Temat: Komentarz do rozmowy z prof. Barbarą Skargą, czyli rozważania na temat
kondycji człowieka końca XX wieku.
Zbliżający się koniec stulecia, dla wielu oznaczający nadejście lęków, spełnienia przepowiedni czy obaw, ożywia dyskusje na temat kondycji istoty ludzkiej. Zadajemy sobie pytanie, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy? Wiek XX przyniósł zmiany cywilizacyjne i kulturowe przewyższające, te które dokonały się od początku istnienia ludzkości. Byliśmy świadkami dwóch totalitaryzmów, wielu wojen oraz licznych krwawych rewolucji. Odchodzący wiek przyniósł też olbrzymi postęp technologiczny, którego nie można jednak równoważyć z dobrem ludzkości. Rozwój techniczny nie szedł w parze z rozwojem etyki i refleksji intelektualnej, dlatego w dzisiejszych czasach ludzie są zagubieni nie potrafiąc nadać znaczenia i moralnie ocenić otaczającego ich świata. W rozmowie, którą czytałam pada pytanie: czy człowiek jako indywiduum jeszcze istnieje? Pragnę swoje rozważania skupić wokół tego pytania i innych kwestii z niego wynikających.
Jedną z cech kończącego się XX stulecia jest poszukiwanie własnej tożsamości, próba samookreślenia się wobec „globalnej wioski” jaką stał się świat i unifikującej kultury masowej . Bolączką współczesności, jest życie wykorzenione, samotne, przedmiotowe i wyobcowane. Zastraszająco szybki rozwój techniki sprawił, iż obudziliśmy potężne siły, których działania nie jesteśmy już w stanie kontrolować, i których skutki są dla nas całkowicie nieprzewidywalne. Te siły zaczęły dominować nad nami i drastycznie zmieniać nasze życie., obyczaje, wartości, normy, wzorce zachowań, relacje międzyludzkie. Interakcje społ. stały się powierzchowne i anonimowe, nowe formy komunikacji jednocześnie zbliżają nas do siebie, ale i oddalają. Przestaliśmy ze sobą rozmawiać na rzecz przedmiotowej, funkcjonalnej komunikacji. Wielu ludzi traci poczucie przynależności do jakiekolwiek grupy i ni e czyje więzi z przeszłością. Jesteśmy świadkami ery przejściowości i krótkotrwałości, „kultura jednorazowego użytku” nie sprzyja wytwarzaniu się głębokich więzi między ludźmi. Żyjemy w tłumie, ale zawsze pozostajemy samotni. Nie ma nic trwałego, nic na czym można by budować własną definicję rzeczywistości. Dlatego uciekamy od refleksji nad samym sobą, nad sensem bytu. Uciekamy od odpowiedzialności i myślenia. Bezwolnie pooddajemy się fali niosącej nas ku zgubie.
W ciągu stu, czy stu pięćdziesięciu lat dokonała się przerażająca rewolucja cywilizacyjna i kulturowa. Nowe technologie i wynalazki z początku zdawały się być tak długo oczekiwanym tryumfem człowieka nad naturą,. Nowożytny ideał nauki sprawił, iż na stałe w europejskim światopoglądzie zakorzeniły się pewne przekonania na temat człowieka i jego relacji wobec przyrody. Naturę uznano za wroga człowieka i szukano sposobów zapanowania nad nią. Środkiem do tego panowania maiła być nauka. Nauce przyznano prawo do nieograniczonej wolności działania. Dewizą naukowca był pogląd : „Moją etyką jest moja metoda”. To oznacza wyrzucenie z rozważań o nauce wszelkich kwestii etycznych. Nauka była z racji samej swej definicji racjonalna i naturalne było, iż jej rozwój prowadzi bezpośrednio do osiągania dobra ludzkości. Jak pokazały następujące po tym doświadczenia nie było to zgodne z prawdą. Nowe wynalazki ułatwiały życie, jednak za te ułatwienia przyszło nam zapłacić wysoką cenę. Żadna nowinka techniczna, czy lek nie są jednoznacznie pozytywne. Wszystkie nasze działania mają dwojakie konsekwencje, a niektóre z nich mogą doprowadzić do unicestwienia ludzkości, jak na przykład rozszczepienie atomu, można dzięki temu dostarczyć masę energii, ale można też naciskając jeden guzik zmieść wszystko i wszystkich z powierzchni Ziemi. Ponieważ etyka nie wkraczała na pole nauki, bardzo szybko wyszło na jaw jej zapóźnienie wobec wynalazków dostarczanych przez naukowców. Teraz kiedy możliwości manipulacji i modyfikacji przyrody i żywych organizmów stały się faktem (dzięki rozwojowi genetyki), okazało się, że nie mamy skąd czerpać wartości do oceny takich zjawisk. Wyzwalając naukę z ram moralności otworzyliśmy tak zwaną „puszkę Pandory”. Uwolniliśmy nieznane, obce i wrogie nam moce, które rzeczywiście zwróciły się przeciwko nam. Żyjemy w świecie nieograniczonych możliwości, ale tak naprawdę jesteśmy niewolnikami naszych wynalazków. Jesteśmy niewolnikami, bo nie podejmujemy żadnych istotnych decyzji, nasza wolność ogranicza się do wyboru pomiędzy komputerem IBM a PC, telewizorem panoramicznym Philips a SONY, płatkami śniadaniowymi tej czy innej marki. Niedługo możliwe będzie tworzenie ludzi na zamówienie, wydając na świat dziecko rodzice będą mogli określić kolor jego oczu, wzrost a nawet uzdolnienia. Możliwość klonowania ludzi i dowolnych manipulacji ciałem ludzkim mogą doprowadzić do tego, iż staniemy się gatunkiem robotów. Jak takie zabiegi wpłyną na tożsamość i osobowość człowieka, jak będą wyglądały społeczeństwa przyszłości? Czy przeobrazimy się w zgraję bezrefleksyjnych cyborgów z wszczepionymi w ucho telefonami komórkowymi i wyświetlaczmi ciekłokrystalicznymi w gałkach ocznych, żyjącymi w wirtualnej rzeczywistości, bo nasza planeta już od dawna będzie lodowata pustynią?
