Pracuj nad swoim charakterem
Posiejesz myśli, zbierzesz czyny. Posiejesz czyny, zbierzesz nawyk.
Posiejesz nawyk, zbierzesz charakter.
Posiejesz charakter, zbierzesz wieczność.
Zachowanie wielu ludzi przypomina ruchy kukiełki. To gdzie idą i co robią jest zależne od niewidocznych nitek, za które pociąga ktoś inny i tym samym wpływa na ich postępowanie. Jak kukiełka nie decyduje sama o swoich ruchach, tak wielu ludzi w swoim działaniu podlega zewnętrznej manipulacji. Jak nagłe zwroty marionetki zdradzają, że ktoś pociągający za nitki nie pyta jej o zgodę, tak zmienność zachowania niektórych ludzi wskazuje, że nie oni sami tworzą scenariusz swego postępowania, że bezwolnie ulegają namowie raz tego, raz tamtego, że są po prostu ludźmi bez charakteru.
Od pewnego czasu tkwi we mnie silna potrzeba zwrócenia uwagi naszych chrześcijańskich gremiów na rangę charakteru człowieka w jego duchowym wzroście i osiąganiu przezeń celów natury duchowej. Ciąży mi potrzeba podkreślenia, jak bardzo ważna jest raczej praca nad swoim charakterem, niż rozglądanie się za jakimś cudownym, bezbolesnym środkiem na duchowy sukces.
Charakter to względnie trwałe właściwości postępowania człowieka, w których wyraża się jego stosunek do innych ludzi, do samego siebie, do własnego działania (1). Charakter może być dobry, silny, nieugięty albo słaby, trudny, zły. Charakter można kształcić i naginać. Można go sobie wyrobić albo spaczyć (2).
Charakter człowieka objawia się w trwałych i specyficznych sposobach postępowania. Gdy takich sposobów czy zasad postępowania nie można u niego dostrzec, mówimy o braku charakteru. Jeżeli swoich zasad postępowania człowiek trzyma się nawet mimo trudności i przeciwności, mówimy o mocnym charakterze. Gdy natomiast jakaś trudność powoduje zmiany w zasadach postępowania, przypisujemy człowiekowi słaby charakter, a taki ma ten, kto np. ulega namowie przyjaciół i zmienia swój plan prowadzący do zakończenia ważnej pracy na rzecz spędzenia czasu w miłym towarzystwie (3).
Spotkałem się z poglądem, że charakter człowieka jest zakodowany w jego genach, że już z urodzenia jedni są prawi, stali i silni, a drudzy słabi, chwiejni i skłonni do złego.
Owszem, można czasem nabrać takich przekonań obserwując zachowanie np. dzieci wychowujących się w tej samej rodzinie, gdy jedne z nich mają większą skłonność do złego niż pozostałe, ale nie jest to wynikiem "wrodzonego charakteru", bo charakter człowieka formuje się w trakcie jego życia. Nie jest stałą określoną wartością, z którą przychodzimy na świat.
Owszem, rodzimy się z pewnymi cechami osobowości, które w połączeniu z warunkami, w jakich się wychowujemy, mogą mieć spory wpływ na to, czy nasz charakter będzie się kształtował prawidłowo, czy też nie, ale nie rodzimy się z gotowym charakterem. Wrodzony mamy temperament. Temperament jest bowiem związkiem wewnętrznych cech, które podświadomie wpływają na zachowanie danego człowieka. Cechy te układają się genetycznie odpowiednio do narodowości, rasy, płci i innych czynników dziedzicznych, i są one przekazywane przez geny. Charakter natomiast to wypadkowa naszego naturalnego temperamentu, wychowania w okresie dziecięctwa, wykształcenia, podstawowych poglądów, wiary, zasad i motywów (4).
Temperament może zostać zmieniony, gdy rodzimy się na nowo z Ducha Świętego i w Chrystusie stajemy się nowym stworzeniem. Na przykład ktoś z natury wybuchowy, nerwowy, po przeżyciu duchowego odrodzenia staje się łagodny i zrównoważony. Jeżeli jednak chodzi o charakter człowieka, to pracę nad nim Bóg zleca jemu samemu, obiecując mu przy tym Swoją współpracę poprzez radę i moc Ducha Świętego oraz stawiając mu przed oczami doskonały wzór Jezusa Chrystusa.
