Jan Pawel II Tryptyk Rzymski oraz wprow kard J Ratzingera


Wprowadzenie kard. Josepha Ratzingera

Prezentacja «Tryptyku rzymskiego» w Biurze Prasowym Stolicy Apostolskiej

Prezentacja «Tryptyku rzymskiego» Jana Pawła II odbyła się w czwartek 6 marca o godz. 12 w Biurze Prasowym Stolicy Apostolskiej w obecności licznych kardynałów, arcybiskupów, biskupów i innych osobistości. Przemówienie wprowadzające wygłosił kard. Joseph Ratzinger, prefekt Kongregacji Nauki Wiary, a Giovanni Reale, profesor filozofii na Katolickim Uniwersytecie «Sacro Cuore» w Mediolanie, dokonał krytycznoliterackiej analizy utworu. Podczas prezentacji aktor Nando Gazzolo odczytał fragmenty «Tryptyku». Dyrektor Biura Prasowego Joaquín Navarro--Valls podkreślił wyjątkowy charakter tego wydarzenia, przypominając, że teksty powstały zeszłego lata, a krótko przed Bożym Narodzeniem 2002 r. Jan Paweł II przygotował ich ostateczną wersję. W tym samym dniu zbiór został zaprezentowany również w Krakowie. Wkrótce ukaże się włoskie tłumaczenie «Tryptyku», a następnie także wydania angielskie, francuskie, niemieckie, hiszpańskie i portugalskie. Wystąpienia prezentujące utwór ukazały jego szczególną wzniosłość i siłę duchową.

Pierwsza część Tryptyku rzymskiego Papieża Jana Pawła II ukazuje rzeczywistość stworzenia, jego piękno i dynamikę. Pojawia się w niej obraz lesistych wzgórz, a obok jeszcze bardziej wyrazisty obraz wód spływających w dolinę, «srebrzysta kaskada potoku, który spada z góry rytmicznie». Przywodzi mi to na myśl słowa napisane przez Karola Wojtyłę w 1976 r., kiedy głosił rekolekcje dla Pawła VI i Kurii. Opowiada tam o pewnym fizyku, który długo z nim dyskutował i w końcu powiedział: «Z punktu widzenia mojej nauki i jej metodologii jestem ateistą». Ale ten sam człowiek napisał później w liście: «Ilekroć staję wobec majestatu przyrody, w obliczu gór, czuję, że ON istnieje». Oto dwa odmienne sposoby postrzegania przyrody! Co prawda, ta pierwsza część Tryptyku jakby w onieśmieleniu zatrzymuje się na progu, Papież nie mówi jeszcze bezpośrednio o Bogu. Modli się jednak tak, jak można się modlić do Boga dotąd nie znanego. «Pozwól mi wargi umoczyć / w źródlanej wodzie / odczuć świeżość, / ożywczą świeżość». Wypowiada te słowa, szukając drogi do źródła, i zostaje mu ona wskazana: «Jeśli chcesz znaleźć źródło, / musisz iść do góry, pod prąd». Wcześniej, w pierwszym wersecie rozważania powiedział: «Zatoka lasu zstępuje»; las i strumień wskazywały na ruch zstępujący. Teraz jednak w poszukiwaniu źródła wspina się pod górę, idzie pod prąd.

Uważam, że to jest właśnie klucz do odczytania następnych dwóch obrazów, one bowiem prowadzą nas w tej wspinaczce «pod prąd». Duchowa pielgrzymka, opisana w tym tekście, prowadzi do «Początku». Prawdziwym odkryciem, czekającym nas u kresu tej drogi, jest to, że «początek» objawia również «koniec». Kto poznał początek, widzi także, dokąd i dlaczego zmierza cały ruch istnienia, które jest stawaniem się i właśnie dlatego jest też trwaniem: «Wszystko trwa stając się nieustannie». Najważniejszym imieniem źródła odkrytego przez pielgrzyma jest Słowo, zgodnie z początkowymi słowami Biblii: «Bóg rzekł», które Jan przytacza w swojej Ewangelii, nadając im nowe, niedoścignione brzmienie: «Na początku było Słowo». Jednakże słowem naprawdę kluczowym, wyrażającym istotę pielgrzymowania w drugim obrazie Tryptyku, nie jest «Słowo», ale wizja i widzenie. Słowo ma oblicze. Słowo — źródło — jest wizją. Stworzenie, wszechświat bierze początek z wizji. Także człowiek wyłania się z tej wizji. Ten kluczowy termin prowadzi zatem medytującego Papieża ku Michałowi Aniołowi, ku freskom w Kaplicy Sykstyńskiej, które stały mu się bardzo bliskie. W obrazach świata Michał Anioł dostrzegł wizję Boga; patrzył na nie — by tak rzec — stwórczym spojrzeniem Boga i dzięki temu spojrzeniu zdołał w swoich śmiałych freskach odtworzyć na ścianach kaplicy wizję pierwotną, z której wywodzi się wszelka rzeczywistość. Wydaje się, że u Michała Anioła, który pomaga nam odkryć na nowo wizję Boga w obrazach świata, urzeczywistnia się w sposób wzorcowy to, co jest przeznaczeniem każdego z nas. O Adamie i Ewie, którzy symbolizują istotę ludzką jako taką, mężczyznę i kobietę, Papież mówi: «Oni także stali się uczestnikami tego widzenia». Każdy człowiek jest powołany, aby «odzyskiwać to widzenie na nowo». Droga wiodąca do źródła pozwala stać się «widzącym»: pozwala od Boga nauczyć się widzenia. Dzięki temu widzialny staje się początek i koniec. Dzięki temu człowiek staje się sprawiedliwy.

