Carin Rafferty
MOJE WSPANIAŁE DZIECKO
ROZDZIAŁ 1
Alex Harte wszedł do garażu Eriki Stewart, gdzie miał na nią zaczekać. Kobieta, która wskazała mu to miejsce, nazwała je studiem pani Stewart. Rozejrzał się i wprost nie mógł uwierzyć własnym oczom. Pomieszczenie robiło niesamowite wrażenie. Na wszystkich ścianach porozwieszane były obrazy, przedstawiające koszmarne, złośliwe potwory wszelkiej maści. Alex pomyślał, że gdyby do tego dodać ciemne zasłony i trochę pajęczyn, można by przed wejściem pobierać opłatę za wstęp jak do gabinetu grozy.
Skrzywił się z niesmakiem, lecz podszedł bliżej do jednego z malowideł. Był to plakat podpisany: „Szatani i potępienie". Unoszący się nad ni to ludzkimi, ni to zwierzęcymi resztkami diabeł był tak odrażający, że nawet dorosły mężczyzna nie powiesiłby czegoś podobnego w swojej sypialni.
Alex wzdrygnął się i przeniósł wzrok na wiszący poniżej, oprawiony w ramki wycięty z gazety artykuł pod tytułem: „Kobieta - Monstrum znowu w akcji". Podkreślano w nim, że właśnie ten przerażający plakat przyczynił się do kasowego sukcesu filmu „Szatani i potępienie". Autor pisał dalej, że pani Stewart, której prasa nadała czułe przezwisko Kobieta - Monstrum, stała się najbardziej poszukiwaną w swej dziedzinie artystką i miłośnicy horroru oczekują dalszych owoców jej prowokacyjnej twórczości na okładkach książek i plakatach filmowych.
Alex obejrzał się nagle, gdyż ku swemu zdumieniu usłyszał cichy chichot. Młoda kobieta stała oparta o framugę drzwi. Miała okrągłą twarz, okoloną krótko obciętymi, kręconymi włosami. Jej piegowaty nos marszczył się, a ciemne brwi drgały od nie ukrywanego już śmiechu. Alex uświadomił sobie, że wpatrzony w osłupieniu w galerię potworów rzeczywiście musiał wyglądać zabawnie.
Jego spojrzenie machinalnie przeniosło się na obcisłą, bawełnianą koszulkę z nadrukiem: „Czy nastraszyłeś już dzisiaj ukochaną osobę?", potem na dżinsowe szorty i parę najwspanialszych nóg, jakie kiedykolwiek widział. Niechętnie oderwał od nich wzrok, choć jeszcze zdążył zauważyć bose stopy, połyskujące pomalowanymi na różowo paznokciami, gdy usłyszał głos młodej kobiety.
- Moja gosposia powinna była pana ostrzec przed tymi obrazami. Są trochę przerażające.
- Skromnie powiedziane - odparł, wpatrując się niepewnie w szereg malowideł. - Czy pani gosposia straszy w ten sposób wszystkich gości, czy rezerwuje te atrakcje jedynie dla nieznośnych dyrektorów agencji reklamowych?
Erica uśmiechnęła się lekko. Lubiła ludzi zmierzających prosto do celu, nawet jeśli byli naprzykrzającymi się dyrektorami agencji reklamowych, nie przyjmującymi do wiadomości, że ich oferta została odrzucona.
- Dla gości, którzy zjawiają się nie zapowiedzeni i nie zaproszeni.
Dostrzegła błysk rozbawienia w piwnych oczach mężczyzny, który skinął głową, jakby przyjmując wyzwanie. A potem uśmiechnął się do niej i ona wstrzymała oddech.
Przed minutą wyglądał jak każdy, odnoszący sukcesy biznesmen. Chociaż, trzeba przyznać, niezwykle przystojny. W eleganckim, trzyczęściowym, szarym garniturze, starannie ostrzyżony, wyglądał jakby zstąpił z okładki magazynu dla panów. Lecz uśmiech pozbawił go całkowicie oficjalności. Był to bowiem najbardziej zmysłowy z uśmiechów i kiedy oczy Alexa przesuwały się po niej w taksujący, typowo męski sposób, przez jej ciało przebiegł dreszcz.
- Syn wcale nie jest do pani podobny. Czar prysnął.
Poczuła gniew i miała ochotę powiedzieć coś niegrzecznego, ale się powstrzymała. Pan Alex Harte nie zamierzał nikogo obrazić, był po prostu niewinną ofiarą machinacji jej matki, która w szaleńczym dążeniu do sławy wytworzyła taką idiotyczną sytuację.
- Josh to wykapany ojciec. Proszę posłuchać, panie Harte...
- Na imię mi Alex.
Erica w rozdrażnieniu odgarnęła włosy, a on obdarzył ją znowu zniewalającym uśmiechem.
- Dobrze, a więc Alex...
- A czy ja mogę się zwracać do ciebie po imieniu? Rzuciła mu gniewne spojrzenie, gdyż czuła, że
mężczyzna próbuje zbić ją z tropu. Chciała jak najszybciej zakończyć tę rozmowę.
- Tak. Wróćmy do sprawy reklamy. Jak już mówiłam wielokrotnie przez telefon, Josh nie wystąpi w tym programie. Moja matka bez uzgodnienia ze mną przyprowadziła go na próbne zdjęcia. Przykro mi, że tak się stało. Im szybciej przyjmiesz do wiadomości, że mój syn nie weźmie w tym udziału, tym będzie lepiej dla nas obojga.
Delikatna twarz Eriki wyrażała upór, a pełne, kształtne usta - stanowczość. Lecz jej decyzja pozostawała w całkowitej sprzeczności z zamiarami Alexa. Sześć miesięcy zabrało mu wyszukanie chłopca, który by tak znakomicie nadawał się do reklamy nowej kolekcji odzieży dziecięcej, nazwanej „Moje wspaniałe dziecko". Jej producent był najlepszym klientem agencji „Reklama Harte'a". Kolejna udana kampania promocyjna pomogłaby wreszcie zająć Alexowi pierwsze miejsce w branży. Nie zamierzał wypuścić z rąk takiej okazji. Dlatego właśnie zdecydował się na wizytę u Eriki Stewart. Gdyby nawet nie zdołał skusić jej pieniędzmi, mógł jeszcze liczyć na swój osobisty urok. Był zdecydowany namówić ją do kapitulacji.
Lecz czy męski wdzięk może podziałać na kobietę noszącą przydomek Monstrum, która zarabia na życie malowaniem przerażających potworów? Makabra, jaką przedstawiała na płótnach, zupełnie nie pasowała do jej pełnej werwy osobowości. Ten paradoks był zapewne kluczem do rozwiązania problemu, który tak mu leżał na sercu.
- Myliłem się - powiedział cicho i prowokująco. - Josh ma takie same rozkoszne usta jak ty.
Oszołomiona Erica popatrzyła na Alexa z niedowierzaniem. Znowu się do niej uśmiechnął, a ona uświadomiła sobie, że gapi się na niego z otwartymi ustami. Zacisnęła czym prędzej wargi, lecz nawet gdy zagryzła je zębami, nie pozbyła się uczucia, że przepływa przez nią gorąca fala zmysłowości.
Dobry Boże, ten człowiek był jej wrogiem, jęknęła w duchu. Wykorzystywał dzieci. Chciał zbić kapitał na jej synu. A jeżeli nie przestanie się tak uśmiechać, ona spocznie uległa u jego stóp.
Spojrzała na obraz, wiszący nad jego ramieniem. W samą porę. To była pierwsza okładka książki, którą zaprojektowała dwa lata temu, tuż po odejściu od Marka. Na swój prywatny użytek nazwała tego pieniącego się ze wściekłości potwora „portretem byłego męża". Wspomnienie burzliwego związku małżeńskiego i myśl o walce, którą podjęła w związku ze złożonym przez Marka w sądzie wnioskiem o przyznanie mu prawa do opieki nad dzieckiem, sprowadziły ją z powrotem na ziemię.
- Pochlebstwami niczego nie osiągniesz - oznajmiła stanowczo, spoglądając na przystojną twarz mężczyzny. - Josh nie wystąpi w twoim programie reklamowym.
- Dlaczego? - Alex nie miał zamiaru się poddać.
- Związki zawodowe od początku swego istnienia walczyły przeciwko zatrudnianiu dzieci i ja zdecydowanie popieram tę ideę - odparła spokojnie. Doszła do wniosku, że najlepiej sobie z nim poradzi, traktując sprawę lekko. - Miałbyś ochotę na szklankę mrożonej herbaty przed wyjściem?
Alex szybko ocenił swe szanse i uznał, że odmowa byłaby błędem. Powinien wyciągnąć Ericę z tego jej „studia". Intuicja podpowiadała mu, że widok własnych obrazów dodaje jej odwagi. Ponownie naszła go myśl, jak taka kobieta kojarząca się z gorącą czekoladą i ciasteczkami domowej roboty może tworzyć podobne koszmary.
- Napiję się z przyjemnością.
Skinęła głową i skierowała się ku drzwiom: Szedł za nią przez podwórze w kierunku domu, obserwując szczupłe biodra, kołyszące się tak naturalnie, a zarazem kusząco. Nie tylko nogi, lecz i cała reszta wyglądała wspaniale. Poczuł przypływ podniecenia. Ciekawe, jak daleko musiałby się posunąć dla osiągnięcia celu.
Kuchnia Eriki była przestronna, jasna i czysta. Jakby odzwierciedlała prawdziwą naturę gospodyni. Ścianę zdobiła makatka z napisem: „Nie ma jak w domu". Na lodówce we wszystkich możliwych miejscach naklejone były dziecięce rysunki.
- A gdzie Joshua?
- W bibliotece. Na przedstawieniu. Z cukrem i cytryną?
- Tak, proszę.
Erica, krojąc cytrynę, pomyślała, że Alex nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo jest wściekła mimo pozoru spokoju. Nadal było dla niej niepojęte, że matka mogła zaprowadzić Josha na próbne zdjęcia bez jej wiedzy i zgody. Choć właściwie nie powinna się aż tak dziwić.
Erica jako dziecko sama była małą modelką i z całego serca nienawidziła tego zajęcia. To właśnie ambitna matka, marząca o sławie swojej córki, okradła ją z dzieciństwa. Dopiero gdy Erica wkroczyła w niewdzięczny wiek podlotka i jej za długie ręce i nogi przestały być przedmiotem podziwu, mogła zacząć normalnie żyć. Niestety, matka nigdy nie wybaczyła córce, że dorosła. I życie Eriki jako nastolatki było pełne niepokojów i buntu.
A teraz historia miała się powtórzyć. Matka nie tylko sama chciała pokierować losem Josha, lecz oskarżała Ericę, że nie zgadza się na występy chłopca jedynie ze złości na nią. Nie chce, żeby ponownie przeżyła dobre, szczęśliwe chwile.
Erica, chociaż przekonana o słuszności swojej decyzji chroniącej Josha przed jej własnymi, złymi doświadczeniami, miała niejasne poczucie winy. Czy istotnie brała odwet na matce za stracone dzieciństwo? Westchnęła z irytacją, gdyż właściwie nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
- Czy coś się stało? - zapytał Alex.
- Nie, skąd. - Zmusiła się do uśmiechu i podsunęła mu szklankę. Usiadła naprzeciwko gościa i obserwowała go, sącząc złotawy płyn. Alex nagle uniósł wzrok znad szklanki i pod bacznym spojrzeniem jego piwnych oczu Erica poruszyła się niespokojnie.
- Mój klient jest wprost urzeczony Joshem - powiedział. - Jeżeli nie zdobędę chłopca do tego programu, prawdopodobnie stracę nawet otrzymaną zaliczkę.
Do tej pory Erica miała niejasne poczucie winy. Teraz odczuwała prawdziwe wyrzuty sumienia. Porachunki z matką to jedna sprawa. Wciąganie w nie Bogu ducha winnego człowieka było zupełnie czymś innym.
- Bardzo mi przykro.
- Z pewnością nie w tym stopniu co mnie. - Jeden kącik jego ust uniósł się do góry jakby w półuśmiechu. - Przez ostatnie pięć lat wspinałem się po szczeblach kariery zawodowej. W Los Angeles to nie takie łatwe. Czy wiesz, z iloma firmami reklamowymi muszę konkurować? I to działającymi dłużej, niż ja żyję na świecie.
Zastanawiała się, ile on może mieć lat. Trzydzieści trzy, trzydzieści pięć? Coś koło tego.
- Jesteś młody. Będziesz miał jeszcze niejedną sposobność wybicia się.
- Nie. Jeśli nie dotrzymam tej umowy, równie dobrze mogę zamknąć agencję.
- Czy nie dramatyzujesz?
- Ani trochę. - Przechylił się z krzesłem do tyłu, skrzyżował wyciągnięte przed siebie nogi. Tu, w kuchni, wyglądał na odprężonego. Nawet bardziej niżby Erica chciała. - W tej branży jestem stosunkowo nowy i właśnie nadarza mi się sposobność przeprowadzenia jednej z największych kampanii reklamowych. Nie miałem takiej okazji od długiego czasu. Moi konkurenci przewidują, że nie dam sobie rady, gdyż brak mi doświadczenia. Jeżeli nie zrealizuję tej umowy, to nie udowodnię innym, co potrafię. A w branży reklamowej działa się zgodnie ze starym przysłowiem - „raz przegrany, na zawsze przegrany".
Uśmiechnął się, a Erice zdawało się, że tym razem jeszcze bardziej zniewalająco, gdyż z jego oczu wyzierały wzbudzające współczucie niepewność i zatroskanie.
Zaklęła w duchu i wstała od stołu. Stojąc przy zlewie pomyślała, że chciałaby teraz dostać matkę w swoje ręce... To jej wina. Zaprowadziła Josha na próbne zdjęcia. A teraz wszystko trzeba odkręcać. I ona to musi robić.
Alex wyczuł zmieszanie Eriki. Miał nadzieję, że zaczęła się wahać. Liczył na to, wyznając jej nagą prawdę. Upragniony sukces był tak blisko.
Kiedy jednak odwróciła się do niego, uświadomił sobie, że miraż sukcesu blednie, jej mina bowiem wyrażała to samo zdecydowanie, może z pewną domieszką żalu.
- Bardzo mi przykro, naprawdę ci współczuję, ale przede wszystkim muszę myśleć o moim synku. Nie zgodzę się, żeby pracował od rana do wieczora.
- Od rana do wieczora? - Alex zmarszczył brwi.
- Skąd ci przyszedł do głowy taki pomysł?
Wargi Eriki wykrzywiły się i tego grymasu w żadnym razie nie dało się nazwać uśmiechem.
- Jako dziecko byłam modelką. Nie narażę Josha na podobne przeżycia. To rodzaj niewolnictwa.
Mężczyzna przyglądał się jej spod zmrużonych powiek. To wyjaśniało, dlaczego odmawiała podpisania umowy na występ chłopca w programie reklamowym. Istotnie, krążyły' różne straszne opowieści o pracy młodocianych modeli, jednak od wielu lat wszystko się w tej dziedzinie zmieniło. Tyle że przekonanie o tym Eriki wydawało się prawie niemożliwe. Stare rany nie goją się łatwo. Sam był tego najlepszym przykładem. W jaki sposób mógłby jej udowodnić, że nie ma racji?
Chcąc zyskać na czasie, wysączył resztkę herbaty, wstał i zbliżył się do lodówki.
- Czy mogę nalać sobie jeszcze jedną szklankę? Spojrzała na niego podejrzliwie jak czujny pies,
próbujący ocenić, czy ma do czynienia z przyjacielem, czy z wrogiem.
Alex ze szklanką w ręce, oparty o kuchenny blat, upił łyk herbaty i powiódł wzrokiem dookoła.
- Wiesz - odezwał się po chwili - zazdroszczę twemu synkowi. Kiedy byłem w jego wieku, marzyłem o takim domu z bardzo dużą kuchnią, gdzie
- tak jak tutaj - stoi słoik pełen ciasteczek domowej roboty. Niestety, moją matkę ledwie stać było na wynajęcie mieszkania, a jej kulinarne umiejętności ograniczały się do otwierania puszek i podgrzewania mrożonek. Nie musisz się nade mną litować - dodał szybko, widząc współczujące spojrzenie. Uśmiechnął się. - Może brakowało mi ciasteczek domowej roboty, ale za to nigdy miłości. A uśmiech i uścisk mojej mamy warte były tony ciasteczek. Tylko...
- Co? - spytała zaciekawiona. Ona w dzieciństwie miała wszystkie dobra materialne, ale za mało uczucia. Gdyby wierzyła w miłość matki, o wiele łatwiej potrafiłaby jej wybaczyć.
- ... przykro mi było na myśl, że gdyby nie ja, jej życie potoczyłoby się inaczej - dokończył cicho, jakby odpowiadając tylko sobie. Wzruszył ramionami jak człowiek, który chce zrzucić z siebie ciężar wspomnień. Kiedy ponownie na nią spojrzał, miała wrażenie, że ulega jakiemuś magnetyzmowi. Chciała wyciągnąć rękę i dotknąć tego mężczyzny. Powiedzieć, że go rozumie, tak bardzo jak nigdy naprawdę nie rozumiała siebie.
Nie poruszyła się, tylko spytała:
- Skąd wiesz, że w tym słoju są domowe ciasteczka?
- Po prostu wiem. Wiem też, że niezależnie od moich argumentów, ty nie będziesz mnie słuchać, bo jesteś uprzedzona i do mojej osoby, i do mojej pracy. Ciążą na tobie dawne doświadczenia i nie jesteś zdolna do bezstronnej oceny. We mnie widzisz tych wszystkich ludzi reklamy, z którymi zetknęłaś się jako dziecko, więc z góry potępiasz mnie razem z nimi.
Erica już otworzyła usta, żeby zaprzeczyć, ale uświadomiła sobie, że on miał rację. Przypominał jej tych, którzy ją wykorzystywali - godzinami przetrzymywali w nienaturalnych pozach, aż cierpła tak, że nie mogła wytrzymać z bólu. Besztali ją za rozwiane włosy. Złościli się, kiedy zdarzyło się jej ziewnąć z nudów lub wyczerpania, ponieważ cały czas musiała się uśmiechać.
- Potrafi być pan przekonujący, panie Harte
- stwierdziła posępnie. - Przez moment nawet uwierzyłam, że pan jest inny niż ci, z którymi kiedyś miałam do czynienia.
- Bo tak rzeczywiście jest. A na imię mi Alex - przypomniał i zbliżył się do niej.
Zacisnęła palce, gdyż poczuła zapach męskiego ciała. Uśmiechnął się. Była wściekła, że tak ją zniewalał ten uśmiech.
Josh. Powtarzała w duchu imię synka, walcząc z magnetyzmem stojącego koło niej mężczyzny. Josh był wszystkim, co się dla niej liczyło na tym świecie. Wystarczy, że jej były mąż usiłował z zemsty wykorzystywać dziecko. Wystarczy, że chłopczyk stał się narzędziem w rękach babki, która pragnęła na nowo przeżyć przeszłość. Nie pozwoli, żeby Alex zburzył jego spokój. Po prostu nie pozwoli.
I wtedy Alex dotknął jej policzka. Miał palce chłodne od szklanki z mrożoną herbatą, a Erice wydawało się, że ich dotyk ją pali. Całe jej ciało drżało od wszechogarniającego pragnienia - być znowu w pełni kobietą.
- Nie! - Odsunęła się od niego tak gwałtownie, że zachwiała się. Podtrzymał ją, lecz zaraz cofnął dłoń i tylko patrzył na nią, zaniepokojony, co ją wprawiło w jeszcze większe zakłopotanie.
- Dobrze się czujesz? - zapytał.
Skinęła głową, choć wcale nie czuła się dobrze. Była zła, zmieszana i bezradna. Odwróciła się, żeby nie mógł dostrzec łez. Nie wolno jej płakać! Łzy nie rozwiążą problemów, raczej je pogłębią, gdyż ukażą jej słabość. A ona na słabość nie może sobie pozwolić. Dla dobra Josha musi być silna. Dla Josha.
- Erico - Alex mówił cicho, ale stanowczo - nie jestem twoim wrogiem.
- Ależ jesteś - odparła ochrypłym głosem. - Chcesz wykorzystać mojego syna, a ja na to nikomu nie pozwolę. Ma prawo do normalnego dzieciństwa. Zrobię wszystko, żeby mu je zapewnić.
- Dziwiłbym się, gdybyś nie zamierzała go ochraniać. - Zrobił krok w jej kierunku, lecz cofnął się, widząc, jak bardzo jest spięta. - Rzecz w tym, że twoje wyobrażenie o pracy nad filmem reklamowym jest całkowicie błędne. Właśnie kręcimy sceny z trzyletnią dziewczynką, która występuje w tym samym programie, nagrywamy cztery razy w tygodniu, a dzieci traktują to raczej jak zabawę niż pracę. Jeżeli mi nie wierzysz, zatelefonuj do matki dziewczynki. Opowie ci dokładnie, jak pracujemy.
- To mnie nie obchodzi. - Była zdecydowana go odprawić. Jednak stał tak blisko, że słowa pożegnania nie chciały przejść jej przez gardło.
- Mam w samochodzie kopię taśmy próbnych zdjęć z Joshem - powiedział. - Zostawię ci, żebyś ją obejrzała, zanim podejmiesz decyzję.
- Dobrze. - Zgodziła się tylko dlatego, że pragnęła jak najszybciej się go pozbyć. Zakłócał jej spokój.
- Świetnie. Zaraz wracam.
Alex wstał, a Erica odetchnęła głęboko. Nie odczuła ulgi. Przeciwnie, jego nieobecność spotęgowała jeszcze nurtujące ją uczucie dziwnej tęsknoty, niepokoju, samotności. - Przeszła niepewnym krokiem przez kuchnię i usiadła na krześle. Jak to się stało, że pod wpływem tego nieznajomego przecież mężczyzny poczuła się tak... pełna życia?
Wciąż się nad tym zastanawiała, gdy wrócił z miną wyrażającą podniecenie i nadzieję. Nie mogła się pozbyć poczucia winy - najwyraźniej sądził, że ona ponownie rozważy ofertę. Powinna go wyprowadzić z błędu, ale to nie miałoby sensu, gdyż zapewne chciałby tu dłużej zostać i dalej ją przekonywać. Co z kolei mogłoby się okazać niebezpieczne. Może w końcu zmieniłaby zdanie.
Alex położył na stole kasetę i usiadł naprzeciwko Eriki. Przyglądał się jej uważnie, lecz jej twarz była bez wyrazu. Jeżeli się wahała, to nie powinien jej zbytnio naciskać. Gdyby jednak pozostawała tak nieugięcie przeciwna udziałowi synka w programie, przed wyjściem powinien jeszcze raz wrócić do tematu.
- Zapisałem tu numer telefonu Sharon Perkins, matki tej dziewczynki, Susie, o której ci mówiłem - podsunął Erice kartkę. - Proszę, zadzwoń do niej. Opowie ci, jak pracujemy z jej córeczką. Dowiesz się wszystkiego, co cię będzie interesowało.
Nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w kartkę. Postanowił przyciągnąć uwagę Eriki, więc położył rękę na jej dłoni. Drgnęła, czując podniecające wibrowanie całej ręki aż do ramienia. W pierwszej chwili chciała strącić jego dłoń, lecz instynkt ostrzegł ją, że taka reakcja byłaby zbyt czytelna. Powoli uniosła wzrok.
Zaczął mówić z uśmiechem, od którego miękły jej kolana.
- Proszę cię tylko o to, żebyś zadzwoniła do Sharon i obejrzała taśmę. Jeżeli po tym nie zmienisz zdania, obiecuję, że przestanę cię niepokoić. - Wstał od stołu. - Zatelefonuję do ciebie za parę dni.
Zanim Erica zdołała odpowiedzieć, już go nie było. Nadal wpatrywała się w kartkę, na której starannie wykaligrafował numer telefonu i nazwisko Sharon. Nie miała zamiaru zmienić zdania, lecz przecież nic się nie stanie, jeśli z nią porozmawia i przejrzy taśmę, zwłaszcza że Alex obiecał przestać ją nękać.
Czekała, żeby głos sumienia powiedział jej, że ma rację. Ale ten milczał.
Zakłopotana, przygryzła wargę.
ROZDZIAŁ 2
Erica z westchnieniem odłożyła słuchawkę. Nie była zadowolona z tej rozmowy. Sharon Perkins nie tylko potwierdziła wszystko, co o pracy na planie filmowym mówił Alex, lecz wręcz używała tych samych słów. Alex nie zdążyłby jej jeszcze poinstruować, więc widocznie zawczasu uzgodnił z nią tę wersję. Nawet trudno było mieć do niego pretensję, pomyślała, wsuwając kasetę do magnetowidu. Powiedział jej jasno, że jego pozycja zawodowa może być zagrożona i w to akurat wierzyła.
- Senora Stewart, ja już wychodzę. - Gosposia Eriki, Rosita Sanchez, zajrzała do salonu.
Erica uśmiechnęła się do drobnej, niemłodej Latynoski. Pomoc tej kobiety była jedynym luksusem, na jaki mogła sobie pozwolić po rozwodzie z Markiem. Rosita była spokojną, zamkniętą w sobie wdową. Wyemigrowała z Meksyku do Stanów Zjednoczonych dwadzieścia pięć lat temu razem z trzema małymi córeczkami. Sama je wychowywała, z wielkim trudem pokonując na swej drodze wszelkie przeszkody, poczynając od uprzedzeń rasowych po barierę językową.
Jej wysiłek opłacił się sowicie. Jedna z córek ukończyła prawo i pracowała w firmie adwokackiej. Druga właśnie uzyskała dyplom księgowej, a trzecia dostała się na medycynę. Erica podziwiała ich matkę, kobietę silną i dumną, i nawet zazdrościła jej niezłomnego poczucia niezależności.
Kilka miesięcy temu Rosita zwierzyła się Erice, że córki namawiają ją do rezygnacji z pracy. Nie ukrywała przy tym gniewu.
- Chcą wziąć mnie na utrzymanie. Ha! Nie wezmę od nich złamanego grosza. Kto bierze pieniądze, staje się dłużnikiem. A dłużnikowi można nakazywać. Ja ciężko pracuję, ale robię, co mi się podoba.
- Córki chciały się odwdzięczyć za pani trud - usiłowała tłumaczyć Erica, lecz kobieta wymamrotała coś, co mogło być chyba przekleństwem. Erica nie znała tak dobrze hiszpańskiego.
- Odpłaciły mi swymi życiowymi sukcesami - stwierdziła wtedy Rosita. - Są dorosłe, a ja mam własne życie. Może jeszcze ponownie wyjdę za mąż.
Towarzyszący tym słowom rumieniec mówił sam za siebie. Rosita była zakochana.
- Mam dla pani pieniądze. - Erica poszła po torebkę.
- Ten pan Harte jest całkiem do rzeczy, prawda? Erica spojrzała na nią, zdumiona. Rosita mówiła
czasem coś o swoim życiu, lecz nigdy nie komentowała tego, co działo się w domu pracodawczyni. Była na to zbyt dyskretna.
- Tak, chyba tak - zgodziła się niechętnie.
- Dobrze jest mieć przy sobie takiego przystojnego mężczyznę. - Gosposia pokiwała poważnie głową.
- Zapomina się o kłopotach.
- Niestety, Rosito, ten przystojny pan jest właśnie powodem kłopotów. Proponuje mi górę pieniędzy za pracę Josha. - Na widok skonfundowanej miny Rosity dodała: - Chce, żeby Josh wystąpił w filmie reklamowym.
Rosita zaczęła mówić coś szybko po hiszpańsku, lecz zaraz przeszła na angielski.
- Serce matki rozdziera się, kiedy musi coś zrobić kosztem dziecka, ale czasem nie ma wyboru. Pani potrzeba sporo pieniędzy na prowadzenie sprawy wytoczonej przez ojca Josha, prawda?
- Tak - przyznała z ociąganiem Erica. No, cóż, Rosita nie była głucha i słyszała wiele dyskusji rodzinnych, w tym kłótni na temat prawa do opieki nad dzieckiem. - Ale nie mogę się zgodzić na tę propozycję. Josh jest małym chłopcem. To byłoby zbyt wielkie poświęcenie.
- Wybór czasem jest trudny - ciągnęła Rosita - ale musimy brać pod uwagę, co wpłynie najkorzystniej na przyszłość dziecka. Jeśli nawet teraz musiałby się trochę poświęcić, to będzie wynagrodzony, bo pozostanie pod pani opieką.
- Chyba tak - odparła Erica, marszcząc w zamyśleniu brwi. - Nie myślałam o tym w taki sposób.
Meksykanka znowu skinęła głową.
- Buenos tardes, senora Stewart.
- Buenos tardes, Rosito.
Włączając magnetowid, Erica ciągle jeszcze zastanawiała się nad słowami Rosity. Usadowiła się na sofie z podkulonymi nogami. Mimo czerwcowego ciepła zadrżała od ogarniającego ją nagle chłodu na widok ukazujących się na ekranie numerów kolejnych rolek filmów. To niemiłe uczucie zaraz minęło, gdyż właśnie pojawiła się buzia Josha. Naprawdę był bardzo podobny do ojca, stwierdziła bez cienia rozgoryczenia. Po raz pierwszy przyglądała się swemu dziecku tak krytycznie. Miał jasne włosy Marka, ale kręcone, tak jak jej. Twarz była jeszcze po dziecinnemu zaokrąglona, lecz już dostrzegało się zapowiedź regularnych rysów. Duże, niebieskie oczy i niewiarygodnie długie rzęsy. I - uświadomiła sobie nagle, że Alex miał rację - jej usta, pełne, wyraziste, ruchliwe.
W przyszłości Josh będzie pożeraczem serc niewieścich, choć wcale nie tylko za sprawą swej urody. To zdziała owo niewinno - zuchwałe spojrzenie, jego zaraźliwy śmiech, udzielający się zapał. I wrodzona czułość, teraz tak czysta i niewinna.
A co się stanie, jeśli Mark uzyska prawo do opieki nad dzieckiem? Czy szarpanina między rodzicami, pozbawienie chłopca poczucia bezpieczeństwa, pozostanie bez wpływu na jego charakter?
Oto prawdziwa ironia losu. Mark prawie nie dostrzegał istnienia swego dziecka do chwili, gdy Erica spakowała swe manatki i z maleńkim synkiem odeszła od męża. W ciągu ubiegłych dwóch lat Mark odwiedził syna zaledwie pięć razy. A teraz zwrócił się do sądu o przyznanie mu prawa do opieki nad dzieckiem przez sześć miesięcy w roku. We wniosku twierdził, że przeprowadza się do Nowego Jorku i rzekomo rozpaczliwie tęskni za synem.
Gdyby Erica wierzyła w szczerość deklaracji eks - męża, może byłaby skłonna do jakiejś ugody. Lecz dobrze wiedziała, że dziecko wcale Marka nie obchodzi, że chce je tylko wykorzystać jako narzędzie zemsty. Do dziś nie potrafił wybaczyć Erice, że od niego odeszła.
Z trudem powstrzymywała łzy, cisnące się do oczu. Wychodziła za mąż z wielkiej miłości, która w ciągu następnych lat stopniowo umierała. Zastępowało ją uczucie rozgoryczenia, urazy, a nawet litości. Gdyż w końcu zaczęło jej być żal męża. Był słaby i pobłażał swojej słabości. Taką już miał naturę.
Mark nie musiał utrzymywać się z pracy i nawet nie próbował. Odziedziczył tyle pieniędzy i władzy, że mógł wieść życie sybaryty i całe dnie spędzać na zaspokajaniu zachcianek. Dla niego nie było nic świętego. Nie liczyła się nawet małżeńska przysięga.
Początkowo ukrywał niewierność przed żoną. Lecz już w drugim roku małżeństwa zaczaj się przechwalać swymi przygodami. Erica obwiniała siebie za niepowodzenia w ich pożyciu i kiedy zaszła w ciążę, była pewna, że dziecko stanie się cudownym sposobem na uzdrowienie małżeństwa.
Nadzieja matką głupich, myślała teraz wpatrzona w ekran, na którym harcował zaśmiewający się radośnie Josh. Mark nawet nie odwiedził jej w szpitalu po Urodzeniu chłopca. Pierwszy raz zobaczył swego syna, kiedy odwoził ich do domu.
Dźwięk klaksonu przerwał podróż Eriki w przeszłość. Poszła otworzyć drzwi i z uśmiechem patrzyła na synka, który właśnie gramolił się z samochodu sąsiadki. Przebiegł pędem trawnik i rzucił się w wyciągnięte ramiona matki.
- Podobały ci się dzisiaj bajki? - spytała, tuląc go mocno do siebie. Co będzie, jeśli go jej odbiorą? Czeka ją piekło na ziemi.
- Fajne! - wykrzyknął. - Był miś, miał na imię Puch...
- Puchatek? - podsunęła Erica.
- Tak - Josh kiwnął główką w podnieceniu - i miał przyjaciela, wielkiego kota!
- Tygrysa - poprawiła go matka.
- Aha. - Josh wysuwał się już z jej ramion. - Mogę dostać ciasteczka?
- Tylko jedno. - Erica zamknęła drzwi, spoglądając za biegnącym już przez salon Joshem. Zobaczyła, że nagle zatrzymał się zafascynowany przed telewizorem.
- To ja!
- Z całą pewnością. - Podeszła do chłopczyka i pogłaskała go po płowej czuprynie. - Babcia zabrała cię na taką zabawę, pamiętasz?
- Aha!
Erica zmusiła się do zadania jeszcze jednego pytania.
- Chciałbyś jeszcze kiedyś tak się pobawić?
- Aha - odrzekł bez zainteresowania. - Gdzie moje ciasteczko?
- Nie mam pojęcia - zażartowała. - Może poszukamy w słoiku?
Zaśmiał się i pobiegł do kuchni. Poszła za nim i patrzyła, jak jasnowłosy Josh pulchnymi rączkami sięga do słoika. A w wyobraźni widziała ciemnowłosego, małego Alexa Harte'a o smutnych oczach.
- To śmieszne - mruknęła pod nosem. - Absolutnie śmieszne.
Alex przemierzał dużymi krokami swój gabinet. Na biurku piętrzyły się notatki z telefonicznymi wiadomościami od klientów, lecz on - choć bardzo ich wszystkich cenił - nie zamierzał się nimi zajmować. Najważniejszy był teraz producent kolekcji „Moje wspaniałe dziecko". To dzięki niej mógł wznieść się na sam szczyt, skąd nikt by go już nie ściągnął.
Rzucił marynarkę na oparcie krzesła, rozpiął kamizelkę i rozluźnił węzeł krawata. W końcu odpiął dwa guziki koszuli i odetchnął głęboko kilka razy.
- Tak blisko - powiedział w przestrzeń pustego pokoju. - Jestem tak blisko.
Jego przyszłość trzymała w swej drobnej, kobiecej dłoni Erica Stewart, a on nie wiedział, w jaki sposób ma ją powstrzymać przed zniszczeniem przepełniających go nadziei i marzeń.
Walczył o swą pozycję zawodową, lecz jednocześnie zdawał sobie sprawę, że Erica odrzucając jego propozycję, kierowała się wyłącznie miłością do syna. I taką postawę musiał uszanować. Jeżeli bowiem rozumiał jakieś uczucie, to była nim miłość macierzyńska.
Jego matka w młodości znała wielu wybitnych mężczyzn, obecnie przeważnie polityków. Niestety, byli to ludzie żonaci, więc gdy z jednym z nich zaszła w ciążę, znalazła się w bardzo trudnym położeniu. Nie chciała jednak nawet myśleć o aborcji ani o oddaniu dziecka do adopcji, co spowodowało, że rodzina wyrzekła się młodej kobiety, która „zeszła na manowce".
Ojciec Alexa, pojawiający się prawie codziennie w serwisach wiadomości telewizyjnych, i to często wraz z żoną, nie tylko nigdy nie widział swego jedynego syna, lecz nawet nie wiedział o jego istnieniu. Tak więc Alex był nieślubnym dzieckiem i mając pięć lat musiał stawić czoło tej prawdzie, gdyż już pierwszego dnia wrócił ze szkoły pobity i zakrwawiony. Matka w milczeniu opatrzyła mu zadrapania i przytuliła go do piersi. Powiedziała, że przyszłość zależy tylko od niego i że nikt nie zdoła przeszkodzić mu w wykuwaniu własnego losu.
Usiadł przy biurku i włączył magnetowid. Na ekranie ukazał się tańczący Joshua Stewart. W jego twarzyczce cherubina, godnej pędzla Rubensa, przykuwały uwagę oczy o niezwykłej, błękitnej barwie, iskrzące się od radosnego śmiechu.
Mógłby szukać sześć dalszych miesięcy albo nawet sześć lat i nie znalazłby podobnie urzekającego chłopczyka. Jeśli nie uda mu się zaangażować go do swego filmu, będzie musiał pożegnać się z producentem odzieży dziecięcej.
Nagle przyszedł mu do głowy pomysł. Bez namysłu sięgnął po słuchawkę.
- Słucham. - Usłyszał przytłumiony głos Eriki.
- Mówi Alex Harte - odezwał się. - Wiem, dałem ci kilka dni do namysłu, ale jutro kręcimy zdjęcia z Susie Perkins, więc może przyszłabyś zobaczyć, jak to wygląda?
Erica wciągnęła głęboko powietrze i wypuściła je powoli. Przypomniały się jej słowa Rosity. Czasami matka musi kierować się rozumem zamiast sercem, a jej potrzebne były pieniądze na prowadzenie sprawy wytoczonej przez Marka. Dobrzy adwokaci żądali wysokich honorariów. Ona musiała mieć najlepszego.
- Chętnie - zgodziła się.
- Wspaniale. - Alex odetchnął z ulgą. - Spotkamy się o czwartej. Wiesz, gdzie jest studio?
- Tak, niestety bywałam tam swego czasu dość często.
Te słowa go przeraziły. Jeżeli samo studio nasunie jej przykre wspomnienia z dzieciństwa, to umówione spotkanie będzie całkowitą klęską. Ale klamka zapadła. Mógł mieć' tylko nadzieję, że matka Josha zdoła przezwyciężyć przeszłość.
- Do zobaczenia jutro, Erico.
- Tak, jutro. - Odłożyła słuchawkę bez pożegnania.
Erica uznała, że musi się zabezpieczyć przed urokiem pana Alexa Harte'a. Poza nałożeniem jasnoróżowego błyszczka na usta, w ogóle się nie umalowała, a kręcone włosy zaczesała tak gładko, jak to tylko było możliwe. Włożyła białą, prostą bluzkę i skromny, granatowy kostium. Rzut oka w lustro upewnił ją, że wygląda równie pociągająco, jak więzienna strażniczka.
Więc dlaczego Alex, który czekał na nią przed wejściem do studia i pomagał wysiąść z samochodu, tak pożerał ją wzrokiem?
On zaś ledwie mógł powstrzymać się od śmiechu na widok jej dziwacznego stroju. Przypomniała mu się dawna sąsiadka, stara panna, której odzienie przypominało zbroję. Tylko że na Erice pobudzało ono męską wyobraźnię i ochotę pozbycia się go jak najszybciej.
- Wchodzimy? - zapytał, a jego rozbawienie minęło. Zobaczył bowiem ponury wzrok Eriki wbity w drzwi studia. A zatem wróciły przygnębiające wspomnienia, kładące się cieniem na dniach dzieciństwa.
- Erico? - Był wyraźnie zaniepokojony bladością jej twarzy.
Drgnęła i uśmiechnęła się słabo.
- Tak, oczywiście.
Wziął ją pod rękę i lekko uścisnął ramię dla dodania otuchy. Weszli do środka.
W studiu kręcono właśnie film i Erice nie trzeba było przypominać o konieczności zachowania ciszy w tym przybytku pełnym kamer i przewodów. Stanęli przed oświetlonym reflektorami planem filmowym, na którym niepodzielnie panowała mała dziewczynka.
W odróżnieniu od krzepkiego Josha, Susie Perkins była eteryczna. Także miała jasne włosy, ale proste i jedwabiste, rozwiewające się wokół delikatnej twarzyczki. Jej oczy, podobnie jak Josha, miały barwę nieba, lecz na próżno byłoby w nich szukać figlarnych błysków. To były oczy marzycielki. A jej śmiech o brzmieniu srebrnych dzwoneczków był przeciwieństwem gromkich wybuchów radości Josha.
- Co o niej myślisz? - usłyszała cichy szept Alexa.
- Niebiańskie zjawisko, zupełnie niebiańskie - odszepnęła.
