Samotność miejscem spotkania z Bogiem Jean Vanier 2


Samotność miejscem spotkania z Bogiem

Dla wielu osób żyjących w celibacie najtrudniejsza jest samotność. Jak nadać jej sens?

Niezależnie od tego, czy żyjemy w małżeństwie czy nie, fundamentalnym cierpieniem istoty ludzkiej jest poczucie osamotnienia, niebycia kochanym i sądzenie, że nigdy nim się nie będzie.

Odkrywając ciemności i lęki, jakie w nas są, jedni pogrążają się w smutku, inni rozwijają swoje super-ego lub uciekają w intelekt, estetykę, pracę lub bezpośrednie przyjemności... Inni szukają kompensacji w agresji, alkoholu, narkotykach. Rozpaczliwie szukamy sposobu wypełnienia pustki, jaka w nas jest. Zagubiliśmy gdzieś intuicję serca, która czyni nas wrażliwymi na innych i ich potrzeby, a która jest fundamentem komunii i wzajemnego zaufania.

Wyjście z samotności oznacza, by już nigdy więcej nie uciekać od swojej słabości, ponieważ kochać, to znaczy stać się podatnym na zranienie, to pozwolić, by do głosu doszło w nas dziecko.

Czy wyjść z samotności, to znaczy nauczyć się kochać?

Tak! Prawdziwa miłość wyprowadza nas z izolacji. Zdobywanie dojrzałości emocjonalnej pozwala osiągnąć wewnętrzną wolność i dążyć do większej komunii z innymi ludźmi. Dziecko potrzebuje bardzo dużo czasu, zanim osiągnie dojrzałość fizyczną, intelektualną i emocjonalną oraz stanie się zdolne zmierzyć się ze światem. Na poziomie psychicznym dojrzałość pojawia się, gdy jesteśmy zdolni znieść napięcia, agresję.

Zdobyć dojrzałość serca, to być zdolnym kochać swojego nieprzyjaciela i stać się mężczyzną lub kobietą pokoju, to znaczy zawsze być gotowym przebaczać.

A co przeszkadza w osiągnięciu tej dojrzałości?

Strach! Boimy się spotkań z ludźmi, boimy się wiązania z nimi, bycia odpowiedzialnym za innych, dzielenia się własnymi słabościami i wzajemnych zależności. Nie wiemy, dokąd druga osoba może nas zaprowadzić, więc zamykamy się. I wtedy wybieramy ucieczkę! Dziecko mówi sobie: "Kiedy będę duży, będzie lepiej". Kiedy jesteśmy trochę starsi: "Jutro będzie lepiej"; "kiedy będę miał pracę, będzie lepiej". Potem mówimy sobie: "Kiedy się ożenię, będę szczęśliwy". Ale codziennie widzimy taką samą minę! "Kiedy będziemy mieli dzieci...". "Kiedy one będą dorosłe...". Ale właśnie wtedy zaczynają się problemy! "Kiedy będziemy już tylko we dwoje...!" Mówimy więc: "Kiedy byliśmy młodzi, tak było dobrze!"

Kiedy od czegoś uciekam, żyję jak we śnie. Bardzo trudno jest nam żyć dniem dzisiejszym. Nadzieja płynie z akceptacji rzeczywistości taką, jaka ona jest. Chodzi więc o to, by przyjąć, zaakceptować głębokie zranienie ludzkich uwarunkowań. Kiedy odkrywamy, że jesteśmy świątynią Ducha Świętego i że On żyje w nas, nie boimy się już swojej słabości i kruchości. To jest sakrament samotności: miejsce obecności Boga.

Wydaje się, że aby wyjść z samotności, ważniejsze jest osiągnięcie pewnej dojrzałości wewnętrznej niż znalezienie męża czy żony.

Akceptacja różnic wymaga dojrzałości serca i ducha, której człowiek nie posiada od razu. Często zamiast prawdziwej akceptacji drugiej osoby, pojawia się pragnienie stopienia się z nią: kochamy się, żyjemy w jedności, ale tak naprawdę nie szanujemy drugiej osoby z jej różnicami i jej potrzebą rozwoju. Szacunek wymaga dialogu. Wymaga, byśmy drugiej osobie zostawili przestrzeń, jakiej ona potrzebuje do wzrostu, byśmy nie okupowali jego granic.

Jeśli chcemy, by druga osoba mogła żyć, tym bardziej trzeba zostawić jej przestrzeń. A to zakłada cierpienie i wymaga wewnętrznej siły. Tylko miłość pozwala dokonać przejścia od "inni dla mnie" do "ja dla innych".

Każdego dnia trzeba czynić mały wysiłek, by przekraczać swój egoizm i nie pozwalać, by kierowały nami ciemności i lęki, które są w każdym z nas. Należy pozostać skupionym na wzrastaniu w miłości i służbie oraz na tym, co stanowi źródło każdej wspólnoty: na samym Bogu. Właśnie w ten sposób osoby odkrywają własne powołanie. Mając kochające serce, zdolne do służby i do miłości, mężczyźni i kobiety mogą nawiązywać prawdziwe relacje, ponieważ mają swoją tożsamość. Ich własna seksualność, będąc lepiej zintegrowana ze zdolnością nawiązywania kontaktu z innymi, nie jest już tylko szaleńczym odruchem pożądania. Kiedy serce i własna tożsamość są umocnione, osoba może myśleć o podjęciu zaangażowania takiego jak małżeństwo, kapłaństwo czy życie konsekrowane.