Początek i koniec: prawdopodobnie dla Papieża, który pielgrzymuje ku głębi i ku górze, więź między nimi stała się wyraźnie widoczna właśnie w Kaplicy Sykstyńskiej, gdzie Michał Anioł pozostawił nam obrazy początku i końca — wizję stworzenia i ogromny fresk przedstawiający Sąd Ostateczny. Kontemplacja Sądu Ostatecznego w epilogu drugiej części Tryptyku jest może tym, co najbardziej porusza czytelnika. Z wewnętrznej wizji Papieża wyłania się ponownie wspomnienie konklawe z sierpnia i października 1978 r. Ponieważ i ja tam byłem, wiem dobrze, jak bardzo te obrazy oddziaływały na nas w chwilach przełomowych decyzji, jakim były dla nas wyzwaniem; jak budziły w naszych umysłach poczucie wielkiej odpowiedzialności. Papież zwraca się do kardynałów, którzy w przyszłości, «po mojej śmierci», będą uczestniczyć w konklawe, aby im powiedzieć, że winna do nich przemawiać wizja Michała Anioła. Słowo con-clave przywodzi mu na myśl klucze, dziedzictwo kluczy pozostawione przez Piotra. Złożyć te klucze we właściwych rękach: na tym polega ogromna odpowiedzialność w takich chwilach. Przypominają się tu słowa Jezusa, Jego «biada» skierowane do uczonych w Piśmie: «wzięliście klucze poznania» (Łk 11, 52). Nie należy zabierać klucza, ale trzeba go użyć do otwarcia drzwi, aby można było przez nie przejść: do tego wzywa Michał Anioł.

Powróćmy jednak do tego, co stanowi rzeczywiste centrum drugiej części Tryptyku, czyli do «początku». Cóż takiego widzi tam człowiek? Dzieło Michała Anioła ukazuje Stwórcę «pod postacią ludzką»: prawda o człowieku uczynionym na obraz i podobieństwo Boże zostaje tu odwrócona w taki sposób, aby można z niej było wyprowadzić człowieczeństwo Boga, które z kolei pozwala przedstawić wizerunek Stwórcy. Niemniej perspektywa, którą otwiera przed nami Chrystus, prowadzi znacznie dalej i ukazuje — wychodząc od Stwórcy, od początku — kim jest w rzeczywistości człowiek. Stwórca — początek — nie jest jedynie «wszechmocnym Starcem», jak mogłoby wynikać z malowidła Michała Anioła. Jest natomiast «Komunią Osób..., wzajemnym obdarowywaniem...» Podczas gdy początkowo patrzyliśmy na Boga z perspektywy człowieka, teraz uczymy się patrzeć na człowieka z perspektywy Boga: dawanie siebie — oto do czego przeznaczony jest człowiek. Jeśli zdoła odnaleźć drogę, by to osiągnąć, odzwierciedla istotę tego, czym jest Bóg, i tym samym ujawnia więź między początkiem i końcem.

Ogromna rozpiętość tej wizji, stanowiącej istotną treść Tryptyku rzymskiego, ujawnia się wyraźnie w trzeciej części, gdzie mowa jest o wejściu Abrahama i Izaaka na wzgórze Moria, górę ofiary, bezinteresownego daru z siebie. To wejście na górę stanowi ostatni i decydujący etap wędrówki Abrahama, rozpoczętej w chwili, gdy opuścił on swoją ojczyznę, Ur chaldejskie. Jest to zasadniczy etap wspinaczki na szczyt, wędrówki pod prąd, w kierunku źródła, które jest również celem. W niezgłębionym dialogu między ojcem i synem, na który składa się niewiele słów oraz wspólne dźwiganie — w milczeniu — tajemnicy tych słów, odzwierciedlone są wszystkie pytania dziejów, ich cierpienia, ich lęki i nadzieje. Ostatecznie staje się jasne, że ten dialog między ojcem a synem, między Abrahamem a Izaakiem, jest dialogiem toczącym się w samym Bogu, dialogiem między przedwiecznym Ojcem a Jego Synem — Słowem, oraz że ten odwieczny dialog jest zarazem odpowiedzią na nasz niedokończony ludzki dialog. Na końcu bowiem następuje wybawienie Izaaka — pojawia się baranek, tajemniczy znak Syna, który staje się Barankiem i żertwą ofiarną, objawiając nam w ten sposób prawdziwe oblicze Boga: tego Boga, który ofiarowuje nam samego siebie, który jest wyłącznie darem i miłością, aż do skrajności, aż do końca (por. J 13, 1). Tak więc właśnie w tym niezwykle konkretnym wydarzeniu historycznym, które zdaje się oddalać nas zupełnie od wielkich wizji stworzenia z pierwszej części Tryptyku, ukazuje się wyraźnie początek i koniec wszystkiego, więź między zstępowaniem i wchodzeniem pod górę, między źródłem, wędrowaniem i celem: rozpoznawalny staje się tutaj Bóg, który ofiarowuje samego siebie, który jest zarazem początkiem, drogą i celem. Tego Boga można dostrzec poprzez stworzenie i historię. To On szuka nas przez nasze cierpienia i pytania. Ukazuje nam, co znaczy być człowiekiem: znaczy dawać samego siebie w miłości, przez co stajemy się podobni do Boga. Poprzez wejście Syna na górę ofiarną objawiona zostaje «tajemnica ukryta od założenia świata». Miłość obdarowująca jest tajemnicą początku, a więc także my — miłując — rozumiemy orędzie stworzenia, odnajdujemy drogę

JAN PAWEŁ II - TRYPTYK RZYMSKI (MEDYTACJE)

I

STRUMIEŃ

Ruah

Duch Boży unosił się nad wodami...

1. Zdumienie

Zatoka lasu zstępuje

w rytmie górskich potoków

ten rytm objawia mi Ciebie,

Przedwieczne Słowo.

Jakże przedziwne jest Twoje milczenie

we wszystkim, czym zewsząd przemawia

stworzony świat...

co razem z zatoką lasu

zstępuje w dół każdym zboczem...

to wszystko, co z sobą unosi

srebrzysta kaskada potoku,

który spada z góry rytmicznie

niesiony swym własnym prądem...

— niesiony dokąd?

Co mi mówisz górski strumieniu?

w którym miejscu ze mną się spotykasz?

ze mną, który także przemijam —

podobnie jak ty...

Czy podobnie jak ty?

(Pozwól mi się tutaj zatrzymać —

pozwól mi się zatrzymać na progu,

oto jedno z tych najprostszych zdumień.)

Potok się nie zdumiewa, gdy spada w dół

i lasy milcząco zstępują w rytmie potoku

— lecz zdumiewa się człowiek!

Próg, który świat w nim przekracza,

jest progiem zdumienia.

(Kiedyś temu właśnie zdumieniu nadano imię «Adam».)

Był samotny z tym swoim zdumieniem

pośród istot, które się nie zdumiewały

— wystarczyło im istnieć i przemijać.

Człowiek przemijał wraz z nimi

na fali zdumień.

