PO DRUGIEJ STRONIE TAROTA
Tarot to nie tylko sposób wróżenia. Karty tarota to także znakomite narzędzie do badania ukrytych mocy własnego umysłu i jego przestrzeni wewnętrznej, gdyż służą one do twórczej medytacji. Podręczników wróżenia wydano już wiele, ale przewodników po trasach tarotowych, wewnętrznych podróży wciąż brakuje. A przecież od czasu, kiedy ponad 200 lat temu okultyści (miłośnicy wiedzy tajemnej) odkryli magiczne własności tarota, każde następne pokolenie próbowało przekroczyć tajemne bramy, które rysowano na kartach.
Największy wysiłek w spenetrowanie przestrzeni znajdującej się po drugiej stronie kart włożyli członkowie Zakonu Złotego Brzasku (The Order of the Golden Dawn), okultystycznej loży, która istniała w Anglii przed I wojną światową. Założyciel Zakonu, S. L. MacGregors Mathers, który oprócz tarota studiował też kabałę, tradycje celtyckie oraz hinduską tantrę, opracował system pracy z kartami, który nazwał scryingiem. Scrying (czytaj: skraing) polega na tym, żeby poprzez wpatrywanie się w kartę, a raczej w wyobrażoną na niej scenę, siłą wyobraźni ożywić tę przestrzeń, mentalnie w nią wejść i wziąć udział w tym, co się tam dzieje. Takie wejścia w karty są niezmiernie kształcące, ale też koniecznie trzeba przy tym zachować niezbędną ostrożność. Obszerne "przepisy", jak się zachować podczas scryingu, podaje Alfred Douglas, autor jednego z najbardziej uznanych podręczników tarota.
Jak bezpiecznie medytować z kartami
Z Wielkimi Arkanami tarota należy pracować po kolei, zaczynając od karty nr 0 - Głupiec, a kończąc na karcie nr 21-Świat. Dla początkujących bardziej są wskazane krótkie sesje trwające około dziesięciu minut, póki umysł nie przystosuje się do tej niezwykłej czynności. Każda sesja powinna być poświęcona tylko jednej karcie i dlatego trzeba być przygotowanym na to, że tarotowe studia potrwają kilka tygodni.
Nie musisz wchodzić w trans ani tracić kontaktu z otoczeniem. Wystarczy, abyś osiągnął taki stopień skupienia, że ani otoczenie, ani Twoje własne myśli nie będą w stanie oderwać Cię od wewnętrznej wizji.
Przygotuj odpowiednią kartę tarota. Ustaw ją na takiej wysokości i w takiej od siebie odległości, abyś, siedząc, widział ją bez problemu.
Usiądź wygodnie w fotelu lub na podłodze, w pozycji medytacyjnej. Odpręż się. Poświęć chwilę na wyrównanie oddechu. Odsuń wszystkie przeszkadzające Ci myśli.
Zacznij wpatrywać się w wybraną kartę tarota. Po kilku sesjach, kiedy nabędziesz wprawy, będziesz umiał daną kartę zwizualizować jasno, ze szczegółami, w kolorach, a nawet bardziej wyraziście, niż wygląda faktyczny rysunek na karcie. Jeżeli pewnego dnia okaże się, że już to potrafisz, zacznij medytować z zamkniętymi oczami, co pozwoli Ci nawiązać lepszy kontakt z wizją karty.
Następny krok to uczynienie oglądanej sceny tak rzeczywistą, jak to tylko możliwe. Aby tego dokonać, mentalnie nadaj postaciom i całej scenerii jasne, żywe kolory; nadaj im ciężar i konkretność, jakby wizja ta była przestrzenną, żywą sceną widzianą przez okno lub otwarte drzwi.
Teraz zwizualizuj siebie samego wewnątrz tej sceny. W swoim wyobrażeniu przestąp próg karty i stań razem z jej mieszkańcami w ich świecie. Wizualizuj nowe otoczenie z takim natężeniem, jakie tylko będziesz potrafił osiągnąć. Staraj się ujrzeć, jak wiatr porusza szaty postaci, obserwuj ich sposób poruszania się i gestykulacji. Poczuj zapach trawy, lasu, jałowej pustyni, słuchaj odgłosów kroków i szumu płynącej wody.