Wiele osób mówi o swoich trudnościach w opanowaniu sfery seksualnej, które przeszkadzają im w nawiązaniu prawdziwego kontaktu z drugą osobą...

Każda istota ludzka jest niekompletna, nasze ciała są niekompletne: mężczyzna potrzebuje kobiety, kobieta potrzebuje mężczyzny. Oboje są istotami płciowymi, zorientowanymi jedna na drugą. Codziennie coraz bardziej odkrywam, jak bardzo ludzka płciowość jest rzeczywistością cenną, a jednocześnie bolesną. Jeśli mężczyzna nie osiągnął wewnętrznej jedności, będzie gnębił kobietę, traktował ją jak przedmiot. Zamiast widzieć w niej swoją umiłowaną, osobę wezwaną do rozwoju, będzie chciał ją zdobyć i posiąść wyłącznie dla siebie. Nie będzie więc zdolny nawiązać głębokiej relacji. Kobieta także umie w ukryciu odwzajemnić się mężczyźnie.

Media pobudzają popęd seksualny i banalizują relacje seksualne, usuwając z nich wymiar świętości spotkania dwóch osób złączonych małżeństwem. Najważniejsze jest więc to, by pomóc mężczyźnie i kobiecie zintegrować własną płciowość dzięki autentycznej miłości, by ona mogła ich otworzyć na prawdziwy kontakt. Zintegrowanie własnej płciowości polega na tym, że nie kieruje już nami popęd seksualny i poszukiwanie własnej przyjemności, ale bycie wiernym drugiej osobie i korzystanie z własnej płciowości tylko w związku pobłogosławionym przez Boga. Nie jest to łatwe, bo popęd seksualny może być niszczący. Jednakże jest w nim coś pięknego: głęboki pociąg ku drugiej osobie, pragnienie bliskości z nim, pragnienie, by dać życie dziecku. Chodzi więc o to, by dobrze zrozumieć ten popęd, uspokoić, wejść z nim w dialog i umieścić na właściwym miejscu. Nie da się go poskromić czy opanować siłą woli. Kiedy zostaje zintegrowany, uczy nas żyć w przymierzu z innymi, co z kolei może się przekształcić w spotkanie z drugą niepowtarzalną osobą w małżeństwie. Jednakże czy to w małżeństwie, celibacie czy życiu wspólnotowym - nie ma nic piękniejszego, jak mężczyzna i kobieta kochający się naprawdę.

Jednak w codziennym życiu osoby samotnej obecne są trudności...

Jest to prawdziwe cierpienie, wynikające z braku głębokiej bliskości drugiej osoby, oraz faktu, że nie będzie się ojcem lub matką. Jednakże małżeństwo także przynosi cierpienia. Zjednoczenie nigdy nie dokonuje się całkowicie. Na ziemi nigdy nie będziemy mogli do końca przeżyć ekstazy i całkowitej pełni. Prawdziwa miłość z konieczności dopełnia się przez cierpienie i ofiarę, ponieważ jest darem. Kiedy kochamy kogoś, jego dobro, wolność, rozwój, mają większe znaczenie niż radość przebywania z nim. Miłość zawsze powinna być wyzwalająca.

Cierpienia celibatu mogą być przeżyte z nadzieją, która niejako wypełnia lęk samotności. Jednak to cierpienie jest niczym, w porównaniu do cierpienia tych, którzy w nieodpowiedzialnej aktywności seksualnej, pozbawionej głębszych więzi i płodności, pragną znaleźć smak wieczności. Ci z konieczności przeżywają rozczarowania, ponieważ skazują się na jeszcze większą izolację: przyjemność jest bardzo ulotna, a lęk tak blisko!

Mówiłeś o tym, że zdobywanie dojrzałości przygotowuje do podjęcia życiowego zaangażowania.

Ale niektórzy pozostają samotni, chociaż tego nie wybrali...

W całej historii ludzkości wielu było takich, którzy nie spotkali swojego umiłowanego. Pozostają sami zadając sobie pytanie, czy są godni miłości. Innym z powodu śmierci umiłowany został odebrany zbyt szybko. Jeszcze inni wchodzą w związek z entuzjazmem i wielką miłością, ale po ludzku nie mają możliwości, by żyć i pogłębić tę relację, więc małżeństwo się rozpada.

I wreszcie są także ci, którzy są upośledzeni fizycznie lub psychicznie. Oni boją się kontaktów, mają zniekształcone ciała, gwałtowne charaktery, są depresyjni. Nie mogą w swoim ciele przeżywać miłosnego zjednoczenia.

