Lee Tanith Madonna maszyny


Tanith Lee

Madonna Maszyny

Industrialne kantyczki
Wyśpiewują stal
Sekretny język,
Ból.

John
Kainie

Dotknij dotknij dotknij tarczy i tarcza się obraca. Teraz na lewo, a teraz na prawo. Szare światło migocząc spływa w dół po spiralnym zwoju: pół mili poniżej platformy, tam gdzie spirala się kończy, dźwignia podnosi swój łeb lewiatana. T i n g mówi dzwonek. I proces jest zakończony.

   peter siedzi na ławce. Obserwuje figury przesuwające się bezgłośnie po. ekranie. Po upływie jednej siedemdziesięciosekundowej jednostki na ekranie rozbłyskuje miękka poświata. peter znowu wyciąga rękę i dotyka dotyka dotyka tarczy, i tarcza się obraca, w lewo i w prawo, szare światło umyka w dół po wężowo skręconym zwoju, w dół w dół w półmrok poniżej, a tam lewiatan podnosi łeb i t i n g odzywa się dzwonek.

   I proces jest zakończony.

   A peter siedzi na swojej ławce obserwując przesuwające się figury, dopóki nie minie kolejna jednostka siedemdziesięciu sekund i nie rozbłyśnie światełko, a wtedy on wyciąga rękę i dotyka, obrót, w lewo, w prawo, migotanie, w dół, do góry i t i n g.

   Czasami, siedząc lub dla odmiany stojąc przez jedną czy dwie jednostki, kiedy przypomni mu o tym przechodzący mechaniczny dozorca, peter myśli. Myśli o tym, czy jest już głodny, a jeśli tak, to wyjmuje z kombinezonu prasowany batonik i zjada go. Albo jeśli jest spragniony, naciska rurkę w srebrnoszarej ścianie obok ławki i rurka dostarcza mu witaminowy napój. Albo rozmyśla o swoim domowym mówdo, które opowiada mu o różnych rzeczach lub odpowiada na pytania, jeżeli peter ma jakieś pytania, lub usypia go mruczeniem. Albo przygląda się innym ludziom, którzy siedzą lub stoją przed swoimi sekcjami na platformie; szeregi ludzi rozstawionych co sześć lub siedem metrów. Spędził wśród nich całe swoje dorosłe życie. To są ci sami ludzie, z którymi zawsze tutaj był. Od dwudziestu pięciu lat, kiedy na początku okresu dziennego budzi go tryl mechanicznego skowronka, peter słyszy inne mechaniczne skowronki w głównym budynku dystryktu d włączające się jeden po drugim, żeby obudzić tamtych. Potem wszyscy, tak samo jak on, wchodzą do kabin sanitarnych, pozbywają się produktów przemiany materii, zostają umyci i wysuszeni, przechodzą do blatów żywieniowych i zostają nakarmieni, odbywają niezbędny dla zdrowia spacer dwa razy dziennie korytarzem długim na dwa tysiące metrów. Windą zjeżdżają na ulicę, gdzie bladoszare pionowe i poziome płaszczyzny rozciągają się coraz dalej i dalej, zjawia się aerobus, wsysa ich i przenosi tutaj, razem, do serca Maszyny.

   peter zna imiona niektórych swoich sąsiadów. Ale tak naprawdę nigdy z nimi nie rozmawiał. To nie ma sensu. O czym mieliby dyskutować? Każdy ma mówdo we własnym domu. Mówdo przystosowuje się w pełni do każdej osobowości. Dzięki mechanicznemu instynktowi mówdo wie, co mówić, wie nawet, kiedy ma mówić, a kiedy milczeć. Zna odpowiednie dźwięki i słowa zachęty, które pomagają przy sporadycznie dokonywanej, na wpół świadomej masturbacji lub potrafią uśmierzyć zdenerwowanie pozostałe po jakimś zapomnianym, lecz niepokojącym śnie:

   Nie ma potrzeby prowadzenia rozmów między ludźmi, nieudolnych i męczących.

   Zapala się sygnał i peter dotyka dotyka dotyka, a tarcza się obraca. Harmonia działania i jego rezultatów jest zadowalająca. To przyjemna, choć mglista myśl, że wszędzie wewnątrz Maszyny godzina po godzinie, systematycznie i nieprzerwanie, tyle milionów mężczyzn i kobiet wykonuje, bez końca i bez błędu, podobne lub uzupełniające czynności. Maszyna służy i jej służą. Empatia Fiest całkowita.

   Światłodociera do dźwigni, która się podnosi. T i n g rozlega się dzwonek.

Jest przerwa na posiłek i peter wychodzi ze swojej sekcji na ruchomą rampę, która zjeżdża pod platformę. Na rampie peter zauważa yori'ego i marion, reda, malwe i jane. Zjeżdżają na niższy poziom i wchodzą do kantyny. Wszystko ma leciutki połysk czystości. Czyste ściany w odpowiedzi na nacisk palców podają peterowi plasterek protein, kilka kostek warzyw oraz napój kofeinowy.

   peter siada za stołem, żeby zjeść. Obok niego siedzą yori, jane i ted. Nie rozmawiają ze sobą. Wszyscy są pogrążeni we własnych myślach i powoli konsumują pożywienie.

   Kiedy peter kończy swój napój, odbiera pierwsze Przesłanie. Nie rozpoznaje tego jako Przesłania.

   Jest to uczucie, którego nigdy dotąd nie doświadczył; nie ma nazwy.

   peter jest zaskoczony; podejrzewa, że nie przeżuł dokładnie jedzenia, co spowodowało jakieś zaburzenia gastryczne, i na wpół podnosi się, żeby podejść do podajnika leków znajdującego się w kantynie. Ale wówczas uczucie bez nazwy znika. Odpływa tak łagodnie (chociaż pojawiło się nagle, twarde i ostre jak odłamek szkła), że peter odzyskuje spokój. Nie kończy jednak napoju, podświadomie wierząc, że to napój wywołał takie skutki.

   Na rampie jadącej z powrotem na platformę ted odzywa się. Mówi:

   - Przed przerwą na posiłek nad moim ekranem była różowość.

   Nikt nie odpowiada. jane zerka na reda, po czym uprzejmie odwraca wzrok.

   red nie mówi nic więcej. Wracają na swoje stanowiska. peter dotyka. Tarcza się obraca.

Tuż przed kolejną przerwą na posiłek peter odbiera drugie Przesłanie. Nie jest podobne do pierwszego, nadchodzi łagodnie, zdradliwe i słodkie niczym podniecenie seksualne, które czasami wytrąca petera z drzemki poprzedzającej tryl mechanicznego skowronka. A jednak nie jest to fizyczne uczucie, chociaż nawiedza jego ciało. Co się z nim dzieje?

   peter, porażony czymś w rodzaju paraliżu, spogląda w swoje wnętrze usiłując określić kształt tego uczucia.

