Were-Hunters
Lud wywodząc cy się od króla Lycaona, zmiennok kształtni,
mo
ogący przebywać w ludzkiej
lub zwierzęcej formie.
I tak s są następujący Were-Hunterzy y:
BALIOS - Jaguary
GRAKIANIE - Jastrzębie
FALCONI - Orły
HELIKIASI - Małpy
LITARIANIE - Lwy
LYKOSI - Wilki
NIPHETOSI - Leopardy
DRACOSI - Smoki
PANTHIRASI - Pantery
TIGARIANIE - Tygrysy
TSAKALIASI - Hieny
URRSULIANIE - Niedźwiedzie
Chapter 1
Nowy Orlean.
Fury Kattalakis miał zamiar wejść prosto do smoczego legowiska. No,
moSe nie do końca smoczego. Był tutaj tylko jeden jaszczur, przebywał na
poddaszu budynku, ale nie był dla Fury'ego takim zagroSeniem jak
niedźwiedź pilnujący drzwi.
Ten cholerny sukinsyn nienawidził jego pobratymców.
Nie to, Seby Fury dbał o to. Większość ludzi i zwierząt nienawidziła ich,
co według niego było w porządku. On sam nie miał wiele uznania dla
świata.
-To, co robisz, robisz dla rodziny - mruknął do siebie pod nosem.
Szczerze mówiąc cała ta koncepcja rodziny, była dla niego nowym
zjawiskiem. Był raczej przyzwyczajony do tego, Se wszyscy wokół go
nienawidzą. Tak było aS do lata 2004 roku, gdy jego brat Vane zabrał go
do siebie i przekonał, Se nie wszyscy we wszechświecie chcieliby go zabić.
Niedźwiedź, jednakSe, nadal by chciał...
Dev Peltier oderwał się od ściany budynku, gdy tylko dostrzegł sylwetkę
Fury'ego wyłaniającą się z cienia i zbliSającą się do drzwi Sanktuarium.
Miejsce to było klubem dla motocyklistów i tancbudą, która stała pod
numerem 668 przy Ursulines Street. Adres został wybrany całkowicie
celowo przez właścicieli lokalu. Była w nim spora doza ironii.
Ubrany w standardowy strój obsługi Sanktuarium, Dev nosił na sobie
czarny t-shirt i dSinsy. Na nogach miał buty na motocykl, w tym samym
kolorze, co reszta stroju. Poza tym bramkarz mógł się poszczycić długimi,
kręconymi blond włosami i bystrym spojrzeniem, wychwytującym kaSdą
słabość. Nie Seby Fury miał jakieś słabostki. Alternatywna forma
bramkarza była dzika i potęSna, ale to samo moSna było powiedzieć o
Furym.
Obaj jednak przebyli długą drogę, by w pełni opanować swoje magiczne
zdolności.
Pod tym względem nikt nie był lepszy od przybysza. Nikt i nigdy.
-Co tu robisz? -warknął na niego Dev.
Fury nonszalancko wzruszył ramionami i doszedł do wniosku, Se
wdanie się w bójkę na pewno nie ułatwi mu wstępu do środka klubu. A
obiecał, Se to zrobi. On... Dotrzymujący obietnicy danej komuś innemu
niS samemu sobie... Taa. Jasne. Piekło całkiem zamarzło. Cały czas się
zastanawiał jak jego bratu, Fangowi, udało się namówić go na ten akt
jawnego samobójstwa.
Drań jest mu sporo za to winien.
-Pokój bracie -Fury uniósł obie dłonie w geście kapitulacji. -Jestem
tutaj, by spotkać się z Sashą.
3
Dev wyszczerzył groźnie zęby, mierząc powoli wzrokiem postać nowo
przybyłego. Normalnie Kattalakis zareagowałby na to pieprznięciem go w
szczękę... Ale nie tym razem. Do diabła, Vane chyba za bardzo go
przytemperował.
-Partia Kattalakis nie jest tu mile widziana. Na pewno zdajesz sobie z
tego sprawę.
Nowo przybyły uniósł brew, gdy spojrzał na symbol lokalu, wiszący nad
głową niedźwiedzia. Matowa czerń z ostrym błękitem i brązem, postać
motocyklisty na wzgórzu, na tle księSyca w pełni. Było to teS
obwieszczenie, Se Sanktuarium jest teS domem Howlersów, grupy o tej
nazwie. Dla niewtajemniczonych wyglądało to jak kaSdy inny szyld klubu.
Ale dla, tych, którzy wiedzieli gdzie patrzeć, widoczny był na tle księSyca
zarys smoczej sylwetki -ukryty symbol świata nadnaturalnego.
Ten klub nie tylko nosił nazwę Sanktuarium, w rzeczy samej nim był.
Wszyscy paranormalni mogli przebywać w lokalu i nikt nie mógł ich
skrzywdzić. Przynajmniej tak długo, jak pierwszą zasadą było: „Sadnego
rozlewu krwi”.
Fury mruknął do wściekłego bramkarza.
-Znasz prawa naszego ludu. Nie moSesz wybierać, kto wchodzi.
Wszyscy mają być równie mile witani.
-Pieprz się -warknął Dev.
Przybysz potrząsnął lekko głową, tłamsząc naturalną odpowiedź na
taką zaczepkę. Postanowił sięgnąć po sarkazm.
-Bardzo dziękuję za ofertę, ale chociaS masz w sobie pewne kobiece
krągłości i czuprynę, której wiele niewiast by ci pozazdrościło, jednak
jesteś ciut za bardzo owłosiony jak na mój gust. Bez obrazy.
Bramkarz pogardliwie wykrzywił usta.
-Od kiedy pies przejmuje się tym, co dyma?
Furym targnęła wściekłość. Wciągnął powietrze i wycedził.
-Mógłbym pójść z obelgami jeszcze dalej, tak nisko, Se nawet rynsztoki
byłyby wtedy wySynami... Ale nie dam ci tej przyjemności. Starasz się
mnie sprowokować do walki, byś mógł mnie wtedy legalnie wykopać -
zacisnął pięści, pokazując przeciwnikowi, jaką miałby ochotę przyjąć jego
wyzwanie. -Bardzo, bardzo chciałbym podarować ci tą walkę, ale muszę
zobaczyć się z Sashą i nie moSe to czekać. Sorry stary. Musimy przełoSyć
bójkę na inny termin.
Dev warknął groźnie, prawdziwy ryk niedźwiedzia grizlly.
-Stąpasz po cienki lodzie, Wilku.
Fury zmruSył oczy, mający dość tej przepychanki słownej. Gdy się
odezwał głos miał niski i dziki, jasno mówiący, o obietnicy skopania tyłka,
jeśli tylko niedźwiedź będzie chciał kontynuować tę grę.
-Zamknij się. Rusz dupę i mnie wpuść.
Bramkarz zrobił krok w jego stronę.
Szybciej niS nowo przybyły mógł zareagować na zachowanie grizzly,
pojawił się Colt. Był o głowę wySszy od nich obu, miał krótkie, czarne
włosy i groźne spojrzenie. PołoSył jedną z wytatuowanych rąk na piersi
Deva i zatrzymał go w miejscu.
4
-Nie rób tego -powiedział niskim tonem. -Nie warto.
Wilk powinien poczuć się obraSony, ale prawda mu nie przeszkadzała.
-On ma rację. Jestem bezwartościowym bękartem, wychowanym przez
kogoś jeszcze mniej wartościowego niS ja sam. Na pewno nie chciałbyś
stracić prawa wstępu do Sanktuarium przez kogoś takiego jak ja.
Dev odsunął wstrzymującą go rękę, przy okazji niechcący podwijając
rękaw koszulki Colta, pod którym widocznym był na skórze ramienia
tatuaS z podwójnym łukiem i strzałą.
-Cokolwiek. Ale będziemy cię obserwować, Wilku.
Fury posłał mu salut jednym palcem.
-Postaram się więc nie sikać na podłogę ani nie oznaczać moczem
mebli... -spuścił wzrok na czarno-srebrne buty motocyklowe straSnika. -
Jednak twoje nogi to juS inna bajka..
Niedźwiedziołak zawarczał, a Colt tylko się roześmiał, znów
wstrzymując straSnika.
Wytatuowany olbrzym wskazał brodą drzwi do klubu.
-Zabieraj swój tyłek do środka, Fury, zanim nie zdecyduję się nakarmić
go tobą.
-Naprawdę nie jestem warty tej niestrawności -Ze złośliwym
mrugnięciem okiem, Wilk wszedł do baru, od drzwi zaatakowany
natłokiem dźwięków. Bestia w nim miała ochotę zaskomlić na znak
protestu, poniewaS było tu zdecydowanie, duSo za głośno.
Zespół Colta, Howlersi, nie byli jeszcze na scenie, ale nawet mimo to był
tu niezły tłum i rozgardiasz. Pełno turystów i stałych bywalców kręciło się
na całym pierwszym piętrze trzy-poziomowego klubu. Prawdopodobnie na
drugim piętrze było równie wielu klientów. Trzecie piętro, jednakowoS,
zarezerwowane było tylko dla przedstawicieli ich rodzaju.
MęSczyzna wsunął dłonie do kieszeni i zaczął przedzierać się przez
barwny tłum. Łatwo było rozróSnić miejscowych motocyklistów od tych
przyjezdnych, poniewaS ci pierwsi nosili głównie klasyczne skóry. Młodsi,
hiper modni, ubierali się w specjalne motocyklowe stroje z nylonu. Było
teS sporo dzieciaków z uniwerka -ubranych w krótkie szorty albo jeansy.
Przechodząc obok sektora ze stolikami, gdzie klienci mogli usiąść i
zjeść, zmiennokształtny napotkał wzrok ślicznej, blond kelnerki, która
miała pecha być siostrą ten dupka spod drzwi.
Aimee Peltier.
Jak jej brat, Dev, miała długie blond włosy, była teS wysoka i szczupła.
Zwinna. Podsumowując -cholernie atrakcyjna laska z jedną malusieńką
wadą -gdy szła w nocy do łóSka spać, zmieniała się w niedźwiedzia.
Aimee zamarła na moment widząc go.
Dyskretnie oczami pokazał jej bar, bez słów informując, Se ma dla niej
wiadomość. To ona była prawdziwym powodem jego wizyty w tym
miejscu, ale gdyby którykolwiek z jej narwanych braci by się o tym
dowiedział, oboje byliby martwi.
Tak więc kontynuował drogę przez klub, aS dotarł do baru,
obsługiwanego przez trzech barmanów.
5
Od kiedy Dev dołączył do ochroniarzy Sanktuarium i nosił identyczny
jak reszta uniform, z trudem moSna go było rozróSnić od pozostałej trójki
braci. WyróSniał go tylko tatuaS na ramieniu. Jeśli chodzi o resztę
męskiego rodzeństwa -Fury nie postawiłby tyłka szczura, który jest który.
Barman zmruSył groźnie brwi, gdy Kattalakis usiadł przy barze.
-Czego chcesz, Wilku?
Fury nonszalancko rozsiadł się na krzesełku.
-Powiedz Sashy, Se potrzebuję się z nim spotkać.
-Czemu chcesz go widzieć?
Nowoprzybyły posłał mu rozbawione spojrzenie.
-Wilcze sprawy, a jeśli węch mnie nie myli, co do zapachów, jakie
dochodzą z twojego tyłka i ranią mój zmysł powonienia, jesteś
niedźwiedziem. Złap więc Sachę i poproś go tu.
-Czy musisz wkurzać wszystkich, których spotkasz? -za jego plecami
rozległ się miękki głos.
Odwrócił się, by napotkać wzrok Margarite Nelly. Drobna kobieta,
człowiek, miała jedne z najzgrabniejszych pośladków, jakie w Syciu
widział. Ale co z tego. Ona była człowiekiem, a on miał dostatecznie duSo
kłopotów w nawiązywaniu relacji ze swoimi gatunkiem, nie mówiąc juS o
jej… Społeczne relacje nie były jego mocną stroną. Jak Margerite'a dobrze
podsumowała -wkurzał wszystkich w swoim otoczeniu. Nawet, jeśli nie
miał takiej intencji.
-To wrodzony talent, który dzielnie mi słuSy przez większość czasu.
Kobieta roześmiała się na tą replikę i -nadal z uśmiechem na ustach -
podała mu butelkę piwa.
Fury spojrzał na ciecz i potrząsając głową, odrzucił ofertę. Nienawidził
smaku tego gówna. Zmarszczył jednak brwi patrząc na ślicznotkę.
-Jestem zaskoczony widząc cię tutaj -Margarite była pielęgniarką w
uzdrowisku i widywał ją zwykle tylko wtedy, gdy miała go łatać. Spędzała
prawie cały czas w szpitalu, na trzecim piętrze baru.
Wzięła łyk piwa, zanim udzieliła odpowiedzi.
-CóS, na górze chwilowo mamy złe mojo. Musiałam zejść na chwilę na
dół, by ukoić nerwy.
Nigdy nie widział jej pijącej i to jeszcze mocniej go zaintrygowało.
-Jakiego rodzaju złe mojo?
Sasha dołączył do nich i to on udzielił odpowiedzi.
-U Carsona jest jeden Literianin .
Fury skrzywił się widząc bladość na twarzy poszukiwanego przez siebie
męSczyzny. Gdyby nie znał go lepiej, pomyślałby, Se wilk jest mocno
poruszony.
-No tak. Ale w jego biurze kaSdego dnia dzieje się sporo paskudnego
gó… Sporo paskudnych przypadków.
Carson był naczelnym lekarzem i weterynarzem dla wszystkich Were-
Hunterów w całym Nowym Orleanie. KaSdy, kto potrzebował usług
medycznych mógł do niego przyjść. Fakt, Se miał lwa w biurze nie
powinien sprawić nawet lekkiego uniesienia brwi. Nie mówiąc juS o takiej
dziwnej reakcji.
6
Margarite'a potrząsnęła przecząco głową.
-Ale nie tego typu. Ten lew nie moSe na powrót wrócić do swej ludzkiej
postaci i uSywać magii.
Okey, teraz to juS było szokujące.
-Co powiedziałaś?
-Arkadyjczycy czymś go zranili -mówiła cicho, by nikt nie mógł
podsłuchać. -Nie mamy pojęcia, czym. Ale to całkowicie wysuszyło go z
mocy. Nie jest nawet w stanie przesyłać swych myśli do własnej partnerki.
Kattalakis stracił na chwilę dech, przyjmując do świadomości tą myśl.
Nawet biorąc pod uwagę, Se jego bazowa forma to wilk, nie mógł
wyobrazić sobie spędzenia całego Sycia tylko w zwierzęcej formie.
-Jesteście pewni, Se to nie jest prawdziwy lew? -Było to głupie pytanie,
ale chciał się upewnić.
Sasha i Margarite'a rzucili mu spojrzenie „masz nas za idiotów?”
-Sorry, musiałem spytać -uniósł dłonie w geście kapitulacji. -
Zachowujecie się jakbyście mieli jakiegoś tętniaka czy coś.
Kobieta pociągnęła długi łyk piwa.
-To był cięSki dzień.
-Noo -przytaknął Sasha, zabierając od niej butelkę na moment i sam
pociągając zdrowy łyk. -Wszyscy jesteśmy trochę podenerwowani.
Wyobraź sobie, Se atakuje cię ktoś totalnie ci nieznany, atakuje twój tyłek
czymś, co jest nam całkowicie obce, a na koniec pozostawia zagubionego i
straconego.
Fury wypuścił długi oddech.
-Widziałem ten film raz. Chujowy.
Drugi wilk pochylił głowę, przypominając sobie poniewczasie przeszłość
rozmówcy.
-Sorry stary, nie chodziło mi o… no o nic takiego.
Nikomu nigdy nie chodziło. Jednak zawsze, niezaleSnie od intencji
drugiej strony, to bolało.
-Chciałeś się ze mną spotkać? -zmienił szybko temat Sasha.
Kattalakis rozejrzał się, by upewnić się, Se Saden z niedźwiedzi nie
podsłuchuje, po czym zerknął przepraszająco na kobietę.
-Mamy drobny wilczy biznes do załatwienia, jeśli nie masz nic
przeciwko.
-Nie ma problemu. I tak muszę juS wracać na górę. Musze iść pomóc
towarzyszce lwa -podeszła do baru i klepnęła ladę, chcąc zwrócić na
siebie uwagę barmana. -Remi, daj mi jeszcze jedną butelkę i wracam do
roboty.
Fury lekko wzdrygnął się słysząc te słowa.
-Cieszę się, Se to nie ja jestem jej pacjentem.
Kobieta rzuciła na niego przelotne spojrzenie.
-To dla Carsona.
Mruknął.
-Powtórzę więc co powiedziałem. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję jest
dać się łatać pijanemu specjaliście -rzucił Sashy rozbawione spojrzenie. -
7
Przypomnij mi, Sebym nie robił dzisiaj nic głupiego. Och, nie. PrzecieS
jestem tutaj, to znaczy, Se chyba za późno na takie ostrzeSenia, co?
Drugi wilk nie zareagował na jego słowa. Splótł ramiona na piersi i
przeniósł cięSar ciała na jedną nogę, drugą tylko lekko się podpierając.
-Dobra, mów czego chcesz. Nie jesteśmy za bardzo zaprzyjaźnieni.
Kattalakis odciągnął rozmówcę kilka kroków dalej, by tylko oddalić się
od Remiego obsługującego Margarite.
-Wiem o tym, ale jesteś jedynym wilkiem z tej gromady, który nie jest
paranoidalnie podejrzliwy i jedynym, któremu mogę zaufać, Se dostarczy
to do Aimee -podał Sashy niewielki notatnik. -Potrzyj to o tyłek albo zrób
cokolwiek innego, by trochę zatuszować zapach Fanga. Zrobiłem co w
mojej mocy, ale jego woń jest dość pachnąca…
Sasha wyglądał na mniej niS uszczęśliwionego tą prośbą.
-Coś ci poradzę. Lepiej nie mieszaj się w posłannictwo. Gdy ostatni raz
dałem się na to namówić skończyłem pobity niemal na śmierć i mój klan
musiał mi pomagać. Posłuchaj mojej rady i nie daj się pociągnąć bratu na
dno.
-Tak, ale ja nie mam zamiaru stawać między dwoma bogami -A to było
to, co niemal zabiło Sashę. -Wyświadczam tylko bratu przysługę.
-To samo ja sobie mówiłem. Ale problem z rodzinami polega na tym, Se
gdy wpadają w gówno, ciągną cię za sobą. Albo, co gorsza -dają się zabić.
To była prawda, i Fury o tym wiedział. Ale był to winny Vanowi i
Fangowi, za to, Se go przygarnęli i powitali u siebie, gdy nikt inny nie
chciał.
Dla swych braci mógłby nawet dać się zabić.
-No to, co? PrzekaSesz jej notatnik?
-Dobra. Zrobię to. Ale będziesz moim dłuSnikiem.
Raczej Fang by nim był, ale… Byli przecieS braćmi i po raz pierwszy w
Syciu Kattalakis, rozumiał sens tej frazy.
-Wiem i naprawdę doceniam to, co robisz.
Sasha wsunął sobie papier do tylnej kieszeni dSinsów.
-Wiesz, co mnie najbardziej dobija w tej całej sytuacji? To, Se nigdy nie
widziałem dwójki zwierząt zachowujących się bardziej jak ludzie. W
jakiego rodzaju gówno z gatunku Romea i Julii, oni w ogóle grają?
Fury wzruszył ramionami.
-śebym ja to wiedział, do diabła. Brat mówi, Se ona jest jedyną osobą,
która go rozumie. A biorąc pod uwagę jego kobiecy sposób zachowywania,
jaki nam prezentuje, muszę się z tym zgodzić. Zresztą nie muszę nic
rozumieć, jestem tylko posłańcem. Ale jeśli zacznie nosić tipsy i róSowe
ciuchy będę głosował za zastrzeleniem go. I wywalenie jego chudego tyłka
z mojego Sycia.
Usta Sashy były zaciśnięte, jakby próbował się powstrzymać od
uśmiechu.
-Co tutaj robisz?
Fury napiął się na dźwięk głosu z francuskim akcentem naleSący do
Nicolette „Mamy” Peltier. PoniewaS jego brat spędzał sporo czasu z jedyną
8
córką Mamy, czyli Aimee, wilk był w stanie pojąć jej wrogość wobec całego
jego klanu. Ale nie znaczyło to, Se podoba mu się jej ton.
Chciał juS jej powiedzieć, co moSe sobie z nim zrobić, ale zanim odezwał
się, Sasha zwrócił się do nowo przybyłej.
-Poprosiłem go by przyszedł. Chciałem by zerknął na to, co się stało z
Litarianinem.
Mama wydawała się być trochę uspokojona, ale nadal mówiła z nutą
podejrzliwości.
-Zła rzecz się tam stała. Niech bogowie mają nas w swojej opiece, jeśli
nie dowiemy się, co się dzieje i jak to powstrzymać. DrSę na myśl, do
czego jeszcze moSe dojść.
Podobnie myślał Fury.
-Czy niedźwiedzie zaczęły juS coś robić w celu odnalezienia
podejrzanych?
-Nie, prawo Sanktuarium tego zakazuje.
-W takim razie ja się tym zajmę.
Drugi wilk parsknął.
-Po prostu nie moSesz pozwolić, by te kamikaze w czymś były od ciebie
lepsze.
Fury uśmiechnął się diabolicznie.
-Nie bardzo. Zresztą łatwiej jest podąSać za pewnymi rzeczami, niS
walczyć z nimi. Poza tym, jeśli ktoś z naszych to spieprzy to chce wiedzieć,
kto i jak. A przede wszystkim chce głowy tych, którzy odpowiadają za ten
atak.
Szacunek zamigotał w spojrzeniu Nicoletty. Zerknęła na Sashę.
-Zaprowadź go na górę, zanim zapach, który przywarł do skóry lwa
wywietrzeje albo zbytnio zmiesza się z innymi. MoSe uda mu się wytropić
sprawców.
Przewodnik posłusznie skinął głową niedźwiedzicy, po czym kiwnął na
towarzysza, by szedł za nim.
Fury nie odezwał się, gdy opuszczali bar. Przeszli przez kuchnię, prosto
do mieszkania Peltierich. Gdy tylko mieli pewność, Se nie dostrzeSe ich
Saden człowiek Sasha przetransportował się przy pomocy magii do
gabinetu Carsona. Fury był bardziej ostroSny.
PoniewaS nikt nie nauczył go jak uSywać własnej magii, jego
samokontrola była dość ograniczona. Dopilnował jednak starannie, by
nikt o tym nie wiedział. Nikt, kto miał szansę się tego dowiedzieć, nie Sył
na tyle długo by komuś powiedzieć.
Wybrał więc schody, które prowadziły do lecznicy.
Gdy tylko dotarł do pokoju lekarza, dostrzegł Margarite, Carsona i
Sashę czekających na niego.
-Czemu nie szedłeś za mną? -zdziwił się wilk.
-Szedłem.
-No tak, ale…
Fury przerwał mu szybko.
-Nie chcę zuSywać mocy, by dać wam potem dupki, okazję do
zaatakowania mnie. Chodzenie mi pasuje. Gdzie jest ten lew?
9
Carson podszedł do drzwi w tylnej części pomieszczenia, które
prowadziły do kolejnego pokoiku.
-Umieściłem go tutaj.
Kattalakis poszedł za nim. Gdy tylko przekroczył prób sterylnego
pomieszczenia, zamarł. Na stole leSał lew, nad którym pochylała się
płacząca kobieta. Jedną dłoń trzymała w grzywie zwierzęcia, drugą na
jego łapie. Na jej dłoni widoczny był znak, który mówił, Se ma stałego
towarzysza. Afekt, jaki okazywała nieruchomemu lwu jasno pokazywał, Se
to on jest jej partnerem.
