Umarła Wiara Fannie Heaslip Lea
Gdy wykopała w cieniu płytki grób umarłej Wierze,
Z uśmiechem wątłym, przy łoskocie grud
0 twarde leże
Przez łzy zakpiła: „Muszę prosić mniej -mniej los odbierze".
We włosy wpięła różę; na cóż kir po zmariej Wierze?
„Jak dobrze - rzekła. - Wolna będę żyć
1 świat przemierzę".
Lecz to - gdy ciągle stała, patrząc w mrok -nie brzmiało szczerze.
tł. Wojciech Usakiewicz
rozdział I
„Niektórzy ludzie używają rzeczy, by niszczyć. A ty tworzysz. Budujesz". Te słowa przypomniały
jej się całkiem nieoczekiwanie i w absolutnie niewłaściwym momencie.
Turquoise nie zdążyła się zasłonić przed ciosem, bo jej uwagę rozproszyło wspomnienie. Syknęła
z bólu, gdy ostrze sztyletu zagłębiło się w jej silnej ręce. Chwyciła atakującą ją młodą kobietę za
nadgarstek i wykręciła jej rękę. Napastniczka upadła. W tym momencie przypomniane słowa ojca
uleciały Turquoise z pamięci. Kiedyś mogły być słuszne, ale teraz wydawały się dalekie od prawdy.
Ravyn Aniketos błyskawicznie podniosła się z posadzki. Turquoise mignęły przed oczami jej
szkarłatne włosy i czarne skórzane ubranie. Poruszyła ramionami, starając się rozluźnić zesztywniałe
mięśnie i stawy, i zmrużyła zmęczone oczy, chcąc lepiej skupić wzrok. Ten pojedynek trwał już zbyt
długo. Skaleczona sztyletem ręka krwawiła. Czuła, że również z rany na lewym barku spływa po jej
plecach strużka krwi. Z kolei czarne skórzane spodnie Ravyn były przecięte na udzie, a na jej szczęce
widniała krwawa szrama, prawdopodobnie w rodzaju tych, po którychnie pozostają blizny.
Wcześniej walczyli tu również inni, ale pokonani, w większości wymknęli się chyłkiem tylnymi
drzwiami w ciągu pierwszych kilku minut pojedynku Turquoise i Ravyn.
Wszyscy współzawodniczyli ze sobą o to, aby zdobyć większą umiejętność przebiegłych działań
w utajeniu, a przez to skuteczniejszego ścigania i zabijania swych potencjalnych ofiar. Walcząc w półmroku,
zadawali sobie rany sztyletami. Ale liczyło się tylko to, by jak najszybciej przeciąć skórę
przeciwnika i ujrzeć krew. Ranionych trzykrotnie uznawano za pokonanych.
Turquoise cieszyła się, że zdołała wytrwać w walce tak długo, lecz satysfakcjonowało ją tylko
zwycięstwo. Ravyn zapewne czuła to samo. Zwycięży ta, która zada przeciwniczce następny krwawy
cios i dzięki temu zostanie przywódczynią Krwawych, najbardziej elitarnej jednostki spośród tych
skupionych w tajnej organizacji o nazwie Bruja.
Gdzieś w budynku zegar zaczął wybijać godzinę: raz, dwa...
Wymierzając cios, Turquoise przestała śledzić dźwięki zegara. Ravyn zaklęta, gdy ostrze
prześliznęło się tuż koło jej brzucha, i błyskawicznie odpowiedziała na atak. Turquoise w ostatniej
chwili zdołała się uchylić przed ciosem Kavyn wymierzonym w twarz.
Obie były już bardzo zmęczone, a przez to stawały się coraz mniej sprawne. Teraz dorównywały
sobie w walce tylko dlatego, że walczyły tak od wielu godzin.
Gdy zegar umilkł, w sali zapadła grobowa cisza, w której słychać było tylko ciężkie, nierówne
oddechy walczących.
—Ravyn... Turquoise...
Turquoise nastawiła uszu, ale nie odrywaławzroku od rywalki.
—Schowajcie broń - rozkazała im Sarta, przywódczyni organizacji. Ktoś pstryknął przełącznik i
salę zalało światło. —Czuję, że gdybym do tego dopuściła, walczyłybyście jeszcze wiele dni, a nasze
prawo wyznacza jakieś granice.
Ravyn zlizała krew z ostrza, nie spuszczając z Tur-quoise oczu o niezwykłym żurawinowym
odcieniu, jakby wzywała ją do zrobienia tego samego. Wprawdzie nie fetyszyzowala krwi i twierdziła,
że nienawidzi wampirów, ale uwielbiała dawać przedstawienie.
—Skoro, Sarto, zamierzasz pozbawić nas tej frajdy, to zapewne zechcesz również ogłosić, która
z nas zwyciężyła? -spytała, przeciągając sylaby, prawie już pozbywszy się zadyszkk
Turquoise wytarła ostrze sztyletu w dżinsy, które były w opłakanym stanie. Milczała, starając się
złapać oddech, Jeśli teraz byta dziesiąta, znaczyło to, że walczyła z Ravyn niemal pięć godzin. Zaczęty
o wschodzie słońca. I po tak długim czasie osiągnęły wynik remisowy. Turquoise bolały ze zmęczenia
mięśnie, ale wolałaby teraz zakończyć pojedynek, niż go przerywać. Chciała zdobyć przywództwo
Krwawych.
Była to najbardziej elitarna spośród trzech jednostek, z których składała się Bruja. Członkowie Brui
mieli opinię najgroźniejszych drapieżników, przebiegłych jak węże i nieustępliwych jak hieny. Zostając
przywódczynią Krwawych, Turquoise spełniłaby przyrzeczenie, które sobie kiedyś złożyła, że nie
dopuści, by jeszcze kiedykolwiek ktoś uznał ją za swoją zdobycz. Gdyby musiała w związku z tym
zrezygnować z paru norm moralnych, obowiązujących w świecie dziennym, to oczywiście
wyrzekłaby się ich, jak często czynili członkowie Brui.
W hierarchii Brui przywódczyni Krwawych zajmowała drugie miejsce po Sartrze, która sprawowała
władzę nad wszystkimi trzema jednostkami. Turquoise trenowała i walczyła, rywalizując, o funkcję
przywódczyni Krwawych z innymi członkami tej jednostki. Miała świadomość, że jest spośród nich
najlepsza. Potrafiła przechytrzyć i pokonać każdego wampira i robita to już wiele razy. Postanowiła
zdobyć tę funkcję bez względu na to, ilebędzie ją to kosztowało.
—Stoczycie następny pojedynek w innym terminie -postanowiła Sarta. -Dzisiaj muszą jeszcze
powalczyć członkowie dwu pozostałych jednostek. Wszystko wskazuje na to, że obie władacie
sztyletem tak samo dobrze, Osoba należąca do naszej organizacji powinna umieć posługiwać się
każdą bronią, jaką przyjdzie jej walczyć... -Zawiesiła głos, chcąc spotęgować napięcie. —Następny
wasz pojedynek wyznaczam za miesiąc. Jego świadkami będą tylko przywódcy. Broń wybierze osoba
o najdłuższym stażu członkowskim w jednostce, czyli Ravyn, i oczywiście będziecie walczyć do
trzeciej krwi.
Ravyn westchnęła i spojrzała na Turquoise spod rzęs równie szkarłatnych jak włosy.
- Zatem walczymy za miesiąc i ja wybieram broń. W takim razie... - Zaczęła okrążać salę,
rozglądając się po ścianach, na których wisiał wszelkiego rodzaju oręż.
Zatrzymała się przy pałaszu i przesunęła palcem po jego ostrzu, ale potrząsnęła głową i ruszyła
dalej. Następnie przystanęła przy kuszach, lecz była to tradycyjna broń innej jednostki Brui, a więc
nieodpowiednia na pojedynek członkiń Krwawych. Przeszła obok floretów i szpad, nie spoglądając
nawet na grube drewniane pałki.
W końcu zdjęła ze ściany dwa skórzane bicze i strzeliła nimi ze znawstwem.
- Wybieram to -oznajmiła.
Uśmiechając się przebiegle, rzuciła jeden z nich
Turquoise, która, wstrząśnięta tym wyborem, zdołała go złapać dopiero w ostatniej chwili. Bicz był
jedyną bronią spośród najrozmaitszych jej rodzajów wiszących na ścianach, którą nie znosiła walczyć.
Ravyn nie mogła dokonać lepszego wyboru.
—Turquoise? Przyjmujesz wyzwanie? —usłyszała głos Sarty.
—Tak —potwierdziła zadowolona, że jej glos brzmi spokojnie. Oczywiście potrafiła posługiwać
się biczem, jeśli musiała, ale nie władała nim tak dobrze jak innymi rodzajami broni.
—Zatem idźcie już - poleciła im Sarta. —Zjawcie się pierwszego dnia następnej pełni księżyca.
Rozpoczniecie walkę o wschodzie słońca,
Turquoise skinęła głową, odwróciła się od Sarty i Ravyn, i z gracją ruszyła do drzwi. Zatrzymała się
przykorkowej tablicy, na której widniały zadania do wykonania. Starała się opanować.
Za nią podeszła do tablicy ,Ravyn, więc instynkt nakazywał Turquoise wyjść z sali. Nie ufała
bowiem ani Ravyn, ani nikomu innemu z Brui, zwłaszcza gdy stał za jej plecami. Ale oczywiście
zmusiła się do pozostania i przeczytania widniejących na tablicy ogłoszeń.
Zignorowała większość ofert. Była najemnikiem, lecz przestrzegała pewnych standardów.
Preferowała wampiry jako swą potencjalną zdobycz. Było wiele zleceń na zabicie istot
wielokształtnych, ale żadne nie brzmiało interesująco. Poza tym Turquoise nadal z rezerwą traktowała
możliwość zagłębienia sztyletu w ciało stworzenia, które oddycha i krwawi jak człowiek, nawet jeśli
raz pokrywa je sierść, a kiedy indziej pióra czy łuski.
Nie chciało jej się czytać pozostałych ofert. Uwa-żaia, że zabijanie ludzi nie jest warte żadnych
pieniędzy, choć większość członków Brui nie zgodziłaby się z nią. Niejktórzy nawet twierdzili, że
powstrzymuje ją przed tym zwykłe tchórzostwo. Gdy wstąpiła do tej organizacji, starsi od niej stażem
robili zakłady, kiedy po raz pierwszy zabije człowieka. Nadal na to czekali.
Wyszła z sali. Pchnęła ramieniem drzwi i wyprostowała się.
Przy drzwiach stała nieznajoma kobieta. Mogła mieć najwyżej dwadzieścia pięć lat. Podniosła
ręce, chcąc pokazać, że nie ma przy sobie broni.
-Czy to Turquoise Draka? -spytała z obcym akcentem tonem damy.
Turcjuoise z rezerwą skinęła głową. Jej oczy już przyzwyczaiły się do dziennego światła i uważnie
przyglądała się nieznajomej. Kobieta nie wyglądała groźnie z brązowymi włosami upiętymi na karku
w elegancki zwój i w surowym kremowym kostiumie oraz w bluzce czekoladowego koloru. Obok
niej stała oparta o ścianę skórzana teczka na dokumenty.
Gdy jednak podeszła do Turquoise, jej buty nie wydały żadnego dźwięku na kamiennym
chodniku, a na twarzy nie miała kropli potu, pomimo letniego gorąca. Była połowa czerwca.
Turquoise uważał3$-33§; potrafi rozpoznać wampira. Jednak z faktu, że, jak sądziła, nieznajoma nie
należy do świata wampififSyft} wcale nie wynikało, że należy do świata ludzi.
- A oto i Ravyn Aniketos -odezwała się młoda kobieta na widok wychodzącej z sali zmęczonej
przeciwniczki Turquoise.
Usłyszawszy swe imię i nazwisko, Ravyn odruchowo wyciągnęła z pochwy sztylet. Wymieniła z
Tur-quoise porozumiewawcze spojrzenie. Choć czasami były do siebie wrogo nastawione i ciągle
rywalizowały o władzę, to miały wystarczająco dużo rozsądku, by w obliczu niebezpieczeństwa
odłożyć na bok wzajemne urazy. Nieznajoma nie miała szans na przeżycie, jeśli nie przybyła tu w
przyjacielskich zamiarach, bez względu na to, czy była wampirzycą, czarownicą, istotą wielokształtną
czy też człowiekiem.
- Mogę w czymś pomóc? -spytała z rezerwą Turquoise.
- Owszem, jest taka sprawa. Nazywam się Jillian Red - przedstawiła się kobieta imieniem i
nazwiskiem, które brzmiały jak pseudonim. Wyciągnęła rękę do Turquoise, ale nie wydawała się
zdziwiona, gdy ani ona, ani Ravyn nie odpowiedziały na ten gest. —Od około roku śledzę wasze
postępy. Zdobyłyście umiejętności, które robią wrażenie. I przejawiacie widoczną nienawiść do rasy,
za którą ja też nie przepadam.
Znudzona tym przydługim wstępem Turquoise uznała, że kobieta zagaduje, chcąc je zwabić do
innej pracy.
Ravyn odwróciła się, by odejść, Turquoise zamierzała pójść w jej ślady, ale zatrzymały ją słowa
nieznajomej.
- Obie macie w życiorysach coś obiecującego, to znaczy niemiłe doświadczenia związane z
handlem.
Oczywiście Turquoise nie musiała pytać, o jaki handel chodzi. Ponieważ Ravyn przystanęła w
napięciu i odwróciła się w stronę Jillian Red, Turquoise wiedziała, że również rywalka właściwie
zrozumiała słowa nieznajomej.
- Co wiesz o naszej przeszłości? —spytała fałszywie przymilnym tonem Ravyn.
Jillian Red westchnęła.
- Ty, Ravyn, przyciągnęłaś uwagę wampirów, gdy miałaś piętnaście lat. Przedmiotem handlu
uczynił cię Jared, wampir niskiej rangi, najemnik. Miałaś dość szczęścia, że nie wpadłaś w ręce
zawodowych handlarzy niewolników, nie na tyle jednak, by...
Ravyn pokręciła głową, potrząsając jedwabistymi szkarłatnymi włosami, które opadały na
ramiona.
- Możesz sobie darować dalszy ciąg tej opowieści.
- Nie na tyle jednak- ciągnęła niewzruszona Jillian - by nie trafić do wampirów, które
respektowały
prawo własności Jareda i dlatego nigdy nie pospieszyłyby ci z pomocą, niezależnie od tego, że nie
podobało im się to, jak on cię traktuje. Ravyn zesztywniała ze złości.
- Wkrótce potem, jak Jared cię kupił, znaleziono go martwego, a tydzień później wstąpiłaś do
szeregów Krwawych -dokończyła Jillian.
- Jaką masz dla nas robotę? -warknęła Ravyn.
- Możne byśmy gdzieś usiadły, żeby omówić szczegóły? Jeśli nawet nie przyjmiecie mojej oferty,
w co wątpię, to dobrze wam zapłacę za poświęcony mi czas.
- Prowadź - odezwała się Turquoise, widząc niezdecydowanie rywalki. Jeśli nieznajoma
wiedziała o niej tyle samo co o Ravyn, to ujawnienie szczegółów z jej dawnego życia mogło być
niepokojące lub wręcz niebezpieczne. Natomiast samo dowiedzenie się o tym, czego Jillian od nich
chce, nie mogło im zaszkodzić.
6
rozdział II
Piętnaście minut później siedziały przy stole w pokoju hotelowym Jillian, która wyjęła ze skórzanej
teczki ryciny będące kopiami starych obrazów i podsunęła im do obejrzenia.
- Ten obraz pochodzi z 1690 roku - poinformowała, kładąc na stole pierwszą rycinę. - Nie
sądzę, abyście go rozpoznały.
Przedstawiał budzący lęk budynek o czarnych ścianach ozdobionych czerwonym abstrakcyjnym
wzorem. Motyw szkarłatnych liści otaczających czarny kamień występował na zewnątrz. Kręta aleja
ułożona z białych płyt prowadziła do drzwi, przy których bujnie rosły czarne róże, namalowane przez
artystę ze szczególną pieczołowitością.
Obraz wyglądał dla Turquoi.seznajomo, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, gdzie go widziała.
- Na początku XVI wieku -przerwała ciszę Jillian Red, rozpoczynając lekcję historii -dwie siostry
wampirzyce stworzyły królestwo, które nazwały Królestwem Północy. Ten budynek był ośrodkiem, a
raczej symbolem ich władzy. Wówczas nie miały jeszcze pięciuset lat, czyli jak na wampiry były młode,
ale bezwzględnością i zmysłem organizacyjnym górowały nad starszymi od nich. Dzięki swej
determinacji szybko przejęły nad wszystkim kontrolę. - Jillian zerknęła na sufit i ciągnęła dalej: -
Młodsza z nich, Jeshickah, sprawowała w Królestwie Północy władzę absolutną. Przez długi czas
panowała nad wampirami, czarownicami i istotami wielokształtnymi. Co do ludzi, to znaczyli tam
niewiele więcej niż bydło. Gdy człowiek został sprzedany do Królestwa Północy, był to jego koniec.
- Mówisz o królestwie, które istniało kiedyś -pomyślała głośno Turquoise, pełna obaw o
teraźniejszość i o pracę, którą może jej zaproponować Jillian. Poza tym nie przepadała za historią i
wiedziała więcej, niżby sobie tego życzyła, na temat handlu niewolnikami, który kwitł wśród
wampirów. -A o jakie chodzi teraz?
- Zaraz do tego dojdę -powiedziała chłodno Jillian. -Na początku XVIII wieku grupa starszych,
silniejszych od pozostałych, wampirów zniszczyła Królestwo Północy. Budynek, o którym mówiłam,
zrównali z ziemią, a wszystkie przebywające w nim istoty zabili. Oczywiście wampiry przeżyły, ale
rozgrabione i pozbawione niewolników Królestwo utraciło ośrodek władzy i nowi pretendenci do
rządzenia łatwo mogli teraz przejąć nad nim panowanie.
Nowi przywódcy wprowadzili zakaz handlu niewolnikami, ale, jak same tego doświadczyłyście, z
czasem
przestrzeganie prawa w nowym Królestwie Północy osłabło. Wampiry z dawnego królestwa potrafiły
dźwignąć podupadły handel. -Jillian westchnęła. -Mogło być całkiem źle, lecz... -Sięgnęła do teczki i
wyjęła z niej małe błyszczące zdjęcie. - Przysłano mi je przed kilkoma dniami. - Nie wymagało
objaśniania. Wynikało z niego, że istotnie Królestwo Północy zostało odbudowane, więc Jillian
kontynuowała opowieść: - Nowy pan, który był jednym z treserów w dawnym Królestwie P6\nocy,
wziął handel pod swoją kontrolę. Mój zleceniodawca, pragnący zachować anonimowość, zaczął się
7
martwić losem odrodzonego Królestwa, gdy powróciła tam założycielka dawnego, Jeshickah.
Postanowiła bowiem przejąć władzę i mój zleceniodawca zdecydował się do tego nie dopuścić.
Za zabicie tej wampirzycy dostaniecie po pół miliona, a jeśli zrobicie to w ciągu następnego
tygodnia, dodatkowo po 250 tysięcy. Jestem tylko agentką i kontaktowano się ze mną wyłącznie
pisemnie, więc nie potrafię wam powiedzieć nic więcej. Czy jesteście zainteresowane ofertą?
- Po co zatrudniać dwie członkinie Brui do unicestwienia jednej pijawki? To zwykła strata
pieniędzy -stwierdziła praktycznie, a zarazem podejrzliwie Ravyn. Anonimowemu pracodawcy
mogło chodzić o wiele rzeczy. Być może wcale nie miał zamiaru zapłacić lub, co było bardziej
prawdopodobne, ba! się swej potencjalnej ofiary.
- Mój zleceniodawca życzy sobie, by zlecenie zostato.wykonane szybko. Zatrudnienie dwóch
osób jest rodzajem zabezpieczenia. Jeśli jednej się nie uda, to pozostaje druga -wyjaśniła Jillian. ¦
Czyli, innymi stówy, potraktowano je jak rzeczy do jednorazowego użytku. Pracodawca Jillian
chciał mieć drugą z nich „w zapasie", na wypadek gdyby pierwsza zginęła. Poza tym niespecjalnie
wierzył w talenty członków Brui lub też dysponował informacjami, których Turquoise i Ravyn nie
przedstawiono.
- Ale heca — skomentowała Ravyn, zeskrobując zakrzepłą krew z paznokcia pomalowanego
szkarłatnym lakierem. Spojrzała na Turquoise i dodała: —Przy odrobinie szczęścia nie musimy się
martwić o rewanżowy pojedynek.
Turąuoise wzruszyła ramionami. Ta praca była zbyt opłacalna, by tak po prostu z niej
zrezygnować. Poza tym dotychczas nie spotkała wampira, którego nie potrafiłaby pokonać.
- Z tego, co powiedziałaś, wynika, że musimy się dostać do Królestwa Północy? -zwróciła się do
Jillian, milcząco przyjmując jej warunki. -Jak?
- Między innymi z tego powodu to zadanie jest tak dobrze płatne - odparta agentka z
uśmieszkiem. -Musicie się same dostać do Królestwa Północy, przy użyciu wszelkich możliwych
środków.
- Muszę zadzwonić -powiedziała Turquoise, doskonale rozumiejąc, co Jillian ma na myśli.
Godzinę później siedziała w tym samym hotelu, lecz w innym pokoju, w towarzystwie
przystojnego dżentelmena o ciemnej karnacji, który mógł mieć trzysta lub czterysta lat. Trudno było
się domyślić jego wieku, bo wyglądał najwyżej na dwadzieścia pięć. Turquoise nigdy nie spytała go o
to, ponieważ poruszanie tematu wieku, a tym samym przeszłości wampira, mogło w najlepszym
wypadku być niebezpieczne.
- Milady Turquoise -odezwał się na powitanie.
- Nathanielu, zawsze miło cię widzieć - powiedziała szczerze. Był nie tylko wampirem, lecz
także najemnikiem i zamachowcem —zależnie od tego, co dyktowały okoliczności. Miał takie trzy
cechy, z których dwie miała również ona, więc nie obracała przeciwko niemu tego, czym się trudnił!
Szczęśliwie linia, z której wywodził się Nathaniel, była bardziej żądna pieniędzy niż krwi. Jeśli
nawet ktoś się dziwił, że człowiek i wampir robią ze sobą interesy, to o tym nie mówił. To Nathaniel
nauczył Turquoise najwięcej, zwłaszcza wynajmowania się do wykonywania różnych zadań dla
pieniędzy. Nauczył ją także umiejętności oceny swoich talentów, w tym sztuki tropienia i zabijania
8
wampirów, a co najważniejsze, znajdowania nabywców na świadczone przez nią usługi. Poza tym
uratował jej życie i uchronił przed postradaniem zmysfów.
- Chyba nie przyszłaś na towarzyską pogawędkę? Masz do wykonania jakieś zadanie? -zapytał
bez wstępu.
Skinęła głową, zastanawiając się, ile musi mu wyjawić. Mógł jej oferować możliwość kupienia jego
dyskrecji, ale także mógł chcieć sprzedać otrzymane od niej informacje; był do tego zdolny.
- Muszę wraz z drugą kobietą dostać się do Królestwa Północy —wyjaśniła. Dostrzegła w jego
oczach ledwie widoczne zdziwienie. -I chcę, by stało się to bez konieczności krępowania nas i bicia.
Nathaniel z westchnieniem oparł się o ścianę.
- Turquoise, czy nie prosisz o zbyt wiele? -spytał z nieukrywanym sarkazmem. -Chcesz, żeby
cię ktoś zabił?
Nachmurzyła się, słysząc ton jego głosu. Było niepodobne do Nathaniela, by sprzeciwiał się
czemuś, co robił ktoś inny, zwłaszcza jeśli się spodziewał, że na tym zarobi.
- Dostaniemy się tam z twoją pomocą? -nalegała.
- Mógłbym was sprzedać tam komuś -zaproponował bez ogródek i oszacował ją wzrokiem. -
Jestem pewny, że dałoby się na tym zarobić niezłą kasę. Jesteś atrakcyjna, silna, zdrowa, inteligentna...
a może tak tylko mi się zdawało. Naprawdę tak bardzo się boisz ponownie dać się sprzedać do
niewoli?
Nie bała się, ale nie chciała już powracać do stanu niewolnictwa. Teraz jednak miała
doświadczenie w polowaniu na wampiry i doskonale władała sztyletem. Nie była już, jak kiedyś,
bezbronna i niewinna.
- A czy jest jakiś inny sposób dostania się tam? Nathaniel pokręcił głową.
- Niestety, z powodu blizn na rękach twoja cena spadnie —chłodno oszacował jej wartość, aż
ciarki przeszły jej po plecach. - Chyba że chcesz, bym sprzedał cię Darylowi? Nieźle by za ciebie
zapłacił.
Wzdrygnęła się, słysząc imię swego byłego właściciela.
- Jeśli przebywa w Królestwie Północy, to bezwzględnie się tam udaję. Od dawna zasłużył sobie
na pchnięcie sztyletem -odpowiedziała dumnie.
- Nie zawsze byłaś taka twarda - stwierdził Nathaniel łagodnym tonem. To on nazwał ją
Turquoise Draka, zastępując tym imieniem i nazwiskiem jej dawną tożsamość, którą zniszczył lord
Daryl. To on zapewnił jej kontakty, dzięki którym trafiła do Brui, i nauczył ją odpowiadać na wyzwania
walką zamiast uległością. Nigdy jej nie powiedział, dlaczego to zrobił, a ona nie pytała. -Widząc twoje
wyczyny, zastanawiałem się, czy przypadkiem nie pragniesz śmierci. Zdecydujesz się na wszystko -
zabić i przyjąć samobójczą misję -byle tylko pokazać, że potrafisz sobie z tym poradzić. Wzruszyła
ramionami i poczuła ich sztywność.
- Nigdy jeszcze nie przegrałam -przypomniała mu. -I nigdy dotychczas nie sprzeczałeś się ze
mną. Nathaniel westchnął.
- To jest twoje życie —zauważył z rezygnacją. -Wiesz na temat handlu niewolnikami więcej niż
większość wolnych ludzi. -Umilkł i po chwili dodał: -Za dostarczenie was do Królestwa Północy chcę
40 tysięcy z góry. I wyciągnę tyle, ile się da za sprzedanie was obu. Nie handlowałem żywym towarem
9
od czasu zniszczenia poprzedniego Królestwa Północy, ale jestem pod wystarczająco silną presją, by
do tego wrócić. Dlatego nikogo nie zdziwi, że sprzedaję dla zarobku dwie ludzkie istoty. Dobiliśmy
targu, milady? - Nathaniel przybrał swój zwykły opanowany wyraz twarzy i ton głosu, co pomogło
Turquoise uspokoić nerwy.
- Dobiliśmy -potwierdziła, skinąwszy głową.
- Idziemy teraz po twoją towarzyszkę? Znowuskinęła głową.
Przeszli przez hol do pokoju, w którym czekały na nich Ravyn i Jillian.
- Dlaczego Królestwo Północy tak cię przeraża? -spytała bez ogródek, gdy już dochodzili do
drzwi. Pytanie wampira o powód jego strachu było szczególnie drażliwe. Dlatego przygotowała się na
to, że Nathaniel
zamknie się w sobie. Spojrzał na nią. Zaraz jednak odwrócił twarz i uśmiechnął się do jakiegoś wspomnienia.
- Bo kiedyś do niego należałem. Znam je lepiej, niż potrafisz to sobie wyobrazić, i kobietę, która
nim rządziła. Wiem, co się tam działo. Nie jestem tak szalony jak wszyscy, którymi się otaczam, ale
chyba mam całkowicie niezawodowe pragnienie, żebyś nie została tam zabita.
Turquoise zastanawiała się, czy to komplement, czy obelga, gdy Nathaniel zapukał do drzwi
pokoju Jillian Red.
rozdział III
Ravyn wydawała się rozbawiona wiadomością, że chcąc zarobić obiecane przez Jillian pieniądze,
musi wziąć udział w niezłej maskaradzie. Jednak gdy siedząc w chińskiej restauracji, przeszli do
bardziej szczegółowych kwestii związanych z niewolnictwem, coraz bardziej traciła dobre
samopoczucie.
Nathaniel mówił, zajadając się kurczakiem przyprawionym sezamem i popijając herbatę.
Turquoise zastanawiała się, czy mu naprawdę smakuje, czy też raczej uznał, że lepiej coś zjeść, by nie
budzić niczyich podejrzeń, bo przecież wampir nie potrzebuje takiego pokarmu jak człowiek.
- Jeśli w Królestwie Północy nie chcecie zostać związane i wrzucone do celi, to musicie stwarzać
pozory ujarzmionych niewolnic - tłumaczył im spokojnie. - Żaden wampir będący treserem
niewolników nie uwierzy w to, że zostałyście złamane. Jeśli jednak ¦będziecie wystarczająco bystre,
by okazywać posłuszeństwo, to może być z was zadowolony. Słyszałem, że teraz nie traktuje się tam
niewolników tak brutalnie jak kiedyś, toteż trochę służalczości pozwoli wam zdobyć czas na
wykonanie waszego zadania. -Dla dobra Ravyn dorzucił parę szczegółowych uwag: -Wasz pan musi
być dla was kimś więcej niż tylko właścicielem, bo od niego zależy wasze życie, a tylko ono się liczy.
Najważniejsze powinny być dla was jego życzenia. Wykonujecie jego polecenia natychmiast, nie
ociągając się. Dopóty, dopóki was nie sprzedam, jestem nim ja. Gdy dotrzemy do Królestwa Północy,
ani na chwilę nie traćcie mnie z oczu. Gdy ktoś każe wam coś zrobić czy zada jakieś pytanie, to
zawsze spójrzcie na mnie. Gdy was sprzedam, zachowujcie się tak samo wobec swego nowego
pana. Od niewolnicy oczekuje się nie myślenia, lecz posłuszeństwa.
Nigdy nie zwracajcie się do wampira po imieniu, jeśli nie macie na to jego pozwolenia. Prawie
każdy zbije niewolnika, jeśli ten nie użyje jego tytułu. Generalnie zwracajcie się per „milady" i
„milordzie", chyba że ktoś zażyczy sobie inaczej. -Zawahał się. -Władca obecnego Królestwa Północy
ma na imię Jaguar. W poprzednim był treserem niewolników; jednym z najlepszych. Starajcie się go
unikać, bo szybko przejrzy was na wylot.
- Opowiedz nam o nowym Królestwie —poprosiła Turquoise, gdy umilkł.
- Staram się tam nie bywać, za to poprzednie znałem aż nazbyt dobrze - odpowiedział
niechętnie. —Widziałem tam ludzi rozmnażanych jak bydło, katowanych z powodu błahostek. Co
gorsza, widziałem też ludzi, którzy uroćzWi się wolni i mieli równie silną wolę jak wy, a zostali
sprowadzeni do pełnienia roli usłużnych, dobrze wytresowanych zwierząt domowych. - Spojrzał im
badawczo w oczy. - Mówiono mi, że Jaguar zmienia niektóre z obowiązujących praw. Inni mają mu
za złe, że stał się dla ludzi zbyt łagodny. Ale nikt dysponujący siłą, która pozwoliłaby go obalić, nie
zadał sobie trudu, by to uczynić. Jednak niech jego pozorna życzliwość nie uśpi waszej czujności. W
dawnym Królestwie byt po Jeshickah najbardziej złośliwym treserem. Każdemu trudno pozbyć się
starych nawyków, jeśli nawet zaczyna wyznawać jakąś moralność.
Gdy was sprzedam, będziecie skazane wyłącznie na siebie. Nikt w Królestwie Północy nie naruszy
prawa własności, tak iż nawet gdybyście chciały zapłacić jakiemuś najemnikowi za pomoc w ucieczce,
nie będzie w stanie wydostać was stamtąd.
Nathaniel znowu je ostrzegał. Uwolnił Turquoise z niewoli u jej pierwszego pana. Jednak zrobił to
dopiero wówczas, gdy lord Daryl w gniewie wyrzucił Turquoise z domu. Kazał Nathanielowi zabrać ją
stamtąd.
-Poradzimy sobie -zapewniła go Ravyn, ale Turquoise wyczuła w jej głosie napięcie. Z opowieści
Jillian wynikało, że Ravyn była już kiedyś w sytuacji, o której opowiadał im teraz Nathaniel. Ravyn
jednak od razu przyjęła odważną linię postępowania. Spojrzała na wampira i dodała: - Opowiedz
nam więcej na temat wampirzycy imieniem Jeshickah, o której wspomniałeś.
- Jeshickah... - Pokręcił głową. - Gromadziła treserów i uczyła ich tresury niewolników.
Selekcjonowała niewolników najbardziej odpowiednich do rozmnożenia i tych przeznaczonych na
ubój. Gdy Królestwo Północy zostało zniszczone, wycofała się ze społeczeństwa wampirów. Obecnie
chyba nie zaangażowała się w program zmian realizowany w odbudowanym Królestwie przez
Jaguara, swego dawnego faworyta, brutalnego i bezwzględnie jej posłusznego. Trudno się dziwić, że
postarał się odtworzyć otoczenie, w którym miał władzę. - Nathaniel zaczął go opisywać. Turquoise
nie mogła naciskać, by opowiedział im o Jeshickah, bo zdradziłaby się, że celem ich wyprawy jest
dawna władczyni Królestwa. Ostrzegł je po raz kolejny: - Nie ufajcie Jaguarowi i nie drażnijcie go, bo
drogo za to zapłacicie. Niełatwo wyprowadzić go z równowagi, ale gdy już się to zrobi, ma się kłopoty.
Nie dawajcie mu powodów, by was uderzył, zwłaszcza w gniewie, lecz jeśli już to zrobi, nie buntujcie
się. Nigdy nie podnoście ręki na tresera, jeśli nie jesteście pewne, że zdołacie go zabić.
—Czy zwykle jest uzbrojony? — dociekała zgodnie ze swoim zwyczajem Turquoise. Nie
zabierały ze sobą broni, ponieważ w Królestwie Północy nie potrafiłyby się wytłumaczyć z jej
11
posiadania. Z drugiej strony zawsze istniał jakiś sposób zdobycia broni, zwłaszcza gdy miała ją
potencjalna ofiara.
- Jaguar rzadko posługuje się sztyletem. Woli skórzany bicz, prawie trzymetrowej długości,
którym włada po mistrzowsku - wyjaśnił Nathaniel. - Widziałem, jak skaleczył nim rękę innemu
wampirowi i jednym ruchem złowił w locie ptaka, okręcając go biczem, ale nie czyniąc mu krzywdy.
Ravyn pokręciła głową, w zamyśleniu pociągnęła łyk wody mineralnej i spojrzała na Turcjuoise.
- Czy coś jest nie w porządku? -spytała przeciągle. -Dziwnie pobladłaś.
- Jestem tylko poirytowana - odpowiedziała żywo Turquoise, starając się szybko odzyskać
spokój. Dlaczego Jaguar wybrał dla siebie właśnie bicz, zważywszy na to, że było tyle innych rodzajów
broni?
„Bo bicz jest praktyczny" -przywołała w pamięci słowa lorda Daryla sprzed trzech lat, gdy odpowiedział
jej na to pytanie. „W przypadku sztyletu istnieje większe prawdopodobieństwo, że się kogoś
zrani i wyrządzi mu większą krzywdę, niż sięzamierzało. Poza tym łatwiej jest utrzymać dyscyplinę,
dysponując bronią bardziej uniwersalną, taką jak bicz".
W zależności od nastroju lord Daryl potrafił uderzyć biczem tak lekko, że skóra tylko zapiekła, lub tak
mocno, że zostawiał krwawiące rany.
Nathaniel spojrzał na nią. Bez wątpienia wiedział, o czym myśli. Ale zaraz przeniósł wzrok na
kelnerkę, która przyszła, żeby dolać im do szklanek wody mineralnej. Najwyraźniej próbował z nią
flirtować.
- Turquoise, może byś powróciła do swojego prawdziwego imienia i nazwiska? Dzięki temu
byłoby ci łatwiej przekonać wszystkich, że w ostatnich kilku latach byłaś niewolnicą. Tak czy inaczej
nie przedstawiaj się jako Turquoise Draka, ponieważ pod tym pseudonimem łatwiej byłoby
prześledzić twoje losy. A w twoim wypadku, Ravyn, jakie istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś cię
rozpozna?
Ravyn potrząsnęła głową.
- Wszystkie wampiry, które kiedyś znałam, nieżyją-Nathaniel dał jej do zrozumienia
spojrzeniem, że jest buńczuczna i kłamliwa, ale ona nie chciała już nic więcej powiedzieć. W
zamyśleniu pociągnął łyk herbaty.
- Zwykle staram się nie dyskutować z kimś, kto mi płaci, na temat jego planów, ale chyba obie
macie świadomość, że wasze są niedorzeczne, nieprawdaż?
- Z powodu jakiejś niedorzeczności płyną rzeki —odparowała nonsensownie Ravyn.
- Czy chcesz jeszcze udzielić nam jakichś rad? -zwróciła się do niego rzeczowo Turquoise,
ignorując
Ravyn. Stłumiła chęć ziewnięcia i zmarszczyła brwi, zerknąwszy na zegarek. Było dopiero południe, Z
niechęcią przyznała, że nawet onama ograniczony zapas sił. Wstała o trzeciej w nocy i do spotkania z
jillian spędziła czas głównie na walce z Ravyn.
- W zasadzie nie — odparł po zastanowieniu Nathaniel. — Przy odrobinie szczęścia jakoś
ułożycie sobie stosunki z jaguarem. Prawdopodobnie jest silniejszy od wampirów, z którymi
wcześniej miałyście do czynienia, ale słabszy od Jeshickah. Jeśli ona lub Gabriel tam są, to starajcie się
nie wpaść w ich ręce,
Usłyszawszy drugie imię, Ravyn błyskawicznie podniosła wzrok i wyraźnie się ożywiła.
- Coś nie w porządku? - zaniepokoił się Nathaniel. Potrząsnęła głową, ale zmarszczyła czoło.
Szybko
jednak zapanowała nad mimiką i stłumiła ziewnięcie.
Podeszła do nich kelnerka z rachunkiem. Nathaniel sięgnął do portfela. Turquoise odetchnęła
kilka razy głęboko, walcząc z sennością.
