1 74Kresy Miosz i Konwicki


Inspiracje kresowe w twórczości Czesława Miłosza

Miłosz swą twórczością wpisuje się w tradycję literatury kresowej. Dojrzewał literacko na gruncie Kresów północnych dawnej RP. Wyrasta z nich i czerpie liczne inspiracje. Refleksją ogarnia poeta ziemie Litwy i Wileńszczyzny, lata swego dzieciństwa i młodości (1911-1937) a wyniesione stamtąd przeżycia kształtować będą jego świadomość i wyobraźnię. Wraz z upływem czasu rzeczywistość kresowa z natarczywością zacznie manifestować się w poezji, eseistyce i powieściach. Miłosz czuje się pisarzem wschodniej Europy. Sam siebie nazywa: „przybyszem ze wschodu Europy", „mieszkańcem wschodniego rewiru Europy". Poeta nie tylko przyznaje się do wschodniego pochodzenia, ale czyni z tego faktu kluczowy problem wielu utworów. Odróżnia dwa światy: Europy Zachodniej (zmaterializowanej, komfortowej, znudzonej, uładzonej) i Europy Wschodniej (upolitycznionej, zniewolonej, głodnej, ale uduchowionej). Twórca z Europy Wschodniej góruje nad swymi zachodnimi kolegami prawdziwszą wiedzą o świecie, a żyjąc w kulturze zbrutalizowanej pozostaje bliżej życia autentycznego. Miłosz posługuje się szerokim pojęciem „Europy Wschodniej" (lub: Europy Środkowo-Wschodniej), a to głównie z myślą o czytelniku niepolskim. Ale obok tego pojęcia mnoży nazwy o węższym zakresie geograficznym, jak: „moja rodzinna prowincja", „moja rodzinna marchia europejska", „Litwa, moja prawdziwa duchowa ojczyzna". Pogranicze polsko - litewsko - białoruskie, tamtejsze uwarunkowania społeczno-polityczne, etnograficzne i religijne są dla niego, jak dla Mickiewicza, literackim źródłem twórczości. Stamtąd też pochodzi wrażliwość na słowo, na związki słów, na takie a nie inne tworzywo języka.

Twórczość Miłosza zmusza badacza do stosowania metody genetycznej, geograficznej, zakładającej że pisarz i jego dzieło wyrastają z rodzimego regionu. Oznacza to, że istnieje tajne zespolenie człowieka z rodzinnym środowiskiem, że na twórcy pozostawia niezatarte piętno najmniejsza jednostka etnologiczna - plemię, szczep.

Miłosz mocno przylega do Litwy historycznej i plemienia „polskich Litwinów", chociaż wychodzi w stronę wielkiej ojczyzny - Polski i Europy, otwarty jest również na cały współczesny świat. Jego litewsko-wileńska autobiografia to podstawowe tworzywo utworów pisanych wierszem i prozą. Odtwarza w nich i przetwarza zarazem swój życiorys (biologiczny i intelektualny) w kontekście wydarzeń pierwszej wojny światowej i rzeczywistości Polski międzywojennej. Przy tym osobiste przeżycia wzbogaca komentarzami i ekskursami z zakresu wielu dziedzin wiedzy.

Refleksje nad tym, co osobiste i historyczne prowadzą do medytacji historiozoficznych i metafizycznych. Poezja w rozumieniu Miłosza powinna być zapisem jednostkowego losu - „procentem od dotkniętej prawdy".

Źródła twórczości poety sięgają pokładów dziedzicznych, najgłębszych korzeni jego „ja", plemiennych archetypów. Próbuje dotrzeć do sfery prapamięci i wyrazić pierwotne odczucia złożone w jego podświadomości przez minione generacje.

Elementy autobiograficzne zagęszczają się w takich zbiorach wierszy, jak: Miasto bez imienia. Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada. Osobny zeszyt (1977-1979), w powieści Dolina Issy oraz w tomach esejów odsłaniających wszystkie tęsknoty i błędy poety, głównie w Rodzinnej Europie i Ziemi Ulro. Młodego Miłosza formowały nie tylko determinanty wewnętrzne, lecz także różnego rodzaju uwarunkowania zewnętrzne: ludzie, książki, szkoła, przyroda, kresowe wydarzenia itp.

Nad rodzinną Niewiażą teren był pagórkowaty, dlatego pierwsze wrażenia wzrokowe wytworzyły w Miłoszu wstręt do równiny. Obfitość wód i lasów z przewagą, dębu, który odgrywał tak ważną rolę w mitologii pogańskiej Litwy, jest również znaczący w mitologii prywatnej poety. Zapamiętane z dzieciństwa pejzaże przyczyniły się do przeprowadzania w późniejszym życiu podziału miejsc na lepsze i gorsze: lepsze są te, gdzie jest dużo ptaków.

(...) bo nie zręczność ręki

Pisze poezję, ale wody, drzewa

I niebo, drogie nam, chociażby ciemne,

Które widzieli nasi rodzice i rodzice rodziców

I rodzice tych rodziców, od prawieka.

(Piosenka zamorska, Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada)

Rodzinne środowisko wpoiło różne prawdy i przesądy, np. kult chleba, ognia i węży. Miłosz przypomina specyfikę miejsc, w których przebywał, pierwsze zapamiętane wrażenia. A pochodzi z kraju, gdzie przyroda jest ludzka, z ziemi duchów, mitów i poezji.

Twórczość Miłosza wynika z dotkliwego poczucia wykorzenienia z Litwy, z utraty ojczyzny najbliższej. Poeta wielokrotnie dawał wyraz swemu kompleksowi, że był „skądinąd, kimś spoza". Kiedy zamieszkał w Wilnie, tęsknił za Litwą, w Polsce czuł się polskim Litwinem, na Zachodzie - wschodnim Europejczykiem. Od chwili opuszczenia Wilna stał się wędrowcem, cierpliwym pielgrzymem, „podróżnym świata". Wywody na tematy wykorzenienia, bezdomności i potrzeby ojczyzny najbliższej Miłosz podbudowuje refleksjami z pism Oskara W. Miłosza, S.Weil i S.Vincenza.

