LUBIĄŻ
Potężny klasztor pocysterski góruje nad miasteczkiem Lubiąż, doskonale widoczny podczas jazdy z Wrocławia do Legnicy. W okresie ostatniej wojny był fabryką produkującą urządzenia dla przemysłu zbrojeniowego Rzeszy.
Na początku można wymienić ważniejsze daty mające związek z klasztorem:
1936 r. - szybkie przeniesienie stadniny koni z Lubiąża do Książa i zajęcie klasztoru przez Wehrmacht
1942 r. - przełom maja i czerwca kiedy to do Lubiąża przeniesiono zakład Telefunken i Schlesische Werkstatten. Projektowanie urządzeń radiowych i prawdopodobnie radarowych (elektronika?)
1939-1942 r. - prawdopodobnie produkcja silników do V-2 (mocno wątpliwe)
od lutego 1944 - produkcja silników do V-3 ???? (prawdopodobnie chodzi o amunicje, V-3 to działo wielokomorowe)
1943 r. styczeń - dokument w sprawie przeciągnięcia z Jurcza do klasztoru linii wysokiego napięcia dla projektu budowy.
1943 r. marzec - gauleiter Hanke wraz z delegacją berlińskiej filii zakładów Telefunken odwiedza klasztor. Wizyta ma na celu stwierdzenie czy obiekt nadaje się do adaptacji pod produkcję.
1945 .01.25 - załoga przygotowuje ewakuację na zachód przez most
W kontekście funkcjonujących tu zakładów pojawiają się różne nazwy, przykładowo „Zakład Produkcji Filców Technicznych”, „Schlesische Werkstätten dr.Fürstenau und Co”. Wszystko wskazuje, że na terenie klasztoru funkcjonował dość sporej wielkości obiekt przemysłowy, powstała nawet oczyszczalnia ścieków. Wywożono stąd koleją jakieś produkty, na tyle ciężkie, że wybudowano przy dworcu wagę kolejową.
W zeznaniach nielicznych oficerów SS, maskujących teren, złapanych przez Rosjan, pojawia się opis tajnego projektu, w ramach, którego skonstruowano urządzenie „Dzwon” (die Glocke) („Chronos”?), brak dalszych informacji o zasadach działania i zastosowaniu. Program realizowali prof. Hermann Oberth, dr Ernst Grawitz, dr Edward Tholen, dr Elizabeth Adler, dr Radke. Laboratoria powiązane z projektem należały do Siemens, Bosch, Zeiss, AEG - Telefunken.
Część relacji wspomina, że pod koniec wojny najważniejszą placówkę badawczą przeniesiono do Książa, a Lubiąż zajął się bardziej produkcją.
Przez Lubiąż nie przechodziły duże ilości materiałów, mimo to w pobliżu znajdowała się waga i bramka kolejowa, które mogą przeczyć tej teorii (możliwe, że służyły ekspediowaniu gotowych wyrobów), przez Odrę przerzucono dwa mosty, drogowy i kolejowy, obiekt natomiast zużywał duże ilości energii elektrycznej. Maskowanie przeciwlotnicze zapewniały generatory dymotwórcze, były na tyle wydajne, że w przeciągu paru minut mgła otaczała cały rejon. Dwie robotnice przymusowe wspominają taką sytuację : „... patrzymy pewnego razu a klasztoru nie ma, klasztor zniknął ...”
W pobliskim Domaszkowie odnaleziono po wojnie stosy kwitów i przepustek, delegacji. Często jako miejsce docelowe pojawia się miejscowość Torgau, która jest związana z niemieckim programem atomowym. Jedna z hipotez głosi, że znajdowały się tu między innymi laboratoria atomowe, docelowo Lubiąż miał się przekształcić w swoiste „miasteczko atomowe”. Hipotezę mogą potwierdzać wypowiedzi przesłuchiwanych świadków, którzy opisują urządzenia przypominające wirówki do separacji izotopów, oraz badania nad innymi sposobami ich rozdzielania. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że prowadzono tu prace nad uzyskaniem broni atomowej. Bardzo rozbudowana sieć ujęć wodnych wskazuje na jej duże zużycie, flotacja minerałów lub chłodzenie urządzeń (reaktor?). Świadkowie mówią, że bardzo duży nacisk kładziono na czystość wody, jedna z pogłosek wspomina nawet o doprowadzeniu rurociągu z Prochowic (pod Odrą?). Nieliczni świadkowie jacy pozostali wspominają też o podziemnych laboratoriach podzielonych szklanymi ścianami, (sterylnych?), w których pracowały osoby w białych fartuchach.
Z kolei świadek o pseudonimie Maria Liszke, żona naczelnika poczty, która była szefową kuchni dla więźniów pracujących pod ziemią, opowiada, że zjeżdżała kilka metrów pod ziemię, widziała hale produkcyjne pod samym klasztorem. Wspomina także o mężczyznach ubranych w białe kitle, których pilnowała straż wojskowa.
Jak widać z powyższych pogłosek i przesłanek o istnieniu podziemi nie brakuje. Pojawia się także inny opis jednego ze świadków: „Miałem wtedy dwadzieścia pięć lat. Był to początek lat pięćdziesiątych, w Lubiążu jestem od 1951 roku. Razem z kolegami wszedłem do klasztoru. Po lewej stronie od wejścia znajdowała się okrągła klatka schodowa. Zaczęliśmy nią schodzić. W końcu znaleźliśmy się około siedmiu metrów poniżej poziomu piwnicy. Zobaczyliśmy ogromny tunel, który w tym miejscu się rozgałęział. Tunel był półokrągły, sklepiony, mur zbudowano z czerwonej bardzo mocnej cegły. Korytarz był tak duży, że normalnie mogła w nim jeździć ciężarówka. Strzałki na ścianach świadczyły o tym, że przed nami już ktoś odwiedzał to miejsce. Szliśmy z lampami naftowymi około 100 - 150m. Nagle ujrzeliśmy coś w rodzaju zapory, przegrodzenia zrobionego z kątowników. Na to założono i zawieszono takie ... butelki z żelaza i ciężary. Bałem się, że te butelki to miny i dlatego wróciliśmy. Ale droga za siatką była tak samo szeroka i na końcu się rozgałęziała. Na dnie korytarza znajdowały się otwory o średnicy mniej więcej 2m. Były na wpół zamknięte metalowymi włazami. Na brzegu otworów zobaczyliśmy specjalne uchwyty, może do schodzenia w dół. Kiedy spojrzałem przez dziurę, zobaczyłem drugi taki korytarz. Biegł prostopadle do tego, którym szliśmy. Możliwe, że było to takie piętrowe, podziemne miasto”.
STARY KSIĄŻ
W pobliżu zamku Książ znajdują się ruiny znane pod nazwą Starego Książa. Droga z nowego zamku wiodąca bezpośrednio do starego to wąska dróżka wśród skał, prowadzi przez małe wzgórze i rzeczkę Pełcznicę, do ruin. Nie jest to droga dojazdowa a jedynie najszybsze połączenie szlakiem turystycznym. Droga dojazdowa jest znacznie dłuższa.
Stary Książ to ruiny składające się z kilku ścian, resztek wież i małego krużganka prawdopodobnie o charakterze obronnym. Całość owszem bardzo malownicza, prawdopodobnie w miejscu tym właściciele zamku organizowali pikniki.
Przed ruinami teren sztucznie wyrównany, droga prowadząca do zamku w odległości około 200m dochodzi do poprzecznej i w tym miejscu znajduje się brama wjazdowa zrobiona z betonowych elementów.