Ociężałym krokiem ruszyła za wampirem do jego samochodu. Gdy otworzył jej i Ravyn drzwi,
bezwładnie opadła na miękki fotel. Była na wpół przytomna. Spojrzała na Nathaniela i stwierdziła, że
widzi podwójnie.
„Podałeś nam narkotyk?" — spytała bezgłośnie, z trudem zbierając myśli. Nie potrafiła
wypowiedzieć tego pytania na głos.
„Śpij, Turquoise" - odpowiedział jej również bezgłośnie Nathaniel, siadając za
kierownicą i włączając silnik. - „Mamy przed sobą długą drogę do Królestwa Północy i nie
ma powodu, żebyś się dowiedziała, jak się tam jedzie".
„Ale..."
„Śpij".
rozdział IV
były trzy postacie z kreskówek do w/boru. Oczywiście te najlepsze widniały na kwadratowych
bandażach i na ich maleńkich kawałkach, z których nie dato się zrobić żadnego użytku.
- Poprawione - odezwata się Cathy i poledta mu: -Opiekuj się w moim imieniu Bertem.
Ośmioietni chłopiec uśmiechnął się do niej szeroko i zapomniał o bolącym miejscu,
spoglądając na bandaże z rysunkami bohaterów „Ulicy Sezamkowej". Cmoknął siostrę w
policzek.
Zanim ojciec zdążył zejść po schodach, Tommy czmychnął.
- Któregoś popołudnia ten chłopiec wpakuje się w większe kiopoty... — Uśmiechając się,
potrząsnął g/o-wą. - Szczęściarz z niego, że ma ciebie. Większość piętnastoletnich dziewcząt
zajmuje się o wiele według nich ciekawszymi sprawami niż opieka nad braćmi.
Cathy wzruszyła ramionami. Brzmiało to tak, jakby pan Minate byt bliski wygłoszenia swej
kolejnej inspirującej przemowy.
- Mówiąc uczciwie... - zaczął. Cathy pomyślała, że według niego nadeszła stosowna chwila, by
udzielić jej jakiegoś pouczenia. - Niektórzy ludzie troszczą się tylko o siebie. Używają rzeczy po to,
żeby niszczyć. A ty... tworzysz, budujesz. Leczysz, a nie używasz.
Cathy skinęła głową i uśmiechnęło się, odsuwając od siebie te siowa. Ojciec chyba zdał sobie
sprawę, że znowu niepotrzebnie zapędził się w tego rodzaju oceny, i spontanicznie ją uścisnął.
- Cathy, nie dopuść do tego, by ktoś cię zmienił.
13
Marzenie senne się rozpłynęło. Turquoise obudziła się i usiłowała otrząsnąć ze snu. Nie była już
tamtą niewinną dziewczyną. Nazywała się teraz Turquoise Draka i należała do jednostki Krwawych,
zajmując w niej wysoką pozycję. Była łowczynią wampirów, i to w tym fachu jedną z najlepszych.
Odsunęła od siebie wspomnienia.
Miała do wykonania misję. W jej obecnym życiu nie było miejsca na wspominanie przeszłości.
Na wpół leżała na siedzeniu w samochodzie Na-thaniela. Z powodu długiego przebywania w
jednej pozycji zesztywniały jej plecy, Poruszyła ramionami i ostrożnie wyjrzała przez okno.
Stali na stacji benzynowej. Nathaniel rozmawiał z kasjerką, atrakcyjną młodą kobietą. Wydając mu
resztę, pochyliła się do przodu, spojrzała na niego zalotnie i położyła dłoń na jego dłoni. Turquoise
bez goryczy pomyślała, że flirtują.
Usłyszała, że na siedzeniu obok budzi się Ravyn. Czekała, by Nathaniel wrócił do samochodu.
Chciała go przycisnąć i dowiedzieć się, kiedy dotrą do Królestwa Północy. Na dworze już zmierzchało.
. Postanowiła wysiąść z samochodu, by jak najszybciej spytać go o to. Położyła rękę na klamce, ale
nagle zorientowała się, jak bardzo Nathanielowi opłaca się ten flirt. Wampir jedną ręką obejmował
kasjerkę w talii, a drugą trzymał z tyłu jej odchylonej szyi. Było jasne, że pożywia się krwią z jej tętnicy
szyjnej.
Turcjuoise odwróciła wzrok od tej sceny i zaczęła przesuwać wskazówkę w radiu. Kręciła gałką,
ale słyszała tylko trzaski. Nathaniel działał zbyt ostrożnie, by uśmiercać kasjerkę na stacji benzynowej,
ale od czasu do czasu musiał się posilić.
- Co to wszystko znaczy -warknęła Ravyn, klnąc pod nosem. -To, że...
- Nie zapłaciłyśmy mu za informację, gdzie znajduje się Królestwo Północy -weszła jej w słowo
Turquoise, domyślając się, co chce powiedzieć. Współdziałała z Nathanielem wiele razy. Znała jego
sposób myślenia. - Najprawdopodobniej ktoś płaci mu za to, żeby nikomu nie zdradził, gdzie ono
leży.
Ravyn rzuciła obelgę, a Turcjuoise udała, że jej „nie usłyszała".
- Po co on robi ten cały cyrk w związku z naszą misją? Zabijam starsze wampiry niż ta Jeshickah.
Oskarża się ją o różne rzeczy, ale wszystko się zmieni, gdy poczuje w ciele sztylet.
Turquoise potrząsnęła głową. Nathaniel najwyraźniej nie wiedział, że Jeshickah powróciła do
Królestwa Północy. Jillian powiedziała im, że stało się to niedawno. A skoro Nathaniel trzymał się od
królestwa z daleka, to trudno się dziwić, że nie miał aktualnych wiadomości. Niemniej trochę było
niepokojące, że takie pierwszorzędne źródło informacji, za jakie uchodził, okazywało się zawodne.
Turguoise oparła się na siedzeniu, usiłując się odprężyć. Mogła planować, jeśli znała fakty. W
przeciwnym razie martwienie się o szczegóły nie miało sensu.
Ravyn nadal zrzędziła, gdy Nathaniel żegnał się z kasjerką, która w oszołomieniu osunęła się na
ziemię. Wrócił do samochodu niemal w podskokach.
Otworzywszy drzwi, podał Turquoise karton z pączkami i wodę mineralną, którą z wdzięcznością
od razu zaczęła pić, bo zaschło jej w gardle. Drugą butelkę podał Ravyn, ale ta tylko spojrzała na nią z
wściekłością.
- Ma kapsel -uspokajał jej obawy.
- Nie, dziękuję.
- Rób, jak uważasz. -Włożył butelkę do uchwytu na kubki. -Za jakieś dziesięć minut będziemy
w Królestwie Północy. Jeśli chcesz coś zjeść...
- Nie -ponownie odmówiła Ravyn. Nathaniel zachichotał i potrząsnął głową.
- A ty, Turquoise?
Już otworzyła karton z pączkami. Narkotyki sprawiły, że była głodna. Poza tym nie miała pojęcia,
jak często w Królestwie Północy karmi się ludzi.
Była pogrążona w myślach, ale oczywiście nie przeoczyła wjazdu na terytorium Królestwa. Gdy
przekraczali magiczny mur, włosy stanęły jej na głowie i ścierpła skóra. Zauważyła, że Ravyn się
wzdrygnęła.
- Zawsze mają tam na liście płac czarownice, które pilnują, by za mur nie przedostały się
niepożądane szkodniki -odezwał się Nathaniel.
Z miasteczka jechali jednopasmową drogą, wzdłuż gęstego szpaleru dębów i sosen, do innego
świata, jakby przedzierając się przez stworzoną przez czarownice magiczną zasłonę. Był już mrok,
którego nie rozjaśniał nawet księżyc w pełni, bo jego światło nie mogło się przedrzeć przez gęstwinę
liści.
- Jesteśmy na miejscu —poinformował Nathaniel. Turquoise spoglądała na groźny budynek, w
którym
mogło być tylko Królestwo Północy. Aleja wyłożona płytami z białego marmuru prowadziła od
imponującej żelaznej bramy, której pilnowały kruki, a stąd do bogato rzeźbionych drzwi z czarnymi
różami po bokach. Roślinność pieniąca się wokół alei nie była tak bujna jak na kopii starego obrazu,
którą pokazywała
Jillian, lecz bez wątpienia budynek stanowił replikę tego z kopii.
Nathaniel zaklął pod nosem, zjeżdżając z drogi, by uniknąć zderzenia z jadącym z naprzeciwka
samochodem. Było to eleganckie bordowe auto, które świadczyło o tym, że właściciel jest majętny.
Ravyn zagwizdała i wychyliła się do przodu.
- Kto tu jeździ lamborghinim? -spytała zaciekawiona.
- Cicho - ostrzegł je Nathaniel i w napięciu wysiadł z samochodu. Zdradzał nie tyle strach, co
czujność i niezadowolenie. -Zostańcie tu.
Turquoise spojrzała mu pytająco w oczy, ale odwrócił się od niej. Podszedł do kobiety, która
wysiadła z lamborghini. Zwracały uwagę czarne wysokie buty z zamszu na jej długich nogach,
sznurowane od kostki do połowy uda, i czarne szorty. Buty były staroświeckie i stanowiły kontrast z
modnie skrojoną ciemnoszkarłatną bluzką.
- Witaj, Nathanielu - pozdrowiła go tonem, który nie brzmiał przyjacielsko, ale też nie był
otwarcie wrogi.
- Słyszałem, że postanowiłaś się nie angażować w realizowany tu przez Jaguara program zmian
-oświadczył rzeczowo i wskazał głową w stronę budynku.
- Zamierzałam to zrobić, ale gra, jaką on tu prowadzi, przestała mnie bawić - odpowiedziała
sucho.
- Co się stało?
- To miejsce to jakaś kpina z dawnego Królestwa Północy. - Z niesmakiem pokręciła głową. Jej
wzrok padł na siedzące w samochodzie Turquoise i Ravyn. -Ta wygląda znajomo...
Turquoise omal nie stanęło serce, bo słowa dotyczyły jej osoby. Już gdzieś spotkała tę kobietę,
choć wtedy nie znała jej imienia. Jeshickah była częstym gościem w domu jej dręczyciela, jedynym
15
stworzeniem na świecie, którego lord Daryl jawnie się bał. Dopiero teraz Turquoise przypomniała
sobie, gdzie widziała obraz Królestwa Północy, którego kopię miała Jillian. Oczywiście wisiał w
rezydencji lorda Daryla, w jego gabinecie, jeshickah zatrzymała wzrok na Ravyn.
- Ta była zwierzęciem domowym Jareda,nieprawdaż? -zwróciła się do Nathaniela.
- Może. - Wampir zerknął na Ravyn niewidzącym wzrokiem. - W każdym razie ja nie
przypominam sobie nikogo takiego jak ona.
Podczas tej wymiany zdań Ravyn uparcie wpatrywała się w drzwi samochodu. Nie potrafiła jednak
zapanować nad mimiką.
- Nie została ujarzmiona.
- Rzeczywiście, nie do końca - przyznał Nathaniel. -Pomyślałem sobie, że Jaguar mógłby się z
tego ucieszyć. Postanowiłem mu pokazać obie dziewczyny.
- Był czas, kiedy sam byśsię z tego ucieszył -przypomniała mu jeshickah.
Turcjuoise zwróciła uwagę, że wampir przybrał obojętny i nieprzenikniony wyraz twarzy, choć
słowa te musiały go zranić.
—Jaguar ma znacznie wyższe kwalifikacje, niż ja miałem kiedykolwiek - odpowiedział
wymijająco.
Jeshickah wymamrotała pod nosem bluźnierstwo.
—Kiedyś zdradzał talent, ale obawiam się, że z czasem jego mózg całkiem się rozpuścił. Chętnie
wrócę z tobą do niego, by się przekonać, jak postąpi z tą wspaniałą dwójką. Z pewnością jakoś musi
sobie poradzić z ich poczuciem godności. —Westchnęła i dodała praktycznie, jakby czegoś żałowała:
-A może i sobie nie poradzi. Wyrwę Jaguarowi to jego krwawiące serce, które teraz ma, i każę mu je
pożreć. -Ton jej głosu był pogodny, a na Iwarzy pojawił się uśmiech. Ruszyła do budynku, nawet nie
oglądając się za siebie, by się upewnić, czy Nathaniel idzie za nią.
- Idźcie za mną- polecił Nathaniel Turcjuoise i Ravyn tonem zaskakująco podobnym do tego,
jakim przemawiała do niego Jeshickah. Skoro jej posłuchał, to one posłuchały jego.
rozdział V
Jeshickah stukała obcasami po marmurowym chodniku. Turquoise starała się nje skrzywić, nie
chcąc dać po sobie poznać, jaką sprawia jej to przykrość. Byt to ten rodzaj dźwięku, który
przyprawiłby o tik nerwowy każdego, kto musiałby słuchać go zbyt długo.
Gdy weszli do środka, natknęli się na czternastoletniego może chłopca, który zmierzał do wyjścia,
ale na widok wampirzycy zatrzymał się tak gwałtownie, że potknął się i upadł. Turquoise wzdrygnęła
się, słysząc, jak uderzył kolanami o marmurową posadzkę. Poruszył się, jakby chciał wstać, ale zaraz
znieruchomiał.
Jeshickah spojrzała na niego tak, jakby był łaszącym się psem.
—Czym mogę służyć, milady? —spytał cicho, spuszczając oczy.
—Wstań i zejdź nam z drogi -poleciła mu.
Podniósł się z posadzki i odsunął, wciąż ze spuszczonym wzrokiem. Poczekał, aż wszyscy
przejdą obok niego, i ruszył za nimi,
—Wyliniały kundel —burknęła pod nosem wampirzyca. Nie zważając na chłopca, odezwała się
do
Nathaniela: - Ma na imię Erie. Jaguar traktuje go jak syna, pozwala mu poruszać się swobodnie po
budynku i terenie, a nawet bywać w mieście. Stworzenie jest posłuszne, lecz rozpieszczone.
Wnętrze nie było tak onieśmielające jak fasada, ale podobnie eleganckie. Do połowy ścian holu
sięgała dębowa boazeria. Od tego miejsca ich kolor miał barwę nasyconej zieleni, o odcieniu nefrytu.
Na posadzce leżał dywan o orientalnym wzorze, tak miękki i puszysty, że Turquoise czuła to pod
podeszwami tenisówek.
Na końcu holu Jeshickah otworzyła drzwi i wprowadziła ich do słabo oświetlonego pokoju.
Dawno temu Turquoise odkryła, że często najgorsze istoty na świecie są zarazem najpiękniejsze.
Pan Królestwa Północy nie stanowił pod tym względem wyjątku.
Jaguar -bo mógł to być tylko on -leżał z zamkniętymi oczami na czarnej skórzanej kanapie. Pod
głowę podłożył rękę. Miał skórę o złotawym opalonym odcieniu i długie czarne włosy. Gdyby stał,
prawdopodobnie sięgałyby mu do bioder. Był ubrany w obcisłe czarne spodnie z miękkiego
materiału. Wyglądał tak nieziemsko, że Turquoise wiele kosztowało, by się w niego nie wpatrywać.
Poza spodniami nie miał na sobie nic - ani koszuli, ani butów, ani biżuterii. Na jego torsie leżał
bicz,
0 którym mówił Nathaniel, zwinięty jak czarna żmija. Jaguar trzymał dłoń na uchwycie bicza jak
dziecko na swej ulubionej pluszowej zabawce.
Gdy Jeshickah zatrzymała się w drzwiach, otworzył oczy czarne jak z obsydianu. Wydawało się, że
odbija się w nich światło lampy stojącej w rogu pokoju. Na widok wampirzycy momentalnie zapłonęły
gniewem, a gdy wstał, błogi senny wyraz jego twarzy ustąpił miejsca czujności i wrogości.
Turquoise była pewna, że Jaguar i Jeshickah rzucą się na siebie.
- Nito ci się spało, pieszczochu? -zamruczała ku jej zaskoczeniu wampirzyca.
- To są te dziewczyny, w sprawie których do mnie dzwoniłeś? - zwrócił się do Nathaniela, z
widocznym wysiłkiem ignorując wampirzycę.
Nathaniel wreszcie pozbył się napięcia, które Tur-quoise dostrzegła u niego, gdy na drodze
pojawiła się w samochodzie Jeshickah, lub je po mistrzowsku ukrył. Skinął głową.
- Nie są doskonale wytresowane, ale dostatecznie bystre, by nie sprawiać ci kłopotów, poza tym
zdrowe
1 raczej atrakcyjne. Ta ma na ciele trochę blizn -wskazał Turquoise -głównie na rękach, ale nic wielkiego.
- Sprawdźmy -zarządziła Jeshickah. Nathaniel uprzedził Turquoise o oględzinach. Dlatego
włożyła tylko krótki top, na który pomimo czerwcowego upału narzuciła bawełnianą bluzkę.
Teraz zdjęła ją z wahaniem.
Blizny miała od prawie trzech lat i przez cały ten czas je ukrywała. W krótkim topie czuła się na
wpół naga.
- Od bicza? - spytał Jaguar, marszcząc brwi na widok półokrągłej blizny na lewym nadgarstku
Tur-quoise. Blizna wyglądała jak gładka perłowa bransoletka.
17
Turquoise czuta straszne napięcie, Patrzyła w podłogę. Wymyśliła historyjkę na temat tej blizny,
na wypadek gdy ktoś spyta ją o dawne czasy, historyjkę, której prawdziwość mógłby podważyć tylko
lord Daryt. Liczyła na to, że duma nie pozwoli mu tego zrobić, nawet gdyby pojawiła się okazja.
- Jej pierwszy treser nie byt tak uważny jak większość —oświadczył ogólnikowo Nathaniel.
Wydawało się, że Jaguara zadowoliła ta odpowiedź.
- Ile chcesz za nie obie?
Nathaniel byt teraz w swoim żywiole. Miał dobrą rękę do interesów. Gdy tylko pojawiła się kwestia
pieniędzy, zapomniał o swojej sympatii do Turquoise i o odrazie, jaką żywił do Jeshickah oraz do
Jaguara.
- Pozwól, kotku... - odezwała się Jeshickah do Jaguara, który spojrzał na nią z wściekłością. —
Potrzebujesz tu jeszcze innych zabawek, -Nim zdołał powiedzieć słowo, zwróciła się do Nathaniela z
propozycją: - Potargujemy się na osobności, kiedy Jaguar będzie się zapoznawał ze swymi nowymi
nabytkami?
Objęta Nathaniela w pasie i wyszli, ale wcale nie wyglądali na parę przyjaciół.
Po ich zniknięciu napięcie powoli ustąpiło. Jaguar odetchnąt. Wampiry nie muszą oddychać, ale
nie od razu pozbywają się swych ludzkich nawyków.
W milczeniu oglądał swoje nowe niewolnice. Tur-quoise uznała, że ona i Ravyn miały szczęście,
dostając do wykonania zadanie tak szybko po pojedynku. Miały mnóstwo siniaków i skaleczeń,
których brak byłby podejrzany, gdyż świadczyłby o tym, że rzadko walczą. Turquoise nie odrywała
wzroku od swego nowego pana. Poruszał się jak prawdziwy jaguar, z gracją, sprężyście. Jego długie
czarne włosy wyglądały jak gładkie futro.
- Jakie są wasze imiona? -spytał w końcu.
- Jestem Audra - skłamała Turquoise zgodnie z sugestią Nathaniela, gdyż pod tym drugim
imieniem i nazwiskiem Draka była dobrze znana jako łowczyni wampirów. Zarazem żadna sita nie
zmusitaby jej do powrotu do swego prawdziwego imienia Catherine, bo nosiła je jako niewinna,
bezbronna dziewczyna, która nagle stała się czyjąś zdobyczą. Wspomnienia z życia tamtej
dziewczyny, pamięć jej ojca, matki i brata oraz przyjaciół były dlaTurquoise zaprawione goryczą.
- Ravyn -oświadczyła buntowniczo druga towczyni wampirów, niemądrze lekceważąc radę Nathaniela.
Jaguar nie zdradził się, czy ją rozpoznaje.
- Jeśli macie jakieś pytania, pytajcie teraz -zaproponował.
- Czy powinnyśmy poznać jakieś obowiązujące tu prawa, sir? —odezwała się Turquoise. Słowo
„milord" czy „pan" nie przeszłoby jej przez gardło.
Znała jedno podstawowe prawo niewolnictwa: robić wszystko, co każą. Zarazem w różnych
domach obowiązywały prawa szczegółowe. Na przykład w rezydencji lorda Daryla było ich wiele.
Nauka większości z nich okazała się dla Turquoise bolesna.
- Erie znajdzie dla każdej z was zajęcie. Wykonując je, możecie bywać w budynku niemal
wszęozie. Ale jeśli nie chcecie tracić krwi, to omijajcie zachodnie skrzydło. Poza tym gdy drzwi do
któregoś pomieszczenia są zamknięte na klucz, znaczy to, że nie wolno wam tam wchodzić. -
Umilkł, zastanawiając się nad czymś, i po chwili dodał: - Nie mam nic przeciwko inteligentnej
konwersacji, więc gdy będziecie chciały o czymś ze mną porozmawiać, nie krępujcie się. Gdy mnie
znudzicie, każę wam umilknąć. Nie czuję potrzeby bicia ludzi za to, że mówią. Ale w obecności
innych przedstawicieli mojej rasy trzymajcie język za zębami. Większość nie jest tak pobłażliwa jak ja.
-Zerknął na drzwi, za którymi znikła Jeshickah, i spytał na koniec: -Wszystko jasne?
-Tak, sir -potwierdziła Turquoise. Ravyn powiedziała to samo, ale w jej ustachsłowo „sir" brzmiało
tak, jakby je wypluła. Jaguar spojrzał na obie przenikliwie.
- Musicie nauczyć się używać tytułu, zwracając się do Jeshickah. Ja za tytułami nie przepadam.
Możecie mówić do mnie po imieniu.
Ravyn skinęła głową i uśmiechnęła się powściągliwie.
- Same się zorientujecie, że wydałem różne zarządzenia, które muszą tu być przestrzegane,
zwłaszcza gdy poznacie organizację życia w domu. Jeśli będziecie robić wszystko, co wam każę, to
nie stanie się wam nic złego -zapewnił je.
- Jeśli? — zdziwiła się Turquoise. Chyba nie chciał przez to powiedzieć, że mogą być
nieposłuszne? Postanowiła się upewnić. Spytała: -A od kiedy to niewolnica ma jakiś wybór?
Jaguar roześmiał się serdecznie, czym znowu ją zdziwił.
- Jeśli wybierzesz nieposłuszeństwo,wtedy porozmawiamy.
Nie potrafiła nic powiedzieć, zaszokowana, że on niczym im nie grozi.
Uznał rozmowę za skończoną,
- Ericu... Przyjdź tu! -zawołał.
Chłopiec, który jak mógł, unikał Jeshickah, zjawił
się natychmiast. Nie sprawiał wrażenia, że boi się Jaguara.
- Znajdź im pokój i pracę. Będę teraz zajęty -oznajmił, z łatwością przemieniając się z niemal
skłonnego do żartów towarzysza w aroganckiego władcę Królestwa Północy. -Możecie odejść.
rozdział VI
Ericowi nie zamykały się usta, gdy prowadził je przez hol.
- Ten budynek wznosi się wokół kwadratowego centralnego dziedzińca. Teraz jesteśmy w północnym
skrzydle. Mieszczą się tu głównie salony, choć także pokoje paru istot wielokształtnych. Na
końcu holu jest warsztat szwaczki, o tam. - Wskazał dłonią i otworzył ciemne dębowe drzwi,
wprowadzając je do holu. —Tu mieszka większość ludzi. -Wystrzegał się określenia „niewolnicy",
choć oczywiście ich miał na myśli, co nie umknęło uwagi Tur-quoise.
W północnym skrzydle uderzała ta sama elegancja co w salonie Jaguara, choć wnętrza były
utrzymane w jaśniejszej tonacji. Również i tu w holu ściany były częściowo wyłożone dębową
boazerią, ale błyszczące podłogi zostały wykonane z drewna, a nie z marmuru. Poza tym ściany
ponad boazerią miały jasną miodo-wobeżową barwę i fakturę, jakby pomalowano je wałkiem z
gąbki. Turquoise rozbawiła myśl o tym, że wampiry zajmują się takimi rzeczami jak malowanie, choć
oczywiście całą pracę wykonywali za nich ludzie. Lampy na suficie spowijały wnętrze łagodnym
blaskiem.
19
- Kto tu pomalował ściany? -spytała Ravyn, najwyraźniej zaciekawiona tak samo jakTurquoise
ich wyglądem.
- Ja —wyznał z dumą Erie. - Przedtem były białe. W Królestwie Północy nie ma okien, więc
pomyślałem sobie, że dla naszego, to znaczy ludzi, zdrowia psychicznego lepszy będzie jakiś
cieplejszy kolor. Tu jest mój pokój. -Wskazał pierwsze drzwi w holu. -A oto wasz pokój.
Znajdowało się tam tylko piętrowe łóżko, jeszcze bez pościeli, rozsuwane drzwi, zapewne od
szafy w ścianie, i stół. W jednej z bocznych ścian były drugie drzwi.
- Na górze w szafie znajduje się pościel. Te drugie drzwi prowadzą do łazienki. Będziecie z niej
korzystać wraz z Lexi i Katie, które są waszymi sąsiadkami. Katie zajmuje się zaopatrzeniem w
garderobę, przybory toaletowe itp. Małomówna Lexi jest jej pomocnicą. Zwykle śpią do północy.
Głównie przebywają w swoim pokoju albo w magazynie z ubraniami i przyborami toaletowymi w
północnym skrzydle -poinformował je Erie. -Czy coś jeszcze?
Turquoise nie dawało spokoju jedno pytanie.
- Ile masz lat? -spytała go w końcu. Wydawało się, że Jaguar ufa temu chłopcu i że to Erie, a nie
jego pan, jest tu odpowiedzialny za ludzi.
Erie sprawiał wrażenie zaskoczonego,
- Czternaście. Tak sądzę. Tak, no, czternaście -powtórzył niepewnie. Gdy po chwili zrozumiał, o
co naprawdę go pytała, dodał: -Jestem tu od jedenastego roku życia.
Turquoise ścisnęło się serce.
- Nie jest tu tak źle, jak mogłoby się wydawać -wyznał cicho. -Prawdę mówiąc, nie mam gdzie
pójść. Nie chciała usłyszeć tego, co powiedział. Był w wieku jej brata, który teraz też miałby czternaście
lat. Gdyby Tommy żył, mógł być taki jak ten chłopiec.
- Jaguar znalazł mnie w towarzystwie wampirów, które zabiły moich rodziców - wyjaśnił, jakby
malujący się na jej twarzy ból brał za wyraz zwątpienia w jego szczerość. - Kupił mnie. Uratował mi
życie. - Wzruszył ramionami. - Ula mi. Zarządzam tym zimnym miejscem. - Uśmiechnął się z
przymusem i dodał: —Faktycznie jestem szczęśliwcem. Niektórzy z tutejszych ludzi, którzy mają
innych właścicieli, nawet nie pamiętają już swoich prawdziwych imion i nazwisk.
Turquoise doskonale to rozumiała i nie chciała już nic więcej wiedzieć. Widziała ludzi
traktowanych jak psy, bo takimi otaczał się lord Daryl. Tylko dzięki szczęściu i uporowi nie stała się
jednym z nich.
Ravyn opadła na łóżko.
- Ilu jest tu ludzi?
- W budynku osiemnaście osób - odpowiedział Erie. - To znaczy razem ze mną i z wami. Są
dwie kucharki, ale przydałaby się jeszcze jedna. Czy któraś z was gotuje?
Ravyn skinęła głową.
—Mogę gotować.
- Znakomicie -odparł z uśmiechem Erie. -Wymieniłem już Katie i Lexi. Dwie osoby pracują w
szpitalu, w południowym skrzydle. Zaprowadzę was tam później. To wszystko.
—To dopiero dziewięć osób —przypomniała mu Turquoise.
Erie spojrzał na nią wymownie i spuścił wzrok.
- Wampiry muszą się przecież pożywiać - wyjaśnił. - Kilku mieszka tu na stałe, a pozostałe
bywają. Większość z nich nie jest groźna, ale trzeba uważać. Zaczęły wyrażać niezadowolenie, że
Jaguar nie pozwala im traktować nas tak, jak chcą. Przed tygodniem zjawiła się tu Jeshickah, z parą
własnych... zwierząt domowych. - Dwa ostatnie słowa wypowiedział przepraszającym tonem, bo
mówił przecież o ludziach. —Zamieszkała w pierwszym pokoju w zachodnim skrzydle. Nic sobie nie
robi z nakazów i zakazów Jaguara. Uważajcie na nią. Jeśli was uderzy i upadniecie, to nie wstawajcie.
Wówczas jest mniej prawdopodobne, że uderzy ponownie. — Udzieliwszy im tej przygnębiającej
rady, rozejrzał się po pokoju, ponownie sprawdzając, czy o niczym nie zapomniał. — Chyba
powiedziałem wam wszystko. Odpocznijcie. Muszę coś zrobić, ale kolo północy przyjdę po was, by
pokazać wam południowe skrzydło, Aha... Posiłki podaje się o wschodzie i o zachodzie słońca oraz o
północy. W południe nie śpią tylko nieliczni, więc właściwie nie ma dla kogo gotować. Nie je się tu nic
nadzwyczajnego, ale gdybyście miały jakieś życzenie, to śmiało możecie je przedstawić. Zasadniczo o
zachodzie słońca podaje się śniadanie, a o północy i o wschodzie słońca obiad.
- Dzięki,
Wyszedł z pokoju.
- Może powinnyśmy się rzucić do oglądania wszystkiego? -zasugerowała rozleniwiona Ravyn,
- Najpierw musimy porozmawiać -uznata Tur-quoise.
- Jasne. - Ravyn ziewnęła. - Zadanie wygląda na łatwe do wykonania. Zdobędziemy sztylety i
zabijemy wampiry: ty Jeshickah, a ja Jaguara albo odwrotnie, jeśli wolisz.
- Otrzymałyśmy zadanie zabicia Jeshickah, a nie Jaguara -przypomniała jej Turquoise.
- Teraz on tu rządzi —powiedziała z naciskiem Ravyn. - Chyba nie będzie miał nic przeciwko
temu, żebyśmy ją rozszarpały na strzępy?
Turquoise pokręciła głową.
- Może pochopnie nie obierajmy sobie celów? Lepiej najpierw dowiedzmy się, co jest grane -
ostudziła jej zapały.
Ravyn wzruszyła ramionami, jakby nie chciała już zaprzątać sobie tym głowy.
- Chyba będę mogła gwizdnąć jej samochód, gdy wykonamy naszą misję? Lamborghini
diablo... wart jest co najmniej trzysta tysięcy, a może nawet pięćset.
- Czy możemy trzymać się tematu?
Ravyn spojrzała na Turquoise tak, jakby ta była niespełna rozumu.
- To wóz super. Zabawnie byłoby wykombinować, jak go zwinąć. Podobno w praktyce nie da
się podprowadzić takiej bryki. Wolałabym czarną, ale zważywszy na wszystko...
- Ravyn! -próbowała ją przywołać do porządku zniecierpliwiona Turquoise.
Ravyn spiorunowała ją spojrzeniem.
- Straszna z ciebie sztywniaczka.
Turquoise miała ochotę ją udusić. Wyjęła z szafy pościel i posłała sobie górne łóżko.
Po pewnym czasie Ravyn poszła w jej ślady i posłała dolne, choć nie robiła już wrażenia sennej.
- Sprawdźmy, czy Jeshickah rzeczywiście zamierza rozpruć Jaguara sztyletem -zaproponowała.
- Bo jeśli nie... Nawet bez zapłaty nie miałabym nic przeciwko rozpłataniu brzucha komuś, kto ma
jakiś związek z handlem niewolnikami. - Po raz pierwszy zdawała się nie panować nad swoim
głosem.
21
- Jak stałaś się niewolnicą?
Ravyn wzruszyła ramionami.
- To był zły czas, złe miejsce i złe życie. Natknęłam się na wampira, który miał upodobanie do
egzotyki -wyznała bez cienia emocji, jakby dotyczyło to kogoś innego. Skrzywiła usta w uśmiechu.
Egzotyka... Brzmiało to tak, jakby chodziło o slogan reklamowy widniejący w sklepie ze
zwierzętami domowymi, reklamujący papugi czy rzadkie gatunki węży. Tunąuoise poczuła
obrzydzenie, gdy Ravyn użyta go w stosunku do siebie. Było ono tym większe, że stówo egzotyka
dobrze pasowało do szkarłatnych włosów Ravyn i typu jej urody.
Ale okazywanie rywalce współczucia nie wchodziło w grę, Nie byty przyjaciółkami i
prawdopodobnie nigdy nie miały nimi zostać.
- A jak się z tego wyplątałaś?
Ravyn znowu skrzywiła usta w uśmiechu.
- Dzięki przyjaciołom -odpowiedziała rzeczowo. —W podejrzanych miejscach robiłam interesy
z wampirami, które nienawidziły Jareda. Nie powstrzymywały go wprawdzie przed smaganiem mnie
biczem, ale też nie przeszkodziły mi roztrzaskać mu czaszki i pchnąć go sztyletem.
Po tym zwierzeniu Ravyn straciła chęć do rozmowy. Spytała tylko, czy może spać na górnym
łóżku, na co Turquoise się zgodziła. Wiedziała, że nie będzie spała dobrze ani na górze, ani na dole.
rozdział VII
- N/e mogę. w to uwierzyć. Jestem taka... taka głupia. - Napita się mleka, próbując się
uspokoić.
- Nie jesteś — zaprotestował ojciec. Wciąż byt oszołomiony i wstrząśnięty po tym, jak
policja obudziła go przed ośmioma godzinami w jego pokoju hotelowym. -Cathy, posłuchaj.
Spojrzała na niego zapuchniętymi od płaczu oczami.
- Nazywasz się Catheńne Miriam Minate - przypomniał jej, jakby to wszystko tłumaczyło. -
Jesteś dumną dziewczyną i masz do tego wszelkie prawo. I nikt nie może ci go odebrać, jeśli sama
do tego nie dopuścisz. Jesteś teraz bezpieczna. Nie możesz dać temu indywiduum satysfakcji, że
potrafił cię zranić. Nie będziesz niczyją ofiarą, jeśli na to nie pozwolisz.
Pokręciła głową na myśl, jak była głupia. Nieznajome miasto, nieznajomy hotel, nieznajomy
facet... Dlaczego mu zaufała? Nawet w domu nie pozwoliłaby nieznajomemu na taką bliskość,
bez względu na to, jak wydawał się miły i atrakcyjny.
Pan Minate objął córkę mocno. Poczuta, jak jest zmęczony i przestraszony. Wiedział, że
niebezpieczeństwo minęło, ale nadal byt bliski paniki.
22
Decydując się na wyjazd do Królestwa Północy, Turquoise nie wzięta po'd uwagę faktu, że cierpi
na klaustrofobię. Na szczęście lęk nie przeradzał się w panikę, co oszczędziło jej kulenia się w kącie i
histerycznego krzyku. Nie znosiła jednak przebywania w małych pomieszczeniach.
Na przemian zapadała w drzemkę i spacerowała po pokoju. Bez przerwy miała sny, które rzadko
były przyjemne.
We śnie czy na jawie prześladowały ją wspomnienia wyniesione z pobytu w trzypiętrowej
rezydencji lorda Daryla. Na trzecim piętrze mieściły się tam kuchnie, pralnie i pokoje dla licznych
pospolitych niewolników. Turquoise nie miała tam wstępu, ale kiedyś, podczas nieobecności swego
pana, obejrzała wszystko dokładnie. Gdy wrócił, pobił ją za to do nieprzytomności,
Na drugim piętrze znajdowały się przede wszystkim sypialnie -jej, lorda Daryla i gościnne. Byt tu
również gabinet pana domu - duży pokój położony od strony północnej, jedyny w rezydencji, który
miał okno. Kilka razy w miesiącu Catherine zakradała się tu, nie zważając na zakaz lorda Daryla.
Robiła to wtedy, gdy już nie wytrzymywała bez światła dziennego. Widok toczącego się za oknem
życia wart byt dla niej narażania się na karę.
Na pierwszym piętrze znajdowało się biuro, z sek-retarzykiem, którego szuflady zawsze byty
zamknięte na klucz, jadalnia i biblioteka. W tej ostatniej Catherine spędzała mnóstwo czasu na
lekturze książek historycznych, których pan domu miał dużo. Jadała w samotności. Niewolnicy lorda
Daryla milczeli nawet podczas podawania jej posiłków. Nie słyszała żadnego głosu, jeśli on do niej nie
przemówił.
Na parterze znajdowała się ogromna wytworna sala balowa o wypolerowanym parkiecie. Stał tam
wielki fortepian. Z sufitu zwisał żyrandol, ale Catherine nigdy nie widziała, żeby był zapalony. Lord
Daryl reprezentował typ paranoidalny i zaborczy. Trzymał Catherine w izolacji od innych wampirów.
Gdy wydawał przyjęcie, niezmiennie zamykał swe „zwierzę domowe" w sąsiednim pokoju, gdzie
ledwie dochodziły dźwięki muzyki i słowa.
Ten salonik obok sali balowej był dla Catherine rodzajem schronienia. Na podłodze leżał tam
miękki czarny dywan, a ściany miały najciemniejszy odcień szkarłatu. Pod ścianą znajdowały się
kanapa i ława pokryte czarnym zamszem. W rogu, na małej półce na książki, stały fotografie osób,
których Catherine nie znała, i książki w obcych językach.
Turquoise wróciła do teraźniejszości. Zerknęła na Ravyn, która leżała na łóżku i wpatrywała się w
sufit. Uznała, że inteligentna rozmowa z nią jest niemożliwa.
Wstata z tóżka i zaczęła robić pompki. Zwykle biegała siedem kilometrów i podnosiła ciężary.
Zrobiła pięćdziesiąt pompek na prawej ręce i wykonywała trzydziestą siódmą na lewej, gdy
rozległo się pukanie do drzwi.
- Tu Erie. Mogę wejść?
- Jasne - zaprosiła go Ravyn. Zeskoczyła z łóżka i powiedziała do Turquoise: - Męczy mnie
samo patrzenie na ciebie.
