR, 6 lipca, 3).

Jedynym szczęściem na ziemi jest umieć zawsze dostrzec, że to, czym obdarza nas Jezus, jest cudowne (LT 257).

Zawsze cieszę się z tego, o co prosi mnie Bóg, nie zajmuję się tym, o co prosi On innych. I nie myślę, że mam więcej zasług, ponieważ mnie może prosi o więcej. To, czego On oczekuje ode mnie, to właśnie mi się podoba i to bym wybrała, gdybym miała taką możliwość. Swoją część uważam zawsze za piękną... (RiW 60)

Moją sztuczką jest to, by być zawsze pogodną, by zawsze się uśmiechać, zarówno wtedy, kiedy upadam, jak i wtedy, kiedy odnoszę zwycięstwo (RiW 23).

Kiedy dużo cierpię, kiedy zdarzają mi się rzeczy przykre, nieprzyjemne, wówczas miast przybrać smutną minę, odpowiadam na nie uśmiechem. Na początku nie zawsze mi się to udawało, lecz teraz stało się odruchem i jestem szczęśliwa, że go nabyłam (DD 192).

Na temat wizyt sióstr, które nieustannie przeszkadzają jej w pracy, choć odwiedzają ją w dobrej wierze:

To nie jest ani wesołe, ani zabawne, niemniej jednak z miłości do dobrego Boga i do sióstr, tak bardzo o mnie troskliwych, staram się im pokazać, że ich wizyty mnie cieszą, i staram się zwłaszcza, aby rzeczywiście tak było (Rkp C 17v°).

Kiedy powiem: „Cierpię”, odpowiesz: „Tym lepiej!” Gdyż chciałabym móc tak powiedzieć, lecz brak mi sił, więc ty dopowiesz to za mnie (OR, 21 sierpnia; z notatek siostry Genowefy).

Myślałam dziś o przeszłości, o akcie odwagi, na który zdobyłam się kiedyś w noc Bożego Narodzenia, i przyszła mi na myśl pochwała, jaką usłyszała Judyta: „Wykazałaś się męską odwagą i umocniło się twoje serce”. Wielu mówi: „Nie potrafię się zdobyć na tę ofiarę”. Niech więc podchodzą do tego jak ja — energicznie. Dobry Bóg nigdy nie odmawia tej pierwszej łaski, która dodaje odwagi. Wówczas serce od razu się umacnia i kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa (OR, 8 sierpnia, 3).

* * *

Poddajesz się tak łatwo, bo nie nastawiasz się z góry na łagodność. Kiedy ktoś doprowadza cię do szału, wtedy aby odnaleźć pokój, pomódl się za niego i poproś dobrego Boga, by mu wynagrodził za to, że sprawił ci cierpienie (RiW 150).

Jeśli któregoś dnia mam dużo do napisania, to aby mieć serce wolne od napięć, nastawiam się tak, jakbym się spodziewała, że niejedno mi w pracy przeszkodzi. Mówię sobie: „Tę wolną godzinę poświęcam na to, aby mi przeszkadzano, chcę tego, liczę na to i, jeśli zachowam spokój, podziękuję za to Bogu jak za łaskę, na którą doprawdy nie liczyłam”. I tak zawsze jestem szczęśliwa (RiW 104).

Jesteśmy za małe, by wznieść się ponad trudności. No to przechodźmy pod nimi! Przejść pod sprawami to nie przyglądać się im zbyt blisko i nie roztrząsać ich (RiW 44).

Dobry Bóg daje mi wszelkie środki do tego, bym mogła pozostać małą. I o to właśnie chodzi. Dlatego też jestem zawsze pogodna. Zawsze znajduję sposób na to, by nawet w środku burzy zachować w sobie pokój. Kiedy zaś słyszę, ile kosztuje obcowanie z tą czy inną siostrą, uważam bardzo, by sama się przeciw nim nie wzburzyć (OR, 18 kwietnia, 1).

