Andrzej Piotr Załęski
Andrzej Piotr Załęski
Anioły życia
rok wydania: 2004, wydanie: II,
wymiary: 14,5 x 20,5 cm, oprawa: miękka,
liczba stron: 148, ISBN: 83-917774-4-8
Spis treści
Wprowadzenie
1. Anioły - istoty subtelnej energii
2. Nie idziemy przez życie sami
3. Mieszkańcy duchowych wymiarów
4. Przygotowanie do pracy z energiami aniołów
5. Sposoby korzystania z pomocy aniołów
5.1. Zasada wolności wyboru
5.2. Zasada wymiany energetycznej
5.3. Zasada nieśmiertelności
5.4. Zasada kreacji
5.5. Zasada moralnego wzrostu
5.6. Zasada miłości
6. Anioł Stróż
7. Rozwój duchowy
8. Pomocne anioły
Zakończenie
Bibliografia
Wprowadzenie
„Człowiek z każdym stworzeniem ma coś wspólnego: wraz z kamieniem posiada istnienie, życie wraz z drzewami, czucie razem ze zwierzętami, poznanie wspólnie z aniołami.”
Tomasz z Akwinu
W ostatnim czasie obserwujemy prawdziwy renesans zainteresowania angelologią, a ściślej tą jej częścią, która dotyczy aniołów opiekujących się nami, strzegących od nieszczęść i prowadzących nas po niepewnych ścieżkach losu. Kiedyś dziedzina zarezerwowana dla duchownych i teologów, wspomaganych czasem przez malarzy, rzeźbiarzy i poetów, dziś zaczyna być obecna w świadomości coraz większej grupy ludzi.
Powstaje pytanie, dlaczego człowiek XXI wieku, nowoczesny, otoczony wysoką techniką i „mądry” osiągnięciami nauki miałby zawracać sobie głowę jakimiś mitologiczno-religijnymi stworzeniami? Jesteśmy z natury praktyczni, szybko uczymy się obsługi nowych urządzeń, programów komputerowych, chcemy wiedzieć co jak działa i do czego służy. Na co w takim razie mogą przydać się nam anioły?
Z reguły w sytuacji zaistnienia faktów nieoczekiwanych, niezgodnych z przewidywaniami logicznymi, do roboty zabierają się jajogłowi i budują mądre teorie mające wytłumaczyć nam, maluczkim zawiłości tego świata, a mówiąc wprost, dorabiają ideologię do tego, czego nie rozumieją. Życie jednak ma to do siebie, że ciągle dostarcza nowych faktów niszcząc bezceremonialnie nawet najbardziej zgrabne teorie niczym szczeniak buty w przedpokoju. Jako właściciel dwóch piesków buty trzymam z przezorności w szafie, dlatego też żadnej teorii nie będzie.
Zamiast tego chciałbym zwrócić uwagę na dwa zagadnienia związane z powyższym faktem. Po pierwsze ludzkość znalazła się w obliczu koniecznych wielkich zmian o charakterze globalnym. Rzecz dotyczy nie wszystkim znanego faktu przejścia Epoki Ryb w Epokę Wodnika. Warto wiedzieć, że zmiana taka następuje cyklicznie w przybliżeniu co 2100 lat. Ostatnie takie przejście miało miejsce w czasach współczesnych Jezusowi z Nazaretu. Stąd też nieprzypadkowo symbolem chrześcijaństwa jest ryba.
Najważniejszymi cechami, którymi charakteryzuje się ustępująca już era są konflikty, przemoc, wojny, ideologie i systemy doktrynalne, których skutki widzimy na własne oczy. Był to również okres powstawania i ekspansji wszystkich wielkich religii monoteistycznych.
Jak na ironię koniec tej Epoki przebiega pod wpływem gwałtownego mieszania się poszczególnych jej elementów. Znamy przecież z historii połączenie religii i wojny pod postacią wypraw krzyżowych lub ideologii i przemocy pod postacią obozów koncentracyjnych czy łagrów. W tej chwili mamy na przykład do czynienia z ideologicznym konfliktem pomiędzy chrześcijaństwem a islamem. Nie ma to nic wspólnego z prozelityzmem, czyli z misją nawracania na „właściwą” wiarę, a stanowi przykład wykorzystywania pięknych idei dla zbrodniczych celów.
Na szczęście jesteśmy u schyłku Epoki Ryb, choć ustępuje ona powoli, a proces ten, trudny i skomplikowany, potrwa jeszcze przynajmniej kilkadziesiąt lat. Nowe przebija się z mozołem, wyznaczając perspektywy na przyszłość. Nadchodząca Era Wodnika oznacza więcej spokoju, uciszenie targających światem konfliktów i wojen. Nastąpi czas globalnej komunikacji i łączności, co wiąże się z poznawaniem się nawzajem i, mam nadzieję, większą tolerancją. Już w tej chwili nowy kurs wyznaczają komputery i Internet. Najważniejsza staje się informacja i fachowa wiedza.
Zainteresowanie aniołami wpisuje się w cechy nadchodzącej epoki w tym sensie, że są one łącznikiem, środkiem komunikowania się ziemi z niebem. Cecha Wodnika - intuicyjne działanie, wejście w sferę nieznanego, określa kierunek poszukiwań człowieka w drodze jego rozwoju.
Drugim zagadnieniem, które wydaje się istotne, to kondycja współczesnego człowieka i problem radzenia sobie z samotnością, na którą jest skazany w poszukiwaniu rozwiązania swoich egzystencjalnych problemów. Pytania typu: kim jestem?, do czego zmierzam?, czego chce ode mnie Bóg?, lub jaki sens ma moje życie? „prześladują” nas czasem, choćbyśmy wypełnili każdą minutę, zajmowali się setką spraw na raz, czy też wszystkie siły poświęcili dla innych. Z powodów, których nie rozumiemy, coś zmusza nas jednak do zadawania takich pytań, a co gorsza, musimy szukać na nie odpowiedzi. Jaka szkoda, że nie można tego załatwić na grillu z przyjaciółmi czy na imprezie towarzyskiej.
Doświadczamy pewnego rodzaju dychotomii, czyli rozdwojenia. Inaczej widzimy siebie będąc w grupie, w łączności z innymi, a inaczej w odosobnieniu. Często bycie z samym sobą bywa ciężkie i przykre. Dostarcza cierpień i budzi lęk. Szukamy więc towarzystwa, bratniej duszy, aby to cierpienie zmniejszyć. Najczęściej niestety drugi człowiek, który pełni rolę „środka przeciwbólowego”, staje się z czasem „narkotykiem”, bez którego nie umiemy się już obejść.
Coraz wyraźniej widzimy, że odpowiedzi nie znajdziemy w rozmowach, książkach, telewizji czy Internecie. Co gorsza nawet religie nie są w stanie nam pomóc. Może więc anioły…? Prawda, że zabrzmiało to jak szept wariata? Cóż, możecie potraktować ciąg dalszy, jako próbę wybronienia się przed mieszkaniem w domu bez klamek albo pod wiadomy numer zdzwonić już teraz. Jak pewnie zauważyliście, mówimy tu o wszystkim, tylko nie o aniołach. Pełni to dwie funkcje. Pierwsza, to głębokie przekonanie, że najważniejsza jest pomoc człowiekowi w trudnej drodze wiodącej z ziemi do nieba, druga zaś zawiera deklarację autora, że nie będzie zajmował się szczegółowo angelologią teologiczną, ani bez wyraźnej potrzeby opowiadał, jak to wyobrażali sobie anioły, ich hierarchię oraz działanie różni myśliciele, ojcowie kościoła, czy nawiedzeni święci.
Moim nadrzędnym celem jest przedstawić Ci Czytelniku świat anielski jako źródło wszechstronnej pomocy oraz pokazać, w jaki sposób skutecznie i bezpiecznie z niej korzystać. Podam też szereg ćwiczeń praktycznych, między innymi będą to afirmacje, medytacje, kontemplacje oraz modlitwy. Mamy w tym przypadku do czynienia z pracą energetyczną, dlatego ważne jest właściwe przygotowanie do niej oraz przestrzeganie zasad bezpieczeństwa, by w żadnym razie nie narazić się na destrukcyjne działanie równoważnych energii negatywnych, czy też nie wyczerpać się nadmiernym wysiłkiem energetycznym. Ćwiczenia te mają na celu nawiązanie kontaktu z aniołami i korzystanie z ich rady, pomocy i ostrzeżeń.
C. G. Jung mówił, że w snach radzimy się człowieka mającego dwa miliony lat. Korzystając z rad aniołów sięgamy do mocy istot przedwiecznych, nieporównanie mądrzejszych od nas. Ciekawe, że anioły pomagają nam i chronią, choć o tym nie wiemy. Rzecz w tym, aby ów proces przebiegał świadomie, a wtedy efekty mogą przekroczyć nasze wyobrażenia i co ważne, z pewnością lepiej poznamy siebie, zrozumiemy nasze ograniczenia i przeszkody, które utrudniają wejście na drogę rozwoju, tę zwykle niedostrzegalną, krętą ścieżkę, przeznaczoną jedynie dla nas.
1. Anioły - istoty subtelnej energii
Problem z określeniem natury aniołów, opisu ich cech charakterystycznych czy też możliwości działania w naszym świecie, bierze się z naszego, dość naiwnego, przekonania, że naoczność i namacalność stanowią wystarczające i konieczne kryterium prawdy. Niespełnienie tego warunku oznacza niestety koniec sensownej rozmowy, dalej bowiem można wkroczyć jedynie na płaszczyznę dywagacji o charakterze światopoglądowym, a rzecz sprowadza się do prostej alternatywy: wierzymy w ich istnienie lub nie.