-Anita? -Delikatnie odezwał się lekarz. -To jest Fury Kattalakis.
Przyszedł tutaj by nam pomóc odkryć, kto to zrobił.
Pociągając nosem, kobieta podniosła głowę by na nich spojrzeć. Widać
było, Se słowa lekarza nie zrobiły na niej wraSenia.
-Moja rodzina będzie ścigać tego, kto to zrobił.
-No tak -kontynuował Carson tym samym kojącym tonem. -Ale im
więcej tropicieli będziemy mieli, tym większa szansa, Se znajdziemy
sprawców i odtrutkę.
-Jesteśmy lwami…
-A ja jestem wilkiem -Uciął jej słowa Fury. -Jeśli będzie potrzebna
brutalna i dzika siła -wezwę cię. Ale jeśli potrzebny ci ktoś do tropienia,
zdaj się na mnie.
Lekarz połoSył cierpiącej lwicy rękę na ramieniu.
-On ma rację, Anito. Pozwól mu spróbować, zanim się okaSe, Se mamy
więcej ofiar.
Zacisnęła na chwilę dłoń na lwiej grzywie, po czym odsunęła się
niechętnie.
Fury powoli zbliSał się do stołu.
-Czy stał się w pełni zwierzęciem, czy moSe zachował jakieś ludzkie
odruchy?
Carson westchnął.
-Niestety, nie wiemy.
Słowa te wyrwały z ust Anity zduszony szloch.
Wilk zignorował ją i podszedł do stołu. Lew warknął nisko, gdy tylko
zbliSył się do niego. To było zwierzęce ostrzeSenie. Bestia w Furym chciała
odpowiedzieć, ale zdusił ją. Wilk moSe chciałby walczyć, ale człowiek
wiedział, Se nie ma szans w potyczce z lwem. Czasami dobrze było
zachować ludzkie odruchy, nawet, jeśli serce się miało wilcze.
-Spokojnie -szepnął cicho, wyciągając dłoń z zaciśniętą pięścią. Jeśli w
środku był juS tylko lew zareaguje zapewne na jego zapach i spróbuje
zaatakować. Przysuwał coraz bliSej rękę, dając leSącemu zwietrzyć swój
zapach i jakoś zareagować.
Lew obwąchał go, ale nie zaatakował. Dobrze. PołoSył mu dłoń karku.
Przysuwając się jeszcze bliSej, czuł jak mięśnie wielkiego kota tęSeją… Ale
nadal nie reagował agresywnie. Fury wziął głęboki wdech… Wyczuwał
zapach Carsona, Margarity, kobiety-lwa i innych. Ale pod tym wszystkim
była jeszcze lekka woń wydająca się mu być znajoma…
Wilczyca.
10
Podniósł wzrok na Anitę.
-Czy byliście w pobliSu jakiś innych Lykosów?
Kobieta wskazała na Sashę.
-Tylko jego.
-Nie -Fury mówił wolno.-Kobiety.
Lwica wyśmiała ten pomysł.
-Nie mieszamy się z innymi rasami. Jesteśmy purystami.
MoSe… Ale czuł jeszcze inny zapach. Szakal, pantera i wilk.
-Czy przebywaliście w towarzystwie szakala?
-Nigdy! -Zdecydowanie zaprzeczyła, oburzona samą taką sugestią.
Szakale nie naleSały do ulubieńców Sadnej z ras. W królestwie
wygnańców, były gdzieś na samym końcu za wszystkimi innymi. Zawsze
pogardzani i unikani.
Sasha podszedł bliSej.
-TeS to czuję.
Carson wymienił zaniepokojone spojrzenie z Margarite.
-Anito, powiedz nam wszystko, co pamiętasz na temat tego, kto
zaatakował twego towarzysza.
-Niewiele pamiętam. Jake wyszedł ze swoim bratem, przybrali
zwierzęce formy, tak by pobiegać dla samej radości biegu. Nikogo nie
krzywdzili. Jego brat zobaczył błysk, w którym pojawili się Arkadyjczycy,
więc podeszli do nich. Wtedy tamci ich zaatakowali, Arkadyjczycy strzelili
do Jake'a i ten padł. Peter pobiegł po pomoc.
-Gdzie on teraz jest? -spytał Fury.
Łza potoczyła się z kącika oka lwicy.
-Nie Syje. Strzelili mu czymś w głowę. śył tylko na tyle długo, Se zdąSył
nam to wszystko opowiedzieć.
Carson oddał Anitę pod opiekę pielęgniarki, po czym wyprowadził oba
wilki z pokoju.
-Przekopałem się przez głowę Petera i nic nie znalazłem. Nie było rany
wejściowej, wyjściowej. śadnej krwi, nic. Nie mam pojęcia, co go zabiło.
Nie wróSyło to niczego dobrego.
-Magia?-Spytał Fury.
Lekarz zaprzeczył ruchem głowy.
-Ale co innego mogłoby być tak potęSne?
Sasha przenosił cięSar ciała z nogi na nogę.
-Bogowie.
Fury nie zgadzał się z tym.
-Nie pachniało mi to bogami. Czułem zapach kogoś od nas.
Drugi wilk wypuścił powoli powietrze.
-Wiesz, ile klanów Lykosów istnieje?
-Od kiedy jestem księciem katagaryjskim, tiaa, wiem. Jest nas tysiące i
to tylko w czasach współczesnych -Nie dodał im tylko, Se zapach, który
wyczuł jest mu znajomy. Woń z przeszłości, której nigdy nie zapomniał. -
Poszukam trochę i zobaczę, co uda mi się wygrzebać. Odezwę się.
-Dziękuję -odezwał się Carson.
Fury pominął jego podziękowania.
11
-Bez obrazy, ale nie robię tego dla ciebie. Jestem zaniepokojony o
bezpieczeństwo moich ludzi. Musimy dowiedzieć się, co uwięziło lwa w tej
formie.
-I czy jest to odwracalne -dodał Sasha.
Kattalakis skinął głową.
-Będę w kontakcie.
-Hej, Fury?
Odwrócił się do wilka, a ten trzy razy stukną go lekko pięścią w pierś -
znak, Se nie zapomni oddać Aimee przesyłki. Wdzięczny outsider skinął
mu głową, po czym wyszedł z pokoju i udał się na dół.
Z kaSdym krokiem jego wspomnienia odSywały. Wracał do czasów, w
których istniała kobieta, która była całym jego światem. Nie była jego
kochanką, ani krewną, ale jego najlepszą przyjaciółką.
Angelia.
Z kolejnym uderzeniem serca napłynęły inne wspomnienia -jego brat
obwieszczający ich klanowi, kim Fury naprawdę był. A ona nie tylko
zdradziła jego sekret, ale i próbowała go zabić. Nadal pamiętał ból, jaki
zadał mu jej nóS wbity w pierś. Zresztą pozostała mu po tym rozległa
blizna na piersi, sięgająca serca. Prawdą było, Se ona nie ominęła tego
organu. MoSe nie przeszyła go ostrzem, ale jej słowa zraniły go równie
dotkliwie.
Jeśli to ona stała za tą sprawą, miał zamiar się upewnić, Se to będzie
ostatni błąd, jaki ta dziwka popełniła w Syciu.
12
Chapter 2
Angelia zawahała się stojąc we wnętrzu słynnego baru „Sanktuarium”.
Pojawili się na trzecim poziomie -w miejscu przystosowanym dla
podróSujących w czasie, tak by mogli pojawiać się w klubie i nie zdradzić
swych mocy zwykłym klientom. Dziewczyna uwaSnie przyglądała się
pomieszczeniu. Sufit był pomalowany na czarno, a ściany były zbudowane
z czerwone cegły. Kute balustrady dopełniały jeszcze wizerunku „jaskini-
piwnicy”.
Dziewczyna większość swego Sycia spędziła w średniowiecznej Anglii,
zamiast chaosu Sycia w XXI wieku, wolała otwarte przestrzenie i
nieskaSone powietrze średnich wieków. W takich chwilach upewniała się
w tym. Budynki takie jak te były klaustrofobiczne. Przyzwyczajona była
do sklepień na wysokości dziesięciu metrów, a nie, co najwySej na
niecałych trzech.
Spłoszona, przypatrywała się elektrycznemu oświetleniu. Jako Were-
Hunter była podatna na prąd elektryczny. Jedno malutkie wyładowanie i
straci panowanie nie tylko nad swoją magią, ale takSe ludzkim wyglądem.
Jak ludzie mogli Syć w tych przeraźliwie zatłoczonych i mających za
duSo elektryczności, miejscach? Nigdy nie będzie w stanie tego pojąć. Nie
mówiąc juS o ich ubraniach…
Teraz miała na sobie parę grubych spodni i niebiesko-biały top, który
był bardzo miękki i dziwny w dotyku.
-Jesteś pewien, Se to dobry pomysł? -szeptem zwróciła się do
towarzyszącego jej męSczyzny -Dare'a.
Górował nad nią. Na pierwszy rzut oka wydawało się, Se ma brązowe
włosy -jednak po przypatrzeniu się -widać było, Se są wielokolorowe -
pełne pasm jasnych, kasztanowych, brązowych, czarnych,
mahoniowych… Długie i faliste, były duSo piękniejsze niS jakikolwiek
facet powinien mieć. Angelia, jeśli o tym mowa, zabiłaby, by tylko takie
mieć. Poza tym jej towarzysz był niesamowicie seksowny i gorący. Nie,
Seby kiedykolwiek z nim spała. Był po części Katagaryjczykiem,
przejawiało się to mocno w sferze seksualnej, a ona, jako Arkadyjka
uwaSała jego zachowania w łóSku za odraSające.
Jednak, co istotniejsze, był jednym z najbardziej krwawych wilków w jej
klanie, a kobiety z ich grupy walczyły pod jego dowództwem od wieków.
Dziś wyruszył na polowanie.
Chciał krwi.
Na szczęście, nie jej.
Przeniósł na nią zadowolone spojrzenie piwnych oczu.
-Jeśli się boisz, mała dziewczynko, wracaj do domu.
Ledwo udało jej się zdusić gniewną reakcję. Jego arogancja zawsze
wpływała na nią negatywnie.
13
-Niczego się nie obawiam.
-To ruszaj za mną i milcz.
Zrobiła w kierunku jego pleców obsceniczny gest, ale posłusznie
ruszyła za nim po schodach. To była jedna z wad Sycia w dawnych
wiekach. Męskie ego. Oto była tu, Aristos, jedna z najpotęSniejszych osób
ze swej rasy, a on traktował ją jak śmiecia.
Bogowie, jak bardzo chciała go pokonać.
Ale był wnukiem jej formalnego dowódcy, więc była związana honorem
do podąSania za nim. Nawet, jeśli miała ochotę go zabić.
Pamiętaj o swoich obowiązkach, upominała się. Ona i Dare urodzili się
jako arkadyjscy Were-Hunterzy. Ludzie, którzy mieli zdolność przemiany
siebie w zwierzęta. Ich praca polegała na pilnowaniu Katagaryjczyków -
Were-Hunterów, którzy byli zwierzętami, zdolnymi do przybierania
ludzkiej formy. Nie chodziło o to, Se Katagaryjczycy tylko czasami nosili
ludzką skórę -nie to czyniło z nich bestię. Nie mieli oni zrozumienia dla
ludzkiego racjonalizmu, złoSonych emocji czy obyczajów. Po dziś dzień
Katagaryjczycy byli nadal zwierzętami. Prymitywnymi. Brutalnymi.
Nieprzewidywalnymi. Niebezpiecznymi.
śerowali na ludziach i sobie nawzajem jak zwierzęta, którymi byli.
śaden z nich nie był godzien zaufania. Nigdy.
Jak na ironię, to grupa Katagaryjczyków posiadała ten bar i pilnowali,
by wszyscy zachowywali się tu pokojowo. W teorii -nikt nie mógł
skrzywdzić nikogo innego.
Taa, racja. Nie wierzyła w to ani przez minutę. Byli pewnie po prostu
lepsi w ukrywaniu ciał.
Albo je zjadali.
Był to surowy i niesprawiedliwy osąd, ale, od kiedy pojawili się w
„Sanktuarium” jej szósty zmysł szalał -ostrzegał, by przerwali akcję i jak
najszybciej stąd zniknęli.
To uczucie pogłębiło się, gdy zeszli na drugi poziom, a jakiś niedźwiedź
grający w karty z grupką ludzi, nie spojrzał na nich i ostrzegawczo
wyszczerzył zębów. Zamarła, czekając na jakąś reakcję Dare'a, ale on
kontynuował swój marsz w kierunku parteru. Pomyślała, Se pewnie
przegapił reakcję niedźwiedzia, bo normalnie nie był osobą, która
puszczała płazem takie zniewagi.
Nagle jakiś elektroniczny dźwięk przeszył powietrze, raniąc delikatny
słuch dziewczyny. Zasłoniła jedno ucho, mając nadzieje, Se nie zacznie
krwawić.
-Co to jest?
Dare wskazał scenę, na której grupka Were'ów stroiła jakieś
instrumenty. Samotny gitarowy bas rozniósł się po piętrze, a po chwili
ktoś zaczął śpiewać, a widzowie -szaleć.
Angelia skrzywiła się na te hałasy.
-Co za straszna muzyka -poskarSyła się niezadowolona. Pragnęła
znów być w domu, a nie w samym sercu tego bałaganu.
Dotarli w końcu na parter, ale nie zrobili więcej niS dwa kroki, gdy
zostali otoczeni przez pięciu Were-Hunterów -niedźwiedzi. Dziewczyna
14
nie widziała jeszcze tak groźnie wyglądających przedstawicieli tego
gatunku. Najstarszy z nich, który był chyba ich ojcem, przynajmniej
sugerując się podobieństwem młodzieńców do niego, miał dobre dwa
metry wzrostu. Spojrzał z góry na Dare'a jakby chciał rozerwać go na
kawałki.
-Co, do kurwy nędzy, tutaj robisz, Wilku?
Zapytany skrzywił się, ale zdawał sobie sprawę, Se tamci mają przewagę
liczebną. Byli na terytorium wroga, otoczeni przez dzikie zwierzęta.
Angelia odchrząknęła, zanim odezwała się do najstarszego
niedźwiedzia.
-Czy to nie jest „Sanktuarium”?
Młodszy ze zmiennokształtnych wskazał na Dare'a.
-Nie dla niego. W jego przypadku to raczej cmentarz.
Dziewczyna zerknęła na swego kompana i zobaczyła gniew na jego
twarzy. Jednak na ich szczęście udało mu się opanować emocje.
Póki co.
Wysoka blondynka, z wyglądu podobna do piątki męSczyzn, stanęła tuS
obok nich. Otaksowała wzrokiem Dare'a, po czym posłała ironiczne
spojrzenie na swoich krewnych i zaśmiała się im w twarz.
-To nie jest Fang, chłopaki. Gratuluje, macie zamiar porwać się na
niewinnego wilka -Z tacą pod pachą zaczęła się oddalać, ale wtedy drogę
zastąpił jej najstarszy niedźwiedź.
-On wygląda i pachnie jak Fang.
Blondynka parsknęła.
-Zaufaj mi tato, on nie jest taki jak Fang. Poznaję mojego wilka, gdy go
widzę, a temu do niego sporo brakuje.
Najmłodszy z niedźwiedzi złapał wilka włosy.
-Ale on ma znak przynaleSności do Kattalakis.
Kelnerka przewróciła oczami.
-Dobra, Serre. Zabij drania. Nie Seby mi jakoś zaleSało -jeden więcej
czy jeden mniej… -I odeszła, nie oglądając się juS za siebie.
Serre puścił włosy Dare i warknął.
-Kim ty, do cholery, jesteś?
-Dare Kattalakis.
Angelia zamarła na dźwięk głębokiego, dźwięcznego głosu. Ton miał
lodowaty i mimo, Se nie słyszała go od wielu stuleci -bez trudu odgadła,
do kogo naleSy. ChociaS myślała, Se ten ktoś jest juS od dawna martwy.
Fury Kattalakis.
Serce jej waliło, gdy patrzyła jak niedźwiedzie rozstępują się, by zrobić
miejsce nowoprzybyłemu. Wysoki i szczupły, Fury mógł poszczycić się
ciałem, na które zwykle męSczyźni muszą cięSko pracować. Ale nie on.
Nawet, jako nastolatek miał mięśnie, które wzbudzały zazdrość
wszystkich męSczyzn w klanie, a u kobiet -poSądanie.
Jeśli coś się w tym względzie zmieniło -to tylko to, Se stał się jeszcze
potęSniejszy. Wszelkie młodzieńcze rysy przekuł czas. Wilk przed nią
wyglądał groźnie i zabójczo, jak ktoś, kto świetnie zna swe ograniczenia.
Bezlitosny, zdolny do przelewania krwi innych.
15
Ostatni raz, gdy go widziała, jego blond włosy były długie. Teraz miał je
duSo, duSo krótsze, opadały mu na kołnierzyk koszulki. Za to oczy
pozostały takie same -nadal w niezwykłym odcieniu ciemnego turkusa.
Nienawiść w nich przyprawiła ją o dreszcze.
Ubrany był w czarną skórzaną, motocyklową kurtkę, której rękawy i
plecy ozdobione były czerwono-Sółtymi płomieniami. Na plecach
dodatkowo pyszniła się czaszka i dwa skrzySowane piszczele. Rozpięta,
ukazywała czarny, obcisły t-shirt. Ramiona kurtki wzmocnione były
nakładkami z kevlaru, podobne wzmocnienie było na jego motocyklowych
spodniach. Na nogach miał wysokie, ciemne buty z klamrami.
Angelia przełknęła cięSko ślinę, niechętnie przyznając, Se jego seksowny
wygląd robi na niej wielkie wraSenie. Czuła, jak tętno jej przyspiesza.
Uznając, Se Dare jest gorący, trzeba było oddać sprawiedliwość Furemu -
był niewiarygodny.
Hipnotyzujący.
A do tego miał tak wspaniały tyłek, Se to powinno być nielegalne.
Robiła, co w jej mocy, by nie zerkać w jego kierunku. Albo raczej, by się
na niego nie gapić.
Ignorując jej oczywiste wlepianie wzroku, Fury spojrzał na Dare'a.
-Długo się nie widzieliśmy, bracie.
-Nie dość długo-Usłyszał w odpowiedzi, wysyczane spomiędzy
zaciśniętych zębów.
-Znasz go?-Spytał nowoprzybyłego blondyna tata-niedźwiedź.
Fury wzruszył ramionami.
-Dawne czasy. Ale jeśli planujecie chłopcy posiekać go na kawałeczki i
zrobić z niego hamburgery -nie będę wam stawał na drodze. Do diabła,
sam nawet rozpalę grilla.
Dare ruszył w jego stronę.
Ale najmłodszy z niedźwiedzi złapał go i przytrzymał na miejscu.
-Skrzywdzenie go tutaj byłoby wielkim błędem. NiewaSne, Se my teS go
nie lubimy.
Fury mrugnął ironicznie do Serre'a.
-TeS cię kocham, stary. Zawsze sprawiacie, Se czuję się tutaj tak miło
witany. Doceniam to. Serio.
-Cała przyjemność po naszej stronie -mruknął młody chłopak i puścił
Dare'a.
Tata-niedźwiedź westchnął.
-Skoro okazało się, Se nastąpiła pomyłka -zostawmy ich, by załatwili
swoje wilcze sprawy -rzucił jeszcze ostrzegawcze spojrzenie na dowódcę
Angelii. -Pamiętaj. śadnego rozlewu krwi.
śadne z wilczej trójki nie odezwało się, póki nie zostali sami.
***
Fury przypatrywał się stojącej przed nim dwójce. Dare i on, razem z
Vanem, Fangiem i ich dwiema siostrami -Anyą i Star, byli nierozerwalnie
16
połączeni. Urodzeni w tym samym czasie przez Arkadyjską matkę.
Zatrzymała przy sobie jego, Dare'a i Star -a resztę odesłała do ojca, do
Katagarii.
To było wtedy, gdy zakładali, Se Fury urodził się człowiekiem. Tiaa. W
momencie, gdy jego kochana rodzinka dowiedziała się prawdy, próbowała
go zabić.
To tyle w temacie ludzkiego współczucia.
Jeśli zaś chodzi a Angelinę… Nienawidził jej jeszcze mocniej, niS swego
brata. Bo w gruncie rzeczy rozumiał Dare'a. Ten dupek zawsze był o niego
zazdrosny. Od kiedy tylko Fury pamiętał, drogi braciszek stał obok, robiąc
wszystko by tylko odebrać mu uwagę matki.
Ale Lia była jego najlepszym przyjacielem. Była mu bliSsza niS bliźniak
czy kochanka. Mieli pakt krwi, który mówił, Se zawsze będą stać ramię w
ramię…
Ale w chwili, gdy Dare zdradził wszystkim jego tajemnice, ona odwróciła
się od niego. JuS za to jedno mógłby ją zabić.
Mimo to, musiał niechętnie przyznać, Se nadal była olśniewająca.
Długie ciemne włosy nadal miała miękkie i lśniące. Ten rodzaj splotów,
które aS prosiły by ukryć w nich twarz i dać się odurzyć kobiecemu
zapachowi. Zaś oczy miała duSe i ciemne, jednocześnie uwodzicielskie i
piękne. A usta…
Szerokie i jędrne, same prosiły, by je całować. Poza tym, zmuszały
męSczyzn do fantazjowania, jaką część ciała mogłyby otoczyć w mroku
sypialni.
Cholera, ta ostatnia myśl sprawiła, Se stwardniał i zrobił się gorący.
Zaciskając zęby, przesunął wzrokiem po znaku widocznym na połowie
dziewczęcej twarzy. Oznaczenie najbardziej świętoszkowatych Arkadian.
StraSniczka.
UwaSali się za lepszych od Katagaryjczyków. Nawet gorzej -polowali na
nich i więzili jak zwierzęta, którymi dla szanownych Arkadyjczyków, byli.
Trudno mu było uwierzyć, Se kiedyś tak się o nią troszczył. Musiał być
szalony.
-Widziałem robotę, jaką wykonałeś przy tym Litarianinie -odezwał się
gardłowym tonem do brata. -Zechcesz mi powiedzieć jak to zrobiłeś?
Dare, który miał oczy identyczne jak Vane, spojrzał na niego ironicznie.
-Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
Fury uśmiechnął się do niego.
-Tak, jasne. I spotkałem waszą dwójkę tutaj, bo wpadliście tylko na
drinka. Takie rzeczy przecieS robicie cały czas -zaczął nagle węszyć w
powietrzu.-Och, poczekaj. Co to jest? Gówno? Tak, czuję, Se ktoś próbuje
mi je wcisnąć zamiast prawdy.
-Skoro tak mówisz -Dare splunął, pełen obrzydzenia. -Nie byłbyś w
stanie wyczuć gówna w tej mieszaninie smrodu perfum, alkoholu i
zwierząt.
-O, popatrz. Jak bardzo się mylisz. Ja, na co dzień Syję w tym szambie.
Wyławianie zapachu fekaliów to moja specjalność, i powiem ci braciszku -
17
Se czuję go od ciebie. I na twoim miejscu szybko bym zdradził, co zrobiłeś,
bo zaraz poproszę o pomoc niedźwiedzi z grupy Peltieri.
-I co mieliby zrobić? Przestrzegają swego świętego prawa -Sadnego
rozlewu krwi.
-Prawda, ale trzech Omegrionów znajduje się pod dachem
Sanktuarium, a dwóch kolejnych mieszka niedaleko. MoSemy zwołać
zebranie i… Podstawowy fakt, bracie -masz przejebane.
-Nie, bracie -Dare wypowiedział ostatnie słowo prześmiewczo. -To ty
masz.
