Lelwani - Tak samotny beze mnie
(oryg. "So Lonely Without Me")
Autor: Calligraphy
Tłumaczenie: Lelwani
Z podziękowaniami dla Rademenes za wspaniałą betę i ogólne wsparcie moralne.
Rozdział pierwszy
- Ty pierwszy.
- Ach, tak...? - Severus Snape w końcu zerka znad pożółkłych stron "Proroka Codziennego". Przeczytał go już sześć razy, od deski do deski, włącznie z reklamami. W rubryce kulturalnej jest siedem błędów ortograficznych; zaznaczył każdy z nich czerwonym kółkiem. Zawsze, gdy widzi krzyżówkę, pluje sobie w brodę, że rozwiązał ją całą już pierwszego dnia.
Potter kiwa głową i bierze gazetę.
- Czeka na ciebie.
Młodszy mężczyzna opada na fotel, gdy tylko Severus z niego wstaje. Jest to jedyny nadający się do siedzenia mebel w pokoju. Potter zwykle wyleguje się na łóżku lub rozciąga na podłodze, przebierając bosymi palcami u stóp.
- Wiesz, Potter, jeśli chciałeś posiedzieć w fotelu, trzeba było po prostu poprosić - mówi starszy mężczyzna, rozpinając guziki swojej wierzchniej szaty. Nie patrzy na niego. Snape nigdy nie patrzy, gdy Potter się rozbiera, i wie, że ta grzeczność jest odwzajemniana.
- Nie lubię tego fotela. Bolą mnie od niego plecy. - Słychać szelest przewracanych stron. Potter zawsze przeskakuje do rubryki sportowej. Najwyraźniej lubi gapić się na maleńkich graczy quidditcha, śmigających z jednego końca zdjęcia na drugi.
Kiedyś, tuż po tym, jak Snape schował ich różdżki, Harry wpatrywał się w jedną z fotografii przez siedem godzin.
- Ciebie od wszystkiego bolą plecy.
- A ciebie od wszystkiego boli kolano. - Potter pociąga nosem.
- To, że człowiek w moim wieku ma sztywne stawy...
- Jeśli znowu masz zamiar jęczeć, jaki to jesteś stary, to ja wychodzę - prycha.
- Nie dramatyzuj, Potter. - Snape zarzuca swoją szatę na kołek przy drzwiach. Rozpina dwa górne guziki koszuli i ściąga ją przez głowę. - Czasami myślę, że to cud, że skończyłeś tutaj, a nie w Royal Shakespeare Company.
- Nie przeszedłem eliminacji.
Snape powstrzymuje uśmiech i chowa go do czasu, gdy będzie mógł sobie na niego pozwolić - podczas kąpieli.
- W takim razie pozostali uczestnicy musieli przejawiać jeszcze bardziej odrażający talent do melodramatyzmu niż ty.
- E tam, byli po prostu wyżsi.
Uśmiech grozi nawrotem.
- Czy to o to chodzi, panie Potter?
- Nie cierpię, gdy tak mnie nazywasz... o co?
- Czy to wszystko sprowadza się do kompleksu Napoleona?
- Co - odpowiada głosem płaskim jak naleśnik. Składa gazetę.
- Ten zapał, by dokonać swego przeznaczenia jako Zbawca Czarodziejskiego Świata - wynika z poczucia obowiązku, czy to po prostu syndrom kurdupla?
- Odwal się, Snape - warczy Potter, patrząc ze złością na półnagiego mistrza eliksirów.
Teraz Severus pozwala sobie na uśmiech, zmuszając się, by włożyć w niego wystarczającą ilość chłodu.
- Podoba ci się to, co widzisz? - Pytanie wypływa z jego ust, oblane jadowitym lukrem. Przez ułamek sekundy zastanawia się, jak Potter zareagowałby na prawdziwą propozycję, ale nie może nie dostrzec pogardliwego skrzywienia miękkich, różowych warg. Dwadzieścia lat temu jego ciało być może wzbudziłoby jakieś zainteresowanie. Teraz zaś... - Bez podglądania, Potter.
Jego oddech jest krótki, jakby dusił się ze złości. Mamrocze kilka słów.
- Co to było?
- Klątwa.
- Twoja różdżka jest na szafce przy łóżku.
- Nie potrzebuję różdżki, żeby cię przekląć.
- Potter...
- Woda ci stygnie - wtrąca cicho. Sprawia wrażenie zagubionego. - Po prostu idź. Nie chcę... Nie chcę tego dzisiaj robić.
*****
Potter zużywa stanowczo za dużo mydła i pluska się tak długo, jakby był akwariową rybką. Severus - nie. On moczy włosy, szoruje się starannie, żeby zmyć z siebie zapach niewietrzonego pomieszczenia, używa odrobinę nie wiadomo dlaczego pomarańczowego szamponu i opłukuje się. Gdy kończy swoje ablucje, woda jest wciąż ciepła.
Dziś wieczorem postanawia jednak zostać w wannie trochę dłużej. Unosi kolana, aż wystają ponad wodę i opiera głowę na brzegu wanny. To nie cisza jest dla niego skarbem. Jest nim prywatność. Tęskni za nią i za samotnością - za sposobem, w jaki opada na niego niczym wciągana przez głowę stara, znoszona szata. Tęskni za własnymi komnatami i wanną, która jest w stanie napełniać się ponad tuzin razy dziennie, i to prawie wrzątkiem. Brakuje mu możliwości rzucania zaklęć rozgrzewających i oczyszczających. Brakuje mu zwyczaju chodzenia w kółko i mówienia do siebie - bez kogoś, kto mógłby go podsłuchać.
Wcześnie odkryli, że kran da im tyle wody, ile tylko zechcą, ale piec (zapewne równie stary jak sam dom) może ogrzać jej tylko tyle, by wystarczyło na napełnienie wanny raz dziennie. Severus nie pamięta, kto wpadł na pomysł, żeby się nią dzielić. Była to, oczywiście, praktyczna i rozsądna propozycja. Pierwszy dostawał wodę gorącą, drugi - przynajmniej nie lodowatą. Co prawda i tak żaden z nich nie bywa specjalnie brudny; to niemożliwe, gdy żyje się na przestrzeni ograniczonej do dwóch pomieszczeń. Tyle tylko, że jest coś... niepokojącego... w dzieleniu wody do kąpieli. Kolejna wymuszona intymność w tej i tak już niezręcznej sytuacji.
Severus wie już o Potterze stanowczo więcej, niż by sobie kiedykolwiek życzył. Wie, że Potter jest w stanie zasnąć tylko leżąc plecami do ściany. Wie, że Potter chrapie, gdy nie czuje się zbyt dobrze. Wie, że Potter zawsze czeka aż on, Severus, zaśnie, zanim zaczyna płakać. Wie, jak wyglądają nagie, szczupłe nogi Pottera - i jego płaski brzuch. Wie, że czasami w nocy dopada Pottera zimno i samotność, a wtedy przysuwa się do drugiego ciała w łóżku w poszukiwaniu odrobiny ciepła i otuchy, przytula się do Snape'a, jak gdyby mistrz eliksirów mógł go przed czymś ochronić. Wie, że Potter zazwyczaj budzi się rano z pełnym wzwodem.
Severus Snape wie to wszystko.
Wie również, że popada w szaleństwo.
Siedzi w wannie jeszcze przez kilka minut. Woda będzie zaledwie letnia, ale i tak nie spodziewa się żadnego komentarza na ten temat. Potter mógłby prawdopodobnie moczyć się godzinami w roztopionym lodzie, bez mrugnięcia okiem. Snape zawsze słucha przez zamknięte drzwi odgłosów chlapania, gdy Potter się kąpie. Młody czarodziej robi niesamowitą ilość hałasu podczas czynności tak fundamentalnej jak zwykła kąpiel.
- Potter - kaczor - mówi do siebie cicho Severus i zanurza się nieco głębiej.
*****
Drzwi otwierają się i zamykają z cichym odgłosem.
- Śpisz...? - szepcze Potter.
- Nie. - Severus słyszy cichy szelest materiału, gdy Potter wyciera się i ubiera. Nie patrzy. Oczy ma zamknięte, twarz ukrytą w poduszce. Podwójne łóżko jest wystarczająco wygodne, choć nieco za twarde jak na jego wyrafinowany gust.
- Przepraszam
Otwiera jedno oko, ale nie patrzy.
- Za co?
- Za to, że nie dałem ci spać.
- Ach, prawda... Przecież mam tyle ważnych spotkań jutro rano.
Potter wzdycha ciężko.
- Dlaczego ty zawsze musisz być... sobą?
- Gdybym był kimś innym, mógłbyś mnie zabić.
- Ciągle mogę.
- Możesz próbować. - Severus zapada się głębiej w poduszkę. W pokoju panuje nieprzyjemnie zimno, a kołdra jeszcze się nie rozgrzała.
- Nawet byś nie wiedział, czym dostałeś - Potter ripostuje o kilka sekund za późno.
- Zamknij się, Potter, późno już. Właź do łóżka.
- To ty zawsze narzekasz, że moje włosy zostawiają kałużę.
Severus patrzy wtedy na Pottera, ubranego w tę jego szkaradną gryfońskozłotą piżamę. Jego okulary leżą na stoliku, tuż obok zegara, który jakiś czas temu w końcu odwrócili tarczą do ściany. Oznacza to, że zielone oczy są teraz bez ochrony i nie widzą wyraźnie. Blizna jest zaogniona, widok permanentny, od jakiegoś czasu, ale dla Severusa dostępny tylko wtedy, gdy Potter odgarnia z czoła mokre po kąpieli włosy. Pociera ją ręcznikiem - gryfońskoczerwonym - i po chwili zdaje sobie sprawę, że jest obserwowany.
- Co? Robię coś nie tak? Jest jakaś właściwa technika wycierania włosów, której mnie nie nauczono?
- Nie.
- No to o co chodzi?
- O nic, Potter, po prostu właź do łóżka. - Severus patrzy, jak Potter przewiesza mokry ręcznik przez poręcz fotela i podchodzi do łóżka, a potem zgrabnie przeczołguje się nad Severusem i wślizguje szybko pod kołdrę, moszcząc się przy sporej ilości wzdychań i wiercenia. Wreszcie nieruchomieje.
- Branoc, Snape.
- Jesteś najgłośniejszym chłopcem w całym czarodziejskim świecie.
- Mam dwadzieścia cztery lata - przestań nazywać mnie chłopcem.
- Dobranoc, Potter. Żadnych snów.
- Żadnych snów.
*****
Severus budzi się w środku nocy z czołem pokrytym potem. Jego ręce drżą, a język obrzmiał mu w ustach. Ma nadzieję, że nie krzyczał - byłoby to dla niego nawet bardziej żenujące niż płacz. Gramoli się z łóżka i idzie chwiejnie do łazienki.
Myje twarz, korzysta z toalety, wypija duszkiem szklankę wody.
Gdy wraca, rąbek jego kołdry jest odchylony, jakby w zaproszeniu. Potter wpatruje się w ciemności w jego cień, mrużąc pozbawione okularów oczy .
- Koszmar? - pyta młodszy czarodziej.
Snape kiwa głową. Nie jest pewien, czy Potter to widzi, więc na wszelki wypadek dodaje jeszcze:
- Tak.
- Też miałem, jakąś godzinę temu. Od tego czasu nie mogę zasnąć.
Snape burczy coś pod nosem i wślizguje się z powrotem pod kołdrę.
- Nie słyszałem cię.
- Wyglądałeś, jakbyś śnił swój własny. Chciałem cię obudzić, ale... - Potter uśmiecha się. - Po ostatnim razie... Wciąż mam tego siniaka, wiesz?
Snape znowu coś burczy. Zapada cisza. Krótkotrwała.
- Skłamałem...
- Co ty znowu pleciesz, Potter?
Ich głosy są zaspane, niewyraźne. Tak łatwiej im rozmawiać, pozwalając antagonizmowi ukryć się pod przykrywką wyczerpania.
- Śmiałeś się. Wyglądałeś, jakbyś się dobrze bawił - na początku. Właśnie dlatego cię nie obudziłem, że myślałem, że śni ci się coś miłego. Ale w końcu cię obudziłem, bo... to przestało być miłe. Walnąłem cię poduszką.
- Och. - Snape odwraca się na bok, twarzą do drzwi do holu. Drzwi, których osoby kręcące się w tym holu w ogóle by nie zauważyły, strzeżonych i chronionych tak wieloma zaklęciami, że ewentualnemu skrytobójcy łatwiej byłoby przewiercić się przez podłogę lub sufit, niż nacisnąć klamkę. Rzecz jasna, reszta pokoju jest równie pilnie strzeżona. - Dziękuję - dodaje w przypływie życzliwości.
- Nie ma za co.
Potter leży cicho przez kilka minut.
- Był aż taki zły, Potter?
- Najgorszy w tym tygodniu... Chyba zaczynam wpadać w panikę.
- Ja przeszedłem przez stadium paniki wiele tygodni temu.
- Nieprawda.
- A właśnie, że tak - upiera się Snape. Dziecinnie? Tak. Przecież Potter jest dzieckiem. Nawet jako dwudziestoczterolatek.
- Wcale nie - jesteś cyniczny jak cholera, ale nie jesteś histerykiem.
- To dlatego, że jestem pogrążony w skrajnej rozpaczy, dziękuję ci bardzo.
- To już dwa "dziękuję"! Kim jesteś i co zrobiłeś z moim wrednym profesorem od eliksirów?
- Z Severusem Snape'em? Dostał świra. Jestem tu w zastępstwie - mamrocze w poduszkę.
- Cóż. Jestem Harry Potter. Miło mi poznać.
Cudza dłoń skrada się w kierunku jego boku. Severus chwyta ją i potrząsa, próbując nie zwracać uwagi na gorąco skóry i nie przyjmować do wiadomości, jak przyjemny jest taki choćby najmniejszy dotyk.
- Jestem oczarowany, zapewniam.
Potter wybucha śmiechem; jest to czysty, przypominający dzwoneczki dźwięk i Severus uśmiecha się w poduszkę. Znów leżą w ciszy przez jakiś czas.
- Lubię, gdy jesteś taki.
- Jaki?
- Taki.
- Jak ktoś inny?
- Kiedy mnie nie nienawidzisz.
- Nie nienawidzę cię, Potter. - Chce powiedzieć: "Nie *nienawidzę* cię", jakby sugerując, że *gardzę tobą* albo *nie znoszę cię* byłyby bardziej adekwatne. Ale sarkazm - zawodzi, jak mu się często zdarza późną nocą w łóżku z Cholernym Harrym Potterem. "Nie nienawidzę cię" brzmi prawie... czule. Severus niemo porusza wargami. "Nie nienawidzę cię". To wyznanie sprawia, że jego żołądek nieco się skręca. Zaskakujące, ale po wypowiedzeniu tych słów czuje się lepiej.
Spodziewany atak nie nadchodzi. Mija kilka chwil.
- Też cię nie nienawidzę, Snape... Śpisz już?
- Zmagam się z oszałamiającą nowiną, więc jeszcze nie śpię.
- Zamknij się - śmieje się Potter, a Snape prawie słyszy, jak przewraca przy tym oczami.
- Potter mnie nie nienawidzi: czarne jest białym, góra - dołem, księżyc to wielka kula zielonego sera.
- A Voldemort porzucił swoją wojnę, żeby zaopiekować się biednymi, niewidomymi sierotami na południu Francji.
Snape parska. Ma ochotę się roześmiać.
- Och, proszę - już prędzej ja trafię do łóżka z Cholernym Harrym Potterem.
- Jesteś w łóżku z Cholernym Harrym Potterem - mówi młodszy z mężczyzn. - Ach... gdyby tylko Rita Skeeter tu była.
- Kto by pomyślał, że zniżysz się do czegoś podobnego, żeby trafić na pierwszą stronę?
- Kto by pomyślał, że zniżymy się do czegoś podobnego, żeby ocalić nasze życia...? - Śmiech w gardle Pottera nabiera dziwnych, histerycznych nut.
- Spośród wszystkich cen do zapłacenia - ta nie jest aż taka znowu wysoka... - wtrąca ostrożnie Severus.
Potter wierci się niespokojnie.
- Myślisz, że...
- Przyjdą po nas.
- Kiedy?
- Niedługo.
- Niedługo - za tydzień? Niedługo - za miesiąc?
- Niedługo. - Severus wypowiada to słowo tak często, że nawet w jego własnych uszach nie brzmi już ono szczerze.
- To już nie jest wystarczająca odpowiedz. Co, jeśli nie żyją? Co, jeśli nikt nie wie, że tutaj jesteśmy? Co, jeśli nas sprzedali? Co, jeśli wojna się skończyła i Voldemort zwyciężył? Dumbledore nas ukrył - nie mógł więc zrobić tego samego dla siebie. Co może powstrzymać zabójców od polowania na niego? Co, jeśli Dumbledore umrze... a tylko on wie, gdzie jesteśmy, tylko on...
Severus po omacku odszukuje jego dłoń i chwyta ją mocno. Czarodziej leżący przy nim oddycha nierówno, łapiąc powietrze haustami.
- Po to mamy różdżki, Potter - mówi na wydechu, zmuszając się do spokoju. - Jeśli nikt nie przyjdzie, jeśli posiłki przestaną przychodzić, albo jeśli zdarzy się jakiś nagły wypadek - możemy uciec.
- A co, jeśli powiedział ci, że będziemy mogli przełamać bariery tylko po to, żebyś się zgodził? Co, jeśli nie uda nam się ich przełamać? Co, jeśli zrobił to, żeby uchronić nas od nas samych, jak wtedy, gdy...
- Paranoik z ciebie, Potter.
- Dzięki temu wciąż żyję.
- Wciąż żyjesz, bo znaleźli cię w porę. - Severus wypuszcza powietrze w długim wydechu. Ręka, którą trzyma, wyrywa mu się i zabiera ze sobą całe ciepło i otuchę. Przez krótką chwilę mógł wyczuć opuszkami palców szorstką linię blizny na nadgarstku.
- Pierdol się - cedzi Potter przez zęby. - Jak śmiesz teraz to wywlekać... Byłem wtedy... byłem...
Snape słyszał wszystkie plotki, wszystkie wyjaśnienia. "Stres" - orzekła Minerwa. "Szok" - powiedział Lupin. "Tak, to rzeczywiście niefortunny przypadek. Dropsa cytrynowego?" - zaproponował Dumbledore.
- Nie waż się na mnie gapić, Snape - warczy Potter, rozkopując na boki kołdrę. - Daj mi moje okulary.
- Po co?
- Idę do łazienki, po prostu daj mi...
Snape zabiera okulary w tym samym momencie, w którym Potter zaczyna na oślep obmacywać nocny stolik.
- Jest zimno. Nie mam zamiaru spędzić jutrzejszego dnia na zabawie w pielęgniarkę tylko dlatego, że Cholernemu Harry'emu Potterowi zebrało się na wypłakiwanie się w wannie na dobranoc. - Wpycha okulary pod łóżko. Dopiero wtedy zdaje sobie sprawę, jaki błąd popełnił.
Ciepła ręka zaciska się mocno na jego ramieniu, przytrzymując go, podczas gdy różdżka Pottera wbija się mocno w jego bok.
- Daj mi moje okulary.
- Nie. Idź spać.
- Do jasnej cholery, Snape, bo połamię twoją różdżkę!
- Ależ proszę bardzo, wtedy ja połamię ci okulary.
- No to ja złamię swoją własną różdżkę. I co wtedy?
- Wtedy... będziemy zdani na słodkie miłosierdzie Dumbledore'a - wydusza z siebie.
Potter milczy przez dłuższą chwilę.
- Więc... w ogóle nic by się nie zmieniło?
- Byłbyś ślepy. - Snape gwałtownie chwyta oddech z zaskoczenia, gdy Potter opada z powrotem na swoją część łóżka. - Czyś ty kompletnie oszalał?
- Staram się, profesorze. Bóg mi świadkiem, staram się. - Potter wślizguje się z powrotem pod kołdrę. - Zimno.
- Jest dopiero listopad. Będzie jeszcze zimniej.
- Co się stało ze Snape'em optymistą?
- Ma tendencje do czmychania, gdy pada ofiarą ataku we własnym łóżku.
- To w połowie jest też moje łóżko... Myślisz, że moglibyśmy zrobić coś, żeby tą kuchenną windą, razem z jedzeniem, dali nam jakieś koce?
- Możesz spróbować - stwierdza spokojnie, mimo że nagła zmiana w małego potulnego Cholernego Harry'ego Pottera wzbudza jego podejrzenia. - Sądzę jednak, że jakieś zaklęcie albo urok miałyby większe szanse sukcesu niż gruchanie nad nią w stylu poruszonego gołębia.
- Zero magii - przypomina Potter, ziewając. - Mogą nas znaleźć.
- Wiem o tym... Niemądry - dodaje Snape. Jest nieco zdezorientowany. Czuje mrowienie na skórze. Jakaś zdradziecka część jego mózgu próbuje go przekonać, żeby przysunął się bliżej do źródła ciepła po drugiej stronie łóżka. Drży.
- Tobie też zimno?
Snape podciąga kołdrę trochę wyżej.
- Strasznie zimno jak na tę porę roku.
*****
Wpatruje się w zamknięte drzwi do łazienki przez długie minuty. Nie dobiega zza nich żaden dźwięk. Wreszcie podchodzi i puka delikatnie, wzywając:
- Potter...?
Brak odpowiedzi.
Słowa, głownie imiona bóstw, w które nigdy nie wierzył - urozmaicane bluźnierstwami - wymykają się z jego ust.
- Potter... Potter!
Brak odpowiedzi.
*****
- Ty cholerny smarkaczu!
- Od-dwal się, S-S-Snape - udaje się wykrztusić Potterowi, mimo że głowa opada mu na pierś.
- Dlaczego po prostu nie rzuciłeś na siebie jakiegoś zaklęcia? Hmm? Ale nie, on nie może zrobić nic w normalny sposób, oczywiście, że nie, przecież to Cholerny Harry Potter...
- Nie nazywaj mnie Ch...
Gdy Snape'owi w końcu udaje się wytaszczyć ociekający wodą tobół - Cholernego Harry'ego Pottera, wciąż w piżamie - z wanny, chłopak jest nieprzytomny i przemarznięty do szpiku kości. Potter jest siny? - nie. Jego skóra jest nasiąknięta wodą i opalizująca. Wygląda jak ryba, podskakująca i drżąca spazmatycznie na łazienkowej podłodze. Snape klnie, parska, pluje i rozrywa mokre ubranie - szybko, zanim jego ręce zaczną się trząść. Podnosi Pottera, łapie go w talii i ciągnie bezwładny ciężar do głównego pomieszczenia.
Severus używa własnego ręcznika, żeby wytrzeć najbardziej wilgotne miejsca. Następnie zrywa z łóżka kołdrę, wrzuca Pottera na środek, przykrywa go i, palcami drżącymi jedynie z powodu uderzenia adrenaliny, zdejmuje własne ubranie.
- Musisz to przeżyć, Potter. Nie mamy ognia - mamrocze, choć nikt go nie słyszy, i wspina się na łóżko obok Pottera, żeby objąć ciało mężczyzny... chłopca, chłopca! Snape naciąga pościel, aż przykrywa ich całkowicie., mając nadzieję, że dzięki temu utrzyma ciepło. Bierze dłonie Pottera w swoje własne i rozciera je. Po chwili odwraca męż... - chłopaka twarzą do siebie. Wkłada sobie ręce Pottera pod pachy, wsuwa ciepłe udo między jego lodowate kolana i przyciska go do siebie.
Usta Pottera, oddalone od niego o zaledwie kilka cali, nie są tak różowe, tak doskonałe. Nie teraz.