Ale nie to jest w nim takie interesujące. Przed wejściem od strony drogi dojazdowej, po lewej stronie, znajduje się mały obiekt wkomponowany w zbocze, z zewnątrz imituje obudowaną kamieniami małą piwniczkę, uwagę zwracają jedynie stalowe drzwi zamykające wejście. Wewnątrz okazuje się, że jest to obiekt betonowy składający się z 3 pomieszczeń na planie krzyża. Futryna drzwi wejściowych nosi ślady mocowania dodatkowych drzwi wewnętrznych, pomieszczenia po lewej i prawej od wejścia są o wymiarach 1x1 m i wysokości około 3m. W pomieszczeniu po lewej stronie pozostałości dziwnego stelaża stalowego, oraz wykusz w ścianie przypominający wnękę do klawiatury windowej. Pomieszczenie po prawej stronie o identycznych wymiarach, podobnie na ścianie wnęka pod klawiaturę, jedynie ze ściany wystają uchwyty jakby pod półki. Główne pomieszczenie o wymiarach 3x2, z jednej strony wyjście przez strop. Z zewnątrz widoczne wejście od góry. Na pobliskim pagórku zlokalizowano mały basenik betonowy o wymiarach 2x2, prawdopodobnie na sypki materiał albo do mieszania czegoś.
Najciekawszy w tym wypadku jest fakt, że oficjalnie przyjmuje się, iż budowniczym zamku był książę Bolek (numeru nie pamiętam). Ktoś zadał sobie sporo trudu, by pomieszczenie to upodobnić z zewnątrz do pozostałych ruin.
Na zewnątrz ruin stoją 4 wieże (postumenty) 2 wysokie na około 5 m, zakończone stalowymi elementami, 2 mniejsze wysokości około 3 m, bez zwieńczeń. Na wyższych zachowane maskowanie (maskowanie zaprawą murarską, identyczne do spotykanych na bunkrach). Zastosowanie nieznane. Przed frontem zamku widoczne są także rury kamionkowe biegnące pionowo pod ziemię. Same ruiny z widocznymi śladami wkomponowanych stalowych elementów, jak szyny stropowe, rury stalowe, wewnątrz ruin, ściana z wejściem ze zdobieniami, ale z kolei schodki do wejścia wykończone metalowymi listwami. Na dziedzińcu wybetonowane fragmenty posadzki, w prawym rogu widoczne zarwane elementy stropu piwnicznego. Z baszty wejście do krużganka prawdopodobnie obronnego. Widoczny strop piwniczy może świadczyć o istnieniu dalszych podziemi.
Odchodząc od zamku drogą w kierunku rzeki Pełcznicy, przy moście, widoczna regulacja rzeki za pomocą betonowych płyt, na jej przeciwległym brzegu betonowy budynek, pochodzące z okresu budowy kompleksu. Niektórzy twierdzą, że w podziemiach zlokalizowano tajne laboratoria. Niestety fakt ten jest chwilowo niemożliwy do potwierdzenia. Istnieje także pewne prawdopodobieństwo połączenia podziemi tunelem z zamkiem Książ, ale niestety także nie można tego potwierdzić.
ŚLĘŻA - SOBÓTKA
Miejsce przez stulecia postrzegane jako niezwykle, wieki temu miejsce kultu solarnego, dla dzisiejszych ludzi pozostała tylko miejscem sobotnio - niedzielnego wypoczynku, ale ... właśnie powróćmy jednak do czasów historycznych, może nie tak odległych jak okres twórców rzeźb kultowych, ale jednak mające coraz mniej świadków.
Góra Ślęża w okresie ostatniej wojny była świadkiem różnych zdarzeń, zarówno tych spokojniejszych, gdy walki toczyły się daleko od starych terenów Rzeszy, jak i tych bardziej burzliwych gdy wokół toczyła się zajadła bitwa. Od stuleci w masywie drążono chodniki wydobywając rożne minerały, ale w okresie ostatniej wojny do tego górniczego grona dołączyła jeszcze jedna grupa ludzi, więźniowie i pracownicy budujący podziemny kompleks. Zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu. We wspomnieniach rosyjskich żołnierzy można znaleźć wzmiankę, że podczas walk z jednostkami niemieckimi, które próbowały przebić się do oblężonego Wrocławia napotkano na silny ogień 'z rejonu podziemnej fabryki', dokładnie takiego sformułowania użyto, podziemna fabryka. W dokumentach niemieckich istnieje zapis o obiekcie 'Seehund', miał to być podziemny kompleks produkcyjny, przez długie lata, a właściwie do dnia dzisiejszego trwają dyskusję, czy rzeczywiście produkcję uruchomiono czy też nie. Jednak nie o tym chciałem napisać. Równie gorące spory toczą się na temat samego obiektu, gdzie jest zlokalizowany, czy w ogóle istniał? W międzyczasie pojawiło się wiele informacji o tajemniczych transportach, które pod koniec wojny jakoby miały udać się w stronę masywu i tam zniknąć, o potoczkach, wypływających z pomiędzy bloków skalnych, w których pływały resztki gumowych uszczelek.
Nieżyjący już Stanisław Siorek, wraz z radiestetą opracował nawet mapę tego terenu, z której wynikało, że rzeczywiście pod ziemią kryją się korytarze układające się w typowy dla obiektów budowanych w okresie ostatniej wojny, schemat. W jednym z typowanych miejsc natknąłem się już na coś co świadczyć o istnieniu podziemnych instalacji, ale dziś chciałbym opisać jednak inne tym bardziej, że nie będzie to bezpośredni rejon Ślęży, a towarzyszącego jej szczytu Wierzycy.
Idąc drogą od Sobótki, mijając schronisko pod Wierzycą wchodzimy do lasu. Początek wiosny, ptaki powoli budzą się do życia, choć jeszcze jest zimno, a zieleń nie zdążyła jeszcze w pełni otrząsnąć się po zimie, to okres ten jest doskonały do poszukiwań terenowych. Nie ma już śniegu, gęstwiny zielonych i kwitnących (pylących - to dla kichających wiosną) nie przeszkadzają w swobodnym dostępie do praktycznie każdego miejsca. W takich właśnie warunkach napotkałem coś co w pewnym stopniu poświadcza próby wybudowania olbrzymiego podziemnego kompleksu. Dlaczego olbrzymiego? Wcześniej wyraźny ślad napotkałem na południowo zachodnim stoku góry, tym razem jestem na północno wschodnim stoku Wierzycy. Ale wróćmy do samego miejsca. Towarzyszy mi dziś pewna Jaskółka, niosąc pomoc i wsparcie pokazując ślady słońca na drzewach, jest po prostu Wyjątkowa :). Tuż przy drodze napotkamy charakterystyczny ślad prowadzonych prac, w postaci sporego wybrania ziemi. Na pozór nie ma w tym nic dziwnego, może to pozostałość po kamieniołomach, ale tym razem prawdopodobnie tak nie jest. Po pierwsze, widać wyraźnie, że dość spory fragment ziemi został usunięty, na ścianach widoczne są jeszcze ślady po wiertłach używanych do kruszenia (później w otwory prawdopodobnie zakładano ładunki wybuchowe). Wiosek, coś rzeczywiście może próbowano tu zrobić, ale ... Właśnie, jest różnica pomiędzy próbowano, a zrobiono, za tym drugim przemawia coś jeszcze.
Oprócz śladów wierceń znalazłem coś jeszcze, ale po kolei. Najbliższe otoczenie wyrobiska, tuż przy drodze znajduje się mały betonowy postument, z wtopionym kołnierzem stalowym, w pierwszej chwili myślałem, że jest to po prostu fragment słupa, który kiedyś tam został po prostu obcięty, jednak okazuje się, że nie, w wystającym fragmencie widać wyraźnie śrubę mocującą, więc jednak było to coś innego, może fragment urządzenia do przesypywania urobku, może coś innego, ale na pewno nie zwykły słup oświetleniowy. W kilku miejscach wyrobiska można jeszcze znaleźć fragmenty innych betonowych słupków z wtopionymi fragmentami płaskowników stalowych, ich przeznaczenia nie potrafię wyjaśnić, ale z jakiegoś powodu zostały tu postawione. W dalszym ciągu przytoczone przykłady nie dają pełnych podstaw do twierdzenia, że mamy do czynienia z czymś więcej niż próba drążenia wyrobiska, ale wystarczy obrócić się za siebie i spojrzeć na drugą stronę drogi. Na przedłużeniu teoretycznego wlotu sztolni widać kanał odwadniający i leżące fragmenty podkładów pod szyny kolejki. Odwodnienia sztolni wykonywane są trochę później niż właściwy obiekt, tak długo jak napływ wody jest niewielki wystarcza grawitacyjny odpływ, a woda sama szuka dla siebie drogi, Gotowe kanały odwadniające powstają gdy ekipa drążąca posunie się już w głąb zbocza i trzeba upłynnić odpływ wody. To właśnie z takim kanałem mamy w tym wypadku do czynienia. Fragmenty podkładów potwierdzają tylko domniemanie, że tunel wydrążono przynajmniej na odcinku kilkunastu metrów (a może dłuższy) ponieważ w pierwszych odcinkach układano przenośne zestawy szyn, by móc je przesuwać wraz z postępem prac, a ich miejsce zajmowały stałe podkłady i torowiska. Na znalezionym kamieniu dostrzec można jeszcze ślady spowodowane prawdopodobnie wysoką temperaturą.
