Jean Flori
Rycerstwo
w średniowiecznej Francji
Wprowadzenie
Początek XIII wieku wydaje się okresem szczytowego rozkwitu rycerstwa. W wielu regionach, zwłaszcza we Francji, jest ono przemieszane ze szlachtą, stanowiąc jej zbrojne ramię. Od ponad stu lat w całej Europie, a nawet na Bliskim Wschodzie, zwycięża dzięki swym ostrym szarżom na wszystkich polach walk. Dominuje także w społeczeństwie, wieńcząc proces awansu społecznego, który stopił je z arystokracją; w ten sposób powstała odrębna grupa społeczna, której jasno określone i na nowo zatwierdzone przywileje wkrótce stały się dziedziczne: szlachta.
Wypracowała ona sobie również ideologię, zbiór wartości, które we własnym mniemaniu ucieleśnia; posłannictwo, jakie Kościół niegdyś przypisywał królom: obronę królestwa, utożsamianą z obroną całego chrześcijaństwa; ochronę kościołów i ludzi słabych, duchownych, wdów, sierot.
W oczach rycerstwa owo posłannictwo usprawiedliwia jego przywileje, jego przewagę nad ludem, a nawet jego pochodzenie i istnienie. Ten obraz samego siebie trafnie odzwierciedla opowieść z początku XIII wieku, Lancelot z Jeziora, jeden z najbardziej poczytnych w Średniowieczu utworów, mający przemożny wpływ na umysły: młody Lancelot, sierota, zanim stał się „najwaleczniejszym rycerzem świata", został przysposobiony i wychowany przez Panią z Jeziora, księżniczkę-wróżkę dziwnej i tajemniczej krainy. Kiedy osiąga wiek, w którym z chłopca staje się rycerzem, Pani z Jeziora wysyła go do króla Artura, prawdziwego mistrza rycerzy. Król wręczy mu miecz, oznakę jego stanu. Przedtem jednak Pani opowiada Lancelotowi o pochodzeniu rycerstwa, jego przywilejach, a także o posłannictwie i obowiązkach.
Pochodzenie to ginie w mrokach dziejów. Jednak nie sięga samego stworzenia, gdyż wszyscy ludzie pochodzą od jednej pary, Adama i Ewy, wszyscy więc byli równi „w prawie". Nic ich nie różniło z racji urodzenia, rodu, szlachectwa. Jednak wskutek ludzkiego grzechu na świecie rozwinęło się zło i silni zaczęli uciskać słabych, którzy wybrali wtedy najzdolniejszych spośród siebie, aby nimi rządzili i ich bronili.
„A kiedy słabi nie mogli już stawić czoła ani oporu silnym, ustanowili nad sobą gwarantów i obrońców, by zapewnić słabym pokój i rządzić nimi sprawiedliwie, a także aby odwieść silnych od nieprawości i zniewag, jakich się dopuszczali” (Lancelot z Jeziora).
Tak więc, na mocy wyboru, ustanowiono najwyższy stan - rycerstwo. Ma ono dwojakie zadanie: osłaniać Kościół i bezbronny lud, służyć Bogu i Kościołowi, ale także rządzić, kierować, panować nad ludem, który winien być mu we wszystkim posłuszny i zapewnić to, co niezbędne do godnego życia.
Odnajdujemy tutaj, z kilkoma znamiennymi retuszami, trójdzielny schemat charakteryzujący większość społeczeństw wywodzących się z indoeuropejskich migracji, które osiedliły się w Europie. Być może jest to nawet, z paroma odmianami, stały element całej ludzkości. Jednak w Europie, a zwłaszcza na średniowiecznym Zachodzie, który nas tu interesuje, schemat ten jawi się w pełni wyraziście dopiero na początku XI wieku. W poemacie dedykowanym królowi Francji Robertowi Pobożnemu około 1030 roku biskup Laon Adalberon dzieli chrześcijańskie społeczeństwo na trzy kategorie: „Ci, którzy się modlą, ci, którzy walczą, ci, którzy pracują". Kilka lat wcześniej jego kuzyn Gerard, biskup Cambrai, przemawiał w podobny sposób podczas synodu zebranego w Arras, gdzie zwalczał wywrotowe poglądy „heretyków", ludzi świeckich, którzy rościli sobie prawo do samodzielnego wypracowania poglądu w kwestii wiary religijnej. Występując przeciw nim, wykazał, że „od zarania rodzaj ludzki dzieli się na trzy części, na ludzi modlitwy (oratoribus), rolników (agricultoribus) oraz ludzi wojny (pugnatoribus)".
Niech zatem każdy dostosuje się do woli Bożej i umie zostać na swoim miejscu. Niech religia będzie sprawą duchownych, stosowanie siły sprawą wojowników, a dla wyżywienia całej ludzkości niech masa chłopów nie szczędzi trudu, poddana dwóm pozostałym stanom społeczeństwa chrześcijańskiego, niezmiennego, gdyż takiego społeczeństwa od początku chciał Bóg.
Ten podział na trzy części nie jest niewinny. Ponad prostym stwierdzeniem koniecznej różnorodności funkcji czy zawodów zaprowadza w istocie hierarchię społeczną, wręcz prawną. W obrębie społeczeństwa średniowiecznego, tak zastygłego w swej uświęconej niezmienności, wszyscy ludzie wywodzący się od pierwszej pary są zatem całkowicie równi, ale - mówiąc żartobliwie - „niektórzy są równiejsi". Ich różne funkcje nie mają bowiem równego stopnia godności, wielkości, „szlachectwa". Na szczycie hierarchii „słudzy Boga' przyjmują Jego słowo i w Jego imieniu rządzą ziemskim społeczeństwem swymi oświeconymi radami. To posłannictwo pośredników między niebem i ziemią stawia ich w szczególnej sytuacji. Są oni „w świecie", ale nie „ze świata". Przez swe modlitwy czy sakramenty, których są jedynymi prawomocnymi szafarzami, dzierżą klucze do raju, do tego królestwa Bożego, do którego dążą wszyscy ludzie tych czasów. Stan duchowny zajmuje zatem szczyt hierarchii, gdyż to, co duchowe, ma przewagę nad tym, co doczesne (przynajmniej w oczach księży), tak jak - według ich poglądów - dusza nad ciałem.
Nie ulega wątpliwości, że na dole społeczeństwa, u jego podstaw, znajdują się ci, którzy żyją z pracy własnych rąk. Na początku XI wieku prawie nie ma innych prac prócz uprawy roli, z której pochodzi wszelka żywność. Rozwój miast, handlu, rzemiosła, a potem tego wszystkiego, co już da się nazwać przemysłem, rozbije później jedność trzeciego stanu, który na razie można utożsamiać z uprawiającymi ziemię, żywicielami dwóch pozostałych warstw społecznych. Natomiast stan drugi, jedyny, który nas tutaj interesuje, w myśli Adalberona i Gerarda składa się z tych, którzy kierują i rządzą społeczeństwem chrześcijańskim według dyrektyw z nieba: są to przede wszystkim królowie oraz ci, którym przekazali oni całość lub część władzy królewskiej powierzonej im przez Boga.
Około 1030 roku społeczeństwo chrześcijańskie, zwłaszcza we Francji, przeżyło dogłębną przemianę. Władza senioralna, zwana niekiedy feudalizmem, utrwaliła się mocno - nie można mówić o anarchii feudalnej, to niemal jej przeciwieństwo. Zmierzch władzy centralnej pociąga za sobą umocnienie więzi między ludźmi, wzrost znaczenia i skupienie rządów w rękach dawnych przedstawicieli upadającej władzy królewskiej, hrabiów, których na niższym szczeblu wkrótce zastąpili kasztelani. Otoczeni wojownikami, których łacińskie teksty nazywają milites, co wkrótce będzie można przetłumaczyć słowem chevaliers (rycerze), kasztelani zaprowadzają wówczas swój porządek - czy też nieporządek - panując nad ludźmi w obrębie małego regionu, którym kierują, zarządzają, który użytkują. Jest to epoka zamków i rycerzy - dwóch filarów społeczeństwa feudalnego.
Wtedy się rodzi rycerstwo.
Nie tak, jak tłumaczono Lancelotowi, na mocy wyboru przez najsłabszych, szukających obrony przed zdzierstwem najsilniejszych podczas zamierzchłych napięć u zarania dziejów ludzkości, ale raczej w burzliwej epoce początków świata feudalnego, przez samo praktykowanie siły miecza na bezbronnej ludności. Pod przykrywką obrony, która stała się już jednak mniej konieczna po ustaniu najazdów Normanów czy Saracenów, kasztelani orężem swych rycerzy narzucili władzę ludności poszczególnych regionów. Rządzą nią, sądzą ją, nakładają na nią podatki, które teksty często określają wielce wymownym słowem: wymuszenia (exactiones).
Mitycznym źródłom rycerstwa stającego w obronie słabych, kobiet, sierot i wszystkich wydziedziczonych trzeba więc stanowczo przeciwstawić rzeczywiste pochodzenie tego stanu, który bardziej uciska, niż broni. Dopiero stopniowo, pod wielorakim wpływem Kościoła, ale także poetów, pisarzy, kobiet, powszechnej ewolucji obyczajów, gustów i mentalności, ta klasa żołdaków i wiarusów przeobraziła się w rycerstwo, jeśli nie w rzeczywistości, to przynajmniej w jej wyobrażeniu, w jej obrazie. W większym stopniu niż realną instytucją rycerstwo jest sposobem życia, ideałem, a być może nawet i marzeniem.
I. Rycerstwo klasą społeczną?
Czym jest rycerstwo i kim są rycerze? Wątpliwości budzą się już na poziomie słownictwa. Określenia bowiem, które od XI wieku coraz częściej spotykamy w tekstach, same w sobie są niejasne.
1. Problemy ze słownictwem
Zabarwienie znaczenia służbą publiczną dochodzi do klasycznego i czysto militarnego sensu łacińskich słów miles, militia, militare, które odnosiły się do żołnierzy rzymskich. Mnisi sami określają się mianem milites Dei, co można przetłumaczyć zarówno jako „słudzy Boży", jak i „żołnierze Boży", tak ściśle są wówczas powiązane pojęcia walki (tutaj duchowej) i służby. Skądinąd, kiedy w VIII wieku odbywa się koronacja króla, a nieco później księcia, biskup przypomina mu, że zaczyna on pełnić służbę publiczną (militia) i winien służyć Bogu (militare Deo). Oczywiście, czasem i orężem; jest to jednak tylko jeden z aspektów jego funkcji rządzenia. Jeszcze w X wieku u Hinkmara z Reims słowo militia zachowuje znaczenie funkcji publicznej, a miles (liczba mnoga: milites) kładzie akcent w równej mierze na służbę i posłuszeństwo, co na funkcję wojowania.
Dochodzi tu także zabarwienie związane z wasalstwem. Rozszerzanie się więzi wasalnych, wspierane przez karolińskich władców, sprawia, że powstaje coraz więcej określeń oznaczających wasala, człowieka zaufanego jakiegoś księcia czy seniora. Napotykamy więc zarówno dawne terminy: vassus, vassalus, fidelis, jak również słowa: homo, które występuje najczęściej, lub miles - w tym znaczeniu powszechne w XI wieku. Miles może nawet wyrażać związek przymierza mniej określony i mniej przymuszający niż związek wasalny. Tak się dzieje ok. 1030 roku u Dudona z Saint-Quentin: po ustaleniu projektu małżeństwa między młodym diukiem Ryszardem z Normandii i córką diuka Hugona z Francji nieprzyjaciele Ryszarda, jak on sam nam mówi, obawiają się, że kiedy zostanie on miles Hugona, będzie miał oparcie w jego orężu. Ryszard nie był zaś ani wasalem, ani „rycerzem" Hugona.
Znaczenie wojskowe także się utrzymuje. Zwłaszcza w liczbie mnogiej milites wciąż oznacza po prostu żołnierzy, wszystkich wojowników, a nie tylko tych, którzy później zyskają miano rycerzy. W wielu tekstach z X - XII wieku napotykamy opisy wojsk składających się z wojowników (milites), dzielących się na konnicę (equites) i piechurów czy pieszych (pedites). Przewaga ciężkiej konnicy w XI i XII wieku spowodowała jednak połączenie różnych znaczeń pojęcia miles. Książęta, kasztelani i ich zbrojni wasale walczyli oczywiście raczej konno niż pieszo i wreszcie słowo milites zaczęło oznaczać wyłącznie elitę konnych wojowników, a już nie żołnierzy w szerokim tego słowa znaczeniu. Stopniowe połączenie tych różnych znaczeń miles stało się możliwe dlatego, że wszystkie one wyrażały pojęcie służby, która w tej epoce miała przede wszystkim aspekt wojskowy.
2. Od wasalstwa do feudalizmu
Od początku VIII wieku powstały związki wasalne, łączące ze sobą dwóch ludzi wolnych i równych wobec prawa, lecz jeden z nich, wasal, wchodził w zależność (nie uwłaczającą godności) od drugiego.
Obrzędy zawierania takich związków są dobrze znane: przyszły wasal, klęcząc przed swym seniorem, wkładał złożone ręce między jego dłonie i w ten sposób stawał się „jego człowiekiem". Kiedy senior podniósł go z klęczek, przysięgał mu wierność, kładąc rękę na Ewangelii lub na relikwiach świętych, których znaczenie wzrasta w XI wieku. Jest to ceremonia hołdu i przysięgi (homagium et fidelitas). Potem następował obrzęd inwestytury: senior podawał swemu wasalowi przedmiot symbolizujący sposób utrzymania, jaki mu zapewnia za „cenę" jego służby: na przykład grudkę ziemi lub chorągiew. Ludzie wolni, ale nie mający środków do życia, wchodzili w ten sposób w zależność od seniorów, którzy ich utrzymywali, zapewniając im dochód od warunkowo nadanej ziemi, beneficjum (beneficium). Zależnie od rangi beneficjanta mogło ono przybierać różne formy: bezpośrednie utrzymanie w zamku seniora, w jego drużynie (mesnie), w garnizonie lub w eskorcie (jest to domownictwo w szerokim tego słowa znaczeniu) bądź też - i to częściej w wypadku osobistości nieco wyższej rangi, mających własne sługi czy protegowanych - senior przyznawał swemu wasalowi w ten sposób osiedlonemu (chase) ziemię, która zapewniała mu byt.
Ci, którzy w ten sposób uzależniali się od „patrona", początkowo reprezentowali bardzo skromne warstwy. Wybitny francuski historyk M. Bloch tłumaczył ten fakt mówiąc, że system wasalny u swych początków mocno pachniał domowym chlebem. Świadczą o tym najstarsze znane nam formuły; zaczynają się następująco (być może nie należy brać tego dosłownie): „Zważywszy, że wszystkim jest wiadomo, iż nie mam już środków, by się wyżywić i odziać, ja, taki a taki, powierzam się w ręce seniora X..." Wasale znajdywali w ten sposób bezpieczeństwo, którego im brakowało, gdyż senior zobowiązywał się utrzymywać ich i bronić. W zamian za to przyrzekali służyć mu we wszystkim, co było zgodne z ich stanem wolnych ludzi.
Więzi feudalno-wasalne rozwijają się w X i XI wieku na bardzo różnych poziomach, a rzeczywisty element, beneficjum, zajmuje najważniejsze miejsce. Coraz powszechniej jest to odstąpienie ziemi wasalowi w lenno (fief), najpierw dożywotnio, potem jednak, od XI wieku, wasalom udało się doprowadzić do tego, że ziemia stała się dziedziczna na szczycie hierarchii wasalnej. W ten sposób władcy karolińscy odstępowali rozległe obszary (hrabstwa) hrabiom, którzy byli tam ich przedstawicielami i rządzili w ich imieniu. W IX i X wieku ci reprezentanci władcy uwalniali się spod jego opieki. System wasalny, który Karol Wielki i jego następcy mieli nadzieję sobie przywłaszczyć, doprowadzając do jego przejęcia, aby wzmocnić swą władzę w odległych regionach, wymyka im się z rąk: zatrzymuje się w pół drogi, wpierw na szczeblu hrabiów. W ten sposób powstają niezależne księstwa, w których niebawem hrabia zaczyna sobie poczynać jak udzielny monarcha. Kasztelania i rycerstwo. W XI wieku wyraźniej się zaznacza przesunięcie władzy, zwłaszcza we Francji. Tym razem schodzi na szczebel kasztelanii. Rozpowszechnia się praktyka lenna, a jego militarny charakter jeszcze się umacnia. W system wasalstwa wchodzą wówczas niezależni właściciele ziemi dziedzicznej (alleutiers) którym się to opłaca.
Powierzają oni swoje włości, niekiedy znaczne, potężniejszemu seniorowi i stają się jego wasalami; od razu odzyskują swe dobra, ale już jako własność seniora (z prawem użytkowania). Mają zapewnioną opiekę, jednakże sami również zapewniają bezpieczeństwo siłami zbrojnymi - własnymi i swych wojowników, jeśli takich mają. W ten sposób zadzierzgują się układy prywatnej zależności w obrębie arystokracji.
Na wasalu spoczywają w istocie obowiązki trojakiego rodzaju - finansowy, prawny i wojskowy: pomoc finansowa w jasno określonych wypadkach (małżeństwo najstarszej córki seniora, pasowanie na rycerza jego najstarszego syna, okup lub wyjazd na krucjatę); rada, udział w jej decyzjach, zwłaszcza w dziedzinie sprawiedliwości; przede wszystkim zaś służba w wojsku. Szybki rozwój kasztelanii jest wyraźnie widoczny w XI wieku. W zamkach - których wyrasta wówczas coraz więcej, za zgodą hrabiów lub bez niej, a czasem nawet wbrew ich woli - kasztelani i garnizony wojowników (milites castri) tym łatwiej panują nad społecznością podległych im ludzi, że władza centralna została osłabiona. Oczywiście, osłabienie to nie ma jednolitego charakteru. W Niemczech na przykład utrzymuje się zwierzchność cesarza i twierdze są obsadzone przez jego garnizony albo powierzane niewolnym urzędnikom dworskim, ministeriałom. Na obrzeżach Cesarstwa cesarz nie walczy z powstającym systemem feudalnym, ale zachowuje nad nim kontrolę. Awans społeczny rycerstwa nastąpi tutaj znacznie później, u schyłku XII wieku, pod wpływem Francji i na jej wzór. Natomiast osłabienie władzy hrabiów zaznacza się w środkowej Francji, Anjou, Poitou, Szampanii, Ile-de-France... na tym rozległym obszarze kasztelani, opierający się na swych wojownikach, powszechnie się wyzwolili spod opieki hrabiów. Zjawisko to w jeszcze większym stopniu występuje w regionie Macon, którego mistrzowskie studium, autorstwa Georges' a Duby'ego, zyskało wartość wzoru. W południowej Francji zjawisko kasztelanii także pojawia się bardzo wcześnie. Władza sądownicza szybko przechodzi od hrabiów do kasztelanów. Władza wojskowa również.
Kasztelani i milites - już w ciągu pierwszych trzydziestu lat XI wieku - w tych regionach dzierżą więc w swych rękach znaczną władzę. Na południu wojownicy ci nazywani są cabalarii czy cabalers na równi z mianem milites. Określenia te nie mają jeszcze doniosłego wydźwięku społecznego; co więcej, są stosowane raczej w odniesieniu do ludzi dość niskiej rangi. Mają oni jednak udział w wyzysku chłopów, pobierają podatki i zaprowadzają porządek kasztelana, tym samym zaś oddzielają się, w powszechnym sposobie myślenia, a najpierw we własnym, od masy chłopskiej, z której wielu z nich pochodzi; większość milites nie dzierży osobiście tej władzy, banu, a w tekstach powstałych na południu Francji skrupulatnie odróżniani są ci, którzy wydają rozkazy (majores milites, strenui milites), od tych, którzy je wykonują (minores milites, gregarii milites, rycerze domowi). W regionach położonych między Sekwaną a Renem - przez długi czas uznawanych za kolebkę feudalizmu, gdzie więzi wasalne powstały szybko określenie miles istotnie pojawia się bardzo wcześnie w dokumentach epoki (połowa X wieku), lecz przez cały XI wiek owi milites zajmują podrzędną pozycję: znacznie częściej są to zbrojni (hommes de main) możnowładców niż ich wasale. Na przykład w Pikardii na początku XII wieku rycerstwo jest jeszcze trzymane krótko przez książąt lub ich zarządców, a położenie społeczne milites jest wciąż dość nędzne. Niemniej jednak są oni sprzymierzeni z arystokracją wojskową, gdyż stanowią jej zbrojne ramię - tak też są postrzegani przez ludność (vulgum), którą wyzyskują. Powoli, dzięki służbie wojskowej odbywanej u boku swych seniorów, dzięki awansowi społecznemu, którego mogą dostąpić wyróżniając się w walce, przez małżeństwo, niekiedy przez uzurpację, niektórzy z nich wznoszą się do poziomu drobnej arystokracji, czy to dziedzicznej, czy feudalnej. Alodium, uznawane niegdyś za wyjątek na północ od Loary, w rzeczywistości utrzymywało się znacznie silniej niż sądzono. Równolegle zatem do arystokracji feudalnej istnieje drobna arystokracja dziedziczna.
3. Arystokracja czy szlachta?
Czy w tej epoce można mówić o szlachcie? Zagadnienie to jest przedmiotem cierpkich dyskusji między historykami i najlepsi mediewiści nie są całkowicie zgodni w tej kwestii. Znaczy to, że sprawa nie jest prosta. Poprzestaniemy więc na prezentacji głównych zarysów tego problemu, nie zagłębiając się zbytnio w spór. Słownictwo niewiele nam tu wyjaśnia. Faktycznie, pojęcie nobilis przed końcem XII wieku nie odwołuje się wyłącznie do „jakości' prawnej, jaką byłaby szlachta dziedziczna w późniejszym tego słowa znaczeniu. Wyraża raczej renomę, prestiż, a pod piórem pisarzy kościelnych przede wszystkim wartość moralną, związaną z postawą wobec Boga i Jego sług. Niemniej jednak te zalety spotykają się ze szczególną pochwałą, gdy występują u rodów, które swą potęgą, bogactwem, darowiznami na rzecz Kościoła wsławiły się na oczach wszystkich w przeszłości... i są to przede wszystkim rody należące do wielkiej arystokracji. Żaden z autorów nie omieszkał zresztą podkreślić faktu, iż cnoty te są w naturalny sposób przekazywalne w obrębie rodów; podkreślają również reputację ludzi wywodzących się z tych rodów, uzyskaną w chwili narodzin.
Wynika z tego problem definicji. Czym jest szlachta? Czy wszyscy „szlachcice" z XI wieku pochodzą z dawnej szlachty karolińskiej, z rodzin spokrewnionych z rodem królewskim? Tego zdania był Adalberon, twierdząc, iż szlachta wywodzi się z krwi królewskiej. Do tego poglądu skłaniają się także niemieccy historycy, a belgijski historyk L. Genicot częściowo przyznaje im rację, w odniesieniu do regionów leżących na obrzeżach Cesarstwa, a nawet w głębi Francji. Jego zdaniem, szlachectwo i wolność to pojęcia zamienne, przekazywane przez urodzenie. Nie ulega wątpliwości, że wyższa arystokracja nieustannie podkreślała ród, urodzenie oraz kondycję prawną tak przekazywanej wolności. Jest to kwestia krwi.
Czy jest to jednak prawdą w odniesieniu do wszystkich szczebli tej arystokracji, zwłaszcza jej najniższych warstw, do których należy większość milites? To trudniej stwierdzić i możemy tutaj przyłączyć się do tezy, której broni między innymi Georges Duby: szlachectwo miałoby pochodzić przede wszystkim od władzy sprawowanej nad ludźmi banu. Gdyby tak było, objęłoby ono tych wszystkich, którzy wchodzą w posiadanie banu, przekazanego prawowicie lub... przywłaszczonego bezprawnie. A zatem do szlachty mieliby należeć kasztelani, a nawet rycerze, z chwilą objęcia części dawnej władzy publicznej, w ten sposób „sprywatyzowanej".
Wreszcie, jak utrzymują niektórzy historycy, pomijając najświetniejsze rody wyższej arystokracji, pojęcia szlachty nie sposób ściśle zdefiniować przed rokiem 1200. W XI i przez znaczną część XII wieku szlachcicem miałby być ten, kto jest uznany za takiego wskutek swego stylu życia, stosunków, bogactwa, władzy... a to niczego nie rozstrzyga, gdyż taki sposób egzystencji widać wyraźnie wśród najwyżej postawionych rodów, lecz gdy schodzimy na poziom drobnej arystokracji, stopniowo się on zaciera. Granicy dzielącej wówczas ludzi, których ledwie ośmielano się nazywać „drobną szlachtą' (mediocres), od górnych warstw chłopstwa wyraźnie przestrzegano jeszcze w XI wieku, a nawet w następnym stuleciu. Od połowy XII wieku jednak, na przykład w niektórych regionach północnej Francji, posiadanie wielkich dóbr ziemskich dopuszczało do tej kategorii, która przedtem stała otworem tylko przed ludźmi w niej urodzonymi, piastującymi jakiś urząd publiczny lub zarządzającymi zamkiem. Rozbieżne wnioski najwybitniejszych mediewistów ostatecznie potwierdzają, że przed 1200 rokiem szlachta jest na obraz... samego słowa nobilis. Występuje ono w stopniu wyższym i najwyższym. Między szlachtą i nie-szlachtą nie nastąpiło jeszcze radykalne cięcie, co nie oznacza, że takiego cięcia nie ma, tyle że dokonuje się ono stopniowo, jak zapadanie zmroku. W zależności od urodzenia, prestiżu przodków, własnej rangi, renomy, bogactwa ziemi, potężnych przyjaciół, licznych wojowników, człowiek jest uznawany za szlachetnego, mniej szlachetnego lub w najwyższym stopniu szlachetnego.
4. Szlachta a rycerstwo
Gdzie tutaj usytuować milites, których już można nazywać rycerzami? Stopnie arystokracji pozwalają wyróżnić kilka przypadków. Jeśli chodzi o członków wyższej arystokracji, nie ma wątpliwości: są oni zresztą nazywani „nader szlachetnymi rycerzami' (nobilissimi milites)... nie tyle dlatego, że są rycerzami, ile że pochodzą ze świetnych i potężnych rodów oraz że walczą konno na czele swych oddziałów. W przypadku członków średniej arystokracji, kasztelanów i ich największych wasali, stopniowej asymilacji ze „szlachtą' przez cały XI wiek towarzyszyło - w przeciwnym kierunku - zjawisko stopniowego przechodzenia władzy publicznej na ich poziom. Określenie „szlachetni i potężni rycerze" wywodzi się nie stąd, że są rycerzami, ale stąd, że są panami banu, tej cząstki władzy niegdyś królewskiej, potem hrabiowskiej, a przez nich przejętej. Stanowią oni znaczną część rycerstwa książąt. Znaczną część, ale nie całość, a być może i nie większość. W zamkach bowiem, w garnizonie, w najbliższym otoczeniu kasztelanów, do którego należą zbrojni, eskorta, są jeszcze inni rycerze (milites castri, gregarii, nutriti, satellites, rycerze z drużyny itd.), mający różną rangę: wasale osiedleni, dysponujący dochodami wystarczającymi na ich wyposażenie; wasale gospodarzący na dobrach dziedzicznych, wymykający się jeszcze rosnącej dominacji więzów zależności, ale również w trudnej do uchwycenia proporcji; dependenci w bardziej ścisłym znaczeniu - żywieni w zamkach synowie zrujnowanych rodziców, młodsi bracia, którzy nie mogli lub nie chcieli opuścić świata i wejść w szeregi ludzi Kościoła, a których rozwinięta w XII wieku zasada uprzywilejowania pierworodnych spycha do rangi dependentów, najemników albo błędnych rycerzy. Należy tu jeszcze dodać zbrojne sługi, chociaż teksty narracyjne niewiele o nich mówią. Widzimy ich wyraźnie poza granicami Francji: rycerze-wasale w Cesarstwie, hiszpańskie rycerstwo plebejskie itd.
Przed 1200 rokiem istnieje więc różnica między szlachtą i rycerstwem, nawet jeśli w wyższych warstwach te dwa pojęcia odnoszą się do tych samych osób i służą jedynie do opisu dwóch odmiennych aspektów ich postaci: rodzinnych korzeni (narodzin, rodu) z jednej strony, a prawa noszenia broni z drugiej. Przed końcem XII wieku nie należy jednak rozciągać tej tożsamości na wszystkich wojowników.
Rycerstwo kształtuje się więc w XI wieku w warstwach niższych od uznanej szlachty.
Stanowi ono kategorię społeczną, a raczej społeczno-zawodową, złożoną z tych wszystkich, którzy nie słyną ani z przynależności do szlachetnego rodu, ani z bogatych posiadłości ziemskich, ani nie mają prawa banu pana feudalnego. Ich wspólną cechą jest jednak uzbrojenie charakterystyczne dla rycerzy - uzbrojenie zresztą kosztowne, co oczywiście wyklucza biedaków... chyba że otrzymają takie wyposażenie. Wszyscy służą swemu seniorowi włócznią i mieczem, konno, o ile zaś nie są uznawani za swoich przez chłopów, na których patrzą z góry, to nie są również przyjmowani wśród szlachetnie urodzonych, którzy ich zatrudniają.
5. Od rycerstwa do szlachectwa?
Rycerstwo jest jednak niekwestionowanym środkiem awansu społecznego. Dostęp do szlachectwa nigdy w istocie nie był zupełnie zamknięty. Jedną z najlepszych dróg awansu społecznego - o ile nie jedyną - było władanie orężem. Dzięki rzemiosłu wojennemu synowie zamożnych chłopów lub skromnych rodów mieli szansę wyróżnić się w oczach pana feudalnego, któremu służyli, uzyskać od niego (albo zedrzeć ze swych podwładnych) dobra lub ziemie; co więcej: poślubić osobę wyższej rangi niż oni sami, co pozwalało im wspiąć się wyżej w świecie arystokracji. Poprzez rycerstwo paru wojowników niskiego pochodzenia zdołało w ten sposób wślizgnąć się w świat szlachty. A przede wszystkim sprawić, że ich dzieci, synowie matki szlachetniej urodzonej niż ojciec, należały do tej sfery. Awans pozostawał jednak sprawą przypadku, a nie dokonywał się w sposób systematyczny. Dla tych drobnych rycerzy kondycja rycerska miała charakter osobisty, wiązała się z wykonywaniem zawodu i mogli ją stracić (co widać na przykład w paru opisach zwyczajów <coutumes>, jakie zachowały się do naszych czasów), gdyby utracili zdolność prowadzenia walki konno, czy to z powodu wieku lub choroby, czy też dlatego, że już nie posiadają uzbrojenia niezbędnego w tym rzemiośle. Innymi słowy, o ile rycerstwo mogło prowadzić do szlachectwa, to go nie przyznawało.
