Ćwiczenia z niemożliwego Magdalena Grochowska ebook

background image
background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Bookarnia Online

.

background image

Magdalena Grochowska

Ćwiczenia z niemożliwego

Fragment

background image

3/67

background image

...TO oznacza natknięcie się na kamienny mur,

i zrozumienie, że ten mur nie ustąpi żadnym

naszym błaganiom.

z wiersza Czesława Miłosza

background image

Dla J.

background image

Wstęp

Książka Magdaleny Grochowskiej Ćwiczenia z niemożliwego
stanowi trzecią część niezwykłego cyklu jej opowieści o dylematach
polskiej inteligencji dwudziestego wieku (po Wytrąconych
z milczenia
i biografii Jerzy Giedroyc. Do Polski ze snu). Cykl –
chyba niezamierzony – układa się w wielogłos o splątanych pol-
skich losach.

To losy ludzi całkiem odmiennych. Obok Jerzego Giedroycia,

twórcy i redaktora „Kultury” paryskiej – Zygmunt Wojciechowski,
twórca i szef Instytutu Zachodniego w Poznaniu; obok księdza
Jana Ziei, kapłana katolickiego i chrześcijanina ekumenizmu
doskonałego – Józef Kuśmierek, komunista epoki okupacji,
niespokojny duch PRL i w końcu zawzięty krytyk dyktatury. A poza
tym: Władysław Hasior i Józef Czapski, Jerzy Andrzejewski
i Jarosław Iwaszkiewicz, Leopold Unger i Leopold Tyrmand, poeci
czasu okupacji (Baczyński, Gajcy, Trzebiński), a z drugiej strony
Czesław Miłosz.

Bohaterowie tych szkiców są osobowościami wybitnymi; wszys-

tkich cechuje swoista odwaga i nonkonformizm, choć bywa to
odwaga ludzi koniunkturalnych i nonkonformizm konformistów.

background image

Każdy z nich jest po swojemu zatroskany: o Polskę, o wolność

i godność, o świat ludzkich wartości, chociaż pojmowanych
inaczej.

Rozmaite były ich wybory: między rozsądkiem przetrwania

a poczuciem powinności uczestnictwa w zbrojnej konspiracji
(poeci lat wojny); między emigracją „niezłomną” (Aniela
Mieczysławska) a emigracją „racjonalną” (Giedroyc); między emig-
racją a krajem (Miłosz, Andrzejewski); między akceptacją PRL
motywowaną duchem endecji (Wojciechowski) a akceptacją
ideowego, niepokornego komunisty (Kuśmierek); między kon-
formizmem politycznym wybitnego artysty (Iwaszkiewicz, Hasior)
a nonkonformizmem obywatelskim charyzmatycznego kapłana
(Zieja).

Szkice cechuje dystans, lecz także życzliwa empatia; autorka

chce opowiedzieć prawdę o tych ludziach, prawda zaś nigdy nie
jest czarno-biała. Magda nie jest bezkrytyczna, ale nie jest też
złośliwie lustratorska; dostrzega wzloty i upadki, ale nie poszukuje
„haków”, by dekonstruować swego bohatera.

Pisze piękną polszczyzną; jej język tworzy mowę jasną i czystą.

Szkice nie są powleczone ani wazeliną, ani żółcią – są wzorem rz-
etelności pisarskiej i prawdomówności. Autorka pyta o wartości
i sens naszych zachowań; także naszych reakcji na zachowanie
bliźnich. Tu znajdujemy objaśnienia wielu niezrozumiałych pol-
skich pułapek. Zarówno te pułapki, jak i te pytania składają się na
nową jakość: wielki namysł nad kształtem polskości.

Jest w niej miejsce dla szlachetnego konformisty, dla uczciwego

komunisty i uczciwego endeka. Wiele tu polskiego heroizmu, ale
też podłości zarówno w wersji komunistycznej, jak i endeckiej; za-
kłamania, tchórzostwa, nietolerancji, antysemityzmu.

Magda nikogo lekkomyślnie nie stygmatyzuje – próbuje rozu-

mieć nas wszystkich.

Bowiem to jest Polska właśnie...

Adam Michnik

7/67

background image

Stoję na rynku nienajęty

Jan Zieja, świadek Boga.

Pomiędzy komunizmem a nacjonalizmem

Postać jak z obrazów El Greca: w anarchii linii pionowych, w locie
ku górze. Nieważka, bo niesie ją szaleństwo. Pnie się i wznosi, za
chwilę przebije ramę obrazu. Uderza intensywność spojrzenia.
Chudość, ascetyczność, prostota. Nazywany prorokiem. Co to
znaczy?

„Mówił o miejscu człowieka w świecie i historii, o sensie ludzkiej

egzystencji i o obecności Boga w dziejach ludzkości – Jerzy Turow-
icz, wieloletni redaktor naczelny «Tygodnika Powszechnego»,
wspominał kazanie, jakie ksiądz Jan Zieja wygłosił niedługo po
wojnie dla grupy młodych publicystów katolickich. – Rozwijał
przed nami jakąś potężną, kosmiczną wizję”.

„Jasiu” – pisał doń kardynał Stefan Wyszyński i pokornie prosił

o spowiedź. Ale też słał z urzędu prymasa listy władcze i lodowate.
Zieja – radykał i anarchista – rozsadzał przestrzeń obrazu,

background image

sprawiając Kościołowi kłopot. Jego definicja „praktykującego
chrześcijanina” z 1962 roku wywołałaby również dziś zakłopotanie
kościelnych rygorystów: „Nie ten, kto «chodzi do kościoła» lub
«przyjmuje sakramenta» – to wszystko może mylić – ale ten, kto
«czyni prawdę w miłości»”.

Filozof Stefan Swieżawski widział go wśród nielicznych w Polsce,

którzy naprawdę zrozumieli odnowę soborową.

Tajemnicze procesy uruchamiał w człowieku, z którym obcował.
„Zaważył na moim życiu” – przyznał pisarz, działacz ruchu Znak

Jerzy Zawieyski.

„Połamańcy doznawali odrodzenia” – wspominała pisarka Zofia

Kossak-Szczucka.

„Dzięki niemu powiedziałem o sobie: teraz jestem chrześcijan-

inem” – wyznał Jacek Kuroń.

„Spalam się w sobie – ludziom mało przydatny – wulkan

wygasający – ot, co! [...] – pisał w liście w 1951 roku. – I bardzo się
dziwię światu, że tak mu nieskoro iść za wezwaniem Chrystusow-
ym. I od tego dziwienia się – często bywam aż smutny, bo
bezradny i tak mało światu pomocny – oby mi to było
wybaczone...”.

Wolnymi bądźmy!

Młody proboszcz parafii Łohiszyn koło Pińska formułuje na
przełomie lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku Zarys
sposobu życia braci i sióstr
. Każdy może żyć według tych zasad –
zachęca.

Za swego brata uważaj każdego człowieka – niezależnie od

wiary, narodowości, stanowiska społecznego i „domniemanej war-
tości moralnej”.

Odmawiaj zabijania. Zło zwalczaj dobrem. Odróżniaj człowieka

od złych uczynków. Garnij się do oddalonych od Boga. Łącz „braci
rozłączonych” w łonie chrześcijaństwa.

9/67

background image

Strzeż się, by miłość do własnego narodu nie zamieniła się w bał-

wochwalstwo „zaślepiające i obrażające prawa innych obywateli”.
Aby nie wpaść w ciasny nacjonalizm, zapoznawaj się z dziejami in-
nych kultur i religii. W swej pobożności nie zwracaj uwagi na znaki
i objawienia.

Na Boże Narodzenie 1931 roku w ulotce Do Braci Kapłanów wzy-

wał do ubóstwa. Ostrzegał: dbając o dostatki dla siebie, popełniają
niewierność wobec swego powołania i sieją zgorszenie. „Rwijmy
więzy! Wolnymi bądźmy! Na mieszkanie niech nam wystarcza
pokój jeden – reszta naszej plebanii niech służy celom społeczno-
charytatywnym [...]. Żyjmy z ofiar, jakie nam wierni sami złożą”.
Inaczej świat odwróci się od księży jak od obłudników.

Swój Zarys sposobu życia..., przetłumaczony na łacinę, w 1930

roku wsunął do skrzynki na listy u wejścia do Bazyliki św. Piotra
w Rzymie. W 1958 roku przedstawił prymasowi Wyszyńskiemu.
„Proszę o aprobatę na użytek mój własny i tych, którym ten sposób
życia będzie odpowiadał”.

Kiedy w 1971 roku starał się o paszport, w rubryce „stan ma-

jątkowy” wpisał: „Trochę książek, tapczan, dwa krzesła, fotel, stół,
radio, szafa odzieżowa”.

Tak Zieja żył. Mówił prawdę – bez kompromisów; wyznawał

pacyfizm – skrajny; praktykował ubóstwo – do ogołocenia; trak-
tował drugiego jak brata – dosłownie. Być księdzem, chrześcijan-
inem, człowiekiem – wedle Ziei – znaczy czynić to, co w Ewangelii
napisano.

Drzwi

Ojciec sprzeciwiał się kształceniu chłopca i gdyby zimą 1906 roku
nie zapadł na zapalenie wyrostka robaczkowego, linia losu Jana nie
wybiegłaby poza granice rodzinnej wsi. Po spowiedzi umierający
ojciec przywołał do łóżka żonę i powiedział:

– Kostka, to juz uc tego Janka.

10/67

background image

Drzwi do świata otwarte.

Do Indii, do Gandhiego

Dziesięcioletni, jedzie do Warszawy. Jest lato 1907 roku.

Ze wsi Osse, powiat Opoczno, do stolicy (przy wsparciu

miejscowego proboszcza i właściciela majątku Przysucha). Ze śro-
dowiska analfabetów do elitarnego Gimnazjum im. Chrz-
anowskiego. Od krów, które pasł już jako pięciolatek, do lektur, ta-
jnego skautingu, organizacji niepodległościowej Pet, wakacji we
dworze na Kowieńszczyźnie (w roli korepetytora), pracy w organiz-
acji chłopskiej. Studiuje w seminarium w Sandomierzu i na Wy-
dziale Teologicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Swe świeże
kapłaństwo traktuje na razie jako powołanie do pracy społecznej.
„O Panu Bogu mniej myślałem” – wyzna w starości.