Wyznawać czy wziąć się w karby?
Myślę, że niektórzy z nas, przy całym szczęściu, że usłyszeli Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie, nie mieli szczęścia usłyszeć całej prawdy o naśladowaniu Pana. Powiedziano im (nie wiem tylko dlaczego zrobiono to w imieniu Jezusa), że teraz nie muszą już wysilać się i starać, bo wszystko zrobił za nich Pan. Oni mają tylko brać i korzystać z Jego łaski, wyznając, że są wolni od grzechu, że są całkowicie inni, zdrowi, szczęśliwi, a nawet bogaci, bo stali się przecież dziećmi Bożymi.
I owszem, status dzieci Bożych otrzymaliśmy z łaski, przez wiarę, nie z uczynków, aby się ktoś nie chlubił (5). Przebaczenie naszych grzechów, pojednanie z Bogiem i dar żywota wiecznego to od początku do końca owoc wyłącznie niezasłużonej łaski Bożej! W żadnym stopniu nikt z nas nie mógł na to zapracować. Wiele też zmian nastąpiło w nas w rezultacie tego, że uwierzyliśmy w Chrystusa i otrzymaliśmy nową naturę.
Ale źle się stało, że niektórzy chrześcijanie, rozpoczynając drogę naśladowania Jezusa Chrystusa, nie usłyszeli prawdy, że Bóg, który zrobił za nich to, czego nie byli w stanie zrobić oni (dał nowe życie), nie będzie za nich robić tego, co muszą zacząć robić sami, korzystając z mocy i pomocy Ducha Świętego! Czytając Nowy Testament zechciejmy tylko zwrócić uwagę, jak wiele rzeczy Słowo Boże nakazuje czynić wierzącym (to znaczy tym, którzy są w Chrystusie) i nie są to bynajmniej sugestie dające nam prawo spodziewania się jakichś bezbolesnych i łatwych rozwiązań. Są to jednoznaczne wezwania do duchowej walki z cielesnością i podjęcia w wierze wysiłku potrzebnego do zwycięstwa.
Ale to jest już droga dla ludzi, którzy są gotowi pod kierownictwem Ducha Świętego popracować na swoim charakterem, bo bez tej pracy, bez ukształtowania w nas charakteru Chrystusa, naśladowanie Pana okazuje się praktycznie niemożliwe.
Spotkałem wielu ludzi mających na ustach wspaniałe wyznania, tyle że bez wspaniałego życia. Ludzi wyznających zwycięstwo, ale nie takie, które urzeczywistniało się w praktyce ich życia. Wyznających, że są zdrowi, choć dalej byli chorzy. Głoszących, że Chrystus jest ich najwyższą wartością, a skwapliwie gromadzących majątek ziemski. Głośno piętnujących grzech, a po cichu mu ulegających.
Dlaczego?! Bo w rzeczywistość naśladowania Chrystusa Pana nie wchodzi się samymi wyznaniami. Do tego potrzebny jest charakter Chrystusa, którego nie nabywa się na szumnych konferencjach, tylko poprzez codzienne branie krzyża i zmaganie się z przeciwnościami, ponoszenie odpowiedzialności, w trudzie i cierpieniu. Skoro o Chrystusie jest powiedziane: "I chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał", (6) to na jakiej podstawie uczeń Jezusa miałby oczekiwać, że jego charakter ukształtuje się na drodze jedynie pozytywnych wyznań?!
Bóg potrzebuje na ziemi ludzi takich jak Jezus! Ludzi niezłomnych, wytrwałych, konsekwentnie idących naprzód i osiągających duchowe cele. Ludzi, którzy natury grzeszni, chwiejni i zawodni, po tym jak uwierzyli w Chrystusa i otrzymali nowe życie, będą rzeczywiście chodzić w Chrystusie, wytrwale wstępując w Jego ślady w praktyce swego życia! Bóg potrzebuje ludzi z charakterem! Tylko tacy naprawdę są solą ziemi i światłością świata.
Oto kilka przykładów objawienia się charakteru Chrystusa w okresie Starego Testamentu.