Zapewne nie różnię się od większości ludzi prezentując postawę świętego Tomasza, czyli przedkładam osobiste doświadczenie nad kredytowanie rzeczywistości niepewnym aktem wiary. Jednak poznawanie przy pomocy wzroku, słuchu czy dotyku nie wyczerpuje możliwości człowieka, choć na pewnym etapie (dziecko) jest podstawowym sposobem poznania. Naiwność poznania zmysłowego wykorzystują przecież oszuści, specjaliści od sztuk magicznych i reklamy. To, co widać, nie musi być prawdą. Mechanizm polega po prostu na skłonieniu nas do wyciągnięcia określonych wniosków z tego, co nam pokazano. Aby zatem nie powiększać widowni kuglarzy, namawiam do ostrożniejszego osądu faktów rejestrowanych zmysłami.
Można nawet powiedzieć więcej. Mamy duży kłopot z percepcją i odczytywaniem otaczającej nas, materialnej rzeczywistości, dlatego tak duże trudności sprawia nam opisywanie świata pozamaterialnego. Celowo używam takiego terminu, ponieważ niektóre aspekty działania sił duchowych mogą mieć odwzorowanie w świecie materii. Typowym przykładem takiego działania są opisywane przypadki materializacji, teleportacji, czy działanie na odległość siłą umysłu (wyginanie, przesuwanie przedmiotów).
Nauka zaprzecza oczywiście wszelkimi dostępnymi sobie sposobami istnieniu jakichkolwiek niematerialnych bytów. Nie można wcale dziwić się takiej postawie, gdyż zajmuje się ona przecież tylko materią i na niczym innym się nie zna. Zapytajcie naukowca na przykład co to takiego jest życzliwość? Jakie ma własności, jak powstaje i jakim wzorem da się ją opisać? Dla adeptów rozwoju duchowego to zagadnienie nie przedstawia większego problemu. Nauka zaś nie może nam nic o tym powiedzieć. Oczywiście, naukowcy wyślą nas do psychologów, ale ci będą plątać się w pojęciach i gdy przyprzecie ich do muru, rozłożą bezradnie ręce.
A życzliwość to nic innego, jak emanowanie subtelnej energii o pozytywnej wibracji, którą człowiek kieruje na inną osobę selektywnie lub w całości na wszystko. Energia ta ma pochodzenie pozamaterialne, lecz posiada zdolność działania w płaszczyźnie naszego świata. Każdy z nas doświadczając czyjejś życzliwości odczuł, jakie zmiany zachodzą w jego umyśle, emocjach oraz ciele. Życzliwość posiada działanie uspokajające, kojące, uciszają się dzięki niej w nas negatywne odczucia i emocje. Organizm reaguje spadkiem napięcia mięśni, serce zwalnia, a my czujemy się odprężeni i spokojni.
Kluczem do opisu natury aniołów jest zrozumienie pojęć dualizmu i komplementarności. Otóż każda obecność (byt) materialna posiada swój niematerialny odpowiednik. Tak jak medal, który posiada dwie strony oddzielone od siebie barierą jednoczesności. Chodzi o to, że możemy obserwować tylko jedną jego stronę na raz. Drugą oczywiście można poznać, ale w innym czasie i dopiero obie obserwacje składają się na opis naszego medalu. Zasada komplementarności mówi o tym, że pewne elementy istniejące w postaci materialnej czy niematerialnej posiadają wzajemne powinowactwo, dążą ku sobie, aby się nawzajem dopełnić, wzbogacić. To dążenie jest tak silne, że w przypadku człowieka może ono przekraczać świadomość i umysł. Czasem nieznana siła pcha nas w określonym kierunku, nawet jeśli się jej opieramy. Według tej zasady dobieramy sobie również partnerów życiowych, przyjaciół, ale też kierunek wykształcenia, zainteresowania, czy wreszcie przedmioty, którymi się otaczamy.
Aspekt materialny naszego świata, choć ważny, nie wyczerpuje jego natury. Dopełnia go element nieuchwytny dla naszych zmysłów, objawiający się czasem przygotowanym do jego odbioru ludziom, jako w swej naturze nadrzędny, rozumny, kierujący przebiegiem zdarzeń. Już od początków ludzkiej cywilizacji rysuje się wyraźny podział na to, co zwykłe, powszednie i każdemu dostępne, czyli profanum oraz to, co wzniosłe, wielkie, nieosiągalne dla maluczkich i niejawne, owiane wielką tajemnicę, czyli sacrum. Ten obraz zobaczymy w każdej religii świata.
Nikogo jednak nie namawiam, aby wierzył w duchowy wymiar rzeczywistości, ale zachęcam do przekonania się poprzez własne doświadczenie, jak jest naprawdę. Wymagało to będzie pewnej pracy i wysiłku, lecz wiadomo od dawna, że tylko rzeczy mało warte go nie wymagają.
Poszukując odpowiedzi na pytanie o naturę aniołów, przez wiele wieków mędrcy i teologowie zgadzali się tylko w jednym punkcie. Wszyscy uważali, że są one istotami niematerialnymi. Tomasz z Akwinu mówił, że „anioły są samym intelektem”. Szkot Jan Dunst dowodził, iż składają się z „materii duchowej”, jest ona bardzo mglista, lecz choć anioły są bezcielesne, to jednak gęste i materialne w porównaniu z Bogiem. Rudolf Steiner, filozof, twórca antropozofii, czyli wiedzy o człowieku, którą osiąga się przez badanie świata duchowego, uważał anioły za niematerialne byty, będące spadkobiercami wcześniejszych, kosmicznych światów.
Pozostaje nam jednak problem, jak opisać ową niematerialność. Dylemat sprowadza się w tym przypadku do wyboru czy mówimy o tym, czego nie ma, czy o sferze, która jest wprawdzie dla nas zakryta w zwykłych warunkach, lecz poznawalna w inny sposób niż zmysłami i prostą dedukcją. Możemy więc od razu zamknąć sprawę lub zadać sobie trud jej badania. Nie przyjmując żadnych wstępnych założeń przyjrzyjmy się temu, co wiemy o świecie, w którym dane jest nam żyć. Został on zbudowany z materii, którą możemy widzieć, dotykać, a nawet przemieszczać. Zajmuje ona miejsce, posiadając określone wymiary, czyli wypełnia przestrzeń. Czy ma ona jakieś granice, gdzieś się kończy niestety nie wiemy, a naukowcy od lat toczą w tej kwestii spory.
Aby najlapidarniej dopełnić obrazu naszego świata należy powiedzieć o pewnych formach mających cechy materii, choć od niej różnych. Myślę tu o takich zjawiskach, jak światło, głos, promieniowanie czy ciepło. Są to wszystko formy energii, która według Einsteina posiada swój ekwiwalent materii. Inaczej mówiąc w pewnych warunkach możliwa jest zamiana materii w energię i na odwrót.
Zastanawiacie się pewnie, po co opowiadam o rzeczach, które są każdemu znane? Chciałbym przy tej okazji zwrócić waszą uwagę na szczególną strukturę w budowie materii, która zawiera głęboki zamysł. Zauważmy, że tak zwana czysta materia stanowi najbardziej toporne i prymitywne tworzywo. Alchemicy od wieków próbowali przekształcać ją w doskonalsze formy, lecz skutek był żaden. Trudno ją dzielić, wprawiać w ruch, a niemożliwe jest ją zniszczyć, unicestwić, spowodować, że zniknie. Takie działania, jak na przykład spalanie, zmieniają tylko jej formę - treść pozostaje. Trochę inaczej rzecz się ma z energią, która stanowi subtelniejszą formę materii i posiada niektóre jej cechy, lecz zawiera też szereg nowych własności. Tak jak materia jest szkieletem naszego świata, energia jest jego silnikiem, siłą napędową wprawiającą wszystko w ruch. Reprezentuje dynamikę, pozwala na działanie, powoduje, że potrzebne jest wprowadzenie oznaczenia zachodzących przemian i zdarzeń, to jest pojęcia czasu. Energia posiada zdolność przenikania materii. Będąc zasadą ruchu, przemieszcza się z nieosiągalnymi dla materii prędkościami. Nie można jej zamknąć, ani umieścić w określonej przestrzeni.
Należy jednak zauważyć, że w przyrodzie występuje wiele rodzajów energii. Różnią się one między sobą przede wszystkim możliwościami wpływu na materię. W związku z tym można poszczególne rodzaje energii uszeregować według siły działania, a zatem także możliwości technicznych człowieka do ich rejestrowania. Do energii silnie działających należą promienie Rentgena, promieniowanie typu gamma czy też elektryczność i ciepło. Na ciało człowieka wywierają one negatywny wpływ, uszkadzają tkanki i powodują choroby. Mniejszy wpływ na organizmy żywe ma światło czy dźwięk, choć w dużych dawkach mogą być szkodliwe. Występują wreszcie energie o słabym działaniu, trudno wykrywalne, niektóre są nawet przedmiotem wątpliwości, czy rzeczywiście istnieją. Jako przykłady podam tu szczątkowe promieniowanie kosmosu zwane reliktowym oraz promieniowanie aury człowieka, które ujawnia się na zdjęciach kirlianowskich. Energie emitowane przez organizmy żywe mają charakter subtelny, choć trzeba zwrócić uwagę na to, że biopole rejestrowane przez czułe przyrządy pomiarowe stanowi sumę różnych energii, nie ma jednolitej struktury.
Trudności z badaniem niektórych rodzajów energii lub nawet jego niewykonalność są spowodowane faktem zbliżania się ich do granicy materialności. Po jej przekroczeniu wchodzimy w świat wpływów subtelnych, zjawisk energetycznych i bytów nierozpoznawalnych doświadczeniem eksperymentalnym. Mechanizm przechodzenia tej bariery wyraźnie widać w jednej z głównych zasad homeopatii. Posługuje się ona tak zwanymi nieskończenie małymi dawkami leku.
