Gustaw Herling Grudzinski, Dziennik pisany noca


GUSTAW HERLING - GRUDZIŃSKI,

DZIENNIK PISANY NOCĄ (1971 - 1972)

PROBLEMATYKA UTWORU:

[ze szkicu Krzysztofa Pomiana, który jest wstępem do francuskiego wyboru z trzech tomów Dziennika]:

Opowieści o rzeczach widzianych, myśli o zdarzeniach i wypadkach, uwagi o lekturach i rozmowach, reakcje na nowiny, wycieczki w wyobraźnię - ten ciąg datowanych zapisów podaje się za dziennik. Ale jego autor prawie nie mówi o sobie. Zaś czytelnik nie zawsze wie, z czym ma do czynienia. Oto relacja z podróży do Pragi, na obchody ku czci Kafki; dopiero dopisek powiadamia, że autor ją zmyślił. Jak zatem wierzyć w inne wydarzenia, które rzekomo przeżył? Skąd wiadomo, że nie są równie zmyślone, jak owa podróż, i że nie narzucają się jako prawdziwe tylko przez kontrast z jawnymi tworami fabulacji?

Cóż więc czytamy? Fikcyjny żywot przypisany przez Herlinga narratorowi? Powieść w masce dziennika? Byłoby to wtedy powieściowe wprowadzenie w nasz wiek, wiele nocy - cieni trwałych na pozór, jak bryły, i brył ukazywanych w fałszywych barwach i zniekształconych nie do poznania. I w którym uczyć się trzeba co dzień na nowo widzenia rzeczy, jakimi są, odróżniania dobra od zła, które udaje swe przeciwieństwo, prawdy od fałszu, który próbuje za nią uchodzić. A więc powieść? Czy dziennik?

Mamy istotnie do czynienia z dziennikiem, nie z powieścią. Ale z dziennikiem, w który niekiedy wkracza zmyślenie i którego autor nie utożsamia się po prostu z narratorem. Przy scenach mogących wprowadzić w błąd wyjaśnia się, że są fikcyjne; kiedy indziej jest to oczywiste. Zaś życiorys przypisany narratorowi pokrywa się w zasadzie z życiorysem samego Herlinga. Nie ma chyba polskich życiorysów rozpoczętych w pierwszej połowie wieku, których by historia nie przeobraziła i którym by nie nadała kierunku.

Herling wypracował formułę, która pozwala połączyć w jednym dziele fikcję i rzeczywistość, sztukę, literaturę i politykę, przeszłość i wydarzenia bieżące. Formułę dziennika, ale nader szczególnego rodzaju: bez wglądu w życie intymne autora, który zataja swe sprawy osobiste. Dziennika bez narcyzmu.

Herling skąpi słów i ściska je do granic możliwości, by wydobyć z nich pełnię sensu. Nigdy nie podnosi głosu. Unika retorycznych uniesień. Od oburzenia woli sarkazm, od krzyku - niemy gest wskazujący. Jego ulubiony gest i, jak uważa, nieodparty dowód, silniejszy niż wszelkie rozumowanie. Herling publicysta i polemista stosuje te same środki co Herling pisarz: uzasadnia wskazaniem. Gdy mówią mu, że księdza Popiełuszkę zamordowano bez wiedzy generała Jaruzelskiego, odpowiada relacją o zamordowaniu Giacomo Matteottiego na rozkaz Duce.

Niektórzy skłonni są zarzucać mu pewną oschłość. Rzeczywiście, unika wylewnej uczuciowości, rozluźniania dyscypliny wewnętrznej. Nie obnaża stanów swej duszy; nie zgłębia jaźni swych postaci. Ich życie intymne, milczący stosunek, jaki każda z nich nawiązuje z sobą samą, opisuje o tyle tylko, o ile wyraża się ono w gestach i w słowach. O ile daje się uchwycić z zewnątrz. Jako miłośnik i znawca malarstwa, które przekładał nad literaturę, Herling pragnie ją do niego przybliżyć stylem. Pragnie uobecnić spojrzeniu to, co dlań w rzeczywistości nieosiągalne. Pragnie uzyskać, oszczędzając słów, jak najwięcej mocy plastycznej.

