Doris Lessing, Mrowisko przeł. Agnieszka Glinczanka
1953 - potem wielokrotnie przedrukowane; wyd. pol.: 2007.
Twórczość laureatki Nagrody Nobla Doris Lessing mocno związana jest z jej biografią. Autorka spędziła młodość w Afryce Południowej; „afrykańska” część pisarstwa Lessing przepojona jest jej żywym uczestnictwem w otaczającej rzeczywistości, niezgodą na kolonialną politykę nierówności rasowej, krytyką bezpłodnej kultury białej na Czarnym Lądzie. Frapujące ją problemy społeczne Afryki przekuła na słowo i pomieściła w tym tomie, za który w 1954 roku otrzymała nagrodę im. Somerseta Maughama.
W sposób wolny od zakłamanego sentymentalizmu Doris Lessing bierze pod lupę mieszkańców Czarnego Lądu.
W tytułowej opowieści biały chłopiec przygląda się rojowisku czarnych robotników kłębiącemu się w kopalni złota. Ów chłopiec u stóp prawdziwego mrowiska zawiązuje przyjaźń z czarnym rówieśnikiem. Mrowisko stanie się metaforą wyzysku i przyjaźni, która nie godzi się na nierówność społeczną. [z okładki zbioru]
Lobola
Historia zaczyna się od krótkiego wprowadzenia dlaczego ludzie emigrują (szukają dla siebie przestrzeni życiowej). W tej opowieści będziemy mieli przybliżoną historię Mariny i Filipa Giles, którzy opuszczają Anglię, żeby zamieszkać w Południowej Rodezji. Okazuje się jednak, że i tu nie jest łatwo znaleźć odpowiedni dom:
jedyne bowiem domy, na jakie mogliby sobie pozwolić, znajdowały się na owych seryjnie produkowanych przedmieściach, które rozprzestrzeniały się niczym odra tak szybko, jak tylko dało się sprowadzać materiały na ich budowę. Początkowo mieszkają więc w hotelu, ale okazja nadarzyła się niebawem. Filip dowiedział się od przypadkowego znajomego, że jest mieszkanie do wynajęcia na trzy miesiące. To tylko na trzy miesiące -
pocieszał żonę. Mają więc zamieszkać przy nrze 138 przy Cecil John Rhodes Vista:
Gdy się już raz weszło w obręb zaniedbanego żywopłotu, nr 138 okazywał się wąskim, blachą krytym budynkiem z cegły, podobnym do wydłużonej stodoły, zajmującym środek dwóch przyległych do siebie działek budowlanych, tak iż zostawało dużo miejsca na podwórka od frontu i z tyłu.
Czarnoskóry służący Gilesów - Charlie - to młody Afrykańczyk, z usposobienia serdeczny i wesoły młody człowiek. Porozumiewa się z panią domu po angielsku, mieszka w bardzo małej izdebce, w której śpi na cementowej podłodze. Charlie jest początkowo bardzo nieufny w stosunku do swojej nowej pracodawczyni, ale wkrótce okazuje się, że niesłusznie podejrzewał ją, że będzie taka sama jak poprzednia (pani Skinner) - Marina jest bowiem bardzo sympatyczna i wyrozumiała, za wszelką cenę chcę odciążyć służącego (daje mu podwyżkę, wyposaża go w łóżku, daje mu dodatkowe porcje jarzyn i 2 razy w tygodniu wolne ). Pani Skinner zostawia w domku obraz: Był to bardzo duży obraz przedstawiający szkockie bydło górskie. Pół tuzina owych kosmatych i dzikich stworzeń. Marinie bardzo nie podoba się ten obraz, ale ostatecznie go zostawia na ścianie na żądanie pani Skinner, poza tym kieruje się ogólnie tu panującą zasadą: jeżeli zaczną zaprowadzać porządki w mieszkaniu, to będzie znaczyło, że wsiąkłam tu na zawsze. Jedyną osobą, która co jakiś naprawiała uszkodzenia i odnawiała mieszkanie jest pani Pond - uważana z tego względu za nienormalną.
Pani Pond „wpada z wizytą” do nowej sąsiadki, aczkolwiek nie jest to wizyta najmilsza - wścibska sąsiadka wymawia Marinie, że to JEJ pani Skinner obiecała to mieszkanie, ze sceptycyzmem przyjmuje też to, że Gilesowie są urzędnikami państwowymi. W końcu przychodzi pani Skinner, która dosyć brutalnie przestrzega Marinę przed bliższą znajomością z panią Pond. Między kobietami wywiązuje się nieprzyjemna rozmowa (dot. wynajmu, ewentualnego uszkodzenia mebli, zdjęcia feralnego obrazu), Skinner mówi też Marinie, żeby krótko trzymała Charliego, bo on może zniszczyć obraz (będący pamiątką rodzinną). W duchu Marina modli się, żeby tak właśnie się stało. Skinner daje wykład swojej filozofii życiowej dot. Murzynów: oni wszyscy to urodzeni złodzieje i kłamczuchy. Nie powinno się im ufać ani trochę, tylko pięścią można z nimi dojść do ładu. Marina podkreśla jednak, że ani ona, ani mąż nie zamierzają używać przemocy w stosunku do służby. Skinner udziela ostatnich wskazówek („dobrych rad”) Marinie i nareszcie wychodzi, co Marina przyjmuje z wielką ulgą. Gdy Filip podróżuje (jest gleboznawcą i próbuje wytłumaczyć tubylcom, że powinni zmienić swoją politykę rolną), Marina nudzi się - obserwuje służbę:
Charlie: jej służący, który jest b. pewny siebie, jest stosunkowo najlepiej ubrany
February - służący pani Pond
A także: Noe, Thursday, Sixpence, Blackbird
Odtwarzają oni scenki ze swoimi pracodawcami - np. scenkę kłótni o cukier pani Pond i sąsiadki.
Marina wzrusza się na widok sprzedawczyni jarzyn, przepłaca za towar (chce pomóc kobiecie - matce malutkiego dziecka, które nosi na plecach). Potem jest świadkiem jak elegant Charlie zaleca się do ów kobiety, Marina zauważa jednak smutek niani pani Black - Teresy - młodej dziewczyny (15 lat), która opiekuje się dziećmi pani Black oraz wykonuje inne czynności domowe. Marina słusznie podejrzewa, że dziewczyna jest zazdrosna o Charliego.