Miejscami centralnymi, wokół których nieustannie krąży pamięć poety, są Lauda i Wilno. Lauda to nazwa szlacheckiej okolicy, krainy dworków nad rzeką Niewiażą na Litwie, gdzie urodził się Miłosz, jego matka i jej matka. Tej okolicy poświęcił w całości Dolinę Issy, część III poematu Gdzie wschodzi słońce..., sporo miejsca w Osobnym zeszycie oraz epizody i refleksy w wielu innych utworach.

Człowiek w trudnym okresie życia wraca zwykle do wspomnień dzieciństwa mających moc terapeutyczną. Poetycki obraz kraju lat dziecinnych zaczyna Miłosz tworzyć już w 1931 roku w Wilnie (vide: Jeszcze wiersz o ojczyźnie. „Żagary" 1932), a następnie w Warszawie podczas okupacji. Opisy domu (np. furtki, ganku, jadalni, schodów) przynosi poema naiwne Świat (1943), a całej krainy laudańskiej - Toast (1949), od którego rozpoczyna się coraz intensywniejsze rozpamiętywanie litewsko-wileńskiej przeszłości, owego powiatu deskami zabitego:

Wdzięki tamtych okolic nie są mi znów obce.

Wodziło mnie na różne najdziksze manowce,

Na mszary, gdzie skórzane listki bahun wije,

Zdarzało mi się widzieć tańcujące żmije

W porze, kiedy się właśnie kończą toki głuszca

I różowawe kwiaty wilcze było puszcza.

(Toast. Światło dzienne)

Uroki Laudy przedstawił Miłosz dość wiernie w Dolinie Issy, chociaż to, co tam dzieje się w obrębie jednego powiatu, w istocie odbyło się w różnych miejscach. Opisuje topografię okolicy, florę i faunę, mieszkańców dworu i gminy; przedstawia sceny gospodarskie, myśliwskie i folklorystyczne, przytacza teksty piosenek, wierzenia i zabobony.

W poemacie Gdzie wschodzi słońce... Lauda przyrównana zostaje do symbolicznych przestrzeni Arkadii i Parnasu, krainy Saana (w mitologii muzułmańskiej miejsce szczęśliwości) i do wyspy Pathmos, gdzie św. Jan miał objawienie. Są w nim źródłowe wiadomości dotyczące Laudy i Wędziagoły, Opitołok i Świętobrości, dane o przodkach poety, o księdzu L. A. Jucewiczu (pierwszym litewskim etnografie) i o D.Paszkiewiczu ( Poszce - poecie żmudzkim, założycielu muzeum ojczystych pamiątek w ogromnym dębie Baublisie rosnącym w jego posiadłościach). Wiadomości czerpał Miłosz z encyklopedii wydanej w Ameryce po litewsku. W poemacie odżywa pogańska Litwa, jej bogi, ludy i czasy dzieciństwa poety.

Pobyt na emigracji rodzi potrzebę osadzenia siebie w konkretnym miejscu. Z perspektywy czasu przeszłość dziwnie odmienia się, maleją rzeki, miasta i ogromne jezioro, przyplątują się piosenki Anusi o zielonej rutce, obrazek z pociągiem pancernym z 1916 roku, namioty Czerwonego Krzyża nad jeziorem w miejscowości Wyszki, śpiew żeńców itp. Wszystko to poeta widzi jasno i w zachwyceniu, tak na jawie jak i we śnie - kraj dzieciństwa nie odpuszcza.

Drugim centralnym po Landzie punktem pamięci Miłosza staje się Wilno. Opiewa je w prozie niepowieściowej i w poezji. W Zniewolonym umyśle (1953) przypomniał dzieje miasta z ostatniego półwiecza, jego topografię, legendę o założeniu, architekturę, losy mieszkańców, jarmarki i gmach uniwersytecki. W Rodzinnej Europie (1959) w rozdziale Miasto młodości zaprezentował: wyznania religijne w Wilnie, grupy narodowościowe, politykę sanacji, ruch kulturalny i literacki oraz swoje gimnazjum im. króla Zygmunta Augusta.

Niezapomniane ulice miasta opisał w kontekście licznych szczegółów architektonicznych i folklorystycznych, autobiograficznych i topograficznych, z zachłannym przypominaniem sytuacji, scenek, wyglądu ludzi, budynków itp. W przemówieniu wygłoszonym w Sztokholmie Miłosz powiedział: „Jest błogosławieństwem, jeżeli ktoś otrzymał od losu takie miasto studiów szkolnych i uniwersyteckich, jakim było Wilno, miasto dziwaczne, barokowej i włoskiej architektury przeniesionej w północne lasy i historii utrwalonej w każdym kamieniu, miasto czterdziestu katolickich kościołów, ale i licznych synagog; w owych czasach Żydzi nazywali je Jerozolimą północy". Poeta przedstawia Wilno jako miasto północno-wschodnie: żyją w nim katolicy i innowiercy (żydzi, prawosławni, karaimi, mahometanie, ewangelicy), to leśna stolica, perła północy, miasto jezuickie ze stale wiszącym nad nim dźwiękiem dzwonów. Panują tu obyczaje nigdzie indziej już nieznane. Wilno obrosło w patos historii jako ostoja nauki i sztuki, to miasto pomników architektury osadzonych na ciągle jeszcze widocznych reliktach kultur pogańskich.

Miłosz wysławia miasto w poematach: Toast, Miasto bez imienia. Gdzie wschodzi słońce..., Nigdy od ciebie, miasto, nie mogłem odjechać. Zawsze myślami pozostawał w nim, z książkami w płóciennej torbie, gapiący się na brązowe pagórki za wieżami Świętego Jakuba albo na deptak na Świętojerskiej.

Czemu już tylko mnie powierza się to miasto bezbronne

i czyste jak naszyjnik weselny zapomnianego plemienia? (...)

Stoi przede mną, gotowe, nie brak ani jednego dymu

z komina, ani jednego echa, kiedy przestępuję dzielące nas rzeki.

