D264 Cassidy Carla Dziewczyna z wesołego miasteczka


CARLA CASSIDY

Dziewczyna z wesołego miasteczka

Under The Boardwalk

Tłumaczyła: Alina Patkowska

PROLOG

Niespokojnie przewracała się na wąskim łóżku... Czekała... Wiedziała, że on przyjdzie, zanim jeszcze księżyc przemierzy połowę swojej drogi po niebie, zanim piasek na plaży ostygnie po upalnym dniu.

Usiadła, gdy usłyszała znajomy szmer palców ocierających się o rozpiętą w oknie siatkę. Z głośno bijącym sercem wstała z łóżka, odsunęła siatkową zasłonę i opierając się na ramieniu mężczyzny, przeskoczyła przez parapet.

Przez chwilę patrzyła na niego, tłumiąc radosny śmiech. Światło księżyca ślizgało się po jego pięknej, wyrazistej twarzy. Bez słowa odwróciła się i pobiegła przez wydmy, w stronę huczącego oceanu. Za plecami słyszała śmiech radosny, męski.

Na brzegu zatrzymała się na chwilę i zrzuciła bawełnianą nocną koszulę. Naga i swobodna, dała nurka w fale. Woda była tak zimna, że zaparło jej dech. Wynurzyła się i zerknęła na brzeg. Stał tam. On także zdążył się już rozebrać, ale wiedziała, że w żaden sposób nie uda jej się go namówić do kąpieli w lodowatym oceanie.

Płynęła, patrząc na niego. Jasne światło księżyca lśniło na opalonym, muskularnym ciele. Stał cierpliwie, czekając, aż ona się zmęczy i poszuka ciepła jego ramion.

Gdy wreszcie wróciła na brzeg, wziął ją na ręce i zaniósł pod drewniany pomost. Tam delikatnie położył ją na piasku. Wygięła się, gotowa na jego przyjęcie.

Wszedł w nią, czując na ustach słone krople wody. Ich ciała poruszały się w jednym rytmie z rozbijającymi się o brzeg falami.

Potem leżeli, objęci mocnym uściskiem.

- Na zawsze - szepnął do niej.

- Na zawsze - powtórzyła z namiętnością i wiarą młodości.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Nicolette Young pociągała za sznurki, wprawiając w ruch trzy tańczące na scenie marionetki. Nagraną na taśmie muzykę zagłuszał śmiech publiczności. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Żyrafy były gwoździem programu i dlatego właśnie zawsze prezentowała je na ostatku. Widok trzech stworzeń o długich szyjach, poruszających się w rytm najnowszych przebojów muzyki rap, był tak zabawny, że widownia reagowała gromkimi oklaskami.

Podniosła głowę i ukradkiem wyjrzała przez czarną zasłonę oddzielającą ją od widzów. Przesunęła wzrokiem po rzędach ludzi siedzących na krzesłach i z zadowoleniem ujrzała nieznajome twarze. Oznaczało to, że rozpoczął się nowy sezon turystyczny.

Miała nadzieję, że będzie to dobry rok, w przeciwieństwie do dwóch ostatnich. Kraj przeżywał recesję i mniej ludzi wyjeżdżało na wakacje. A ci, którzy decydowali się na wyjazd, rzadko zatrzymywali się w Land's End, wesołym miasteczku niedaleko Oceanview w stanie New Jersey.

Nikki automatycznie pociągała za sznurki i nagle go zobaczyła. W jej uszach rozległo się głuche dudnienie.

Drgnęła i żyrafy przylgnęły nosami do ziemi. Widownia znów wybuchnęła śmiechem, uznając to za zamierzony efekt.

Nikki natychmiast oprzytomniała i kontynuowała występ, w głowie jednak czuła pustkę. Nie mogła oderwać wzroku od mężczyzny, który był częścią jej przeszłości. Dlaczego on się w ogóle nie zestarzał? zastanawiała się, patrząc na piękną twarz o ostrych rysach. Niczym portret Doriana Graya, Greyson Blakemore wyglądał zupełnie tak samo jak przed siedmiu laty, gdy widziała go po raz ostatni. Włosy miał kruczoczarne, choć krótsze niż wtedy, a jego oczy przypominały dwa węgle. Jedno spojrzenie tych oczu zawsze potrafiło sprawić, że topniała jak wosk.

Co on tu robi? Dlaczego tu przyszedł? W jej umyśle pojawiały się pytania, na które nie znała odpowiedzi. Tyle czasu już minęło, tyle wspomnień wiązało się z tamtymi latami, słodkich, gorzkich i takich, które nadal sprawiały jej cierpienie. Zdumiała się, gdy zauważyła, że udało jej się zakończyć przedstawienie punktualnie co do sekundy. Przycisnęła guzik, dzięki czemu na scenę opadła kurtyna, i słuchała nagranego na taśmę własnego głosu, który zapowiadał termin następnego spektaklu.

Ostrożnie zwinęła sznurki marionetek i powiesiła lalki na ścianie, gdzie miały czekać na kolejne przedstawienie. Za plecami słyszała szuranie stóp i gwar dziecięcych głosów. Publiczność wychodziła z sali.

Poruszała się jak odrętwiała, w głowie miała zamęt.

Czy nie zapomniała rano zamknąć drzwi domu? Może to nie on, tylko ktoś podobny do Greya. Czy na pewno wyłączyła ekspres do kawy? Może tylko tak jej się wydawało.

- Nikki?

Niski głos dobiegał od strony widowni. Zamknęła oczy i poczuła dreszcz przebiegający po plecach. Czy wytwór imaginacji może mówić ludzkim głosem?

- Nicolette Richards?

Tak, to był Greyson. Nikt inny nie potrafił wypowiedzieć jej imienia w taki sposób.

Wzięła głęboki oddech, wyszła zza kurtyny i stanęła przed mężczyzną, którego kiedyś kochała, a który dopuścił się wobec niej najgorszej zdrady.

- Cześć, Grey. - Na szczęście jej głos brzmiał chłodno i spokojnie. Nic w nim nie zdradzało emocji kłębiących się w jej sercu.

- Podobało mi się to przedstawienie. Zawsze byłaś bardzo utalentowana. - On równie dobrze kontrolował brzmienie swego głosu. Nic nie wskazywało na to, by jej widok poruszył go choć trochę.

Jacy my jesteśmy wobec siebie uprzejmi, pomyślała, wpatrując się w niego w milczeniu. Jak dwoje ludzi, którzy pierwszy raz w życiu widzą się na oczy. Z bliska zauważyła, że jednak się postarzał. W kącikach ciemnych oczu miał zmarszczki, a po obu stronach zmysłowych ust wyraźne bruzdy. Na skroniach lśniło kilka pasemek przedwczesnej siwizny. Ostatnim razem, gdy go widziała, miał zaledwie osiemnaście lat. Teraz miał dwadzieścia pięć. Był dojrzałym, przystojnym mężczyzną. Zirytowało ją to, nie wiadomo, dlaczego.

- Co ty tutaj robisz, Grey?

- Chciałem z tobą porozmawiać - odrzekł spokojnie, z twarzą nie zdradzającą żadnych uczuć.

Nikki spojrzała na niego z zaciekawieniem. O czym on chce rozmawiać? I gdzie, do diabła, był, gdy go potrzebowała siedem lat temu?

Naraz zapragnęła znaleźć się gdzieś na otwartej przestrzeni, gdzie jego obecność nie wydawałaby jej się tak przytłaczająca.

- Możemy porozmawiać na zewnątrz - zaproponowała, idąc do drzwi. Grey szedł tuż za nią. Gdy się zatrzymała i jeszcze raz spojrzała na jego twarz, uświadomiła sobie, co się w nim zmieniło. Nie chodziło o upływ czasu, tylko o ubranie. Grey, jakiego znała kiedyś, był opalonym, beztrosko uśmiechniętym chłopakiem, który chodził w dżinsach z obciętymi nogawkami i bez koszuli. Teraz miała przed sobą mężczyznę w dobrze skrojonym garniturze i drogich skórzanych butach. Co więcej, otaczała go charakterystyczna dla Blakemore'ów atmosfera arogancji i pewności siebie.

- O czym chcesz ze mną rozmawiać?

- Pewnie słyszałaś o śmierci mojego ojca - zaczął. Nikki skinęła głową.

- Przykro mi z tego powodu - skłamała. Ojciec Greya był szorstkim w obejściu, świętoszkowatym człowiekiem, który od samego początku nie krył, że dziewczyna syna nie podoba mu się. „Gówniara z wesołego miasteczka” nie była odpowiednim towarzystwem dla jednego z Blakemore'ów.

Nikki czekała na to, co Grey powie dalej. Patrzyła na jego czarne włosy. Miała ochotę wpleść w nie palce i poczuć ich miękkość. Zacisnęła dłonie w pięści, wbijając paznokcie w ciało.

Grey stanął na krawędzi pomostu, oparty o drewnianą poręcz. Za jego plecami fale rozbijały się o brzeg, odbijając światło księżyca w pełni.

- Wróciłem tutaj i właśnie przejmuję rodzinne interesy. Ponieważ większość z nich wiąże się z wesołym miasteczkiem, uznałem, że powinienem porozmawiać z tobą. Zawsze dobrze wiedziałaś, co się tu dzieje.

- A co cię interesuje? - zapytała obojętnym tonem.

- Wszystko wskazuje na to, że Land's End niebawem zbankrutuje.

- Mieliśmy kilka kiepskich lat - przyznała Nikki niechętnie. - Ale ten sezon powinien być o wiele lepszy.

- Dostałem ofertę kupna tego terenu.

Nikki zmrużyła oczy. Owszem, słyszała pogłoski, że jakiś inwestor chce kupić ten teren pod budowę luksusowego hotelu.

- Czy masz zamiar ją przyjąć? - zapytała, czując, że serce jej przestaje bić z lęku.

Grey wpatrywał się w dal wzrokiem równie nieprzeniknionym jak wody oceanu.

- Jeszcze nie podjąłem decyzji.

Nikki wzięła głęboki oddech, by opanować wzbierający w niej gniew.

- Jeśli sprzedasz Land's End, pozbawisz wielu ludzi dachu nad głową.

Grey mocno zacisnął usta.

- Przyjechałem tu po to, żeby rozeznać się w sytuacji i podjąć decyzję, która będzie najlepsza dla wszystkich.

- Jestem pewna, że niezależnie od tego, jaką decyzję podejmiesz, będzie ona służyła przede wszystkim interesom Blakemore'ów - odrzekła Nikki z goryczą.

Grey spojrzał na nią beznamiętnie.

- Gdyby tak było, to już bym podpisał odpowiednie dokumenty i nie próbowałbym nawet z tobą rozmawiać.

- Więc dlaczego tu jesteś? - zapytała ze zniecierpliwieniem. Nie potrafiła oddychać ani myśleć swobodnie, gdy on znajdował się tak blisko. Zapach jego wody po goleniu, chłodny i korzenny, budził wspomnienia, które wolałaby odsunąć jak najdalej od siebie.

- Chciałbym, żebyś zorganizowała spotkanie pracowników wesołego miasteczka, w czasie którego moglibyśmy porozmawiać o przyszłości Land's End.

- Kiedy? Wzruszył ramionami.

- Kiedy wam to będzie odpowiadało. Możesz zadzwonić do mnie do domu.

Nikki tylko skinęła głową, niezdolna w tej chwili myśleć.

- Mam nadzieję, że wkrótce się odezwiesz - rzekł Grey, kończąc rozmowę. Odwrócił się i odszedł, ona zaś patrzyła za nim, dopóki nie zniknął jej z oczu, a potem bezwładnie oparła się o poręcz i zakryła twarz dłońmi. Ogarnęły ją wspomnienia sprzed lat.

- Ty i ja przeciwko całemu światu, mała. - Ileż to razy słyszała od niego te słowa? Greyson Blakemore, który nie mógł znaleźć wspólnego języka z innymi dziećmi, bo pochodził z bogatej rodziny. I Nikki, wychowana w wesołym miasteczku. Po raz pierwszy spotkali się tu na karuzeli. Nikki miała osiem lat, a Grey dziewięć. Natychmiast zaczęli spoglądać na siebie wrogo, bo obydwoje mieli ochotę przejechać się na srebrnym koniu z jaskrawo-niebieskimi wstążkami.

- Ty jesteś gówniarą z promenady - powiedział Grey, najwyraźniej powtarzając określenie, które gdzieś usłyszał i którego dokładnie nie rozumiał.

Nikki bez lęku spojrzała mu prosto w twarz.

- A twoja matka to sztywna jak kij, chciwa suka - odparowała.

Przez długą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Żadne z nich nie próbowało zaprzeczać słowom drugiego, ale nie było pewne, co zrobić dalej. W końcu Grey przełamał impas.

- Możemy jeździć po kolei - zaproponował, obrzucając srebrnego konia tęsknym wzrokiem.

Był to początek znajomości, która kwitła co roku od końca maja do początku października. Nikki żyła wakacjami, gdy obydwoje byli wolni. Mogli wtedy wędrować po promenadzie i bawić się w chowanego między palami drewnianego pomostu. Z czasem, gdy obydwoje podrośli, te rozrywki zostały zastąpione przez inne, bardziej emocjonujące.

Gdy Nikki miała dziesięć lat, Grey był jej najlepszym kolegą. Gdy miała trzynaście, stał się dla niej bohaterem, a gdy skończyła szesnaście - kochankiem. Wtedy to zaczęli rozmawiać o wspólnej przyszłości.

- Nikki? Nikki, dobrze się czujesz?

Kobiecy głos przywołał ją do rzeczywistości. Odsunęła dłonie z twarzy i ujrzała Bridget. Na jej malutkiej twarzy malowała się troska. Nikki zmusiła się do uśmiechu.

- Wszystko w porządku.

- Widziałam go, Nikki. Widziałam, że z tobą rozmawiał. Na pewno nic ci nie jest?

Skinęła głową i westchnęła głęboko. Podeszła do najbliższej ławki i usiadła, obawiając się, że nogi odmówią jej posłuszeństwa. Bridget przycupnęła obok niej, machając drobnymi stopami w powietrzu jak małe dziecko.

Bridget urodziła się jako karlica w czasach, gdy mało kto akceptował tego rodzaju ludzi. Przybyła do Land's End przed dwudziestu laty i otworzyła tu pizzerię. Żyjąc w nieco surrealistycznej atmosferze wesołego miasteczka, została zaakceptowana, podobnie jak wielu innych odmieńców. W życiu Nikki zawsze zajmowała bardzo szczególne miejsce.

- Czy powiedział coś... o dziecku? - zapytała teraz, ujmując dłoń Nikki w swoją.

Dziewczyna potrząsnęła głową i znów poczuła ukłucie bólu.

- Nie masz nawet pojęcia, ile razy wyobrażałam sobie, że znów go spotykam - odrzekła cicho. - Przez wiele nocy marzyłam o jego powrocie, szukałam słów, które pragnęłam mu powiedzieć... - Zamilkła na chwilę. - Nazwał mnie Nicolette Richards. To znaczy, że wie o moim małżeństwie - dodała nagle.

- Skoro wie o małżeństwie, to może dowiedział się i o rozwodzie. Może po tych wszystkich latach wreszcie wrócił po ciebie. Może chce ci wynagrodzić to, co się stało - westchnęła z nadzieją Bridget, która zawsze była niepoprawną romantyczką.

Nikki z trudem powstrzymała wybuch histerycznego śmiechu.

- Nawet gdyby chciał, to w żaden sposób nie potrafiłby mi wynagrodzić wyrządzonych krzywd - rzekła dobitnie.

Greyson Blakemore stał przy oknie w pokoju na drugim piętrze, który w dzieciństwie był jego sypialnią, i wpatrywał się w dal, tam, gdzie na horyzoncie lśniły barwne światła promenady.

Land's End. Kiedyś to było jedyne miejsce na świecie, które naprawdę się dla niego liczyło. Tu było jego wybawienie, jego ratunek przed obłędem.

Otworzył okno i poczuł na twarzy powiew ciepłego, pachnącego solą powietrza. Wraz z wiatrem napłynęła melodia z karuzeli. Niczym głos zaczarowanego fletu, ta melodia przywoływała Greya, przyciągała go do siebie, kusiła, by za nią podążyć. Dźwięki te przywoływały przeszłość. Podobnie jak podróżnik w wehikule czasu Wellsa, Grey wybrał miejsce i czas, które chciał odwiedzić. Robił to wiele razy już wcześniej i zawsze jego podróż w czasie kończyła się na wspomnieniach chwil, gdy trzymał Nikki w ramionach. Ona miała wtedy siedemnaście lat, a on osiemnaście.

Zamknął oczy i płynął z falą wspomnień, wracając do tego jednego, najważniejszego dnia. W jej włosach, długich i ciemnych, zawsze splątanych i pachnących słońcem, odbijały się promienie księżyca. Nie był to pierwszy raz, gdy trzymał ją w ramionach i całował, ale tej nocy w ich uścisku wyczuwało się pośpiech. Mieli świadomość, że za dwa dni Grey wyjedzie do college'u. Namiętność ogarniała ich powoli, aż poczuli, że nie ma już odwrotu. Choć już od dawna byli kochankami, tym razem było inaczej niż zwykle; ich miłość przesycało słodko-gorzkie przeczucie rozstania i samotności.

Później wpatrywał się w nią z podziwem. Jak zawsze, nie potrafił uwierzyć, że Nikki należy do niego. Jej orzechowe oczy przybrały szary odcień w mroku panującym pod pomostem, gdzie leżeli na plaży. Skórę miała ciepłą jak wygrzany słońcem piasek. Światło księżyca ślizgało się po jej twarzy, prostym nosie, rzeźbiąc każdą linię i otaczając ją srebrzystą poświatą. Kochał Nikki bardziej niż kogokolwiek czy cokolwiek na całym świecie. Mówili o przyszłości, snuli plany... ale od tamtej nocy nie widział jej więcej... aż do dzisiejszego wieczoru.

Nikki należała do jego przeszłości, podobnie jak te beztroskie letnie dni. Później wyrzucił ją ze swego serca. Ale teraz na jej widok znów poczuł dziwną mieszaninę uczuć, których nie potrafił zrozumieć.

- Greyson?

Odwrócił się gwałtownie. W drzwiach pokoju stała matka.

- Czekamy na ciebie z kolacją.

- Przepraszam. Nie zauważyłem, że już jest tak późno. - Zerknął na zegarek i ze zdumieniem uświadomił sobie, że minęła ósma. Uśmiechnął się przepraszająco. Matka zawsze kazała podawać kolację punktualnie o ósmej.

To sztywne trzymanie się przez rodziców ustalonych reguł było jednym z powodów, że przed wielu laty Grey szukał swobody w wesołym miasteczku. Tam kolację jadło się wtedy, gdy było się głodnym. Dzień zaczynał się po południu i trwał do późna w nocy. Nie było tam zegarów, rozkładów dnia, zasad, których należałoby przestrzegać. Ten świat diametralnie różnił się od uporządkowanego otoczenia, w którym Grey się wychował.

- Greyson, kochanie?

Poczuł dłoń matki na rękawie marynarki i przyłapał się na tym, że znów patrzy w okno. Zarumienił się z zażenowaniem. Matka stanęła obok niego, roztaczając zapach kosztownych perfum.

- Wiesz, obwiniam siebie za to, co się stało - powiedziała i gdy zauważyła zdziwione spojrzenie syna, dodała: - Ojciec zawsze powtarzał, że powinnam postępować z tobą bardziej stanowczo. Trzeba było zabronić ci tam chodzić.

- Nic, co mogłabyś powiedzieć albo zrobić, nie powstrzymałoby mnie od tego. - Patrzył na światła diabelskiego młyna; gdy był dzieckiem, wesołe miasteczko sprawiało na nim wrażenie królestwa z bajki. - To miejsce zawsze miało dla mnie wielki urok.

- Ale to było dawno temu - odrzekła matka, gładząc go po ramieniu. - Ten urok mógł działać na dziecko, ale teraz jesteś dorosłym, odpowiedzialnym mężczyzną.

Odpowiedzialność... właśnie. Od siedmiu lat ogromna odpowiedzialność za rodzinne interesy spoczywała na barkach Greysona. A teraz miał decydować o losie ludzi z Land's End.

Odsunął się od okna i ruszył na dół do jadalni. W progu zatrzymał się i rzucił jeszcze jedno szybkie spojrzenie na kolorowe światła. Gdziekolwiek był i cokolwiek robił, jego myśli zawsze wracały tutaj, do wesołego miasteczka i do Nikki.

Może to dobrze, że tu wróciłem, myślał, idąc za matką po schodach. Z pewnością należy pozbyć się tych iluzji, pogodzić się z przeszłością, zostawić ją za sobą i poszukać szczęścia w przyszłości. Zastanawiał się tylko, czy w tym celu będzie musiał doprowadzić do zamknięcia wesołego miasteczka.

ROZDZIAŁ DRUGI

Nikki budziła się powoli. Przeszkadzały jej odgłosy poranka - dudnienie młota gdzieś za oknem, uporczywy szum fal oceanu rozbijających się o brzeg, głos Bridget, która krzyczała do swego męża, Szweda, by wyniósł śmiecie.

Sny rozwiały się. Nikki poczuła gorycz w ustach. Miała ochotę napić się kawy. Wstała i narzuciła na siebie długi jedwabny szlafrok, który przyjemnie chłodził ciało. Początek czerwca był tak upalny, że ostatnio wróciła do młodzieńczego zwyczaju sypiania nago.

Zawiązała pasek szlafroka, poszła do kuchni i nastawiła ekspres. Zachmurzyła czoło, przypominając sobie sny, które prześladowały ją przez całą noc. Były to erotyczne sny - z Greyem w roli głównej.

Zaniosła kawę do małego saloniku i opadła na sofę. Jej wzrok spoczął na zdjęciu stojącym na bocznym stoliku. Johnny. Zaciekawiło ją, gdzie on teraz jest, co robi w tej chwili. Ich małżeństwo przetrwało tylko dziesięć miesięcy, ale rozstali się jako przyjaciele. Ten ślub był jej drugim życiowym błędem. Pierwszym było to, że zakochała się w Greyu i zaufała mu.

- Hej, Nikki.

- Wejdź - zawołała i uśmiechnęła się, gdy w progu pojawiła się Bridget.

- Dzień dobry - powiedziała karlica i zaraz zniknęła w kuchni. Po chwili wróciła, trzymając w obu dłoniach kubek z kawą.

- Słyszałam, że Lars kazał ci trzymać się z daleka od kofeiny - zauważyła Nikki.

Jej mała przyjaciółka tylko machnęła ręką.

- Och, Lars! On chyba myśli, że jeśli będę piła za dużo kawy, to nie urosnę. Nie chce uwierzyć, że już na to za późno. - Jej twarz rozświetlił uśmiech nieposłusznego dziecka. - Jesteś gotowa do wycieczki?

Nikki skrzywiła się.

- Właśnie się zastanawiam, czy nie spakować bagaży i nie wyjechać z miasta pierwszym pociągiem.

Bridget uśmiechnęła się ze współczuciem.

- Powinnaś przewidzieć, że skoro jesteś przewodniczącą naszego komitetu, to tobie właśnie przypadnie obowiązek prowadzenia negocjacji z Greyem. Kochanie, trzeba, żeby ktoś, kto jest naszym przedstawicielem, był z nim, gdy zacznie się tu rozglądać. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale z pewnością potrafisz się zdobyć na uprzejmość, oprowadzić go po całym terenie i nie narazić nas na niebezpieczeństwo z powodu swojej przeszłości.

Nikki ze znużeniem skinęła głową. Tak, wiedziała, że powinna przestać myśleć o przeszłości i skupić się na tym, co teraz najważniejsze - na przetrwaniu wesołego miasteczka. Poprzedniego dnia na spotkaniu wszystkich osób związanych z Land's End uświadomiła sobie ze struchlałym sercem, że to właśnie jej przypadną w udziale pertraktacje z Greyem. Zadzwoniła do niego wieczorem i zaprosiła go na dokładne oględziny terenu. Nic dziwnego, że prześladowały ją erotyczne sny. To dlatego, że znów musi się z nim spotkać.

- Jeśli będę miała odrobinę szczęścia, to Grey szybko załatwi swoje sprawy tutaj i wróci do Nowego Jorku.

- Czy nie sądzisz, że po śmierci ojca zechce tu zostać?

- Mam nadzieję, że nie - odrzekła Nikki natychmiast. Ale co będzie, pomyślała, jeśli on tu rzeczywiście zostanie, ona zaś będzie skazana na to, by codziennie go spotykać? Jeśli ma zamiar wciąż tu mieszkać, musi nieustannie podsycać w sobie nienawiść i gorycz. Powinna zignorować erotyczne napięcie, które znów się między nimi pojawiło. Te emocje są niebezpieczne, niechciane... głupie.

- Nikki, czy dałabyś mu jeszcze jedną szansę, gdyby cię o to poprosił? - zapytała cicho Bridget.

- Nigdy - odrzekła natychmiast. - Nie ma już dla niego miejsca w moim życiu. Sam sobie odebrał to prawo, gdy przysłał mi kopertę z pieniędzmi na usunięcie ciąży.

- Był wtedy młody.

- Ja też - odparowała Nikki. - Młoda, samotna i w ciąży. Wszyscy zawsze mi powtarzali, że jestem głupia, bo dziewczyny z wesołego miasteczka są łatwym łupem dla chłopców z tak zwanych porządnych domów. Ale ja myślałam, że to, co nas łączy, to coś zupełnie innego... - Potrząsnęła głową. - Byłabym głupia, gdybym jeszcze raz pozwoliła, by Grey znów mnie oczarował. A moja matka nie urodziła głupiej córki.

Grey szedł plażą w stronę wielkiej planszy, na której było napisane: „Land's End, największe małe molo w New Jersey”. Molo, które miało niecałe dwa kilometry długości, nie mogło konkurować ze swoim sławniejszym, ponaddziesięciokilometrowym kuzynem w Atlantic City. Kiedyś jednak Land's End było bardzo popularną atrakcją turystyczną. Zbudowano je na początku wieku i aż do ostatniej dekady to miejsce prosperowało doskonale.

Grey wiele razy słyszał opowieści o tym, jak jego dziadek, który był właścicielem tego terenu, pozwolił się tu zatrzymać wędrownemu wesołemu miasteczku. Ludziom z lunaparku spodobało się to miejsce i udało im się uzyskać zgodę na całoroczne osiedlenie.

Ojciec Greya podzielił tę ziemię na mniejsze parcele i spisał umowy dzierżawy. Nikt z pierwszych osiedleńców nie pozostał już przy życiu, ale nadal mieszkali tu ich potomkowie, a także inni, którzy przybyli tutaj w poszukiwaniu własnego miejsca na ziemi.