Ze Stendhalem łączą Herlinga nie tylko upodobania stylistyczne. Także rodzaj wyobraźni. By ją uruchomić, potrzebuje nieodzownie starych kronik, gazet, podróży i spotkań. Jego nowele i eseje krystalizują się wokół kilku zasłyszanych zdań, przypomnienia czyjegoś losu lub jakiegoś zdarzenia, ujrzanego obrazu. Herling nie jest jednak człowiekiem Oświecenia, choćby późnego. Nie zadowala go ukazywanie gry pragnień i ambicji. W napotkanej postaci pociąga go i ciekawi ciemność, jaką ona w sobie niesie, otoczka cienia, która ją spowija, i której ani psychologia, ani socjologia, ani żadna inna nauka, ani nawet literatura nie potrafi rozproszyć. W obrazach, jakie ukazuje oczom czytelnika, obszary światła i ostrych zarysów zanurzają się zazwyczaj w czerń, w coś, czego nikt nie zdoła zobaczyć. Świat widzialny odcina się od tam od niewidzialnego, choć nie sposób go odeń oderwać. Przy czym pierwszy zależy od drugiego, gdyż tam właśnie, poza naszym zasięgiem, tkwi ostateczne wyjaśnienie wszystkiego, co się dokonuje. Herling jest w istocie pisarzem metafizycznym.

Herling odczuwa powinowactwo z pisarzami, którzy, jak Dostojewski, Kafka czy Camus, przemierzali przed nim te same rejony; ich dzieła i biografie dostarczały mu wielokrotnie podniety. Herling, miłośnik malarstwa, zdaje się szczególnie wrażliwy na obrazy Caravaggia i malarzy mu podobnych: prześwity w mrokach, przedstawienia okrucieństwa i litości, cierpienia i ekstazy.

Herling należy do tych pisarzy, dla których zło to nie problem, lecz skandal. Jedyny prawdziwy skandal. Wytwór człowieka, niechybnie, lecz również przyrody - trzęsącej się ziemi, wybuchających wulkanów, napastujących chorób - zło doświadcza wszystkie istoty żywe zdolne cierpieć. Jest czymś więcej niż częściowym upośledzeniem istnienia - zniszczeniem, rozbiciem, okaleczeniem go jako całości. Stałą obecnością w czasie, przystrojoną w rozmaite maski i przebrania, ale której natężenie nie słabnie. Siłą, która powoduje trwałe skutki. Dla Herlinga zło nie jest ani brakiem, ani reliktem. Jest czymś rzeczywistym.

Próby usprawiedliwiania zła, nadania mu sensu, znalezienia dlań racji są z jego strony przedmiotem polemiki zarazem artystycznej i filozoficznej. Czytelna na kartach Dziennika, uderza ona zwłaszcza w intelektualistów, którzy podporządkowali ideologii postępu swe sumienia i osąd krytyczny, i zaprzeczali istnieniu zła w Związku Sowieckim - owszem, usiłowali, od Gorkiego po Sartre'a, przedstawiać je jako zbawienne dla przyszłej ludzkości, stając się wspólnikami zbrodni.

Wrażliwość Herlinga jest manichejska i taka jest też ukryta metafizyka jego dzieła. Manicheizm nie jest jednak kultem zła. Zakłada istnienie dwóch ostro oddzielonych zasad, których zderzenie wypełnia historię świata: dobra i zła, światła i ciemności. Ostatecznie, na swój sposób dyskretny i powściągliwy, bez kaznodziejstwa i wielkich słów, Herling broni myśli prostej, acz wcale nie oczywistej: nawet jeśli Boga nie ma, nie wszystko jest dozwolone.