Tak, pomyślał Alex, to najwłaściwsze określenie. Patrzył z uśmiechem, jak Susie ze stosu zabawek wybiera puszystego kota i z okrzykiem radości biegnie z nim do swej mamy.
Erica zesztywniała na widok dziewczynki wybiegającej z planu filmowego. Wstrzymała oddech, oczekując wrzasków protestu. Minęło kilka sekund i nic się nie wydarzyło. Już odprężona, spojrzała na reżysera. Nie powiedział nawet słowa, tylko dał ręką znak kamerzystom, żeby przerwali filmowanie. Tymczasem Sharon i Susie, obie zachwycone, bawiły się kotem. Po kilku minutach matka odprowadziła córeczkę na scenę. Tam przyczesano jej włosy, a matka umiejętnie skierowała uwagę dziecka na stos zabawek i wycofała się. W ciągu następnej godziny taka sytuacja powtarzała się wielokrotnie. " - Dość się już napatrzyłaś? - spytał w końcu Alex.
Erica skinęła głową i podążyła za nim do wyjścia.
Kiedy szli do samochodu, walczyły w niej sprzeczne uczucia. Reżyser Alexa w niczym nie przypominał Simona Legreesa, pod którego kierunkiem pracowała w dzieciństwie. Lecz jednocześnie nie mogła się pozbyć podejrzenia, że cała ta scena została zaaranżowana specjalnie dla niej.
- No i co? - Alex spojrzał na nią wyczekująco. Miała ochotę jak najszybciej wsiąść do samochodu i odjechać, ale on stanął przy drzwiach.
- Ta reklama musi kosztować masę pieniędzy - odparła.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Zleceniodawcy zarobią na niej jeszcze więcej.
- Przy takim tempie pracy kręcenie jednego filmu zajmie ze dwa tygodnie.
- Gdy chce się zrobić coś naprawdę dobrze, nie można się spieszyć.
Jego słowa brzmiały szczerze, lecz Erica spoglądała na niego podejrzliwie, wypatrując jakiejś oznaki podstępu, jakiegoś śladu oszustwa. Czegokolwiek, co usprawiedliwiłoby jej zastrzeżenia. Ale dostrzegła tylko pełne nadziei oczekiwanie, które zauważyła już poprzedniego dnia.
- Pewno chwilami reżyser i operatorzy mają tego dosyć - powiedziała już milszym tonem.
- Kamerzystom płaci się za godziny pracy, więc nic na przerwach nie tracą. A Ron... być może czasami jest trochę zniecierpliwiony, ale w zasadzie zgadza się z moją koncepcją. Chcemy, żeby dzieci zachowywały się naturalnie. Dopiero wtedy rodzice oglądający reklamę potrafią dostrzec w małych aktorach własne dzieci i wyobrazić je sobie ubrane w reklamowaną odzież. Wbrew pozorom wymaga to mnóstwa pracy. Jeżeli z kilku godzin kręcenia uda się wybrać kilkadziesiąt sekund dobrego materiału, to już jest coś.
Erica nerwowo pocierała dłońmi uda. Właściwie nie miała już argumentów, gdyż okazało się, że zdjęcia nie byłyby dla Josha żadnym przykrym doświadczeniem.
Jedno tylko nie dawało jej spokoju - miała wykorzystać dziecko dla pieniędzy, co stawiało ją w jednym rzędzie z takimi osobami, jak jej własna matka. Z tą różnicą, że Erice nie chodziło o sławę dziecka, lecz o utrzymanie go przy sobie.
Zrobiło się późno i to ją natchnęło.
- Późne popołudnie nie jest chyba odpowiednią porą na filmowanie dzieci, od których wymaga się jednak pewnego wysiłku.
- Sharon wybrała dla Susie tę porę dnia, gdyż twierdziła, że rano mała jest rozdrażniona. Gdybyś zgodziła się na zaangażowanie Josha, to ty ustalałabyś godziny pracy. Przecież jako matka najlepiej wiesz, kiedy chłopiec jest w dobrym nastroju. Narzucanie ci czegokolwiek byłoby po prostu śmieszne.
Nie potrafiła już znaleźć dalszych argumentów przeciwko jego propozycji. Powinna całą sprawę przemyśleć, rozważyć wszystkie za i przeciw, a ponadto jeszcze raz zmierzyć się z własną przeszłością.
Alex obserwując malującą się na twarzy Eriki rozterkę, w pewnym momencie miał ochotę przytulić ją i pocieszyć. Ten impuls go zaniepokoił. W grze, którą prowadził, kobieta była tylko pionkiem, wprawdzie atrakcyjnym, lecz jedynie pionkiem. Środkiem prowadzącym do upragnionego celu.
- Jest po piątej. Może wybrałabyś się ze mną na wczesną kolację?
Potrząsnęła przecząco głową.
- Muszę wracać do domu. Zostawiłam Josha u sąsiadki.
- To zadzwoń do niej i powiedz, że się trochę spóźnisz. Teraz są takie korki na ulicach, że i tak jazda do domu zabrałaby ci godzinę więcej.
Miał rację, ale wolałaby być sama niż w jego towarzystwie. Był zbyt przystojny. Zbyt przyjemnie pachniał. Zbyt interesująco mówił. A jego uśmiech kusił, żeby się zgodziła.
- Sama nie wiem - odparła.
Nie musiał jej pytać dlaczego. A jednocześnie chciał z nią spędzić jeszcze trochę czasu. Była nieskomplikowaną osobą, co w jakiś przewrotny sposób czyniło ją najbardziej pociągającą kobietą, z jaką miał do czynienia od wielu lat. Fascynowała go. Wyglądała jak ciemnowłosa Barbie, nawet w tym śmiesznym stroju, na widok którego jego zawsze modna sekretarka udławiłaby się porannym rogalikiem . Była wzorem typowej Amerykanki, dziewczyny z sąsiedztwa, która przypadkiem zarabia na życie malowaniem potworów.
- Przyrzekam, że nie będziemy rozmawiać o reklamie. Nie cierpię jadać samotnie, więc wyświadczyłabyś mi wielką uprzejmość - nalegał z urzekającym uśmiechem.
Nie miała pojęcia, jak to się stało, że się zgodziła.
- Wspaniale - powiedział - tam stoi mój samochód...
Na myśl, że ma wsiąść z nim do samochodu, ogarnęła ją panika.
- Pojadę za tobą swoim autem - przerwała mu i widząc jego pytające spojrzenie, zaczęła gorączkowo szukać jakiejś rozsądnej wymówki. - Coś mogłoby się przytrafić Joshowi i gdyby trzeba było niezwłocznie wracać...
Chciał jej powiedzieć, że restauracja jest w pobliżu i mógłby ją stamtąd podwieźć do samochodu w niespełna pięć minut, lecz powstrzymał go nie tyle wyraz jej twarzy, ile widok zaciśniętych kurczowo na torebce dłoni.
- W porządku - mruknął, zastanawiając się, co było przyczyną jej nagłego popłochu. - Pójdę po samochód i za chwilę wracam.
Erica wsiadła do auta i oparła czoło o kierownicę. Usiłowała opanować ogarniający ją płomień pożądania. Częściowo jej się to udało, lecz wiedziała, że niewiele trzeba, żeby został wzniecony na nowo.
Dobry Boże, modliła się w duchu, jeżeli nie możesz dodać mi sił, daj mi przynajmniej znak, że mi to przejdzie.
W tym właśnie momencie odezwał się klakson samochodu Alexa.
- Jeżeli to miał być żart. - powiedziała zrzędliwie, wznosząc oczy ku niebu - to musisz jeszcze popracować nad puentami.
ROZDZIAŁ 3
Restauracja, do której pojechali, nazywała się „Chińska Gospoda'' i z zewnątrz wyglądała dość niepozornie. Za to jej wnętrze w stylu Dalekiego Wschodu robiło niezwykle miłe wrażenie, a unoszący się już od progu aromat wywoływał nieprzeparty apetyt na orientalne potrawy.
Alex musiał być tu bywalcem, gdyż kelnerka, młoda Chinka, powitała go jak znajomego zalotnym spojrzeniem. Zaprowadziła ich do stolika w przytulnym kącie sali i po chwili przyniosła dzbanek herbaty i kartę dań.
- Powinienem był cię zapytać, czy lubisz chińską kuchnię - odezwał się Alex, nalewając Erice herbaty - ale jeśli wolisz coś innego, to tutaj są również amerykańskie potrawy.
- Uwielbiam chińskie jedzenie. - Upiła łyk pachnącego jakimś kwieciem napoju. Starała się nie gapić na swego nieprzyzwoicie przystojnego towarzysza. - Niestety, od lat nie miałam okazji jeść czegoś w tym stylu, bo dla mojego byłego męża i Josha szczytem osiągnięć sztuki kulinarnej pozostały hot dogi i makaron z serem.
- To typowe upodobania małego chłopca. - Alex pominął milczeniem uwagę o eks - mężu. Wiedział, że Erica jest rozwiedziona. Zanim jej matka mu o tym powiedziała, chciał nawet zwrócić się do ojca dziecka o pomoc.
- Bardzo kocham mojego synka, ale najmilszym okresem dnia jest czas jego drzemki, no i wieczór, kiedy leży już w łóżku. - Zmarszczyła brwi i szybko dodała: - Boże, mówię jak wyrodna matka.
- Nie. - Alex ledwo powstrzymał pragnienie, żeby dłonią wygładzić jej czoło. - To zupełnie normalne. Moja mama twierdziła, że gdyby natura była sprawiedliwa, to dodałaby do stóp matek wrotki na czas wychowywania berbeci.
- Twoja matka musi być mądrą kobietą - uśmiechnęła się Erica.
- Uhm, To prawda.
Dojrzała w jego oczach ciepły blask, niewątpliwie wywołany wspomnieniem o matce.
- Czy twoja matka mieszka w Los Angeles? - spytała.
Pokręcił przecząco głową.
- W zeszłym roku stwierdziła, że chce być całkiem niezależna, więc kupiła przyczepę kempingową, dołączyła do grupy emerytów i razem z nimi zwiedza cały kraj. Ostatnią kartę dostałem od niej z Gettysburga w Pensylwanii. Pisała, że na lato wybierają się na północ, a zimę spędzą na południu.
Erica przypomniała sobie, jak poprzedniego dnia opowiadał, że kiedy był mały, jego matkę ledwie stać było na czynsz. Od tego czasu jej sytuacja materialna musiała się diametralnie zmienić, skoro mogła sobie pozwolić na zakup przyczepy i nieustanne podróże.
- Twoja matka przeszła już na emeryturę? - spytała.
- Ależ skąd. - Alex roześmiał się. - Jest ode mnie tylko dwadzieścia trzy lata starsza, co oznacza, że teraz ma - zastanowił się przez moment - pięćdziesiąt siedem.
Erica szybko obliczyła, że wobec tego Alex ma trzydzieści cztery. Jest sześć lat od niej starszy.
Znowu upiła łyk herbaty, bo zapadła niezręczna cisza, jak to zwykle bywa między nieznajomymi po wyczerpaniu jakiegoś tematu. Usilnie starała się wymyślić nowy, ale nigdy nie potrafiła improwizować, tym bardziej w towarzystwie tak interesującego mężczyzny.
- A może chciałabyś zatelefonować do sąsiadki, zanim coś zamówimy?
- Do sąsiadki? - powtórzyła bezmyślnie.
- Do tej, u której zostawiłaś Josha.
- Och! Oczywiście. - Poderwała się z krzesła przerażona, że jej samej nie przyszło to na myśl. - Jak mogłam zapomnieć! Musi wiedzieć, gdzie jestem, gdyby mnie potrzebowała.
Dobry Boże, jęknęła w duchu, widząc uśmiech Alexa. Co za bzdury wygaduję. Tylko tego brakowało, żebyśmy zaczęli rozmawiać o pogodzie.
- Skoro znasz tę restaurację, sam zamów to, co lubisz.
- Dobrze. - Pochlebiało mu, że najwyraźniej był pierwszym mężczyzną, przez którego Erica zapomniała o swoim synku. Mając przed oczami jej urocze usta, zastanawiał się, co jeszcze mógłby zrobić, żeby podtrzymać taki stan jej ducha. Musiał się zganić, ponieważ jego wyobraźnię opanowała wizja Eriki, tulącej się do niego w namiętnym pocałunku.
Nie, nie, jej osoba nie wchodziła w rachubę. Erica Stewart była kobietą, wobec której mężczyzna musiałby się poważnie zaangażować. On już zaliczył jedną małżeńską klęskę. Nie miał zamiaru przeżyć drugiej. Złożył zamówienie kelnerce.
- Przepraszam, że to tak długo trwało - Erice brakło tchu - ale Josh musiał mi dokładnie opisać swój ostatni rysunek. Laura, moja sąsiadka, ma czarnego labradora. Josh i Tina, córeczka Laury, zamęczają go, ujeżdżają jak konia i Josh...
Urwała, widząc uśmiechniętą twarz Alexa.
- Przepraszam, ciebie to na pewno nie interesuje.
- Wręcz przeciwnie. Bardzo interesują mnie psy, na których można jeździć jak na koniu. Takiego mógłbym zaangażować do mojego filmu.
Roześmiała się.
- Czy bez przerwy myślisz o pracy?
- Nie. - Zastanawiał się, co by tu jeszcze powiedzieć, żeby znów usłyszeć ten cudowny śmiech: dźwięczny, gardłowy i bardzo kobiecy. - Czasami zdarza mi się zatrzymać uwagę na czymś innym.
Erica nerwowo sięgnęła po dzbanek, bo poczuła, że pod wpływem spojrzenia mężczyzny, które przesunęło się po jej twarzy i zatrzymało na ustach, wyschło jej w gardle. Jeżeli on myślał o tym, co ona przypuszczała, to ich rozmowę zdecydowanie należało skierować na sprawy zawodowe.
- Wracając do twego filmu... - zaczęła.
- Nie, nie - zaoponował - przyrzekłem, że nie będziemy rozmawiać o reklamie, i muszę dotrzymać słowa.
- Chciałabym się tylko dowiedzieć...
Pochylił się nad stolikiem i dotknął palcem jej ust.
- Nie dzisiaj, Erico. Jeśli masz jakieś pytania, zadzwoń do mnie jutro. Od dziewiątej będę w biurze.
Zdołała jedynie skinąć głową, gdyż powiódł palcem po zarysie jej dolnej wargi i ta pieszczota wstrząsnęła nią do głębi. Gdyby potrafiła opanować drżenie kolan, wzięłaby nogi za pas, ponieważ zorientowała się, że w tym momencie Alex Harte stał się dla niej niebezpieczny jak czarna ospa. Go gorsza, obawiała się, że wyleczenie się z niego byłoby znacznie trudniejsze.
Alex miał podobne odczucia, kiedy jego wzrok napotkał spojrzenie szeroko otwartych, przestraszonych oczu Eriki. Miała skórę delikatną jak alias i zapragnął dotykać jej wszędzie, w każdy możliwy sposób.
Stłumił wewnętrzny jęk. Nie pierwszy raz był tak podekscytowany, lecz od czasu rozwodu Erica była pierwszą kobietą, z którą samo pójście do łóżka nie sprawiłoby mu satysfakcji. Była dla niego niebezpieczna jak kobra. Wystrzegał się takich kobiet i zapewne dlatego jego obecne życie seksualne równało się zeru.
Na szczęście kelnerka przyniosła zamówione potrawy. Erica ze zdumieniem patrzyła na liczbę dań ustawionych na stoliku.
- Czy zaprosiłeś tu pułk wojska? - spytała. Apetyczne zapachy zwyciężyły zmieszanie i żołądek upomniał się o swoje prawa.
- Wystarczy doborowa jednostka bojowa. - Uśmiechnął się i uniósł pokrywkę. - Wołowina w jarzynach po chińsku. - Zdjął drugą. - Kurczak z grzybami mun. I oczywiście - odkrył następną potrawę, gestem zachęcając Ericę do jedzenia - krewetki w słodko - kwaśnym sosie.
- A co dla ciebie? - zapytała z psotnym uśmiechem, zachwycona tą kulinarną orgią.
- Sądząc po twojej minie, jakieś resztki - zaśmiał się.
- Widzę, że podchodzisz do życia realistycznie. Bo właśnie tyle mogę ci odstąpić - zachichotała, nakładając sobie parujący ryż z wołowiną i pół porcji kurczaka. - Grzeszna rozpusta - wymruczała jeszcze, niosąc już do ust widelec.
Alex patrzył, jak sięga językiem po ziarnko ryżu, które przylepiło się do jej dolnej wargi i na widok tej nie zamierzonej prowokacji zalała go fala żaru. O mało nie zgniótł trzymanych w palcach pałeczek.
Teraz Erica zabrała się za krewetki. Rozkoszowała się nimi w upojeniu, z zamkniętymi oczami.
Alex zmienił pałeczki na bardziej wytrzymały widelec i walczył z pożądaniem, wywołanym wyrazem jej twarzy. Wyobraził sobie, że ona tak właśnie wygląda w czasie aktu miłosnego. Może jednak nie zaszkodziłby mu nawet ryzykowny flirt. Dobrowolny celibat stawał się trochę męczący.
Przez kilka następnych minut jedli w milczeniu, gdyż Erica była tak zaabsorbowana pochłanianiem kolacji, że prawie nie zwracała uwagi na Alexa. On za to nie spuszczał z niej wzroku i nie zauważyłby nawet, gdyby podsunięto mu do zjedzenia kartę dań.
Wiedział, że jedzenie może wywołać zmysłowe skojarzenia, jednak w wykonaniu Eriki to była czysta erotyka. Nagle spojrzała na niego. Wyglądała jak zbudzona z rozkosznego snu. Alex musiał wypić szklankę wody z lodem.
- Przepraszam - powiedziała - wszystko było takie pyszne, że cię zaniedbałam.
Odchrząknął, żeby wydobyć z siebie głos.
- Nie szkodzi, cieszę się, że ci smakuje.
Uśmiechnęła się tym łagodnym, szczerym uśmiechem, pod wpływem którego w Alexie znowu zawrzała krew. Wychylił kolejną szklankę lodowatej wody.
, - Opowiedz mi o sobie - poprosiła.
- Co chciałabyś wiedzieć?
- Na przykład, w jaki sposób związałeś się z reklamą.
- Właściwie przez przypadek - odparł. - Studiowałem na wydziale ekonomii i specjalizowałem się w zagadnieniach handlu. Na ostatnim roku studiów pracowałem na pół etatu w agencji reklamowej. Byłem tam tylko asystentem, ale uczestniczyłem w zebraniach zarządu. Postanowiłem, że jako pracę dyplomową zrobię projekt kampanii reklamowej dla jednego z ważniejszych klientów, który oczekiwał nowych, ciekawych pomysłów.
- I nie zawiodłeś jego oczekiwań.
- Właśnie. Szefowi agencji też podobał się mój projekt i po zakończeniu studiów zaoferował mi pracę w pełnym wymiarze. Okazało się, że ją lubię. Stanowi wyzwanie dla intelektu, jest w pewnej mierze twórcza, no i dobrze płatna.
Erica zastanawiała się, dlaczego korzyść finansową wymienił na końcu.
- Czy pieniądze mają dla ciebie duże znaczenie? Alex potarł w zamyśleniu brodę.
- Nie tyle pieniądze, ile sukces, który idzie z nimi w parze.
- Innymi słowy, chcesz być sławny - skonstatowała, rozczarowana.
- A ty nie?
- W żadnym razie.
Jego uśmiech był nieco ironiczny, gdy zacytował cichym głosem:
- „Pani Stewart, której prasa nadała czułe przezwisko Kobieta - Monstrum, stała się najbardziej poszukiwaną w swej dziedzinie artystką i miłośnicy horroru oczekują dalszych owoców jej prowokacyjnej twórczości na okładkach książek i plakatach filmowych."
Erica oblała się pąsem.
- No tak - ustąpiła - mam w sobie coś z egotystki, ale nigdy nie zabiegałam o sławę ani o pieniądze. Robię to, co umiem najlepiej, i chwała Bogu, że mogę się z tego utrzymać.
- Ale rozgłos specjalnie ci nie przeszkadza?
- Nie, nie przeszkadza.
- Więc w sumie wcale się nie różnimy, prawda? Chciała zaprzeczyć, lecz nie bardzo potrafiła mu tę
różnicę wytłumaczyć. Pragnęła osiągnąć coś w życiu, lecz nie uznawała zasady, że cel uświęca środki, a instynktownie czuła, że Alex nie ma podobnych oporów.
- Odpowiedziałem ci na pytanie. Teraz twoja kolej - powiedział. - Dlaczego zarabiasz na życie malowaniem potworów?
- To właśnie dobrze umiem.
- Nie twierdzę, że tak nie jest, ale to szczególny sposób zarobkowania, zwłaszcza dla kobiety.
- Panie Harte, wychodzi z pana męski szowinista.
- Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. A na imię mi Alex.
Alex. Powtarzała w duchu to imię. Jego brzmienie sprawiało jej prawie taką samą przyjemność, jak chińskie jedzenie.
- Gdybym miała sięgnąć do korzeni mego szczególnego talentu, to pewnie wszystko się zaczęło od tego, że od dzieciństwa uwielbiałam bezpiecznie się bać. Jako dziecko czekałam na każdy piątek i sobotę, bo wtedy matka pozwalała mi oglądać horrory nadawane w telewizji późnym wieczorem. A jeśli chodzi ó wizję potworów, to inspirowało mnie mnóstwo ludzi, których znałam.
- Jakich ludzi?
- Po prostu ludzi. - Nie zamierzała się dalej zagłębiać w psychologię. Spojrzała na zegarek. - Zrobiło się późno, muszę wracać. Pora kłaść Josha do łóżka.
- Dobrze. Dziękuję, że dotrzymałaś mi towarzystwa, naprawdę nie cierpię jadać Sam.
- Mówisz jak człowiek samotny.
- Zgadza się.
Erica spuściła wzrok, nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Na szczęście kelnerka przyniosła rachunek.
- Odprowadzę cię do samochodu - powiedział. Nie zamierzała mu przypominać, że ich auta stoją obok siebie. Kiedy doszli na miejsce, odezwała się:
- Dzięki za kolację, było mi bardzo miło.
- Mnie też. Będziemy musieli to powtórzyć.
Poczuła, że serce bije jej mocniej na myśl o ponownym spotkaniu z Alexem, ale zaraz skarciła się za to surowo. Ten mężczyzna zabiega o jej syna, nie o nią. Nie szkodzi. Wychowanie dziecka i praca zawodowa tak ją absorbowały, że na żadnego mężczyznę nie pozostawało już czasu. Niemniej wieczór naprawdę był przyjemny. Nie miałaby nic przeciwko powtórce.
- Zatelefonuję do ciebie za parę dni w sprawie filmu - powiedział Alex.
Miły nastrój nagle prysł.
- Aha, masz na myśli reklamę.
Schyliła się, żeby wsiąść do samochodu, kiedy usłyszała jego głos.
- Erico?
- Słucham. - Wyprostowała się i odwróciła do niego.
- Znienawidzę siebie za to - powiedział nienaturalnym tonem.
- Za co?
- Za to.
Zanim zorientowała się, co się dzieje, była już w ramionach Alexa. Jego wargi musnęły jej usta tak lekko, że nie była pewna, czy to nie złudzenie. Lecz gdy ponownie zwarły się z jej ustami, były już natarczywe i wymagające.
A w niej walczyły sprzeczne emocje. Jedna jej część nalegała, żeby go odepchnąć. Druga domagała się uległości. I nagle już nie miała wyboru, bo jego język rozwarł jej wargi. Z cichym jękiem zarzuciła mu ręce na szyję, a on przyciągnął jej biodra do Swych ud. Wyczuła jego pożądanie i jej zmysły zawrzały. Jedną ręką objęła go w pasie, a drugą wsunęła pod marynarkę i pieściła muskularną pierś. O nieba, ratunku! Tak bardzo brakowało jej fizycznej bliskości mężczyzny. Nie, to za mało powiedziane - usychała z tęsknoty za nią. Nie była typem kobiety wybierającej samotną drogę przez życie. Potrzebowała oddanego sobie mężczyzny, dlatego tak trudno było jej pogodzić się z rozpadem małżeństwa, który inna kobieta już dawno przyjęłaby za fakt nieunikniony i dokonany.
- O Boże - jęknął Alex zduszonym głosem i przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie.
- Zgadzam się z tobą, bez względu na to, czy to był jęk wdzięczności, czy złości.
Jej słowa sprowadziły go na ziemię.
- Nie zamierzałem cię całować.
- Więc dlaczego to zrobiłeś?
- Uwiodłaś mnie.
- Nic podobnego.
- Ależ tak. - Ujął ją delikatnie za ramiona. - Już sam twój strój doprowadził mnie do szaleństwa.
- Przecież ubrałam się jak stara damulka.
- To tylko dodało ci uroku. Podobnie jak sposób jedzenia chińskich przysmaków. Byłem na granicy wytrzymałości, kiedy patrzyłem na twoje wargi i język, bo wyobrażałem sobie...
- Muszę wracać do domu - przerwała mu gwałtownie. Nie mogła dłużej słuchać tych erotycznych wynurzeń. Cofnęła się na drżących nogach.
- Erico, przepraszam, nie chciałem cię obrazić.
- Nie obraziłeś mnie - odparła - tylko...
- Tylko co?
- Czy chodziło ci o mnie czy o Josha? - spytała bez ogródek.
Wcisnął ręce głęboko do kieszeni spodni. Spojrzał na zasnute mgłą, ale ciągle jeszcze jasne niebo. Powinien już zapaść zmrok. Mógłby się ukryć za bezpieczną osłoną ciemności, zastanawiając się, co ma Erice powiedzieć. Tymczasem nic nie zasłaniało jego twarzy przed spojrzeniem badawczych oczu kobiety.
Do licha, przecież nie pocałował jej dlatego, że chodziło mu o Josha. A może jednak podświadomie przez cały czas o tym myślał? Erica była pociągająca, ale podniecały go również inne kobiety, wobec których potrafił powściągnąć swój popęd.
- Nie wiem - odpowiedział szczerze.
Była rozczarowana, lecz pomyślała, że przynajmniej powiedział prawdę, choć - ku swemu zdumieniu - wolałaby, żeby skłamał.
- Dobranoc, Alex. - Wsiadła do samochodu i odjechała.
Został, zły, zmieszany i co tu mówić, rozpalony jak diabli.
- Do licha, pocałowałem cię, bo tego pragnąłem! - wykrzyknął wściekłym głosem. Niestety, olśnienie przyszło za późno. Nie tylko zmarnował szansę pozyskania Josha, lecz stracił także możliwość bliższego poznania jego matki.
- Mamusiu, spójrz na mój rysunek! - zawołał Josh. Erica odsunęła się od sztalug, żeby przypatrzyć się
obrazkowi ustawionemu na stojących obok, dziecięcych sztalugach.
- Jest najpiękniejszy ze wszystkich, jakie dotąd widziałam - powiedziała, spoglądając na zawijasy namazane farbami wodnymi na całej powierzchni kartonu.
Josh uniósł do góry główkę i uśmiechnął się do matki. Jak zwykle, jeszcze więcej farby znalazło się na jego ubraniu. Mimo to Erica nie tylko nie zamierzała ograniczać żywiołowości chłopca, lecz usilnie go zachęcała do tego typu zabaw. Pewno dlatego, że jej własna matka nigdy tak nie postępowała. Zgodnie z jej filozofią żadne działanie, które nie przynosiło pieniędzy, nie było warte zachodu. Według niej na pracę wykonywaną wyłącznie z zamiłowania, szkoda było czasu. -
Jakby przywołana myślami córki, Madelaine Harris pojawiła się w drzwiach.
- Na miłość boską, Erico, ten magazyn horroru nie jest odpowiednim miejscem dla małego dziecka!
- Babcia! - Josh rzucił się do niej z okrzykiem radości.
Erica z cierpkim uśmiechem przyglądała się, jak matce zręcznie udaje się ochronić elegancką suknię przed umorusanymi rączkami całującego ją wnuczka.
- Joshuo Stewarcie, jesteś potwornie brudny - stwierdziła Madelaine. - Wstąpiłam, żeby zabrać cię na zakupy, ale jeżeli masz iść ze mną, musisz się umyć.
- Ja go wykąpię - odezwała się Rosita, która właśnie weszła do garażu.
- Nie musi pani tego robić, to nie należy do pani obowiązków - sprzeciwiła się Erica.
- Nie szkodzi. Przyszedł listonosz z listem poleconym. - Rosita wzięła Josha za rękę i poszła z nim do domu.
- Rozpuszczasz służbę, Erico. A ten list polecony nie wróży nic dobrego. Poczekam tu na ciebie - dodała, widząc, że córka zmierza ku wyjściu.
Szybko okazało się, że matka miała rację. Na odwrocie koperty widniało nazwisko adwokata Marka. Chociaż Erica nie miała ochoty otwierać listu w obecności matki, ciekawość i strach zwyciężyły.
W pierwszej chwili wręcz wzbraniała się przed przyjęciem do wiadomości treści listu, a gdy przeczytała go ponownie i rzuciła okiem na dołączone do niego dokumenty, musiała usiąść w obawie, że zemdleje.
- Aż tak źle? - spytała Madelaine.
Erica powstrzymując łzy, bez słowa wręczyła matce papiery.
Po ich przeczytaniu Madelaine powiedziała:
- Mówiłam ci, że źle zrobiłaś, opuszczając Marka. Czułam, że coś takiego się stanie.
- Mark brał do łóżka każdą spódniczkę, która mu się nawinęła! - Erica wybuchnęła gniewem.
- Być może, ale ty byłaś żoną i miałaś dostęp do jego konta bankowego.
- Mamo, nie tylko pieniądze liczą się w życiu.
- Naprawdę? A co jeszcze? - warknęła ze złością matka.
- Duma - odparła Erica podobnym tonem.
- I do tego właśnie doprowadziła cię twoja duma. - Matka zwróciła Erice dokumenty. - Mark żąda przyznania mu wyłącznej opieki nad synem, gdyż ponownie się żeni i teraz zapewni Joshowi życie w pełnej rodzinie. Ten człowiek śpi na pieniądzach i może dać dziecku wszystko, o czym ono tylko zamarzy, łącznie z rzekomo kochającą macochą. Co możesz przeciwstawić w sądzie tym argumentom?
- Miłość. Będę z nim walczyć.
- Na to potrzeba pieniędzy. Skąd je weźmiesz?
- Nie wiem - przyznała Erica i dodała z gorzkim uśmiechem: - Nie sądziłam, że kiedyś będę musiała przyznać ci rację, ale rzeczywiście nie powinnam była zawierać z Markiem tej przeklętej umowy przedmałżeńskiej.
Madeline przeszła wzdłuż ścian obwieszonych obrazami Eriki z miną pełną obrzydzenia, po czym zwróciła się do córki:
- Przeszłości nie da się zmienić. Musisz rozwiązać bieżące problemy i według mnie jedynym sposobem zdobycia pieniędzy na walkę z Markiem jest udział Josha w filmie reklamowym.
Erica wciągnęła głęboko powietrze i wypuściła je powoli. Słowa matki przywołały obraz Alexa Harte'a, a wraz z nim wspomnienie ich pocałunku. Potrząsnęła głową, jakby chciała uwolnić się od jakiejś dręczącej myśli.
Madelaine najwyraźniej uznała, że Erica sprzeciwia się jej sugestii, gdyż powiedziała:
- Erico, nie pozwól, żeby złość na mnie zaćmiła ci zdrowy rozsądek. Potrzebujesz pieniędzy, i to szybko. Jeśli ich nie zdobędziesz, stracisz Josha. Takiej ceny nie warto płacić nawet za odwet na mnie.
- Nie próbuję mścić się na tobie - odparła Erica z westchnieniem znużenia, zmęczona ciągnącymi się od tygodni kłótniami z matką.
- Czy powtórzysz mi to prosto w oczy?
Erica wpatrywała się w matkę w milczeniu. Po raz pierwszy od lat robiła to tak uważnie. Wstrząsnęło nią odkrycie, że wiecznie młoda Madelaine Harris nie robi nic, żeby ukryć siwiznę, która pojawiła się w brązowych włosach, czy zmarszczki żłobiące twarz. Twarz tak podobną do oglądanej przez Ericę co rano w lustrze. Czy ona będzie tak wyglądać za dwadzieścia lat? Ta perspektywa była jednocześnie wstrząsająca i pocieszająca, bo matka starzała się z godnością.
- Staram się robić to, co najlepsze dla dziecka - odezwała się w końcu.
- Wobec tego jestem pewna, że postąpisz właściwie. - Madelaine skierowała się ku drzwiom. - Lepiej pójdę już i zobaczę, czy Josh jest gotowy. Musimy wrócić przed kolacją, na którą zabieram go do siebie.
Erica pokiwała głową z rezygnacją. Matka przyszła bez przywitania i wyszła bez pożegnania, jak zwykle. Erica nie potrafiła przywyknąć do takiego zachowania, podobnie jak ciągle na nowo zadziwiało ją oczywiste oddanie okazywane przez Madelaine Joshowi. Ciekawe, czy jej stosunki z matką ułożyłyby się lepiej, gdyby była chłopcem.
Jednak brak porozumienia między nimi był obecnie najmniejszym problemem, pomyślała, podnosząc się ze stołka. Przejrzała ponownie papiery i zastanawiała się, co było bardziej niewiarygodne - fakt, że Markowi udało się jeszcze jedną naiwną idiotkę naciągnąć na małżeństwo, czy jego bezczelne wystąpienie do sądu o przyznanie mu wyłącznego prawa do opieki nad dzieckiem.
Matka miała rację. Potrzebne były pieniądze, i to szybko. Film reklamowy wydawał się jedynym rozwiązaniem. Lecz co się stanie, gdy po podpisaniu umowy z Alexem okaże się, że Josh nie cierpi tego zajęcia? Musiałaby zwrócić pieniądze albo zmuszać dalej dziecko do pracy. Wpadłaby w pułapkę.
Potrzebny był kompromis. Nie wiadomo tylko, czy Alex zaakceptuje jakiś jej pomysł. Prawdę mówiąc, nie rozstali się zbyt przyjaźnie. Gdy przycisnęła go do muru, pytając o powód czułości, wyglądał na rozzłoszczonego i przez cały tydzień nie dał znaku życia. Pewno już zrezygnował z Josha. Z drugiej strony, mimo zranionej męskiej dumy, nie mniej ważny był dla niego kontrakt z producentem odzieży dziecięcej. Więc chyba się jeszcze odezwie.
ROZDZIAŁ 4
Alex stał poza kręgiem świateł reflektorów i kręcił z podziwu głową, obserwując Susie Perkins baraszkującą po scenie w reklamowanych przez producenta ogrodniczkach.
Dzisiejsze nagranie było najlepsze z dotychczasowych i ostatnie. Co oznaczało, że musi się przełamać i zatelefonować do Eriki Stewart. Przyjdzie mu to z trudem. Kilkakrotnie w ciągu ubiegłego tygodnia sięgał po słuchawkę i za każdym razem cofał rękę. I nie dlatego, że obawiał się odmowy Eriki, lecz z tej zwariowanej przyczyny, iż pragnienie ponownego z nią spotkania stało się o wiele silniejsze, niż chęć zaangażowania Josha do filmu.
Ona jest tylko pionkiem w tej grze, powtarzał sobie chyba po raz tysięczny od czasu ich rozstania przed restauracją. Nikim więcej, - jedynie pionkiem. I za każdym razem nawiedzało go wspomnienie chwili, gdy trzymał ją w ramionach. Jej ciało było tak cudowne i uległe, nie wspierało się na nim, lecz wręcz się z nim stapiało. Jej wargi nie całowały, ale kurczowo zwarły się z jego wargami. No i ta kobieta piekła ciasteczka!
Była ładna, nie, wprost zachwycająca, ale miała małego synka i walczyła z byłym mężem. Żaden mężczyzna przy zdrowych zmysłach nie obarczyłby się takim brzemieniem.
Ale to wspaniała kobieta.
- Ciecie! - Polecenie reżysera przerwało pełne rozterki rozmyślania Alexa. Za dzień lub dwa film z Susie będzie skończony. Jeżeli nie uda mu się w ciągu tygodnia sprowadzić do studia Josha Stewarta, trzeba będzie pożegnać się z marzeniami o sukcesie.
Erica siedziała na sofie z podkulonymi nogami i szkicownikiem opartym o uda. Była tak zaabsorbowana wizją nowego potwora, że na dźwięk dzwonka u drzwi drgnęła nerwowo.
- Chyba będę musiała wywiesić napis „Nie przeszkadzać" - mruknęła pod nosem, wstając z sofy. I kupić automatyczną sekretarkę, dodała w duchu, bo właśnie odezwał się telefon. Podeszła do drzwi w myśl zasady „kto pierwszy, ten lepszy", lecz natychmiast zapomniała o telefonie, bo zobaczyła w progu Alexa Harte'a, wyglądającego jeszcze bardziej fascynująco niż poprzednio.
- Telefon dzwoni. - Alex powitał ją jednym ze swych zniewalających uśmiechów oraz prześlizgującym się po jej figurze od czubka głowy po bose stopy taksującym spojrzeniem. Odwróciła się i w nerwowym pośpiechu pobiegła do telefonu. Usiłowała sobie wmówić, że powiedziała „słucham" bez tchu tylko dlatego, że zadyszała się w biegu. Ale było to wierutne kłamstwo. Do tego przez telefon nadawano jedną z tych zwariowanych wiadomości komputerowych, więc nie zdoła przyjść do siebie, zanim stanie z Alexem oko w oko. Odłożyła słuchawkę i wróciła do niego. Stał koło sofy i trzymał jej szkicownik.
- Ktoś się rozłączył?
- Nie, to było nagranie komputerowe, zachęcające do kupna czegoś tam. Nie wiem, po co wprowadzono taki system reklamy, przecież każdy, kto to słyszy, odkłada słuchawkę.
- O, nie, wiele osób tego słucha. To dobry sposób na usprawnienie sprzedaży. Sam polecam go swoim klientom. Czy to jest przeznaczone na okładkę książki? - spytał, patrząc na rysunek, nad którym pracowała.
- Interesujące... - powiedział, lecz pomyślał, że „dziwaczne" bardziej by pasowało. Ciekawe, czy ona dobrze śpi w nocy po dniu spędzonym na malowaniu potworów.
- Skąd się tu wziąłeś? - spytała.
- A uwierzyłabyś, że akurat byłem w sąsiedztwie i postanowiłem wpaść na chwilę?
- Oczywiście - uśmiechnęła się - i zapewne robiłeś zakupy na wyprzedaży.
- To mi się zdarza - odparł. Włożył ręce do kieszeni spodni, gdyż tylko w ten sposób mógł powstrzymać się od pochwycenia jej w ramiona. Powinienem był zatelefonować, pomyślał, kierując ponownie wzrok na jej bose stopy. Czy jej skóra jest rzeczywiście tak jedwabista, jak wygląda? - Można natrafić na prawdziwą okazję. Gdzie Josh?
W pierwszej chwili chciała skłamać i powiedzieć, że chłopczyk jest u siebie w pokoju. To było głupie, ale tak podpowiadał jej instynkt. Ujawnienie, że są sami w domu, mogłoby być niebezpieczne. Poza tym powinna się przebrać. Szorty, które nosiła, były wygodne, lecz pod spojrzeniem Alexa wydawało się jej, że jest całkiem naga.
- Poszedł po zakupy z moją matką. Wrócą lada chwila.
Alex oderwał wzrok od jej stóp.
- Pocałowałem cię, bo tego pragnąłem, Erico. Nie chodziło mi o Josha.
Ogarnęła ją panika. Co miała na to odpowiedzieć? „Och, to miło z twej strony", albo „dzięki", a może „powtórzmy to jeszcze raz"?
- Napijesz się mrożonej herbaty? - spytała, przestraszona tą ostatnią, zdradziecką myślą. Cofnęła się nerwowo.
- Z rozkoszą - roześmiał się.
Erica wycofała się pospiesznie do kuchni, otworzyła drzwi lodówki i chłodziła rozgorączkowaną twarz zimnym powietrzem. Alex Harte całował ją, gdyż tego pragnął! Oczywiście, mógł skłamać. Bardzo mu zależało na Joshu i prawdopodobnie powiedziałby wszystko, żeby go pozyskać dla swojej reklamy. Mogłaby przetestować pana Harte'a, oznajmić, że nie wyraża zgody na występ Josha w filmie. Lecz co właściwie zyskałaby na takim kłamstwie? No, kłamstwie połowicznym, ponieważ to, co chciała w ramach kompromisu zaproponować Alexowi, raczej go nie zadowoli.