W połowie lat dwudziestych jest wikarym w „czerwonym” Rado-

miu. Zaprzyjaźnia się z księdzem Bolesławem Strzeleckim
o podobnej pasji społecznikowskiej, który odprawia msze w więzi-
eniu, krzewi czytelnictwo wśród ubogich. Zieja prowadzi pierwsze
rekolekcje dla robotników. Ktoś pisze na jego drzwiach: „Tu
mieszka dobry ksiądz”. Ale biskup sandomierski jest z niego niez-
adowolony. Po latach Zieja powie: „Chciano mnie oddzielić od
księdza Bolka Strzeleckiego, uważając [...], że to ja mam na niego
wpływ...”. Rozgoryczony rozważa wyjazd do Indii, do Gandhiego.

Przenoszą go do Zawichostu. Odprawia mszę dla nędzarki za

grosz. Dostaje upomnienie z Sandomierza: „Mszy świętej nie
wolno odprawiać, przyjąwszy inną ofiarę, niż to jest w zwyczaju”.
Konstatuje, że tylko w zakonie zrealizuje franciszkański ideał
ubóstwa. Jesienią 1926 roku wstępuje do kapucynów w Nowym
Mieście nad Pilicą. Odkrywa w kuchni kocioł z burym płynem – to
zupa dla ubogich. Jest wstrząśnięty – spasieni mięsem zakonnicy
mają dla najuboższych zaledwie garstkę kaszy? Odchodzi
z nowicjatu.

11/67

background image

Kozienice. Już od drzwi informuje proboszcza, że nie będzie

pobierał pieniędzy za posługi duchowne.

– Dobrze – mówi proboszcz. – Ja to będę robił.
Pół wieku później, w grudniu 1976, dostanie list z Kozienic.

Autorka wspomni młodego księdza, dla którego „nie było Greka ni
Żyda”, a o którym ludzie mówili: „Ten pan ksiądz to święty”. I doda
cierpko, że swą postawą skrajnego ubóstwa księżom „psuł interes”.

Zofia Kossak-Szczucka: „«Jeżeli komuś brak chleba – wołał

z uniesieniem – to dlatego, że ktoś drugi ten chleb skradł. Skradł,
gromadząc u siebie nadmiar!»”.

„Byłem świadkiem zdzierstwa, jakie uprawiano po parafiach” –

przyzna po latach.

W 1928 roku zwraca się do ordynariusza sandomierskiego: już

dziewięć lat jest księdzem, prosi o samodzielną biedną parafię.
Biskup odpowiada: w mojej diecezji ani teraz, ani nigdy.

Po wojnie będzie wielokrotnie upominał się o własną parafię.

W 1965 roku poskarży się w liście do zaprzyjaźnionej zakonnicy:
„Ja – «stoję na rynku nienajęty»”.

Z kajetów: o innym

„Wziąć siebie w garść i tak sobie powiedzieć – nie jestem sam, nie
jestem z siebie, nie jestem dla siebie [...].

Dopiero połączony z ludźmi, uznający prawa innych, staje się

człowiek sobą” (1944).

Gorszyciel

Przywieziono samobójczynię do Szpitala Dzieciątka Jezus
w Warszawie. Niedawno wyświęcony Zieja (jest początek lat
dwudziestych) odwiedza właśnie swą chorą ciotkę. Obowiązuje go
– jako studenta – zakaz sprawowania posług duszpasterskich.

12/67

background image

Samobójczyni prosiła o spowiedź, ale kapelan wyszedł. Spowiada
ją, wbrew zakazowi, Zieja.

Przychodzi do niej przez kilka dni. Magdalena Rubach, stu-

dentka przyrody, wyznaje mu, że pragnie żyć i odpokutować swój
czyn na misjach w Afryce. Po szpitalu krąży plotka, że w parku
przyłapano ją w „hańbiącej” sytuacji z mężczyzną.

Po tygodniu dziewczyna umiera.
Ulicą Żelazną idzie kondukt na Powązki – na czele Zieja.
Wzywa go sąd arcybiskupi.
– Co księdza z nią łączyło? – pyta kardynał Aleksander

Kakowski, arcybiskup warszawski.

– Nie rozumiem...
– Ksiądz nie ma pojęcia, jakie zgorszenie wywołał. W tym czasie

byłem w Rzymie. Warszawski Związek Polek aż tam mnie
powiadomił.

Każą mu wyjść i czekać na wyrok.
– Nigdy tego nie zapomnę – mówi ze ściśniętym gardłem. Trza-

ska drzwiami. Płacze. – Za uczynek miłosierdzia sąd kościelny!

Wstawia się za nim ksiądz Władysław Korniłowicz, współtwórca

Zakładu dla Niewidomych w Laskach. Kara zostaje darowana.

„Prowadził pogrzeb samobójcy, wyprzedzając oficjalne stanow-

isko Kościoła w tej kwestii o kilka dziesiątków lat [...] – powie
ksiądz Jan Twardowski po latach. – Był wcześniej tam, gdzie my
dotarliśmy znacznie później”.

W połowie lat dwudziestych Zieja wygłasza kazanie w warsza-

wskim kościele. Słucha go uważnie Anna Minkowska, nieco starsza
od niego dziennikarka, pedagog i historyk. Związana ze środow-
iskiem Lasek – tym zadziwiająco otwartym ośrodkiem życia reli-
gijnego. Pracuje w Instytucie Gospodarstwa Społecznego. To krąg
radykalnej inteligencji, skupiony wokół marksizującego Ludwika
Krzywickiego. IGS bada najważniejsze problemy społeczne Polski.
Minkowska przeprowadzi niebawem ankiety wśród rodzin

13/67

background image

bezrobotnych. Przedmiotem jej badań będą nie tylko warunki
bytu, lecz także przeobrażenia pojęć moralnych robotników.

Zdumiona słucha, jak ów młody ksiądz bezceremonialnie odkur-

za pojęcia wiary i religijności, jakby wpuszczał bystry prąd do sto-
jącej wody. „Czuło się naprawdę, że jest w nim «płomień». Pier-
wszy też raz słyszałam tego rodzaju ujęcie” – napisze po latach.
Zieja mówi prosto: nawet jeśli ktoś spełnia obowiązki religijne,
a nie pielęgnuje miłości lub żyje z niechęcią do ludzi, nie jest prak-
tykującym chrześcijaninem.

„Było to credo ks. Ziei w zalążku” – wspomina Minkowska.
Sześćdziesiąt lat później Zieja powie Jackowi Kuroniowi, po-

grążonemu w duchowej rozterce: „Braciszku, masz miłość, to masz
Boga...”.

Tuż po wojnie Minkowska i Zieja będą razem pracować.
Credo Ziei będzie szokować. Latem 1943 roku pisarka Anna

Kowalska słucha jego wystąpienia w mieszkaniu Marii
Dąbrowskiej na Polnej. Notuje w dzienniku: „Realizacja Królestwa
Bożego na ziemi. Sympatyczny norwidzista [...], dostępny nowości-
om i robiący coś jakby zeświecczenie Kościoła. [...] Zrównanie
duszy z ciałem itd. Co za pomyłka! [...] Kościół uprzejmy i mod-
ernistycznie ugłaskany jest ostatecznym nieporozumieniem,
klęską, plajtą. W czasie tego kazania-pogadanki czułam się pół
pobożnie, pół łajdacko”.

Z kajetów: o czystości

„Wstrzymanie się od współżycia płciowego, często niesłusznie
nazywane czystością, tylko wtedy jest czymś moralnie wyższym od
pożycia małżeńskiego, gdy tego źródłem i pobudką jest prawdziwa
[...] miłość do Boga [...], miłość i uczuciowe «ponad wszystko»”
(1983).

14/67

background image

Lekcja

Podczas burzy matka mówiła mu, że to Bozia gada. Gdy potłukł
kolana – że Pan Bóg go skarał. Chłopiec wyrastał w ludowej
bogobojnej religijności.

Raz w miesiącu schodziły się kobiety i Janek czytał im książkę

o życiu Chrystusa. Potem matka zapalała świecę. Podawały ją z rąk
do rąk ze słowami: „Jezus, Maryjo, Józefie świnty, ratujcie dusy
moij”.

Dopiero w Warszawie odkrył, że wyniesiona z domu modlitwa

„Ojcynas któryziest” może brzmieć inaczej: „Ojcze nasz, któryś
jest...”.

Jest chłopskim synem i nigdy się tego nie wyprze. Będzie

wspominał, że to starszy brat dał mu wskazówkę na drogę w świat:
„Nie mów «ino», ale «tylko»”. I dał mu lekcję chłopskiej godności.

Żniwa. Jadą ze Staśkiem wozem przez piach. Nagle pędzi powóz.

Spod końskich kopyt sypnęło piaskiem. Brat zdejmuje kaszkiet
i kłania się panu w słomkowym kapeluszu.

– Znasz go? – pyta Janek.
– Nie. Ja się nie jemu kłaniam, tylko jego nauce.

Magnes

– Była w nim chłopskość szczególnego rodzaju – mówi Adam
Michnik. – Nieprzypadkowo zaangażował się w „Wici”.

Związek Młodzieży Wiejskiej „Wici” głosi bliskie Ziei hasła

uwłaszczenia chłopów. Zwiąże się z tym ruchem na początku lat
trzydziestych.

Już w szkole pochłaniała go lektura tygodnika „Lud Polski”.

Podobało mu się zawołanie: „Bracia chłopi!”. Pokazał egzemplarz
szkolnemu katechecie.

– Wciąż „bracia chłopi”, to niedobre pismo – orzekł ksiądz.

15/67

background image

Pomagając w wysyłce tygodnika, chłopiec poznał jego redaktora

Aleksandra Zawadzkiego, działacza ludowego i oświatowego. Za
przynależność do kółek socjalistycznych był na Syberii; sym-
patyzował z Piłsudskim. Stał się przewodnikiem Jana w myśleniu
o wsi i niepodległej Polsce. W 1915 roku Zieja wstąpił do Naro-
dowego Związku Chłopskiego i kierował tą organizacją w powiecie
opoczyńskim.

Podczas studiów teologicznych zostanie sekretarzem Aka-

demickiego Związku Młodzieży Ludowej.

Akcenty społeczne – to magnes dla Ziei. Na przełomie lat

dwudziestych i trzydziestych zbliża się do środowiska katolickiej
młodzieży akademickiej Odrodzenie, które już wówczas, dziesięci-
olecia przed soborem, buduje wizję Kościoła służebnego i otwart-
ego. (To z niego wyjdą przyszli twórcy „Tygodnika Powszechne-
go”). Zapewne dociera do niego skrajny pogląd studenta filozofii
w Wilnie Henryka Dembińskiego, aktywisty Odrodzenia,
wygłoszony na KUL-u podczas Tygodnia Społecznego: „Nie ma
prawa do komunii świętej ten, kto nie pracuje na rzecz sprawiedli-
wości w życiu zbiorowym”.