Zdumiewając się, wciąż się wyłaniał

z tej fali, która go unosiła,

jakby mówiąc wszystkiemu wokoło:

«zatrzymaj się! — masz we mnie przystań»

«we mnie jest miejsce spotkania

z Przedwiecznym Słowem» —

«zatrzymaj się, to przemijanie ma sens»

«ma sens... ma sens... ma sens!»

2. Źródło

Zatoka lasu zstępuje

w rytmie górskich potoków...

Jeśli chcesz znaleźć źródło,

musisz iść do góry, pod prąd.

Przedzieraj się, szukaj, nie ustępuj,

wiesz, że ono musi tu gdzieś być —

Gdzie jesteś, źródło?... Gdzie jesteś, źródło?!

Cisza...

Strumieniu, leśny strumieniu,

odsłoń mi tajemnicę

swego początku!

(Cisza — dlaczego milczysz?

Jakże starannie ukryłeś tajemnicę twego początku.)

Pozwól mi wargi umoczyć

w źródlanej wodzie

odczuć świeżość,

ożywczą świeżość.

II

MEDYTACJE NAD «KSIĘGĄ RODZAJU» NA PROGU KAPLICY SYKSTYŃSKIEJ

1. Pierwszy Widzący

«W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy» —

mówi Paweł na ateńskim Areopagu —

Kim jest On?

Jest jak gdyby niewysłowiona przestrzeń, która wszystko

ogarnia —

On jest Stwórcą:

Ogarnia wszystko powołując do istnienia z nicości

nie tylko na początku, ale wciąż.

Wszystko trwa stając się nieustannie —

«Na początku było Słowo i wszystko przez Nie się stało».

Tajemnica początku rodzi się wraz ze Słowem, wyłania się

ze Słowa.

Słowo — odwieczne widzenie i odwieczne wypowiedzenie.

Ten, który stwarzał, widział — widział, «że było dobre»,

widział widzeniem różnym od naszego,

On — pierwszy Widzący —

Widział, odnajdywał we wszystkim jakiś ślad swej Istoty,

swej pełni —

Widział: Omnia nuda et aperta sunt ante oculos Eius —

Nagie i przejrzyste —

Prawdziwe, dobre i piękne —

Widział widzeniem jakże innym niż nasze.

Odwieczne widzenie i odwieczne wypowiedzenie:

«Na początku było Słowo i wszystko przez Nie się stało»,

wszystko, w czym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy —

Słowo, przedziwne Słowo — Słowo przedwieczne, jak gdyby

próg niewidzialny

wszystkiego co zaistniało, istnieje i istnieć będzie.

Jakby Słowo było progiem.

Próg Słowa, w którym wszystko było na sposób niewidzialny,

odwieczny i boski — za tym progiem zaczynają się dzieje!

Stoję przy wejściu do Sykstyny —

Może to wszystko łatwiej było wypowiedzieć językiem

«Księgi Rodzaju» —

Ale Księga czeka na obraz. — I słusznie. Czekała na swego

Michała Anioła.

Przecież ten, który stwarzał, «widział» — widział,

że «było dobre».

«Widział», a więc Księga czekała na owoc «widzenia».

O ty, człowieku, który także widzisz, przyjdź —

Przyzywam was wszystkich «widzących» wszechczasów.

Przyzywam ciebie, Michale Aniele!

Jest w Watykanie kaplica, która czeka na owoc twego widzenia!

Widzenie czekało na obraz.

Odkąd Słowo stało się ciałem, widzenie wciąż czeka.

Stajemy na progu Księgi.

Jest to Księga Rodzaju — Genesis.

Tu, w tej kaplicy, wypisał ją Michał Anioł

nie słowem, ale bogactwem

spiętrzonych kolorów.

Wchodzimy, żeby odczytywać,

od zdziwienia idąc ku zdziwieniu.

Tak więc to tu — patrzymy i rozpoznajemy

Początek, który wyłonił się z niebytu

posłuszny stwórczemu Słowu;

Tutaj przemawia z tych ścian.

A chyba potężniej jeszcze przemawia Kres.

Tak, potężniej jeszcze przemawia Sąd.

Sąd, ostateczny Sąd.

Oto droga, którą wszyscy przechodzimy —

każdy z nas.

2. Obraz i podobieństwo

«Uczynił Bóg człowieka na swój obraz i podobieństwo,

mężczyzną i niewiastą stworzył ich —

i widział Bóg, że było bardzo dobre,

oboje zaś byli nadzy i nie doznawali wstydu».

Czy to możliwe?

Współczesnych o to nie pytaj, lecz pytaj Michała Anioła,

(a może także współczesnych!?).

Pytaj Sykstyny.

Jak wiele tu powiedziane na tych ścianach!

Początek jest niewidzialny. Tu wszystko na to wskazuje.

Cała ta bujna widzialność, jaką ludzki geniusz wyzwolił.

I kres także jest niewidzialny.

Choć tu spada na twój wzrok wędrowcze

wizja ostatecznego Sądu.

Jak uczynić widzialnym, jak przeniknąć poza granice

dobra i zła?

Początek i kres, niewidzialne, przenikają do nas z tych ścian!

On

«W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy».

Czy On jest tylko przestrzenią bytowania bytujących?

Jest Stwórcą.

Ogarnia wszystko stwarzając i podtrzymując w istnieniu —

Sprawia podobieństwo.

Gdy Paweł apostoł przemawia na Areopagu

wyraża się w jego słowach cała tradycja Przymierza.

Dzień każdy kończył się tam słowami:

«I widział Bóg, że było dobre».

Widział, odnajdywał ślad swojej Istoty —

Znajdował swój odblask we wszystkim co widzialne.

Przedwieczne Słowo jest jak gdyby progiem,

za którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy.

Człowiek (Ja)

Dlaczego o tym właśnie jedynym dniu powiedziano:

«Widział Bóg, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre»?

Czy temu nie przeczą dzieje?

Choćby nasz wiek dwudziesty! I nie tylko dwudziesty!

A jednak żaden wiek nie może przesłonić prawdy

o obrazie i podobieństwie.

Michał Anioł

Z tą prawdą kiedyś zamknął się w Watykanie,

aby wyjść stamtąd, pozostawiając Kaplicę Sykstyńską.

«Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz,

na obraz Boży go stworzył,

mężczyzną i niewiastą stworzył ich.