W kolejnej scenie widzimy jak Charlie parodiuje swoją pracodawczynię w scenie z przekupką i jest jej bardzo przykro, ale sama sobie mówi: Dobrze ci tak, nie trzeba było podpatrywać. Marina wypytuje Charliego o Teresę, ale ten udziela zdawkowych odpowiedzi. Później Marina zastanawia się jak to jest, że Charlie tak często tłucze różnych jej przedmioty, nigdy jednak nie zdarzyło mu się zniszczyć obrazu z krowami, Marina widuje go jak stoi i z nabożeństwem wpatruje się w ów obraz. Marina odbiera list od pani Skinder (przypomina o obowiązku pilnowania obrazu i trzymania krótko Charliego) oraz od męża (że przybędzie z opóźnieniem, bo jadą jeszcze do rezerwatu Nwenze). Wieczorem Marina słyszy dźwięki muzyki i głosy bawiącej się służby. Pojawia się oburzony pan Black, który każe czarnoskórym się uciszyć (mimo, że sam puszcza głośno muzykę), Marina trzyma stronę Charliego i rozsierdza pana Blacka i panią Pond. W końcu pan Black dokonuje najścia na imprezę, zamierza się na czarnego bękarta (Charliego), który osłaniając twarz przed uderzeniem - odbija uderzenie i pan Black prawie się przewraca. Oczywiście, oskarża Charliego o to, że go uderzył, jednak Marina gwałtownie oponuje. Pan Black idzie zatem wezwać policję (nadal uważa, że czarny łotr go uderzył), a Charlie tłumaczy się Marinie, że naprawdę nie uderzył Blacka. Marina mówi, że mu wierzy, ale wyrzuca mu czy musieli zachowywać się aż tak głośno. Okazuje się też, że goście imprezy Charliego nie mieli potrzebnych przepustek. Marina oświadcza służącemu, że nie zgadza się z prawem, które dyskryminuje czarnych, czym wzbudza podziw Charliego (biała kobieta nie rozumie prawa? Trzyma ich stronę?). Przychodzi policjant, Marina broni Charliego (który poszedł do swej izdebki) i sprawa zostaje wyjaśniona.
Kilka dni później Marina widzi jak Teresa wślizguje się do izdebki Charliego i przeczuwa kłopoty. Obserwuje scenę zalotów młodych ludzi, wkrótce okazuje się, że Teresa spodziewa się dziecka i Marina podejmuje rozmowę z Charliem. Ten tłumaczy, że nie ma możliwości zapłacić lobola (pewna suma lub jej ekwiwalent w naturze, który narzeczony wpłacał przed ślubem narzeczonej) - ojciec Teresy żąda bowiem 10 sztuk bydła, a Charlie nie dość, że nie ma kasy to ma już jedną żonę w kraalu, za którą musi jeszcze „dopłacić” 3 woły. Ostatecznie Marina wymusza na Charliem (któremu nie uśmiecha się spłacać Mariny latami i pożegnać się z rolą amanta), że pójdzie do ojca Teresy. Ojciec Teresy jednak nie godzi się na spłatę w pieniądzach, tylko chce wołów, więc Marina wpada na pomysł, żeby Charlie zabrał obraz z krowami (skoro jest taki ważny) i dał ojcu Teresy. Charlie jest zachwycony, wsiadają wszyscy do samochodu i jadą do ojca Teresy. Gdy dojeżdżają do prymitywnej chałupy nie są już tak optymistycznie nastawieni do sprawy - obraz „maleje”. Ojciec Teresy się wkurza, Gilesowie wracają do domu, a młodzi mają wrócić niedługo na piechotę. Wszystko wraca do dawnego stanu, jednak niedługo potem Marina kupuje dom na nowym przedmieściu. Charlie idzie odwiedzić swoją żonę z kraalu, która powiła mu dziecko, dostaje nawet bonus od Mariny (10 szylingów) oraz propozycję pracy u niej, gdy wróci od rodziny.
Wraca pani Skinner, wścieka się, że nie ma jej obrazu (odnajduje list z przeprosinami od Mariny oraz rekompensatę finansową) oraz kilku innych przedmiotów. Następuje ponowne pojednanie z sąsiadkami (mają wspólnego wroga - Marinę), Skinner łapie Charliego, okazuje się, że w jego tobołku znajdują się zaginione przedmioty.
Jakiś czas potem Marina widzi korowód krajowców z kajdanami na rękach:
Wielki Boże, tamten jest bardzo podobny do Charliego, a ta dziewczyna za nim, pulchniutka dziewczyna na patykowatych nogach, z tyłu wygląda jak Teresa.
Nawet przez chwilę zastanawia się czy nie powinna pójść i sprawdzić, ale ostatecznie uznaje, że Charlie przecież pewnie jest już u swojej żony w kraalu, więc pewnie jej się przywidziało. Idzie więc kupić upatrzony stół… (koniec)
Ta trzecia
Historia zaczyna się od smutnego momentu, kiedy okazuje się, że matka głównej bohaterki (czyli matka Rose) zginęła pod kołami ciężarówki. Rose została więc z ojcem - to trochę taka ciapa - który mówi jej, żeby poinformowała George'a (dopiero po pewnym czasie dowiadujemy się, że jest to narzeczony Rose), jednak ona szuka wykrętu. Ostatecznie gdy George dowiaduje się o śmierci o-m-c teściowej jest zły na narzeczoną, że go nie zawiadomiła, ale tłumaczy sobie to szokiem po śmierci bliskiej osoby. Okazuje się jednak, że Rose rezygnuje ze ślubu z George'm (ślub ten miał się odbyć za tydzień). Sama Rose mówi o tym tak:
Wiedziała, że nie wyjdzie za niego, a raczej, że nie może wyjść za niego. Nie wiedziała dlaczego to jest niemożliwe ani dlaczego płacze: nie umiała zrozumieć własnego postępowania.
