Nie odchodź!!!
Miała może siedem, może osiem lat, sterczące kucyki, rudą grzywkę i konstelację piegów na pociągłej twarzyczce. Stała za metalową siatką ogradzającą bogate blokowisko od tej mniej zamożnej części małomiasteczkowego społeczeństwa. Jej małe, delikatne rączki siniały od długiego trzymania w górze i ściskania wpijających się w dłonie prętów. Krótka sukienka odsłaniała chudziutkie nogi, pełne zadrapań i siniaków zbieranych zapewne podczas karkołomnych letnich przygód. Przyklejona do ogrodzenia patrzyła chciwie na bawiące się w piaskownicy dzieci, na ich rodziców, zabawki... Wysunięty język zlizywał kurz z metalowych oczek siatki, a nogi od długiego stania drżały jak brzozowe listki i to drżenie szło wzdłuż chłopięcych jeszcze bioder, pochylonych ramion zatrzymując się na rozwichrzonej grzywce.
- Widzi pan tą małą? - młoda kobieta zwróciła się do swego sąsiada, siedzącego na ławce obok niej.
- Przychodzi tu codziennie i wisi na tym płocie przez kilka godzin. Biedna mała, ma takie smutne oczy, jakby nieszczęście ją jakieś wielkie spotkało...
Mężczyzna omiótł wzrokiem małe stworzonko przy płocie i szybko skierował spojrzenie ku dziecku bawiącemu się w piaskownicy. Chłopiec przesypywał piasek z wiaderka do żółtej foremki. Nagle zaczął machać rączkami i wypluwać drobne kamyczki, które wpadły mu do otwartej z przejęcia i wysiłku buzi.
- Adasiu, poczekaj - mężczyzna zerwał się z ławki, przykucnął przy małym grubasku i wyciągniętą z kieszeni chusteczką zaczął wycierać twarz i rączki synka. Mały pluł i śmiał się jednocześnie a mężczyzna patrzył na niego z uwielbieniem i miłością. Momentami jego wzrok uciekał spojrzeniem ku dziewczynce zza płotu, ale szybko wracał skrywając się za opuszczonymi powiekami.
- Pan to chyba kocha dzieci - kobieta uśmiechnęła się do mężczyzny, gdy zajął ponownie miejsce na ławce. Ale sąsiad nie odezwał się, odsunął się trochę, jakby chciał się odgrodzić od natarczywej sąsiadki.
- To od razu widać gdy mężczyzna lubi dzieci - ciągnęła niezrażona milczeniem mężczyzny kobieta - gdy umie się z nimi bawić, gdy ma dla nich czas. Wie pan, mój mąż to robi wszystko żeby się urwać z domu. Mówi, że go krzyki Pawełka i Stasia wykończą , że nie może ani telewizji obejrzeć, ani gazety przeczytać. I żeby tak jak pan z dzieckiem na spacer wyjść, to by się musiał chyba cud stać. A pan to ma cierpliwość do Adasia . No, ale Adaś to dobry chłopiec, taki mądry , inteligentny, niczego mu pewnie nie brakuje - jedynak przecież, nie to co moich dwóch urwisów, wszystko muszę kupować podwójnie, a i tulić muszę jednocześnie bo tacy zazdrośni są jeden o drugiego
Mężczyzna niecierpliwie podwinął rękaw marynarki i spojrzał na zegarek. Kobieta bez skrępowania przysunęła twarz do przegubu jego dłoni
- Widzi pan, już prawie godzina minęła a ta mała wciąż jeszcze tam sterczy....Musi chyba jakąś sierotą być, że tak ciągle sama i sama jakby nikogo bliskiego nie miała.....
Mężczyzna skierował wzrok w kierunku dziewczynki. Ich oczy spotkały się na moment.... Mała przywarła mocniej do siatki, wyciągnęła swe chude ciałko stając na palcach. Mężczyzna znieruchomiał na chwilę, po jego twarzy przebiegł dziwny grymas, coś na kształt strachu, lęku a może nawet paniki...Zerwał się z ławki i zaczął spacerować nerwowo po chodniku. Rzucał niespokojne spojrzenie to ku dziecku bawiącemu się w piasku, to ku dziewczynce za płotem, to ku oknu na piątym piętrze. Z kieszeni spodni wyjął papierosa, zapalił.....
Dziewczynka przykucnęła. Jej sukienka wydęła się jak balon. Drobna dziecinna twarzyczka wydawała się teraz jeszcze bardziej szczupła, jeszcze bardziej blada...Ręce bezwiednie skubały mizerne kępki trawy i układały na skulonych kolanach.
-Boże jak ona patrzy, jakby cały świat chciała w swych oczach zamknąć. Chyba pan jej się spodobał, bo nie spuszcza z pana wzroku - odezwała się znowu kobieta siedząca na ławce.
- Maciej, Adaś - z okna na piątym piętrze wychyliła się głowa kobiety - obiad czeka.....
Mężczyzna odetchnął z ulgą. Podszedł do piaskownicy, pozbierał szybko zabawki i wziął dziecko za rękę. Chłopiec protestował trochę, tupał nogami, ale uchwyt ojca był silny i stanowczy. Ruszyli razem w kierunku klatki schodowej. Dziewczynka przy płocie podniosła się nagle. Nie odrywając od mężczyzny spojrzenia przesuwała się wzdłuż siatki zaczepiając dłońmi o otwory w siatce. Ten przyspieszył kroku ciągnąć za sobą malca potykającego się o nierówności chodnika. W końcu wziął go na ręce i przytulił do siebie. Pospiesznie minął dziewczynkę unikając jej zrozpaczonych oczu. Zgarbił się tylko jakoś, zmalał......
- Tato! - piskliwy głos małej przetoczył się przez podwórko. - Tato!
Mężczyzna zadrżał , wołanie śmignęło go po plecach jak batem. Biegł już teraz uciekając przed coraz głośniejszym i rozpaczliwym:
- Tato! Tato! Nie odchodź!!!
- Malwina, Malwinka! - jak spod ziemi pojawiła się postać obcej kobiety. - Ile razy ci mówiłam, żebyś tu nie przychodziła, ile razy tłumaczyłam, że tatuś ma już nową rodzinę, że nas nie chce...Chodźże do domu. Nic tu po nas.....
Matka chwyciła małą za ramiona, pociągnęła ku sobie. Drobne rączki dziewczynki z trudem odczepiły się od siatki pozostawiając na jej dłoniach czerwone pręgi. W pustych oczach zaszkliły się łzy i w zwolnionym tempie zaczęły spływać po zaczerwienionych policzkach. Z klatki schodowej dał się słyszeć odgłos windy. Okno na piątym piętrze zamknęło się z trzaskiem. Dziewczynka oddalała się od bloku opleciona czułym ramieniem matki. Jej kroki przypominały chód drewnianego pajaca w którym drżało małe nic nie rozumiejące serce.