Henryk Sienkiewicz „Bez dogmatu”
Rzym, 9 stycznia 1883
Józef Śniatyński w rozmowach z podmiotem przypisywał ogromne znaczenie pamiętnikom, które uważał (byle były szczere) za najlepsze dokumenty pozostawione dla potomnych. Podmiot mając 35 lat nie przypomina sobie, aby kiedykolwiek zrobił coś dla społeczeństwa, więc postanowił pisać pamiętnik. Chcąc być szczerym przyznaje, że oprócz tego powodu, do pisania popchnął go fakt, iż ogólnie śmieszy go taka myśl. Śniatyński twierdzi, że takie pisanie w końcu wchodzi w nawyk i sprawia autorowi przyjemność, ale podmiot uważa, iż to jego pisanie urwie się w pewnym momencie. Powodem tego będzie po prostu nuda - której nie jest w stanie znieść nawet dla społeczeństwa. Postanawia zamieścić swój rys biograficzny:
Nazywa się Leon Płoszowski, pochodzi z zamożnej rodziny (uważa, że sam tego majątku ani nie pomniejszy, ani nie powiększy). Jest sceptykiem, który nie przywiązuje większej wagi do przedmiotów materialnych - wie, że jest to wszystko mało warte. Jego matka zmarła tydzień po jego urodzeniu. Ojciec w związku z tym popadł w melancholię. Przebywał najpierw w Wiedniu, po czym przeniósł się na stałe do Rzymu (1848 r.), gdzie też kazał przewieźć trumnę matki. Włości rodzinne - Płoszów - pozostawił zarządzaniu swojej siostrze. W Babuino mają dom - Casa Ostria, który wygląda na muzeum przez osobliwe upodobania zbierackie jego ojca.
Jego ojciec zawsze był człowiekiem bardzo mądrym. Za młodu wszyscy uważali, że osiągnie wszystko, zajdzie daleko. Zajmował się filozofią, Leon określa go jako szlachcica-dyletanta. Znalazł kiedyś traktat swego ojca - O Troistości - gdzie rozważał nad znaczeniem trójki w religii i świecie fizycznym, jednak znudził go. Śmierć matki Leona bardzo silnie wpłynęła na ojca, który porzucił wiele ze swych idei i poglądów, nie znajdując w nich żadnego pocieszenia przy całym jego cierpieniu. Był moment w jego życiu, gdy zwrócił się ku religii - potrafił klękać przed każdym kościołem w Rzymie i się modlić. Ludzie widząc to uważali go, albo za świętego, albo za obłąkanego. Zainteresowania ojca były różnorodne, co nie pozwoliło mu nigdy skończyć zaczętego dzieła, utworu. Interesował się również archeologią, a wszystkie swoje zbiory postanowił zapisać Rzymowi, pod warunkiem, że zostaną umieszczone w sali nazwanej: Muzeum Osoriów-Płoszowskich. Nie chce ich przewieźć do kraju, gdyż tam nikt ich nie zauważy i nie doceni, w przeciwieństwie do Rzymu. Leonowi ostatecznie obojętnie gdzie te zbiory pozostaną.
Ciotka Leona oburza się na ten pomysł. Jest starsza o kilka lat od jego ojca i wciąż zaprasza Leona do siebie - do Warszawy. Po śmierci matki Leona, zajęła się wdowcem i sierotą i przywiązała się do nich, Leon określa ją jako wielką damę, nieco despotyczną, wyniosła, pewną siebie, ale mimo to zacną i poczciwą. Jest bardzo religijna, co pomaga jej trwać w raz obranej drodze, dzięki temu jest zawsze spokojna i szczęśliwa. Płoszów, którym zarządza leży blisko Warszawy, gdzie spędza większość czasu. Tam też ciągle zaprasza Leona, aby w końcu go ożenić.
Jednak Leon nie ma zamiaru się żenić, uważa, że nie da sobie rady. Skoro ówczesne życie już go męczy to, co dopiero życie z wymagającą kobietą. Ciotka uważa, że w Leonie tkwi ogromny potencjał, natomiast on sam uważa, ze raczej nie powinno się niczego po nim spodziewać, gdyż raczej niczego nie osiągnie.
Leon przyznaje, że urodził się już z bardzo wrażliwymi nerwami. Na początku wychowywała go ciotka, później zgodnie z tradycja przydzielono mu bony, z których jedna była Polką. Później zajmował się nim ojciec, który zapraszał go na długie i kształcące rozmowy. Jednak gdy całkiem pochłonęły go jego pasje wynajął Leonowi nauczyciela - księdza Calvi. Ten starszy człowiek ubóstwiał piękno i sztukę do tego stopnia, że nawet religię zaczął traktować w tych kategoriach. Sam nie posiadał żadnego talentu, co mu nie przeszkadzało. Leonowi ksiądz ów kojarzy się z starcem stojącym obok św. Cecylii Rafaela, który słucha muzyki sfer (?).
Między jego ojcem a księdzem nawiązała się przyjaźń trwająca aż do śmierci Calvi'ego. On to zaszczepił w nim umiłowanie do archeologii i w ogóle do Wiecznego Miasta. Łączyło ich również przywiązanie do Leona, którego uważali za bardzo obiecująca postać. Sam Leon myśli, iż dostrzegali w nim harmonię, którą tak kochali i ich przywiązanie do niego było takie same jak przywiązanie do Rzymu i jego zabytków.
Wychowanie Leona polegało na odwiedzaniu galerii, muzeów, ruin, katakumb, rzymskich willi itp. Szybko i łatwo nauczył się łaciny (prześcigał wielu dorosłych). Ogólnie uchodził za cudowne dziecko, co podsycało w nim próżność. Ukończył kolegium w Metz z małym trudem i wszystkimi nagrodami, wyróżnieniami. Przed jego ukończeniem uciekł do Don Karlosa i włóczył się z oddziałem Tristana po Pirenejach. Ściągnięto go z powrotem i wyznaczono pokutę, która nie była zbyt surowa. Wśród kolegów wiódł prym i uważano go za bohatera. Jednak teraz wielu jego kolegów zajmuję ważne stanowiska, podczas gdy on nawet nie wybrał sobie zawodu. Uważa, że nawet by nie potrafił tego zrobić, odziedziczył sporo po matce i kiedyś odziedziczy po ojcu również tyle, że nie będzie miał ani chęci, ani powodu, aby zająć się czymś w życiu i coś osiągnąć. Równocześnie przyznaje, że nie będzie nigdy wspaniałym administratorem swego majątku, gdyż nie ma ochoty poświęcać temu życia. Ma przekonanie, że mógłby być kimś nieskończenie większym niż jest.
Na uniwersytecie w Warszawie kolegował się ze Śniatyńskim, od którego był zazwyczaj lepszy, uważano go za zdolniejszego, a jego prace były zawsze lepsze. Jednak teraz Śniatyński się wybił względnie wysoko, a na jego widok ludzie tylko kręcą głowami i mówią: „Gdyby się tylko do czegoś wziął!”.
Leon cieszy się z tego, że żyje w dostatku, gdyż uniknął w ten sposób wielu skrzywień wynikających z ubóstwa. Myśli, że majątek nie był tym czynnikiem, który definitywnie skazał go na „nic nie robienie”, ale przyczynił się do tego (gdyby nie miał kasy to musiałby pójść do pracy).
Przyznaje, że jest próżniakiem, ale jednak ma łatwość przyswajania informacji i ciekawość. Dużo czyta i pamięta, ale chyba nie zdobyłby się na jakąś dłuższą pracę, do której zresztą nic go nie zobowiązuje. „Kto umie świecić z wytrwałością słońca, może przynamniej zabłysnąć jak meteor” - tak kończy rozmyślania nad tym tematem. Aczkolwiek boi się nicości, która pewnie go czeka w przyszłości. Dopada go cierpkość i nuda, więc kończy pisanie.
Rzym, 10 stycznia
Poprzedniego dnia u ks. Malatesa Leon usłyszał frazes l'Improductive slave. Myślał o tym całą noc. Uważa, że każdy ma w sobie taką nieudolność, która nie pozwala wydobyć z siebie wszystkiego. Chciałby o tym porozmawiać z ojcem, ale postanawia rozmyślania swe zamieścić tylko w dzienniku. Jak każdy ma swoją tragedię, tak Leona tragedią jest improductive Płoszowskich. Kiedyś (w romantyzmie) można było obnosić się ze swa tragedią, dziś trzeba ją ukrywać. Ale w dzienniku trzeba być szczerym.
Rzym, 11 stycznia.
Zostaje tu jeszcze parę dni. Leon zastanawia się nad przeszłością i dochodzi do wniosku, że nie chce pisać obszernej autobiografii, bo byłoby to nudne.
Po ukończeni Uniwersytetu skończył szkołę rolniczą we Francji. Bez specjalnego zaangażowania, jednak wyniósł z niej dwa pozytywy: nabył wiedzy na tyle, żeby go pierwszy lepszy ekonom nie wykiwał i zahartował ciało praca na polu. Następne dwa lata upływały mu między Rzymem a Paryżem, czasem Warszawą. Pociągało go życie paryskie, miał wtedy więcej pewności siebie, ale przyznaje, że bywał naiwny. Zakochał się w pannie Richemberg z Komedii Francuskiej, co wpędziło go w zabawne przygody, których teraz trochę się wstydzi. Miał różne przygody z kobietami. Kobiety (francuskie i polskie) są wg niego podobne do fechmistrza - muszą ćwiczyć sentyment jedynie dla wprawy. Gdy był młody często był zapraszany na takie ćwiczenia - czasem kobiety go wykorzystały a czasem na odwrót. Życie paryskie było męczące - organizm dawał rady, ale nerwy nie. Paryż jest wyjątkowym miejscem gdzie człowiek przyswaja sobie wiedzę, sztukę i ideologię nawet jeśli nie chce. W innych krajach (Włochy, Niemcy, Polska) bywają ludzie o tak zamkniętych umysłach, że nic do nich nie dociera. Chcą na wszystko mieć własne, odrębne zdanie. Przez to stosunki są z nimi prawie niemożliwe. W Paryżu trwa humanizacja i cywilizacja. Leon zdobył sporo znajomości wśród naukowców i artystów. Zżył się z tym światem. Oczytał się i kształcił sam w dużej mierze. Identyfikuje się z myślą swego wieku. Uważa się za istotę świadomą siebie. Czasem przeklina tę część siebie, która nie pozwala mu poświęcić się jednej dziedzinie. Ma zbyt rozwiniętą samowiedzę, która osłabia jego odczuwanie i odbiera zdolność do czynu. Leon odczuwa przez to nudę, która odstrasza go od każdego większego przedsięwzięcia. Świadomość tego go męczy. Uważa, że nawet umierając nie przestanie krytykować siebie i całego rodu Płoszowskich. Po ojcu odziedziczył syntetyczny umysł, gdyż zawsze wszystko uogólnia. Interesował się filozofią, która jednak okazała się zbyt rozległa - każda dziedzina ma już swa filozofię. Religia Leona nie wzięła się z książek, ale nie jest też ateistą. Na pytania o istotę religii odpowiada - NIE WIEM. Podobnie określa stan swego umysłu. To „nie wiem” to tragedia ludzkości. Filozofia podważyła proste odpowiedzi dawane przez naukę. Jej metodą jest zwątpienie i krytyka, które przeszły też na Leona, zatruły go sceptycyzmem.
Rzym, 12 stycznia
Wczorajsze zapiski powstały w pewnym uniesieniu. Wydaje mu się jednak, że poruszył problem istotny dla niego i w ogóle wszystkich. Czasem stara się nie myśleć o tym, ale to ciągle wraca, wpędza go w zamknięte koło. Leon musiał to spisać, aby ujrzeć obraz swej duszy. To „nie wiem” jest jak mgła, za którą może coś być lub może niczego tam nie ma. Modlitwy wszystkich ludzi na mszy można streścić do słów: „Panie, rozprosz mgłę!”. Leon przestrzega zasad religii, czeka na łaskę - czeka na powrót tego, co czuł jako dziecko. „Oto na koniec, chodzę do kościoła, bom jest sceptyk podniesiony do kwadratu, to się znaczy, że jestem sceptykiem własnego sceptycyzmu”. Nie może zrezygnować z prawd wiary, bo „nie wie”. Jest mu z tym źle. Popada czasem w zobojętnienie. W Paryżu daje się nieść z prądem życia, po którym nic nie ma.
Rzym, Babuino 13 stycznia.
Pozostały mu 4 dni do wyjazdu. Streszcza wszystko, co o sobie napisał i dodaje jeszcze, że jest konserwatystą w przekonaniach społecznych. Leon posiada estetyczną wrażliwość, która chroni go przed cynizmem. „ W ogóle zdaje mi się, że jestem człowiekiem - być może - trochę popsutym, ale porządnym, lubo naprawdę mówiąc poniekąd zawieszonym w powietrzu, bo nie wspierającym się na żądnych dogmatach, ani pod względem religijnym, ani społecznym. Nie mam także celu, dla którego mógłbym życie poświęcić.” Rodzina i koledzy uważają zdolności Leona za nadzwyczajne. Sam uważa, że jest w nim błyskotliwość, której może nigdy nie użyć. Ironiczne rozmyślania mają dla niego smak goryczy. Nazywa siebie „geniusz bez teki” (od ministra bez teki). Nie jeden tylko nosi to miano, bo wiele jest ludzi, którzy nie wykorzystują swych zdolności. „Imię moje legion”.
Rzym, Babuino, 14 stycznia.
Przyszedł już drugi list od ciotki z ponagleniem jego przyjazdu. Leon wolałby zostać z ojcem, który choruje - drętwieje mu lewa strona ciała. Ojciec zwykł chować lekarstwa do szafy zamiast je zażywać, co martwi Leona. Dodatkowo zniechęcają go do podróży zamiary ciotki, która chce go koniecznie ożenić. Leon nie chce, przyznaje, że nie lubi Polek. Uważa je za najtrudniejsze i najbardziej męczące kobiety na świecie. Są zbyt patetyczne, kochają tylko samą formę uczucia, przez co są nieprzewidywalne. Polki są niedostępne nie dla cnoty, lecz dla wymuszenia uniesień. Pogląd ten przedstawił pewnej kobiecie - pół Polce, pół Włoszce. Uznała ona, że myśli on tak, jak lis myśli o gołębniku - nie podoba mu się, że gołębie mieszkają tak wysoko, a do tego potrafią latać. Wszystko, co mówi wypada w sumie na korzyść Polek, bo im nieznośniejsza cudza żona, tym bardziej pożądana dla siebie. Leon nie znalazł odpowiedzi. Prosi, aby Polki pozwoliły się uwielbiać, ale z daleka. Leon nie chce małżeństwa, bo będąc w nim trzeba rezygnować ze swych przyzwyczajeń, nałogów itp. i wierzyć w kobietę, czego on nie potrafi.
Warszawa, 21 stycznia
Przyjechał rano. Pisanie zaczyna mu wchodzić w zwyczaj. Ciotka ma doskonały humor. Zawsze w Płoszowie kłóci się z p. Chwastowskim, swoim rządcą. Ciotka ma zamiar go ożenić i nawet upatrzyła już partię dla niego. Ma ona taki zwyczaj, że po obiedzie chodzi po pokoju i myśli na głos. W ten sposób Leon ją podsłuchał i dowiedział się tego, jednak nic konkretnego. Jutro wybierają się na piknik.
Warszawa, 25 stycznia
Na balach Leon jako człowiek męczy się, jako kandydat do małżeństwa - nie znosi ich, ale jako artysta lubi je. Piknik się udał. Ciotka zaraz na początku zniknęła mu z oczu za sprawą Staszewskiego (organizator imprezy). Ciotkę nazywają „dostojna pelerynę”, bo na każdą uroczystość zakłada gronostajową narzutę. Leon zajął się obserwacją towarzystwa i doszedł do tego, że nikt tutaj nie udaję Europy, tutaj ludzie nią są. Po 15 min. podeszli Śniatyńscy, a chwilę potem młoda osoba podała mu rękę, ale nie poznał jej. Była to (jak zauważyła pani Ś., którą Leon bardzo lubi) Anielka P., jego kuzynka, którą widział ostatnio 9 czy 11 lat temu. Nie mógł uwierzyć, że wyrosła z niej taka piękność. Okazało się, że ciotka i jej matka posłały ją po Leona, więc poszli do nich. Wtedy dotarło do niego, że ciotka wybrała dla niego właśnie Anielkę. Zaczął ją lustrować - włosy miała brązowe, oczy jasne, ale przyciemnione długimi rzęsami, piękne brwi i bujne włosy. To był jego typ. Zauważył, że i on jej nie jest obojętny. Gdy podeszli do pań, ciotkę rozradował wyraz twarzy Leona zafascynowanego Anielką. Matka i dziewczyna speszyły się komentarzem ciotki: „dobrze, że ja pierwszy raz na balu zobaczył”. Leon przerwał kłopotliwą sytuację, prosząc Anielkę o jednego walca. Ta podała mu karnet, żeby się zapisał. Leon zapisał tam pytanie, czy Anielka wie, że chcą ich ożenić. Zaskoczyło ją to, ale odpowiedziała, że tak. Leon nie odpowiedział na jej pytające spojrzenie, tylko poprowadził ją do walca, którego Aniela bardzo dobrze tańczyła. Leon zdawał sobie sprawę, że bawi się jej uczuciami, dochodzi do wniosku, że niektóre panny, gdy tylko pozwoli im się kochać, to korzystają z tego bardzo skwapliwie. Aniela pewnie liczyła na dalszy ciąg rozmowy po tańcu, ale Leon usunął się w bok i obserwował ją z daleka. Bardzo go pociąga Anielka, gdyby tylko miała 30 lat i gdyby ich nie swatali!
Warszawa, 30 stycznia
Panie przeniosły się do Leona i jego ciotki. Wczorajszy dzień cały spędził razem z Anielką. Odkrył, że jej dusza ma wiele pięknych stronic. Umie słuchać, co pochlebia „miłości własne mężczyzny” i przez to jeszcze bardziej mu się podoba. Okazało się, że marzeniem Anielki jest zobaczyć Rzym. Jej kokieteria jest radosna, gdyż płynie z tego, że chce się przypodobać drogiemu sercu. Leon jednak nie chce ślubu, ale dobrze mu w takim układzie. Rozkochuje w sobie Anielkę, tłumacząc się tym, że już taki jest..
31 stycznia
Ciotka wydaje wieczór dla Anielki, a Leon chodzi z wizytami. Był u Śniatyńskich, co lubi robić. Kłócą się oni bez przerwy, ale powodem jest to, że jeden drugiemu chce we wszystkim ustąpić. Leon rozmyślnie omijał temat jego i Anieli, który był dyskretnie poruszany przez panią Ś. Przytacza rozmowę między nim a panem Ś. , która zakończyła się kłótnią. Pan Ś. zakończył stwierdzeniem, że z Leona nic nie będzie, ale jego dzieci może coś być, o ile zbankrutują.
2 lutego
Wczoraj były tańce. Wszyscy zwracali uwagę na Anielkę, ale ona patrzyła tylko na Leona. On żałuje, że dziewczyna nie potrafi się kryć ze swymi uczuciami, ale przyznaje, że zaczyna słabnąć. W Warszawie rozniosło się już, że biorą ślub. Leon zastanawia się, kto jest głupszy - on czy Śniatyński. Wychodzi, że Śniatyński jest mądrzejszy, ba ma filozofię życiową, której podstawą są dogmaty życiowe. Śniatyński za dogmat uważa społeczeństwo jako literat, ale jako człowiek - swoją ukochaną. Leon wraca myślami do Anieli. Jego pociąg do niej nie jest tylko kwestią doboru naturalnego. Ona pokochała go świeżym i poczciwym uczuciem. Najmilej było, gdy po odjeździe gości usiedli w czwórkę do herbaty. Była 8 rano, Leon podszedł do okna, przez które wpadało światło dnia. Miało kolor szafiru, a w nim odbiło się oblicze Anieli - przez to doświadczenie Leon całkiem zmiękł. Na dobranoc dłużej uścisnął jej dłoń, jej oczy mówiły kocham, jego prawie też. Wyjeżdżają do Płoszowa.
Płoszów, 5 lutego.
2 dzień na wsi, piękny zimowy krajobraz. Wszyscy są bardzo szczęśliwi - panie z udanego planu, młodzi - z siebie nawzajem. Matka Anielki prze doświadczenie życiowe jest smutna, co nieco zgrzyta między Lenem a Anielką.
Płoszów 8 lub 9 lutego.
Ciotka powróciła do kłótni z Chwastowskim. Robi to, żeby nabrać apetytu. Od początku obiadu się kłócą o oziminę, ale wraz z zakończeniem obiadu godzą się i idą na kawę. Anielka trochę się przestraszyła, ale Leon wyjaśnił jej w czym rzecz.
12 lutego.
Pogoda się zepsuła, a wraz z nią nastroje. Ciotka i Chwastowski częściej się kłócą. Matka Anielki sprawiła mu niechcący przykrość. W oranżerii opowiadała mu o tym, jak jego znajomy - Kromicki - starał się o Anielkę. Leon go nie cierpi, brzydzi się nim i przez to zbrzydła mu Anielka. Nie rozumie po co ona mu o tym opowiada, ale drażni go to. Dowiedział się, ze Anielką nie czuła pociągu do Kromickiego, ale sam fakt, że pozwoliła mu na siebie patrzeć i mogła choć 1 sekundę się wahać, bardzo go odstraszało od niej. Zaczyna krytykować Kromickiego, ale wywód ten kończy życząc mu szczęścia.
14 lutego
Przykre wrażenie zniknęło. Leon udawał, że wszystko gra, ale Anielka od razu się połapała, że tak nie jest. Podczas wspólnego oglądania albumu ze zdjęciami zapytała go w czym rzecz, on że w niczym, ona przekonywała go, że na pewno coś jest nie tak, tylko nie wie co mu złego zrobiła, wydaje jej się, że nic. Chciał ją zapewnić o swych uczuciach, ale tylko ucałował jej dłoń, w strachu przed małżeństwem. Leon stwierdza, że teraz on dba tylko o formę. Mężczyźni są więc czasem bardzo do kobiet podobni. W uczuciach Leon jest trochę epikurejczykiem. Mieli dobre nastroje po tej rozmowie, Leon pomagał Anieli strzyc abażury i wygłupiali się przy tym jak dzieci.
21 lutego.