Oznacza to rozcieńczanie substancji leczniczej wraz z jednoczesną dynamizacją daleko poza moment, kiedy w rozpuszczalniku nie znajdzie się ani jedna cząsteczka substancji czynnej. Skądinąd jest to sztandarowy zarzut konwencjonalnej medycyny, która każe leczyć materialnego człowieka materialnymi lekami. Tu jednak nie teoria ani doktryna rozstrzyga spór, kto ma rację. Okazuje się, że działanie „niematerialnych” potencji homeopatycznych (powyżej 12°C) rzeczywiście ma miejsce i co więcej, jest dużo silniejsze niż potencji niższych. Jak to możliwe? Rzecz polega na tym, że nieobecna już substancja lecznicza pozostawia swój energetyczny ślad, zakodowaną informację, która jest wzmacniana w trakcie dalszej potencjalizacji. Ta niematerialna przecież informacja daje bodziec, który zapoczątkowuje proces leczenia.*(zainteresowanych tych zagadnieniem odsyłam do mojej książki „W świecie homeopatii”).
Najczęściej anioły przedstawiane są jako świetliste postacie, które emanują przy tym niezwykle pozytywną energią. Ludzie, którzy opisują doświadczenia kontaktu z aniołami, zawsze zwracają uwagę na niezwykłe odczucia widzenia światła. Świadczy to o energetycznej naturze aniołów. Związek ze światłem nie jest wcale przypadkowy. Uczeni do dziś nie potrafią określić jego natury. Może się ono prezentować raz jako fala (zjawisko odbicia, interferencji, polaryzacji), kiedy indziej zaś jako strumień cząstek - fotonów (zjawisko fotoelektryczne, efekt Comptona). Tym samym wymyka się gruntownemu poznaniu, co sugeruje związek z energiami subtelnymi i jednocześnie przybliża nas do zrozumienia natury świata ukrytego - duchowego.
Światło jest warunkiem obecności życia. Bez niego nie moglibyśmy istnieć. Człowiek potrzebuje światła, anioł zaś nim jest. Zanim rozwinę tę myśl, chciałbym określić podstawowe dla każdego ezoteryka pojęcie energii subtelnej. Według mnie jest to wpływ pochodzenia niematerialnego, który ma zdolność oddziaływania na wszystkie istoty posiadające aspekt duchowy, tę iskrę boskości obecną w każdym żywym stworzeniu, a więc w człowieku, zwierzęciu czy roślinie, naturalnie dotyczy to również bytów duchowych. Przepływ energii subtelnej wymaga dostrojenia się odbiorcy. Muszą tu być spełnione przynajmniej dwa podstawowe warunki. Po pierwsze trzeba pozbyć się swoistych tarcz ochronnych, którymi są tak zwane „grube” wibracje. Ich redukcji dokonuje się poprzez oczyszczenie ciała i wyciszenie umysłu. Tak jak nie usłyszymy szeptu na koncercie rockowym, tak nie odczujemy działania subtelnego nie wyłączając istniejących w nas zakłóceń.
Drugim warunkiem jest wzbudzenie rezonansu, czyli wytworzenie podatności na przyjmowanie subtelnych energii. Trochę przypomina to proces dostrajania odbiornika radiowego na określoną długość fali. W naszym przypadku możemy to zrobić poprzez modlitwę, medytację oraz inne techniki rozwoju duchowego.
Energie subtelne mają wiele poziomów i ich bogactwo odwzorowuje różnorodność świata materialnego. W pełni oddają ten fakt słowa Hermesa Trismegistosa „Jak na górze, tak na dole”. Człowiek może odbierać treść przekazów energetycznych, ponieważ posiada tak zwane ciała subtelne, których jest siedem: fizyczne, eteryczne, astralne, mentalne, kauzalne, budhialne i najwyższe, atmaniczne.
Dla odbioru wpływów subtelnych szczególnie istotny jest harmonijny rozwój wszystkich ciał oraz właściwa ich higiena. Wracając do Rudolfa Steinera, a ściślej do jego metody badania świata duchowego, zauważamy, że to właśnie ciała subtelne stanowią nasze główne, jeśli nie jedyne narzędzie badawcze. Stąd uzasadniona troska o ich stan.
Materia i cały świat przejawiony stanowi szkielet każdego istnienia tutaj na ziemi. Subtelne energie zaś stanowią podstawę bytów duchowych. Występuje ich nieskończenie wiele, należą do nich również anioły.
Przedstawię teraz poziomy, na których działają istoty duchowe, zwane też subtelnymi, czyli plany bytu. Chcę zaznaczyć, że poszczególne plany, choć różne, wykazują pewną ciągłość. Podkreśla to działanie istot subtelnych, łączących się w jeden różnopoziomowy i zróżnicowany świat duchowy.
Plan
|
Plany bytu |
Istoty subtelne |
I
|
Początek (adi) - boski |
Bóg / Bogini (Logos, Brahma) |
II
|
Anupadaka - monadyczny |
Istoty Wyższe, duchy planetarne |
III |
Atman - wyższe „ja”, dusza świata (plan nirwany) |
Opiekunowie devów (nauczyciele, ludzie, którzy wyprzedzili całą ludzkość i już zakończyli cykl ludzkiej ewolucji)
|
IV |
Bodhi - oświecenie, plan duchowy lub plan praobrazów
|
Awatary, ziemskie wcielenia bóstwa |
V |
Manas - myśl, plan mentalny, plan rozumu i twórczości
|
Archanioły |
VI |
Kamas - pragnienie, plan astralny, plan uczuć i pragnień
|
Wielcy devowie, anioły |
VII |
Sthula - plan eteryczno-fizyczny |
Duchy naturalne i elementale, czyli duchy żywiołów, istoty świata fizycznego
|
Z powyższego zestawienia wynika, że my ludzie stoimy na progu świata duchowego, na najniższym jego stopniu, ale jednocześnie uczestnicząc w grze na scenie świata materii jesteśmy zdolni wznieść się ponad swą ziemską ograniczoność i zmierzać w kierunku autentycznego rozwoju.
Zawieszeni między niebem a ziemią jesteśmy targani ciągłym niepokojem czy wybieramy dla siebie to, co najlepsze, czy też wystarcza nam zdobywanie błyskotek. Musimy zdać sobie sprawę, że chociaż nasze prawdziwe „ja” znajduje się całkiem gdzie indziej, to nasz dramat rozgrywa się właśnie tu, na scenie ziemskiego życia. Nie każda rzecz, której aktem swej woli nadajemy wartość, rzeczywiście ją posiada. Lecz nie powinniśmy bać się tego niepokoju, bo póki go odczuwamy możemy mieć pewność, że wciąż idziemy w dobrym kierunku. Najgorsze co może nas spotkać, to samozadowolenie i ten głupkowaty uśmiech wyższości zabijający nas powoli i niezauważalnie.
2. Nie idziemy przez życie sami
Samotność stanowi jedno z najdotkliwszych cierpień, jakich może doświadczać człowiek. Naturalnie można przyjąć tezę, że jest on zwierzęciem stadnym i boleśnie znosi oddzielenie od innych osobników, lecz prawda jest taka, że istnieje też tak zwana samotność w tłumie, występująca coraz częściej i różni się od tej na pustkowiu jedynie poziomem hałasu. Gdyby bowiem chodziło o samą tylko obecność ludzi wokół nas, to stworzone przez poprzedni ustrój blokowiska powinny być świetnym antidotum na samotność.
Cóż więc wpędza człowieka w tak przykry stan odizolowania, lęku przed każdym spotkaniem i odbierającą jakąkolwiek nadzieję pustkę? Niektórzy starsi ludzie mówią, że bierze się to od „nieczewo diełat'” i w tej przewrotnej diagnozie jest sporo racji. Oczywiście nie można tego traktować dosłownie, bo przecież rozumiemy, że zagłuszanie samotności pracą, aktywnością i ciągłym pośpiechem tylko na krótko polepszy nasze samopoczucie, potem zaś do złego stanu dojdzie jeszcze zmęczenie i poczucie bezsensu.
Wielu ludzi spędza większość swego życia na wykonywaniu tego, co muszą, by bezowocnie marzyć o robieniu tego, co chcieliby. Często zapracowują się nieprzytomnie, by klepać swoją biedę z mozołem godnym lepszej sprawy, a nadzieję chowają głęboko czekając na lepsze czasy, które i tak dla nich nie nadejdą. Stąd bierze się pesymizm i „morderczy” stosunek do wszelkich entuzjastów, tych „lekko” myślących ludzi, którzy zajmują się tym, co ich pasjonuje, a resztą mało się przejmują. Niewiele prawdy tkwi w tym, że z braku zajęcia człowiek ma za dużo czasu na myślenie i to główny powód jego nieszczęść.
Rzecz w tym, że nie potrafi on tej szansy wykorzystać, czyli rzetelnie przemyśleć sytuację, w której się znalazł i w zgodzie ze sobą zdecydować o przyszłości. Za to łapie się, zwykle bezmyślnie, najczęściej pod wpływem przypadkowego bodźca, byle jakiego zajęcia i zużywa biedne, szare komórki do utwierdzenia się w przekonaniu, że wybrał dla siebie najlepszą rzecz pod słońcem. Czasem coś w środku mówi mu „zostaw to”, ale on wie lepiej, brnie więc dalej, bo trudne położenie, to przecież jego żywioł.
Samotność ma wiele wymiarów, ale zawsze obecny jest jeden element - brak pasji. Bez niej życie wydaje się szare, dopada nuda i nic się nie chce. Z czasem spada zainteresowanie światem i ludźmi, a to już stwarza poważne bariery izolujące człowieka od pozytywnych bodźców. Jeśli chcecie się dowiedzieć czegoś o człowieku, spytajcie jakie ma hobby i co go interesuje. Gdy odpowiedź będzie wymijająca, nie wiążcie z nim większych nadziei.
Każdy z nas posiada w sobie ogromny potencjał, czyli szczególny talent w określonym kierunku. Najważniejsze to szukać go wytrwale i nie tracić życia na robienie tego, co nie jest dla nas. W tym kontekście jeden z grzechów głównych - lenistwo, stanowi naturalny mechanizm obronny. To po prostu zdrowy stosunek do wykonywania rzeczy, które musimy, ale nie lubimy robić. Za to prawdziwe lenistwo, to pogrzebanie własnych, biblijnych talentów, które „zakopane” nie przynoszą pożytku ni ludziom, ni Bogu. Ten rodzaj lenistwa potępiają i słusznie nazywają grzechem wszystkie religie.
