Rewolucja tradycjonalistyczna. Julius Evola a faszyzm.
W wieku XIX podzielona na kilkanaście państewek Italia nie wytworzyła wielkich postaci kojarzących się z myślą kontrrewolucyjną, mimo, iż były ku temu bardzo sprzyjające warunki polityczne, takie jak okupacja Włoch przez wojska napoleońskie, które zmuszały Włochów do przyjęcia rewolucyjnego prawodawstwa Rewolucji; silny ruch rewolucyjny w XIX wieku - karbonariusze, Młoda Europa itd. Znajdujące się w podobnej sytuacji politycznej Niemcy wydały tylu myślicieli konserwatywnych i tradycjonalistycznych, iż można by nimi obdzielić kilka narodów. Wysoka kultura literacka Włochów nie zaowocowała wybitnymi postaciami intelektualnej kontrrewolucji. Z wybitniejszych postaci wymienić można najwyżej Antonio Rosminiego (1797-1855). Jednak jego myśl miała znaczenie jedynie lokalne i nie stał się on nigdy myślicielem kontrrewolucyjnym miary Josepha de Maistre'a, Louis de Bonalda czy Juana Donoso Cortesa.
Na czołowego włoskiego konserwatystę miał szansę wyrosnąć de Maistre. Ten jednak nigdy nie uznawał się za Włocha, lecz za Sabaudczyka, pochodził z rodziny francuskich emigrantów, nie pisał po włosku (w ogóle słabo znał ten język), a cała jego kultura była na wskroś francuska. Włosi nie podjęli zresztą nawet próby „italianizacji” de Maistre'a, skłonności takich nie wykazywali nawet włoscy prawicowi nacjonaliści. Świadczy o tym nikłe zainteresowanie jego myślą polityczną, co objawia się ubóstwem literatury na jego temat w języku włoskim.
Mimo sprzyjających warunków dla rozwoju myśli kontrrewolucyjnej we Włoszech w wieku XIX, była ona tu stosunkowo słaba. Pewnym impulsem dla jej rozwoju stało się zjednoczenie Włoch, gdy uaktywniły się ruchy legitymistyczne broniące praw poszczególnych książąt do tronu odebranego im przez dynastię sabaudzką. Szczególnie silne były one w Neapolu i na południu, gdzie katolickie społeczeństwo wzbraniało się przed akceptację ekskomunikowanego przez papieża króla Wiktora Emanuela. Po zjednoczeniu Włoch głównym nurtem włoskiej prawicy stała się tzw. Destra storica (prawica historyczna), czyli liberalno-konserwatywna prawica pochodząca z Sabaudii, która przyczyniła się do zjednoczenia Italii. Jednakże istotą koncepcji prawicy historycznej nigdy nie była kontrrewolucja. „Ojciec” prawicy historycznej, Camillo Cavour (1810-61), uważany był za czołowego liberała swojej epoki; istotą myśli Vincenzo Giobertiego (1801-52), najwybitniejszego teoretyka włoskiej prawicy w XIX stuleciu był polityczny ewolucjonizm i akceptacja status quo, a nie kontrrewolucja.
Rewolucja konserwatywna
Radykalny konserwatyzm we Włoszech „budzi się” stosunkowo późno, ponad sto lat po swoich odpowiednikach w innych krajach zachodnioeuropejskich. Nie przybiera on tu formy tradycjonalizmu, jako swojego stadium początkowego, jak to było we Francji, lub organicyzmu, jak w Niemczech, lecz powstaje od razu w formie dojrzałej intelektualnie rewolucji konserwatywnej. Pewnym paradoksem jest, że we Włoszech, które nie stworzyły własnej szkoły myślenia kontrrewolucyjnego, powstała doktryna rewolucji konserwatywnej. Rewolucja taka była w Niemczech i we Francji odpowiedzią na klęskę tradycjonalizmu w poprzednim stuleciu. Włosi nie sprzeciwili się w wieku XIX ruchowi rewolucyjnemu na polu intelektualnym; bunt przeciwko modernizacji nastąpił dopiero wtedy, gdy modernizacja odniosła już sukces. Włoska kontrrewolucja nie jest więc odpowiedzią na Rewolucję, lecz na społeczeństwo, które już się z tej Rewolucji wyłoniło.
W XX wieku prawie w całej Europie zaniknęły ostatnie wspomnienia o przedrewolucyjnym porządku. I Wojna Światowa ostatecznie zburzyła arystokratyczne społeczeństwo i jego wyobrażenie o Świecie. Przyszła epoka masowa, ze starego świata nie zostało już nic realnego. Elementy starego świata pozostały żywe jedynie w zacofanych krajach Iberyjskich (Hiszpania i Portugalia), oraz w państwach Europy Środkowej. W Wielkiej Brytanii, Niemczech, we Francji i w północnych Włoszech społeczeństwo mieszczańskie wyrugowało ostatecznie resztki ancien regime. Na scenę polityczną wszedł również stan „czwarty” - robotnicy. Szansa przywrócenia świata do epoki sprzed Rewolucji załamała się bezpowrotnie. Świat feudalnych katedr i zamków rozpadł się.
Konserwatysta w nowej rzeczywistości stanął przed trzema alternatywami:
1. Jeżeli jest ewolucjonistą, jak Cavour i Gioberti, to po prostu godzi się z tym, iż starego świata nie ma i nigdy już nie będzie - w tym momencie zarzuca wiarę w jakiekolwiek idee konserwatywnego ładu prawdziwego i staje się częścią nowej rzeczywistości. W tym jednakże momencie musi zaakceptować nierzeczywistość, jaką dla kontrrewolucjonistów było nowe społeczeństwo i stać się jej częścią. Tym samym za nierzeczywistość musi uznać idee kontrrewolucyjne. Stare idee są dlań jeszcze źródłem sentymentalnych uczuć, jednak nie mają one jakiegokolwiek przełożenia politycznego.
2. Gdy bliskie są mu koncepcje tradycjonalistyczne, lub gdy przynajmniej postrzega jakieś wartości jako ponadczasowe, wtedy w obliczu potrzeby dokonania wyboru pomiędzy ładem prawdziwym, zniszczonym przez rewolucje, a ładem empirycznym, czyli tym, który istnieje materialnie, zwykle wybiera wierność temu pierwszemu. Tradycjonaliści zwykle są platonikami, stąd też bliższy jest im porządek idei, niźli ziemski i doczesny porządek liberalno - demokratyczny: „Restauracja Platona, i restauracja św. Augustyna - pisze Müller - tworzy zasadniczy grunt dla historii niemieckiej filozofii”. Myślenie platońskie prowadzi do logicznej konsekwencji: odrzucenia świata istniejącego empirycznie i uznania go za nierzeczywisty, na rzecz uznania, iż światem istniejącym realnie, czyli rzeczywistym jest świat platońskich idei. Prawda ontologiczna uzyskuje w ten sposób prymat nad klasycznym pojęciem prawdy. Co więcej, Prawda jest zdecydowanie ważniejsza niźli skuteczność i zwycięstwo. W ten sposób rodzi się konserwatyzm radykalny.
Istotą konserwatyzmu radykalnego jest totalne odrzucenia otaczającego konserwatystę świata. Zostaje on uznany za nierzeczywisty, fałszywy, niemożliwy do zaistnienia. Dla Erica Voegelina świat nowożytny to bluźniercza „egofania” w miejsce teofanii oraz „apokalipsa człowieka”; jest to świat w którym, wedle Leo Straussa, umarła filozofia polityczna, stając się jedynie przedmiotem badań historycznych. Skoro prawdziwa rzeczywistość przetrwała w ideach, to znaczy, iż należy całkowicie odwrócić się od „zdegenerowanego” świata i znaleźć azyl w świecie idei. Konserwatysta radykalny chętnie mówi jak świat winien wyglądać, opisuje go w grubych tomach, wierząc, iż ktoś kiedyś, zdmuchnąwszy pokrywający je pył, zajrzy do nich, przeczyta jak wygląda prawdziwy świat. To wydarzenie odwróci bieg historii. Ludzie zrozumieją swój błąd i wejdą z powrotem na drogę Prawdy. W przeciwnym wypadku, cywilizacja zmierza do ostatecznego zmierzchu. Konserwatysta radykalny wycofuje się więc ze świata, politykę w państwie demokratycznym uważa za „brudną”. Najchętniej spotyka się z ideowymi przyjaciółmi raz w tygodniu, aby porozmawiać o tym jak być powinno i jak było przed kilkuset laty. Eric Voegelin, zawzięcie tępiący nowożytną „gnozę”, wydaje się wprost radzić swoim czytelnikom, aby nie wychodzili z domu, aby nie zarazić się demoliberalnymi „prądkami”. Konserwatyzm radykalny jest, jak pisze Ryszard Skarzyński, „niczym więcej jak błyskotliwą opowieścią o rzeczywistości nieobecnej”. Wedle innych interpretacji jest po prostu swojego rodzaju tradycjonalistyczną „gnozą” lub utopią, czy raczej antyoświeceniową „kontrutopią”.
3. Innym rozwiązaniem dylematu konserwatysty postawionego między wyborem wierności ideom a możnością życia w społeczeństwie porewolucyjnym jest rewolucja konserwatywna.Nurt ten najsilniejszy był w międzywojennych Niemczech, tam też powstało to określenie. Jednak „wywrotowych konserwatystów” i „restauracje rewolucyjne” znajdziemy także w Hiszpanii i we Włoszech (Panunzio, Evola, de Giorgio). W Italii jako pierwszy terminu Conservazione rivoluzionaria użył we Włoszech Sergio Panunzio w 1921r. Chronologicznie jest to ostatni z nurtów konserwatyzmu, którego ojcem intelektualnym był Paul de Lagarde („Jest zbyt konserwatywny abym nie był radykałem”). Ze względu na swój polityczny radykalizm jest on częstokroć zresztą odrzucany jako nurt konserwatywny, a kwalifikowany jako odmiana volkistowskiego nacjonalizmu. Konserwatywny rewolucjonista stawia podobną diagnozę rzeczywistości, jak konserwatysta radykalny - dla niego także rzeczywistość empiryczna jest nierzeczywista („zawieszenie historii”). On także en bloc odrzuca wszystkie prądy ideowe i kulturowe modernizmu; liberalizm polityczny, kulturowy i gospodarczy. System demoliberalny traktuje jako wymysł obcy, antynarodowy. Jego sprawcami są Żydzi lub inne obce siły - Ernst Niekisch pisze: „Od 1918 roku obce melodie upiornie rozbrzmiewają z ust niemieckich”.