Wędrując po masywie Ślęży wielokrotnie można natknąć się na liczne strumyki, cieki wodne i strumyczki, wiele z nich jest naturalnymi tworami przyrody, jednak . tak nie wszystkie. Przykład takiego prawie przypadkowego tworu natury można znaleźć także w pobliżu opisywanego miejsca. Niby zwykły strumień, czy pozostałość systemu odwadniającego, niby, tylko, że jest małe ale . w tego typu kanałach nawet jeśli już przyjmiemy, że postawienie cembrowanej 'studni' jest uzasadnione jakimiś względami technologicznymi to pojawia się pytanie, dlaczego w systemie odwadniającym pojawia się dosłownie 'znikąd' fragment rury biegnący przynajmniej przez pewien moment zgodnie z kierunkiem spływu odwodnienia. Widoczny fragment instalacji wodnej (przynajmniej mam nadzieję, że jest to wodna) przebiega właśnie przez tą studzienkę i prawdopodobnie biegnie wzdłuż jej nurtu, jednocześnie widoczny jest tylko w studzience, dokąd idzie, skąd idzie tego niestety nie wiem, ale może znajdzie się ktoś lub przypadek sprawi, że znajdę odpowiedź na to pytanie.
Czy podziemny kompleks jest faktem? Prawdopodobnie tak, Przekazy są wiarygodne a dokumenty zachowane w niemieckich archiwach nie dają podstaw do wątpliwości. Odrębną kwestią jest sprawa jego przeznaczenia i ewentualnej zawartości, na te pytania może kiedyś poznamy odpowiedzi.
JELENIA GÓRA
Tym razem odrobina zmian, nie jest to materiał o domniemanej fabryce, składnicy, a o czymś co pierwotnie planowano dla ludności cywilnej. Przykłady skutków wywołanych przez naloty alianckie w okresie ostatniej wojny pokazują, że nieprzygotowana ludność cywilna w pierwszym rzędzie staje się ich ofiarą, o ile fabryki można w jakimś stopniu odbudować to cierpienia ludności są najsilniejszym bodźcem niszczącym morale obrońców. W związku z tym na terenie rzeszy niemieckiej w trakcie całej wojny rozbudowywano i modernizowano już istniejące schrony, a także budowano liczne nowe ukrycia. Także tu w Jeleniej Górze powstawały tego typu obiekty.
Jednym z nich jest schron znajdujący się prawie w centrum miasta pod wzgórzem Kościuszki. Tak na dobrą sprawę jest to zespół składający się z piwnic użytkowych i zespołu wyrobisk, zajmujących znaczną cześć terenu. System piwniczny powstał jeszcze przed wybuchem wojny, natomiast drążenie wyrobisk rozpoczęto w 1944 roku. Pierwotnie zakładano, że znajdzie w nim schronienie 2.000 osób, jednak juz w trakcie budowy zdecydowano, że docelowo ma pomieścić około 6.000 ludności. Całość miała posiadać rozbudowaną sieć wodno - kanalizacyjną, przyłącza telefoniczne, system zasilania awaryjnego, sprawny system wentylacyjny włącznie z systemem gazoszczelnych komór. Korytarze są oznakowane systemem liter i numerów, jedyną ciekawostką jest pokrycie ścian jednego z wjazdów farbą fluorescencyjną, która zresztą swoje właściwości zachowała do dziś.
W założeniach do podziemi miały prowadzić trzy wejścia, w całości obetonowane, prowadzące do wartowni, wejścia miały być zabezpieczone dodatkowo śluzami gazoszczelnymi. Wraz z rozpoczęciem prac zmieniały się założenia, które w efekcie doprowadziły do powstania obiektu z kilkoma wejściami, dodatkowo wyposażonego w liczne szyby wentylacyjne, przebudowa spowodowała, że powiększono ilość miejsca dla planowanych 6.000 osób. Budowę prowadzono jednocześnie z 3 kierunków, z różnym nasileniem prac, do wykonywania ciężkich prac fizycznych zatrudniano jeńców rosyjskich zlokalizowanych obecnie na terenie Cieplic . Część wyrobisk doprowadzono do założonych gabarytów, jednak nie wszystkie, w stosunku do planów wykonano około 75% wydrążeń, założono także część instalacji, czego przykładem może być korytarz główny, gdzie można odnaleźć ślady kanalizacji, zachowany stan wskazuje, że urządzenia były w pełni sprawne.
Obiekt po wojnie wykorzystywano między innymi na pieczarkarnię, czego ślady można bez kłopotu odnaleźć, jednak pewnym wstrząsem może być fakt użycia do budowy ścianek działowych płyt nagrobnych, trudno znaleźć motywację dla takiej decyzji, tym bardziej, że są wśród nich polskie nagrobki. W chwili obecnej podziemia są dostępne, jednak zasypanie i zakrycie szybu i otworów wentylacyjnych spowodowało, że obiekcie znacznie wzrosła wilgotność, co prowadzi do jego szybkiej dewastacji.
Spalona
Miejscowość położona na terenie dawnego województwa wałbrzyskiego w pobliżu Bystrzycy Kłodzkiej. Nie toczyły się tu intensywne walki, jednak w okresie wojny wybudowano tu bunkry, które miały strzec ważniejsze drogi w rejonie. Przynajmniej jeden z takich obiektów straszy potencjalnych poszukiwaczy do dnia dzisiejszego. Ten strach jest jak najbardziej racjonalny i wcale nie dotyczy "strażników", duchów itp. otóż po wojnie w okresie "rozkwitu" gospodarki planowej, powstał w nim mogilnik przeterminowanych środków chemicznych i jakakolwiek próba jego penetracji może być groźna dla życia i zdrowia przypadkowego poszukiwacza.
Wróćmy jednak do tematu, czego tu szukać? , otóż jest czego, według relacji świadków pod koniec wojny w te okolice nadjechał transport składający się z kilku lub kilkunastu ciężarówek wiozących skrzynie. Transport ten wrócił ale już pusty, prawdopodobnie jego zawartość ukryto w okolicznych bunkrach i lasach. Pozostaje pytanie co zawierały, obiegowa opinia twierdzi, że na pewno skarby, "złoto Wrocławia" itp. Bardziej prawdopodobne, że jeżeli ten transport jest faktem, to mógł przewozić albo zaopatrzenie dla tworzących się grup dywersyjnych, albo ukryto prawie gotową produkcję którejś z fabryk.
Po wojnie próbowano oczywiście odnaleźć tajemniczy transport, jednak bez efektu, jedyną ciekawą sprawą jaką odnaleziono był most. Most jak to most, droga wiodąca do niego mogła pomieścić ciężarówki, jednak most i droga kończyły się ....... litą skałą. Nie rumowiskiem wskazującym na detonację lub naturalne ruchy gór, a właśnie litą skałą. Do dnia dzisiejszego nie natrafiłem na logiczne wytłumaczenie tego faktu, tym bardziej, że nic nie wskazuje, by droga po prostu nie została ukończona, ponoć skała nie nosiła nawet odrobiny śladów wstępnej obróbki przed drążeniem tunelu.
