Imperium Mundi - polityczna forma globalizacji - Tomasz Gabiś
Globalizacja jest dziś na ustach wszystkich. Zgodnie z panującą powszechnie ideologią ekonomizmu podkreśla się przede wszystkim gospodarcze aspekty tego procesu, ewentualnie jego wpływ na dotychczas istniejące struktury polityczne państwa narodowego. Tymczasem globalizacja jest przede wszystkim procesem wyłaniania się nowych form władzy, nowych relacji siły w skali globalnej, jest transformacją polityczną i militarną, przynosi nowe hierarchie panowania, nowe monopole przemocy. Jeśli, jak piszą teoretycy globalizacji, państwa narodowe pozbawiane są dziś swoich władczych prerogatyw, to zadać należy pytanie, kto te prerogatywy przejmuje i dziedziczy. Należy odpowiedzieć na zawsze aktualne pytanie: kto jest Księciem? Kto przejmuje władzę w wyniku głębokiej wojskowej, politycznej, technologicznej i przestrzennej metamorfozy?
Po zakończeniu II wojny światowej James Burnham pisał: „Jest wyraźnie widoczne obecnie, że świat sprzed 1939 r., podzielony politycznie na stosunkowo sporą liczbę niezależnych i suwerennych państw dobiega swego końca /.../ Imperium światowe stało się możliwe i będą robione próby w kierunku jego stworzenia /.../ Decydującym faktem jest, że zachodnia cywilizacja osiągnęła stadium rozwojowe, które domaga się stworzenia uniwersalnego imperium. Charakter technologii i organizacji cywilizacji zachodniej jest tego rodzaju, że imperium uniwersalne cywilizacji tej byłoby jednocześnie z konieczności imperium światowym”.
Po pół wieku doczekaliśmy się intelektualno-politycznej analizy nowego porządku. Jest nią opublikowana w roku 2000 książka Antonio Negriego i Michaela Hardta „Empire”. Wywodzący się z neomarksistowskiej lewicy autorzy stawiają w niej diagnozę: „Stary porządek międzynarodowy powoli umiera /.../ Imperium materializuje się na naszych oczach /.../ Wyłonił się nowy porządek globalny, nowa logika i struktura władzy, w skrócie mówiąc, nowa forma suwerenności. Imperium /.../ jest nową suwerenną władzą, która rządzi światem”.
Wraz z nowym porządkiem globalnym, nową logiką i strukturą władzy, nową formą suwerenności wyłania się globalny rynek. Imperium jest politycznym podmiotem, który reguluje i nadzoruje globalny rynek i globalne wymiany inwestycyjno-handlowo-finansowe. Dawne formy suwerenności zanikają. Dotychczasowe koncepcje globalizacji „nie rozpoznają przyspieszonego rytmu, przemocy i konieczności, z którymi operuje imperialny paradygmat” (Hardt, Negri). Nie rozpoznaje i nie rozumie się tego, że imperialna suwerenność oznacza zmianę globalnego paradygmatu politycznego. Dlatego nie zadaje się pytań o to, jaka władza polityczna już istnieje i jaka jest tworzona, jaka władza jest adekwatna do globalizacji stosunków ekonomicznych i społecznych, jakie źródła prawa, fundamentalna norma i decyzja wspierają nowy porządek polityczny świata.
Historia Imperium Mundi
Imperium nie narodziło się wczoraj, lecz jest wynikiem długiego procesu historycznej transformacji. Wojny religijne XVI i XVII w. w Europie zakończone Pokojem Westfalskim uważa się powszechnie za początek ery nowoczesnej. Powstała wówczas „międzypaństwowa geometria”, czyli system ściśle delimitowanych przestrzeni państwowych. Państwo przywiązane jest do określonego, ograniczonego terytorium stanowiąc przestrzennie i geograficznie ustaloną jednostkę władzy politycznej, która sprawuje kontrolę nad pewną określoną grupą ludności. Po Rewolucji Francuskiej wyłaniają się stopniowo państwa narodowe (narodowe demokracje), z których kilka największych tworzy imperia kolonialne. Powstają oddzielone imperialne światy, których centra położone były w różnych europejskich metropoliach, wyłania się globalny porządek podzielony na kilka jasno wyodrębnionych stref. Długi XIX wiek (1789-1914) to okres, w którym stworzona zostaje polityczno-ekonomiczna infrastruktura globalizacji w ramach politycznie podzielonego świata. Ówczesny świat podporządkowany jest policentrycznemu Imperium Europejskiemu - jego centra to europejskie państwa narodowe (imperia kolonialne), do których doszlusowują w drugiej połowie XIX w. Stany Zjednoczone. To historyczne jądro Imperium.
Krótki XX wiek (1914-1989) to era międzypaństwowych światowych wojen, której kluczowym momentem są lata 1941-1946. Po zakończeniu II wojny światowej, będącej wojną o schedę po europejskich państwach imperialnych i utworzenie nowego porządku globalnego, następuje zmierzch europejskich państw narodowych i imperiów kolonialnych. Po 1945 r., po rozpadzie imperiów kolonialnych, rozpoczyna się schyłek państwa narodowego jako suwerennego bytu politycznego działającego w ramach Ius Publicum Europaeum. W to miejsce wchodzi „globalne państwo zachodnie” (Martin Shaw), jako konsekwencja dokonywanej pod egidą USA integracji transatlantyckiej. Jest ono nowym tworem politycznym, nazywanym przez Shawa „państwem-blokiem”. Ten nowy twór był konstytuowany przez dawne państwa narodowe, a zarazem te państwa były weń włączone - nie były autonomicznymi centrami władzy wojskowo-politycznej, lecz jedynie formalnie odrębnymi, a swoje interesy definiowały w terminach partycypacji w „globalnym państwie zachodnim”. Dlatego można je określić jako quasi-państwa.
