Wolfe Gene Metoda Packerhausa


Autor: Gene Wolfe

Tytul: Metoda Packerhausa

(The Packerhaus Method)

Z "NF" 3/96

Pracownica opieki społecznej siedziała wyprostowana ze

złączonymi kolanami i dłońmi splecionymi na podołku. Ze swoimi

dość krótko ostrzyżonymi włosami i łagodnymi brązowymi oczami

ukrytymi za okularami o okrągłych szkłach wyglądała dokładnie

tak, jak powinna.

Stara kobieta siedząca w fotelu na biegunach także

wyglądała dokładnie tak, jak powinna, a może nawet za bardzo:

śnieżnobiałe włosy, szkła o podwójnej ogniskowej, robótka, kot.

- To metoda Packerhausa - powiedziała. - Może już o niej

słyszałaś?

Od czasu do czasu spoglądała z uśmiechem na dwoje

frontowych drzwi.

- Aha - odparła pracownica opieki społecznej. Sprawiała

wrażenie lekko zaniepokojonej.

- Miau! - powiedział kot.

- Metoda Packerhausa. Wspomniałaś chyba, że nazwa obiła ci

się o uszy, ale nie znasz szczegółów?

Pracownica opieki społecznej wykonała nieokreślony ruch

ręką.

- Coś w tym rodzaju. Przyzna pani, że każdy by się

przestraszył, gdyby nagle wyskoczyło na niego coś... coś...

Nie dokończyła zdania, jakby licząc na to, że ktoś ją

wyręczy.

- Wspaniale - stwierdziła z satysfakcją stara kobieta. W

ogóle nie słuchała, tylko zajmowała się robótką.

Jedne z drzwi otworzyły się i w futrynę zastukał mężczyzna

w mundurze.

- Gazownia!

Stara kobieta oderwała wzrok od robótki.

- Licznik jest w piwnicy - poinformowała go z uśmiechem. -

Śmiało, Frank. Nie zwracaj na nas uwagi.

On także uśmiechnął się, po czym przejechał przez pokój na

niewielkiej prostokątnej platformie, by zniknąć za drzwiami w

przeciwległej ścianie, które samoczynnie otworzyły się przed

nim.

- Przecież... Przecież on nie poruszał nogami! -

wykrztusiła pracownica opieki społecznej. - Jechał na wózku

albo na czymś w tym rodzaju!

Stara kobieta utkwiła w niej ciężkie spojrzenie.

- Cóż, metoda Packerhausa nie jest doskonała. Pamiętaj

jednak, moja droga, iż ani ja, ani pułkownik Packerhaus nigdy

nie twierdziliśmy, że udało się rozwiązać wszystkie problemy.

Mówiłam ci już, że był moim kuzynem? W jednym natomiast z

pewnością miał rację: jego metoda stanowi "żywy pomnik

wystawiony umarłym przez żywych". Właśnie te słowa stanowiły

myśl przewodnią, którą kierował się zakładając firmę. Jak

zapewne wiesz, było to zaraz po tym, gdy zrezygnował z pracy w

Wojskowym Rejestrze Grobów.

- Niestety, nie wiedziałam tego - przyznała ze skruchą

pracownica opieki społecznej.

- Początkowo pułkownik traktował swoją metodę jako sposób

kojenia bólu zrozpaczonych rodziców, żon i narzeczonych, ale

dość szybko przekonał się, iż w wojsku nie znajdzie ona zbyt

szerokiego zastosowania. Sama rozumiesz: żołnierska śmierć bywa

gwałtowna i nie zawsze pozostawia nieszczęśnika w nie

naruszonym stanie.

Inkasent z gazowni wyłonił się zza drzwi, za którymi

niedawno zniknął, przejechał na platformie przez pokój, dotknął

palcami daszka służbowej czapki, po czym opuścił pomieszczenie.

- Minutę temu wyszedł stamtąd pani dziadek...

- Ojciec. - Stara kobieta pokiwała głową, przez cały czas

bujając się w fotelu. - Wspaniały człowiek. Prosi każdego o

ogień. Właściwie nie zajmuje się niczym więcej.

Umilkła i skoncentrowała się na robótce, jakby czekała na

reakcję ze strony dziewczyny albo może nasłuchiwała, czy

zagotowała się już woda w czajniku. Po pewnym czasie do pokoju,

na takiej samej platformie jak inkasent, wjechał stary

mężczyzna z cygarem w ręku. Miał na sobie opadające czarne

spodnie i luźną białą koszulę; wyglądał trochę jak Mark Twain, a

trochę jak Ralph Waldo Emerson.