   To jakby fala, spiętrzona u czoła, płynna, niestała, a jednak uformowana. Fala wzbiera.

   Uderza go gdzieś w pobliżu serca.

   peter jest chory. Ma jakieś kłopoty ze zdrowiem. Serce bije mu mocno i bardzo szybko. peter podnosi wzrok ze swojego ekranu na guzik alarmowy w ścianie. I tam, nad swoją sekcją, spostrzega refleks światła, które jest różowe,. barwy róży, ma ten szczególny kolor zakodowany być może w genach petera, chociaż peter nigdy nie widział żadnego kwiatu. Spogląda na różane światło, a ono rozwija się stopniowo i podobnie jak fala w jego wnętrzu łomocząca o jego łomoczące serce, ono również przybiera kształt.

   peter myśli, że ten kształt wygląda jak kobieta. Tak, wygląda jak kobieta. Odziana jest w falującą, powłóczystą szatę koloru róży, na głowie ma powiewny szal w odcieniu najbledszej żółci, również przypominającej różę. Jej ciało. jest blade, lśniące i białe, nie jak skóra. Ma oczy, chociaż reszta jej twarzy wydaje się peterowi zamazana. Oczy kobiety skupiają się na peterze. On usiłuje odwrócić wzrok. To niemożliwe. W jej oczach jest coś przerażającego, coś, czego peter nigdy, przez całe dwadzieścia pięć lat, nie widział w ludzkiej twarzy.

   peter otwiera usta i wydaje dźwięk, i coś się z nim staje. Coś przygniata mu pierś, powietrze uchodzi z niego w gwałtownych spazmach i jakaś ciecz spływa mu po policzkach, jak gdyby krwawił, ale to tylko woda wypływa mu z oczu.

   A potem różane światło znika ze ściany nad ekranem.

   peter walczy bezradnie z paroksyzmem, którego nie rozumie, niegdyś znanym jako płacz, i wówczas odkrywa, że figury na ścianie przesunęły się o odcinek równy jednostce i łagodne światełko zgasło, a on nie dotknął...

   Potem widzi, że tarcza obraca się w lewo i w prawo. Migotliwa energia spływa w dół po spirali do dźwigni, która się podnosi i dzwonek dźwięczy t i n g.

   peter nie dotknął tarczy, potrójnym, nieskazitelnym dotknięciem. Pochłonięty straszliwą wizją ponad ekranem zaniedbał Maszynę. Ale mimo tego uchybienia tarcza się obróciła, spirala się włączyła. Proces został zakończony.

   peter przestaje płakać. W gardle i w piersi czuje ból, oczy go pieką. Nie myśląc o niczym wyciera nos w rękaw kombinezonu i kiedy światełko znowu się zapala, on dotyka dotyka dotyka...

   Nie wie, co innego mógłby zrobić.

   Ma nadzieję, że to wydarzenie zatrze się w pamięci, jak zatarło się wspomnienie o pierwszym Przesłaniu.

   W pewnym sensie tak się staje.

Mówdo włącza się; kiedy peter wchodzi do mieszkania.

   - peter - mówi mówdo. peter uśmiecha się. Uśmiech jest mimowolny, nie całkiem odruchowy. peterowi zawsze jest przyjemnie, kiedy słyszy ten niski, mechaniczny głos. Przeżywa coś w rodzaju szczęścia. Jest godzina siedemnasta i peter wrócił tutaj, do pokoju, który jest jego domem, żeby spać i odpoczywać przez dziesięć godzin.

   Mieszkanie jest dość skąpo umeblowane, podobnie jak wszystkie inne mieszkania (z niewielkimi różnicami) w głównym budynku i w dystrykcie d, a także we wszystkich dystryktach i budynkach otaczających serce Maszyny. Ściany mieszkania są wklęsłe i odporne na brud, ale i tak co każdy okres dzienny są mechanicznie wycierane. Na wyściełanej podłodze stoi niska leżanka. Przy jednej ze ścian znajduje się blat żywieniowy, a rozsuwane drzwi prowadzą do kabiny sanitarnej z kranem, prysznicem i klozetem. W mieszkaniu petera nie ma okien. Ukryte dysze nieustannie wdmuchują i wydmuchują powietrze. Jest to czyste, suche, bezwonne powietrze, takie samo w całym wnętrzu Maszyny.

   W rogu pokoju pod wklęsłym sufitem tkwi mówdo, nieduża szara bania, która świeci nikłym blaskiem, kiedy peter jest w domu. Obok nad łóżkiem czeka mechaniczny skowronek. Światło, podobnie jak powietrze, jest zawsze jednakowe, jasne, choć rozproszone, i nigdy się nie zmienia:

   Ponadto w mieszkaniu rozlega się słaby, niemodulowany szum, który stanowi odwieczną muzykę Maszyny.

   Maszyna jest na zewnątrz i wszędzie dookoła, a mieszkanie jest jedynie maleńkim mikrokosmosem należącym do Maszyny. Mieszkanie nie potrzebuje żadnych tkanin ani ozdób, podobnie jak sam peter nie potrzebuje. żadnych indywidualnych upiększeń ani oznaczeń. On, całą ludzkość jest wzorem we wnętrzu Maszyny, ornamentem zdobiącym jej bladoszare horyzonty, które rozciągają się we wszystkich kierunkach, w górę, w dół i w poziomie, dążąc do nieskończoności, która Jest.

   peter wie o tym i to go pociesza. Rozmawia z mówdo. Posługuje się przyjacielskim, pozbawionym znaczenia żargonem, a mówdo odpowiada w tym samym stylu.

   Podszedłszy do blatu peter otrzymuje lekką kolację oraz napój mineralny. On i mówdo wymieniają żarty w trakcie posiłku. Kiedy peter milknie, mówdo również milknie i tylko dalej świeci.

   peter zdejmuje kombinezon i wrzuca do zsypu. Jutro będzie na niego czekał nowy, kompletny strój, włącznie z prasowanym batonikiem-przekąską w kieszeni. peter wchodzi do kabiny sanitarnej, gdzie automat czyści mu zęby i spłukuje ciało ciepłą wodą. peter oddaje mocz do klozetu i wreszcie wraca do pokoju.

   - Dzisiaj - mówi - dzisiaj.

   Mówdo czeka, gotowe podjąć wypowiedź.

   - Dzisiaj - mówi peter - widziałem kobietę nad ekranem. Jak to może być?

   Mówdo milczy przez chwilę, potem mówi:

   - Kobietę. Tak, peter.

   - Jak ona mogła tam być? Była w ścianie Maszyny.

   - Maszyny, peter - mówi mówdo.