Severus je rozgrzewa.
*****
- To jest bardzo złe - mówi do ścian.
Nie odpowiadają.
Potter jest nieprzytomny, ale oddycha głęboko i równo. Temperatura jego ciała podnosi się, powoli, ale zauważalnie.
Severus odkrywa zimniejsze miejsce w pobliżu obojczyka młodego mężczyzny.
- Bardzo złe - szepcze, zatrzymując się, by pocałować ten fragment skóry. Udaje mu się powstrzymać od szczypania, ssania, gryzienia - ale, och, jak bardzo by chciał naznaczyć Pottera, gdyby tylko...
- To - naprawdę - jest złe. To nowe dno... Już byłem na dnie. ...To jest pod-dno.
Snape jest wdzięczny ścianom, że - po raz kolejny - postanowiły zatrzymać osąd moralny dla siebie. W końcu - to nie jest gwałt. Nie. Nawet nie graniczy z tym niesławnym pięcioliterowym słowem - nie wtedy, gdy Severus wciąż ma na sobie bieliznę i z premedytacją unika dotykania części ciała Pottera czających się poniżej talii i powyżej kolan. Nie zmienia to faktu, że korzysta do woli z całej reszty.
Przebiera palcami w czarnej czuprynie, wyczesując ostatnie kropelki wody precyzyjnymi, spokojnymi ruchami.
Wystrzępione blizny na nadgarstkach Pottera układają się prawie na kształt błyskawic. Nożyk do otwierania listów, jak słyszał. Skradziony z biurka Albusa Dumbledore'a tuż po spotkaniu, ukryty w kieszeni szaty. Harry czekał do zapadnięcia zmroku, by spróbować zakończyć swoje młode życie. Nie udało mu się.
Nie udało się również Śmierciożercom podczas ataku kamikaze następnego ranka.
I następnego wieczora.
<i> - Mam kryjówkę, Severusie. Nie jest jeszcze całkiem gotowa, ale powinna wystarczyć. Nie dłużej niż kilka tygodni... Przygotowano ją dla jednej osoby, nie dwóch... ale chłopiec nie może zostać sam. Rozumiesz?</i>
- Tak, Albusie - powtarza Snape cicho. Jego myśli są przejrzyste, gdy zatrzymuje się, by polizać kącik ust Pottera. Har...- Potter wpasowuje się w niego - jest tylko kilka cali niższy, a za to mocniej zbudowany. Pokryta bliznami, gładka, miękka, twarda - jego ręce badają teksturę chłodnej skóry, aż wreszcie Snape wsuwa język pomiędzy wargi mężczyzny.
- To jest bardzo złe. - Wypuszcza powietrze, odsuwając się i dygocząc z napięcia.
Ale Potter nie mówi mu "nie".
*****
Severus budzi się pod szklistym, zielonym spojrzeniem.
- Hej - szepcze młody czarodziej, przeciągając się przy nim. Rozgrzana skóra sunie rozkosznie po jego własnej: śliski pot, stwardniałe sutki, delikatne włoski, a pod nią - kłąb skumulowanej magii.
- Potter - mamrocze, i jest w tym coś więcej niż powitanie. Jego prawa noga jest uwięziona pomiędzy parą umięśnionych ud.
- Nie budzę się - oświadcza Harry stanowczo, wtulając policzek w klatkę piersiową Snape'a. - Postanowiłem. To sen, mogę robić, co zechcę - nie budzę się.
- Potter - syczy Snape, podczas gdy pewien bardzo ciepły czarodziej mości się w jego objęciach. Potter gładzi go z roztargnieniem po krzyżu. - To nie jest to, na co wyg...
- To sen, profesorze - wzdycha sennie. Obaj są rozespani po tak długiej nocy. - To sen. Od teraz. Sen. A we śnie nie muszę cię nienawidzić, ty nie musisz nienawidzić mnie, i możemy - zatroszczyć się o siebie nawzajem. Dobrze...? Dobrze? - prosi Harry. - Bo to sen, rozumiesz?
Severus czuje zapach szamponu na włosach Pottera. Mógłby walczyć - wie o tym. Wystarczyłoby tylko raz warknąć, a przywróciłby poczucie rzeczywistości w ich małym więzieniu.
Ale Potter jest ciepły. Potter obejmuje go niczym smok, który owija się wokół swojego skarbu.
- Twoje okulary są pod łóżkiem - mówi w końcu, a Harry wzdycha. On sam też wzdycha. Znów wpadają w objęcia Morfeusza.
*****
On i Harry spędzają ten dzień w łóżku.
Nigdy wcześniej tego nie robili. Ustalili swoją rutynę w kilka dni po przybyciu: Snape zwykle budzi się pierwszy, zaczyna poranne ablucje, a kiedy kończy, Potter jest już na nogach. Śniadanie spożywają wśród umiarkowanej liczby wzajemnych docinków, a potem Potter zaczyna swoją skomplikowaną serię ćwiczeń. Całość zabiera mu dwie godziny. Snape czyta jedną z gazet albo książek, czasami pisze, a Potter kończy ćwiczenia i idzie do łazienki, żeby się umyć.
Śniadanie przychodzi samo z siebie, sygnalizowane przez głuche stuknięcie drzwiczek kuchennej windy. Jest herbata, tosty, masło, dżem, jajka i po dwie kiełbaski na głowę. Dzisiaj Severus zanosi tacę do łóżka i ustawia ją na ich kolanach.
- Jajka są zawsze za słone.
Severusowi nie przychodzi na myśl nic miłego w odpowiedzi.
- Jajka to jajka, Potter.
- Ale te są słone. - Potter jest nagi pod kołdrą. Nic nie wskazuje na to, żeby mu to przeszkadzało.
Po śniadaniu Severus idzie do łazienki. Wypuszcza wodę z wanny i rozwiesza mokrą piżamę Pottera. Korzysta z toalety, myje ręce, zęby i twarz.
Gdy wychodzi, zauważa, że Potter odstawił pustą tacę do windy. Kołdra Severusa jest złożona.
- Wracaj - dopomina się młody mężczyzna.
Tak też Severus czyni.
*****
Nie poruszają się zbyt wiele, ani też nie rozmawiają. Kiedy Severus przesuwa się albo przekręca, Potter przesuwa się razem z nim. Wzbrania się przed rozważaniami na temat tego, co też może się dziać pod przykryciami - czy Potter jest, albo czy nie jest twardy, czy to gibkie ciało wygięłoby się w łuk ku jego dłoniom, czy też nie.
Tuż przed przybyciem kolacji Potter wytacza się z łóżka, żeby skorzystać z łazienki.
- Wrócę za pięć minut - rzuca za siebie.
Jego tyłek jest cudowny.
Severus odwraca zegar od ściany i zaczyna mierzyć czas.
*****
- Nie ćwiczyłeś dzisiaj - odzywa się w końcu, kiedy napięcie wywołane wielogodzinną ciszą staje się nie do zniesienia.
- Wiem - wzdycha Potter. - Obiecuję, że jutro znowu będę grzeczną maszynką do zabijania.
- Jesteś makabryczny, Potter.
- Ale to prawda.
- Bądź cicho.
- Planujesz się dzisiaj kąpać...?
Snape marszczy brwi.
- Wiem, o czym myślisz.
- Aż tak dobry w Oklumencji to ty nigdy nie byłeś, Potter.
- Myślisz: "Zrobi coś strasznego, gdy będę się kąpał". Albo: "Zrobi coś strasznego, gdy on będzie się kąpał".
- Wcale tak nie myślałem.
- A właśnie, że tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Mogę tak całą noc, Potter.
- Wiem - ja też.
- Nie, nie możesz.
- Mogę. Nie kłóć się. Nie chcę już z tobą walczyć. Proszę - skamle Potter i trąca nosem kościste ramię, dmuchając delikatnie w obojczyk Severusa.
- Ty zacząłeś.
- Więc przepraszam. Sir.
- Nie mów do mnie "sir", kiedy się do mnie łasisz.
- Nie łaszę się... Jak powinienem do ciebie mówić?
- Nie wiem. - I tak jest naprawdę.
- Będę cię nazywał jak zechcesz.... Proszę, nie mów do mnie więcej "Cholerny Harry Potter".
- Jak więc powinienem się do ciebie zwracać?
- Może być "Potter".
- Nie chciałbyś, żebym nazywał cię "Harry"?
- Nie wierzę w cuda.
- Skoro śnimy...
- Tak?
- Gdybyś zechciał zwracać się do mnie per "Severus" - bez wzmianek o moim aktualnym bądź przeszłym stanie przetłuszczenia - ja byłbym skłonny mówić do ciebie "Harry".
- ...stoi.
Pauza. Czasami Severusowi wydaje się, że słyszy świerszcze. To byłoby raczej niemożliwe, więc chyba zaczyna mieć halucynacje.
- Severusie? - Słowo zostawia swój ślad na języku Pottera. Coś nowego - coś obcego.
- Harry - odpowiada, brzmiąc równie niepewnie.
- Mam zamiar się wykąpać. Chcesz iść pierwszy, czy po mnie?
- A czyja to kolej?
- Twoja - odpowiada Harry, a Severus kiwa głową, choć wie, że chłopak kłamie. - Chcesz, żebym nalał ci wody do wanny?
- Nie... Zostawię drzwi otwarte - postanawia. - I oczekuję, że zrobisz tak samo, kiedy będziesz się kąpał.
- Niech ci będzie... - wzdycha Potter.
*****
Kiedy mijają się w drzwiach łazienki, Severus zauważa, że Harry włożył na siebie jakieś pogniecione spodnie. Kiwa głową w jego kierunku, czując lekką ulgę, że Cholerny Harry Potter jest wciąż cholernie żywy.
- Idź, nie będzie ciepła wiecznie.
- Racja. - Drzwi pozostają uchylone.
Wkładając swoją piżamę - szaro-czarną, bardzo praktyczną, z bawełny - Severus wsłuchuje się w odgłosy beztroskiej kąpieli Pottera. Plusk, gdy siada w wannie, chlapanie, gdy kostka bardzo praktycznego mydła zaczyna zmierzać w górę mocnych, dobrze umięśnionych nóg - być może pomiędzy rozchylone uda - ciche pocieranie mydła, chłodnego i szorstkiego na tak miękkiej skórze - być może Potter właśnie się dotyka. Może potrzebuje kąpieli, żeby uniknąć przenikliwego spojrzenia drugiej osoby? Możliwe, że opiera się teraz plecami o brzeg wanny. Jego kark jest napięty, a oczy wpatrują się w uchylone drzwi, podczas gdy zaciśnięta dłoń porusza się w górę i w dół na sztywniejącej części ciała. Być może Potter zagryza wargę, jednocześnie pragnąc, żeby ktoś wszedł, i bojąc się tego.
Severus siedzi na brzegu łóżka, zaciskając ręce w pięści. Potter zazwyczaj spędza sporo czasu w kąpieli. Zazwyczaj. Strach bierze górę nad pragnieniem. Odsuwa kołdrę i wchodzi do łóżka. Jest wciąż ciepłe po całym dniu spędzonym na zwykłym... leżeniu w nim.
W pełni podniecony, zmieszany i rozbudzony, Severus układa się na posłaniu.
Odgłosy wskazują na to, że Potter myje głowę.
Jego prawa ręka, kierowana swoją własną wolą, zsuwa się w dół, przemyka po brzuchu, wślizguje się pod gumkę spodni i w końcu zaciska na nabrzmiałym organie. Kciuk przez chwilę gładzi wilgotny czubek, po czym mężczyzna narzuca swojej dłoni stały rytm, wpatrując się w drzwi. Jeśli uda mu się skończyć, zanim Potter wyjdzie...
Ale chce, żeby Harry widział - tak, chce, żeby Harry go obserwował, gdy to robi, chce całować Harry'ego i pieprzyć się z nim na wszelkie sposoby, chce, żeby Harry z niego drwił i obrzucał obelgami, przyciskając go do łóżka, chce, żeby Harry usiadł mu na biodrach i szeptał takie piękne kłamstwa: to takie dobre, pragnę cię, potrzebuje cię...
Nie nienawidzę cię.
Severus szczytuje, gwałtownie chwytając oddech. Przyjemność zaprawiona poczuciem winy jest tak intensywna, że na kilka chwil jego kości obracają się w galaretę. Potter jest wciąż w wannie. Mistrz eliksirów zerka z utęsknieniem na swoją różdżkę, zmusza się do wstania i wyciera się, wykorzystując dodatkową serwetkę ze śniadania, którą potem wrzuca do kuchennej windy. Zamyka drzwiczki, słyszy głuche stuknięcie, otwiera drzwiczki. Serwetka zniknęła.
Wyobraża sobie, jak by to było, gdyby wrzucił tam ich różdżki. Wyobraża sobie, jak by to było - wydrzeć sobie serce z piersi i włożyć do drewnianego pudełeczka, zatrzasnąć drzwiczki windy, usłyszeć stuknięcie.
Słyszy tylko wodę.
- Co ty tam odstawiasz, Potter - balet? - warczy.
*****
Snape budzi się z krzykiem.
Harry leży przyciśnięty do ściany. Albo nie słyszy, albo udaje, że nie słyszy.
*****
Wszystko jest tak, jak gdyby wczoraj nic się nie wydarzyło.
Potter wykonuje swoje ćwiczenia. Snape sprząta, czyta.
Drzwiczki windy kuchennej zacinają się w porze lunchu. Severus wali w nie pięścią. Otwierają się.
- Chcesz je połamać, do ciężkiej cholery?
- Och, przepraszam - wreszcie raczyłeś się do mnie odezwać?
Na lunch jest zupa pomidorowa, krakersy i kanapki z kurczakiem.
- Nie zachowuj się jak kretyn, przecież nasze życie zależy od tej windy. Traktuj ją z odrobiną uprzejmości. Ale, oczywiście, w końcu tu chodzi o ciebie, a nie sadzę, żeby ktoś taki jak ty wiedział, czym jest uprzejmość, nawet gdyby ugryzła go w...
- Nie jestem jakąś cholerną niańką, żeby znosić twoje obelgi, Potter! Masz - warczy, chwytając różdżki ze stolika przy łóżku i rzucając nimi w Harry'ego. - Zrób coś pożytecznego i zabij się porządnie. - Ledwie wystarcza mu czasu, żeby ujrzeć czysty szok na twarzy młodego mężczyzny, zanim wpada do łazienki, trzaska drzwiami, opiera się o nie plecami i spuszcza głowę, pozwalając godności zatonąć w rzece cichych łez.
*****
Ciche pukanie.
- Kolacja przyszła.
- Nie chcę.
- Pieczeń i ziemniaki. Chyba winda chciała w ten sposób załagodzić sytuację.
Snape'owi burczy w brzuchu.
- Nie jestem głodny.
- Ja też chcę załagodzić sytuację.
- Idź sobie, Potter.
- Nie, ja... dziękuję. Wiem, że ty... Wiem, że jesteś tu z mojego powodu. To wszystko moja wina. Wiem, że gdybym nie był takim żałosnym wrakiem, mógłbyś być teraz gdzieś, gdzie daliby ci przynajmniej własne łóżko i coś nowego do czytania...
- Na litość boską, Potter - zamknij się.
- Przepraszam... Proszę, wyjdź? - To już nawet nie skomlenie - to błaganie. - Proszę?
- Tak samotny beze mnie? - burczy.
- ...tak.
*****
Snape nie wspomina nic o kąpieli. Potter również nie. Zazwyczaj nie pomijają mycia - Snape wygłosił któregoś dnia wykład na temat niebezpieczeństw wynikających z nieprzestrzegania higieny osobistej, nawet przez dzień lub dwa, w zamkniętym pomieszczeniu - ale żaden z nich nie wspomina nic na ten temat. Jedzą i piją we względnej ciszy, a potem przebierają się na noc, odwróceni plecami do siebie.
Jakoś łatwiej jest rozmawiać na leżąco.
- Ziemniaki były doskonale.
- A pieczeń?
- Sromotna.
- Dobre słowo.
- Jest ich mnóstwo w takiej dużej książce zwanej słownikiem.
- A po co mi ona, skoro mam ciebie?
- To cud, że skończyłeś szkołę.
- Powiedz jeszcze jakieś duże słowo...
- Werbigeracja.
- Jeszcze.
- Prestidigitator.
- Dzisiaj jest naprawdę zimno. Niedługo będziemy widzieć parę z naszych oddechów... Mogę się troszeczkę do ciebie przysunąć? Jesteś prawie jak grzejnik.
- Czegokolwiek sobie życzysz, Potter.
Potter pachnie jak woda po kąpieli i pomarańczowy szampon. Jego usta są różowe i doskonałe, więc Severus nie patrzy na nie, nie chcąc torturować samego siebie.
- Mm... Myślałem, że Ślizgoni są zimnokrwiści.
Snape czuje, jak mężczyzna przy nim spina się, gdy tylko zdaje sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział. Zanim chłopak ma okazję na wyjąkanie przeprosin, starszy czarodziej wybawia go z opresji.
- Tylko w przenośni.
- Ciepło... Powiedz jeszcze jedno.
- Deminutyw. Idź spać.
- Żadnych snów.
- Żadnych snów.
*****
Budzi się owinięty wokół Harry'ego. Młody czarodziej łasi się do jego szyi.
- H... Potter?
- Wiesz, to nie musi być takie nieprzyjemne. Przebywanie tutaj. Nie musisz... - Usta poruszają się przy jasnej skórze powyżej obojczyka Snape'a, szepcząc. - Mogę zrobić coś dla ciebie. - Zielone oczy przemierzają zarys jego ciała widoczny ponad kołdrą. - Tobie.
Severusowi odbiera głos i zanim jest w stanie się upewnić, że to jednak nie jest sen, Potter popycha go delikatnie na plecy i otacza jedną nogą w pasie. Chłopak z łatwością siada na nim okrakiem, utrzymując większość swojego ciężaru na kolanach.
- Potter - przełyka głośno ślinę, czując, jak jego zaspany członek porusza się na widok młodego mężczyzny tuż nad nim, rozpinającego guziki.
- Cśśś... - ostrzega, wpatrując się w punkt w pobliżu oczu Snape'a. - To dzieje się naprawdę. I miałeś mówić "Harry", pamiętasz? - Bluza od piżamy rozchyla się i zsuwa z mocnych ramion, odsłaniając prawie gładką, subtelnie umięśnioną klatkę piersiową. - ...Severus?
Snape zamyka oczy, po czym otwiera je ostrożnie. W przyćmionym świetle dobiegającym z łazienki i bez okularów, Potter prezentuje się prawie komicznie. Włosy sterczą mu na wszystkie strony, oczy mrugają niepewnie, a pierś wznosi się i opada jak po maratonie, skrywając jego zdenerwowanie.
- To tego chcesz, prawda? - głos Pottera jest niski i zgrzytliwy. Kładzie ręce na swoim torsie i kieruje je w dół, powoli, powoli, prowadząc przenikliwe spojrzenie Snape'a przez płaszczyznę swojego brzucha. - Prawda? - nalega, poruszając biodrami.
Severus kładzie rękę na biodrze Pottera - tam, gdzie gładka skóra znika pod elastycznym paskiem spodni od piżamy - i powstrzymuje jego ruchy.
- Czego ty chcesz, Potter?
- Harry - poprawia. - Niczego nie chcę. Chcę ciebie.
- Więc jestem niczym, Potter?
- Co... - nie, nie jesteś niczym... Nie utrudniaj tego... Nie musi tak być - błaga Potter słodko. Jego oddech pachnie miętą i świeżością, a Snape zastanawia się pobieżnie, czy chłopak wstał i umył zęby, zanim rozpoczął kuszenie. Młody czarodziej pochyla się, oferując mu swoje doskonałe, różowe usta. - Nie chcesz mnie pocałować? - szepcze.
Koniec rozdziału pierwszego.
Rozdział Drugi
Snape przesuwa językiem po wewnętrznej stronie zębów.
- Jeszcze nigdy tego nie robiłeś.
- A właśnie, że robiłem - odpowiada Harry. Po chwili jego święte oburzenie zaczyna chwiać się leciutko w posadach. - Tylko... nie z kimś, kto mógłby mi powiedzieć, czy robię to dobrze, czy źle. Jeśli chcesz... w inny sposób, powiedz mi. Mogę... jestem otwarty na propozycje.
Bez okularów Harry wygląda na zarazem starszego i młodszego, niż w rzeczywistości. Jeśli Severus wystarczająco uważnie się przyjrzy, może zobaczyć w nim cień Jamesa Pottera. Lily. Cedrika Diggory'ego. Syriusza Blacka. Tuzin cieni, a każdy kolejny ciemniejszy od poprzedniego.
-, Czego chcesz, Potter? W co ty grasz?
- Do ciężkiej cholery, Snape! - warczy Harry, wycofując się z szybkością węża. - Pytasz, czego chcę? Czego chcę, dobra, czego naprawdę chcę, to przestać czuć się jak więzień przez te pieprzone pięć minut. To wszystko. Chcę poczuć się dobrze, nie po prostu nieźle, ale dobrze - a to jest różnica. Chociaż przez chwilę - błaga. - Chcę przestać odgrywać te dziwne pojedynki umysłów, które tak dobrze nam wychodzą. Chcę przestać się na ciebie złościć, bo wcale nie jestem na ciebie zły! Już nie. I nie mogę zrozumieć, dlaczego musimy... - Przeczesuje z frustracją swoje potargane włosy i zsuwa ręce po szyi, znacząc paznokciami cieniutkie białe linie na skórze, które prawie natychmiast znikają. - Wiem, że mnie wtedy całowałeś, następnego dnia po tym, jak... Wiem, że mnie całowałeś... Czułem to... Mam rację? - Potter zwiesza głowę. Jego głos jest niepewny, niepewny niczego. Niepewny, załamany, zimny.
Severus zaciska palce na biodrze chłopaka. Jego skóra jest gorąca w dotyku. Przypomina mu się dziecięca zabawa w zawieszanie dłoni nad płomieniem świecy - po to tylko, żeby sprawdzić, jak bardzo może się przybliżyć, zanim ból zmusi go do ucieczki.
- Nie patrz na mnie przez chwilę - mamrocze Potter.
- Potter! - warczy Snape. Szmaragdowe spojrzenie spotyka się z jego wzrokiem. - Przez siedzenie w tej wannie mogłeś dostać zapalenia płuc. Ja tylko próbowałem cię rozgrzać. - Cóż za niedorzeczne wytłumaczenie, żeby nie powiedzieć ewidentne kłamstwo. - Jeśli wyszło to tak, jakbym robił... coś bardziej... intymnego, przepraszam.
- Cóż, problem w tym, że ja wcale nie chcę twoich przeprosin! - krzyczy Potter. Magia trzaska pod jego skórą niczym płomienie w kominku.
- A ja nie potrzebuję seksu z litości! - parska Severus. Czasami zastanawia się, czy to możliwe, żeby pokaleczyć sobie językiem delikatne wnętrze ust.
