Przynęta i obroża Andrzeja Panufnika
Magdalena Grochowska
25.10.2014 , aktualizacja: 25.10.2014 01:26
Po ucieczce Panufnika na Zachód Kisielewski pisał do Giedroycia: "Nie mogę myśleć o nim bez
gniewu: powinny przecież być jakieś granice kameleonowatości"
Rany niech się leczą same, bez rozdrapywania - mówił w 1980 r. przyjacielowi. Ich rozmowa -
kompozytora i poety - opublikowana w paryskiej "Kulturze", wprowadza czytelnika w świat
wysublimowanych przeżyć artysty. Sny, natchnienia, piękno geometrii skrytej w muzyce. W
podlondyńskiej posiadłości Andrzeja Panufnika toczy się dialog jak lewitacja. - Masz w sobie coś z
Anglika - stwierdza poeta.
W ten dystyngowany świat wtargnął kiedyś przybysz z Polski o niewyparzonym języku, Stefan
Kisielewski. - Źle zrobiłeś, żeś wyjechał przed Październikiem - mówi Panufnikowi. - Co, kazali ci
to powiedzieć? - Słuchaj, mój kochany, mnie nie kazali napisać "Pieśni połączonych partii" i
"Symfonii pokoju". To tobie kazali najwyżej.
W połowie lat 80. Panufnik pracował nad autobiografią. Jej jądro to obraz bezbronnego twórcy w
żelaznym uchwycie stalinizmu. Wessanego przez dziejową konieczność, w gorsecie socrealizmu. A
jeśli uwikłanego, to ze szlachetnych pobudek.
- Dotykał ran, ale tak, jakby je chciał ugłaskać. Zmistyfikowana opowieść - powie prof. Michał
Głowiński, literaturoznawca. Swój esej z 1990 r. o socrealistycznym okresie Panufnika zatytułuje:
"Pochwała bohaterskiego oportunizmu".
Do złotej klatki
Życie muzyczne tuż po wojnie organizuje Mieczysław Drobner z lubelskiego ministerstwa kultury.
W kwietniu 1945 r. agituje Panufnika na krakowskich Plantach. Pragnie go pozyskać dla
filharmonii jako dyrygenta.
Panufnik przyjechał z Zakopanego, dokąd rzucił go ostatni podmuch wojny. 31-letni,
najprzystojniejszy kompozytor polski od czasu Chopina - mówią o nim. "Rasowa twarz
południowca", napisze Kisielewski w powieści "Sprzysiężenie" (1946) o wzorowanym na postaci
Panufnika Stefanie. Zofia Nałkowska westchnie "śliczny...", ujrzawszy artystę w lutym 1950 r. w
sali Muzeum Narodowego w Warszawie, ze świeżo przypiętym Orderem Sztandaru Pracy I klasy,
bardzo wysokim odznaczeniem państwowym.
Ale teraz, gdy rozmawia z Drobnerem, jeszcze nie chce mieć nic wspólnego z "marionetkowym
rządem polskich komunistów", jak określi po latach nową władzę.
Ciężko chorą matkę, byłą skrzypaczkę, i starzejącego się ojca, lutnika, ulokował kątem w
Krakowie, utrzymuje ich z pisania muzyki filmowej.
Wyszedł z wojny z pustymi rękami. Dom w Warszawie roztrzaskała bomba. Brat, żołnierz AK i
powstaniec, pogrzebany w ruinach. Związek z kobietą wygasł. A pozostawione w jej mieszkaniu
partytury - owoc dojrzewania w latach 30. i rozkwitu talentu w czasie wojny - przepadły.
Nie minie dekada, a zrekonstruuje część utworów. Będzie miał luksusowy apartament w stolicy na
ul. Wareckiej. Piękną żonę. Funkcje wiceprezesa Związku Kompozytorów Polskich (ZKP) i
członka prezydium Polskiego Komitetu Obrońców Pokoju. W jego tece znajdą się nowe dzieła, w
szufladzie - odznaczenia. Będzie artystą eksportowym, oknem wystawowym kultury w
komunistycznej Polsce. A u szczytu powodzenia, w lipcu 1954 r., ucieknie ze złotej klatki.
Jesienią 1945 r. obejmuje jednak dyrygenturę w Filharmonii Krakowskiej, a niebawem dyrekcję
Filharmonii Warszawskiej.
Za zgodą premiera
Camilla Jessel Panufnik, druga żona, mówi, że do końca życia miewał koszmary senne. Jednak to
nie sceny wojny kładły mu się kamieniem na powiekach, tylko lata przeżyte w stalinizmie.
Głowiński uważa, że Panufnik był w pewnej mierze współtwórcą tego czasu i go firmował, a
mistyfikacja polega na uwzniośleniu oportunizmu i przybraniu po latach pozy ofiary.
Był dość naiwny - przyznaje w filmie o nim żona. Przed wojną lewicujący, chciał się włączyć w
odbudowę życia muzycznego w Polsce.
- Trzeba wczuć się w atmosferę tamtych lat - mówi historyk prof. Andrzej Werblan, od 1948 r.
zastępca członka Komitetu Centralnego PZPR, przez lata w najwyższych władzach partii. - Teraz
łatwo się tłumaczy ówczesne postawy karierowiczostwem albo strachem. W środowiskach
intelektualnych po wojnie dominowało jednak zafascynowanie siłą Nowej Wiary. Ta wojna była
straszna, a zwycięstwo ZSRR wywierało na ludziach ogromne wrażenie. Zgnieść najlepszą
militarną machinę świata! Panufnik, jak wielu, był tym z pewnością oszołomiony.
Jedzie do Paryża - za "specjalnym zezwoleniem od samego premiera" - by kupić dla swej orkiestry
materiały nutowe. Dyryguje w Londynie, Paryżu i Szwajcarii. I odświeża wojenną przyjaźń z
kompozytorem Konstantym Regameyem (będzie sprężyną ucieczki Panufnika na Zachód).
Rezygnuje z dyrekcji w Filharmonii. I znów podróż artystyczna - Zurych, Genewa, Paryż, Londyn,
Kopenhaga. Rośnie jego sława.
Maria Dąbrowska notuje w styczniu 1948 r.: "Po obiedzie przyszła pani Żytyńska (...). Powiedziała
mi, że Panufnik jedzie z koncertem do Berlina. Zapytałam, przed kim Polacy mogą grać w Berlinie.
Na to ona odpowiedziała, że w Berlinie odbywa się w permanencji wyścig wszystkich zarządów
okupacyjnych w zalecaniu się kulturalnym do Niemców. Anglicy i Amerykanie sprowadzają do
nich najlepszych muzyków i śpiewaków, więc i Rosja czyni to samo".
Opera przy dworcu Friedrichstrasse spowita w polskie flagi. Wśród publiczności uniformy
wojskowe i długie suknie. Za pulpitem dyrygent "żywy, nerwowy, a przy tym w swym duchu
klasycznie umiarkowany" - napisze "Die Neue Zeitung". Prowadzi swą "Uwerturę tragiczną".
Wyczuwa się w nim "jakiś wprost niesamowity chłód, zimny klasycyzm".
Warszawska prasa podkreśla, że koncert miał "duże znaczenie propagandowe".
Ugotujemy się jak raki
Po zjeździe kompozytorów radzieckich w kwietniu 1948 r. Moskwa szczepi w tzw. obozie nową
doktrynę w sztuce. Delegacja z Tichonem Chriennikowem, sekretarzem generalnym Związku
Kompozytorów, w maju jest w Pradze, potem w Polsce. Niesie przesłanie: podstawą
"pełnowartościowej sztuki muzycznej" jest realizm.
Artysta realista przywraca muzyce zdolność szlachetnego oddziaływania na masy. Formalista
kieruje się skrajnym indywidualizmem i nihilizmem. Chriennikow żąda, by powstrzymać proces
zgubnego wyrodnienia muzyki.
Zaleca się - za radzieckim nadzorcą kultury Andriejem Żdanowem - powrót do melodyki, prostoty i
"gleby narodowej". Zwrot w stronę muzyki wokalnej, opery, oratorium, muzyki chóralnej i pieśni.
Teorię nowej muzyki krzewi Zofia Lissa. Doskonale wykształcona, imponuje Panufnikowi
błyskotliwością wywodu. Niska, patrzy nań z dołu, lecz jakby z góry. "Stało się oczywiste, iż to za
jej pośrednictwem otrzymujemy dyrektywy z partii" - wspomina artysta. "Ponieważ ona
potrzebowała mojego poparcia, żeby mieć wpływ na sprawy muzyki, a ja jej bezpośrednich
kontaktów z wyższymi władzami, żeby bronić interesów kolegów kompozytorów, udawało nam się
pozostawać w dobrych stosunkach".
Werblan: - Należy odróżnić politykę władz od gorliwości wykonawców. Socrealizm w muzyce i
malarstwie władze traktowały jako trybut składany Moskwie bez przekonania. Lissa była jak Żanna
Kormanowa w naukach historycznych - żandarm z klapkami na oczach.
Lissa głosi, że muzyka pełni funkcję społeczną; niech artysta wyraża "wielkie idee postępowe".
"Obawiam się ugotowania naszej sztuki w domorosłej szmirze - napisze w dzienniku kompozytor
Zygmunt Mycielski. - Odcięci od świata i wszelkiej porównawczej skali, ugotujemy się między
Piotrkowem i Gliwicami jak raki".
Pokarm muzyczny prosty
Pierwsza z sześciu pieśni masowych w dorobku Panufnika powstanie na cześć utworzenia PZPR na
zjeździe zjednoczeniowym w grudniu 1948 r. To finał procesu pacyfikacji PPS-u i znak objęcia
przez komunistów pełni władzy. Uświetni go marszowy hymn ze słowami Leopolda Lewina:
"Partia - pogromca faszyzmu,/ Partia - przewodnik mas,/ Do szczęścia, do socjalizmu/ Partia
prowadzi nas".