Zimna Wojna była okresem rodzenia się infrastruktury globalności, przede wszystkim w „zachodnim państwie-bloku”. Zachodnie Imperium było inkubatorem nowych relacji państwowych i nowych stosunków siły. W konglomeracie politycznym, jakim było „zachodnie państwo globalne”, następowała wewnętrzna depolityzacja, tzn. żadne państwo wchodzące w skład tego konglomeratu nie desygnowało na wroga innego państwa będącego jego składnikiem. Monopol przemocy zostaje przeniesiony z granic pomiędzy państwami narodowymi na granice zewnętrzne „zachodniego państwa-bloku”, czyli na granice ze „wschodnim państwem-blokiem”.
Po upadku „globalnego państwa wschodniego” (Imperium Wschodniego) zanika podział polityczny świata na dwie przestrzenie geopolityczne, kończy się stan „politycznie podzielonej globalizacji” (Martin Shaw), zanika elementarny geopolityczny dualizm świata, neutralizuje się globalne napięcie polityczne napędzające historię XX wieku, zamazana zostaje „ostatnia globalna linia” (Carl Schmitt). Z „zachodniego państwa globalnego” wykluwa się dziś fragmentaryczne, będące „instytucjonalnym rozgardiaszem” imperium światowe, które tworzy dla siebie nową legitymizację i pragnie funkcjonować jako regulator gospodarki, społeczeństwa i polityki w skali globalnej.
Centralnym obszarem Imperium Mundi jest najmocniej zintegrowane „zachodnie państwo-blok”, natomiast inne obszary, takie jak Rosja, Chiny czy Indie, są tylko częściowo zintegrowane, ale należą do Imperium w tym sensie, że żadne z tych państw (ani nawet ich koalicja) nie może stworzyć poważnej, potencjalnie równej, alternatywnej opcji strategicznej wrogiej wobec Imperium. Nie ma już kilku, jak w pierwszej połowie, lub dwóch, jak w drugiej połowie zeszłego wieku, konkurujących ze sobą centrów władzy, ale jedna władza, która konstytuuje nową formę suwerenności, czyli Imperium. Dodajmy, że zgodny z tym nowym porządkiem globalnym jest wzrost po 1989 r. ilości formalnie istniejących państw narodowych (wzrost zapoczątkowany wcześniej powstaniem całej plejady państw postkolonialnych w ramach systemu „podzielonej politycznie globalizacji”). Co tydzień, jak pisał Martin van Creveld, jakieś nowe państwo pojawia się na mapie świata. Ponieważ jest ich coraz więcej, to ich wartość maleje: to, co ma każdy, warte jest niewiele lub nic. Oba procesy - globalizacji i fragmentacji świata - nie są ze sobą sprzeczne, lecz warunkują się nawzajem.
Hardt i Negri słusznie piszą, że Imperium nie powstaje spontanicznie z interakcji heterogenicznych sił globalnych - np. dzięki niewidzialnej ręce globalnego rynku - ani z jednego centrum, jednej pojedynczej władzy, z jednego ośrodka zewnętrznego wobec sił globalnych, ze świadomego i wszystko ogarniającego planu, jak chciałaby teoria spiskowa. Imperium, dopowiedzmy, powstaje jako efekt politycznej walki o władzę i panowanie nad światem, które stało się możliwe, gdyż pojawiły się instrumenty militarne, ekonomiczne, techniczne, komunikacyjne, medialne, finansowe etc. o zasięgu globalnym, mogące posłużyć jako instrumenty władzy imperialnej.
Imperium jest nową formą suwerenności, strukturą polityczną ery postnowoczesnej, co w pewnej mierze jest powrotem do ery przednowoczesnej, ale nie restauracją dawnych form politycznych, bo żadna restauracja nie jest możliwa. Imperium jest nową formą władzy i suwerenności, która nie daje się w pełni opisać przy pomocy żadnych historycznych kategorii. Jedynie sam termin „Imperium” może być bez specjalnych zastrzeżeń użyty dla opisu i zrozumienia posthistorycznej formy globalnej suwerenności, chociaż tylko w przybliżeniu oddaje jej treść.
Technika, nauka i wojna
Przed 500 laty rozpoczęła się era współczesnych wojen związana ze skokiem w rozwoju techniki wojennej - wówczas też następuje zmierzch średniowiecznego imperium, a rozpoczyna epoka państw narodowych i kolonialnych imperiów europejskich. W połowie XX w. powstanie i rozwój broni atomowej (a także chemicznej i biologicznej broni masowego rażenia) ze względu na jej globalny zasięg i potencjał destrukcji wykracza poza granice państw narodowych. Broń termojądrowa z jej absolutną zdolnością zniszczenia jest ultymatywną formą biowładzy, zaś jedyną odpowiadającą jej strukturą polityczną jest imperium światowe, które dysponując monopolem użycia tej broni ma powód, aby jej nie użyć, gdyż używając niszczyłoby samo siebie.