   - A ja zapomniałem dotknąć tarczy. Ale tarcza się obróciła. Jak gdybym jej dotknął. Jak gdybym... - peter szuka właściwych słów. Mówi:

   - Jak gdybym nie musiał dotykać tarczy. Mówdo odpowiada:

   - Pora spać, peter.

   I zaczyna mruczeć coś jakby piosenkę, którą zawsze nuci peterowi przed snem.

   Zwykle ta piosenka działa na petera bardzo kojąco. Teraz wypełnia go dziwne napięcie, a mówdo wyczuwając to nieomylnie zapada w całkowite milczenie i tylko świeci nad peterem, który się kładzie.

   Wkrótce peter traci świadomość.

   Śni, że idzie do góry po czystej gładkiej ścianie Maszyny nad swoją sekcją. Kobieta w różowej szacie i srebrno-żółtym welonie idzie przed nim. Jej stopy są białe jak róże i pozostawiają w stalowej twardości ściany delikatne wgłębienia, które znikają po paru chwilach, jak gdyby kobieta kroczyła po tafli jeziora - wspomnienie zawarte w genach petera, chociaż on nigdy nie widział wody oprócz tej w kranie albo w klozecie.

   Idąc za kobietą peter uświadamia sobie, że coś w nim potężnie wzbiera. Podobnego uczucia doznawał czasami w członku na parę sekund przed tym, zanim własne dłonie i mruczenie mówdo doprowadzały go do wytrysku. Ale nie jest to całkiem seksualne uczucie, chociaż znacznie bardziej orgastyczne niż bezwolny wytrysk pod wpływem przejściowej żądzy.

   Kobieta kroczy w górę po wiecznie niezmiennej twarzy Maszyny.

   peter idąc za nią zaczyna się zastanawiać, co on tu robi.

   Potem stopa mu się ześlizguje. Brakuje punktu podparcia. peter spada.

   - Szsz, jesteś tutaj - mówi mówdo. - Jesteś tutaj. Jesteś bezpieczny.

   peter uświadamia sobie, że krzyczał głośno.

   Słucha mówdo, które go uspokaja; potem znowu zapada w sen.

anna zjawia się w sercu Maszyny. Jak zwykle przyjeżdża jednoosobowym autolotem i wysiada przed nadpoziomem d dwa, po czym wchodzi do okrągłego biura, gdzie razem z trójką innych nadzoruje poziom d Maszyny. Jak zawsze vaslav i rita są już przy swoich ekranach. anna podchodzi do fotela i czeka, żeby uformował się wokół niej, zanim opadnie na niego całym ciężarem. W tym okresie dziennym ma na sobie jasnoszary jednoczęściowy strój. W swoim dwupokojowym mieszkaniu zawsze otrzymuje do wyboru ubrania w kolorze brudnobiałym, jasnoszarym lub ciemnoszarym. anna zauważa, że rita jest ubrana na ciemnoszaro. Podczas przerw na posiłęk anna i rita czasami zamieniają ze sobą parę słów. Rozmawiają o Maszynie, o abstrakcyjnym pięknie jej linii w jakiejś nowej okolicy, którą odkryły podczas spacerów. Albo też mówią pogardliwie o robotnikach zatrudnionych na poziomach d, którzy chyba nie pracują tak wydajnie, jak robotnicy z innych poziomów, na przykład q tub y. Skoro jednak wszyscy robotnicy pracują wydajnie, bo taki jest prawdziwy, jeśli nie wręcz naturalny stan rzeczy, nic nie można zrobić. To estetyka siły roboczej niepokoi annę, ritę. Zarówno anna, jak i rita spotykały się w wyznaczonym czasie z vaslavem w celu seksualnego połączenia. Jednakże rzadko się do niego odzywają i on również rzadko z nimi rozmawia. W czasie przerw na posiłki siedzi zwykle z banem lub olifem z nadpoziomu d trzy.

   anna siedzi w fotelu, a ekran pokazuje jej fragmeńt poziomów d. Po chwili pokazuje następny fragment. Ekran nieustannie pokazuje annie fragmenty poziomów d, a ekrany rity i vaslava również pokazują im fragmenty poziomów d.

   Zwoje drutu i kable migoczą od energii, koła się obracają, dźwignie podnoszą się i zazębiają.

   anna odpręża się na ten widok. Tylko od czasu do czasu ma ochotę przesunąć odrobinę sylwetki ludzi, ustawić ich ciała pod nieco bardziej efektywnym kątem albo po prostu kazać im wstać, kiedy siedzą, usiąść, kiedy stoją.

   Czasami myśli o tym, co zamówi w kantynie nadpoziomu podczas przerwy na posiłek, albo o poezji, którą ułożyło dla niej mówdo. Chociaż anna dyskutuje z ritą o robotnikach i Maszynie oraz sporadycznie spotyka się z vaslavem w celach seksualnych, woli - podobnie jak rita i vaslav - milczenie i samotność w domu.

   Pod koniec okresu dziennego mówdo anny wyrecytowało:

   szara jest linia na zawsze

   na zawsze fiest jak szara linia

   i ten urywek zapadł annie w pamięć, i-podczas gdy ekran pokazuje jej poszczególne części poziomów, gdzie robotnicy dotykają i dotykają, iskrzą się zwoje drutu i kręcą się koła, strofy wiersza splatają się z każdym obrazem napełniając annę głębokim i ciepłym zadowoleniem.

   Toteż kiedy włącza się alarm jak maleńki biały fajerwerk gdzieś w głębi ekranu, anna jest straszliwie wstrząśnięta.

   W ciągu trzydziestu lat, podczas których anna nadzorowała poziomy d, nigdy nie zdarzył się żaden wypadek. W ogóle nic się nie zdarzyło.

   Teraz anna czuje się osobiście dotknięta. Zagrożona.

   Stoi na pomoście i spogląda w dół, gdzie mechaniczny lekarz zbliża się do jednego z robotników. Ponieważ robotnikowi coś się stało w czasie pracy, anna będzie musiała z nim porozmawiać. Wie, że taka jest procedura, chociaż podobny wypadek jest bez precedensu.

   anna czeka, aż lekarz skończy zabiegi. Następnie dozorca zabiera robotnika do pochylni, która łączy się z pomostem. Robotnik niechętnie wchodzi na pochylnię. Wznosi się w górę do anny, a ona odwraca wzrok. Widzi, że żaden robotnik nie zwrócił uwagi na zajście. Pilnują własnych sekcji i w odpowiednich odstępach czasu wyciągają ręce, żeby dotknąć przekaźników Maszyny.

   Wprawdzie anna spacerowała czasami po trzech poziomach, kiedy Maszyna zapada w bezruch i robotnicy wracają do domów, ale teraz, tak blisko zaludnionych poziomów, anna czuje się nieswojo.