To, co różni go od konserwatysty radykalnego, to inna postawa polityczna. Absolutnie nie wycofuje się z polityki, chociaż także uważa ją za „brudną”, jednakże cechuje go silny aktywizm, ponieważ wierzy, iż obalenie nierzeczywistości jest możliwe. Ma jednak silną świadomość, iż restauracja status quo ante, czyli powrót integralny do stosunków sprzed 1789r. nie jest już możliwy. Można powrócić do pewnych, ponadczasowych fundamentów porządku, lecz nie do konkretnych instytucji - można w nowoczesnym społeczeństwie odtworzyć zasadę autorytetu i jednolity ośrodek suwerenności, jednak niekoniecznie suweren musi nosić tytuł królewski. Króla może zastąpić dyktator. Idea ładu prawdziwego nie wiąże się tutaj z konkretnymi instytucjami, lecz z ponadczasowymi zasadami, które mogą przybierać różne, zmienne w czasie formy - Tomasz Gabiś stwierdza, iż konserwatyści rewolucyjni „nie starają się zachować czy restaurować stare formy lub porządek, ale raczej kierują swój wzrok ku przyszłości. Porzucają nostalgię, aby stanąć twarzą w twarz z nową rzeczywistością, w której przyszło im żyć”.
Konserwatywnego rewolucjonistę cechuje nie tyle sentyment nad przeszłością, co aktywizm i zainteresowanie światem teraźniejszym i przyszłym. Chce on bowiem na drodze siłowej i militarnej zdruzgotać nierzeczywistość, poprzez „rewolucję przeciwko rewolucji” (Maurras); „rewolucję ładu” (Barres), „rewolucję z prawa” (Freyer) i odbudować prawdziwe społeczeństwo. Nie odwraca się więc od „zdegenerowanego” świata jak konserwatysta radykalny; przeciwnie jest jego częścią, która cały czas spiskuje przeciw nierzeczywistej rzeczywistości. Rewolucyjny konserwatysta uwielbia epatować swoich czytelników radykalizmem, lubi szokować, ostentacyjnie podkreślać swój radykalizm i bunt. Ten radykalizm wyraża postawę konserwatysty żyjącego w „świecie ruin” i w „świecie odpadków”.
Konserwatysta radykalny jest defetystą, człowiekiem, który się poddał, który nie umie i nie chce zastosować siły w polityce, gdyż jest to niezgodne z jego poglądami moralnymi. Konserwatywny rewolucjonista zwykle nie ma takich skrupułów i nie gardzi siłą. Wręcz przeciwnie, częstokroć zachwyca go przemoc, wizja zamachu stanu i krwawej dyktatury („wołanie o wodza”), ponieważ widzi w sile jedyną drogę do zwycięstwa i pokonania „dekadenckiego” i „nihilistycznego” reżimu demoliberalnego. Jego świat nie jest statyczny, lecz dynamiczny. Jest on darwinistą społecznym, zachwyca się filozofią Nietzsche'go i Heraklita (Spengler) - czyli filozofiami walki i uważa, iż zarówno jednostki słabe, jak i małe narody są skazane na zagładę. Konserwatysta radykalny, jako apologeta przemocy w polityce i człowiek gardzący „maluczkimi” znajduje się w jawnym lub w ukrytym konflikcie z moralnością i z religią - część z konserwatystów rewolucyjnych to ateiści (Maurras), ezoterycy i zwolennicy „Kościoła narodowego” (Frenssen), inni to nawet neopoganie (Barres).
Konserwatysta radykalny, to konserwatysta, który przegrał i nie umie pogodzić się z nierzeczywistością. Rewolucyjny konserwatysta nie zamyka się w gabinetach, ponieważ wierzy, iż uda mu się zmobilizować masy dla idei narodowej kontrrewolucji. Konserwatysta radykalny jest eskapistycznym utopistą, skrajnym elitarystą, który nie umie żyć w społeczeństwie masowym. „Prawicowy desperado” czuje się w nim świetnie, liczy, że ogłupione przez demoliberalny indyferentyzm masy uda mu się rzucić przeciwko rządzącej oligarchii władzy. Właśnie w masach dostrzega swoją szansę. Tutaj pojawia się Jüngerowski Arbeiter (nie zbyt szczęśliwie tłumaczony na język polski jako „robotnik”, co wypacza sens myśli Jüngera) - człowiek epoki masowej, zuniformizowany żołnierz ery wojen totalnych, uzbrojony nie w siłę ducha i konserwatywnych wartości, lecz w nowoczesną technikę i „heroiczną koncepcję życia”..
Ten radykalizm, antyliberalizm, kult wodza - charyzmatycznego przywódcy, apologia przemocy, zbliżają rewolucyjnych konserwatystów do faszyzmu i narodowego socjalizmu. Jünger odmawia kandydowania z ramienia NSDAP do Reichstagu, gdyż hitleryzm jest dlań zbyt mieszczański i za mało radykalny, a sam Führer jest dlań nędznym „lokajem zachodu”, nie rozumiejącym prawdziwego ducha niemieckiego nacjonalizmu. Jest to tym istotniejsze, że rewolucyjni konserwatyści są zagorzałymi nacjonalistami i imperialistami. Edgar J. Jung marzy o „Nowej Rzeszy, zapowiadanej, obiecywanej w księgach przodków, w historii niemieckiej: Rzesza, w której znów zjednoczą się Bóg i ciało, duch i władza, cnota i piękno”. Zlanie się w jedno nacjonalizmu i konserwatyzmu tworzy mieszankę wybuchową, prowadzi do radykalizmu postulatów; pozwala także lepiej zidentyfikować wrogów: nie są już nimi tylko bezbożni philosophes, lecz także Żydzi i inne narody
Evola - tradycjonalizm ekstremistyczny
Julius Evola (1898-1974) to jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci w europejskich konserwatyzmie. Bywa odrzucany częstokroć w samych środowiskach prawicowych jako „neopoganin”. Wiele publikacji nt. współczesnego konserwatyzmu skrzętnie pomija jego nazwisko. Evola nie jest bowiem jednym z wielu konserwatywnych krytyków nowoczesnego świata. Jest on tradycjonalistycznym radykałem, wręcz ekstremistą. Jego diagnoza rozpadu współczesnego świata ma charakter skrajny. Dla Evoli, włoski arystokraty, barona, nie było miejsca w egalitarnym świecie. On sam także miejsca dla siebie tu nie dostrzegał i odrzucał epokę współczesną w całości.
Konserwatyści datują zwykle rozpad cywilizacji Zachodu na wiek XVIII, uwieńczony Rewolucję, lub szukają korzeni rozpadu w XVI stuleciu, gdzie rozwinęły się Reformacja i humanizm. Co radykalniejsi, jak np. Richard Weaver czy Eric Voegelin, przesuną tę datę na koniec Średniowiecza. Evola widzi to zupełnie inaczej. Jego programowa, monumentalna praca Bunt przeciwko nowoczesnemu światu zaczyna się od stwierdzenia, że różnego rodzaju dyletanci i publicyści piszą od pewnego czasu o „zmierzchu” Europy (aluzja do Spenglera). Jednakże ci, co wypisują na ten temat grube książki, absolutnie nie rozumieją na czym polega upadek. Rozpad nie zaczął się w wieku XIII, XVI czy XVIII. Proces ten jest znacznie starszy i należy stwierdzić, że prawdziwa konserwatywna rzeczywistość rozpadła się gdzieś na przełomie VI-VII w.p.n.e. (sic!) Nie było jej już za czasów Platona. Idea umiejscowienia ładu prawdziwego w VI-VII w.p.n.e. nie jest wymysłem Evoli - zaczerpnął ją bowiem od René Guénona; zaczerpnął, choć idea ta jest jeszcze starsza. Czasami pojawiają się sugestie, że poglądy takie prezentował de Maistre, który zgubne początki filozofii racjonalistycznej dostrzegał w starożytnej Grecji. Jest to jednak opinia tylko pozornie słuszna - de Maistre odrzucał, podobnie jak Oswald Spengler, linearną koncepcję czasu. Skutkiem tego sofizm grecki prowadzi do destrukcji ładu cywilizacji greckiej, lecz tylko greckiej - po jej upadku rozpoczął się nowy cykl, zupełnie nowej cywilizacji. Twórcą idei cyklów, które jednak datują początek rozpadu naszej cywilizacji, był dopiero Guénon.
Wedle Guénona, ludzkość stanęła przed dramatycznym wyborem: powrót do zniszczonego 2500 lat temu porządku prawdziwego, albo rozpad i unicestwienie cywilizacji Zachodu. Guénon odrzuca en bloc całą nowożytną kulturę i filozofię, nie czyniąc tu najmniejszych wyjątków. Guénon był radykalnym antyhistorycystą: ład prawdziwy, to porządek odwzorowujący społeczeństwo sprzed kilku tysięcy lat. Historia, to zapis zmiany, czyli odejścia od tegoż ładu. Prawda o porządku prawdziwym ma jednak wymiar ponadhistoryczny. Guénon w sposób niezwykle wyraźny i stanowczy rozdziela konserwatywną Tradycję prawdziwą od tradycji. Stąd znajdujemy u niego przekonanie, że tradycjonalizm wcale niekoniecznie musi być pozytywny sam w sobie, gdyż tradycjonalista broni tradycji, ale może bronić jakiejś tradycji - niekoniecznie Tradycji pierwotnej, lecz tylko tradycji stworzonej przez człowieka. Stąd pojęcie tradycjonalizmu integralnego, jako wyróżnika od tradycjonalizmu „normalnego”. Tradycjonalizm integralny polega na utożsamieniu Tradycji prawdziwej (primordiale) z tradycją pierwotną (primitive). Tradycja to byt - stałość i niezmienność. Nowoczesność, tradycja to tylko negacja, zmienność - stawanie się.
