Matura Z Chemii


MATURA
Z CHEMII
Lukanos



    Był chłodny jesienny dzień. A dokładniej przedpołudnie. Nic nie zapowiadało tego, co ma się wkrótce wydarzyć...
    Siedziałem w pokoju i rozwiązywałem arkusze maturalne z chemii, zadane mi przez belfra. Czas dłużył się w nieskończoność. Nagle, ni z gruszki ni z pietruszki, odezwał się do mnie na gg Krzysztof. Mam go na liście kontaktów, ale rozmawiamy tylko od wielkiego święta. Dokładniej mówiąc to on zagaja rozmowę, ale tylko wtedy, gdy coś potrzebuje, czyli wtedy, kiedy nie ma czegoś zrobionego do budy. Pomijam już fakt, że jest to najładniejszy chłopak w klasie, za którym uganiają się wszystkie dziewczyny. Pomijam i to, że każdy chłopak, w tym ja, patrzy na niego z ukrywaną zazdrością, ale udajemy, że nas to nic nie obchodzi, że wszystko jest ok. U mnie - u mnie nie jest ok. Ach, gdyby Krzysiek wiedział... Bo poza tym to fajny, wesoły, sympatyczny chłopak.
    - Cześć - napisał. - Co porabiasz?
    Zanim zdążyłem mu odpisać, już czytałem ciąg dalszy:
    - Bo ja się męczę z tą chemią i za diabła nie mogę sobie poradzić z tym jednym zadaniem.
    Domyśliłem się, o które zadanie mu chodzi: numer siedem. Ja też musiałem nad nim sporo pogłówkować. Teraz byłem pewien, że za moment przeczytam, żebym mu podał rozwiązanie. Zawsze tak było. Ja mu podawałem gotowca, a on odpisywał, że „jakoś tam” mi się odwdzięczy. Bajki. O jakiejś tam wdzięczności z jego strony mógłbym sobie tylko pomarzyć. Postanowiłem, że nie! Że nie dam się już tak wykorzystywać! Ja robię, a inni zbierają laury! Tym bardziej Krzysiek, który, tak samo jak ja, zadeklarował, że jako przedmiot dodatkowy na maturze bierze chemię! On - chemię! Totalnie mnie zaskoczył. Nigdy nie był chemicznym orłem. On i ja, tylko nas dwóch z całej klasy!
    - Zadanie siedem? - odpisałem. - Właśnie się nad nim męczę.
    Tym większe było moje zdziwienie, gdy przeczytałem jego odpowiedź:
    - Dokładnie tak... To może wpadniesz do mnie i razem się pomęczymy? Mam wolną chatę, nikt nam nie będzie przeszkadzał.
    On mnie zaprasza do siebie?
    Odpisałem mu, już będąc w lekkim szoku:
    - W sumie to czemu nie? Może razem pójdzie nam łatwiej.
    - To u mnie za pół godziny. Zdążysz?
    - Jasne.
    - To do miłego, pa.
    Pa? On do mnie: pa? Jak do dziewczyny?
    Chyba cały byłem więcej niż w siódmym niebie! Kurde, będziemy sami? Sam na sam? I to jeszcze tak blisko siebie, że... że może będę mógł go „przypadkowo” dotknąć tu i tam... Kiedyś tak było, po w-fie, niby w żartach, niby przypadkiem pogłaskał mnie po tyłku. Odskoczyłem jak oparzony i w odpowiedzi złapałem go za małego. Przez gacie, ale dobrze poczułem, co tam ma. Chyba byłem czerwony jak burak, a on wesoło poklepał mnie po ramieniu: „Spoko, stary, spoko, ok...” - poprawił małego w gaciach i zaczęliśmy się ubierać. W domu długo nad tym myślałem. Co to miało znaczyć? A może nic...? Teraz, na samą myśl o tym, że będę u niego, że będziemy sam na sam, mój mały stanął mi na baczność. Ale stop. Bez niezdrowych emocji... Tak więc najpierw szybki prysznic. Nie miałem kiedy zająć się małym, który domagał się swego, ale przekonałem go, że teraz nie mamy na to czasu. Potem w locie zapakowałem swoje rzeczy do plecaka i uświadamiając matkę, że mogę wrócić późno, gdyż mamy dużo roboty - ona tylko machnęła ręką - co sił w nogach pognałem do Krzyśka.