- Nie...? - Harry śmieje się śmiechem, w którym nie ma radości. - W takim razie mogę ja trochę dostać? - szepcze. Gdy się pochyla, między jego włosami miga sina blizna
Severus czuje ukłucie wspomnień - w ramieniu, w szczęce, niżej. Pamięta smak Pottera, jego zapach... pamięta poczucie winy. Chce zrobić to, co jest właściwe. Chce powiedzieć Harry'emu, że w ten sposób niczego nie rozwiążą. To niczego nie zmieni, nie zmieni żadnego z nich - a jeśli już, to na pewno nie na lepsze. Wciąż będą walczyć, wciąż będą na siebie krzyczeć... najprawdopodobniej zniszczy to tylko ich wątłe porozumienie i w efekcie będą się naprawdę nienawidzić. Chce powiedzieć Harry'emu, że powinien o tym zapomnieć, że powinni się położyć i iść spać, położyć się i zapomnieć, spać. Chce powtórzyć kłamstwa. Rankiem będzie lepiej. Przyjdą po nas. Niedługo. Choć raz w życiu chce okazać się godnym pokładanego w nim zaufania. Choć raz chce być dobrym człowiekiem, pragnie tego równie mocno jak przebaczenia, szacunku i prywatności, jak własnych komnat, przywiązania Dumbledore'a, zemsty, przedramienia bez tatuażu, jak ciała Pottera, jak wdzięczności Pottera... Chce... może prawie posmakować to w ustach i poczuć w środku... Czuje to, prawie się w tym topi...
Powiedz: "nie".
- Zrobię, co tylko zechcesz - mówi Harry.
To jest test. Powiedz: "nie". Powiedz: "nie". Niech cię szlag. Powiedz: "nie".
- Severusie?
Ciałem Snape'a wstrząsa dreszcz. Stawia jedną nogę na ścieżce honoru i zatrzymuje się.
Niżej, i niżej, i jeszcze niżej.
- Załóż okulary.
Wahanie Harry'ego trwa nie dłużej, niż kilka uderzeń serca. Bierze okulary z szafki przy łóżku i wsuwa je na nos.
- Nie wejdziesz w to na oślep.
- Ciężka sprawa, gdy jest się krótkowidzem - Harry próbuje żartować.
Severus unosi się na łokciu, a młodszy mężczyzna cofa się instynktownie. Usta Pottera rozchylają się z zaskoczenia, zielone oczy śmigają nerwowo w górę i w dół.
- Robiłeś to już wcześniej - Severus nie może powstrzymać się od pytania.
- Tak... ale było zupełnie inaczej - oświadcza Harry. Serce tak mocno wali mu w piersi, że Severus może to poczuć.
- Robię, co mogę, by uczynić to doświadczenie jak najbardziej unikalnym. - Severus wzdycha z niecierpliwością i wyobraża sobie przez chwilę, jak bardzo Albus byłby rozczarowany, gdyby widział, jak jego mistrz eliksirów pozbywa się resztek przyzwoitości. Przysięga sobie, że jeśli chłopak - mężczyzna - teraz się wycofa, to Severus nigdy, przenigdy mu nie wybaczy.
Okazuje się jednak, że ten mały żart wywołuje u Harry'ego rumieniec. Mężczyzna wygląda tak, jakby nie mógł się zdecydować, czy lepiej wpatrywać się w ich ciała w tej raczej intymnej pozycji, czy też powiedzieć coś zachęcającego.
- Wątpię, żebym mógł je z łatwością zapomnieć - mamrocze do siebie. Słysząc to, Snape postanawia, że ma już dosyć gadania.
Podnosi się jeszcze ciut wyżej, opierając dłonie na materacu. Przechyla lekko głowę, aby schwytać dolną wargę Pottera. Na ułamek sekundy usta wymykają się, ale po chwili wracają, żeby zmiażdżyć jego własne wśród pożądliwych jęków. Severus poddaje się temu, pozwalając Harry'emu skubać swoje wargi tak długo, aż chłopak zaczyna kreślić językiem kółka wokół jego zamkniętych ust. Wtedy Severus otwiera się jak długo ukryty skarbiec, wymagający jedynego w swoim rodzaju hasła.
Było warto.
Potter całuje słodko. Jego usta są miękkie, język włącza się tylko na tyle, by drażnić leciutko, z czułością. To ten rodzaj pocałunku, po który można wymknąć się do Wieży Astronomicznej, by dzielić go z rumieniącym się towarzyszem. Przypomina Severusowi niemądre bajki z dzieciństwa, w których martwi czarodzieje okazują się być jedynie pogrążeni we śnie i w których smok pokornieje, gdy wyjmie się cierń spomiędzy jego pazurów.
Kładzie dłoń na karku Pottera i przyciąga go bliżej, mocniej, przytrzymując go w tej pozycji, dając do zrozumienia, że nie będzie litości, że pocałunki są najlepsze, kiedy w równym stopniu angażują zęby, język i gorący oddech, jak i delikatne muśnięcia warg. Poduszka obejmuje jego głowę, gdy osuwa się na plecy, ciągnąc Harry'ego za sobą.
Potter odrywa się od niego i szybkim ruchem ściąga swoje zaparowane okulary.
- One tylko przeszkadzają, przysięgam - szepcze, po czym nurkuje z powrotem. Jedną rękę zaciska na prześcieradle, w drugą chwytając garść atramentowoczarnych włosów, po czym miażdży usta Severusa własnymi. Tym razem demonstruje nieco mniejszą wprawę - ssanie i lizanie z nieco zbyt dużą ilością śliny zdradzają jego niecierpliwość. Severusowi bynajmniej to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie - to takie przyjemne, kiedy nie musi być tym *doświadczonym*, a jedynie poddać się, kiedy Harry przysuwa się bliżej i wydycha powietrze w jego usta, kiedy przestaje na moment, by już po chwili odnowić atak.
Było warto, warto, warto - przestań myśleć, do diabła...
Snape przez jakiś czas pozwala Potterowi kontynuować, ale potem ześlizguje się niżej i zębami pożółkłymi ze starości i z miłości do darjeeling skubie krawędź jego żuchwy.
Przez ciało Pottera przebiega dreszcz, sprawiając, że mężczyzna jeszcze mocniej wtapia się w objęcia Severusa.
- Gryziesz... wiedziałem, że będziesz gryzł... wiedziałem... - dyszy, podczas gdy jego biodra poruszają się rytmicznie, ocierając się o ciało pod nim.
Severus mruczy z zadowoleniem i wbija zęby w miękką skórę; na tyle mocno, by zostawić ślad. Jego ręce wędrują po torsie Harry'ego, muskając delikatne czarne włoski.
- Kurwa...! Och, kurwa...! - krzyczy Harry, zaciskając pięść we włosach Severusa i, ku zaskoczeniu mistrza eliksirów, wciąż przyciskając go do siebie.
Czuje teraz członek Pottera - twardość tuż przy swoim brzuchu.
- Jesteś otwarty na propozycje, czyż nie? - pyta zniżonym do chrapliwego szeptu głosem. Harry kiwa głową. Z jego gardła dobywa się jęk, gdy Snape zaczyna zsuwać mu spodnie od piżamy, odsłaniając coraz więcej śmietankowej skóry, cal po calu. - Ja również. Jakieś specjalne życzenia...?
- Wszystko, czego ty chcesz, jest OK - dyszy, wpatrując się jak zahipnotyzowany w swoje zsuwające się spodnie.
- Nie przeczę, że w klasie uległość mnie raduje, teraz jednak, Potter...
- Harry! - krzyczy, łapiąc Snape'a za nadgarstek i kierując jego rękę w dół, pod materiał spodni. - Mów do mnie "Harry". Nie chcę, żebyś się ze mną pieprzył i nazywał mnie "Potter".
- Czy aby nie wybiegamy zbytnio do przodu?
Marszczy brwi.
- Nie będziesz nazywał mnie "Harry"?
- Harry... Musisz wiedzieć, że cenię sobie dobre chędożenie jak każdy inny mężczyzna, jednak nie zmienia to faktu, że nie mamy żadnego przyzwoitego lubrykantu - a nie mam najmniejszej ochoty krzywić się z bólu przez tydzień i zapewniam cię, że ty też tego nie chcesz. - Spodnie od piżamy zsuwają się z uroczego zaokrąglenia tyłka Pottera, po czym, energicznie skopane, lądują gdzieś poza krawędzią łóżka.
- Lubię ból. - Harry powoli wczołguje się z powrotem, odsłaniając swój zarumieniony, stojący dumnie członek, wskazujący prosto na jego usta, niczym igiełka kompasu. Snape wyobraża sobie, jak by to było, wziąć ten piękny penis między wargi - albo nogi, jeśli już o tym mowa.
- Jest różnica między dobrym pieprzeniem a pieprzeniem na sucho.
- Powiedz "pieprzyć" jeszcze raz - sapie Potter, miętosząc w dłoni róg koszuli Severusa.
- Po co?
- Twój głos jest sexy.
Severus milknie. Nikt nigdy nie mówił mu, że jakikolwiek obszar jego skromnej osoby - w jakimkolwiek stopniu - mógłby zostać uznany za seksowny. Lucjusz, po kilku głębszych, powiedział o nim kiedyś, że "ujdzie w tłoku". Z naciskiem na "w tłoku".
- Doprawdy. - Unosi się lekko, gdy Potter ściąga mu koszulę przez głowę i rzuca ją gdzieś w ukryty w cieniach eter, który pochłonął już wcześniej ubranie Harry'ego.
- No tak.
Dwie pary rąk i stopa - Pottera - pomagają Severusowi wydostać się ze spodni od piżamy. Harry nagle wybucha śmiechem, przełamując ciszę.
- Co? - warczy pytająco Snape. Chłopak miał być krótkowidzem, a na dokładkę jest ciemno - więc ile może dostrzec?
Harry potrząsa głową i uśmiecha się.
- Jesteśmy nadzy.
- Ile ty masz lat? - pyta Severus. Chciałby włożyć w to pytanie więcej sarkazmu, ale Potter rozprasza go, oblizując palec, a następnie drażniąc nim jeden z sutków mistrza eliksirów.
- Lubię, kiedy śpisz na plecach. Mogę wtedy patrzeć na ciebie, a przynajmniej na połowę ciebie - twój profil.
- To przede wszystkim nos - odpowiada. Na moment zachłystuje się własnym oddechem. Opuszka palca kreśli kółka wokół jego sutka, aż zmienia się on w stwardniałą grudkę, po czym wymierza mu małego prztyczka.
- Podoba mi się. Er... Mógłbym... mogę cię o coś zapytać?
- Dawaj. Nie mam cierpliwości świętego. - Na tym etapie Snape jest pewien, że mógłby wbijać gwoździe.
- Jak ty... chcesz to... bo jeśli nie będziemy... a nie sądzę, żebym mógł... powinienem się poło... moje plecy - kończy, z niecierpliwością ocierając się kroczem o brzuch Snape'a.
- Na miłość Merlina... to nie Owutem z numerologii... nawet Mugolom udaje się... znaleźć wygodną pozycję... i my też od tego zaczniemy.
Potter kiwa głową i przekręca się na bok, moszcząc się na materacu, po czym przyciąga Snape'a do siebie, aż leżą jeden przy drugim - prawie tak, jak zwykle śpią. Tyle tylko, że tym razem Harry łaskocze bok Severusa lekkością swojego dotyku, a Snape wychyla się, by przylgnąć ustami do zagłębienia u podstawy szyi Pottera.
- Pieprzyć... - mruczy Severus i przyciąga śliskie, wijące się ciało Harry'ego do swojego. Dłoń wędruje między nimi, po chwili druga... i w momencie, gdy Severus czuje, że znalazł się w potrzasku rąk Pottera, jego własne palce zaciskają się wokół erekcji młodego mężczyzny. Gładzi jedwabistą skórę powolnymi ruchami, przesuwając się od nasady aż po sam czubek, drażniąc wilgotną główkę.
- Powiedz to jeszcze raz - błaga Harry.
- Pieprzyć - warczy gardłowo, wbijając się w zaciśniętą pięść Harry'ego. Ich pozycja jest może nieco niezdarna, ale za to pozwala mu całować i gryźć, i dotykać, i gładzić...
- Pieprzyć. - Severus zauważa, że ma ona również tę dodatkową zaletę, iż nie wywołuje u Pottera bólu pleców, ani też nie drażni jego własnego kolana.
Harry jęczy i odrzuca głowę do tyłu. Kruczoczarne włosy rozsypują się na poduszce.
- Umh... ja... - I to już jest wszystko, co udaje mu się wykrztusić, zanim zaczyna desperacko rzucać biodrami. Wszelka spójność wymowy opuszcza ich obu, a pokój wypełniają dźwięki pocierania skóry o skórę. Severus zauważa, że Potter preferuje cichy okrzyk, wysoki i z głębi gardła, podczas gdy on sam woli drżące skomlenie.
- Sev-er-us - jęczy, oddzielając pchnięciem każdą sylabę.
- Tak - charczy. Twój głos jest piękny, nie mówi Severus i przykrywa usta Pottera swoimi - po prostu dlatego, że może.
Potter zasysa jego język, łapie haustami powietrze i oferuje szyję w sposób tak oczywisty, że Snape właściwie nie ma wyboru, czy zacisnąć zęby na jasnej skórze, czy też nie. Gdy gryzie, młody czarodziej rozchyla usta w niemym krzyku i cicho szczytuje, rozlewając się na brzuchu Snape'a.
Severus, żeby nie dać się przegonić - zwłaszcza Potterowi - odpowiada, wytryskując w dłoni Harry'ego tylko kilka sekund później. Młodszy mężczyzna bredzi coś pod nosem i całuje go w skroń.
Było warto.
Jakaś niewielka część Snape'a nie może przestać się zastanawiać, jak bardzo źle się to wszystko skończy. To chyba dlatego jego pożądanie zawsze jest podszyte strachem - wszystko, czego Severus pragnie, przychodzi mu za ogromną cenę.
Potter się śmieje.
- O radości, radości, radości, radości... życie jest bodaj snem... - śpiewa słabym i pozbawionym praktyki głosem.
Snape'owi nie przychodzi do głowy żadna odpowiedź.
Po kilku minutach Potter wstaje. Idzie do łazienki, przynosi ściereczkę i wyciera nią swoją rękę. Podsuwa ściereczkę Severusowi, ale że ten nie może się ruszyć, Potter sam go wyciera. Potem odnosi ściereczkę do łazienki, wskakuje do łóżka, wślizguje się pod kołdrę po swojej stronie, składa na ustach Snape'a pocałunek właściciela, zwija się w kłębek obok niego i zasypia.
Godzinę później Severus odzywa się do ścian i pogrążonego we śnie czarodzieja:
- Jesteście bardzo irytujący. Wiecie o tym, prawda?
*****
Kontynuuje rutynę.
Snape budzi się pierwszy, ściąga z kołka swoje ubrania, skrada się do łazienki, gdzie korzysta z toalety, myje ręce i twarz, ubiera się, myje zęby, przygląda się krytycznie swojemu odbiciu w lustrze przez kilka minut (krzywiąc się na widok stanu swoich włosów, zębów i - tak, dziękuję bardzo - nosa), odczekuje kolejne kilka minut, zbiera się na odwagę, wychodzi z łazienki i zostaje przyparty do ściany przez zaspane zielone spojrzenie. Nie jest w stanie powiedzieć, jak Potter dostaje się do łazienki - po prostu nagle drzwi się zamykają. Severus, żeby opanować drżenie rąk, ścieli łóżko.
Łóżko cuchnące seksem.
Harry wychodzi z łazienki po kilku minutach - tak samo nagi, jak do niej wszedł.
- Brr - stwierdza. Snape myśli sobie, że pościelone łóżko chyba musiało mu zepsuć plany, bo zmienia biegi i wkłada piżamę, nie przejmując się jej żałosnym stanem po całej nocy leżenia na podłodze.
Snape stoi w kącie, czując się taką samą sierotą, jak na pierwszym szkolnym balu.
- Jest zimno - odzywa się Potter.
- Owszem...
- Naprawdę, bardzo zimno.
- Tak.
- Czy... nie miałbyś nic przeciwko...
- Chcesz...
- Pościelę później, przysięgam...
- Nie... nie krępuj się... ja właśnie...
- Po prostu, jest tak strasznie zimno.
- Tak.
Potter gramoli się z powrotem do łóżka.
- To znaczy... i tak nie dokonalibyśmy niczego szczególnego przed śniadaniem, jak by nie patrzeć.
- Prawda.
- Chcesz... wejść?
Severus czuje zimno ściany na swoim krzyżu.
- Już... - Przełyka ślinę i próbuje od nowa. - Już się ubrałem.
- Och, racja. Cóż... Jesteś pewien, że nie jest ci zimno? Później będzie cieplej...
- Potter, skąd to nagłe ględzenie o temperaturze, co? - Snape w ostatniej chwili powstrzymuje się przed dreptaniem w kółko. Ten pokój jest czasem taki mały...
- Jest zimno, to wszystko. Nie musisz na mnie warczeć.
- Nie warczę na ciebie! - warczy Snape. - Och, do ciężkiej...- Opada na krzesło. - To był zły pomyśl.
- Co, wychodzenie z łóżka? - Harry bezskutecznie sili się na łagodny ton.
- Wiesz, o czym mówię. Zniesmaczający bachor. - Kuca na krześle, krzyżując ramiona na piersi.
-, Więc, kim dla ciebie jestem, Snape? Dzieckiem czy mężczyzną? A może to chłopięcość cię tak podnieca?
Severus spogląda na półleżącego na łóżku Pottera. Na twarzy wypisaną ma nieufność podszytą buntem. Maska na pole bitwy. Snape opiera się pokusie, by pójść po swoją różdżkę.
- Tak, Potter, zauważalny brak doświadczenia to jest *to* - zmienia mnie w dzikie zwierzę.
- Pierdol się. O, zaraz, czekaj, nie pierdoliłbyś się ze mną... jestem tak zajebiście delikatny... A może... tak, właśnie. Co, jeśli udam, że jestem nieprzytomny? - Potter pada plackiem na łóżko i zamyka oczy. - Tego chcesz?
- Czego chcę, Potter, to kogoś, kto, na brodę Merlina, *sam* wie, czego chce! Mam po dziurki w nosie cholernych uczniaków!
- Wybierasz jednego z każdego roku? Czy są jednorazowi, jak chusteczki higieniczne? Który z kolei ja jestem? Dziesiąty? Niżej? Sporo czasu zabrało ci, żeby się do mnie dobrać... czyżbym coś robił źle? A może to dlatego, że wolisz blondynów? Może za każdym razem, gdy leżałem nieprzytomny skrzydle szpitalnym, <i>obliviate'owałeś</i> panią Pomfrey i rzucałeś się na mnie...
- Panie Potter - warczy. - Zanim zaczniesz wysuwać daleko posunięte insynuacje, może przypomnę ci, że ktoś, kto znajduje się w domu ze szkła, *nie powinien wpełzać na swojego profesora i błagać o numerek*!
- Sam tego chciałeś! Stanął ci, kiedy tylko cię obudziłem!
- Nie rzuciłem się na ciebie, Potter! - krzyczy Severus, a jego kolana obijają się o brzeg łóżka. Znajduje się nos w nos z zielonookim potworem, który podnosi się na kolana i parska na niego wściekle. - Nie zmusiłem cię! - Uwierz mi, Albusie. - Sam się o to prosiłeś! Przyznaj to!
- Przyznaj, że chciałeś tego i że ci się podobało!
Severus zgrzyta zębami i ledwie zauważalnie kiwa głową.
- Niech ci będzie! Teraz ty.
- Prosiłem o to - odpowiada spokojnie. - Chciałem tego, i chcę nadal. A teraz - Potter wyciąga rękę - chodź tutaj, jesteś ciepły.
Snape otwiera szeroko oczy.
*****
- Ale... dlaczego?
- Bo tak. Zamknij się.
- Kompletnie zbzikowałeś.
- Możliwe. Bądź cicho.
- Zmuś mnie, Potter.
- Sam się o to prosiłeś.
*****
- Nie za bardzo jest, na co patrzeć, jeśli o mnie chodzi... Nie mogłeś tego nie zauważyć. - Mimo tych słów ręce Severusa błądzą już w poszukiwaniu zapięcia jego spodni.
- Phi. Ja też nie jestem jakimś modelem... - odpowiada Harry. - Ugryziesz mnie znowu?
- Pamiętaj: sam się o to prosiłeś.
*****
Rutyna nadal obowiązuje - nawet, jeśli nieco zmodyfikowana.
Ćwiczenia wciąż się zdarzają, podobnie jak czytanie starego niedzielnego wydania "Proroka Codziennego". Śniadania upływają w rozleniwionej atmosferze. Zaczynają ze sobą rozmawiać, starannie wybierając neutralne tematy, jak pogoda, słownictwo, debaty o Quidditchu, ich szacowne, dokuczliwe kontuzje, poziom przesolenia jajek, ulubione jedzenie, portrety w Hogwarcie, czy też w końcu zagadka pojawiania się dżemu jeżynowo-malinowego co trzeci dzień. Severus stara się powstrzymywać od sarkazmu, Potter zaś unika przeskakiwania w tryb defensywny.
Zazwyczaj trzymają się z daleka od tematów osobistych.
*****
Potter wychodzi z siebie, oferując sól, pieprz i masło. Severus amputuje kromce chleba skórkę.
- Mogę cię o coś zapytać? I wiesz, nic się nie stanie, jeżeli będziesz przy tym miły... - zastrzega Harry. - Dobry jestem?
Severus mruga.
- Dobry? W czym?
- No wiesz... w tym. No wiesz.
Jedna brew wędruje do góry.
- OK, nie patrz tak na mnie... dobra, cofam pytanie.
- Ujmijmy to w ten sposób. Gdybym był zmuszony przydzielać stopnie... zdałbyś.
- Och. - Harry uśmiecha się. Snape'owi wydaje się, że dostrzega cień rumieńca. - Dziękuję.
*****
- Jestem - naprawdę - raczej brzydkim mężczyzną.
- Nie, nie jesteś.
Severus krzyżuje ramiona na piersi.
- Nie jesteś. W tej kwestii się nie poddam - upiera się Harry, wytykając na niego język.
- Lepiej znajdź jakieś lepsze zastosowanie dla tych ust.
- Sam się o to prosiłeś.
To sformułowanie stało się czymś w rodzaju żartu między nimi.
*****
- Chyba powinniśmy się wykąpać.
- Czyja to kolej?
- Nie wiem - dyszy Harry, uśmiechając się szeroko. Jego skóra jest wilgotna od potu. - Jeśli pójdziesz pierwszy, to czy mogę popatrzyć?
- Mogę popatrzeć.
- Jasne, że możesz. Więc jestem pierwszy, tak?
*****
Severus usiłuje wmówić sobie, że to dobrze, że Potter odkrył nowy sposób na poradzenie sobie z całą tą sytuacją. Tak konkretnie - seks. To z pewnością nie jest zdrowa metoda na zmaganie się z żalem i samotnością... nie może taką być - nie wtedy, gdy twoim partnerem jest lubieżny, przetłuszczony, starszy od ciebie o dwadzieścia lat mistrz eliksirów.
Nie jest dobrym człowiekiem. Nie mógłby być dobrym człowiekiem i jednocześnie radować się z możliwości wykorzystywania słabości Pottera. Zaczyna nienawidzić swojego odbicia w lustrze.
Czasami leży obok Pottera i wyobraża sobie, jak by to było, gdyby to Lupin został tu przysłany zamiast niego... Gdyby okoliczności były inne, jak dużo czasu by upłynęło, zanim Harry owinąłby się wokół wyliniałego wilkołaka? Rzecz jasna, pomysł sam w sobie jest niedorzeczny - kiedy tylko nadeszłaby pełnia, Lupin albo rozszarpałby chłopaka na kawałki, albo przemienił go w stworzenie mroku.
Teraz, gdy przydarzają mu się koszmary, Harry budzi go i całuje.
Pokój wydaje się bardzo mały.
Trafniejsze epitety jakoś nie przychodzą Severusowi do głowy. Ostatnimi czasy nie potrafi zdecydować, czy wybrać "przytulny", czy "dławiący".
*****
- Nie gap się na mnie.
- ...
- Ja nie żartuję, Potter. Znajdź sobie, z łaski swojej, jakiś inny obiekt do obserwacji.