Tak, trzeba siać dobro wokół siebie, nie martwiąc się o to, co się z tym dzieje. Nam przypada praca, Jezusowi — owoce (RiW 8).

* * *

Żyć chwilą obecną. Teresa jest w tym stanowcza:

Nie zamartwiajmy się o przyszłość, to dziecinada (LT 167).

Kiedy pomyślę o dniu jutrzejszym,

to niestałości swojej się lękam,

i ogarnia mnie zniechęcenie wnet,

jakiś smutek...

(P 5)

Co do nas, które biegniemy drogą miłości, to nie uważam, byśmy miały myśleć o tym, co bolesnego może przynieść nam przyszłość. To nie mieć ufności i jakby mieszać się do stwarzania (OR, 23 lipca, 3).

Zupełnie nie martwię się o przyszłość, mam pewność, że dobry Bóg spełni swoją wolę: to jedyna łaska, której pragnę. Nie ma co być bardziej królewskim od króla... (LT 221)

Bo cóż mi, Panie, że dzisiaj

Będę martwić się o przyszłość!

Nie umiem też dzisiaj o jutro

Modlić się...

(P 5)

Wiem jedno, Miłosierdzie dobrego Boga pójdzie za mną zawsze (Rkp A 84v°).

Pozostań przy mnie aż do ostatniego wieczoru.

(P 23)

* * *

Jeśli żyjemy chwilą obecną, łaski nam nigdy nie braknie. Na dzień przed śmiercią, widząc ból Teresy, powiedziano do niej: „Jak okropnie cierpisz!” Odpowiedziała:

Nie, nie okropnie, ale dużo, dużo... dokładnie tyle, ile mogę znieść (OR, 29 września, 11).

Wcale się nie boję ostatnich zmagań ani cierpień choroby, jakkolwiek wielkie by były. Dobry Bóg zawsze przychodził mi z pomocą, wspierał mnie i prowadził za rękę od samego dzieciństwa... Liczę na Niego. Jestem przekonana, że będzie przychodził mi na ratunek do końca. Możliwe, że nie będę już mogła wytrzymać, ale nigdy nie będę znosić za dużo, tego jestem pewna (OR, 27 maja, 2).

Nie prosiłam, na szczęście, o cierpienie. Gdyby tak było, to bym się bała, że nie starczy mi cierpliwości, aby je znieść. Podczas gdy, skoro cierpię z czystej woli Boga, nie może On odmówić mi cierpliwości i łask koniecznych do tego, by to cierpienie przetrzymać (OR, sierpień; z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).

To prawda, że cierpię wciąż dużo i coraz więcej, lecz wcale się nie trwożę; dobry Bóg da mi siłę, nie opuści mnie (OR, 31 lipca, 14).

Nie czekając, powierz się Jezusowi.

Nie cierpię tak, jak ci, którzy cierpią z powodu przeszłości lub przyszłości. Ja cierpię tylko w chwili obecnej. Dzięki temu nie jest to nic wielkiego (OR, 20 sierpnia; z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).

Dobry Bóg chce, bym się zdała na Niego niczym maleńkie dziecko, które nie martwi się o to, co z nim zrobią (OR, 15 czerwca, 1).

Ciesz się radością, którą Bóg obdarza cię dziś, i nie martw się o przyszłość (LT 166).

Mówią mi, że będę bała się śmierci. Możliwe. Nikt w tym klasztorze nie ufa mniej swoim odczuciom niż ja. Nigdy nie opieram się na własnych myślach. Wiem, jak bardzo jestem słaba. Lecz chcę cieszyć się uczuciem, które Bóg daje mi dziś. Zawsze znajdzie się czas, by cierpieć z powodu uczucia przeciwnego (OR, 20 maja, 1).

Dlaczego boisz się z góry? Poczekaj przynajmniej, aż to przyjdzie, wtedy będziesz się tym martwić (OR, 16 lipca, 1).