Grey wpatrywał się w wielką planszę. Zauważył, że była zniszczona i spłowiała. Ruszył dalej. Molo zaczynało już ożywać. Jakiś staruszek zakładał markizę na straganie, przysadzista kobieta zamiatała chodnik przed budką, w której znajdowała się strzelnica. Spojrzał na zegarek. Było tuż po dziesiątej. Za dwie godziny wszystkie budki, strzelnice, karuzele i teatrzyki będą otwarte dla odwiedzających.

W świetle dnia magiczny urok tego miejsca znikał. Słońce bezlitośnie ukazywało zniszczoną, brudną farbę na ścianach budynków. Wiatr niósł lekki zapach zepsutych ryb i wodorostów. Nawet deski pomostu były stare, spękane od upału, w wielu miejscach nadpróchniałe. Grey zastanawiał się, czy Nikki też straci swój urok w jaskrawym świetle dnia.

Jeśli nie liczyć tej krótkiej wizyty przed dwoma dniami, nie był tutaj od siedmiu lat, ale dobrze pamiętał, dokąd pójść.

Zatrzymał się przed swoją ulubioną pizzerią i przez moment rozkoszował się wonią ostrego sosu i ciepłego ciasta. Nie zastanawiając się, co robi, okrążył budynek dokoła i wszedł do środka przez tylne drzwi. Zaskrzypiały tak samo jak kiedyś. Uśmiechnął się w duchu i wszedł do mrocznego pomieszczenia. Przy starym stole piknikowym siedziało mniej więcej ośmioro dzieci i jadło pizzę z wielkiego talerza stojącego pośrodku. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają, pomyślał Grey, siadając przy sąsiednim stoliku. Przez chwilę miał wrażenie, jakby cofnął się w czasie. Kiedyś codziennie przychodził tu na lunch, spotykał się z Nikki i zjadał swoją porcję „pomyłek” Bridget. Przymknął oczy, przypominając sobie, z jaką niecierpliwością biegł tu każdego dnia, nie mogąc się doczekać, kiedy wreszcie zobaczy Nikki, pochwyci ją w ramiona i wykradnie pocałunek w tej małej kuchni. Obejmował ją i przyciągał do siebie, zupełnie nie zażenowany własnym podnieceniem. Te pocałunki... Smakowała pepperoni i sosem pomidorowym, a jej włosy pachniały ciastem.

- Pięknie pachniesz - szeptał jej do ucha, a potem znów pochylał się nad ustami.

- Ty pachniesz piękniej - śmiała się, tuląc się do niego mocno i przesuwając koniuszkiem języka po konturach jego warg.

Uwielbiała się z nim drażnić, on zaś nie miał nic przeciwko temu. Czuł instynktownie, że obietnice, jakie składały jej oczy i pieszczoty, zostaną spełnione. Nigdy nie wątpił, że wieczorem, gdy cienie pod molo pogłębią się, spotkają się tam i będą mogli cieszyć się sobą do woli.

Przywołał się do porządku i wrócił myślami do teraźniejszości. Uświadomił sobie, że przyjście tutaj było błędem. Zapach pizzy, śmiech dzieci, atmosfera restauracji, wszystko to przywoływało wspomnienia, które Grey wolałby odsunąć jak najdalej od siebie.

Nadal pamiętał gniew, jaki go ogarnął, gdy w dwa miesiące po wyjeździe do college'u ojciec pokazał mu wycinek z prasy zapowiadający ślub Nikki. Grey załamał się i teraz uświadomił sobie, że po tych wszystkich latach nadal nie udało mu się do końca pozbierać.

Tak, przyjście tutaj było błędem. Podniósł się z zamiarem wyjścia, ale w tej chwili w drzwiach kuchni pojawiła się Nikki. W rękach trzymała talerz z pizzą. Zauważyła go natychmiast i na moment zastygła w miejscu jak przestraszona sarna schwytana w światła samochodowych reflektorów. Na jej policzki wypełzł rumieniec, a duże oczy pociemniały. Grey ciekaw był, czy ona także przypomniała sobie te letnie dni, gdy kuchnia Bridget była jednym z miejsc, w których obydwoje poznawali hipnotyczną siłę miłości i seksu. Poczuł ogarniające go dreszcze, choć podniecenie było ostatnią rzeczą, jaką pragnął teraz odczuwać.

Nikki z trudem oderwała wzrok od jego twarzy.

- Proszę - powiedziała, stawiając talerz przed dziećmi i uśmiechając się z przymusem. Wciąż czuła na sobie spojrzenie Greya. Opanowała się i podeszła przy stolika, przy którym siedział.

- Zdawało mi się, że mamy się spotkać za godzinę.

. - Chciałem tylko sprawdzić, czy Bridget nadal prowadzi akcję dożywiania dzieciaków.

- Codziennie, chociaż nieźle byś oberwał, gdyby usłyszała, że nazywasz to akcją dożywiania. Ona twierdzi, że po prostu pozbywa się w ten sposób wszystkich „pomyłek”, których nie może podać zwykłym klientom.

Grey skinął głową i w kącikach jego ust pojawił się cień uśmiechu.

- Gdyby Bridget rzeczywiście popełniała tyle pomyłek, jak twierdzi, to już dawno by zbankrutowała.

- Karmi całą masę głodnych dzieci... Niektóre z nich nie będą już nic jadły aż do jutra, gdy znów tu wrócą. - Nikki pochyliła się nad blatem stołu. - Grey, te dzieci pochodzą z rozbitych rodzin, ich rodzice są uzależnieni od alkoholu albo narkotyków. Bridget nie tylko daje im gorący posiłek, ale także potrafi ich wysłuchać, pocieszyć, zachęcić do walki o swoje prawa.

- Nikki, nie musisz mi opowiadać o tym, ile dobrego robi Bridget. Chyba nie zapomniałaś, że i ja byłem jednym z jej podopiecznych?

Nikki wyprostowała ramiona.

- Nie, nie zapomniałam. Chcę się tylko upewnić, że i ty o tym pamiętasz. Wszyscy tutaj byli dla ciebie dobrzy. Nie obchodziło ich, kim jest twoja rodzina ani jakie masz problemy. Zaakceptowali cię bezwarunkowo.

- To prawda - zgodził się i w jego głosie naraz zabrzmiało znużenie.

- Więc jak możesz myśleć o tym, żeby zamknąć wesołe miasteczko? - zapytała z gniewem.

- Nikki, nie mogę podejmować decyzji finansowych opierając się na tym, że wiele lat temu jacyś ludzie byli dla mnie dobrzy. Muszę się skoncentrować na tym, co przyniesie zysk mojemu przedsiębiorstwu.

W tej chwili w drzwiach kuchni pojawiła się Bridget.

- Co się dzieje? Nowy chłopak na molo? - Z rozpromienioną twarzą podeszła do stolika. - Greyson Blakemore... dorosły i w znakomitej formie.

- Witaj, Bridget. Ty też wyglądasz kwitnąco - powitał ją Grey, odpowiadając uśmiechem na uśmiech.

- Słyszałam, że wróciłeś - ciągnęła Bridget, siadając wraz z nimi przy stoliku. - Czas już, żebyś zapuścił gdzieś korzenie. Co cię tak długo trzymało z dala od domu?

Grey wzruszył ramionami, Nikki jednak nie usłyszała już jego odpowiedzi. Wymknęła się do kuchni i stanęła oparta o lodówkę. Przed oczami miała obraz ich dwojga, leżących na piasku. Grey obiecał jej, że będą razem na zawsze, a ona mu wierzyła. A niech go diabli porwą razem z jego kłamstwami. To wszystko trwało tak krótko.

- Nikki? - Bridget zajrzała do kuchni. - Grey powiedział, że jest gotów i czeka na ciebie na zewnątrz.

- Chyba lepiej mieć to już z głowy - westchnęła, bardziej do siebie niż do Bridget. Wzięła głęboki oddech i wyszła na zewnątrz.

- Dokąd chcesz iść? - zapytała bez wstępów. Grey wyciągnął z kieszeni plik papierów.

- Mój ojciec przed śmiercią otrzymywał skargi na stan bezpieczeństwa urządzeń. Może zajmiemy się tym najpierw.

- Nie rozumiem, o jakie zabezpieczenia może chodzić. Oczywiście, wszystko tu trzeba by odmalować, ale zawsze bardzo dbaliśmy o bezpieczeństwo.

Grey podał jej jeden z papierów. Był to list opisując ryzyko, na jakie narażają się wszyscy wsiadający na diabelski młyn. Nikki szybko przebiegła go wzrokiem.

- Nie możesz tego brać poważnie - mruknęła. - Ten, kto to wysłał, nawet się nie podpisał. Pewnie ktoś z miasta, komu nie udało się wygrać pluszowego zwierzaka na strzelnicy, napisał to, żeby się na nas zemścić.

- Mimo wszystko traktuję to poważnie - odrzekł Grey spokojnie. - Nikki, jeśli jest jakaś możliwość, żeby nie zamykać wesołego miasteczka, to muszę sprawdzić, jakie przeszkody stoją przed nami i ile trzeba zainwestować, żeby Land's End zaczęło przynosić większe dochody. Obejrzyjmy więc wszystko po kolei, dobrze?

W chwilę później, gdy Pete Ely, właściciel diabelskiego młyna, pokazywał Greyowi dokumentację pochodzącą z ostatnich kontroli bezpieczeństwa, Nikki skorzystała z okazji, by przyjrzeć mu się dokładnie. Bardzo się starała zachować obiektywizm. Łatwiej jej było utrzymać dystans, gdy widziała go w drogim garniturze. Dziś jednak miał na sobie znoszone drelichowe spodnie i sportową koszulkę z krótkimi rękawami. W tym stroju przypominał Greya z jej młodości, chłopaka, którego kochała tak bardzo.

Żałowała, że się nie ożenił. Może gdyby miał żonę, nie odczuwałaby pokusy; może wtedy nie uległaby radom węża, który szeptem przekonywał ją, by spróbowała soczystego owocu. Ale przecież kosztowała go już w przeszłości i wiedziała, że w środku ma gorzkie nasiona.

- Zdaje się, że tutaj wszystko jest w porządku - rzekł wreszcie Grey, patrząc ze zmarszczonym czołem na diabelski młyn. - Choć na pewno przydałoby się trochę świeżej farby.

- Wszędzie tutaj przydałoby się trochę świeżej farby - odparowała Nikki. - Kilka miesięcy temu prosiliśmy twojego ojca, by zgodził się na jakiś czas obniżyć czynsz dzierżawny, żebyśmy mogli poczynić tu pewne inwestycje. Ale odmówił.

- Zrozumiałem, co chciałaś powiedzieć - mruknął Grey i ruszył w stronę karuzeli. Nikki szła o kilka kroków za nim, niepewna, czy zdoła utrzymać nerwy na wodzy. Grey także szedł coraz wolniej. Ciekawa była, czy i jego ogarnęły wspomnienia.

Wszedł na platformę i zbliżył się do srebrnego konia, o którego kiedyś walczyli. Położył rękę na siodle, niegdyś jaskrawo-niebieskim, teraz wyblakłym jak marzenia sprzed lat.

- Teraz już nie warto byłoby się o niego kłócić, prawda? - powiedział ze smutkiem. - Zawsze mi się wydawało, że jest większy i ładniejszy.

- We wspomnieniach wszystko wydaje się lepsze niż w rzeczywistości - mruknęła.

- Kto to teraz prowadzi?

- Walt Simon.

- Walt Simon? Przecież on musi mieć już ze sto lat.

Nikki nie udało się ukryć uśmiechu. Każdego zdumiewała długowieczność i młodzieńczy duch Walta. On sam właśnie wyłonił się zza budki z biletami, obrzucając ich przenikliwie spojrzeniem niebieskich oczu.

- A niech mnie - zawołał, zbliżając się do nich charakterystycznym krokiem reumatyka. Wyciągnął dłoń do Greya, który potrząsnął nią mocno. - A niech mnie - powtórzył i jego twarz rozświetlił promienny uśmiech. Staruszek nie miał zębów i wyglądał z tym uśmiechem jak małe dziecko. - Wiedziałem, że kiedyś tu wrócisz. Ty i Nikki zawsze byliście moimi najlepszymi klientami. Zjawiliście się tu pierwsi, gdy otwierałem, i odchodziliście ostatni, gdy zamykałem jesienią. Pamiętasz?

- Pamiętam - uśmiechnął się Grey.

- Tak, tak. - Walt znów pokazał w uśmiechu bezzębne dziąsła. - To były czasy. Wszędzie pełno ludzi, a do mojej karuzeli ustawiały się kolejki dzieciaków. Już teraz nie ma tylu chętnych. - Posmutniał i zerknął niespokojnie na Greya. - Czy przyjechałeś po to, żeby nam pomóc i znów ożywić Land's End?

- Grey właśnie się zastanawia, czy ożywić to miejsce, czy raczej wyssać z niego resztkę życia - wyjaśniła Nikki.

- Wyssać... to znaczy, chcesz zamknąć wesołe miasteczko? - zapytał Walt z niedowierzaniem. - Chyba tego nie zrobisz, Grey?

Grey skrzywił się niechętnie.

- Walt, próbuję podjąć rozsądną decyzję.

- Grey przejął rodzinne interesy Blakemore'ów - znów wtrąciła Nikki.

- Ale ty nigdy nie byłeś taki jak reszta Blakemore'ów - zaprotestował Walt. - Twoja rodzina zawsze myślała tylko o forsie, ale ty kierowałeś się sercem. - Popatrzył na młodego mężczyznę ze smutkiem i przesunął powykręcaną dłonią po rzadkich siwych włosach. - Przez ostatnie pięćdziesiąt lat nieustannie walczyłem z Blakemore'ami. Zawsze mi się wydawało, że ty będziesz inny... lepszy.

Nikki zauważyła, że policzki Greya lekko pociemniały. Podniósł wyżej głowę.

- Co tu jest do rozumienia, Walt. Mam swoje zobowiązania i priorytety. Jestem Blakemore'em.

- Jeśli zechcesz zlikwidować wesołe miasteczko i wyrzucić nas stąd, ze wszystkich sił będziemy się starali utrudnić ci życie - ostrzegł go Walt z uśmiechem niesfornego chłopca. - Ja i ci tutaj - wskazał na drewniane konie - potrafimy być bardzo uparci, jeśli chcemy.

W oczach Greya pojawił się błysk uznania.

Ruszyli dalej. Grey sprawdzał stan drewnianych pomostów i sporządzał notatki na temat wszystkiego, co widział. Nikki odkryła, że zaczyna patrzeć na wesołe miasteczko jego oczami. To, co zobaczyła, wprawiło ją w stan bliski rozpaczy. Trzeba tu było zainwestować wiele pieniędzy i pracy. Turyści omijali z daleka miejsce, które popadało w ruinę.

Potrzebny był ktoś, kto by się o wszystko zatroszczył i zaryzykował inwestycje na tym terenie. Ojca Greya, Thomasa Blakemore, wesołe miasteczko nic nie obchodziło. Zależało mu tylko na pieniądzach z dzierżawy, które wpływały co miesiąc.

A jak było z Greyem? Nie znała go tak jak niegdyś. Kiedyś kochał to miejsce i mieszkających tu ludzi. Przyglądała mu się, gdy oglądał strzelby w strzelnicy Jima. Czy można jakoś wzbudzić w nim dawne uczucia? Ze względu na przyjaciół miała nadzieję, że jej się to uda. Wiedziała jednak, że jest to trudne zadanie. Kiedyś przecież Grey kochał także i ją, ale to uczucie również wygasło szybko i bez śladu.

- Sam nie wiem, Nikki - powiedział w jakiś czas później, stając obok niej na krawędzi pomostu. - Nie wygląda to dobrze. - Starannie złożył notatki i wsunął je do kieszeni. Dobrze wiedział, że do późna w nocy będzie je przeglądał i analizował, zastanawiając się nad tym, co zobaczył. - Widzę tu wiele minusów i bardzo mało plusów.

- Jest tylko jedna rzecz, której nie da się zapisać na papierze... magia. Grey, czy już zapomniałeś, jak magicznym miejscem było dla ciebie kiedyś Land's End? Czy przypominasz sobie, jak bezpieczny i mile widziany zawsze się tu czułeś?

Nieświadomie pochwyciła go za ramię.

- Grey, zawsze twierdziłeś, że to magiczne miejsce. Ta magia nadal tu jest, tylko nie widać jej pod warstwą popękanej farby, starości i zaniedbania. - Puściła jego ramię i odsunęła się o krok. Wiatr rozwiewał jej włosy, a w długich, ciemnych pasmach odbijały się refleksy słońca. - Wszyscy mamy jakieś marzenia, Grey. Wszyscy, którzy mieszkają na promenadzie, a od ciebie zależy los tych ludzi.

Patrzył na nią spod przymrużonych powiek, próbując nie zauważać piersi, na których wiatr opinał bawełnianą koszulkę, ani długich, opalonych nóg wyłaniających się z nogawek szortów.

- Marzenia są dla dzieci - odrzekł szorstko, spoglądając na fale oceanu.

- To nieprawda - zaprotestowała. - Marzenia są dla wszystkich, którzy mają nadzieję, włącznie z tymi mieszkańcami Land's End, którzy nie mają pieniędzy. Niektórzy z nich są fizycznie upośledzeni. Jedyne, czego im nie brakuje, to nadzieja. - Znów pochwyciła go za rękę. - Grey, proszę, nie odbieraj nam nadziei. Daj nam szansę, byśmy mogli ci opowiedzieć o naszych marzeniach, zanim podejmiesz decyzję, by nas stąd usunąć.

Przesunął dłonią po włosach. Sam nie wiedział, co myśleć. Jej słowa przypomniały mu, czym to miejsce było kiedyś dla niego. Odsunął się i znów spojrzał na wodę, jakby z fal chciał wyczytać odpowiedź.

Uświadomił sobie coś jeszcze. Chociaż Nikki zdradziła go kiedyś, wychodząc za innego mężczyznę, nadal jej pragnął. Wzbudzała w nim ślepe, nie zważające na nic pożądanie. Nie był tylko pewien, czy nie jest to po prostu jeszcze jedno wspomnienie, pamięć niegdysiejszego uroku. Gdyby mógł się z nią teraz kochać, czy byłoby to równie potężne przeżycie jak dawniej, czy też upływ czasu dodał barw wspomnieniom?

Pamięć bywa zawodna; łatwo prowadzi na manowce. Grey miał inne kobiety oprócz Nikki, ale nigdy nie udało mu się osiągnąć podobnego poczucia pełni. Czy to też była zwykła iluzja?

- Grey?

- Dobrze - powiedział naraz. - Jeśli chcesz, żebym ocalił wesołe miasteczko, to musisz znów pokazać mi jego magię.

Popatrzyła na niego ze zdumieniem. W głowie czuła zamęt. W jej oczach odbijały się dziwne uczucia, tak jak kiedyś, gdy spotkali się po raz pierwszy. Przyszło mu do głowy, że chyba właśnie wtedy zakochał się w niej na śmierć i życie.

Była obca i niezwykła w porównaniu z innymi dziewczynami w szkole. Chodziła boso, nogi zawsze miała bardzo opalone, kolana i łydki pokryte siniakami. Wyglądała jak bezdomna sierota, ale w jej oczach błyszczało poczucie wolności i duma, która go fascynowała. Nikki była jak istota z innej planety. Pragnął mieć ją na własność, poznać zalety jej wolnego ducha i uczyć się od niej.

Teraz poczuł się tak samo.

Odrzuciła włosy z twarzy i spojrzała na niego prowokacyjnie.

- Dobrze, Grey, pokażę ci magię - rzekła w końcu.

Nieświadomie podszedł do niej, pragnąc wziąć ją w ramiona i poczuć jej ciało tuż przy swoim. Gdy to zauważyła, w jej oczach pojawił się dziwny błysk i odsunęła się nieco.

- Muszę wracać do teatru - powiedziała, spoglądając na zegarek. Skinęła mu głową, odwróciła się i odeszła.

Patrzył za nią, żałując, że nie potrafi wrócić do przeszłości. Zastanawiał się, co się wtedy między nimi popsuło, czuł jednak, że ta historia nie jest zakończona. Wiedział, że nie może snuć planów na przyszłość, dopóki nie załatwi tej sprawy z przeszłości. Powinien spędzić z nią jeszcze jedną noc. Wtedy może uda mu się wyzwolić od wspomnień.

ROZDZIAŁ TRZECI

- Nie mam pojęcia, dlaczego się zgodziłam - powiedziała Nikki następnego ranka, nalewając Bridget kawę do filiżanki. - Pokaż mi magię, mówi, a ja na to: dobrze. Powinnam się zbadać u psychiatry.

Bridget pocieszająco poklepała ją po dłoni. - Jeśli ci się to uda, z pewnością ocalisz wesołe miasteczko.

- Sama nie wiem, czy to możliwe. Albo się dostrzega magię, albo nie. Tylko ci, którzy są wrażliwi, potrafią ją zobaczyć... - westchnęła Nikki ze zniechęceniem.

Podeszła do okna, przez które wpadało poranne słońce.

- Gdy iluzjonista materializuje w powietrzu kartę, niektórzy ludzie widzą w tym tylko zręczność, słyszą wymowny szelest ubrania, zauważają, że po drodze zahaczył dłonią o rękaw. Inni widzą magię. Grey kiedyś ją dostrzegał, ale przez ostatnie siedem lat rozwijał w sobie sceptycyzm i niewiarę Blakemore'ów. Co mam zrobić, żeby znów dostrzegł magię? Jak mogę sprawić, żeby zechciał zainwestować w wesołe miasteczko? Cały ten pomysł jest zupełnie niedorzeczny.

Usiadła przy stole i spojrzała na przyjaciółkę z desperacją. Bridget spokojnie wsypała trzy łyżeczki cukru do kawy i zmarszczyła zadarty nos w uśmiechu.

- Nikt lepiej od ciebie nie potrafi przypomnieć Greyowi, czym było kiedyś to miejsce i czym może znów się stać. Jest tu magia, magia zranionych ludzi, którzy szukają tolerancji, spokojnego życia, wspólnej pracy i marzeń dzielonych z innymi. Ty sama tego doświadczyłaś. Gdy miałaś szesnaście lat i twoja matka umarła, wszyscy tutaj dbali o ciebie i troszczyli się o to, żebyś nie trafiła do sierocińca. Wszyscy jesteśmy rodziną, a w tej chwili los tej rodziny zależy od ciebie, Nikki. Musisz sprawić, żeby Grey znów nas docenił. Postaraj się jakoś go przekonać, żeby nie zamykał wesołego miasteczka... nawet jeśli w tym celu będziesz mu musiała wybaczyć krzywdę, którą ci kiedyś wyrządził.

- Nigdy - odrzekła z irytacją Nikki. - Mogę być dla niego uprzejma, ale nie potrafię mu wybaczyć.

Bridget uniosła filiżankę i przez chwilę w milczeniu wpatrywała się w twarz swojej przyjaciółki.

- Nigdy się nie pozbierasz, dopóki nie pozbędziesz się goryczy - powiedziała wreszcie. - Gniew i żal przywiązują cię do Greya. Musisz z nim porozmawiać, wyrzucić to z siebie i przebaczyć temu człowiekowi. Inaczej nie będziesz potrafiła dalej żyć.

Słowa Bridget dźwięczały w umyśle Nikki przez całe przedpołudnie. Porozmawiać z Greyem o przeszłości? Niedorzeczne. Czas na rozmowę minął już dawno. Wybaczyć mu? Niemożliwe. Gniew dodawał jej sił. Gorycz z kolei trzymała na uwięzi rozpacz... rozpacz, której nigdy nie chciała się poddać, obawiając się, że mogłoby ją to zniszczyć.

Wiedziała jednak, że w jednym Bridget się nie myli. Mieszkańcy wesołego miasteczka kochali ją i troszczyli się o nią. Zawsze czuła się tu bezpiecznie. To był jej dom, ci ludzie byli jej rodziną i wiedziała, że jest im coś winna.

W ciepłym porannym słońcu wyniosła na werandę pudło z materiałami i zajęła się robieniem nowej marionetki do swego spektaklu. Z uśmiechem wyjęła z pudełka w połowie skończoną lalkę. Był to tłusty, biały szczur; na pewno spodoba się dzieciom. W tej chwili nie miał jeszcze mordki. Nikki miała nadzieję, że następnego dnia uda się ją wykończyć i włączyć szczura do przedstawienia.

Praca nad lalką sprawiała jej wielką satysfakcję. Te zabawki zrobione z drewna i tkanin były jej dziećmi. Ubierała je w falbanki i muszki, malutkie czapeczki baseballowe i szelki.

Ponieważ poród Lolly przebiegał z komplikacjami i dziecko urodziło się martwe, lekarz powiedział Nikki, że prawdopodobnie nie uda jej się już zajść w ciążę. Wiedziała więc, że te marionetki są jedynymi dziećmi, jakie kiedykolwiek będzie miała, i wkładała w nie całą swoją miłość. Przymknęła oczy, walcząc z głębokim żalem, jaki zawsze towarzyszył takim myślom. Nigdy nie przytuli własnego dziecka, nie będzie mogła go kochać, pozostaje jej tylko pustka... Potrząsnęła głową i wróciła do pracy.

Około południa schowała pudełko i ruszyła do teatru. Słońce świeciło jaskrawo, deski pomostu zaczynały już parzyć przez cienkie podeszwy sandałów.

Cieszyła się, że wreszcie udało jej się zainstalować klimatyzację w niewielkiej salce teatru. Nadzieja na spędzenie pół godziny w chłodzie mogła przyciągnąć więcej widzów na jej spektakle. Otworzyła drzwi i weszła do mrocznego pomieszczenia, przesuwając dłonią po ścianie w poszukiwaniu kontaktu.

- Nie zmieniłaś zamków - powitał ją głęboki głos Greya. Drgnęła zaskoczona.

Siedział w pierwszym rzędzie. Wyglądał zabawnie w małym krzesełku, na którym zwykle zasiadały rozchichotane dzieci. Nie sposób jednak było wziąć go za dziecko; emanowała z niego męskość i nieodparty urok, który zawsze ją obezwładniał.

- Jak się tu dostałeś? - zapytała, zirytowana głośnym dudnieniem własnego serca.

Wyciągnął rękę i pokazał jej klucz - ten sam, który dała mu przed wielu laty, gdy spotykali się tutaj, bo chcieli pobyć sam na sam.

