przynety


Ciasta i Ziarna

Wydawać by się mogło, że tak delikatna przynęta jaką jest ciasto, ma bardzo ograniczone możliwości wykorzystania w połowach karpi, leszczy, czy linów. Nic bardziej mylnego. Jest inaczej. Wiele ciast nadaje się do różnych technik połowu. Musi tylko być dobrze i starannie wyrobione. Oczywiście nie wszystkie ciasta jakie są powszechnie robione przez wędkarzy do tego się nadają. Muszą to być ciasta ścisłe i sprężyste. Wśród wielu możliwości, ciasta dzielę na zbożowe i proteinowe. Jest to podział umowny i właściwie dokonałem go na mój użytek. Ze zbożowych ciast najbardziej lubię dwa: z kaszy manny i płatków owsianych.

CIASTO z MANNY

Wsypujemy trochę manny do kubeczka i zalewamy wrzątkiem, ale tak aby nie zatopić kaszy, a jedynie ją dobrze zmoczyć i nakrywamy na kilka minut. Jeszcze gorącą ale gdy już nie parzy, wyjmujemy kaszę z kubka. Tworzy wówczas masę sparzoną kleistą którą teraz trzeba wyrobić wygniatając w rękach. Co i raz obtaczamy w kaszy i wyrabiamy, aż przestanie się kleić do rąk. Co jakiś czas zwałkowujemy oblepiony na rękach klaister i dodajemy do wyrabianego ciasta. Gdy ciasto jest już dobrze wyrobione, dodajemy odrobinę oleju słonecznikowego lub oliwy, można również tranu i dalej wyrabiamy. Gdy już ciasto jest gotowe dodajemy sypkich dodatków smakowo zapachowych. Po wyrobieniu z tymi dodatkami, trochę trwa, mamy ciasto gotowe do założenia na hak. Musi być tak wyrobione, żeby nie spadało z haczyka przy zarzucaniu zestawu gruntowego. Nie jest to zresztą trudne. Używam różnych zapachów: brasem, wanilię, truskawkę, czekoladę, miód i inne swoje Aromatixy, tutti-frutti Marcela, migdał, czosnek, karmel Dragona, a także suszone dafnie kupione w sklepie akwarystycznym, oraz inne. Czasem dosładzam glukozą ale należy uważać, bo zbyt dużych ilościach ciasto może stać się za gumowate.

CIASTO z KARTOFLA i PIECZYWA

Innym ciastem, ale równie popularnym jak to poprzednie jest ciasto wykonane z gotowanego jeszcze ciepłego kartofla z miąszem bułki i żółtkiem na twardo. Ano taki jeszcze ciepły i lekko parujący kartofel mieszamy i ugniatamy z bułką pszenną oraz żółtkiem gotowanego jaja na twardo, aż do wyrobienia jednolitej masy. Dodajemy odrobinę oleju słonecznikowego. Dalej wygniatamy ciasto do otrzymania jednolitej sprężystej masy. Można do ciasta dodać różnych zapachów. Niektórzy dodają topionego sera do wyrabiania ciasta, a inni miód. Jednak ja z serem topionym nie miałem zachęcających wyników z leszczami, linami, ani karpiami. Być może na rzece z Brzaną prędzej to by się sprawdziło. Natomiast z miodem dobre wyniki dawało leszczowanie, a i płotki chętnie brały.

CIASTO z PŁATKÓW OWSIANYCH

Płatki owsiane od dawna są znanym dobrym środkiem przynętowym. Najbardziej znanym sposobem jest sparzenie w termosie przez dwie godziny, a nawet dłużej i zamieszanie płatków. Wydobyty klej pozwala skutecznie założyć to ciasto na haczyk, nawet bez wyrabiania. Ale wówczas nadaje się jedynie do operowania wędką spławikową i to na bliskie odległości. Można je zabarwić i tu najlepsze efekty dawał kolor żółty. Jednak gdy się chce uzyskać dobrą spoistą przynętę, która nie będzie spadać z haczyka, trzeba ugnieść z mielonymi płatkami. Ilość zmielonych płatków dodawana do parzonych jest taka, aby ciasto uzyskało dobrą konsystencję i sprężystość. Również można dodać aromatu i na końcu ugniatania odrobinę oleju słonecznikowego. Wyrobienie ciasta jest bardzo czasochłonne, ale otrzymane ciasto jest nie do pogardzenia zarówno na leszcza, karasia, a nawet karpia i lina, nie mówiąc już o płoci.

Na temat rozważań o płatkach owsianych dodam, że jeden z moich kolegów sparzone płatki


wyrabia z mąką kukurydzianą. Nie byłbym sobą gdybym zaraz nie począł eksperymentować z tym przepisem. Już szybko doszedłem do wniosku, że najlepiej w bardzo krótkiej wodzie zagotować płatki tak, by puściły sporo kleju. Następnie na mniej więcej 15dg płatków wziętych do zagotowania, należy dodać 1Odkg mielonego sezamu i 1Odkg mielonych, prażonych orzechów arachidowych. Teraz jeszcze trzeba dołożyć łyżkę lejącego się miodu i zasypać to mąką kukurydzianą. Wyrabia się dodając mąki kukurydzianej do uzyskania sprężystego dość sztywnego ciasta. Pod koniec wyrabiania dodajcie odrobienę oleju słonecznikowego. Dołożyć można też różne aromaty owocowe lub kwiatowe jak np. różany, a także można użyć aromatu czosnkowego. Ciasto bardzo dobrze trzyma się haczyka.

CIASTA PROTEINOWE

Cóż ja nazywam ciastami proteinowymi? Są to ciasta powstałe na bazie tych samych składników co twarde kulki proteinowe. Jedyną różnicą jest ta, że jest w nim bardzo mało jajek. Jednak ze względu na znajdujące się tam składniki białkowe, z reguły bardzo odżywcze i atrakcyjne smakowo dla ryb, nazwę uważam ze wszech miar za słuszną. Pewnie niektórzy się zdziwią - to po co robić ciasto, skoro można już skorzystać np. z kluch. A no jeśli pojedziemy na nowe łowisko, to zazwyczaj trudno nam określić jakiej wielkości będzie potrzebna nam przynęta i na jak dużym haczyk. Z ciasta łatwo daje się formować kęsy każdej wielkości i kształtu. Tę samą przynętę będzie można wykorzystać dla różnych gatunków ryb. Łatwiej przechowywać w zamrażalniku, czy lodówce.

Robienie takiego ciasta w początkowej fazie praktycznie nie odbiega od robienia kluch proteinowych. Różnica polega tylko na tym, że robimy nie co bardziej miękkie kluchy, ale bez przesady. Drugą różnicą jest to, że przy ich kształtowaniu nie musimy dbać o wygląd. Cały proces przygotowawczy jest w opisie kluch proteinowych. Wyrobione ciasto i pokrojone kluchy, może mniejszej wielkości, gotujemy w ten sam sposób jak każde kluchy. I teraz po ugotowaniu i pierwszym odparowaniu, jeszcze ciepławe przekręcamy przez maszynkę do mięsa, a następnie z powstałej masy ugniatamy w ręku ciasto. Już po solidnym wyrobieniu, dzielimy na odpowiednie porcje i wkładamy do torebek nylonowych, a następnie do lodówki lub zamrażarki. Zapewniam, że takie ciasto nie spada z haczyka i daje efekty.

ZIARNA

Kukurydza w ziarnach ma kolor żółty, jest obecnie jedną z najbardziej popularnych przynęt ziarnistych. Przyczyny są w sporej ilości zalet. Ziarna są słodkie, dość dobrze trzymają się haczyka, a i na włosie nie spadają. Są dostępne w postaci kukurydzy konserwowej i to stosunkowo tanio. Surową kukurydzę można dostać na każdym bazarze. Tą ostatnią należy namoczyć dosyć długo, bo około 24 do 48 godzin, by można było później skutecznie ugotować. Najważniejszą cechą jest jej atrakcyjność dla ryb. Wiele gatunków jest łasa na tą przynętę. Można zastosować kukurydzę jednocześnie jako zanętę, co też nie jest bez znaczenia.

