Luty 10, 2011
Włodzimierz Lenin
Martwy szowinizm a żywy socjalizm
(Jak odbudować Międzynarodówkę?)
——————————
Tekst ten ukazuje głownie różnice między rewolucyjną socjaldemokracją niemiecką sprzed wojny imperialistycznej, a tą samą - oportunistyczną - czasu wojennego. Ukazany jest postulat nieustannego krytykowania organizacji, które staczają się na tory reformizmu i jawnego oportunizmu mimo ich wkładu w rozwój międzynarodowego ruchu rewolucyjnego. Nikomu nie powinno się dawać taryfy ulgowej, jeżeli chodzi o wytykanie błędów i krytykę poglądów i działań jawnie sprzecznych z marksizmem. Im bardziej partie robotnicze oddalają się od proletariatu, tym bardziej pomagają burżuazji w okiełznaniu robotników i pozbawiają ich rewolucyjnego kierownictwa, kierując w objęcia różnego rodzaju ruchów nieproletariackich, antyrewolucyjnych. Kautsky, który stoczył się na poziomy „oborońców” rosyjskich zasługiwał na jak najostrzejszą krytykę ze strony prawdziwie rewolucyjnych nurtów partii proletariatu. Każda krytyka, jeżeli służy naprawieniu linii ideologicznej czy praktycznej jest potrzebna a nawet zalecana. Jednak należy pamiętać o różnicy miedzy krytyką konstruktywną a wulgarnym krytykanctwem uprawianym np. przez Trockiego w okresie 1924 - 1929, które nie miało na celu wytknięcia Władzy Radzieckiej błędów, lecz oszczercze rzucanie na nią bezpodstawnych oskarżeń, zniszczenie jej i zastąpienie przez nurt oportunistyczny pod przewodnictwem Trockiego.
~ Feliks Sosnowski
——-
W ciągu ostatnich dziesięcioleci socjaldemokracja niemiecka była wzorem dla socjaldemokracji Rosji nawet w większym stopniu niż dla socjaldemokracji całego świata. Dlatego jest zrozumiale, że nie można świadomie, tj. krytycznie, ustosunkować się do panującego obecnie socjalpatriotyzmu czy „socjalistycznego” szowinizmu bez najbardziej dokładnego wyjaśnienia swego stosunku do niej. Czym była? czym jest? czym będzie?
Odpowiedź na pierwsze pytanie może dać wydana w 1909 r. i przetłumaczona na wiele języków europejskich broszura K. Kautskiego „Droga do władzy”, najbardziej jednolicie, najkorzystniej dla niemieckich socjaldemokratów (w sensie pokładanych w nich nadziei) przedstawiająca poglądy na zadania naszej epoki, pióra publicysty cieszącego się największym autorytetem w II Międzynarodówce. Przypomnijmy tę broszurę bardziej szczegółowo; będzie to tym pożyteczniejsze, im częściej teraz haniebnie odrzuca się „zapomniane słowa”.
Socjaldemokracja jest „partią rewolucyjną” (pierwsze zdanie broszury) nie tylko w tym sensie, w jakim rewolucyjna jest maszyna parowa, ale „jeszcze w innym sensie”. Dąży ona do zdobycia władzy politycznej przez proletariat, do dyktatury proletariatu. Drwiąc z tych, którzy „wątpią w rewolucję”, Kautsky pisał: „Naturalnie przy każdym znaczącym ruchu i w powstaniu powinniśmy się liczyć z możliwością klęski. Tylko głupiec może być całkowicie pewny zwycięstwa przed walką”. „Jawną zdradą naszej sprawy” byłoby nieliczenie się z możliwością zwycięstwa. Rewolucja związana z wojną jest możliwa zarówno podczas wojny, jak i po niej. Nie sposób określić, kiedy mianowicie zaostrzenie sprzeczności klasowych doprowadzi do rewolucji, ale „z całą pewnością mogę twierdzić, że rewolucja, którą niesie ze sobą wojna, wybuchnie albo w czasie wojny, albo bezpośrednio po niej”: nie ma nic bardziej trywialnego niż teoria „pokojowego wrastania w socjalizm”. „Nie ma nic bardziej błędnego niż pogląd, jakoby poznanie konieczności ekonomicznej oznaczało osłabienie woli”. „Wolę jako pragnienie walki określają: 1) cena walki, 2) poczucie siły i 3) rzeczywista siła”. Gdy słynną przedmowę Engelsa do „Walk klasowych we Francji” usiłowano (między innymi w gazecie „Vorwärts”) interpretować w sensie oportunistycznym, Engels oburzał się i nazywał „haniebnym” przypuszczenie, że jest „pokojowo usposobionym wielbicielem legalizmu za wszelką cenę”. „Mamy wszelkie podstawy sądzić, że wkraczamy w okres walki o władzę państwową”; walka ta może trwać dziesięciolecia, tego nie wiemy, ale „według wszelkiego prawdopodobieństwa w niedalekiej przyszłości doprowadzi do znacznego wzmocnienia proletariatu, jeśli nie do jego dyktatury w Europie Zachodniej”. Elementy rewolucyjne nabierają sił: w 1895 roku na 10 milionów wyborców w Niemczech było 6 milionów proletariuszy, a 3,5 miliona zainteresowanych w prywatnej własności.
