tytuł: "Fascynujące zaproszenie"
autor: Wojciech Jędrzejewski
Wstęp
Jeżeli pozwolimy sobie na bezmyślność i rutynę w przeżywaniu Mszy Świętej, pozbawimy samych siebie radości i fascynacji największym na tej ziemi Darem kochającego Boga. Są podobno takie kwiaty, które nie mogą zakwitnąć, jeśli byłyby pozbawione odpowiednich składników. Podobnie w nas nigdy nie zakwitnie zachwyt nad Bożym Darem jeżeli przestaniemy pielęgnować naszą szukającą zrozumienia miłość do Eucharystii. Jak jednak możemy to uczynić? Czy jedynym sposobem jest wgryzanie się w teologiczne rozprawy, które cechuje trudny, fachowy język? Spróbujmy poszukać innej drogi poprzez odwołanie się do pewnych doświadczeń z naszego życia, które pomogłyby nam lepiej zrozumieć i ukochać Eucharystię. Pierwszym takim doświadczeniem niech będzie Randka z ukochanym.
1. RANDKA Z UKOCHANYM
Zakochani mają bliskie ich sercu miejsca i pory spotkań, do których lubią powracać i wspólnie przebywać. Czasami jest to ławka w parku, na której chłopak po raz pierwszy odważył się wziąć dziewczynę za rękę, albo stolik w przemiłej kawiarence, który był świadkiem pierwszych miłosnych zwierzeń. Niektóre pary małżeńskie świętują rocznicę swego ślubu tam, gdzie kilkanaście lat temu, jedno drugiego poprosiło o rękę.
Podobnie ma się rzecz w naszej miłości z Panem Bogiem. On również lubi zapraszać tych, którzy oddają mu swoje serca w określone miejsca szczególnego rodzaju. Takim miejscem, gdzie Bóg nas zaprasza na randkę jest Msza Święta.
Wielu ludzi powtarza tego typu formułę: "Nie muszę łazić na jakąś tam Mszę, gdzie kłębią się tłumy, organista fałszywie śpiewa, ksiądz gada o polityce. Nie będę brał udziału w tym cyrku, mogę spotkać Boga gdziekolwiek bądź".
To prawda, że Boga można spotkać wszędzie i człowiek wierzący doświadcza tego w swoim życiu (kiedyś święty Augustyn śpiewał Psalm w ubikacji, czym zgorszył swą pobożną mamę), nie warto jednak w imię tego rezygnować z pewnych szczególnych miejsc, gdzie randka z Panem Bogiem ma wyjątkowe znaczenie. Wyobraźmy sobie następującą sytuację: Mąż mówi do swej żony: "Kochanie, dziś jest rocznica naszego ślubu. Zapraszam cię na kolację do Restauracji Chińskiej, gdzie odbyły się nasze zaręczyny" i jako odpowiedź słyszy: "Dajmy spokój z tymi sentymentalnymi głupotami. Przecież codziennie się spotykamy, jesteśmy razem, mieszkamy pod jednym dachem. Zrób po prostu kawę i obejrzyjmy wspólnie czterdziesty odcinek Dynastii". Takie zachowanie zdradzałoby brak prawdziwej miłości, która umie zobaczyć wartość tego typu świąt. Na podobnej zasadzie źle dzieje się w naszym małżeństwie z Panem Bogiem, jeśli nie pozwalamy Mu zaprosić się na to w wyjątkowe spotkanie w określonym dniu i miejscu, jakim jest Msza Święta. Nie doceniając wagi takich szczególnych momentów marnujemy fantastyczną okazję do upiększenia codzienności naszego bycia z Bogiem i sami jesteśmy winni, że staje się ona szara, bezbarwna, pełna rutyny nijakości. Pozornie głęboka i bardzo trzeźwa idea, by spotykać Boga wszędzie po prostu nie wypala, jeśli zabraknie zaplanowanych randek, które odświeżają pamięć początków.
Niedzielna Msza jest więc ulubionym miejscem Pana Boga, kiedy to chce On zasiąść z nami przy odświętnie zastawionym stole, aby wspomnieć i uroczyście przeżyć miłość, jaka nas łączy. Pan Jezus podczas tego spotkanie mówi ze wzruszeniem: "Przypomnij sobie ten dzień, w którym umarłem za ciebie na krzyżu, aby potem zmartwychwstać i otworzyć przed tobą serce, z którego płynie wieczne życie. Pamiętasz jak pierwszy raz, dotarło do ciebie moje wyznanie miłości; ten moment, kiedy przyjmując moje Ciało przeczułeś jak wielką tajemnicę kochającego serca kryje w sobie ten dar".
Pierwszym krokiem w głębszym przeżywaniu i rozumieniu Mszy jest zgoda na własną obecność odpowiedź na zaproszenie Pana.
2. ROZMOWA
Jednym z piękniejszych doświadczeń, jakie przyniosło mi życie w zakonie była szczera i głęboka rozmowa ze szczególnie mi bliskimi ludźmi. To wspaniałe móc rozmawiać z przyjacielem, zwłaszcza jeżeli serca są złączone w tej samej miłości do Boga. Święty Augustyn opisuje jedną z takich urzekających chwil, którą przeżył podczas ostatniego spotkania ze swą matką: "Gdy nadszedł dzień, w którym miała odejść z tego życia, zdarzyło się, że staliśmy tylko we dwoje [...]. W odosobnieniu rozmawialiśmy jakże błogo. Zapominając o przeszłości, a wyciągając ręce ku temu, co było przed nami, wspólnie zastanawialiśmy się nad tym, czym będzie wieczne szczęście zbawionych. I jeszcze wyżej wstępowaliśmy rozmyślając i mówiąc z zachwytem o Bożych dziełach. I gdy tak w żarliwej tęsknocie mówiliśmy o tej krainie, niewyczerpanej obfitości, gdzie na wieki karmisz Izraela pokarmem prawdy, dotknęliśmy jej na krótkie mgnienie całym porywem serca...".
Msza Święta jest taką właśnie przyjacielską rozmową z Panem Bogiem, w której ogromną rolę odgrywa umiejętność słuchania (na marginesie mała scenka o tym jak niecodzienna to umiejętność: opowiadali mi zakonni współbracia o pewnej wakacyjnej przygodzie, kiedy to dyskutowali przy ogniskują przysłuchiwał się temu mały chłopak. Po chwili przyprowadził tatę, który tak wyjaśnił swoją wizytę: "Przybiegł do mnie syn i mówi, że przy ognisku siedzą dziwni panowie; jak jeden mówi to reszta słucha..."). Jeżeli sporo osób nudzi się na Mszy, dzieje się tak między innymi dlatego, że mają zamknięte uszy na to, co Bóg z miłością mówi w swoim Słowie i o co Kościół modli się liturgicznymi tekstami; nie potrafią słuchać.
Bogactwo treści specjalnie dobranych na daną niedzielę czytań jest ogromne Teksty Pisma świętego łączy zawsze wiodący temat, który jest rozwijany jak piękny utwór muzyczny. Ton Bożej melodii podaje fragment ze Starego Testamentu. Psalm podchwytuje go i rozwija w swojej opowieści, a pełnię brzmienia osiąga w Ewangelii. Nawet jeśli kazanie nie zawsze umiejętnie wprowadza w ów przedstawiany temat, nic nie stoi na przeszkodzie, by ogarnąć go samemu własną wrażliwością.
Bóg, który nas poucza swoim Słowem, zachowuje się jak ktoś umiejętnie wprowadzający w rozległą dziedzinę wiedzy. Nie mówi wszystkiego na raz, nie wysypuje na mała grządkę całego worka ziarna, ale podrzuca nam małe ziarenka swojej mądrości. Mówi do nas: "Dzisiaj pomyślmy i porozmawiajmy o przebaczeniu. Następnym razem chcę wam opowiedzieć o cierpliwości". Warto również z wewnętrznym wyciszeniem wsłuchać się w modlitwy używane podczas Eucharystii. Najstarsze z nich mają swe korzenie w religii naszych starszych braci Żydów, wiele sięga w początki Kościoła, jego pierwszych wspólnot. Wszystkie zaś są zapisem coraz głębiej rozumianej tajemnicy wyznawanej wiary w kochając go nas Boga. Ci, którzy skarżą się na nieumiejętność sformułowania przed Bogiem własnej modlitwy, niech zaczną wykorzystywać bogate tworzywo wypowiadanych przez Kościół podczas Liturgii słów miłości i wiary.