Leon udał się do Warszawy na męskie zebranie do radcy S. Było tłumno, nudno, działo się to, co zawsze. Ludzie o podobnym myśleniu tworzyli odrębne grupki. Leon chciał poznać myślenie tutejszych jako człowiek mieszkający wciąż poza krajem. Poznał radców i przedstawicieli prasy. Za granicą pisarz to artysta, a dziennikarz procederzysta. Natomiast w Polsce obu się szanuje jako literatów. Leon nie lubi prasy - uważa ją za plagę ludzkości. Przez nią ludzie przestają rozróżniać prawdę od fałszu, nie mają poczucia słuszności, prawa itp. Na owym zebraniu był Stawowski - człowiek szanowany i uważany za jednego z lepszych. Leon zauważa, że mówi on jakby był chory na wątrobę i na własne ja. Ludzie mają go za sceptyka, ale tkwi w nim temperament fanatyka. Ogólne poruszenie wywołała sprzeczka Leona z nim. Chodziło o wyzyskiwane klasy, które Stawowski uznał za biedne i bezbronne. Sprowokowany przez Leona przyznał słuszność teorii Darwina o doborze naturalnym. W tym momencie Leon zagiął go jego własną niekonsekwencją. Stałby się pewnie Leon bohaterem wieczoru, ale zmęczył się, znudził i chciał już wracać do domu. Gdy się ubierał przyszedł Stawowski, wyraźnie chcąc dokończyć dyskusję. Leon był zły i go zbył, przez co uczynił w nim swego wroga. Była 1 w nocy gdy wrócił. Czekała na niego Anielka z herbatą, co go rozczuliło. Rozmawiali jak przyjaciele, Aniela zauważyła, że powinien to wszystko spisać, co ma w głowie. Ale on wyznał jej, że jednym z powodów, przez które tego nie zrobi jest to, że nie ma nikogo, kto by go do tego systematycznie namawiał. Anielka oczekiwała propozycji bycia razem, ale Leon powiedział tylko Dobranoc!. Gdy już odchodziła zawołał ją jeszcze i zapytał czy nie uważa go za dziwaka. Ona, że za dziwaka to nie, ale czasem myśli, że jest dziwny, ale tacy ludzie jak on muszą być dziwni. Zapytał ją, kiedy po raz pierwszy tak pomyślała, ale ona nie potrafiła powiedzieć. Leon zgadnął, że chodziło o moment z karnetem, a ona przyznała mu rację. Powiedział jej, że wtedy zapisał w karnecie to zdanie, aby mieli coś wspólnego - tajemnicę i żeby między nimi wszystko było jasne, bo (wskazał bukiet kwiatów) kwiaty lepiej rozwijają się gdy jest jasno. Anielka stwierdziła, że czasem go nie rozumie, ale wierzy w niego Milczenie, pożegnanie, a w ostatniej chwili, w tym samym momencie się odwrócili i spojrzeli na siebie.
23 lutego
Człowiek jest jak morze - ma przypływy i odpływy. Dziś Leon ma odpływ. Zastanawia się czy ma prawo żenić się z Anielką. Łączyć jej młodość, beztroskę i wiarę z jego sceptycyzmem. Leon nie zakwitnie drugą młodością, więc czy ona ma przy nim wyschnąć? Leon nie wie czy to zniesie, ale nie potrafi się powstrzymywać. W końcu mówi, że ją kocha. Wpada w błędne koło - uciec do Rzymu i ją zostawić, a ona będzie cierpieć, czy ożenić się z nią, żeby przy nim upchnęła. Chciałby spotkać ja 10 lat temu, byłoby mu łatwiej. Stwierdza, że ciotka w sumie nierozmyślnie sprawiła mu przykrość.
26 lutego
Wczoraj Leon był w Warszawie u p. Juliusza Kw. Część spadku po matce leży na jego majątku, więc postanowił spłacić Leona i uregulować dług. Złości go sposób załatwiania spraw w Polsce. Kw. sam go wezwał i wyznaczył termin a nie przyszedł, Leon podejrzewa, że tak może być i 5 razy. Dochodzi do wniosku, że Polacy to naród najbardziej lekkomyślny i nie szanujący terminów w kwestiach finansowych. Przyczynę tego upatruje w tym, że jesteśmy narodem rolniczym, który uzależniony od ziemi nie przejmował się terminami. Rozmyślania te nie są mu miłe, gdyż rezygnuje z całego dnia z Anielą, a za kilka dni przyjdzie mu to samo.W mieszkaniu zastał bilety od Kromickiego. Poszedł więc do niego i spędził tam pół godziny. W rozmowie wypytywał Leona o ciotkę, matkę i Anielę, o dwie ostatnie bardzo delikatnie i taktownie, jednak i to ubodło Leona. Kromicki był bardzo miły. Rozmawiali o kłopotach finansowych Anieli i jej matki. Uważa, że powinny sprzedać majątek, chyba, że miałyby otrzymać przypływ gotówki. Rozmawiali o interesach, Kromicki wytykał, że ludzie są niezaradni, bo pieniądze leżą na ulicy, on np. zarabia na dostawach. Leon uznał go za zbyt gadatliwego, mającego spryt do interesów, ale ogólnie głupiego. Wiadomo przecież, że całe społeczeństwo nie dorobi się milionów na tych jego dostawach. Dziękuje Bogu, że uchronił Anielkę przed tym Kromickim, wnioskuje, że dziewczyna mogła trafić gorzej niż na niego, co wprawia go w zadumę.
28 lutego
Starsze panie zaczynają się niecierpliwić, a zwłaszcza ciotka. Pociesza je jednak rozmarzona twarz Anielki. Leon nie może przestać o niej myśleć, pragnie jej: „Pragnę je coraz więcej. Nie chcę koncertów - chce jej.”
4 marca
Leonem targają silne emocje, jest mocno zdenerwowany. Próbuje się uspokoić, aby opowiedzieć wszystko od początku do końca. Na wczesny obiad przyjechali Śniatyńscy. Przy jedzeniu pani Śniatyńska wciąż nazywała ich „młodą parą” - nie chodziło jej bynajmniej o wiek. Ogólnie pani Ś. podsłuchiwała ich, chcąc dowiedzieć się jak się sprawy mają. Anielka zachowywała się jak młoda gospodyni, przez co serce ciotki rosło. Leon natomiast zauważył, że pani Ś. czerwienią się uszy, gdy ktoś chwali jej męża. To każe mu się zastanowić, czy czasem nie wypisał bzdur samych o Polkach kilka stron wcześniej. Obiad upłynął miło, a Leon ponownie zachwycał się nad nieskazitelnością małżeństwa Śniatyńskich. Anielka poszła z panią Ś. na górę po albumy, a Leon został z panem Ś. pijąc koniak. Rozmawiali o sztuce, aż temat zeszedł na ich dawne czasy. Leon zapytał, co pan Ś. Robi ze swa sławą - czy nosi ja na głowie niczym koronę, czy kładzie na biurku, wiesza w salonie…? Ten odpowiada, że musiałby być głupi, żeby tak robić. Przyznaje, iż na początku sława jest przyjemna, ale lepsze jest uznanie ludzi tego co robi niż głupie gadanie o nim. Leon pyta o szacunek ludzi idący za sławą, a pan Ś. stwierdza, że Leon jest w wielkim błędzie, gdyż za sławą idzie zazdrość, a nie szacunek. Leon upiera się, że sława nie może być bez znaczenia, skoro tylu o nią zabiega. Pan Ś. stwierdził, że jedyne, co ze sławą można zrobić, to uczynić z niej podnóżek dla ukochanej kobiety. Rozmowę przerwały nadchodzące kobiety. Wybierały się do cieplarni i pani Ś. przyszła zapytać męża o pozwolenie, po czym przekornie zapytała Leona czy on pozwoli Anieli. Aniela pokryła się rumieńcem i Leon też (co mu się nie spodobało). Nadrobił jednak tym, że podszedł do Anieli i całując jej dłoń rzekł, iż to ona w Płoszowie rozkazuje, a on może jej służyć. Leon chciał pójść razem z paniami do oranżerii, ale powstrzymało go pragnienie rozmowy o swoim małżeństwie. Zaczął więc od pytania, czy pan Ś. zawsze wierny jest swym dogmatom. Ten stwierdził, że miłość to dogmat, nad którym nie wolno filozofować, bo bez miłości życie nic nie jest warte. Leon zaproponował, aby słowo „miłość” zastąpić słowem „kobieta”. Leon począł przedstawiać swe poglądy mówiąc o kruchości kobiet, ale wg Śniatyńskiego kobieta to stworzenie lepsze, czystsze i szlachetniejsze od mężczyzny. Śniatyński poddał się gwałtownym emocjom i już nie rozmawiał, ale krzyczał na Leona, że jest głupi rezygnując z tego, żeby się żenił, bo szczęście jego to Aniela. Ona da mu spokój i wszystko co trzeba, tylko on nie może jej przefilozofować. Leon w końcu uścisnął mu dłoń i przyznał rację. Później Leon z Anielą odprowadzili państwa Ś. Ona była jakaś wzruszona, jakby spodziewała się oświadczyn. I było Leonowi do tego blisko, lecz ostatecznie zaniechał działania. Było ślisko więc podał jej ramię. Weszli do przedsionka, gdzie nikogo nie było. Leon pomógł jej zdjąć płaszcz, po czym czując ciepło od niej bijące mimowolnie wziął ją w ramiona i ucałował w czoło (zboczeniec normalnie =)). Ona wpierw zdrętwiała, ale szybko wysunęła się z jego objęć, gdyż nadchodził służący ze światłem. Po tym incydencie rozstali się bez słowa. Ona pobiegła na górę, a on poszedł do jadalni. Było pusto, a Leonem targały emocje. Starał się dociec co takiego pomyślała sobie Aniela i wszedł do salonu, gdzie siedziała jej matka i ciotka. Na wpół tylko słyszał co do niego mówiły, bo cały czas myślał o Anieli. W końcu przyszła z silnymi wypiekami i błyszczącymi oczami, ale przyszła co było dla Leona ogromna ulgą, choć sam nie wiedział dlaczego. Na jej widok poczuł miłość. Między nim i Anielką panowało lekkie zmieszanie, zerkali na siebie ukradkiem. W końcu Leon wtrącił się do rozmowy, wspomniał jak pan Ś. nazwał go Hamletem, który za dużo filozofuje, ale on udowodni mu, że się myli i to już JUTRO (tak jutro powiedział dużymi literami). Anielka jakby zrozumiała, ale ciotka nie i pyta czy umówił się z nim na jutro czy co? Leon odparł, że warto jutro pójść na jego sztukę i zapytał Anielę czy zechce mu towarzyszyć, a ta, że zgodzi się na wszystko. Leon chciał się już oświadczyć, ale skoro powiedział JUTRO to jutro. Trochę czuje się jak w pułapce, ale sądzi, że chyba warto.
6 marca, Rzym, Casa Ostria
Od wczoraj Leon przebywa w Rzymie u chorego ojca. Na szczęście nie jest tak źle jak myślał. Lewą stronę ojciec ma sparaliżowaną, ale lekarze twierdzą, że serce nie jest zagrożone paraliżem, więc ojciec może długo żyć z taka wadą.
7 marca
Leon musiał pozostawić Anielę i wyjechać w dniu w którym miał się jej oświadczyć. Dostał bowiem list od ojca, w którym ten prosił o jak najszybsze przybycie syna, którego chciałby jeszcze uściskać przed śmiercią. W takich okolicznościach oświadczyny były niemożliwe - nie można przecież połączyć wesela z pogrzebem. Anielka wykazała się wyrozumiałością i zaufaniem w stosunku do Leona. On sam zaczyna się zastanawiać nad własnym sceptycyzmem i rola miłości w życiu. Uznaje, że miłość jest siłą napędowa naszego życia, tylko dla niej żyjemy. Jej moc jest na tyle duża, że pokona nawet śmierć.
10 marca
Leon potargał trzy lub cztery listy do Anieli i poszedł do pracowni ojca. Zastał go tam, a widok jego porównuje do obrazu Platona. Ojciec pracował właśnie nad epilichnionami (?), ale przerwał i wysłuchał syna, po czym spytał czy ten się waha. Leon twierdzi, że się nie waha lecz głęboko nad tym rozmyśla. Ojciec tłumaczy mu jak to było z nim i jego matką i konkluduje, że jeśli Leon naprawdę chcę to i tak się ożeni. Wniosek ten nie uradował zbytnio Leona, który nie potrafi zrezygnować z wiecznych refleksji. Na prośbę ojca Leon pokazał mu zdjęcie Anieli. Dziewczyna bardzo mu się spodobała, w rysach jej twarzy odnalazł anioła, a z całokształtu wywnioskował, że jest raczej natury bardzo lojalnej. W sumie dał jakby przyzwolenie na ślub z nią. Pojawiły się plany, aby oświadczyć się Anielce listownie, ściągnąć wszystkie panie do Rzymu i tam urządzić ślub. Ojcu było to bardzo na rękę ze względu na jego chorobę, poza tym chciałby jeszcze uściskać synową. Jednak rozmowę przerwało im nadejście państwa Davis, którzy ojca odwiedzali codziennie. On był angielskim żydem, a ona włoską szlachcianką. On zmożony ciężką chorobą, a ona bardzo piękna i przebiegła. Leon przyznaje, że jej nie lubi, za to jego ojciec za nią przepada. Leon kiedyś nawet zabiegał o jej względy, ale do niczego w końcu nie doszło. Ojciec lubi prowadzić z nią rozmowy, które nazywa Causeries Romains. Leon uważa, że pani Davis jest inteligenta, ale tylko jeśli chodzi o mózg, a nie o duszę, gdyż tak naprawdę obchodzi ją tylko ona sama i jej uroda. Leon domyśla się, że panią Davis ciągnie do niego ze względu na to, że on patrzy na nią sceptycznie. Chciałaby go zobaczyć na kolanach przed sobą, a i on byłby skłonny to uczynić, jednak nie za cenę, którą ona chce. Rozmowa zeszła na tematy filozoficzne, a towarzystwo przeniosło się na taras. Była piękna wiosenna noc, pod której wrażeniem pozostawała pani D., a Leon podziwiał jej piękno. Leon mówi, że zawsze przy okazji takich rozmów wydaje mu się, że oni wszyscy i im podobni nie żyją naprawdę „życiem rzeczywistym i realnym”. Na świecie ludzie walczą o każdy dzień, o każdy kawałek chleba, a oni sobie siedzą i rozmawiają o literaturze, sztuce itp. Nie potrafią stawić czoła realnemu życiu i popadają w dyletantyzm. Powoli ich życie staje się pozbawione sensu. Zjawisko to dotyczy wszystkich posiadających wyższą kulturę, a więc spora grupę osób. Nie mówi jednak o tym problemie jako reformator, bo nie zamierza brać się za zmienianie tego. Po za tym milo jest tak siedzieć przy księżycu i rozmawiać.
10 marca
Krajobraz w miarę jak się od niego oddala zostaje przesłonięty błękitną mgłą. Jest również taka mgła psychiczna, która przesłania osoby oddalone, np. takie które umarły, ale nie tylko. Taka mgłą osnuta jest teraz postać Anielki. Leon nie pragnie jej już jako kobiety, ale jako duszę. Porównuje ją do pani Davis, co wypada na korzyść Anielki. Jednak nie zdobył się na napisanie do niej listu, jedynie przekazał pozdrowienia w liście, który pisał ojciec do ciotki. Znów ma dzień odpływu. Znów dopadają go rozterki co do ślubu.
11 marca
Leon rozmawiał o tym z panią Davis. Ta nazwała go Anakreontem, a poważnie spytała po co jest takim pesymistą. Znów rozważania nad potęgą miłości i mnóstwo wątpliwości.
13 marca
Ojciec Leona umarł.
22 marca, Pegli, willa „Laura”
Śmierć jest dla nas oczywista, ale gdy dotyka kogoś bliskiego to nie możemy się z tym pogodzić. Leon nie może nawet uwierzyć, że ojciec nie żyje. Gdy do niego przyjechał był pełen pesymistycznych myśli, a jednak zastał go w miarę dobrej kondycji. Lekarz zapewnił go, że ojciec może pożyć kilkanaście lat, a tu nagle stało się najgorsze. Wieczorem ojciec poczuł się gorzej, a koło 10 rano zawołał go, a godzinę później umarł.
24 marca
Ojciec umierając pozostał sobą. Odczuwał satysfakcję z faktu, że to doktor się pomylił, a nie on. Lekarstwa nie pomogły zgodnie z jego zdaniem. Widać było po nim, że jest pewien, że coś go czeka po drugiej stronie, jednak pojawił się również niepokój jak go tam przyjmą. Leon by tak nie potrafił, zachować taka pewność i spokój. Głęboka wiara towarzyszyła ojcu aż do końca. Leon poczuł, iż jego sceptycyzm przy postawie ojca jest więcej niż marny. Po ostatnim namaszczeniu ojciec chwycił jego rękę silnie, ale nie ze strachu. Po chwili zgasł.
Leon opuścił zwłoki ojca jedynie na czas balsamowania go. Stwierdza, że wszystkie te obrządki pogrzebowe są straszne. Zwłoki wyprowadzili z Santa Maria Maggiore. Z pogrzebem cynicznie kontrastowała wiosenna budząca się do życia przyroda. Ojciec był znany więc przybyło dużo ludzi. Jednak Leon ubolewa nad tym, iż większość z nich przybyła tylko na widowisko, żeby obejrzeć uroczysty pogrzeb, jak kto mają w zwyczaju Włosi. Ciotka Leona zniosła Śmierć lżej od niego, gdyż zwykła ją traktować jako najlepszą przemianę życia. Leon posłał jej depeszę z wezwaniem na pogrzeb. Ciotka namawiała go do jak najszybszego powrotu do Płoszowa, tam mu będzie lżej przy kochających bliskich. Leon jednak myślał, że to dalszy ciąg swatania i się wkurzył. Odmówił i zapowiedział, iż ma zamiar wyjechać na Korfu, potem załatwić sprawy spadkowe i dopiero wówczas przyjechać do Płoszowa. Ciotka nie nalegała zbytnio i wyjechała. Leon nigdzie nie pojechał, natomiast przeniósł się do willi państwa Davis. Zastanawia się nad szczerością pani D.
26 marca
Leon opisuje widok ze swego okna. Widzi morze, pływające statki, niebo, do tego dochodzi piękne wnętrze domu i jego piękna właścicielka. Porównuje krajobraz i klimat do Płoszowa, gdzie teraz musi być szaro i ponuro, a nie tak pięknie jak w Rzymie. Czas upływa na rozmowach z panią Davis, która chyba szczerze mu współczuje, albo na siedzeniu w ciemnym pokoju i patrzeniu przez okno.
29 marca
Leonowi nie chce się pisać codziennie. Razem z panią Davis czytają Boską Komedię, a szczególnie jej ostatnią część - niebo. Zwykle ona czyta mu na łodzi, którą wypływają bardzo daleko dla ciszy. Dopiero teraz rozumie cud nieba, w którym wyobraża sobie znajomą twarz. Wydaje mu się, że nie żyje życiem rzeczywistym.
30 marca
Żal nie daje mu spokoju, czasem chce stąd uciec.
31 marca, willa „Laura”
Myślał dziś dużo o Anielce, wydaje mu się, że Płoszów jest na drugim końcu świata. Odkrywa, że jego uczucie do niej stało się bierne, kocha, ale nie chce z tym nic robić. Śmierć ojca rozbiła w nim stałość uczucia. Czuje się zmęczony ciągłymi troskami i żyje jak roślina. Zatraca się w sobie i nie życzy sobie, żeby go budzono. Co będzie jak się obudzi - nie wie, ale jest mu dobrze pomimo smutku. Stara się wytłumaczyć z wyrzutów sumienia względem Anielki, że przecież nic prócz pocałunku w czoło między nimi nie zaszło. W końcu dochodzi do wniosku, że sam siebie nie ma po co okłamywać. Nie chce myśleć o tym co będzie potem. Państwo D. zapowiedzieli na lato wyjazd do Szwajcarii, ale i to Leona przeraża. Myśli, że pana D. należałoby umieścić w zakładzie, bo już zaczyna wariować. Siedzi i gapi się w podłogę, a przyczyną tego wg Leona jest szalone życie i morfina.
2 kwietnia
Wczoraj była burza - krótka, ale gwałtowna. Nie wypłynęli w morze, bo fale były zbyt wysokie. Coś pomiędzy nim a panią D. zaczyna się dziać, choć ani on ani ona nic o tym nie mówią. Jednak zdaje się iż każda ich rozmowa jest pretekstem tylko. Leon nie jest tym do końca zdziwiony. Leon przyjął gościnność Davisów, ze względu na ich zażyłość z jego ojcem, ale od początku przeczuwał, że stosunki z panią D. się zmienią. Nie wie kiedy wprost to sobie powiedzą, ale wydaje mu się, że ona też ma tego świadomość, a nawet umyślnie tym kieruje. A on nie zamierza się opierać. Przy tym zdaje sobie sprawę, iż ani on jej, ani ona jego nie kocha, jest to zwykły pociąg artystyczny i fizyczny. Rozwodzi się nad jej pięknością, porównuje ją do co ładniejszych greckich postaci - Wenus, Fryne, Sybilla, Junona. Uważa, że w każdym mężczyźnie tkwi ukryty satyr i świadomość, że interesuje się nim piękna kobieta, jest pokusą nie do odparcia.
3 kwietnia
Chwali sobie dobroć pani Davis, ale stwierdza, że brak w niej duszy, jest to dobroć jakby z postanowienia. Bo gdyby pani D. była dobra z natury to byłaby taka dla wszystkich, tymczasem dla męża jest chłodna i oschła, nie zauważa jego choroby, nie martwi się itp. Pan Davis jest w coraz gorszym stanie, Leon czasem z nim rozmawia, co panu D sprawia ogromna przyjemność. Żal mu go, jednak stwierdza, że współczucie nie powstrzyma go przed walką o panią D. dziwi się jak bardzo mężczyźni zmieniają się w walce o kobietę, nie baczą na nic - po trupach do celu.
12 kwietnia
Leon dawno nie pisał, w końcu między nim a Laurą Davis nastąpił przełom, miało to miejsce na morzu, tak, jak przeczuwał. Także pięknej grze emocji towarzyszyło piękne tło. Leon nie zmienia zdania o Laurze, nazywa ją wcieleniem piękna. Stało się to tydzień temu, Leon cieszy się ze swej biegłości żeglarskiej, bo dzięki niej mogli być sami. Wrócili późno do domu, a chwile tę Leon będzie długo pamiętał. Ich uniesienia miały dla niego związek nie tylko z porywem zmysłów, ale i z naturą, wiosną w sposób mistyczny.
5 kwietnia.
Nadszedł dzień wyjazdu, jednak nie wyjeżdżają. Leon czuje, że będąc chrześcijaninem nie może poprzestać na życiu jedynie samą pięknością form, choćby i jego wiara całkiem wygasła. Zauważa w tym różnice między kulturą grecka, a jego. Kiedyś sądził, że słowa Goethego „Bądźcie podobni bogom i zwierzętom” ogarniają wszystko, całe życie. Dziś tak bliski doskonałości czuje w tym brak - brak anioła.