- Ale... co tu robisz? - Nie czekając na odpowiedź, weszła za kurtynę oddzielającą ją od widowni.

- Pomyślałem, że może byłoby dobrze, gdybyś zorganizowała jeszcze jedno spotkanie. Chciałbym usłyszeć, co macie zamiar zrobić, żeby wesołe miasteczko stało się rentowne.

- To dobry pomysł - przyznała Nikki natychmiast. - Próbowaliśmy namówić twojego ojca, żeby przyszedł na takie spotkanie, w nadziei, że osiągniemy jakiś kompromis, ale nie był tym zainteresowany.

- Nie jestem moim ojcem - odrzekł Grey, wchodząc za kurtynę i stając obok niej w mroku kulis.

- Możesz mieć kłopoty z przekonaniem ludzi, że jesteś inny niż on... że nie liczy się dla ciebie przede wszystkim zysk, a potem dopiero wszystko inne. - Zesztywniała; nie potrafiła czuć się swobodnie, gdy Grey stał tak blisko niej.

- A ty jak myślisz? - Podszedł bliżej i znów owiał ją znajomy zapach wody kolońskiej.

- To nie ma znaczenia - mruknęła i skupiła uwagę na wiszących na ścianie lalkach. - Chcesz czegoś jeszcze? - zapytała niegrzecznie, z nadzieją, że Grey nie usłyszy w jej głosie napięcia.

- Chciałbym zobaczyć, jak to miejsce wygląda w porze największego ruchu. O której godzinie przychodzi tu najwięcej ludzi?

Cofnęła się o krok, obawiając się spojrzeć na niego wprost.

- Przeważnie około dziewiątej wieczorem.

- Chciałbym, żebyś była wtedy ze mną. Obiecałaś, Nikki, że pokażesz mi magię - przypomniał jej.

Jego głos był miękki, przechodził niemal w szept. Nikki znów pożałowała swojej impulsywnej zgody. Musiała chyba zwariować, żeby przystać na coś podobnego.

Nie miała jednak zwyczaju wycofywać się w pół drogi. Wzięła głęboki oddech i spojrzała mu prosto w oczy.

- W takim razie może spotkamy się tutaj o dziewiątej?

Zachmurzył się.

- Dzisiaj wieczorem muszę być w domu. Moja matka będzie miała gości i nalega, żebym też się z nimi spotkał. Może jutro?

- Dobrze - zgodziła się. - A teraz muszę się przygotować do pierwszego spektaklu - dodała, widząc, że Grey się nie poruszył. Szara koszula doskonale harmonizowała z kolorem jego oczu. Rzęsy miał długie i ciemne.

Niespodziewanie wyciągnął rękę i położył dłoń na jej ramieniu.

- Nikki, myślę, że musimy porozmawiać o tym, co się kiedyś zdarzyło.

Odsunęła się.

- Nie ma o czym rozmawiać - powiedziała schrypniętym głosem, czując, że jej serce znów zaczyna bić mocniej. - To przeszłość, Grey. Naprawdę nie ma sensu do niej wracać. Byliśmy młodzi, niedoświadczeni i to wszystko. - Wzięła głęboki oddech, żeby opanować drżenie, które ogarniało całe jej ciało. - Lepiej daj temu spokój. To już się stało, a gadanie niczego nie zmieni.

Przez długą chwilę wpatrywał się w jej twarz, jakby niepewny, czy powinien obstawać przy swoim, ale w końcu skinął głową.

- W takim razie do zobaczenia jutro wieczorem.

Gdy wyszedł, Nikki odetchnęła z ulgą. Przestrzeń za kulisami wydała jej się o wiele większa bez jego przytłaczającej obecności. Sprawdziła, czy wszystko jest gotowe do spektaklu, chwyciła szczotkę i zabrała się do zamiatania sali.

Szła krętą, zarośniętą ścieżką prowadzącą na cmentarz Land's End. Nadchodzący zmierzch zabarwiał niebo na złoto i różowo. Przy każdym jej kroku na ziemi tańczyły długie cienie. W ciszy słychać było tylko głosy ptaków i szelest traw.

Nie była tu już od dość dawna i dzisiaj, podczas godzinnej przerwy na kolację, przyszło jej do głowy, że czas już na kolejną wizytę.

Przydałoby się skosić trawę, pomyślała. Źdźbła sięgały jej już do kostek. Administracja cmentarza w Oceanview wynajmowała kosiarzy, ale tym mniejszym cmentarzem, na którym chowano ludzi zatrudnionych w wesołym miasteczku, opiekowali się tylko przyjaciele i krewni zmarłych.

Minęła starsze nagrobki. Tu leżeli ludzie, którzy pierwsi osiedlili się nad oceanem. Na żadnym z grobów nie rosły kwiaty. Ludzie z Land's End kochali swoich bliskich, kiedy żyli, lecz nie czuli potrzeby troszczenia się o ich groby.

Na nowszych grobach wyryte były nazwiska ludzi, których znała w dzieciństwie. W cieniu drzewa leżała jej matka. Nikki zatrzymała się przy jej grobie tylko na chwilę. Kochała matkę, ale to nie jej wspomnienie przywiodło ją teraz na cmentarz.

Szła dalej, aż wreszcie zatrzymała się przy malutkim grobie. Na płycie wyryty był uskrzydlony aniołek i napis: Lolly Richards.

Stojąc nad tym grobem znów poczuła w sercu dziwną pustkę, która kiedyś nie opuszczała jej ani na chwilę. Zdawałoby się, że ból powinien już minąć. Przy każdych kolejnych odwiedzinach grobu dziecka Nikki spodziewała się, że ukłucie w sercu będzie mniejsze, cierpienie jednak nie malało z upływem lat. Pierwszy rok po urodzeniu i śmierci Lolly był koszmarem. Nikki cierpiała każdego dnia. Budziła się z bólem serca rano i zasypiała z nim wieczorem. Na początku spędzała na cmentarzu wszystkie weekendy, ale ostatnio ograniczyła te wizyty, usiłując opanować jakoś niepohamowaną rozpacz.

Już miała wrażenie, że jej się to udało, lecz gdy teraz usiadła w gęstej trawie, poczuła palące łzy pod powiekami i wiedziała, że ten ból nigdy nie przeminie.

- Och, Lolly - szepnęła. Kochała swoje dziecko już wtedy, gdy nosiła je w sobie, ale nie miała okazji obdarzyć go miłością po urodzeniu. Lolly nie przeżyła czterdziestogodzinnego, okropnego porodu z komplikacjami.

Nikki zdławiła szloch, przypominając sobie chwilę, gdy lekarz włożył dziecko w jej ramiona, by mogła się z nim pożegnać. Lolly umyto i owinięto w jasno-różowy kocyk. Była śliczna... miała delikatną twarzyczkę, w której jej rysy łączyły się z rysami Greya... ciemne włosy o tym samym odcieniu, co włosy Greya, i pełne usta, podobne do jej własnych. Powiodła wtedy palcami po delikatnej buzi, pocałowała blade czółko i pożegnała swoją córeczkę.

Z wysiłkiem otrząsnęła się z tych wspomnień i zaczęła wyrywać chwasty rosnące wokół grobu. Lolly Richards. Powinno tu być napisane: Lolly Blakemore. Gdy Nikki przekonała się, że jest w ciąży, natychmiast napisała list do Greya, pewna, że uszczęśliwi go tą wiadomością i że wezmą ślub. W odpowiedzi otrzymała kopertę z pieniędzmi. W środku nie było żadnej kartki, żadnego wyjaśnienia. Poczuła się zdruzgotana.

Zastanawiała się nad usunięciem ciąży, ale uświadomiła sobie, że nie jest w stanie tego zrobić. Dziecko w jej ciele było jedyną częścią Greya, którą mogła zachować na zawsze.

Mimo wszystko przerażała ją perspektywa bycia samotną matką. Miała zaledwie siedemnaście lat i czuła się zupełnie osamotniona.

Johnny Richards był jednym z wyrzutków społeczeństwa, których przyciągnęło wesołe miasteczko. Atrakcyjny, czarujący mężczyzna natychmiast zaprzyjaźnił się z Nikki. Gdy zaproponował, że ożeni się z nią i da dziecku swoje nazwisko, zgodziła się. Podjęła tę decyzję, kierowana lękiem przed samotnością. Wkrótce po urodzeniu Lolly zdecydowali się na rozwód. Obydwoje wiedzieli, że ich małżeństwo zostało zawarte pod wpływem impulsu.

Johnny odjechał i nigdy go więcej nie widziała, choć od czasu do czasu dostawała od niego listy pełne opisów kolejnych podróży.

Westchnęła ciężko, wstając. Niepotrzebnie tu przyszła. Widok grobu córeczki ożywiał tylko dawne wspomnienia, odnawiał ból, z którym i tak musiała się zmagać codziennie. Nie pragnęła tego bólu. Potrzebny był jej gniew z powodu zdrady Greya. Gniew był dobry... dawał siłę. Był jej jedyną obroną przed Greyem i wciąż żywymi wspomnieniami ich młodzieńczej miłości.

- Nie zapomnę - powiedziała głośno. - Nigdy mu nie wybaczę.

Grey wyszedł na taras domu Blakemore'ów i wciągnął głęboko w płuca ciepłe, pachnące solą powietrze. Miał dość woni jedzenia i perfum, którą przesycone było wnętrze salonu.

Opadł na krzesło z kutego żelaza i potarł skronie. Głowa zaczęła go boleć, gdy tylko pojawili się pierwsi goście matki.

Wiatr niósł dźwięki melodii z wesołego miasteczka. Muzyka mieszała się z gwarem dochodzącym z wnętrza domu. Grey westchnął, wiedząc, że przyjęcie potrwa do późna w nocy. Przyjaciele matki uwielbiali pić koktajle, jeść wykwintne przystawki i plotkować o tych, którzy nie mogli przyjść.

Wpatrywał się w dal. Z miejsca, w którym siedział, dostrzegał tylko fragment diabelskiego koła. Kolorowe światła lśniły na tle czarnego nocnego nieba. Jego myśli znów powędrowały do Nikki.

Spojrzał na zegarek. Siódma. Nikki powinna teraz być na wieczornym spektaklu. Zabawne; miał wrażenie, że już uwolnił się od dawnych wspomnień. Gdy się dowiedział o jej małżeństwie, najpierw rzucił się w wir nauki, potem pochłonęły go nowojorskie interesy Blakemore'ów. Prowadził życie, którego wielu mu zazdrościło. Jadał w najlepszych restauracjach, a w wyjściach do teatru czy na bale dobroczynne towarzyszyły mu najpiękniejsze i najbardziej znane kobiety z Nowego Jorku. Ale w pewien sposób zawsze tęsknił do tego wesołego miasteczka i szczęścia, jakiego zaznawał w objęciach Nikki. Owego głodu nic nie potrafiło nasycić.

Czy rzeczywiście Nikki miała rację, że było to tylko młodzieńcze zaślepienie? Czy to, co między nimi istniało, dawno się już skończyło? Wydało mu się to nieprawdopodobne.

- Och, tu jesteś - odezwał się kobiecy głos za jego plecami.

Grey zesztywniał, po czym odwrócił się i powitał Amandę Barrington wymuszonym uśmiechem. Usiadła obok niego. Od intensywnego zapachu jej perfum jeszcze bardziej rozbolała go głowa.

- Zastanawiałam się, gdzie jesteś - powiedziała Amanda, zakładając nogę na nogę, by uwidocznić zgrabne łydki.

- Chciałem się trochę przewietrzyć - wyjaśnił. Wiedział, dlaczego jego matka zaprosiła Amandę na to przyjęcie. Dziewczyna pochodziła z „szacownej” rodziny i miała „odpowiednie” wychowanie.

Znów potarł czoło dłonią, próbując wymazać Nikki z pamięci. Stanęła mu w tej chwili przed oczami naga i piękna, zupełnie nie zawstydzona, swobodnie biegnąca po piasku. Amanda nigdy by się nie odważyła biegać nago po oświetlonej księżycem plaży.

- Głowa cię boli? - zapytała Amanda głosem pełnym współczucia.

- Trochę - przyznał.

- Pozwól. - Stanęła tuż za nim i przyłożyła czubki palców do jego czoła. Ręce miała chłodne i wilgotne. Masując czoło, oparła się o niego i uwodzicielsko przylgnęła do jego pleców. Jej piersi były twarde i niezbyt pociągające... podobnie jak ona sama.

- Dziękuję, już mi lepiej - rzekł po chwili. Wstał i uśmiechnął się z wymuszoną uprzejmością. - Dołączymy do reszty towarzystwa?

Na jej twarzy pojawił się błysk niezadowolenia, szybko jednak zastąpił go gładki, wystudiowany uśmiech. Wsunęła dłoń pod jego ramię i razem wrócili do salonu.

Grey wytrzymał na przyjęciu jeszcze dwie godziny, po czym, nie zauważony, wymknął się do swojej sypialni. Tam znów jego spojrzenie powędrowało w stronę okna, w kierunku barwnych świateł wesołego miasteczka.

Wiedział, że matka będzie się zastanawiać, gdzie się podział, ale nie potrafił dłużej znieść tej sztucznej atmosfery. Czuł, że ani minuty dłużej nie ścierpi Amandy, jej paplaniny, duszących perfum, bogatych ludzi, którzy nigdy nie mówili tego, o czym myśleli... Miał wrażenie, że za chwilę udusi się w zatłoczonym salonie.

Nie zastanawiając się nad tym, co robi, zdjął marynarkę i rozluźnił węzeł krawata. Zrzucił spodnie i szarpnął guziki koszuli, szybko pozbywając się wieczorowego stroju.

W dolnej szufladzie komody, pełnej starych ubrań, znalazł znoszoną bawełnianą koszulkę i dżinsy z obciętymi nogawkami. Przebrał się, zbiegł cicho na dół tylnymi schodami i wyszedł na zewnątrz przez drzwi kuchenne. Na szczęście nikogo nie spotkał. Dopiero w połowie drogi uświadomił sobie, dokąd zmierza.

Szedł na molo, żeby poszukać Nikki. Musiał się przekonać, czy to, co kiedyś między nimi istniało, było prawdziwe, czy też był to tylko wytwór młodzieńczej wyobraźni rozbudzonego seksualnie nastolatka. W tej chwili nade wszystko pragnął sprawdzić, czy wspomnienia, które go prześladowały, były tylko iluzją.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Grey biegł przez plażę, wdychając aromatyczne powietrze. Gdy tylko wydostał się z domu na otwartą przestrzeń, poczuł się lepiej. Wilgotna, ciepła bryza chłodziła jego skórę, otaczając go znajomym zapachem fal oceanu. Światło księżyca było prawie niewidoczne, przyćmione przez odblaski kolorowych lamp wiszących na drutach. Na wodzie ślizgały się barwne refleksy.

Powinienem był tu wrócić już dawno temu, pomyślał, biegnąc przed siebie. Tęsknił za wesołym miasteczkiem i poczuciem wolności, którego tu doznawał. Brakowało mu słonego powietrza, zapachu pizzy i hot dogów, a przede wszystkim brakowało mu Nikki.

Powinien był wrócić i zobaczyć się z nią zaraz po tym, gdy dowiedział się o jej rozwodzie. Powstrzymała go wtedy jedynie duma. Przez te wszystkie lata, w chwilach samotności, nie przestawał rozważać, co się wówczas wydarzyło, ale nie potrafił znaleźć żadnej odpowiedzi. Zastanawiał się teraz, czy to właśnie ciągnęło go teraz na molo, czy była to potrzeba, by wreszcie pozbyć się Nikki i tych wszystkich prześladujących go wspomnień z nią związanych.

Zwolnił, gdy pod jego stopami zadudniły pierwsze deski pomostu. Dokoła wszystko tętniło życiem. Od strony zjeżdżalni rozlegały się śmiechy dzieci. Ze zdziwieniem usłyszał własny, głośny śmiech. Kiedy po raz ostatni czuł prawdziwą radość? Zbyt dawno temu. Kiedyś bardzo lubił się śmiać, ale oduczył się tego, zmęczony długimi godzinami pracy i zebraniami udziałowców. Boże, jak tęsknił za tym miejscem.

Życie czasami zaskakuje człowieka. Rodzinne interesy nigdy szczególnie nie interesowały Greya, ale gdy po wyjściu Nikki za mąż czuł się zupełnie zagubiony i zdezorientowany, ojciec szybko wykorzystał sposobność, by wprowadzić go w świat biznesu. Gdy skończył college, przejął odpowiedzialność za nowojorską część przedsiębiorstwa, podczas gdy ojciec zajmował się wesołym miasteczkiem. Umierając, Thomas Blakemore niechętnie dał synowi to, czego tamten pragnął - powód, by wrócić do Land's End.

Odsunął od siebie te myśli i skierował się w stronę teatru. Po drodze zatrzymał się na chwilę i kupił watę na patyku. Gdy tak szedł sobie i jadł tanie słodycze, ogarnęło go poczucie głębokiego zadowolenia. Nie było lepszego lekarstwa na problemy i zmartwienia, jak wata cukrowa. Uśmiechnął się, czując absurdalność tej myśli.

Z rozczarowaniem stwierdził, że teatr jest już zamknięty. Z westchnieniem spojrzał na zegarek. No tak, już prawie dziesiąta. Nikki mówiła mu przecież, że spektakl kończy się o dziewiątej.

Zmarszczył brwi, zastanawiając się, dokąd pójść teraz. Nikki mogła być wszędzie - na diabelskim młynie albo w labiryncie luster. Wiedział jednak, że powinien zacząć poszukiwania od pizzerii Bridget. Kiedyś często kończyli tam wieczorne wędrówki.

Ruszył przed siebie. Tutaj łatwo było poczuć się wolnym. Wokół panowała atmosfera, która sprawiała, że wszystko wydawało się możliwe.

Pizzeria była zatłoczona. Przecisnął się między stolikami, rozpoznając kilkoro znajomych; pomachał im ręką z uśmiechem. Pchnął wahadłowe drzwi i wszedł do kuchni.

Bridget w fartuchu przyprószonym mąką stała przy blacie i wypełniała formy ciastem.

- No, no, popatrzcie tylko, kogo tu widzimy! - zawołała z uśmiechem. - Chcesz coś zjeść?

Potrząsnął głową.

- Właściwie to zastanawiałem się, czy nie ma tu Nikki.

- Nie było jej tu dzisiaj. Zaraz po zakończeniu spektaklu poszła do siebie.

- Dzięki. Nadal mieszka tam, gdzie kiedyś? Bridget skinęła głową. Grey odwrócił się do wyjścia, ale zatrzymał go jej głos.

- Wiesz, że kocham tę dziewczynę... Traktuję ją jak własną córkę. Jest bardzo wrażliwa, a została już tyle razy skrzywdzona. Nie rań jej nigdy więcej.

- Nie mam takiego zamiaru - odpowiedział ze zdziwieniem.

Na zewnątrz zatrzymał się i stanął oparty o drewnianą poręcz pomostu. Trudno mu było myśleć o Nikki jako o wrażliwej osobie. Zawsze uważał ją za silną i pewną siebie. Zazdrościł jej tej wiary w siebie i odrobiny arogancji, która zawsze go w niej fascynowała.

Naraz, po raz pierwszy od powrotu do Oceanview i Land's End, Greyowi przyszło do głowy, że dziewczyna, którą kochał przed siedmiu laty, być może już nie istnieje. Przez te siedem lat w jej życiu działy się rzeczy, o których nic nie wiedział. Możliwe, że Nikki z przeszłości zniknęła, a na jej miejsce pojawiła się nowa Nikki, zupełnie mu obca.

Wydawało mu się, że on sam nie zmienił się za bardzo. Umawiał się z innymi kobietami, ale żadna z nich nie znaczyła dla niego wiele. Pracował ciężko, ale czasami ogarniały go wątpliwości, czy osiągnął cokolwiek, z czego mógłby być dumny. Uśmiechnął się smutno. Po tych wszystkich latach nadal musiał uciekać na molo, by uniknąć przyjęć swojej matki.

Bridget niepotrzebnie się martwi. Nie miał zamiaru ranić Nikki. Sam nie był pewien, czego od niej chce. Wiedział tylko, że ta sprawa nie jest zakończona, a Grey nigdy nie zostawiał za sobą nie zakończonych spraw.

W kilka minut później stał przed jej drzwiami. Dom wyglądał tak samo, jak przed laty. Farba była spłowiała, a ganek przechylał się wyraźnie na jedną stronę.

Kiedyś spędzał tu dużo czasu, wówczas gdy jeszcze żyła jej matka, i potem, gdy Bridget wprowadziła się tu, by się zaopiekować Nikki. Ciekaw był, czy w oknie sypialni nadal brakuje siatki.

Powtórnie zastukał. W końcu Nikki otworzyła mu drzwi, najwyraźniej zaskoczona jego wizytą.

- Grey! - zawołała ze zdumieniem i owinęła się szczelniej jedwabnym szlafrokiem. Zdążył jednak zauważyć fragment opalonego obojczyka i zgrabną nogę. - Co... co ty tutaj robisz?

Wzruszył ramionami. Wcześniej wydawało mu się, że ta wizyta to dobry pomysł, ale teraz ujrzał w oczach Nikki wyraz zakłopotania, zauważył drżenie kącika ust, i nie był już pewien, czy dobrze zrobił, przychodząc.

- Okazało się, że mam trochę czasu, więc pomyślałem, że moglibyśmy się przejść po molo. Pokazałabyś mi, co się zmieniło od czasu, gdy byłem tu ostatnio - wyjaśnił.

- Ale przecież miałeś... A przyjęcie twojej matki?

- Myślałem, że już dorosłem na tyle, by takie imprezy zaczęły mi sprawiać przyjemność, ale okazało się, że nie. Wymknąłem się przy pierwszej okazji. - Uśmiechnął się z nadzieją, że Nikki odpowie mu uśmiechem, ale nadal zachowywała powagę i unikała jego wzroku. - Posłuchaj - westchnął. - To chyba nie był dobry pomysł. Możemy się spotkać jutro wieczorem, tak jak się umawialiśmy.

- Wejdź, skoro przyszedłeś. Poczekaj tylko chwilę. Muszę się ubrać. - Otworzyła drzwi szerzej; Grey wszedł do domu. Nikki zniknęła w sypialni.

Grey znalazł się w salonie. W ciągu tych siedmiu lat wystrój wnętrza został zmieniony. Teraz dominowały tu jaskrawe odcienie ciepłych barw. Pokój przez to znacznie się ożywił.

Podszedł do stolika, na którym znajdowało się kilka oprawionych w ramki fotografii. Na jednej zobaczył matkę Nikki stojącą przed budynkiem teatrzyku lalkowego. Uśmiechając się, przypominała córkę. Drugie zdjęcie przedstawiało Nikki i Bridget. Siedziały razem w pizzerii, objęte ramionami.

Na trzecim zdjęciu był mężczyzna, którego Grey nie znał. Wziął fotografię do ręki i przyjrzał się jego twarzy. Kobiety chyba musiały uważać go za przystojnego. Jasne włosy, gęsta broda, mocna opalenizna i niebieskie oczy.

- To Johnny, mój były mąż - usłyszał za plecami. W głosie Nikki brzmiało lekkie napięcie. Spojrzał na nią i zauważył w jej oczach wyraz bólu.

Ze ściśniętym sercem postawił zdjęcie z powrotem na stoliku.

- Kochałaś go? - zapytał po chwili, nie patrząc na nią.

Nikki zawahała się.

- To chyba nie twoja sprawa - odrzekła w końcu drżącym głosem. - W każdym razie teraz to już nie ma znaczenia. To też należy do przeszłości, a ja nie mam zwyczaju oglądać się za siebie.

- Nigdy?

- Nigdy - potwierdziła stanowczo. - Idziemy? Otworzyła drzwi i spojrzała na niego z wyczekiwaniem.

Gdy szli w stronę wesołego miasteczka, Grey zastanawiał się, co ją tak zraniło. Czy to małżeństwo było aż tak nieudane? Czy kochała swojego męża i załamała się po rozwodzie? Tak wiele pytań pragnął jej zadać, tak wiele odpowiedzi chciał usłyszeć. Wyczuwał jednak jej napięcie i milczał. Obawiał się, że jeśli czymś ją urazi, ona po prostu odwróci się na pięcie i wróci do domu. Postanowił na razie grać według ustalonych przez nią zasad; pytania dotyczące przeszłości mogły poczekać. Wiedział jednak, że prędzej czy później będą musieli porozmawiać o tym, co się kiedyś zdarzyło.

Przyglądał się jej kątem oka. Zauważył pasmo włosów opadające na plecy. Jej włosy zawsze wyglądały tak, jakby od dawna nie były porządnie szczotkowane. Wiedział jednak, że w dotyku są jedwabiste i że żadna szczotka nie uporządkuje niesfornych kosmyków. Miał ochotę wpleść w nie palce. Machinalnie zwinął dłonie w pięści.

- Panuje tu duży ruch - zauważył, gdy weszli na jasno oświetlone molo.

- W sobotnie wieczory jest największy tłok. Ale w zeszłym roku szło nam bardzo kiepsko, a w dodatku twój ojciec podniósł czynsze. Większość z nas miała kłopoty finansowe. Ale to lato może będzie lepsze... chyba że myślisz o kolejnej podwyżce opłat.

Grey westchnął z irytacją.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem taki jak mój ojciec?

Nikki przyjrzała mu się badawczo.

- Chyba musisz to udowodnić. Słowa nie przekonają mnie, że jesteś inny niż reszta Blakemore'ów.

- A dlaczego myślisz, że jestem inny niż siedem lat temu? - nie ustępował.

Jej oczy pociemniały i stały się bardziej zielone niż zwykle.

- Wydaje mi się, że wtedy też cię nie znałam. Zanim jednak zdążył zapytać, co przez to rozumie, znaleźli się pośrodku promenady i ze wszystkich stron rozległy się pozdrowienia.

- Cześć, Nikki. - Jim, właściciel strzelnicy, gestem zaprosił ją do środka.

- Zaraz wrócę - powiedziała do Greya, po czym podeszła do Jima i przycupnęła na poręczy jego fotela.

- Co słychać, Jimbo? - zapytała, spoglądając czule na kulawego mężczyznę, który przez wiele lat życia pełnił rolę jej ojca.

- Co on tu z tobą robi? - Jim wskazał głową na Greya.

- Próbuję go przekonać, żeby nie zamykał wesołego miasteczka.

- A dlaczego myślisz, że on cię posłucha? - powątpiewał Jim.

- Przecież wiesz, że jestem przewodniczącą naszego komitetu i moim obowiązkiem jest próbować go powstrzymać.