Zanim Fury zdąSył mrugnąć, brat wyciągnął broń i wycelował ją w jego
głowę. W ostatniej chwili blond włosy Katagaryjczyk zdąSył wykręcić mu
uzbrojoną dłoń -pistolet wystrzelił w sufit. Wykręcił mu mocniej rękę i
zmusił do klęknięcia…
Krzyki rozległy się wokół nich.
-Broń!-Ktoś wrzasnął głośno, ludzie zaczęli w panice biec w stronę
wyjścia.
Angelia chwyciła Fury'ego za gardło.
-Trzymaj go! -warknął Dare, cały czas próbując wyrwać się drugiemu
wilkowi.
Fury nie miał jednak zamiaru wypuścić jego ręki -wiedział, Se wtedy
tamten skorzysta od razu z okazji i go zastrzeli, z tej samej spluwy, która
wykończyła lwa.
Angelia mocniej owinęła ramię wokół szyi dawnego przyjaciela.
-Puść go, Fury.
Zanim mógł jej coś odpowiedzieć, cała trójka została rozdzielona. Fury
próbował się podnieść z podłogi, ale ktoś go silnie trzymał. Warcząc,
miotał się przepełniony gniewem. Wokół otaczała go moc. Nie mogąc
dłuSej nad sobą zapanować -zmienił się w wilka.
Warknął na Mamę Peltier, która do nich podeszła. Jednak wiedział, Se
to nie jej siła wymusiła jego przemianę. Problem był taki -Se nie miał
pojęcia, do kogo nieznajoma moc naleSy.
-Nikt nie przychodzi do mojego domu i robi takich rzeczy -warknęła.-
Cała wasza trójka zostaje stąd wypędzona bez prawa powrotu, i jeśli
któreś jeszcze raz spotkam na terenie Sanktuarium -nie poSyje na tyle
długo, by móc tego poSałować.
-To on zaatakował-Odezwał się Dare.-Czemu i nas obejmuje zakaz?
Dev podniósł go z podłogi.
-Nikt, kto brał udział w bójce nie ma prawa wstępu. Takie są zasady.
Colt był duSo łagodniejszy, gdy pomagał podnieść się Angelinie.
-Nie polała się krew -argumentowała.
Mama zacisnęła wargi.
-NiewaSne. Prawie nas naraziliście na odkrycie. Szczęśliwie dla was -
szybko ewakuowano ludzi. A teraz wynocha.
Fury ponownie próbował zmusić ciało do przemiany w człowieka, ale
jego magia nie chciała z nim współpracować. Nawet jego mentalne
zdolności nie działały. Wyglądało na to, Se jakaś obca moc go więzi.
18
Kurwa!
Dare spojrzał na niego i gestem dał mu znać, Se to jeszcze nie koniec.
Potem on i Angelia wyszli.
-To dotyczy teS ciebie, Wilku -warknął Dev.-Max, puść go.
Zasłona siłowa opadła.
W końcu mógł znowu zmienić się w człowieka. Szkoda tylko, Se musiał
pokazać im się nago. W przeciwieństwie do innych Were-Hunterów nie
był w stanie od razu wytworzyć na siebie ubrania, gdy tylko się
przemieniał. Czasami naprawdę nienawidził swoich mocy…
Gdy podszedł do swego ubrania, ono samo pojawiło się na jego ciele.
Zdziwiony, obejrzał się i napotkał wzrok Aimee. Pochyliła głowę, by dać
mu znać, Se to ona mu pomogła. Nie ulegało wątpliwości, Se Fang podzielił
się z nią informacjami o słabościach brata.
Dev zrobił krok do przodu.
-JuS idę -odezwał się wilk. -Ale zanim to zrobię, pozwólcie mi
pogratulować sobie głupoty. Tych dwoje dupków, których wypuściliście
odpowiada za stan lwa z lecznicy. Próbowałem właśnie wydusić z nich
informacje.
Bramkarz zaklął.
-Dlaczego nam tego nie powiedziałeś?
-Próbowałem. Następnym razem, zanim kogoś przygnieciecie polem
siłowym do ziemi, pomyślcie by nie odbierać mu zdolności
komunikowania się.
Smok, Max, potrząsnął głową.
-Myślałem, Se po prostu chcesz mnie obrazić za powalenie cię na
ziemię. Zwykle tak odnosisz się do ludzi.
-Pewnie bym to zrobił, ale dzisiaj akurat miałem coś waSniejszego do
przekazania.
Dev odchrząknął, by przyciągnąć uwagę kłócących się męSczyzn.
-Czy oni pochodzą z naszych czasów?
-Nie.
Mama pokiwała głową.
-W takim razie muszą być gdzieś w mieście. Nie ma pełni księSyca,
więc nie mogą podróSować w czasie.
Fury chciałby, Seby to była prawda… Ale pamiętał o zdolnościach
swojej ex-przyjaciółki.
-Ta kobieta to Aristos. Nie ogranicza jej księSyc. Mogą być teraz
gdziekolwiek, w kaSdym czasie i miejscu.
Bramkarz westchnął.
-CóS, przynajmniej pozbyliśmy się stąd ludzi zanim stało się coś
nienaturalnego.
-Tyle dobrze -Wilk zapiął kurtkę. -A teraz jeśli mi wybaczycie… Hej!
Spojrzał na gadatliwego blondyna, który go zatrzymał.
-Nadal masz zakaz przebywania tu.
-Jakby mi na tym zaleSało -Miał zakaz na wizyty w duSo ładniejszych i
milszych miejscach niS to… No i w końcu znalazło się kilka osób, które się
o niego troszczyły -przynajmniej od kilku lat.
19
Bez oglądania się za siebie, wyszedł z klubu, wprost na Ursuline Street.
Ulica była dziwnie spokojna, zwłaszcza jak się weźmie pod uwagę, Se kilka
chwil wstecz wybiegło stado przeraSonych ludzi. MoSliwość zagroSenia
musiała naprawdę silnie podziałać na imprezowiczów.
Nie zmieniało to jednak faktu, Se nadal miał wilka do wytropienia.
Nawet dwa, jeśli być dokładnym. Zdrowy rozsądek kazał mu wracać do
swojej watahy i zdać raport Vane'owi.
Jednak wyśmiał tę myśl.
-Całe Sycie zachowywałem się bez sensu. Czemu nagle miałbym
nabrać chodź odrobinę rozsądku?
Gdy dotarł do swojego motoru, dziwny dreszcz przeszedł mu wzdłuS
kręgosłupa.
Zaczął odwracać się, szykując się na walkę… Ale w trakcie tego ruchu
został trafiony prądem. Przeklinając, upadł twardo na ziemię.
Eksplodował w nim ból, zmienił się w wilka, potem człowieka, potem znów
w wilka. Był całkowicie unieruchomiony, próbując zapanować nad ciałem,
by zachowało jeden stały kształt. Nie był jednak w stanie.
Dare podszedł do niego powoli, po czym mocno kopnął go w Sebra.
-Powinieneś był umrzeć dawno temu, Fury. Mam zamiar sprawić, byś
sam tego niedługo zapragnął.
Fury próbował się na niego rzucić, ale jego mięśnie odmówiły
współpracy. Gdyby tylko mógł dorwać ręką, albo łapą, tego drania, zaraz
rozerwałby mu gardło.
Znów spojrzał w górę i zobaczył Angelinę stojącą za plecami jego
oprawcy. Miała na twarzy wyraz współczucia. Albo mu się tylko
wydawało, bo w tym czasie Dare znów w niego strzelił i dopadła go kolejna
fala bólu.
Walczył by pozostać przytomnym.
Jednak ta walka była z góry skazana na poraSkę. W czasie jednego
uderzenia serca, wszystko wokół zrobiło się czarne.
***
-Co ty robisz?-Angelia spytała swego dowódcę.
-Musimy dowiedzieć się, co on wie o naszym eksperymencie. I co
waSniejsze -z kim o tym rozmawiał. Nie moSemy sobie pozwolić, by
ujawniono nasze tajemnice.
Wstrząśnięta patrzyła na leSące ciało, co i rusz zmieniające kształt, raz
miała przed oczami człowieka, po chwili -białego wilka. W końcu Dare
pochylił się nad nim i, gdy nieprzytomny był w ludzkiej postaci, zapiął mu
wokół szyi obroSe. Jako, Se naturalną formą Fury'ego był wilk,
pozostawienie go w ludzkiej formie, zwłaszcza za dnia, sprawi, Se ten
będzie słabszy.
I bardziej cierpiący.
Lia potrząsnęła głową, widząc poczynania zwierzchnika.
-Wiesz, Se on nam nic nie powie.
20
-Nie byłbym tego taki pewien.
Fury, którego pamiętała, nigdy nie zdradziłby Sadnej tajemnicy. Prędzej
umrze, niS coś powie. A miał bardzo duSą odporność na ból. JuS, jako
dziecko, był duSo silniejszy niS rówieśnicy.
-Skąd ta pewność? -spytała.
-PoniewaS mam zamiar poprosić o pomoc naszego szakala.
A Oscar był istotą o sercu tak czarnym, Se był bardziej zwierzęciem niS
człowiekiem.
-On jest twoim bratem, Dare.
-Nie mam brata. Wiesz, co Katagaryjczycy zrobili mojej rodzinie. I
naszemu klanowi.
Miał rację. Była w obozie tej nocy, gdy ojciec Dare'a rozkazał go
zaatakować. Była małym dzieckiem i ukryła się, gdy tylko wrogowie
pojawili się w ich siedzibie. Matka wysmarowała ją ziemią, by zatuszować
jej zapach, a potem ukryła ją w piwnicy.
Nawet teraz, mogła przywołać obraz wilków, które zaatakowały i zabiły
jej matkę. Widziała cały ten horror przez szczeliny w podłodze.
Dare miał rację. Oni musieli chronić swoich ludzi. Zwierzęta musiały
zostać pozbawione swoich mocy i stracić moSliwość krzywdzenia innych.
Dotyczyło to teS Fury'ego.
-Jesteś ze mną? -spytał dowódca.
Skinęła głową potakująco.
-Nie mam zamiaru pozwolić innym dzieciom podzielić mojego losu.
Musimy się obrobić. NiewaSne, jakim kosztem.
21
Chapter 3
Angelia przechadzała się niespokojnie po małym obozowisku w lesie.
Słyszała w tle obraźliwe uwagi Oscara, gdy on i Dare zajęli się
torturowaniem Fury'ego. Ona sama nie miała odwagi im pomagać. Nigdy
nie byłaby w stanie wydobywać od nikogo informacji w ten sposób. MoSe
Dare miał rację, i nie powinna się zajmować tą robotą.
Ale, poza tym była wojownikiem o niezrównanych umiejętnościach. W
walce -nie wahała się by kogoś zranić czy zabić. Jednak pomysł bicia
kogoś bezbronnego, wywoływał u niej niesmak.
On był zwierzęciem.
Nie miała złudzeń, Se zabiłby ją w ułamku sekundy. Wiedziała to kaSdą
częścią siebie, a jednak...
Zacisnęła boleśnie zęby, słysząc, jak Fury zawył z bólu.
Chwilę później Oscar wyszedł z namiotu. Podszedł do niej, a raczej do
ogniska, które rozpalili wcześniej. Bez słowa włoSył w płomienie Selazny
pręt.
Marszcząc brwi, patrzyła na jego poczynania.
-Co robisz?
-Pomyślałem, Se drobna zachęta pomoSe mu rozwiązać język.
Poczuła, Se przechodzi przez nią fala mdłości.
Dare, ze zdegustowaną miną, wyłonił się z tymczasowej sali tortur.
-Mówię, ci Se trzeba będzie mu to wsadzić w dupę, by w końcu zaczął
mówić.
Szakal zaśmiał się na te słowa.
PrzeraSona Lia, nie była w stanie się poruszyć. Dopiero, gdy Oscar
wstał z płonącym kawałkiem metalu, przemówiła.
-Nie!
-Zejdź mi z drogi -warknął szakal. Widać było wściekłość rysującą mu
się na twarzy.
-Nie! -surowo zaprotestowała.-To jest złe! Zachowujecie się tak jak
oni.
Odpowiedź Dare'a była okrutna i twarda.
-Musimy chronić naszych ludzi.
Ale to nie była ochrona. To było czyste okrucieństwo. Niezdolna do
zniesienia tego, spróbowała innej taktyki.
-Pozwól mi go przepytać.
Dowódca zmarszczył brwi.
-Po co? Sama mówiłaś, Se dobrowolnie nic nam nie powie.
Wskazała gestem namiot, starając się utrzymać nad sobą kontrole.
-Bijecie go od wielu godzin, i jak na razie nic nam to nie dało. Pozwól
mi spróbować innego podejścia. Zaszkodzi to komuś?
Oscar odłoSył stalowy pręt do ognia.
22
-Tak czy siak muszę coś zjeść. Masz czas dopóki się nie najem. Jak
skończę -zastąpię cię i dalej popróbuję mojej metody.
Gdy i Dare wydał zgodę, Angelia odwróciła się i weszła do namiotu. Na
widok leSącego na ziemi Fury'ego zamarła w wejściu. Był nadal w ludzkiej
postaci, nagi. Ręce skrępowali mu w niewygodnej pozycji, na plecach.
Inny sznur otaczał jego nogi. Całe jego ciało pokrywały siniaki i krew.
Fakt, Se był w fatalnym stanie i to nadal w ludzkiej postaci teS mu nie
pomagał. Gdy ich rasa była ranna wracała do pierwotnej postaci, by się
leczyć. Dla niej -to był człowiek. Dla Fury'ego...
To był wilk.
Starając się mieć to na uwadze, ostroSnie uklękła obok niego.
Warknął groźnie, po czym podniósł głowę i spotkali się wzrokiem. Ból i
cierpienie widoczne w jego turkusowych oczach sprawiały jej niemal
fizyczny ból. Gdy spuściła wzrok na jego piersi dostrzegła starą bliznę na
sercu. Ranę, którą sama zadała mu noSem.
Poczucie winy ugodziło ją na myśl o tym, co zrobiła, a czego nigdy nie
powinna była robić.
-Czemu po prostu nie skończysz ich roboty? -warknął nienawistnie i
groźnie.
-Nie chcemy się skrzywdzić.
Uśmiechnął się gorzko.
-Moje rany i radość, jaką mieli w oczach, zadając je, mówią mi coś
całkiem innego.
Delikatnie odgarnęła mu włosy z czoła, na którym miał kolejną ranę.
Biegła tuS nad linią brwi. Krew sączyła mu się z nosa i ust.
-Tak mi przykro.
-KaSdemu z nas jest za coś przykro. Czemu ten jeden raz nie mogłabyś
być zwierzęciem i po prostu mnie zabić? -wbił w nią wzrok.-Powinnaś to
zrobić. Nie mam zamiaru nic ci powiedzieć.
-Musimy wiedzieć, co stało się z lwem.
-Idź do diabła!
-Fury...
-Nie śmiej, kurwa, uSywać mojego imienia! Nie jestem dla was niczym
więcej niS zwierzęciem. Uwierz mi, wszyscy jasno pokazaliście mi to te
czterysta lat temu, gdy niemal zatłukliście mnie i wyrzuciliście jak
śmiecia. Na pewną śmierć.
-Fury...
Warknął na nią jak wilk.
-MoSesz przestać? -W dalszym ciągu z jego gardła wyrywało się
warczenie.
Wzdychając, Angelia potrząsnęła głową.
-Nic dziwnego, Se cię pobili.
Szczerząc zęby w prawdziwie psi sposób, warczał na nią. Potem
szczeknął. Nie było nic ludzkiego w sposobie, w jaki reagował.
Dziewczyna cofnęła się.
Gdy się od niego odsunęła, Fury padł na ziemię i przestał się ruszać.
LeSał całkowicie nieruchomo.
23
Czy on umarł?
Nie, jego pierś nadal się ruszała. Słyszała teS słaby odgłos jego
oddechu. Gdy tak go obserwowała, wróciła myślami do wspomnień z
przeszłości. Do wizji młodego męSczyzny, który kiedyś był jej przyjacielem.
Mimo, Se był od niej cztery lata młodszy, było w nim coś, co do niej
przemawiało.
Podczas gdy Dare zawsze był arogancki i apodyktyczny, Fury wydawał
się być delikatniejszy, co zawsze sprawiało, Se miała ochotę go bronić. Co
więcej nigdy nie traktował jej gorzej. Była dla niego partnerką i
powierniczką.
-Będę twoją rodziną, Lia -jego słowa prześladowały ją. Fury złoSył te
śluby, gdy dowiedział się, Se jej rodzina została zabita przez
Katagaryjczyków. -Nigdy nie pozwolę, by wilki cię skrzywdziły.
Przysięgam.
Tak jak ona nie powinna pozwolić rano, by go torturowali.
Ale to i tak na nic, w porównaniu z tym, co zrobiła mu ostatnim razem,
gdy się widzieli.
To prawda, nie stanęła za nim, gdy został wtedy pobity, nawet jeszcze
bardziej niS teraz.
-Fury -spróbowała ponownie.-Powiedz nam, co musimy wiedzieć, i
obiecuję ci, Se to się skończy.
Podniósł lekko głowę i spojrzał na nią z groźnym błyskiem w oku.
-Nie zdradzam moich przyjaciół.
-Nie waS się tak do mnie mówić! Ochraniałam moich ludzi, gdy cię
zaatakowałam.
Parsknął niedowierzająco.
-Przede mną! Oni byli równieS moimi ludźmi.
Potrząsnęła głową przecząco.
-Ty nie masz Sadnych ludzi. Jesteś zwierzęciem.
Wykrzywił usta, warcząc lekko.
-Dziecino, rozwiąS mnie, a pokaSę ci jak wiele zwierzęcia jest w
człowieku we mnie. Zaufaj mi. Człowiek jest duSo okrutniejszy niS wilk.
-Mówiłem ci -odezwał się głos Oscara, który wszedł do namiotu.
Trzymał w dłoni rozpaloną stal. -Wyjdź stąd. Zapach spalonego mięsa
będzie cięSki dla zniesienia dla twego nosa.
Dostrzegła błysk paniki w oczach leSącego wilka i widziała jak próbuje
się od nich odsunąć dalej.
Jednak szakal złapał go za włosy i przyciągnął z powrotem. Fury
próbował go kopnąć, ale niewiele mógł zrobić, zwaSywszy na to jak mocno
był związany. Jednak nadal walczył z odwagą, która była niesamowita.
-Wynoś się -warknął Dare, gdy pojawił się z nimi w środku.
Sięgała juS do poły namiotu, gdy Fury zaczął wyć tak intensywnie i
boleśnie, Se dziewczyna poczuła jak coś ją w środku skręca. Odwracając
się, zobaczyła jak Oscar przesuwa rozpaloną stalą wzdłuS lewego biodra
rannego. Rozniosła się woń spalenizny.
Dobrze czy źle, nie mogła im pozwolić na kontynuowanie tego.
24
Odepchnęła Dare'a z drogi, po czym kopnęła szakala, by odsunąć go od
leSącego. Zanim którykolwiek z nich mógł zareagować, klęczała juS obok
Fury'ego i połoSyła mu dłoń na ramieniu. Korzystając ze swych mocy,
przeniosła ich na bagno, kawałek za obozem. PoniewaS dobrze zbadała
teren, wiedziała, Se to najbezpieczniejsze miejsce w okolicy.
Gdy spotkali się wzrokiem, nie dostrzegła w turkusowym spojrzeniu
wdzięczności. Była tam tylko wściekłość i nienawiść, tak ostre, Se niemal
kuły.
-Co zamierzasz teraz zrobić? Zostawić mnie tutaj, na poSarcie jakiś
padlinoSerców?
-Powinnam -Zamiast tego jednak, wyciągnęła sztylet i przecięła liny
krępujące mu ramiona. MęSczyzna był zaszokowany jej postępowaniem.
-Czemu mi pomagasz?
-Nie wiem. Najwidoczniej mam moment absolutnej głupoty.
Otarł krew z twarzy, a ona zajęła się węzłem na jego nogach.
-Szkoda, Se twoja głupota nie kopnęła cię w tyłek trochę wcześniej.
Zamarła na moment, na widok rany wywołanej rozpaloną stalą.
-Tak bardzo mi przykro.
Wilk sięgnął do szyi i zerwał z niej obroSę.
Angelia spojrzała zaszokowana. Nikt nie powinien być w stanie sam
zdjąć tego kołnierza. Nikt.
-Jak to zrobiłeś?
Wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, spoglądając na nią.
-Jestem w stanie zrobić wiele rzeczy, gdy nie jestem w szoku.
Zaczęła się unosić, ale w tej samej chwili zapiął jej wokół szyi obroSę.
Krzycząc, próbowała uSyć swej mocy by pozbyć się ogranicznika, albo
zaatakować wilka.
Jednak bez skutku.
-Ocaliłam się!
-Pieprz się! -warknął.-Nie byłoby mnie tam, gdyby dwoje z was mnie
wczoraj nie zaatakowało znienacka. Masz szczęście, Se nie odwdzięczę ci
się w ten sam sposób.
Pierwsze fale paniki zaczęły przez nią przepływać, gdy zdała sobie
sprawę, Se jest całkowicie bezsilna.
-Co zamierzasz zrobić?
W jego odpowiedzi próSno było doszukać się miłosierdzia czy łaski.
-Powinienem rozerwać ci gardło. Ale szczęśliwie dla ciebie, jestem tylko
zwierzęciem i zabijanie w akcie zemsty nie leSy w mojej naturze -Zacisnął
jej dłoń na ramieniu. -Zabijanie w obronie siebie i mojej rodziny to inna
sprawa. Powinnaś to jeszcze pamiętać.
Zanim zdąSyła otworzyć usta i mu odpowiedzieć, błysnęło i oboje
przenieśli się do wnętrza duSego domu w stylu wiktoriańskim, który
naleSał do brata Fury'ego -Vane'a.
***
25
Znaleźli się w salonie. Była w nim towarzyszka Vane'a, stojąca przy na
kanapie, na której drzemał ich syn. Wysoka i ładnie zaokrąglona, o
ciemnokasztanowych włosach, Bride naleSała do niewielkiej garstki osób,
którym Fury naprawdę ufał. Wydała z siebie niemal wilczy skowyt i
zacisnęła dłonie przy piersi.
-Dobry BoSe, Fury! OstrzeS mnie następnym razem, zanim postanowisz
pojawić się znienacka, nago!
-Wybacz, Bride -przeprosił, próbując zachować przytomność. Był
jednak tak cięSko ranny...
-Co ci się stało?
Spojrzał nad ramieniem ciemnowłosej kobiety. W drzwiach stał Vane.
Chciał mu odpowiedzieć, ale osłabienie go pokonało. W uszach zaczęło
mu dzwonić... Następną rzeczą, jaką pamiętał była przemiana w wilka i
upadek na dywan.
-Nie daj jej uciec. I nie pozwól zdjąć obroSy -przekazał Vane'owi zanim
ciemność nie zamknęła się nad nim na dobre.
***
Angelia odskoczyła od wilczej postaci. Widząc, Se stracił przytomność
skierowała się w stronę drzwi, w których stał wysoki męSczyzna łudząco
podobny do Dare'a. Obcy jednak wyglądał jeszcze groźniej i przystojniej
niS jej dowódca.
-Muszę odejść.
Spojrzał na kobietę na kanapie.
-Bride, weź dziecko i idź na górę -ChociaS mówił rozkazująco, ton miał
łagodny i uspokajający.
Lia usłyszała, Se kobieta wychodzi bez słowa sprzeciwu.
Gdy tylko zostali sami, męSczyzna zmruSył niesamowicie piwne oczy. W
tym momencie zrozumiała, Se stoi przed nią bardziej wilk niS człowiek.
-Co tutaj robisz i co się stało z moim bratem? -Dziewczyna tylko
pochyliła głowę, nie odpowiadając.
Wciągnęła powietrze. Jego zapach... Bezsprzecznie. Tak.