[fragment wykładu Gustawa Herlinga - Grudzińskiego z okazji nadania mu Doktoratu Honoris Causa Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie 20 maja 1997]:

„Prowadziłem od dawna dziennik prywatny, bez impulsu publikacji. Kiedy śmierć Gombrowicza i Hostowca [Jerzego Stempowskiego] pozostawiła w Kulturze lukę, wytrącając z jej stronic autora spiesznych refleksji i spostrzeżeń oraz niespiesznego przechodnia, zaproponowałem Jerzemu Gieroyciowi wypełnienie tej luki. Mój Dziennik pisany nocą liczy już sobie przeszło dwadzieścia pięć lat życia, zarówno na łamach Kultury i Rzeczpospolitej, jak w rozmaitych wydaniach książkowych, ostatnio w ramach "czytelnikowskich" Pism Zebranych. Jest to dziennik o tyle oryginalny, że unika normalnej w dziennikach nuty osobistej czy nawet intymnej, dąży natomiast do odmalowania, a raczej uchwycenia, ułamkowego bodaj wizerunku epoki. I w takim właśnie dążeniu, usilnym i upartym, jest niewątpliwie dziełem autora, który ma za sobą, i nigdy o nich nie zapomina, totalitarne doświadczenia naszych czasów.

Nazwałem go, nie bez powodu oczywiście, dziennikiem pisanym nocą; ktoś inny nazwał go dziennikiem pisanym pod wulkanem, robiąc aluzję i do mojego miejsca zamieszkania, i do mojego duchowego poczucia zagrożenia. Moje duchowe poczucie zagrożenia mógłbym określić krócej jednym słowem: Zło. Zło rosnące i panoszące się w wymiarach dotąd niespotykanych. I to nie Zło, o którym tradycja kościelna każe mówić jako o "nieobecności Dobra." Zło coraz częściej opatrzone słowem "tajemnica." O "tajemnicy Zła" wspomniał świeżo kardynał Martini z Mediolanu, a wybitny włoski teolog świecki i biblista, Sergio Quinzio, zmarły przed rokiem, w imaginacyjnej wizji przyszłości chrześcijaństwa zatytułował encyklikę ostatniego papieża, Piotra II - Misterium Zła. Nie należy też zapominać filozofa katolickiego Gabriela Marcela, od roku 1925 tropiącego tajemnicę Zła w swoim Dzienniku metafizycznym. We wstępie do francuskiego wydania mojego Dziennika pisanego nocą Krzysztof Pomian napisał:

Wrażliwość autora tego dziennika jest manichejska i taka też jest ukryta metafizyka jego dzieła. Manicheizm nie jest jednak kultem Zła. Zakłada istnienie dwóch ostro oddzielonych zasad, których zderzenie wypełnia historię świata: Dobra i Zła, światła i ciemności.

Odnajduję się w tych zdaniach. I jako autor całego dziennika; i, a może przede wszystkim, jako autor opowiadań przeplatających dziennik.

Zanim zacząłem stopniowo rozbudowywać mój dziennik prywatny, zamieniony w publiczny, byłem autorem kilku opowiadań: Wieży i Pieta dell Usola w tomiku Skrzydła ołtarza, Księcia Niezłomnego, napisanego zaraz po osiedleniu się w Neapolu, opowieści średniowiecznej Drugie Przyjście, opowieści neapolitańskiej Most i żartobliwej Biografii Diego Baldassara. Ale jednorodny blok późniejszych opowiadań powstawał w miarę rozwoju dziennika i w jego ramach.”

  1. Dziennik pisany nocą 1971-1972 (Paryż, 1973)

  2. Dziennik pisany nocą 1973-1979 (Paryż, 1980)

  3. Dziennik pisany nocą 1980-1983 (Paryż, 1984)

  4. Dziennik pisany nocą 1984-1988 (Warszawa, 1989)

  5. Dziennik pisany nocą 1989-1992 (Warszawa, 1993)

  6. Dziennik pisany nocą 1993-1996 (Warszawa, 1998)

[z artykułu Herling - całość i sens Jerzego Jarzębskiego]:

W opowieściach Herlinga najbardziej skuteczne wydaje się poszukiwanie zwierciadlanych odbić: przypadki bohaterów odbijają się w sobie wzajem, szukają też odbić w literaturze, w micie, w wielkich księgach ludzkości - albo też w zdarzeniach rzeczywistych, zanotowanych przez wieść gminną lub agencje prasowe. Odbite wielokrotnie, znajdują dla siebie jakąś wspólną strukturę, która zapewnia im kościec logiczny i moralną osnowę. Dziennik pisany nocą, który jest zapisem życia pisarza i jego potyczek z dziełami sztuki, ideami czy ludźmi, w literaturę przechodzi czasem niepostrzeżenie, bo też nie ma dla niej jakiegoś osobnego miejsca w pisaniu Herlinga, wynika ona po prostu z przeżycia dialogu ze światem, które tu czy ówdzie domaga się wyraźniejszego opracowania i spuentowania w postaci wyodrębnionej lokalnie fabuły. Wśród pisarzy polskich ostatnich dziesięcioleci Herling należy do tych, którzy wysoko cenią sobie spotkanie ze światem, dotknięcie rzeczywistości, zadawanie jej pytań.