- ...
- Co? Czego chcesz? No dobra. O co chodzi? O czym powinniśmy porozmawiać? - Severus upuszcza widelec, który odbija się dźwięcznie od talerza. Odrobina jajecznicy spada na podłogę. Potter nadal gapi się jak zaczarowany. - Wyobrażam sobie, że zn...
- Co myślisz o roztopionym maśle? - Harry wchodzi mu w słowo.
- Co? - zatrzymuje się Snape.
- Jako lubrykant. Roztopione masło. - Potter wskazuje maselniczkę na tacy ze śniadaniem. - Przychodzi każdego ranka.
Snape mruga.
- Codziennie od pierwszego dnia.
- Nom.
- Ależ z nas kompletne półgłówki.
*****
Severus jest teraz non stop na krawędzi, zwłaszcza ostatnio, od kiedy Potter zaczął robić takie rzeczy, jak na przykład przypieranie go do ściany, rozpinanie mu koszuli i drażnienie palcem jego sutka - bez żadnego konkretnego powodu.
To musi być jakiś dziwaczny, powolny rodzaj tortur.
*****
Harry budzi go około czwartej, zamykając drzwi do łazienki.
- Zły sen? - pyta Severus, gdy Harry wchodzi z powrotem do łóżka.
Harry nie od razu odpowiada; układa się i wzdycha.
- Nie, nie miałem koszmaru. Po prostu rozmyślałem.
Przełyka ślinę. Zwykle nie rozmawiają o takich rzeczach.
- O czym?
- Sam nie wiem... Jak najlepiej dać komuś do zrozumienia, jak bardzo ci przykro, że spowodowałeś u tego kogoś kalectwo?
- Hmm, może pomóc jakoś stanąć na nogi?
Harry dobywa z siebie gardłowe warknięcie.
- Zły dobór słów.
- Och... Nie chciałem... - Głos Snape'a jest wciąż zachrypnięty od snu.
- Wiem.
- Czy mam cię zapewnić, że to nie twoja wina?
- Nie.
- Nie powinna była w ogóle brać udziału w tym ataku... Granger zawsze była bardziej typem stratega, niż żołnierza. Przypuszczam, że dopasują jej protezę i spędzi resztę wojny na przesuwaniu figurek czarodziejów z miejsca na miejsce, siedząc w pokoju pełnym map.
- Mówisz tak tylko po to, żebym się lepiej poczuł. Nawet ci to za dobrze nie wychodzi. Nikt nie nauczył cię empatii?
- Potter. Gdy Albusowi psują się zabawki, oddaje je do naprawy. Spójrz tylko na nas.
Harry jest przez chwilę cicho.
- Ale... ty nie wyglądasz, jakbyś wymagał naprawy.
- Potter, uwierz mi lub nie, ale nie jesteś jedyną osobą, która dokonała w życiu paru durnych wyborów. - Spojrzenie Harry'ego wędruje w kierunku Mrocznego Znaku, mimo że Severus miał na myśli coś zupełnie innego.
- Boli?
- Tak.
- Cały czas?
- Nie. Przychodzi i odchodzi.
- Tak jak u mnie. - Harry wskazuje na bliznę w kształcie błyskawicy. - On wciąż gdzieś tam jest. To chyba znaczy, że wojna nadal wrze.
- Tak sądzę. - Wygląda na to, że to koniec rozmowy. Severus opuszcza właśnie powieki, gdy Harry znowu się odzywa.
- Cieszę się, że to ciebie przysłali. Na początku byłem wściekły. Ale teraz... nie mógłbym wyobrazić sobie tutaj nikogo innego.
-, Ale pomyśl tylko, Potter, gdyby przysłali Tonks, każdej nocy mógłbyś być z kimś innym.
Harry wali go poduszką.
*****
-, Czemu się do nich przyłączyłeś?
Severus rozciąga się na łóżku. Kropla potu spływa mu z powrotem we włosy.
-, Dlaczego chcesz wiedzieć?
- Jestem ciekaw. Chcę wiedzieć o tobie więcej, niż to, jak lubisz doprawiać sobie jajecznicę.
Jego nogi przyjmują konsystencję jeżynowo-malinowego dżemu.
- Niech ci będzie, Potter. Chcesz rozwlekłą, naiwną, banalną wersję, którą wcisnąłem Albusowi, czy prawdę?
- A... mogę usłyszeć obie?
Przesuwa się troszkę.
- W gruncie rzeczy powiedziałem Albusowi, że zrobiłem to dla sławy, władzy, pieniędzy, zemsty, z powodu presji rodziny, rówieśników, itepe, itede.
- A to nieprawda?
- To kolekcja prawdopodobnych motywów, ale nie prawdziwy powód.
Harry podpełza bliżej pod kołdrą.
-, Więc jaki był prawdziwy powód?
- Poprosili.
*****
- Nienawidzę Syriusza za to, że umarł... Nienawidzę go, bo obiecał mi coś, a potem wyrwał mi to z ręki.
- Ja też go nienawidzę.
- ...
- No co?
*****
- Albus szprycuje swoje cukierki.
- Nie!
Severus kiwa głową znad krawędzi gazety.
- Um-hm. Dropsy cytrynowe... wystarczy powiedzieć, że niereaktywny eliksir uspokajający i odrobina Veritaserum już nie raz mu się przydały.
- Żartujesz, prawda?
- A wiesz, co robi z herbatnikami czekoladowymi?
- Ej, jadłem je!
*****
Snape zawsze uważał się za tego na górze. Nie był nigdy Casanovą, rzecz jasna, ale w oparciu o doświadczenia postanowił ujawnić swoje preferencje.
Za bardzo się pospieszył.
- Gotowy? - pyta Harry, gładząc stwardniałymi dłońmi luminescencyjnie bladą skórę.
- No, dalej.
- Sam się o to... - Potter przesuwa dwoma śliskimi palcami wzdłuż szczeliny między pośladkami starszego czarodzieja. - ...prosiłeś. - Dotyk jest tak lekki, że aż łaskocze.
- Nie marnuj masła.
- Szszsz. Zakłócisz moją koncentrację. - Potter daje klapsa jednemu z wyeksponowanych pośladków.
Severus drży, zaciskając mocniej dłonie na oparciu. Z nogami po obu stronach cholernego mebla, może opierać swój ciężar na dobrym kolanie, z drugim ułożonym wygodnie po przeciwnej stronie, tak, żeby Harry mógł wziąć go od tyłu bez powodowania bólu u żadnego z nich.
Nie, żeby Potter nie chciał tego robić twarzą w twarz - owszem, chciał - ale Severus nieźle się namęczył, starając się wyjaśnić temu tłukowi, dlaczego nie ma szczególnej ochoty patrzeć, jak Harry patrzy.
- Za mocno cię klepnąłem?
- Nie... ale nie zapominaj się.
Palce kreślą kółka wokół jego otworu, by już wkrótce zacząć wślizgiwać się do środka.
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło.
Severus słyszy rozbawienie w jego głosie, i wie już, że od dziś będzie padał ofiarą paru klapsów od czasu do czasu. Jego ciało stało się obiektem studiów, niczym dyscyplina naukowa - i to nie eliksiry czy Oklumencja, ale jeden z tych głupich, pokazowych przedmiotów, do których Harry zwykł wykazywać talent. Każdy jęk jest odnotowywany i katalogowany; manewry, które wywołują właściwą reakcję, powtarzają się. To dziwne uczucie, być przedmiotem takich badań. Severusowi kojarzy się to z czasami szpiegowania, gdy w obawie przed przypadkowym ujawnieniem czegoś osobistego musiał być świadomy każdego swojego ruchu.
- Odpłynąłeś gdzieś daleko.
- Zrób to, Potter, wystarczy już tej gry wstępnej - cedzi przez zęby. Palce wycofują się tak samo wolno, jak wchodziły. - Przestań mnie drażnić i rusz się.
Harry otacza go w pasie ramieniem i przyciska się do niego, pocierając członkiem o skórę jego pośladków.
- Dlaczego choć raz nie możemy zrobić tego powoli?
- Powoli to robią to kochankowie, a nie ludzie, którzy chcą tylko rozładować napięcie. - Bolesny docinek, mimo że niezaplanowany. Snape wypycha biodra do tyłu, gdy czuje przy swoim wejściu tępo zakończony kształt.
- Chciałbym, żebyś mnie lubił - jęczy Harry gardłowo, wsuwając się po sam trzon. - Chciałbym, żebyś lubił mnie wystarczająco, żeby o to poprosić, żebym to ja nie musiał ciągle prosić ciebie. - Stęka i zaczyna się poruszać. - Pozwoliłbym ci się przelecieć, gdybyś chciał... jeśli chcesz, po prostu powiedz... było dobrze za pierwszym razem... obciągnę ci... tylko powiedz... nawet nie pytaj, po prostu weź mnie, pokaż mi, czego chcesz, a zrobię to... - Zwiększa tempo pchnięć, aż nóżki fotela zaczynają uderzać rytmicznie o podłogę.
- Właśnie... to... teraz... robisz... ty... dur...och, pieprz mnie - udaje się Severusowi wykrztusić. Potter wjeżdża coraz głębiej, jego młody, gruby penis przyćmiewa wszystko inne. Snape opiera czoło na ramieniu i trwa tak, pozwalając przypuszczać szturm na swoje ciało. Jego powieki unoszą się i opadają, przed oczami miga mu co chwila Mroczny Znak.
*****
Kiedy tu wchodził, zegar wskazywał trzecią nad ranem. Severus zgaduje, że teraz jest pewnie koło piątej.
Żeby udowodnić, że nie jest tak stuknięty jak Potter, nie napełnił wanny lodowatą wodą. W ogóle jej nie napełnił.
Kilka chwil sam na sam.
*Jest* zimno.
No i jego ciało pachnie masłem. Nie znaczy to, że nie jest już do tego przyzwyczajony.
Severus przyciąga kolana do piersi i opiera na nich podbródek. Stracił czucie w palcach. Wmawia sobie, że bezcelowym byłoby próbować zadusić Pottera na śmierć, aż znowu nie będzie im ciepło. Siedzi w tej pozycji przez jakiś czas, wydający się wiecznością. Jest to pewnie jakieś piętnaście minut.
Gdy wreszcie podnosi głowę, zauważa, że Potter stoi w drzwiach łazienki, wpatrując się w niego. Gryfońskozłota piżama jest pognieciona i nagle budzi w nim skojarzenia z żółcią.
- Wszystko w porządku...? Snape?
Unosi górną wargę, pokazując zęby.
- Chciałbyś, żebym cię lubił? - parska, papugując po Harrym. - Chciałbyś, żebym cię *lubił*? Gdybym cię nie lubił, Potter, czy śmierdziałbym teraz jak bar mleczny? Gdybym cię nie lubił, czy ratowałbym ci życie? Gdybym cię nie lubił, nie zgodziłbym się na to wszystko... gdybym cię nie lubił, nie *molestowałbym cię we śnie*.
- Wciąż cię to gryzie?
- Czy mógłbyś się, z łaski swojej, odpierdolić, Potter?
- Nie. Nie mogę zasnąć. Łóżko zrobiło się za zimne.
Wpatrują się w siebie. Snape wystawia nogi poza krawędź wanny i krzyżuje je w kostkach. Układa ręce na piersi, tworząc piramidkę z palców wskazujących.
- Chyba zdajesz sobie sprawę, co się stanie, gdy zorientują się, że wykorzystuję Chłopca, Który Przeżył...
- Po pierwsze - nikogo nie wykorzystujesz, a po drugie - nie jestem chłopcem. Już to przerabialiśmy. Obaj jesteśmy zainteresowani i to, co robimy, jest na pewno lepsze niż dogadzanie sobie ręką w ukryciu. Chodź do łóżka. - Harry wyciąga rękę, żeby pomoc mu wstać.
- Nie byłem z nikim od czternastu lat - wyrzuca nagle z siebie Severus.
- Słucham...?
- Przerwałeś okres bardzo długiej suszy.
- Cz-czternaście lat...?
- Prawie połowa twojego życia, Potter. Już bardziej trzy piąte. Nie byłem z nikim od czternastu lat, zanim...
Potter opiera się o umywalkę i bierze głęboki oddech.
- W duchu spowiedzi...
- Boże, nie mów - prycha Severus. - Nawet nie zawracaj sobie głowy. Wiem.
- To było aż tak oczywiste?
- Powiedzmy, że miałem wyraźne podejrzenia. Jednym z moich życiowych zadań było dobrze się orientować w twoich poczynaniach. Szczerze wątpię, zwłaszcza odnośnie ostatnich lat, abyś miał szansę wymknąć się z kimkolwiek poza Weasleyem, Shackleboltem albo Lupinem.
- Ron jest hetero, Kingsley świata nie widzi poza swoją różdżką, a Lupin jest... prawie jak mój tata.
- No właśnie. - Znowu podciąga kolana pod brodę. - Merlinie, dopomóż. Jestem odpowiedzialny za rozprawiczenie Chol...
- Jeśli nazwiesz mnie "Cholernym Harrym Potterem", to cię przeklnę.
- Sam się przeklnij.
- Odwal się.
- Pierdol się.
- Tłusta gnida.
- Głupi dzieciak.
Skończył im się jad. Harry znowu oferuje pomocną dłoń. Snape przez chwilę patrzy na nią, potem na Pottera.
- Nie dam rady zbyt długo... Muszą po nas przyjść. Muszą.
- Przyjdą. Niedługo - mówi Potter z cieniem uśmiechu.
- Kiedy?
- Niedługo.
- Ale z ciebie kłamca...
- Ech, sam się o to prosiłeś. No, chodź.
Severus chwyta wyciągniętą dłoń, podnosi się z wanny i idzie za Harrym do łóżka.
*****
Pewnego wieczora siłują się na ręce.
Potter kładzie go cztery razy, a potem obciąga mu na przeprosiny.
Snape nie może się powstrzymać od mówienia mu, że to jedyny penis, jakiego kiedykolwiek zapragnie. Nie potrafi też przestać myśleć o tym, to jedyny, jaki Potter kiedykolwiek miał.
*****
- Czternaście lat, hę? Co doprowadza mężczyznę do tego, żeby czekał czternaście lat?
- Nic zgodnego z moją wizją bajki na dobranoc.
-, Jeśli chcesz wstać, żeby mi opowiedzieć, nie krępuj się. Ale jest lodowato.
Snape poddaje się i opowiada niektóre z mniej paskudnych szczegółów. Ich czeka to samo. Zostaną odkryci, rozdzieleni, Severus będzie traktowany jak trędowaty. Wie o tym.
- Och - odpowiada Harry, ziewając. - Przykro mi.
Severus głaszcze jego potarganą czuprynę.
*****
Harry zaczyna mówić, nie czekając, aż padnie pytanie.
- W jego gabinecie było dziesięć osób. Wszyscy mówili o mnie. Leżał na środku biurka, podniosłem go i włożyłem do kieszeni. Nikt nie zauważył.
- Nie było mnie tam.
- Nie. Byłeś na jakiejś misji. Gdybyś tam był, obszukałbyś mnie i wyzwał od złodziei przed całym Zakonem.
- Niepr... - Snape przewraca oczami. - No, być może. W końcu zasłużyłbyś sobie na to.
- Och, możliwe... Chciałem po prostu coś zrobić, wiesz? Zgadzam się, żeby robić za cel, ale pod warunkiem, że będzie to cel ruchomy... Ludzie umierają - może nawet w tym momencie - umierają gdzieś tam, daleko stąd. To ja miałem być tym, który to zakończy... tyle tylko, że nikt nie chce mi powiedzieć jak, kiedy ani dlaczego... wiesz, nieważne, nie chcę teraz o tym mówić. Porozmawiajmy o czymś innym. Albo zróbmy coś.
- Na przykład?
- Nie wiem. Zagrajmy w coś.
- Na przykład?
- No, nie wiem, w cokolwiek. Kurczę, mógłbyś mnie nawet czegoś nauczyć. Tylko nie eliksirów - zastrzega.
Dwie godziny później Potter umie już zaśpiewać "Finnegan's Wake" co do słowa... choć linia melodyczna trochę mu umyka. W pubie i tak nie miałoby to znaczenia.
Jeżeli kiedykolwiek jeszcze zobaczą jakiś pub.
Koniec rozdziału drugiego.
Wymyślają też inne gry. A raczej - to Potter je wymyśla.
Wczesnymi popołudniami Snape zaczyna krążyć po pokoju niczym lew w klatce. Robi to odkąd się tu znaleźli, zabijając czas szybkim spacerem; po pierwszym odcinku drogi skręca w prawo, po drugim - w lewo. Symetria we wszystkim, nawet w dreptaniu z jednej strony pokoju na drugą.
Gra Pottera wygląda tak, że obserwuje drepczącego Snape'a, samemu półleżąc na łóżku. Za każdym razem, gdy Snape odchodzi w przeciwną stronę i nie widzi, co Harry robi, ten przyjmuje jakąś pozę: czasem głupawą, czasem dziwną, czasem jawnie obsceniczną. Ma tylko parę sekund na zmienianie ich. Zabawa kończy się, kiedy Severus zatrzymuje się i ubliża mu, zatrzymuje się i wybucha śmiechem, albo gdy Harry blokuje mu dalszą drogę.
Blokowanie przechodzi w mocowanie się, które z kolei zmienia się we wzajemne obmacywanie, i tak dalej.
Snape dochodzi do wniosku, że podoba mu się ta gra. Nawet przegrany wygrywa.
*****
Pewnego ranka obaj wstają w kiepskich humorach. Wybucha wielka kłótnia o to, co zwykle: historię, rodzinę, przyjaciół, wygląd, brak doświadczenia i tym podobne. Kiedy Potter podnosi swoją różdżkę, Severus zamyka się w łazience.
Rzecz jasna Harry po chwili uspokaja się i przeprasza - jest mu bardzo przykro i zgłasza się na ochotnika do masowania stóp, albo czegokolwiek innego, czego Severus sobie zażyczy.
Starszy czarodziej tak naprawdę go nie słucha. Wpatruje się w swoje odbicie w lustrze nad umywalką.
Gdy wychodzi, widzi, że Potter ładnie nakrył do stołu. Mimo tej oczywistej gałązki oliwnej
Severus nie ma ochoty udawać miłego. Kiedy Harry uśmiecha się do niego, Severusowi przypominają się wszystkie wstrętne rzeczy, jakie to głupie dziecko kiedykolwiek powiedziało. Odwzajemnia uśmiech, podnosi maselniczkę i szczodrze smaruje masłem swój tost.
- Dobra, kumam - mówi Harry. Nie próbuje dotknąć go przez resztę dnia.
Severus czuje się okropnie. Chyba złapał przeziębienie.
*****
Budzi się z kolejnego koszmaru i przeprowadza swoje rutynowe czynności: łazienka, toaleta, mycie, szklanka wody, powrót do łóżka.
- Można by pomyśleć, że Voldemort ma lepsze rzeczy do roboty niż zsyłanie nam koszmarów - mamrocze Potter.
- Nie śniłem o Voldemorcie - mówi Severus. - Śnił mi się mój ojciec.
*****
Budzi się przygnieciony ciałem Harry'ego.
Spycha z siebie pochrapującego cichutko czarodzieja i układa go tak, żeby później nie narzekał, że strzyka go w krzyżu.
Harry mruczy coś, co brzmi jak "umf", po czym z powrotem się na niego wdrapuje.
- Doprawdy, Potter - fuka Severus i przytula się do niego mocniej. - Nie jestem jaskrawo ubarwionym pluszowym miśkiem.
*****
- Wiesz, co lubię...? To. - Harry muska opuszkami palców dół brzucha Snape'a, głaszcząc ścieżkę ciemnych włosów, prowadzących od brzucha do krocza. - Tę część ciebie. Twoje miękkie podbrzusze. - Chichocze złośliwie.
- Zamknij się, Potter - mamrocze niemrawo Severus. Czuje się zbyt dobrze, by zacząć kłótnię. Gdzieś na skraju jego świadomości znajdują się informacje, że posiada kończyny, że oddycha.
- Czy wiesz - dopytuje się Potter, skubiąc lekko skórę na jego brzuchu - że kiedy dochodzisz, otwierasz usta i twój język uderza o wewnętrzną stronę zębów, o, tak? - Demonstruje.
- Nie. Nie, nie wiedziałem. - Severus decyduje, że nie będzie się peszył swoimi orgazmicznymi reakcjami.
- A wiesz, jaki dzisiaj dzień?
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Minął miesiąc.
Snape mruga.
- Proszę?
- Minął miesiąc. Od czasu, gdy.... no, wiesz.
- Ach.
Harry przejeżdża dłonią po brzuchu Snape'a w zaborczym geście.
- Mam nadzieję, że mówiąc to nie sprawiam, że czujesz się... niezręcznie?
- Ciężko byłoby wprawić mnie w jakikolwiek dyskomfort w tym momencie. - Severus odgarnia kosmyk włosów, który właził mu do oka i zmusza się do krzywego uśmieszku. - Jeśli chciałeś zasugerować, że powinniśmy jakoś uczcić tę okazję... to obawiam się, że niczego ci nie kupiłem.
- Zawsze odkładasz zakupy na ostatnią chwilę i popatrz, do czego cię to doprowadziło.
- Zamknięty w celi z czarodziejem - nimfomanem - odpiera i zamyka oczy, przygotowując się do zasłużonej drzemki. - Los gorszy od śmierci.
Harry wtula się w zgięcie jego ramienia. We śnie Potter potrafi przycisnąć się do Severusa tak mocno, że go budzi.
- Może jesteś po części Wilą... i dlatego tak bardzo lubię cię dotykać.
- O czym ty mó... szsz.
I Potter cichnie. Po chwili wydaje się drzemać. Severus lubi te momenty - kiedy obaj są wciąż przytomni, ale udają, że śpią. Jest w tym coś niesamowicie uspokajającego i kojącego.
- Wszystkiego najlepszego - mruczy Potter.
*****
Budzi ich przybycie kolacji.
- Ryba z frytkami! Super! - zachwyca się Harry. - Przysięgam, Severusie, gdyby nie ty i jedzenie tutaj...
Może to sposób, w jaki Harry prawi komplement - z biegu i nie wprost. Może dlatego, że zajął się butelką ketchupu, nie czekając na jego reakcję, nawet nie patrząc w jego stronę. A może, być może to dlatego, że Severus jest gotowy, by uwierzyć w coś dobrego; w mały, możliwy do przyjęcia komplement - jak ten, że jest równie super, jak jedzenie.
*****
Wanna jest wspaniałym miejscem do rozmyślań. Jeżeli kiedykolwiek wydostanie się z tego miejsca, obiecuje sobie, że wstawi jedną tuż przy swoim gabinecie. Może nawet w samym gabinecie... Mógłby utrzymywać, że to zmodyfikowany kocioł. Zakładając, że jego gabinet nie jest już dymiącą dziurą w ziemi, rzecz jasna.
Severus zanurza głowę pod wodę.
Nigdy nie obchodził żadnej rocznicy, a tym bardziej "miesięcznicy". Takie rzeczy nie miały dla niego znaczenia. Kto by pomyślał, że Potter może zwrócić na to uwagę, zapamiętać dokładną datę... I po co?
Miesiąc pieprzenia.
Sentymentalne, głupie dziecko. Tak spragnione życzliwości, pogłaskania po głowie, że zrobiłoby wszystko. Z każdym.
Jak to dobrze, że Syriusz Black nie żyje. Gdyby ten bydlak nie dał się wtedy zabić, byłby teraz tutaj z Potterem. Severus zaś przebywałby zapewne gdzieś w lochach Voldemorta, najprawdopodobniej pod pręgierzem, bity i atakowany klątwami.
