Karol Irzykowski
Słoń w porcelanie
(w: Wybór pism krytycznoliterackich)
PROGRAMOFOBIA
Niechęć do programów w Polsce - nie ma literatury w znaczeniu ruchu literackiego czy szkół literackich, są tylko poszczególne dzieła (np. „Skamander” i jego oficjalna bezprogramowość).
Brak programów to objaw małoduszności, chaos, nastawienie, że „jakoś to będzie”; bezprogramowość to pójście na łatwiznę.
Celem programu nie jest przecież przesądzenie z góry całej twórczości, ale wizja pewnej jej jakości.
Programów uniknąć się nie da - tylko zamiast swoich ma się cudze, wchłonięte już nieświadomie lub „cichaczem wchłaniane”.
Program powinien wyszczególniać momenty odróżniające (od myśli i programów innych), a nie wspólne.
Irracjonalizm i witalizm na szczytach (np. władza, która nie chce i nie ma programu) równa się ciemnocie i niedołęstwie w praktyce (przykład premiera Paderewskiego, który sądził, że programy polityczne są niepotrzebne).
PLAGIATOWY CHARAKTER PRZEŁOMÓW LITERACKICH W POLSCE
Wszelki rozwój literatury u nas ma charakter nieprzyznanego plagiatu.
Ludzie, którzy sami z siebie nie wpadliby na futuryzm czy dadaizm, nie mają prawa do naśladownictwa, nie są pionierami, powinni ew. tylko tłumaczyć.
Krytycy nie ujawniają tego we własnym interesie.
Panuje atmosfera tolerancji dla plagiatu, a to, co oryginalne, traktuje się zimno. To atmosfera pasożytnictwa.
Z powyższych powodów nie rozkwitł w Polsce dramat ani nowela, tylko powieść i opowiadania (nazwane nowelą).
Kradzieże dzieli Irzykowski na:
kradzieże a la Cuvier (ze szczegółu dobudowanie sobie całości, wyprzedzając pioniera)
plagiaty z wdeptanego ziarna (rzekomo z niepamięci oryginału).
Plagiat jest dobry tylko wtedy, gdy staje się szkołą oryginalności.
Polemika ze Sternem; według Irzykowskiego główna różnica między nim a Sternem jest taka, że „to, co Stern uważa dopiero za ramy do zasługi, on uważa już za zasługę”.
Plagiaty bez poszkodowanych
korzystanie z pomysłu nieznanego publiczności dla blichtru (bez przyznania się); np. ekspresjoniści - swoje naśladownictwo noszą jako oryginalność
mówienie, że plagiat nic nie szkodzi
nieświadome „wywalanie otwartych drzwi”, brak kontroli
wykorzystanie czegoś do swoich, lepszych celów.
Polska literatura za dużo karmi się plagiatami, za mało wpływami.
Potrzeba szacunku dla „pierwszej ręki” (czyli pioniera jakiegoś pomysłu).
NIEZROZUMIALSTWO
Nie ma dzieła zbierającego dorobek poezji polskiej po 1918 r., dlatego, że jest niezrozumiała (np. Hulewiczowie, Stur, Brzęczkowski, Iwaszkiewicz, Miller -> ekspresjoniści, „Zdrój”; a także Peiper i Przyboś). Tylko Tuwima, Lechonia i Wierzyńskiego Irzykowski zalicza do tych zrozumiałych poetów.
Do rozwoju niezrozumiałej poezji przyczyniły się 4 walne autorytety: Wyspiański i Brzozowski, Miciński i Norwid („twórcy mgieł i ciemności”); a później tak samo nowsze doktryny estetyczne.
Polscy czytelnicy i widzowie stali się mało wymagający co do zrozumienia - niezrozumienie stało się normalne.
Kilka razy powtarzają się słowa Irzykowskiego: „Więcej bredni powiedzieć może głupiec w pięciu minutach niż mędrzec przez pięć lat odgadnąć”.