[z artykułu Dorobek Gustawa Herlinga - Grudzińskiego Włodzimierza Boleckiego]:

Każdy z utworów Herlinga jest inną propozycją artystyczną, ale też każdy z nich jest w literaturze polskiej zjawiskiem niepowtarzalnym. Ich wspólnym wyznacznikiem artystycznym jest kreacja świadka, obserwatora i komentatora, który w rozmaitych formach i gatunkach wypowiedzi analizuje najważniejsze i często tragiczne doświadczenia duchowe XX wieku. Kreację świadka odnaleźć można na kartach Innego Świata, obserwatora i komentatora - w Dzienniku pisanym nocą, wszystkich trzech - w literackich konstrukcjach opowiadań. Ten literacki bohater jest zawsze narratorem autorskim, niekiedy autora jedynie przypomina, nie mniej zawsze jest głosem konkretnego człowieka. Tę na pozór staroświecką konwencję literacką Herling - Grudziński nie tylko odświeżył i dodał jej nowego blasku, ale przede wszystkim wyposażył ją w sensy i funkcje, od których literatura współczesna najchętniej ucieka. Głos pisarski Herlinga-Grudzińskiego jest głosem człowieka, który bierze na siebie odpowiedzialność za wszystkie sądy, które wypowiadał i czyny, których dokonywał. Zatem człowieka, który w każdej sytuacji bronił elementarnych wartości i nigdy nie dał się uwieść "chytrym rozumom," "demonom," "diabłom," od których aż roi się w naszym - podobno bardzo racjonalistycznym - wieku.

Kluczem do postawy Gustawa Herlinga - Grudzińskiego, którą odnaleźć można w jego utworach, jest bezwzględna obrona porządku moralnego przed jakimikolwiek uroszczeniami polityki, historii, filozofii czy nawet psychologii jednostek. Dzięki tej postawie pisarski głos Herlinga - Grudzińskiego jest od dziesięcioleci słuchany i ceniony jako głos człowieka, który w czasach zamętu, ideowych zdrad i efektownych światopoglądowych nawróceń, pozostał wierny swoim miarom, kryteriom i wartościom. Dlatego w polskim życiu publicznym Gustaw Herling - Grudziński jest od wielu lat jednym z nielicznych autorytetów moralnych i intelektualnych, którego słowa są z uwagą czytane i komentowane zarówno w kraju jak i wśród Polaków za granicą.

Niewątpliwie w tym wymiarze podstawowym problemem twórczości Herlinga - Grudzińskiego są zagadnienia etyczne, a przede wszystkim problem zła, w którym pisarz widzi jeden z kluczy otwierających możliwość opisania doświadczeń XX wieku. Typowy pisarz naszego stulecia niechętnie wybiera postawę moralisty, wiedząc ile kryje się w niej pułapek i nadużyć, nie chce być posądzony o pouczanie innych i zdecydowanie przedkłada problematykę epistemologiczną czy ontologiczną nad etyczną. Herling - Grudziński wybiera tę ostatnią, ale nie przeciwstawia jej ani refleksji poznawczej, ani ontologicznej. Zło, jego "banalność" - jak je określiła Hannah Arendt - to dla Herlinga - Grudzińskiego właśnie podstawowe zagadnienie poznawcze i ontologiczne XX wieku.

Drugie wielkie zagadnienie w twórczości Herlinga - Grudzińskiego to refleksja nad istotą chrześcijaństwa, którą jest, zdaniem pisarza, cierpienie Chrystusa. Herling-Grudziński widzi w nim esencję ludzkiego doświadczenia zarówno w wymiarze indywidualnym jak i zbiorowym. Tę uniwersalną interpretację odnaleźć można zarówno w opowiadaniach jak i w Dzienniku pisanym nocą.