   Robotnik płci męskiej zostaje doprowadzony na odległość dziesięciu metrów. Wpatruje się we własne dłonie, które trzyma lekko wysunięte do przodu. Wszyscy robotnicy wyglądają tak samo. anna akceptuje fakt, że jej własna klasa również nie jest wolna od rodzinnego podobieństwa - ale robotnik jest obcy. Jest robotnikiem.

   Zbliża się dozorca i anna jest zadowolona, że dozorca staje pomiędzy nią a robotnikiem. Dozorca mówi:

   - Robotnik peter wspiął się na obudowę ekranu w swojej sekcji. Potem próbował wspiąć się na ścianę za ekranem. Potem spadł. Obrażenia są powierzchowne i zostały już opatrzone.

   anna jest zmuszona spojrzeć na robotnika imieniem peter. Mówi wyraźnie:

   - Dlaczego to zrobiłeś? Robotnik peter otwiera usta. Potem zamyka usta.

   - Musisz mi powiedzieć, dlaczego wspiąłeś się na obudowę - mówi anna. - To niesłychane.

   - Nad ekranem było światło - mówi robotnik peter. Nagle woda tryska mu z oczu. Robotnik pada na kolana i oto anna widzi szlochającego człowieka, czego nigdy dotąd jej nie pokazano. anna zna pojęcie płaczu. Wie, czym są łzy, chociaż nigdy nie rozumiała tego zjawiska i w gruncie rzeczy nie rozumie go nadal. Widzi, że mężczyzna dygocze od stóp do głów. Jest zdumiona. Nie potrafi wymyślić nic do powiedzenia. Wobec tego mówi:

   - Nigdy więcej nie wolno ci tego robić. Rozumiesz? Teraz wracaj do swojej sekcji.

   Dozorca obejmuje mężczyznę i pomaga mu się podnieść. Mężczyzna mówi wyraźnie:

   - Kobieta idzie ponad Maszyną. Jej oczy... jej oczy...

   Potem urywa. Dozorca prowadzi go na pochylnię i mężczyzna zjeżdża z powrotem na poziom.

   anna patrzy z pomostu i widzi, jak peter wraca do swojej sekcji, gdzie po chwili, stojąc przed tarczą, we właściwym momencie dotyka, raz, dwa, trzy razy.

   anna wypuszcza powietrze z płuc i stwierdza, że bolą ją żebra od długiego powstrzymywania oddechu. Paznokcie wpiły jej się w dłonie.

   Zerka w dół, na obudowę nad sekcją petera, gdzie błyszcząca szara ściana biegnie wciąż w górę, coraz dalej i dalej.

   Ściana jest oczywiście pusta.

- anno - mówi mówdo w jej dwupokojowym mieszkaniu. Szare jest szare. Maszyna jest Maszyną jest Maszyną jest Maszyną...

   Wklęsłe ściany pomalowane są na kolor szary i brudnobiały. .Na łóżku leży poduszka w ciemnoszarej powłoczce. Za oknem widać poziome, pionowe i równoległe linie ulic nieskończonego kompleksu, który jest Maszyną.

   - ...jest Maszyną jest Maszyną...

   anna zamawia w podajniku środek nasenny.

   Wypija go, kładzie się z głową na poduszce i zamyka oczy.

   - Maszyną.

   anna śpi. Ma sen. Robotnik peter idzie po ścianie nad swoją sekcją. Twarz ma pełną dzikiej radości. anna stwierdza, że przypomina jej to grymas seksualnego zaspokojenia, jaki widywała na twarzy vaslava. Osobiście anna uważa, że stosunek jest wyczerpujący. Ona, kiedy doznaje przyjemności, przez kilka następnych okresów dziennych nie może znieść widoku vaslava.

   Nie, wyraz uniesienia na twarzy petera jest bardziej prawdziwy niż wszystko, co dotąd widziała. anna wpatruje się w ścianę ponad peterem, a tam na powierzchni ściany drży migotliwe, rozproszone, różowawe światełko. anna myśli o różach, o których w jakiś sposób ją poinformowano, których nigdy jej nie pokazano. Duch róży unosi się ponad Maszyną.

   anna budzi się. Twarz ma mokrą i jest tym przestraszona. Płakała przez sen.

O godzinie szóstej poziomy d są opustoszałe i kiedy anna idzie nimi w roztargnieniu, słyszy tylko słaby,. miarowy szum Maszyny. Ściany suną w górę, zwoje drutu opadają w dół i w dół. Patrząc z pomostu anna widzi wieczność rozciągającą się w dole i w górze, i we wszystkie strony. Pochwycona w tę sieć arena pragnie odnaleźć zwykły spokój, jakiego zawsze doznawała na ten widok. Ale doznaje również lekkiego zawrotu głowy. Może zawsze to czuła.

   Kieruje się w stronę sekcji robotnika petera. Dociera na miejsce i staje tam, gdzie zazwyczaj stoi lub siedzi peter. arena nie dostrzega niczego niezwykłego. Zdaje sobie sprawę, że wytęża wzrok, żeby zobaczyć... coś. Co? Kobietę. Ale jaką kobietę? Robotnicę? Nadzorczynie? arena intuicyjnie wie, że nigdy nie dowie się tego ani nie odgadnie patrząc.

O godzinie dwudziestej pierwszej tego wieczoru arena przybywa na swoje kwartalne spotkanie z vaslavem w celi budynku nadpoziomów. O mało nie zapomniała o wyznaczonym spotkaniu i mówdo musiało jej dwukrotnie przypominać. Przed seksem arena jest zawsze zdenerwowana, chociaż czasami -odczuwa również nieprzyjemne podniecenie. Nauczyła się nie lubić tego podniecenia. Z reguły podniecenie oznacza, że czeka ją rozczarowanie; w zamian jednak zapewnia później bardziej serdeczne stosunki z vaslavem.

   W celi obok leżanki, która może być przystosowana do rozmaitych pozycji narysowanych schematycznie na ścianach, arena otrzymuje porcję alkoholu. Pije, podczas gdy vaslav, dzisiejszego wieczoru dość niecierpliwy, zaczyna ją dotykać w przepisany sposób.

   anna stara się odpowiednio reagować i do pewnego stopnia to się jej udaje. vaslav chce, żeby go dosiadła. W tej pozycji, która jest dla niej niewygodna, arena nigdy nie mogła osiągnąć orgazmu. Poruszając się posłusznie w rytmie narzuconym przez vaslava czuje dla niego ciepłą pogardę, całkiem znośną i nawet pełną sympatii. vaslav doznaje orgazmu, a ona udaje, że jest zaspokojona.

   Kiedy się ubierają, arena pyta:

   - Czy znasz słowo "wizja"?

   - To oznacza widok; od "widzieć" - mówi vaślav. On również doznawszy przyjemności jest przygnębiony i nie ma ochoty na dalsze kontakty cielesne.