Wzloty i upadki, których doświadczamy, są nieodłącznym atrybutem naszego ziemskiego losu, stanowią naturalny cykl przemian, prowadzący nas do rozwoju. Lecz tylko od nas zależą wnioski, jakie wyciągamy z kolejnych lekcji życia. Paradoksalnie zarówno samotność, rozczarowanie czy ból są mechanizmami obronnymi. Właśnie one informują nas o tym, że zmierzamy w niewłaściwym kierunku. To jasny sygnał do zmiany sposobu działania, poglądów i nastawienia do świata. Możemy to oczywiście zignorować, złożyć na karb rozlicznych przeciwności losu i czyhających wszędzie wrogów, brnąc dalej w oporze, który stawiamy naszemu przeznaczeniu. Im silniej bronimy się przed zmianą, przyznaniem do błędu, tym mocniej uderzają w nas przeciwności. Nic tak skutecznie nie budzi nas do życia duchowego, jak właśnie momenty rozpaczy, bólu i cierpienia.
Najlepszą tego ilustracją będzie wiersz Johanna Wolfganga Goethego, wielkiego poety i ezoteryka pod tytułem „Pieśń harfiarza”:
„Kto nigdy chleba swego nie jadł z płaczem
Kto nigdy w długie, zatroskane noce
Na łóżku siedząc nie lał łez rozpaczy
Ten nie zna was, niebiańskie moce!
Wy nas w krąg życia wprowadzacie
I obarczywszy winami ciężkiemi
Nieszczęśliwego później opuszczacie
Bo wszelka wina mści się na tej ziemi.”
Gorzka to refleksja autora, że kiedy człowiek raz przeżyje kontakt z innym wymiarem, nigdy nie będzie już taki sam. Poznaje siebie takim, jakim jest naprawdę, z wadami, swoją ograniczonością, małością i często nie potrafi tej prawdy zaakceptować. Dlatego pozostaje nieszczęśliwym, gdyż odebrano mu złudzenia, lecz w jednym Goethe się myli. To nie istoty duchowe nas opuszczają, lecz my sami odrzucamy ich obecność i pomoc. Nawet na dnie rozpaczy są one w pobliżu, gotowe, by działać dla nas natychmiast, jeśli tylko o to poprosimy.
Dość często uczestnicy moich kursów na temat energii aniołów mówią, że w trudnych momentach są sami i bardzo potrzebują wsparcia i pocieszenia od innych. Nieraz nawet mają pretensję, że nikt im nie chce pomóc. Niewątpliwie świadczy to o tym, że kiedyś doświadczyli podobnej sytuacji i obecność drugiego człowieka im pomogła. W istocie było to tylko czasowe uśmierzenie ich cierpienia.
Lekarstwem na samotność i pustkę nie może być drugi człowiek, ponieważ to nie on jest przyczyną naszego cierpienia. Istota sprawy polega na zamknięciu prawie wszystkich kanałów kontaktu ze światem. Świadczy o tym fakt, że cierpiąc na samotność nie dostrzegamy wokół siebie ani przyrody, ani tego, co się dzieje i nic nas nie interesuje. Przypomina to zamknięcie wszystkich drzwi i okien na wszelkie możliwe zamki i zasuwy. W jaki więc sposób drugi człowiek może nam pomóc, jeśli nie chcemy go wpuścić do środka. Przekonanie o kojącym wpływie takiej pomocy, choć powszechne, nie odpowiada prawdzie. Wygląda to mniej więcej tak, jak flirtowanie przez zamknięte drzwi.
Nasze zadanie jest zbyt trudne, byśmy mogli podołać mu sami. Prawie każdego dnia potrzebujemy wskazówek dla naszych poczynań. Często mylimy się w swoich sądach, ocenie sytuacji, błądzimy po dziwnych ścieżkach i z utęsknieniem czekamy głosu, za którym można pójść. Zdając się tylko na własne siły, gubimy się w plątaninie możliwości wyboru. Z tego też powodu odczuwamy poczucie winy po podjęciu błędnej decyzji, co skutkuje tym, że coraz bardziej boimy się świadomie wybierać. Zaczynamy więc przez to cierpieć, lecz nigdy nie wiemy, kiedy cierpienie duchowe przechyli szalę naszej wątłej równowagi, wtrąci w stan depresji i bezwzględnie postawi pod ścianą.
Prawie każdy z nas w jakimś momencie swego życia staje w obliczu takiej sytuacji i zawsze jest to chwila ogromnie ważna, to chwila prawdy, kiedy nie można rzeczywistości odsunąć ani zignorować - wtedy musimy wybierać. Możemy poddać się losowi, biernie przyjmując jego wyroki i z przetrąconym grzbietem spędzić resztę życia lub kierowani instynktem zmobilizować swe wszystkie siły, by wyrwać się z duchowej pustki i nadać swemu życiu sens.
Ci, którzy próbują, zawsze otrzymują pomoc i są w stanie zmienić siebie na tyle, że dokonują potem niesamowitych rzeczy. Przyczyną kryzysu duchowego wcale nie musi być dramatyczne przeżycie ani silny cios otrzymany od losu. Nieraz wystarczy jedna kropla przelewająca puchar.
W moim przypadku była to zwykła, codzienna sytuacja, która dała początek całej kaskadzie zdarzeń, zmieniających mnie nieodwracalnie. Zdarzyło się to przed wieloma laty, kiedy trzy fizyczne wymiary, czas (na robienie rzeczy niepotrzebnych) i trochę miedziaków w kieszeni określały mój byt w zupełności. Znajdując się od dłuższego już czasu w stanie depresji, braku satysfakcji z prowadzonego życia i w pretensjach do kogo się dało, wybierałem się akurat do pracy. Przynosiła ona wprawdzie środki do życia, lecz szczerze jej nie znosiłem. Usiadłem wtedy w przedpokoju swego mieszkania na szafce, by nałożyć buty i w tym momencie poczułem paraliżujący strach i ogromną potrzebę skrycia się w najgłębszym kącie, tam gdzie nikt mnie nie znajdzie.
Byłem rozdarty między koniecznością wyjścia z domu, a obezwładniającym lękiem przed światem i miałem wrażenie, że rozerwie mi głowę. Czułem się jak w pułapce i nie miałem dokąd uciec. Każda sekunda potęgowała moje cierpienie. Kiedy myślałem już, że postradam zmysły, coś we mnie pękło, usłyszałem płynący gdzieś z samego dna własny szloch. Przez chwilę nie bardzo rozumiałem, co się ze mną dzieje, aż nagle poczułem czyjąś obecność. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki cały strach i dojmujące cierpienie zaczęło ze mnie uchodzić.
Właśnie wtedy, nie będąc pod wpływem ani alkoholu, ani środków odurzających usłyszałem głos: „Nie bój się, ja jestem z tobą”. Nie dochodził on z żadnego kierunku, miałem wrażenie, że słyszę go nie uszami, a całym sobą. W tym momencie poczułem, jak wszelkie napięcia i problemy znikają i pojawia się radość, której nie sposób opisać. Czułem, że otacza mnie niezwykła energia, w której byłem tak bezpieczny, jak nigdy dotąd.
Samotność rozwiała się jak dym, tama zbudowana ze strachu i braku poczucia sensu pękła. Odtąd już nic nie było takie samo. Choć niewiele jeszcze wówczas z tego rozumiałem, czułem pod nogami bezpieczny grunt i wiedziałem, że w każdym moim działaniu, na każdej drodze będę w łączności z istotami, które udzielą mi rady, kiedy trzeba pomogą i pocieszą. Są one wysłannikami tego, który wszystko stworzył, dał życie i zawsze gotów jest nas wspierać we wszystkim, co czynimy dobrego.
Od tamtego dnia nie muszę już wierzyć w anioły, subtelne byty czy Boga. Jak święty Tomasz dotknąłem i wiem, że istnieją. Ludziom wielkiego ducha być może wystarczy sama wiara, nam maluczkim potrzebna jest również wiedza. Zdobywajmy ją, a i nasza wiara będzie bardziej wartościowa, bo nie ma nic gorszego na świecie niż wiara „ciemnych ludzi”.
Kontakt z aniołami, a zwłaszcza ze swoim aniołem stróżem przynosi człowiekowi tak pewne poczucie bezpieczeństwa, że w krótkim czasie znika wiele przeszkód, który czyniły działanie trudnym lub wręcz niemożliwym. Z kolei taki stan przynosi poczucie wolności i sprawia radość, tak, że każdy dzień wydaje się nie drogą po cierniach i wybojach, a ekscytującą przygodą.
3. Mieszkańcy duchowych wymiarów
„Tyś, Panie, na początku
Ugruntował ziemię,
I niebiosa są dziełem rąk Twoich:
One przeminą, ale Ty zostajesz.”
List do Hebrajczyków (1,10-11)
Do największych tajemnic poznania należy początek wszechrzeczy i sam proces ewolucji świata oraz istot go zamieszkujących. W zależności od punktu widzenia próbowano wyjaśniać te zagadnienia na gruncie filozoficznym, religijnym, a od niedawna także naukowym. Najnowsze osiągnięcia uczonych w zakresie kosmologii w zadziwiający sposób zbliżają się w swych wnioskach do poglądów i doktryn religijnych. Uznana obecnie za obowiązującą teoria Wielkiego Wybuchu zakłada, że wszechświat zaczął się tworzyć od momentu zadziałania tajemniczej siły, która wprawiła w ruch cząstki, a one w wyniku przemian uformowały znaną nam dzisiaj materię.
