1 pierwsze wrażenie
-Alice, co jest w nim takiego, że mnie przed nim ostrzegasz? Rozmawiałaś z nim w ogóle kiedykolwiek? Wiesz, dlaczego trzyma się na uboczu? - Szatynka spojrzała w stronę blondyna o niebieskich oczach, lecz gdy ich spojrzenia się spotkały szybko odwróciła wzrok
-Nie nie rozmawiałam z nim i z tego, co wiem to ludzie po prostu wolą go unikać- drobna brunetka spojrzała na szatynkę, po czym uśmiechnęła się szeroko, gdyż za jej plecami dostrzegła swojego chłopaka, który zmierzał w ich kierunku z szerokim uśmiechem na ustach
-No wiec skoro w ogóle go nie znasz to skąd możesz wiedzieć, że jest „niebezpieczny” jak sama stwierdziłaś?- Szatynka nie dawała za wygraną. W tym tajemniczym blondynie było coś, co ją do niego ciągnęło, ale nie potrafiła określić, czym było to tajemnicze „coś”
-Hej Jo, hej Alice- Chris podszedł do dziewczyn i przywitał się z nim. Z szatynką buziakiem w policzek a z brunetką delikatnym buziakiem w usta
-Hej kochanie- Alice szeroko uśmiechnęła się do swojego chłopaka. Byli parą już od prawie roku, ale on nadal podobał jej się tak samo mocno jak na początku ich znajomości. Jedyne, co się zmieniało to jej uczucie do blondyna. Zdawało jej się, że z każdym dniem kocha go coraz bardziej i bardziej
-Jo, co ty taka nie w sosie?- Zapytał Chris spoglądając na swoja przyjaciółkę, która wyraźnie była nie w humorze
-Jo nie może zrozumieć, że próbuje ją chronić mówiąc by nie zawracała sobie Richiem głowy- pospieszyła z wyjaśnieniami Alice
-Aha, ciągle się o to spieracie- bardziej stwierdził niż zapytał blondyn
-No, bo ja nie rozumiem, dlaczego mnie przed nim ostrzegacie, skoro nawet nie zamieniliście z nim ani słowa- powiedziała Jo wzburzona. Nie miała pojęcia, dlaczego jej przyjaciele SA tak bardzo negatywnie nastawieni w kierunku blondyna.
-Dobra dziewczyny nie kłóćcie się już, chodźcie o spóźnimy się na matematykę a tego nasz nauczyciel nie lubi- Chris wstał z krzesła i złapał Alice za rękę, Jo niechętnie podniosła się z miejsca i ruszyła za przyjaciółmi w stronę sali, w której miała odbyć się lekcja
Przez całą lekcję Jo próbowała się skoncentrować na tym, co mówił nauczyciel, ale nie bardzo jej to wychodziło. Odkąd tylko przyjechała do Forks i pierwszy raz zobaczyła niebieskookiego blondyna nie mogła przestać o nim myśleć. Było w nim coś, co powodowało, że chciała go poznać i być blisko niego. Nie rozumiała, dlaczego przyjaciele przestrzegają ją przed nim. Przecież tak na dobrą sprawę w ogóle go nie znali. Przyznali się przecież do tego, że nigdy nawet nie próbowali poznać blondyna. Denerwowało ją, że wierzą w głupie pogłoski. Sama do końca nie wiedziała, w co ma wierzyć, ale była pewna, że blondyn nie jest niebezpieczny. Nie. Tak nie mogło być. Może po prostu sprawiał takie wrażenie by odstraszyć od siebie ludzi. Był starszy od Jo, ale chodził z nią na angielski i biologię. To najbardziej zastanawiało szatynkę. Skoro był starszy to miał osiemnaście lat, więc jakim cudem chodził dopiero do pierwszej klasy? Od Alice dowiedziała się tylko ze zaraz po przyjeździe do Forks Richie chodził miesiąc do szkoły, a potem razem z rodzina wyjechał i wrócił dopiero po jakimś czasie i w obecnej chwili kontynuuje naukę w pierwszej klasie. Na temat nagłego wyjazdu rodziny blondyna też krążyło wiele plotek, ale w nie szatynka również nie wierzyła. Była pewna, że w razie gdyby znalazła się z blondynem sam na sam nic by jej z jego strony nie groziło, a przynajmniej bardzo chciała w to wierzyć. Jo westchnęła do swoich myśli. Nie sądziła, że zrobiła to na tyle głośno by usłyszał ja na nauczyciel. Gdy ten spojrzał na nią znacząco, szatynka zarumieniła się, spuściła wzrok i bąknęła ciche przepraszam, po czym wróciła do swoich rozmyślań. Bardzo chciała poznać blondyna i porozmawiać z nim, chociaż sekundę. Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek, który oznaczał koniec lekcji na dzisiejszy dzień. Jo wraz z Chrisem i Alice ruszyła w stronę szkolnego parkingu, na którym był zaparkowany czarny nissan blondyna. Jo szła z tyłu, parę kroków za przyjaciółmi. Odruchowo obejrzała się w stronę, gdzie zawsze na parkingu stał srebrny Land Rover należący do niebieskookiego blondyna. Miała nadzieje, że go tam ujrzy, opartego o maskę pojazdu, delikatnie mrużącego oczy przed słońcem i rozmawiającego przez komórkę. I tym razem Jo się nie zawiodła. Stał dokładnie w tym samym miejscu, co zawsze, oparty o maskę samochodu jedynym, co się zmieniło było to, iż nie rozmawiał przez telefon jak zwykle. Tym razem mrużąc oczy przyglądał się szatynce. Jo dałaby głowę, że chłopak delikatnie się uśmiechał. Jo zastanawiała się, co lub kto wywołał uśmiech na twarzy blondyna. Rozejrzała się do, około ale nie ujrzała nikogo i niczego, co mogłoby zwrócić uwagę blondyna a tym bardziej wywołać delikatny uśmiech na jego wiecznie poważnej twarzy. Gdy z powrotem odwróciła głowę w stronę blondyna ich spojrzenia spotkały się i Jo szybko odwróciła wzrok. Nie zauważyła, że jej przyjaciele się zatrzymali i wpadła na blondyna, który szukał kluczyków od samochodu.
-Jejku, przepraszam Chris- Jo zawstydzona spuściła wzrok i namiętnie wpatrywała się w czubki swoich butów
-Nic się nie stało Jo- powiedział chłopak i uśmiechnął się szeroko wyciągając wreszcie kluczyki z kieszeni
-Jo jedziesz z nami do Port Angeles do kina, czy wracasz do domu?- Alice wsiadając do samochodu zwróciła się w stronę swojej przyjaciółki, która dalej wpatrywała się w buty
-Raczej wrócę do dom, na poniedziałek jest referat z angielskiego do napisania i musze zacząć uczyć się do sprawdzianu z matematyki a jeszcze chciałam zrobić pranie i w ogóle to będzie ciężki weekend- powiedziała Jo spoglądając na przyjaciół i posyłając w ich kierunku serdeczny uśmiech dodała- Odkąd przyjechałam do Forks niemal każdy weekend spędzamy razem. Zróbcie to dla mnie i spędźcie razem trochę czasu, ja sobie poradzę.
-Dorze niech ci będzie Jo, ale jak coś to dzwoń a na pewno do ciebie przyjedziemy- powiedziała Alice uśmiechając się do przyjaciółki i zamykając drzwi od samochodu
Jo odwzajemniła gest i machając przyjaciołom na pożegnanie ruszyła w kierunku swojego samochodu. Pamiętała, jakie wrażenie wywołała na uczniach szkoły, kiedy pierwszego dnia przyjechała do szkoły swoim czarnym Audi TT. Westchnęła lekko, wsiadła do samochodu i zaczęła wycofywać samochód ze szkolnego parkingu. Spojrzała w boczne lusterko i w ostatniej chwili zatrzymała samochód, bo wjechałaby w srebrnego Land Rovera Richiego. Chciała wysiąść z samochodu i przeprosić go za to, że się zagapiła, ale zanim zdążyła to zrobić blondyn zdążył już odjechać. Jo pokręciła głową, wyjechała z parkingu i ruszyła w drogę powrotną do domu. Jej ojca jak zwykle nie było, ale do tego zdążyła się już przyzwyczaić. James Stern, jako znany i poważany chirurg większość dni w tygodniu spędzał w szpitalu, ale Jo wcale nie narzekała. Kochał swojego ojca i w głębi serca cieszyła się, że robi to, co kocha. Jo poszła do kuchni i zrobiła sobie spaghetti. Wiedziała, że jej tato z miłą chęcią zje coś ciepłego po powrocie z pracy. Gdy danie było gotowe ruszyła na górę do pokoju by zabrać się za pisanie wypracowania z angielskiego na temat Wiliama Szekspira. Szło jej tak dobrze, że gdy jej ojciec wrócił z dyżuru do domu miała już gotową połowę pracy.