George jest wkurzony, wychodzi i mówi, że już nie wróci. Słowa dotrzymuje. Wkrótce hajta się z jakąś panną i mają dziecko. W międzyczasie wybucha wojna i robi się niebezpiecznie. Rose bardzo dużo pracuje, jej ojciec też, ale w trzecim roku, pewnego zimnego i mglistego ranka Jem spadł z drabiny i uszkodził sobie coś w grzbiecie. Musiał więc przestać pracować, ale Rose raczej nie martwiła się, że nie poradzi sobie z utrzymaniem domu (jest mądrą i rozsądną dziewczyną, bardzo poważną i odpowiedzialną), bo w czasie wojny więcej zarabia, poza tym nie pracuje już w piekarni, tylko przeszła do fabryki amunicji. Pewnego dnia spotyka żonę George'a z małą Jill, podczas krótkiej rozmowy okazuje się, że George jest w Afryce Północnej (został tam wysłany razem z innymi żołnierzami), a jego żona czuje się bardzo osamotniona, więc Rose co niedzielę odwiedza małą Jill.
Zdała sobie jednocześnie sprawę z tego, że bardzo się zaniedbała, dodatkowo wpłynęło na to zapracowanie, ale pociesza się, że gdy się wojna skończy się to będzie lepiej.
Na krótko przed końcem wojny Rose wracała raz do domu późnym wieczorem, powłócząc zmęczonymi nogami po ciemnym chodniku i myśląc o tym, że zapomniała kupić cokolwiek na kolację. Skręciła w swoją ulicę; tknęło ją, że coś jest nie tak, jak należy; spojrzała w stronę swojego domu i stanęła jak wryta. Na tle czerwonawej łuny widniały kupy dymiącego gruzu.
Szybko okazało się, że ojciec zginął na miejscu, ale dom jeszcze stoi. Rose nie słucha poleceń sąsiadów czy policjantów i nie chce wyprowadzić się z mieszkania (budynek grozi zawaleniem, sufit jest pęknięty w poprzek i nie wiadomo kiedy to wszystko runie). Wraca więc do swojego mieszkania, a wieczorem odwiedza ją jeden z policjantów - Jimmie, który przyszedł sprawdzić jak się miewa. Ona jednak ze spokojem ceruje skarpetki i nawet proponuje mu herbatę. Mężczyźnie nie udaje się jednak namówić dziewczyny na wyprowadzkę. Zaczyna więc odwiedzać ją coraz częściej (początkowo widzi w niej tylko brzydką kobietę, w końcu jednak zaczyna widzieć coś więcej). Okazuje się, że w wybuchu bomby zginęła matka Jill i Rose postanawia ją adoptować, jednak opiekę nad małą sprawuje babcia. Rose coraz bardziej się wycofuje i zamyka w swoim świecie, dodatkowo przestaje sprzątać w izbie i nie czesze włosów (co przestrasza policjanta, który postanawia wszystko postawić na jedną kartę). Przychodzi więc do Rose i mówi o jej ojcu:
Rose, twój ojciec zginął i już nie wróci. (…) Twój tatuś dostał. Stuknęło go. Jest martwy jak kłoda i nie ma co dłużej tu siedzieć. (…) leżał na chodniku rozbity na miazgę. Nic z niego nie zostało. Nóg nie było… w ogóle nic nie było, głowy też nie było…
Początkowo Rose wpada w szał i obrzuca go wyzwiskami. Wówczas Jimmie wychodzi do baru i tam spotyka znajomą - Pearl, która pyta go jak tam żona. Jimmie jednak wykręca się od odpowiedzi, a po pewnym czasie wraca do Rose, która go przeprasza i tłumaczy się ze swojego zachowania. Jimmie mówi Rose, że ją kocha, ale jeszcze nie mogą się do niego wprowadzić, bo musi zrobić kilka rzeczy. Tuż przed jego wyjściem Rose prosi, żeby wracał szybko, bo sufit może się zapaść.
Jimmie wychodzi i zastanawia się nad tym co narozrabiał, wraca do Rose i mówi jej, że nie ma gdzie mieszkać, więc ona mówi, że ma oszczędności, że mogą zabrać meble stąd (nie są zniszczone przez wybuch) i na pewno znajdą jakieś lokum. Owszem, już następnego popołudnia wprowadzają się do mieszkania (które nie bardzo podoba się Rose - jest to bowiem najwyższa kondygnacja, a Rose boi się mieszkać tak wysoko. Mimo wszystko jednak tam właśnie zostają, Rose kupuje mu biurko, przy którym ma się uczyć do egzaminu, który da mu wyższą pensję i większe możliwości).
Jimmie zaczyna podejrzewać, że taka ładna dziewczyna jak Rose (a nie mówiłam, że przejrzy na oczy!) musiała kogoś mieć przed nim (oprócz George'a) - nieładnie z jego strony, bo to nieprawda. Coraz częściej się kłócą, bo on coraz rzadziej bywa w domu, lubi sobie wypić, jest nieobecny i podirytowany. Rose dowiaduje się o żonie Jimmiego i namawia go żeby się z nią rozwiódł, jednak on mówi, że żona nie chce dać mu rozwodu. Jimmie coraz częściej wychodzi z domu, spotyka się z Pearl, denerwuje się, kiedy Rose pyta go o różne rzeczy z dzieciństwa i młodości. W pewnym momencie wychodzi na jaw, że Jimmie ma wrzody na żołądku, więc Rose zaczyna mu odpowiednio gotować, co oczywiście doprowadza go do szału.
Osamotniona Rose postanawia powalczyć o Jill, okazuje się, że babcia ma już osiemdziesiątkę na karku, więc być może Jill mogłaby zostać pod opiekę Rose, zwłaszcza, że George zginął w walce i mała jest sierotą. Jimmie denerwuje się, że Rose już go nie kocha, bo chce teraz dziecka, ale Rose tłumaczy mu, że gdyby dokładał się do komornego, to ona mogłaby poradzić sobie z utrzymaniem takiej 3-osobowej „rodziny”. Jimmie stopniowo coraz bardziej odsuwa się od życia z Rose, jest coraz bardziej nerwowy i leniwy (robi awanturę Rose, że w domu jest zimno, chociaż to on był w domu i mógł napalić, a ona była w pracy). Na jaw wychodzi też bliska znajomość Jimmiego z Pearl, co oczywiście nie poprawia ich relacji
Jimmie spotyka się z Pearl, która odreagowuje ślub swojego chłopca z inną, Jimmie myśli dlaczego Rose nie może ubierać się w takie spódniczki i bluzki jak Pearl, tylko wiecznie te bluzki pod szyję i proste spódnice. Rose jest coraz bardziej zamknięta i znużona całą tą sytuacją, Jimmie wiecznie robi jej na złość (je mnóstwo niezdrowego jedzenia). Kiedy zaś Rose mówi, że następnego dnia jej nie będzie, bo chce zabrać Jill na całodniową wycieczkę, to Jimmie się okropnie wkurza (mimo, że Rose proponuje mu żeby wybrał się z nimi).