BRZEG DOLNY
Gazy bojowe po raz pierwszy zostały użyte podczas I Wojny Światowej, ilość ofiar była przerażająca, mimo to wszystkie państwa po zakończeniu działań wojennych rozpoczęły prace nad tymi środkami. Prace takie prowadzone były także w Polsce - w laboratorium podlegającym ministerstwu obrony. Uzyskano chlorocetofen, fosgen, chloropikrynę, adamsyt, bromoaceton i iperyt. Prace prowadzono od 1925 roku, trzy lata później produkcja seryjna Iperytu była gotowa. W 1934 roku przeprowadzono pierwsze manewry wojskowe z użyciem gazów na poligonie w Jedwabnie; zatruciu uległo 40 żołnierzy, w tym 15 ciężko. Gaz produkowały zakłady w Dębie pod Sandomierzem; przewożony był w stalowych butlach lub pojemnikach w kształcie gruszki.
Prace nad gazami bojowymi rozpoczęto także w Niemczech, jednak do 1935 roku nie istniał zakład, w którym można by uruchomić produkcję seryjną. Lokalizacja takiego ośrodka nastręczała pewien problem, oprócz oczywistych aspektów zachowania tajemnicy, pozostawał także problem zaopatrywania takiego zakładu w duże ilości wody, dlatego też po wojnie na terenie Polski odnaleziono liczne zakłady chemiczne mieszczące się nad dużymi rzekami, przykładowo Blachownia, Police, Krzystkowice.
Projektowanie zakładu w Brzegu Dolnym rozpoczęto w 1939 w Lipsku, właścicielem kompleksu był koncern IG Farben, plany ukończono w dużym pośpiechu w latach 1940 - 41 , ośrodek zakodowano pod nazwą "Anorgana".
W budowie uczestniczyły liczne zakłady z terenu Niemiec, oczywiście zlokalizowano tu także rezerwuar taniej siły roboczej filię obozu Gross Rosen Aussenkommando Dyhernfurth I i II.
Po uruchomieniu zakładów nie zlikwidowano obozów, zmienił się tylko zakres ich prac. Komando I zajmowało się produkcją gazów i ładowaniem ich do pocisków i bomb, natomiast Komando II w liczbie 2.000 - 3.000 więźniów w dalszym ciągu rozbudowywało zakład. Różnice w warunkach życia między oboma obozami były bardzo duże, o ile do pierwszego kierowano w miarę zdrowych więźniów i zapewniano im w miarę znośne warunki, o tyle drugi obóz nawet przez Niemców był nazywany Domem Elfów, ludzie znikali tam jak elfy. Odrębną grupą więźniów byli ludzie z grupy RU (powrót niepożądany), pracowali w wydzielonej hali, z ograniczonym prawem wstępu dla ludzi postronnych. O stopniu utajnienia produkcji niech świadczy fakt, że SS-mani pilnujący obozu mimo podpisania oświadczenia o zachowaniu tajemnicy, nie mieli prawa oglądać więźniów przy pracy, nawet podczas wyładunku transportu pocisków do napełnienia ustawiano wokół wagonów specjalne parawany, podobnie sprawa miała się z wywozem gotowych produktów.
Wydzielona hala fabryki, w której trwało napełnianie pocisków miało doprowadzone przewody z gazem bojowym . Drzwi i okna hali były zamykane hermetycznie. Dla wentylacji kanałami w podłodze wdmuchiwano powietrze pobierane z wysokich kominów. Budynek był podzielony na pomieszczenia, poczynając od biura i stolarni, w której naprawiano uszkodzone w transporcie skrzynie z pociskami, przygotowywano też materiał do unieruchomienia w wagonach gotowego wyrobu. Dalej było stanowisko napełniania bomb gazem, ich magazyn, pomieszczenie napełniania pocisków artyleryjskich i szklanych pojemników, stanowiska cechowania, kontroli itd. Część produkcji wywożono z fabryki cysternami. Płynny tabun wlewały do pocisków specjalne maszyny. Otwór wlewowy zakręcano nakrętką i zamalowywano żółtą farbą, która zmieniała kolor na czerwony, gdy środek się ulatniał. Szczelność bomb sprawdzano ponadto w dwóch komorach podciśnieniowych, a szklane pojemniki zamykano specjalnym urządzeniem stapiającym szkło. Produkt nieszczelny wracał do cywilnego pracownika, który wykręcał nakrętkę i jakąś substancją neutralizował truciznę.
Miasto i fabryka zostały zajęte przez Rosjan 26 stycznia 1945 roku, bez walki, Niemcy wycofali się w popłochu za Odrę, niszcząc prom i most kolejowy. Rosjanie nie bardzo orientowali się, co zostało zdobyte - po zostawieniu niewielkiego garnizonu wartowniczego jednostki wyruszyły w stronę Trzebnicy. Na rozkaz komendantury obrony Wrocławia z grupy generała Sachsenheimer stacjonującej pod Wrocławiem wydzielono oddział szturmowy, który 4 lutego 1945 roku, zajął fabrykę i przez dwa i pół dnia dokonywał zniszczeń i maskowań w zakładzie. 6 lutego, po ściągnięciu większych sił radzieckich Niemcy wycofali się z zakładu. Wycofując się z zakładów Niemcy zabrali ze sobą część pojemników z gazem, prawdopodobnie zostały przeniesione do zakładu zlokalizowanego w pod wrocławskiej Leśnicy.
Po wojnie zakład zaczął działalność na nowo, oczywiści oficjalnie produkcja dotyczyła tylko środków pokojowych, ale nieoficjalnie mówiło się o produkcji gazów i innych środków specjalnych, jak nazywano produkcję dla wojska. Obecnie nie można oglądać hal fabrycznych, produkcja trwa w nich nadal, silny zapach chemikaliów unosi się prawie nad całym miastem.
KRZYSTKOWICE
Kombinat chemiczny Dynamit-Aktien Gesellschaft vormals Alfred Nobel & Co. (DAG)w Krzystkowicach (Christianstadt). Znajduje się około 30 kilometrów od Zielonej Góry, obecnie dzielnica Nowogrodu Bobrzańskiego. Dostępne za wyjątkiem fragmentu zajmowanego przez jednostkę wojskową. Zakłady zajmowały się produkcją materiałów wybuchowych. Niestety do tej pory nie udało się odnaleźć żadnej dokumentacji mówiącej o konkretnym profilu produkcji, wiadomo natomiast, że oprócz produkcji testowano tu także prototypy amunicji.
Na każdym kto odwiedza ten teren kombinat wywiera niesamowite wrażenie, nic dziwnego, ma się wrażenie jakby przeniesiono nas całe lata wstecz, na teren wymarłego miasteczka. Dużym ułatwieniem jest gęsta sieć dróg pokrywających cały teren, w znacznym stopniu ułatwiają one poruszanie się i odnajdywanie poszczególnych obiektów.
Budowę zakładów rozpoczęto w 1940, o jej tempie może świadczyć fakt, że już w 1941 produkcja trwała pełną parą, do budowy ściągnięto około 25 tys. robotników przymusowych z Belgii, Czech, Francji, Holandii, Jugosławii, Rosji, Słowacji, Ukrainy, Włoch i Polski. Kombinat z obozami dla więźniów zajmował powierzchnię prawie 35 km. Produkcja trwała do ostatniego momentu przed wkroczeniem Rosjan. W chwili gdy front zaczął się zbliżać do granic Dolnego Śląska rozpoczęła się ewakuacja wyposażenia fabryki.
Przejdźmy jednak do opisu kombinatu i zagadek z nim związanych. Kombinat posiadał własne ujęcie wody i stacje pomp, liczne stacje transformatorowe, łącznie z systemami awaryjnymi. Dodatkowo zbudowano własną elektrociepłownię.