Musi być jakiś godziwy stosunek między wysiłkiem rozumienia a wartością rzeczy zrozumianej.
Są utwory niezrozumiałe, ale czytelne - te aprobuje krytyk. To są utwory takie, w których autor naprawdę miał co ukrywać, albo kiedy naprawdę nie mógł znaleźć słów odpowiednich - są uzasadnione szczególnymi okolicznościami. Jeśli się nie rozumie, to się wie, czego się nie rozumie. Natomiast utwory naszych niezrozumialców są niedostępne - przeczyta się kilka pierwszych wersów i nie można posuwać się dalej.
„Więcej zagadek beznadziejnych wytworzy głupiec w ciągu pięciu minut, niż mądry zdoła przez pięć lat rozwiązać”.
To niezrozumialstwo jest po części mimowolne, po części wypływa z doktryn mylnych, lecz dających pole żądzy imponowania.
Niezrozumialcy są bez wyobraźni i bez litości, bo nie mogą czy nie chcą wczuć się w duszę czytającego.
Niektórzy sądzą, że trzeba wyrażać się niezrozumiale na wzór chaosu naszych przeżyć wewnętrznych - Irzykowski na to, że jest to impresjonistyczny sposób widzenia, a my dzisiaj chcemy ekspresjonistycznie szukać wyrazu - wyraz nie ma być chaotyczny, jest jasnym wybraniem jednej wąskiej uliczki.
Niezrozumiałość Słowackiego jest innego rodzaju (jest trudnością) niż niezrozumiałość Rytarda (ta jest nieczytelnością). Irzykowskiemu chodzi tylko o tę nieczytelność właśnie. „Inna rzecz jest zrozumienie zagadki przed jej zrozumieniem, a inna po rozwiązaniu”. (Nawet Norwid był nieczytelny, a chronił się za trudność innych - nazywał Mickiewicza ciemnym).
Niczego najnowszy literat nie broni z takim zapałem, jak prawa do plagiatu i niezrozumialstwa.
Rozgatunkowanie niezrozumiałości (j.w.) na trudną i nieczytelną. Trudna dzieli się dodatkowo na:
trudną bezpośrednio wskutek ciężkości i gąszczowości myśli, np. dzieła Kanta
trudną pośrednio to np. trudność Słowackiego, często zdarza się u czytelnika tu redukcja do banalności lub redukcja do zupełnie innych treści, wskutek podstawienia jakiejś własnej kombinacji myśli w miejsce tego, co autor napisał
„Rozumienie, wyrozumienie i porozumienie - od tego zależą losy świata.” Dlatego takie ważne jest, żeby poezja była zrozumiała.
UROKI NATURALIZMU
Krytyka denerwuje „szantaż młodości”, istna pajdokracja (władza młodzieży).
Naturalizm Zapolskiej jest zły nie dlatego, że jest naturalizmem, ale dlatego, że jest płytki oparty na obserwacjach dziennikarskich, nie wnikliwych, lecz złośliwych i schlebiających tłumowi.
Już w samej formie naturalizmu tkwi dramat (przykład, „Pani Bovary”, ale chyba nie zrozumiałam czemu ).
Naturalizm nie jest bierną postawą ducha - dlatego choćby, że to się tylko tak wydaje, że rzeczywistość można kopiować niewolniczo.
W Polsce realizm i naturalizm przybrały odstręczający charakter: sielankowy, dobroduszny, kochajmysi.
Kiedyś Irzykowski podzielił poezję na trzy rodzaje: poezję przygotowującą materiał, poezję walczącą i poezję spełniającą, tryumfalną. Naturalizm i psychologizm należą do pierwszej; to, co w nim odchyla się poza tę ramę, jest naleciałością, dodatkiem epoki, który nie powinien nam zamącać istotnego obrazu rozwoju spraw sztuki.