Niemniej jednak wspólny styl życia, władanie orężem i stosowanie siły, udział w walkach, w turniejach, w grabieżach, w rozmaitych rozrywkach oddziałów stanowiących straż niewątpliwie zbliżały wszystkich rycerzy do siebie, niezależnie od ich rangi. Było tak przede wszystkim wtedy, gdy związki małżeńskie tworzyły powinowactwa, ściślej wiążące z arystokracją ludzi, którzy przedtem sytuowali się na jej obrzeżach. Rycerstwo zbliżyło się wówczas do szlachty i usiłowało się w nią wtopić. Różnorodność modeli poszczególnych regionów wciąż jednak pozostaje znaczna. Proces fuzji nie odbywa się wszędzie w tym samym rytmie ani w tym samym zakresie. Można wysunąć następujący pogląd: ten zlepek był zjawiskiem tym wcześniejszym, im bardziej pojęcie władzy publicznej uległo osłabieniu. Na przykład w regionie Macon gdzie bardzo wcześnie zaczęto podważać władzę hrabiów, w drugiej połowie XI wieku fuzja ta wydaje się faktem dokonanym; w owym czasie wszyscy rycerze są już „dziedzicami". Asymilacja nastąpiła nieco później w środkowej Francji i w Katalonii, a jeszcze później w Hiszpanii, w Normandii, w północnych regionach Francji. W aktualnych granicach Belgii, w Holandii, w Niemczech fuzję tę można dostrzec dopiero w XIII czy XIV wieku, a nawet później.
Te rozbieżne wnioski mogą dziwić. Wynikają one z paru czynników: z różnorodności gatunkowej badanych źródeł, z cech szczególnych każdego regionu, odmiennej sytuacji politycznej, a także z różnorodności podejścia poszczególnych badaczy i mniej lub bardziej wyraźnych różnic w postrzeganiu przez nich pojęć szlachectwa i rycerstwa.
6. Od szlachectwa do rycerstwa
Pozostając przy ogólnych zarysach, można jednak stwierdzić około 1200 roku proces zamykania się w sobie arystokracji, która usiłuje lepiej określić właściwe sobie cechy, obronić swe przywileje, ukonstytuować się jako kategoria prawna i zamknąć się w swoim kręgu. Wobec rosnącego zagrożenia ze strony mieszczaństwa, którego bogactwo i umiejętność postępowania zjednują sobie książąt, arystokracja usztywnia się i broni, akcentując dwie cechy, które ją wyróżniają lub uświetniają: urodzenie i władanie mieczem. Literatura wyraźnie to pokazuje: od schyłku XII wieku surowo krytykuje książąt, którzy tak jak królowie Francji otaczają się nie-szlachcicami, a zaniedbują rycerzy. W tym samym czasie szlachta zastrzega dostęp do rycerstwa dla swych synów.
Pasowanie na rycerza staje się sposobem kontroli społecznej w rękach szlachty, która ugruntowuje swoją odrębność i pozycję, zaczyna stanowić kastę prawną - w jej szeregach nie ma już miejsca dla przybyszów. Zwyczaje uściślają, że syn miles nie pasowanego na rycerza osiągnąwszy wiek dwudziestu pięciu lat popada w kategorię rustici. W 1186 roku cesarz Fryderyk Barbarossa wyklucza z rycerstwa synów księży lub chłopów; w 1231 roku „konstytucje ogłoszone w Melfi" (Sycylia) umacniają te rozporządzenia. Można się w tym dopatrywać zarówno zamknięcia rycerstwa, które od tej pory jest zastrzeżone dla synów szlacheckich, jak i woli władzy cesarskiej, która chce poddać swej kontroli szlachtę, gdyż jedynie specjalne zezwolenie władcy może uchylać te zakazy. Pasowanie na rycerza jawi się zatem jako sposób selekcji odnoszący dwojaki skutek, z jednej strony w rękach szlachty, a z drugiej - władcy: arystokracja zamyka dostęp do rycerstwa a więc wszelką możliwość osiągnięcia stanu szlacheckiego - przed tymi wszystkimi, którzy nie mają rycerzy już wśród swych przodków (od czterech pokoleń), ale z drugiej strony władza centralna, przede wszystkim tam, gdzie jest mocna, zatwierdza ten sposób działania, jednocześnie zastrzegając sobie możność przyznawania odstępstw od tej zasady i w ten sposób pozostając mistrzem ceremonii pasowania, które nadaje szlachectwo.
Czy można stwierdzić, że już teraz rycerstwo dotarło do szlachty? To raczej szlachta przysposabia rycerstwo, przyłącza je do siebie oraz przypisuje sobie jego wartości i prestiż, który tym samym zwiększa. Urodzenie stało się niezbędnym warunkiem przynależności do rycerstwa i niektórzy historycy wyciągają z tego wniosek, jakoby szlachectwo było „zdolnością do zostania rycerzem". Należy raczej powiedzieć, że zastrzegło rycerstwo dla siebie, ono zaś staje się najwyższym stopniem szlachectwa.
W XI i w XII wieku bynajmniej nie wszyscy rycerze byli szlachcicami; w XIII i w XIV wieku powstaje sytuacja odwrotna: wszyscy rycerze są szlachcicami lub zostają uszlachceni, lecz już nie wszyscy szlachcice są rycerzami. Pasowanie, coraz bardziej wystawne i kosztowne, w istocie już nie jest dla szlachty koniecznością: zastrzega je ona tylko dla niektórych spośród swych synów jako swoiste dodatkowe odznaczenie, ukazujące przystąpienie do rycerstwa, którego wymiar honorowy przewyższa teraz wszystkie inne. Toteż w XIV wieku widzimy, jak bardzo waleczni dowódcy, na przykład Du Guesclin, przez wiele lat walczą jako rycerze na czele swych wojsk, nim zostaną „uczynieni rycerzami" w wieku trzydziestu czterech lat. Przykład ten jest typowy, a nie odosobniony, i trafnie ujmuje nowy sens, jakiego nabrało teraz rycerstwo. Rycerstwo szlachecką korporacją? Jest ono związane z systemem wasalnym i z feudalizmem, z arystokracją i ze szlachtą, ale nigdy się całkowicie nie utożsamiło z żadną z tych kategorii. Od swego powstania do końca Średniowiecza rycerstwo przejawia nie tyle cechy klasy społecznej czy kategorii prawnej, ile właściwości, jakie później napotykamy w korporacjach. Można by je więc zdefiniować jako korporację elitarnych wojowników walczących konno z bronią charakterystyczną dla tej zacnej profesji, zgodnie z jej kodeksem deontologicznym. Rycerstwo ma swoich świętych patronów, świętych wojowników (oraz, co dziwne, Najświętszą Maryję Pannę); ma swoich mistrzów, pracodawców rycerzy, ich seniorów; ma swój obrzęd przyjęcia, pasowanie, do którego jeszcze wrócimy. Ma swych nowicjuszy giermków - a przynajmniej niektórych z nich. Praktykuje cnoty cechu rzemiosła wojennego; początkowo otwarte, zamyka się u schyłku XII wieku, co znacznie później uczynią również inne korporacje. W ten sposób chroni siebie z inicjatywy swych mistrzów, arystokracji i szlachty, zastrzegającej wyłącznie dla swych synów wstęp do owej szlachetnej korporacji, owego wyższego stanu rycerstwa, które tymczasem przybrało zabarwienie ideologiczne - do czego niebawem wrócimy.
II. Rycerstwo, elitarna konnica
732 rok: Karol Młot odnosi zwycięstwo nad Arabami pod Poitiers. Zdanie to w swej lapidarnej formie stanowi prawdopodobnie jeden z klejnotów historii wydarzeń, niegdyś nauczanej we francuskich szkołach podstawowych. Krytykowano ją, ale miała ona przynajmniej tę zaletę, że dostarczała punktów odniesienia, sprawdzonych i znaczących wytycznych. Tu widzimy właśnie jeden z tych punktów odniesienia: po raz pierwszy w tak jednoznaczny sposób wielki najazd muzułmańskiej konnicy rozbił się o zaciekły opór frankijskiej piechoty pod dowództwem majordoma Karola Młota. Operacje wojskowe dla odzyskania południa Francji, jakie prowadzono po Poitiers, pozostawiły w zbiorowej pamięci trwałe wspomnienia, tkwiące u źródeł wielu pieśni rycerskich [chansons de geste; gesta - czyny] sławiących Wilhelma z Septymami, hrabiego Tuluzy, Wilhelma z epopei, głównego bohatera cyklu noszącego jego imię, stanowiącego wraz z Rolandem wzór średniowiecznego rycerza. Wojownik przeobraził się w rycerza. Metamorfoza ta, dokonana między epoką wydarzeń (VIII wiek) i epoką redakcji dzieł, które trzysta pięćdziesiąt lat później czerpały inspirację z owych wydarzeń, trafnie ilustruje rewolucję militarną znamienną dla tego okresu: rozwój ciężkiej konnicy. Proces ten rozpoczyna się za panowania Karolingów.
1. Karolińska konnica
Operacje wojskowe prowadzone przez władców karolińskich polegały przede wszystkim na zajmowaniu miast, obleganiu twierdz, budowie fortyfikacji. Historycy zgodnie jednak twierdzą, że u podstaw militarnych sukcesów Karola Wielkiego legły dwa czynniki: liczba jego wojowników i wartość jego ciężkiej konnicy.
Liczebność wojowników trudno oszacować. Rekrutacja opierała się na prawie, jakie miał władca do powoływania pod broń wszystkich wolnych mężczyzn, swych poddanych, bez określania czasu trwania służby. Żołnierze musieli zapewnić sobie wyposażenie na własny koszt. W rzeczywistości, zważywszy na obszar Cesarstwa, obowiązku tego nie dało się egzekwować. W wypadkach skrajnego zagrożenia wprowadzano go tylko po to, by lokalnie zorganizować obronę. Wojska zwoływane niemal każdego roku w celu odbycia dalekich kampanii opierały się przede wszystkim na systemie wasalnym: hrabiowie, opaci i biskupi, osiedleni wasale korony mieli dostarczyć na królewski ost [wyprawę wojenną] należycie wyposażonych wojowników, w liczbie proporcjonalnej do wielkości beneficjów terytorialnych, jakie otrzymali. Historycy nie są całkowicie zgodni co do tej liczby, którą jedni szacują na mniej niż 5000, inni zaś na mniej więcej 50 000. Nieścisłość tych szacunków nie powinna dziwić; w odniesieniu do Średniowiecza tak wyglądają dane. Historyka to irytuje, lecz musi do tego przywyknąć.
Do armii wasali królewskich, których obowiązki militarne są ściśle określone, dochodzą kontyngenty ludzi wolnych, od 806 roku rekrutowanych według zasady: jeden zbrojny na cztery posiadłości wiejskie (czyli około 15 ha). Do tego trzeba dodać jeszcze jeźdźców ochotników, których pociąga przygoda lub perspektywy łupu - zawodowych wojowników Oczywiście lwią część kontyngentu stanowią piechurzy Konnica to niewiele ponad jedna dziesiąta całości. Odgrywa jednak ważną rolę, nawet jeśli jeźdźcy częściej toczą walki pieszo niż konno: jest w istocie lepiej uzbrojona i... bardziej wypoczęta niż piechurzy Lekka konnica to w gruncie rzeczy tylko piechota z transportem. Ciężka konnica także w znacznej mierze jest taką piechotą, lecz już dysponuje uzbrojeniem charakterystycznym dla rycerza: długa włócznia z zaczepem, okrągła lub owalna tarcza, długi miecz obosieczny, drugi, krótszy miecz z jednym ostrzem, a przede wszystkim broń obronna, zapewniająca dość pewną ochronę: broigne, czyli kolczuga. Ph. Contamine szacuje całość ciężkiego wyposażenia na prawie 50 solidów, a więc równowartość trzech lub czterech lat pracy zwykłego robotnika w tych czasach. Jak walczyła ta ciężka konnica? Historycy (L. White) jeszcze niedawno wyolbrzymiali fakt pojawienia się strzemienia, które miało jakoby zrewolucjonizować technikę prowadzenia walki i umożliwić powstanie feudalnego rycerstwa; strzemię musiało jednak być już znane i rozpowszechnione w VIII wieku, nie powodując mimo to zasadniczych zmian w metodach walki. Większość starć odbywa się pieszo, nawet jeśli dysponujemy wskazówkami, że istniały walki na włócznie, pozorowane walki konne, które wydają się zapowiedzią późniejszych turniejów. Zwłaszcza włócznia nadal jest wykorzystywana jako broń kolna, a także jako broń miotana, jak oszczep. Rewolucja w dziedzinie taktyki dopiero nastąpi.
2. Epoka postkarolińska
Niepokoje dynastyczne, jakie pojawiły się po śmierci Ludwika Pobożnego (840) były potwierdzeniem zerwania jedności Cesarstwa i rozdrobnienia terytorialnego. Powstają wówczas księstwa i uzysku ją niemal całkowitą autonomię; przywłaszczają sobie dawne prawa królewskie.
Najazdy Duńczyków pogłębiły jeszcze poczucie braku bezpieczeństwa, spowodowane już starciami zbrojnymi między wielmożami spierającymi się o władzę. Źródła monastyczne z pewnością wyolbrzymiły spustoszenia dokonane przez tych ludzi Północy (stąd wzięło się słowo Normand), gdyż chętnie napadali oni na klasztory, by je grabić. Prawem reakcji niektórzy historycy z kolei przesadnie zminimalizowali te straty, posuwając się nawet do przypisywania im niekiedy pozytywnej roli w gospodarce: najeźdźcy mieli jakoby na nowo puścić w obieg zgromadzone w klasztorach bogactwa. Trzeba jednak uznać, że siali oni trwogę. Dowodzi tego liturgia (msze przeciwko Duńczykom, poganom itd.), a także obrabowane i spustoszone klasztory, a tym bardziej bezradność władz, zmuszonych do płacenia haraczu, by opłacić odjazd normandzkich band. W 911 roku Karol Prostak został nawet zmuszony odstąpić im znaczną część Neustrii, zmienionej na księstwo Normandii. Konsekwencje tego poczucia niepewności - uzasadnionego czy subiektywnego - nie są bez znaczenia dla omawianej tu kwestii. Nie ulega wątpliwości, że przyspieszyły one rozpoczęty już proces rozdrobnienia terytorialnego i wzmocnienia władzy miejscowych wielmożów, gdyż tylko oni byli w stanie zapewnić ludności w miarę skuteczną obronę. Teraz już wojny mają charakter nie tylko „narodowy", a ściślej biorąc królewski; na początku X wieku angażują one książęta i hrabiów, nieco później kasztela nów, a nawet zwykłych rycerzy.
Poczucie zagrożenia w feudalizmie teraz już nie wynika z najazdów normandzkich, które stały się rzadkością od czasu odstąpienia Normandii; ani z najazdów Madziarów, od kiedy niemiecki władca Otton Wielki na czele ciężkiej konnicy rozpędził na Lechowym Polu koło Augsburga (955) madziarskich jeźdźców, nie mających żadnej broni obronnej; ani z wypadów Saracenów, których ostatni bastion, La Garde Freinet, padł w 972 roku. Teraz zagrożenie pochodzi z sąsiednich kasztelanii. Istotnie, od końca X wieku tam, gdzie władza centralna najwcześniej osłabła, kasztelani mają dowództwo nad wojskiem, połączone z komendą nad zamkami.
Zamki powstają wówczas bardzo licznie. Niekiedy odgrywają rolę strategiczną, lecz przede wszystkim służą jako schronienie dla wojowników, którzy mieszkają w nich jak w garnizonie, co pozwala im nadzorować, kontrolować, dominować i wyzyskiwać okoliczną ludność; służą także jako baza wypadowa dla zbrojnych ekspedycji rycerzy na terytoria sąsiednich kasztelanii. Jest to prawdą w odniesieniu do zamków „legalnych", wybudowanych przez hrabiów, prawowitych posiadaczy władzy publicznej, i powierzonych pieczy ich zaufanych, ich wasalów; odnosi się to jednak również, i to być może w jeszcze większym stopniu, do zamków zwanych niegdyś „bastardzimi" (powstałych bez zezwolenia hrabiów), których liczbę i wpływ prawdopodobnie wyolbrzymiono. Jakkolwiek było, XI wiek jest z pewnością stuleciem zamków. W X wieku istniało ich niewiele. Około 1050 roku jest już ich dużo, a około 1100 jeszcze więcej. W ciągu stu lat ich liczba, zależnie od regionu, wzrosła trzykrotnie, pięciokrotnie, a niekiedy dziesięciokrotnie i więcej. Rozkwit ten nie zanikł i później - trwał przez całe Średniowiecze. W XI wieku jednak przejawiał się w sposób najbardziej żywotny. Właśnie wtedy następuje prawdziwa „rewolucja zamkowa".
W większości zamki te są na razie tylko obwarowaniami z drewna i ziemi, zbudowanymi na naturalnym wzniesieniu mającym znaczenie strategiczne albo, jeszcze częściej, na sztucznym pagórku, nasypie. Te ostatnie, niedawno wydobyte na światło dzienne przez archeologię, składały się z drewnianej wieży postawionej na sztucznym nasypie, okolonym fosami i palisadami. Kamienna wieża, która stanie się donżonem, pojawia się na początku XI wieku lub nieco wcześniej, ale jest jeszcze rzadkością. Zamek z kamienia rozpowszechnia się dopiero w następnym stuleciu. Trudne do zdobycia lub zniszczenia - głównym atutem oblegających był pożar - zamki wraz z milites były podstawą potęgi panów. Widać to wyraźnie po zaciekłości, z jaką kontrolowali je książęta i królowie podczas zamieszek. Tak było w przypadku młodego diuka Wilhelma z Normandii w pierwszym okresie jego panowania czy też króla Francji Ludwika VI na początku XII wieku.
3. Narodziny rycerstwa
Innym czynnikiem stanowiącym o potędze, związanym ściśle z pierwszym, są ludzie, wojownicy, a zwłaszcza ciężka konnica, składająca się ze sług domowych uzbrojonych przez panów oraz z ich wasali, osiedlonych lub najmowanych. Piechurzy (pedites) najprawdopodobniej odgrywają w konfliktach rolę mniej drugorzędną, niż to utrzymują teksty, wysławiające wyczyny dowódców na czele konnicy. Nie można jednak zanegować faktu, iż od połowy XI wieku, zarówno w walkach, jak w sposobie myślenia, faktyczną przewagę miała ciężka konnica.
Uzbrojenie rycerza jest dobrze znane. Ulega pewnym zmianom, gdy w XI wieku walka na koniu przechodzi prawdziwą rewolucję. Dla zobrazowania tego faktu dysponujemy zupełnie wyjątkowym dokumentem: gobelinem z Bayeux, wykonanym około 1086 roku z inicjatywy biskupa-wojownika Odona z Bayeux, przyrodniego brata Wilhelma Zdobywcy. Ten istny średniowieczny komiks w obrazach opatrzonych bardzo krótkim komentarzem pisanym opowiada o podboju Anglii, a przede wszystkim o rozstrzygającej bitwie pod Hastings w 1066 roku. Niestety, nie zostało tu przedstawione starcie między rycerzami, gdyż w tej epoce Sasi staczali walki jeszcze przede wszystkim pieszo, uzbrojeni w łuki, oszczepy, miecze i duńskie topory. Niemniej jednak uzbrojenie normandzkich rycerzy i ich metody walki zostały tam opisane z niezwykłą precyzją.
Przedstawione tu uzbrojenie charakteryzuje odtąd rycerza. Kolczuga, druciana koszulka sięgająca kolan, rozcięta z przodu i z tyłu, by można było dosiadać konia; kask z osłoną nosa, o lekko spiczastym kształcie, który stopniowo będzie się przekształcać w bardziej zamknięty hełm, zaokrąglony, a później bardziej płaski na szczycie; puklerz lub tarcza, wąska i długa, spiczasta u podstawy, jest trzymana na lewym ramieniu lub zwisa u szyi wojownika, gdy jedzie on na koniu. Osłania głównie lewy bok rycerza; miecz jest tutaj krótszy niż w poprzedniej epoce. Później wrócimy do włóczni, której zastosowanie radykalnie się zmienia.
Nie należy lekceważyć roli łuczników. Ogólnie rzecz biorąc, broń wystrzeliwana lub miotana wydaje się tutaj najczęściej występować, ze wspomnianych już powodów: Sasi walczą pieszo. Z punktu widzenia naszych rozważań główna wartość tego dokumentu polega na tym, że przedstawia on równolegle trzy możliwe zastosowania włóczni przez rycerza: 1) jako oszczepu, i to najczęstszy tutaj przypadek; 2) jako piki, którą rycerz włada pionowo, z góry do dołu, trzymając zgięte ramię, rzadziej z dołu do góry, a czasem zadając cios wprost, wyrzucając ramię przed siebie; 3) jako broni natarcia frontalnego.
Nowa metoda walki pojawiła się prawdopodobnie na krótko przed opisaną tutaj bitwą. Stała się możliwa dzięki rozpowszechnieniu się strzemion (VIII wiek), głębokiego i rozłożystego siodła (X wiek), które przekształci się w siodło z podniesionymi łękami, zwane „siodłem kłującym', dzięki rozwojowi hodowli bardziej krzepkich koni, a przede wszystkim dzięki pewnej nowatorskiej idei. Idea ta polega na tym, by nie powierzać już samemu ramieniu jeźdźca siły ciosu piką, jak w dwóch poprzednich rodzajach zastosowania, w których walka na koniu jest zwykłą odmianą walki pieszych. Prędkość konia nie była tutaj przydatna, a nawet mogła się okazać zgubna; ponadto cios był skuteczny dopiero w bitewnej ciżbie, niemal w starciu wręcz. Przeciwnie, nowa metoda łączy całość koń-jeździec-nieruchoma włócznia, i zmienia prędkość konia w siłę uderzenia. Aby to osiągnąć, rycerz już nie rzuca oszczepem ani nie manewruje włócznią, chcąc zadać cios. Trzymają nieruchomo pod pachą, w stałej pozycji poziomej, aż do chwili natarcia. Celem jego ataku jest przeszycie na wylot, a przynajmniej zrzucenie przeciwnika z siodła.
Wtedy to konnica zmienia się w rycerstwo, gdyż walka na koniu nabiera znamiennych dla siebie cech, swych ostatecznych rysów. Rycerze, ciężko uzbrojeni, by w miarę możności stawić opór takiej sile uderzenia, przypuszczają teraz szybkie szarże, skupieni w zwartych oddziałach (conrois), mających odepchnąć przeciwnika, przerwać jego linie, wedrzeć się w nie, wzniecając w ten sposób panikę w szeregach wroga, którego łatwo wtedy doścignąć i pokonać. Zwartość i solidarność rycerzy zapewnia szarży niemal niezwyciężoność, wzmocnione jeszcze przez rosnącą jakość ich uzbrojenia obronnego.
Aby unaocznić to, co nowa metoda wniosła do taktyki wojennej, być może należy ją porównać do rewolucji, jaką w XX wieku spowodowało pojawienie się na polach walk dywizji pancernych.
Konnica doborowa. Oczywiście, nie wszyscy jeźdźcy przeobrażają się w rycerzy. Można sądzić, że ich względna liczba zmalała, a nowa metoda przyczyniła się w ten sposób do wykształcenia elitarnej konnicy, w której rozpoznajemy rycerstwo w jego aspekcie zarówno społecznym, jak militarnym.
Jest to konnica doborowa, gdyż nowa metoda nie znosi improwizacji. Potrzeba wytrwałego treningu, by być skutecznym i trafić w cel, samemu nie będąc trafionym przez ostrze przeciwnika. Do tego treningu służy manekin ćwiczebny do atakowania z galopu: rycerze odbywają ćwiczenia szarżując na niego lub tarczę umieszczoną na drewnianym stojaku, podczas walk na włócznie i turniejów. Jeszcze do tego wrócimy. Na ra zie warto podkreślić, że chodzi teraz o bardzo szczególny trening i od tej pory nie można już używać wymiennie słowa „rycerz" i „wojownik". Rycerstwo stało się najważniejszym rodzajem wojska, we wszystkich znaczeniach tego przymiotnika. Mężczyźni przeznaczeni do rzemiosła rycerskiego są więc dobierani według określonych kryteriów. Wychowuje się ich i kształci w tej perspektywie. Najpierw, w bardzo młodym wieku, uczą się doglądania koni, czyszczenia broni, dosiadania konia itd. Potem służą jako giermkowie. Łacińskie słowo scutifer (a jeszcze bardziej armiger) odnosiło się pierwotnie do żołnierza noszącego lekką broń. Później zaczęło oznaczać sługę, dbającego o rycerza, u którego służy, nosi jego broń i tarczę, prowadzi jego konie, ugniata jego kolczugę, by była bardziej giętka - krótko mówiąc - sprawuje swego rodzaju pieczę nad swym panem. Młodzi szlachcice, późniejsi rycerze, w ten sposób terminują przemieszani z innymi giermkami, skromniejszego pochodzenia, którzy z pewnością nigdy nie zostaną rycerzami i całe życie spędzą pełniąc tę podrzędną funkcję. Od XII wieku każdy rycerz ma do dyspozycji dwóch lub kilku giermków i wyraźnie widać, że licz ba rycerzy nie podwaja się z pokolenia na pokolenie.
Jest to konnica elitarna, również dlatego, że pełne wyposażenie jest ciężkie i kosztowne. Ciężkie? nie aż tak, jak często uważano, przynajmniej w odniesieniu do XI i XII wieku: waga kolczugi, obciążającej ramiona, nie przekraczała 10 - 12 kg, miecz - 2 kg, a hełm ważył nieco ponad kilogram. Niezbędna jednakże była do tego siła fizyczna, by przy takim wyposażeniu (będąc pasowanym) manewrować długą włócznią i mieczem. W powieściach i pieśniach rycerskich pasowano piętnastolatków: chciano w ten sposób podkreślić przedwczesną dojrzałość bohatera, jego nadzwyczajną siłę. W rzeczywistości wydaje się, że powszechnie pasowano starszych, osiemnasto - dwdwudziestolatków. Znani są natomiast rycerze, którzy wciąż brali udział w walkach w wieku uważanym przez nas za bardzo podeszły do tego rodzaju zajęć: Wilhelm le Marechal w 1217 roku miał z pewnością powyżej sześćdziesiątki.
Ekwipunek był kosztowny. Żelazo należało do rzadkości, a tym bardziej wysokiej jakości kolczuga, która się nie rozdzierała, mocne i ostre miecze, a przede wszystkim wierzchowce zaprawione do wojaczki, których nie przerażały ani krzyki, ani szczęk oręża. Każdy rycerz musiał posiadać kilka koni i, jak widzieliśmy, utrzymywać paru giermków.
Kim jest rycerz? Nie może nim być każdy chętny. Niezależnie jednak od jakiejkolwiek kontroli społecznej sytuacja ekonomiczna, jakiej wymagało rycerstwo, zastrzega je dla ludzi dysponujących znacznymi środkami i wolnym czasem na ćwiczenia... lub dla tych, których oczywiste warunki fizyczne rekrutują do służby wielmożom. Jak mówiliśmy, w XI i w XII wieku rycerze wywodzą się z rodów wielmożów lub ich wasali czy też ich zbrojnych domowników. Są wśród nich także profesjonaliści - najemnicy, będący na żołdzie, rekrutowani niezależnie od jakichkolwiek zobowiązań wasalnych.
W XII wieku najemników było nawet coraz więcej; władcy usiłują odzyskać swą władzę i czasem odnoszą się nieufnie do szlachty i jakości służby w królewskim wojsku (ost). Aby podbić Anglię w 1066 roku, Wilhelm Zdobywca wezwał nie tylko swych wasali, lecz także rycerzy przybyłych z różnych regionów, których wynagradzał pieniędzmi i zdobytymi ziemiami. Idąc w jego ślady, Plantageneci często korzystali z usług płatnych rycerzy, najemników, w swej walce z królem z dynastii Kapetyngów. Jan bez Ziemi, atakując Normandię odbitą na krótko przedtem przez Filipa Augusta, dysponował ośmiuset rycerzami z tytułu feudalnego ost, a także płatnymi rycerzami, sierżantami (czyli wojownikami, którzy nie byli rycerzami) i łucznikami. Filip August go naśladował, i w jego wojskach widać rzeczywisty wzrost udziału najemników. Rycerze otrzymują tam żołd w wysokości 5 - 10 solidów dziennie, konni strażnicy 5 solidów, konni kusznicy 4 - 5 solidów, piesi 1 - 2 solidy itd. Pochodzenie społeczne tych konnych sierżantów pozostaje jeszcze przedmiotem dyskusji, gdyż niektórzy dopatrują się w nich synów drobnej szlachty, inni - wojowników wywodzących się z ludu, mieszczan, których nikt nie pomyli ze szlachtą. Rosnący udział tych opłacanych wojowników wymagał środków finansowych: znaleziono je w wykupie świadczeń feudalnych, ecuage, które rozpowszechniło się w drugiej połowie XII wieku, najpierw w Anglii, a potem we Francji i w Niemczech. Równolegle, królowie Francji coraz bardziej się opierali, zwłaszcza w XIII wieku, na ośrodkach miejskich, będących twierdzami i dysponujących od czasu wprowadzenia gmin (communes) własną organizacją wojskową. Są to nowe siły militarne, które wymykają się rycerstwu i stają się dla niego konkurencją.
4. Ewolucja uzbrojenia
U schyłku XII wieku rozpoczyna się ciągły proces doskonalenia technicznego i technologicznego. Znacznie ulepszono ochronę rycerza siedzącego na koniu. Po pierwsze, starano się lepiej zabezpieczać dłonie, stopy, szyję (wykonane z kółek kolczugi, rękawice z jednym palcem i nogawice, „czepiec z kółek", dolna część hełmu). W XIII kask zmienia się w zamknięty hełm opierający się na ramionach, mający tylko jeden lub dwa otwory na oczy. W XIV jest to szyszak z wizjerem o bardziej skomplikowanym kształcie. Niektóre hełmy używane podczas turniejów są przeładowane ozdobami, o czym świadczy, nie bez popadania w przesadę - ikonografia poświęcona turniejom na iluminowanych stronicach manuskryptów, przede wszystkim epopei. Od schyłku XII wieku, a być może i wcześniej, także i konie mają zapewnioną ochronę, jeśli wierzyć paru opowieściom opisującym konie pokryte żelazem. „Osłony" te, wytwarzane z tego samego materiału co kolczugi rycerzy, rozpowszechniły się w wieku XIII.
