MARSZ PRZEZ INSTYTUCJE
Sex, drugs and Rock'n'Roll czyli rewolucja kontrkulturowa W latach 60 miał miejsce wzlot i upadek tzw. rewolucji kontrkulturowej. To pojęcie obejmujące szerokie spektrum wydarzeń politycznych, społeczno-obyczajowych oraz towarzszących im przemian w dotychczasowej hierarchii wartości obowiązującej w zachodniej cywilizacji. Krzysztof Karoń wskazuje trzy fazy tej rewolucji. Pierwsza rozpoczęła się już w 1945 roku i trwała mniej więcej do roku 1960. W Stanach doszło wówczas do pierwszej rewolucji seksualnej. Pokolenie beat-generation — wbrew istniejącemu w popkulturze mitowi środowisko marginalne — „było gotowym, laboratoryjnym przykładem postawy krytycznej, chociaż w okresie swojej popularności nie miało pojęcia o teorii krytycznej, która pozostawała domeną fachowców rozumiejących lingwistyczne meandry neomarksizmu” - pisze Karoń. Na tym etapie nastąpił też otwarty atak na religię, prowadzący do zakładania religii alternatywnych. W Europie sporo działo się w ruchu komunistycznym. M.in. zachodnie partie komunistyczne zaczynały buntować się przeciwko towarzyszom sowieckim, co zwiastowało rychłe odejście od marksizmu klasycznego na pozycje marksizmu antykulturowego. Natomiast najbardziej interesującym nas efektem tej fazy rewolucji było powstanie Nowej Lewicy. W drugiej fazie rozwija się Nowa Lewica, oraz idea „Wielkiej Odmowy” i koncepcja „tolerancji represywnej” Herberta Marcuse. Faza trzecia to już potężna ofensywa kontrkulturowa Nowej Lewicy.
Rewolucja kontrkulturowa ma bogatą historię w USA, my jednak konsekwentnie koncentrujemy się na Europie. Po zakończeniu II WŚ, poszczególne państwa odbudowywały i rozwijały się w oparciu o wolnorynkowy model gospodarczy, co miało przełożenie na akceptację dla kapitalizmu w coraz szerszych kręgach społecznych. Gospodarka Włoch rozwijała się w średnio w tempie 7,7% rocznie, a Niemiec Zachodnich 7%. Nastąpił ogromny wzrost uprzemysłowienia. (Trwało to do połowy lat 60, kiedy socjaliści zaczęli dochodzić do władzy, a następnie roztrwaniać wypracowane bogactwo). Słynny „niemiecki cud gospodarczy” oraz jego włoski odpowiednik „Miracollo Economico” w istocie nie były żadnymi cudami, tylko rezultatem zastosowania kapitalizmu. Bogacące się europejskie społeczeństwo przekonało się, że dobrobyt pochodzi z pracy. Jakby tego było mało, w 1956 roku w RFN zdelegalizowano partię komunistyczną. Ludzie nie chcieli słyszeć o komunistycznych utopiach oferowanych przez lewicowych ideologów, a idee marksistowskie nie były społecznie nośne. Jednak nie dotyczyło to całości społeczeństwa. Promyk nadziei dostrzegli neomarksiści, gdy dorosło pierwsze pokolenie powojennego wyżu demograficznego. Żyjące w zapewnionym przez rodziców dobrobycie, a nierzadko w luksusie tzw. baby-boomers przeorane przez ideologów Nowej Lewicy, stało się środowiskiem rozkapryszonych, oderwanych od rzeczywistości, wulgarnych pasożytów, pozbawionych poczucia odpowiedzialności, i kontestujących lub wprost odrzucających wartości oraz zasady, którym hołdowali ich rodzice. Tak zawiązał się słynny „konflikt pokoleń”.
„To co nazywane jest ogólnie rewolucją kontrkulturową lat 60 i traktowane jako wyraz spontanicznego buntu młodzieży było w istocie precyzyjnie prowadzoną operacją Nowej Lewicy realizującej taktykę Herberta Marcuse opisaną w „Tolerancji represywnej” i mającą trzy odrębne, chociaż przenikające się nurty: hipisowski, sytuacjonistyczny i polityczny” (cyt. Karoń).