Rozmowa przyjaciół nigdy nie jest monologiem. Podczas Mszy Świętej odbywa się niemal nieprzerwany dialog. Znajduje on swój wyraz w kilkakrotnie powtarzanych zwrotach: "Pan z wami", "I z duchem Twoim". W trakcie Modlitwy Eucharystycznej dialog ten jest nieco bardziej rozbudowany: "W górę serca", "Wznosimy je do Pana". "Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu", "Godne to i sprawiedliwe".
Dialog jest również obecny podczas czytania Słowa Bożego, kiedy Psalmem odpowiadamy na to, co usłyszeliśmy z fragmentu Starego Testamentu.
Najdonioślejszą jednak odpowiedzią, jaką dajemy Bogu w naszej z Nim rozmowie jest "amen", wypowiedziane w obliczu Jezusa, który nam się powierza w komunii świętej: "Ciało Chrystusa", "Amen". Bardzo często między ludźmi rozmowa prowadzi do podziału i konfliktu. Rozmowa z Bogiem, która dokonuje się we Mszy, kończy się głębokim zjednoczeniem i niewyobrażalną bliskością.
3. BOSKIE LEKARSTWO
Ojcowie Kościoła, chrześcijańscy pisarze pierwszych wieków, lubili dla wyjaśnienia tajemnicy Eucharystii porównywać ją do lekarstwa. Święty Augustyn mówi w swoim kazaniu do nowoochrzczonych, mających za chwilę w pełni uczestniczyć we Mszy Świętej: Pojmiecie co znaczy ów wielki i Boski Sakrament, tak wspaniałe i czyste lekarstwo.
Gdy wybieramy się na Eucharystię, warto jest sobie wyobrazić, że wchodzimy w uzdrawiającą obecność Pana: Jego dobre Słowo jest kojące, przywraca pokój, radość i nadzieję. Gdy jako wspólnota trwamy na modlitwie, Duch Święty, który nas jednoczy leczy rany podziałów, niezgody i izolacji. Wreszcie Ciało Jezusa Najświętszy Sakrament uzdrawia nas z niewiary i poczucia oddalenia od Boga. Słowa o uzdrowieniu, którego dokonuje udzielający nam się Pan pojawiają się co najmniej w dwu miejscach. Przed przyjęciem Komunii mówimy: Panie nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja. Tuż po tym wyznaniu, kapłan w osobistej modlitwie przed spożyciem Ciała i Krwi Pana mówi szeptem ( szept oznacza czułą rozmowę): Niech przyjęcie Ciała i Krwi Twojej nie ściągnie na mnie wyroku potępienia, lecz dzięki Twemu miłosierdziu niech mnie strzeże oraz skutecznie leczy moją duszę i ciało. Przypowieść o Dobrym Samarytaninie może być odczytana jako opis spotkania ze Zbawicielem, kurującym nas podczas Eucharystii. Bohater przypowieści obmywa winem i oliwą człowieka pobitego przez zbójców. Oliwa i wino były wówczas najbardziej dostępnymi środkami farmaceutycznymi dezynfekującymi. Dobry Samarytanin wyobraża samego Jezusa, który już nie winem, ale drogocennym lekarstwem swojej krwi (pod postacią wina) leczy nasze rany. Zawozi następnie do gospody, którą jest Jego Kościół, aby tam dopełnić swej troski.
Właśnie my jesteśmy ludźmi pobitymi przez zbójców. Ledwo trzymamy się na nogach w drodze do Boga Miłości, poobijani i posiniaczeni przez własne niewierności i potknięcia. Pali nas gorączka przeróżnych złych skłonności: jeśli, na przykład, ktoś za bardzo przyzwyczaił się do kłamstwa, albo nie potrafi zapanować nad niszczącym innych gniewem, bądź trawi go chorobliwa ambicja,. Wszystko to oznacza wewnętrzne spustoszenie duchowego organizmu spowodowane przez grzech.
Często kroki naszych decyzji są niepewne, gdyż jesteśmy z lekka ogłupiali mnóstwem opinii, apodyktycznych sądów, sprawiających zamęt i oszołomienie: co właściwie jest prawdą, dobrem i czy w ogóle możliwe jest godziwe życie w wierności nauce Mistrza?
Nasze serce nie jest w stanie bić spokojnym, równym rytmem miłości do Pana, bo choruje na niedowierzanie Miłości. Trudno uniknąć owej choroby żyjąc pośród ludzi, którym Jego Imię jest obce, obojętne, albo budzące poczucie zagrożenia. Taki jest nasz żałosny stan wędrowców pobitych przez zbójców. Leżymy przy drodze, a niewielu przechodzących obok kwapi się z pomocą. Ilekroć gromadzimy się na Eucharystii, może się dokonywać uzdrowienie naszych myśli, pragnień, woli i wiary. Bowiem On sam zobaczył nas, wzruszył się, podszedł, "przyjmując postać sługi" i ogarnął swoją bliskością Na Mszy zostajemy otoczeni Jego ramionami, czujemy, że jest: słyszymy Słowa! Właśnie dzięki tej bezpośredniości wypowiadanego Słowa oraz znaków niosących Żywą Obecność, możemy stopniowo doznawać uzdrowienia. Powoli dochodzić do siebie, aby widzieć, słyszeć, odczuwać i kochać Boga. Czy może się ostać choroba naszej niewiary w Jego nieskończoną miłość, kiedy On sam wydaje się w nasze ręce? Czy można nie pokochać niewinnego Baranka, który zraniony przytula się do zagubionego człowieka? Jak może nadal nas trawić gorączka podejrzeń, że Bóg chce nas zagarnąć i bezpardonowo sobie podporządkować, skoro pozwala samego siebie spożyć, przyswoić, zjeść?
Msza Święta jest wielkim, Boskim Lekarstwem. Jest to czas przebywania w uzdrawiającej Obecności Pana, który nam konającym grzesznikom przywraca pełnię życia. Bo nie potrzebują Lekarza zdrowi, ale ci którzy się źle mają.
4. NIEZWYKŁY POCAŁUNEK
Szukając zrozumienia Eucharystii, największego daru Pana Jezusa, w którym ofiarowuje nam siebie samego, warto przejść krok po kroku całą drogę, po której On do nas biegnie. Od jakiego zatem gestu zaczyna się Eucharystia? Najczęściej dawana spontanicznie odpowiedź brzmi: znak krzyża. Nie jest to jednak prawdą. Najpierw ksiądz wraz z asystą, czyli wszystkimi, którzy mu towarzyszą, zmierza do ołtarza i składa na nim pocałunek.
Dobrze jest kilka razy powtórzyć sobie to niezwykłe spostrzeżenie: początkiem spotkania z Panem na Jego uczcie jest pocałunek! W progu swojego domu, On przytula każdego z gości i z miłością całuje. Z jaką radością i uwagą ci, którzy przyszli na Eucharystię powinni patrzeć, gdy w ich imieniu kapłan muska ustami Pana. Tak, Pana, gdyż ołtarz to nic innego jak jeden z wielu sposobów Jego obecności. Podobnie jak uniesiony szczęściem ojciec z przypowieści Jezusa, rzuca się powracającemu dziecku na szyję i obsypuje pocałunkami podobnie czyni Bóg. Jego radość nie ma granic.
Jaką jeszcze prawdę odsłania przed nami znak rozpoczynający Eucharystię? Wszystko, co będzie się działo na ołtarzu, mamy traktować jako Obecność Ukochanego. Nie przychodzimy na jakieś tam nabożeństwo, lecz po to, by spotkać Boga, który jest miłością i samego siebie oddaje w nasze ręce. Pocałunek ołtarza, składany przez kapłana w imieniu całej wspólnoty jest preludium wprowadzającym w spotkanie Oblubieńca z Ludem, który Pan uznaje za swą Oblubienicę. Eucharystia to "Pieśń nad Pieśniami", miłość ponad wszelkie miłości, zjednoczenie ponad każdą jedność, spotkanie nieporównywalne z żadnym innym. Pocałunek, jak pisze Francois Varillion, to bardzo piękny symbol miłości, gdyż jest znakiem wiary w dar i przyjęciem tego daru. Pocałunek nie może być naprawdę dany jeśli nie jest przyjęty. Marmurowy posąg i martwe usta nie przyjmą pocałunku, usta muszą być żywe. A żywe usta to te, które dają i przyjmują równocześnie. Pocałunek jest wymianą oddechów, znakiem wymiany naszych głębi: moje tchnienie wnosi mnie w ciebie, a i ciebie w siebie wdycham w taki sposób, że jestem tobą, a ty jesteś mną.