Ta pierwotna przyczyna zapoczątkowała rozszerzanie się przestrzeni wokół wibrujących cząstek wraz z ochładzaniem supergorącej pramaterii do stanu, w którym mogłyby powstawać normalne atomy i zaczęły działać obowiązujące dziś prawa fizyki. Teoria ta posiada niestety pewien mankament, a mianowicie - dwóch pojęć, których używa, nie jest w stanie racjonalnie wytłumaczyć. Pierwsze dotyczy natury i pochodzenia pierwotnego impulsu, dającego początek, czyli punkt zero w rozwoju świata. Wiele wskazuje na to, że chodzi tu o działanie siły zewnętrznej, można zaryzykować nawet tezę o działaniu celowym, świadomym. Takie rozumowanie prowadzi do wniosku, że siłą sprawczą, kreatorem jest czynnik wyższy, spoza układu, w którym następują zdarzenia. W naszej tradycji nazywamy go Bogiem.
Choć uczeni nie zajmują się teologią, w tym punkcie są wyjątkowo bezradni i uznają konieczność Jego istnienia, lecz rzecz jasna, nie bardzo im się to podoba. Druga wątpliwość omawianej teorii odnosi się do pierwotnego tworzywa, z którego powstała materia. Nasuwa się oczywiste pytanie, skąd się ona wzięła? Co działo się przed samym wybuchem, kiedy nie było jeszcze materii, ani przestrzeni, ani czasu, wszystko natomiast tkwiło w bezruchu.
Uczeni potwierdzają też słowa z Księgi Rodzaju „I stała się światłość”. To nic innego, jak etap rozwoju młodego wszechświata, na którym powstawały pierwsze gwiazdy w reakcjach termojądrowych wydzielające światło i ciepło - konieczny warunek życia na Ziemi.
W dociekaniach naukowców pojawiło się też dosyć dziwne pojęcie tak zwanej ciemniej materii, to jest takiej, której nie można zobaczyć, zmierzyć, czy też poznać jej właściwości. Według nich obecność tego pojęcia jest konieczna, aby wytłumaczyć stan naszego świata i działające w nim prawa. Tylko, że co to za materia, której nie widać, nie wiadomo gdzie ona jest, a do tego uważa się, że jest jej dużo więcej niż zwykłej materii. Wszystkie te wątpliwości i niewiadome pozostawmy jednak naukowcom, ponieważ nas interesuje coś innego.
Niech punktem wyjścia dla naszych rozważań będzie stwierdzenie, że świat materialny, którego jesteśmy częścią z pewnością ma swój początek. Zatem określa go czas, przestrzeń i prawa, którym podlega, więc ze swej natury jest skończony. Z drugiej strony impuls, który spowodował jego powstanie, pochodzi od istoty, która przekracza pojęcia czasu, przestrzeni i oczywiście nie podlega prawom materii, bo ma zupełnie inną, nie znaną nam naturę. Gotowe więc mamy określenie doskonałej istoty duchowej, posiadającej wszelką moc kreacji - Boga. Działa on poza czasem, przestrzenią, ogarnia wszystko i według logicznego rozumowania jego istnienie jest wieczne.
Zanim jednak powstał świat widzialny, Bóg wyodrębnił z siebie świat duchowy. Dowody tego możemy znaleźć w Biblii. Pamiętamy przecież, że wąż kusiciel czekał już w raju na Adama i Ewę, zatem był stworzony wcześniej. Księga Rodzaju mówi też, że człowiek został stworzony szóstego, ostatniego dnia dzieła Stwórcy. Być może dlatego nie jest on dziełem najbardziej udanym. Niektórzy teologowie tłumaczą stworzenie świata duchów przez Boga jako wyraz jego chęci poznania swej własnej mocy. Każdej duchowej istocie dał Stwórca cząstkę siebie, wyposażył w wolną wolę i zdolność działania, czyli moc. Posiadały one również możliwość kreacji, powoływały więc do życia kolejne, niższe byty subtelne. W taki sposób powstała cała hierarchia niebiańska otaczająca Boga, służąca Mu i wielbiąca Go.
Wśród pierwszych duchów stworzonych przez Boga był Lucyfer, posiadający potężną moc oraz zdolność rozpoznawania biegunów duchowych. Samo jego imię oznacza tego, który niesie światło, lecz wyposażony w wolną wolę, wielbiący dotąd Boga potężny duch, zapragnął w pewnej chwili oddzielić się od Niego, przejąć całą Jego moc i potęgę, a nawet uwięzić. Przepełniony pychą zbuntował się i zwrócił przeciwko swemu Stwórcy. Zapomniał jednak, że sam, choć wielki i obdarzony potężną mocą, jest jednak skończony, a więc ograniczony w możliwościach. Tymczasem staje naprzeciw Nieskończonego, którego nie jest w stanie ani ogarnąć, ani pojąć do końca. Będąc duchem doskonałym, kreującym niższe istoty duchowe w naturalny sposób zgromadził je wokół siebie, podporządkował i stał się przewodnikiem dróg ciemności.
Dotychczasowa boska jedność została zastąpiona albo dokładniej mówiąc przełamana według osi dobra i zła. Pojawiła się nowa jakość, którą stanowi biegunowość, czyli spolaryzowanie istniejących bytów duchowych. Jedne pozostały wierne Bogu, posłuszne, dobre, spełniające Jego wolę. Drugie natomiast zbuntowane, nienawidzące Stwórcy i działające w celu wyrządzenia krzywdy.
Obserwowane w naszym świecie ścieranie się sił dobra i zła stanowi odzwierciedlenie odwiecznego porządku, który został ustanowiony w świecie duchowym. Bóg mógł oczywiście unicestwić siły zła lub strącić je w miejsce, gdzie nie byłyby groźne, lecz kierowany miłością do wszystkiego, co stworzył, wybrał inną drogę. Nawet szatanowi dał szansę wydobycia się z grzechu i pozwolił działać. Możemy wątpić, czy złe duchy z takiej szansy skorzystają. Mimo to szatan spełnia ważną rolę w drodze człowieka do zbawienia. To właśnie jego obecność daje człowiekowi możliwość wyboru między dobrem a złem.
Gdybyśmy nie mieli alternatywy, bo istniałoby tylko dobro, wtedy nie byłby możliwy żaden rozwój. Biegunowość wytwarza różnicę potencjałów, czyli siłę, dzięki której możliwe jest zarówno wznoszenie się istoty ludzkiej ku zbawieniu, jak i spadanie w otchłań upodlenia i winy. Mówi się nawet, że szatan to wieczny współtwórca świętości i jej narzędzie. On nawet Jezusa, syna Bożego kusił na pustyni, próbując wydrzeć nam, ludziom Zbawiciela.
W tym kontekście staje się zrozumiałe, że stworzenie człowieka i tak, jak wcześniej duchom, danie mu wolnej woli czynienia dobra lub zła nastąpiło pod koniec okresu stwarzania świata. Wiele wskazuje na to, że nasi pierwsi rodzice - Adam i Ewa zostali stworzeni na planach subtelnych. Najniższym z ciał, które posiadali było ciało eteryczne. Mieszkali w eterycznym raju Edenie, byli szczęśliwi i nie znali chorób ani cierpienia. Mogli oglądać Boga i żywili się pokarmem duchowym. Czytamy w Biblii, że choć byli nadzy, nie wstydzili się braku okrycia, po prostu nie było im ono potrzebne. Nie można jakoś wyobrazić sobie człowieka, który chodzi całe życie nago, nawet jeśliby mieszkał na równiku. Przebywając w raju Adam i Ewa nie widzieli, że są nadzy, ponieważ nie posiadali ciała fizycznego. Dopiero po zjedzeniu owocu z Drzewa Poznania Dobrego i Złego zauważyli, iż są nadzy i zawstydzili się.
Można to wytłumaczyć w ten sposób, że przekroczywszy boży zakaz opowiedzieli się po stronie zła. Bóg, podobnie jak szatana, nie zabił ich na miejscu, lecz strącił w materialność, przyoblekł w ciało, nakładając ciężkie brzemię w postaci atrybutów ziemskiej egzystencji człowieka, czyli bólu, głodu, zimna i cierpienia. Jednocześnie kara wygnania z raju i materialność stała się szansą zbawienia, wzmocniona obietnicą Boga o zesłaniu Zbawiciela.
Biegunowość świata sprawia, że każdego dnia dokonujemy wyboru dobra lub zła. Obie te siły działają na nas, lecz ostatecznie to do nas należy ostatnie słowo. Zapowiedź, że przy końcu świata dobro zwycięży, wcale nie oznacza, że automatycznie osiągniemy zbawienie. Musimy zapracować na to sami, aby na końcu nie wystąpić w roli zwyciężonych. Trzeba pamiętać, że tylko przy pomocy sił dobra jesteśmy w stanie podejmować starania o zbawienie. Bez nich jesteśmy bez szans.
Pora, aby przedstawić hierarchię niebiańską, czyli bogaty świat duchów posłusznych Bogu, biorący udział w dziele zbawienia. Na początku chciałbym zaznaczyć, że wszelkie opisy nieba i istot je zamieszkujących mają charakter spekulatywny i najczęściej są odwzorowaniem naszych wyobrażeń czy oczekiwań. Mimo to warto zaznajomić się z takim modelem, choćby po to, żeby zobaczyć jakie miejsce zajmują w nim istoty najbardziej nas interesujące, to znaczy anioły.
Poglądowo można podzielić sfery istot niebiańskich na trzy grupy, zwane też zakonami. Zakon wyższy obejmuje istoty przebywające stale w bliskości Boga. Główną ich rolą jest poznawanie bożej natury, a także przekazywanie Jego woli niższym duchom. Promieniują one chwałą bożą i stanowią Jego obraz. Przyjmuje się, że najbliżej Boga przebywają Serafiny, duchy promieniujące boskim ciepłem, rozpalające ogień, które wszystko wokół rozgrzewają ciepłem duchowym. W ogniu swego żarliwego umiłowania Boga spalają wszystko, co nie jest doskonałe oraz posiadają wielką moc oczyszczania. Znajdują się w ciągłym ruchu dodając energii będącym w pobliżu istotom.