W Imperium nie ma, podobnie jak w okresie przednowoczesnym, wielkich armii z poboru, typowych dla epoki po Rewolucji Francuskiej. Masowe armie narodowo-demokratyczne zastępowane są przez wysoko wyspecjalizowane oddziały ochotników i zawodowych żołnierzy - globalne Siły Szybkiego Reagowania, maksymalnie mobilne i zdolne do przeprowadzania błyskawicznych akcji militarnych w każdym punkcie globu, nadzorujące i kontrolujące szlaki komunikacyjne, transportowe i handlowe oraz wielkie inwestycje na całym świecie. Nastaje czas „wojen postmodenistycznych”, „hiperwojen”, „antywojen”, „wojen czwartej generacji”, wojen „błyskawicznych”. „Platformy informacyjne”, miniaturowe satelity, bezzałogowe pojazdy lotnicze, globalne sensory, komunikacyjna infrastruktura, inteligentne oprogramowanie tworzą globalny „System Systemów”. Nowe formy interakcji człowieka i komputera, panowanie nad globalną infosferą i materialną bazą cyberprzestrzeni - to podstawowe kwestie dla prowadzenia wojen przyszłości, wśród których będą wojny bez terytorium i bez przestrzeni, czyli - jak je określa Paul Virillio - „wojny w stanie czystym”.
Bezustanne skanowanie powierzchni ziemi ma uczynić ewentualne pole bitwy przejrzystym. System rozpoznawczy i wywiadowczy typu ECHELON, Globalny System Namierzania (GPS) - działający na całej kuli ziemskiej z dokładnością do 100 metrów, to elementy globalnego systemu inwigilacji i szpiegostwa. Powstaje planetarna machina obserwacyjna, która umożliwia „kontrolę z góry”: patrolowanie, namierzanie, identyfikacja, śledzenie, przewidywanie ruchu, nacelowanie, przechwycenie lub powstrzymanie. Obecnie następuje drugi skok techniczny, który prowadzi ku Imperium.
W Imperium klasyczne geopolityczne równanie: przestrzeń + siła = władza, nadal zachowuje aktualność, z tym, że siła dodana zostaje do przestrzeni innych niż ziemska i oceaniczna - do przestrzeni okołoziemskiej, kosmicznej, cyberprzestrzeni, infoprzestrzeni etc. W Imperium Mundi kontynentalna geopolityka łączy się nierozerwalnie z astropolityką, cyberpolityką i technopolityką. A także z chronopolityką i „dromopolityką” (Virillio), czyli walką o władzę nad czasem i szybkością.
Piramida władzy globalnej
Imperium na tle nowoczesnego państwa narodowego wydaje się nieuporządkowaną, a nawet chaotyczną siecią instytucji, ciał, związków, organizacji, sojuszy, układów, rywalizujących ze sobą o kompetencje i zakres władzy. Na tle scentralizowanej, wewnętrznie ściśle sformalizowanej maszynerii państwa narodowego dysponującego wyrazistym kształtem polityczno-prawnym, Imperium Mundi jawi się jako elastyczna struktura, nie ujęta w ścisłe formalne ramy, luźna, dynamiczna, ewoluująca, procesualna, oscylująca, pulsująca, wielowymiarowa, niepewna, przypadkowa, problematyczna, policentryczna, plazmatyczna, bezustannie się rekomponująca. Imperium jest polem o różnych, przemieszczających się stanach skupienia, pluriversum, przypomina wielobarwną tapetę bez jasno oddzielonych barw i kształtów. Modelem dlań może być cyberspace - nieskończona i chaotyczna (teoria chaosu jest teorią adekwatną do struktury Imperium) przestrzeń bez centrum i hierarchicznego porządku, w której dominują płynne przejścia, zamazane strefy, plamy o różnej intensywności zmieniające swoje kształty, niejasne podziały, szybkość, fluktuacja, mobilność, raz unifikacja, raz dezunifikacja, raz homogenizacja, raz heterogenizacja. Kiedy jednak patrzymy na Imperium jako na samoistny twór polityczny, to zauważamy, że także w nim obecne są wieczne fenomeny hierarchii, podległości i dominacji, a pod chaotyczną powierzchnią można wykryć pewną strukturę władzy, która - jak każda struktura władzy - ma kształt piramidy. Piramida ta jest trójpoziomowa, a każdy poziom podzielony jest jeszcze na warstwy. Imperium nie jest ani „chaosem”, ani „kosmosem”, lecz „chaosmosem”, nie jest „anarchią”, ani „tyranią”, lecz „anarchotyranią”. Wygląda to tak:
Pierwszy poziom:
I warstwa (szczyt piramidy) - elita polityczna USA posiadająca praktyczną hegemonię nad globalnym użyciem siły. Elita amerykańska stanowi główny „power bloc” globalnej elity imperialnej.
II warstwa - elity państw skupionych w NATO, G7, w Klubie Paryskim i Londyńskim, w centralnych instytucjach Unii Europejskiej.
III warstwa - heterogeniczny zbiór związków i instytucji, takich jak agendy ONZ, Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, GATT, WTO, NAFTA etc. Należy pamiętać, że np. ONZ oraz multinacjonalne i transnacjonalne instytucje finansowe i handlowe nie posiadają już legitymizacji takiej, jaką miały w ramach starego systemu międzynarodowego. To, co je legitymizuje to funkcja w porządku imperialnym. Poza ramami tego porządku instytucje te są bezużyteczne i w najlepszym razie wnoszą wkład w formowanie i edukację administracyjnego personelu Imperium, nowej elity imperialnej.
Drugi poziom:
I warstwa - sieć ponadnarodowych korporacji przemysłowych i finansowych na rynku globalnym, kontrolujących przepływy kapitału i pieniądza zachodzące pod politycznym i militarnym parasolem władzy centralnej z pierwszego poziomu, która gwarantuje ich bezpieczeństwo. Globalny rynek jako samoistny byt jest fikcją - potrzebuje on, tak samo jak w przypadku rynków narodowych, gwarancji państwowych i politycznych.