Kolczuga od X do XIV wieku (a nawet dłużej, gdyż jest wytwarzana nawet współcześnie w niektórych regionach Azji czy Bliskiego Wschodu) zapewnia rycerzowi najlepszą ochronę. Stopniowe jej ulepszanie pozwala wreszcie zrezygnować z tarczy, która stała się bezużyteczna. W wiekach XI - XIII składa się ona z względnie giętkiego odzienia, sięgającego kolan, zrobionego z kółek, drobnych, przeplatających się ogniw z żelaznego drutu, wchodzących jedne w drugie i ciasno związanych. Być może tu i ówdzie zachował się pancerz z niewielkich płytek metalu naszytych na skórzaną tunikę jak łuski, zwany brogne. Wydaje się jednak, że większość historyków widzi w brogne i haubert jedną i tę samą część zbroi ochronnej. Kolczuga zapewnia skuteczną ochronę tylko przed ciosami zadawanymi (mieczem) i najsłabszymi pociskami (oszczepy, strzały z tradycyjnych łuków). Natomiast silne ciosy na odlew dziurawią ją i rozpruwają, a bełty z kuszy, znanej od początku XI wieku, bez trudu ją przebijają. Dlatego kusza, wywodząca się z Włoch i stanowiąca specjalność genueńczyków, została wzgardzona przez rycerstwo. Władze kościelne potępiły jej stosowanie (przynajmniej między chrześcijanami) w paru deklaracjach soborowych od 1139 roku (sobór laterański II). Bez większego powodzenia. Jednakże powolność strzelania z kuszy (dwa strzały na minutę) sprawiała, że broń ta była bardziej skuteczna podczas oblężenia niż na polu bitwy. Inaczej było z wielkim, wzmocnionym łukiem z południowej Walii; można było z niego wystrzelić długie i mocne strzały pięć czy sześć razy szybciej. Legło to u podstaw nowych ulepszeń taktycznych i technologicznych.
W kierunku zbroi płytowej. Kolczuga zapewnia wzmocnioną ochronę dzięki płytkom z metalu lub z wygotowanej skóry umieszczonym w miejscach najbardziej narażonych na ciosy: na piersi, łokciach, kolanach. Te ulepszenia z początku XIII stulecia pozostają jeszcze ograniczone z powodu zbyt małego postępu metalurgii. Zapewniają jednak większą ochronę rycerza przed strzałami i ciosami piki, umożliwiają więc wykorzystanie szarży przeciw piechurom. Ostateczna przemiana dokonuje się w XIV wieku dzięki rozpowszechnieniu się zbroi płytowej, złożonej ze sztywnych, połączonych ze sobą elementów, która stopniowo zajmuje miejsce zbroi z kółek kolczugi, by sto lat później całkowicie ją wy przeć. Ochrona osiąga maksymalną skuteczność wraz z płytową („białą") zbroją, która zaznacza kres ewolucji w kierunku jednolitej, sztywnej zbroi, z dodatkowym zabezpieczeniem na zgięciach.
Jednakże klęska francuskiego rycerstwa w 1302 roku w Courtrai wyraźnie ukazuje ograniczenia szarży, gdy wpada ona na oddział piechurów - zdeterminowanych, wyposażonych we włócznie i piki, nie zdziesiątkowanych ani nie rozproszonych wcześniej dostatecznie przez łuczników czy kuszników. Poległo tam ponad tysiąc francuskich rycerzy, zadźganych pikami Flamandów albo wysadzonych przez nich z siodła i dobitych sztyletami.
5. Ewolucja taktyki
Epizod ten, co prawda bardzo wczesny, obrazuje atuty i słabości rycerstwa. Ujawnią się one jeszcze wyraźniej podczas wojny stuletniej. Bitwy pod Crecy (1345) i pod Poitiers (1354) istotnie ukazują ograniczenia potęgi rycerstwa francuskiego, nieco zastygłego w swych zasadach, a zabiegającego przede wszystkim o popisy zręczności przez impetyczne i źle przygotowane szarże.
Tendencja ta nie jest niczym nowym. Widać ją już podczas wypraw krzyżowych, kiedy ludzie z Zachodu nauczyli się, że rzadko kiedy można wygrać bitwę wyłącznie dzięki szarży; piechota i łucznicy muszą szarżę przygotować i utworzyć dla kawalerii szaniec obronny. Wielki mistrz templariuszy, Gerard de Ridefort, przepojony ideałami nadrzędności rycerstwa, nie docenił tej taktyki, przypisując zbyt wielkie znaczenie rycerzom, a lekceważąc piechotę i łuczników. Wynikło z tego kilka klęsk, dopełnionych rzezią pod Hattin (1118). Podczas pierwszej wyprawy Ludwika IX Świętego w 1250 roku także i Robert d'Artois rzucił się w jedną z tych nieprzemyślanych szarż, które doprowadziły jego rycerzy w samo serce miasta Al-mansury, gdzie się rozproszyli, by grabić dobytek wroga, i zostali wyrżnięci w walkach ulicznych, w których rycerstwo już nie miało przewagi. Jak się wydaje, pod Crecy znowu zapomniano o tych złowieszczych przykładach. Podczas gdy król Anglii Edward III rozstawia swych łuczników i rozkazuje swym rycerzom osłaniać natarcie piechurów, rycerstwo francuskie, niecierpliwe walki pomimo znużenia długą drogą, bez żenady spycha na bok genueńskich łuczników, ledwie zaczęli strzelać, i rusza na zwarty szyk Anglików, wśród których łucznicy walijscy dokonują cudów. Kolejne ponawiane szarże nie odnoszą większego skutku; prowadzi to do klęski, Pod Poitiers powtarza się ten sam scenariusz: konie jeszcze gorzej niż ludzie wytrzymują strzały z wielkich łuków walijskich. Francuscy rycerze zgadzają się walczyć pieszo, nie udaje im się jed nak uniknąć klęski. W 1415 roku pod Azincourt francuscy rycerze tak bardzo się boją angielskich łuczników, że pod białe zbroje założyli koszulki z kółek kolczugi, nowe pancerze ze sztywnych, połączonych ze sobą elementów, zasłaniające pierś, głowę, ramiona. Ta podwójna, pełna skorupa z wypolerowanej stali sprawia, że tarcza okazuje się bezużyteczna, i znacznie powiększa bezpieczeństwo rycerza kosztem jego możliwości poruszania. W tej samej epoce pojawia się jeszcze inna nowość: unieruchomienie pancerza, pozwalające zharmonizować z pancerzem długą włócznię trzymaną w stałej pozycji, co odciąża ramię wojownika. Bardziej niż kiedykolwiek włócznia, rycerz i koń stanowią jedną żelazną masę, mającą wedrzeć się w linie nieprzyjaciela. Jednakże pod Azincourt szarża francuskich rycerzy nie zdołała rozpędzić piechurów wroga. Wręcz przeciwnie, to piechurzy rzucili się na rycerzy, skrępowanych w swej zbroi i poruszających się wolniej z powodu przemęczenia koni.
6. Przestarzałe rycerstwo?
Czy to znaczy, że rycerstwo stało się przestarzałe? Niekiedy tak utrzymywano. Jednakże w ciągu całego Średniowiecza nigdy nie odniesiono żadnego zwycięstwa bez czynnego udziału rycerstwa. Zarówno pod Crecy, jak pod Poitiers czy Azincourt zawiniło raczej jego niewłaściwe wykorzystanie, brak dyscypliny i uporczywa chęć samodzielnego decydowania o losach bitwy. Zarozumiałość? Klasowa pogarda? W każdym razie postawa rycerstwa odzwierciedla pychę płynącą z nieodwracalnej przynależności do społecznej i wojskowej elity.
Inni uczestnicy wojny, na długo przed Azincourt, bardzo już jednak zaważyli na losie działań wojennych. Warto podkreślić raz jeszcze rolę twierdz, oblężeń, podczas których rycerze z obu obozów nie odgrywali wiodącej roli; mieli tak mało sposobności, by się dowartościować, że zazwyczaj wzajemnie się wyzywali na walkę, dla zabicia czasu urządzali starcia, pojedynki na włócznie, turnieje, prawdziwe walki, lecz uhonorowane zgodnie z kodeksem żołnierskim. Podczas oblężeń, a niebawem, jak widzieliśmy, także i na równinie, coraz większą rolę odgrywają inni wojownicy Na początku XIII wieku przeczuwa to Guiot z Provins; jest zgorszony, widząc, że rycerze nie są już otoczeni należnymi im honorami i że kusznicy i inni obsługujący machiny wojenne będą się wkrótce cieszyli większym szacunkiem!
Rycerze zachowują jeszcze pierwsze miejsce, zwłaszcza w umysłach ukształtowanych przez niesłychany prestiż, jaki im przypisują wyczyny rycerskich herosów - rzeczywistych i fikcyjnych. Przewaga rycerstwa zostaje jednak nadwątlona na polu bitwy przez ewolucję taktyk i technik prowadzenia wojny. Proces ten, który już się powszechnie rozpoczął w XIV, wzmaga się w dru giej połowie XV wieku. Widać wówczas przypływ, zainteresowania piechotą, jazdą lekką, łucznikami na koniach, oddziałami wyspecjalizowanymi - jak lancknechci - a niebawem kanonierami, gdy doskonali się artyleria, która pojawiła się u schyłku XIV wieku i wykorzystywana jest głównie podczas oblężeń; jej skuteczność jest dyskusyjna.
Artyleria doskonali się w XV wieku. Pozwala skrócić czas oblężenia i atak zyskuje przewagę nad obroną, co z kolei prowadzi do wykorzystania dział obronnych. Na polach bitwy rycerstwo napotyka artylerię, na przykład pod Crecy, gdzie, jak się wydaje, oddano kilka wystrzałów. W tej epoce znane są przenośne „kanony", rusznice zaś pojawiają się na początku następnego stulecia, co nie powoduje jakiegoś szczególnego potępienia ze strony Kościoła ani szlachty. Dopiero w XVI wieku rusznica, a później pistolet, zastępują na polu walki włócznię, broń charakterystyczną dla rycerstwa, dominującą działania wojenne w Średniowieczu.
Między XIII i XV wiekiem w armiach nastąpiły jednak głębokie przemiany. Do feudalnego ost, którego duszą było rycerstwo, doszły, jak widzieliśmy, inne jednostki wojskowe: żołnierze najemni w XII i XIII wieku, wielkie wojska w XIV wieku, skupiające pod wspólnym dowódcą korpusy ochotnicze, na przykład stowarzyszenie zawodowych wojowników; włoskie condottieri w XV wieku itd. Wszędzie rozpowszechnia się wykorzystywanie żołnierzy zaciężnych, co bynajmniej nie oznacza, jakoby szlachta została odsunięta: wciąż dostarcza ona przeważającej większości jeźdźców. Ewolucja ta wyraża jednak wolę władców i książąt, chcących bezpośrednio kierować godnymi zaufania siłami militarnymi. Odpowiedzią na to samo dążenie jest ustanowienie stałego wojska za Karola V Pozwala to ponadto zatrudnić i trwale „udomowić' na rzecz królestwa szlachtę, której głównym zajęciem zawsze była wojaczka.
III. Wojna i turnieje
Wojna to żywioł rycerzy, którzy ćwiczą walki na turniejach, początkowo bardzo przypominających bitwy, nim nabrały właściwego sobie charakteru. Należy określić, czym była wojna w Średniowieczu, by móc dokładniej ocenić udział, jaki mieli w niej rycerze, i niebezpieczeństwa, na jakie byli narażeni.
1. Wojna i bitwa
W Europie Zachodniej działania wojenne polegały przede wszystkim, jak już wspominaliśmy, na obleganiu miast lub fortec. Rycerze nie byli wówczas szczególnie eksponowani. Liczniej umierali wskutek epidemii niż w następstwie walk. Większość konfliktów wojennych miała zresztą ograniczony zasięg i czas trwania, charakter lokalny. Uwagę kronikarzy i historyków skupiło jednak kilka wielkich wypraw, na które się powołują: najazd na Anglię, rekonkwista w Hiszpanii, wyprawy krzyżowe itd. Obraz średniowiecznej Europy wiecznie pogrążonej w ogniu i we krwi jest jednak wyobrażeniem błędnym. Poza oblężeniami, najczęstszymi poczynaniami wojennymi były krótkie i gwałtowne ataki z udziałem niewielkiej grupy jeźdźców. Rycerze brali w nich udział w ograniczonej liczbie, w otoczeniu piechurów. Przyjmuje się, że od XI do XIII wieku powszechnie w walkach na jednego rycerza przypadało pięciu do dziesięciu piechurów.
Mobilność rycerzy i jakość uzbrojenia obronnego mniej narażała ich niż piechurów na śmierć w walce. Wzmianki o stratach wśród pieszych, choć rzadkie i nieprecyzyjne, dobrze ukazują rzeczywiste zagrożenie w zwykłych starciach wojennych, zwłaszcza kiedy rycerze pozostawiali ich własnemu losowi, czego obawiali się oni najbardziej ze wszystkiego; wiele opowieści wspomina o takich sytuacjach.
Rycerze byli bardziej narażeni na niebezpieczeństwo w walkach toczonych w szyku, które z kolei przybierały wielkie rozmiary. W swoistym pojedynku - sądzie Bożym mającym rozstrzygnąć o prawie, stawały oko w oko dwie armie mające silne oddziały rycerzy. Takie bitwy kończyły się jedynie śmiercią, wzięciem do niewoli lub zmuszeniem do ucieczki jednego z dwóch dowódców, królów czy książąt, którzy staczali walkę, by rozstrzygnąć poważny spór, dotyczący najczęściej prawowitości ich władzy lub ich praw do księstwa. G. Duby miał podstawy twierdzić, że takie bitwy były... zaprzeczeniem wojny. Kronikarze mówią o tym, nie wysuwając zastrzeżeń natury moralnej, chodziło bowiem w pewnym sensie o zawierzenie Bogu, by raz na zawsze położyć kres sporom, które zaogniały się i prowadziły do wojny i do nie kończących się aktów zemsty.
Między XI i XIII wiekiem te bitwy należały do rzadkości. Przez cały wiek XI w Anjou, pomimo bojowego temperamentu hrabiów Fulka Nerry czy Geoffroy Manela, było ich tylko sześć. We Flandrii rozegrała się jedna (Cassel, 1071). Diuk Wilhelm I z Normandii dużo wojował, ale wydał jedynie dwie prawdziwe bitwy, pod Val-es-Dunes i pod Hastings. Przed wielkim starciem pod Bouvines (1214) królowie Francji stoczyli tylko jeden bój, pod Bremules (1119), z królem Anglii. XIII wiek nie zaznał więcej bitew. Nawet podczas wojny stuletniej okresy konfliktów były przedzielone długimi rozejmami, a walki były raczej serią pojedynczych gwałtownych ataków, najazdów, potyczek i grabieży podejmowanych głównie ze szkodą dla słabo bronionych wiosek czy miast.
Rycerzy chroniła zbroja, lecz również kodeks deontologiczny, etyka zawodowa rycerzy.
2. Rycerstwo na wojnie
Opisana wyżej nowa metoda walki przyczyniła się do powstania elitarnego rycerstwa: arystokracja wojskowa utrwaliła prestiż swego społecznego przodka dzięki sławie, jaką się okryła w XII wieku, Jednocześnie narzuca pewien taktyczny schemat oparty na mentalności tworzącego się rycerstwa.
Ludyczna koncepcja wojny. Szarża szwadronów ciężko uzbrojonych, dobrze chronionych rycerzy z opuszczonymi włóczniami, staje się centralnym i wzorcowym elementem bitwy. Szarża jest wysławiana przez pisarzy, opiewana w pieśniach rycerskich na dworach wielmożów; jest to forma walki klasy arystokratów i jako taka usuwa w cień wszelkie inne, ze swymi szczególnymi regułami i metodami stosowanymi przez wszystkich rycerzy ją uprawiających. Narzuca się wówczas ludyczna koncepcja wojny, która staje się swego rodzaju sportem, oczywiście niebezpiecznym, ale stawiającym na piedestale, czcigodnym, otoczonym zazdrością, zastrzeżonym dla uznanej i podziwianej elity. Niektórzy historycy, stwierdzając rosnący prestiż rycerstwa i coraz większą w nim obecność członków wyższej arystokracji, co widać na podstawie rozpowszechniania się miana miles, uważali, że szlachta stopniowo przyjęła wartości rycerstwa. A mogło być i odwrotnie. Tworząc elitę ciężkiej kawalerii, arystokracja stanęła na jej czele, narzuciła rycerstwu swoje metody i zachowania. Inaczej mówiąc, szlachta nie przyjęła wartości rycerskich, lecz przyniosła je ze sobą, rozpowszechniła je w obrębie całego rycerstwa, tworząc etykę militarną, która jest właściwa rycerstwu i której bynajmniej nie podzielają inni wojownicy, plebejusze, piechurzy, bandy zbrojne, Brabantczycy, a nawet, w znacznej mierze, sierżanci konno i lekka kawaleria. Proces ten nie dokonał się zatem z dołu do góry, od rycerstwa do szlachty, lecz raczej z góry do dołu, od szlachty do rycerstwa.
Walka rycerska rzeczywiście wymaga poszanowania pewnych reguł. Szarża z opuszczoną włócznią nie może być dziełem improwizacji. Zakłada ona, że oba obozy godzą się spotkać na otwartym terenie, w miarę możności równym, bez większych przeszkód. Walka jest skuteczna lub w ogóle możliwa tylko pod warunkiem, że przeciwnik przestrzega tych samych reguł i godzi się na frontalne zderzenie, nie stosując uników. To tłumaczy zamęt zachodnich rycerzy podczas pierwszych bitew krucjaty, kiedy nacierający z naprzeciwka jeźdźcy tureccy stosowali odwrotną taktykę: unikając zderzenia czołowego i kłębowiska, jakie po nim następowało, gdzie czuli się słabsi i wystawieni na ciosy, atakowali okrążającymi falami, z daleka rzucając oszczepy i natychmiast się rozpraszając, uciekając na wszystkie strony i pociągając za sobą frankijskich rycerzy, którzy ścigali ich z opuszczoną włócznią; tureccy jeźdźcy nie gardzili łukiem. Podczas ucieczki potrafili odwrócić się i zasypać pogoń strzałami, które okazywały się śmiertelne z powodu małej odległości, jaka dzieliła przeciwników. Był to inny rodzaj walki, inny świat...
Co bynajmniej nie przeszkodziło krzyżowcom uznać wartości tych jeźdźców Allaha, do tego stopnia, że twierdzili oni, iż tylko Frankowie i Turcy zasługują na miano rycerzy, i na poparcie tej tezy powoływali się na wspólne pochodzenie frankijskich i tureckich rycerzy z Troi. Na Zachodzie rycerstwo narzuciło jednak swoje zasady. Gardząc używaniem łuku podczas jazdy konnej, stawiało wszystko na impetyczną szarżę, podczas której ciężkie uzbrojenie czyniło cuda przy minimalnym ryzyku. Celem walki rycerskiej nie jest już zresztą zadać śmierć, lecz pokonać, zrzucić z siodła lub pojmać przeciwnika. Zarówno ze względu na etykę, jak na zysk. O wspomnianej wyżej bitwie pod Bremule kronikarz Orderyk Witalis opowiada, że starło się tam dziewięciuset rycerzy, lecz tylko trzech z nich poległo. Wyjawia przyczyny tego: „... byli cali zakuci w żelazo, a z bojaźni Bożej i przez wzgląd na braterstwo broni oszczędzali się wzajemnie, starając się nie tyle zabić uciekających, ile ich pojmać" (Orderyk Witalis, Historia kościelna, ks. XI, rozdz. 18).
Jego zdaniem, bojaźń Boża sprawiała, że przestawali łaknąć krwi swych braci. Jeszcze powrócimy do tego aspektu religijnej moralności, którą mnich Orderyk być może przecenił. Trafnie natomiast zauważył dwie główne przyczyny tej niskiej śmiertelności: kolczugę i kodeks rycerski.
Kodeks rycerski. Na początku należy określić jego granice. Nie dotyczy on piechoty, która bez pardonu jest wyrzynana w pień. Czyżby chodziło o pogardę klasową, jak często mawiano? Pogląd jest być może przesadzony. Należałoby raczej powiedzieć: obojętność, co być może gorzej świadczy o rycerzach - w ich oczach piesi nie mają prawie żadnej wartości. Czasem wynika z tego swoisty antagonizm w obrębie jednej armii, co było widać na przykład pod Poitiers. I odwrotnie, piesi nie mają powodu, by oszczędzać rycerzy przeciwnika. Celem ich walki jest zwycięstwo, a eliminacja rycerza ma wysoką cenę. Stąd częste użycie mizerykordii, krótkich, zabójczych sztyletów, które łatwo wbić między hełm i kolczugę i które nieubłaganie sieją śmierć. Z tego powodu Brabantczycy i uzbrojone bandy budzą popłoch. Także dlatego pod Courtrai (1302) poległo ponad tysiąc francuskich rycerzy, podczas bitwy zwanej „bitwą złotych ostróg", która zyskała takie miano, gdyż zwycięscy Flamandowie nie oszczędzali rycerzy i obcinali ich ostrogi, by je ofiarować Kościołowi. Według szacunkowych obliczeń pod Poitiers (1356) straciła życie niemal połowa francuskiego rycerstwa, większość od strzał łuczników. Straty Francji pod Azincourt oszacowano na ponad pięć tysięcy ludzi.
Oczywiście, nie ma mowy o tym, by straty ponosili wyłącznie piechurzy. Szarżującym rycerzom także groziło niebezpieczeństwo. Ponadto mówiliśmy tu o bitwach wyjątkowych. Można przypuszczać, że podczas „zwykłej" wojny starcia rycerzy nie były tak ostre. Starali się oni raczej pokonać, niż zabić. Poddanie się, wołanie „o łaskę' nie hańbiło, rozważnym krokiem było jednak poddanie się rycerzowi, a nie piechurowi, mało wrażliwemu na reguły rycerstwa, które go nie dotyczyły.
Jeszcze mniej wrażliwi na te reguły byli poganie, można więc było ich zabijać bez większych skrupułów. Tym, których mimo wszystko dręczyły jakieś wyrzuty sumienia (na przykład templariuszom, tym mnichom-żołnierzom, których na początku istnienia ich zakonu przelew krwi mógł niepokoić w związku ze zbawieniem duszy), św. Bernard odpowiedział w traktacie De laude novae militiae ad milites templi (Pochwała nowego rycerstwa), napisanym po to, by rozwiać ich obawy na ten temat: „Rycerz Chrystusowy zadaje więc śmierć z całkowitym spokojem... jeśli umiera, to dla swego dobra, jeśli zabija, to dla Chrystusa... Zabijając złoczyńcę, nie postępuje jak zabójca, ale, że tak powiem, jak złobójca..." (ks. III, rozdz. 4).
Zmienne koleje wojny. Na Zachodzie przeciwnie, walki stawiały naprzeciw siebie rycerzy chrześcijańskich. Pobożność kazała ich oszczędzać, solidarność klasowa i kodeks deontologiczny również. Być może korzyść materialna jeszcze bardziej: zabi temu rycerzowi można wyrwać tylko konia i broń, a także narazić się na zemstę ze strony jego krewnych. Za wziętego do niewoli można uzyskać okup. Dobrze pojęty interes każe więc raczej zrzucić przeciwnika z siodła, niż go zabijać. Giermkowie i słudzy, jadący z tyłu, zabierają wierzchowca i odwożą pojmanego. W najstarszej francuskiej epopei, Gormont et Izembart (początek XII wieku) jak refren powraca zdanie punktujące opis każdej zwycięskiej szarży bohatera, powalającego swego przeciwnika:
Kiedy zabił tego walecznego wojownika,
Odesłał na tyły jego rumaka bojowego.
(Gormont et Izembart)
Konie rzeczywiście drogo kosztują i nie ma nic bardziej pożądanego niż rumak zdobyty w walce. Nie jest to jednak jedyna nadzieja zysku: istnieje ponadto łup wydarty nieprzyjacielowi, wynik ograbienia jego obozowiska. Stanowi to zresztą jedną z głównych przyczyn braku dyscypliny wśród rycerzy i możliwości klęski w boju, który zapowiada się zwycięski. Żądni łupu rycerze zaprzestają czasem walki, nie rozbijając ostatecznie nieprzyjaciela i wolą rzucić się jako pierwsi na pozostawione obozowisko, by je obrabować, zanim dotrą tam piechurzy.
Wielu ubogich rycerzy w rzeczywistości utrzymuje się tylko dzięki wojnie. Nie wszyscy bynajmniej są bogaci. Od początku literatury w języku romańskim, a zwłaszcza od drugiej połowy XII wieku, na scenę wysuwa się nowy typ bohatera, równolegle z królem i z księciem: ubogi rycerz, skromnego pochodzenia lub wydziedziczony, soldoier żyjący (raczej kiepsko) ze swego miecza i z hojności książąt lub wdający się w jakąś daleką przygodę, marzący o podbojach. Ma on wzór historyczny - synów normandzkiego rycerza Tankreda de Hauteville, którzy udali się na wygnanie w okolice Apulii, potem na Sycylię, i poszli w służbę greckich panów; szybko ich pozbawili władzy i na ostrzach swych mieczy zdobyli w drugiej połowie XI wieku księstwo, królestwo. Zarówno teksty genealogiczne, jak powieści obfitują w tego rodzaju opowiadania; z wielkim upodobaniem wyobrażano sobie wówczas, że u źródeł jakiejś dynastii tkwił wyczyn walecznego rycerza, nawet jeśli w rzeczywistości wyczyn ten najczęściej polegał na korzystnym małżeństwie z dziedziczką. Poza wszystkim, w takim wypadku waleczność także odgrywała znaczącą rolę, często bowiem właśnie bohaterstwem w walce rycerz urzekał dziedziczkę lub - co ważniejsze - jej ojca: z mieczem w dłoni zdoła ustrzec dziedzictwo. Ten wzorzec w nie zmienionej postaci przetrwał całe Średniowiecze. Jego najznakomitszym piewcą pozostaje być może rycerz trubadur Bertan z Born (XII wiek), wysławiający miłość, ale jeszcze bardziej wojnę, którą sprowadza wiosna; jeden ze swych poematów kończy takim wezwaniem do seniorów: „Baronowie, raczej dawajcie w zastaw / Zamki, miasta i wioski, / Niżbyście mieli zrezygnować z wojen." Rycerz ubiegał się o należącą mu się prawowicie zdobycz, wyrywaną nieprzyjacielowi w walce. Niekiedy kusiło go, by przejść od łupu wojennego do rabunku i ograbić przejezdnego; jak wiadomo, w X i XI wieku, ale epizodycznie i przez całe Średniowiecze, podczas zamieszek czy przerw w działaniu władzy, zdarzali się rycerze-zbójcy, rabusie napadający na podróżnych i grabieżcy.
Okup nie jest niczym nowym. W XI i XII wieku nabiera on bardziej „rycerskiego" charakteru, kiedy okazuje się, że zyskowniejsze i godniejsze jest pozwolić na wykup jeńców, niż ich zabić. Wzięcie do niewoli rycerza strony przeciwnej staje się świetnym interesem, zwłaszcza gdy jest to osobistość wysokiej rangi. Historyk Wilhelm z Poitiers na próżno zwie ten obyczaj „obmierzłą praktyką' - wszyscy ją stosowali i być może faktycznie należy ją uważać za przejaw postępu, tak jak niegdyś niewolnictwo w porównaniu z rzeziami etnicznymi lub z rytualnym mordem na pokonanych.
Wypłacenie okupu za seniora stało się nawet jednym z czterech przypadków, kiedy można było wymagać pomocy finansowej od jego wasali. Obie strony uzgadniały między sobą cenę, nie nazbyt niską, by nie poniżać pokonanego, i nie nazbyt wygórowaną, by go nie zrujnować ani nie popchnąć do zemsty. Znane są jednak przykłady niebotycznie wysokich okupów. Nie wspominając o olbrzymich sumach, ja kich domagano się w zamian za uwolnienie królów (Ryszarda Lwie Serce, Ludwika Świętego), wystarczy wspomnieć przykład Du Guesclina, tego wzorowego rycerza pochodzącego z drobnej szlachty, który wyłącznie dzięki mistrzowskiemu opanowaniu rzemiosła wojennego zdołał osiągnąć szczyty hierarchii. Jako dowódca wojenny, gdy był jeszcze tylko giermkiem (w tej epoce giermkiem jest wojownik uzbrojony lżej od rycerza), zostaje pasowany w wieku trzydziestu czterech lat, co oznaczało wówczas podwójne wynagrodzenie i większy udział w łupach wojennych; został chorążym, potem naczelnym dowódcą bajliwatu, wreszcie hrabią po swych sukcesach w Hiszpanii. Tam odnosił zwycięstwa na czele swych band rycerzy na żołdzie oraz awanturników z „wielkich kampanii", którzy przedtem pustoszyli i łupili różne regiony Francji, nie mając żołdu ani łupu wojennego, i tym samym uwalniał od nich Francję. Parokrotnie trafił do niewoli, a suma okupu za niego rosła zgodnie z rytmem jego awansu społecznego. Wreszcie, gdy został znowu więźniem Czarnego Księcia w Najera (1367), o mały włos nie przypłacił tego życiem, gdyż książęta uważali, że lepiej uwolnić się raz na zawsze od tak niebezpiecznego dowódcy. Czarny Książę był jednak „rycerski": ofiarował Du Guesclinowi wolność w zamian za okup, którego wysokość miał określić sam więzień. Świadom swej wartości, a także przez wyniosłość i dla prowokacji, Du Guesclin określił go na bajeczną sumę 100 000 złotych dukatów. Tym, którzy wątpili, czy król Francji Karol V zgodzi się zapłacić taką sumę za uwolnienie swego dowódcy, odparł wyniośle, iż w takim razie żadna niewiasta w całym królestwie Francji nie odmówi wzięcia do ręki wrzeciona, aby złożyć się na tę sumę. Ten epizod jest często przytaczany, aby zilustrować narodziny poczucia narodowego. Wyraża także dumę rycerza wywodzącego się z drobnej szlachty, który osiągnął wysoką rangę jedynie dzięki żołnierskim cnotom.
Cała jego kariera obrazuje zresztą ewolucję rycerstwa w stronę profesjonalizmu. Przypomnijmy, że bardzo późno został on pasowany na rycerza, a jego służba rycerska niczego nie zawdzięczała systemowi feudalnemu: miała charakter czysto profesjonalny. Wysokość wynagrodzenia zarówno Du Guesclina, jak jego ludzi była negocjowana i określana w umowie. Ponadto, o ile walczył on jako rycerz, to jego główna zasługa dowódcy polegała na tym, że zgodnie z instrukcjami króla skupiał swe siły na konkretnych celach: twierdzach, miastach, zamkach, unikał zaś wydawania walki w polu, o ile źle to rokowało - odrzucając w ten sposób ową szaloną a bezużyteczną brawurę, ową zawadiackość, która przez długi czas była cechą francuskiego rycerstwa i jakże często przyczyną jego klęsk. Zwróćmy wreszcie uwagę na fakt, iż Du Guesclin został w 1370 roku mianowany konetablem Francji, a do tej pory urząd ten zawsze był zastrzeżony dla osób z najwyższej szlachty.
Rycerstwo pozostaje wówczas symbolicznym i błyskotliwym obrazem. Jednakże podczas wojny jego wartości zaczynają niknąć na rzecz skuteczno ści wojsk zawodowych i niebawem narodowych.
