Poskramiacz


POSKRAMIACZ

    Upalne, leniwe, kołobrzeskie popołudnie. Miałem już dość opalania się, postanowiłem więc pospacerować nadmorską promenadą. Zobaczyłem mnóstwo ludzi handlujących odpustową, jarmarczną tandetą, kilkoro rysowników (u jednego z nich zamówiłem swój - całkiem udany - portret), aż tu nagle…



    Nagle zauważyłem dwa węże. Jeden z nich pełzał w trawie. Z kolei drugi zwieszał się z ramion bardzo wysokiego i potężnie zbudowanego faceta z kilkudniowym zarostem i gęstym „futrem” na klacie, brzuchu i nogach, w czarnych okularach przeciwsłonecznych, granatowych, bardzo wyciętych kąpielówkach - zauważyłem, że zawartość spodenek mocno wypychała mu je do przodu - i w brązowych, skórzanych sandałach. Obok przystojniaka stała delikatnej urody blondyneczka w różowym biustonoszu od dwuczęściowego kostiumu kąpielowego, niebieskiej, dżinsowej spódniczce i w kolorowych japonkach. Wokół nich zebrało się spore grono gapiów. Minąłem ich... Jeszcze raz przeszedłem deptak w tę i z powrotem. Gdy wróciłem, zauważyłem pustkę wokół poskramiaczy węży i ich pupili, zatem do nich podszedłem.
    - Przepiękne są te węże - zagaiłem. - Jakie to gatunki?
    - Ja trzymam boa-dusiciela - powiedział miłym, głębokim barytonem mężczyzna. - A pełza sobie pyton tygrysi. Nie są groźne. Niedawno je nakarmiliśmy - dodał wesoło, uspokajająco, delikatnie się uśmiechając.
    - Chcesz któregoś potrzymać? - podjął po chwili. - A może chcesz się z nimi sfotografować? Aaa... cześć, jestem Tomek...
    - Aaa... Cześć. A ja - Łukasz - odrzekłem. - Ale nie wziąłem aparatu...
    - A to nie szkodzi - do rozmowy włączyła się dziewczyna. - Jestem Katarzyna... Możemy ci zrobić zdjęcie naszym aparatem i wysłać ci do domu.
    - Chętnie...
    Zapłaciłem podaną cenę i poprosiłem o zdjęcie z boa-dusicielem. Tomek położył mi go na ramionach. Wąż był dość ciężki, ale ku mojemu zaskoczeniu miał przyjemną w dotyku, zupełnie nie oślizgłą skórę.
    Po wykonaniu zdjęcia jeszcze przez chwilę głaskałem zachowującego się bardzo spokojnie gada.
    - Często tu bywacie? - zapytałem.
    - Zależy od pogody - odrzekł Tomek. - Ale, wiesz co... masz bardzo sympatyczną twarz. Jak to mówią, kamera lubi takich, i gadów się nie boisz, więc jeżeli chcesz, moglibyśmy się umówić na prywatną sesję z wężami. Chcesz?
    - Bardzo chętnie!
    - Dam ci namiary, a ty daj mi swoje, co? - Tomek wyjął dwie karteczki. Na jednej z nich zapisał swój telefon, drugą podał mnie. Żeby to zrobić, musiał zdjąć ciemne okulary. Wtedy zobaczyłem jego niesamowite, wręcz hipnotyzujące, szaroniebieskie oczy.
    Chyba wpadłem, i to po sam czubek głowy... - pomyślałem, tonąc w tych w oczach bez reszty... Napisałem mu swój numer i oddałem kartkę, a on wręczył mi swoją i zdecydowanym ruchem uścisnął mi rękę.
    - No to, na razie, Łukasz - rzekł na pożegnanie.
    - Na razie... - odpowiedziałem; wymieniliśmy uśmiechy i udałem się w swoją stronę.