Ty dobrze wiesz, mój Boże,

Że kochać Ciebie tutaj ja mogę

Tylko przez ten dzień...

(P 5)

8. CZAS I ŚMIERĆ

Teresę uderzała ulotność czasu i kruchość ludzkiego istnienia. Czuła, że na ziemi nic może zaspokoić pragnienia szczęścia.

Tak, na ziemi, nie trzeba przywiązywać się do niczego, nawet do rzeczy najbardziej niewinnych, gdyż brakuje ich w chwili, w której najmniej o nich myślimy. Tylko to, co wieczne, może nas zaspokoić (LT 42).

Uważam, że próby, jakie przychodzi nam znosić, bardzo pomagają oderwać się od ziemi. Każą patrzeć wyżej niż ten świat. Tutaj nic nie może nas zaspokoić (LT 43 B).

Nie mogę ochłonąć po wszystkim, co tu widziałam. Zobaczyliśmy w Paryżu piękne rzeczy. Lecz wszystko to nie jest szczęściem (LT 30).

Dlaczego szukać szczęścia na ziemi? Przyznaję, że moje serce jest go ogromnie spragnione, lecz dobrze widzi, to biedne serce, że żadne stworzenie nie jest w stanie jego pragnienia ugasić. Przeciwnie, im więcej pije w tym czarodziejskim źródle, tym bardziej chce mu się pić (LT 75).

Po najjaśniejszych nawet dniach następują ciemności. Tylko dzień pierwszej, jedynej, wiecznej komunii w Niebie trwa bez zachodu słońca! (Rkp A 35v°—36r°)

Łaską było to, iż nie mogłam pozostać w Alençon. Mieliśmy tam zbyt światowych przyjaciół, którzy nader łatwo umieli godzić ziemskie radości ze służbą Bogu. Nie pamiętali dostatecznie o śmierci, a przecież śmierć przyszła po wielu z tych, których poznałam, po młodych, bogatych i szczęśliwych!!! Lubię powracać myślą do czarodziejskich miejsc, w których żyli, zastanawiać się, gdzie są, co przyszło im z dworów i parków, w których widziałam ich wygodnie żyjących?...

I stwierdzam, że wszystko pod Słońcem to marność i udręka... Że jedyne dobro to kochać Boga z całego serca, będąc na tym świecie ubogimi duchem (Rkp A 32 v°).

Ludzka sława to tak niewiele! Przemija jak dym, co rozpływa się w jednej chwili (RD 3).

* * *

Jaki z tego wysnuwa wniosek?

Tylko Jezus jest, wszystko inne nie jest... Kochajmy Go więc do szaleństwa (LT 96).

Ach, ziemia, to wygnanie!... Żadnego punktu oparcia poza Jezusem, który jeden jest niewzruszony. Co za szczęście pomyśleć, że On zmienić się nie może... (LT 104)

W chwili, kiedy staję przed dobrym Bogiem, pojmuję więcej niż kiedykolwiek, że jedno jest tylko konieczne: to, by pracować wyłącznie dla Niego i nic nie czynić dla siebie ani dla innych stworzeń (LT 244).

Poznałam przez doświadczenie, że jedynym szczęściem jest się ukryć i nie znać rzeczy stworzonych (Rkp A 81v°).

* * *

Często Teresa mówi o ulotności czasu. Chciałoby się go zatrzymać, lecz wymyka się nieubłaganie.

Spójrzmy na życie w jego prawdziwym świetle... To chwila między dwiema wiecznościami (LT 87).

Me życie to jest tylko ta chwila,

Godzina, która teraz przemija,

Ono jest jak dzień,

Co wymyka się

I ucieka.

(P 5)

Jak czas szybko mija. Widzę, że wymyka mi się on z przerażającą prędkością... (LT 62)

Lubię bardzo te słowa Psalmu: „W Twoich oczach lat tysiąc jest jak wczoraj, które już przeminęło”. Co za prędkość! Ach, chcę pracować, póki trwa dzień tego życia; potem nadejdzie noc, w czasie której już nic nie uczynię (LT 71).