- Hmm, on już raz wystawił cię do wiatru. Czy masz zamiar pozwolić, żeby znów to zrobił?

- Oczywiście, że nie - odrzekła, czerwieniąc się z emocji. - Tamta lekcja mi wystarczy.

Jim spojrzał na nią z sympatią.

- Nie byłaś pierwsza i na pewno nie będziesz ostatnia. Odkąd to miasteczko istnieje, bogaci gówniarze z miasta usiłują podrywać tutejsze dziewczyny. I to się nie skończy, dopóki będą istnieli chłopcy z miasta i dziewczyny z molo.

Nikki powstrzymała natychmiastową chęć, by zaprotestować. To nie tak było, chciała wykrzyknąć. To, co istniało między nią a Greyem, to było coś więcej niż tylko przygoda chłopca z miasta, który próbował uwieść dziewczynę z wesołego miasteczka. Grey był jej kumplem, przyjacielem, bratnią duszą. Ale wiedziała, że nie ma sensu o tym dyskutować. Jej serce znało prawdę, choć była ona bolesna. A prawda była taka, że Nikki nie wzbraniała się przed seksem, a Blakemore'owie nie żenili się z gówniarami z wesołego miasteczka.

Pochyliła się i pocałowała Jima w czubek łysej głowy.

- Nie martw się o mnie, Jimbo. Ten, kto zrani mnie raz, powinien się wstydzić. Ale jeśli ktoś mnie zrani po raz drugi, to ja powinnam się wstydzić, że do tego dopuściłam. Wierz mi, czegoś się nauczyłam. Jestem już na niego uodporniona.

Jim patrzył na nią przez długą chwilę.

- Nigdy nie jesteśmy obojętni wobec tych, których kochamy.

Nikki wstała z pewnym siebie uśmiechem.

- To znaczy, że jestem bezpieczna, bo nie czuję do niego niczego oprócz nienawiści. Spotkałam się z nim dla dobra nas wszystkich, ale nigdy nie przestanę go nienawidzić.

- Nigdy nie mów: nigdy, mała.

- Moja nienawiść jest mocna. Przetrwa bardzo długo. Jim znów spojrzał na nią powątpiewająco.

- Czułbym się lepiej, gdybyś zupełnie nic do niego nie czuła. Moim zdaniem nienawiść za bardzo przypomina miłość.

- Nie w tym przypadku - zapewniła go. Jeszcze raz szybko cmoknęła go w policzek i wróciła do Greya. Stał przy strzelnicy i przypatrywał się parze nastolatków, którzy starali się wygrać wielkiego, pluszowego dinozaura.

- Gdybym miał połowę tych pieniędzy, które tutaj wydałem, to mógłbym finansować wesołe miasteczko przez następnych pięćdziesiąt lat - powiedział, gdy stanęła obok niego.

- Nikt nie potrafi się oprzeć hazardowi. Zawsze jest szansa, że za dolara wygrasz wypchanego zwierzaka.

- Albo możliwość, że wydasz dużo dolarów i wrócisz do domu bez grosza - odrzekł.

Nikki wzruszyła ramionami.

- Dlatego właśnie nazywa się to hazardem. Wszystko zależy od szczęścia. - Jak miłość, pomyślała. Czasami trafia się wielka wygrana, a innym razem same śmiecie.

- Chodź, pokażę ci naszą najnowszą atrakcję.

Skinął głową i poszedł za nią.

- Wiesz, jeśli zamkniesz wesołe miasteczko, to nie tylko pozbawisz wielu ludzi dachu nad głową, ale też wyrządzisz poważną szkodę gospodarce całego Oceanview - powiedziała i widząc zaciekawione spojrzenie Greya, ciągnęła: - Nie ma chyba nastolatka w całym mieście, który nie przepracowałby tu przynajmniej kilku miesięcy. Hotele i motele żyją z turystów, których przyciąga to miejsce. Podobnie jest z restauracjami i barami szybkiej obsługi.

- Nikki, czy każde zdanie, które wypowiadasz, musi być poświęcone obronie wesołego miasteczka?

- To jest teraz najważniejsza sprawa - odparowała.

- Dlatego właśnie jestem tutaj z tobą. A to jest nasza najnowsza atrakcja - dodała po chwili, wskazując na dużą zjeżdżalnię wodną.

- Zawsze uważałem, że powinno być tu więcej wodnych atrakcji - zauważył Grey, podchodząc bliżej. Wokół zjeżdżalni panował ożywiony ruch. Obydwoje przystanęli na platformie obserwacyjnej, z której doskonale widać było dzieci ześlizgujące się w dół do dużego basenu.

Nikki oparła się o poręcz. Czuła się nieswojo, gdy Grey stał tak blisko niej, dotykając jej ramieniem. Gorący wiatr rozwiewał jej włosy. Drgnęła gwałtownie, gdy Grey odsunął kosmyk z jej twarzy. Czubki jego palców pozostały na jej policzku o ułamek sekundy za długo.

- Dzięki - wymamrotała, odsuwając się na wszelki wypadek o kilka kroków dalej, by nie czuć zapachu jego wody kolońskiej. - Więc kiedy podejmiesz decyzję? - zapytała, desperacko próbując wrócić do jedynego bezpiecznego tematu. - Wszyscy żyjemy w napięciu, dopóki się nie dowiemy, co chcesz zrobić.

- A co ty zrobisz, jeśli sprzedam ten teren?

- Dam sobie radę - usłyszał. - Nie o siebie się martwię. Znajdę jakąś pracę, przeprowadzę się, zorganizuję sobie życie na nowo, ale dla innych nie będzie to takie łatwe. - Wiatr znów rozwiał jej włosy. Tym razem szybko wsunęła zbłąkany kosmyk za ucho, zanim Grey zdążył wykorzystać sposobność, by znów jej dotknąć. Nie chciała, żeby jej dotykał. Bolało go to, ale jednocześnie napełniało zachwytem. - Martwię się o takie osoby jak Jim i Bridget... o ludzi, których społeczeństwo odrzuca, bo są kalekami.

Spojrzała mu w oczy, szukając w nich cech człowieka, którego kiedyś kochała.

- Na tym właśnie polega magia wesołego miasteczka... Chodzi o to, że akceptuje się tu wszystkich, niezależnie od fizycznych ułomności. - Odruchowo wysunęła rękę, chcąc ją położyć na jego ramieniu, zreflektowała się jednak w porę i cofnęła dłoń.

- Wiesz, powiedziałaś coś, co nasunęło mi pewien pomysł.

Spojrzała na niego z zaciekawieniem.

- Co takiego?

- Land's End leży tylko o kilka kilometrów od Oceanview, ale te dwa miejsca bardzo się między sobą różnią. Słusznie zauważyłaś, że sporo młodzieży z miasta pracuje latem w wesołym miasteczku. Może nadszedł już czas, by ludzie z Oceanview wsparli lunapark finansowo.

- To znakomity pomysł, ale jak sobie to wyobrażasz?

- Sam nie wiem. Będę się musiał nad tym zastanowić. Może na początek powinienem wydać przyjęcie i zaprosić wszystkich przedsiębiorców z miasta. To chyba byłby krok w dobrym kierunku.

Nikki skinęła głową, uradowana tym, co usłyszała. Patrzyła na dzieci szalejące na zjeżdżalni i wsłuchiwała się w ich radosny śmiech.

- Nikki... - szepnął Grey.

Odwróciła się twarzą do niego i zobaczyła w jego oczach znajomy błysk, który przywodził jej na myśl namiętne pieszczoty na plaży.

- Wiesz, o czym myślę? - zapytał. - Wydaje mi się, że tu nigdy nie było żadnej prawdziwej magii. - Stał tuż obok niej, jego oddech lekko owiewał jej twarz. Czuła w nim woń mięty i zapach waty cukrowej. - Wydaje mi się, że jedyna prawdziwa magia wynikała z faktu, że byliśmy razem, ty i ja.

- Nie bądź śmieszny! - zawołała, ale z trudem chwytała oddech i w jej głosie nie było przekonania. - Źródłem magii tego miejsca jest to, że wszyscy tutaj pracują razem i... i mają podobne marzenia... a także troszczą się o siebie nawzajem. - Zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć wszystko, co mówiła jej Bridget, ale trudno było jej znaleźć odpowiednie słowa.

- Ty i ja... mówiłam ci już... byliśmy młodzi i to było tylko zaślepienie.

- Ale teraz nie jestem już młody ani niedoświadczony, więc dlaczego pragnę cię tak samo jak wtedy?

- Grey, proszę - powiedziała błagalnie, zamykając oczy, by nie ujawniać tego, co czuje. - Mówiłam ci, że nie oglądam się za siebie i nie potrafię wrócić do przeszłości. - Wzięła głęboki oddech i otworzyła oczy.

- Grey, jesteśmy sobie obcy. Nic nas nie łączy, a tak wiele dzieli - westchnęła ze znużeniem.

- Nikki, ja nigdy o tobie nie zapomniałem. Nadal pamiętam smak i dotyk twojej skóry. Wspominam wciąż wieczory, gdy się kochaliśmy, każdą chwilę, w której wypowiadałaś moje imię. - Położył dłonie na jej ramionach. - Powiedz mi, że nigdy nie wspominasz tamtych nocy na plaży. Spójrz na mnie i powiedz, że nie pamiętasz, jak dobrze było nam razem. - Jego płonące spojrzenie wwiercało się w jej oczy, przenikając aż do głębi duszy. Coraz mocniej zaciskał dłonie na jej ramionach.

Próbowała rozbudzić w sobie gniew, który czaił się w jej duszy. Przypomniała sobie poród, tak wiele godzin bólu znoszonego samotnie. Pomyślała o swoim radosnym liście do niego, o liście, na który on odpowiedział, przysyłając kopertę z pieniędzmi. I w końcu wyobraziła sobie ich dziecko, teraz spoczywające w grobie.

- Nigdy - rzekła stanowczo, spoglądając prosto w jego szare oczy, po czym odeszła.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Nikki przewracała się niespokojnie na łóżku. W końcu odrzuciła okrywające ją prześcieradło. Było nieznośnie gorąco. W ciągu ostatnich kilku godzin, od chwili gdy zostawiła Greya stojącego przy wodnej zjeżdżalni, pogoda zmieniła się i zrobiło się duszno. Nikki wiedziała, że tylko po części jest to kwestia temperatury na zewnątrz, przede wszystkim jednak wrażenie duszności spowodowane było jej stanem umysłu.

Musiała odejść i zostawić go tam. Rozpaczliwie obawiała się, że Grey zechce ją pocałować, i wyobrażenie jego ust dotykających jej warg napełniało ją jednocześnie euforią i przerażeniem.

W końcu westchnęła ze zniechęceniem i usiadła, zdając sobie sprawę, że i tak nie uśnie. Przepełniały ją niepokój i energia, która nie mogła znaleźć ujścia.

Z kolejnym westchnieniem wstała z łóżka, narzuciła na nagie ciało krótki szlafrok i wyszła z domu. Gdy znalazła się na zewnątrz, desperacko pobiegła w stronę plaży.

Musiała zanurzyć się w oceanie. Może pływanie wyczerpie ją na tyle, że przestanie czuć tępy, nieznośny ból. Jeśli się zmęczy, może zapomni o Greyu i przestanie go pragnąć.

Nie zwalniając kroku zrzuciła szlafrok i zanurzyła się w posrebrzonych światłem księżyca falach. Woda przyjemnie chłodziła jej rozgrzane ciało.

Jak to możliwe, by miłość i nienawiść mogły istnieć równocześnie? zastanawiała się, przewracając się na plecy i unosząc swobodnie na wodzie. Dlaczego nadal pragnęła Greya, dlaczego tęskniła do niego tak rozpaczliwie, że wszystkie jej wzniesione przez logikę i zdrowy rozsądek mury obronne rozsypywały się w gruzy? Dlaczego jej umysł i ciało nie mogły się ze sobą zgodzić, jedno usiłowało wytrwać w goryczy, a drugie nade wszystko pragnęło dotyku Greya?

Znów przewróciła się na brzuch i zaczęła mocniej pracować ramionami. Chciała się zmęczyć, wiedziała jednak, że nawet gdyby przepłynęła cały ocean wzdłuż i wszerz, nie potrafiłaby się pozbyć tęsknoty przepełniającej całe ciało.

W końcu zachłysnęła się słoną wodą i niechętnie zawróciła do brzegu. Wyszła na piasek i wtedy go zobaczyła. Stał w tym samym miejscu, gdzie zawsze na nią kiedyś czekał, gdy pływała w świetle księżyca. Częściowo zasłaniał go cień rzucany przez molo, ale nawet z tej odległości widziała blask jego oczu, spoglądających na jej nagie ciało.

Stała wśród huku fal, zupełnie ogłuszona. Grey wyszedł z cienia. Był nagi.

Czas i przestrzeń przestały istnieć. Nikki miała wrażenie, że powtarzają się zdarzenia sprzed siedmiu lat. To był Grey, mężczyzna, którego kochała bardziej niż własne życie. Chłopak, za którym wciąż tęskniła. Nie potrafiła już dłużej walczyć z ogarniającym ją pożądaniem.

Nie poruszyła się, gdy szedł w jej stronę. Obawiała się, że jeśli spróbuje uczynić choćby krok, kolana odmówią jej posłuszeństwa i upadnie. Całe jej ciało płonęło pożądaniem. Zamiast krwi miała w żyłach gorącą lawę.

Zatrzymał się tuż przed nią. Nie dotknął jej, ale czuła żar jego ciała, zapach szaleństwa, które owładnęło i nią.

Grey wyciągnął rękę i czubkiem palca powiódł po skraju jej dolnej wargi. Nikki jęknęła. Znalazła się gdzieś, gdzie nie było miejsca na żadne myśli, rozsądne czy szalone. Wiedziała tylko, że go pragnie... rozpaczliwie pragnie go po raz ostami. Pragnęła jeszcze raz mu ulec, zanim będzie mogła ostatecznie wykluczyć go ze swojego życia.

Pochwyciła jego palec ustami i usłyszała ciche westchnienie. W jej uszach brzmiało ono jak najpiękniejsza muzyka, balsam kojący jej duszę.

Jednym szybkim ruchem Grey wziął ją na ręce i zaniósł w ciemne miejsce pod deskami pomostu. Na piasku leżał rozłożony koc. Położył ją na nim delikatnie i wyciągnął się obok niej. Nie dotykał jej, tylko ogarniał całe jej ciało płonącym wzrokiem.

Jego palce znów powędrowały do jej ust, przesuwając się najpierw po górnej wardze, potem po dolnej, lekko jak muśnięcie piórka. Pochylił głowę i delikatnie dotknął ustami jej warg. Nikki miała wrażenie, że śni. Ale to nie był sen; to była cudowna rzeczywistość.

Rozchyliła usta, on zaś zachłannie pogłębił pocałunek. Ich podniecenie wzrastało równocześnie. Grey wodził językiem po jej ustach, aż jęknęła z rozkoszy. Zapomniała już, jak bardzo potrafił być zmysłowy. Nie, nie zapomniała, poprawiła się w myślach. Stłumiła to wspomnienie, gdyż było zbyt bolesne.

Jednak wspomnienia z przeszłości szybko ustąpiły przed tym, co działo się teraz. Usta Greya przesuwały się po jej policzkach, aż wreszcie zbłądziły w zagłębienie szyi. Całe jej ciało drżało z podniecenia.

Gdy jego usta odnalazły wrażliwe miejsce za uchem, schwyciła gwałtownie powietrze i nerwowo zacisnęła palce na kocu. Pocałunki Greya rozbudzały w niej ogień pożerający całe ciało. Kula płomieni rozrastała się coraz bardziej, świeciła coraz jaśniej, oślepiała ją do tego stopnia, że nic już nie istniało oprócz dotyku jego ust. Gwiazdy widoczne w prześwitach między deskami molo zatarły się w jedną niewyraźną plamę. Usta Greya przesunęły się na jej pierś i zęby zaczęły lekko drażnić nabrzmiałe sutki. Nikki niejasno uświadamiała sobie, że powinna coś zrobić... powinna go powstrzymać. Ale nie potrafiła walczyć z burzą zmysłów, pulsującą w jej wnętrzu. Pragnęła Greya. Żaden inny mężczyzna nie potrafił wzbudzić w niej takich uczuć. Nikt oprócz niego.

Poza tym, pomyślała, udając przed sobą rozsądek, nie ma już siedemnastu lat. Jest starsza, mądrzejsza i na pewno potrafi sobie poradzić z tą burzą namiętności.

Gdy jego usta przesunęły się na drugą pierś, porzuciła myśl o protestach i po prostu poddała się potędze namiętności.

Grey najpierw pieścił ją tylko ustami, nie dotykając żadną inną częścią ciała. Jego wargi przesuwały się po jej płaskim brzuchu, całując każdy fragment nagiej skóry. Nikki zaciskała dłonie na kocu. Gdy dotarł do złączenia ud, wplotła palce w jego włosy i krzyknęła, czując, jak przez jej ciało przebiegają fale rozkoszy.

Wtedy nadeszła jej kolej, by go pieścić. Bez słowa obróciła go na plecy, zachęcona jego widocznym podnieceniem.

Zawsze tak właśnie się kochali: drażnili się wzajemnie dopóty, dopóki żadne z nich nie potrafiło już tego znieść ani chwili dłużej. Ciało Greya było rozpalone. Nikki całowała szeroką pierś, upajając się dotykiem mocnych mięśni pod opaloną skórą. Pachniał słonym wiatrem i gorącym nocnym powietrzem, zachwycał siłą, jakiej nie miał w sobie nikt poza nim.

Całowała jego brzuch, czując napięcie mięśni. Stamtąd jej usta powędrowały bezpośrednio do górnej części ud, świadomie ignorując miejsce, gdzie najgoręcej pragnął jej dotyku. Całowała jedno biodro, potem drugie, przesuwając policzkiem po szorstkich włosach, upajając się głębokimi pomrukami, które z siebie wydawał.

Pochyliła się i jej piersi otarły się o jego pierś. Och, jakże upajał ją jego dotyk, bliskość jego ciała, zapach i smak.

Nocna bryza wiejąca znad oceanu wzmagała jeszcze erotyczne wrażenia dostarczane przez skórę dotykającą skóry. Wiatr chłodził ich rozgrzane ciała. Grey zatracił się zupełnie w rozkoszy, jaką Nikki zawsze potrafiła rozbudzić swoim dotykiem. Była samą esencją seksu, w jej oczach lśniło zapamiętanie kobiety, która kocha swoją zmysłowość.

Uświadomił sobie niejasno, że na tym właśnie polega jej urok. Nikki zawsze potrafiła zaakceptować własną zmysłowość i seksualność. Była wolnym duchem, utemperować ją było równie niemożliwe jak powstrzymać wiatr, seks był dla niej czymś równie naturalnym jak oddychanie. Wyczuwało się to w każdej jej pieszczocie, w każdym pocałunku. Jak rzadko kto, pozostawała w kontakcie z najbardziej pierwotnymi właściwościami swojej natury.

Gdy jej usta wreszcie go otoczyły, ogarnęły go swoim gorącem i ogniem, te niejasne myśli odpłynęły, zastąpione przez o wiele potężniejsze wrażenia. Grey zamknął oczy, czując, jak przez całe jego ciało przebiegają dreszcze rozkoszy. Wplótł dłonie w jej włosy i szeptał jej imię.

Pragnął, by trwało to wiecznie, ale wiedział, że tak być nie może... Krew w nim wrzała, jego ciało pragnęło rozpaczliwie spełnienia.

Jęknął, zsunął ją z siebie i przetoczył się na nią, gotów do zanurzenia się w jej gorącym, aksamitnym wnętrzu. Zastygł na chwilę, szukając jej wzroku, pragnąc odnaleźć w jej oczach tę samą namiętność, która szalała w jego duszy.

Wsunął się w nią delikatnie, lecz pewnie. Przez chwilę trwał w bezruchu. Nie chciał, by wszystko skończyło się zbyt szybko. Gdy wreszcie poczuł, że potrafi się kontrolować, zaczął się w niej poruszać powoli i leniwie. Wycofywał się, po czym znów wracał w głąb, wypełniając ją sobą do końca.

Miał wrażenie, że cały zanurza się w gorącym jedwabiu. Drżał od intensywności doznań. Przez te wszystkie lata, które upłynęły od ich ostatniego spotkania, ich ciała nie zapomniały rytmu miłości i teraz zgrały się ze sobą bez trudu. Jęki pożądania, westchnienia rozkoszy mieszały się z odgłosem fal rozbijających się o brzeg. Grey poczuł, że już dłużej nie jest w stanie kontrolować tempa, i przyśpieszył ruchy. Nikki podążyła za nim, wyginając ciało w łuk i reagując na każde drgnienie kochanka. Grey poczuł, że jej ciało się napina, i wiedział, kiedy osiągnęła szczyt. Jej dłonie zacisnęły się konwulsyjnie na jego plecach i wykrzyknęła jego imię. Przez chwilę dygotał z napięcia, a potem jego ciało zesztywniało w napięciu i Grey krzyknął głośno; miał wrażenie, że umiera.

Opadł na koc, zsuwając się z Nikki. W ostatnim spazmie rozkoszy ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi. Zawsze pachniała słońcem i letnią bryzą.

Naraz poczuł, że w jej miękkim ciele pojawiło się napięcie, i wiedział, że zaczęła żałować tego, co się stało. Uniósł się na łokciu, odruchowo szukając dłonią jej ciepłej piersi. Jednak gdy jej dotknął, odwróciła głowę.

- Nikki?

Nie poruszyła się i nie spojrzała na niego.

Zawahał się, niepewny, co chce powiedzieć. Zdumiało go to, co wspólnie przeżyli, zadziwiła spontaniczna harmonia ich ciał. Fizycznie nadal byli tak zgrani, jakby czas nie istniał i po raz ostatni kochali się wczoraj. Nie było niezręcznego dopasowywania się do siebie, wymuszonych, nie chcianych pieszczot. Ich ciała nie zauważyły upływu czasu. Znów zaczął się zastanawiać, co się wtedy wydarzyło. Jak to się stało, że ją utracił?

- Nikki, musimy porozmawiać - rzekł wreszcie. Chciał - musiał - zrozumieć, co się wtedy zdarzyło, że zapomnieli, jak ważni byli dla siebie nawzajem i jak wyjątkowe uczucie ich łączyło.

Nikki usiadła, odpychając jego głowę od siebie. Skrzyżowała ręce na piersiach i wpatrzyła się w plażę, jakby czegoś tam szukała. Po chwili podniosła się bez słowa i odeszła o kilka kroków. Wzięła do ręki leżący na piasku szlafrok i narzuciła go na siebie.

Ten jeden ruch wymownie powiedział Greyowi, jak bardzo się zmieniła. Nikki, jaką pamiętał, nigdy nie czuła potrzeby, by zakrywać przed nim swoją nagość.

Ogarnęła go panika, gdy zauważył, że Nikki zaczyna odchodzić, kierując się w stronę domu. Zerwał się na równe nogi, pochwycił szorty i naciągnął je pośpiesznie. Pobiegł za nią i schwycił ją za ramię.

- Nikki, powiedziałem, że musimy porozmawiać - rzekł, obracając ją twarzą do siebie.

- O czym? - Księżyc oświetlał jej twarz. W oczach miała pustkę. - O czym chcesz rozmawiać, Grey? - Zaśmiała się ostro i z goryczą. - To nie było dla ciebie trudne siedem lat temu i zdaje się, że teraz przyszło ci równie łatwo.

Ze zdumienia zaparło mu dech.

- Co ty, do diabła, chcesz przez to powiedzieć? Pustka w jej oczach zamieniła się w gorycz, której nie potrafił pojąć.

- Wszyscy mnie wtedy ostrzegali. Trzymaj się od niego z daleka, Nikki. Chłopcy z miasta lubią się zabawiać z dziewczynami z wesołego miasteczka, ale nie są uczciwi. Gdy przychodzi czas na małżeństwo i założenie rodziny, zawsze wybierają dziewczyny ze swojego środowiska. Blakemore'owie nie żenią się z gówniarami z molo. - Cała drżała; słowa te wyrywały się jej z gardła jakby wyrzucane wewnętrznym ciśnieniem. - Ale ja mówiłam wszystkim, że ty jesteś inny.

Jej twarz przeszył grymas bólu. Serce Greya ścisnęło się z żalu, chociaż nie rozumiał, co jest przyczyną jej cierpienia.

- Obiecywałeś, że zostaniesz ze mną na zawsze - zawołała Nikki gniewnie.

Wpatrywał się w nią, niczego nie rozumiejąc.

- Ale przecież to ty wyszłaś za mąż, gdy ja byłem w college'u - zawołał z rosnącym wzburzeniem, przypominając sobie, jaki był załamany, gdy o tym usłyszał.

- To ty na mnie nie zaczekałaś!

Wzięła głęboki oddech, za wszelką cenę próbując się uspokoić.

- A co miałam zrobić? Byłam zdesperowana. Zostałam sama i nie miałam pojęcia, jak sobie z tym wszystkim poradzić. - Na chwilę przymknęła oczy, a gdy znów je otworzyła, zobaczył w nich płomień gniewu.

- Nie chciałam nawet myśleć o usunięciu ciąży, a nie pragnęłam też, żeby dziecko urodziło się jako nieślubne. Johnny zaproponował, że ożeni się ze mną i da dziecku swoje nazwisko. Co innego mogłam zrobić? Byłam taka przestraszona!

- Zaraz... - Grey wyciągnął do niej ręce, by ją uspokoić. Czuł, że kręci mu się w głowie. - O czym ty mówisz? Jakie dziecko?

- Nasze dziecko. To, które chciałeś, żebym usunęła. - Z oczu popłynęły jej łzy. - Przecież przysłałeś mi pieniądze na zabieg.

Grey miał wrażenie, że ziemia usuwa mu się spod stóp. Przyłożył dłoń do czoła i zachwiał się. Słowa Nikki huczały mu w głowie, wypełniając ją zamętem.

- Nikki, na Boga, o czym ty mówisz? Przysięgam, że niczego nie rozumiem. Jakie dziecko? Jakie pieniądze? - Wpatrywał się w nią zdumiony.

Wydawało się mu, że nieco ochłonęła. Spojrzała na niego niepewnie, z powątpiewaniem.

- Napisałam do ciebie, Grey. Tego dnia, gdy się dowiedziałam, że noszę twoje dziecko, wysłałam list. Powiadomiłam cię, że jestem w ciąży, a ty w odpowiedzi przysłałeś mi kopertę z pieniędzmi.