Przygotowała herbatę, dla Alexa z cukrem i cytryną. Doszła do przekonania, że taki test nie ma sensu. Gdyby okazało się, że skłamał, to jej byłoby przykro.
Wróciła do pokoju i zastała gościa przed kolekcją rodzinnych fotografii.
- Masz tu prawdziwą galerię - rzekł, biorąc z jej rąk szklankę. - To musi być przyjemnie mieć taką dużą rodzinę.
- Jestem jedynaczką i właściwie nasza bliska rodzina jest bardzo mała. To są zdjęcia ciotek, wujków i jakichś kuzynów. A ty masz liczną rodzinę?
- Prawdę mówiąc - Alex wzruszył ramionami - nie mam pojęcia. Też jestem jedynakiem, tyle że nieślubnym. Ojciec nawet nie wie o moim istnieniu. Rodzina matki wyrzekła się jej. Nigdy nie poznałem moich krewnych.
- To okropne! - Erica była zaszokowana. Wprawdzie Madelaine miała przykry charakter, lecz trzeba jej oddać sprawiedliwość - nigdy nie wyrzekłaby się córki.
- Nie patrz takim przerażonym wzrokiem - roześmiał się. - Gdy byłem dzieckiem, trochę się tym przejmowałem. Teraz jest mi to zupełnie obojętne. Czy podjęłaś już decyzję w sprawie Josha?
Erica przyglądała mu się bacznie. Mówił o swej przeszłości beznamiętnie. Z pewnością był szczery, twierdząc, że nie przejmuje się brakiem rodziny. A jednak dojrzała coś w jego oczach. To nie był ból. Raczej gorycz. Przypomniała sobie ich pierwszą rozmowę o jego matce. Dopiero teraz zrozumiała, co miał na myśli, mówiąc: „Tylko przykro mi było na myśl, że gdyby nie ja, jej życie potoczyłoby się inaczej".
Zalała ją fala współczucia dla tego mężczyzny i musiała użyć całej siły woli, żeby nie zbliżyć się do niego z czułością. Powstrzymywała ją intuicja, gdyż efekt mógłby okazać się inny od zamierzonego. Pocałunek wywołany tkliwością i pocałunek erotyczny to dwie różne sprawy.
- Podjęłam decyzję - odpowiedziała - ale obawiam się, że byłby to raczej kompromis.
- Kompromis? - Spojrzał na nią uważnie. Usiadła na sofie z podkulonymi nogami i skinęła głową.
- Nadal nie jestem przekonana, czy Joshowi będzie się podobało to zajęcie. Wiem, że zaplanowałeś cztery odcinki reklamy, więc pomyślałam o zawarciu umowy najpierw na jeden. Jeżeli mój syn się sprawdzi i będzie zadowolony, wtedy podpisałabym umowę na trzy pozostałe.
Alex upił łyk herbaty i rozważał „kompromis" Eriki. Nie tego oczekiwał, lecz znalazł się w podbramkowej sytuacji, a takie sytuacje wymagają przymusowych rozwiązań. Cóż, będzie mógł przynajmniej zacząć ten cykl. Zyska też trochę czasu, gdyby ostatecznie okazało się, że Josh w reklamie nie wystąpi i trzeba by było rozejrzeć się za zastępstwem.
Przeprawa z nią będzie trudna, pomyślał, zerkając w stronę Eriki. Zwłaszcza że w grę nie wchodzi uwodzenie, choć właśnie to mu przyszło do głowy, kiedy tak obserwował ją, skuloną na sofie. Właściwie najchętniej posiadłby ją teraz, zaraz. Powinien wziąć się w garść. Nie mógł tak postąpić, i to z wielu powodów. Erica była typem kobiety, która oczekuje uczuciowego zaangażowania. Poza tym miała małego syna i eks - męża. I najpiękniejsze nogi pod słońcem. Właśnie opuściła je na podłogę. Czułby atłasową delikatność ich skóry...
Wypił resztę herbaty, mimo to musiał odchrząknąć, żeby wydobyć z siebie głos.
- W porządku, Erico. Podpiszemy umowę na jeden odcinek filmu. Czy Josh może zacząć zdjęcia w przyszłym tygodniu?
Erica zamrugała z niedowierzaniem.
- Zgadzasz się na jeden odcinek filmu?
- A czego oczekiwałaś - zaśmiał się - kłótni?
- No, przynajmniej wymiany argumentów. Przecież nie o to ci chodziło.
- Przeciwnie. Wyraziłaś zgodę na kręcenie zdjęć, a teraz moją sprawą jest udowodnić ci, że podjęłaś właściwą decyzję.
- Zgodziłam się tylko na pierwszą część filmu i nie mam ochoty na dalsze pertraktacje - odparła, wpatrując się w niego podejrzliwie.
- A kto mówi o pertraktacjach? - Jego spojrzenie było zbyt niewinne, by mogło zwieść ją choć na moment. - Czy Josh zgłosi się do nas w przyszłym tygodniu?
- W poniedziałek idzie z wizytą do lekarza, we wtorek ja mam umówione spotkanie, którego nie mogę odwołać, więc pozostaje środa.
- W porządku - skinął głową. - A może wpadłabyś z nim jutro do studia? Będę tam od rana. Mogłabyś porozmawiać z reżyserem o harmonogramie zajęć i pomóc w wyborze ubrań dla Josha. A on spotkałby się z ekipą filmową, przyzwyczaił do pomieszczenia i w środę nie byłby speszony nowym otoczeniem.
- To bardzo miła propozycja. Czy możemy przyjść o dziesiątej?
- Świetnie. - Spojrzał na zegarek. - Czas wracać do biura. Poproszę sekretarkę o przygotowanie umowy i jutro będziesz mogła ją podpisać.
Erica wstała z sofy i zabrała z rąk Alexa pustą szklankę.
- Nie mówiliśmy jeszcze o stronie finansowej... - zaczęła niepewnie.
Teraz ona zapewne zechce wykorzystać sytuację, pomyślał Alex, skoro przyznał się, jak bardzo mu zależy na tej umowie. Ku jego zdumieniu nawet nie próbowała.
- Oczywiście, chodzi mi o czwartą część całego wynagrodzenia. Czy mogłabym jutro dostać czek?
Ona zgodziła się dla pieniędzy! To odkrycie go zaniepokoiło, gdyż z tego, co do tej pory mówiła, wynikało, że na pieniądzach jej nie zależy. Więc co, u licha, wydarzyło się ostatnio, że - najwyraźniej wbrew sobie - ustąpiła?
Nie będzie tego dociekać. Nie trzeba kusić losu. Cokolwiek zaszło, dla niego okazało się wybawieniem.
Czekała na jego odpowiedź ze spuszczoną głową. Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, ujął ją pod brodę i uniósł do góry twarz.
- Czy stało się coś złego?
Erice łzy stanęły w oczach. Powstrzymała je, a wraz nimi pragnienie, żeby rzucić mu się w ramiona i opowiedzieć o nikczemnym postępowaniu Marka i o batalii, którą z nim toczyła o opiekę nad dzieckiem. Byłoby cudownie, gdyby mogła zwierzyć się komuś, kto by ją zrozumiał i pocieszył. Lecz przecież Alex to obcy. Ją i Josha traktował instrumentalnie, jak osoby, dzięki którym osiągnie sukces. Byłoby żałosne, gdyby dzieliła się swymi kłopotami z takim człowiekiem.
- Nie, nic. - Zmusiła się do pogodnego uśmiechu. - Po prostu chciałabym mieć te pieniądze od razu po podpisaniu umowy.
Kłamała, ale nie miał zamiaru naciskać. Przez następne kilka tygodni będą w stałym kontakcie, więc wyciągnie z niej prawdę. I musi to zrobić, bo losy trzech kolejnych odcinków filmu mogą zależeć od tego, co ona ukrywa.
- Przyniosę czek jutro do studia.
- Dzięki. Będę ci wdzięczna.
Wyszedł, a Erica odetchnęła z ulgą. Wyjęła z torebki podręczny kalkulator i szybko podzieliła przez cztery kwotę, którą Alex wymienił jako wynagrodzenie dla Josha. Nie zrobiła tego dotąd, gdyż obawiała się, że Harte będzie chciał je obniżyć w związku z ograniczeniem występów chłopca do pierwszej części filmu. Liczba, która się pojawiła, była mniejsza od spodziewanej. Ale przynajmniej pozwoli na zatrzymanie adwokata, a właśnie z nim Erica miała się spotkać w następny wtorek.
No, Marku, strzeż się, wojna dopiero się zaczęła, powiedziała sobie w duchu i schowała kalkulator do torebki.
Alex spacerował przed budynkiem studia. Miał dopiero trzydzieści cztery lata, ale najwidoczniej przechodził typowo męski kryzys półmetka. Od kiedy wstał z łóżka, mógł myśleć tylko o jednym - że o dziesiątej zobaczy Ericę. Zerknął na zegarek, żeby utwierdzić się w tym, co dobrze wiedział. Spóźniła się już dwadzieścia minut. To pewno wina korków ulicznych, starał się pocieszyć. Mimo to pot wystąpił mu na czoło. A jeśli się rozmyśliła? Przystanął i wciągnął głęboko powietrze w płuca. Musi się uspokoić. Zawsze potrafił rozumować logicznie. Gdyby zmieniła zdanie, zatelefonowałaby do niego. Nie była typem kobiety, która celowo trzyma mężczyznę w niepewności. Ale przecież zawarli tylko ustną umowę. Mogłaby się tego wyprzeć. Wtedy poszedłby do niej i... I co? Nastraszyłby ją sądem? O, nie, do diabła! Całowałby ją do utraty tchu. Tyle zostało z jego logiki.
Znowu zaczął przemierzać chodnik, powtarzając sobie, że Erica i jej syn są tylko kluczem do jego sukcesu. Wreszcie udowodniłby, że poświęcenie matki miało sens. Pokazałby szefowi, że się mylił, przepowiadając mu porażkę. A przede wszystkim wziąłby odwet na byłej żonie.
Myśl o Kristen wystarczyła, by jego nastrój jeszcze się pogorszył. Kiedy Erica zatrzymała koło niego samochód, stał z nachmurzoną miną. Widok tej kobiety rozbudził w nim momentalnie płomień pożądania, co go jeszcze bardziej przygnębiło. Jak to się dzieje, że jeden rzut oka na nią doprowadza go do takiego stanu?
- Przepraszam, że się spóźniłam. - Erica wysiadła z auta i patrzyła z niepokojem na ściągnięte gniewem brwi Alexa. - Na autostradzie był wypadek i musiałam jechać objazdem, a że wszyscy wpadli na ten pomysł, zrobił się korek...
Harte się nie odzywał, więc otworzyła tylne drzwi samochodu i zaczęła wyciągać Josha z fotelika.
- Może ci pomóc? - usłyszała tuż za sobą schrypnięty, lecz cudownie głęboki baryton, od którego przeszedł ją dreszcz.
Mimo że przełknęła ślinę, odpowiedziała nieswoim głosem.
- Nie, dziękuję, mamy wprawę.
Specjalnie dłużej z tym marudziła, by zyskać na czasie i wziąć się w garść. Dobry Boże, co się z nią dzieje? Alex przywitał ją wściekłym wzrokiem, a wystarczyło, żeby się odezwał, a pod nią uginały się kolana.
Zamknęła drzwiczki i była pewna, że już może spojrzeć mu w oczy. Lecz gdy tylko odwróciła się i napotkała jego zniewalający uśmiech, wiedziała, że jest zgubiona.
- Witaj - powiedział.
- Jak się masz - odpowiedziała, głaszcząc nerwowo włosy synka. - To Josh, znasz go, prawda?
Chłopczyk zerkał na niego zza nóg matki, które obejmował ramieniem. Alex doznał wrażenia „deja vu". Miał pewno wtedy mniej więcej tyle lat co Josh, a wspomnienie było nadzwyczaj wyraziste. Nie pamiętał, kim był mężczyzna, któremu przedstawiała go matka, ale przypominał sobie dokładnie uczucie niechęci, jakie w nim wzbudził.
Włożył rękę do kieszeni i natrafił na monetę. Przykucnął przy chłopcu, który zaraz skrył się za matką. Ale ciekawość zwyciężyła i Josh znowu się wychylił. Alex sięgnął ręką do ucha chłopczyka, po czym otworzył dłoń i pokazał mu monetę. -
- Nie do wiary, Josh, miałeś ćwierćdolarówkę w uchu!
Chłopczyk chwycił się za ucho i wybuchnął śmiechem.
- Nie, nie miałem!
- No, jeśli nie miałeś, to ten pieniążek należy do mnie.
- Nie, do mnie! - wykrzyknął Josh i wyciągnął rączkę. Alex ze śmiechem wręczył mu ćwierć dolara.
- Może dasz go mamie na przechowanie, a potem w domu schowasz sobie do skarbonki?
Malec energicznie pokręcił głową i schował monetę do kieszeni.
Alex rzucił Erice żartobliwe spojrzenie.
- Chyba ci nie dowierza.
- Nie, to nie ma nic wspólnego z zaufaniem. - Erica popatrzyła na syna z czułym rozbawieniem. - On teraz wszystkich naśladuje, a mój sąsiad nosi drobne w kieszeni. Josh robi dokładnie to co Bob. Wszystkim małym chłopcom potrzebny jest męski wzór. Na szczęście Bob nie ma nic przeciwko tej roli.
Nie można było nie dosłyszeć goryczy w jej głosie, pomyślał Alex. Podniósł się. Jeżeli sąsiad spełnia rolę męskiego wzorca, to gdzie podziewa się ojciec chłopca? Powstrzymał się od pytania. Im mniej wie o Erice, tym lepiej. Wyciągnął więc tylko dłoń do Josha i powiedział:
- Może wejdziesz do środka i poznasz moich przyjaciół? Bardzo są ciebie ciekawi.
Chłopczyk, znowu schowany za matką, wahał się tylko chwilę i zaraz pochwycił wyciągniętą dłoń. Mężczyzna poczuł w swych palcach małą piąstkę i zobaczył nieśmiały uśmiech chłopczyka. Wzruszenie ścisnęło mu gardło.
Zawsze kochał dzieci i jako młody człowiek wyobrażał sobie, że będzie miał całą gromadkę. No tak, ale do tego potrzeba jeszcze żony i matki, a jego małżeństwo skończyło się rozwodem. Doświadczyło go to boleśnie i był niezmiernie wdzięczny losowi, że Kristen nie zgodziła się na dzieci. Nie mógłby znieść roli weekendowego ojca.
Odpędził to przykre wspomnienie i wprowadził Josha do studia.
Erica nastawiła się z góry wrogo do wszystkich, którzy pracowali nad filmem reklamującym kolekcję „Moje wspaniałe dziecko". Jednak trudno było nie polubić ludzi, okazujących Joshowi tyle szczerego zainteresowania i sympatii. Kamerzysta pozwolił chłopcu popatrzeć w obiektyw. Garderobiana i charakteryzatorka tak mu nadskakiwały, że mały wprost promieniał. Reżyser, Ron Holiday, zgromadził masę zabawek i usiadł z chłopczykiem na podłodze, żeby się z nim pobawić.
- Masz szczęście - powiedział Alex, podchodząc do stojącej z boku Eriki. - Josh jest jednym z najbardziej uroczych dzieci, jakie widziałem.
Odpowiedziała mu znużonym uśmiechem.
- Powtórz mi to po napadzie jego złego humoru.
- Nie bardzo wierzę, że potrafi być niegrzeczny.
- To samo mówili ludzie o Attyli, zanim go poznali. Josh naprawdę potrafi się złościć, choć na szczęście bardzo rzadko. - Spojrzała na dziecko z czułością.
- Wiem, jak niełatwe jest wychowywanie dziecka.
- Niełatwe? - zaśmiała się. - To przeraźliwie trudne! Kiedy byłam w ciąży, przeczytałam wszystkie dostępne książki na temat macierzyństwa i wydawało mi się, że jestem dokładnie wyedukowana. Josh już w pierwszym miesiącu zburzył to przekonanie. Jest uparty i niezależny. Jeśli chce coś osiągnąć, nic go nie powstrzyma.
- Czy to wyznanie ma znaczyć: „Gdybym wiedziała, co mnie czeka, jeszcze bym to przemyślała?"
- O, nie. - Erica powróciła wzrokiem do syna. - Nawet cieszę się, że jest uparty i samodzielny. To cechy silnej osobowości. Mam tylko nadzieję, że uda mi się tak nim pokierować, żeby przynosiły mu korzyść, a nie szkodę. Przepraszam - uśmiechnęła się usprawiedliwiająco - znowu cię zanudzam. Skoro Josh jest zajęty, to może podpisalibyśmy umowę.
Alex pomyślał, że zagadkowa Erica Stewart zaintrygowała go po raz kolejny. Miał wrażenie, że przed chwilą uchyliła rąbka swej tajemnicy. Rzecz w tym, że nadal nie wiedział, co konkretnie ją trapi.
- Wcale mnie nie zanudzałaś. A umowa czeka w biurze Rona.
Wyszli z sali zdjęciowej. Alex wziął Ericę pod ramię i poprowadził ciemnym korytarzem. Otworzył jakieś drzwi, zapalił światło i gestem zaprosił do środka.
» Erice wydawało się, że weszła do niewielkiej garderoby. Pokój nie miał okien i ledwie mieściło się w nim biurko, krzesło i szafa na akta.
- To wnętrze wygląda, jakby urządzał je dekorator lochów - stwierdziła z poważną miną.
Alex roześmiał się i zamknął drzwi.
- Tak, lokal jest niepozorny.
- Powiedziałabym raczej: ponury - odparła, spoglądając na odrapane ściany, gołą żarówkę u sufitu i pajęczyny rozpięte w każdym z czterech kątów. - Powinnam pożyczyć Ronowi parę moich obrazów. Idealnie by tu pasowały.
- Powiem mu o twojej ofercie, ale chyba się nie skusi.
- No wiesz, jestem zdruzgotana. - Iskierki śmiechu zalśniły w jej oczach. - Mogłabym pomyśleć, że nie podobają ci się moje dzieła.
- Nie bierz tego do siebie. Picassa też nie lubię.
- Co masz przeciwko potworom?
Oparł się o biurko i skrzyżował ręce na piersiach. Zadrżała, gdyż miała wrażenie, że jego wzrok przeszywa ją na wylot.
- Nic nie mam - odparł po chwili - gdyby nie to, że wywołują nocne koszmary.
- Uważasz, że jestem wariatką, prawda? Spojrzał na nią uważnie i wzruszył ramionami.
- Według mnie nie wyglądasz na osobę, która zarabia na życie malowaniem potworów.
- A jak wyglądam? Zawahał się.
- Nie wiem. Myślę, że masz czarne, kręcone włosy, czarne jak węgielki oczy i pieprzyk na nosie.
Roześmiała się wesoło.
- Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś śmiał się tak zmysłowo, jak ty - powiedział schrypniętym głosem i powiódł palcem po jej policzku. - Masz taką delikatną, aksamitną skórę. Nie mogę zapomnieć o naszym pocałunku i to doprowadza mnie do szaleństwa. Bo chciałbym wiedzieć, czy cała skóra na twoim ciele jest tak samo aksamitna.
Erica patrzyła jak zahipnotyzowana w oczy Alexa. Dzisiaj miały zielonkawy odcień, jakby odbijały kolor jego koszuli. A może raczej oddziałującą na nich oboje magię zmysłów, której ona starała się za wszelką cenę nie ulec. Teraz i w przyszłości. Alex Harte zajmował się zawodowo złudzeniami. Nie mogła się pozbyć wrażenia, że teraz także tworzy złudzenie, pytając o. jej aksamitną skórę.
Cofnęła się i nerwowo splotła przed sobą ramiona. Nigdy nie cierpiała na klaustrofobię, a nagle poczuła, że pokój staje się coraz mniejszy.
- Gdzie jest umowa? - spytała ze sztucznym ożywieniem. Najlepiej będzie nie odpowiadać na jego pytanie.
- Dlaczego nie chcesz pogodzić się i z tym, że coś się między nami wydarzyło?
Pomyślała, że nie tylko nie może się z tym pogodzić, lecz powinna to powstrzymać. Im szybciej, tym lepiej.
- Posłuchaj mnie. Przyznaję, że uważam cię za bardzo atrakcyjnego mężczyznę. Ale ja jestem matką wychowującą wcielonego diabełka. Oboje z Joshem stanowimy nierozerwalną całość, a ty nie wyglądasz na kogoś zainteresowanego rodzinnym szczęściem.
- Moglibyśmy mieć romans.
- To nie dla mnie. Muszę pamiętać o Joshu. Jemu jest potrzebny ktoś, kto miałby trwały wpływ na jego życie. Mężczyzna, który przychodzi i odchodzi po zaspokojeniu cielesnych potrzeb, nie da mu tego. Właśnie ty, ze względu na własną przeszłość, najlepiej powinieneś zrozumieć, o co mi chodzi.
- Potrafisz ugodzić w najczulsze miejsce.
- Nie miałam zamiaru cię urazić - dodała pojednawczo. - Powiedziałam ci tylko, jaka jest prawda.
Przez chwilę wyglądało, że Alex zaprzeczy, jednak rzekł tylko:
- Taak. No, cóż, podpiszmy umowę.
Zdawał sobie sprawę, że wszystko, co mówiła Erica, również o nim, było niezaprzeczalną prawdą. Prawdą dla niego bardzo nieprzyjemną. Nagle wydało mu się, że jest rzeczywiście niewiele wart.
Kiedy Erica stwierdziła, że muszą już z Joshem wracać do domu, nie chciał się jeszcze z nią rozstawać. Wziął chłopca na ręce i powiedział:
- Mam ochotę na lody. Może pójdziemy razem? Już miała odmówić, lecz powstrzymał ją okrzyk synka.
- Taak, lody! - Malec objął mocno Alexa za szyję i oznajmił: - Dla mnie czekoladowe. I truskawkowe.
- Czekoladowe albo truskawkowe - poprawiła matka z uśmiechem. Widząc jego rozjaśnioną buzię, musiała się zgodzić. Był taki ucieszony. W końcu nic złego się nie stanie, jeśli pójdą na lody z Alexem. - Niedługo obiad, nie możesz zjeść dwóch porcji.
Josh skrzywił się żałośnie, lecz mina Eriki mówiła, że nie ma zamiaru ustąpić. Awantura wisiała w powietrzu. Harte postanowił rozładować sytuację, ponieważ był pewien, że jeżeli Josh zacznie się złościć, matka zaraz zabierze go do domu.
- Posłuchaj mnie, Josh - powiedział. - Ty zamówisz czekoladowe, a ja truskawkowe i podzielimy się. Obaj będziemy mieli dwa smaki i nie stracimy apetytu przed obiadem.
Josh przez chwilę zastanawiał się nad tą propozycją z kwaśną miną, ale w końcu się uśmiechnął.
- Dobrze.
- Kompromis to mój przydomek. - Alex mrugnął do Eriki.
- Obiecałeś się podzielić, wobec tego trudno, niech będzie. Tylko pamiętaj, on teraz przechodzi etap samolubstwa, więc musisz dotrzymać słowa.
- Nie bój się - odparł, kierując się ku drzwiom. - Jestem maniakiem czekolady i wyliżę z jego rożka swoją część. Lodziarnia jest niedaleko, pójdziemy pieszo?
- Chętnie się przejdę, zwłaszcza że zajmuje to mniej czasu niż umieszczenie Josha w foteliku, którego nie cierpi.
- Jeszcze jeden etap? - spytał Alex. Zręcznym ruchem posadził sobie chłopczyka na biodrze.
Erica dojrzała wesołe błyski w jego oczach i uśmiechnęła się.
- Zgadłeś.
- A przez jakie dotąd przechodził?
- Było ich zbyt wiele, żeby je wymieniać - odpowiedziała. Popatrzyła na synka żartobliwie srogim wzrokiem. - Jesteś wcielonym diabełkiem, prawda?
- Tak, jestem - odrzekł malec z chichotem. Oparł główkę na ramieniu Alexa. - Ale ty i tak mnie kochasz.
- To prawda. - Erica połaskotała go, a on zaniósł się śmiechem.
Te przekomarzania matki z synem wywołały w Alexie mieszane uczucia. Przede wszystkim wróciły wspomnienia serdecznych więzów, jakie łączyły go w dzieciństwie z matką. Lecz przypomniał sobie również tamtą dawną, dojmującą tęsknotę - jako dziecko tak bardzo pragnął być częścią pełnej rodziny. Myślał, że już wiele lat temu potrafił się z tym uczuciem uporać. Uświadomił sobie, że nigdy mu się to nie udało, kiedy Josh zaczął się bawić węzłem jego krawata. Zakopał je tylko tak głęboko w swej świadomości, że był w stanie na nie nie zważać.
Na szczęście właśnie doszli do lodziarni i mógł przestać zastanawiać się nad tym niespodziewanym objawieniem prawdy o samym sobie.
Posadził Josha na wysokim kontuarze i objął go ramieniem, żeby chłopczyk nie zsunął się przy nieostrożnym ruchu, po czym zwrócił się do Eriki.
- A jakie lody ty wybierasz?
- Waniliowe.
- Waniliowe? - powtórzył z komicznym zdumieniem. - Kobieto, proponują nam tu pięćdziesiąt smaków, a ty wybierasz waniliowe?
Rzuciła mu pochmurne spojrzenie.
- Lubię waniliowe.
- Ja też - uśmiechnął się - ale możesz je kupić w każdym sklepie spożywczym. No, Erico, zaszalej i zamów coś niezwykłego.
- Jestem matką, a matki nie szaleją. - Uniosła stanowczym ruchem podbródek.
- Ale jesteś także kobietą, a kobietom należy się odrobina szaleństwa. Popatrz do menu. Jest ciasto z truskawkami i mrożonym kremem. Polecam ci.
- No, dobrze.
Odebrali przy ladzie zmówione słodkości i poszli z nimi do jedynego wolnego stolika. Stały przy nim tylko dwa krzesła, więc Alex usiadł z Joshem na kolanach.
Erica podała chłopcu jego rożek i z wahaniem spróbowała kremu, zdobiącego ciastko.
- Miałeś rację, rzeczywiście świetne.
- Cieszę się, że ci smakuje. - Zastanawiał się, jak mu się udało powiedzieć to tak spokojnie w obecności Eriki zlizującej z ciastka mrożony krem. Przebywanie w towarzystwie jedzącej kobiety powinno być uznane za niebezpieczne dla zdrowia mężczyzny.
Zafascynowany matką, nie zwracał uwagi na dziecko, które nagle z okrzykiem „ja chcę truskawkowe!" usiłowało pochwycić jego rożek. W jednej chwili obie porcje lodów znalazły się na ubraniu Alexa.
- Josh! - wykrzyknęła Erica z przerażeniem, patrząc na lody spływające po garniturze, który zapewne kosztował więcej, niż wynosił jej dług hipoteczny. Winowajca wybuchnął płaczem.
- Nic nie szkodzi. - Alex usiłował wytrzeć spodnie chusteczką, drugą ręką głaszcząc jednocześnie uspokajająco chłopczyka po główce. - I tak miałem go już oddać do pralni.
- Pewno będzie całkiem zniszczony. - Erica chwyciła ze stolika kilka serwetek i podała je Alexowi.
- Uspokój Josha. - Harte wziął od niej serwetki. - Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
- Oby. - Chwyciła chłopca na ręce i przytuliła. - Już dobrze, to była taka niemiła przygoda. Ale pamiętaj, nie wolno sięgać po coś bez pytania. Będziesz uważał na przyszłość?
- Tak. - Josh pociągnął noskiem i przetarł oczy piąstkami.
- Dobrze. A teraz przeproś pana Harte'a.
- Przepraszam. - Chłopczyk miał bardzo nieszczęśliwą minę.
- Wszystko w porządku. Wiem, że to niechcący.
- Zapłacę za pralnię - powiedziała Erica.
- Nie bądź śmieszna. Już ci mówiłem, że garnitur miał iść do prania.
- Znam się na takich grzecznościach. Alex, ja naprawdę chcę zapłacić za pralnię.
Już miał zamiar ponownie odmówić, lecz zobaczył w jej oczach taką samą stanowczość, z jaką tłumaczyła Joshowi, że nie wolno mu zjeść dwóch porcji lodów przed obiadem. Przeniósł wzrok z matki na syna. Byli uosobieniem tego, czego z całą świadomością się wyrzekł, by nagle odkryć, że nie ma już dłużej ochoty obywać się bez tego. Wmawiał sobie, że znajomość z nimi wiąże się wyłącznie z jego pracą. Sądził, iż chodzi mu o pozyskanie zaufania Eriki i przekonanie jej, jak bardzo obecne metody pracy nad reklamą z udziałem dzieci różnią się od tych, które miała w pamięci. A najlepszym sposobem miało być przebywanie z nią i wykazanie jej, że ma do czynienia z człowiekiem rzetelnym.
Lecz to były tylko wymówki. W istocie bowiem szukał jedynie pretekstu do spotykania się z Ericą, gdyż tego właśnie pragnął. Jego zainteresowanie miało tło całkowicie osobiste i intymne.
- Zawrzyjmy ugodę - zaproponował. - Ja zapłacę za pralnię, a ty zaprosisz mnie dzisiaj na kolację.
- Mogą być tylko kotlety mielone - powiedziała odruchowo. Była tak oszołomiona propozycją, że nic innego nie przyszło jej do głowy.
- Tak się składa, że przepadam za mielonymi kotletami. - Wyjął z kieszeni kilka banknotów i położył je na stoliku. Uśmiechnął się do Eriki uroczo i powiedział: - Potrzymam Josha, a ty bądź taka dobra i przynieś nam jeszcze po jednej porcji lodów. Sam bym poszedł, ale w tym stanie.
Nie wypuszczaj Josha i uciekaj z nim, gdzie pieprz rośnie, podpowiadał jej instynkt samozachowawczy. Nie posłuchała go.
To jakieś koszmarne nieporozumienie, myślała. Alex przywodził jej na pamięć nieszczęśliwe dzieciństwo. Był dla nich miły, gdyż udział dziecka w filmie reklamowym miał mu pomóc w osiągnięciu sukcesu zawodowego i finansowego, a tak naprawdę tylko on się dla niego liczył. Musiała już ponosić skutki obsesji matki, przenoszącej ponad wszystko sławę i pieniądze. Byłaby skończoną idiotką, gdyby pozwoliła sobie na zbliżenie z Alexem.
Tak, ale od czasu rozwodu przy żadnym innym mężczyźnie nie czuła się tak bardzo pożądaną kobietą. Chyba nic w tym złego, że popławi się w tym miłym uczuciu, dopóki będzie pamiętała, dlaczego on tak jej schlebia.
- Kolację jadamy o szóstej - usłyszała własny głos. A więc jednak okazało się, że „Erica Stewart" jest najwłaściwszym synonimem „idiotki", pomyślała, oddając Josha w wyciągnięte ramiona mężczyzny. Ale czego właściwie tak się obawiała? Alex po prostu zje z nimi kolację. Ona jest dorosłą osobą i potrafi panować nad sytuacją. Gdyby wydarzenia zaczęły się wymykać spod kontroli, zawsze go może wyprosić. - Czy to dla ciebie nie za wcześnie?
- Szósta mi odpowiada - odparł. Usadowił Josha na kolanach i przytulił go do siebie.
Zaczął się zastanawiać, jakie wytłumaczenie znajdzie dla swej sekretarki, która rano w windzie przypominała mu o nie przejrzanych zamówieniach i nie podpisanej korespondencji.
Josh i Erica mieli teraz pierwszeństwo. Gdyby nic nie wyszło z umowy z producentem kolekcji „Moje wspaniałe dziecko", jego sekretarka mogłaby się pożegnać nie tylko z premią na Boże Narodzenie, lecz niewykluczone, że w ogóle z pracą w agencji „Reklama Harte'a".
ROZDZIAŁ 5
- Josh, w tej chwili oddaj klocek Tinie! - zawołała Erica do synka, który wyrywał zabawkę z rąk dziewczynki.
- To mój! - Josh przycisnął klocek do piersi i patrzył na matkę ze złością.
- Jeśli go zaraz nie oddasz, to nie będzie już twój, bo go wyrzucę do śmieci - zagroziła.
- Ja ci nie pozwolę. - Nie zamierzał ustąpić. Erica, upaprana mielonym mięsem, zagryzła wargi.
- Josh, jeżeli będę musiała do ciebie podejść i odebrać ci klocek, to, uprzedzam, napytasz sobie biedy.
Chłopczyk jeszcze przez chwilę stał z zawziętą miną, lecz widać uświadomił sobie, że matka nie żartuje, bo zwrócił dziewczynce zabawkę.
- Nie lubię cię - oświadczył Erice.
- A ja i tak cię kocham - odparła, jak zwykle. Zmartwiona, spojrzała na swą sąsiadkę Laurę Halsey.
- Wprost nie mogę uwierzyć, że stał się samolubem. Nigdy przedtem taki nie był. Przeciwnie, zawsze dzielił się zabawkami z dziećmi.
- Musi przejść ten etap. Moje dzieci już go mają za sobą. Nie martw się, wyrośnie z tego.
- Mam nadzieję, że szybko. Im bardziej mi się przeciwstawia, tym częściej myślę o niezawodnym klapsie.
- Świetnie cię rozumiem - Laura pokiwała głową - ale z mojego doświadczenia wynika, że poza zdumieniem, które wywołuje pierwszy klaps, cielesna kara nie działa na takie dzieci, jak Josh. Lepiej spełnij swą groźbę i wyrzuć zabawkę.
- Któregoś dnia by ich zabrakło - mruknęła Erica.
- Nie przejmuj się. To naprawdę lepsza metoda.
- Laura otworzyła lodówkę i nalała sobie szklankę wody sodowej. - A teraz opowiedz mi o gościu, który przychodzi dzisiaj na kolację. Wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami.
Erica spojrzała uważnie na uśmiechniętą, rudowłosą sąsiadkę.
- Niema o czym, wierz mi. Josh upuścił lody na jego spodnie i ta kolacja ma być zadośćuczynieniem.
- O tak, z pewnością. A Patrick Swayze zatelefonował do mnie dziś rano, oznajmił, że się we mnie szaleńczo zakochał i musi mieć ze mną romans. Więc opowiedz mi wreszcie o panu Alexie.
Erica roześmiała się.
- Lauro, nie mam nic do opowiadania, naprawdę.
- Przełożyła kotlety na patelnię. - To szalenie przystojny mężczyzna, cudownie całuje, ale nie jest w moim typie.
- Całowałaś go? - wykrzyknęła Laura.
- Lauro - jęknęła Erica - mamy audytorium... Sąsiadka rzuciła okiem na dzieci.
- Są tak zajęte, że nie usłyszałyby nawet syren alarmowych. - Niemniej zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu. - Kiedy go całowałaś?
- Nie ja jego. On mnie. I to w ogóle nic nie znaczy. Po prostu, tak się zdarzyło.
- Co ty powiesz? Taki sobie nic nie znaczący pocałunek? Daj spokój, Erico. W naszym wieku nie przydarzają się przypadkowe pocałunki. Nie jesteśmy nastolatkami. - Laura obrała ziemniak, opłukała go i włożyła do garnka. Nie zamierzała dać za wygraną.
- Bądź ze mną szczera. To nie był taki pocałunek bez znaczenia, prawda?
- Masz rację. - Erica spojrzała na przyjaciółkę, zmieszana. - Nie czułam się tak od czasu... Nigdy się tak nie czułam. Nawet z Markiem. To było oczarowanie od pierwszego wejrzenia. - Przeniosła wzrok na synka.
- Ale muszę mieć na uwadze dobro Josha. Każdy, kto wkroczy w moje życie, będzie miał wpływ i na jego życie. Wiem, on jest mały, ale moje najwcześniejsze wspomnienia pochodzą właśnie z tego okresu. Jeżeli uległabym mało wzniosłemu instynktowi, mogłabym wywołać reakcję łańcuchową, której skutki Josh ponosiłby nawet jako dorosły.
Laura ze zmarszczonymi brwiami zabrała się za obieranie kolejnego ziemniaka.
- Nie bardzo potrafię dać ci jakąś sensowną radę, bo jestem jedną z tych szczęśliwych kobiet, które we wczesnej młodości spotkały swego wymarzonego mężczyznę. A do tego on nigdy nie przestał być dla mnie atrakcyjny. Wiem, że musisz myśleć o Joshu, ale przecież tobie także coś się od życia należy. Dzieci szybko dorastają.
- Uważasz, że powinnam zaryzykować i zdać się na los szczęścia?
- Nie - odrzekła Laura. - Tylko nie powinnaś być nadmiernie ostrożna. Może Alex Harte nie okaże się twoim księciem z bajki, ale nie dowiesz się tego, jeśli nie dasz mu szansy.
- Łatwo ci mówić. To nie ty narażasz się na kłopoty. Laura wrzuciła ostatni ziemniak do garnka i poklepała Ericę po ramieniu.
- Pomyśl, jak nudne byłoby życie bez pewnej dozy ryzyka.
Erica nadal rozmyślała nad słowami przyjaciółki, gdy zadzwonił telefon. Na pewno Alex ż wiadomością, że nie przyjdzie na kolację. Nie potrafiłaby powiedzieć, czyby ją to rozczarowało, czy ucieszyło. Podniosła słuchawkę i nim zdążyła się odezwać, usłyszała głos matki.
- Erico, zastanawiałam się nad tym filmem reklamowym. Rozumiem, dlaczego nie chcesz, żebym się do tej sprawy wtrącała, ale muszę cię ostrzec, że popełniasz duży błąd. Po jedenastu latach doświadczenia znam się na tym...
- Mamo, nie mam czasu na rozmowy. - Erica skorzystała z okazji, że matka musiała zaczerpnąć tchu. - Ktoś przychodzi do mnie na kolację, więc zadzwoń jutro.
- Kto przychodzi? Mężczyzna? - spytała matka - podejrzliwie.
- A co to ma za znaczenie?
- Ogromne - odparła Madelaine z naciskiem. - Erico, w sądzie toczy się sprawa o opiekę nad dzieckiem. Nie możesz dawać Markowi żadnej broni przeciwko sobie. Chodzi o dobre prowadzenie się, no, rozumiesz.
- Poczęstowanie mężczyzny kotletami mielonymi trudno byłoby uznać za niemoralne - stwierdziła sucho Erica.
- Jeżeli zostaniesz z nim sam na sam, tak to może być ocenione. Zaraz u ciebie będę.
- Mamo!
- Erico, chodzi mi wyłącznie o twoje dobro. Chcesz stracić Josha?
- Oczywiście, że nie, ale nie mogę żyć jak pustelnik.
- I tak przeważnie w ten sposób żyjesz. A ja nie dałabym głowy, czy Mark nie kazał cię śledzić. Wczoraj po wyjściu od ciebie widziałam jakiś podejrzany samochód. Być może masz nawet podsłuch w mieszkaniu.
Erica wzniosła oczy do nieba. Była już wyprowadzona z równowagi.
- Mamo, taki podsłuch byłby nielegalny. A gdyby nawet został założony, Markowi nic by z tego nie przyszło. Słuchaj, muszę kończyć. Zadzwonię jutro.
Odłożyła słuchawkę, zanim matka zdążyła odpowiedzieć. Madelaine zawsze miała skłonności do dramatyzowania, ale tym razem przeszła samą siebie. Gdyby Mark rzeczywiście miał jakieś podstępne zamiary, to raczej posłużyłby się matką, która doprowadzała ją do obłędu.
Zajęta ostatnimi przygotowaniami do kolacji, uświadomiła sobie, że od kilku minut w ogóle nie słyszy Josha. Rzuciła sztućce na stół i pobiegła do salonu. Jej najgorsze przeczucia się potwierdziły. Kaseta z „Ulicą Sezamkową", którą mu nastawiła, szła nadal, a jego nie było.
- Josh, gdzie jesteś? - wołała, biegnąc przez hol.
- Tutaj - usłyszała głos chłopca. Zdrętwiała, gdyż „tutaj" oznaczało łazienkę. O, nie, to chyba niemożliwe, żeby znowu zatkał jedyną ubikację w domu. Nie, nie teraz, kiedy lada chwila ma się zjawić Alex. Wpadła do łazienki i wydała okrzyk przerażenia: Josh zużył już pół rolki papieru toaletowego.
- Joshuo Thomasie Stewarcie, ile razy mówiłam, że nie wolno ci tu wchodzić bez mojego pozwolenia?
Malec spojrzał na matkę z promiennym uśmiechem.
- Sam zrobiłem kupkę.
