Fragmenty książki dla dzieci Sebastiana Minora „Pupu w krainie życia po śmierci”
Pupu w języku hawajskim oznacza muszlę oraz harmonię i bycie w pełni.
W malutkiej wiosce niedaleko Luksoru żył sobie chłopiec. Na imię miał Pupu.
Nie chciał bawić się z innymi dziećmi, nie lubił szkoły i chodził wciąż smutny. Od śmierci matki minęło już 5 lat, a on stale rozmyślał; dlaczego tak się stało? Promykiem nadziei był dla niego tylko brat Abu, który urodził się, gdy mama umarła.
Abu, gdyby tylko mógł, ani na chwilę nie opuszczałby Pupu. Chodził za nim krok w krok, bez słowa, z tajemniczym uśmiechem na ustach. Jak milcząca miłość ducha matki - zawsze był obecny. Nigdy nie skarżył się na nic, nigdy też nie płakał. Ściskał swoją małą rączką palec kochanego brata i patrzył ufnymi, czarnymi oczami w głębię jego duszy, jakby wiedział, co miało się stać już niedługo… Pewnej niedzieli Pupu jak zwykle pomagał ojcu na budowie u bogatego kupca. Robota była ciężka a zapłata mizerna, lecz chociaż Pupu był jeszcze małym chłopcem, musiał już pracować, by nie umrzeć z głodu - tak powiadał tata. Pupu nie wiedział, czy śmierć z głodu jest gorsza niż śmierć od upału, jaki panował w pracy, ale wolał nie pytać, tylko cicho zanosił cegły na miejsce budowy.
Nagle z góry ktoś krzyknął: - Uwaga!
Ze słabego rusztowania posypały się belki, przykrywając wątłe ciało Pupu.
* * *
Niebo zrobiło się jasne, powietrze rześkie i przejrzyste - nie czuło się upału, zmęczenia ani potu. Wszystko wokół stało się jakby wyraźniejsze i jaśniejsze, mimo że był to przecież środek dnia!
Pupu poczuł lekkość i błogi spokój. „Poczuł” to nieodpowiednie słowo. On BYŁ tym spokojem! Unosił się nad kupą gruzu oraz gromadą ludzi pokrzykujących nerwowo i odsłaniających leżącego pod belkami rusztowania chłopca. Obserwował znieruchomiałą twarz ojca, który kurczowo zaciskał palce i nie mógł poruszyć się z przerażenia. Przez głowę mężczyzny stojącego nad ciałem dziecka przepływały myśli pełne winy za to, co się stało.
Pupu chciał ojca pocieszyć, przytulić, potrzymać za rękę, ale nie był w stanie, gdyż ten nie zwracał na niego najmniejszej uwagi, tak jakby syna w ogóle nie było! Pupu nie wiedział już, co ma robić, gdy nagle obok niego zalśniło przedziwne, czyste światło, dużo jaśniejsze od słońca, a jednak nie rażące w oczy.
Chłopiec miał wrażenie, że to światło jest kimś, nie czymś. W jego głowie natychmiast zadźwięczała myśl: Nie lękaj się. Przyszedłem po ciebie, aby cię zaprowadzić do domu. Do twojego prawdziwego DOMU!
Pupu unosił się w tym dziwnym blasku. Miał wrażenie, że podróżuje przez długi tunel, który utworzył się we wnętrzu tego światła, przypominającego teraz tubę łączącą dwa światy: ziemski i ten, który miał właśnie poznać.
* * *
Zawsze podejrzewał, że Raj jest cudownym miejscem, ale nie umiał wyobrazić sobie takiego piękna, jakie ukazało się jego oczom po dotarciu do celu. Był pewien, że jego matka trafiła do Nieba, bo była dobrą kobietą - zawsze dbała o niego najlepiej, jak potrafiła, mimo wszelkich trudności często przynosiła mu jakieś smakołyki i cieszyła się każdą jego radością.
- Dlaczego pomyślałem akurat o mamie? - zastanawiał się Pupu. Wtem zobaczył przed sobą jej białą postać, która otworzyła szeroko ramiona w geście powitania.