- Nigdy nie dostałem tego listu ani nigdy niczego ci nie wysyłałem - odrzekł. W uszach słyszał głuche dudnienie. Próbował jakoś uporządkować w pamięci wydarzenia sprzed lat. - Ja... ja nic z tego nie rozumiem. Kiedy wysłałaś do mnie ten list? Potrafisz sobie przypomnieć, kiedy to było?

Na jej ustach pojawił się gorzki uśmiech.

- Och tak, bardzo dobrze pamiętam tę datę. Powinieneś go dostać w pierwszym tygodniu października.

Grey zmarszczył czoło, usiłując uporządkować wspomnienia i dojść jakoś do ładu sam z sobą.

- Pierwszy tydzień października? Rodzice zawsze mnie wtedy odwiedzali. Mój ojciec...

Patrzył na nią osłupiały. Teraz wiedział już, co się zdarzyło, kto przeczytał jej list i kto wysłał pieniądze.

- Boże, mój ojciec... to on musiał przechwycić ten list. I on na pewno wysłał ci pieniądze.

Wypełnił go ból i rozgoryczenie. Jęknął, pełen bezsilnego gniewu, unosząc twarz do nieba i przeklinając los.

Po chwili spojrzał na Nikki.

- Nie wiedziałem - szepnął z trudem. - Nie rozumiesz? Nie wiedziałem o niczym. - Zbliżył się do niej i wyciągnął rękę, ale opuścił ją bezradnie, gdy ona odsunęła się o krok.

- To nie ma znaczenia - odrzekła i Grey zauważył, że w jej oczach znów zagościła pustka. - Już jest za późno. To wszystko dawno minęło. Nieważne.

- Jak to: nieważne? Oczywiście, że jest ważne. Dziecko... Ty chyba nie... Na pewno nie mogłabyś... - Zawiesił głos, obawiając się usłyszeć odpowiedź. Miał wrażenie, że serce za chwilę wyrwie mu się z piersi.

- Usunąć ciąży? - Potrząsnęła głową, splatając dłonie wokół ramion. - Nie, Grey, nie usunęłam ciąży. Nie mogłabym. Pragnęłam tego dziecka bardziej niż czegokolwiek innego w życiu.

Grey odetchnął z ulgą i poczuł przypływ radości.

Dziecko. On i Nikki mieli dziecko. Był to dar niebios, cenna pamiątka po przeszłości i ich niewinnej miłości.

Potarł dłonią czoło, ogłupiały z emocji, dręczony pytaniami, które domagały się odpowiedzi.

- Czy... czy mam syna, czy córkę? - Tyle pytań! Gdzie jest to dziecko? Sześcioletni szkrab... - Pewnie już jest duże. Chodzi do szkoły? - Wzbierało w nim radosne podniecenie, słowa płynęły potokiem. - Jest już takie duże, że mogę je wziąć na barana... Będzie do mnie mówić: tato...

- Mieliśmy córkę, Grey - przerwała mu Nikki ochrypłym głosem. - Śliczną, małą dziewczynkę.

Słyszał, że te słowa więzną jej w gardle, i poczuł przeszywający, niewytłumaczalny lęk, który stłumił początkową radość.

- Co się stało? Gdzie... gdzie ona jest? Co się z nią dzieje? - Czyżby Nikki oddała ją do adopcji? Och, Boże, czy to znaczy, że dziecko jest na zawsze stracone? Czy dowiedział się prawdy za późno? Serce waliło mu w piersi jak oszalałe.

Zawahała się i spojrzała mu prosto w oczy. W świetle księżyca Grey zobaczył łzę spływającą po jej policzku. Oderwała od niego wzrok i odwróciła się nieco.

- Nazwałam ją Lolly... Lolly Richards. - Mówiła tak cicho, że musiał podejść o krok bliżej. - Urodziła się martwa, Grey. Znajdziesz ją na cmentarzu Land's End.

- Głos miała bezbarwny, głuchy, wyprany z wszelkich emocji. - Ona nie żyje, Grey. Nasza córka umarła.

Tym razem, gdy Nikki odwróciła się i odeszła, Grey nie zrobił niczego, by ją zatrzymać. Nie był w stanie się poruszyć. Mógł jedynie stać i patrzeć, jak Nikki znika w mroku nocy.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Nikki siedziała na werandzie, patrząc na wschód słońca. Nigdy w życiu nie było jej tak zimno, nigdy jeszcze nie czuła takiej pustki... w jej wnętrzu ziała czarna dziura, głęboka otchłań rozpaczy.

Aż do ostatniego wieczoru gniew na Greya tłumił w niej wszystkie inne uczucia. Ów gniew dawał jej siłę, rozgoryczenie trzymało rozpacz na uwięzi. Ale teraz, gdy Grey wytrącił jej z ręki tę broń, poczuła przerażenie. Bała się emocji, którym będzie musiała stawić czoło, gdy już minie początkowe odrętwienie.

Nie wiedział o dziecku. Nigdy się o nim nie dowiedział. Nie zdradził jej. Nie miał z tym wszystkim nic wspólnego. Te słowa wciąż dźwięczały w jej głowie, odbijały się echem w sercu. Choć powinna czuć radość, ta świadomość powiększała tylko jej żal. Niejasne wyobrażenia tego, co mogło być, stawały się tym bardziej bolesne.

To, że kochali się ostatniego wieczoru, powiększało jeszcze jej zamęt i poczucie zagubienia. Tego ranka obudziła się zaspokojona fizycznie, ale pustka w jej sercu była równie wielka jak zawsze. Nikki nie miała pojęcia, jak dalej żyć.

Przytłoczona tymi myślami, weszła do domu i zaparzyła kawę. Patrząc, jak ciemny płyn spływa do dzbanka, zastanawiała się, co powinna uczynić.

Miała wrażenie, że nic się nie zmieniło w relacji między nią a Greyem. Choć przepełniające ją gorycz i gniew zelżały nieco, wspomnienia przeszłości nadal były zbyt bolesne. To, że Grey nie wiedział o Lolly, nie mogło przywrócić jej dziecku życia ani wpłynąć na zmniejszenie głębokiej rozpaczy Nikki.

Fakt, że podstęp Thomasa Blakemore'a powiódł się, świadczył o jednym: ich miłość nie była wystarczająco silna, by można było na niej polegać. Żadne z nich nie ufało drugiemu. Gdy Nikki dostała pieniądze, ani przez chwilę nie wątpiła w to, że wysłał je Grey. A gdy on dostawał z powrotem swoje listy, które odsyłała mu nie otwarte, także nie wątpił, że z jakiegoś powodu Nikki przestała go kochać. Ich miłość nie wystarczyła, by odszukali się nawzajem i porozmawiali o tym, co się zdarzyło. Pozwolili, by podły stary człowiek zniszczył ich życie.

A teraz minęło już zbyt wiele czasu i Nikki wiedziała, że śmierć dziecka na zawsze ich rozdzieli. Nie potrafiła znieść wspomnienia tej tragedii.

Westchnęła ciężko i nalała sobie kawy do filiżanki. Wiedziała, że chociaż udało im się wyjaśnić większość faktów z przeszłości, nie pomogło to w zmniejszeniu obecnego napięcia.

Gdy pani Blakemore zeszła na dół na śniadanie, Grey już na nią czekał.

- Dzień dobry - powiedziała z miłym uśmiechem. Podeszła do bocznego stolika i nalała sobie do filiżanki kawy ze srebrnego dzbanka.

- Musimy porozmawiać - rzekł Grey. Matka spojrzała na niego z zaciekawieniem.

- Czy coś się stało, kochanie?

- Wczoraj wieczorem długo rozmawiałem z Nikki Young. - Zauważył, że uśmiech znikł z twarzy matki, zastąpiony wyrazem przerażenia. - Czy sądziłaś, że się nie dowiem? - ciągnął, nie zważając na wyraz jej twarzy. - Czy naprawdę myślałaś, że gdy tu wrócę, nie dowiem się, że Nikki miała ze mną dziecko?

- Mówiłam twojemu ojcu, żeby się nie wtrącał. Gdy ukradł list tej dziewczyny, błagałam, żeby ci go zwrócił. - Jej głos drżał; unikała wzroku syna. - Mówiłam mu, że powinieneś sam to załatwić. Ale on był pewien, że Nikki rzuciła na ciebie urok. Powiedział, że na pewno zrezygnujesz z nauki i zrujnujesz sobie życie, żeniąc się z nią.

- Kochałem ją. - Grey z niedowierzaniem wpatrywał się w matkę. - Kochałem ją bardziej niż kogokolwiek innego i nie było mnie przy niej, gdy tego potrzebowała. Cokolwiek bym wtedy zrobił, byłaby to moja decyzja. - Położył dłonie na stole i zacisnął je w pięści, wpatrując się w koronkowy wzór obrusa. - To dziecko było twoją wnuczką. Na litość boską, czy to nic dla ciebie nie znaczyło?

Matka westchnęła głęboko. Gdy na niego spojrzała, oczy miała pełne łez.

- Każdego dnia myślę o tym dziecku i o Nikki, modląc się do Boga o wybaczenie. Ten jeden raz w życiu powinnam była przeciwstawić się twojemu ojcu, ale trudno jest przełamać stare nawyki. Chyba po prostu nie wiedziałam, w jaki sposób mogłabym się mu sprzeciwić.

Grey spojrzał na nią i poczuł, że jego gniew topnieje. Matka była w równym stopniu ofiarą jego ojca jak wszyscy inni. Dobrze wiedział, że Thomas Blakemore rządził w domu żelazną ręką i terroryzował całą rodzinę, włącznie ze swą żoną. Ta kobieta nie zasługiwała na jego gniew... najwyżej na współczucie. Westchnął i wstał od stołu.

- Dokąd idziesz? Co chcesz zrobić? - zapytała matka z lękiem.

Grey przesunął ręką po włosach.

- Idę na cmentarz odwiedzić córkę, a potem... nie wiem, co potem będę robił - powiedział i wyszedł z domu bez dalszych wyjaśnień.

Tym razem, zmierzając w stronę Land's End, nie biegł. Szedł powoli i ze znużeniem, jak stary człowiek.

Miał wrażenie, że od poprzedniego wieczoru postarzał się o wiele lat. Oczy piekły go z niewyspania, a na sercu czuł ogromny ciężar. Nigdy jeszcze nie czuł się tak stary i przygnębiony.

Wszystkie te stracone lata. Chwile, które mu skradziono. Gdy Nikki odsyłała jego listy nie otwarte, powinien był wrócić i sprawdzić, co się z nią dzieje.

Gdyby tylko tak zrobił. Gdyby przyjechał i spotkał się z nią. Gdyby... gdyby...

Zmarszczył czoło, uświadamiając sobie, co go przed tym powstrzymywało. Nikki była najbardziej naturalną i spontaniczną istotą, jaką znał, i każdego dnia nie mógł się nadziwić, że ona go chce, że go kocha.

Grey wcześnie zdał sobie sprawę, że egoizm i chciwość odziedziczył po ojcu. Nikki ze swoją bezpośredniością i absolutną bezinteresownością była dla niego darem niebios... on zaś obawiał się, że nie zasługuje na taki dar.

Przechodząc przez bramę cmentarza, poczuł ciężar w piersi. Jego oddech stał się płytki i szybki. Szedł coraz wolniej.

Wyminął starsze groby. Cmentarz był niewielki i po krótkiej chwili znalazł się przy grobie swojej córki. Ostatniego wieczoru, gdy Nikki powiedziała mu o dziecku i jego śmierci, wszystko to wydawało mu się okropnym koszmarem. Teraz, gdy stał nad malutkim nagrobkiem, rzeczywistość uderzyła go z siłą, od której zaparło mu dech.

Lolly Richards. Lolly. Serce mu się ścisnęło. Zacisnął dłonie w pięści i oddychał płytko, próbując zwalczyć ból.

Lolly. Od „Lollipop”. Obydwoje z Nikki spędzili wiele godzin, rozmawiając o dzieciach, które kiedyś chcieli mieć... Żartowali, że nazwą je Lollipop i Moonbeams.

Nikki nie odstąpiła od tych młodzieńczych fantazji, ale jego przy niej nie było... Próbował wyobrazić sobie cierpienie, przez jakie musiała przejść, długie, bolesne godziny porodu zakończonego tragicznym rozczarowaniem.

Nie potrafił sobie tego wyobrazić, ale serce mu się ściskało na myśl, że powinien przy niej być i dzielić z nią to cierpienie. Powinien ją trzymać za rękę, uczestniczyć w smutku. Ale ona cierpiała samotnie, a teraz nadeszła jego kolej. On także musiał przeżyć swoją rozpacz sam.

Pochylił się i wyrwał garść chwastów. Nie był jeszcze gotów by stawić czoło wszystkim kłębiącym się w nim emocjom. Były zbyt silne, zbyt potężne. Nie potrafił jeszcze stanąć twarzą w twarz z rozpaczą. To wszystko dopadło go zbyt niespodziewanie.

Cmentarz był zaniedbany, zarośnięty chwastami i krzewami. Grey pomyślał, że należałoby gdzieś zadzwonić i wezwać robotników, którzy uporządkują teren. Usłyszał czyjeś kroki. Podniósł się i zauważył Nikki, która właśnie przeciskała się między krzewami zarastającymi bramę. Jego serce znów ścisnęło się bólem. Nikki zatrzymała się, zaskoczona jego obecnością, po czym obróciła się na pięcie i znów zniknęła za bramą.

Zawahał się, ale poszedł za nią. Potrzebował jej bardziej niż kogokolwiek innego.

Już po chwili dotarła do swojego domu, wiedziała jednak, że Grey jest o kilka kroków za nią. Nie była zdziwiona, gdy zapukał i zawołał ją po imieniu przez drzwi. Przez chwilę stała nieruchomo pośrodku salonu, niepewna, co ma zrobić.

- Nikki, proszę, wpuść mnie - zawołał Grey cicho i naraz poczuła, że on ma prawo tu być. Powinni wreszcie przeżyć ten smutek razem, porozmawiać o dziewczynce, która była ich córką, o życiu, które mieli wieść wspólnie.

Otworzyła drzwi bez słowa.

- Nikki - szepnął Grey. Przekroczył próg i pochwycił ją w ramiona.

Zamknęła oczy. W ich kącikach zbierały się łzy. Wdychała jego zapach, upajała się ciepłem jego ramion. Ukryła twarz na jego szerokiej piersi, a on przycisnął ją mocniej do siebie. Och tak, właśnie tego potrzebowała od dawna... wspólnej rozpaczy i rozmowy z człowiekiem, który był ojcem jej córeczki.

Naraz uświadomiła sobie, jak bardzo pragnęła porozmawiać z nim o Lolly. Zaraz po jej urodzeniu miała ochotę opowiadać o dziecku każdemu, kto tylko chciał jej słuchać.

- Nie rozdrapuj ran - radzili jej wszyscy. - Staraj się nie myśleć o dziecku. - Przyjaciele mieli dobre intencje i pragnęli złagodzić jej ból, ale dokonali tylko tyle, że schowała go głęboko w sobie, gdzie jątrzył się jak zainfekowana rana. Teraz jednak musiała przeżyć go wspólnie z Greyem.

- Och, Nikki - westchnął głęboko. Czuła, że jest mu ciężko na sercu, i w jakiś sposób jej samej zrobiło się przez to trochę lżej.

Spojrzała w jego ciemne oczy.

- Chcesz porozmawiać? - zapytała drżącym głosem.

Skinął głową.

- Tak, chcę... potrzebuję...

Nagle jego usta opadły na jej wargi, tak gwałtownie, że zabrakło jej tchu.

Wyczuła jego pożądanie, które wzbudziło podobną reakcję w niej samej. Wiedziała, dlaczego Grey tak się zachowuje, rozumiała, iż musi czymś stłumić swój ból, że nie chce przyjąć do wiadomości rozpaczy i woli się zatracić w akcie odnawiania życia.

Pochwycił ją mocno, a ona zarzuciła mu ramiona na szyję. Miała nadzieję, że w końcu uda im się przebyć tę burzę emocji i rozpocząć proces zdrowienia.

Zaniósł ją do sypialni. Łóżko nie było zaścielone, lekki poranny wietrzyk poruszał cienkimi firankami.

Położył ją na łóżku i przez chwilę patrzył na nią wzrokiem przepełnionym emocjami. Dostrzegła w nim wszelkie możliwe uczucia - wściekłość i żal, namiętność i wyrzuty sumienia. Jego oczy odbijały wszystkie emocje, które wrzały w jej duszy przez siedem długich lat.

Położyła dłoń na jego policzku, uświadamiając sobie, że nadal nie jest jej obojętny.

Pochylił się nad nią, niezręcznie próbując rozpiąć guziki jej bluzki. Nie pomagała mu, czując instynktownie, że on tego nie chce. Zdjął jej spodnie i rzucił je na podłogę, po czym wpatrzył się w nią pociemniałymi oczami.

Odsunął się o krok od łóżka i ściągnął koszulę przez głowę. Nadal nie spuszczając z niej wzroku, rozpiął swoje spodnie. W ciszy pokoju rozległ się dźwięk rozsuwanego zamka błyskawicznego. Nikki wstrzymała oddech, patrząc na jego wspaniałe ciało. Poprzedniego wieczoru, w świetle księżyca, nie widziała go wyraźnie. Teraz jednak promienie słońca wpadające przez odsłonięte okno oświetlały jego sylwetkę.

Widok ciała Greya, tak pięknego, podniecał ją. Z okrzykiem wyciągnęła do niego ramiona, pragnąc poczuć go obok siebie, w sobie. Porozmawiają później.

Grey zawahał się i zmarszczył brwi.

- Nikki, nie mam nic... żadnego zabezpieczenia.

Poprzedniego wieczoru nie myślał o zabezpieczeniu. Ale teraz Nikki wiedziała, że przepełniony myślami o Lolly, nie chciał ryzykować poczęcia następnego dziecka.

Potrząsnęła głową.

- Nic nie szkodzi. Były komplikacje... Lekarz powiedział mi, że nigdy już nie zajdę w ciążę.

Na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Nikki wyciągnęła rękę, ujęła jego dłoń w swoją i pocałowała czubki palców.

- To nie ma znaczenia - powiedziała cicho. Położył się obok niej i zdjął jej bieliznę. Dwa skrawki jedwabiu zniknęły w magiczny sposób. Jego usta szukały jej warg. Od tego pocałunku całe ciało Nikki przebiegł dreszcz. Jęknęła cicho, czując przy sobie jego gorące, drżące ciało.

Wiedziała, że tym razem nie będzie długich pieszczot wstępnych. Grey pragnął jej zbyt silnie, zbyt intensywnie. Ale nie przeszkadzało jej to. Była gotowa, by się z nim kochać, i gdy nakrył ją sobą, otworzyła się natychmiast, przyjmując go w głębię swojego ciała.

Grey poruszał się jak szaleniec, pragnąc zupełnie się w niej zatracić. Wziął ją z niewielkim wyrafinowaniem, pogrążył się w niej, cały pochłonięty pragnieniem, by zatracić w rozkoszy i pokonać dręczący go ból i rozpacz.

Pragnął pogrążyć się w zmysłowych doznaniach, zabrać ich obydwoje tam, gdzie rozpacz i żal stawały się bezsilne i nie mogły ich zranić. Chciał odgonić smutek śmierci, odsunąć niepokój i cierpienie, które z niezmordowaną energią rozdzierały mu serce.

Wsuwał się w nią, w jej delikatne, aksamitne wnętrze, gdzie znajdował niezmierną rozkosz. Nikki wiła się pod nim konwulsyjnie, z zamkniętymi oczami, cichutko jęcząc. Nakrył jej usta swoimi wargami, ona zaś splotła nogi za jego plecami, wciągając go coraz głębiej w siebie. Mruczał z zachwytu, wzmacniając siłę uderzeń. Podniecenie Nikki rosło. Kołysała się wraz z nim, wyginając ciało w łuk, zachęcając go do coraz szybszych, mocniejszych ruchów.

A potem cały zatracił się w magii, która była samym życiem... i miłością... i Nikki.

Nikki otworzyła oczy, uświadamiając sobie, że spała. Dobiegający z boku równy oddech Greya świadczył, że on też mocno śpi. Odwróciła lekko głowę, by mu się przyjrzeć.

Był równie przystojny jak w młodości. Rzęsy miał niezwykle długie i ciemne. Podbródek i policzki pokryte były zarostem. Nie wiedziała, jak długo spali. Wyjrzała przez okno. Kąt padania promieni słońca świadczył o tym, że minęło już południe. Powinna wstać i iść do teatru. Niedługo nadejdzie pora pierwszego spektaklu.

Ale ciepłe ramiona Greya oplecione dokoła niej, intymność ich uścisku były zbyt wielką pokusą, z którą nie potrafiła walczyć. Pragnęła pozostać z Greyem na zawsze.

Skarciła się za to, że w myślach użyła tego słowa. Nie chciała już planować niczego na zawsze. Kiedyś, dawno temu, uwierzyła... i jej marzenia o szczęśliwym „zawsze” zostały zdruzgotane.

Próbowała wstać, ale ramiona Greya zacisnęły się mocniej wokół niej. On także już nie spał. Odwróciła się twarzą do niego. Oczy miał nadal pociemniałe od nadmiaru emocji.

- Nie sprzedam wesołego miasteczka - powiedział cicho, odsuwając kosmyk włosów z jej twarzy. - Coś wymyślę, żeby nie trzeba było tego robić.

Nikki ujęła jego dłoń w swoje ręce.

- Grey, nie rób tego dla mnie.

Podniósł jej dłoń do ust i pocałował delikatnie.

- Nie. Robię to dla siebie. - Przewrócił się na plecy i wpatrzył w sufit.

Nikki oparła się na łokciu.

- I nie rób tego z przekory, Grey. Twój ojciec nie żyje. Jeśli chcesz utrzymać wesołe miasteczko tylko po to, żeby jakoś odkupić jego winy, to popełnisz błąd. Nie zmienisz przeszłości.

- To prawda - zgodził się. - Ale wiem też, że ten lunapark ma w sobie jakiś magiczny urok. I naraz uświadomiłem sobie, że potrzebuję tego miejsca tak samo, jak ono potrzebuje mnie. - Spojrzał na nią łagodnie. - Czy udałoby się nam znów być razem, Nikki? Czy moglibyśmy wrócić do tego, co było, i odzyskać to, co nam skradziono?

Nikki też położyła się na plecach i patrzyła w sufit, jakby tam spodziewała się znaleźć odpowiedzi na trudne pytania.

- Nie wiem, Grey. Tak wiele czasu minęło. Ja się zmieniłam. Ty na pewno też. Nie jesteśmy tymi samymi ludźmi, co przed siedmiu laty.

Grey pochylił się nad nią, delikatnie otaczając dłonią jej pierś.

- Nikki, pomimo upływu tych lat nie możesz zaprzeczyć, że między nami istnieje coś bardzo silnego. Nie możemy tego zignorować.

Nikki westchnęła głęboko.

- Och, Grey, zawsze lubiłam kochać się z tobą. Pod tym względem zawsze byliśmy świetnie do siebie dopasowani.

- To coś więcej - zaprotestował. - To nigdy nie był tylko seks. Mieliśmy nadzieje i snuliśmy marzenia.

- Nadzieje i marzenia młodości - odparła. - Były takie piękne w lecie, ale nie potrafiły przetrwać jesieni.

Chociaż w ciągu ostatnich dwóch dni kochali się dwukrotnie, obawiała się tego, o co Grey teraz ją prosił. Dawno już straciła nadzieję na szczęście i możliwość osiągnięcia go przerażała ją.

- Grey, nie możemy wrócić do tego, co było - powiedziała w końcu. Nauczyła się już żyć bez niego i bała się, że jeśli teraz odda mu serce, a potem go straci, zabraknie jej siły, by przetrwać.

- Ale możemy pomyśleć o przyszłości. - Ujął ją pod brodę, zmuszając, by na niego spojrzała. - Od tej chwili musimy zostawić przeszłość w spokoju i zbadać możliwości, jakie kryje w sobie każdy następny dzień. Nikki, jesteśmy to sobie winni. Powinniśmy przynajmniej spróbować. Musimy dać sobie nawzajem jeszcze jedną szansę.

Wpatrywała się w jego oczy, pragnąc odczytać skrytą w nich obietnicę. Nie potrafiła jednak zapomnieć, jak łatwo wszystko rozsypało się poprzednim razem. Ich miłość była czysta i cudowna, niewinna i słodka. Wierzyli w jej moc, która okazała się iluzją, podobnie jak magia wesołego miasteczka.

Nie potrafiła jednak zaprzeczyć, że pragnie go i chce dzielić z nim dawne młodzieńcze nadzieje i marzenia, które kiedyś ukryła w głębi duszy. Ona także miała wrażenie, że jeśli nie dadzą sobie jeszcze jednej szansy, na zawsze pozostaną uwięzieni w pułapce goryczy.

Zaśmiała się, bo nagle zrozumiała całą niedorzeczność tej rozmowy.

- Dosyć głupio wyglądamy, rozmawiając o odnawianiu dawnych więzi, gdy leżymy nadzy i objęci.

Grey uśmiechnął się i powiódł czubkiem palca po jej ustach.

- Och, Nikki, jak mi brakowało twojego śmiechu. Zamyśliła się.

- Dawno już nie chciało mi się śmiać. - Usiadła i westchnęła. - Grey, jeśli postanowimy stworzyć trwały związek, musimy czynić to powoli. Już się powtórnie poznaliśmy seksualnie, ale bardzo niewiele wiemy o tym, jakimi ludźmi obydwoje się staliśmy. - Spojrzała na niego badawczo. - Musimy się trzymać z dala od łóżka, dopóki się nie przekonamy, co do siebie czujemy.

- Hm, nie wiem. - Uśmiechnął się łobuzersko, po czym spoważniał. - Zawsze było w tobie coś takiego, co podniecało mnie do szaleństwa, Nikki. - Pogładził gładką skórę na jej plecach. - Ale skoro tego chcesz, postaram się być wstrzemięźliwy.

Wygięła się czując jego dotyk i gdy palce Greya zmysłowo wędrowały po jej ciele, przebiegła przez nią nowa fala pożądania.

- Umowa stoi - wymruczała cicho, gdy jego usta poszły w ślad za dłonią. - Będziemy się spotykać, ale nie będziemy się kochać, dopóki się nie przekonamy, dokąd zmierzamy i jak się ze sobą czujemy.

- Umowa stoi - potwierdził, przesuwając ustami po jej plecach. - Ale zacznie obowiązywać dopiero później - dodał, delikatnie przewracając ją na plecy i sięgając do jej piersi. - O wiele później - dodał z płonącym wzrokiem.