Jimmie zabiera Pearl do kina, ale dziewczyna doskonale widzi, że on nie ogląda filmu, ale rozmyśla nad swoimi sprawami. Jimmie spostrzega, że Pearl się w nim kocha i wystarczyłoby, żeby skinął palcem na nią…Po kolejnej sprzeczce z Rose (pyta go o rozwód z żoną), Jimmie spotyka się z Pearl, która tuż przed rozstanie wyznaje mu swoją miłość.
Okazuje się, że zniecierpliwiona Rose napisała list do pani Pearson (żona Jimmiego), żeby się spotkały i sobie wszystko wyjaśnili we troje. Dochodzi do spotkania. Okazuje się, że Jimmie i pani Pearson już dawno się rozwiedli (wtedy kiedy Jimmie po raz drugi zdradził panią Pearson, ona powiedziała „dość”), że Jimmie ma tylko płacić alimenty ich dwójce dzieci, ale że ciągle przesiaduje w domu byłej żony, mimo tego, że nic ich już nie łączy - ani formalnie, ani nieformalnie Pani Pearson ostrzega Rose przed Jimmiem, który jest gatunkiem niereformowalnym. Rose jest zdruzgotana kłamstwami Jimmiego. Ostatecznie kobiety dogadują się, że Rose razem z małą Jill mogłaby zamieszkać u pani Pearson (która otwiera sklep z ciastkami i potrzebuje pomocy). Stawiają też warunek Jimmiemu: musi związać się z Pearl, a wtedy nie będzie musiał płacić alimentów na dzieci. Jimmie jest zirytowany, nie uśmiecha mu się stagnacja w związku, ale jak się dwie kobiety uprą… Jimmie podejmuje ostatnią próbę namówienia Rose do powrotu, ale ona nareszcie przegląda na oczy i wychodzi myśląc:
Będę miała Jill, to zawsze coś. A nim ona wyrośnie, może już nie będzie wojen, bomb, ani takich rzeczy i ludzie przestaną robić głupstwa.
Eldorado
[Moim zdaniem jest to najsłabsza z tych historii Lessing, które czytałam, więc streszczę w ogólnym zarysie ]
Alek Barnes z żoną - Maggie wyjeżdżają z Anglii w okolice Johannesburga. Tam kupują spory areał ziemi, gdzie sadzi mnóstwo kukurydzy (chociaż wszyscy mówią mu, że bardziej dochodowy na tej ziemi byłby tytoń, ale Alek nie może myśleć o tym, że cały jego plan poszedłby z dymem w fajkach jakiś Anglików). Barnesowie mają syna: Pawła, który spędza dużo czasu wałęsając się po okolicy, co nie podobało się matce, gdyż wymyśliła, że będzie on się edukował i zajdzie wysoko. Alek jednak sprzeciwia się temu i mówi, że to dobrze, że chłopiec się zahartuje, bo wyrośnie na prawdziwego mężczyznę.
Alek ma jednak niewłaściwe podejście do ziemi i ciągle wycina drzewa (żeby zwiększyć areał na sadzenie kukurydzy), choć lokalni mówią mu, żeby zostawił ich trochę (zmniejszyłoby to erozję gleby oraz niszczycielską działalność wiatru. Alek jednak uważa, że wie lepiej i jego gleba coraz bardziej traci na wartości - mimo tego, że pola przybywa, dochód nadal mizerny. Maggie jednak nie potrafi mu się postawić. Chcąc eksperymentować z szukaniem złota, Alek decyduje się wykopać studnię, więc wzywa do tego różdżkarza i od tego zaczyna się…
GORĄCZKA ZŁOTA!
Alek za wszelką cenę postanawia odkryć złoża złota, niszczy uprawę, żeby móc kopać i szukać cennego kruszcu. Łazi wszędzie z rozwidloną gałązką i wydaje mu się, że zaraz coś znajdzie. Ulepszając swoją różdżkę (poprzez nałożenie złotego pierścienia) najpierw gubi pierścień, który dostał od żony, potem gubi też jej obrączkę - na słowa wyrzutów reaguje: Pierścień! Kupisz sobie inny! Mało tego - dochody coraz bardziej spadają - Alek wydaje coraz więcej $$$ na dynamit i książki o minerałach. Maggie jest zaniepokojona, ale nie chce denerwować męża. Paweł jednak uważa, że ojciec niszczy gospodarkę i chce ją przejąć, ale ojciec wpadł w taki aurum-szał, że nie ma czasu na instruowanie syna. Jeżeli syn przychodzi do niego z jakimkolwiek pytaniem, ten go zbywa i jeszcze jest nieuprzejmy. Paweł poddaje się i spędza prawie cały czas z Jakubem (fajny facet, tylko czasem lubi sobie wypić za dużo whisky i matce Pawła się to nie podoba) - jego żona zostawiła go, gdy zrezygnował z dobrze płatnej, ale niebezpiecznej pracy i odeszła do giełdziarza.
Paweł jeszcze kilkakrotnie próbuje ratować gospodarstwo rodziców, ale Alek dalej tkwi w swojej manii złota.
W końcu Paweł przyłącza się do Jakuba, z którym na polu Alka znajdują złoże złota. Przyjeżdżają specjaliści z Ministerstwa i stwierdzają, że jest tam żyła złota. Alek mówi do żony:
No, więc macie najlepszy dowód. Nie mówiłem wam? Zawsze mówiłem, że tak będzie!