- Pamiętam chór i orkiestrę na podium w auli Politechniki Warszawskiej - wspomina Werblan.
Ostatnią pieśń masową Panufnik skomponuje z okazji II zjazdu partii w marcu 1954 - rok po
śmierci Stalina. Zaraz potem napisze w paryskiej "Kulturze", iż pieśni masowe to najbardziej
wulgarna strawa. Podawana jest w ideologicznym sosie. Robotnik miałby śpiewać tę pieśń "w
marszu i w świetlicy", jak powiada Lissa; byłby to "pokarm muzyczny prosty", ale "zawsze
artystyczny".
Panufnik twierdzi w autobiografii, że udział w konkursie na hymn partii został mu narzucony.
"Związek dostał polecenie". Gdy chciał się wywinąć - pisze - Lissa zagroziła mu, że obetnie
związkowi subwencje. Uznał, że nie może "opuścić w potrzebie kolegów".
Na kolanie komponuje pieśń, "w ciągu kilku minut wpisując jej idiotyczny tekst pod pierwszą
lepszą melodię". Stara się konkurs przegrać. I wygrywa. Czuje niesmak, iż "dał się zmusić do
odstąpienia od zasad artystycznych"; "zastanawiałem się, czy to poświęcenie było konieczne. Czy
rzeczywiście muszę stać się narzędziem systemu politycznego".
Relacja Panufnika nie jest ścisła. Badacz jego twórczości, amerykański historyk David G.
Tompkins, podaje, że spośród 24 kompozytorów, których ministerstwo "zaprosiło" do konkursu,
pięciu nie odpowiedziało. Panufnik zgłosił trzy utwory. Był jednym z sześciu, którzy tak pilnie
odnieśli się do zadania.
Jego "Pieśń Zjednoczonych Partii" zostanie zinstrumentalizowana na orkiestrę symfoniczną i dętą.
Ukaże się ekspresowo w Państwowym Wydawnictwie Muzycznym jeszcze w listopadzie 1948 r., w
nakładzie 35 tys. egzemplarzy.
Panufnik nie wspomina o swoich innych pieśniach masowych. Istotnie, to kropla w morzu. W
powojennej dekadzie powstało ich prawie 1500. Z dokumentów sekcji ekonomicznej ZKP z 1950 r.
wynika, że za takie pieśni doliczano połowę honorarium kompozytorskiego.
Ale gdyby ktoś chciał nazwać Panufnika oportunistą, krytyk Tadeusz Kaczyński przytacza
okoliczności łagodzące. Takie były warunki: wszyscy kompozytorzy pisali pieśni masowe
("bodajże jedynym całkowicie >>czystym<< pod tym względem był Kisielewski, mający status
potrzebnego reżimowi opozycjonisty"); presja władzy na czołowego artystę była szczególna. A kto
"osądza Panufnika bardzo surowo i zalicza do >>bezpartyjnych bolszewików<< (jak Michał
Głowiński), powinien pamiętać, że podobnymi >>bolszewikami<< byli Prokofiew i Szostakowicz".
Wyznaczono mnie, wciągnięto
- Przeczytałem po raz pierwszy po wielu latach swój artykuł o Panufniku - mówi prof. Michał
Głowiński. - Jeśli chodzi o perspektywę, z jakiej na niego patrzę, a także o uwagi o zakłamaniu i
fałszywej świadomości, nic bym nie zmieniał. Nie czuję się powołany do oceniania i potępiania, ale
uważam, że mam prawo pisać o tego rodzaju fałszowaniu historii zarówno w życiu własnym danej
osoby, jak i w historii w sensie szerszym.
Panufnik - ten z kart autobiografii - działa pod przymusem i nie ma wyboru.
"Musiałem się zgodzić" - trafia na Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju,
propagandową imprezę wymierzoną w "amerykański imperializm". (Wydelegowany był również
Roman Palester, jeden z najwybitniejszych wówczas polskich kompozytorów. Odmówił; "nic mi za
to nie zrobili" - powiedział po latach).
"Wyznaczono mnie" - staje się etatowym obrońcą pokoju.
"Wciągnięto mnie do udziału w ponurej imprezie" - na walnym zgromadzeniu ZKP z odrazą słucha
wystąpienia wiceministra Włodzimierza Sokorskiego w duchu Żdanowa.
"Wpędzali mnie w pułapkę" - pisze. Na festiwalu muzycznym w Palermo czeska delegacja nalega,
by wystąpił z rezolucją pokojową, która go "przyprawiła o mdłości". Stawia opór, ale czeski
stalinowiec grozi, że o jego "nieprzejednanej postawie" doniesie Moskwie. Panufnik nie chce dać
pretekstu do represji wobec polskich muzyków. Wygłasza rezolucję. "Marzenie o beztroskiej
wycieczce do Włoch prysło".
Jarosław Iwaszkiewicz też był wtedy, wiosną 1949 r., z Panufnikiem w Palermo i w Rzymie.
"Przezabawną mieliśmy wyprawę po sprawunki" - napisze w dzienniku. "On się tak zarumienił na
widok stosów tych cudownych krawatów".
Pojedzie do Moskwy, Leningradu i Kijowa na polecenie władz i w "Nowej Kulturze" zamieści
polukrowane sprawozdanie o życiu radzieckim. Na przyjęciu koledzy rosyjscy pytają go o plany.
"Nagle usłyszałem, jak mówię, iż mam zamiar zabrać się do nowej symfonii (...) pokoju". Miną
miesiące. "Nie pozwolono mi zapomnieć o nieopatrznym pomyśle...". Jego "Symfonia pokoju"
stanie w zaprzęgu ideologii - z Nagrodą Państwową II stopnia.
Wykreślił ze swojego języka słowo "nie" - zauważa Głowiński.
- Miałby trochę kłopotów, gdyby odmawiał - mówi Werblan. - Straciłby uprzywilejowane
traktowanie, zatrzymano by mu paszport raz czy drugi. Ale w stosunku do artystów był to wówczas
kraj szykan, a nie represji. Być może miał naturę oportunistyczną - w życiu, bo nie w muzyce. Dla
niego życiem prawdziwym była muzyka i wszystko inne jej podporządkował.
"Czuło się - pisze Kisiel w "Sprzysiężeniu" o Stefanie - że nosi w sobie jakąś specjalną sprężynę,
która rozkręcając się, prowadzi go przez życie; szedł przed siebie (...) prowadzony przez nieodparty,
wewnętrzny imperatyw każący mu usunąć ze swej drogi (...) wszystko, co nie służy i nie sprzyja
jedynemu prawdziwemu celowi"; "miał w sprawach dotyczących swojej kariery ogromną intuicję i
prawie nigdy nie mylił się w ocenach szans i koniunktury".
Pojedzie do Chin z zespołem Mazowsze i orkiestrą wyznaczony przez Sokorskiego do "pogłębiania
przyjaźni polsko-chińskiej". Specjalny koncert dla przywódcy, Mao Zedonga, rozpocznie
"Poematem o Stalinie" Chaczaturiana. "Przyprawiający o mdłości" utwór na chór, głos i fortepian
poprowadzi pod naciskiem, jak pisze, chińskich organizatorów. Gala odbędzie się w maju 1953 r.,
dwa miesiące po śmierci Stalina.
Półtora roku później stwierdzi w "Kulturze", że był zmuszony, zwłaszcza że nie należał do partii, do
wypowiedzi "sprzecznych z mymi przekonaniami".
Panufnik z kart autobiografii jest ofiarą systemu i zarazem bierności kolegów: "...ile usiłowałem
zdziałać dla dobra muzyki polskiej, podczas gdy inni kompozytorzy ze zrozumiałych powodów
zamykali się w domu".
Nie jest sprawiedliwy.
Kolekcja sprzeczności
Ataki na Kisielewskiego, który wytyka zarządcom kultury "pustogłowie", zaczynają się już w 1947
r. Krakowski zarząd ZKP potępia go za "obraźliwą" polemikę z Lissą. Napisał, że jej kilometrowe
artykuły o muzyce radzieckiej biją rekord banialuki.
Kisiel nie zamyka się w domu. Broni sztuki przed zakusami politruków, dopóki nie wcisną mu
knebla. I nie jest - jak to określił Kaczyński, umniejszając wagę jego oporu - koncesjonowanym
opozycjonistą. Za swoją postawę zapłaci realną cenę. Założone przezeń pismo "Ruch Muzyczny"
zostanie w 1949 r. zlikwidowane. Za krytykę socrealistycznej koncepcji muzyki wygłoszoną na
ogólnopolskiej konferencji kompozytorów i muzykologów w Łagowie Lubuskim w sierpniu 1949 r.
- dekretującej tę doktrynę - straci pracę wykładowcy w krakowskiej Wyższej Szkole Muzycznej.
Szczyt jego sporów to rok 1948. Dla Panufnika okres płodny - ma już w dorobku "Kołysankę",
"Nokturn", "Divertimento", "Krąg kwintowy" i przystępuje do pracy nad "Symfonią wiejską". W
tym czasie Kisiel przestrzega przed tendencją pomniejszania w muzyce tych wartości
obiektywnych, które "nie mają zastosowania doraźnie utylitarnego". Fuga Bacha będzie zawsze
elitarna i nieprzydatna do celów praktycznych. Czy mamy ten cud unieważnić?
A gdy obnaża prymitywizm nowej doktryny estetycznej, broniąc hierarchiczności w muzyce, gdy
walczy z widmem jej "upowszechniania" za cenę jej zwulgaryzowania, gdy wreszcie woła, by nie
oddawać kultury w arendę gorliwym pseudodziałaczom - Panufnik przeżywa przełom. Jak wyzna
po festiwalu w Palermo "Ruchowi Muzycznemu", nie może pogodzić się z tym, co pisał dawniej.