    Najpierw wziąłem dwa głębokie oddechy i dopiero po chwili drżącą ręką nacisnąłem przycisk dzwonka.
    Krzychu ubrany był w szary dres z lekko odpiętym suwakiem bluzy, pod którym widziałem kilka ciemnych włosków na jego klacie.
    - Cześć - uśmiechnął się i podał mi rękę. - Właź - wskazał mi drzwi do swojego pokoju. - Rozgość się, a ja przyniosę coś do picia.
    Pierwszy raz byłem u niego, chociaż od dawna wiedziałem, gdzie mieszka. Pokoik miał niewielki, ale gustownie urządzony, z mnóstwem fotografii. Zaskoczyło mnie, że na żadnej z nich nie był w towarzystwie dziewczyny, wszędzie tylko z chłopakami. Tu w grupie, z której nikogo nie znałem, tu z jakimś innym przystojniakiem...
    Wrócił i wręczył mi szklankę. Gdy posmakowałem łyka, okazało się że zrobił nam drinki.
    Powiedziałem:
    - Mieliśmy zająć się chemią nieorganiczną, a nie właściwościami alkoholi.
    Krzych zaczął się śmiać i odpowiedział, że to nam pomoże szybciej uporać się z tą parszywą „nieorganiczną siódemką” i ogromem pozostałych zadań.
    Może i pomogło, ale po trzech godzinach tej wytężonej pracy umysłowej popartej kolejnymi drinkami, sam już nie wiedziałem, czy jeszcze jestem człowiekiem, czy może już chemicznym pierwiastkiem. Bo, oczywiście, głównym mózgiem całej tej operacji byłem ja. Krzych dzielnie mi asystował, udając, że dokładnie w tej samej chwili wpadł na ten sam pomysł rozwiązania...
    W pewnej chwili doszliśmy do wniosku, że na dziś wystarczy, że więcej już nie damy rady i że resztę dokończymy jutro. Zgodziłem się z wytchnieniem ulgi.
   Krzych zrobił po jeszcze jednym drinku, ale uprzedziłem go, że proszę o słabszego, bo nie chcę mieć w domu jakiegoś „halo”, jak ode mnie poczują.
    - I tak poczują - roześmiał się. - Bardzo się spieszysz? - dodał podając mi szklankę.
    - Nie. Mówiłem, że później wrócę, ale nie mówiłem, o której.
    - To może teraz zobaczymy, co jest w TV?
    Akurat leciała jakaś komedia. Krzychu śmiał się do łez. Nigdy go aż takiego wesołego i rozbawionego nie widziałem. Nawet mnie zaczął podszczypywać, więc ja nie pozostawałem mu dłużny. I tak, dla żartów, w pewnej chwili zaczęliśmy się mocować i szamotać w uściskach. Wykorzystałem to i kilka razy - oczywiście „przypadkiem” - chwyciłem go za krocze, wyczuwając jego sporą męskość, co mnie doprowadzało prawie do obłędu. Krzyś nie reagował, wciąż tylko się śmiał, a gdy go, zupełnie bezsilnego, położyłem na łopatki, zauważyłem, że... że chyba mały mu stoi! W dresie wszystko to bardziej widać! On zauważył mój wzrok.
    - No co... Jest, jak jest, nie ma sprawy... - powiedział spokojnie i mocniej uchwycił mnie za rękę. Sytuacja wydawała się bardzo niezręczna. Wsparłem się na łokciu i spojrzałem w jego uśmiechniętą twarz. Nasze oczy spotkały się.