Zieja jedzie do Skarżyska na zjazd odrodzeniowców poświęcony

kwestii robotniczej. Domagają się prawa dla robotników do udzi-
ału w zyskach. Ale zaraz słychać głosy, że tak radykalnym
żądaniom katolickiej młodzieży sprzeciwi się episkopat. Zieja
uznaje, że Odrodzenie to grupa pięknoduchów, i zrywa kontakty.

Odnajduje swoje miejsce w „Wiciach”. I oto ksiądz zostaje dzi-

ałaczem radykalnej organizacji o antyklerykalnym nastawieniu,
którą Kościół traktuje z największą nieufnością.

Po coś tu wlazł, kruku?

Rok 1932, warszawski Żoliborz. Podczas krajowego zjazdu wiciow-
cy chcą wprowadzić do swego statutu zapis o zwalczaniu kapital-
izmu i klerykalizmu. Wstaje Zieja.

16/67

background image

– Klerykalizm jest wtedy – mówi – gdy księża uważają, że trzeba

ich słuchać we wszystkich sprawach społecznych, bo są księżmi.
Jeśli tak, to nie ma na tej sali większego antyklerykała niż ja.

W finale wystąpienia proponuje oprzeć działalność „Wici” na za-

sadach moralności chrześcijańskiej.

Gdy schodzi z mównicy, plują mu pod nogi i syczą:
– Po coś tu wlazł, ty czarny kruku! Aby nas rozsadzać?

W wylęgarni komunistów

Twórca uniwersytetów ludowych w Polsce Ignacy Solarz, działacz
„Wici” i Stronnictwa Ludowego, popularyzuje w tamtym czasie
idee agrarystyczne i spółdzielcze, samoorganizacji społecznej,
likwidacji wyzysku, zmian systemowych, których podstawą będzie
przemiana świadomości. Trzeba obudzić wieś, mówi, budować Pol-
skę Ludową – kraj demokracji, samorządności, ludzi sobie rów-
nych, aktywnych, niezależnych intelektualnie, o wysokim poziomie
etycznym.

Zieja wspomina: „Uważałem, że powinienem być z wiciarzami”.
W ich ideach dostrzega wpływy komunistyczne i ateistyczne, za-

razem ceni ich krytycyzm i chęć przeobrażania świata. Ich antyk-
lerykalizm jest – jego zdaniem – reakcją na sprzeciw Kościoła
wobec reformy rolnej i nieposzanowanie godności chłopa przez
kler. Po latach powie: „Widziałem winę po stronie księży”.

Podobne zdanie wypowiada Solarz w wywiadzie dla „Polityki”

Jerzego Giedroycia w 1937 roku: „Wici” nie są „umyślną kuźnią”
antyklerykalizmu, wywołuje go „samo życie”.

W tym czasie działa już w Polsce sieć uniwersytetów ludowych,

wzorujących się na placówce Solarza w Gaci koło Przeworska.
Jeden z nich zakłada na Polesiu Zieja.

Nowy model wychowania, który krzewi Solarz, nie przemilcza

wartości chrześcijańskich, ale podkreśla znaczenie pluralizmu świ-
atopoglądowego, prawa mniejszości narodowych i religijnych.

17/67

background image

Solarz twierdzi, że praktyka hierarchicznego Kościoła wypaczyła
chrześcijaństwo. Zaprasza do Gaci księży na rozmowy o katoli-
cyzmie – bezskutecznie.

Atakują go z ambony za działalność „bezbożniczą”, zwalczają

jego placówki jako wylęgarnię kadr komunistycznych. Organizacja
wychowawcza niepodporządkowana proboszczom nie ma racji
bytu.

Związany wówczas z ruchem ludowym Jerzy Zawieyski utrzymy-

wał kontakty z Solarzem. Po wojnie pisał z goryczą w eseju Droga
katechumena
: „Wiem, ile ciosów, ile krzywd wycierpiały «Wici» ze
strony kleru”.

Zieja odwiedza Solarza w Gaci. W połowie lat trzydziestych

chrzci jego syna. Regularnie uczestniczy w zjazdach „Wici”. Na
jednym z zebrań przygląda mu się Zawieyski – daleki jeszcze od
katolicyzmu. Słucha nauki Ziei o sprawiedliwości.

„Mówił prosto – wspomina pisarz – inaczej niż inni księża, uj-

mował sprawę głęboko. [...] Dowiedziałem się, że ten ksiądz – to
jakiś biedak z Polesia [...]. Więc nie cały Kościół jest wsteczny
i antypostępowy? Jeżeli się w nim mieści ksiądz Zieja – myślałem
sobie – dlaczego piętnowany jest ewangeliczny człowiek Ignacy
Solarz? Postać wysokiego ascetycznego księdza o pięknej głowie
nie dawała mi spokoju. To był wyjątek, który zaważył później na
moim życiu”.

Pod wpływem Ziei wiciowcy w 1932 roku wprowadzają do stat-

utu zapis o wartościach chrześcijańskich. Ten punkt pozostanie ni-
enaruszony aż do wchłonięcia ruchu przez komunistów w 1948
roku.

W czasie okupacji Zieja zostanie kapelanem Batalionów

Chłopskich. Poprowadzi zakonspirowany kurs dla przyszłych pra-
cowników uniwersytetów ludowych; jednym z uczestników będzie
Zawieyski.

Tuż po wojnie założy pod Słupskiem koło „Wici” i uniwersytet

ludowy, bez przymiotnika „katolicki” w nazwie, otwarty dla

18/67

background image

młodzieży ze wszystkich nurtów politycznych. Będzie się musiał
tłumaczyć przed władzą kościelną ze swego zaangażowania. Na
zebraniach Komitetu Obrony Robotników w latach siedemdziesią-
tych upomni się o pomoc dla chłopów.

Stefan Swieżawski podkreślał, że Zieja był w dwudziestoleciu

międzywojennym jednym z nielicznych w Polsce księży, którzy
utrzymywali kontakty z lewicą. To był „wyłom w porównaniu
z większością duchowieństwa, które znajdowało się pod prze-
możnym wpływem Narodowej Demokracji”.

Fermentacja

Mentalność mieszczańska i tradycyjna, religijność płytka i senty-
mentalna, postulat „katolicyzacji” Polski – oto główne nurty Koś-
cioła w Polsce w dwudziestoleciu. Jakby Polacy nie rozumieli istoty
chrześcijaństwa – wspomina Turowicz: „Tym bowiem tylko można
sobie tłumaczyć próby godzenia katolicyzmu z takimi pozycjami
ideowymi jak: totalizm, skrajny nacjonalizm i antysemityzm”.

W 1936 roku poznański tygodnik „Kultura” obarczy Sien-

kiewicza winą za powierzchowność polskiego katolicyzmu. Ten pis-
arz „z rozbrajającą pogodą wyznaje taki właśnie katolicyzm «mszy,
która się odprawia»” – stwierdza Karol Górski. Wyznawcy zaś
„chcieliby żyć strawą prostą, przyrządzoną jak dla dziatek”.

Zawieyski wyznaje z bólem, że Kościół ówczesny – przez swą

ciemnotę i fanatyzm, uwikłania polityczne, walkę z „urojonym
wrogiem”, myślą laicką – stanowił dlań „największą przeszkodę na
drodze do katolicyzmu i wiary”.

W tym pejzażu, w którym Kościół jest rzecznikiem posiadaczy

i w którym wciąż obowiązuje formuła „całuję rąbek purpury
Waszej Eminencji”, wyłaniają się wysepki świeżej myśli. Grupy in-
teligencji, którą kształtuje filozofia francuskiego neotomisty i per-
sonalisty Jacques’a Maritaina. To Laski, stowarzyszenie

19/67

background image

akademickie Odrodzenie i wileński miesięcznik młodych katolików
„Pax”.

Turowicz czyta wszystkie książki Maritaina. Po latach powie:

„Odegrały wielką rolę w moim duchowym rozwoju”. Polskiej inteli-
gencji nie chodziło o naśladownictwo myśli francuskiej, podkreśli,
lecz o pogłębienie religijności, wykształcenie wrażliwości
społecznej i chrześcijańskiego humanizmu.

Maritain proponuje Kościołowi nowy sposób obecności

w świecie – ograniczony do „środków ubogich”. Czyli ogołocony
z wszelkich znamion doczesnego powodzenia.

Czesław Miłosz, który przetłumaczy i wyda w czasie wojny

broszurę Maritaina W obliczu klęski, stwierdzi: „W swoim
powrocie do tomizmu Maritain nie był wyjątkiem, był natomiast
wyjątkiem, jeżeli chodzi o wyciąganie z niego wniosków. Liczni
zwolennicy «światopoglądu chrześcijańskiego» w takich krajach
jak Włochy czy Portugalia posługiwali się pismami św. Tomasza
dla uzasadnienia rządów autorytarnych i wyglądało na to, że samo
to nazwisko stało się własnością antyparlamentarnej i antyliberal-
nej prawicy”. Tymczasem tomistyczny katolicyzm Maritaina „był
otwarty na zmienność i nie próbował jej zamrozić, tolerancyjny
i ekumeniczny. [...] Pociągał czytelników swoim zaciekawieniem
współczesnością, szczególnie jej ciągłą fermentacją w nowych prą-
dach filozofii, literatury i sztuki. I właśnie te aspekty jego dzieła
najsilniej w Polsce oddziałały”.

W domu Maritainów w podparyskim Meudon odbywają się

w latach dwudziestych kółka tomistyczne, w których uczestniczą:
ksiądz Korniłowicz, Zofia Landy (później Teresa, franciszkanka
w Laskach), Swieżawski. W tym czasie organizuje się wspólnota
w Laskach – centrum edukacji dzieci niewidomych. Za podstawę
swej formacji intelektualnej przyjmie nauki św. Tomasza. Na
prośbę założycielki, matki Elżbiety (hrabianki Róży Czackiej), Zieja
zostaje tam kapelanem. Początkowo mieszka w stodole; pociąga go
atmosfera franciszkańskiego ubóstwa.

20/67

background image

Bierze udział w zebraniach kółka tomistycznego księdza

Korniłowicza, otwartych dla warszawskiej inteligencji z różnych
nurtów – Żydów, ludzi lewicy, niewierzących. Korniłowicz w 1934
roku zacznie wydawać kwartalnik „Verbum”, który stworzy
w Polsce podwaliny humanistycznej kultury katolickiej. (Odegra
też rolę w procesie nawrócenia Zawieyskiego. Linię „Verbum”
podejmie po wojnie „Tygodnik Powszechny”). Wielu spośród śro-
dowiska intelektualnego Lasek przyjmie chrześcijaństwo.