* * *

Z perspektywy Boga każda chwila jest wielka, każda ma wartość wieczności!

Wykorzystajmy nasz jedyny moment cierpienia, patrzmy tylko na chwilę obecną. Chwila to skarb... Jeden akt miłości pozwoli nam lepiej poznać Jezusa, przybliży nas do Niego na całą wieczność! (LT 89)

Każda chwila to wieczność, wieczność radości dla Nieba, wieczność widzenia Boga twarzą w twarz, kiedy będziemy stanowili z Nim jedno... (LT 96)

Wykorzystujmy, wykorzystujmy najkrótsze chwile, postępujmy jak skąpcy, bądźmy zazdrosne o najmniejszą rzecz z powodu Ukochanego! (LT 101)

Życie będzie krótkie, wieczność jest bez końca... Uczyńmy z naszego życia nieustanną ofiarę. (...) Niech wszystkie chwile naszego życia będą wyłącznie dla Niego. Niech stworzenia dotykają nas jedynie przechodząc...

Jedno jest tylko do spełnienia w nocy tego życia, nocy, która trwa tylko raz. To kochać, kochać Jezusa ze wszystkich sił serca i ocalić dla Niego dusze, aby mogły Go kochać... Ach, sprawić, by Jezusa kochano! (LT 96)

Czas jest tylko urojeniem, snem. Bóg już teraz widzi nas w chwale, cieszy się z naszej wiecznej szczęśliwości!... Ach, jak ta myśl podnosi mnie na duchu! Rozumiem wówczas, dlaczego z nami nie handluje... Czuje, że Go rozumiemy, i traktuje nas jak swoich przyjaciół (LT 108).

Życie to tylko sen. Wnet się zbudzimy i co za radość! Im bardziej teraz cierpimy, tym bardziej nasza chwała sięgnie nieskończoności (LT 82).

Maria mówiła mi też o nieśmiertelnych bogactwach, które łatwo można gromadzić co dnia, lecz obok których niestety przechodzimy, nie zadając sobie trudu, by je podnieść (Rkp A 33r°).

* * *

Śmierć zatem to nie mur, lecz drzwi. Drzwi wiodące do życia wiecznego.

Chciałabym ci powiedzieć tysiące rzeczy, które mi się rozjaśniają, kiedy stoję u drzwi do wieczności. Lecz nie umieram, wchodzę w życie (LT 244, do księdza Bellière"a).

Śmierć mnie już nie przeraża, pragnę jej jak jutrzenki mojego wiecznego szczęścia! (RD 3)

Śmierć Taty wywiera na mnie nie wrażenie nicości, lecz wrażenie prawdziwego życia. Odnajduję go po sześciu latach nieobecności, wyczuwam w pobliżu; patrzy na mnie i mnie chroni (LT 170).

Pragnę umrzeć, by zacząć żyć, pragnę umrzeć, by połączyć się z Jezusem. (RD 3)

Ponieważ godzina nie jest jeszcze znana, prosimy, byście czuwali (Rkp A 77v°).

Kiedy się patrzy na śmierć sprawiedliwego, trudno nie pozazdrościć mu losu. Dla niego czas już nie istnieje, jest tylko Bóg. I tylko Bóg (LT 60).

Dusza moja ku Tobie się wzniesie i żyć będę, by już nigdy nie umrzeć... Kiedyś ciało moje powstanie z prochu i połączy się z moją duszą. Wówczas ujrzy ono Ciebie i Tobą samym, Panie, radować się będzie!... (RP 3)

Śmierć również przeminie i wtedy cieszyć się będziemy nie tylko przez wieki, bowiem miliony lat będą dla nas jak dzień... a po nich nastaną inne, pełne odpoczynku i szczęścia... Celino... (LT 122)

* * *

Na pytanie: „Gdybyś miała umrzeć jutro, czy nie zlękłabyś się trochę, że to tak blisko?” Teresa odpowiada:

Ach, to może być i dziś wieczorem! Nie bałabym się wcale, cieszyłabym się tylko (OR, lipiec; z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).