- Obiecałem wam, że oprowadzę was po południowym skrzydle - przypomniał im Erie. - Ale
pewnie najpierw wolałybyściecoś zjeść, Czy tak?
- Pierwszorzędna propozycja -podchwyciła Ravyn.
Erie zdawał się zbity z tropu tą błyskawiczną odpowiedzią, ale powstrzymał się od komentarza.
Zaprowadził je do kuchni, gdzie wydawano nocny posiłek. Gdy zjedli, przedstawił Ravyn osobom,
z którymi miała tu pracować,
23
Później pokazał im szpital i pokój do ćwiczeń w podnoszeniu ciężarów.
- Chorzy mają zajęcie. Robią coś, co pomaga im czuć się dobrze -wyjaśnił.
- Co tam jest? -spytała Turquoise, wskazując ciężkie dębowe drzwi.
- Dziedziniec. Nie wolno tam wychodzić. Drzwi są zamknięte na klucz.
Turquoise przypomniała sobie słowa Jaguara, że jeśli drzwi są zamknięte na klucz, to znaczy, że
nie należy tam wchodzić. I natychmiast zainteresowała się dziedzińcem.
- Co jest na tym dziedzińcu? -spytała. Erie wzruszył ramionami.
- Musisz spytać o to Jaguara. Gdybyś go spotkała, zanim pójdziesz spać, dowiedz się, czy wolno
mi zabierać was na dwór. Prawdopodobnie nie, ale właśnie tam najbardziej jest mi potrzebna pomoc.
Raczej będziecie sprzątać lub oddawać krew. Możecie wybierać. - Ostatnie zdanie wypowiedział
tonem, który nie pozostawiał wątpliwości, że nie będzie miał do nich szacunku, jeśli wybiorą to
drugie,
Rozdzielili się. Ravyn wróciła do kuchni, Erie udał się do swojego pokoju, a Turquoise poszukała
Katie, której podała swoje wymiary i poprosiła ją o różne niezbędne rzeczy; dostała trzy zmiany
ubrań, szczoteczkę do zębów, mydło, myjkę i dwa ręczniki.
Później poszła poszukać Jaguara. Jeśli wszystko poszłoby dobrze, to powinna zaraz go znaleźć i
spytać o możliwość wychodzenia na dwór. Dzięki szybkiemu załatwieniu tej sprawy zdobyłaby
wystarczająco dużo czasu na poznanie budynku. Chciała zobaczyć zachodnie skrzydło, a potem
wyjść na dziedziniec.
W północnym skrzydle dwoje drzwi było zamkniętych na klucz. Erie powiedział jej wcześniej, że są to
drzwi do pokojów istot wielokształtnych. Jaguara nie było w żadnym z salonów. Musiała minąć ten, w
którym Jeshickah wiodła spór z jakimś nieznajomym wampirem. Gdy przechodziła obok uchylonych
drzwi, mignął jej przed oczami atrakcyjny, może dwudziestoletni mężczyzna, dobrze zbudowany i o
szlachetnych rysach twarzy.
- Zabijesz go? -zwrócił się do Jeshickah. Słysząc te słowa, Turquoise przystanęła.
- Jaguar wystawia moją cierpliwość na próbę -odpowiedziała po chwili Jeshickah, jakby po
zastanowieniu. -Ale jest zbyt cenny, by pozbyć się go tak szybko. -Westchnęła. -Dam mu jeszcze
kilka dni. Może tylko trzeba mu przypomnieć, gdzie jest jego miejsce. Ale jeśli nadal nie uda mi się
wymusić na nim posłuszeństwa,to odbiorę mu Królestwo Północy.
- Może o nie z tobą walczyć -ostrzegł ją mężczyzna. -Bez względu na to, jak do tego doszło,
od czasu spłonięcia poprzedniego Królestwa Północy Jaguar zdobył dużą niezależność.
- Kogo więc z nas będziesz popierać? - spytała wampirzyca. Wydawało się, że ani trochę nie
przejęła się tym, co powiedział.
- Jedyną osobą, oprócz Jaguara, którą chętnie bym zasztyletował, jesteś ty - oznajmił to takim
tonem, jakby sprawa była znana i nieistotna. -Ale w uczciwej walce ty zwyciężysz. Kim jest ta kobieta?
Turquoise zaskoczyła ta nagła zmiana tematu. Ciarki przeszły jej po plecach, gdy uświadomiła
sobie, że mówią o niej.
- To nowa zabawka Jaguara. Dziewczyno, chodźtu.
Turquoise bezzwłocznie wykonała jej polecenie, bo wiedziała, że ociąganie się może się dla niej
boleśnie skończyć. Zmusiła się do przypomnienia sobie wszystkich sugestii Nathaniela.
- Słucham, milady? -odezwała się, gdyż Erie tak właśnie zwrócił się do Jeshickah, i to wcale nie z
powodu wymierzonego ciosu.
Och... Uderzyła prawym kolanem o podłogę, bo towarzysz wampirzycy kopnął ją w staw
kolanowy, zmuszając do klęknięcia.
- Jak ci się ona podoba, Gabrielu? -spytała Jeshickah.
Dopiero teraz Turquoise uświadomiła sobie, że przebywa sam na sam i bez broni w jednym
pokoju z dwoma wampirami, przed którymi Nathaniel ją ostrzegał. To był zbieg okoliczności nie do
pozazdroszczenia.
- Jest bardziej w guście Jaguara niż w moim -orzekł Gabriel. To nie była miła rozmowa.
Turquoise klęczała, żałując, że nie trzyma w dłoni sztyletu. Miejsce pod kolanem zaczęło jej drętwieć.
-Co ty kombinujesz?
Oczywiście to pytanie kierował do niej.
- Przepraszam, sir, że przeszkodziłam. Ale kazano mi spytać o coś Jaguara. Niestety, nie wiem,
gdzie on jest. - Budynek nie byt taki duży. W końcu jakoś by znalazła swego nowego pana. Ale
dopóki grała rolę głupiej niewolnicy, mogła uciec się do tego rodzaju wymówek.
Gabriel spojrzał na Jeshickah.
- Od jak dawna on ją ma?
- Od kilku godzin.
Gabriel brutalnie postawił Turquoise na nogach, Z trudem powstrzymała się przed uderzeniem
go łokciem w brzuch i wyrwała rękę z jego żelaznego uścisku.
- W zachodnim skrzydle strażnik skieruje cię do twojego pana. Radziłbym ci pamiętać, by mówić
o nim „mój pan".
Puścił ją. Chciała rozmasować nowy siniak na ręce i zdzielić Gabriela w szczękę. By nie ulec
pokusie, wyszła szybko z pokoju. Nie opuszczało jej dziwne poczucie, że powinna się uważać za
szczęśliwą, że nadal chodzi.
Drzwi do zachodniego skrzydła pilnowała istota wielokształtna. Na widok Turquoise zamieniła się
z krukaw dziewczynę.
- Masz tu jakąś sprawę? -spytała.
- Szukam mojego pana, Jaguara -oznajmiła Turquoise, czując gorycz na myśl o radzie Gabriela.
-Powinnam...
Przerwała, bo dziewczyna otworzyła jej drzwi.
- Jaguar jest w swoim gabinecie. Trzecie drzwi po prawej... Jeśli go tam nie zastaniesz, to
poczekaj.
Turcjuoise ucieszyła się. Najwyraźniej również strażników Jaguara obowiązywała mniejsza
dyscyplina, skoro wolno im było wpuszczać ludzi do zajmowanych przez niego pomieszczeń.
Możliwość zorientowania sięw sytuacji, jaką to dawało, była Turquoise bardzo na rękę.
Zapukała delikatnie.
- Proszę wejść -usłyszała łagodny głos Jaguara. Była rozczarowana tym, że on jest w środku, bo
liczyła na to, że spędzi trochę czasu sama w jego gabinecie.
Gdy weszła, wstał od biurka, przy którym właśnie pracował.
- Miło cię widzieć, Audro. Czego sobie życzysz?
25
- Nie chciałam przeszkadzać -odezwała się przepraszająco i spuściła wzrok. To nowe imię nie
brzmiało dla niej obco. Gdy znajdowała się poza tajną organizacją Bruja, za każdym razem, gdy
realizowała nowe zlecenie, zmieniała imię. Nie miała szczególnego upodobania do jakiegoś jednego
zbioru sylab. Imię Audra uważała za równie dobre jak Turquoise i każde inftę.
Jaguar pokręcił głową, najwidoczniej rozbawiony jej zachowaniem.
26
- Uległość do ciebie nie pasuje. Nie miej skrupułów. Wolę z tobą rozmawiać, niż wykonywać tę
papierkową robotę. -Zmarszczył brwi. -Co ci się stało w nadgarstek?
Dopiero teraz zauważyła, że miejsce na ręce, za które chwycił ją Gabriel, jest zaczerwienione.
Wygięła dłoń i stwierdziła, że na nadgarstku jest tylko niewielki siniak.
- Jeden z gości przywołał mnie do porządku, gdy użyłam twojego imienia. To moja wina.
- Jak rozumiem, twój dawny pan raczej nie przepadał za tytułami?
- Przepadał tylko za swoim -odpowiedziała zgodnie z prawdą. Lord Daryl nie oczekiwał od niej,
by w jakikolwiek sposób odnosiła się do innych wampirów. Gdyby w jego obecności powiedziała o
którymś „pan" lub „milord", naraziłaby się na bicie, jakby uważał, że w ten sposób uznaje ich prawo
własności do siebie, a tym samym kwestionuje jego.
Jaguar znowu pokręcił głową.
- Proszę, usiądź. -Wskazał jej krzesło, a sam z powrotem zajął miejsce przy biurku.
Turquoise spoczęła na krześle, ale nie potrafiła się rozluźnić tak łatwo jak Jaguar.
- Czy przyszłaś po to, by dotrzymać mi towarzystwa, czy też masz do mnie jakieś pytanie?
- Rozmawiałam z Erikiem na temat moich obo
wiązków. Chciał, żebym cię spytała, czy mogę pracować na dworze, gdzie najbardziej potrzebuje
pomocy -wyjaśniła, szczęśliwa, że może zmienić temat. Jaguar w milczeniu zmierzył ją spojrzeniem.
- Jeshickah wie, że nie jesteś wytresowana. Postara się naprawić ten błąd o wiele szybciej, gdy
będziesz pracowała poza domem. Nie zachęcaj jej do tego -przestrzegł. - Jaką inną pracę
zaproponował ci Erie, poza tą na dworze?
- Powiedział, że mogę sprzątać lub oddawać krew.
- Żadne z tych zajęć nie jest dla ciebie odpowiednie —uznał Jaguar.
Turquoise nie spierała się z nim, mimo że miała inne zdanie na ten temat. Niektórzy ludzie przez
całe życie uganiali się za wampirami, ulegając przyjemnemu nieszkodliwemu nałogowi oddawania im
własnej krwi. „Zabieg" był naprawdę przyjemny, jeśli tylko tego chciały.
Być może z tego powodu niektórzy łowcy wampirów tak bardzo się tego obawiali. W takim
momencie nie było łatwo pamiętać, że najważniejsze jest zachowanie życia i ocalenie godności. Miało
się zbyt wielką ochotę rozluźnić i poddać, zamiast podjąć walkę.
Turquoise odsunęła od siebie te myśli. Nie pragnęła umrzeć ani też stać się „zwierzęciem
domowym" jakiegoś wampira, który pożywia się jej krwią. Blizny na rękach przypominały jej o tym..
27
I
Jak wszyscy łowcy wampirów nienawidziła być czyjaś zdobyczą. Jednak w przeciwieństwie do
większości nie miała nic przeciwko oddawaniu niewielkich ilości krwi, jeśli była to konieczność
wynikająca z jej pracy. W Królestwie Północy taki człowiek po prostu byt bliżej wampirów niż inni.
- Zanim Nathaniel mnie kupił, dawałam krew -wyjaśniła, nie do końca mówiąc prawdę.
Owszem, lord Daryl od czasu do czasu wysysał z niej krew, ale do takich praktycznych celów służyły
mu dziesiątki pospolitych niewolników. W jego rezydencji Turquoise była bardziej pieskiem
salonowym, trzymanym raczej ku ozdobie, niż przynoszącym jakiś pożytek.
Jaguar wyglądał na zaskoczonego.
- Nie spodziewałbym się tego po tobie -orzekł. Wiedziała, że jego łatwo nie oszuka, więc postanowiła
jak najmniej kłamać.
- Mój pierwszy pan pod wieloma względami nie zachowywał się jak treser, lecz zarazem nauczył
mnie nie sprzeciwiać się jego rozkazom. Toteż.,. - Wzruszyta ramionami. — To nie jest
nieprzyjemne, a poza tym o wiele lepsze niż inne role pełnione przez niewolników. — Widziała
niewolników, którzy służyli swym panom jedynie do wyładowywania gniewu. Miała świadomość, że
wiele osób nie zgodziłoby się z nią, ale wolała poczuć zęby wampira na szyi niż jego pięść na
brzuchu.
- Jeśli chcesz być w grupie dawców krwi, to proszębardzo- zachęcił ją Jaguar, wierząc jej lub
nie dbając
0 prawdę. - Większość z nich zjada posiłek o wschodzie słońca jako kolację, przesypia
większą częśćdnia
1 robi, co chce, w nocy. Muszą tylko troszczyć się o swoje zdrowie. Oprócz mnie w
budynku mieszka kilku innych przedstawicieli mojej rasy, a poza tym Jeshickah i Gabriel
grożą, że sięji-wprowadzą. Theron nie przepada za tytułami. Woli, by ludzie nie zwracali
się do niego bezpośrednio, więc ten problemodpada. Ale każdy pozostały cięuderzy, jeśli nie
będziesz go tytułować. Jeśli natkniesz się na Daryla, chodź koło niego na palcach, bo jest
nieobliczalny. - Słysząc to, Turquoise zdołała zachować kamienną twarz i była z tego
powodu dumna. - Jeśli ból nie sprawia ci przyjemności, unikaj Gabriela. — Po chwili
upewnił się zaniepokojony: -Nie sprawia ci?Niemylę się?
Potrząsnęła głową ibezwiedniepotarła obolały nadgarstek.
- Nigdyminie sprawiał.
- Kilku innych przedstawicieli mojej rasy bywa tu tylko czasami. Zatem nie dziw się,
gdy któryś odciągnie cię na bok. Powiem strażnikom zachodniego skrzydła, żeby cię nie
prowokowali. - Umilkł, jakby podejmował jakąś decyzję, i w końcu dodał: - Jeśli chcesz,
możesz już odejść.
To nie był rozkaz. Turquoise zastanawiała się, dlaczego Jaguar pozwala jej
zdecydowaćotymsamej.
Już wcześniej dał jej jasno do zrozumienia, że może z nim rozmawiać swobodnie. Zatem nie musiała
czekać na pozwolenie wyjścia stąd, wystarczyło, by o to poprosiła.
28
Bezwiednie odgarnęła kosmyk, który opadł jej na twarz. Zwróciła uwagę, że Jaguar patrzy, jak jej
długie włosy muskają szyję. Jego ciemna karnacja bardziej niż karnacja lorda Daryla utrudniała
dostrzeżenie bladości, ale TurqudśL zorientowała się, że dziś jeszcze nie spożył pokarmu wampirów.
I patrzył na nią wygłodniałym wzrokiem.
Sprawdzając jego reakcję, ociągała się ze wstaniem z krzesła.
- Jeśli sobie życzysz, zostawię cię już w spokoju, żebyś mógł wrócić do pracy -zaproponowała.
- Podejdź do mnie - polecił jej zgodnie z tym, czego się spodziewała, ale powiedział to takim
tonem, jakby dawał jej wybór. Nie odrywał wzroku od jej szyi.
Przez chwilę miała wyrzuty sumienia. Świadomie nim manipulowała. Nasycony krwią wampir jest
łatwym celem. Większość z nich w czasie wysysania krwi traciła poczucie rzeczywistości. Pochylając
usta do szyi Turquoise, Jaguar nawet nie próbował odgadnąć jej myśli. Gdyby miała przy sobie broń,
mogła teraz bardzo łatwo go zabić.
rozdział VIII
Jaguar niechętnie wypuścił ją z objęć. Trzymał ją za nadgarstki dopóty, dopóki nie przekonał się,
że jest zdolna ustać na nogach. Odetchnęła głęboko i oparła się o ścianę. Pozbawił ją krwi niewiele
więcej,, niż oddałaby w szpitalu, ale wystarczająco dużo, by poczuła zawroty głowy.
Słysząc chrząknięcie, w jednej chwili oprzytomniała. Gdy zobaczyła, kto stoi w drzwiach, w
przypływie paniki natychmiast odzyskała jasność widzenia.
To był lord Daryl. Miał na nogach swoje zwykłe buty o stalowych noskach. Na sam ich widok
Turquoise przypomniała sobie ból żeber. Wiedziała, że ciemnoszare spodnie i niebieska jedwabna
koszula jej dawnego pana są nieskazitelnie świeże. Miał błyszczące kruczoczarne włosy, które w
świetle gabinetu Jaguara wyglądały, jakby przetykane niebieskimi pasemkami. Rysy jego twarzy byty
jak wyrzeźbione w kości słoniowej. Na policzkach dostrzegła lekki rumieniec, co znaczyło, że pił już
dziś krew.
Był naprawdę piękny. Turquoise zastanawiała się, dlaczego wszystkie wampiry odznaczają się tak
niezwykłą urodą. To pytanie dręczyło ją przez cały czas, od kiedy zajęła się zabijaniem. Wiedziała, że
część z nich ulega przemianie w pięknych, ponieważ uroda przyciąga uwagę. Wiedziała też, że krew
wampira usuwa skazy na ludzkim ciele, wygładza skórę, wzmacnia mięśnie i ogólnie poprawia
wygląd. Ale wiedzieć o tym, nie znaczyło widzieć, jak się to dokonuje.
Lord Daryl był diabelsko piękny i groźniejszy od diabła. Serce Turquoise biło jak oszalałe. Zdawała
sobie sprawę, że Jaguar i lord Daryl słyszą to bez trudu, ale nie potrafiła się uspokoić. Jej organizm
reagował tak, jakby dwa lata ćwiczeń w jednej z jednostek tajnej organizacji Bruja nigdy się nie
zdarzyły.
- Czego chcesz, Darylu? - warknął Jaguar. Nie krył, że nie lubi swego gościa. Przyciskał
Turquoise do siebie, jakby ją przed nim chronił lub demonstrował prawo właściciela. Chciała wierzyć,
że chodzi o to pierwsze. Ale ani jedno, ani drugie nie było dla niej dobre, bo lord Daryl nie krył
zazdrości.
- To twój nowy nabytek? - odwarknął. Spojrzał naTurquoise. Rozpoznawszy ją, utkwił pełen
nienawiści wzrok w Jaguarze.
- Prezent od Jeshickah. Czego chcesz? —Jaguar odwzajemnił nienawistne spojrzenie.
- Czy Jeshickah postanowiła już, że tu zostaje? -spytał lord Daryl, najwyraźniej nie spiesząc się z
wyjawieniem celu wizyty.
Jaguar potrząsnął głową.
- Nie zdradziła mi swoich planów. Jeśli nie masz nic lepszego do roboty poza gadaniem, to
muszę kazać ci stąd wyjść. Mam pracę do wykonania. - Dary! próbował oponować, ale Jaguar nie
dopuścił go do słowa, dodając lodowatym tonem, od którego Tur-quoise dostała gęsiej skórki: —
jesteś wolny.
Lord Daryl wyszedł z gabinetu sztywnym krokiem, nie kryjąc wściekłości.
- Możesz mu tak po prostu coś kazać? -wymknęło się Turquoise, zanim przyszło jej do głowy,
że nie powinna się zdradzać takimi pytaniami.
- Podobno każdy w tym domu podlega moim rozkazom.
- Dlaczego podobno?
- Bo zawsze są wyjątki od reguły —odpowiedział
z ironią.
Turquoise domyśliła się, że Jaguar mówi o Jeshickah i może o Gabrielu.
- Audro, znajdź sobie jakąś rozrywkę - powiedział z westchnieniem. —Muszę porozmawiać z
Jeshickah, zanim Daryl pójdzie do niej się wypłakać.
Wyprowadził ją do holu. Dręczył ją niepokój, bo lord Daryl ją rozpoznał, choć w obecności Jaguara
ledwie zwrócił na nią uwagę. Gdyby spotkał ją samą, nie byłby taki słodki.
Przystanęła w holu i spoglądała na oddalającego się
Jaguara. Oparta się o ścianę, jakby zastabla, i stafa tam dopóty, dopóki nie obmyśliła kolejnego kroku.
Pojawienie się lorda Daryla oznaczało dla niej nieoczekiwane niebezpieczeństwo, z którym
musiała sobie jakoś poradzić. Miała tu robotę do wykonania, bez względu na to, czy on stał na jej
drodze, czy też nie.
Chciała zaraz obejrzeć dziedziniec. Mogła sprawdzić, czy drzwi do południowego skrzydła są
otwarte, ale sądziła, że tamtędy raczej jej się nie uda wymknąć, bo o tej porze w budynku kręciło się
zbyt wiele osób. Nie mogła otworzyć zamka, nie narażając się na to, że ktoś ją zobaczy.
Gdy ruszyła przez hol, zdecydowawszy się jednak udać do południowego skrzydła, spostrzegła
Ravyn. Omal nie zaklęła. Bez względu na to, co jej wspólniczka tu robiła, było to wbrew ich planowi
przewidującemu, by siedzieć cicho, zanim nie zorientują się w sytuacji.
Wydawało się, że Ravyn jest bliska wpakowania się w kłopoty. Obok niej opierał się o ścianę
Gabriel. Skrzyżowa' ręce na piersiach i słuchał jej z wyraźnym sceptycyzmem. Gdy wzburzona
skierowała się do południowego skrzydła, złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Wówczas
Turquoise ruszyła, chcąc jej pospieszyć z pomocą. Jednak Ravyn nieznacznie pokręciła głową, dając
jej w ten sposób do zrozumienia, że poradzi sobie sama.
* * #
30
Turquoise wróciła do pokoju i czekała na Ravyn. Udawała potulną, ale naprawdę kipiała energią.
Miała wielką wolę walki. Zależało jej na wykonaniu misji i zniknięciu stąd. Teraz chciała wiedzieć, w
jakie kłopoty , wpakowała je Ravyn.
Jeshickah nie mogła być trudnym celem. Jaguar pałał do niej nienawiścią, więc zapewne nie
chciałby jej chronić. Turquoise musiała tylko zdobyć sztylet i znaleźć sposobność zadania ciosu.
Oczywiście, jeśli źle oceniła intencje Jaguara i stanąłby jej na drodze, to prawdopodobnie też
musiałaby się go pozbyć.
Gdy do pokoju weszła Ravyn, wyglądała na ogromnie zadowoloną, choć była trochę blada i
zmęczona.
- O co chodziło? -warknęła Turquoise. Ravyn przeciągnęła się, ziewnęła i nie wkładając
piżamy, położyła się do łóżka.
- Turquoise, zaraz będzie świt. Prześpijmy się trochę - zaproponowała, jakby nie usłyszała
pytania.
Ravyn proponowała, żeby poszły spać? Turquoise znowu miała ochotę ją udusić.
- Ravyn...
- Jestem zmęczona. Nawiasem mówiąc, mam pewien plan. Pozwól mi się przespać, a wszystko
ci opowiem. -Nakryła głowę poduszką.
Do licha z nią, pomyślała Turquoise.
O świcie większość wampirów szła spać. I nie
wstawały przed południem, a śpiący wampir był łatwiejszym celem niż czuwający. Świt doskonałe
nadawał się do realizacji planu, jaki mogła mieć Ravyn.
Z tym przekonaniem Turcjuoise wyszła z pokoju.
0 świcie w kuchni wydawano kolację. Udała się tam
1 siedziała aż do zamknięcia, kiedy prawie wszyscy wrócili do swoich pokoi, żeby pójść spać.
Spędziła godzinę w sali gimnastycznej, wzięta prysznic i przebrała się. Gdy wyszła z pokoju, było
już wczesne przedpołudnie i skrzydło opustoszało. Erie powiedział jej, że zbyt mało mieszkańców
budynku wstawało na południowy posiłek, by opłacało się go przygotowywać, więc środek dnia
wydawat się najbardziej odpowiedni do wyprawy na dziedziniec.
Wcześniej ze szwalni Katie Turquoise podkradła dużą agrafkę i długopis. Odgięta agrafka i
nasadka pióra stanowiły prymitywne, lecz skuteczne narzędzia umożliwiające otwarcie zamka w
drzwiach prowadzących na dziedziniec.
Zamek nie byt szczególnie wymyślny, mniej więcej taki sam jak większość zamków domowych,
a Tur-quoise miała doświadczenie w ich otwieraniu, więc po trzech minutach usłyszała
charakterystyczny trzask.
rozdział IX
Dziedziniec był zdumiewający.
Otaczał go mur, obrośnięty bluszczem. Turcjuoise czuła pod stopami gruby miękki mech, z
którego wystawały gładkie szare kamienie, kusząc, by usiąść. Rosły tu niskie drzewa, młode wierzby i
japońskie klony. Brzeg małej sadzawki zdobiły smukłe irysy.
Turcjuoise zrozumiała teraz, dlaczego ktoś chciał chronić to miejsce przed intruzami. Nie
pojmowała natomiast, dlaczego kogoś takiego jak Jaguar -tresera, handlarza niewolnikami i wampira
-obchodziło piękno irysów i bluszczu, bez względu na to, jak dobrym wydawał się panem.
Weszła na dziedziniec ostrożnie, lecz szybko, starając się zorientować, czy ktoś tu jest. O tej porze
Jaguar prawdopodobnie spał, ale nie wiedziała, czy wolno tu bywać ludziom i istotom
wielokształtnym.
Była niemal pośrodku dziedzińca, gdy usłyszała szelest liści i odwróciła się w kierunku, z którego
dochodził.
- Ja tylko... - przerwała, widząc zbliżające się do niej z wierzbowego zagajnika zwierzę, które
obserwowało ją czujnie bursztynowymi oczami.
Nie znała się na rasie kotów. Teraz do jej świadomości docierało tylko tyle, że ten jest duży. Prawdopodobnie
długością przewyższał jej wzrost. Gdy leniwie wygiął grzbiet, spojrzała na pazury, które z
łatwością mogły rozszarpać jej rękę. Nie potrafiła na podstawie cętek określić gatunku dużego kota,
ale ponieważ pan tego miejsca nazywał się Jaguar, uznała, że ma do czynienia z jaguarem.
Były dwa... Z poszycia podniósł się drugi kot, mniejszy i lżejszy: samica. Miała na pysku
postrzępioną bliznę biegnącą od oka -którego brakowało, a miejsce po nim wypełniała perła -aż do
ucha. Turąuoise zdawała sobie sprawę z tego, że nie wolno jej wpaść w panikę. Wprawdzie oba
stworzenia przewyższały rozmiarami większość psów, ale były to tylko zwierzęta. Nie należało przed
nimi uciekać.
-Milady -zaczęła przemawiać cichym opanowanym głosem do samicy, której samiec wyraźnie
dawał pierwszeństwo. -Nie zamierzałam naruszać spokoju waszego miejsca. -Jej ojciec oświadczył
kiedyś, że duże groźne zwierzę zawsze należy traktować z szacunkiem. Przypominając sobie teraz te
słowa, uśmiechnęła się. Oczywiście miał wtedy na myśli dużego bezpańskiego psa. Większość jej
jedynych dobrych wspomnień stanowiły życiowe mądrości i rady ojca. Mówiąc, cofała się ostrożnie w
stronę drzwi, nie chcąc ani uciekać, ani się odwracać. -Sądziłam, że ten teren należy do Jaguara. Jeśli
sobie tego życzycie, to natychmiast go opuszczę.
Większy jaguar zagrodził jej drogę i musiała go okrążyć. Ale wyciągnął się przed drzwiami na
mchu izamknął oczy, jakby powrócił do przerwanej drzemki.
32
- Całkiem jak kot - mruknęła pod nosem Tur-quoise i zwróciła się do samicy: - Nie sądzę,
milady, żebyś zechciała go poprosić o odsunięcie się stamtąd?
Samica nie zareagowała. Samiec natomiast obnażył kły i warknął na Turquoise, gdy próbowała
przejść obok niego, zmuszając ją do cofnięcia się.
Mogła próbować dostać się do środka innymi drzwiami, ale po zastanowieniu odrzuciła pomysł
udania się do zachodniego skrzydła, nie zorientowawszy się uprzednio w sytuacji. Miała na to ostatnie
około godziny. Poza tym jaguar mógł w jakimś momencie odejść od drzwi do południowego
skrzydła. Gdyby tego długo nie robił, podjęła decyzję, że spróbuje przejść korytarzem dla wampirów.
Dla zabicia czasu usiadła w nasłonecznionym miejscu nad sadzawką i zastanawiała się nad tym,
co powie Jaguarowi, gdy ją tu znajdzie. Starała się nie zrobić niczego takiego, co mogłoby
zdenerwować koty.
W przeciwieństwie do swego towarzysza, samica okazała się dociekliwa. Położyła się obok niej i
liznęła ją szorstkim językiem po plecach i ramionach, co Turguoise uznała za dobry znak.
Pomimo dużych rozmiarów i dzikości miała cechy kota domowego: niezależna i stanowcza, ale
także skłonna do zabawy. Łasiła się do Turquoise, aż ta w końcu odważyła się pogłaskać ją po pięknej
sierści. Później położyła się na mchu i przeżuwała liść irysa.
Przez cały ten czas samiec leżał nieruchomo. Turquoise straciła nadzieję, że jaguar kiedykolwiek
odsunie się od drzwi, i niechętnie ruszyła w stronę zachodniego skrzydła. Zawahała się, widząc, że w
tym momencie zwierzę uniosło głowę. Już dochodziła do drzwi w zachodnim skrzydle, gdy ziewnął,
ukazując groźne kły, i wstał.
W jednej chwili samica była przy niej. Otarła się z tyłu o jej kolana, omal nie zwalając jej z nóg.
-Milady, przepraszam, jeśli jestem niegrzeczna, ale...
W tym momencie samiec dał susa i skoczył na Turquoise. Nieprzygotowana na atak, straciła
równowagę i upadła na plecy. Zamknęła oczy. Nic jej się nie stało, ale starała się zebrać siły, sądząc, że
zarazpoczuje na szyi zwierzęce kły.
Gdy po chwili otworzyła oczy, zobaczyła, że wielki kot stoi nad nią, opierając przednie łapy na jej
ramionach.
Nagle jaguar przemienił się w Jaguara, który stanął obok niej i wyciągnął do niej rękę, by pomóc jej
wstać. Wpatrywała się w tę rękę w osłupieniu.
Na dziedzińcu Jaguar był tak samo u siebie jak w egzotycznym budynku Królestwa Północy.
Promienie słoneczne wydobyły kasztanowaty odcień jego czarnych włosów, a brąz skóry wydał się w
dziennym świetle intensywniejszy,
Turquoise w końcu opanowała się i wstała szybko bez jego pomocy.
- Jaguarze...
- Audro, nie sądzę, żebym cię tu zapraszał -wszedł jej w słowo, ale powiedział to lekkim tonem,
niemal rozbawiony.
- Ty... -Wciąż była nieufna.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, uklęknął przy samicy, która od razu zaczęła się łasić do
jego ramienia.
- Pozwól, że ci przedstawię Shaylę, najpiękniejsze stworzenie mieszkające w tym budynku. —
Pogładził jej aksamitną sierść. - Choć wątpię, by kiedykolwiek zaprotestowała, jeśli powie się-cło niej
milady.
- Tak mój ojciec zwracał się do naszej pręgowanej kotki, gdy chciał czegoś od niej - wyznała
Turquoise, niezdolna sformułować żadnej myśli, bo wciąż kręciło się jej w głowie.
- Shayla nie ufa większości ludzi - wyjaśnił Jaguar. -Każdy mój wróg jest również jej wrogiem,
więc musi być ostrożna. Masz szczęście, że tak szybko cię polubiła.
- A gdyby tak się nie stało? - spytała, wpatrując się W jego oczy, ale nie potrafiła odczytać ich
wyrazu.
- Nie stałabyś tu teraz - odpowiedział szczerze i odwróci! głowę, dodając lekkim już tonem: -
Shayla jest doskonalą znawczynią charakterów. Skoro zaakceptowała cię, to pozwalam ci tu zostać.
- Dziękuję, milady -powiedziała Turąuoise żartobliwie,
Shayla była tak pochłonięta czyszczeniem przedniej łapy, że nawet nie podniosła głowy.
Ale, jak się zdawało, wyczuła, że atmosfera stała się znacznie spokojniejsza, bo skoczyła na
Jaguara, zmuszając go do beztroskiej zabawy.
Turquoise nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu, oglądając igraszki wampira z jego
ulubionym zwierzęciem.
Gdy Jaguar przeturlał Shaylę w pobliże irysów, najwyraźniej zmęczyła się już zabawą. Postawiła
uszy i z godnością ruszyła między drzewa.
On nadal leżał na mchu. Po chwili uniósł się na łokciach i spojrzał na Turquoise.
- Mówią mi, że spędzam zbyt dużo czasu w postaci jaguara i ma to wpływ na moje zachowanie.
Ty też tak sądzisz?
- Tak. - Pozwolił jej rozmawiać z nim swobodnie, więc starała się sprawdzić, jak duża jest ta
swoboda. -Od jak dawna znasz Shaylę?
Jaguar westchnął.
- Znam krewnych Shayli od czasu, gdy jej pradziadek był kociątkiem. Przed kilku laty ranił ją
myśliwy. Straciła oko. Mało brakowało, a pozbawiłby ją także drugiego. Poza tym złamał jej kość,
która zrosła się zbyt późno i teraz Shayla lekko utyka na jedną łapę. Nie przeżyłaby w. dżungli,
więc ją tu zabrałem.
Zerknął na Shaylę, a Turcjuoise podążyła za nim wzrokiem. Jakby w reakcji na ich spojrzenia
samica ziewnęła szeroko.
- W wielu starych kulturach, w Ameryce Środkowej i Południowej, jaguary uważa się za bogów
lub za posłańców bogów —powiedział.
- Pochodzisz stamtąd? -spytała Tunąuoise, na wpół się tego domyślając.
- Moja matka... -Siląc się na obojętność, dodał: -Mój ojciec był Hiszpanem.
Odwrócił się od niej błyskawicznie. Tunąuoise miała sobie za złe, że zadała mu to pytanie.
Żadnego innego wampira nigdy nie zapytałaby o pochodzenie, gdyż mógł zareagować gwałtownie.
Ale na moment niemal zapomniała, kim jest Jaguar.
Pora była wycofać się i zostawić go samego, by mógł ochłonąć. Gniew wampira był
nieprzewidywalny w skutkach i bardzo niebezpieczny.
- Jaguarze...
- Audro, zbliża się południe. Porozmawiamy później -przerwał jej, znowu otaczając się murem
nieufności.
Skinęła głową. Przez chwilę obserwowała zafascynowana, jak na powrót przemienił się w jaguara i
wielkimi susami oddalił się do lasku.
„Możesz tu zostać, jak długo zechcesz" - przekazał jej mentalnie zaproszenie głosem, który
brzmiał niemal przepraszająco z powodu tak nagłego oddalenia się. Potrafił w ten sposób przeniknąć
do jej umysłu, nie troszcząc się o przyzwolenie, i stał się niepokojąco otwarty.
Turquoise musiała zwalczyć nagłą chęć odgrodzenia się od niego i niedopuszczenia go więcej do
swojego umysłu. Większość szkół łowców wampirów uczyła, jak ustrzec umysł, przynajmniej do
pewnego stopnia, przed wpływem tych istot, ale, niestety, ludzie na ogół nie potrafili się przed nim
bronić. Gdyby jednak próbowała odciąć się od Jaguara teraz, gdy już przeniknął do jej umysłu,
wzbudziłaby jego podejrzenia.
Poczuła, że zaczął się oddalać.
„Audro, odpręż się i ciesz się słońcem" - zachęcił ją słabszym już głosem. Powiedział coś
zdumiewającego. Nie potrafiła ocenić, czy jego sugestia była szczera czy ironiczna.
Shayla przekrzywiła głowę i z zaciekawieniem obserwowała, jak zmęczona Turquoise wzdycha i
siada obok niej na kamieniu.
- Rozumiesz go lepiej niż ja? - zwróciła się do samicy, która w odpowiedzi zaczęła się do niej
łasić.
Ale dlaczego Turquoise miała się troszczyć o to, by lepiej rozumieć Jaguara? By potrafić
przewidzieć jego zachowanie. To była najbardziej oczywista odpowiedź. Nieprzewidywalny
przeciwnik jest znacznie bardziej niebezpieczny niż taki, którego posunięcia da się w porę odgadnąć,
a Jaguar miał odegrać znaczącą rolę w akcji podjętej przez Turquoise i Ravyn przeciwko Jeshickah.
Jednak Turquoise nie dawała spokoju myśl, iż chce rozumieć Jaguara, ponieważ on zbija ją swym
zachowaniem z tropu. Nie zdarzało się to jej często.
Oczywiście była tylko człowiekiem, istotą śmiertelną i godziła się z tym, że nie wie wszystkiego.
Ale w ciągu dwóch lat tropienia i zabijania wampirów nie poznała nikogo, kogo tak bardzo nie
potrafiłaby pojąć.
Nathaniel opisał jej Jaguara jako groźnego bezwzględnego wroga, Po wysłuchaniu tego miała
ochotę wbić w nowego władcę Królestwa Północy sztylet. Tymczasem ten arogancki pan niewolników
z opowieści Nathaniela byt istotą szczerą i otwartą; tak przynajmniej jej się wydawało. Zastanawiała się
nad przeciwstawnymi cechami jego osobowości. Potrafił bezwzględnie odprawić lorda Daryla, a
zarazem okazać czułość Shayli, baraszkując z nią beztrosko. Tunąuoise nie rozumiała go i choćby
tylko z tego powodu, nie mówiąc o innych, nie ufała mu.
Ufać... Dawno temu nauczyła się wystrzegać tego słowa. Każdy człowiek mógł ufać jedynie
prostej prawdzie,
że na pierwszym miejscu wszyscy stawiają własne dobro.
Shayla ponownie próbowała zwrócić na siebie jej uwagę. Była nieznośna jak kociątko
poszukujące towarzysza zabawy, tak samo jak ono rozpieszczona i żywa, ale ogromna i śmiertelnie
niebezpieczna.