Swoją drogą jak szalenie trudno zrozumieć wymowę tego cudownego znaku komuś, kto nadużył go w swoim życiu: poprzez szczeniacką ciekawość, kiczowatą czułostkowość, albo łapczywość w poszukiwaniu nowych doznań.
Na Eucharystii nudzą się głównie ci ludzie, którzy nie złożyli razem z księdzem pocałunku: nie uświadomili sobie zaraz na początku, że stoją przed kochającym Bogiem. Msza będzie kiepskim teatrem dla każdego, kto nie poczuje się obdarowany miłością niosącą życie.
Trzeba mieć przebudzone pocałunkiem serce, aby zrozumieć znaczenie następnego gestu, obecnego na początku Liturgii. Objawiająca się Miłość ma Imię. Stajemy wobec Ojca, Syna i Ducha Świętego. Cała Trójca Święta jest zaangażowana w nasze zbawienie. Ojciec wraz z Duchem wypowiadają do każdego z nas Słowo Ich miłości Jezusa.
Słowo, zdławione przez śmierć, krzyczy swoim milczeniem na krzyżu, głosząc potęgę miłości Stwórcy do zagubionego stworzenia.
Każda Eucharystia jest spotkaniem posłanego przez Ojca Jezusa, abyśmy wypełnieni Jego Duchem mogli powrócić w dziecięcych podskokach do Taty (Abba które pozwala nam wypowiadać Duch Święty oznacza właśnie czułe, pełne bezpośredniości "tatusiu"). Msza Święta to przebywanie z Bogiem, który dał się nam poznać jako kochający Ojciec, bliski nam Jednorodzony Syn i wewnętrznie przemieniający nas Duch Święty. Wypowiadając Imię Trójcy Świętej mówimy do Boga Niech się stanie to co zostało objawione w Twoim Imieniu: Ojcze uczyń nas swoimi dziećmi, Jezu upodabniaj nas do Siebie, przez wszystkie dary, które przynosisz Ty, Duchu Święty!
Przychodzimy na Mszę Świętą nie po to, aby się pomodlić, ani też by odprawić niedzielne nabożeństwo. Gromadzimy się, by wołać w Duchu Świętym do Ojca, błagając o Jego Syna, naszego Zbawiciela. Prośba ta zostaje wysłuchana, bo Jezus naprawdę przychodzi: najpierw w Ewangelii, swojej radosnej Nowinie, a potem w swoim Ciele i Krwi. Jezus przychodzi, ale Jego droga wiedzie przez krzyż, stąd właśnie ten znak na początku Mszy.
5. ZNAK KRZYŻA
Każdy początek jest szalenie ważny. Nasze nastawienie na samym wstępie Mszy świętej może zadecydować o tym jak ją przeżyjemy. Pierwszy gest pocałunek ołtarza, wprowadza nas w atmosferę miłości. Zaraz potem pojawia się znak, który każe nam porzucić wszelkie wyobrażenia o Mszy, jako pewnym religijnym obrzędzie, odprawianym wobec Wielkiej, Bezimiennej, Boskiej Mocy. Mianowicie czynimy znak krzyża wypowiadając Imiona Boga. Pryska anonimowość. Stajemy bowiem w obliczu kochającego nas Ojca, który daje nam się poznać i pokochać przez swego Syna, a miłość i poznanie jest możliwe dzięki zamieszkującemu w nas Duchowi. A zatem już nie tylko miłość, ale miłość do Boga, którego znamy z Imienia.
Msza Święta to przebywanie z Bogiem, który dał się nam poznać jako kochający Ojciec, bliski nam Jednorodzony Syn i wewnętrznie przemieniający nas Duch Święty. Wypowiadając Imię Trójcy Świętej mówimy do Boga: "Niech się stanie to co zostało objawione w Twoim Imieniu. Ojcze uczyń nas swoimi dziećmi. Jezu upodabniaj nas do Ciebie; przez wszystkie dary, które przynosisz Ty, Duchu Święty".
Celem Mszy Świętej nie jest ani pomodlenie się, ani odprawienie niedzielnego nabożeństwa, lecz prośba zanoszona w Duchu Świętym do Ojca, aby dał nam swojego Syna. I prośba ta zostaje wysłuchana, bo Jezus naprawdę przychodzi najpierw w Ewangelii, swojej radosnej Nowinie, a potem w swoim Ciele i Krwi. Jezus przychodzi, ale Jego droga wiedzie przez krzyż, stąd właśnie ten znak na początku Mszy.
Pan jest z nami, aby udzielać nam swojego życia. Tym życiem jest miłość Ojca, Syna i Ducha Świętego dzięki ofierze na krzyżu Jezusa Chrystusa.
6. POPĘKANE NACZYNIE
Warunkiem trwania i rozwoju miłości jest umiejętność mówienia przepraszam. Chodzi o sztukę dawania sobie nawzajem prostych znaków, które mówią: "Żałuję tego, co się stało. Wybacz, że cię zraniłem".
Nie da się uniknąć pewnych drobnych, czy poważniejszych zranień, bo jesteśmy ludźmi, a nie Aniołami, ale można nie dopuścić, by przez te pęknięcia uciekała miłość. Bardzo często ludzie oddalają się od siebie dlatego, że nie umieją przyznawać się do popełnionych błędów.
Jak bowiem można budować wspólnie coś sensownego, gdy ma się świadomość omijanych problemów i spraw, które dzielą. Gdy czujemy się winni z jakiegoś powodu wobec bliskiego nam człowieka, ale sprawa nie została załatwiona, nie było żadnej próby rozmowy, wtedy raczej unikamy wspólnych spotkań. Z czasem nawet mała szczelina niezaleczonych urazów, może urosnąć do rozmiarów przepaści obojętności. Tutaj właśnie, między innymi, należy szukać przyczyny łatwego opuszczania Mszy, albo obojętnego w niej uczestniczenia.
Stąd też ma ogromne znaczenie, aby szczerze na samym początku każdej Eucharystii, po pocałunku ołtarza i znaku krzyża, uznać przed Panem wszelkie braki i niedoskonałości w naszej miłości do Niego.
Chodzi o odkrycie, że jesteśmy popękanym naczyniem, w które Bóg chce wlać swój drogocenny napój. Zanim to nastąpi, naczynie musi zostać uszczelnione i wytarte z kurzu. Taką właśnie rolę pełni akt skruchy we Mszy Świętej, który wyraża się spowiedzi powszechnej wszystkich zebranych w Kościele. Gdy mówimy Panie zmiłuj się nad nami, prosimy o dary Jego miłosierdzia: zarówno o zreperowanie uszkodzonego dzbanka, jak i wypełnienie go Bożym życiem.
Tam, jednak, gdzie mamy do czynienia z nie tyle popękanym, co całkiem rozbitym naczyniem, potrzebna jest dużo poważniejsza naprawa, która dokonuje się w spowiedzi. Ręczne, precyzyjne sklejanie. Ilekroć świadomie czynimy szalony krok zerwania więzi wiary i miłości do Boga przez ciężki grzech, nadajemy się do gruntownej renowacji, dokonującej się w konfesjonale. Uznaniu przed Bogiem własnych, codziennych słabości i grzeszności towarzyszy gest bicia się w piersi. Dla zrozumienia wymowy tego znaku dobrze jest przypomnieć sobie chwile, kiedy gwałtownie waliliśmy w drzwi czyjegoś domu, albo pokoju, bo ów człowiek był nam w danej chwili szalenie potrzebny. Podobnie w chwili, gdy usiłujemy stanąć w prawdzie przed Bogiem, potrzebna jest nam na gwałt wewnętrzna wrażliwość. Konieczne jest przebudzone, wyrwane z uśpienia sumienie, czyli rzeczywiste przejęcie się naszymi brakami w miłości do Boga. Przy czym nie najważniejsze są tu uczucia, co raczej jasna świadomość zaniedbań, bylejakości i lekceważenia w naszej wierze.
Szalenie istotnym warunkiem głębokiego spotkania z Chrystusem podczas Mszy jest dobrze przeżyty akt skruchy: wypowiedzenie pełnego żałującej miłości Przepraszam, do Pana Boga.