Pracownica opieki społecznej drgnęła na jego widok, on zaś

poprosił ją o ogień. Miał niski, dźwięczny głos.

- Nie powinieneś palić, tato - skarciła go stara kobieta,

po czym zwróciła się do dziewczyny. - Mówiłam już ci, że to

metoda Packerhausa?

- A więc on nie jest... kukłą?

- Skądże znowu! - Kobieta potrząsnęła z uśmiechem głową. -

Jest żywym pomnikiem, a więc, w rozumieniu moim i pułkownika,

jest po prostu sobą. Prawda, tato?

Nie odpowiedział, zajęty szukaniem zapałek pod pokrowcem

na meble.

- Metoda Packerhausa polega na nasączeniu mózgu żywicą

fenolową, a następnie na podłączeniu go do zewnętrznego źródła

energii elektrycznej, zastępującego impulsy nerwowe. - Stara

kobieta pochyliła się nieco do przodu i konfidencjonalnie

zniżyła głos. - Musisz wiedzieć, że on nie oddycha. Nie trzymam

zapałek w domu, ale on czasem przypomina sobie, że przecież

może zapalić cygaro od palnika w kuchence gazowej. Naturalnie

zaraz potem stwierdza, że nie jest w stanie się zaciągnąć i

wpada we wściekłość.

Pracownica opieki społecznej wpatrywała się w plecy

starego mężczyzny.

- Skoro nie oddycha, to w jaki sposób mówi?

- Dzięki wentylatorowi - odparła kobieta. - Wentylator

zainstalowany w platformie tłoczy powietrze specjalną rurą,

która doprowadza je aż do strun głosowych.

- Miau! - powiedział kot.

Mężczyzna odwrócił się i donośnym, głębokim głosem

poprosił o ogień. Kiedy dziewczyna poinformowała go, że nie ma

zapałek, odwrócił się i wyszedł.

- Mam nadzieję, że nie pójdzie do kuchni - mruknęła stara

kobieta. - Zdejmie czajnik z gazu i na pewno zapomni postawić

go z powrotem. Kiedy był chory, bez przerwy przyrządzałam mu

herbatę. Mówiłam ci o tym?

Pracownica opieki społecznej pokręciła głową.

- On się porusza... - zauważyła tak słabym głosem, jakby

lada chwila zamierzała zemdleć.

- Oczywiście, że się porusza! Między innymi właśnie na tym

polega wielkie odkrycie pułkownika Packerhausa. Otóż stwierdził

on, że nawet po śmierci człowieka jego mięśnie zachowują

zdolność reagowania na bodźce. Kiedy byłam dziewczynką,

przeprowadzaliśmy w szkole doświadczenia z żabimi udkami i

ogniwami galwanicznymi. Przypuszczam, że teraz stosuje się

nowocześniejsze metody.

- Chyba uczyłam się o tym na lekcjach biologii.

- Specyfik pułkownika pozwala utrzymać tę zdolność przez

długi czas. Podstawowym składnikiem jest formaldehyd, ale

oprócz niego płyn zawiera także witaminy, proteiny, substancje

wiążące tlen oraz mnóstwo innych rzeczy. Przy pierwszym

spotkaniu z tatą mogłaś poczuć słabą woń formaldehydu, ale

z pewnością pomyślałaś sobie, że to woda po goleniu.

- Chyba muszę już iść - powiedziała dziewczyna,

rozglądając się z roztargnieniem w poszukiwaniu torebki.

- Och, jeszcze nie - odparła z uśmiechem stara kobieta. -

To raczej na mnie pora. Mówiłam ci, że tata miewa skurcze

żołądka? Tak samo jak Frank, który kiedyś pracował jako

inkasent w gazowni. Zabawne, prawda? Gazownia i skurcze

żołądka!

Rozległo się pukanie do drzwi.

- Nie teraz, Frank! - zawołała kobieta. - Rozmawiamy.

- Czy on potrafi myśleć?

- Naturalnie. - Stara kobieta ponownie rozbujała fotel. -

Myśleć, a także mówić. Modele stojące są instalowane na

specjalnych platformach umożliwiających poruszanie, natomiast

siedzące są na stałe przymocowywane do foteli. Jeśli chodzi o

Puszka... - pochyliła się i pogłaskała kota - ...to zrobiono

dla mnie wyjątek, bo zazwyczaj nikt nie zawraca sobie głowy

zwierzętami. Cała aparatura mieści się pod podłogą.

- Skoro potrafią myśleć i mogą się poruszać, to czym

różnią się od żywych ludzi? - zapytała pracownica opieki

społecznej, po czym sama udzieliła sobie odpowiedzi: -

Przypominają inwalidów na zawsze przykutych do wózka.