Z kolei Cherubiny (przedstawiane najczęściej jako infantylne postacie ze skrzydłami) mają szczególne zdolności poznawania Boga i kontemplacji najwyższych poziomów wiedzy. Obdarzone niewyobrażalną dla nas mądrością, wypełniają misję przekazywania jej bez zazdrości ani poczucia wyższości wszystkim sferom niebiańskim.
Dopełnienie zakonu wyższego stanowią Trony, dostojne i majestatyczne duchy, które gromadzą wszystko, co pochodzi od Boga i mają zdolność zwalczania każdej niskiej skłonności i wznoszenia się na szczyt duchowej egzystencji. W uproszczeniu można powiedzieć, że Serafiny to miłość, Cherubiny - mądrość, a Trony to majestat i chwała boża.
Zakon średni nie posiada bezpośredniego kontaktu z Bogiem, a w każdym razie nie ma do niego stałego dostępu. Podlega istotom wyższym, czerpiąc od nich moce duchowe i wiedzę oraz otrzymuje zadania, które są dla niego przeznaczone.
Do zakonu średniego należą Dominacje zwane też Panowaniami, które reprezentują silną i niezłomną wolę. Przekazują i wdrażają obowiązki dla wszelkich istot według prawa boskiego. Cechuje je determinacja, ich działanie nie podlega żadnym naciskom, przeciwstawiają się bowiem każdej formie despotyzmu. Uosabiają dążenie do wolności. Symbolicznie przedstawiane z berłem lub globusem, które są znakiem autorytetu.
Cnoty natomiast wprowadzają w porządek rzeczy dyscyplinę. Chętnie przyjmują wskazówki od Boga (za pośrednictwem duchów wyższych) zachęcające do jak najskuteczniejszego działania. Odznaczają się męstwem i odwagą i na każdym kroku starają się naśladować Boga. Wspólnie z Dominacjami stanowią szkielet konstrukcji i zasad działania świata duchowego.
Trzecią sferą zakonu średniego są Moce, inaczej nazywane też Władzami. O nich właśnie można powiedzieć, że są właściwymi strażnikami nieba. Posiadają wielką inteligencję i moc, a ich zadaniem jest walka z siłami ciemności. Z tej wysokości mogą chronić ludzi przed demonami. Przekazują też swą moc aniołom, aby te miały możliwość pomagania ludziom. Właściwą im metodą działania jest podnoszenie istot niższych do pełni świata bożego. Wymienione trzy sfery zakonu średniego można poglądowo określić poprzez najważniejsze dla nich cechy. Dominacje uosabiają silną wolę, Cnoty - dyscyplinę, zaś Moce - siłę.
Zakon niższy stanowi pomost między niebem a ziemią i w zasadzie tylko on ma możliwość bezpośredniego działania w świecie materialnym. Najwyższe miejsce zajmują w nim Zwierzchnictwa, określane też jako Książęta. Ich zadanie to egzekwowanie boskich praw i zasad oraz przekazywanie Jego woli, którą poznają od wyższych duchów niebiańskich. Dwa najniższe szczeble w hierarchii świata duchowego, czyli Archanioły i Anioły posiadają zdolność bezpośredniego kontaktu z ludźmi i mogą ingerować w przebieg zdarzeń i procesów w świecie materialnym. Ich zadaniem jest przekazywanie nam ludziom tego wszystkiego, co pochodzi od Boga oraz przypominanie, że jesteśmy Jego dziećmi. Główne jednak ich zajęcie polega na ochronie ludzi przed siłami ciemności oraz pomoc w codziennym życiu.
Nasi niebiańscy przyjaciele wspomagają z ukrycia każdy nasz dobry uczynek czy intencję, zachęcają do wysiłku w pracy nad sobą i strzegą, by nie stała nam się krzywda. Podobni do nas, choć bez ciała fizycznego, rozumieją każdy ból, tęsknotę czy radość. Uczestniczą w naszym życiu, ponieważ darzą nas czystą i bezwarunkową miłością, ciesząc się niezmiernie, kiedy tylko dopuszczamy je blisko siebie. Są hojne i wspaniałomyślne, gotowe dawać bez ograniczeń wszelkie bogactwa zarówno duchowe, jak i materialne.
Jeśli więc żyjemy w biedzie, to jest to tylko nasz wybór na skutek zamknięcia kanałów kontaktu z tymi altruistycznymi istotami. Kiedyś, gdy byliśmy dziećmi, wierzyliśmy w Świętego Mikołaja, który raz w roku przybywa z dalekiej Północy, by przywieść nam prezenty. Teraz mamy szansę, aby otrzymywać je codziennie. Od nas tylko zależy, jak tą szansę wykorzystamy. Parafrazując słowa N. V. Peale'a za pośrednictwem aniołów możemy prosić Boga o co chcemy, lecz pamiętajmy, aby być gotowym na przyjęcie tego, co dla nas przeznaczył, ponieważ może się to okazać o wiele lepsze od tego, o co Go prosimy.
4. Przygotowanie do pracy z energiami aniołów
Pewien wieśniak przyszedł do mędrca i opowiedział mu swój sen, prosząc go o radę w trudnej sytuacji. Mędrzec w milczeniu wysłuchał opowieści, skinął głową, potem zaś po dłuższym namyśle rzekł:
- Twój sen mówi mi, że nie chcesz być szczęśliwym człowiekiem.
- Nieprawda - oburzył się wieśniak. - Jest akurat zupełnie odwrotnie. Tylko, że los się na mnie uwziął i wciąż prześladuje. W tamtym roku zmarło moje maleńkie dziecko, potem wichura zniszczył dom, a ostatnio pomór pobił mi prawie połowę bydła. Jak ja więc mam być szczęśliwy? Zamiast gadać od rzeczy lepiej powiedz mi, co ja mam teraz robić? - zaperzył się rozdrażniony spokojem mędrca.
Ten zaś spojrzał na wieśniaka z dezaprobatą i po chwili rzekł:
- Przyszedłeś do mnie, by usłyszeć słowa otuchy i pocieszenia. Gdybym ci je teraz powiedział, pewnie na krótki czas poczuł byś się lepiej. Jednak prawda jest taka, że każde słowa wypowiedziane przeze mnie w tych okolicznościach są dla ciebie bezwartościowe, a nawet szkodliwe. Idź i szukaj nie słów, a głosu, takiego, którego nie można usłyszeć uszami, który płynie gdzieś z wysoka i rozlewa się jak balsam na Twoją udręczoną duszę i jak piękna pieśń trafia prosto do otwartego serca. Jeśli chcesz go usłyszeć, odpuść sobie wszystkie nieszczęścia, podziękuj Bogu za wszystko, co otrzymałeś i cierpliwie czekaj.
W życiu każdego z nas występują dwie splatające się ze sobą sfery: sacrum i profanum. Pierwsza z nich odnosi się do zjawisk, spraw i rzeczy świętych, mających w sobie element tajemnicy, może też dotyczyć ofiary oraz rytualnych obrzędów. W obszarze sacrum, który jest zależny od kultury, religii, a także indywidualnego poziomu rozwoju jednostki, następuje właściwy wzrost duchowy. Niezależnie od wyznania, wykształcenia i zamożności każdy z nas posiada własny krąg sacrum, z którego czerpie niezbędną do życia motywację, energię i poczucie sensu. Nawet największy zbrodniarz nie jest pozbawiony tej sfery.
Profanum zaś odnosi się do wszelkich powszednich, codziennych czynności i działań, które nie zawierają w sobie tajemnicy, są proste i zrozumiałe same przez się. Wykonujemy je każdego dnia, aby zapewnić sobie byt i bezpieczeństwo. Chodzimy więc do pracy, sprzątamy mieszkanie czy gotujemy posiłki. Profanum oznacza rzeczy nie poświęcone, świeckie, posiadające jedynie wymiar doczesny.
O zdrowiu duchowym człowieka decyduje zachowanie równowagi pomiędzy obiema tymi sferami. Przewaga którejś z nich powoduje z reguły szkodliwe skutki i z jednej strony może przynieść skrajny materializm i wewnętrzną pustkę, a z drugiej religijne transy i dewocję. Współczesny model życia naznaczony pośpiechem i stresem przeszkadza w znalezieniu właściwych proporcji i często prowadzi do skrajnych postaw życiowych, które także ulegają częstym wahaniom. W związku z tym obserwujemy obok tak zwanego „wyścigu szczurów” rozkwit wszelkiej maści sekt i ruchów quasireligijnych. Tego typu rzucanie się w skrajne obszary jest objawem braku harmonii i sprowadza życie do jednowymiarowej, pozbawionej głębi egzystencji. Przypomina to prostą melodię nuconą przy goleniu.
Wracając do przytoczonej wyżej przypowieści, była to melodia rozpaczy, straty i nieszczęścia, które krąży wokół jak zacinająca się płyta. Aby doświadczenia, które przeżywamy mogły być dla nas nauką, by mogły pomóc w lepszym zrozumieniu siebie i świata, konieczne jest znalezienie kontrapunktu, czyli odwzorowanie ich na zupełnie innym, magicznym i symbolicznym poziomie. Im więcej odniesień dostrzegamy, tym bogatszy staje się nasz świat i z czasem życie zaczyna brzmieć jak polifonia napisana przez genialnego kompozytora. Wtedy też żadne przeżycie, choćby było przykre czy bolesne nie przygniata nas już swym jednowymiarowym brzemieniem nieszczęścia, a ma wymiar szerszy, w którym oprócz cierpienia zawarta jest też obietnica i nadzieja.