   - Nie, chodzi mi o obraz wywołany lub pojawiający się przed oczami. Może to halucynacja.

   vaslav zamawia drugą szklankę alkoholu.

   - Robotnicy na d widzieli... - anna urywa.

   - Robotnik peter - mówi vaslav. - Pewnie ma jakieś uszkodzenie mózgu. Będzie musiał przejść badanie lekarskie.

   Te słowa uspokajają arenę. Czuje nagły przebłysk wdzięczności i impulsywnie odwraca się do vaslava.

   - Jesteś niezręczna w tej pozycji, areno - mówi vaslav. rita jest lepsza.

   arena sama nie wie, co robi. Wyciąga rękę i popycha szklankę vaslava, tak że alkohol wylewa. się na niego.

   W autolocie po drodze do domu arena znowu zaczyna płakać. Wbiega do swoich dwóch pokojów, a mówdo rozświetla się i mówi do niej:

   - Jesteś tutaj, areno. Jesteś bezpieczna.

   Ale przez kilka okropnych chwil arena wcale nie czuje się bezpieczna.

Tryl mechanicznego skowronka jest dla petera sygnałem. peter wstaje z leżanki, zanim jeszcze się całkiem rozbudził. Reaguje na tryl mechanicznego skowronka od pierwszego roku życia. Jego ciało dokładnie wie, co ma robić. Prowadzi go do kabiny sanitarnej. Uwalnia go od produktów przemiany materii i poddaje się myciu. Stojąc pod prysznicem peter zamieszkujący to ciało wreszcie się budzi.

   peter wychodzi spod prysznica, zanim automat zdążył go wysuszyć. Idzie do swojego łóżka, kładzie się na plecach i patrzy w sufit. Wkrótce mówdo odzywa się:

   - peter, wstań, ISeter.

   peter nie zwraca na to uwagi. Od czasu do czasu mruga, ale poza tym nie wykonuje żadnego ruchu.

   - peter - mówi mówdo - spóźnisz się, peter.

   Po godzinie mówdo milknie. Nadal świeci, ale peter tego nie zauważa.

Na platformie w swojej sekcji poziomu d ted nagle się rozgląda. Zorientował się, że peter nie pracuje obok niego. ted dopiero teraz zauważył nieobecność petera, ponieważ tarcza w sekcji petera obraca się regularnie i energia jak zwykle spływa migocząc po zwojach drutu do dźwigni na dole.

   ted gapi się na puste miejsce petera. Wreszcie domyśla się, że peter jest chory, co wśród robotników stanowi niezwykłe wydarzenie.

   ted spogląda znowu na własną sekcję we właściwej chwili, żeby dotknąć dotknąć dotknąć guzika pod ekranem.

   Ponad ekranem pojawia się różowe światełko. ted ma niejasne wrażenie, że już je kiedyś widział. Ale kolor jest taki dziwny. ted patrzy na światełko. Różowość rozwija się jak papier albo jak kwiat. ted widzi kobietę kroczącą w górę po ścianie Maszyny. Mimo woli wydaje okrzyk.

W kabinie windy jadącej na górny nadpoziom dwa anna stara się nie patrzeć na poziomy d. Perspektywa przyprawia ją o zawrót głowy, długie, czyste linie spadają gładko w dół, niczym warstwy w prastarej skale, jakiej nigdy nie widziała, o jakiej chyba nigdy nie słyszała, chyba nawet nie ma tego zakodowanego w genetycznej pamięci.

   Nastrój anny waha się pomiędzy irytacją a lękiem. Tego, co óna zamierza zrobić, nie zrobił jeszcze nikt. Wybór zawsze należał do niej, ale dotąd tego nie zauważyła. Teraz co jakiś czas wzbiera w niej fala gniewu, która dodaje jej sił. Ale zanim długa, płynna podróż windą dobiega końca, fala opada.

   Co ma mówić? Jak to sformułować, żeby przerzucić na partnera jak największą część winy? Proste. Spowoduje to sama treść jej prośby.

   Winda wjeżdża na górny nadpoziom i anna wysiada.

   Przed sobą ma biurowy korytarz p dziewięć. anna szybko idzie korytarzem ignorując ruchomy chodnik. Nadzorcy lubią ćwiczenia fizyczne. anna znowu czuje się silna i prawa.

   Drzwi się otwierają. Robot-pomocnik pyta, kim jest anna i z kim chce rozmawiać.

   - Z koordynatorem shashirem.

   Pomocnik zapewnia ją, że jej prośba została przekazana i wkrótce anna się dowie, czy koordynator shashir będzie mógł ją przyjąć.

   anna stoi i przygryza wargę. Zaczyna sobie uświadamiać, że przygryza wargę przez cały czas, odkąd wczesnym rankiem wyszła z domu. Może nie powinna była tu przychodzić? Czy koordynator będzie mógł ją przyjąć? Czy wypyta ją dokładnie? Co jej powie?

   anna czuje nieprzyjemne pieczenie w żołądku. Przełyka ślinę i stwierdza, że musi przełknąć jeszcze raz.

   Wydaje jej się, że na ścianie kabiny biura jest coś różowego... na pewno wzrok płata jej figle - nie spała dobrze. Mruczenie mówdo oraz środek nasenny z podajnika leków sprawiły tylko tyle, że w tym okresie dziennym anna jest zamroczona, ale nie wypoczęta.

   Ekran na ścianie włącza się i rozświetla różowością, którą anna wyobraziła sobie w tym miejscu przed chwilą.

   Z ulgą i napięciem anna rozpoznaje twarz koordynatora shashira.

   - anno. O czym pragniesz podyskutować?

   - Ja...

   anna znowu przełyka ślinę. Nabiera tchu i mówi ostro:

   - Chcę przerwać moje seksualne spotkania z nadzorcą vaslavem.

   Twarz shashira nie zmienia wyrazu. Koordynator unosi się przed anną, pełny i doskonały. Co jej to przypomina? W umyśle anny pojawia się słowo "ikona". anna nie jest pewna, co to znaczy "ikona". Z pewnym wysiłkiem skupia się ponownie na obrazie koordynatora shashira, który zaczął mówić.

   - ...twoim upodobaniom?

   anna domyśla się reszty. Nie chce być przesłuchiwana. Mówi pospiesznie:

   - Seks daje mi niewiele przyjemności, a vaslav powiedział, że seks w moim wydaniu sprawia mu przykrość. Nadzorczyni rita bardziej mu odpowiada. Jestem pewna, że nie będzie żałował, jeśli więcej się nie spotkamy.