    Wieczorem wybrałem się na spektakl grupy tańca akrobatycznego „Ocelot”. W pobliżu namiotu, w którym miało odbyć się widowisko, spotkałem… Tomka!
    - O, cześć! - wyraźnie się ucieszył. - Ty też przyszedłeś, żeby ich zobaczyć? Ponoć są fantastyczni!
    - Też tak słyszałem i chcę to sprawdzić - odrzekłem.
    - To co, trzymajmy się razem!
    - No jasne! - teraz to ja bardzo się ucieszyłem.
    W trakcie spektaklu poczułem, że jego ręka delikatnie ujmuje moją... Zdziwiłem się; czy to tylko z emocji? Ale ręki nie cofnąłem. I już do końca, cały ten oszałamiający, niesamowity pokaz obejrzeliśmy, trzymając się za ręce.
    Po wszystkim, wśród gromkiego aplauzu, który jak najbardziej należał się tancerzom, Tomek powiedział:
    - Miałbyś teraz ochotę na... na spotkanie z wężami? Pstryknęlibyśmy parę fotek.
    Pomyślałem, że bardziej miałbym ochotę na spotkanie z... jego osobistym wężem, którego odbicie wciąż miałem w pamięci, gdy stał tam, na promenadzie, w tych ciasnych spodenkach.
    - Pewnie! Bardzo chętnie! - odrzekłem.
    - To super! Pojedziemy moim samochodem, zaparkowałem niedaleko. Zgoda?
    - Zgoda!
    Krótka podróż upłynęła nam bardzo szybko na rozmowie i słuchaniu radia. Zatrzymawszy się przed skromną willą, Tomek rzekł:
    - Jesteśmy na miejscu. Zapraszam.
    Pomyślałem: nieźle sobie mieszka, jeżeli ta chata jest jego. Ale szybko rozwiał moje domysły.
    - Mam tu mały pokoik, wynajmuję.
    - A Katarzyna? - spytałem, gdyż sadziłem, że są razem i pewnie wynajmują coś razem.
    - To tylko moja wakacyjna współpracownica. Dojeżdża, wieczorem wraca do domu.
    - Aha... - nie dałem po sobie poznać, że ucieszyła mnie ta wiadomość.
    Poskramiacz węży zaprosił mnie do pokoju, w którym stało kilka terrariów. W jednym z nich - mój ulubieniec.
    - Chcesz go pogłaskać? - zapytał. - Naprawdę nie musisz się bać. Karmiłem go wczoraj, a węże mogą nie jeść przez tydzień.
    - Pewnie, że chcę! - odrzekłem.
    Tomek wyjął boa-dusiciela z terrarium i położył go na moich ramionach. Zacząłem głaskać węża, który leniwie się prężył i dźwigał łeb.
    - Jest śliczny - powiedziałem. - Naprawdę.
    - Dzięki… Większość nie widzi z wężach nic pięknego... Jeśli ci to nie przeszkadza, to się teraz przebiorę. Strasznie nie lubię tych opiętych ciuchów.
    O niczym innym nie marzyłem. Najchętniej zobaczyłbym go tylko we własnej skórze.
    - No jasne! Nie krępuj się, jesteś u siebie - odpowiedziałem.
    - Wciąż jestem pod wrażeniem tamtych tańców - mówił i jakby zastanowił się... - A może by zrobić coś nietypowego?
    - Co...?
    - Pamiętasz ten ich ostatni taniec? - nawiązał do minionego spektaklu.
    - Dokładnie! Zwłaszcza ten ostatni...
    Pamiętałem bo ten ostatni - to był prawie striptease. Tancerki zostały tylko w bikini, a tancerze w samych skąpych erotycznych slipkach.
    - To było coś niezwykłego - powtórzył. - I... moglibyśmy zrobić tu coś podobnie niezwykłego... Ty też jesteś dla mnie niezwykłym gościem.
    - Co masz na myśli? - zapytałem
    - Zaraz zobaczysz.