(Miasto bez imienia, MBI- Pil 123)

Poeta wywołuje z pamięci uniwersytecki Klub Włóczęgów, pochody i loże masońskie, Klub AZS nad Wilią; wspomina tratwy spławianego drewna, wieżę malowaną w znaki zodiaku (to wieża Poczobutta). Pełno w tych wspomnieniach autentycznych miejsc, zatrzymanych chwil, konkretnych przedmiotów i ludzi. Są kawki nad wieżą bazyliańskiego kościoła i kiermasz nad rzeką (świstawki, kogutki, serca lukrowane, smorgońskie obwarzanki.

W Wilnie przeżył Miłosz wydarzenia lat 1920 -1921: zapamiętał „zapach kwiatów, ławek, nieszporów", saperów stacjonujących nad rzeką, zielenią przybrane baterie i oliwkowozielony pierwszy samochód pancerny; piosenkę nuconą przez ojca o broni przysłanej z Francji, napisy na murach domów o Piłsudskim i chłopaka w niebieskim mundurze (Józefa Czechowicza).

Aby uzasadnić potrzebę wspominania, Miłosz wypracował sobie filozofię pamięci, która ma zasięg indywidualny i zbiorowy, świadomy, ale i podświadomy; ona dziedziczy i odkrywa, a także mitologizuje, zbliżając się do magicznego realizmu.

Wartościowa poezja i proza powstają „(...) na tej niejasnej granicy, gdzie się już zapomina, a jeszcze się pamięta" (Prywatne obowiązki). Pamięć to trwanie, byt równie intensywny jak chwila bieżąca, to organizowanie świata i przezwyciężanie uciekającego czasu.

Pomaga rozumieć otaczającą nas „bezsensowną magmę". „Tam gdzie nie ma pamięci, nie tylko czas jest pustkowiem, także przestrzeń, drzewa i skały mówią do nas, ale my ich nie rozumiemy".

Twórczość Miłosza staje się więc sztuką kontemplacji czasu, przypominania i rozpamiętywania. A rozmyślając nad istotą i funkcją pamięci, poeta dociera w końcu do wiary w apokatastasis, czyli zmartwychwstania i łaski. Oto można powtórzyć jakąś historię w oczyszczonej formie, w której żaden szczegół i chwila nie przepadną, ale zostaną utrwalone; nie zaginie praca wyobraźni, rzeczywistość stworzona przez pisarzy.

Wielokształtny poemat Gdzie wschodzi słońce... z retrospektywnym obrazem Laudy może być owej apokatastasis odpowiednią egzemplifikacją. Są tu zarejestrowane epizody liryczne i rozmowy, udramatyzowane wypowiedzi i fragmenty pisane prozą, objaśniające teksty poetyckie; są przypisy i informacje niezbędne do zrozumienia poematu zgodnie z intencją poety, są liczne cytaty jawne i ukryte, dokumentarne i literackie, noty, wypisy i wyciągi ze starych dokumentów. Przy pomocy tych tak różnych środków wyrazu poeta pragnie odtworzyć, opowiedzieć i odbić jak w lustrze miniony czas i przestrzeń dawno pożegnaną. Jest to poemat zrodzony z okruchów pamięci, stąd jego fragmentaryczność, a wielość wątków odpowiada wielości wspomnień: lektur, ludzi niegdyś bliskich i znajomych, przyrody, Wilna, maleńkiego kraju dzieciństwa itp. Poeta usiłuje cały ten miniony świat ożywić w akcie poetyckiej wizji - apokatastasis.

Utwory Miłosza ujawniają zawiły splot konfliktów i urazów narodowościowych występujących na Kresach północnych. Zamieszkują tu ludy, których pretensji, wzajemnych żalów i nienawiści nie rozumieją czytelnicy na Zachodzie. Autor ukazuje tło i przyczyny przede wszystkim konfliktów polsko-litewskich i polsko-rosyjskich (sowieckich), ale także porusza sprawy Białorusinów, Bałtów i Żydów. Poświęca im oddzielne rozdziały w Zniewolonym umyśle, Rodzinnej Europie, Ogrodzie nauk. Przypomina w zarysie dzieje Litwy - epopeję mordu, gwałtu i bandytyzmu zakonu krzyżackiego na Prusakach, Lettonach i Litwinach, podboje Litwy na wschodzie, panowanie Jagiellonów oraz konflikt polsko-litewski w latach pierwszej wojny światowej (o tym dość szczegółowo). Miłosz nie ukrywa swego „znamiennego pociągu do Litwinów", podkreśla ich większą niż Polaków wytrwałość i gospodarność, przywiązanie do staroświeckich obyczajów, nacjonalistyczno-klasowy fanatyzm i „flamandzką miłość do materii". Zatrzymuje się przy kwestii „litewskich Polaków", którzy Litwę nazywali swą ojczyzną, a po zakończeniu pierwszej wojny światowej musieli zdecydować się na pozostanie na Litwie albo na wyjazd do Polski.

Wnikliwa obserwacja kresowej rzeczywistości, a także ów „(...) melanż krwi polskiej, litewskiej i niemieckiej" do której autor się przyznaje, spowodowały jego spór z polskością, starcie z Polakami. Pisze o tym nierzadko medytując „nad przeznaczeniem wyrodka". „O moim konflikcie z polską obyczajowością, dla mnie samego tajemniczym, bolesnym, dotychczas nierozplątanym, świadczą wszystkie moje książki. (...) A jednak nie potrafiłem ugiąć kolan przed boginią, której na imię polskość, choć doskonale rozumiałem, jak doszło do jej osobliwego nabożeństwa" „Mocą indywidualnych, geograficznych, historycznych zrządzeń cały mój demonizm ogniskuje się w oporze przeciwko polskiemu zacieśnieniu, w oporze, nie w ucieczce, a tym samym batalia może toczyć się w obrębie tylko jednej polskiej mowy. (...) Przyznaję się, na polskość jestem alergiczny" (Prywatne obowiązki)

Co poecie nie podoba się w „polskości typowej"? Przede wszystkim ideologia endecka, ów nacjonalistyczny upiór. Poeta żywi niemal obsesyjną nienawiść do wyznawców idei Narodu, a R. Dmowskiego uważa „(...) za jednego z największych szkodników, jacy pojawili się w Polsce". Endecji nie znosi do tego stopnia, iż niechętnie posługuje się pojęciem „narodu", rzekomo mglistym i niebezpiecznym (wolał pojęcia: plemię, szczep), jakby to naród był wyłączną własnością endecji.