Ale Zieja nie chce żyć wśród elity. Już w 1923 roku porzuca roz-

poczęty doktorat z teologii. Chce żyć z ludem i realizować Ewan-
gelię w parafii.

Zanim przybył do Lasek, za swoje motto uznawał przeczytane

w piśmie „Rola” zdanie: „Katolicyzm ma własność pionu; odchyl-
enia nie znosi”. Stopniowo nadawał mu nową formułę: katolicyzm
ma własność pełni; ciasnoty nie znosi.

Z archiwum: Dobrze, że przyszłaś

List od G., po siedemdziesiątce, która stan swego ducha opisuje
tak: „Wiara – niewiara, i tak przez całe życie, aż do dziś...”. Przy-
wołuje scenę, jaka rozegrała się po wojnie na plebanii u Ziei, dokąd
przyprowadziła ją koleżanka. Ujrzała go otoczonego wianuszkiem
kobiet: „Przyklękały przed Tobą, całowały po rękach i powtarzały
ciągle «Ojcze Dobry». Wtedy diabli mnie wzięli. Stanęłam na
baczność, powiedziałam, że jestem żołnierzem AK, niewierząca
i marksistka (co nie było prawdą). [...] Kobiety miały osłupiałe
oczy. A Ty, Ojcze [...], powiedziałeś: Dobrze, że przyszłaś, będzie
z kim podyskutować”.

Tesaloniki

21/67

background image

Latem 1929 roku Zieja obejmuje parafię w Łohiszynie koło Pińska.
Wokół piachy i zalesione wzgórki. Katolicy, prawosławni i żydzi.
Niesnaski wyznaniowe i nędza. A wedle Ziei – to jego Tesaloniki.
Gmina chrześcijańska, w której może wreszcie realizować wizję
wzorcowej wspólnoty; ideał wzajemnej miłości społecznej za-
czerpnięty z Dziejów Apostolskich, swoją utopię.

Ordynariuszem diecezji pińskiej jest biskup Zygmunt Łoziński,

postać niezwykła. Zaznał więzienia carskiego i bolszewickiego, lecz
wznosi się ponad konflikty narodowościowe i polityczne. Swój
pierwszy list pasterski ogłasza po polsku i białorusku. Do Żydów
zwraca się w ich języku. Ziei okazuje ojcowskie ciepło.

– Jak ty jesteś ubrany?! – każe zdjąć paletko, w którym ksiądz

drży z zimna. Oddaje własne futro i kategorycznie zakazuje
przekazywania go potrzebującym.

Zieja rzuca się w wir pracy. Przekształcać świat! Siać wiarę,

nadzieję i miłość! Przeszczepiać wzorce, które dwa lata wcześniej
chłonął w austriackim Grazu, we wspólnocie księdza Maxa Josefa
Metzgera, stawiającej sobie za cel jedność Kościołów chrześ-
cijańskich i pokój. I we francuskim Ars-sur-Formans, w parafii
kanonizowanego w 1925 roku Jeana Vianneya, który służył
ubogim.

Służyć ludziom! Podczas mszy Zieja czyta Ewangelię po polsku

i białorusku. (Za zgodą biskupa, ale niektórzy katolicy są zgor-
szeni). Żyje w przyjaźni z baptystami. Pisze odezwę Do Braci
Kapłanów – radykalne żądanie ubóstwa – którą Łoziński akceptuje
i każe odbić w diecezjalnej drukarni.

W 1930 roku udaje się na pielgrzymkę franciszkańskim

szlakiem: Foligno, Spoleto, Asyż, Rzym. W łachmanach żebraka
z Pińska.

Wyjeżdżam z miasta

22/67

background image

„Żadnych mantoletów, fioletów, purpur, łańcuchów itp.
fatałaszków”, bo ksiądz ma chodzić między ludźmi jak „brat pośród
braci” – napisze w 1975 roku w programie Myśli o odnowie życia
kościelnego w Polsce
.

Żadnego „opłacania” chrztów, ślubów, pogrzebów i mszy, bo to

„pachnie handlem”. Posługi religijne jednakowe dla „pobożnych
i gorszycieli, a nawet i dla niewierzących lub innowierców, jeżeli
o to poproszą”. Dzwony mają bić tak samo dla wszystkich.

Niech episkopat ustanowi bezwzględną abstynencję wśród kleru,

także biskupów.

Funduszami kościelnymi niech zarządza rada parafialna. „Nic

w parafii – bez parafian”.

Zwierzchnicy uznają te postulaty za niedorzeczny maksymalizm.
Po objęciu parafii w Słupsku tuż po II wojnie wysyła do kurii

w Gorzowie listę członków rady kościelnej. Wśród kilkunastu
mężczyzn jest jedna kobieta. Kuria skreśla jej nazwisko i upomina
Zieję słowami św. Pawła: „Kobieta milczy w kościele”.

W 1953 wyśle do kurii warszawskiej prośbę, by zezwoliła mu na

odprawianie mszy twarzą do wiernych. O dekadę wyprzedzi
postanowienia soboru w kwestii sprawowania liturgii.

Chrzci dzieci ze związków żyjących bez ślubu, którym księża

odmawiają sakramentu. Bo nad rygoryzm przedkłada miłosierdzie.

Głosi pogląd, że jeśli celibat okaże się ponad siły księdza, trzeba

mu pozwolić odejść, by założył rodzinę i żył przykładnie jako
świecki. A jeżeli zabraknie celibatariuszy, nie należy wątpić, że
Kościół przywróci pierwotną praktykę, wedle której małżeństwo
nie stanowi przeszkody w pełnieniu „służby ołtarza”.

Uważa, że powinien ulec zmianie stosunek do rozwodników,

tych „publicznych grzeszników”. Sądy kościelne powinny uznawać
nieważność małżeństwa zawartego bez dostatecznej wzajemnej
znajomości. A duszpasterze nie mogą traktować konfesjonału jako
organu wykonawczego sądu.

23/67

background image

Jego anarchizm i bezkompromisowość, tak jak przed wojną, są

problemem dla przełożonych. Od 1950 roku nie będzie mu dane
pracować we własnej parafii.

W czerwcu 1958, zdesperowany, napisze do prymasa

Wyszyńskiego w tonie niemal ultymatywnym. Ponieważ nie może
się doczekać samodzielnej placówki, za swoją parafię będzie
uważał wszystkich żyjących poza Kościołem: „żydów, niewierzą-
cych, sekciarzy, publicznych grzeszników, prostytutki itp.”.
W brudnopisie listu dopisek: „Jeżeli Eminencja na takie posługi-
wanie w Warszawie nie przystanie – exibo extra civitatem”. To zn-
aczy wyjedzie z miasta.

Jego walkę o prawo do realizacji utopii ostatecznie rozstrzygnie

Wyszyński listem z 1971 roku: „Drogi Jasiu [...], Twoje usposobi-
enie i zapał apostolski predestynuje Cię nie tyle na duszpasterza
jednej wspólnoty parafialnej, ile raczej – na Bożego Przyjaciela
ludzi...”.

– Zieja zdawał sobie sprawę z tego, że odstaje od większości

współczesnego duchowieństwa, ale nie wolno przeciwstawiać go
Kościołowi, widzieć go jako rodzaj heretyka – mówi ksiądz
Aleksander Seniuk, następca Ziei i Twardowskiego na stanowisku
rektora kościoła Wizytek w Warszawie. – Zieja na przykład nie
mówi, że wszystkie religie są równe; że możesz nie uczestniczyć
w sakramentach świętych, bo to nie jest istotne. On tylko krytykuje
każdą pustą religijność. Dostawał po głowie – twórcy Soboru Vat-
icanum II też dostawali po głowie, ale to jest norma. Każda re-
forma ma swoich prekursorów, którym współcześni zwykle nie
oddają chwały.

Z archiwum: wyrodna córka

List od K. z 1971 roku. Gdy podczas spowiedzi usprawiedliwiała
komunistów „w sprawach według niej słusznych”, spowiednik
nazwał ją „wyrodną córką Kościoła” i nie udzielił rozgrzeszenia.

24/67

background image

Gdy powołała się na papieża Jana XXIII, powiedział, że gdyby ten
papież żył, Kościół by się zawalił.

Z kajetów: o widzeniu

„Ostatni Sobór [...], a u jego początku papież Jan XXIII [...] jaśniej
nam pokazali Pana Jezusa [...]. Wielu ludzi na tej ziemi widzi mury
świątyń, widzą ludzi w kościele, przełożonych, biskupów, księży
[...], a jeszcze za słabe jest widzenie Pana Jezusa” (1965).

Telegram

Poznawaj Żydów – mawiał do księdza Jana Ziei biskup Zygmunt
Łoziński. Po jego śmierci w 1932 roku Zieja opuszcza Polesie. Na
Uniwersytecie Warszawskim studiuje judaistykę pod kierunkiem
wybitnego badacza dziejów Żydów polskich, rabina Majera
Bałabana. Znów mieszka w Laskach.

Laski – wspomina – „nauczyły mnie patrzeć na Żyda jako na

człowieka”.

Bywa u kolegi z judaistyki na Nalewkach. Na tej ulicy biedoty ży-

dowskiej jego sutanna wzbudza zdziwienie. Odprowadza na
dworzec studenta, który wyjeżdża do Palestyny. Przyjaciele tworzą
krąg na peronie, tańczą i śpiewają żydowską pieśń. Wśród nich
Zieja w sutannie. Ktoś podbiega:

– Proszę księdza, to są Żydzi!
Zieja: – Tak, to moi koledzy.
W tym czasie Młodzież Wszechpolska, ekspozytura Narodowej

Demokracji, prowokuje na uczelniach ekscesy antysemickie;
niebawem powstaną tam getta ławkowe.

Umiera ojciec siostry Katarzyny z Lasek, Zofii Steinberg; jest

początek lat trzydziestych. Pogrzeb odbywa się wedle tradycji

25/67

background image

żydowskiej. Zakonnica jest po cywilnemu. Nagle poruszenie – do
konduktu dołącza dwóch księży w sutannach: Korniłowicz i Zieja.