„Guénononizm” polega na przeciwstawieniu Tradycji historii. Świat współczesny to dzieło szatana, królestwo Antychrysta (w sensie dosłownym), to „contre-tradition”. Dlaczego świat współczesny to dzieło szatana? Ponieważ nie jest on wyrazicielem ahistorycznej Tradycji, lecz tradycji ludzkiej, stworzonej przez człowieka w czasie historii, która jest inwolucją, czyli cofaniem się, regresem. Guénon posługuje się tu, znanym nam z tradycjonalizmu XIX-wiecznego, rozróżnieniem pomiędzy ładem Boga a ładem człowieka, utożsamiając ład ludzki z dziełem szatana. Szatan i diabeł nie są istotami, to pewien stan ducha, który wyraża się w historii, w samym fakcie, iż historia istnieje. Jest ona zapisem zmiany od stanu pierwotnego, czyli od świata Tradycji. Szatan i historia to synonimy.
Niestety, stwierdza Guénon, wszystko wskazuje na to, że Zachód wybrał rozpad i zmierza doń w szybkim tempie i nic nie można już zrobić aby rozpad ten powstrzymać. Ta ideologia rozpadu została tu wzmocniona wizją historiozoficzną. Guénon odrzuca linearną koncepcję czasu, przeciwstawiając jej cykliczną wizję historii. Rozpad, który nastąpił w naszej epoce nie jest więc przypadkowy: po prostu żyjemy w epoce żelaza, w epoce Kali - Yuga (epoce wilka). Żyjemy w niej już od 6 tysięcy lat, i to od tego czasu należy liczyć początek rozpadu. Każdy cykl ma cztery fazy: złotą, srebrną, spiżową, żelazną - nam przyszło żyć w tej ostatniej, schyłkowej. Nasza cywilizacja już się kończy, rozpada i niedługo zacznie się nowy cykl i nowa, niestety, już nie zachodnioeuropejska, cywilizacja. Świat rozpadł się w VI w.p.n.e. - to wtedy w Grecji rodzą się pierwsze systemy filozoficzne, w Chinach Taoizm i Konfucjanizm, w Persji - mazdeizm, w Indiach - buddyzm. Wtedy też rodzi się Rzym, upada Izrael. Wszystkie te przemiany prowadzą do jednego celu: emancypacji ludzkiego rozumu od Tradycji, mitu, rytuału. Uwieńczenie tego procesu to Renesans, Reformacja, Oświecenie i Rewolucja.
Evola w całości przejął te poglądy od swojego francuskiego mistrza i także uważał, że wszystko co nastąpiło po VI w.p.n.e. to kolejne fazy postępującego rozpadu, nieładu, chaosu i autodestrukcji. Wrogiem tradycjonalisty jest czas - zapis zmiany. Marcello Veneziani pisze: „Jego dzieło można uznać za bunt przeciwko czasowi, przeciw naszym czasom, przeciw czasom nowożytnym, przeciw czasowi jako takiemu”; jego cel to „unicestwienie czasu i zwycięstwo nieśmiertelności”.
Między VI a VII w.p.n.e. rozpoczął się proces rozpadu. Data ta nie jest przypadkowa. To wtedy właśnie powstają pierwsze systemy filozoficzne. Oznacza to, że ludzki rozum rozpoczyna wielowiekowy proces emancypacji od Tradycji Pierwotnej (la Tradizione primordiale), od mitów, sacrum, obyczajów. Powstały wtedy dwa odrębne światy ideowe: świat Tradycji, żyjący mitem, sacrum, transcendencją, poszukujący tego co duchowe i wzniosłe. Z drugiej strony narodził się schizmatycki i ohydny świat nowoczesny (il mondo moderno), świat racjonalizmu, humanizmu, indywidualizmu, desakralizacji, pogoni za pieniądzem. Zwyrodniały świat nowoczesny poprowadził człowieka od racjonalistycznej i sofistycznej greckiej polis do Renesansu, Oświecenia, liberalizmu i komunizmu oraz innych totalitarnych zwyrodnień: „bolszewizm nie powstał sam z siebie, to nieunikniona konsekwencja regresu realizującego się w czasie trwania cywilizacji zachodniej”. Świat nowoczesny, to świat po rozpadzie, świat chaosu, nieistnienia, który porzucił Tradycję Pierwotną, to „wiek ciemny”, „wiek żelaza”; kali-yuga (epoka wilka). Z Tradycji nie pozostało już nic i nawet tzw. konserwatyści stali się częścią schizmatyckiej i nierzeczywistej modernitá. Ostatni ludzie Tradycji to, dla Evoli, de Maistre, Donoso Cortes i Metternich.
Przeciwstawienie: świat Tradycji a świat nowoczesny, to nie tylko dwa modele kultury. To dwie odmienne formy istnienia człowieka w świecie, dwa rozumienia samego świata i zajmowanego w nim przez człowieka miejsca względem tego co nadprzyrodzone, czasu, przestrzeni, sacrum. Człowiek Tradycji rozumie czas nie jako chronologię wydarzeń, lecz jako czas kolisty, powtarzający się, cykliczny w którym człowiek współbytuje na równi z bogami - to właśnie Opatrzność kieruje historią; człowiek nowożytny widzi go jako linearny i zsekularyzowany. Człowiek Tradycji postrzega rzeczywistość w sposób sakralny, wszędzie widzi świadectwa istnienia transcendencji, podczas gdy człowiek nowoczesny patrząc „szkiełkiem i okiem” nie dostrzega absolutnie niczego; na wszystko patrzy „naukowo”. To zaś, co jest „naukowe” to to, co jest poza Tradycją - nauka to „martwa znajomość martwych rzeczy” i „świat bezdusznych cyfr”. Mądrość nie tkwi w książkach. Prawda przechowywana jest w micie, rytach, wierze, w Tradycji; nigdy zaś w książkach i laboratoriach. Tradycja jest przedpiśmienna. Nie można jej badać naukowo, gdyż jest rzeczywistością odbieraną tylko przez ludzi o odpowiednio ukształtowanej psychice - ludzi Tradycji. „Realność” nie równa się empiryczność; sacrum nie jest empiryczne, ale jest obiektywnym istnieniem dla ludzi zdolnych odebrać jego ponadczasowe wyzwanie. Nauka nie jest zdolna potwierdzić jego autentyczności. Pozytywistyczny scjentyzm zasługuje aby wyrzucić go na śmietnik. Prawdziwa mądrość, stwierdza Evola, „nie tkwi w książkach, ale w intuicji (su una forme interiore) i w uczuciu (sensibilitá), którego nie można nabyć, a tylko można się z nim urodzić”. Tej przedfilozoficznej mądrości nie posiadają intelektualiści i naukowcy (szczególnie profesorowie) - to jedynie „stupiditá intelligente”.
Człowiek Tradycji nie zna rozróżnienia na sacrum i profanum. Cały świat jest dlań sakralny, pełen transcendencji, którą w Tradycji wyraża idea króla - kapłana, pontifexa, czyli mostu, mostu łączącego świat bogów i świat ludzi. Stąd rzymscy władcy nosili tytuł pontifex maximus, przejęty później przez papieży. Symbol ten wyraża radykalny monizm świata; zarazem jednak oznacza, że świat Tradycji nie zna tego, co Boskie i tego, co cesarskie. Władza polityczna i duchowa łączą się w jednym człowieku: królu i kapłanie równocześnie, łączącym naród ze światem bogów, pośredniczącym między ziemią a niebem - król to istota ponadludzka, o wyższym statusie ontologicznym, to półbóg, syn boży. Evola uważa, że świat Tradycji czci władcę o wiele wyżej, niźli czyni to chrześcijaństwo: monarcha nie jest jedynie Wikariuszem Boga, jest Jego synem lub wcieleniem. Dzięki temu państwo nabiera wymiaru transcendentnego, boskiego, jest inkarnacją woli Boga wcielającego się w monarchę. Król jest bogiem i należny jest mu kult quasi-boski.
W Ludziach i ruinach czytamy: „Fundamentem każdego prawdziwego państwa jest transcendencja jego własnej zasady, czyli zasady suwerenności, władzy i prawowitości”; państwo to „erupcja i manifestacja ładu wyższego”; dlatego też można mówić o „sakralnym charakterze suwerenności” i „mistycznej funkcji auctoritas i jego przywódcy”, będącego „wewnętrzną siłą oświecającą” państwo. Ciekawa jest Evoliańska etymologia słowa „państwo (Stato)” - pochodzić ono by miało od słów „ció che sta”, czyli „to co jest” - Evoliańskie państwo jest państwem Bytu. Evola był decyzjonistą, przyznający suwerenowi status ponad prawny: „istota suwerenności w państwie polega na działaniu i mocy absolutnej decyzji (nel potere di decidere assolutamente”, jednak w odróżnieniu od koncepcji Schmitta, którego prace znał, tu decyzja nie „wyłania się z niczego (aus einem Nichts geboren), lecz z głębi Bytu, z Tradycji.
Z problemu relacji Bytu i państwa wyłania się kolejna kategoria Evoliańska: państwo Bytu i państwo „stawania się”. Tradycja, używając określeń zaczerpniętych z neoplatonizmu, jest „bytem”; nowożytność jedynie niedoskonałym „stawaniem się”, czymś co przemija i nie może sobie rościć pretensji do bycia wiecznym. To zaś wymusza hierarchię bytów: to co „jest” stoi ponad tym co „się staje”.