Z owej alergii na wszystko, co ma „zapach narodowy", wynikają dalsze awersje lub sympatie Miłosza, np. jego złe stosunki z warszawskimi poetami z grupy „Sztuka i Naród" w czasie okupacji, natomiast pełne zrozumienie dla buntu S. Brzozowskiego („Człowieka wśród skorpionów”) przeciwko Polsce „narodowego kultu i katolickiego kościółka".

A jak Miłosz motywuje swoje spory z polskością? Za jedną z przyczyn uważa swe litewskie pochodzenie. Rodzina poety uprawiała kult odrębności. „Wielkie Księstwo Litewskie było lepsze, Polska była gorsza, Polacy z etnicznego centrum mieli opinię płytkich, niepoważnych, a przy tym oszustów". Inną przyczynę dostrzega we własnych dyspozycjach psychicznych, w pewnym nieprzystosowaniu i indywidualizmie: „(...) bo moja umysłowość była o wiele bardziej międzynarodowa czy kosmopolityczna" . Wskazuje też na różnorakie wpływy, jakim ulegał, poczynając od lat szkolnych, np.: lekturze pism literackich, lekturze utworów Oskara Miłosza krytykującego „polski mesjanizm nacjonalistyczny"; szkole, która wypierała się wielokulturowego dziedzictwa.

Podsumowanie:

Kresową proweniencję wykazują również inne elementy poetyki Miłosza - katastrofizm i język. W dwudziestoleciu katastrofizm miał liczne uwarunkowania zewnętrzne i wewnętrzne, otrzymał też różne formy.

Na katastrofizmie Miłosza (w Poemacie o czasie zastygłym i w Trzech zimach) odcisnęła ślady rzeczywistość Kresów północnych: kompleks spraw sowieckich, wzajemna wrogość mniejszości narodowych. Bezpośredni wpływ miała też pierwsza wojna światowa z jej okrucieństwami, z szeregiem wojen lokalnych na Kresach, z rozpadem starego porządku i wyłanianiem się nowych państw, z pożogą idącą od wschodu. Wojenne dramaty rozgrywały się na oczach dziecka-poety, o czym często wspomina. „Bo odkąd otworzyłem oczy, nie widziałem nic prócz łun i rzezi. Prócz krzywdy, poniżenia i śmiesznej hańby pyszałków (Biedny poeta)

W utworach Miłosza funkcjonują elementy języka kresowego. Polszczyzna poety była ciągle wypierana przez leksykę i fonetykę innych języków słyszanych od dzieciństwa, zwłaszcza rosyjskiego, litewskiego i białoruskiego. Pisarz zastanawia się nad swą znajomością języka rosyjskiego, nad jego walorami humorystyczno-erotycznymi („erotyczny pociąg Polaków do języka rosyjskiego jest jedną z tajemnic, których nie umiem zgłębić"). Posługiwał się nim w czasie pierwszej wojny, w wyniku czego umiejętność rosyjskiego pozostała mu na zawsze. Miłosz posługuje się słowami i zwrotami rosyjskimi. Co więcej, preferuje rosyjską myśl filozoficzno-religijną: „Ja myślę, że moja orientacja jest bardzo pokrewna orientacji filozofów rosyjskich. Bardzo mi przykro". W historycznoliterackich rozważaniach Miłosz docenia znaczenie Kresów dla naszej literatury: „Ten region wydał w poezji "szkołę ukraińską", nasycił swoim kolorytem twórczość Słowackiego, kształtował młodzieńczego Józefa Conrada". Podkreśla zwłaszcza zasługi Litwy, kraju „na wskroś mistycznego", ojczyzny polskich poetów. „Ze wszystkich chyba krain dawnej Polski - pisze - tam (w stronach litewsko-białoruskich) siedzi dziwne «Coś», które bliskie jest mistycyzmem przez osobliwe nastroje, przez twarz ziemi i nieba jako jedno ukazanych"..

Inspiracje Kresów północnych w twórczości Miłosza są wielorakie i wielowarstwowe: odcisnęły piętno na osobowości poety, na jego świadomości i podświadomości, pamięci i wyobraźni, na stanach uczuciowych i emocjach. W zasadniczej mierze uformowały ideologię i aksjologię poety, jego historiozofię i metafizykę. Utwory nasyciły problematyką kresową mnogością wątków i motywów regionalnych, epizodów i szczegółów folklorystycznych. Ukształtowały poetykę: bohaterów i narratorów, podmioty i sytuacje liryczne, czasoprzestrzeń i język. Twórczość Miłosza wyrosła z kresowego metaxu: ze starej kultury Litwy historycznej, z tradycji „małej ojczyzny" i z mentalności polskich Litwinów.

W wileńskim świecie Tadeusza Konwickiego.

Źródło twórczości Konwickiego bije także na Wileńszczyźnie, która go stale okrąża, osacza i wabi. Wileński świat Konwickiego zlokalizowany został właściwie w czasoprzestrzeni konkretnej i zaludniony postaciami „tutejszych", wśród których znajduje się sam autor z czasów dzieciństwa i młodości. Zbudowany został z elementów realistycznych, ale i fikcyjnych. Wykreował go Konwicki pod wpływem nostalgii, choć nie tylko. Również z potrzeby nobilitowania własnego środowiska, rodowodu i miejsca urodzenia, z chęci odnalezienia tożsamości. „Jestem przecież włóczęgą i sierotą - mówi w wywiadzie. (...) Nigdy nie miałem swojego miejsca. Stąd tak istotna jest dla mnie ta Wileńszczyzna, bo daje mi jakiś punkt oparcia. Hołubię ją zatem w sobie, myślę o niej, mistyfikuję ją czasem, ponieważ daje mi ona określone profity i wyostrza widzenie".

W twórczości Konwickiego Wileńszczyzna otrzymała ujęcia wielostronne, nakładające się na siebie w kolejnych utworach: od zapisów faktograficznych, poprzez fabularyzacje oniryczne, do narracji eseistycznych i zmitologizowanych. Autor opisał jej dzieje i mieszkańców, topografię i florę - cały wileński mikrokosmos.