Nie obawiam się Złodzieja... Widzę go z daleka, ale nie będę wcale krzyczeć: „Trzymaj złodzieja!” Przeciwnie, wołam go, mówię mu: „Tędy! Tędy!” (OR, 9 czerwca, 4)

To nie śmierć po mnie przyjdzie, lecz przyjdzie dobry Bóg (OR, 1 maja, 1).

Jakie to dziwne, bać się śmierci! Rzecz jasna, kiedy żyje się w małżeństwie, kiedy ma się męża i dzieci, to się rozumie! Lecz ja, która nie mam nic?!... (OR 27 sierpnia, 1)

Nigdy nie prosiłam dobrego Boga, by umrzeć młodo, choć, co prawda, zawsze miałam nadzieję, że taka jest Jego wola (Rkp C 8v°).

Posłuchajmy, jak opowiada o tym, kiedy po raz pierwszy pluła krwią. To wydarzenie było dla niej „niczym łagodny szept z oddali, zwiastujący przybycie Oblubieńca” (Rkp C 5r°).

Po czuwaniu w Ciemnicy do północy udałam się na spoczynek do celi; ledwie jednak położyłam głowę na poduszce, poczułam, jakby wzbierał we mnie strumień, który, gotując się, podchodził mi aż do ust. Nie wiedziałam, co to było, lecz pomyślałam, że być może umrę, i zatopiła mnie radość... Jednakże lampa już była zgaszona, musiałam zatem poczekać do rana, aby upewnić się o moim szczęściu, to jest o tym, czy rzeczywiście plułam krwią... (Rkp C 4v°—5r°)

Chcesz wiedzieć, czy się cieszę, że pójdę do Raju? Wielka by to była radość, gdybym tam poszła, lecz nie liczę na chorobę, to zbyt powolny woźnica. Liczę już tylko na miłość. Poproś Jezusa, aby wszystkie modlitwy, które za mnie zanoszą, przeznaczył do wzmocnienia Ognia, który mnie spala (LT 242, do siostry Marii od Trójcy Świętej).

Ośmielam się żywić nadzieję, że „krótkie będzie me wygnanie”. Lecz wcale nie dlatego, że jestem gotowa. Czuję, że gotowa nie będę nigdy, jeśli Pan nie raczy mnie w siebie przemienić. A to może uczynić w jednej chwili. Po wszystkich łaskach, jakimi mnie napełnił, oczekuję od Jego nieskończonego miłosierdzia jeszcze tej jednej (LT 224, do księdza Bellière"a).

Chcę, o mój Ukochany, za każdym uderzeniem serca ponowić moje oddanie nieskończoną ilość razy, aż — kiedy znikną już cienie — będę mogła wyznać Ci Miłość w trwającym wiecznie twarzą w twarz (M 6).

W ostatnim dniu, pośród wielkiego cierpienia:

Nie żałuję, że wydałam się Miłości. O nie, nie żałuję tego, przeciwnie! (OR, 30 września)

Moja dusza, opuszczając to życie,

Chce uczynić akt czystej miłości.

A potem, wzlatując do nieba — ojczyzny,

Wejść prosto do Twego Serca.

(P 23)

Tkaj całe życie z pokory i miłości, abyś wkrótce dotarła tam, gdzie i ja idę: w ramiona Jezusa! (LT 264, do siostry Marii od Trójcy Świętej)

Ostatnie słowa Teresy, gdy umierała:

Boże mój, kocham Cię! (OR, 30 września)

9. PRZEZNACZENI DO WIECZNOŚCI

Dla Teresy niebo zawsze było perspektywą rzeczywistą i bliską.