- Jestem tu, to naprawdę ja - powtarzała tulącemu się do niej chłopcu, a on wciąż nie mógł uwierzyć, że to, co dziś mu się przytrafiło, jest prawdą. Matka, jakby czytając w jego myślach, powiedziała: - Wiem, co czujesz. Sama przez to przeszłam, ale będziesz jeszcze bardziej zaskoczony tym, co cię tu spotka... No, chodź - dodała, uśmiechając się tajemniczo.
Rajski park był przeogromny. Zewsząd wyłaniały się coraz to nowe cuda: tęczowe kwiaty, ptaki przylatujące do ludzi, pomniki, które zdawały się poruszać, alejki układające się we wzory jakby przeniesione z dywanu perskiego, fontanny tryskające w niebo seriami świetlistych kryształów i diamentów opadających jako czysta, chłodna woda...
Szli w kierunku jedynego budynku w okolicy. Potężne kolumny wspierały strzelistą kopułę ze wszystkich stron ozdobioną postaciami aniołów i świętych. Wewnątrz, na szczycie kaskady białych schodów dojrzał mężczyznę wspartego na półkulistym ołtarzu przypominającym nieco szkolny globus, tylko dużo większym i bardziej okazałym. Nieznajomy ciepło spoglądał na Pupu, przywołując go wzrokiem. Byli teraz sami - jakby otoczeni milionami promieni słońca przeciskających się przez kryształową kopułę zwieńczającą dach tej wspaniałej budowli.
Stojąc naprzeciwko tej jaśniejącej boskim majestatem istoty, chłopiec usłyszał w sercu głos: - Nie muszę ci się przedstawiać. Znasz mnie...
- Ty jesteś... JEZUS - rzekł Pupu, pochylając głowę z pokorą.
- Tak! Znasz mnie jako Jezusa, ale w wielu sercach jestem znany pod innymi imionami. A teraz zobaczymy, kim Ty jesteś...
Wszędzie dookoła pojawiały się ruchome obrazy z życia Pupu. Mógł je obserwować i jednocześnie być w nich wszystkich! Mógł także zrozumieć uczucia osób, z którymi rozmawiał, grał w piłkę czy tych, którym czasem dokuczał.
Widział, jak jego starsza siostra, Mila, kiedyś niesprawiedliwie nakrzyczała na niego, że ukradł jej wstążki do włosów i uderzyła go w twarz. Wiedział, że kokardy dostała w prezencie od mamy, że nie chciała tego zrobić - była tylko zdenerwowana, bo kolega naubliżał jej w szkole, żeby przypodobać się innej dziewczynie. Potem wstążki się znalazły. Mila w roztargnieniu zostawiła je w szkole, ale nigdy nie odważyła się przeprosić brata za to, co stało się wtedy...
Pupu zauważył, że jeden zły czyn wywołuje lawinę innych zdarzeń i wielu ludziom zadaje się ból, pozwalając, by zło się rozprzestrzeniało. Zrobiło mu się bardzo przykro. Natychmiast też postanowił, że już nigdy nikogo nie skrzywdzi, nawet nie pomyśli, że ktoś jest złośliwy, bo złość wydała mu się wirusem, który atakuje i przenosi się na innych, jeśli go w sobie nie zwalczymy.
Zobaczył żal ojca po stracie żony i widział jego ból, gdy niósł do domu ciało syna. Ujrzał czekającego na drodze małego chłopczyka, który nie rozumiał, dlaczego tacie towarzyszy tylu ludzi. Dostrzegł łzę na twarzy ukochanego Abu, który małą rączką złapał palec brata i nie chciał puścić jego ręki. Gdy Pupu położono w jego łóżku, malec wciąż siedział przy nim i czuwał.
- Ja chcę tam wrócić. Ja... muszę tam wrócić! Dobry Jezu, pozwól mi - proszę!
- Jeszcze nie skończyliśmy. Nawet nie zaczęliśmy. Nie wiesz jeszcze wszystkiego. Masz tyle pytań, na które mogę ci odpowiedzieć...
- Ale, co z Abu? Co z moim bratem? On tam na mnie czeka, muszę tam wrócić!
- Dobrze. Obiecuję, że jeszcze dziś porozmawiasz z bratem. Jego miłość cię uleczy, ponieważ macie razem wiele do zrobienia na Ziemi. I właśnie o tym pragnę z tobą porozmawiać. Powiedz, mój miły Pupu, dlaczego na Ziemi dzieje się tak, jak się dzieje. Dlaczego ludzie nie potrafią żyć, jak my tutaj, w Raju?
