CHRZEST NA JORDANEM
- BÓG CI..., hm, co to może znaczyć? - zastanawiałem się. W żaden sposób nie potrafię ułożyć z tych literek czegoś sensownego.
- Co tam robisz? Nie jesteś jeszcze gotowy do drogi? - przerwał mi Kleofas, trącając końcem skrzydła.
- Próbuję łamać szyfr.
- Daj spokój, przecież nie masz jeszcze wszystkich ogniw.
- Jak to? Spójrz, mam już pięć liter.
- Tylko pięć, chciałeś powiedzieć, czyli połowę. Zbieraj się, pędzimy nad Jordan.
- O nie, znowu nad wodę?
- No wiesz, nie musimy.
Myślałem, że chcesz rozwiązać szyfr - powiedział Kleofas, wzruszając ramionami.
Spojrzałem na niego zdziwiony i nagle przypomniałem sobie, że rzeczywiście, Kleofas mówił o dziesięciu ogniwach.
- Nie obrażaj się - uśmiechnąłem - się. - Jestem gotowy, gdzie konkretnie tym razem?
- Nad Jordan - powtórzył spokojnie.
- Kleofasie, co oni tu robią? - zdziwiłem się, widząc z daleka tłumy. Stali po obu stronach Jordanu. Na środku płytkiej rzeki stał chudy mężczyzna, w kamizelce z wielbłądziego włosia, przepasany pasem skórzanym. Długie, rozpuszczone włosy targał wiatr tak, że nie było widać jego twarzy. Na początku długo mówił do zgromadzonych na brzegu ludzi.
Tak naprawdę niewiele słyszałem, bo zanim udało nam się przecisnąć nad wodę, już kończył. Słyszałem tylko, jak mówił, że jest "trzciną kołyszącą się na wietrze" - takie porównanie nawet bardzo mi do niego pasowało.
Rzeczywiście był wysoki i bardzo szczupły, czyli trochę podobny do trzciny. Mówił jeszcze, że wszyscy powinni się nawracać, bo bliskie jest Królestwo Niebieskie.
Kiedy skończył, zrobiło się cicho.
W końcu zaczęli podchodzić do niego pojedynczo, z zamkniętymi oczyma. Każdemu coś szeptał do ucha, a później zanurzał w rzece.
- Co on z nimi robi? - spytałem Kleofasa.
- Chrzci.
- A gdzie biała szata, rodzice chrzestni, świeca, gdzie woda święcona?
- Jeszcze ci mało wody? - śmiał się, pokazując na rzekę.
- Nie o taką chodzi! Skoro jesteś moim aniołem, to wiesz, jak wygląda chrzest. W końcu byłeś wtedy przy mnie w kościele, prawda?
- Oj Filipie, ale tu nie chodzi o taki chrzest, jaki ty miałeś.
- A o jaki? Jak chrzest, to chrzest - upierałem się.
- Ten chrzest, który widzisz, to jest chrzest wodą, ale jak będziesz bardziej cierpliwy, zobaczysz chrzest z udziałem Ducha Świętego.
- Co ty opowiadasz? To jeszcze raz mnie będą chrzcili?
- Cii... - szepnął, spójrz na prawo.
W dali widać było zbliżającego się mężczyznę. Szedł równo, sprężystym krokiem. Biała, długa tunika powiewała na wietrze. Miałem wrażenie, że była żaglem lub latawcem unoszącym właściciela.
W jednej chwili, nie wiadomo dlaczego, wszyscy zamilkli. Również Jan przerwał zanurzanie ludzi w Jordanie. Tylko patrzył uważnie na postać. Nagle dmuchnął wiatr i odsłonił twarz Chrzciciela. Po raz pierwszy zobaczyłem jego duże, błękitne oczy. Im mocniej wiał wiatr, tym więcej łez zsuwało się po Jego policzkach. W końcu powiedział do siebie, ale stojący na brzegu dokładnie usłyszeli: "Idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyków u Jego sandałów".
I znowu powiał wiatr.
- Przesuń się - szturchnął mnie Kleofas.
Tak się zapatrzyłem na Jana, że nie zauważyłem... że powoli wszyscy zaczęli się rozstępować. Robili miejsce przychodzącemu.
- Kleofasie, Kleofasie - zacząłem.
- Proszę o chrzest - powiedział Pan Jezus.
- "To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie" - odpowiedział zaskoczony Jan.
- Później Pan Jezus coś jeszcze - powiedział do Jana, ale nie dosłyszałem, bo właśnie pojawił się obok Kleofas.
- Ja cię szukam, a ty tutaj?
- Wychodź stąd, bo zamoczysz sobie pióra - ostrzegałem, przesuwając się do rozmawiających. Potem Pan Jezus przekonał jednak Jana i ten Go ochrzcił.
I kiedy Jezus wynurzał się z wody, zrobiło się tak jasno, że znów nerwowo szukałem skrzydła Kleofasa, żeby przysłonić nim oczy. Znowu dmuchnął silniejszy wiatr i usłyszałem głos: "To jest mój Syn umiłowany, jego słuchajcie". I cisza. Ludzie zaczęli zastanawiać się, co to było. Niektórzy mówili, że zagrzmiało, inni, że ten mocny wiatr złamał jakieś drzewo.
- Ogłuchli? - zdenerwowałem się. - Nie słyszeli wyraźnego głosu i nie widzieli blasku z nieba?
- Widzisz - zaczął Kleofas - problem jest w tym, że większość ludzi jest głucha i ślepa na Słowo i obecność Boga. Dawno temu prorok Izajasz powiedział o was: "Macie oczy, a nie widzicie (...) macie uszy, a nie słyszycie...".
- Patrz jacy ludzie są dziwni - oburzyłem się.
- Ciekawe, dlaczego mówisz: ludzie, a nie my.
- O co ci chodzi? Przecież nie zamykam oczu i uszu na głos Pana Boga. Sam widzisz, że tu, nad Jordanem, jako jeden z niewielu usłyszałem Jego słowa.
- Zapewniam cię, że nie zawsze tak jest. Często jesteś głuchy i ślepy, jak większość ludzi. Widzisz, podczas chrztu św. Bóg też otworzył Twoje oczy i uszy, tylko ty... - Tak zamykasz się na dziesięć spustów. Masz następne ogniwo szyfru? - zmienił temat.
- Mam muszelkę z niewyraźną literką "Ę".
- No, no, gratuluję! - pochwalił Kleofas. - Wracamy!
s. Ines Krawczyk