3. Turnieje
Kiedy rycerze nie są zaprzątnięci wojną, szukają turniejów, które, jak się wydaje, zostały wymyślone przez Francuzów w połowie XI wieku, gdyż określano je zwrotem torneamentum lub conflictus Gallicus. W XII wieku kronikarze często o nich wspominają; literatura przejmuje ten motyw, któremu piękne stronice poświęcają epopeje, powieści, lais [poematy pisane ośmiozgłoskowcem], a nawet wierszowane kroniki. Kościół niepokoi się tym nadmiernym uwielbieniem gier wojennych; parokrotnie je potępia (Clermont, 1130; Reims, 1131; Lateran II, 1139; Reims, 1148; Lateran III, 1179 itd.) Na próżno! Ich atrakcyj ność nieustannie wzrasta i w różnych formach przez całe Średniowiecze turnieje przyciągają rycerzy przed coraz bardziej roznamiętnioną publiczność.
Wojna w miniaturze. Początkowo, i aż do połowy XIII wieku, turniej niewiele się różni od wojny. Nie jest to tylko zaprawa, lecz prawdziwe starcie dwóch obozów, które przez pewien czas skupiają rycerzy przybyłych z różnych stron. Stwierdzenie, iż turnieje w tych czasach przypominają wojnę, to jeszcze mało powiedziane: broń jest ta sama, taktyki i techniki również. Są to wojny, lecz zorganizowane, stopniowo kodyfikowane, a przede wszystkim starcie jest ich celem samym w sobie. Zdecydowanie jest to więc sport.
Dwa obozy ścierają się w określonym miejscu. Nie na zamkniętym polu, jak to będzie później, ale na rozległej przestrzeni, obejmującej zamek lub miasto, a wokół lasy i pola. Jeden z obozów stanowią oblężeni. Są nazwani „tymi ze środka", w przeciwieństwie do „tych z zewnątrz". Oblężenia, potyczki, zasadzki, wypady, szarże i najazdy stawiają przeciw sobie te dwa obozy, tak samo jak podczas wojen i zwykłych bitew. Jakie są zatem różnice? Początkowo jest ich bardzo mało: w każdym obozie istnieją strefy ewakuacji czy bezpieczeństwa, gdzie każdy zmęczony lub zraniony uczestnik może odpocząć i uzyskać pomoc medyka, zanim powróci do walki. W jeszcze większym stopniu niż na wojnie, gdzie różne są środki, celem jest tutaj nie zabicie, lecz pojmanie. Z pewnością zdarzają się przypadki śmierci, zwłaszcza że broń niczym się jeszcze nie różni od broni używanej na wojnie. Śmierć zawsze jest jednak wypadkiem, nad którym ubolewają oba obozy. Wreszcie, kodeks postępowania rycerskiego jaśniej się na ten temat wypowiada. Łupem jest broń i konie, a odzyskanie wolności w zamian za okup stano wi tu regułę. Na koniec, o ile starcia mają charakter zbiorowy (pojedynczy rycerz staje się bowiem dla innych łatwą zdobyczą), to jednostkowe wyczyny wyróżniają się i pomagają wyznaczyć zwycięzcę: tego, którego sami walczący, a później giermkowie, wskażą jako najlepszego rycerza turnieju.
Zysk z turniejów Nie da się zaprzeczyć, że turnieje miały charakter utylitarny. Inne formy ćwiczeń, na przykład atakowanie manekina z galopu, umożliwiały praktycznie tylko minimalną zaprawę, rozwijając zręczność w dosiadaniu konia, pchaniu mieczem, trafianiu włócznią w tkwiącą nieruchomo tarczę. Spośród wszystkich innych form ćwiczeń turniej był niewątpliwie najlepszy i najwyżej ceniony: stwarzał rycerzowi warunki prawdziwej walki, był najlepszym sposobem trenowania szarży z ułożoną poziomo włócznią, co najprawdopodobniej przyczyniło się do wielkiego rozkwitu turniejów. Możliwe zresztą, że samo słowo przywodzi na myśl i ruch żołnierzy między jedną szarżą a drugą, zawracających [tournant], by z powrotem uformować grupę. Było to dla nich przede wszystkim sposobnością, by wyćwiczyć większą spójność, niezbędną przy zbiorowych szarżach tych zwartych grup, conrois, których skuteczność w dużej mierze zależała od ich jednolitości. Widać to wyraźnie w Historii Wilhelma le Marechal, cieszącego się sławą najlepszego rycerza XII wieku - był wielkim bywalcem turniejów, gdzie miał szczęście zostać zauważony, gdy parokrotnie przyszedł z pomocą młodemu królowi Henrykowi, późniejszemu Henrykowi II Angielskiemu, niekiedy zbyt nierozważnemu. Rycerz, który zbytnio oddalił się od grupy, wiele ryzykował, gdyż szybko mógł się znaleźć odosobniony, otoczony przeciwnikami i zabity lub wzięty w niewolę.
Stawka. Nawet w obrębie grupy nie brak jednak indywidualnych wyczynów. Jednym z pożądanych celów jest bowiem sława, rozgłos, który można zdobyć, rozdając piękne ciosy, dowodząc swej waleczności. Damy podziwiają ich prawdopodobnie z wysokości wież, a później z trybun na zamkniętym polu, niewątpliwie pod wpływem powieści, które przypisują rycerzom coraz większą rolę. Każdy z nich może żywić nadzieję, że w ten sposób ściągnie na siebie uwagę jakiejś bogatej dziedziczki, wdowy posiadającej włości, których trzeba bronić. Na początku XIII wieku Lambert z Ardres opowiada, jak młody Arnul z Guisne jeździł na turnieje i został tam zauważony przez hrabinę Idę z Boulogne, którą „udawał, że kocha". Turniej to również okazja do światowych spotkań, a wyczyn rycerski jest atutem dla zdobywcy niewieścich serc. O tym przynajmniej przekonuje ówczesna literatura, z pewną dozą prawdopodobieństwa. Co więcej, jest to okazja dla ubogich rycerzy, młodych bacheliers - bohaterów opowieści przygodowych - by zaciągnąć się do drużyny jakiegoś księcia, w ten sposób zapewniając sobie przyszłość; rekrutacja ta mogła się okazać mniej lub bardziej trwała: na turniej, na sezon, na rok, czasem na całe życie. Takie wejście do drużyny wielmoży oznacza zapewnienie sobie egzystencji i w czasie pokoju, i podczas wojny. Przez całe Średniowiecze to ci sami ludzie wyróżniają się zarówno na turniejach, jak na polu walki; dowód, jeśli go jeszcze potrzeba, ścisłego związku między tymi dwoma zajęciami.
Główną oprócz sławy atrakcją turnieju pozostaje wygrana. Można tam uzyskać nagrodę, ale także konie, zbroję, broń, a nawet pieniądze, pochodzące z okupów lub z wykupu zdobytego wyposażenia. Epoka ta dostarcza nam dość licznych przykładów rycerzy, którzy przybyli na turniej z rumakiem i bronią wypożyczonymi lub wynajętymi, a dzięki swej waleczności i sprzyjającemu szczęściu odjeżdżają bogatsi, na lepszym wierzchowcu i lepiej wyposażeni. Historia Wilhelma le Marechal dostarcza cennych przykładów. Opisuje, jak na początku turnieju uczestnicy ustalają wysokość nagród, koni, zbroi, które będzie można zdobyć i wykupić, okupów, jakich będzie można zażądać. W takich okolicznościach słowo zasługuje na wiarę, i rozumiemy, dlaczego poszanowanie danego słowa stanowi jeden z filarów etyki rycerskiej. Kariera Wilhelma trafnie ilustruje korzyść z turnieju oraz jego przebieg. Błędni rycerze, bacheliers, których przyciąga wieść o zgromadzeniu, zbierają się w różnych miejscach, zabiegając o dołączenie do najlepszych, już utworzonych, oddziałów, drużyn książąt lub najwyższych baronów, którzy zatrudnili najsławniejszych i którzy mają wszelkie szanse na zwycięstwo. Rycerze walczą wówczas w grupie, solidarni, i nie istnieje bynajmniej zakaz atakowania w czterech czy pięciu jednego osamotnionego przeciwnika: sprzymierzeńcy dzielą wtedy między siebie wartość łupu. Zyski mogą być ogromne: tak więc, w ciągu dziesięciu miesięcy, Wilhelm pojmał sto trzy konie, mnóstwo broni i kilku rycerzy.
Niebezpieczeństwa mają taki sam charakter. Można wiele stracić od jednego ciosu włócznią: uzbrojenie, konia, co jest stratą katastrofalną dla ubogiego rycerza, któremu grozi wówczas wykluczenie z rycerstwa. Można tam również stracić życie, pomimo opisanej wyżej etyki. Wypadki zdarzają się nierzadko, zwłaszcza wśród młodych żądnych sławy, wśród maluczkich poszukujących wyczynów, które przyniosą zysk. Wypadki dotykają nawet osobistości wyższej rangi, lepiej chronionych, lecz stanowiących bardziej pożądany cel. Wśród samych tylko książąt angielskich wskutek ran odniesionych na turnieju zmarli i są opłakiwani: Godfryd, czwarty syn Henryka II w 1186 roku, diuk Godfryd z Mandeville w 1216 roku, diuk Pembroke w 1241 roku, Wilhelm, syn diuka Sussexu w 1286 roku itd. Kościół sprzeciwia się śmierci poniesionej „dla zabawy" i piętnuje w bullach papieskich oraz ustami kaznodziejów te zgromadzenia, które rozbudzają światowego ducha, ostentację, próżną chwałę, zmysłowość i siedem grzechów głównych, utrwalają ducha przemocy, zabawy, ryzyka, powodują ruinę lub śmierć chrześcijan i odwracają od jedynej walki w pełni - zdaniem Kościoła - uprawnionej: od wyprawy krzyżowej. Nic nie może temu zaradzić, nawet odmowa chrześcijańskiego pochówku dla tych, którzy poniosą śmierć podczas takich zgromadzeń (Lateran II, 1139).
Turniej a polityka. Skąd ta klęska? Dla arystokracji turniej i krucjata nie są sobie przeciwstawne. Turniej wydaje się jej niezbędną zaprawą, a przede wszystkim jest ideologicznym wyrazem rycerstwa, którego cnoty mają charakter wojenny, społeczny, światowy w równym i większym stopniu, co chrześcijański. Jest to także atut polityczny. Jak sądzi G. Duby, wysoka arystokracja północnej Francji, gdzie odbyła się większość turniejów z XII i z początku XIII wieku, znajdowała w nich najpewniejszy atut, by stawić opór rosnącej władzy królewskiej administracji: pozyskiwała sobie rycerstwo, oferując mu ulubioną rozrywkę. Faktem jest, że moda na turnieje osiągnęła wówczas w tych regionach największą i najwcześniejszą przychylność arystokracji, zanim się rozpowszechniła na wschodzie, gdzie u schyłku XII wieku Fryderyk Barbarossa przyjął obyczaje francuskiego rycerstwa z końca XII wieku, oraz na południu, gdzie kraj języka d'oc nie znał ich jeszcze przed krucjatą przeciw albigensom.
Na uwagę zasługuje przypadek Anglii. Angielscy królowie, wywodzący się z rodu Plantagenetów, lubowali się w turniejach, a synowie Henryka II sami byli doświadczonymi ich uczestnikami. Jednakże Henryk I i Henryk II zakazali zawodów rycerskich z przyczyn politycznych: zgromadzenia te, ściągające liczne rzesze uzbrojonych mężczyzn, mogły się w istocie zmienić w zbrojną opozycję przeciw królowi, dać sposobność prywatnej zemsty czy wręcz spowodować powszechny zamęt. Ryszard Lwie Serce, wzór rycerstwa, który w młodości odbył wiele turniejów we Francji, przywrócił je w swym królestwie w 1194 roku, lecz tylko w pięciu miejscach i po uiszczeniu świadczeń (uzyskaniu licencji). Rozporządzenia te jednocześnie umożliwiały ścisłą kontrolę ze strony króla i powodowały napływ środków finansowych z obowiązkowych świadczeń i sankcji wymierzanych w wypadku wykroczenia: w 1195 roku Roger Mortimer za udział w turnieju bez licencji został pozbawiony wszystkich swych ziem! Te przykłady dobitnie pokazują, jak wielkim powodzeniem wśród arystokracji cieszyły się turnieje na Zachodzie, pomimo rezerwy ze strony Kościoła i monarchów.
4. Ewolucja turniejów
W XIV i XV wieku to upodobanie wzrasta, jednak z pewnymi zmianami, które jeszcze bardziej zbliżają turniej do prawdziwego sportu, nie odrywając go przy tym od realiów wojny. Już w połowie XIII wieku obok broni używanej w walce „do ostatniej kropli krwi", wciąż przypominającej broń stosowaną na wojnie, pojawiają się włócznie „dla przyjemności", w których wyostrzony czubek zastąpiono zębatym kółkiem, by uniemożliwić wbicie włóczni głęboko w ciało przeciwnika. W tej samej epoce społeczność turniejów tworzy zamknięty krąg i nabiera cech arystokracji. Drobny szlachcic, jak Wilhelm le Marechal, mógł zrobić majątek dzięki turniejom u schyłku XII stulecia. Sprawa staje się trudniejsza w następnym wieku i niemożliwa później; pasowanie na rycerza, niezbędne, aby móc przystąpić do turnieju rycerskiego (istnieją walki na kopie i turnieje dla giermków), stało się bardzo kosztowne i zastrzeżone dla tych, którzy mogą wykazać się czterema rycerzami wśród przodków. Nagrody wygrywane na turniejach „dla przyjemności" maleją, a okupy i branie łupu stopniowo zanikają; praktycznie pozostaje tylko zabieranie koni. Oznacza to, że turniej przestaje być sposobem na zyskanie awansu społecznego i przekształca się w arystokratyczny sport, kosztowny, prestiżowy, zastrzeżony dla wąskiej i zamkniętej społeczności, zdominowanej przez kilka wielkich, wciąż tych samych rodów, pojawiających się w tekstach między 1100 a 1400 rokiem.
Walki wręcz, walki na kopie, okrągłe stoły. W miarę upływu czasu zmianom ulegają same turnieje. Wielkie walki wręcz z XII wieku utrwalają się, z ich stałymi cechami: zbiorowego udziału, z włócznią i mieczem, w szarży i w walce w ciżbie, na wzór wojen, których stanowią skodyfikowaną replikę. Konkurencją dla nich są jednak walki na kopie, cieszące się większym powodzeniem u dam, wciąż (XIII - XV wiek) obserwujących turnieje, a wyżej ceniących indywidualne wyczyny dokonywane na ich oczach przez dwóch tylko zawodników. Walki na kopie są też lepiej widziane przez władze świeckie i kościelne, gdyż są mniej zabójcze. Dwaj przeciwnicy stają tu oko w oko na ograniczonej powierzchni otoczonej palisadami, lices, bez żadnej bariery; bariery rozdzielające walczących pojawiają się dopiero w XV wieku. Ścierają się oni w szarżach wyłącznie z długimi włóczniami. Aspekt wojenny utrzymuje się oczywiście, gdyż głównym elementem bitwy wciąż jest szarża. Ustępuje jednak miejsca aspektowi ludycznemu, a przede wszystkim uroczystościom. Jest to jeszcze bardziej prawdziwe w odniesieniu do okrągłych stołów, najwyraźniej inspirowanych przez powieści arturiańskie. Uroczystości te wydają się raczej dostarczać okazji do spotkań wielkiego świata niż szczególnych form gier wojennych, chociaż odbywają się podczas nich starcia „dla przyjemności". Natomiast czyny zbrojne, wyczyny (pas d'armes), kiedy trzeba bronić mostu, brodu, przejścia, przeciwstawiają sobie „do ostatniej kropli krwi" „obrońców" i „napastników", zarówno pieszo, jak konno. Najsłynniejszym przypadkiem jest sławetna „walka trzydziestu", w której w 1531 roku w Ploermel zmagały się garnizony z dwóch sąsiednich zamków, z których jeden popierał dom Montfort, a drugi - dom Blois. Tego rodzaju walki upodobniły się do skodyfikowanych starć, które podczas wojny stuletniej niejednokrotnie w swoistych turniejach stawiały naprzeciw siebie rycerzy z oblężonego miejsca i rycerzy, którzy ich otaczali. Takie spotkania znowu czerpią zarówno z wojny, jak z turniejów. Chcąc wyjaśnić rządzące nimi wedle prawa reguły, Godfryd z Charny stawia swe pytania na temat walki na kopie, turnieju i wojny; niestety, nie znamy udzielonych mu odpowiedzi.
Ewolucja broni. Turnieje, a w jeszcze większym stopniu walki na kopie, spowodowały istną ewolucję uzbrojenia, które nabrało specyficznego charakteru. Aby ograniczyć ryzyko śmierci lub ciężkich ran, zaprojektowano broń obronną, o której już była mowa. Tak więc hełm, w zasadzie nie zmieniony, w XIII wieku przybiera kształt cylindryczny z płaskim wierzchem; ma szpary na oczy i otwory zapewniające (słabo) pewną wentylację, bardzo nieskuteczną w ciepłych krajach; krzyżowcy boleśnie tego doświadczyli. Sto lat potem, przede wszystkim na turniejach, hełmy zostały umocnione i zaczęto na nich umieszczać czuby i kity. Różnica między hełmem wojennym a hełmem na turniej staje się jeszcze bardziej wyrazista pod koniec XIV wieku. To samo dzieje się ze zbroją płytową, która w wieku XIV przekształca się w kolczugę i poszerza się na użytek walki na kopie, zwłaszcza po lewej stronie piersi, bardziej narażonej na ciosy („popiersia do walki na kopie"). Puklerze podczas konserwacji są wycinane po prawej stronie, by mogła tamtędy przechodzić włócznia, która stała się dłuższa i cięższa, od kiedy spoczywa na faucre i na tulei na pancerzu, oswobadzając ramię rycerza od ciężaru i zablokowania; teraz może on już tylko namierzyć cel.
Od XII wieku puklerze są malowane i ozdabiane znakami herbowymi domu, któremu służy rycerz. Przez długi czas uważano, iż rozwój heraldyki wynikł z konieczności rozpoznawania, do którego obozu należy dany rycerz, kiedy zamknął on hełm i nie można go było rozpoznać po twarzy. Faktycznie wydaje się, że emblematy te są wcześniejsze, a w każdym razie niezależne od technologicznej ewolucji hełmu. Prawdopodobnie turniej odegrał tutaj zasadniczą rolę, a rozwój heraldyki należy raczej przypisywać zamiłowaniu arystokratów do znaków wyróżniających, koloru i ostentacji.
W tej ewolucji istotną rolę odegrali giermkowie. Już pod koniec XII stulecia widzimy ich u boku Krystiana z Troyes i Wilhelma le Marechal. Ci pomocnicy rycerstwa, wędrowni śpiewacy i minstrele mieli za zadanie zapewnić turniejom rozgłos - ogłaszają kolejne fazy, komentują akcje, sławią wyczyny. Stają się wyspecjalizowanymi ekspertami od rycerstwa i heraldyki, a niekiedy przypada im w udziale mianowanie zwycięzców turniejów, po wyjaśnieniu zasad i rozstrzygnięciu punktów spornych, nieprecyzyjnie określonych przez prawo wojenne.
Turnieje u schyłku Średniowiecza. Historycy późnego Średniowiecza niekiedy kwestionowali praktyczną użyteczność turniejów, które stały się jakoby wtedy jedynie ceremoniami, pełnymi przepychu i frywolnymi. Niektórzy, jak Huizinga, dopatrywali się w tym oznak schyłku rycerstwa. Prawdą jest, że wielkie turnieje w XV wieku były formalistyczne i przeładowane przepychem i świadczą o świetności i ostentacji arystokratów, pozostających pod wpływem powieści arturiańskich i przenoszących w teatralne realia organizowanych przez siebie turniejów wyobrażony obraz, który uważali za obraz świata arturiańskiego. Nie należy jednak rozciągać na wszystkie XV - wieczne turnieje ściśle ekstrawaganckich cech paru wielkich, „płonących" turniejów, które w oczywisty sposób są pełne przesady. W rzeczywistości, nawet w tej epoce, turnieje nie są całkowicie oderwane od wojennych realiów swych czasów. Prawdą jest jednak, że rycerskie społeczeństwo XV wieku bardziej kultywuje gest i galę niż prawdziwą zaprawę. Jak uważa M. Keen, aspekty te są wynikiem przede wszystkim przepojenia mentalności i kultury arystokracji literaturą i powstania wąskiej kasty, swoistej „superszlachty" - święta, a przede wszystkim turnieje, służą jako manifestacja siły i nostalgiczne upamiętnienie przeszłości, którą odbudowuje ona zgodnie ze swymi marzeniami i którą idealizuje. XV-wieczna szlachta oddaje hołd i cześć takiemu rycerstwu, jakie sobie wyobraża zgodnie z wzorami z pieśni rycerskich, powieści i traktatów rycerskich. Usiłuje przywrócić do życia cnoty, które jej zdaniem charakteryzowały rycerstwo w dawnych czasach - faktycznie w czysto mitycznych czasach korzeni idealnego rycerstwa.
IV Kościół, wojna i wojownicy
Kościół nie mógł nie interesować się rycerstwem. Wszystko skłaniało go do prób kierowania nim lub sprawowania kontroli za pomocą najważniejszego środka, jakim dysponował: ideologii.
1. Dominująca ideologia
W Średniowieczu ideologię wypracowują i rozpowszechniają ludzie Kościoła, depozytariusze kultury i wykształcenia. Przed XII wiekiem wszystkie księgi, jakie przetrwały do naszych czasów, tak jak niemal wszystkie inne źródła pisane lub figuratywne, z których czerpią historycy, są dziełem duchownych, którzy otrzymali edukację w szkołach katedralnych lub klasztornych, a później w uniwersytetach, zdominowanych przez zakony. Ci, którzy przekazują wiedzę za pośrednictwem pisma, są zatem przepojeni ideologią kościelną. Większość z nich wiedzie życie księży świeckich (biskupów, kapelanów) lub zakonnych (mnichów). Ich pisma odzwierciedlają i rozpowszechniają dominującą kulturę. Ma ona charakter klerykalny i wyraża się w łacinie, powszechnie przyjętym języku wiedzy od czasów rzymskiej Starożytności, który w epoce rycerstwa stał się językiem Kościoła.
Czy to znaczy; że Średniowiecze nie znało kultury świeckiej? Takie twierdzenie byłoby zbyt daleko posunięte. Od XII wieku literatury spisywane w językach pospolitych (dawnym francuskim d'oc i d'oi1, anglosaskim, katalońskim, średnio-wysoko-niemieckim itd.) pokazują, że istniały sposoby odczuwania, myślenia i działania wyraźnie różniące się od odczuwania, myślenia i działania ludzi Kościoła. Ujawniają one również utrzymywanie się praktyk i religijności niechrześcijańskiej, wspominanych bardzo pobieżnie przez źródła kościelne, aby je potępić (na przykład w penitencjałach) albo zwalczać (w traktatach przeciw herezjom). Szczególnie literatura arturiańska odtwarza i rozpowszechnia pod mniej lub bardziej dopasowanym płaszczykiem chrześcijaństwa, przedchrześcijańskie mity celtyckie (J. Frappier, J. Markale). Te tradycje celtyckie zostały „ochrzczone" i schrystianizowane, tak jak kilkaset lat wcześniej inni świadkowie cywilizacji celtyckiej (megality, kult źródeł). Tych kilka przykładów dostatecznie wymownie pokazuje, że równolegle do dominującej kultury kościelnej, kultury średniowiecznego katolicyzmu, utrzymują się inne tradycje, stłumione i często rugowane, których świadectwa pisane prawdopodobnie były rzadkie i nie zachowały się do naszych czasów.
Czy rycerstwo odziedziczyło coś z tych tak zmarginalizowanych kultur? Jest to mało prawdopodobne i z całą pewnością należy odrzucić wszelką możliwość powiązania z ezoteryzmem, który miał jakoby powołać do życia rycerstwo. Natomiast laickie, wojownicze i germańskie korzenie rycerstwa mogły zachować w jego obrębie różne niechrześcijańskie style myślenia, wartości magiczno-religijne kojarzone z pewnymi obrzędami, które same uległy chrystianizacji (wręczanie broni u dawnych Germanów), albo z niektórymi cechami charakterystycznymi dla rycerza, takimi jak koń i miecz, przysięga, kompanionaż itd. (F. Cardini). Ta starożytna i pogańska spuścizna nie jest właściwa rycerstwu. Znamionuje je spuścizna rodów arystokratycznych, wojowniczych - germańskich i celtyckich - której rozproszone ślady, wymagające ostrożnej interpretacji, napotykamy w utworach przede wszystkim epickich i powieściowych, a nawet w staroskandynawskich sagach. Dziedzictwo to jest rzeczywiste, ale ukryte, zatopione w dominującej kulturze, która nadaje średniowiecznej cywilizacji zabarwienie klerykalne.
2. Kościół a wojna
Kościół bardzo wcześnie jął wprowadzać swe wartości do społeczeństwa, zwłaszcza dominującej który okazał się definitywny - przynajmniej do czasów Reformacji, a - dla niektórych - po dziś dzień (na przykład celibat księży).
Tabu krwi stwarzało inne problemy, zwłaszcza po upadku Cesarstwa i powstaniu królestw barbarzyńskich. Nawrócenie się Chlodwiga ukazuje zainteresowanie Kościoła nowymi elitami rządzącymi. Temu zainteresowaniu towarzyszy wyraźne nagięcie doktryny ku wartościom wojennym: położenie akcentu na Stary Testament, „Pana Zastępów", Chrystusa w chwale, świętych żołnierzy itd. Nurt ten rozszerzył się jeszcze wraz z Karolem Wielkim, pozdrawianym jako nowy Dawid. Kampanie mające na celu chrystianizowanie orężem, zwłaszcza Sasów, odzwierciedlają również ewolucję w kierunku wojennej koncepcji chrześcijaństwa, przepojonego wartościami wyznawanymi przez germańskich zdobywców.
Różne formy promocji wartości wojennych. Kościół poczynił więc daleko idące ustępstwa na rzecz wartości germańskich pochodzenia pogańskiego, gloryfikujących siłę, wojenną wściekłość; zarzucił próby wykorzenienia przemocy i wojny, które włączył do swego systemu wartości. Tym samym otwierała się możliwość, nie do pomyślenia a priori na podstawie pierwotnych doktryn, chrystianizacji wojny, a nawet sakralizacji wojowników, działających pod kierownictwem Kościoła w sprawie uznanej za słuszną. Decydujący etap w tym kierunku został przekroczony w epoce karolińskiej, naznaczonej ścisłym związkiem między papiestwem i monarchią frankijską, która usunęła dynastię Merowingów w czasie, kiedy powstaje „Patrymonium św. Piotra", zalążek państw papieskich. Zagrożeni przez Longobardów, a potem przez Saracenów papieże zwracają się ku nowej dynastii frankijskiej, tworząc tym samym teorię władców będących obrońcami Kościoła (defensores Ecclesiae). Funkcja ta staje się urzędem cesarskim par excellence. Skutkiem tego było ideologiczne dowartościowanie operacji wojskowych prowadzonych w celu wyzwolenia, obrony, a nawet na rzecz interesów Stolicy Apostolskiej. Już papież Grzegorz Wielki wysławiał wojnę misyjną, której celem było nawracanie nieprzyjaciół siłą. Papieże Zachariasz (747) i Stefan II (755) obejmują tą oceną każdą walkę na rzecz papiestwa, świadomie utożsamianego z całym Kościołem. Wojownicy, którzy zginą w tak słusznej sprawie, mają obiecane szeroko otwarte bramy raju. Między VIII a X wiekiem Kościół jeszcze podnosi wartość funkcji wojny na najwyższy poziom, przez sakrę królewską. Sakramentarze z tej epoki, a zwłaszcza te z rozpowszechniającego się wtedy pontyfikału romańsko-germańskiego, ukazują przede wszystkim sakralizację funkcji publicznej, powierzonej władzy królewskiej, której zadaniem jest utrzymywanie pokoju, ładu, sprawiedliwości i roztaczanie opieki nad ludem. Te funkcje królewskie wymagały oczywiście stosowania siły zbrojnej. Symbolem ich wszystkich był miecz królewski, uroczyście wręczany monarsze podczas jego koronacji. W X wieku ceremonie koronacyjne po raz pierwszy stosują formuły błogosławieństwa miecza władcy i chorągwi wojsk królewskich. Zawierają one elementy ideologiczne, które później zostaną uznane za rycerskie, a tymczasem są jeszcze tylko wyrazem różnych aspektów funkcji królewskiej. Nazwalibyśmy je sprawiedliwością, porządkiem i obroną Kościoła, którego królowie są utytułowanymi obrońcami. Rycerze, a raczej zwykli wojownicy (milites), nie występują w tych tekstach, tak jak i w innych formułach błogosławieństw z tej epoki. W tym samym czasie biskupi piszą najpierw dla królów, a później dla książąt, kiedy powstają księstwa terytorialne, traktaty moralne zwane „zwierciadłami książąt", w których starają się zwrócić ich uwagę na obowiązki związane z ich funkcją: zapewnianie ładu, pokoju, sprawiedliwości, moralności publicznej. Aby to osiągnąć, władcy muszą dać przykład dobrego postępowania.
3. Kościół a wojownicy
Do tej pory milites są jeszcze tylko zwykłymi wykonawcami, żołnierzami. Nie ma o nich żadnej wzmianki w formułach liturgicznych ani w traktatach przeznaczonych dla cesarza, dla królów, dla możnych pełniących funkcje rządzące. Milites (nie można jeszcze tłumaczyć tego słowa określeniem „rycerz") wychodzą z cienia w X i przede wszystkim w XI wieku, kiedy powstaje system feudalny, najpierw we Francji, a potem w sąsiednich krajach. Kościół uświadamia sobie wówczas osłabienie władzy królewskiej i próbuje temu zaradzić.
Ochrona kościołów. Król, naturalny opiekun kościołów, których podczas obrzędu koronacji obiecał bronić i budować, już nie jest w stanie wypełniać tej misji. Na wszystkich poziomach Kościół potrzebuje więc obrony militarnej. Przeciw komu? Właśnie przeciw milites - zbrojnym bandom działającym na rzecz swego pana, a czasem nawet na własny rachunek - którzy plądrują, wymuszają, rabują, niszczą przez różnego rodzaju grabieże dziedzictwo kościołów i klasztorów, uzurpując sobie prawo, narzucając nowe podatki („złe zwyczaje") i przywłaszczając sobie inne (exactiones). Tymczasem duchowni, przede wszystkim mnisi, muszą powstrzymać się od przelewu krwi. Aby im towarzyszyć lub zastępować ich w działaniach świeckich, dostojnicy kościelni wprowadzili urząd rzeczników (advocati), czasem zwanych obrońcami (defensores). O to przynoszące wysokie zyski stanowisko ubiegali się świeccy seniorzy, którzy za jego pełnienie osiągali znaczne dochody (beneficium) pochodzące z włości kościelnych, których ochrona była ich obowiązkiem. Niektóre kościoły same zapewniały sobie obronę, bezpośrednio rekrutując wojowników (milites ecclesiae). Tak było w przypadku wielu kościołów Francji, w Reims, Toul, Rodez, Albi itd. Tak jest też w przypadku kościoła Rzymu, posiadającego militia. W połowie XI wieku papież Leon IX sam zorganizował w Cesarstwie zaciąg wojowników św. Piotra (milites sancti Petri), których poprowadził do walki z Normanami z Sycylii w Civitate, gdzie zostali oni rozerwani na strzępy przez przeciwników (1053).