A wreszcie trzeci temat pisarstwa Herlinga - Grudzińskiego, który najłatwiej odnaleźć w jego esejach i Dzienniku pisanym nocą, to krytyka uwodzicielskiego czaru ideologii komunistycznej w obu częściach Europy. Pisarz mówi o niej - słowami emigracyjnego pisarza Jerzego Stempowskiego - że była jak pies, który został "spuszczony z łańcucha." Komentarze Herlinga - Grudzińskiego, pisane przez przeszło pół wieku na temat prokomunistycznych postaw tzw. elit na Wschodzie i na Zachodzie należą w piśmiennictwie polskim bez wątpienia do najgłębszych refleksji na temat komunizmu. Tym bardziej są więc bezcenne, że niewielu jest autorów, którzy zapuszczają się na te wody.

Intelektualna odwaga i analityczna wnikliwość pisarstwa Herlinga - Grudzińskiego widoczna jest w każdym rodzaju jego pisarstwa. Ale być może najwyraźniejsza jest w dziedzinie, która wymaga szczególnych predyspozycji, wiedzy i umiejętności. Myślę o tej części twórczości Herlinga - Grudzińskiego, na którą składają się recenzje, eseje i omówienia poświęcone literaturze polskiej. Od połowy lat trzydziestych Gustaw Herling - Grudziński towarzyszy bowiem literaturze polskiej jako wnikliwy krytyk. Jego opinie, oceny i polemiki dopiero dzisiaj docierają do czytelników w Polsce dzięki kolejnym tomom "Pism" redagowanych przez Zdzisława Kudelskiego. Są w nich teksty z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, a więc z okresu, z którego w krytyce krajowej niewiele wypowiedzi przeszło próbę czasu. Szkice Herlinga czytane dzisiaj zdumiewają szerokością horyzontów intelektualnych, trafnością diagnoz i umiejętnością sformułowania problemów, które krytyka literacka dopiero dzisiaj odkrywa - a niektóre ma dopiero przed sobą. Polemiki Herlinga z takimi pisarzami, jak Tadeusz Borowski, Witold Gombrowicz, Maria Dąbrowska, Tadeusz Konwicki a z pisarzy niepolskich Joseph Conrad, Graham Green, Alberto Moravia i wielu innych należą do najświetniejszych kart polskiej krytyki i eseistyki literackiej. Podobnie jest ze szkicami Herlinga - Grudzińskiego na temat literatury rosyjskiej, które złożyły się na tom pt. Upiory rewolucji (wydany najpierw w Paryżu w roku 1969, a następnie w rozszerzonej wersji w Lublinie w roku 1992). Podjął w nich Herling-Grudziński zagadnienia, które w polskiej rusycystyce i krytyce literackiej stanowiły przez dziesięciolecia tematy tabu.

O dzienniku idealnym, jaki sobie pisarz wyobrażał, powiadał tak: „Przesuwa się w nim raz szybciej, raz wolniej, raz na scenie, raz w tle, historia spuszczona z łańcucha. (...) A w lewym dolnym rogu, wzorem niektórych malowideł renesansowych, miniaturowy i ledwie naszkicowany autoportret obserwatora i kronikarza.”

Bolecki przywołuje ten znany cytat, co nie znaczy, że Herling uważał dziennik ledwie za narzędzie do bieżącego komentarza politycznego. To dziennik nietypowy, bo publikowany w kolejnych fragmentach niemal na bieżąco, ale nie brulion, tylko dzieło subiektywne i poddane kreacji w stopniu nie mniejszym niż opowiadania. Nie bez przyczyny Herling pisał: "Nie lubię w ogóle dzienników zbyt osobistych (...). Paradoksalnie, dziennik dobry, czy w każdym razie wart czytania, jest ten, w którym pisarz wysuwa tylko co pewien czas czułki ze skorupy. I natychmiast je chowa". Nie od rzeczy też Dziennik pisany nocą przyrównuje się czasem do Dziennika Witolda Gombrowicza.