    - Chodź bliżej - wyczytałem z ruchu jego warg.
    Z łomotającym sercem pochyliłem się nad nim, a on przyciągnął mnie do siebie. Nasze usta się połączyły... nie wiem jak, nie wiem kiedy...
    - Jesteś inny, prawda...?
    - Jak... inny? - nie zrozumiałem jego pytania, zadanego tylko bezgłośnym ruchem warg.
    - Po prostu inny. Jak ja... - i znów nasze usta się spotkały.
    Nie umiałem się całować, ale Krzyś... O Boże, jak on całuje! Pod naporem jego języka sam rozchyliłem wargi... i odleciałem.
    Czy ja... czy ja jestem inny? Jaki inny? Jak on? Jak...?
    Całowaliśmy się długo i namiętnie. Mój penis napierał mi na spodnie jak zwariowany, a jego penis pulsował mocnymi ruchami, podrywał się i opadał, czułem to, bo trzymałem go przez dres, ściskając coraz mocniej.
    - Musiałem coś wymyślić, żeby cię jakoś ściągnąć... - wyszeptał.
    - Po co? - spytałem i już wiedziałem, że było to pytanie najgłupsze z najgłupszych.
    - Bo już nie mogłem wytrzymać...
    - Czujesz do mnie... chemię?
    - Byłoby fajnie, gdybyś ty też ją czuł - odpowiedział i powrócił do przerwanych pocałunków, które ponownie mnie obezwładniły. Nie musiałem odpowiadać. To nie było potrzebne. Zwłaszcza wtedy, gdy jego dłoń dotarła do mojego rozporka, a moja wsunęła się w jego dresowe spodnie, pod jego bokserki... Trzymałem jego twardego, rozgrzanego penisa i wciąż jeszcze w to wszystko nie wierzyłem. Jego palce tymczasem sprawnie rozpinały guziki moich dżinsów. Gdy mnie dotknęły - chyba zakręciło mi się w głowie.
    - Dlaczego... ja? - zapytałem ostatnim przebłyskiem świadomości.
    - Bo mi się podobasz... Po lekcjach w-f, w szatni, jak się przebierasz, ledwo wytrzymuję...
    Myślałem, że się przesłyszałem. To... to chyba niemożliwe!
    - Chcę cię... Chcę z tobą...
    - Co...? Co ty mówisz? - wciąż nie dowierzałem własnym uszom!
    Nie odpowiedział. Znów zaczęliśmy się całować, ale już nie przestawaliśmy się rozbierać. Zdjąłem mu bluzę dresów, spodnie, on zerwał ze mnie koszulkę i dżinsy. Po chwili byliśmy prawie nadzy, tylko w bokserkach, bo gdy chciałem mu je zdjąć, zaczął pieścić moje sutki, co mnie zupełnie obezwładniło. Schodząc pocałunkami coraz niżej, zębami zdjął ze mnie bokserki i wchłonął mojego penisa do ust. Napiąłem się jak struna. Znów zakręciło mi się w głowie. Całował mi penisa, pieścił go językiem, to znów trzymał go w dłoni, a wargami ssał moje jądra. Gdy brakło mu oddechu, wracał ustami do góry, całując mnie po całym ciele - i ponownie nasze usta się połączyły. Teraz ja zebrałem w sobie wszystkie utracone siły i zacząłem go całować. Jego sutki, brzuch... a gdy dotarłem do jego bokserek... Myślałem, że je na nim potargam. Moim oczom ukazał się ósmy cud świata. Gdy trzymałem go w palcach, nie umiałem sobie wyobrazić, jaki może być. Teraz patrzyłem na niego jak zahipnotyzowany. Jaki wielki! Jaki gruby! Jaki twardy, gorący! Jakie duże jądra! Od razu zacząłem pieścić go ustami, a moja dłoń pieściła jego klejnoty. Krzysiek pojękiwał głośno, co jeszcze bardziej mnie jarało. Nagle oderwał mnie od siebie...