Hipizm Ruch hipisowski miał podstawy zdecydowanie hedonistyczne i anarchistyczne. Charakteryzował się przede wszystkim radykalnym buntem wobec świata dorosłych oraz brakiem kontaktu z rzeczywistością, potęgowanym przez LSD czy grzybki, a z biegiem czasu również przez amfetaminę i heroinę. Hipisi nie mieli zielonego pojęcia o podstawach ekonomii. Wierzyli w wizję Herberta Marcuse, że nie muszą wypracowywać dobrobytu, bo ludzka praca zostanie niebawem zautomatyzowana i zastąpiona przez maszyny. Sprzeciwiali się instytucjom takim jak szkoła, czy własność prywatna, forsowali życie w komunach, rozwiązłość seksualną i spędzanie czasu na zabawie. Odrzucali religie tradycyjne, wyznając „nową religię wyższych stanów świadomości”, którą oferował im Timothy Leary. Szerzył się także szamanizm, neopoganizm, a także skrajny pacyfizm, czyli kolejny, oparty wprawdzie na dobrych chęciach, lecz całkowicie utopijny światopogląd. Na początku lat 70, już po morderstwach Charlesa Mansona i żniwach narkotykowej sielanki, które m.in. pochłonęły legendarną dla tego środowiska Janis Joplin, ruch hipisowski utracił swoje znaczenie. Hipisi, których nie udało się neomarksistom doszczętnie zdemoralizować po prostu poszli do pracy, pozakładali rodziny i zajęli się normalnym życiem.
Sytuacjonizm Znacznie ważniejszą rolę odegrał sytuacjonistyczny nurt rewolty. Za jego sprawą udało się wprowadzić teorię krytyczną do sztuki. Był to składający się z bardzo radykalnych marksistów ruch społeczno-artystyczny dążący do przewrotu w ludzkiej świadomości poprzez kreowanie sytuacji kontrkulturowych - toteż nazwa sytuacjonizm. „Różnica między ruchem hipisowskim, a sytuacjonizmem polegała — mówiąc w największym uproszczeniu — na tym, że hipisi buntowali się przeciwko konkretnej formacji kulturowej, którą odrzucali, ale którą potrafili zidentyfikować. Natomiast skutkiem działania sytuacjonizmu miało być zakłócenie umiejętności rozpoznawania różnic między tym co kulturą jest, a tym co kulturą nie jest. Jednym słowem sytuacjonizm miał na celu zakłócenie rozumienia rzeczywistości i pod tym względem był nurtem prekursorskim” - wskazuje Karoń. Mamy tu do czynienia z frontalnym atakiem antykultury na kulturę zachodniej cywilizacji - w tym na jej etos pracy i standardowo na gospodarkę kapitalistyczną. Na murach Paryża pisano „nigdy nie pracuj”! „Do diabła z pracą, do diabła z nudą! Twórzmy i konstruujmy wieczny festiwal”. To próba dezorganizacji możliwie wielu sfer życia społeczeństwa. Wymieszanie klasycznego rozumienia pojęć „dobra” i „zła”, „prawdy” i „fałszu” - a więc radykalnej relatywizacji rzeczywistości. Przeciwstawienie normalnych zachowań kulturowych, np. sztuki z niemającymi nic wspólnego ze sztuką wizjami samozwańczych fanatyków „artystów”. Co bardzo istotne, sytuacjoniści nawoływali do walki rewolucyjnej metodami bezpośrednich działań politycznych. Twórcami ruchu byli m.in.: Guy Debord i Asger Jorn.
Frustracja, terroryzm i upadek rewolucji kontrkulturowej
W latach 1967-68 z inspiracji sytuacjonistów w wielu krajach na całym świecie doszło do potężnych protestów młodzieży i zamieszek ulicznych, które największą skalę osiągnęły w Niemczech (Berlin 67) i we Francji (słynny Maj 68). Jednym z przywódców rewolty był organizator anarchistycznych grup studenckich, aktualnie europoseł Daniel Cohn-Bendit, wówczas znany jako „Czerwony Dany”. Wyraził on jasno cele ruchu: „Jestem anarchistycznym marksistą. Uznaję marksistowską analizę systemu kapitalistycznego za właściwą, ale odrzucam formy organizacyjne, jakie przyjął ruch komunistyczny. Nie jest on w stanie stworzyć nowego społeczeństwa, ale autorytarne panowanie. To jest przyczyną rozłamu między marksistowską teorią a komunistyczną praktyką. My chcemy ten rozłam usunąć”.