Przed sobą mam wieczność... (LT 102)

Często nam to mówiłeś:

„Niebo jest dla dzieci”.

(P 24)

Podróżujemy w stronę Ojczyzny (LT 148).

Przygotować się na to, by „poznać Go tak, jak On siebie zna, by stać się bogami”. Ach, co za przeznaczenie! Jakże nasza dusza jest wielka! Wznieśmy się ponad wszystko, co przemija (LT 57).

Kochana Celino, przemija postać tego świata, cienie się rozpływają. Wkrótce będziemy w ziemi rodzinnej. Wkrótce radości dzieciństwa, niedzielne wieczory, nasze rozmowy... wszystko to zostanie nam przywrócone na zawsze i z procentem. Jezus zwróci nam radości, których pozbawił nas na chwilę! (LT 130)

Teraz już mogę wyruszyć. Otrzymałam paszport do Nieba! (LT 263)

To nie przeszkodzi dobremu Bogu zabrać mnie, kiedy zechce. Ponieważ wkładam wszelki wysiłek w to, aby pozostać dzieckiem, nie muszę się głowić żadnymi przygotowaniami. Jezus sam będzie musiał opłacić wszystkie koszta podróży i cenę wejściówki do Nieba! (LT 191)

Widziała przykład rodziców:

Mam nadzieję, że teraz są w posiadaniu nieba, ku któremu zmierzali poprzez wszystkie czyny i pragnienia (LT 226).

Dobry Bóg dał mi ojca i matkę bardziej godnych Nieba niż ziemi (LT 261).

* * *

Obietnica życia wiecznego, główna obietnica Dobrej Nowiny, pomaga dzielnie przejść przez cierpienie. W przypadku Teresy było ono wielkie.

Uważam, droga Ciociu, że w tych chwilach wielkiego smutku potrzebujemy popatrzeć w Niebo... (LT 60)

Jakże jestem spragniona Nieba, gdzie Jezusa kocha się bez reszty! Lecz aby do tego dojść, trzeba wpierw cierpieć i płakać... (LT 79)

Któregoś dnia pójdziemy do Nieba, na zawsze. A wówczas nie będzie już dnia ani nocy, jak na ziemi... Ach, co za radość! Podążajmy w pokoju ducha, patrząc w Niebo, jedyny cel naszych trudów (LT 90).

Cierpię... Lecz nadzieja Ojczyzny dodaje mi otuchy, wkrótce będziemy w Niebie... A tam nie będzie już dnia ani nocy, tam Oblicze Jezusa będzie jaśniało światłem z niczym nieporównywalnym! (LT 95)

Życie jest bardzo tajemnicze... Jest pustynią i wygnaniem... Lecz w głębi duszy czujemy, że nastanie kiedyś odległa jeszcze nieskończoność, nieskończoność, która sprawi, że zapomnimy na zawsze o smutkach pustyni i wygnania (LT 114).

* * *

Teresa jest przekonana, że Niebo nie jest końcem działania, że w Niebie będzie dalej pracować dla świata.

Liczę na to, że w Niebie nie będę bezczynna, gdyż pragnę pracować tam jeszcze dla Kościoła i ludzi. Proszę o to dobrego Boga. I jestem pewna, że mnie wysłucha (LT 254).

To, co mnie przyciąga do Ojczyzny Niebios, to wołanie Pana, to nadzieja, że będę Go kochać wreszcie tak, jak tego pragnę, oraz myśl, że sprawię, iż pokocha Go wielu, którzy błogosławić Go będą przez wieczność (LT 254).

Przyznaję, że gdybym w Niebie nie mogła pracować dla Jego chwały, to nad Ojczyznę przełożyłabym ziemskie wygnanie. Nie znam zatem przyszłości, jednakże gdyby Jezus spełnił moje przeczucia, obiecuję ci, że w górze pozostanę twoją siostrą (LT 220).

Do księdza Bellière"a:

Spróbuj sobie uświadomić, że mnie nie stracisz, ale znajdziesz, i że cię już nie opuszczę (LT 258).

