HYMNY:
Do czytelnika
Nie dla dziewięciu Muz te hymny,
Ani je piszę na cześć Apollina.
Nie płynie stąd tajemne źródło
Wzryte kopytem skrzydlatego konia.
W książeczce tej są tylko święte
Ran Chrystusowych krwią broczące znaki,
Męki i krzyża upalenie,
I śmierć hańbiąca niewinnie zadana.
Świeżo tłoczoną wam oddaję,
Pobożni czytelnicy ku czytaniu,
Nie dbając zgoła o niezbożnych,
Co wszystko pewne mają w swej pogardzie.
Prostotą swoją może trafi
Do dusz pobożnych to moje pisanie.
Autor, starając się podobać,
Przez skromność własne nazwisko zataił.
Nie przez wstydliwość, nie przez bojaźń,
Lecz w lęku, by nie wydać się pyszałkiem,
Bo jednym zawsze chciałbym zostać
Świętego krzyża niegodnym szafarzem.
Mówi książka
Tu kościelnym zwyczajem
Krótkie wiersze ci daję,
Dobre przyjm, czytelniku,
O proste nie czyń krzyku.
Bez barwiczki, u źródła
Muz nie obmyte, zgoła
Nie gaj poetów tchnie tu,
Lecz krew z Chrystusa boku.
Gdy je będziesz uważać,
Często w sobie rozważać
Mękę co cię zbawiła,
Możeć stanę się miła.
Tu chętniej spondej kładę,
Jamb zaś biorę na stronę,
Wyda mi się dosadny,
Do dwuwiersza dogodny.
Krok wiersza brzmi powolniej,
Jamb dziki biegnie bystrzej.
Wybieram łagodniejszy,
Nie zaś skokiem zwinniejszy.
Bo w niespokojnych rytmach
Nikt sporu nie rozwikła,
Ten rytm płonące serca
Dźwignie do Boga Ojca.
O zmartwychwstaniu
Chrystus, Stworzyciel wiecznego zbawienia
Burzy warowne wrota Acheronu,
Śmierć samą śmiercią przezwycięża,
Z niej własną swoją mocą zmartwychwstaje.
Syn Boga Ojca wiecznego, nas wszystkich
Pociąga w wiary strumieniu obmytych,
Wyznawców swego świętego imienia.
Chrystus nie umrze więcej, ani drugiej
Śmierci ulegnie, czyni ją poddaną.
Odtąd przez śmierć swą własną podeptaną,
Aby nie mogła komu szkodzić więcej.
Dla grzechów naszych umarły ożywa,
I żyje życiem wiecznym w Bogu Ojcu,
By i nas swoją nagrodzić wiecznością.
Więc chrześcijanie, dziś hymny śpiewajmy,
Pobożna radość niech brzmi w naszej pieśni,
Bo oto dnia trzeciego pogrzebiony
Zmartwychwstał, aby nie umrzeć już nigdy.
Niesie nam, biednym, nadzieję żywota,
Chrystus, stworzyciel wiecznego zbawienia.
WIERSZE:
Do młodzieży
Unikaj próżnowania, żądna wiedzy młodzi,
Jeśli żyć pragniesz dłużej, niż trwa bieg twych lat!
Gdy wiosna na twej twarzy, gdy młode jagody
Jeszcze są bez zarostu i wre w żyłach krew,
Już poczynaj majestat czcić czcigodnych wieszczów,
Co Helikonu stromą zamieszkują grań.
Kształć się w pięknych naukach, pomnikach mądrości,
Ucz tego, co ukryte w głębi mądrych ksiąg!
Póki Lachesis nici przędzie ci, młodzieńcze,
Korzystaj z chwil, nad które nie ma w świecie nic.
Unikaj wdzięcznych darów i ponęt Cyprydy,
W zaślepionym szaleństwie popełnianych spraw,
Gardź winem, świąt unikaj nysejskiego Bakcha,
Odpychaj miary pełnych pucharów i czasz!