Praca z energiami, w tym również z energiami aniołów daje szansę na odbieranie całego bogactwa sygnałów docierających do nas na różnych subtelnych poziomach. Należy jednak pamiętać, że bierzemy na siebie odpowiedzialność za tak rozszerzony kontakt, ponieważ kto więcej dostaje, od tego więcej się wymaga. Ważne jest również zachowanie środków bezpieczeństwa, gdyż nierozważne korzystanie z energii może być źródłem cierpienia, którego można sobie przysporzyć. Do świadomego korzystania z pomocy, jaką niosą wibracje anielskie niezbędne jest właściwe przygotowanie. Największa tajemnica pomocy anielskich istot polega na gotowości do jej odebrania. Jeśli zrozumiemy tę prawdę, dalsze działania wydadzą się nam proste.
Człowiek w odniesieniu do działania energii funkcjonuje jak odbiornik radiowy. Do odbioru sygnału niezbędne jest właściwe dostrojenie, inaczej słychać tylko szumy i trzaski. Nasze „dostrojenie” do odbierania anielskich wibracji powinno przebiegać na kilku poziomach łączących się ze sobą. Pierwszy poziom to ciało fizyczne. Jeśli chcemy, by nie przeszkadzało nam ono w przekazie energetycznym, musimy wyeliminować wszelkie zakłócenia, które objawiają się pod postacią bólów, niedomagań czy złego samopoczucia.
Cierpiący człowiek nie jest w stanie korzystać z subtelnych energii, stąd może wystąpić potrzeba konsultacji medycznej albo leczenia. Oczywiście nie zawsze jest możliwe wyleczenie trwającej wiele lat choroby przewlekłej, na przykład cukrzycy czy astmy, ale chodzi o to, aby nasze samopoczucie fizyczne było możliwie najlepsze, a dolegliwości nie absorbowały nas całkowicie.
W zakresie przygotowania ciała fizycznego omówię trzy najważniejsze zagadnienia. Pierwsze z nich to dieta. Nie mam jednak zamiaru serwować żadnej „cudownej” recepty w tym względzie. Chciałbym wybór konkretnego sposobu odżywiania pozostawić w Twojej Czytelniku gestii. Ograniczę się raczej do kilku wskazówek. Przede wszystkim wskazana jest dieta lekko strawna, która nie obciąża zbytnio układu pokarmowego, nie powoduje ociężałości i uczucia niechęci do aktywnego działania. Ponadto namawiam do zrezygnowania ze spożywania mięsa wieprzowego i to nie z żadnych powodów mających cokolwiek wspólnego z religią.
Rzecz w tym, że białko tego pochodzenia posiada podobny skład aminokwasowy do białka ludzkiego i spożywanie go wywołuje w organizmie tak zwany fałszywy rezonans, co z jednej strony utrudnia i zakłóca odbiór energetyczny, z drugiej zaś osłabia wrażliwość układu immunologicznego, a to sprzyja powstawaniu niektórych chorób.
Na przykład działanie leków homeopatycznych wymaga wyeliminowania wieprzowiny, gdyż inaczej ich działanie znacznie słabnie lub nie występuje wcale.
Korzystne jest też spożywanie produktów zawierających znaczne ilości fosforu i lecytyny. Sprzyja to optymalnemu odżywianiu mózgu, co w czasie ćwiczeń relaksacyjnych lub medytacyjnych może mieć istotne znaczenie.
Najlepiej też opierać swoją dietę o produkty występujące w miejscu, w którym żyjemy. Tak polecane przez wielu lekarzy w okresie jesienno-zimowym spożywanie owoców cytrusowych, zawierających duże ilości witaminy C, powoduje dodatkową utratę ciepła i wychłodzenie organizmu, w sytuacji, gdy jest zimno i na pewno nie jest to korzystne dla organizmu. Dzieje się tak, ponieważ cytrusy są owocami krajów tropikalnych i mają za zadanie orzeźwiać i chłodzić. Energetycznie sprzyjają oddawaniu ciepła przez organizm.
Zupełnie przeciwwskazane są wszelkie substancje zmieniające świadomość. Myślę tu zwłaszcza o alkoholu, narkotykach czy lekach psychotropowych typu relanium lub prozac. Przyczyna tego zakazu dotyczy faktu, że sztuczna, chemiczna zmiana stanu świadomości uniemożliwia wejście w stan relaksacji, medytacji, a więc w efekcie przekreśla nasze szanse na naturalną drogę zmiany świadomości i możliwość kontaktu ze światem subtelnych energii. Inne używki na przykład kawę, papierosy czy mocną herbatę najlepiej odstawić lub jeśli to niemożliwe, w znacznym stopniu ograniczyć.
Drugim zagadnieniem związanym z funkcjonowaniem naszego organizmu, które chciałbym omówić jest wpływ otoczenia i warunki, w których żyjemy. Niewiele zdziałamy na drodze duchowego wzrostu, jeżeli żyjemy w nieustannym hałasie, bałaganie i ogłupiającym do reszty pośpiechu. Najważniejsze, abyśmy wiedzieli, co dla nas stanowi zagrożenie i czego należy unikać. Nie powinniśmy traktować dogmatycznie teorii Darwina i na siłę przystosowywać się do istniejących warunków, gdyż wielu z nas takiej próby nie przeżyłoby, potwierdzając tezę wielkiego przyrodnika, który mówił, że przeżywają tylko osobniki najlepiej przystosowane. Również pogląd Marksa, że byt kształtuje świadomość dobry jest dla zwierząt, a i to nie wszystkich. Co prawda fakt, że codziennie spotykamy ludzi żyjących zgodnie z tą dewizą i najczęściej nie są to spotkania należące do przyjemnych nie znaczy, że tak być powinno.
Najważniejszym zadaniem, które musimy wykonać jest znalezienie dla siebie bezpiecznej i tylko naszej przestrzeni życiowej, gdzie w jak najmniejszym stopniu docierają bolesne wpływy świata zewnętrznego, gdzie możemy w psychicznym komforcie zastanawiać się nad swymi problemami, szansami i zamierzeniami i gdzie tylko my sami decydujemy o tym, kogo chcemy na tą przestrzeń wpuścić. Najczęściej takim miejscem jest część mieszkania, pokój lub gabinet. Możemy też na przykład wytłumić ściany i okna, by odizolować się od hałasu, zmniejszyć liczbę telefonów lub wyłączać go w wybranych porach. Nie możemy pozwolić sobie na niekontrolowany, niezależny od naszej woli dopływ nadmiernej ilości sygnałów i informacji. Chcemy, czy nie chcemy mają one negatywny wpływ na nasze zdrowie, często są powodem bólów głowy, wrzodów przewodu pokarmowego itp.
Ten tak zwany szum informacyjno-bodźcowy wywołuje w nas stan permanentnego stresu i oddziela od własnych przeżyć i emocji. Nadmiernie obciążony układ odpornościowy przestaje z czasem skutecznie nas bronić, a my wchodzimy w stan zobojętnienia i stajemy się w efekcie mniej wrażliwi.
Bądźmy szczerzy, atmosfera wielkiego miasta nie jest dla nas optymalnym środowiskiem. Na Zachodzie już przynajmniej od 20 lat ludzie to rozumieją, efektem czego jest przenoszenie się w okolice podmiejskie, gdzie występuje więcej zieleni, a zdecydowanie mniej ludzi. Zresztą mogę Was zapewnić, że wielcy mędrcy czy nauczyciele i mistrzowie duchowi nie mieszkają w Nowym Jorku czy Warszawie.
Trzecie zagadnienie związane z higieną ciała fizycznego to uwzględnianie rytmów biologicznych i dostosowanie naszego trybu życia do nich. Nie wystarczy pójść do specjalisty, który na wykresie narysuje przebieg biorytmów, a potem tłumaczyć sobie niepowodzenia w życiu negatywnymi fazami. Musimy nauczyć się odczuwać zmiany biorytmów i stosownie do tego planować swoje zajęcia. Aby stało się to możliwe, należy wykonać kilka prostych czynności. Pierwsza i najważniejsza, to wsłuchiwanie się i baczna obserwacja naszego organizmu. Patrzymy na swoje reakcje, samopoczucie w różnych sytuacjach, łączymy ze sobą w pary bodźce i reakcje, na przykład wietrzna pogoda - niepokój i rozdrażnienie; radosna wiadomość - podekscytowanie, pobudzenie ruchowe; dłuższe przebywanie w samotności - obniżenie nastroju, lęk itp.
Być może wyda się to Wam mało istotne, ale moja praktyka homeopatyczna pokazuje, że ludzie zatrważająco mało wiedzą o swoich własnych reakcjach, odczuciach i potrzebach. Wielu chorób dałoby się uniknąć, gdyby człowiek więcej o sobie wiedział.
Kolejną rzeczą, istotną z punktu widzenia biorytmów, jest ustalenie i przestrzeganie stabilnego trybu życia. Z początku nakreślamy ogólne założenia, a potem metodą eksperymentów udoskonalamy poszczególne elementy. Nie do przyjęcia jest postawa typu: impuls - działanie, na przykład jednego dnia pracuję od rana do nocy, a następnego cały dzień leniuchuję.
Istotnym elementem, który silnie wpływa na przebieg rytmu dobowego jest sen. Aby go nie zakłócać, należy kłaść się spać o stałej porze, najlepiej przed północą. Dokładną porę ustalamy empirycznie, dostosowujemy do wskazań organizmu, który w tym celu bacznie obserwujemy. Starajmy się też nie wydłużać godzin snu poza rzeczywistą potrzebę. Wahania w długości snu mogą wynosić do dwóch i pół godziny, to znaczy, że fizjologicznie organizm w pełni regeneruje się w zakresie od 6,5 h do 9 h.
Wszystkie te wskazówki, które dotyczą przygotowania do pracy z energiami, odnoszą się tylko do ciała fizycznego, ale pamiętajmy, że ma to niebagatelny wpływ na wyższe poziomy. Bez wykonania tej pracy próby działania na poziomie duchowym okażą się bezowocne. Jednak na tym nie możemy poprzestać, ponieważ samo zdrowe odżywianie i higieniczny tryb życia sprawią tylko tyle, że będziemy funkcjonalni i zdrowi, a to za mało, żeby mówić o duchowości. Opatrzność wymaga od nas więcej. Dlatego równolegle niejako przystępujemy do działań w sferze emocjonalnej i mentalnej. Nie będę omawiał szczegółowo stosowanych technik, ale zwrócę uwagę na zagadnienia najistotniejsze dla potrzeb pracy z energiami.