Zbliżało się południe. Turquoise miała niewiele do roboty. Ravyn wyglądała na zmęczoną, gdy
spotkały się nad ranem. Pewne jeszcze spała. Dziedziniec, jakkolwiek piękny, okazał się znacznie
mniej interesujący, niż wydawał się wtedy, gdy był zakazany. Szczęśliwie o tej porze wampiry głównie
spały.
Turquoise wyciągnęła się obok Shayli. Poczuła na gołych rękach rozkoszne słoneczne ciepło. Była
blada, bo przecież ostatnie dwa lata spędziła głównie na śledzeniu nocnego życia istot, których
zabijaniem się trudniła. Nie pamiętała, kiedy po raz ostatni wylegiwała się na słońcu.
Postanowiła poleniuchować. Była zmęczona z powodu braku snu i utraty krwi. Zapadła w
drzemkę. Później baraszkowała trochę z Shaylą i znowu zasnęła.
rozdział X
- Pierwsza lekcja: nauka używania tytuiu - powie-dział spokojnie, a Catherine starała się
złapoć oddech, czując na szyi jego zaciśniętą dłoń. - Będziesz się do mnie zwracała: „lordzie
Darylu".
—Zabierz ode mnie te łapy - wychrypiała, a Daryl za karę wymierzył jej siarczysty policzek,
tak iż świat zawirował jej przed oczami.
—Zwróć się do mnie tak, jak ci kazałem — powtórzył, dusząc ją jedną rękqr a drugą
przyciskając do ściany.
Próbowała go kopnąć, ale wykazał się szybszym refleksem niż wąż rzucający się na swą
zdobycz. Chwycił ją za kostkę i przewrócił na podłogę. Uderzyła głowg o wypolerowane drewno
tak mocno, że straciła oddech i poczufa straszny ból z tyłu czaszki. Świat wirował jej przed
oczami. Nie potrafiła wstać o własnych siłach.
- A więc, Catherine? - ponaglił ją.
~ Milordzie, wynoś się stąd do diabła! - warknęła. Zaczęła się podnosić, ale kopniakiem rzucił ją
znowu na podłogę. Stalowy czubek jego buta błysnął jej przed
oczami tuż przy żebrach i w tej samej chwili poczuła w nich taki ból, że oddech stai się torturą.
Zastanawiała się, czy tym kopniakiem jej prześladowca nie połamał jej kości. Dalsze tego rodzaju
„miłosne pieszczoty" mogty spowodować śmierć. A/e ten drań wcale nie musiał uważać, by do
tego nie doszło. Przecież zabił już jej rodzinę.
Mysi o tym dała Catheńne siłę do wstania z podłogi, pomimo nieznośnego bólu żeber i g/owy.
Ale jeszcze nie zdążyła się dobrze podnieść, gdy powalił ją kolejnym uderzeniem.
- lordzie Darylu? - szepnęła, niezdolna mówić gfoś-niej. - Jesteś teraz zadowolony?
Skiną! g/owg. Jego twarz o jasnej cerze i rzeźbionych rysach wygiądała jak maska
przedstawiająca szyderstwo.
— Prawie.
36
Obudzita się, z trudem łapiąc oddech. Cierpiała psychicznie z powodu dawno już zagojonych
ran. To pobicie przez lorda Daryla pierwszej nocy, gdy obudziła się w jego rezydencji, było niczym w
porównaniu z tym, co musiała znosić później. Ponieważ jednak wszystko zaczęło się od niego,
pozostało w jej pamięci jako budzące największą grozę.
Catherine Minate, nowoczesna amerykańska nastolatka mieszkająca w mieście, absolwentka
prywatnej szkoły, przygotowująca się do wykonywania pracy umysłowej, została uderzona po raz
pierwszy, gdy w jej życie wkroczył lord Daryl. Pod wpływem przerażających i bolesnych przeżyć,
jakich doznała podczas pierwszego z nim spotkania, strach kojarzył się jej teraz z metalicznym,
gorzkim i ostrym smakiem.
Shayla zwinęła się obok niej w kłębek. Turcjuoise spociła się z powodu gorącego
popołudniowego słońca, ciepła jaguara i koszmaru sennego, z którego otrząsnęła się przed chwilą.
Wstała ostrożnie i przeniosła się do zagajnika, w którym zniknął Jaguar, przybierając postać
zwierzęcia.
„Wszystko w porządku, Audro?" -spytał ją mentalnie,zwinięty w kłębek na miękkim mchu.
Skinęła głową, ale pomyślała, że mógł tego nie dostrzec.
„Tak, lecz prześladują mnie złe wspomnienia", odpowiedziała mu więc w myślach.
Wątpiła, aby był zaskoczony tym, że niewolnica ma złe wspomnienia, zwłaszcza niewolnica z
bliznami na ciele wymownie świadczącymi o tym, jak brutalnie ją traktowano. Toteż zdumiał ją, gdy
wstał i dał w jej stronę susa. Uśmiechnęła się do niego, bo otarł się o jej bok z kocią gracją.
Najwyraźniej chciał ukoić jej niepokój. Znowu na chwilę nawiązał z nią kontakt umysłowy, ale nic nie
powiedział, tylko przekazał jej współczucie i sympatię.
Wyciągnął się obok niej, gdy się położyła. Z jej
drugiej strony uiożyta się Shayla, szybko do nich dołączywszy. Jaguary potraktowały ją jak
przestraszone kodę, które trzeba chronić.
Możliwe, że potrzebowała tego. Gdy czuwały przy niej dwa przyjacielsko nastawione jaguary, złe
wspomnienia już więcej nie zakłócały jej snu. Zrozumiała, dlaczego w dawnych kulturach oddawano
tym zwierzętom cześć boską: odznaczały się nie tylko urodą i dumą, lecz także nieokiełznaną siłą,
którą wykorzystywały także do ochrony innych.
Rozdział XI
Zasnęła przytulona do miękkiej pięknej sierści Jaguara. Ale obudziła się w zupełnie
innej sytuacji, gdyż Jaguar powrócił do ludzkiej postaci. Teraz leżała przytulona do jego
boku, a onjakbyodniechceniaobejmował jąwtalii.
Przez chwilę w milczeniu podziwiała jego piękne, ciało. Leżał na plecach. Czarne
jedwabiste włosy opadały w nieładzie na mech, a gładka skóra o złotawym oćaeniu była
ciepła jakuczłowieka.
Ale złudzenie nie trwało długo. Opierała policzek na jego klatce piersiowej, lecz nie
słyszałabicia serca.
Jaguar obudził się, słysząc jej westchnienie. Czuła, jak jego klatka piersiowa podnosi
się iopada pod wpływem oddechu. Objął jąmocniej, jakbynapowitanie.
-Dobrywieczór.
Dobrywieczór? Czyżby spała tak długo?
Owszem, bo słońce już zaszło. W mroku głos Jaguara brzmiał łagodnie i wydawał się
bardziej czuły, niżby sobie tegożyczyła.
- Przepraszam -odezwata się ze skruchą i zaczęła podnosić się z ziemi.
- Nie ma takiej potrzeby -uspokoił ją, nie od razu pozwalając jej wstać, a ona się zawahała, odwracając
od niego wzrok, bo wpatrywał się w nią tak intensywnie, że się przestraszyła. - To nie jest
nieprzyjemny sposób budzenia się.
Może dla niego, pomyślała z goryczą. Był przecież właścicielem niewolników, a nie niewolnikiem.
Wybór zawsze należał do niego.
Teraz pozwolił jej podnieść się z mchu. Wstała pospiesznie. On wstawał znacznie wolniej. Ale gdy
wyszła już z zagajnika i znalazła się pod rozgwieżdżonym niebem, dogonił ją i wziął za rękę.
Starała się jakoś oswoić z tymi nowymi doświadczeniami, ale uparcie powracały wspomnienia
dawnych przeżyć.
Lord Daryl zwykle traktował ją jak nieposłuszne zwierzę domowe. Nieraz zasypiała z głową
opartą na jego kolanach, gdy rzeźbił, zwykle posiniaczona i obolała po ostatnim pobiciu, a budziła się
w jego ramionach jak ulubiona zabawka dziecka, z kolanami podciągniętymi pod brodę.
- Audro, nie musisz się niczego bać -zapewnił ją Jaguar.
Gdy tylko to powiedział, uświadomiła sobie, że ze strachu łomocze jej serce. Starając się uspokoić,
powtarzała w myślach, że lord Daryl i Jaguar nie są do siebie ani trochę podobni.
Nie przerażał jej fakt, że Jaguar jest wampirem. W ostatnich dwóch latach zabiła ich tyle, że nie
budziły już w niej grozy. Przerażało ją to, że przy Jaguarze traci czujność, że nawet potrafi na chwilę
zapomnieć, kim on jest. Najbardziej zaś przerażało ją to, że polubiła Jaguara, że odkryła w nim
poczucie humoru i zdolność współczucia innym.
Być może będzie zmuszona go zabić. Dlatego nie chciała myśleć o nim, że jest bardzo ludzki.
- Czego się obawiasz? -spytał, gdy wyrwała dłoń z jego ręki. -Dotychczas się nie bałaś.
Zignorowała go, ostrożnie omijając w mroku kamienie. Usiłowała sobie przypomnieć, w której
części muru znajdują się drzwi.
- Audro, obnażyłaś dla mnie szyję. Nie budzi w tobie lęku to, kim jestem. Co cię wobec tego
przeraża? -nie ustępował.
Odwróciła się do niego, żałując, że po prostu nie może zapaść się w mur, o który się oparła. Nie mogę
ci tego wyjaśnić.
- Dlaczego? - spytał łagodnie, ale stanowczo, co znaczyło, że nie pozwoli jej łatwo uniknąć
odpowiedzi. - Kto cię przed tym powstrzymuje? Jestem tu jedynym twoim panem i nie sprawię ci
bólu z tego powodu, że powiesz prawdę. -Wzdrygnęła się, gdy podszedł do niej i opart dłonie o
mur po obu stronach jej ramion. Spytał ponownie wciąż łagodnym tonem: -Czego się
boisz? Tego, iż zorientuję się, że tylko udajesz niewolnicę, bomasz tak samo jak ja wolną
wolę? A może tego, że rozpoznamte... - Przesunął opuszkami palców po bliznach na jej
prawym ramieniu i tej na nadgarstku. - I dowiem się, czyjej broni zawdzięczasz tę
ostatnią?
Pod wpływem samej jego sugestii, że może miećna myśli lordaDaryla, serce podeszło
jej do gardła.
- Boisz się, że przypomnę sobie opowieści, które kiedyś słyszałem, czyli wieczne
narzekanie jednego z moich towarzyszy? Mówił o swojej niewolnicy, że jest ładna, ale
nieposłuszna. Dodawał, że jest silna. Mówił o tym, bo nie potrafił jej ujarzmić. Odznaczała
się wrodzonym uporem. Nie mógł przeniknąć jej myśli, a nie potrafił ujarzmić jej w inny
sposób. Nazywał jąCatherine.
Cisza, jakazapadłapotychsłowach, wydawała się Turquoise nieznośnie długa.
Gdy wyciągnął rękę, poruszyła się nerwowo, ale on tylko odsunął z jej twarzy kosmyk
włosów. Potrzeba bliskości dochodziła w nim do głosu szybciej, niż w niej odzywał się
instynkt łowiecki.
- Nie sprawię ci bólu - powtórzył. Pochylił usta do jej szyi, a ona odprężyła się niecow
tej znanej już sytuacji. -To, co budzi w tobie strach, nie ma nic wspólnego z tym... -drasnął kłami
jej skórę nie na tyle mocno, by ją przebić -lecz z tym, nieprawdaż? Pocałował ją.
Zrobił to wolno, jakby mieli przed sobą cały dzień. Ale stał się zaborczy i namiętny, zanim w
końcu dotarło do niej, co się dzieje. Z pewnością nie mogła go uznać za delikatnego, lecz z drugiej
strony zachłanność, z jaką ją całował, była dla niej jak zbawienna w walce adrenalina.
No cóż... Jaguar miał kilkaset lat doświadczeń, a ona naprawdę niewiele, bo zaledwie kilka lat z
paroma chłopakami, i to dawno temu, oraz z hróem Darylem.
Na myśl o nim drgnęła ze strachu. Pocałunek Jaguara nie miał nic wspólnego z pocałunkami
lorda Daryla, które były jak akty przemocy. Niestety, Jaguar zdradzał tę samą chęć dominacji. Dlatego
Turquoise odsunęła się od niego i zaczęła go odpychać, przyciskając się do muru.
- Audro...
- Jaguarze, puść mnie. Zawahał się.
- Audro...
- Puść mnie -przerwała mu ponownie. Puścił ją tak nagle, że prawie straciła oddech.
—Przepraszam.
Turquoise pierwsza spostrzegła, że ktoś wszedł na dziedziniec. Jeshickah tylko na nią zerknęła i
utkwiła wzrok w Jaguarze.
—Jakie to wzruszające, kotku. Zdaje się, że zdobyłeś nową przyjaciółkę -szepnęła mu do ucha,
biorąc go z tyłu za ramiona.
Jaguar natychmiast się odwrócił i odsunął od wampirzycy.
—Jeshickah -odezwał się, nie potrafiąc ukryć niepokoju.
—Zabawiasz się, kotku, ze swoim nowym zwierzaczkiem, nieprawdaż? -zamruczała i spojrzała
na Turquoise, która chętnie od razu sięgnęłaby po sztylet, gdyby go tylko miała.
„Uklęknij" —usłyszała Turquoise w myślach polecenie Jaguara. Skuliła się pod wpływem tego
rozkazu gwałcącego jej niezależność.
„Audro, nie przeciwstawiaj mi się teraz. Nie rób tego, jeśli nie chcesz, żeby zadała ci ból" -ponowił
polecenie zdesperowanym głosem, choć panował nad wyrazem twarzy.
Z najwyższym trudem Turquoise zapomniała o dumie, przyklękła na jedno kolano i spuściła
wzrok, żeby Jeshickah nie dostrzegła na jej twarzy nienawiści. Wiedziała, że czasami musi okazać
uległość, ale oczywiście wcale nie było to przyjemne.
- Zażywałem rozrywki w towarzystwie Audry -odpowiedział wampirzycy.
- Nie jest najlepiej wytresowana-stwierdziła Jeshickah.
Jaguar wzruszył ramionami.
- Jestw zadowalającym stopniu. Nie mam czasu jej tresować.
- W zadowalającym? -Jeshickah nie kryla rozbawienia.
- Masz do mnie jakąś sprawę? - Jaguar powiedział to lodowatym tonem ku wielkiej radości
Tur-quoise, że wreszcie przezwyciężył strach i zdobył się na taką odwagę. -Nikt się tu ciebie nie spodziewał.
- A muszę mieć twoje pozwolenie, żeby wejść na dziedziniec? - spytała Jeshickah groźnym
tonem, ale zaraz dodała nonszalancko: - Poza tym nie wybaczyłabym sobie, że ominęła mnie ta
wzruszająca scenka z dziewczyną.
Turquoise zastanawiała się, ile wampirzyca zobaczyła. Była ciekawa, kiedy będzie mogfa wstać z
klęczek, już zaczął ją boleć kark.
- A co do tego, czy mam do ciebie jakąś sprawę, to chciałam ci przypomnieć, że kilka godzin
temu byliśmy umówieni na spotkanie, na które nie przyszedłeś —oświadczyła Jeshickah po chwili
milczenia.
- Powiedziałem ci, że mam różne obowiązki — odpowiedział, kłamiąc bezczelnie, co
świadczyło o jego lekceważącym stosunku do wampirzycy. Przez cały dzień leniuchował, choć może
robił coś wtedy, gdy Turquoise spała.
- A ja kazałam ci je przełożyć - odparła wampirzyca groźnym tonem. Podeszła tak blisko
Jaguara, że niemal go dotykała. Turquoise widziała tylko ich stopy. - Do tej pory bawiła mnie twoja
dziecinna wersja mojego KrólestwaPółnocy i tylko z tego powodu pozwoliłam ci rządzić, ale to, co tu
teraz widzę, już mnie nie bawi. Jestem bardzo rozczarowana tym, jaki się stałeś.
- Więc usuń się stąd -zasugerował jej Jaguar zmęczonym głosem. —Nie chcę zamieniać tego
miejsca w coś, co ty z niego uczyniłaś. - Potknął się, bo wampirzyca go popchnęła, chwytając za ramiona.
- Nie zapominaj, kocie, że wszystko, co masz, należy do mnie. Dałam ci nawet krew, która
płynie w twoich żyłach. Jeśli powiem, że chcę, by twoi niewolnicy wylizywali podłogę, sprawisz to. A
jeśli powiem, żeby jej wola została złamana, również tego dokonasz -oświadczyła łagodnym tonem.
- Nie zrobię niczego takiego - odparł równie łagodnym głosem, lecz tak samo jak ona stłumił
gniew. —Ludzie w Królestwie Północy są tacy, jakimi chcę, by
byli.Audra też jest taka, jakamiodpowiada.Zrozumiałaś?
Jeshickah wpadła w furię i z całej siły popchnęła go namur. Turcjuoise wzdrygnęła się. Teraz
była zadowolona, żezgodnie z poleceniemJaguarauklękła.
- Jak rozumiem, uważasz, że nie jesteś już treserem- rzuciłamuwtwarz. - Ze odpowiadasz
za to miejsce.Ale ty jesteś tylkożałosnym zwierzęciem, które sądzi, żeniktnie pamięta, kimbyłeś.
40
- Opuśćmój dziedziniec.
Słysząc to, Jeshickah znowu wpadła w szał. Chwyciła Jaguara za gardło i przycisnęła go do
muru.
- Może robisz wrażenie na innych, ale na pewno nie na mnie. Byłeś moim niewolnikiem.
Widziałam, jak z powodu pobicia krwawisz, jak kulisz się ze strachu i błagasz o przebaczenie. -
Odciągnęła go i znowu rzuciła nim o mur. - Mnie zawdzięczasz całą władzę, którą masz teraz i
wykorzystujesz w Królestwie Północy. Jeśli będę z ciebie niezadowolona, odbiorę ci wszystko, co
masz, i przetracę ci kark. Zrozumiałeś?
Przez chwilę Jaguar stał ze spuszczonymioczami.
- Tak.Ateraz wyjdź zmojego dziedzińca -rozkazał jej groźnym tonem.
- Na razie. -Jeshickahznikławdrzwiach, jaguar osunął się i ciężko oparł omur.Turquoise
zaczęła się obawiać, że Jeshickah poważniegopoturbowata.
Podniosta się, ale nagle przypomniała sobie chwile spędzone z nim, zanim pojawiła się tu
wampirzyca, i zawahała się.
Jaguar wstał. Zerknął na nią i odwrócił się.
- Audro, idź coś zjeść.
- Jaguarze...
- Idź, Audro —polecił jej kategorycznym tonem. Znowu się zawahała. Martwiło ją wyczerpanie
malujące się w jego posępnym spojrzeniu. Jednak oddaliła się pospiesznie, posłuszna jego
rozkazowi.
rozdział XII
- Do licha, Turcjuoise-warknęła Ravyn, gdy wspólniczka wśliznęła się do kuchni, szukając jej. -
Nie dość, że znikłaś na cały dzień, to jeszcze nie byłaś na posiłku o zachodzie słońca...
- Uspokój się, Ravyn - przerwała jej Turcjuoise. -Nie musisz się o mnie martwić. Sama potrafię
się o siebie troszczyć. I mów ciszej, jeśli nie chcesz, by ktoś doniósł Jaguarowi, że jego dwie niewolnice
kłócą się w kuchni.
Przez chwilę wydawało się, że Ravyn wzięła sobie tę przestrogę do serca. Turquoise spostrzegła
siniaka na jej lewym policzku, zasłoniętego dotychczas przez pasmo włosów.
- Co ci się stało? -zaniepokoiła się. Ravyn przesunęła palcami po siniaku.
- Nasza ulubiona królowa pijawek uznała, że jestem bezczelna. Gdyby nie było z nią dwóch
wampirów, już by nie żyła.
- Masz broń? —Nie wydawało się, by Ravyn miała sztylet, ale przecież było tyle możliwości jego
ukrycia.
Ravyn zerknęła na drzwi, jakby chciała się upewnić, że nikt nie wchodzi i że na pewno jest tu
sama z Turquoise.
- Wampir, z którym mnie widziałaś, to Gabriel Donovan. Należy tu do nielicznych, którzy nie boją
się Jeshickah. Wydedukował, po co tu jesteśmy, i dat nam dwa sztylety.
- Nie wątpię, że robi to z dobroci serca -skomentowała ironicznie Turquoise. Z jego rozmowy z
wampirzycą, którą Turquoise przez chwilę podsłuchiwać wynikało, że istotnie mógł chcieć pomóc im
zabić Jeshickah. Nieufność Turcjuoise budziło tylko to, że Gabriel pomaga w tym dwóm niewolnicom.
Spytała z naciskiem, pamiętając reakcję Ravyn, gdy w rozmowie wymieniało się Gabriela:
- Co cię łączy z tym wampirem?
- Kiedyś z nim pracowałam - odparła ogólnikowo wspólniczka. - On wie, że trudnię się
zabijaniem wampirów, ale wcześniej odniósł korzyść z wykonywanego przeze mnie zawodu. Gabriel
nam nie zagraża. Był mi wystarczająco pomocny, więc wybaczę mu to, że nigdy nie poinformował
mnie o swoich związkach z handlem niewolnikami. Znajdziesz sztylet pod swoją poduszką. Z chwilą
gdy weźmiesz go do ręki, rozpocznie się nasz wyścig: ta, która pierwsza dosięgnie celu, otrzyma
premię zaproponowaną przez panią Red. Idziesz na to?
- A co, gdyby ta, której się nie uda, straciła prawo do przywództwa Krwawych? —rzuciła wyzwanie
Tur-quoise. Nie mogła wygrać z Ravyn walki na bicze, czego ta prawdopodobnie nie wiedziała. Poza
tym zdobyła informację o tym, gdzie sypia jeshickah, a jako oddająca krew łatwo mogła spotkać
wampirzycę,
Ravyn zawahała się. Odrzucając zakład, potwierdziłaby, że nie jest pewna swoich umiejętności we
władaniu biczem, a przyjmując go, ryzykowałaby utratę możliwości zostania przywódczynią
Krwawych.
Widoczne na jej twarzy napięcie ustąpiło miejsca znudzeniu, gdy przeniosła wzrok na kogoś, kto
właśnie wszedł do kuchni.
- Cześć, Ericu - pozdrowiła chłopca. - Już wydałam posiłek, ale jeśli jesteś głodny, wyjmę coś z
lodówki.
- Dziękuję. Szukałem Audry. - Zwrócił się do Turquoise, nie zważając na to, że być może
przerwał ich rozmowę: -Czy możesz spotkać się Jaguarem?
Wydawało jej się, że nie rozmawiała z Erikfeafl wieki całe, ale przypomniała sobie, po co kazał jej
spotkać się z Jaguarem.
- Nie pozwolił mi wychodzić na dwór -poinformowała go.
Erie zmarszczył brwi poirytowany.
- Jestem niepocieszony. - Odwrócił się, wyczuwając obecność wampira znacznie szybciej niż
one obie.
Turquoise zdrętwiała, zorientowawszy się, kto wszedt do kuchni.
- Czym mogę służyć, milordzie? — zwróciła się Ravyn do przybysza z udawaną pokorą,
zauważywszy paniczną reakcję wspólniczki.
- Możesz odejść -polecił jej lord Daryl, ledwie na nią spojrzawszy.
Ravyn ruszyła pospiesznie do wyjścia, nie spuszczając wzroku z wampira. Zatrzymała się w
drzwiach i zerknęła na Turquoise, która ledwie dostrzegalnie skinęła głową.
- Ericu, zajmij się pracą —polecił lord Daryl chłopcu, gdy pozbył się już Ravyn.
Erie spojrzał na Turquoise przepraszająco, ale nie dyskutował z wampirem. Ruszył w ślad za
Ravyn, zostawiając Turquoise sam na sam z lordem Darylem.
Wyraz czarnych oczu wampira był nieodgadniony. Turquoise odwzajemniła to spojrzenie.
Analizowała w najdrobniejszych szczegółach wygląd swego dawnego prześladowcy, który miał
smukłe dłonie artysty, zdolne wymierzać ciosy tak silne, że czasami w obawie przed nimi błagała o
wybaczenie swych rzekomych czy rzeczywistych uchybień. Pamiętała, jak boleśnie wbijał kieł w jej
szyję, chcąc nasycić się krwią, i jak ją wówczas platonicznie uwodził. Oczywiście najlepiej pamiętała
ból, jaki jej zadawał biczem, kiedy wpadał w furię.
- Lordzie Darylu -powiedziała cicho.
- Catherine, miło cię widzieć — przywitał ją uprzejmie, ale wyczuta w jego głosie skrywany
gniew. Dlatego gdyby mogła, uciekłaby stąd już teraz. Wyobrażasz sobie moje zdumienie, gdy
zobaczyłem cię tu po raz pierwszy, z jaguarem? - Uderzył ją z zaskoczenia ręką, aż się zatoczyła. -
Gdzie się podziewałaś?
Turquoise rozpaczliwie próbowała wymyślić jakieś ktamstwo i utożyć wiarygodną historyjkę,
którą mogłaby opowiedzieć tej kreaturze, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Nie mogła przecież
poinformować lorda Daryla, że trudni się zabijaniem wampirów, bo Catherine się tym nie parała,
Catherine była dziewczyną, którą lord Daryl uprowadził i zastraszył, pozbawioną przebiegłości i
niezdolną obronić się przed nim.
- Nieważne -warknął, gdy długo nie odpowiadała. -Podejdź do mnie.
- Nie - odparła i zaczęła się cofać. Gdy spioru-nował ją spojrzeniem i chwycił za rękę, wyrwała
się i cofnęła jeszcze bardziej. Jemu nie potrafiła fałszywie schlebiać, więc rzuciła ostrzegawczo: -Nie
dotykaj mnie. —Przy innym wampirze mogłaby udawać uległą niewolnicę, ale nie przy nim. Przed tą
bestią, która nieoczekiwanie powróciła z przeszłości, nie była zdolna uklęknąć. Ale teżnie mogła z nią
walczyć. Zdradziłaby się wówczas, czym teraz się stała. Poza tym gdy tylko łord Daryl jej dotknął,
zapomniała całej sztuki walki, jakiej się nauczyła.
- Catherine, nie dyskutuj ze mną -rzucił ostrzegawczo.
Stanęła.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Mam cię tak nie nazywać? - Roześmiał się i dodał: - Tak masz na imię. Przypominam ci na
wypadek, gdybyś zapomniała.
Jego śmiech był dobrym znakiem. Świadczył o tym, że lord Daryl nie jest w nastroju odpowiednim
do bicia jej. Nie można jednak będzie podtrzymać jego dobrego humoru, jeśli nie poprosi go o
wybaczenie jej dwóch ostatnich lat życia.
- Teraz mam na imię Audra. Tak mnie wszyscy nazywają. Od dawna nie używam imienia
Catherine -wyjaśniła.
- Niewiele mnie to obchodzi -rzucił i mocno uścisnął ją zanadgarstek, utrudniając jej wyrwanie
ręki. -Chodź do mnie.
- Nie - warknęła i z całej siły uderzyła go w twarz. Gdyby to był człowiek, złamałaby mu kość
policzkową. Nie czekając na reakcję, rozorała paznokciami jego policzek, pozostawiając cztery
krwawe pręgi.
W odpowiedzi uderzy! ją silniej niż ona jego, dając jej do zrozumienia, że w wymianie ciosów na
pewno ją pokona. Świat zawirował jej przed oczami. Chcąc się o coś oprzeć, by nie stracić równowagi,
uderzyła plecami o ostrą krawędź blatu do wydawania posiłków.
- Catherine, wyjeżdżam stąd i ty wyjeżdżasz ze mną -oznajmił kategorycznym tonem.
43
- Nie sądzisz, że w tej sprawie najpierw powinieneś porozmawiać ze mną, Daryl? - rozległ się
pod drzwiami głos Jaguara, spokojny, niemal miły, ale groźny w swej stanowczości.
Lord Daryl skrzywił się i zerknął na Turcjuoise.
- Zapłacę ci za nią tyle, ile sam zapłaciłeś -zaproponował z niechęcią.
- Ona nie jest do sprzedania tobie -uciął Jaguar.
- Naprawdę? Nie jest do sprzedania mnie? — spytał niebezpiecznie spokojnym tonem lord
Daryl.
- W ogóle nie jest do sprzedania, a już zwłaszcza tobie. Tak się składa, że ją lubię. Poza tym nie
wydaje mi się, żeby chciała z tobą jechać -zauważył Jaguar.
Turquoise odsunęła się od lorda Daryla.
- Lubisz ją? -spytał cichym głosem.
Słysząc te słowa, Jaguar zdał sobie sprawę, że popełnił błąd, przyznając się do sympatii do swej
niewolnicy, ale nic nie powiedział, tylko spojrzał na nią.
- Lordzie Darylu.., - zaczęła Turcjuoise, ale nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo uderzył ją w
twarz tak mocno, że się zatoczyła. Zanim zdołała pomyśleć, że musi się bronić, chwycił ją za gardło i
uderzył nią o ścianę. Poczuta taki ból, że nie mogła złapać tchu. Z trudem wykrztusiła: -Milordzie,
proszę...
- Catherine, jak zdobyłaś jego względy? -zażądał
wyjaśnień jej dawny właściciel. —Czy ten jaguar uważa, że rzeczywiście należysz do niego? -Znowu
ją uderzył. Upadła na podłogę. —Należysz do mnie. Nie rozumiesz tego?
—Milordzie, ja...
Kopnął ją w bok. Straciła oddech.
Posyłając go do wszystkich diabłów, zastanawiała się, dlaczego tak się przed nim płaszczy?
Przyszło jej do głowy, że robi to i teraz, ponieważ zawsze tak się wobec niego zachowywała.
—Milordzie, on nie zamierzał...
Drgnęła, słysząc trzask bicza, bo sądziła, że zaraz poczuje, jak rzemień przecina jej skórę. Ale to
Jaguar okręcił swój bicz wokół szyi lorda Daryla, raniąc go do krwi.
Gdy Daryl zatoczy! się, Jaguar błyskawicznie odkręcił bicz, chwycił wampira za gardło i uderzył
nim
0 ścianę z taką samą łatwością, z jaką tamten uderzył Turquoise.
—Nie masz prawa... -Lord Daryl usiłował go odepchnąć,
jaguar odsunął się od niego, ale stanął pomiędzy nim a Turquoise.
—Mam prawo własności -przerwał Darylowi
1 wyjaśnił zimnym tonem, jakby rzeczywiście chodziło o zwierzędomowe: —Nawet ty, ze
swoim żałosnym skrzywionym rozumem, powinieneś to pojąć. Jeshickah za nią zapłaciła i
podarowała mi ją w prezencie. Ta dziewczyna jest moją własnością. Lord Daryl zmrużył oczy.
- Ona nie należy do ciebie -warknął. -Należała do mnie,zanim ktokolwiek inny ją kupił.
- Ale najwyraźniej ją straciłeś, nieprawdaż?
- Nie straciłem... -Lord Daryl uśmiechnął się. Z mściwą miną dotknął policzka w miejscu, gdzie
znajdowały się cztery krwawe pręgi. -Ona mnie zraniła. Uroniła moją krew. Choć ty, Jaguarze, masz
prawo własności, ja mam prawo faktyczne.
Obolała Turquoise odwróciła od niego głowę, przewidując z góry rezultat tego sporu. U
wampirów „prawo krwi" należało do najważniejszych. Znaczyło, że jeśli czyjkolwiek niewolnik zrani
wampira do krwi, ten może z nim postąpić, jak zechce. Żadnemu innemu wampirowi nie wolno było
interweniować, jeśli były właściciel Turquoise zamierzał ją pobić, okaleczyć czy zabić.
Spodziewała się, że Jaguar pogodzi się z tym, co najwyżej wzdychając czy klnąc z frustracji.Ale on
się roześmiał, czym całkowicie ją zaskoczył, bo pewnych praw wampiry nie kwestionowały, w tym
właśnie
prawa krwi.
Lord Daryl był zaszokowany zachowaniem Jaguara.
- Czy naprawdę jesteś tak głupi, żeby w tym wypadku powoływać się na prawo krwi? -wycedził
przez zęby Jaguar. Daruj sobie twierdzenie, że to z powodu swojej fizycznej słabości dopuściłeś do
tego, by zranił cię człowiek, bo mnie to zupełnie nie obchodzi. Jeśli chcesz powoływać się na takie
prawa, to udaj się do Nowego Chaosu i służ jego władcom. Naturalnie obowiązują tam niemiłe ci
ograniczenia w handlu niewolnikami, ale jeśli będziesz wystarczająco się płaszczył przed kim należy,
to może cię nie zabiją za niesubordynację.
Lord Daryl skinął głową, ale patrzył na niego z nienawiścią.
- Dobrze -powiedział w końcu cicho. -Rób z nią, co ci się żywnie podoba. Tylko uważaj, żeby
cię nie przebiła sztyletem, zanim ja to zrobię.
Gdy wyszedł, Jaguar uklęknął obok Turquoise. Wzdrygnęła się, kiedy chciał jej dotknąć.
- Nic ci nie jest? -spytał ztroską, nie próbując więcej jej dotykać.
Wstała ostrożnie. Od pierwszego ciosu lorda Daryla miała podpuchnięte oko, a w miejscu, którym
uderzyła głową o ścianę, nabiła sobie guza. Daryl potłukł jej też żebra, ale nie wydawały się pęknięte.
Bywało, że bijał ją mocniej.
- Szybko z tego wyjdę -odpowiedziała cicho i oparła się o ścianę, by nie stracić równowagi.
- Normalnie Darylowi wystarczy jedno ostrzeżenie, ale ostatnio Jeshickah go faworyzuje. W
związku
z tym on uważa, że daje mu to władzę. Gdybym zdawał sobie sprawę, jak jest z siebie zadowolony,
nie dopuściłbym go do ciebie -powiedział przepraszająco. Turquoise potrząsnęła głową i skrzywiła
się z bólu.
- Lord Daryl będzie próbował cię zabić, jeśli mu mnie nie oddasz —przestrzegła go.
Jaguar westchnął.
- Nie chcę zabijać przedstawicieli swojej rasy, ale dla Daryla chętnie uczyniłbym wyjątek. On o
tym wie -oświadczył poirytowany.
Wyciągnął do niej rękę, gdy odchodziła od ściany, ale nie przyjęła pomocy. Jutro, gdy wszystkie
siniaki i guzy ukażą się w całej okazałości, będzie się czuć jeszcze gorzej. Musiała jednak przyznać, że
lord Daryl nie chciał pozostawiać na jej ciele trwałych uszkodzeń. Nawet większość blizn na
ramionach była dziełem przypadku, a nie metodycznego bicia.
Ale jakoś nie potrafiła w tej chwili przyjąć pomocy od innego wampira. I nie chciała okazać słabości.
Martwiło ją, że w konfrontacji z lordem Darylem przejawia bierność, że gdy tylko wymówił jej dawne
45
imię, zapomniała całą sztukę walki, której nauczyła się w ciągu ostatnich dwóch lat. Nie powinna była
dopuścić, by znowu zamienił ją w bezwolną ofiarę.
rozdział XIII
Jaguar wyprowadził Turquoise z powrotem na dziedziniec. Przyniósł ze szpitala lód, by zrobiła
sobie okład na potłuczoną twarz, a także wodę i aspirynę, które przyjęła z wdzięcznością.
Przeciągnęła się, by jej obolałe mięśnie nie zesztywniały. Chciała szybko dojść do siebie, by być
zdolną do obrony na wypadek ponownej konfrontacji z lordem Darylem.
Pragnęła jak najszybciej wziąć dostarczony przez Ravyn sztylet, ale Jaguar nie chciał jej zostawić
samej, choć go o to prosiła. Nie był jednak przy niej przez cały czas. Baraszkował z Shaylą, a później
przeglądał jakieś papiery.
- Czy na granicy z Królestwem Północy leży jakieś należące do niego miasto? - spytała trochę
dla zabicia czasu, a trochę z tego powodu, że chciała zrozumieć pewną rzecz.
Jaguar skinął głową.
- Mówiąc ściśle, nie należy do niego całe miasto, lecz dwa kompleksy mieszkań owe, duża
część sklepów i kilka dzielnic. Miejscowa gazeta jest niezależna, podobnie jak szkoły i większość
mieszkańców -wyjaśnił.
-To imponujące-powiedziała szczerze. Rządzenie Królestwem Północy to była jedna sprawa —
kierować niewolnikami dawało się stosunkowo łatwo. Rządzenie natomiast miastem zamieszkanym
przez ludzi nie pozbawionych wolnej woli musiało być trudniejsze.
Turcjuoise nagle zdała sobie sprawę z tego, że nie chce zabić Jaguara. Nie sądziła, aby starał się
chronić Jeshickah, ale z drugiej strony każdy wampir mógł próbować zabić dwie towczynie
wampirów, które odkrył na swoim terytorium. Gdyby istotnie Jaguar zdemaskował ją i Ravyn,
musiałaby go zabić. Jednak ostatecznie postanowiła rozwiązać ten dylemat później, kiedy
rzeczywiście się pojawi. Teraz po prostu chciała jak najszybciej przywrócić sprawność swemu ciału i
umysłowi. Nie tylko bolały ją mięśnie, ale także nie potrafiła się skupić. W takim stanie nie mogła
podjąć walki z lordem Darylem czy z Jeshickah. Po ostatniej upokarzającej konfrontacji pragnęła
desperacko odzyskać panowanie nad sobą.
Jaguar przyglądał papiery, a ona wykonywała swe codzienne ćwiczenia gimnastyczne, choć w
minimalnym zakresie, ponieważ nie miała siły, by podołać wszystkim. Traktowała je jako rodzaj
rozgrzewki.
Po wysiłku fizycznym położyła się na mchu, by uspokoić oddech. Gdy odpoczęła, zaczęła ćwiczyć
sprawność poszczególnych zmysłów. Ludzie w dużym stopniu polegali na wzroku, ale łowczyni
wampirów, jeśli nie chciała zginąć, musiała korzystać także z innych zmysłów. Na przykład dobry
słuch i węch mogły dostarczyć niemało informacji na temat terenu i wroga. Jeszcze ważniejszy był
zwierzęcy instynkt pozwalający wyczuć drapieżnika.