- Ja mam odpowiedzieć Tobie? Przecież jesteś Bogiem. Ty na to pozwalasz, więc to Ty mi odpowiedz - chłopiec zmarszczył brwi.
- Pupu, ja mogę tylko tyle, ile każdy z was, a każdy z was może tyle samo, co ja! Jeśli pozwalam na „zło”, to jedynie dlatego, że szanuję wasz wybór. Pozwalam na coś, na co i wy pozwalacie.
- A cierpienie? Dlaczego trzeba cierpieć? - protestował Pupu.
- Cierpienie wynika z niewiedzy i zamknięcia się na Prawdę. Powiedziałem kiedyś „poznajcie prawdę, a prawda was wyzwoli” - mówiłem o cierpieniu. Czy ty, Pupu, cierpisz dlatego, że umarłeś?
- Nie i pragnąłbym zostać tu na zawsze, gdyby nie moi bliscy, którzy zostali na dole. Zobacz, jak rozpacza mój tata...
- Pupu! Przyjrzyj się temu, o czym powiedziałeś - to bardzo ważne dla wszystkich. Dlaczego twój ojciec cierpi, a nie ty, chociaż to TY umarłeś, a nie on?
- Bo umarłem jako dziecko, a nie ze starości, jak mój dziadek?
- Nie o to mi chodzi, chociaż, rzeczywiście, ludzie trudniej godzą się ze śmiercią dziecka, mimo że prosiłem ich słowami „pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”. Głównym powodem jest to, że oni nie wiedzą, co dzieje się z człowiekiem po śmierci. Ty już wiesz!
- Ja bym to nazwał wielką miłością, spotkaniem kochanych bliskich, spełnieniem!
- Masz rację, Pupu. Życie to wielkie święto. Szkoda, że większość ludzi zaczyna świętować dopiero po śmierci!
Wtem rozległ się chór tysięcy rzewnych głosów. Narastając rozbrzmiewał nutą radosnej miłości - jakby chciał otoczyć wszystkie serca nadzieją, napełnić dusze harmonią, obdarzyć każdy umysł pokojem. Słowa pieśni odbijały się echem w sercu:
Pokój jedności na Świecie!
Wysyłam do was to dziecię.
W niewinnym tańcu,
Bożym Różańcu,
Nawlecze na sznur Miłości
Wszystkie istoty ludzkiej jedności.
Jego słuchajcie,
Pokłon mu oddajcie,
Bo z Ducha do was przychodzi
wszystkich nas oswobodzi!!!
- Zostaniesz moim posłańcem, Pupu. Tak, jak wielu przed tobą. Odesłałem ich do ziemskiego świata, aby powiedzieli innym, że śmierć nie istnieje - jest tylko życie wieczne. Jedno wyklucza drugie. Przecież, skoro żyjesz, nie możesz umrzeć, czyli utracić życia. Życie już masz - od Boga. Tego daru nikt ci nie może odebrać - ani starość, ani śmierć, ani nawet ty sam!
Rozumiesz, o czym mówię? Życie to nieustanny proces zmiany! To możliwość poznania i doświadczenia każdego stanu istnienia w tym Wszechświecie i w innych, bo chyba nie sądzisz, że wszechmogący Bóg ograniczyłby się do jednego tylko Wszechświata i paru wymiarów?
Spójrz w gwiazdy, Pupu! Cała ta ogromna przestrzeń, wszystkie galaktyki wirujące wokół jednego Centralnego Słońca to twoja i wasza droga! Droga do Domu Boga! Wasza planeta jest pierwszym, małym krokiem. Pierwszym i nie jedynym, ale najważniejszym - ponieważ każda, nawet najdłuższa podróż zawsze zaczyna się od pierwszego kroku. Czy teraz wreszcie widzisz, jak niemądrze jest myśleć, że ktokolwiek z was mógłby umrzeć i nie dokończyć tak fascynującej podróży?
- Ale ja znam swój dom - to mały domek z glinianej cegły niedaleko Luksoru.