Chociaż oboje byli nadzy,

nie doznawali wobec siebie wstydu»!

I widział Stwórca, że było bardzo dobre.

Czyż nie On właśnie widzi wszystko w całej prawdzie?

Omnia nuda et aperta ante oculos Eius —

Oni

Oni także u progu dziejów

widzą siebie w całej prawdzie:

byli oboje nadzy...

Oni także stali się uczestnikami tego widzenia,

które przeniósł na nich Stwórca.

Czyż nie chcą nimi pozostać?

Czyż nie chcą odzyskiwać tego widzenia na nowo?

Czyż nie chcą dla siebie być prawdziwi i przejrzyści —

jak są dla Niego?

Jeśli jest tak, śpiewają hymn dziękczynny,

jakieś Magnificat ludzkiej głębi

i wtedy jakże głęboko czują,

że właśnie «W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy» —

Właśnie w Nim!

To On pozwala im uczestniczyć w tym pięknie,

jakie w nich tchnął!

To On otwiera im oczy.

Kiedyś Michał Anioł wychodząc z Watykanu

pozostawił polichromię, której kluczem jest «obraz

i podobieństwo».

Wedle tego klucza niewidzialne wyraża się w widzialnym.

Prasakrament.

3. Prasakrament

Kimże jest On? Niewypowiedziany. Samoistne Istnienie.

Jedyny. Stwórca wszystkiego.

Zarazem Komunia Osób.

W tej Komunii wzajemne obdarowywanie pełnią prawdy,

dobra i piękna.

Nade wszystko jednak — niewypowiedziany.

A przecież powiedział nam o Sobie.

Powiedział także, stwarzając człowieka na swój obraz

i podobieństwo.

W polichromii sykstyńskiej Stwórca ma ludzką postać.

Jest Wszechmocnym Starcem — Człowiekiem podobnym

do stwarzanego Adama.

A oni?

«Mężczyzną i niewiastą stworzył ich».

Został im przez Boga zadany dar.

Wzięli w siebie — na ludzką miarę — to wzajemne obdarowanie,

które jest w Nim.

Oboje nadzy...

Nie odczuwali wstydu, jak długo trwał dar —

Wstyd przyjdzie wraz z grzechem,

a teraz trwa uniesienie. Żyją świadomi daru,

choć może nawet nie umieją tego nazwać.

Ale tym żyją. Są czyści.

Casta placent superis; pura cum veste venite,

et manibus puris sumite fontis aquam —

słowa te czytałem codziennie przez osiem lat,

wchodząc w bramę wadowickiego gimnazjum.

Prasakrament — samo bycie widzialnym znakiem

odwiecznej Miłości.

A kiedy będą się stawać «jednym ciałem»

— przedziwne zjednoczenie —

za jego horyzontem odsłania się

ojcostwo i macierzyństwo.

— Sięgają wówczas do źródeł życia, które są w nich.

— Sięgają do Początku.

— Adam poznał swoją żonę

a ona poczęła i porodziła.

Wiedzą, że przeszli próg największej odpowiedzialności!

Spełnienie — Apocalypsis

Kres jest tak niewidzialny, jak początek.

Wszechświat wyłonił się ze Słowa i do Słowa też powraca.

W samym centrum Sykstyny artysta ten niewidzialny

kres wyraził

w widzialnym dramacie Sądu —

I ten niewidzialny kres stał się widzialny jakby szczyt

przejrzystości:

omnia nuda et aperta ante oculos Eius!

Słowa zapisane u Mateusza, tutaj zamienione w malarską wizję:

«Pójdźcie błogosławieni... idźcie przeklęci»...

I tak przechodzą pokolenia —

Nadzy przychodzą na świat i nadzy wracają do ziemi,

z której zostali wzięci.

«Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz».

To co było kształtne w bezkształtne.

To co było żywe — oto teraz martwe.

To co było piękne — oto teraz brzydota spustoszenia.

A przecież nie cały umieram,

to co we mnie niezniszczalne trwa!

4. Sąd

W Kaplicy Sykstyńskiej artysta umieścił Sąd.

W tym wnętrzu Sąd dominuje nad wszystkim.

Oto kres niewidzialny stał się tutaj przejmująco widzialny.

Kres i zarazem szczyt przejrzystości —

Taka jest droga pokoleń.

Non omnis moriar —

To co we mnie niezniszczalne,

teraz staje twarzą w twarz z Tym, który Jest!

Tak zaludniła się ściana centralna sykstyńskiej polichromii.

Pamiętasz, Adamie? On na początku ciebie pytał «gdzie jesteś?»

A ty odrzekłeś: «Ukryłem się przed Tobą, bo jestem nagi».

«Któż ci powiedział, że jesteś nagi?»...

«Niewiasta, którą mi dałeś» podała mi owoc...

Ci wszyscy, którzy zaludniają ścianę centralną sykstyńskiej

polichromii,

niosą w sobie dziedzictwo twojej wówczas odpowiedzi!

Tego pytania i tej odpowiedzi!

Taki jest kres waszej drogi.

Posłowie

I tu właśnie u stóp tej przedziwnej sykstyńskiej polichromii

zbierają się kardynałowie —

wspólnota odpowiedzialna za dziedzictwo kluczy Królestwa.

Przychodzi właśnie tu.

I Michał Anioł znów ogarnia ich widzeniem.

«W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy»...

Kim jest On?

Oto dłoń stwarzająca Wszechmogącego Starca skierowana

w stronę Adama...

Na początku Bóg stworzył...

On wszystko widzący...

Sykstyńska polichromia przemówi wówczas Słowem Pana:

Tu es Petrus — usłyszał Szymon syn Jony.

«Tobie dam klucze Królestwa».

Ludzie, którym troskę o dziedzictwo kluczy powierzono,

zbierają się tutaj, pozwalają się ogarnąć sykstyńskiej

polichromii,

wizji, którą Michał Anioł pozostawił —

Tak było w sierpniu, a potem w październiku pamiętnego

roku dwóch konklawe,

i tak będzie znów, gdy zajdzie potrzeba,

po mojej śmierci.

Trzeba, by przemawiała do nich wizja Michała Anioła.

«Con-clave»: wspólna troska o dziedzictwo kluczy,

kluczy Królestwa.

Oto widzą siebie pomiędzy Początkiem i Kresem,

pomiędzy Dniem Stworzenia i Dniem Sądu...