    Przez głowę przeleciała mi myśl, że może właśnie chodzi mu o... striptiz. Jego striptiz, taki tylko dla mnie. Chętnie bym to zobaczył! Patrzyłem ciekawie, co zrobi.
    Tomek włączył muzykę pewnego zespołu metalowego, stanął przede mną i zaczął tańczyć.
    - Lubisz ten zespół? - zapytałem, bo sam nie wiedziałem, co powiedzieć. Siedziałem z wężem na ramionach i głaskałem tego gada.
    - Bardzo. A ty?
    - Lubię go słuchać.
    - Coś ty?! To wspaniale!
    Po chwili Tomek zdecydowanym ruchem zdjął koszulę, która znalazła się na moich kolanach. Podniosłem ją i wprost zakręciło mi się w głowie. Ta niesamowita mieszanka: zapach jego potu i dobrego dezodorantu była wręcz oszałamiająca!
    Tymczasem Tomek prężył się jak zawodowy tancerz, jak dziki kot przed skokiem, jednocześnie dosłownie świdrując mnie na wylot swoim hipnotyzującym wzrokiem. Po chwili rozpiął pasek i rzucił go także w moją stronę. Z kolei pozbył się czarnych, skórzanych pantofli i skarpet w tym samym kolorze. I oto, nagle, mój poskramiacz węży podszedł do mnie, przełożył boa-dusiciela przez nasze obie szyję, a ten spełzł sobie spokojnie na podłogę. Tomek usiadł na moich kolanach, dokładnie tak, jak tamten estradowy tancerz jednej fance na widowni. Wiedziałem już, że żadnej foto-sesji nie będzie i wcale jej nie chciałem, za to bardzo chciałem... I wiedziałem już, że to się stanie, na pewno! Dotknąłem dłońmi jego niezwykle muskularnego, spoconego torsu, jak tamta fanka tamtego tancerza, i przez chwilę pieściłem go.
    Tomek zamruczał przymilnie, wciąż patrząc mi w oczy. Wytrzymałem ten jego mocny, natarczywy wzrok, przed którym czują respekt nawet te jego gady.
    - Teraz, gdy już wiem, że... - zaczął cicho.
    - Że co...?
    - Że będzie coś z tego... to... to wcale nie musimy się spieszyć. Wszystko przed nami…
    - Z czego? - udawałem, że jeszcze nie rozumiem, o co mu chodzi, a już nie mogłem się tego doczekać!
    Tomek wstał, wziął węża z podłogi, zawiesił go sobie na szyi i wyginał się w rytm tańca. Zwieszający się z szyi tego mena gad tak bardzo podnosił temperaturę striptizu, że i mnie to porwało. Wstałem i też zacząłem się rozbierać
    - Dobrze! Dobrze! - pokrzykiwał Tomek. - To mi się podoba! Bardzo!
    Wiedziony nagłym impulsem, klęknąłem przed opiekunem węży i ściągnąłem z niego jego sztruksowe spodnie jasnokremowej barwy. Moim oczom ukazały się białe, obcisłe bokserki, a w nos uderzyła niezwykle silna, samcza woń mieszaniny potu, rozgrzanego ciała i spermy.
    - Jara mnie twój zapach - przyznałem szczerze. - Chciałbym poczuć go jeszcze bliżej.
    - To na co czekasz...
    Nie czekałem na powtórzenie tych słów. Bokserki stawiały nieco oporu, ale po chwili opadły aż do kostek mojego towarzysza. Tomek skopał je za siebie. Zaniemówiłem na ten widok.
    - Włożę boa do terrarium - powiedział, przesuwając go lekko po swoim brzuchu, a ja nie mogłem oderwać oczu od jego... od jego potężnego osobistego pytona, który wisiał spokojnie, długi, gruby, żylasty... - było co podziwiać! - i dwa wielkie, ciężkie klejnoty.