II warstwa - zbiór państw narodowych stanowiących lokalne, terytorialne organizmy polityczne, będące pośrednikami w odniesieniu do globalnych sił hegemonialnych, negocjujące z transnarodowymi korporacjami i dokonujące redystrybucji bogactwa wewnątrz swoich ograniczonych terytoriów. Są one filtrami globalnych przepływów od i do władzy globalnej, regulatorami artykułującymi globalne decyzje polityczne w dół i wysuwającymi postulaty lokalne w górę, dyscyplinują zamieszkałe ich terytoria populacje. Pełnią rolę pasów transmisyjnych od globalnej do narodowej sfery polityczno-ekonomicznej. Są lokalnymi „królestwami” czy „księstwami”, lokalnymi centrami władzy, w niektórych przypadkach zredukowanymi, jak napisał Zygmunt Bauman, do roli „pożytecznych okręgów policyjnych”. Państwa narodowe nie zostają zniesione, ale wraz z lokalnymi i międzynarodowymi organizmami są inkorporowane do jednego politycznego supra-narodowego organizmu i wewnątrz niego funkcjonują. Elity tych państw są na drodze kooptacji włączane do elity imperialnej. Imperium nie włącza się bezpośrednio w mikro-lokalne administrowanie populacjami. Zachowane zostają lokalne autonomie administracyjne państw narodowych, jeśli nie naruszają one ogólnych praw imperialnych.
Trzeci poziom:
Grupy i organizacje reprezentujące oddolne „ludowe” interesy w globalnej strukturze władzy. „Lud” nie może być bezpośrednio inkorporowany w strukturę władzy globalnej i musi być przepuszczony przez mechanizmy reprezentacji - państwa narodowe, Zgromadzenie Ogólne ONZ i inne globalne fora. Na tym poziomie działają organizacje pozarządowe (lokalne, państwowo-narodowe lub ponadpaństwowo-ponadnarodowe), humanitarne i charytatywne (współczesne zakony żebracze), dbające o przestrzeganie praw człowieka, zwalczające zło moralne, reprezentujące globalne, uniwersalne ogólnoludzkie interesy (Amnesty International, Lekarze bez Granic, Komitet Helsiński etc.). Stanowią one kapilarne końcówki sieci władzy globalnej i są najszerszą jej podstawą. To one, działając na podstawie etycznych imperatywów, ustalając uniwersalne potrzeby, prowadząc kampanie charytatywne i humanitarne oparte na uniwersalnych wartościach etyczno-prawnych, definiując lub dokonując symbolicznej produkcji Wroga, wyznaczają etyczne pole dla działania Imperium, są wysuniętymi szpicami moralnymi wojskowo-policyjnej interwencji Imperium, są pacyfistyczną bronią Imperium, prowadzą moralne interwencje, sprawiedliwe wojny bez broni, bez przemocy, bez granic. Ich działania współgrają z całą strukturą władzy globalnej, a kierujący nimi ludzie tworzą quasi-religijne skrzydło imperialnej elity rządzącej.
Imperium Mundi jest imperium postnowoczesnym i nie mamy w jego przypadku do czynienia z przeniesieniem na szczebel globalny modelu unitarnego, scentralizowanego państwa narodowego. Imperium Mundi nie jest też globalną federacją państw narodowych. Tymczasem zarówno zwolennicy państwa globalnego, jak i jego przeciwnicy tak właśnie je sobie wyobrażają, co postulaty pierwszych (np. jedna konstytucja dla całego świata, światowy parlament etc.) czyni utopijnymi, zaś krytykę autorstwa tych drugich bezprzedmiotową.
USA w Imperium Mundi
Zarówno krytycy „amerykańskiego imperializmu”, jak i entuzjastyczni zwolennicy „amerykańskiego przywództwa światowego” są w błędzie. Żadne państwo narodowe - a więc także Stany Zjednoczone - nie może być dziś ośrodkiem imperialistycznego projektu. Imperializm rozumiany jako forma terytorialnej ekspansji, w trakcie której państwo narodowe narzuca swoją władzę obcym terytoriom, nie może już służyć jako model suwerenności rządzącej sprawami globalnymi. Żaden naród nie może być światowym liderem w taki sposób, jak kiedyś narody europejskie. Dlatego współczesny globalny porządek władzy nie powinien być definiowany, jak to czyni się często na lewicy i prawicy, w terminach amerykańskiego imperializmu. Imperium zastępuje i przekracza także USA. Stany Zjednoczone jako klasyczne państwo narodowe, które swoje apogeum osiąga w czasie II wojny światowej, zostają, by tak rzec, dialektycznie przezwyciężone przez Imperium - ten proces został zainicjowany już w chwili powstania zachodniego państwa-bloku (Imperium Zachodniego) lat 1945-1989. Już wówczas Stany Zjednoczone, wbrew protestom amerykańskich nacjonalistów, w pewnym zakresie rozmywały swoją suwerenność wewnątrz bloku.