Erica zaklęła pod nosem i wyciągnęła z szafki gumowy tłoczek z nadzieją, że zaradzi jakoś katastrofie. Z furią zaczęła przepychać muszlę klozetową, tłumacząc sobie, że chociaż to się stało już trzeci raz w tym tygodniu, nie może krzyczeć na Josha. Dziecko chciało się po prostu pochwalić swoją samodzielnością. Swoją drogą, lepiej by było, gdyby ją wykazywał przy wiązaniu sznurowadeł.
Zmęczona, przerwała na chwilę przepychanie. No, ale przecież nie mogła tego tak zostawić. Waśnie sięgnęła znowu po tłoczek, gdy usłyszała dzwonek. Stojący w progu łazienki Josh zawołał:
- Ja otworzę! - Pobiegł pędem do drzwi.
- Nie waż się otwierać! - krzyknęła Erica, rzucając się za nim w pogoń. Mieszkali wprawdzie w spokojnej, szacownej dzielnicy, lecz i tu zdarzały się napady. Do tego, w związku z oczekiwaną wizytą Alexa, Erica nie założyła na drzwi łańcucha.
Złapała Josha tuż przy progu, chwyciła wpół i poderwała do góry. Zaczął się szarpać i wyrywać.
- Puść mnie! Puść mnie! - wykrzykiwał ze złością.
- Joshuo, przysięgam ci, jeżeli w tej chwili się nie uspokoisz, zamknę cię w twoim pokoju i wypuszczę dopiero na dwudzieste pierwsze urodziny - oznajmiła surowo i otworzyła drzwi.
Alex nie mógł ukryć rozbawienia na ich widok.
Wrzeszczący z całych sił Josh z buzią czerwoną ze złości wił się jak piskorz i wyrywał z uścisku matki. Erica z wypiekami na twarzy usiłowała utrzymać zarówno jego, jak i tłoczek, który dzierżyła w drugiej ręce.
- Otóż i Attyla, wódz Hunów. - Alex wyciągnął ramiona i wziął chłopczyka na ręce. - Co się stało, Josh?
- Nie lubię jej - oznajmił malec. Objął mężczyznę za szyję i patrzył na matkę złym wzrokiem.
- A ja cię i tak kocham - warknęła. - Nawet gdybyś codziennie zatykał muszlę klozetową. Wejdź, Alex, proszę, rozgość się. Nie bardzo wierzyłeś, że Josh potrafi być niegrzeczny, więc popilnuj go, a ja postaram się uporać z tym bałaganem. - Odwróciła się na pięcie i zostawiła Alexa z nadąsanym synem na rękach.
- Ona nie jest miła - stwierdził chłopiec.
- Uhm. - Alex mruknął wymijająco. Wszedł do holu i zamknął za sobą drzwi. - W jaki sposób zatkałeś ubikację?
- Sam zrobiłem kupkę. - Chłopczyk uśmiechnął się z dumą.
- No, to rzeczywiście pewne osiągnięcie. - Harte postawił dziecko na ziemi. - Jest coś ciekawego w telewizji?
- „Ulica Sezamkowa".
- Może sobie pooglądasz, a ja pójdę pomóc twojej mamie, dobrze?
Josh nawet nie odpowiedział, gdyż był już zajęty filmem. Alex poszedł do łazienki, gdzie Erica klnąc pod nosem, z pasją naciskała tłoczek.
Musiał zagryźć wargę, żeby się nie roześmiać.
- Może zadzwonię po hydraulika?
- A wiesz, ile to kosztuje? Przysięgam, zamknę na klucz cały papier, do ostatniej rolki.
- Tam jest tylko papier?
- To nie wystarczy?
- Ja się tym zajmę, a ty lepiej idź do kuchni. Jeżeli węch mnie nie zawodzi, coś się przypala.
- O, nie! Moje kotlety! - Erica wybiegła z łazienki. Alex ze śmiechem zabrał się do roboty. Jak na randkę, zaczęła się nietypowo. Właściwie to nie jest randka, poprawił się w duchu. Po chwili było po kłopocie, więc wyruszył na poszukiwanie gospodyni.
Stała przed kuchenką gazową, nieświadoma jego obecności. Wykorzystując to, oparł się o framugę drzwi i pozwolił sobie na pożądliwe spojrzenie.
Miała, jak zwykle, bose stopy, a obcisłe dżinsy prowokująco podkreślały jej długie nogi i kobiece okrągłości. Na bawełnianej koszulce wydrukowany był wizerunek wampira w miłosnym uścisku z uśmiechniętą lubieżnie kobietą, a pod spodem napis: „Jeden gryz od rana i tężyzna murowana". To nie była zła myśl, pomyślał, prześlizgując się wzrokiem po różnych apetycznych częściach ciała Eriki.
Wyczuwając jego spojrzenie, odwróciła się, a Alex miał wrażenie, że dostał cios w żołądek, na widok zaróżowionej od ciepła twarzy okolonej miękkimi puklami włosów i szeroko rozwartych oczu. Nie spodziewała się go w kuchni i nerwowo zwilżyła językiem wargi, które wprost prosiły o pocałunek.
Pomyślał, że jeszcze nigdy w życiu żadna kobieta tak bardzo nie pociągała go fizycznie. Miał ochotę rzucić się ku niej, postrącać wszystkie stojące mu na drodze naczynia i wziąć ją tutaj, na kuchennym blacie.
- Czy kotlety przeżyły, czy będziemy musieli obejść się smakiem? - zapytał.
- Przeżyły - odparła bez tchu. Dopiero teraz mu się przyjrzała i stwierdziła, że chociaż w garniturze wyglądał bardzo elegancko, to dopiero w obcisłej, bawełnianej koszulce i znoszonych dżinsach jego muskularne ciało prezentowało się w całej okazałości. Do tej pory podobne sylwetki widziała jedynie na reklamowych plakatach.
Poczuła, że się rumieni.
- Czy mogę w czymś pomóc? - usłyszała głos Alexa. Starała się opanować i powstrzymać drżenie ręki, w której trzymała uchwyt garnka, co nie było łatwe pod pożądliwym spojrzeniem tego mężczyzny. A jeśli chodzi o jego pomoc... tego raczej nie mogła mu powiedzieć.
- Mógłbyś... hm... nalać wody do szklanek. Stoi w dzbanku w lodówce.
- Doskonale. - AleX zauważył, jakim wzrokiem obrzuciła go Erica, i pomyślał, że coś zimnego dobrze by mu zrobiło. Lecz nie mógł oderwać od niej oczu, gdyż właśnie schyliła się, żeby zajrzeć do piecyka. To był widok „tylko dla dorosłych". Skierował się po omacku w stronę lodówki i nagle ziemia usunęła mu się spod nóg.
- Co, u diabła! - krzyknął i chwycił ręką za blat, co trochę osłabiło upadek na plecy.
- Alex, nic ci się nie stało? - Przerażona Erica uklękła koło niego na podłodze.
Wyglądał na Całkiem zdezorientowanego.
- Potknąłem się o coś?
Spojrzała na niego ze strachem, w ręku trzymała plastykową ciężarówkę.
- Staram się uczyć Josha, żeby sprzątał swoje zabawki, ale on czasem zapomina. Powinnam cię była ostrzec, że u nas należy patrzeć pod nogi. Już dobrze się czujesz?
Nie, nie czuł się dobrze, lecz to nie miało nic wspólnego z upadkiem. Co takiego w sobie ma ta kobieta, że stale budzi w nim żądzę? Krótkie, ciemne, kręcone włosy? On lubił jasne, proste i długie. Twarz jak z opakowania płatków owsianych lub proszku do prania? Jemu zawsze podobały się kobiety o wyrafinowanej urodzie. Miała też świetne nogi, dziecko i nadmiar instynktu macierzyńskiego i rodzinnego. To może sympatyczne cechy, ale akurat nie mieściły się na jego liście walorów, zapewniających mężczyźnie szczęście w życiu.
- Alex, proszę, odezwij się. - Odgarnęła mu włosy z czoła. - Lepiej się czujesz?
- Nie - odrzekł schrypniętym głosem. Objął ją za szyję i przyciągnął jej twarz do swojej. - Tylko pocałunek może mi pomóc - wyszeptał.
Serce Eriki załomotało tak gwałtownie, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Tak nie można, jęknęła w duchu. Usta Alexa były coraz bliżej. Nie powinna mu ufać!
Okazało się, że zaufanie nie miało tu większego znaczenia, bo gdy jego usta przylgnęły do jej warg, przez ciało Eriki przebiegł rozkoszny dreszcz. A jeżeli jeszcze przed chwilą wydawało się jej, że jest rozgorączkowana, to teraz płonęła ogniem.
- Jesteś cudowna - szepnął, chwytając oddech. I znowu ją całował. Objęła obiema rękami jego głowę, a on nadal trzymając ją za szyję, drugą dłonią wodził po jej ciele, gotowym już przytulić się do niego. Pochyliła się nad nim, jakby chciała spełnić jego niemą prośbę, kiedy doszedł ich krzyk Josha.
- Mamusiu, chodź tutaj, chodź, prędko!
- Co mu się stało? - mruknął Alex, z ociąganiem wypuszczając Ericę z objęć.
Spojrzała na niego zamglonym wzrokiem.
- Mam coś zobaczyć.
Nie miał nawet tyle siły, żeby jęknąć. Zrozumiał teraz powiedzenie, że ktoś jest słaby jak nowo narodzone kocię. Tylko do tej pory nie wiedział, że ma ono coś wspólnego z seksem.
Josh wciąż wołał matkę, więc Alex westchnął z rezygnacją.
- Lepiej już idź do niego.
- Na pewno dobrze się czujesz?
- Za chwilę mi przejdzie. - Uśmiechnął się cierpko. - Czy bardzo urażę twoją wrażliwość, jeśli powiem, że przydałby mi się zimny prysznic?
Na dźwięk cichego, gardłowego śmiechu Eriki zakrył oczy ramieniem.
- Idź do Josha.
- Zaraz wrócę. - Podniosła się z podłogi i poszła do salonu.
- Do licha z tą rodzinną atmosferą. - Alex usiadł na lśniącym linoleum. - Chyba czas zbadać moje drzewo genealogiczne. Może to szaleństwo jest dziedziczne? W przeciwnym razie powinienem umykać stąd co sił w nogach. - Oparł się plecami o dębową szafkę i ku własnemu zdziwieniu zachichotał, gdyż właśnie usłyszał, jak matka i syn wyśpiewują jakąś śmieszną piosenkę, nie całkiem w rytm płynącej z telewizora melodii.
Przypomniał sobie, ile to razy jego własna matka tak z nim śpiewała, kiedy był mały.
Garnek na ogniu zaczął skwierczeć, więc Alex poderwał się na nogi. Uniósł pokrywkę - woda już całkiem się wygotowała.
- O mały włos znowu byłaby katastrofa - wymamrotał. - To cud, że temu dzieciakowi udało się jakoś tu przeżyć. - Dolał wody do garnka.
Oczywiście, nie miał zamiaru krytykować Eriki, zbyt dobrze pamiętał z własnego dzieciństwa, że rondle dymiły zawsze wtedy, gdy matka musiała zostawić swoje zajęcie, żeby się nim zająć.
Spróbował duszonych w garnku jarzyn i doszedł do wniosku, że należy je trochę doprawić. W kuchennej szafce znalazł zapas przypraw i ziół. Pogwizdując do wtóru śpiewanej przez matkę i syna piosenki, dosypał trochę tego i owego. Włożył fartuszek Eriki i zabrał się za nakrywanie do stołu.
Kiedy wróciła, wszystko było już prawie gotowe.
- Mam nadzieję, że będę mógł ci się zrewanżować w moich skromnych progach.
Serce jej zadrżało, tak jak wtedy, w restauracji, kiedy powiedział, że muszą ponownie gdzieś razem się wybrać. Pamiętała, że tamten wieczór zakończył się niefortunnie, lecz nie zapomniała też późniejszego wyznania Alexa. Najchętniej uwierzyłaby w nie, miała jednak pewne opory. Markowi zaufała bezgranicznie i co z tego wyszło? Teraz zależało jej nie tylko na szczerości. Musiała mieć. pewność, że nie będzie narażona na zdradę ze strony mężczyzny.
Alex ustawił już potrawy na stole, więc poszła po Josha. Z tematem do rozmów w czasie kolacji nie było problemu, ponieważ malec mówił bez przerwy, zadowolony, że ma nowego słuchacza. Najpierw policzył na głos każde ziarnko zielonego groszku i kosteczkę marchwi na swoim talerzu, potem wyrecytował alfabet i w końcu wszystkie wierszyki, jakie znał.
Erica nie powstrzymywała tego potoku słów, gdyż paplanina chłopca najwyraźniej Alexowi nie przeszkadzała. Przeciwnie, wyglądało, że dobrze się bawi. Kiedy malec zjadł już wszystko, Erica odesłała go do salonu, a sama ż Alexem usiadła przy kawie. Należał się im odpoczynek.
- Josh to wyjątkowo bystre dziecko. - Alex dolał śmietanki do kawy.
- W grzeczny sposób starasz mi się powiedzieć, że o mało nie ogłuchłeś - odparła tylko na wpół żartobliwie.
- Nie. - Przesunął dzbanuszek w jej stronę. - W czasie próbnych zdjęć widziałem sporo jego rówieśników i większość nie potrafiła sklecić poprawnie zdania.
Choć nie pokazała tego po sobie, miło jej było usłyszeć taki komplement.
- Nie sądzę, żeby Josh był szczególnie inteligentny, po prostu mogę mu poświęcić bardzo dużo czasu. To jedna z jasnych stron pracy w domu.
Alex skinął głową, uniósł filiżankę i ponad jej krawędzią popatrzył na Ericę.
- Od jak dawna jesteś rozwiedziona?
- Od dwóch lat, i to jeszcze za krótko - stwierdziła sucho. Wlała śmietankę, wsypała łyżeczkę cukru, spróbowała i wsypała następną.
- Rozumiem, że nie rozstaliście się przyjaźnie.
- Zgadza się. A ty? Byłeś żonaty?
- Tak. Przez całych dziewięć miesięcy, najdłuższych w życiu.
- Wobec tego pewnie i twoje rozstanie z żoną nie odbyło się w życzliwej atmosferze. Masz dzieci?
- Dzięki Bogu, nie. Kristen i tak zrobiła mnie na szaro i nie wiem, co by było, gdyby jeszcze w odwodzie miała dziecko.
- Dobrze cię rozumiem - powiedziała ledwie słyszalnym szeptem. - Lepiej porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. Może o wojnie na Bliskim Wschodzie?
- Wiesz, masz dość makabryczne poczucie humoru - stwierdził.
Jednak przede wszystkim zastanowiło go, jak przyjęła jego wynurzenie i co kryło się za jej słowami. Intuicja podpowiadała mu, że nie był to zdawkowy komentarz oraz że rozmowę na ten temat należy odłożyć na inną okazję. Poza tym Erica właśnie podniosła rękę, żeby odgarnąć z czoła grzywkę, i jego oczom ukazała się wychylająca się z wycięcia koszulki pięknie zaokrąglona pierś. Czyżby nie nosiła stanika? Ogarnęło go nagle dziwne, egoistyczne uczucie. Myśl, że ta kobieta należała do innego mężczyzny, sprawiła mu przykrość.
- Lepsze to niż brak poczucia humoru - roześmiała się. - Czego się spodziewałeś po osobie, która zarabia na życie malowaniem potworów?
- Rzeczywiście - odparł z uśmiechem. Wstał od stołu i zaczął zbierać naczynia. - Uprzątnijmy ten bałagan. Potem sobie porozmawiamy, żeby się bliżej poznać.
Perspektywa bliższego poznania Alexa była kusząca, lecz przecież on miał na myśli tylko rozmowę, co oznaczało, że Erica powinna porzucić nieprzyzwoite myśli.
Niestety, przywoływanie na pomoc cnotliwych zasad niewiele pomagało, gdyż na widok ciała Alexa kręciło jej się w głowie i nie bardzo potrafiła to ukryć.
- Erico - powiedział schrypniętym głosem, czując na sobie jej łakomy wzrok.
- Słucham? - spytała, jakby myślami była gdzie indziej.
Alex odetchnął głęboko. Wprawdzie wyglądała na kobietę pogrążoną w erotycznych fantazjach, lecz z tego nie wynikało jeszcze, że to on miałby je zaspokajać. Poza tym już raz w życiu dał się ponieść zmysłom i skończyło się to sromotną klęską. Jeżeli kiedykolwiek doszłoby do romansu z Ericą, co było wątpliwe, zważywszy, kim była i jaka była, musiał mieć pewność, że zawsze uda mu się panować nad sobą i całym biegiem wydarzeń.
- Lepiej sprawdź, co słychać u osamotnionego biedaczka, a ja włożę naczynia do zmywarki - zaproponował.
- Zostaw je w zlewozmywaku, później się nimi zajmę.
Idąc do salonu, pomyślała, że to było z jego strony dobre posunięcie. Jeszcze kilka minut sam na sam z tym mężczyzną, a zrobiłaby coś, co jej matka wpisała na listę rzeczy zakazanych - rzuciłaby mu się w objęcia.
Uśmiechnęła się. To byłoby zupełnie do niej niepodobne. Przekroczyła próg salonu i uśmiech zamarł jej na wargach. Nie zastała Josha w pokoju. Frontowe drzwi były otwarte na oścież.
ROZDZIAŁ 6
Przeraźliwy krzyk Eriki zmroził Alexowi krew w żyłach. Rzucił naczynia do zlewozmywaka i wybiegł co sił w nogach z kuchni. Nie znalazł jej w domu, więc wybiegł na ulicę. Stała tam, zapłakana i roztrzęsiona.
- Erico, co się stało? - Odciągnął ją gwałtownie na chodnik, gdyż właśnie zza rogu wyłonił się samochód, pędzący wprost na nich. Objął ją i spytał: - Gdzie Josh?
- Puść mnie! - Usiłowała się oswobodzić.
- Erico, uspokój się. - Nadal się wyrywała, lecz on trzymał ją mocno. - Panika nic nie da. Opowiedz mi, co się stało, żebym mógł ci pomóc.
Pod wpływem jego łagodnego tonu trochę się opanowała. Miał rację. Panika nic tu nie da. Trzeba zastanowić się, co dalej robić. Josh siedział sam w pokoju nie więcej niż dziesięć minut. Nie mógł daleko odejść.
- Zadzwonię na policję. - Erica znowu usiłowała się wyswobodzić z objęć Alexa.
- Po co? - Nadal jej nie puszczał.
- Po co? - powtórzyła głosem, w którym ponownie zabrzmiały histeryczne nuty. Odetchnęła głęboko, żeby jakoś nad sobą zapanować. - Frontowe drzwi były szeroko otwarte, a Josh zniknął. Nie wiadomo, gdzie jest, a za godzinę, dwie zrobi się ciemno. - Łzy zaszkliły się w jej oczach i zaczęły spływać po policzkach. - On będzie przerażony. Strasznie boi się ciemności. Nawet pozwalam mu zasypiać przy zapalonej nocnej lampce.
Te słowa poruszyły wrażliwą strunę w jego sercu. On też w dzieciństwie bał się ciemności i nagle dawno zapomniany strach wydobył się z otchłani pamięci z całą swą przerażającą mocą.
- Znajdziemy go przed zapadnięciem zmroku - zapewnił ją. Szkoda tylko, że nie był o tym tak przekonany, jakby to wynikało z jego stanowczego tonu. - Zanim zatelefonujemy na policję, powinniśmy najpierw przeszukać dom. Może Josh wcale nie wyszedł na ulicę.
- Na pewno wyszedł. Zawsze pociągał go teren przed domem, bo jest nie ogrodzony, a ja mu pozwalałam bawić się tylko z tyłu, gdzie jest płot. Zwykle zakładam łańcuch na drzwi wejściowe, a dzisiaj wieczorem o tym nie pomyślałam, ponieważ...
- Ponieważ? - Wiedział, o czym ona myśli, i rozgniewało go to nieme oskarżenie. Oskarżenie, które nie było bezpodstawne i wzbudziło w nim poczucie winy. Milczała, więc odpowiedział za nią. - Nie pomyślałaś, ponieważ byłaś za bardzo zaabsorbowana moją osobą.
- Tak! - Erica wywinęła się z jego ramion i patrzyła na niego wściekłym wzrokiem. - Odpowiadam za mego syna, a dzisiaj zapomniałam o odpowiedzialności z powodu... z powodu...
- Zmysłów - podsunął ponurym głosem. Należałoby jeszcze o tym porozmawiać, lecz w tej chwili najważniejszy był Josh. Tamten temat mógł poczekać do chwili, kiedy znajdą dziecko.
Wziął ją pod rękę i poprowadził w stronę domu.
- Najpierw musimy przeszukać wszystkie pomieszczenia. Jeżeli go nie znajdziemy, zadzwonimy na policję i poprosimy o pomoc sąsiadów. Josh może nawet biec, ale po kilkuset metrach nóżki odmówią mu posłuszeństwa.
Weszli do środka. Alex zamknął drzwi i założył łańcuch. Wyglądało to na zamykanie stajni po ucieczce konia, lecz przynajmniej robił coś konstruktywnego.
- Przeszukaj salon i kuchnię - zwrócił się do Eriki - i to dosłownie centymetr po centymetrze. Josh mógł się schować pod stołem albo w szafie. Ja pójdę do łazienki i sypialni. Zaglądaj do każdego pojemnika, który jest większy od pudła na kapelusze.
- Poszukiwania w kuchni są stratą czasu, przecież cały wieczór siedzieliśmy tam razem, a Josh po kolacji już do nas nie wrócił.
- Mógł tam przyjść po naszym wyjściu z domu. Przepatrz oba pomieszczenia, a jeśli go tam nie będzie, idź do garażu.
- Tracimy tylko czas - powtórzyła z gniewem - każda minuta jest droga, Josh może coraz bardziej oddala się od domu.
Alex chwycił ją za ramiona i potrząsnął.
- Erico, jeżeli my nie przeszukamy domu, policja będzie musiała to zrobić. Tylko wtedy zacznie dalsze poszukiwania na zewnątrz, kiedy zapewnimy, że chłopca tutaj nie ma. Właśnie oszczędzimy policji czasu. Proszę, idź go szukać.
Chciała jeszcze protestować, lecz zdrowy rozsądek zwyciężył. Alex miał rację. To zajmie tylko parę chwil, a potem będą mogli przekonać policję, że dziecko wyszło z domu. Skierowała się do najbliższej szafy.
Teraz i Alex mógł zacząć działać. W łazience poza szafką pełną ręczników dziecko nie miało gdzie się ukryć, otworzył więc następne drzwi. To była sypialnia Eriki - łóżko z baldachimem nakryte koronkową narzutą, przewieszony przez oparcie krzesła prosty, welwetowy szlafroczek...
Zajrzał pod łóżko i do szafy. Dziecka nie było. Dalej szedł już ze ściśniętym sercem. Tu musiał być pokój dziecinny. Jeśli tutaj nie znajdzie Josha, rozpęta się piekło.
Na pierwszy rzut oka pokój był pusty. Alex już miał wyjść, ale przecież sam powiedział Erice, że trzeba sprawdzić każdy najmniejszy zakamarek. Dziecka nie było ani pod łóżkiem, ani w pudle z zabawkami. Nerwy Alexa drżały od napięcia, gdy zbliżał się do ściennej szafy. Skoro chłopczyk bał się ciemności, nie powinien się tam schować. Uchwycił za klamkę i spojrzał w dół, gdyż coś zwróciło jego uwagę. Spod drzwi szafy wysunęła się malutka, biała łapka i zaraz usłyszał zniecierpliwione, kocie miauczenie. Otworzył gwałtownie drzwi. Na podłogę wyskoczyło małe kociątko. W kącie szafy spał skulony Josh. Alex poczuł taką ulgę, że wprost zrobiło mu się słabo.
- Ach, ty nieznośny urwisie - mruknął, podnosząc chłopczyka - śmiertelnie wystraszyłeś mamę, a ja o mało nie dostałem zawału.
Odpowiedziało mu tylko miarowe sapanie, więc położył chłopa na łóżko. Podniósł też kotka, który zaczął się ocierać o jego nogi. Alex przytulił zwierzątko do twarzy i popatrzył na nie podejrzliwie.
- Czyżbym się mylił, że to ty jesteś sprawcą tego całego zamieszania? - Kocię zamruczało i polizało go po policzku. Położył je koło Josha na łóżku i poszedł szukać Eriki.
Znalazł ją w garażu. Na dźwięk jego kroków obróciła się z niemym pytaniem w oczach.
- Erico, już wszystko dobrze. Josh śpi w swoim pokoju.
- W swoim pokoju?!
- Idź i sama zobacz.
- I przez cały czas tam był? - dopytywała się, biegnąc z Alexem przez hol.
- Ukrył się w szafie, razem z kotkiem.
- Z kotkiem? - Nic z tego nie rozumiała. - My nie mamy kota.
- Tak właśnie podejrzewałem. - Alex otworzył przed Ericą drzwi dziecinnego pokoju. - Prawdopodobnie zobaczył kociaka na dworze, otworzył drzwi i zabrał go do siebie, żeby ukryć. Nie dowiemy się prawdy, dopóki się nie obudzi, a sądząc po tym, jak pochrapywał, nastąpi to dopiero jutro rano.
Erica nie odezwała się. Musiała natychmiast sprawdzić, czy dziecku nic się nie stało. Spał smacznie, a na jego piersiach leżało zwinięte w kłębek malutkie, czarno - białe kocię.
Podeszła do łóżka i z trudem powstrzymała się przed porwaniem chłopczyka w ramiona. Po namyśle przełożyła kotka na bok i przebrała Josha w piżamę. Ułożyła go z powrotem, naciągnęła mu kołdrę pod brodę i pocałowała w czoło. Potem wzięła w dłonie zwierzątko.
- Czyj ty jesteś?
Kociak zamrugał sennie oczkami. Erica położyła go na łóżko. Jutro wyjaśni się tajemnica jego pochodzenia. Natomiast w tej chwili był jej potrzebny kieliszek czegoś mocnego. Niestety, w domu miała tylko colę, i to dietetyczną.
Alex wpadł na inny pomysł.
- Erico, usiądź sobie w salonie - poprosił. - Przyniosę ci gorącej czekolady. Ciepłe mleko dobrze robi.
Teraz, kiedy napięcie opadło, była tak znużona, że nie pozostało jej nic innego, jak go posłuchać. Gdy jednak już usiadła na sofie, zaczęły powracać wydarzenia ostatnich kilku minut i machinalnie sięgnęła po szkicownik.
Była tak zajęta rysowaniem, że nie zauważyła, kiedy Alex wszedł do salonu. Musiał wyjąć jej z rąk papier i ołówek.
- Wypij czekoladę. - Usiadł naprzeciwko w sfatygowanym fotelu i przyjrzał się rysunkowi.
Uwieczniony na kartonie potwór był tak przerażający, że skóra mu ścierpła. Rzucił szkicownik na stolik i wpatrywał się w Ericę badawczo. Gdy już wypiła czekoladę, zapytał:
- Kto jest tym potworem, może ja? Rumieniec oblewający jej twarz wystarczył mu za odpowiedź.
- Niezupełnie ty - odparła z ociąganiem - ale to, co sobą przedstawiasz.
- A co konkretnie ja sobą przedstawiam? - spytał, prawie przestraszony.
- Dobrze wiesz, o czym mówię. - Rzuciła mu gniewne spojrzenie.
- Nie, Erico, nie wiem.
- Po co mi to utrudniasz?
- Niczego ci nie utrudniam. Po prostu chcę wiedzieć, dlaczego narysowałaś mnie jako potwora.
Milczała, więc mówił dalej.
- Wiem, że obwiniasz się za to, co się dzisiaj wieczorem stało. Do licha, ja też czuję się winny. Ale oboje jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy. Może zachowaliśmy się nieodpowiedzialnie...
- Może?! - wykrzyknęła. Zlękła się, że obudzi Josha i zniżyła głos, lecz gdy zaczęła mówić cicho, jej złość jeszcze bardziej się uwydatniła. - Nie ma żadnego „może". Byliśmy tak zajęci sobą, że zupełnie zapomnieliśmy o dziecku. Tylko niezwykłemu szczęściu zawdzięczam, że nic mu się nie stało. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Przecież chodzi o mego syna, za którego jestem odpowiedzialna. A ty jesteś tylko jakimś dyrektorem agencji reklamowej, któremu zależy na szybkim zrobieniu dużych pieniędzy. Wcale się nami nie przejmujesz, zapomnisz o nas w tej samej chwili, kiedy ukończysz ten swój drogocenny film. Więc lepiej zostaw nas w spokoju. Po prostu wynoś się i trzymaj od nas z daleka. Nie potrzebujemy ciebie.
- Mnie nie, tylko moich pieniędzy, prawda? - Nie mógł się powstrzymać od drwiny. - Erico, dlaczego? Tak bardzo są ci potrzebne pieniądze, że wbrew sobie godzisz się na pracę Josha w reklamie?
- Nie twoja sprawa - odparła gniewnie. Wstała z sofy i podeszła do drzwi. Zdjęła łańcuch i otworzyła je szeroko.
- Do widzenia, Alex. Zobaczymy się w środę.
Trzeba iść, pomyślał. Miała rację. Oni oboje stanowili dla niego tylko środek do celu. Po nakręceniu filmu zapomni o nich. Będzie dalej realizował swe życiowe plany. I gdy tak przekonywał sam siebie, powrócił myślą do rysunku Eriki. Do diabła, przecież nie był potworem!
Wstał gwałtownie i ruszył w stronę drzwi. Kiedy się przy nich znalazł, zatrzasnął je i założył łańcuch. A potem porwał Ericę w ramiona i przywarł do jej ust. Niech się przekona, kim on naprawdę jest.
Chciała mu się wyrwać, lecz on jeszcze mocniej ją objął i przycisnął do ściany. Bezskutecznie usiłowała odwrócić twarz, gdyż wplótł palce w jej włosy i przytrzymywał głowę. Starała się go kopnąć, ale udem unieruchomił jej nogi. Odpychała jego ramiona, a on nawet nie drgnął. Równie dobrze mogłaby próbować poruszyć ceglaną ścianę.
Z jej oczu popłynęły łzy bezsilnej złości. Jednak to nie na niego teraz się gniewała. Była wściekła na siebie, ponieważ ku swemu przerażeniu poczuła, że jej ciało już zareagowało na ten atak. Przepłynęła przez nie fala żaru, ramiona same objęły szyję mężczyzny, a palce z własnej woli zanurzyły się w jego gęste włosy.
- Tak, właśnie tak - zachęcał ochrypłym głosem, między pocałunkami. Wsunął dłoń pod bawełnianą koszulkę i zaczął pieścić jej piersi. Erice zdawało się, że pożera ją płomień. Scałował z jej warg namiętny okrzyk.
- To jest właśnie to, co ja sobą konkretnie przedstawiam, prawda? - spytał, gdy zwolnił uścisk. W jego głosie brzmiało niemal zatroskanie.
W milczeniu skinęła głową. Nie patrzyła mu w oczy, upokorzona, że dała się wciągnąć w tę miłosną grę, a zarazem zakłopotana jego pożądaniem.
- Erico, seks nie jest czymś potwornym. To normalna, zdrowa funkcja organizmu.
Uśmiechnęła się gorzko. Tę prawdę w różnych wersjach słyszała niejednokrotnie od Marka.
- Powtarzasz to pewnie wszystkim dziewczynom
- szepnęła, usiłując go odepchnąć.
Ujął ją pod brodę i uniósł jej twarz do góry.
- To dlatego ciągle nie chcesz przyznać, że my siebie pragniemy? - Patrzył badawczo Erice w oczy.
- Myślisz, że jestem notorycznym uwodzicielem?
- Nie zaprzeczaj. Jesteś wolnym i bardzo atrakcyjnym mężczyzną. O swoich przygodach mógłbyś pewnie napisać tomy.
Zaśmiał się cicho, a potem przytknął swoje czoło do jej czoła.
- Przyznaję, nie jestem święty, ale prawdę mówiąc, nie wiem, czy opis moich przygód byłby wystarczającym tematem do krótkiej nowelki.
Erica bardzo pragnęła w to uwierzyć, ponieważ uczciwość była nieodłączną cechą jej natury. Niestety, wierność też. Jednak gorzkie doświadczenia małżeńskie pokazały jej, jaką wagę do wierności przywiązują mężczyźni. Mark stale powtarzał, że miłość i pożądanie to dwie różne sprawy i gdyby mężczyzna miał być monogamistą, to natura nie obdarzyłaby go tak nieopanowanym popędem seksualnym.
Być może wybaczyłaby Markowi romanse, ale z jednego z pewnością nie mogła go rozgrzeszyć. Kiedy ona w męce wydawała na świat ich dziecko, on grzał łóżko innej kobiecie i pozostał w nim nawet po otrzymaniu wiadomości, że żona urodziła mu syna i dziedzica.
- Alex, puść mnie. - W jej przytłumionym głosie zabrzmiała taka dziwna nuta, że tym razem opuścił ramiona, choć pożądanie, które nie znalazło ujścia, nadal domagało się spełnienia. Gdyby chodziło tylko o niego, w jednej chwili zaciągnąłby ją do łóżka. Dostrzegł jednak łzy w jej oczach. I to był problem numer jeden.
- Mnie potrzeba czegoś więcej - powiedziała cicho.
- Więcej?! - wykrzyknął niecierpliwie. - Pragniemy się i w łóżku będzie nam wspaniale, oboje jesteśmy tego pewni. Czego chcesz ode mnie? Deklaracji dozgonnej miłości?
- Nie, ale jeśli mam pójść z kimś do łóżka, to nie mogę myśleć tylko o sobie. Nie wolno mi zapominać, że mam syna, a cokolwiek się dzieje w moim życiu, ma na niego wpływ. Chcę, żeby wyrastał w poczuciu szacunku dla kobiet. Pragnę go nauczyć, że powinien kochać się z kobietą wtedy, gdy zażąda tego serce, a nie to, co ma między nogami. A ten cel mogę osiągnąć tylko w jeden sposób - dając mu dobry przykład. Wskakiwanie do łóżka z tobą, dlatego że mnie fizycznie pociągasz, nie byłoby wzorem do naśladowania. Czy rozumiesz, o czym mówię, czy tylko marnuję czas?
- Nie marnujesz czasu. - Odsunął się od niej ze złością i przeszedł parę kroków po pokoju. Kiedy się do niej odwrócił i dojrzała w jego oczach niewygasłe pożądanie, zadrżała.
Najprościej byłoby rzucić mu się w ramiona. Gdyby nie Josh. Zawsze miała na względzie przede wszystkim dobro synka. I tak już pozostanie.
- Alex, myślę, że czas na ciebie.
Popatrzył na nią zawiedzionym wzrokiem. Bardzo dobrze ją rozumiał. I, co gorsza - nawet się z nią zgadzał, choć nie chciał się do tego przyznać. Pragnął jej wprost rozpaczliwie, wiedział, że tej nocy nie zaśnie. Lecz równocześnie zdawał sobie sprawę, że ona oczekuje uczuciowego zaangażowania. Nigdy nie był zdolny zaufać kobiecie na tyle, aby oddać jej swe serce. A Erica w końcu tego by od niego zażądała.
Podszedł do drzwi i otworzył je.
- Do widzenia. - Wyszedł. Nie obejrzał się za siebie.
- Do widzenia - szepnęła, odprowadzając go wzrokiem. Zamknęła drzwi. Była tak słaba, że osunęła się na podłogę. Usiadła z kolanami przyciągniętymi do piersi.
- Nie będę płakać - szeptała, czując zbierające się pod powiekami łzy. - Nie będę płakać.
Powstrzymała łzy, powtarzając sobie, że dokonała właściwego wyboru. Dlaczego więc była tak straszliwie nieszczęśliwa?
ROZDZIAŁ 7
Erica popijała poranną kawę, gdy do kuchni wpadł Josh. Zwykle budził się pierwszy, więc na widok matki stanął jak wryty.
- Dzień dobry, kochanie - powitała synka. - Dobrze się spało?
- Uhm - potwierdził i ukradkowym spojrzeniem obrzucił całe pomieszczenie.
- Szukasz czegoś? - spytała Erica.
- Nie. - Przykucnął i rozglądał się po kątach.
- Na pewno? - Przykryła połą szlafroka kotka, śpiącego u niej na kolanach, gdyż poszukiwania Josha przeniosły się pod stół.
- Na pewno - wymamrotał.
- Nie okłamałbyś mnie, prawda, Josh?
- Nie. - Podniósł na nią duże, niebieskie oczy, w tej chwili anielsko szczere.
- Miło mi to słyszeć, bo mali chłopcy powinni zawsze mówić mamom prawdę.
Odwrócił główkę, zawstydzony.
- Wiesz, właśnie wczoraj słyszałam taką historyjkę o pewnym małym chłopu, w którą wprost nie mogłam uwierzyć. Jego mamusia zawsze mówiła, że nie wolno mu otwierać frontowych drzwi, kiedy jej przy nim nie ma. I wiesz, co on zrobił?
Josh pokręcił przecząco głową.
- Chyba zobaczył na dworze małe kociątko i chciał się z nim pobawić. Bał się, że mama mu nie pozwoli, więc otworzył drzwi, choć jej przy nim nie było, złapał kotka i schował się z nim do szafy, żeby mama nie mogła się dowiedzieć, co zrobił. A kiedy mama zobaczyła otwarte frontowe drzwi, okropnie się przelękła, bo pomyślała, że jej synek gdzieś poszedł i coś złego mu się stało. Bała się i płakała. Naprawdę, Josh, strasznie płakała.
- Czy mogę dostać trochę kaszki? - zapytał niepewnie.
- Jak skończę historyjkę - odparła. - Pewien miły pan pomógł tej mamie szukać synka i znalazł go ukrytego z kotkiem w szafie. Synek spał i choć zasługiwał na burę, mama nie chciała go budzić, bo była taka szczęśliwa, że się odnalazł i że ona nie będzie już musiała się martwić. Czy wiesz, co ten mały chłopczyk zrobił następnego dnia rano?
Znowu pokręcił przecząco główką.
- Kiedy się obudził, opowiedział wszystko mamie, choć wiedział, że będzie na niego zła. A wiesz, co mama zrobiła, gdy się przyznał?
- Wrzeszczała na niego - podsunął Josh.
Erica musiała zagryźć wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie, nie wrzeszczała. Powiedziała, że jest z niego bardzo dumna, bo powiedział prawdę. A potem poprosiła, żeby nigdy więcej tego nie robił, i on jej to obiecał, bo bardzo mamusię kocha i nie chciałby, żeby się martwiła i płakała.
Widząc, że dziecko ma już buzię w podkówkę, dodała:
- Chcesz mi coś powiedzieć? Skinął główką.
- To chodź tu do mnie i porozmawiamy.
Josh wybuchnął płaczem i rzucił się ku niej. Kotek, przestraszony nagłym hałasem, zeskoczył z miauczeniem z kolan Eriki i pobiegł do salonu.
W tej samej chwili chłopiec zapomniał o wyrzutach sumienia i popędził za kotkiem z okrzykiem:
- Kiciuś, chodź tu, kiciuś!
- Joshuo Thomasie Stewarcie, wracaj natychmiast! - Erica puściła się w pogoń za synkiem. - Nie skończyłam z tobą rozmawiać.
- Ale ja chcę się pobawić z kiciusiem!
Josh i kotek hasali radośnie po całym domu, więc Erica uznała, że z pomocą psychologii nic więcej nie zdziała. Dopadła synka, przełożyła go przez kolano i wlepiła kilka klapsów. Uciekł. Znalazła go w swojej sypialni. Siedział na łóżku i tulił kotka do piersi. Spojrzał na matkę poważnie i powiedział:
- Przepraszam, mamusiu. Kocham cię i nie chcę, żebyś więcej płakała.
No, więc jednak psychologia się przydała, pomyślała Erica, siadając koło synka na łóżku. Przygładziła mu zwichrzone po spaniu włosy.
- Josh, naprawdę mnie wczoraj przestraszyłeś. Nigdy nie otwieraj sam frontowych drzwi, rozumiesz?
Pokiwał główką i zaczął pocierać policzkiem łebek kotka.
- Możemy zostawić u nas tego kiciusia?
Erica w pierwszym odruchu chciała zdecydowanie odmówić. Mark nie cierpiał kotów i gdyby przyznano mu opiekę nad dzieckiem, w jednej chwili zwierzątko stałoby się bezdomne. Byłoby wręcz okrucieństwem pozwolić Joshowi przywiązać się do kotka, a potem ich rozdzielić.