Najciekawszym z elementów jest bardzo rozbudowany system urządzeń hydrotechnicznych, niekiedy jego rozległość powoduje pojawianie się informacji o rozległych podziemiach, które były przez niego zaopatrywane w wodę. Wytłumaczenie jest jednak znacznie bardziej prozaiczne, woda w dużych ilościach była wymagana przy produkcji materiałów wybuchowych. Duże wrażenie na poszukiwaczach robią związane z tym systemem wielkie obiekty przypominające bunkry bez zadaszenia. Jedną z ciekawszych hipotez na temat ich zastosowania była teoria o próbach z pojazdami latającymi lub wielkimi wyrzutniami pocisków. Także w tym wypadku wyjaśnienie jest bardziej prozaiczne, są to zbiorniki do mieszania składników materiałów wybuchowych i jednoczesnego ich chłodzenia wodą. Dodatkowo kompleks posiadał bardzo rozbudowaną sieć torowisk, wykorzystywaną zarówno przy dostawach materiałów eksploatacyjnych, jak i wywozu gotowych wyrobów. Zachowały się także resztki betonowych elementów dźwigów, suwnic. Cały teren usiany jest także budynkami magazynowymi, produkcyjnymi i biurowymi.
Jak każda fabryka o znaczeniu strategicznym także Krzystkowice były pilnie strzeżone. Teren otoczono zasiekami z drutu kolczastego, do dziś udało się zlokalizować miejsca 11 bram wjazdowych, terenu strzegło około 600 wartowników zakwaterowanych w koszarach (obecnie więzienie). Oczywiście ze względu na wagę obiektu i obecność więźniów zlokalizowano także silną placówkę SS. Na terenie zakładów według różnych danych zlokalizowano aż 16 różnych obozów, w okresie wojny przebywało w nich od 20.000 do 30.000 osób.
Charakter produkcji sprzyjał nieoczekiwanym eksplozjom, dokumenty świadczą o przynajmniej trzech, które pociągnęły za sobą liczne ofiary spośród więźniów i poczyniły znaczne szkody. Również po wyzwolenie zdarzały się wypadki, znane są relacje dotyczące eksplozji spowodowanych przez Rosjan, penetrujących teren.
Pora na opowieści o skarbach. Po wojnie wielokrotnie poszukiwano zmagazynowanych zasobów platyny, stosowanej w procesie technologicznym. Na terenie zakładów mają się także znajdować niezbadane podziemia, które są zalane, jedna z wersji głosi, że sprowadzono nawet specjalne pompy do ich osuszenia, niestety prace te miały nie dać efektu. W podziemiach tych miały się znajdować magazyny różnych dóbr, począwszy od żywności a na przedmiotach wartościowych skończywszy.
Na pewno warto jest pojechać do Krzystkowic, tak na dobrą sprawę niewiele zostało takich miejsc w Polsce, może kiedyś teren ten stanie się atrakcją turystyczną, jak chcą włodarze okolicznych gmin, ale wątpię, na przeszkodzie staną prawdopodobnie jak zwykle pieniądze.
WAŁBRZYCH - tunel kolejowy
Wałbrzych, od dawna znany z rozwiniętego górnictwa, w terenie do dziś można odnaleźć pozostałości po licznych szybach górniczych. Innym znanym wałbrzyskim obiektem jest oczywiście Zamek Książ. O zamku już pisałem, w tym artykule chciałbym zająć się sprawą tunelu kolejowego na trasie Wałbrzych - Głuszyca.
Są dwie plotki związane z tunelem, pierwsza z nich mówi, że tunel posiada zamaskowaną odnogę prowadzącą bezpośrednio do zamku Książ. Druga wiąże tunel z tajną centralą łączności o kryptonimie Rüdiger.
Zacznijmy jednak od początku, budowę prowadzono w latach 1909 - 1911, czyli na dużo przed II wojną światową, i w tu pojawiają się pierwsze pytania. Jeżeli tunel powstał tak wcześnie, to raczej należy wątpić czy już w trakcie budowy planowano jakieś tajne przedsięwzięcia. Przedsięwzięcie było czysto komercyjne i nie wchodziła w grę praca przymusowa, zresztą w tamtym czasie "wynalazek" obozów koncentracyjnych i obozów pracy na szczęście nie był jeszcze znany.
Zacznijmy jednak od pierwszej z hipotez. Tunel kolejowy miał mieć podziemną odnogę, łączącą go bezpośrednio z zamkiem Książ, umożliwiało to niepostrzeżenie włączenie się do normalnej linii kolejowej pociągów sztabowych wyjeżdżających z kwatery Hitlera. Jednym z namacalnych dowodów istnienia takiej odnogi ma być nietypowe przewężenie tunelu. Rzeczywiście w okolicach 1/3 długości tunelu bardzo wyraźnie zmienia się jego konstrukcja, pojawia się nietypowe przewężenie ciągnące się na znacznym odcinku. Sprawia ono wrażenie celowego dobudowania warstwy na całym obwodzie tunelu. Właśnie to miejsce wskazywane jest jako celowo zamaskowana odnoga. Zastanawia jest jedna rzecz, jeżeli rzeczywiście w tym miejscu dochodził tunel, to przebiegać musiał praktycznie na około Wałbrzycha, ponieważ jest on od południowej strony, a północna strona tunelu, która teoretycznie była by lepsza do drążenia odnogi, ze względu na mniejszy dystans do pokonania, sąsiaduje z drugą nitką tunelu (ciężko sobie wyobrazić skrzyżowanie wewnątrz tunelu). Nic poza owym przewężeniem nie wskazuje na istnienie odgałęzienia, więc może rzeczywiście po prostu ono nie istniało.
Druga z pogłosek wiąże istnienie tunelu z tajną centralą łącznościową. Ponownie pojawiają się pytania, dlaczego w tym miejscu centrala, skoro w pobliżu jest Książ, który jako kwatera główna wodza, bardziej nadawał się na umieszczenie takiego obiektu. Jeżeli jednak stwierdzimy, że Książ się nie nadaje, to może taka centrala powinna znajdować się pomiędzy kompleksem Riese a kwaterą Hitlera (chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego). Jedynym uzasadnieniem takiej lokalizacji mogło by być użycie tunelu jako schronu kolejowego dla pociągów sztabowych, wiadomo muszą one mieć jakiś kontakt ze światem, a bliskość takiej centrali znacznie ułatwiała by życie. Jest jednak pewien szczegół, który przemawia przeciwko tej teorii, tunel w Wałbrzychu jest jednym z trzech w tym rejonie (na tej samej linii kolejowej), jeżeli przyjmiemy za prawdę, żę w niedalekich Kolcach miał znajdować się główny dworzec Riese, to w pobliżu jest inny tunel, który bardziej nadawałby się do lokalizacji centrali, co więcej ponoć w tunelu koło Kolc przy wjazdach były widoczne haki do montażu drzwi pancernych, czyniących z tunelu prawdziwy schron kolejowy. Większość z tych argumentów przemawia przeciw tunelowi w Wałbrzychu, ale jak zwykle pojawiają się wątpliwości. Jedna z ekip eksploratorskich nad wałbrzyskim tunelem znalazła zamaskowane chodniki. Przy wejściu obudowane cegłą, w dalszym odcinku pozostawiona skała, prowadzą one do pionowego szybu, niestety całkowicie zalanego wodą. Owszem nurkowie podejmowali próby jego penetracji, niestety bez rezultatu, kilka metrów pod wodą natrafiali na przeszkody w postaci zatopionych belek tworzących barierę nie do przebycia. I znowu pytania, jeżeli jest to nic nie znaczący tunel, to dlaczego ktoś zadał sobie tyle trudu w budowę podziemnych korytarzy, przecież nikt tam nie wydobywał węgla. Niestety wydaje mi się, że tak szybko nie poznamy prawdy, pozostają jak zwykle domysły. Faktem jest natomiast, że w pobliżu znajduje się jeszcze jedno wybranie ziemi, do złudzenia przypominające miejsce przygotowywane pod budowę kolejnego szybu, chyba, że poniesie nas wyobraźnia to można domniemywać, że to wybranie ziemi to nie początki prac, a zasypana sztolnia.