Ludzie, w przeciwieństwie do zwierząt zmuszonych chronić się przed drapieżnikami, nie mieli
naturalnych wrogów. Dlatego w zasadzie nie doceniali swego utajonego szóstego zmysłu, podobnie
jak węchu. Tymczasem silne wampiry wytwarzały aurę, która ludzi nawet o przytępionej wrażliwości
wprawiała w stan niepokoju. Ci bardziej wrażliwi na bodźce po prostu instynktownie wystrzegali się
kontaktu z tymiistotami.
Łowczyni tak wyszkolona jak Turouoise potrafiła, jeśli w danym momencie chciała, wyczuć
obecność wampira. Dzięki temu trudniej było ją zaskoczyć i miała szybszy refleks w walce.
Oczywiście wyczuwała również obecność Jaguara, o której świadczyło słabe mrowienie skóry.
Słyszała szelest papierów i szmer oddechu.
Oddechu? Otworzyła oczy. Jaguar nie zwracał na nią uwagi, więc miała sposobność go
obserwować. Była zdumiona, gdy zdała sobie sprawę, że on oddycha miarowo jak człowiek.
Owszem, słyszała, jak wampiry wzdychają, widziała, jak ziewają, i obserwowała, jak wyrażają emocje,
ale dotychczas nie znała żadnego, który zachowałby ludzki oddech. Miło ją to zaskoczyło.
Wydawało się jej, że Jaguar wyczuwa jej spojrzenie. Położył się na boku niczym wielki kot i
odwrócił w jej stronę.
- Jak się czujesz? —spytał troskliwie.
- Jestem trochę obolała, ale szybko do siebie dojdę. Czy dobrze ci się pracuje?
Potrząsnął głową.
- Nigdy nie pracuje mi się dobrze. Gdy robię to w moim pokoju, zwykle zjawia się ktoś, kto
zagraża mojemu żydu lub chce mi coś sprzedać. A jeśli pracuję tu, ta dziewczyna zaczyna się
niecierpliwić. - Czule pogładził Shaylę. Po chwili wahania dodał w zadumie: -W dawnym Królestwie
Północy Jeshickah miała lamparcicę albinoskę, imieniem Nekita, którą trzymała na dziedzińcu.
- Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że ona ma słabość do kotów - wyznała Tunąuoise. Nie
potrafiła sobie jej wyobrazić bawiącej się z lamparcicą, jak Jaguar z Shaylą.
- W ataku gniewu Jeshickah przywiązywała swe ofiary do drzewa na dziedzińcu, by Nekita
mogła sobie ostrzyć na nich pazury. Zwykle jej ofiarami byli ludzie, ale czasami także istoty
wielokształtne lub nawet inne wampiry.
Turquoise skrzywiła się. Nie chciała go pytać, czy kiedykolwiek Nekita ostrzyła sobie na nim
pazury.
- Jak rozumiem, właśnie to postanowiłeś wyeliminować z odbudowanego Królestwa Północy,
nieprawdaż?
Skinął głową.
- Shayla jest bardzo łagodna. Poluje na taką zdobycz, jaką jej tu dostarczę, głównie na króliki, a
czasami na ptaki, jeśli przyfruną i usiądą na trawie. Atakuje tylko wtedy, gdy ktoś ją przestraszy, ale
jeśli może, to woli się wycofać, niż zadać ból. Tylko ludzie mają w swej naturze skłonność do
torturowania innych.
- A wampiry nie? -zdziwiła się.
- Sądzisz, że krew wampira wyzwala w nim pragnieniezadawania bólu? —Potrząsnął głową. -
Posilający się wampir jest tak samo naturalny i nieskomplikowany jak posilający się wilk czy lew. Tylko
wtedy, gdy nad jakąś istotą panuje ludzki umysł, budzi się w niej chęć zadawania bólu.
Spojrzał na Shaylę z taką sympatią, jakby pragnął być tak samo niewinny jak ona. Turquoise
zastanawiała się, jak to możliwe, że przeżył tak długo. U drapieżnika uczuciowość była śmiertelnie
47
niebezpieczna. Nawet Turcjuoise potrafiła odkryć u niego tę słabość, podobnie jak wilk rozpoznaje w
stadzie owiec słabszą sztukę.
- Im dokładniej opisujesz dawne Królestwo Północy, tym trudniej jest mi sobie ciebie wyobrazić
w roli budzącego strach tresera. Nie wyglądasz na kogoś, komu życie tam sprawiałoby radość -
oznajmiła szczerze.
Jaguar wydawał się zaskoczony.
- Chcesz powiedzieć, że nie wyglądam na kogoś, kto lubi władzę, bogactwo,
luksus, ślepe posłuszeństwo i wszystko inne, czego zapragnie? -upewnił się.
- Chcę powiedzieć, że nie wyglądasz na kogoś, kto lubi manipulować innymi -
uściśliła.
- A dlaczego nie? - spytał trochę wytrącony z równowagi. -Wszyscy robimy to, w
czym jesteśmy dobrzy, a sztuki manipulacji nauczyłem się bardzo wcześnie.
Turquoise potrząsnęła głową.
- Znowu usiłujesz mnie przestraszyć.
- Może... A może nie. Może po prostu chcę być uczciwy. Nie zamierzam już nigdy
być treserem, ale przecież kiedyś nim byłem. Nie jest to zajęcie, o którym można
zapomnieć. Związany z nim instynkt analizy, manipulacji, destrukcji i dominacji nigdy nie
znika. Owszem, za pomocą rozumu i... moralności można nad instynktami panować, ale
nie można wykorzenić ich z siebie. -Potrząsnął głową i spojrzał niewidzącym wzrokiem.
-Nie chciałbym być zmuszony do złamania twojej woli.
Nie spodobał się jej sposób, w jaki to ujął, ale milczała.
- Jeśli Jeshickah przejmie władzę w Królestwie Północy, to nie pozwoli ci tu
zachowywać się jak istocie wolnej. Zabije cię lub podda tresurze -wyjaśnił.
- Lord Daryl nie zdołał mnie ujarzmić -odparła dumnie.
-Daryl jest zbyt łagodny -stwierdził zimno Jaguar.
Turquoise wzdrygnęła się. Ten potwór z jej koszmarów sennych był zbyt łagodny?
„Daryl postanowił zostać treserem, bo to opłacalne zajęcie, a poza tym on lubi władzę. Jednak nie
potrafi kogoś przeniknąć i z pewnością nie ma pojęcia o tym, jak nad kimś zapanować". —Jaguar
wypowiedział to w jej umyśle.
Turquoise wpatrywała się w niego, choć miała ochotę zerwać ten kontakt.
„Treser, który wiedziałby, co robi..." - słyszała w myślach głos Jaguara i na chwilę powróciły jej
wspomnienia, żywe i bolesne: uginanie się pod nią kolan, padanie na podłogę i smak krwi w ustach.
„Audro, jesteś silna, ale nie wiesz, przeciwko czemu występujesz... Czy chciałabyś, żebym
pozwolił ci stąd odejść?" -spytał ją znów mocą umysłu.
O tak! Wciąż nie mogła się otrząsnąć z szoku po tym, jak Jaguar dał jej możliwość wyobrażenia
sobie, co naprawdę znaczyłoby dla niej przebywać w celi z treserem, który nie pozwoliłby jej spać po
nocach, aż zatęskniłaby za mniej drastycznymi wspomnieniami z tortur, jakie zadawał jej lord Daryl.
48
„Sądzisz, że mam gdzie pójść?" - odpowiedziała w myślach pytaniem na pytanie. Bardzo
chciałaby stąd odejść, znaleźć się jak najdalej od Królestwa Północy, ale miała tu zadanie do spełnienia
i nie mogła nigdzie się udać, nie wykonawszy go. Poza tym gdyby uciekła teraz, musiałaby już
zawsze uciekać. Można być albo drapieżnikiem, albo jego zdobyczą. Nie można było być łowcą, jeśli
kryto się przed tymi, na których się polowało.
- Rób, jak sobie życzysz -odpowiedział jej głośno Jaguar. -Przykro mi, że sprawiłem ci ból, ale
chciałem, abyś wiedziała, czego powinnaś się bać.
- Dziękuję. - Bała się wstać, bo nie była pewna, czy utrzyma się na nogach. Zmusiła się do
skupienia myśli na zadaniu, jakie miała do wykonania. Zdobywanie związanych z tym informacji było
dla jej psychiki o wiele bezpieczniejsze niż wspomnienia. Spytała: - Dlaczego Jeshickah jest tak
rozwścieczona twoimi rządami tutaj?
Jaguar usiadł obok niej.
- Bo chce, żebym rządził tak samo jak ona kiedyś.
- A nie chcesz?
Jaguar wydawał się zaszokowany.
- Niewiele wiesz na temat poprzedniego Królestwa Północy, jeśli oczywiście o nie ci chodzi.
- Więc powiedz mi coś o nim.
- We wschodnim skrzydle mieściły się cele, a w każdej z nich zwykle znajdował się jakiś miot. -
Zawahał się, jakby poczuł obrzydzenie, ale wyjaśnił: -Ludzi hodowano dla ich urody i posłuszeństwa.
Zwykle każdego roku rodziło się ośmioro czy dziewięcioro dzieci, lecz w wyniku pierwszego uboju
selektywnego często eliminowano prawie połowę.
Turquoise słuchała tego ze ściśniętym gardłem, niezdolna wydobyć z siebie głosu.
- Pierwsze pokolenie niewolników sprowadzonych do Królestwa Północy trzymano w
połączonych niskich celach, a czasami w pojedynczych, przeznaczonych do tresury, gdy któryś
zwrócił na siebie uwagę. -Po chwili zastanowienia podał przykład: - Jeshickah miała tak wysokie
wymagania dotyczące dobrze wytresowanego niewolnika, że większość „psów domowych" Daryla
mogła sprawiać wrażenie raczej awanturniczych niż dobrze wytresowanych. A biorąc pod uwagę jej
metody tresury, on mógł się wydawać wręcz „humanistą".
Turquoise skinęła głową. Pamiętała milczących niewolników z otoczenia lorda Daryla, którzy
wydawali jej się doskonale posłuszni, co napawało ją grozą.
- Nie chcesz wiedzieć więcej —orzekł Jaguar, jakby czytał w jej myślach. I oczywiście się nie
mylił. Dodał tylko: - W dawnym Królestwie Północy pracowałem niemal dwieście lat, aż do jego
upadku.
- Dlaczego je odbudowałeś? Wydawał się zaskoczony tym pytaniem.
- Ktoś i tak by to zrobił.
- Dlaczego?
- A dlaczego nie? W grę wchodzi bogactwo i władza. Wampir, który groził, że je odbuduje, był
powszechnie nie lubiany. To mój stary wróg. -Jaguar
obserwował ją przez chwilę badawczo, jakby się zastanawiał, czy może jej to powiedzieć, ale w końcu
oznajmił: - To był Daryl. Znasz go wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że gdyby objął tu rządy,
oznaczałoby to katastrofę. Gdy dawne Królestwo Północy zostało spalone, Jeshickah znikła, a Gabriel
49
nie chciał objąć przywództwa, więc byłem jedynym zdolnym rzucić wyzwanie Darylowi. - Wzruszył
ramionami, ale nie był to beztroski gest.
- Czy on naprawdę jest tak silny? - spytała Tur-quoise. Okropnie się go bała, na jego widok
drżała ze strachu, ale w głębi duszy czuta, że nie jest to potężny wampir.
- Fizycznie jest słaby, ale ma władzę polityczną. W dawnym Królestwie Północy był treserem i
choć często jego metody okazywały się nieskuteczne, to dzięki tej funkcji zyskał zwolenników, -
jaguar potrząsnął głową. - Mimo to nikt by go nie popart, gdyby wystąpił przeciwko wampirowi,
któremu Jeshickah data krew. W mojej linii nie jestem najsilniejszy, ale wystarczająco silny, by ci,
którzy kiedyś byli jej zwolennikami, zostali moimi.
- Czym... - urwała, bo nie była pewna, czy istotnie chce mu zadać to pytanie.
- Co czym? - Patrzyć na nią wyczekująco.
- Czym różniły się twoje metody od stosowanych przez lorda Daryla?
1 ^3
- Linia Daryla jest znana ze zdolności manipulowania umysłami ludzi i on na niej polega -
odpowiedział, ale odwrócił spojrzenie od Turquoise. - Posługuje się nieskomplikowaną mieszanką
brutalnej siły fizycznej i psychicznej w celu wypaczenia umysłów ludzi, tak by odpowiadały jego
wymaganiom. —Umilkł na chwilę i dodał pogardliwie: - To sprawdza się połowicznie. Daryl często
zbyt mocno uszkadza ciało i umysł tresowanego, tak iż nie nadaje się on do pełnienia roli nawet
niewolnika. - Zawahał się i dodał przepraszającym tonem: - Typowe dla niego jest na przykład
zadawanie ran, po których pozostająblizny. Gdy tylko zobaczyłem twoje ręce, od razu wiedziałem, że
wcześniej należałaś do niego.
- A ty jakimi metodami się posługiwałeś? -wykrztusiła przez zaciśnięte gardło.
- Nie jest trudno zadać komuś ból - odpowiedział cichym głosen, spoglądając w dal. —
Darylowi brakuje cierpliwości, nieodzownej do tego, by umieć poczekać na właściwy moment i
obserwować efekty swej pracy. Każda żywa istota ma jakąś słabość fizyczną, psychiczną czy
umysłową. Znajdowanie takiej słabości i granie na niej z czasem wchodzi treserowi w krew.
Turquoise z łatwością przypomniała sobie, jak zrobił dokładnie to, o czym teraz mówił,
wieczorem, gdy obudziła się na dziedzińcu i odsunęła się od niego. Wtedy zareagował na jej strach
prawie złością, jak rekin, który zwietrzył zapach krwi, ale nie chce przyznać, że ów zapach go pociąga.
Zastanawiała się, czy gdy z nią rozmawia, to ocenia ją i bada jako możliwą przeciwniczkę.
Powiedział, że nie chce łamać jej woli. Czy to znaczyło, że gdy się poznali, po prostu nie miał
zastrzeżeń do jej zachowania? A może była dla niego tylko niewolnicą, którą akurat lubił, ale
zamierzał „oswoić", gdy jej towarzystwo przestanie mu sprawiać przyjemność?
Zgubiła wątek, bo jaguar nagle spojrzał w górę, wymamrotał pod nosem przekleństwo i zerwał
się z mchu.
„Zostań tu" -polecił jej w myślach.
Turquoise zignorowała jego słowa i ruszyła za nim. Zaklęła, potykając się o kamień, ale zjawiła się
w południowym skrzydle w porę, by usłyszeć, jak Jaguar trzaska z bicza, a Ravyn wydaje głośny
okrzyk. Przykucnęła, uchylając się w ostatniej chwili przed sztyletem, który Jaguar okręcił biczem i
odrzucił na bok.
„Wydawało mi się, że kazałem ci zostać na dziedzińcu" -usłyszała w myślach.
Nic na to nie powiedziała, a on nie nalegał. Teraz czekały ich ważniejsze sprawy dozałatwienia.
Ravyn stała sztywno przy ścianie ze zmierzwionymi włosami. Kolejno zerknęła na Turquoise,
Jaguara i Jeshickah, która opierała się o stół. Wampirzyca miała przedziurawioną z boku bluzkę,
prawdopodobnie sztyletem Ravyn, ale wyglądała na spokojną. Patrzyła na Jaguara.
Jaguar trzasnął z bicza, aby go odkręcić z nadgarstka Ravyn. Gdy go cofnął, syknęła z bólu.
Turquise zobaczyła krew na jej ręce.
- Czyżbyś miał zwyczaj pozwalać swoim niebezpiecznym zwierzętom domowym poruszać się
swobodnie jak zdziczałym psom? - zwróciła się wampirzyca do Jaguara z wymówką, sprawiając
swym lodowatym tonem, że stanął sztywno. -A może wcale nie panujesz na swoją własnością?
„Wyjdź stąd, Audro!" - usłyszała stanowczy rozkaz, jakby tym razem Jaguar nie dopuszczał już
nieposłuszeństwa.
Ale przecież nie zostawia się sojuszniczki samej na placu boju, by została ubita jak zwierzę, jeśli
nawet jest to Ravyn Aniketos.
„Audro? Czy nie zamierzasz być posłuszna swemu panu?" - przekazał jej w myślach. W jego
słowach była zarówno tkliwość, jak i groźba.
W jej umyśle natychmiast ożyły wspomnienia, które Jaguar świadomie wywołał.
Czy n/e zamierzasz być posłuszna swemu panu, Catherine? ~ Cathy usiyszata w umyśle
słowa Jeshickah w tym samym czasie, gdy ta powiedziała głośno: -Darylu, twoje zwierzę
domowe jest fatalnie wychowane.
Lord Dary! objął Catherine w talii i próbował ponownie przyciągnąć ją do siebie.
— Ona jest jeszcze nieskończonym dziełem —powiedział do wampirzycy.
Cathy z całej siły wbiła mu obcas w stopę i wyrwała się z uścisku.
- Nie jestem twoim zwierzęciem domowym —oświadczyła.
Lord Darył starał się zrobić wrażenie na jeshickah, kimkolwiek była ta wampirzyca. Cathy nie
chciała być matą grzeczną niewolnicą, więc mógł okazać swoją władzę.
Jeshickah była rozbawiona, a lord Darył wściekfy. Dopiero wówczas Cathy uświadomiła sobie,
że robienie z niego głupca w obecność tego szczególnego gościa było kiepskim pomysłem.
Uderzył ją w twarz. Poczuta w ustach smak krwi. Następnie wymierzył jej tak silny cios w
brzuch, że upadła na podiogę, krztusząc się. Jakby tego było mało, kopnął ją w żebra. Gdy leżała,
zwykle przestawał ją bić, ale teraz wpadł w szaf.
Te wspomnienia wyzwoliły w niej wolę walki. Błyskawicznie sięgnęła po leżący na podłodze sztylet
Ravyn. Wampiry dopiero teraz spostrzegły, że go podniosła. Jaguar krzykną! na nią, ale nawet na
niego nie spojrzała. Starała się uniknąć ciosu Jeshickah, która
zamierzyła się, chcąc ją uderzyć w twarz. Gdyby wampirzycy się to udało, zapewne na trwałe okaleczyłaby
swoją ofiarę.
Każdy, kto jest zaprawiony do walki, najpierw instynktownie się broni, a dopiero potem atakuje. Z
tego powodu wielu łowców wampirów traciło życie, gdyż bronili się nieskutecznie. Odnosili zwycięstwo
tylko dzięki udanemu atakowi. Jeśli atakuje się błyskawicznie i wystarczająco ostro, to na ogół się
nie przegrywa. Przeciwnik nie ma bowiem szansy przeprowadzenia kontrataku.
Z całej siły uderzyła wampirzycę łokciem w brzuch, tak iż ta zachwiała się na nogach. Zanim
Jeshickah zdążyła do siebie dojść, Turquoise uniosła sztylet, chcąc wymierzyć cios. Usłyszała trzask
bicza i straciła przytomność.
rozdział XIV
Lord Daryl zaniósł ją do Nathaniela, bo nie mogła wstać o własnych siłach. Była
zakrwawiona i posiniaczona. Z trudem słyszała gfos swego pana. Czuło ból i wściekłość.
- Nathanielu, zabierz ją- polecił.
- A gdzie mam ją zabrać?- spytał Nathaniel, ledwie spojrzawszy na nią, gdy zwaliła się u
jego stóp.
lord Daryl zaklął i zostawił ją samą z drugim wampirem, który pomógr jej usiąść i opatrzył
ranę na nadgarstku,
- Nie masz pojęcia, jak wielu ludzi chciałoby zrobić to, co ty próbowałaś przed chwilą, już z
tego samego powodu chcę ci pomóc. Dasz radę iść?
Postawił ją i od razu miał odpowiedź, bo nogi ugjęły się pod nią i straciła przytomność.
Turcjuoise zmusiła się, by otworzyć oczy, budząc się z niechcianego snu. Pomimo dręczących ją
wspomnień, uśmiechnęła się na myśl, że drasnęła swego pana sztyletem. Gdyby tylko ta pierwsza
próba okazała się skuteczna.
Uśmiech natychmiast zniknąłz jej twarzy, gdy usiadła i spostrzegła, że na lewym nadgarstku ma
kajdanki, którymi jest przykuta do ściany. Czuła ból z tyłu głowy, w miejscu, w które Jaguar uderzył ją
biczem. Znajdowała się w dużej celi. Niedaleko od niej była przykuta Ravyn.
Nagle dotarto do niej, że są tu Jeshickah i Jaguar, kłócąc się zajadle. Głowa rozbolała ją jeszcze
bardziej,
- To są towczynie wampirów — warknęła wampirzyca, stąpając gniewnie po kamiennej
posadzce i stukając obcasami, co dla Turauoise było niemal nie do zniesienia. - Jak mogłeś być tak
głupi?
- Jeśli mnie pamięć nie myli, kiedyś kolekcjonowałaś ludzi polujących na wampiry. Poza tym tak
się składa, że to ty kupitaś te dziewczyny - odpowiedział rzeczowo Jaguar, nie pozwalając
wyprowadzić się z równowagi.
Jeshickah lekceważąco potrząsnęła czarnymi włosami.
52
- Jest różnica pomiędzy trzymaniem grzechotnika na pótce, dobrze zamkniętego w klatce, na
pokaz, a dopuszczeniem, by pełzał po pościeli -odparła kwaśno.
- Wątpię, by łowca wampirów kiedykolwiek stanowił dla ciebie realną groźbę.
- Oczywiście, że nie -odparła z wyższością. -
Ale chodzi o zasadę. Nie możesz pozwalać, by twoje zwierzęta domowe atakowały gości.
- Przy mnie zachowywały się bez zarzutu. Co zrobiłaś Ravyn? -Jaguar oparłsię o ścianę i zerknął
na Turquoise, ale nie dał po sobie poznać, czy zauważył, że oprzytomniała.
- Nic nadzwyczajnego. -Jeshickah utkwiła w nieprzytomnej Ravyn lodowate spojrzenie i dodała:
-Choć zapewne twoje pieski salonowe nie są przygotowane na bicie przez swojego pana,
nieprawdaż? Z pewnością nie, skoro obsypujesz je pochwałami i cały dzień się nimi zajmujesz.
Ravyn obudziła się z jękiem. Przyłożyła dłonie do skroni, chcąc je rozmasować i rozległ się szczęk
łańcucha uderzającego o kamienną posadzkę. Rzuciła Jeshickah i Jaguarowi wściekłe spojrzenie, a oni
nie kryli na jej widok odrazy.
- Albo poradzisz sobie z nią sam, albo ja to zrobię -wycedziła przez zęby wampirzyca.
- Poradzę sobie sam. Nie przepadam za twoimi metodami -odparł Jaguar.
- Ach, tak? A jaką metodę uważasz za odpowiednią? Uściśnięcie i danie lizaka? - spytała ani
trochę nie zbita z tropu. Nie dopuszczając go do głosu, oświadczyła: - Lepiej naprawdę uporaj się z
nimi sam, bo inaczej ja zajmę się ich edukacją. Znam takich, którzy drogo za nie zapłacą, gdy je
złamię.
- Zabiorę Cathe-ine - rozległ się głos lorda Daryla, którego Turquoise dopiero teraz
spostrzegła,bo do tej pory stałwmilczeniu,wkącie celi.
- One należą domnie - przypomniałmu Jaguar, ledwie na niego zerkając. - Poradzę
sobie z nimi za pomocą takich metod, jakie uważam za stosowne. I nie oddam żadnej z
nichktóremuśzwas.
- Owszem, kotku, one są twoje, ale ty jesteś mój. - Jeshickah rzuciła mu gniewne
spojrzenie.—Należysz domnie i zawsze będziesz należał: twoja krewi twoje ciało, umysł
i dusza. - Gdy Jaguar cofnął się, oświadczyła z naciskiem; —Miałeś je pod swoją opieką
już wystarczająco długo. - Gdy próbował zaprotestować, przerwała mu: - Nie jesteś
piastunką do dzieci. Daryl postępuje nieudolnie, ale przynajmniej nie zachowuje się jak
baby-sitterogołębim sercu.
Zignorowałaprotest obrażonego lordaDaryla.
Jaguar miał zamyśloną minę, jakby starał się szybko znaleźć sposób pozwalający
uchronićTurquoiseod dostaniasięwręce Jeshickahlubponownielorda Daryla.
- Dajmi trzy tygodnie - zaproponowałwkońcu.
- Nie sądzę, żebyś poradził sobiez nimi obiema-oświadczyła jeshickah.
- Pozwólmuzatrzymać tę rudą -zasugerował lordDaryl. -Ja wezmęCatherine.
- Czy pytałam cięozdanie? -warknęła jeshickahi odwróciła się do Jaguara. -Kilkaset lat
temu wystarczyłoby ci kilka dni.
- Ona spędziła zbyt dużo czasu z Darylem. Nauczyła się bronić - argumentował pospiesznie
Jaguar. -A Ravyn daj Gabrielowi. Jest w jego typie.
- Oddaję ci na tydzień zwierzę domowe Daryla -zgodziła się Jeshickah.
- Na dwa.
53
Nie ma takiej potrzeby.
- Jeshickah... — zaczął lord Daryl, znowu usiłując wyrazić swoje zdanie, ale wampirzyca nie
dopuściła go do słowa, rzucając nim o ścianę. Gdy odzyskał równowagę, stanął z ponurą miną w
kącie.
- Na tydzień - powtórzyła Jeshickah. - I żadnych przywilejów czy szczególnej troski, żadnych
poduszek i traktowania jak szczenięcia. Chcę, żeby lizała twoje buty. Jeśli nie zrobisz tak, jak mówię,
to ci ją odbiorę i wytresuję sama. Następnie każę jej, żeby poderżnęła ci gardło. Rozumiesz, kotku?
Jaguar spuścił wzrok, ale zaraz spojrzał na Jeshickah tak, jakby się poddał.
- Rozumiem -potaknął, z trudem hamując gniew. Dobrze. -Jeshickah wyszła z celi.
Jaguar odwrócił się do ściany i uderzył w nią dłonią.
Turauoise skrzywiła się boleśnie, słysząc trzask, jakby pękła kość czy może raczej kamień. Nie
wstała z posadzki, lecz dyskretnie starała się otworzyć zamek kajdanków za pomocą agrafki i nasadki
pióra, które stale nosiła w mankiecie spodni. Zasłoniła ciałem prawy nadgarstek.
Po chwili utkwiła wzrok w Jaguarze, ignorując lorda Daryla, który spoglądał na niego groźnie, ale
milczał.
- I co teraz będzie? - spytała spokojnie. Zamek byt skomplikowany i nie dawał się łatwo
otworzyć jedną ręką, ukrytą za plecami. Gdy w końcu się z nim uporała, nie wiedziała, co powinna
zrobić, choć nie miała wielkiego wyboru.
- Wyjdź, Darylu -polecił mu Jaguar.
- Wolałbym najpierw usłyszeć twoją odpowiedź na pytanie Catherine.
Jaguar rzucił mu wściekłe spojrzenie, a Daryl zrobił zdziwioną minę. Przez chwilę spoglądali na
siebie w milczeniu, jakby komunikowali się bez słów. Gdy w końcu lord Daryl się uśmiechnął,
Turcjuoise wiele by data, żeby wiedzieć, o czym bezgłośnie rozmawiali.
- Załatwione? -spytał zimno Jaguar.
- Załatwione. -Lord Daryl skinął głową. Obserwując ich, Turcjuoise zapomniała o zamku
w kajdankach. Agrafka się przesunęła i zamek z powrotem się zatrzasnął.
- Chcecie, żebym otworzy! zamki? —spytat Jaguar, słysząc trzask.
- To ułatwiłoby sytuację -powiedziała przeciągtym gfosem Ravyn. -A może wyszlibyście zjeść
lunch, pozostawiając otwarte drzwi?
Lord Daryl znowu wydawał się rozbawiony. Tur-quoise zaczęła się denerwować. Jaguar
uśmiechnął się drwiąco.
- Ty nie jesteś już moim problemem -zwrócił się do Ravyn.Rzucił jej klucze.
Natychmiast otworzyła zamek. Wstała i czujnie obserwowała jego i lorda Daryla.
- Nie możesz pozwolić jej wyjść stąd -odezwał się Daryl.
jaguar nie zwracał na niego uwagi, mówiąc do Ravyn.
- Udaj się bezzwłocznie do zachodniego skrzydła. Gabriel mieszka w drugim pokoju. Słyszałem,
że łączą was... interesy?
Ravyn skinęła głową i oddała mu klucze.
- Jesteśmy ze sobą bardzo blisko -mruknęła. Ruszyła do wyjścia. Szła z wdziękiem, choć nieco
sztywno.
54
Lord Daryl chwycił ją za rękę. Znieruchomiała i utkwiła wzrok w Jaguarze, Najwyraźniej starała się
wydedukować, czy powinna walczyć z lordem Dary lem.
4 Ona nie jest twoja —przypomniał mu zimno Jaguar.
- Ani twoja —odciął się Daryl.
Jaguar podszedł do niego i chwycił go za rękę powyżej miejsca, w którym ten trzymał Ravyn za
nadgarstek. W odpowiedzi lord Daryl ścisnął ją mocniej. To samo zrobił jaguar z jego ręką. Turquoise
spostrzegła, że Ravyn spogląda to na jednego, to na drugiego i odwraca głowę w stronę drzwi, jakby
zamierzała się wyrwać.
- Gabriel się nie ucieszy, jeśli zrobisz jej siniaka -przestrzegł Jaguar.
Lord Daryl skrzywił się, jakby uścisk Jaguara stał się już zbyt bolesny.
- Ona po prostu nie powinna sama nigdzie się włóczyć. - Umilkł, ale zaraz odezwał się do
Jaguara: -Puść mnie.
Turquoise oparła się o ścianę i przyglądała się walce dwóch wampirów o dominację. Wzdrygnęła
się na trzask pękającej kości.
Lord Daryl zaklął, odepchnął Ravyn i zamachnął się pięścią na Jaguara.
Ravyn wykorzystała sytuację i uciekła z celi.
Jaguar chwycił go za nadgarstek i uniemożliwił mu wymierzenie ciosu. Wykręcił mu rękę i
zwichnął staw łokciowy. Lord Daryl zaskomlił jak zbity pies. Jaguar złapał go za gardło.
- Królestwo Północy należy do mnie. Gdy tu jesteś, masz mi okazywać posłuszeństwo.
Rozumiesz? -powiedział dobitnie.
Gdy Daryl nadal próbował z nim walczyć, Jaguar zacisnął dłoń na jego szyi i zaczął go dusić.
Turquoise odwróciła wzrok, słysząc świszczący oddech swego dawnego prześladowcy.
—Rozumiesz? -powtórzył Jaguar.
Puścił go. Lord Daryl zwalił się jak kłoda na posadzkę, trzymając się oburącz za gardło. Turquoise
patrzyła na niego z obrzydzeniem. Ku jej zdumieniu kreatura, która ją kiedyś dręczyła i budziła w niej
strach, teraz sama jęczała z bólu. Po raz pierwszy od dnia, w którym dowiedziała się, jaki on ma tytuł,
przestała go nazywać lordem Darylem. Oczywiście nadal miał nad nią przewagę fizyczną, ale z
pewnością nie był już jej panem.
Po chwili wstał, odsuwając się od Jaguara.
—Rozumiem -powiedział w końcu, gdy opanował kaszel. Oparł się o ścianę i masował szyję.
—Wyjdź stąd —polecił mu ponownie Jaguar, Tym razem Daryl wyszedł bez zwłoki.
rozdział XV
- A co do ciebie... -Jaguar rzucił Turquoise klucze i usiadł naprzeciwko niej, skrzyżowawszy
nogi. -Nie mogłem ci pozwolić zabić Jeshickah, bo ona ma bardzo potężnych przyjaciół, którzy by z
kolei zabili ciebie. Nie spodziewałem się, że będę miał jakieś skrupuły, kiedy zleciłem Jillian Red
wynajęcie łowców wampirów, ale polubiłem cię i nie chciałbym, żebyś zginęła w męczarniach. -
55
Powiedział to bardzo spokojnie. Trudno było uwierzyć, że przed chwilą prowadził zaciętą walkę z
Darylem.
Turquoise otworzyła zamek.
- A więc to ty ją wynająłeś? -spytała zaskoczona. Jaguar potwierdził skinieniem głowy.
- To czarownica, bardzo potężna i doskonale poinformowana. Jestem przekonany, że
współdziałała z Nathanielem w dziele zniszczenia poprzedniego Królestwa Północy. Wiedziałem, że
bez wahania zdecyduje się pomóc mi rozprawić z Jeshickah.
- Chybawszystko mi się gmatwa -stwierdziła Turquoise. -Byłeś tam treserem, ałe wcale cię nie
martwi, że poprzednie Królestwo Północy zostało zniszczone. Stworzyłeś obecne, lecz właściwie
zmierzasz do jego zagłady.
—Jestem bardzo zadowolony z obecnego Królestwa Północy. To Jeshickah nie jest. Ona zawsze
miała i będzie mieć większą władzę ode mnie. Albo dopuszczę do tego, żeby zmieniła mój raj w
swoje dawne królestwo, a ona dysponuje potrzebną do tego silą, albo jej się pozbędę.
Turquoise w zamyśleniu skinęłagłową.
—Od jak dawna wiesz, kim jesteśmy, ja i Ravyn?
—Domyślałem się tego od chwili, w której was zobaczyłem. Nathaniel rzadko handluje żywym
towarem, ale zjawił się, żeby sprzedać mi dwie silne kobiety, obie niezłamane przez tresurę, i to
krótko po tym, jak wynająłem panią Red... —Wzruszył ramionami. —Ale nie byłem pewny aż do
momentu, w którym sięgnęłaś po sztylet. Jillian słusznie was wybrała, Wiedziałem, że kiedyś należałaś
do Daryla. Gdy spytałem o Ravyn, szybko dowiedziałem się o niej tego, czego chciałem. Im więcej o
was słyszałem, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, iż faktycznie jesteście tymi, kogo
udajecie, to znaczy osobami, które kiedyś padły ofiarą handlu niewolnikami, lecz miały wystarczająco
dużo szczęścia, że nikomu nie udało się ich złamać.
—To prawda. - Tunauoise uśmiechnęła się powściągliwie. —Po prostu zaniedbałeś sprawę, nie
starając się dowiedzieć, co się ze mną działo przez dwa lata po wydostaniu się stąd.
- Jakoś nie przyszło mi do głowy, że ktoś, komu udało się uwolnić z niewolnictwa, będzie na tyle
szalony, by pozwolić się sprzedać i po raz drugi popaść w ten stan -wyjaśnił.
Turquoise wzruszyła ramionami.
- Jesteś drugą osobą, która, dowiedziawszy się o powierzonym mi zadaniu, nazwała mnie
szaloną. Jak w związku z tym, co wcześniej powiedziałeś, chcesz się pozbyć Jeshickah? I co
zamierzasz ze mną zrobić w ciągu tygodnia? - Wiadomo było, że jeśli w ciągu tygodnia Jaguar nie
zdoła się rozprawić z Jeshickah, to zginie lub też Turquoise zostanie zamieniona w prawdziwą
niewolnicę, którą ktoś postara się złamać. Nie mogła ufać nikomu, kto stawiał wyżej swoje życie od jej
wolności.
- Mam pewne pomysły dotyczące usunięcia jeshickah, ale żadnego nie da się szybko wcielić w
czyn. A co do ciebie... jeszcze nie wiem —odpowiedział szczerze.
Turquoise nie zamierzała mu dawać czasu na podjęcfe decyzji. Gdyby zostawił ją samą na kilka
chwil, wydostałaby się z Królestwa Północy jeszcze dziś. Zadanie, jakiego się podjęła, okazało się
niewykonalne. Jeśli Jaguar uczciwie ją przestrzegał, żew odwecie za zabicie Jeshickah sama zostanie
zabita, to musiała się wycofać. Postanowiła wygarnąć Jillian i Nathanielowi, że wysiali ją i Ravyn z misją
samobójczą.
Wydostanie się stąd nie powinno być zbyt trudne. Sforsowanie z tyłu budynku muru otaczającego
dziedziniec wydawało się rzeczą najprostszą na świecie. Żelazna brama była wprawdzie wysoka, ale
Turquoise potrafiłaby się na nią wdrapać. Nie musiała się martwić o Ravyn, bo ta umiała poradzić
sobie sama. Turquoise byłaby szczęśliwa, gdyby mogła zniknąć z tego miejsca, bez względu na to,
jak miały się ułożyć stosunki Ravyn z jej nowym właścicielem, którym został dziś Gabriel. Prawdę
mówiąc, wolałaby już więcej tej pary nie widzieć.
- Opowiedz mi o Catherine - przerwał jej długie milczenie Jaguar. - Jak to się stało, że trafiła w
ręce Daryla?
- A czy nie zdobył większości ludzi w ten sam sposób? - zbyta jego ciekawość, nie chcąc
odpowiadać na to pytanie.
Jaguar skinął głową.
- Większość swoich niewolników kupił od innych treserów. Ale on nie kupuje ludzi, którzy nie
zostali ztamani. Znaczy to, że zdobył cię w inny sposób.
- Zgadłeś - potwierdziła powściągliwie, nie mając dziś ochoty zwierzać się ze swego dawnego
życia.
- Ile osób zabił, żeby cię uprowadzić?
Nie potrafiła ukryć, jak jest zaszokowana tym, że
Jaguar pyta o to tak wprost. Większość blizn na jej rękach pochodziła z czasu uprowadzenia.
Wówczas to Daryl wyrzucił jej ojca przez zamknięte okno, a ona omal nie wypadła po nim przez
rozbitą szybę.
- Mojego ojca, matkę i brata- odpowiedziała szybciej, niż pomyślała. Gdy przypomniała sobie
Tomm'ego, swojego braciszka, poczuła dojmujący żal. Chłopiec miałby teraz czternaście łat. -Jak, u
licha, dowiedziałeś się o tym?
- Nie znałem twojej historii, ale znam metody Daryla. Nie uczyniłby z wolnego człowieka
niewolnika, gcłyby nie sprawił, że ten nie ma gdzie wrócić.