No tak, lecz przecież ona walczyła z Markiem, więc musiała wierzyć w wygraną, nie wolno jej było dopuszczać myśli o niepowodzeniu. A nawet w razie zwycięstwa Marka - co wydawało się bardzo mało prawdopodobne - uprosiłaby sąd o wyrażenie zgody na zatrzymanie przez dziecko ulubionego zwierzaka.
- Tego jeszcze nie wiem. - Erica podrapała kotka pod brodą. - Jest bardzo malutki i pewnie należy do kogoś z sąsiedztwa. Musimy się dowiedzieć, do kogo, i zwrócić właścicielowi, jeżeli będzie sobie tego życzył.
- Ale ja nie chcę go zwracać. - Malec mocniej przytulił kotka. - On mnie kocha. Widzisz? - Zwierzak właśnie lizał rączkę dziecka.
- Zrozum, Josh, jeżeli kotek jest czyjś, musimy go oddać. - Przygarnęła do piersi główkę chłopczyka, widząc, że niebieskie oczy są już pełne łez. - A my pójdziemy do schroniska i weźmiemy sobie innego, dobrze?
- Ale ja nie chcę innego - szepnął żałośnie.
- Wiem, lecz to może będzie jedyne wyjście. A poza tym, jeśli go zwrócimy, właściciele będą bardzo szczęśliwi, że go odzyskali i na pewno pozwolą ci go odwiedzać.
- Na pewno? - Uniósł główkę i spojrzał matce w oczy.
- Na pewno - przyrzekła, ocierając łzy z jego rzęs. - A teraz zjemy śniadanie, potem się ubierzemy i pójdziemy poszukać właścicieli kotka. Zgoda?
- Zgoda - odparł. Erica wiedziała, że ta odpowiedź nie płynie z serca. Kiedy chłopczyk z kociakiem w objęciach wyszedł z sypialni, westchnęła ciężko. Właśnie w takiej chwili jak ta bardzo brakowało jej mężczyzny. Jeżeli oddadzą kotka, Josh będzie niepocieszony. Dobrze byłoby mieć teraz obok siebie kogoś, kto objąłby ją ramieniem i zapewnił, że postępuje słusznie, choć naraża synka na takie zmartwienie.
- To wszystko przez ciebie, Alexie Harcie - mruczała do siebie w drodze do kuchni. - Gdybyś tu się nie zjawił, kot nie dostałby się do domu, a w każdym razie ja przynajmniej miałabym spokojną noc i dzisiaj łatwiej byłoby mi się z tym uporać. Ale nie, wprosiłeś się z wizytą, roztaczałeś przede mną męskie uroki, uwodziłeś mnie i poszedłeś sobie, nie dziękując nawet za kolację. I pewnie nie wiesz, że przez ciebie nie zmrużyłam oka. Mam nadzieję, że ty także.
Alex Harte był od rana w podłym nastroju. Postanowił oszczędzić swemu personelowi wybuchów złego humoru i wybrał się do Rona, który montował film z Susie.
Zastał reżysera w jego biurowym pokoju. Siedział z nogami na biurku, filiżanką kawy w jednej ręce i pączkiem w drugiej.
- Miło widzieć cię przy ciężkiej pracy. - Alex oparł się o framugę drzwi.
- Zaaplikowałem sobie poranną dawkę cukru - odparł Ron z uśmiechem - żeby mózg funkcjonował należycie.
- Myślałem, że Claire trzyma cię na diecie.
- Ona też tak myśli. Poprosiłbym cię, żebyś usiadł, ale jedyne wolne miejsce jest na moich kolanach i zostało zarezerwowane dla ślicznych panienek o długich nogach i dużym biuście.
- Nie rozgłaszaj tego, bo jeszcze Claire usłyszy - zaśmiał się Alex.
- Może dobrze by jej to zrobiło - odpowiedział Ron w zamyśleniu. - Ja jej się regularnie oświadczam, a ona mi mówi „nie".
- Żyjecie ze sobą szczęśliwie pod jednym dachem od trzech lat. Po co ci papierek?
- No, no - reżyser pogroził mu palcem - nie wypada tak cynicznie podchodzić do marzeń romantyka. Poza tym, skoro nadaję się na kochanka, to chyba też i na męża.
- Tak, lecz jeśli wszystko się zawali, nie będziesz musiał przynajmniej prać swych brudów w sądzie. - Alex nie ustępował.
- To prawda - zgodził się Ron. - Jest jednak jeszcze druga strona medalu. Kiedy ludzie decydują się na rozwód, to przed pójściem do sądu muszą poważnie zastanowić się, czy rzeczywiście nic się nie da naprawić.
- Różnie bywa. Przecież Claire ma już rozwód za sobą. Podobno najtrudniejszy jest ten pierwszy raz.
Ron odchylił się z krzesłem i bacznie przyjrzał Alexowi.
- Kogo ty chcesz przekonać? Mnie czy siebie?
- Ciebie, oczywiście. - Alex popatrzył na przyjaciela spode łba. - Ja nie jestem z nikim związany.
- A co z tą ciemnooką, uroczą Ericą Stewart, która w każdym normalnym mężczyźnie wzbudziłaby tęsknotę za ojcostwem?
- O nieba, ty jesteś nie tylko romantykiem, ale masz urojenia - mruknął Alex. - Gdybyś spędził jeden wieczór u niej w domu, nawet na myśl by ci nie przyszło ojcostwo.
- Wiedziałem, że tak będzie. - Ron wybuchnął śmiechem. - Jeden wieczór u niej i już jesteś zadurzony.
- Zadurzony? - powtórzył Harte z niesmakiem. - A co to za słowo na określenie uczuć dorosłego mężczyzny? Można by było powiedzieć, że ja... że ja... Och, do licha, sam nie wiem, w każdym razie z pewnością nie jestem zadurzony.
- Nie denerwuj się. - Ron wstał, podszedł do Alexa i przyjacielskim gestem położył mu rękę na ramieniu. - Mówi do ciebie człowiek z doświadczeniem. Pozwól, żeby sprawy toczyły się naturalnym biegiem. Lecz gdy pewnego dnia odkryjesz, że życie wydaje ci się puste właśnie dlatego, że tej kobiety nie ma u twego boku w łóżku co rano, nie zwlekaj z decyzją. Nie spartacz wszystkiego jak ja. Włóż na jej palec zaręczynowy pierścionek i poproś, żeby zamówiła weselny tort.
- Wariat - mruknął Alex i ruchem ramienia strącił dłoń przyjaciela. - Nie jestem zadurzony i prędzej zapanuje upał na biegunie północnym, niż ja się ponownie ożenię. No, a teraz do roboty. Film z Susie sam się nie zmontuje.
- Nadzorca niewolników - skomentował dobrodusznie Ron, podążając za kolegą do laboratorium.
Przystąpili do pracy, lecz Alex nie mógł się skupić. Nieustannie wracał myślą do Stewartów. Jak Erica poradziła sobie z Joshem? Przecież jakoś musiała zareagować na jego wybryk. A co z kotkiem? Czy pozwoliła chłopcu go zatrzymać? Miał taką nadzieję, gdyż dobrze pamiętał swe dziecięce marzenie o własnym zwierzaku. Niestety, właściciel domu, w którym mieszkali, nie pozwalał trzymać zwierząt. Matka obiecywała Alexowi, że kiedyś zamieszkają w domu z ogródkiem i będzie miał ich tyle, ile zechce. Lecz była to jeszcze jedna z fantazji, które snuła, żeby uczynić los znośniejszym.
Zawsze z poczuciem winy myślał o tym, że matka dla niego zrezygnowała z wygodnego życia. Nigdy go za to nie winiła, co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości, lecz dobrze pamiętał, jak trudno jej było wychowywać go bez niczyjej pomocy. Podobnie Erica samotnie boryka się z problemami wychowawczymi.
Poczuł jakiś ciężar w piersi i usiłował sobie wytłumaczyć, że Erica żyje w innych warunkach niż jego matka. Nie opływa w bogactwa, ale nie musi walczyć o przetrwanie. Ma matkę i byłego męża, którzy jej pomagają, więc właściwie nie jest samotna.
Mimo to nie przestały go trapić wątpliwości. Skoro nie musi zdobywać pieniędzy, to dlaczego zgodziła się na zatrudnienie Josha w filmie reklamowym? Jeśli jest w dobrych stosunkach z matką, to czemu ta bez jej wiedzy umówiła się na próbne zdjęcia? I w końcu, z jakich przyczyn Erica potraktowała jako coś potwornego pożądanie, które udało mu się w niej wzbudzić? Czy nie miało to związku z byłym mężem, a jeśli tak, to co takiego on jej zrobił?
Tyle pytań bez odpowiedzi. No, cóż. Te problemy go nie dotyczyły. Zeszłego wieczoru Erica wyraźnie dała mu do zrozumienia, co dla niej jest w życiu najważniejsze. Nie należała do kobiet, które napotykał na swej drodze, zainteresowanych krótkotrwałymi, niezobowiązującymi romansami. Była świadomą swych obowiązków matką i szukała mężczyzny, który podjąłby się roli męża i ojca.
Skoro on się do tej roli nie nadaje, musi traktować Ericę jak każdego innego partnera w interesach - uprzejmie i przyjaźnie. A poza tym będą rozmawiać wyłącznie o pogodzie.
Słaba nadzieja. Równie dobrze mógłby wykupić działkę na księżycu.
Erica nie miała złudzeń, że życie jest usłane różami, lecz ostatnie kilka dni to już było zupełne dno. Szczęśliwie tylko rozwiązał się problem kota, a właściwie kotki. Okazało się, że jest jedną z pięciorga rodzeństwa i jej właściciele z radością oddali ją w dobre ręce.
Teraz Kicia - jak wymyślnie nazwał ją Josh - należała już do rodziny, a jej kuwetka stanęła w łazience w miejscu kosza na brudną bieliznę. Erica oddałaby duszę diabłu za drugą łazienkę. Myślała o tym, prowadząc Josha i Kicię do wyjścia. Mieli być w studiu za dwadzieścia minut, a sama droga zabierze im pół godziny. Właśnie kładła rękę na klamce, gdy usłyszała telefon. W pierwszym odruchu nie zamierzała podchodzić do aparatu, lecz nigdy nie potrafiła się oprzeć temu natarczywemu sygnałowi. Musi kupić sobie automatyczną sekretarkę.
- Erico, jeszcze jesteś w domu? - usłyszała zdumiony głos matki. - Przecież powinnaś być już w studiu...
- Mamo, wiem, gdzie powinnam być, jestem spóźniona, czego chcesz? - Madelaine odchrząknęła i Erica czekała na odpowiedź ze wzrastającą podejrzliwością. - Kontrolujesz mnie. Dlaczego?
- Ja... chciałam tylko sprawdzić, czy jedziesz do studia. Nie wypada się spóźniać, to takie nieprofesjonalne.
- Ani ja, ani Josh nie wykonujemy zawodu. On jest zaangażowany tylko do jednego odcinka filmu. Jeżeli będzie mu się to podobało, wystąpi w trzech dalszych. W każdym razie, po skończeniu tej pracy wycofujemy się z występów w reklamie, Nieodwołalnie i na stałe.
- Ależ, Erico...
- Mamo, nie ma dyskusji i przysięgam, jeżeli pokażesz się w studiu, ja z Joshem je opuścimy.
- Jak możesz?! Ja znalazłam Joshowi to zajęcie i chyba mogłabym się na coś przydać.
Erica zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu.
- Zrobiłaś to za moimi plecami i już ci mówiłam, że postąpiłaś niewłaściwie.
- A gdybym pytała ciebie o zdanie, to jaki byłby rezultat? Zostałabyś na lodzie. Potrzebne ci są pieniądze i dobrze o tym wiesz. Chyba pamiętasz, że adwokat powiedział...
- Mamo, dobrze pamiętam, co powiedział adwokat, i równie dobrze wiem, że z każdą chwilą jestem bardziej spóźniona. Albo będę dalej wałkować z tobą ten temat, albo pojadę do studia. Wybieraj.
- Erico, nie wiem, co cię napadło. Kiedyś byłaś...
- Ciepłe kluchy, to masz na myśli - stwierdziła krótko. - Kursy psychoterapeutyczne, na które chodziłam, przywróciły mi pewność siebie. Jesteś moją matką i kocham cię, ale Josh nie jest przedmiotem, tylko twoim wnuczkiem, wiec ciesz się nim i nie próbuj traktować jako narzędzia do realizacji twoich zwariowanych marzeń o sławie.
- Tak bardzo mnie nienawidzisz? - W głosie Madelaine słychać było tłumione łzy.
Erica pokręciła głową przecząco, jakby broniła się przed tym zarzutem. Trudno było dociec, czy łzy matki, która popłakiwała z dużą łatwością, były prawdziwe. Z drugiej strony, twardy pancerz, który matka pokazywała światu, był tylko pozą. To dlatego ojciec, znając jej wrażliwość, wytrzymał w małżeństwie.
- Zawrzyjmy umowę - zaproponowała w końcu Erica. - Jeśli rzeczywiście chcesz mi pomóc, możesz być obecna na sesji zdjęciowej. Pod jednym warunkiem. Musisz pogodzić się z moją decyzją, że po skończeniu pracy dla kolekcji „Moje wspaniałe dziecko" Josh już więcej nie będzie występował w reklamach. Jeżeli marzysz o jego zawrotnej karierze filmowej, lepiej zostań w domu. Przydałoby się nam twoje moralne wsparcie, ale ja jestem matką Josha i ja decyduję, co on będzie robił, a czego nie będzie. Jeszcze raz mówię - wybieraj. Ale dobrze to przemyśl. Jeśli przyjmiesz moje warunki, to możemy spotkać się w studiu.
Odłożyła słuchawkę, nie czekając na odpowiedź matki. Z przerażeniem stwierdziła, że Josh z kotką zniknęli.
- Josh, gdzie jesteś? - zawołała niecierpliwie.
- Tutaj - oznajmił. - Kici zachciało się siusiu. Erica ukryła twarz w dłoniach, zastanawiając się, czy nie czas na wizytę u psychoterapeuty.
Alex Harte przygotował się starannie do spotkania z Ericą. Wręcz naszkicował sobie cały scenariusz. Po zdawkowym powitaniu zaprowadzi ją i Josha do garderoby, gdzie będą już czekać specjaliści od ubiorów i charakteryzacji. Potem posadzi Ericę w pobliżu planu filmowego z filiżanką kawy, a po zakończeniu zdjęć grzecznie się z nią pożegna i każde pójdzie w swoją stronę.
Jednak wkrótce okazało się, że nawet najlepiej przygotowany plan może spalić na panewce. Najpierw zatelefonowała sekretarka z wiadomością, że Erica się spóźni, co zirytowało Alexa, gdyż kamerzyści byli. umówieni punktualnie na dziesiątą.
Następnie zauważył w studiu matkę Eriki. Spędził z nią kilka minut i przez ten czas Madelaine Harris zdążyła wszystko skrytykować, począwszy od ustawienia kamer po ubiory, którym - zdaniem Alexa - nie można było nic absolutnie zarzucić.
Gdy wreszcie zjawiła się Erica, miał ochotę ją . wycałować za przyjście mu z odsieczą.
Lecz na jej widok przestraszył się. Wyglądało, że ledwo trzyma się na nogach. Miała ciemne sińce pod oczami, usta zaciśnięte i przysiągłby, że straciła na wadze.
Podszedł do niej i zapytał niepewnie:
- Erico, dobrze się czujesz?
- Oczywiście, że nie czuję się dobrze. - Spojrzała na niego z rozgoryczeniem. - Jestem matką, pamiętasz? Czy zwierzęta mogą występować w twoim filmie?
- Zwierzęta? - powtórzył bezmyślnie. Erica wysunęła Josha do przodu.
- Josh i kotek są nierozłączni. Jestem gotowa uznać, że to jakaś psychoza. A, właśnie, czy masz tu na planie kuwetkę?
- Kuwetkę?
- Skrzyneczkę z piaskiem, gdyby kotu się zachciało...
Alex nie wiedział, czy z nerwów, czy z niezamierzonego komizmu tej sceny, chwycił go niepohamowany śmiech. Jeden rzut oka na minę Eriki przekonał go, że ona nie rozumie przyczyny tej wesołości. Jak ma jej to wytłumaczyć, skoro ciągle nie może się opanować? Całymi godzinami i dniami przygotowywał się, żeby ich powitanie wypadło formalnie, a ona mówi na wstępie o skrzynce z piaskiem dla kota! Jakoś się uspokoił i zwrócił do Josha.
- Co za wspaniały kot! Jak ma na imię?
- Kicia, bo to dziewczynka.
Erica tymczasem dojrzała Madelaine.
- O, przyszła mama. Dobrze się sprawuje?
- To zależy od tego, co uważasz za dobre sprawowanie.
Erica pokiwała głową z rezygnacją.
- Prosiłam, żeby się nie wtrącała, ale powinnam była przewidzieć, że nie posłucha. Jestem zawieszona między nią a tą dwójką i tak sobie myślę, że powinnam spakować manatki i gdzieś uciec. Co sądzisz o adopcji? Mam do oddania chłopca z kotem. Mogłabym nawet dopłacić do tej transakcji.
- Propozycja byłaby do rozważenia - odparł Alex z żartobliwą powagą - gdybyś dorzuciła jeszcze roczny zapas papieru toaletowego.
- Roczny? Chcesz mnie zrujnować?
- No wiesz - roześmiał się - muszę pilnować swoich interesów.
- Ale się targujesz. Chyba wycofam ofertę. - Pogładziła zwichrzone włosy synka. - A teraz poważnie. Chwilowo Josh i Kicia nie dają się rozdzielić. Może uzgodnimy inny termin zdjęć?
Uśmiech Alexa natychmiast przygasł.
- Usiłujesz wycofać się z umowy? '
- Nie. Po prostu mówię ci, jak jest. Odpowiedziała bez namysłu, więc niewątpliwie szczerze. Spojrzał na chłopca, zakłopotany. Scenariusz nie przewidywał udziału zwierząt, w każdym razie żywych.
- Musimy porozumieć się z Ronem. - Alex rozejrzał się w poszukiwaniu reżysera. - Był tu przed chwilą, gdzie on się podziewa?
- Założę się, że ukrył się przed moją mamą - stwierdziła Erica, wzdychając ciężko. - Poszukaj go, a ja zobaczę, czy uda mi się okiełznać panią Goldwyn. Chodź, Josh.
- Nie - oznajmił chłopiec stanowczo i odwrócił się od matki. - Ja idę z Alexem.
Chciało się jej krzyczeć albo płakać. W ciągu ostatnich kilku dni Josh stał się jeszcze bardziej przekorny niż zwykle. Podejrzewała, że wyczuwał jej zły nastrój, który pogłębiał się przed każdym spotkaniem z adwokatem. Po wczorajszej rozmowie okazało się, że jej zdenerwowanie jest całkowicie uzasadnione.
- Erico, w porządku. - Alex wziął chłopczyka z kotkiem na ręce. - Zajmę się nim.
- Przepraszam za to wszystko - powiedziała.
- Nic nie szkodzi - odparł cicho i odgarnął włosy z jej policzka. Wyglądała na taką umęczoną, że miał ochotę utulić ją w ramionach. - Wyraźnie jesteś wykończona. Może usiądziesz, odpoczniesz i napijesz się kawy. Ja z Ronem damy sobie radę i z Kicią, i z panią Goldwyn.
Nie powinnam się na to zgodzić, pomyślała Erica. Matka powiedziałaby, że to takie nieprofesjonalne - brać pieniądze zgodnie z umową i nie wykonywać obowiązków opiekunki dziecka.
Lecz Alex się nie mylił. Była wykończona, i to zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jej bezsenność wynikała z napięcia związanego ze sprawą sądową o opiekę nad dzieckiem, ale kiedy patrzyła na Alexa, uświadomiła sobie, że i on ma w tym swój udział.
I nagle zrozumiała, że ten mężczyzna jest jej potrzebny. Z całą jego siłą, a jednocześnie jakąś bezbronnością. Siła dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Słabość wyzwalała instynkt opiekuńczy, nie mający nic wspólnego z macierzyńskim.
- To najmilsza propozycja, jaką dzisiaj usłyszałam - odrzekła. Odwróciła się i odeszła, zamyślona, ponieważ nagle zdała sobie sprawę, że jest o jeden krok od zakochania.
ROZDZIAŁ 8
Studio zdjęciowe było pogrążone w ciemności, poza oświetlonym reflektorami planem. Erica ze ściśniętym gardłem obserwowała Josha, który bez najmniejszej tremy harcował po scenie. Był ubrany w ciemnozielone spodenki z kolekcji, reklamowane jako „tak trwałe jak z drelichu i tak lekkie jak z bawełny" oraz jaskrawożółtą, bawełnianą koszulkę z rysunkiem misia unoszonego w górę przez kolorowe balony.
Zgodnie ze wskazówkami reżysera, Josh ciągnął po podłodze kłębek czerwonej wełny i figlarnie zerkał w stronę Kici, która pojawiła się na scenie, biegnąc za kulką zmiętego papieru. Kotka zauważyła kłębek włóczki i przyczaiła się z pyszczkiem przy ziemi do skoku. Z pupcią uniesioną do góry, machając ogonkiem na boki, wyglądała jak samochód wyścigowy na przyspieszonych obrotach tuż przed startem.
Josh spoglądał na nią wyczekująco i gdy skoczyła, zaczęła się zabawa. Oboje usiłowali zdobyć kłębek, po czym - zgodnie z zamysłem reżysera - chłopczyk wypuścił z rąk nitkę. Kicia zawładnęła kłębkiem, Josh ją gonił i wkrótce oboje byli zaplątani w zwoje czerwonej nici. Malec zanosząc się śmiechem, upadł na podłogę, a kotka wskoczyła mu na piersi i zaczęła ocierać się łebkiem o jego buzię.
- Nie myliłam się - szepnęła stojąca obok Eriki Madelaine. - Josh zachowuje się bardzo naturalnie. Robi dokładnie to, co mu polecił Ron, i to bezbłędnie. Powinien iść na kursy aktorskie. Takie role małego modela to dobry początek.
Erica chciała się sprzeciwić, lecz pomyślała, że matka jednak ma rację. Josh jako mały gwiazdor nie tylko panował nad sytuacją, lecz najwyraźniej świetnie się bawił.
Nagle poczuła, że stojący za nią Alex położył dłoń na jej ramieniu. Odwróciła się, żeby na niego spojrzeć, i choć twarz miał ukrytą w cieniu, dojrzała na niej wyraz zatroskania.
- Może napiłabyś się jeszcze kawy? Widocznie martwił się o nią.
- Świetnie się czuję.
- Na pewno?
- Tak.
Ku własnemu zaskoczeniu nie dała mu zdjąć dłoni z ramienia - nakryła ją swoją. W ciągu ostatnich kilku tygodni przekonywała samą siebie, że Josh z taką samą niechęcią odniesie się do pracy w reklamie, jak niegdyś ona. Jej przeczucie nie sprawdziło się. Dotyk dłoni Alexa pomagał jej jakoś się z tym pogodzić. A on, jakby odgadując, dlaczego Erica szuka jego bliskości, objął ją uspokajająco.
Nie miał wątpliwości, że Josh wypadnie przed kamerą znakomicie, ale nawet on nie mógł się nadziwić wrodzonym zdolnościom dziecka.
Musiał uzgodnić z klientem występ Kici, lecz teraz już był pewien jego zgody, gdyż okazało się, że udział zwierzątka przyniósł nadspodziewany efekt. Zabawa chłopczyka z kotką dodała świeżości i rozmachu scenom prezentowania kolekcji odzieży.
Przez następne dwie godziny Ron filmował różne warianty tej samej zabawy i gdy wreszcie rozbłysły światła, Alexowi nie chciało się wierzyć, że czas tak szybko minął. Wszyscy tłoczyli się wokół chłopca i kotki. Wszyscy, z wyjątkiem Eriki, która siedziała na krześle, nieruchoma jak posąg.
Alex stanął przed nią i wyciągnął ręce, żeby pomóc jej wstać. Nie zareagowała, tylko wpatrywała się w zgromadzony koło synka tłum.
- Dobrze wypadł, prawda? - spytała.
- Tak, Erico, wręcz znakomicie. Spojrzała na niego, zakłopotana.
- Byłam przekonana, że jemu to się nie będzie podobało, a tymczasem był taki... pewny siebie.
- Dlaczego cię to dziwi?
Nie odpowiedziała, tylko sama zadała pytanie:
- Czy chcesz, żebyśmy przyszli jutro o tej samej porze? Alex zmarszczył brwi. Erica wyraźnie była czymś zmartwiona, a on przecież nie mógł jej zmusić, aby opowiedziała mu o swych kłopotach. Jednak powinien dowiedzieć się, co ją gnębi.
- Nie. Musimy z Ronem zaprezentować klientowi nakręcony materiał. Jeżeli dojdzie do tego spotkania jutro i będziemy mieli jego zgodę na występy Kici, następne zdjęcia moglibyśmy robić w piątek.
- Bardzo mi przykro z powodu tych komplikacji z kotem. - Erica westchnęła żałośnie.
- Niepotrzebnie - stwierdził kategorycznie. - Jeśli nasza para tak dobrze wyszła na zdjęciach, jak wyglądała na planie, to będziemy mieli lepszą reklamę, niż się spodziewaliśmy. Z tym że w związku z udziałem kota będziemy musieli zmienić umowę.
- Zmienić? Dlaczego? - Spojrzała podejrzliwie. Jeśli Alex zamierzał obniżyć wynagrodzenie tylko dlatego, że Josh nie chciał rozstać się z kotką, to czeka go z jej strony niespodzianka.
- Musimy uwzględnić wynagrodzenie za występ Kici - odrzekł. - Nie wiem dokładnie, ile teraz płaci się kocim aktorom, bo ich ostatnio nie zatrudniałem, ale...
- Chcesz mi zapłacić za Kicię? - przerwała z niedowierzaniem.
- Taki jest zwyczaj, Erico.
- Spada mi manna z nieba - szepnęła. Przeniosła wzrok na scenę, gdzie Josh siedział na kolanach babci, pogrążonej w ożywionej rozmowie z Ronem. Reżyser rozłożony na krześle głaskał Kicię, leżącą mu na piersiach. Nie wyglądał na zachwyconego tym, co mówiła Madelaine, choć nie zdradzał chęci ucieczki.
- Pójdę wybawić Rona, dopóki jego cierpliwość się nie wyczerpała. - Erica wstała z krzesła. Zanim odeszła, Alex chwycił ją za ramię.
- Erico, czy coś się stało?
- Nie, nic. - Musiała się po wstrzymać, żeby w pierwszym odruchu nie odtrącić jego ręki. W czasie kręcenia zdjęć dotyk Alexa był pokrzepiający, teraz ją denerwował.
Niewątpliwie kłamała. Alex zacisnął zęby. Już wcześniej podejrzewał, że Erica jest w wyjątkowo podłym nastroju, a potem dała mu do myślenia jej uwaga o „mannie z nieba". Kusiło go, żeby ją zaciągnąć do biura Rona i tak długo uwodzić, aż wyznałaby prawdę. Kłopot polegał na tym, że gdyby już była gotowa dać mu odpowiedź, on zapewne nie pamiętałby, o co ją pytał.
Puścił jej ramię i nadal zastanawiał się, czy ma drążyć ten temat, gdy właśnie do Eriki podbiegł Josh.
- Czy mogę z Kicią iść na noc do babci? - zapytał.
- Nie wiem - odparła - nie masz piżamy, a kotka kuwetki.
- U mnie jest jego zapasowa piżama. - Madelaine przyłączyła się do nich. - Ubikację dla Kici możemy kupić po drodze.
Erica spojrzała na matkę nieufnie. Josh, oczywiście, nie pierwszy raz miał u niej nocować, ale dzisiaj był po dniu zdjęciowym i Madelaine, zachwycona grą dziecka, miałaby do rana dość czasu, żeby je zaprowadzić na kilka innych przesłuchań. Lecz trudno było odmówić pełnemu oczekiwania spojrzeniu chłopczyka. Poza tym, matka chyba nie ośmieli się działać bez jej zgody. A jeśli rzeczywiście Josh ostatnio był taki niegrzeczny, gdyż wyczuwał przygnębiający nastrój w domu, to wizyta u babci dobrze mu zrobi.
- Niech będzie - zgodziła się niechętnie - ale, mamo, przyprowadź Josha wcześnie rano.
- Przyjedziemy skoro świt - przyrzekła Madelaine. Pożegnała się z Alexem, wzięła chłopca za rękę i poszła z nim do garderoby.
- No, to chyba będziesz mogła trochę odpocząć - rzekł Harte.
- Raczej muszę przysiąść fałdów i popracować. Zbliżają się terminy oddania dwóch rysunków, a żaden nie jest skończony.
- Więc przynajmniej połóż się wcześnie do łóżka. - Alex z trudem powstrzymał się przed wygładzeniem zmarszczki między jej brwiami. - Wyglądasz na wyczerpaną.
- Miałam ostatnio ciężkie dni. Zainstalowanie nowego członka rodziny w domu i tym podobne rzeczy.
- A co powiesz na wspólny lunch? Moglibyśmy coś szybko przekąsić w pobliżu.
- Dzięki, ale nie mogę. Mam naprawdę dużo pracy.
- To byłby tylko taki lunch w związku z naszą umową - nalegał, gdyż domyślał się przyczyn odmowy.
Patrząc mu w oczy pałające niebezpiecznym blaskiem, zapragnęła znaleźć się w jego ramionach. Żyła w takim zamęcie. Byłoby cudownie zapomnieć o tych wszystkich zmartwieniach i zatracić się w namiętności, która wrzała w nich obojgu. Cóż z tego, kłopoty nadal by na nią czekały, a do tego całkiem mogłaby stracić dla niego głowę. To za duże ryzyko, zważywszy, że Alexa interesuje tylko przelotny romans.
- To nie byłby lunch związany ze sprawami zawodowymi i oboje dobrze o tym wiemy - odpowiedziała. - Nie komplikujmy sobie życia.
Alex nie ustąpiłby tak łatwo, gdyby nie Ron, który właśnie się pojawił.
- Człowieku, mamy masę spraw do załatwienia, zwłaszcza jeżeli chcemy jutro zaprezentować klientowi nasz dzisiejszy plon! - wykrzyknął, po czym zwrócił się do Eriki, zanim Alex zdążył odpowiedzieć. - Josh zrobi furorę, jakiej na rynku reklamy nie było od lat. Rozegraj to umiejętnie, a zapewnisz mu życiową karierę. Bez przesady można powiedzieć, że jest nie mniej utalentowany niż Shirley Tempie.
Erica poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy, lecz zdobyła się na słaby uśmiech.
- Cieszę się, Ron, że Josh tak ci się podobał. Muszę już iść. Jeżeli nic się nie zmieni, zobaczymy się w piątek.
Alex zaklął pod nosem, odprowadzając ją wzrokiem.
Harte wmawiał sobie, że wizyta w domu Eriki ma ściśle zawodowy charakter. Po montażu nie było już wątpliwości, że klient przyjmie tę świetną reklamę. Alex, z jakichś niejasnych dla niego samego powodów, przed prezentacją filmu klientowi chciał usłyszeć opinię Eriki.
Usiłował się do niej dodzwonić przez kilka godzin. Widocznie wyłączyła telefon. Pod wieczór zaczął się na dobre niepokoić. Musiało się wydarzyć coś złego.
Dom Eriki, podobnie jak garaż, pogrążone były w ciemnościach. Nie pracowała więc w swoim studiu. Może poszła za jego radą i położyła się wcześnie spać, tłumaczył sobie, sam w to nie wierząc.
Nacisnął dzwonek przy drzwiach.
- Czego chcesz? - powitała go, gdy po dłuższej chwili stanęła w progu. Miała czerwone i zapuchnięte powieki. Usiłowała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, lecz przytrzymał je i wszedł do środka.
- Co się stało? - zapytał. - I nie mydl mi oczu, Erico. Wiele potrafię znieść od kobiet, z wyjątkiem kłamstwa.
- A co by to miało za znaczenie, gdybym cię okłamała? Nic nas nie łączy - odparła podniesionym głosem.
Oparł się o framugę jak ogłuszony. Miała rację. Dlaczego wymagał od niej szczerości, skoro nic ich nie łączyło? Nic? Ależ to bzdura! Niemal od pierwszej chwili ich znajomości żył jak w gorączce i wiedział, że i ją ona trawi. Mogli walczyć ze sobą do sądnego dnia, ale jedynym skutecznym lekarstwem było łóżko.
Zbliżył się do niej, a ona się cofnęła.
- Idź sobie!
- Nie, nigdzie nie pójdę. Ty chcesz, żebym został, żebym cię całował, pieścił i kochał się z tobą.
Zasłoniła dłońmi uszy i krzyknęła:
- Nie chcę!
Znalazł się przy niej w dwóch susach, uchwycił jej dłonie w swoje.
- Ależ tak, chcesz tego, tak samo jak ja. Dlaczego ze sobą walczymy?
Wybuchnęła płaczem. Alex przytulił głowę Eriki do piersi i poczuł jej łzy na swojej koszuli. Ze łzami mógłby sobie poradzić, lecz przeraził go jej rozdzierający serce szloch. To była prawdziwa rozpacz. Co ją spowodowało?
Zaprowadził Ericę do stojącego przy oknie fotela na biegunach, usiadł i wziął ją na kolana. Bujał ją i gładził jej włosy tak czule, jakby pocieszał płaczące dziecko. Przez okno do pokoju przedostawało się tylko słabe światło z sąsiedztwa. Alex, wpatrzony w ciemność, starał się zrozumieć, co się z nim dzieje. Przyszedł do niej wiedziony pożądaniem, a teraz przepełniało go uczucie niepokoju i troski. Nieprzeparte pragnienie, żeby ją pocieszyć, i - o nieba! - żeby ją chronić.
Na tę myśl ogarnęła go panika, gdyż dobrze wiedział, że gdy kobieta wzbudza opiekuńcze uczucia, to jest tylko kwestią czasu, kiedy mężczyzna przepadnie z kretesem. Jeśli jeszcze ma dość zdrowego rozsądku, do licha, choć resztę instynktu samozachowawczego, powinien stąd czym prędzej uciekać.
Westchnął i ułożył się głębiej w fotelu.
Erica przestała płakać. Wydawało mu się, że usnęła, gdyż wtulona w jego ramiona była taka cicha i nieruchoma. Lecz gdy się poruszył, żeby zmienić pozycję na wygodniejszą, usłyszał jej głos:
- Mam wstać?
- Nie. - Z rezygnacją oparł podbródek na jej głowie. Już nie miał wątpliwości, dokąd zmierza. - Powiedz mi tylko, dlaczego płakałaś. Coś cię gnębi, Erico. Nie jestem w stanie ci pomóc, skoro nie wiem, co się stało.
- Tylko w jeden sposób możesz mi pomóc - odparła, wznosząc ku niemu oczy. - Weź mnie. Weź mnie, abym mogła na chwilę zapomnieć. Zapomnieć o wszystkim poza tym, że jestem kobietą.
Kilka minut temu nie wahałby się ani chwili, lecz wtedy jeszcze jej szloch nie rozdarł mu serca.
Czule odgarnął włosy, które przylgnęły do jej mokrych policzków.
- Przepraszam cię, Erico, ale nie mogę.
- Nie pragniesz mnie? - spytała drżącym głosem.
- Och tak, pragnę. - Jeszcze mocniej przytulił ją do siebie. - Bardziej niż dotąd jakiejkolwiek kobiety. Ale nie chcę, żebyś mnie wykorzystała. Kiedy będziemy się kochać, a na pewno będziemy, to dlatego, że oboje postanowimy dać sobie siebie nawzajem. Nie chcę być jakimś placebo, środkiem na zapomnienie. Potrzebuję czegoś więcej, Erico. Muszę być pewny, że wybrałaś właśnie mnie.
- Wybrałam ciebie. Zupełnie świadomie. - Położyła mu dłoń na sercu. - Twoje serce bije tak gwałtownie, jak moje. Twój oddech jest tak szybki, jak mój. I tak samo mnie pożądasz, jak ja ciebie.
Mocno uchwycił jej dłoń.
- Moja była żona mnie wykorzystała. Nie pozwolę na to już żadnej innej kobiecie. Jeśli mnie pragniesz, powinnaś mi się zwierzyć. Związek między dwojgiem ludzi buduje się na zaufaniu, a ono wymaga dzielenia się troskami.
- My nie jesteśmy ze sobą związani.
- Będziemy od tej chwili. Oczekiwałaś ode mnie przyjaźni i chcę ci ją teraz okazać. Więc powiedz mi, co się z tobą dzieje.
Poderwała się z jego kolan i zaczęła nerwowo przemierzać pokój. Z trudem powstrzymywał się, żeby nie wziąć jej znowu w ramiona. Tak bardzo chciał przelać na nią choć trochę swej siły. Pozostał w fotelu i kołysał się powoli, jakby ten ruch miał złagodzić jego napięcie.
Milczała tak długo, że zwątpił, czy mu się zwierzy. Odezwała się właśnie w chwili, gdy chciał wstać i odejść.
- Mark wytoczył sprawę w sądzie. Usiłuje odebrać mi Josha.
- Mark jest jego ojcem?
- Tak. Chce się zemścić na mnie za to, że go opuściłam. Ma wybujałe wyobrażenie o męskiej dumie. Nigdy mi nie wybaczył, że to ja go zostawiłam, zamiast pokornie czekać, aż on mnie porzuci. A w końcu tak by się stało. Byłam jego przelotnym kaprysem. Ożenił się ze mną prawdopodobnie tylko dlatego, że inaczej nie mógł zaciągnąć mnie do łóżka. A Mark zawsze osiąga to, czego chce. Teraz chce Josha.
Alex zastanawiał się chwilę, zanim odpowiedział.
- Wiem, że tu, w Kalifornii, panują liberalne zasady, lecz chyba nie w orzecznictwie w sprawach o opiekę nad dziećmi, zwłaszcza tak małymi, jak Josh. Według mnie Mark nie ma najmniejszej szansy, jeśli nie wykaże, że ty nie spełniasz właściwie rodzicielskich obowiązków.
- O to właśnie chodzi - szepnęła, a łzy znowu popłynęły jej po policzkach. - On uważa, że to udowodni.
Alex podbiegł do niej i objął ją.
- Erico, to śmieszne. Znam cię wystarczająco dobrze i wiem, że jesteś wspaniałą matką. Żaden sąd nie przyzna dziecka twemu eks - mężowi.
- Szkoda, że nie możesz przekonać o tym mego adwokata - rzekła żałośnie, opierając czoło o pierś mężczyzny. - Spotkał się dzisiaj po południu z adwokatem Marka, żeby zorientować się, czy możliwa jest jakaś ugoda, a ten człowiek nawet nie chciał o tym słyszeć. Mark wygra tę sprawę, Alex. Wiem, że wygra. Czuję się taka bezradna.
- Jest wiele określeń, które pasują do ciebie - szepnął i uśmiechnął się pokrzepiająco - tylko nie bezradna. - Przytulił ją mocniej, a ona odpowiedziała natychmiast całą swoją istotą - ciałem i duszą. Tym razem to nie było pożądanie, lecz miłość. Gdyż miłość i seks to nie to samo. Alex powiedział, że chce się z nią związać. Na jak długo? Na dzień, tydzień, miesiąc?
Dopóki nie skończy reklamy, podpowiedział jej wewnętrzny głos. Mimo to chciała opleść jego szyję ramionami i oddać mu się, choć wiedziała, że teraz nie powinna.
- Musisz już iść. - Uwolniła się z jego objęć.
- Powtarzanie tego weszło ci w nawyk. Wcale nie chcesz, żebym poszedł, i dobrze o tym wiesz.
- Tak, przyznaję - spojrzała na niego gniewnie - nie chcę, żebyś poszedł. Marzę o tym, żebyś wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Będzie nam dobrze ze sobą. A co potem?
- Pozostaną nam miłe wspomnienia i, mam nadzieję, ochota na powtórkę - odrzekł równie gniewnym tonem. - Chciałbym ci powiedzieć, że podniesiemy palce do przysięgi i złożymy sobie obietnicę nieśmiertelnej miłości. Ale życie jest bardziej skomplikowane i nie daje żadnych gwarancji, Erico. Oboje się o tym przekonaliśmy i lekcja, jaką odebraliśmy, była brutalna. Ja mogę ci ofiarować jedynie los na loterię. Decyduj.
Tylko głupcy zdają się na los, pomyślała.