Radykalni konserwatyści przenoszą tę konstrukcję filozoficzną na nauki społeczne - Evola rozróżnia dwa modele społeczeństwa - odwzorowujące naturę bytu (civiltá dell'essere) i stające się społeczeństwo liberalne, atradycyjne (civiltá del divenire). Evola przenosi do nauk społecznych jeszcze dwa greckie pojęcia: materię i formę - w państwie materią jest tłum, lud, masa; formą zaś jest władza, wódz (il capo), który reprezentuje transcendentną zasadę.
Takie radykalne ubóstwienie władzy jest rzadkie nawet w najbardziej konserwatywnych i tradycjonalistycznych środowiskach. Konserwatyści częstokroć wskazywali na boskie pochodzenie władzy, rzadko jednak zdarza im się uprawiać idolatryczny kult władzy, a uznanie króla za najwyższego kapłana nie jest znane nawet najbardziej zaciekłym gallikańskim ortodoksom francuskim jak Louis de Bonald. Jedynie w Niemczech u Adama Müllera spotykamy stwierdzenie, że Chrystus nie umarł za zbawienie ludzi, lecz za zbawienie państw - jest to jednak pogląd ekstremalny i nieznany konserwatywnym autorytarystom.
Świat Tradycji ma charakter solarno - uraniczno - męski. Świat nowoczesny ma charakter lunarno - chtoniczno - kobiecy. Cóż znaczą te dziwaczne określenia? Nie śmiejmy się z nich, gdyż wyrażają głębokie myśli. Świat Tradycji jest solarno - uraniczny, czyli łączy się z symboliką słońca i nieba, a słońce i niebo są ponad człowiekiem, są na górze. Innymi słowy, świat uraniczno - solarny, jest to świat tworzony od góry, jest stwarzany; społeczeństwo jest tworzone przez królów i arystokracje (odgórnie, stąd solarność, bo słońce jest na górze). Królowie rządzą z woli boskiej i nie pytają ludu o zgodę ani na swoje panowanie, ani o cele polityczne, realizując męskie cnoty życiowe: honor, lojalność i odwagę. Król to element solarny - w Średniowieczu rysowano go często z aureolą, sakralizowano go, a zmarłego ogłaszano świętym. W Starożytności monarchę określano mianem „syna niebios”, „władcy niebios” itp. Istotą solarności jest hierarchia - „prawo naturalne ludów heroicznych”. Evola pisze o mistycznym znaczeniu kastowej stratyfikacji społecznej, „o specjalnym fluidzie, substancji witalnej struktury organicznej i hierarchicznej”.
Świat nowoczesny ma charakter lunarno - chtoniczno - kobiecy. O ile cechą Tradycji jest solarność, czyli tworzenie ładu społecznego odgórnie, o tyle tu najsilniejszy jest element chtoniczny (ziemski, podziemny). Ta rzeczywistość jest tworzona „od ziemi”, czyli od dołu. Tutaj to nie król tworzy świat wedle poleceń boskich, lecz sami ludzie tworzą świat oddolnie. To idea umowy społecznej, czyli oddolnego zawiązania społeczeństwa, to także hipoteza Charlesa Darwina o pochodzeniu gatunków, czyli wiara, że to co wyższe powstaje z niższego. W świecie Tradycji nikt nie uwierzyłby, że z niższego może powstać wyższe, gdyż tam panuje arystokratyczna wizja świata - w świecie nowoczesnym jednak ludzie pochodzą od małpy a władza od ludu. To nie królowie noszą tutaj ślady sacrum, lecz świętokradczy nosiciel suwerenności - demos. Chtoniczność pochodzi od mitu Matki - Ziemi i od bogiń urodzaju - mity te zawierają przekonanie, że wszyscy jesteśmy dziećmi ziemi, a więc jesteśmy tacy sami, równi; ludzie są braćmi. Prorokami mas są zaś Charles Darwin i Sigmund Freud. Ten pierwszy udowodnił, że wszyscy ludzie są równi, bo po równo pochodzą od szympansa, ten drugi zaś, że nawet w seksie wszystko można racjonalnie wytłumaczyć - Darwin i Freud to nic innego niźli „naukowa” ideologia buntu chtonicznych mas przeciw autorytetom.
Ludzie dzielą się na dwie „rasy”: wyższą (męską) i niższą (kobiecą). Pierwsza jest solarna, druga zaś chtoniczna. Elementy mentalności tych odmiennych ras są przemieszane w społeczeństwie. W zależności od tego, który z elementów zwycięży, społeczeństwo ma charakter arystokratyczny lub egalitarny. Niektóre ludy mają charakter narodowy solarny (Rzymianie, Grecy, Persowie, Germanie); inne zaś ukształtowały się na modłę chtoniczną (Murzyni, Etruskowie i, nade wszystko, Żydzi).
Normalne społeczeństwo Tradycji składa się z monarchy, oraz czterech kast społecznych (dla Evoli stanowość jest czymś złym, gdyż plebejusz może się tu stać arystokratą, podczas gdy arystokratą można się tylko urodzić): kapłanów, arystokracji, kupców i niewolników - proletariatu. W świecie Tradycji rządzi zawsze król wspomagany przez duchowieństwo i elitę. W zdegenerowanym świecie współczesnym, w epoce wilka, panują kupcy (USA) lub proletariat (ZSRR). Dla tradycjonalistycznego radykała nie ma znaczenia czy wygra burżuazja czy proletariat, ponieważ są to elementy chtoniczne, czyli egalitarne, plebejskie - a więc godne pogardy grupy prowadzące świat ku kolejnym etapom desakralizacji, racjonalizacji i rozpadu: „Jaki byłby wynik zbrojnego konfliktu między tymi dwoma potęgami, to w końcu, mało istotne”. Tradycjonalisty nie interesują wewnętrzne spory w obozie nie-ładu w świecie nierzeczywistym, nie budzi jego zainteresowania nic, co stało się po Rewolucji Francuskiej -”epizodzie decydującym o urwaniu się z łańcucha europejskiego plebsu”. Świat nowoczesny, to rzeczywistość po „wielkim buncie niewolników”, który obalił prawowitą władzę (solarnej) arystokracji i ustanowił dekadencką i nihilistyczną demokrację chtoniczną. To, co plebejskie stało się wartością kulturową. Zwyciężyło społeczeństwo masowe, gdzie nie ma naturalnie i historycznie ukształtowanych elit. Wygrała kultura pieniądza, masy, kultu dla pracy i bogactwa. Zaginęły zaś cnoty rycerskie, honor i męstwo. Wygrały cnoty kobiece: zapobiegliwość, oszczędność, pogoń za pieniądzem, luksusem, konsumpcjonizm.
Państwo i społeczeństwo Tradycji, solarne, nie miały pochodzenia ludzkiego, były wynikiem woli Boga, ich prawa były podyktowane przez Stwórcę, a ich naruszenie postrzegano jako grzech. Państwo i władza miały charakter sakralny, wyłaniały się z głębi Bytu. Żyły symbolami, szukały doskonałości, co inkarnuje w sobie legenda o św. Graalu. Graal to element niezwykle istotny. Ukazuje on bowiem, że prawdziwa elita to nie arystokracja pieniądza, czy nawet siły, lecz elita duchowa, mistyczna, mająca kontakt z transcendencją. Szlachta w społeczeństwach tradycyjnych to potomkowie tych, którzy przeszli przez inicjacje, wtajemniczenia (np. wspólnoty totemiczne i średniowieczne obyczaje rycerskie: pasowanie na rycerza, germańskie Mannerbünde itp.), czyli ci, którzy stoją w ontologicznej hierarchii wyżej niźli plebs, chtoniczny demos. Szlachta jest bliżej Boga; monarcha to wybraniec Boga, łączący w sobie świat sakralny i ziemski. Dlatego właśnie współczesna demokracja łączy się z laicyzacją - plebs nie dostrzega transcendencji - elita arystokratyczna to nie tylko elita majątkowa, lecz także duchowa, epistemologiczna. Te święte tradycje winna przechowywać dziedziczna elita-kasta a nie stan społeczny, aby uszlachcony plebejusz nie mógł przestąpić przez próg oddzielający go od rytuałów Tradycji pierwotnej, gdyż swoją parweniuszowską stopą zbrukałby ponadempiryczną sakralną rzeczywistość. Nigdy chyba w myśli europejskiej, od czasów Likurga, nie pojawiła się tak radykalna wizja arystokracji, pojętej jako kasty do której żaden plebejusz nie może mieć dostępu. Dla Evoli plebs prawie nie wykazuje cech ludzkich, to jedynie „materialna masa”, element biologicznym, mechaniczny, wegetatywny łączący się z chtonicznymi kultami. Świat został stworzony dla elit, a tłuszcza ma ich słuchać i pracować bez szemrania, gdyż została skalana pracą fizyczną i najemną, a tym samym jej dusze przestały być godne odczuwania i partycypacji w transcendencji. Lud nie partycypuje ex definitione w Tradycji pierwotnej; dlatego właśnie społeczeństwo demokratyczne zasadza się na jej odrzuceniu i wzgardzie. Nie ma i być nie może jakiegokolwiek kompromisu pomiędzy Tradycją a ideą demokratyczną. Współczesność to intelektualny chaos i destrukcja. Elity modernitá nie rozumieją nic, odrzucają sakralność i ducha ascetyczno - rycerskiego. Nowoczesność to racjonalizm, a jej elita to „intelektualiści”, którym, jako plebejuszom, obca jest transcendencja i Tradycja. Intelektualista, to ktoś, kto „myśli”, to racjonalista, produkt a zarazem twórca kultury piśmiennej, to „człowiek wewnętrznie zuniformizowany”. Dlatego współczesność to „świat cieni”, nierzeczywistość; to świat, gdzie konserwatysta żyje pośród ruin, „w mieście ruin” W Ludziach i ruinach czytamy: „Cały współczesny świat wydaje się niczym innym, jak światem ruin” rządzonym przez demoniczny i chtoniczny demos. To rozpad, a pośrodku ruin i zgliszczy pozostał samotny tradycjonalista z przerażeniem patrzący na masy barbarzyńców budujących swoje wieżowce obok wypalonych kikutów gotyckich katedr...