Wzruszyła ramionami.
- Nawet gdyby moja rodzina przeżyła to uprowadzenie, też nie miałabym gdzie wrócić. Czy potrafiliby
zrozumieć to, co mi się przydarzyło?
- Oczywiście brakuje ci ich? -spytał, nie chcąc podejmować tematu zawartego w pytaniu.
- Czasami brakuje mi dawnego życia Catherine, jej przyjaciół i rodziny, a przede wszystkim
poczucia bezpieczeństwa, jakie miała. Ale nie mogę wrócić do przeszłości bez względu na to, jak
bardzo bym tego chciała. -Po chwili milczenia nieostrożnie zadała mu pytanie, które mogło skończyć
ich rozmowę: -A co z tobą? Czy brakowało ci twojej przeszłości, gdy Jeshickah dę zmieniła?
Jaguar cofnął się, jakby go uderzyła, ale był tak samo uczciwy w swej opowieści jak ona.
- Moja matka była istotą wielokształtną. Prawo obowiązujące w Królestwie Północy nie zezwalało
na handel nimi, z wyjątkiem sytuacji, gdy sprzedały je wampirom inne istoty wielokształtne. Mój ojciec
był uszczęśliwiony, że może komuś wyświadczyć tego rodzaju przysługę. - Jaguar opanował
widoczne wzburzenie i wyjaśnił szorstkim tonem: - Sprzedał mnie Jeshickah za mniej, niż kosztuje
butelka whisky. Mogłem z nim walczyć, bo miałem już wtedy dwadzieścia lat i zdobyłem niemal taką
samą władzę w naszej posiadłości, jaką miał on, ale z przyjemnością stamtąd wyjechałem. - Wstał i
57
odwrócił się od Turquoise zręcznie i gniewnie jak zaniepokojone czymś dzikie zwierzę, które
zamknięto w klatce.
- Dlaczego Jeshickah chciała cię mieć? —spytała szczerze zainteresowana jego przeszłością,
choć marzyła, by zrezygnować z tej okropnej misji, którą miała do wykonania, i natychmiast stąd
wyjechać.
- A dlaczego chciał cię mieć Daryl? -Jaguar odwrócił się do niej.
- Odpowiem ci na to pytanie, jeśli ty odpowiesz na moje -postawiła warunek. Gdy skinął głową,
opowiedziała mu swoją historię nąjzwięźlej, jak potrafiła: -Z okazji moich osiemnastych urodzin ojciec
zabrał mnie do Nowego Jorku na musical. Zjawiliśmy się w hotelu późno. On poszedł spać, a ja
zostałam w holu, chcąc pobyć jeszcze trochę wśród ludzi.
Byłam naiwną idiotką. Gdy podszedł do mnie Daryl, myślałam tylko o tym, że jest przystojny i
wyraźnie mną zainteresowany. Nie byliśmy sami, więc nic mi nie groziło. Nie zorientowałam się, kim
on jest, dopóty, dopóki mnie nie ugryzł. Do tamtej chwili nie wiedziałam nawet, że istnieją wampiry.
- Linia, z której wywodzi się Daryl, jest słaba fizycznie, ale jeśli któryś z tych wampirów zdoła
zapanować nad czyimś umysłem, to ten ktoś traci wolę walki. Dlatego Daryl może łatwo kogoś
ujarzmić, jeśli ta osoba nie uchroni się przed jego wtargnięciem w swój umysł - wyjaśnił jego
tajemnicę.
Turquoise uniosła brwi.
- Ale w moim wypadku najwyraźniej musiał wykazać się siłą fizyczną. A może po prostu nie
starał się w wystarczającym stopniu. Tak czy inaczej nie udało mu się zapanować nad moim
umysłem. Zaczęłam z nim walczyć. Uderzyłam go w skroń szklanką z wodą mineralną, kopnęłam
go... - Te wspomnienia były miłe, w przeciwieństwie do następnych. —Zrobiłam mu scenę, której
obecni w holu ludzie nie mogli nie zauważyć. Musiał mnie puścić, ale zrobił to tylko na chwilę.
Jaguar skinął głową, domyślając się reszty. Daryl nie zabijał większości swoich zdobyczy, ale też
nie lubił ich tracić. Gdyby Catherine z nim nie walczyła, jej kontakt ze światem wampirów mógł się
skończyć tamtej nocy. Ale stawiając Darylowi opór, wzmogła jego determinację, by ją zatrzymać przy
sobie.
- Daryl zbyt cię nienawidzi, by pozwolić ci odejść. Nawet przy całej jego bezwzględności nie
pozostawiłby ci takich blizn, gdyby nie zamierzał cię zabić. Jakoś jednak zdołałaś uwolnić się od niego
i stać się łowcą wampirów. W jaki sposób?
- Pokonałam go. Wydostałam się stąd i wstąpiłam do tajnej organizacji Bruja - odpowiedziała
ogólnikowo, tonem wskazującym, że chce zakończyć temat. Jednym z warunków udzielenia jej
przez Nathaniela pomocy w ucieczce z Królestwa było zatajenie faktu tej pomocy. - A jak ty
odpowiesz na moje pytanie?
- Jeshickah selekcjonuje treserów, kierując się ich urodą, przenikliwością umysłu,
zdemoralizowaniem i tym, co nazywa instynktem tresera, czyli umiejętnością obserwacji,
dostrzeżenia słabych punktów potencjalnej ofiary i zdolnością jej zniszczenia. - Po chwili zastanowienia
dodał: -Przejawiałem stosowny talent. Nie przeszkadzało mi również to, że miała upodobanie
do krwi istot wielokształtnych. -Powiedział to beznamiętnie, w taki sam sposób, w jaki Ravyn mówiła
o upodobaniu swego byłego pana do egzotyki. Tur-quoise zastanawiała się, czy będzie kiedykolwiek
potrafiła mówić tak obojętnie o swoim doświadczeniu niewolnicy.
Zrozumiała teraz, jak daleko w przeszłość sięgaw przypadku Jaguara prawo własności Jeshickah. Jeśli
nie liczyć okresu przed sprzedaniem Jaguara wampirzycy, to nigdy nie był on wolny, gdyż tamte lata
stanowiły zaledwie ułamek jego życia.
Uroda i przenikliwość umysłu z pewnością były cechami Jaguara, ale nie zdemoralizowanie.
- Co cię zmieniło? —dociekała.
- Sto lat bez Jeshickah. Miałem niewolnicę, która przeżyła pożar Królestwa Północy. Kupiłem ją
jako czteroletnią dziewczynkę, podejmując w ten sposób jedną z wielu prób zirytowania Jeshickah,
bo mała była niewidoma od urodzenia i ona zamierzała ją zabić. -Jaguar uśmiechnął się na
wspomnienie tamtych chwil, H Moja niewolnica była posłuszna, co zresztą nie mogło dziwić, gdyż
została wychowana w Królestwie Północy na niewolnicę. Dopiero po jego pożarze uświadomiłem
sobie, że nigdy jej nie uderzyłem. Nigdy nie było to konieczne. -Westchnął, spoglądając niewidzącym
wzrokiem. - W miarę upływu lat zdałem sobie sprawę, że nie chcę jej mieć na własność. Miałem
ochotę poznać ją bliżej. Jej towarzystwo sprawiało mi przyjemność, zwłaszcza gdy stała się
wystarczająco odważna, by rozmawiać ze mną swobodnie. Najwyraźniej mi ufała i starałem się jej nie
zawieść. Do tego momentu znałem tylko takich, którzy się mnie bali, nienawidzili lub zazdrościli mi. -
Potrząsnął głową. - Czyjeś zaufanie było dla mnie całkowicie nowym doświadczeniem i okazafo się
cenne. Dużo czasu zajęło mi odpowiedzenie sobie na pytanie, jak zdołałem sobie na nie zasłużyć.
- Kiedy znalazłeś odpowiedź? -spytała zaciekawiona Turquoise.
- W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że nie myślę o niej jako o niewolnicy i że od
upadku Królestwa Północy tak jej nie traktuję. Zaufania czy wierności niewolnicy nie da się zdobyć siłą.
Można tylko wymusić na niej posłuszeństwo. Ale ślepe posłuszeństwo nie sprzyja prowadzeniu
interesującej rozmowy czy koleżeństwu. Wolę spędzać czas z buntowniczą istotą, która jest mi
równa, niż ze służalczą niewolnicą. - Wzruszył ramionami. - Skłamałbym, gdybym powiedział, że
zawsze lubię wyzwania. Stosunki między panem a niewolnikiem są jednoznaczne i łatwe. Poza tym
czasami pojawia się pokusa powrotu do dawnej roli i zażądania uległości od kogoś, kto odmawia
czegoś, czego się od niego chce.
- Na przykład? - zaciekawiła się Turquoise, myśląc o tym, jak łatwo udało mu się pozbyć stąd
Daryla. Czy mogło to świadczyć o pokusie powrotu do dawnej roli, czy po prostu o podjęciu właściwej
decyzji?
Jaguar roześmiał się.
- Nie musisz znać odpowiedzi na to pytanie.
• Nachmurzyła się, niepewna, czy śmieje się z niej, czy z siebie.
- Wyjdźmy na zewnątrz -zaproponował. -Muszę odnaleźć Jeshickah, zanim zacznie zadawać
ból moim ludziom. Poza tym dziedziniec jest jedynym miejscem, w którym nie bywa Daryl.
Wyprowadził ją na dziedziniec. Był w refleksyjnym nastroju. Księżyc zasłoniły ciężkie deszczowe
chmury, ale mrok odpowiadał Turquoise.
Drgnęła, gdy w przypływie spontaniczności Jaguar wziął ją za ramiona, przyciągnął do siebie i
pocałował w czubek głowy.
59
- Wem, że zamierzasz zniknąć, gdy tylko się odwrócę -oznajmił, nie trzymając jej zbyt mocno,
by mogła się odsunąć, gdyby chciała.
Turquoise nie zaprzeczyła, bo nie miało to sensu.
- Skoro tak, to chciałbym cię prosić o jedną przysługę. - Skinął w stronę miejsca, w którym
zwykle wciągu dnia ucinał sobie drzemkę. Stał tam Erie, patrząc na nich czujnie, jakby sądził, że
powinien opuścić Królestwo Północy, lecz nie chciał. -Zabierzesz go ze sobą?
- Słucham? -zdziwiła się.
Erie byłby dla niej ciężarem. Gdyby musiała go chronić, byłoby jej trudniej pokonać napotkane po
drodze przeszkody. Z jego powodu wydostałaby się stąd później. Skoro Jaguar nie zamierzał im
pomóc w ucieczce, to... Nagle zrozumiała, że mógł jej dać możliwość opuszczenia Królestwa, ale nie
mógł sobie pozwolić na udzielenie w tym pomocy.
- Za kilka tygodni Jeshickah już nie będzie... przeszkadzać —odezwał się. —Ale zanim tak się
stanie, będzie sprawiać kłopoty. Wątpię jednak, by mnie zabiła. Nie zawaha się natomiast przed
zadaniem bólu mnie, a także tym, którzy do mnie należą. Ona wie, że cię lubię, ale ty potrafisz sobie z
nią poradzić. Erie... -potrząsnął głową -jest wytrzymały, lecz to jeszcze dziecko. Potrafię go uchronić
niemal przed każdym, z wyjątkiem Jeshickah, która będzie czyhać na jego życie, bo wie, że staram się
stworzyć mupoczucie bezpieczeństwa.
Tunąuoise zastanawiała się, co pocznie z tym dzieciakiem, gdy znajdzie się z nim na wolności. W
Brui nie było dla niego miejsca, a od dwóch lat Turcjuoise nie znała innego życia niż walka. Gdyby go
stąd zabrała, pokrzyżowałaby sobie plany życiowe. Ale zostawiając go tu, skazywała go na śmierć.
Skinęła zdecydowanie głową.
- Gdy wydostaniecie się stąd, poczekajcie w ukryciu, aż pozbędę się Jeshickah. By was znaleźć,
gotowa jest przetrząsnąć samo piekło.
Turcjuoise uśmiechnęła się krzywo.
Zawahał się, jakby nie był pewny, czy może coś powiedzieć. W jego spojrzeniu lęk mieszał się z
pożądaniem, tęsknotą i żalem.
-Wątpię, byś chciała powrócić do mojego świata,
gdy już nie będzie jeshickah. A czy miafabyś coś przeciwko temu, żebym cię odwiedził wtwoim?
Jaguar już skomplikował jej życie, a Erie miał je skomplikować jeszcze bardziej. Kontynuowanie
znajomości z wampirem byłoby złe, jeśli w grę nie wchodziła konieczność.
- Znikam na krótko. Jeśli nie będę chciała, żebyś mnie odnalazł, nie uda ci się to -odpowiedziała
szczerze, stwarzając sobie możliwość przemyślenia sytuacji.
- Powodzenia, Audro -pożegnał ją, akceptując jej odpowiedź, i odszedł.
60
rozdział XVI
Gdy tylko zniknął, odwróciła stę w stronę muru. Nieobrobione kamienie doskonale nadawały się
do wspinania. Dawały oparcie stopom i punkty zaczepienia dla rąk. Wdrapanie się na szczyt nie
wydawało się trudne.
Niechętnie spojrzała na Erica. Był zaledwie czternastolatkiem, a więc nadal dzieckiem, bez
względu na to, co w życiu widział. Potrzebował rodziny, a zamiast niej miał Królestwo Północy.
Potrzebował ojca, a zamiast niego miał Jaguara, który tak byt uwikłany w walkę o władzę, że z trudem
radził sobie z własnymi problemami.
Stawała się sentymentalna, co było dla niej niebezpieczne. Powinna jak najszybciej wydostać się
stąd, jeśli jeszcze mogła.
- Chcesz iść ze mną? - spytała chłopca, ale po cichu wyrzucata sobie brak rozsądku z powodu
składania takich propozycji.
Erie skinął głową.
- To będzie trudna podróż -przestrzegła go. -Raczej nie umiem troszczyć się o innych ludzi. -
Nagle niespodziewanie przypomniała sobie Tommy'ego, którego Daryl przewrócił na podłogę.
Próbowała bezskutecznie odsunąć od siebie ten obraz.
- Sam umiem troszczyć się o siebie —uspokoił ją Erie.
„Nie chcę dopuścić do tego, by ktoś zadał mu ból" -powiedziała do siebie w myślach.
- Przedostaniemy się przez mur. Przez chwilę przyczaimy się na jego szczycie. Potrafisz się
wspinać? -zadała trochę spóźnione pytanie.
Skinął głową.
Dodając mu otuchy, zachęciła go do rozpoczęcia wspinaczki. Sprawdziła, czy będzie miał się
czego trzymać.
Wkrótce przyciskali stę do szczytu muru, nie chcąc, by ktoś ich spostrzegł. Po drugiej stronie mur
był gładki j uniemożliwiał zejście. Turcjuoise wychyliła się i spojrzała w dół, sprawdzając, czy nie stoi
tam strażnik. Gdy upewniła się, że nie ma nikogo, odwróciła się, uczepiła dłońmi krawędzi, spuściła
nogi i zeskoczyła. Przy tej wysokości mogła sobie połamać kości, ale nauczyła się tak upadać na
ziemię, by jak najmniej ucierpieć. Szybko wstała i złapała Erica, który w ślad za nią skoczył z muru.
Nagle kątem oka zauważyła jakiś ruch. To kuguar prężył się do skoku.
Odwróciła się do zwierzęcia, odpychając Erica za siebie. Gdy kuguar skoczył na nią, upadła,
uderzając plecami o żwir. Rozdarł jej pazurami skórę. Ale szczęśliwie dla niej ten zwierzęcy
strażnik powstrzymał się od dalszego ataku. Uważał ją za niewolnicę należącą do Królestwa
Północy i nie zamierzał jej uśmiercać. Wykorzystała ten moment i z całej siły odepchnęła go
kolanem.
Gdy odskoczył od niej, zastanawiała się, co robić. Nie wiedziała, jak pozbyć się wielkiego kota. Wydawało
się jej, że najlepiej zrobi, jeśli postara się uciec i gdzieś się ukryć. Przyszło jej do głowy, że
mogłaby go odpędzić i błyskawicznie przedostać się przez żelazną bramę z powrotem na drugą
stronę.
-Ericu, wdrap się na bramę -poleciła chłopcu.
Zwierzę odwróciło się do Erica, który już pędził do bramy. Chciało go pochwycić, ale Turquoise z
wszystkich sił uderzyła je w bok. Wówczas warknęło na nią, odwracając się w jej stronę.
Na szczęście owa istota wielokształtna, która przybrała postać kuguara, starała się tylko
zatrzymać Tur-quoise, oczekując na przybycie swego pana. Turquoise była wdzięczna losowi za to,
że rzekomy kuguar nie chce wyrządzić krzywdy osobie będącej własnością jego pracodawcy, czyli
Jaguara. Zuchwale rzuciła się na wielkiego kota, starając się odwrócić jego uwagę, od Erica, który
wdrapywał się na bramę.
Włosy stanęły jej na głowie, bo nagle wyczuta znajomą aurę. Zbliżał się tu Daryl - dla niej już nie
lord, nie pan, lecz zaledwie Daryl.
Teraz ta kreatura była dla niej tylko jednym z wampirów. I miała czuły punkt. A Turcjuoise przez
dwa lata uczyła się, jak zrobić z tego użytek. Niestety, bez broni miała takie szanse na przetrwanie jak
bałwan na Hawajach. Pomimo to postanowiła walczyć z bestią, a nie poddawać się jej.
Pierwszy cios Daryl otrzymał w splot słoneczny. Ale w przypadku wampira nie byt on tak
skuteczny, jak byłby dla człowieka. Niemniej jednak okazat się dotkliwy i na chwilę uniemożliwił
Darylowi atak. Następnie Turcjuoise błyskawicznie kopnęła wampira z tyłu w kolano, wymierzając cios
w miejsce tuż pod stawem, cios zakazany we wschodnich sztukach walki, bo czynił z ludzi kaleki.
Wampir potknąt się i klnąc, upadł, bo rzepka w kolanie się przemieściła. Człowiek mógł do końca
życia kuleć, ale wampir potrzebował tylko paru minut na to, by powróciła na swoje miejsce.
Na szczęście Daryl jak na wampira źle znosił ból i zasłabł w czasie walki. Turcjuoise zaskoczyła
go, rozpoczynając atak, i teraz z powodu bólu nie mógł się szybko bronić.
Walka człowieka z wampirem niemal zawsze kończyła się natychmiastowym zabiciem tego
pierwszego lub jego śmiercią na skutek odniesionych ran. Wampir jest-silniejszy, szybszy i łatwiej
zbiera siły. Gdy czasami walka się przedłuża, człowiek męczy się pierwszy. Jeśli wampir jest na nią
przygotowany, to broni się skutecznie przy minimalnym wysiłku.
Gdy Daryl się pochylił, Turquoise zyskała kolejną możliwość ataku i kopnęła go w kark. Był to
ryzykowny cios, bo wampir mógł ją złapać za stopę. Ale gdyby dzięki temu niebezpiecznemu ciosowi
udało jej się skręcić mu kark, to długo pozostawałby unieruchomiony; nie złapałby jej za włosy i
zdążyłaby uciec.
Na nieszczęście Daryl odsunął się w porę, dzięki czemu zminimalizował skutki uderzenia.
Zajmując się swoim bolącym kolanem, nawet nie wstał. Zanim jednak po wymierzeniu mu ciosu
zdołała odzyskać równowagę, pociągnął ją z tyłu za nogę, tak iż mogła tylko próbować upaść mniej
boleśnie.
Postarała się przewrócić na tyle daleko od niego, by od razu mogła mu wymierzyć następny cios
w kolano. Szybko odwróciła się w jego stronę, ale teraz on był szybszy. Nie wstając, przyciągnął ją do
siebie i uderzył w twarz. Ogłuszył ją siłą tego ciosu.
Turquoise odwróciła twarz, starając się wytrzymać ból i wziąć odwet. Świat wirował jej jeszcze
przed oczami, gdy uderzyła Daryla w klatkę piersiową z taką siłą, że złamała mu żebro.
62
Puścił ją, odsunął się od niej i usiadł. Ona zrobiła to samo. Oboje byli zbyt obolali, żeby próbować
wykorzystać sytuację.
Turguoise wstała pierwsza. Daryla wciąż bolało kolano. Większość wampirów nie traktuje ludzi
jako zagrożenia, bez względu na to, ilu przedstawicieli ich rasy zabili łowcy wampirów czy jak
przebiegała walka. Nazywano je przecież nieśmiertelnymi i uważano, że człowiek nie potrafi ich zabić.
Gdy Daryl zaczął wstawać, Turquoise powtórnie wymierzyła w jego kark cios, kopiąc z całej siły,
aż usłyszała trzask pękającej kości. Wampir z powrotem upadł na ziemię. Złamanie karku
unieruchamia każdą istotę, nawet wampira, choć potrafi on przeżyć najgorszy cios, z wyjątkiem
wymierzonego w serce, a jego rany goją się łatwiej.
Turquoise nienawidziła ucieczki, ale nie miała szans zabić wampira, nie dysponując żadną bronią.
Nie mogła przecież urwać mu głowy gołymi rękami. Jednak irytowało ją to, że musi wycofać się z
walki. Organizacja Krwawych niezmiennie uczyła, że wrogów należy eliminować. Jeśli zostawiało się
ofiarę żywą, to stwarzało się jej możliwość wylizania się z ran i wykorzystania swojej przewagi
następnym razem. Druga walka rzadko przebiegała dla zwycięzcy tak pomyślnie jak pierwsza.
Kuguar gdzieś zniknął, być może nie chcąc być świadkiem porażki wampira. Przy żelaznej bramie
czekał na Turcjuoise Erie.
Niemal nie pamiętała, jak się przy niej znalazła. Erie spytał ją, czy nic jej nie jest, a ona pokręciła
głową i poprowadziła go do lasu rozciągającego się za Królestwem Północy. Nie miaia pojęcia, jak
daleko jest do miasta, ale postanowiła się nie zatrzymywać do czasu opuszczenia terytorium, na
którym panował Jaguar,
Później mogła sobie pozwolić na opatrzenie obolałej spuchniętej szczęki i ran zadanych jej przez
kuguara, a także na zastanowienie się, co zrobić z chłopcem. Teraz marzyła tylko o tym, by położyć
się na ziemi i zniknąć.
Dotarli do miasta koło południa. Erie nie był przyzwyczajony do tak długiego marszu, ale nie
poskarżył się ani słowem. Turcjuoise pokonała drogę głównie dzięki adrenalinie, która dała jej
zastrzyk energii i poczucie nieśmiertelności, zawsze pojawiające się po walce. Miała ochotę wrócić i
zabić kuguara, który najwyraźniej zwrócił się o pomoc do Daryla, gdy Jaguar nie odpowiadał na jego
wezwania.
Znajdowali się o kilka mil od Królestwa Północy, w mieście Logging. Przy głównej ulicy Turquoise
znalazła automat telefoniczny.
- Halo? - rozległ się w słuchawce słaby głos Nathaniela. W jej uszach brzmiał on teraz jak
najprzyjemniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszała.
- Mówi Turquoise. Szukam jakiegoś miejsca, w którym mogłabym pobyć parę dni i nikt by mnie
nie wyśledził.
- To znaczy do czasu, gdy sytuacja się uspokoi? -upewnił się Nathaniel, doskonale rozumiejąc,
o co chodzi. -Znam takie miejsce, w którym możesz czasowo zamieszkać. Pożyczę ci gotówki, żeby
nikt cię nie wykrył, jak bierzesz z banku pieniądze. Gdzie mam po ciebie przyjechać?
Powiedziała mu, zastanawiając się, ile będzie ją to kosztować, choć w tej chwili cena nie miała
znaczenia. Zarobiła w jednostce Krwawych wystarczająco dużo, bo zabijanie wampirów było zajęciem
lukratywnym. Mogła sobie pozwolić na to, by dłużej już się tym nie zajmować. Każda cena, jakiej
mógł zażądać Nathaniel, była warta zapłacenia.
- Poczekaj piętnaście minut, żebym mógł zarezerwować dla ciebie pokój w gospodzie przy tej
ulicy, przy której teraz jesteś, i udaj się tam. Znajduję się w odległości kilku godzin jazdy samochodem
od ciebie, więc wykorzystaj ten czas i prześpij się.
Nie zaproponował ani wymiany, ani ceny. Był poważnym najemnikiem. Gdy zawierał z kimś
transakcję, realizował ją. Nigdy nie zapominał podać ceny usługi, a tym razem tego nie zrobił, oferując
pomoc. Zatem nie mógł już niczego zmienić.
Postanowiła rozwiązać tę zagadkę później.
- Zaraz będziemymogli się przespać -powiedziaładoErica.
Chłopiec uśmiechnął się. Była zdumiona, że potrafił się na to zdobyć po tym
wszystkim, coprzeszedł, ipomimo strasznegozmęczenia.
rozdział XVII
— Catherine, postaw chtopca na podłodze, to nie będę musiał zadać mu bólu — rozkazał Dory/.
Niechętnie zrobiła tak, jak kazał, choć małec kurczowo ściskał jej dłoń swoją drżącą rączką.
— Tommy, uciekaj! — zawołała, odpychając go od siebie.
Chłopiec zawahał się. Daryl zdążył do niego podejść i zanurzyć białe palce w jego miękkich brązowych
włosach.
— Thomas? Kochasz swoją siostrę, nieprawdaż? — spytał łagodnie, przyklękając, by móc spojrzeć
chłopcu w oczy.
— Puść goi - krzyknęła Catherine, próbując go odepchnąć od brata.
Wampir spojrzał na nią i uderzył ją jakby od niechcenia, raczej lekko w porównaniu z późniejszymi
ciosami.
Próbowała odparować uderzenie, lecz Daryl puścił chłopca i złapał ją za rękę. Gdy przesunął pakami po
jej policzku, cofnęła się ze wstrętem.
— Catherine... — zaczął, lecz zanim wymówił następne słowo, uderzyła go w szyję, wkładając w ten cios
cały swój strach, nienawiść i złość.
Zaklął i puścił ją. Rzuciła się do ucieczki. Ledwie zdążyła wybiec na drogę dojazdową do domu, gdy ją
dogonił i przewrócił. Uderzyła dłońmi i kolanami o nawierzchnię, ocierając sobie naskórek. Obok leżało ciało
ojca, Zastanawiała się, gdzie jest Tommy. Może udało mu się uciec, a może...
— Catherine... - Daryl podniósł ją z ziemi i zacisnął dłoń na jej nadgarstku — Nigdy więcej nie waż się
mnie uderzyć. - Wymierzył jej silny policzek. Poczuła w ustach smak krwi i straciła przytomność.
Turquoise obudziła się zlana potem. Leżata na łóżku w nieznajomym pokoju. W ustach czuła
gorzki smak. Była zdenerwowana. Usiadła gwałtownie. Głowa pękała jej z bólu. Za oknem świeciło
słońce, więc zasłoniła zasłony. Po chwili ból nieco zelżał. Odpędziła z myśli senny koszmar.
Powoli przypomniała sobie najświeższe wydarzenia. Nathaniel zabrał ją i Erica zgospody i przywiózł
tutaj. To małe miasto, przez które przejeżdżali, wydawało się jej takie samo jak wszystkie inne
małe miasta, w których była, tyleż znajome, co obce.
Wstała i przeciągnęła się ostrożnie. Krzywiąc się z bólu, poszła do pokoju Erica. Przez uchylone
drzwi zobaczyła, że chłopiec jeszcze śpi. Uspokojona, wzięta prysznic i przebrała się.
- Czy to twój dom? -spytała, gdy Nathaniel wręczył jej klucze.
Skinął głową.
- Ale chwilowo tu nie mieszkam. Teraz stanowi on własność tej dziewczyny. -Podał Turquoise
skórzany portfel, w którym znajdowało się prawo jazdy z jej zdjęciem, platynowa Visa Electron, karta
ban-komatowa, karta biblioteczna i trzy banknoty dwu-dziestodolarowe. - Skoro nie możesz tu
korzystać ze swoich kont bankowych, bo istnieje możliwość, że w ten sposób cię wytropią, uznałem,
że powinnaś zdobyć nową tożsamość i dysponować niewielką gotówką. Pozwoliłem sobie także
zabrać z twojego domu trochę ubrań. Są w torbie podróżnej, którą wstawiłem do szafy w sypialni
pana domu.
Teraz nie czuła się już tak obolała jak po dotarciu do miasta. Po długim śnie bóJ zelżał, choć
mięśnie były ciągle zesztywniałe po wieczornej walce z kuguarem i Darylem.
Dom okazał się mały, jednopiętrowy, z dwiema sypialniami, łazienką i kuchnią. Od frontu miał
werandę. Choć był zadbany, wydawał się pusty. W kuchni na podłodze leżało jasnoniebieskie
marmurkowe linoleum, blaty były ciemnoniebieskie, a szafki sosnowe. Lodówka okazała się pusta i
wyłączona. Turquoise włączyła ją. Palniki kuchenki wydawały się nigdy nie używane.
W szafkach nic nie było - ant garnków, ani zastawy stołowej, ani też papierowych ręczników czy
torebek plastikowych. Turcjuoise nie zauważyła też nigdzie tostera i otwieracza do puszek. Był to
prawdziwy dom wampira, bo Nathaniel, w przeciwieństwie do człowieka, nie musiał tu jeść.
Szczęśliwie Turquoise spostrzegła telefon i książkę telefoniczną. Zamawiając pizzę, mogła mieć
królewskie śniadanie. Ale najpierw postanowiła zadzwonić do Nathaniela, by się dowiedzieć, co, u
licha, jest grane. Wykręciła numer i po trzech dzwonkach uświadomiła sobie, że wampir może
jeszcze spać, skoro było dość wcześnie. Włączyła się mechaniczna sekretarka z informacją, że należy
zostawić wiadomość.
— Nathanielu, muszę z tobą pogadać. Zadzwoń do mnie, gdy będziesz mógł. — Po chwili
wahania niezdarnie dodała: -Dziękuję. -Odłożyła słuchawkę.
Wampir nie uznawał podziękowań. Zawsze mówił klientom, że robi wszystko dla własnej, a nie
dla ich korzyści i wobec tego wyrazy wdzięczności są nie na miejscu. Turquoise wierzyła w te
zapewnienia do dzisiaj. Zarówno wtedy, gdy przed dwoma laty zabrał ją od Daryla, jak i teraz, kiedy
zapewnił jej lokum, nie zażądał zapłaty.
Potrząsnęła głową. Czekając na telefon od niego, mogła przynajmniej rozgościć się i coś zjeść.
Nie musiała długo czekać, by Erie wstał. Burczało mu w brzuchu tak samo jak jej i nie miał nic
przeciwko zjedzeniu jakiegoś dania na zamówienie.
—Później wybiorę się na zakupy — zapewniła go, gdy jedli pizzę z serem, - Naturalnie, jeśli
znajdę tu gdzieś sklep spożywczy. —Nachmurzyła się. —I sklep z zastawą stołową. -Ze wszystkich
65
czynności chyba najmniej lubiła robić zakupy. Uważała to za stratę czasu. Ale teraz, zważywszy na
czekającą ich tu nudę, było to wspaniałe zajęcie.
Erie potaknął.
—Widziałem w mieście nieduży dom towarowy. Przejeżdżaliśmy obok niego. Mogę tam pójść -
zaofiarował się.
W pierwszej chwili Turquoise była zaskoczona jego propozycją. Przypomniała sobie jednak, że
Erie pełnił funkcję pośrednika pomiędzy należącym do Jaguara miastem a Królestwem Północy. Miał
dopiero czternaście lat i sam nie potrafił sobie zapewnić poczucia bezpieczeństwa, a mimo to w
Królestwie Północy wykonywał zajęcia dorosłych i nie mógł od razu pozbyć się tego nawyku.
Prawdopodobnie zechce tam wrócić, gdy Jaguar pozbędzie się Jeshickah. Tam było jego miejsce.
—Zawiozę cię —zaproponowała. —Nie chcę, żebyśmy się rozdzielali. - Gdy Erie spuścił oczy,
zorientowała się, że zrobiła mu przykrość. Nie chciał, aby go traktowała jak dziecko. Dodała
pospiesznie: —Za dużo rzeczy potrzebujemy, żebyś mógł sam je przynieść.
Nie wyglądał na przekonanego, ale nie mogła już bardziej dopieszczać jego ego. Nie rozumował i
nie zachowywał się jak dziecko, co nie znaczyło, że z tego powodu miała go mniej chronić.
Zrobili bardzo udane zakupy w zauważonym przez Erica domu towarowym. Dostali tam
wszystko, czego potrzebowali do wyposażenia kuchni, i udali się do sklepu spożywczego. Turquoise
nie była najlepszą kucharką. Zwykle na śniadanie jadła płatki zbożowe, a na kolację coś z puszki. Erie
nalegał więc, że będzie gotował. Chodziła za nim po sklepie i przeszukiwała wzrokiem przejścia
między półkami, jakby sprawdzała, czy nie czai się gdzieś niebezpieczeństwo.
Nagle jej wzrok spoczął na chłopaku, który mógł mieć tyle lat co ona i wydawał się znajomy, choć
nie przypominała sobie, gdzie go spotkała. Myszkował wśród specjałów kuchni azjatyckiej, ale gdy
przechodziła, zerknął na nią. Po chwili spojrzał na nią jeszcze dwukrotnie i odwrócił się. Instynktownie
zaczęła przygotowywać się do walki. Na szczęście szybko uświadomiła sobie, że ma do czynienia z
człowiekiem, a nie z wampirem i znajduje się w miejscu publicznym.
—Cathy? —odezwał się do niej zaskoczony i zaciekawiony. -Nie widziałem cię od czasu... chyba
od kiedy poszedłem do college'u. Jak ci leci?
Spojrzała na Erica, jakby szukała u niego pomocy, ale on milczał.
- Świetnie —odpowiedziała zdawkowo. Kim był ten chłopak? To jasne, że kimś, kogo znała,
zanim spotkała Daryla. Tyle rzeczy z tamtego okresu wyleciało jej z pamięci. - A tobie jak się
powodzi?
- Też świetnie - odpowiedział, najwyraźniej nie dostrzegając jej zakłopotania. - Wiosną
skończyłem studia. Jestem absolwentem historii. -Roześmiał się. -To mi naprawdę odpowiada. .
Pamiętała mgliście przyjaciela, którego interesowała historia. Teraz go sobie przypomniała. W
pierwszych klasach szkoły średniej umawiała się z nim na randki. On był wtedy w ostatnich. Ale jakoś
nie mogła sobie przypomnieć jego imienia i nazwiska. Gdy skończyła osiemnaście lat i w jej życiu
pojawiło się piekło, on poszedł do college'u.
- Gdzie teraz mieszkasz? -zainteresował się.
- Słucham? - zdziwiła się. Pomyślała z ironią, że dawno nie prowadziła tak fascynującej
rozmowy.
- Gdy spadałem ze szkoły, zerkałaś w stronę college'u Smitha - przypomniał jej wesoło. —
Rozpoczęłaś tam studia? - Nie musiała mu odpowiadać, bo zauważył chłopca i spytał: — Czy to
Tommy?
Potrząsnęła głową.
- Nie - zaprzeczyła, mimowolnie podnosząc nieco głos. Gdy spostrzegła, jak Erie jest zmieszany,
skłamała: -To syn moich sąsiadów. Opiekuję się nim.
- Ach, tak. To świetnie.
Musiała jak najszybciej wynieść się stąd, Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, byta pogawędka z
Gregiem. Tak miał na imię. Nagle przypomniała sobie, jak pomogła mu zrobić psikusa na
zakończenie szkoły. Ze szkolnego laboratorium biologicznego wykradli szczura przeznaczonego na
sekcję, ułożyli wokół niego kromki chleba, zawinęli w folię i położyli wśród kanapek w stołówce.
Turquoise pomyślała, że ma strasznego pecha, spotykając Grega właśnie teraz.
- Co tu robisz? -spytała, znowu mimowolnie podnosząc n eco głos.
- Mieszkam tu. Powiedziałem ci kiedyś, że nigdy nie zamieszkałbym w małym mieście, ale
byłem w błędzie -odpowiedział, nie tracąc dobrego humoru, choć wydawał się zaskoczony tonem jej
głosu. Zerknął na zegarek i skrzywił się.-Muszę lecieć, ale chętnie do ciebie zadzwonię. Powinniśmy
odnowić znajomość. Mieszkasz tu gdzieś blisko?
Czy on nie słyszał, że Catherine Minate nie żyje? Oczywiście jej ciała nigdy nie odnaleziono, ale
była martwa jak każdy inny nieboszczyk spoczywający w ziemi. Turquoise zachowała wspomnienia z
tamtego okresu życia, choć wszystkie w przerażający sposób wyblakły, ale nie była już tą niewinną
wesołą dziewczyną, która płatała z Gregiem figle i chodziła z nim na prywatki.
- Właśnie się przeniosłam do tego miasta... Nie pamiętam mojego nowego numeru -
odpowiedziała zgodnie z prawdą, a w myślach błagała go, by zostawił ją w spokoju. Chętnie podałaby
mu fałszywy numer, lecz obawiała się, że natknie się na niego znowu, co w takim małym mieście było
wielce prawdopodobne.
Nie wiedziała, dlaczego tak chce przed nim uciec, ale teraz po prostu pragnęła zapomnieć o
tamtym okresie swojego życia.
- Mój numer powinien być w książce telefonicznej - odpowiedział na to nie zrażony Greg.
Cichym głosem dodał: -Brakowałomi ciebie, Cathy.
Mnie też jej brakuje, pomyślała. Naprawdę brakowało jej Cathy Minate.
- Do zobaczenia gdzieś w mieście —pożegnała Grega, który podniósł koszyk z zakupami.
- Tak, no... Do zobaczenia.
Gdy się odwrócił, pospiesznie odeszła. Erie szybko dokończył robić zakupy, zapłacili i poszli do
samochodu.
- Kto to był? -dopytywał się chłopiec.
- Stary przyjaciel — odparła wymijająco. Spojrzała w stronę sklepu, ale nie zobaczyła Grega z
miejsca, w którym zaparkowała.
Erie miał zmartwioną minę.
- Rozmawiał ztobą tak, jakby łączyła was bliska znajomość
- To jego i Cathy łączyła bliska znajomość -poprawiła go.
- To ty nie jesteś Cathy? -zdziwił się.