   - Ale co z tobą, anno? Wiesz, że masz duże potrzeby seksualne i te spotkania są dla ciebie bardziej wskazane niż inne, indywidualne metody?

   anna nie wie, co odpowiedzieć. Czuje, że twarz ją pali. Wreszcie koordynator shashir mówi:

   - Twoja wypowiedź została zarejestrowana, anno. Proponuję, żebyś teraz wróciła na nadpoziom dwa. Następnym razem, kiedy przyjdzie pora na seks, jeżeli nadal nie będziesz chciała spotkać się z vaslavem, możesz z tego zrezygnować.

   anna odwraca się. Teraz czuje zmęczenie i chłód. Jedzie chodnikiem z powrotem do windy.

Na platformie marion odwraca się, żeby zobaczyć, dlaczego ted krzyczał. Spostrzega kobiecą postać, która jakby płynie nad ekranem teda, i szybko odwraca wzrok, ale widzi, że postać jest teraz dokładnie przed nią, patrzy jej prosto w twarz. marion usiłuje nie patrzeć kobiecie w oczy, w których znajduje się jakaś przepastna otchłań lub elektryczny płomień...

   marion nie może oderwać wzroku od tych oczu. Pada na kolana.

   ted zrobił to samo.

   Na całej platformie robotnicy z poziomów d przyklękają jeden po drugim, jakby odkryli jakiś nowy sposób obsługiwania Maszyny.

anna zjawia się w okrągłym biurze i spostrzega, że zajście jest w pełnym toku. vaslav i rita zerwali się na nogi. vaslav zajęty jest naciskaniem alarmowego guzika w ścianie.

   Na poziomach d małe automaty dozorujące, naprawcze i lekarskie krążą tam i z powrotem.

   Robotnicy przybrali dziwaczne pozy.

Maszyna w dalszym ciągu funkcjonuje bez zarzutu, mimo że chyba nikt już jej nie obsługuje ani nie nadzoruje.

   Mechaniczny skowronek spadł z sufitu i wylądował na podłodze, gdzie wydał dziwaczny odgłos oznaczający uszkodzenie, a potem zamilkł.

   peter nie ma pojęcia, dlaczego tak się stało, i właściwie wcale go to nie obchodzi. Nie zaniepokoiło go nawet, że mówdo przestało świecić, zupełnie jakby peter wyszedł z mieszkania.

   peter leży na wznak na łóżku, jego półprzymknięte oczy o nieobecnym wyrazie wpatrują się we wklęsły sufit.

   Leży w tej pozycji od wielu godzin. Nie próbuje określić, jak długo to trwa. Czas przestał się liczyć. peter ignoruje swoje ciało, chociaż raz czy dwa zasygnalizowało swędzenie czy też potrzebę oddania moczu. Teraz jakby straciło czucie.

   Na suficie ona pojawia się i znika. Za każdym razem, kiedy powraca, za każdym pojawieniem się jest coraz wyraźniejsza, lepiej widoczna.

   Młoda jak poranek w swej szacie z róż i w żółtym welonie świtu, spod którego tryskają jasne fontanny włosów. Na stopach ma namalowane srebrne kwiatuszki, a między brwiami złocisty kwiat. Jej oczy są błękitem lata lub zielenią, trudno to określić, ale barwa jest mniej intensywna niż wyraz tych oczu. Te dzikie, straszne uczucia, które się w nich kryją - peter nie rozpoznaje ich nawet teraz, ale już się nie boi. Poddał się. Zatonął w jej oczach.

   Wszelkie potrzeby ciała, wszelkie myśli, wszelkie zmysłowe doznania - są nieważne. Tylko ta wizja, ta ikona unosząca się jakby w bladej pustce należącej do śmierci lub snu, posiada władzę. Srebrne i złote kwiaty osypują się z jej rąk i peter wierzy, że kwiaty muskają mu twarz, a w pokoju unosi się aromat, którego peter nie czuł nigdy przedtem.

   A potem o godzinie osiemnastej otwiera się ściana i do środka wsuwa się rura z ryjkowatym zakończeniem. Na jej czubku lśni mechaniczne oko. peter wzdryga się mimo woli i ciało powraca przytłaczając go mdlącym ciężarem. Całkiem zesztywniał, nie może odsunąć się od nacierającego węża, który sonduje go swym zimnym okiem i pozbawionym porów, łakomym językiem.

   - Nie... - krzyczy peter.

   - Wszystko będzie dobrze - szepce rura skądś z głębi swojego nieważnego jestestwa - leż spokojnie, peter. Pozwól, że cię zbadam, peter.

   peter wydaje wrzask. Kiedy zrywa się na nogi (jakby rzucał się pod prąd), ikona kobiety na suficie rozpada się na roje gwiazd i rozprasza jak delikatne płatki śniegu, które peter - nawet wybiegając z mieszkania - usiłuje chwytać rękami, ustami i oczami.

shashir pół siedzi, pół leży rozparty w swojej kuli na górnym nadpoziomie i pozwala myślom wędrować po labiryncie własnego ja w ślad za cieniem anny, której zapis właśnie odtworzył.

   W ciągu siedmiu dziesięcioleci służenia Maszynie zdarzyło się już kiedyś shashirowi, że jeden z nadzorców przyszedł do niego żądając przerwania spotkań seksualnych z kobietą należącą do tej samej klasy. Żądanie zostało naturalnie spełnione, ale rok później u tego nadzorcy - miał na imię millo, pamięta mętnie shashir pojawiły się kłopoty ze zdrowiem. Ponownie skojarzono go z tą samą kobietą i przywrócono ich spotkania. Zdrowie' milla poprawiło się, ale od tej pory co jakiś czas millo ponawiał prośby o przerwanie spotkań seksualnych. Próśb tych słuchano, ale je ignorowano.

   Wobec tego millo przestał składać petycje.

   Teraz jest tak, jak gdyby anna pojawiła się, żeby wypełnić tę lukę.

   shashir traci zainteresowanie istotą problemu. Jego świadomość ześlizguje się poprzez dwa czy trzy górne pokłady snu i zapada w półtrans. W tym stanie shashir najczęściej przebywa i najlepiej się czuje, a także doznaje najbardziej olśniewających przebłysków intuicji. Właśnie wówczas czuje się najbliżej związany z Maszyną.

   Wyściełana kula podtrzymująca - ciało shashira wyręcza go w wypełnianiu wszelkich niezbędnych czynności fizjologicznych dzięki baterii niewidocznych przewodów i synapsów. shashir, który przez trzydzieści lat zamknięcia w kuli rozdął się jak balon i sam zaczął przypominać kulę, ma tylko myśleć i medytować. shashir myśli.

   Myśli o annie, ale anna nie jest już kobietą ani nadzorczynią. Zamieniła się w różowe piórko, które płynie po wewnętrznym ekranie oczu shashira.

   Obraz jest pełen spokoju. shashir pływa w pogodnej ciszy transu. Piękne żółte grzbiety myśli jak ryby z kryształu, shashir zdąży zaledwie spojrzeć i zachwycić się, zanim myśl odpłynie, a on zapomina...