17 kwietnia
Dziś pan Davis zastał Leona z głową na kolanach Laury. Wyraz jego twarzy nawet się nie zmienił - pozostał w głębokim smutku. Leon ma wyrzuty sumienia, bo pan D. jest taki chory i bezbronny i nawet nie reaguje na zaistniałą sytuację. Pojechali jak zwykle na morze, żeby Laura nie myślała, że Leon nie ma odwagi tego zrobić. W łodzi zwierzył jej się ze swych skrupułów, a ona go wyśmiała. Było to ich pierwsze nieporozumienie, które jednak skończyło się przeprosinami Leona. Laura zaczęła opowiadać o swoim życiu, co Leon uznał za cechę typową dla kobiet. Jednak przyznał, iż robi to lepiej niż inne, dobrze opowiada, jednak podobne do siebie historie są nudne. Nie udawała ofiary, gdyż miała przed sobą sceptyka. Jej filozofia polegała na zastąpieniu etyki estetyką. Za mąż wyszła nie tyle dla pieniędzy, ile dla tego jakim pięknem mogła się dzięki nim otoczyć. Nie żałuje męża, bo uprzedziła go o tym, w równym stopniu brzydzi się nim i mu współczuje, a przez jego obojętność zaczęła go traktować jakby już nie żył. Przyznała się do tego, że kocha Leona i chciałaby za niego wyjść po śmierci męża. To Leona zaskoczyło, gdyż myślał, iż w zupełności odgadł naturę tej kobiety. Podziwiał ją za wytrwałość w swych zasadach, nawet jeżeli te zasady nie były dobre. Laura jednak powiedziała, że spodziewa się tego, iż lada chwila Leon może ją porzucić, ale nie potrafi się powstrzymać od kochania go mimo to.
20 kwietnia
Wczoraj nie widział Laury, która zachorowała. Przeziębiła się, co z kolei przeszło jej na zęby. Przybył lekarz do Davisa i Leon cieszy się, że ma z kim rozmawiać. Lekarz uznał w nim pana domu, kiedy już zorientował się w sytuacji. Leon dziwi się, że na całym świecie ludzie piętnuję zdradę, a we Włoszech nie widzi się zdrady lecz staje się po stronie miłości. Doktor chciał zajrzeć do Laury i o zgodę zapytał Leona. Leon postanowił zapytać Laurę o zdanie. Widząc ją zmienioną nieco chorobą dochodzi do wniosku, że jej filozofia może ją doprowadzić do nieszczęścia. Dlatego, że ukochanie własnej piękności może zburzyć każdy drobiazg - jak np. teraz choroba. Można czcić piękno jak bóstwo, ale nie własne piękno.
25 kwietnia
Leon chce pojechać do Szwajcarii, bo upały stają się uciążliwe. Leon myśli, że pan D. wpada w manię prześladowczą względem jego i Laury. Ma wyrzuty sumienia przez to, że wdał się w romans tuż po śmierci ojca i przez męża Laury. Ale one odchodzą i przychodzą - dziś zobojętniał. Stara się zapomnieć o Anielce. Nie podoba mu się to, jakim był wtedy w Płoszowie, ale nie podoba mu się też to, jakim jest teraz. Uważa, że Laura ma na niego zły wpływ. Przestał się już przejmować Davisem. Nawet nie trudzą się już z wypływaniem na morze, pozwala sobie na dużo więcej niżby mógł, czy powinien. Miłość między nim a Laurą jest tylko pożądaniem. Gdyby oboje posiadali inne charaktery to mogłoby im być dobrze razem.
30 kwietnia
Przyszedł list od ciotki z dwutygodniowym opóźnieniem przez to, że nie określił ciotce dokładnie, gdzie i kiedy jest. Przytacza go, a w nim ciotka prosi go o jak najszybszy kontakt ze względu na Anielę. Martwi się ona jego milczeniem, które bardzo długo już trwa. Ciotka martwi się o jej zdrowie, do tego ktoś nagadał Celinie (matce Anielki), że Leon słynie z bałamuctwa. Strasznie to dotknęło Anielę i pogorszyło jej stan. Udaje przed matką, że jest ok, ale ciotka wie jak jest naprawdę. Apeluje, żeby dał znać po swoich zamiarach, nawet jeżeli nie chce się żenić z Anielą. Chodzi bowiem o jej przyszłość, Kromicki zjawia się u nich coraz częściej, a jego zamiary nie pozostawiają wątpliwości. Prosi też, żeby już otrząsnął się ze swej apatii. Na koniec informuje go, że Chwastowski otwiera browar u nich. Leon najpierw próbował udawać, że nic go list nie ruszył, ale szybko okazało się to nieprawdą. Chciał czym prędzej pojechać tam i pocieszyć Anielkę, jednak przeszkadzała mu złość. Złość owa spowodowana była samym wspomnieniem Kromickiego. Myśl, że Aniela nie odprawia go, tylko znosi jego odwiedziny, choć wie, że to tylko kwestia ustępstwa wobec matki i tak nie daje mu spokoju.
1 maja
Myślał, że przez noc się uspokoi, ale tak się nie stało. Jest wściekły na matkę Anieli, za to, że w niego zwątpiła i myśli o Kromickim. Przez to obrzydła mu Aniela i złości go tak samo jak jej matka i jego ciotka. Dobrze mu u Laury, która go nie męczy, bo nie ma nic w sobie prócz piękności. A tamte niech pociesza Kromicki.
2 maja
Zaniósł list na pocztę: „Życzę panu Kromickiemu szczęścia z panną Anielą.
Była to stanowcza odpowiedź, o którą prosiła ciotka.
3 maja
Zastanawia się czy ciotka wspominając o Kromickim nie uciekła się do dyplomacji kobiecej, jeśli tak to gratuluje jej zręczności i znajomości ludzi.
10 maja
Nie może pisać, bo cierpi. Aniela wcale nie jest mu obojętna, bardzo ją kocha, ale dręczy go myśl, że może wystarczył jej Kromicki. Już jednak za późno. Leon zastanawia się jak to możliwe, że skoro posiada taką głęboką samoświadomość to jednak przez ostatni czas działał tylko w oparciu o odruchy. Zastanawia się czy jeżeli ciotka nie wspomniałaby o Kromickim to czy jego rekcja byłaby inna? Wydaje mu się, że tak. Znów stwierdza, że byłby zdolny do wielkich czynów gdyby nie jego sceptycyzm.
12 maja
Nigdy nie lubił Laury, ale pozostaje pod jej fizycznym urokiem. Myśli, że miłość bez lubienia nie przynosi szczęścia. Odpędza myśli o Anieli, zastanawia się jakie wrażenie zrobił w Płoszowie jego list. Chce wyjechać, ostatnio nawet bardziej nie lubi Laury. Uważa, że Laury nikt nigdy nie polubi, ale pokocha jej piękno. Wzywają go do Rzymu w sprawach spadkowych, nie jest zmuszony tam jechać, ale to dobry pretekst. Davis ostatnio woła doktora i prosi o pojedynki na siłę. Ma to być zły znak.
Rzym, Casa Ostria, 18 maja
Dobrze mu samemu. Przebywa w pustym domu, pełny pamiątek po ojcu. Wszystko mu go przypomina, zdaje mu się, że zaraz wróci, ale nie wraca i wtedy ogarnia go smutek i miłość do ojca. Kiedy powiedział Laurze o swym wyjeździe był pewny, że zechce go zatrzymać. Tymczasem ona spytała tylko czy wróci. Nie pozostawiła mu wyboru choć sam miał wcześniej wątpliwości ona wskazała mu drogę. Był ciekaw dlaczego, czy była pewna, że wróci, czy może chciała się go pozbyć - nie wie. Ostatni wieczór spędzili razem i byli dla siebie tkliwsi niż zazwyczaj, Laura pożegnała go na kolei, a on im dalej był od niej tym większą ulgę czuł.
22 maja
Nie ma w Rzymie żadnych jego znajomych, bo wszyscy wyjechali. Jednak nigdy Rzym nie wydawał mu się piękniejszy. Chodzi na długie wieczorne spacery, które zwykle kończą się na Pincio, gdzie mnóstwo jest zakochanych par. Leon lubi zatracać się w tych tłumach zakochanych , które zarażają go pozytywnymi emocjami.. Ranki spędza z notariuszem, czasem sam dla siebie spisuje rzeczy ojca, który uczynił go głównym spadkobiercą. Leon mógłby przekazać jego znaleziska Rzymowi, tak jak kiedyś chciał, ale krótko przed śmiercią zaczął się zastanawiać nad przewiezieniem ich jednak do Polski. Świadczą o tym klauzule w testamencie, a jeden z zapisków poruszył go do głębi - „Głowę Madonny zapisuje mojej przyszłej synowej.”
25 maja
Leon odwiedza pracownie rzeźbiarza Łukomskiego, który tworzy portret ojca w pełnych rozmiarach. Pracownia jest naprawdę szopą z jednym tylko, ale ogromnym oknem wychodzącym na północ. Miejsce wydaje mu się oderwane od rzeczywistości, czuje się w nim jakby wcale nie był w Rzymie. Rzeźbiarz ma dwóch pomocników Polaków, a jego dwa psy biegające po ogrodzie wabią się Kruk i Kurta. Do tego Łukomski wygląda jak mistyk - jasna broda i błękitne oczy. Panuje tam szczególna atmosfera. Leon lubi patrzeć na Łukomskiego, gdy ten pracuje. Zapytał się go, kogo uważa za najpiękniejszą kobietę w Rzymie. On uznał, że Davisowa i zaczął rysować ja rękami w powietrzu. Po chwili Łukomski uznał, że ona jest najpiękniejsza na całym świecie i że takim kobietom powinno się stawiać posągi za życia.
29 maja
Procedura spadkowa zaczyna go męczyć i nudzić. Czyta powieści francuskie. Zastanawia się nad miłością, dochodzi do wniosku, że miłość formy to nie miłość. A przykładem na to jest on i Laura.
31 maja
Wczoraj był na śniadaniu z Łukomskim, a potem wieczorny spacerek jak zwykle. Zaczął wyobrażać sobie, że idzie z Anielką pod rękę i poczuł się szczęśliwy. Jednak gdy wyobraźnie przestała pracować, poczuł się bardzo samotny. Jego życie jest jałowe, ale czuje, że mogło być inaczej. Często myśli, że trzymał szczęście, ale wypuścił je z rąk.
2 czerwca
Poszedł z Łukomskim do muzeum na Kapitolu. Rzeźbiarz zaskoczył go bardzo tym, że stwierdził iż woli Praksytelesowi Psyche od Wenus, bo jest bardziej uduchowiona, a potem w konającym gladiatorze rozpoznał twarz Michny z Kozłówka. Leon był w szoku jak taki człowiek może myśleć takimi kategoriami. Łukomski wyjaśnił mu, że tęskni za swą rodzinną wioską, do której musi choć raz na rok wyjechać, bo by zwariował. Leon stwierdza, że jego nie ciągnie do rodzinnych stron, przefilozofował swe życie.
8 czerwca
W ciągu tego tygodnia otrzymał kilka listów, a wśród nich list od Śniatyńskiego. Dowiedział się z niego, że jego żona serdecznie go nienawidzi za to, co uczynił Anielce. Życzy, żeby znalazł sobie drugą taką jak ona, ale Leon nie chce drugiej, nawet lepszej, chce Anielkę. Ale uczucie to nie ma niestety stałej formy. Śniatyński stwierdza, że serce Leona pokryte jest warstwa kwarcu, przez co trudno dostać się do wnętrza - drogocennego kruszcu. I znów powtórka z charakteru Leona, który nie potrafi do niczego dojść, nie jest zdolny do postanowień. Leon chyba wolałby, żeby Śniatyński zwymyślał go. Dodaje, że „ta małpa' przesiaduje teraz u pań co dzień. Leon zastanawia się nad wyjazdem do Płoszowa, byłby z siebie dumny gdyby mu się to udało i może nawet to zrobi.
Nie wie przecież jak daleko sprawy zaszły w kwestii Anielki i Kromickiego, może być za późno, ale nie musi.
9 czerwca
Leon postanawia nie jechać od razu do Płoszowa, ale wystosował list do ciotki, mający na celu wybadanie gruntu. Zaczyna rozmyślać o Kromickim, którego ponownie porównuje do siebie. Czuje się od niego lepszy, wie, że dałby żonie więcej dobrych uczuć niż on. Zastanawia się nad małżeństwem. Niektóre kobiety po małżeństwie przyjmują poglądy swych mężów, nawet jeśli są płaskie. Leon nie chce, żeby tak się stało z Anielą. Myśli, że jego ucieczka przed małżeństwem bierze się stąd, że ma zbyt wysokie wymagania względem tego związku. Nie wystarczy mu namiastka, chce mieć ideał.
11 czerwca
Leon zaprzyjaźnił się z Józefem Łukomskim. Odwiedził on wczoraj Leona i rozmawiali, aż do północy. Leon przytacza tę rozmowę. Rozmawiali o zajściu w muzeum, o kraju ojczystym. W końcu Leon zapytał go dlaczego nie sprowadzi sobie polskiej kobiety, towarzyszki, która stworzy mu swojska atmosferę. Okazuje się, że Łukomski ma zamiar się żenić i za dwa miesiące wybiera się do swej wybranki spod Wiłkomierza. Musi odczekać żałobę, którą dziewczyna nosi po ojcu. Okazało się, że poznał ją i jej matkę w Rzymie, zgubiły się i nie umiały za bardzo włoskiego więc im pomógł. Tydzień później oświadczył się Wandzie. Leona to zaskoczyło, że tylko tydzień wytarczył rzeźbiarzowi na podjęcie tak ważnego kroku. Józef przyznał się, że ma wątpliwości, gdyż grozi mu dziedziczona głuchota. Jednak zdobył się na wyznanie miłości, po czym uświadomił swą wybrankę, co do jego prawdopodobnego kalectwa. Ona odpowiedziała, że jak nie będzie mu mogła mówić, że go kocha to będzie mu to pisać. Leonowi ogromnie się to spodobało, a do tego uznał, że Anielka jest tym samym typem kobiety. Gdyby nawet oślepł przed ślubem to i tak jest pewien, że ona by go nie opuściła. Łukomski myślał tydzień, a Leon myśli już pięć miesięcy. Dobrze takim, którzy najpierw robią, a potem myślą.
15 czerwca
Zastanawia się czy to co czuje do Anielki to miłość. Przypomina sobie dawne życie i dochodzi do wniosku, że jeszcze żadna kobieta nie dotarła tak głęboko do jego wnętrza jak Anielka. Gdyby wciąż tego nie analizował to pewny byłby, iż jest to miłość, ale zdaje sobie sprawę, że do końca tak nie jest. Nie tyle chce mieć Anielkę, ile boi się jej stracić. Gdyby nie Kromicki Leon nie odczuwał by takiego niepokoju o to, że straci Anielę. Ale boi się tego, boi się tej pustki, która czeka go jeżeli Anielka zniknie z jego życia.
16 czerwca
Notariusz przekazał mu wiadomości o Laurze. Je mąż jest już w zakładzie dla obłąkanych, a ona sama wybrała się w Alpy. Leon wyraził współczucie dla nich, ale notariusz „uspokoił go” tym, że pojechał do niej krewny hr. Maleschi. Leon dziwi się, że czuje do Laury taką wielką niechęć. Powodem tego są chyba te wszystkie złe i głupie rzeczy, które uczynił przebywając tak często w jej towarzystwie. Po chwili dochodzi do tego, że przecież to wszystko tylko jego wina.
17 czerwca
Zapłacił Łukomskiemu, przekazał pełnomocnictwo notariuszowi i na wszelki wypadek już się spakował. Rzym staje mu się nieznośny.
18 czerwca
List od ciotki mógłby już dojść, Leon przypomina sobie jego treść. Napisał, że mógłby przyjechać do nich jeśli panie nie mają nic naprzeciw, pozdrowił serdecznie Anielę i jej matkę i usprawiedliwił swój ostatni list chorobą i tym, że sam nie wiedział co robi. Żałuje, że nie napisał dosadniejszej wiadomości, ale ma nadzieje, że ciotka się domyśli i mu pomoże. Zastanawia się dlaczego postępuje w taki głupi sposób. Krytyka wszystkiego zniszczyła w nim cechy dodatnie. Myśli, że wiele inteligentnych osób ma podobne problemy. Mówi o chorobie wieku. Polega ona na wiecznej krytyce, rozwiązywaniu się religii, upadku wiary. Przeciekają do kraju prądy socjalne, jedyną wartością uznawaną jeszcze przez wszystkich jest lud. Czy jest na to rada nie wie i nic mu do tego, bo to nie on jest od działania.
Florencja, 20 czerwca
Przyszedł list od ciotki. Kromicki i Anielka się pobierają za kilka tygodni. Krótki termin ustaliła Anielka. Leon wsiadł do pociągu i chciał tam pojechać, jednak rozsądek wziął górę i osiadł we Florencji.
Florencja, 22 czerwca
Wraz z listem od ciotki Leon otrzymał faire part zaadresowane ręką kobiecą, nie był to jednak charakter pisma Anieli, ani jej matki. Leon podejrzewa, że to złośliwość Śniatyńskiej. Dziwi się sobie, że nie oszalał i nie popełnił samobójstwa, a czuje się w miarę dobrze mimo, że został odrzucony.
Florencja, 23 czerwca
Codziennie po obudzeniu Leon tłumaczy sobie, że przyszła żona Kromickiego to ta sama Anielka, która pokazywała mu na każdym kroku wielkie oddanie. Nie może się pogodzić z tym wszystkim. Przytacza list od ciotki. Wyznaje mu, że nie mogła przed Anielką zataić treści jego pierwszego listu, gdyż ona sama jej go dała, gdyż co dzień wypatrywał wiadomości od niego. Najpierw ją oszukała, ale Anielka w sumie wymusiła na niej przeczytanie go słowo w słowo. Bardzo ją dotknęły słowa Leona, choć starała się to ukryć, na drugi dzień przyjęła Kromickiego, a tydzień potem oświadczył się jej, a ona się zgodziła. Ciotka miała nadzieję, że Leon napisał tamto w gniewie tylko, ale skoro w drugim liście niczego nie odwołał doszła do wniosku, że nie zależy mu na Anieli, która sporo przez niego wycierpiała. Prosi go, aby nie przyjeżdżał na razie, aby oszczędzić Anielce przykrości. Ślub ma odbyć się 25 lipca. Matka Anieli ze względu na swą chorobę obawia się, że uprzedzi ich wesele swym pogrzebem - stąd pośpiech. Leon ilekroć czyta ten list, chce walić głową o ścianę - z żalu.
23 czerwca
Leon nie może siedzieć z założonymi rękami. Wysłał depeszę do Śniatyńskiego z prośbą, by w niedziele był w Krakowie. Chce go poprosić, żeby pogadał z Anielką w jego imieniu. To jedyny sposób, aby uniknąć zamieszania, które narobiłby np. bezpośredni list do Anieli. Z ciotka nie chce mówić, bo lepiej zrozumie go facet, któremu może powiedziec nawet o Laurze, w dodatku Anielka szanuje Śniatyńskiego. Ma nadzieję, że się zgodzi. Nie śpi po nocach, wciąż myśli o Anieli, nie może tak żyć.
Kraków, 26 czerwca
Śniatyński się zgodził! Jest 4 w nocy, ale Leon nie może spać więc pisze. Dyskutowali z panem Ś. do 3 i teraz tamten śpi. Okazało się, że równie nie znosi Kromickiego i blednie na myśl o tym jakie nieszczęście gotuje sobie Aniela. Rano jedzie z powrotem i pojutrze uda się wraz z żoną do Płoszowa do Anieli. Ma jej powiedziec w jakim złym stanie jest Leon (faktycznie zmizerniał bardzo przez to wszystko)i że jego życie jest w jej rękach. Do tego ma ją uświadomić, że nie wolno kobiecie nawet jeśli ma złamane serce wychodzic za kogoś kogo nie kocha, bo to krzywda dla niej. Przy tym nie może odrzucać osoby, która ją strasznie kocha. Leon liczy na umiejętność mówienia Ś. i na dobre serce Anieli. Ś. zgodził się pod warunkiem, że w razie niepowodzenia Leon nie pojedzie tam z awanturą, ewentualnie napisze do Anieli list. Leon oczywiście przystał na to, Niby przyjaciel nie robił mu wielkiej nadziei, ale Leon ma wrażenie, że i Ś. ma nadzieję. Jeżeli się nie powiedzie Leon obiecuje sobie, że namówi choć Anielę do przesunięcia terminu o pół roku, co może spowodowac wycofanie się samego Kromickiego. Popamięta ten dzień na długo, ciężko jest przyznać się do własnych szaleństw i win, ale dla Anieli wszystko.
27 czerwca.
Śniatyński wyjechał rano, podroczyli się trochę nawzajem. Leon poszedł do kościoła Panny Marii i dał na intencję Leona i Laury. Przeklina swój sceptycyzm, filozofię i „nie wiem”.
28 czerwca.
Jest 13, o tej może miało dojść do spotkania. Leon uważa, że Anielka choć na przesunięcie daty powinna się zgodzić. Dochodzi do wniosku, że Kromicki nie dla pieniędzy chce się z Anielką żenić, ale naprawde mu się podoba. A kiedyś Anielka tak wyczekiwał jednego choć słowa od Leona. Boi się, że ukochana nie daruje mu tego.
Godzina 10 wieczorem.
W dzień dopadła go newralgia, teraz już mu przeszlo. Wyobraża sobie, że jest w Płoszowie. Wydae mu się, a z upływem czasu jest tego pewien - Aniela mu nie wybaczy. Śniatyński ma od razu depeszować, ale jeszcze nie ma wiadomości.
29 czerwca.
Depesza od Śniatyńskiego: „Wszystko na nic - zbierz siły i ruszaj w świat.” Leon ma zamiar zastosować się do rady.
Paryż, 2 kwietnia.
Nie pisał dziennika przeszło 10 miesięcy. Wszystko co robił, robił mechanicznie i zawsze dręczyło go pytanie po co? Zatracił sens wszystkiego, Anielka nie opuszczała jego myśli. W pierwszych miesiącach podróżował, nawet do Islandii. Jednak wszelkie piękne krajobrazy przekladał na to, co by Aniela o nich powiedziała. Myśl, iż nazywa się teraz Kromicka zawsze zaganiała go do pociągu i kazała jechać dalej. Wiele ludzi przechodzi zawody miłosne, jednak każdy z osobna traktuje to jak największą tragedię, podobnie jak doświadczenie śmierci. Leon bardzo cierpiał, ale powoli odzyskuje równowagę. Lekarstwem jest powtarzanie sobie „stało się”. Ogarnęła go jednak obojętność. Zyskał mechaniczną pewność siebie, popartą obojętnością, co dalo mu przewagę nad innymi. Inni również nie wchodzą mu w drogę, jedna ciotka tylko go kocha, ale biernie już niestety.
3 kwietnia.