   - Podoba ci się? - spytał, widząc, że gapię się na jego skarby naprawdę jak zahipnotyzowany.
    - Ba... bardzo... Przystojniak z ciebie - odrzekłem, a on tymczasem włożył węża do terrarium, który wprost zsuwał mu się z rąk. Teraz Tomek podszedł do mnie.
    - Jestem twój - rzekł, patrząc na mnie swoimi niesamowitymi oczami. - Bierz ze mnie, i z niego - palcami obu dłoni wskazał swojego penisa - ile potrzebujesz, ile tylko będziesz chciał.
    - Wezmę... - powiedziałem, biorąc ten klejnot w obie dłonie, wciąż jeszcze miękki, a taki dziwnie soczysty, że chciałbym go całego ssać i ssać bez końca. Podniosłem go do ust.
    - Uważaj, on szybko rośnie...
    Rzeczywiście, gdy tylko dotknąłem go językiem, gwałtownie zaczął się dźwigać, prostować, wyprężać i podnosić... Aż stanął mu w całej okazałości. Jaki ogromny! Niewiarygodne ogromny!
    - Teraz ja zajmę się tobą - powiedział, zwinnym ruchem delikatnie wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko, kładąc mnie na nim równie ostrożnie. Cały czas patrzył mi prosto w oczy. - I rozbiorę cię do końca - dodał.
    Robił to powoli, z ogromną czułością, a gdy byłem już nagi - zaczął mnie namiętnie pieścić i całować. Zamknąłem oczy. Odpłynąłem w jakąś nieznaną, tajemniczą przestrzeń... Poczułem wszechogarniający mnie bezwład. A on całował mnie i całował, od góry do dołu. W pewnej chwili odwrócił mnie na brzuch i znów całował, od dołu do góry... Ominął moje pośladki i dopiero po chwili wrócił do nich. Oburącz mi je rozchylił i natarł na nie swoim językiem.
    Drżałem ja w febrze.
    - Wszystko w porządku? - usłyszałem.
    - Tak...
    - Jesteś gotowy?
    - Tak...
    - Na pewno?
    - Na pewno!
    I wtedy, nagle...  Wrzasnąłem! Krzyczałem...
    Nie, ani nie wrzeszczałem, ani nie krzyczałem. Po prostu nie wydobyłem z siebie  żadnego głosu. Tylko ból, przeraźliwy ból!
    - Wytrzymasz...?
    - Tak... - nie wiem, jakim cudem to słowo przeszło przez moje ściśnięte gardło...
    Wytrzymałem. Pomimo całej ostrożności i delikatności, jaką Tomek wkładał we wszystko to, co robił, ból, jakiego doznałem, pozbawił mnie świadomości i czucia. Nawet nie wydałem jęku, tylko czarna przepaść... Wytrzymałem. A on na przemian wsuwał we mnie i wysuwał swojego potężnego osobistego pytona. Jednocześnie muskał moją twarz wargami i szeptał jakieś czułe słowa, a opuszkami palców pieścił tors. Robił to wszystko powoli, a ja dopiero po dłuższym czasie przyzwyczaiłem się do jego ruchów i do jego niebywale wielkiego penisa. Choć cały czas czułem ból, teraz było mi dobrze. Teraz już mogłoby to trwać... I trwało, chociaż niewielką, raczej krótką chwilę. Naraz poczułem, jak wbił się we mnie, jak poderwał się całym ciałem, szarpnął... i drugi nawrót bólu, gdy gwałtownie wyrwał się ze mnie... Teraz ciepło, gorąco na moich plecach... Jego pyton strzelał bez opamiętania aż po mój kark...
    - Nie śpisz, Łukaszku? - usłyszałem po chwili, nie wiem jak długiej.
    - Nie... - i otworzyłem oczy, które znów zderzyły się z jego spojrzeniem. - Jesteś prawdziwym poskramiaczem. Poskromiłeś moje ciało, moją wolę, mój ból - dodałem ciszej, a on uśmiechnął się leciutko.