7. "SŁUCHAJ IZRAELU"
Moje nawrócenie było związane ze spotkaniem protestantów. Pewien sympatyczny człowiek w eleganckim garniturze wręczył mi Biblię, mówiąc: Weź tę książkę i czytaj samodzielnie, a zobaczysz swoją wiarę w całkiem innym świetle. Tak zaczęła się w zupełnie nowy sposób moja przygoda z chrześcijaństwem. Codziennie tamtym czasie chodziłem na Mszę Świętą głównie po to, by słuchać czytanego Słowa Bożego. Zanim odkryłem Obecność Jezusa odzianego w pokorne szaty chleba i wina urzekł mnie Jego Głos, przemawiający do mnie. Pismo Święte niezwykle pociągający świat, Tajemniczy Ogród, w którym przechadza się Pan. Kto raz znalazł się w tym świecie, niełatwo go opuści. Bogactwo owego ogrodu staje przed nami otworem, gdy podczas Eucharystii czytamy Księgę Życia.
Czym właściwie jest Biblia? Najpierw warto sobie uzmysłowić, że okres jej powstawania obejmuje kilkanaście wieków. Szmat czasu niewiarygodnej przygody, kiedy Bóg stopniowo odsłaniał swoją twarz w historii Ludu, który sobie wybrał. Wszystko zaczęło się właśnie od wybrania propozycji, aby pójść razem w drogę: Izrael i Jego Pan. W trakcie tej wędrówki przez wieki ludzie pojmowali coraz więcej z tajemnicy Boga, który dawał się poznać poprzez to, co czynił i mówił. Ci o najwrażliwszym sercu, przekazywali przychodzącym po nich wszystko, co zdołali zrozumieć z wielkości, dobroci, miłosierdzia Tego, który ich prowadził jako Wierny Opiekun. Dokonywało się to najpierw poprzez słowo mówione, opowiadanie o dziełach Pana, a dopiero później w formie dokumentów pisanych.
Zdumiewający jest fakt, że Bóg wydał swoją tajemnicę tak różnorodnej wrażliwości poszczególnych ludzi, pozostawiając im wolność wyrazu poznanej prawdy. Każdy z tych, których On wybrał mówił, czy pisał o odkrywanym Bogu na swój sposób. Jedni czynili to opowiadając o ważnych, milowych wydarzeniach z życia Ludu prowadzonego przez Pana: Przymierze z Abrahamem, Wyjście z Egiptu, Wędrówka przez pustynię, zdobywanie Ziemi Obiecanej, Narodzenie, Życie, Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa, Dzieje Kościoła. Inni sięgali po fikcję literacką, aby za pomocą barwnych opowieści przekazać to, o czym zostali pouczeni przez Boga. Ludzie, których nazywamy prorokami głosili usłyszane wprost od Pana słowa Jego pouczenia, miłosierdzia, gniewu z powodu czynionego zła, obietnic pełnych nadziei. Znajdziemy też w Biblii mnóstwo poezji, bo tam, gdzie jest miłość musi pojawić się i wiersz.
Wiele kart Księgi pulsuje modlitwą, która jest najszerzej otwartym oknem do serca oświeconego Wieczną Prawdą. Wszystkie te drogi ujawniania tajemnicy Boga, zwieńczone powstaniem jednej Księgi, były objęte Jego dyskretną i mocną opieką. Wszystko po to, by słowa zapisane w Biblii niosły najczystszą prawdę o Panu Bogu.
Raz jeszcze uświadommy sobie, że ta właśnie Objawiona Prawda nie została wyrażona w jakichś naukowych terminach, ani nawet w formie tajemniczo niezrozumiałego języka, do którego dostęp mieliby jedynie wybrani. Na kartach Biblii jest samo życie; ludzie rodzą się, walczą, kochają, zdradzają, przebaczają, płaczą, skaczą ze szczęścia, żenią się, wychodzą za mąż, mają dzieci, wreszcie spotyka ich śmierć. Te zwykłe i niezwykłe doświadczenia, Bóg uczynił miejscem ujawniania siebie samego. Nasze zrozumienie, zachwyt i posłuszeństwo Słowu Boga będą możliwe tam, gdzie nauczymy się go słuchać, pozostając wrażliwi na wydarzenia naszego życia. Gdy z większą uwagą będziemy śledzić to, co niesie codzienność, łatwiej dotrze do nas Światło. Bowiem i my jesteśmy prowadzeni przez Pana, a w trakcie tej drogi On stopniowo się nam objawia. Dla ludzi, mających kontakt z samymi sobą, i otwarte serca poszukujące sensu i światła, Biblia może stać się pomocą w spotkaniu Boga.
Bóg mówi do nas podczas Mszy Świętej przez swoje Słowo. Przez wieki formowania się Biblii zatrudnił On tak wielu różnych pośredników swego Objawienia, aby dotrzeć do każdego, kto będzie szukał Prawdy sięgając po tę niezwykłą Księgę.
8. WIERZĘ!
Któregoś roku na pielgrzymce hipisów pewien chłopak, lubujący się w prowokacjach, wyraził poważną wątpliwość odnośnie istnienia subkultury dzieci Kwiatów. Zrobiła się straszna burza. Ludzie jeden przez drugiego mówili: " Jak to nie ma, a my kim jesteśmy? Przecież mamy swoje zasady postępowania, swoje ideały: pokój, miłość, wolność".
Tak już jest, że ilekroć ktoś zakwestionuje ważny wymiar naszego życia, coś bliskiego sercu, stanowi to mobilizację do jasnego sformułowania zagrożonych postaw i wartości. Gdy człowiek nie jest zmuszony się bronić, nie troszczy się tak bardzo o nazywanie swoich ideałów.
W bardzo podobny sposób reagowali chrześcijanie, gdy chodzi o ich stosunek do wyznawanych prawd wiary. Dopóki nikt nie podważał ich fundamentalnych przekonań po prostu nimi żyli. Problem zaczynał się w momencie, gdy nagle ktoś powiedział: nie macie racji wierząc w Chrystusa jako Boga, bo On wcale Bogiem nie jest. Źle interpretujecie Pismo popadając przez to w błąd. Moje odczytanie Objawienia jest właściwsze i dobrze zrobicie idąc za wskazaniami, które daję. W takim momencie wszyscy czuli, że ich tożsamość jako chrześcijan zostaje zachwiana. Stawali wobec doktryny, która w ewidentny sposób podcinała korzenie Ewangelii, za którą poszli. Sztandar który prowadził ich na polu walki o zbawienie nagle niebezpiecznie się zachwiał pod wpływem fałszywej doktryny.
Natychmiast zwoływano Sobór, aby jednoznacznie określić postawę Kościoła wobec pojawiającego się błędu i z mocą, ogłosić wyznawaną prawdę. Trzeba było czarno na białym stwierdzić: Taka właśnie, a nie inna, była i jest nasza wiara!
Takich historycznych momentów w dziejach Kościoła było co najmniej kilka. W niniejszy sposób powstawał krótko i jasno sprecyzowany zbiór najistotniejszych prawd wiary, który zyskał miano chrześcijańskiego "Credo".
Ów zbiór znalazł swoje miejsce we Mszy Świętej. Z euforii, uśpienia, albo rozdrażnienia wywołanego kazaniem zostajemy wyrwani wezwaniem: wyznajmy naszą wiarę. Moment, kiedy wypowiadamy najważniejsze prawdy naszej wiary, ma nam wyznaczyć azymut wędrówki za Bogiem, który nam się Objawił w Chrystusie. Dzięki "Credo" wiemy jak czytać i rozumieć Pismo Święte, prowadzące nas do Zbawiciela. Otóż ten skrót wiary jest jak mapa turystyczna w górach, która wyznacza właściwe i bezpieczne szlaki. Lektura Biblii nie może doprowadzić nas do uznania, że na przykład Pan Jezus nie jest prawdziwym Bogiem. Ta ścieżka w górach jest zwodnicza i kończy się przepaścią. W taki sam sposób powinniśmy osunąć na bok wniosek z osobistej lektury Biblii, który skłaniałby nas do myślenia o więzi z Jezusem jako czymś wyłącznie prywatnym. Bo przecież Wierzę w Kościół Święty i świętych obcowanie. Podobnie wszystkie fragmenty Biblii powinniśmy odczytywać w świetle chrześcijańskiego wyznania wiary, które jest dla nas nieomylnym drogowskazem do Bożej prawdy.
Credo nie znalazło się przypadkiem we Mszy Świętej, która jako całość jest pieśnią uwielbienia i dziękczynienia dla Boga. Gdy bowiem uroczyście wypowiadamy słowa zawierające najważniejsze prawdy wiary, to tak jakbyśmy z radością oglądali mieniący się naszyjnik z najcenniejszych pereł podarowane przez Ukochanego.