Opisuje uparcie Nową Wilejkę: peron, ulicę Kolejową i dom dziadków, „(...)dla którego już nie starcza metafor, bo przyrównywałem go po wielekroć do starego okrętu, do wielkiej dzikiej skały i do przedpotopowego dinozaura" (Kalendarz i klepsydra). Wszystkie krajobrazy w twórczości autora Rojstów upodobniają się do wileńskich.

Fabuły toczą się przeważnie w miasteczkach, zaściankach i puszczach podwileńskich. Centralne miejsce w tej przestrzeni przybiera w wyobraźni autora i jego bohaterów kształt Doliny. W istocie była to nie tyle dolina, ile autentyczny „(...) ogromny, rozległy wąwóz lub parów". Dziesięć kilometrów cudu przyrodniczego, gdzie „(...) przyszedł na świat w stosownej porze Tadźka Konwicki, ludowy prorok, proletariacki wieszcz, litewski mag i magiczny Polak" (Nowy świat i okolice). Ta dolina jest szczególna: „to najpiękniejszy wąwóz świata", „najcudowniejsze gniazdo wymoszczone aksamitną zielenią", „z nieoddychanym, najlepszym powietrzem"; są w niej miejsca tajemnicze i niezwykłe (zamki, papiernia, młyn francuski).

W Dolinie upływało dzieciństwo Konwickiego, który odjeżdżając na wozie do szpitala w mieście, odwrócił głowę w jej kierunku. W Senniku współczesnym dolina sołecka przypomina tamtą zapamiętaną w najdrobniejszych szczegółach. W Zwierzoczłekoupiorze młodociany bohater w wyobraźni robi częste wypady do Doliny - dziwnej i bardzo zielonej, z rzeką i łąkami, z lasem dębowym i wysoką wieżą kościelną, z linią kolejową wyglądającą jak cztery struny mandolinowe, ze starym dworem i ogromnymi stadami ptaków kołujących w górze - „i patrzy na nią łapczywie, z całej siły". U wylotu Doliny jest „białe kamienne miasto" na siedmiu wzgórzach, z licznymi wieżami kościołów, cerkwi i kopułami synagog. „Mój ojciec często opowiada o tym swoim dzieciństwie - mówi bohater - i jego miasto było prawie zupełnie takie samo" (Z)

Dolinę wspomina bohater z Nic albo nic jej środkiem również płynęła rzeczka i biegły tory kolejowe, były łąki z wiecznie tlącymi się torfowiskami, kościół, a za nim cmentarz, znajomy dom z psami: Lordem, Panfilem i kotem Wąską, a przy jej końcu cieniutko dzwonił młyn. W Kronice wypadków miłosnych bohater powraca do Doliny, aby przeżyć w niej jeszcze raz swą pierwszą miłość - wraca tam, gdzie było mu dobrze.

Do tej Doliny i do tego miasta pisarz mieszkający w Warszawie wciąż powraca, że czasami już nie wie, gdzie on właściwie jest, dlatego zapytuje sam siebie: „Zaraz, dokąd ja wracam? Czy do Kolonii Wileńskiej, czy do domu, w którym umrę, czy może do tej doliny, co wymyśliłem jako suwerenny i niepodległy azyl codzienności?" (Wniebowstąpienie).

Przestrzeń literacka w utworach Konwickiego pozwala się podzielić na dwa zasadnicze obszary ściśle ze sobą splecione: Wileńszczyzny i Polski Ludowej. W Rojstach, w Dziurze w niebie, w Kronice wypadków miłosnych, w Bohiniu cały świat przedstawiony zlokalizowany został na Wileńszczyźnie. W powieściach Z oblężonego miasta i Nic albo nic akcja zaczyna się na Wileńszczyźnie i przemieszcza się w granice Polski powojennej. Najwięcej jednak jest takich utworów, w których akcja (narracja) toczy się i tu i tam, głównie w Warszawie, ale coraz to translokuje się na Wileńszczyznę - w retrospekcjach i w reminiscencjach. Tak dzieje się: w Senniku współczesnym, Zwierzoczłekoupiorze, w Rzece podziemnej, w Kompleksie polskim, w Kalendarzu i klepsydrze, we Wschodach i zachodach księżyca, w Nowym Świecie i okolicach. Pojęcie świata wileńskiego pisarz poszerzył z czasem pojemniejszymi kategoriami: narodu, polskości i patriotyzmu, wypełnił refleksjami na temat ich istoty, kondycji i zagrożeń współczesności.

W świecie Konwickiego żyją postacie z Kresów północnych, z pokrętnymi życiorysami i mentalnością dobrze mu znaną. Pisarza intryguje Polak ukształtowany na rozdrożach pogranicza, na skrzyżowaniu wielkich traktów. Jest to Polak „skundlony", będący wynikiem zderzenia się różnych społeczności, armii, uciekinierów. Wytworzyła się tam jakaś bardzo ciekawa rasa ludzi, jakaś nadzwyczajna krzyżówka, bez niedomówień puentuje: „Sam jestem produktem jakiegoś takiego misz-maszu wschodniej Polski, sam nie wiem, ile we mnie jest krwi litewskiej, białoruskiej czy polskiej". „Tutejsi" modlą się do Boga rzymskokatolickiego, prawosławnego lub Jehowy, lękają się Dewajtisa i Peruna. Są to potomkowie Żydów, Tatarów i Karaimów. Ludzie ci, należący do różnych nacji i wyznań religijnych, nie zawsze darzyli się ewangeliczną miłością. Autor w przystępie szczerości wyznał: „Zawsze i wszędzie zatajałem wstydliwie owe konflikty, animozje, nienawiści, w których uczestniczyłem i których najdotkliwiej się wstydziłem" (Kompleks polski) Nie używał nigdy złego słowa (metafory czy paraboli) przeciw człowiekowi obcoplemiennemu. Na odpuście w Wilnie bohater Zwierzoczłekoupiora obserwuje ,,(...)pejsatych Żydów, prawosławnych popów w rudych ryzach, jakichś mężczyzn z cieniutkimi wąsami, których głowy przykryte były krymkami (...), jakiegoś Turka w czerwonym fezie".