W 1907 roku liczba tych ostatnich wzrosła o 0,03 miliona, a pierwszych — o 1,6 miliona! A „gdy nadchodzą czasy fermentu rewolucyjnego, tempo ruchu naprzód staje się od razu bardzo szybkie”. Sprzeczności klasowe nie słabną, lecz zaostrzają się, nasila się drożyzna, szaleje imperialistyczna rywalizacja, militaryzm. Zbliża się „nowa era rewolucyj”. Obłąkańczy wzrost podatków „już dawno doprowadziłby do wojny jako jedynej alternatywy rewolucji [...] gdyby właśnie ta alternatywa rewolucji w wypadku wojny nie była bliższa niż w wypadku zbrojnego pokoju”. „Wojna światowa staje się zastraszająco bliska; a wojna oznacza również rewolucję”. W 1891 r. Engels mógł jeszcze obawiać się przedwczesnej rewolucji w Niemczech, ale od tego czasu „sytuacja uległa poważnej zmianie”. Proletariat „nie może już mówić o przedwczesnej [kursywa Kautskiego] rewolucji”. Drobnomieszczaństwo jest bardzo niepewne i coraz bardziej wrogie proletariatowi, ale w epoce kryzysu „może ono masowo przejść na naszą stronę”. Cała rzecz w tym, aby socjaldemokracja „pozostawała nieugięta, konsekwentna, nieprzejednana”. Nie ulega wątpliwości, że wkroczyliśmy w okres rewolucyjny.
Oto jak Kautsky pisał w czasach dawno, bardzo dawno minionych, całe pięć lat temu. Oto czym była, a raczej czym obiecywała być niemiecka socjaldemokracja. Oto jaką socjaldemokrację można było i należało szanować.
Popatrzcie, co pisze ów Kautsky obecnie. Oto najważniejsze wypowiedzi z jego artykułu „Socjaldemokracja podczas wojny” („Neue Zeit”, 2 X 1914, nr 1): „Nasza partia o wiele rzadziej rozpatrywała zagadnienie, jak postępować podczas wojny niż jak przeszkodzić wojnie [...] Nigdy rząd nie bywa tak silny, nigdy partio nie bywają tak słabe jak na początku wojny [...] Czas wojenny najmniej nadaje się do spokojnych rozważań [...] Praktycznym zagadnieniem jest obecnie: zwycięstwo czy klęska własnego kraju”. Porozumienie pomiędzy partiami w krajach walczących w sprawie działalności przeciwko wojnie? „W praktyce czegoś takiego nigdy jeszcze nie wypróbowano. Zawsze kwestionowaliśmy taką możliwość…” Różnica zdań między socjalistami francuskimi a niemieckimi „nie dotyczy zasad” (jedni i drudzy bronią ojczyzny)… „Socjaldemokraci wszystkich krajów mają równe prawo czy równy obowiązek udziału w obronie ojczyzny: ani jeden naród nie powinien czynić drugiemu wyrzutów z tego powodu…” „Międzynarodówka zbankrutowała?” „Partia wyrzekła się otwartej obrony swych zasad partyjnych w czasie wojny?” (Słowa Mehringa z tego samego numeru). Błędny pogląd… Nie ma żadnych podstaw do takiego pesymizmu… Różnica zdań nie dotyczy zasad… Jedność zasad pozostaje… Niepodporządkowanie się ustawom okresu wojennego doprowadziłoby „po prostu do zamknięcia naszej prasy”. Podporządkowanie się tym ustawom „tak samo nie jest równoznaczne z wyrzeczeniem się obrony zasad partyjnych, jak podobna działalność naszej prasy partyjnej pod Damoklesowym mieczem ustawy wyjątkowej przeciw socjalistom”.