Szaleni, omyleni, namiętnością gnani
To plugawego Jakcha ukochany lud.
On zdrowy rozum mąci, ciało obezwładnia,
Z potomstwa osieroca i pozbawia sił.
On w choroby pogrąża różne, budzi gniewy,
On to zamracza zmysły i rozsądną myśl,
Budzi miłosne żądze, zdradza tajemnice,
Jątrzy kłótnie i rai każdy niecny czyn.
I na długo przed czasem prowadzi do Orku.
Tylu, co winem on - nie gubi mieczem Mars,
Na mnie masz tego przykład, bom tak młodość tracił,
Dopókim lenejskiego boga tutaj czcił.
Ledwom trzy pięciolecia przeżył swego życia,
Porwały mnie aońskie siostry do swych służb,
Lecz zajął się mną wrogi Muzom dwór królewski,
Na którym minął pierwszy mej młodości czas.
Tutaj często musiałem szpetnie się sam w winie
Nurzać i równie szpetnie upijać się nim,
Tu miłość mi okrutna ujarzmiła serce,
Które więzów Cyprydy nie zaznało wprzód,
I stąd to moja Perła w swe śnieżne ramiona
Zagarnęła mnie każąc żyć, jak ona chce.
Od róż ona wdzięczniejsza, słodsza niż miód Hybli,
Piękniejsza niż Jutrzenka i bielsza niż śnieg.
Urodziwsza mi ona nad wszystkie dziewczęta
I dotąd pod jej władzą nieszczęsny wciąż trwam.
Tak urok mej młodości, tak czas niepowrotny
Jak na skrzydłach ulata, a z nim życia, bieg.
Więc jeśli cię tu razi wiersz nie dosyć gładki,
Przypisz to bogom z tyrsem i z łukiem, tym dwom.
Gdybym był Pijerydy tam mocno ukochał,
W wawrzynów by mnie teraz już wieńczyły wian;
Gdybym pucharów Bakcha często w większej cenie
Nie miał niż z Hipokreny źródła świętych wód,
Już by wiersze me mknęły na uczonych stopach
I obrotny Apollo sprawiałby mój rytm.
Tak więdnę, lecz przestrzegam tych, co mi podobni,
By na moim przykładzie uczyli się strzec.
A zatem kto jaśniejesz tylko zdolnościami,
Młodości swej daj - błagam! - pomyślniejszy bieg!
Bez zwłoki się naukom oddaj, czas oszczędzaj
I księgi zgłębiaj, które dziełem mądrych głów,
Te, które w swej drukarni przemyślnie Jan Haller
Tłoczy i w egzemplarzach wielu puszcza w świat.
A gdy się tak mądrości i Kamenom oddasz,
Po śmierci twej zostanie szczerej chwały blask.
Daremna służba
Kto dziecku, kto starcowi, kto kobiecie służy,
Rzadko kiedy nagrodę dla siebie wywróży.
Nie służ dziecku, bo w rannej wypieszczone wiośnie,
Zapomni twoich zasług, gdy w lata urośnie.
Zasię starca wiek krótki we chciwości więdnie:
Tylko próżne nadzieje dawa nieoszczędnie.
A potężna niewiasta za gorliwe chęci,
Lada czym rozdrażniona, ma zemstę w pamięci.
Nie idź w starca, kobiety i dziecka rozkazy:
A jeśliś niezależny, szczęśliwyś sto razy!
Służba
Jeśli służyć chcesz komuś, trzy chowaj w sercu zasady:
Nie domyślaj się, szeptów unikaj i bądź wierny!
Gość
Po trzech dniach często i ryba cuchnie, i gość,
Jeśli ryba nie jest w soli, a gość nie jest przyjacielem.
* * *
Gospodarz niech zawsze będzie wesoły jak Hektor,
Jak Hiob cierpliwy i jak Sybilla mądry.