NA GIEWONCIE FORMIZMU (TEORIA P. CHWISTKA) <- formista
CZTERY RZECZYWISTOŚCI
Chwistek przyjmuje 4 rodzaje rzeczywistości: rzeczywistość rzeczy, rz. fizykalną, rz. wrażeń i rz. wyobrażeń. Irzykowski sądzi, że to zbyt statyczny obraz, dla niego rzeczywistość jest raczej zajściem, zdarzeniem, filmem niż obrazem, jest jednolita, choć dynamiczna.
O TREŚCI ANEGDOTYCZNEJ
Czy istnieje hierarchia tematów? Tak, emocjonalna strona tematów (treści), wzięta z życia, przechodzi jakimś sposobem w oparte na tej treści dzieło sztuki, tam zostaje wprawdzie chemicznie przetworzona, ale nie traci swej siły energetycznej.
CZTERY TYPY SZTUKI - OSCYLACJA
Chwistek ustala 4 typy sztuki wg 4 rodzajów rzeczywistości: prymitywizm, realizm, impresjonizm i nowa sztuka (tj. futuryzm). Wg niego teraz nadchodzi czas futuryzmu, bo ludzkość zaczyna się coraz głębiej w rzeczywistość wyobrażeniową. Rzeczywistość taka niesie za sobą nieokreśloność i niejasność - stąd charakter poezji, jej oscylacja, tj. chwiejność granic przedmiotów, sens pozalogiczny.
Z ogólnikowych zasad „czystej formy” Chwistek wymienia:
dzieło powinno tworzyć zamkniętą w sobie całość
elementy kompozycji powinny być rozłożone według określonego prawa
forma ma być zaczerpnięta tylko z jednej rzeczywistości.
(Irzykowski sądzi, że to wszystko nic nam nie mówi, ogólnie jest przeciw)
FORMIZM - „ODDAWANIE”
Formizmem nazywa Chwistek „świadome dążenie artystów współczesnych do stworzenia nowego stylu na zasadzie przezwyciężania treści”.
Za zasadnicze własności formy uważa: „wzniesienie się lub spadek rytmu, tempo szybsze lub wolne, dźwięk słodki lub chropowaty itp.”; „Dla poety treść zdania tradycyjnego jest na ogół zbyt jasna, skutkiem czego pochłania natychmiast uwagę słuchacza, nie pozwalając mu zająć się dźwiękiem i rytmem wyrazów i odwodząc go w ten sposób od tego, co nazywam wrażeniem artystycznym”.
KRYTYKA OSCYLACJI I DEFORMACJI
Irzykowski sądzi, że jak uwagę słuchacza absorbuje treść, a nie forma, jak chciał Chwistek, to również jest to wrażenie artystyczne.
Zarzut: wieloznaczność, niejasność treści zwraca uwagę właśnie na tę treść, odwraca uwagę od formy (próbując zgadywać, domyślać się treści).
STOPNIE PROBLEMATÓW FORMY
Kiedyś opinia oficjalna przyjmowała, że forma ma tylko uwypuklać treść, a sama cofa się w cień. Dzisiaj treść ma służyć formie
Istnieją problematy formy różnego stopnia: wyższe (np. kwestia gatunków poezji, oddalenia autora od tematu, postaciowania ludzi) i niższe (rytm, rym, figury poetyckie, kwestie stylowe). Irzykowski zarzuca Chwistkowi, że zna chyba tylko te drugie i widać za mało zna się jeszcze na poezji
ANALIZA PRZYKŁADÓW
Ogólnie Irzykowski krytykuje zabiegi formistów na przykładach utworów.
Dziwi się, „że też formistom nie wpadło na myśl używać wyrazów i zdań przekreślonych albo wpuszczonych, tak, jak człowiek pisze, gdy się namyśla”
Sądzi, że we wszystkich wypadkach mści się pokaleczenie treści, i jeśli coś działa w tych utworach, to tylko resztka treści, a nie forma.