Nasze doświadczenie jednak pokazuje, że będąc we wspólnocie, dzięki sile i miłości, która pochodzi od Boga, życie w celibacie jest możliwe. Problem pojawia się, gdy nie ma braterskiej wspólnoty, kiedy istoty ludzkie żyją odizolowane w bezdusznych zbiorowiskach. Dlatego w naszych czasach trzeba za wszelką cenę pomagać w powstawaniu prawdziwych braterskich wspólnot, które będą przyjmowały osoby odizolowane. Im w życiu potrzebne jest przede wszystkim miejsce, w którym byłyby otoczone przyjaźnią, gdzie naprawdę znalazłyby swoje miejsce i były zauważone.

Co pozwala zaakceptować sytuację celibatu, którego się nie wybrało?

Odkrycie celibatu, który nie jest niekończącym się oczekiwaniem, ale darem od Boga, wymaga długich lat dojrzewania. Wtedy celibat staje się odpowiedzią na prawdziwe, Boże powołanie. Niektórzy wypowiadają swoje "tak" z podobnym entuzjazmem jak ci, którzy zawierają małżeństwo. Odkrywają, że jest znacznie łatwiej żyć, kiedy jasno się określą, opierając się na wiernej miłości Tego, który ich powołał, niż gdy pozostają w sytuacji nie do końca określonej.

Przyjęcie celibatu jako odpowiedzi na Boże wezwanie, wymaga rozmowy z jakimś księdzem lub kimś godnym zaufania, kto potwierdzi wybór tej drogi. Określenie jej nie polega więc na zamknięciu serca lub ucieczce w to, co duchowe. Przeciwnie, serce otwarte na Jezusa jako Przyjaciela i Oblubieńca, czyni osobę jeszcze bardziej wrażliwą na cierpienia ludzkie, bliższą i bardziej kochającą.

Jednak życie w celibacie pozostaje tajemnicą. Myślę, że Jezus w sposób szczególny przychodzi z pomocą tym, którzy żyją w celibacie nie z własnego wyboru. On chce głęboko dotknąć ich serc i przynieść im pokój i nową miłość. To jest właśnie Dobra Nowina głoszona ubogim.

Zresztą w sercu każdego, żyjącego w małżeństwie czy samotnego, są momenty niepokoju, frustracji, czas, kiedy krzyczy w nas lęk. Trzeba zaakceptować tę twardą rzeczywistość. Nie jesteśmy jeszcze w raju. Pragniemy osiągnąć jak największy pokój, miłość i równowagę, ale nas wszystkich czeka ogołocenie śmierci. Marzymy o małżeństwie, mamy obraz wspaniałej miłości, która da nam szczęście. I to pragnienie jest uzasadnione. Czyż zaślubiny nie są wielkim marzeniem ludzkości, znakiem Królestwa Bożego? Ale oczekujemy także na szczęście, które jest poza cierpieniem i śmiercią, które jest darem przekraczającym nas wszystkich: darem zaślubin w Niebie, spotkaniem twarzą w twarz z Jezusem.

Jean Vanier

- jest synem gubernatora Kanady. Mając 36 lat zrezygnował z kariery zawodowej i poświęcił się służbie osobom upośledzonym umysłowo, dając w ten sposób początek wspólnotom Arki, liczącym ponad 300 domów na całym świecie.

Na podst. "Famille Chretienne" nr 1049, s. 54-60,

tłum. Mariola Orzepowska



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
spotkanie z Bogiem przez wiarę
Zatańczyć Bogu. Modlitwa to spotkanie z Bogiem, Taniec
Spotkania z Bogiem
IV RELACJE BLISKICH ZE ŚMIERCI , SPOTKANIA Z BOGIEM I JEGO MILOSIERDZIEM
podstawowe zagadnienia związane z wyborem miejsca spotkania, Negocjacje(1)
Czat nowe miejsce spotkań Lepiej wirtualnie czy realnie
KATECHEZA SPOTKANIEM Z BOGIEM
Baran Misiewicz Cyberprzestrzen nowe miejsce spotkan
Rick Warren, Jean Vanier, a Nowa Ewangelizacja Zwiedzenie w Kościele Pana Jezusa Chrystusa
Jean Vanier, Serce Arki duchowość na każdy dzień(1)
AKT MAŁŻEŃSKI SZANSA SPOTKANIA Z BOGIEM I WSPÓŁMAŁŻONKIEM
Czat nowe miejsce spotkań Lepiej wirtualnie czy realnie
Jean Vanier każda osoba jest historią świętą(1)
Agata Błachnio Czat nowe miejsce spotkań Lepiej wirtualnie czy realnie
Spotkać się z Bogiem twarzą w twarz, S E N T E N C J E, E- MAILE OD PANA BOGA
Spotkali się w święto o piątej przed kinem miejscowa idiotka z tutejszym kretynem
Konspekt - O umiłowaniu samotności i milczenia, Konspekty spotkan formacyjnych
Część CD rok 2, Ruch Światło i Życie, formacja, spotkania, konspekty, konspekty dla dzieci, W dialog
04B Samotność dziecka 29 -05- 2010, KSW Kędzierzyn spotkania, Spotkania i sprawozadnia K-K KSW

więcej podobnych podstron