-Jesteś Arkadyjczykiem. StraSnikiem jak ja -Ale w przeciwieństwie do
niej zdecydował się ukryć tatuaS na twarzy. Co znaczyło, Se musiał być
naprawdę potęSny i stary.
Wykrzywił lekko usta.
-Nie jestem taki jak ty. Moja lojalność stoi po stronie Katagarii i mego
brata. Poprosił bym cię tu zatrzymał i mam zamiar to zrobić.
Poczuła w sobie gniew. Nie miała zamiaru tu zostawać.
-Muszę wrócić do mojego klanu.
Ale on tylko pokręcił przecząco głową. Na twarzy miał wypisaną
determinację.
26
-Jesteś częścią klanu mej matki, co czyni cię mym śmiertelnym
wrogiem. Nie ruszysz się nigdzie, dopóki Fury nie wyrazi na to zgody -
Przeszedł koło niej, w stronę leSącego na dywanie wilka.
Była przeraSona jego działaniami.
-Macie zamiar mnie porwać?
Obcy bez wysiłku poniósł wilcze ciało. Nie lada wyzwanie, biorąc pod
uwagę rozmiary zwierzęcia.
-Moja matka porwała moją partnerkę i zabrała ze sobą w czasy
średniowiecza. Członkowie jej klanu próbowali tam zgwałcić moją Sonę.
Bądź szczęśliwa, Se nie mam zamiaru skazywać cię na podobny los.
Te słowa były tak podobne do tego, co wcześniej powiedział jej Fury, Se
zadrSała.
-Chcę wrócić do domu.
-Jesteś tutaj bezpieczna. Nikt cię nie skrzywdzi... Chyba, Se spróbujesz
stąd uciec -Odwrócił się do niej plecami i z wilkiem w ramionach
skierował się na schody, prowadzące na piętro.
Angelia patrzyła zanim dopóki nie zniknął jej z oczu. Wtedy pobiegła do
drzwi. Wtedy drogę zagrodziły jej cztery wilki. Szczerząc kły, warknęli na
nią.
Katagaryjczycy.
Odgadła to bez trudu po zapachu. Wilczy zapach mieszał się z wonią
człowieka i magii. Był dzień, więc cięSko im było przebywać w ludzkiej
postaci. Zwłaszcza, jeśli byli jeszcze młodzi i niedoświadczeni.
Próbowała je obejść, ale nie pozwoliły na to.
-Lepiej zrób to, co Vane kazał ci zrobić.
Odwróciła się i zamarła, zaszokowana. Wilk, który stał za nią, w swej
ludzkiej postaci wyglądał jak brat bliźniak Dare'a.
-Kim jesteś?
-Fang Kattalakis i lepiej módl się do boga, w którego wierzysz, by nic
się nie stało Furemu. Mój brat umrze i rozerwę ci gardło -Zerknął na
otaczające ją wilki.-Pilnujcie jej.
Po czym zmienił postać na zwierzęcą i kilkoma susami wbiegł po
schodach na górę.
Angelia wróciła powolutku do salonu. Zobaczyła kolejne drzwi, ale po
podejściu do nich -ujrzała tylko jeszcze więcej wilków.
Strach wypełnił ją. Znów była małą dziewczyną, a wilki zabijały jej
matkę. Przez cały czas słyszała ten koszmar. Próbowała odepchnąć wilki z
salonu dalej od siebie, ale miała zablokowane wszystkie moce. Była na ich
łasce.
-Cofnijcie się! -warknęła, zamachując się lampą na najbliSszego. Inny
wilk szczeknął nisko. Zaczęli ją okrąSać. Nie mogła oddychać. Wpadała
coraz bardziej w panikę. Mieli zamiar ją zabić!
***
Vane zapragnął czyjejś krwi, gdy zobaczył głębokie rany na ciele brata.
27
-Co się stało?
Odwrócił się i dojrzał w drzwiach Fanga.
-Wygląda na to, Se Arkadyjczycy złapali go i się z nim zabawili.
Nozdrza Fanga rozchyliły się.
-Widziałem jedną z ich suk na dole. Mam ją zabić?
„Nie.”
Vane zamarł, usłyszawszy głos Fury'ego w głowie. Po chwili ranny
otworzył oczy, by na niego spojrzeć.
„Gdzie ona jest?”
-Na dole. Zostawiłem przy niej straSe.
Fury zmienił się szybko w człowieka.
-Nie powinieneś był tego robić.
-Dlaczego?
-Jej rodzice zostali zabici przez nasz klan. Rozerwali ich na strzępy,
gdy ona miała trzy lata. Na jej oczach. Będzie przeraSona.
Zanim Vane zdąSył cokolwiek powiedzieć, ranny zniknął.
***
Angelia odganiała od siebie wilki, machając na nie połamaną lampą.
Jednak one cały czas się zbliSały. Była przeraSona, chciała krzyczeć, ale
dźwięk nie był w stanie wyjść z zaciśniętego gardła. Przed oczami miała
krew, a w uszach wrzaski -znów przeniosła się do tamtej nocy horroru.
Nie była w stanie oddychać ani myśleć.
Następną rzeczą jaką zarejestrowała, to chwyt jakiś rąk od tyłu.
Odwróciła się, gotowa uderzyć napastnika, ale zamarła widząc Fury'ego
w ludzkiej postaci.
Delikatnie zabrał jej lampę i ją odstawił. Mówił spokojnie, patrzył
pustym wzrokiem.
-Nie pozwolę cię skrzywdzić -powiedział cicho.-Nie zapominam o
danych obietnicach.
Szloch wyrwał jej się z gardła, gdy przyciągnął ją do siebie.
Fury zaklął czując jej drSenie. Nigdy jeszcze nie spotkał się z tak
gwałtowną reakcją. Wkurzył się.
-Cofnąć się! -warknął na wilki.-Zachowujecie się jak pieprzeni ludzie!
-Zdenerwowany ich okrucieństwem, skierował się na schody.
-Nie potrzebowałam twojej pomocy -warknęła na niego.
Ale nie odpychała go.
-Uwierz mi, jestem w pełni świadomy, Se chętnie wzięłabyś nóS i z
zimną krwią mnie wykończyła.
Wstrząśnięta, potknęła się, słysząc te zimne słowa. To była prawda. Był
nieuzbrojony, gdy go zaatakowała, a potem zostawiła na pastwę swojej
rodziny i ich brutalności. Opanował ją wstyd i przeraSenie.
-Dlaczego mnie uratowałeś?
-Jestem psem, pamiętasz? Jesteśmy lojalni, nawet jeśli to głupota z
naszej strony.
28
Potrząsnęła przecząco głową.
-Jesteś wilkiem.
-Mała róSnica według większości ludzi -Zatrzymał się przed jakimiś
drzwiami i cicho w nie zapukał.
Łagodny głos zaprosił ich do środka.
-To ja, Bride. Nadal jestem nagi, więc raczej zostanę tutaj. To jest
Angelia. Nie za bardzo przepada za wilkami, więc pomyślałem, Se lepiej jej
będzie posiedzieć z tobą. Zgadzasz się?
Kasztanowłosa kobieta podniosła się z bujanego fotela, na którym
siedziała. W ramionach miała malutkie dziecko.
-Wszystko z tobą dobrze, Fury?
Lia widziała na jego twarzy zmęczenie i wiedziała, Se goni ostatkiem sił.
A jednak przyszedł po nią...
To było niepojęte.
-Tak -odpowiedział napiętym głosem.-Ale naprawdę potrzebuję
połoSyć się na chwilę i przespać.
-No to leć spać, kochanie.
JuS miał odejść, ale zatrzymał się. Wbił wzrok w StraSniczkę. W oczach
miał tak silną wrogość, Se dziewczyna poczuła zimny lęk.
-Skrzywdź ją, albo chociaS uraź krzywym spojrzeniem, zrób cokolwiek,
co ją zasmuci -a przeSuję cię jak wczorajszą karmę, bez litości. I nie miej
wątpliwości, Se cokolwiek mnie powstrzyma. Rozumiesz?
Skinęła posłusznie głową.
-Nie Sartuję -ostrzegł ponownie.-Wiesz, Se nie.
Na sekundę pochylił swoją głowę do jej, zatrzasnął drzwi.
Angelia odwróciła się, do gospodyni, by zobaczyć, Se ta zmniejszyła
dzielący ich dystans. Bez słowa, wciąS z dzieckiem w ramionach, Bride
uchyliła drzwi. Za nimi na podłodze leSał Fury, znów w wilczej formie.
Musiał paść od razu, gdy zatrzasnął drzwi.
Miał na twarzy sympatię, gdy uklękła obok zwierzęcia i zanurzyła jedną
dłoń w jego białym futrze.
-Vane?
Pojawił się w korytarzu, tuS obok niej.
-Co on tu, do diabła, robi? Szukałem go na dole.
-Poprosił mnie bym popilnowała Angelii.
Vane spojrzał na StraSniczkę i posłał jej morderczy uśmiech.
-Czemu?
-Powiedział, Se ona się boi i woli bym to ja z nią posiedziała. Co się
dzieje?
Twarz męSczyzny zmiękła, gdy spojrzał na swoją towarzyszkę. Łącząca
ich miłość była tak wielka i widoczna, Se Lia poczuła, Se serce jej się
ściska. Na nią nigdy Saden męSczyzna nie patrzył w ten sposób.
W tym czasie Vane przesunął pasemko włosów z czoła kasztanowłosej
kobiety, po czym przeniósł rękę na główkę śpiącego maleństwa.
-Nie jestem pewien, kochanie. Fury zawsze mówił ci więcej niS mnie -
Przeniósł wzrok na Lię, znów miał chłód i niechęć w spojrzeniu. -
Ostrzegam cię. Jeśli cokolwiek stanie się mojej towarzyszce albo synowi,
29
dopadnę cię i rozerwę na tak drobne kawałeczki, Se nigdy nie uda im się
zidentyfikować twojego truchła.
Angelia wyprostowała się dumnie.
-Nie jestem zwierzęciem. Nie poluję na rodziny innych ludzi, tylko po to
by ich dopaść.
Vane wyśmiał jej słowa.
-Och, dziewczynko, uwierz mi. Zwierzęta nie zabijają czy atakują z
zemsty. To cecha czysto ludzka. Więc w tym przypadku zachowaj się
raczej jak zwierzę i strzeS swego Sycia. Bo mam zamiar je odebrać, jeśli
moja Sona w twej obecności chociaSby skaleczy się o kartkę papieru.
Spotkali się zimnymi spojrzeniami. Dziewczyna miała zamiar mu
pokazać, Se wcale nie jest taka słaba. Była szkolona na wojownika i miała
zamiar umrzeć w ten sam sposób.
-Wiesz, jestem juS zmęczona tymi pogróSkami z waszej strony.
-To Sadne pogróSki, to tylko stwierdzenie faktu.
Angelia spojrzała na niego, pragnąc złapać go za gardło. Gdyby tylko
nie miała na sobie tej obroSy.
-Dobra ludzie -odezwała się Bride'a. -Dosyć. Ty -Wskazała na męSa. -
PołóS Fury'ego w łóSku i zadbaj o niego -wstała i podeszła do StraSniczki.
-A ty, chodź ze mną. Obiecuję ci, Se nie będę ci grozić dopóki na to nie
zasłuSysz.
Vane roześmiał się z głębi gardła.
-Mniej teS na uwadze, Se chociaS ona jest tylko człowiekiem, udało jej
się pokonać moją matkę i zamknąć ją w klatce. Nie pozwól oszukać się jej
człowieczeństwu. MoSe być naprawdę groźna.
Kobieta posłała w jego stronę całusa, długą rękę opiekuńczo trzymając
malucha.
-Tylko, gdy muszę chronić ciebie albo Baby Boo. Teraz zabierz futrzany
łeb do łóSka. Poradzimy sobie.
Angelia poszła za nią posłusznie. Wróciły do sypialni malucha. Ściany
były pomalowane na kojący niebieski kolor, ozdobione misiami i
gwiazdkami. Bride ułoSyła malucha w biało-niebieskiej kołysce, którą
ustawiła obok siebie.
Czują cię dziwnie, StraSniczka splotła ramiona na piersi.
-Ile lat ma twój syn?
-Dwa. I wiem, Se powinnam go kłaść spać do normalnego łóSeczka, ale
cały czas się jeszcze boję, Se wypadnie. Głupie, prawda?
Lia nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu, słuchając obaw młodej
mamy.
-Ochrona rodziny, w Saden sposób, nigdy nie jest głupia.
-Nie, nie jest -westchnęła lekko, przesuwając dłonią po ciemnej
główne malucha. Podniosła wzrok i spojrzała na wojowniczkę. -Powiesz
mi, o co chodzi?
Angelia przez chwilę debatowała z własnym rozsądkiem. Powiedzenie
kobiecie, Se pomogła porwać Fury'ego, a potem nie zrobiła nic, gdy go
torturowano, nie mogło raczej być z jej strony inteligentnym aktem.
30
Pasowało raczej do stwierdzenia, Se to czyste samobójstwo, zwłaszcza
jak się weźmie pod uwagę charakter tych „ludzi”.
-Nie jestem pewna jak ci na to odpowiedzieć.
Spojrzenie Bride'y wyostrzyło się.
-Musisz być więc jedną z osób, które go skrzywdziły.
-Nie -usłyszała oburzoną odpowiedź.-Nie torturowałam go. Nikomu
nie byłabym w stanie tego zrobić.
Młoda matka jednak była bardzo bystra.
-Ale pozwoliłaś, by to się działo.
-Powstrzymałam ich.
-Po jak długim czasie? Fury jest w paskudnym stanie, a ja wiem ile on
moSe na siebie przyjąć, i nadal stać i walczyć. Sugerując się jego
wyglądem... Ktoś znęcał się nad nim dłuSszą chwilę.
Angelia odwróciła wzrok, zawstydzona. Faktycznie, Sałowała, Se nie
wtrąciła się wcześniej. Jaką osobą była, skoro pozwalała na taką
brutalność? Zwłaszcza w stosunku do kogoś, kogo przed laty nazywała
przyjacielem.
JuS po raz drugi doprowadziła do tego, Se ktoś niemal zabił Fury'ego i
nic nie zrobiła, by mu pomóc.
Nie była wcale lepsza od tych zwierząt, których nienawidziła, część niej
- uwaSała, Se była nawet od nich duSo gorsza.
-Nie jestem z tego dumna. Powinnam była coś zrobić wcześniej, wiem
to. Ale powstrzymałam ich zanim zrobili mu większą krzywdę.
-Próbujesz podejść racjonalnie do swego okrucieństwa.
Angelia zacisnęła usta.
-Nie mam zwyczaju niczego racjonalizować. Chcę po prostu wrócić do
domu. Nie lubię tych czasów i nie podoba mi się, Se muszę tutaj być z
moimi wrogami.
Bride nie dawała jej jednak spokoju.
-Mi się nie podoba to, co się stało z Furym. Ale póki nie zbiorę pełnych
informacji nie traktuję cię, jako wroga. Zresztą w tej sytuacji cała wrogość
zdaje się wypływać od was.
StraSniczce nie spodobał się bardzo protekcjonalny ton młodej matki.
-Nie masz pojęcia, co czuję.
-Och, czekaj -odezwała się kasztanowłosa kobieta z szyderczym
uśmiechem. -Zajmowałam się własnymi sprawami, gdy Brynai nasłała na
mnie demona, by mnie porwał i zabrał z moich czasów, w przeszłość.
Trafiłam do średniowiecznej Anglii, nie wierząc, Se takie rzeczy są w ogóle
moSliwe. Tam, nie wiem dlaczego, wszyscy mną pogardzali, chociaS nic
nikomu nie zrobiłam. W poczet mych krzywdzicieli muszę teS dopisać
Dare'a Kattalakisa. I wtedy, gdy męSczyźni z jego klanu próbowali mnie
zgwałcić, teS bez powodu, ot -dla zabawy, zostałam połączona z Vanem.
Och, nie, co ja mówię? Wtedy jeszcze nie połączył nas rytuał. MęSczyźni
od ciebie zaatakowali mnie więc bez powodu. Tak więc myślę, Se mam
pewne pojęcie jak się tutaj czujesz. I ciesz się -bo nie jesteś tutaj
naraSona na męski atak.
31
Angelia cofnęła się trochę. To, o czym mówiła dziewczyna wydarzyło się
cztery lata temu. StraSniczki wtedy nie było w osadzie, słyszała tylko
opowieści z drugiej ręki. Jednak słysząc, co chcieli zrobić z kobietą -
więźniem poczuła się chora.
-Nie było mnie wtedy w osadzie. Byłam na patrolu. Usłyszałam tą
historię po fakcie.
-CóS, dobra twoja. Dla mnie to było cholernie traumatyczne przeSycie. I
mogę cię zapewnić, Se w tym domu Saden wilk nie zaatakuje cię, chyba, Se
ty na niego napadniesz albo dasz mu inny dobry powód.
StraSniczka zaśmiała się. Jak moSna było być tak arogancką i nawiną?
-Jesteś człowiekiem. Jak moSesz tak bezwarunkowo powierzyć swe
Sycie zwierzętom? Nie dociera do ciebie jakie one są dzikie?
Bride'a wzruszyła ramionami.
-Mój ojciec był weterynarzem. Wychowałam się w otoczeniu
najróSniejszych gatunków zwierząt, tych dzikich i tych udomowionych. I
od zawsze uwaSałam, Se ich zachowanie jest duSo łatwiejsze do
przewidzenia niS ludzkie. Nie wbiją ci noSa w plecy, nie kłamią, nie
zdradzają. W całym moim Syciu Sadne zwierzę nie zraniło moich uczuć i
nie zmusiło do łez.
-UwaSaj się więc za szczęściarę -zadrwiła Angelia. -Widziałam jak całą
moją rodzinę poSerała Sywcem wataha stworów, identycznych z tymi,
które masz w salonie. Krew rodziców rozlewała się na deskach podłogi i
przesiąkała przez szpary, zalewając moje skulone w piwnicy ciało -
Spojrzała na łóSeczko, w którym dziecko drzemało. Spokojne i
nieświadome, na jakie ryzyko jest naraSane przez głupotę własnej matki. -
Byłam zaledwie rok starsza od niego, gdy to się stało. Moi rodzice oddali
za mnie Sycie, a ja na to patrzyłam. Więc musisz mi wybaczyć, Se nie
jestem w stanie dobrze myśleć o Sadnych zwierzętach… Chyba, Se są
zamknięte w klatkach, albo martwe.
-I na pewno interesuje cię, co sprowokowało zwierzęta do ataku,
nieprawdaS?
Angelia odwróciła się w stronę drzwi na dźwięk tego niskiego,
głębokiego głosu. Brzmiał niemal jak grzmot. Stojąc tuS za nią, wyglądał
na niezadowolonego i złego.
Ubrany był na czarno -w dSinsy, buty na motor i obcisły t-shirt, który
uwypukla jego mięśnie. W lewym uchu miał srebrny kolczyk w kształcie
miecza, na rękojeści, którego wyrysowana była czaszka z dwoma
piszczelami.
Gdy powoli mierzył jej ciało, usta wykrzywił mu się jeszcze bardziej
złowieszczo. Całości jego wizerunku dopełniała mała czarna kozia bródka
i proste włosy do ramion, zaczesane wysoko znad czoła, tak, Se nic nie
zasłaniało jego zaskakująco niebieskich oczu.
Jego postawa z jakiegoś powodu przywiodła dziewczynie na myśl postać
zimnokrwistego zabójcy. I gdy mierzył ją wzrokiem, miała wraSenie jakby
brał z niej miarę na trumnę.
32
Serce biło jej mocno, gdy spuściła wzrok na jego lewą dłoń. KaSdy z
palców, nawet kciuk, pokrywały długie, srebrne szpony. Wyglądały na
cholernie ostre. Ten facet musiał lubić brudną i zabójczą walkę.
Nazwanie go psychotycznym byłoby tylko ukłonem w jego stronę.
Bride roześmiała się widząc jego postać. Widocznie nie docierało do
niej, Se ten psychol jest bardziej niebezpieczny niS cała wataha z dołu.
-Z, co ty tutaj robisz?
Obcy przesunął zimny niebieski wzrok na młodą matkę.
-Astrid kazała mi sprawdzić co z Sashą. Coś wczoraj było nie tak w
Sanktuarium i się martwiła o jego bezpieczeństwo.
-Co o tym wiesz? -indagowała Bride'a.
Z rzucił Arkadyjce podejrzliwe spojrzenie, które zmroziło jej krew.
-Niektórzy Arkadyjczy wynaleźli sposób, by uwięzić Katagaryjczyków w
ich zwierzęcej formie i odebrać im ich moce. Sasha mówił, Se ktoś
zaatakował Fury'ego i potem nikt go juS nie wiedział. Stąd moja
niezapowiedziana wizyta u was. Jeśli Sasha jest zagroSony -Astrid jest
smutna. Jeśli Astrid coś smuci -mam zamiar zabić wszystko, co ten
smutek wywołuje, by ona znów była szczęśliwa. Gdzie więc znajdę
Fury'ego?
Słowa te, w ustach kaSdego innego, moSna by potraktować jako Sart,
jednak Lia nie wątpiła w intencję Z. Zwłaszcza, gdy dzierSył te srebrne
szpony na dłoni.
-Wow, Zerek -odezwała się leniwym tonem Bride, oczy błyszczały jej
rozbawieniem. -Wydaje mi się, Se właśnie wypowiedziałeś największą
liczę słów, jak do tej pory w mej obecności. Być moSe więcej niS w trakcie
naszych wszystkich poprzednich spotkań. Jestem pod wraSeniem. A co do
Fury'ego. To nie on jest tym, który zasmucił Sashę, więc moSe go jednak
nie zabijaj. Będę za nim tęskniła, jeśli odejdzie. Został cięSko ranny i od
powrotu do domu śpi.
Zerek zaklął wyraSając swój stosunek do sprawy, na co StraSniczka
zarumieniła się.
Wtedy groźny męSczyzna spojrzał znów na nią.
-Co z nią? Czy ona coś wie? -Jego ton nie był pytaniem. Było to jawne
zagroSenie.
Angelia stanęła wyprostowana i napięta, gotowa do walki, jeśli zajdzie
taka konieczność.
-Jestem Aristos. Nie sądzę byś chciał ze mną zaczynać.
On tylko zadrwił z jej brawury.
-Mam to wszystko gdzieś, kochanie. Jestem bogiem, więc jeśli zechcę
mogę urwać ci głowę i pograć nią w kręgle. Jest dosłownie garstka takich,
co by mogli mnie powstrzymać, a jeszcze mniej tych, którzy by się nie bali
tego zrobić.
StraSniczka miała wraSenie, Se on się w tym momencie wcale nie
przechwala.
-Zerek -zaczęła uspokajająco towarzyszka Vane'a. -Wątpię, by
torturowanie jej pomogło ci w zdobycie informacji.
Powolny, złowrogi uśmiech wykrzywił jego atrakcyjne usta.
33
-MoSe nie, ale byłoby zabawnie. Powiedzmy, Se spróbuję i zobaczymy
jak wyjdzie -Zrobił krok do przodu.
Bride zastąpiła mu drogę.
-Wiem, Se chcesz sprawić przyjemność Sonie i bardzo ci się to chwali.
Ale powiedziałam Fury'emu, Se zapewnię jej bezpieczeństwo. Proszę, nie
sprawiaj, Se wyjdę na kłamczuchę, Z.
MęSczyzna groźnie warknął i po raz pierwszy StraSniczka poczuła
szacunek w stosunku do młodej Sony Vane'a, bo ta się nie ugięła.
-Dobrze, Bride. Ale chcę wiedzieć, co się dzieje. I jeśli okaSe się, Se
muszę zostać tutaj zbyt długo, z dala od Sony i dziecka... Powiedzmy, Se
nie będę zbyt miły. Gdzie Vane?