W Senniku współczesnym występuje para sympatycznych staruszków, brat z siostrą, Ildefons i Malwina Korsakowie z Ejszyszek. Ona powtarza ciągle „u nas, panie, na wschodzie", a on ledwie wypije kieliszeczek „już na niego jakaś mistyka przychodzi"; w czasie pierwszej wojny służył u cara i u Germańców, w konnicy Budionnego i u Polaków.

Pan Skrzyniewicz z Rojstów to ziemianin, dzieci chowa w gorącej czci dla umęczonej ojczyzny, a wieczorami czytuje przepowiednie i krzepi się proroctwami. Jest zwolennikiem wymigiwania się od tzw. repatriacji.

Wanda Sulistrowska z Kompleksu polskiego to smagła, ciemnowłosa dziewczyna kresowa, jakich „nigdzie indziej na świecie spotkać nie można", w jej żyłach pulsuje krew Lechitów i Litwinów, Karaimów i Tatarów.

Twórczość Konwickiego osadzona jest w życiowych doświadczeniach autora wyniesionych z wileńskiego mikroświata (z lat 1926-1945). O życiu tam spędzonym rozprawia ustawicznie w pierwszej osobie: „pochodzę z prowincjonalnego świata, mając trzy - cztery lata wędrowałem po ogromnym świecie zaścianków i miasteczek Wileńszczyzny, mieszkałem w Kolonii Wileńskiej (w połowie drogi między Wilnem a Nową Wilejką), chodziłem do znakomitego gimnazjum wileńskiego im. króla Zygmunta Augusta; moja słabowitość roztopiła się gdzieś na podwileńskich łąkach”, itd. W dziennikach-raptularzach (Kalendarzu i klepsydrze, Nowym Świecie i okolicach) nazywa siebie wileńskim warchlakiem, chytrusem, partyzantem i znachorem woniejącym Puszczą Rudnicką, starym guślarzem i czarownikiem, prorokiem z Kolonii Wileńskiej

„Ja się opieram z całych sił - pisze - bo chcę zostać taki, jaki się urodziłem w Nowej Wilejce. Chcę zostać Europejczykiem, albo prawie Europejczykiem, jegomościem, który uczył się łaciny i greki (...), który jak narkoman przyzwyczaił się do prawdy i jak somnambulik przez wertepy brnie do wolności, której nie ma, ale która powinna być" (Kalendarz i klepsydra)

Pisarz rozwijał się w osobliwej enklawie. Dawne polskie pogranicze północno-wschodnie, wielonarodowe i wielojęzyczne, stanowi podstawową kategorię - klucz do zrozumienia pisarstwa Konwickiego. Tam zderzały się i mieszały w ciągu wieków wpływy Zachodu i Wschodu. W związku z tym autocharakterystyka autorska brzmi tak:

„(...) ja kundel, mieszaniec jak miliony moich braci kundlów" (KiK); Z tego rodzą się dokuczliwe pytania o własną genealogię i tożsamość. Pisarz zauważa w swej naturze pewne właściwości człowieka wschodniego - chytrość i przewrotność, upodobanie „do magiczności i zjawisk cudownych", pociąg do duszy rosyjskiej (a zarazem antyrosyjski uraz). Jako człowiek pogranicza, bywa jakiś pokrętny, kameleonowaty i pełen przeciwieństw: emocjonalny intelektualista, sentymentalny ironista i katolik nieprawowierny.

Z owego pogranicza i„kundlizmu" biorą się poglądy pisarza i rozmaite fikcje, np. narodziny swego ojca wyprowadza z grzesznego romansu panny Heleny Konwickiej z Żydem Eljaszem Szyrą (w Bohiniu). Głosi pochwałę Białorusi jakby za szlachetnej na nasze czasy; to jej zawdzięcza łagodną tęsknotę i przejmujący niepokój (pod koniec wojny uratowano Konwickiemu życie w białoruskim domu). Autor zachwyca się Ukrainą (chociaż wie, że w historii różnie bywało): jej poezją, dojmującą nostalgią, stepami i uroczyskami; szuka jej w polskich księgach, w pieśniach i nazwiskach, w geografii i zwyczajach. Pisarz zafascynowany jest Litwą z czasów swej młodości.

Autobiografizm Konwickiego - należy to podkreślić - bywa często przeinaczany i kamuflowany. Właściwie trzeba by tu mówić o quasi-autobiografizmie i o autokreacji. Mamy do czynienia nie tyle z opisem własnego życia, ile świadomą kreacją literacką. Autor wprowadza własną osobę do utworów w postaciach narratorów lub bohaterów, opowiada w pierwszej osobie, wymienia własne imię i nazwisko. Traktuje siebie jako przedmiot analizy, „niepoznawalny w pełni mikrokosmos" z powtarzającymi się miejscami, przeżyciami i zdarzeniami. Jest to nie tyle autobiografia, ile jej projekcja, pomyślana tylko lub zmistyfikowana (chętnie używa trybu przypuszczającego lub warunkowego). Kolejne wizerunki Konwickiego manifestują się w postaciach konstruowanych z autobiografii faktycznej, możliwej i wyobrażonej, jakby pisarz ciągle rozmnażał siebie i autointerpretował. Powstają więc liczne powieściowe quasi-autoportrety, bohaterowie stają się coraz to innymi wcieleniami pisarza-wilnianina, nosicielami jego przeżyć, przemyśleń i obsesji.

Autor rozpisuje własną biografię: na młodość Wicia-Witka z Kroniki wypadków miłosnych, na partyzanckie dzieje w wileńskiej Armii Krajowej Staszka - „Żubra" z Rojstów, Pawła - „Starego" z Sennika współczesnego, na powojenną absurdalną egzystencję Misia z Wniebowstąpienia, na Darka z Nic albo nic i Siódmego z Rzeki podziemnej. W ten sposób osobiste i prywatne staje się reprezentatywne dla doświadczeń całego pokolenia.

Bohaterowie sprzed 1939 roku (odpowiadający biografii autora do wybuchu wojny, z tzw. „pierwszego życia") przeżywają dzieciństwo i młodość na Wileńszczyźnie. Jest to okres bardzo ważny w rozwoju ich wrażliwości, uczuć, światopoglądu itp.