Postanowiono człowiekowi raz umrzeć, a potem Sąd!

Ostateczna przejrzystość i światło.

Przejrzystość dziejów —

Przejrzystość sumień —

Potrzeba, aby w czasie konklawe Michał Anioł uświadomił ludziom —

Nie zapominajcie: Omnia nuda et aperta sunt ante oculos Eius.

Ty, który wszystko przenikasz — wskaż!

On wskaże...

III

WZGÓRZE W KRAINIE MORIA

1. Ur w ziemi chaldejskiej

Był taki czas, kiedy ludzie

nie przestawali wędrować.

Otoczeni stadami szli tam, gdzie ich wołał urodzaj:

tam, gdzie ziemia jak żyzna matka

zdolna była wykarmić zwierzęta,

tam i człowiek rozbijał namioty,

zaczynał mieszkać.

Dlaczego my dziś szukamy

tego miejsca w ziemi chaldejskiej,

skąd wyruszył Abram syn Teracha

z gromadą podobnych sobie koczowników?

Myślał może: dlaczego mam stąd odchodzić?

Dlaczego mam opuszczać Ur w ziemi chaldejskiej?

Czy tak myślał? Czy odczuwał smutek rozstania?

Czy oglądał się wstecz?

Nie wiemy. Wiemy tylko, że słyszał Głos,

który mówił do niego: Wyjdź!

Abram postanowił iść za Głosem.

Głos mówił: Będziesz ojcem wielu narodów,

potomstwo twoje będzie tak liczne, jak piasek

na brzegu morskim.

Jakżeż spełni się ta obietnica — myślał Abram,

gdy natura odmówiła mi daru ojcostwa?

Małżonka, którą umiłowałem od dni mej młodości,

nie dała mi syna. Cierpimy nad tym oboje.

Głos jednak mówił: Będziesz ojcem. Będziesz ojcem

wielu narodów.

Potomstwo twe będzie tak liczne, jak piasek

na brzegu morskim.

2. Tres vidit et unum adoravit

Kto mógł tak przywoływać przyszłość

daleką i bliską?

Kim jest Ten Bez-Imienny,

który zechciał objawić się w głosie?

Który mówił tak do Abrama,

jak mówi Człowiek do człowieka?

Był Inny. Niepodobny do wszystkiego,

co mógł pomyśleć o Nim człowiek.

Mówił — więc oczekiwał odpowiedzi...

Raz przyszedł do Abrama w gościnę.

Było Przybyszów Trzech, których przyjmował

z wielką czcią.

Abram zaś wiedział, że to On,

On jeden.

Rozpoznał Głos. Rozpoznał obietnicę.

W rok później cieszyli się oboje z Sarą

narodzinami syna,

chociaż byli już w latach podeszli.

Syn — to znaczy: ojcostwo i macierzyństwo.

Będziesz ojcem, Abramie, będziesz ojcem wielu ludów.

Odtąd już imię twoje będzie «Abraham».

W tym imieniu będę ci błogosławił.

W tym imieniu rozmnożę twe potomstwo

aż po najdalsze krańce ziemi.

Imię to będzie znaczyło: «Ten, który uwierzył wbrew nadziei».

Wkoło ludzie i ludy sami sobie tworzyli bogów

(tak Egipt, tak Hellada, tak Rzym).

On, Abraham, uwierzył Temu, który Jest,

z Kim rozmawiał, kiedy szedł za Głosem,

przed Kim otwierał drzwi swego namiotu,

w gościnę Jego zapraszał,

z Nim obcował.

My dzisiaj właśnie do tych miejsc powracamy,

tędy bowiem przyszedł kiedyś Bóg do Abrahama.

Do Abrahama, który uwierzył, przyszedł Bóg.

Gdy ludy i ludzie sami sobie tworzyli bogów,

przyszedł Ten, który Jest.

Wszedł w dzieje człowieka

i odsłonił mu Tajemnicę zakrytą

od założenia świata.

3. Rozmowa ojca z synem w krainie Moria

Tak szli i rozmawiali już trzeci dzień:

Oto wzgórze, na którym mam złożyć Bogu ofiarę —

mówił ojciec. Syn milczał, nie śmiał pytać:

Gdzie jest żertwa? mamy ogień i drwa i nóż ofiarny,

lecz gdzie żertwa?

Bóg sam sobie tę żertwę upatrzy —

tak powiedział, nie śmiał głośno

wypowiedzieć tych słów: żertwą, mój synu, będziesz ty —

więc milczał.

Tym milczeniem znów się zapadał w głuchy ostęp.

Słyszał Głos, który go prowadził.

Teraz Głos umilkł.

Został sam ze swym imieniem

Abraham: Ten, który uwierzył wbrew nadziei.

Za chwilę zbuduje stos ofiarny,

rozpali ogień, zwiąże ręce Izaaka —

i wówczas — co? zapłonie stos...

Widzi siebie już ojcem martwego syna,

którego Głos mu dał, a teraz mu odbiera?

O Abrahamie, który wstępujesz na to wzgórze w krainie Moria,

jest taka granica ojcostwa, taki próg, którego ty nie przekroczysz.

Inny Ojciec przyjmie tu ofiarę swego Syna.

Nie lękaj się, Abrahamie, idź dalej przed siebie

i czyń, co masz czynić.

Ty będziesz ojcem wielu narodów,

czyń, co masz czynić, do końca.

On sam powstrzyma twą rękę,

gdy będzie gotowa zadać ów ofiarniczy cios...

On sam nie dopuści, aby spełniła twa ręka

to, co już spełniło się w sercu.

Tak — zawiśnie w powietrzu twa ręka.

On sam ją wstrzyma.

I odtąd wzgórze w krainie Moria stanie się oczekiwaniem —

na nim bowiem ma się spełnić tajemnica.

4. Bóg przymierza

O Abrahamie — Ten, który wszedł w dzieje człowieka,

pragnie tylko przez ciebie odsłonić tę tajemnicę

zakrytą od założenia świata,

tajemnicę dawniejszą niż świat!

Jeśli dziś wędrujemy do tych miejsc,

z których kiedyś wyruszył Abraham,

gdzie usłyszał Głos, gdzie spełniła się obietnica,

to dlatego,

by stanąć na progu —

by dotrzeć do początku Przymierza.