- Później - zgodziła się Nikki, ulegając pożądaniu, zdumiona, że tak szybko po osiągnięciu nasycenia pragnienie wróciło ze zdwojoną siłą.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Grey wyszedł dopiero późnym popołudniem. Nikki patrzyła za nim i dopiero w tej chwili uświadomiła sobie, że ani razu nie wspomniał o Lolly. To imię w ogóle nie padło w ich rozmowie, tak jakby śmierć dziecka nie wywarła na nim zupełnie żadnego wrażenia.

Nie ma sensu się tym przejmować, powiedziała sobie. To wszystko przecież już minęło. Czas pomyśleć o przyszłości. Trzeba zostawić przeszłość za sobą.

W każdym razie mogła oznajmić wszystkim, że wesołe miasteczko nie zostanie zlikwidowane. Nawet gdyby z całej sytuacji nie wyniknął żaden inny pożytek, choć tyle udało jej się osiągnąć.

Jeśli chodziło o nią i Greya, wiedziała teraz, że nadal ma on nad nią zbyt wielką władzę, by dało się to zignorować. Nie miała wystarczająco dużo siły, by trzymać się od niego z daleka. Nie umiała też sobie wyobrazić, do czego doprowadzi ich próba rozpoczęcia wszystkiego od początku. Nie wiedziała, czy uda im się odnaleźć to, co kiedyś między nimi istniało. Wiedziała tylko, iż Grey ma rację twierdząc, że powinni przynajmniej spróbować.

Da mu to, co będzie mogła - swoje ciało, śmiech, swoją obecność przy nim. Ale nie mogła oddać mu serca, bowiem leżało ono w grobie obok Lolly.

Z ciężkim westchnieniem weszła do sypialni, by się przygotować do pierwszego spektaklu w teatrzyku lalkowym.

- Jestem pewien, że wszyscy już słyszeliście o mojej decyzji. Nie sprzedam wesołego miasteczka. - Grey stał w restauracji Bridget przy drzwiach prowadzących do kuchni i mówił do dużej grupy ludzi, którzy zebrali się tu na jego prośbę. - Przez ostatnie dwa tygodnie Nikki i ja oglądaliśmy tu wszystko i zastanawialiśmy się, co trzeba zrobić, by przyciągnąć więcej turystów.

- Ile to nas będzie kosztowało? - zawołał Pete i natychmiast zawtórował mu tuzin innych głosów.

Nikki obserwowała Greya, który usiłował odpowiedzieć na wszystkie pytania. Zdumiona była, z jaką łatwością potrafił sprawić, by wszyscy obecni zaakceptowali jego wizje i uwierzyli w nie. Był charyzmatyczną postacią... zawsze jej się to w nim podobało. To urodzony przywódca i na pewno dobrze sobie radzi z prowadzeniem nowojorskich interesów rodziny Blakemore'ów.

W ciągu ostatnich dwóch tygodni Nikki aż za bardzo ulegała jego urokowi. Przez całe dnie notowali, co należałoby zmienić, i sporządzali listy nowego wyposażenia, które uatrakcyjniłoby wesołe miasteczko. Prawie codziennie Grey przychodził na ostatnie przedstawienie w teatrzyku lalkowym, po czym spędzali razem wieczór na karuzeli i strzelnicy, aż do zamknięcia parku.

Te wieczory były niezwykłe, jak podróż w przeszłość. Kończyły się z reguły przejażdżką na diabelskim młynie. Siedzieli obok siebie, a Grey otaczał ją ramieniem. Pod nimi Land's End przypominało rozpostarty kobierzec jaskrawych świateł. W takich chwilach, zawieszona wysoko nad ziemią, Nikki opierała się o Greya i znów czuła, że ulega jego urokowi.

Rozmawiali o minionych siedmiu latach, czując wewnętrzną potrzebę, by podzielić się ze sobą każdą spędzoną osobno chwilą. Zgodnie z umową, Grey nie próbował zaciągnąć jej do łóżka; prawdę mówiąc, od tamtego ostatniego razu nawet jej nie pocałował. Bardzo ściśle trzymał się ustalonych reguł; Nikki chwilami czuła, że wolałaby, by nie był tak wierny umowie.

Nawet teraz, gdy patrzyła na niego w restauracji Bridget, pragnęła go z intensywnością, której nie mogła pojąć... Zastanawiała się, czy kiedykolwiek w życiu przestanie go pragnąć. Miał tak wiele cech, o których zdążyła już zapomnieć. Śmiał się cudownie, głęboko, dźwięcznie; gdy się nad czymś zastanawiał, na jego czole pojawiała się zmarszczka; od słońca na ramionach wyskakiwały mu piegi.

Przypominała sobie wszystkie te szczegóły, które kiedyś w nim uwielbiała, i przerażało ją to. Nie powinna kochać Greya, nie z tą samą siłą jak dawniej, nie chciała znów poddać się równie potężnej namiętności.

Czuła, że to uczucie pozbawia ją kontroli nad sobą; podobnie było z rozpaczą, której nigdy nie pozwoliła sobie przeżyć do końca.

Odsunęła od siebie te myśli, gdy Bridget usiadła obok niej.

- Co słychać, kochanie? - szepnęła, obejmując ją w talii. - Prawie cię ostatnio nie widuję.

Nikki odpowiedziała jej uśmiechem.

- Byłam zajęta sporządzaniem tych wszystkich list z Greyem. Uda nam się, Bridget. Grey jest zdecydowany ocalić wesołe miasteczko.

- Wiedziałam, że potrafisz sprawić, by spojrzał na nie naszymi oczami.

- Beze mnie doszedłby do tych samych wniosków. Kocha to miejsce tak jak my wszyscy - odrzekła i powędrowała wzrokiem w jego stronę.

Właśnie wyjaśniał zebranym swój plan, który polegał na uzyskaniu finansowego wsparcia dla Land's End ze strony przedsiębiorców z Oceanview.

- Zdaje się, że w końcu udało wam się wyjaśnić sprawy z przeszłości - zauważyła Bridget.

Nikki znów spojrzała na Greya. Czy naprawdę im się to udało?

- Tylko niektóre - odrzekła z wahaniem. Wiedziała jednak, że pozostało jeszcze kilka ważnych rzeczy, o których nawet nie wspominali.

Bridget skinęła na nią i poprowadziła ją do kuchni. Tam rozpoczęła śledztwo.

- Więc co między wami zaszło? Nie chodzi mi o tę krucjatę w celu ocalenia promenady.

Nikki wzruszyła ramionami.

- Widujemy się dość często, to wszystko.

- Wiedziałam, że tak będzie - wykrzyknęła Bridget z rozświetlonymi oczami. - Wiedziałam, że wy dwoje na zawsze należycie do siebie.

- Nie na zawsze - zaprotestowała Nikki. - Tego słowa postanowiłam nigdy nie używać. Nie chcę myśleć o przyszłości... szczególnie z Greyem.

- Ale kochasz go, a on kocha ciebie.

- Nie, kochaliśmy się kiedyś - poprawiła ją Nikki. - To było dawno temu. Kochaliśmy to, co istniało między nami, marzenia, które ojciec Greya zniszczył swoimi manipulacjami.

- Ale mówiłaś, że Grey nie brał w tym udziału. On był ofiarą w takim samym stopniu jak ty.

- To prawda - zgodziła się z westchnieniem Nikki. Trudno jej było ująć w słowach nurtujący ją niepokój. Choć coś się między nimi działo, sytuacji daleko było do doskonałości. - Wiem, że w tym wszystkim nie było winy Greya, ale nie mogę sobie pozwolić na to, by teraz uwierzyć w naszą szansę na wspólną przyszłość.

- Dlatego, że chłopcy z miasta nie żenią się z dziewczynami z wesołego miasteczka? - mruknęła Bridget z irytacją. - To bzdura! Jesteś równie dobra, a nawet lepsza, od większości ludzi z miasta, jakich znam.

- Wiem o tym - zgodziła się Nikki. - Przy Greyu nigdy nie miałam poczucia niższości. Te ostatnie dwa tygodnie były bardzo piękne - westchnęła. - Odnaleźliśmy na nowo coś, co kiedyś istniało między nami, ale nie jest to już to samo... - Zawiesiła głos. - Nie potrafię tego wyjaśnić. Sama dobrze nie wiem, o co mi chodzi. Wiem tylko, że jakaś część mnie samej nie potrafi oderwać się od przeszłości... przezwyciężyć cierpienia i goryczy, które przeżywałam. Moje serce skute jest lodem i dopóki nie roztaje, nie jestem w stanie myśleć o miłości.

- Czy boisz się, że on znów cię zrani? - zapytała cicho Bridget.

Nikki potrząsnęła głową.

- Nie. Nie jestem już siedemnastolatką w ciąży. Niezależnie od tego, co się wydarzy między mną a Greyem, on nie może mnie zranić. Tym razem nie mam żadnych oczekiwań. Jestem dorosła i potrafię wziąć od niego to, czego chcę, cieszyć się jego towarzystwem, i bez względu na to, jak się to wszystko zakończy, jestem pewna, że się nie załamię.

- Stajesz się wyrachowana - zauważyła Bridget z troską w głosie.

Nikki uderzyła się dłonią w piersi.

- Powiedziałam ci przecież, że moje serce jest skute lodem. - Podniosła się i uścisnęła przyjaciółkę. - Nie martw się, tym razem jestem o wiele mądrzejsza.

Drzwi kuchni otworzyły się. Obydwie kobiety zwróciły głowy w tę stronę i ujrzały Greya.

- Zastanawiałem się, gdzie zniknęłyście.

- Czy zebranie już się skończyło? - zapytała Nikki, odsuwając się od Bridget.

- Na razie. Usłyszałem wiele pytań, na które nie potrafię odpowiedzieć przed dzisiejszym przyjęciem.

- Jakim przyjęciem? - zdziwiła się Bridget.

- Grey i jego matka wydają przyjęcie dla przedsiębiorców z miasta, by uzyskać od nich finansowe wsparcie dla wesołego miasteczka - wyjaśniła Nikki.

- Nigdy wcześniej nas nie wspierali - mruknęła Bridget z powątpiewaniem. - Prawdę mówiąc, starali się udawać, że w ogóle nie istniejemy.

- Nigdy wcześniej nie mieli do czynienia ze mną - odparował Grey z uśmiechem. - A ja mam zamiar to zmienić. Chcesz pójść na lunch? - zwrócił się do Nikki.

- Za kilka minut będę rozpalać w piecach - zawołała Bridget, narzucając fartuch na sukienkę w kwiaty.

- Prawdę mówiąc, myślałem o jakimś innym miejscu, poza wesołym miasteczkiem.

- No dobrze, idźcie już - zawołała Bridget, wypychając ich z kuchni.

- Dokąd jedziemy? - zapytała Nikki wsiadając do sportowego samochodu Greya.

- Sam nie wiem... Pomyślałem, że możemy pojechać wzdłuż wybrzeża i zatrzymać się w pierwszej restauracji, która się nam spodoba - uśmiechnął się. - Przez ostatnie dwa tygodnie żywiłem się głównie tym, co można kupić na molo, i chociaż uwielbiam precle i hot dogi, mam już ochotę na coś bardziej konkretnego...

- Na przykład na homara albo kraba - podpowiedziała mu Nikki. W brzuchu Zaburczało jej głośno na samą wzmiankę o tych przysmakach.

- Może zamknąć dach? - zapytał Grey, zanim wyjechali na autostradę biegnącą wzdłuż wybrzeża.

- Nie, jeśli o mnie chodzi - potrząsnęła głową. Jej włosy rozwiewał wiatr.

Grey skupił się na prowadzeniu samochodu. Wiedział, że Nikki kocha wiatr.

Spojrzał na nią, jak zawsze oczarowany jej widokiem... Była taka piękna i naturalna, nieokiełznana jak wiatr.

Uświadomił sobie, że przez ostatnie siedem lat był na wpół martwy. Dopiero od dnia gdy znów się spotkali, zaczął żyć pełnią życia. Przy Nikki znów potrafił uwierzyć, że życie pełne jest nieograniczonych możliwości i że marzenia mogą się przeistoczyć w rzeczywistość. Przy niej zaczynał wierzyć w baśniowe krainy, jednorożce i magiczną siłę księżyca.

A jednak, choć w jej towarzystwie czuł się wspaniale, wiedział, że czegoś mu brakuje. Niewinność ich związku została zniszczona i teraz w duszy Nikki było pilnie strzeżone miejsce, do którego nie potrafił dotrzeć. Wiedział, że dopóki nie przełamie jej oporu, nie wedrze się do tego zazdrośnie strzeżonego zakamarka jej duszy, nigdy nie zrodzi się między nimi prawdziwa miłość.

Potrzebuję czasu, pomyślał. To musi trochę potrwać. Przez siedem lat Nikki hodowała w sobie nienawiść do niego, przez siedem lat wierzyła, że dopuścił się wobec niej zdrady. Nie miał nadziei, że ta dumna dziewczyna zapomni o tym w ciągu kilku tygodni. Musiał być cierpliwy.

Znów na nią zerknął. Wiatr opinał jej bawełnianą koszulkę na pełnych piersiach. Grey poczuł drżenie w koniuszkach palców, które pamiętały jedwabistą gładkość jej skóry.

Mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Cierpliwość nigdy nie była jego zaletą.

- Pięknie tu, prawda? - zauważyła Nikki, spoglądając na nadbrzeżny krajobraz. Słońce odbijało się od wody, a nad ich głowami rozciągała się przestrzeń błękitnego, bezchmurnego nieba.

- Gdy byłem w Nowym Jorku, nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo tęsknię do tych okolic. Dopiero po powrocie zrozumiałem, jak bardzo byłem tutaj szczęśliwy.

Nikki obdarzyła go szerokim, promiennym uśmiechem, na widok którego zawsze robiło mu się gorąco.

- To prawda. Wesołe miasteczko bierze cię w niewolę w młodości i potem już nigdy nie odzyskasz wolności.

- Miejmy nadzieję, że przy pomocy ludzi z Oceanview przetrwa - zauważył Grey.

- Zdziwiło mnie, że twoja matka zgodziła się nam pomóc.

- Nie oceniaj mojej matki tak samo jak ojca - westchnął Grey. - Najtrudniejsze, z czym musiałem sobie poradzić w ciągu ostatnich tygodni, to była świadomość, że mój ojciec potrafił dopuścić się takiej podłości. Wiedziałem, że był tyranem, bogatym skąpcem, który używał pieniędzy wyłącznie do wzmocnienia swojej pozycji, ale zawsze wierzyłem, że w gruncie rzeczy miał dobre serce. Nie chciałem zauważać jego wad, sądząc, że kryje się pod nimi miłość do najbliższych mu ludzi. Ale człowiek, który potrafił wyrządzić nam taką krzywdę, nie miał pojęcia, czym jest to uczucie.

- Och, Grey. - Nikki położyła dłoń na jego ramieniu. - Nie osądzaj go zbyt surowo. Jestem pewna, że zrobił to, bo cię kochał. Ja byłam tylko dziewczyną z wesołego miasteczka, wychowaną wśród ludzi, którymi gardził. Jestem pewna, że myśl o twoim związku ze mną przerażała go. - Zaśmiała się niespodziewanie. - To zabawne, twój ojciec uważał, że nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra, a ludzie z wesołego miasteczka byli pewni, że ty nie jesteś wystarczająco dobry dla mnie.

- A w gruncie rzeczy świetnie do siebie pasowaliśmy.

- W każdym razie: wtedy - zastrzegła, jakby chciała mu przypomnieć, że ten okres w ich życiu już minął i nie wiadomo, czy nadal do siebie pasują.

- Wiesz, Nikki, dla mnie nigdy nie miało znaczenia twoje pochodzenie. Liczyło się to, kim ty sama jesteś i jak się czułem, gdy byliśmy razem.

Skinęła głową i cofnęła rękę. Po chwili uśmiechnęła się lekko.

- Dla mnie to też nie było ważne, bo wiedziałam, że ludzie z wesołego miasteczka mają rację. Chyba naprawdę byłam dla ciebie o wiele za dobra.

Zaśmiał się, wiedząc, że Nikki celowo zmienia temat, odchodząc od zbyt osobistych wątków.

- W każdym razie dzisiaj przez cały ranek moja matka rozmawiała z zamówioną obsługą i przygotowywała dekoracje. Uwielbia przyjęcia.

- Powinnam jej jakoś pomóc. W końcu robi to wszystko dla dobra wesołego miasteczka.

Grey wzruszył ramionami.

- Sama chciała się tym zająć. Może to jest jej pokuta... sposób na pozbycie się wyrzutów sumienia. - Zamilkł i skupił się na prowadzeniu samochodu. Zastanawiał się, kiedy wreszcie będą potrafili rozmawiać o przeszłości bez tego napięcia, które zawsze pojawiało się nie wiadomo skąd i trwało między nimi jak niewidzialny mur. Poczuł na sobie jej wzrok pełen dziwnego wyczekiwania, ale nie wiedział, o co jej chodzi.

- Może zatrzymamy się tutaj? - Wskazał na zajazd stojący na brzegu oceanu. Szyld głosił, że jest to „Zardzewiały Kliper”.

- Wygląda sympatycznie - stwierdziła Nikki. Wystrój wnętrza był dokładnie taki, jakiego Grey się spodziewał: chłodny półmrok, intymna atmosfera, unoszący się w powietrzu zapach dobrego jedzenia. Poprowadzono ich do stolika w kącie. Na ścianach umieszczono rośliny doniczkowe, a na stoliku stała płonąca świeca.

- Miło tu - powiedziała Nikki, przeglądając menu.

- Owszem - zgodził się Grey, obserwując, jak światło świecy rzuca refleksy na jej włosy i odbija się w oczach.

Chciał ją zabrać gdzieś daleko od wesołego miasteczka. Gdy tam byli, rozmowa nieustannie obracała się wokół tego, co trzeba załatwić. Chciał zawieźć Nikki w jakieś inne miejsce, by porozmawiać o ostatnich siedmiu latach i o przyszłości. Chciał z nią rozmawiać o wszystkim i o niczym, o polityce i religii, o wietrze i oceanie.

Złożył zamówienie i gdy kelnerka odeszła, pochwycił dłoń Nikki.

- Przez ostatnie dwa tygodnie rozmawialiśmy prawie wyłącznie o Land's End i o tym, co trzeba tam zrobić. - Przesunął kciukiem po grzbiecie jej dłoni. - Ale dzisiaj byłoby miło, gdybyśmy nie wspominali o molo i jego mieszkańcach.

- Dobrze - zgodziła się natychmiast. - Opowiedz mi o swoim życiu w Nowym Jorku.

Obok nich pojawiła się kelnerka z napojami i sałatkami. Nikki cofnęła rękę.

- Niewiele jest do opowiadania o tych latach - powiedział Grey, gdy kelnerka odeszła, zostawiając ich samych. - Przez sześć dni w tygodniu pracowałem do późna. Tylko w niedziele wypoczywałem.

- I co wtedy robiłeś?

- Zaraz po tym, jak wstałem, szedłem do sklepu, gdzie sprzedawali świeżutkie jagodzianki i najlepszą kawę, jaką piłem w życiu. Po południu najczęściej szedłem do teatru, a wieczorami siedziałem na balkonie wdychając smog i rozmyślając. - Z uśmiechem wzruszył ramionami. - Dość niewinne rozrywki.

Nie powiedział jej jednak, jak często w owe niedzielne popołudnia jego myśli wędrowały do niej. Zastanawiał się, co Nikki robi i z kim, i czy jeszcze w ogóle o nim pamięta.

- W każdym razie - podjął - miałem wrażenie, że jestem tylko na wpół żywy, dopóki nie wróciłem do Oceanview. Tu zawsze będzie mój dom.

Skinęła głową.

- Wiem, o czym mówisz. Myślałam o wyprowadzeniu się stąd, gdy Johnny wyjechał i...

- Gdzie chciałaś zamieszkać?

- Bridget i Lars mają mały domek o kilka godzin jazdy stąd. Jest dosyć prymitywny, ale w tamtym okresie wydawało mi się, że świetnie się nadaję na pustelnicę.

Grey roześmiał się głośno.

- Och, Nikki, chyba nikt na świecie nie nadaje się do tej roli mniej niż ty.

Skinęła głową.

- Ja też doszłam do tego wniosku. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że nie będę mogła pójść do Bridget na kawę i nie będę już słuchać śmiechu dzieci, które przychodzą na przedstawienia. Rozmowa z drzewami i krzakami to nie to samo co towarzystwo ludzi. Znów ujął ją za rękę.

- Cieszę się, że nie wyjechałaś. Nie potrafię sobie wyobrazić wesołego miasteczka bez ciebie, - A ja nie potrafię sobie wyobrazić siebie bez wesołego miasteczka.

Uścisnął jej dłoń, z zachwytem patrząc na odblaski płomienia świecy w jej orzechowych oczach. Lśniły błękitno-zielono, przypominając kolor oceanu w pochmurny dzień.

- Mam nadzieję, że nigdy już nie stanie się nic, co mogłoby sprawić, byś znowu zaczęła myśleć o ucieczce i życiu w samotności.

- Nie. - Odgarnęła włosy z twarzy i uniosła wyżej głowę. - Nie pozwolę na to.

- Wcześniej zapytałem cię o coś, a ty powiedziałaś, że to nie moja sprawa, ale naprawdę chciałbym to wiedzieć. Czy kochałaś swojego męża?

Nikki znów cofnęła dłoń i najwyraźniej przeniosła się myślami w przeszłość. Zmarszczyła czoło, obracając w palcach pasmo włosów.

- Kochałam to, co dla mnie zrobił. Byłam przerażona, czułam się zdradzona i nie chciana, a on pomógł mi się pozbierać, otrząsnąć z lęków i uwierzyć, że wszystko musi dobrze się skończyć. Ale jeśli chcesz wiedzieć, czy byłam w nim zakochana... Nie, nie byłam.

Ani on we mnie. Byliśmy przyjaciółmi... nadal nimi jesteśmy.

Grey zachmurzył się, zdumiony zazdrością o tego człowieka, którego nigdy w życiu nie widział. Johnny był przy Nikki przez cały okres trwania ciąży. Patrzył, jak jej ciało nabrzmiewa. Doświadczył wszystkiego, co powinno być udziałem Greya. Powinienem go nienawidzić, pomyślał Grey, ale tak nie jest. Czuł zawiść, ale także wdzięczność dla tego człowieka, który pomógł Nikki, gdy on sam nie mógł tego zrobić.

Pomyślał o malutkiej dziewczynce - swojej córeczce - i przeszył go ból. Powinien być wtedy razem z Nikki. Mógłby wówczas pożegnać się z dzieckiem, owocem ich miłości. Ze wszystkich sił starał się opanować, ale nie potrafił przezwyciężyć potwornego, przytłaczającego żalu.

- Gdzie Johnny jest teraz? - zapytał, upijając łyk wina, by zlikwidować ucisk w gardle.

- Kto to może wiedzieć? - Uśmiechnęła się łagodnie; serce Greya znów przeszył ból. - Johnny wędruje po świecie. Raz w miesiącu dostaję od niego list, za każdym razem z innego miejsca, z opisem jego najnowszych przygód. - Zawahała się, jakby chciała jeszcze coś dodać, ale podniosła kieliszek i powiedziała tylko: - W każdym razie Johnny należy już do przeszłości.

- A ja? - zapytał Grey pozornie beztroskim tonem, ale gdy milczenie przedłużało się, poczuł, że serce zaczyna mu bić niespokojnie. Naraz uświadomił sobie, jak ważna jest dla niego odpowiedź Nikki.

Spojrzała na niego z niepewnością i smutkiem.

- Nie wiem, Grey. Naprawdę nie wiem.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Nikki stała przed wielkim lustrem zamocowanym na drzwiach sypialni i wpatrywała się w swoje odbicie. Kobieta, która odpowiadała jej spojrzeniem z drugiej strony lustra, wyglądała jak ktoś obcy; w niczym nie przypominała Nikki Young.

Była wyrafinowana, szykowna, zupełnie niepodobna do dziewczyny z potarganymi włosami, ubranej w dżinsowe szorty, która biegała po molo.

To przez tę sukienkę, pomyślała. Lśniąca czarna tkanina obnażała jej ramiona i przylegała do zaokrągleń ciała. Nikki czuła się w niej kobieco i atrakcyjnie. A może to kwestia fryzury, zastanowiła się, patrząc z kolei na ciemne loki splecione we francuski warkocz.

Nie, nie chodziło ani o jedno, ani o drugie. Przyczyną metamorfozy była mieszanka wielu rzeczy - sukienki, uczesania, a przede wszystkim tremy. Nikki czuła ucisk w żołądku. To głupie, pomyślała, usiłując się uspokoić. To tylko zwykłe przyjęcie. Wiedziała jednak, że w gruncie rzeczy jest to coś więcej. Przez cały czas, gdy trwał jej związek z Greyem, większość czasu spędzali w lunaparku. Spotykali się, rozmawiali i jedli w wesołym miasteczku. Tego wieczoru po raz pierwszy miała wejść do domu Greya. Naraz wydało jej się bardzo ważne, by go przekonać, że potrafi stać się częścią tego świata, gdzie należało zachowywać się zgodnie z obowiązującą etykietą.

Odsunęła się od lustra i nałożyła czarne szpilki. Nie pamiętała nawet, kiedy po raz ostatni miała je na nogach. Czy na swoim ślubie? Zabawne, ale nie była tego pewna.

Drzwi do sypialni otworzyły się i ukazała się w nich niewielka postać Bridget. Nikki powitała ją nerwowym uśmiechem.

- Kochanie, wyglądasz pięknie - upewniła ją przyjaciółka, wchodząc w głąb pokoju. - Usiądź - wskazała na łóżko.

Nikki usiadła, a Bridget wyciągnęła z kieszeni naszyjnik i włożyła go jej na szyję. Nikki zerknęła na złoty medalion spoczywający między jej piersiami, po czym przeniosła pytające spojrzenie na Bridget.

- Należał do twojej matki. Prosiła mnie, żebym go dla ciebie przechowała. Chciała, żebym dała ci go wówczas, gdy zdarzy się jakaś szczególna okazja. Wydaje mi się, że żadna okazja nie będzie odpowiedniejsza niż ta dzisiejsza, kiedy masz zamiar ocalić nas wszystkich.

Nikki otworzyła medalion i spojrzała na dwie fotografie. Jedna przedstawiała jej matkę, druga ją samą jako trzyletnie dziecko.

Bridget lekko dotknęła jej ramienia.

- Chciałam ci to dać już dawno temu. - Uśmiechnęła się lekko i z żalem. - Zamierzałam zrobić to po urodzeniu Lolly, ale... - wzruszyła ramionami. - W każdym razie wydaje mi się, że teraz nadeszła odpowiednia chwila.