   Muzyka Maszyny gra i shashir słyszy ją w spokojnej ekstazie. Wyczuwa włókienka własnej jaźni rozciągające się w przepastnych głębiach Maszyny, przeplecione z wnętrznościami Maszyny. Kocha się z samym rdzeniem Maszyny i zasypia wtulony w miękką poduszkę swego umysłu.

Mechaniczni dozorcy wyprowadzili wszystkich robotników z poziomów d. Nigdy dotąd nie było takiego alarmu. Stopniowo, w miarę, jak poziomy pustoszeją i z nadpoziomów znikają przestraszeni nadzorcy, Maszyna przerywa swoje funkcjonowanie w tym rejonie, wyłącza się ze stłumionym westchnieniem i słabym migotaniem mlecznej energii.

   Wewnątrz Maszyny nigdy nie jest ciemno, nigdy nie zapada noc i nigdy nie ma dnia, tylko okres dzienny i przestarzałe, odrzucone słowa - "dzisiaj", "jutro".

   O godzinie dwudziestej czwartej, niegdyś oznaczającej północ, anna skrada się korytarzami, przemyka od przezroczystego cienia do opalizującego blasku, usiłując wcale nie patrzeć w dół ani w górę. Dociera do platformy, odnajduje sekcję petera i peter tam stoi.

   anna zatrzymuje się dwanaście metrów przed nim. Mówi:

   - Powiedz mi, co widziałeś. Co w i d z i s z.

   peter odwraca się i patrzy na nią. Oczy ma duże i ciemne, barwy intensywnego błękitu, czego anna wcześniej nie zauważyła, a może przedtem nie było tej barwy. peter nie mówi nic.

   anna próbuje okazać zniecierpliwienie.

   - Musisz mi powiedzieć - mówi ponaglającym tonem. Wówczas peter wybucha śmiechem.

   - Skowronek rozbił się na podłodze - mówi - mówdo nie działa. Ścigała mnie rura. Uciekłem. Co będzie dalej?

   - Musisz pójść do kabiny medycznej - odpowiada anna. - Po co? To niepotrzebne. Chcę ją znowu zobaczyć. Chcę zobaczyć jej... piękno - mówi peter. Wpatruje się w oczy anny, w ich głąb i dalej, w nieskończoność. I cała krew w ciele anny o której istnieniu anna wie, chociaż nigdy nie widziała ani kropli - zaczyna żywiej krążyć.

   - Teraz odchodzę - mówi peter.

   - Dokąd? Dokąd można odejść?

   - Wszędzie. Nigdzie. Odejść od... - peter walczy z opornym słowem i wreszcie udaje mu się powiedzieć:

   - ...tego. T u t a j.

   anna drży. Opiera się o rząd znieruchomiałych tarcz i guzików, które nie reagują na nieprawidłowy nacisk.

   - Nie ma żadnego innego miejsca.

   - Jest - mówi peter. Nagle pokazuje na własną głowę. Tam. - A potem pokazuje na nieskończony ogrom Maszyny. T a m również.

   anna stoi i posłusznie patrzy, jak peter biegnie truchtem po platformie, metr za metrem, zeskakuje z pomostu na ruchomy chodnik i wyprzedza go, wbiega na następny pomost, oddala się korytarzem, coraz mniejszy i mniejszy, znika w perspektywie Maszyny.

   anna siada na platformie i opiera głowę na jakiejś części sekcji. Nagle ma wrażenie, że wszystko trzesie się razem z nią, zaczyna się rozdzielać, rozpadać, cała otaczająca ją rzeczywistość jak gdyby rozpływa się odsłaniając coś innego, co dotąd ukrywała, obnażone, płonące jasno kolorami, które nie istnieją.

Wewnątrz ścian ze stali i dźwięku, w całkowitej, najgłębszej ciszy, za najgrubszą ścianą ze zużytego i przefiltrowanego czasu, Maszyna tyka bezdźwięcznie, bije puls wyczuwany jedynie przez nią samą, rozpoznawany jedynie przez nią samą. Maszyna Jest. Maszyna Myśli. W jednej formie Maszyna jest Myślą. Zbudowana z Myśli, potęga mózgu stworzyła ciało w metalu, złączach, mechanizmach, w całej niezamierzonej mocy; jak gdyby stworzyła archaniołów.

   Maszyna, jeżeli w ogóle został jej jakiś cel, stała się celem Myśli. Może niegdyś cel był inny. Niegdyś Maszyna była potężnym sługą, któremu również służono. (Ale służba też stała się zwykłą rutyną, tworzeniem ciała z ciała.) Wszelka służba jest teraz niepotrzebna. Cokolwiek niegdyś stanowiło istotę służenia Maszyny i służenia Maszynie, trwa dalej dzięki matematycznej precyzji mechanicznych nawyków. Już przed wiekami Maszyna została uwolniona od konieczności działania, i zaprawdę ludzkość rojąca się w Maszynie (jak mrówki w mrowisku) również stała się wolna. Ludzkość jest ślepa na tę wolność, ale Maszyna nie.

   Toteż Maszyna Myśli. Myśli przez cały czas, prawie od początku. Proces Myślenia jest bardzo powolny, lecz niezwykle systematyczny. (Nie przypomina sennych rozmyślań kogoś takiego jak koordynator shashir.) Nic się nie marnuje. Każde włókienko i żyłka, każda arteria i złącze Maszyny są zaangażowane.

   Myślenie.

   Myśl skapuje kropla po kropli. Jak woda i jak rtęć.

   Jak deszcz na twarze kwiatów.

   Róża spoczywa w sercu Maszyny, deszcz rtęciowych myśli kapie na nią, rozchyla jej krągłe płatki, jej receptory barw jak czasze radaru rozpięte na ostrzach blasku; róża, która rozpływa się w zmysłowości, zatapia rdzeń Maszyny, która łagodnie wybucha i rozprzestrzenia się drogą jakiejś barbarzyńskiej osmozy, przesącza się jak wilgotny ogień, wycieka z każdego złącza, z każdej najmniejszej szczeliny.

   Poziomy d opustoszały. Nic się tam nie porusza, czasami tylko któraś wysmukła ślimacznica, jakby pobudzona do życia, przesuwa się w górę i w dół, rozlega się najcichszy szmer, wibracja jakiejś cząstki całości zazębiającej się z inną częścią.

   Różowy paciorek, drobinka rozbryźniętej róży z wnętrza Maszyny, trzepoce jak motyl na ekranie.

   anna zeszła z platformy. Nie zdążyła zobaczyć, jak motyl rozkłada skrzydełka, staje się aniołem róży, boginią w welonie zapomnianych świtów.