Sam tunel jak wspomniałem wcześniej składa się z dwóch odrębnych nitek, połączonych ze sobą przejściami technologicznymi. Do nieczynnej części można bezpiecznie wejść, chociaż zbrojona czapeczka na pewno się przyda, ponieważ czas robi swoje i coś może się urwać z sufitu. W tunelu można odnaleźć tabliczki informacyjne wmurowane w ścianę, informujące o długości tunelu, liczne wnęki dla pracujących kolejarzy, jest też parę konstrukcji o dość niejasnym przeznaczeniu (też wnęki, ale trudno się w nich schować dorosłemu człowiekowi). Oczywiście cały tunel pokrywa gruba warstwa sadzy, pozostałość wieloletniej eksploatacji i nie radzę opierać się za bardzo o ściany :)).
KAMIENNA GÓRA
Ze względu na naloty 9.04.1943 Ministerstwo Lotnictwa Rzeszy zapowiedziało przeniesienie zakładu produkcji łożysk kulkowych ze Schweinfurtu na Śląsk. Już 14.04.1943 przedstawiciele ministerstwa z gauleiterem K. Hanke i rzeczoznawcą z Inspekcji Zbrojeniowej wizytowali zakłady tekstylne w Kamiennej Górze w celu wyszukania odpowiednio dużej powierzchni produkcyjnej dla firmy Kugelfischer. W dniu 18.05.1943 zapadła decyzja Ministerstwa Lotnictwa o przeniesieniu także firmy VKF (Vereinigte Kugellager - Fabrik) ze Schweinfurtu. Były to kluczowe fabryki produkujące łożyska kulkowe na potrzeby przemysłu lotniczego, umieszczono je w trzech częściach zakładu jako fabryka łożysk kulkowych Kramsta Methner und Frahne.
Pierwszy transport więźniów (około 800) z Gross Rosen przybył do miasta 17.07.1944 i został ulokowany w zachodniej części miasta nad rzeką Bóbr na terenie byłego obozu dla jeńców francuskich, w maju 1945 w obozie przebywało już 1.600 więźniów, Polaków, Rosjan, Czechów, Słowaków.
Pierwsza część zakładów (tzw. Werk I) znajdował się około 700 m od obozu w pomieszczeniach ewakuowanej fabryki lniarskiej, więźniowie zajmowali się toczeniem i hartowaniem pierścieni do łożysk kulkowych, zlokalizowana była też tam kuźnia, praca trwała na 2 zmiany w dzień pracowało 400 a w nocy 300 więźniów. Druga część zakładów (tzw. Werk II) znajdował się bliżej centrum około 1.200 m od obozu. Praca trwała na jedną zmianę, 400 więźniów montowało gotowe łożyska, pakowało i przygotowywało do wysyłki. Trzecia część zakładów (tzw. Werk III) znajdowała się około 2 km od obozu, w północno zachodniej części przedmieścia. W nieskończonej hali tłoczono pierścienie (sztancowano). Pracowało tam 350 więźniów na jedną zmianę.
Jeden z więźniów opisuje jak w połowie lutego 1945 po ogłoszeniu alarmu przeciwlotniczego obserwowano jak mieszkańcy miasteczka udają się do schronów przeciwlotniczych (wielu schronów) zlokalizowanych w stoku góry około 200 metrów od obozu. Wszystkich więźniów w tym czasie zapędzono do zlokalizowanego obok schronów lochu, był on zbudowany przez samych więźniów, nieukończony, bez oświetlenia i wentylacji, wejście było zamykane potężnymi stalowymi drzwiami.
Inny więzień opisuje wypadki z początku 1945 "... Oglądaliśmy z przerażeniem przeciągające gromady ewakuowanych więźniów z Auschwitz i innych obozów zlokalizowanych na wschód od nas. Widzieliśmy, jak wpędzono te gromady na noc w lochy wyżłobione w pobliskim zboczu wzgórza, skąd po każdym takim noclegu wynoszono kupy trupów, uduszonych z braku powietrza."
Kolejny więzień opisuje alarm przeciwlotniczy z kwietnia 1945 ".. w wielkim pośpiechu ogłoszono apel całego obozu i popędzono nas do lochów znajdujących się pod górą po drugiej stronie Bobru, nieopodal obozu. Biegnąc, z daleka zobaczyliśmy wybity w zboczu góry duży otwór. W ten otwór wbiegliśmy popędzani przez esesmanów i szczuci psami. Przekroczyliśmy potężną bramę zrobioną z żelaza, która po naszym wejściu szczelnie zamknęła otwór. Kilka metrów za tą bramą znajdowała się druga brama zrobiona z żelaznej kratownicy, która również za nami została zamknięta. Wpędzono nas do długiego korytarza, bardzo wysokiego, wykutego w skale, bez obudowy. Po bokach leżały żelazne rury, pręty metalowe, druty. Korytarz był oświetlony bardzo słabym światłem. Jakie to było oświetlenie nie pamiętam. Następnie popędzono nas do obszernej hali również wykutej w skale. Nie była ona zabudowana. Było tam ciemno. Trochę światła wpadającego z korytarza bardzo mało oświetlało halę, tak, że trudno było coś dokładnie zauważyć. Hala ta musiała być bardzo obszerna, skoro wszyscy więźniowie tam się zmieścili. Gdy zamknęły się za nami żelazne wrota ogarnął nas strach i niepewność. Sądziliśmy, że tu będą mogli nas zagazować... Zwróciłem się do jednego z zapytaniem (po niemiecku), czy nie chcą nas tutaj wykończyć gazem. Odpowiedział po polsku, że tu gazów nie użyją, gdyż są porobione wywietrzniki do samego szczytu góry.... Przypuszczaliśmy, że budują tam jakąś fabrykę."
Opisywane schrony znajdują się przy ulicy Wiejskiej, praktycznie na przeciwko dawnego obozu. Jest to zespół trzech schronów, niewielkich gabarytami, całkowicie wykończonych.
W samym mieście znajduje się kilka prawdopodobnych miejsc, gdzie zlokalizowano podziemne obiekty. Są to:
góra Kościelna
góra Zamkowa
góra Widok
okolice stacji kolejowej
oraz oczywiście Antonówka
Góra Kościelna
Niepotwierdzone informacje mówią o istnieniu rozległego podziemnego kompleksu, główna sztolnia miała jakoby mieć około 900 m długości. Jego część po wojnie miała być wykorzystywana jako pomieszczenia magazynowe. Świadkowie właśnie tam lokalizują podziemny szpital, który miał mieć podziemne połączenie kolejką z kompleksem sanatoryjnym. W okolice szpitala miała być doprowadzono bocznica kolejowa. Inna z wersji mówi, że szpital pod koniec wojny został przemianowany na filię zakładów Kruppa.
świadkowie twierdzą, że część wejść do podziemi znana była po wojnie, Rosjanie podejmowali próby penetracji, ale po kilkukrotnym natrafieniu na zawały i miny zrezygnowali. Równie nieskuteczne były próby zbadania tych podziemi, podjęte przez polskie wojsko, które ostatecznie zdecydowało się dalsze ich badanie odłożyć na później. Ujawnione po wojnie wejścia wysadzono i ponownie zamaskowano. Jeden z uczestników tamtych wydarzeń opowiada, że w przypadku takich niedokończonych odkryć, Rosjanie byli zainteresowani szybkim uznaniem, że "tam nic nie ma. W ten sposób ukrywano braki w pracy wywiadu, który o wielkiej ilości podziemnych obiektów w Sudetach nic właściwie nie wiedział. Pogłoski mówią, jakoby niektórym poszukiwaczom udało się zdobyć fragmenty dokumentacji budowy tego szpitala, na podstawie których twierdzą, że zaplanowana i zbudowana tam infrastruktura zapewniała warunki dla funkcjonowania od 280 do 300 łóżek. Wiadomo także, że 9 lub 12 różnych wejść do szpitala zabezpieczonych było gazowo- i ognioodpornymi bramami - śluzami, które pozwalały, dzięki działaniu specjalnego systemu wentylacji, na długie, autonomiczne funkcjonowanie obiektu. Szpital, choć jest ukryty głęboko pod ziemią, miał zapewnioną komunikację "poziomą", bo zbudowano go pod dość dużym wzniesieniem. Wspomniany autochton opowiadał, że już pod koniec wojny, korzystając z wolnych powierzchni w szpitalnym podziemiu zbudowano wielką halę wykorzystywaną przez koncern Kruppa na cele produkcyjne. Doprowadzono nawet do tego miejsca dziś już nieistniejącą kolejową bocznicę. Pod tym samym, rozległym górskim stokiem, tyle, że od strony zachodniej, budowano inne, podziemne pomieszczenia. O tych robotach zachowały się relacje rosyjskich więźniarek, które pod koniec wojny tam pracowały. Niemiec - autochton, dawny obozowy stolarz, twierdzi, że kobiety te pracowały tak jak górnicy, właściwie nie wychodząc z podziemi. Choć po wojnie ujawniono prawdopodobnie, co najmniej trzy wejścia do szpitalnych podziemi, nikt do szpitala chyba nie dotarł. Zawsze jednak pozostaje pytanie, po co Niemcy tak bardzo utrudnili dotarcie do podziemi?