-Z Furym. Pierwsze drzwi po prawej, koło schodów.
Zacisnął dłoń ze szponami, po czym odwrócił się i wyszedł. Chciał
zatrzasnąć drzwi, ale spojrzał na dziecko, nadal słodko śpiące.
Zamknął za sobą cicho drzwi.
-Dziękuję -odezwała się Angelia, gdy tylko zostały same.
-Nie ma za co.
StraSniczka przesunęła dłońmi po spiętych ramionach, chciała by
minęły jej juS mimowolne dreszcze.
-Czy on zawsze tak się zachowuje?
Bride przykryła chłopca niebieskim kocykiem.
-Aktualnie, muszę przyznać, Se zachowuje się bardziej miękko, niS gdy
go poznałam. Gdy Vane pierwszy raz go zobaczył, Z był wtedy naprawdę
zabójczy i psychiczny.
-I mówisz, Se to się zmieniło... Tak?
Kasztanowłosa kobieta uśmiechnęła się lekko.
-Uwierz. Serio, gdy odwiedza nas ze swoim synem i bawią się razem z
moim maluchem, on naprawdę jest dla dzieci bardzo dobry.
Chętnie zapłaciłaby pieniądze by to zobaczyć. Nie potrafiła sobie
wyobrazić kogoś tak szalonego, zachowującego się spokojnie i miło.
Usuwając Zareka z myśli, StraSniczka podeszła do okna, by wyjrzeć na
ulicę. Było tu tak inaczej niS u niej w domu. I tak od niego daleko. Jednak
nie wątpiła, Se Dare i Oscar będą jej szukać. Ten pierwszy był jednym z
najlepszych tropicieli w ich klanie. Nie powinien mieć kłopotów, by ją
znaleźć i uratować.
Niech bogowie zmiłują się nad tą watahą, gdy do tego dojdzie...
-Tak więc... -odezwała się młoda mama, jej głos lekko zadrSał. -
Zastanawiasz się moSe, jak mi opowiedzieć o tej broni, którą macie?
Angelia nie odezwała się. Broń była rewolucyjna i oni zginęliby w
obronie jej tajemnic. Z nią, mogli udowodnić, Se to ludzi są na szczycie
łańcucha pokarmowego. śadne zwierzę z Katagarii nigdy nie byłoby w
stanie niczego podobnego zaprojektować.
To była jedyna rzecz jaka mogła obronić jej naród.
„-I na pewno interesuje cię, co sprowokowało zwierzęta do ataku,
nieprawdaS?”
34
OdSyło w niej echo słów Z. Szczerze mówiąc nigdy się nad tym nie
zastanawiała. Z tego, co słyszała -atak Katagaryjczyków był
niespodziewany i niczym niesprowokowany.
Nigdy nie miała powodu, by w to wątpić.
Ale co jeśli prawda była inna?
-Czemu Bryani cię zaatakowała? -spytała swej towarzyszki.
-Twierdziła, Se próbowała mnie uratować przed byciem pokrytą przez
swojego syna -potwora. Osobiście uwaSam, Se była pieprznięta.
To był niekwestionowany fakt. Bryani była córką ich przywódcy. I
chociaSby przez to, jej historia była wszystkim znana. USywano jej do
straszenia dzieci w ich klanie. Biorąc pod uwagę, co ta biedna kobieta
przeSyła ze strony Katagaryjczyka, nic dziwnego, Se była bardziej niS
szalona.
-Więzili ją w celi i wielokrotnie została zgwałcona. Wiedziałaś o tym?
Twarz Bride nabrała smutnego, pełnego sympatii wyrazu. Widać było,
Se ta tragedia nie była jej obojętna.
-Tylko ojciec Vane'a to zrobił, ale tak. Vane opowiedział mi wszystko o
swojej rodzinie.
-A powiedział ci, dlaczego nas zaatakowano tamtej nocy?
Jej rozmówczyni zmarszczyła brwi.
-To ty nie wiesz?
-Mieliśmy teorię. Wilki musiały być głodne i poczuły zapach jedzenia. I
musiały być wściekłymi Łowcami, którzy byli spragnieni krwi. Ale nie,
nikt nie zna powodu ataku.
Bride wyglądała na oszołomioną jej słowami. Niedowierzanie zastąpiło
szybko obrzydzenie.
-Och, doskonale wiedzieli, co zrobili. Ale nie chcieli by ktokolwiek inny
wiedział. Te leSące psy...
Teraz z kolei Angelia była zaskoczona.
-O czym ty mówisz?
-śaden męSczyzna z waszego klanu nie przyznał się, co takiego zrobił?
-Byliśmy tylko niewinnymi ofiarami.
-Jasne, a ja jestem WróSką Zębuszką. Zaufaj mi. Atak został
sprowokowany -Bride potrząsnęła głową. Mówiła z furia i pogardą. -
Wiesz, Katagaryjczycy przynajmniej przyznają się do tego, co robią. Nie
kłamią, by cokolwiek zatuszować.
-Skoro wiesz, co się stało, to proszę -oświeć mnie.
-Dobrze. Katagaryjczycy mieli grupkę kobiet, one były w ciąSy i nie
mogły podróSować. To jedna z wspólnych cech dla Katagaryjczyków i
Arkadyjczyków. Kobieta w ciąSy nie jest w stanie zmienić postaci, nie
moSe teS uSywać swych mocy by podróSować w czasie. Musi być w jednej
postaci, dopóki nie urodzi dziecka albo szczeniaka -Mówiąca splotła ręce
na piersi. -PoniewaS byli w średniowiecznej Anglii ukryli kobiety w lesie, z
dala od wiosek i ludzi. Tak by zapewnić im bezpieczeństwo. Przez kilka
tygodni wszystko było dobrze. I potem, jednej nocy, męSczyźni wybrali się
na polowanie, by zdobyć dla nich jedzenie. Zobaczyli jelenia, ścigali go, i
wtedy dwa wilki wpadły w sidła. Ojciec Vane'a, Markus, zmienił się w
35
człowieka, by uwolnić ich z wnyk. Wtedy natknęli się na nich
Arkadyjczycy, grupa myśliwych. Nie dali sobie nic wytłumaczyć. Zanim
Markus mógł cokolwiek wyjaśnić -zastrzelili dwa uwięzione wilki. Gdy
Katagaryjscy myśliwi wrócili do swego obozowiska, odkryli Se większość
ich kobiet i dzieci zaginęła.
Angelia przełknęła ślinę, przeszyło ją bardzo złe przeczucie, co do tego,
co jeszcze usłyszy.
-Wilki szły po zapachu. Doprowadził ich on do wioski Brynai, gdzie
znaleziono szczątki większości ich kobiet. One zostały zmasakrowane, a
potem zdjęto z nich skóry i spalono truchła. Kilka kobiet zostało przy
Syciu, siedziały uwięzione w klatce. Wilki zaczekały, więc na nadejście
nocy. O świcie część Katagaryjczyków wywabiła myśliwych Arkadyjskich z
wioski, a reszta zajęła się ratowaniem ocalałych kobiet i dzieci. Ojciec
Bryani i inni, którzy zostali, zaatakowali ich -i tą walkę właśnie
pamiętasz.
Angelia kręciła głową, nie wierzyła w te słowa.
-Kłamiesz! Zaatakowali nas niesprowokowani! Nie było, Sadnego
powodu, dla którego mieli to zrobić! śadnego!!
-Słodziutka -odezwała się delikatnie młoda matka.-Nie znasz prawdy,
ani trochę lepiej niS ja. Ja mówię ci tylko to, co wiem od Vane'a. Szczerze
mówiąc -wierzę mu i to z kilku powodów. Po pierwsze -oni nie mają
kobiet w tym wieku, w jakim byłyby zamordowane. Coś je zabiło. A poza
tym kaSdy z ich męSczyzn od czterystu lat poświęca się ochronie kobiet.
Mieszkam z wilkami od czterech lat, w tym czasie nie widziałam, by
którykolwiek zachowywał się agresywnie w stosunku do kogokolwiek,
chyba Se się bronili albo byli prowokowani. Nigdy nie zdarzyło się, by
mnie okłamali. Jeśli chodzi o prawdę -to są uczciwi aS do bólu.
Jednak StraSniczka nadal nie chciała w to uwierzyć.
-Moi ludzie nie zaatakowaliby kobiet i dzieci.
-Mnie zaatakowali.
-W odwecie!
-Za co? Vane ich nie skrzywdził, ja tym bardziej. KaSdy męSczyzna z
mojej watahy rzucił się mi na pomoc, nawet dziadek Vane'a chciał pomóc.
Coś ci powiem. Gdyby ktoś wdarł się do naszego domu i próbował mnie
skrzywdzić, kaSdy z wilków, znajdujących się na dole, oddał by swe Sycie
w mej obronie. I dotyczy to kaSdej kobiety z ich klanu.
Dziecko obudziło się i zaczęło płakać za matką.
Bride podeszła, by go podnieść.
-Wszystko dobrze, Trace. Mama tu jest.
Maluch oparł jej głowę na ramieniu.
-Gdzie jest tatuś?
-Jest z wujkiem Furym i wujkiem Z.
Chłopczyk podskoczył podekscytowany.
-Bob pobawi się z Tracem?
Matka uśmiechnęła się pobłaSliwie.
-Nie, kochanie. Tym razem Bob nie przyszedł z wujkiem Z. Przykro mi.
36
Smucił się, dopóki nie dostrzegł obcej kobiety. Zawstydzony odwrócił
buzię i schował ją na ramieniu matki.
Bride pocałowała go w policzek.
-To jest Angelia, kochanie. Powiesz do niej „cześć”?
Chłopiec machnął do niej łapką, nie patrząc na nią.
StraSniczka czuła się dziwnie oczarowana małym chłopcem. Zawsze
kochała dzieci i miała nadzieję, Se któregoś dnia doczeka się własnych.
-Witaj, Trace.
Wyjrzał znad ramienia matki, po czym pochylił się do jej ucha. W tym
czasie Bride masowała go po pleckach.
Nagle Lia przypomniała sobie kolejną scenę z przeszłości.
Bawiła się kilkorgiem chłopców, w tym z Furym. Spadli z drzewa i się
potłukli. Wszyscy, poza Furym mieli drobne rany. Ten ostatni złamał
sobie rękę. Pobiegł zapłakany do matki, by ta mu pomogła.
Jednak Bryani brutalnie go odepchnęła.
Wtedy wuj Angelii chciał pocieszyć i opatrzyć chłopca. Jednak matka
chłopca powstrzymała go.
-Nie śmiej uśmierzać mu bólu.
-On cierpi.
-śycie to ból i nikt go nie ukoi. Im szybciej Fury to zrozumie, tym lepiej
dla niego. Im szybciej zacznie zaleSeć tylko od siebie tym lepiej. Złamał
rękę przez własną głupotę. Teraz niech za to zapłaci.
Wyj był przeraSony.
-On jest jeszcze małym dzieckiem.
-Nie, on jest moją zemstą. Pewnego dnia naślę go na jego ojca.
Angelia zadrSała na to wspomnienie. Jak mogła o tym zapomnieć?
Jednak, Bryani nigdy nie była przykładnym, troskliwym rodzicem. Więc
dlaczego akurat ta scena tak zapadła jej w pamięć? Zresztą to teS było
powodem, dla którego Dare był tak zimny. Całe Sycie próbował zdobyć
akceptację matki.
A to była ostatnia rzecz, jaką Bryani dawała swoim dzieciom.
-Czy to jest miłe być przytulanym?
Świetnie pamiętała głos Fury'ego, gdy ją o to pytał. Były wtedy jej
czternaste urodziny i jej wuj gorąco ją przytulił, zanim pozwolił jej iść grać
z przyjacielem.
-Byłeś przecieS przytulany.
Potrząsnął głową.
-Nie, nigdy. A przynajmniej sobie tego nie przypominam.
Próbowała sama sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziała
przytulanego chłopca. Nie pamiętała. Z bolącym sercem, objęła Fury'ego i
obdarzyła go jego pierwszym uściskiem.
Zamiast oddać uścisk, stał z opuszczonymi ramionami przeciśniętymi
do boków. Sztywny. Nieruchomy. Nie oddychał nawet. Wyglądało tak,
jakby bał się poruszyć z obawy, Se skrzywdzi albo zniechęci dziewczynę.
-No i? -spytała, puszczając chłopca.
-Ładnie pachniesz.
Uśmiechnęła się.
37
-Ale czy podoba ci się przytulanie?
Podszedł do niej blisko, trącając ją delikatnie głową o ramię -jak wilk.
Jej ramiona znów zacisnęły się wokół niego. Wtedy znów znieruchomiał.
-Podobają mi się twoje uściski, Lia -Potem uciekł i nie widziała go
przez trzy dni.
Nigdy więcej nie pozwolił jej się przytulić czy chociaS dotknąć.
Nawet, gdy dzielili się sekretami. Nawet, gdy płakała. Nigdy jej nie
dotknął. Po prostu wycierał jej wtedy chusteczką oczy i słuchał, dopóki
nie poczuła się lepiej. Ale więcej nie zbliSył się na tyle blisko, by się
dotknęli.
Do dzisiaj, gdy przybył by uratować ją przed innymi wilkami.
Dlaczego on to zrobił?
To nie miało sensu. On był zwierzęciem. Obrzydliwym. Brutalnym.
Pełnym przemocy. Nie było w nim niczego z wybawcy. A jednak nie mogła
wymazać z pamięci swojej przeszłości. Czasów z Furym, zwierzęciem,
który był jej bliSszy niS ktokolwiek inny.
-Jestem StraSniczką, Fury! -Gdy tylko się obudziła i odkryła na twarzy
znaki, pobiegła w dół strumienia, gdzie Fury sypiał. To było dziwne i
dopiero później zrozumiała, czemu to robił. W czasie snu zmieniał się w
wilka, i nie chciał by nikt z rodziny to odkrył.
Uśmiechnął się do niej szczerym uśmiechem. W odróSnieniu od innych
męSczyzn z ich klanu, Fury nie był zazdrosny, Se to ona została wybrana.
Był naprawdę szczęśliwy z jej powodu.
-Powiedziałaś juS wujkowi?
-Jeszcze nie. Chciałam powiedzieć najpierw tobie -Pochyliła głowę, by
pokazać słabo widoczne, przynajmniej na razie, ślady na policzku. -
Myślisz, Se będą ładnie wyglądały, gdy się wypełnią kolorem?
-Jesteś najpiękniejszą wilczycą tutaj. Jak twoje znaki, mogą sprawić
Sebyś wyglądała gorzej?
Podeszła do niego, chcąc go przytulić, ale on uciekł przed nią.
Prawdą było, Se nawet, gdy mówiła sobie, Se Fury jest niczym, tylko
zwierzęciem, ona... kochała go. I przeraźliwie jej go brakowało.
Teraz on wrócił.
I nic się nie zmieniło. Nadal był zwierzęciem, a ona była tu by go zabić
lub okaleczyć tak, aby nigdy nie był w stanie skrzywdzić Sadnego
człowieka.
38
Chapter 4
Fury budził się powoli, całe ciało go bolało. Przez chwilę myślał, Se
nadal jest uwięziony w ludzkiej postaci. Ale gdy w końcu otworzył oczy,
odetchnął z ulgą. Był wilkiem i był w domu.
Potarł pyskiem powoli o pościel, wdychając zapach bzu. Gdy Bride'a
robiła pranie, dodawała kwiatowy płyn do płukania. Normalnie woń ta go
cholernie denerwowała, ale dzisiaj czuł się jak w niebie.
-Jak się czujesz?
Podniósł łeb i zobaczył Vane'a opierającego się o ścianę. Fury szybko
zmienił postać, wdzięczny, Se ktoś nakrył go kołdrą.
-W porządku.
-Wyglądasz gównianie.
-Dobra, jasne, ja teS nie mam ochoty się z tobą umawiać, dupku.
Vane zaśmiał się krótko.
-Musisz juS czuć się lepiej. Wracasz do swojego normalnego
słonecznego nastroju. A mówiąc o promiennych charakterach -jest tutaj
Zarek. Jak tylko będziesz na chodzie, chce z tobą pogadać.
Dlaczego ex-Mroczny-Łowca-zmieniony-w-boga chciał z nim
rozmawiać?
-Czego on chce?
-Poinformował mnie, co się dzieje w Sanktuarium. Odwołali wszelkie
imprezy i lokal jest zamknięty, dopóki nie zorientują się, o co chodzi w
tym ataku. Nikt nie moSe tam wejść ani wyjść.
-Jasne. Gdzie jest Angelia?
-Jest w pokoju dziecinnym i nie chce wyjść. Myślę, ze ma cały czas
nadzieję, Se lada chwila jej klan ją wytropi i uratuje z łap strasznych
bestii, jakimi jesteśmy.
Fury parsknął śmiechem.
-Nie, pewnie kombinuje jak mnie posiekać na kawałki -Usiadł i złapał
gwałtowny wdech. Po chwili, gdy ból ciut zelSał wstał i podszedł do
komody po ubrania.
-Wiesz, mogę cię ubrać jak chcesz.
Wilk wyśmiał z miejsca ofertę brata.
-Nie potrzebuję twojej pomocy.
-W takim razie idę na dół, na obiad.
Te słowa zainteresowały rannego.
-Co Bride'a przygotowała?
-Mamy resztki indyka i szynki.
-I puree ziemniaczane?
-Oczywiście. Ona wie jak je uwielbiasz.
39
Rozmowa o jedzeniu sprawiła, Se jego Sołądek dość gwałtownie o sobie
przypomniał. Przez chwilę rozwaSał czy najpierw iść zjeść czy odwiedzić
Angelię. Był naprawdę głodny. Ale...
-Zostaw mi trochę.
Vane pochylił lekko głowę w jego stronę.
-Miałem taki zamiar. Och, i Fang umiera z ciekawości, czy Aimee
dostała jego wiadomość.
Ranny zaczął zakładać spodnie.
-Przekazałem notatki Sashy. Zakładam, Se on przekazał je
dziewczynie... Chyba, Se Dare zjadł wcześniej Sashę zanim ten mógł
wypełnić swą misje.
-Wątpliwe. W takim razie przekaSę naszemu braciszkowi wiadomość -
Po tych słowach Vane wyszedł z pokoju.
Fury skończył się ubierać, po czym poszedł zobaczyć, co się dzieje z
jego więźniem. Zapukał do drzwi i zaraz je otworzył. Od razu dostrzegł ją,
siedzącą na krześle w kącie pokoju, opartą plecami o ścianę. Poruszyła się
w miejscu, widocznie wybudził ją z lekkiej drzemki.
Cholera, ona była najseksowniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek w Syciu
widział. A zwłaszcza te jej usta, nadal nabrzmiałe po drzemce.
JuS niemal wykrzywiła je w uśmiechu, ale szybko się upomniała.
Przypomniała sobie pewnie, Se miała nie być dla niego zbyt miła.
-Czego chcesz?
-Chciałem się upewnić, Se wszystko z tobą dobrze.
Zacisnęła dłonie na oparciu krzesła.
-Nie, nie jest dobrze. Utknęłam tutaj ze zwierzętami, których jak oboje
wiemy -nienawidzę. Jak mam się z czymś takim dobrze czuć?
Przewrócił oczami.
-CóS, nikt cię tutaj nie bije. Z mojego punktu widzenia -jesteś w
świetnej sytuacji.
***
Angelia odwróciła od niego wzrok, nie chcąc dłuSej widzieć iskierek w
jego pięknych turkusowych oczach.
Gdy stał tak blisko niej, trudno jej było powtarzać sobie, Se on jest tylko
zwierzęciem, takim samym jak ci, którzy są na dole.
Wszedł do pokoju.
Poderwała się na równe nogi, by zwiększyć odległość między nimi.
-Trzymaj się ode mnie z daleka.
-Nie mam zamiaru cię zranić... -Jego głos powoli cichł, a w oczach
zapłonął mu dziwny blask.
Przełknęła głośno ślinę, bo oto spełniła się jej najgorsza obawa.
Zwietrzył jej zapach. PrzeraSona, cofnęła się pod samą ścianę, gotowa
walczyć z nim, aS jedno nie będzie martwe.
***
40
Fury nie mógł się poruszyć, czuł jak przenika go naga Sądza. Ciało miał
stęSałe, walczył sam z sobą by się na nią nie rzucić.
-Jesteś w rui.
Podniosła mosięSną świnkę skarbonkę Trace'a, gotowa w kaSdej chwili
w niego nią rzucić.
-Trzymaj się ode mnie z daleka.
DuSo łatwiej było to powiedzieć, niS zrobić, jako Se kaSda cząstka
męskiego ciała wydawała się wyrywać ku niej. Wilk w nim przełknął ślinę,
wietrząc kobiecy zapach. Zwierzę pragnęło tylko rzucić ją na ziemię i
posiąść.
Na szczęście dla niej, nie był taką bestią, za jaką go uwaSała.
Zaczął się do niej powoli zbliSać.
-Nie chcę cię dotknąć.
Widocznie nie uwierzyła, bo rzuciła mu w głowę skarbonką. Złapał ją
jedną ręką i odstawił na jej właściwe miejsce, na kredensie.
-Ja nie Sartuję, Fury! -warknęła na niego.
-To tak jak i ja. Powiedziałem ci, Se cię nie skrzywdzę i nie mam
zamiaru cofać danego ci słowa.
Przeniosła spojrzenie na widoczne wybrzuszenie w jego spodniach.
-Nigdy z tobą dobrowolnie się nie połączę. Nigdy!
Te słowa zabolały go bardziej, niS powinny.
-Zaufaj mi kochanie, nie byłabyś warta tych kilku siniaków, jakich
bym się przy tym nabawił. W przeciwieństwie do tych drani
Arkadyjczyków, nie mamy zwyczaju ciągnąć kobiet siłą do łóSka. Siedź tu
sobie i gnij, skoro taki twój wybór -Wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi.
***
Angelia stała nieruchomo, z mocno bijącym sercem. Czekała na jego
powrót.
Jednak nie pojawił się ponownie. Znów była bezpieczna... Przynajmniej
miała taką nadzieję.
W kółko i w kółko powtarzała sobie historie, jakie słyszała o tym jak
Katagaryjczycy traktują kobiety, gdy są ogarnięci Sądzą. Jeśli kobieta nie
była połączona z którymś z nich, przekazywali ją sobie po kolei, dopóki się
nią nie nasycili. Kobiety nie miały nic do powiedzenia.
-Oni są zwierzętami, wszyscy... -warknęła pod nosem, przeraSona. To
był jej najpłodniejszy okres w miesiącu, a ona została uwięziona z tymi
potworami. -Gdzie jesteś, Dare?
Jak na zawołanie rozbłysło światło. Cała spięta szybko zdała sobie
sprawę, Se to nie jej przywódca przybył na ratunek.
Był to Fury. Oczy lśniły mu ze złości, gdy szedł w jej stronę. Prawdziwy
drapieSnik na polowaniu.
-Nie dotykaj mnie! -uderzyła go asekuracyjnie.
Złapał ją bez trudu za rękę i unieruchomił.
-Wiesz, co? Mam zamiar dać ci jedną wartościową lekcję.
41
Zanim zdąSyła się dowiedzieć, o co mu chodzi, przeteleportował ich z
bawialni do jadalni.
Angelia wpadła w panikę, gdy zdała sobie sprawę, Se w pokoju znajduje
się osiem wilków w ludzkiej postaci. Po ich zapachu poznała, Se tak jak i
Fury, nie mieli partnerki.
Serce jej waliło mocno, próbowała uciec, ale jej prześladowca nie
pozwolił na to. Blokował jej drogę ucieczki.
-Usiądziesz i zjesz coś -warknął niskim głosem. -Jak cywilizowany
człowiek -Wypluł ostatnie słowa, jakby były najgorszą znaną mu obelgą.