Pokój jest mały. I śmierdzi. Jest w nim jedno twarde, nierówne łóżko, niewygodny fotel, nocny stolik, komoda, rząd kołków na ścianie i kilka osobistych rzeczy, które udało im się wrzucić do toreb w ciągu tych dziesięciu minut, które mieli na spakowanie się. Nienawidzi tego pomieszczenia.
Jednak myśli o odejściu stąd nienawidzi jeszcze bardziej.
Wynurza się, pozwalając złaknionym płucom na zaczerpnięcie tlenu.
Severus szoruje się porządnie - Potter sięga ustami wszędzie, bezczelny szczeniak. Nie może pozbyć się myśli o "miesięcznicy". Żadna z osób, z którymi był wcześniej, nigdy - przenigdy - nie wspomniała o niczym takim. Jego rodzice też nie obchodzili rocznic. Jeśli w jakiś sposób upamiętniali kolejną, to tylko w żałobie.
Miesiąc pieprzenia. To wszystko. To jasne, że fizyczne przywiązanie było nie do uniknięcia. Ale coś zbyt emocjonalnego...?
Pukanie do drzwi wytrąca go z zamyślenia.
- Hej, ty tam! Zostaw coś dla ryb!
*****
Severus wyciera się. Jego ciało zdążyło pokryć się gęsią skórką w chłodnym powietrzu. Czuje się jakoś dziwnie. Możliwe, że to tylko zimno sprawia, że postanawia nie bawić się w zakładanie piżamy, lecz od razu wskoczyć do łóżka. Tak, na pewno zimno. Rozgrzeje się pod kołdrą i dopiero później ubierze.
Mijają minuty.
Harry wychodzi z łazienki. Towarzyszy mu bulgot wody znikającej w odpływie. Przytrzymuje ręcznik wokół bioder i sięga po...
- Harry.
Potter nieruchomieje z jedną ręką ściskającą ręcznik, a drugą - piżamę. Patrzy nieufnie.
- Nie wolałbyś raczej tego uczcić? - pyta Snape.
- Nie nabijaj się ze mnie - ostrzega Harry. Nie porusza się.
Severus podnosi się do siadu i opiera plecami o wezgłowie łóżka. Wszystkie włoski na jego karku stają dęba. Zgina lekko jedną nogę w kolanie.
- Nigdy nie obchodziłem żadnej rocznicy.
Potter może i ma słaby wzrok, ale teraz sprawia wrażenie, jakby nic nie umykało jego uwadze, gdy tak wpatruje się w nagi tors Severusa.
- Czy ty próbujesz mnie uwieść?
Severus przewraca oczami i wraca do poprzedniej pozycji.
- Mógłbym powiedzieć, że wyszedłem z wprawy, ale nie jestem pewien, czy kiedykolwiek jakąś miałem. Dobra, Potter, w takim razie dobranoc.
- Zaraz, zaraz. Nikt nie mówił, że masz przestać - protestuje Harry i jakoś nie ściąga z kołka swojej piżamy.
Akurat w tym momencie organizm Severusa postanawia, że czas, aby zaschło mu w ustach.
- H... - Próbuje kupić sobie trochę czasu, prostując się i odgarniając do tylu włosy. - C... - udaje mu się wykrztusić, po czym na kilka chwil traci kontrolę nad strunami głosowymi na widok ręcznika, zsuwającego się z bioder Pottera. Szczupła sylwetka stoi wyczekująco w kręgu czerwonego materiału, niczym ucieleśnienie pożądania... a potem Harry zbliża się do łóżka.
- Chłodno dzisiaj, nie sądzisz? - pyta, zdejmując okulary.
- Zdecydowanie za dużo rozmawiamy o temperaturze.
- Moglibyśmy porozmawiać o jedzeniu. Albo o kąpielach.
Severus zerka na jego ciało i unosi jedną brew.
- Nie wiedziałem, że uważasz kąpiele za tak pobudzające.
Harry potrząsa głową.
- Nie uważam. Masz coś na sobie pod tą kołdrą?
Okrycie otula Snape'a poniżej talii.
- Mógłbyś sprawdzić.
- Chcesz, żebym sprawdził?
Czy małe przyznanie się może boleć? Chyba niezbyt mocno, prawda?
- Nie miałbym nic przeciwko.
Młody czarodziej gramoli się na drugi koniec łóżka i klęka przy stopach Severusa.
- Co ty ro...? - zaczyna Severus.
Potter zaciska palce na kołdrze i ciągnie ją powoli w swoją stronę, odsłaniając blade, nagie ciało Snape'a.
- Jednak masz dla mnie prezent - mruczy, przypatrując się jego wznoszącej się erekcji.
Severus wierci się, lekko skrępowany, i próbuje się rozluźnić.
- Kto powiedział, że to dla ciebie? Może byłem w trakcie wspaniałego samozaspokajania, kto wie.
- Aa... I myślałeś o mnie.
- Dwa razy dziennie nie wystarczy? Muszę fantazjować o tobie nawet przez te kilka minut, kiedy jestem sam? - Severusowi na moment zapiera dech.
Harry całuje wewnętrzną stronę jego kontuzjowanego kolana.
- Uhum. Musisz myśleć o mnie... - Potter liże wnętrze jego uda, łaskocząc nieliczne włoski. - ... przez cały czas.
- Cały czas, hmm? - Severus gra na zwłokę, podczas gdy usta Pottera skradają się w górę.
- Calutki czas.
- W takim razie przypuszczam, że to dobrze... iż nic mnie nie rozprasza.
Harry przesuwa się, jakby chciał wziąć go w usta, ale nagle Severus czuje, że to wcale nie tego pragnie.
- Czekaj - powstrzymuje go i przyciąga w górę, tak, by leżał przy nim. Naciąga kołdrę na nich obu i wzdycha, gdy robi się cieplej. - Może... tak, jak za pierwszym razem - proponuje.
Potter kiwa głową i całuje go.
*****
Ciężko jest zasnąć.
Nie może się rozluźnić. Są atakowani.
Nie... To Severus jest atakowany.
- Powiedz jeszcze jedno.
Zielone oczy przeszywają zbyt głęboko.
- Nagabywany - odpowiada Potterowi.
*****
Severus obserwuje Harry'ego, który zmaga się z koszmarem. Za każdym razem, gdy wyciąga rękę, by obudzić młodego czarodzieja, powstrzymuje się.
- Powinienem pozwolić ci cierpieć - mówi.
Czasami Severus wierzy, że gdzieś w jego wnętrzu żyje mroczna, zła istota - istota, która lubi ból, lubi go zadawać, lubi go obserwować... i dzięki niech będą Merlinowi, że nigdy nie rozerwała skóry Pottera... dzięki Albusowi, że nigdy nie położyła swej gniewnej ręki na...
- Potter, obudź się... Obudź się... Miałeś zły sen - mówi.
Harry kieruje się swoją własną pokoszmarową rutyną, która obejmuje rzucanie się w ramiona Severusa i zmaganie się ze strachem.
Severus próbuje go nie całować. Nie wychodzi.
*****
Kłótnie nie są tak naprawdę kłótniami. Tylko, że są. Tylko, że nie są.
- Nienawidzę cię tak bardzo, że wołałbym raczej wbić sobie w oko to pióro niż dłużej z tobą rozmawiać.
- Ja nienawidzę cię tak bardzo, że wołałbym raczej ogolić sobie głowę i złożyć siedmioletnią przysięgę milczenia niż kiedykolwiek jeszcze z tobą rozmawiać.
- Ach tak? - Potter wskakuje na łóżko i zaczyna podskakiwać na palcach. - Cóż, ja wołałbym raczej...
- Przegrywasz, Potter...
- Ćśśś, ćśśś... mam. Wołałbym raczej rzucić quidditcha, przeprowadzić się do Azkabanu i otworzyć stragan z pocałunkami! - Harry podskakuje jeszcze raz, po czym zeskakuje z łóżka i ląduje przed Snape'em. - Niż więcej z tobą rozmawiać. Przebij <i>to</i>.
- Proszę bardzo. Wołałbym raczej... rzucić na siebie zaklęcie na zmianę płci, nakazać wszystkim uczniom w Hogwarcie, żeby nazywali mnie Frania i zajść w ciążę z Albusem... niż więcej z tobą rozmawiać. - Uśmiecha się drwiąco.
- Wolałbym raczej zrobić wszystko to, co robiliśmy przez ostatnie półtora miesiąca...
Severus wyszczerza się szeroko.
- ...z Argusem Filchem... niż więcej z tobą rozmawiać.
Snape'em wstrząsa dreszcz.
- Naprawdę, Potter, jesteś obrzydliwy.
- To znaczy, że wygrałem?
- A najbardziej niepokojące jest to, że uznaliśmy, iż zmiana płci i poród byłyby lepsze niż...
- Nie próbuj odwrócić mojej uwagi. Dawaj. Płacisz.
- Ugh, nie, nie teraz. Wciąż mam ten obraz przed oczami...
- Więc kiedy? Po kolacji?
- Tak.
Harry posyła mu uśmiech á la kot z Cheshire.
- Lepiej, żeby to było coś dobrego.
- Będzie bardziej niż dobre. - Severus pochyla się i szepcze mu do ucha. - Będę błagał.
*****
Harry zaczyna szeroko otwierać drzwi do łazienki, kiedy się kąpie.
Czasami Severus znajduje powód, żeby wejść tam i zrobić coś zwyczajnego, jak na przykład umycie zębów. Zdarza mu się też leżeć na łóżku i patrzeć, jak Potter się rozbiera. Zadziwiające, ale Harry'emu zawsze udaje się robić to tak, żeby wszystko było świetnie widać z sypialni.
Severus dochodzi do wniosku, że nie ma się co dziwić, iż Potter zawsze spędza w łazience tyle czasu. Kąpie się w bardzo niepraktyczny sposób - namydlając się dokładnie i powoli - nawet wstaje i pochyla się, żeby dosięgnąć trudno dostępnych miejsc.
Ktoś naprawdę powinien pokazać mu, jak to się robi.
*****
Pewnego wieczora Severus wchodzi do łazienki, myje zęby i płucze usta, po czym odwraca się tylko po to, żeby ujrzeć Pottera rozpartego w wannie. Jego okulary, wraz z puchatym gryfońskoczerwonym ręcznikiem, leżą na półce nad wanną, jednak nie wygląda na to, żeby ich teraz potrzebował. Ma zamknięte oczy, prawa stopa zwisa mu poza krawędzią wanny, a poruszającą się rytmicznie ręką ubija pianę na wodzie, pozwalając Severusowi przez moment dojrzeć fragment sztywnego organu.
Szczoteczka do zębów wpada z brzękiem do porcelanowej umywalki i Severus opiera się o ścianę, by popatrzeć.
Po chwili Harry uchyla lekko powieki i uśmiecha się.
- To trąci premedytacją, Potter.
Uśmiech zabarwia się poczuciem winy.
-, Dlaczego tak mówisz ?
- Nikt mnie dziś rano nie napastował. Może to oznaczać dwie rzeczy: jesteś śmiertelnie chory albo planowałeś wykorzystać mnie w jakiś inny sposób. - Severus zakłada ramiona na piersi. - I mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż nie ma mowy, abym wszedł tam razem z tobą... I nawet niech ci do głowy nie przychodzi nic przy ścianie, nie mam zamiaru pośliznąć się w kałuży i roztrzaskać sobie czaszkę...
- Nie myślałem o niczym takim. - Ręka Pottera wędruje w przód i w tył, tworząc zmarszczki na wodzie.
- Więc co?
- Nic. Zupełnie nic.
- No dobra. Idę do łóżka. - Severus patrzy jeszcze przez dłuższą chwilę i wychodzi.
Gdy Potter do niego dołącza, ma czelność od razu zapaść w sen.
*****
Biorąc wszystko pod rozwagę, Severus przyjmuje odrzucenie całkiem nieźle.
Kontynuuje rutynę.
Budzi się, wstaje, idzie do łazienki, marszczy brwi na widok swojego odbicia w lustrze, korzysta z toalety, myje ręce, twarz i zęby, znowu marszczy się do swojego odbicia, myje zęby dokładniej, przygładza włosy i wraca do sypialni, gdzie Potter nie uprawia z nim seksu.
Potter budzi się i idzie do łazienki. Severus ubiera się i ścieli łóżko. Potter wychodzi z łazienki, mrugając zaczerwienionymi oczami, i nie uprawia z nim seksu.
Snape po raz kolejny czyta tę przeklętą gazetę, a Potter zaczyna swoje ćwiczenia. Pełna sesja zabiera mu dwie godziny, więc kończy tuż przed przyjściem śniadania. Snape nakrywa do stołu, a maselniczkę odsuwa na bok, do późniejszego użytku. Potter nie komentuje. Jedzą śniadanie i Harry nie uprawia z nim seksu.
Severus zaczyna swoje dreptanie wcześniej niż zwykle. Harry nie bawi się w pozy, ani też nie uprawia z nim seksu.
- Dobrze się czujesz, Potter?
- Mmm - mruczy Harry i dalej wpatruje się w przemykających graczy quidditcha w rubryce sportowej.
Przychodzi lunch. Spaghetti z klopsikami. Potter nie robi nic głupiego, jak na przykład próby karmienia go.
Nie mówiąc o tym, że nie uprawia z nim seksu.
Severus drepcze jeszcze trochę, po czym postanawia uciąć sobie drzemkę. Dla kogoś niezorientowanego w sytuacji mogłoby to wyglądać tak, jakby się dąsał. Potter do niego nie dołącza.
Przychodzi kolacja. Jedzą w przytłaczającej ciszy. Severus zerka na maselniczkę.
- Jesteś dziś pierwszy do łazienki - mówi.
- Och, rzeczywiście.
Potter kończy jedzenie, rozwala się na moment na łóżku, a potem idzie napuścić wody do wanny. Wiesza swoje ubrania na kołku, wchodzi do łazienki i zamyka za sobą drzwi.
Gdy przychodzi jego kolej, Severus mści się na Potterze, dogadzając sobie ręką.
Kiedy wychodzi, Harry już śpi.
Severus wrzuca maselniczkę do windy kuchennej i trzaska drzwiczkami.
Stuk.
*****
Powstrzymuje się aż do następnego popołudnia - tej długiej, ciężkiej przerwy między południem a porą kolacji.
- Dlaczego.
- Hm?
- Nie graj ze mną w jakieś cholerne gierki, Potter, choć wygląda na to, że to jedyna rzecz, na której się znasz... Dlaczego?
- Co dlaczego? - pyta.
- Dlaczego nie... - Severus gestykuluje niejasno acz żywo, dopóki nie jest pewien, że przekazał sens.
Harry wzrusza ramionami i patrzy na trzymaną w rękach książkę, która, co Severus wie - i to na bank! - w ogóle Pottera nie interesuje.
- Nie wiem. Nie wiedziałem, że chcesz. Nigdy nie prosisz - orzeka Harry.
Severus parska wściekle.
-, Więc to o to chodzi? Więc dlaczego, do diabła, nie poprosiłeś mnie, żebym poprosił?
- A jaki sens w twoim proszeniu, jeśli muszę cię prosić, żebyś poprosił?
- Błagałem cię!
-, Bo przegrałeś.
- Potter...
- Harry - poprawia go. - I postanowiłem - jeśli chcesz... no, wiesz... musisz poprosić. Jestem już zmęczony tym całym wykorzystywaniem cię. - Przewraca stronę w książce.
Severus mruga.
- Ty... wykorzystujący... mnie.
- Jesteś tutaj po to, żeby sprawić, żebym był szczęśliwy i przy zdrowych zmysłach, czyż nie? A nie chcę, żebyś robił to tylko z tego powodu. Wybacz, ale jestem właśnie w połowie rozdziału. - Harry wraca do swojej książki.
Severus siada na łóżku. Zakłada ramiona na piersi i wpatruje się w ścianę. Co jakiś czas słychać szelest przewracanej kartki.
- Ta książka będzie tu też jutro rano.
Harry mruczy coś pod nosem w odpowiedzi.
- No tak, ja też. - Severus pociąga nosem. Przez kilka chwil siedzi w kompletnym bezruchu. Potem podnosi się na nogi, podchodzi do Pottera, wyrywa mu z rąk książkę i mierzy go wściekłym spojrzeniem. - Nawet tego nie czytasz.
Młody czarodziej milczy.
- Och, dobra, Potter, zawsze musi być po twojemu... Merlinie broń, żebyśmy ośmielili się czegoś ci odmówić. - Severus unosi jedną brew. - No więc? Całusa? - zabarwia pytanie dawką sarkazmu, jednak nie taką nie do przełknięcia.
Potter uśmiecha się drwiąco kącikami ust.
- Chyba wiesz... że jeśli to wszystko, o co prosisz, to tyle właśnie dostaniesz. Musisz być konkretny.
- Twoje gierki są takie męczące... ale niech ci będzie, Potter... Czy mógłbyś, ładnie proszę, wprowadzić się z łaski swojej w stan podniecenia seksualnego, zdjąć odzienie, a następnie wziąć udział w kilku aktach spontanicznej gry wstępnej, by potem nawilżyć i umieścić swój wzwiedziony penis w mo...
- Nie aż tak konkretny, głupku.
- Och? - Severus odkrywa, że traci zdolność do nonszalancji, kiedy jednocześnie usiłuje gorączkowo odpinać guziki.
- "Przeleć mnie" wystarczy, choć muszę przyznać, że podobało mi się to "proszę".
Severus przewraca oczami.
- Ładnie proszę, przeleć mnie?
- Dobra, brzmi nieźle.
*****
Harry budzi go w ciemności. Severus szacuje, że jest koło czwartej.
- Severusie. Widzę swój oddech.
- Wygląda na to, że jest, jak to mawiają historycy, zajebiście zimno.
- Chyba nie zamarzniemy tu na śmierć, prawda?
- Nie. Jeśli będzie trzeba, użyjemy zaklęć rozgrzewających.
- Ale wtedy nas znajdą.
- Ale nie w postaci sopli lodu.
*****
- Jestem już taki zmęczony tym całym czekaniem... i ciszą... Nie masz czasem ochoty krzyczeć?
*****
- Jajka są zielone. Severusie, jajka są zielone. Co, do ch... - Harry przerywa, gdy Severus podchodzi, żeby zerknąć na tacę.
- Dziwne. Nie są zepsute. Wygląda mi to na jakąś kiepską farbę... Co?
Potter przełyka głośno ślinę.
- Nic. Właśnie do mnie dotarło... że są święta.
Zielone jajka, na szczęście jadalne, i gałązka ostrokrzewu stanowią dekorację. Harry namawia Severusa, żeby się z nim przynajmniej porozciągał, zanim wezmą wolne na resztę dnia.
- Wolne, od czego? - pyta Severus.
*****
Harry opowiada mu - z przerażającą szczegółowością - o Bożym Narodzeniu w Norze.
- Brzmi koszmarnie i tłoczno - orzeka Severus, choć tak naprawdę wcale tak nie myśli.
- W takim razie jak wyglądały święta w twoim domu? - pyta Harry.
- Ferie spędzałem w szkole.
- No wiem, ja też, ale przedtem...
- Spędzałem je w szkole.
- No tak, kiedy skończyłeś jedenaście lat, ale przed... Och.
- Tak. W szkole. I wołałem to niż wracać do domu. Nie patrz tak na mnie - podejrzewam, że w twoje wcześniejsze święta twoi nieznośni mugole zwalali cię z łóżka i zmuszali do sprzątania i gotowania.
Harry kiwa głową w milczeniu. Chcąc rozwiać ten ponury nastrój, Severus zaczyna wspominać swoje pierwsze święta w Hogwarcie, które były właściwie - a przypomina mu się to dopiero w trakcie mówienia - całkiem miłe. Złapano go, jak chodził po korytarzach po ogłoszeniu ciszy nocnej...
- Hipokryta!
- Cicho, Potter... - i zaprowadzono do gabinetu dyrektora, gdzie wielki biały czarodziej poczęstował go herbatą, zamiast ukarać.
*****
Przychodzi lunch: szynka, ziemniaki, sos, jarzyny i mały kawałek ciasta, a do picia zarówno jabłecznik, jak i herbata.
- Znasz jakieś czarodziejskie kolędy?
Severus ośmiela się śpiewać tylko dlatego, że Potter ma taki okropny głos.
Harry popija jabłecznik.
- Przykro mi, że muszę ci to uświadomić... "Here We Come A-Wassailing" nie jest czarodziejską kolędą.
- Nigdy nie uczyłem się piosenek, których nie można by śpiewać w pubie. W każdym razie poza tymi, których uczyli nas w szkole.
-, Czemu?
- A po co? Byłeś kiedyś w pubie?
- Tak - odpowiada Harry, mrużąc oczy. - Byłem. Kilka razy, z Ronem.
- Pociągał cię kiedyś Weasley?
- Raczej nie. Był moim pierwszym prawdziwym przyjacielem... i kiedy zdałem sobie sprawę, że wolę facetów, był już dla mnie... jak brat. I jest hetero. I zakochany po uszy w Hermionie. Więc to właściwie nigdy nie wchodziło w grę. Lubię twoje barki - dodaje.
Severus już się przyzwyczaił do tego typu dygresji.
- Ostatni facet, z którym byłeś... kochałeś go? - pyta Harry.
- Pasowaliśmy do siebie. Obaj z szanowanych rodzin, które nie wymagały od nas niczego poza dyskrecją. Obaj zdecydowanie za dużo czasu spędzaliśmy z nosami w książkach. Pracował w bibliotece - no wiesz, specjalne wydania, książki gryzące i obłożone klątwami... Podrzucał mi zwłaszcza te szczególnie paskudne.
- Przykro mi, że... że wam nie wyszło.
Wzrusza ramionami.
- Ja się właściwie cieszę, że skończyło się wtedy, kiedy się skończyło. Jeśli mężczyzna jest zbyt tchórzliwy, żeby... byłoby to niebezpieczne dla nas obu. A poza tym, beznadziejnie całował.
- Ja nie jestem taki zły, prawda?
- A on zawsze domaga się zapewnień - burczy Severus prawie z rozczuleniem i całuje Harry'ego w krawędź żuchwy.
- A on zawsze unika prawdziwej odpowiedzi na pytanie - Harry rzuca wyzwanie, i to właściwie rozwiązuje problem, co zrobić z resztą popołudnia.
*****
Kolacja przychodzi w towarzystwie czerwonych i zielonych serwetek, dwóch małych pudełek czekoladek, eggnoga i karteczki.
- "Wesołych Świąt. Dziękujemy za wybranie naszych usług." - czyta Harry na głos. - Cóż, więc już wiemy. To firma cateringowa.
- Szkoda. Rozwiali mgłę tajemniczości.
Jedzą i popijają eggnog, po czym kładą się na łóżku, żeby pogapić się w sufit.
- Fajnie jest.
Severus unosi już kąciki ust w pogardliwym uśmieszku, kiedy dociera do niego, że to on to powiedział.
*****
- Mam nadzieję, że nie boli cię od tego kolano?
- Nie - szepcze Severus. Jego nogi znajdują się na ramionach Harry'ego. - Nie jestem ze szkła.
- Jeśli nie chcesz, powiedz, żebym przerwał, a zrobimy to jak zwykle.
Potrząsa głową i przez moment myśli o tym, jak bardzo urosły mu włosy. Wtedy Harry ustawia się w odpowiedniej pozycji i unosi mu lekko biodra, by wsunąć się do środka. Obaj nieruchomieją na chwilę. Początkowo Severus potrzebował czasu, by przywyknąć do tego doznania, jednak teraz już rozkoszuje się tym dziwnie całościowym uczuciem. Twarzą w twarz kąt jest nieco inny. Będzie trzeba się przyzwyczaić.