Wszyscy ci wojownicy, z racji samej funkcji obrońców Kościoła, byli przezeń wysoko cenieni, wręcz sakralizowani. Świadczy o tym na przykład liturgia, fala kanonizacji żołnierzy, rozmaite deklaracje papieży dotyczące duchowego wynagrodzenia walczących. Najpierw liturgia: od X wieku znamy kilka formuł błogosławieństwa broni oraz tych, którzy wyruszają do walki; stopniowo zaczynają one obejmować wojowników dawnej ideologii królewskiej. Tak jest przede wszystkim w wypadku pewnego rytuału z XI wieku, zawartego w pontyfikale z Cambrai. Niegdyś widziano w nim pierwszy rytuał pasowania rycerzy. W rzeczywistości nic tam nie ma o pasowaniu. Jest to rytuał nadania stanowiska rzecznika lub obrońcy Kościoła, jednakże znamienny dla ewolucji charakterystycznej dla tej epoki: Kościół, a raczej Kościoły lokalne, powierzają teraz swą ochronę zawodowym wojownikom lub dowódcom wojennym, hrabiom, wicehrabiom, panom czy miejscowym potentatom, dla których układają rytuały, stosujące znowu modlitwy lub błogosławieństwa, ułożone niegdyś dla królów. Ci „opiekunowie" mają prawo wznosić poświęconą chorągiew, na której widnieje wizerunek świętego patrona bronionej przez nich świątyni. Mają przywilej pochówku, z mieczem przy boku, pod posadzką tejże świątyni. W ten sposób ich funkcja ulega sakralizacji. Wynika z tego podwójny proces ideologiczny. Sakralizacja funkcji królewskiej i związana z nią ideologia zstępują teraz na poziom wojowników znacznie skromniejszej rangi, skoro pełnią oni funkcję obrony jakiegoś kościoła. Warto podkreślić ten ostatni punkt. Nie chodzi tutaj o wszystkich panów, a tym bardziej nie o wszystkich „rycerzy". Jednakże proces ten idzie w tym kierunku.
4. Sakralizacja wojny
Duchowe dowartościowanie wojowników walczących dla Kościoła, kościołów, papiestwa, świata chrześcijańskiego (pojęcia te są jeszcze płynne i często mylone ze sobą) przejawia się także w fakcie pojawienia się nowej duchowości, w kulcie militarnych świętych.
Zauważmy przy okazji, że kryje się tu paradoks, gdyż większość tych świętych, późniejszych patronów rycerstwa, poniosła śmierć męczeńską... właśnie za to, że odmówili służenia w wojsku! Tak było na przykład ze św. Maurycym, dowódcą antycznego legionu tebańskiego, którego „świętą włócznię" cesarz Otton przywiózł na Lechowe Pole na bitwę z Węgra mi, zagrażającymi chrześcijaństwu. Tak było również w przypadku św. Jerzego czy św. Marcina. Inni mają niewiele wspólnego z wojownikami, jak archanioł św. Michał lub... Najświętsza Maryja Panna, patronka rycerstwa, której „świętą tunikę" obnoszono podczas ważnych bitew i której wizerunek widniał na chorągwi biskupa Puy podczas pierwszej krucjaty.
Tej fali militarnych świętych, od IX do XI wieku, towarzyszy rozkwit kultu relikwii, którym gorszył się jeszcze Bernard z Angers na początku XI wieku, gdyż ta ludowa forma kultu świętych wydawała mu się zbyt bliska pogaństwa. Relikwie bardzo szybko zyskały popularność wśród wojowników, zabiegających o kawałki kości, włosów, zębów lub szat świętych, wykorzystywane jako talizmany lub opiekuńcze amulety, którymi, jak cennymi kamieniami, wysadzano hełmy lub rękojeści mieczy Fakty te, znane w historii, a niekiedy i w archeologii, są obficie relacjonowane w epopejach. Znacznie bardziej świadczą o tym, że do Kościoła przeniknęły wojownicze lub magiczne sposoby myślenia, niż o chrystianizacji wojowników. Obrazują jednak wyraźne zainteresowanie Kościoła stanem żołnierskim, a także wzajemne przenikanie wartości Kościoła i arystokracji wojskowej.
Nagrody duchowe. Obietnice składane wojownikom, którzy służą interesom papiestwa, ilustrują to samo zjawisko. W 753 roku Stefan II w obliczu zagrożenia ze strony Saracenów wezwał na pomoc Franków z Zachodu. Chcąc ich zachęcić do przybycia, zapewnił, że grzechy przez nich popełnione w walkach między chrześcijanami mogą zostać odkupione wyprawą przeciw poganom. W 847 roku papież Leon IV, znowu zagrożony przez Saracenów, obiecał nagrodę w niebie tym, którzy przybędą, by polec „dla prawdy wiary, zbawienia ojczyzny i obrony chrześcijan". Kilka lat później Jan VIII stwierdził w liście do biskupów frankijskich, że wojownicy polegli w walce podczas owej „wojny Pańskiej" z poganami lub niewiernymi, mogli mieć pewność życia wiecznego. Jesteśmy tutaj u korzeni koncepcji świętej wojny: wojownicy polegli w walce z niewiernymi zostają utożsamieni z męczennikami za wiarę.
W walce z niewiernymi czy dla papiestwa? W umysłach XI-wiecznych papieży dominuje raczej ten drugi aspekt. Jak podają niektóre źródła, kiedy Leon IX poprowadził swych milites sancti Petri na pole bitwy w Civitate (o czym już wspominaliśmy), obiecał im życie wieczne. W każdym razie, po krwawej łaźni, jaką im sprawili Normanowie (chrześcijanie), bez wahania oznajmił, że znajdują się już oni w raju, w towarzystwie męczenników. Niektóre źródła określają tych wojowników zwrotem, który kilka lat później będzie się odnosić do krzyżowców: milites Christi, żołnierze Chrystusa. W 1075 roku Grzegorz VII używa tego samego określenia w stosunku do pewnego chrześcijanina, zwolennika papieża, zabitego podczas konfliktów mediolańskiej Patarii, utożsamiając go z męczennikami. Także i tutaj wszyscy walczący byli chrześcijanami.
Wojownicy-męczennicy. Utożsamienie tych wojowników z męczennikami za wiarę zaznacza kres prawdziwej rewolucji ideologicznej. Wystarczyło zatem tysiąc lat - a to niemało! - aby postawiono na tej samej płaszczyźnie dwóch skrajnie przeciwstawnych bohaterów: jeden, uczeń Chrystusa, pierwotnie nie stosujący przemocy, wolał zginąć od pogańskiego miecza, niż przelać krew nieprzyjaciela Boga. Drugi, chrześcijański wzorowy wojownik papiestwa, otrzymywał palmę męczeństwa, jeśli umierał z mieczem w dłoni, wyrzynając wrogów następcy św. Piotra.
Kazanie wygłoszone przez Urbana II podczas pierwszej krucjaty prawie nic nowego tu nie wnosi; nie mamy więc żadnego powodu, by podawać w wątpliwość relacje świadków opowiadające o podobnym utożsamieniu krzyżowców z męczennikami za wiarę. Oczywiście, krucjata była pielgrzymką do Jerozolimy, lecz także wyprawą zbrojną mającą wyzwolić święte miejsca, przedsięwzięciem Stolicy Apostolskiej głoszonym przez papieża, kontrolowanym (przynajmniej w zasadzie) przez jego legata, a interesy papiestwa nie były tu bez znaczenia: między innymi możliwość spotkania między Kościołami chrześcijańskimi po rozłamie w 1054 roku lub ustanowienie na Wschodzie chrześcijaństwa łacińskiego obediencji rzymskiej. Jakkolwiek jest, wyprawa krzyżowa wynika z rzeczywistego dowartościowania ideologicznego statusu wojownika w służbie Kościoła.
Krucjata a rycerstwo. Dowartościowanie rycerstwa? Bynajmniej! Wyprawa krzyżowa nie jest bowiem rycerstwem. Można by niemal rzec, iż jest jego przeciwieństwem. Być może Urban II stwierdził to w swym kazaniu w Clermont, przeciwstawiając krucjatę bratobójczym wojnom, zaprzątającym chrześcijańskich rycerzy. Miał na myśli przede wszystkim drobnych rycerzy, opłacanych, najemnych, którzy jak mówił - ryzykują śmierć wieczną dla kilku nędznych groszy! I nawoływał ich, by opuścili tę militia (czyli rycerstwo tego świata) i zostali milites Christi na służbie Chrystusa-Boga. Raul z Caen opowiada, jak jego bohatera, Tankreda, dręczyły sprzeczności, jakie dostrzegał między zasadami rycerstwa światowego a ideałami rycerzy Chrystusa. W duszy czuł się rycerzem, żądnym sławy, zapalczywym w boju, odważnym, nie wiedział jednak, jak pogodzić te cnoty z nakazem Chrystusa, by nadstawiać drugi policzek, oddać szatę... zachwyciła go więc obietnica Urbana II, zapewniająca odpuszczenie grzechów tym wszystkim, którzy wyruszą do walki z niewiernymi. Wahał się wówczas między dwiema drogami: drogą Boga i drogą świata. Krucjata pozwoliła mu połączyć te dwie drogi, walczyć dla Boga jako rycerz. Chodzi więc o pewną ciągłość (zawód rycerza), lecz również o zerwanie: Chrystusowe rycerstwo, krucjata (militia Christi), odwraca się od światowego rycerstwa, krótko mówiąc - od rycerstwa.
Ta sama sprzeczność występuje u św. Bernarda w sposób jeszcze bardziej radykalny; ok. 1130 roku, pisząc Pochwałę nowego rycerstwa, odmalowuje on obraźliwy portret „zwykłego' rycerstwa, lecz nie zmyśla jego cech, a tylko je uwydatnia, jak w karykaturze. Podejmując grę słów, obecną już sto lat wcześniej u niektórych pisarzy kościelnych, utożsamia rycerstwo ze złem (militia = malitia). Jego zdaniem, rycerstwo jest pod każdym względem sprzeczne z nowym rycerstwem, jakie stanowią templariusze, ci mnisi-wojownicy, nieustanni krzyżowcy. Pierwsi praktykują pychę, brak dyscypliny, przepych, egoizm i indywidualizm, które powodują nieskuteczność w walce; drudzy - surowość, posłuszeństwo, dyscyplinę, miłość braterską. Dawne rycerstwo służy światu i jego zwodniczym wartościom, a jego walki prowadzą je do śmierci wiecznej przez grzech zabójstwa. Templariusze natomiast nie narażają się na żadne tego rodzaju niebezpieczeństwa: jeśli zabijają, to dla Chrystusa, a śmierć zapewnia im życie wieczne. Przy okazji warto wspomnieć, że te rycerskie zakony, szpitalnicy, templariusze i rycerze teutońscy starają się połączyć w jednej postaci radykalnie przeciwstawne do tej pory ideały i praktyki mnicha i wojownika. Taka synteza sprzeczna z naturą (tak bardzo, że kaznodzieja Izaak ze Stella kilka lat później nazwał to rycerstwo „nowym potworem") dowodzi, że wspomniana wyżej rewolucja ideologiczna doszła wtedy do kresu. W dziedzinie zakonów rycerskich, ale jeszcze nie rycerstwa.
5. Kościół, książęta i pokój
Wyprawa krzyżowa jest złożonym zjawiskiem, które zaznacza zakończenie procesu dogłębnej przemiany nauki Kościoła na temat wojny. Odzwierciedla również inne zakończenie: próby Kościoła, by uwolnić się najpierw od dominacji arystokracji świeckiej i wojskowej (jest to jednym z aspektów reformy gregoriańskiej i sporu o inwestyturę), a gdy umacnia się centralizm papiestwa, by odwrócić ten proces i z kolei zdominować świeckich (walka o dominium mundi). Nie miejsce tu na pobieżne nawet omawianie tych ważnych elementów dziejów; spróbujemy wydobyć tylko parę ich aspektów, które wywarły głęboki wpływ na ukształtowanie się ideologii rycerskiej. W tym celu trzeba cofnąć się do X i XI wieku, które można uznać za prehistorię rycerstwa. W tej epoce, przede wszystkim w południowej połowie Francji, słabnąca władza centralna spo wodowała załamanie bezpieczeństwa publicznego, i z tego powodu cierpiał cały bezbronny lud (inermes), a zwłaszcza Kościół. Sprawcami zamieszek byli ci sami ludzie, którzy później zostaną nazwani rycerzami i którym zostanie powierzona misja obrony Kościoła i słabych: milites.
Pokój Boży. W obliczu niewystarczalności władzy centralnej, Kościół starał się przejąć w swoje ręce tę część funkcji królewskiej, szukając w tym celu sprzymierzeńców najpierw wśród najwyższej arystokracji Akwitanii, a później w sąsiednich regionach. Chciał uzyskać od seniorów wojny (tak bowiem można ostatecznie przetłumaczyć zwrot principes militiae) ograniczenie szkód, jakie powodowali. Nie było mowy o tym, by zabronić wojen prywatnych, uznawanych za prawo związane z banem, z posiadaniem publicznych twierdz. Nikt nawet o tym nie myślał. Od wojennej furii można było ocalić przynajmniej ludzi, przestrzenie i pewne okresy roku: przez przymuszającą siłę przysięgi, przez groźbę kar duchowych (ekskomunika) pozbawiających sakramentów Kościoła, niezbędnych wiatyków, ludzi, którzy złamali te przysięgi, czy nawet wszystkich ludzi żyjących pod władzą owych ekskomunikowanych (interdykt).
- Ludzi: inermes, całą bezbronną ludność, niezdolną do stawania we własnej obronie; ludzi Kościoła, chłopów, dzieci, szlachetnie urodzone kobiety nie
mające opieki. Innymi słowy, wojnę należy zastrzec dla wojowników.
- Przestrzenie: święte miejsca związane z kultem, zwłaszcza kościoły, ołtarze, cmentarze.
- Czas: dni świąt liturgicznych, upamiętniających męczeństwo najważniejszych świętych świata chrześcijańskiego i miejscowych patronów, a przede wszystkim mękę Chrystusa.
Składając publicznie przysięgę na relikwie świętych w obecności władz kościelnych i ludu, wojownicy zobowiązują się do swoistej dobrowolnej ascezy: do rezygnacji z uprawiania ulubionego sportu, wojny i wzorowanych na niej gier, w piątek, dzień męki Chrystusa, w sobotę - dzień Jego przebywania w grobie oraz w niedzielę - dzień Jego zmartwychwstania.
Te dobrowolne przysięgi upowszechniają się pod moralną i publiczną presją. Takie zgromadzenia odbywają się najpierw w Akwitanii u schyłku X (Charroux, 989), a w XI wieku w całej Francji, we Włoszech, w Niemczech itd. Tam, gdzie władza centralna jest mocna lub gdzie zostaje na nowo zaprowadzona (Normandia, Flandria), instytucje te wzięli w swe ręce hrabiowie. Pokój Boży staje się tutaj pokojem księcia. W Normandii na przykład historycy diuków podkreślają ich władzę nad milites, którzy byli utrzymywani w posłuszeństwie i trzymani w ryzach przez bardzo twarde prawa, karzące ich za rozbój, a nawet za zwykłe pijaństwo po gospodach.
Instytucje pokojowe mają wielkie znaczenie historyczne. Podkreślimy tylko zwiększone zainteresowanie, jakie Kościół okazuje teraz wobec milites. Właśnie przed nimi trzeba chronić siebie i chronić lud, a Kościół może to uczynić, tylko wzywając na pomoc innych wojowników, dowartościowując ich walkę w słusznej sprawie lub niejako zgadzając się na pewne odstępstwa, wytyczając dla wojen, nawet prywatnych, strefy dopuszczalności. Tym samym Kościół zbliżył się do wojowników, których już nie mógł zbiorowo potępić, wykluczyć ze zbawienia. Potępić moralnie wojnę prywatną w pewnych okolicznościach oznaczało równocześnie przyjąć ją za dozwoloną w innych. Skutkiem tego było dowartościowanie funkcji wojennej, widzianej przychylniejszym okiem.
Jest to jednak tylko początkiem procesu, który w końcu doprowadzi do ideologii rycerskiej. Wojownicy, którzy składają przysięgę pokoju, zobowiązują się nie grabić kościołów, nie porywać kobiet, nie zabijać chłopów i nie zagarniać ich bydła. Nie ma jeszcze mowy o tym, by mieli ich bronić. Militia w znacznej mierze kryje się jeszcze w ideologicznym cieniu malitia. Jasna strona medalu pozostaje jeszcze do odkrycia.
V Pasowanie na rycerza
Ceremonia pasowania oznacza przyjęcie nowego rycerza do stanu elitarnych wojowników, wejście do rycerstwa. W klasycznej epoce rycerstwa (XII - XIII wiek) polega zasadniczo na przekazaniu broni znamionujących nową funkcję pasowanego (miecza, włóczni, puklerza, hełmu, strzemion), czemu towarzyszy deklaracja o charakterze etycznym oraz uderzenie w kark wierzchem dłoni, colee lub paumee, później zmienione w lekkie uderzenie płazem miecza w ramię (XIV - XV wiek). Jest to ceremonia o charakterze deklaratywnym, mająca wszelkie cechy obrzędu przejścia.
1. Przekazanie broni
Historia pasowania nie jest prosta, gdyż jest mało prawdopodobne, że istniała faktyczna i znaczeniowa ciągłość między najdawniejszymi sposobami wręczania broni, jakie znamy z historii (charakterystycznymi dla większości dawnych Germanów ze Starożytności przed naszą erą, o których wspomina Tacyt w Germanii), a pasowaniem rycerzy, o jakim mówią liczne źródła XII-wieczne i późniejsze. Jest też mało prawdopodobne, że przekazanie miecza królom, a potem książętom w IX i X wieku było zasadniczo znakiem ich wejścia do „rycerstwa", niezależnie zresztą od tego, jaki sens nadawano temu określeniu. Przyjmując miecz, oznakę władzy politycznej i sądowniczej, otrzymywali prawo rządzenia ludźmi podlegającymi ich jurysdykcji. To oczywiste, że właśnie tutaj kryje się dwuznaczność, gdyż prawo to obejmowało ban, władzę wojskową, i nie ulega wątpliwości, że książęta pełniący tę część władzy publicznej wydawali - siedząc na koniu - rozkazy swym wojskom złożonym z jeźdźców i piechurów.
Co więcej, wspomniana już niejednoznaczność określeń miles, militia, militare budzi zastrzeżenia w odniesieniu do przynajmniej części dokumentów stwierdzających, często bardzo lakonicznie, iż jakiś książę czy kasztelan otrzymał pendent (cingulum militiae), że przypasano mu miecz (gladio accintus) lub został miles. Takie wyrażenia, szczególnie w zamierzchłej epoce, oznaczają niekiedy raczej dopuszczenie do jakiejś funkcji publicznej niż podjęcie zawodu żołnierskiego, będącego częścią tej funkcji. Jednakże rosnąca militaryzacja społeczeństwa w X, a zwłaszcza w XI wieku sprawiła, że w obrębie tej samej funkcji publicznej coraz mocniejszy akcent pada na aspekt militarny, który wysuwa się na pierwszy plan.
Wreszcie, zależnie od regionu i od pochodzenia dokumentów, najprawdopodobniej istnieją różnice w obrębie znaczenia ceremonii, którą Kościół bardzo wcześnie starał się przejąć na własny rachunek, nadając jej treść ideologiczną zgodną z jego wartościami, nie udało mu się jednakże w pełni osiągnąć celu ani zupełnie zatrzeć świeckich aspektów tej ceremonii.
Etymologia. Etymologiczne źródło słowa adouber (pasowanie) nie jest całkiem jasne. Chciano je powiązać z rdzeniem germańskim, oznaczającym „uderzyć" (dubban). Etymologię tę przyjęli historycy w epoce, kiedy sądzono, iż la colee była podstawowym elementem pierwotnym w obrzędzie przejścia. Jest to bardziej niż wątpliwe, gdyż la colee pojawia się dopiero w drugiej połowie XII wieku w źródłach literackich (Garin le Lorrain), a najwcześniej na początku XIII wieku w łacińskich źródłach narracyjnych (Lambert z Ardres). Z drugiej strony, w swym pierwszym znaczeniu adouber znaczy wyposażyć, zaopatrzyć: pasować rycerza znaczy dostarczyć mu sprzęt i tym samym sprawić, że staje się on zdolny do działania. W bardzo pokrewnym znaczeniu, „pasowano" wieżę, fortyfikując ją, mówiono także o adoubs konia, czyli jego wyposażenia, a jeszcze całkiem niedawno przeprowadzało się radoubement statku, kiedy poddawano go remontowi w celu dalszego użytkowania; podobnie szachista adoube (robi ruch próbny), kiedy dotyka pionka, by odstawić go na miejsce. Żaden z tych przypadków nie ma związ ku z la colee ani nawet z ceremonią wojskową czy z wręczaniem broni. Ich pierwotne znaczenie ma więc charakter czysto funkcjonalny. Później słowa te nabrały znaczenia związanego z rycerstwem.
Pomimo różnorodnych konotacji wymienionych wyżej słów miles-militia-militare, zwrot „czynić rycerza" (militem facere) jednoznacznie się odnosi do obrzędu przejścia, jakim jest pasowanie w klasycznej epoce rycerstwa. Chodzi o przyjęcie w szeregi militia. W epoce, w której publiczny, deklaratywny gest odgrywa rolę oficjalnego dokumentu, pierwsze wręczenie broni, mniej lub bardziej uroczyste w zależności od rangi pasowanego, w oczywisty sposób zyskuje znaczenie zasadnicze.
Znaczenie wręczenia broni. Pasowanie jest najważniejszym wydarzeniem w życiu rycerza i często służy jako chronologiczny punkt odniesienia dla innych wydarzeń. W istocie obejmuje ono kilka znaczeń, zmieszanych i łączących się ze sobą bez wykluczania się nawzajem.
- Na płaszczyźnie prawnej zaznacza wejście w świat dorosłych. Tak więc liczne zapisy z XI i XII wieku rejestrują akty prawne młodzieńca, który - gdy „został miles" czy „przypasał miecz" - potwierdza lub odwrotnie, kwestionuje donacje złożone wcześniej przez jego opiekunów, upomina się dla siebie o jakieś zagrabione dobra albo dokonuje innego aktu prawnego tego rodzaju. Wręczenie broni stanowi więc osiągnięcie przez młodzieńca pełnej zdolności, pełnej dojrzałości prawnej.
- Na płaszczyźnie społecznej wynika z tego w sposób naturalny, iż młodzieniec, do tej pory trzymany w stanie podległości, uzyskuje pozycję odpowiadającą randze... do której może pretendować z racji swego urodzenia i środków ekonomicznych, jakimi będzie mógł dysponować. Pod tym względem pasowanie pozostaje w XI i XII wieku nieco niejasne. Młody szlachcic, syn hrabiego lub księcia, przed otrzymaniem broni uczył się - by w przyszłości zostać wojownikiem i panem - na dworze swego ojca lub, jeszcze częściej, w „domu' krewnego, najczęściej wuja lub stryja, raczej wuja (brata matki), mającego na ogół wyższą rangę. Kiedy jego kształcenie zostało zakończone, kiedy uroczyście wręczono mu broń, a przede wszystkim miecz (tylko o tej broni wzmiankują najdawniejsze teksty), akt ten czynił zeń osobę pełnoletnią w tej kategorii społecznej, z której się wywodził. Osiąga status społeczny, który otwiera przed nim jego nową niezależność. Status ten zależy oczywiście od bogactwa i władzy, jakimi będzie dysponował. Z tego powodu wręczenie broni najczęściej bardzo nieznacznie poprzedza inne akty prawne o znaczeniu ekonomicznym i społecznym, które sprawiają, że wejście do świata arystokracji staje się faktem: małżeństwo z dziedziczką, odstąpienie jakiejś ziemi, jakiejś części włości przez rodziców nowego miles, zostanie wasalem, objęcie całego dziedzictwa lub jego części. W gruncie rzeczy chodzi tu o akt deklaracyjny, zaznaczający osiągnięcie przez syna arystokraty statusu „samodzielnego seniora'. W tym sensie można więc powiedzieć, że wręczenie broni jest obrzędem szlachty, seniorii, feudalizmu. Nie zawsze jednak wręczeniu cingulum militiae towarzyszyły takie koncesje dochodów. Młodsi synowie, synowie zbuntowani przeciw ojcu, wydziedziczeni, wygnani, „ubodzy", mogli otrzymać broń militia, nie zdobywając tym samym pełnej niezależności społecznej. W tym celu musieliby zaczekać na śmierć ojca, odzyskanie swych ziem lub zwrot majątku. W wypadku wygnanych lub zbuntowanych synów książąt wręczenie broni przez seniora, który przyjął ich na dwór i „żywił", jawi się jako publiczna deklaracja uznania na płaszczyźnie politycznej. W XI i XII wieku znamy kilka tego rodzaju przypadków
- Aspekt zawodowy, do tej pory wszędzie kryjący się podskórnie, w tych ostatnich wypadkach nabiera pełnej mocy. Przez przekazanie broni, dostarczanej na ogół przez tego, kto dokonuje pasowania, pasowanie pozwala „młodemu' dostąpić w każdym wypadku zawodu żołnierskiego w militia wielmożów. Synowie szlacheckich rodów, o których mówiliśmy do tej pory dlatego, że tylko oni są przedmiotem zainteresowania autorów tekstów, jakimi dysponujemy, wchodzą wtedy, przynajmniej na pewien czas, w szeregi innych milites z drużyny możnowładców, „zwykłych rycerzy", dla których pasowanie, z pewnością pozbawione świątecznej oprawy, jest po prostu rozdaniem broni, prawdopodobnie bez żadnego ceremoniału, przynajmniej na początku. Dla wielu spośród ruch na pewno jest to awans społeczny, zwłaszcza dla uzbrojonych sług z niższych warstw. Jednakże jest to awans czasowy, prowizoryczny, odwracalny, w najlepszym razie dożywotni, gdyż wiązał się z faktycznym wykonywaniem zawodu żołnierskiego i kończył się w wypadku ustania tego zajęcia. Z tego rycerstwa stałych dependentów i tymczasowo zdeklasowanych rekrutują się członkowie książęcych eskort, kompanie bywalców turniejów, błędnych rycerzy szukających przygód oraz najemników, których literatura ukazuje wyraźniej niż wszelkie inne źródła od XII wieku, którzy jednak przypuszczalnie istnieli i wcześniej, być może mniej licznie.
2. Rycerstwo a liturgia
Religijny wymiar pasowania rozwija się wraz z procesem wzrastania społecznej i ideologicznej rangi rycerstwa. Jak widzieliśmy, Kościół zawsze interesował się dzierżącymi władzę i bardzo wcześnie ułożył błogosławieństwa paru przedmiotów-znaków tej władzy: berła, korony, królewskiego miecza. Wręczając je królowi, obdarzonemu przez Boga niemal religijną misją, biskupi wypowiadali te błogosławieństwa przypominające władcy o różnych aspektach jego misji.
Ideologia miecza. Wręczenie miecza, jedyny akt, jaki nas tutaj zajmuje, dawał sposobność, by podkreślić obowiązki związane z posługiwaniem się siłą zbrojną: utrzymywanie pokoju i ładu przez ściganie wszelkich złoczyńców, wspieranie i obrona Kościoła oraz słabych, obrona królestwa przed wrogami z zewnątrz, którzy często byli utożsamiani z poganami. Kiedy władza królewska zaczęła słabnąć, Kościół wykorzystywał - wpierw w odniesieniu do książąt, a następnie do swych protektorów, advocati i defensores - te błogosławieństwa, które bez istotnych zmian można było stosować w ceremoniach przeznaczonych dla osobistości nie mających już w żyłach królewskiej krwi. Proces ów rozpoczął się być może wraz z najazdami Madziarów, Saracenów, Normanów, kiedy to przyjął się zwyczaj udzielania błogosławieństwa wojsku ruszającemu do walki z poganami lub z niewiernymi. Nabrał szybszego tempa podczas niepokojów, jakie wstrząsały systemem feudalnym. Ujawnia się to w liturgii: od X wieku w Kościele wzmacnia się rytualizacja i sakramentalizacja i święcone jest niemal wszystko, by nadać przedmiotom związanym z jakąś funkcją zapewniającą życie niemal magiczną skuteczność: święcone jest ziarno na zasiew, łoże małżeńskie, narzędzia pracy i broń wojowników. W XI wieku pojawiają się pierwsze formuły błogosławieństw miecza, zawierające nakazy o charakterze etycznym. Nie mamy jednak pewności, czy były one wykorzystywane przy liturgicznym pasowaniu rycerzy.
Rytuały pasowania. Najstarsze rytuały, które z całą pewnością wykorzystywano przy pasowaniu, pochodzą z XII wieku. Element etyczny jest tu jeszcze nikły. U schyłku tego stulecia pewien rytuał z południowej Italii stosuje do rycerstwa niektóre niegdyś królewskie formuły, które sto lat wcześniej pontyfikał z Cambrai już stosował do rzeczników czy obrońców kościołów. Jedna z modlitw zawiera prośbę do Boga, by pobłogosławił miecz obecnego tu swego sługi, „aby mógł być opiekunem i obrońcą kościołów, wdów, sierot i wszystkich sług Bożych przeciw srożącym się poganom". Inna modlitwa kieruje polecenia do tego, który „właśnie zostaje rycerzem: strzeż prawdy, broń Kościoła, sieroty i wdowy, tych, którzy się modlą i tych, którzy pracują". Poczym celebrans, przyzywając imienia Ojca, Syna i Ducha Świętego, wręcza młodzieńcowi miecz, włócznię, puklerz i ostrogi, broń charakterystyczną dla rycerza. Choć rytuał jest zwięzły, obfituje już w elementy ideologiczne pochodzenia kościelnego. Przy okazji zwróćmy uwagę na podwójny aspekt obrony kraju przed poganami (jesteśmy w południowej Italii i muzułmanie są niedaleko) i opieki nad dwoma pozostałymi stanami społeczeństwa: nad tymi, którzy się modlą, i tymi, którzy pracują. Mamy tu do czynienia z misją powierzoną całemu rycerstwu. Kilka innych świadectw z XII i XIII wieku zawiera także błogosławieństwa wyraźnie pochodzące z różnych liturgii koronacji na króla.
Kres tego procesu, który niepostrzeżenie zaczyna obejmować wszystkich rycerzy, a zatem rycerstwo ideologia niegdyś wyłącznie królewska, objawia się w całej pełni w kompletnym rytuale pasowania z pontyfikału biskupa Mende, Wilhelma Duranda (koniec XIII wieku).