Groch to stosunkowo selektywna przynęta. Najlepiej sprawdza się przy połowach leszczy i dużych płoci. Natomiast według mnie znacznie słabiej przy połowie karasi karpi i linów. Przed ugotowaniem też należy namoczyć, jak ziarna kukurydzy.

Pszenica jest zbożem, który po zaparzeniu w termosie jest doskonałą przynętą na płocie, krasnopióry. Dobrze przyciąga karasie i krąpie. Często jednak mało doceniana i stosunkowo mało obecnie używana, a podobnie jak kukurydzą można nią równocześnie nęcić.

Bób jest stosunkowo krótko na półkach sklepowych. Ale gdy można go kupić nie omijam tych ziaren. Ugotowany jest znakomitą przynętą na karpia. Może być stosowany zarówno bezpośrednio na haczyku jak i na włosie. Z powodu wielkości działa dosyć selektywnie i ponad to jest niezwykle atrakcyjny ze względu na swój pożywny skład.


Z ziaren powstaje wiele kasz, z których niektóre są używane do zanęt. Przykładem może być manna, kukurydziana, pęczak, gryczana, czy przetwory z soi i płatki owsiane. Niektóre mielone służą jako dodatki do rybich potraw. Tu można wymienić orzechy, sezam, czy konopie. Zresztą te ostatnie są dobrą przynętą w całości na płocie. Gotowany pęczak wraz z białymi robakami, to doskonała kanapka na wiele gatunków białorybu. Wymieniłem te najczęściej stosowane, a może najczęściej wymieniane, ale wiem, że jest jeszcze wiele ziarnistych będących dobrymi przynętami.

Płatki Owsiane

Płatek płatkowi nierówny!
Nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady. Wystarczy odwiedzić lepiej zaopatrzony sklep spożywczy lub hipermarket, aby stwierdzić, że mamy do wyboru płatki owsiane różnych producentów. Nie w producentach jednak rzecz, lecz w sposobie przygotowania płatków według receptury podanej na opakowaniu. Ale po kolei.

Dla celów wędkarskich (pozawędkarsko płatków nie tykam!), używam trzech rodzajów płatków owsianych. Są to:
1. Płatki owsiane zwykłe firmy "Solger".
2. Płatki owsiane błyskawiczne "Halina".
3. Płatki owsiane "Górskie Ekstra", które jak podejrzewam są Wam najlepiej znane.

Oglądając poszczególne opakowania dowiemy się, że aby przyrządzić płatki "Solgera", należy moczyć je w wodzie całą noc, a dopiero po tej czynności można zalać je np. gorącym mlekiem. W przypadku "Haliny" producent serwuje nam na opakowaniu przepis na ciasteczka z płatków, zaś "Górskie" opisane są jako produkt do szybkiego przyrządzenia - wlewamy gorący płyn i gotowe.

Jak widać każdy z producentów przypisał swojemu wyrobowi pewne "spec-zadania kulinarne", które znajdują swoje przełożenie na "spec-zadania wędkarskie". I tak, receptura wypisana na opakowaniu "Solgerów" mówi nam, że płatki są twarde i wymagają długotrwałego namaczania. Po odpowiedniej obróbce te płatki służą mi do zakładania na haczyk. Płatki "Halinka" dość mocno już zmielone, służą mi do wyrobu ciast lub jako klej do zanęt. A "Górskie"? No cóż, to absolutny płatkowy "uniwersał", dobre na haczyk, dobre do wyrobu ciasta, dobre jako dodatek do zanęt itd. Ale jak to w przypadku produktów uniwersalnych bywa, we wskazanych wyżej "spec-zadaniach wędkarskich", ustępuje "Solgerowi" i "Halince".

Płatek na haczyk
Do tych celów proponuję stosowanie płatków "Solgera" lub "Górskich". Ja zdecydowanie preferuję "Solgery" z tego prostego względu, że moim zdaniem lepiej trzymają się haczyka. Oczywiście, jeżeli poddamy je odpowiedniej obróbce.

Zacznę jednak od sposobu przygotowania "Górskich". Na sito wsypujemy 2-3 garstki płatków i przelewamy je niewielką ilością wrzątku (trzeba pamiętać, że te płatki bardzo chłoną wilgoć, o czym każdy, kto je dodaje do zanęty z pewnością wie). Po przelaniu wrzątkiem osączamy je mieszając łyżką i wykładamy na czysty papier, aby lekko wyschły. Proponuję nie korzystać z gazet, gdyż nie jestem przekonany, czy farba drukarska jest najwłaściwszym atraktorem. Płatki suszę ok. 1.5-2 godz., a potem pakuję je do papierowych torebek.

W przypadku płatków "Solgera" przelewanie ich wrzątkiem niewiele da. Nadal będą twarde jak drut. Tutaj trzeba zastosować zanurzanie sita z płatkami w garnku z wrzącą wodą. Zanurzanie powtarzamy kilkakrotnie (5-6 razy) za każdym razem przytrzymując płatki we wrzątku 3-4 sek. Pozostała część "receptury" pozostaje taka sama jak w przypadku "Górskich".

Jeżeli już mowa o zakładaniu płatków na haczyk, to wypada również powiedzieć, na jaki haczyk. Nie mam w tym zakresie żadnych preferencji "firmowych". Mogę powiedzieć tylko tyle, że stosuję numeracje od 14 do 18. Na 14 można z powodzeniem założyć już kilka płatków.

Ciasto z płatków
Moje ulubione ciasto na białoryb, które po zanurzeniu w wodzie pięknie się "puszy".
W doskonałej książce J. Kolendowicza i T. Zalewskiego "Wędkarstwo gruntowe cz. II" (Wyd. MULTICO, W-wa 1998 r., str. 48) autorzy podają wspaniały, a zarazem najprostszy chyba sposób na ciasto z płatków. Przelane wrzątkiem płatki łączy się z płatkami surowymi. Im więcej dodamy płatków sparzonych, tym ciasto będzie łatwiej spadać z haczyka.

Ja robię jednak ciasto w odrobinę inny sposób. Sparzone płatki rozkładam na desce do krojenia i posypuję je mąką kukurydzianą, dodaję atraktor i niewielką ilość oleju. Następnie ciasto starannie wyrabiam. Dobrze wyrobione ciasto z płatków nie może się kruszyć, ma konsystencję gumowatą, lecz nie lepi się do palców. Jeżeli ciasto się kruszy dodajemy sparzonych płatków. Jeżeli klei się nam do palców dodajemy mąki kukurydzianej. Nie podaję tu dokładnych proporcji. Po prostu doszedłem do wprawy w robieniu tego ciasta i wszystkie składniki dodaję "na oko".

Być może ta uwaga zabrzmi dla niektórych banalnie, ale proszę, przed użyciem mąki kukurydzianej sprawdźcie, czy jest ona świeża tj. czy posiada żółtą (nigdy wyblakłą) barwę i charakterystyczny aromat. Mąka kukurydziana nie jest zbyt często używana w przeciętnym gospodarstwie domowym, przez co nie cieszy się w sklepach dużym zbytem. To powoduje, że potrafi długo zalegać na półkach. Wiem coś na ten temat, bo moje dziecko jest na diecie bezglutenowej. Oczywiście! Użyte przez nas płatki też muszą być świeże.

Jak już wspomniałem na wstępie idealne do wyrobu ciast są płatki "Halina". Z "Górskich" też zrobicie ciasta według obydwu podanych receptur. Tyle tylko, że będzie to kosztowało was o wiele więcej wysiłku. Nie wiem jak wy, ale ja wyrabiać ciast nie lubię. Zresztą producent "Halinki" na opakowaniu podaje przepis na ciasteczka (czyżby wędkarz?), których składniki to: masło (ja jednak dla celów wędkarskich proponuję olej), cukier, kakao, płatki plus woda (czytając po wędkarsku - sparzone płatki). Jeszcze tego przepisu nie wypróbowałem, ale z pewnością to zrobię.