W przypadku Imperium Mundi nie mamy więc do czynienia z formą amerykańskiego imperializmu, co nie oznacza, że elita polityczna USA i terytorium USA nie są różne od innych elit politycznych i terytoriów państwowych. USA zajmują uprzywilejowaną pozycję w globalnych hierarchiach władzy, a amerykańska klasa rządząca „okupuje” najwyższy poziom globalnej piramidy władzy. Ta pozycja bierze się stąd, że USA wniosły największy wkład w pokonanie potęg stojących na drodze ku stworzeniu Imperium. Najpierw w sojuszu z ZSRR pokonały III Rzeszę. Następnie stały się najważniejszym składnikiem „zachodniego państwa globalnego”, które pokonało ZSRR i zlikwidowały polityczno-militarny „dwójpodział” świata. Wraz z rozbiciem „wschodniego państwa-bloku” usunięta została ostatnia przeszkoda na drodze do stworzenia Imperium Mundi. To elita amerykańska ma główną zasługę w jego zbudowaniu i z tej zasługi czerpie legitymizację dla swojej uprzywilejowanej pozycji. Ta pozycja polega na tym, że amerykańska prowincja ma w ramach Imperium Mundi specjalny, wyższy status niż inne prowincje.
Ten specjalny status nie wynika tylko z dawnych zasług elity amerykańskiej dla zbudowania Imperium Mundi, ale również z jej obecnej siły, która czyni ją najmocniejszym „blokiem władzy” w elicie imperialnej. Nawet jeśli uznać, że decentralizacja, delokalizacja i deterytorializacja władzy imperialnej są czymś realnym w porównaniu ze ścisłą centralizacją, lokalizacją i terytorializacją władzy w historycznych państwach czy imperiach narodowych, to jednak można w pewnym zakresie zlokalizować centra Imperium, zakreślić jego „metropolitalne terytorium”, zidentyfikować tych, którzy skupiają w swym ręku najwięcej „królewskich prerogatyw”.
Dlatego, mimo iż wolno twierdzić, że w porównaniu z sytuacją z przeszłości mamy do czynienia ze „zunifikowanym światem pozbawionym centrum”, z Imperium bez Pałacu Zimowego, to równocześnie wolno powiedzieć, że Centrum mimo wszystko istnieje, a siedziba Księcia mieści się w Waszyngtonie. Tam znajduje się terytorialne centrum władzy Imperium, tam skupia się najważniejsza część imperialnej klasy polityczno-wojskowo-naukowo-finansowo-ekonomiczno-medialnej, tam mają posiadłości członkowie najsilniejszej frakcji w łonie imperialnej elity, frakcji kontrolującej najpotężniejsze instrumenty władzy militarnej, finansowej i ekonomicznej (np. większość transnacjonalnych korporacji ma swoje bazy w USA). Stany Zjednoczone wytwarzają 30% wszystkich dóbr i towarów produkowanych na świecie, są dominującą siłą w najnowocześniejszych technologiach, w technice kosmicznej, telekomunikacji, mikroelektronice, światłowodach, w sieciach komputerowych, w produkcji oprogramowania. W USA znajduje się 1/3 światowych zasobów złota. USA przeznaczają na armię 36% wszystkich wydatków wojskowych na świecie. W USA znajduje się główna baza materialnej struktury cyberprzestrzeni: w Marina del Rey w Kalifornii ma swoją siedzibę Internet Corporation of Assigned Names and Numbers (ICANN), która koordynuje system internetowych „Root Servers”, w większości mieszczących się na terytorium USA. USA kontrolują infrastrukturę globalnego „imperium informacyjnego”, w USA wytwarzane jest 80% słów, dźwięków i obrazów, które krążą po całym świecie, tam wytwarza się 3/4 programów telewizyjnych i filmów, w USA jest główne skupisko narzędzi wytwarzających globalną infosferę, globalną ikonosferę, czy ogólnie rzecz ujmując „globalną noosferę”, stamtąd ostrzeliwują cały świat „medialne haubice”, stamtąd operują „Special Media Forces”. Dolar jest „bezmiejscową” walutą światową, ale w USA znajdują się mennice, gdzie jest bity i drukowany „imperialny pieniądz”, tam ustala się jego kurs, stopy procentowe etc. W USA biją źródła globalnej Hard Power (polityka, wojsko, technika) i Soft Power (kultura, ideologia, massmedia).
Wszystkie wymienione wyżej czynniki sprawiają, że Stany Zjednoczone są najważniejszą prowincją Imperium, a ich klasa rządząca najsilniejszą frakcją w łonie elity imperialnej.
Prawo i etyka w Imperium Mundi
„Procesy globalizacyjne są nie tylko faktem, ale także źródłem prawnych definicji, które dążą ku przeniesieniu na jedną ponadnarodową postać władzy politycznej, prawne transformacje wskazują na zmiany w materialnej konstytucji władzy światowej i światowego porządku” (Hardt, Negri). Te prawne transformacje są nieuchronne, gdyż prawo nie jest abstrakcyjnym systemem norm i przepisów, ale zależy od porządku politycznego, w ramach którego funkcjonuje. Dotyczy to również prawa międzynarodowego, które dziś ulega dostosowaniu do ładu imperialnego.
Klasyczne prawo międzynarodowe było, jak podkreślał Carl Schmitt, zawsze związane z pewnym konkretnym ładem przestrzennym, było prawem tylko w prawidłowym miejscu. Tymczasem w XX w. zwycięża prawo światowe, znoszące przestrzeń, uniwersalistyczne, bezmiejscowe, przezwyciężone zostaje najpierw prawo określające relacje suwerennych państw narodowych i kolonialnych imperiów narodowych, potem prawo kontynentalnych Wielkich Obszarów, by ostatecznie mogło zatriumfować prawo przestrzeni Jednego Świata.