(koniec)
Mrowisko
Historia opowiada o panu Macintoshu, który jest bogatym człowiekiem i zakłada gdzieś w Afryce kopalnię złota. Nie jest to jednak tradycyjna kopalnia z szybami etc., tylko wielki lej wykopywany przez dziesiątki czarnoskórych. Jedynymi białymi są tutaj: pan Macintosh, jego inżynier - pan Clarke, żona inżyniera: Anna i ich syn: Tomek. Poza tym mały Tomek wkrótce odkrywa, że wśród dzieci z którymi się bawi jest dwoje dzieci ani czarnych, ani białych. U Dirka (jedno z tych dzieci, drugim jest jego siostrzyczka) zauważa podobny układ twarzy jak u pana Macintosha i szybko domyśla się prawdy. Zaprzyjaźnia się z Dirkiem, choć pan Macintosh lubi Tomka, a Dirka nie uznaje za swojego syna (to po prostu wynik jego zmysłowej namiętności do czarnych kobiet). Chłopcy po początkowych wojnach (później też czasem biją się dla oczyszczenia atmosfery) zaprzyjaźniają się i gdy Tomek wyjeżdża do szkoły, postanawia przywieźć Dirkowi książki i go uczyć. Tak też się dzieje - w czasie wakacji Tomek przekazuje Dirkowi całą wiedzę jaką zdobył w czasie roku szkolnego, kiedy Dirk robi zadania - Tomek rzeźbi (między innymi figurkę Dirka, którą sprzedaje panu Macintoshowi, a pieniądze oddaje Dirkowi). Poza tym wyrzeźbił także drugą figurkę przyjaciela, figurkę jego matki oraz małej siostry i model kopalni (wielka dziura na skraju której stoi gruby mężczyzna w kapeluszu, a wewnątrz leja wpadają małe postaci - wszystko zostało pomalowane), które stoją w szałasie jaki chłopcy zbudowali sobie w lesie. Tomek zaczyna coraz więcej widzieć i rozumieć, dociera do niego niesprawiedliwość - on, syn białych ludzi, ma opiekuna (pana Macintosha), który chce mu sponsorować naukę, a Dirk - prawdziwy syn Macintosha nie może liczyć na najmniejsze wsparcie od ojca. Tym bardziej więc buntuje się przeciwko tej niesprawiedliwości i, martwiąc rodziców oraz pana M., coraz bardziej opuszcza się w nauce (początkowo był pierwszym uczniem w klasie) i skupia się na nauce przedmiotów artystycznych oraz studiuje zapisy prawne dot. zatrudniania czarnoskórych itp. Dirk szkoli czarnoskórych pracowników kopalni o ich prawach, mówi im też wiele przydatnych informacji, które wyczytał w książkach.
Któregoś dnia pan M. trafia do szałasu chłopców i odnajduje figurki - najpierw uderza go złość na widok figurki matki Dirka, ale w szał wpada, gdy widzi jak Tomek odbiera jego kopalnię. Podpala więc szałas. Dirk jest zdruzgotany, ale od razu wie kto jest winien spalenia jego ukochanych książek. Tomek obiecuje mu, że przywiezie mu inne książki, a poza tym pociesza go, że przecież to, co najważniejsze i tak zostało mu w głowie. Bierze się też za rzeźbienie nowego posągu Dicka. Dick jednak nie jest zadowolony z tego jak go widzi przyjaciel - wywiązuje się kłótnia.
Pan M. jedzie do miasta, żeby sprowadzić kogoś, kto oceni talent artystyczny pupila (Tomka). Przywozi ze sobą pana Tomlinsona, który owszem uznaje, że autor rzeźby ma talent i warto byłoby go szkolić w tym kierunku. Gdy pan M. przychodzi i proponuje T. wyjazd do szkoły, gdzie mógłby się uczyć sztuk plastycznych, ten natychmiast odpowiada:
- Jeżeli i Dirk pójdzie także.
- Czego się chcesz uczyć? - spytał Dirka wprost pan M.
- Chcę być inżynierem - odpowiedział natychmiast Dirk.
- Jeżeli opłacę ci studia na uniwersytecie, to kiedy je odwalisz, między nami koniec. Nie chcę nigdy więcej słyszeć o tobie i nie wolno ci nigdy wracać do tej kopalni, skoro raz stąd odjedziesz.
Pan M. ostrzega chłopców, że nie będą studiowali razem, przypomina też Tomkowi, że nie będzie mógł pójść na studia dopóki nie poprawi ocen w szkole. Przymuszony przez zdeterminowanych chłopców obiecuje, że kupi Dirkowi książki. Chłopcy ignorują jego kąśliwą uwagę o braku podziękowań dla jego dobroci. Gdy pan M. odszedł chłopcy milczeli.
Zwycięstwo należało całkowicie do nich, ale teraz trzeba było zaczynać od nowa długą i trudną walkę o zrozumienie tego, co im zwycięstwo przyniosło i jak je wykorzystać.
Głód
Historia Dżabawu (chłopca z kraalu), który jest wiecznie głodny (jedzenia oraz wyprawy do miasta białych). Jest buntownikiem, dużo mówi (stąd przydomek: Wielka Gęba), odmawia posłuszeństwa ojcu. Dzięki własnemu uporowi nauczył się czytać i nawet trochę pisać, a teraz planuje odejść ze wsi i udać się do miasta. Ostatecznie udaje mu się do tego namówić brata - Pawu, żeby wyruszył z nim. Matka domyśla się ich planów i daje im po szylingu na drogę oraz tobołek z jedzeniem. Gdy chłopcy znikają za horyzontem, matka udaje przed ojcem, że nic nie wiedziała o ich planach
Jest bowiem nie tylko matką, ale i żoną, a kobieta czuje jedno jako matka, co innego zaś jako żona, a jedno i drugie może być prawdziwe i płynąć z serca.
Idą więc sobie chłopaki i nagle zaczynają ich wymijać ciężarówki - jedna, druga, trzecia… Chłopcy boją się tych wielkich potworów, które „chcą ich rozjechać”. Spotykają mężczyznę, który ostrzega ich przed pracą w kopalni i przed niegodziwością miasta. Chłopcy wędrują jednak dalej i w pewnym momencie zatrzymuje się jedna z ciężarówek i wychodzi z niej facet, który mówi, że może wziąć i zatrudnić, ale tylko Dżabawę, bo Pawu jest za słaby. Dżabawu krótko się namyśla, ale odmawia (jak pojedzie bez brata?). Poza żym czyta co jest napisane na papierze, który mają podpisać i okazuje się, że chodzi o pracę w kopalni. Dżabawa pyta mężczyznę, dlaczego im nie powiedział, że ten samochód jedzie do pracy w kopalni - mężczyzna wpada w złość i mówi o Dżabawie głupie, czarne bydlę. Potem straszy ich, że naśle na nich złych ludzi, więc młodzieńcy w podskokach uciekają żegnani śmiechem ludzi z ciężarówki.