Na koniec jeszcze mała anegdota. Kiedyś pewien starszy już ksiądz tłumaczył mi dlaczego Credo następuje właśnie po kazaniu: Bo widzisz, nawet jeśli to, co wygłosi ksiądz gruntownie zniechęciłoby cię do pójścia za Jezusem, to masz mocny punkt oparcia: Wiara Kościoła. Kiedy kaznodzieja nagada głupot, z ulgą wyznaj: A ja jednak wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego...
9. OFIARA STWORZENIA
Warto sobie uświadomić dość oczywistą w sumie prawdę, że największe wzloty naszego ducha, najwspanialsze wyżyny mądrości, najbardziej imponujące szczyty intelektu są związane z całym ogromnym kosmosem, ze światem przyrody. Nie tylko myślimy, kochamy, modlimy się, ale również jemy, oddychamy, trawimy, wchłaniamy ciepło, krótko mówiąc funkcjonujemy jako żywe fizyczne organizmy. Jesteśmy częścią przyrody, współtworzymy ją i dzięki niej istniejemy.
Ten współistotny nam świat jest nam dany jako prezent, ale o tyle nietypowy, że wymaga z naszej strony dużych inwestycji. Każdy dzień jest podejmowanym na nowo trudem przetwarzania świata, w którym żyjemy. Cokolwiek znajduje się na naszym stole, w czymkolwiek my znajdujemy schronienie i bezpieczeństwo ubranie, domy, światło, woda w kranie jest owocem połączonych wysiłków przyrody i twórczej pracy człowieka.
Dlatego też, Kiedy podczas Mszy Świętej stajemy przed Bogiem składamy mu w ofierze nie tylko nasze serca, myśli, pragnienia, to co duchowe, ale też wszystko, co nas materialnie, fizycznie współtworzy, a co z kolei w naszych rękach ulega przemianie. Gdy następuje moment ofiarowania na Eucharystii, kapłan wznosi chleb i wino wypowiadając słowa: "Błogosławiony jesteś Panie Boże wszechświata, bo dzięki twej hojności otrzymaliśmy chleb, owoc ziemi i prac ludzkich. Tobie go przynosimy, aby stał się dla nas chlebem życia." Następnie "Błogosławiony jesteś Panie Boże wszechświata, bo dzięki Twej hojności otrzymaliśmy wino, owoc winnego krzewu i pracy rąk ludzkich. Tobie je przynosimy, aby stało się dla nas napojem duchowym."
A zatem świat przyrody uczestniczy w naszym ludzkim spotkaniu z Bogiem. Nie jest gdzieś obok, jak roboczy drelich, którego używa się jedynie do gorszych, mniej szlachetnych robót. Bo to właśnie owoc ziemi i prac ludzkich zostanie przemieniony w Ciało i Krew Jezusa Chrystusa. Chleb i wino wezmą udział w niezwykłym wydarzeniu `pełnego miłości zjednoczenia człowieka z Bogiem.
10. TAJEMNICA KROPLI WODY
W momencie składania Bogu darów na Mszy Świętej ma miejsce niepozorny gest, pełen głębokiego znaczenia: mała kropla wody zostaje zmieszana z winem w kielichu. Staje się winem, zostaje w nie przemieniona.
Inaczej jest, gdy czasem do kielicha wpadnie na przykład mucha. O ile uda się jej ujść z życiem nadal pozostaje tym, czym była przedtem. Co najwyżej pachnie inaczej, ma sklejone skrzydła i z lekka powiększony brzuszek. Kropla zaś wody upodabnia się zaś do swojego nowego środowiska.
Jaka jest wymowa tej przygody, której doświadcza ta odrobina wody. Odpowiedź znajdziemy w słowach wypowiadanych przez kapłana podczas opisanej czynności: Przez to misterium wody i wina daj nam Boże udział w Bóstwie Chrystusa, który przyjął nasze człowieczeństwo. Te słowa mówią najpierw o Panu Jezusie. Kiedy przyjął On ludzkie ciało, to naprawdę stał się człowiekiem. Nie jest tak, że Bóg odwiecznie istniejący przykrył się jedynie tym, co ludzkie: ciałem, temperamentem, charakterem inaczej mówiąc był jak mucha pływająca w winie ale on naprawdę, jako Bóg, stał się człowiekiem.
I to samo ma się teraz dokonać w drugą stronę. Człowiek ma stać się Bogiem. W chrześcijaństwie nie chodzi w pierwszym rzędzie o to, by być lepszym, niż inni, człowiekiem. Naszym powołaniem jest mieć udział w Bóstwie Jezusa Chrystusa. On właśnie po to, przyjął nasze człowieczeństwo, by nas z sobą zjednoczyć. Po to zostaliśmy stworzeni przez Boga, żeby dzielić Jego życie: żeby Jego miłość przepływała przez nasze serca jak krew matki, która nosi w sobie poczęte dziecko. Nie jesteśmy jak małe karzełki, które niegdyś chował na swoim dworze potężny król, aby gdy ogarniała go nuda, lub podczas przyjęć zabawiały go swymi wygłupami. My jesteśmy dziećmi Boga, dziećmi króla, które mają udział we wszystkim, co do niego należy.
A ta tajemnica dokonuje się właśnie podczas Mszy Świętej. Przypomnijmy sobie jeszcze raz te ważne słowa: przez to misterium wody i wina daj nam Boże udział w Bóstwie Chrystusa. Ilekroć więc przyjmujemy komunię Świętą, jednoczymy się z Bogiem. A jest to możliwe dlatego, że On wcześniej zechciał zjednoczyć się z nami w osobie Jezusa Chrystusa.
11. ZACHWYT DZIĘKCZYNIENIA
Dzieci reagują na prezenty albo w taki sposób, że rzucają się na otrzymane, na przykład, puzzle i zaraz zaczynają je układać, albo rzucają się ojcu na szyję po czym razem zabierają się do zabawy.
Umiejętność dziękowania za to, co otrzymujemy jest świetnym sprawdzianem na ile kochamy darowane nam rzeczy, a na ile tego, kto je podarował.
Świat, w którym żyjemy jest prezentem od Pana Boga. W nim żyjemy, korzystamy zeń, przetwarzamy. Chodzimy po ziemi, oddychamy mniej, lub bardziej zanieczyszczonym powietrzem, pijemy wodę, grzejemy się w słońcu. Jemy płody ziemi, a ci którzy nie są wegetarianami również mięso. Przy odrobinie wrażliwości zachwycamy się górami, morzem, kwiatami. Jesteśmy obsypani Bożymi podarunkami.
I można korzystać z tego całego bogactwa, jak gburowaty żarłok, który pochłania wszystko, co jest na stole, potrząsając podwójnym podbródkiem.
Można jednak zachować się inaczej. Rzucić się na szyję Ojcu, który nas tak fantastycznie obdarował, i ukochać z wdzięczności.
Takiej właśnie postawy uczymy się na Mszy Świętej. Okazją jest niemal każda chwila spędzona przy ołtarzu, ale szczególnie ten moment, który nazywa się modlitwą Eucharystyczną. Greckie słowo Eucharystia oznacza właśnie dziękczynienie. Kapłan mówi: W górę serca, dzięki składajmy Panu Bogu naszemu. W górę serca oderwijmy je na chwilę od niedzielnego kotleta, który zaraz po Mszy zapachnie w naszej kuchni i pomyślmy o Tym, dzięki któremu ów kotlet może w ogóle zaistnieć.
Wiemy jednak że nie samym kotletem żyje człowiek. Wznosimy więc serca jeszcze wyżej, aż do serca Boga, który uzdolnił nas do miłości. Tam widzimy również, że Boże serce zostało zranione przez nasz egoizm, zazdrość, nienawiść, że zostało zdruzgotane na krzyżu za grzechy świata. Dziękujemy Mu za to, że pokonał te ciemności i zmartwychwstając przywrócił nam prawdziwe życie, które jest wieczne.
Te wszystkie niepojęte dzieła Boga opowiada modlitwa Eucharystyczna, która wprowadza nas w swój zachwyt zaproszeniem: dzięki składajmy Panu Bogu naszemu.