Upadek Europy jest zarazem upadkiem tego „europocentrycznego” prawa, które sprzężone było z nowoczesną formą suwerenności. Ius Publicum Europaeum upada również dlatego, że nie jest dostosowane do nowego przyrostu mocy techniki, szczególnie wojskowej, która poprzez swój globalny zasięg i moc destrukcji rozbija dawny porządek przestrzenno-prawny oparty na równowadze między przestrzenią lądu i wolnego morza. Każde przejście techniki na wyższy poziom, jak pisał Carl Schmitt, pociąga za sobą narodziny lub podbój nowych przestrzeni, co powoduje, że powstaje nowy porządek przestrzenno-prawny. I tak właśnie stało się w drugiej połowie XX w.
Prezydent Czech Vaclav Havel stwierdził przy okazji akcji NATO przeciw Serbii: „Prawa człowieka stoją ponad suwerennością, ponad prawami państw, ponad prawem, które chroni suwerenność państw”. W podobnym duchu wypowiadało się wielu innych intelektualistów, polityków i publicystów politycznych. Kto jednak mówi, że prawa człowieka i sprawiedliwość stoją wyżej niż suwerenność państwowo-narodowa, ten przemilcza prosty fakt, że wyżej niż jedna suwerenność stać może tylko inna suwerenność. Ponad suwerennością państwowo-narodową stoi suwerenność Imperium, która pilnuje przestrzegania „praw człowieka”.
To Imperium definiuje prawa człowieka i zasady sprawiedliwości, to Imperium rozstrzyga, kiedy prawa człowieka są łamane i kiedy naruszane są zasady sprawiedliwości, to Imperium pociąga do odpowiedzialności tych, których uznaje za winnych łamania praw człowieka i naruszania zasad sprawiedliwości. Stąd też etyczno-prawny dyskurs nie jest apolityczny, ale włączony zostaje w strukturę władzy imperialnej, ponieważ akcje wojskowo-policyjne Imperium potrzebują symbolicznej konstrukcji wroga, wymagają, aby poprzedzała je moralna interwencja i potrzebują moralno-prawnych uzasadnień. Etyka sprawiedliwości, pokoju i praw człowieka zapewniać ma legitymizację, efektywność i ważność prawa imperialnego, egzekwowanego przez władze Imperium i ich wojskowo-policyjne siły porządkowe. Z kolei akcje tych sił antycypują działania sądów i prekonstytuują zasady sprawiedliwości, które potem sądy te mają stosować. Akcje wojskowo-policyjne mają na celu utrzymanie wewnętrznego pokoju w Imperium, a zarazem są instrumentem dla wytworzenia moralno-prawnego, normatywnego i instytucjonalnego porządku Imperium. Idzie o wytworzenie relacji zgodności pomiędzy moralno-prawnym porządkiem i mechanizmami polityczno-militarno-policyjnymi.
Pierre Sane, sekretarz generalny Amnesty International stwierdził: „W świecie globalnej gospodarki muszą istnieć globalne standardy, a prawa człowieka muszą być respektowane wszędzie albo nigdzie”. Co znaczy: „W Imperium muszą istnieć globalne standardy, a prawa człowieka muszą być respektowane na całym obszarze Imperium”. O procesie jugosłowiańskiego polityka Slobodana M. pisze się „Świat versus Slobodan M.”, czyli „Imperium versus Slobodan M.”. Slobodan M. nie jest głową suwerennego państwa, ale zbuntowanym przeciw Imperium namiestnikiem jednej z jego prowincji. Ponieważ Imperium nie mogło przywołać go do porządku naciskami i groźbami, został otoczony przez imperialne siły policyjne i zaatakowany z powietrza, złapany, postawiony przed sądem, skazany - tak działa „Globalna Temida” oparta na humanizmie „praw człowieka”.
Powstający nowy porządek globalny wymaga uniwersalnego prawa międzynarodowego i światowego porządku prawnego. Pojawia się ocena wojny i wroga z punktu widzenia kryminalno-prawnego i moralnego, na nowo wprowadza się pojęcie justa causa i teologiczne pojęcia „wojny sprawiedliwej” w jego zeświecczonej postaci. Wróg nie stoi na tej samej płaszczyźnie, ale jest wrogiem moralnym, wrogiem ludzkości, piratem, rebeliantem przeciwko etyczno-prawnemu ładowi jednego świata. Zamiast neutralnych terminów opisujących starcia wojenne pojawiają się określenia nacechowane moralnie, takie jak „agresja” czy „napad”. Wojny suwerennych państw przekształcają się w wojny moralne, quasi-religijne, ideologiczne, światopoglądowe. Wrogie państwa (i głowy tych państw) są dyskryminowane pod względem moralnym i kryminalizowane, określane jako przestępcze, zbójeckie, łotrowskie, bandyckie - te moralno-prawne kategorie kiedyś odnoszone były do wrogów wewnętrznych, rebeliantów, przestępców, do wszystkich wyjętych spod prawa. Nie ma już wojny jako starcia suwerennych, równoprawnych podmiotów, kończącego się układem pokojowym zawierającym klauzulę amnestyjną, ale moralna krucjata przeciw łotrom, akcja policyjna mająca na celu schwytanie i ukaranie przestępcy, ekspedycja karna przeciw buntownikom.