Zapewne na wykonanie tego kroku będziesz potrzebować kilku sesji. Ale kiedy już się znajdziesz w świecie tarota, odpręż się i jedynie obserwuj, co się będzie działo. Zapewne podczas pierwszych prób nie wydarzy się nic szczególnego. Ale już od samego początku tarotowych medytacji pojawią się podświadome skutki:
zauważysz na przykład, że przychodzą Ci do głowy nowe wyobrażenia na temat treści kart i ich związków ze światem rzeczywistym. Stopniowo w wizualizowanych scenach z kart zaczniesz odkrywać szczegóły i symbole, których wcześniej tam nie widziałeś. Pojawią się nowe osoby, a mieszkańcy tarotowych światów ukażą się ubrani w niezwykłe szaty i będą otoczeni symbolicznymi przedmiotami. Wreszcie przyjdzie moment, kiedy zaczniesz słyszeć ich słowa. Nie martw się, jeżeli na początku nic z tego nie zrozumiesz!
Na zakończenie codziennej sesji koniecznie spisz lub nagraj swoje wrażenia, nawet jeżeli pozornie się niewiele działo. Coś, czego nie rozumiesz teraz, wyjaśni się w przyszłości. Możesz także widziane obrazy namalować lub narysować, gdyby słowa nie wystarczały, aby wyrazić to, czego doświadczyłeś.
Sposób kończenia każdej sesji jest niezwykle ważny. Medytację trzeba odpowiednio zamknąć. Zanim powrócisz do codziennego stanu świadomości, przywołane podczas medytacji siły muszą zostać zwolnione i odprawione z powrotem, i to w sposób naprawdę skrupulatny. Gdybyś po prostu przerwał wizualizację, wstał i otworzył oczy, psychiczne siły mieszkające po "tamtej stronie" mogłyby chodzić za Tobą i zakłócać Twoją zwykłą świadomość. Takie psychiczne przecieki bywają naprawdę niebezpieczne! Aby ich uniknąć, zawsze kończ medytację w taki sposób, jak ją zacząłeś, ale w odwrotnej kolejności.
Najpierw wycofaj się z wizualizowanej sceny, aż zobaczysz ją przed sobą wewnątrz ram karty. Zatrzymaj wtedy ruch postaci i zredukuj jasne kolory i trójwymiarowe kształty, aż scena znów stanie się płaskim, martwym rysunkiem. Dopiero wtedy możesz otworzyć oczy i uznać sesję za zakończoną.
Tarotowa medytacja może się też zacząć od innej wizualizacji, wstępnej - takiej, która dopiero przygotowuje grunt pod medytację właściwą. Na przykład wyobraź sobie, jak Ty sam siedzisz otoczony swoim ulubionym krajobrazem, albo - jeśli umiesz to wizualizować - wewnątrz ochronnej mandali. Kiedy kończysz sesję, najpierw zwijasz kartę, potem dopiero mandalę.
Nie wszystkie talie tarota są prawdziwe!
Warto zadbać, aby do wizualizacji posłużyła talia tarota, która Ci się podoba, której rysunki przemawiają do Ciebie i budzą w Tobie pozytywne uczucia. Jeżeli nie wiesz, którą talię przyjąć za wzorzec, najlepiej zrobisz, wybierając którąś z tradycyjnych, sprawdzonych talii, nawet jeżeli artystycznie jest cokolwiek prymitywna.
Zawsze i bez obaw możesz medytować z Tarotem Marsylskim (ale najlepiej z samą grafiką, bez kolorów!). Dobra i sprawdzona jest talia zwana Rider-Waite, zaprojektowana przez A. E. Waite'a i namalowana przez Pamelę Coleman-Smith, członków Zakonu Złotego Brzasku. Nie zalecane są karty nadmiernie udziwnione, zbytnio odbiegające od marsylskiego wzorca, przeładowane szczegółami, których nie ma w kartach klasycznych. Niedobre są wreszcie talie, które mają charakter satyryczny albo satanistyczny. A najlepiej wybór talii pozostawić własnemu wyczuciu i gustowi.