Każdy z nas posiada własne pole emocjonalne i potrafi rozpoznawać oraz odczuwać je u innych osób. Czasem ta umiejętność ulega stępieniu, co bywa przyczyną konfliktów i nieporozumień między ludźmi. Obecność pola emocjonalnego jest też właściwością występującą u zwierząt (głównie ssaków), choć u nich ma znacznie skromniejszy rozmiar. Człowiek to istota przede wszystkim emocjonalna, grubo ponad 90 procent działań, które podejmuje wynika właśnie z pobudek emocjonalnych. Oczywiście większość z nas oburzy się święcie będąc przekonana, że postępuje głównie albo prawie zawsze opierając się na intelekcie, analizie sytuacji i celu, do którego dąży. Niestety nie mamy racji, co więcej, tak żywa reakcja dodatkowo potwierdza ten fakt w myśl przysłowia: „Uderz w stół, a nożyce się odezwą”.
Zostawmy jednak stół w spokoju, koncentrując się na własnym ciele emocjonalnym, ponieważ człowiek, który nie zna swojej emocjonalności i uczuć, zwykle też nie potrafi nad nimi panować, przez co bywa niebezpieczny dla otoczenia i toksyczny dla samego siebie. Pierwszym krokiem, jaki powinniśmy zrobić, to nauczyć się nazywać i rozpoznawać własne uczucia. Uważam, że każdy kto chce wkroczyć w świat praktyk duchowych, musi ćwiczyć się w tym, prowadząc tak zwany dzienniczek uczuć. Wygląda to tak, że każdego dnia wieczorem, przed pójściem spać, notujemy w zeszycie uczucia, jakie danego dnia przeżywaliśmy i krótki opis sytuacji czy okoliczności, w jakich one się pojawiały. Na początku tych zapisów może być mało, ale z czasem nauczymy się dostrzegać większą gamę uczuć i lista się powiększy. Taki dzienniczek należy prowadzić przynajmniej kilka miesięcy, a efekty mogą przejść wasze oczekiwania.
Umiejętność rozpoznawania uczuć poprawi stosunki z najbliższymi, pomoże nawiązywać głębsze relacje i znacznie zmniejszy negatywne odczucia psychiczne. Da też efekt uporządkowania własnych doznań i pomoże wyciszyć umysł. Gorąco polecam także ćwiczenia proponowane w książkach Luise Hay, której życiowa mądrość pomogła już milionom ludzi na świecie.
Kiedy już trochę poznamy siebie, dostrzeżemy bez trudu, jakie emocje mają na nas największy wpływ, określimy też sytuacje, w których manifestują się one jako przykre, na przykład takie uczucia jak złość, nienawiść, lęk itp. Celowo nie używam sformułowania „emocje negatywne”, ponieważ wartościowanie ich prowadzi najczęściej tylko do jednego, a mianowicie poczucia winy. Największy sekret, który trzeba odkryć, by odnieść sukces w pracy z emocjami, to konieczność zaakceptowania własnych uczuć. Nie ma emocji złych ani dobrych, one po prostu są, przychodzą do nas i odchodzą, wzbogacając nas wewnętrznie i ucząc. Pozwalajmy im żyć w nas i umierać, nigdy jednak nie starajmy się ich powstrzymywać czy podsycać, bo stłumione lub nagromadzone w nadmiarze i podgrzane mogą mieć siłę dynamitu, który wybuchnie nam w rękach w najmniej oczekiwanej chwili.
Głównym celem pracy z emocjami jest ustabilizowanie ich tak, aby nie przeszkadzały nam w życiu i nie przesądzały o dokonywanych wyborach. Możemy to wspomagać stosując techniki relaksacyjne, które wpływając też na pole witalne (eteryczne) doładowują nas energetycznie i uruchamiają kanały przepływu energii, harmonizując ciała subtelne. Szczególnie skuteczne są ćwiczenia relaksacyjne prowadzone na łonie przyrody, najlepiej z dala od dużych miast, tam, gdzie życie przebiega według rytmu natury.
Możemy tam wspomagać własną energię na przykład przez czerpanie jej od drzew. Wybieramy duże, zdrowe drzewo, podchodzimy do niego tak, aby móc położyć swobodnie obie dłonie na jego korze. Potem w myślach lub na głos wypowiadamy formułę, w której prosimy Matkę Naturę o wzmocnienie swojej energii za pośrednictwem drzewa. Koncentrujemy się, można przy tym zamknąć oczy, uspokajamy oddech i gdy nic nas już nie rozprasza, kładziemy dłonie na drzewie próbując poczuć jego energię. Osoby mające w tym doświadczenie z łatwością określają siłę i rodzaj przekazywanej energii. Znakomicie poprawia to samopoczucie i wzmacnia zdrowie (działa stymulująco na układ odpornościowy). Energię drzewa czerpiemy dotąd, aż uznamy, że pobraliśmy wystarczającą jej ilość. Po oderwaniu rąk od kory drzewa, dziękujemy mu i z wdzięcznością w sercu odchodzimy. Otrzymaliśmy cenny dar i możemy z niego korzystać dla dobra wszystkich.
Kolejną sferą, którą musimy uporządkować i oczyścić w celu prawidłowego odbioru energii subtelnych jest nasz umysł. Bez świadomej kontroli jego funkcji w ciele mentalnym gromadzą się liczne pasożyty i niepotrzebne, a nawet szkodliwe myślokształty przeszkadzające mu prawidłowo wykonywać swoje zadania. Człowiek to jedyny gatunek w przyrodzie, który potrafi myśleć i choć od tej reguły są wyjątki, generalnie pozwoliło to nam wyjść z jaskiń i nadal do nich nie wracać. Istotę myślenia można przedstawić w formie dziecięcej zagadki: co się stanie, gdy skrzyżujemy węża z jeżem? Odpowiedź brzmi: półtora metra drutu kolczastego.
Na początek trzeba zrobić remanent swego umysłu i sprawdzić, co się w nim znajduje oraz jakie rzeczy zajmują w nim najwięcej miejsca. Starajmy się przy tej analizie stanąć jakby obok siebie, z dystansem obserwując cały proces. Podstawowe pytanie, które musimy sobie zadać i niestety, choć bywa to trudne i bolesne, odpowiedzieć na nie uczciwie, brzmi: co myślę o sobie samym?
Przykładowo odpowiedź może być taka: jestem dobrze zapowiadającym się czterdziestolatkiem z szansami na sukces, marnuję co prawda każdą, co lepszą, okazję, ale cóż, jestem nieśmiały i mało przebojowy; w życiu osobistym jakoś mi się układa, choć jestem przekonany, że stać mnie na dużo więcej; no może nie jestem dość przystojny i bywam czasem nudny.
Zapiszmy to wszystko na kartce i następnie wypunktujmy główne sfery życia, aby dokładnie przedstawić nasze wyobrażenia o sobie. Następnie chowamy zapiski i po miesiącu lub dwóch wracamy do nich. Nie powiem, co z tego wyniknie, ale sugeruję sprawdzić, czy w dalszym ciągu to, co napisaliśmy, wydaje się nam prawdziwe. Jeśli nie, nanosimy poprawki. Refleksja nad treścią, a zwłaszcza nad dokonanymi zmianami podpowie nam, w jakim kierunku zmierzamy. Może warto dokonać korekty.
Choć mało kto chce w to wierzyć, ale to, co myślimy o sobie, spełnia nam się w życiu. Zarówno każdy sukces, jak i porażka mają swe źródło w umyśle. Posiadając mentalność biedaka, nawet gdy trafimy na loterii główną wygraną i tak wkrótce stracimy ją lub przyniesie nam ona same nieszczęścia. Bywa też odwrotnie. Kiedy Arystoteles Onasis, w swoim czasie najbogatszy człowiek na świecie, zbankrutował (zdarzyło mu się to nie jeden raz), pożyczył 1000 dolarów, kupił najlepszy garnitur i poszedł do najdroższej restauracji. Wkrótce znów był bardzo bogaty.
Najbardziej przydatne w pracy nad zmianą własnych wyobrażeń o sobie są afirmacje i wizualizacje. Zachęcam do wybrania dla siebie odpowiedniego programu i odsyłam do bogatej w tym względzie literatury. Zanim przystąpimy do pracy z energiami aniołów, proponuję przeprowadzić krótki test zawierający 10 prostych pytań.
Test na stopień gotowości do kontaktu z anielskimi energiami
Na każde z pytań można udzielić jednej z pięciu odpowiedzi:
- zdecydowanie tak - 1 punkt,
- raczej tak - 2 punkty,
- trudno powiedzieć - 3 punkty,
- raczej nie - 4 punkty,
- zdecydowanie nie - 5 punktów.
Suma uzyskanych punktów określi naszą podatność na odbiór anielskich energii.
Jestem urodzonym optymistą, na życie patrzę z ufnością i nadzieją.
Często zdarza mi się wzruszać przy oglądaniu filmów i słuchaniu muzyki.
W moim otoczeniu prawie wszyscy ludzie są życzliwi.
Lubię przebywać sam (a), czuję się wtedy dobrze i nie wpływa to negatywnie na mój nastrój.
Mam wiele pasji i zainteresowań, poświęcam im każdą wolną chwilę.
Trudno jest mnie wyprowadzić z równowagi czy pogorszyć mi nastrój.
Chętnie angażuję się w pomoc innym oraz uczestniczę w inicjatywach społecznych.
Mam dobre relacje z najbliższymi.
Umiem prosić o pomoc, wsparcie i życzliwość innych.
Niewytłumaczalne (nadprzyrodzone) zdarzenia przyjmuję naturalnie, nie składam ich na karb przypadku i nie próbuję ich racjonalnie tłumaczyć.