Potem zatrzymuje się kolejny samochód, z którego wysiada mężczyzna i proponuje im pracę - będzie to praca w biurze, muszą tylko obaj podpisać jakąś kartkę. Papier najpierw podpisuje Pawu, a gdy Dżabawu chce przeczytać, co jest tam napisane, facet uśmiecha się z triumfem - okazuje się, że Pawu podpisał umowę na dwa lata na pracę w kopalni, dodatkowo - za zerwanie umowy grozi więzienie. Mężczyzna mówi Dżabawie, że teraz i on musi to podpisać, ten jednak szybko zrywa się - uderza mężczyznę głową w żołądek i szybko zwiewają. Chowają się w lesie i zasypiają. Gdy rano D. się budzi, okazuje się, że Pawu nie ma - początkowo D. jest wściekły na brata, potem jednak postanawia wędrować dalej.
W lesie spotyka trójkę ludzi (pana Samu, jego żonę i jej brata), mimo wielkiego lęku przed nieznajomymi, postanawia podejść do ich ogniska i poprosić o coś do jedzenia. Ci, początkowo także przestraszeni, dają mu bułki i rybę, potem długo rozmawiają - pan Samu jest pod wrażeniem, że D. sam nauczył się w kraalu czytać i pisać, daje mu więc adres do pana Mizi, do którego ma się zgłosić po dotarciu do miasta. Gdy wszyscy zasypiają, D. zabiera kuferek nowych znajomych i ucieka. Wkrótce jednak uświadamia sobie, że okrada tych, którzy mu pomogli - wraca więc i odkłada kuferek na miejsce.
Wchodzi do miasta, gdzie wkrótce wpada na policjanta, który informuje go, że musi zdobyć przepustkę, aby móc być w mieście i szukać pracy. D. wędruje dalej - kradnie ubranie (ze sznura na dworze zrywa żółtą koszulę i długie spodnie), znów wpada na policjanta - wciska mu kit, że jest to ubranie jego pana, ale nie potrafi powiedzieć, gdzie ów pan mieszka, więc policjant podejrzewa go o kradzież - D. robi znów numer z koziołkiem i kiedy policjant leży ogłuszony - D. ucieka. Potem spotyka kolejnego policjanta, który przeglądając jego dokumenty (situpa - skąd jest itd.) znajduje kartkę z adresem pana Mizi. Puszcza wolno D. (przypomina mu o przepustce), ale D. jest już znany w mieście jako 1) podejrzany o kradzież, 2) znajomy tego buntownika i agitatora - pana Mizi.
D. idzie do Urzędu i czeka w dłuuugiej kolejce, w końcu mdleje z głodu. Udzielają mu pomocy, wydają przepustkę na szukanie pracy, proponują nawet nocleg w obozie, gdzie znajdzie darmowy posiłek, ale D. nie chce tam iść i kłamie, że ma gdzie spędzić noc. Wszyscy dziwią się, że D. ma szylinga, a jednak zemdlał z głodu, on jednak uważa, że ten szyling jest na coś ważniejszego niż jedzenie. Wychodzi więc i w swojej żółtej koszuli zwraca na siebie uwagę dziewcząt - jedna (Nada/Betty/Eliza - mówią do niej różnie) interesuje się nim tak bardzo, że w końcu zaczynają ze sobą rozmawiać. Betty powstrzymuje D. przed kradzieżą chleba i kupuje mu jedzenie, oprowadza go także po dzielnicy:
- Teraz idziemy do Polski.
Twarz jej układa się do śmiechu. D. orientuje się, że to dowcip, i pyta:
- A na czym polega dowcip o tej Polsce?
(…)
- Podczas wojny białych ludzi, która się właśnie skończyła, był taki kraj zwany Polska i tam był wielki bój z mnóstwem bomb, więc teraz to miejsce, do którego idziemy, nazywamy Polską z powodu bójek i awantur, które się tu odbywają.
(tyle akcentu polskiego…)
B. dużo tłumaczy D. z mechanizmów rządzących miastem, mówi mu też, że pan Mizi to zły człowiek. W końcu przychodzą do domu pani Kambusi (prowadzi shebeen - mówiąc wprost: burdelmama, ale b. sprytna). Pani Kambusi rozmawia z D. w ich wspólnym narzeczu, którego nie rozumie B. Gospodyni ostrzega chłopca przed tym miastem, tą złą dziewczyną, radzi mu, żeby udał się do pana Mizi. Chłopiec je (płaci za wszystko B.), potem idą na imprezę, gdzie D. upija się skokianem (jest to napój złośliwy i magiczny, jest też nielegalny. Potem obydwoje - B. też pije - mają kaca i źle się czują (ból głowy, nudności, zresztą - co Wam będę tłumaczyć :P). Młodzi idą na spacer (B. wie, że uśmierzy to większość dolegliwości), a gdy wracają B. wkurza się na D. - mówi, że ma szylinga w kieszeni, a ona musi za wszystko płacić, podnosi na niego nóż i grozi, że go użyje, jeśli D. się z nią nie ożeni (no, rzeczywiście - spał już z nią 6 czy 7 razy za darmo ). D. jednak obezwładnia ją. B. rzuca:
- Mężczyzna jesteś? Nie, jesteś tylko chłopak z kraalu.
Tego on ścierpieć nie może, wstaje więc, rzuca ją na wznak i kocha póty, aż dziewczyna nieruchomieje i milknie. Wtedy mówi z chełpliwą wzgardą:
- A teraz bądź cicho!
Lecz mimo dumy z takiej znajomości natury kobiecej, jest to zły czas dla Dżabawu i sen nie chce nadejść.
D. myśli o tym, że chciałby pójść do pracy (jednak nie chce kraść przez cały czas), budzi więc B., która wyśmiewa jego myśli o pójściu do pracy (sama chciałaby go wciągnąć do szajki złodziei, a może nawet założyć z nim spółkę 1:1). Mówi mu, że najwięcej może zarobić (2-3 funty miesięcznie), jeśli będzie bardzo długo pracował w czyimś domu, D. wychodzi na poszukiwanie pracy.