Leon jest obojętny na większość rzeczy, ale wstręt do niektórych rzeczy (np. do Kromickiego) pozostał. Ludzie zabrali mu miłość, czas wysuszył nienawiść, więc żyje tym co mu pozostało. Przyznaje, że nie liczy na szczęście. Stracił nawet sympatię do Śniatyńskiego. Oskarża go szorstkość depeszy i o manieryzm w liście, który mu wysłał, po ślubie. Oznajmił, że się stało i żeby się nie martwił, ale Leon nie życzy sobie współczucia. Chciał odpisać mu coś, ale nie zrobił tego i cieszy się teraz z tego faktu. Po namyśle stwierdza, iż przyjaźń wygasła przez to, że w zasadzie powinien być mu wdzięczny za pomoc, ale nie może pogodzić się z tym, że się otworzył przyznał do złego, a Śniatyński brał w tym udział. Wie, że to niesprawiedliwe, ale tak jest. W ogóle Leon nie miał nigdy innych przyjaciół prócz Śniatyńskich. W świecie zwierząt słabi łączą się w grupy, jednak u ludzi niezdolność do przyjaźni to oschłość serca, a nie siła. Z żadną kobietą nigdy się nie przyjaźnił, gdyż zawsze chodziło mu o coś jeszcze. Ma wrażenie, że z Anielką byłoby zupełnie inaczej, byłaby jedo kochanką i przyjacielem. Odpędza jednak od siebie te myśli i ma nadzieje, że uda mu się je odpędzić na stałe.
4 kwietnia.
Spotyka się często z Davisową, z którą stosunki mają czysto towarzyskie. Jest trochę nielubienia i pogardy, ale są i pozory. Udają i przy sobie i przy innych, że nic ich nie łączy. Davis popadł w nirwanę, a Laura dalej spotyka się z kuzynem Maleschim. Miał on cos do Leona na początku, jednak szybko zorientował się w stosunkach panujących między Leonem a Laurą i zostali kumplami. Laura jak zawsze jest piękna i jej kuzyn również, tworzą piękną parę. Leon rozprawia o charakterze Laury, która ma w sobie dwie natury. Pierwsza to filozofia piękna, a druga objawia się w pomiataniu od czasu do czasu kuzynem, co Leona zaskoczyło. Laura zaczęła się interesować muzyką i na swoje salony zapraszała często Niemkę Klarę Hilst, fortepianistkę o wysokim wzroście. Jej muzyka wydaje się Leonowi niezrozumiała, a skoro on nie rozumie jako człowiek wykształcony to jaki sens ma taki zabieg. Nie rozumie po co kodować piękno tak, żeby nikt nie mógł go pojąć. Rozprawia o muzyce i o filozofowaniu w niej, czego nie lubi. Laura nie lubi zaś Klary i sugerowała nawet, że ta kocha się w Leonie, ale on w to wątpi. Zmienił podejście do kobiet, tak jak jubiler zmienia podejście do klejnotów po wycofaniu się z interesu. Po za tym Klara jest dla niego zbyt wysoka, dla zabawy zaproponował jej wyjazd na koncert do Warszawy. Leon wybiera się do Warszawy, gdyż ciotka przekazała mu dom swój w stolicy. Leona dziwi fakt, że taka kobieta jak ona interesuje się z namiętnością wyścigami konnymi, które zawsze ją ściągają do Warszawy. Leon pojedzie do Wa-wy, ze względu na wezwanie ciotki do uregulowania tytułu własności i zobaczenia jej nowego konia. Ale również, żeby w Płoszowie ujrzeć Anielkę. W jego sercu jest pani Kromicka, dla której jest obojętny, ale jest i Anielka, która wciąż nawiedza jego myśli. Wie, że prawdopodobnie świadomość, iż przynależy do tego wstrętnego Kromickiego będzie go od niej odstręczać, ale nie przejmuje się tym. Nawiedza go nadzieja, iż być może wina za to co się stało leży także po stronie Anielki i będzie mógł ten ciężar podzielić na dwoje. Jednak nie poprawiłoby tak czy siak jego samopoczucia.
5 kwietnia.
Leeeon wie, że zobaczy panią Kromicką, gdyż mąż jej wyjechał do Baku, a potem do Turkiestanu. Przed wyjazdem sprzedał majątek - posiadłość Anielki, co pogorszyło jeszcze stan Celiny, kiedy się o tym dowiedziała. Aniela oczywiście broni męża, ale Leon jest pewny, że czuje ona do niego obrzydzenie w środku. Leon nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Anielka musiała wyjechac więc do Płoszowa, gdyz pozostała bez dachu nad głową. Celina po cichu ma nadzieję, że ciotka Leona nie zapomni o nich w testamencie, a Leon, który już parę razy o tym z ciotką rozmawiał, jest tego pewien. Ciotka obawiała się, że będzie przeciwny, ale on oddałby nawet cały Płoszów Anielce, gdyby potrzebowała trzewików. Myśli bez przerwy o tym wyjeździe, trochę się go obawia, ale ma nadzieję, że widok pani Kromickiej wyprze z jego umysłu dawną Anielke. Wyobraża sobie co by się stało, gdyby postanowił w akcie zemsty zbałamucić dziewczynę. Myśli, że ona może udawać ofiarę i mówić mu, że to jego wina. Ale Leon jest odporny na sztuczne zachowania i pozy.
6 kwietnia
Zastanawia się, czy ma prawo jechać do Płoszowa i namówic Anielkę do zrezygnowania z zobowiązań danych Kromickiemu, czy może ją na powrót w sobie rozkochać? Zastanawia się nad kwestiami, religijnymi, moralnymi, o świętości małżeństwa, szacunku dla ludzi itd. Leon dowiódł już wcześniejszym swoim zachowaniem, że jest niekonsekwentny i taki chce pozostać, bo jedyna logika rządząca światem to namiętność. Jednak uważa, że jego rozważania są czysto teoretyczne. Jedyne czego jest pewien, to tego, że nie chce nieszczęścia Anielki. Znów wspomina jak bardzo jej mąż skrzywdził ją i jej matkę sprzedażą majątku.
10 kwietnia
Poszedł pozegnać się z Davisową. Załapał się na koncert - grała Klara Hilstówna. Klara przypomina mu świętą Cecylię, gdy zaczyna grać, odkrywa w nie piękno, jednak jest „za duża”, a jej muzyki wciąż nie rozumie. Przypomniał jej o koncercie w Warszawie, a ona ku jego zdziwieniu się zgodziła. Jednak zaznaczyła, iż musi wziąć ze sobą starą krewna i „głuchą klawiaturę”. Leon nie rozumie dlaczego ona przystała na jego propozycję, w sumie nie chce, żeby jechała, bo będzie od niego oczekiwać pomocy przy koncercie, a jemu śpieszno do Płoszowa. Najwyżej powierzy ją Śniatyńskiemu - myśi, jednak nie może oprzeć się myśleniu, że owa stara krewna przeszkadzać mu będzie w „dybaniu” na Klarę. Wspomina słowa Laury, że Klara czuje coś do niego. Dziwi się, że nienawidzi Davisowej, ale stwierdza, że nienawiść ściśle związana jest z miłością, a on jej nigdy nie kochał. Rozmawiał dziś długo z Klarą, jak starzy przyjaciele. Uważa, że jej inteligencja jest niezbyt obszerna, ale jasna i pogodna. Odnajduję analogie tego u wszystkich Niemców, a również Anglików. Zagłębia się w filozofię, przywołuje Hartmana, a na końcu dochodzi do wniosku, że Klara nawet jeśli czuje do niego coś, to nie oczekuje niczego nic i tak jest dla niej lepiej. Postanawia nie niepokoić jej podczas podróży.
16 kwietnia
Od 3 dni jest w Warszawie, ale nie mógł pojechac do Płoszowa, bo bolą go zęby i cały spuchł. Nie chce się taki pokazywać kobietom. Widział już Śniatyńskiego, ciotka go odwiedziła, a Anielka przyjechała przed tygodniem. Rozmawiał z ciotka o ostatnich wydarzeniach i ona w końcu wybuchła gniewem na Kromickiego, który sprzedał majątek, czym wpędził Celinę w straszną chorobę. Dodatkowo łudzi panie, że za parę lat może odkupić go, co jest oczywiście niemożliwe. Anielka go jeszcze broni, a ciotkę szlag jasny trafia =). Leon zaczął dyskretnie wypytywać o zdrowie Anielki (chyba mu chodziło o ciążę), ale ciotka uspokoiła go zaprzeczeniem, żeby na cokolwiek się zanosiło. Zmienił temat na Klarę. A, że ciotka zajmuje się działalnościa charytatywną od razu chciała omówić owe koncerty dla biednych, które Klara chciała wydać. Leon ją nieco ostudził i kazał najpierw się zapowiedzieć. Zapytała go jeszcze kiedy przeniesie się do Płoszowa, ale on oświadczył, że nie ma takiego zamiaru. Nie będzie dawał powodu do plotek, a zawsze może jechać tam rano, a wracać wieczorem, w ten sposób i Anielka nie będzie sobie nic myśleć. Rozmawiał ze Śniatyńskim, który od razu chciał dowiedzieć się o jego uczucia i nastroje, ale Leon postanawia trzymać go na dystans. Powierzył jego opiece Hilstównę i ogólnie zamotał Śniatyńskiego, który w końcu w ogóle nie zorientował się w jego uczuciach i poszedł zły. Leon napisał do Klary i przeprosił, że jej do tej pory nie odwiedził. Ona od razu odpisała, że bardzo jej się Warszawa podoba i odwiedza ją duzo znakomitych ludzi itp. Leon mysli, że gdyby przeniosła się tu na stałe, to nikt nie byłby dla niej taki miły. A jej zachwyt wszystkim jest pozornym, bo żeby naprawdę pojąć to wszystko, trzeba się urodzic w kraju. Stosunek Leona do swego kraju jest zróżnicowany - jako obcy widzi w nim prymityw, a jako Polak tworzy integralną całość z piękna ojczyzną. Przyznaje nawet, że pomimo całej niechęci do Polek, to jednak w nich odnajduje dusze, a nie w obcokrajankach. Stwierdza, że to wszystko jest jedynie zagadywaniem siebie samego, bo tak naprawdę mysli non stop o Płoszowie. Wigilia wyjazdu bardzo go denerwuje, bez przerwy o tym myśli. Ale zawsze wigilia jakiegoś wydarzenia jest straszniejsza, niż ono same.
17 kwietnia.
Dzisiejsze odwiedziny okazały się zupełnie inne niż Leon przypuszczał. Nie chciał układać sobie żadnych planów względem Anieli, ale był dziwnie pewny, że ona poczyniła względem jego jakieś postanowienia. Jednak był bardzo ciekawy jej zachowania, wyglądu itp. Kiedy dojechał dorożką do Płoszowa ogarnął go niepokój. Podziwiał krajobraz, który go prawdziwie nie wzruszał, bo był zajęty innymi myslami. Zatrzymał dorożkę i piechotą poszedł do dworu. Wszedł do sali jadalnej i postanowił na panie poczekać. Miały niedługo się zjawić, bo stół był nakryty. Rozglądał się po pokoju i opisywał wnętrze. W ogóle ogarnął go nastrój kompletnego rozstroju. Wyobrażał sobie, że Anielka okazała się zupełnie inna niż kiedyś, że mu całkiem obrzydła i jest nieczuły na jej działanie. Nagle weszła ona. Okazało się, że mimo nazwiska „Kromicka”, to była dawna Anielka. Oboje zaniemówili, a przez ich twarze przelało się mnóstwo emocji. Chwycił jej rękę, która wydała mu się jak lód, nie spodziewał się takiego powitania. On odezwał się pierwszy, spytał czy ciotka jej nie uprzedziła o jego przyjeździe, ona powiedziała, że tak i znów zapadła cisza. Niezręczna sytuację przerwało nadejście ciotki z Chwastowskim - lekarzem zajmującym się Celiną. Przywitali się, gadka o zdrowiu Celiny, ale Leon cały czas zerkał na Anielę. Uczucia w znacznym stopniu odżyły. Leon zwracał się do niej z pytaniami o zdrowie matki, czym chciał polepszyć ich relacje i po części mu się udało. Anielka nawet powiedziała, że mam się ucieszy na jego widok. Temat zszedł na jego podróże. Ciotka uznała, że tylko desperat mógł zawędrować aż do Islandii, a Leon powiedział, że było u tam bardzo źle, co zwróciło uwagę Anielki. Leona znów ogarnęły uczucia względem niej. Jednak zmienił temat i zaproponował wizytę u Celiny, ta się zgodziła. Poszli we troje - on, Aniela i ciotka. Uznał po namyślę tę sytuacje za korzystną i postanowił pogadać z dziewczyną. Nazwał ją siostrzyczką i chwycił za dłoń, widać było ulge na jej twarzy, ciotka też się ucieszyła. Celina powitała go chłodno czemu się nie dziwił. Była bardzo zmieniona chorobą, widać, że była nieszczęśliwa. Gadka-szmatka i spytała go czy słyszał, że Głuchów sprzedany. On, że tak i że może dać się to odkręcić, albo nie i trzeba będzie się tym pogodzić. Aniela na samo wspomnienie matki o sprzedarzy zarumieniła się i był wdzięczna Leonowi za pocieszenie matki. I w tym stylu ciągnął gadke i przyznaje, że robił to trochę po to, żeby przypodobać się Anieli. Po wyjściu Aniela mu podziękowała, a on milcząc ucałowal jej dłoń. Poszedł do ogrodu, gdzie zastał Chwastowskiego - doktora, a że chciał się ze wszystkimi w Ploszowie pojednać, zaczął z nim rozmowę. Początkowo o zdrowie Celiny, potem ogólnie, a potem zaczęła się „inteligentna rozmowa”, w której oczywiście Leon wypadł na lepszego i mądrzejszego (skromniś…). Pożegnali się niebawem, bo doktor śpieszył do pacjenta. Pacjentem był młody ksiądz cierpiący na suchoty. Jednak jego widok nie był widokiem chorego - był wesoły i żywy, jednak doktor uznał to za „ostatni błysk lampy”. Leon poszedł z nim w te odwiedziny, matka księdza się zalewała łzami. Anielka nie przyszła, bo zajmowała się matką. Jednak Leon myślał, że w jakiś sposób go unika. Spotkali się przy herbacie i prowadzili wszyscy neutralna rozmowę. Zeszło na sztuke i Anielka stwierdziła, że muzyka to jedyna pociecha. Leon zobaczył, iż jest ona nieszczęśliwa i znów rozwodzi się nad wspomnieniami i urodą Anielki. Wyjechał o zmroku i był w sumie tym wszystkim roztrzęsiony, pomylił się co do Anielki, która nic się nie zmieniał. Nie wie co teraz będzie.
21 kwietnia.
Mieszka niby w Warszawie a cztery dni z rzędu jest w Płoszowie. Celinie się troche polepszyło natomiast ksiądz Łatysz zmarł. Chwastowski dumny jest, że przewidział śmierć prawie co do godziny. Wczoraj rano siedzieli z Anielą na ganku i przyszła matka księdza i zaczęła lamentować, że jej syn zmarł. Opowiadała to w charakterystyczny dla chłopów sposób - łączyła lament z pogodzeniem się już z faktem śmierci. Bardzo to zainteresowało Leona, który nie spotkał wielu chlopów w życiu. Anielka zapytała o okoliczności śmierci, więc kobieta zaczęła opowiadać i przyniosło jej to ulgę. Potem zaczęła biadolić nad swoją biedą, wydali z mężem 1200 rubli na wykształcenie syna, a teraz on umarł. Anielka strasznie się wzruszyła i chciała jej dać jakieś pieniądze, ale Leon ją powstrzymał. Powiedział, że odda im te 1200 rubli, żeby mogli się urządzić na nowo. Kobieta miał przyjść po nie za godzinę, bo Leon nie miał tyle przy sobie i musiał pożyczyć od ciotki. Anielka powiedziała, że jest on bardzo dobry, lecz on zaznaczył, że zrobił do dla niej, gdyż widział jej zaangażowanie w tę sprawę. Powiedział to tak, bo to prawda, bo chciał się jej przypodobać i wiedział, że miało to wydźwięk wyznania, którego ona nie może odrzucić. Anielka spuściła oczy i i odeszła pod pretekstem wizyty u matki. Leon wie, że miesza jej w głowie takimi tekstami, ale nie umie inaczej. Dzisiaj rano poszli na pogrzeb księdza. Leon opisuje przebieg korowodu pogrzebowego. Dziwią go kolorowe chusty na głowach dziewczyn, a najbardziej fakt, ze ludzie są jakby obojętni, nie widać w nich nawet śladu refleksji. Anielka, kiedy sypała garść piachu na trumnę była bardzo blada i widać było, że myśli o swej własnej śmierci. Leona przezraża myśl, że ona może kiedykolwiek umrzeć. Dziwnie mu, że pierwsza uroczystość jaką spędza po przyjeździe z Anielą to pogrzeb. Nachodzą go myśli o granicach sceptycyzmu i mistycyzmu.
28 kwietnia.
Przy porannej herbacie Anielka odebrała dwa listy, oba od Kromickiego. Sam ten fakt poruszył Leonem, a jeszcze ciotka poprosiła a o przeczytanie ich zaraz, a potem rozmawiały o nim. Leon czuł, że zupełnie traci równowagę. Po raz pierwszy od przyjazdu poczuł do Anielki niechęć. Ona po skończeniu czytania zauważyła, że coś mu jest, ale nie wiedziała co. Po wypiciu herbaty Leon kazał zaprzęgać wóz i oświadczył, że wraca do Warszawy. Ciotka zagadnęła go jeszcze o Klarę, na której koncert chcieli jechać po obiedzie. Ciotka w ramach podziękowania chciała ją zaprosić do Płoszowa, ale nie wie czy jest ona z odpowiedniego towarzystwa. Leon przypomniał ej, iż jest Klara przyjaciółką królowej rumuńskiej. Zapytał Anieli czy wybiera się na koncert, ale ona musi zostać przy matce i pisać listy. Leon odpowiedział, że nie będzie przeszkadzał stęsknionej małżonce. Dał wyraz swojej zazdrości, dodatkowo chce, żeby ona wiedziała, że ją kocha i jest zazdrosny. Po drodze jednak ogarnęła go złość na siebie, porównuje się do histeryczki. Stwierdza, że zbyt często przykłada się wagę do detali, a ignoruje się rzeczy ważne - w ten sposób zepsuł związek z Anielka. Po przyjeździe dostał bólu glowy, przeszło mu dopiero przed samym koncertem, który udał się świetnie. Zjawiło się mnóstwo muzyków i sporo wyższego towarzystwa. Klara zaczęła grać koncert Mendelssohna, który wyszedł jej marnie. Czuł to rozdrażniony Leon, ale i ona sama, nowiem przyjęła niezasłużone, lecz gromkie brawa ze spuszczonymi oczami. Oklaski zmusiły ą do bisu, w którym zagrała Sonantę cis-moll Beethovena, którą zagrała genialnie. Oddawała nastrój duszy targanej niepokojem, dotknęło to Leona głęboko i był zafascynowany, jak i wszyscy zresztą. Gdy skończyła grać panowała totalna cisza, wszyscy byli pod wielkim wrażeniem. Przy gratulacjach i podziękowaniach, Klara po raz pierwszy odezwała się do niego po niemiecku. Po wszystkim Śniatyńscy zabrali ją do siebie, a Leon zmęczony wrócił do siebie.
29 kwietnia.
Nie pojechał do Ploszowa, bo jest zbyt wzburzony. Listy od Kromickiego tak na niego podziałały, ale żal do Anieli mija. Nie może się pogodzić z jej małżeństwem. Chce uzyskać jej wzajemność, chce, żeby go pokochała i stawia to sobie za cel życiowy. Usprawiedliwia się sam przed sobą z takiego sposobu myslenia. Odwiedził go Chwastowski, który przyjechał do Warszawy na konsultacje z innym lekarzem. Poopowiadał mu trochę o Anielce, że rano miała ból głowy i się nie pokazała, a Leon łapczywie słuchał każdej wiadomości o niej. Zaczęli rozmawiać o jego planach - chce zarobić, osiąść w Warszawie, znaleźć szpital, a w nim pracę. Leon zaczął temat małżeństwa, no i rozgorzała dyskusja - Leon, za małżeństwem, Chwastowski przeciwko. Leon w sumie przyznaje mu rację w kwestii kobiet, ale nie do końca. Zaczyna filozoficzne rozmyslania w swoim stylu najpierw o kobietach, a potem ogólnie o swoim życiu. Kończy refleksją - chcę kochać.
4 maja
Umysł Leona zupełnie poddał się uczuciom. Przebywa znów w Płoszowie. Lekarz kazał Anielce spacerować dla zdrowia. Zastał ją więc w parku, jej uczesanie i ubiór były nieco niedbałe, ale świeże i w ogóle zachwyca się nią i jej urodą. Speszyła się, gdy podszedł i się przywitał. Najpierw szli w ciszy, a potem Leon zaczął rozmowę, umyślnie kierując ja na tor, który sobie upodobał. Przypominał jej wieczór kiedy to czekała na niego z herbatą, powiedział, że tylko dla nie może uda mu się kiedykolwiek coś osiągnąć. Ona oczywiście się wzbrania i mówi, że nie może przymować takich jego „intencji”, ale ten szybko nazwał ją siostrą, co ja uspokoiło. Zaczął opowiadać jej o swej samotności - ojciec umarł, ciotka go nie rozumie i nigdy się nie ożeni. Anielka bardzo się wzruszyła, tak, że musiała odejść na strone i się uspokoić. Po tym Leon poznał, że ona go jeszcze kocha, ale strasznie się przed tym broni, stara się tego wyprzeć.
10 maja.
Pogoda się poprawiła i stosunki między Anielą a Leonem również się wypogodziły. Ona uspokojona z jednej strony jego jedynie braterskim uczuciem, z drugiej tłumaczy sobie samej miłość jaką czuje do niego. On wie, że ona go kocha i panuje między nimi prawdziwa sielanka. Po herbacie, poszli na niedzielną mszę, na której znów zachwycał się urodą zewnętrzną i wewnętrzną Anielki. Gdy wychodzili spotkali żebrzących Łatyszów. Zbulwersowało to wszystkich a najbardziej ciotkę. Przeciez po darowiźnie Leona stali się niemal bogaci, ale tłumaczyli się oni, że skoro Bóg przeznaczył im los biedaków to nie mogą się mu przeciwstawiać (poryte…). W drodze powrotnej odłączyli się na chwilę od reszty i rozmawiali. Najpierw o sztuce, potem o chłopach, potem Leon zadeklarował jej 3 wersy wiersza, który kiedyś sam napisał. Pogadali trochę o Łatyszach, a potem i o Klarze. Anielka szczapiała go, że między nim, a Klarą, która ma niebawem zjawić się w Płoszowie. Ale Leon zaprzecza, bo on tylko ma siostrę (ją) w sercu.
13 maja.