W przeciwieństwie do samych płatków - zakładanych pojedynczo lub po kilka sztuk na haczyk - w przypadku ciasta nie ma sensu mówić o rozmiarze, czy też rodzaju używanych haczyków. Wszystko jest uzależnione od tego, jaką, bądź jak dużą rybę zamierzamy "złapać na to ciasto". Dodam tylko, że nie stosuję jakiś specjalistycznych haczyków do ciast (mówię o tych ze "spłaszczoną" częścią w okolicach łuku kolankowego). Owszem kiedyś spróbowałem, ale różnicy nijak dopatrzeć się nie mogłem.

W drugiej części tekstu postaram się poruszyć temat nęcenia płatkami, dodawania ich do zanęt, barwienia, dosmaczania, problem spadania z haczyka i parę innych kwestii.

Dosmaczanie i barwienie płatków
Dosmaczać możemy zarówno płatki przygotowane do założenia na haczyk, jak i ciasto z płatków. Uwaga ta dotyczy także barwienia. Najpierw jednak słów kilka o dosmaczaniu.

Atraktory używane do dosmaczania występują w formie płynu bądź proszku. Jeżeli mamy do czynienia z płynem, to dla równomiernego dosmaczania płatków najlepiej jest dodać go do wody, którą po zagotowaniu będziemy parzyć płatki. Podobnie możemy postąpić w przypadku niektórych atraktorów w proszku, jednakże w tym wypadku proponuję posypanie sparzonych płatków (połączone z ich wymieszaniem łychą) wybranym atraktorem bądź też kompozycją atraktorów. Posypane płatki odstawiamy, aby lekko wyschły, bądź też ugniatamy z nich ciasto.

Z uwagi na prośbę Zz podaję poniżej najczęściej stosowane przeze mnie atraktory (wg. kolejności alfabetycznej) służące mi nie tylko do dosmaczania płatków, lecz dodawania także do innych ciast i zanęt, z jednoczesnym wskazaniem gatunków ryb, które one "wabią".

Anyż - podzielam w tym zakresie zdanie Stefimana, że jest skuteczny na płocie (szczególnie wiosną) i ukleje. Poza tym w okresie letnim w anyż "wchodziły" mi bardzo często liny.
Cynamon - stosowany przeze mnie raczej jako "wzmocnienie" innych atraktorów, w szczególności wanilii i przyprawy do piernika. Dobrze komponuje się też z goździkami.
Czosnek granulowany - według przepisu Leszcza - leszczowy rzeczny killer (jeszcze nie sprawdziłem). Według mnie killer karasiowy (w typowych karasiowych stawidłach i gliniankach - szczególnie w połączeniu ze złotym haczykiem). Niezły także na płoć. Nie sprawdzał mi się tylko w krystalicznie czystej wodzie.
Goździk - wedle uwagi do cynamonu.
Kolendra - według przepisu Bońka linowy killer. Fakt faktem przyłów w postaci linów miewałem podczas łowienia płoci. Dla mnie obok anyżu nr 1 na płocie. Gdzieś jeszcze czytałem o leszczach, ale nic na ten temat powiedzieć nie mogę.
Kopra-melasa - leszcz, leszcz i jeszcze raz leszcz. Dobrze komponuje się z cynamonem, goździkiem i przyprawą do piernika.
Kurkuma - przede wszystkim barwnik, doskonale komponuje się także z goździkiem i anyżem (tak jak w składzie spożywczym w curry, czy masalach).
Migdał - karp.
Przyprawa do piernika - leszcz, lin, karaś. Patrz także cynamon, goździk i kopra - melasa. Scopex - karp.
Tutti-frutti - karp.
Wanilia - od kiedy pamiętam absolutny klasyk na wszystkie karpiowate.
Należy tutaj dodać, że z wyjątkiem kopry-melasy i scopexu wszystkie atraktory kupuję w sklepie spożywczym. Oczywiście kolendrę i goździki należy zmielić i używać natychmiast. Dla "podkreślenia" ich aromatu przed mieleniem można je wyprażyć na suchej patelni.

Jeżeli natomiast chodzi o barwienie płatków, to barwnik spożywczy należy dodać do wody, którą będziemy przelewać płatki. Szczerze mówiąc sporadycznie barwię płatki - te na haczyk. Ciasto natomiast barwię posypując je kurkumą (kurkuma barwi na żółto). Tak na marginesie w latach 70-tych ciasto z chleba barwiłem na żółto farbami plakatówkami i dosmaczałem wanilią, a płotkom i karasiom ten "barwnik" jakoś nie przeszkadzał.

Płatki w zanęcie - nęcenie płatkami
Jeżeli mowa o dodawaniu płatków do zanęty, to możemy ich używać zarówno jako dodatek do bazy, jak i klej do zanęt.

W przypadku dodawania płatków do bazy stosuję "Górskie". Płatki te dodaję do zanęty przed jej nawilżeniem i przetarciem. Ilość dodawanych płatków jest uzależniona od :
- gatunku ryb, które zamierzam łowić (trudno do płociowej zanęty na wodę stojącą dosypać np. całe opakowanie płatków, choć z pewnością znajdą się zwolennicy tego typu rozwiązań);
- wody w której wędkuję (stojąca - płynąca), z uwzględnieniem zasady, iż w wodzie płynącej może być więcej grubych kąsków dla ryb.
- ilości płatków w formie zmielonej, które mają być lepiszczem zanęty.
Generalnie - dodając płatki w całości, należy pamiętać, że będąc integralnym składnikiem zanęty, mają nęcić, a nie karmić ryby.

W przypadku używania płatków jako kleju do zanęt (do tego celu używam płatków "Halina"- częściowo zmielone i wspaniale klejące), pokusiłem się o pewne niewielkie "zestawienie" ich procentowej zawartości w zanęcie.
1. Woda stojąca/słaby uciąg - do 10-15%.
2. Średni uciąg - 20-30%.
3. Duży uciąg - 30-40%.
4. Bardzo duży uciąg - nie wiem, nie łowię w takich rzekach.
To "zestawienie" ma wymiar czysto teoretyczny, a popełniłem je, ponieważ : po pierwsze wiem, że są wędkarze lubujący się w takich zestawieniach, a po drugie żeby wykazać, że tworzenie wielu tego typu zestawień tak naprawdę niczemu nie służy. Dodając płatki jako lepiszcze musimy, bowiem brać pod uwagę szereg innych elementów np.:
- dodatek innych substancji klejących : kakao, czekolady, mleka w proszku, kopry- melasy;
- głębokość łowiska;
- dodatek żwiru w przypadku łowienia w rzekach;
- podwodne prądy w wodzie stojącej;
- dodatek robali - w szczególności ruchliwej pinki;
- rodzaj zanęty (powierzchniowa, smużąca, denna);
- dno - muł, uwodniony muł (tzw. podwójne dno), zielsko itp.;
- ilość innych składników rozpraszających (np. ziaren roślin oleistych).

Zmierzam do tego, że nie ma uniwersalnej recepty, według której można byłoby powiedzieć, że płatki owsiane użyte jako klej powinny obejmować X% zanęty. Objętość płatków w zanęcie musicie ustalać doświadczalnie. Po prostu kombinujcie, w zależności od łowiska i tych paru kwestii, o których wspomniałem wyżej.

Na marginesie dodam, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby płatki wspomagać klejem PV-1. Należy jednak pamiętać, że kleje wędkarskie kleją moim zdaniem zdecydowanie mocniej niż płatki. Jeżeli zatem w wyniku kombinowania ustaliliście, że do sklejenia zanęty będzie potrzeba np. 20% (cały czas mówię o ogólnej objętości zanęty), a chcecie dodać tylko 10% płatków przy jednoczesnym zachowaniu kleistości zanęty, proponuję dodanie 5% PV-1.

Jeżeli chodzi o nęcenie płatkami, to do tego celu przygotowujemy je tak jak "na haczyk". Nęcimy wrzucając niewielkie ilości (malutka garstka) do wody. Na haczyku oczywiście też płatki. W ten sposób łowię często płotki lub jelczyki. Jeżeli rybki intensywnie żerują w pół wody warto jest łowić z opadu co chwilę donęcając naprawdę malutkimi garstkami, a w zasadzie "szczyptami" płatków.