-----------------
W późniejszym uzupełnieniu szkicu Irzykowski przyznaje, że nie potraktował dzieła Chwistka sprawiedliwie - zajął się tylko tym, co było w nim najsłabsze. Sądzi teraz, że Chwistek i on sam w gruncie rzeczy podobnie patrzą na sprawę, tylko „innymi szkłami”. Tylko to, co Chwistek chciał zanalizować jako „wielość rzeczywistości”, Irzykowski określa jako poczucie komplikacji.
NIEISTOTNE EKSPERYMENTY
Irzykowski krytykuje modne eksperymenty typu mieszanie sceny z widownią - kiedyś były to wyjątki, dzisiaj robi się z tego metodę. Te środki chybiają celu - SA niedelikatne, natrętne, plotkarskie, wyrywają z nastroju zasłuchania, co najwięcej nie przeszkadzają.
Czyni się takie eksperymenty z dwóch teoretycznych zamiarów: aby podkreślić stosunek widz-aktor, który tkwi wszędzie w zarodku; aby uczynić widowisko maksymalnie antyrealistycznym („aby widz, broń Boże, nie uwierzył czasem w to, co dzieje się na scenie, trzeba mu na każdym kroku psuć rodzącą się iluzję i przyprowadzać go do przytomności”).
To wszystko wg Irzykowskiego nie działa - prawa psychologiczne niełatwo dają się naruszyć. Dziedziną istotnych eksperymentów teatralnych może być tylko to, co robią autor i aktor - sama gra i samo pisanie.
Z PRZESĄDÓW KRYTYKI LITERACKIEJ
Jest wiele przesądów krytyki literackiej, które podaje się publiczności jako cos oczywistego. Irzykowski skupia się na dwóch: że dramat powinien mieć „żywą” akcję i że poeta, zwłaszcza dramaturg, powinien dawać „żywych” ludzi.
Kwestia 1: pojęcie akcji dramatycznej należy rozszerzyć: akcja jest ruchem niekoniecznie widzialnym, który niespodziewanie, a jednak przekonywająco rozwija i w końcu stawia przed oczy to, co przecież było już potencjalnie ukryte w założeniu. Ten zalążek może być ukryty w charakterze bohatera (np. Król Lir lub Kordian Szekspira), albo w sytuacji (tu wszystkie sztuki detektywistyczne, począwszy od Króla Edypa).
Kwestia 2: wymaga się od autora, żeby stwarzali żywych ludzi, bo inaczej ludzie są papierowi, są manekinami. Ale przecież wszyscy ludzi, napisani na papierze, są papierowi - są niekompletni i mają uboższe rysy w stosunku do tych prawdziwych. Krytyce chodzi jednak o coś innego - o to, żeby postać miała w sobie coś, co zmusi czytelnika do żywego przejmowania się jej losami, lub żeby poeta stwarzał charaktery lub typy. W mnóstwie utworów mamy figury szablonowe, zamazane, podklejone z tyłu tekturą, marionetki - bo właśnie może takie były poecie potrzebne, np. gdy w kontraście do nich wyrasta przyroda, albo gdy są wplecione w tok nadzwyczajnych wypadków, tak że właściwy nacisk gdzie indziej spoczywa (np. stałe figury z bajek).
GODNOŚĆ KRYTYKI
Pyszni pisarze polscy, którzy ostatnio nie cieszyli się wielkim powodzeniem, szukają zemsty tam, gdzie najszybciej i najłatwiej - urządzają nagonkę na krytykę.
„Jest przysłowie o miotaniu pereł przed wieprze. My, twórcy, jesteśmy od wytwarzania pereł, a wy, krytycy, macie je wieprzom pod ryj zanosić i one wieprze do onych pereł przekonywać.”