„Być czy mieć?” - pytanie, które chyba po raz pierwszy tak silnie zostało zaakcentowane dziś, pod koniec dwudziestego wieku. Oddaje one głębię problemów człowieka naszej ery. A może zapytać: być i myśleć czy mieć? Na co dzień nie zastanawiamy się nad tym, bo gdybyśmy się zastanowili, to odpowiedź byłaby taka: „chcę mieć, nie ważne kim jestem i kim się stanę” Prawda jest szokująca. Wystarczy sięgnąć do rocznika statystycznego - konsumpcja w krajach europejskich i bogatych krajach świata znacznie przekracza zapotrzebowanie ludności tych krajów. To ona jest kolejną przyczyną problemu, który przejawia się zagubieniem wartości intelektualnych i duchowych, kosztem masowego podporządkowania jednostki wobec kultu przedmiotu. Koniec wieku XIX i początek XX przyniósł ludzkości erę przemysłu masowego, ciągłego obniżania kosztów produkcji, i unifikacje samego przedmiotu, który stawał się z jednej strony coraz doskonalszy jakościowo, a z drugiej zaś nieodróżnialny od innego. Ludzie pragnąc przełamać tę jednolitość starają się nadać każdemu przedmiotowi indywidualny sznyt, już teraz limitowane serie pewnych produktów i towary wytwarzane na zamówienie cieszą się ogromnym powodzeniem, ale zwykle stać na to tylko najbogatszych a reszcie pozostaje szara egzystencja wśród wytworów masowej produkcji. Przedmiot, który kiedyś posiadał „duszę”, z racji tego, iż rzemieślnik wkładał weń swój czas i wysiłek, a nawet był z nim związany , czymś na kształt więzi nawet uczuciowej, teraz stał się zupełnie „duchowo pusty”. Nie ma już produkcji rzemieślniczej, automat sterowany komputerem produkuje kolejny, seryjny model samochodu, swetra, dzbanka itp. Przedmiot kupowany w sklepie nie posiada wartości duchowej, trudniej się do niego przywiązać, wszystko staje się jednorazowe, typu użyj i wyrzuć. Może dlatego wielu z nas czuje duży sentyment do starych przedmiotów.
Człowiek XX wieku to jednostka rozdwojona, czy nawet rozczłonkowana. Można wskazać na dwa aspekty życia we współczesnym społeczeństwie, które także może być oskarżane o sprzyjanie tworzeniu „ludzi-portfeli”, a na pewno o kreowanie i popieranie konsumpcyjnego modelu życia. Jednostka w dzisiejszych czasach ma rozległe prawa, które dają bardzo duże poczucie pseudowolności. Demokracja jest systemem, który doskonale zapewnia spektakularne poczucie współrządzenia swoim państwem, a więc kierowania całym społeczeństwem. Człowiek czuje się jak władca, kiedy w czasie kampanii wyborczych padają slogany podkreślające słowo „Ty”. Człowiek dzisiejszy ma ogromne poczucie prywatności. Nikt nie jest mu w stanie zabronić, by posiadał, by miał. Tworzy własne „miniaturowe państewko”, otacza się stertą automatycznie wyprodukowanych, bezwartościowych duchowo przedmiotów, dzięki którym staje się ich panem i władcą, ale czy istnieje wtedy naprawdę, czy nadal można go nazwać człowiekiem? W ten sposób powoli stajemy się poddanymi tychże przedmiotów. I tak toczy się dramat, który staje się i panem, i poddanym jednocześnie. Całe to przekonanie o wolności okazuje się iluzją, gdy uświadomimy sobie, że wszystko jest jedyni pozorem prawdziwej wolności, gdyż naprawdę steruje mani nieokiełznana chęć posiadania, a stosunki międzyludzkie opierają się na zimnej kalkulacji zysków i strat. Przejawy bezinteresowności, szczerości prawdziwego zainteresowania drugim człowiekiem są tępione już w zarodku, gdyż mogłyby zachwiać misterną równowagę. Kiedy nawet coś takiego się wydarzy, to zwykle kręci się o tym film z etykietą: „tak się powinno robić”, aby wytłumaczyć się z tego, że sami nic nie robimy; albo autora takiego ludzkiego gestu traktuje się jak kuriozum i zamyka w „klatce” obojętności i nietolerancji (czasem w więzieniu lub szpitalu psychiatrycznym). Społeczeństwo nie jest wolne, stwarza jedynie mit o własnych zasługach dla jednostki, a nam sprzedaje tanią bajkę o „prawdziwej” naturze istoty ludzkiej.