Klara i Śniatyńscy nie przyjechali z powodu pogody. Rozpetała się silna i gwałtowna burza. Ciotka obiegła dwór z dzwonkami, a Leon towarzyszył jej z uwagi na niebezpieczeństwo piorunów. Kiedy burza rozszalała się na dobre panie zaczęły się modlić, ale bez trwogi w sercach, dla zwyczaju. Leon nie mógł im towarzyszyć, bo okazałby się hipokrytą, ale wyłamując się też się głupio czuł. Poprosił Anielkę do sąsiedniego pokoju, aby przez okno pooglądali burzę, spytał się czy się boi, a ona, że nie, więc poprosił o ej rękę i wtedy ona odeszła. On zawiódł jej zaufanie posuwając się za daleko, a ona go zraniła odejściem. Po jakimś czasie wyszło słońce i Leon wyszedł obczaić szkody. Zaszedł do parku, gdzie komornicy wiejscy zbierali połamane gałęzie i powalone drzewa na opał. Leon był zły, a oni w sumie nie mieli pozwolenia na to więc zaczął ich wyganiać. Nagle pojawiła się za nim Anielka i przekonała go, żeby dał im spokój. Sielanka powrócił, przechadzali się po parku i zbierali martwe i ranne ptaki. Leon jest przekonany, że ona go kocha i nie powinna odmawiać uczucia mężczyźnie, który też ją kocha.
15 maja.
Przyjechali goście. Piękna pogoda i dobre nastroje. Anielka zaczęła się od razu przypatrywac Klarze zdziwiona jej urodą, o której Leon nigdy nie wspominał. Zauważył, że Śniatyńska ścięła włosy, a ich stosunki polepszyły się nieco. Zaczęła się rozmowa, Klara chwalił bardzo urodę Anielki, co sprawiało, że Celinie serce rosło i też zaczęła chwalić córkę. Śniatyński rozpoczął dyskusję o typach urody kobiecej, Leon milczał. Myślał o nich wszystkich, porównywał i doszedł do wniosku, że Aniela jest najpiękniejsza, nawet piękniejsza od Davisowej. Temat zeszedł na muzykę i Klara zapowiedziała koncert. Po śniadaniu zawiozła Celinę do salonu i zasiadla do fortepianu. Zagrała Don Juana Mozarta. Leon rozmyślał o Anieli i wymyślił, że kobieta powinna ustąpić sercu mężczyzny, które ją najbardziej kocha. Pieknie Klara zagrała, a potem poszli na spacer do lasu. Leon zauważył ukradkowe spojrzenia Anieli i zaczął umyślnie wywoływać w niej zazdrość względem Klary i trochę mu się udawało. Śniatyńscy i Klara zaczęłi się gonić po lesie, a Leonowi ruchy Klary wydawały się komiczne. Zostali sami z Anielą i spytał ją czy coś jej jest, czy Klara jej się nie podoba, ona oczywiście zaprzeczyła. Poczynił aluzję do Klary, że jej nie wypuszczą z Płoszowa, żeby Aniela była zazdrosna. Wrócili na obiad, po nim Klara improwizowała na fortepianie. Leon myślał o Anieli, ona chyba o nim i o Klarze. Gdy kobieta poczuje, że inna może jej odbić adoratora to czuje ukłucie w sercu, a zwłaszcza kobieta nieszczęśliwa w małżeństwie. Leon obmyślał AK ostatecznie rozkochać w sobie Anielę. Gdy Śniatyńska dała sygnał do odwrotu, zaproponował, że odprowadzą ich piechotą aż do szosy. Tak też zrobili, Leon szedł pod rękę z Klarą, nastrój się udzielał i Śniatyński począł deklamować „Kupca weneckiego”, a gdy zapomniał tekstu Leon dokończył. Wszyscy ulegli nastrojowi magicznej nocy, tylko Aniela była jakaś niemrawa. Gdy wracali zostali sam na sam. W połowie drogi dopiero Leon przerwał milczenie i powspominali cudowność dnia, który się właśnie kończy. Zapytał ją co jej było, zgadł, że myślała o nim i o Klarze, aż w końcu wyznał jej miłość, a ona stanęła jak wryta. On zapewnił ją, że niczego od niej nie oczekuje, ale zwierza się jej z tego jak przyjaciółce, bo nie ma komu itd. Aniela powtarzała tylko, że nie chce tego słuchać i pobiegła do domu. Leon nie zobaczył jej już w środku, spotkal tylko ciotkę. Postanowił pojechac jutro do Warszawy, żeby dać Anielce czas na namysł i żeby odwlec z nią spotkanie, którego się bał. Czuł jednak, że przełamał lody. Zastanawia się czy bardziej niemoralne jest to, że kusi ja swoją miłością czy to, że on jest żoną kogoś, kogo nie kocha.
19 maja.
Wstyd mu trochę, że tak uciekł z Płoszowa, ale myśli, że chcąc nie chcąc Anielka musi teraz myślec o tym, że on ą kocha. Kobiecie w dodatku łatwo jest się pogodzić z myślą, że ktoś ją kocha. Ale czy ona jego kocha? Wie na pewno, że nie kocha ona Kromickiego, bo nie ma w jego przymiotach żadnego wartego uwagi, a w dodatku sprzedał jej majątek i wyjechał prawie zaraz po ślubie. Twierdzi, że jest to obiektywna ocena… Miłość do Anieli to ego życie, walczy więc o nią jak o życie. Zastanawia się czy byłby tak silnie jej pożądał gdyby nie wyszła za mąż, boi się odpowiedzi, bo są duże szanse, że byłaby ona twierdząca.
20 maja.
Zastanawia się co będzie kiedy Aniela tez wyzna mu miłość. Ciotka i Celina nawet nie będą chciały słyszeć o rozwodzie, ale nie ma innej rady. Ma dość środków, żeby walczyć o rozwód nawet jeśli Kromicki miał by coś przeciwko. Wie, że głupio, że okłamuje Anielę, co do tego, że niczego od niej nie oczekuje, ale jest to tylko taktyka do zdobycia w pełni jej serca.
21 maja.
Jak powiedział Anieli chce w końcu coś zrobić. Postanawia przewieźć zbiory ojca do Warszawy i stworzyć muzeum. Przypomina mu się Madonna Sassoferrata, którą ojciec zapisał przyszłej synowej, może mu się ona przydać.
22 maja.
Kromicki wydaje mu się śmieszny przez to, że zostawił młodą żonę samą i nie przewidział, że ktoś może chcieć (czyli on) mu ją odbić. Chce wracać do Płoszowa, najwyższy czas. Angażuje się już w sprawę zbiorów ojca, ale to mu nie wystarcza. Jednak nie może się zdecydować na nic, co mógłby robić, nie nadaje się ani do ruchu demokratycznego, ani do arystokracji, ani nawet do syntetystów (Śniatyński). Dziwi się jaki silny wpływ ma na niego i jego życie Anielka.
23 maja.
Zastanawia się nad reakcją Anielki. Gdy ja ujrzał była jakby zmizerniała, ale energiczna. Poprosiła go o rozmowę w ogrodzie. Chciała, żeby wyjechał, bo ona kocha i szanuje swego męża i nie może dopuszczać do takich wyznań. Ubodło go to, ale powiedział, że może to zrobic jeśli za 3 dni powtórzy to żądanie, jednak wiedząc, że on chce tylko oddychać tym samym powietrzem co ona, niczego nie oczekuje. Bardzo ja to wzruszyło i było widac bezradność. Powiedział jej, że może wyjechać zaraz, ale tylko wtedy jeśli ona jeszcze go kocha. Rozpłakała się i powiedziała, że to nieprawda, ale Leon wziął jej uniesienie za dowód miłości. Nadeszła ciotka i pyta co jest grane, że dziewczyna płacze, Leon skłamał, że rozmawiali o ich sprzedanym majątku. Na co Aniela jeszcze bardziej zaczęła wyć. Leon odszedł.
25 maja.
Minął trzeci dzień pobytu, a Aniela nie powtórzyła żądania - Leon zostaje. Ogólnie mało rozmawiają, ona go trochę unika, ale Łazy ich wspólna tajemnica, a Leon chce zrobić wszystko, żeby ją do siebie przekonać.
26 maja.
Napisał do Śniatyńskiego o tym, że sprowadza zbiory ojca do kraju, wie, że w ten sposób wieść się rozniesie. Dojdzie i do Anielki, która będzie go muiała przyrównać do Kromickiego i jest pewien, że wypadnie lepiej. Wspomniał przy śniadaniu o tym, że ojciec zapisał jej Madonnę. Oczywiście zmusił ją tym samym do wspomnienia starych czasów. Wie, że ma ona do niego wiele żalu za tamte dni, jednak było sporo miłych chwil. Silnie liczy na jej wzajemność. Aniela chciała zmienić temat na wyścigi konne, ale ciotka w końcu nie wytrzymała i powiedziała jej, że przeciez Anielka nie zna się na tym kompletnie. Leon powiedziała jej wzrokiem, że wie, że to jedynie tuszowanie prawdziwych emocji, a ona go rozumiała. W ogóle ostatnio często „rozmawiali wzrokiem”. Leon uważa, że dzisiejsza sytuacja zmiękczyłaby serce nawet kobiecie zakochanej w mężu.
28 maja.
Ciotka przesiaduje w Burzanach, zachwyca się Naughtyboyem (koń) i ogląda Anglika Weba. Ciotka Celina nie czuje się najlepiej. Leon okazuje jej synowską troskliwość - chce zjednać sobie wdzięczność Anielki. Nie ma już w sercu dawnego żalu do p. Celiny.
Anielka, doktor (Chwastowski) i Leon roztrząsają rozwód P. Koryckiej, która nie kocha już męża i przeciwnie: jej serce należy do innego. Leon jest zdania, że kobieta ma do tego prawo, małżeństwo musi się wspierać na miłości, a jeżeli jej nie ma - to o związku mowy być nie może. Płoszowski dodał do historii Koryckiej kilka zmyślonych wątków, chciał wywołać pożądany efekt u Anielki, ale chyba mu się nie udało. Z wymiany zdań dowiemy się, że: gdzie zaczyna się dogmat, tam kończy się rozumowanie. Diabeł nie zwiedzie kobiety drogą rozumowania, uda mu się tylko wówczas, gdy ją rozkocha.
Leon musi uważać na swoje słowa, by nie zrazić do siebie Anielki.
29 maja.
Anielka nastawiała zegar, stała na stołku, byłaby spadła z niego (zachybotał się), ale Leon na szczęście ją złapał. Było to dla niego wielkie przeżycie, poczuł ją, dotknął, przycisnął do piersi. Kocha ją bez pamięci i ona o tym wie.
30 maja.
Dzień zepsuty - Anielka otrzymała list od Kromickiego. Ten nie długo ma przyjechać do Anielki. Leon nie wie jak to zniesie. Ratuje go Chwastowski: p. Celinie potrzeba wyjazdu do Gasteinu (tam znajdują się uzdrowiskowe kąpiele). Leon również potrzebowałby odpocząć, a co najważniejsze będzie blisko Anielki.
Warszawa, 31 maja.
Był na przyjęciu u Klary. Cała Warszawa myśli, że Klara wychodzi za mąż za Leona. Naszemu pamiętnikarzowi to na rękę, gdyż nikt nie będzie podejrzewał jego intencji względem Anielki. Klara w towarzystwie Leona i Śniatyńskiego powiedziała o swoim wyjeździe do Frankfurtu (chyba miała nadzieję, że zrobi tym wrażenie na Leonie; Klara faktycznie czuła coś do niego, ale on Kocha Anielkę i nigdy nie zdradzi tej miłości). Leona ta wiadomość zniesmaczyła, poczuł wstręt do Klary. Udał się do księgarni po książki dla Anielki. Płoszowski szuka sposobu, by rozbudzić w sobie miłość Anielki. Pragnie, by dla niego rzuciła męża, lecz nie chce jej „popsuć, ani zbrudzić”. Kobieta, która idzie za głosem wielkiego uczucia, nie traci szlachectwa duszy, choćby była zamężna. Rozmyśla nad własnym rozumem. Bo jak to jest, że kocha, a jednocześnie myśli i bacznie obserwuje, układa plan. Dochodzi do wniosku, że umysł trzyma wszystkie siły w rozbudzeniu, to najlepszy doradca.
1 czerwca.
Mieszkanie dla p. Celin i Anielki w Gasteinu jest już zarezerwowane. Leon jest dalej w Warszawie. Ciotka ciągle dogląda koni, zaprosiła p. Celinę wraz z Anielką na czwartkowy wyścig. Płoszowski jest wniebowzięty. To właśnie w domu ciotki po raz pierwszy jego serce zabiło mocniej na widok Anielki.
2 czerwca.
Gdy przyjedzie Anielka, zaprosi na obiad kilka miłych dla niej osób. Tym sposobem zatrzyma ją dłużej pod swoim dachem, a przy tym ona zrozumie, że to będzie obiad dla niej, na jej cześć.
3 czerwca.
Cały dom przybrał kwiatami. Pokój, który będzie zajmował Anielka, wyposażył we wszystkie sprzęty jakie tylko są potrzebne kobietom. Chce, by jego muza wszędzie widział dowody miłości.
4 czerwca.
Zaprosił dziś na obiad wspomnianych kilka osób. Leon chce urządzić w Warszawie muzeum ze zbiorami swego ojca. Mówi o tym cała Warszawa, dzienniki się rozpisują. Zebrał całą paczkę gazet, by pokazać je ciotce i Anielce.
5 czerwca.
Przyjechały. Anielka wygląda bardzo słabo. Leon przyczyny dopatruje się w walce, jaką musi toczyć jej serce. Co ją widzi, to zdaje mu się piękniejszą. Przywitała Leona bardzo wesoło i serdecznie. Był w skowronkach. Zaczęli rozmawiać o koniach. Anielka martwiła się, że wystawiony przez ciotkę koń może przegrać. Leon opowiedział o gazetach, które rozpisują się na jego temat. Poszli do sypialni w której będzie spała Anielka. Była cudownie przystrojona kwiatami. Nie kryła swego zachwytu. Pan domu zapewniał, że wszystko zostało uczynione dla niej. Byłaby wpadła w ramiona Leona (tzn. jego zdaniem), lecz powstrzymała się. Zeszli na dół. Oglądali przez okno konia. Usiedli do śniadania. Leon pokazał gazety i artykuły mówiące o jego dobroduszności. Ciotka była zachwycona. Wyruszyli na wyścigi. Po drodze zatrzymali się u Zawiłowskich, gdyż ich córka Helena bardzo chciała obejrzeć biegi, a nie miała z kim jechać. Jezdnia była zapełniona powozami, wszyscy jechali obejrzeć zawody. Leon widział, że Anielka jest zadowolona, a jej dobry humor zawdzięczał sobie. Jednakże był niespokojny o konia, lecz nie dlatego, że straciłby jakieś pieniądze, ale ciotka byłaby w niehumorze, a to zapewne niekorzystnie wpłynęłoby na ogólną atmosferę. Dojechali. Leon poszedł przywitać się ze znajomymi. Wrócił, oglądali gonitwę. W tym miejscu następuje długi opis biegu, pełen dramaturgii i zmienności. Wygrywa koń ciotki. Leon przez cały bieg trzymał Anielkę za rękę (ona nie zwracała na to uwagi, tak była pochłonięta rywalizacją), nawet nie patrzył na wyścig. Wszyscy są szczęśliwi i wracają na obiad. Po jakimś czasie okazuje się, że Naughtyboy zachorował, wezwano weterynarza. Ciotka jest bardzo przejęta zdrowiem konia. Leon przeżywa chwile wielkiego szczęścia, gdyż sytuacja ta sprawiła, że to właśnie on będzie musiał odwieść Anielkę do Płoszowa. Dla niego liczy się tylko miłość, o nic nie dba.
6 czerwca.
Odepchnęła go. Nie wyznała miłości. Nie przywiózł jej do Płoszowa w swoich ramionach. Nie może myśleć i pisać.
7 czerwca.
Ma w głowie chaos. Gdzieś musiał popełnić błąd, czegoś nie rozszyfrował w charakterze Anielki. Męża na pewno nie kocha. Sprzedał jej majątek przez co zachorowała matka Anielki. Dziecka nie mają. Jedyne co trzyma ją przy Kromickim to fakt, iż „nie pozwala sobie tylko na pogardę - i oto stan jej duszy”. Leon zdradza nam dlaczego pisze pamiętnik: „ja nie tylko piszę ten pamiętnik, że stało się to już moją naturą i moją namiętnością, nie tylko dlatego, że się w ten jedyny sposób wypowiadam, ale również i w tym celu, aby móc sobie zawsze wszystko uprzytomnić, na nowo ogarnąć myślą cały przebieg zdarzeń i zdać sobie z nich sprawę”. Teraz otwiera pamiętnik i analizuje wszystkie spotkania z Anielką. (przepraszam, że to powiem, ale nie wytrzymuje: JAKI ON JEST NAIWNY, znów mu się wydaje, iż serce i myśli Anielki należą do niego). To przez niego chudnie i mizernieje. Jest nieszczęśliwa. Opowiada teraz o powrocie do Płoszowa. Wyznał jej swą miłość. Anielka tylko odpowiadała: „Ty mnie obrażasz”. Chciała nawet wysiąść z powozu i wrócić pieszo kiedy usłyszała słowo „rozwód”. Poniósł klęskę. Konkluzja: kocha go, ale jej serce jest małe i niezdolne do czynu. (To są oczywiście słowa Leona, a jak jest w rzeczywistości tego nie wiemy).
8 czerwca.
Przyznaje się do błędów. Ciągle myślał, że ona będzie tak postępować, jak to on sobie wymyślił. Są dwiema skrajnie różnym osobami. Anielka widzi tylko dobro i zło, środka nie ma. Odejście od męża to zło. Wszystkim steruje kodeks, gdzie on się zaczyna tam kończy się wszelkie rozumowanie. Mówi o „kodeksie uczciwej Magdy”. Kobieta jest o wiele prostsza w swych strukturach od mężczyzny. Facet jest bogatszy duchowo. Leon jest bardzo zniechęcony, jednakowoż ma nadzieję, że ten stan jest chwilowy i w końcu uda mu się „porwać Anielkę”. Anielka wieży w zasadę „żona ma należeć do męża”, choćby kochała innego i tak będzie wierna pierwszemu. Płoszowski nie wie, czy wyjechać, czy zostać, jednak decyduje się nie ruszać z miejsca: „Zostanę - a ponieważ moje uczucie jest bezmyślne, więc będę postępował bezmyślnie. Dość systemów obrachowań, przewidywań. Niech będzie, co chce i jak chce! Tamta droga nie prowadzi do niczego.”
9 czerwca.
To co dziś ujrzał przekonało go o nieszczęśliwości Anielki. W Płoszowie był Zwiłowski z Heleną. Gdy odjechali, ciotka zaczęła wychwalać cnoty Helenki z widoczną intencją. Leon zdenerwował się i powiedział, że dla świętego spokoju ożeni się z Heleną. Spoglądał na Anielką, która rzekomo pobladła. Teraz odzyskał nadzieje. Gdy tylko ciotka wyszła, rzucił się go Anielki wyjaśniając, że powiedział to pod wpływem uniesienia, w cale się nie ożeni. Anielka tylko odpowiedziała, że cieszyłaby się, gdyby to się stało (czyli Leon ożenił się z Heleną). Pytał czy go kocha. Odpowiedziała, że nie, ale boi się, że go znienawidzi. Poszła do matki. Jej słowa zdmuchnęły jego radość. Dochodzi do wniosku, ze miłość do cudzej żony jest nieszczęściem. Żadna kobieta nie przywiązała go tak do siebie, jak uczyniła to Anielka. Upada w dół, wyrwać naszego bohatera może tylko zgoda Anielki. Oboje są nieszczęśliwi, ale Anielka ma jakieś oparcie w życiu, ma swój dogmat - on zaś jest jak łódź bez steru i bez wioseł. Źle sypia, jest nerwowy. Ciotka nawet przeprosiła za swoje zachowanie i za wychwalanie cnót Zawiłowskiej. Ona chce tylko jego szczęścia. Uspokoił ją i rzekł, że taka jego natura.
10 czerwca.
Dostaje dwa listy: od notariusz z Rzymu, który informuje go o przesłaniu zabytków ojca do Polski, a drugi o Śniatyńskiego. W sumie zabytki już go nic nie obchodzę, jednak sprawa jest tak popularna, że musi ją sfinalizować. Jego stan psychiczny równa się stanowi tuż po zamążpójściu Anielki. Czytał w nocy Bungego Witalizm i mechanizm i oto wnioski jakie mu się nasunęły: wiedza zakłada istnienie innego wymiaru, jest bezsilna wobec świata pozazmysłowego, sceptycy wierzą w mistycyzm, materializm gnębi i śmiertelnie nuży, wszystko jest możliwe: wszelka wiara, wszelki dogmat, wszelki mistycyzm; istnieje nieskończona przestrzeń, nieskończony rozum, nieskończona dobroć; jest jakaś wielka sutanna, ogarniająca wszechświat, można się do niej przytulić, pod nią kończy się cierpienie, człowiek jest bezpieczny. Przyniosło to Leonowi wielką ulgę, teraz już wie po co żyje i dlaczego cierpi. Jeżeli człowiek oderwie się od świata ziemskiego, materialnego, „wyrwie się z klatki”, istnieje wtedy w harmonii z otoczeniem, żyje całą potęgą ogólnego życia. Leon począł unosić się na skrzydłach fantazji, ale szybko zleciał w dół, gdy znów przed oczami ujrzał Anielkę. Wszystko znów wróciło. Na nic zdały się poprzednie rozważania: „Naukę, sztukę, naturę, życie sprowadzam teraz do jednego mianownika. Jest to oś, około której obraca się dla mnie świat”. Zastanawia się, gdyby tylko raz poszedł za radą rozumu, który podpowiada mu: „Wyjedź, uciekaj”. Wie, że to wszystko źle się skończy. Czasem ma ochotę dać ten pamiętnik Anielce, żeby sobie poczytała i może wówczas zrozumie. Jednakowoż, wzbudziłby w niej poczucie litości, a uczucie zmalałoby. Ma przed oczami tylko ją. Całym sobą jest przy Anielce.
11 czerwca.
Przysłano wreszcie główkę Madonny Sassferrata. Oddał ją Anielce jako rzecz należna i zapisaną. Przybił ten obraz w jej buduarku. Miał dziś jedną lepszą chwilę. Anielka dziękowała, Leon złapał jej rękę i spytał: „-Czy ty mnie naprawdę, Anielko, nienawidzisz?, ona odpowiedziała, jakby ze smutkiem: „-Oj, nie! - odrzekła krótko”. Płoszowski widział wiele w tym responsie, ja nic nie zauważyłem, ale on jakby znów wracał do humoru.
12 czerwca.