- Otwórz oczy - nakazuje Harry.
Severus otwiera.
*****
- No zrób to wreszcie - sapie Harry i ociera się policzkiem o poduszkę.
- Jesteśmy na moim rozkładzie, pamiętaj.
- Proszę! - błaga, rzucając biodrami. - Ja muszę...
- Przestań. - Potter skrzeczy, czując klapsa, ale Severus już wcześniej zdecydował, że zmiana ról będzie jak najbardziej fair. Wsuwa palce tylko odrobinę głębiej, nawilżając i rozciągając najlepiej, jak się da. Harry odpowiada gardłowym jękiem. - Nie chcesz, żeby bolało, prawda?
- Nie zrobisz mi krzywdy - jęczy Harry.
- To jest generalne założenie.
- Jestem gotów... Robisz to tylko po to, żeby się nade mną poznęcać.
- Sam się o to prosiłeś, Potter.
- Jeśli nazwiesz mnie "Potter", gdy twój wacek będzie siedział w moim tyłku, walnę cię.
Severus wyciąga palce. Przystaje na moment, żeby wytrzeć rękę, a następnie nawilżyć samego siebie.
- No dobrze, Harry. Bywasz posłuszny, kiedy chcesz - dodaje, parskając, gdy mężczyzna rozkłada nogi jeszcze szerzej.
- Tylko wtedy, kiedy mam motywację.
Gładzi mlecznobiałą skórę, starając się odegnać dotykiem napięcie z dolnej części pleców Harry'ego. Młody czarodziej jęczy gardłowo i mocno ściska poduszkę.
- Spróbuj się rozluźnić - szepcze na wydechu Severus.
- Łatwo ci mówić. To nie ty... och.
Severus czuje się jak słoń w składzie porcelany - ciężki, wielki i niezdarny. Główka jego członka jest za duża i niewystarczająco śliska, żeby wsunąć się delikatnie. Przyciska się do maleńkiego otworu, próbując nie zwracać uwagi na niewyraźne kwilenia Harry'ego, a wtedy Potter wypycha biodra w tył i czubek członka przechodzi przez obręcz mięśni.
- Więcej - stęka Harry. - Mogę... przyjąć więcej.
Obaj dyszą ciężko, gdy Severus pcha, zanurzając się po sam trzon.
- W porządku? - pyta, starając się nie poruszać.
- Hnh... w porządku. - Harry kiwa głową.
Poruszają się razem powolnymi, kołyszącymi ruchami. Severus owija ramię wokół talii Harry'ego, żeby chwycić jego więdnącą erekcję i przywrócić ją do stanu pełnej gotowości. Słyszy, jak nuty przyjemności wkradają się w ciężki, chrapliwy oddech i ma ochotę zapiać z radości. Chce, żeby Harry'emu się to podobało, żeby to lubił, żeby lubił jego. Chce sprawić, żeby Harry był szczęśliwy... Chce, żeby Harry przeturlał się na niego i go pocałował, i powiedział, że było cudownie... Chce, żeby Harry próbował karmić go podczas lunchu... Chce, żeby kłócili się o duperele, aby później jeden z nich lądował przyciśnięty do ściany...
- Kocham cię - dyszy Severus, wbijając się najgłębiej jak się da. Porusza się w ciasnym gorącu i nabrzmiewa nawet bardziej. - Kocham cię - powtarza i zatraca się w rytmie i cieple, szczytując długim, powolnym wytryskiem.
Harry potrzebuje jeszcze tylko minuty zachęty; wtedy wzdryga się mocno w uchwycie Severusa i dochodzi, wyjąc z ekstazy.
Opadają razem na łóżko, nadal złączeni.
Harry śmieje się.
Severusowi już to nie przeszkadza - nigdy nie chodzi o niego. Poza tym, ma ochotę przespać cały rok.
*****
Śniadanie.
Wyjaśnia Potterowi, że to, co się mówi w trakcie, echem, aktu, nie powinno być, tak naprawdę, brane za ewangelię. Wyjaśnia, że to, co mówi się, eee, pod wpływem chwili... naprawdę nie może...
- Severusie.
Przerywa.
- Wszystko jest OK. Ja też cię kocham - mówi Harry, a następnie nakłada więcej dżemu na swój tost i napełnia filiżankę kolejną porcją herbaty.
*****
Czas mija.
Można odnieść wrażenie, że minęły lata, ale to muszą być dni... choć Severus przestał już liczyć, żeby nie oszaleć.
Czasami ma serdecznie dosyć samego patrzenia na Harry'ego. Czasami to wszystko, co pragnie robić.
- Brakuje mi quidditcha.
- A mi szlabanów.
- Sadysta. Ale skoro już przy tym jesteśmy, to chcę, żebyś mnie ugryzł następnym razem. Dawno tego nie robiłeś.
- Od jak dawna na to czekasz?
- Od jakiegoś czasu. Nie patrz na mnie, jakbym był dziwny. To ty gryziesz - a to jest przynajmniej tak samo popieprzone jak pragnienie bycia gryzanym. Bycia gryzionym - poprawia się.
*****
- Nigdy się stąd nie wydostaniemy.
- Ano - zgadza się z nim Harry. - Będziemy tu siedzieć, aż się zestarzejemy. Jeśli uważasz, że teraz tu śmierdzi, to poczekaj aż któryś z nas umrze.
- Nie bądź makabryczny.
- Powiedz to jeszcze raz.
- Nie... Makabryczny.
*****
Severus nadgryza jeden z herbatników czekoladowych, które przyszły razem z lunchem, i próbuje nie myśleć o Albusie.
- Prawdziwe pytanie - zaczyna Harry - brzmi... kiedy przestanie lecieć ciepła woda? Pewnie niedługo.
Kiwa głową na "tak" i pociera swoje ramię z roztargnieniem.
- Nie, żebyśmy mogli coś z tym zrobić. Ale pomyślałem sobie... że być może będziemy mogli zaryzykować samo odnawialne zaklęcie rozgrzewające. Plus jest taki, że trzeba je rzucić tylko raz, minus - zabierze więcej czasu.
- I jeśli zrobimy coś nie tak, upieczemy się żywcem.
- Aa, to też. Ale są z nas twardzi i zaprawieni w bojach czarodzieje, damy sobie z tym radę. A poza tym, nie możemy ignorować tego problemu zbyt długo... Severusie? Dobrze się czujesz?
- Nie jestem głodny - odpowiada, odkłada napoczętego herbatnika na tacę i zwala się na ziemię.
*****
- Proszę, niech będzie coś dla chorego, niech będzie coś dla chorego - skanduje Harry cicho.
Severus słyszy odgłos otwieranych drzwiczek kuchennej windy.
- Zupa! Zupa i kanapki... Severusie, myślisz, że dasz radę zjeść trochę zupy?
Severus otwiera usta, żeby zapytać, jakiej. Nie dobywa się z nich żaden dźwięk.
- O, proszę. Zaraz cię ładnie ułożymy... Weź też moją poduszkę... Dobrze. Możesz spróbować trochę zjeść?
Zupa okazuje się być pomidorowa. Harry karmi go powoli płaskimi łyżkami. Severus nie czuje głodu ani mdłości - tylko zmęczenie.
- Chcesz jeszcze trochę pospać? - Harry całuje go i zabiera tacę.
- Mmm. - Severus uśmiecha się leciutko. Nikt nigdy nie był dla niego miły, kiedy chorował.
*****
Harry siedzi na brzegu łóżka z głową ukrytą w dłoniach i różdżką dyndającą pomiędzy palcami.
- Harry? - pyta Severus.
- Nie mogę przełamać osłon - wydusza z siebie. - Ten przeklęty sukinsyn. Nie mogę przełamać osłon.
*****
- Pobudka, Severusie. Mamy sok pomarańczowy ze śniadania i herbatę. Nie wiem, czy miałbyś ochotę na trochę pieczeni wołowej, ale zostały nam jeszcze tosty. Chcesz tosta?
Kiwa głową.
- Marmolady?
- Tak, dziękuję.
- Wszystko będzie dobrze, tak? Wiesz o tym, prawda? Wszystko będzie dobrze. To prawdopodobnie... zatrucie pokarmowe, albo... To pewnie ta tarta, pamiętasz? Myślałem, że pachnie trochę dziwnie i dałem ci swoją. Wydobrzejesz.
*****
Severus budzi się.
Jest mu ciepło. Pokój nie śmierdzi. Na nocnym stoliku stoi dzbanek herbaty. Para z dziobka tańczy radośnie w powietrzu.
Przez krótką chwilę myśli, że umarł.
Fotel został przysunięty bliżej łóżka. Drzemie w nim Harry, w jednej ręce ściskając gazetę, a w drugiej - różdżkę.
- Potter.
Harry wzdryga się i budzi.
- Och... obudziłeś się. Przepraszam, ja...
- Magia...?
- Desperacko potrzebowaliśmy zaklęcia rozgrzewającego... i... słuchaj, już wcześniej wystawiłem magiczny odpowiednik neonu, próbując znieść osłony, więc pomyślałem sobie... Pomyślałem, że równie dobrze może być nam wygodnie i czysto.
- Voldemort...
- Wiem, wiem... ale... nie ma... nie dam ci zachorować jeszcze poważniej.
- Nie, Potter. To Voldemort - Severus mówi z pewnym trudem. Wyciąga przed siebie rękę. Harry chwyta ją i podciąga rękaw, odsłaniając opuchnięty Mroczny Znak.
- Nie rozumiem. Nie może cię zaatakować w ten sposób. Nie może cię znaleźć... nie może się skrzywdzić. Zaklęcie rozpraszające... Jesteś chroniony przed...
- Nie boli. - Severus potrząsa głową. Jest zmęczony, zmęczony mówieniem. Chce napić się herbaty i spać dalej. - Albus zrobił, co w jego mocy, ale nie potrafił zniszczyć znaku.
- Nie rozumiem.
- To nie jest ruch konkretnie przeciwko mnie - wyjaśnia. Przed oczami latają mu dziwne, duchopodobne obrazy. - Przygotowuje się do bitwy. Wysysa energię z całego zewnętrznego kręgu. - Severus widzi, jak usta Pottera wykrzywiają się w grymasie wściekłości. - Wciąż istnieje... połączenie. To nie boli.
- Może cię zabić?
- Weźmie tyle, ile zdoła. Nie sądzę, żeby wiele po sobie zostawił. - Jego powieki są takie ciężkie. - Nie boli - obiecuje.
- To nie fair! - krzyczy Harry, wpełzając na łóżko i ukrywając twarz na piersi starszego czarodzieja. - Nie pozwalam mu cię zabrać. Zabiera wszystkich... nie pozwalam mu wziąć ciebie... Nie pozwalam mu zabrać nikogo więcej. Nie pozwolę mu cię zabrać!
- Przykro mi - mówi Severus.
*****
Budzi się w agonii, puls dudni mu w skroniach. Jest zmęczony, tak bardzo zmęczony, a teraz, kiedy boli, czuje opuszczającą go magię, cieknącą jak krew z rany.
- Pomóż mi - błaga, zastanawiając się, dlaczego to tak bardzo boli; nie powinno boleć.
- Pomogę - nuci głos w jego uchu.
Teraz Severus czuje więcej magii, tym razem wlewanej w niego... ale ona też wypływa, przelatuje jak piasek przez sito.
- Nie... nie... nie twoja. On tylko weźmie ją...
- To nie jest moja magia.
Severus otwiera oczy. Widzi sufit... ale również pole, słupy kolorowego dymu, zamek - Hogwart.
- Co robisz?
- Nie pozwolę mu cię dostać - odpowiada Harry, wlewając w niego więcej energii, coraz szybciej i szybciej. - Zabiera wszystkich, których kocham, wszystkich, i wydaje mu się, że może zrobić to znowu... Nie pozwolę mu. Nie tym razem.
Ćmi mu się przed oczami... Klątwy trafiają w swoje ofiary, gobliny otaczają szarżującą mantykorę...
- Jak ty... co ty...
- Połączenie nie działa tylko w jedną stronę, Severusie. Ty jesteś połączony z nim, on - ze mną, a ja - z tobą.
- Kradniesz jego magię! - Severus zachłystuje się powietrzem. Widzi... widzi to, co Czarny Pan, widzi, jak Voldemort chwieje się, zatrzymuje. Magia wypływa teraz cienką strużką, ale wlewa się jak rzeka.
- Odbieram twoją.
- Nie, ty... - Severus wije się spazmatycznie razem z Harrym, gdy Voldemort pozwala im poczuć swój gniew. Ostre błyskawice bólu tną połączenia, ale Severus czuje, że atak jest słaby. Widzi Voldemorta, klęczącego na ziemi, wykrzykującego rozkazy swoim porucznikom, i nagle mistrz eliksirów wie, że ta bitwa to nie rzeź - Hogwart wciąż stoi, linie frontu muszą być gdzieś blisko...
Harry krzyczy...
Severus sięga do połączenia. Czuje metaliczny smak w ustach, ale owija energię wokół klątwy, wokół obecności Voldemorta w połączeniu i zaciska, wrzeszcząc jak ktoś, kto zatrzymał ostrze miecza gołymi rękami.
Nie ma więcej dźwięków ani wizji, jest tylko wpływająca magia i wylewająca się pełnia nienawiści Severusa, przecinająca połączenie i wślizgująca się do umysłu Czarnego Pana. Walczy z osłonami, tnąc, drapiąc, węsząc - wszystko, byle odwrócić jego uwagę od bitwy, od Harry'ego - a gdy Voldemort kieruje swoje wąskie mentalne oczy na Severusa, ten pyskaty, zasmarkany Oklumenta, który kiedyś się przed nim ukorzył, zmienia cały swój gniew w ostrze i wbija.
Voldemort przecina połączenie.
Severus mruga i łapie powietrze haustami. Próbuje podnieść się do siadu, ale nie może. Fizycznie czuje się wyczerpany, ale magicznie...
Zalewa go kolejna powódź energii. Severus odwraca głowę.
Harry drży na całym ciele i ściska różdżkę obiema rękami.
- Mogę wziąć więcej - szepcze chrapliwie. - Mogę spróbować wziąć więcej. On jest... jest ranny. Nie tylko przez ciebie... wcześniej. Jest słaby... jeśli będę nadal... Pomóż mi.
- Jak?
- Trzymaj mnie - mówi. Severus dźwiga się na jedno ramię i obejmuje Harry'ego w pasie. - Biorę, ile tylko mogę... ale nie sądzę, żebym mógł to wszystko utrzymać. Trochę się boję - wyznaje. - Nie wiem, czy potrafię.
- Nie wiemy gdzie, kiedy, ani jak... Nie musisz zabijać go dzisiaj.
- Ale spróbuję.
Koniec rozdziału trzeciego.
Historyczne bitwy nie powinny być tak strasznie ciche.
Pot spływa po twarzy Harry'ego. Z początku Severus zwyczajnie go wycierał, ale potem zaczął używać do tego magii. Trudniej jest mu teraz unieść palec, niż rzucić czar.
Różdżka Severusa leży gdzieś pod nocnym stolikiem. Nie jest mu już potrzebna.
- Wody?
Harry nie odpowiada. Severus lewituje kubek do jego ust i patrzy, jak wypija kilka łyków.
Minuty mijają w całkowitej ciszy.
- Przygotuj się - szepcze Harry.
Kolejna fala magii zalewa Severusa i jest tak, jakby ktoś zanurzył ci głowę pod wodę i trzymał ją tam zbyt długo, i wydaje mu się, że słyszy jakiś głos, i brzmi on jak Czarny Pan i brzmi jak jego ojciec i kurwa ,o mój Boże, proszę pozwólcie mi się wynurzyć nie mogę oddychać...
*****
Gdy Severus miał sześć lat, wybrali się całą rodziną nad morze.
Jak na środek lata, na plaży było bardzo chłodno. Woda była czarna i lekko wzburzona. Matka siedziała na piasku z głową owiniętą szalem dla ochrony przed wiatrem.
Dzieci powinny umieć pływać.
Kiedy on się bał. Woda była taka ciemna.
- Severus, wracaj tutaj, wra... - Poczuł jego dłonie na głowie i na karku. - Jeśli to jedyny sposób, żebyś się nauczył...
Matka bez słowa wpatrywała się w niebo.
*****
Wychyla się z łóżka i spluwa krwią. Jest bardzo czerwona - odcina się kolorem jak paski na świątecznym cukierku.
- Harry?
Potter opada z powrotem na łóżko i odwraca się, żeby na niego spojrzeć. Jest cały mokry, wstrząsają nim drgawki, a do twarzy ma przyklejony dziki, przerażony uśmiech. Na ułamek sekundy ich oczy się spotykają.
- W porządku? - dyszy chłopak.
- W porządku. A ty? - Snape bardzo stara się upilnować własną dolną wargę przed drżeniem.
- Fantastycznie - odpowiada Harry, drapiąc paznokciami o pościel z wysiłku. - To jest... łatwe.
- Łatwe. - Severus próbuje się roześmiać. Powietrze wydostaje się z jego płuc w krótkich, świszczących wydechach.
- Mhm... tak... jak mnie uczyłeś.
Nigdy cię tego nie uczyłem, myśli, starając się nie zastanawiać zbyt mocno, czy w jego wnętrzu nie rozlewa się krew, czy jakiś ważny organ nie pękł podczas konwulsji, czy któreś więzadło nie zostało rozciągnięte do granic wytrzymałości...
- Harry...
Zalewa go woda.
*****
Nie udało mu się znaleźć innej drogi... Jeśli nie chciał, by go widziano, była tylko ta jedna.
Rzecz jasna musiało padać. Rzecz jasna każda cholerna kałuża okazywała się być grożącą skręceniem karku dziurą pełną błota... Rzecz jasna nie był w stanie ominąć gałęzi smagających go po twarzy i włosach... tylko że był tak przemarznięty, że nic już nie czuł... Nic, jak długo nie dotarł do wejścia, nie zaczął wspinać się, zataczając, po schodach... Nic, zanim nie upadł przed kamiennym gargulcem i nie dostrzegł ciągnącej się za nim ścieżki szlamu...
Wąż, który wypełzł ze swej podziemnej nory.
Wtedy to niewiarygodnie silne ramiona podniosły go, nie zwracając uwagi na kapiący z niego muł, i zaprowadziły do środka.
- Mój drogi chłopcze... Bogom niech będą dzięki, że wróciłeś do domu.
*****
Severus budzi się. Spuszcza jedną stopę na podłogę, po chwili dodaje drugą, a potem wstaje. Łazienka jest tak strasznie daleko.
Noga za nogą... dobrze.
Korzysta z toalety, myje ręce i twarz, przepłukuje usta, żeby pozbyć się tego metalicznego smaku, kaszle i nie patrzy w lustro. Znowu kaszle - różowe cętki plamią umywalkę.
- Harry.
Severus wychodzi z łazienki, powłócząc nogami. Ile to już razy marudził Potterowi, jak bardzo jest stary; ale teraz, w tej chwili, czuje ciężar każdego podłego dnia.
W pościeli leży ciało.
- Harry.
- Harry.
- Potter.
- Obudź się.
Opada na łóżko, nie uzyskując odpowiedzi. Krzywi się, czując wilgoć: pot i inne rzeczy, o których nie chce nawet myśleć, i unosi rękę. Zaklęcie czyszczące działa nawet przy braku werbalnej inkantacji. Severus słyszy trzask magii.
- Harry...
Już od miesięcy wiedział, że to się źle skończy. Wiedział o tym tej nocy, kiedy tu przybyli. Wiedział o tym, gdy pierwszy raz rozpalił się na widok ust Pottera. Wiedział o tym tej nocy, kiedy zostali kochankami.
Byliśmy kochankami, czyż nie? myśli Severus.
- Harry.
Nie spojrzy tam. Nie spojrzy... nie może. Postanawia, że lepiej być uwięzionym w tej chwili po wieczne czasy, lepiej już spędzić resztę życia w przerażeniu, niż teraz spojrzeć.
- Harry...
Chrapliwy dźwięk przerywa ciszę.
Powietrze ucieka z płuc Severusa w długim wydechu. Spogląda.
Rzęsy Harry'ego rzucają cienie na policzki. Jest taki blady, że nawet blizna wydaje się być pozbawiona koloru. Leży twarzą do Severusa, z ramionami wzniesionymi do piersi, jakby osłaniając się przed ciosem. Teraz już Severus nie może się powstrzymać przed wyciagnięciem ręki, przed sprawdzeniem pulsu. Gdy go dotyka, błyska iskra. Puls jest silny.
- Ty przebiegły gówniarzu - burczy Severus. Ogląda Harry'ego w poszukiwaniu ran, ale znajduje tylko półokrągłe ślady na dłoniach od wbijania paznokci. - Harry... - Młodszy mężczyzna nie porusza się, ale oddycha; głęboko i zadowalająco. - Dobrze, nie budź się. Nie obchodzi mnie to. Zawsze musimy spełniać twoje zachcianki...
Droga do łazienki i z powrotem śmiertelnie go wykończyła. Severus gramoli się do łóżka i zamyka oczy. Tylko na minutkę.
*****
Severus budzi się.
Idzie do łazienki, korzysta z toalety, myje się, myje zęby i przeczesuje palcami włosy.
Wszystko go boli.
Wychodzi z łazienki, ubiera się i... wyjmuje z windy lunch. Kanapki i zupa ziemniaczana, która zdążyła już wystygnąć.
- Potter. Pobudka. Potter... Potter.
Je kanapkę - chyba z mięsem. Przeżuwa, ale jakoś nie dociera do niego nic więcej poza konsystencją posiłku. Kaszle i czuje w ustach niewielką ilość krwi.
Żałuje, że nie wie, co ma uszkodzone. Rana cięta, zadrapanie, siniak - to mógłby wyleczyć sam, ale wewnętrzne obrażenia najlepiej zostawić pielęgniarce z odpowiednim sprzętem medycznym, albo przynajmniej z doświadczeniem, jak uniknąć uszkodzenia ważniejszych nerwów. A jeśli coś... pękło... to dobrze chociaż, że nie dostał krwotoku.
Potter też nie krwawi. Severus ogląda go jeszcze raz, dla pewności. Harry wygląda, jakby po prostu mocno spał.
Severus jest bardzo cierpliwym człowiekiem. Zniósł dzieciństwo w domu, zniósł drogę krzyżową, jaką była podstawówka, doświadczył krótkiego ułaskawienia w Hogwarcie, które później też zamieniło się w mękę, pozwolił się zniewolić Czarnemu Panu, a potem wykupił swoją wysuszoną duszę przechodząc na służbę Zakonu. Wytrzymał w tym pokoju - ile to już minęło? Sześć miesięcy, siedem? Więcej?
Severus całe swoje życie czekał na ratunek.
Tylko że ten nigdy jakoś nie nadszedł.
Kaszle.
*****
Osłony nie chcą ustąpić.
Severus próbuje. Magia przychodzi mu łatwiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy podnosi różdżkę, przypływ mocy parzy mu skórę, jednak osłony wciąż nie ustępują. Gdyby mieli więcej czasu... Gdyby wiedzieli wcześniej... Gdyby...
Voldemort wie, że oni tutaj są. Na pewno wie i musi być już blisko... Chyba że Harry'emu się udało... A może Czarny Pan jest teraz zbyt słaby? Albo być może Albus ukrył ich tak sprytnie, że nawet ciągłe używanie magii nie...
Severus spogląda na swoje ramię. Znak blednie, staje się szary. Jeśli Voldemort odciął więź, może zrobił tak samo w przypadku Harry'ego? Może więc obaj są już wolni - wolni w klatce - a Albus już pewnie po nich przybywa, bo skoro Voldemort nie może ich teraz znaleźć, nie ma powodu, żeby ich tu dłużej trzymać...