W Laskach Zieja poznaje księdza Tadeusza Pudra, w międzywo-

jniu jedynego bodaj katolickiego kapłana o pochodzeniu ży-
dowskim. W 1937 roku Puder zostanie wikarym w Rzeczycy nad
Pilicą. Będą w niego rzucać kamieniami, krzycząc:

– Puder – Żyd!
Rok później obejmie rektorat w kościele św. Jacka w Warszawie

– po księdzu Stanisławie Trzeciaku, czołowym katolickim propag-
atorze antysemityzmu. Podczas mszy, gdy Puder idzie od ołtarza
na ambonę, doskakuje do niego mężczyzna i z wrzaskiem
policzkuje:

– To jest Żyd!
W pracy Polska hierarchia kościelna wobec eksterminacji Ży-

dów Dariusz Libionka zwraca uwagę, że przedwojenne nauczanie
Kościoła w kwestii żydowskiej nie stało się przedmiotem poważnej
refleksji naukowej, a przecież wpływało na późniejsze postawy
wobec Żydów. W dwudziestoleciu – stwierdza historyk – Kościół
traktował antysemityzm w życiu publicznym „w kategoriach
«zdrowego odruchu», «reakcji obronnej» czy «samoobrony».
Z punktu widzenia znakomitej większości księży [...] rozwiązanie
«kwestii żydowskiej» jawiło się jako jedno z głównych wyzwań sto-
jących przed państwem polskim”.

Powstaje kościelny projekt instytutu misyjnego, którego celem

będzie nawracanie Żydów. Kierownictwo miałby objąć Zieja. „Za-
ciekawiła mnie ta idea – wspominał. – Nie myślałem, jak to robić,
tylko o służbie, obcowaniu z nimi”. I dodawał: „Kiedy czytam
Ewangelię, to nie tylko myślę o nawracaniu na nią Żydów, ale mar-
zę o tym, żeby tak zwani chrześcijanie też nawrócili się na Dobrą
Nowinę”.

W jego brewiarzu są psalmy, które zakreślił i nigdy ich nie

odmawia. To psalmy złorzeczące.

– Z Bogiem obcując – wyjaśniał – nie mogę tego wypowiedzieć.

26/67

background image

W modlitwie do Matki Boskiej zwraca się po hebrajsku.
Wyśle telegram z błogosławieństwem dla narodu żydowskiego

i Państwa Izrael po jego utworzeniu w 1948 roku: „Szalom al
Izrael”.

W bagnisku absurdu

Tego samego lata 1934 roku, gdy Zieja kończy studia, Jacques
Maritain wygłasza cykl wykładów na uniwersytecie w Santander,
w Hiszpanii. Zebrane w tomie Humanizm integralny będą dla
katolickiej nauki społecznej jak drożdże. Filozof proponuje za-
stąpić humanizm liberalno-burżuazyjny – to ziarno wyjałowione!
– humanizmem integralnym, czyli nowym porządkiem cywilizacji
– chrześcijańskim, lecz nie sakralnym, ale świeckim.

Zieja wraca do Pińska.
W sierpniu, na kongresie tomistycznym w Poznaniu, Maritain

wygłasza odczyt Ideał historyczny nowego chrześcijaństwa.
W jego ewangelicznej wizji odnowy świata akcenty padają na
odrzucenie związków między ołtarzem a tronem, akceptację plural-
izmu światopoglądowego i sprzeciw wobec każdego żądnego
władzy totalizmu – również chrześcijańskiego. Wywołuje
zgorszenie.

Filozof Stefan Swieżawski pisze, że model maritainowski, „daleki

od łatwej symbiozy «Boga» i «Ojczyzny», do głębi przesiąknięty
ideami tolerancji [...] – nie mógł zadowolić polskich zwolenników
programu «Obozu Wielkiej Polski»”.

W pińskim seminarium Zieja rozpoczyna właśnie roczne

wykłady z katechetyki, gdy koła nacjonalistyczne uruchamiają pra-
sową nagonkę na Maritaina, owego „modernistę”, który – jak don-
iesie skrajnie prawicowe pismo „Prosto z mostu” – brnie w bag-
nisko absurdu. Zjadliwe komentarze będą się ukazywać do końca
lat trzydziestych.

27/67

background image

„Tomizm w ujęciu Maritaina – pisze Czesław Miłosz – był czymś

niemiłym zarówno dla duchownych, jak i świeckich tradycjonal-
istów, którzy posługiwali się tą filozofią dla umacniania swojej twi-
erdzy albo wręcz dla propagowania totalizmu z dodatkiem przymi-
otnika «katolicki»”.

Polesie, rok 1937. W Mołodowie Zieja zostaje kapelanem urszu-

lanek, zgromadzenia matki Urszuli Ledóchowskiej. Uzgadnia z sio-
strami, że nie będzie nawracał miejscowych – Białorusinów
i Ukraińców. Wśród prawosławnej młodzieży prowadzi kurs gim-
nazjalny, religii uczy „na sposób ekumeniczny” – „tak, aby nie
naruszać ich wiary” – opowiadał Jackowi Kuroniowi. Zakłada uni-
wersytet ludowy w Motolu. Miejscowość ma u władz opinię
komunizującej. Mieszka tam również kilkanaście rodzin ży-
dowskich. Przychodzą na wykłady Ziei.

Czy miał w ręku w tamtym czasie ów numer tygodnika „Myśl

Narodowa”, w którym Maria Stecka rozprawiała się z maritain-
owskim postulatem równouprawnienia etyki żydowskiej? Nap-
isała, że ustrój oparty na zrównaniu etyk odmiennych wyznań
godziłby nie tylko w interes Polski, lecz w całą cywilizację
chrześcijańską.

Państwo totalne

Dyskusję na temat stosunku katolicyzmu do nacjonalizmu inicjuje
na łamach „Prosto z mostu” dominikanin i filozof Józef Maria
Bocheński. Słuchał wystąpienia Maritaina na kongresie pozn-
ańskim. Ostrą polemikę z maritainowską wizją nowego chrześ-
cijaństwa zamieszcza w książce z 1938 roku Szkice o nacjonalizmie
i katolicyzmie polskim
.

Tego roku Zieja – kładąc kamień węgielny pod budowę kościoła

katolickiego w Motolu – kieruje do prawosławnej ludności słowa:
„Kościółek będzie taki mały przy waszych dużych cerkwiach, że ich
nie przegoni, tylko pozwoli nam nawzajem na siebie z bliska

28/67

background image

popatrzeć. A da Bóg przyjdzie taki czas, że się będziemy modlić
wszyscy razem w jednej wspólnej świątyni”.

Bocheński alarmuje, że myśl katolicka schodzi na manowce.

Zaczątek nowej herezji dotyczy „kwestii relacji między Państwem,
Kościołem, Narodem”. Jest tomistą, lecz wnioski, jakie wysnuwa
z myśli św. Tomasza z Akwinu, stoją na antypodach interpretacji
Maritaina i praktyki Ziei.

Kościół nie może pozwolić, „by błąd miał równe prawa propa-

gandy jak prawda [...]. W imię tego podstawowego prawa, żąda
Kościół od państwa, by uznało jego wyznanie za religię panującą,
aby [...] karało tych, którzy wprowadzają zamęt w pojęcia”.

Państwo – stwierdza, powołując się na Akwinatę – ma być „pod

pewnym względem państwem totalnym”. Nie ma w nim miejsca na
„równouprawnienie innowierców”. Bocheński dopuszcza użycie
przemocy w działaniach państwa – dla „obrony przed złym”.

Potępia teorię „ubogich środków”. Jej „antymilitaryzm, antynac-

jonalizm, skrajny antytotalizm” czynią państwo bezbronnym.

Z Francji nadciąga nowy rodzaj modernizmu, ostrzega. Maritain

przyjechał „uczyć nas, Polaków, że przyszłe państwo katolickie da
nie tolerancję – uważajcie! – ale równouprawnienie wszystkim
heretykom, komunistom, wszystkim wrogom wiary i moralności,
że zapomni o celu nadprzyrodzonym człowieka i będzie państwem
w pełni laickim”.

Przekonanie, że nie ma różnic między ludźmi i należy kochać

bliźnich równą miłością, jest – zdaniem Bocheńskiego – wyrazem
mechanistycznego internacjonalizmu. Wszak św. Tomasz naucza,
że przedmiotem naszej miłości powinni być – przed innymi –
członkowie własnego narodu.

To Opatrzność predestynowała Polaków do obrony tradycyjnego

myślenia o społeczeństwie, narodzie i państwie – uważa
Bocheński. Składa deklarację: będziemy w Polsce rozwijać katoli-
cyzm „antyliberalny i antysocjalistyczny, katolicyzm

29/67

background image

nacjonalistyczny, wierny wielkiej tradycji obrony Wiary i Narodu
nawet, gdy zajdzie tego potrzeba, orężem”.

Bo Polska – stwierdza – jest przedmurzem chrześcijaństwa.
Choć Maritain po kongresie odwiedzi również Laski, to pozn-

ańskie doświadczenie zaważy na jego myśleniu o Polsce. Zapytany
tuż po wojnie, dlaczego milczał wobec tragedii Powstania Warsza-
wskiego, stwierdzi: „Nie mogę darować Polakom ich
antysemityzmu i ich stosunku do Rosji. Podajecie się za ludzi,
którzy mają misję na Wschodzie, twierdzicie, że jesteście przed-
murzem chrześcijaństwa, a z drugiej strony uważacie Rosjan za
półludzi, macie do nich głęboką pogardę”.

30/67

background image

Ksiądz Jan Zieja

Źródło: Wojtek Laski/EAST NEWS

Wobec braci naszych

Rok 1974. W katedrze św. Jana w Warszawie Zieja wygłasza
kazanie w rocznicę napaści ZSRR na Polskę 17 września 1939.
Mówi o potrzebie prawdy i przebaczenia, o pragnieniu „pojednania
się naszego narodu z tamtym”. Przypomina, że za Bugiem żyją
również Ukraińcy, Litwini i Białorusini, którzy mają prawo do nie-
podległości. Powrotu do przedwojennych struktur politycznych nie
będzie, podkreśla.

Nikt tak w Polsce wówczas nie mówił – ani Kościół, ani rodząca

się opozycja demokratyczna. Swym wystąpieniem Zieja wpisywał
się w prekursorski projekt polityki wschodniej głoszony przez
paryską „Kulturę”. Zrodzona jeszcze w latach pięćdziesiątych kon-
cepcja ULB Jerzego Giedroycia i Juliusza Mieroszewskiego uzn-
awała zmiany terytorialne po wojnie i prawa naszych wschodnich
sąsiadów do samostanowienia.