-Hej tato. Jak Tm w pracy?- Zapytała kierując się wraz z ojcem do kuchni.- Jesteś głodny? Zrobiłam spaghetti.
-Cześć Jo, w pracy nawet dobrze nie było dziś zbyt wielkiego ruchu- odpowiedział mężczyzna siadając do stołu ii z uśmiechem na ustach dodał- Z miłą chęcią zjem twoje spaghetti.
Jo odwzajemniła uśmiech i podgrzała gotowe danie. Po chwili nakładała je na talerze.
-Jutro też do pracy?- Zapytała w trakcie spożywania posiłku
-Niestety tak, dyżur miał mieć Black, ale niestety biedak złapał jakąś chorobę i nie może jutro przyjść do pracy- opowiedział doktor odkładając talerz do zlewu
-Mam nadzieję, że to nic poważnego?- Jo wiedziała jak bardzo ojciec lubił Blacka i wyczuła ze martwi się o swojego przyjaciela
-Nie, to tylko zwykła grypa- na twarzy doktora pojawił się blady uśmiech, widać było, że jest zmęczony
-Tato może idź się już połóż, co? Widać, że jesteś zmęczony, a jeszcze jutro musisz iść do pracy- Jo widziała jak bardzo jej ojciec jest zmęczony, a jutro musiał rano wstać
-Przepraszam Jo, marny ze mnie towarzysz na piątkowy wieczór- doktor wyraźnie posmutniał, co nie spodobało się Jo. Nie chciałaby z jej powodu ojciec miał wyrzuty sumienia.
-Tato jest ok, nie przejmuj się mną- powiedziała podchodząc do ojca i przytulając go- Obejrzę sobie coś a potem położę się spać, jestem jakaś dziwnie zmęczona
-Jo czy ty, aby na pewno nie jesteś chora?- Doktor Stern przyłożył rękę do czoła córki by sprawdzić czy ta, aby na pewno nie ma temperatury
-Nie tatko, wszystko jest w porządku, po prostu jestem zmęczona, to był ciężki tydzień- odpowiedziała Jo i widząc, że nie do końca przekonała ojca dodała- Naprawdę tatku, to zwykłe przemęczenie, wiesz pierwszy tydzień w nowym mieście, w nowej szkole. To naprawdę może być męczące.
-No tak masz rację- doktor nie do końca był przekonany, ale postanowił nie wykłócać się teraz o to z córką, był na to za bardzo zmęczony- No to w takim razie dobranoc kochanie
-Dobranoc tato- Jo pocałowała ojca w policzek, a gdy ten zniknął na górze w swoim pokoju poszła do salonu i włączyła sobie telewizor.
Zaczęła skakać po kanałach telewizyjnych, ale nie znalazła nic ciekawego, co mogłaby obejrzeć. W końcu przestała zwracać uwagę na to, co działo się na ekranie telewizora i pogrążyła się we własnych myślach. Zastanawiała się czy to, co mówią o blondynie to prawda? Ona w sumie w to ni wierzyła, a przynajmniej nie chciała wierzyć. Alice opowiadała jej jak to któregoś dnia Richie pojawił się na komendzie cały umazany krwią, mówiąc, że jego siostra nie żyje. W końcu nie udowodniono mu winy. Przyjaciele mówili jej, że to, dlatego, że jego ojciec był prawnikiem i dlatego Richiego uniewinniono. Ale Jo nie wierzyła w to, że Richie był by zdolny do tego by kogoś zabić, a zwłaszcza swoją siostrę. Może i nie była to jego biologiczna siostra, ale z tego, co opowiadali jej przyjaciele, blondyn kochał swoją siostrę, wiec tym bardziej nie mógłby zrobić jej krzywdy. Gdy Jo zapytała o to swojego ojca, ten powiedział jej, że blondyn bardzo kochał swoją rodzinę i że bardzo się załamał po śmierci matki i siostry. Niestety każdy, z kim by nie rozmawiała mówił jej, że Richie jest zły i że dla własnego dobra powinna go unikać. Tylko jej ojciec nie wierzył w plotki i twierdził, że to stek bzdur wyssanych z palca. Wiedziała, że jedyną osobą, od której mogła dowiedzieć się prawdy był sam zainteresowany. Ale Jo była zbyt nieśmiała w stosunku do chłopaków, wiec myśl o zagadaniu do blondyna w stołówce napawała ją przerażeniem. Jednak chęć poznania prawdy była silniejsza niż przerażenie, więc postanowiła, że jak tylko nadarzy się okazja zagada do blondyna. Gdy zdarzyło jej się ziewnąć po raz kolejny postanowiła, że pójdzie położyć się spać. Weszła po schodach na górę i skierowała się do łazienki. Wykonała wszystkie wieczorne czynności, przebrała się w piżamę i poszła do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi, wdrapała się na łóżko i przykrył się kołdrą. Uśmiechnęła się na myśl o niebieskookim blondynie i po chwili już spała.