- Dlaczego twoje małżeństwo się rozleciało?
- Z dwóch przyczyn - odparł przytłumionym głosem. - Pewnego wieczoru moja żona malując sobie w salonie paznokcie, oznajmiła mi, że była u lekarza, ponieważ wydawało się jej, że zaszła w ciążę. Na szczęście dla mnie nie zaszła, bo jednym tchem oświadczyła, że już zdecydowała się ją usunąć. Powiedziała, że nie interesuje jej macierzyństwo, a bóle porodowe jeszcze mniej. „Wolałabym umrzeć, niż urodzić dziecko" - to były dokładnie jej słowa.
Erica spojrzała na Alexa, wstrząśnięta.
- A druga przyczyna? - spytała słabym głosem.
- Kristen pracowała w konkurencyjnej firmie, także zajmującej się reklamą. Ubiegaliśmy się o to samo zlecenie. Ukradła mi pomysł. W rezultacie ona została wicedyrektorem, a ja straciłem pracę. - Jego uśmiech był raczej gorzkim grymasem. - Erico, kochałem Kristen. Nie ożeniłem się z nią z myślą o dzieciach i pogodziłbym się z jej awersją do macierzyństwa. Ale nie potrafiłem wybaczyć nieuczciwości.
- Och, Alex - szepnęła cicho, pełna współczucia. Podeszła do niego i, położyła mu dłonie na piersiach. Głęboki oddech, który je unosił, powiedział jej jeszcze więcej niż słowa. Życie go ciężko doświadczyło, podobnie jak ją. Nagle zapragnęła mu to wynagrodzić, tak jak potrafiła najlepiej.
- Kochaj mnie dzisiaj - szepnęła nagląco. Uniosła się na palcach i przycisnęła wargi do jego ust.
- Erico, nie o to chodzi - odparł zdławionym głosem, odsuwając ją od siebie. - Ja pragnę kochać się z tobą. - Ujął jej twarz w dłonie i wpatrywał się w nią przenikliwym wzrokiem. - Pozostawiam ci wybór. Albo będziemy świadomi, że razem tego chcemy, albo wychodzę. Już ci powiedziałem: nie chcę być środkiem na zapomnienie.
Rzucił jej wyzwanie. Mogła je podjąć lub pozwolić mu iść. Czuła się rozdarta. Przecież sam mówił, że nie ma gwarancji na szczęście. Jutro rano mogą się obudzić i stwierdzić, że to był błąd. Ale także mogą nabrać przekonania, iż mają przed sobą wspólną przyszłość. Tyle wątpliwości, tyle niepewności. Musiała myśleć o Joshu, lecz Laura słusznie uświadomiła jej, że chłopiec za kilkanaście lat odejdzie. Czy rzeczywiście pragnie pewnego dnia zasiąść samotnie do śniadania?
Objęła Alexa za szyję, pocałowała go, po czym wyszeptała:
- Mam nadzieję, że nie uciekniesz na widok moich rozstępów.
- Rozstępów? - wymruczał pytająco, zbliżając wargi do jej ust.
- Tak. W ciąży z Joshem wyglądałam jak beczka. Przycisnął dłoń do jej płaskiego brzucha.
- Po takich podniecających rozmowach bądź przygotowana na określone konsekwencje.
- Jeśli o tym mowa - szepnęła - czy jesteś przygotowany?
- Noszę zabezpieczenie w portfelu, odkąd ukończyłem piętnaście lat. - Objął ją ramionami i mocno przytulił.
A potem spełnił jej prośbę. Sprawił, że znowu poczuła się w pełni kobietą. Świadomą tego, że jemu to zawdzięcza. Rozebrał ją, a ona pod dotykiem jego dłoni poczuła ogarniający ją żar. A kiedy w ślad za dłońmi powędrowały jego wargi, objął ją płomień.
Nie chodziło tylko o jego pieszczoty, ale o to, jak ją pieścił. Był taki czuły, delikatny, szeptał słowa uspokajające i przywracające nadzieję, patrzył z zachwytem na jej nagie ciało.
Erica po raz pierwszy nie odczuwała skrępowania z powodu pozostałości po ciąży, które ją szpeciły. Alex ich nie zauważał. Dla niego była doskonałością bez skazy.
- Teraz ja - szepnęła ochryple, zdejmując mu koszulę. Zaczęła badać dłońmi i wargami każdy centymetr jego wspaniale umięśnionych piersi i ramion. Potem rozpięła mu pasek i jej ręce, wargi i język błądziły już niepowstrzymanie po całym jego ciele.
- O mój Boże, Erico! - wykrzyknął. Nigdy żadna kobieta nie pieściła go z taką namiętnością. I dopiero dzięki tej namiętności odkrył w sobie uczucia, o których istnieniu nawet nie wiedział. Po raz pierwszy niczego nie żądał dla siebie. Chciał jedynie ofiarować Erice najdoskonalsze spełnienie jej oczekiwań i pragnień, być dla niej wyjątkowym, jedynym mężczyzną. Musiał być wyjątkowy, jeżeli miało się spełnić jego marzenie, aby ona z myślą tylko o nim zasypiała dzisiejszej nocy i budziła się jutro rano.
I tak się stało. Kiedy opadli na dywan i rozpoczęło się miłosne misterium, dla Eriki cały świat przestał istnieć, poza tym mężczyzną, którego ciało było splecione z jej ciałem. Poza Alexem, z którym było jej tak dobrze, jak jeszcze nigdy, a jak powinno być zawsze.
ROZDZIAŁ 9
- Co robisz? - spytał Alex. Otworzył oczy i zobaczył Ericę, siedzącą po turecku koło niego na łóżku. Była w starym, podniszczonym, welwetowym szlafroczku, miała jeszcze lekko zapuchnięte od snu powieki i włosy w nieładzie. Pomyślał, że jest najpiękniejszą kobietą pod słońcem.
- Patrzyłam, jak śpisz - uśmiechnęła się. - Wyglądałeś niewinnie jak Josh, z takim słodkim uśmiechem w kącikach warg.
Zmarszczył brwi.
- Erico, mężczyźni nie uśmiechają się słodko.
- Ty tak. Ale nie martw się, to będzie nasza tajemnica.
- Jesteś niepoprawna. Co ja mam z tobą począć? - Zaśmiał się i przyciągnął ją do siebie. Rozchylił szlafrok i pogłaskał jej plecy.
- Uhm - zamruczała cicho, całując go w ramię. - Jeśli miałabym coś zaproponować... - Przesuwała palcami po owłosionej piersi Alexa z tajemniczym uśmiechem.
Odgarnął czule potargane włosy z jej twarzy.
- To jest oferta nie do odrzucenia, ale boję się, że wyczerpał się już mój zapas z portfela. Musiałbym zastosować inny sposób.
- Nie. Nie musiałbyś. - Wysunęła rękę i wyciągnęła z szuflady nocnego stolika małe pudełeczko, którym pomachała Alexowi przed nosem.
- Skąd, do diabła, to masz? - Usiadł i jednym, szybkim ruchem przewrócił ją na plecy.
Popatrzyła na niego szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Był wściekły.
- Dostałam w prezencie. Dlaczego pytasz?
- W prezencie? - wrzasnął. - Co za typ daje kobiecie takie prezenty? - Wyrwał jej z rąk pudełeczko i potrząsał nim nad nią.
- Ależ, Alex, ty jesteś zazdrosny! - zawołała, uszczęśliwiona.
- Nie jestem zazdrosny - rzucił jej groźne spojrzenie - ja jestem...
- Zazdrosny - powtórzyła z uśmiechem, bardzo zadowolona. Usiadła koło niego. - No, przyznaj się. To nie żadna zbrodnia. Raczej normalna reakcja.
- Erico, nie prowokuj mnie - syknął przez zaciśnięte zęby. - Jestem na ciebie tak wściekły, że najchętniej wlepiłbym ci klapsa.
- Bo podejrzewasz, że w moim życiu był jeszcze inny mężczyzna? - spytała, rozradowana. Milczał, więc dodała: - Nie, nie było żadnego, choć nie uskarżałam się na brak okazji. To była osobista sprawa wyboru wartości.
- Więc jak się z tego wytłumaczysz? - Potrząsnął pudełeczkiem.
- Po rozwodzie moje przyjaciółki urządziły mi przyjęcie na cześć odzyskanej wolności. I wręczyły to w prezencie, twierdząc, że każda niezamężna kobieta powinna coś takiego trzymać pod ręką. - Uśmiechnęła się figlarnie. - I dały mi jeszcze bardzo seksowną, czarną nocną koszulkę.
- Niech to licho - mruknął, biorąc ją w ramiona.
- Czy to mają być czułe słówka? Musisz popracować nad metodami uwodzenia. Takie groźne pomruki nie stwarzają romantycznego nastroju.
- Chcesz mieć zaloty, będziesz je miała! - Zerwał z niej szlafrok i nagą porwał w ramiona. - Jesteś cudowna.
- Nie byłabym tego taka pewna. Piersi mam za małe, na skórze rozstępy, a moje biodra mają skłonność do zaokrąglania się..
- Będę musiał dokładnie przyjrzeć się tym wszystkim wadom.
- Koniecznie - wyszeptała, tuląc jego głowę do piersi.
- Nic podobnego, nie są za małe, akurat takie, jak trzeba - pomrukiwał, dotykając językiem nabrzmiałego sutka.
- Alex, przestań mnie torturować - z trudem wydobywała z siebie głos, gdy kładąc ją na łóżku, powoli przesuwał usta coraz niżej. Nie zamierzał jej usłuchać, właśnie czule całował pociążowe rozstępy.
- Są takie podniecające - wymruczał. Podniósł na nią pociemniałe z namiętności oczy. Pod wpływem tego spojrzenia Erice wydało się, że jej krew przemienia się we wrzącą lawę. - Szkoda, że nie mogłem cię widzieć, kiedy byłaś w ciąży. Jakie to uczucie?
- Nie potrafię go opisać. - Szukała właściwych słów. - Wspaniałe, nieporównywalne z niczym doświadczenie. A jednocześnie wzbudzające lęk.
- Przed czym? - Ułożył się przy niej i przytulił ją do siebie.
- Czego się bałam? - Spojrzała na niego, a on skinął głową. - Jeżeli kobieta zdecyduje się na dziecko, to po pewnym czasie nie może. już zmienić zdania, musi przez to wszystko przejść i nikt nie może jej pomóc.
- Bardzo cierpiałaś w czasie porodu? - Głaskał ją delikatnie po biodrze.
- Myślę, że nie więcej niż każda kobieta, ale, przyznaję, bolało.
- Zdecydowałabyś się na drugie dziecko?
To pytanie ją zastanowiło. Poprzedniego wieczoru powiedział jej, że jego była żona nie chciała mieć dzieci. Czy to był rodzaj testu? Domyślała się, jakiej odpowiedzi on oczekuje, lecz przecież sprawa nie była taka prosta.
- To by zależało od wielu okoliczności - odparła z rezerwą.
- Od jakich? - Poczuła, że jego dłoń zaciska się na jej biodrze.
- Alex, do czego zmierzają te pytania? Milczał, więc uniosła się na łokciu i popatrzyła mu uważnie w oczy. Jednak nie potrafiła rozszyfrować spojrzenia mężczyzny.
- Miałaś rację - stwierdził nagle. Odpowiedziała mu zdumionym spojrzeniem.
- O czym mówisz?
- Byłem zazdrosny. Jestem zazdrosny. - Położył ją znowu i pochylił się nad nią. - Nie mogę znieść myśli, że należałaś do innego mężczyzny. Że on cię dotykał tak jak ja i kochał się z tobą. Że miałaś z nim syna.
- Zmarszczył brwi. - Jak myślisz, co to oznacza?
- Że jesteś tylko człowiekiem - podsunęła. - Ja też odczuwam zazdrość. O pieszczoty innych kobiet, o ich pocałunki. Zastanawiam się, czy kochałeś się z nimi tak jak ze mną. - Już miał się odezwać, lecz położyła mu palec na ustach. - Nie odpowiadaj, bo ja wcale nie pragnę usłyszeć wyjaśnień. Przeszłość minęła, już jest za nami. Nie możemy jej zmienić, choćbyśmy chcieli. Teraz musimy się skupić na teraźniejszości, na nas.
- Uśmiechnęła się zachęcająco. - Nawet wiem dokładnie, od czego powinniśmy zacząć.
Ukląkł przed nią i położył ręce na jej biodrach.
- I tym razem masz rację. Jeśli one mają tendencję do zaokrąglania się, to tym lepiej, będzie więcej do kochania. A co z tą czarną koszulką?
- Posłuchaj mnie wreszcie. Ciągle bujasz w obłokach. - Laura odmierzyła porcję mydlanego proszku i wsypała go do pralki.
- Bardzo cię przepraszam. Co mówiłaś? - spytała Erica przyjaciółkę z psotnym uśmiechem.
- Nieważne - burknęła Laura. Nastawiła pralkę i usiadła przy kuchennym stole. - Ale ty jesteś dla mnie ważna. Więc jakie Alex ma wobec ciebie zamiary?
- Spodziewam się, że zdrożne - odparła Erica z zadowoleniem. - Dlaczego pytasz?
Laura zabębniła palcami o blat stołu.
- Wprawdzie sama cię zachęcałam, żebyś się z nim spotykała, ale nie myślałam, że zabierzesz się do tego z takim...
- Zapałem? - dokończyła Erica. Oparła łokcie na stole i podparła podbródek dłońmi. - On jest cudowny, naprawdę cudowny!
Laura jęknęła.
- Już czuję, co to będzie, kiedy moje dzieci odkryją uroki seksu. Czy byłabyś tak łaskawa zejść na chwilę na ziemię i ocenić sytuację rozsądnie?
- Oczywiście. A co mam ocenić rozsądnie?
- Motywację - odrzekła Laura. - Twoją i jego.
- To całkiem proste. Ja pragnę jego, on pragnie mnie. Na dodatek lubi Josha, i to z wzajemnością. Czego mogę chcieć więcej?
- Poddaję się. - Laura uniosła ręce z kwaśną miną. - Chociaż nie, nie ustąpię ci. Jesteś moją przyjaciółką i powinnam zdjąć ci z oczu te różowe okulary. Erico, ja się po prostu o ciebie martwię. Jesteś tak uwikłana w wojnę z Markiem, że zastanawiam się, czy w ogóle potrafisz teraz trzeźwo myśleć. A nie przyszło ci do głowy, że Alex może cię wykorzystywać? Czy przypadkiem nie chodzi mu tylko o twoją zgodę na pozostałe trzy odcinki reklamy?
- Prawdę mówiąc, zastanawiałam się nad tym - przyznała Erica.
- I do jakich wniosków doszłaś?
- Właściwie do żadnych - wyznała szczerze. - Ale wszystko niedługo się wyjaśni. Jeśli Joshowi pójdzie na następnych sesjach zdjęciowych tak dobrze jak wczoraj, podpiszę umowę na pozostałe odcinki filmu. Na prowadzenie wojny z Markiem potrzebne mi są pieniądze. Mój były mąż kategorycznie oświadczył, że nie godzi się na żadną ugodę przed sądem.
- Nie musisz podpisywać umowy na dalszy ciąg reklamy, jeżeli nie chcesz - wtrąciła szybko Laura.
- Rozmawialiśmy o tym z Bobem, pożyczymy ci pieniądze.
- Bardzo dziękuję, ale nie mogę brać od was pieniędzy.
- To byłaby tylko pożyczka. A przy okazji dowiedziałabyś się, jakie są prawdziwe intencje Alexa, zanim zabrniesz jeszcze dalej. Przynajmniej przemyśl naszą propozycję. Nie chcemy, żeby ktoś cię skrzywdził.
- Ja też tego nie chcę - odrzekła, w zamyśleniu wodząc palcem po blacie stołu. Po chwili uniosła wzrok na zatroskaną twarz przyjaciółki. - Muszę zaufać Alexowi, bo myślę, że jestem w nim zakochana.
- Tego się właśnie obawiałam. - Laura westchnęła z rezygnacją.
- Bum! - wrzasnął Josh.
- Zatopiony. - Alex zanurzył plastykowy okręt głęboko w wodzie. - Koniec wojny. Zresztą, kąpiel już prawie wystygła, więc pora wychodzić, bracie.
- Ale ja nie chcę - odpowiedział automatycznie Josh.
Alex z uśmiechem wyjął korek odpływu.
- Powtarzasz ciągle te cztery słowa, bo wiesz, że złoszczą twoją mamę. Na mnie nie robią wrażenia.
- Wyjął chłopca z wanny, postawił na macie i sięgnął po ręcznik.
- Goń mnie! - krzyknął malec, biegnąc w stronę drzwi.
- Josh, wracaj natychmiast! - zawołał za nim.
- Twoja mama urwie mi głowę, jak zobaczy, że biegasz po całym domu mokry i na golasa:
Josh tylko obejrzał się z chichotem i pognał dalej. Alex ze śmiechem pokiwał głową. W ciągu ostatnich kilku tygodni poznał już dobrze synka Eriki. Malec nieraz zachowywał się niesfornie, ale był bardzo dobrym dzieckiem. Po prostu uwielbiał figle.
Dopadł go w holu, chwycił na ręce i otulił ręcznikiem. Josh śmiejąc się radośnie, zachwycony tą gonitwą, objął mężczyznę za szyję. Wycisnął na jego policzku głośny pocałunek i oznajmił:
- Ja ciebie kocham.
Wzruszenie chwyciło Alexa za gardło.
- Hm, ja też ciebie kocham - wymruczał burkliwie - nawet jeśli chlapiesz wodą po podłodze i...
- ... biegasz na golasa - zakończył za niego Josh.
- Chodź, wskoczysz w piżamkę i pójdziemy wyciągnąć mamusię z garażu. Chyba ma na dzisiaj dość pracy.
Skierował się z dzieckiem w stronę sypialni i wtedy usłyszał dzwonek przy drzwiach. Wrócił i gdy otworzył drzwi, nie miał żadnych wątpliwości, kim jest stojący W progu mężczyzna. Był dorosłą wersją berbecia, którego Alex trzymał na rękach.
Mark Stewart, najwyraźniej w pierwszej chwili zaskoczony widokiem nieznajomego, zaraz ukrył zdziwienie i wyciągnął do Alexa rękę.
- Jestem Mark Stewart, ojciec Josha.
Alex niechętnie podał mu dłoń.
- Alex Harte.
- Jest Erica? - zapytał Mark.
- Tak, pracuje w garażu. Jeśli pan pozwoli, nałożę tylko Joshowi piżamę i zaraz ją zawołam.
- Myślę, że ja mogę ubrać syna. - Mark wyciągnął ręce do dziecka. - Chodź uściskać tatusia.
- Nie - odrzekł wojowniczo chłopiec. Alexowi zabrakło na chwilę tchu, gdyż małe rączki zacisnęły się wokół jego szyi z niespodziewaną siłą.
- Josh jest w przekornym nastroju. Przechodzi taki etap - starał się usprawiedliwić malca. Powinien go zachęcić, żeby poszedł do ojca, lecz jakoś nie mógł się na to zdobyć.
- Zawsze powtarzałem Erice, że jest dla niego za łagodna - odparł Mark. - Jest takie dobre, stare przysłowie: „Rózeczką Duch Święty dziateczki bić radzi". Dzieciom potrzebna jest dyscyplina. Jeżeli się do niej nie wdrożą odpowiednio wcześnie, później nie będzie można dać sobie z nimi rady.
Alex, mimo ogarniającej go złości, powstrzymał się od odpowiedzi. Dyskusja z byłym mężem Eriki na temat wychowywania dzieci w karności mogłaby jedynie jeszcze pogłębić napięcie między nimi.
- Przepraszam na chwilę, ubiorę Josha. - Odwrócił się, zostawiając Marka w otwartych drzwiach.
- Nie lubię go. On jest niesympatyczny - oznajmił Josh w drodze do sypialni.
- Jestem tego samego zdania - wymamrotał Alex pod nosem.
Właśnie włożył dziecku piżamę, gdy usłyszał wołanie Eriki.
- Alex, Josh, gdzie jesteście? - Lecz zanim zdążył odpowiedzieć, doszły go głosy z holu. „Co ty tu robisz?"
- spytała Erica, Mark odrzekł coś przytłumionym tonem. Jej gwałtowne: „Nie!" - było głośne i wyraźne.
- Słuchaj, bracie, myślę, że powinieneś się tutaj sam trochę pobawić - powiedział Alex do Josha. Malec zeskoczył z łóżka i pobiegł do pudła z zabawkami.
- Mama bardzo się gniewa - oświadczył. Rzeczywiście, Erica zaczęła krzyczeć, Mark też podniósł głos, lecz trudno było zrozumieć ich słowa.
Kiedy Harte wszedł do holu, panowała tam kompletna cisza. Roztrzęsiona Erica stała naprzeciw Stewarta z zaciśniętymi pięściami.
Mark podniósł na Alexa wzrok pełen furii.
- To jest prywatna rozmowa. Alex oparł się niedbale o futrynę.
- Sądząc po natężeniu decybeli, raczej całkiem publiczna. Oczywiście, wyjdę, jeżeli Erica sobie tego życzy.
Obróciła ku niemu głowę.
- Nigdzie nie pójdziesz. Jeśli ktoś ma stąd wyjść, to Mark. - Zwróciła się do eks - męża. - Wynoś się razem z tą twoją przebrzydłą propozycją! Mój syn nie jest na sprzedaż!
- To już twój problem, Erico. - W głosie mężczyzny słychać było szyderstwo. - Nie chcesz spojrzeć w oczy faktom. Josh jest także moim synem i mam zamiar wygrać sprawę w sądzie. Może raz wreszcie ułatwisz sobie sytuację. Weź te pieniądze, bo uprzedzam, że po raz drugi ci ich nie zaproponuję.
- Wygrasz po moim trupie! - krzyknęła. - Dziecko wcale cię nie obchodzi i nigdy nie obchodziło. Chcesz się tylko zemścić na mnie za swą zranioną, idiotyczną, męską dumę!
- Jak zwykle, ulegasz złudzeniom. - Mark cedził słowa z pogardliwym uśmiechem. - Męską dumę może zranić kobieta, a oboje wiemy, że ty nie jesteś kobietą. Gdybyś nią była, nie szukałbym przyjemności poza domem, prawda?;
Erica nie zdawała sobie sprawy, co robi, dopóki nie rozległ się odgłos wymierzonego policzka. Od uderzenia zabolała ją ręka i cofnęła się, przerażona. Nigdy dotąd nikogo nie uderzyła w gniewie. Na myśl, że przez Marka zniżyła się do tego, poczuła łzy upokorzenia.
Nie była w stanie się poruszyć, choć zobaczyła wyciągającą się ku niej dłoń eks - męża. Dłoń ta zatrzymała się raptownie na dźwięk głosu Alexa.
- Lepiej jej nie dotykaj, jeżeli chcesz mieć rękę nadal na swoim miejscu - powiedział cicho i stanowczo.
Mark wytrzeszczył na Alexa oczy, lecz widocznie zrozumiał, że to nie żarty.
- Zobaczymy się w sądzie - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Przynieś ze sobą rzeczy Josha, bo on nie wróci do tego domu.
Okręcił się na pięcie i wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.
- Nie mogę uwierzyć, że go uderzyłam - wyszeptała Erica. - Naprawdę nie mogę.
- Sam się o to prosił. Nie powinien ci mówić takich okrutnych rzeczy.
- To mnie nie usprawiedliwia. - Oparła głowę o pierś Alexa i westchnęła ciężko. - Nie pierwszy raz zrzucał na mnie winę za własną niewierność, oczywiście niesłusznie. Więc dlaczego zareagowałam z taką złością?
- Podejrzewam, że gniew gromadził się w tobie przez dłuższy czas. Musiał wreszcie znaleźć ujście, a Mark zbyt boleśnie cię zranił. Czy dobrze go zrozumiałem? Chciał ci zapłacić za Josha?
- Tak. - Erica zaśmiała się gorzko. - Właściwie zaoferował mi fortunę. Byłam tak rozwścieczona, że o mało nie wydrapałam mu oczu. Lecz przecież go znam i mogłam się tego po nim spodziewać. Mark Stewart pieniędzmi zawsze zdobywał to, na co miał ochotę. To była tylko kwestia czasu. Spodziewałam się takiej propozycji.
- Mark Stewart - powtórzył Alex w zamyśleniu. - Czy rozmawiamy o dziedzica majątku Zakładów Zbrojeniowych Stewarta? - zapytał. Nazwisko było mu przecież znajome, lecz dopiero teraz skojarzył je z przemysłowym potentatem.
- Tak, właśnie o nim.
- Och, do licha, masz przeciwko sobie niezłą artylerię. W dosłownym tego słowa znaczeniu.
- Nie przypominaj mi o tym. - Przytuliła policzek do jego piersi. - Tylko trzymaj mnie mocno i mów, że wszystko będzie dobrze.
Wiedział, że ona nie oczekuje od niego pustych słów pocieszenia. Nie jest naiwna. A pieniądze mają jednak znaczenie i choć podobno sprawiedliwość jest ślepa, to Stewart miał ich tyle, że zdołałby sto razy przechylić jej szalę na swoją stronę.
Myśl, że Mark mógłby wygrać sprawę w sądzie, wydała mu się nie do zniesienia. Josh, pełen życia i czułości, był jednym z najlepiej wychowanych dzieci, jakie znał. Co się z nim stanie, kiedy odbiorą go matce? Alex nawet nie chciał rozważać tej ewentualności, zwłaszcza że wciąż miał w pamięci owo spontaniczne wyznanie miłości chłopczyka. Tak, wchodził na niebezpieczną ścieżkę, lecz od tamtej chwili zaczął myśleć o Joshu jak o własnym synu.
- No i co sądzisz o moim byłym mężu? - usłyszał pytanie.
- Josh doskonale to ujął: „On jest niesympatyczny". Erica wybuchnęła śmiechem.
- Wygadany jest ten mały diabełek, prawda? A teraz chodźmy szybko utulić go do snu.
- O tak, jak najszybciej.
Alex zasnął, a Erica po cichu wysunęła się z łóżka. Włożyła szlafrok i zeszła do salonu. Kłótnia z Markiem przygnębiła ją bardziej, niż chciała przyznać nawet przed sobą. Jednocześnie powróciły wątpliwości związane z osobą Alexa. Już przed tygodniem zdecydowała, że podpisze umowę na dalsze odcinki reklamy. Nie miała jednak odwagi powiedzieć o tym Alexowi. A jeśli Laura miała rację? Jeśli on chciał przez łóżko skłonić ją do wyrażenia zgody na występy Josha?
Nie, to niemożliwe. Dzisiaj dopiero drugi raz kochali się ze sobą, a Alex w ubiegłym tygodniu przychodził do nich niemal codziennie. Być może nie chciał wykorzystać sytuacji, że została jego kochanką, lecz niewykluczone, iż mógł dla swych celów obmyślić inny, nawet bardziej skuteczny plan. Kiedy był z nią i Joshem, stwarzał złudne wrażenie, że we troje stanowią rodzinę.
Erica usadowiła się na sofie i sięgnęła po szkicownik. Gdy już przelała na papier wszystkie miotające nią emocje, spojrzała na potwora krytycznym okiem. Gniew, zdrada, zażenowanie, strach. Teraz powinna ustalić, które z tych uczuć miało swe źródło w jej własnych rozterkach.
- Wiem, że ci ciężko. - Erica przestraszyła się, kiedy Alex niespodziewanie wyjął jej z rąk szkicownik. Przyglądał się potworowi ze zmarszczonym czołem. - Kobieta - Monstrum znowu w akcji.
Usiadł koło niej, położył sobie jej nogi na kolanach i zaczął masować stopy. Poczuła, że się odpręża pod wpływem tych kojących ruchów. Zaskoczył ją pytaniem.
- Ile miałaś lat, kiedy zaczęłaś rysować potwory, żeby wyzwolić się od złości?
Zdziwiona przenikliwością Alexa, usiłowała zdjąć nogi z jego kolan, żeby podkulić je bezpiecznie pod siebie. Uchwycił je w kostkach i patrzył na nią badawczo w milczeniu. Z pewnością oczekiwał, że obdarzy go zaufaniem.
To był chyba jeden z najtrudniejszych emocjonalnie momentów w jej życiu, lecz postanowiła przemóc napięcie.
- Miałam wtedy dziesięć lat - odrzekła. Alex w milczeniu masował jej stopy, więc mówiła dalej: - Zaczęłam dorastać i coraz rzadziej zatrudniano mnie jako modelkę. Przez całe życie matka wmawiała mi, że zostanę drugą Shirley Tempie, a tymczasem musiała pogodzie się z przykrymi faktami. Jej córka nie tylko przestała być dziewczynką z reklamy, ale nagle wyrosła na niezgrabną nastolatkę.
- To dlatego tak zareagowałaś na uwagę Rona, kiedy porównał Josha do Shirley Tempie.
- Tak. Im bardziej mama stawała się nieznośna, tym bardziej tata występował w mojej obronie. Ciągle się kłócili i zawsze o mnie. Czułam się winna, że dorastam, że jestem powodem nieustannych awantur rodziców. Więc pewnego dnia przelałam te odczucia na papier. Psycholog powiedział później, że rysunki spełniały rolę terapeutyczną, i niewątpliwie miał rację.
Alex przełożył jej stopy na ziemię, wziął ją w objęcia i pocałował we włosy.
- Wtedy oskarżałam matkę i nie znajdowałam dla niej usprawiedliwienia, lecz z czasem zaczęłam ją rozumieć. Wyrastała w biedzie i potwornie bała się powrotu do ubóstwa. Nie była specjalnie wykształcona i nie wierzyła we własne możliwości. Po prostu za moim pośrednictwem próbowała przeżyć jakby zastępcze życie. Jest w gruncie rzeczy bardzo wrażliwa, tylko się z tym kryje i ja często o tym zapominam.
- Teraz rozumiem, dlaczego tak stanowczo przeciwstawiałaś się udziałowi Josha w reklamie - powiedział.
Zesztywniała, bo rozmowa mogła zejść teraz na ten temat. Ona sama dała ku temu sposobność. Była więc zdziwiona, gdy usłyszała słowa Alexa.
- Z przykrością myślę, że zostawię cię teraz samą, ale po twojej kłótni z Markiem byłoby nierozsądnie z mojej strony zostawać tu na noc. Po co dawać mu dodatkową broń do ręki?
- Nie myślę, by chciał poruszać w sądzie sprawę intymnych związków. Sam ma ich na sumieniu zbyt wiele. Otworzyłby tylko puszkę Pandory.
- Mimo to lepiej nie kusić losu. - Alex z ociąganiem wstał z sofy. Martwił się o Ericę, nie chciał jej opuszczać i to go przerażało. Im więcej czasu spędzał z tą kobietą i jej synkiem, tym częściej chciał z nimi przebywać. Jeżeli nie będzie ostrożny, zakocha się. I nie wiadomo, czy w niej, czy pokocha oboje jak własną rodzinę, gdyż tak właśnie ich traktował.
Erica wróciła z Alexem do sypialni i obserwowała go, kiedy się ubierał. Najchętniej ściągnęłaby to ubranie i położyła się z nim do łóżka, lecz rozsądek zwyciężył. Nadszedł czas wyłożenia kart na stół. Tego wieczoru zwierzyła mu się z tak bardzo osobistych przeżyć. Teraz musi się przekonać, czy postąpiła słusznie.
Odprowadziła go do frontowych drzwi. Ujął jej twarz w obie dłonie i czule pocałował w usta.
- Jeśli będę ci potrzebny, Erico, do czegokolwiek, gdybyś chciała na przykład porozmawiać, zadzwoń, proszę.
- Dzięki - odparła.
- Naprawdę, proszę. Jest jeszcze inne lekarstwo na stres niż rysowanie potworów.
- Tak. - Uśmiechnęła się. - Udowodniłeś mi to dzisiaj.
- Nie patrz takim wzrokiem - odezwał się burkliwym tonem. - Wodzisz mnie na pokuszenie.
- Idź już - roześmiała się cicho. Otworzyła drzwi i popchnęła go lekko. Był już w pół drogi do ulicy, kiedy go zawołała. - Alex!
- Słucham - odwrócił się.
- Zdecydowałam, że Josh zagra w następnych odcinkach filmu. Jeżeli przygotujesz umowę na jutro, podpiszę ją po zakończeniu zdjęć. - Zamknęła drzwi i zostawiła mężczyznę pełnego nieopisanego zdziwienia.
- No cóż, jutro poznamy odpowiedź. - Erica zwróciła się do Kici, która pojawiła się w holu i zaczęła ocierać się o nogi swej pani. - Miejmy nadzieję, że będzie taka, jakiej oczekuję.
Podniosła kotkę i zaniosła ją do swego łóżka. To nie to samo, co noc z Alexem, ale przynajmniej będzie miała przy sobie żywą, ciepłą istotę.
ROZDZIAŁ 10
Kiedy Erica przyjechała do studia, Alexa jeszcze nie było, co się zresztą i przedtem zdarzało. Nie zapytała o niego, choć strach, z którym zmagała się przez całą noc, narastał. Dała mu to, czego pragnął, i teraz on nie musi już o nią zabiegać.
Josh był przebrany i gotowy do wyjścia na plan, gdy zjawił się Ron.
- Cześć, Erico, właśnie telefonował Alex. Musiał iść na nie zaplanowane spotkanie z klientem i nie zdąży przyjść do studia. Prosił, żebyś spotkała się ż nim w biurze po zdjęciach.
Erica zmusiła się do uśmiechu.
- Dziękuję za wiadomość. - Żałowała, że nie wzięła ze sobą szkicownika, mogłaby wyładować swą frustrację na papierze. Miała przeczucie, że czekają ją bardzo długie dwie godziny. I rzeczywiście. Na przemian brała usprawiedliwienie Alexa za dobrą monetę, to znowu widziała w nim zły omen.
Dlaczego wpadła w taką pułapkę? Czemu się zakochała w Alexie? Nie miała wątpliwości, że to była miłość. Dlatego teraz tak cierpiała.
Przez całą drogę do biura agencji reklamowej przyrzekała sobie, że zapanuje nad swym nastrojem. Idzie na spotkanie w interesach, więc będzie spokojna, potrafi udawać, że z Alexem nie łączy jej nic poza pogawędkami o pogodzie.
Kogo ona chce oszukać? Jeżeli uda się jej powstrzymać płacz, to pewno nie pohamuje złości. Przeklęty Alexander Harte! Nie pozwoli, żeby zdobył nad nią przewagę. Jest silna. Potrafi uporać się ze wszystkimi kłodami, które życie rzuca jej pod nogi. Również z tym dyrektorem agencji reklamowej - uwodzicielem bez sumienia. Na progu biura Alexa była już gotowa do walki.
Spotkanie z klientem potrwało znacznie dłużej, niż Alex przewidywał. Domyślał się, że Erica musiała być zniecierpliwiona jego nieobecnością. Nie powinien wstępować jeszcze do sklepu z zabawkami, ale nie był w stanie oprzeć się pokusie. Potrząsnął torbą trzymaną w ręce. Całe życie tego pragnął.
Po wejściu do sekretariatu jego ożywienie zgasło. Erica siedziała z nogą na nodze, wybijając niecierpliwie stopą w powietrzu szybki rytm. Jej sztywna, wojownicza postawa i gniewne spojrzenie nie pozostawiały wątpliwości - była naprawdę wściekła.
Alex poczuł wyrzuty sumienia, lecz po chwili ogarnęła go irytacja. To prawda, Erica czekała na niego blisko godzinę, ale to nie była jego wina. Producent kolekcji „Moje wspaniałe dziecko" nie szczędził mu pochwał za reklamę i wieść o tym już się rozniosła, więc musiał korzystać z okazji i iść za ciosem. Dzisiejsze spotkanie z przedstawicielami zarządu zakładów elektronicznych, działających na międzynarodowym rynku, miało na celu jedynie poznanie możliwości jego firmy, lecz czuł przez skórę, że wywarł dobre wrażenie. Jeżeli Erica nie potrafi zrozumieć jego ambicji zawodowych, to on traci na nią czas.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie.
Powitał ją jak obcą osobę. Erica odczuła tę chłodną nutę jak cios nożem w serce. A więc nie myliła się. Zgodziła się na występy Josha w dalszych odcinkach reklamy i z tą chwilą przestała Alexa obchodzić.
Wstała z krzesła.
- Przeprosiny zostały przyjęte. Mam nadzieję, że umowa jest gotowa, bo czeka mnie mnóstwo pracy i nie mogę sobie pozwolić na dalsze marnowanie czasu.
Jej słowa zabrzmiały tak lodowato, że Alexowi zdawało się, że przewiał go arktyczny wiatr. Przez moment miał ochotę wziąć ją w ramiona i ucałować, żeby skruszyć ten lód, lecz duma mu nie pozwoliła. Jeśli Erica chce ich spotkanie ograniczyć do spraw zawodowych, niech tak będzie.
- Umowa leży na moim biurku.
- Świetnie. Chodź, Josh. - Zwróciła się do synka, który zabawiał Pamelę, sekretarkę Alexa.
- Ale ja nie chcę - oświadczył mały stanowczo, patrząc na matkę wyzywająco.
Erica zacisnęła zęby. Wykreśli to zdanie z repertuaru Josha, choćby miała mu zakleić usta taśmą.
Nie zdążyła przywołać chłopca do porządku, gdyż Pamela zaproponowała, żeby jeszcze się u niej pobawił. Erica ustąpiła, gdyż uznała, że dalsze demonstrowanie autorytetu rodzicielskiego mogłoby tylko przeciągnąć jej pobyt w agencji, a ona chciała wyjść stąd jak najprędzej.
W gabinecie Alexa skierowała się prosto w stronę krzesła stojącego przed biurkiem, lecz on nagle uchwycił jej ramię i odwrócił ją do siebie.
- Co się dzieje? - zapytał. Do licha z jego dumą. Wczoraj wieczorem przy pożegnaniu patrzyła na niego głodnym wzrokiem, teraz jej spojrzenie było odpychające.
- To ty mi powiedz - odparła ze złością, której nie zamierzała dłużej powstrzymywać. Nadszedł czas konfrontacji. - Nie oszczędzaj mnie. Nie owijaj sprawy w bawełnę. Jestem silniejsza, niż myślisz. Przeżyję.
- Czego mam nie owijać w bawełnę?! - zawołał zdumiony.
- Tego, co się dzisiaj wydarzyło - odpowiedziała także podniesionym głosem.
- Miałem spotkanie. Przeciągnęło się. Przykro mi, że się spóźniłem, ale naprawdę nic na to nie mogłem poradzić. No tak, może nie powinienem wstępować do sklepu z zabawkami, ale to mi zajęło zaledwie dziesięć minut.
- Wstąpiłeś do sklepu z zabawkami? - powtórzyła. Nie była już zła, poczuła się po prostu głupio.
- Taak - potwierdził, nagle dziwnie zakłopotany.
- Co kupiłeś? - Wskazała na torbę, którą wciąż trzymał.
- To ci się pewno wyda idiotyczne.
- Będę wiedziała, jak mi pokażesz.
Wyjął z torby dwie rękawice baseballowe. Erica wpatrywała się w nie w milczeniu - jedna miała zwykły rozmiar, druga była mała.
- Dla mnie i dla Josha - wyjaśnił. - Pomyślałem, że moglibyśmy się wybrać na piknik do tego parku koło twego domu, gdzie jest boisko baseballowe, i zacząłbym go uczyć chwytać piłkę.
Erica z trudem powstrzymywała łzy, patrząc na twarz Alexa, wyrażającą dziecięcą wręcz bezbronność.
- Josh będzie zachwycony - odezwała się drżącym głosem.
- Kiedy byłem dzieckiem, zazdrościłem chłopcom, którzy grali w baseball z ojcami. Mama usiłowała mnie uczyć, ale sama nie bardzo umiała. A poza tym to nie to samo. Piłkę powinien rzucać mężczyzna.
- Och, Alex. - Erica okrążyła biurko i po chwili znalazła się w ramionach ukochanego.
- Hej, nie ma powodu do płaczu - szepnął, widząc łzy płynące jej po policzkach.
- Podejrzewałam, że jak już zgodziłam się na dalsze zdjęcia z Joshem, to przestałam cię obchodzić - wyznała.
- Co takiego? - wykrzyknął z niedowierzaniem.
- Słyszałeś.
- Erico, co ja mam z tobą począć? Przecież ta reklama nie ma nic wspólnego z naszym związkiem. Byłem pewny, że to rozumiesz.
- Niestety, nie.