Współczesny świat utracił partycypację w Bycie, zdesakralizował rzeczywistość, wyśmiał mity, rytuały, magiczność ludzkiej egzystencji. Ludzki rozum, wyemancypowawszy się od Tradycji i pojęcia autorytetu, zaprowadził ludzkość do epoki wilka, do rozpadu, nicości, nihilizmu. Upadła solarna koncepcja świata, zwyciężyła zasada egalitarna i laicka. Masy zniszczyły absolutnie wszystko to co święte, ponadczasowe, wzniosłe. Tłumy podeptały wszelkie wartości. Dziś nie ma już niczego, co można konserwować, nic nie jest już godne zachowania; świat się rozpadł i konserwatysta może jedynie patrzeć na jego ostateczną dezintegrację, upadek i autounicestwienie. Epoka wilka dochodzi do swego spełnienia. Proces destrukcji osiągnął swoje apogeum. Historia się zakończyła, dochodząc do bezdennej czeluści nowoczesności. Z solarno - elitarnej koncepcji świata nie pozostało już nic. Masy zwyciężyły, plebs doszedł do władzy. To ta konstatacja prowadzi do pytania, czy Evola w ogóle jeszcze jest konserwatystą, skoro, w jego przekonaniu, nie zostało już nic, co warto byłoby konserwować - nawet ancien regime jest częścią nowożytnej nierzeczywistości.
Evola nie ukrywa pogardy i odrazy dla świętych wartości nowoczesnego świata: dla praw człowieka, wolności, tolerancji, walki z ksenofobią. Wszystkie te pseudowartości mają charakter chtoniczno - egalitarny, gdyż mają na celu zawsze bronić słabszych, ubogich i prześladowanych. Tymczasem świat Tradycji nie hołubi słabych, niewolników. Tradycja to rządy elity, rycerstwa, pierwotnych instynktów, woli walki, podboju i zwycięstwa. Evola przez całe życie pozostawał pod wpływem filozofii Nietzschego i w jego świecie aryjski i solarny wojownik stawał „ponad dobrem i złem”. Wszystko to symbolizuje idea imperium, cesarstwa. Nowożytność woli zaś gderać o sprawiedliwości społecznej, postępie, pieniądzu i kursach walut, podatkach. Ta zmiana wartości to skutek zdeklasowania solarnej arystokracji, potomków rycerstwa i aryjskich wojowników i objęcie władzy przez plebejuszy, kramarzy i inne miernoty rodem z chtonicznej nierzeczywistości. To skutek emancypacji kobiet, które przestały być matkami i żonami i weszły w wielki świat, przynosząc ze sobą pogoń za uciechami, chciwość i troskę o tzw. człowieka pracy. Modernitá to zwycięstwo plebsu i kobiet nad aryjskim rycerstwem, które ukonstytuowało ostatnią wielką epokę w historii, kiedy panowała zasada solarno - arystokratyczna, i gdzie ludzie wyznawali poglądy jako tako mieszczące się jeszcze w świecie Tradycji: w Średniowieczu -”Jeśli - pisze Evola - od końca Starożytności była jeszcze cywilizacja zasługująca na miano Odrodzenia, to było nią Średniowiecze”. Potem przyszły epoki dekadenckie: Renesans, Oświecenie i nowożytność - epoka wilka kończąca cykl śmiertelnego rozpadu. Dziś nie ma już nawet arystokracji - ta, co pozostała, nie zachowała cnót rycerskich, lecz pije koktajle i gra w tenisa; nie ma kobiet, gdyż stały się mężczyznami - oto „trzecia płeć”. Wszystko się rozpadło i uległo racjonalistycznej standaryzacji, stało się masowe, takie same i, w konsekwencji, nijakie. Miasta, wieżowce i hale fabryczne pochłonęły organiczne społeczeństwo Tradycji. Bankierzy pobili rycerzy. Zwyciężyła mechaniczna i racjonalistyczna wizja świata. Tradycja zeszła do podziemia, została unicestwiona przez tłumy, które są tak głupie, iż ten upadek ochrzciły imieniem „postępu”. Narody przemieniły się kolektywy, wszelka wielkość została zniszczona i zglajszachtowana. Organicyzm został zastąpiony przez ekonomizm, rangę człowieka nie ocenia się po inicjacjach i pochodzeniu, lecz po jego majątku - oto „demon ekonomii (demonia dell'economia)'; wszelkie idee rzeczywiście stały się jedynie „nadbudową” dla ekonomicznej „bazy”. Spór liberalizmu z marksizmem to spór czysto akademicki, gdyż oba te systemy są jednakowe: obydwa wierzą w mit „produkcji” i wyższość ekonomii nad ideą. Ekonomia wyznacza dziś ludzkie życie, tworzy konsumpcyjne społeczeństwo i masową kulturę Hollywoodu, telewizję, radio, sport - jedną wielką materialistyczno - chtoniczną nierzeczywistość, wraz z jej zabobonami „kultu pracy” - tymczasem praca to znak hańby niewolnika, piętno degenerujące duszę, coś, czym można jedynie wzgardzić patrząc na wojownika, filozofa, artystę. Evoliańska recepta na ekonomię jest prosta: trzeba nam odrodzić, ni mniej ni więcej, tylko system feudalny”.
Evola a konserwatyzm
Pozornie evolianizm to ideologia rewolucyjna, kontestatorska wobec wszystkiego. W rzeczywistości jednak wnioski jakie wyciąga autor Buntu są to krańcowe i radykalne skutki konserwatywnego oglądu świata. Evola w sposób absolutnie doskonały zrozumiał naturę konserwatywnego myślenia i widział, że konserwatywne wartości (prawdziwa rzeczywistość - Tradycja) zupełnie oddzieliły się od empirycznej rzeczywistości współczesnego, porewolucyjnego świata. Był on oczytany w literaturze kontrrewolucyjnej: romantykach niemieckich, Donoso Cortesie, a nade wszystko w Josephie de Maistrze, którego postrzegał jako ostatniego człowieka Tradycji.
Evola wyciągnął wnioski do samego końca. Radykalnie sprzeciwił się tym wszystkim nurtom, które w opinii konserwatystów, doprowadziły do upadku Zachodu. Niechęć jaką jest częstokroć na prawicy darzony wynika z tego, że przekroczył kilka granic, których konserwatyście przekraczać nie wypada, jak np. krytyka filozofii jako takiej, także chrześcijańskiej, ze scholastyką na czele. Chrześcijaństwo scholastyczne i, szerzej, cała filozofia chrześcijańska, była zawsze postrzegana przez konserwatystów jako „pozytywna” i przeciwstawiana „negatywnej” filozofii nowoczesnej. Evola idzie zaś dalej i potępia wszelką filozofię, także chrześcijańską, ponieważ jej celem jest zrozumienie świata, podczas gdy właśnie jego sednem jest magiczność, irracjonalizm. Człowiek został stworzony do życia w świecie wiary i mitu. Racjonalizacja tego świata, nawet jeżeli dokonują jej teolodzy, jest dla Evoli jednak racjonalizacją, czyli niszczeniem mitycznego charakteru rzeczywistości. Święty Tomasz był jednak racjonalistą, który metodą logiki objaśniał, a więc desakralizował świat. Stąd krytyka na którą konserwatyści sobie nie pozwalali, czyli negacja teologii i filozofii chrześcijańskiej. Religia ma być wiarą, mówili Evola, i nawet teolog niszczy mimowolnie sacrum, tłumacząc racjonalnie dogmaty. Po teologach przychodzą sofiści i wywracają wszystkie prawdy i zasady. Dla Evoli sofiści i oświeceniowi racjonaliści nie są przeciwnikami teologów i filozofów chrześcijańskich - ich konflikt jest niezaprzeczalny, jednak ludzie Oświecenia czy pozytywiści tylko kontynuowali bluźniercze dzieło desakralizacji rozpoczęte przez teologów.
Trudno byłoby nawet w najbardziej tradycjonalistycznych tekstach z XIXw. znaleźć tak skrajne odrzucenie rozumu. De Maistre pisał na ponad sto lat przed Evolą: „Rozum ludzki zredukowany do swoich sił indywidualnych jest absolutnie niczym, niezdolnym nie tylko do stwarzania, ale także do zachowania jakiegokolwiek związku religijnego czy politycznego, ponieważ produkuje tylko dysputy, podczas gdy człowiek potrzebuje nie problemów, ale wiary. Jego kołyska musi być otoczona dogmatami; i, gdy rozum się budzi, to powinien już zastać gotowe wszystkie odpowiedzi, a przynajmniej te, które są mu potrzebne do życia. Nie ma dlań niczego tak ważnego jak przesądy.” Kpiąc z nowoczesnej nauki stwierdzał, że istnienie nimfy mieszkającej w drzewie tłumaczy lepiej dlaczego drzewa dają owoce, niźli eksplikacje biologów, jednak nawet on wychwalał naukę uprawianą przez duchownych. Bonald nie tylko nie był wrogiem racjonalizmu, lecz wręcz był uczniem Kartezjusza.