W łowiskach w okolicach mojej działki płatkami owsianymi nęci się również karpie (i to bardzo skutecznie). Wspominałem o tym w tekście "Biczowanie wody". Tubylcy w przypadku połowów spławikowych sypią w takich wypadkach kilka solidnych garści płatków pod spławik. Płatki "okraszają" niewielką ilością kukurydzy konserwowej i atraktora. Jeśli łowią "na sprężynę", to wypełniają ją ciastem z płatków. W tym zakresie istnieją dwie "szkoły". Jedna zakłada, że wystarczy ciasto w sprężynie. Według drugiej miejsce, w którym leży zestaw należy donęcać z procy niewielkimi kulkami ciasta, bądź lekko zlepionymi płatkami (duża kula, ale rozpada się przy uderzeniu o wodę). W obydwu wypadkach na haczyku oczywiście kula ciasta z płatków.

Spadną, czy nie spadną?
Zacznę od ciasta. Dobrze wyrobione ciasto (według "mojego" przepisu z cz. 1) nie ma prawa spadać! I basta! Pomijając już metody spławikowe, możemy je z powodzeniem używać łowiąc metodami gruntowymi (koszyczki, sprężyny). Nie ma prawa spaść nawet przy rzutach 30-40 metrowych.

Z płatkami zakładanymi na haczyk jest już problem. Nie wyobrażam sobie ich zastosowania np. w odległościówce (o gruntówach nawet nie wspomnę). Jeżeli ktoś zna jakieś myki w tej kwestii - z przyjemnością przyjmę korepetycje.

Najbezpieczniejszą techniką zarzucania zestawu z płatkami na haczyku jest technika "na majtanego" (zwana również techniką "podjajeczną" - pardąsik Szanowne Panie). Można jednak pokusić się o rzuty z nad głowy np. kilkumetrowym batem. Innymi słowy użycie płatków na haczyku ogranicza nam (przynajmniej moim zdaniem) zasięg naszych łowów.

Jeszcze kilka zdań na temat płatków
Chciałbym tutaj poruszyć problem drobnicy, a właściwie objadania płatków. Jeżeli chodzi o dobrze wyrobione ciasto (i odpowiednio dużą kulę tego ciasta), to wbrew pozorom "pukanie" drobnicy nie powoduje jego automatycznego spadania z haczyka, w przeciwieństwie do samych płatków, które jak to już wyżej napisałem dosyć słabo się trzymają haczyka. Oczywiście drobnica drobnicy nierówna. Ukleje można "oszukać" przemontowując zestaw na cięższy tak, by przynęta szybciej sięgała dna. Ale już np. drobnica karasiowo - płociowa to zupełnie inna para kaloszy. W takich wypadkach płatki, ciasta, robaki moim zdaniem można sobie darować. Pozostają ziarenka, aczkolwiek trafiłem kiedyś na staw, w którym po 2-3 min z ziarna kukurydzy konserwowej zostawała tylko skórka. Rozwiązaniem na tym łowisku okazał się być pęczak i jedyna wędkarska kukurydza, którą kupuję, a mianowicie węgierska kukurydza Cukk (nota bene idealna na przypon włosowy). Dodam jeszcze, że płatki można prażyć. Uzyskują wtedy intensywniejszy aromat, ale kruszą się i tracą właściwości klejące. Można też płatki moczyć w różnych dipach, tak szeroko reklamowanych w czasopismach wędkarskich.

Płatki przygotowywane poprzez przelanie wrzątkiem maja trzy wady, po pierwsze dość szybko pleśnieją (dobrze jest je przechowywać w wilgotnym lnianym, woreczku), po drugie lubię wyschnąć (pomaga skropienie woda), po trzecie dość szybko spadają z haczyka.  
Sposób na unikniecie większości problemów z płatkami jest banalnie prosty: 
1. dokładnie odsiewamy płatki (żeby nie było pyłu - ważne, w przeciwnym wypadku zrobi się klejoklucha) 
2. wsypujemy do słoiczka 
3. zalewamy olejem (np. słonecznikowy), w takiej ilości by płatki naciągnęły oleju ale żeby go nie zostało w słoiczku (dobrze dolewać na raty, np co 2-3h). 
W ten sposób przygotowane płatki mogą leżeć i czekać kilkanaście dni na swoja kolejkę :-) 
Najlepiej godzinę/dwie przed łowieniem delikatnie skropić woda, wygodniej się je wtedy zakłada na haczyk.  
Powinny przetrwać dalekie rzuty, długie moczenie w wodzie itd. 

Nęcimy liny

Najpierw szukamy dobrego miejsca, które powinno nam przynieść sukces. Szukamy spokojnej cichej wody w zatoce o rozległym blacie od około metra do półtora. Czasem obiecujące są nawet płytsze miejsca. Zaczynamy prowadzić obserwację. Szukamy miejsc, gdzie liny zdradzają swoją obecność. W początkowym okresie żerowania oznaki są delikatne. Lekkie zmącenia wody pojedyncze bąbelki na powierzchni, czasem delikatne poruszenia łodyg grążeli mogą sygnalizować obecność linów. Z czasem sygnały te stają się wyraziste i bardziej czytelne gdy wzrasta temperatura wody, a żerowanie jest intensywne.

Dobrze jest zgruntować takie miejsca wędką by przekonać się jakie są głębokości, gdzie dołek, czy wzniesienie dna i jaka porasta roślinność zanurzona i w końcu, czy dno nie jest ze zbyt grubą warstwą mułu. Zbyt rzadki bądź o grubej warstwie muł będzie powodował zaleganie zanęty na dnie pod mułem i nie będzie nęciła. Należy znaleźć miejsce odsłoniętego kawałka dna od roślin lub wyraźnie mniej porośniętego. Można oczywiście zrobić takie miejsce sztucznie wysypując piasek z ziemią ale zdecydowanie uważam za lepsze naturalne dziury w ostępach roślinności. Jednocześnie należy zwrócić uwagę na to by nasze przyszłe stanowisko było nie widoczne dla ryb. Musimy zapewniając sobie swobodę przebywania nad wodą nie stwarzać widoczności przez ryby. Miejsce to musi być tak przygotowane by później nie potykać się o patyki, nie robić najmniejszego hałasu.

Teraz musimy się dobrze zastanowić czym będziemy kusić na miejsce naszych przyszłych łowów te prześliczne ryby. Według mnie na wiosenne dni przed tarłem zdecydowanie najlepszą będzie zanęta obfitująca w mięsne danie. Natomiast roślinne ziarniste zanęty raczej wybrałbym na porę sierpniowych łowów. Jednak zawsze będzie to mieszanina jednych i drugich. Tylko proporcje bym zmienił. Nęcenie jest dosyć ważne i by naprawdę połowić sobie liny, należy się liczyć z kilku dniowym nęceniem. Liny trzeba przyzwyczaić do miejsca stale obfitującego w pokarm. Są to płochliwe ryby i muszą nabrać zaufania do miejscówki. Według mnie okres nęcenia nie może być krótszy jak trzy dni.

Co ja proponuję. Jako bazę, mieszanki z dużą zawartością mączek rybnych, ze skorupiaków, małży. Zanęta nie może być byle jaka. Niektórzy twierdzą że jest obojętnie jakiej bazy użyjemy gdyż najważniejsze są dodatki. Osobiście jestem daleki od takich twierdzeń. Baza musi wytwarzać dobry zapach pieczywa i ziarna zbóż. Musi być w miarę lekką by nie zalegała zbyt głęboko, mocno w mule.

Dodatki też wymagają trochę cierpliwości. Do nęcenia linów dobre są racicznice, tylko najpierw trzeba je nazbierać, a potem zmielić. Również dobre jest dodawanie czerwonych robaków. Ale czerwone robaczki to nie te kupione w sklepie a prawdziwe gnojaczki zbierane na łące z pod krowich placków, lub czarnej śmierdzącej ziemi nad brzegami np. rowów melioracyjnych. Te ostatnie są mocno ciemne krwisto czarnego koloru. Założony pęczek tych robaczków stanowi również wspaniałą przynętę. Pokrojone dodaje się do zanęty. Dołożyć można jeszcze białe robaki. Razem dodajemy te specyfiki do bazy.