Kuroń słuchał Ziei w napięciu. Zapamiętał akcent na „polskie

winy wobec braci naszych” i na kwestię ich wolności, która „jest
naszą sprawą”.

Adam Michnik przekazał tekst kazania Giedroyciowi. Ukazało

się w listopadowym numerze „Kultury”. W grudniu Zieja dostał list
od prymasa Wyszyńskiego: „Merytorycznie jestem zgodny”.

Trzy lata później, w październiku 1977 roku, w pierwszym nu-

merze drugoobiegowego miesięcznika „Głos” Zieja znów upomni
się o budowanie braterstwa z narodami zza wschodniej granicy.
„Tylko trzymając się razem, będziemy mogli ostać się jako narody
odrębne i wolne”.

Za zasłoną słów

31/67

background image

Władysław Bartoszewski poznaje Zieję latem 1942 roku. Ma zaled-
wie dwadzieścia lat, ale doświadczenie Auschwitz czyni go przedw-
cześnie dojrzałym i odsuwa od kolegów z tajnego uniwersytetu.

– Nigdy im nie opowiadałem, co przeżyłem – wspomina. – Ch-

ciałem ich chronić. Czułem się bardzo samotny. Ksiądz Zieja ukier-
unkował mój dalszy byt.

W kaplicy u urszulanek na ulicy Gęstej w Warszawie Bar-

toszewski spowiada się z dwóch lat życia. Mówi o poczuciu bezrad-
ności i utracie zaufania. Zieja:

– Bóg chciał, żebyś przeżył nie po to, byś się nad sobą litował. Są

wokół nas ludzie cierpiący bardziej niż ty. Pomóż im. Czy wiesz, co
się dzieje w getcie?

Zieja w tym czasie jest duszpasterzem podziemnego harcerstwa

i Komendy Głównej AK. Współpracuje z Zofią Kossak-Szczucką
w katolickim Froncie Odrodzenia Polski i współtworzy Radę
Pomocy Żydom „Żegota”. Załatwia metryki chrztu dla uciekinierów
zza muru. Rozpoczęła się właśnie likwidacja getta.

Dariusz Libionka pisze: „W znanych historykom dokumentach

z okresu 1942–1943 nie ma śladów żadnego zainteresowania losem
Żydów ze strony biskupów. Echa Zagłady nie pojawiły się też pod-
czas trzeciej konferencji Episkopatu zwołanej 1 czerwca 1943 r.,
czyli kilkanaście dni po zdławieniu powstania w getcie
warszawskim”.

Wiosną 1943 roku, gdy Bartoszewski tkwi już głęboko w pracach

„Żegoty”, ktoś zarekomendowany przez środowisko konspiracyjne
zgłasza się do niego na nocleg.

Żoliborz, ulica Mickiewicza, II piętro. Dzwonek brzęczy

w umówiony sposób.

– Otwieram – opowiada profesor Bartoszewski. – Stoi przede

mną przystojny mężczyzna o wyraźnie żydowskich rysach twarzy,
inteligent.

To ojciec Józef Warszawski, jezuita, kapelan i ideolog Konfeder-

acji Narodu wywodzącej się z przedwojennej, skrajnie

32/67

background image

nacjonalistycznej Falangi, odłamu Obozu Narodowo-Radykalnego.
Komendantem oddziałów partyzanckich KN jest Bolesław Pi-
asecki, przed wojną przywódca Falangi.

– Dopóki mówiliśmy o Niemcach, nie było między nami różnicy

poglądów – mówi Bartoszewski. – Zaczynamy rozmawiać o getcie.
Mówię, że trzeba ludzi ratować. On na to: „Nie zajmuj się Żydami.
Jako młody Polak rób, co trzeba dla Polski”. Co się działo w tej mo-
jej biednej głowie! Pierwszy raz w życiu usłyszałem, że za prak-
tykowanie miłości bliźniego Bóg mi nie wybaczy! Nie konfron-
towałem jego słów z opinią Ziei. Nie miałem wątpliwości, że Ży-
dom trzeba nieść pomoc.

Libionka: „Z punktu widzenia mitów powielanych w polskiej lit-

eraturze na ironię zakrawa fakt, że jedyne w okresie okupacji
niemieckiej publiczne wystąpienie przebywającego w kraju pol-
skiego biskupa na temat Żydów miało wydźwięk antysemicki.
Mowa o liście pasterskim biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka
Wychowanie religijne a dom rodzinny, wydrukowanym na
początku 1941 r. w wychodzącym za zgodą władz okupacyjnych or-
ganie kurii kieleckiej, w którym znalazło się stwierdzenie, że dzieci
żydowskie wywierają «bardzo zgubny wpływ» na dzieci chrześ-
cijańskie. Dokument ten został również odczytany we wszystkich
kościołach diecezji kieleckiej”.

Historyk zwraca uwagę, że w powojennej relacji Ziei na temat

jego udziału w akcjach Żegoty nie ma mowy o „jakichkolwiek kon-
taktach w tej sprawie z kurią arcybiskupią”. Libionka przytacza
opinię Ziei z rozmowy, jaką ten odbył z kurierem rządu polskiego
w Londynie krótko przed Powstaniem Warszawskim: „Atmosfera
w Warszawie bardzo przykra. Stagnacja. Zaduch, Kuria Biskupia
pracuje bardzo źle: żadnego życia umysłowego nie ma ani śladu,
bardzo zły i nieprzychylny stosunek do księży wysiedleńców [...],
niegościnność”.

Zieja i Warszawski to prawie rówieśnicy. Obaj brali udział w wo-

jnie 1920 roku. Żołnierze AK.

33/67

background image

W Powstaniu Zieja będzie kapelanem pułku „Baszta”, Warsza-

wski – zgromadzenia „Radosław”. Obaj znają dobrze Bolesława Pi-
aseckiego. Lecz pierwszy jest krytykiem jego skrajnie prawicowych
poglądów, drugi – ich wyznawcą.

Warszawski chce budować Imperium Słowiańskie – pod prze-

wodnictwem Polski. Głosi narodową filozofię społeczną, którą
nazywa uniwersalizmem. To trzecia droga dla Polski – pomiędzy
totalitaryzmem a demokracją. Miłosz, który go znał, uważa, że jego
filozofia była „zasłoną podniosłych słów maskujących jego kult
przemocy jako broni politycznej w ustroju, który proponował”.

Zieja chce budować świat oparty na miłości. Budować chrześ-

cijaństwo – jak napisał Jerzy Turowicz – „gotowe do zaakceptow-
ania tego wszystkiego, co dobre, gdziekolwiek się znajduje”.

W obliczu śmierci

Powstańcy są na mszy. Nagle alarm. Zieja przerywa mszę, udziela
zbiorowego rozgrzeszenia in articulo mortis, w obliczu śmierci,
i rozdaje hostie. Żołnierz, już w hełmie, przed komunią chce go
zdjąć i szarpie się ze sprzączką.

Zieja: – Nie zdejmuj, idioto!
Mówi uczestnik Powstania, profesor Jerzy Kłoczowski, historyk:
– Zapamiętałem go najbardziej ze mszy powstańczej w auli

Społem przy ulicy Grażyny na Mokotowie. Wybiegliśmy na akcję
tuż przed błogosławieństwem. Po latach opowiadał o swoim za-
skoczeniu, że gdy obrócił się do błogosławieństwa, w auli już
nikogo nie było.

Z kajetów: o miłości

„[...] uświęcająca i pragnąca zbawić wszystkich, których Ona ob-
darzyła świadomością, odczuwaniem rozkoszy i cierpienia, radości

34/67

background image

i smutku, zdolnością dokonywania wolnych wyborów między
różnymi wartościami, nawet między dobrem a złem, [...] a więc
mogąca zbawić i tych, którzy, o Boże, wybierając zło [...], grzeszyli
[...]”.

Autonomia

Czy można zachować wierność idei pacyfizmu, uczestnicząc
w dwóch wojnach, Powstaniu Warszawskim i opozycji
antykomunistycznej?

„Nauczyłem się patrzeć na wojnę jako na coś niemoralnego, nie

do pogodzenia z chrześcijaństwem” – powiedział w późnej starości
Jackowi Moskwie w cyklu rozmów, które jako wywiad rzeka Życie
Ewangelią
ukazały się krótko przed śmiercią Ziei w 1991 roku.
Przykazanie „Nie zabijaj” znaczyło dlań – nie zabijaj nigdy nikogo.

– Ujrzał skutki bitwy z bolszewikami pod Brzostowicą we

wrześniu 1920 roku – opowiada Moskwa. – Pobojowisko zasłane
trupami. Doznał wstrząsu. Kiedy wysłałem mu książkę i siostry za-
częły mu ją czytać, koszmary wojenne odżyły w nim na nowo.
Krzyczał przez sen tak, że musiały zaprzestać lektury.

Po przewrocie majowym 1926, wstrząśnięty bratobójczymi

walkami, publikuje manifest Biedaczyna mówi. Wkłada w usta św.
Franciszka tak ostre potępienie „morderczych bagnetów” i „kor-
donów celnych”, że redakcja „Kroniki Diecezji Sandomierskiej”
dystansuje się od „zapatrywań autora”. Zieja nie poprzestaje na
słowach. W proteście przeciw granicom państwowym i wszelkiemu
wojsku wyrusza w czerwcu do Rzymu. Pieszo. Bez paszportu
i pieniędzy. Z Pismem Świętym. Zawracają go z Austrii.

Powie, że to jego wołanie o realizację Ewangelii.
W przededniu wojny wygłasza w Bełchatowie kazanie do

żołnierzy w duchu „miłujcie nieprzyjaciół”. Ale dowódca pułku
bezceremonialnie koryguje Zieję:

35/67

background image

– A ja wam powiadam, że my Niemcom urządzimy taki

Grunwald!

Po klęsce wrześniowej Zieja posługuje w szpitaliku

w Legionowie. Na prośbę komendanta oddziału Wehrmachtu
odprawia msze dla żołnierzy niemieckich i spowiada ich.

Bojowcom z Szarych Szeregów i powstańcom nie narzuca wizji

wyrzeczenia się przemocy, lecz mówi im, że każdy musi wybierać
sam.

– Spowiadał chłopców, którzy potem szli zabijać – mówi

Moskwa. – Podkreślał wagę autonomii sumienia, i to jest na-
jważniejsza część jego filozofii, co zbliża go raczej do myśli laickiej,
oddala zaś od klasycznej myśli kościelnej, zwłaszcza Karola Wo-
jtyły, który uznawał etykę normatywną. To jest największa różnica
między Zieją a dominującym obecnie nurtem w Kościele instytuc-
jonalnym. Nastąpił regres – powrót do Kościoła normatywnego –
tak masz czynić. A Zieja powiedziałby: to jest zło, wybór należy do
ciebie.