Jak bardzo pragnęła móc korzystać ze swoich mocy i sprawić, by
poSałował swego zachowania. Nie miała wątpliwości, Se to ona będzie dla
nich pierwszym daniem, a Fury pewnie jeszcze ją im przytrzyma, gdy inni
będą ją gwałcili.
Zaciągnął ją na razie do stołu, do pustego miejsca obok Bride'a. Po
drugiej stronie siedział młody, przystojny wilk, którego oczy zrobiły się
czarne, gdy zwietrzył jej zapach.
Lia przygotowała się wewnętrznie na odparcie ataku.
Jego oczy pozostawały ciemne, gdy zaczął powoli się podnosić. Oto ta
chwila...
Miał zamiar zniewolić ją na oczach pozostałych.
Była taka pewna tego, co się stanie... A wtedy nieznajomy skinął z
szacunkiem Fury'emu, zabrał swój talerz i zajął miejsce na drugim końcu
stołu.
Jej porywacz posadził ją na wolnym krześle.
Bride'a, która obserwowała całą scenę z ciekawością, lekko westchnęła.
-Rozumiem, Se oboje zdecydowaliście się dołączyć do nas.
Fury przytaknął.
-Zgadza się.
Najmłodszy wilk, który siedział dokładnie naprzeciwko nich, poderwał
się na równe nogi.
-Przyniosę wam talerze.
Młoda matka uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
-Dziękuję Keeganie.
Szczupły i jasnowłosy, niemal pobiegł do sąsiedniego pomieszczenia,
skąd wrócił z porcelanową zastawą i srebrnymi sztućcami. Podał jeden
komplet Fury'emu, potem zwrócił się do StraSniczki.
-Pozwolisz, Se cię obsłuSę?
-Siadaj, Keegan -warknął Fury.
Jasnowłosy Katagaryjczyk połoSył przed nią nakrycie i szybko wrócił na
swoje miejsce.
W pomieszczeniu napięcie było tak cięSkie, Se niemal moSna było kroić
je noSem. Jej były przyjaciel jednak wydawał się tego nie zauwaSać.
NałoSył jedzenie na dwa talerze, po czy jeden ustawił przed nią.
-Wujek Furry!
Dziewczyna podniosła wzrok i zobaczyła Trace'a wchodzącego do
pokoju w towarzystwie Fanga. Maluch podbiegł od razu do wujka, który
uniósł go znad ziemię i mocno przytulił.
42
-Hej, szczeniaczku -Przytulił malucha jeszcze mocniej, na co ten
zaczął chichotać.
-Trace uderzył swój cel!
Fury roześmiał się, twarz mu się całkiem rozluźniła. Znów wyglądał jak
młody chłopak, którego znała w przeszłości... Zanim stali się wrogami.
-Cieszę się, Se nie byłem w czasie twojego treningu. Dobra robota,
Fang.
Trace wyrwał się z ramion wujka i rzucił w stronę siedzącej blisko
matki.
-Trace trafił trzy kaczki, mamusiu.
-To cudownie skarbie. Świetna robota -Bride'a posadziła sobie
malucha na kolanach.
Spojrzenie nowo przybyłego wilka nabrał ostrości, gdy on teS podszedł
do nich bliSej i poczuł zapach dziewczyny. Wypuścił urywane powietrze,
potem panując nad sobą, usiadł po drugiej stronie Fury'ego.
-Przykro mi, Se opuściłeś święto dziękczynienia dzisiaj po południu.
Fury nałoSył sobie dokładkę tłuczonych ziemniaków.
-Tak, mi teS jest przykro.
Lia nie rozumiała, czemu te słowa wywołały w nim taki smutek.
-Święto Dziękczynienia?
Spojrzał na nią, znad indyka, którego właśnie kroił na talerzu.
-To takie amerykańskie święto. Co roku ludzie spotykają się, by całymi
rodzinami dziękować za swoje Sycie i wzajemne towarzystwo.
-To, dlaczego wszystkie wilki są tutaj z nami -dodała Bride'a. -Te,
które mają swoje Syciowe partnerki wrócili juS z Sonami do domów.
Tradycyjnie niesparowani męSczyźni zostają u nas na obiedzie, a później
mają turniej, w postaci maratonu gier.
I ponownie StraSniczka nie miała pojęcia, o co chodzi.
-Turniej gier?
-Gier wideo -wyjaśnił Keegan.
Fury roześmiał się widząc zapał młodego wilka.
-Ona jest ze średniowiecznej Anglii, szczeniaku. Nie ma pojęcia, o czym
mówisz.
-Mogę jej pokazać.
Fang przewrócił oczami.
-Spokojnie, chłopcze. Arkadyjskie kobiety utoSsamiają nas z bestiami.
Twarz młodzieńca przybrała zasmucony wyraz i więcej juS nawet nie
zerknął w jej stronę.
Jeden ze starszych męSczyzn przy stole, odepchnął od siebie talerz i
wstał.
-Straciłem apetyt. Dziękuję Bride'o za pyszny posiłek -zerknął na
Vane'a. -Chcesz Sebym tu został i pomógł ci chronić twój dom?
-Byłbym ci zobowiązany, jeśli to nie problem. Nadal nie mamy pojęcia,
do czego oni są zdolni, ani co wykończyło lwa.
Obcy kiwnął jeszcze raz głową i poszedł w stronę salonu.
Dwóch innych wstało bez słowa i dołączyło do niego.
Fang podał bochenek chleba Fury'emu.
43
-No to jak, Keegan. Poćwiczyłeś trochę „Soul Calibura”?
Zapytany, uśmiechnął się szelmowsko.
-Mam zamiar skopać ci tyłek, kolega. śadnej taryfy ulgowej czy
dzwonków przerwy na ringu.
Vane roześmiał się.
-UwaSaj, młody, on cię podpuszcza. Fang na pamięć zna wszystkie
specjalne ciosy.
To wywołało zaSartą dyskusję, z której Angelia nie rozumiała niemal ani
słowa. Jednak ich rozmowa i Sarty odpręSyły ją.
Dziwne, Se wcale nie wydawali jej się tacy zwierzęcy...
Wydawali jej się niemal ludzcy.
Trace powoli przechodził z kolan, na kolana. U kaSdego z biesiadników
spędzał trochę czasu. W końcu stanął na kolanach Fury'ego i sięgnął
łapką w stronę Lii.
-Masz taki obrazek na twarzy, jak czasami mój tatuś.
Zaczerwieniła się, co sprawiło, Se uwaga wilków znów wróciła do jej
osoby.
Wilk siedzący obok Keegana w końcu westchnął cięSko.
-Cholera, kobieto, przestań panikować ilekroć na ciebie spojrzymy! Nie
rzucimy cię na stół i... -Urwał, zerkając na dziecko. -I nie zrobimy tego,
czego się obawiasz. Świetnie rozumiemy, czego się boisz. Ale my nie
traktujemy kobiet w ten sposób.
Bride'a zabrała Trace z kolan Fury'ego. Dała chłopcu coś do jedzenia,
po czym przeniosła wzrok na drugą kobietę.
-Wiem, Se nie znasz zwyczajów Katagaryjczyków. Widzisz, gdy kobieta
jest... -Szybkie zerknięcie na synka. -W takim stanie jak ty, wybiera
sobie samca, którego chce. Jeśli ona nie jest w stanie sama zadecydować,
męSczyźni walczą między sobą, a ona wtedy zwykle wybiera zwycięzcę.
ChociaS nie zawsze. Generalnie decyzja zaleSy tylko i wyłącznie od niej. U
nich męSczyźni oddają Sycie i lojalność w obronie swoich samic. PoniewaS
ich przetrwanie zaleSy właśnie od kobiet, ich dobro jest dla niech
priorytetem.
Młoda matka zaczęła się podnosić, od razu poderwał się do niej Keegan
by zabrać od niej malucha.
-Potrzebujesz czegoś?
-Po prostu idę do toalety, skarbie -Poklepała go lekko po ramieniu i
wyszła z pokoju.
Angelia spojrzała na Fury'ego, ale on ignorował ją.
Czy to dlatego nigdy jej nie dotknął? Cofając się wspomnieniami wstecz,
przypomniała sobie jak zawsze był bardziej troskliwy w stosunku do
matki, sióstr czy jej samej. DuSo bardziej niS Dare. Zawsze martwił się o
ich dobro. Jeśli któraś czegokolwiek potrzebowała, on zawsze był obok,
gotowy im słuSyć.
-Czemu mnie tutaj przyprowadziłeś? -spytała.
Przełknął porcję jedzenia, zanim przemówił.
-Chcę zdobyć informacje o tej broni.
44
Nagle wszystkie spojrzenia zwróciły się w jej stronę i poczuła jak unoszą
się jej włoski na całym ciele. Byli gotowi do ataku, a ona z trudem
stłumiła narastającą panikę.
-JuS o tym dyskutowaliśmy -wycedziła spomiędzy zaciśniętych zębów.
-MoSesz mnie torturować ile chcesz, ale nic ci nie powiem.
Vane zaśmiał się.
-Katagaryjczycy nie torturują. Oni zabijają.
Dwa starsze wilki podniosły się.
-W takim razie zabijamy ją? -spytali unisono, bez cienia emocji w
głosie.
-Nie -mruknął Fury. -Objąłem ją moją ochroną.
-Och -Młodszy z męSczyzn, którzy przemówili, zabrał swój talerz i
wyszedł z nim do kuchni.
W tym czasie Bride'a wróciła na swoje miejsce.
Ale jeden po drugim, pozostali męSczyźni zaczęli wychodzi. Został w
końcu tylko Fang, Fury, Vane i Trace.
-Gdzie się podział Zarek? -Spytał ranny wilk.
Fang poruszył kieliszkiem, wprawiając wino w ruch. StraSniczkę
uderzyło jak bardzo to był ludzki gest.
-On i Sasha polują na Dare'a.
-Mam nadzieję, Se go nie zabiją, zanim ja go nie dopadnę.
-On jest twoim bratem -przypomniała mu Angelia.
Fury spojrzał na nią z ostrym błyskiem w oku.
-Pozwól, Se coś ci wyjaśnię, kochanie. Kiedy Fang i Anya zorientowali
się, Se Vane jest człowiekiem, ochronili go przed naszym ojcem. Gdy był
ranny, albo spał, na zmianę pilnowali jego ludzkiej postaci, by mieć
pewność, Se jego tajemnica się nie wyda. Zaś, gdy Dare dowiedział się, Se
jestem wilkiem, zwołał cały klan, by mnie zabili. Myślę, Se powinienem
zwrócić mu w jakiś sposób tę przysługę. W końcu jest juS dorosłym
męSczyzną, który moSe sam siebie bronić, a nie nastolatkiem, który
musiał ratować się przed atakiem silniejszych i starszych wojowników.
-Ma równieS nieuczciwą broń. Myślę, Se powinniśmy mu ją za zabrać
i... -Fang urwał, zerkając na dziecko. -I wsadzić w jakieś miejsce, tak by
mu było naprawdę nieprzyjemnie.
Wzrok jej przyjaciela z dzieciństwa nie odrywał się od jej oczu.
-Z chęcią wsadzę mu ją tam, gdzie on chciał wsunąć ten rozpalony
pręt.
Angelia potrzęsła głową, słysząc te brutalne słowa.
-KaSdy z was zdaje sobie sprawę, Se trzymanie mnie tutaj to akt
wywołania wojny.
Fury uniósł jedna brew.
-Jak to?
-Jesteście wilkami, którzy więzią jednego z członków klanu.
Van parsknął.
-A ja jestem władcą twojego klanu. Nieobecnym, to prawda, ale nadal
jestem głową rodu Kattalakis, przywódcą Arkadyjskich Lykosów. W
45
związku z tym twój klan jest pod moimi rozkazami. Wypowiedzenie wojny
Fury'emu wymaga mojej aprobaty, a ja jej nigdy nie dam.
-Akceptujesz, więc jego zachowanie?
-Jest to coś, nad czym muszę pomyśleć pierwszy raz, od kiedy go
znam... I chociaS jest to przeraSająca myśl... To tak. Akceptuję. A
ponadto, jako twój władca chcę wiedzieć wszystko o tej broni uSytej na
lwach. Nieudzielenie mi odpowiedzi, doprowadzi do procesu i myślę, Se
wiesz, jaka kara cię czeka...
Jej Sycie. A raczej jej śmierć. Jednak nie byłby to pierwszy raz, gdy jej
groSono. Ale on był przywódcą jej Lykosów, władcą ich klanu, i gdy ktoś
taki zadawał pytania -trzeba było na nie odpowiedzieć.
Nigdy nie nienawidziła praw ich gatunku bardziej niS w tej chwili.
-Nazywamy ją Impuls.
Fury skrzywił się.
-Co to do diabła jest?
-Urządzenie to wysyła mały ładunek elektryczny. Nie tak duSy, by
wywołały przemianę, ale wystarczający by utrzymać ciało w pierwotnej
formie.
Bride westchnęła cięSko.
-Jak to obroSa, którą nosisz.
StraSniczka przytaknęła.
-Tyle, Se impuls z broni powoduje stałe skutki, i siedzi cały czas w
ciele.
Fang potrząsnął przecząco głową.
-To nie ma sensu. Jeśli to tworzy impulsy elektryczne, musi działaś na
jakieś baterie. Impuls nie jest w stanie sam długo się utrzymać.
-USywa związków chemicznych z ciała, by cały czas działać.
Vane wyglądał na chorego, na samą myśl o czymś takim.
-Czy to jest odwracalne?
-Impuls jest zbyt mały, by go móc zlokalizować w ciele. Nie ma rany
wejściowej i przez to jest nie do odnalezienia.
Fang potaknął.
-Carson mówił coś podobnego.
Młoda matka skrzywiła się z niesmakiem.
-Kto wymyślił takie coś?
-Pantera w roku 3062 -odpowiedziała Angelia, wzdychając. -On
sprzedaje to hurtowo.
-Po co? -Zdziwił się przywódca klanu Lykosów. -Nie potrzebujemy
zarabiać pieniędzy w ten sposób.
Fury rzucił mu szybkie spojrzenie.
-Myślisz jak jeden z nas, bracie. Pantera arkadyjska. Pomyśl przez
chwilę jak człowiek. Złoto to ich boSek.
StraSniczka zaczynała powoli sama dostrzegać tę róSnice.
Vane spojrzał na rannego brata.
-Powinieneś wziąć ją do lwa w Sanktuarium. Niech spotka jego
partnerkę, która nie jest w stanie się juS z nim kontaktować. Albo jeszcze
lepiej -niech pozna jego dzieci, które nigdy nie będą wiedziały jak mocno
46
ich ojciec je kocha. Nigdy nie usłyszą jego głosu, ani nie powie im, jaki
jest z nich dumny. Czy nie ostrzeSe ich przed niebezpieczeństwem.
Świetna robota, naprawdę. Jakoś nie umiem być dumny z waszej
brutalności.
Lia nie dała się zastraszyć. Wiedziała lepiej.
-Zwierzęta tak nie robią. Nie kochają, nie troszczą się.
Fury odepchnął od siebie talerz, zanim spojrzał na nią lśniącymi złością
oczami.
-Jasne. Ja nigdy nie okazałem ci Sadnego z tych uczuć, prawda? -Nie
dał jej odpowiedzieć, tylko gniewnie kontynuował. -Wiesz, co? Mam dość
patrzenia na ciebie. Pamiętam dziewczynę, która troszczyła się o innych.
Która dawała innym szansę na udowodnienie niewinności, zanim ich
zaatakowała. Chcę Sebyś stąd odeszła, zanim zniszczysz jeszcze te
ostatnie dobre wspomnienia, jakie mam o niej -Zerwał z jej szyi obroSę i
wyszedł z pokoju.
Angelia siedziała ogłuszona, nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie
stało.
Była wolna.
-Wujku Furry? -Trace spojrzał na matkę. Nic nie rozumiał. -Dlaczego
on jest taki zły, mamusiu?
-Jego uczucia zostały zranione. Niedługo znów będzie z nim dobrze.
Vane spojrzał w zaskoczone oczy StraSniczki.
-MoSesz śmiało odejść. Muszę cię tylko ostrzec, Se lwy są Sądne krwi.
Facet, którego uwięziliście w ciele lwa... Jego brat to Paris Sebastianne.
Lew, którego zabiliście był ich najmłodszym bratem. Jako zwierzęta nie
wierzą w zemstę, ale mają zamiar chronić swoją rodzinę. Zaatakowaliście
ich bez powodu i mają zamiar was wszystkich zabić. Przede wszystkim po
to, byście nie zaatakowali juS Sadnego innego członka ich stada. Jesteście
ich zwierzyną łowną. Powodzenia.
Kobieta przełknęła ślinę.
-Ale ja go nie zastrzeliłam.
Fang wzruszył nonszalancko ramionami.
-Oni są zwierzętami. Nie interesuje ich, kto pociągnął za spust.
PodąSają za zapachem, a twój jest wszędzie wokół Jake'a. Miej dobre
Sycie, pewnie nie potrwa ono dłuSej niS kilka kolejnych godzin.
StraSniczka wzięła kolejny drSący oddech, słuchając jego prognozy.
Nienawidziła tej myśli, ale miał rację. Nie ucieknie daleko, i było niewiele
rzeczy, które mogłaby teraz zrobić. Ona była częścią tego zła. Była winna.
Nie było sposobu, by zmienić przeszłość. Poza tym nie przekona lwów,
by jej nie zabijali. Nie będą słuchać głosu rozsądku i szczerze mówiąc,
gdyby zrobiono coś takiego jej bliskim, ona teS by nie przebaczyła.
Zasługiwała na to wszystko, za to, Se zgodziła się wziąć udział w
błyskotliwym planie Dare'a. Ona mogła walczyć, ale nie miała zamiaru
uciekać. Jeśli takie było jej przeznaczenie, stanie mu naprzeciw z
podniesionym czołem.
Ale nie chciała umrzeć, zanim nie przeprosi jednej osoby.
Przeprosiła resztę i przetransportowała się do pokoju Fury'ego.
47
To, co zobaczyła, oszołomiło ją jeszcze bardziej niS ostatnie wydarzenia.
Fury stał obok komody, ściskając w dłoni medalion, który podarowała
mu w dniu dwudziestych siódmych urodzin, gdy osiągnął dojrzałość
płciową.
„-Po co mi to? -Spytał, gdy przed laty wyciągnęła do niego rękę z
prezentem.
-Teraz jesteś męSczyzną, Fury. Chciałam ci dać coś, co by upamiętniło
tą okazję.”
Nie było to nic drogiego ani wymyślnego. Proste kółko z „X” na środku.
A on trzymał je przez te wszystkie wieki.
Nawet po tym jak go zdradziła.
Zaciskając dłoń w pięść, warknął na nią.
-Czemu tu przyszłaś?
Sama nie wiedziała. ChociaS nie... Dokładnie wiedziała, czego chce.
-Nie mogłam odejść, dopóki nie powiem ci czegoś.
Przewrócił oczami i odezwał się suchym tonem.
-Nienawidzisz mnie. Jestem do niczego. Jestem zwierzęciem
niegodnym oddychania tym samym, co ty powietrzem -wrzucił medalion
do szuflady i ją zamknął.-Świetnie orientuje się w tej przemowie.
Słyszałem takie słowa przez całe Sycie. Odejdź juS.
-Nie -sprzeciwiła się. Głos łamał jaj się z powodu strachu i poczucia
winy. -Nie to chciałam ci powiedzieć -Wbrew swoim instynktom zaczęła
się do niego zbliSać, powoli, tak jakby podchodziła do rannego zwierzęcia.
Przykryła dłonią jego rękę. -Przepraszam cię, Fury. Dałeś mi całą swoją
przyjaźń i lojalność, a kiedy mnie potrzebowałeś -odwróciłam się od
ciebie. Nie ma usprawiedliwienia dla mojego czynu. Mogłabym powiedzieć,
Se się bałam, ale nigdy nie powinnam była bać się ciebie.
***
Fury wbijał wzrok w jej dłoń na swojej ręce. Przez całe Sycie był
odpychany. Po tym jak odszedł z klanu matki, nie zbliSył się do nikogo, ze
strachu, Se znów zostanie zraniony. Ze względu na swe niewyćwiczone
moce, zawsze czuł się niepewnie w towarzystwie innych.
Jedyną osobą, która sprawiała, Se przy niej czuł się w pełni normalnie i
sobą, była...
Ona.
-Odepchnęłaś mnie.
-Nie -zaprzeczyła zacieśniając uchwyt na jego dłoni. -Pokonały mnie
bolesne wspomnienia. Znasz mnie, Fury... Ale nawet ty nie wiesz, Se
nigdy, w całym swoim Syciu, nie zmieniłam się w wilka. Mimo Se jest on
częścią mnie, nigdy tego nie akceptowałam, i całe Sycie próbowałam
zdusić w sobie koszmarne wspomnienia. Byliśmy przyjaciółmi, ty i ja, i od
kiedy odszedłeś, nie znalazłam nikogo, kto sprawiłby, Se czułam się jak w
twoim towarzystwie. Dla ciebie, w twoich oczach, zawsze byłam piękna.
48
Spojrzał w jej oczy, a cierpienie widoczne w jego oczach raniło ją
głęboko.
-W twoich oczach jestem potworem.
-Potworem o imieniu Furry ?
Wyrwał rękę z jej uścisku.
-On nie umie jeszcze wymówić mojego imienia.
-Nie, ale ty na nie reagujesz, a poza tym rzuciłeś się na ratunek
kobiecie, która dwa razy cię zraniła.
-No i? Jestem głupim dupkiem.
Podeszła bliSej i musnęła jego twarz.
-Nigdy nie byłeś głupi.
Odwrócił twarz.
-Nie dotykaj mnie. Dostatecznie trudno jest mi zwalczać wpływ twojego
zapachu. Mimo wszystko, jestem tylko zwierzęciem, a ty jesteś w rui.
***
O tak, była. I z kaSdą chwilą coraz większa część niej, chciała z nim
być. KaSdy hormon w jej ciele stanął w ogniu, i osłabiał całkowicie jej
wolę.
A moSe tylko uSywała tego, jako wymówki? Prawdą było, Se nawet z
dala od niego, w przeszłości, spędziła wiele bezsennych nocy, marząc o
nim. Wspominała jego wspaniały zapach i jego uprzejmość. Zastanawiała
się, co by było, gdyby on był naprawdę Arkadyjczykiem i nadal z nią był.
Przez te wszystkie wieki był jej jedynym przyjacielem i przeraźliwie za
nim tęskniła.
Przełykając ślinę, a wraz z nią strach, powiedziała w końcu to, czego
najbardziej pragnęła.
-Weź mnie, Fury.
-Co? -Zamrugał na jej słowa.
-Pragnę cie.
Pokręcił przecząco głową i rzucił ku niej ostre spojrzenie.
-Mówią przez ciebie hormony. Nie chcesz mnie. Po prostu chcesz by
ktoś cię zaspokoił.
-Jestem w domu pełnym męSczyzn. Mogę przebierać wśród nich. Albo
mogę wyjść z domu i znaleźć jakiegoś obcego faceta. Ale nie chcę Sadnego
z nich.
Odsunął się od niej i odwrócił plecami.
Jednak ona była wytrwała. Podeszła znów blisko i zaplotła ramiona
wokół jego pasa. Przytuliła się do jego pleców.
-Twój brat powiedział mi, Se polują na nas lwy. Nie mam wątpliwości,
Se znajdą mnie i zabiją. Ale zanim umrę, chcę zrobić jedną rzecz, o której
od dawna śniłam.
-Co to takiego?
-Bycie z tobą. Jak myślisz, dlaczego póki byłeś w klanie, nie wybrałam
sobie Sadnego męSczyzny, by z nim spać?
49
-Myślałem, Se jesteś zwyczajnie wybredna.