- Pupu, gdybym ci powiedział, że można mieszkać w domu z wody, a nie z cegieł, czy uwierzyłbyś mi?
- Jak to? Żeby mieszkać w wodzie, trzeba chyba być rybą albo krokodylem...
- A ja powiadam ci, Pupu, że na dalekiej północy twojej planety ludzie budują domy z lodu, który jest zamarzniętą wodą. To tak, jak twój duch zamieszkał czasowo w twoim ciele, a gdy nadchodzi właściwa pora, duch powraca do swojego duchowego domu, który możesz porównać do zamarzniętego światła w takiej formie, jaką mu nadajesz swoją myślą.
Tak jak ten gmach jest tylko naszym wspólnym życzeniem, a wygląda tak, żeby najlepiej odpowiadał temu, co pragniemy w nim zrobić, poznać i czego doświadczyć.
- A więc moje życie też wygląda tak, jak tego pragnąłem czy tego chciałem?
- Abyś mnie dobrze zrozumiał, Pupu, przenieśmy się do czasu narodzin twojego brata. Abu był ze mną, gdy twoja mama dowiedziała się, że może nie przeżyć narodzin swojego dziecka. Postanowił urodzić się, aby przyjść ci z pomocą, by towarzyszyć ci w trudnych momentach zwątpienia i załamania.
- To prawda. Abu był w moim sercu jedyną nadzieją, że warto jeszcze żyć.
- Pomyśl, co by się stało, gdybyś stracił tę nadzieję. I pomyśl nad tym, co NIE STAŁOBY SIĘ, gdybyś nie poznał tego, co wiesz w tej chwili, tylko utknął w swoim własnym przygnębieniu na Ziemi czy w zaświatach?
Pupu, ty będziesz moją odpowiedzią na ludzkie modlitwy, których miliony codziennie trafiają do mnie z tymi samymi pytaniami: Boże, dlaczego ON? Dlaczego nam go zabrałeś?!
- Jezu mój, tak trudno mi to zrozumieć. Ja też cię spytam: dlaczego ja?
- Wybrałem ciebie, Pupu, bo po śmierci matki ty najgłośniej do mnie wołałeś.
- Ale nadal nie mogę zrozumieć, czemu to ja mam im o wszystkim powiedzieć.
- Wiem, boisz się, że ci nie uwierzą, nie będą słuchać, ale śmiać się i odwracać od ciebie. Nie obawiaj się, nie będą się śmiać i nie odwrócą się od ciebie, bo musieliby odwrócić się także ode mnie - dlatego nie odwrócą się od nas i będą nas słuchać.
Tak, Pupu, słuchać NAS, bo zawsze, gdy przemawiasz sercem, przez twoje usta i czyny przemawia Bóg. Mów sercem i słuchaj sercem, bo Bóg kocha sercem. Wszystko, co robisz, rób z miłości do innych, a będziemy połączeni na wieki. Tak, jak było przed wiekami, teraz i zawsze.
- Amen - wyszeptał Pupu. - A co mam powiedzieć ludziom? Jak ich oduczyć cierpienia, nauczyć miłości, Jezu?
- Ucz ich MYŚLEĆ SERCEM! W każdej rozmowie, dyskusji czy kłótni niech zawsze przemawiają serca, a nie rozumy, bo serce masz jedno, a rozumów wiele. Nauki są sprzeczne i zależne od doświadczenia, ale miłość jest zawsze jedna i ta sama u wszystkich. Tylko dzięki miłości odnajdziecie porozumienie w związku, rodzinie, narodzie, na świecie. Serce jest schronieniem duszy, w którym schronienia poszukuje także i umysł. I znajdzie tam cichą przystań - oazę spokoju w burzy niepewności. Znajdzie tam też nadzieję i prawdziwą pewność.
Dusza nie umiera! Duch trwa wiecznie żywy! Życie jest kropelką rosy w oceanie. Kropla z oceanu - Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Miłość z Miłości, Człowiek z Boga, a Bóg z Człowieka. Nic nie ginie, choć wszystko się zmienia. Otwórzcie swoje serca, uwalniając wiarę i niech ona prowadzi was do wiedzy waszego doświadczenia. Kierujcie się mądrością, którą wam dałem - nie odrzucajcie złota tego przekazu, gdy macie w garści tylko piasek.