12. BÓG JEST ŚWIĘTY
Bóg jest Święty. Dlatego najpierw nas przeraża nas, którzy należymy do świata, który jest pełen pomieszania tego, co piękne i kiczowate, dobre i złe, prawdziwe i fałszywe. Należymy do świata, w którym cofa się raz wypowiedziane słowo, w którym w imię miłości krzywdzi się innych ludzi. Pan Bóg jest jednoznaczny, jest czystym Dobrem, Miłością, Prawdą, Oddaniem. Musi nas przerażać Jego Świętość, bo nieustannie cofamy się przed jednoznacznym opowiedzeniem się za Miłością, Prawdą. Równocześnie przeczuwamy, że jedynie życie święte czyli nie po łebkach, nie w okraku pomiędzy "tak" i "nie" wyłącznie takie życie może być spełnieniem. I dlatego Pan Bóg jest wiecznym szczęściem i pokojem, bo jest święty jednoznaczny w tym, co piękne i dobre, klarowny jak źródlana woda.
Taka świętość nie ma w sobie choćby cienia wyniosłości wobec tego, co pomieszane i zmącone. Swojej bowiem wielkości nie zawdzięcza przytłaczającej innych mocy, megalomanii, pogardzie i potępieniu, usuwających to, co niższe i gorsze w cień. Świętość Boga jest jak piękno matki oddanej bez reszty swojemu małemu dziecku. Jej miłość jaśnieje nad niemowlakiem poprzez proste czynności przewijanie kąpiel, karmienie. Święty Bóg nie gardzi, nie wstydzi się tego, co małe i pokorne. Uświadamiamy to sobie, gdy podczas Mszy śpiewamy hymn Święty, święty, Święty, Pan Bóg zastępów, pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej, Hosanna na wysokości. Błogosławiony, który idzie w Imię Pańskie. Pan idzie do nas nie w przytłaczającej wielkości, ale poprzez proste, zwykłe rzeczy: chleb i wino. Pan jest już bardzo blisko w swojej przejmującej odmienności od naszego poranionego grzechem świata, ale pojawia dyskretnie, jak potrafi to uczynić jedynie prawdziwa Świętość.
13. TAJEMNICA WIARY
Gabriel Marcel, niesamowicie ciekawy człowiek, filozof egzystencjalista, nawrócony na katolicyzm w wieku czterdziestu lat dokonał w swojej filozofii rozróżnienia pomiędzy tajemnicą a problemem. Otóż problem to jest jakaś zagadka, której chwilowo nie potrafię rozwiązać. Na przykład nie wiem jak zaprogramować video, na którym chcę nagrać ulubiony program w telewizji. Mogę jednak zapytać kogoś, kto potrafi obsługiwać to urządzenie i problem z głowy. Dopóki człowiek nie rozwiąże jakiegoś, tego typu problemu jest rozdrażniony i niespokojny. Pamiętam film animowany, kiedy główny bohater psotliwy kot przez kilkanaście minut usiłuje dobrać się do puszki z mielonką, wyczyniając z nią najprzeróżniejsze rzeczy, dopóki nie dopiął swego. Inaczej jest z tajemnicą. Nad nią w żaden sposób nie można zapanować. Oddzielić od siebie, przyjrzeć się wnikliwie i znaleźć rozwiązanie. Jeżeli na przykład umiera mi ktoś bliski i pojawia się dramatyczne pytanie: "dlaczego właśnie on, dlaczego teraz, tak młodo?". Tych pytań nie stawia się w taki sam sposób jak pytania o nieznane słowo w krzyżówce. One angażują całego człowieka, przechodzą przez jego serce. Stawiają też jego własne życie w innym świetle, bo również nad sobą odkrywa cień śmierci.
Zaraz po przeistoczeniu kapłan ogłasza zebranym na Mszy: Oto wielka tajemnica wiary! Ludzie odpowiadają: Głosimy śmierć Twoją Panie Jezu, wyznajemy Twoje Zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale. Już kilkanaście kolejnych czwartków usiłujemy pochylać się nad tajemnicą Mszy Świętej. Pamiętajmy jednak, że nie rozwiązujemy w ten sposób pewnej zagadki i w związku z tym nigdy nie zawołamy triumfalnie: Już wiem o co tu chodzi! Tajemnica Eucharystii nie da się rozstrzygnąć i oswoić. Możemy jedynie coraz bardziej pozwalać jej ogarniać nasze życie. Rzecz w tym, by uczestniczyć coraz bardziej świadomie i pokornie w tej tajemnicy, a nie więcej móc o niej powiedzieć. Ja próbuję ostatecznie zachęcić państwa do głębszego zaangażowania w to niezwykłe spotkanie, tak byśmy wszyscy nie tyle więcej wiedzieli, co byli gotowi przyjmować przemieniającą nas moc miłości Boga, który nam się tak pokornie oddaje.
14. MODLITWA WSTAWIENNICZA
Kiedy siedzimy razem na rodzinnej imprezie i cieszymy się sobą wspominamy również tych, którzy z jakichś powodów są przy stole nieobecni. W gronie spotykających się przyjaciół padają imiona ludzi, których brakuje do kompletu. Czasem ktoś powie, że znany pozostałym człowiek pozdrawia wszystkich bardzo serdecznie.
Bardzo podobnie dzieje się podczas Mszy Świętej, kiedy razem z Panem Jezusem, obecnym z nami w swoim Ciele i Krwi wspominamy naszych bliskich w wierze. Zaraz po przeistoczeniu następuje modlitwa wstawiennicza. Prosimy się za papieża, biskupów, kapłanów, wszystkich naszych braci i siostry, którzy rozsiani po całym świecie wierzą w Chrystusa i żyją Jego Ewangelią. Wspominamy również tych, którzy są już po drugiej stronie rzeczywistości żyją w zjednoczeniu z Bogiem. Myślimy także o naszych zmarłych, którzy doświadczają spotkania z Panem, uzdalniającym ich przez oczyszczającą miłość do przebywania z Nim twarzą w twarz. Wszyscy razem w tej nieogarnionej jedności cieszymy się Bogiem, naszym Ojcem, który nas gromadzi, uzdrawia, napełnia życiem. Jednocześnie jest to wstawiennicza modlitwa za cały Kościół. Jezus, który objawia swoją miłość poprzez ofiarę, jaką z siebie składa prowokuje nas do skierowania tej miłości do każdego, kto jej potrzebuje.
To jest ważna lekcja dla nas. Msza to spotkanie braci i sióstr, tych których widzimy (czasem czujemy) obok w ławce oraz wszystkich, którzy są gdziekolwiek indziej: na tym świecie, bądź już u Pana, w Jego domu. Jako wspólnota chrześcijan, uczniów Jezusa, Jego przyjaciele mamy o sobie pamiętać w modlitwie i dawać oparcie w miłości.
15. DOXOLOGIA
Przez ostatnie czwartki mówiłem o tych elementach Mszy, które noszą nazwę liturgii Eucharystycznej. Czyli wszystko to, co przygotowuje już bezpośrednio do Obecności Jezusa na ołtarzu pod postacią chleba i wina. Najpierw było to dziękczynienie za cały wszechświat jego dar, za miłość jaką nas obdarza. Potem uznanie Jego świętości, która pozostaje wielka, pomimo, że przejawia się przez proste rzeczy chleb i wino. Następnie powiedziałem o samej tajemnicy przemienienia złożonych darów, którą to tajemnicę możemy zgłębiać jedynie przez zrobienie jej miejsca w naszym życiu.
Przez cały czas, gdy dzieją się tak wielkie rzeczy szliśmy krok za krokiem za Bogiem, który z miłości do nas czyni to wszystko. Ojciec swoim wiecznym Słowem stwarza świat, dając go nam jako prezent, który ma nam służyć. Syn Boży, Jezus Chrystus wchodzi w ten nasz świat, który zachorował na zło i samego siebie oddaje w paszczę niszczącej wszystko śmierci, aby ją pokonać swoją mocą i dać nowe, Boże niezniszczalne życie. Duch Święty jest tym, który w nas to nowe życie wprowadza. Jest ożywiającym Wiatrem, przynoszącym wolność Jezusa. On też gromadzi nas we wspólnotę, podobną do tej jaka łączy Ojca, Syna i Ducha. Cała Trójca Święta jest zaangażowana w nasze zbawienie. Bóg całym sobą pragnie, byśmy stali się Jego dziećmi i przyjaciółmi. Dlatego widząc to wszystko uwielbiamy na koniec Liturgii Eucharystycznej Boga słowami wypowiadanymi przez kapłana: "Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, Tobie Boże Ojcze Wszechmogący w jedności Ducha Świętego wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków. Amen."