Że niby „czysty twórca” to istota wyższa, z innej gliny ulepiona, a krytyk to kolporter, tłumacz, podsłuchiwacz, sam bierny i wtórny, „Murzyn zrobiony z cienia poety”
Nie ma żadnych podstaw do tego, żeby odmówić krytyce udziału w bezpośrednich czynnościach intuicji, albo posądzić ją o czekanie na owoce cudzej pracy.
Teza, że krytyka sama jest sztuka, jest równie dawna jak ta, że jest tylko służką sztuki cudzej, i równie popularna.
Pracy krytyka nie docenia się, choć krytyk pracuje z poświęceniem mimo nieopłacalności ekonomicznej.
Krytyk wywiera właśnie wpływ na autorów twórczych, ale ten wpływ nigdy nie bywa mu przyznany. Krytyk poucza go, poddaje mu różne sposoby, czasem wręcz konkretne pomysły - krytyka pobudza go do plagiatu.
Krytyka jest również sztuką - za Crocem, „nikt nie mógłby mieć udziału w cudzej intuicji artystycznej, w cudzej wizji, jeśliby w jakiś sposób nie miał jej w sobie potencjalnie i nie mógł jej w sobie wywołać”.
Twórczość, bez tej ostatniej intencji, jaką jest akt krytyki, jest niekompletna.
„Gdy strumień tęsknot poezjotówrczych spotyka się ze strumieniem ziszczeń poetyckich, powstaje krytyka”. „Krytyka jest negatywnym uświadomieniem się tęsknoty poezjotwórczej, która zamiast snuć własne pomysły, postacie i sceny - z cudzych pomysłów, postaci i scen, wysnuwa samą siebie.”
Zarzut, że krytyk jest skrachowanym poetą i że za swoją „bezpłodność” lubi się Mścic na „prawdziwych twórcach”, jest wprawdzie tani i perfidny, ale oparty na trafnej diagnozie. Jednak ta „bezpłodność” płynie nie z impotencjo twórczej, ale z dobrowolnej rezygrancji. Każdy krytyk kiedyś pisał (powieści, poezje, dramaty), pisze lub ma w planach ich pisanie - należałoby przyjąć warunek, żeby nikt nie mógł zajmować się krytyką, kto sam nigdy rzemiosła poetyckiego nie uprawiał.
Materiał krytyka zrasta się w pewnych częściach z materiałem poety - bo poeta przecież musi być tez krytykiem na własny użytek.
Norwid nazwał poezję krytyką życia - poezja w tej funkcji jest ramieniem krytyki.
Wszystko, co w dziele poetyckim zawiera się ”między wierszami”, co jest siatką nerwową konstrukcji, albo ostatnio rezerwą myślową czy uczuciową, należy zarówno do krytyki, jak do poezji, a zwłaszcza dotyczy to hierarchii formy i treści.
Pozory, jakoby krytyka miałaby być czymś gorszym, wytwarzają się stąd, że istotnie w większej mierze niż poezja może być ona także sztuką stosowaną, służebną. Recenzja to najpospolitsza postać tej przystosowalności do potrzeb społecznych.
Krytyka może występować bardziej lub mniej niezależnie. Miarą jej godności jest to, że jej szczyty są trudniej i rzadziej osiągalne niż szczyty poezji.
Krytyka nie jest i nie potrzebuje być samowystarczalną, skoro jest konfrontacją dwóch tworzyw: dokonanego i niedokonanego. Ale w razie potrzeby może być samowystarczalną - może przewidywać nowe dzieła, formy, kierunki poetyckie. Może to robić dlatego, że jej dziedziną jest zarówno analiza, jak i synteza.
Tylko dzięki krytyce rozwija się literatura.
Krytyka jest poezją w innym stanie skupienia.
Krytyka nie jest sądzeniem poezji, prawdziwy krytyk raczej sprawdza niż sądzi (chociaż publiczność pała namiętnością sądu, „literatura staje się wtedy placem wyścigów końskich, gdzie każdy stawia na swego faworyta”; w tej krytyce arbitralnej przodują Skamandryci - szaleją sądami na słowo honoru, może dlatego właśnie doszli do wniosku, że krytyka jest czymś w ogóle zbytecznym).