W pierwszym domu obrywa (kto to widzi, żeby czarna hołota przychodziła od frontu szukać pracy?), w drugim - kobieta w situpie widzi, że D. jest ze wsi, więc nie wierzy mu, że może cokolwiek umieć. W trzecim sam przyznaje się, że niewiele umie, ale pokornie mówi, że chciałby się nauczyć - jednak i to nie na wiele się zdaje, bo nikt nie chce tu szkolić czarnej hołoty. D. jest zdziwiony, że on - najsilniejszy chłopak we wsi - będzie zarabiał tylko 1 funta miesięcznie. Nieco rozczarowanemu D. pomaga dziewczyna - daje mu jeść, pozwala się przespać u siebie. D., choć polubił Alicję, gardzi nią (wystarcza jej jeden funt miesięcznie i miła pracodawczyni - pani: baas). Rano D. wychodzi od Alicji, dużo marzy (o tym, że przygarnie go dobry biały człowiek, który pozwoli mu się uczyć i D. zostanie taki jak pan Samu). W końcu D. wybiera drogę do Osiedla, gdzie trafia na „zebranie”, na którym przemawiają: pan Mizi, pan Samu oraz szwagier pana Samu. D. słucha ich wystąpień (choć nie wszystko rozumie: zwłaszcza słów o więcej niż 2 sylabach). W pewnym momencie D. podnosi rękę i opowiada swoją historię (mówi jednak tylko to, co jest dla niego wygodne: przemilcza kradzieże i znajomość z Betty). Pan Samu w końcu mu przerywa, wszyscy przecież znają takie historie - słuchający patrzą na D. z wyrozumiałością, ale też pewnym zniecierpliwieniem - zdenerwowany takim traktowanie D. wychodzi. Czeka pod wyjściem dla mówców, tam zostaje przedstawiony panu Mizi, tłumaczy że nie przyszedł do niego, bo nie wiedział, gdzie mieszka pan Mizi. Oczywiście, zostaje zaprowadzony do skromnego (ale nie prymitywnego) domku pana Miziego, gdzie zostaje poczęstowany jedzeniem, poznaje też żonę (śmieszkę) pana Miziego oraz ich syna (który ciągle się uczy). Pan Mizi namawia D. żeby pracował w fabryce, a wieczorami się kształcił. Rano jednak D. ucieka przez okno i wpada na Jerry'ego - kumpla Betty. Jerry podejrzewa, że D. ukradł coś panu Miziemu, jednak nie znajduje nic u D.:
Jerry nie może po prostu uwierzyć, że D. przepuścił okazję do kradzieży, gdy tymczasem Dżabawu tak samo nie mógłby okraść państwa Mizi czy państwa Samu jak własnych rodziców lub brata.
Początkowo D. chce pójść do Alicji i poprosić ją o pomoc, ale w końcu idzie z Jerrym do małej chałupki, gdzie siedzi kilkunastu mężczyzn i Betty. Dają oni jeść D., więc ten je. Później wszyscy idą na film do Osiedla (D. bardzo przeżywa film o kowbojach i Indianach). Potem pije dużo piwa i postanawia przespać się z Betty (trochę się wkurza, że Betty pewnie śpi też z Jerrym, ale w końcu jeszcze nie tak dawno obaj obrzucali Betty wyzwiskami i nazywali kurwą. Wędrują więc razem do łóżka, a na rano D. umawia się z Jerrym do „roboty”. Rano B. budzi D., ale ten oznajmia jej, że zamierza wrócić do państwa Mizi i ma gdzieś Jerry'ego bo się go nie boi. B. jest przerażona, ale D. obiecuje jej, że jak będzie żył uczciwie to się z nią ożeni - miotana pomiędzy strachem przed Jerrym a miłością do Dżabawu [Betty] może jedynie płakać, leżąc z twarzą ukrytą na łóżku. D. odtwarza scenę pożegnania jaką widział w kinie i wychodzi. Oczywiście, wpada na Jerry'ego. Po chwili wspólnej wędrówki D. widzi nędznie odzianych robotników z fabryki i porzuca myśl o pracy w fabryce. B. i D. zaczynają „robotę” - przebierają się w zwykłe stroje, chodzą od domu i sprzedają warzywa - no dobra, warzywa to tylko przykrywka: tak naprawdę to Jimmy co i rusz coś kradnie… trafiają na policjanta, ale Jerry opowiada mu historyjkę, że są po raz pierwszy w mieście i nie mogą znaleźć drogi, więc uprzejmy policjant wspomaga ich dobrą radą.
Teraz Jerry zapowiada, że nastąpi najtrudniejsza część, D. mówi, że nie chce żadnej awantury, ale J. grozi mu, że go zabije, więc D. posłusznie bierze udział w akcji. Na polecenie J. kradnie torebkę białej kobiecie (torebka leży w wózku), za sprawne wykonanie zadania D. otrzymuje od J. pochwałę i mimo woli czuje się dumny, bo Jerry nie jest człowiekiem skorym do pochwał. Potem jeszcze trochę kradną i wracają do Hindusa, który za te wszystkie fanty daje im 7 funtów, początkowo Jerry daje D. tylko trzecią część pieniędzy, ale widząc, że D. zaraz wpadnie w szał mówi że żartował i oddaje mu połowę. Pyta go, czy odpowiada mu taka forma pracy. D. mówi że tak, ale martwi się, że w końcu skończy mu się przepustka, jednak J. tłumaczy mu, że od tego są kobiety zaprzyjaźnione z policjantami - jedną z tych kobiet jest Betty, więc jeżeli Betty ci powie: dzisiaj przychodzi mój policjant - ty nic. Inaczej… I Jerry wysuwa trochę z kieszenie rękojeść noża. Jerry pokrótce wprowadza D. w historię i założenia szajki. Ciągle straszony przez J. (np. za zdradzenie kompanów w razie wpadki), D. żałuje, że nie został u pana Mizi. Idą do pewnego chorego faceta, który ma fikcyjnie zatrudnić D. (będzie za to dostawał 1 funta miesięcznie). D. coraz mniej podoba się cała ta historia i postanawia uciec od Jerry'ego, kiedy pójdzie zarejestrować swoje zatrudnienie w Urzędzie, jednak J. nie opuszcza go ani na krok. Spotykają jednak panią Samu, która nie pomaga Dżabawu. Idą więc dalej i D. znów przechodzi na stronę J., który opowiada mu różne świństwa o pani Samu, o panu Mizi. Potem wieczorem siedzą i bawią się, a Jerry z pewnym niepokojem stwierdza, że D. pije bardzo rozsądnie (co go niepokoi, bo D. - ze swoją siłą, sprytem i ze swoim rozsądkiem - może mu kiedyś zaszkodzić).