Jest w Warszawie na skutek listu Śniatyńskiego. Była zaproszony na obiad z okazji wyjazdu Klary, ale nie przyjechał. Udał się natomiast na stację, by ją pożegnać. Nie miała już do niego żalu, pożegnali się bardzo serdecznie. Leon odczuł jeszcze większą pustkę, odeszła mu bliska osoba. Będą do siebie pisywać. Znów popadł w jakiś marazm. Rozmyślał, czy by nie wyjechać, ale uznał to za tchórzostwo. Z drugiej strony jednak wie, że może byłoby to dobre rozwiązanie, ale nie chce zostawiać Anielki samej. Nie wydaje mu się, aby mógł dostać pomieszania zmysłów, lecz nerwy ma już tak napięte, że nie dałyby się już bardziej wyciągnąć. Wrócił do domu, gdzie zastał Chwastowskiego, ucieszył go niezmiernie jego widok. Lekarz powiedział o poprawie zdrowia u p. Celiny i za niedługo będzie gotowa, by jechać do Gasteinu. Leon był kontent, zrobi wszystko żeby doprowadzić ten wyjazd do skutku, namówi też ciotkę, aby pojechała z nimi - wówczas nikt niczego się nie domyśli. Będzie mógł opiekować się Anielką.
12 czerwca. (to nie jest błąd, pojawia się ta sama data)
„Kromicki dziś przyjechał…” (to jest wpis z tego dnia, nic poza tym)
Gastein, 23 czerwca.
Od tygodnia jest w ośrodku. Są tam: Anielka, ciotka, p. Celina, on i Kromicki (on chyba nie miał jechać, więc nie wiem skąd się wziął). Przerwał na jakiś czas pisanie, ale nie dlatego, że pozbył się nałogu albo nie czuł potrzeby, to co się z nim działo, nie mogło się żadną miarą pomieścić w słowach. Czuł się jak skazany w pamiętnikach Sanssona. Będzie teraz wszystko dokładnie spisywał.
24 czerwca.
Gdyby mógł - złapałby za gardło Kromickiego i powiedział mu, że kocha jego żonę. Jednakże nie może tego uczynić, musi wszystko ukrywać, cierpi.
25 czerwca.
Mamy retrospekcję. Leon streszcza powrót Kromickiego do Warszawy. Jak to podbiegł do niego i zaczął się witać (jak gdyby to był co najmniej jego przyjaciel). Pytał o zdrowie „swoich kobiet”. Leon nie był w stanie nic odpowiedzieć. Czuł straszną gorycz, nie mówiąc już o nienawiści do tego człowieka. W końcu przybyły zapytał „czy coś się stało? Czemu nic nie mówisz”, Płoszowski tylko zdawkowo odpowiedział, że wszyscy zdrowi. Dopiero po czasie zrozumiał, iż takim zachowaniem niczego nie wskóra, a co gorsza - przewagę ma Kromicki. Podano herbatę, długo rozmawiali, tzn. gość, opowiadał o swoich interesach, co chwilę pojawiało się słowo „forsa”. Leona tylko interesowało, czy mąż Anielka będzie chciał jechać do Gasteinu. Próbował go odwieść od chęci wyjazdu, mówił o jego interesach itd. Kromicki przyznał słuszność, jednakże ma obowiązki względem żony, a poza tym „chce trochę pomieszkać ze swoją kobietą pod jednym dachem”, zapytał Leona, czy rozumie co ma na myśli. Leon dostał spazmów i zapytał tylko kiedy jedzie do Płoszowa (do żony, bo teraz nocował w Warszawie u Leona). Odpowiedział, że jutro. Kromicki jest szczęśliwy, że jedzie z nimi do Gasteinu - będzie mógł lepiej poznać Leona „będzie mógł się do niego zbliżyć”. Rozeszli się. Płoszowski pomyślał: „jaki on jest bezdennie głupi”. Leon całą noc dumał. Czas kiedy nie było Kromickiego, a miłość jego była odrzucana przez Anielkę, wydał mu się teraz „bajecznie szczęśliwy”. Obecna sytuacja jest tragiczna: „ja będę mieszkał z moim teoriami, a Kromicki z Anielką”. Nic już go nie interesuje, tylko: „Ona, Anielka, a raczej teraz oni oboje i mój udział w ich życiu, to jedyna racja mego istnienia”. Nie może od tego uciec. Może! Pomyślał o śmierci. Ulżyło mu - to on ma władzę nad sobą. Pooglądał swój rewolwer i doszedł do wniosku, że jest za mały - kupi nowy. Myślał jeszcze chwilę o samobójstwie i usnął.
Wstał, zarezerwował bilety do Gasteinu. Nie chciał, by Anielka zbyt długo przebywała ze swym mężem w Płoszowie. Nie zwracał na Kromickiego, pragnął jak najszybciej wyjechać.
26 czerwca.
Wraca jeszcze raz do spraw sprzed wyjazdu, zostawiły wielki ślad w jego psychice. Zdaje mu się, że już nie kocha Anielki, tylko ją pragnie. Jest rozdarty wewnętrznie. Nie wie na co mu takie istnienie. Opisuje wizytę u sprzedawcy broni (przytoczę ją, bo bardzo ciekawa). Wszedł do magazynu, w którym obsługiwał czterdziestoletni mężczyzna. Poprosił o broń, obojętnie jakiego rodzaju, ma być duża. Sprzedawca zapytał czy podać pokrowiec. Leon odpowiedział, że tak. Na to właściciel składu oznajmia, że dostanie również naboje tego samego numeru co rewolwer. Leon był zdziwiony. Mężczyzna wyjaśnia: jeżeli przychodzi osoba i prosi o rewolwer bez pokrowca, to chce się zabić. Daje mu wówczas naboje nie pasujące do kupionej broni. Gdy przychodzi chwila rozstania się z życiem - okazuje się, że naboje nie pasują i samobójstwo musi zostać przesunięte na następny dzień. Na drugi dzień przychodzi ów mężczyzna i prosi o pokrowiec (już nie chce się zabić), a sprzedawcy tylko śmiać się chce i mówi: „masz futerał i żyj zdrów”. Leon był pod wrażeniem, aż sobie zapisał tę rozmowę.
27 czerwca.
Stracił wszystko przez własną nieudolność. Mógł przecież inaczej wszystko rozwiązać. Mógł mieć Anielką, a ona kochałaby go całym sercem i duszą. Wszystko przez filozofię, to choroba, która zatruwa nasze życie. Nie jesteśmy zdolni do czynów, czasem zdarzają nam się jakieś wyskoki, lecz ich skutkiem jest zawsze jakieś szaleństwo.
28 czerwca.
Koniec retrospekcji, jesteśmy w Gasteinu. Leon dogadza pani Celinie, traktuje ją jak własną matkę. Ta nie okrywa swojej wdzięczności i rosnącej sympatii. Anielka również dostrzega starania Płoszowskiego. Byłaby najszczęśliwszą kobietą na świecie, gdyby była z Leonem (tak się jemu wydaje, pamiętajcie, że wszystkie myśli naszego bohatera są strasznie naiwne). Widzi ból Anielki, ona na pewno nie kocha Kromickiego. Musi stwarzać pozory, wytrzymywać pieszczoty męża, grać sztucznymi uśmiechami. Leon czuje wielką pogardę dla niej i jej współmałżonka. Płoszowski sam sobie wyrządza krzywdę (czując pogardę dla Anielki).
29 czerwca.
Wydaje mu się, że Kromicki spostrzegł wielką urazę jaka istnieje między nim a Anielką. Dlatego okazuje tak wielką pobłażliwość dla Płoszowskiego, a swojej żonie tyle czułości. Leon opisuje swojego „wroga” (przytoczę, bo warto): „[…] ukazuje wszystkie swe spróchniałe zęby […] któż ty jesteś głupcze? Idź do lustra i przejrzyj się; zobacz swoje mongolskie oczy, swoje włosy podobne do czarnej krymki, swój monokl, swoje długie piszczele; wejdź w siebie, zdaj sobie sprawę z całej lichoty swego umysłu, z całej pospolitości swego charakteru - i powiedz czy aka kobieta jak Anielka powinna być choć przez godzinę wierna?”. Widzimy więc ironiczny stosunek Leona do Kromickiego. Wszystkie jego plany spełzły na niczym. Chciał, by Anielka mieszkał w willi z dala od swego męża - niestety, Kromicki powiedział: „Chcę być obok żony” - i wszystkie dążenia Leona poszły się…. Leon długo nie wytrzyma takiej sytuacji.
30 czerwca.
Posłyszał dziwną rozmowę między Kromickim a Anielką, który był wyraźnie zdenerwowany na żonę. Chciał, aby coś komuś powiedziała, lecz ona odpowiedziała, że nigdy tego nie uczyni. Leon już sam nie wie, co ma o tym wszystkim myśleć. Nie wie dokładnie o czym rozmawiali. Tylko się domyśla, że chodziło o niego. Gdy spostrzegła go Anielka - wydała się zakłopotana (tak mu się rzecz jasna tylko wydaje). Kromicki jak zwykle był uprzejmy, tzn. zawsze jest uprzejmy i serdeczny (sam Płoszowski się temu dziwi, przecież nie ukrywa swej niechęci dla jego osoby). Anielka boi się swego męża, jednak nie wiadomo skąd czerpie tyle energii, że zdołała się mu przeciwstawić. „Gdyby była moją, kochałbym ją tak, jak może kochać pies swoją panią. Nosiłbym ją na ręku, zdmuchiwał przed nią proch, kochałbym ją na śmierć.”
1 lipca.
Chciałby umieścić Anielkę na jakiejś górze, by nikt nie mógł jej dotknąć. Jest strasznie o nią zazdrosny.
2 lipca.
Wydawało mu się ostatnio, że potrafi zachować równowagę, że znajduje się w stanie odrętwienia. Jednakże - nic z tego.
3 lipca.
Między małżeństwem musiało coś zajść. Kromicki nie okazuje już miłości Anielce, nie całuje jej, nie gładzi włosów. Leon miał chwilę prawdziwej radości, ale nie trwała ona zbyt długo. Zauważył, że żona próbuje Kromickiego jakby przebłagać, wprowadzić w lepszy humor i wrócić do dawnych stosunków. Płoszowski nie mógł znieść tego widoku, ogarnęła go wściekłość: „nigdy nie byłem dla niej, a tym samym i dla siebie, tak niemiłosierny”.
4 lipca.
(bardzo ważna data). Leon spotkał Anielkę na mości. Spytała się go, dlaczego tak ją traktuje. Opowiedział, że nie może wytrzymać, kocha ją z całego serca. Prosił by również zapewniła go o miłości, a nigdy jej nie opuści, będzie jej wierny. Anielka odrzekła: „nigdy”. Leon zdrętwiał i wypowiedział tak cyniczne słowa pod adresem ukochanej, jakich żaden mężczyzna nie odważyłby się powiedzieć bezbronnej kobiecie. Sam nie był w stanie ich zapisać w swoi pamiętniku. Złapała go za ramię i poczęła pytać co się stało. Wyszarpnął jej rękę i odszedł w drugą stronę. Stracił zmysły. Odwrócił się, ale już jej nie było. Zrozumiał tylko jedno: „nadszedł czas - i trzeba skończyć”.
Biegł do willi po rewolwer, był już na górze gdy usłyszał głos ciotki, by biegł po doktora, bo Anielka zasłabła. Pobiegł czym prędzej. Gdy wrócił z lekarzem, krewna zaczęła mu wyrzucać, że nie są przychylni Kromickiemu, że wszyscy go ignorują i nie darzą sympatią ( sprzedał Głuchów), Wykańcza to Anielkę. Muszą się zmienić i zacząć go tolerować, przecież ta kochana istota (Anielka), nie może przez to cierpieć. Leon bił się w piersi za to co zrobił. Czasu nie cofnie, będzie pokutował, będzie darzył sympatią Kromickiego.
5 lipca.
Nastała cisza. Spotkał się z Anielką. Wszystko jej wyjaśnił. Przeprosił. Pogodzili się, nawet chwilę żartowali. Przez przypadek prawie się wygadał, że chciał popełnić samobójstwo. Anielkę to zmartwiło, chciała, żeby dokończyło. Odpowiedział, że nie ma już powodów do zmartwienia. Kazała mu przysięgnąć, uczynił to. Listonosz przyniósł listy dal Kromickiego ze Wchodu, dla Anielki od Śniatyńskiego i dla Leona od Klary.
6 lipca.
Same rozmyślania, nic się nie działo. Już sam nie wie czy jego miłość jest prawdziwa i prawa, gdyby była, to może znalazłby w Anielce życiowy dogmat. Śniatyński przepowiedział jego przeszłość, kiedyś się z tego śmiał, teraz już wie, że to wszystko prawda.
7 lipca.
Zastanawia się nad tym co wczoraj napisał. Jego miłość do Anielki jest „krzywa”. Gdyby ktoś dwa lata temu, powiedziałby mu co go czeka, jak to wszystko się rozwinie - wyśmiałby go i poczytał za wariata. Jego problemem jest Kromicki, chciałby, żeby umarł. Nagle zniknął. O, jakże byłby szczęśliwy. Czyta książki o hipnozie. Skoro można człowieka uśpić za pomocą hipnozy, to dlaczego, nie można by uśpić go snem wiecznym. Jego intencja jest zbrodnicza. Coraz bardziej gardzi sobą.
Myśli nad usunięciem Kromickiego, myślał nawet o pojedynkowaniu się, ale to do niczego nie prowadzi. Gdyby nawet wygrał, to i tak Anielka nie mogłaby poślubić zabójcę swego męża. Mimo, że te myśli zżerają mu mózg wie, że nie zabiłby nigdy swego wroga. Fizycznie tego nigdy nie zrobi, ale moralnie morduje go co dzień.
9 lipca.
Kromicki opowiedział mu historię pewnego Anglika, który kupił swoją żonę Rumunkę od jakiegoś zrujnowanego bojara wołoskiego. Opowiadanie to zrobiło na naszym bohaterze duże wrażenie. To było to. Może Kromicki również odsprzedałby mu żonę. Dowiodłoby to jego nikczemności, a wszystkie winy Leona byłyby zmazane. Musi udać się do Wilna i wybadać interesy męża Anielki. Jeżeli rozwijają się niepomyślnie - to jest szansa. Jakby odżył, ma cel, ma do czego dążyć, widzi szansę. „Muszę ich rozłączyć nie tylko ze względu na siebie, ale ze względu na nią”. Chyba ma gorączkę, coś nie służą mu tutejsze kąpiele.
10 lipca.
Upał w Gastrinie dotąd niespotykany. Leon podziwia piękno Anielki, jej smukłą, świeżą skórę tuż po kąpieli. Patrzy na nią i traci zmysły z upojenia, a zarazem i z bólu, że oto siedzi przy niej - mąż. Tak nie może być. Niech już będzie niczyja, byleby tylko nie była Kromickiego. Ma czasem myśli, że Anielka powinna należeć do niego, ale zaraz przytomnieje i dostrzega postać jej męża.
11 lipca.
Przeprowadził z Kromickim rozmowę o sprzedaży żony. Zmyślił historię tamtego bojara wołoskiego. Próbował mu wmówić, że tak musiało być, że było to jedyne wyjście. Był bankrutem, po co miał pociągać za sobą żonę itd. Kromicki nie zgadzał się z Leonem. Sprzedaż żony to szelmostwo nie do wybaczenia. To rzecz nikczemna. Zmartwiło to Płoszowskiego, ale w pewnym (niby) momencie zauważył grymas twarzy swoje przeciwnika, gdy wspomniał mu o „milionach” długów tegoż bojara. Odczytywał to za dobry znak. Musi sprawdzić stan interesów „wroga”.
Nigdy nie przywiązywał wagi do pieniędzy, nawet kiedyś myślał o sytuacji, w której Kromicki zacznie go przekonywać, aby zainwestował w jego interesy itd., Leon nie chciał, by między nim a Anielką leżał pieniądz. Nigdy by się na to nie zgodził. Dziś doszło do tego, że chce użyć pieniędzy. Już tak bardzo się zmienił. Poza miłością do Anielki - już w nim nic nie zostało. „Kto nie był w położeniu podobnym do mego, ten nie może mieć o nim pojęcia. Ja wiedziałem wprawdzie, że z miłosnych zawikłań mogą wyniknąć różne męki, ale wierzyłem w nie niedostatecznie. Teraz dopiero rozumiem różnicę między „wiedzieć” a „wierzyć”, teraz rozumiem, dlaczego francuski myśliciel powiedział: wiemy, że musimy umrzeć, ale w to nie wierzymy”.
12 lipca.
Dziś wyjeżdżają na wycieczkę do Holfgastein. Zostaje tylko pani Celina. Wszyscy są już koło powozu, jednak brakuje cięgle Anielki. Leon postanowił jej poszukać. Właśnie schodziła ze schodów, gdy Płoszowski wbił w jej stopę swe gorące usta. Szybko ją wyrwała z tegoż pocałunku, cofnęła się. Karol uciekł. Zaczął wołać, że „zguba” już idzie. Podeszła do powozu i oznajmiła, że nie pojedzie, będzie się opiekowała matką. Wszystkim wydało się to co najmniej dziwnym, bo przecież pani Celina sama zaaranżowała całą wyprawę, chciała by jej córka trochę się pobawiła. Podszedł Kromicki i powiedział, by nie robiła trudności. Leon znów zauważył ten dziwny ton głosu, znów zaczął się zastanawiać. Zdał sobie sprawę, że Kromicki może zabrać Anielkę, gdzie tylko będzie chciał. Ta myśl go wykańcza. Wsiadają wszyscy do wozu. Przez całą drogę mówił tylko mąż Anielki, reszta siedziała w milczeniu. Noc była piękna. Będzie musiał jakoś przeprosić swą miłość za pocałunki na schodach. Ma nadzieję, że Anielka zrozumie, jest przecież dla niego posągiem, bóstwem. Dojechali. Leon pomyślał, że może da spokój Anielce, zostawi ją na jakiś czas, nie będzie jej martwił. Wyjedzie do Wilna.
15 lipca.
Był w Wilnie, widział się z bratem Chwastowskiego. Pytał o interesy Kromickiego. Mają się nienajlepiej, potrzeba dużej gotówki. Jak wróci, to przekaże pewną sumę mężowi Anielki i ma nadzieję, że zmusi go tym samym do wyjazdu z Gasteinu (aby dobrze rozgospodarować pieniądze). W drodze powrotnej wiele rozmyślał o swoim stosunku do Anielki. Tak być już nie może. Trzeba z tym skończyć. Niech Anielka mu wyzna, że jej dusza i serce należy do niego. Mu to wystarczy. Poślub ją duchowo. Wie, że tym samym skaże się na ograniczenia pragnień, ale wytrzyma. Przysięgnie jej, że ich stosunek będzie tylko duchowy. Będę nieśmiertelni. To miłość doskonała, święta, szlachetna.
Jechał powozem i dumał. Zobaczył na swojej ręce krew (nie była jego, ubrudził się) - jakiś czas temu tym pojazdem jechali ranni z wypadku na kolei. Zbliżał się go Gasteinu, w pewnym momencie dostrzegł szybko pędzący wóz, który zahamował tuż przed powozem, w którym jechał Leon. Wyskoczyły z niego ciotka i Anielka. Strasznie zdyszane, przejęte. Anielka zobaczyła krew na ręce Płoszowskiego, zaczęła pytać czy jest ranny. Doszła do nich depesza o kolizji pociągu, gdzie było wielu rannych. Snuły domysły, że może to być pociąg Leona. Kromickiego nie ma - gdzieś wyjechał. Leon wszystko wyjaśnił. Był strasznie szczęśliwy, że Anielkę przejmował jego los. Nawet nie może opisać swoich uczuć. Wracali do willi. Patrzył na nią i uśmiechał się - ona odwzajemniła uśmiech. Pani Celina bardzo gorąco go powitała. Bała się niemiłosiernie o życie Leona. Po jakimś czasie wrócił Kromicki i zapowiedział, że w dniu jutrzejszym musi z nim o czymś pomówić - Płoszowski domyślał się o czym będą rozmawiać. W jego sercu była Anielka. Uścisnął jej rękę na dobranoc, ona oddał równie gorący uścisk. „Czyś Ty już moja naprawdę?”
16 lipca.
Rano spotkał ciotkę, która opowiedziała mu o propozycji, jaką złożył jej Kromicki podczas jego nieobecności. Chciał, by ciotka zainwestowała pieniądze w jego interesy. Chciał ją wciągnąć do spółki. Ta kategorycznie odmówiła. Długo późnij dyskutowali, ciotka wygarnęła mu wszystko, włączając sprzedaż Głuchowa. Kromicki miał nadzieję, że biorąc Anielkę bez posagu, będzie mógł liczyć na pomoc finansową jej rodziny etc. Ciotka strasznie się obruszyła. Zapisała Anielce rentę dożywotnią, a nie kapitał, który Kromicki mógłby przetrwonić.
Ciotka zeszła na dół, Leon po jakimś czasie dołączył do nich. Gdy zobaczył towarzystwo, od razu wiedział, ze coś się stało. Otóż: Anielka i pani Celina chcą się wynieść z Płoszowa, nie chcą już robić problemów, za dwa tygodnie wyjeżdżają - to ich projekt. Ciotka była tak zdruzgotana tą wiadomością, że już nad sobą nie panowała. Teraz niby, co? Ona sama ma mieszkać w Płoszowie? Kto się nią zajmie w czasie choroby itd.? Nie będę opisywał reakcji Leona. Jakby go piorun przeszył na pół. Świat stanął. Przez trzy strony coś bredzi, nie rozumiem jego słów. Mógł być w tym pociągu i zginąć - wtedy miałby spokój. Anielka w ogóle nie patrzy na jego uczucia. Już prawie zwariował. Chce się jakoś na niej zemścić, jeżeli tego nie uczyni i ona wyjedzie - popadnie w obłęd. Pobiegł szukać Kromickiego.