Nikki zamknęła medalion i przycisnęła go do piersi. Wzięła głęboki oddech i po chwili poczuła z ulgą, że nagła fala cierpienia odpływa. Pozostał tylko tępy, stały ból, z którym już dawno nauczyła się żyć.

Pochyliła się i serdecznie uścisnęła Bridget.

- Dziękuję - powiedziała, zdumiona ochrypłym brzmieniem swojego głosu. Podniosła się i szybko zakręciła w kółko. - Naprawdę myślisz, że dobrze wyglądam?

- Więcej niż dobrze. - Bridget promieniała matczyną dumą. - Nigdy jeszcze nie widziałam cię tak pięknej. Jesteś zdenerwowana?

- Trochę - przyznała Nikki z cierpkim uśmiechem. - Nie przywykłam do obracania się wśród elity Oceanview. Ale wiem, że ten wieczór jest bardzo ważny dla Greya i dla Land's End.

- Grey już przecież obiecał, że nie zamknie wesołego miasteczka.

Nikki skinęła głową.

- Ale będzie mu trudno dotrzymać słowa, jeśli przedsiębiorcy z Oceanview nie wesprą nas finansowo.

- Och, Blakemore'owie mają więcej pieniędzy niż sam król Midas - mruknęła Bridget.

- Może i tak, ale nie sądzę, by za pomocą tych pieniędzy dało się w nieskończoność utrzymywać Land's End. Potrzebne są poważne, trwałe zmiany, by zapewnić stały rozwój miasteczka. - Nikki uśmiechnęła się z zażenowaniem uświadamiając sobie, że przemawia jak rzecznik prasowy Greya. - Opracowaliśmy kilka bardzo konkretnych planów, ale konieczna jest pomoc przedsiębiorców z Oceanview. Musimy ich przekonać, że wsparcie Land's End leży w ich interesie.

- Kochanie, w tej sukience mogłabyś przekonać niedźwiedzia polarnego, by się przeprowadził do Afryki - uśmiechnęła się Bridget, zeskakując z łóżka. - Muszę wracać do siebie. Jeśli Lars sam zacznie robić kolację, to po pięciu minutach spali cały dom. - Wspięła się na palce i po raz ostatni uścisnęła Nikki. - Nie denerwuj się. Po prostu bądź sobą i pokaż tym wszystkim nadętym bogaczom z miasta, z jakiej gliny my tutaj jesteśmy ulepieni.

- Zrobię, co tylko będę mogła, dla dobra nas wszystkich - zapewniła ją Nikki. Ktoś zapukał do frontowych drzwi. Zerknęła na budzik i wzięła głęboki oddech. - To na pewno Grey.

Obydwie kobiety wyszły z sypialni. Bridget otworzyła drzwi i przywitała się z Greyem.

- Och, jak elegancko wyglądasz! - zawołała.

Nikki poczuła, że serce podchodzi jej do gardła. Elegancko? Nie, to słowo absolutnie nie wystarczało. Grey wyglądał wspaniale, męsko, uwodzicielsko. Czarna marynarka doskonale leżała na jego szerokich ramionach, spodnie najwidoczniej były szyte na miarę. Ten strój uzupełniała biała jedwabna koszula.

Ale nade wszystko poruszył ją błysk, jaki pojawił się w jego oczach na jej widok. Była w nim namiętność i pragnienie. Nikki poczuła, że w niej także budzą się podobne uczucia. Zadziwiające, w jakie drżenie potrafiło ją wprawić jedno jego spojrzenie.

- Wyglądasz... olśniewająco - wymruczał cicho. Nikki uśmiechnęła się niepewnie i przesunęła dłonią po sukience.

- Na pewno zawsze mówisz to wszystkim dziewczynom.

Potrząsnął głową i jego oczy pociemniały.

- Nie. Tylko tobie.

- Chyba zostawię was samych, żebyście mogli podziwiać siebie do woli - wtrąciła Bridget z szerokim uśmiechem. - Bawcie się dobrze i okręćcie sobie wszystkich dokoła palca.

- Tak zrobimy - zaśmiał się Grey.

Już po chwili obydwoje znaleźli się w samochodzie Greya i ruszyli w stronę domu Blakemore'ów. W czasie jazdy Nikki spoglądała na twarz Greya. Uśmiechnęła się, gdy to zauważył i zwrócił na nią wzrok.

- Co zauważyłaś? - zapytał pobłażliwie.

- Masz siwe włosy. Zauważyłam to już pierwszego wieczoru, gdy pojawiłeś się w teatrzyku. Masz dopiero dwadzieścia pięć lat... Jesteś o wiele za młody, żeby siwieć. - Delikatnie dotknęła srebrzystego pasemka nad uchem Greya. - I dziwię się, że ci z tym tak do twarzy.

- Mój ojciec zupełnie osiwiał jeszcze przed trzydziestką. - Grey odruchowo dotknął swojej skroni. - Wiesz, z jakiego powodu zacząłem siwieć?

Potrząsnęła głową.

- Z powodu siedmiu lat spędzonych bez ciebie. Moja samotność sprawiła, że osiwiałem i zgubiłem gdzieś marzenia.

- Grey... - zaprotestowała Nikki. Nie chciała tego słyszeć, nie teraz, nie w chwili, gdy była tak zdenerwowana.

- Dobrze, na razie nie będę mówił nic więcej - rzekł cicho. - Ale wcześniej czy później musimy ustalić, jakie mamy wobec siebie zamiary. Okazałem dużo cierpliwości, ale niedługo już ta cierpliwość zupełnie się wyczerpie.

- Później - wymruczała. - Dzisiaj chcę się skupić tylko na sprawach wesołego miasteczka.

Pochwycił ją za rękę.

- Niech będzie. Dzisiaj zajmiemy się sprawami Land's End, ale w końcu będziemy musieli się zastanowić nad nami.

- W końcu będziemy musieli - powtórzyła i znów poczuła ucisk w żołądku, gdy Grey zatrzymał samochód przed domem Blakemore'ów.

Podeszli do wielkiego, kamiennego budynku. Nikki przypomniała sobie, ile razy patrzyła na ten dom z plaży i zastanawiała się, co Grey robi w tej chwili. W młodzieńczej wyobraźni widziała go jako księcia uwięzionego w wielkim, zimnym zamku pełnym antycznych mebli i cennych obrazów. Był bogatym biedactwem, oddanym w niewolę zwyczajom społecznym, ograniczonym przez oczekiwania rodziny. Ona zaś była pewna, że tylko miłość może go wyzwolić.

Nie znosiła tego domu i wszystkiego, co on reprezentował, ale teraz uświadomiła sobie, że to tylko kupa kamieni i drewna. Ten dom i jego mieszkańcy nie byli już w stanie jej zranić. Nie mieli już mocy, by ją dotknąć w jakikolwiek sposób. Thomas Blakemore zrobił, co mógł, ale ona się nie załamała. I teraz, niezależnie od tego, co mogło jeszcze zajść między nią a Greyem, była pewna, że da sobie radę.

Gdy Grey otworzył przed nią drzwi, podniosła wyżej głowę i wyprostowała ramiona. Bridget miała rację. Najlepsze, co mogła zrobić, to być sobą. Tak czy inaczej, kwestia wesołego miasteczka musiała się dzisiaj rozstrzygnąć. A potem zastanowi się, co właściwie czuje do Greya.

Wielki salon wypełniony był ludźmi. Nikki znała większość z nich. Widywała te osoby w mieście albo kilkakrotnie każdego lata spotykała je wraz z rodzinami w wesołym miasteczku. Drgnęła na widok matki Greya, która odłączyła się od jednej z grupek i ruszyła w ich stronę. Nikki nie widziała pani Blakemore już od wielu lat, od tamtego koszmarnego lata, gdy Grey wyjechał do college'u i zniknął z jej życia. Zauważyła, że upływ czasu nie był dla niej tak łaskawy jak dla jej syna. Twarz miała pokrytą głębokimi zmarszczkami, wydawała się też drobniejsza i szczuplejsza niż we wspomnieniach Nikki.

- Nikki. - Pani Blakemore ujęła dłoń dziewczyny w wyciągnięte ręce. - Tak się cieszę, że mogłaś tu przyjść.

- Dziękuję, że zorganizowała pani to przyjęcie, by pomóc naszej sprawie - odrzekła Nikki, cofając dłoń. Znów poczuła przypływ goryczy, gdy pomyślała o udziale matki Greya w intrydze jego ojca.

- Grey, może przyniesiesz Nikki coś do picia? - powiedziała starsza pani.

- Białe wino?

Nikki skinęła głową i Grey zostawił obie kobiety same. Pani Blakemore znów ujęła jej dłoń.

- Przez te lata często o tobie myślałam - powiedziała głosem, w którym dźwięczał smutek. Westchnęła i ku zdziwieniu Nikki w jej oczach zabłysły łzy. - Wiem, że pewnie nigdy mi nie wybaczysz... nie będziesz potrafiła przebaczyć krzywdy, jaką tobie i Greyowi wyrządził mój mąż, ale chciałam ci powiedzieć, jak bardzo żałuję, że nie wystarczyło mi siły, by zmienić jego decyzję. Boleję nad tym każdego dnia.

Nikki próbowała utrzymać w sobie gorycz, która służyła jej za tarczę ochronną, ale gdy poczuła drżenie dłoni starszej kobiety i ujrzała w jej oczach głęboki żal, rozgoryczenie opuściło ją zupełnie.

- To wszystko już minęło. Trzeba zacząć nowe życie i pozostawić przeszłość za sobą.

Pani Blakemore po raz ostatni uścisnęła jej dłonie. Przez chwilę na jej twarzy odbijało się wahanie. Wreszcie powiedziała, omijając wzrok Nikki:

- Wiesz, często chodzę na cmentarz. Siadam obok grobu i rozmawiam z tym dzieckiem, które miało być moją wnuczką. - Na jej twarzy malował się ból, który pogłębiał zmarszczki.

Nikki w pierwszej chwili była tak zaskoczona, że nie zareagowała ani słowem. Świadomość, że matka Greya dzieliła jej smutek, jakoś pomogła wybaczyć wszystko tej kobiecie. Poczuła ucisk w gardle.

- To była śliczna dziewczynka - wykrztusiła w końcu. - Wyobrażam ją sobie z anielskimi skrzydłami. Chór niebiański śpiewa jej każdego wieczoru kołysanki.

- Och, jakie to piękne. - Oczy pani Blakemore zalśniły. Uśmiechnęła się do Nikki i w tej chwili nawiązała się między nimi nić porozumienia, oparta na wspólnie przeżywanym żalu i miłości.

Obok nich pojawił się Grey. Podał Nikki kieliszek napełniony białym winem.

- Proszę bardzo.

- Muszę dopilnować kolacji. Porozmawiajcie z innymi gośćmi. - Pani Blakemore rzuciła Nikki jeszcze jeden uśmiech i odeszła.

- Dobrze się czujesz? - zapytał Grey z troską, dotykając jej ramienia.

- Tak - zapewniła go.

- Chodź, przedstawię cię wszystkim.

Przez następną godzinę Nikki poznawała zgromadzonych gości. Większość z nich stanowili przedsiębiorcy z Oceanview, ale byli tu także niektórzy przyjaciele rodziny.

Nikki czuła się wśród zgromadzonych gości coraz swobodniej. Naraz dotarło do niej, że ci wszyscy ludzie w niczym się nie różnią od mieszkańców wesołego miasteczka. Mieli podobne marzenia. Oni też tęsknili za miłością. Rozlewali wino, mówili za głośno i mieli swoje wady, które sprawiały, że nie byli niczym więcej niż zwykłymi ludzkimi istotami.

Zanim podano kolację i rozmowa zeszła na Land's End, Nikki poczuła się już na tyle swobodnie, że odważyła się na wystąpienie w imieniu ludzi, którzy byli jej przyjaciółmi.

Jej słowa płynęły z głębi serca. Przedstawiła swoją wizję przyszłości Land's End i obawy związane z zamknięciem wesołego miasteczka. Powiedziała, jakie problemy, jej zdaniem, mogłyby z tego wyniknąć dla Oceanview.

Przy kawie i deserze Grey wyjaśnił, jakiego rodzaju finansowych zobowiązań oczekuje od miejscowych przedsiębiorców. Odpowiadał wyczerpująco na wszystkie pytania i jeszcze raz podkreślił, jakie konsekwencje dla miasta miałoby zamknięcie lunaparku.

Nim obiad dobiegł końca, uzyskał to, czego chciał, i Nikki była przekonana, że jeśli współpraca Oceanview i Land's End powiedzie się, wesołe miasteczko będzie świetnie prosperować jeszcze przez długie lata.

Była już prawie pierwsza w nocy, gdy obydwoje stali przed wyjściem żegnając gości i dziękując im za przybycie.

- Amando, dziękuję, że przyszłaś - powiedział Grey do wysokiej blondynki.

- Sądziłam, że skoro mój ojciec nie mógł przyjść, to ja powinnam tu się zjawić - odrzekła.

- Ojciec Amandy jest właścicielem lokalnej gazety - wyjaśnił Grey Nikki.

Amanda uśmiechnęła się cierpko, obrzucając ją chłodnym spojrzeniem.

- Słyszałam, że prowadzisz teatrzyk lalkowy.

- Tak, to prawda.

- Nikki jest bardzo utalentowana - uśmiechnął się Grey, otaczając ją ramieniem.

- Och, oczywiście - odrzekła Amanda. - Jestem pewna, że musi mieć wiele ukrytych talentów. - Pomimo uprzejmego uśmiechu jej słowa były obraźliwe.

- Przepraszam, ale chyba powinnam sprawdzić, czy nie trzeba pomóc twojej matce. - Ignorując Amandę, Nikki odeszła.

- Nie mogę uwierzyć, że zachowałam się tak niegrzecznie. - Nikki zachichotała na wspomnienie pełnego oburzenia wyrazu twarzy Amandy. Zaczęła rozplatać warkocz. Poprosiła, by Grey opuścił dach samochodu, odwożąc ją do domu. Chciała, by nocny wiatr odpędził od niej wspomnienie nieprzyjemnego wzroku Amandy.

- Zasłużyła na to - uśmiechnął się szeroko Grey, jedną ręką ściągając z szyi krawat. Prowadził powoli, zerkając co chwila na Nikki.

Rozplecione włosy opadły jej na ramiona. Grey poczuł napięcie w całym ciele. Przez cały wieczór patrzył na nią, pragnąc jej i potrzebując. W czarnej sukience, ze splecionymi w warkocz włosami, wydawała się daleka i obca. Miał ochotę położyć ją na podłodze i przemocą ściągnąć z niej sukienkę. Chciał rozpleść jej warkocz, wsunąć dłonie we włosy i całować jej usta, aż nabrzmieją czerwienią.

Teraz, gdy problem wesołego miasteczka został już rozstrzygnięty, chciał, by skupili się wyłącznie na ich związku, na tym, dokąd zmierzają. Z tą myślą zjechał z głównej drogi i poprowadził samochód po piasku w stronę oceanu. Chciał pójść z Nikki na spacer po plaży, patrzeć na spadające gwiazdy, kochać się z nią w świetle księżyca. Zatrzymał samochód i odwrócił się twarzą do niej.

- Masz ochotę na spacer po plaży?

Skinęła głową i oczy jej zabłysły, jakby znała jego pragnienia. Wysiadł z samochodu, zdjął buty i skarpetki i poczekał na Nikki, która ściągała szpilki i rajstopy.

Potem ujął ją za rękę i powoli ruszyli przed siebie. Księżyc jasno świecił nad ich głowami.

Grey znów poczuł podniecenie. Nie znał potężniejszego afrodyzjaku niż obecność Nikki. Jedno spojrzenie na nią wystarczało, by wzbudzić w nim pożądanie. Wiedział jednak, że to, co go do niej przyciąga, to nie tylko fizyczne piękno. Nade wszystko podziwiał jej wolną, nieskrępowaną naturę.

Odwróciła głowę i spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.

- Powinieneś być z siebie bardzo dumny. Wspaniale ci wyszła ta prezentacja zalet wesołego miasteczka.

- Miejmy nadzieję, że to przyniesie jakieś efekty. Nie chciałbym, żeby natychmiast po powrocie do domu ci wszyscy ludzie zapomnieli, dlaczego powinni pomóc w przetrwaniu Land's End.

- Nie zapomną i wszystko się uda. - Zawahała się lekko, po czym mówiła dalej: - Potrafisz przekonać ludzi do tego, w co sam wierzysz. To zawsze była jedna z twoich największych zalet.

- Wiem, że kiedyś we mnie wierzyłaś... - Grey także się zawahał; gardło miał ściśnięte. Objął ją, przesuwając dłońmi po gładkiej skórze. Zauważył, że na ramionach miała piegi. Powstrzymał chęć, by się pochylić i pocałować każdy z nich. Chciał wiedzieć, co ona czuje, jakie myśli krążą w jej głowie. W tej chwili rozpaczliwie pragnął kochać się z nią. - Nikki, czy znowu potrafiłabyś we mnie uwierzyć?

Jej szeroko otwarte oczy zalśniły w blasku księżyca.

Malował się w nich niepokój i lęk. Odwróciła głowę i popatrzyła na ocean. W końcu westchnęła głęboko.

- Wierzę, że... Chcę popływać.

Jednym szybkim ruchem zrzuciła sukienkę oraz bieliznę i wbiegła do wody, nie oglądając się ani razu.

Grey patrzył, jak zanurza się w falach, naga, osrebrzona światłem księżyca, i westchnął głęboko.

Nie była gotowa. Z jakiegoś powodu nadal istniała między nimi przepaść. Nie wiedział jednak, jaki to powód.

Przez kilka tygodni pracowali razem, śmiali się i dyskutowali. Kochali się równie intensywnie jak przed laty. Co więc wciąż ich dzieliło? Czasami czuł na sobie jej wzrok... jakby czekała na jakieś jego słowo albo gest. Ale nie wiedział, czego Nikki od niego oczekuje, i miał wrażenie, że czuje się rozczarowana.

Spojrzał na mieniące się gwiazdami niebo. Żałował, że nie potrafi przeniknąć jej myśli. Zrobiłby wszystko, by ją zadowolić. Ale cokolwiek to było, nie chciała jeszcze o tym rozmawiać.

Dlaczego miał wrażenie, że nie potrafi dotrzeć do jej wnętrza, do ukrytego miejsca w duszy, gdzie leżał klucz do zdobycia jej zaufania, marzeń, jej samej? Przed siedmiu laty nie miała przed nim żadnych tajemnic, wierzyła mu i ufała.

Czy było to tylko zaślepienie pierwszej miłości? Nie. Znów wrócił wzrokiem do jej sylwetki. Wyglądała jak syrena. Nie, to było coś o wiele bardziej skomplikowanego niż młodzieńcza fascynacja. To, co czuł teraz, to były emocje dorosłego mężczyzny, człowieka, który dokładnie wiedział, czego chce.

Był pewien, że chce znów zdobyć zaufanie Nikki, spełnić jej marzenia. A co więcej, pragnął posiąść ją samą na zawsze. Musiał tylko obmyślić jakiś sposób, by ona zapragnęła tego samego.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Nikki odłożyła pędzel i zeszła z drabiny, na której spędziła ostatnią godzinę. Usiadła na stojącej w pobliżu ławce. Zamknęła oczy i pochyliła głowę.

- Nikki, czy dobrze się czujesz?

Otworzyła oczy i zobaczyła Bridget, która właśnie siadała obok niej. Uśmiechnęła się na widok smugi jaskrawo-niebieskiej farby na nosie przyjaciółki.

- Wszystko w porządku, chciałam tylko chwilę odpocząć.

Rozejrzała się dokoła. Wszędzie coś się działo. W ciągu ostatnich trzech tygodni wesołe miasteczko zaczęło się zmieniać.

- Wygląda bardzo dobrze, prawda? - zauważyła. Bridget skinęła głową.

- Prawie tak samo jak kiedyś, kiedy tu przyjechałam. Wszystko lśni i błyszczy.

Tak, pomyślała Nikki, wszystko wokół lśniło i błyszczało, ale dzięki temu wesołe miasteczko straciło swój dawny urok. Odnowione, nie budziło wspomnień. Westchnęła ze znużeniem.

- Na pewno dobrze się czujesz? - powtórzyła Bridget, przyglądając się jej uważnie.

Nikki skinęła głową.

- Po prostu jestem zmęczona.

- Ostatnio ciągle jesteś zmęczona.

- Dużo pracuję.

- Skoro mowa o pracy, gdzie jest dzisiaj Grey? - zapytała Bridget z zaciekawieniem.

- Był umówiony na spotkanie z drukarzem. Chciał obejrzeć foldery i materiały reklamowe.

Bridget z podnieceniem zaklaskała w dłonie.

- Przy takiej reklamie dzień i noc będziemy tu mieli tłumy odwiedzających.

- Może w tym roku jeszcze niewiele się zmieni, ale w następnym sezonie możemy liczyć na spore zyski.

- A więc bierzmy się do pracy. - Bridget zeskoczyła z ławki i jeszcze raz przyjrzała się przyjaciółce. - Wiesz, chyba powinnaś pójść do lekarza, żeby cię zbadał. Ostatnio jesteś bardzo blada. - Zamilkła na chwilę i jej twarz rozjaśniła się nadzieją. - A może jesteś w ciąży?

- Nie żartuj - mruknęła Nikki, ignorując bolesne ukłucie w sercu. - Wiesz przecież, że to niemożliwe.

- Mówiłaś mi, że to niemożliwe, byś kiedykolwiek przebaczyła Greyowi.

- To co innego - zaśmiała się Nikki.

Patrzyła na Bridget, która wróciła do malowania poręczy. W pewnej odległości grupa mężczyzn wymieniała spróchniałe deski w pomoście, a jeszcze inna grupa zakładała nowe żarówki na kole diabelskiego młyna.

Przez ostatnie trzy tygodnie plany Greya dotyczące rozbudowy wesołego miasteczka zaczęły przybierać konkretną postać. Właściciel sklepu z artykułami chemicznymi w Oceanview przysłał farbę, drukarnia wykonała za darmo ulotki i foldery, które izba handlowa miała rozesłać po całym kraju. Inne sklepy przeznaczyły dla wesołego miasteczka część swoich dochodów pochodzących ze sprzedaży pamiątek z Land's End.

Nawet nastolatki przyłączały się do dzieła rozbudowy lunaparku, oferując swój czas i ręce do pracy. Tak, wszystko układało się dobrze... wszystko, oprócz jej kontaktów z Greyem.

Zmarszczyła czoło i przymknęła oczy. W jej wyobraźni natychmiast pojawiła się jego twarz. Tamtego wieczoru, po przyjęciu, kochali się na plaży i było równie wspaniale jak zawsze. Ta strona ich związku nigdy nie rodziła problemów. Fizycznie byli znakomicie ze sobą zgrani, jak dwie połówki tworzące jednolitą całość.

Ale wszystko się komplikowało, gdy chodziło o uczucia. Z nimi trudniej było się uporać. Nikki kochała Greya. Teraz już wiedziała, że nigdy nie przestała go kochać. Przyjęła do wiadomości, że nie miał on nic wspólnego z wydarzeniami, które przed laty ich rozdzieliły.

Gorycz, która zawsze spowijała jej serce i chroniła je, zniknęła, rozproszona przez moc jego pocałunków, dotyku i uśmiechu.

A jednak Nikki znów westchnęła ciężko i zachmurzyła się, próbując dociec, co jeszcze więzi jej serce, dlaczego nie potrafi być z Greyem naprawdę szczęśliwa. Czuła dziwny niedosyt i to sprawiało, że nie potrafiła bez reszty oddać Greyowi swego serca.

Poruszyła się, próbując wstać i wrócić do pracy. Przez cały ostatni tydzień walczyła z obezwładniającym ją zmęczeniem.

- Może Bridget ma rację i powinnam pójść do lekarza - mruknęła, podnosząc się z trudem. Kilka lat temu przeszła mononukleozę i obawiała się teraz, że mógł jej się przydarzyć nawrót tej choroby.

Wspięła się na drabinę i zaczęła malować fronton teatrzyku. Nagle zauważyła nadchodzącego Greya. Ubrany był w dżinsowe szorty i bawełnianą koszulkę. Jak zawsze, na jego widok serce jej zaczęło bić szybciej. Zdążył się już opalić na ciemny brąz. Jego twarz o ostrych rysach nabrała przez to zdrowego wyglądu.

- Nieźle - stwierdził, stając u stóp drabiny. Miał na myśli nie tyle budynek, co widok Nikki stojącej na drabinie w obcisłych dżinsach.

- Jesteś niepoprawny - zaśmiała się, schodząc na dół.

- Lepiej być niepoprawnym niż niekompetentnym - zauważył, patrząc na nią wymownie.

- Och, z pewnością nie brakuje ci kompetencji - odrzekła z uśmiechem.

- I jak ci się podoba? - wskazała na świeżo malowaną ścianę.

Grey przyjrzał się jej dziełu i skinął głową z aprobatą.

- Bardzo dobrze. Te kolory, pomarańczowy i żółty, na pewno przyciągną dzieci. Teatr wygląda jak słońce w wielkim pomarańczowym kapeluszu.

Nikki uśmiechnęła się z rozbawieniem. Grey zmienił się od czasu swego powrotu do Land's End. Stał się beztroski i pogodny.

- A gdy pomaluję okiennice na pomarańczowo, to będzie wyglądało, jakby słońce miało pomarańczowe brwi.

- Tak jak ty - zaśmiał się, przesuwając palcem po jej czole. - Całą twarz masz w żółte i pomarańczowe kropki.

- To się zmyje - odrzekła i zerknęła na papiery, które trzymał w ręku. - Co tam masz?

Podał jej folder.

- Zobacz.

Nikki otworzyła folder i z przyjemnością obejrzała zdjęcia przedstawiające lunapark. Na profesjonalnych fotografiach molo wyglądało znakomicie.

- Och, Grey - westchnęła z zachwytem - ten folder jest wspaniały.

- Od jutra będziemy je rozsyłać po całym kraju. Land's End ożyje, Nikki. Przetrwa i będzie istniał przez długie lata.

Nikki zarzuciła mu ramiona na szyję. Kochała go nie tylko za uczucia, które w niej wzbudzał, ale także za to, czego dokonał, by ocalić wesołe miasteczko.

Natychmiast poczuła jego reakcję. Objął ją mocno i przycisnął do siebie.