    - To najpiękniejszy komplement, jaki usłyszałem - stwierdził.
    - Tak, to prawda... Oddałem się tobie całkowicie - potwierdziłem.
    - Dziękuję... za szybko to z mojej strony było, ale...
    - Ale było dobrze... To ja tobie dziękuję - objąłem go i mocno do siebie przytuliłem. Dobrze, że było krótko, o tyle mniej bolało - myślałem. Teraz czułem się taki szczęśliwy, taki bezpieczny. Wiedziałem, że Tomek, ten poskramiacz nie tylko węży, nigdy nie zrobiłby nikomu żadnej, ale to żadnej krzywdy, więc na pewno i mnie nie zrobi.
    - Jesteś gotowy do... do drugiego aktu?
    - Ja...? - zadrżałem... - Nie, już wystarczy...
    - Teraz ja chcę cię w sobie poczuć - powiedział po chwili.
    Odetchnąłem z ogromną ulgą! Co za radość! Tak, takiego drugiego aktu z pewnością chcę!
    - Ja też chcę cię poczuć - mówił dalej. - Niczym się nie przejmuj, wszystko będzie dobrze - dodał, widząc, jakimi nieprzytomnymi oczami wciąż jeszcze na niego patrzyłem.
    - Tak, na pewno będzie - zapewniłem go.
    - Na pewno zrobisz to... dłużej niż ja. Ale nie musisz mi dać orgazmu, gdyby... - dalej płynęły jego słowa. - Chcę się tylko z tobą zjednoczyć.
    - Ja też chcę... Ale... ale chcę ci dać orgazm...
    - Spróbujemy razem, może się uda...
    Dlaczego to powiedział, nie wiem. Nie wierzył w moje możliwości?
    - Daj... - powiedziałem i... i wpłynąłem w niego zupełnie lekko, bez trudu, a on objął mnie z całych sił. Te cudowne pieszczoty sprawiły, że poczułem niezwykłą błogość. To był stan orgazmu przeżywanego całym moim jestestwem. Dam mu, muszę mu dać! - postanowiłem.
    - Dobrze mi... Możesz szybciej? - usłyszałem jego cichą prośbę.
    Od razu przyspieszyłem. Natychmiast! Biłem w jego pośladki z całych sił!
    - Będzie, Łukaszku, czuję, że będzie - usłyszałem za jakiś czas...
    To było jak balsam dla mojej duszy! Potwierdzało moją wartość!
    - Ja też będę miał... z tobą... - odpowiedziałem.
    Ten moment nadszedł sam. Byłem nim przerażony i zaskoczony: moment idealnie zsynchronizowanego wytrysku, jego i mój... Moja sperma wypełniła jego wnętrze. Nie miałem jak wyskoczyć, tak mocno mnie trzymał, a jego nasienie skleiło nasze włosy na naszych klatach i brzuchach.
    Nie oddychaliśmy...
    Muzyka już dawno przestała grać…

*   *   *


    Do dziś oglądam tamto swoje zdjęcie, z wężem przewieszonym przez moje ramiona... Mam na tym zdjęciu taką dziwną minę, ani poważną, ani radosną... I żałuję, że nie mam zdjęcia Tomka, w tamtych obcisłych, ciasnych, plażowych spodenkach...
                                                                                                 Łukasz



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Poskramianie Malego Dziecka Mt Biznes
Poskramianie zwierząt
1 poskramianie smadula SYGUFBUP4JYQZMLT5XH5FYKALB7IM6DYT57M7WA
Poskramianie Malego Dziecka Mt Biznes
Jackson Shirley Poskramianie demonów
Jak poskramiają by obdzierać żywcem ze skóry
Daniel Czarnota Poskramianie przypadku jako dziejowy proces

więcej podobnych podstron