*podkłady, warto je włączyć przed sceną, oddają jej nastrój.
Gdy się obudziłam leżał koło mnie. Ten widok z samego rana nigdy mi się nie znudzi. Uwielbiałam na Niego patrzeć. Gdy zobaczyłam go rano dzień nie był udręką taką jak sobota czy niedziela, gdy on był obok mnie wszystko miało sens. Dostałam buziaka w policzek na powitanie dnia. Następnie poszłam do łazienki - poranna toaleta - a gdy wyszłam śniadanie już na mnie czekało. Charlie jak zwykle pojechał z rana do pracy. Ona była jego domem, gdy mnie nie było. Teraz również nim była, ale w mniejszej części. Edward zniósł mnie ze schodów i posadził obok talerza z jajecznicą. Pachniało wyśmienicie i takie było.
-Ohh.. Dziękuję. - Uśmiechnęłam się. Od jakiegoś czasu Edward w pewnym stopniu mieszkał u mnie. Nie narzekałam, wręcz przeciwnie uwielbiałam to. Jego obecność była dla mnie jak narkotyk, uzależniłam się od Niego. Ale ten rodzaj uzależnienia przypadł mi do gustu. - Ależ Ty mnie rozpieszczasz.
-Dla Ciebie wszystko. - Powiedział to i usiadł obok mnie.
Zjadłam śniadanie, siedzieliśmy w ciszy, patrząc się na siebie, mogłabym tak spędzać całe dnie. Ale musieliśmy wyjść. Szkoła czekała, wiedziałam o tym, ale nie chciałam zakłócać tej chwili, czekałam aż on to zrobi i się doczekałam.
- Pora na nas. Nie chcemy się przecież spóźnić. - Uśmiechnął się zabrał talerz i umył go w mgnieniu oka. Ostatnimi czasy ciągle mnie wyręczał, a ja nie narzekałam, bo bardzo mi się to podobało.
- No cóż. Chodźmy. - Zrobiłam smutną minę. Szliśmy tak do jego Volvo, ostatnimi czasy moja furgonetka nie była używana. Nagle Edward przerwał cisze.
-Kochanie. - Powiedział tak poważnym tonem, że przeszły mnie ciarki.
-Tak? -Spytałam z lekka przestraszona, od nie dawna ciągle prześladowały mnie wizje, że chce mnie zostawić. A może teraz chciał to zrobić? Może miał mnie dość? Znalazł ładniejszą? Tu to akurat żaden problem większość dziewczyn jest ode mnie ładniejsza.
-No, bo widzisz.. Wczoraj nie powiedziałem Ci wszystkiego, nie chciałem abyś się przejmowała i proszę nie martw się, tak musi być.
-Ale o co chodzi?
-Jak już wiesz posprzeczaliśmy się z Ross, powodem tej kłótni była wizja Alice… - Zamilkł na jakiś moment, otworzył mi drzwi od Volvo i gestem pokazał abym weszła. I tak też uczyniłam. Teraz to on wszedł do auta i je zapalił.. Nadal milczał, jakby się zastanawiał nad konstrukcją zdań. Chyba chciał je ułożyć w sposób, który mnie nie przerazi, chociaż pewnie tak uważałam, bo ciągle słyszałam w głowie głos mówiący ` Nadszedł ten dzień, teraz Cię zostawi, zaraz to powie. Nie martw się będzie delikatny.' Nie mogłam nic wyczytać z jego miny, była nie przenikliwa.
-I..? Edward, o co chodzi..? Powiedz to, wykrztuś to z siebie. - Do oczu podchodziły mi łzy.
-Alice widziała jak.. Jak stajesz się jedną z nas. - Powiedział to z bólem, który dało się nawet wyczuć w jego głosie. A z tym się jeszcze nie spotkałam.
-Czy to takie straszne? - Spytałam, w głębi krzyczałam z radości. - Przecież już miała taką wizję, sam mi o tym mówiłeś.
-Owszem, ale ta była inna, nie widziała wszystkiego dokładnie, ale różniła się wieloma szczegółami. - Teraz mówił spokojnie, ale w jego głosie dało wyczuć się ból i cierpienie.
-Czyli? O co chodzi Edwardzie? Nie trzymaj mnie w nie pewności!