Charakter w czystości moralnej
Józef, syn Jakuba, był człowiekiem o mocno i prawidłowo ukształtowanym charakterze. Gdyby tak nie było, to w sytuacji, gdy w okresie młodzieńczych pokus znalazł się daleko od rodzinnego domu i na dodatek zetknął się w więzieniu z egipskim środowiskiem przestępczym, z pewnością uległby propozycjom żony Potyfara (7).
Niejeden chrześcijanin robił sobie postanowienia w tej sferze, wyznawał, że jest wolny i czysty przez wiarę, a potem, gdy znalazł się daleko od domu, gdzieś za granicą, poza zasięgiem oczu swoich bliskich i wolny od niebezpieczeństwa, że zostanie rozpoznany przez znajomych, ulegał pokusie i w jakiejś tam formie zanieczyszczał się moralnie.
Ale Józef tak nie zrobił. I to nie dlatego, że ktoś mógłby go przyłapać na grzechu i ukarać, albo że ktoś doniósłby o tym do domu ojcowskiego i byłoby mu wstyd. Józef nie tylko wiedział, co jest dobre, a co złe, nie tylko znał zasady moralnego życia. On miał kręgosłup moralny, miał godność męża Bożego, miał ukształtowany silny charakter!
To mocny charakter lub jego brak decyduje, że jedni chrześcijanie zachowują czystość moralną a drudzy nie, pomimo tego, że w słowach jedni i drudzy jednakowo są przeciwko niemoralnym czynom. Proszę przy tym zwrócić uwagę, że Józef uciekał z miejsca, gdzie mogło dojść do grzechu. Nie próbował udawać świętego, którego takie rzeczy nie ruszają. Ale by tak zrobić, trzeba mieć w sobie charakter Chrystusa.
Charakter w pełnieniu Bożej służby
Nehemiasz, na własne życzenie, otrzymał od Boga zadanie odbudowania murów Jerozolimy. Nim to rozpoczął, musiał pokonać szereg przeciwności natury politycznej, społecznej, organizacyjnej i materialnej. Miał wrogów zewnętrznych i problemy wewnętrzne. Na różne sposoby próbowano zatrzymać go w wykonaniu tego Bożego dzieła. Zagrożono mu nawet zamachem na jego życie (8). Człowiek bez charakteru by się załamał i przynajmniej trochę spuścił z tonu. Wyjechałby czym prędzej gdzieś daleko, poszukał sobie innego zajęcia lub przynajmniej poszedł na roczny urlop. Tak zrobiło już wielu Bożych pracowników. Służba Pańska jest bowiem żmudna, wymaga ciągle nowych poświęceń, a czasem jest nawet niebezpieczna. Ale Nehemiasz miał żelazny charakter. "Czy człowiek taki jak ja ma uciekać? Czy ktoś taki jak ja wejdzie do przybytku, aby ratować życie? Nie pójdę!" - odpowiedział na groźby i dalej pełnił wyznaczone mu przez Boga zadanie. By jednak być tak stałym w pracy dla Pana, trzeba mieć w sobie charakter Chrystusa!
Charakter w obliczu cierpienia
Był mąż w ziemi Uz imieniem Hiob; a mąż ten był nienaganny i prawy, bogobojny i stroniący od złego (9). Prowadził szczęśliwe, dostatnie życie i był za to bardzo wdzięczny Bogu. Czy w tym czasie pracował nad swoim charakterem? Diabeł zaczął pomawiać go przed obliczem Bożym, że jest człowiekiem bez charakteru, że służy Bogu dlatego, że ma z tego korzyści, i gdyby te korzyści mu zabrać, to zaniecha swojej bogobojności. Tak przecież robią ludzie bez charakteru. Modlą się, śpiewają, mają na ustach wspaniałe wyznania, a kilka tygodni później widzisz ich na ulicy z papierosem w ustach, a nawet złorzeczących Bogu, bo ich zdaniem ich zawiódł. Diabeł naciął się jednak bardzo, bo Hiob był człowiekiem z charakterem. Ogrom cierpienia i fala niepowodzeń, jaka na niego przyszła nie załamała jego wiary w Boga. (10) Proszę zauważyć, że nawrót szczęścia Hioba nie nastąpił w wyniku jego modlitw nakierowanych na własne powodzenie, lecz wtedy, gdy wstawiał się za swoimi niedojrzałymi duchowo przyjaciółmi. Ale by w cierpieniu nie tylko nie stracić osobistej wiary w Boga, ale jeszcze modlić się o tę wiarę dla innych, trzeba mieć uformowany w sobie charakter Chrystusa.