Stara kobieta odłożyła robótkę.

- Trafiłaś w dziesiątkę, kochanie. Nie byłoby prawie

żadnej różnicy, gdyby nie pamięć. Jak może wiesz, "pamięć

chwilowa" opiera się na zjawiskach elektrycznych, ale już

wspomnienia sprzed więcej niż pięciu lub dziesięciu minut mogą

trwać wyłącznie dzięki zmianom w układzie molekuł tworzących

nasz mózg, a ponieważ metodę Packerhausa stosuje się wobec

martwych mózgów, które nie podlegają żadnym zmianom, więc... -

Machnęła ręką, wyraźnie zadowolona z udzielonych wyjaśnień. -

Właśnie dlatego tata nie pamięta, że nie może palić.

- Chyba mam skurcz żołądka.

- Zupełnie jak pułkownik Packerhaus. Co prawda, lubię być

otoczona ludźmi, ale nie trzymam go tutaj. Zarząd firmy polecił

umieścić go w głównym hallu Pierwszego Domu Przedpogrzebowego

Packerhausa, żeby mógł rozmawiać z żałobnikami. Nic nie stracił

ze swego talentu sprzedawcy, a do tego potrafi pocieszyć nawet

najbardziej zrozpaczonych. - Kobieta podniosła się z miejsca i

wepchnęła robótkę pod fotel. - Wciąż ma też znakomitą pamięć;

chwilami odnoszę wrażenie, że coraz lepszą, zupełnie jakby jego

mózg nauczył się utrwalać część najświeższych wspomnień, ale

zapewne tylko mi się zdaje. Zresztą, sama się przekonasz.

- Chcę wrócić do domu.

- To niemożliwe, moja droga - odparła łagodnie stara

kobieta. - Niemniej jestem ci wdzięczna, że zechciałaś

poświęcić mi tyle czasu. - Pochyliła się i pocałowała

dziewczynę w czoło. - Mam dla ciebie wspaniałą nowinę: kiedy

przyjdzie na mnie pora, ja także poddam się zabiegowi.

Zapisałam to w testamencie. Wtedy będziemy mogły tak siedzieć i

gawędzić bez przerwy: ty, ja, tata i oczywiście Frank, jeśli

tylko będzie miał ochotę. I nowa dziewczyna, która ma się mną

opiekować. Co prawda, na drzwiach wisi kartka, ale gdyby

przyszła, powiedz jej, że w kuchni czeka na nią kubek z torebką

herbaty, a wrzątek jest w czajniku na kuchence. Muszę teraz

wyjść do sklepu, lecz niedługo wrócę.

- Miau! - powiedział kot.

Pracownica opieki społecznej pochyliła się, by go

pogłaskać, ale stwierdziła, że nie może podnieść się z fotela.

Zegar tykał cichutko. Dziewczynę ogarniało coraz większe

przerażenie. W gardle czuła obrzydliwy suchy kłąb i zbierało

jej się na płacz, lecz oczy miała zupełnie suche.

Otworzyły się jedne z frontowych drzwi i w futrynę

zastukał mężczyzna w mundurze.

- Gazownia!

- Ty jesteś Frank, prawda?

Zegar tykał cichutko.

Otworzyły się drugie drzwi i do pokoju weszła nowa

pracownica opieki społecznej. Ze swoimi brązowymi, dość krótko

przystrzyżonymi włosami, okularami o okrągłych szkłach i

krótkowzrocznymi oczami wyglądała dokładnie tak, jak powinna.

- Masz krótkie oczy - zauważyła pracownica opieki

społecznej.

- Chciałaś powiedzieć, że jestem krótkowzroczna? - Nowa

pracownica opieki społecznej poprawiła z uśmiechem okulary. -

Zgadza się. Właśnie dlatego muszę nosić te okropne szkła.

- Miau! - powiedział kot.

- Jestem inkasentem z gazowni - powiedział Frank. - Czasem

zostaję na parę minut, żeby trochę pogadać. Starzy ludzie

bywają bardzo samotni.

- To miło z pańskiej strony - odparła nowa pracownica

opieki społecznej. - Mam nadzieję, że wybaczycie mi moje

wtargnięcie. Na drzwiach znalazłam kartkę z informacją o

herbacie, która czeka na mnie w kuchni. Nie wiedziałam, że

stara pani ma już jakieś towarzystwo.

Wyszła do kuchni.

- Jesteś bardzo dobry, prawda? - zapytała Franka

pracownica opieki społecznej.

Zegar tykał cichutko.

Nowa pracownica opieki społecznej wróciła z kuchni z

filiżanką herbaty i uśmiechem na twarzy.