Następnego dnia - gdy imprezowicze jeszcze leczą się z kaca - oni wyruszają do „roboty” i zarabiają po 5 funtów na głowę. Jerry widzi, że D. zaczyna pełnić coraz ważniejszą rolę w szajce i to mu się bardzo nie podoba, udaje jednak przed D. że są dobrymi przyjaciółmi. Wypytuje chłopaka o pana Mizi, o ludzi światła, często sobie żartują na ten temat, jednak Jerry jest coraz bardziej zirytowany faktem, że dopuścił do szajki kogoś takiego jak D. - który chce odejść do ludzi światła i może zdradzić całą bandę.
D. zaczyna wkurzać Betty, która cały czas mówi mu, żeby się z nią ożenił, zabili J. i uciekli stąd albo założyli własną szajkę. Okazuje się, że w szajce zaczyna się dwuwładza - część słucha J., część - D. J. wyzywa D. na pojedynek pijacki, który przegrywa. W związku z tym, że J. nie udaje się rozpić D. i odzyskać władzy, rozmyśla nad innymi sposobami rozwiązania sytuacji. Jerry w przypływie złości zabija pijaną Betty i próbuje zrzucić winę na D. Jerry zmusza D. aby pomógł mu wynieść ciało, każe mu też zakopać zakrwawione ubrania (swoje i D.). Jerry ostatecznie przekonuje wszystkich, że to D. zabił Betty. Planuje uciec do Johannesburga lub okraść pana Mizi (do tego planuje wykorzystać D.).
D. i J. idą okraść Mizich - jednak w ostatniej chwili, już po zakneblowaniu syna pana Mizi, D. krzyczy o pomoc pana Miziego, J. szybko ucieka i państwo Mizi zastają zakneblowanego syna i D. z nożem w ręku - są wściekli i wzywają policję. D. podkreśla swoją niewinność, ale nikt mu nie wierzy. Zamknięty w celi nie odpowiada na żadne pytania, odwiedza go nawet biały duchowny (kiepski raczej…), ale ostatecznie odmienia ducha D. list od pana Mizi. Pisze on, że nie ma wyrozumiałości dla upadku D., ale że jeżeli tylko zechce - oni będą na niego czekali jak wyjdzie z więzienia. D. otwiera oczy i serce - wie, że musi odsiedzieć rok w więzieniu, ale wie też, że jest ktoś, kto nadal chce mu pomóc. (Koniec)
W oryginale: Five short novels
To głównie Marina miała tam mieszkać, sam bowiem - jako badacz - pół życia spędzał na rozjazdach ciężarówką z jednego końca w drugi, odwiedzając rezerwaty krajowców i świetnie się bawiąc (Marina o mężu)
Co wywołuje sprzeciw sąsiadek - ich służący bowiem też domagają się takich udogodnień. Marina zostaje oskarżona o to, że rozpaskudza tych ludzi. Gdy zaś kupiła łóżko Charliemu sąsiedzi oświadczają, że zhańbiła się tym do reszty.
Po prostu zdejmuje obrazek ze wzburzonym morzem, obrazek którego bardzo nie lubiła, ale matka nie pozwalała jej go zdjąć, ze ściany i wiesza tam kalendarz z żółtymi różami.
O mało co
To określenie moje, ale o to chodziło - wieczny amant, nie lubi stałości etc.
To było dozwolone! Chociaż jak to powiedział Alek: mogli wcześniej zapytać.
Myje się rano (jak biały człowiek) przy użyciu mydła (!), czesze przed lustrem (no, przyjmijmy) i w ogóle (:
Siostra mieszka daleko od nich, jest służącą i w domu bywa 2-3 razy w roku na jeden dzień.
Stawia krzyżyk.
Tego imienia będę się trzymała.
Dlatego pani Kambusi pilnie dba o to, żeby policjanci, którzy lubią czasem sprawdzić jej lokal nie znaleźli śladów skokianu. Mały chłopiec jest odpowiedzialny, żeby w misie było tylko trochę napoju, a w razie kontroli - szybko wymienia zakazany napój (zakazany oczywiście tylko dla czarnych) na lemoniadę. W ogóle pani Kambusi ma raczej dobre relacje z „synami rządu” - nigdy jeszcze nie wpadła jako burdelmama, choć interes prowadzi już od dłuższego czasu: dzieci wysłała do szkoły (nie wiedzą z czego opłacana jest ich nauka), przy sobie ma tylko najmniejsze, które nie rozumie mechanizmu interesu, który prowadzi mama.
Chociaż po kolacji zjedzonej za pieniądze B. i w ubraniu skradzionym komuś stwierdza, że to dobre miasto: nie wydał ani szylinga, a już jest syty i ubrany. (niezła logika, co?)
Alicja mówi początkowo, że ma narzeczonego który wyjechał do Johannesburga, ale po tym jak Dżabawu pociesza ją; ona popłakuje troszeczkę, a potem on bierze ją, ale delikatnie - dziewczyna przyznaje, że jej chłopiec chyba ją zostawił. D. pyta co będzie jak się pojawi dziecko (mądry Murzyn po szkodzie…), ale ona opowiada mu o …antykoncepcji to oczywiście bardzo podoba się D.,bo rozwiązywałoby wiele problemów.
Po drodze wpada jeszcze na szpicla, który podstępnie mówi, że zgadza się z D., a ten - prostolinijnie - wyjawia mu swoje nazwisko, imię i wioskę z której przybył. A szpicel cieszy się, bo znowu wyłapał mąciwodę i buntownika.
Jeśli uważacie, że policjantów w tym mieście jest jakoś dziwnie dużo to wcale się nie mylicie - podobno było ich tylu, ilu nas - czarnych.
Doris Lessing, Mrowisko (zbiór pięciu opowiadań)