Trzynastoletni półsierota Polek Krywko ma dzieciństwo wprawdzie materialnie ubogie, ale za to aktywne, pełne uniesień i żarliwości. Wicio-Witek, maturzysta, syn biednej wdowy przeżywa wiosną 1939 roku wielką miłość do córki pułkownika (zauważmy: bohaterowie Konwickiego są nader kochliwi, gotowi do miłosnych gier i płciowych rozkoszy właściwie w każdej sytuacji). Z kolei Bolesław Porejko podrasta w małej osadzie podwileńskiej, w rodzinie bardzo religijnej i patriotycznej.

Bohaterowie po 1939 roku (reprezentujący biografię pisarza z czasów wojny i okresu powojennego, z tzw. „drugiego życia") to przede wszystkim partyzanci i eks-partyzanci akowcy walczący z Niemcami, a w latach 1944- 1945 z „ruskimi" (w wojnie akowsko-enkawudowskiej). Są to postacie z tragicznej generacji Kolumbów wileńskich. Nazywano ich rozmaicie: „(...) zarażonymi śmiercią, otrutymi wojną, pryszczatymi, inteligenciakami, marginesem społecznym, reakcjonistami, mięczakami, kompleksiarzami, zrozpaczonymi pesymistami, neurotykami, zboczeńcami, bezsilnymi opozycjonistami, odchodzącą klasą, niewierzącymi fideistami" (KIK) Ich kompleksy w powojennym życiu wynikały głównie z przegranej walki, z poczucia winy (zabijali, zdradzali), z wyobcowania („obcego wśród swoich") i z utraty najbliższej ojczyzny. Bohater Małej apokalipsy mieszkający w Warszawie mówi: „Los mnie przegnał tylko kilkaset kilometrów, ale oddalił od niespełnionej egzystencji o całą wieczność reinkarnacji".

Bohaterowie Konwickiego pochodzą, jak autor, z wileńskiego „kąta burz" głęboko przeoranego konfliktami i walkami w czasie ostatniej wojny. Bohaterowie ci duchowo okaleczeni przez bieg wydarzeń wojennych, oszukani przez historię żyją z ogromem wątpliwości, wyrzutów sumienia i samoudręki, wynikającej z wciąż obecnej pamięci. W bezsilnym buncie poszukują sensu życia w granicach Polski Ludowej, np. bohater Rzeki podziemnej, której akcja rozgrywa się 1981 roku w Warszawie, idzie do znachora-uzdrowiciela, ponieważ zadręcza go od wielu lat świadomość, odczuwa: „ból głowy / ból serca / ból pamięci / ból w przeszłość / i ból w przyszłość".

Koniec wojny nie rozwiązał problemów bohaterów. Nie mogą przystosować się do nowej sytuacji i znaleźć miejsca w codzienności. Narasta w nich poczucie skrzywdzenia, jałowość i pustka; są chorzy (neurotycy, epileptycy), zdezintegrowani i zdegradowani, idą nie wiadomo dokąd „wychyleni ku śmierci". Otacza ich gąszcz podejrzeń i domniemań, jeden przed drugim nakłada maskę i próbuje być kimś innym niż jest. Bywają też małymi pijaczkami, cwaniakami staczającymi się na margines społeczny. Egzystują w koszmarnym świecie między przeszłością a teraźniejszością, np. Paweł z Sennika współczesnego żyje jakby w dusznym śnie, „śnie skrwawionym pamięcią", pełnym majaków i widziadeł przeszłości.

Miś z Wniebowstąpienia przezywa udręki niepamiętania: męczy się, ponieważ zatraciwszy pamięć, zatracił tożsamość, nie wie, kim jest.

Z kolei Darek z Nic albo nic przemierza współczesną Polskę i ogląda ludzką agonię Jego młodzieńcze ideały zniszczyła wojna, a życie po wojnie stało się beznadziejne (opis takiego jednego dnia życia znajduje i czyta w klozecie pociągu).

Bohaterowie Konwickiego wykazują też aktywny stosunek do życia, zwłaszcza w trylogii politycznej (napisanej po roku 1977) interweniującej we współczesność: Kompleksie polskim, Małej apokalipsie i Rzece podziemnej; prowokują dyskusje światopoglądowe, polemizują, otwierają oczy na to wszystko, co się dokoła dzieje. Narracje analizowanych utworów wypełniono filozofią codziennego bytowania i wileńskim folklorem, synkretycznym. Na zabobonnej Wileńszczyźnie lekarze nie cieszyli się wielkim szacunkiem, dlatego Konwickiego w dzieciństwie leczyły ciotki i wujkowie. W podwileńskich puszczach żył bajstruk: zwierzę wielkości kozy z trzema nogami (a czwartą schowaną), z pyska podobny był do misia lub sowy. Uroczyście obchodzono święta kościelne, organizowano odpusty, np. w Wilnie koło kościoła barokowego stała niezliczona ilość straganów z baliami, cebrzykami i drewnianymi łyżkami, stosami mioteł, warkoczami czosnku i kołowrotkami do przędzenia lnu. Były tam góry surowego płótna, zioła na wszelkie choroby itp. Na Wileńszczyźnie istniał kult pracy fizycznej, który wywodził się „(...) z dawnej polskiej prowincji kresowej, gdzie chleb podnoszono z ziemi, całując go na przeproszenie, gdzie młócka zboża odbywać się mogła tylko w rytualnych godzinach przed świtaniem, gdzie siewca odbierał cześć należną apostołom" (KIK)

Autor - narrator - bohater żyjący aktualnie w Polsce Ludowej bez przerwy opowiada i zapisuje to wszystko, co widział i co przeżył kiedyś „tam". Tworzy niekończący się ciąg wspomnieniowy z powtarzającymi się kwestiami, faktami i drobiazgami. Konwicki jest gawędziarzem, a co istotne, łączy tę skłonność z wpływami Kresów: „Bo ja jestem ostatnim szlacheckim gawędziarzem. Bo ja rosłem w atmosferze tych gawęd, facecji i szlacheckich anegdot”.

