O Sekstusie Empiryku
O co nas pytają wielcy filozofowie?
Słów "sceptyk" i "sceptycyzm" używamy dziś potocznie w znaczeniu luźnym: mówiąc, że ktoś jest sceptycznie nastawiony względem jakiejś sprawy czy opinii, powiadamy po prostu, że wątpi on, czy ta opinia jest prawdziwa czy wiarygodna, albo ta sprawa godna wsparcia. W starożytności jednak, ale i później, słowo "sceptyk" oznaczało wyznawcę wyraźnie określonej doktryny odnoszącej się do naszego poznania, do wiedzy, a także do sposobu życia. Sceptyk to taki, co się uważnie w rzeczy wpatruje.
Co do tego, czy Sekstus Empiryk był wielkim filozofem, można mieć wątpliwości; szkoła sceptycka w jego czasach miała już za sobą kilka wieków, ale poprzedzający go filozofowie albo nie trudnili się w ogóle pisaniem (jak Pirron, najważniejszy i najsławniejszy z nich, na tyle ważny, że zamiast “sceptycyzm” używano często równoważnika “pirronizm”), albo mało co po nich ocalało. Sekstus Empiryk jednakowoż zostawił nam całkiem pokaźny korpus pism, gdzie sceptycka myśl jest dzielnie i drobiazgowo wyłożona. Jest on jedynym antycznym kodyfikatorem tej doktryny, a skoro niepodobna myśli tak znaczącej, tak wielkiej pominąć, to jej najznakomitszy wyraziciel zasługuje na pomieszczenie w gronie wielkich.
W pismach Sekstusa znajdujemy tysiące argumentów, które mają nas doprowadzić do przekonania, że w tym, co za wiedzę uważamy, wszystko jest niepewne, że racje na rzecz różnych sprzecznych opinii są równie mocne - czyli żadna nie jest naprawdę mocna - że szkoły filozoficzne wyznają najrozmaitsze skłócone ze sobą mniemania.
Niektóre z tych argumentów nie są wcale swoiste dla sceptyków, ale u różnych filozofów dają się spotkać. Takie są na przykład argumenty w sprawie zawodności spostrzeżeń zmysłowych. Zwierzęta też postrzegają zmysłami, ale inaczej niż ludzie; dlaczego nasze percepcje miałyby być “prawdziwsze”? Ludzie też różnią się w swoich sposobach postrzegania: różne okoliczności zewnętrzne, sytuacje, w jakich rzeczy widzimy, ale także choroby, wiek itd. mają w tym udział. Nie mamy prawa twierdzić, że zmysły nasze docierają do rzeczy samych, że znamy rzeczy: znamy tylko zjawiska, tylko pobudzenia naszych zmysłów.
Sceptyk nie likwiduje zjawisk, po prostu notuje je, jak są: miód nam się pojawia jako coś słodkiego, ale sąd, wedle którego miód jest słodki sam w sobie, nie zasługuje na wiarę. Zdrowy widzi pewną powierzchnię jako białą, chory na żółtaczkę - jako żółtą. Dogmatycy - a do tych zalicza się między innymi stoików, epikurejczyków, arystotelików - wydają sądy o rzeczach, których w zjawisku wcale nie ma. Jeśli mówimy, że wieża zdaje się z odległości okrągła, ale z bliska wieloboczna, to jednym zjawiskom przeciwstawiamy inne, a żadne nie są bardziej wiarygodne. Te same zjawiska są miłe dla jednych, a odpychające dla innych. Ale argumenty w kwestiach metafizycznych czy teologicznych są w tej samej sytuacji nierozstrzygnięcia. Jedni twierdzą, że istnieją bogowie, inni, że nie istnieją; jedni wierzą w opatrzność, inni ukazują w świecie zło i nieszczęścia, które, gdyby opatrzność działała, nie powinny się zdarzać. Nie mówmy, że zgoda powszechna świadczy o prawdziwości jakiegoś mniemania, bo nikt nie zna mniemań wszystkich ludzi w jakiejś sprawie, a zresztą, gdyby była taka zgoda, to nie byłaby wcale spolegliwym znakiem prawdy. Odróżnienie marzeń sennych od spostrzeżeń na jawie też pokazuje nam względność naszych mniemań o tym, co jest albo nie jest rzeczywiste.
Są jednak obiekcje bardziej fundamentalne co do wiarygodności naszej wiedzy. Żeby być przekonanym o prawdziwości jakiejś opinii czy wiary, musimy mieć w rozporządzeniu znaki, wedle których rozpoznajemy, co jest prawdą, a co fałszem, czyli musimy mieć kryterium prawdy. Skąd jednak mamy wiedzieć, że jakiekolwiek kryterium jest rzeczywiście godne zaufania? Aby je ocenić, musimy mieć inne kryterium, a to kryterium z kolei wymagać będzie innego kryterium i tak w nieskończoność. Nie ma zatem kryterium prawdy, nie ma znaków upewniających nas, że to, a nie co innego jest prawdziwe. Podobnie, by wierzyć jakiemuś dowodowi, musimy mieć dowód na to, że ten dowód jest godzien wiary i tak w nieskończoność.
Cały wykład o Sekstusie w "papierowym" wydaniu Tygodnika
Leszek Kołakowski