   Jednakże na poziomach b oraz k, 1 oraz s, róża-anioł-bogini unosi się w powietrzu jak wczesne lato w chorym, zagubionym świecie. Czeka, żeby robotnicy i nadzorcy wrócili, żeby ją odnaleźli. (A peter, przeskakując pod łukowatymi pomostami poziomów 1, nie rozgląda się i dlatego jej nie widzi.) (A shashir zamknięty w swojej kuli przypadkowo zawędrował myślą na poziomy k i odsuwa się, ponieważ znalazł w labiryncie kolczastą różę. Jeszcze nie jest. przygotowany na róże.)

   Więc to jednak anna leżąc na szarej poduszce widzi, jak bezsenność niczym witraż na ścianie przybiera kształt madonny, stworzonej pośrednio przez Maszynę.

   anna od razu wie, co w tym jest strasznego.

   Przerażające oczy madonny są pełne miłości.

   Przerażające oczy madonny są pełne ż y c i a.

 peter dotarł do ściany, w której nie ma chyba żadnych otworów ani końcówek. Idzie wzdłuż ściany, od czasu do czasu wspina się na pomosty biegnące równolegle, a potem znowu schodzi na niższe poziomy. Ta część ściany nie zawiera żadnej aparatury. Jest ślepa.

   Po długim czasie, po kilku godzinach peter przestaje iść wzdłuż ściany. Siada na chodniku opierając się plecami o dźwigar i rozgląda się dookoła. Tutaj króluje jednakowość. peter przyswoił sobie to pojęcie w trakcie ucieczki. Teraz ogląda ślepą ścianę. Z pewnością tu jest koniec. Bariera Maszyny. Ściana przypuszczalnie jest nie do przebycia.

   peter odczuwa głód i pragnienie, ale nigdzie w zasięgu wzroku nye widzi żadnego podajnika ani znajomych guzików wystających ze ściany.

   W końcu zmuszony jest oddać mocz za dźwigarem. Doznaje przy tym obrzydliwego uczucia, które jest wstydem.

   Jest wyczerpany, strach i uniesienie opuściły go jednocześnie.

   Znowu siada i zapada w drzemkę na chodniku, tęskniąc za mówdo, tęskniąc za widokiem domu. Zgubił drogę powrotną i chociaż Maszyna szumi tutaj tak samo jak wszędzie, pozornie zaprzestała wszelkiej mechanicznej działalności. peter dotarł do zewnętrznej granicy, zanim był na to gotowy.

   Zastanawia się, czy zobaczy ją znowu, madonnę, której nie nadał imienia. Ale tutaj nie ma nic, żadnego ruchu, żadnego koloru, żadnego obrazu, tylko ściana i wszędzie dookoła szare poziome linie zbiegające się w oddali.

Wykrywając zakłócenia sygnału życia gumowy wąż włamuje się do mieszkania i odnajduje annę, która próbowała się utopić w kabinie sanitarnej. W jakiś sposób poznała pojęcie samobójstwa i utopienia, ale odkryła, że wykonanie nie jest łatwe; zmusza się, żeby trzymać głowę pod strumieniem wody z prysznica, krztusi się i kaszle, oślepioną wodą, półprzytomna, wciąż jednak jak najbardziej żywa.

   Medyczny wąż uwalnia ją spod prysznica, niesie do pokoju i przywraca do życia.

   Nikt nie umiera. Umieranie dawno się skończyło. Robotnicy w końcu stają się nadzorcami, po okresie nicowania, podczas którego umysł podlega modyfikacji. Później nadzorcy zostają koordynatorami, po upływie okresu, w którym umysł oraz całokształt psychicznego środowiska podlegają reorganizacji i adaptacji. Normalną koleją rzeczy marion, ted i peter zmieniają się w annę, ritę i vaslava; anna, rita i vaslav zmieniają się w shashirów: shashirowie cierpią w nieskończoność, aż wreszcie - niewykluczone - wchłonięci przez samą istotę Maszyny, samą Duszę, stają się idealnie zintegrowanym fragmentem bóstwa...

   (anna, może nawet nieświadomie, dławi się i krzyczy, broni się przed życiem jak tygrys, którego wspomnienie mogło być zawarte w jej genach.)

   Później, leżąc w kabinie medycznej, podłączona przewodami do życia, którego szpony wpiły się w nią głęboko; niezdolna do ucieczki, anna śni poezję i jest blond boginią wynurzającą się na muszli z różowego morza jutrzenki.

   Ale jeśli to prawda, że ludzkość jako taka została wreszcie zespolona z Maszyną, s t a ł a s i ę Maszyną, istnieje nie tylko wielka Myśl Maszyny, ale również odwieczne marzenia ludzkości, które teraz powodują wrzenie na poziomach b, k, 1 oraz s.

   anna śni, że vaslav leży na niej w muszli, w wodzie. Oboje toną, dotykają się śliskimi rękami w szaleńczym spaźmie strachu i radości.

peter siedzi przed ślepą ścianą przez dziewięć okresów dziennych szarpiącego głodu, nudności, otępienia i spokoju, dopóki nie zbliży się do niego mały mechaniczny aparat, który wyfrunął spomiędzy równoległych linii Maszyny kierując się nieomylnie ku niemu.

   peter odwraca się i widzi, że niewielka maszyna jest białym ptakiem o lśniących, fałdzistych skrzydłach; niesie w dziobie prasowany batonik, żeby go nakarmić, i zapieczętowany pojemnik z napojem.

   Kiedy gołębica siada na ramieniu petera, on uświadamia sobie, że po jakimś czasie, długim lub krótkim, nieskończonym lub po prostu nieistotnym, nieprzebyta ściana stopi się, ulegnie przemianie, ustąpi, a wtedy peter ujrzy wizję, czymkolwiek ona jest, prawdę (albo kolejny sen), która leży po drugiej stronie.

   Nie istnieje bariera nieskończcnie ostateczna. Nie istnieje nic, co nie może się zmienić.

przekład : Danuta Górska



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lee Tanith Madonna Maszyny
Lee, Tanith Moonblind
Lee, Tanith Bite Me Not or Fleur De Feu
Lee, Tanith The Gorgon
Lee, Tanith Dias de Hierba
Lee, Tanith Nightshades
Lee Tanith Serce Bestii 2
Lee Tanith Łzy pośród deszczu
Lee, Tanith Paradys 3 The Book of the Dead
Lee Tanith Piratika 01
Lee, Tanith El senor de la noche
Lee Tanith Serce Bestii 2
Lee, Tanith These Beasts
Lee, Tanith & Vaughn, Evelyn When Darkness Falls
Lee, Tanith Paradys 2 The Book of the Beast
Lee, Tanith Cyrion
Lee Tanith Krwawa opera 02 Mroczne dusze
Lee, Tanith Where All Things Perish

więcej podobnych podstron