Umyślnie przytoczyliśmy oryginalne cytaty, (rudno bowiem uwierzyć, iż coś takiego mogło zostać napisane. Niełatwo znaleźć w literaturze (oprócz chyba „litaratury” jawnych renegatów) takie zarozumiałe banały, takie haniebne… mijanie się z prawdą, takie brzydkie wykręty służące do zamaskowania najbardziej otwartego odstępstwa zarówno od socjalizmu w ogóle, jak też od wyraźnych międzynarodowych uchwał przyjętych jednogłośnie (na przykład w Stuttgarcie, a szczególnie w Bazylei) w przewidywaniu właśnie takiej wojny europejskiej jak obecna! Okazalibyśmy brak szacunku dla czytelnika, gdybyśmy zaczęli, traktować „na serio” argumenty Kautskiego i próbowali je „analizować”: jeśli bowiem wojna europejska pod wieloma względami nie przypomina zwykłego i „maleńkiego” pogromu Żydów, to „socjalistyczne” argumenty w celu obrony udziału w tej wojnie najzupełniej przypominają „demokratyczne” argumenty w celu obrony udziału w pogromie Żydów. Nie analizuje się argumentów broniących pogromu: jedynie wskazuje się na nie, aby postawić ich autorów pod pręgierzem opinii wszystkich świadomych robotników.
Ale jak mogło dojść do tego, zapyta czytelnik, by największy autorytet II Międzynarodówki, by publicysta, który bronił poglądów przytoczonych na początku tego artykułu, stoczył się na pozycje „gorzej niż renegackie”? Może to być niezrozumiałe, odpowiemy, tylko dla tych, którzy — być może nieświadomie — stoją na stanowisku, że w istocie nic szczególnego nie zaszło, że nietrudno jest „pogodzić się i zapomnieć” itd., czyli właśnie na stanowisku renegatów. Jednak ci, którzy poważnie i szczerze wyznawali przekonania socjalistyczne i podzielali poglądy wyłożone na początku artykułu, nie zdziwią się, że „«Vorwärts» umarł” (wyrażenie L. Martowa z paryskiej gazety „Gołos”) i że „umarł” Kautsky. W opoce wielkich światowych przełomów bankructwo poszczególnych osób nie jest niczym osobliwym. Mimo swych ogromnych zasług Kautsky nigdy nie należał do tych, którzy w czasie wielkich kryzysów od razu zajmowali bojową pozycję marksistowską (przypomnijmy jego wahania w kwestii millerandyzmu).
My zaś przeżywamy właśnie taką epokę. „Strzelajcie pierwsi, panowie burżua!” — pisał w 1891 r. Engels, broniąc (zupełnie słusznie) tego, iż my, rewolucjoniści, wykorzystujemy burżuazyjną legalność w okresie lak zwanego pokojowego, konstytucyjnego rozwoju. Myśl Engelsa była jasna jak słońce: my, świadomi robotnicy, będziemy strzelać jako drudzy, obecnie do przejścia od biuletynu wyborczego do „strzelania” (tzn. do wojny domowej) korzystniejsze jest dla nas wykorzystanie momentu pogwałcenia przez burżuazję. tej legalnej bazy, którą sama stworzyła. I Kautsky wyrażał w 1909 r. bezsporne poglądy wszystkich rewolucjonistów socjaldemokratów, kiedy mówił, że obecnie w Europie rewolucja nie może być przedwczesna i że wojna oznacza rewolucję.