Nie.
Niewiadomo, co się stało. Niewiadomo, a zastanawianie się nic nie da. Siedzenie i zbijanie bąków nigdy wcześniej Severusowi nie pomogło. Kaszle krwią.... i nie może obudzić Pottera.
- Harry? - Nawet nie oczekuje odpowiedzi. Czekanie nie wchodzi już dłużej w grę.
Jest przecież winda kuchenna.
Jeśli wrzucają do niej śmiecie, to musi się potem z nimi coś dziać. Najprawdopodobniej trafiają w ręce jakiegoś niewinnego skrzata albo czarodzieja, pracującego dla firmy cateringowej. Można by wysłać list...
Który prawdopodobnie zostałby zignorowany, albo co gorsza przekazany ministerstwu.
Przechodzi go dreszcz. Gdyby miał ochotę zobaczyć armię Voldemorta w komplecie, stojącą na progu, zostałby w zamku. Może się przemieścili, myśli sobie. Mógłby wysłać zapieczętowany list z instrukcjami, żeby wysłano go sową do...
Niewiadomo, czy sowy w ogóle mają dostęp do okupowanego Hogwartu. Niewiadomo, czy w ogóle ktoś tam jeszcze żyje... Co, jeśli Voldemort wymordował wszystkich i zostali tylko oni dwaj...
Severus żałuje, że nie jest animagiem. Pettigrew mógłby po prostu wskoczyć do pudełka i...
Tylko, że nie byłby wtedy w stanie go zamknąć. A więc jakieś większe zwierzę, może małpa, albo nieduży pies...
- O czym ja myślę?
O tym, jakby to było zostać na zawsze z małpim rozumem i chwytnym ogonem - a to byłyby te milsze konsekwencje, gdyby coś pochrzanił. Nigdy nie był orłem z transmutacji, na owutemach ledwo mu się udało wyciągnąć na Powyżej Oczekiwań. Gdyby spróbował transmutować windę na większą, mógłby przypadkowo uszkodzić zaklęcie transportujące - a czyż nie byłoby cudownie odciąć dostawy pożywienia? Kto wie, jak w ogóle Albusowi udało się ustawić to zaklęcie tak, żeby omijało osłony?
Severus na chwilę zamyka oczy.
- Królestwo za eliksir zmniejszający.
*****
Drepcze. To boli, ale ból jakoś dziwnie pomaga.
Albus by tego nie zrobił, myśli. Albus nie zostawiłby nas w tej pułapce. Musi być... jakiś sposób...
Severus wie, że w swojej własnej walizce niczego nie znajdzie, ale może w tej Pottera... Gdzie on ją...
Znajduje obie torby wciśnięte pod łóżko, i sprawdza swoją. Kilka zapasowych zwojów pergaminu, puste buteleczki po środkach przeciwbólowych i znieczulających, które przyniósł tu ze sobą i zużył w ciągu pierwszych tygodni, dwa komplety szat, noszonych tak długo, aż ich zapach stał się nie do zniesienia, jakieś drobiazgi. Pochyla się, prawie wpadając do środka i jeszcze raz przeszukuje, dla pewności. Werdykt pozostaje ten sam - bezużyteczna. Odpycha od siebie walizkę i wyciąga na środek pokoju tę drugą.
Torba Pottera jest szeroka, brązowa i sponiewierana. Severus klęka przy niej i odpina zapięcie.
- Proszę - błaga - niech będzie tam coś, co Albus schował. Świstoklik. Klucz do osłon. Cokolwiek. Proszę. - Otwiera walizkę.
Patrzy.
Po chwili spogląda w górę na Pottera.
Zerka w dół na zawartość torby.
Spogląda w górę.
I znowu w dół.
Powoli wyciąga miotłę i pelerynę-niewidkę z magicznie powiększonych głębin walizki.
Śmieje się - raz, krótko.
- To jest to, co zabrałeś do dwóch pokoi. To właśnie zabrałeś... Gdzie masz zamiar latać, Potter? Obok kogo chcesz się przemykać w ukryciu? Och... jeśli osłony nas nie zobaczą, może pozwolą nam przejść. Może pokonamy osłony w quidditchu! To właśnie zabrałeś. - Severus obraca pelerynę w dłoniach. Delikatny jak pajęczyna materiał zalatuje stęchlizną. - Pochowają nas z tym.
Znowu zagląda do środka. Mruga. Zamiera na chwilę.
Walizka Pottera.
Podnosi ją, podchodzi do windy, otwiera drzwiczki i wpycha... wpycha...
Za szeroka.
Próbuje pod różnymi kątami, próbuje ją trochę ścisnąć.
Nic z tego.
Jęczy z frustracją. Za szeroka. Za szeroka, do diabła. Odrzuca ją na bok, kaszle i opiera się o ścianę. Cóż, walizkę przynajmniej można bezpiecznie transmutować...
Jego walizka.
Wraca i otwiera mniejszą torbę. W środku... może... Stawia ją pionowo i wytrząsa zawartość na podłogę. Jedna z buteleczek tłucze się, ale on nie zwraca na to uwagi. Walizka została kiedyś zaczarowana tak, aby mogła pomieścić cały komplet bazowych eliksirów, zestaw podstawowych składników i zbiór podręcznych leksykonów. Odkąd zdobył certyfikat, nie używał jej zbyt często,. To, że właśnie ją zabrał, żeby spakować się tamtej nocy, zawdzięczał tylko głupiemu szczęściu.
Severus podnosi walizkę i próbuje przecisnąć ją przez drzwiczki windy.
Pasuje.
*****
Były czasy, kiedy Severus ubolewał nad swoją naturą pilnego studenta. Były czasy, kiedy patrzył jak inni chadzają na prywatki, dowlekając się do domów nad ranem, kiedy on wychodził już na zajęcia. Były czasy, kiedy patrzył z góry na ich szczeniackie zachowanie, a w głębi duszy zastanawiał się, czy przypadkiem życie nie przecieka mu przez palce.
W tym momencie nie żałuje już niczego.
Sadza Pottera na krześle i ściąga z łóżka kołdrę, żeby wyłożyć nią dno walizki. Zastanawia się przez chwilę, dokłada jeszcze poduszkę Pottera, a potem dodaje Pottera. Najtrudniej jest włożyć go do środka - ramiona ledwie dają się przecisnąć - ale kiedy już tam jest, ma tyle miejsca, że można go swobodnie położyć. Severus starannie go układa.
Bierze pelerynę-niewidkę i przykrywa nią Harry'ego.
Severus podnosi walizkę i wkłada ją do windy tak, żeby zapięcie znajdowało się od strony pokoju. Niezdarnie gramoli się do środka, zaczynając od nóg. Kiedy po raz drugi zdarza mu się zaklinować, dochodzi do wniosku, że możliwym jest, że odrobinę przybrał na wadze. Nie ma pojęcia, jak to możliwe przy Harrym, znęcającym się nad nim dwa razy na dzień.
W końcu udaje mu się wśliznąć do środka. W którą stronę by się nie obrócił, kończy przyciśnięty do Harry'ego. Nie żeby mu to przeszkadzało, ale bycie z nim tak blisko, i to we własnej walizce, jest jednocześnie surrealistyczne i przyprawiające o klaustrofobię.
- Śmiałbyś się z tego - mówi Severus. Całuje Harry'ego; tylko raz, leciutko, by potem uszczypnąć zębami jego dolną wargę. Żałuje, że nie są postaciami z bajki. W bajce Harry by się obudził. W bajce nie byłoby ust wypełnionych krwią.
Wysuwa rękę z walizki i po omacku szuka krawędzi drzwiczek windy. Chwyta je w palce i ciągnie w dół, w dół...
Stuk.
*****
Jest inaczej, niż przy świstokliku.
To takie uczucie, jak wtedy, gdy jego wujek - ten, którego imienia nie potrafi sobie przypomnieć, przed którym zawsze próbował się w lecie schować, gdy przychodził do ojca w odwiedziny - unosił go w powietrze i kołysał, kołysał tak długo, aż Severus zaczynał błagać, by postawiono go na ziemi.
Severus się nie boi.
Nie boi.
...nie boi...
*****
Jest ciemno. Severus dokładnie opatula Pottera peleryną i zachowuje czujność.
W momencie, gdy dostrzega światło, gramoli się do przodu i wyciąga rękę, żeby nie pozwolić drzwiczkom się zamknąć. Potem wysuwa głowę.
Staje oko w wielkie oko... ze skrzatem domowym.
Stworzenie unosi brwi. Severus nigdy nie potrafi powiedzieć, czy to on, czy ona.
Z otwartych ust skrzata cieknie ślina.
Severus wyciąga drugą rękę z głębin walizki i chwyta to coś za gardło. Stworzenie piszczy.
- Gdzie jesteśmy? - pyta Severus
Skrzat charczy coś niezrozumiałego w odpowiedzi. Mężczyzna zacieśnia uścisk, tak tylko troszeczkę.
- Gdzie znajduje się to miejsce? - I wypuszcza stworzenie, które upada na zadek z głośnym lamentem.
- Grząszczka musi zabrać naczynia...
- Och, zamknij się - burczy Severus, wyłażąc z torby prosto na podłogę jakiejś dużej, dobrze oświetlonej kuchni. Na przeciwległej ścianie widnieje w rzędzie sześć innych kuchennych wind. Zapach tłuszczu i pieczonego chleba wdziera się do jego nozdrzy. Przez duże, okrągłe okna wpada słoneczne światło. Jest niewiarygodnie jasno.
Severus mruga i bierze się w garść. Na szczęście wygląda na to, że za tę część kuchni odpowiada wyłącznie Grząszczka. Wyciąga szybko walizkę z windy, sprawdza, jak tam ma się Potter, zamyka walizkę i przyciska ją do piersi.
- Gdzie znajduje się to miejsce?
Stworzenie bełkocze coś w odpowiedzi. Snape chwyta je za poszewkę od poduszki i podnosi na wysokość swojego nosa.
- Słuchaj, ty ptasi móżdżku! Albo powiesz mi, gdzie jestem - warczy Severus - albo poszukam ci skarpetki.
*****
Skrzatka leży na ziemi, potraktowana zaklęciem oszałamiającym. Snape nie jest właściwie pewien, czy musiał go użyć.
Myśli o pelerynie-niewidce w walizce, ale jej nie wyjmuje. Gdyby ją założył, musiałby się garbić i poruszać powoli, tak, żeby nie spadła. Skoro nie podejrzewa, żeby Albus zatrudnił Voldemorta w charakterze dostawcy posiłków, woli raczej pozostać widzialnym i spróbować znaleźć jakieś rzetelne źródło informacji.
*****
Trzy wrzeszczące czarownice i trzy zaklęcia usypiające później Severus znajduje gazetę i z otwartymi ustami wpatruje się w datę.
Niemożliwe, żeby był koniec lutego.
Nogi się pod nim uginają i Severus siada przy stole. Przegląda pobieżnie nagłówki: atak na Św. Mungo, atak na ministerstwo, zdjęcia Hogwartu z dymiącą południową wieżą. Wtedy dopiero zauważa, jak bardzo zniszczona jest gazeta - wygląda podobnie do tej, którą on i Harry na okrągło czytali.
- Och, doskonale - cedzi przez zęby, tak samo niezorientowany, jak wcześniej. Chciałby, żeby była noc. Jego oczy już są podrażnione, a przecież jeszcze nawet nie wyszli z tej dziwnej kuchni. Otwiera walizkę. - Cóż, Potter, zapewne ucieszy cię wieść, że dwudziestego trzeciego lutego Hogwart wciąż stał. Czy jest tak nadal; zobaczymy, zobaczymy z pewnością. Jeśli masz jakieś inne propozycje, bezpieczne i z widokami na opiekę medyczną, to teraz jest na nie odpowiedni moment. Żadnych? W takim razie do Hogwartu.
Severus ściąga z Harry'ego pelerynę-niewidkę i poprawia mu pod głową poduszkę, a potem zamyka walizkę.
Hogwart musi nadal stać. Jeśli nie...
Zarzuca sobie niewidkę na ramiona, przyciska do siebie walizkę i bierze głęboki oddech. Kaszle.
Oddycha, tym razem trochę płycej.
Zamyka oczy.
Teleportacja jest łatwa, tak łatwa jak oddychanie. Snape nigdy w życiu się nie rozszczepił, a egzamin zdał za pierwszym podejściem.
- Zrób to - przekonuje sam siebie. - Po prostu to zrób.
*****
- Czyżbyśmy się bali?
- Nie, mój Panie. Oddaję siebie z ochotą.
Serce wali mu w piersi. Raz, dwa.
- Nazywasz mnie swoim panem, a służysz tylko sobie. Nie puszczę tego płazem. Uklęknij.
- Mój Panie... pokornie błagam o wy...
- Crucio - rzekł Czarny Pan, obserwując z nikłym zainteresowaniem, jak jego sługa wije się przed podium.
*****
Las sprawia wrażenie wymarłego. Zawsze tętnił życiem: odgłosami kopyt, kłapnięciami szczęk, tajemniczymi sykami i pohukiwaniami.
Severus zastanawia się, kiedy świat stał się taki cichy. Cóż, pod baldachimem drzew jest przynajmniej ciemno, a to dla niego prawdziwe błogosławieństwo.
Porusza się szybko, choć nie tak cicho, jak by chciał - nie biegał od miesięcy i serce dudni mu w piersi. W tym lesie mieszkają stworzenia, które nie potrzebują widzieć by schwytać ofiarę; źle dopasowana peleryna-niewidka ich nie oszuka.
Trzymając różdżkę w pogotowiu, bez namysłu odnajduje ścieżkę. Poznałby ją z każdej strony, mokrą i suchą, ślepą, przeklętą i tak, zakrwawioną...
...Cichą...
...i przesiąkniętą smrodem...
- Ugh - jęczy Severus i opiera się ciężko o pień drzewa. Oczy same mu się zamykają. - Obudź się... głupcze.
*****
Wieczorem liściasty baldachim nad ich głowami staje się czarny jak smoła.
Severus budzi się nagle, czując, że coś usiłuje ściągnąć z niego but. Jakieś małe, kosmate brązowe stworzenie rości sobie do niego prawo. Severus strząsa je z siebie i chowa stopę pod pelerynę.
- Nie możemy tutaj spać - mamrocze do walizki i podnosi się chwiejnie na nogi. Jego ciało już się poddało - zatacza się i słania na nogach, potyka na kamieniach usiłując ominąć dziury. - Nie możemy tutaj spać - powtarza jak litanię.
I nagle staje na skraju czegoś, co nie może być... nie... nie może być pozostałością po zielonej łące. Widzi błoto i kratery i ślady spalenizny i... w oddali...
Aurorzy.
*****
Oddaje różdżkę bez walki. Ktoś rzuca na nią zaklęcie wykrywające, a czyjś cichy, znajomy głos zadaje mu pytanie za pytaniem. Severus odpowiada z takim sarkazmem i irytacją, na jakie tylko może się zdobyć.
- To chyba rzeczywiście on... To rzeczywiście on.
Ktoś próbuje wyrwać mu z rąk walizkę. Severus ledwo daje radę utrzymać oczy otwarte, ale jego zaklęcie powala aurora na ziemię.
- Uch... Profesorze? Proszę nie walczyć z aurorami. To był ciężki tydzień.
Severusowi przejaśnia się przed oczami.
- Longbottom.
Pyzaty czarodziej wzdryga się i ryzykuje nieśmiały uśmiech.
- Witam, profesorze.
- Chyba nie zrobili aurora z <i>ciebie</i>.
- N-nie, sir. Zwykle pomagam przy roślinach Ostatnio ciągle podsyłają nam tu sobowtórów, żeby przedostali się przez naszą straż, ale pana to ja bym zawsze rozpoznał. Och... on krwawi. - Neville kiwa głową na jednego z pozostałych aurorów. - Skrzydło szpitalne?
- A skąd, skoczmy lepiej na boisko quidditcha i rozegrajmy szybki meczyk. - Severus nie opiera się, gdy go podnoszą.
- Pańska torba, profesorze?
- Idzie prosto do samego dyrektora, pani Pomfrey - kaszle, nim jest w stanie mówić dalej - albo do Lupina.
Lupin może być, myśli. Własnego życia wilkołakowi by nie powierzył, ale wie, że Harrym to on się zajmie na pewno.
Na twarzy Longbottoma maluje się zrozumienie. Zerka na walizkę, po czym wydaje aurorom rozkaz.
- Znajdźcie Remusa. Powinien być u siebie, a jak nie, to spróbujcie w Wielkiej Sali.
Trzech z nich natychmiast pędzi do zamku.
- Odkąd - rzęzi Snape - oni wykonują twoje rozkazy?
Neville mruga i nabiera głośno powietrza.
- Od czasu Malfoya - odpowiada cicho i odwraca się do pozostałych. - Zabierzmy go do skrzydła szpitalnego.
*****
Poppy nad nim stoi. Podsuwa mu do ust fiolkę. Severus przełyka.
- Witaj z powrotem - mówi mu.
Severus zapada w sen.
*****
Budzą go na badania i eliksiry.
- Nie żyje? - pyta Severus.
- Kto taki? - odpowiada pytaniem na pytanie Poppy.
- Voldemort.
- Och. Och, tak, Severusie - śmieje się pani Pomfrey. - Och, jej... już myś... och, nieważne. W jednej chwili dowodził atakiem, w następnej leżał już na ziemi. Musieli wykonać odwrót... a raczej próbowali. To przesądziło o wyniku bitwy... Domyślam się, że to sprawka Harry'ego?
Severus kiwa głową.
- Taką mieliśmy tu wszyscy nadzieję. Niestety, wojna się jeszcze nie skończyła i wciąż nie schwytano jeszcze jego poruczników. Ale zwyciężymy. Nie zawracaj sobie tym głowy, dopóki nie wydobrzejesz. - Palce pani Pomfrey muskają skórę na jego ramieniu.
Severus spogląda w dół. Mroczny Znak łuszczy się, skóra schodzi jak stara farba.
- No, dobrze, to ostatnia dawka. Czy nie ostrzegałam cię zawsze, że bycie przez dłuższy czas pod działaniem Cruciatusa....
- To nie był Cruciatus.
- Cóż, cokolwiek to było, teraz jesteś bezpieczny. Otwórz usta. Dziś wieczorem będziesz musiał złożyć pełny raport, więc lepiej odpoczywaj.
- A co z H... Potterem?
- Podobnie jak ktoś jeszcze, kogo znam, zawsze spada na cztery łapy. - Wlewa mu do ust zawartość fiolki.
- Gryfoni - mamrocze Severus i zapada w sen bez snów.
*****
Budzi się. Karmią go, badają. Pozwalają mu samemu pójść do toalety tylko dlatego, że wyraźnie się tego domaga. Potem znowu badania. Dają mu kubek herbaty - wypija ją, by o sekundę za późno wyczuć pieczenie Veritaserum.
Aurorzy wyprowadzają go ze skrzydła szpitalnego dopiero wtedy, gdy Poppy jest pewna jego dobrego stanu. Idą z nim strasznie długo, aż wreszcie wprowadzają go do pełnego ludzi pomieszczenia. Kiedy Severus zasłania oczy, przyciemniają światła.
Stojąca przed nim czarownica ma srebrzyste, rozpuszczone włosy - nie tak gęste, jak te Albusa i trochę bardziej popielate.
- Severusie, zaraz zaczniemy, jeśli jesteś gotowy.
*****
Mówi Minerwie o wszystkim.
O przybyciu. O tym, jak Harry nie chciał się odzywać, jak przepłakał pół nocy, przyciskał pięści do ściany i opierał się na nich - jakby chciał się przecisnąć na zewnątrz. O budzeniu się. O jedzeniu. O spaniu. O kąpaniu się co wieczór.
Niełatwo jest o tym mówić... być w zamknięciu to nie tak, jak... nie tak...
- Spokojnie, Severusie. Mamy czas.
To nie jest ciąg zdarzeń. To jest... to są... kawałki. Fragmenty rozmów, dziwne spojrzenia, rutyna i jej przestrzeganie, bądź nieprzestrzeganie. Ćwiczenia. Spacerowanie. Czytanie gazety. Pisanie.
- Pisałeś dziennik, Severusie? Świetnie, bardzo bym...
Nie, nie; nie dziennik. Nie działo się nic, co warto by zapisywać. Tylko rutyna...
- O czym w takim razie pisałeś?
O niczym waż... Przemyślenia, bzdury, sny...
- Wasze znaki na skórze, powiedz mi... kiedy zaczęły...
Nie, nie ma żadnych dat. To Potter śledził upływ czasu.
- A ty nie? Dlaczego?
Bo Potter to robił! Albus nie uprzedzał, że będzie egzamin...
- Dobrze, Severusie, gdybyś tak mógł wprowadzić nas - chronologicznie, w miarę możliwości - w to, co działo się od momentu, gdy Voldemort...
Severus wstaje. Najchętniej zacząłby dreptać, ale na przesłuchanie wybrali małą salę lekcyjną, na dokładkę bez okien. Severus nie jest pewien, czy to przypadkiem nie tutaj Sprout prowadzi swoje lekcje w tych rzadkich przypadkach, gdy nie potrzeba praktycznych demonstracji. Coraz więcej ludzi uczestniczy w przesłuchaniu: Minerwa, Tonks, Szalonooki Moody bez jednej ręki, Shacklebolt, kilkoro aurorów, których nazwiska Severus mniej więcej pamięta - Spidrel, Marsh, Antonelli - i oczywiście wilkołak.
Mówi im o osłabieniu, krwi, o wizjach. Kiedy kończy, McGonagall wraca znów do początku i musi przejść przez to wszystko jeszcze raz. Ciężko jest nie okazywać zniecierpliwienia, ale powtarza każde słowo po raz drugi.
Cóż, przynajmniej te, które są istotne. Byłoby raczej nie na miejscu, gdyby nagle wypalił: „Och, i wtedy mnie przeleciał”. Poza tym, nikt nie pytał o tego typu sprawy.
- Czy chciałbyś dodać coś jeszcze, Severusie?
Przełyka ślinę.
- Nie wydaje mi się.
Przesłuchanie jest oficjalnie zakończone, choć Tonks i Shacklebolt zmuszają go do przejścia przez kolejną rundę pytań.. Czyżby myśleli, że nagle zmieni wersję? Czy oni wszyscy wciąż nie mogą uwierzyć, że pracował dla Albusa?
- To jest absurdalne... Zdaję sobie sprawę, że on jest teraz bardzo zajęty, ale muszę porozmawiać z dyrektorem - domaga się Snape.
Zapada zupełna cisza. W końcu to Minerwa mu odpowiada.
- Severusie... Albus odszedł.
*****
Jakże melodramatyczny się stał. To musi być wina Pottera.
Severus wraca do łóżka bez dyskusji. Automatycznie zjada to, co mu przynoszą.
Poppy przychodzi i mówi coś do niego przez dłuższy czas.
- Ach - odpowiada jej.
*****
Budzi się. Czuje, że...
Jest zmęczony czuciem. Niech ktoś wytnie mu serce... Niech skrzaty je zabiorą. To taka doprowadzająca do szału, bezużyteczna rzecz... i sprawia więcej problemów, niż jest warta.
Wstaje. Idzie chwiejnie do łazienki, prawie wpada na umywalkę. Nie ma wanny. Korzysta z toalety, szoruje skórę twarzy chropowatą kostką mydła, zanim sobie nie przypomina, że znowu może używać magii. Rzuca zaklęcie czyszczące.
Nad umywalką wisi lustro.
Patrzy na niego nieznajomy, zmęczony mężczyzna. Jego włosy są poprzetykane nitkami srebra.