Bo Bóg Abrahamowi objawił,

czym jest dla ojca ofiara własnego syna — śmierć ofiarna.

O Abrahamie — tak bowiem Bóg umiłował świat,

że Syna swojego dał, aby każdy, kto w Niego uwierzył,

miał żywot wieczny.

— Zatrzymaj się —

Ja noszę w sobie twe imię,

to imię jest znakiem Przymierza,

które zawarło z tobą Słowo Przedwieczne

zanim stworzony był świat.

Zapamiętaj to miejsce, kiedy stąd odejdziesz,

ono będzie oczekiwać na swój dzień —

Komentarz krytycznoliteracki prof. Giovanniego Realego

Prezentacja «Tryptyku rzymskiego» w Biurze Prasowym Stolicy Apostolskiej

Tryptyk rzymski Karola Wojtyły to piękny i wzruszający tekst poetycki, jednak jego lektura i zrozumienie nie są łatwe, jeżeli wcześniej nie przyswoimy sobie «przed-sądów» (pre-nozioni) i «przed-rozumienia» (pre-conoscenza) — by posłużyć się wyrażeniami filozofii hermeneutycznej — które pozwolą nam wejść we właściwe «koło hermeneutyczne», umożliwiające zrozumienie specyficznego pierwiastka, jaki wyróżnia to dzieło.

Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na podwójne korzenie utworu: «polskie» i «rzymskie», pierwsze związane z typowo słowiańskim sposobem wyrażania myśli, drugie — z przesłaniem chrześcijańskim, a zatem pierwiastek «poetycki» i «teologiczny». Są to dwa głosy, harmonijnie ze sobą połączone.

W liście z okazji wydania w tłumaczeniu włoskim wszystkich dzieł literackich Karola Wojtyły (Tutte le opere letterarie, Bompiani, 2001), Papież napisał: «W tę wiekową 'symfonię' wniosły swój wkład także historia i język Narodu, którego jestem synem. Dziękuję Panu, że dał mi zaszczyt i radość uczestniczenia w tym kulturowym i duchowym przedsięwzięciu: najpierw z młodzieńczą pasją, później, w miarę upływu lat, z postawą stopniowo wzbogacaną przez kontakt z innymi kulturami, a przede wszystkim przez zgłębianie niezmierzonego dziedzictwa kulturowego Kościoła. I tak mój głos pozostał, owszem, polski, lecz zarazem stał się europejski, zgodnie z podwójną tradycją, wschodnią i zachodnią».

W Przedmowie do zbioru Słowa na pustyni (Antologia współczesnej poezji kapłańskiej, Londyn 1971) Karol Wojtyła pisał: «Kapłaństwo jest sakramentem i powołaniem. Twórczość poetycka jest funkcją talentu — ale talenty również stanowią o powołaniu». A w jednym z przemówień do młodzieży w 1979 r. uściślał: «Inspiracja chrześcijańska nie przestaje być głównym źródłem twórczości artystów polskich. Poezja polska płynie zawsze szerokim strumieniem natchnień, które mają swe źródło w Ewangelii».

Po drugie, trzeba pamiętać o tym, że główny temat utworów Wojtyły- -poety zbiega się dokładnie z głównym tematem zainteresowań Wojtyły-filozofa i Wojtyły-teologa. Jest to nie tylko i nie tyle postrzeganie człowieka w jego wymiarze ziemskim i doczesnym, lecz także i przede wszystkim uwzględnianie jego metafizycznego pochodzenia i jego przeznaczenia eschatologicznego, wraz z wynikającą z tego złożoną i skomplikowaną dynamiką.

W związku z tym, co zostało powiedziane, wyłania się zasadniczy problem natury estetycznej: czy jest możliwe tworzenie dzieł poetyckich w oparciu o pojęcia filozoficzne i teologiczne?

Odpowiedź na tę kwestię ma podstawowe znaczenie dla dogłębnego zrozumienia i docenienia Tryptyku rzymskiego Jana Pawła II.

We Włoszech przez długi czas wykluczano tę możliwość. Jak wiadomo, tego zdania był Benedetto Croce i jego zwolennicy. Croce odmawiał wartości poetyckiej Narzeczonym Manzoniego, w szczególności zaś nie uznawał głębokiego podłoża teologicznego tej powieści. Ponadto w Boskiej komedii Dantego rozgraniczał części, które uważał za prawdziwie «poetyckie», od tych, które oceniał jako «filozoficzne» i «teologiczne», a zatem niepoetyckie.

Od jakiegoś czasu koncepcje estetyczne Crocego w dużej mierze uznawane są za przestarzałe, razem z założeniami jego filozofii neoidealistycznej, jednak pogląd, że poezja nie przystaje do filozofii i teologii, podtrzymywany był przez innych autorów rozmaitej formacji kulturalnej i w odniesieniu do niektórych aspektów nadal pozostaje dość rozpowszechniony.

W rzeczywistości jest to opinia w znacznym stopniu nieuzasadniona, a zatem błędna.

Paul Valéry, na przykład, utrzymywał (w Athenaeum, z 23 lipca 1920 r.), że poezja i filozofia nie mogą iść w parze, jako że zakładają «kondycję i nastawienie ducha nie dające się ze sobą pogodzić»; filozofia tworzy pojęcia, czyli koncepcje, podczas gdy poeta wyraża stany ducha, szukając dla nich doskonałej formy wyrazu.

Wielki poeta i myśliciel T. S. Eliot, podejmując te tezy Valéry'ego i konfrontując je z poezją Dantego, obala je w sposób absolutny. A to, co mówi on na temat poezji Dantego, stosuje się także do poezji Wojtyły. «Bez wątpienia — pisze — wysiłek filozofa, człowieka zajmującego się czystymi ideami, i wysiłek poety, który może polegać na wyrażaniu owych idei, nie mogą być podejmowane jednocześnie. To jednak nie oznacza twierdzenia, jakoby obrazowa wyobraźnia poetycka nie mogła być w pewnym sensie filozoficzna. Poeta może posługiwać się pojęciami filozoficznymi nie jako materiałem do dyskusji, lecz jako materiałem obrazowym» (Opere 1904-1930, ed. Bompiani, p. 419). I dalej: «Wyobraźnia Dantego jest wyobraźnią wizjonerską» (ivi, p. 832).