***
Weekend miną Jo pod znakiem sprzątania i nauki. Rzadko widywała się z ojcem, gdyż ten non stop był w pracy. Często za to dzwoniła do niej Alice albo Chris. W niedziele nawet wpadli do niej na chwilę by opowiedzieć jej o filmie, który widzieli w piątek w kinie w Port Angeles. W poniedziałek Jo wstała o 7, a jej ojca jak zwykle już nie było. Zjadła samotnie śniadanie, zamknęła dom na klucz i wsiadła do swojego czarnego audi, którego lakier lśnił w słońcu. Odpaliła silnik i ruszyła w stronę szkoły. Wyjechała na tyle wcześnie, że zdążyła jeszcze wstąpić do ojca do szpitala by podrzucić mu drugie śniadanie, którego jak zwykle zapomniał wziąć z domu. Doktor Stern podziękował córce buziakiem w policzek i życzył jej udanego dnia w szkole. Jo z uśmiechem na ustach opuściła szpital i ruszyła do szkoły. Po chwili parkowała już na swoim miejscu szkolnego parkingu. Gdy wysiadała z samochodu odruchowo spojrzała w kierunku miejsca, na którym powinien być zaparkowany srebrny Land Rover. Miała nadzieje, że uda jej się zobaczyć blondyna, chociaż przez chwilę. Jakże wielkie było jej rozczarowanie, gdy okazało się ze Land Rovera nie ma na parkingu. Zasmucona szatynka zamknęła drzwi i od samochodu i ruszyła w kierunku budynku szkolnego naciągając na głowę kaptur, gdyż zdążyło się już rozpadać. Lekcje wydawały się szatynce bardzo długie i męczące. Alice nie było w szkole gdyż po piątkowym wypadzie do kina rozchorowała się. Chrisa na szczęście choroba ominęła i towarzyszył dziewczynie podczas przerwy obiadowej. Cały czas starał się ją jakoś zagadać, ale Jo była myślami gdzie indziej. Cały czas myślała o blondynie i powodach jego nieobecności na pierwszej lekcji. Miała nadzieję, że chociaż na angielskim blondyn się pojawi. Jednak, gdy weszła do klasy na pięć minut przed dzwonkiem okazało się, że blondyna nie było. Zawiedziona szatynka usiadła na swoim miejscu i wyciągnęła zeszyt i długopis by móc sporządzać notatki z lekcji. Po chwili do Sali wszedł nauczyciel a wraz z nim Richie. Blondyn pomagał nauczycielowi wnieść do sali sprzęt audio-video, po czym usiadł na swoim miejscu obok szatynki. Jak się później okazało nauczyciel wymyślił, że na tej lekcji będą oglądać starszą wersję „Romea i Julii” by w pełni zrozumieć piękno i wymowę tej sztuki? Gdy tylko zgasły światła i pan Thomas włączył film, każdy z uczniów zaczął zajmować się sobą nie wracając uwagi na to, co działo się na ekranie. Również Jo nie była za bardzo zainteresowana filmem. Mazała coś zawrzecie na kartce w zeszycie.
-Hej, jestem Christopher Richard Stringini, wybacz, że nie przedstawiłem się wcześniej, ale jakoś nie było okazji- na dźwięk głosu blondyna Jo natychmiast odwróciła się w jego stronę
-Eee… Nie szkodzi… Nic się nie stało…- wyjąkała szatynka zdziwiona faktem, że tajemniczy blondyn się do niej odezwał. Usilnie zaczęła się zastanawiać, co go do tego skłoniło.