Ale dziesięciolecia epoki „pokojowej” nie minęły bez śladu: zrodziły one nieuchronnie oportunizm we wszystkich krajach, zapewniając mu przewagę wśród „wodzów” parlamentarnych, związkowych, dziennikarskich itd. Nie ma ani jednego kraju w Europie, w którym nie toczyłaby się w tej czy w innej formie długa i uporczywa walka z oportunizmem, popieranym na milion sposobów przez całą burżuazję celem zdeprawowania i obezwładnienia rewolucyjnego proletariatu. Ten sam Kautsky 15 lat temu, na początku bernsteiniady, pisał, że gdyby oportunizm z nastrojów przekształcił się w kierunek, wówczas rozłam stanąłby na porządku dziennym. U nas w Rosji zaś stara „Iskra”, która stworzyła socjaldemokratyczną partię klasy robotniczej, pisała w numerze 2, na początku 1901 roku, w artykule „Na progu XX stulecia”, że rewolucyjna klasa XX wieku posiada (podobnie jak burżuazja — rewolucyjna klasa XVIII wieku) swoją Żyrondę i swoją Górę.
Wojna europejska oznacza największy kryzys historyczny, początek nowej epoki. Jak każdy kryzys wojna zaostrzyła głęboko utajone sprzeczności i obnażyła je zrywając wszystkie obłudne zasłony, odrzucając wszelkie konwencjonalizmy, obalając zgniłe lub nadgniłe autorytety. (Na tym polega, nawiasem mówiąc, dobroczynne i postępowe działanie wszelkich kryzysów, niezrozumiałe tylko dla tępych wielbicieli „pokojowej ewolucji”). II Międzynarodówka, która w ciągu 25—45 lat (zależnie od tego, czy będziemy liczyli od 1870, czy od 1889 roku) zdążyła dokonać niezwykle ważnej i pożytecznej pracy w dziedzinie rozpowszechnienia socjalizmu wszerz oraz przygotowawczego, początkowego, najprostszego zorganizowania jego sił, spełniła swą historyczną rolę i zmarła, pokonana nie tyle przez von Klucków, ile przez oportunizm. Niech teraz umarli grzebią umarłych. Niech teraz pustogłowi gorliwcy (jeżeli nie intrygujący lokaje szowinistów i oportunistów) „pracują” nad tym, by doprowadzić do pogodzenia Vanderveldów i Sembatów z Kautskim i Haasem, jakbyśmy mieli do czynienia z Iwanem Iwanowiczem, który nazwał Iwana Nikiforowicza „gąsiorem” i pragnie, by go po przyjacielsku „popychano” do zgody z przeciwnikiem*. Międzynarodówka polega nie na tym, by za wspólnym stołem siedzieli i pisali obłudną i krętacką rezolucję ludzie, którzy uważają, że gdy niemieccy socjaliści usprawiedliwiają nawoływania niemieckiej burżuazji do strzelania w robotników francuskich, a francuscy — nawoływania francuskiej do strzelania w robotników niemieckich „w imię obrony ojczyzny”, to jest to internacjonalizm!!! Międzynarodówka polega na tym, aby zbliżali się do siebie (z początku ideowo, a następnie, we właściwym czasie, również organizacyjnie) ludzie, którzy potrafią w naszych ciężkich czasach bronić socjalistycznego internacjonalizmu w praktyce, tj. gromadzić swoje siły i „strzelać jako drudzy” do rządów i klas panujących swojej „ojczyzny”. Nie jest to sprawa łatwa, wymaga niemałych przygotowań, wielkich ofiar i nie obejdzie się bez porażek. Ale właśnie dlatego, że nie jest to sprawa łatwa, należy jej dokonać tylko wespół z tymi, którzy pragną jej dokonać nie bojąc się całkowitego zerwania z szowinistami i obrońcami socjalszowinizmu.
Do szczerej — nie zaś obłudnej — odbudowy socjalistycznej, a nie szowinistycznej międzynarodówki najbardziej przyczyniają się tacy ludzie jak Pannekoek, który w artykule „Krach Międzynarodówki” stwierdził: „jeżeli wodzowie się zjadą i będą usiłowali zaklajstrować rozbieżności, nie będzie to miało żadnego znaczenia”.
