Murphy Pat Żona z własnego ogródka


Autor: Pat Murphy

Tytul: Żona z własnego ogródka

(His Vegetable Wife)

Z "NF" 9/91

Pierwszego dnia wiosny Flynn zasadził ją razem z

pomidorami w szklarni. Instrukcje na opakowaniu były podobne

do instrukcji na wszystkich torebkach z nasionami. Roślinna

Żona: wskazana ziemia piaszczysta, stanowisko słoneczne.

Sadzić na głębokości dwóch cali, po ustąpieniu

niebezpieczeństwa przymrozków. Kiedy roślina osiągnie

wysokość dwóch stóp, przesadzić. Podlewać obficie.

W tydzień później w plastykowym pojemniku obok pomidorów

wykiełkowała delikatna sadzonka: prosto rosnące dwa silne

pędy z małymi gałązkami. Kiedy miały dwie stopy długości,

Flynn przesadził ją w słoneczne miejsce, w pobliżu zabudowań

mieszkalnych, by widzieć ją każdego dnia w drodze na pole.

Po przesadzeniu sadzonki stał pod zielonym niebem i

przyglądał się swemu imperium: pośpiesznie zmontowanemu z

prefabrykatów domowi, otoczonemu zabudowaniami

gospodarskimi; szklarni z pleksiglasowych płyt, nachylonych

tak, żeby łapać jak najwięcej światła słonecznego; i polom,

czterem żyznym akrom, które sam uprawiał i obsadzał.

Większość ziemi przynosiła dochód: hodował tam cimmeg,

roślinę rodzącą nasiona cenione dla ich smaku i właściwości

medycznych. Ciemnozielone sadzonki, rząd za rzędem wznosiły

ku blademu niebu swe szpiczaste liście.

Poza polami rosła wysoka trawa typowa dla tej planety.

Ogromny obszar falujących łodyg. Kiedy wiał wiatr, łodygi

poruszały się i trawy wydawały świszczący dźwięk. Cichy głos

wiatru w trawach drażnił Flynna. Myślał, że brzmi to jakby

ludzie przekazywali sobie szeptem sekrety. Sprawiało mu

przyjemność ścinanie trawy otaczającej zabudowania domowe,

ubijanie jej korzeni mechanicznym oraczem i sadzenie równych

rzędów cimmegu.

Flynn był mężczyzną o kwadratowej szczęce, pospolitych

brązowych włosach i szorstkich, prozaicznych palcach. Był

człowiekiem metodycznym. Lubił żyć sam, ale uważał, że

mężczyzna powinien mieć żonę. Nasienie wyszukał starannie,

dobierając odporny szczep, rezygnując z delikatniejszych:

Roślinnej Panny i Roślinnej Narzeczonej. Wybrał gatunek,

który miał dobrze przyjąć się w każdych warunkach.

Sadzonka rosła szybko. Dwa pędy spotkały się i połączyły

formując grubszy pień. Zanim cimmeg wyrósł na wysokość

kolan, żona sięgała mu do ramion. Jasnozielona roślina z

szerokimi, miękkimi liśćmi i pniem pokrytym puszystymi

włosami. Słońce wstawało wcześniej każdego ranka, cimmeg

urósł do pasa, wypełniając powietrze egzotycznym, korzennym

zapachem, a łodyga Roślinnej Żony zgrubiała i ściemniała do

oliwkowo-zielonego koloru. Zaczęły wyłaniać się zaokrąglenia

jej ciała: nabrzmienie bioder połączone w jeden kształt z

wąską talią, zaokrąglone piersi pokryte delikatnym, jasnym

puchem, smukły kark podtrzymujący okrągłą wypukłość, która

stanie się jej głową. Każdego poranka Flynn sprawdzał

wilgotność ziemi wokół sadzonki i spoglądał poprzez liście

na dojrzewający pień.

Późną wiosną po raz pierwszy zobaczył jej łonowe włosy,

ciemny trójkąt tuż nad miejscem, gdzie podwójny pień łączył

się. Z wahaniem rozsunął liście i sięgnął w mrok, by

pogłaskać nowy porost. Podniecił go zapach: bogaty, ziemny i

ciepły jak zapach szklarni. Drewno pod włosami było ciepłe

i poddało się lekko jego dotknięciu. Przysunął się bliżej

przesuwając ręce w górę do kielichowatych piersi, wyczuwając

pod kciukami nierówności, obietnicę przyszłych sutek.