TREŚĆ UTWORU:

[wybrane fragmenty]

17 października [1997]

Polski naukowiec Andrzej Kobos, specjalista w wielu dziedzinach nauk ścisłych, mieszka od lat w Edmonton, w Kanadzie. Nawiązał ze mną kontakt jakieś trzy chyba lata temu. Okazało się, że jest również zamiłowanym czytelnikiem literatury pięknej, niezmiernie przy tym uważnym i dokładnym. Jego pierwszy list byl nawiązaniem do mojego szkicu - opowiadania Głęboki cień. "Barnaby Conrad - pisał - zebrał w książce Famous Last Words ostatnie słowa, wymówione tuż przed śmiercią przez różnych wielkich ludzi." Po czym wynikało z listu Kobosa, że intuicyjnie odgadłem, co powiedział Giordano Bruno na stosie przed wyzionięciem ducha. Mile mnie to połechtało, odtąd nasz kontakt, listowny i telefoniczny, stał się coraz częstszy.

Doktor Kobos redagował doskonałe pismo dla kanadyjskiej Polonii Panorama Polska, oparte głównie na przedrukach warszawsko - londyńskich. Bolecki i ja należeliśmy do częstych gości w Panoramie. A ponieważ pismo było doskonałe, właściciel uznał je naturalnie za zbyt high - brow ("za mądre") i pożegnał się z redaktorem z dnia na dzień. Kobos nie dał za wygraną i przeszedł na tani stosunkowo miesięcznik Zwoje w sieci internetowej, oparty na podobnych zasadach. I tu zaimponował mi swoją skrupulatnością i dokładnością.

Nie widziałem jeszcze Plusa Minusa z moim nowym opowiadaniem Legenda o nawróconym pustelniku (poczta włoska jest najgorsza na świecie). W zeszłą niedzielę dwa telefony. Najpierw rano mój przyjaciel Basil Kerski z Berlina, z przyjemnymi słowami o opowiadaniu. Po południu Kobos, który dostał już z Warszawy Legendę w Internecie. Również przyjemne słowa, ale i "poważna poprawka." Doktor, jak przystało na wyznawcę ścisłości, zaopatrzył się przed przedrukiem w album Uccella. I cóż. Okazało się, że "Legenda o Sprofanowanej Hostii" składa się z sześciu, a nie siedmiu tablic. Za siódmą wziąłem drobny fragment poprzedniej tablicy, przedstawiającej sklep żydowskiego profanatora, do którego dobijają się zbrojni strażnicy. W kącie, obok zamkniętych drzwi, widać (co prawda, niezbyt wyraźnie) mały płomień z Hostią ociekającą krwią; strużka krwi wycieka przez ścianę obok drzwi, przyciągając zbrojnych strażników. Tego nie zauważonego szczegółu żałuje, nadałby cyklowi większą dramatyczność. Ale w sumie rzecz nie ma znaczenia dla mojego opowiadania, ma natomiast znaczenie jako triumf bystrego oka Kobosa.

* * *

Kobos ma komputerowych korespondentów. Polonistka z Lublina (Joanna) należy do zgorszonych (jeśli nie oburzonych) epilogiem Innego Świata. Kobos opisuje jej swoje "doświadczenia z niedawnych lat, trochę takie jakby z innego świata":


W latach 1993-94 był tu (czyli w Edmonton) na uniwersytecie, na meteorologii, gdzie pracowałem, pewien stary profesor Rosjanin. Bez nogi, inwalida wojenny, dawny kapitan Armii Czerwonej. Przyznałem się, że rozumiem i trochę mówię po rosyjsku, wiec szef poprosił mnie o współpracę z nim. Siedziałem z nim półtora roku w jednym pokoju. Trudny to był dla mnie okres. Potem on wrócił do Petersburga, gdzie umarł na raka w lutym tego roku (list Kobosa do mnie z sierpnia br.). Często próbował mi opowiadać swoje losy wojenne. I kiedyś opowiedział mi, że jeszcze w armii, jak Sowieci wkroczyli z powrotem na Białoruś, wezwano go na jednego z trzech sędziów sądu wojennego. Sądzono trzech mężczyzn i jedną kobietę za rzekomą kolaborację z Niemcami. On był absolutnie przekonany o ich niewinności, ta kobieta ponoć została jako pielęgniarka z rannymi żołnierzami sowieckimi w 41 roku. W każdym razie bez wahania mój Rosjanin podpisał na nich wyrok śmierci. Powieszono całą czwórkę bezzwłocznie. Nie miał wyrzutów sumienia. Powiedział mi:


"Czto diełat, takije były wremia, użasnyje. Gdybym odmówił, rozstrzelaliby mnie, a na moje miejsce znaleźli innych, gotowych podpisać wyrok."