Powiedzmy otwarcie, jak się rzecz ma: wojna i tak zmusi do tego, jeśli nie jutro, to pojutrze. Istnieją trzy nurty w międzynarodowym socjalizmie: 1) szowiniści, którzy konsekwentnie prowadzą politykę oportunizmu; 2) konsekwentni wrogowie oportunizmu, którzy we wszystkich krajach zaczynają już dawać znać o sobie (oportuniści pobili ich w większości wypadków na głowę, ale „pobite armie dobrze się uczą”) i którzy potrafią prowadzić działalność rewolucyjną zmierzającą do wojny domowej; 3) ludzie zdezorientowani i wahający się, którzy teraz wloką się za oportunistami i wyrządzają proletariatowi najwięcej szkód swymi obłudnymi próbami prawie naukowego i marksistowskiego (bez żartów!) usprawiedliwienia oportunizmu.
Część pogrążających się w tym trzecim nurcie można uratować i odzyskać dla socjalizmu, ale nie inaczej niż przez politykę najbardziej stanowczego zerwania i rozłamu z pierwszym nurtem, ze wszystkimi, którzy zdolni są usprawiedliwiać głosowanie za kredytami, „obronę ojczyzny”, „podporządkowanie się ustawom okresu wojennego”, zadowolenie się legalnością i wyrzeczenie się wojny domowej. Tylko ci, którzy prowadzą taką politykę, rzeczywiście budują Międzynarodówkę Socjalistyczną. My ze swej strony, po nawiązaniu łączności z krajowym kolegium KC i z kierowniczymi elementami ruchu robotniczego w Pitrze, wymieniwszy poglądy z nimi i upewniwszy się, że jesteśmy solidarni w podstawowych kwestiach, możemy jako redakcja OC oświadczyć w imieniu naszej partii, iż tylko praca prowadzona w takim kierunku jest pracą partyjną i socjaldemokratyczną.
Wydaje się, że myśl o rozłamie w niemieckiej socjaldemokracji napawa wielu zbytnim lękiem z powodu swej „niezwykłości”. Ale obiektywna sytuacja daje rękojmię, że albo ta niezwykła rzecz stanic się faktem (przecież Adler i Kautsky na ostatnim posiedzeniu Międzynarodowego Biura Socjalistycznego w lipcu 1914 roku oświadczyli, że nie wierzą w cuda i dlatego nie wierzą w wojnę europejską!), albo będziemy świadkami bolesnego procesu gnicia tego, co było niegdyś niemiecką socjaldemokracją.
Tym, którzy zanadto przyzwyczaili się „wierzyć” w (byłą) niemiecką socjaldemokrację, przypomnimy jeszcze tylko na zakończenie, jak ludzie, którzy przez wiele lat byli naszymi przeciwnikami w wielu kwestiach, dochodzą do myśli o tym rozłamie; jak L. Martow pisał w gazecie „Gołos”: „«Vorwarts» umarł”; „socjaldemokracja, która oświadcza, iż wyrzeka się walki klasowej, lepiej by uczyniła, gdyby otwarcie uznała faktyczny stan rzeczy, na pewien czas rozwiązała swą organizację i zamknęła swe organy”; jak Plechanow, według relacji gazety „Gołos”, stwierdził w referacie: „jestem wielkim przeciwnikiem rozłamu, ale jeśli dla jedności organizacji poświęca się zasady, wówczas lepszy jest rozłam niż fałszywa jedność”. Plechanow powiedział to o niemieckich radykałach: dostrzega on źdźbło w oku Niemców, a nie dostrzega belki we własnym. To jego cecha indywidualna, do której wszyscy aż nazbyt przywykliśmy w ciągu ostatnich 10 lat plechanowowskiego radykalizmu w teorii i oportunizmu w praktyce. Ale jeżeli nawet ludzie o takich indywidualnych… dziwactwach zaczynają napomykać o rozłamie u Niemców, to jest to znamię czasu.
„Socijał-Diemokrat” nr 35
12 grudnia 1914 r