Góra Zamkowa
Podziemny obiekt, prawdopodobnie dwa wejścia i jeden szyb. Wejście numer 1 zawalone i zamurowane. Podziemia nie są wykończone, w tunelu pozostałości torów kolejowych. Prawdopodobnie system wentylacyjny łączy podziemia z grobowcami na pobliskim cmentarzu. Nie ma natomiast wejść przez kaplice cmentarną. Prawdopodobnie na przedłużeniu jednego z chodników istnieją podziemne hale, mówi się o prawdopodobnym drugim poziomie wyrobisk. Przeznaczenie obiektu nieznane, mógł być to schron przeciwlotniczy, na co może wskazywać położenie w centrum miasta, długość wyrobisk około 500m. Uderzające podobieństwo do obiektu w Jeleniej Górze pod górą Kościuszki.
Góra Widok
Zachodnie przedmieścia Kamiennej Góry. Budowa rozpoczęta w 1944, na południowym stoku góry, 2km od centrum. Niestety więcej szczegółów na razie brak
Antonówka (ruski las)
Osiedle zlokalizowane w pobliżu miasta, bogata infrastruktura naziemna okolicy. Prawdopodobnie cały obiekt nosił nazwę Concordia. Prawdopodobnie pod koniec wojny uruchomiono tu produkcje, pomimo że obiekt nie został w pełni wykończony.
Opis obiektu znajduje się w wykazie obiektów opuszczonych i niewłaściwie zagospodarowanych z 1953r. "Powiat Kamienna Góra wzgórze Antonin na linii Jelenia Góra - Wałbrzych. Była fabryka amunicji, na obszarze 70 ha, 44 budynki naziemne. Bardzo wiele magazynów podziemnych niezupełnie zbudowanych (częściowo zasypane i zalane wodą). Fabryka zatrudniała 9.000 ludzi."
W okresie wojny zbudowano na stokach góry ogromne zabudowania liczące po kilkadziesiąt metrów długości nieznanego przeznaczenia (magazyny, budynki mieszkalne), z Kamiennej Góry doprowadzono bocznicę kolejową, jej zakończenie prawdopodobnie podciągnięto do podziemnej części kompleksu (niektórzy świadkowie potrafią jakoby wskazać miejsce gdzie ten wjazd się znajdował), dobrze rozbudowano sieć dróg i kanalizacji. Drążono sztolnie o niespotykanych kształtach, jedna z nich zachowała się, jej przebieg, co kilkanaście metrów załamuje się pod kątem prostym, prawdopodobnie przygotowana do wysadzenia, świadczą o tym ślady po odwiertach wokół wejścia do założenia materiałów wybuchowych. Nie wiadomo, do czego mogła służyć i dlaczego zamierzano ją wysadzić, sztolnia znajduje się dopiero w początkowej fazie drążenia.
Prawdopodobnie dość rozbudowana jest część podziemna, niektórzy twierdzą, że włączono w kompleks stare wyrobiska kopalniane, sięgające aż po Raszów i inne okoliczne miejscowości. W terenie widoczne obwałowane płaszczyzny nieznanego przeznaczenia, regularnie wyglądające zagłębienia, prawdopodobne pozostałości po kolejce normalno i wąskotorowej. Najprawdopodobniej była to fabryka amunicji lub lekkiej broni, jedna z teorii mówi też, że mogło się tu znajdować laboratorium biologiczne.
Zastanawiająca jest też liczba zatrudnionych więźniów podawana w różnorodnych wykazach. W Kamiennej Górze staniały poza Antonówką także inne obozy pracy, niestety niewiele o nich wiadomo były to Boberlager, Hirshberglager i komando przy ulicy Ziedererstrasse 13, nie wiadomo jednak ilu więźniów tam przebywało ani czym się zajmowali. Z innej strony wiadomo, że więźniów z Kamiennej dowożono pociągami do fabryki w Kowarach Krzaczynie, co z kolei powoduje powstanie innych pytań (ale to temat na odrębny artykuł).
W 1945 teren zajęli Rosjanie, przebywali tam, do 1949, co może świadczyć, że jednak coś znaleźli i próbowali albo zdemontować albo zbadać. Prawdopodobnie plany podziemi Rosjanom przekazały władze lokalne lub pracownicy firmy, mimo tego, często zdarzały się wybuchy min pułapek. Rosjanie ponoć bez problemu dostali się do hal produkcyjnych, jednak przy próbie demontażu urządzeń doszło do wybuchu, w rezultacie zaniechano dalszych prób eksploracji, a wejścia zostały wysadzone. Rosjanie zajmowali się tu także niszczeniem broni i amunicji z pobojowisk Dolnego Śląska. Odchodząc zalali podziemia a wejścia wysadzili.
Do roku 1950 teren zajmowała karna kompania WP, w okolicy zaczęto magazynować amunicję zwożoną z pobojowisk Dolnego Śląska, którą potem niszczono, z tego powodu pobliskie zagajniki noszą nazwę Wybuchy.
Mieszkańcy Kamiennej mówią także o tunelu łączącym Antonówkę z dworcem z Kamiennej Górze, niektórzy ponoć potrafią wskazać jego położenie. Zastanawiający jest jednak cel jego budowy, przecież istniała naziemna linia kolejowa. Prawdopodobnie pozostała się jeszcze prochownia otoczona lasem (niestety nie udało mi się jej odnaleźć), mieszkańcy twierdzili, że jest zagłębiona w ziemi na 7 pięter (?) i posiadała podziemne połączenie z Kamienną Górą. Tunelem jeździć miała kolejka wąskotorowa. Koło prochowni ciągnęły się bunkry. Potem większość zabudowań rozebrali miejscowi. W okolicznym lesie liczne wejścia do podziemi, niektóre zasypane lub zamurowane, niektóre drożne.
Niektóre przekazy z tamtych czasów potwierdzają, że także w tym miejscu wielokrotnie dochodziło do eksplozji zastawionych przez Niemców pułapek minerskich, co ostatecznie spowodowało zaniechanie penetracji podziemi. Skala produkcji materiałów wojennych była w Antonówce tak duża, że ze względu na bezpieczeństwo podziemi magazyny produkowanej tam amunicji przeniesiono na zewnątrz, do lasu, pod namioty. Niemcy wycofując się, składy te kolejno wysadzali w powietrze, co spowodowało zasypanie okolicznych lasów gradem niewybuchów. Niestety, można je tam znaleźć do dziś. Podziemia Antonówki ciągną się w kierunku Raszowa, Pisarzowic, a także Janowic Wielkich. Jak daleko jednak sięgają, nie wiadomo? W czasie wojny tereny te były słabo zamieszkane, co sprzyjało lokowaniu tam podziemnych, tajnych inwestycji. Niestety nie wiadomo, jak rozległe jest zatopienie tego kompleksu. Niektórzy znawcy tego tematu twierdzą, że Rosjanie dotarli tylko dość blisko od wejść i nigdy nie wdarli się do serca Antonówki, położonej głęboko w górach, na zachód i północ od tych wejść.