-Ty musisz być Joanna Stern, prawda?- Zapytał blondyn nie odrywając wzroku od szatynki, która bardzo to peszyło
-Jo- powiedziała szatynka i widząc zdezorientowana minę blondyna dodała- Wolę jak mówi się do mnie Jo. Joanna mówiła do mnie tylko mama, gdy zrobiłam coś nie tak, tato dalej tak mnie nazywa jak go czymś zdenerwuję…
-No, więc Jo- blondyn uśmiechnął się jeszcze szerzej o ile to w ogóle możliwe-, co sprowadza cię do ponurego i deszczowego Forks?
Jo spojrzała na blondyna zdziwiona a w jej czekoladowych oczach zagościł smutek.
-Przepraszam, nie chciałem cie urazić- powiedział szybko zauważając zmianę nastroju dziewczyny.- Nie musisz odpowiadać, jeżeli sprawia ci o ból…
-Masz racje Richie to nic przyjemnego, ale zdziwiło mnie to, że akurat o to mnie zapytałeś- widząc dezorientację na twarzy blondyna, Jo szybko wyjaśniła - Jesteś pierwszą osobą, która pyta o powód, dla którego tu przyjechałam.- Blondyn uśmiechną się delikatnie i czekał na ciąg dalszy wyjaśnień. Jo westchnęła i kontynuowała.- Kiedyś przyjeżdżałam tu regularnie na wakacje, tak było sprawiedliwie. Ale teraz po śmierci mamy nie miałam wyjścia i musiałam tu zamieszkać. Nie żałuje tego, bo bardzo kocham tatę. Cieszę się ze mam, z kim mieszkać.
Richie siedział chwilę w ciszy. Wydawałoby się, że próbował poukładać sobie w głowie to, co przed chwilą usłyszał. Niestety nie zdążył nic odpowiedzieć gdyż zabrzmiał dzwonek na przerwę i wszyscy ruszyli ku wyjściu z klasy. Jo pakując swoje rzeczy zastanawiała się skąd u niej tyle odwagi, by wyznać nieznajomemu chłopakowi całą historię swojego życia. Szatynka rozejrzała się po klasie, ale nigdzie nie dostrzegła blondyna. Jakie było jej zdziwienie, gdy zastała go na parkingu opartego o maskę jej samochodu. Niepewnym krokiem podeszła do swojego samochodu.
-Jo, nie miałabyś nic przeciwko temu bym złożył ci wizytę w domu?- Zapytał chłopak, gdy szatynka stała już obok niego, widząc jej zdezorientowaną minę szybko dodał- Nie chce mi się wracać do pustego domu. Zrozumiem jednak, jeżeli powiesz, że nie chcesz mieć w domu kogoś takiego jak ja, po tym wszystkim, co usłyszałaś na mój temat wcale bym się nie zdziwił gdyby tak było…- w jego niebieskich oczach pojawił się smutek i ból.
Jo była bardzo zaszokowana tym, że blondyn chciał ją odwiedzić w domu. Jednak z drugiej strony cieszyła się z takiego obrotu sprawy, bo oto nadarzała się okazja by dowiedzieć się o blondynie czegoś więcej, niż złośliwe plotki, które powtarzali uczniowie szkoły i inni mieszkańcy miasta.
-Richie, nie mam nic przeciwko temu żebyś mnie odwiedził, sama też mam dość siedzenia samej w domu, zwłaszcza teraz jak Alice jest chora- powiedziała Jo uśmiechając się serdecznie do blondyna. W głębi serca czuła, że dobrze robi zapraszając Richiego do siebie. Już miała podać chłopakowi swój adres, lecz ten jej przerwał.
-Znam adres Jo, w tym mieście każdy wie gdzie mieszka słynny doktor James Stern- powiedział uśmiechając się, odwrócił się na pięcie i już miał odchodzić, gdy coś sobie przypomniał- Pojadę tylko do siebie się przebrać i zostawić książki i za 20 minut jestem u ciebie.
Jo uśmiechnęła się w odpowiedzi i szybko wsiadł do swojego samochodu, by po chwili, w ślad za srebrnym wozem blondyna opuszczać szkolny parking. Po niecałych piętnastu minutach była już w domu. Szybko wysiadła z samochodu i ruszyła do domu. Postanowiła trochę w nim ogarnąć zanim pojawi się blondyn. Po chwili wyszyto było w miarę uprzątnięte a szatynka siedziała na kanapie i czekała na blondyna. Nagle usłyszała samochód parkujący na podjeździe pod domem, a po chwili usłyszała ciche, lecz stanowcze pukanie do drzwi. Szybko wstała z kanapy i poszła je otworzyć.