-Widzisz w tej wizji ktoś robił to, od czego ja się ciągle powstrzymuję, nie mogę narażać Cię na takie nie bezpieczeństwo.
-Ale mówiłeś, że miała wizję jak staję się jedną z was.. O co tu chodzi?! -Łzy spływały po moich policzkach tworząc strumyk.
-Tak myślimy, ale ta wizja nie była zbyt widoczna, ktoś.. Ktoś Cię.. Gryzł, nie wiemy jak to było, czy przez to staniesz się jedną z nas. Czy też.. Czy też nie.. Może być inne zakończenie, ale my tego nie poznamy. Nie pozwolę narazić Cię na niebezpieczeństwo.. Bello, ja i cała moja rodzina wyjeżdżamy, nie chcę abyś stała się jedną z nas, nie odbiorę życia, które dopiero się zaczęło, tym bardziej nie pozwolę spełnić się tej drugiej wersji. - Jego mina była przepełniona bólem. A moja..? Nie mam pojęcia, nie wiedziałam, co się ze mną dzieje.. Nie mogłam nic powiedzieć. Łzy już nie leciały z moich oczu. Siedziałam tak przez dłuższy czas, Edward nie przestawał jechać.
-Co ty robisz..?! -Krzyknęłam.
-Jadę do szkoły, muszę zawieść Cię na lekcję, Alice przywiezie Ci Twój wóz.
-Przestań! Natychmiast..! Zatrzymaj się! Musimy porozmawiać! - O dziwo się posłuchał.
-Dla.. Dlaczego.? - Jęknęłam.
-Bello, już Ci mówiłem, nie pozwolę, aby stała Ci się krzywda.
-Nie musi tak być! Przy Tobie nic mi nie grozi. Tylko obok Ciebie czuję się bezpieczna. -Chciałam się przytulić, ale niemal natychmiast mnie odepchnął.
-O to mi chodzi. Czujesz się przy mnie zbyt pewna. Myślisz, że jestem Twoim obrońcą, a tylko z mojej strony grozi Ci niebezpieczeństwo.
-… - Nic nie powiedziałam.. Słowa stawały mi w gardle.
-Tak będzie lepiej. Dla nas oboje. Moje życie dawno się skończyło, ale teraz dopiero czuję jak bardzo mi go brakuje, ta krótka historia zostanie na zawsze w moim sercu Bello, będą tkwił we wieczności z myślą i wspomnieniami o Twojej osobie. Dałaś mi to, co szukałam przez cały czas mego istnienia. Zawsze będziesz w moim sercu. Ale nie pozwól abym ja był w Twoim. Mam do Ciebie ostatnia prośbę. Spełnisz ją..? -Dojechaliśmy do szkoły. Nic nie zrobiłam, siedziałam jakby ktoś mnie przykleił do siedzenia. Nie miałam zamiaru się stamtąd ruszać! Moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Żadna komórka mojego ciała nie pracowała ze sobą, byłam rozdarta, na miliony kawałków.
-Tak. - Powiedziałam te słowa z wielkim trudem, zresztą teraz wszystko było dla mnie trudne.
-Znajdź normalnego chłopaka. Który nie będzie dla Ciebie zagrożeniem, tak jak ja. Żyj jak każda nastolatka. Przeze mnie prawie w ogóle nie spotykasz się z przyjaciółmi, zapomniałaś co to normalne życie.
-Bello?
-…Nie ja.. Ja nie chcę, Edward nie odchodź! Proszę ugryź mnie! Teraz! Jeśli teraz to zrobisz, nikt nie będzie mógł mnie skrzywdzić!
-Bello, a może to ja byłem w wizji Alice? Nie zrobię tego, nie zakończę życia, które dopiero się zaczyna. Jesteś jeszcze tak młoda, nie wiesz, co to znaczy życie, a chcesz z niego zrezygnować dla mnie! Spójrz tylko na mnie! Nie warto, nie jestem wart takiego poświęcenia.
-Życie bez Ciebie nie ma sensu, jeśli odejdziesz umrę. Nawet, jeśli ciało pozostanie bez uszczerbku, serce umrze, razem z Twoim odejściem! - Łzy płynęły potokiem z moich czerwonym oczu.
-Bello przestań! Chodźmy, zaraz zaczynają się lekcję. Alice przywiezie Twój wóz.. Kluczyki będą w środku.