PODRÓŻE WGŁĄB WŁASNEJ DUSZY
Wizja Izydy
Każdy, kto się wybiera w drogę, ciekaw jest opowieści tych, którzy podobną podróż już odbyli. W archiwach Zakonu Złotego Brzasku zachowały się dziesiątki sprawozdań z takich podróży. Tu przedstawię, co widziały dwie członkinie Zakonu: aktorka Florence Farr oraz Elaine Simpson, późniejsza przyjaciółka Aleistera Crowleya. Ich wspólna medytacja nad kartą Cesarzowa odbyła się 10 listopada 1892 roku. (Pomijam opis gestów i zaklęć czynionych i wypowiadanych przez obie miłośniczki magii.)
"Adeptki (...) miały wrażenie przechodzenia przez chmury. Pojawił się bladozielony krajobraz, a w jego centrum gotycka świątynia o mglistych zarysach. Naprzeciw wejścia dostrzegły krzyż o trzech poprzeczkach, a na nim gołębicę. Obok były schody prowadzące w dół przez ciemne przejście. Napotkały tu przepięknego, zielonego smoka, który się odsunął na bok, nie czyniąc im krzywdy. Kiedy przeszły przez ciemność, wyszły na marmurowy, biały taras, za którym był ogród z kwiatami o delikatnych liściach. Tu właśnie pojawiła się kobieta o heroicznym wyglądzie, ubrana na zielono, z pasem z klejnotów i z gwiaździstą koroną na głowie. W prawej ręce trzymała złote berło, na końcu którego widniał błyszczący, biały, zamknięty kwiat lotosu. W lewej ręce miała kulę z krzyżem. Uśmiechała się dumnie, a kiedy duch ludzki zapragnął poznać jej imię, odrzekła:
Jam jest potężna Matka Izyda, najpotężniejsza na całym świecie. Jestem tą, która nigdy nie walczy, ale zawsze zwycięża. Jestem Śpiącą Pięknością, której mężczyźni szukali od zarania dziejów. Jestem pożądaniem świata, ale niewielu uda się mnie odnaleźć. Kiedy moja tajemnica zostanie objawiona, będzie to tajemnica Świętego Graala."
Na prośbę o jej wyjawienie odparła: Chodźcie za mną, ale najpierw obleczcie się w białe szaty, załóżcie wasze insygnia i idźcie boso tam, gdzie was poprowadzę.
Tarotowa podróż Nevilla Drury'ego
Australijski badacz wiedzy tajemnej, Nevill Drury, był w pewnym okresie swego życia namiętnym miłośnikiem tarota i dziwił się tym Europejczykom, którzy próbują obcych (indyjskich, tybetańskich, indiańskich...) dróg duchowego rozwoju, jakby nie wiedzieli, że mają własną, rodzimą drogę, która zapisana jest właśnie w kartach tarota.
Znaczną część jego książki pt. "Don Juan, Mescalito i współczesna magia" zajmują opisy jego własnej podróży przez karty tarota, którą australijski mag odbywał... od tyłu, od karty 21 - Świat zaczynając, a na 0 - Głupcu kończąc.
Oto jego spotkanie ze Śmiercią w karcie nr 13:
"Krajobraz stał się obcy i odpychający. Wprawdzie Słońce nadal świeciło, ale niebo wydawało się zalane krwią, a pola wokół pokryte były śladami rzezi. Po polu, krokiem majestatycznym i niestrudzonym, przechadzał się w tę i z powrotem olbrzymi bóg-szkielet. W dłoni dzierżył ostry sierp, w którym odbijało się słońce. Zobaczyłem, że plonem śmierci są ludzkie głowy i ręce wynurzające się z traw niczym makabryczne żniwo.(...)
Słońce kładło się dziwnymi cieniami na wgłębieniach i otworach czaszki. Aż z wyschłej szpary ust wydobył się głos jak tchnienie wiatru. "Ja jestem Śmierć Pierwsza - rzekł - ale nie jestem Śmierć Ostatnia. Ci, którzy tu przychodzą, nie potrzebują już swoich starych, znoszonych osobowości. Czy rozpoczynając podróż, byli książętami, czy biedakami, wszyscy muszą przybrać nową postać, jeśli chcą mieszkać w Słońcu."