Muzyka wartościowa musi być albo przyjemna dla ucha - przystępna dla przeciętnego słuchacza -
albo istotnie interesująca.
Kisiel jest w tamtym czasie najlepszego zdania o twórczości Panufnika, którego zna sprzed wojny i
z lat okupacji. Zarazem jego sylwetkę - Stefana ze "Sprzysiężenia" - rysuje w ostrym konturze, jako
"kolekcję sprzeczności". Jest w nim wewnętrzna powaga i rzetelność. I wyrachowanie. Kult
eleganckich form życia, zewnętrznego blasku. Teatralność. Tajemniczość. Oschłość i wyniosłość.
Mrożąca grzeczność. Koncentracja wyłącznie na sobie.
"Kołysanka" zachwyciła Kisiela: to "cacko talentu, techniki i smaku". W tekście z 1949 r., wówczas
niewydrukowanym, nazywa Panufnika "wybitnym, subtelnym talentem". Ale to ostatni akord
atencji. Opatrzy jego nazwisko kąśliwym przypisem, gdy po Październiku opublikuje tekst:
"Trudno też było przewidzieć, że chętnie idący wówczas na niezbyt smaczne kompromisy
artystyczne Panufnik drapnie później za granicę, robiąc z siebie tam bohatera".
Po jego ucieczce napisze do redaktora "Kultury" Jerzego Giedroycia: "Nie mogę myśleć o nim bez
gniewu: powinny przecież być jakieś granice kameleonowatości".
Gdy Mycielski w latach 70. przedstawi sylwetkę Panufnika w drugoobiegowym "Zapisie", Kisiel
stwierdzi, że to apologia. "Ale o tym, że nasz ancymonek napisał dobrowolnie >>Pieśń
połączonych partii<< , ani wspomniał".
Teraz, gdy socrealizm jest w natarciu, jeden podąża na szczyt, a drugiemu Giedroyc będzie
przysyłał włóczkę na sprzedaż, by mógł utrzymać rodzinę.
W autobiografii Panufnik wspomni Kisiela bez nazwiska, jako - zaledwie - "urodzonego kpiarza".
Choć to on napisał w "Tygodniku Powszechnym" jedyne, piękne wspomnienie o ojcu Panufnika w
1951 r.
W rytm epoki
Zwrot w swej twórczości kompozytor sygnalizuje w wywiadzie dla "Ogonioka" udzielonym
podczas pobytu w ZSRR w czerwcu 1950 r.
"Pod zbawiennym wpływem idei socjalizmu sztuka polska oczyszcza się (...), opada z niej
formalistyczna skorupa". Własną "Uwerturę tragiczną" z 1942 r., której amerykańskie
prawykonanie z sukcesem odbyło się w 1949 r., przywołuje teraz jako przykład utworu
przesiąkniętego pesymizmem i patosem walki, wyrażającego jednak te uczucia językiem dla mas
niedostępnym. Po wojnie zrewidował - zapewnia - swe stanowisko artystyczne; "ujrzałem i
pokochałem nowego człowieka nowej Polski - bojownika, budowniczego. Nie mógł się on nie stać
tematem mojej muzyki".
W autobiografii stwierdzi, że samokrytykę włożono mu w usta, a jego ówczesne wywiady były
preparowane.
Po powrocie z Rosji dzieli się wrażeniami z V walnym zgromadzeniem ZKP - w obecności
Chriennikowa. Panufnik - ten z autobiografii - chwali śliczne stacje moskiewskiego metra. Ten z
ówczesnych gazet wyznaje, iż najbardziej zaimponował mu oddany idei człowiek radziecki.
Stenogram jego wystąpienia zniknął z teczki w archiwum ZKP.
Czy istotnie pomysł "Symfonii pokoju" rzucił wówczas w Moskwie nieopatrznie i w zapamiętaniu -
jak pisze - by rozwiać podejrzenia, iż polscy kompozytorzy to reakcjoniści? Panufnik w
"Ogonioku": "Czyż może być dla człowieka chcącego opiewać pokój wspanialsze źródło
natchnienia niż życie radzieckiego kraju (...) budującego komunizm!". Wrażenia przenikają całą
jego istotę, mówi, jeśli odtworzy je w symfonii, będzie szczęśliwy.
Jeszcze przed podróżą zgłosił zarządowi ZKP zamiar napisania dzieła "Symfonia rewolucyjna" na
nadchodzący Festiwal Muzyki Polskiej. "Przeto zwracam się z uprzejmą prośbą o przyznanie mi
stypendium w wysokości 300 tys. zł" - pisał w kwietniu 1950 r. Otrzyma je. Tompkins uważa, że
artysta zaanonsował w Moskwie utwór, który właśnie miał na warsztacie, a jego nazwę po prostu
zmienił.
I oto premiera. Filharmonia Warszawska, 25 maja 1951 r. Dyryguje autor. Język muzyczny
uproszczony. Temat rozwija się od lamentu do wyśpiewanego przez chór hymnu na cześć pokoju
autorstwa Iwaszkiewicza. "Jak płomień buchnie z naszego trudu,/ Z podanej ręki, wspólnego
kroku,/ Z okrzyków wszystkich na ziemi ludów:/ Niech będzie pokój!".
"Po raz pierwszy u nas tematyka aktualna dała impuls do powstania dzieła o tak monumentalnych
zarysach", chwalą gazety. Niemal zniknął "dawny formalizm środków wyrazu". Kompozytor
twierdzi jednak w autobiografii, że oficjalna reakcja była lodowata.
Lissa: to pierwsze polskie dzieło po wojnie "tak jasno i niedwuznacznie wplatające się
ideologicznie w nurt naszego życia", "ustawiające muzykę polską na drodze naszej walki".
W eseju z początku lat 90. "O socjalistycznym realizmie w muzyce" Władysław Malinowski
zauważa, iż wobec "dyskusyjności granicy między socrealizmem a niesocrealizmem jedynym
niewątpliwym plonem doktryny pozostają utwory, których znakiem rozpoznawczym jest tekst: tekst
(lub przynajmniej tytuł utworu) jednoznacznie wspierający historyczną dynamikę epoki (w
rozumieniu marksistowskim)".
Słowa - rzecz dodana
Trzy lata po premierze "Symfonii pokoju" i krótko przed wyjazdem autora z Polski prof. Michał
Bristiger, wówczas asystent w Instytucie Muzykologii Uniwersytetu Warszawskiego, napisze w
"Przeglądzie Kulturalnym", iż twórczość Panufnika może się stać "muzycznym zapisem idei
naszych czasów". Dziś profesor mówi, że w muzyce poważnej, wysokiej, socrealizmu nie było: -
Prosty utwór to nie znaczy socrealistyczny. Czynienie tu analogii z literaturą jest niebezpieczne.
Słowa w muzyce czy nadpisane do partytury to rzecz dodana, nie należą do kompozycji.
Dzisiejsze wartościowanie ówczesnych postaw jest wyostrzone, bo nie bierze się pod uwagę
kontekstu - ciągnie. - Ja nie twierdzę, że w głowie autora nie przewijały się oportunistyczne cele,
ale tego nie możemy udowodnić, rozstrzygajmy więc wątpliwości na korzyść podsądnego. Ta
otaczająca Panufnika logosfera - parę zwrotów, które wypowiedział, "Pieśń Zjednoczonych Partii"...
zupełna banalność, nic istotnego. Był w tym momencie najwybitniejszym kompozytorem i z tego
wynikał jego akces. On uważał zapewne: "jestem największym kompozytorem i bądźcie pewni, że
zasłużyłem na to stanowisko". Istotnie, to jest wybitny kompozytor. A prawdziwy twórca czuje, że
jego zaangażowanie jest w muzyce, a nie okolicznościach politycznych. Jego sytuacją jest
samotność. Jest zagłębiony w dźwięki.
Po ucieczce Panufnika "Symfonię pokoju" poprowadzi w Detroit w 1955 r. Leopold Stokowski.
Kompozytor wycofa ją jednak z katalogu swych dzieł. Oddzieli słowa od materii muzycznej i po
nieznacznej przeróbce opublikuje w 1957 r. utwór "Sinfonia elegiaca".
Po wykreślonym dziele pozostanie niezatarty ślad: wiersz Gałczyńskiego "Słuchając Symfonii
Pokoju Andrzeja Panufnika" wydrukowany w "Przekroju" w 1951 r. Leśniczówka. Siedzą przy
lampie naftowej, "a w rogu radio". Weszła matka leśniczego i też chciała posłuchać. "Potem bukiet
rozwiązał się. Rozwarł. Rozemknął./ Zawirował. I kwiaty uronił./ I każdy z nas jak dziecko trzymał
kwiatek w ręku,/ podarek od symfonii". "A każdy takt muzyczny wołał: Pokój! Pokój!". Gdy
koncert się skończył, spojrzeli na siebie "wesoło i surowo,/ tak jak patrzą na siebie żołnierze".
I jeszcze jeden ślad, w dzienniku Jana Lechonia, który słuchał wykonania w Detroit przez radio:
"miałem uczucie szczęścia, które daje sztuka prawdziwa".
Na linie
Wewnętrzna pustka. Tak określa stan swego ducha z początku lat 50. To apogeum stalinizmu. I
apogeum zaangażowania Panufnika.
"W trzeszczących zębach tego straszliwego kieratu łamią się charaktery, gną się karki" - pisze
Palester latem 1951 r. w paryskiej "Kulturze", w eseju "Konflikt Marsjasza". Rzecz dotyczy kwestii
uczciwości artysty i tego, że twórczość ma wymiar moralny.
