Carl Schmitt - żyjący na przełomie XIX i XX wieku wybitny prawnik, antyliberał, zwolennik autorytaryzmu. Neokonserwatysta i propagator decyzjonizmu. Uznany przez niemieckie bulwarówki za "koronnego jurystę Trzeciej Rzeszy", choć w rzeczywistości jego działanie na rzecz ówczesnego państwa wynikało z jego koniunkturalizmu.
Był przeciwny tworowi, jakim była Republika Weimarska, dostrzegał jej ułomności oraz możliwość przejęcia władzy przez radykałów - tak komunistów, jak i nazistów. By temu zapobiec, domagał się delegalizacji NSDAP, a także starał się wzmocnić władzę prezydenta poprzez odpowiednią wykładnię art. 48 Konstytucji z 1919 roku. Rozróżniał pojęcie 'Konstytucji' od 'prawa konstytucyjnego'. To pierwsze miało być prawdziwymi regułami rządzącymi danym państwem (w Niemczech był to niedemokratyczny system cesarski) utrwalonymi historycznie, drugie zaś - tworzonymi przez ludzi obecnie obowiązującymi spisanymi przepisami ustaw. Zdaniem Schmitta konstytucjonalizm jest sprzeczny z tradycyjnie pojmowaną suwerennością, ze względu na fakt, iż prawo konstytucyjne wprowadza podział władzy i jej związanie prawem, odbierając tym samym władzy przymiot suwerenności. To jeden z przykładów antyliberalnych i antypozytywistycznych poglądów Niemca.
Demokracja, już nie oparta na przeżytym trójpodziale władzy, nie straciła na aktualności. Nie miała polegać jednak na równości i wolności, a na identyczności podmiotu i przedmiotu autorytetu włądzy państwowej. Miała cechować się akceptacją jednorodności, jak i negacją różnorodności. Uniknąć jej pozwalała dyktatura, ale nie tyrania (tj. władza dysponująca poparciem większości społeczeństwa). Rozróżniał dwa rodzaje dyktatur - komisaryczną i suwerenną. Był zwolennikiem tej drugiej.
Profesor udzerzał w demokrację liberalną również niemożnością odpowiedniej reakcji podczas stanu wyjątkowego. Tylko władza suwerenna jest w stanie podjąć decyzję w sytuacji wyjątkowej, tj. nieprzewidzianej przez ustrojodawcę. Demokracja grozi w takich przypadkach powrotu do stanu przedpaństwowego, co równa się z wojną każdego z każdym. "Suwerenem jest więc ten, kto decyduje o stanie wyjątkowym". Suweren decyduje i tylko dlatego jest suwerenem. Jego decyzje nie wymagają odpowiednich podstaw prawnych, ponieważ znajdują się ponad panującym porządkiem prawnym. "Wyjątek jest bardziej interesujący niż zasada - zasada nie dowodzi niczego, wyjątek dowodzi wszystkiego".
Również liberalne podejście do konsensusu zostaje skrytykowane przez Schmitta. Prawnik uważa, że nie ma opierać się on na"odpolitycznieniu, neutralizacji i zdemilitaryzowaniu", a także zauważa brak rozróżnienia stanu pokoju od wyjątkowego. Niekończące się debaty parlamentarne jedynie osłabiają autorytet władzy, a prawo pozytywne dodatkowo związuje jej ręce.
Polityczność nie ma, zdaniem Schmitta, definicji. Jest pewną egzystencjalną relacją, która określa dodatkowo niebezpieczeństwo wybuchu konfliktu. Wszystkie polityczne działania odnoszą się do rozróżnienia między sojusznikiem a nieprzyjacielem. Nieprzyjaciel nie jest tu traktowany osobiście, a raczej jako wróg publiczny. Odpowiednie rozróżnienie wrogów od sprzymierzeńców jest podstawą politycznego działania. Nie chodzi bowiem o jednostki, ale relacje zbiorowe. Polityka (w sensie: "podejmowanie decyzji") jest wtórna do polityczności. Polityczność nie jest jednak ciągłą wojną, a jedynie jej ryzykiem. Stan pokoju jest krótki, zagrożenie nigdy nie mija. Wojny są skutkiem różnic politycznych, a nie religijnych, ideowych czy ekonomicznych. Schmitt twierdzi, że "nawet pacyfiści głosząc hasła antywojenne byliby w stanie toczyć wojnę z nie-pacyfistami w imię pokoju". Jego słowa są przykładem na realistyczne podejście do polityki, gdyż nie tyle mówi o tym, jak polityka powinna wyglądać, a jak wygląda w rzeczywistości.
Prawnik uważał, że człowiek jest z natury zły. Istnieje legenda, jakoby Schmitt miał przeprowadzić na ten temat jednominutowy wykład, który traktował o tym, że "Adam i Ewa mieli dwóch synów, Kaina i Abla, Kain zabił Abla i tak zaczęła się historia świata, i ta historia jeszcze się nie skończyła".
Wartością nadrzędną w pracach Niemca było państwo - jego przetrwanie, które gwarantowałoby porządek zachowań społecznych na danym obszarze - a nie naród, wszechobecny w poglądach nazistowskich. Antysemickie poglądy Schmitta miały wynikać głównie z zaangażowania, jakie wkładał dla dobra swojego państwa, gdyż nie przedstawiał ich jeszcze za czasów Republiki Weimarskiej. Po wojnie twierdził, że "połknął bakcyla nazizmu, ale się nim nie zaraził", a także "czuł nad Hitlerem intelektualną przewagę". Odnośnie do kwestii Holocaustu mówił, że "chrześcijaństwo ostatecznie też skończyło się wymordowaniem milionów ludzi". O fakcie, iż ciężko jest mówić o Niemcu w kategoriach zatwardziałego nazisty, świadczą także jego usilme próby delegalizacji NSDAP przed przejęciem władzy przez Hitlera, mające na celu zakończenie kalekiej demokracji próby wzmocnienia władzy prezydenta (z czego ten nie skorzystał) czy też współpraca ze znienawidzonym przez narodowych socjalistów Kurtem von Schleicherem. Nie zmienia to faktu, iż już w okresie Trzeciej Rzeszy robił wszystko dla dobra swojego państwa: wykorzystał swój pogląd o tym, że suwerenem jest ten, kto decyduje w stane wyjątkowym, do legitymacji rządów Hitlera, twierdził, iż noc długich noży była "w swojej istocie aktem najwyższej sprawiedliwości".
Decyzjonizm Schmitta zainspirowały także wodzów innych państw - idealnym przykładem może być tu Portugalia z Franco szukającym podstawy legitymizacji swojej władzy. Z czasem i inni przekonali się do geniuszu Niemca, o czym świadczy fakt, iż przeklęty tuż po wojnie prawnik wrócił do łask większości teoretyków prawa, także w Niemczech. Świadczyć o tym może fakt, iż z jego teorii skorzystano przy tworzeniu konstytucji RFN. Obecnie Schmitta cytują tak reprezentanci lewicy, jak i prawicy.