Kiedy tak stałem, dokonała się osobliwa przemiana i część mnie, krucha i słaba, rozpadła się na kawałki. Spojrzałem w dół i zobaczyłem na ziemi moje ręce, nogi, zmiażdżone ciało i głowę, które na polu Śmierci wyglądały jak członki kukły. Byłem dziwnie oddzielony od mojego jestestwa i zrozumiałem, że część mnie musi na zawsze pozostać na tym polu."
Tu się kończy spotkanie Drury'ego ze Śmiercią. Dodam już od siebie (W. J.), że badacz, który wybiera się na aż tak niebezpieczne wycieczki, musi bardzo ściśle przestrzegać zalecanych przeze mnie środków ostrożności.
TAROT I BĘBEN
Sama siła wyobraźni i skupienie uwagi mogą się okazać za słabe, aby uzyskać efekt pełnego wejścia w tarotowe sceny, szczególnie gdy stawiamy na tej drodze dopiero pierwsze kroki. Z pomocą przychodzi tu inna mistyczna technika, mianowicie szamański bęben.
Szamani Indian i ludów Syberii, oczywiście, nie znali tarota. Tarociści nie znali bębna. Obie te techniki spotkały się dopiero w czasach wielkiego światowego mieszania się nurtów - pod koniec dwudziestego wieku.
Pierwszym, który "obrazotwórczą", wizualizacyjną moc bębna odkrył dla ludzi białej rasy, był Michael Harner, amerykański antropolog, który terminował u szamanów Indian Conibo z Ekwadoru. Ja sam uczyłem się wizualizacji z dźwiękiem bębna u Davida Thomsona, szamanisty z Seattle. Połączenie bębna z tarotem daje niewiarygodnie mocne efekty! Dźwięk bębna, podawany w rytmie zbliżonym do mózgowego rytmu fal teta odczuwany jest tak, jakby umysł został podłączony do żródła zasilającego go potężną energią. Jest to wręcz namacalnie odczuwalne zjawisko, kiedy dźwięk bębna przetwarza się w umyśle w wizje, obrazy i całe akcje. A kiedy nasze wewnętrzne widzenie słabnie, wystarczy ponownie poddać się rytmowi bębna, aby mistyczne trzecie oko znowu się otworzyło.
Wiosną tego roku prowadziłem z grupą przyjaciół tarotowy scrying z akompaniamentem bębna. Oto moje skrótowe notatki o tym, co widzieli poszczególni uczestnicy sesji podczas wizualizowania karty Głupiec: Postać w zielonym, szerokim kapeluszu (jak Włóczykij z Muminków) lub strach na wróble. Przechodzi przez rwącą wodę, podając mi rękę. Pies szczeka bezsilnie na brzegu. Z perłą w przezroczystej torbie. Trzy tańczące postacie ubrane na czerwono, w tym klaun w czapce Stańczyka i dziewczyna tańcząca flamenco. Idący nad przepaścią po niewidocznej linie rozpiętej w powietrzu. Rogaty, biały koziołek tańczący na żółtej pustyni... Podobnie wielokształtnie i wielobarwnie ukazał się nam Mag z karty nr 1: Naładowany ogromną mocą, w potężnym polu energii, nagi od pasa w górę, jego ciało zbudowane z "twardego ognia" barwy ciemnego rubinu. Pokazuje pierścień, który jest bramą do innego świata. Wielkie światło promieniujące z centrum, czyli z pierścienia. Wróżka otoczona światłem... Rogaty jak Wiking, wchodzi do jaskini pokrytej rysunkami i tam zmaga się z turem. Mag zwija wszystko w kulkę i zjada ją. Całą skórę ma wytatuowaną w znaki pisma klinowego. Kiedy się doświadczyło takich wizji, staje się jasne, że chociaż ogólna idea tarota jest jedna, to każdy z nas nosi w sobie obraz swojej własnej talii, i z pewnością wizja tej talii zmienia się w ciągu życia wraz z naszym rozwojem i zdobywaniem świadomości i wewnętrznej dojrzałości.
WOJCIECH JÓŹWIAK