Wasze teorie tak zwanej nauki czy teologii mogą was wprowadzić w błąd, ale czy wyprowadzą wasze dusze z miejsca żalu i cierpienia, w którym się znaleźliście? Poznajcie to dziecię i Prawdę, którą głosi. Poznajcie swym sercem. Prawda nie przychodzi z zewnątrz. Wypływa z was. Mądrością jest przyłożyć ją do serca i poddać próbie zgodności. Niczym klucz do zamka Prawda ta dopasowana jest do waszych umysłów, abyście mogli ją łatwo przyjąć i skorzystać z niej, jako szansy uwolnienia po długiej niewoli fałszywych przekonań.
Wzlećcie niby białe ptaki, każdy w swoją stronę, bo i tak wszystkie dolecicie do Nieba. Zawsze tak było i nigdy nie może być inaczej!
Przemówi do was mały Pupu, dziecko, które jest w każdym z was. Mały Książę waszej istoty, który posiadł już całe Królestwo Ducha, a teraz może stać się Królem na Ziemi. Królem Dusz!
Stań obok nas, przyłącz się do naszej wspólnej wielkiej procesji ludzi boga i dusz mieszkających w niebie. Niech połączy nas Miłość! Będziemy razem kroczyć przez życie - nie jedno, lecz każde z wielu!
Obudź się i rozkwitnij jak pąk po długiej zimie - nadchodzi wieczna wiosna twojej istoty! Raduj się, bo oto świat zmieni się za twoim przykładem! A echo tych zmian odbije się na Ziemi w każdym sercu mężczyzny, kobiety czy dziecka.
Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha... A KTO MA SERCE DO MIŁOWANIA, NIECHAJ MIŁUJE! To jest nowa ewangelia na nową Epokę Wolności:
Wszystko, co robisz, RÓB SERCEM!
Pupu słuchał i słuchał, a im dłużej słuchał, tym więcej słyszał. Im więcej słyszał, tym więcej wiedział. Im więcej wiedział, tym głębiej wierzył. Im głębiej wierzył, tym bardziej ufał. Im bardziej ufał, tym mniej się lękał. Im mniej się lękał, tym więcej słuchał.
Gdy tak słuchał, stawał się tym, co usłyszał, zrozumiał i przyjął za cząstkę samego siebie. Pupu stał się Posłańcem Światła na Ziemi. I kiedy wyszli razem ze Świątyni Światła, lśnili obaj tak jasno, że czekająca na zewnątrz matka chłopca z trudnością mogła ich odróżnić.
Bijące z ich serc wirujące płomienie zlewały się w jasnej bieli, jakby wołając tryumfalnie: - Dokonało się! Teraz jesteśmy JEDNYM!
I Pupu zrozumiał, o czym mówił Chrystus. Jezus zaś poznał, że Pupu rozumie...
- A teraz, drogi przyjacielu! - rzekł Jezus - Pokażę ci coś, o czym na Ziemi nie wie nikt, a powinni wiedzieć wszyscy. Istnieje jeszcze jedna planeta, bliźniacza siostra Ziemi, nazywana ASTORIĄ, równie piękna i bardzo od was oddalona. Nie jest ona zwykłą planetą, ale skamieniałą. Czarny, kamienny lód pokrywa całą jej powierzchnię, przez co nie może się na niej rozwijać życie.
* * *
Ponieważ w zaświatach myśl jest głównym środkiem transportu, Pupu natychmiast znalazł się na powierzchni ciemnej, kamienistej planety. Odnosił wrażenie, że gdyby miał ciało, otoczyłby go przeszywający chłód. Jednocześnie wyczuwał w powietrzu tej planety dziwny, jakby zastygły w zamyśleniu spokój. Dostrzegł nieopodal migocące słabe światełko i postanowił zaraz sprawdzić, skąd dochodzi. Ruszył więc w tym kierunku, myśląc: -Znów idę w kierunku światła. Ciekawe, czego nauczę się tym razem. Przeczuwam, że będzie to coś bardzo ważnego...