Wyszłam tak jak chciał, nie miałam siły się spierać, byłam tak zdesperowana, że jedyne, co przyszło mi do głowy to schowanie się.. Ale gdzie? Gdy Edward zaprowadził mnie pod drzwi klasy, odszedł. Mimowolnie moje nogi biegły za nim. Ale odjechał. Nie wiedziałam, co mam począć. Biegłam przed siebie. Po jakiś 15 minutach zorientowałam się, że jestem w lesie, ale nawet nie wiedziałam gdzie dokładnie. Wszędzie były drzewa i krzaki. Wokół nie było żywej duszy. Nie miałam zamiaru iść na lekcje. Nie dziś, może jutro też nie. Czy w ogóle miałam zamiar wracać do tej szkoły? Nie widziałam sensu w przebywaniu tam. To było miejsce gdzie poznałam moją miłość i również ją straciłam. Ciekawe czy ja też byłam jego miłością? Za pewne nie, gdyby tak było nie zostawiłby mnie. Nic nie miało sensu. Usiadłam na jakimś drzewie i siedziałam tak jakiś czas. Postanowiłam, że to nie ma sensu. Wstałam. Szłam tam gdzie poniosły mnie nogi, starałam się nie zastanawiać gdzie idę. I doszłam, tu gdzie kiedyś mieszkał. Zupełnie nie świadoma, że tu idę. Nie ma go. Biały dom był teraz cały pusty. Nic w nim nie było. Weszłam na ganek, położyłam się na deskach i tak leżałam. Nie wiem nawet kiedy zaczęło padać. Nie zwróciłam na to prawie w ogóle uwagi, leżałam tak dalej. Nagle usłyszałam dzwonek telefonu, nie był to najlepszy model, ale Charlie chciał mieć możliwość kontaktowania się ze mną o każdej porze, nie ważne gdzie będę, aby mieć pewność czy nic mi nie jest i co się ze mną dzieje. Tak jak myślałam dzwonił właśnie on. Nie odebrałam, dzwonił przez dłuższy czas. Stwierdziłam, że jeśli nie odbiorę będzie dalej dzwonić, w sumie sama nie wiem kiedy doszłam do takiego wniosku, bo w mojej głowie siedział nadal Edward, zostawiający mnie, nacisnęłam zieloną słuchawkę i przystawiłam ją do ucha.
-Słucham? - Powiedziałam głosem pełnym bólu, smutku, żalu i całej innej masy okropnie bolących uczuć, które teraz odczuwałam.
-Bello?! Gdzie jesteś? Czemu nie byłaś w szkole?! Natychmiast wracaj do domu! Musimy poważnie porozmawiać! Lepiej szykuj dobrą wymówkę.
-Cha.. Charlie, on.. on odszedł.. - Z oczu znów płynęły mi łzy.
-Bello..? Gdzie jesteś..? Zaraz tam przyjadę. - Powiedział zatroskanym głosem, jakby już doszły go jakieś pogłoski na ten temat, a dopiero teraz zrozumiał, że są prawdziwe, zresztą pewnie coś wiedział. W Forks wszystko rozchodzi się tak szybko.
-Nie Charlie..- Mówiłam nadal głosem pełnym zbędnych uczuć. - Chcę być sama.. proszę, sama wrócę, ale nie teraz.
-Bello..- powiedział to tak zatroskanym głosem, że dopiero teraz zrozumiałam iż powinnam wrócić jest jedną z niewielu osób, które zawsze są przy mnie i nie opuszczają mnie.
-Już wracam, zaraz będę w domu.. Nie martw się.. - Starałam się go uspokoić, nie mogłam ranić jedynej osoby, która została mi na tym okrutnym świecie.
-Dobrze.. - Rozłączył się. Próbowałam wstać, ale ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Poleżałam tak jeszcze chwilę i zmusiłam się do wstania, szłam w stronę domu, las był ciemny, ale mimo to nie bałam się, że może coś mi się stać. Byłam tak sparaliżowana bólem, że nie odczuwałam takich emocji jak strach. Doszłam do drzwi wejściowych. Stanęłam przed progiem i stałam tak chwilę, ale Charlie musiał czekać na mnie bardzo zniecierpliwiony, bo zaraz po tym jak podeszłam otworzył drzwi.