Konserwatyści zwykle odrzucali rozum wyemancypowany od religii i autorytetu, jako prowadzący do wątpienia i kontestacji. Evola idzie zaś dalej - nawet rozum poddany autorytetom i tradycji jest niebezpieczny. Człowiekowi zakazane jest badać dany mu świat; powinien zaakceptować Tradycję, mity i obyczaje, gdyż wszelki namysł prowadzi do kontestacji - „historia dowodzi, iż pojawienie się myśli jest fenomenem marginalnym i niedawnym (...) Filozof i fizyk (naukowiec-A.W.) są tworami degenerującymi, pojawiającymi się w stadium zaawansowanym ostatniej epoki, epoki żelaza”. Rozum to aberracja w historii, organ zupełnie zbędny, niszczący jego użytkownika. Największym nieszczęściem dla człowieka jest, iż posiada ten organ i nie potrafi nad nim zapanować, czyli go unicestwić, wyłączyć. Rozum indywidualny, kontestujący Tradycję i obyczaje narodził się w Grecji; dziś kończy swą niszczycielską działalność na naszych oczach. Nigdy chyba w historii myśli ludzkiej, nawet konserwatyzmu, nie dokonano takiego unicestwienia ludzkiego rozumu i nie ogłoszono tak dobitnie suwerenności Tradycji nad człowiekiem. Rozum i Tradycja to pojęcia wzajemnie wykluczające się.
Evola był zdeklasowanym arystokratą dla którego w epoce masowej po prostu nie było miejsca. Stąd jego pogarda dla współczesności i demokracji. Stąd też wynika najbardziej kontrowersyjny element w jego poglądach: spór o chrześcijaństwo. Evoli nie podobała się nie tylko racjonalistyczna teologia. Chrześcijaństwo jest dlań nazbyt egalitarne, gdyż... głosi zbawienie po śmierci. Zło nie tkwi w samej idei zbawienia, lecz w tym, że obietnica dotyczy także plebsu. Baron Julius Evola nie mógł po prostu znieść faktu, że tłuszcza miała być zbawiona na równi z elitą i z królami. W świecie Tradycji wierzono, że arystokraci osiągną życie po śmierci na Wyspach Szczęśliwych lub jako herosi; królowie będą żyli w świecie zmarłych. Chrześcijaństwo zaś dało życie pośmiertne ludowi. Bardziej zbliżony do Tradycji jest Islam z jego dżihadem i rajem obiecanym dla wojowników ginących za wiarę. Rajem gdzie nie będzie kobiet (poza hurysami) i kramarzy. Pogląd Evoli jest z pewnością dla nas bulwersujący, lecz pokazuje po prostu z jak skrajnym elitarystą mamy do czynienia. Evola nigdy nie krył, że podoba mu się Sparta oraz Indie, gdyż tam urzeczywistniono jego skrajne poglądy na kasty społeczne i rolę elit.
Krytyka chrześcijaństwa ma u Evoli korzenie Nietzschańskie. Autor Zaratusztry wskazywał, że tu właśnie tkwią zalążki rozpadu: nakaz znoszenia upokorzeń, wybaczania, miłości bliźniego. Dla Nietzschego i Evoli były to hasła niewolników, warstw plebejskich - z natury swojej były więc egalitarne i demokratyczne, chtoniczne. Swiat Tradycji odwołuje się do idei rzymskiej, idei władzy, autorytetu i podboju. Chrześcijaństwo było w Średniowieczu podstawą świata Tradycji, gdyż było katolickie, rzymskie. Evola starannie bowiem rozróżnia dwa pojęcia: chrześcijaństwo i katolicyzm, chtonicznego Jezusa od solarnego Innocnetego III. Evola rozróżnia między wczesnym chrześcijaństwem, które potępia jako plebejskie, a katolicyzmem, gdzie dostrzega wzniosłego ducha i wierność Tradycji. Katolicyzm bowiem wykreował ostatnią wielką epokę: Średniowiecze. Evola pasjonował się feudalizmem, średniowiecznym organicyzmem, krucjatami, etosem rycerskim, ideą imperialną, sakralnością epoki, katedrami gotyckimi itp. Evola krytykował chrześcijański racjonalizm, zarazem cytując z zachwytem chrześcijańskich mistyków z mistrzem Eckhartem na czele.
Czym było dla Evoli chrześcijaństwo? Prymitywną i egalitarną religią o semickim pochodzeniu; było zaprzeczeniem Rzymu i jego potęgi. Czym był katolicyzm? Był pogańskim Rzymem odzianym w chrześcijańskie szaty. Rzymskie legiony odstawiły orły i poszły na podbój świata ze znakiem krzyża - z chtonicznym znakiem krzyża, aby budować solarne imperium aryjskiego rycerstwa. Evola zbliża się tu do Charlesa Maurrasa, który uważał się za „katolika - ateistę”, czyli agnostycznego obrońcę kultury klasycznej, która przetrwała pod postacią Kościoła: „Rzym jest imieniem naszej cywilizacji”, a katolicyzm to „Kościół ładu”; dlatego Maurras pisze o sobie: „Je suis Romain”. Chrześcijaństwo nowożytne stało się chtoniczne, gdyż powróciło do zasad „życia Ewangelicznego”, zapładniając ruchy socjalne i demokratyczne, ruchy ludzi „malutkich”. Współczesne chrześcijaństwo stało się doktryną anarchistyczną wobec ładu. Dla Evoli i Maurrasa to, co jest w chrześcijaństwie cenne, to to, co jest antychrześcijańskie.
Pomijając radykalizm stwierdzeń Evoli, trudno jednak nie odmówić mu logiczności myślenia. Odrzuca on teologię, gdyż nie uwalniając rozumu od autorytetu wiary, budzi jednak rozum do życia. Raz ożywiony, w XVI wieku „zbuntował się” przeciw Tradycji; Evola odrzuca chrześcijaństwo, gdyż głosząc równość przed Bogiem i równe szanse każdego na życie po śmierci, przygotowuje religijne fundamenty dla politycznych żądań równości wobec prawa. Autor Buntu nie głosił niczego nowego w konserwatyzmie: tu także mamy radykalną krytykę racjonalizmu i egalitaryzmu - tyle, że tu źródeł obydwu tych zjawisk poszukiwano w myśli nowożytnej: u Rousseau, Lutra, Helvetiusa itd. Evola doszukuje się tych korzeni znacznie głębiej, stwierdzając, że są to zsekularyzowane dogmaty chrześcijańskie. Evola był, jako konserwatysta, niezwykle konsekwentny, dochodząc do wniosków, jakie dziewiętnastowiecznym tradycjonalistom nawet nie przychodziły do głowy. Dopiero w XX wieku pojawiały się w tym nurcie nieśmiałe przypuszczenia, że chrześcijaństwo nosi w sobie zarodki nierzeczywistości. Trudno nie zgodzić się z Jackiem Bartyzelem, że w opinii Evoli „prawica katolicka nie dociera do rdzenia duchowego kryzysu nowoczesności” bo sama jest jej częścią. Uściślijmy jednak tę opinię: nie „prawica katolicka”, lecz „prawica chrześcijańska” - dla Evoli „prawica” i „chrześcijaństwo” to antonimy. Dzisiejszy Kościół z wolna przestaje być „katolicki”, stając się coraz bardziej „chrześcijańskim”, chtonicznym - „był moment - pisze Evola - gdy Kościół poszedł własną drogą. Dziś nie jest już zdolny dać oficjalnego poparcia prawdziwej tradycjonalistycznej prawicy”.
Jednak Evola jest tu, powtórzmy raz jeszcze, po prostu logiczny i konsekwentny - broniąc Tradycji i hierarchii, zanegował to, co dotąd konserwatyści uważali za bezcenne: chrześcijańskiego Boga. W imię Tradycji i hierarchii, pisząc w Imperializmie pogańskim w liczbie mnogiej, używa formy „noi, pagani”, (my, poganie). To właśnie Tradycja przedchrześcijańska jest tradycją autorytarną, hierarchiczną i aracjonalną; chrześcijaństwo przez 1500 lat intelektualnie ją podkopywało, aby zlaicyzowawszy się, doprowadzić do Rewolucji
Świat rozpadł się. Humanizm i egalitaryzm zniszczyły wszystko. Przegrały siły Tradycji, której reprezentantami był Rzym, Średniowiecze wraz z ideą Świętego Cesarstwa, Święte Przymierze z genialnym Metternichem, a w I Wojnie Św. państwa centralne, gdzie pod przykrywką kapitalizmu i nacjonalizmu przerwały resztki Tradycji. Wszystko się rozpadło, a nierzeczywistość stała się rzeczywistością.
Rewolucja tradycjonalistyczna
Wszystko się rozpadło. Jak więc ma zachowywać się ostatni konserwatysta pośród „świata ruin”? Poddać się, walczyć, pogodzić z rzeczywistością. Odpowiedź na to pytanie daje nam Evola w rozdziale pierwszym pracy Ludzie i ruiny, pt. Rewolucja - kontrrewolucja - tradycja. Fundamentalną kwestią pozostaje bowiem pytanie: czym jest dla Evoli Tradycja i tradycjonalizm?
Julius Evola postrzega tradycjonalizm jako swoistą filozofię polityczną, która formułuje wielką ideę ładu przeciwstawną liberalnej demokracji Jest to rewolucyjna w swoich celach doktryna, której zadaniem jest zniszczenie społeczeństwa powstałego w wyniku rewolucji demokratycznej; jest to, mówiąc słowami Donoso Cortesa, „negacja totalna” rewolucji, czyli „rivoluzione conservatrice”. Dla włoskiego filozofa Tradycja nie jest tym, co przyniosła historia w ciągu kilkudziesięciu czy kilkuset ostatnich lat. Przeciwnie, to „coś metahistorycznego (metastorico)” i „dynamicznego” wobec zastanej rzeczywistości. Włoscy tradycjonaliści zawsze podkreślają metafizyczny charakter Tradycji, Tradycja to nie przeszłość, lecz „rzeczywistość metafizyczna”. Evola zawsze postulował odróżnienie tradycji ostatnich lat, czyli po Rewolucji, od tradycji wyrażającej metahistoryczną prawdę o człowieku i o świecie - oto Tradycja pierwotna, wieczna (la Tradizione primordiale). Tradycja jest pewnym sposobem odczuwania i przeżywania świata, doznawania sacrum. To wizja sensu ludzkiego bytu. Jest odczuwana instynktownie („intrinseco riconoscimento”). Tradycja jest ahistoryczna, wieczna, ponadczasowa - to „niewzruszone zasady dla każdego prawdziwego ładu (ordine vero)”. Tradycjonalizm to nie tylko pewna filozofia polityczna i postulaty ustrojowe, to pewna wizja świata i człowieka, interpretacja ludzkiego bytu w świecie - coś, co portugalski tradycjonalista António Sardinha określał mianem „mistyki reakcyjnej (mistica reaccionaria)”.