Pontyfikał Wilhelma Duranda. Pasowanie jawi się tutaj jako prawdziwe święcenia, wejście do „stanu rycerskiego", mającego bardzo wyraźny charakter duchowy i religijny. Zasadniczą rolę odgrywa tutaj duchowny, a wszystkie gesty pasowania mają wartość symbolu: ceremonię poprzedza modlitewne czuwanie - w tekstach literackich i historycznych zaczyna się ono pojawiać u schyłku XII wieku - oraz rytualna kąpiel mająca znaczenie religijne. Celebrans błogosławi miecz złożony na ołtarzu, odmawiając nad nim dwie modlitwy pochodzące z dawnych ceremonii koronacji królów; tekst precyzuje, iż może też pobłogosławić inne rodzaje broni dzięki formułom, które mamy z innych źródeł i które także zawierają elementy etyczne. Potem następuje błogosławieństwo samego rycerza, podkreślające jego obowiązki sprawiedliwości, obrony prawdy i wiary; kapłan zdejmuje wówczas miecz z ołtarza i wkłada go w dłoń postulanta, przypominając mu, że ma on używać tej broni w obronie własnej i w obronie Kościoła świętego. Potem miecz zostaje schowany do pochwy; celebrans opasuje rycerza pendentem, z którego zwisa miecz, a rycerz trzykrotnie dobywa miecza (jak wcześniej robił to cesarz podczas koronacji), zanim ostatecznie schowa go do pochwy. Następnie celebrans przekazuje mu pocałunek pokoju, potem la colee, która staje się tutaj „lekkim policzkiem wymierzonym po to, by rycerz ocknął się ze snu malitia", aby czuwać w wierze w Chrystusa. Po czym - to jedyny element, który do końca Średniowiecza zachował świecki charakter - obecni przy ceremonii szlachcice dopasowują do rycerza swe strzemiona, które również zostały poświęcone. Wreszcie wręczają mu jego chorągiew, na której widnieje jedno lub dwa błogosławieństwa także pochodzące z liturgii królewskich, o silnym zabarwieniu duchowym i ideologicznym. Pasowanie staje się wówczas aktem sakramentalnym. Dla Kościoła wyraża ono wejście do prawdziwego porządku społecznego; przy tej okazji Kościół przypomina o posłannictwie „szlachetnego stanu rycerskiego", o którym mówią literackie źródła.
3. Historia a epopeja
Pomijając źródła liturgiczne, opisy pasowania prawie też się nie pojawiają w źródłach historycznych przed XII wiekiem. Ich zgodność z opowiadaniami z epopei zasługuje na uwagę.
Kilka przypadków pasowania. W 1128 roku w Rouen miało miejsce pasowanie Gotfryda z Anjou. Kronikarz Jan z Marmoutier (który co prawda pisze ok. 1180 roku, w czasach, gdy kulturowe wzorce rycerstwa już się zakorzeniły) opisuje ceremonię, używając pojęć bardzo zbliżonych do określeń z pieśni rycerskich tej samej epoki: po kąpieli lub ablucjach, w których nic nie pozwala się dopatrywać jakiegokolwiek znaczenia symboliczno-religijnego, Gotfryda odziewają w nowe szaty w jaskrawych barwach. Potem na dwór przyprowadzają piękne rumaki hiszpańskie. Gotfrydowi zakładają jego kolczugę (lorka), tak doskonałej jakości, że nie zdoła jej przebić żadna włócznia ani oszczep, oraz nogawice z żelaznych kółek. Przyczepiają mu złote ostrogi, dają puklerz ze znakami herbowymi, który wieszają mu na szyi. Na głowę zakładają kask ozdobiony drogocennymi kamieniami, który oprze się ciosom miecza. Przynoszą jesionową włócznię z ostrzem z Poitou. Wreszcie wręczają miecz, pochodzący z królewskiego skarbca, wykuty niegdyś przez legendarnego kowala. Wtedy nowy rycerz w pełnej zbroi wskakuje na konia i zaraz dowodzi swej waleczności w turniejach i ćwiczeniach wojennych, które są uciechą dworu przez siedem dni.
Takie opisy pojawiają się często w źródłach literackich, zwłaszcza w epopejach. Podobieństwo tonu i stylu, stereotypowy porządek relacjonowanych faktów, wyraźnie świadczą o zainteresowaniu odbiorcy scenami z życia współczesnej arystokracji.
Zwróćmy uwagę: nie ma tu ani śladu żadnej ceremonii religijnej. Czy należy przypuszczać, iż jednak się ona odbywała, lecz autor skupił się wyłącznie na opisie nowego rycerza przywdziewającego zbroję na turniej? Nawet jeśli tak było, wybór ten był znaczący: dla XII-wiecznego społeczeństwa arystokratycznego religijny aspekt pasowania prawie się nie liczy. Tak samo jest z większością innych relacji historycznych, jak na przykład relacja autorstwa Lamberta z Ardres o pasowaniu Arnula z Guines w 1181 roku. Jak zwykle bywało, na dzień pasowania z pewnością wybrano wielkie święto kościelne. Może to być Boże Narodzenie, Wielkanoc i przede wszystkim Zesłanie Ducha Świętego, tak jak w tym wypadku. Tę datę wybrali królowie Anglii, by „ze brać swój dwór". Baldwin z Guines również: wobec zgromadzonego dworu ojciec wymierzył swemu synowi la colee, ten „policzek, którego nie należy oddawać". Wraz z nim pasowano jeszcze kilku rycerzy. Potem następuje opis uroczystości, uczty, darów wszelkiej szczodrości, do której okazją było pasowanie. Także i ksiądz z Ardres nie napisał ani słowa o jakiejkolwiek roli Kościoła.
W 1213 roku podczas krucjaty przeciw albigensom Amauryk z Montfort został rycerzem „zgodnie z nową liturgią, nie znaną w poprzednich stuleciach",jak nam mówi kronikarz tej krucjaty, Piotr des Vaulx de Cernay: w dniu św. Jana, kiedy biskup odprawiał mszę, Amauryk został przyprowadzony do ołtarza przez swych rodziców, hrabiego i hrabinę de Montfort, którzy „ofiarowali swego syna Bogu", prosząc biskupa, by uzbroił rycerza „na służbę Chrystusowi". Biskupi Orleanu i Auxerre przypasali wówczas młodzieńcowi pendent, śpiewając Veni Creator Spiritus. Autor popada w zachwyt wobec tego „nowego i niesłychanego przebiegu pasowania". Być może nowość miała charakter nie tylko liturgiczny: trzeba tu zwrócić uwagę na fakt, że Amauryk zostaje nie tylko rycerzem, ale miles Christi, krzyżowcem.
Funkcja rycerstwa. Ideologia, którą Kościół próbował wpoić rycerstwu przez pasowanie, nie w pełni jeszcze przeniknęła sposób myślenia całej arystokracji wojennej. Przed Kościołem zaczęły się otwierać nowe sposoby osiągnięcia celu: na przykład traktaty dydaktyczne. W połowie XII wieku Jan z Salisbury pisze dla króla Henryka II traktat polityczny, w którym porusza kwestię pasowania i funkcji rycerstwa. Jego zdaniem, „rycerza czynią' dwie rzeczy: rekrutacja przez księcia i złożona przez rycerza przysięga. Rycerze jawią mu się jako zbrojne ramiona księcia, od których wymaga się tylko posłuszeństwa rozkazom, dyscypliny, znajomości rzemiosła wojennego, czyli zaprawy we władaniu bronią. Dochowując w ten sposób posłuszeństwa książętom ustanowionym przez Boga, rycerze spełniają chwalebną misję: są nawet „świętymi' w wypełnianiu tej misji, gdyż pośrednio poprzez swego seniora służą Bogu. Czy zresztą nie otrzymują miecza z ołtarza? To jest jedyne nawiązanie do liturgii pasowania.
Około 1185 roku inny biskup-poeta, Stefan z Fougeres, układa w języku starofrancuskim Przegląd stanów świata i Księgę manier. Przedstawia tam zwięzły opis funkcji każdego z trzech stanów społeczeństwa. Rycerstwo, mówi (za Krystianem z Troyes), jest najwyższym stanem. Jeśli jednak wolny człowiek, urodzony z wolnej matki, zostaje w ten sposób „wyświęcony na rycerza", musi godnie postępować, szanować Kościół i jego duchownych, musi być lojalny i pobożny. Wziął miecz z ołtarza, aby stawać w obronie ludu Bożego. Dobywa tego miecza w słusznej sprawie. Jeśli okazuje się go niegodny, należałoby móc go „odświęcić", wypędzić ze stanu, któremu przynosi hańbę, odebrać mu miecz, odciąć ostrogi. W tej samej epoce pieśni rycerskie w podobnych słowach wspominają o degradacji rycerza.
Traktaty o rycerstwie. Inne dzieła zostają w całości poświęcone edukacji moralnej rycerstwa zgodnej z naukami Kościoła. Nawiązują one do słynnego tekstu, w którym Pani z Jeziora w Lancelocie prozą opisuje pochodzenie i posłannictwo rycerstwa, pomimo swej formy literackiej wyraźnie były inspirowane przez duchownych. Tendencję tę reprezentował już Stefan z Fougeres. Nasila się ona w XIII wieku, kiedy powstają prawdziwe „traktaty o rycerstwie” w języku potocznym, wierszem lub prozą. Jeden z nich, anonimowy ordene de chevalerie, także niewątpliwie powstały w środowisku księży, usiłuje wsączać ideologię Kościoła swemu odbiorcy - rycerzom - zapożyczając formę powieści, cieszącej się powodzeniem w tej epoce. Opisuje on fikcyjną sytuację, jak około 1175 roku pewien rycerz krzyżowiec, uwięziony przez Saladyna, na jego prośbę opowiada ze szczegółami, jak się zostaje rycerzem. Wyjaśnia Saladynowi znaczenie kolejnych etapów pasowania. Kąpiel, tak jak chrzest, jest znakiem wyrzeczenia się grzechu i woli życia „w uczciwości i uprzejmości'. Szkarłatna suknia symbolizuje krew, którą rycerz musi być gotów przelać w obronie prawa Bożego; pas oznacza odrzucenie zmysłowości; ostrogi ukazują żarliwość w służbie Bożej. Miecz obosieczny symbolizuje prawość i lojalność, oznacza obowiązek rycerza: obronę słabego przed silnym. Wreszcie la colee ma tu tylko funkcję pamięciową: dzięki niej rycerz zapamięta tego, kto go pasował. Także i tutaj niewiele się mówi o jakiejkolwiek roli księdza, choć dzieło jest silnie zabarwione wpływami Kościoła. Styl posługujący się alegorią, rozpowszechniony w XIII i XIV wieku (na przykład w Romansie o Róży) pozwalał snuć bez końca motywy ideologiczne związane z poszczególnymi rodzajami broni, jaką rycerz otrzymywał podczas ceremonii pasowania.
Raymond Lulle, młody poeta mieszczańskiego pochodzenia, który został rycerzem, a żywota dokonał jako misjonarz męczennik w Afryce Północnej, około 1263 roku napisał po katalońsku prawdziwy mały traktat, Księgę stanu rycerskiego. Gromadzi on i systematyzuje nauki, jakich udzielała już Pani z Jeziora; tworzą one teraz klasyczną ideologię rycerstwa zgodną z wolą Kościoła. Pasowanie staje się dla Kościoła swoistym sakramentem przepojonym wartościami religijnymi, który wprowadza do rycerstwa tak jak do zakonu. Do pasowania trzeba się więc przygotować wpierw wyznaniem swych grzechów na spowiedzi, później postem i modlitwą na nocnym czuwaniu w kościele. Przy okazji Raymond Lulle korzysta ze sposobności, by przeciwstawić ideał stanowi taktycznemu, wspominając giermków, którzy wykorzystują to czuwanie, by słuchać, jak wędrowni śpiewacy recytują pieśni rycerskie albo powieści, które, jak utrzymuje, wysławiają rozpustę. Nazajutrz po mszy, kiedy celebrans odmawia modlitwy przed ołtarzem, szlachcic (a nie ksiądz) przypa suje miecz nowemu rycerzowi, przekazuje mu pocałunek pokoju i la colee, dzięki której ma on pamiętać o swym zobowiązaniu, by respektować obowiązki stanu rycerskiego. Potem następuje przejazd konno, obwieszczający publicznie nowy stan młodzieńca, uczta, turniej, okazja do szczodrobliwości. Jak widać, schemat wydaje się ostatecznie ustalony, jeszcze z paroma drobnymi różnicami w odniesieniu do roli kapłana celebransa podczas samego pasowania. Proponowany ideał jest odtąd nienaruszalny, przynajmniej w dziełach o inspiracji kościelnej. Wyraźnie to pokazuje symbolika broni, przejawiająca się różnorodnie: rycerz musi posługiwać się mieczem w służbie Kościołowi, walczyć z wrogami Krzyża, zapewnić ład wewnętrzny oraz chronić kościoły, wdowy, sieroty. Służąc swemu seniorowi i rządząc ludem, rycerze są więc w służbie Boga.
Do tej ideologii moralnej, której ton nadaje religia, dochodzi nuta ideologii szlacheckiej, świadcząca o tendencji zamykania się rycerstwa na nie-szlachciców, nawet w Katalonii: Raymond Lulle faktycznie opowiada się przeciwko rycerzom, którzy stanęliby po stronie ludu przeciw swemu seniorowi, możliwość pasowania nie-szlachcica z urodzenia uznaje za absurd, szlachectwo utożsamia z rycerstwem. Rycerstwo jest dla niego szczytnym wojennym posłannictwem szlachty, która dla ideału poświęca służbie Bożej miecz, symbolizujący najwyższe cnoty stanu rycerskiego. Jesteśmy w epoce, w której ideologia rycerstwa święci triumfy. Rycerstwo jaśnieje pełnym blaskiem i z Francji promieniuje na sąsiednie kraje. Już w 1184 roku cesarz Fryderyk Barbarossa utrzymywał „rycerski dwór", naśladując dwory zachodnie, i pasował na rycerzy własnych synów oraz paru innych młodych szlachciców. Te zbiorowe pasowania mnożą się w całej Europie w XIII wieku, pasowanie zaś staje się ceremonią kosztowną, luksusową, honorową i prestiżową, przydając godności i splendoru tym spośród szlachty, którzy go dostępują.
Ukształtowana już ideologia rycerstwa w niemałym stopniu się przyczynia do wzrostu prestiżu. O ten zaszczyt ubiega się sam król Franciszek I, chcąc otrzymać z rąk Bajarda uderzenie, które na początku XVI wieku stało się najważniejszym rytuałem podczas pasowania rycerza.
VI. Świeckie wartości rycerstwa
Rycerstwo, które przeżywa rozkwit w XIII wieku w całej Europie Zachodniej, nie zostało ukształtowane wyłącznie przez Kościół - jedyny wspomniany dotąd czynnik. Od XIII wieku, i to mimo że wielu pisarzy i poetów wywodziło się z kręgów duchowieństwa, literatura przeznaczona dla świeckich, a głównie dla odbiorcy dworskiego, ukazuje nam zamiłowania rycerzy, ich dążenia, ich wartości ideowe i postępowanie. W ten sposób zarysowuje się postać wzorowego rycerza, jaśniejącego wszelkimi cnotami rycerstwa.
1. Wzór rycerstwa
Kilka symbolicznych postaci ilustruje ów obraz średniowiecznego rycerza. Wilhelm le Marechal (XII wiek), Ulryk von Liechtenstein (XIII wiek), Bertrand du Guesclin lub Godfryd z Charny (XIV wiek), John Falstaf czy Bajard (XV wiek). Pomimo różnic związanych z regionami, z epokami, z których pochodzą te postacie, wszyscy ci rycerze ucieleśniają wspólne wartości, zachowania i sposoby myślenia znamienne dla rycerstwa: znajomość rzemiosła wojennego, odwaga, pragnienie sławy, troska o reputację, po czucie honoru, poszanowanie danego słowa, szczodrobliwość, waleczność, dworność... oto najważniejsze cnoty „dworne".
Rycerstwo i dworność rzeczywiście stały się nierozłączne. Już w dzieciństwie późniejszy rycerz przechodzi naukę na dworze jakiegoś mniej lub bardziej możnego pana, któremu „służy przy broni' jako pachołek, potem jako giermek. W ten sposób uczestniczy w życiu dworu, przesiąka jego obyczajami i wartościami, ucząc się jednocześnie zawodu rycerza. Rozpowszechnione przez literaturę wzorce rycerza dwornego: wędrownych śpiewaków (jongleurs), trubadurów z południa, potem truwerów i twórców romansów z północy, wywierają wpływ na rycerza, sławiąc bohaterów, których będzie się on starał naśladować: Roland Waleczny, Wilhelin Żelazne Ramię, Percewal z Walii, Lancelot z Jeziora i Rycerze Okrągłego Stołu stają się wówczas wzorami rycerstwa.
Spójrzmy przez chwilę na przykładne dzieje Wilhelma le Marechal. Ten czwarty syn angielskiego drobnego szlachcica jest wpierw „żywiony" u krewnego swego ojca, pana de Tancarville, znanego bywalca turniejów, który pasował go na rycerza w 1163 roku, gdy Wilhelm miał osiemnaście lat. Zdany na własne siły, bez środków utrzymania (będąc młodszym synem) sam z kolei zaczął brać udział w turniejach, aby się zahartować, lecz również aby odnosić zwycięstwa, aby rozpocząć karierę. Od początku jego waleczność czyni cuda: bierze pięciu jeńców i zwraca na siebie uwagę swego wuja, brata matki, hrabiego Salisbury. Wstępuje do niego na służbę i z tego tytułu należy do eskorty, podczas podróży do Poitou, królowej Eleonory Akwitańskiej, byłej królowej Francji, która po rozwodzie z Ludwikiem VII została królową Anglii przez powtórne małżeństwo z Henrykiem Plantagenetem. Pewien baron zbuntowany przeciw Plantagenetom, pan de Lusignan, napada na mały oddział, chcąc porwać królową. Patryk z Salisbury zdołał umieścić ją w bezpiecznym miejscu, lecz poniósł śmierć wpadłszy w zasadzkę. Wilhelm le Marechal pospieszył mu z pomocą, pomścił wuja, narażając życie. Podczas walki otrzymał ranę w udo i... wdzięczność Eleonory, która przyjęła go na służbę. Dwa lata później, mając dwadzieścia pięć lat, został wybrany, by służyć jako nauczyciel, opiekun, mentor „młodego króla' Henryka, którego ojciec dopuścił do władzy w 1170 roku. Błyskawiczna kariera, którą zawdzięczał jednocześnie powiązaniom rodzinnym i sile swego ramienia: niezliczone zwycięstwa na turniejach sprawiły, że został obwołany najlepszym rycerzem świata. Odważny bez brawury, łączy waleczność Rolanda z mądrością Oliwiera. Umie jednak także „żyć" na wzór rycerski, okazywać wielkoduszność i szczodrobliwość rycerzom, których trzyma (czyli zatrudnia) w swej drużynie, w miarę możności wspomaga darami, a zawsze przydaje im sławy. Umie również zabawić damy różnymi rozrywkami. Kiedy zabraknie śpiewaków czy minstreli, potrafi śpiewać, tańczyć, dobrze się prezentuje na dworze. Aż nazbyt dobrze: zostaje oskarżony o grzeszne stosunki z królową Małgorzatą, żoną „młodego króla" Henryka, córką Ludwika VII, mającą dwadzieścia pięć lat, podczas gdy on liczy sobie trzydzieści pięć. Pogłoski te ściągają na niego niełaskę i czasowe wygnanie. Henryk potrzebuje go jednak do turniejów; jego wartość sprawia, że zostaje ściągnięty z powrotem na dwór, gdzie - aby się oczyścić z zarzutów - chce stoczyć pojedynek sądowy z trzema kolejnymi zawodnikami wybranymi przez jego oskarżycieli. Krół zwalnia go z pojedynku i przyjmuje na nowo do grona domowników. Awans społeczny Wilhelma trwa więc dalej. Do tej pory pozostawał kawalerem: król daje mu za żonę bogatą dziedziczkę, jedną z pierwszych w królestwie. Teraz wkracza już bez przeszkód do wyższej arystokracji. Mamy tutaj przykład historii życia rycerza, który musi się zmierzyć ze społecznymi i ideologicznymi problemami swych czasów. Jego historia, która przy okazji opisuje niektóre z tych wartości, w tej kwestii pokrywa się z literaturą rycerską.
2. Literatura epicka
Literatura jest doskonałym zwierciadłem rozmaitych ideologii. Poprzez motywy przewijające się w każdym z wielkich cyklów literackich można więc dostrzec również główne elementy ideologii rycerskiej.
Najstarszy korpus literacki napisany w języku potocznym stanowią pieśni rycerskie, gdyż pierwsze z nich w znanej nam postaci powstały na samym początku XII wieku. Osiągają szczytowe powodzenie w wieku XII i XIII, lecz maleje ono wyraźnie dopiero u schyłku Średniowiecza. Sprawa pochodzenia tych epopei i ich związku z historycznym podłożem, do jakiego się odnoszą, wciąż jest przedmiotem żywych sporów między erudytami i bezpośrednio nas tutaj nie dotyczy. Należy podkreślić dwa fakty: 1) w oczach poetów epickich i ich odbiorców epopeja, pomimo cechującej ją emfazy, była dziełem poważnym i prawdziwym; 2) epopeja, zapożyczając motywy z historii Karolingów, a nawet Merowingów, w istocie opisuje, możliwe że z niewielkim przesunięciem, współczesny świat rycerzy, będących jej bohaterami i głównym odbiorcą. Przedstawia nam zatem pewne wyobrażenie świata rycerskiego, a przede wszystkim jego różnych ideologii. Pojęcie rycerstwa, jakie tutaj napotykamy, może być w istocie bliższe przeżywanej rzeczywistości niż pojęcie występujące w tradycyjnych dziełach historycznych, z jednej strony nazbyt przepojonych kulturą i moralnością kościelną, a z drugiej - utrzymującymi się stereotypami z kultury starożytnej. Co tu widzimy? Echo wielkich ideałów, które ożywiały rycerstwo; służbę Panu-Bogu w walce z niewiernymi, służbę panu - królowi w obronie królestwa, rywalizacje seniorów między sobą, ideał wasala, gloryfikację arystokracji, wojowników, wysławianie przede wszystkim walk oraz pięknych ciosów włócznią i mieczem.
Tłem, a być może moralnym alibi epopei, jest walka z Saracenami. Kościół istotnie odnosi się nieufnie do poetów i śpiewaków, gotowych opiewać wartości nie będące wartościami Kościoła, a wywodzące się z pogaństwa lub ze społeczeństwa barbarzyńskiego. Nie może jednak zwalczać naturalnych upodobań odbiorcy, kiedy osiągają one tak wielką siłę. Śpiewacy (jongleurs), którzy niekiedy sami są klerykami, posługują się więc oczyszczającym stereotypem świętej wojny, uzasadnianej i propagowanej przez Kościół, opowiadając historie epickie. Roland, Oliwier, Wilhelm, Vivien są rycerzami Krzyża przeciw niewiernym. Rycerzami Krzyża, ale jeszcze nie krzyżowcami: trzeba czekać końca XII wieku, aby powstał „cykl krucjat", opiewających wyczyny rycerzy Bożych, bohaterów pierwszego zdobycia Jerozolimy (Zdobycie Antiochii, Zdobycie Jerozolimy, i jej kontynuacje uświęcające ród Godfryda z Bouillon: Lohengrin, rycerz z łabędziem).
W tej samej epoce Ambroży układa wierszem historię trzeciej krucjaty, na cześć innego wzorowego rycerza, Ryszarda Lwie Serce, króla Anglii. W epopei walki, w których ścierają się frankijscy rycerze z Saracenami, rozgrywają się więc na Zachodzie, a przede wszystkim we Francji. Czyżby odległe echa wojen rekonkwisty z czasów karolińskich w Akwitanii, w regionie Narbonne, w Prowansji? Nie jest to niemożliwe, a w takim wypadku stosunkowo krótka okupacja saraceńska mogła jednak pozostawić głębsze piętno, niż zwykło się sądzić. Zwróćmy jednak uwagę na fakt, iż zwalczając Saracenów, rycerze z największych epopei walczą zarówno dla swego króla, jak dla chrześcijaństwa. Nawet Roland, w którym często się dopatrywano archetypu krzyżowca, jasno wyraża swój ideał służby wasalnej, kiedy zagrzewa do boju rycerzy przed bitwą w wąwozie Roncevaux:
„Trzeba nam tu wytrwać dla naszego króla. Dla swego pana trzeba ścierpieć wszelką niedolę i znosić wielkie gorąco i wielkie zimno, i oddać skórę, i nałożyć głową".
[Pieśń o Rolandzie, w. 1010-1012, tłum. Tadeusz Boy Żeleński, Warszawa 1937, s. 39]
Kiedy Wilhelm, inny mistrz świata chrześcijańskiego, udał się do Rzymu na odsiecz papieżowi zagrożonemu przez Saracenów i tam zmierzył się z ich mistrzem, olbrzymem Corsoltem, przed walką zapowiedział, że będzie się bił za swego króla, którego terytorium najeżdżają Saraceni i do którego należy miasto Rzym (Koronacja Króla Ludwika). W innych epopejach Wilhelm po śmierci swego siostrzeńca Viviena - który poległ jako wojownik i męczennik i po wyginięciu całego wojska, wzywa pomocy wojskowej, jaką mu winien jego król, Ludwik, dla którego stoczył wiele walk jako nienaganny wasal. Odwołuje się nie tyle do pojęcia świętej wojny z niewiernymi, ile do obowiązków wasalnych i dobrze rozumianego interesu króla: jeśli Wilhelm nie zdoła powstrzymać nieprzyjaciela, ten niebawem spustoszy całe królestwo, w tym stolicę! Oczywiście, dawne francuskie epopeje jasno wyrażają świadomość, że islam zagraża wspólnemu dobru - chrześcijańskiej Europie. Opiewają rekonkwistę, która trwa w Hiszpanii (Oblężenie Barbastre). Idealizują rycerza, który oddaje swój miecz na służbę chrześcijaństwa atakowanego przez islam, gotowego umrzeć za swą wiarę i za swego króla, i bardzo jasno wyrażają pewność, że ci chrześcijańscy rycerze bronią prawa przed błędem, prawdziwej religii przed fałszywą (utożsamianą zresztą z pogaństwem) i że umierając w ten sposób, aby essaucier sainte crestiente [ocalić święte chrześcijaństwo], otrzymają palmę męczeństwa i miejsce w raju. Mogło jednak stać się i tak, że to religijne zabarwienie motywacji wojennych, dominujące co prawda w innych epopejach, zostało rozbudowane i świadomie podsycane przez śpiewaków i poetów, po to, aby propagować w ten sposób krucjatę, do której nawoływał Kościół, bądź też po to, by przyodziać swe pieśni w szaty ideologiczne możliwe do przyjęcia przez Kościół i w ten sposób nie narażając się na zbyt wielkie potępienie z jego strony.
Ideał wasala. Rzeczywiście, bardzo wcześnie na pierwszy plan sceny epickiej wysunęły się inne motywy, splatając się z motywem świętej wojny, niekiedy spychanym w tło. Epopeje buntu (Raul z Cambrai, Girard z Rusylionu, Renald z Montalbanu itd.) bardzo gwałtownie roztrząsają kwestię, którą porusza już cykl Wilhelma z Orange: kwestię relacji między władzą królewską a arystokracją, zwłaszcza gdy król jest słaby, otoczony przez niewłaściwych ludzi, mało zdolny lub niesprawiedliwy. Widzimy tu pewne odzwierciedlenie kryzysu feudalizmu; Wilhelm rozwiązuje ten kryzys, opowiadając się za wiernością wasalną i uznaniem zasady dziedziczenia korony: pomimo niesprawiedliwości, jaką okazał mu król Ludwik, Wilhelm pozostaje wierny i niestrudzenie zwalcza wrogów króla, po prostu spełniając obowiązek wobec swego suwerena. Często wyrażano też pogląd, iż pieśni rycerskie były nośnikiem ideologii politycznej Kapetyngów, popieranej przez Sugera, opata Saint-Denis, doradcę Ludwika VI i Ludwika VII. Romanse arturiańskie miały natomiast udzielać poparcia Plantagenetom.
Ideologia wasalna, spoiwo arystokracji wojennej, wysławiana jest nawet w epopejach buntu. Można zatem stwierdzić, że jest ona jedną z podstawowych wartości rycerstwa. Typowy przykład: Bernier w Raulu z Cambrai. Bernier, na początku będący giermkiem Raula, został przez niego pasowany i pozostał jego wasalem. Raul zatraca miarę, najeżdża ziemie należące do rodu Berniera, podpala klasztor w Origny, gdzie ginie matka Berniera... a jednak Bernier stale odrzuca możliwość zbrojnego przeciwstawienia się Raulowi. Wyjaśnia to:
Raul, mój pan, jest bardziej zdradziecki od Judasza,
Pozostaje moim panem: daje mi konie i tkaniny,
Szaty i jedwabne stroje Baudasa.
Nie zawiodę go nawet pod Damaszkiem,
Aż wszyscy powiedzą: „Bernier ma prawo"
(Raul z Cambrai, w. 1380-1385).
Tymczasem Raul podczas spotkania z Bernierem unosi się przeciw niemu gniewem i publicznie obija go laską, kawałkiem włóczni, który walał się po ziemi. Tym razem Bernier ma po swojej stronie prawo feudalne, które stanowi, iż w takim wypadku więź wasalna zostaje zerwana. Raul próbuje ofiarować mu zadośćuczynienie, ale Bernier odmawia: teraz będzie mógł chwycić za broń przeciw swemu suwerenowi, stanąć przeciw niemu w jednym szeregu ze swymi krewnymi. Jest to skrajny przypadek, gdyż w takich przykładach lubują się średniowieczni pisarze chcący zobrazować złożoność prawa feudalnego. Gdzie indziej, na przykład w pierwszej części Lancelota prozą, często napotykamy sytuacje pozwalające roztrząsać prawo feudalne, co świadczy o zainteresowaniu odbiorcy tym zagadnieniem. W innych epopejach wasale chętniej się buntują. Niemal zawsze jednak poeta wyraża dezaprobatę dla takiej postawy, nawet gdy usprawiedliwia ją powszechnie przyjęta moralność (na przykład w Girardzie z Rusylionu). Ukazuje to siłę więzi feudalnej w społeczeństwie arystokratycznym, a przynajmniej siłę, jaką stanowią pieśni rycerskie. Służba wasalna znajduje się w samym sercu obowiązków rycerskich.