Innym dodatkiem bardzo cennym jest kozieratka, ale w niewielkich ilościach do 2g/kg suchej masy zanętowej. Osobiście jestem zwolennikiem aromatyzowanie zanęty kozieratka w przypadku nęcenia czystymi ziarnami. Jako środka przyspieszającego rozpad i pracę kul zanętowych, a przy okazji dobrzeje napowietrzając, stosuję otręby pszenne, lub kukurydziane.

Tu i ówdzie dawało się słyszeć, że liny przyciąga zapach przypalonych racic bydlęcych, ale osobiście nie stosowałem nigdy tego rodzaju wybiegów i jakoś nie bardzo w skuteczność takiego nęcenia wierzę. Natomiast podroby takie jak wątróbka, płucka, czy móżdżek dodawany do zanęty przynoszą według mnie pożądany efekt. Zresztą obgotowany móżdżek czy wątroba, doskonale


nadają się zmielone również jako dodatek do przynęt.

Za bazę może posłużyć Mosella Manie Carp Fishmeal Mix, lub Favourite Carp, albo Lorpio Super Lin Karaś, jak również Marcela Hi-Pro Specimen Carp. Przy tych ostatnich zanętach należy zwiększyć ilość racicznicy i gnojaczków. Można dodać pelletu ze skorupiaków i rybnego. Och byłbym zapomniał. Właśnie skorupiaki są fantastycznym dodatkiem nęcącym. Można zamiast pelletu dodać mielone świeże (mielimy w całości), lub w formie mączki. Należy tu jednak pamiętać, że nasze raki są pod ochroną. W trzecim dniu nęcenia można dodać gotowanej kukurydzy.

Latem proponuję zwiększenie ilości słodkich zanęt z ziarnami roślinnymi. Tu jako bazę proponuję Moselli Karpfen&Brassen, czy Favorite Brassen o piernikowo korzennym zapachu, lub Turbo-Lock Lin Stila. Do takiej bazy proponuję dodać śruty sojowej, gotowanej kukurydzy i gotowanych małych ziaren bobu. Dodaję również parzone płatki owsiane. Tworzą kawałki rozbite w zanęcie. Oblepiając się zanętą, powodują w wodzie lekkie smużenie. Można dodać melasy. Ze środków zapachowych mogą być wanilia lub brasem. Również ziarnom sezamu i zapachowi prażonych arachidów lin się nie oprze. Nie zapominać jednak należy o dodaniu posiekanych czerwonych robaków.

Zawsze przy nęceniu pamiętam o jak najcichszym wrzucaniu zanęty do wody. Tworzę raczej małe kule nie przekraczające swą wielkością piłki tenisowej. Przy połowach linów może się okazać, że w zanętę weszły nam karasie lub nawet karpie. Karasiami nie należy się przejmować. Z reguły do nich dołączą liny. Natomiast karpie mogą skutecznie wypłoszyć liny z łowiska nawet całkowicie. Dlatego łowisk linowych raczej należy szukać tam, gdzie woda nie jest zarybiana karpiem.

Nęcimy leszcze

Wczesną wiosną przed tarłem leszcza możemy znaleźć w płytkich zatokach, gdzie buszuje za budzącym się do życia robactwem. Wówczas nawet nie trzeba się wysilać, by oczyści sobie stanowisko na dnie z roślin. Latem i jesienią zaglądać będą do płycizn o głębokości do trzech czy pięciu metrów z reguły małe osobniki nie przekraczające 1,5kg. Wiosną jednak nie pozostaje nam nic innego jak zadowolić się tymi miejscówkami.

Stosuję wówczas bardzo podobne nęcenie do linowego. Też w nich przeważają potrawy mięsne. Za bazę może posłużyć Mosella Manie Carp Fishmeal Mix jasny lub ciemny w zależności od rodzaju dna, lub Favourite Carp. Do tego należy dodać sporo białych robaków lub pinki. Można dodać pelletu rybnego. Ja polecam tu pellet Marcela Van den Eynde, lub zupełną nowość matrix micro pellet Moselli. Sypanie ziarna, klusek z dodatkami słodkimi czy czosnkiem w tym okresie daje słabsze wyniki.

Ponieważ leszcze lubią po tarle wracać w miejsca niezbyt głębokie i w rynny wcinające się z toni w przybrzeżne wypłycenia, stosując tę samązanętę można liczyć na efekty. Tu należy zauważyć, że w owe rynny wchodzą nie rzadko duże leszcze szukając pożywienia zsuwającego się z płycizn. Przy jeziorach wąskich i długich, w te podwodne żleby wchodzą nęcone leszcze niemal przez okrągły rok. Należy jednak zwrócić uwagę, że w takim miejscu nasza przynęta również może się przemieszczać. Należy znaleźć miejsce gdzie choć na małej powierzchni będzie półka i tam umieścić naszą zanętę.

Natomiast o ile na wiosnę nie musimy stosować dużych ilości zanęt, to latem i jesienią zwiększamy wyraźnie ilości, ale zmieniamy przy tym skład jakościowy. Zaczynamy stosować słodkie zanęty zawierające przetwory mączne jak pieczywa kluski, a nawet kasze takie jak pęczak i gryczana. Można śmiało dodawać groch i niemal obowiązkowo kukurydzę i płatki owsiane. Również ziarno sezamu czy prażonych łupanych arachidów oraz ziarno słonecznika, dobrze nęci leszcze o czym mało kto wie i stosuje te komponęty. Także kupne zanęty ulegają zmianie i zaczynam stosować wyroby Moselli takie jak Canal Karpfen, Carpfen&Brassen, Big Fish, Selekt Brassen, czy piernikową Favourite Brassen, albo Marcela Van Den Eynde Gold Pro Bream,, czy Stila Turbo Lock Brassen.

Jako dodatków smakowo zapachowych dodajemy wanilię, truskawkę z czekoladą skopex, brassem, czosnek, miód, migdały, tofii, melasę, coco belge i wiele innych. Leszcze bardzo dobrze reagują na te zapachy. Gdy łowimy na płyciznach, czy w omawianych rynnach przy użyciu koszyka zanętowego do Gold Pro Bream dodajemy Supercup, lub biszkoptu chudego, by wytworzyć efekt szybkiego opróżniania się koszyka i chmurotwóczego działania. Tak samo postępujemy, gdy łowimy z marszu, tylko wówczas możemy się spodziewać przyłowów również płoci i krąpi, szczególnie gdy dodamy do zanęty prażonych konopi.

Ponieważ w tym okresie leszcze nęcimy przez kilka dni (dwa trzy dni) przed łowieniem, pierwszego sypmy niezbyt dużo i zobaczmy czy i w jakiej ilości ryby wpływają na zanęcone miejsce. Dopiero wtedy możemy zwiększać dawki, gdy przekonamy się, ze nasze stanowisko faktycznie odwiedzają ryby. Nie ma bowiem nic gorszego jak zalegająca i psująca się zanęta. Takie komponenty jak kluski czy kasze albo kartofle szybko się psują i zakwaszają wtedy wodę.

Jeżeli upewnimy się, że w naszą zanętę wchodzą leszcze, zaczynamy nęcić w większych ilościach. Spokojnie można podać dawkę jednorazową pięć kilogramów, nawet dwa razy na dobę (rano i wieczorem). W trakcie łowienia jednak nie podaję jednak zanęty, a jedynie co ewentualnie sypie to pellet. Ale uciekam się do tego manewru tylko wtedy gdy brania są anemiczne, lub gdy nastąpiła wyraźna przerwa w braniach.

Latem i jesienią wyszukuję miejsc głębokich, nawet do 15 metrów. Są to głęboko położone półki na spadach przybrzeżnych i rozległe zagłębienia połączone głębokim korytarzem z główną tonią jeziora. Im głębiej tym zanęta powinna być nieco bardziej spoista. Przy doborze spoistości zanęty należy również uwzględnić mogące wystąpić na dużych głębokościach, podwodne prądy wody, które z łatwością mogą znieść za lekką zanętę z pola nęcenia.