W jaki sposób odnaleźć tę Tradycję, zagubioną pomiędzy VI a VII w.p.n.e.? Evola formuuje tu teorię, którą sam określał mianem „Ja Absolutnego (Io Assoluto)”. Zawarta została ona w jego wczesnych książkach. Evola był wówczas związany z dadaistami i futurystami, w związku z czym posługiwał się ich językiem, który ci z kolei zaczerpnęli do Nietzschego.
Teoria „Ja Absolutnego” poddawana była wielokrotnym analizom, które częstokroć prowadziły do wniosków, że używający Nietzschańskiego języka filozof jest po prostu ateistą, anarchistą i nihilistą. Rozumowanie to zostało poddane miażdżącej krytyce przez Marcello Venezianiego, który wykazał, iż „Ja Absolutne” wcale nie opiera się na odrzuceniu wszystkich wartości. Evola określa się tu mianem „nihilisty” - ale nie należy przez to rozumieć, iż odrzuca wszelkie wartości. „Ja Absolutne” nie jest jednoznaczne z permisywizmem, nie oznacza, że wszystko wolno. Evola rzeczywiście staje „ponad dobrem i złem”, lecz tylko ponad dobrem i złem w pojęciu il mondo moderno. „Ja Absolutne” to forma ucieczki od nierzeczywistości w świat Tradycji. Jak wykazuje Veneziani, gdy rozpadły się wszystkie wartości świata Tradycji, wtedy tradycjonalista ucieka zeń i szuka ładu prawdziwego poprzez Nietzschańską wolę mocy - Evola bierze tu od Nietzschego symbole, lecz tylko symbole, gdyż wola mocy oznacza tu wyzwolenie się od antywartości modernita, aby powrócić do świata wartości prawdziwych, wiecznych, sakralnych i transcendentnych. Evoliańska wola mocy to nic innego, jak tylko bunt przeciw panującej nierzeczywistości empirycznej, przeciw iluzji świata współczesnego.
Różnica między filozofem włoskim a niemieckim tkwi w tym, że dla tego pierwszego świat nie jest jedynie „wolą i przedstawieniem”, gdyż poprzez bunt woli mocy „Ja Absolutne” dociera do Absolutu - do świata ponadczasowej Tradycji. Nietzsche wyzwalał się od nierzeczywistości, aby stwierdzić, że nie ma żadnych wartości, poza wartością samego życia; Evola, aby stwierdzić, że wartości takie istnieją i mają charakter wieczny, obiektywny i ponadczasowy.
Evola, stwierdza Veneziani, był panteistą, dlatego też jego „Ja Absolutne” nie może stwarzać rzeczywistości, gdyż jest częścią pneumy tworzącej świat; „Ja Absolutne” jest więc częścią świata, a nie jego siłą sprawczą; jest częścią świata - świat przenika „Ja Absolutne”. Oznacza to, iż „Ja Absolutne” nie stwarza rzeczywistości, a jedynie ją odkrywa. Jest to cecha bytu stwarzanego, a nie stwarzającego. Byt, stwierdza Evola, jest „przed (avanti)” „Ja Absolutnym”. Autor Buntu, stwierdza Venziani, nie może więc być ateistą i nihilistą, skoro Byt jest „przed” poznającym go nietzschańskim człowiekiem. „Ja Absolutne” to nie forma nihilizmu, lecz odrzucenia wartości nowożytnych, aby zbliżyć się do Absolutu, czyli do Boga i poznać tu tajemnice świata Tradycji - ładu prawdziwego. Dla Venezianiego Evola nie tylko nie jest ateistą, jest mistykiem -co wyjaśnia jego fascynację mistrzem Eckhartem.
Vezneziani stwierdza, że gdyby Tradycja była jedynie Schpenhauerowską „wolą i przedstawieniem”, wtedy Tradycja nie byłaby prawdą ponadczasową i obiektywną, a jedynie chimerą, fantazją ludzkiego umysłu, zabawką „Ja Absolutnego” (un giocatello dell'Io Assoluto). Wtedy Tradycja byłaby jedynie czczym anarchistycznym buntem przeciwko światu w imię wartości w które nie wierzy nikt, nawet sam Evola.
Zgadzając się z interpretacją Venezianiego, trzeba zauważyć, iż nie pokusił się on o porównanie tej koncepcji z ideami „klasycznego” tradycjonalizmu (który chyba zresztą prawie w ogóle nie jest mu znany). Idea, że konserwatysta buntuje się przeciwko nierzeczywistości w imię Tradycji, porządku prawdziwego jest w tradycjonalizmie dość powszechna i opiera się na odrzuceniu tzw. klasycznego pojęcia prawdy na rzecz tzw. prawdy ontologicznej, która nie jest stwierdzeniem stanu empirycznego, lecz stanu doskonałego, archetypicznego jaki stworzył Bóg. To prawda w pojęciu platońskim - Boska idea świata.
Tradycjonalizm, jeszcze w XIX wieku, jako system głęboko teocentryczny, odrzucał w filozofii politycznej arystotelesowskie pojęcia prawdy, hołdując koncepcji prawdy ontologicznej - szczególnie silnie widać to u ojca La Mennais - z racji swojej profesji najlepiej znającego filozofię chrześcijańską. Bonald definiuje prawdę następująco: „nauka o bytach i stosunkach między nimi” - chodzi to o stosunki panujące w ładzie prawdziwym. Koncepcja Prawdy ontologicznej, zakładająca, że istnieje ona niezależnie od empirycznej rzeczywistości umożliwia konserwatyście stwierdzenie, że wyznawane przezeń idee są prawdziwe, a głoszona przezeń idea ładu ma także charakter prawdziwy, wieczny, ponadczasowy i partycypujący w Absolucie, gdyż jego idee są ideami samego Boga - twórcy Prawdy. Zarazem umożliwia określenie rzeczywistości empirycznej, jaką stworzyli rewolucjoniści po 1789 roku jako fałszywej. Fakt, która z tych rzeczywistości panuje w świecie empirycznym nie ma tu większego znaczenia dla samej istoty czym jest Prawda i czym jest rzeczywistość. W Traktacie o władzy publicznej Bonald pisze o prawdzie, że jest „zawsze stara i zawsze nowa, zasiana na początku czasów, rozwija się i kwitnie każdego dnia (toujours ancienne et toujours nouvelle, semé au commencement des temps, se développe et se murit tous les jours”). Leopold E. Palacios uważa, że w myśli Bonaldowskiej można wyodrębnić dwa pojęcia prawdy: ontologiczne - odnoszące się do moralności, religii i społeczeństwa, a które przekazywane są za pośrednictwem języka; oraz klasyczne - dotyczące tylko świata fizycznego i przyrodniczego. Możemy to twierdzenie zgeneralizować i stwierdzić, że prawidłowość ta dotyczy całego tradycjonalizmu. Evola był radykalnym tradycjonalistą i także odrzucał klasyczne pojęcie prawdy.
Totalne odrzucenie rzeczywistości empirycznej i uznanie jej za nierzeczywistość jest elementem typowym dla myśli konserwatywnej, ale wola restauracji rzeczywistości metodami rewolucyjnymi, to elementy charakterystyczne dla tzw., rewolucji konserwatywnej. Autor Buntu jest zaliczany do tego kierunku, zajmując tu zresztą czołowe miejsce, jednak, co warto podkreślić, sam nie uważał się za przedstawiciela tego kierunku.
Evola znał biegle język niemiecki, a także współczesną mu myśl polityczną niemiecką, w tym także dorobek rewolucyjnych konserwatystów. Nazwisko Carla Schmitta kilkakrotnie pojawia się w jego tekstach, jednak zdecydowanie najwyżej cenił sobie Ernsta Jüngera i Oswalda Spenglera. Temu pierwszemu poświęcił nawet osobną książkę; był także tłumaczem Zmierzchu Zachodu Spenglera, do którego też napisał wstęp. Rewolucja konserwatywna to jednak zdecydowanie za mało; to program zbyt umiarkowany dla Evoli. Dla autora Buntu „konserwatyzm” to doktryna zachowawcza, broniąca status quo, a owa status quo to przecież nierzeczywistość, świat liberalno- demokratyczny, to władza kapitału. Konserwatysta to ktoś, kto w porewolucyjnej rzeczywistości demoliberalnej broni status quo przed komunizmem. Konserwatysta „rewolucyjny” brzmi dla Evoli już lepiej, gdyż kojarzy się z kontrrewolucją, a nie obroną tego, co jest. Konserwatysta jednak, w zasadzie, jedynie „konserwuje” - nie jest kontrrewolucyjny lecz zachowawczy. Dlatego też Evola woli inny termin na określenie swoich poglądów: „rewolucyjny tradycjonalizm”.