- Ale teraz nie masz wątpliwości? Więc jak będzie z tym piknikiem?
- Świetny pomysł. Tylko uprzedzam cię, Josh jest obecnie na etapie rozróżniania między rzeczami dużymi a małymi i, oczywiście, im coś większe, tym lepsze. Nie wiem, czy potrafisz go przekonać do dziecięcej rękawicy.
- Poradzę sobie. Dasz mi buzi na zgodę? Nie musiał drugi raz o to prosić.
- Nie pamiętam, czy widziałam cię kiedykolwiek w tak świetnym nastroju - zauważyła Madelaine. Pomagała córce wkładać naczynia do zmywarki.
- A ciebie to dziwi? - odpowiedziała pytaniem. Z ogrodu za domem dochodziły głosy Alexa i jej synka. Od chwili, gdy mężczyzna nauczył Josha łapać piłkę, malec nie dawał mu spokoju. Dzięki Bogu, obu ich to bawiło.
- Czy wasza znajomość to coś poważnego? - spytała matka.
- Właściwie nie wiem. - Erica wzruszyła ramionami. - Spotykamy się dopiero od miesiąca, mamo. Czas przyniesie odpowiedź.
- Zawsze nieufnie odnosiłam się do ojczymów i macoch - stwierdziła matka - ale obserwując Josha, odnoszę wrażenie, że taki mężczyzna był mu ogromnie potrzebny. Ma na dziecko bardzo pozytywny wpływ.
- Jest dla Josha bardzo dobry - zgodziła się Erica. Madelaine usiadła przy stole i przez chwilę patrzyła na córkę w milczeniu.
- Czy myślałaś o wysłaniu Josha na kursy aktorskie? Sama wiesz, jakie ma w tym kierunku zdolności.
- Przypuszczam, że wyszukałaś już kilka takich szkół, które by go natychmiast przyjęły.
- Nie - odparła matka, a widząc niedowierzający wzrok córki, dodała: - Kusiło mnie, ale tego nie zrobiłam. Wiem, Erico, że mnie nie znosisz i masz pewno ku temu powody. Lecz przecież nigdy nie chciałam cię skrzywdzić. Naprawdę cię kocham i zawsze kochałam. Może tylko drzemie we mnie takie licho, które nakłania mnie do decydowania za innych. Po śmierci twego ojca zaczęłam się nad tym zastanawiać i uznałam, że sama się sobie nie podobam. Postanowiłam się zmienić i chociaż raz czy dwa stare nawyki wracały, wiem, że jedynie ty możesz postanawiać o losie Josha, a ja muszę się dostosować do twoich wyborów.
Erica przyglądała się matce zdumionym wzrokiem. Nigdy by nie uwierzyła, że usłyszy od niej takie słowa. Może jeszcze jest nadzieja, że się do siebie zbliżą.
- Kiedy już problem z Markiem zostanie rozwiązany, pomyślę o wysłaniu Josha na kurs aktorski.
- Widząc ożywiony uśmiech Madelaine, szybko dodała: - Nie zakładam, że będzie występował. Po prostu niech rozwija swój talent, o ile będzie go to bawiło. Do niczego nie zamierzam go zmuszać.
Jeżeli matka była rozczarowana, nie okazała tego.
- Cóż, przynajmniej dasz mu szansę. Może mogłabym ci pomóc przy szykowaniu deseru?
Alex siedział, zamyślony, na sofie w salonie i wolno obracał w palcach kieliszek z winem. Powiedział już dobranoc Joshowi, którego Erica właśnie układała do snu.
Powinien być zadowolony, a tymczasem nigdy dotąd nie odczuwał takiej rozterki jak teraz. Kochał Josha i bardzo lubił z nim przebywać. Uczucia, jakie żywił z jednej strony do chłopca, a z drugiej do Eriki, były tak ze sobą splątane, że nie mógł zdecydować, czy jest przywiązany do dziecka ze względu na Ericę, czy też do niej z powodu synka. Czy zakochał się w Erice, czy zauroczył go rodzinny nastrój, panujący w tym domu.
Powinien przez jakiś czas pozostać trochę na uboczu, żeby zastanowić się nad tym wszystkim. Albo jeszcze lepiej, spędzić parę dni tylko z Ericą. To było raczej niemożliwe przed rozprawą w sądzie, która miała się odbyć za kilka tygodni. Jak wobec tego ma rozwiązać swój dylemat?
- No, poszedł już spać - oznajmiła Erica znużonym głosem, sadowiąc się na sofie koło Alexa. - Mama wyszła, więc mamy trochę ciszy i spokoju. Mogłabym dostać łyczek wina?
Podał jej kieliszek.
- Masz jakieś plany na weekend? Natychmiast wyczuła dziwny ton w jego głosie.
- Żadnych konkretnych. Dlaczego pytasz?
- Nie miałabyś ochoty spędzić tych dwóch dni ze mną? Sama. U mnie w domu.
- Dlaczego? - spytała ponownie.
- Chciałbym przez jakiś czas nie przebywać z Joshem.
- Innymi słowy, on działa ci na nerwy - powiedziała z wyraźną goryczą.
- Nie. - Spojrzał jej w oczy. - Znajomość z Joshem to najwspanialsza rzecz, jaka mi się przydarzyła od czasu odkrycia ciasteczek czekoladowych. Ale, Erico, my nigdy nie byliśmy sami. Znam wszystkie etapy dojrzewania, przez które przechodzi mały chłopiec i wiem, jak sobie z nimi radzić, a przynajmniej jak ty sobie z nimi radzisz. Ale nie umiałbym powiedzieć niczego na temat twoich poglądów religijnych czy przekonań politycznych. Nawet nie wiem, jaki kolor najbardziej lubisz. Wczoraj przystanąłem przed kwiaciarnią i okazało się, że nie mam pojęcia, jakie kwiaty ci kupić. Wiem o tobie właściwie tylko to, że nad życie kochasz swego synka.
- Skoro cię te sprawy interesują, to wystarczy mnie zapytać - przerwała mu. - Należę do gminy unitariańskiej. Nie jestem związana z żadną partią polityczną. Najbardziej lubię kolor zielony, a moje ukochane kwiaty to goździki we wszystkich odcieniach, kształtach i wymiarach. Co jeszcze chciałbyś wiedzieć?
- Jak wyglądasz w wieczorowej sukience przy świecach. Jak tańczysz walca. Chcę znać te wszystkie romantyczne szczegóły, i to nie z twoich ust. Pragnę je sam poznać. Chciałbym z tobą flirtować, a to niemożliwe przy Joshu plączącym się nam pod nogami.
- Od samego początku ci mówiłam, że ja i Josh jesteśmy nierozłączni - stwierdziła sucho.
- Tak, i dobrze cię rozumiem - zapewnił ją gorąco. - Nie chodzi mi o to, żebyś odsuwała syna na dalszy plan. Proszę cię tylko o jeden wspólny weekend. Porwałbym cię w piątek po pracy. Wieczorem poszlibyśmy do restauracji na kolację. Mogłabyś włożyć odświętne ciuszki. Uwodziłbym cię przy świetle świec i na parkiecie. A potem kochalibyśmy się przy muzyce Czajkowskiego, Rachmaninowa i Debussy'ego. Rano zrobiłbym ci na śniadanie omlet z serem według mego własnego przepisu. Chciałbym ci przeczytać moje ulubione wiersze i... ta lista w ogóle nie ma końca.
Erica dobrze wiedziała, o co mu chodzi, i marzyła o tym samym. Jej serce wyrywało się do tak romantycznego weekendu, ale rozsądek przypominał o terminach oddania rysunków, o zaległym praniu, kupnie butów dla Josha. Ta lista również nie miała końca.
W duszy Eriki kiełkowała również inna wątpliwość. Jeżeli jej dni z Joshem miałyby być policzone, to nigdy by sobie nie darowała, że opuściła go na cały weekend, żeby pić wino, jeść kolację w restauracji i dać się uwodzić Alexowi.
Już miała mu odmówić, lecz spojrzała na ukochaną twarz i wiedziała, że nie wybaczyłaby sobie również, gdyby się nie zgodziła na jego prośbę. Kochała go i szczerze wierzyła w jego miłość. Musi mu okazać, jak bardzo jej na nim zależy.
- Dobrze. Poproszę mamę, żeby przez dwa dni zaopiekowała się Joshem.
- Nie będziesz tego żałowała. Przysięgam. - Podszedł do niej i wziął ją w objęcia.
Ani ty, przyrzekła sobie w duchu.
Alex wysiadł z samochodu i nerwowym ruchem potarł szyję pod kołnierzykiem. Bezskutecznie tłumaczył sobie, że nie jest nastolatkiem na pierwszej randce. A tak właśnie się czuł. Wytarł spocone dłonie o spodnie, zanim sięgnął po ogromny bukiet goździków, leżący na siedzeniu auta.
Zbliżył się do domu Eriki, przejęty i speszony.
A kiedy otworzyła mu drzwi, oniemiał. Patrząc na uczesane u fryzjera włosy, czarną sukienkę, odsłaniającą gołe ramiona i opinającą wszystkie okrągłości ciała, na zgrabne nogi w cieniutkich pończochach i czarnych pantofelkach na wysokich obcasach, zastanawiał się, dlaczego do tej pory nie widział w niej femme fatale, sprowadzającej mężczyzn na złą drogę.
Stała w uwodzicielskiej pozie, z jedną dłonią wspartą o framugę, a drugą na wysuniętym biodrze. Spod rozciętej wzdłuż uda sukni wyłaniała się czarna podwiązka z czerwoną różyczką.
- No, marynarzu, jak ci się podobam? - przeciągała słowa jak Mae West.
Pomyślał, że powinien czym prędzej zerwać z siebie płaszcz i zakryć Ericę, zanim ktoś ją zobaczy. O nieba, co by sobie pomyśleli sąsiedzi?
Musiał odchrząknąć, gdyż nie mógł wydobyć z siebie głosu.
- Wyglądasz przepięknie, ale czy nie sądzisz, że ten strój jest... hm... trochę za odważny jak dla matki kilkuletniego syna?
Leniwie uniosła dłoń z biodra i pogłaskała go po policzku.
- W czasie weekendu nie jestem matką, zapomniałeś? Mam być uwodzoną kobietą. Chcesz się napić czegoś przed wyjściem? W lodówce jest dietetyczna cola i oranżada. Wino wykończyłeś wczoraj.
- Nie, dziękuję. - Przydałaby mu się raczej mocna whisky.
- Czy te kwiaty są dla mnie, czy może do butonierki? - Jej głos drżał od tłumionego śmiechu.
Alex poczerwieniał i wręczył jej goździki.
- Piękne - szepnęła. Zanurzyła twarz w kwiatach i głęboko wdychała ich zapach. - Może wejdziesz na chwilę, muszę włożyć je do wody. - Zatrzepotała zalotnie rzęsami.
- Nie, zostanę tutaj - odparł. Nie miał wątpliwości, że gdyby przekroczył próg tego domu, już by z niego nie wyszedł przez całe dwa dni. A zdecydowany był ją stąd zabrać. W tym miejscu nie znajdzie odpowiedzi na pytanie, co właściwie do niej czuje, nawet jeśli już udało się jej rozpalić w nim żar namiętności.
- Jak uważasz... - Obróciła się na siedmiocentymetrowych obcasach z taką gracją, jakby chodziła na nich od urodzenia. Ruchy jej bioder były jeszcze bardziej prowokacyjne niż zwykle. To będzie bardzo długa noc, pomyślał.
Wróciła do holu z przewieszoną przez gołe ramię małą torebką na długim, złotym łańcuszku.
- A gdzie masz szal i torbę z rzeczami?
- Na szal jest za gorąco, a wszystko, co mi potrzebne, mieści się tutaj - popukała w torebeczkę. - Myślę, że będziesz bardzo... zadowolony.
Alex o mało nie stracił panowania nad sobą. No, a czegoś się właściwie spodziewał? - gderał na siebie w duchu. Przecież sam jej zaproponował przeżycie romantycznych chwil i wyglądało na to, że ona z całym entuzjazmem podchwyciła tę ideę.
Wsiedli do samochodu, który momentalnie wypełnił się wonią jej perfum. Alex pomyślał, że już od samego zapachu można stracić głowę.
- To nowe perfumy? - zapytał ochryple, usiłując włożyć kluczyk do stacyjki.
- Tak. - Erica pochyliła się ku mężczyźnie i położyła mu dłoń na udzie. - Podobają ci się?
- Bardzo przyjemne - stwierdził nienaturalnym głosem. - Może usiądziesz wygodnie i zapniesz pas? W naszym okręgu to obowiązkowe.
Sięgnęła po pas i zachichotała w duchu. Nigdy dotąd nie próbowała uwodzić mężczyzny, ale skoro Alex tak sobie wymyślił ich wspólny weekend, ona nie miała nic przeciwko temu. Było nawet zabawniej, niż przewidywała.
Oparła głowę o zagłówek, zamknęła oczy i oddała się rozmyślaniom przy akompaniamencie cichej muzyki, płynącej z radia. Przez następne czterdzieści osiem godzin będzie myślała tylko o Alexie, o niczym więcej. Zaspokoi każdą jego zachciankę, no i trochę swoich.
Uśmiechnęła się na myśl o czarnej koszulce nocnej, schowanej w torebce.
Alex po drodze do wytwornej, francuskiej restauracji, którą wybrał na ten wieczór, zdołał jakoś odzyskać opanowanie, które jednak go opuściło, gdy pomagał Erice wysiąść z samochodu.
W rozcięciu sukni ukazały się długie nogi. Już sam ich widok mógł spowodować wypadek drogowy. Wydawało mu się, że różyczka na podwiązce mruga do niego porozumiewawczo. Stłumił przekleństwo, gdy ktoś na parkingu zagwizdał przeciągle z podziwem.
- Mówiłeś coś, Alex? - spytała, obrzucając go niewinnym spojrzeniem szeroko otwartych oczu.
- Nie, nie - mruknął przez zęby. Jak tylko wrócą do domu, spali tę piekielną sukienkę. Ona była matką, a na widok matki mężczyźni nie pogwizdują z podziwem.
Ujął Ericę władczo za ramię i nie puścił, póki nie usiedli przy wskazanym im stoliku, na szczęście w przytulnym kącie sali, oświetlonym jedynie przyćmionym światłem.
Erica skryła uśmiech za kartą dań, widząc, jak Alex kręci się niespokojnie na krześle. Zsunęła dla wygody pantofle i kiedy spytał ją, co chciałaby zjeść, obdarzyła go najbardziej uwodzicielskim uśmiechem i przesuwając stopą po jego łydce, zaproponowała:
- Dużo, dużo ostryg. Mamy przed sobą bardzo długą noc, więc musimy się wzmocnić.
Alex cofnął nogę i usiłując panować nad głosem, zapytał:
- Erico, co cię napadło?
- Jeszcze nic, ale jestem pewna, że w nocy nie będziesz musiał zadawać takich pytań - odparła z porozumiewawczym uśmiechem.
Wpatrywał się w nią, oniemiały. Gdzie się podziała ta słodka, pracowita, pełna macierzyńskiej czułości kobieta, wycierająca łzy swemu dziecku, wypiekająca ciasteczka, chodząca po domu w tym cudownym, starym, powycieranym szlafroczku?
1 nagle wszystko stało się jasne. Jeszcze niedawno zastanawiał się nad swymi uczuciami do Eriki. Obawiał się, że może to nie w niej się zakochał, lecz w stylu życia, jaki reprezentowała. Tymczasem to przecież ona, dzięki swej osobowości, wytwarzała tę szczególną atmosferę, która go tak pociągała. To ona, Erica, go urzekła. Co nie oznaczało, że teraz mu się nie podobała, lecz wolałby, żeby tej drugiej strony swojej natury nie demonstrowała publicznie. Marzył o miejscu, w którym mógłby ją oddzielić od świata solidnymi drzwiami z łańcuchem.
- Wychodzimy. - Wstał od stolika.
- Ależ nie jedliśmy jeszcze kolacji i... Alex, co ty wyprawiasz? - jęknęła, gdyż odsunął jej krzesło, objął ją ramieniem i poderwał na nogi. - Słuchaj, moje pantofle zostały pod stolikiem - protestowała, już znacznie słabiej. Nawet podobał się jej ten jaskiniowiec, który nagle się obudził i prowadził ją teraz do wyjścia.
- Kupię ci nowe. Myślę, że to będą wygodne trampki. W końcu jesteś matką, więc przydadzą ci się na spacery z dzieckiem.
Erica zachichotała.
- Uśmiechaj się grzecznie, bo robimy z siebie widowisko. Wszyscy na nas patrzą.
- Nic się nie stało - powiedział głośno, rozglądając się dokoła. - My po prostu jesteśmy w sobie zakochani.
Wyszli z restauracji odprowadzani oklaskami siedzących przy stolikach gości.
ROZDZIAŁ 11
- Myślałam, że oczekiwałeś romantycznych przeżyć - odezwała się Erica. Alex wniósł ją na rękach do swego mieszkania i postawił na podłodze.
- Tak jest. - Zamknął drzwi. - Ale nie na oczach tłumów.
- Czy nikt ci nie mówił, że masz skłonność do pruderii?
- Nigdy. - Objął ją. - Do tej pory byłem liberałem i nie miałem żadnych przesądów. Dla mnie wszystkie kobiety mogły nosić kiecki odkrywające połowę ciała. Wszystkie, poza tobą. Ciebie ubrałbym w sukienkę zapinaną od stóp do głów. - Pocałował ją w czubek nosa. - Jeśli jesteś głodna, zaraz zamówię pizzę.
- Jestem głodna, ale nie mam apetytu na pizzę - powiedziała cicho. Wsunęła mu dłonie pod marynarkę i przytuliła się do niego.
- A na co?
- Chcę się z tobą kochać przed kominkiem przy muzyce Czajkowskiego, Rachmaninowa i Debussy'ego. Marzę o porannym omlecie według twojego przepisu. Pragnę słuchać twoich ulubionych wierszy. I... ta lista nie ma końca.
- Przy takim apetycie lepiej zaraz zacznijmy.
Teraz, kiedy miał ją już wyłącznie dla siebie, taką szczęśliwą i uległą, trawiąca go przez całą drogę gorączka pożądania trochę opadła. Nastawił muzykę, rozpalił na kominku i dopiero wtedy poprowadził Ericę do ułożonego na ziemi stosu poduszek.
Rozbierał ją bez pośpiechu, sycąc oczy na nowo odkrywanymi urokami jej ciała. Delikatnym zarysem ramion. Wcięciem talii. Linią kręgosłupa. Jedwabistą skórą. Pięknem małych stóp. Wszystko w niej wprawiało go w zachwyt, więc wpatrywał się w nią z uwielbieniem, gdy tak stała przed nim w swej olśniewającej nagości. Wyglądała na delikatną i kruchą, lecz wiedział, że w jego ramionach stanie się silna, gorąca, pałająca namiętnością.
- Teraz moja kolej - powiedziała schrypniętym szeptem. Zsunęła mu z ramion marynarkę, potem koszulę i z takim samym jak on podziwem wzięła we władanie swych palców jego owłosioną pierś, muskularne ramiona i plecy.
- Jeszcze nie skończyłaś - upomniał się zdławionym głosem.
- Tak, ale chcę się nauczyć na pamięć każdej cząstki twego ciała. - Rozbierała go dalej, wpatrując się w niego oczami pociemniałymi od pożądania. - Jesteś wspaniały, cudowny.
Wziął ją w ramiona, położył na poduszkach i pogrążył się w nią w niosącym ukojenie uniesieniu. Kochał ją, kochał, lecz nie wiedział, co ma począć z tą miłością. Później się nad tym zastanowi, nie teraz, kiedy Erica wykrzykiwała jego imię, zaciskała palce na jego plecach i podążała za nim na szczyt rozkoszy.
Gdy Erica obudziła się w niedzielę rano, stwierdziła, że leży w łóżku sama. Właściwie nie była bardzo zaskoczona. Po upojnym piątkowym wieczorze czuła, że Alex jest coraz bardziej spięty. W pierwszej chwili zlękła się, że może poniewczasie uznał pomysł wspólnego weekendu za niefortunny. Lecz on sam rozwiał te obawy. Przez cały czas był dla niej tak czuły, jak tylko może być mężczyzna dla swej jedynej, wymarzonej kobiety. Więc co go dręczyło?
Jest tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć: trzeba go o to spytać.
Znalazła Alexa na balkonie. W samych slipkach, wyciągnięty na leżaku, spoglądał na odległe wody oceanu.
- Witaj, moja śliczna. - Przyciągnął Ericę do siebie, żeby ją pocałować. - Co tu robisz tak wcześnie rano?
- Obudziłam się i zobaczyłam obok siebie puste miejsce. Nie mogę ogrzać stóp zimnym prześcieradłem.
Roześmiał się i wziął ją na kolana.
- Ogrzej je o mnie.
Przytuliła się do niego, podkuliła nogi i wsunęła stopy między jego uda. Minęło dobre kilka chwil, zanim zdobyła się na odwagę i spytała:
- Alex, co ci jest?
- Nic - odparł szybko, lecz ona wyczuła napięcie w jego głosie.
- Zbyt dobrze cię znam i wiem, że coś cię gnębi, więc proszę, nie okłamuj mnie. - Uniosła głowę, żeby patrzeć mu w oczy. - Uważasz, że ten wspólny weekend był pomyłką? Że już nie chcesz się ze mną widywać? Jeśli tak jest, to mi powiedz. Obiecuję, że nie wpadnę w histerię i nie rzucę się z balkonu. Potrafię znieść prawdę.
Alex wpatrywał się w jej szczerą, łagodną twarz. Westchnął. Czy wspólny weekend był pomyłką? Czy nie chciał się z nią widywać?
Nie, i to właśnie był problem. Zakochał się w niej. Kochał ją namiętnie, do szaleństwa, bez pamięci.
Gdyby zapragnęła gwiazdki z nieba, zdobyłby ją dla , niej. Dałby jej wszystko, poza tym jednym, czego pragnęła najbardziej. Bo w głębi duszy wiedział, że nigdy się z nią nie ożeni.
Znowu westchnął i wrócił spojrzeniem do majaczącego na horyzoncie oceanu. Trzeba to wyraźnie powiedzieć, podpowiadało mu sumienie. Powinna znać prawdę i zdecydować, jak ma postąpić. Nie będzie jej łudził nadziejami, które nigdy się nie spełnią.
- Czy byłaś zakochana w Marku, kiedy wychodziłaś za niego za mąż? - zapytał.
Przestraszyło ją to pytanie. O co mu chodzi? Jest zazdrosny o Marka? To byłoby śmieszne, lecz nie widziała innego sensownego wytłumaczenia.
- Tak, byłam - odparła.
- A jak się czułaś, gdy odkryłaś, że miłość przeminęła?
- Cierpiałam. Byłam smutna, zła i zagubiona.
- Tak samo jak ja, kiedy rozleciało się moje małżeństwo. - Pokiwał głową ze zrozumieniem. - Po rozwodzie z Kristen z trudem doszedłem do siebie i przyrzekłem sobie, że już nigdy tak się nie odsłonię na ciosy.
Po chwili milczenia mówił dalej.
- Mimo tego doświadczenia zakochałem się w tobie. Miłość jest zbyt krucha, żeby mogła długo trwać, a wraz z jej kresem przychodzi cierpienie. Chciałbym nadal widywać ciebie i Josha, jednak nigdy nie ożenię się ani z tobą, ani z żadną inną kobietą. I zrozumiem jeśli mi powiesz, że taki układ ci nie odpowiada.
Te słowa zraniły Ericę głęboko i boleśnie. I to nie dlatego, że Alex był przeciwny ponownemu małżeństwu. Ona też miała złe doświadczenia i choć może nie stała się tak krytyczna wobec małżeństwa jako instytucji, również nie była skłonna zawierać go zbyt szybko. Zabolało ją to, co mówił z takim przekonaniem o miłości, miłości między nimi, którą skazywał na przegraną, zanim właściwie na dobre rozkwitła.
Początkowo chciała mu powiedzieć, że zbyt pesymistycznie patrzy w przyszłość. Uznała jednak, że musi rozwiązać ten problem tak jak inne. Tu nie pomoże przekonywanie, trzeba działać, i to ostrożnie, z rozmysłem.
Nic dziwnego, że nie oczekiwał niczego dobrego od nowego związku z kobietą. Jeszcze parę lat temu pogodziłaby się z tym i odeszła. Lecz wtedy nie miała jeszcze Josha. To dzięki dziecku nauczyła się pokonywać swą niepewność i obawy, walczyć o to, co chciała osiągnąć. A teraz chciała Alexa. Nie ma stuprocentowej pewności, że miłość będzie trwała wiecznie, nawet przy najlepszych chęciach nieraz coś się między ludźmi nie układa. Jednak wiedziała, że zrobi wszystko, co tylko możliwe, zaangażuje całą swą duszę i ciało, aby ich miłość przetrwała. Tylko jak ma to udowodnić? Żadne przyrzeczenia nie przebiją tego muru oporu. Powinna tak pokierować sprawą, żeby mężczyzna sam zmienił zdanie.
Pierwszy raz w życiu była wdzięczna matce, że posyłała ją przez lata na kursy aktorskie. Nie stała się wprawdzie drugą Shirley Tempie, lecz nauczyła się na tyle dużo, że potrafi zamydlić Alexowi oczy.
- Wiesz - uśmiechnęła się promiennie - właściwie to odczułam dużą ulgę. Ja też cię kocham i zastanawiałam się, czy nasz związek będzie trwały, czego bym sobie bardzo życzyła. Trochę byłam zaniepokojona, że ty może chciałbyś go zalegalizować, bo małżeństwo nie figuruje na liście moich życiowych celów.
- Nie? - Spojrzał na nią sceptycznie.
- Oczywiście, że nie.
- A co z Joshem?
- Nie rozumiem.
- On potrzebuje ojca, Erico.
- Ma ojca, nawet jeśli Mark nie spełnia swej roli. Poza tym, dzięki tobie rozwiały się moje wątpliwości, czy poradzę sobie sama z wychowaniem syna.
- Dzięki mnie? Jak to?
- No, pomyśl tylko. Twoja matka bez niczyjej pomocy wychowała cię na wspaniałego mężczyznę. A jestem pewna, że jeżeli nie będę umiała sobie poradzić z jakimś problemem, ty mi udzielisz rady z męskiego punktu widzenia.
- Tak, oczywiście, ale...
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. - Zsunęła się z jego kolan i pociągnęła go za rękę. - Obiecałeś mi dzisiaj omlet, trzymam cię za słowo.
- Ale, Erico...
- Alex, umieram z głodu. Później możemy porozmawiać.
Poszedł za nią do mieszkania, choć wolałby dokończyć tę dyskusję. Co miała na myśli, mówiąc, że nie zależy jej na małżeństwie? Z całą pewnością zależało. Czy nie powtarzała tego kilkakrotnie? Przecież właśnie dlatego chciał się trzymać od niej z daleka.
Jednak gdy teraz przypomniał sobie ich rozmowy, uświadomił sobie, że ona nigdy nie wypowiedziała tego złowieszczo brzmiącego słowa. Mówiła tylko o trwałym związku, o rodzinie.
Dopiero przy śniadaniu wrócił do tematu.
- Erico, rozmyślałem nad tym, co mówiłaś na balkonie. Jeśli nie pragniesz wyjść za mąż, to czego oczekujesz? Czy chcesz, żebyśmy razem zamieszkali?
- Żartujesz? - Roześmiała się serdecznie. - Dlaczego miałabym z tobą zamieszkać?
Zaczęło go to wszystko denerwować - ten śmiech i takie niefrasobliwe podejście do poważnej sprawy.
Co to w ogóle za pytanie? Dla niego odpowiedź była oczywista.
- No, cóż, kochamy się i...
- Jeżeli nadal będziemy się kochać, utrzymamy status quo - przerwała łagodnie. - Możesz mi podać sól?
- A co masz przeciwko życiu pod wspólnym dachem? - spytał, z każdą chwilą bardziej rozdrażniony.
- Alex, prosiłam o sól. - Kiedy chwycił solniczkę i wprost rzucił w jej stronę, odpowiedziała uprzejmie: - Dzięki. A wspólne zamieszkanie to, według mnie, niedorzeczny pomysł. Muszę brać pod uwagę Josha. Jestem pod tym względem staromodna i uważam, że dziecku trzeba wpoić zasady moralne. Jak mogłabym wytłumaczyć szesnastoletniemu chłopcu, że nie powinien iść do łóżka z każdą dziewczyną, która mu się nawinie, skoro widziałby własną matkę, żyjącą przez lata w grzechu. Poza tym powstałyby inne, codzienne komplikacje. - Wzięła do ust kawałek omletu. - Wiesz, jest naprawdę pyszny. Musisz mi dać przepis.
- Dobrze - mruknął. - Jakie komplikacje?
- Różne. Doszedłby mi obowiązek prania twoich rzeczy. Ty byś musiał wynosić śmieci. Biedzilibyśmy się nad rachunkami i domowym budżetem i martwili, czy nam starczy na kolację w restauracji lub na kino. Teraz nawet nie musimy się zastanawiać, jakie meble mają stać we wspólnej sypialni. Ja mogę zatrzymać baldachim i koronkową kapę, a ty łóżko z filarami i koc ze sztucznego futra. Możemy spotykać się bez tych wszystkich komplikacji i nasz romans będzie trwał. Czy to nie wspaniałe?
Jej słowa brzmiały rozsądnie. Więc dlaczego nie był zachwycony tą perspektywą?
- I nasz... związek nie narzucałby nam żadnych ograniczeń?
- Tylko jedno - odpowiedziała, tym razem bardzo poważnie. - Żądam bezwzględnej wierności. Mam syna i nie mogę narażać zdrowia. W tej kwestii nie ustąpię ani tobie, ani żadnemu innemu mężczyźnie. I zrozumiem, jeśli powiesz, że taki układ ci nie odpowiada.
Słysząc własne słowa w jej ustach, Alex poczuł się jak oblany kubłem zimnej wody. Czy one istotnie zabrzmiały tak brutalnie? Chyba nie, w przeciwnym razie Erica nie siedziałaby tu w takim dobrym humorze i nie rozprawiała tak rozsądnie o ich stosunku opartym na... No właśnie, na czym opartym? - zastanowił się nagle. Odezwała się, zanim zdążył coś powiedzieć.
- To niegrzecznie zjeść i zaraz zmykać, więc wybacz mi, ale stęskniłam się za Joshem. Nigdy się z nim nie rozstawałam na tak długo. Nic się nie martw, z czasem to stanie się łatwiejsze. Możemy się spodziewać, że przez wiele lat będziemy przeżywać takie romantyczne weekendy. Gdzie moja sukienka?
Miał ochotę powiedzieć: „w koszu na śmiecie, tam, gdzie jej miejsce", ale ugryzł się w język. Związek, na który właśnie milcząco się zgodził, nie dawał mu podobnych praw. I to mu się nie podobało. Bardzo nie podobało.
- W szafie.
- Aha, i nie zapomnij o przepisie na omlet. Ciekawa jestem, jaką minę zrobi Laura, kiedy z całą rodziną wpadnie do mnie na niedzielny obiad. - Wyszła, nucąc jakąś dziecinną rymowankę.
Alex uświadomił sobie, że w odróżnieniu od sąsiadów, nie został zaproszony na niedzielny posiłek.
- No i jakie osiągnęłaś efekty w wojnie podjazdowej o małżeństwo? - spytała Laura, która pojawiła się w kuchni Eriki z talerzem domowych ciasteczek.
- O, dzięki, Lauro. Josh już narzekał, że się zaniedbuję, ale zupełnie nie miałam czasu na pieczenie. A co do tej drugiej kwestii, no cóż, nie tracę nadziei. Alex napomknął raz czy dwa, że my - zwróć uwagę na liczbę mnogą - powinniśmy podziękować ci za opiekę nad Joshem. Obiecał zaprosić cię z całą rodziną na obiad, żeby przygotować swój słynny omlet.
Laura zaśmiała się.
- Alex jest naprawdę dobrym człowiekiem i wierzę, że dzięki twojej taktyce zmieni poglądy na małżeństwo.
- Ja też jestem optymistką. Bardzo go kocham i Josh też. A Alex jest dla nas obojga taki dobry. Wiesz, że pod jego wpływem Josh prawie już nie powtarza tego nieszczęsnego „ale ja nie chcę"?
- A jaki ma wpływ na twoje życie?
- Jak najlepszy. Z tym że oczywiście nic nie może zaradzić na konflikt z Markiem - dodała ze smutkiem. - Posiedzenie sądu odbędzie się za dwa tygodnie, a mój były mąż nie dał znaku życia. To do niego podobne, tak się przyczaić. Ciągle boję się najgorszego.
- A jak ocenia twoje szanse adwokat?
- Uważa, że są bardzo duże. Według niego sąd weźmie prawdopodobnie pod uwagę, że dziecko nabawiłoby się urazów psychicznych, nie tylko gdyby zostało ze mną rozdzielone, ale i pozbawione moich regularnych wizyt. Nie mogłabym często jeździć na drugi koniec kraju. Poza tym Mark nie wykorzystywał swych praw do widzenia się z dzieckiem. Pięć wizyt w ciągu dwóch lat na pewno nie świadczy o miłości i rozpaczliwej tęsknocie. W sumie adwokat sądzi, że Mark nie ma widoków na wygraną.
- Och, Erico, to cudownie!
- Mam jeszcze jedną dobrą wiadomość. Uzgodniłyśmy z mamą, że w sprawach dotyczących Josha ja mam ostatnie słowo.
- Więc wszystko idzie jak z płatka.
- Poza jednym lub dwoma kolcami. Gdybym tylko zdołała przekonać Alexa, że dla miłości warto podjąć ryzyko...
- A ta, co przedstawia? - Josh pokazał napływającą chmurę.
- Słonia - powiedział Alex. Leżał z malcem na trawie i bawił się z nim w te zgadywanki od piętnastu minut. Miał nadzieję, że jeszcze przez kilkanaście następnych uda mu się zainteresować chłopca zabawą. W ciągu minionych dwóch godzin grali już w piłkę, w berka, w chowanego i Alex był wykończony. Zastanawiał się, jak to się dzieje, że Erica, zajęta dzieckiem godzina po godzinie, dzień po dniu, nie pada z wyczerpania.
- Niee. - Josh ze śmiechem przekręcił się na brzuszek i przytulił buzię do twarzy mężczyzny. - Wygląda jak małpka.
- Małpka? - powtórzył Alex z udanym zdziwieniem. - Jest za duża na małpkę. Chyba że to jakaś wielka małpa. Tak, to goryl.
- Nie, to słoń - oznajmił Josh. - Jest o wiele za duża na małpkę.
Alex roześmiał się i pociągnął chłopczyka na swoją pierś.
- Jesteś najbardziej przekornym łobuziakiem, jakiego znam. Jak ja powiem „białe", to ty powiesz „czarne". Mama uważa, że przechodzisz taki etap, ale wiesz, co ja sądzę?
Josh pokręcił przecząco główką.
- Jesteś bardzo zdolnym chłopczykiem i wiesz, jak rozzłościć dorosłych.
Malec z chichotem usiadł okrakiem na Alexie i zaczął liczyć guziki jego koszuli. Mężczyzna obserwował go z czułym uśmiechem. Z zapałem zgodził się na propozycję Eriki, żeby zajął się małym w czasie jej spotkania z adwokatem, gdyż spędzanie czasu z dzieckiem sprawiało mu prawdziwą przyjemność. Dla chłopczyka wszystko było jednoznaczne. Płakał, kiedy był smutny, śmiał się z radości, a świat traktował jak wielki skład zabawek, który trzeba dokładnie poznać.
To zdumiewające, lecz właśnie dzięki Joshowi Alex zmienił swój stosunek do rzeczywistości. Wydawała mu się teraz mniej skomplikowana. Nauczył się widzieć sprawy, jakimi są, i to zarówno w interesach, jak i w prywatnym życiu. Chociaż ono, w związku z Ericą, nadal było zagmatwane.
Kochał ją i nie miał wątpliwości, że i ona go kocha. Wystarczyło popatrzeć na jej rozjaśnioną twarz, kiedy spotykali się po dłuższym niewidzeniu. Chciał z nią spędzać więcej czasu, lecz ona stale znajdowała jakieś wymówki, co było naprawdę denerwujące. A to musiała wykończyć pilną pracę, a to robiła pranie, szła po zakupy, załatwiała zaległą korespondencję i ta lista nie miała końca. Usiłowała łagodzić jego irytację, obiecując spędzić z nim kolejny romantyczny weekend po zakończeniu sprawy w sądzie.
Alex doszedł wreszcie do wniosku, że oddałby cały rok wypełniony romantycznymi weekendami za to, żeby mieć Ericę przy sobie dzień po dniu, godzina po godzinie. Żeby przy niej zasypiać i z nią się budzić.
Lecz takie marzenia mogły się spełnić tylko w małżeństwie, a on ciągle nie wiedział, czy ono stanowiło właściwe rozwiązanie. Gdyby zaś nawet nabrał takiej pewności, to jeszcze musiałby przekonać o tym Ericę. Przecież wyraźnie powiedziała, że nie jest zainteresowana pójściem do ołtarza.
- Może wrócimy do domu na mleko i ciasteczko, jak myślisz? - Alex odczuł gwałtowną potrzebę ruchu, jakby ten miał mu pomóc otrząsnąć się z przygnębiających myśli.
- Na trzy ciasteczka. - Josh dla pewności podniósł do góry właściwą liczbę paluszków.
- Dwa. - Alex też pokazał na palcach. - Niedługo obiad i twoja mama urwałaby mi głowę, gdybyś stracił przeze mnie apetyt. - Widząc zawiedzioną minę dziecka, ustąpił. - No, niech będą trzy.
Josh z radosnym śmiechem sturlał się z Alexa i pobiegł w stronę domu.
- Złap mnie!
Podążając za chłopcem, Alex pomyślał, że gdyby matka dziecka rzuciła mu takie wyzwanie, nie musiałby podejmować żadnych decyzji. Po prostu by jej posłuchał.
Erica nie była w stanie oddychać. Tłumaczyła sobie, że oddychanie jest zwykłą funkcją organizmu - wdycha się powietrze i wydycha. Bezskutecznie.
Wiedziała, że za milczeniem Marka coś się kryje, ale nie spodziewała się tego, co jej przygotował.
- Erico, dobrze się czujesz? - spytał zaniepokojony adwokat, Daniel Adams.
Z trudem skinęła głową, choć tak, oczywiście, nie było. Mark nie zrezygnował z wygranej w sprawie o dziecko. Zabierze jej Josha i ona nigdy już chłopca nie zobaczy. Czy byłaby w stanie przeżyć taką tragedię?
- Mark wygra, prawda? - spytała, przerażona. - Powoła się przed sądem na opinie psychologów i wyjdzie stamtąd z Joshem.
- Muszę przyznać, że nie wygląda to dobrze - odrzekł adwokat.
- Co ja mam robić? Przecież coś trzeba zrobić - mówiła gorączkowo. - Musi być jakiś sposób podważenia tych opinii. Praca w filmie nie wywarła niekorzystnego wpływu. Nigdy bym się nie zgodziła, gdyby mu miała w najmniejszym stopniu zaszkodzić. Przeciwnie, on z ogromną przyjemnością brał udział w tym programie.
- Może masz rację, Erico, lecz twoja ocena, jako osoby niefachowej, nie będzie się liczyła. Mark zasięgnął opinii dwóch najsłynniejszych w kraju psychologów dziecięcych i ich zdaniem zmuszanie dziecka do udziału w reklamie może wyrządzić nieodwracalne szkody psychiczne. A pan Stewart podkreśla, że właśnie ty powinnaś być tego świadoma.
- To jakiś koszmar. - Erica zaczęła nerwowo przemierzać gabinet. - Zgodziłam się na występ Josha tylko dlatego, że nie chciałam go utracić. Musiałam zdobyć pieniądze. I nie było żadnego przymusu, on chciał występować w tej reklamie.
- Erico - adwokat westchnął ciężko - dzieci chcą także bawić się na ulicy, ale im na to nie pozwalamy, gdyż wiemy, że to niebezpieczne.
Spojrzała na prawnika osłupiała.
- Więc zgadzasz się z Markiem?
- Nie - odparł Daniel. - Ja ci tylko daję próbkę argumentów, jakie może przytoczyć jego adwokat. Według mnie, masz jedno wyjście - czym prędzej zrezygnować z tego filmu i powiedzieć przed sądem, że zrobiłaś to natychmiast po zapoznaniu się z opiniami psychologów, gdyż nigdy nie podjęłabyś żadnych działań, które mogłyby zaszkodzić dziecku. Inna sprawa to kłopoty z wycofaniem się z umowy z agencją reklamową, która może cię zaskarżyć do sądu. Musisz być na to przygotowana.