Na przełomie lat 60 i 70 wojsko podjęło próbę ponownego dotarcia do podziemi. Pomimo wykorzystania wydajnych pomp strażackich nie udało się obniżyć poziomu wody. Jeden ze świadków twierdzi, że zna przynajmniej jeszcze dwa wejścia, w tym jedno od strony Raszowa, częściowo zasypana stroma sztolnia z licznymi drutami biegnącymi pod ziemię. Drugie ma się znajdować w samej Antonówce, jednak trudne do lokalizacji, odnaleziono w nim kilka leżących min. Generalnie obiekt można podzielić na dwie części jedna po lewej stronie potoku, druga za potokiem. Pierwsza całkowicie widoczna zbudowana na powierzchni ziemi, obecnie osiedle mieszkaniowe, w czasie wojny też stanowiło osiedle. Dalej wzdłuż potoku i drogi budynki magazynowe, jeszcze dalej były budynki mieszkalne i na polance nad potokiem kasyno oficerskie. Nad osiedlem w pobliżu bramy wjazdowej znajduje się cmentarz, raczej ślad po nim, niestety nie wiadomo, kto jest na nim pochowany, prawdopodobnie są to więźniowie lub robotnicy przymusowi. Kilka lat temu Związek Niemców Sudeckich i niemiecka organizacja kościelna nie były zainteresowane identyfikacją grobów. Na cmentarzu widoczne ślady mogił zbiorowych z betonowymi tabliczkami z wyrytymi numerami, co może świadczyć o dokładnej ewidencji zgonów. Druga część obiektu zlokalizowana w lesie. Wybudowane obiekty tworzą pewien zamknięty schemat, połączony siecią dobrych dróg, instalacji wodnych oraz betonowych zbiorników zagłębionych w ziemi, niektóre wypełnione wodą, część z nich jest sucha.
Leśna w pobliżu Lubania i Gryfowa Śląskiego
W okresie międzywojennym znana miejscowość wypoczynkowa, turystów dowożono z Lubania kolejką elektryczną. Sytuacja uległa zmianę po wybuchu wojny. W Leśnej znajdowały się zakłady „Fabryka części do maszyn włókienniczych i odlewnia metali - obecne - Baworowo SA” - VDM (Vereinigte Deutsche Maschinenwerke GmbH), filie w Krzaczynie (Kowary), Wrocławiu, Bolkowie, Mieroszowie i Zakrzu. Zakłady są widoczne z drogi z Leśnej na zamek Czocha. Na początku wojny produkowano materiały z lnu i konopi na potrzeby Wehrmachtu do 1943 roku.
W tym to roku rozpoczęto operację "Błysk żelaza". Pomiędzy drzewami rozwieszono siatkę maskującą, drogi dojazdowe obstawiono posterunkami wojskowymi. W efekcie uzyskano solidnie strzeżony zakład, niewidoczny z powietrza i rozpoczęto budowę podziemnego kompleksu.
Z Niemiec ściągnięto naukowców, wybudowano zbiorniki na paliwo i wybudowano urządzenia do badań silników rakietowych. Pierwsza z hamowni powstała na końcu zakładu obok istniejącego do dziś aluminiowego zbiornika, elementy drugiej zachowały się w zakładowej odlewni, trzecia wybudowana jako ostatnia znajdowała się w zburzonej przed kilku laty hali.
Na przełomie 1943/44 w leżącym w pobliżu Miłoszowie utworzono filię obozu Gross Rosen - Arbeitslager Hartmannsdorf. W 1944 600 radzieckich jeńców rozpoczęło drążenie tuneli w pobliskich wzgórzach, budowy prawdopodobnie nigdy nie ukończono.
Jeden ze świadków tak opisywał „... Na niewielkim pasie ziemi, ograniczonym z obu stron dość stromymi stokami i płynącym strumieniem, stały hale fabryczne z całym zapleczem technicznym. Zakłady Petzolda dobrze strzeżone i zamaskowane, nad obiektami siatka maskująca. Komin fabryczny niższy od istniejącego (wybudowanego po wojnie), ułatwiał maskowanie, nie wystawał ponad stoki wzgórz, własne zasilanie w energię elektryczną, elektrownia wodna na terenie fabryki,(zlikwidowana w latach 60 - tych). W przyzakładowych stokach wykuto podziemia, gdzie zlokalizowano zakłady „Walter”. Produkcja silników rakietowych. Fabryki, a zwłaszcza części produkcyjnej pilnował Wehrmacht (V-2?). Na terenie zakładów hamownia silników, pozostały fragmenty ze szparami (wizjerami), zaopatrzonymi w grube szkło, prawdopodobnie żaroodporne.....”.
Wzmianki o obiekcie podziemnym pojawiają się w spisie ewidencyjnym z 6.07.1944, gdzie nadano kryptonim „Eisenglanz”, pojawia się również w spisie Organizacji Todt z datą 10.11.1944. W jednej z aktualizacji list obiektów pod datą 8.01.1945 pojawia się zapis o obiekcie „Türkis” z adnotacją „Marklissa II” i numerem budowy OT 5105, co może świadczyć o jeszcze jednym obiekcie dotychczas nie odnalezionym.
Wiadomo o trzech częściach kompleksu : w Miłoszowie, przy drodze z Leśnej do Świeradowa Zdroju i w samej Leśnej. Ostatni z nich powstał tuż obok zakładów przędzalniczych Petzolda (Baworowo).
W dotychczasowej literaturze na temat obiektu przy drodze z Leśnej występują wzmianki o dwóch korytarzach wykutych w skale, które w chwili obecnej są zakratowane. Fakt wzmiankowane tunele rzeczywiście są zakratowane, obok zrobiono miejsce pamięci więźniów zmarłych podczas katorżniczej pracy, ale praktycznie w ogóle pomija się fakt istnienia jeszcze sześciu wejść zlokalizowanych z drugiej strony góry, które są dostępne i nie powinny stanowić zagrożenia dla poszukiwaczy. Wszystkie sztolnie są nieukończone, widać w wielu miejscach drążone odnogi bocznych korytarzy, prawdopodobnie wszystkie miały mieć ze sobą połączenie. W wielu miejscach można odnaleźć jeszcze wiertła zakleszczone w skale i ślady po rozmokniętych materiałach wybuchowych (wypłukanych przez wodę).Wokół wejść biegnie taras dla kolejki wąskotorowej, a raczej dla samych wagoników, którymi wywożono urobek.
Obiekt zlokalizowany tuż przy zakładach w Leśnej, dostęp jest trudniejszy, bez pewnych środków zabezpieczających nie wolno do niego wchodzić. Składa się z podziemnego tunelu biegnącego wzdłuż całego zakładu, od tunelu odchodzi dziesięć bocznych korytarzy długości kilku metrów, tunel jest w większości nieukończony. W jednej z komór można zobaczyć podstawy pod maszyny prawdopodobnie związane z produkcją. Co ciekawe za wyjątkiem tej jednej komory brak jest śladów prowadzenia produkcji, a informacje świadków wskazują, że produkcja zbrojeniowa została podjęta. Poniekąd może to potwierdzać fakt istnienia jeszcze jednego systemu podziemi, który do tej pory nie został odnaleziony, a w którym trwała produkcja. Część wejść do obiektu znajdowała się na terenie samego zakładu.
W roku 1953 obiekt w Leśnej został zinwentaryzowany przez wojsko, w wykazie „Obiektów opuszczonych i niewłaściwie zagospodarowanych” figuruje pod pozycją 9 : „Obiekt podziemny wykuty wzdłuż całej góry znajdującej się częściowo na terenie fabryki PZJG w Baworowie (...). Wzdłuż chodników podziemnych przebiegają tory kolejki wąskotorowej.(...) obiekt dokładnie nie zbadany”.