Szelest wiatru w jej liściach spowodował, że podniósł wzrok.

Przyglądała mu się. Widział jej ciemne oczy, zarys nosa,

usta, które były zaledwie rozcięciem, wargi lekko

rozchylone.

Cofnął się pospiesznie, wtedy dopiero zauważając, że

kiedy przysunął się, by popieścić pień, złamał kilka liści.

Dotknął je z poczuciem winy, ale uprzytomnił sobie, że ona

jest tylko rośliną i nie czuje bólu. Mimo to podlał tego

dnia żonę hojniej niż zwykle, a kiedy szedł do pracy na pola

cimmegu, pomrukiwał sam do siebie, żeby nie słyszeć szeptów

traw.

Instrukcje mówiły, że żona dojrzeje w ciągu dwóch

miesięcy. Każdego ranka sprawdzał postępy, rozgarniając

liście, żyby podziwiać zaokrąglenia jej ciała, giętki trzon

karku i czysty, jasny blask oczu. Miała pełne ciało i miękko

zaokrągloną twarz. Chociaż jej oczy były otwarte, sprawiała

wrażenie lunatyczki. Młodej, niewinnej dziewczyny, która

błądzi w ciemnościach nieświadomości.

Wyraz jej twarzy podniecał go równie mocno jak ciało.

Czasami nie mógł oprzeć się, by nie przywrzeć do niej

prowadząc dłońmi po łagodnych łukach pośladków i pleców,

głaszcząc delikatne ciemne włosy na jej głowie, nadal

krótkie, jak u małego chłopca, ale rosnące, doroślejące jak

cała reszta.

Była późna wiosna, kiedy pierwszy raz poczuł, jak drgnęła

pod jego dotknięciem. Jego dłoń leżała na jej piersi i

poczuł, że ciało Roślinnej Żony przesuwa się, jakby chciała

się odsunąć.

- Ach - powiedział ciesząc się na to, co miało nadejść

już niedługo.

Jej ręka, która niedawno oddzieliła się od zgrubiałego

pnia, zadrżała na wietrze, jakby odpychając go. Uśmiechnął

się, gdy rośliną zakołysał podmuch wiatru, a jej liście

zaszeleściły.

Tego popołudnia przyniósł grubą linę, zrobił pętlę wokół

jej kostki i przywiązał starannie. Uśmiechając się do

anielskiej twarzy Roślinnej Żony okolonej ciemnymi włosami,

powiedział cicho:

- Teraz, kiedy już jesteś prawie dojrzała, nie mogę

pozwolić ci uciec.

Drugi koniec liny przywiązał mocno do wspornika w ścianie

domu i sprawdzał węzeł nie raz, lecz co najmniej trzy razy

dziennie.

Pierwszy raz od miesięcy wyczyścił wnętrze domu, wyprał

koce na swym kawalerskim łóżku i otworzył okna, żeby

wypędzić zapach stęchlizny. Przez otwarte okno widział, jak

kołysała się w delikatnych podmuchach wiatru. Czasami

wydawało mu się, że żona szamocze się z liną i kiedy to

robiła, sprawdzał supły, by upewnić się, czy trzymają.

Cimmeg wyrósł wysoko. Jego ostre, połyskliwe liście

odbijały światło słoneczne i lśniły jak obsydianowe ostrza.

Liście Roślinnej Żony zwiędły i opadły, pozostawiając nagie

zielono-oliwkowe ciało wystawione na słońce i wzrok Flynna.

Przyglądał się jej uważnie, wracając po kilka razy dziennie

z pola, żeby sprawdzić węzły.

Pewnego ranka obudził się i zobaczył ją schyloną przy

końcu powrósła, ciągnącą za supeł delikatnymi palcami, które

krwawiły jasnym sokiem w miejscach, gdzie pocięła je

szorstka lina.

- No, już - powiedział - zostaw to.