- Wycofanie się z umowy nie będzie problemem - stwierdziła. Była tego pewna, znając uczucia Alexa do niej i do dziecka. Lecz wiedziała również, jakie by to miało konsekwencje dla agencji reklamowej. Zdjęcia do ostatniego odcinka filmu powinny się zacząć przed posiedzeniem sądu. I teraz, w ostatniej sekundzie, Alex musiałby oznajmić producentowi odzieży, że nie wykona zlecenia. Wszystko by przepadło. A to oznaczało, że ona straciłaby jego. Czy kiedykolwiek wybaczyłby jej, że zniszczyła jego nadzieje i marzenia?
ROZDZIAŁ 12
- Lauro, ogromnie ci dziękuję, że zgodziłaś się wziąć Josha na noc. - Alex pakował rzeczy chłopca.
- Erica nie prosiłaby cię, gdyby to nie było konieczne.
- Już ci mówiłam, z przyjemnością zaopiekujemy się małym. Czy Erica nic nie wspomniała o rozmowie z adwokatem?
- Nie, powiedziała tylko, że musi ze mną porozmawiać w pilnej sprawie i prosiła, żebym spytał, czy możesz się zająć Joshem.
- W jakim była nastroju?
- Spokojna - odparł Alex posępnie. - Za spokojna. Gdybym dostał teraz Marka w swoje ręce, udusiłbym go bez mrugnięcia okiem. Jeśliby choć w połowie kochał syna jak ona, wiedziałby, że nigdzie nie będzie mu lepiej niż u matki. Dlaczego on ją tak prześladuje?
- Erica twierdzi, że z zemsty. A ja podejrzewam, że on ją nadal kocha na swój perwersyjny sposób. Po co by czekał dwa lata z wniesieniem sprawy do sądu?
Alex, osłupiały, usiadł na łóżku Josha.
- Nadal ją kocha? Dlaczego tak myślisz?
- A ty się dziwisz? - Laura wzruszyła ramionami.
- Chyba to miłość skłoniła takiego niepoprawnego playboya do poślubienia jej. Podejrzewam, że wytoczył sprawę o opiekę nad dzieckiem, żeby skłonić ją do powrotu.
- Przecież podobno zamierza się ożenić - przypomniał Alex.
- Właśnie. Podobno. Zaręczyny można zerwać. Postaw się w położeniu Marka. On ją nadal kocha, a jej coraz lepiej udaje się obywać bez niego. Pozostał tylko Josh. Czy zapewnienie sobie prawa do opieki nad dzieckiem nie jest najlepszą drogą do odzyskania byłej żony i zatrzymania jej przy sobie, skoro to dziecko jest dla niej najdroższym skarbem? Co ty byś zrobił na jej miejscu?
- Wróciłbym do niego - odparł i pociemniało mu przed oczami. - I ona wróci bez chwili namysłu.
- No właśnie. Erica nie kocha Marka, ale za Joshem poszłaby do piekła. Tylko się modlę, żeby nie musiała, bo zasługuje na lepszy los.
O niebo lepszy, pomyślał.
Erica z obawą oczekiwała spotkania z Alexem. Nie dość, że Mark zniszczył jej życie, to jeszcze wciągał do swej podłej intrygi Alexa.
Nie powinna była zgodzić się na udział Josha w reklamie w ani jednym odcinku. Trzeba było upierać się przy pierwszej decyzji. Trzeba było... Tak, ale tego już się nie zmieni. Dokonała wyboru i teraz ponosi konsekwencje. Może się tylko modlić, żeby nie uległy zniszczeniu więzy, łączące ją z Alexem, żeby jej wybaczył, gdyby nawet miało stać się najgorsze. Nie potrafiłaby żyć ze świadomością, że on czuje do niej nienawiść.
Zajeżdżając przed dom, przekonywała samą siebie, że Alex zgodzi się na rozwiązanie umowy, gdyż tak samo troszczy się o Josha, jak ona. Musiała w to wierzyć. Odetchnęła głęboko, wysiadła z samochodu i podeszła do drzwi.
Alex słyszał samochód, lecz nie ruszył się z sofy. Był w takim stanie, że nie wiedział, jak ma ją powitać. Prześladowały go słowa Laury: „Co ty byś zrobił na jej miejscu?"
Erica wróci do Marka. Wiedział to. Był o tym przekonany. Stewart wygra sprawę i odzyska nie tylko Josha, ale i Ericę.
A co on wtedy pocznie ze sobą? Poświęci się całkowicie swojej firmie. Nikt mu jej nie odbierze. Zaangażował się w nią całym sercem. „Reklama Harte'a" miała być najbardziej liczącą się agencją w świecie reklamy. I taką musi się stać, bo cóż mu pozostanie? Nic.
Kiedy zobaczył Ericę w drzwiach, jeden rzut oka na jej twarz wystarczył. Miał rację. Wszystko skończone. Po co się tak zaangażował? Dlaczego się zakochał?
Tak, ale tego nic już nie zmieni. Kochał ją i kolejny raz przekona się, jak boli zawiedziona miłość.
- Cześć - rzuciła Erica i oparła się o drzwi.
- Powiedz mi najgorsze i skończmy z tym - odezwał się szorstko. - Muszę się napić czegoś mocniejszego, a u ciebie, jak zwykle, nic nie ma.
Zjeżyła się momentalnie.
- Wiesz, dlaczego nie trzymam alkoholu. To największe zagrożenie dla dzieci.
- Oczywiście - wycedził z ironią - musimy zawsze myśleć o Joshu, prawda? On jest najważniejszy. Co ty, biedna, zrobisz, kiedy on dorośnie? Będziesz wysiadywać przy telefonie i czekać, aż się raczy odezwać?
- Dlaczego jesteś taki nieprzyjemny? - Spojrzała na niego rozżalonym wzrokiem.
- Sama sobie odpowiedz. - Nie miał zamiaru jej pocieszać. Porzucała go. Wybierała mężczyznę, do którego czuła odrazę. Znów jest na drugim miejscu. - Co powiedział adwokat?
- Że sprawa nie wygląda zbyt dobrze. Mark właśnie...
- Co Mark właśnie?! - krzyknął niecierpliwie, gdy umilkła. - Do licha ciężkiego, Erico, ja prowadzę dużą firmę i nie mogę tracić czasu na twoje babskie rozterki. Mów, co ten człowiek powiedział, i pójdę sobie do diabła!
- Babskie rozterki? O co ci chodzi? - spytała z gniewem.
- Dokładnie o to, co powiedziałem. - Wstał z sofy. - Odkąd cię poznałem, wciąż muszę się nad tobą roztkliwiać i trzymać cię za rączkę. Słuchałem twoich smętnych historyjek, ale wreszcie mi się znudziły. Przykro mi, że miałaś ciężkie życie. Ale to nie ciebie jedyną na świecie ono źle potraktowało. Jeśli tak myślisz, to grubo się mylisz. Ja też otrzymałem swoją porcję batów, ale nie chowam się w kącie, żeby lizać rany. Może Mark ma rację. Może to on powinien zajmować się Joshem.
Erica zbladła.
- Ty tak nie myślisz. To niemożliwe. Alex, ty kochasz Josha i dobrze o tym wiesz.
- To świetny dzieciak - odparł - lecz nie jest najwspanialszym objawieniem od czasu Einsteina. A mówiąc szczerze, uważam, że kiedyś będzie prawdziwym utrapieniem.
Erica mogła znieść zarzuty pod swoim adresem, lecz nie wytrzymała ataku na Josha. Natychmiast pospieszyła synowi z odsieczą.
- Josh potrafi być niesforny, sama to przyznaję. Ale jest bardzo dobrym dzieckiem i wiesz o tym doskonale. Jeśli jesteś zły, to odgrywaj się na mnie, ale bardzo proszę, powtarzam: bardzo proszę, oszczędź złośliwości Joshowi. On jest tylko małym chłopczykiem, więc wyładuj się na kimś równym sobie.
Alex zaklął pod nosem i podszedł do okna. Wyglądał przez nie chwilę.
- Masz rację. Jestem zdenerwowany. Przepraszam. Co ci powiedział adwokat?
- Mark uzyskał opinie dwóch najbardziej znanych psychologów dziecięcych w kraju, którzy uważają, że występy w filmie reklamowym mogły wywołać w psychice Josha nieodwracalne szkody. - Widząc, że Alex zaciska pięści, dodała szybko: - Wiem, że to nieprawda, ale zostałam przyparta do muru. Albo wycofam się z naszej umowy, albo stracę Josha. Proszę, zrezygnuj z niego w tym ostatnim odcinku filmu.
- Nie. - Spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie? - powtórzyła z niedowierzaniem. - Alex, musisz to dla mnie zrobić, od tego zależy los mego dziecka.
- Tak? Twoja sprawa o opiekę nad dzieckiem nie ma ze mną nic wspólnego. Podpisałaś umowę i musisz jej dotrzymać. W przeciwnym razie zaskarżę cię do sądu. Nie zrezygnuję ze wszystkiego, co już zostało zrobione, tylko dlatego, że ty walczysz ze swoim eks - mężem o syna. Mark manipuluje tobą i jeśli mu teraz ustąpisz, to będzie ci zatruwał życie, dopóki Josh nie dojdzie do pełnoletniości. Możesz być ofiarą Marka, skoro tak ci się podoba, lecz ja nie zamierzam razem z tobą grać tej roli. Sam zatrudnię psychologów i przyprowadzę ich na plan filmowy, żeby na własne oczy mogli się przekonać, jaka to krzywda rzekomo dzieje się dziecku. Zapłacę za ich opinie z własnej kieszeni, gdyż nie mam zamiaru ustąpić Markowi Stewartowi. A umowa nadal obowiązuje. Jeśli ją zerwiesz, będziesz żałowała.
- My ciebie wcale nie obchodzimy - odezwała się głuchym głosem. - W ogóle się nami nie przejmujesz. Byliśmy dla ciebie tylko pionkami, które przesuwałeś jak na szachownicy. Dlaczego? Czy twój zawodowy sukces znaczy dla ciebie więcej niż los ludzi?
- Tak - odrzekł gniewnie. Podszedł do niej, chwycił pod brodę i uniósł twarz do góry. - Sukces znaczy dla mnie bardzo wiele. Tak było i będzie. A zanim mnie potępisz, pomyśl o własnym postępowaniu. Ty też mnie wykorzystałaś. Gdyby nie sprawa o opiekę nad dzieckiem, nigdy byś się nie zgodziła na udział Josha w reklamie. Siedziałabyś w tym swoim małym, bezpiecznym świecie z twoimi małymi, niegroźnymi potworkami. Dopiero ze mną żyłaś naprawdę. Dałem ci więcej niż ktokolwiek dotąd.
Odsunął się od niej.
- Biegnij do garażu, Erico. Przemień mnie w potwora. Uosobienie wszelkiego zła. A jak będziesz mnie malowała, pomyśl o tym, co czułaś w moich ramionach. I zapamiętaj to uczucie, bo leżąc w objęciach Marka, jeszcze za dwadzieścia lat będziesz umierała z tęsknoty za mną.
Po tych słowach wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.
Erica stała rozgniewana i stropiona równocześnie. O czym on w ogóle mówił? Ona w objęciach Marka jeszcze za dwadzieścia lat? Wolałaby zaprzedać duszę diabłu. Jej sytuacja i tak była nie do pozazdroszczenia. Znalazła się między młotem a kowadłem. Obaj mężczyźni chcieli ją ukarać, a ich ofiarą padnie Josh. On zapłaci za jej winy.
Może Alex miał rację? Może Mark powinien zajmować się Joshem? Nie, to nieprawda. To ona kochała synka całym sercem i nigdy kochać nie przestanie. Jeśli Josh zamieszka z Markiem, będą go wychowywać niańki, a potem ojciec wyśle go do szkoły z internatem.
Doprowadzona do rozpaczy, pomyślała, że musi z kimś porozmawiać. Bez namysłu nakręciła numer. Kiedy usłyszała głos matki, odezwała się wśród szlochów:
- Mamusiu, pomóż mi. Nie wiem, co robić.
Alex zawołał sekretarkę podniesionym, zirytowanym głosem, a gdy weszła do gabinetu, odezwał się z pretensją.
- Pamelo, już przeszło godzinę temu prosiłem cię o materiały do oferty dla zakładów elektronicznych.
- Leżą na twoim biurku, masz je dosłownie przed nosem. A skoro już tu jestem, czy chcesz jeszcze o coś podnieść wrzask?
Harte poczuł się głupio i poczerwieniał.
- Przepraszam, chyba nie jestem w najlepszym nastroju.
- W fatalnym - stwierdziła sucho - i to od dwóch tygodni. Nie wiem, co cię trapi, ale cokolwiek to jest, sam się musisz z tym uporać. Nie jestem dla ciebie chłopcem do bicia. - Trzasnęła za sobą drzwiami.
Alex z westchnieniem zagłębił się w fotelu. Rzeczywiście przez ostatnie dwa tygodnie zachowywał się nieznośnie. To był dla niego piekielnie trudny okres. Po kłótni z Ericą nie pokazywał się w studiu, a od Rona dowiedział się, że do zakończenia filmu zostały jeszcze dwa dni zdjęciowe. Posiedzenie sądu miało odbyć się jutro. Jeżeli sąd wyda postanowienie na niekorzyść Eriki, to świat ich obojga legnie w gruzach. Zdawał sobie przy tym sprawę, że jemu byłoby łatwiej odbudować swój.
Sięgnął po opinie trzech ekspertów, których poprosił o ocenę wpływu pracy w filmie na Josha. Wszyscy trzej odnieśli się bardzo pozytywnie do stosowanych w studiu metod pracy z dziećmi i potwierdzili dobrą kondycję psychiczną chłopca.
Z uśmiechem przeczytał ponownie ustęp jednej z opinii. „Joshua Stewart jest pełnym witalności, ponad wiek rozwiniętym dzieckiem, które dzięki wrodzonej inteligencji rozwinęło zdolność minimalizowania efektów swego niewłaściwego zachowania. Dziecko jest rozpieszczone, co nie znaczy, że nie poddaje się dyscyplinie jako trudne do prowadzenia. Chciałbym tak łatwo dawać sobie radę z moim własnym synem. Należy bardzo wysoko ocenić umiejętności wychowawcze pani Stewart".
Oczywiście, że Josh jest rozpieszczony, rozmyślał Alex. Jednak jego zachowanie nigdy nie było denerwujące, raczej budziło rozbawienie. Był po prostu pełen wigoru i energii.
Dzisiaj Josh zawita do studia być może ostatni raz i kto wie, czy Alex jeszcze kiedykolwiek zobaczy chłopczyka. Przypomniał sobie słowa Pameli. Tak, najwyższy czas, żeby sam uporał się z nękającym go problemem.
- Madelaine, a gdzie Erica? - spytał zdumiony Alex na widok siedzącej na zapleczu planu filmowego babci Josha.
- W domu. - Madelaine spoglądała na niego oskarżycielskim wzrokiem. - Posiedzenie sądu już jutro, ale, jak widzisz, ona robi wszystko, żeby dotrzymać umowy.
- Wiem. - Wcisnął ręce w kieszenie. Nie odczuwał wyrzutów sumienia. Musiał się ratować. Przykro mu było, że Erica została postawiona w tak trudnej sytuacji, lecz przecież nie z jego winy. Tak naprawdę jedyną osobą ponoszącą odpowiedzialność za to zamieszanie była Madelaine, która przyprowadziła dziecko na próbne zdjęcia bez zgody matki.
- Jak Erica się trzyma? - zapytał.
- Wcale się nie trzyma. Wygląda jak śmierć, od dwóch tygodni prawie nic nie je, a jak się do czegoś zmusi, to zaraz choruje. Lekarz mówi, że to nerwy. Josh zostaje dzisiaj u mnie na noc, bo Erica jest bardzo przybita i obawia się, że jej nastrój może udzielić się dziecku. Nie byłoby dobrze, gdyby mały pokazał się w sądzie w złym stanie psychicznym. Słyszałeś, że mamy go przyprowadzić?
- Nie, nie wiedziałem o tym. - Alex spojrzał w kierunku chłopczyka, który bawił się z Kicią w jakąś skomplikowaną grę. - Ale to chyba rozsądny pomysł. Sąd będzie rozstrzygał o jego losie.
- Tak. Adwokat Eriki twierdzi, że obecność Josha może mieć decydujące znaczenie. Teraz cię przepraszam, muszę na niego uważać.
Alex wyszedł ze studia i wsiadł do samochodu z zamiarem powrotu do biura. Lecz samochód jakby niezależnie od jego woli podjechał wprost pod dom Eriki. Mężczyzna z wahaniem podszedł do drzwi i nacisnął dzwonek. Przez dłuższą chwilę panowała cisza i miał już odejść, gdy w progu stanęła Erica.
- Czego chcesz? - Widać było, że mężnie powstrzymuje łzy.
Madelaine miała rację. Erica wyglądała jak śmierć. Jakie wrażenie zrobi na sądzie w takim stanie? Sędzia tylko rzuci na nią okiem i odda Josha Markowi.
- Pomyślałem, że potrzebny ci jest przyjaciel. Powinna odprawić go z niczym. To przez niego
przeżywała najczarniejsze dni w życiu. Wmawiała w siebie, iż go nie kocha, lecz gdy zobaczyła, że chce odejść, wyciągnęła do niego rękę.
- Nie, Alex, proszę... ja...
Dotknęła go i był już zgubiony. Wziął ją w ramiona, a ona wybuchnęła płaczem.
- Ciii - szeptał jej do ucha. - Wszystko będzie dobrze, Erico, przyrzekam ci. Cokolwiek się jutro zdarzy, nie utracisz Josha.
- Obiecaj mi! - Chwyciła go za klapy marynarki. - Alex, proszę, obiecaj mi to.
- Obiecuję. - Tylko on wiedział, że ta gra toczyła się również o nią. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. - Musisz się teraz przespać. Nie możesz wyglądać w sądzie jak osoba, która utraciła chęć do życia.
- Ale ja nie mogę zamknąć oczu - skarżyła się żałośnie. - Zaraz wydaje mi się, że Josh się zgubił i mnie woła, a ja go nie mogę znaleźć. Ja go szukam i szukam, i nie mogę znaleźć.
- To tylko złe sny. - Otulił ją kołdrą. Usiadł na brzegu łóżka i odgarnął włosy z jej umęczonej twarzy. - Będę czuwał przy tobie, żeby koszmar nie wrócił. A teraz zaśnij, musisz odpocząć. - Gładził ją po głowie.
- . Pójdziesz ze mną jutro do sądu? - Pod wpływem jego pieszczoty zamknęła oczy. - Alex, błagam! Przyrzekam, że już nigdy więcej o nic cię nie poproszę.
Nie! - wołał rozsądek. Lecz Harte też ostatnio śnił koszmary, a jednym z nich była wizja Marka, wychodzącego z sądu za rękę z Joshem i Ericą.
- Pójdę - odparł.
- Dziękuję. - Po raz pierwszy od dwóch tygodni zapadła w spokojny sen.
- Alex! - wykrzyknął Josh na widok mężczyzny wchodzącego z Ericą do gmachu sądu. Wyrwał się babci i pognał do nich. Alex odruchowo chwycił go w ramiona i uniósł do góry.
- Jak się masz, bracie.
Josh objął go rączkami za szyję i uściskał z całej siły.
- Tęskniłem za tobą - powiedział.
- Mnie też ciebie brakowało - odparł Alex nieswoim głosem, maskującym wzruszenie. Przytulił dziecko mocno do siebie. - Byłeś grzeczny?
- Nie. - Josh popatrzył mu w oczy i zachichotał.
- Jesteś wcielonym diabełkiem, ale przynajmniej szczerym, prawda?
- Uhm - zgodził się chłopczyk.
Erica obserwowała ich przez łzy. Gdyby nagle zjawiła się jakaś czarodziejka i za sprawą magicznej różdżki porwała stąd ich troje. Wróciłby ten czas, kiedy byli razem tacy szczęśliwi. Zanim padły gniewne słowa, które odgrodziły ją i Alexa ścianą goryczy.
Ta ściana pozostanie, wiedziała o tym. Nawet obecność Alexa w sądzie niczego nie zmieni. Był taki spokojny, opanowany. Ani razu nie usiłował jej pocałować czy nawet dotknąć, a gdy ona to zrobiła, odskoczył jak rażony prądem. Nie wiadomo, dlaczego zgodził się przyjść do sądu, lecz na pewno nie z miłości. Ta myśl doprowadzała ją do rozpaczy.
Podszedł do nich adwokat.
- Erico, czas na nas, wchodzimy do gabinetu sędziego.
Ogarnęła ją panika i odruchowo spojrzała na Alexa. Uśmiechnął się uspokajająco i podniósł do góry kciuk. Trochę pomogło. Podeszła do synka, nadal siedzącego u Alexa na kolanach, i ucałowała go.
- Kocham cię. Zostaniesz tu z babcią i Alexem i będziesz grzeczny, prawda?
Chłopczyk skinął główką, po czym przytulił ją do ramienia mężczyzny.
- Powodzenia - powiedział cicho Alex.
- Myślę, że będzie mi potrzebne.
Obserwując odmierzającą minuty wskazówkę starego zegara, Alex pomyślał, że ruch mógłby mu pomóc otrząsnąć się z niespokojnych myśli, lecz Josh nie chciał zejść mu z kolan. Teraz zabawiał się przesuwaniem w różne strony węzła jego krawata.
- Czy to będzie jeszcze długo trwało, jak sądzisz? - Alex zwrócił się do Madelaine, siedzącej obok bez słowa. Zwykle nie zamykały się jej usta i to milczenie było wręcz denerwujące. - Są tam już przeszło godzinę.
- Jeśli Mark wygra, co da Bóg się nie stanie, to będzie moja wina. Gdybym była lepszą matką, Erica nie zakochałaby się w pierwszym lepszym mężczyźnie, który się pojawił i okazał jej trochę czułości. Gdybym...
Alex uścisnął jej rękę.
- Nie rób sobie wyrzutów, Madelaine. Wszyscy popełniamy błędy, bo jesteśmy tylko ludźmi.
W tym momencie otworzyły się drzwi gabinetu i ubrana w urzędowy uniform kobieta powiedziała:
- Prosimy do nas Joshuę. - Wyciągnęła ręce do chłopczyka, żeby go zabrać, lecz on kurczowo złapał Alexa za szyję.
- Nie! - krzyknął. - Ja chcę być z Alexem!
- Josh, musisz iść z tą panią. - Mężczyzna usiłował odciągnąć małe, ale silne rączki od swojej szyi. Lepiej by mu poszło z ośmiornicą, pomyślał, gdyż rączki dziecka zaciskały się coraz mocniej i zaczynało brakować mu powietrza.
- Nie - powtórzył malec z uporem.
- Josh, tam jest mamusia. - Madelaine próbowała wpłynąć na dziecko. - Nie chcesz zobaczyć mamusi?
- Nie! - wrzasnął z całej siły. - Ja chcę być z Alexem!
- Mamy jakieś kłopoty? - Alex usłyszał nieznajomy głos i zobaczył przed sobą siwowłosą kobietę w średnim wieku, ubraną w sędziowską togę.
No tak, tylko tego brakowało, pomyślał ze złością. Erica przez godzinę usiłuje udowodnić, jaką jest dobrą matką, a ten rozwścieczony dzieciak wszystko zaprzepaści.
- On jest chyba zdenerwowany. - Alexowi udało się odciągnąć jedno ramię dziecka, lecz kiedy starał się uwolnić od drugiego, poczuł, że nogi Josha obejmują go w pasie z taką siłą, aż skrzywił się z bólu,
Sędzina zaśmiała się cicho.
- Wygląda na to, że on wejdzie do mnie tylko z panem. Więc może pan, panie...
- Harte. - Alex wstał z krzesła. - Alexander Harte. Bardzo mi przykro, ale on przechodzi teraz etap odkrywania instynktu posiadania i akurat ja jestem jego obiektem.
Kobieta spojrzała zaciekawiona na Alexa.
- No, to chodźmy razem. Muszę porozmawiać z dzieckiem.
Alex ruszył za nią, zdenerwowany takim niespodziewanym obrotem sprawy. Zdumionemu spojrzeniu Eriki odpowiedział bezradnym wzruszeniem ramion.
Sędzina usiadła za biurkiem.
- Joshua zadecydował, że razem z nim ma przyjść tu pan Harte, dlatego go zaprosiłam. Spodziewam się, że nikt nie wyraża sprzeciwu. Przecież nie chcemy jeszcze bardziej wystraszyć chłopca, prawda?
Adwokat Marka już się podnosił, lecz po tych słowach szybko usiadł z powrotem, a adwokat Eriki nieznacznie mrugnął do Alexa, który nieco uspokojony zajął wskazane mu krzesło.
Josh, wyraźnie zadowolony, że dopiął swego, uwolnił szyję Alexa i usiadł mu grzecznie na kolanach. Spojrzał na sędzinę i spytał:
- A kto ty jesteś?
- Nazywam się Giliam i jestem sędzią, ale możesz do mnie mówić Mary. Czy wiesz, dlaczego tu się zebraliśmy?
- Nie - odpowiedział chłopczyk. - A co to? - spytał, dotykając sędziowskiego młotka.
- To taki młotek potrzebny sędziemu, podobny do zwykłego, prawda?
- Ooo. - Josh szybko cofnął rączkę. - Młotkiem można sobie zrobić krzywdę.
- Skąd wiesz, zrobiłeś sobie kiedyś krzywdę młotkiem?
- Nie, mamusia mi mówiła. Prawda, mamo? - zwrócił się do Eriki z uśmiechem.
- Prawda - odparła cicho. Zagryzła drżącą wargę. Nie wolno jej się teraz rozpłakać. Kiedy sędzina wyszła z gabinetu, Daniel powiedział, że mają szansę wygrać, i teraz wszystko zależy od wyników rozmowy z Joshem. Nie może pozwolić, by zdenerwował się jej płaczem.
Chłopiec nagle zsunął się z kolan Alexa i podbiegł do stojącej przy biurku flagi stanu Kalifornia.
- Jaka śliczna. - Dotknął jej rączką.
Sędzina przez chwilę przyglądała się chłopcu, po czym odrzekła:
- Tak, jest śliczna. Słyszałam, że występujesz w filmie reklamowym. Czy to prawda, Josh?
- Tak - odparł z uśmiechem. - Będziemy w telewizji, ja i Kicia. Będziemy, mamusiu?
- Tak - potwierdziła Erica.
- Podobało ci się w studiu? - pytała sędzina.
- Taak! - Josh usiadł na podłodze i rozwiązał sznurowadła bucików. - Sam umiem wiązać sznurowadła. Chcesz zobaczyć?
- Naturalnie. - Sędzina się zaśmiała. Chłopczyk w skupieniu wiązał kokardki. Może nie
były najpiękniejsze, pomyślała Erica, ale udało mu się.
- Bardzo ładnie. A teraz zrób coś dla mnie. Rozejrzyj się po pokoju i jak zobaczysz tatusia, to pobiegnij do niego.
- Dlaczego? - spytał chłopczyk z nachmurzoną miną.
- To taka gra - powiedziała sędzina. - Lubisz się bawić w różne gry, prawda?
Josh skinął główką.
- No to rozejrzyj się, znajdź tatusia i pobiegnij do niego.
Erica wstrzymała oddech. Oboje z adwokatem twierdzili, że Mark spędzał zbyt mało czasu z dzieckiem, żeby w ogóle mogło go rozpoznać. Mark tłumaczył, że to Erica utrudnia mu widzenia z synem, lecz on dobrze wie, kto jest jego ojcem.
- No, Josh - zachęcała chłopca sędzina.
- Tato! - krzyknął Josh nagle i pędem pobiegł do Alexa.
- Sprzeciw, wysoki sądzie! - wykrzyknął Mark, zrywając się z krzesła.
- Nie dziwię się - odparła sucho sędzina.
Tymczasem chłopczyk wdrapał się na kolana zaskoczonego Alexa i pocałował go głośno w policzek. Po czym zadowolony usadowił się wygodnie i rozejrzał z uśmiechem.
Mark zbliżył się do nich z twarzą ściągniętą złością, lecz jego słowa zabrzmiały słodko jak miód.
- To było bardzo zabawne, Josh, ale to ja jestem twoim tatą. Chodź i uściskaj mnie. - Wyciągnął do dziecka ręce.
Malec pokręcił przecząco główką, nie odrywając jej od piersi Alexa.
- Nie lubię cię. Jesteś niesympatyczny. Stewart roześmiał się nerwowo i przykucnął, żeby
patrzeć wprost na chłopca. Wyciągnął ponownie rękę, gdyż chciał go dotknąć, lecz Josh ją odtrącił.
- Nie, idź sobie.
- Josh, zabawa się skończyła. - W głosie mężczyzny brzmiało zniecierpliwienie. - Proszę, bądź grzeczny i chodź do mnie.
Chłopczyk znowu potrząsnął głową.
- Myślę, że powinien pan wrócić na swoje miejsce, panie Stewart - powiedziała sędzina.
Mark otworzył usta, jakby chciał zaprotestować, lecz zrezygnował i usiadł na krześle.
Sędzina zwróciła się do Alexa, który poczuł się niepewnie pod jej uważnym spojrzeniem.
- Jakie stosunki łączą pana z rodziną Stewartów, panie Harte?
Poczuł zakłopotanie. Jak miał się przedstawić? Jestem byłym kochankiem Eriki? Spojrzał na nią. Była blada, siedziała sztywno z podniesioną głową, jakby szykowała się na gilotynę, co nie było przesadną przenośnią, zważywszy fakty, które miał ujawnić. Przecież sędzina zadała mu pytanie, więc czy nie powinien mówić prawdy, całej prawdy i tylko prawdy?
Tak, lecz co właściwie było prawdą?
Popatrzył na Josha, który nucił nieco fałszywie piosenkę z filmu „Czarnoksiężnik z Krainy Oz". Alex wypożyczył kasetę i we trójkę go oglądali.
Prawdą było to, że przeżył najszczęśliwsze dni z Ericą i Joshem. Kochał ich oboje z całego serca. Chciał się ożenić z Ericą, stworzyć dla nich trojga prawdziwy dom i miał zamiar do tego doprowadzić, choćby trzeba było tę kobietę zaciągnąć siłą do ołtarza.
- Jestem zaręczony z panią Stewart - stwierdził. Erica otworzyła usta, nie wierząc własnym uszom,
lecz zanim zdołała coś powiedzieć, Alex popatrzył na nią ostrzegawczo.
- Gratuluję przyszłym małżonkom - powiedziała sędzina. - Przed podjęciem decyzji muszę się zastanowić, więc proszę poczekać przez parę minut na korytarzu. Wkrótce państwa poproszę.
Josh podbiegł do matki. Alex przyglądał się im obojgu badawczo, zwłaszcza Erice. Miała wypieki i nie patrzyła na niego. Wyszedł na korytarz i uśmiechnął się na widok miny przechodzącego obok Marka, gdyż gdyby spojrzenie mogło zabijać, już z pewnością by nie żył. Wreszcie z gabinetu wyszła Erica z adwokatem. Nadal nie patrzyła na Alexa, lecz tym się zbytnio nie przejmował.
Ożeni się z nią, nawet jeśli werdykt sądu będzie korzystny dla Marka. Złożą ponownie wniosek o opiekę nad dzieckiem i w razie przegranej będą występować do sądu tak długo, aż wygrają. Erica należy do niego, a on nie pozwoli jej poświęcać życia dla mężczyzny, który na nią nie zasługuje,
Erica zastanawiała się, co bardziej ją denerwuje - oczekiwanie na decyzję sądu czy świdrujące spojrzenie Alexa, które czuła na plecach. Po co on z tym wyskoczył? Co chce w ten sposób zyskać? Ukończyć film reklamowy - jedynie to jej przychodziło do głowy. Ron mówił, że brakuje im jeszcze kilku dobrych ujęć. Jeżeliby wygrała sprawę, mogliby je dokręcić. A więc Alex próbuje ratować własną skórę. Poczuła ogarniającą ją wściekłość na tego egoistę.
Adwokat powiedział, że oświadczenie Alexa może przechylić szalę na jej korzyść, zwłaszcza wobec okazywanej mu przez Josha sympatii. Ale jeśli się nie pobiorą, to po pewnym czasie Mark najprawdopodobniej znowu zaciągnie ją do sądu i ponownie będzie musiała przechodzić przez to wszystko.
Zdecydowała, że nadszedł czas, by wreszcie powiedzieć panu Alexandrowi Harte'owi, co myśli o nim i jego przeklętej reklamie.
Zbliżyła się do niego z wściekłością w oczach.
Alex uśmiechnął się w duchu, widząc, jak Erica szykuje się do ataku. W tej chwili mogłaby sama pozować do okładki książki, którą projektowała. Bardzo dobrze. Niech taka będzie, gotowa wydrapać mu oczy. W tym stanie powie mu wszystko, co jej leży na sercu. Już przy nim stała.
- Przejrzałam cię na wylot - mówiła cicho. - I wiedz, że jesteś najbardziej nikczemnym człowiekiem, jakiego znam. Od początku chciałeś tylko wykorzystać mnie i Josha, ale uprzedzam cię, że już nigdy więcej na to nie pozwolę. - Zamilkła na chwilę dla nabrania oddechu. - Jeżeli wygram tę sprawę, odstąpię od umowy. Możesz mnie skarżyć do sądu, będę się bronić zębami i pazurami. Prędzej Josh skończy college, niż ty swoją reklamę odzieży dziecięcej.
Alexowi wystarczyło to, co usłyszał. Wziął ją w ramiona i pocałował - długo, gorąco, z całą miłością, która wypełniała jego serce. Tylko przez krótki moment usiłowała się wyrwać. Potem przytuliła się do niego, miękka jak żelazo w kowadle.
Na szczęście Alex w pewnej chwili uświadomił sobie, gdzie się znajdują i zdołał oderwać wargi od jej ust.
Spojrzała na niego zamglonym wzrokiem.
- Zwalniam cię z umowy, Erico. Od tej chwili masz zobowiązania tylko wobec mnie. Kocham cię. Na zawsze. Chcę się z tobą ożenić i wiem, że ty też chcesz wyjść za mnie.
- Ale... - zaczęła, zmieszana. Nie skończyła, gdyż sędzina poprosiła wszystkich do siebie.
Alex wypuścił Ericę z objęć.
- Będę tu na ciebie czekał.
Oszołomiona, spojrzała na niego niepewnie, a on delikatnie popchnął ją w stronę gabinetu.
- Sędzina cię prosi - powiedział. - Nieładnie kazać na siebie czekać. Trzymam kciuki, żeby okazała się tak mądra, na jaką wygląda. Powodzenia.
Erica wolałaby, żeby jej to wszystko wyjaśnił, lecz teraz najważniejszy był Josh. Weszła do gabinetu.
- Jak myślisz, co sąd zdecyduje? - spytała Madelaine, która właśnie podeszła do Alexa.
- Nie wiem - odparł. - Ale jedno ci powiem, bez względu na wynik sprawy mam zamiar ożenić się z twoją córką, nawet gdybym miał ją końmi zaciągnąć do ołtarza.
- No cóż, najwyższy czas - stwierdziła.
Josh, wykorzystując moment nieuwagi babci, przewrócił do góry nogami popielniczkę, wypełnioną piaskiem.
- Joshuo Stewarcie, co ty wyprawiasz? Spojrzał na nią niewinnym wzrokiem.
- Sama się wywróciła.
Alex parsknął śmiechem i w tej samej chwili z gabinetu sędziowskiego z furią wypadł Mark. Zatrzymał się przed Alexem i powiedział:
- To nie koniec. Jeszcze się kiedyś spotkamy.
- Jako ojciec Josha będziesz zawsze mile widziany w naszym domu. Czekamy na twoje wizyty.
Stewart zaklął i pognał korytarzem w stronę wyjścia. W drzwiach gabinetu ukazała się Erica. Wychodziła na chwiejnych nogach, z oszołomioną miną.
- No i co? - Madelaine patrzyła na córkę niespokojnie.
- Wygrałam - odparła, jakby jeszcze nie wierząc w swe szczęście. - Sędzina nie tylko przyznała mi prawo do opieki nad Joshem, ale Jeż postanowiła, że mam być obecna w czasie wizyt Marka, dopóki będzie działał tak stresująco na dziecko. Podniosła dwukrotnie alimenty, a kiedy Mark zaczął oponować, podwyższyła je jeszcze raz i dodała, że jeżeli dalej będzie narażał sąd na stratę czasu, to zapłaci jeszcze wyższe.
- Och, Erico, to cudownie! - Madelaine ze łzami w oczach wyciągnęła ramiona do córki. - Tak bardzo cię kocham, myślałam, że nie przeżyję tego, przez co musiałaś przejść.
- Ja też cię kocham, mamusiu - szepnęła Erica, czule ściskając matkę.
Zapłakana Madelaine odsunęła córkę i powiedziała:
- Idę do domu. Jeśli będziesz chciała, wstąp do mnie, to uczcimy twoje zwycięstwo. Mam szampana w lodówce.
Erica skinęła odchodzącej matce głową i zaczęła rozglądać się za synkiem, który właśnie bawił się na podłodze piaskiem wysypanym z popielniczki.
- Joshuo Stewarcie, co ty wyprawiasz? - spytała.
- Sama się wywróciła - stwierdził Alex. - A teraz pomówmy o naszych zaręczynach.
Erica odetchnęła głęboko.
- Właśnie. Wiem, że chciałeś mi pomóc i rzeczywiście pomogłeś. Ale nie mam zamiaru trzymać cię za słowo. Znam twój stosunek do małżeństwa i...
- O co chodzi, Josh? - Alex pochylił się do chłopca, który szarpał mu nogawkę spodni.
- Goń mnie! - krzyknął malec i puścił się biegiem do wyjścia.
- Joshua, wracaj natychmiast! - wołała biegnąca za nim Erica.
Alex zaśmiał się. Kto by pomyślał, że oświadczyny mogą być tak niełatwym zadaniem. Pobiegł za nimi, wyprzedził Ericę i porwał chłopca W ramiona przed samymi drzwiami.
- Joshuo, jak dostanę cię w swoje ręce, przełożę cię przez kolano - ostrzegła matka.
Josh zachichotał, mocniej objął rączkami szyję Alexa i zawołał:
- Uciekaj, tato, uciekaj, nie daj jej mnie złapać!
- Erico, czy mam uciekać? - spytał, patrząc jej w oczy. - Jeżeli złapiesz jego, złapiesz i mnie. Widzisz, my jesteśmy nierozłączni.
Spojrzała na niego badawczo. Miłość, którą dojrzała w jego spojrzeniu, była tak samo czysta, jak uczucie malujące się na twarzy dziecka, wtulonego bezpiecznie w ramiona mężczyzny. Erica wiedziała, że w swoim sercu Alex traktuje Josha jak własnego syna, i to było najważniejsze.
- Czy jesteś pewien, że naprawdę tego pragniesz? - Chciała dać mu jeszcze jedną szansę odwrotu. - Znasz Josha, niezły z niego gagatek, a będzie coraz gorzej, no wiesz, zaczną się samochody, dziewczyny i seks.
- Jestem na to całkowicie przygotowany - roześmiał się - zwłaszcza na seks. - Objął ją wolnym ramieniem. - Wyjdziesz za mnie?
- Tak. Pod jednym warunkiem.
- Jakim? - Zmarszczył brwi.
- Musisz obiecać mi wielu małych Alexów. Czy to nie jest dobry sposób na dalsze kontakty producenta odzieży dziecięcej z agencją „Reklama Harte'a"?
Patrzyła na jego twarz, wyrażającą tyle emocji: zaskoczenie, radość i czułość.
- Mogę przyjąć ten warunek, jeżeli ty zaakceptujesz mój.
- Jaki?
- Kolekcja „Moje wspaniałe dziecko" prezentuje również dziewczęce ubranka. Każdy mały Alex będzie miał do towarzystwa przynajmniej jedną małą Ericę.
- Myślę, że nasza rodzina powinna sobie poradzić z tą kolekcją - szepnęła. Wspięła się na palce i przywarła wargami do jego ust.
Pomyślała jeszcze, czy takie ogromne szczęście nie jest grzechem. Miała uwielbianego syna i ukochanego mężczyznę, a przed nimi otwierała się jasna przyszłość.
Czego więcej może oczekiwać kobieta?