16. "OJCZE NASZ"
Ostatnim etapem we Mszy Świętej jest obrzęd komunii. Ale każdy, kto pragnie przyjąć Ciało Pana Jezusa, musi się do tego porządnie przygotować. Przez kilka najbliższych rozważań zobaczymy jakie struny naszego serca porusza Liturgia, aby otworzyć nas już bezpośrednio na spotkanie z Panem w Jego sakramentalnej obecności.
Najpierw zostajemy wezwani do najwspanialszej modlitwy chrześcijan, jaką jest "Ojcze nasz". Ta modlitwa mówi bardzo wiele o postawie, z jaką powinniśmy zbliżyć się do stołu, gdzie otrzymamy Eucharystię. Na początku mówimy słowa "Ojcze nasz", nie mówimy "mój Ojcze", ale wspólnie jako Jego dzieci, rodzeństwo wołamy z miłością do naszego taty. Pan Jezus przypomina nam, że poprzez komunię chce nas wzajemnie ze sobą jednoczyć, chce, byśmy tworzyli jedno ciało, Jego Ciało. Nikt z nas przecież nie przyjmuje innego kawałka Pana Jezusa, ale spożywamy ten sam Święty chleb. On pragnie tchnąć swoje życie, swoją Obecność w tę konkretną wspólnotę, która gromadzi się w Kościele. Dzieje się tak, jak w proroctwie Ezechiela, kiedy suche kości zostają obleczone ciałem i ożywione duchem. Jezus obleka właśnie nas, spożywających komunię swoim Boskim Ciałem, byśmy stali się jednym organizmem.
W niektórych Kościołach ludzie podczas tej modlitwy biorą się za ręce, aby pomóc sobie zrozumieć i odczuć, że razem, jako rodzinabracia i siostry.
Warunkiem jednak prawdziwej jedności jest wspólne uznanie Boga, jako najważniejszego dla nas. To co nas łączy jako chrześcijan jest postawienie na pierwszym miejscu samego Boga i Jego pragnień. Dlatego mówimy "Święć się Imię Twoje, przyjdź Królestwo twoje, bądź wola Twoja."
Wspólnie również wierzymy, że Jego miłość zadba o nasze codzienne potrzeby, cieszymy się Jego czułą opieką prosząc o chleb powszedni na każdy dzień.
Ale zdając sobie sprawę, jak w rzeczywistości bardzo jesteśmy podzieleni przez wzajemne urazy, wyrządzone sobie zło prosimy Ojca, żeby naprawiał to popękane naczynie przez wzajemne przebaczenie: Odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom".
Do komunii przystępujemy jako wspólnota, aby umocnić naszą jedność w Panu. Pomaga nam w takiej postawie modlitwa Ojcze nasz.
17. "PRZYJDŹ ZBAWICIELU!"
Co ważnego ma nam do powiedzenia Pan Bóg, gdy przygotowujemy się do przyjęcia komunii świętej? Zaraz po modlitwie "Ojcze nasz", kapłan prosi Boga słowami: "Wybaw nas Panie od zła wszelkiego i obdarz nasze czasy pokojem. Niech nas wspomaga Twoje miłosierdzie, abyśmy wolni od wszelkiego grzechu i bezpieczni od wszelkiego zamętu pełni ufności oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa".
Wspaniała modlitwa o to, by moc miłości, którą przyjmiemy w Eucharystii zburzyła wszelkie moce ciemności, które w nas mieszkają. Warto sobie uświadomić, że zło, którego doświadczamy, gdy ukazuje ono swoją ponurą twarz, wynurzając się z naszego wnętrza, to nie tylko tak zwane złe uczynki, które nam się przydarzają. Jesteśmy uwikłani w tę mroczną tajemnicę o wiele bardziej, niż myślimy. To, co słowa liturgii określają jako zamęt oznacza bezmiar splątanych intencji dobrych i złych; cała tą mieszankę mądrości i głupoty, czystości i egoizmu, obecnych w naszym postępowaniu I tej trującej mikstury nie potrafimy sami przedestylować i wyklarować. Nawet najgłębszy rachunek sumienia, to jedynie błysk zapałki, mrugającej w ręku człowieka zagubionego w ogromnej puszczy ogarniętej nocą. W świetle tego płomyka możemy co najwyżej zobaczyć jeden, z milionów splątanych korzeni, o który się potknęliśmy.
Dlatego właśnie, że jesteśmy tak nieszczęsnymi grzesznikami prosimy Jezusa o Jego zbawienie. Od Niego jedynie oczekujemy pełnej wolności i wewnętrznego pokoju. W komunii przyjmujemy Jezusa jako naszego Zbawiciela. I każda Eucharystia jest przybliżaniem się do spotkania Pana w Jego chwale, kiedy przychodząc na końcu czasów obdarzy nas pełną wolnością i niegasnącym światłem.
18. DAR POKOJU
Współczesna psychologia pomogła nam jasno nazwać jedno z najistotniejszych źródeł zatruwających nasze życie nerwic. Jest nim lęk przed odrzuceniem. Jeżeli rodzice nie okazują swojemu dziecku wystarczająco dużo miłości, akceptacji, bezinteresowności, mogą obudzić w nim niepokój, że nie zasługuje ono na ich miłość. Jeśli zbyt często syn, czy córka będzie słyszeć słowa: "Jak nie będziesz grzeczny, to mamusia nie będzie cię kochać", może coraz silniej przeżywać poczucie zagrożenia myśląc: nie jestem w stanie wywalczyć sobie miłości rodziców. Tacy ludzie muszą czasami czekać wiele lat, aby spotkać kogoś, kto ukocha ich na tyle mocno i bezinteresownie, że przełamie skurcz lęku oraz poczucia przegranej w walce o upragnioną miłość.
Tuż przed momentem komunii świętej Liturgia Mszy wprowadza nas w modlitwę o pokój. "Panie Jezu Ty powiedziałeś swoim Apostołom pokój zostawiam wam, pokój mój wam daję. Prosimy nie zważaj na nasze grzechy, lecz na wiarę swojego Kościoła i zgodnie z Twoją wolą napełniaj go pokojem i doprowadź do pełnej jedności". Następnie kapłan przekazuje pokój Jezusa słowami: "Pokój Pański niech zawsze będzie z wami" i prosi o wzajemne udzielenie sobie otrzymanego daru przez jakiś gest.
Możliwość przyjęcia Ciała Pana Jezusa, to wejście w bezmiar Bożej bezinteresowności. Bóg oddaje każdemu z nas całego siebie i bynajmniej nie żąda w zamian za to doskonałej nieskazitelności. Oddaje się ludziom słabym, oczekując jedynie, aby tej słabości nie próbowali ukrywać i usprawiedliwiać, lecz wyznali ją przed Nim. Ten największy dowód miłości, która nie limituje siebie w zależności od zasług, może wypełnić nasze serca głębokim pokojem. Może uwolnić nas od lęku przed odrzuceniem. Ten dar ma się stać udziałem wszystkich, którzy otaczają ołtarz. Jedni drugim okazujemy braterską miłość, która cieszy się drugim człowiekiem, zanim zechce go zmieniać. Tak zaczyna się prawdziwa jedność: gdy stajemy się wolni od lęku przed wzajemnym osądzaniem i potępieniem.
W obliczu największej miłości możemy doświadczyć kojącego pokoju, który dzielimy pomiędzy sobą.
19. BARANEK PEŁEN MOCY
Bóg, który nam się oddaje w Eucharystii jest zarazem potężny i łagodny. Nie musimy się Go bać, a zarazem wiemy, że mogą się Go lękać wszelkie moce ciemności. Przed samą już komunią świętą modlimy się słowami: Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata zmiłuj się nad nami [...] i obdarz nas pokojem. Co to za wspaniała prawda o naszym Bogu, który jest tak samo pełen mocy, jak łagodności. Delikatny Baranek druzgoczący potęgę zła. Nie przytłacza swoją mocą, ale przychodzi w lekkim powiewie swojej dyskretnej miłości. Potrafi jednak tą miłością stawić czoła władzy grzechu i śmierci, które się w nas rozpanoszyły. Bóg, który się z nami spotyka nie paraliżuje nas swoją wielkością. Porównanie Go do Baranka może nam pomóc polubić Jezusa, który jest piękny, ciepły, delikatny. Nie ma w Nim przemocy i gwałtowności. W spotkaniu z człowiekiem nigdy nie złamie jego wolności.