Krótko mówiąc, filozof jako twórca pojęć jest «myślicielem», poeta natomiast, jako twórca obrazów, jest «wizjonerem». I właśnie jako «wizjoner» poeta może «widzieć» i wyrażać za pomocą «obrazów» to, co filozof i teolog wyrażają za pomocą «pojęć».

To co powiedzieliśmy, ujawnia i pozwala nam zrozumieć symboliczny klucz do poetyki Karola Wojtyły. Skądinąd on sam w drugiej części Tryptyku rzymskiego, zatytułowanej Medytacje nad «Księgą Rodzaju» na progu Kaplicy Sykstyńskiej, potwierdza to w zaskakujący sposób. Dziesiątki razy powracają lawinowo słowa «widzenie», «widzieć», «obraz». Utwór ten zawiera niezwykłą ekspresję poety jako «wizjonera», doprowadzoną wręcz na najwyższy poziom.

Jest to — można by powiedzieć — «wizja do drugiej potęgi». Księga Rodzaju — mówi Wojtyła — czekała, by jakiś wielki malarz przedstawił ją za pomocą obrazu; a Medytacje nad «Księgą Rodzaju» Wojtyły są wizją poetycką zainspirowaną wizją malarską przedstawioną przez Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej.

Co więcej, można by mówić nawet o «wizji poetyckiej do trzeciej potęgi» — z następujących względów: Boski Logos jest pierwotnym objawieniem, a zatem «absolutnym widzeniem» Tajemnicy. Wojtyła pisze:

«Słowo — odwieczne widzenie

i odwieczne wypowiedzenie.

Ten, który stwarzał, widział —

widział, 'że było dobre',

widział widzeniem różnym

od naszego,

On — pierwszy Widzący —

Widział, odnajdywał we wszystkim

jakiś ślad swej Istoty,

swej pełni —

Widział (...)».

A nieco dalej dodaje:

«Stoję przy wejściu do Sykstyny —

Może to wszystko łatwiej było

wypowiedzieć językiem

'Księgi Rodzaju' —

Ale Księga czeka na obraz. —

I słusznie. Czekała na swego

Michała Anioła.

Przecież ten, który stwarzał,

'widział'

— widział, że 'było dobre'.

'Widział', a więc Księga czekała

na owoc 'widzenia'.

O ty, człowieku, który także widzisz,

przyjdź —

Przyzywam was wszystkich

'widzących' wszechczasów.

Przyzywam ciebie, Michale Aniele!

Jest w Watykanie kaplica, która

czeka na owoc twego widzenia!

Widzenie czekało na obraz.

Odkąd Słowo stało się ciałem,

widzenie wciąż czeka».

Tak więc «Początek» (stworzenie) i «Kres» (Sąd Ostateczny) — czyli powstanie ze Słowa i powrót do Słowa — przedstawione są w «wizji malarskiej», ta zaś wizja malarska zostaje następnie przekształcona w «wizję poetycką». Niewidzialne staje się widzialne najpierw w Logosie; następnie staje się widzialne poprzez obrazy malarskie Michała Anioła, później zaś w obrazach poetyckich Karola Wojtyły.

Karol Wojtyła zatrzymuje się przede wszystkim nad Sądem Ostatecznym, który nas wszystkich czeka — owym «niewidzialnym Kresem», który został wyobrażony przez Michała Anioła w przejmującej wizji, najwyższym Kresem, który staje się «szczytem przejrzystości». W owej chwili, mówi poeta, każdy z nas, stając «twarzą w twarz z Tym, który Jest», usłyszy skierowane do siebie początkowe pytanie: «Adamie (...) gdzie jesteś?» I od wielu «Ten, który Jest», w absolutnej przejrzystości, w której wszystko jest widoczne, usłyszy odpowiedź: «Ukryłem się przed Tobą, bo jestem nagi».

W tym wymiarze wizji metafizyczno-poetyckiej Karol Wojtyła widzi w Kaplicy Sykstyńskiej także samego siebie podczas konklawe w sierpniu 1978 r., na którym wybrano papieża Jana Pawła I, i podczas następnego, w październiku tego samego roku, na którym on sam zostaje wybrany i przyjmuje imiona Jan Paweł II. Co więcej, zdaje się sięgać wzrokiem również do tego — «con-clave» — które po jego śmierci będzie musiało przekazać Klucze Królestwa następcy, i pisze:

«Trzeba, by przemawiała do nich

wizja Michała Anioła.

'Con-clave': wspólna troska

o dziedzictwo kluczy,

kluczy Królestwa.

Oto widzą siebie pomiędzy

Początkiem i Kresem,

pomiędzy Dniem Stworzenia

i Dniem Sądu...

Postanowiono człowiekowi

raz umrzeć, a potem Sąd!

Ostateczna przejrzystość i światło.

Przejrzystość dziejów —

Przejrzystość sumień —

Potrzeba, aby w czasie konklawe

Michał Anioł uświadomił ludziom —

Nie zapominajcie: Omnia nuda et

aperta sunt ante oculos Eius.

Ty, który wszystko przenikasz —

wskaż!

On wskaże...»

Także trzecia część Tryptyku, zatytułowana Wzgórze w krainie Moria, napisana jest w podobnym stylu «poety wizjonera», a mówi o Abrahamie, przedstawionym jako «ten, który uwierzył wbrew nadziei», wstępującym na wzgórze w krainie Moria z synem Izaakiem.

Poetycka «wizja», która dominuje również i tym razem, jest jednak wizją «per speculum in aenigmate». Dzieje Abrahama przedstawione są bowiem jako symbol przyszłej męki Chrystusa:

«O Abrahamie, który wstępujesz

na to wzgórze w krainie Moria,

jest taka granica ojcostwa,

taki próg,

którego ty nie przekroczysz.

Inny Ojciec przyjmie tu ofiarę

swego Syna».

(...)

«O Abrahamie — tak bowiem Bóg

umiłował świat,

że Syna swojego dał, aby każdy,

kto w Niego uwierzył,

miał żywot wieczny».

Pierwsza część Tryptyku rzymskiego, nosząca tytuł Strumień, na pozór najłatwiejszy, w rzeczywistości trudny jest do zrozumienia, jeżeli nie wejdzie się w odpowiednie «koło hermeneutyczne» bądź nie przyswoi się owego «przed-rozumienia» (pre-conoscenza), o którym mówiłem na początku.