- Nie. Cathy była... głupia. Nie potrafiła się obronić. Żyła w stanie błogiej ignorancji.
67
- Była niewinna, a nie głupia-sprzeciwił się chłopiec.
- Czemu zawdzięczasz to, że jesteś taki mądry? -burknęła pod nosem. Włączyła silnik i ruszyła,
starając się zakończyć rozmowę.
- Temu samemu, co robią wampiry - odpowiedział jej poważnie, najwyraźniej chcąc
rozmawiać. -Spędziłem w ich towarzystwie dużo czasu. Nie chcesz myśleć o Cathy jako o sobie, bo
ona okazała słabość, a tobie nie wolno jej okazać, ponieważ ty zabijasz wampiry. Drapieżnik nie lubi
przyznawać, że może stać się czyjąś zdobyczą. - Zniżył głos. -I być może nie chcesz myśleć o tym,
że dziewczyna, z którą Greg się umawiał, jest zdolna zabijać.
Turcjuoise zacisnęła kurczowo palce na kierownicy. Już miała wygłosić druzgocącą krytykę jego
rozumowania, ale w porę ugryzła się w język. Zgodziła się zabrać tego chłopca z Królestwa Północy.
Nikt jej do tego nie zmuszał.
- Cathy nie potrafiła zabić nawet pająka spacerującego po jej nocnym stoliku -odpowiedziała sucho.
-Była słaba i Daryl ją uśmiercił.
- Cathy to ty, więc Daryl nie mógł jej uśmiercić -stwierdził z naciskiem chłopiec. - Z jego
powodu stała się trochę twardsza i zaczęła się bać. Cathy nie musiała zabijać wampirów, bo nie bała
się życia.
- Jasne, więc oczywiście ja się boję - burknęła Turquoise. - Ale nie mogę powrócić do
przeszłości. Teraz wiem różne rzeczy, które nie znikną, gdy przestanę o nich myśleć.
- Wolałabyś raczej uznać, że Daryl zwyciężył, niż przyznać, że kiedyś stałaś się jego zdobycząnie
ustępował Erie.
- Daryl rzeczywiście zwyciężył w jednej bitwie -oświadczyła podniesionym głosem. -Na moich
oczach zamordował mojego ojca i dziesięcioletniego brata. Nie mogłam im pomóc. Spędziłam
dłuższy czas w jego domu, traktowana niewiele lepiej niż zwierzę domowe i nie mogłam nic na to
poradzić. Te wszystkie wydarzenia sprawiły, że Cathy umarła, wraz ze swoją niewinnością,
złudzeniami, marzeniami...
- Marzeniami? -przerwał jej Erie. - Kim jesteś teraz? Zabijasz wampiry. Wiem o tym. Czy poza
tym robisz coś jeszcze?
Turquoise Draka zajmowała wysoką pozycję w szeregach Krwawych. Była jedną z dwu osób
rywalizujących o ich przywództwo. Mogła się poszczycić siatką
kontaktów i wspólników, ale czy miała przyjaciół? Niestety, tymi ostatnimi nie mogłaby się pochwalić.
Uwielbiała polować na wampiry i czuła się niemal uzależniona od tego słodkiego uczucia uderzenia
adrenaliny. Ale czy mogłaby powiedzieć o sobie coś więcej?
Miała przed sobą zaledwie dziesięć czy piętnaście lat życia. Większość łowców umierała w wieku
trzydziestu pięciu lat. Z wiekiem ich refleks słabł. W większości wypadków ponosili śmierć na skutek
jakiegoś potknięcia, nieostrożności i ludzkiej niedoskonałości.
—Ericu, skończmy tę rozmowę -powiedziała!" lecz nie zabrzmiało to jak zozkaz.
—Co Cathy chciała robić? -nie ustępował chłopiec, ale ton jego głosu stał się łagodniejszy.
—Powiedziałam, skończmy tę rozmowę. Cathy chciała pomagać ludziom. Chciała zostać
lekarką lub nauczycielką, pracować z dziećmi. Turquoise o tym nie zapomniała. Cathy interesowało
wszystko.
I wszystko potrafiło ją zranić.
Niektórzy ludzie używają innych ludzi czy rzeczy po to, by niszczyć. A ty tworzysz, budujesz, leczysz,
zamiast niszczyć. Te słowa stale powracały w jej pamięci, bez względu na to, jak wydawały się teraz
niestosowne. Była przecież zabójczynią i najemnikiem. To wszystko.
rozdział XVII!
Gdy wróciła do domu, w salonie czekał na nią Nathaniel. Rozpierał się na kanapie ubrany w
dżinsy, podkoszulek i kurtkę dżinsową. Wyglądał trochę niedbale, lecz zarazem szykownie. Sprawiał
wrażenie zadowolonego, jakby dobrze mu służył pobyt w słonecznym domu na przedmieściu.
Na widok Turcjuoise i Erica wstał z kanapy zwinnie jak kot, by się z nimi przywitać.
- Ericu, miło cię widzieć bezpiecznym. Milady Turcjuoise, wyglądasz tak, jakby Erie ciągnął za
łańcuch, do którego jesteś przywiązana.
- Może i ciągnie -odparła, starając się rozchmurzyć.
Erie spojrzał na nich wymownie.
- Pójdę rozpakować zakupy -zaproponował.
- Pomogę ci...
- Dam sobie radę —uciął krótko.
- Ten chłopiec zachowuje się tak, jakby miał sto lat -zauważyła z westchnieniem, gdy wyszedł.
- Spędził zbyt dużo czasu z wampirami-stwierdził Nathaniel. - Nie jest gorszy od ciebie. -
Widząc jej czujny wyraz twarzy, dodał uspokajająco: -Nie zjawiłem się tu po to, żeby cię napominać.
To jest twoje życie.
- Czy moja misja była samobójcza? -przeszła od razu do rzeczy, nie chcąc zastanawiać się nad
jego uwagami.
Nathaniel usiadł.
- Jeśli zamierzałaś zabić Jeshickah, to owszem -potwierdził. - Są wampiry o tysiące lat starsze
od niej, które chętnie by ją uśmierciły, ale nie zrobiłyby tego same.
- Dlaczego? Ona nie jest aż tak silna, by przeżyć atak. Cios w serce by ją zabił. Kto ją chroni i
sprawia, że inne wampiry są tak rozważne?
- Siostra Jeshickah należy do grona uczniów Sie-te. - Widząc, że Turquoise nie rozumie,
wyjaśnił: -Siete to istota, która nas stworzyła, istniejąca od niepamiętnych czasów. Podobno
rzeczywiście jest nieśmiertelna. Jeśli zabijesz Jeshickah, jej siostra zażąda twojej śmierci, a Siete nie
pokonasz w walce. -Potrząsnął głową. -Gdy zwróciłaś się do mnie, żebym cię zawiózł do Królestwa
Północy, sądziłem, że chcesz zabić Jaguara. Gdybym wiedział, kto jest twoim celem, powstrzymałbym
cię.
- Dlaczego? Nigdy nie słyszałam, żebyś się o kogoś troszczył, jeśli ci za to nie zapłacono.
- Może zaskoczy cię to, co powiem, ale zanim stałem się wampirem, przez dwadzieścia lat
byłem człowiekiem i, w przeciwieństwie do niektórych uczniów Jeshickah, miałem duszę.
69
Turquoise, traktuję cię jak przyjaciółkę. Czy to dla ciebie taki szok dowiedzieć się, że nie chciałem
twojej śmierci? -odpowiedział nie zrażony tym, że go obraziła, co uświadomiła sobie zbyt późno.
Kręciła głową, niezdolna nic powiedzieć, tak ją zaskoczył tym wyznaniem.
- Jestem owocem dawnych eksperymentów Jeshickah, jej trzecim uczniem. Zamierzała uczynić
ze mnie tresera. Jako pierwszy przeciwstawiłem się jej i przeżyłem. - Zerknął przez otwarte drzwi
salonu do kuchni, gdzie Erie rozpakowywał zakupy, nie zwracając na nich uwagi. - Po
doświadczeniach ze mną zaczęła poszukiwać takich kandydatów na uczniów, u których odkrywała
ważne dla niej cechy. Jej faworytem był Gabriel, ale za bardzo go lubiła i nie zdołała uczynić z niego
swej własności tak jak innych.
- Oczywiście do tych innych należy Jaguar - stwierdziła Turcjuoise i spytała: - Dlaczego kiedyś
wyswobodziłeś mnie z niewoli u Daryla? Nie jesteś zły, ale też, jak sam mówisz, nie masz w sobie nic
ze szlachetnego rycerza.
- Sam nie wiem. -Pokręcił głową. —Daryl tak czy inaczej chciał się ciebie pozbyć, więc nie było
to aż takie niebezpieczne. Poza tym może dlatego, że przypominałaś mi mnie.
- Przypominałam ci ciebie? -zdumiała się.
- Gdy będąc człowiekiem, przebywałem w Królestwie Północy rządzonym przez Jeshickah.
- Byłeś jednym z jej... zwierząt domowych? -zdumiała się ponownie.
- Absolutnie nie - odpowiedział szybko. - Starała się uczynić ze mnie coś takiego, ale kiedyś,'
gdy próbowała mnie złamać, poniosło ją i zraniła mnie tak mocno, że jako człowiek nie przeżyłbym.
Wolała zamienić mnie w wampira, niż przyznać się do porażki. Jednak do czasu, kiedy sobie
uświadomiła, że nie potrafi nade mną zapanować, zdobyłem już zbyt duże wpływy w jej państwie, by
mogła mnie uśmiercić. Wydaje się, że Jaguar doświadcza tego samego co ja poczucia bliskości z tobą.
- Łatwiej mi uwierzyć w to poczucie w twoim przypadku. O ile wiem, z Jaguarem nic mnie nie
łączy -odparła sceptycznie i dodała: - Cathy miała wspaniałe życie, zanim Daryl ją uprowadził. —W
jej głosie brzmiała gorycz. —Przeżyta osiemnaście lat jako niewinna dziewczyna i nagle ktoś zadał jej
taki ból. Omal nie przypłaciła życiem zerwania ze wszystkim, co znata dotychczas. Ale z drugiej
strony, czy wolałaby los Jaguara? Z powodu Daryla straciła wszystko, lecz przynajmniej miała dobre
wspomnienia z czasów, zanim go poznała.
Nathaniel pokręcił gtową.
- Jaguar usiłuje wyzwolić się od Jeshickah, ale dopóki ona żyje, nie uda mu się, a nawet po jej
śmierci chyba nie w pełni zdoła to osiągnąć. Ty usiłujesz wyzwolić się od Daryla...
- Wyzwoliłam się.
Nathaniel skinął głową i taktownie zmienił temat.
- Jakie masz plany?
- Nie mam żadnych -odpowiedziała szczerze.
- Wracasz do Brui?
- Oczywiście. Przyjęłam wyzwanie do walki -odparła automatycznie, ale nagle zaczęła się nad
tym zastanawiać. Nie dawało jej spokoju pytanie Erica o marzenia Cathy.
To Nathaniel wprowadził ją do Brui. Wstąpiła do Krwawych, bo chciała stać się silniejsza i nauczyć
się bronić. Nie zamierzała jednak spędzić w niej całego życia, choć zabijanie wampirów wciągnęło ją
bez reszty. Co innego mogłaby robić? Nie potrafiłaby wysiedzieć w salach wykładowych wyższej
uczelni. Rozmowa z Gregiem uświadomiła jej, jak odległe było jej obecne życie od tego, które
planowała.
Nathaniel wyczuł jej niepokój i znowu zmienił temat.
- Podobno jeden z założycieli Brui to wampir -zagadnął, chcąc odwrócić jej uwagę od spraw
osobistych.
- Nie zaskoczyłoby mnie, gdyby rzeczywiście takbyło. Jednostki należące do tej organizacji nie słyną
z człowieczeństwa. Czy ten wampir jeszcze... żyje? -zaciekawiła się.
- Mówiąc ściśle, chodzi o wampirzycę - odpowiedział Nathaniel niemal wesoło. - Ale ona
odmawia odpowiedzi na pytanie, czyta pogłoska jest prawdziwa. W społeczeństwie ludzkim występuje
w dwóch rolach: artystki lubiącej samotniczy tryb życia i bezwzględne] zabójczyni. Jak widać, każdy
dąży do zachowania równowagi.
Turquoise zachichotała z jego ponurego żartu. Nathaniel natomiast sposępniał. Sięgnął do kieszeni
kurtki.
- Jaguar spodziewał się, że nawiążesz ze mną kontakt. Chciał, żebym ci to przekazał. - Ociągając
się, podał jej zapieczętowany list.
- Czytałeś? - spytała, bo to, że list jest zapieczętowany, nie znaczyło, że Nathaniel nie złamał
pieczęci.
- Jaguar hojnie mi zapłacił za doręczenie. Zna zbyt dobrze różnych najemników, więc powiedział
mi wprost, żebym nie czytał. - Oczywiście gdyby tego nie powiedział, Nathaniel bez wahania złamałby
pieczęć, bo żył głównie z tego, że miał ważne informacje.
Z drugiej strony, jeśli Nathaniel wziął pieniądze za dostarczenie poufnej informacji, to nigdy nie
sprzeniewierzył się danemu słowu.
Turquoise otworzyła kopertę.
- On stara się uszanować twoje życzenie prywatności, ale jeśli rzeczywiście nie chcesz, żeby
wiedział, gdzie jesteś, to pozbądź się chłopca -dodał, gdy już miała zagłębić się w lekturze.
Mimowolnie spojrzała na niego ze złością, a on odwzajemnił się niewinnym uśmiechem.
Zgodziła się przecież zatroszczyć o Erica. Nie mogła go takpo prostu porzucić.
- Czułem, że tego nie zrobisz. Ale ten dzieciak należy do Jaguara, a każdy treser potrafi wytropić
swoich niewolników bez względu na to, gdzie są -wyjaśnił.
Jaguar w krótkim liście proponował jej spotkanie w miejscu i czasie, które sama wybierze. Radził,
by przekazała mu wiadomość przez Nathaniela.
Co miała do stracenia? Chciała wiedzieć, co się dzieje z Jeshickah i kiedy Erie może bezpiecznie
powrócić do Królestwa Północy, które uważał za swój dom.
Przyznała też uczciwie sama przed sobą, że brakuje jej Jaguara. Ciepły i szczery, był dla niej
rzadkim okazem spotkanym po dwóch latach trudnienia się bezwzględnym polowaniem na
wampiry. Mimo iż uwikłał się w walkę o władzę w swoim chaotycznym świecie, zachował swoistą
niewinność, której Turquoise mu zazdrościła.
Poza tym miała ochotę na towarzystwo, Greg był
sympatyczny inapewnochętnie wypełniłby jej czas, ale jakośnie potrafiła sobie wyobrazić
ich bliskiej przyjaźni. Nie wiedział i nie mógł się dowiedzieć, jak wyglądało jej życie po
ukończeniu szkoły. Jak mogłaby się zbliżyć do kogoś, kto nawet nie podejrzewał, że
istniejąpotwory, z którymionawalczyłana śmierć i życie,bynie zwariować?
Zaproponowała Jaguarowi spotkaniewkawiarni wcentrummiasta.
- Powiedziałem ci już, że jesteś szalona - przypomniał jej Nathaniel, biorąc od niej
wiadomośćdla Jaguara. -Ale aniprzez chwilęnie pomyślałem, że mogłabyś się zmienić.
rozdział XIX
Jaguar zjawił się punktualnie. Turquoise zamrugała na jego widok, gdy spostrzegła go w
drzwiach. Powtarzała sobie, że na pewno jest to ten sam wampir, którego zdarzyło jej się tak
niedawno poznać.
Wszędziemusiałprzyciągaćspojrzenia,awtakim małymmieścieniemógłzagubićsięwtłumie,
choć starał sięnie zwracaćna siebieuwagi.
Włosy związał na karku, tak iż z przodu sprawiały wrażenie krótkich. Miał na sobie czarne
dżinsy, lekko wytarte na kolanach, i ciemnozielony podkoszulek. Turquoise zdążyła się już
przyzwyczaić do widoku jego obnażonego śniadego torsu, więc swym nowymwyglądem sprawiał
naniej dziwne wrażenie.
Oczywiście mógł uchodzić za człowieka.Gdy się starał, potrafił wyglądać całkiem zwyczajnie.W
wielkim mieścienie przyciągałbyuwagi.
- Wyglądasz jakoś...nijako -wymknęło jej się, zanim zdążyła się zastanowić.
Roześmiał się i usiadłnaprzeciwkoniej.
- Mógłbym sprawić, że zgromadzeni tuludzieniezwróciliby na mnie uwagi, ale wymagałoby
to koncentracji, na którą nie mam ochoty.
- Atak przyciągasz spojrzenia. -Turquoise skinęła głową w stronę nastolatki siedzącej kilka
stolików dalej.
Jaguar zerknął na dziewczynę, która od razu utkwiła wzrok w kawie, jakby zapomniała, że wszedł
tu ktoś wyjątkowy. Ta błyskawiczna demonstracja mocy mogła wyprowadzić z równowagi.
- Tylko pozazdrościć tylu talentów -mruknęła Turquoise,
- Ujawniam ci zaledwie połowę z nich -zażartował Jaguar.
- Nathaniel powiedział mi, że potrafiłbyś wyśledzić Erica, gdybyś chciał. To kolejny 'z twoich
talentów? -spytała zaciekawiona, bo ta sprawa nie dawała jej spokoju.
Skinął głową.
- W jaki sposób?
- Erie należy do mnie-stwierdził, jakby tłumaczyło to wszystko. Najwyraźniej spostrzegł, że
Turquoise jest zbita z tropu, bo wyjaśnił: -Łączy nas więź nie tak silna, jak więzy krwi, lecz rozpoznaję
jego umysł i potrafię go zlokalizować, jeśli chcę. Nie pracuję już jako treser, więc na ogół tej więzi nie
wykorzystuję, ale wciąż mam nawyk nawiązywania kontaktu zufnysłem, który nie jest na tyle silny, by
zamknąć się przed moim.
Zaniepokojona Turquoise przypomniała sobie chwile, w których Jaguar wdzierał się do jej umysłu.
- Czy również mój umysł nie jest na tyle silny?
- Ty wzniosłaś barierę, która nie dopuszcza nikogo - odpowiedział wymijająco, co nie
rozproszyło jej niepokoju. - Ale wcześniej usunęłaś ją przede mną. Staram się jednak nie
wykorzystywać ludzi, którzy mają do mnie zaufanie, bo nie zdarzają się często.
W świecie najemników słowo „zaufanie" wydawało się niemal nieprzyzwoite. Łączyło się z
podejrzeniem o zdradę. Turcjuoise była zdumiona swą chęcią polemizowania z jaguarem, ale nie
mylił się, uważając, że darzyła go zaufaniem. I to do tego stopnia, że zobaczywszy go, nie sięgnęła
odruchowo po sztylet. Uwierzyła mu na słowo, że nie zamierzał jej w żaden sposób skrzywdzić.
- Zapewne zainteresuje cię wiadomość, że niebawem Jeshickah nie będzie już stała mi na
drodze. Znalazł się Triste imieniem Jesse, który, jak się zdaje, uważa, że ma wystarczająco dużo
sprzymierzeńców, by zaryzykować narażenie się jej sprzymierzeńcom. Chce się z nią rozprawić za
wygórowaną cenę. Triste dysponuje połączoną mocą wampira i czarownicy, a jego krew jest dla
wampira śmiertelnie niebezpieczna. Dlatego jest tak doskonałym łowcą wampirów.
- Ile czasu to zajmie? - spytała Turquoise, bo często okazywało się, że wampiry mają inne
poczucie czasu niż ludzie.
- Kilka tygodni... może miesiąc.
- Jak rozumiem, Erie będzie mógł wówczas bezpiecznie powrócić do Królestwa Północy?
- Erie jest jeszcze dzieckiem, ale wykonywał tam dużo pożytecznych zajęć. Bez niego do
codziennego życia wkrada się chaos. Gdy ona zniknie, chętnie też powitam tam ciebie, oczywiście nie
jako niewolnicę, lecz jako gościa. A jeśli kiedyś znudzi ci się przynależność do Brui, to w tym mieście
jest miejsce dla osób chętnych do pracy.
- Rozważę twoje propozycje. -Wzruszyła ramionami. -A co z Ravyn?
- Żyje pełnią życia. Sprawia jej przyjemność nadużywanie mocy Gabriela. Jest wielce
prawdopodobne, że to ona go w końcu zniewoli. - Jaguar uśmiechnął się drwiąco. - Gabriel lubi
kobiety, które nastają na jego życie; to niebezpieczna skłonność.
- Tobie też nie jest obca.
- Lubię myśleć, że usiłując mnie zabić, przynajmniej byś się zawahała - odpowiedział po chwili
namysłu. —Jeśli się mylę, to bądź uprzejma nie wyprowadzać mnie z błędu. Moje złudzenia są takie
miłe - dodał lekkim tonem, jakby nie chciał psuć sobie nastroju, i zmienił temat: - Ravyn wyraziła
nadzieję, że stawisz się na pojedynek.
- Jesteśmy rywalkami. Wynik pojedynku ma zdecydować, która z nas obejmie przywództwo
Krwawych. Jeśli się nie stawię, obejmie je Ravyn. - Już miała ochotę dodać, że jeśli nawet podejmie
wyzwanie, to i tak Ravyn zwycięży i zostanie liderką, ale ugryzta się w język, uświadomiwszy sobie, z
kim rozmawia. -Czy nie zechciałbyś mi pomóc przygotować się do walki?
- A o jaką broń chodzi?
- O bicz.
Wyglądał na zaintrygowanego.
- Wiesz, jak się nim posługiwać?
- Nie bardzo. Wzruszył ramionami.
- Nie ma zbyt wiele czasu, ale zrobię, co w mojej mocy. Może odkryjesz w sobie nowy talent?
- A może stracę oko? - odparowała. Spodziewała się, że przegra sromotnie i zdobędzie
pretekst, by opuścić Bruję. Ostatnie wydarzenia wzbudziły w niej zbyt wiele różnych wątpliwości.
Jaguar był jak zwykle aż do bólu bystry.
- Chcesz zwyciężyć? —spytał rzeczowo.
- Jasne -odpowiedziała machinalnie, ale zaraz uściśliła: - Nie chcę przegrać z Ravyn. Nie mam
jednak pewności, czy pragnę zdobyć przywództwo.
Jaguar skinął głową ze zrozumieniem.
- Jest coś, co pomogłoby ci dokonać wyboru. Ravyn martwi się, że stchórzysz i nie stawisz się na
pojedynek, więc ubiła z Gabrielem interes. Odkupił cię od Jeshickah. Jeśli zwyciężysz, wyzwoli cię z
niewolnictwa w sensie prawnym.
Turquoise nachmurzyła się.
- Jestemwolna.Nie obchodzimnie sensprawny -oświadczyładobitnie.
- Może i nie, ale jeśli chcesz pracować w naszym świecie, musi cię obchodzić. Istoty
wielokształtne i czarownice rodzą sięwolne. Tylko przedstawiciele ich gatunku mogą je sprzedaćw
niewolę do Królestwa Północy. Ludzi natomiast nic nie chroni. Każdy wampir może schwytać
człowieka i uznaćgoza swoją własność, tak jakDaryl zrobił z tobą.
- Ajeśli przyjmę oferowanąprzezGabrielawolność?
- To będziesz traktowana jakojednaznas.Nie znaczy to, żenikt spośródnasnie będzie miał
prawa cię zabić. Jednakzpewnościąznaczy, żenikt spośród nasniebędzie mógł cię uznaćza swoją
własność. Ikiedynastępnym razembędziesz współdziałaćwjakiejś sprawieznaszymnajemnikiem,
niemusisz się martwićoto, że ktoś taki jakDaryl będzie chciał zapłacić,bymucię sprzedał, zamiast
ci pomóc. Znaczy towreszcie, że możesz udać się doKrólestwa Północy i nawet Jeshickah nie zdoła
cię złamać.
- Ajeśli zabijęDaryla?
- Nie będę cię powstrzymywać.Gabriel też nie będzie. Jeshickah może ci to utrudniać, ale ona
równieżgonielubi. Poza tymwkrótce zostanie wyeliminowana zgry.
- A gdybym chciała porzucić Bruję? Jaguar miał sceptyczny wyraz twarzy.
- Nie możesz powrócić do życia, jakie miałaś, zanim poznałaś Daryla. W twoich żyłach nadal
płynie krew człowieka, ale twój umysł i dusza nie są teraz bardziej ludzkie niż większości wampirów.
- Może istotnie nie mogę powrócić, ale jaki mam wybór? -rzuciła nonszalancko. —Poprosić cię
o otworzenie żyły, żebyśmy wyeliminowali ten drobny problem różnicy krwi?
Wcześniej tego nie rozważała, ale gdy teraz o tym powiedziała, wcale nie poczuła się zaskoczona.
Jeśli nie chciała jako członkini Brui żyć w mroku ani też nie mogła powrócić do świata dziennego
światła, który był światem Cathy, to pozostawało jej tylko przyjąć krew wampira.
- Twój pomysł jest wykonalny, ale nie z moim udziałem -odpowiedział spokojnie i szczerze. -
Jeśli rzeczywiście tego chcesz, to poproś kogoś wolnego, na przykład Nathaniela, który jest twoim
przyjacielem. Kiedyś nie zawahał się spalić Królestwa Północy, a później sprzedać tam dwóch łowczyń
wampirów. Jestem pewny, że bez skrupułów dałby nieśmiertelność jednej z najlepszych członkiń Brui.
Ale najpierw musisz pozbyć się Daryla. Chyba nie chcesz, by przez kolejny tysiąc lat rościł sobie do
ciebie prawo, traktując cię jak swoją własność?
Tufquoise przez dwa lata trudniła się zabijaniem wampirów. Pomysł zostania jednym z nim
powinien ją przyprawić o mdłości, ale tak się nie stało. Przez chwilę poważnie rozważała ten pomysł.
- Sama nie wiem —powiedziała w końcu, otrząsając się z zadumy.
- Stań do pojedynku, zwycięż i potem coś postanów. Będziesz silna, gdy zdecydujesz się wtedy
zostać jedną z nas, a gdy się nie zdecydujesz, będzie ci łatwiej przeżyć -doradził jej.
Skinęła głową na znak, że wzięła sobie do serca jego słowa.
Jaguar zmarszczył brwi i spojrzał na kogoś, kto stanął obok niej.
- Zdaje mi się, że ktoś cię szuka powiedział. W ślad za jego spojrzeniem Turąuoise odwróciła
głowę i spostrzegła Grega.
Spoglądał na Jaguara bez ostentacyjnej złości, ale też bez cienia sympatii. Gdy Greg napotkał jej
spojrzenie, jego rozdrażnienie nie minęło.
- Cześć, Cathy - pozdrowił ją i znowu spojrzał na Jaguara. Jednak chyba w tym momencie
postanowił być uprzejmy, bo odezwał się miłym tonem: - Zauważyłem cię przez okno i doszedłem
do wniosku, że zajrzę do środka. Nie przeszkadzam?
Zdenerwowana, nie wiedziała, co robić. Greg i Jaguar naprawdę należeli do dwóch innych
światów.
Jaguar wybawił ją z kłopotu. Wstał i podał Gregowi rękę.
- Jestem Kyle Lostry, przyjaciel Cathy —przedstawił się.
Poczuła się nieprzyjemnie, gdy za przykładem Grega użył jej zdrobniałego imienia z dzieciństwa.
Greg ukrył wrogość i odwzajemnił gest kulturalnego powitania jak ktoś, kto nigdy nie kłamie czy
nie manipuluje, i w związku z tym spodziewa się podobnej szczerości.
- Jestem Greg Martin. Znam Cathy ze szkoły. -Spojrzał na Turquoise. -Ale przez jakiś czas nie
mieliśmy ze sobą kontaktu. -Widząc, że sytuacja jest niezręczna, zaczął się wycofywać, informując: -
Muszę lecieć. Spieszę się na rozmowę w sprawie pracy. Zadzwonisz do mnie? - zwrócił się do
Turquoise.
- Zadzwonię.
Odprowadzając go wzrokiem, nabrała pewności, że to zrobi.
- Kto to jest Kyle Lostry? -spytała Jaguara. Wydawał się zaskoczony, jakby posłużył się tym
pseudonimem całkowicie bezwiednie.
- Ktoś, kogo kiedyś znałem, i żałuję, że nie miałem możliwości poznać lepiej.
Wyczuła, że za tymi słowami kryje się jakaś tajemnicza historia. . -Czy on... -przerwała, bo nagle
uświadomiła
sobie, że nie chce wiedzieć, czy ten ktoś żyje czy też nie.
- Czy to z powodu Grega rozważasz odejście z Brui? -Jaguar zmienił temat na bardziej go interesujący,
choć ani z tonu jego głosu, ani z wyrazu twarzy nie mogła wyczytać, co myśli na temat
Grega i jej pomysłu, by wystąpić z Brui.
- Na Grega natknęłam się wczoraj przypadkowo. Dzięki temu znowu przypomniałam sobie to
wszystko, co pozostawiłam za sobą, gdy poznałam Daryla... -przerwała. - Nie mam pojęcia, czy
potrafię jeszcze podążyć za którymś z moich dawnych marzeń lub też czy tego chcę, ale bolesna jest
świadomość, że się je porzuciło.
Jaguar obserwował przez okno Grega, który przystanął na chodniku i z kimś rozmawiał.
- Jest dla ciebie zbyt niewinny -orzekł.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Nie znam nikogo, kto poznał nasz świat i później zdołał powrócić do ludzkiego. - Jego oczy
miały taki wyraz, z jakim spoglądał na Shaylę. Chyba próbował powrócić do swojego. -
Odpowiadałoby ci życie w naszym świecie. Lubisz mrok. Ale jeśli pragniesz świata Grega, z którego
pochodzi jego Cathy, to może powinnaś jeszcze o to powalczyć.
rozdział XX
W ciągu następnego miesiąca dni Turquoise niczym nie przypominały wieczorów.
Ranki zwykle spędzała w domu. Robili śniadanie, ona lub Erie, i jedli je razem. Kilka razy
towarzyszył im Greg. Turquoise mężnie starała się zasypać przepaść dzielącą ją obecnie od świata
ludzi. Okłamała Grega, że jako wolny strzelec pisuje do małej gazety, a także, że umawia się z
Jaguarem, to znaczy z Kyle'em Lostrym, na randki. Kłamstwa nie były doskonałe, lecz przynajmniej
nie zrobiła na byłym chłopaku Cathy złego wrażenia. Potrafiła go traktować jak przyjaciela, ale szybko
zorientowała się, że już nigdy nie będą sobie tak bliscy jak kiedyś. W jej życiu wydarzyło się zbyt wiele
rzeczy, których nigdy nie mogłaby z nim dzielić. W jego pamięci żarty, które razem wymyślali, i
randki, na które się umawiali, nadal stanowiły jasne punkty, kojarząc się z radością, w jej natomiast
wyblakły i przypominały czarno-białe zdjęcia, jakby chodziło o wspomnienia kogoś innego, o
wspomnienia z cudzego życia.
Po południu zjawiał się Jaguar i pod jego kierunkiem ćwiczyła naukę walki biczem aż do północy.
W czasie przerw opowiadał jej o tym, co dzieje się w Królestwie Północy i w jego mieście. Właściciel
jedynej w tym mieście gospody uciekł z młodą kobietą, którą poznał na wakacjach, i budynek, będący
jednym z nielicznych, które nie należały do Jaguara, został przeznaczony na sprzedaż. Jaguar
poszukiwał więc kogoś, kto mógłby prowadzić gospodę. Nie bawiąc się w dyplomację, zaproponował
tę pracę Turquoise. Odpowiedziała wymijająco i powrócili do nauki.
Właściciel miejscowego ośrodka rekreacji postanowił zorganizować kurs samoobrony dla
nastolatków i poszukiwał pomocnika. Ta praca była dla niej bardziej odpowiednia, ale też jej nie
przyjęła. Najpierw musiała stoczyć pojedynek z Ravyn, a następnie zabić Daryla. Dopiero później
mogła zająć się swoją przyszłością.
Zanim nauczyła się posługiwać biczem, w ciągu tygodni nauki uderzyła się nim niemal tyle razy,
ile razy uderzył ją w całym dotychczasowym życiu Daryl. Szczęśliwie Jaguar miał zadziwiający refleks,
nieraz bowiem groziło jej, że sama pozbawi się oka.
Czasami staczali pojedynki. Ona atakowała go z furią, chwytając się każdego sposobu walki, a on
panował nad sobą w sposób niemal doskonały i bardzo wstrzemięźliwie wymierzał jej dosy.
Początkowo nie potrafiła walczyć z pełnym przekonaniem. Jaguar był dla niej bezlitosny do czasu,
gdy uznał, że ona wkłada w walkę całą swoją silę i energię.
Każda rana, którą zdofafa mu zadać, goiła się bardzo szybko. Dopuszczał do nich, nie chcąc, by
Turquoise przyzwyczaiła się do unikania zadawania prawdziwych ciosów. Taki nawyk bardzo by
ograniczał jej możliwości walki z rzeczywistym wrogiem.
Oczywiście Jaguar nie zawsze pozwalał jej na to. Przeważnie potrafił uniknąć zranienia, orientując
się w porę, w którą stronę ona skieruje bicz. Czasami chwytał bicz Turquoise własnym i wytrącał go jej
z ręki, aż w końcu nauczyła się przez cały czas trzymać broń mocno.
Kiedyś szybko dwukrotnie strzelił z bicza i Turquoise zobaczyła na swojej bluzce precyzyjnie
wycięty na brzuchu znak X.
- Jesteś nieostrożna -napomniał ją surowo.
Zamierzyła się, unosząc rękę. W ten sposób odsłoniła brzuch i podbrzusze, narażając się na cios,
który Jaguar mógł zadać z dziecinną łatwością.
- Chcesz, żebyśmy zrobili przerwę? Jest już późno -zauważył.
Turquoise skorzystała ze sposobności i udała, że chce uderzyć od dołu. Jaguar się odsunął,
próbując uniknąć ciosu. Wówczas ona błyskawicznie uniosła bicz i przecięła Jaguarowi skórę.
Zignorował ranę, która zagoiła się tak szybko, że nawet nie krwawiła. Wkrótce znowu staczali
bezpardonowy pojedynek.
Było już dobrze po północy, gdy zrobili przerwę do następnego dnia i wyczerpani upadli na
wilgotną od rosy trawę z tyłu domu.
Turcjuoise spojrzała na księżyc, który był bliski pełni. Za kilka dni miała szansę pokonać Ravyn w
pojedynku o przywództwo Krwawych. Uczyła się pod kierunkiem prawdziwego mistrza i zrobiła
postępy. Ale nie wiedziała, czy chce tego pojedynku.
Przyzwyczaiła się do przebywania z innymi. Obecność Erica ani przez chwilę nie była dla niej
nużąca. Lubiła jeść z nim w południe późne śniadanie i gawędzić w ciągu dnia. Gotowanie sprawiało
mu wyraźną przyjemność, a ona doceniała to, że ktoś przygotowuje dla niej obiad. Sprzątanie było
doprawdy niewielką ceną, jaką musiała za to wszystko płacić. Gdy monotonia zakupów i prania
zaczynała jej dokuczać, z przyjemnością spotykała się z ludźmi, najczęściej z Gregiem.
Rozmowa na temat college'u, pracy, nowych wydarzeń i czegokolwiek innego, co mógł mieć w
głowie młody człowiek, była niekiedy irytująca. Jednak Tur-quoise zdążyła się do Grega przyzwyczaić.
V\ymiana uwag o niewinnych zwykłych sprawach była dla niej paradoksalnie egzotyczna. Toteż
potrafiła wypełnić jej długie godziny, choć kiedyś byłaby nie do pomyślenia jako śmiertelnienudna.
Nie mogła jednak ciągle prowadzić podwójnego życia. Polubiła to najnowsze, w domku na
przedmieściu,
lecz nie potrafiła ignorować wiedzy, jaką zdążyła zdobyć. Ludzkie życie już w pełni jej nie zadowolało,
bo gdyby spróbowała opowiedzieć drobną cząstkę tego, co jej się przydarzyło, uznano by ją za
szaloną. Przecież nie mogła zdobywać nowych przyjaciół, mówiąc po prostu: tak, nocami zajmuję się
zabijaniem wampirów.
Może istotnie Cathy nie umarła. Ale z pewnością dorosła. Turquoise Draka nie pasowała do
tamtego dawnego świata. Poza tym bez względu na to, jak lubiła towarzystwo, życie na przedmieściu
groziło stagnacją, a ona potrzebowała wyzwań. Przerwa była miła, lecz groziła nudą, której Turquoise
długo by nie zniosła.
Jutrem zajmij się jutro. Najpierw uporaj się z dniem dzisiejszym, powiedziała sobie w myślach.
rozdział XXI
Z zewnątrz aula Brui nie wyglądała imponująco. Był to budynek z czerwonej cegły ozdobiony
czarnymi
obramieniami i białymi okiennicami, które zawsze były zamknięte.
Nad drzwiami widniał napis po łacinie: Wstąp do jaskini łowców.
Turquoise, Ravyn i Gabriel weszli do środka. Gabriel potwierdził informację jaguara, że Ravyn
zawarła z nimtransakcję: ta, która zwycięży w pojedynku, zostanie wyzwoleńcem.
Na czarnej marmurowej posadzce widniało motto Brui. Było zbyt ciemno, by odczytać słowa, ale
Tur-quoise znała je na pamięć: „Na tym świecie istnieją tylko drapieżnicy i ich ofiary. Przetrwają ci
pierwsi".
Weszła do hali przeświadczona, że nie chce być przywódczynią tych łowców. Ale z doświadczenia
wiedziała, że dla wampira, który zawarł transakcję, jego słowo znaczyło tyle co prawo. Jeśli pokona
dziś w walce Ravyn, to łowczyni o szkarłatnych włosach okupi jej wyzwolenie z niewoli swą krwią.
Następnie Tunąuoise zabije Daryla, nie martwiąc się o to, czy jaguar pozbył się już Jeshickah czy nie.
Dopiero wtedy będzie mogła zająć się sobą.
- Ravyn? Turąuoise? Jesteście gotowe? -powitała je Sarta.