Jedną ręką Panufnik ofiarowuje swój "skromny wkład w potężny wysiłek obrony pokoju", jak miał
powiedzieć pismu "Ogoniok", choć wie, że "walka o pokój" jest formą penetracji komunistycznej, i
tak powie niebawem "Kulturze". Drugą ręką stara się trzymać "liny uczciwości", jak napisze po
latach. Inną mową posługuje się w gabinetach i komitetach, gdy zasiada z Sokorskim i Janiną
Mazur, chłopką z powiatu łukowskiego, a inna jest jego rozmowa z sobą samym, gdy kurtyna
opada.
To stan schizofrenii. Z nieruchomą twarzą słuchał objaśnień dyrektora Galerii Trietiakowskiej,
dlaczego Stalin patrzy z obrazu w lewo albo w prawo... A potem w "Nowej Kulturze" z powagą
wspomina dzieła malarstwa radzieckiego (choć najpierw wymienia obejrzanych "Rembrandtów i
Tycjanów").
W gazetach przedstawia swe wrażenia z międzynarodowych festiwali i konkursów. W każdym
tekście szpila dla Zachodu i obol dla Wschodu. Nagrodzony utwór Amerykanina "był poronionym
płodem wysiłku czysto mózgowego"; na sędziów działa "miraż dolarów i wiz wjazdowych do
USA". Nie wspomina, że kiedy w Brukseli zobaczył plakaty kwartetów Beethovena, poczuł
zazdrość. Bo muzyka kameralna w Polsce więdnie jako nieużyteczna dla propagandy.
A jego zdjęcie z Szostakowiczem? Pokazane na czołówkach gazet - kłamie. Skrywa zaszczute oczy
Rosjanina. Jak ognia unikał rozmowy z Panufnikiem bez świadków.
Albo zdjęcie z Mycielskim z 1949 r.: on za chwilę odbierze nagrodę za "Symfonię wiejską".
Uśmiechnięty Mycielski wychylony ku niewidocznej scenie. Przyjaźnią się. Ale uśmiech skrywa
narastającą między nimi kontrowersję. Mycielski zacznie mu wkrótce prawić "morały muzyczne" -
przeciwstawi jego najnowsze utwory wcześniejszym. Może dzieli się z przyjacielem myślami, które
powierza kartom dziennika: że hasła realizmu w muzyce wysunęły miernoty, aby bronić własnego
beztalencia; że nosi się z zamiarem rezygnacji z funkcji prezesa ZKP.
Panufnik czuje znużenie. Funkcjami. Zaszczytami. Spłacaniem daniny. Tańcem na linie.
Schroni się w parafrazy utworów dawnych, powstaną "Suita staropolska" i "Koncert gotycki", za
który otrzyma w 1952 r. Nagrodę Państwową II stopnia. Ale to prace wtórne. Kompozytor
przeżywa kryzys.
I właśnie wtedy, latem 1950 r., w jadalni domu pracy twórczej w Oborach widzi dziewczynę w
obcisłej sukni, o białej cerze i kasztanowych włosach.
Po szczeblach małżeństw
Śliczna, ale wredna. Tak o Scarlett mówią w Warszawie. Marie Elizabeth O'Mahoney. Wkrótce
nazwą ją dzieciobójczynią.
Po powrocie do Anglii opisze w książce osiem lat "więziennego życia" w Polsce i swe małżeństwo
z Panufnikiem.
W Oborach spędza miesiąc miodowy z trzecim mężem, pisarzem Adolfem Rudnickim. Ma 23 lata.
Kompozytor odrywa się od partytury "Symfonii pokoju" i pochłania dziewczynę wzrokiem. 36-
letni, jest namiętnie zakochany. "Udawało nam się spotykać każdego dnia - wspomina - a wkrótce i
każdej nocy".
Maria Dąbrowska: "Mówią, że dawno uważali ją za szpiega. Gdy się zdziwiłam, że milczano o tym,
usłyszałam: >>Bo nikt nie był pewien, czy ona jest szpiegiem rosyjskim, czy angielskim<< ".
Przyjechała do Polski jako żona oficera armii Andersa. Po szczeblach małżeństw pnie się w
warszawskim światku. Już interesuje się nią bezpieka.
Muzykolog Danuta Gwizdalanka cytuje donosy z akt MSW. Rysuje się obraz kobiety nieprzeciętnie
zdolnej, zimnej, o "chorobliwych ambicjach wybicia się", z żelazną wolą. Po ślubie z
kompozytorem w lipcu 1951 r. kolejny donos: "Opowiadała z ożywieniem, że obecnie jest
przyjmowana z mężem przez premiera". To niebywały skok dla dziewczyny z robotniczej dzielnicy,
córki pokojówki i konduktora - wedle donosiciela.
Zaborcza, żądna adoratorów. On pragnie ciszy i skupienia, ona chce na bankiet. On ma ochotę
patrzeć w okno i milczeć, ona stara się wypełnić sobą jego świat aż po horyzont. Potrzeby
materialne rosną.
Już w 1950 r. Panufnik zwracał się trzykrotnie do ZAiKS-u o wsparcie: wiosną - na umeblowanie
mieszkania przy Odolańskiej, jesienią - na opędzenie wydatków związanych z chorobą ojca, zimą -
ponieważ znalazł się w krytycznej sytuacji finansowej.
Pracuje nad "Uwerturą bohaterską" - odtwarza pomysł z 1939 r., do ucieczki nic znaczącego już nie
skomponuje - gdy dowiaduje się, że będą mieli dziecko. Z nagrodzonym w konkursie
przedolimpijskim utworem jedzie latem 1952 r. do Helsinek. To jego jedyny wyjazd na Zachód w
tamtym czasie. Parokrotnie odmawiają mu paszportu. Córka Oonagh przychodzi na świat we
wrześniu.
Problemy polityczne straciły na znaczeniu - napisze Panufnik - ale komponowanie w domu stało się
"jeszcze bardziej niemożliwe".
Pogrzeb muzyki polskiej
Jakie problemy polityczne ma na myśli? Praktykę czystek i potępień zapoczątkowała konferencja w
Łagowie w 1949 r. Panufnik uchylił się od udziału, przeczuwając ataki. Jego "Nokturn" "zebrał
najwięcej oburzonych głosów" - podkreśli po latach.
Wtedy właśnie po raz pierwszy "dyskusja" toczy się przez odwołanie się do przykładów
muzycznych wykonywanych w Hali Sportowej przez orkiestrę Poznańskiej Filharmonii
Robotniczej. I do opinii "czynnika społecznego".
- Pogrzeb muzyki polskiej - mówi ktoś w kuluarach.
Ale to nie "Nokturn" jest obiektem najgorętszej krytyki, lecz "Symfonia olimpijska" Zbigniewa
Turskiego. Cechy "nieprzezwyciężonego formalizmu" wytyka się również dziełom Palestra, do
1948 r. wiceprezesa ZKP, który domagał się precyzyjnej definicji realizmu. Po tej konferencji
kompozytor zdecyduje, że czas pozostać na Zachodzie.
Omawiany trzeciego dnia "Nokturn" Sokorski tylko lekko trąca: dzieło wielkiej miary, ale środki
wyrazu formalistyczne.
Te ciągłe hołdy
Po ucieczce artysta opowie w Wolnej Europie i "Kulturze" o wyroku śmierci wydanym na
"Symfonię wiejską" przez Sokorskiego podczas walnego zgromadzenia ZKP w czerwcu 1950 r. -
"Sinfonia rustica" przestaje istnieć! - miał powiedzieć w obecności Chriennikowa.
Te słowa, przytoczone także w autobiografii, powtórzy w swej wydanej w 2001 r. monografii o
Panufniku Beata Bolesławska. A później wielokrotnie komentatorzy w roku obchodów stulecia
urodzin kompozytora.
Protokół nie zawiera takiego sformułowania. Jest żenującym zapisem ujadania na siebie "kolegów"
pod pozorem czujności ideologicznej na oczach spóźnionego na obrady - prosto z Moskwy -
Sokorskiego. Jakby drugi garnitur kompozytorów chciał zająć miejsce pierwszego.
Zagaja Mycielski jako ustępujący prezes. Jego wywód jest mieszanką serwitutów dla władzy i prób
obrony środowiska. "Symfonię wiejską" stawia za wzór zwrotu ku źródłom ludowym.
Poszukiwania Panufnika uznaje za odkrywcze, talent - za wynalazczy.
Kolega P.: problem wynalazczości nie jest ważniejszy niż rola, jaką odegrać może utwór
rzemieślniczo gorszy, lecz zdolny zmobilizować masy. "Nie powinniśmy kadzić kompozytorowi,
jeszcze zanim wyda on swój nowy utwór (...). A taką właśnie atmosferę przyjęło się stwarzać np.
wokół kolegi Panufnika".
Lissa podaje "Symfonię wiejską" i "Suitę polską" Panufnika jako pozytywne przykłady
unarodowienia stylu i zerwania z kosmopolityzmem.
Kolega R. atakuje utwór Lutosławskiego, kompozycje Mycielskiego, a "Suitę polską" piętnuje za
"bezduszność elementu ludowego".
Kolega Ch.: "Sinfonia rustica" wyłamuje się wprawdzie z formalistycznego szablonu, ale nie daje
wystarczającego odbicia nowych czasów.
Inny kolega R. uderza w krakowską "twierdzę formalizmu" (czy ma na myśli Kisiela? ) i w
"hegemonię" wciąż tych samych kilku nazwisk faworyzowanych po wojnie.
Tę myśl podchwytuje P. - demaskuje "klikowość". Zarzuca Lissie, że otoczyła opieką niektórych
kompozytorów kosztem kolegów: "zupełnie nieuzasadnione są te ciągłe hołdy dla Panufnika, który
też ma przecież rzeczy nieudane".
I tak przez cztery dni. Trzeciego wieczoru udają się autokarami - bez Kisielewskiego - do studia
muzycznego radia, by wysłuchać z taśm utworów przywiezionych przez gości radzieckich, a po
przerwie - polskich. Wśród nich - "Symfonii wiejskiej".