Uśmiechnęła się lekko na tą sugestię. To był znów jej Fury.
-Nie. Czekałam na ciebie. Pragnęłam byś był moim pierwszym
partnerem -Zsunęła jedną dłoń niSej, i objęła nią wypukłość na przedzie
jego spodni.
***
Fury gwałtownie wciągnął powietrze. Tak trudno było mu myśleć, gdy
jej dłoń pieściła go delikatnie. Trudno było mu pamiętać, czemu musiał ją
zostawić.
-Bądź ze mną ten jeden raz -Przygryzła lekko koniuszek jego ucha.
Dreszcz przeszedł wzdłuS całego jego ciała, a wilk w nim zawył z
rozkoszy. Szczerze mówiąc, nigdy nie miał wiele kochanek. Głównie przez
kobietę, która pieściła teraz jego członek przez materiał dSinsów. Jak
mógł ufać innym -skoro nawet ona go zdradziła?
Zawsze trzymał się z dala od innych wilczyc. Kiedy były w rui, trzymał
się jak najdalej, i czekał aS połączą się z innymi samcami.
Tak było łatwiej. Nie lubił ludzkich emocji i nie podobał mu się Saden
rodzaj intymności. Pozostawiały go zbyt wraSliwym. Otwierały go na
zranienie, a on nie lubił cierpieć.
Powinien ją odepchnąć i zapomnieć o tym wszystkim. Gdy juS miał to
zrobić, ona zrobiła jedyną rzecz, wobec której był bezbronny -oplotła go
ramionami i przytuliła do siebie. Rzecz, której nie robił nikt inny, poza
jego bratankiem.
Uścisk.
-Czy masz kogokolwiek, kto cię przytula?
Jej pytanie skruszyło ostatnią linię jego oporu.
-Nie.
Puściła go i obeszła na około. Stanęła tuS przed nim. Wspięła się na
palce, by dosięgnąć jego ust. Fury zawahał się. Wilki nie całowały się, gdy
się parzyły. Były to działania typowo ludzkie i nigdy nie myślał, Se ich
doświadczy.
Ale, gdy jej wargi przykryły jego usta, zrozumiał nagle, dlaczego to tyle
znaczy dla ludzi. Czuł jak jej oddech łaskocze go lekko w skórę. Jej język
przesuwał się po jego zaciśniętych ustach, przekonując go by je otworzył.
Próbowała jego smaku, kosztowała go. Było to coś, co wilk w nim
zrozumiał.
Warcząc, oplótł ją ramionami, i w końcu zakosztował w pełni jej
pocałunku.
***
50
Angelia jęknęła, pod wpływem jego dzikich pocałunków. Otoczył dłońmi
jej twarz i językiem penetrował kaSdy centymetr jej ust. Część jej osoby,
nie mogła uwierzyć, Se dotykał ją wilk...
Ale to był Fury...
Jej Fury!
JuS jako dziecko wiedziała, Se jest dla niej tym jedynym. Jedynym
męSczyzną, któremu mogła oddać swe serce.
„-Zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem, Fury, i któregoś
dnia, gdy dorośniemy, będziemy wspaniałymi wojownikami. Ty będziesz
pilnował moich pleców, a ja twoich.”
JakSe naiwna była to obietnica.
I jak trudna do utrzymania.
***
Fury oderwał się od niej, przerywając pocałunek. Spojrzał w jej oczy
pełne niepewności i bólu. Bała się. Wyczuwał to po jej zapachu. Nie
wiedział tylko, co napawa ją lękiem.
-Wiesz, czym jestem, Lia. Zamierzasz parzyć się ze zwierzęciem. Czy
jesteś na to gotowa?
Parzyć się... Tak mówili Katagaryjczycy, ku niechęci do tego terminu
Arkadyjczyków.
Angelia obrysowała palcem kontur jego ust.
-Jeśli to ma być moja ostatnia noc w Syciu, to chcę ją spędzić razem z
tobą. Gdyby bogini przeznaczenia, nie były dla nas takie okrutne i nie
zmieniły cię w zwierzę, gdy osiągnąłeś dojrzałość, zrobilibyśmy to juS
dawno temu. Wiem dokładnie, czym jesteś i kocham cię mimo to -
Pogładziła jego nagle zmarszczone brwi. -A moSe kocham cię przede
wszystkim z tego powodu, kim jesteś.
Fury stracił dech, słysząc jak wypowiada te słowa. Nigdy nie myślał, Se
je usłyszy.
Miłość.
Ale czy naprawdę to miała na myśli?
-Czy umrzesz dla mnie, Lio?
Tym razem to ona posłała mu groźne spojrzenie.
-Dlaczego mnie o to pytasz?
-PoniewaS ja byłbym gotów umrzeć, byle tylko zapewnić ci
bezpieczeństwo. To jest dla mnie właśnie miłością. Chcę się upewnić, Se
tym razem oboje rozumiemy warunki. Bo jeśli miłością dla ciebie jest
przeszycie mnie sztyletem i zostawienie na śmierć, to moSesz ją ze sobą
zabrać i odejść.
Zakrztusiła się słysząc jego szczere słowa.
-Nie kochanie. To nie była miłość. To byłam tylko ja i moja głupota, i
przysięgam ci, Se gdybym mogła cofnąć czas i wrócić do tamtego
momentu... Stanęłabym do walki przy twoim ramieniu... Tak jak ci
obiecywałam.
51
Przymknął oczy i zaczął przesuwać twarzą wzdłuS jej policzka.
Uśmiechnęła się -to było takie wilcze. Oznaczał ją, mieszał ich zapachy.
I szczerze mówiąc -ona chciała mieć na skórze jego woń. Tak ciepłą i
męską. Czysta esencja Fury'ego.
Cofnął się o krok i ściągnął jej przez głowę koszulkę. Oczy my zalśniły,
gdy przeniósł dłonie na jej biustonosz. Zaczął ją delikatnie masować przez
materiał. Uśmiechnęła się lekko, widząc jego wahanie i ostroSność.
-One cię nie ugryzą.
Powolny uśmieszek wykrzywił jego usta.
-One nie, ale ich właścicielka mogłaby.
Śmiejąc się, lekko pogłaskała go po brodzie, po czym sięgnęła za siebie,
do zapięcia stanika.
Fury wciągnął powietrze, gdy część bielizny zsunęła się na podłogę.
Niewielkie i kształtne, jej piesi były najpiękniejszymi rzeczami, jakie w
Syciu widział. Krew szumiała mu w uszach, gdy pochylił głowę, by poznać
ich smak.
Lia zadrSała, czując jak jego język igra z jej sutkami. Przygryzał je i
lizał, i doprowadził ją momentalnie do orgazmu. Płacząc cicho, poczuła
jak miękną jej nogi.
W tym samym momencie Fury złapał ją w ramiona i delikatnie zaniósł
do łóSka.
***
-Jak to zrobiłeś? -spytała bez tchu. -Nawet nie wiedziała, Se takie coś
jest moSliwe.
Roześmiał się z głębi piersi -dudniący, pierwotny dźwięk. Pochylił
głowę niSej, muskając jej piersi kosmykami włosów, a palcami
manipulował przy zamku jej dSinsów.
-Jestem wilkiem, Lia. Lizanie i smakowanie jest naszą grą wstępną -
Zsunął z nią za jednym zamachem spodnie i majteczki, po drodze
pozbywając się teS jej skarpetek i butów.
Serce waliło jej, gdy leSała czekając na jego powrót.
On zerwał z siebie koszulę, ukazując jej oczom doskonały tułów,
poznaczony bliznami i siniakami. Uniosła lekko głowę.
-Czemu się wahasz?
-Nie waham się.
-AleS tak, robisz to. Mogę być wilkiem, ale wiem, co Arkadyjskie
wilczyce robią, gdy biorą sobie pierwszy raz kochanka. Czy ty odrzucasz
mnie?
-Nigdy -odpowiedziała z naciskiem.
-To dlaczego mnie nie oczekujesz?
-Cały czas się boję, Se cię uraSę. Nie wiem, co w takiej chwili robią
Katagaryjczycy. Powinnam się odwrócić do ciebie tyłem?
Gniew zalśnił w jego spojrzeniu.
52
-Chcesz zostać pokryta przez zwierzę, czy być kochana przez
męSczyznę?
Westchnęła sfrustrowana. Cokolwiek by nie zrobiła -budziła jego
gniew.
-Chcę być z Furym i zostać jego kochanką.
MęSczyzna przez chwilę degustował te słowa.
-To okaS mi to, jakby to zrobiła kochanka.
***
Jej uśmiech rozgrzewał go, a jeszcze bardziej ona sama -gdy rozsunęła
szeroko uda. Przesunął po niej spojrzeniem, pozwalając sobie zatrzymać
się wzrokiem na fałdkach jej kobiecości. Widział, Se jest juS dla niego
mokra. Gotowa i chętna.
Arkadyjski zwyczaj nakazywał, by połączyli się w ten sposób. Wtedy
partnerzy widzieli się nawzajem, gdy smakowali się wzajemnie.
Ale to nie było to, czego on chciał. Zdejmują spodnie, wszedł do łóSka,
kładąc się między jej nogi.
Angelia drSała, czekając na niego. Myślała, Se połączy się z nią jednym
silnym pchnięciem. Zamiast tego zanurzył palce w jej wilgoci, po czym
zlizał ją leniwie. Potem, nie odrywając od niej spojrzenia, pochylił głowę i
zanurzył język w sercu jej kobiecości.
Wygięła ciało i jęczała, czując się nieziemsko. Jego język wirował wokół
niej, wnikał głęboko w ciało. Czuła coraz silniejsze fale intensywnej
przyjemności, bała się, Se zaraz eksploduje. Nie mogła juS wytrzymać,
zacisnęła dłoń w jego włosach, gdy on zepchnął ją z krawędzi, prosto w
morze spełnienia.
Nie odrywał się od niej, póki spomiędzy jej ust nie wyrwał się kolejny
okrzyk zaspokojenia, a z oczu trysnęły łzy.
Fury dyszał z bólu niezaspokojenia. Jego penis coraz intensywniej
domagał się swojej porcji pieszczot. Jednak jego rodzaj uwaSał, Se po
stosunku, trzeba zostawić kobietę w pełni zaspokojoną. Inaczej ona
będzie szukała innych kochanków, którzy ją zadowolą. ChociaS miał
niewiele kochanek, Sadna nie narzekała na seks z nim. A nawet, gdy
później były z innymi męSczyznami, jemu to nie przeszkadzało.
Jednak miał szczery zamiar być pierwszym i jedynym kochankiem
Angelii.
Usiadł na łóSku i wyciągnął do niej ręce.
Ona chwyciła je i zmarszczyła brwi.
-Coś się stało?
Podnosił ją delikatnie, aS nie usiadła na łoSu.
-Nie. Chciałaś wiedzieć jak wilki biorą swoje partnerki... -Pociągnął ją
w stronę nóg łóSka, gdzie połoSył jej dłonie na mosięSnym słupku.
Lia nie była w pełni przekonana do jego pomysłu.
-Co robisz?
Pocałował ją namiętnie, po czym wskazał jej ruchem głowy kredens.
53
-Spójrz w lustro.
Zrobiła to i widziała w nim, jak on przeniósł się za jej plecy. Gdy tylko
tam się znalazł, podniósł ją tak, Se klęczała teraz na materacu, z plecami
przyciśniętymi do jego klatki piersiowej. Odsunął włosy z jej szyi, dzięki
czemu miał dostęp do skóry. Oplatając ją ramionami, przytulił ją i
westchnął jej do ucha.
Poczuła napięcie mięśni jego ramion, gdy na chwilę otoczył dłońmi jej
piersi. Kolanem szerzej rozstawił jej nogi, i przesunął jedną dłoń, by
rozszerzyć fałdki jej płci.
Angelia obserwowała jego ruchy. Jak ktoś tak okrutny i niebezpieczny,
moSe być jednocześnie tak delikatny?
Gdy znów była mokra i obolała, podniósł głowę i spotkał się z nią
wzrokiem w lustrze. Nie odrywając od niej spojrzenia, wszedł w nią
głęboko.
Westchnęła, czując w sobie jego wielkość. Zagryzając wargę, pchnął
biodrami, zagłębiając się w niej jeszcze głębiej. Jego dłoń nie przestawała
pieścić jej od przodu. Czuła jak rośnie w niej kolejna fala orgazmu. Seks
zawsze dawał ich rodzajowi większą moc. Stawali się silniejsi.
Nigdy nie czuła się podobnie.
Było to tak, jakby nabierała mocy z jakiegoś pierwotnego źródła.
Fury schował twarz w jej karku, czując jak wszystkie jego zmysły
wirują. Czuł się wspaniale. Nie było nic słodszego, niS uczucie, jakie
wywoływało jej ciało zaciśnięte wokół niego. Gdyby ona była wilkiem,
rzuciłabym się na niego z pazurami, Sądając by brał ją szybciej i mocniej.
Zamiast tego poruszał się w niej powoli, rozkoszując się jej miękkością.
Pięknem tej chwili. Ich intymnością. Rzadko, kiedy przy kobietach
pozwalał sobie, na ukazywanie tej strony.
Głęboko w sercu, wiedział, dlaczego tak było.
PoniewaS Sadna z nich nie była Lią. Ile razy w trakcie stosunków
zamykał oczy, wyobraSając sobie, Se obejmuje piękną przyjaciółkę z
dzieciństwa? Wmawiał sobie, Se to jej zapach wdycha.
Teraz nie było Sadnego udawania. Ona tu była i naleSała do niego.
-Powiedz moje imię -szepnął jej do ucha.
Zmarszczyła niepewnie czoło.
-Słucham?
Zanurzył się w niej głęboko i zatrzymał na chwilę, by spojrzeć na nią w
lustrze.
-Chcę usłyszeć jak wypowiadasz moje imię, gdy jestem w tobie. Spójrz
na mnie i jeszcze raz powtórz, Se mnie kochasz.
Angelia krzyknęła, czując nową falę rozkoszy, gdy pchnął ponownie.
-Kocham cię... Fury... Kocham....
Czuła jak jeszcze bardziej w niej urósł. To było coś, co umieli wszyscy
męSczyźni ich gatunku. Im większą rozkosz czuli, tym więksi się robili.
Zmiana jego rozmiaru jeszcze mocniej na nią podziałała. Wygięła plecy i
policzkiem otarła się o jego twarz.
Przyspieszył ruchy, podczas gdy jego ręka nie przestawała pieścić
płatków jej kobiecości. W jego ruchach pojawiła się zapalczywość. Był
54
jednocześnie władczy i zaborczy. Wiele słyszała o „byciu wziętą przez
kochanka”, ale dopiero teraz zrozumiała, o co w tym chodzi.
Gdy tym razem doszła, krzyknęła, rozdarta potęSną falą ekstazy.
Fury zacisnął mocniej zęby słysząc odgłosy jej orgazmu. Czując
zaciskanie się jej ciała. Czując jak wygięła się mocno. Pragnął czuć kaSde
drganie i emocję, która przez nią przepłynęła.
Dopiero, gdy oparła się o niego bezwładnie plecami, pozwolił sobie
skończyć. Warknął czując uwalniającą się spermę i wreszcie odczuł
własną rozkoszną ulgę.
Angelia uśmiechnęła się na widok odbicia w lustrze. Fury schował
głowę w zagłębieniu jej ramienia i zadrSał. Czuła jak dyszy, ale cały czas
troskliwie otaczał ją ramionami. W przeciwieństwie do ludzi, gdy
pozostawali połączeni, ich orgazm mógł trwać kilka minut. Normalnie,
Arkadyjczyk, by się na niej połoSył i czekał aS skończy.
Zamiast ego, Fury wziął na siebie cały jej cięSar, i cały czas muskał
delikatnie jej szyję, nie puszczając z mocnego uścisku.
-Nie skrzywdziłem cię? -zapytał.
-Nie.
Przytulił policzek do jej twarzy i zakołysał nimi delikatnie. Dziewczyna
uśmiechnęła się lekko, przykładając mu dłoń do twarzy. W całym swoim
Syciu nie doświadczyła bardziej wzruszającego momentu.
To, Se znalazła szczęście w ramionach zwierzęcia, było dla niej
niepojęte.
Pozostał w niej, dopóki jego członek nie stał się na tyle miękki, Se mógł
go z niej wyjąć bez sprawienia jej bólu. Lia opadła na łóSko.
Kochanek połoSył się obok niej na boku, tak by móc patrzeć na jej
nagie ciało.
-Jesteś taka piękna -mruknął. Śledził wzrokiem linię tatuaSu
StraSnika na jej policzku.
-ZałoSę się, Se nigdy nie myślałeś, Se połączysz się z Arkadyjką.
-Myślałem tak, dopóki nie zmieniłem się w wilka.
Spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem.
-Czemu trzymałeś to przede mną w tajemnicy?
Uśmiechnął się gorzko.
-Och jej, naprawdę nie mam pojęcia. MoSe dlatego, Se bałem się, Se ci
odbije i mnie znienawidzisz? Jaka bezsensowna myśl, nieprawdaS?
Zaczerwieniła się i odwróciła wzrok, wstydząc się, Se miał rację. A tak
nie powinno być.
-Tak mi przykro z tego powodu.
-Nie ma potrzeby. Nie byłaś jedyną osobą, która próbowała mnie zabić.
Nie, jego cały klan, wliczając w to jego matkę, rodzeństwo i dziadka
próbował to zrobić. A jednak udało mu się przetrwać.
-Czy twój ojciec przyjął cię bez problemu?
-Nigdy nie dałem mu moSliwości, by mógł mnie odrzucić. Znalazłem
jego stado i zobaczyłem jak niewiele szacunku miał dla Vane'a i Fanga, i
wtedy zdecydowałem się siedzieć cicho i nie zdradzać mu, Se jestem jego
synem. Uznałem, Se próba zabójstwa z rąk jednego rodzica mi wystarczy -
55
Zaczął zataczać palcami kręgi wokół jej piersi. -Naprawdę nigdy nie
zmieniłaś kształtu?
-Jak bym mogła to zrobić?
Przerwał pieszczotę i spojrzał na nią powaSnym wzrokiem,
-Myślę, Se powinnaś to zrobić.
-Dlaczego?
-PoniewaS to część tego, kim i czym jesteś.
I co z tego?
-Jest to część, której nie muszę akceptować czy lubić.
-Przeciwnie, musisz.
Cała spięła się, słysząc jego ton.
-O co ci chodzi?
-Mówię ci tylko, Se albo dobrowolnie zmienisz kształt, albo poraSę cię
prądem i wymuszę na tobie przemianę.
-Nie odwaSyłbyś się -szepnęła.
-Wypróbuj mnie.
PrzeraSona, usiadła.
-To nie jest zabawne, Fury. Ja nie chcę być wilkiem.
Turkusowe oczy pozostawały bezwzględne.
-Na jedną minutkę, zabaw mnie tak. Musisz wiedzieć, na co polujesz i
czego tak nienawidzisz.
-Ale dlaczego?
-PoniewaS to jest to, czym ja jestem i chcę byś mnie zrozumiała.
Chciała zaprzeczyć. Rozumiała go. Ale zanim zdąSyła się odezwać,
zamknęła usta.
Miał rację. Jak ona mogła cokolwiek rozumieć, jeśli nigdy nie
doświadczyła tego na własnej skórze? Jeśli to było dla niego takie waSne,
zrobi to.
-W takim razie robię to tylko dla ciebie i tylko na minutkę.
Pochylił głowę i czekał.
I czekał.
Gdy minęły pełne trzy minuty, uniósł obie brwi i spojrzał na nią.
-A więc?
-Dobra, dobra. Robię to -I nie odrywając od niego wzroku, zmieniła
postać.
Fury uśmiechnął się na widok wilczycy w łóSku. Ciemny brąz, z czernią
i czerwienią, w tej formie była równie piękna jak w ludzkiej. Przesunął
dłonią po jej futrze.
-Widzisz, nie jest tak źle. Prawda?
Rozumiesz mnie?
-Oczywiście, Se tak. Tak jak i ty rozumiesz mnie. Teraz rozejrzyj się po
pokoju. Zobaczy jak rzeczy wyglądają inaczej. O ile ostrzejsze są dźwięki i
zapachy.
Spojrzała na niego.
-Nadal jesteś człowiekiem, Lia. Nawet, jako wilk. W tej formie
pozostajesz sobą.
Błysnęło i wróciła do pierwotnego wyglądu.
56
-Czy...
-Tak. Tym, kim jesteśmy w jednej formie, jesteśmy teS w drugiej. Nic
się nie zmienia.
Angelia usiadła, zastanawiając się nad jego słowami. Zakładała, Se jako
wilk, w zwierzęcej formie, nie jest w stanie racjonalnie myśleć. Nie była to
prawda. Zachowała wszystkie swoje myśli i uczucia. Jedyna zmiana była
taka, Se wyostrzyły jej się zmysły.
Wdzięczna, rzuciła się w jego stronę, by go ucałować. Ale wtedy poczuła
jak jej dłoń przeszywa palący ból. Sapiąc, usiadła z powrotem, machając
ręką, jakby to mogło zmniejszyć jej ból.
Fury zaklął, zanim uniósł własną lewą dłoń i na nią spojrzał. Na skórze
pojawił się geometryczny wzór.
Identyczny z tym, który ona miała na dłoni.
Cholera...
-Zostaliśmy połączeni? -spytała dziewczyna bez tchu.
Wilk spojrzał na nią z niedowierzaniem.
-Jak to się mogło stać?
Spuściła wzrok na dłoń. W ich świecie, boginie przeznaczenia,
określają, kto będzie, dla kogo idealnym partnerem, i robią to tuS po
urodzeniu kaSdego ze zmiennokształtnych. Jedynym sposobem, by
odkryć, kto jest owym partnerem, to przespać się z nim i przekonać się
czy po zbliSeniu na rękach kochanków pojawi się znak.
Znak pojawia się tylko na trzy tygodnie. W tym czasie kobieta musi
zdecydować się, czy chce być z przeznaczonym jej męSczyznom. Jeśli nie -
moSe odejść, a po kilkunastu dniach -znak zniknie. Tylko, Se taka
niewiasta nie będzie w stanie mieć dzieci z Sadnym innym męSczyznom.
Zaś męSczyzna pozostaje wtedy w celibacie do końca swego Sycia. Raz
połączony z partnerką, nie jest w stanie spać z inną kobietą. Nigdy więcej
nie będzie miał nawet najmniejszego śladu erekcji.
-Zostaliśmy wybrani -Przykryła dłonią jego rękę. -Jesteś moim
partnerem.
Dla Fury'ego była to dziwna myśl. Od zawsze ciekawiło go, jakie to musi
być uczucie -być połączonym z drugą osobą. Mroczny Łowca Acheron
powiedział mu, Se on juS kiedyś spotkał swoją partnerkę, ale wilk mu
wtedy nie uwierzył. Myślał, Se by zdał sobie z tego sprawę...
Poza tym była tylko jedna kobieta, którą kiedykolwiek kochał...
To się nie mogło stać ot tak.
Podniósł wzrok i spojrzał na przyjaciółkę z dzieciństwa.
Czuł jak mocno bije mu serce.
-Akceptujesz mnie?
Ona w odpowiedzi przewróciła oczami.
-Nie, jestem tutaj z tobą nago, bo wszystkie moje ubrania zniknęły w
jakimś tajemniczym wypadku.
-Jesteś trochę sarkastyczną istotką, co?
-Nauczyłam się tego od ciebie.
57
Śmiejąc się, Fury pochylił się by ją pocałować... Jednak zanim
dosięgnął jej ust, eksplodowało jasne światło. Cofnął się lekko i zobaczył,
Se w pokoju pojawiły się cztery lwy.
Twarze mieli wykrzywione wściekle, gdy jeden z nich rzucił czymś w
stronę wilka.