„O tym samym dziele można napisać dwie krytyki - jedną pochlebną, drugą naganną”. Krytyka stanowi przyjemność dla Irzykowskiego, o ile mówi o dziele samym i o problemach sztuki. Przykrość sprawia mu jednak to, do czego inni najbardziej się palą - wydawanie osądu, określanie rangi autora lub jego utworu. Wydawanie sądów z całą pewnością nie należy do krytyki.
Poczucie każdego krytyka powinno być inne - nie poczucie bankructwa wewnętrznego, ale poczucie wyżyny. Jeśli ktoś wybiera zawód krytyka, to z pewnością nie dlatego, żeby się sam chciał degradować, nie dlatego, że sam nie został poetą, nie ze skromności ani z musu. Wybiera dlatego, że wabi go mniej głośna, ale ważniejsza część warsztatu ducha, że chce uczestniczyć w kuźni myśli i problemów.
Irzykowski sądzi, że pisarze za dużo od krytyków wymagają - żeby krytycy podsuwali publiczności ich dzieła, ubarwiali je… Zwraca się do pisarzy: „Jakże często widzimy u was dziecinną niezaradność wobec problemów życia i sztuki, tępą rutynę, niedołęstwo myśli. Jakże często nasza pobłażliwość jest zamaskowaną pogardą. Przychodzimy, ratujemy, podsuwamy wam zamiary i idee, o których wam się zaledwie śniło, rozwijamy je przed czytelnikiem, wmawiamy mu wielkość waszą i waszych dzieł, dla honoru polskiej literatury. Wasze drobniuchne ziarenka rozwijają się pod naszym tchnieniem w bujne drzewa. Szczerzymy o was legendy, ale od nas też zależy, żeby je cofnąć. Stawiamy was na szczudła, spiskujemy razem z wami przeciw czytelnikom. Źle robimy; w atmosferze tak małych wymagań a tak wielkiej protekcji poezja traci wagę i rozmach.”
Wśród tego przesilenia zdezorientowanej twórczości krytyka ma największe zadania jako główny regulator.
„BURMISTRZ MARZEŃ NIEZAMIESZKANYCH”
(tak nazwał się Peiper w wierszu Że)
Nie zrozumie się nowej poezji, jeśli nie uświadomi się sobie, że jedną z głównych jej właściwości jest eksperyment, poszukiwanie. Peiper jest właśnie eksperymentatorem uświadomionym.
Peiper - akrobata metafor i niezrozumiale w swoich poezjach, natomiast jasny jako myśliciel w swoich artykułach, a jako stylista jeden z najbardziej wyrafinowanych w Polsce. „Przy czym zdarza mu się czasem odkrywanie Ameryki, bo mało czyta”.
Peiper czuje się pionierem pewnej idei: ja i idea to jedno.
Identyfikował się z awangardą, ale słusznie był z niej wciąż niezadowolony i krytykował ją. Demaskuje plagiatowy charakter przełomów literackich w Polsce. Tylko Peiper i Witkiewicz przemyśleli swoje eksperymentalne pozycje samodzielnie i oryginalnie.
Mówiąc o „nowym pięknie”, Peiper podkreśla wciąż, że trzeba wyjść z człowieka dzisiejszego, i podejmuje pytanie, jaki jest ten człowiek dzisiejszy. Irzykowski sądzi, że powinien zadać pytanie, jaki ten człowiek dzisiejszy i przyszły być powinien. Teraźniejszość jest wieloznaczna.
Kolejna krytyka Peipera: mówiąc o cywilizacji maszynowej pomija on jej problematykę i bezdroża, perspektywę wynalazcy, rolę robotnika; interesuje go tylko „punkt widzenie wygody konsumenta” - ten ma być normodajny dla nowoczesnej poezji.