Kulki Proteinowe

W tej części chciałem omówić w ogólnym zarysie przynętę zwaną kulką proteinową. Podstawową cechą kulek proteinowych wyróżniającą je z pośród innych przynęt, jest ich twardość. Innymi cechami są duża pożywność oraz duża atrakcyjność zapachowa i smakowa. Choć dziś niekoniecznie kulki muszą zawierać przeważającą ilość protein w swym składzie, to w początkowym okresie zaistnienia tej przynęty na rynku skład był jednoznaczny. Tak też nazwa pozostała. Również kształt nie koniecznie musi być kulisty. Praktycznie dla ryb nie ma to większego znaczenia.

Kulki proteinowe to specyficzna przynęta, która również jest używana jako zanęta. Zaletą jej jest niezwykła selektywność oddziaływania na konkretne gatunki ryb. Została wymyślona do połowu karpi, ale jest również stosowana do połowu amurów. Ponieważ amurów nie poławiam, to cały opis skieruję pod kontem karpi. Karp posiadając zęby gardłowe, jest wstanie spożywać pokarmy twarde jak np. ślimaki, małże i skorupiaki. Ten fakt radzenia sobie karpi z twardymi pokarmami został wykorzystany przez wędkarzy. Położona twarda zanęta i przynęta z twardych kulek może być spożyta tylko przez karpie. Nawet raki nie są wstanie poradzić sobie z tym pokarmem. Dlatego jeśli dodamy jeszcze aromatyzowanie kulek powodujących zapach i smak kulek, okazuje się, że są kąskiem nie do pogardzenia przez ten gatunek. Inną zaletą jest możliwość pozostawania w wodzie w tym stanie przez dłuższy czas, gdyż nie ulegają one szybkiemu nasiąkaniu i rozpadowi. To wszystko powoduje, iż łowcy karpi zainteresowali się twardymi kulkami proteinowymi. Niektórzy z nich wręcz nie wyobrażają sobie możliwości połowu karpi inną techniką jak włosową z tą przynętą.

Różnorodność produkcyjna kulek, komponentów i dodatków sprawia, możliwość wszechstronnego wykorzystania tej przynęty w różnych warunkach pogodowych, ukształtowania i rodzaju dna, a także różnorodności środowiska żerowania karpi. Wyrabia się kulki tonące i pływające, co dodatkowo zwiększa możliwości ich wykorzystania. W takiej sytuacji należałoby się zastanowić, czy może jest to faktycznie najlepsza i najbardziej niezawodna przynęta. Ale czy zawsze kulki są najskuteczniejsze?

Według mnie nie zawsze. Tam gdzie karp żeruje słabo i jest mało aktywny, nie można bezgranicznie wierzyć w skuteczność tej przynęty. Często wówczas zdarza się, że pobiera pokarm delikatnie, nie wciągając przynęty przez zasysanie. Bierze przynętę w pysk, a raczej trąbką pyska i wlecze zestaw smakując jś i cmokając. Haczyk z reguły znajduje się na zewnątrz pyska. Zacięcie ryby jest wówczas niemożliwe. Sygnalizator wyje, żyłka wyjeżdża, a zaciąć nie można. Zastanawiamy się na tym co się dzieje. Denerwujemy się, a lepiej w takiej sytuacji jest zrezygnować z techniki włosowej i zastosować inne bardziej miękkie przynęty.

Kulki mają jeszcze jedną wadę. Nie da się na nie łowić z marszu. Chcąc osiągać wyniki, a nie być zdanym na przypadkowość, należy łowienie poprzedzić kilkudniowym nęceniem. Czasem wystarczy dwa, trzy dni, ale niekiedy potrzeba tygodnia by przyzwyczaić karpia do oferowanego pokarmu i zwabić na łowisko. Tak, więc wędkowania na kulki raczej nie polecałbym, gdy ktoś nie ma czasu na długotrwałe i sumienne odwiedzanie łowiska w celu jego przygotowania. Nie wykluczam dobrych efektów w łapaniu na kulki z marszu, ale daje ona wtedy słabsze efekty od spodziewanych.

No a skoro już powiedziałem o wadach to dodam, że kulki przestają być selektywnym pokarmem, gdy w wodzie oprócz karpi pływają sumiki karłowate, czyli popularne byczki. To są również amatorzy tego pożywienia. Wyprzedzają karpie i zwijają im smakołyk z przed nosa. No ale wówczas zawiedzie już każda przynęta.

Pomimo opisanych zastrzeżeń, nie należy traktować kulek proteinowych, jako zwykłe przyzwyczajenie karpiarzy do tej przynęty. To jest bardzo dobre karpiowe danie i gdy włożymy trochę trudu w przedsięwzięcie, osiągniemy bardzo dobre rezultaty, szczególnie gdy zależy nam na tych rekordowych egzemplarzach. Jeżeli spojrzymy również na zalety jakie tu opisałem to widać, że warto pokusić się i łowić karpie na twarde kulki proteinowe.

Najmniejsze kulki o średnicy 0,8 do 1,2cm stosowane są najczęściej wtedy, gdy ryby słabo biorą. Czasem zakłada się je na włos w postaci sznureczka. Poza tym można doczepiać w postaci wianków na włosie rozpuszczalnym. Służą jako zanęta. Zasadniczą kulkę przynętową zakładamy wtedy większą. Jednak na te maluszki możemy spodziewać się również małych egzemplarzy. Małe kulki można dodawać również do zanęty rozsypanej na łowisku. Najbardziej rozpowszechnione w sprzedaży są kulki średnich wymiarów, takie 1,4 do 2,2cm. Są najbardziej uniwersalne. Kulki dużych rozmiarów nazywane jombami lub fredami najczęściej wykonuje się samemu. Są to duże kulki od 2,5 do nawet 3,5cm średnicy. Te stosuje się przy polowaniu na duże misiaczki prosiaczki. Szczególnie przydatne są gdy łowimy z dużych odległości, choć nie koniecznie. Przy robieniu najlepiej, bo bez problemów z szukaniem składników, oprzeć się na gotowych mieszankach bazowych znanych producentów, ale wiele dodatków warto przygotować samemu.

Podstawowymi składnikami typowymi dla wyrobu kulek są ziarna roślin i białko zwierzęce szczególnie żyjątek wodnych oraz białko z jajek i mleka. Zmielone ziarna zbóż, roślin strączkowych i pokarmu ptasiego są bardzo popularne i wchodzą w skład większości mieszanek bazowych. Częstym dodatkiem są ziarna konopi, soji, sezamu, słonecznika, czy orzeszków ziemnych, a także kasze takie jak kukurydziana, czy manna. Dodatkami białka mięsnego są ślimaki, małże, ryby, kryl, raki, ośmiornice, kraby, kałamarnice, krewetki, wołowina itd.

Do mieszanki bazowej dodawane są różne dodatki smakowe i zapachowe oraz barwniki. Jak wynika z mojego doświadczenia najlepsze są barwniki proszkowe. Dla wzmożenia zapachu i smaku, kulki zakładane na włos możemy dipować. Do wyrobu kulek aby zwiększyć ich czas przydatności dodaje się konserwanty. Dodaje się jeszcze wiele różnych substancji jak specyfiki z witaminami, minerałami, bioaktywatorami, enzymami itd. Inną grupą są tłuszcze. Ja korzystam z tranu i oleju słonecznikowego.

Oczywiście można kupić gotowe kulki i renomowanych firm są z pewnością dobrej jakości. Niemniej wykonane samemu dają zdecydowanie więcej satysfakcji. Poza tym są one wtedy dokładnie według naszej receptury o wyszukanym smaku i zapachu. Ja jeszcze jedną zaletę widzę we własnoręcznie zrobionych kulkach. Możliwość zmiany kształtu z kulistego na inny. Jak już wspominałem sam kształt jako taki nie ma wpływu na branie, to ja dostrzegam jeszcze jeden aspekt.