Złapał przedmiot w locie i skrzywił się. Szybko rzucił głowę szakala na
podłogę.
-Co to do cholery ma być?
-Jestem Paris Sebastianne -Odezwał się najwySszy z lwów. -I
przybyłem tutaj by zabić tą sukę, która zabiła i zniszczyła moich braci.
58
Chapter 5
Angelia uSyła swej mocy, by szybko odziać siebie i Fury'ego. Chciała
wstać, ale przytrzymał ją na łóSku.
Zamiast tego, on się podniósł, otaczała go tak śmiertelnie niebezpieczna
aura, Se przeszły ją dreszcze.
-Nie wiem, co wam się wydaje, Se tutaj robicie, wy drzewo-skoczki, ale
nie przyszliście do domu mego brata zaproszeni -Spojrzał na podłogę, na
uciętą głowę szakala. -A do tego przynieśliście to świństwo i pokazujecie
je mojej partnerce.
-Szliśmy po zapachu.
Fury uśmiechnął się złowrogo.
-I czujecie zapach poszukiwanej przez was osoby w moim pokoju?
Jeden z lwów wychylił się, by złapać wilka. Szybciej niS dziewczyna
zdołała mrugnąć, jej kochanek złapał napastnika za ramię i uderzył nim o
ścianę. Mocno.
-Naprawdę nie chcecie się ze mną zmierzyć -warknął Fury, uderzając
głową lwa o ścianę. -Nie jestem gazelą na sawannie, dupki. Będę miał
wasze gardła szybciej, niS wam udało się zdobyć łeb tego szakala.
Paris zrobił krok do przodu.
-Jest nas czterech na jednego.
-Na dwoje -poprawiła go Angelia, zagradzając mu drogę do
Katagaryjczyka.-A tym, co najbardziej denerwuje wilka, to sytuacja, gdy
jego partner jest zagroSony.
Przywódca lwów zbliSył się do niej. Pociągnął ostroSnie nosem, w oczach
miał ostroSność.
-Czy to ona? -Spytał jeden z pozostałych lwów.
-Nie -odpowiedział jego zdegustowany dowódca. -Straciliśmy trop -
Paris odwrócił się w kierunku nadal wściekłego wilka. -To jeszcze nie
koniec, Wilku. Nie przerwiemy, póki nie zostaniemy usatysfakcjonowani.
Gdy tylko znajdę odpowiedzialną za to dziwkę, wyrwę jej wnętrzności.
Fury pchnął w jego kierunku ogłuszonego lwa.
-Nie jesteś tutaj mile widziany. Wy wszyscy. Wynoście się.
Paris wydał dziki ryk, po czym cała czwórka znikła.
-I zabierzcie z sobą to paskudne trofeum -krzyknął za nimi jeszcze
Kattalakis, wrzucając głowę szakala do portalu, który juS się zaczął
zamykać.
Angelia wydobyła z siebie drSące westchnie ulgi.
-Co się tutaj właśnie stało? Jak on mógł mnie nie wyczuć?
MęSczyzna wzruszył ramionami.
-Jedną z mocy, które w sobie wykształciłem, jest zdolność maskowania
mojego zapachu. PoniewaS jesteś częścią mnie, udało mi się zamaskować
równieS ciebie.
-Och. To dlatego nie pachniesz jak Katagaryjczyk.
59
Pochylił głowę w sarkastycznym salucie.
Ale w jej głowie pojawiło się juS kolejne pytanie.
-W takim razie jak Dare odkrył twoją bazową formę, skoro nie mógł
wyczuć twojego zapachu?
MęSczyzna odwrócił wzrok, czując jak stary ból znów przeszywa jego
wnętrzności. Zdrada nadal bolała.
Dziewczyna podeszła do niego i połoSyła mu dłoń na ramieniu. Zacisnął
mocniej zęby.
-Powiedz mi.
Nie wiedział, czemu zdecydował się jej zdradzić prawdę. To było
sprzeczne z jego naturą. Ale zanim zdąSył sam siebie powstrzymać, zaczął
mówić.
-Zostaliśmy zaatakowani przez grupę ludzkich rabusiów. W lesie.
Któryś z nich wypuścił strzałę. Dare tego nie widział, ale ja tak. Osłoniłem
go, odepchnął na bok i przyjąłem uderzenie na siebie.
Drgnęła, rozumiejąc konsekwencję tego czynu.
-Ból sprawił, Se zmieniłeś postać.
Fury potwierdził, kiwając głową.
-On zrozumiał wszystko jak tylko upadłem na ziemię. Próbowałem go
powstrzymać zanim ruszy do wioski, ale nie udało mi się. Gdy dotarłem
do osady powiedział juS wszystko matce.
Resztę pamiętała krystalicznie czysto. Usłyszała krzyki i pobiegła do
głównej sali. Na środku był zakrwawiony Fury, nadal w ludzkiej postaci.
Dare wskazywał go ich matce.
-On jest pieprzonym Wilkiem, mamo. Widziałem to.
Bryani złapała rannego za włosy i pociągnęła mocno jego głowę do góry.
-Powiedz mi prawdę. Czy jesteś Katagaryjczykiem?
Spojrzenie Fury'ego przesunęło się na Angelię. Ból, wstyd i cierpienie
wyzierały z jego niebieskich oczu. Jednak to wyraz jego twarzy sprawił, Se
dziewczyna straciła dech. Bez słów, błagał, by stanęła po jego stronie.
-Odpowiedz mi! -ZaSądała odpowiedzi matka.
-Jestem wilkiem.
Wszyscy rzucili się na niego, pełni nienawiści... CięSko jej było
wspominać, Se sama brała w tym udział. Ale w tamtej chwil...
Była taka głupia.
-Czy kiedykolwiek uda ci się zaufać mi ponownie? -Spytała go cicho.
Spojrzał na znak na swojej dłoni.
-A mam wybór?
-Oczywiście, Se masz. To znaczy tylko tyle, Se mogę urodzić ci dziecko.
Nie ma nic wspólnego z naszymi sercami.
MęSczyzna westchnął. Nie, zaiste nie ma. Jego rodzice nienawidzili się
nawzajem. Nawet teraz spiskowali jak się wzajemnie pozabijać.
-Jeśli uda ci się zapomnieć o nienawiści do mojego rodzaju, jestem
skłonny zapomnieć o przeszłości.
StraSniczka rozejrzała się po pokoju.
-Będę pewnie musiała zostać z tobą w tych czasach?
-Naprawdę myślisz, Se moSesz wrócić do domu, nosząc znak Katagarii?
60
Miał rację. Jej klan by ją zniszczył.
Fury zrobił krok w tył.
-Masz trzy tygodnie, by zdecydować się, czy chcesz ze mną Syć.
-Nie potrzebuję tyle czasu, Fury. Zgodziłam się z tobą zlec. Chcę się z
tobą związać na zawsze.
Gniew zalśnił w jego oczach.
-Co to, to nie. Mam zbyt wielu wrogów, którzy pragną mnie zabić. Nie
zwiąSę nici naszych Syć. To zbyt niebezpieczne.
Zaśmiała się, słysząc tą uwagę.
-Ty masz wrogów? A co na przykład z tymi lwami, którzy tu przed
chwilą byli? Po które z nas przybyli? -otoczyła dłońmi jego twarz. -Ty i ja
powinniśmy mieć wspólne Sycie juS od dawna. Przez własną głupotę
straciłam te kilkaset lat. Nie chcę stracić juS ani minuty czasu, jaki mogę
z tobą spędzić.
-Dobę temu wcale tak nie myślałaś.
-Masz rację. Ale od tego czasu przejrzałam na oczy. To, co staraliśmy
się zrobić z Dare'm, było złe. Nie wierzę w to, co zrobiliśmy tym biednym
lwom. Bogowie, jak Sałuję, Se nie mogę cofnąć się w czasie i powstrzymać
Dare'a od strzału.
Wściekły Fury zrobił krok ku niej.
-Dare zabił bezbronnego lwa?
-Nie, to szakal. Dare postrzelił tego, który przeSył.
-A jaki był twój udział w tym wszystkim?
-Byłam tylko głupim widzem, który chciał byś świadkiem wydarzenia,
które sprawi, Se świat będzie bezpieczniejszy dla małych dziewczynek. Tak
by nie musiały oglądać jak ich rodziny są rozszarpywane na strzępy. Nie
widziała, Se walczę po stronie potworów... zamiast przeciwko nim.
Fury westchnął.
-Dare nie jest potworem. To tylko cholernie niebezpieczny dupek, który
chce, by matka go pokochała.
-A co z tobą?
-Ja byłem cholernie niebezpiecznym dupkiem, który bał się zbliSyć do
matki, z obawy, Se ta wyczuje w nim wilka.
Wzięła go w ramiona i pocałowała lekko.
-Połącz się ze mną, Fury.
-Jesteś bardzo władcza, wiesz o tym?
-Tylko, gdy chodzi o coś dla mnie waSnego -Zerknęła na łóSko.-Nie
powinniśmy być do tego nadzy?
PołoSył jej dłonie na ramionach, by ją powstrzymać.
-Musimy najpierw porozmawiać. Chcę mieć pewność, Se wiesz, co
robisz i jesteś ze mną z własnego wyboru, a nie ze strachu.
-Nie sądzisz, Se jestem dość inteligentna by pojąć róSnicę?
-To ja jestem tym, który musi się upewnić, co do twojej motywacji.
PoniewaS nadal jej nie ufał. Było to smutne, ale nie mogła go za to
obwiniać.
-Bardzo dobrze. Jak to w takim razie rozegramy?
-Myślę, Se mam pomysł.
61
***
Angelia siedziała na dole, pozwalając Fangowi obwąchać swoją rękę.
-Nic dziwnego, Se on tak dziwnie się zachowywał. Drań był sparowany.
-Fang! -Zwróciła mu uwagę Bride'a. -Zostaw tą biedną dziewczynę w
spokoju, albo jej pogratuluj.
-Czego tu gratulować? Jak dla mnie wizja bycia związanym na zawsze
z Furym jawi się, jako największy koszmar.
Był czas, gdy dziewczyna zgodziłaby się z nim. Dziwne, ale juS tak nie
było.
-Twój brat to wspaniały wilk.
Bride'e uśmiechnęła się z aprobatą, słuchając tych słów.
-A gdzie jest tak w ogóle nasz kochaś -wilk?
-Powiedział, Se idzie spotkać się z przyjacielem, by uniemoSliwić lwom
pójście moim śladem.
Fang zesztywniał.
-Co się stało? -Spytała natychmiast StraSniczka, zaniepokojoną tą
dziwną reakcją.
-Fury nie ma Sadnych przyjaciół.
Dlaczego miałby ją okłamywać? Dobrzy bogowie, co on zamierzał
zrobić?
-To w takim razie gdzie on jest?
Odpowiedź niemal juS wyszła z ust Fanga, gdy nagle pojawił się Vane.
Zwrócił się do brata, rzuciwszy szybkie spojrzenie na Lię.
-Potrzebuję cię na Omegarionie. Natychmiast.
Fang zmarszczył brwi.
-Co się dzieje?
-Fury powiedział, Se jest osobą, która okaleczyła lwa.
Angelia poderwała się na równe nogi.
-Co?!
-Słyszałaś! Ten durny idiota... Wezwał mnie Savitar, który poprosił
mnie o zebranie jakichś świadków, mogących udowodnić jego niewinność.
Fang zaklął.
-Gdzie on był, gdy to wszystko się stało?
-Nie wiem.
Fang poderwał się na nogi.
-Idę.
Bracia zaczęli się zbierać do wyjścia.
-Nie zapominajcie o mnie -Angelia stanęła tuS przed przywódcą
Lykosów.
Vane zawahał się.
Jednak brat posłał mu tylko surowe spojrzenie.
-Ona jest jego partnerką, V. Niech idzie.
Przenieśli się wspólnie na wyspę Savitara, do pokoju, gdzie obradowała
rada Omegarian. To tutaj podejmowali decyzję prawne, wiąSące
62
wszystkich zmiennokształtnych. Całe Sycie dziewczyna słyszała historie o
tym miejscu, ale nigdy nie myślała, Se dane jej będzie je zobaczyć.
To tutaj władcy, Katagaryjskich i Arkadyjskich, gatunków spotykali się.
Niesamowite było, Se nigdy tu nie walczyli. Ale to był właśnie wpływ
Savitara.
Był on dla nich niczym sędzia, wyrocznia, to on podejmował zwykle
decyzje, trzymając w dłoniach ich los. Jedynym problemem było to, Se
nikt nie wiedział, czym tak naprawdę Savitar był. Ani skąd się wziął.
-Gdzie jest Fury? -spytała Vane'a.
-Nie wiem.
-Czy są tutaj juS wszyscy członkowie?
Szybko przyjrzał się zgromadzonym.
-Wszyscy poza Furym.
Zanim mogła zadać kolejne pytanie, poczuła za sobą powiew mocy.
Odwracając się, zobaczyła niesamowicie przystojnego męSczyznę. Miał
dobre dwa metry wzrostu, długie ciemne włosy i niewielką kozią bródkę.
Ubrany był w strój surfera, za to spojrzenie miał skupione.
-Masz swojego świadka, Wilku? -spytał Vane'a.
-Mam.
-W takim razie kontynuujmy -Podszedł do okrągłego stołu, przy
którym obradowała rada i zajął miejsce na tronie.
-Savitar? -spytała Vane'a o toSsamość tajemniczego obcego.
Ten przytaknął.
Cholera. On był straszny.
Savitar wydał długie, zbolałe westchnienie.
-Wiem, Se kaSdy z was chciałby teraz być gdziekolwiek indziej.
Uwierzcie mi, mam podobne uczucia. Ale nie udawajmy, Se nie wiemy, co
się dzieje i nie chowajmy się przed prawdą… -Zerknął na władcę
Jastrzębi Arkadyjskich i zawahał się. -Okey, niektórzy z was nie mają
pojęcia, o co chodzi, dlatego musze zacząć od wyjaśnień. Wydaje się, Se
jacyś dobrzy Arkadyjczycy stworzyli pewną broń, która jest w stanie
uwięzić was na stałe w waszej pierwotnej formie.
Kilku członków rady wciągnęło powietrze.
Główny sędzia skinął powoli głową.
-Tak, to jest do bani. Dwa dni temu, kilku drani zdecydowało się na
małe polowanie. Mam głowy dwóch z czterech odpowiedzialnych za to
osób -skinął na grupkę lwów, stojących po jego lewej stronie. -Rodzina
ofiar chce dwóch pozostałych. Martwych. Ale wpierw poddanych
torturom. Mogę to uszanować.
-Wyruszymy na polowanie? -spytała Nicolette Peltier.
-Nie. Wygląda na to, Se jedna z odpowiedzialnych za te wydarzenia
osób, sama oddała się w nasze ręce. Twierdzi, ze zabił czwartą z osób i nie
ma zamiaru uciekać.
-Gdzie on jest? - dopytywał się Paris Sebastianne.
-Czekaj na swoją kolej, Lwie, albo będę nosił twoje oczy jako biSuterię.
Skarcony od razu się wycofał.
63
Savitar strzelił palcami i Fury pojawił się tuS przed jego tronem, skuty
łańcuchami.
Angelia chciała do niego podejść, ale Vane ją zatrzymał.
Wtedy jej kochanek spojrzał na nią, zdziwiony jej widokiem.
-Kurwa, Vane, mówiłem ci byś nie… -na jego twarzy pojawił się
kaganiec.
Sędzia spojrzał na skutego męSczyznę.
-Następna osoba albo zwierzę, które mi przerwie zostanie
wypatroszone.
Spojrzenie Fury'ego złączyło się z wzrokiem dziewczyny. Nic nie mów,
przekazywał jej. Tak będzie lepiej. Zaufaj mi. Wrócisz do domu i
odzyskasz swoje Sycie.
Czy on całkiem stracił rozum?
Wszelkie myśli przepadły, gdy nagle obok skutego Katagaryjczyka
zmaterializował się Dare.
Savitar rzucił spojrzenie pełne pogardy na nowoprzybyłego.
-Mamy świadka, który mówi, Se widział czyn Fury'ego. Jako, Se Fury
potwierdza słowa świadka, podejrzewam, Se twoje zeznanie przypieczętuje
jego los. Chyba, Se ktoś z sali ma coś do dodania.
Sasha wystąpił krok do przodu.
-Fury tego nie zrobił. On musi kogoś bronić. Znam go. Mogę nie lubić
tego drania, ale wiem, Se jest niewinny. Byłem w Sanktuarium, gdy
zobaczył lwa i wtedy nie miał pojęcia, co się dzieje.
-To prawda -dodała Nicolette. -Ja równieS to widziałam. Powiedział
mi, Se ma zamiar odnaleźć winnych i ich ukarać.
Savitar pogłaskał się po bródce.
-Ciekawe, nieprawdaS? Co masz do powiedzenia na ten temat Fury?
Knebel zniknął.
-Mylą się.
Sędzia potrząsnął głową, z niewyraźną miną.
-Czy ktoś jeszcze ma coś do dodania? Zapewne mylnego?
Łzy wypełniły oczy Angelii, na myśl o poświęceniu, jakiego miał zamiar
dokonać Fury. Ale nie mogła mu na to pozwolić. Spoglądając w dół,
przesunęła wzrokiem po symbolu na dłoni.
Byłoby dla niej największym honorem być jego towarzyszką i matką
jego dzieci.
Gdyby to tylko było moSliwe.
-Fury jest niewinny -powiedziała, występując krok do przodu. -
Przyznał się, by chronić…
-Mnie.
Kobieta zamarła, zaszokowana słowem, które wypowiedział Dare.
-Jak to było? -spytał sędzia.
Dare spojrzał na nią, potem na Fury'ego.
-To ja oddałem strzał, który okaleczył lwa, który przeSył. Ten, który
zastrzelił tego drugiego -juS nie Syje.
-A inni?
-Wszyscy są martwi.
64
Fury potrząsnął głową, patrząc na brata.
-Czemu to robisz?
-PoniewaS to są moje winy i dopiero zwierzę pokazało mi, co to znaczy
postępować szlachetnie. Pieprz się.
-Miałeś swoją okazję -mruknął pod nosem zakuty w łańcuchy wilk.
-Zamienię się z nim miejscami -Dare spojrzał na Lię. -Czas bym w
końcu zrobił jakiś dobry uczynek.
Savitar zaplótł ramiona na piersi.
-Mamy kolejne przyznanie się do winy złoSone przez Dare'a
Kattalakisa. Po raz pierwszy, po raz drugi… Czy jest w pokoju, ktoś
jeszcze, kto chce się przyznać do skrzywdzenia lwa? -urwał na moment. -
Nie podejrzewam.
Lwy wysunęły się do przodu.
-W takim razie on jest nasz.
Jednak sędzia zaprzeczył krótko ruchem głowy.
-Dokładnie mówiąc, on jest mój. Sorry. Do tej pory udało wam się
zdobyć głowy dwóch Arkadyjczyków. Cieszcie się, Se nie domagam się
sprawiedliwości dla ich rodzin. Wiemy, Se byli winni, ale nie mieli
procesów…
Lwy nie wyglądały na szczęśliwe, ale nie śmiały protestować.
-A w kwestii tych zabawek, których uSywali -nie obawiajcie się.
Upewniłem się juS, Se ich wynalazca nie wymyśli niczego innego.
Wysłałem swoich ludzi, by wytropili wszystkie sprzedane egzemplarze i
wkrótce wszystkie zostaną zniszczone. A w międzyczasie…
Dare zniknął, a kajdany oplatające Fury'ego rozpłynęły się w powietrzu.
-Omegrion zostaje zakończony.
Członkowie rady przeteleportowali się do swoich domów.
Zostały tylko wilki i Nicolette. Fury podszedł do ich niewielkiej grupki.
Wyciągnął dłoń w kierunku Sashy.
-Dzięki.
-Nie ma sprawy. I w dalszym ciągu nie jesteśmy przyjaciółmi.
Spojrzenie wilka zalśniło humorem.
-Jasne, palancie. Nienawidzę twojej odwagi -Po wymianie tej kurtuazji,
spojrzał na Mamę-niedźwiedzicę. -To było bardzo przyzwoite z twojej
strony, Se zdecydowałaś się przemówić.
-Nadal masz zakaz wejścia do mego domu… Chyba, Se będziesz ranny
-I zniknęła w krótkim rozbłysku światła.
Fury potrząsnął ze śmiechem z głową, po czym spowaSniał, gdy spojrzał
na Lię.
-Miałaś zamiar zając moje miejsce.
-Powiedziałam ci, Fury, Se zawsze juS stanę przy twoim boku.
Podniósł obie jej dłonie do ust i ucałował kaSdą po kolei.
-Mój bok nie jest miejscem, gdzie najchętniej bym cię widział.
Uniosła brwi.
-Nie? W takim razie gdzie wolałbym mnie oglądać? -Spodziewała się,
Se powie, Se pod nim. Tak powiedziałby męSczyzna z Arkadii.
Ale zaskoczył ją.
65
-Chcę mieć ciebie po mojej stronie. Zawsze.
-Fuj -poskarSył się Fang. -Wilki, idźcie znaleźć sobie jakiś pokój.
Angelia uśmiechnęła się.
-Brzmi jak doskonały pomysł.
Sekundę później znaleźli się w domu.
***
Savitar nie poruszył się z miejsca, dopóki z komnaty nie zniknął ostatni
z wilków. Gdy tylko został sam, poczuł obok siebie przypływ energii.
To był Zarek.
-Sasha wrócił do domu, Z.
-Taa, wiem. Chciałem spotkać się z tobą i dowiedzieć się o coś
odnośnie naszej wcześniejszej dyskusji.
-Moje demony odzyskały większość sztuk broni.
-Ale…
-Ale nadal kilka pozostało.
Zarek zaklął.
-Jeśli Sasha kiedykolwiek zostanie z którejś postrzelony, Astrid
popadnie w obłęd.
-Uwierz mi, Z., wiem -Savitar spojrzał na zewnątrz, w kierunku czystej
linii horyzontu. Wiedział jednak to samo, co Zarek. ZbliSał się sztorm.
Ostry i gwałtowny.
Przetrzymali właśnie jedną nawałnicę. Ale była ona niczym, w
porównaniu z tą, która nadejdzie.
***
Fury leSał w łóSku, nagi, z Angelią rozciągniętą na sobie. Ich dłonie były
nadal złączone po rytuale Potwierdzenia.
-Nadal nie mogę uwierzyć, Se chciałeś umrzeć, Sebym mogła wrócić do
domu.
-Nie mogę uwierzyć, Se chciałaś nazwać mnie kłamcą i zająć moje
miejsce pod gilotyna. Następnym razem, gdy będę próbował cię uratować
kobieto, pozostań jednak bezpieczna.
Roześmiała się, po czym złapała go za brodę.
-Dotrzymam obietnicy, pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-PowiąSmy nasze Sycia ze sobą.
Widziała, Se jej kochanek skrzywił się, niezadowolony.
-Dlaczego to dla ciebie takie waSne?
Przełknęła gulę blokującą gardło.
-Nie wiesz?
-Nie mam pojęcia.
66
-PoniewaS cię kocham, Wilku, i nie chcę juS nigdy spędzić nawet dnia
bez ciebie. Gdy ty umrzesz, umrę i ja.
Fury spojrzał na nią z niedowierzaniem. W całym swoim Syciu pragnął
tylko jednej rzeczy.
I Lia właśnie mu ją dała. Kobietę, którą pokocha i na której będzie mógł
polegać.
-Dla ciebie, moja pani wilczyco, jestem gotów zrobić wszystko.
Angelia uśmiechnęła się, czując jak znów w niej stwardniał. Całując go
w dłoń, wiedziała, Se tym razem nie połączy ich tylko seks. Tym razem
połączą swoje Sycia na całą wieczność.
67