Wolno bez zmrużenia oka na sztych wystawić życie innych ludzi; nigdy własne. Taki był morał (z) epilogu Innego Świata, dobrze wyłożony przez Szarugę w Znaku.

Refleksje o śnie, 2 listopada 1985

W Uwagach mieszanych Wittgensteina jest i taka: "jeśli freudowska teoria interpretacji snów działa w czymkolwiek, to w pokazywaniu na ile SKOMPLIKOWANY jest sposób w jaki duch ludzki wytwarza sobie wyobrażenia faktów. Sposób tak skomplikowany i pozbawiony wszelkich reguł, że LEDWO LEDWO można go nazwać jeszcze wyobrażeniem" (oba podkreślenia Wittgensteina).

Uwaga dosyć mglista, ale kto wie czy nie celowo mglista. Freud uprzytomnił nam tylko zawiłość i niejasność procesów sennych, możemy więc tylko pokwitować zawile i niejasno jego odkrycie. Wobec tajemnicy snów nie potrafimy wyjść poza bezradne krążenie wokół nieuchwytnego w zasadzie zjawiska.

O większości snów da się powiedzieć, że zacierają po sobie ślady w chwili przebudzenia. Budzisz się, widzisz na okamgnienie treść snu, chcesz ją utrwalić. Na próżno. Czyjaś ręka (czyja?) rozmazuje ją błyskawicznie jak nieobeschły rysunek na szkle. Pozostaje brudna szyba, na ogół z ocalałym w pośpiechu, przez niedopatrzenie, fragmentem rysunku; ułamkowym lecz wystarczająco żywym, by zaświadczyć o niemożliwej już do odtworzenia całości. Dalekie echo bólu lub radości, dowód że coś (co?) odbyło się na "tamtym brzegu." A zatem istnieje "tamten" brzeg! Tak postępuje ktoś (kto?) komu zależy abyś nie zapamiętał; i abyś równocześnie nie zwątpił o realności natychmiast odrealnionego. Nic więcej. Ledwo ledwo można podobny sen nazwać obrazem; a jednak nie można także nie widzieć w nim szczątków jakiegoś przecież (jakiego?) obrazu.

O wiele rzadziej zdarza się, że Władca Snów (kimkolwiek jest) nie musi ich zamazywać, bo przemawiają językiem symbolicznym lub alegorycznym. Docierają z tamtego brzegu, nietknięte; i zaszyfrowane. Nie pozwalają się rozszyfrować, jak sny ulotne nie pozwalały się uchwycić. Ich symboliczna lub alegoryczna natura polega na tym, że są swoim własnym wytłumaczeniem dopóki spoczywa na nich pieczęć szyfru. Gdy próbuje się pieczęć szyfru złamać, gdy usiłuje się na język otwarty przełożyć język symbolu lub alegorii, żywy sens więdnie niczym podcięty kwiat. Wolno go jedynie opowiedzieć w miarę dokładnie, mając za jedynego słuchacza samego siebie.