Już tytuł pierwszego z dwóch wierszy, które się nań składają — Zdumienie — jest sam w sobie bardzo wymowny. Jaki sens ma mówienie o «zdumieniu», czyli «zachwycie», w odniesieniu do strumienia i nadanie takiego właśnie tytułu opisowi strumienia?

Odpowiedzi na to pytanie udziela nam sam Wojtyła w swym najważniejszym dziele filozoficznym, zatytułowanym Osoba i czyn. Dzieło to jest pogłębionym studium nad człowiekiem i jego naturą, o którym Autor pisze: «Studium niniejsze rodzi się również z potrzeby przezwyciężenia tej pokusy. Rodzi się z tego zadziwienia w stosunku do istoty ludzkiej, które — jak wiadomo — stanowi najpierwszy impuls poznawczy. Zdaje się, że takie zadziwienie — które nie jest tym samym, co podziw, choć ma także w sobie i coś z niego — stoi u początku także i tego studium. Zadziwienie jako funkcja umysłu staje się systemem pytań, a z kolei — systemem odpowiedzi czy rozwiązań. Dzięki temu nie tylko rozwija się wątek myślenia o człowieku, ale także zostaje zaspokojona pewna potrzeba ludzkiego bytowania. Człowiek nie może zagubić właściwego sobie miejsca wśród tego świata, który sam ukształtował» (Karol Wojtyła, Persona e atto [wydanie dwujęzyczne], Rusconi, 1999, p. 76).

Jak wiadomo, Platon i Arystoteles twierdzili, że filozofia rodzi się właśnie ze zdumienia i zachwytu. I Wojtyła podziela to przekonanie. Lecz dla niego zdumienie i zachwyt to nie tyle uczucia, jakich doznaje się wobec zjawisk kosmosu, lecz przede wszystkim te, które rodzą się w obliczu istoty ludzkiej.

Płynący strumień jest metaforą przedstawiającą życie człowieka, w owej właściwej mu dynamice.

W środkowych wersach uporczywie, raz za razem powtarza się słowo «zdumienie» właśnie w odniesieniu do człowieka:

«Potok się nie zdumiewa,

gdy spada w dół

i lasy milcząco zstępują w rytmie

potoku

— lecz zdumiewa się człowiek!

Próg, który świat w nim przekracza,

jest progiem zdumienia.

(Kiedyś temu właśnie zdumieniu

nadano imię 'Adam'.)

Był samotny z tym swoim

zdumieniem

pośród istot, które się

nie zdumiewały

— wystarczyło im istnieć

i przemijać.

Człowiek przemijał wraz z nimi

na fali zdumień.

Zdumiewając się (...)».

Człowiek jest «miejscem spotkania z Przedwiecznym Słowem» — mówi Karol Wojtyła.

W drugim wierszu, zatytułowanym Źródło, Autor poszukuje początków samego strumienia, a zatem Przedwiecznego Słowa, czyli źródła, z którego rodzi się człowiek. Karol Wojtyła pisze:

«Jeśli chcesz znaleźć źródło,

musisz iść do góry, pod prąd».

Jeżeli istnieje strumień, bez wątpienia istnieje również źródło, które musi gdzieś być. A zatem trzeba go szukać. Idąc właśnie «pod prąd».

Wielu zastanawia się, dlaczego Papież odczuł potrzebę pisania poezji, jak to czynił w młodości.

Przede wszystkim jednak należy powiedzieć, że pisaniem utworów poetyckich (publikowanych przeważnie pod pseudonimami) Karol Wojtyła zajmował się przez niemal czterdzieści lat.

Poza tym trzeba przypomnieć i podkreślić, że Karol Wojtyła, prócz tego że jest «teologiem», jest «poetą», a także «filozofem» (w tym roku zostanie wydany tom zawierający wszystkie dzieła filozoficzne przez niego opublikowane, opatrzony tytułem Metafisica della persona, w tej samej serii wydawniczej Bompiani, w której w r. 2001 ukazał się zbiór Tutte le opere letterarie).

Karol Wojtyła łączy w sobie — w różnym stopniu — trzy wielkie siły duchowe, za których pomocą człowiek od zawsze poszukiwał prawdy: «sztukę», «filozofię», «wiarę i religię». Połączenie tych trzech sił w jedność, jaką znajdują u Wojtyły, stanowi to, co Platon nazywał daimonionem, z którym człowiek rodzi się i który towarzyszy mu przez całe życie, a który niektórzy współcześni psycholodzy nazywają «kodem duszy». I to właśnie ów daimonion towarzyszy Karolowi Wojtyle i jest nieustannie obecny we wszystkim, co robi i co mówi.

W dramacie Brat naszego Boga (utwór powstały w latach czterdziestych, poświęcony Adamowi Chmielowskiemu, ur. w 1845 r. i zm. w 1916 r., który został zakonnikiem, przybrawszy imię brat Albert, beatyfikowanemu w 1983 r. i kanonizowanemu w 1989 r.) znajduje się fragment, bardzo dobrze ujawniający owego daimoniona lub «kod duszy», o którym mówiliśmy (między bratem Albertem i Karolem Wojtyłą istnieją zadziwiające analogie — nie tylko duchowe, również biograficzne). Oto wspomniany tekst:

«Szukaj w dalszym ciągu. Ale czego? Szukałem chyba dość. Szukałem wśród tylu prawd. Przecież te rzeczy mogą dojrzewać właśnie tylko w ten sposób. Filozofia... sztuka... Prawdą jest to, co ostatecznie wypływa na wierzch jak oliwa w wodzie. W ten sposób życie odsłania nam ją — powoli, częściowo, lecz ciągle. Prócz tego jest ona w nas, w każdym człowieku. Tam właśnie zaczyna przylegać do życia. Nosimy ją w sobie, jest mocniejsza od naszej słabości».



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jan Pawel II Tryptyk Rzymski
Jan Pawel II Tryptyk Rzymski
JAN PAWEŁ II Tryptyk Rzymski
Jan Paweł II Tryptyk Rzymski
Jan Paweł II Tryptyk Rzymski doc
Psalm 85, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
Psalm 51, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
Homila Pelplin 6 czerwca 1999, Wychowanie i szkoła-Duchowość, Jan Paweł II
Psalm 30, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
psalm 46, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
Jak LOLEK został Papieżem, Katecheza, Jan Paweł II
Psalm 79, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI

więcej podobnych podstron