Daniel, jak każdy wierzący w Boga człowiek, potrzebował codziennie się modlić. Praktykował więc modlitwę pomimo tego, że znalazł się na obczyźnie, daleko od domu, że stał się jedną z kluczowych postaci na dworze króla Babilonii, a potem Persji. Po niezliczonych codziennych sytuacjach, które niewątpliwie były próbą zakłócenia jego życia modlitewnego, nastąpił zamach na jego regularne kontakty z Bogiem, chytry spisek zazdrosnych satrapów, w czasie którego mógł stracić życie (11). Ale Daniel nabył już charakteru męża modlitwy. Stał się w tym niezłomny. Nie tyle dbał o utrzymanie teki ministra albo nawet o własną skórę, co o stałą społeczność z Bogiem.
Gdyby nie miał silnego charakteru, z powodu tych niesprzyjających okoliczności zaniechałby modlitwy na jakiś czas, albo zaczął się z tym ukrywać. Tak robi niejeden współczesny chrześcijanin, lecz nie prorok Daniel! I do tego potrzebny jest wykształtowany w nas charakter Chrystusa!
Przeciwności wzmacniają charakter
Proszę zauważyć, że wszyscy wymienieni powyżej mężowie Boży nie mieli łatwego życia. Ich niezłomny charakter zalśnił w niewoli, w cierpieniu, w prześladowaniu, w pokuszeniu, i dzięki tym przeciwnościom jeszcze bardziej się umocnił.
Modlitwa, żeby Bóg usunął z naszej drogi wszelkie trudności jest w gruncie rzeczy przeciwna wyrobieniu w nas charakteru Chrystusa. Bóg nie wysłuchuje takich modlitw. Chrześcijanin winien się modlić do Boga o pomoc w przezwyciężaniu przeszkód, bo to go zahartuje, upewni na drodze wiary i przyczyni się do tego, by stał się człowiekiem z charakterem. Nie powinien modlić się o to, by Bóg usunął trudności.
Gdyby celem Bożym dla człowieka było to, aby przyjemne było jego doczesne życie, to tak z pewnością wyglądałoby na ziemi życie Jezusa. Inne jest jednak świadectwo Pisma: "Przeto pomyślcie o tym, który od grzeszników zniósł tak wielkie sprzeciwy wobec siebie, abyście nie upadli na duchu utrudzeni".(12)
Jezus Chrystus jest najlepszym przykładem człowieka z charakterem, a Jego charakter kształtował się w codziennym, znojnym życiu miasteczka Nazaret i następnie doskonalił się i objawiał w niezwykle trudnej publicznej służbie duchowej zakończonej męczeńską śmiercią.
Ktoś, kto dzisiaj namawia chrześcijan, by korzystali z wiary w Boga głównie w celu zaspokojenia swoich doczesnych potrzeb zdrowotnych i materialnych, nie głosi Ewangelii Jezusa Chrystusa.
Owszem, "ewangelii sukcesu" przyjemnie się słucha, zwłaszcza, że obiecuje ona "dobre życie", to znaczy życie doczesne w zdrowiu, pomyślności i dobrobycie materialnym, ale nie jest to ewangelia, którą głosili apostołowie.
Taka ewangelia nie tylko nie umacnia naszego charakteru, ale wręcz go wypacza. Tysiące ludzi wychowanych na tej ewangelii ugania się za dobrobytem, za błogosławieństwem w postaci pieniędzy i dobrego samopoczucia, mając pod adresem Boga szereg oczekiwań o charakterze roszczeniowym i coraz bardziej zmanierowany charakter. W końcu wielu z nich odwraca się od Boga, gdy okazuje się, że On jednak nie chce zaspokoić ich zachcianek.