Gdy uliczne rozruchy zostały przez władze opanowane, Nowa Lewica uległa dalszym podziałom. Myśl szkoły frankfurckiej z jej sztandarową koncepcją „teorii krytycznej” kontynuowała przede wszystkim tzw. lewica niedogmatyczna, w której skład wchodziły nowe ruchy kontestujące, takie jak ruch pacyfistyczny, ekologiczny czy będący dopiero w zalążkowej formie ruch mniejszości seksualnych, a także niemiecki rewolucyjny ruch Sponti. Jednak aktywność Nowej Lewicy nie przekładała się na społeczne poparcie, co doprowadziło najbardziej ekstremistyczną grupę neomarksistowskich aktywistów do rozpoczęcia działalności terrorystycznej. W Niemczech działała Frakcja Czerwonej Armii (Rote Armee Fraktion), zwana od nazwisk liderów grupą Baader-Meinhof, a we Włoszech Czerwone Brygady (Brigate Rosse).
Naćpani hipisi, zbzikowani pseudo-artyści, uliczne burdy, aż w końcu podpalenia, napady na banki, podkładanie bomb, porywanie i strzelanie do ludzi, stanowiły mieszkankę, która nie mogła rzecz jasna przynieść zwycięstwa rewolucji. Jednak już wcześniej działacz ruchu Sponti i przyszły guru lewicy Rudi Dutschke, inspirując się koncepcją „hegemonii kulturowej” autorstwa włoskiego komunisty Antonio Gramsciego, obmyślał kolejną rewizję taktyki neomarksizmu.
Skuteczna taktyka neomarksizmu - „Długi marsz przez instytucje” Rewolucja kontrkulturowa zakończyła się niepowodzeniem, w tym sensie, że mimo wielu pożądanych przez marksistów przemian kulturowych, mimo przesunięcia społecznych akcentów w lewo, dotychczasowego porządku nie udało się obalić. Brakowało również odpowiedniego personelu, który mógłby tego dokonać. Siły „postępu” bynajmniej nie wyrzekły się swej dziejowej misji naprawienia świata i uszczęśliwienia ludzkości. Pod koniec lat 60-tych doszło do zmiany strategii.
W 1967 roku Rudi Dutschke zaproponował koncepcję „Długiego marszu przez instytucje”. Założenie było następujące: należy wprowadzić do wszystkich instytucji życia społecznego swoich ludzi, z zadaniem opanowania ich od środka. Chodziło o przekształcenie instytucji, a nie ich usunięcie. W tej koncepcji zdominowanie obszaru kultury ma nastąpić przed przejęciem władzy politycznej. Jest nawet warunkiem jej zdobycia. Najpierw trzeba przejąć stacje telewizyjne i radiowe, przedszkola i uniwersytety, kościoły, urzędy i ośrodki kulturowe. Młodzi rewolucjoniści zaczęli więc masowo wstępować struktury państwa, robić kariery i zajmować coraz ważniejsze stanowiska, cały czas wspomagając się wzajemnie, zwiększając swoje wpływy i tworząc coraz większą sieć powiązań. Nie walczymy z opresyjnym państwem - zapisujemy się na urzędników państwowych. Nie walczymy z kapitalistyczną EWG - zapisujemy się na działaczy EWG nakazywał Dutschke. Należy stopniowo przedefiniować instytucje zgodnie założeniami teorii krytycznej, czyli odwrócić ich uformowane przez tradycyjną kulturę treści, ale w taki sposób żeby instytucje te zmieniając swój charakter, spełniały nową rolę, ale nie utraciły jednocześnie posiadanego prestiżu i społecznego autorytetu. Marsz przez instytucje siłą rzeczy musi być procesem długotrwałym.