Obiecuję ci, że po moim odejściu w życie wieczne posmakujesz coś ze szczęścia, jakim jest poczuć blisko braterską duszę (LT 261).

Do matki Agnieszki:

Kiedy będę w Niebie, poproszę dla ciebie o tyle łask! I tak bardzo będę się z tym Bogu naprzykrzać, że nawet gdyby chciał mi odmówić, moje natręctwo wymusi na Nim spełnienie mych pragnień. Ta historia jest w Ewangelii! (OR, 21—26 maja, 7)

Do trzech rodzonych sióstr:

Nie sądźcie, że kiedy będę w Niebie, to spuszczę wam do dziobów gotowe kąski... Tego ja nie miałam i nie chciałam mieć. Będziecie być może przechodzić przez ciężkie próby, lecz wyślę wam światło, które sprawi, że te próby docenicie i pokochacie. Będziecie zmuszone powiedzieć za mną: „Panie, wszystko, co czynisz, napełnia nas radością” (OR, 13 lipca, 16).

Nie przychodzi mi do głowy świętować, nic mi to nie mówi. Nie potrafię myśleć dużo o szczęściu, które mnie czeka w Niebie. Na jedno tylko czekam naprawdę i to jedno sprawia, że bije mi żywiej serce: miłość, którą otrzymam i którą będę mogła dawać. I myślę też o wszystkim dobru, które chciałabym wyświadczyć po śmierci: sprawić, by chrzczono dzieci, wspomagać kapłanów, misjonarzy, Kościół cały... (OR, 13 lipca, 17)

Czuję, że wejdę w odpoczynek... Lecz czuję przede wszystkim, że moja misja się rozpocznie, misja tego, by Boga pokochano, jak ja Go kocham, misja otwierania małej drogi przed ludźmi. Jeśli dobry Bóg spełni moje pragnienia, to Niebo spędzę na ziemi aż do końca świata. Tak, chcę spędzić Niebo, czyniąc dobro na ziemi (OR, 17 lipca).

Siostra Genowefa zaświadcza:

Wielekroć i na różny sposób obiecywała, że „sprowadzi z nieba deszcz róż”. Wyrażała pragnienie i przekonanie, że uczyni wiele dobrego po śmierci, modląc się za Kościół. I że tym samym nie przestanie wypełniać swojej szczególnej misji wobec kapłanów. Słyszałam przede wszystkim, jak tłumaczy i opisuje, o jakie dobro jej chodzi, jakimi środkami przyciągnie dusze do Boga, ucząc je swej drogi ufności i zawierzenia bez reszty.
Odpowiadając na jedną z jej myśli, rzekłam:
— A więc sądzisz, że będąc w Niebie, ocalisz więcej dusz?

— Tak sądzę — odpowiedziała — dowodem jest to, że dobry Bóg pozwala mi umrzeć, podczas gdy tak bardzo pragnę ocalać dusze... (RiW 111)

* * *

Czymże więc będzie Niebo? Tu Teresa zdana jest jedynie na przeczucia.

Któregoś dnia Bóg zawoła z wdzięczności: „Teraz kolej na mnie”. Ach, co wówczas zobaczymy? Czym jest to życie, które nie ma końca?... Bóg będzie duszą naszej duszy. Niezgłębiona tajemnica! „Oko ludzkie nie widziało odwiecznego światła, ucho ludzkie nie słyszało nieziemskich harmonii, a ludzkie serce nie może nawet przeczuć tego, co Bóg przygotował dla tych, którzy Go miłują” (LT 94).