    - Przestań, bo zaraz polecę...
    Chwila na głęboki oddech, ale zanim zebrałem w sobie siły na kolejne pieszczoty, on był szybszy.
    Nikt nigdy mi tego nie robił. Nigdy nie miałem żadnej dziewczyny. Nigdy nie byłem z żadnym chłopakiem!  Ale Krzysiek... Jęczałem głośno, tarzałem się pod nim po całej kanapie, już prawie dochodziłem...
    - Przestań... - zatrzymałem go ostatkiem siły woli.
    - Dobrze... - usłyszałem. - Zrobisz to we mnie. Chcę tego...
    Co? Co on chce? Co mam zrobić w nim...?
    - Jestem twój, tylko twój. Chodź... - wyszeptał i uklęknął, wypinając ku mnie swoje cudowne, gładkie pośladki.
    Chyba miałem kółka w oczach... Ja... ja mam to zrobić?
    - Pośliń... Pośliń i wchodź...
    Pośliń... Tak, ile razy czytałem podobne opowieści na różnych portalach... Pośliń mu dziurkę, włóż palec najgłębiej jak się da, pośliń swojego - i pchaj! Ale... pchać...? Mam wepchać...? I zaraz poprawiłem: nie wepchać! Mam wejść w niego! On tego chce! A ja - ja też tego chcę, jak niczego innego na świecie!
    Patrzyłem w te oczekujące pośladki, które kusiły mnie i wabiły tym, czego jeszcze nie znałem. Wejdę!
    Zacząłem się wwiercać językiem w tę dziurkę, którą rozciągałem palcami, a ona odsłaniała przede mną swoją różową tajemniczą głębię. Co za uczucie... Co za radość, gdy wbijałem się w nią językiem coraz mocniej i mocniej. I znów patrzyłem, jak ona mnie wabi i kusi... Jeszcze raz, jeszcze mocniej, jeszcze głębiej! Czułem, jak mocno jara to Krzyśka, bo drżał i napinał wszystkie mięśnie, a ja je rozluźniałem swoim językiem i palcami. Mmmm...
     - Dobrze... Chodź... - usłyszałem.
    Nie czekałem na powtórzenie tego zaproszenia. Przybliżyłem się ku niemu, dotknąłem go penisem... Złapał mnie paraliż, który z trudem pokonałem. Wydawało mi się, że Krzyś jest na tyle rozluźniony, że stanie się to bez problemu. Więc - teraz...! Zapomniałem o tym, żeby poślinić swojego penisa. Przyłożyłem go i pchnąłem mocno w tę różową, połyskującą głębię... Krzysiek rzucił się w przód, jakby chciał uciec, ale nie pozwoliłem mu na to. Jęknął z bólu, a ja, trzymając go mocno za biodra, wjechałem w niego aż po same jaja... E-nty raz tego wieczoru świat zawirował mi w oczach... Wszedłem i znieruchomiałem. Spanikowałem! Co się stało? Co ja robię? Ale jego gorąca dłoń na moich pośladkach przywróciła mi świadomość.
    - Zaraz będzie ok... - usłyszałem... - Już... Dobrze. Jedź...
    Jechałem... Nie wiem jak, nie pamiętam, co czułem, wiedziałem tylko jedno: mam najprzystojniejszego chłopaka w klasie, jestem z nim w łóżku, z nim mam swój pierwszy w życiu seks, on sam mnie o to prosił! A ja... Ja nawet o tym nie marzyłem!
    Zacząłem powoli, ze strachem, ale rytmicznie, uważnie obserwując każdą jego reakcję. On tylko pojękiwał cicho. A ja rozpędzałem się coraz szybciej i szybciej! I nagle... poleciałem całym ładunkiem w niego... Koniec. Nic już nie wiedziałem, nic już nie czułem... Padłem na niego jak nieprzytomny, a on dłonią od tyłu przytrzymywał mnie, żebym całym ciałem nie spłynął w dół.