Szczere męskie słowa
Na kim więc spoczęło groźne oko Chriennikowa i potępieńcze Sokorskiego? Wiceminister
najpierw gani dotychczasowy zarząd ZKP (zasiada w nim Panufnik) za to, że popadł w
ideologiczną gmatwaninę. Gani środowisko za opieszałość w tworzeniu nowego nurtu. Wśród
przejawów pozytywnych - "nieprzeciętnych, odkrywczych pozycji" - wymienia twórczość
Panufnika. Dalej po nazwisku: Bacewiczówna i Mycielski zatrzymali się w pół drogi...
Perkowski niezdolny do samokrytyki... "A jakże ubogi jest język Lutosławskiego czy tak
cenionego przez nas Panufnika. W swojej Symfonii, którą nazwał >>Rustica<<, autor zrobił
wszystko, by zatracić wieś i emocjonalny wyraz". Właśnie ten moment jako wyrok na
symfonię wspomina Panufnik. "Nie odezwałem się ani słowem".
W podsumowaniu Sokorski chwali kolegów za ducha ofensywy przeciw formalizmowi. "Na
podkreślenie zasługuje męskie, przemyślane przemówienie kol. Panufnika, będące wyrazem
jego wewnętrznych sporów i walk, których świadkami byli uczestnicy wycieczki do Moskwy".
Jeśli owe męskie słowa padły przy okazji relacji z podróży do ZSRR, to ta wypowiedź nie
zachowała się w teczce ZKP.
Chriennikow opublikuje na łamach "Sowietskiego Isskustwa" tekst "Stare i nowe w życiu
muzycznym Europy". Oto jego wrażenia ze zjazdu ZKP streszczone przez "Muzykę":
"...stwierdza, że (...) surowa krytyka, jakiej W. Sokorski poddał formalistyczną twórczość
niektórych kompozytorów polskich, oraz szczera odpowiedź A. Panufnika, przyznającego się
do błędów popełnionych w swojej twórczości, dały początek bardzo ciekawej i owocnej
dyskusji".
Podczas tego zgromadzenia Panufnik ponownie obejmie funkcję zastępcy prezesa. Szefem
ZKP zostanie Witold Rudziński, pochwalony za operę "Janko muzykant".
Oceniając zjazd na łamach "Muzyki", Sokorski wymieni Panufnika w pierwszym szeregu
"frontu ofensywy kompozytorów", jaki skrystalizował się w rezultacie "właściwego
zrozumienia doświadczeń radzieckich". Jednocześnie wezwie go - obok m.in. Lutosławskiego -
do "przezwyciężenia pewnych hamulców": obawy przed utratą indywidualności oraz
nacisków mieszczańskiego środowiska, które jak wędzidła osłabiają możliwości ich talentu.
Nieprawdą jest, że po referacie Sokorskiego "Sinfonia rustica" zniknęła z programów
koncertowych. Jeszcze tego samego lata stanęła do Konkursu Nagród Pokoju w Pradze,
wyznaczona przez Ogólnopolski Komitet Obrońców Pokoju. W przeglądzie wydarzeń w
"Muzyce" można wyczytać, że w 1951 r. autor poprowadził jej wykonanie w Radiu
Węgierskim; w 1953 r. grano ją w Szczecinie. David Tompkins i brytyjski muzykolog Adrian
Thomas przytaczają daty innych wykonań.
Życzliwy kompozytorowi Regamey przyzna, że mało jest w tym utworze "prawdziwego
Panufnika", a tematyka i faktura finału to "koncesja na rzecz klimatu urzędowego".
Ziemia parzy stopy
Powietrze zatrute kłamstwem. Tak Dąbrowska określa atmosferę wczesnych lat 50.: "Wszyscy
kłamią, a ja sama nie wiem już, co się ze mną dzieje, co myślę, co czuję. Ja, prawdziwa, leżę
zdeptana moimi własnymi stopami".
Czy te słowa oddają również ówczesny stan ducha kompozytora? Jest zaufanym partii, "naszym
człowiekiem", jak pisze Głowiński, klaszcze Chriennikowowi na zjeździe i przyklaskuje
zakłamanej rzeczywistości. Wraz z całą salą nagradza brawami postulat kolegi Piotra Rytla: "Niech
sobie Wagner komponuje jak Wagner, ale muzyka Polaka powinna być polska!" oraz jego żądanie,
by sprecyzować ideologiczne wskazówki działalności związku.
Jako członek zarządu współtworzy program pracy ZKP, zgodny z wytycznymi:
Propagować na kursach podstawy estetyki marksistowskiej. Zwalczać nikłość ideową w muzyce i
pesymizm. Wprowadzić zasadę oceny utworu opartą na przesłuchaniu. Związek ma się stać - jak
zapowiada nowy prezes - "grupą uderzeniową" muzyki polskiej.
Gdy formułują te wskazania w czerwcu 1950 r., Kisiel układa przewrotny "Regulamin dla zgnilców,
zgniłków, nadgniłych i przegniłych", w którym opisuje swój pełen dekadenckiego pesymizmu dzień
przetykany rozkładową muzyką, mieszczańsko-rozkładową lekturą i rozkładowym wypoczynkiem.
Komentując w "Tygodniku Powszechnym" dyskusję, której przysłuchiwał się na walnym
zgromadzeniu, zarzuca kolegom, iż jedni dokonywali osobistych porachunków, a inni nabrali wody
w usta.
Rok później Palester pyta w "Konflikcie Marsjasza": "Jakże długo można bez poczucia
najgłębszego poniżenia słuchać tego potoku kłamstw, któremu towarzyszą najszczersze w świecie
spojrzenia?". Jedni wycofują się w milczenie, inni "koncesjami i zelatorstwem politycznym"
opłacają prawo do pewnej swobody.
W swej audycji muzycznej w Wolnej Europie 8 grudnia 1953 r. wprost odniesie się do Panufnika:
chcąc przypodobać się reżimowi, dla zachowania możliwości wyjazdów na Zachód i dla
zaspokojenia swej ambicji pierwszeństwa uprawia propagandę, zatracił hamulce moralne i
wewnętrzną niezawisłość.
"Pewnego dnia z przerażeniem zauważasz, że twoja zdolność krytyczna zaczyna się stępiać - pisał
w "Konflikcie Marsjasza" - ale ponieważ zdajesz sobie sprawę, że to ona właśnie pozwalała ci
zachować dotychczas resztki równowagi - zatem ziemia zaczyna ci parzyć stopy".
Konflikt Marsjasza z Apollinem o trudną sztukę gry na fletni jest konfrontacją sposobów
pojmowania uczciwości. Panufnik przyzna po ucieczce, że jego sytuacja - artysty pod presją
polityki - stawała się nie do zniesienia. Czy zadawał sobie pytania o czystość własnego tonu?
Tymczasem wiosną 1950 r. Zygmunt Mycielski wycofuje się z prezesury ZKP. Wkrótce zrezygnuje
z pisania dziennika, bo czuje, że słowo "może być z powrotem wpychane do gardła".
Horroryzacja i heroizacja
Panufnik wspomina, że przesłuchiwana w Katowicach jego "Uwertura bohaterska" wywołała
wyreżyserowany atak i została wyklęta przy milczącej zgodzie kolegów. Prywatnie wyrazili
autorowi współczucie.
Palester napisze, że podczas tych procedur sprytnie dobrana grupa ignorantów strzępi języki na
tematy zgoła nieuchwytne.
Przesłuchanie "Uwertury bohaterskiej" oraz "Koncertu gotyckiego" w wykonaniu Orkiestry
Filharmonii Warszawskiej odbyło się 16 maja 1952 r. W sprawozdaniu ani śladu nagonki. Lissa:
"Uwertura..." jest pełna wyrazu, jednolita, wstrząsająca, a "Koncert..." stanie się szlagierem.
Kompozytor Alfred Gradstein stawia go za przykład muzyki "jak najbardziej realistycznej".
Cztery miesiące później odbywa się w Krakowie przesłuchanie jednej z symfonii Kisielewskiego.
Lissa ją miażdży: wpływy Strawińskiego, niejednolita, nużąca, nie przekonuje słuchacza... Tę
opinię "dyskutanci potwierdzili zgodnie".
Głowiński stwierdza, że Panufnik w autobiografii uległ pokusie "horroryzacji komunizmu" i
heroizacji własnej osoby.
Kantata dla diabła
Warto żyć dla córeczki. "Dla dobra mojego nienarodzonego dziecka musiałem podporządkować się
wszelkim poleceniom"; "czarująca mała Oonagh (...) wynagradzała wszystkie straty".
W Pekinie, przed koncertem dla Mao, uzyskuje połączenie telefoniczne z Warszawą. Scarlett,
kąpiąc córkę, dostała ataku epilepsji, ośmiomiesięczna Oonagh nie żyje.
Tego wieczoru Panufnik dyryguje. Wyzna po latach, że ogłuszony nieszczęściem mógłby wtedy
poprowadzić nie tylko "Poemat o Stalinie", lecz także kantatę dla samego diabła.
Dąbrowska: "Scarlett w podejrzanych okolicznościach utopiła dziecko (...). Umorzono jakoś tę
sprawę bardzo wyglądającą na dzieciobójstwo". Autorka monografii o Panufniku przywołuje
komentarz drugiej żony kompozytora: "gdyby miał choć cień wątpliwości co do winy Scarlett, już
nigdy nie zamieniłby z nią słowa".
Skrócił pobyt w Chinach. Trzyma teraz bladą żonę za ręce, milczą.
Czuje się jałowy, martwy. "Nie miałem siły, by walczyć z systemem (...). Musiałem wytrwać, niby
wiewiórka gromadzić pieniądze na nasz chleb powszedni (bez masła). (...) Ale teraz byłem tylko
kukłą kompozytora".