Myśmy większe od wszechświata. Któregoś dnia same będziemy wiodły boskie życie... (LT 83)

Życie mija... Wieczność zbliża się wielkimi krokami... Wkrótce będziemy żyć życiem samego Jezusa. Po tym, jak piłyśmy w źródle wszelkich goryczy, zostaniemy ubóstwione w źródle wszelkich radości, wszelkich rozkoszy... (LT 85)

O Niebie mam tak wysokie mniemanie, że czasem się zastanawiam, co przy mojej śmierci Bóg uczyni, aby móc mnie zaskoczyć. Nadzieja moja jest tak wielka, jest dla mnie takim powodem do radości, nie poprzez uczucie, lecz poprzez wiarę, że trzeba mi będzie czegoś ponad wszelką myśl, aby w pełni mnie zaspokoić. Jeśli miałabym się rozczarować, to wolałabym zachować wieczną nadzieję (OR, 15 maja, 2).

Niebo będzie dla wszystkich pełnią.

Jednego razu dziwiłam się, że dobry Bóg nie obdarza w Niebie wszystkich równą chwałą, i obawiałam się, czy każdy jest tam szczęśliwy. Wtedy Paulina kazała mi przynieść dużą szklankę Taty i postawić obok małego naparstka, a później napełnić jedno i drugie. Po czym zapytała, które tych z naczyń jest pełniejsze. Odpowiedziałam, że obydwa są tak samo pełne i że żadne nie jest w stanie przyjąć więcej wody, niż może w sobie pomieścić. Wówczas kochana Matka dała mi do zrozumienia, że w Niebie Bóg da swoim wybranym tyle chwały, ile będą mogli jej przyjąć i że w ten sposób ostatni nie będzie w niczym zazdrościł pierwszemu (Rkp A 19v°).

* * *

Niebo będzie pełnią zjednoczenia. Radość z kochania będzie syta. Na pożegnalnym obrazku Teresa napisała do swoich sióstr:

Widzę to, w co wierzyłam. Posiadam to, czego wyczekiwałam. Zjednoczyłam się z Tym, którego kochałam wszystką mocą kochania (LT 245).

Nasze serce, które na ziemi nigdy nie jest syte, pójdzie ugasić pragnienie w samym źródle miłości. Ach, jak wdzięczna to uczta! Jakaż radość widzieć Boga, „być sądzonym przez Tego, którego kochałyśmy ponad wszystko” (LT 56).

Nie przestając nigdy oglądać boskiego Oblicza, zanurzać się w bezbrzeżnym Oceanie Miłości... (LT 254)

I ogień miłości, co pochłania mą duszę,

Nigdy nie zgaśnie.

(P 26)

Niebiańskie radości, w których to, co stworzone i co jest nicością, ustępuje niestworzonemu, które jest rzeczywistością... (LT 116)

Bóg mój będzie mą wielką nagrodą. (P 17)

Będę cię kochać bez miary i bez praw

I moje szczęście objawiać mi się będzie

Wciąż nowe, jak za pierwszym razem...

(P 33)

Ach, jakże szczęśliwe będziemy, kiedy pewnego dnia wpatrzymy się w chwale w tajemniczy napój, którym to ugasiłyśmy pragnienie Jezusa, kiedy ujrzymy, jak wypowiada On jedyne i wieczne słowo Miłości! ...owo „Dziękuję”, któremu nie będzie końca (LT 98).

Copyright © (Polish edition) by Wydawnictwo Kairos, Kijów 1997

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Misja Joanny d,Arc Sw Teresa z Lisieux
Liryka ks Jana Twardowskiego Spotkanie ze sw Teresa z Lisieux
św. Teresa z Avila - Sprawozdania Duchowe, Teologia
Fragmenty książki Kobieta Jej zadanie według natury i łaski Edyta Stein św Teresa Benedykta od Kr
św Teresa z Avila Wołania duszy do Boga
Św Teresa Benedykta od Krzyża
św Teresa z Avila – Droga Doskonałości
św Teresa od Dzieciątka Jezus Dzieje duszy
sw Teresa z Avila
Św Teresa
Św Teresa Benedyktra od Krzyża
Św Teresa Benedyktra od Krzyża 2

więcej podobnych podstron