Otóż należy dążyć do tego by kulki tworzące zanętą nie różniły się od tych na haczyku. Istotny jest nie tylko kolor, ale istotniejsze jest ich zachowanie się w toni wody. Kulisty kształt umożliwia leżącym kulkom zanętowym na znacznie swobodniejszy ruch niż tym zawieszonym na włosie na haczyku. Natomiast jeśli przygotujemy przypłaszczone kulki, bądź przypłaszczone walce, to ruch jednych i drugich będzie bardzo zbliżony. Tu karp nie jest wstanie dostrzec różnicy i bierze tak samo chętnie jedne jak i drugie. Gdy widzi wyraźną różnicę, a raz się na tym obciął, lub widział jak obciął się jego pobratymiec, to możemy się spotkać z sytuacją gdy kulki zanętowe znikną a brań nie będzie. To oczywiście są moje spostrzeżenia, które nie wszędzie muszą być zbieżne z obserwacjami innych wędkarzy.

W końcu nadszedł czas by podać trochę informacji na to jak zrobić twarde kulki i podać kilka receptur. Pierwsze nad czym należy się zastanowić to w jakiej ilości będziemy potrzebowali danych kulek o konkretnych walorach smakowych i zapachowych. To oczywiście decyduje o tym, w jakich ilościach będziemy potrzebowali poszczególnych składników. Gdy zaczynamy dopiero doświadczenia z boilami, radzę na początku zastosować małe ilości składników.

Wyrób zaczynamy od przygotowania w kuchni stanowiska pracy. Potrzebny będzie wolny stół i jakiś blat na szafkach, duża miska (dosyć głęboka), trochę małych misek i małe wiaderko plastykowe, stolnica, drobne sito, waga, maszynka do mielenia mięsa, młynek do mielenia kawy, pistolet do ciasta, roller do kulek różnych średnic, odpowiedniej wielkości garnek, półmiski, ściereczki, maszynka do wyrobu kulek oraz metalowa siatka do gotowania (taka jak do frytek) i łyżka cedzakowa. Niektórzy wyposażają się jeszcze w miksery, ale gdy mi się zafajczył i musiałem mojej pani odkupić nowy, wszystko wyrabiam ręcznie.

Zaczynamy od odmierzania składników, a te które nie są sypkie, wpierw poddajemy obróbce mielenia i przesiania przez drobne sito. Nie mielę jednak takich składników jak ziarno sezamu kaszę mannę i kukurydzianą. Do sypkich składników dodaję wszystkie dodatki o tej właśnie konsystencji i dokładnie mieszam. Wszystkie składniki należy bardzo dokładnie wymieszać. Do osobnego naczynia wbijam jaja i dolewam wszelkie dodatki płynne, a następnie starannie mieszam. Dodaję trochę oleju, a w przypadku gdy część składników stanowią tzw. owoce morza, dodaję tranu. Ilość jaj jest zależna od ich wielkości i składu komponentów i waha się od ośmiu do dwunastu na kilogram miksu. To prawdę mówiąc trzeba w swoich recepturach dobrać na zasadzie prób i wyczucia. Jeszcze jedno. Wszystkie składniki sypkie mieszam razem, a płynne z jajami. Jedynym wyjątkiem są proszkowe barwniki, stymulatory apetytu i konserwanty, które dodaję do jaj i mieszam je do całkowitego rozpuszczenia i rozprowadzenia.

Teraz jaja wlewamy do pozostałych składników mieszamy i wyrabiamy całość na ciasto o jednolitej masie. Oczywiście czynimy w ten sposób, gdy mamy do czynienia ze sprawdzonym już składem mieszanki. Gdy robimy kulki z nowych miksów, z jeszcze niesprawdzonych przez nas doborów ilościowych, lub nie mamy doświadczenia, postępujemy nieco inaczej. Do rozrobionych jaj z płynnymi składnikami, dodajemy po trochu sypkich składników i dokładnie mieszamy. Łatwiej wtedy utrafić moment prawidłowej konsystencji ciasta. Jeżeli pozostanie nam sypkich produktów, możemy je spakować i odłożyć do następnego razu twórczej działalności robienia kulek. Ciasto musi być spoiste, nie kleić się do rąk i nie być zbyt twarde jak kamień - musi się dobrze wałkować. To sprawdzamy po dokładnym wyrobieniu ciasta.

Ja wyrabiam ciasto ręcznie, ale można sobie ułatwić wyrabiając w specjalnej maszynie lub w wiadrze wiertarką zakończoną końcówką do mieszania zaprawy tynkarskiej. Ostrzegam, że wiertarka musi mieć swoją moc, bo możemy spalić silnik, należy ją pewnie trzymać w rękach i wiadro musi być dobrze zablokowane, by nie dostało ruchu obrotowego. Oczywiście dotyczy to robienia ciasta z kilku kilogramów miksu, przy małych ilościach jest nieopłacalne i ręce stają się niezawodne.

Może się okazać, że po wyrobieniu jest zbyt rzadkie lub klei się do rąk, albo jest zbyt twarde, a czasem się kruszy. Stajemy przed problemem co teraz zrobić by uratować nasz wyrób. Wówczas dla zagęszczenia możemy dodać kaszy manny, mąki lub kaszy kukurydzianej, ale najprawdopodobniej dodaliśmy za mało miksu i musimy zwiększyć jego ilość. Dla zmniejszenia klejenia się ciasta do rąk, można dodać mśki pszennej, zmielonego makucha lnianego, lub kukurydzianego. Gorzej jeśli ciasto wyjdzie nam za twarde czyli zrobił się beton. Wówczas może uratować dodanie rozrobionego na śmietanę mleka w proszku. Jednak zdarza się, że wskutek występujących w miksie składników, ciasto jest niezbyt spoiste i nie daje się wałkować, rozsypując się na stolnicy. Często tak się również dzieje gdy dodaliśmy za mało jaj lub brakuje w nich składników oleistych. Jeżeli jednak winowajcą nie są jaja czy tłuszcze, możemy poprawić jakość naszego ciasta przez dodanie płynnego mleka z mąką kartoflaną, owsianą i pszenną.

Gdy już ciasto jest dobrej konsystencji, odstawiamy je na 15 minut do pół godziny do lodówki. Jeżeli nie mamy w niej miejsca to nakryjmy je czystą ściereczką i pozostawmy na pół godziny. W tym czasie składniki powinny się przegryźć ze sobą. Wyjątkiem od tego jest ciasto uzyskane z gotowanych kartofli, które poddajemy natychmiast dalszej obróbce, bo gdy stoi zbyt długo zaczyna robić się rzadkie.

Przystępujemy do kolejnej czynności. Musimy uzyskać z ciasta wałki odpowiedniej grubości. Robimy to biorąc kawałki ciasta i wałkujemy je ręcznie na stolnicy do odpowiedniego wymiaru, albo pistoletem robimy wałeczki. Wymienne końcówki pistoletu mają odpowiednią średnicę otworu, by wałki wyszły dobre dla danej średnicy kulek. Niektóre rolery posiadają w swej konstrukcji elementy umożliwiające wałkowanie ciasta na odpowiednią średnicę. Wałki wykonane ręcznie kroimy na kawałki i tulgamy w rękach do uzyskania kulistego kształtu. Nie łudźmy się, nigdy nie będą one idealnie równymi kulkami, a będą miały lekko nieregularny kształt, czasem lekko kanciasty. Ma to też swoje zalety, o czym pisałem już wcześniej. Z tych względów, ja osobiście robię kulki ręcznie nie przejmując się, a nawet czasem lekko przypłaszczam lub pozostawiam trochę kanciaste z wyżej już opisanych względów. Jeżeli robimy kulki mechanicznie, wałki wkładamy do rolera i poruszając ich części posuwiście z lekkim dociskiem formuje się kulki.

Teraz czas na obróbkę termiczną. Proces ten jest konieczny dla uzyskania z ciasta twardych kulek. Rodzaj obróbki jest zależny od tego jakie kulki chcemy uzyskać - tonące, czy pływające. Oczywiście wpływ na pływalność kulek ma również skład miksu. Ogólnie można powiedzieć, że gdy robimy kulki tonące, to gotujemy je, a gdy mają pływać, wyprażamy. Są wprawdzie miksy, z których można uzyskać kulki pływające gotując, ale w tym miejscu pominiemy rozważania nad tym szczegółem. Pamiętać należy o tym, że w trakcie obróbki termicznej kulki puchną zwiększając swą objętość.