Neapol, 30 stycznia 1997

Niedyskrecje z Watykanu, celowo pewnie podrzucane dziennikarzom, zawierają informację sensacyjną. Po "rehabilitacji" Galileusza, w trakcie przewodu "rehabilitacyjnego" Giordana Bruna, u progu prawdopodobnej beatyfikacji Savonaroli (nie zważając w tym ostatnim wypadku, że spalony na stosie dominikanin Fra Girolamo nazywał Kościół za pontyfikatu Aleksandra VI Borgii "gorzej niż bestią, nierządnicą, która świat chce zamienić na uniwersalny lupanar," a prałatom wytykał "życie wśród konkubin"), Kościół ma się publicznie uderzyć w piersi za zbrodnię Inkwizycji. Zbrodnię, a nie grzech, zbrodnię dokonywaną na ludzkich duszach. Kto choć pobieżnie zapoznał się z jakimkolwiek procesem inkwizycyjnym (między innymi Galileusza i Giordana Bruna), kto jak ja rozmyślał o hańbie tortur zadawanych przez Inkwizytorów, nie może nie użyć słowa "zbrodnia." Kościół więc, przygotowując się do mea culpa za okres Inkwizycji, zamierza postawić krok siedmiomilowy. Inicjatorem tego kroku jest (jak słyszę i wierzę w to) Jan Paweł II, który wysunął także postulat obu wspomnianych "rehabilitacji," przy sprzeciwie albo nawet nie ukrywanej wrogości kardynała Ratzingera i jemu podobnych. Chwała mu za to. Nie można powstrzymać uczucia dumy, że kościelne potępienie Inkwizycji będzie historycznym dziełem polskiego papieża.

[...]

Biedny Bucharin! Jak sycylijski braciszek Diego La Mattina z pięknej książki Leonardo Sciascii Śmierć Inkwizytora obiecywał prokuratorowi Wyszyńskiemu: "Poddam się partii, jeżeli mi życie cielesne darujecie." Na co prokurator: "Wyrok jest nienaruszalny." Na co Bucharin: "Czemuż tedy łudzono mnie w śledztwie ocaleniem?" Na co Wyszyński: "Mówiono o twojej duszy dziecka partii, nie zaś o twoim ciele odszczepieńca." Na co Bucharin: "A więc partia jest niesprawiedliwa." Ten dialog, z podstawieniem słowa "partia" na miejsce słowa "Kościół", jest powtórzeniem rozmowy między palermitańskim zakonnikiem i księdzem prowadzącym go na stos.

Neapol, 3 lutego 1984

[...]

W roku 1568 torturowano długo Elvirę del Campo przed trybunałem Świętej Inkwizycji w Toledo. Pochodziła od strony matki z rodziny marranos [konwertytów żydowskich], jej ojciec i mąż byli "czystymi" chrześcijanami. Aresztowano ją i postawiono w stan oskarżenia na podstawie donosów służby domowej i sąsiadów: była co prawda niewiastą zacną i pobożną, regularnie chodziła na mszę, spowiadała się i komunikowała, ale nie jadała świniny i w każdą sobotę kładła na stole świeży biały obrus. Uprawiała więc "praktyki żydowskie." Przyznała się do nich natychmiast, wyjaśniając, że jako małej dziewczynce tak przykazała jej postępować matka. Natomiast nie umiała odpowiedzieć na ponawiane ciągle pytanie przesłuchujących, jakim jeszcze "prawom Mojżeszowym" była w sekrecie posłuszna. Prawdopodobnie ich nie znała, bo wśród okrzyków bólu i w trakcie nasilanych tortur błagała prawie inkwizytorów, by jej podpowiedzieli, co ma odpowiedzieć. Chcieli jednak od niej usłyszeć samodzielne, pełne i szczegółowe zeznanie. Skończyło się, u kresu jej wytrzymałości, na ogólnikowej deklaracji kryptojudaizmu. Skazano ją na publiczne wyrzeczenie się herezji wraz z aktem skruchy, na trzy lata więzienia w żółtym sambenito z naszytymi krzyżami i na konfiskatę mienia.

- 6 -



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Inny świat 2 , Inny świat Gustaw Herling-Grudziński
Inny świat 2 , Inny świat Gustaw Herling-Grudziński
Omówienie lektur, Inny świat Gustawa Herlinga Grudzińskiego, Inny świat Gustawa Herlinga Grudzińs
Streszczenia lektur, Inny świat, Inny świat - Gustaw Herling-Grudziński
'Inny Świat' Gustawa Herlinga Grudzińskiego, "Inny Świat "Gustawa Herlinga Grudzińskiego
33 dekalog grudzinskiego i borowskiego, „Inny świat” Gustawa Herlinga - Grudzińskiego i
„Inny świat” Gustaw Herling-Grudziński - utwór o sile i słabości człowieka, Lektury Szkolne - opraco
CO Z

więcej podobnych podstron