Imperium nie prowadzi wojen, bo nie ma zewnętrznego wroga, ono przeprowadza akcje policyjne i represyjne przeciw przestępcom, tłumi bunty i powstania, zapobiega próbom secesji, zwalcza tendencje separatystyczne i irredentystyczne, przeprowadza ekspedycje karne, pacyfikacje (akcje pokojowe), interwencje humanitarne etc. Armia imperialna jest globalną siłą policyjną, która egzekwuje przestrzeganie praw i najwyższych uniwersalnych pryncypiów etycznych Imperium. Jej akcje, zawsze dokonywane w interesie „ludzkości”, mają zapewnić na całym globie Justitia, Pax et Securitas. Jej żołnierze są „Peacekeepers”, „nowymi wojskowymi humanistami” (Ulrich Beck), politycznymi żołnierzami, żołnierzami-negocjatorami, żołnierzami-policjantami etc.
Imperium kontratakuje
Terrorystyczny atak dokonany na World Trade Center i Pentagon 11 września 2001 r. odsłonił globalny układ sił. Nieznani terroryści wyprowadzili cios z nieokreślonego kierunku geopolitycznego. Jedna z gazet zamieściła tuż po zamachu nagłówek brzmiący „atak na świat”. Oznacza to tyle, co „atak na Imperium”. W odpowiedzi na atak władze Imperium ogłosiły stan wyjątkowy na terytorium całego globu, czyli całego Imperium w celu ujęcia lub likwidacji terrorystów. Zgodnie z definicją Carla Schmitta, suwerenem jest ten, kto dysponuje decyzją o stanie wyjątkowym. W tym przypadku imperialna suwerenność została jawnie potwierdzona. Imperium postanowiło dokonać pacyfikacji Afganistanu - terytorium uznanego za zaplecze rebeliantów, zmienić podejrzewane o sprzyjanie terrorystom władze tej prowincji i osadzić w jej stolicy nowe, lojalne wobec Imperium. Pacyfikacja Afganistanu jedynie skalą różni się od pacyfikowania wiosek, w których ukrywali się partyzanci walczący kiedyś przeciw władzy (kolonialnej, okupacyjnej etc.).
Spacyfikowanie prowincji jest tylko fragmentem globalnej „wojny z terroryzmem” ogłoszonej przez Imperium, wojny bez frontów, wojny przeciw Złu, której cel zatem nie jest ograniczony przestrzennie, a jego osiągnięcie może nigdy nie nastąpić, albowiem, jak powiedział prezydent Bush, idzie o ostateczne i pełne zwycięstwo, a osiągnięcie takiego zwycięstwa może zabrać wieczność (Wieczna Wojna w imię Wiecznego Pokoju). Jak oświadczył Bush, „cały świat jest naszym polem bitwy”.
Propaganda imperialna
Nowa imperialna suwerenność musi być, co oczywiste, utwierdzana i legitymizowana na płaszczyźnie propagandowej. Ale poparcie dla Imperium nie może być wyrażane w otwarty sposób. Dlatego język oficjalnej propagandy nie zawiera nawet terminu „Imperium Światowe”. Otwarcie o Imperium mogą mówić jego wrogowie, tacy jak Hardt i Negri. Pojawiają się za to inne określenia i pojęcia, których polityczna treść jest niejasna lub wręcz ukryta. Te określenia, terminy i pojęcia należy odczytywać w politycznym paradygmacie Imperium Mundi, a wówczas ich sens staje się całkiem oczywisty.
Imperium Mundi równa się wspólnota międzynarodowa, one World, Ziemia Ojczyzna (Edgar Morin), globalna wspólnota, uniwersalne państwo homogeniczne (Alexandre Kojève), światowa demokracja, Cosmopolis, światowe państwo uniwersalne (Arnold Toynbee), globalne polis (Anton Schütz), globalny system pokojowy, międzynarodowa demokracja, wspólnota światowa, kosmopolityczna demokracja, kosmopolityczne społeczeństwo globalne (Ulrich Beck), planetarna demokracja (Gurutz Jauregui), światowe społeczeństwo, globalne społeczeństwo obywatelskie. Mamy do czynienia z kamuflażem idealnym, z propagandowym majstersztykiem, z najwyższej próby politycznym „maskowaniem”: władza Imperium zostaje uznana za nieistniejącą. I to właśnie uznana za nieistniejącą władza imperialna dokonywać będzie „policyjnych bombardowań” i „akcji w obronie pokoju”. Te twierdzenia i tezy tworzą ideologiczną retorykę potrzebną do legitymizacji Imperium lub kamuflują realne stosunki władzy i są częścią moralno-prawnej propagandowej strategii Imperium. Carl Schmitt pisał: „Ludzkość jest szczególnie użytecznym ideologicznym instrumentem imperialistycznych ekspansji i w jej etyczno-humanistycznej formie wehikułem ekonomicznego imperializmu /.../ Kto mówi ludzkość, ten chce oszukać”.
Krytyka tego jest bezsilna i jest bronią słabych. Jeśli teoretyk „wojny sprawiedliwej” stwierdza, że humanitarna interwencja jest usprawiedliwiona wówczas, kiedy jest odpowiedzią na akty, które „szokują moralne sumienie ludzkości”, to naprawdę pisze, że władze Imperium są zaniepokojone takimi czy innymi działaniami podanych i dokonują usprawiedliwionej akcji policyjnej, aby działania te uśmierzyć: sumienie świata staje się światowym policjantem. Czy ktoś tu „oszukuje”? Oczywiście, że nie. Kto mówi „ludzkość”, albo „społeczeństwo światowe” ten naprawdę mówi „Imperium”, służąc Imperium jako propagandysta, ideolog, spec od PR i politycznego marketingu. Potępianie i „demaskowanie” pracowników propagandowego frontu Imperium jest zajęciem całkowicie bezpłodnym - należy ich uznać po prostu za tych, kim są: za część imperialnej elity, której powierzono odpowiednie zadania do wykonania. Jak zawsze, wielu z nich szczerze wierzy np. w „globalne społeczeństwo obywatelskie” lub „kosmopolityczną demokrację” i nie rozumie, że walcząc o nie, utwierdza władzę Imperium. Lub, inaczej rzecz ujmując, nie zdaje sobie sprawy, że utopijne wizje „światowej republiki”, „światowej demokracji” etc. spełniają się właśnie w Imperium, choć oczywiście nie tak, jak oczekiwali tego utopiści.