U schyłku XII wieku, a później jeszcze wyraźniej, splata się z nimi ideologia szlachecka. Ma ona charakter zdecydowanie antyplebejuszowski i wyraża świadomość klasową, zdradzającą niepokoje szlachty w obliczu podwójnego zagrożenia: politycznego rozkwitu monarchii, która stopniowo odzyskuje władzę centralną (Filip August we Francji) oraz ekonomicznego rozwoju mieszczaństwa, któremu królowie poświęcają coraz więcej uwagi. Ta reakcja szlachty przejawia się w epopejach i w romansach (Ajol, Partonopeu z Blois, Aleksander) przez wychwalanie królów i książąt, którzy dopuszczają do swego otoczenia wyłącznie szlachetnie urodzonych, synów rycerzy, i którzy nigdy nie pasują nie-szlachciców, mieszczan lub wyzwolonych chłopów. W ten sposób dzieła te piętnują porozumienie, jakie zaczyna się zawiązywać między władzą królewską we Francji i mieszczaństwem. Reagując na to zagrożenie, szlachta przejawia tendencje do większego zacieśniania swych szeregów, broniąc się przed napływem nowych ludzi. Spisanie zbiorów praw zwyczajowych odpowiada temu pragnieniu, określając wyraźniej przywileje szlachty i kładąc nacisk na czystość krwi, na bariery oddzielające szlachciców od nie-szlachciców. Oczywiście, bariery te nigdy nie były całkowicie nieprzekraczalne, a definicje praw zwyczajowych, niekiedy sprzeczne, nie są całkowicie jasne (na przykład Obyczaje z Beauvaisis Philippe'a z Beaumanoir). Nie ulega jednak żadnej wątpliwości, że kryje się tutaj oznaka pewnego usztywnienia. Pomijając dziedziczenie, w szeregi szlachty można się dostać tylko za wolą władcy W XIV wieku teoretycy jeszcze bardziej utrwalili zasady wejścia (i wyjścia) w szeregi szlachty, utraty praw szlacheckich (Olivier de La Marche). O ile bowiem trudno uzyskać szlachectwo, to o tyle łatwo je stracić. Przyczyny tego mogą mieć charakter ekonomiczny: sytuacja skłaniająca mężczyzn do wykonywania zawodów uznanych za niegodne (na przykład handlu), małżeństwo kobiety zmuszonej, z woli ojca lub braci, do ślubu z bogatym mieszczaninem.
Literatura odzwierciedla te napięcia. Wiele pieśni rycerskich z końca XII i z początku XIII wieku atakuje również mieszczan, którzy się mieszają do polityki, usiłują wejść w szeregi rycerstwa i roszczą sobie pretensje do doradzania królom albo, co gorsza, osiągają swój cel. Portret mieszczanina bywa życzliwy tylko wtedy, gdy ukazuje go w innej roli: jako goszczącego w swym pałacu rycerzy, którzy czynią mu zaszczyt, korzystając z gościny.
Równolegle rozwija się motyw ubogiego rycerza, który często został niesprawiedliwie wydziedziczony i mając tylko rozprutą kolczugę, starą, zardzewiałą broń i zmęczonego konia musi znosić niegodne szyderstwa mieszczan z miast (Ajol). Przed tą postacią rozpościera się bogata przyszłość: odnajdujemy ją w XIX wieku - jest to d'Artagnan. Trudności ekonomiczne drobnego rycerstwa widać także w innym motywie - ubogiego wasala, który porzuca świat, wybierając żywot pustelnika albo jest zmuszony wydać córkę za jakiegoś starego i bogatego mieszczanina. Upadek, nostalgia: kobieta zadręcza się na śmierć, a dziecko będące owocem tak nieszczęsnego związku zachowuje w genach dziedziczne cechy szlachty. Choć nic mu o tym nie mówiono, w sposób naturalny chłopca pociągają konie, broń, szlachetne zabawy (szachy, tables, tryktrak), polowanie - zwłaszcza z jastrzębiem lub z innymi ptakami drapieżnymi, ułożonymi do polowań - mieniące się barwy, futra - zwłaszcza sobole - oraz inne ostentacyjne atrybuty szlachectwa.
Jednym z nich jest szczodrość, nieustannie wysławiana przez śpiewaków, którzy z niej żyją i nie zaniedbują sławienia za to dawnych panów, pozostawiając otwarte pytanie, czy potomkowie będą umieli ich naśladować. Odpowiedź wydaje się wątpliwa, jeśli sądzić na podstawie skarg, jakie wielu poetów i śpiewaków wplata w swe dzieła, ubolewając nad upadkiem dawnych cnót swych patronów czy mecenasów. Oczywiście, znaczną część tych narzekań można złożyć na karb starego szablonu „wychwalania zamierzchłych czasów", nie szkodzi; częstotliwość, z jaką te aluzje pojawiają się około XIII wieku, przypuszczalnie odzwierciedla pewną rzeczywistość ekonomiczną: trudności finansowe co najmniej części rycerstwa, drobnej szlachty.
Istotnie, głównymi beneficjantami tej stale wychwalanej szczodrobliwości są rycerze. W swym alegoryzującym poemacie, Powieści o skrzydłach (ok. 1210 rok), Raul z Houdenc opisuje dwa skrzydła sławy - cnoty arystokratycznej. Jedno zwie się dwornością i obejmuje to, co nazwalibyśmy sztuką savoir-vivre'u. Drugie nosi miano szczodrobliwości i przejawia się w rozrzutności szlachty, przeciwstawianej zapamiętałemu gromadzeniu pieniędzy przez mieszczan. Szczodrość ta jest też ponownym rozdziałem bogactw, baletem darów, które pociągają za sobą rewanże: konie i broń zdobyte tu i ówdzie na turniejach lub na wojnach, cenne tkaniny zrabowane jako łup i złożone w skarbcu aż do dnia wystawnego przyjęcia, kiedy pan otwiera skarbiec i obdarowuje swych sprzymierzeńców, wasali, rycerzy, każdego według jego rangi.
Szczodrobliwość wydaje się więc początkowo cnotą pochodzącą z niebios. Pierwotnie ma charakter arystokratyczny, a nawet królewski, i - jak często obserwowaliśmy - schodzi stopniowo w dół, obejmując rycerstwo, któremu jest potrzebna do życia. Przez asymilację rycerz, nawet ubogi, naśladuje postępowanie wielmożów z arystokracji, dążąc do wejścia w jej szeregi. Jest to wspólną cechą rycerzy, odróżniającą ich zasadniczo od nieszlachciców - chłopów czy mieszczan, często posądzanych o złodziejstwo. Pewien znany epizod ilustruje tę cechę. Napotykamy go u Wace'a, który go zapożycza od pewnego mnicha z opactwa Saint-Etienne z Caen. Opowiada o szczodrobliwości diuka Roberta, noszącego przydomek „Wspaniały". Któregoś dnia zauważył on podczas mszy, że pewien waleczny rycerz nie złożył ofiary, wezwał swego szambelana i kazał walecznemu rycerzowi, który był biedny, dyskretnie przekazać znaczną sumę: 100 liwrów! Rycerz natychmiast ofiarował całą sumę, nie zachowując nic dla siebie. Kiedy go pytano, dlaczego nie dał tylko paru denarów, co w zupełności by wystarczyło, odpowiedział mniej więcej tak:
Zostały mi dane na ofiarę,
Nie mogłem więc niczego zatrzymać.
(Wace, w. 2328-2329)
Taka budząca podziw godność została zresztą nagrodzona, gdyż diuk przekazał mu następne 100 liwrów, na osobiste wydatki. Rycerze z pieśni rycerskich nie tylko odwołują się do szczodrobliwości świeckich książąt w imię czegoś, co można by uznać za solidarność klasową. Celem próśb jest również duchowieństwo, namawiane do opróżniania skarbców na potrzeby rycerzy, którzy bronią kraju, a zatem również Kościoła, jego dóbr i jego ludzi. Rycerstwo a kler. W większości epopei nie ma natomiast ani śladu prawdziwego klerykalizmu; wręcz przeciwnie, można przedstawić parę cech wskazujących na coś przeciwnego. Na przykład w Pieśni o Rolandzie arcybiskup Turpin zajmuje poczesne miejsce, lecz zawdzięcza je w większej mierze swej funkcji biskupa-wojownika niż duchownego. Jego błogosławieństwa i obietnice raju z pewnością dodają otuchy towarzyszom Rolanda, lecz sławę i popularność zawdzięcza on potężnym ciosom miecza. Mnisi natomiast odgrywają niezbyt piękną rolę w epopejach, są zajęci próżniactwem i gonitwą za dobrobytem. Epopeja ośmiela się to stwierdzić ustami samego Karola Wielkiego: jeśli młodzieniec odznacza się walecznością, solidnością i odwagą, niech zostanie rycerzem; jeśli zaś przeciwnie, jest słabeuszem i tchórzem, to niech zostanie mnichem. Moniage Guillaume jest utrzymane w tym samym duchu, potwierdzając wyższość zakonów wojskowych nad kontemplacyjnymi, co stanowi dokładną i odwróconą replikę tego, co w X wieku opat Marcin z Jumieges mówił diukowi Normandii, Wilhelmowi Długiemu Mieczowi. Tymczasem świeckie rycerstwo uświadomiło sobie swe znaczenie i właściwe sobie wartości. Często stoją one w sprzeczności z wartościami głoszonymi przez Kościół i można je z trudem dostrzec tylko w literaturze w języku pospolitym.
3. Dworność a rycerstwo
Ukryta rywalizacja między stanem duchownych i stanem wojowników, której pozwala się domyślić epopeja, jawi się znacznie bardziej wyraziście w literaturze zwanej „dworną". Dyskusja między księdzem a rycerzem po raz pierwszy pojawia się na początku XII wieku w jednej z pieśni pierwszego trubadura, Wilhelma IX, diuka Akwitanii, piewcy miłosnej namiętności. W bardzo żywych i pikantnych słowach piętnuje zachowanie damy, która woli oddać się duchownemu czy mnichowi niż rycerzowi. Na własnym przykładzie wykazuje wyższość erotycznych umiejętności rycerza. Debata rozszerza się u schyłku XII wieku, kiedy drugorzędni klerkowie, goliardzi, przeciwnie, stwierdzają dobitnie swą przewagi: łatwiej im by wać na dworze, podczas gdy rycerz często wyjeżdża na daleką wojaczkę; ponadto klerk okazuje się czulszy, bardziej uważny, ma więcej ogłady i delikatniejsze ręce niż rycerz władający mieczem, pokryty krwią i potem, prostacki kochanek. Takie dzieła, jak słynny Synod w Remiremont lub jeszcze bardziej Traktat o miłości dwornej Andre le Chapelaina, nastręczające trudności i wywołujące spory interpretacyjne, podkreślają nowe znaczenie kobiet i miłości wśród przymiotów arystokratycznych i rycerskich, od XII wieku poczynając, i milczący spór na tej płaszczyźnie między kulturą klerykalną i kulturą rycerską.
Fin' amor. W XII wieku życie na dworze, w zamku księcia lub seniora rzeczywiście nabiera nowych barw. Świat wojowników, w większości męski, stopniowo robi miejsce rodzajowi żeńskiemu, przede wszystkim Damie (od dompna lub domina, pani, małżonka seniora). Być może krucjata nie jest obcym zjawiskiem w tej ewolucji: kiedy senior odjechał do Ziemi Świętej, życie jego małżonki, niekiedy pozostającej w zamku, nabiera nowego wymiaru. Podczas I wojny światowej nasz XX wiek przeżył porównywalną niewątpliwie ewolucję obyczajów i sposobów myślenia. Do tego dochodzi tutaj ożywiający kontakt z cywilizacjami Wschodu i islamu, znanego już dzięki pielgrzymkom i rekonkwiście, lecz poszerzony, zwielokrotniony przez nie kończący się odpływ do Ziemi Świętej przez cały XII wiek. Inne wpływy, bardziej wewnętrzne w stosunku do chrześcijaństwa, na przykład celtyckie, skupione na dworze Wilhelma z Akwitanii w Poitiers, odegrały pewną rolę w ukształtowaniu się miłości dwornej, opiewanej wpierw po prowansalsku przez trubadurów z południowej Francji (język d'oc), a później na północy przez truwerów i w Niemczech przez minneslingers. Wiodący motyw tych pieśni jest znany, nawet jeśli mediewiści wciąż dyskutują nad jego pochodzeniem i znaczeniem socjologicznym. Wprowadza on w relacje między mężczyzną i kobietą nieco zmysłowości, napięcia erotycznego wzmaganego przez przesunięcie w czasie - uznawane odtąd za konieczne i dodające wartości - między pragnieniem a jego spełnieniem. Miłość dworna nie jest bynajmniej odcieleśniona czy platoniczna: jednoznacznie zmierza do zjednoczenia cielesnego, ale będącego kresem pewnej drogi, pewnej gry, w której kobieta wydaje się bardziej panią niż stawką.
Małżeństwo w ówczesnym społeczeństwie arystokratów i wojowników niezbyt się nadaje do realizowania takiej formy miłości. Niemal zawsze pełni tylko funkcję społeczno-ekonomiczną. Jest sposobem, by położyć kres sporom między dwoma rodami, przypieczętować przymierze lub poszerzyć włości, pomnożyć swe dobra i potęgę. Łączą się ze sobą nie tyle dwie istoty, ile dwa domy. Co więcej, Kościół pod wpływem monastycyzmu rozwinął doktrynę małżeństwa i związku cielesnego pozostawiającą niewiele miejsca na uczucie, a jeszcze mniej na przyjemność zmysłów Jedynie prokreacja jest uzasadnieniem aktu płciowego, który nawet w tym wypadku pozostaje wysoce podejrzany Gry miłości dwornej, a prawdopodobnie również sama miłość, rozgrywają się więc poza małżeństwem, wbrew surowej nauce Kościoła. W XI wieku Kościół zwiększa ograniczenia, czyniąc z małżeństwa sakrament - którym do tej pory nie było - zabrania „prawowitych" związków z oficjalną konkubiną, „na duńską modłę', ściślej określa stopnie pokrewieństwa wykluczające małżeństwo „z jednej krwi' (do szóstego stopnia), bardziej rygorystycznie zakazuje małżeństwa lub konkubinatu księży i w ogóle klerków. Abelard i Heloiza zapłacą wysoką cenę za to nowe usztywnienie.
Ten doktrynalny rygoryzm nie udaremniał jednak związków pozamałżeńskich. Czy można wręcz twierdzić, że powodował wzrost ich liczby? Nie da się tego wykluczyć. Moralna dyskredytacja, jaką Kościół dotknął akt cielesny i przyjemność płciową, o czym świadczą kazania, mogła skłonić niektórych świeckich do twierdzenia - jak uważał św. Hieronim - że miłość fizyczna uprawiana jako cel sam w sobie, dla przyjemności, sprowadza małżonkę do roli nierządnicy. U schyłku XI wieku Alan z Lille mówi to samo, wręcz uznając nazbyt żarliwe stosunki płciowe między małżonkami za cudzołóstwo. Mimo głoszonego przez mnichów ideału wstrzemięźliwości lub abstynencji niektórzy mogli uznać, że miłość poza małżeństwem nie jest w gruncie rzeczy bardziej godna potępienia niż miłość w małżeństwie, że jest znacznie łatwiejsza do zrealizowania i, ostatecznie, przyjemniejsza.
Jeden fakt nie ulega wątpliwości: w realiach życia dworskiego, życia rycerzy, stosunki pozamałżeńskie były częste, zarówno wśród możnych (stąd wielu bastardów), jak wśród otaczających ich rycerzy. Pan czuwał nad tym, by nie brakło im dziewcząt; nie wszystkie one były rozpustnicami, znajdowały się wśród nich również kobiety, które z omówionych poniżej powodów nie mogły wyjść za mąż. Dzisiejsi historycy dostrzegają także bardziej niż prawdopodobne istnienie homoseksualizmu w tej męskiej społeczności wojowników, gdzie regułą był promiskuityzm. W klimacie panującej obecnie mody niektórzy nawet czynią z tej tendencji, prawdopodobnie mniejszościowej pomimo notorycznych przykładów (na przykład Ryszarda Lwie Serce), główny element płciowości rycerzy.
4. Miłość a społeczeństwo
W XII wieku istnieje jednak coś więcej niż kwestia zaspokajania popędów płciowych rycerzy. Społeczeństwo przeżywa wówczas kryzys małżeństwa.
W istocie wszystkie te formy miłości umykające normom moralnym zostały być może umocnione przez ewolucję społeczną, która skłania arystokrację w XI i XII wieku do ograniczania liczby zawieranych małżeństw, by unikać rozpraszania spuścizny, zanim powstało prawo pierworództwa (XIII wiek). Młodsi synowie rodzin drobnej szlachty, zmuszeni w ten sposób do celibatu, którego - przeciwnie do celibatu duchownych - nie narzucały im żadne nakazy moralne czy religijne, mogli więc rozwijać frustracje zarówno uczuciowe, jak seksualne i szukać ucieczki w zakazanych związkach i w marzeniach.
Ideologia dworna. Oczywiście, Kościół potępiał homoseksualizm jeszcze mocniej niż nierząd i cudzołóstwo. Literatura pozostawia w cieniu pierwsze z tych zjawisk i nieco zatrzymuje się przy drugim. Przywiązuje się natomiast do cudzołóstwa, które wysławia wręcz jako pozytywną wartość rycerstwa. I to skutecznie: aby się o tym przekonać, wystarczy przypomnieć niezwykłe powodzenie, którym przez całe Średniowiecze cieszyły się stare, celtyckie, przetransponowane mity idealnych kochanków, jakimi były cudzołożne pary: Tristan i Izolda, Lancelot i Ginewra. Także i trubadurzy opiewali miłość rycerza poety do jego damy, na ogół mężatki. Rozpowszechnili oni pogląd, iż dama nie powinna się okazywać zbyt obojętna na „względy", jakie okazuje jej rycerz, który „usilnie ją prosi o miłość". Poeta staje po stronie kochanków i piętnuje ewentualną zazdrość męża. Tak rodzi się pojęcie dwornej miłości. Należałoby może raczej powiedzieć: dworne pojęcie miłości (R. Schnell), które stwarza typ rycerza służącego swej damie - kobiecie zamężnej, należącej do wyższej warstwy niż on, bardzo często będącej żoną jego własnego seniora.
Trudna jest interpretacja takiego typu literackiego. Czy należy się w nim dopatrywać jedynie fikcji, pod pretekstem, że wszystko tu jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła? Niektórzy tak sądzili, czyniąc z miłości dwornej zwykłą igraszkę umysłu oderwanego od wszelkiej rzeczywistości. Argument niewiele wart, gdyż, jak już mówiliśmy, Kościół równie surowo potępiał inne praktyki, które mimo to nie zanikły. Jest tu jednak coś więcej niż zwykłe istnienie: jest wysławianie wzorca. Toteż inni historycy dostrzegli tutaj wyraz frustracji i buntu rycerzy z drobnej szlachty, z którą utożsamiają się trubadurzy i której głosem przemawiają (E. Kóhler). To także nie jest pewne, gdyż nie wszyscy trubadurzy wywodzili się z tej warstwy. Pierwszy z nich, Wilhelm IX z Akwitanii, był jednym z najpotężniejszych książąt Zachodu. Inni byli panami, rycerzami, mieszczanami, a nawet klerkami. Trudno zatem ujrzeć w miłości dwornej wyraz jakiejś rewindykacji klasowej, ze strony drobnej szlachty i młodszych synów ubogich rodzin. Czyżby fin'amor była więc grą rzeczywistą, swoistym odpowiednikiem turnieju, w którym młody rycerz oddaje życie przygodzie, by zdobyć przedmiot niedosiężny z natury, małżonkę seniora, strzeżoną przez wszelakie bariery moralności kościelnej i arystokratycznej, mające ustrzec „cześć' małżonki, a przede wszystkim czystość rodu? Walką pozorowaną, której reguły ustalili jakoby sami seniorzy, tak jak walki na kopie, a której nagrodą byłaby dama? Tak sądzi G. Duby. Jego zdaniem, wbrew temu, co sądzono, fin amor nie była przejawem awansu kobiet. Służenie damie miałoby być w istocie służeniem pośrednio seniorowi, który chcąc zyskać pełniejszą władzę nad rycerstwem, udomowić je, godził się postawić żonę w centrum rozgrywki, „w sytuacji złudnej, ludycznej, prymatu i władzy".
Gdyby tak miało być, ideologię fin amor wypracowałaby lub przynajmniej przejęła wyższa arystokracja, aby utrwalić, podkreślić swą władzę nad służącym jej rycerstwem. Być może warto posunąć się jeszcze dalej i uczynić z tych widowisk miłosnych zawody wyłaniające najlepszego w walkach miłosnych, tak jak turniej wyłaniał najbieglejszego w sztuce władania orężem. Zwycięzcy, potencjalni rywale, mogli więc być utrzymywani w zależności, wpierw na miejscu, na dworze, podczas trwania rozgrywek, a później w służbie wasalnej, za pośrednictwem małżeństwa - ostatecznej i pożądanej nagrody. W istocie, przynajmniej w źródłach literackich, dama panuje nad stadkiem kobiet na wydaniu, zgromadzonych w zamku, i przyznaje je pretendentom, umiejąc poddać próbie ich służbę, ich wierność.
Młody rycerz, bacheler, żarliwy kawaler, dążył w istocie przede wszystkim do małżeństwa z dziedziczką, oznaczającego urządzenie się, akces do społeczności arystokratów. Poprzez małżeństwo mógł w pewien sposób mieć nadzieję, że zacznie żyć „na własny rachunek". Będąc panem gry, pan dworu dokonywał w ten sposób wśród swego rycerstwa selekcji najlepszych zawodników. Jeśli na tym polegała gra, to nie była ona pozbawiona ryzyka. Senior to również senior, starzec, o ustalonej pozycji i posunięty w latach, posiadający dzieci z pierwszego łoża; mogą one być niemal rówieśnikami młodej pani, która zajęła miejsce pierwszej czy nawet drugiej żony. Istnieje więc wielkie ryzyko, że w tych miłosnych zawodach będzie ona miała niejeden powód do zmieszania. Przypomnijmy bowiem, że fin'amor nie jest bynajmniej odcieleśniona i że rycerz dąży do pełnego posiadania damy Zarówno u trubadurów, jak i u truwerów, od lais Marie de France po powieści dworne, motyw nieszczęśliwej żony, pięknej młodej panny wydanej za starucha, najprawdopodobniej nie jest tylko owocem wyobraźni poetów. Nie bez podstaw jest więc pogląd, iż miłość zwana dworną wyraża przede wszystkim uczuciowe frustracje tych „młodych" w celibacie - podobnie jak w małżeństwie o charakterze czysto społecznym - dążących do stosunków nowego typu. Jak już powiedzieliśmy, miłość nie istniała zawsze: jest ona tworem XII wieku (D. de Rougemont). Jakkolwiek było, to właśnie uczucie - będące absolutem - opiewają poeci i pisarze. Namiętność, której w ich marzeniach nie krępują ani moralne tabu, ani społeczne konwencje. Uczucie silniejsze ponad wszystko, wzmagające odwagę rycerza, wysławiające jego cnoty Miłość, która wynosi, oczyszcza, sublimuje rycerstwo.
Postać Lancelota staje się tutaj doskonałym przykładem. Jak widzieliśmy, Pani z Jeziora przedstawia młodemu Lancelotowi, przed jego pasowaniem, główne posłannictwo rycerstwa, w którego szeregi pragnie on zostać przyjęty: obronę Kościoła i najsłabszych, rządzenie ludem w służbie Boga. Jednakże w dalszej części tego monumentalnego arcydzieła nie to jest główną ani nawet poboczną troską bohatera. Najważniejszym czy wręcz jedynym motywem jego działania jest absolutna miłość, jaką darzy on małżonkę króla Artura, który go pasował, królową Ginewrę; zostaje jej wiernym kochankiem. Jedynie ta miłość czyni z niego najlepszego rycerza na świecie, sprawcę największych wyczynów rycerskich ku czci i dla ochrony jego damy, oraz, w konsekwencji, dla bezpieczeństwa królestwa. Bardziej znaczący niż temat powieści - znamy bardziej gorszące - wydaje się sposób jej ujęcia. Wszędzie bo
wiem, zarówno u trubadurów, jak i u Marie de France czy Krystiana z Troyes, od Rycerza z Wózka po Romans o Róży, poeta, dwór, odbiorca stają po stronie kochanków przeciwko zazdrośnikom, dworskim losengiers, pragnącym ich zguby. Sam Bóg ingeruje, aby ich ocalić, i żaden odcień dezaprobaty nie towarzyszy opowieści o kłamliwej przysiędze, z której się rozgrzesza królowa Izolda, przysięgając na święte relikwie, że nigdy nie ściskała udami żadnego mężczyzny prócz swego męża, króla Marka, oraz... trędowatego, na którego barkach usiadła, na oczach wszystkich, aby przeprawić się przez bród rzeki. Tymczasem wiemy, że człowiekiem tym jest Tristan, przebrany za trędowatego, by formalnie uwiarygodnić przysięgę, którą Bóg jednak przyjmuje.
Celtyckie i bretońskie pochodzenie „materii bretońskiej", widoczne w lais i powieściach arturiańskich, może z pewnością wytłumaczyć te liczne fakty świadomego sprzeciwu wobec moralności głoszonej przez Kościół. Nie szkodzi: wbrew Kościołowi i potężnemu wpływowi jego ideologii, bohaterowie ci, mało odpowiadający kościelnemu ideałowi, już w XII wieku cieszyli się ogromnym powodzeniem. Stali się wzorem. Za ich pośrednictwem rycerstwo wyraża niektóre elementy swej ideologii i tworzy własną mitologię.
VII. Mity i ozdoby rycerstwa
Literatura odzwierciedla nie tylko podstawowe wartości rycerstwa, jego etykę i kodeks honorowy. Pozwala także prześledzić narodziny i ewolucję tego, co można nazwać mitami rycerstwa. Sposób, w jaki ta grupa społeczeństwa dokonuje projekcji siebie na marzenia, jest istotny, zwłaszcza że z racji swej wielkiej popularności mity te zaczęły z kolei wywierać wpływ na zachowanie prawdziwego rycerstwa, zarówno podczas wojny, jak na turniejach. Heraldyka i zakony rycerskie także czerpią inspirację z owej mitologii i mają w niej udział.
1. Mity rycerskie
Mit karoliński wyraża się w najgłębszej warstwie literatury, od czasów Jana Bodela zwanej „materią francuską". Wysławia Karola Wielkiego i bohaterów walk z niewiernymi, ale także - i przede wszystkim doborowego rycerza, odważnego, walecznego, uwielbiającego broń i wojnę, wielkiego miłośnika pięknych ciosów włócznią i zabiegającego przede wszystkim o renomę swej waleczności. Dla takiego bohatera, którego ucieleśnieniem jest Roland, Vivien czy Wilhelm, cześć polega na niedopuszczeniu do sytuacji, by ułożono o nim „złą pieśń”. Wstyd polega na tym, że rycerz zostaje posądzony o tchórzostwo. Stąd nadużycia (nieostrożność?), które skłaniają Rolanda, wbrew zdaniu Oliwiera, do odmowy zadęcia w róg i wezwania na pomoc wojska Karola Wielkiego w Roncevaux lub Viviena do wytrwania do końca na polu walki, samotnie w obliczu nieprzeliczonych rzesz Saracenów, aby uniknąć krzywoprzysięstwa: nieopatrznie złożył on ślubowanie, że nigdy nie cofnie się przed poganami ze strachu przed śmiercią.
Wynoszenie pod niebiosa fizycznej odwagi i waleczności w boju pozostaną jednym z trwałych elementów etyki rycerskiej na przestrzeni dziejów. Inną trwałą jej cechą jest lojalność. Podkreślaliśmy ją w związku z postaciami Wilhelma i Berniera. W znacznej mierze wynika ona ze znaczenia więzi wasalnej, która łączy rycerza z jego seniorem, ze sztandarem jego pana. Ale jest tu coś więcej, gdyż nie wszyscy rycerze byli wasalami, a lojalność, wierność sztandarowi, któremu służą, staje się cnotą czysto rycerską lub po prostu wojskową, wraz z rozwojem wojsk rycerzy na żołdzie, opłacanych, najemnych, których wierność nie była mniejsza. Poza wszystkim służba wojskowa z tytułu wasalstwa także była uważana za rewanż w wymianie: służono „za takie a takie lenno". Żołnierze najemni służyli za jakąś sumę pieniędzy, bachelers zaś, którzy jeszcze nie zostali pasowani - „za broń". W sferze etyki nie należy być może zbytnio rozgraniczać różnych form służby.
Zwłaszcza że w tej „materii francuskiej”, od samych początków literatury francuskiej ukazującej podstawowe wartości, których rycerstwo nigdy nie porzuci, służbą mieszczącą w sobie wszystkie inne rodzaje jest służba chrześcijaństwu, czyli Bogu, reprezentowanemu na ziemi przez swego namiestnika: nie papieża, jak chcieliby kanoniści, którzy w tej samej epoce pisali traktaty utrzymane w tym duchu (Anzelm z Lukki, Bonizo z Sutri), lecz cesarza Franków, Karola Wielkiego. Powstaje wówczas prawdziwy mit; dynastia Kapetyngów, która doszła do władzy po Karolingach, za radą Sugera stara się wykorzystać ten mit na swoją korzyść: uświęcony król ma za zadanie poprowadzić rycerstwo Franków, którzy otrzymali misję rozprzestrzenienia chrześcijaństwa, odepchnięcia pogan, zdobycia władzy nad światem. Mit ten wyraża się również w legendach krucjat, mówiących o cesarzu ostatnich dni, o pielgrzymce Karola Wielkiego na Wschód, o jego protektoracie nad miejscami świętymi, o zmartwychwstaniu cesarza Germanii itd. Kronika Pseudo-Turpina, powstała w tej samej epoce w kręgach bliskich opactwu Saint - Denis, służy jako punkt wyjścia do przejęcia tego mitu przez Kapetyngów. Jednakże wspomniane już przymierze monarchii francuskiej z mieszczaństwem pod koniec XII wieku pozwala sądzić, że ideologia rycerska ukształtowała się bardziej na dworach książęcych we Francji niż na dworze władcy kapetyńskiego. Mit Aleksandra. Odnowa kultury klasycznej na Zachodzie w XII wieku przyciąga uwagę dworskich uczonych, zwłaszcza w środowiskach anglo-normandzkich. Prestiż pełnego przepychu Wschodu nigdy nie przestał fascynować Zachodu, chodziło jednak przede wszystkim o Bizancjum. Tym razem do łask powraca historia starożytności grecko-rzymskiej, z nowym zainteresowaniem dla dzieł starożytnych filozofów, ale również historyków. Rzymianin Wegecjusz w znacznej mierze zainspirował opis rycerstwa przekazany przez Jana z Salisbury w jego Policraticus..., i warto odnotować tytuł przekładu tego dzieła na starofrancuski: Sztuka rycerstwa.