Po oficjalnym przekazaniu władzy Polakom na terenach

poniemieckich w sierpniu 1945 roku powie w Słupsku z ambony,
by nie brać odwetu na Niemcach. Jeszcze krew nie obeschła,
niebawem w polskich miastach będą wieszani publicznie zbrodni-
arze hitlerowscy, a gazety ogłoszą, że nienawiść do Niemców jest
wartością cenną społecznie.

Mowa Ziei jest inna: „Nam nie wolno w tej sprawie przekroczyć

granicy, a tą granicą jest fakt, że Niemiec jest człowiekiem! I nie
wolno nikomu [...] godności ludzkiej w tym Niemcu poniewierać!
[...] Widziałem transport jeńców pomęczonych, spoconych, po-
chylonych cierpieniem. Przyjeżdża pociąg, otwarte wagony, kobi-
ety polskie rzucają przekleństwa. [...] Co to ma znaczyć?! Takich
rzeczy nie wolno robić, jeśli się chce być prawdziwym
człowiekiem”.

Gdyby żył, jak zaznaczyłby się jego pacyfizm dziś? Mówi Adam

Michnik:

36/67

background image

– Byłby absolutnie przeciwny każdej mowie nienawiści, strachu

i konformizmu. Poszedłby do wyznawców „religii smoleńskiej”,
którzy by go zapewne opluli, ale on mówiłby do nich językiem
Ewangelii.

Z archiwum: na zawsze

Odezwa z 1985 roku do sejmu, by ogłosił deklarację następującej
treści: „[...] postanowiliśmy rozbroić się całkowicie, odrzucić
wszelką broń wojenną, wystąpić na zawsze z wszelkich układów
wojskowych”.

Do wiadomości biskupów i papieża, z prośbą o poparcie. Bez

odzewu.

Skąd w tej dziurze tyle inteligentek?

Do Słupska przybywa w maju 1945; obejmuje kościół św. Ottona.
Jest na razie jedynym polskim księdzem w mieście. Zakłada Dom
Matki i Dziecka. Jesienią otrzymuje w darze od wdowy po pastorze
ewangelickim ośrodek dla młodzieży w pobliskim Orzechowie.
Powstanie tu uniwersytet ludowy.

Towarzyszą mu w pracy niezwykłe kobiety. „Skąd on nabrał w tej

dziurze tyle inteligentek?” – zastanawia się pisarka Irena Krzy-
wicka w swym opowiadaniu Trzy wcielenia księdza Pafnucego.

Aniela Urbanowiczowa to działaczka katolicka, tłumaczka Mani-

festu w służbie personalizmu Emmanuela Mouniera. Wdowa po
zamordowanym przez Niemców znanym adwokacie warszawskim.
Straciła córkę w Auschwitz. Nim pod koniec okupacji poznała
Zieję, była obojętna religijnie.

Obejmuje kierownictwo Domu Matki i Dziecka. Jej podopieczne

to głównie ofiary gwałtów dokonanych przez żołnierzy sowieckich.
Zaprzyjaźniona od czasu okupacji z Józefem Cyrankiewiczem –

37/67

background image

niebawem premierem – załatwia przez niego racje żywnościowe
i opał dla domu. Kilka lat później, w apogeum stalinizmu,
Cyrankiewicz wybroni Zieję przed aresztowaniem.

„Było w niej coś z przeoryszy” – stwierdza Krzywicka, która

odwiedziła przyjaciółkę w Słupsku. Na fali Października ’56 Urb-
anowiczowa będzie tworzyć warszawski Klub Inteligencji
Katolickiej.

Dyrektorką uniwersytetu ludowego zostaje Krystyna Żelechow-

ska, absolwentka SGGW, bliska Ziei z konspiracji. Będzie się nim
opiekować w Warszawie, a kiedy sama zapadnie na zdrowiu, Zieja
zostanie jej opiekunem do jej śmierci. Na cmentarzu w Laskach
spoczną obok siebie: Żelechowska, Zieja i jego matka.

Anna Minkowska – związana ze środowiskiem Lasek – wojnę

spędziła w Szwajcarii. Męża zamordowali Sowieci. Minkowska
prowadzi zajęcia w uniwersytecie ludowym. Niebawem będzie
wykładać filozofię w seminarium w Słupsku.

Religii w szkole uczy Gabriela Hołyńska, znajoma Ziei z Polesia,

o arystokratycznych korzeniach. Jej mąż zmarł na tyfus. „Miała ów
specjalny urok właściwy osobom pięknym, starannie wychowanym
i wykształconym, które dla «celów wyższych» opuściły swoją sferę
– wspomina Minkowska. – Na jej życiu wewnętrznym ogromnie
zaważył ks. Jan. Zdaje się, że to on dopomógł jej wyjść z klanu
i ograniczonych pojęć swojej sfery”.

Zostanie zakonnicą w Laskach. Właśnie jej Zieja powierzy

w liście z 1965 roku swoje gorzkie strapienie, gdy bezskutecznie
będzie walczył o samodzielną parafię: „Ja – «stoję na rynku niena-
jęty», z własnej inicjatywy próbuję coś robić. Mam nadzieję, że [...]
na siewy wiosenne i sadzenie okopowych ktoś mię najmie”.

Wilnianka Ludwika Ruszczyc, z bogatej rodziny ziemiańskiej,

prowadzi Bibliotekę Filarecką na wzór działającej przed wojną
w Wilnie.

Dwór Ziei – pisze o tych kobietach Irena Krzywicka. Ksiądz Paf-

nucy z jej opowiadania to Zieja. Pisarka obserwuje go podczas

38/67

background image

mszy, która dla niej – niewierzącej – jest „wzruszeniem es-
tetycznym”; „miało się wrażenie, że ten człowiek odbywa godny,
powolny, sakralny taniec sam dla siebie i dla Boga”.

Bohaterka opowiadania, alter ego Krzywickiej, wybuchnie w roz-

mowie z księdzem: „Bóg i miłosierdzie? [...] Jeżeli zakładamy [...],
że Bóg stworzył świat, a świat ten jest oparty na pożeraniu się wza-
jemnym, na strachu i na cierpieniu, to gdzie jest miłosierdzie?”.
„Zapomina pani o Chrystusie” – odpowiada ksiądz.

Minkowska uważa, że ścierały się w Ziei dwie sprzeczne natury.

Artystyczna, która „szuka samotności lub wytrawnego pod wzglę-
dem kulturalnym towarzystwa, pobudki dla myśli i słowa”,
i społecznikowska. „Gdyby tego wszystkiego nie spajało poczucie
braterstwa [...], jeden z tych czynników musiałby pochłonąć
drugi”.

Pomyleniec

Ktoś okrada kościół w Słupsku – zniknęły żarówki, obrus z balasek,
pieniądze. Zieja ogłasza, że będzie sam sprzątał świątynię, dopóki
złodziej nie wyzna swej winy. Ludzie patrzą, jak ksiądz krząta się
z miotłą i kubłem. Niektórzy wzruszają ramionami:

– Szlachetny pomyleniec?
Po kilku tygodniach wyręczają go w pracy.
Złodziej nigdy się nie zgłosił.

Z archiwum: niemiecki Wschód

Oświadczenie skierowane do prymasa, kardynała Augusta Hlonda.
Zieja reaguje na list Piusa XII do biskupów niemieckich z 1 marca
1948, w którym papież porusza kwestię ziem przyłączonych do Pol-
ski, nazywanych przezeń „niemieckim Wschodem”.

39/67

background image

„Zgorszeni jesteśmy tym, że [...] list papieski wyraża narodowi

niemieckiemu tylko serdeczne współczucie, a wcale nie wzywa tego
narodu do pokuty [...].

Ojciec Święty nazywa «odwetem» to, co jest tylko częścią spraw-

iedliwego wyrównania krzywd [...]. Ale jeżeli jest w dziejach
ludzkich ślad Bożej sprawiedliwości, to granica polsko-niemiecka
stać będzie na Odrze – Nysie. I to będzie jedna z podstawowych
skutecznych gwarancji pokoju między narodami europejskimi”.

Na koniec deklaruje wierność wierze katolickiej i Stolicy Pio-

trowej, „choćby na niej siedział człowiek krzywdzący mój naród”.

Dotknięcie

Do Orzechowa i Wytowna pod Słupskiem, gdzie Zieja prowadzi
małą parafię, ciągną z Warszawy goście. Anna Iwaszkiewiczowa,
żona Jarosława, poznała księdza na wieczorze literackim w czasie
okupacji. Teraz, 2 września 1947 roku, wypatruje go na dworcu
w Słupsku. Jest! „W jednej chwili poruszyła mnie myśl: «ten
człowiek będzie o mnie wiedział wszystko»” – zanotuje w dzien-
niku. Nazajutrz prowadzą „zasadniczą rozmowę”. Pisze: „jakby
straszliwe jakieś od lat ropiejące i zakrzepłe wrzody trzeba było
rękami własnymi rozrywać. [...] Słowa, jakie usłyszałam, kiedy to
wszystko wreszcie z siebie wyrzuciłam, to było jakby jakieś na-
jbardziej subtelne, a bezpośrednie dotknięcie samego serca”.

Jerzy Zawieyski przyjeżdża do Słupska „w sprawach duszy” – jak

relacjonuje Zofii Nałkowskiej – w Wielkim Tygodniu 1947.
Dochodził do katolicyzmu w powolnym procesie, ale „ugiął kolana
przed Bogiem” pod wpływem nagłego impulsu, 11 lutego 1942
roku, w warszawskiej kaplicy Urszulanek, gdy mszę odprawiał
Zieja. Potem pisarz odbył u niego spowiedź z życia.

To ksiądz „prawdziwie Święty”, pisze Nałkowskiej, „wobec

którego czuję swoją małość, aż do bólu”. I obiecuje: „Przyjadę
czysty”. W jego dziennikach Zieja jest wciąż obecny.

40/67

background image

Zjawia się Bolesław Piasecki, strateg grupy Dziś i Jutro,

niebawem przekształconej w PAX – stowarzyszenie wspierających
władzę katolików. Próbuje pozyskać Zieję dla swych celów
politycznych. Snuje plany przechytrzenia komunistów. Ale Zieja go
dezawuuje. W liście do Piaseckiego z 1949 roku pisze: „I nigdy ob-
noszenia się z «najczcigodniejszą postacią Ks. Zieji» i z jego dawną
i obecną działalnością. Wyraźnie sobie to wypraszam”.