W przestrzeni nauki i języka, które obowiązkowo musiały zostać opanowane, rozpoczęcie długiego marszu miało związek z zanegowaniem jednego z najważniejszych filarów zachodniej cywilizacji jakim jest grecki stosunek do prawdy, czyli rozpoznanie, że prawda istnieje obiektywnie. Ujmując rzecz w największym skrócie chodzi o to, że zgodnie z neomarksistowską wersją tzw. teorii dyskursu, warunkiem prawdy jest osiągnięty w drodze dyskursu konsensus, a nie rzeczywistość. Nawet potwierdzona naukowo! nie zostanie uznana za prawdę, jeśli nie potwierdzi tego wynik dyskursu. Wiedza o rzeczywistości według tej teorii nie ma charakteru obiektywnego. Jak pisze w swojej książce Marksizm kulturowy Dariusz Rozwadowski: „Marksiści musieli stworzyć sposób ustalania „prawdy” (…) za prawdę należało uznać to, co zostało przedstawione jako prawda podczas dyskursu i uznane za prawdę przez wszystkich uczestników tego dyskursu. Warunkiem tej prawdy był konsensus, dlatego punktem odniesienia, który miał wspierać argumentację różnych stron, nie mogła być rzeczywistość, a miała być nim siła przekonywania”. Jednak fakt, że jedni uczestnicy dyskursu przekonają innych uczestników do swoich racji, czyli osiągną konsensus, nie oznacza jeszcze, że automatycznie mamy do czynienia z poznaniem prawdy. Może tak być, ale nie musi, ponieważ w cywilizacji zachodniej prawda ma charakter obiektywny. Jest niezależna od takich czynników jak wola większości czy siła argumentacji. Możemy ją poznać, może nam się to nie udać, ale jako ludzie rozumni staramy się do niej dążyć. Nasza cywilizacja stworzyła naukę, której obowiązkiem jest poszukiwanie prawdy. W ujęciu marksistowskim zaś, prawda podlega ustaleniu. Kto ją ustala? Ten, kto panuje nad nauką i językiem.
„Długi marsz przez instytucje” przyniósł doskonałe rezultaty. W przeciągu 50 lat zachodnioeuropejscy neomarksiści przejęli niemal całkowitą kontrolę nad kluczowymi instytucjami życia społecznego (choć trzeba bardzo mocno podkreślić, że marsz wciąż trwa). Opanowali szkolnictwo, media, centra kultury i organizacje pozarządowe, wdarli się do instytucji prawnych, a nawet do najważniejszego antyrewolucyjnego ośrodka, czyli do kościoła. Z czasem zabrali się za organizacje międzynarodowe - Wspólnotę Europejską zastąpioną w 2009 r. przez Unię Europejską i Organizację Narodów Zjednoczonych (proces ten wymaga odrębnego omówienia). Dopiero dzięki tej strategii zachodnioeuropejscy rewolucjoniści poprzez inżynierię społeczną na masową skalę, mogli naprawdę przeformatować ludzką świadomość i skutecznie wdrażać „postęp” w kluczowe dla zachodniej cywilizacji instytucje. Mówimy tu już nie tylko o katedrach akademickich, instytutach badawczych, okienkach medialnych czy partiach politycznych, lecz przede wszystkim o instytucjach rozumianych jako mechanizmy kształtujące zasady życia społecznego. Charakterystyczny przykład stanowi instytucja małżeństwa, której przekształcenie — na dotychczasowym etapie — polega na odejściu od jej naturalnego charakteru i ustanowieniu norm prawnych zgodnie z którymi status „małżeństwa” obejmuje również związek osób tej samej płci. „Małżeństwom” takim nadaje się prawo do adopcji dzieci. Inny przykład dotyczy wartości absolutnie fundamentalnej - prawa do życia. Otóż w cywilizacji zachodniej prawo to, jako że wywodzi się z porządku naturalnego ma charakter absolutny i nie podlega dyskusji. Nowoczesna rewolucja sprawiła jednak, że zostało ono nie tylko zakwestionowane, ale ograniczone, i to w odniesieniu do ludzi całkowicie bezbronnych. Najbardziej „postępowa” eurolewica forsuje, bądź już przeforsowała w swoich krajach nieograniczone prawo do aborcji (aborcja na życzenie). Trzeci przykład wiąże się z demoralizacją młodych pokoleń. Zachodnie elity poprzez przymusowe wprowadzenie ideologii Gender do systemu edukacji, odmówiły rodzicom prawa do wychowania dzieci zgodnie z własnym sumieniem. Jeden z najważniejszych, a być może najważniejszy aspekt nowoczesnej rewolucji stanowi seksualizacja dzieci. W mojej opinii, na obecnym etapie, to kwestia najbardziej przerażająca, a jednocześnie prawdziwe zaszachowanie sił kontrrewolucyjnych. Wymaga osobnego omówienia.
W wyniku „długiego marszu przez instytucje” fundamentalne wartości cywilizacji łacińskiej są z wielką siłą wypierane i zastępowane ideologią grupy prominentnych intelektualistów neomarksistowskiej lewicy, przy pomocy instytucji, które wcześniej zapewniały naszej cywilizacji prawidłowe funkcjonowanie. Instytucje te nie tylko przestają realizować wynikające ze swej istoty zadania, ale co gorsza, stają się ośrodkami antykultury..
Grzegorz Grzymowski