Ravyn zbliżyła się do Turquoise pełnymi gracji ruchami drapieżnika. Trzasnęła z bicza tuż przy
ciele rywalki i oplotła go bez zadawania ran wokół jej szyi.
- Jestem gotowa, jeśli ona jest -oświadczyła. Turquoise strząsnęta z szyi bicz Ravyn i szarpnęła
go. Jednym szybkim ruchem wyrwała go rywalce z ręki, zanim ta zdążyła się zorientować, co się
dzieje.
- Walczycie do trzeciej krwi. Ravyn Aniketos i Tur-quoise Draka, możecie zaczynać - odezwała
się Sarta, najwyraźniej ^zbawiona tą wstępną potyczką.
Turquoise rzuciła Ravyn jej bicz. Rywalka nie kryła wściekłości. Rozpoczęły pojedynek. Ravyn
leniwie strzeliła z bicza w stronę Tunąuoise, ale ta odsunęła się w porę, jakby sprawdzała jej refleks.
Przez chwilę krążyły wokół siebie, starając się znaleźć nawzajem słabe punkty.
- Nie zwyciężysz -oświadczyła Ravyn. Turquoise uważnie obserwowała jej rękę, czekając
na jakieś sygnały, że rywalka zamierza wykonać ruch. Naprężyła mięśnie.
78
Dostrzegła ruch, zanim Ravyn zaatakowała. Uniosła bicz. Dwa skórzane warkocze oplotły się
wokół siebie. Ravyn odciągnęła swój bicz z rozmachem i zaatakowała ją od dołu.
Przecięta spodnie Turcjuoise, ale nie skórę, więc nie pojawiła się krew.
- Ravyn, czy ty bawisz się ze mną? - zdenerwowała się Turcjuoise. Strzeliła z bicza i rozcięła
bluzkę Ravyn na brzuchu. Jej również nie udało się przeciąć skóry i spowodować krwawienia. Gdy
Ravyn odskoczyła do tyłu, Turcjuoise dostrzegła w wyrazie jej twarzy niepokój, jakby łowczyni o
szkarłatnych włosach zdała sobie sprawę z tego, że przeciwniczka ma więcej umiejętności, niż się
spodziewała.
- Pomyślałam sobie, że nie lubisz, jeśli ktoś bawi się z tobą —odpowiedziała jej złośliwie Ravyn,
ukrywając emocje. Wycelowała bicz w twarz Turquoise, ale ta uchyliła się i również strzeliła z bicza.
Ravyn wrzasnęła: -Ty bachorze! -Złapała się za rękę, na której widniała zadana jej przez Turcjuoise
rana.-
Ravyn, twoja pierwsza krwawa rana - stwierdziła spokojnie Turcjuoise, doskonale
skoncentrowana.
Ravyn zaatakowała ją od dołu, zbyt szybko, by Turquoise w porę zdołała usunąć się z drogi, i
uderzyła w lewe ramię, .przecinając skórę,
- Turcjuoise, fr/voja pierwsza krwawa rana — oznajmiła słodkim głosem. - Widziałam się
wczoraj z Da-rylem. Udzielił mi paru wskazówek.
Turquoise zignorowała tę okrutną uwagę. Ravyn znowu strzeliła z bicza. Turquoise poruszyła się
nieznacznie i rzemienie oplotły się wokół biczyska jej bicza. Szarpnęła mocno. Ravyn zachwiała się, a
Tur-quoise strzeliła z bicza i przecięła jej z tyłu lewe ramię. Na cieie rywalki pojawiła się druga krwawa
rana. Ravyn poruszyła ramieniem, szarpnęła bicz i skoczyła, by stanąć w odpowiedniej odległości.
- Turquoise, jeśli jeszcze trochę poćwiczysz, to możesz być w tym całkiem dobra —
skomentowała, jakby sprawiało jej przyjemność brzmienie własnego głosu.
Tunąuoise wolała walczyć w milczeniu, ale wielu łowców lubiło rozmawiać. Pomagało im to lepiej
się skoncentrować, a zarazem i rozproszyć uwagę przeciwnika.
Nie zamierzała przekomarzać się z Ravyn. Zaatakowała, lecz chybiła. Zdołała jednak uniknąć
wymierzonego przez Ravyn ciosu. Czuła, jak po plecach płynie jej krew z rany na ramieniu. Rana nie
była groźna, ale na myśl o kolejnej bliźnie Turquoise wpadła w złość.
Ravyn zrobiła unik, gdy rywalka ostro ją zaatakowała. Uderzyła w prawy nadgarstek Turquoise i
oplotła wokół niego bicz, jak kiedyś lord Daryl.
Turquoise syknęła z bólu, ale starała się wytrzymać cios. Nadgarstek mocno krwawił.
Wkrótce walka miała zostać zakończona. Obie miały po dwie krwawiące rany. Teraz wszystko
zależało od tego, która szybciej zada następną.
Ravyn zaatakowała. Turauoise upadła na posadzkę, uchylając się od ciosu. Nim Ravyn
zareagowała, owinęła jej bicz wokół kostki i pociągnęła ją z całej siły. Ravyn straciła równowagę i
upadła na plecy. Zanim zdążyła się podnieść, Turcjuoise strzeliła z bicza i uderzyła ją w policzek.
- Trzecia krwawa rana - oznajmiła, wstając z podłogi. Była zdumiona, że bolą ją wszystkie
mięśnie i stawy.
Ravyn w milczeniu dotknęła dłonią rany.
- Jeśli pozostanie po niej blizna, naprawdę będzie z tobą źle -warknęła, podnosząc się na nogi.
-Turquoise, to tania sztuczka.
- Ale okazała się skuteczna.
Do Tunąuoise podeszła Sarta i zaczęła jej bandażować ranę wokół nadgarstka, chcąc zatamować
krew.
- Gratuluję, Turcjuoise... —zaczęła, ale ta ją odsunęła i sama zabandażowała sobie ranę.
- Mam nadzieję, że Daryl skręci ci kark -burknęła Ravyn.
W odpowiedzi na te słowa Gabriel zaśmiał się głośno i objął w talii swoją przyjaciółkę o
szkarłatnych włosach. Odciągnął ją na bok, by przypadkiem nie rzuciła się na Turquoise. Odwrócił ją
do siebie i zlizał z policzka jej krew.
Ravyn odepchnęła go.
Gabriel znowu się roześmiał. Chwycił ją za nadgarstek
i z powrotem przyciągnął do siebie. Gdy zlizał krew z jej ręki, Ravyn spostrzegła, że Sarta z
obrzydzeniem kręci głową.
- Turquoise, jesteś wyzwolona. Wbij w moim imieniu sztylet w Daryla -odezwał się Gabriel.
Ravyn utkwiła w niej spojrzenie. Turquoise rzuciła jej pod nogi swój bicz.
- Ravyn, zostań przywódczynią Krwawych. Ja nie chcę - oświadczyła i ruszyła do wyjścia, nie
zamierzając wyjaśniać zaszokowanej rywalce powodów swej decyzji.
Po prostu nie chciała pełnić tej funkcji.
Uchyliła się przed pięścią Ravyn i zignorowała jej niewdzięczność. Wyszła z hali Brui być może po
raz ostatni.
rozdział XXII
Powrót autobusem do domu, to znaczy do domu Nathaniela, wydawał się nieznośnie długi.
Turquoise było duszno. Żałowała, że nie jedzie samochodem, ale wolała z niego zrezygnować, nie
wiedząc, jak będzie poraniona. Pod czarnym topem i lekkim żakietem spływał po niej pot. Drażnił
ranę na ramieniu, która zaczynała boleć jeszcze bardziej.
W końcu poddała się i zdjęła żakiet, starając się nie zwracać uwagi na zaciekawione spojrzenia
ludzi. Gapili się na nią pewnie z powodu jej rozczochranych włosów i zaczerwienionych od wysiłku
włożonego w walkę policzków. A może z powodu zabandażowanego nadgarstka? Postanowiła nic
sobie nie robić z tych spojrzeń. Nikt spośród pasażerów autobusu nie znał jej i zapewne nie chciał
poznać. Ktoś obcy nie obchodził ich na tyle, byzaczęli go wypytywać, co mu się stało,
Co teraz? - zastanawiała się. Z Brują już wszystko załatwiła. Czekała ją ostateczna rozprawa z
Darylem. Jej poczucie godności nie pozwalało na to, by zawsze ją lekceważył. Gdyby nawet chciała
ukryć się przed nim, choć tego nie planowała, jakoś by ją odnalazł. Korzystał z usług najemników
częściej niż ona.
Co dalej? - postawiła sobie w myślach drugie ważne pytanie, a raczej powtórzyła słowa Erica.
Lubiła działanie, ruch i pobudzenie organizmu przez adrenalinę. Nigdy nie chciałaby wieść
80
uładzonego życia za płotkiem z białych palików. Zanudziłaby się na śmierć. Nie chciała też zrywać z
Erikiem i Jaguarem. Po usunięciu Jeshickah Królestwo Północy mogło okazać się dla niej na tyle
interesujące, by zechciała spędzić tam jakiś czas. Jakiś czas... czyli nie przebywać tam zawsze? A
może mogłaby mieszkać tam tak długo, jak długo żyje wampir? Nie potrafiła teraz zdecydować.
Przystanek autobusowy był w centrum miasta, około dwóch kilometrów od domu Nathaniela.
Tur-quoise musiała wrócić tam na piechotę, ale dzień był piękny, a poza tym rozpierała ją energia.
Gdy zaburczało jej w brzuchu, skręciła na stację benzynową, by kupić sobie w tamtejszym
sklepie pączki i wodę mineralną. Sprawdziła w kieszeni spodni, czy ma wystarczająco dużo gotówki.
Rozbawił ją wybór ciastka i wody mineralnej, bo to samo zaproponował jej Nathaniel w drodze do
Królestwa Północy.
-Dobrze się czujesz? -zatroszczył się starszy mężczyzna, gdy w sklepie podeszła do kasy.
Turquoise nie potrafiła ukryć zaskoczenia.Zapomniała wtożyć żakiet i byto widać, jak jest
pokiereszowana. Jako członkini Brui starała się mieszkać w miastach, w których nikt jej nie znał.
Nikt nie zadawał jej tam żadnych pytań. Ale to miasto byto na to zbyt mate. Już kilka razy
gawędziła z mężczyzną ze sklepu. Zapewne domyślił się, że coś jest nie w porządku, i spytał ją o
to, traktując jak dobrą znajomą.
- Tak, nie... Przewróciłam się -skłamała idiotycznie.
Sytuacja stała się niezręczna. Mężczyzna spoglądał pytająco.
- Zdarzają mi się drobne wypadki -brnęła dalej. Próbowała wiarygodnie wyjaśnić, dlaczego jest
tak pokiereszowana, a powiedziała nonsens. Dodała pospiesznie: —Kiedyś w dzieciństwie spadłam
ze stołu na okno. — Chciała się uśmiechnąć, a nawet roześmiać na dowód, że nie chodzi o nic
poważnego, lecz wspomnienie byto zbyt bolesne. Zachowała żywo w pamięci scenę, jak chwyta ojca
za rękę, gdy Daryl popchną! go na okno. Następnie wyrzucił go na zewnątrz i uderzył nią o stół.
Wówczas odłamki rozbra^szyby pokaleczyły jej ręce i ramiona.Zdarzyło się to nie w dzieciństwie, lecz
we wczesnej młodości.
Starszy pan nie wyglądał na przekonanego. Gdy podała mu pieniądze, poklepał ją ze
współczuciem po ręce.
- Miłego dnia -pożegnał ją, wydając resztę.
Szybko ruszyła ze stacji benzynowej do domu. Gdzie był jej żakiet? Zaklęła, gdy uświadomiła
sobie, że zostawiła go w autobusie.
Zaklęła znowu, bo po chwili zobaczyła zmierzającego w jej stronę Grega. Zastanawiała się, czy nie
wrócić chyłkiem do sklepu, ale zrezygnowała z tego pomysłu, bo miała już dość pytającego
spojrzenia starszego pana. Tak czy inaczej na wycofanie się było już za późno, gdyż Greg ją
spostrzegł. Pomachał do niej i przyspieszył kroku.
- Cześć, Cathy. Właśnie... -przerwał i niemal do niej podbiegł zaniepokojony jej wyglądem. -Co
ci się stało? Dobrze się czujesz? - Oglądał ręce i ramiona Turquoise coraz bardziej zdumiony, jakby
dopiero teraz spostrzegł jej stare blizny.
- Co, u licha, to wszystko znaczy? Przepraszam, ale... co to, do cholery, znaczy?
Tunąuoise nie wytrzymała. Od początku wiedziała, że zamieszkanie w tej mieścinie to zły pomysł.
Nie miała cierpliwości, by szukać wykrętów.
- Greg, ja jestem najemnikiem. Zarabiam na utrzymanie, zabijając wampiry. Zastanawiałam się,
czy nie rzucić tego zajęcia i nie przyjąć posady nauczycielki, ale to podobno ciężka praca -
oświadczyła sarkastycznym tonem.
Nie było trudno przewidzieć, że Greg spojrzy na nią z niedowierzaniem i strachem. Nie miała
ochoty oglądać jego miny, więc ominęła go i szybko ruszyła do domu. Ale on odwrócił się i chwycił ją
za ramię. Syknęła z bólu i odsunęła się.
Nie była zaskoczona tym, że patrzy na nią tak, jakby nagle wyrosła jej druga -nie trzecia -głowa,
ale starał się dotrzymać jej kroku.
- To znaczy przez wampiry rozumiesz... hm... przestępców, nieprawdaż? - spytał niepewnie,
starając się uchwycić sens tego, co powiedziała. -Jesteś gliną czy kimś w tym rodzaju?
Był irytująco niewinny. Jak mogła go przekonać, że powiedziała prawdę?
Nie chciała tego. Lepiej było dla niego, by pozostał taki, jakim był.
Zwolniła, aby mógł dotrzymać jej kroku.
—Przepraszam. Miałam ciężki dzień - powiedziała pojednawczo, ale powstrzymała się przed
potwierdzeniem tego, w co już niemal uwierzył. Gdyby się postarała, mogła go przekonać, że
wampiry istnieją naprawdę. Mogła mu opowiedzieć, co rzeczywiście przydarzyło się Cathy i jej
rodzinie. Ale Greg nie musiał wiedzieć takich rzeczy. Był szczęśliwym człowiekiem. Dorzuciła więc do
swojej wypowiedzi ogólnikowe kłamstwo: - Wiesz, że interesowała mnie psychologia, prawda?
Poszłam więc do college'u na psychologię przestępczości i teraz pracuję z różnymi ludźmi. —
Faktycznie nie miała pojęcia, dla kogo pracowałaby po takich studiach i czym konkretnie by się
zajmowała. Nie interesowała się działalnością rządu i wprowadzaniem w życie prawa. Ale
prawdopodobnie Greg orientował się w tym wszystkim jeszcze słabiej niż ona.
- Aha... aha... -powtarzał. To było wszystko, na co się zdobył. Szedł obok niej w skupieniu, jakby
rozważał to, co mu powiedziała.
Ludzie instynktownie pragnęli, by na zawsze pozostać ostatnim ogniwem łańcucha
pokarmowego. Dopóty, dopóki nie musieli odkrywać, jak wygląda rzeczywistość, większość z nich
skłonna była uwierzyć niemal we wszystko, co im mówiono, z wyjątkiem tego, że istnieją wampiry i
im podobne stworzenia.
- Więc twoja praca ma coś wspólnego z działalnością rządu? -odezwał się w końcu.
Oczywiście działalność jej jednostki była zaprzeczeniem działalności amerykańskiego rządu.
- No, tak -potwierdziła jednak, dodając: -Naprawdę nie powinnam o tym mówić. -Brzmiało to
wystarczająco ogólnikowo i działało na wyobraźnię, a zarazem nie negowało tego, w co już uwierzył.
Greg postanowił odprowadzić ją do domu. Głównie milczeli, choć od czasu do czasu próbował
nawiązać z nią rozmowę, ale bezowocnie, gdyż nie była w odpowiednim nastroju.
- Czuję dym, jakby ktoś palii ognisko - stwierdził w pewnej chwili Greg. - A skoro już o tym
mowa, moi przyjaciele wyjeżdżają w weekend na piknik, Czy nie wybrałabyś się do nich ze mną?
Spytał z taką nadzieją, że nie wytrzymała iuśmiechnęła się. Chciała odmówić, ale w ostatniej chwili
zmieniła zdanie.
Jasne, że się wybiorę. Czemu nie?
Greg się rozpromienił.
Zanim zdążył coś powiedzieć, przemknął obok nich wóz strażacki. Spojrzeli na niego z lękiem.
82
—Mam nadzieję, że nie stało się nic strasznego -odezwał się zaniepokojony Greg.
Turcjuoise przyspieszyła kroku. Dym gęstniał coraz bardziej. Ogarnął ją strach. Gdy minęli kilka
domów, zobaczyła płomienie. Ruszyła biegiem, ale strażnik chwycił ją za rękę.
—To nie jest miejsce bezpieczne dla gapiów —ostrzegł ją.
- Mieszkam w tym domu, który się pali —warknęła, próbując wyszarpnąć rękę. - Co... - Nie
dokończyła pytania, bo pomyślała o Ericu. Gdzie on mógł być? Gorączkowo rozglądała się wokół. -
Gdy wychodziłam, w domu został mój brat. Ma czternaście lat. Widział go pan?
Mężczyzna zawahał się.
- Proszę tu zaczekać -powtórzył swoje.
Jeśli chłopcu coś się stało... Jeśli choć włos spadł mu z głowy...
Greg nareszcie ją dogonił.
- Skąd ten pożar? Wiedzą coś na ten temat? -dopytywał się zdyszany.
- Nie mam nawet tostera - burknęła Turquoise. Nie wchodziła w grę wadliwa instalacja
elektryczną. Dom Nathaniela absolutnie nie wyglądał na zaniedbany. Kuchenka i piekarnik były nowe.
Poza tym Erie miał duże doświadczenie jako kucharz. Po prostu nie mógł zapomnieć czegoś
wyłączyć i wyjść. Gdyby w grę nie wchodziło podpalenie, na pewno nie doszłoby do żadnego pożaru.
Policjant wyłonił się z tłumu, prowadząc do Tur-quoise Erica, który strząsał z siebie popiół. Na
widok swej opiekunki chłopiec wyrwał się policjantowi i ruszył do niej pędem.
Nie potrafiła zapanować nad uczuciami. Tuliła chłopca i w ogóle nie martwiła się o dom,
wdzięczna losowi za to, że Erie żyje. Nathaniel sam potrafi sobie poradzić z tym, że ktoś podpalił mu
dom. Poza tym Turquoise mogła mu zapłacić za zniszczenia. Nie było tam niczego, czego nie można
by kupić.
- Czy pani jest właścicielką? -zwrócił się do niej policjant.
Skinęła głową, nie zwracając na niego specjalnej uwagi.
- Kto to zrobił? -spytała cicho Erica.
- Twoja ulubiona wampirzyca -szepnął, tak by tylko ona usłyszała. Gdy spojrzał na Grega,
wyćah mu się, że on również usłyszał jego słowa. Odsunął się speszony.
- Czy pani Emerette? -spytał policjant. Spojrzała na niego oniemiała, zanim przypomniała
sobie, że chyba takie nazwisko widnieje na jej prawie jazdy. Margot Emerette? Nie była pewna imienia.
Cieszyła się, że Greg uwierzył w jej pracę dla rządu, bo inaczej mógłby przypomnieć światu, że to jest
Catherine Minate, a nie jakaś tam Emerette.
- Słucham? -odpowiedziała w końcu.
- Czy zechciałaby pani udać się ze mną na posterunek, by złożyć zeznanie?
- Teraz? - zdziwiła się. Teraz chętniej by kogoś zabiła, niż rozmawiała grzecznie z tymi
życzliwymi policjantami. Chciała zwłaszcza uśmiercić Daryla, dając mu poczuć straszny ból za to, że
zniszczył życie Cathy, że uniemożliwił jej powrót do świata, który znała, gdy rozstawała się z Gregiem,
a przede wszystkim za to, że budził w niej taki strach.
- Ona nie musi od razu zeznawać - wziął jej stronę Greg, jakby odgadywał jej pragnienia. -
Może niech najpierw oboje doprowadzą się do porządku?
Policjant wydawał się niezdecydowany. Turquoise uśmiechnęła się do niego przez łzy.
- Proszę... Skinął głową.
- Sądzę, że nie ma pośpiechu. Zdaję sobie sprawę z tego, że będzie wam ciężko. Czy macie się
gdzie zatrzymać?
- Mają -odpowiedział Greg.
Poszli do jego samochodu, który zostawił w pobliżu stacji benzynowej.
- Wpadła do mnie z wizytą moja siostra. Prawdopodobnie ma jakieś ubrania, które będą na
ciebie pasowały - zaproponował. - Ty i chłopiec możecie doprowadzić się u mnie do porządku i
zdecydować, czy chcecie zeznawać na policji.
- Ja nie mogę. -Turquoise pokręciła głową. Greg sprawiał wrażenie bezradnego wobec jej
uporu, więc dodała usprawiedliwiająco:
- Najpierw muszę coś załatwić. — Nie chciała skorzystać z jego zaproszenia i tym samym
narazić go na niebezpieczeństwo, które było realne, przynajmniej póki żył Daryl.
- Jak się tam dostaniesz? - spytał praktycznie Erie, wiedząc, że Turquoise wybiera się do
Królestwa Północy.
To była najtrudniejsza część jej planu.
- Chcesz pożyczyć mój samochód? -zaoferował Greg, wybawiając ją z kłopotu.
Turquoise pomyślała, że Bóg na pewno istnieje. Uścisnęła Grega.
- Nie zajmie mi to nawet całego dnia. - Miała bicz, którym walczyła z Ravyn, a poza tym
postanowiła jeszcze zabrać jakąś broń ze swojego domu. To było prawie po drodze.
- Z pewnością. Tylko uważaj, dobrze? -pożegnał ją Greg, jakby rozumiał, o co chodzi.
Dostała się do Królestwa Północy dziecinnie łatwo. Czuwające przy bramie kruki nie robiły jej
żadnych przeszkód. Byty zbyt zaszokowane tym, że człowiek sam stara się tam znaleźć.
Turquoise weszła do budynku. Jej wściekłość była widoczna w każdym ruchu. Natknęła się na
żywą istotę dopiero w pobliżu drzwi do pokoju Daryla.
- Już mnie nie drażnisz -usłyszała z tyłu głos jeshickah i błyskawicznie się odwróciła, chwytając
za sztylet. Ale stanęła niezdecydowana, czekając, aby to wampirzyca rozpoczęła walkę lub się
wycofała.
- Zawsze jest miło zdobyć nową przyjaciótkę -odparowała.
- Natwoim miejscu nie posuwałabym się tak daleko -oświadczyła z ironią Jeshickah.
- Gabriel dał mi wolność -poinformowała ją. Wampirzyca potwierdziła ruchem głowy.
- Wiem o tym. To z powodu jego głupoty rozmawiam z tobą, zamiast przykuć cię łańcuchem,
żebym mogła pogruchotać ci kości i zedrzeć z ciebie skórę, z której kazałabym uszyć buty -
oświadczyła z uprzejmym wyrazem twarzy, najwyraźniej rozbawiona.
- Miła perspektywa - odcięła się Turąuoise, choć była coraz bardziej zniecierpliwiona. Ale nie
ignorowała wampirzycy, nie chcąc jej nastawiać przeciwko sobie.
- Uświadomiłam sobie, dlaczego cię nie cierpię -wyznała Jeshickah. -Otóż jesteś zbyt podobna
do moich zwierząt domowych. Te cechy, którymi się odznaczasz, pociągają mnie u mężczyzny,
którego mam na własność. U dziewczyny podobają mi się znacznie mniej.
Turquoise z niepokojem przypomniała sobie słowa Jaguara. Powiedział, że Jeshickah wybiera
treserów, kierując się ich urodą, przenikliwością i zdemoralizowaniem, a także tym, co nazywała
84
instynktem tresera, pozwalającym właściwie ocenić osobę, rozpoznać jej słabe punkty i zniszczyć ją.
Turquoise uważała, że taka charakterystyka abso utnie do niej nie pasuje.
- Nie jestem jednym z twoich zwierząt domowych.
- Sprzedasz siebie i swoje zasady za władzę i siłę. Dla pieniędzy będziesz kłamać, manipulować
i zabijać. Jesteś w tym bardzo dobra, jeśli mogę tak to ująć. Mój jaguar je ci z ręki - stwierdziła
Jeshickah z goryczą. A może z zazdrością? Czy mogła być zazdrosna?
- Do czego zmierzasz? - spytała Turquoise, starając się opanować śmiech. Nie sądziła, by
wampirzycy spodobało się jej rozbawienie.
- Zabij Daryla, jeśli chcesz. Jest zbyt głupi, żeby żyć. Ale potem wróć do domu. Znajdź sobie pracę,
rozmnóż się i rób te wszystkie nudne rzeczy, które robią ludzie. Zestarzej się i posiwiej, i tak żyj.
Pamiętaj, że jeśli otrzymasz krew od kogoś z mojej gromadki -Nathaniela czy Jaguara, którzy chętnie
ci jej użyczą -będę nad tobą panować.
Nie brzmiało to zachęcająco.
Zamilkły, bo w holu zjawił się Jaguar. Zatrzymał się na ich widok, ale zaraz podszedł ostrożnie.
- Twój Triste chce się z tobą widzieć -zwrócił się do wampirzycy.
- Nie jest to moje największe zmartwienie —burknęła.
Jaguar wzruszył ramionami.
- Przecież go zatrudniłaś.
- Wydaje mi się, że w tym stuleciu cierpimy na niedostatek szarych komórek -skomentowała i
zwróciła się do Turquoise: -Baw się dobrze, dziewczyno. Tylko za bardzo nie narozrabiaj.
- Kiedy będzie z nią koniec? -spytała Turquoise, gdy tylko wampirzyca wyszła z holu.
jaguar uśmiechnął się.
- Niedługo, jeśli rzeczywiście Jesse wykona swoją pracę - odparł ostrożnie. - Jeshickah
zatrudniła go ze względu na jego talent w poskramianiu wampirów. Jest w tym znakomity. -Już bez
uśmiechu spytał: -Zjawiłaś się tu, by rozprawić się z Darylem?
Dotknęła jednegoze sztyletów, jakby nieobecna myślami.
- Czekamna tojuż zbyt długo.
- Jeśli zginiesz, znienawidzę się za to, że cię nie powstrzymałem.
- Nie zamierzamzginąć.
- Niktniezamierza. -Przez chwilę wahał się, ale wkońcu odwrócił się i odszedł. Jakwiększość
mieszkających tuwampirównie chciał jej przeszkadzać, ale teżnie mógłpomóc.
Nie potrzebowałaniczyjejpomocy. Musiała sama zwyciężyć alboponieść klęskę.
Weszłado pokojuDarylaze sztyletemwręku. Gdybywampira tamnie było, poczeka.
rozdział XXIII
Nathaniel powiedział jej, że przyszedł do Daryla w jakiejś sprawie. Nie powiedział w jakiej. Wydawał się
zaskoczony, że niewolnica z nim rozmawia, ale chętnie podjął konwersację.
Cathy była wdzięczna losowi za towarzystwo, choć wiedziała, kim jest. Poza tym zdawała sobie sprawę
z tego, że lord Daryl będzie wściekły, gdy po powrocie zastanie kogoś w domu.
- Czy pomógtbyś mi go zabić?— spytała Cathy Nathaniela w przypływie gniewu.
Spojrzał na nią tak, jakby nareszcie postanowiła zrobić coś interesującego.
- Czy naprawdę chcesz to zrobić? — upewnił się.
- A mam jakiś wybór poza śmiercią tutaj?
- Mogłabyś poprosić o pomoc w ucieczce - podsunął jej.
- Zabił moich rodziców i brata. Chcę go zobaczyć martwym.
W sypialni Daryla Turquoise opanowały smutne wspomnienia. Sprawdziła dokładnie, czy go
gdzieś nie ma. Każda rzecz w pomieszczeniu przypominała jej kreaturę, którą przyszła zabić.
Przechadzała się niespokojnie, czekając na swą ofiarę. Potem rozplatała sztyletem ciasno
splecione rzemienie bicza wampira, unieszkodliwiając jego broń. Następnie przeszukała biurko. Było
tam mnóstwo gotówki. Rozbawiła ją myśl o powołaniu Kasy Oszczędności Królestwa Północy.
Gdy tylko Daryl otworzył drzwi, chwyciła poręczny sztylet o ostrzu z drogiego krzemienia.
Wampir spostrzegł ją i stanął w progu niezdecydowany.
- Catherine, pomyślałem sobie, że wcześniej czy później do mnie wrócisz. Niewolnica jest bez
pana zgubiona.
- Ty chyba nie rozumiesz sytuacji - powiedział zimno wampir. Stanął tuż obok niej i zamknął drzwi, by
nie próbowała uciec. Wzdrygnęła się z powodu jego bliskości. - Catherine, jesteś moją własnością tak jak
koszula, którą mam na sobie. Nie powinnaś doprowadzać mnie do szału.
Wten sposób na jej własnym przykładzie zademonstrował kiedyś Catherine ideę, że człowiek
może być czyjąś własnością. Daryl wbijał jej tę zasadę do głowy biciem. Ale im dzielniej Catherine z
nim walczyła, starając się wykazać, że tak nie jest, tym bardziej musiała uznawać swą bezsilność.
Jednak gdy teraz to sobie przypomniała, uśmiechnęła się. Nie czuła się już bezsilna. Z pewnością nie
była niewolnicą tego potwora.
- Nie jesteś moim panem —przypomniała mu.
- Catherine, jesteś człowiekiem -oświadczył, jakby to było równoznaczne z niewolnictwem.
Zamknął drzwi i oparł się o nie. Nagle Turquoise zdała sobie sprawę, że nie czuje już potrzeby
spierania się z nim. Zresztą nie mogła go przekonać do swoich racji.
- My po prostu jesteśmy wyższą rasą. Twoja krew decyduje o tym, że jesteś niewolnicą i zawsze
nią będziesz.
86
Turquoise zaatakowała go bez słowa.
Tym razem Daryl był przygotowany na walkę i łatwo uchylił się przed jej pierwszym ciosem.
Sięgnął po sztylet.
Turquoise byłoby o wiele łatwiej walczyć z nim, gdyby starał się ją zranić. W chwili posilania się
ludzką krwią wampir jest dziecinnie łatwym celem.
- Zemsta - sparafrazował jej wypowiedź Nathaniel - jest słodka, ale nie gwarantuje spokojnego życia.
- Może i nie, ale w tym wypadku raczej by mi to nie przeszkadzało - broniła się. Zachowywała się buńczucznie.
Czy naprawdę wierzyła, że Nathaniel jej pomoże? i czy rzeczywiście potrafiłaby zabić? Nawet
lorda Daryla?
Nathaniel wyjął z buta sztylet i podał jej.
- Jeśli istotnie chcesz zabić Daryla, to zadaj mu cios wówczas, gdy będzie posilał się twoją krwią. I
celuj w serce, bo tylko wtedy zranisz wampira śmiertelnie.
Stała niezdecydowana. Cathy nie była zabójczynią. Na myśl o przemocy poczuta mdłości. Ale w chwili
gdy zacisnęła dłoń na rękojeści, podjęła decyzję.
Daryl chwycił Turcjuoise za nadgarstek i wytrącił jej z ręki sztylet. Szczęśliwie miała przy sobie
inne, a poza tym jej lewa ręka była niemal tak samo silna jak prawa. Daryl syknął z bólu, gdy wbiła mu
w pierś drugi ze sztyletów, ale mierząc zbyt szybko, nie zdołała trafić w serce. Ostrze zatrzymało się
na żebrach.
Lord Daryl wpadł do domu rozwścieczony i musiał się na czymś lub na kimś wyładować. Gdy tylko
zobaczył Nathaniela czekającego na niego w salonie, wiedział, że znalazł właściwą osobę.
- Co on tu robi?— zwrócił się z pretensją do Cathy, jakby człowiek potrafił nakłonić wampira do
wyjścia.
- Mam do ciebie sprawę — odpowiedział Nathaniel, ałe łord Darył gpzignorował. Nathaniel opad się o
śc/onę i czekał.
Lord Daryl przyciągnę! Cathy do siebie, pociągnął ją za włosy i przechylił jej głowę na bok, odsłaniając
szyję. Drgnęła z bólu, gdy wbił w jej skórę kły.
W lewej ręce trzymała sztylet, jeśli nawet Daryl go zobaczył, to najwyraźniej nie czuł się zagrożony.
Spojrzała na Nathaniela, który nakreślił na swej koszuli palcem na wysokości serca znak X, przypominając
swą radę.
Niestety, nie trafiła w serce. Ostrze zatrzymało się na żebrze i przesunęło po torsie. Lord Daryl
odepchnął ją od siebie z przekleństwem na ustach.
Turquoise odsunęła się gwałtownie, zanim zdołał wziąć odwet, ale nie wypuścił jej nadgarstka z
ręki. Wykorzystał impet, z jakim się cofnęła, i rzucił ją plecami o ścianę. Zanim zdążyła odzyskać
oddech, upadła na kolana.
Uderzyła z całej siły o ścianę i przewróciła się. Następne chwile zatarły się w jej pamięci, pozostał tylko
strach, ból i złość. Wówczas usłyszała trzask bicza. Lord Daryl po raz pierwszy użył przeciwko niej tej broni.
Okręcił rzemienie wokół jej nadgarstka tak mocno, że przeciął skórę. Pociągnął ją w swoją stronę.
Poczuta w ramieniu straszny ból, jakby je zwichnął.
Oddychała z trudem. Omal nie straciła przytomności z powodu bólu nadgarstka,
promieniującego na całe ciało, gdy próbowała poruszyć ręką.
Ponownie rozległ s/ę trzask bicza. Tym razem brd Daryi przeciął jej skórę na obojczyku.
Desperacko starała się zadać mu cios. Nie uskoczył w porę, aie wbiła mu ostrze w brzuch, zamiast w
serce.
Zaklął i popchnął ją w stronę Nathaniela. Nie mogła wstać, jej potłuczone, obolałe ciało krwawiło.
- Zabierz ją stąd! - rozkazał Nathanielowi.
Miała wtedy wielkie szczęście, że Nathaniel uratował ją przed Darylem. Teraz mogła liczyć tylko
na siebie.
Wciąż trzymała w ręku sztylet, kurczowo zaciskając dłoń na rękojeści. Dzięki Bogu nie przebita się
nim, gdy upadała.
Daryl stał nad nią z obojętną miną.
- Catherine, nie możesz mnie pokonać - stwierdził spokojnie, rozpalając tym w niej jeszcze
większy gniew. |-Jestem twoim panem i pozostanę nim do końca twojego życia. Naprawdę uznałaś,
że potrafisz walczyć lepiej ode mnie?
- Nazywasz się Catheńne Miriam Minate — powiedział jej ojciec wtedy, gdy poznała Daryla, jakby
tłumaczyio to wszystko. - Jesteś dumna i masz do tego prawo. Nikt nie może ci go odebrać, jeśli sama na to
nie pozwolisz.
- Tak - odpowiedziała i podjęła na nowo walkę. Teraz wykonywała pchnięcia i uniki
błyskawicznie.
Przy tego rodzaju taktyce nie potrafił się bronić. Gdy zraniła go w rękę, zaatakował ją z furią. Z trudem
uniknęła ciosu. Przysunęła się ku niemu i ponownie zraniła go w rękę. Wypuścił sztylet i syknął z bólu.
- Niektórzy ludzie troszczę s/ę tylko o siebie. Używają rzeczy po to, by niszczyć - powiedział córce
pan Minate. —At y tworzysz, budujesz i leczysz.
Cathy odsunęła od siebie te słowa mądrości ojca jak jakiś nonsens.
Istotnie niektórym potworom dobrze służyło maltretowanie innych.
- Ja mogę tu nigdy nie wrócić - oświadczyła Turquoise, nie przerywając walki. Przysunęła się
bliżej i odskoczyła, gdy Daryl odparował cios. -Ale zrobiłeś coś bardzo głupiego. -Znowu wykonała
serię pchnięć i szybko się cofnęła. - Naraziłeś na niebezpieczeństwo Erica... - Zasłoniła się przed
ciosem. Z wysiłku pociemniało jej w oczach. - I próbowałeś... - Przerwała, bo chwycił ją w talii i
przyciągnął do siebie. - Zniszczyć moje życie, które zaczęłam odbudowywać. - Trafiła go w kolano.
Odepchnął ją i krzyknąłz bólu.
88
Spodziewał się, że Turquoise upadnie, a przynajmniej straci trochę czasu. Ale błyskawicznie
uniosła sztylet i rzuciła się do przodu, chcąc zwiększyć siłę ataku. W końcu sztylet trafił tam, gdzie
powinien, i Daryl zwalił się na podłogę, jak marionetka, gdy aktor pociągnie za sznurki.
Turquoise omal nie upadła razem z nim, ale w ostatniej chwili zdołała oprzeć się o ścianę.
Zacisnęła zęby, bo znowu zakręciło się jej w głowie.
— Dokonasz w życiu zadziwiających rzeczy - powiedział jej ojciec z przekonaniem. - Masz w sobie tyle
pasji i taki talent... Jestem pewny, że będziesz kimś niezwykłym.
Oczywiście nie mógł mieć na myśli tego, że jego córka stanie się łowczynią wampirów. To jasne,
że wtedy jej też nie przyszło to przez myśl. Teraz miała do wyboru dwa światy: świat wampirów i
świat ludzi, a może mogła żyć równocześnie w jednym i drugim?
Ale najpierw musiała iść do lekarza. Nadal była przecież człowiekiem. Gdyby nie zgłosiła się z
chorą ręką do szpitala, wyrządziłaby sobie wielką krzywdę. Poza tym, jak uważał ojciec, należała do
tych, którzy tworzą i budują. Może jeszcze potrafi odnaleźć w sobie tę zdolność? A może przyjmie
pracę oferowaną jej przez Jaguara? Jeśli się nią znudzi, to poprosi Nathaniela, by ją zmienit w
wampirzycę. A może spróbuje naprawić to, co zniszczył Daryl, i dojdzie do wniosku, że woli pozostać
człowiekiem?
Miała wybór i życie przed sobą. I wolność.
W końcu okazało się, że racja jest po stronie mojego ojca - powiedziała do siebie w zadumie.