Poezję definiuje Peiper jako sztukę tworzenia pięknych zdań - wg Irzykowskiego za skromnie, ze zrezygnowaniem, i nuda.
Poezja Peipera w gruncie życia jest artystowska, „literacka” - to nie jest wada. Tylko Peiper idzie na dziwny kompromis - przekonuje siebie i innych, że jego poezja artystowska jest zarazem poezją społeczną.
Irzykowski przyznaje, że w wielu kwestiach myśli jego i Peipera się schodzą, ale częściej jeszcze się rozchodzą.
Peiper jak i Irzykowski wolą trudną poezję przesłanek i dowodów od szumnej poezji wniosków, ale Peiper stosuje jej spłyconą wersję (trudność co najwyżej przez analogię). Irzykowski wolałby coś w rodzaju dramatów Ibsena.
Peiper krytykuje utratę przez poetów wpływowego kontaktów z życiem, którym pozostało teraz tylko bierne towarzyszenie współczesności: przez opiewalstwo lub przez analogie. Irzykowski popiera to, ale sądzi, że Peiper z metodą nie zrywa, a na jej miejsce daje własne analogie.
Naczelną ideą poetycką jest dla Peipera idea ładu organicznego (ładu z komplikacjami). Jednak twórczość sama przez się, jako wrywanie się przez poetę w chaos, nie jest ładem. Ład jest kategorią administracyjną.
Peiper morduje przez rym
A jednak w sprawie Peipera jest coś, co nie powinno zniknąć z porządku dziennego - chodzi o sposób oddziaływania literatury, o aktywizm literacki i w ogóle o aktywizm intelektualny. O to, czy warto pisać, dla kogo, co i jak.
LITERATURA A SOCJALIZM
Teraz w Polsce istnieje poezja pracy (Słobodnik, Braun, Przyboś i in., pionier: Kaden-Bandrowski) - przeważnie o treści urbanistycznej, śruby, turbiny, piękne słowa na opis pracy robotnika; i poezja proletariacka (Broniewski, Bandurski, Stande) - zabarwiona rewolucyjnie, podobne motywy plastyczne i akcesoria jak u poprzednich, ale zamiast nacisku na godność pracy (żeby do niej zachęcić), ci piszą o jej nędzy i buncie.
[O poezji pracy]
Gdyby się nie wiedziało, że cała ta poezja powstała pod wpływem zagranicy, wypadałoby powiedzieć, że jej ojcem duchowym był Stanisław Brzozowski, który przed wojną głosił filozofię „pracy i swobody”.
Ale sama filozofia pracy została przez bieg wypadków zakwestionowana. W pracy są dwie strony: ta, która tworzy, i ta, która cierpi. Brzozowskiego nie interesuje szczęście, człowiek interesuje go tylko jako gatunek, w jego filozofii można dopatrzeć się imperializmu pracy nad przyrodą - dla Irzykowskiego to socjalizm zbyt jednostronny.
Atmosfera powojenna - dalszy rozkład w pojęciu pracy, nie zatrzymany nawet przez Brzozowskiego. Zapanowało hasło pracy, ale bardzo dwuznaczne - przyznaje się do niego robotnik, ale jeszcze bardziej jego wyzyskiwacz. Może i to jest poezja pracy, ale nie poezja socjalistyczna. Jej źródła zresztą pochodzą skądinąd - po epoce psychologizmu wyrzucono człowieka z poezji, pozostawał tylko świat rzeczy do opisywania ozdobnego (np. wiersz Tuwima na cześć 1-go maja: głównie o czerwonym sztandarze, który płynie na wietrze itp.).
Pełne uświadomienie socjalistyczne posiada natomiast poezja Broniewskiego czy Jana Hutnika (wł. Zofii Wojnarowskiej) - jednak jest to głównie poezja agitacyjna, odwołuje się do uczuć już gotowych, daje im tylko poetyczny wyraz. Irzykowski uważa tę poezję za niewystarczającą.