Czy pojęcia te czymś się różnią? Pozornie nie i można łatwo uznać, że włoski filozof chce, tak jak bardzo to lubi, zaszokować czytelnika swoim radykalizmem. Jednak, w naszej opinii, ta, być może przypadkowa różnica w nazewnictwie, ma głęboki sens. Rewolucyjny konserwatysta bowiem godzi się z tym, że świat się zmienił i nie ma powrotu integralnego do stosunków sprzed 1789 roku. Stara się on ocalić i wskrzesić zasady, które uważa za ponadczasowe, ale nie w formie konkretnych instytucji. Konserwatysta rewolucyjny jest autorytarystą, ale już nie koniecznie monarchistą; jest egalitarystą, lecz nie broni świętych praw rodowej arystokracji; jest niby tradycjonalistą, ale nie wierzy, że można cofnąć koło historii o ileś tam stuleci do tyłu. Wizja państwa rewolucyjnych konserwatystów była zbliżona do tradycjonalistycznej, odwołując się do tych samych, antyliberalnych pryncypiów, lecz konkretne instytucje są zupełnie nowe. Rewolucyjny konserwatysta jest kontrrewolucjonistą, lecz zarazem, paradoksalnie, jest też, w porównaniu z tradycjonalizmem, konserwatywnym formistą, wręcz modernistą. Evola nie był skłonny pójść na jakikolwiek kompromis - Tradycja to dlań wizja totalna, bezkompromisowa, której nie można pogodzić z nowoczesnością - nie ma syntezy rewolucji i kontrrewolucji, restauracji częściowej - to byłaby „wewnętrzna abdykacja”.
Evola był tradycjonalistą doskonałym. To, co go różniło od „klasycznego” tradycjonalizmu, to umieszczenie ładu prawdziwego nie przed Rewolucją, lecz w Starożytności - dlatego określa on swój tradycjonalizm mianem „integralnego (integrale)”. Łączy go z tradycjonalizmem totalność wizji restauracji ładu - tu nie ma żadnej możliwości kompromisu. Sto lat wcześniej Bonald pisał, że „Rewolucja rozpoczęła się deklaracją praw człowieka, a skończy się deklaracją praw Boga” - dla francuskiego kontrrewolucjonisty kontrrewolucja także musiała być integralna, gdyż, jak pisze hiszpański tradycjonalista, Juan Vazquez de Mella, tradycjonalizm jest „ideologią totalną, totalną wizją polityczną”, która nie idzie na żadne kompromisy, gdyż walczy pod sztandarami samego Chrystusa-Króla.
Rewolucyjni konserwatyści byli, w porównaniu z Evolą, modernistami i reformistami. To, co łączy ich z włoskim filozofem, to owa „rewolucyjność” - metoda walki o restaurację ładu. Evola, podobnie jak Jünger czy Freyer, także pisał o „rewolucji z prawa (rivoluzione di Destra)”. Dlatego też Evola miał słuszność określając się mianem „rewolucyjnego tradycjonalisty” - był nim w istocie. Wątpliwe jest, czy tęskniący za Średniowieczem Spengler lub Spann, lub za dyktaturą Schmitt, chciałby cofnąć się do VII w.p.n.e., czyli do epoki brązu...
„Superfaszysta”
Świat się rozpadł, zatonął w bezdennej demoliberalnej czeluści. Po 1918r. rozbite zostały Niemcy - ostanie autorytarne państwo Tradycji. Czy dla tradycjonalisty została jeszcze jakaś nadzieja? Może faszyzm?
Nie jest nam znane żadne świadectwo bezpośredniej reakcji Evoli na „marsz na Rzym”. Większość jego opinii o faszyzmie powstała już po zakończeniu Wojny. Jednak, w naszym przekonaniu, najlepiej stosunek Evoli do faszyzmu ukazują dwie książki: Bunt przeciwko nowoczesnemu światu i Ludzie i ruiny. Ta pierwsza została opublikowana w 1934r. - w czasie rządów Mussoliniego i, mimo zarysowanej tu wizji totalnego rozpadu świata, przebija w niej nadzieja, wola walki o restaurację Tradycji. Widzimy tu tradycjonalistę ruszającego do eschatologicznej bitwy z nowożytnością, pełnego nadziei, iż przyszłość przekreśli nowożytną nierzeczywistość. Nie znajdziemy tego wyrażonego expressis verbis, więcej, często czytamy tu o końcu, nieuniknionym końcu Zachodu, jednak tę kontrrewolucyjną nadzieję zwycięstwa czuć na każdej stronie Buntu.
Opublikowana w 1953r. książka Ludzie i ruiny napisana jest w zupełnie innym tonie - to język rozpaczy człowieka, który przegrał. Trudno zgodzić się z opiniami, że pesymizm i zwątpienie, które tu przebijają to jedynie skutek frustracji człowieka przykutego do wózka inwalidzkiego. To coś więcej, mamy tu raczej do czynienia z frustracją konserwatysty, który wie, że już przegrał, że nie będzie żadnej restauracji ładu, a świat Tradycji został pogrzebany ostatecznie wraz z upadkiem faszyzmu.
Czy faszyzm dążył do restauracji świata Tradycji?
Faszyzm był niespełnioną nadzieją Evoli na udany bunt przeciw nierzeczywistości. We wstępie do pierwszego numeru czasopisma La Torre, który ukazał się w lutym 1930r., Evola pisze charakterystyczne słowa: „Nasze czasopismo ukazuje się aby bronić zasad, które uważamy za absolutne, a które odnajdujemy w państwie faszystowskim, choć odnaleźć je można także w państwie komunistycznym, anarchistycznym czy republikańskim. Jeżeli zasady te zostaną urzeczywistnione na planie politycznym (co nie jest takie proste), to powstanie ład hierarchiczny (un ordine di differenziazione qualitativa), imperium (...) a wszystko co jest demokratyczne i egalitarne zostanie zlikwidowane w całości. W takiej mierze, w jaki faszyzm będzie rozwijał i bronił tych zasad, w takim też stopniu będziemy uważali się za faszystów. To wszystko”. Już w czerwcu, po ukazaniu się numeru dziesiątego, cenzura faszystowska nakazała zamknięcie czasopisma...
Stosunek Evoli do faszyzmu jest bardzo skomplikowany. Są w faszyzmie idee mu bliskie i takie, które stanowczo odrzuca. Przede wszystkim odrzuca on faszystowski nacjonalizm, italianitá. Autor Buntu nie był nacjonalistą, uważał nacjonalizm za jakobińską ideologię wyrosłą w czasie Rewolucji o chtonicznym podłożu wynikającą z prapierwotnych tellurycznych kultów Matki - Ziemi. Dla Evoli uczucia patriotyczne i narodowe są instynktami chtoniczno - demokratycznymi pogardzanego przezeń Stanu Trzeciego - burżuazji. Państwo narodowe to bluźnierczy bunt przeciwko Tradycji - przeciw Świętemu Imperium, Rzeszy i cesarstwu. Skoro rzeczywistość empiryczna jest przezeń postrzegana jako nierzeczywistość, to trudno byłoby mu się identyfikować z patriotyzmem - obroną tego, co empiryczne. W Ludziach i ruinach pisze, iż „Idea musi być dla nas prawdziwą ojczyzną”.
Evola odrzuca nowożytne pojęcie patriotyzmu, pojętego jako ziemia, lecz także Barresowskie, nacjonalistyczne „ziemia i groby”. Odwołuje się tu do tzw. klasycznego pojęcia ojczyzny, rozumianego jako ziemia i tradycyjne instytucje. W czasie Rewolucji kontrrewolucjoniści powtarzali oú sont les lys, lá est la patrie, Emmanuel d'Antraigues, po ścięciu Ludwika XVI pisał: „Ojczyzna jest pustym słowem, jeżeli słowo to nie oznacza całokształtu praw pod którymi się żyło; oto co tworzy ojczyznę. Ojczyzna pojęta jako terytorium nie mówi nic sercu ludzkiemu, kochać ojczyznę kiedy gubi swoje prawa, obyczaje, zwyczaje, to absurdalna idolatria (...) Francja bez króla jest dla mnie tylko trupem, a nie kocha się zmarłych, lecz wspomnienia o nich”. Evola nie kochał chtonicznych Włoch XX stulecia, lecz solarny Rzym Cezara i Augusta; obca mu była faszystowska ideologia nacjonalizmu i tradycja Risorgimento Giovanniego Gentile.
To, co jest w faszyzmie bliskie Evoli, to jego rewolucyjność wobec chtonicznej nierzeczywistości - skoro demoliberlane państwo jest nierzeczywiste, to wszelka forma buntu przeciwko niemu jest godna poparcia.
Faszyzm to także solarna idea państwa. W koncepcjach włoskich faszystów państwo przybiera kształt formy nadającej kształt prapierwotnej materii - tłumom.
Jednak faszyzm to także prymitywna idolatryczna statolatria, kult biurokracji, a nie transcendentalnej zasady państwa. Czczone jest samo państwo, czyli byt materialny, a nie platońska idea państwa.
Faszyzm to totalitaryzm, a ten jest zaprzeczeniem państwa pojętego jako organizm; totalitaryzm to mechanicyzm, niwelacja, uniformizacja, zwycięstwo rozumu, biurokracji i planowania nad rzeczywistością - to czysty materializm i bizantynizm; zwycięstwo racjonalizmu nad życiem. Nie ma tu miejsca na kasty i solarną elitę. Powstała oligarchia urzędników i partyjnych działaczy. Totalitaryzm żąda mechanicznego posłuszeństwa, a nie uczucia, to „nowa ziemska religia zmaterializowanego człowieka”, to ruch masy a nie elity; brak tu idei prawdziwego ładu - ordine vero.
Faszyzm to także socjalistyczny kult pracy. Gentile, stwierdza Evola, gloryfikuje pracę na równi z Leninem - oto czysto „proletariacka wizja świata”, której uwieńczeniem jest chtoniczno - lunarne Stato del lavoro.
Faszyzm okazał się być niewypałem. Evola początkowo wspierał Mussoliniego, ten jednak zawiódł jego oczekiwania, gdyż zamiast restaurować elitę solarną, czyli rządy arystokratyczne i militarystyczne, dał władzę różnym plebejuszom, partyjnym funkcjonariuszom mieszczańskiego pochodzenia, okazując się tym samym zaledwie narodowym bolszewikiem. Jednak aż do śmierci w 1974 roku Evola nie złożył broni, prowadząc bunt przeciwko il mondo moderno, nawet z pokładu wózka inwalidzkiego w którym spędził ostatnie trzydzieści lat życia. Do ostatnich dni pozostał arystokratycznym ekstremistą.
Adam Wielomski
1