Przyszłość Imperium i jego wrogowie
Imperium prezentuje siebie nie jako historyczny reżim zrodzony przez podbój, ale jako ład, który skutecznie zawiesza historię i utrwala istniejący stan rzeczy na wieczność: „Imperium przedstawia swoje rządy nie jako przejściowy moment ruchu historii, ale jako reżim bez czasowych granic i w tym sensie poza historią lub na końcu historii” (Hardt, Negri). Zmienić się może elita rządząca Imperium i jego personel polityczny, przesunąć się mogą centra władzy z jednego obszaru na inny, mogą dokonać się zmiany ustrojowe, ale Imperium jest wieczne. Wewnątrz Imperium trwać będzie walka o zajęcie miejsca na szczycie piramidy władzy globalnej, o przeniesienie na swoje terytorium centrów militarnego, politycznego, gospodarczego panowania, o zlokalizowanie u siebie politycznego środka ciężkości, o wydarcie innym „żelaznego berła”.
Historia po „końcu historii” będzie więc historią wewnętrzną Imperium, historią rywalizacji i walki o władzę, historią wybuchających to tu, to tam ognisk zapalnych, historią konfliktów i starć pomiędzy namiestnikami prowincji, w które centralne władze Imperium interweniują wówczas, gdyby zachwiać miały one globalną równowagą. To również historia walk frakcyjnych w łonie elity imperialnej, dworskich intryg i spisków, pałacowych przewrotów, starć różnych koterii, klik i rodzinnych klanów na dworze Imperium i dworach namiestników prowincji, walk politycznych pomiędzy odłamami imperialnej biurokracji o rozszerzenie zakresu władzy i wpływów, o kontrolę nad pieniędzmi i zasobami, walk pomiędzy lobbies, grupami interesów, ideologiczno-moralno-medialnymi „bractwami”, finansowo-politycznymi „blokami władzy” występującymi pod rozmaitymi nazwami i szyldami.
Ponieważ gdzie władza, tam i opór wobec niej, to Imperium będzie miało wewnętrzną opozycję. Lokalne bunty, powstania, rebelie, rewolty poddanych, secesje, ruchy niepodległościowe i narodowo-wyzwoleńcze, terrorystyczne zamachy - te formy bardziej lub mniej radykalnej opozycji towarzyszyć będą historii Imperium. Ponieważ Imperium nie zna granic, to i „antyglobalistyczny front” skupiający antyimperialną opozycję może zorganizować się ponad granicami i przyjąć radykalne zbrojne formy zgodnie z hasłem „narodom wolność, globalistom globalny Wietnam” (Horst Mahler).
Gdyby nawet jednak doszło - co mało prawdopodobne - do globalnej wojny partyzanckiej przeciw Imperium czy do globalnej antyimperialnej rewolucji, która zostałaby wygrana, to jej zwycięzcy obaliliby elity rządzące Imperium, przechwyciliby instrumenty władzy i zaczęliby rządzić „nowym” Imperium Mundi. Rozumieją to Hardt i Negri, którzy choć są wrogami Imperium, nie postulują restauracji państw narodowych, nie występują z antyimperialnym programem powrotu do przeszłości, tak jak to czynią prawicowo-nacjonalistyczni wrogowie Imperium (również część lewicowych wrogów Imperium z konieczności musi przechodzić na pozycje „nacjonalistyczne”), ale przeciwstawiają obecnemu Imperium Mundi (utopijną) wizję alternatywnego Imperium „z ludzką twarzą”. Aktualne „Imperium Zła” ma zostać zastąpione przez „Imperium Dobra”, ale jednak ma pozostać Imperium. Takie stanowisko jest chyba bardziej realistyczne niż próby rozbicia Imperium na suwerenne państwa narodowe i wynika z założenia, że sensowna i skuteczna jest nie opozycja wobec Imperium jako takiego, ale jedynie wobec pewnego typu Imperium.
Epilog
Nie lamentujcie i nie biadolcie nad upadkiem starego porządku, nie czyńcie bezpłodnych wysiłków na rzecz restauracji przedimperialnych stosunków władzy, lecz rozpoznajcie położenie, myślcie i działajcie zgodnie z tym rozpoznaniem. Przebyliście rwącą górską rzekę, most za wami runął w przepaść, nie ma drogi odwrotu. Jesteście na nieznanym, niebezpiecznym terenie Imperium, pełnym pułapek, zasadzek i sideł. Mnóstwo tu nieznanych ścieżek, nieoznakowanych szlaków i dróg wiodących nie wiadomo dokąd, nie macie ani mapy ani przewodnika, tylko rozregulowany kompas. Ale musicie iść przed siebie.
Tomasz Gabiś
_________________
Powyższy artykuł jest znacznie skróconą wersją rozprawy, która ukaże się wkrótce w pracy zbiorowej „Globalizacja i my. Tożsamość lokalna wobec globalnych trendów rozwojowych” pod. red. Romualda Piekarskiego i Michała Grabana, nakładem wydawnictwa Universitas.