Scarlett odegra ważną rolę w jego ucieczce. W marcu 1954 r. wyjedzie do chorego ojca do
Londynu. Skontaktuje się stamtąd z Regameyem i pianistą Witoldem Małcużyńskim. Z Zurychu
nadejdzie do Warszawy zaproszenie dla Panufnika na nagrania radiowe.
Ich związek nie wytrzyma kolejnej próby: walki o koncerty na zachodnim rynku, braku mecenatu
państwa, smaku powszedniego chleba - teraz naprawdę bez masła. Rozwiodą się w 1958 r.
Iwaszkiewicz muzyki polskiej
Po ucieczce Panufnik zakwestionuje mit dostatku artystów w państwach komunistycznych. Stawka
za symfonię to równowartość dwumiesięcznego zaledwie utrzymania, napisze w "Kulturze". Nieco
wcześniej na tych samych łamach Miłosz pisał po zerwaniu z rządem warszawskim o świetnej
pozycji twórcy w tych krajach: niebotycznych zarobkach, mieszkaniach... Palester wyraził się
dosadnie: to potężne środki korupcji, którymi głaska się nową arystokrację, by stanowiła użyteczne
narzędzie.
Panufnik powie, że był pod presją polityki kija i marchewki. Kij nie był znów taki dolegliwy,
zauważa Tompkins, a obfitość marchewek mile widziana.
Dwupokojowe mieszkanie na Mokotowie dostaje wiosną 1950 r., "po zaledwie kilku tygodniach od
złożenia podania". Na zakończenie delegacji w ZSRR przyjęcie w atmosferze "prawdziwej kultury i
wykwintu". Do Chin podróżuje luksusowym pociągiem, ze specjalnym wagonem, w którym mieści
się gabinet lekarski i salon radiowy. Miodowe tygodnie ze Scarlett spędza w ośrodku rządowym
nad Bałtykiem. Ale jest niezadowolony: hałas i tłok. I znów rozdrażnienie po powrocie z Chin. Nie
przysłano na Okęcie samochodu. Musi dźwigać "ciężką walizę pełną nut i wieczorowych strojów
do przepełnionego autobusu".
Znikome trudy wobec codzienności zwykłych ludzi. Gdy Panufnik zapoznawał się z życiem w
Rosji, Dąbrowska studiowała życie robotników w Zakładach Produkcji Urządzeń Przemysłowych
przy ulicy Kolejowej. Zanotowała zarobki: robotnik - 10 tys. zł. Nagroda za "Symfonię wiejską"
wynosiła 250 tys. zł.
Palester przywita kompozytora w Wolnej Europie przyjacielsko i doceni wagę jego decyzji:
zamianę "świetnego dobrobytu" na niepewny los uchodźcy w poszukiwaniu wolności. Ten wybór
"rehabilituje w pełni człowieka", stwierdzi na antenie. "Nie mamy (...) prawa sądzić osoby, której
istotnych, głębokich pobudek nie znamy".
Także londyński "Orzeł Biały" przyjmie życzliwie "Iwaszkiewicza muzyki polskiej". Dla emigracji
to nazwisko oznacza esencję serwilizmu.
Idzie nowe
Werblan: - "Iwaszkiewicz muzyki polskiej", ale z pewną różnicą. Iwaszkiewicz miał większą
świadomość tego, co się w Polsce dzieje, szersze horyzonty polityczne. Robił wiele, żeby chronić
środowisko, ratować "substancję", pewne wartości ocalić. Panufnik w latach 50. kierował się
doraźnymi własnymi interesami, a kiedy zorientował się, że to zmierza ku końcowi, bo idzie jakaś
wielka zmiana - wybrał Zachód.
Trzeba pamiętać, czym był rok 1954. Dla człowieka myślącego stało się oczywiste, że idzie nowe -
wspomina. - Już w kwietniu 1953 r. dochodzą z ZSRR szokujące informacje - zwalniają z więzienia
aresztowanych w sprawie tzw. spisku lekarzy kremlowskich i aresztują ministra spraw
wewnętrznych, który ich zamknął. O tym piszą gazety. Znika z artykułów w moskiewskiej
"Prawdzie" nazwisko Stalina. I nie ma go w hasłach ogłaszanych na 1 Maja przez KC KPZR!
Codziennie kupuję "Prawdę", która przychodzi z opóźnieniem jednej doby, i czytam między
wierszami. Kiedy latem 1953 r. aresztują Berię, już wiadomo, że zmiany są serio. Sprawa Berii
załamuje dominację służb bezpieczeństwa nad życiem. Za tym idą zjawiska w kulturze, wszędzie
czuje się świeży powiew.
Sądzę, że Panufnik obawiał się, iż odwilż może przynieść rozrachunek także z nim - przypuszcza. -
Był pieszczochem władzy i teraz bał się, że stanie się przedmiotem nagonki i potępienia. Być może
uciekł, by tego uniknąć.
Groza ściska gardło
Wśród motywów swej decyzji Panufnik podkreśla w liście do Giedroycia rolę lektury
"Zniewolonego umysłu" Miłosza jako katalizatora. Subtelnej analizy uwikłania artysty w Nową
Wiarę kompozytor nie odbierał jednak jako obrazu klinicznego własnej choroby. Nowa Wiara nie
była dlań silną intelektualną pokusą.
W głośnym opowiadaniu z 1955 r. "Nim będzie zapomniany" Kazimierz Brandys buduje bohatera
negatywnego, Wejmonta, z czterech postaci: Miłosza, Panufnika, Palestra oraz Stanisława Jerzego
Leca.
Co, prócz dramatycznej ucieczki w odstępie trzech lat, łączy postawy Miłosza i Panufnika?
Przedwojenny wstręt do wrzasku doktryn totalitarnych. Kompozytor ze zgrozą oglądał anszlus
Austrii w 1938 r.
Obaj krążą ulicami okupowanej Warszawy. Obaj sceptyczni wobec ofiary krwi (brat Panufnika
pójdzie na barykady i zginie). Ich drogi przecinają się na wieczorach literackich u Iwaszkiewicza. I
w kawiarniach U Aktorek i SiM, gdzie Panufnik z Lutosławskim występują w duecie na dwa
fortepiany.
Obaj wierni powołaniu artysty. Na gruzach Europy Panufnik dźwiga jej ducha, grając z
przyjacielem aranżacje m.in. Mozarta, Bacha, Ravela, Szymanowskiego (choć jest na czarnej
liście), i zakazanego Żyda Gershwina. Miłosz przywraca zdeptane wartości w pełnej głębi
okupacyjnej korespondencji z Jerzym Andrzejewskim; groza "Uwertury tragicznej" ściska gardło.
Polsce Ludowej obaj mają użyczać kulturalnego splendoru. I już wysuwa się ku nim ręka z przynętą
i obrożą. Jeden typowany jest na gwiazdę poezji, której gejzer ma trysnąć z socjalistycznej rury.
Drugi ma być ambasadorem komunistycznej Polski.
Miłosz odmówi pisania płatnych hymnów. Nie kupi "spokoju" za cenę wyrzeczenia się prawdy. Nie
napisze ani jednego socrealistycznego utworu. Wyjaśnia po ucieczce w "Kulturze" przyczyny
odmowy: "niemożność, sięgająca daleko w głąb do moich odruchów etycznych, religijnych i
estetycznych".
Panufnik na tych samych łamach, trzy lata później: "Jedną z najpotworniejszych cech całego
systemu jest [to], że wyzwala on w człowieku najgorsze instynkty, a przede wszystkim
tchórzostwo". Ta uwaga dotyczy jego kolegów.
W autobiografii podaje jeszcze jeden motyw ucieczki. Nie chodziło mu tylko o zyskanie swobody
twórczej. Uważał, że "ktoś musi uczulić Zachód na cierpienia Polaków". Chciał "oddać kolegom
przysługę", opisać ich kondycję i wywołać nacisk świata na reżim.
Poeta i kompozytor spotkają się 21 grudnia 1954 r. na wieczorze dyskusyjnym w Paryżu.
Opowiedzą o niewoleniu umysłów. A w Polsce będą nad nimi odprawiane egzorcyzmy.
Dałeś radę życiu
W wywiadzie udzielonym miesiąc przed ucieczką w Krakowie, gdzie nagrywał dla radia "Symfonię
pokoju", czuje się oddech odwilży. To inny Panufnik. Mówi, że "ostatnie lata naszej polityki
kulturalnej nie były wolne od błędnych posunięć". Jest czerwiec 1954 r.
Jeszcze rok wcześniej recenzent "Przeglądu Kulturalnego" zlustrował jego twórczość z rewolucyjną
gorliwością. Zarzucił jej nadmierną nastrojowość i brak jednoznaczności wyrazu; dopiero
"Symfonia pokoju" stanowi zasługę, której nikt autorowi odebrać nie może. Panufnik rokuje dobrze
- orzeka gazeta - w jego ewolucji widać "znamiona postępowe".
Powiew liberalizacji w 1954 r. artysta wspomina jako pozór, pułapkę zastawioną przez władze, by
wytropić, "kto z uwięzionych odważy się odetchnąć świeżym powietrzem". Wystąpienie
Sokorskiego w kwietniu na przełomowej sesji Rady Kultury i Sztuki, podczas której minister
ogłosił odwrót od schematyzmu i dał przyzwolenie na indywidualne poszukiwania artystyczne,
Panufnik zinterpretował wówczas jako mistyfikację. A przecież sam wkrótce pozwolił sobie na
słowa niebywałe, jakich publicznie nie śmiałby wypowiedzieć jeszcze pół roku wcześniej.
Zwrot przyjął z największym uznaniem, mówi w czerwcu w wywiadzie udzielonym Lucjanowi
Kydryńskiemu. Nigdy nie zrezygnował z eksperymentowania, bez którego niemożliwy jest rozwój
indywidualności. Przyznaje, że wśród jego kompozycji są i takie, które zaprzeczają jego słowom,
lecz to margines. Z własnych utworów ceni najbardziej "Nokturn", "Kołysankę", "Uwerturę
tragiczną". Wymienił dzieła niemieszczące się w socrealistycznym kanonie.