- Spotkałam miłego starszego dżentelmena - oznajmiła. -

Stał przy kuchence i pomstował na swoje cygaro.

Pracownica opieki społecznej cofnęła rękę wyciągniętą do

Franka.

- Miałam ci powiedzieć, żebyś wypiła tę herbatę... A może,

żebyś jej nie piła? Nie pamiętam. On jest za tobą.

Nowa pracownica opieki społecznej odwróciła się

gwałtownie. Dziadek, który właśnie wyłonił się z kuchni,

poprosił ją o ogień.

- Próbowałem zapalić cygaro od gazu, ale nie dałem rady -

poskarżył się.

Zegar tykał cichutko.

- Miau! - powiedział kot.

- Ten kot linieje - zauważyła nowa pracownica opieki

społecznej. - Jeszcze nie widziałam kota, który liniałby w

takim tempie. Sierść wychodzi mu całymi garściami.

Zegar tykał cichutko.

Zegar tykał cichutko.

Zegar tykał cichutko.

- Ach! - wykrzyknęła stara kobieta. - Cóż widzę! Wszyscy

razem. Czy przyszła już ta nowa dziewczyna?

- Nowa dziewczyna? - zapytała pracownica opieki

społecznej.

Z sąsiedniego pokoju dobiegł odgłos, jakby ktoś próbował

coś powiedzieć z zakneblowanymi ustami.

- Widocznie poszła do sypialni, żeby się położyć -

mruknęła stara kobieta. - Myślałam, że ma ogień.

- To chyba coś w rurach - zauważył dziadek.

- Mam dla pani wiadomość - powiedziała pracownica opieki

społecznej. - To dobra wiadomość, choć oznacza między innymi,

że nie będę już pani odwiedzać, a przynajmniej nie oficjalnie.

Stara kobieta wyjęła robótkę spod fotela.

- Cudownie.

- Miau! - powiedział kot.

- Frank i ja postanowiliśmy się pobrać. Zależało nam, żeby

pani dowiedziała się o tym jako pierwsza.

Dziewczyna siedziała wyprostowana ze złączonymi kolanami i

dłońmi splecionymi na podołku.

- Cudownie! - powtórzyła stara kobieta. - Wspaniale!

Naturalnie wiesz, co to oznacza? - zapytała znacznie

poważniejszym tonem. - Będziemy musiały zaprosić pastora na

herbatę.

- Chodźmy - odezwał się dziadek, ujmując Franka pod ramię.

- Pozwólmy kobietom zająć się planowaniem ślubu i wesela. Masz

może ogień?

- Oni... Oni nie chodzą! - wykrztusiła pracownica opieki

społecznej. - Frank wyjechał z pokoju na czymś w rodzaju małej

platformy. Czy ja już tego gdzieś nie widziałam?...

- To metoda Packerhausa - odparła stara kobieta. - Chyba o

niej słyszałaś?

- Mhm... - mruknęła dziewczyna. Sprawiała wrażenie lekko

zaniepokojonej.

- Miau! - powiedział kot.

Przełożył Arkadiusz Nakoniecznik

GENE (RODMAN) WOLFE

Rocznik 1931. Jeden z najbardziej oryginalnych twórców

SF. Urodzony w Nowym Jorku, wychował się w Teksasie, a

obecnie mieszka w Illinois. Podczas wojny koreańskiej był na

froncie, następnie ukończył wydział mechaniczny na

uniwersytecie w Houston. Pracował w zawodzie do 1972 roku,

kiedy to został redaktorem w "Plant Engineering".

Opowiadania SF pisał od dawna, ale bardzo długo nie mógł

się przebić jako pisarz. Sławę przyniósł mu dopiero cykl

"Księga Nowego Słońca", którego pierwszą część "Cień kata"

drukowaliśmy w "F" 1-6/90. Ostatnio w serii książkowej

wydrukowaliśmy zbiór jego opowiadań pt. "Śmierć doktora

Wyspy".

D.M.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wolfe Gene Opowiadanie Metoda Packerhausa
Wolfe Gene Opowiadanie Zachodni wiatr
Wolfe Gene Smierc Doktora Wyspy
Wolfe Gene Cień kata
Wolfe Gene Opowiadanie ?tektyw snow(z txt)
Wolfe Gene Ciemna strona dlugiego slonca
Wolfe, Gene Endangered Species
Wolfe Gene 4 Cytadela Autarchy
Wolfe Gene Ksiega Nowego Slonca 4 Cytadela Autarchy
Wolfe Gene Opowiadanie Mapa
Wolfe Gen

więcej podobnych podstron