Tego roku w Warszawie Zieja odprawi rekolekcje dla grupy Pi-

aseckiego. „Powiedziałem bardzo wyraźnie – opowiadał – żeby
zrobili dokładny rachunek sumienia [...]. W miarę jak się okazy-
wało, czym jest partia komunistyczna i jej rządy, czym jest współ-
praca Bolka i jego ludzi z tą partią, wszystkie kontakty zostały
zerwane”.

Gdy w okresie Października ’56 Piasecki w głośnym tekście In-

stynkt państwowy zagrozi stłumieniem demokratyzacji w imię
„brutalnego realizowania racji stanu”, Zieja uda się do jego
mieszkania i udzieli mu rady:

– Bolek! Skompromitowałeś się. Idź do klasztoru albo zajmij się

pracą naukową.

W liście doda: „Wszystko gotowi jesteście sponiewierać”, byle

utrzymać się przy „żłobie”; „zawsze tylko «pałkarze»”.

Demontaż

Kolizja Ziei z komunistami jest nieunikniona.

Notatka Urzędu Bezpieczeństwa w Słupsku: „Negatywnie

nastawiony do obecnego rządu. Kontaktuje się przeważnie
z ludźmi wyższej klasy i z byłymi członkami PSL, wrogo
nastawionymi do obecnej rzeczywistości [...]. Stopa życiowa dość
wysoka, dochodu nie można ustalić”.

W odpowiedzi na pismo z urzędu skarbowego Zieja odmawia

płacenia podatków, gdyż – jak stwierdza – nie może pozbawiać

41/67

background image

środków swych podopiecznych. Zgłasza gotowość odsiedzenia kary
w areszcie.

Na początku 1947 roku, przed wyborami do sejmu, lokalne

władze zwołały zebranie w Wytownie.

– Kto nie weźmie udziału w głosowaniu, ten zostanie odnotow-

any przez sołtysa – mówi prowadzący i rekomenduje listę nr 3. To
blok partii, który tworzy m.in. PPR. Wstaje Zieja. Udział
w głosowaniu jest prawem, przypomina, a wybory są wolne. Gdy
kończy, rozlegają się oklaski.

Władze wybory sfałszowały. Tego roku, podczas krajowego

zjazdu przedstawicieli uniwersytetów ludowych, Zieja pyta wprost
Włodzimierza Sokorskiego, wówczas przewodniczącego Rady
Szkół Wyższych, który usiłuje narzucić rezolucję o socjalistycznym
wychowaniu młodzieży:

– Czy w Rosji aby na pewno nie ma wyzysku człowieka przez

człowieka?

Lecz to już nie jest czas na dyskusję. Władza zdobyta. Po kon-

gresie zjednoczeniowym PPR-u i PPS-u w grudniu 1948 komuniści
przystępują do demontażu placówek niezależnych. Życie społeczne
zamiera w uścisku stalinizmu.

„Dwór” Ziei się rozpierzcha. Chory na płuca ksiądz wraca

w połowie 1949 roku do Warszawy. Zostanie rektorem u wizytek
na Krakowskim Przedmieściu.

Nie właź im w paszczę!

Kardynał Stefan Wyszyński aresztowany. Zieja ogłasza ten fakt
z ambony.

– Prymasa opuścili wszyscy – woła.
Jest wrzesień 1953 roku. W kolejnym kazaniu piętnuje ugodową

postawę biskupów. Odmawia odczytania w kościele ich oświad-
czenia, w którym zobowiązują duchownych i wiernych do niepode-
jmowania działalności antypaństwowej.

42/67

background image

Dyscyplinuje go kuria warszawska. Zieja tłumaczy, że bierze

przykład z nieugiętej postawy Wyszyńskiego.

W grudniu episkopat składa ślubowanie na wierność PRL-owi.

Zieja nigdy nie złoży takiego przyrzeczenia, choć obowiązuje go
ono na mocy dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych.
W piśmie do władz stwierdzi, że jego odmowa nie ma charakteru
demonstracji politycznej, lecz jest sprawą sumienia.

Dostaje pocztą nakaz: jako uciążliwy obywatel ma opuścić

Warszawę.

Chronił go dotąd przed aresztowaniem Józef Cyrankiewicz.

Teraz ów wysoki funkcjonariusz partyjny, wkrótce ponownie
premier, radzi biskupowi, który po internowaniu prymasa zar-
ządza diecezją warszawską, by wysłał Zieję na prowincję.

– Synu! Nie właź im w paszczę! – perswaduje Ziei biskup

Wacław Majewski.

Zieja wyjeżdża do Zakopanego. Powróci na stanowisko rektora

przy kościele Wizytek w 1955 roku. I zaraz napomina w liście
Komitet Centralny PZPR, że jedynym językiem porozumienia ze
społeczeństwem jest „zwykła ludzka prawda”. Żąda uwolnienia
Wyszyńskiego. W oficjalnym piśmie używa szokujących nawet
w atmosferze odwilży słów: „imperialistyczny kolonializm
rosyjski”. I odprawia mszę za komunistę, prezydenta Bolesława
Bieruta.

Na ponowne żądanie władz wiosną 1956, by opuścił Warszawę,

odpowiada: „Do żadnej winy się nie poczuwam, bo jej nie było i nie
ma”.

Do połowy lat osiemdziesiątych esbecy będą go inwigilowali, za-

straszali, podsłuchiwali i wzywali na przesłuchania, lecz bez suk-
cesu – jakby osaczali powietrze. Bo na ich groźne pomruki, na
grzywny i paragrafy Zieja odpowie cytatami z Ewangelii, Norwida
i łagodną perswazją.

Naczelna Prokuratura Wojskowa, 19 lutego 1983 roku.

Przesłuchanie w sprawie aresztowanych przywódców KOR-u.

43/67

background image

Zieja:
– Więc chcecie, żeby przyjaciele oskarżali swoich przyjaciół. To

jest niemoralne. Nie chcę w tym uczestniczyć. A od siebie powiem,
co mnie pociągnęło do KOR-u. Ci ludzie jawnie stanęli w obronie
krzywdzonych. Taką działalność uważałem za wykonywanie zale-
ceń Jezusa Chrystusa. I przyłączyłem się.

Wyjmuje z kieszeni książeczkę i czyta głośno słowa Chrystusa.

Prokurator nie przerywa.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

44/67

background image

Ich wyspy Galapagos

Dostępne w wersji pełnej

background image

Wezwani, by umrzeć

Dostępne w wersji pełnej

background image

Odzyskana miłość

Dostępne w wersji pełnej

background image

Jaszczurka, w niewoli własnej

Dostępne w wersji pełnej

background image

Dla swoich pobudką, dla

wrogów przestrogą

Dostępne w wersji pełnej

background image

W spięciu

Dostępne w wersji pełnej

background image

Aniela, kawaler d’Éon

Dostępne w wersji pełnej

background image

Kontrola oddechu

Dostępne w wersji pełnej

background image

Z ciemni pamięci

Dostępne w wersji pełnej

background image

Jechał na jawie i śpiewał

Dostępne w wersji pełnej

background image

Chore szyby, martwe róże,

niebieskie motyle

Dostępne w wersji pełnej

background image

Giedroyc zdjął mi garb

Dostępne w wersji pełnej

background image

Z czarną chorągwią anarchii

Dostępne w wersji pełnej

background image

Uwaga! Kuśmierek

Dostępne w wersji pełnej

background image

Giedroyc pali Tyrmanda

Dostępne w wersji pełnej

background image

Bibliografia

Dostępne w wersji pełnej

background image

Nota

Dostępne w wersji pełnej

background image

Indeks nazwisk

Dostępne w wersji pełnej

background image

Ćwiczenia
z niemożliwego

Spis treści

background image

Okładka
Karta tytułowa
Motto
Dedykacja
Wstęp
Stoję na rynku nienajęty
Ich wyspy Galapagos
Wezwani, by umrzeć
Odzyskana miłość
Jaszczurka, w niewoli własnej
Dla swoich pobudką, dla wrogów przestrogą
W spięciu
Aniela, kawaler d’Éon
Kontrola oddechu
Z ciemni pamięci
Jechał na jawie i śpiewał
Chore szyby, martwe róże, niebieskie motyle
Giedroyc zdjął mi garb
Z czarną chorągwią anarchii
Uwaga! Kuśmierek
Giedroyc pali Tyrmanda
Bibliografia
Nota
Indeks nazwisk
Karta redakcyjna

64/67

background image

Redaktor prowadzący

Dorota Nowak

Redakcja

Jan Jaroszuk

Korekta

Elżbieta Jaroszuk

Indeks

Jan Jaroszuk

Copyright © by Magdalena Grochowska,

2012

Copyright © Wielka Litera Sp. z o.o., Warsz-

awa 2012

Wielka Litera Sp. z o.o.

ul. Kosiarzy 37/53, 02-953 Warszawa

ISBN 978-83-63387-45-7

background image

Plik ePub opracowany przez firmę eLib.pl

al. Szucha 8, 00-582 Warszawa

e-mail: kontakt@elib.pl

www.eLib.pl

66/67

background image

@Created by

PDF to ePub

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Bookarnia Online

.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gildia Hordów Magdalena Salik ebook
Wilcze dziedzictwo ukryte cele Magdalena Parus ebook
Przynęta i obroża Panufnika Magdalena Grochowska Wyborcza
biznes i ekonomia nlp w negocjacjach handlowych anna magdalena labuz ebook
informatyka word i excel dla seniorow magdalena gunia ebook
Dżus & Dżin Magdalena Skubisz ebook
biznes i ekonomia polski e konsument typologia zachowania magdalena jaciow ebook
Detektyw i panny Magdalena Lewańska ebook
biznes i ekonomia zus l4 pit co powinienes wiedziec o wynagrodzeniach pracowniczych magdalena skalsk
informatyka word 2010 pl pierwsza pomoc magdalena gunia ebook
Willa Magdalena Zimniak ebook
cwwvin 4 windows vista pl instalacja i naprawa cwiczenia praktycznie ebook promocyjny helion pl KJID
(ebook www zlotemysli pl) szybka nauka prakt yczne cwiczenia darmowy fragment YPUNR33NSBMSGF3VXR5Y
corel draw x3 cwiczenia praktyczne (ebook promocyjny helion pl) S4D4NXRHTGEZBX7KNN4VEIY3MPSU3CGK33PZ
Joomla! 1 6 Ćwiczenia eBook Pdf

więcej podobnych podstron