Pracuj nad swoim charakterem
Na szczęście mamy wokół siebie także wielu braci (a także siostry) dobrze ułożonych i ukształtowanych na obraz Chrystusa. Mamy na kartach Biblii cały obłok świadków, zastęp mężów wiary, ludzi z charakterem! Mamy w sercach i umysłach żywy obraz Chrystusa Pana, naszego Zbawiciela i Nauczyciela, który gotów jest codziennie nas wychowywać, by nasz charakter z roku na rok był ukształtowany coraz lepiej i przypominał Jego samego.
Nie ma się więc co oglądać na to, że ktoś za nas zacznie regularnie czytać Słowo Boże i się modlić. Nie ma co liczyć na to, że ktoś za nas przeciwstawi się grzechowi, któremu ulegamy, że ktoś za nas przestanie kłamać, pociągać z butelki albo wybuchać gniewem. To jest nasza działka! To my musimy przestać ulegać grzechowi! Bóg dał nam do tego moc, uzdolnił nas w Chrystusie do prowadzenia nowego życia, a my musimy wykorzystywać każdą okoliczność i pracować nad swoim charakterem. Musimy się stawać coraz bardziej stabilni w wierze.
Proponuję, aby każdy z nas rozpoczął (lub podjął na nowo) pracę nad swoim charakterem poczynając od sfery, w której ma największe niepowodzenia. Nie radzę robienia na początek planów zbyt ambitnych. Do wielkich i trwałych osiągnięć nie dochodzi się wielkimi krokami i nigdy na skróty! Najpierw trzeba sprawę przemyśleć. Mamy za sobą w tej sferze szereg doświadczeń. Wiemy w jakich okolicznościach jesteśmy podatni na grzech, a w jakich możemy się ostać. Dużo o tym rozmyślajmy i przy tym się módlmy. Siejmy w sobie dużo duchowych myśli. Myślmy o tym, że chcemy być jak Jezus, że chcemy być człowiekiem z charakterem! Czyniąc tak zbierzemy czyn - jakiś pierwszy, skromny i długo oczekiwany owoc pracy pod kierownictwem Ducha Świętego. Potem drugi, trzeci... Nie gorączkujmy się. Praca nad swoim charakterem to droga żmudna. Będziemy przeżywać pokuszenie, by jej zaniechać i znowu poddać się grzechowi. Na przykład znowu wygarnąć swoim bliskim, co o nich myślimy i rozładować narastający w nas gniew, znowu jeść aż do oporu, a potem jeszcze raz łudzić się, że kiedyś Bóg tak nas jakoś dotknie, że ten grzech sam od nas odejdzie, bez tej nieprzyjemnej pracy nad hartowaniem naszego charakteru.
Bądźmy świadomi tych pokus i zmagajmy się z nimi idąc za głosem Ducha. Zbierajmy kolejne czyny. Nie upadajmy na duchu, gdy coś po drodze się nam nie uda. Mamy Orędownika u Ojca, On jest ubłaganiem za nasze grzechy. (13) Trwajmy w tym przez kolejne miesiące, aż tych czynów pojawi się tyle, byśmy mogli je zacząć siać. Na pewno przyjdą takie dni, gdy jeden po drugim, dzień za dniem, już bez tej huśtawki upadek - wyznanie - upadek, bez ciągłych zastojów, seryjnie zaczniemy siać czyny, dobre czyny! Wtedy w naszym życiu zaowocuje to określonymi, dobrymi nawykami. Gdy te z kolei zaczniemy siać, to potem, ku chwale Bożej, zbierzemy pierwszy snop charakteru w tej sferze, w której - być może od lat - mieliśmy prawie same niepowodzenia.
Zacznijmy już dzisiaj i pracujmy nad swoim charakterem, aby przez nasze życie, poprzez widoczny w nas charakter swego Umiłowanego Syna, był uwielbiony sam Pan!
Słownik Psychologiczny, Wyd. Wiedza Powszechna, Warszawa 1979
Słownik Języka Polskiego, Wyd. PWN, Warszawa 1978
Zarys Psychologii, Tadeusz W. Nowacki, WSiP, Warszawa 1979
Temperament i Duch Święty, Wyd. Słowo Prawdy, Warszawa 1971
Księga Rodzaju. Rozdział 39
Księga Nehemiasza. Rozdział 6
Księga Daniela. Rozdział 6
List do Hebrajczyków 12,3
|