    - Tak... Tego chciałem. Właśnie z tobą - usłyszałem jego szept, jakby docierał do mnie nie z tego świata. - Teraz będzie moja kolej, ok.? - i wyswobodził się spode mnie, a ja - jakbym padł bez sił.
    - Połóż się inaczej... O, tak... - układał mnie, a ja wciąż byłem jak nieprzytomny.
    Poczułem jego palec... Jego język... Podjarało mnie to, ale jeszcze do mnie nie docierało, co on chce zrobić. Dopiero gdy...
    Wrzasnąłem na cały głos.
    - Boli! Przestań!
    - Zaraz przejdzie, zobaczysz. Mnie też bolało... - usłyszałem jego czuły szept a wraz z nim kolejne mocne pchnięcie... O rany...! Gwiazdy z całego wszechświata runęły mi na głowę.
    - Wytrzymaj - powtórzył, gdy rzucałem się jak oparzony. Ku... Co za ból! Ja tego nie wytrzymam! - Wytrzymasz - powtórzył i wtedy jakby się nagle wszystko we mnie otworzyło...
    Czułem każdy jego ruch, każde głębokie, posuwiste pchnięcie, raz mocniejsze, raz spokojniejsze i to, że z każdym jego ruchem dzieje się ze mną coś niesamowitego!
    Po raz pierwszy poznałem, co znaczy słowo rozkosz... Dopiero miałem wytrysk, i znów po raz drugi się spuściłem, nawet nie dotykając swojego małego. Krzysiek wiedział o tym, ale jeszcze pracował, spokojnie, rytmicznie... Czułem, że się wzbrania przed wytryskiem, że wciąż się hamuje. Wtedy jakimś nieświadomym ruchem poruszyłem swoim wnętrzem - i poczułem, jak jego gruby penis napiął się we mnie, wyprężył mocno, uderzył w moim wnętrzu o coś, co prawie zwaliło mnie z nóg - i wystrzelił we mnie gorącą serią wytrysku.
    Byłem szczęśliwy... Krzyś, mój wymarzony chłopak, spuścił się we mnie...
    Jeszcze chwila ciszy, jakby cały świat zamarł na tę jedną sekundą - i Krzyś wysunął się ze mnie, padając obok. Ja też miękko osunąłem się na kolana, a potem na wznak.
    Nie wróciłem do domu na noc. Gdzieś koło północy, gdy Krzyś swoim pytaniem: - Pójdziemy pod natrysk? - wybudził mnie z lekkiego, płytkiego snu, wysłałem mamie smsa, że nie wiem, kiedy skończymy, więc nie wiem, kiedy wrócę, a jak będzie bardzo późno, to zanocuję u kumpla...
    Odpowiedzi nie było.
    Za to był natrysk i kolejne pieszczoty. Kto Krzyśka tego nauczył?
    A potem - potem znów było łóżko. Krzyś był niezmordowany. A ja... ja pękałem pod nim, gdy wchodził, a potem lałem spermą pod siebie.
    Wciąż nie rozumiem, jak to się mogło stać?
    Do maja i do matury jeszcze bardzo daleko. A my skrupulatnie rozwiązujemy zadania z chemii, zadane nam przez naszego wymagającego belfra. A to, że finałem tych zadań jest łóżko... To też chemia. Nie każdy pierwiastek łączy się z drugim. Często do takiej reakcji potrzebny jest katalizator. Nam żaden katalizator nie jest potrzebny. I niech tak będzie!
                                                                                                                                      Lukanos



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
KINETYKA REAKCJI, Matury i zadania maturalne z chemii
przed matura z chemii dla uczniow
Kurs Sikory matura z chemii
Egzamin maturalny z Chemii Kwiecień 2011 pr
Egzamin maturalny z chemii arkusz Maj 2011 pp
Egzamin maturalny z chemii arkusz Maj 2013 pr
Próbna Matura z Chemii u Przyrodników 11 Marca 2017 Arkusz

więcej podobnych podstron