Jest on podatny na zranienie. Dał się poprowadzić na zabicie za nasze grzechy. Zamiast je potępiać, zaniósł na krzyż, a Jego śnieżnobiałe runo zabarwiła krew. W taki właśnie sposób zgładził grzechy świata. Nie ma większej potęgi nad miłość, która dyskretnie składa ofiarę, za ukochanego człowieka. Ciało tego Baranka przyjmujemy jako pokarm, aby Jego czuła i pełna mocy miłość odniosła w nas zwycięstwo: "Jeśli nie będziecie spożywać mego Ciała i pić mojej Krwi nie będziecie mieli życia w sobie (J 6, 53;13,8). Słowa te wypowiada prawdziwy Baranek Baranek, który naprawdę gładzi grzech świata. Ten, który sam jeden poniósł śmierć, aby cały rodzaj ludzki został ocalony"(Orygenes, O święcie Paschy, ks. II, 44. w: Pisma Paschalne, Wydawnictwo M Kraków 1994, s.43).
20. NIE JESTEM GODZIEN
Cała Liturgia Mszy zmierza do zjednoczenia się z Bogiem w Komunii Świętej. Kiedy wreszcie ma nadejść ta chwila modlimy się słowami: Panie nie jestem godzien abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja. Dla wielu ludzi słowa nie jestem godzien oznaczają: "nie przyjmę Jezusa w komunii, bo już dawno nie byłem u spowiedzi". Nie wynika z tego bynajmniej, że natychmiast udadzą się po przebaczenie w sakramencie pojednania. Jest to zachowanie podobne do człowieka, który mówi: "nie poproszę po raz kolejny mojego przyjaciela o pomoc, bo nadużyłem jego zaufania". Zamiast załatwić ten stary problem i naprawić zło, które się stało, na nowo odbudowując przyjaźń, taki człowiek pozostawia chorą sytuację i w imię fałszywie rozumianej lojalności nie prosi o potrzebną pomoc.
Fatalnie rozumiana "niegodność" w obliczu oddającego nam się w Eucharystii Jezusa, ma miejsce również wtedy, gdy ktoś czuje się zbyt mało święty, żeby przyjąć komunię. "No niby nic bardzo złego się nie stało, ale przecież tyle we mnie słabości, złych nawyków, złośliwości wobec innych. Jak mogę taki niedoskonały spożyć Ciało Jezusa." To jest postawienie sprawy na głowie. Bo właśnie dlatego, że jestem słabym grzesznikiem mam przyjąć Chrystusa w Jego Świętości i mocy.
Prawdziwy respekt i powaga wobec tego niezwykłego wydarzenia mojego zjednoczenia z Bogiem nie może więc polegać na odmowie przyjęcia tego daru w imię swoich grzechów. One są po to, żeby oddać je Panu w spowiedzi, a wszelkie ich pozostałości powierzyć Jego uzdrawiającej miłości.
Kiedy mówimy "Panie nie jestem godzien" powinniśmy przeżywać te słowa jako przypomnienie, że uczestniczymy w czymś porażająco wspaniałym. Ja, człowiek z krwi i kości, chodzący po ziemi, mam wejść w Nieskończoność samego Boga. Mam się zanurzyć w Oceanie Jego Świętości i Miłości, aby się w nim utopić, umrzeć i na najgłębiej ukrytym dnie odnaleźć nowe, Jego własne życie. Mam się stać świątynią Najwyższego, Jego domem. Jestem zaproszony do dzielenia życia z moim Stwórcą i Panem wszechświata. Ojciec wprowadza mnie słabego człowieka do swojego serca, abym tam zamieszkał, i by w moich żyłach popłynęła Jego krew. Taki cud nie może być traktowany jako banalna, tuzinkowa czynność, jak na przykład zjedzenie loda. I właśnie dlatego, świadomi ogromu wciągającej nas Tajemnicy, modlimy się z miłością i powagą: Panie nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona moja dusza. "Dzięki Tobie całe moje życie zostanie zbawione, uratowane i przemienione."
21. "AMEN"
Wielkim wrogiem dobrego uczestniczenia we Mszy Świętej jest bezmyślność, wyrażająca się między innymi w rutynowym powtarzaniu przewidzianych w Liturgii słów. Skutek jest taki, że Msza staje się odklepanym, odfajkowanym rytuałem. Tak, jak powiedział jeden z moich uczniów: "Na Mszę idzie się po to, aby mieć już to za sobą".
Jednym z bardzo zużytych przez rutynę słów jest "Amen". Chcę się nad nim zatrzymać w związku z odpowiedzią, jaką dajemy kapłanowi udzielającemu komunii świętej. Każdy zbliżający się w takim momencie do ołtarza słyszy słowa: "Ciało Chrystusa". Część ludzi w ogóle nic nie odpowiada, inni odruchowo pomrukują na takiej samej zasadzie jak kasownik mrugający czerwonym światełkiem, kiedy wsuwa się weń bilet. Inna sprawa, że ludzie niejednokrotnie nie mają czasu odpowiedzieć "amen", bo ksiądz rozdaje Ciało Pana Jezusa w imponująco expresowym tempie. Co powinno znaczyć nasze "amen" jako odpowiedź na usłyszane słowa, objawiające, że sam Jezus oddaje nam swe Ciało? Hebrajski źródłosłów oznacza: zaufać, powierzyć się, uznać prawdę. Coś niesamowicie dynamicznego, pełnego naszej inwencji. Jezus w Eucharystii biegnie do nas pokonując czas i przestrzeń, aby podarować swoje życie, siebie samego. Jest przed każdym z nas niecierpliwy i stęskniony. Jego nieskończenie otwarte serce chowa się z dyskrecją w białym chlebie, ale bije gwałtownie z miłości do nas. W momencie przyjmowania komunii powinno nam się udzielić coś z tej szalonej miłości Pana. Nie możemy mówić "amen", tak, jak grzecznościowo odpowiadamy "dzień dobry" sąsiadowi z bloku. Przyjmujemy Boga, tak bardzo kochającego, że w wypowiedzianym "amen" musi zabrzmieć rzeczywiście pełnia znaczenia tam ukryta: zaufanie, powierzenie siebie samego, uznanie w Jezusie Zbawcy, który za mnie właśnie wydał swe Ciało i przelał krew na krzyżu. Komunia to spotkanie dwu oddających się sobie nawzajem osób. Boga i mojej. Dlatego w "amen" powinno się wyrazić moje zaangażowanie, miłość i wiara, z jaką przyjmuję Jezusa.
22. OSOBISTA ROZMOWA
Kiedy jesteśmy na przyjęciu u bliskiej nam osoby i przychodzi czas życzeń, wtedy najpierw ktoś w imieniu zebranych wygłasza mowę pochwalną i składa życzenia. Potem wszyscy jednym głosem odśpiewują sto lat, niech ci gwiazdka pomyślności..., albo inny znany wszystkim prezent muzyczny. Następnie każdy osobiście podchodzi do solenizanta i zamienia z nim kilka ciepłych zdań, dziękując za zaproszenie i życząc wszystkiego co najlepsze. Niejednokrotnie już w trakcie przyjęcia co bliżsi znajomi dosiadają się do gospodarza, żeby porozmawiać w cztery oczy i cieszyć się jego świętem.
Podobnie dzieje się na Mszy Świętej. Kapłan w imieniu Kościoła uwielbia Boga i prosi o Jego łaskę dla zebranych. Wszyscy razem również poprzez śpiew i modlitwę dziękują Panu za Jego dobroć i cieszą się Jego obecnością. Ale jest również w trakcie Mszy miejsce na rozmowę w cztery oczy z Panem Jezusem. Na wyrażenie osobistej radości, życzeń, powiedzenie o tym, co słychać, co wydarzyło się dobrego, lub przykrego w ostatnim czasie. Jest miejsce na osobiste zwierzenia, czułe spojrzenie. Tym momentem jest chwila po przyjęciu Komunii świętej, kiedy można usiąść, czy klęknąć w ławce, zamknąć oczy i sam na sam pobyć z Panem. Ostatnio stwierdziłem, że nie jest wcale łatwo patrzeć drugiemu człowiekowi w milczeniu w oczy. Spojrzenie gdzieś samo ucieka. Podobnie nie jest wcale prostą rzeczą trwać przed Panem w ciszy, swoimi słowami dziękując Mu za Jego dar, za miłość. Ale bez takich intymnych chwil nie sposób przeżyć Mszy jako czegoś, co jest moje, bliskie. Nie tylko ogólne, dla mas. Pan Jezus ostatecznie oddaje się nie ogółowi wiernych, ale każdemu w jego niepowtarzalności. Gospodarz przyjęcia pragnie, żeby każdy z jego gości poświęcił Mu specjalny moment na pobycie tylko we dwoje