Kucnął obok niej w kurzu i położył dłoń na nagrzanym

przez słońce ramieniu, chcąc ją uspokoić. Odwróciła w jego

stronę głowę wolno, majestatycznie, z pełną godności gracją,

jak kwiat zwracający twarz do słońca. Jej twarz była pusta;

oczy bez wyrazu. Kiedy usiłował ją pocałować, nie

odpowiedziała, tylko słabo odpychała rękami jego ramiona.

Opanowało go podniecenie, pchnął ją na twardą ziemię,

ustami szukając piersi, gdzie chropowate sutki smakowały

wanilią, ręką rozsunął jej nogi, by otworzyć tajemnicę tego

ciemnego, puszystego trójkąta włosów.

Kiedy skończył, płakała cicho wydając wysoki, nieśmiały

dźwięk, jak śpiew ptaszków, które wiły gniazda w wysokiej

trawie. To obudziło w nim współczucie. Zsunął się z niej,

zapiął spodnie, żałując teraz, że był tak niecierpliwy.

Leżała w kurzu, ciemne włosy opadły, zakrywając twarz.

Była cicha, mógł słyszeć wiatr w jej włosach jak w wysokiej

trawie.

- Teraz chodź - powiedział, rozdarty pomiędzy

współczuciem i irytacją. - Jesteś moją żoną. Czy to takie

straszne?

Nie spojrzała na niego.

Ujął ją za podbródek tak, żeby zobaczyć jej twarz.

Była niewzruszona, bez wyrazu i pusta. Poklepał Roślinną

Żonę po ramieniu uspokojony jej wyglądem. Wiedział, że nie

czuła bólu. Tak mówiły instrukcje.

Odwiązał linę od belki i zaprowadził żonę do domu. Obok

okna postawił dla niej miednicę z wodą. Przymocował linę do

nogi łóżka, zostawiając wystarczająco dużo miejsca, żeby

mogła stać przy oknie lub drzwiach i patrzeć, jak on pracuje

w polu.

Nie była całkiem taka, jak się spodziewał. Nie rozumiała

go. Nie potrafiła nic powiedzieć. Nie zwracała na niego

uwagi, chyba że zmusił ją, by na niego spojrzała. Starał się

być dla niej miły - przynosił z pola kwiaty i napełniał jej

miednicę zimną, czystą wodą. Nie zwracała na to uwagi. Dniem

i nocą stała w oknie z nogami w miednicy. Instrukcja mówiła,

że pożywienia dostarczały jej woda, słońce i powietrze,

które absorbowała poprzez pory swojej skóry.

Wydawało się, że reagowała tylko na gwałt, bezpośrednie

zagrożenie. Kiedy się z nią kochał, szarpała się usiłując

uwolnić i czasami płakała wydając niemy dźwięk, jak szept

wody płynącej nawadniającym kanałem. Po jakimś czasie jej

płacz zaczął go podniecać - jakakolwiek reakcja była lepsza

niż brak reakcji.

Nie spała z nim. Jeżeli zaciągnął ją do łóżka, uwalniała

się w nocy i kiedy się budził, zawsze stała przy oknie,

patrząc na świat.

Pobił ją pewnego popołudnia, kiedy po powrocie z pola

przyłapał ją na przecinaniu liny kuchennym nożem. Bił ją po

plecach i ramionach paskiem. Jej płacz i ślady jasnego soku

podnieciły go i potem kochał się z nią. Szorstkie koce na

jego łóżku były lepkie od jej soku i jego spermy.

Trzymał ją tak, jak mężczyzna trzyma Roślinną Żonę, jak

człowiek trzyma dziką rzecz, którą wziął do swego domu.

Czasami siadał i przyglądał się ciemności pełznącej nad jego

gospodarstwem i słuchał wiatru w trawach. Patrzył na swą

Roślinna Żonę i rozmyślał o tych wszystkich kobietach, które

kiedyś go zostawiły. Była to długa lista, rozpoczęta przez

jego matkę, która oddała go do adopcji.

Pewnego dnia przyleciał helikopterem przedstawiciel rządu

na inspekcję pól cimmegu. Flynn nie lubił tego człowieka.