Ta nowa moda na starożytność doprowadziła do powstania powieści, których akcja toczy się w Grecji, Troi lub Rzymie, a ich bohaterami są starożytni herosi, spopularyzowani przez Wergiliusza i Owidiusza, którzy podsunęli treść swych powieści XII-wiecznym pisarzom, takim, jak Benedykt z Sainte-Maure. Starożytne wojny przerodziły się tam w walki rycerskie, starcia wręcz - turnieje, a miłość pojawia się w formie zwiastującej powieści dworne. Najlepszy portret wzorowego rycerza przedstawiły jednak nie powieści Eneasz czy Teby, lecz Aleksander. Powieść ta, najstarsze znane świadectwo napisane dwunastozgłoskowcem, który przejmie od niej nazwę (aleksandryn), czyni z greckiego herosa księcia rycerza, otoczonego jak Karol Wielki dwunastoma parami. Rycerz ten nie poprzestaje już na rąbaniu nieprzyjaciela: jest to umysł ciekawy, otwarty, błyskotliwy, żądny poznania i odkryć, miłośnik świąt i turniejów, organizator istnych liturgii świeckich. Jest on o tyle interesujący dla historii rycerstwa, że jego postać i historia legły u podstaw szerokiego rozpowszechnienia legendy - legendy o pochodzeniu Franków od Troi. W odniesieniu do rycerstwa legenda ta podejmuje i rozwija pogląd o przeniesieniu poznania ze Wschodu na Zachód. Powieści ulegające wpływom starożytnym, a po ruch powieści Krystiana z Troyes i powieści arturiańskie, doprowadzają ten proces do Anglii, co stanowi formę propagandy politycznej.
Mit arturiański. Tak jak niegdyś duchowieństwo (czyli wiedza), tak rycerstwo, zrodzone na Wschodzie, zostało jakoby przekazane przez Trojańczyków od Greków po Rzymian, a później na Zachód, aby dotrzeć na dwór króla Artura, gdzie zbierają się najlepsi rycerze świata, pragnący pasowania z rąk króla i przyjęcia do Okrągłego Stołu. Plantageneci, od Henryka I poczynając, przejęli na swój rachunek mitologię celtycką. Około 1130 roku Geoffrey z Monmouth pisze po łacinie swą Historię królów Brytanii oraz Proroctwa Merlina, ku chwale Celtów i Normanów. W ten sposób Plantageneci usiłują pozyskać sobie Celtów przeciwko Anglosasom, unikając jednocześnie podżegania nacjonalistycznych rewindykacji, opierających się na legendach o tym, że król Artur wciąż żyje. W 1191 roku Henryk II zarządza poszukiwania w opactwie Glastonbury, gdzie, według legend, miał się schronić Artur (jest to wyspa Avalon wróżki Morgany); „odkryto" tam grobowce Artura i Ginewry: Artur naprawdę umarł i nie powróci! Normandzcy władcy mogą zatem upominać się o spuściznę po Arturze. Przyczyniają się do szerokiego rozpowszechnienia opowieści Okrągłego Stołu, a Geoffrey, brat Ryszarda Lwie Serce, nadaje swemu synowi imię Artur. Później, w 1278 roku, Edward I każe otworzyć te groby i przenieść koronę Artura do Westminsteru. Edward i jego rycerze zostają w ten sposób utożsamieni z rycerstwem arturiańskim. Przez to przeniesienie rycerstwa ze Wschodu w głąb Zachodu kler i rycerstwo sprzymierzają się ze sobą, a czysto barbarzyńskie i germańskie cnoty wojenne zostają dzięki temu złagodzone, jakby uszlachetnione przez kulturę wschodnią, składającą się z przepychu, subtelności, zasady dobrego wychowania. Powieści arturiańskie wcielają także do swej etyki przymioty miłości, opiewane przez Owidiusza i przez trubadurów, zinterpretowane na nowo przez Krystiana z Troyes, który przede wszystkim ukazuje, że nie tylko nie przynosi ona szkody odwadze wojownika (Erek i Enida), lecz przeciwnie, wysławia cnoty rycerskie (Iwajn), a nawet może wysublimować rycerstwo (Lancelot). Nie ulega wątpliwości, że za motywami rozwijanymi przez literaturę arturiańską kryje się słabo jeszcze znane tło celtyckie, przekaz wartości politycznych i moralnych, które niczego nie zawdzięczają Kościołowi ani feudalizmowi, zwłaszcza celtycka zasada władzy zwierzchniej wcielonej w postać królowej, a nie króla (J. Markale).
Stopniowa chrystianizacja mitów celtyckich w literaturze jest oczywista w przypadku mitu o poszukiwaniu Graala. To tajemnicze naczynie, początkowo nie mające żadnego związku z chrześcijaństwem, będące prawdziwym wyjaśnieniem wszelkich czarów, staje się ostatecznym celem poszukiwań rycerzy arturiańskich. Ślady chrystianizacji dostrzegamy już u Krystiana z Troyes, gdzie Perceval uosabia wzór świeckiego rycerstwa: jest obrońcą wdowy i sieroty, jest opanowany, pobożny bez popadania w mistycyzm, stosuje etykę rycerską łączącą w sobie rozmaite dążenia ówczesnych ludzi świeckich. Jego kontynuatorzy nadają „materii bretońskiej" wymiar mistyczny. U Roberta z Boron Graal staje się kielichem, do którego Józef z Arymatei zebrał u stóp krzyża krew Chrystusa. Powieści arturiańskie przeradzają się wówczas w epopeję o odkupieniu i przemieniają bretońską cudowność w symbole chrześcijańskie. Czary, z którymi walczą rycerze, wyobrażają jakby walkę z siłami zła, z siłami pierwotnego pogaństwa, fałszywych bogów i magii. Jednocześnie zarysowuje się prawdziwa teologia odkupienia przez rycerstwo. Odkupienia tego, które jest symbolizowane przez poszukiwanie Graala i ostateczne zdjęcie czarów, może dostąpić tylko rycerstwo oczyszczone. Rycerstwo światowe, reprezentowane przez Gowina, ponosi klęskę z powodu braku ideału. Rycerstwo dworne, kierowane ludzką miłością, także ponosi klęskę pomimo waleczności Lancelota, najlepszego rycerza na świecie, wysublimowanego przez swą miłość do Ginewry. Zwycięstwo zdoła odnieść tylko Galaad, nieskalany, syn Lancelota, poczęty jednak „w grzechu", w związku podwójnie nieprawym: dzięki czarom młodej dziewczynie udaje się połączyć z Lancelotem, który jest przekonany, że trzyma w ramionach królową Ginewrę. Za przyczyną tego, co można by nazwać „pokalanym poczęciem", odwrócony zostaje bieg historii. Cnota ojca przechodzi na syna, Galaada, który uosabia „rycerstwo niebieskie". Jako prawdziwy Chrystus-rycerz, Galaad niestrudzenie prowadzi swe mistyczne poszukiwania, pokonuje czary, gdyż pozostaje czysty od wszelkiego grzechu, od rozpusty, od pożądliwości. Wyraża żal nawet dlatego, że musiał zadać śmierć w swej słusznej sprawie. Oczywista jest tutaj inspiracja monastyczna z Citeaux. Dziewiczy rycerz dokonuje w ten sposób odkupienia rycerstwa i całego świata arturiańskiego. Skądinąd Graal, stając się motywem eucharystycznym, łączy rycerzy Artura z historią świętą.
Mit biblijny. W epoce, w której Biblię uważano za księgę historii ludzkości, próbowano oczywiście połączyć ze sobą te różne światy, utworzyć łańcuch znaczący, nieprzerwany chronologicznie i magicznie. Związek chronologiczny jest zapewniony przez przypomnienie ciągłości między obecnym rycerstwem i rycerstwem pierwotnym, rycerstwem ludu Bożego. W sposób magiczny, ciągłość potwierdza Graal, zawierający w sobie krew Chrystusa zebraną przez Józefa z Arymatei i przekazaną na Zachód do królestwa Artura. Tak więc rycerstwo Izraela prowadzi do rycerstwa Zachodu, tak samo jak królowie Izraela, przedstawiani w tej samej epoce na fasadach katedr, prowadzą do królów Francji. Jedni i drudzy są uważani za aktorów historii świętej, która przebiega według niejasnych niekiedy planów Bożych. Jest to nowa forma ideologicznej asymilacji rycerstwa przez Kościół. Dzięki temu głoszona przez Kościół krucjata sytuuje się na historycznej linii wojen Przedwiecznego w Starym Testamencie. Pod tym względem jest zresztą znamienne, że pierwszymi księgami Biblii przełożonymi na starofrancuski były, przed Ewangeliami, pełne opisów wojen księgi Sędziów, Królów, Machabeuszy.
W XIII wieku powstają triady rycerzy-bohaterów, które jednoczą historię i prowadzą na krucjatę. Dawne Przymierze reprezentują dowódcy wojskowi: Jozue, Dawid i Juda Machabeusz; pogańską starożytność - Hektor Trojańczyk, Grek Aleksander Wielki i Rzymianin Cezar. Potem, w sposób naturalny i dwutorowy, jak widzieliśmy, pochodnia rycerstwa zostaje przeniesiona na Zachód wraz z Arturem, Karolem Wielkim i Godfrydem z Bouillon. Chrześcijańskie rycerstwo przejmuje więc dziedzictwo rycerstwa Izraela, przekazującego mu swą mistykę, oraz rycerstwa pogańskiego, które dzięki swej wartości podbiło świat i tym samym umożliwiło rozprzestrzenienie chrześcijańskiego przesłania. Zawiera w sobie rycerstwo Żydów i pogan. Każdy z tych dziewięciu walecznych (do których grona dodano później Du Guesclina, a potem Joannę d'Arc) symbolizuje także jeden konkretny aspekt rycerstwa. Na początku XIV wieku osiągamy więc całościową wizję rycerstwa w historii świata. Powodzenie, jakim cieszy się kult dziewięciorga walecznych, świadczy o ideologicznej sile historycyzującego mitu rycerstwa. Ostatnia triada odgrywała również w oczach rycerzy rolę, jaką powinno ono było odgrywać w historii świętej. Wraz z Arturem (uważanym wtedy za postać historyczną) chrześcijaństwo było oblegane, zagrożone przez pogan, do tego przenikane przez zło szatana. Wraz z Karolem Wielkim nabierało świadomościswej jedności i siły, w stabilnym Cesarstwie. Wraz z Godfrydem z Bouillon chrześcijańskie rycerstwo spełniało część posłannictwa będącego przeznaczeniem Franków: zdobywało świat.
W średniowiecznej literaturze rycerstwo nadaje historii spójność i znaczenie. Bez niego świat powróciłby do bezładu, chaosu. Obraz rycerstwa, jaki odzwierciedlają powieści, oczywiście nie odpowiada rzeczywistości. Nie pozostaje jednak bez wpływu na tę rzeczywistość. Wartości rycerstwa, nieustannie i w różnych formach sławione w dziełach literackich, a zwłaszcza w romansach rycerskich, które do końca cieszyły się powodzeniem, w końcu przeniknęły sposób myślenia i utworzyły prawdziwą kulturę. W tym sensie można mówić o rycerstwie jako pewnej formie cywilizacji, sposobu życia, mentalności.
Mamy tego dowód w samej historii. Mówiliśmy już o turniejach, a zwłaszcza o wyczynach (pas d'armes), walkach na kopie, okrągłych stołach, które wiele ze swej formy, reguł, wystroju, a nawet swego istnienia zawdzięczają opowieściom arturiańskim. Także podczas wojny daje się odczuć wpływ wzorca literackiego. Kronikarz wojny stuletniej, Jean Froissart, świadczy o tym głębokim przepojeniu, kiedy opisuje rycerzy francuskich, angielskich, burgundzkich, organizujących między sobą turnieje podczas oblężeń; czy też, w pełnym toku wojny, posłusznych - zdarzały się wy jątki, ale wyłamujących się spotykała krytyka - etycznym regułom rycerstwa. Z drugiej strony, kodeks honorowy narzuca się ponad granicami całej arystokratycznej „klasie" wojowników, w następstwie ekspansji Francuzów i Normanów, którzy są jego głównymi nośnikami oraz dzięki znacznemu prestiżowi literatury francuskiej i anglo-normandzkiej, którą szybko tłumaczono i naśladowano we wszystkich sąsiednich krajach, w Cesarstwie, w Italii, w Hiszpanii, aż po odległy świat skandynawski i normandzki. Wszędzie pasowaniu towarzyszy oprawa coraz bogatsza w motywy honorowe, ideologiczne, etyczne. I odwrotnie, degradacja rycerzy „niegodnych", lepiej znana w XIV i XV wieku, wyraźnie pokazuje, jakie były niewybaczalne wady i błędy, pomijając brak szlachectwa, o którym już dostatecznie mówiliśmy Są to przede wszystkim zbrodnie zdrady i tchórzostwa, prowadzące do ucieczki z pola bitwy, ponadto karane śmiercią. Dotyka ona także tego, kto zaparł się wiary, uchybił danemu słowu, postąpił haniebnie wobec kobiet. Degradacja nabiera charakteru uroczystego, i dotkliwie upokarzającego: siekierą odcina się rycerzowi ostrogi tuż przy obcasach. Jego miecz zostaje złamany, tarcza wygięta, herby wymazane.
Heraldyka. Zachowanie rycerzy czerpie inspirację także z wzorców literackich. W XIV wieku widzimy, jak królowie i książęta uczestniczą incognito w turniejach lub walczą każdego dnia w innych barwach, naśladując pod tym względem bohaterów Okrągłego Stołu, z którymi utożsamiają ich giermkowie. Apanaże rodów z wysokiej arystokracji, herby, rozpowszechniają się w XIII wieku na wszystkich posiadaczy lenna i są też przedmiotem zainteresowania rycerzy z drobnej szlachty. Ich prawo do herbu zostaje im przyznane w tym samym czasie, co prawo do noszenia tytułu messire. Zwróćmy jednak uwagę, że herby są znacznie ściślej związane ze szlachtą niż z rycerstwem, gdyż od XIII wieku nie pasowani szlachcice mają jednak do nich prawo. Od połowy XIII wieku zasadnicze reguły heraldyki są ustalone i na ich mocy herb staje się dziedziczny; jest to bardziej sprawą szlachty, rodu, genealogii niż etyki rycerskiej. Ta wyjątkowa popularność heraldyki wiąże się zarazem ze średniowiecznym upodobaniem do przedstawień wizualnych, zwłaszcza do barw, z ostentacyjnymi cechami szlachty i z tendencją do symbolizmu, do zakodowanego języka. Giermkowie, otaczani coraz większym szacunkiem w XIV i XV wieku, mają za główne zadanie tłumaczyć ten język herbów, sławić wyczyny rycerzy noszących herby, zwłaszcza na turniejach, których stają się sędziami, a przede wszystkim komentatorami. Można ich uznać za piewców rycerskiej kultury, którą szczyci się szlachta, za kapłanów swoistej świeckiej religii, mającej własne liturgie, symbole, obrzędy, swoją mistykę. Powtórzmy jednak, że heraldyka gloryfikuje przede wszystkim szlachtę. Herb jest dziedziczny, przynależność do rycerstwa nie. Rycerstwo, ozdobione swymi cnotami i swą ideologią, w XIV i XV wieku staje się dla szlachty dodatkową ozdobą, podnoszącą naturalną godność nabytą przez urodzenie. I przeciwnie, dla nie-szlachty pozostaje ono jednym z podstawowych sposobów wejścia do jej grona i uzyskania herbu, który szlachectwo wyobraża. Stan wojownika może uszlachcić, na mocy decyzji książąt. Uroczyste pasowanie czyni z wojownika jednocześnie rycerza i szlachcica (O. de La Marche, Ph. de Novare). Był on już rycerzem z zawodu, zgodnie ze stałym znaczeniem słowa; teraz, dzięki pasowaniu, zostaje rycerzem, co tutaj oznacza zarazem tytuł szlachecki. Nie pasowani synowie szlachty noszą miano paziów, podczas gdy słowo giermek oznacza także rangę społeczną. Takie pasowania nadające tytuł szlachecki są nagrodą za wyjątkowo brawurowe czyny W XV wieku Jan z Bueil stwierdza, iż rycerstwa nie należy przyznawać nie-szlachcicowi w nagrodę za czyn zbrojny dokonany podczas oblężenia lub ataków na miasta czy twierdze. Należy brać pod uwagę jedynie wyczyny o charakterze rycerskim, na samym polu bitwy lub, w mniejszym stopniu, na turniejach.
2. Zakony rycerskie
Inna ozdoba szlachty to zakony rycerskie, powstałe w XIV wieku. W tej kwestii należy rozwiać nieporozumienie, jakie mogą stwarzać używane tu pojęcia. W istocie świeckie zakony rycerskie niewiele mają wspólnego z zakonami żołnierskimi utworzonymi w XII wieku: z templariuszami, szpitalnikami czy rycerzami teutońskimi. Tamte miały inspirację religijną, a ich celem było dostarczenie krucjacie stałych, kierowanych odpowiednią motywacją, mających nadaną strukturę i zdyscyplinowanych oddziałów. Ich utworzenie oznaczało kres rewolucji doktrynalnej, jakiej dokonał Kościół wobec wojny i wojowników, gdyż łączyły one w sobie dwa ideały całkowicie dotąd przeciwstawne: mnichów i wojowników. Jednocześnie to zjawisko wyrażało w pewien sposób klęskę Kościoła, a zwłaszcza papiestwa, usiłującego zebrać pod swym sztandarem całe rycerstwo świata chrześcijańskiego. Zakony rycerskie nie mają ani wspólnego pochodzenia, ani wspólnych celów, ani wspólnych cech. Przeciwnie, wyrażają zarazem światowe i etyczne ideały rycerstwa świeckiego, a w pewnej mierze oznaczają również klęskę idei międzynarodowego rycerstwa, posłusznego uniwersalnym nakazom moralnym. Świadczą jednak o sile i trwałości niektórych idei oraz o ukształtowaniu się prawdziwej ideologii rycerskiej.
Najstarsze pochodzą z połowy XIV wieku: Zakon Podwiązki, założony przez króla Anglii Edwarda III w 1348 roku; Zakon Gwiazdy, powołany przez króla Francji Jana Dobrego w 1351. Są one znacznie bliższe świeckim bractwom lub stowarzyszeniom turniejowym niż zakonom w kościelnym tego słowa znaczeniu. Wydaje się oczywiste, że większość z nich odgrywała rolę dyplomatyczną. Pod płaszczykiem gloryfikacji wartości rycerskich chodzi o to, by doprowadzić do przymierza dowódcy, którym najczęściej jest władca, z możnymi i wpływowymi osobistościami. Przynależność do zakonu umacnia więź wasalną, która zaczyna słabnąć. Żadnej wątpliwości w tym względzie nie zostawiają zobowiązania członków zakonu wobec mistrza. Zresztą większość z nich sama jest wasalami założyciela. Dzięki prestiżowi swych członków zakon służy również propagandzie politycznej.
Zakon Złotego Runa, utworzony w 1430 przez diuka Burgundii Filipa Dobrego, trafnie obrazuje polityczną rolę tych stowarzyszeń. Filip założył go zresztą, aby wymówić się od przyjęcia Orderu Podwiązki i wzorował jego statuty na zakonie angielskim. Jest oczywiście dowódcą zakonu, któremu jego członkowie przysięgają wierność; muszą nawet zobowiązać się do tego, że opuszczą inne zakony to rozporządzenie zniszczyłoby dyplomatyczną rolę Złotego Runa, gdyby zostało wprowadzone w życie. Było stosowane tylko do wasali lub poddanych diuka. Jego głównym celem było zgromadzenie po stronie diuka całej burgundzkiej szlachty. Nacisk położony na obrzędy, na przepych, na braterstwo jednoczące trzydziestu jeden członków, na aspekty moralne wyjaśnia prestiż tego zakonu i fakt, że współcześni utożsamiali go ze swoistą religią świecką. Zbliżone cechy napotykamy w Zakonie Półksiężyca, założonym w 1448 przez Rene d'Anjou. Wszystkie te zakony opierają się na ideałach rycerstwa, które oddają na służbę polityce książąt. Bractwa turniejowe i konfraternie towarzyszy broni, rozwijające się w Niemczech, są bardziej interesujące dla historii rycerstwa w ścisłym tego słowa znaczeniu, gdyż mają charakter mniej polityczny Kładą nacisk na ideologię rycerską i tworzą kult wartości sławionych przez powieści rycerskie: honor, lojalność, wierność, szacunek dla dam, które odgrywają tam ważną rolę, dworność. Nie brak tu aspektu religijnego: zalecenia pobożności i przysięgi obrony Kościoła, wdów i sierot. Widać też aspekt społeczny, podkreślający pewną równość między członkami, którzy wszyscy są szlachetnie urodzeni, tak jak we wszystkich innych zakonach rycerskich. Obowiązująca w obrębie tych bractw hierarchia nie odpowiada ściśle randze ani bogactwom. Podsumowując, te bractwa rycerskie podejmują próby wskrzeszenia w obrębie zamkniętych i mniejszościowych społeczności mitycznego rycerstwa, egalitarnego i moralnego, które prawdopodobnie istniało tylko w ich marzeniach.
Istnienie tych bractw i tych zakonów świadczy w każdym razie o utrzymywaniu się owego ideału i o coraz jaśniejszej świadomości faktu, iż rzeczywiste rycerstwo pozostaje od niego nader odległe. Nie ma w tym zresztą nic nowego: już pod koniec XII wieku krytycy rycerstwa uważali, że oddaliło się ono od swego pierwotnego posłannictwa i sytuowali jego złoty wiek w zamierzchłej przeszłości. Raymond Lulle i Pani z Jeziora czynili to samo, przepojeni ideą, iż dawne czasy były więcej warte niż czasy obecne i że niegdysiejsze rycerstwo słynęło z cnót, które potem zarzucono.
To zwykłe stwierdzenie świadczy co najmniej o trwałości ideału rycerskiego na przestrzeni całego Średniowiecza.
Podsumowanie
Historię rycerstwa, w jego aspektach zawodowych, ekonomicznych, społecznych, kulturowych, można grosso modo podzielić na cztery fazy.
Pierwsza faza, do połowy XI wieku, na płaszczyźnie zawodowej odpowiada powstaniu ciężkiej kawalerii, której technika walki od początku nie uległa zmianie. Z punktu widzenia społecznego, wojownicy konni wywodzą się w większości ze środowisk zamożnego chłopstwa, właścicieli ziemskich, którzy zostali wasalami lub nadal gospodarowali majątkiem rodowym. Osłabienie władzy centralnej w najdalej wysuniętych na zachód regionach dawnego cesarstwa karolińskiego pociąga za sobą rozkwit księstw, a następnie kasztelanii, które prawdziwie stają się podstawowymi komórkami społeczeństwa feudalnego. Kasztelani dzięki zbrojnej sile swych milites, wasali lub zbrojnych sług przypisali sobie znaczną część prerogatyw władzy publicznej, przede wszystkim ban, władzę wojskową. Polityczny i ekonomiczny rozwój tych milites zbliża ich do drobnej arystokracji, w którą wtapiają się poprzez różnego rodzaju awans społeczny, zwłaszcza przez małżeństwo z kobietami należącymi do wyższej warstwy W większości jednak wypadków przyjęcie broni i ekwipunku wojownika przez milites ma niewiele wspólnego z uroczystym wręczeniem miecza władcom i książętom. Wszyscy „szlachetni' świeccy są rycerzami wtedy, gdy dowodzą swymi oddziałami. Daleko do tego, by w oczach współczesnych wszyscy rycerze byli szlachetnie urodzeni.
W wymiarze kulturowym „rycerze' wówczas bardziej odpychają, niż pociągają jako wzór. Ich gwałtowność, nieokrzesanie, bezkarność podczas pełnienia obowiązków polegających na zmuszaniu ludzi do służby ich seniorom czy też podczas gwałtów i grabieży dokonywanych na własny rachunek, sprawia, że często są utożsamiani ze zbójcami. Kościół próbuje ograniczać ich rozboje i rabunki, wprowadzając instytucje pokoju i rozejmu Bożego. Instytucje te nie wszędzie odnoszą liczący się sukces: świadczy o tym wielka liczba zgromadzeń pokojowych; czysto zaś negatywny charakter nakazów dowodzi z kolei niemal zupełnego braku jakiejkolwiek etyki rycerskiej.
Druga faza, od drugiej połowy XI do pierwszego trzydziestolecia XIII wieku obejmuje czas kształtowania się rycerstwa w klasycznym tego słowa znaczeniu. Rewolucja w dziedzinie techniki walki - wykorzystanie włóczni trzymanej poziomo i nieruchomo - zmienia wojowników konnych w wyborową kawalerię, coraz lepiej chronioną przez kolczugę z siatki i hełm, który można zamykać. Szarża jadących ramię w ramię rycerzy sprawia, że kawaleria staje się królową bitew. Wysoka cena ekwipunku i koni, specjalnie szkolonych do nowej szermierki konno sprawia, że mniej wojowników może korzystać z tych dóbr. Tym bardziej rośnie prestiż kawalerii i przepaść między walczącymi na koniu, w pełnym uzbrojeniu, a resztą wojowników. Pasowanie na rycerza nabiera więc wartości zarówno zawodowej, jak społecznej, gdyż arystokracja stara się zastrzegać stan rycerski przede wszystkim dla własnych synów, a potem tylko dla niektórych z nich. Arystokracja, kładąca nacisk na swoje prawa i dziedziczne przywileje, stopniowo przepaja swymi wartościami rycerstwo, którym od zawsze kieruje.
Pod koniec tego okresu szlachta zastrzegła rycerstwo wyłącznie dla siebie. W wielu regionach szlachetne urodzenie i stan rycerski to dwa oblicza arystokracji. Ideologia szlachecka tym bardziej pozyskuje sobie rycerstwo, że szlachta czuje się zagrożona ekonomicznym rozkwitem mieszczaństwa i politycznym odrodzeniem władzy królewskiej. Broniąc się przed tym podwójnym zagrożeniem, uwypukla to, co uzasadnia jej przywileje. Rycerstwo jest wtedy określane jako najwyższy stan o wysokiej wartości ideologicznej.
W tymże okresie rycerstwem interesuje się Kościół: wpierw stara się pozyskać dla siebie całe rycerstwo przez wyprawę krzyżową, będącą ostatecznym kresem rewolucji dogmatycznej, która poprowadziła go od początkowego głoszenia zasady niestosowania przemocy do koncepcji świętej wojny, mogącej dać palmę męczeństwa. Liturgie pasowania stopniowo sprowadzają na rycerzy błogosławieństwa, które pierwotnie były przeznaczone tylko dla królów i które niosą ze sobą ideologię obrony Kościoła i słabych.
Ideologia ta, pierwotnie klerykalna, zderza się z innymi wartościami, całkowicie sprzecznymi z tymi, które głosi Kościół: są to miłość dworna, ostentacja, przepych, gloryfikacja radości, święta, miłości absolutnej i wiernej, lecz najczęściej cudzołożnej, mogącej wzmagać waleczność rycerza. Ideologia rycerska z trudem wydobywa się z tych sprzeczności, których ślady znajdujemy w literaturze.
Zarówno w tej dziedzinie, jak w wielu innych wiek XIII stanowi okres równowagi. Rycerstwo osiąga wtedy pełną dojrzałość, być może okres szczytowy. W dziedzinie militarnej przechodzi niewiele zmian i nadal dominuje w bitwach, choć rośnie udział formacji stosujących inne techniki wojenne. W sferze społecznej rycerstwo i szlachta mieszają się ze sobą, chociaż następuje odwrócenie relacji. Odgrywające pierwszoplanową rolę pierworództwo wyraźniej rozgranicza władzę polityczną, bogactwo ekonomiczne i szlachectwo, przekazywane przez urodzenie i jeszcze wyraźniej określone zwyczajami. Teraz w XIII wieku, w zasadzie wszyscy rycerze są szlachcicami, a u schyłku stulecia wiele brakuje do tego, by wszyscy szlachcice byli rycerzami. Rycerstwo cieszy się wówczas znacznym prestiżem, który odzwierciedla jego ideologia. Król Francji Ludwik Święty uosabia te wartości, jednocześnie religijne i arystokratyczne. Istotnie, Kościół zdołał schrystianizować mity pochodzenia celtyckiego, które wydawały się nie podlegać przemianom. Opowieści arturiańskie, a zwłaszcza bardzo popularny cykl Lancelota, zatraciły w ten sposób część swego wywrotowego charakteru. Charakter ten utrzymuje się jednak w innych dziełach pomimo retuszu (na przykład w Romansie o Róży).
W XIV i XV wieku następuje zachwianie tej równowagi. Na płaszczyźnie wojskowej rycerstwo, choć wciąż odgrywa swą rolę, w istocie traci pełną przewagę nad piechurami i przede wszystkim nad łucznikami. Technologiczny postęp w metalurgii umożliwia jednak opracowanie i rozwój zbroi płytowej, która zapewnia rycerzom niemal doskonałą ochronę. Taktyki rycerstwa niewiele się jednak zmieniają, a przerost brawury prowadzi niekiedy do klęski (Courtrai, Poitiers, Azincourt). W tym samym czasie rozwój stałych armii zmienia udział w wonie poszczególnych grup społecznych. U schyłku Średniowiecza trzon sił zbrojnych stanowią wolni strzelcy, zawodowa piechota, pojawienie się zaś artylerii zaczyna umniejszać rolę rycerstwa. Oczywiście, szlachta nadal odgrywa rolę dominującą w wojsku i bitwach, kieruje walką; rycerstwo już nie! Stan rycerski ustępuje miejsca zawodowi żołnierskiemu.
Stan rycerski, ale już nie szlachta, która w XIV wieku przeszła trudny okres z powodu wielkich klęsk (morowej zarazy, wojny stuletniej), które pociągnęły za sobą inflację, czyli zmniejszenie dochodów obliczanych w pieniądzach. Wiele drobnej szlachty zaciąga się do wojsk królewskich. Dzięki rozwojowi tych wojsk w XV wieku mają oni zapewnione przywileje ekonomiczne (zwolnienie z podatków), a także honorowe, kulturowe: prawo do noszenia miecza, prawo do posiadania znaków herbowych. Skutkiem tego jest waloryzacja ideału rycerskiego, który od dawna stopił się z ideologią szlachecką. Dążenie do skuteczności podczas wojny oddala jednak te wartości od rycerstwa wojskowego. Znajdują one schronienie w osobie kilku wzorcowych bohaterów, jak Bajard, i są kultywowane z niejaką nostalgią graniczącą z kultem w zakonach rycerskich; wreszcie stają się mitem w powieściach rycerskich, których uwieńczeniem i zarazem karykaturą będzie w XVII wieku Don Kichote Cervantesa.
Rycerstwo mimo wszystko odcisnęło piętno na niemal całym Średniowieczu, poczynając od zarania roku tysięcznego. Zrodzone z nowych uwarunkowań wojennych, a przede wszystkim społeczno-politycznych feudalizmu, przerodziło się w etykę świecką zabarwioną religijnie, w ideologię. Rycerstwo stało się mentalnością, formą cywilizacji, a przed XVIII-wiecznym „uczciwym człowiekiem", rycerz był wcieleniem pewnego wzorca kulturowego, którego ślady znajdujemy jeszcze w zachowaniach, nawet wojennych, europejskich elit z początku naszego stulecia, pomimo rosnącej dominacji materializmu i wojowniczego kultu pieniądza. Wartości rycerstwa, pod każdym względem sprzeczne z wartościami współczesnego materializmu, zostały zapomniane lub wręcz wystawione na pośmiewisko.
Dzisiaj szlachetna postać idealnego rycerza inspiruje niemal wyłącznie ludzi owładniętych tęsknotą za minioną przeszłością. Trudności trzeciego tysiąclecia być może sprawią, że będziemy tego żałowali.