[O poezji proletariackiej]
Poezja proletariacka - sama nazwa jest demagogiczna (tak jak np. wychowanie narodowe - narodowe, bo dobre). Proletariat jednak nie lubi poezji proletariackiej (tak jak lud nie lubi sztuk dla ludu), bo rad by się oderwać od swojej biedy i przenieść się w świat ułudy.
Proletariat (jak „lud” w romantyzmie) uważa się w socjalizmie za potęgę przyszłości, potęgę niemal mistyczną, która jest a priori zdrowa, moralna, utalentowana, bohaterska i kiedyś na gruzach świata burżuazyjnego stworzy własną kulturę. Irzykowski wątpi w tę aprioryczne prawdy, bo proletariat to po prostu zbiorowisko różnych ludzi, żyjących w podobnych warunkach.
Irzykowskiego obchodzi proletariat nie jako klasa, ale jako sytuacja życiowa - sytuacja beznadziejności, błędnego koła, którą powinien przeżyć i przemyśleć każdy „poeta pracy”.
Za podstawę poezji proletariackiej czy socjalistycznej, rewolucyjnej, Irzykowski uważa to, że nawet przy najlepszej woli otoczenia dokonuje się bezimienna zbrodnia na każdej jednostce - nikt nie winien i winni są wszyscy.
W „Wiadomościach Literackich” odkryto, że poezja proletariacka jest niemożliwa, nie ma sensu, bo liczy się naprawdę przecież tylko poezja ogólnoludzka w stylu Homera czy Szekspira. Irzykowski twierdzi, że właśnie w poezji proletariackiej jest żywa myśl i należy jej pomóc w rozwoju.
Irzykowski twierdzi, że przede wszystkim poezja socjalistyczna nie może się zamykać tylko w poezji - powinna się rozszerzyć na powieść i dramat - nie sam ostateczny wynik, ale przede wszystkim przesłanki muszą się wysunąć na pierwszy plan; ma to być kuźnia myśli socjalistycznej, a nie tylko śpiew agitacyjny. Bardzo wielu pisarzy „burżuazyjnych”, dając prawdziwe i szczere diagnozy społeczne, dają przez to szczątkową literaturę socjalistyczną.
Nie powinno się także wymagać, aby taka powieść socjalistyczna miała za temat walkę klas.
Irzykowski krytykuje pisarzy, którzy „nic - tylko wielbią maszyny. To nawet nie jest lokajstwo wobec właścicieli tych maszyn, ale małpiarstwo i snobizm, niby żeby iść z jakimś prądem czasu. A skomplikowana maszyna stosunków międzyludzkich, giełda, polityka finansowa, kapitał finansowy - to wcale ich nie wabi, tylko dynamo i 40 HP”.
Miłosna poezja wchodzi w zakres socjalizmu, jako że tak rzadko bywa sposobność do szczerego patosu.
Indywidualizm nie przekreśla socjalizmu, owszem, nadaje mu sens. Póty ludzie nie są zrośnięci ciałami, póki nie są społeczeństwem mrówek, lecz żywych jednostek, z których każda ma swój sens, póty indywidualizm musi korzystać z socjalizmu i odwrotnie. „Literatura socjalistyczna nie musi być głosicielką uczuć stadnych” (Miller).
Pisarz socjalistyczny powinien swój socjalizm udowadniać obszernością swego horyzontu, trafnością diagnoz, prawdą i wyobraźnią.
Trzeba dawać nie frazeologię, lecz dialektykę socjalizmu tam, gdzie się on wysnuwa wprost z życia.
Na koniec Irzykowski przyznaje, że przecież on nie zmieni charakteru polskiej literatury. „Tu można być tylko prekursorem, ale nie pionierem”. I tak wszystko rozstrzyga się poza granicami Polski.
Bezwstydność świadomie
6