Chociaż kierował uwagę inspektora w stronę pól, ten wciąż

zerkał w kierunku domu. Żona stała w oknie, jej naga skóra

lśniła w słońcu, gładka, czysta i zapraszająca.

- Ma pan dobry gust - odezwał się urzędnik. - Pańska żona

jest piękna.

Flynn z trudem opanował się.

- Słyszałem, że są bardzo wrażliwe - powiedział młody

człowiek.

Flynn wzruszył ramionami.

Jabłoń, którą posadził koło domu, urodziła owoce: Flynn

zebrał kosz małych, twardych, zielonych jabłek. Zmiażdżył je

na zacier i po fermentacji otrzymał rodzaj wódki, mocny

napój pachnący zgniłkami. Późnym popołudniem, gdy urzędnik

już odleciał, usiadł pod jabłonią i pił do czasu, kiedy

ledwo potrafił utrzymać się na nogach. Potem poszedł do

swojej żony i odciągnął ją od okna.

Flynn pobił Roślinną Żonę za wystawianie na pokaz swojej

nagości. Nazwał ją wycieruchem, dziwką, plugawą kurwą.

Chociaż sok spływał z pręg na plecach, jej oczy pozostały

suche. Nie broniła się i jej bierność rozjątrzyła go jeszcze

bardziej.

- A niech cię! - krzyczał uderzając ją raz po raz. - A

niech cię.

Zmęczył się, jego uderzenia stały się słabsze, ale

wściekłość nie osłabła. Leżąca na łóżku Roślinna Żona

odwróciła twarz w jego stronę. Dłońmi odnalazł jej szyję.

Nacisnął miękką skórę, myśląc jakoś, w pijackim zamroczeniu,

że gdy ją udusi, umilkną szepty, które słyszał i znikną

otaczające go tajemnice.

Patrzyła na niego baznamiętnie. Ponieważ absorbowała

powietrze przez całą skórę, nacisk na gardło nie

przeszkadzał jej. Mimo to uniosła ręce i położyła je na jego

szyi, powoli wzmacniając ucisk. Szamotał się pijacko, ale

przywarła do niego, aż przestał się szarpać.

Wreszcie był spokojny, spokojny jak roślina, spokojny jak

drzewo, jak trawy na zewnątrz. Poszperała w jego kieszeni i

znalazła scyzoryk. Odcięła linę, która ją trzymała. W

miejscu, gdzie pocierał sznur, skóra na kostce była

poraniona i zgrubiała.

Stała w oknie czekając na słońce. Kiedy ziemia ogrzeje

się, ona zasadzi tego mężczyznę w taki sposób, jak on sadził

nasiona. Będzie stała po kostki w błocie, z wiatrem we

włosach i zobaczy, co wyrośnie.

Przełożyła Dorota Malinowska

PAT MURPHY

Popularna pisarka amerykańska młodego pokolenia. W 1987 roku

otrzymała nagrodę Hugo za powieść "The Falling Woman" i

opowiadanie "Zakochana Rachela" (ukazało się w Polsce w

wyborze Dona Wollheima). Na łamach "Fantastyki"

przedstawiamy opowiadanie z nurtu feministycznego, w którym

autorce znakomicie udało się pokazać problem obcości. Nie

tylko między mężczyzną a kobietą.

D.M.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Murphy, Pat La Ciudad Poco Despues
Murphy, Pat La Mujer que Caia
Murphy, Pat Ciudad poco despues
Murphy Pat Znać przyszłość
Murphy Pat Zakochana Rachela
Iris Versus the Black Knight Pat Murphy
Points of Departure Pat Murphy
Menage and Menagerie Pat Murphy
An American Childhood Pat Murphy
Love and Sex Among the Inverteb Pat Murphy
Peter Pat Murphy
PaT eczki G( ), niefermentujT ce
Gatunki dziennikarskie licencjat PAT czesc 2
PAT DS 350 Graphic Modular GM Service Data
Zostań milionerem! Jak zarabiać na własnej stronie WWW
Bohater własnego życia
W 27.02.2013, STUDIA PEDAGOGIKA opiekuńczo-wychowawcza z terapią pedagogiczną - własne, licencjat,

więcej podobnych podstron