Już upomniał się o "Kołysankę" Bristiger. Miesiąc przed wystąpieniem Sokorskiego pisał, że po
okresie sprzecznych sądów krytyki zapanowała wokół muzyki Panufnika cisza. Byłoby źle
pozostawić następnemu pokoleniu "cierpką radość spóźnionego odkrycia" jego twórczości.
Pod wpływem tego tekstu Mycielski pisze do przyjaciela: "Przepraszam cię za wszystkie kretyńskie
morały muzyczne, którymi poważałem się obsypywać Cię od pewnego czasu, że niby Kołysanka,
Tragiczna, 5 pieśni, to tak, a potem nie - itd. (...) Słyszałem III G. >>Symf. Pokoju<< w Hali
Mirowskiej, w tej kupie, tłumie ludzi - i to jest wspaniałe. (...) A ja się pomyliłem, bo mi wyszedłeś
nie całkiem taki, jakiego ja sobie wyobrażałem w 1946 i 7. Ale to ty dałeś radę życiu, a nie ono
tobie".
W rozmowie z Kydryńskim Panufnik rozluźniony, jakby wreszcie oswobodził się z gorsetu. Ostro
polemizuje z Drobnerem, tym samym, który namawiał go do współpracy z nową władzą. Teraz
Drobner na zjeździe kompozytorów zarzuca im niedojrzałość ideologiczną, chce hamować
liberalizację. To skandaliczna wypowiedź - komentuje żywo Panufnik.
Nowy język, świeży ton. Marsjasz odzyskał swoją fletnię.
Fuga
Bagaż niewielki, tylko partytury. List do Mycielskiego: "wybacz, że ci nic nie mówiłem". Przed
wyjściem z apartamentu przy Wareckiej - na zawsze - układa w efektowny wzór medale. Dla
bezpieki. I już lotnisko.
Na podstawie raportów MSW Danuta Gwizdalanka stwierdza, że ekscytujące sceny pogoni opisane
w autobiografii rozegrały się w wyobraźni kompozytora. Polska placówka była kompletnie
zaskoczona jego zniknięciem.
Głowiński, wówczas student, w sali Operetki Warszawskiej czeka na rozpoczęcie koncertu. W
programie "Divertimento" Panufnika. Nagle zapowiedź zmiany: zagrają uwerturę do "Wesela
Figara". Oklaski. Koleżanka tłumaczy: - Nie wiesz? Przecież Panufnik wybrał wolność!
- To były oklaski potępienia - mówi profesor - dezaprobaty, że ten - jak uważano - lizus i faworyt
reżimu uciekł.
Po Warszawie krąży zagadka: Jaki jest ostatni utwór Panufnika? Fuga na organy bezpieczeństwa.
(fuga, kunsztowna struktura muzyczna, oznacza również po łacinie ucieczkę).
Dąbrowska: "Każdy, kto mówi o tej ucieczce Panufnika, potępia, lecz z >>niezdrowym<< błyskiem
radości w oczach. (...) Kiedy się pomyśli, że zasadniczym elementem życia w kraju jest
monstrualna nuda, to się rozumie nawet Panufnika".
Jadowity odwet władzy
W czerwcu wytypowany do odznaczenia Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, teraz
oskarżony o zdradę ojczyzny.
Mówi w londyńskim Klubie Białego Orła, że nie zamierza zajmować się polityką, która "w postaci
przymusowej działalności propagandowej" dokonała wyrwy w jego życiu.
Lipiec, "Figaro Littéraire": "polski Szostakowicz" zadał władzy komunistycznej najcięższy cios od
czasu ucieczki Miłosza.
"Kierownicy polityki muzycznej w Polsce posiadali w postaci Panufnika bardzo mocny atut, zdolny
być może do zrehabilitowania całej koncepcji sztuki kierowanej" - napisze Regamey.
Rośnie kakofonia nienawiści. W sierpniu Jerzy Broszkiewicz publikuje tekst "O dezerterze".
Kłamał, składając podania o stypendia i dewizy, "tracił wszelką moralność - nie wiem, czy szafował
słowami >>honoru<< tak hojnie jak niegdyś Monsieur Tcheslav Milosz - ale że honor tracił, to
pewne".
Jadowity odwet władzy uderza w kolegów Panufnika, Tadeusz Baird nie wyjedzie na stypendium
do Paryża.
"Koledzy, dla których był dużą konkurencją, mają bardzo złe wobec niego nastawienie - zanotuje
Mycielski dwa lata później. - Zagryźliby go tutaj teraz".
Jego nazwisko i twórczość otoczy milczenie aż do zdjęcia zapisu cenzorskiego w 1977 r., lecz nie
tak głuche, jak to przedstawił w autobiografii, a powtarzają dziś komentatorzy. Gwizdalanka
przytacza kilkanaście wykonań jego utworów po Październiku do lat 60., pozytywne wzmianki w
prasie oraz dwie noty w literaturze muzykologicznej. Mógłby mieć satysfakcję, gdyby dotarła do
jego rąk recenzja z poznańskiego koncertu w 1959 r. i te słowa o "Nokturnie": "wyraz szczytowych
osiągnięć polskiej muzyki współczesnej".
Komponując siebie
Nie spełniły się przepowiednie, że talent Panufnika będzie "próchnieć na dezerterskim szlaku".
Przyjechał do Polski w 1990 r., krótko przed śmiercią, triumfalnie. Na festiwalu Warszawska Jesień
zabrzmiało 11 jego utworów. Nie udzielał wywiadów. Oświadczył tylko, że opuścił kraj z powodów
politycznych.
O jego motywach można było przeczytać w polskim wydaniu autobiografii - autoryzowanym
przekładzie zatytułowanym "Andrzej Panufnik o sobie". Inaczej niż angielski oryginał: "Composing
Myself" - komponując siebie.
Po lekturze Kydryński napisał gorzki tekst "Lepsi są ci, co wracają...". Wielką galę na cześć
Panufnika wywracał na nice i pokazywał podszewkę: krzywy obraz lat stalinowskich.
Na konferencji, która w stulecie urodzin artysty odbyła się niedawno w Warszawie, jeden z
referatów dotyczył jego "sztuki polemiki z reżimem". Opierając się na artykule Panufnika w
"Kulturze", prelegent opisał metody wprzęgania twórców w komunistyczną machinę
propagandową. Jako przykłady jego "polemiki" przywołał liczne utwory przepojone polskim
duchem narodowym i religijnym. Skomponowane w Anglii. Otrzymał podziękowania za wnikliwe
przedstawienie bezkompromisowej postawy Panufnika.
Cytaty z "Autobiografii" Andrzeja Panufnika (Warszawa 2014) w przekładzie Marty Glińskiej.
BIBLIOGRAFIA
Archiwalia
Archiwum Związku Kompozytorów Polskich - Warszawa - protokół z V Walnego Zjazdu ZKP 16-
19 VI 1950 r., sygn. 12/5
Książki
Beata Bolesławska, "Panufnik", Kraków 2001
Maria Dąbrowska, "Dzienniki 1914-1965", tom VI, 1948-1949; tom IX, 1953-1955, Warszawa
2009
Mieczysław Drobner, "Wspomnienia o początkach życia muzycznego w Polsce Ludowej 1944-
1946", Kraków 1985
Barbara Fijałkowska, "Polityka i twórcy (1948-1959)", Warszawa 1985
Jerzy Giedroyc, Konstanty A. Jeleński, "Listy 1950-1987", wybrał, oprac. i wstępem opatrzył
Wojciech Karpiński, Warszawa 1995
Jerzy Giedroyc, Juliusz Mieroszewski, "Listy 1949-1956", wybrał i wstępem poprzedził Krzysztof
Pomian, przypisami i indeksami opatrzyli Jacek Krawczyk i Krzysztof Pomian, szkicem o
Mieroszewskich i Mieroszewskim uzupełnił Piotr Wandycz, Warszawa 1999
Jerzy Giedroyc, Czesław Miłosz, "Listy 1952-1963", oprac. i wstępem opatrzył Marek Kornat,
Warszawa 2008
Danuta Gwizdalanka, "Trzy postawy wobec totalitaryzmu. Roman Palester - Andrzej Panufnik -
Witold Lutosławski", w: "Muzyka i totalitaryzm", pod red. Macieja Jabłońskiego i Janiny
Tatarskiej, Poznań 1996
Michał Głowiński, "Pochwała bohaterskiego oportunizmu. Epizod socrealistyczny w biografii
Andrzeja Panufnika", w tegoż: "Rytuał i demagogia. Trzynaście szkiców o sztuce zdegradowanej",
Warszawa 1992
Jarosław Iwaszkiewicz, "Dzienniki", pod red. Andrzeja Gronczewskiego, tom I, 1911-1955; tom III,
1964-1980, Warszawa 2007, 2011
Jagoda Jędrychowska [Kazimiera Kijowska], "Rozmowa z Romanem Palestrem", w tejże: "Widzieć
Polskę z oddalenia", Paryż 1988
Tadeusz Kaczyński, "Andrzej Panufnik i jego muzyka", Warszawa 1994
Stefan Kisielewski, "Abecadło Kisiela", Warszawa 1990
Stefan Kisielewski, "Dzienniki", Warszawa 2001
Stefan Kisielewski, "Sprzysiężenie", Kraków 1946
Czesław Miłosz, "Korespondencja z Jerzym Andrzejewskim", w: tegoż, "Zaraz po wojnie.