Znalazł go i zaczęli rozmawiać. Leon oznajmił, że słyszał o wczorajszej rozmowie z ciotką, z którą trzeba umieć rozmawiać. Mąż Anielki źle podszedł do sprawy i dlatego usłyszał odmowę. Anielka dostanie posag, a nie rentę, o której mówiła ciotka (pod wpływem gniewu). Jednak obie panie nie mogą się wyprowadzić z Płoszowa (póki co), bo jak to będzie wyglądało, ciotka może nawet się rozmyślić i posagu nie zapisać. Kromicki był szczęśliwy, on również uważa ten wyjazd za niedorzeczny (już myślał o kasie, jaką dostanie). Leon odetchnął - Anielka nie wyjedzie. A do tego, Kromicki niedługo wyjedzie (trzymała go w Gasteinu niepewność, czy będzie mógł liczyć na jakąś pomoc, teraz już wie i nie długo opuści bliskich). Chciał, by Leon z ciotką weszli w spółkę. Płoszowski poprosił o przedstawienie stanu interesów. Kromicki mówił dobrą godzinę o wszystkich swoich sprawach pieniężnych (mówił prawdę, tego samego Leon dowiedział się od Chwastowskiego w Wilnie). Jest jedno ryzyko - biurokracja. Kapitał włożony w dostawy jest niepewny - dostawcy mogą dać zły towar, a za wszystko odpowiedzialny będzie Kromicki (Leon i ciotka też - jak wejdą w spółkę). Leon odmówił wejścia, nie chce mieć żadnych procesów sądowych. Kromicki zbladł. Płoszowski zapytał o wielkość kapitału, jakiego potrzebuje. Mąż Anielki potrzebuje 75 tyś. Rubli. Leon pożyczy mu te pieniądze na prosty kupiecki weksel. Kromicki był bardzo kontent. Leon tylko zastanawiał się czy tamten czegoś się domyśla. Zaraz odrzucił tę myśl, to nie możliwe. Szedł do willi, spostrzegł Anielką, powiedział: „- nie wyjedziesz, bo ja tego nie chce!”. Następnie przy obiedzie znów powrócił wątek wyjazdu, Kromicki się odezwał i uznał całe zamieszanie za dziecinadę, nigdzie nikt nie wyjeżdża. W odczuciu Leona - Anielce było głupio i wstyd za męża (Kromicki robi to czego chce Leon), a Płoszowski był zadowolony patrząc na zakłopotanie osoby, której „nienawidzi” (to nie jest błąd). Odczuwał radość - Anielka też mówiąc o wyjeździe, nie myślała o uczuciach Leona. Chciał się na niej zemścić i chyba mu się udało. Jest zmęczony, codziennie pisuje do białego rana, wypala stosy cygar. Jeżeli nie dostanie choroby mózgowej - to będzie cud.
30 lipca.
Nie pisał dwa tygodnie, jeździł z Kromickim do Wiednia, wrócili i po 3 dniach mąż Anielki wyjechał. Nienawidzi go z całej siły, chce, by stracił pieniądze i przepadł raz na zawsze. Anielka jest jakaś spokojna, uległa. Do Kromickiego nikt nie ma zaufania.
2 sierpnia.
Pisała do niego Klara - chyba coś przeczuwa. Niedługo będzie w Warszawie, Leon „rad, że ją zobaczy”. Prawie nie rozmawia z Anielką, poruszają tylko tematy potoczne, a gdy zostają sami - milczą.
4 sierpnia.
Wielkim nieszczęściem dla mężczyzny jest pokochać cudzą żonę, ale prawdziwym nadmiarem nieszczęścia jest pokochanie kobiety cnotliwej. Brak wyjścia i zakończenia. Kocha ją nad życie i chyba zawsze będzie już cierpiał.
5 sierpnia.
Anielka nie potrafi patrzeć (tak jak by chciał tego Leon) na jego uczucie. Nie rozumie go. Miłość Płoszowskiego to żywioł, siła wyższa, a Anielka uważa, że to ślepota i małość.
6 sierpnia.
Gastein daje ludziom zdrowie. Anielka wygląda cudownie - mimo swoich wszystkich zmartwień. Leon wyrzekłby się swej miłości, gdyby tylko wiedział, że jego wybranka będzie zawsze zdrów. Anielka ubrała jakąś sukienkę (Leonowi wydaje się, że pochodzi ona z czasów panieństwa) - „Bóg wie, co się ze mną działo!...”
7 sierpnia.
Ciotka już nie gniewa się na Anielkę, ale jest jej przykro widząc nudą swojej krewnej. Gdyby był jej mąż, to oprowadzałby ją po okolicy. Leon proponuje swoją pomoc, zaznaczając, że nie ma w tym nic niestosownego (będzie chodził na przechadzki z Anielką). Obie starsze panie przyznały mu zupełną słuszność.
8 sierpnia.
„Układ nastąpił między nami i odtąd ma się rozpocząć dla nas obojga nowe życie. Ma to inne kształty, niż sobie wyobrażałem, ale przyszłość moja musi się w nie wcielić. Odtąd wszystko będzie jasne, określone. Nic już nie zajdzie nowego, niczego nie mogę oczekiwać, ale nie będę jak człowiek bez dachu nad głową…”
9 sierpnia.
Wczoraj byli w Schreckbrucke. Była sam na sam z Anielką. Wiedział, że między nimi musi odbyć się poważna rozmowa. Coś tam bąknął o miejscowościach, które mijali, ale zaraz się uciszył, bo wiedział, że to tylko zagadywanie problemu. Mogli mówić tylko o sobie, albo milczeć. Szli długo w milczeniu, Leon w końcu przemógł się i zaczął mówić spokojnie, naturalnie o swej miłości. Mówił o ranie jaką zadała mu wiadomość o jej wyjeździe. W ogóle się z nim nie liczyła, z jego uczuciami. Niech powie, że zrobiła to dla niego, bo dłużej nie zniosłaby takiej sytuacji i tej miłości. Ich rozmowę przerwał biedak, który prosił o jałmużnę. Gdy odszedł zaczęła mówić, że już nie ma siły, jest nieszczęśliwa, niech ma nad nią litość. Oddała by mu wszystko, ale niech nie zabiera jej ostatniej deski zbawienia jaką jest uczciwość. Tego nie może poświęcić. Ciężko opisać uczucia Leona. Pisze, że mógłby ją pochwycić w ramiona i pewnie uległaby mu, lecz tego nie zrobił, zachował się jak osoba kochająca ponad życie, powiedział: „ - Będzie, jak ty chcesz, to ci przysięgam na tę miłość, jaką mam dla Ciebie!”. Nie mogli nic powiedzieć. Czuł się jakiś szlachetniejszy, lepszy niż kiedykolwiek. Już nie będzie sprowadzać jej na złą drogę. Ona go zmieniła. Już teraz widzi różnicę między kochać a pożądać. Nie może jej przyrzec, że przestanie ją kochać - to niemożliwe. Jego życie jest w niej. Będzie ją kochał, jakby już umarła, będzie kochał jej duszę. Pragnie tego samego od niej. Pyta czy się na to zgodzi. Podała mu rękę i rzekła: „- Ja taka przyjaźń zawsze miałam dla ciebie i z całej duszy, z całego serca ci ją przysięgam”. „Mnie szczerze mówiąc, zabolał ten wyraz: przyjaźń” - słowa Leona. Jakiś niewyraźny w takiej chwili. Ale do słowa: miłość, Anielka musi się jeszcze przyzwyczaić. Wracali do domu, tłumaczył jej po drodze całą czystość i świętość takiego stosunku. Ona (niby to) słuchała go z twarzą pogodną i jasną.
10 sierpnia.
Zastawiał się nas słowami Anielki: „Ty nie wiesz, jaka ja jestem nieszczęśliwa!”, tyle w nich było cierpienia i boleści. Wydaje mu się, że tymi słowami przyznała, iż męża nie kocha, a jej serce należy do niego. Ale już nie musi się martwić, może być szczęśliwa - pozostanie zawsze uczciwą wobec Kromickiego.
11 sierpnia
Przyszło mu do głowy, że nie miał prawa wymagać i oczekiwać od niej, by mu wszystko poświęciła. Nie jest prawdą, że dla miłości wszystko się poświęca.
12 sierpnia.
Byli rano z Anielką w Windischgraetzhoehe. Wystarał się dla niej o konia, gdyż piechotą idzie się tam 45 minut. Musi panować nad swymi zapędami, musi ograniczyć pożądanie, ale nie potrafi. Całe ciało drży. Wie dobrze co przyrzekł, i obietnicy dotrzyma - musi jej dotrzymać. Kiedyś wydawało mu się, że gdy dojedzie do tego etapu - to będzie najszczęśliwszy na świecie, niczego więcej nie będzie mu potrzeba. Dochodzi do wniosku, że jednak nie - tylko bardziej się ograniczył.
14 sierpnia.
Niedługo wracają do Płoszowa - wszystkim już tęskno.
16 sierpnia.
Czas upływa jednostajnie. Odpoczywa. Dużo rozmawia z Anielką. Czytają i rozmawiają o tym co przeczytali. Zwierzał się jej, mówił niemalże o wszystkim. Przedstawił swój wewnętrzny dramat płynący ze sceptycyzmu i braku jakiejkolwiek podpory życiowej. Powiedział jej otwarcie, że nie ma nic na świecie prócz jej duszy. Mówił o tym jak cierpiał, gdy wyszła za mąż. Zdaje się na jej łaskę, niczego nie żąda. Mówi to wszystko, ponieważ chce również usłyszeć wyznania Anielki - niestety. Kilka razy próbował podpytywać, ale zaniechał - nie było sensu, nie chciała o tym mówić. „Rozumiem te rzeczy doskonale, a jednak nie mogę się obronić wielkiej przykrości; mój pesymizm mówi mi bowiem: Ty wyłącznie ponosisz koszta stosunku; ty dajesz jej wszystko, a otrzymujesz w zamian prawie nic; łudzisz się, że jej dusza jest twoja, tymczasem nawet ta dusz pozostaje dla ciebie zamknięta - co więc właściwie posiadasz? Uznaję prawdę tego głosu - i liczę tylko jeszcze na przyszłość.
17 sierpnia.
Leon zastanawia się, czy aby znowu nie wpadł w jakieś błędne koło. Coraz częściej odczuwa niepokój. Pyta się, czy czasem nie oszukuje własnej osoby. Dziwna sytuacja.
18 sierpnia.
Wczoraj nie mógł spać. Myślał o Anielce. Wyobrażał sobie ją - to zawsze przynosi mu ulgę. Wspominał minione czasy. Kocha ją, pragnie. Anielka to raj utracony. Ma wszystkie przymioty kobiecego wdzięku. Gdy był pogrążony myślami - wpadł na pomysł, chce mieć portret swej ukochanej. Już nie zasnął. Będzie mógł ją całować, w oczy, w usta, gdzie będzie chciał, a ona nie odpowie, nie sprzeciwi się. Sam nie mógł jej prosić o podobiznę. Postanowił namówić ciotkę, aby ona objawiła chęć posiadania portretu Anielki. W Płoszowie wisi już wiele obrazów najbliższych. Teraz, komu zlecić portretowanie? Chciał go już, teraz. Samo mówi o sobie, że ma usposobienie kobiece. Wszystkie pragnąłby od razu, z miejsca. Są niedaleko Wiednia, trochę zboczą i zajadą do Angeliego - malarza niemieckiego. Wpadł jeszcze na inny koncept, nie będzie namawiał ciotki. Zrobi jej prezent imieninowy. Anielka nie będzie mogła odmówić, a on oczywiście zrobi jedną kopię dla siebie. Nazajutrz udał się do żony Kromickiego, była przy niej ciotka. Leon mówił o portrecie (w obecności ciotki), że chciał zrobić taka niespodziankę. Wszyscy byli bardzo kontent. Zaraz obmyślali kiedy i przez kogo ma być malowana, jak ubrana itd. Depeszę do Angelego już wysłał. Dostał odpowiedź, że Angeli jest w Wiedniu i maluje właśnie jakiś portret. Leon wysłał zdjęcie. Zmyślił, że do zdjęcia należy dodać pukiel włosów. Chciał mieć dla siebie cząstkę jej fizycznej istoty.
22 sierpnia.
Kuracja pani Celiny dobiegł końca. Skończyły się upały. Jak przyjdzie znów słońce to wyruszą do Wiednia. Brzydka pogoda wpływa na cały krajobraz, jest ciemno i szaro. Panie powoli się pakują. Matka Anieli dostała migreny, ciotka otrzymała list od Chwastowskiego o przebiegu żniw. Jego ukochana była bardzo mizerna, niespokojna, przyśnił jej się żebrak, którego spotkali w czasie wycieczki. Chciałby czegoś więcej od Anielki, jakoś nie odczuwa harmonii dusz, ale wytrwa, woli ten spokój niż dawne bezowocne wysiłki. Mówi o miłości platonicznej. Ten etap jest przejściowy, prowadzi grę dyplomacji, nie wystarczają mu obecne stosunki z Anielką. Mówi, że został pobity: „ja, z całą moją przebiegłością, z całą znajomością życia, uczuć, ich dyplomacji, zostałem po prostu pobity przez tę istotę nieskończenie prostszą ode mnie, mniej świadomą taktyki życiowej, mniej przezorną i mniej obliczającą każdy krok”. Ona wygrała, jest tak jak chciała - między nimi jest stosunek kochającego się rodzeństwa. Kiedyś on decydował o swoim życiu - teraz jest odwrotnie, to „Anielka steruje jego łodzią”. Wszystko jest jakieś dziwne, wszystko co go otacza. Sam się dał ograniczyć, sam wymyślił ten stosunek - przeciwny swojej naturze, poglądom, pragnieniom.
23 sierpnia.
Jutro wyjeżdżają. Cały ranek zastanawiał się, co by było gdyby Anielce obecny stan rzeczy nie wystarczał, gdyby chciała więcej. On nie może przekroczyć granic, którą ustanowili, ale ona TAK. Wie, że to prawie niemożliwe, ale ma nadzieję. Wolał jeszcze na wszelki wypadek, powiedzieć Anielce, że układ obowiązuje tylko jego, a zresztą wszystko zależy od jej łaski. Chciał jeszcze powiedzieć wiele innych rzeczy, ale jakoś doszedł do wniosku: „oto ja więcej ją kocham niż ona mnie.” Leon jej nie skrzywdzi, nie powie niczego co mogłoby zdjąć uśmiech z jej twarzy. Jednakże dziś, wątpliwości zostały rozwiane: „Dziś wyszło z jej ust zdanie, które zapamiętam, bo stanowiło także odpowiedź na moje wątpliwości. Nie byłaby nic podobnego powiedziała, gdybym był mówił wprost o nas i o naszej miłości. Ale ja mówiłem ogólnie, jak zwykle teraz mówię. Dowodziłem, że w naturze uczucia leży czyn, że ono jest siłą powodującą i wytwarza bezwarunkowo jakieś akty woli. Ona wysłuchawszy rzekła: - Albo się cierpi.” Tymi słowami zamknęła mu usta, napełniła jego serce czcią dla siebie. Ostatecznie, analiza jej serca i jej uczuć nie doprowadził go do żadnych pewników. Stoi na rozdrożu. Zastanawia się czy czasem nie kocha jej chorobliwie.
Wiedeń, 25 sierpnia.
Dziś przyjechali do Wiednia. W drodze słuchał rozmowy między panią Celiną a Anielką, postanowił ją zapisać. Było ich tylko czworo w wagonie, rozprawiali o portrecie Anielki, mianowicie zaś o tym, że trzeba się będzie wyrzec białej sukni, bo zrobienie jej wymagałoby zbyt wiele czasu. Nagle pani Celina zapytała Anielkę: „- Wszak to dziś upływają dwa miesiące, jak twój mąż przyjechał do Płoszowa. - Zdaje się - odrzekła Anielka.” Leon dostrzegł rumieniec na jej twarzy, próbowała go ukryć. Był zły na Anielkę. Szorstko się z nią obchodził. Gdy byli już w Wiedniu zapytała się go dlaczego tak ją traktuje, o co się gniewa. On odpowiedział, że o nic, ale ją kocha. Był strasznie zły na siebie, zasmucił ją. Poszedł później do Angelego, ale nie zastał malarza. Jutro pójdzie do niego z Anielką. Wieczorem odwiedził ich lekarz Chwastowski (brat tegoż Chwastowskiego, który zajmował się sprawami Kromickiego).
26 sierpnia.
Miał okropny sen, ma przekonanie, że zdrowy mózg nie mógłby śnić w podobny sposób. Cierpi od jakiegoś czasu na bezsenność. Widział wielki chrząszcze i żuki, wspinały się po ścianie. Wszystko było strasznie realne, ale się nie bał, ani nie dziwił. Czuł tylko wstręt. Dopiero po przebudzeniu wstręt przerodził się w strach, strach śmierci. Podniósł roletę i widok światła uspokoił go. Ostateczny wniosek - „nie jestem zdrów”. Czuje, że idzie ku czemuś złemu. Nie chudnie, ale odczuwa anemię. Nie wierzy w to, aby mógł popaść w chorobę psychiczną, ale na wszelki wypadek musiałby pójść do lekarza. Jedynym lekarstwem dla niego jest śmierć Kromickiego.
Byli u Anglego, był zachwycony rysami Anielki. Nie ukrywał swego podziwu. Leon również szepnął jej na ucho, że jest piękna. Anielka spuściła tylko głowę, a później przez resztę dnia kokietowała Leona. Wieczorem byli na koncercie Wagnera.
27 sierpnia.
Ciotka jutro jedzie do Płoszowa, czuje, że jej obecność w Wiedniu jest zbędna. Ostrzegła tylko żonę Kromickiego, aby uważała na tego malarza, coś za dużo prawi jej komplementów. Leon będzie opiekował się Anielką i panią Celiną. Znów byli u Angelego - twarz Anielki jest już podmalowana.
28 sierpnia.
Ciotka wyjechała. Byli na posiedzeniu u Angelego. Leon kupił bilety do opery. Wrócił do hotelu i spostrzegł Anielkę samą w pokoju, chciał się na nią rzucić, całować, wyznawać miłość, ale córka pani Celiny tylko spoglądnęła na oczy Leona i już wiedziała co on chce zrobić. Krzyknęła tylko do niego, że mu ufa. Płoszowski czuł się rozbrojony. Zastanawiał się potem nad drogą swego życia, czy to na pewno jest najlepsze rozwiązanie - „nie wiem i tracę głowę…”.
29 sierpnia.
Stało się dziś coś dziwnego. W czasie posiedzenia Anielka, pozując najspokojniej, wzdrygnęła się nagle, twarz jej oblała się rumieńcem, a potem stała blada jak opłatek. On i Angeli bardzo się przestraszyli. Podał jej wody i prosił, by odpoczęła. Zmuszała się do pozowania, była niespokojna. Być może było za gorąco. Wrócili do domu i przy obiedzie znów się zaczerwieniła. Gdy spytali razem z panią Celiną co jej dolega, odpowiedziała, że nic. Nie chce doktora. Leon jest niespokojny, znów nie będzie spał w nocy.
30 sierpnia.
Dzieje się coś dziwnego. Rano nie zastał pań w hotelu. Pojechały powozem na miasto. Po dwóch godzinach wróciły, Anielka podała milcząco rękę i poszła do swojego pokoju. Pani Celina poprosiła Leona, by poszedł do Anglego i powiedział, że Anielka nie będzie dziś pozować, jest zbyt zdenerwowana. Spytał się o powód. Były u lekarza, ale go nie zastały. Zostawiły kartkę, aby przybył do hotelu. Był u malarza, wyjaśnił mu sprawę i zapłacił za portert. Artysta nie chciał przyjać pieniędzy przed ukończeniem portretu, ale w końcu się zgodził. Nie wie co z jutrzejszym posiedzeniem, da znać Angelemu do dziesiątej. Tymczasem w hotelu był lekarz. Leon minął się z nim w drzwiach. Gdy pytał o diagnozę - niczego nie usłyszał, doktor nakazywał spokoju. Niczego groźnego nie ma. Anielka zeszła na obiad, ale nie była sobą, dziwnie się zachowywała. Leon pomyślał, że ta sprawa może mieć związek z Kromickim, albo w walce wewnętrznej jaką musi staczać jej biedne serce, już sam nie wie, musi to sprawdzić.
Berlin, 5 września.
Jest w Berlinie, musiał uciec. Nie mógł do Płoszowa, bo ona tam przyjeżdża. Kiedyś nigdy nie uwierzyłby, że ktoś może go odciągnąć od Anielki, tymczasem sam wyjechał. Jeszcze nie zwariował, ale mało brakuje.
6 września.
Czasami myśli, że jego mózg wykipi. Nie może przebaczyć Anielce, że tak ją kochał, teraz nią gardzi, nawet chce mu się śmiać.
8 września.
Nie może w to uwierzyć, że wszystko skończone. Anielki nie ma, nie ma niczego. Nie wie po co żyje, przecież nie „dla tej ciekawości, czy pan Kromicki będzie miał syna czy córkę!”. Nigdy się tego nie spodziewał, nie przewidywał niczego podobnego. Żadne okropieństwo go nie ominie.
10 września.
„Ciągle tkwi we mnie myśl, że dotąd tragedia ludzka wynikała z wyjątkowych zdarzeń i nieszczęść, a moja wina wynika właśnie z naturalnego biegu rzeczy. Doprawdy, nie wiem, co jest gorsze. Taka naturalność jest przecież nie do wytrzymania”. Leon przez słowo „naturalność” rozumie dziecko, którego spodziewa się Anielka.
11 września.
Jest z nim źle, niedługo upadnie. Odczuwa jakąś trwogę, coś się wydarzy, bez porównania gorszego niż śmierć. Wczoraj zastanawiał się, co by się stało gdyby nagle zapomniał, jak się nazywa, gdzie mieszka itd.. Mówi o swoich przypuszczeniach, że są chorobliwe. Boi się wszystkiego z wyjątkiem śmierci. Nienawidzi teraz ciemności. Tłum jest mu potrzebny, gdy na ulicach zaczyna się przerzedzać - zaczyna się bać. Noce są okropne i długie. Wspomina teraz czas, gdy dowiedział się o „wielkiej nowinie” Anieli. Powiedziała mu o tym p. Celina. Na tę wiadomość odczuł „zimno w mózgu”, chciał się śmiać, ale jednocześnie bić głową w mur. Jednak opanował się i wyjechał, musiał wyjechać. Powiedział p. Celinie, że był u doktora, dowiedział się o chorobie sercowej i potrzebie szybkiego wyjechania do Berlina. P. Celina, lecz Anielka nie (widział to w jej oczach). Gdy na nią patrzył, myślał: „co ona winna?”, lecz z drugiej strony: „miał chęć w twarz jej plunąć”. „O, czemu ja tę kobietę tak kochałem!”.
12 września.
Już blisko dwa tygodnie, jak wyjechał. One pewnie wróciły już do Płoszowa. Pisał dziś do ciotki, bał się, że ona się zlęknie i zechce przyjechać. „Czasem dziwnie mi pomyśleć, że jest istota, którą ja tak naprawdę obchodzę”.
13 września.
Są na świecie ludzie, którzy uwodzą cudze żony, oszukują je, a potem depczą, rzucają i odchodzą spokojni. Leon taki nie jest, jednakże nie może się obronić poczuciu, że jego miłość była strasznym występkiem. Jego miłość jest strasznym nieszczęściem. Nawet nie potrafi sobie wyobrazić, jak wyglądałoby objawione nad nim miłosierdzie. „To jest zupełnie nie możliwe”.
14 września.
One już chyba wróciły do Płoszowa. Często myśli o Anielce. W cierpieniu nie ma dla niego pociechy w religii.
