Niezniszczalna
Tej nocy mało spałem.
Moje oczy, zamknięte niczym okiennice,
między którymi pozostają otwarte szparki, czekają,
by wyłowić sny jakiejś usłużnej rzeczywistości.
Czuję ciebie, ale nie w postaci ciężaru na moim łóżku.
Nic nie rusza się ani nie skrzypi oprócz mego własnego niepokoju.
Zabłąkane słowa same się zebrały, same ukształtowały i wypuściły w noc
jak mantra powoli zatapiająca się w muzyce.
Twoja obecność rośnie wraz z muzyką pochłaniając ją w uspokojeniu.
Przyszłaś do mnie tak wyraźnie,
że moje zdolności odczuwania pobudziły się
w elektrycznych burzach klarowności.
Buczą lampy rtęciowe rzucające swoje nieważkie światło
wzdłuż dróg pełnych kolein.
W całym tym czekaniu na ciebie
nie skrywam się w żadnej fortecy czy lisiej norze.
Leżę na Sawannie gapiąc się w słońce, mając nadzieję wbrew nadziei,
że ono mrugnie, zanim ja to zrobię.
Moje zranione komórki, malutkie świątynie z nas wymieszanych,
osłabły w czasie twojej nieobecności.