Korespondencja z pisarzami 1945-1950", przypisy Aleksander Fiut, Kamil Kasperek, Kraków 2007
Zygmunt Mycielski, "Dziennik 1950-1959", Warszawa 1999
Zofia Nałkowska, "Dzienniki 1945-1954", oprac., wstęp i komentarz Hanna Kirchner, Warszawa
2000
Jan Nowak-Jeziorański, "Listy 1952-1998", wybór, oprac. i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2001
Andrzej Panufnik, "Autobiografia", przełożyła Marta Glińska, posłowie Camilli Jessel Panufnik,
przełożyła Beata Bolesławska-Lewandowska, Warszawa 2014
Violetta Wejs-Milewska, "Radio Wolna Europa na emigracyjnych szlakach. Gustaw Herling-
Grudziński, Tadeusz Nowakowski, Roman Palester, Czesław Straszewicz, Tymon Terlecki",
Kraków 2007
Czasopisma
"II Zjazd Kompozytorów i Krytyków Muzycznych w Pradze", "Ruch Muzyczny" 1948, nr 13/14
"V Zjazd Związku Kompozytorów Polskich w Warszawie. Przemówienie prezesa Zygmunta
Mycielskiego", "Muzyka" 1950, nr 3/4
(n), "Życie kulturalne w kraju i na obczyźnie. Niezłomność w muzyce", "Orzeł Biały" 1954, nr 30
(629)
(n), "Życie kulturalne w kraju i na obczyźnie. W obcym radio, filmie, nauce, muzyce", "Orzeł
Biały" 1954, nr 31 (630)
"Konferencja kompozytorów w Łagowie Lubuskim w dniach od 5 VIII do 8 VIII 1949 - protokół",
"Ruch Muzyczny" 1949, nr 14
"Kronika", "Ruch Muzyczny" 1948, nr 15/16
"List otwarty muzyków polskich", "Muzyka" 1950, nr 6
"Manifest", "Ruch Muzyczny" 1948, nr 13/14
"Muzycy w walce o pokój. Artyści rozszerzajcie front walki o pokój! List otwarty do muzyków za
granicą", "Muzyka" 1950, nr 5
"Protokół z dyskusji na I przesłuchaniu sekcji pieśni masowej ZKP", "Muzyka" 1950, nr 6
"Przegląd prasy", "Ruch Muzyczny" 1948, nr 1 [dyskusja się o polskiej pieśni masowej]
"Przegląd Prasy", "Ruch Muzyczny" 1948, nr 7
"Przesłuchania dyskusyjne", "Muzyka" 1950, nr 6, nr 7/8
"Przesłuchania dyskusyjne", "Muzyka" 1953, nr 3/4
"Sprawozdanie z obrad V Walnego Zgromadzenia Związku Kompozytorów Polskich, które odbyło
się w Warszawie w dniach 16-19 czerwca 1950 r.", "Muzyka" 1950, nr 5
Big Ben [Stefania Kossowska], "W Londynie", "Wiadomości" 1954, nr 45 (449)
Michał Bristiger, "Rozważania bez hagiografii nad twórczością Andrzeja Panufnika", "Przegląd
Kulturalny" 1954, nr 10
Jerzy Broszkiewicz, "O dezerterze", "Przegląd Kulturalny" 1954, nr 32
Collector [Juliusz Sakowski], "W oczach Zachodu", "Wiadomości" 1954, nr 35 (439)
Collector [Juliusz Sakowski], "W oczach Zachodu", "Wiadomości" 1954, nr 46 (450)
Tichon Chriennikow, "O nowe drogi twórczości muzycznej", "Ruch Muzyczny" 1948, nr 18
Mirosław Dąbrowski, „ »Mazowsze « w Chińskiej Republice Ludowej”, „Muzyka” 1954, nr 1/2
Konstanty I. Gałczyński, "Słuchając Symfonii Pokoju Andrzeja Panufnika", "Przekrój" 1951, nr 327
Danuta Gwizdalanka, "Andrzeja Panufnika życiorys własny", "Ruch Muzyczny" 1988, nr 12-17
Danuta Gwizdalanka, "Ucieczka z państwa grozy. O wyjeździe Andrzeja Panufnika z Polski",
"Ruch Muzyczny" 2014, nr 7
Rom. Haub. [Roman Haubenstock], "Pieśni walki podziemnej", "Ruch Muzyczny" 1948, nr 3
Stefan Jarociński, "Sylwetki twórców. Andrzej Panufnik", "Przegląd Kulturalny" 1953, nr 15
Kisiel [Stefan Kisielewski], "Pustogłowie", "Tygodnik Powszechny" 1947, nr 47
Stefan Kisielewski, "Życie muzyczne. Zgon Tomasza Panufnika", "Tygodnik Powszechny" 1951, nr
40
Stefan Kisielewski, "Życie muzyczne", "Tygodnik Powszechny" 1947, nr 47
St. Kołodziejczyk, "Plenum Związku Kompozytorów Polskich", "Przegląd Kulturalny" 1953, nr 13
Irena Kozielska, "Hymn Partii Zjednoczonej. Rozmowa z Andrzejem Panufnikiem", "Echo" 1948,
nr 339
Zofia Kozarynowa, "Osiem lat w Warszawie", "Wiadomości" 1956, nr 48 (556)
Jerzy Kurtyluk, „Kronika muzyczna Warszawy. »Symfonia Pokoju « Andrzeja Panufnika”, „Kurier
Codzienny” 1951, nr 149
Lucjan Kydryński, "Lepsi są ci, co wracają Niemuzyczne refleksje po Warszawskiej Jesieni",
"Przekrój" 1990, nr 2363
Lucjan Kydryński, "Osiem odpowiedzi Andrzeja Panufnika", "Od A do Z" 1954, nr 23(180)
Zofia Lissa, "Sprawozdanie z konkursu na polską pieśń masową", "Ruch Muzyczny" 1948, nr 17
Jerzy Lovell, "Winien zdrady narodu...", "Życie Literackie" 1954, nr 135
Stefania Łobaczewska, "Dr Z. Lissa: Aspekt socjologiczny w polskiej muzyce współczesnej",
"Ruch Muzyczny" 1948, nr 22
Władysław Malinowski, "O socjalistycznym realizmie w muzyce", "Twórczość" 1993, nr 1
Tadeusz Mazurkiewicz, "Z Filharmonii Stołecznej. IX Koncert symfoniczny. Andrzej Panufnik -
Stanisław Szpinalski", "Kurier Codzienny" 1949, nr 310
Zbigniew Mitzner, "Dwa listy ", "Świat" 1954, nr 37
Krzysztof Muszkowski, "Okoliczności ucieczki Andrzeja Panufnika do Wielkiej Brytanii",
"Archiwum Emigracji. Studia - Szkice - Dokumenty" 2006, z. 1-2 (7-8)
Roman Palester, "Konflikt Marsjasza", "Kultura" 1951, nr 7/8
Andrzej Panufnik [skrót wypowiedzi zamieszczonej w czasopiśmie "Ogoniok" nr 26, 26 VI 1950],
"Muzyka" 1950, nr 3/4
Andrzej Panufnik, "Moje wrażenia muzyczne z ZSRR", "Nowa Kultura" 1950, nr 15
Andrzej Panufnik, "Pokój można obronić", "Przegląd Kulturalny" 1953, nr 1
Andrzej Panufnik, "Refleksje z jeszcze jednego konkursu międzynarodowego", "Przegląd
Kulturalny" 1954, nr 3
Andrzej Panufnik, "Wrażenia belgijskie", "Przegląd Kulturalny" 1953, nr 43
Andrzej Panufnik, "Życie muzyczne w dzisiejszej Polsce", "Kultura" 1955, nr 1/2
W. Pawłowski, "Rozmowa z Andrzejem Panufnikiem", "Ruch Muzyczny" 1949, nr 10
Jerzy Pietrkiewicz, Andrzej Panufnik, "Trzy rozmowy", "Kultura" 1980, nr 6
Konstanty Regamey, "Andrzej Panufnik", "Kultura" 1954, nr 11
Konstanty Regamey, "Międzynarodowy festiwal w Amsterdamie", "Ruch Muzyczny" 1948, nr
15/16
Witold Rudziński, "Program pracy Związku Kompozytorów Polskich", "Muzyka" 1950, nr 3/4
Alina Sawicka, "Przesłuchania dyskusyjne (materiał sprawozdawczy)", "Muzyka" 1953, nr 3/4
Włodzimierz Sokorski, "Formalizm i realizm w muzyce", "Ruch Muzyczny" 1948, nr 23/24
Włodzimierz Sokorski, "O realistyczny warsztat twórczości", "Muzyka" 1950, nr 3/4
Krystyna Tarnawska-Kaczorowska, "Andrzej Panufnik i fletnia Marsjasza", "Kultura Niezależna"
1990, nr 65
Adrian Thomas, "File 750. Composers, Politics and the Festival of Polish Music (1951)", "Polish
Music Journal" 2002, vol. 5, nr 1
David G. Tompkins, "Composing for and with the Party: Andrzej Panufnik and Stalinist Poland",
"The Polish Review" 2009, vol. 54, nr 3
Inne
Beata Bolesławska-Lewandowska, "Andrzej Panufnik - Zygmunt Mycielski: muzyczna przyjaźń z
żelazną kurtyną w tle" - sesja i panel dyskusyjny poświęcone twórczości Andrzeja Panufnika w 100.
rocznicę urodzin - Instytut Muzykologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, czerwiec 2014
http://zkp.krakow.pl/wp-content/uploads/2014/07/Beata-Boles%C5%82awska-Lewandowska-
Mycielski-Panufnik.pdf
http://ninateka.pl/kolekcje/panufnik/muzyka
http://www.panufnik.polmic.pl/index.php/pl
Paweł Kotla, "Andrzej Panufnik: sztuka polemiki z reżimem", referat wygłoszony podczas
Międzynarodowej Konferencji Naukowo-Artystycznej "Andrzej Panufnik i jego wizja muzyki",
Warszawa 24-26 września 2014