Gdy Anielka wyszła za Kromickiego, myślał, że miedzy nimi wszystko skończone - mylił się. Dopiero teraz ma przekonanie, że to koniec. Rozdziela ich nie tylko wola, nie tylko wyjazd, ale również coś, co nazywa „siłą rzeczy”. Jest ciekawy, czy Anielka zadaje sobie czasem pytanie: „Tego człowieka zgubiłam, może bez winy, Alem go zgubiła”. Chciałby przynajmniej, żeby go żałowała. Może tak będzie, ale tylko do przyjścia dziecka na świat, później zapomni o nim. To także „siła rzeczy, to także prawo natury. Wyśmienite prawa!”.
16 września.
Klara jest w Berlinie - przeczytał to na afiszu. Nie wie, czy ma się cieszyć czy też nie. Z jednej strony to bliska mu osoba, z drugiej istota, która pragnie wszystkiego wiedzieć, wychodząca z założenia, że przyjaźń może uleczyć wszystkie rany. On nie potrafi o tym mówić, nawet nie potrafi myśleć o tym, co zaszło.
17 września.
„Dlaczego ja rano się budzę? po co istnieję? co mnie mogą obchodzić znajomi albo ludzie w ogóle? Nie poszedłem do Klary, bo wszystko, co ona mi może powiedzieć, nie obchodzi mnie także, a z góry nuży mnie. Cały świat jest mi tak dokładnie obojętny jak ja jemu”.
18 września.
Dobrze zrobił, że napisał do ciotki. Gdyby nie to - byłaby już w Berlinie. Otrzymałem od niej list, w którym pisała: Anielka i p. Celina już są w Płoszowie; pytała jak się czuje, co mówili lekarze, kiedy wraca; niech tylko napisze depeszę, że jeszcze będzie, a ona przyjedzie; jest rada, że Anielka jest w ciąży, może to spowoduje, że Kromicki w końcu porzuci spekulacje na końcu świata i wróci do żony. Gdy czytał list, to doszedł do wniosku, że nie ma dla niego miejsca w Płoszowie. Anielce będzie wkrótce nawet wspomnienie o nim.
19 września.
Nie potrafi wyobrazić sobie przyszłego życia. Nie ma już dla niego nigdzie miejsca.
20 września.
Nie poszedł do Klary, ale spotkał ją na Friedrichstrasse. Gdy go ujrzała, pobladła z radości i wzruszenia. Źle się czuł, bo musiał udawać swoje szczęście. Gdy ochłonęła, zauważył zmiany na jego twarzy, pytała o zdrowie itd. Dotarło do niego, że częste spotkania z nią, są ponad jego siły. Powiedział więc, że jego zdrowie jest nienajlepsze i niedługo będzie musiał wyjechać do cieplejszego klimatu. Poszli do niej. Rozmawiali o Anielce, p. Celinie, ciotce. Zbywał ją ogólnikami. Wiedział, że nie otworzy dla niej swego serca (choć wiedział też, że jest to jedyna osoba, która mogłaby go zrozumieć). Po jakimś czasie Klara już wiedziała, że Leon to nie ten sam człowiek, stał się jakiś mechaniczny, i więcej już go nie pytała, tylko była jeszcze tkliwszą. Nie mógł się przemóc, odkąd w jego życiu zabrakło Anielki - przestał istnieć, wszystko jest bez sensu.
21 września.
Nigdy nie spędził nocy tak strasznej jak dzisiejsza. Musi wyjechać z Berlina, tu nie da się żyć. Wróci do Rzymu, do swego domu na Babuino i tam się już osiedli na stałe. Wszystkie jego rachunki są już skończone, nie tylko z Anielką, ale również i ze światem. Będzie sobie spokojnie wegetował, póki nie przyjedzie na niego czas. Wczorajsza rozmowa z Klarą uświadomiła mu, że nie potrafi już żyć z ludźmi. Czuje ogromną pustkę, ale nie ma ochoty wracać do ludzi, do ich świata, stoi poza nim. Pisze teraz rankami, wieczorem dopada go taka trwoga, że niczego by nie opisał. Wieczorem idzie na koncert Klary, później pożegna ją. Jutro wyjedzie i może wstąpi w Wiedniu do Angelego. Niczego nie jest już pewien. Już wie, dlaczego nie może znieść obecności Klary - używa tych samych perfum co Anielka.
22 września.
Był na koncercie, panował tam straszny upał i postanowił wyjść na świeże powietrze. Nie wziął ze sobą palta - przeziębił się. Każdy oddech sprawia mu cierpienie. Jest bardzo chory (tak pisze). Mówi, że dostał zapalenia płuc. Być może, gdyby nie jego zły stan psychiczny - odparł by chorobę, lecz teraz stracił wszelką odporność. Rano napisał ciotce, że jest zdrów i niedługo wyjeżdża. Nie chce, żeby ktoś dowiedział się o jego chorobie.
23 września.
Gorzej się czuje niż wczoraj, jednak jeszcze się nie położył. Ma gorączkę. Boi się, że przez gorączkę straci świadomość. Siedzi samotny i chory w obcym mieście i nie ma nawet kto mu szklanki z wodą podać. Mógł stworzyć sobie ognisko domowe itd., a teraz co ma? „Nie mogę dłużej…”.
14 października.
Bierze się do pisania po trzech tygodniach przerwy. Nie ma przy nim Klary. Uspokoiwszy się o jego zdrowie, wyjechała do Hanoweru, ale za dziesięć dni wróci. Pilnowała go przez cały czas choroby. Ona sprowadzała lekarzy. Gdyby nie jej obecność - umarłby z pewnością.
Lekarz zrobił mu bańki. Nic go nie interesowało. Klara zamieszkała w pokoju obok (opowiada, co działo się w czasie gdy nie pisał). Męczy go jeszcze długie pisanie, więc przerywa.
16 październik.
Jego nerwy uspokoiły się przez chorobę, nie odczuwa już trwogi. Chce tylko, by wróciła Klara. Mówi, że nie jest to tęsknota, tylko egoizm człowieka chorego, który czuje, że takiej opieki i troskliwości, jaką miał, nic mu nie zdoła zastąpić. Leon opisuje dobro Klary, nie spała po nocach itd., opiekowała się nim, jak tylko mogła. Jest tylko z jednego powodu rozdrażniony. A to z tego, że Klara była tak wysoka. Nie była podobna do Anielki, i to go drażniło. Czasem tylko w nocy, gdy patrzył na Klarę pochyloną u jego łoża - widział tamtą (Anielkę).
17 października.
Ciotka przysyłała listy na adres bankiera B. (Leon nie chce, żeby się czegokolwiek domyślała), który dziś klika mu ich odesłał. Ciotka dopytuje się o zamiary na przyszłość. Nic nie pisze o ludziach w Płoszowie. Nie interesuje go gospodarstwo, o którym rozpisywała się krewna. Odpisał i nie umiał ukryć niezadowolenia.
18 października.
Dziś odesłano mu depeszę Kromickiego, adresowaną do Warszawy. Ciotka, zamiast zatelegrafować jej treść, zamknęła ją do koperty i wysłała pocztą. Kromicki błagał w niej o pieniądze. Leona nic już to nie interesuje. Nie chce mu się nawet o tym myśleć, bo wracają wspomnienia. Chce tylko spokojnie chorować.
20 października.
„Znaleźli mnie i tu!”. Wróciły wspomnienia. Już nie jest spokojny. I jeszcze ta zazdrość, która trawi jego serce. Teraz Anielka będzie miała dziecko z Kromickim. Będzie musiała go kochać. Nie może znieść tej świadomości: „Oddałbym resztę życia za to, by nikt jej już w życiu nie kochał i ona nikogo. Pod tym warunkiem jeszcze bym potrafił istnieć”.
21 października.
Klara go kocha, poświęci się dla niej, będzie z nią. Tym samym powiększy się przepaść między nim a Anielką. Klara nie zważała na nic, zaniedbywała muzykę, narażała się na trud, na bezsenność, prawdopodobnie na obmowę ludzką, i wytrwała przy nim. Jedyny problem małżeństwa tkwi w pochodzeniu. „Przodkowie Klary byli prawdopodobnie tkaczami!”. On na to nie zważa, jednakże ciotka mogłaby mieć coś przeciwko, ale zrozumiałaby obecną sytuację. „Mimo woli myślę ciągle, jak Anielka przyjmie wiadomość o moim postanowieniu? Tak przywykłem odczuwać wszystko przez nią, że mi ten bolesny nałóg jeszcze pozostał”.
22 października.
Wysłał rano list do Klary. Po południu odesłano mu drugą depeszę Kromickiego. Grozi mu ruina. Nie ma zamiaru odpisywać.
23 października.
Odpowiedź Klary nie nadeszła. Rzecz dziwna, bo dotychczas pisała codziennie pytając o zdrowie. Będzie czekał, jednakże drugi raz nie wysłałby tego listu.
24 października.
Klara odpisała: była oszołomiona ze szczęścia, jednak wie, że Leon jej nie Kocha, że to tylko wyraz wdzięczności i jakiejś rozpaczy; wie, że coś go męczy i trapi, nie dając spokoju; nie chce być mu ciężarem i kulą u nogi; kocha go nad wszystko; nie zniosłaby myśli, gdyby dowiedziała się, że nie jest z nią szczęśliwy; będzie jednak miała ciągle nadzieję, jeżeli Płoszowski powtórzy oświadczyny - przyjmie je. Serce Klary jest proste, uczciwe i kochające, jednakże Leon nie potrafi już kochać, włożył w tamtą miłość wszystko i już chyba nic nie pozostało.
28 października.
Jest pewny, że Klara nie wróci już do Berlina. Chciała uniknąć jego podziękowań. Myśli o niej z żalem i wdzięcznością. Z żalem, że nie trafiła na innego niż on mężczyznę. Gdyby choć w setnej części tak kochał Klarę, jak kochał Anielkę, można by z tego stworzyć cały świat szczęścia. Jednakże, co on będzie sam siebie oszukiwał. Żyje pod jarzmem wspomnień i chyba już nigdy się nie uwolni. Życie z takim chaosem myśli jest niemożliwe.
30 października.
Im czuje się zdrowszy, tym częściej wraca do dawnego błędnego koła. Doktor stwierdził, że za kilka dni będzie mógł wyjechać. Chce być jeszcze dalej od Warszawy i Płoszowa. W Rzymie będzie myślał o przeszłości, ale będą to myśli człowieka przebywającego w klasztorze. W Wiedniu wstąpi do Angelego. Musi mieć jej portret w Rzymie.
2 listopada.
Porzuca Rzym, wraca do Płoszowa. Nie wytrzymał. Chce jej służyć, wielbić, patrzeć tylko na nią. Nie potrafi żyć bez jej widoku. Zmiana nastąpiła po przeczytaniu listu, w którym ciotka pisze: nie pisała o krewnych, bo nie chciała go martwić; wiedziała, że kłamie i tak naprawdę nie jest zdrów; interesy Kromickiego są w najokropniejszym stanie, a on sam zagrożony odpowiedzialnością sądową; wszyscy go tam zawiedli; chce rady Leona, bo nie wie jak ratować Kromickiego; niczego nie mówiła p. Celinie i Anielce; Anielka codziennie płacze, jest zmizerniała, ciotka nigdy nie widziała nikogo w takim stanie podczas ciąży; Anielka ciągle dopytuje się o Leona, czy jest zdrowy itd.; ciotka nie wie co ma robić, o położeniu męża nawet jej nie wspomina. Wraca do Płoszowa. Teraz już wszystko rozumie - Anielka nie mogła przeżyć tej rozłąki. Bał się kiedyś o dziecko, które sprawi, że żona Kromickiego zapomni o nim. Teraz już o tym nie myśli - wraca. Rozkoszuje się jeszcze myślami o słowach Anielki „czy zdrów? kiedy wraca?”. Będzie rozdmuchiwał tę iskierkę. Będzie przy niej. Zmarł dawny człowiek żyjący w jego duszy. Narodził się nowy, który uspokoi swą ukochaną, uciszy, „wyratuje nawet jej męża…”.
4 listopada.
Namyślił się, zostanie jeszcze dwa dni w Berlinie. Chce, by najpierw doszła depesza, by nikogo swym przyjazdem nie wystraszyć. Zakończył wiadomość serdecznym pozdrowieniem dla Anelki, tak jak gdyby nic się miedzy nimi nie wydarzyło.
Warszawa, 6 listopada.
Przyjechał dziś rano, ciotka już na niego czekała. W Płoszowie dobrze, Anielka spokojna. Nie było wiadomości od Kromickiego. Krewna od razu zwróciła uwagę na jego zły stan fizyczny, on również zauważył u ciotki zmiany. Twarz była inna, rysy już nie tak wyraźne. Odpowiedziała mu, że co rano ma niedowład w ręce, ale szkoda o tym gadać, wszystko to „wola boska!”. Naradzali się jak pomóc Kromickiemu. Nie chcieli dopuścić do procesu. Chce go osadzić na roli, a przede wszystkim sprowadzić do kraju. Ciotka ofiaruje mu jeden z folwarków przyległych do Płoszowa, Leon da kapitał. Kromicki musi tylko, raz na zawsze skończyć z interesami. Wyślą mu w pomoc adwokata, by umorzył proces. Pytał o Anielkę - zmieniła się, zbrzydła znacznie. Uczuł w sobie dla niej, jeszcze większą litość. Nic już nie potrafi odwrócić od niej jego serca. Chciał już jechać do Płoszowa, jednak ciotka powiedziała, że się źle czuje, a tak naprawdę nie chciała, by Leon znów zachorował podczas niepogody, jaka panowała w Warszawie i okolicach. Cały dzień padał deszcz. Jutro trzeba jechać, bo sprawa Kromickiego nie może czekać.
7 listopada.
Są w Płoszowie. Przywitał się serdecznie z Anielką. Ściskała jego rękę, a Leno myślał, że zaraz mu się rozpłacze. Zaczął więc szybko coś mówić. Nie chciał nikogo zmartwić. Wszyscy byli radzi, że już wrócił. Wytworzyła się lepsza atmosfera w domu. Anielka spytała czy wyjedzie. Odpowiedział, że nigdy. Pobiegł na górę, bo nie mógł wytrzymać. Wiele go kosztują te poświęcenia.
8 listopada.
Jego miłość jest chorobą, zboczeniem nerwowym. Twarz Anielki jest zmieniona. Na jej widok, rozdzierało się w nim serce. Usta są obrzmiałe. Czoło, niegdyś takie niepokalane, straciło swoją jasność i czystość. Zniknęła jej prawie piękność. Dla niego stała się bardziej ukochana. Choćby dziesięć razy bardziej zbrzydła, to i tak będzie ją kochał. Nie chce się wyleczyć z tej choroby.
9 listopada.
Przyjdzie czas, że ten stan Anielki minie i znów będzie piękna. Wie, że stosunki między nimi nie zmienią się w przyszłości, ale nie odejdzie od niej. Już wie czym pachnie życie bez niej. Dla Anielki uczucie między nimi jest idealnym przywiązaniem duszy do duszy, siostrzaną miłością. Nie ma żadnych złudzeń. Chce być zawsze dla niej „drogi”.
10 listopada.
Mówi o czasach, w których przyszło mu żyć. „Człowiek dzisiejszy wszystko uświadamia, a na nic nie umie poradzić”.
11 listopada.
Od Kromickiego nie było dawno wiadomości. Dużo czasu spędza z Anielką, nic im nie przeszkadza. Leon musi przygotować swoją ukochaną na wiadomość o jej mężu. Kocha ją teraz na wszelki wyraz, i ona to widzi. Gdy uda mu się ją rozweselić, czuje się najszczęśliwszy na świecie. Jego miłość to uczucie sługi wobec swej uwielbionej pani. Czasem czuje potrzebę, upokorzenia się przed nią. Ma ciągle wrażenie, że jego miejsce znajduje się u jej stóp.
12 listopada.
„Kromicki nie żyje! Katastrofa spadła na nas jak piorun”. Przyszła depesza, że oskarżony o oszustwo i zagrożony więzieniem, odebrał sobie życie. Nigdy się tego nie spodziewał. „Anielka jest wolna! - ale jak to przeniesie?” Boi się o jej zdrowie. Kiedyś życzył śmierci Kromickiemu, ale jednak zawsze mu pomagał. Ma czyste sumienie. Powinien był się cieszyć, jednak martwi się o jego żonę. Ta wiadomość może ją zabić. „Myślę o tym, żeby ją wywieźć. Depeszę dostał w swoim pokoju, całe szczęście, że nie w jadalni albo w salonie. Powiedział ciotce. Uklękła i modliła się za duszę Kromickiego. Podał ciotce projekt, aby wywieźć Anielkę i p. Celiną do Rzymu, ta przystała na jego propozycję. Muszą tylko iść po doktora i nakazać mu, aby powiedział córce pani Celiny, że bezwzględnie musi wyjechać dla ratowania zdrowia. Postanowili wciągnąć matkę Anielki do swego planu. Nakazał służbie, by nikt nie zbliżał się do Anielki. Wszystkie listy, depesze, mają być mu przekazywane, bez względu na to do kogo będą adresowane. Czuje jakieś uznanie dla Kromickiego. On chyba nie wiedział o tym, że zostanie ojcem - zmieniał miejsce pobytu i prawdopodobnie nie otrzymał żadnego listu, włączając ten, w którym Leon pisał o adwokacie itd.. Wolał odebrać sobie życie i zmazać niesłuszne winy. Leon przyznaje, że czynił mu krzywdę bezpodstawnie.
Co chwila odrywa pióro, ale zaraz do niego wraca. O śnie może tylko pomarzyć. Ciągle powtarza sobie wyrazy, że Anielka jest wolna. Czy to oznacza dla niego nowe życie?
Znów na chwilę przerwał, bo przyjechał powóz wysłany po doktora. Lekarz dziś nie przyjedzie. Ma dziś operację, ale obiecuje dotrzeć nazajutrz. Anielka spokojnie śpi i niczego się nie domyśla - niech tak pozostanie. Jest jakiś strasznie podniecony, chciałby do niej pobiec. Z drugiej strony boi się o nią. Chciałby, żeby wszystko się uspokoiło, żeby zaczęło się nowe życie. Leon musi się oswoić z myślą, że Kromicki nie żyje. Z tej katastrofy wypłynie dla niego szczęście o jakim nigdy nie śnił, ale istnieje w nim pewien zmysł moralny, który nie pozwala się radować ze śmierci (nawet) nieprzyjaciela.
13 listopada.
Wszystkie jego plany na nic. Doktor oświadczył, że o podróży mowy być nie może. Jest to niebezpieczne dla życia Anielki. Zachodzą w jej stanie jakieś nieprawidłowości. Naświetlił lekarzowi sytuację. Medyk radził, aby powiedzieć Anielce o wszystkim (z odpowiednim przygotowaniem). Chyba, że uda im się ukrywać prawdę przez kilka miesięcy. Nagła taka wiadomość, mogłaby ją zabić. Sam nie wie co ma już robić.
Chyba powie Anielce. Nie zdoła ją ustrzec przed tą wiadomością. W końcu zacznie się czegoś domyślać. Gdy dowie się o śmierci męża, będzie robić sobie wyrzuty. Może gdyby go mocnie kochała, to życie byłoby dla niego cenniejsze itd.. Dostaje depesze od Chwastowskiego - nie wie co ma zrobić z ciałem. Leon odpisuje, aby tymczasowo pochował go w Baku.
13 listopada.
Przeglądał dziś wczorajsze dzienniki. W dwóch były telegramy o śmierci Kromickiego. Służba już wie.
14 listopada.
Wszyscy są w Warszawie - rada doktora. Powiedziano Anielce, że w domu nastąpi zmiana kaloryferów i należy się wynieść na kilka tygodni. Uważa już córkę p. Celiny za swoją własność. Dobrze, że wyjechali. Tu łatwiej o pomoc, i nie ma służby z Płoszowa. Takie wiadomości szybko się rozchodzą i z pewnością, wkrótce dojdą do Warszawy. „Okropnie jednak męczącą rzeczą jest ten ciągły strach, który nad nami wisi”.
15 listopada.
Dziś po śniadaniu powiedziała: „-Nie rozumiem, co to jest, ale mam takie wrażenie, jakbyście coś ukrywali przede mną. Leon czuł, że blednie. Jak to się stało? Skąd? Jedyna ciotka zachowała się przytomnie i zaczęła zrzędzić na Anielkę. Zagadała coś i odwrócili rozmowę na inne tory. Płoszowski śmiał się i żartował. Anielka wkrótce odeszła od stołu - niby uspokojona. Muszą jej powiedzieć. Panie są już zdecydowane. On się jeszcze nigdy tak nie bał, jak w tej chwili.
16 listopada.
Do wieczora było dobrze, potem przyszedł krwotok. Usnęła o trzeciej. Doktor był przy niej. Leon nie może tracić zmysłów. Jedna osoba w domu, musi być trzeźwa.
17 listopada.
Doktor stwierdził, ze pierwszy okres choroby rozwija się prawidło. Co to znaczy? Ona umrze? Leon odjedzie: „tylko Ty ja ratuj!”(chodzi mu chyba o Boga).
18 listopada.
Nie był Dotą u niej. Waruje u jej drzwi. Nie wchodzi, bo boi się, że jego widok pogorszy tylko jej stan. Będzie pisał, bo inaczej sam nie wie co zrobi. To jedyny ratunek w obecnej sytuacji.
19 listopada.
Słyszał jej głos i jęki. Ciągłe mdłości, bóle coraz większe, nogi jej opuchły. Jest przytomna. Gorączka 40 stopni.
20 listopada.
Ona umrze, już to wie, jednak on się na rozłączenie nie zgodzi.
21 listopada.
Anielka chciała się dziś z nim widzieć. Uśmiechała się do niego, on także odpowiedział uśmiechem. Mówiła o matce, a następnie powiedziała, że chce aby coś mu po niej zostało: „Może nie powinnam czynić takich wyznań zaraz po śmierci męża, ale ponieważ mogę umrzeć, więc teraz chcę ci powiedzieć, żem ja ciebie bardzo, bardzo kochała”. On jej odpowiedział, że wiedział o tym. Trzymali się za ręce i patrzyli sobie w oczy. Uśmiechał się do niego jak narzeczona. Zaślubił ich ślubem wieczystym. Był przy niej, aż do przyjścia księdza.
22 listopada.
Jest znaczne polepszenie. Wszyscy są szczęśliwi. „Ja jeden z rodziny wiem, co to jest. Nie potrzebował mi doktor mówić, że to przychodzi paraliż kiszek”.
23 listopada.
„Anielka umarła dziś rano”.
Rzym, 5 grudnia.
On jest winien jej śmierci. Jej matce zostawia swoje mienie. Ciotce - Chrystusa, w którego miłości znajdzie na te ostatnie dni pociechę, a sam idzie za nią, bo - musi. Śmierci się nie boi. Przeraża go tylko niewiedza tego, co go tam czeka. Nie może jej tam samej zostawić. Idzie do niej. „Albo tam wspólnie utońmy w nicości, albo niech wspólna będzie nasza droga, a tu, gdzie się tyle namęczyli, niech zostanie po nas tylko milczenie”.
42