Albus nie żyje.
Severus potyka się w drodze powrotnej do łóżka. Tęskni za swoją starą poduszką. Ta tutaj nie pachnie tak, jak powinna.
*****
Budzi się. Karmią go. Minerwa mówi coś do niego przez długi czas; mnóstwo „jak?”, „gdzie?” i „dlaczego?”, i Severus ma wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
- Jestem zmęczony - mówi. - Wyjdź.
*****
- Właśnie przeczytałem tę gazetę po raz setny, łącznie z reklamami. Zaraz zaczną mi krwawić gałki oczne.
- Nie, proszę - wymamrotał Severus. - Ta kołdra i tak już przeszła zbyt wiele.
- Masz włosy pod pachami - stwierdził Potter.
Severus uniósł jedną powiekę.
- Tak?
- Masz włosy pod pachami. To dziwne, jak bardzo jesteś ludzki. To znaczy... no, że myjesz zęby i chodzisz do łazienki i... to takie normalne. Kiedyś wyobrażałem sobie, że co rano wstajesz z trumny.
- Nie jestem wampirem.
- Fajnie było tak sobie myśleć.
- Oddaj mi z powrotem moje ramię, proszę... Dziękuję.
Potter przesunął się odrobinę.
- Przeleciałem cię.
- Tak...? I?
- Masz zamiar przelecieć mnie?
- Nie bądź męczący, Potter. Idź spać.
- Bo ja myślę, że tak byłoby sprawiedliwie. Powinieneś... to znaczy... oczywiście, że powinieneś. Jeśli chcesz... Ale to ciekawe... jak bardzo... jesteś profesorem Snapem. I masz włosy pod pachami. I cię przeleciałem. - Potter głośno wzdycha. - To niesamowite.
- Cieszę się, że się dobrze bawisz, ale pozwól staremu człowiekowi odpocząć.
- Nie... co... chcę powiedzieć, że... że to dziwne. Niektórzy ludzie są... nie wiem... nie wydają się ludzcy... i nagle pewnego dnia mają włosy pod pachami. To dziwne.
- Ty jesteś dziwny. Idź spać.
*****
Przewraca się na bok i kaszle, ale teraz jest to już suchy, spazmatyczny kaszel.
Mieli napić się razem herbaty. Po tym wszystkim. Po śmierci Voldemorta mieli napić się razem herbaty. Wyobrażał to sobie tysiące razy.
Dyrektor usiadłby przy swoim biurku i zaproponował Severusowi więcej cukru, dorzucając dodatkową kostkę nawet po usłyszeniu odmownej odpowiedzi. Uśmiechnąłby się z tym swoim błyskiem w oczach i powiedziałby:
- Dobra robota, Severusie. Nie poradzilibyśmy sobie bez ciebie.
Severus napiłby się zbyt słodkiej herbaty i podziękował dyrektorowi. Powiedziałby coś o tym, jak bardzo cieszy się, że już po wszystkim i jak ciężko obaj na to pracowali.
Albus zapytałby go, co planuje zrobić ze swoim dalszym życiem.
W jednej wersji jego odpowiedź stanowiłaby jakąś zgrabną puentę... W innej powiedziałby, że nie ma pojęcia.
I wtedy obaj by się roześmiali.
*****
Poppy budzi go, karmi. Pomaga mu dojść do łazienki, ale Severus nie pozwala jej wejść za nim do środka. Korzysta z toalety i już zabiera się za mycie, gdy nagle przestawia się na zaklęcie czyszczące i patrzy na tego dziwnego starego człowieka w lustrze.
Poppy odprowadza go do łóżka i pyta, czy on rozumie...
- Że Albus nie żyje. Tak, rozumiem.
Tak, ale też...
- Potter jest w śpiączce.
Poppy jest miła. Severus myśli sobie, że pielęgniarką nie można zostać - nią trzeba się urodzić. Przykrywa go kołdrą.
- Zostań na chwilę - mówi i czuje się dziwnie mały. - Jeśli chcesz.
- Chciałabym - odpowiada, odsuwając mu z czułością włosy z twarzy. - Uwierz mi... wolałabym zostać, ale...
- Obowiązki wzywają.
- Niestety. - Poppy porusza się ze swobodną, subtelną gracją. Severus ma ochotę zapytać, dlaczego nigdy nie miała własnych dzieci. Byłaby dobrą matką. - Prześpij się teraz trochę.
Kiwa potakująco głową i odwraca się na drugi bok.
*****
- Jesteś na tyle zdrowy, żeby wstać z łóżka - oznajmia mu Poppy. - Nie można przeleżeć całego życia w łóżku... uwierz mi, próbowałam.
- Potrzebujesz tej sali dla kogoś innego?
- Nie. Nie mieliśmy zbyt wielu rannych. - Z tonu jej głosu Severus wnioskuje, że gdyby to od niej zależało, chciałaby mieć tu roboty po pachy, bo to oznaczałoby więcej ocalałych. - Poza tym, od czasu, gdy odbiliśmy Św. Mungo, tam wysyłano większość ofiar.
- Potter.
- Och, nie, nie mamy zamiaru oddać Harry'ego, zwłaszcza, że dopiero co go odzyskaliśmy. Jest po drugiej stronie korytarza. Pewnie będziesz chciał wprowadzić się z powrotem do lochów?
- Niedługo - odpowiada Severus, próbując samego siebie przekonać, że mówi prawdę.
*****
Kiedy po raz pierwszy pojawia się w Wielkiej Sali, rozlega się głośny aplauz. Shacklebolt klepie go po ramieniu.
Severus odwraca się i wychodzi.
*****
Neville Longbottom ściska w ręce jabłko.
- Mogę tu usiąść?
Severus wzrusza ramionami, jakby chciał powiedzieć: „Rób, co chcesz, Longbottom, parapet jest wystarczająco szeroki, żeby pomieścić dziesięciu takich idiotów, jak ty. Skoro tak bardzo masz ochotę popatrzeć na kłęby czarnego dymu z palonych śmieci to proszę bardzo, rozkoszuj się widokiem”.
- Też nie lubię Wielkiej Sali... Chce pan jedno?
Severus przyjmuje oferowane jabłko, ale tylko dlatego, że jest głodny. To wcale nie tak, że pragnie towarzystwa. Longbottom z całą pewnością nie wygląda jak idealny kompan - ta chodząca magiczna katastrofa ma pod oczami cienie pod kolor śliwkowych szat.
Longbottom mości się na przeciwległym końcu parapetu, wyciąga z kieszeni drugie jabłko i zaczyna spożywać je w sposób, w jaki wiewiórki jedzą orzechy - szybko, z użyciem obu rąk i dużą ilością chrupania.
Severus otwiera usta, by zapytać: „Gdzie są wszyscy twoi aurorzy?”, ale zamiast tego słyszy swoje słowa:
- Który Malfoy?
- Starszy. - Policzek Neville'a rozpłaszcza się o szybę.
- Jak udało ci się przekląć Lucjusza Malfoya?
Chodzący Wypadek potrząsa głową.
- Nie przekląłem go. Dostał... rzuciłem w niego kamieniem.
- Pokonałeś Lucjusza Malfoya kamieniem.
- Próbowałem zaklęciem, ale nie zadziałało... To był całkiem spory kamień... Zabili mi mamę i tatę. - Neville wyciąga kolejne jabłko i wgryza się w nie. Severus przez chwilę obserwuje go, jak przełyka.
- Nie licz na moje współczucie, panie Longbottom.
Neville nie sprawia wrażenia zaskoczonego.
- Jabłko?
- Nawet nie zacząłem tamtego.
- Och. No, tak. - Neville wznawia przeżuwanie.
- Robisz zapasy na zimę?
- Co?
- Nieważne.
- Zima już się prawie skończyła, sir.
- Powiedziałem: nieważne.
*****
Lupin odwiedza go w jego pokoju w skrzydle szpitalnym, żeby porozmawiać. Będzie spotkanie Zakonu...
- Nie będę uczestniczył.
Snape...
- Czarny Pan nie żyje. Nie waż się mnie pouczać.
*****
Severus Snape spędza całe dnie na nic nie robieniu. Ktoś pyta, czy może nie miałby ochoty rzucić okiem na magazyny do eliksirów. Ktoś inny zauważa, że wojna wciąż trwa, że jest wiele do zrobienia; mnóstwo rzeczy, przy których kompetentny mistrz eliksirów mógłby stanowić nieocenioną pomoc.
Severus budzi się około południa. Myje się, myje zęby i puszcza mimo uszu aluzje pani Pomfrey, że ma się na tyle dobrze, iż mógłby już opuścić skrzydło szpitalne. Męczy jednego z młodszych żołnierzy tak długo, aż ten przynosi mu filiżankę herbaty, potem zwiedza zamek wzdłuż i wszerz swoim starym nauczycielskim zwyczajem kryptonim „polowanie na ucznia”, zjada cokolwiek Longbottom mu przyniesie (nie omieszka przy tym umniejszyć zasług Największego Farciarza Idioty Na Świecie - obaj czują się dzięki temu lepiej), przemyca kilka książek z Działu Ksiąg Zakazanych i zamyka się w starym gabinecie Filcha do późnych godzin nocnych.
Nie ma pojęcia, gdzie jest Filch, i wcale nie chce wiedzieć. Woli myśleć, że Albus w tajemniczy sposób zabrał ze sobą starego woźnego wraz z kotem.
To strasznie głupie, rozmyśla Severus, płakać po kimś, z kim dzieliło się poglądy na temat dyscypliny i kto kiedyś pomógł ci obandażować nogę.
Wraca później do skrzydła szpitalnego. Aurorzy, pełniący straż przed salą Harry'ego przeszukują go, zabierają mu różdżkę i dopiero wtedy przepuszczają przez osłony. Nie zostawiają go z Harrym samego, nie pozwalają mu też podejść na tyle blisko, żeby mógł dotknąć go, śpiącego. Severus może jednak obserwować, jak jego pierś wznosi się i opada, jak czarne rzęsy odcinają się od bladej skóry i jak pięknie Harry wygląda, kiedy śpi.
Czasami aurorzy pozwalają Severusowi usiąść na krześle przy drzwiach i po prostu... patrzeć.
Może tam być tylko kwadrans, ale to wystarczy.
*****
Severus lubi czerń.
Nie musi się przebierać na pogrzeby, a nikt go nigdy nie zaprasza na śluby.
*****
Słyszy o walkach. Widzi mijające go pospiesznie grupy obcych ludzi. Wie, że trwa wojna.
Nie obchodzi go to.
Raz nawet podejmuje próbę przejęcia się tym wszystkim, ale szybko dochodzi do wniosku, że woli raczej skubać swój łuszczący się Znak, patrzeć przez okno i nucić stare barowe piosenki.
*****
Lupin nadaje i nadaje jak Radio Wolna Europa. Severus od czasu do czasu kiwa głową, ale tak poza tym to kompletnie gubi wątek.
- Lupin. Czego ty chcesz?
Wilkołak uśmiecha się i lekko trąca go łokciem.
- Mówię, że chcę ci podziękować. Za to, że sprowadziłeś go z powrotem.
- Co to warte, jeśli już nigdy się nie obudzi.
- Nie mów tak. Obudzi się - upiera się Lupin, mówiąc to z takim przekonaniem, że aż zadziwia Severusa.
- Dlaczego? Bo jest Cholernym Harrym Potterem? Bo jest chodzącym cudem? Bo wszystko potrafi? Pozwól, że coś ci powiem, Lupin... Znam tego człowieka lepiej, niż ty kiedykolwiek go poznałeś... albo poznasz. <i>Nie</i> jest nadczłowiekiem i nigdy nim nie był. Był za to mieszanką emocjonalnej nadwrażliwości i braku wiary w siebie z dużą ilością zwykłego, głupiego szczęścia...
- Myślę, że to bardzo smutne, Severusie, iż mówisz o nim tak, jakby już nie żył. Zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie tego właśnie będziesz sobie życzył, gdy Harry powie nam prawdę o rzeczach, które tak naprawdę wydarzyły się w tamtym miejscu...
Severus podnosi rękę, jakby chciał spoliczkować Lupina, ale powstrzymuje się i opuszcza dłoń.
- Czyżbyś coś insynuował?
- Ależ skąd, Severusie. A co? Masz coś do ukrycia? - Lupin uśmiecha się drwiąco.
Severus nagle orientuje się, że wilkołak zwyczajnie się z nim drażni. Unosi jedną brew.
Lupin wzdycha.
- Nie przyszedłem tu po to, żeby się z tobą kłócić... Chciałem ci podziękować. Wiem przecież, że ty i Harry się nie znosicie. Ale nawet jeśli jesteś... no cóż, sobą... to sprowadziłeś go z powrotem. I za to ci dziękuję.
- Skończyłeś?
- Jasne. Ja tylko... chciałem ci podziękować.
- No to podziękowałeś. Możesz już iść.
Lupin zamyka za sobą drzwi, gubiąc niechcący po drodze pognieciony papierek po batoniku. Severus zastanawia się, na ile ta jego wdzięczność była tak naprawdę nie takim znowu sprytnym sposobem na zapewnienie sobie dojścia do wywaru tojadowego.
- Co ja tu robię? - szepcze Severus do ścian.
*****
Budzą go podekscytowane głosy.
Wstaje, myje się, myje zęby, ubiera się i wychodzi na korytarz, po czym zostaje stratowany przez tłumek czarownic i czarodziejów.
- Obudził się! Obudził! Harry Potter!
Myśli sobie, że to pewnie źle, że ma ochotę przekląć tych wszystkich ludzi, zabrać im ich cud i zniknąć z nim gdzieś, gdzie ich wstrętne łapska by go nie dosięgły. Wie, że to źle, że przed drzwiami zrobiła się kolejka, i że jest wciśnięty gdzieś w środek. Severus zaczyna przepychać się do wejścia.
Kościste łokcie to szalenie niedoceniany atrybut.
*****
Ściana Weasleyów zasłania światło wpadające przez okna. Lupin opiera się o futrynę drzwi, rozpromieniony, jakby był związany z Potterem co najmniej tak samo mocno, jak z księżycem. Minerwie dostało się zasłużone krzesło z poduszką, a ciężko kapujący Weasley i wszystkowiedząca siedzą przy...
...Cholernym Harrym Potterze, który powstał z martwych - a raczej ze śpiączki, ale „z martwych” lepiej się sprzeda i tak właśnie zostanie uwiecznione w annałach historii - i mruga jak świeżo wyklute pisklę. Wygląda strasznie młodo, otoczony przez tak wiele roześmianych twarzy. Tak wiele zębów.
Czy ugryźliby go, gdyby poprosił? zastanawia się Snape.
- Severus - odzywa się Minerwa.
Potter patrzy wtedy na niego, naprawdę patrzy... Zielone oczy przeszywają go na wylot i Severus boi się poruszyć, by się nie zdradzić.
- Nie byłam pewna, czy wpadniesz - kontynuuje McGonagall. Mówi coś jeszcze, niewątpliwie na jego temat, ale Severus nie słucha.
Patrzy na Pottera. Potargane ciemne włosy: prawie czarne, ale kiedy patrzeć na nie na tle poduszki, okazują się mieć najgłębszy odcień brązu. Zielone oczy, które przypominają Severusowi kolor szatkowanej mięty, uczucie bycia pożądanym i, jakież to krępujące, zapach masła. Różowe, doskonałe usta.
Marszczy brwi. Sprowadził Harry'ego do Hogwartu ubranego w jego własne rzeczy. Poppy przebrała go w szpitalną koszulę, a teraz komuś udało się zapakować go w złotą gryfońską piżamę, podobną do tej, którą zostawili w mieszkaniu. Jest przykryty czerwono-złotą kołdrą. Severus podejmuje próbę zasztyletowania spojrzeniem Molly Weasley.
Lupin odchrząkuje.
Severus blokuje sobą tłum za drzwiami. Zbliża się o krok w stronę łóżka, a Granger i Weasley wyraźnie się cofają.
Ale to nic... wszystko jest w porządku... obudził się. Harry się obudził. Już wszystko jest dobrze - obaj przeżyli. I żaden nie zawiódł.
Albus musiał wiedzieć. Stary wyga musiał wiedzieć, że to jedna jedyna rzecz, której Severus nie spieprzy. Podchodzi jeszcze o krok bliżej. Mruga. Otwiera usta. Zamyka je. Wszyscy się gapią. Pewnie wiedzą: Boże, jak mogliby nie wiedzieć, jak mogliby tego nie widzieć, wypisanego na jego twarzy?
- Potter - warczy. Zauważa, że Granger wyciąga dłoń, żeby wziąć Harry'ego za rękę, i jego usta wykrzywiają się od niewypowiedzianej drwiny.
Potter zerka szybko w stronę Lupina, a potem znów patrzy na niego.
- Profesorze Snape.
Jego stary tytuł wywołuje bolesne ukłucie w sercu, ale znosi je bez mrugnięcia okiem. Czemu miałby się przejmować, że Potter nie chce mówić do niego po imieniu w obecności rodziny i przyjaciół? Tak więc się nie przejmuje, nic a nic. Przecież kiedy to wszystko przestanie być takie nowe... kiedy te tłumy wreszcie dadzą Harry'emu spokój... kiedy świat wróci na swoje miejsce... wtedy...
Granger zaciska rękę, a ściana Weasleyów przybliża się złowieszczo. Potter milczy.
Och.
...och.
...och...
Oczywiście.
- Dzień dobry - mówi Severus i wzdryga się, czując na ramieniu czyjąś dłoń, usiłującą skierować go w stronę drzwi.
- No dobrze, Snape. Harry już się chyba ciebie naoglądał, starczy mu na jakiś czas. Daj szansę pozostałym, co? - żartuje wilkołak.
Paru przedstawicieli klanu Wieślejów chichocze.
Severus spogląda znowu na Pottera, zajętego słuchaniem czegoś, co mówi Granger. Jak na kalekę, dziewczyna wygląda niesamowicie zdrowo. Oni wszyscy tak wyglądają; zdrowo i szczęśliwie.
Cóż, weźcie go sobie w takim razie - chce powiedzieć Severus. Weźcie sobie wasze słodkie maleństwo, ubierzcie go w kolory domu i udawajcie, że nigdy nie było wojny. Będzie mu dobrze beze mnie, bez Albusa...
Nie powiedzieli Potterowi o śmierci dyrektora.
Jego ciemniejsza strona dochodzi do głosu.
- Albus nie żyje - wyrzuca z siebie i czuje, jak dłoń Lupina opada bezwładnie z jego ramienia. - Dyrektor nie żyje. - Severus odwraca się i nie patrząc na nikogo, przepycha się przez kolejkę pod drzwiami.
Śluby i przyjęcia. Nikt go nigdy nie zaprasza na śluby ani przyjęcia.
*****
Jest zmęczony. Jego ciało zrobiło się stare i zasuszone, jakby coś wyssało z niego życiową energię. Wyobraża sobie, jak rozsypuje się w proch - skóra pęka jak pergamin, wnętrzności obracają się w drobny, biały piasek , kości stają się kruche jak kreda.
Dochodzi do wniosku, że umiera.
A potem postanawia - skoro ma umrzeć, to przecież nie tutaj. Myśli sobie, że jeśli umrze w Hogwarcie albo na terenie zamku, to skończy jak Binns czy Krwawy Baron i będzie musiał użerać się z dzieciakami przez resztę swojego życia po życiu.
Więc... ponieważ umiera... Wcale nie z powodu Pottera... i wcale nie z powodu Albusa... Nie dlatego, że boi się budzić co rano i nienawidzi lustra. Nie dlatego, że zamek jest zapchany gapiami, że nie pozwalają mu trzymać Cholernego Pieprzonego Harry'ego Pottera za rękę...
Chodzi o to, że umiera. To dlatego postanawia odejść.
*****
Jego laboratorium to jeden wielki bałagan. Widać, że już dawno żaden uczeń nie marudził tu podczas szlabanu. Severusowi udaje się wyszperać składany kociołek (oczywiście miał też jeden ze sobą w pokoju) i kilka szklanych naczyń.
Zabiera ze sobą wszystkie przydatne rzeczy, jakie zostały w jego gabinecie - pióra, atrament, pergamin, kilka co bardziej wnikliwych opracowań naukowych, których jeszcze nie nauczył się na pamięć...
*****
Półki w magazynie święcą pustkami, nie licząc kilku abisyńskich fig, skrzydeł...
- Och.
Jego kryzysowe zapasy zniknęły - nic nie zostało z eliksirów uzdrawiających, energetyzujących ani uspokajających, nie ma też Bezsennego Snu. Tego się spodziewał, ale że zabiorą też najdziwniejsze wywary: polerujące, lewitacyjne, a nawet ten cholerny kurzoodstraszacz? Nic. Przeminęło z wiatrem.
Nagle jego wzrok zahacza o pokrytą kurzem szafkę z przyprawiającym o dreszcz znakiem trupiej czaszki, opatrzoną mosiężną tabliczką z napisem „Trucizna” i zabezpieczoną zaklęciami.
Jeśli przełamali również te osłony...
Przyciska dłoń do tabliczki.
- Veneficus.
Szafka otwiera się, prezentując kolekcję ciemnych, matowych buteleczek.
Severus bierze wszystkie.
*****
Po pokonaniu czterech kondygnacji schodów jego płuca wołają o litość. Wyleczony, doprawdy.
Dochodzi do sowiarni. Czarownica przy drzwiach wita go skinieniem głowy.
Zbyt wiele grzęd stoi pustych. Kilka sów zerka na Severusa z góry swoimi błyszczącymi oczami.
Jego przemowa nie należy do elokwentnych.
- Nie obiecuję wiele. Zmianę krajobrazu. Żadnych przygód.
Ku jego zdziwieniu, zlatują do niego trzy sowy. Dwie brązowe - jedna z paskudnym śladem po oparzeniu na lewym boku i druga bez oka - i jedna biała ze złamanym skrzydłem w bandażach. Cóż. Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda.
Snape postanawia przywłaszczyć sobie jedną z dużych klatek.
*****
Z jakiegoś powodu u stóp schodów czeka na niego Neville Longbottom.
- Więc odchodzi pan, sir?
- Nie, Longbottom - Severus uśmiecha się szyderczo, lewitując za sobą kufer i klatkę. - Piekę ciasto. A jak ci się wydaje?
- Wydaje mi się, że pan odchodzi, profesorze.
- Dzięki niech będą Merlinowi, że nie utraciłeś swojej imponującej zdolności do wyciągania właściwych wniosków.
- Chciałem mieć pewność, że dostanie ją pan z powrotem. Łatwo coś zgubić w tym całym... bałaganie. Sir. - Longbottom wciąż nie wyrósł z dziecięcego tłuszczyku. W serdelkowatych palcach ściska sponiewieraną czarną walizkę.
- Bałaganie, ha! Banda złodziei. Tak trzymaj z dyplomacją, Longbottom, a może zostaniesz następnym ministrem magii. - mówi Severus, biorąc walizkę.
- Dziękuję, sir.
- To nie był komplement. - Wymija Chodzącą Niekompetencję.
- Wiem o tym, sir - woła za nim Neville. - Do widzenia, sir.
Och, na litość...
- Longbottom... dziękuję.
- Nie ma za co, profesorze.
*****
Severus czuje się... pusty. Nie za bardzo wie, dokąd zmierza, jak tam się znaleźć ani też ile go to będzie kosztować.
Jedyne co wie na pewno to to, że jest sam. Jego ojciec nie żyje. Albus nie żyje. Voldemort nie żyje. Potter go nie potrzebuje.
Pierwszy raz w życiu Severus jest panem samego siebie.
Jest... wolny.
*****
koniec rozdziału czwartego
CDN