Autor - narrator opowiada, wspomina dziewczynę karaimską z Górnej Kolonii, „energiczne sikoreczki", sanie-rozwaliki (białoruski wehikuł zimowy), Górę Zamkową i inne. Autor przyznaje samokrytycznie, że może nudzić opisem nieznanych nikomu w gruncie rzeczy. Tylko że takie niby-samokrytyczne uwagi, często w analizowanych tekstach, wcale nie przeszkadzają pisarzowi kontynuować owego gawędziarsko-wspomnieniowego ciągu o wileńskim świecie.

Konwicki często przyrównuje opisywane zjawiska, zdarzenia i przedmioty do tego, co było na Wileńszczyźnie.

Wileńszczyzna odbija się także w planie języka. To język niedbały i byle jaki. Jest w tej ocenie sporo kokieterii, chwyt często stosowany przez „chytrusa wileńskiego". Uwagę zwraca autentyczna onomastyka: liczne nazwy miejscowości, dworków i zaścianków białorusko-litewskich zakończone żywotnym przyrostkiem. Podobnie w zakresie antroponimii autor zachowuje daleko idącą wierność nazwisk i imion z przyrostkami. Występuje sporo prowincjonalizmów w zakresie leksyki. W narracji pojawiają się też zwroty i dłuższe wypowiedzi z języka rosyjskiego i białoruskiego (są to zwykle teksty piosenek, przysłowia i zdania sentencjonalne).

Jakimi sposobami kreuje Konwicki swój świat? Zasadniczą rolę odgrywa pamięć odtwórcza i wybiórcza, pojemna i plastyczna. Przy jej pomocy wskrzesza przeszłość, buduje fabuły i narracje, w niej przechowuje najdroższy obraz „rozćwiartowanego kraju". Z pamięci wprawdzie wynikają kompleksy i urazy, ale, co ważniejsze, pamięć okazuje się skarbnicą życiodajnych idei, norm i wartości, które pozwalają ludziom trwać w ich tożsamości i godności. Zatrata pamięci prowadzi do rozpadu osobowości i psychicznych zboczeń, do dezintegracji wspólnot społecznych i narodu, nie mogących się rozpoznać w swoim jestestwie. Konwicki przedstawia takie sytuacje i zmusza do zastanowienia. Pamięć pozwala przywołać dawne wrażenia zmysłowe w barwie, zapachu i smaku, ożywiać wydarzenia, miejsca i ludzi z ich słowami, gestami i przypadłościami.

Dzięki pamięci bohaterowie mogą przenosić się z chaotycznej teraźniejszości w uładzoną i zamkniętą przeszłość. „Najlepiej jednak pójść znajomą drogą wstecz - mówi jeden z bohaterów - wrócić do starego gniazda, wmieszać się między ludzi, którzy nie znają jeszcze swego przeznaczenia, przebrać się w skórę młodości, przeinaczyć wypadki i zdarzenia, zanurzyć się w tajemniczym, niepokojącym tunelu praprzeszłości" (Kronika wypadków miłosnych).

Tak właśnie czyni Konwicki. Rekonstruuje zdarzenia z zapamiętań i przeczuć, z instynktu i zewu krwi. Piotr ze Zwierzoczłekoupiora pod wpływem tęsknot odziedziczonych po ojcu może przenosić się w imaginacji do kresowej Doliny - stać się sukcesorem ojcowskich wspomnień. Do wileńskiego świata reemigruje pisarz pamięcią tam zakotwiczoną: „jakbym to pamiętał z innego istnienia" (KIK).

Autor i jego bohaterowie fundują sobie częste odwiedziny - podróże - wycieczki do rodzinnych stron: w wyobraźni, we snach („sen to niedobita świadomość"), w marzeniach na jawie („na jawie dalej pożeglujemy niż we śnie"), w raptownej, gorączkowej nostalgii, w „nagłym bólu tęsknoty". Powracają tam w chorobie lub depresji, przekraczają granicę „w czapce niewidce tęsknoty". A czynią to dla przyjemności, dla bolesnej rozkoszy, żeby odpędzić złe myśli i skrócić bezsenne noce..

W wileńskim świecie funkcjonują zasady gry literackiej. Fikcja zrasta się z realiami i autobiografią. Twórczość Konwickiego jest formą ucieczki w kreację. „Ja nie piszę prawdy. Ja piszę jakieś półprawdy, zawijasy, niby to szczerości udawane otwartości". W grze literackiej autora pociąga przewrotność i minoderia, czasami zwykła blaga, zgrywa i kabotynizm. W rozmowie ze S. Nowickim, przyciskany dociekliwymi pytaniami, przyznaje się do opisywania niewiarygodnych historii i do przekłamań. A w końcu po stwierdzeniu przez prowadzącego rozmowę, że nie można mu wierzyć, odpowiada śmiejąc się: „Rzeczywiście, nie można. Powiem Panu nawet, że sam sobie do końca nie dowierzam".

Kiedy autor spojrzał na Wileńszczyznę z samolotu, zobaczył takie same lasy jak wszędzie i takie samo miasto jak gdzie indziej, „i zrozumiałem - pisze - że już nie ma krainy mego dzieciństwa. Że żyje ona tylko we mnie i razem ze mną rozsypie się; w proch którejś nadbiegającej z nicości godziny" (KIK ). Kraina ta zdążyła wszakże nabrać w jego twórczości cech indywidualnej legendy, i jest to rzecz dokonana, niezależnie od tego, jaki jest „naprawdę" Konwicki, czy mu wierzymy czy nie i czy on sam sobie dowierza do końca. Wykreował tę krainę trochę niesamowitą i zdemonizowaną, zamieszkałą przez guślarzy i nawiedzonych. Przychodzi teraz do niego i do czytelników „może nawet z innego świata"- jego Wileńszczyzna zbeletryzowana na różne sposoby, umagiczniona i zmityzowana.

10



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
39 konwicki, Filologia polska, Dwudziestolecie międzywojenne, Ogólniki do egzaminu
Czesaw Miosz
Konwicki - Sennik współczesny - oprac i streszczenie, T
Konwicki - Sennik współczesny - oprac i streszczenie, Lit. pol. po 1918 roku
29. Proza Tadusza Konwickiego, 29. Proza Tadusza Konwickiego, 43
29. Proza Tadusza Konwickiego, 29. PROZA TADEUSZA KONWICKIEGO, 43

więcej podobnych podstron