Świat zmienia się bardzo dynamicznie i niestety ludzie już nigdy nie „dorosną” do sytuacji. Kiedy jesteśmy na własne życzenie zwolnieni z odpowiedzialności, kiedy wytwory naszych umysłów podejmują za nas decyzje, kiedy to one zaczynają naprawdę myśleć, człowiek przestaje, zanika u niego chęć i możliwość swobodnego myślenia i samodzielnego podejmowania decyzji. Jesteśmy skażeni przekonaniem o wyższości ilości nad jakością, posiadania nad byciem, człowieka nad naturą. Powoli pieniądz staje się wyznacznikiem wartości wszystkiego, nawet ludzkiego myślenia i uczuć. Mam nadzieję, że nie piszę tu o wszystkich ludziach, są chyba tacy, którzy rozumieją, jakie zagrożenie niesie współczesna sytuacja dla humanistycznej wizji świata. Wciąż jednak ogromne rzesze ludzi pozostają pod wpływem żądzy posiadania. Swe zagubienie intelektualne, jeśli je w ogóle dostrzegają, tłumaczą przymusem zdobycia środków do luksusowego życia lub też wzbogacenia się w celu poznania „wielkiego świata”, który może być utożsamiany ze światem elit. Gdy jednak tacy ludzie staną się elitą, to kim staną się ci z robotniczych slumsów, którzy nie będą mieli innych wzorców do naśladowania? Media karmią nas trylionami bitów informacji na sekundę, kto teraz jest w stanie odebrać je wszystkie, zrozumieć i krytycznie ocenić ich sens. Co więcej informacja stała się towarem, jest ona przedmiotem pożądania i manipulacji, gdyż posiada obecnie realną wartość. Jak można nie czuć się zagubionym i wyobcowanym w dzisiejszych czasach. Człowiek przestaje myśleć i podejmować decyzje, nie zastanawiamy się nad sobą, nad sensem życia, pozwalamy sami sobie umierać i pogrążać się w nicości. Przestajemy żyć, ciało nie ginie; umieramy zupełnie inną śmiercią - umieramy sami dla siebie.
Moim zdaniem kondycja istoty ludzkiej pod koniec XX wieku jest zła. Stoimy na skraju przepaści i , co gorsze, nie wiemy co robić. Być może wielu z nas nie widzi w dzisiejszym świecie nic złego, wielu jest nim nawet zachwyconych. Nie widzimy zagrożenia jakie niesie za sobą nadmierny postęp cywilizacyjny i techniczny, nad którego wytworami nikt już nie panuje. Nie wchodząc już w kwestie tożsamości człowieka, trzeba zaznaczyć, że naszemu gatunkowi udało się zniszczyć planetę, na której żyje. Może my tego nie doświadczymy, ale nasze dzieci i wnuki na pewno tak, może będą mieszkać w kopułach na Marsie, czy innej planecie, bo ta nie będzie już istniała. Zniszczenie środowiska to tylko jeden ze objawów, inne mają charakter społeczno-kulturowy jak np. rozpad więzi międzyludzkich, atomizacja społeczeństwa, unifikacja, zaburzenia tożsamościowe jednostek i całych społeczności, zanikanie wartości i rozpad norm społ. Nigdy wcześniej człowiek nie był tak zagubiony i tak bezradny. Nigdy dotąd nie był tak samotny. W tłumie identycznych ludzi, robiących to samo, pragnących tego samego, jednostka gubi swą indywidualność, przestaje istnieć jako indywiduum. Jesteśmy zbyt słabi by stawić czoła wyzwaniom naszej epoki, poddajemy się istniejącym trendom bez zadawania zbędnych pytań, bo to najlepszy sposób przetrwania w dzisiejszym świecie. Umiera duch ludzkości i nikt ani nic nie jest go w stanie uratować.
Bibliografia:
Toffler, Szok przyszłości, Poznań 1998.
W.J. Burszta, Antropologia kultury, Poznań 1998.
E. Fromm, Mieć czy być, Poznań 1999.
S. Lem, Bomba megabitowa, Kraków 1999.
1
1