Zacznijmy od kulek, które są robione najczęściej, czyli od tonących. Można je gotować w dwojaki sposób - we wrzścej wodzie lub na parze. W obu przypadkach musimy pamiętać by nie przeładować naszego garnka. Lepiej gotować mniejszymi porcjami niż dać do garnka zbyt dużą ilość kulek. Gdy gotujemy we wrzątku możemy, to zrobić wrzucając je bezpośrednio do wody lub włożyć do koszyka, który na co dzień służy do smażenia frytek i zanurzyć kulki w gotującej się wodzie. Pamiętać należy, że wrzucone kulki bezpośrednio do garnka mogą doń przywierać i należy je delikatnie zamieszać co i raz od spodu. Problem znika gdy stosujemy koszyk. Gdy proces gotowania ma się ku końcowi kulki wypływają do wierzchu. Od tego momentu gotujemy jeszcze je przez około 1 do 2 minut.

Gotowe kulki wyjmujemy łyżką cedzakową na przygotowane tace, wyściełane płócienną ściereczką Staramy się przy tym aby na tacy znalazło się jak najmniej wody z gotowania. Gdy gotowaliśmy w koszyku od frytek, podnosimy koszyk do góry, by obciekły kulki z wody i wysypujemy je też na tace. Może to być płaska blacha z piekarnika. Tacę stawiamy w przewiewnym miejscu dla lepszego odparowania. Układane kulki muszą być jednowarstwowo i co parę minut poruszane, aby kulki dobrze odparowały ze wszystkich stron. Bardziej zaawansowani domowi wytwórcy karpiowych specjałów, zamiast na tacach, kulki wysypują na specjalnie w tym celu wykonane gęste siatki na ramkach, które w dalszej części od razu służą do suszenia kulek. Jednak tace są dla początkujących bardziej osiągalne, więc tak to zaproponowałem i ująłem.

Innym sposobem gotowania kulek jest gotowanie na parze. Tu już musimy użyć koszyka i kulki powinny przebywać w garnku pod przykryciem nad gotującą się wodą. Para z gotującej się wody powoduje dojrzewanie kulek w procesie termicznym. Zaletą tej metody jest znacznie mniejsza utrata aromatów i części smakowych kulek. Jednak sam proces przebiega zdecydowanie dłużej. Drugim mankamentem jest to, że mogą być kłopoty z wniknięciem wysokiej temperatury pary do wnętrza dużej kulki. Z małymi kulkami nie powinno być większych problemów, jednak z dużymi bywają kłopoty tej natury. Należy wówczas co parę chwil zanurzać kulki na 15 sek. do pół minuty we wrzątku i ponownie podnosić koszyk z wody i gotować na parze. Dobrze jest zrobić pierwszą partię próbnie i badać jak się to układa czasowo. Dla uzyskania miarodajnych wyników próby, można od czasu do czasu wyjąć pojedynczą kulkę i ją sprawdzić nawet krojśc na pół. Jeżeli w środku jest surowe ciasto, to proces trzeba wydłużyć. Osobiście z gotowania na parze zrezygnowałem przy robieniu kulek powyżej 20 mm. Staje się to zbyt pracochłonne w domowych warunkach przy ilości kilku kilogramów. Z drugiej zaś strony warto w ten sposób ugotować kulki haczykowe, czyli wybrane jako przynętowe.

Uzyskiwanie kulek pływających odnosi się jedynie do haczykowych. Przygotowanie ciasta odbywa się dokładnie jak dla kulek tonących z tym, że powinniśmy zwrócić uwagę na ciężkie i silnie tonące składniki aby ich nie dodawać. Do takich należą mielone orzechy i ziarna w całości. Uformowane


kulki wkładamy do opieczenia. Sposobów jest wiele. Można w mikrofalówce, można w piekarniku zarówno kuchennym jak i małym, a nawet jak to robi i opisał na Carp Passionie Karol Pieńkowski, w małym opiekaczu do kanapek. Trzeba pamiętać by co i raz poruszyć (potrząsnąć) kulkami żeby się nie przypiekły. Ja robię to w małym, elektrycznym piekarniku do potraw i proces ten trwa od 15 do 20minut. Najkrócej pieczemy w mikrofalówce. Potem możemy rozłożyć na ramce z siatką lub nawet na grubszej płóciennej ściereczce i przesuszyć w przewiewnym miejscu przez dobę co i raz przewracając je. Po zakończeniu procesu sprawdzamy w słoiku z wodą pływalność kulek i czas unoszenia się w wodzie.

Natomiast ugotowane kulki po odparowaniu układamy na ramce z siatką i stawiamy w przewiewnym miejscu, albo początkowo układamy na świeżej, suchej ściereczce w przewiewnym miejscu. W bardzo gorące dni nakrywam kulki drugą ściereczką by nie schły zbyt szybko, bo mogą popękać. Z tych względów absolutnie nie wystawiamy ich na słońcu. Ugotowane kulki schną około dwie doby. Można suszyć w piekarniku z wentylatorem, przedmuchując powietrzem, ale o temperaturze pokojowej.

Wielokrotnie zaskoczeniem dla wielu początkujących jest delikatny zapach (określany jako słaby) gotowanych i prażonych własnoręcznie kulek w porównaniu do robionych fabrycznie sklepowych. Największa utrata aromatów następuje w procesie prażenia, zaś najmniejsza przy gotowaniu na parze. Niektórzy do prażenia w ogóle nie dodają aromatów, twierdząc, iż jest to tylko ich strata. W tym wypadku prawie mogę się zgodzić. Dlatego prażone kulki koniecznie musimy dipować. Jeżeli są to kulki pływające, przygotowane na aktualny wyjazd, możemy je wrzucić na trzy, cztery godziny przed połowem do dipu. Jeżeli do ciasta kulek gotowanych użyjemy dobrej jakości aromatu, to po wysuszeniu i przesypaniu do pojemnika będą pachnieć, choć niewątpliwie nie tak żrąco w nos jak kupne. Jednak wielokrotnie się przekonałem, że wyjęta z wody taka kulka, pachnie jeszcze po paru godzinach.

Po wysuszeniu możemy kulki jeszcze zdipować. Do nylonowej torebki wlewamy odrobinę aromatu i pocierając o siebie ścianki torebki rozprowadzamy po niej płyn. Następnie wsypujemy kulki, nadmuchujemy torebkę i potrząsamy w niej kulki do momentu aż oblepią się aromatem. Spuszczamy powietrze i zawiązujemy torebkę. Teraz tak przygotowane kulki, możemy schować do zamrażarki i zostawić tam do odleglejszego wyjazdu, lub zabrać od razu nad wodę. Kulki przynętowe możemy dipować na kilka minut wkładając je do aromatu czy dipu, już po założeniu na włos. Wkładamy wówczas kulkę wraz z haczykiem do płynu.

Pozostaje mi zaproponować przepisy na kulki. Można z całą pewnością użyć przepisów na kluchy proteinowe z odpowiednią ilością jaj. Ale podam kilka jeszcze zestawów, które według mnie są bardzo atrakcyjne.

Zestaw I

Zestaw II



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
przynęty
przyneta-na-mozg
Przynętana haczyku czyli o chęci poznania przyszłości, Religia, rzeczywistosc zlego ducha
Głębokości pracy przynęt
Przynęty i pułapki w europejskich traktatach integracyjnych, bezpieczeństwo narodowe(1)
Miniencyklopedia Przynet Naturalnych Do FS 2
Gardner Erle Stanley Sprawa haczyka z przynętą
Miniencyklopedia Przynęt Sztucznych Do FS 2
Przynęty naturalne
PRZYNĘTY
Przynęta i obroża Panufnika Magdalena Grochowska Wyborcza
Przynęty sztuczne
PRZYNENTY
Ryby morskie najlepsze łowiska i przynęty
PRZYNĘTY MIĘSNE

więcej podobnych podstron