Wielu do miłości przychodzi z…walizką. Jedni z pustą, bo chcą tylko brać, niczego nie dając. Inni z pełną, chcąc tylko dawać, niczego nie przyjmując. I jedni, i drudzy nie bardzo wiedzą chyba, o co naprawdę w miłości chodzi.
Jeśli bowiem ktoś przychodzi do miłości jedynie z potrzebą jej, z głodem wręcz, nienasyconym oczekiwaniem - jak żebrak na bankiet - to z łapczywości nabawi się…niestrawności i znielubi tego, od kogo chciał tylko brać. Jeśli ktoś na przygotowane dla niego przyjęcie przyjdzie ze…swoim prowiantem, niczym się nie częstując, zostanie znielubiony za pogardę wobec chcącego go obdarować. W jednym i w drugim przypadku przychodzi się z walizką (czy sercem) pełną własnego „ja”, a przecież miłość to odkrycie skarbu czyjegoś „TY”!
*
Tak mi się skojarzyło z wakacyjnym obrazkiem. Ona - ktoś na podobieństwo Ani z Zielonego Wzgórza - oczarowana spokojem i urokiem wiejskiego ogrodu, spędza codziennie prawie kilka godzin na…drzewie. Dość wysoko, między konarami, jest bowiem tam rodzaj gniazda z desek, skąd ona ogląda krajobraz, czytuje coś, rozmyśla. Zabiera tam ze sobą tylko butelkę z wodą, coś do czytania i pisania. Jej kuzyn - wyraźnie zauroczony jej urodą i fantazją - chce z nią tam być, ale ona wciąga za sobą sznurową drabinkę. W końcu uprosił ją, by mógł tam wejść, ale przynosi pod drzewo plecak z kanapkami i piwem, laptopa, gazety…Ona, spuszczając drabinkę, mówi: „Zostaw to wszystko na dole, bo drabinka nie wytrzyma”. Kuzyn jednak wskakuje z bagażem na szczebel… Łamie się pod nim jeden, drugi i chłopak spada. Drabinka wędruje w górę i słychać z góry: „Do pustelni przychodzi się z pustymi rękami. Jeśli nie potrafiłeś nic oddać, to jak mogłeś coś tu otrzymać?”
*
Może właśnie w tym tkwi jakiś sekret, że do miłości trzeba przyjść z opróżnionymi dłońmi i sercem? Może właśnie serce pełne głodów i roszczeń, jak również i serce pełne własnego zarozumialstwa i samowystarczalności, jest po prostu zatrzaśnięte na miłość? Może właśnie trzeba się wyzbyć i jednego i drugie, by nagle mogło się wydarzyć coś zupełnie nowego, nieoczekiwanego, wspólnie tworzonego? Może to jest właśnie tajemnica Łaski, która cudownie wyposaża kogoś, kto potrafi coś oddać, wyrzec się bez żalu, by zrobić w sobie miejsce na skarb niespodziewanie wielki? Kiedyś „Pod budą” śpiewało piosenkę o pozostawionej przez kogoś wielkiej, starej walizce: „Po co się w niebie włóczyć z walizką? - Tam mają wszystko!”