Na kamieniu, w otoczeniu kilku prostych przedmiotów siedział niski człowiek, ubrany w szaty mnicha, z głową nakrytą kapturem. Wewnątrz groty panowała cisza i spokój taki, że aż dźwięczało w uszach. Mędrzec, bo tak go odebrał Pupu, grzebał patykiem w popiele dogasającego ogniska, kreśląc tam jakieś znaki.
- Kim Jesteś? - zapytał śmiało Pupu.
- Nazywam się Chiron. Czekałem na ciebie, chłopcze - odparł nieznajomy. - Czy wiesz, czemu ta planeta jest skamieniała? - wyprzedził pytanie pojawiające się w myślach chłopca.
- Astoria jest wielkim sercem wszystkich ludzi żyjących na Ziemi. Przyjrzyj się dobrze, jak to serce wygląda od wewnątrz. Chociaż „wewnątrz” to wcale nie musi znaczyć „w środku”.
Chiron zamyślił się nad tym, co właśnie powiedział, a potem ciągnął: - Nie zawsze tak było, wcale też tak być nie musiało, ale stało się, jak się stało. Z naszej, pięknej niegdyś planety przetrwało właśnie tyle. Jestem ostatnim mieszkańcem tego globu i rzadko miewam tu gości. Ostatni był jakieś 30 lat ziemskich przed tobą. Znacie się. On żyje w tobie, a ty w nim, ale mijacie się w snach. Tylko rankiem lub przed zaśnięciem możecie zamienić słowo, lecz trudno wam go nie zapomnieć. Rzecz w tym, że ktoś powinien wreszcie wszystkim to powiedzieć.
Tak, Ziemia tonie w odmętach myśli, a serca pozostają głuche. Ogarnia je lód ignorancji, a Astoria wzięła go na siebie...
- Ale jak to się stało! I co możemy z tym zrobić? - dopytywał Pupu
- Ja mogę niewiele, ale ty możesz bardzo dużo, mój chłopcze! Tak, Jezus nigdy nie zostawia was bez dodatkowej szansy. Na pewno pośle miliony aniołów, które na własnych skrzydłach zaniosą do ludzi wszystko, co teraz ode mnie usłyszysz...
Pupu aż zamarł w milczeniu. Niespodziewanie poczuł się odkrywcą ogromnego skarbu, o jakim marzył, słuchając opowieści o piratach i dzielnych kapitanach okrętów żeglujących po niezmierzonych morzach i oceanach. Zawsze pragnął podzielić się takim skarbem ze wszystkimi biednymi i cierpiącymi żebrakami, którym brakowało odwagi, by popłynąć dalej niż sięgał ich wzrok.
* * *
Chłopiec odniósł nagle wrażenie, że przemierza ocean wszechświadomości. Na Holy Spirit, swoim okręcie niesionym na skrzydłach fantazji, zdążał do świetlistego złotego miasta zwanego Samarten, by wszystkich powracających z Ziemi duchowych podróżników powitać na Astorii - ziemi obiecanej.
Każda dusza przekraczająca mury złotego miasta odziana była w świetlistobiałą szatę powlekaną złotem na znak czystości i przebaczenia. Za miejską bramą Pupu zauważył - jakby po drugiej stronie świetlistego tunelu - postać człowieka w granatowym habicie, rozdającego te białe okrycia wszystkim podróżnikom otoczonym przez anioły, przewodników i mistrzów, znanych chłopcu dotąd tylko ze świętych obrazków.
Pupu podniósł rękę w pozdrowieniu. Dostrzegł, że człowiek w habicie odwzajemnił ten gest, a spod kaptura zajaśniał promienny uśmiech kogoś, kto dzieli się swym szczęściem ze wszystkimi...
* * *
Pupu ocknął się nagle ze swojej wizji i zobaczył nad sobą oczy wpatrującego się w niego Chirona.
- Tak, zasnąłeś tu na chwilę a twój towarzysz, którego tam widziałeś, właśnie się obudził. Już wie, że tu jesteś, i wie, co ma robić. To dobrze. Bardzo dobrze! Niedługo się wszystko zacznie, wszystko się dokona...
- Zaraz, zaraz! Co się zacznie? Co dokona? - Pupu domagał się odpowiedzi.
- Zmiany, mój chłopcze, wielkie zmiany na Ziemi! Wrócisz tam, aby im to powiedzieć, aby im to wszystko tylko przypomnieć...