-Czy to prawda Bello? - Spytał, z jego oczu dało się wyczytać, że pragnie abym powiedziała nie, również tego pragnęłam, ale nic z tego prawda jednak bolała.
-Tak.. Tato wyjechali, odeszli na zawsze. Nie wrócą! - Mówiłam to niemal krzycząc.. wpadłam w histerie, zaczęłam szlochać, Charlie mnie przytulił. Musiał cierpieć z powodu mojego zachowania, ale pewnie mnie rozumiał, również został porzucony, przez moją matkę. Nigdy nie ukazywałam swoich uczuć, ale teraz nie umiałam się powstrzymać, to tak bardzo bolało, życie straciło sens. Jedna osoba potrafiła nadać jemu sens istnienia, ale również go odebrać. Edward wraz ze swoich wyjazdem pozbawił mnie serca i duszy. Zabrał to ze sobą, tak to był prezent ode mnie. Serce i dusza w zamian za tak wspaniałe kilka miesięcy razem. Nie żałuję, warto było, wiedziałam, że to się skończy, w głębi dobrze o tym wiedziałam. Nadszedł ten dzień najgorszy dzień w moim życiu.
-Ohh.. Bello, tak mi przykro. - Powiedział to zupełnie szczerze. - Powinnaś się z tym przespać, odpocząć.- Czy on naprawdę uważał, że zasnę?! To było nie możliwe. Chyba jednak wiedział, że to nie takie łatwe, bo zaraz dodał. - Dam Ci tabletki na uspokojenie. Tylko łyknij jedną, są naprawdę mocne. - Skąd Charlie ma tabletki uspokajające? Przecież on nie potrzebuje takich rzeczy. Czyżby wiedział, że to się kiedyś stanie? Nie miałam siły i chęci dowiadywać się jaka jest prawda. Wzięłam je i jedyna co powiedziałam to było:
-Dobrze, dobranoc.- Poszłam na górę.
Stwierdziłam, że zawsze byłam odmieńcem losu albo po prostu miałam nadzieje, że zasnę i nie wstanę, nie będę musiała cierpieć, bo łyknęłam nie jedną, ale pięć tabletek. I tak jak myślałam moja odmienność była widoczna i w tym przypadku. Leżałam już całą godzinę od łyknięcia tabletek i jedynie ziewnęłam. Połknęłam jeszcze 3 tabletki i teraz był efekt. Minęło dziesięć minut od zażycia drugiej dawki. I stało się. Po raz pierwszy, zresztą wcześniej nie było to możliwe. Zobaczyłam go. Nie spałam, to nie był sen! Siedział na fotelu bujanym, tak jak zawsze, tam najczęściej go widziałam lub w moim łóżku. Ja siedziałam oparta o ścianę, dopiero teraz przestały płynąć mi łzy. Mówił do mnie! Tak właśnie do mnie!
-Bello, proszę żyj dalej. Swoim życiem, zapomnij o mnie. - Mówił niemal błagalnym tonem. Wstał, szedł w moja stronę, podszedł do mnie i pocałował w policzek. Było to tak odczuwalne, że zaczęłam wierzyć, iż to naprawdę on. I wtedy to się skończyło. Zniknął, znów go nie było. A ja oparta o ścianę zasnęłam. Gdy obudziłam się rano leżałam w swoim łóżku. Nadal żyłam, pobiegłam do szafki, chciałam znów go zobaczyć, a to był prawdopodobnie jedyny sposób, aby go widzieć. Tabletek już nie było. Pewnie Charlie je zabrał, zapewne przyszedł zobaczyć co ze mną, zobaczył, że śpię na podłodze, to położył mnie do łóżka i musiał przyuważyć opakowanie po tabletkach. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, która jest godzina. Była 11:28, nie poszłam do szkoły, czy Charlie nie chciał abym do niej szła, czy po prostu zaspałam. Na razie się tego nie dowiem, bo nie było go w domu.
Co teraz zrobię? Co ja ze sobą pocznę? Bez mojej jedynej miłości. Bez niego moje życie nie ma sensu. A gdyby.. a gdyby tak kupić takie tabletki? Tak dziś pojadę do Seattle do apteki, nie mogę kupić ich w Forks, zaraz by Charlie o tym wiedział.