- Hmmm, chyba częściej powinienem ci przynosić takie reklamówki - wymruczał prosto do jej ucha i puścił ją niechętnie. - Niestety, mam także złe wiadomości.

- Co takiego? - Nikki odsunęła się o krok, żeby móc się skupić.

- Po południu muszę polecieć do Nowego Jorku. W biurze mają problemy i zdaje się, że beze mnie sobie nie poradzą.

- Jak długo tam zostaniesz? - Wiedziała, że będzie za nim tęsknić... i to bardzo. Nagle przypomniała sobie ich ostatni wieczór przed wyjazdem Greya do college'u. Potrząsnęła głową, by rozproszyć te wspomnienia.

- Kto wie - wzruszył ramionami. - Zależy, ile czasu będę potrzebował, by uporać się z problemami. Kilka dni, może tydzień. - Znów chwycił ją w ramiona. - Będziesz za mną tęsknić? - zapytał cicho.

- Może trochę - przyznała z uśmiechem i poczuła dłonie Greya przesuwające się po jej biodrach. - A może nawet bardzo - dodała.

- Ja będę bardzo tęsknił - szepnął drżącym głosem. - Będę okropnie tęsknił. - Pogładził ją po włosach. - Nikki, gdy wrócę, porozmawiamy o przyszłości.

- Och, Grey, czy nie możemy po prostu żyć teraźniejszością? - odrzekła z niechęcią.

- Żyliśmy tak do tej pory, ale teraz chcę to zmienić. Nikki... - Odsunął się od niej z ciężkim westchnieniem. - Wolę na razie o tym nie mówić. Za godzinę muszę być na lotnisku, ale porozmawiamy, kiedy wrócę, dobrze? - Przyjrzał się jej badawczo. - Dobrze? - powtórzył.

Skinęła głową. Grey z uśmiechem dotknął czubka jej nosa, po czym pochylił się i mocno pocałował ją w usta.

- Zadzwonię, gdy tylko będę mógł.

Odwrócił się i poszedł do samochodu. Nikki patrzyła za nim czując, że bardzo go kocha. Ale czy to wystarczy? Skąd brała się w niej niechęć do związania się z tym mężczyzną na stałe?

Nie obwiniała go już o to, że ją porzucił, nie czuła goryczy. Skąd więc brał się ten opór? Nie wiedziała. Ale musiała poczekać, aż Grey wróci; wtedy może uda jej się znaleźć odpowiedź.

Znów wspięła się na drabinę, ale zamiast wrócić do pracy, zabrała wiadro z farbą i pędzel, bo stwierdziła, że jest zbyt zmęczona i marzy o drzemce. Skończy malowanie później i o Greyu też pomyśli wówczas, gdy odpocznie i będzie miała jaśniejszy umysł.

- No i co? Będę żyła? - zapytała Nikki.

Doktor Vendricks uśmiechnął się i gestem wskazał jej krzesło po drugiej stronie biurka.

Nikki usiadła. Czuła się zupełnie swobodnie przy tym siwowłosym mężczyźnie. To on kiedyś leczył jej świnkę, wycinał migdałki, zajmował się nią, gdy zapadła na mononukleozę, i odbierał poród Lolly.

- To potrwa tylko kilka minut. Zaraz będziemy mieli wszystkie wyniki - wyjaśnił.

Nikki skinęła głową i czekała cierpliwie. Lekarz pochylił się nad jej kartą, notując coś.

Jak zawsze, gdy siedziała bezczynnie, myślała o Greyu. Był w Nowym Jorku już od tygodnia. Tęskniła za nim rozpaczliwie... Nie uświadamiała sobie wcześniej, jak ważne miejsce w jej życiu zajął, i nadal nie wiedziała, dlaczego tak panicznie się boi, iż nie jest im przeznaczone być ze sobą na zawsze i że marzenia pozostaną tylko marzeniami.

Dzwonił co wieczór. Były to błahe rozmowy, prowadzone lekkim tonem i tylko po to, by mogli usłyszeć swoje głosy. Każdego wieczoru, gdy Nikki odkładała słuchawkę, zastanawiała się, dlaczego czuje taką pustkę w środku, jakby gdzieś w jej duszy istniała ogromna potrzeba, której nic nie mogło zaspokoić. Było to denerwujące. Wiedziała, że coś jest nie tak, ale nie potrafiła określić źródła swego niezadowolenia.

Drgnęła, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Kelly, pielęgniarka, wsunęła głowę do gabinetu.

- Oto wyniki - powiedziała, podając doktorowi Vendricksowi kilka kartek, po czym wyszła.

- Tak jak myślałem. - Lekarz przesunął okulary na czubek głowy i odchylił się do tyłu na krześle.

- To chyba... nie jest nic poważnego, prawda? - zapytała Nikki.

- Nic, co by nie miało minąć z czasem - uśmiechnął się lekarz pod białymi wąsami. - Nikki, jesteś w ciąży.

Przez chwilę wpatrywała się w niego nieruchomo, wstrzymując oddech. Gdy jego słowa wreszcie dotarły do jej świadomości, wykrztusiła ze zdumieniem:

- Ale przecież... przecież kiedyś powiedział mi pan, że nie będę mogła już nigdy zajść w ciążę.

Doktor Vendricks splótł dłonie.

- Moja droga, zdaje się, że powiedziałem ci to trochę inaczej. Mówiłem, iż nie możesz już zajść w ciążę, chyba że zdarzy się cud. - Uśmiechnął się szerzej. - I wygląda na to, że ten cud się zdarzył.

Cud? W chwilę później Nikki siedziała w swoim samochodzie, w odrętwieniu patrząc na deskę rozdzielczą. Jest w ciąży! Przyłożyła dłonie do płaskiego brzucha. Nic jeszcze nie wskazywało na to, że w jej wnętrzu kiełkuje nowe życie. Dziecko... jej dziecko... dziecko Greya. Te słowa bez przerwy huczały jej w głowie. Oparła głowę na kierownicy.

Historia lubi się powtarzać, pomyślała z rozpaczą. Naraz poczuła się rozpaczliwie samotna. Siedziała tak, masując brzuch i myśląc o przeszłości... przyszłości... o dziecku, które teraz nosiła, i o tym, które zmarło, i naraz uświadomiła sobie, dlaczego nie może być z Greyem.

Z niewymownym cierpieniem zrozumiała, że nigdy nie będą mogli być razem. I była pewna, że znów będzie przechodzić ciążę samotnie. Grey nie potrafił dzielić jej cierpienia spowodowanego śmiercią pierwszego dziecka i tego właśnie nie potrafiła mu wybaczyć.

Grey biegł plażą w stronę molo. Przed chwilą wrócił z Nowego Jorku i zdążył tylko wpaść do domu, żeby się przebrać w szorty.

Tydzień w mieście ciągnął się w nieskończoność. Pełen był problemów, spotkań i stresów. Greyowi brakowało zapachu oceanu, kolorowych świateł wesołego miasteczka. Ale przede wszystkim brakowało mu Nikki.

Jego kroki zadudniły na deskach pomostu. Zbliżał się już do jej domu.

Chciał ją obudzić, pieścić jej ciało, patrzeć, jak jej oczy płoną pożądaniem. Pragnął, by mruczała cicho, reagując na jego pieszczoty, a potem krzyczała, gdy ich ciała zespolą się w miłosnym uniesieniu.

Szybko i mocno zastukał do drzwi. Poczekał chwilę, wyobrażając sobie, jak Nikki powoli otwiera orzechowe oczy, przerzuca długie, opalone nogi przez krawędź łóżka, jedną ręką sięga po szlafrok.

- Nikki, to ja - zawołał w nadziei, że nie włoży szlafroka i powita go nago.

Gdy otworzyła drzwi, nie zdziwiło go nawet to, że była już ubrana. Przez chwilę stał nieruchomo, upajając się jej widokiem.

Miała na sobie dżinsowe szorty i czerwoną bluzkę odsłaniającą skrawek opalonego brzucha. Włosy, jak zwykle, opadały jej na plecy w nieładzie. Kochał każdy niesforny kosmyk.

Spojrzał na jej twarz i dopiero wtedy zauważył, że coś jest nie tak. W jej oczach malowała się dziwna pustka, taka sama, jak tamtej nocy, gdy opowiedziała mu o Lolly.

- Nikki... czy coś się stało?

- Wejdź. - Otworzyła drzwi szerzej. - Kiedy wróciłeś?

- Przed chwilą. Przebrałem się i przyszedłem tutaj. - Pragnął ją uścisnąć, pocałować, ale zachowywała się bardzo dziwnie i Grey poczuł lęk. - Nikki, co się dzieje? Czy coś się zdarzyło podczas mojej nieobecności?

Potrząsnęła głową i wskazała mu miejsce na kolorowej sofie. Grey zawahał się, czując głuche dudnienie własnego serca. W końcu usiadł i spojrzał na nią wyczekująco.

Przez długą chwilę milczała. Zdenerwowana, z dziwnym roztargnieniem przechadzała się po pokoju, unikając jego wzroku.

- Dużo myślałam o nas podczas twojej nieobecności, Grey - powiedziała wreszcie.

- To zawsze jest ryzykowne - uśmiechnął się, ale ona nie zareagowała. Co się z nią działo? Miał wrażenie, jakby trafił do kina w połowie filmu. - Nikki, na litość boską, o co ci chodzi?

Przesunęła dłonią po czole. Zauważył, że jej dłoń drży, a na czole pojawiła się zmarszczka. Westchnęła głęboko i spojrzała na niego.

- Grey, myślałam, że uda nam się wrócić do tego, co kiedyś między nami istniało. Gdy się dowiedziałam, że mnie nie porzuciłeś i nie wiedziałeś, że byłam w ciąży, wydawało mi się, że możemy znów być ze sobą szczęśliwi... ale teraz wiem, że to nieprawda.

Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.

- O czym ty mówisz?

Zerknęła w bok, jakby nie potrafiła spojrzeć mu prosto w oczy, i zaśmiała się nieszczerze.

- Nigdy mi się nie udawało logicznie myśleć, gdy ty byłeś w pobliżu. Odkąd wyjechałeś do Nowego Jorku, przez cały czas nic innego nie robiłam, tylko rozmyślałam. - Znów westchnęła. - Nie możemy wrócić do przeszłości i odzyskać tego, co kiedyś straciliśmy... Zbyt wiele czasu minęło, zbyt wiele goryczy wciąż jest we mnie. Nie potrafię tego przezwyciężyć. Nie mogę cię znów pokochać.

Wstał i podszedł do niej. Położył dłonie na jej ramionach i zajrzał głęboko w oczy.

- Ale przecież mnie kochasz - powiedział cicho. - Wiem o tym, Nikki. Czuję to za każdym razem, gdy trzymam cię w ramionach, gdy mnie dotykasz.

Wysunęła się z uścisku. Odsunęła go i cofnęła się o krok.

- Czujesz namiętność, Grey... i pożądanie. Nie zaprzeczam, że seks z tobą zawsze był cudownym przeżyciem. - Podniosła wyżej głowę i spojrzała na niego. - Jestem normalną, zdrową kobietą. Lubię dobry seks, ale to jeszcze nie znaczy, że cię kocham.

Przez chwilę Grey nie był w stanie wykrztusić ani słowa. To, co usłyszał, ogłuszyło go. Zdumiony był, że ona określiła to, co istniało między nimi, jako zwykłe pożądanie.

- Nikki, pożądanie nie mogłoby przetrwać siedmiu lat. Tylko miłość - zauważył. - Kocham cię.

- Nie mów mi o miłości, Grey. - Niespodziewanie wybuchnęła gniewem, bez żadnego powodu. Zobaczył błysk w jej oczach, poczuł wzbierającą w niej agresję.

Cofnął się, przerażony.

- Nigdy o nic mnie nie zapytałeś. Czekałam... Miałam nadzieję... Chciałam o tym porozmawiać. - Przeszła przez pokój, nie zbliżając się do niego, ale nie spuszczała pełnego gniewu spojrzenia z jego twarzy. - Od tamtego wieczoru, kiedy ci powiedziałam o naszym dziecku, czekałam, byś zechciał o tym porozmawiać, zapytać mnie o małą, ale ty nigdy nawet nie wymówiłeś jej imienia... - Słowa Nikki przeszły w szloch.

Lolly. Na samo wspomnienie tego imienia ogarniała go rozpacz i żal, że utracił coś bezcennego, czego nigdy już nie odzyska.

Patrzył na Nikki, chcąc coś powiedzieć... wiedział, że powinien to zrobić, ale ucisk w gardle był zbyt silny. Mógł tylko wpatrywać się w nią z bezradnym niedowierzaniem.

- Zostaw mnie w spokoju, Grey - powiedziała cicho i z jej oczu popłynęły łzy. - Nie będziemy razem. Należysz do mojej przeszłości.

To bolało. Bolało tak, że nie był w stanie myśleć. Kochał ją. Nie chciał pozwolić jej odejść. Kochał ją, rozumiał jej ból i wiedział, że powinien zostawić ją w spokoju, jak tego chciała.

- Nikki... - Przezwyciężył ucisk w gardle i ciągnął: - Czy jesteś pewna, że...

Drżała, ale gdy na niego spojrzała, w jej nieruchomym wzroku nadal lśnił gniew.

- Jestem pewna - rzekła stanowczo.

Grey skinął głową, odwrócił się i wyszedł. Gdy już był za drzwiami, Nikki opadła na sofę, niezdolna dłużej opanować łkania.

W końcu, po siedmiu latach, zamknęła ten rozdział swojego życia. Jej związek z Greyem definitywnie należał do przeszłości.

Poprzedniego dnia, po wyjściu z gabinetu lekarza, uświadomiła sobie, że od tamtego wieczoru, gdy opowiedziała Greyowi o Lolly, czekała, by zaczął z nią rozmawiać o utraconym dziecku, rozpaczać wraz z nią. Wtedy, gdy spotkała go na cmentarzu, a potem się kochali, wydawało jej się, że dzieli z nią jej cierpienie. Czekała wciąż na pytania o córeczkę, którą stracili.

W każdej chwili, którą z nim spędzała, gotowa była na nie odpowiadać. Czekała, by on okazał potrzebę dowiedzenia się czegoś o swoim dziecku. I za każdym razem przeżywała rozczarowanie. Dopiero teraz zrozumiała, że ten szereg rozczarowań utworzył w jej duszy mur, którego Grey nigdy nie zburzy.

Uświadomiła sobie, że ten mężczyzna nigdy nie da jej tego, czego ona najbardziej potrzebuje, gdyż on po prostu nie dzieli jej uczuć. Nie było go przy niej, gdy tuliła martwe dziecko. Nie czuł rozpaczy. Dla niego była to tragedia, która nie dotknęła go osobiście.

I wtedy właśnie uświadomiła sobie, że nie ma dla nich wspólnej przyszłości. Ten żal był ostatnią rzeczą w jej duszy, której zazdrośnie strzegła i która na zawsze miała ją oddzielać od Greya.

Zamknęła w dłoni noszony na szyi medalion. Powinno tam być zdjęcie jej... i Lolly. Znów zaszlochała.

Jak może znowu pokochać Greya, skoro jej serce pęka z żalu? I jak może pokochać mężczyznę, który nie dzieli z nią tego żalu?

Tak, miała rację zrywając z Greyem. Może mieć tylko nadzieję, że on wyjedzie, wróci do Nowego Jorku. Zapomni o niej i nigdy się nie dowie o swoim drugim dziecku. Postąpiła słusznie i wszystko jakoś się ułoży, tylko teraz musi przestać płakać.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Dwa dni minęły, nim Grey poczuł gniew. W pierwszej chwili, zaraz po wyjściu z domu Nikki, biegł przez plażę, próbując odsunąć od siebie wspomnienie jej gniewu i rozproszyć ponure myśli o dziewczynce, której nigdy nie widział, nigdy nie trzymał na rękach.

Może już czas pogodzić się z przegraną, pomyślał. Pragnęli zapomnieć o przeszłości i stworzyć trwały związek, ale ta próba się nie powiodła. Tak, może już czas zapomnieć o Nikki.

Przez kolejne dwa dni trzymał się z dala od wesołego miasteczka i od niej. Pracował w swoim gabinecie do późna w nocy, aż do zupełnego wyczerpania, z nadzieją, że gdy zaśnie, będzie tak zmęczony, że nic mu się nie będzie śniło. Trzeciego dnia wybrał się na cmentarz. Dzień wcześniej wysłał tam ekipę kosiarzy. Stwierdził, że potrzebuje trochę wysiłku fizycznego, by nie myśleć o Nikki. Miał zamiar przez cały dzień wyrywać chwasty. Może upał i zmęczenie sprawią, że pozbędzie się dręczących go myśli.

Jak zawsze, gdy zbliżał się do malutkiego grobu, poczuł ucisk w gardle i oczy zaczynały go piec. Przykucnął i wyrwał garść chwastów. Usiłował walczyć z obezwładniającym go bólem i rozpaczą. W końcu poczuł gniew.

Poddał mu się, pozwolił, aby ten gniew wypełnił całą jego duszę. Wstał. Pragnął teraz konfrontacji z Nikki.

Wyszedł z cmentarza. Dotarł do jej domu i mocno zastukał do drzwi.

- Nikki, to ja. Nicolette, otwórz!

Nikt nie odpowiadał. Grey zabębnił w drzwi pięścią.

- Nie ma jej tam, Grey - zawołała Bridget z ganku sąsiedniego domu.

- A gdzie jest?

Bridget wzruszyła ramionami.

- Wyjechała wczoraj. Powiedziała, że musi zmienić otoczenie.

Grey podszedł do niej. Ubrana była w puszysty różowy szlafrok.

- Musiała ci powiedzieć, dokąd jedzie. Gdzie ona jest?

Bridget szarpała nerwowo pasek szlafroka.

- Grey, obiecałam jej, że nikomu nie powiem.

- Mówiła mi, że macie gdzieś domek. Tam pojechała, prawda? - Grey wszedł na werandę i stanął tuż przed Bridget. - Gdzie jest ten domek?

Zmarszczyła czoło.

- Grey, obiecałam.

- Albo mi powiesz, gdzie jest Nikki, albo przeszukam dokumenty notarialne i w końcu znajdę wasz domek. Odszukam go wcześniej czy później i porozmawiam z Nikki. Równie dobrze możesz mi powiedzieć teraz, gdzie jej szukać.

Bridget westchnęła z rezygnacją. Grey poczuł, że ogarnia go uczucie triumfu.

Po kilku minutach był już w drodze. Gniew na Nikki nadal go wręcz obezwładniał. Jak ona mogła poważyć się na coś takiego? Miała czelność wydawać sądy dotyczące jego uczuć! Jak mogła mu powiedzieć, że śmierć ich dziecka wcale go nie obeszła, że nie czuł cierpienia ani żalu. Stała się egocentryczna i zaborcza. Zamknęła się w kokonie swojego cierpienia, obojętna na wszystko, co czują inni.

Kiedyś już pozwolili, by ich rozdzielono. Grey nie miał zamiaru dopuścić, by ta historia się powtórzyła. Muszą porozmawiać, tylko że tym razem on nie będzie stał ogłupiały i patrzył na nią w milczeniu. Tym razem to ona go wysłucha.

Zapadał już zmierzch, gdy dotarł na miejsce. Domek, wciśnięty między sosny, emanował spokojem. Grey podszedł do drzwi i zapukał.

Otworzyła mu, obrzuciła go zdumionym wzrokiem i zamarła w bezruchu.

- Co ty tu robisz? - zapytała, nie zdejmując dłoni z klamki.

- Powiedziałaś wszystko, co chciałaś mi powiedzieć. Teraz moja kolej.

- Nie ma o czym mówić - zaprotestowała.

Przepchnął się obok niej i wszedł do środka.

- Może ty nie masz mi już nic do powiedzenia, ale ja chcę z tobą porozmawiać. Usiądź.

Zawahała się i przez otwarte drzwi wyjrzała na zewnątrz, jakby miała ochotę uciec.

- Proszę, Nikki - powiedział cicho.

Jeszcze przez chwilę stała w milczeniu, ale w końcu zamknęła drzwi i usiadła na sofie. Na jej twarzy pojawił się wyraz lęku.

Grey patrzył na nią i czuł, że jego gniew mija. Wcześniej przygotował sobie wszystko, co chciał powiedzieć, teraz jednak słowa więzły mu w gardle.

Przesunął dłonią po włosach, usiłując zebrać się na odwagę.

- Ty miałaś na to siedem lat - zaczął wreszcie. - Siedem lat, żeby poradzić sobie ze śmiercią Lolly. I stałaś się bardzo zaborcza. Przywłaszczyłaś sobie całą rozpacz, uznałaś, że nikt inny nie ma prawa jej czuć. - Z przerażeniem poczuł, że oczy go pieką od łez. Ze wszystkich sił próbował się opanować.

Znów przeniósł na nią wzrok, ale widział jej twarz jak przez mgłę.

- Ja miałem tylko kilka tygodni na pogodzenie się z faktem urodzin i śmierci mojej córki... przez kilka tygodni musiałem żyć ze świadomością, że gdybym przy tobie był, gdybym wiedział, wszystko mogłoby ułożyć się inaczej. Może Lolly by przeżyła. - Ostatnie słowa wykrztusił z trudem i zakrył twarz dłońmi. Zaszlochał.

Nikki na widok płaczącego Greya przeżyła szok. Boże! Ileż w nim było rozpaczy!

- Grey... Och, Grey! - Podeszła do niego i objęła go mocno. Usiadła na sofie, tuląc go do siebie ze wszystkich sił.

Uświadomiła sobie, że była wobec niego niesprawiedliwa. Miał rację: traktowała swoje cierpienie jako azyl. Nigdy nie pomyślała o tym, że każde z nich inaczej przeżywało śmierć córeczki, inaczej okazywało swoją rozpacz z tego powodu.

To prawda, ona miała siedem lat na pogodzenie się z utratą dziecka, a on tylko kilka tygodni. Oczekiwała jednak, że Grey będzie z nią rozmawiał o Lolly. Nie pomyślała, że jeszcze nie jest do tego gotów. Pochłaniały ją własna rozpacz i żal... a nie wzięła pod uwagę jego uczuć.

Zapadł wieczór. Siedzieli objęci, płacząc.

- Boże, czuję się taki głupi, taki słaby - powiedział wreszcie Grey, wysuwając się z objęć Nikki.

- A mnie nigdy nie wydawałeś się równie silny - odrzekła, przesuwając palcem po jego twarzy. To była prawda, nigdy nie wydawał jej się silniejszy niż teraz, z twarzą wciąż mokrą od łez.

- Żałuję tylko, że... Żałuję...

- Wiem - powiedziała Nikki łagodnie. - Ale, Grey, nawet gdybyś był wtedy ze mną, niczego by to nie zmieniło. - Spojrzała w jego oczy i zobaczyła w nich poczucie winy. - Doktor Vendricks jest dobrym lekarzem i zrobił wszystko, co możliwe, żeby ją uratować. Dusza Lolly nie należała do nas, nie mogliśmy jej zatrzymać. - Zauważyła, że jego poczucie winy nieco zelżało. Znów powiodła czubkiem palca po jego ustach. - Tak musiało być, Grey. Lolly nie chciałaby, żebyś czuł się winny, i ja też tego nie chcę.

Zacisnął mocno powieki i odetchnął z ulgą.

- Od chwili gdy mi o niej powiedziałaś, odsuwałem na bok wszystkie myśli na ten temat, bo bałem się, że oszaleję. - Otworzył oczy i powiedział: - Chcę cię objąć, Nikki. Pragnę się z tobą teraz kochać.

Skinęła głową. Rozumiała tę potrzebę, pragnienie wspólnego doznawania ukojenia w rozkoszy, skoro już przeżyli wspólnie rozpacz.

Wstała i wyciągnęła do niego rękę, po czym poprowadziła go do małej sypialni. Księżyc świecił przez okno, na ścianach srebrzył się blask jego promieni. Światła było dość, by mogli dostrzec pragnienie w swoich oczach.

Nikki przytuliła się do Greya. Potrzebowała tego dotyku równie mocno jak on jej pieszczot. Gdy ją pocałował, poczuł na ustach słony smak własnych łez, który jeszcze wzmógł potrzebę fizycznej bliskości. Przedtem płakali razem... teraz nadeszła właściwa chwila, by razem przeżywać chwile fizycznej rozkoszy.

Nikki przerwała pocałunek, odsunęła się od niego i zdjęła ubranie. On zrobił to samo, po czym pochwycił ją w ramiona i położył na łóżku. Obrzucił ją łagodnym, czułym spojrzeniem i położył się obok niej. Poczuła gorąco bijące z jego ciała. Po raz pierwszy od czasu, gdy Grey wrócił do Land's End, Nikki otworzyła dla niego całe swoje serce, całą duszę.

Całował ją, jej dłonie zaś wędrowały po jego plecach, jakby chciały na zawsze zapamiętać zarysy mięśni, gładkość skóry, jej ciepło. Kochała go. Kochała go każdą cząstką swojej istoty, każdym fragmentem duszy.

Pieścił ją powoli, bez pośpiechu, po czym przesunął się i pochylił nad nią. Wtedy Nikki zrozumiała, że kocha go z siłą, która przerastała wszelkie wyobrażenia. Serce jej się ścisnęło na widok łez w jego oczach.

Kochali się jak jeszcze nigdy dotąd, z niewinnością i zachwytem młodości, a jednocześnie z wprawą i doświadczeniem. Nikki czuła, że tak jest dobrze, że tu właśnie jest jej miejsce, i wiedziała, że nigdy nie będzie w pełni sobą bez Greya.

Gdy było już po wszystkim, leżeli przytuleni, nie mając ochoty odrywać się od siebie. Ich ciała były nasycone, ale serca nadal odczuwały głód, potrzebowały wzajemnej bliskości.

Nikki leżała z głową opartą na piersi Greya i z przyjemnością słuchała bicia jego serca.

- Nikki?

- Hmmm? - uśmiechnęła się, przesuwając dłonią po jego piersi.

- Jak ona wyglądała?

Na dźwięk jego cichego głosu jej dłoń zatrzymała się w pół ruchu i serce na chwilę zamarło. Podniosła głowę i w jego pociemniałych oczach ujrzała żal. Ten smutek oboje mieli jeszcze długo nieść w sobie, ale teraz już wiedzieli, że potrafią z nim żyć.

- Była piękna, Grey. Absolutnie doskonała. - Wyciągnęła rękę i dotknęła kosmyka jego czarnych włosów. - Miała czarne loki, a usta podobne do moich. - Uśmiechnęła się lekko, zdając sobie sprawę, że ich wspólny płacz jakoś zmniejszył jej ból. Poczuła spokój, jakiego dotychczas nie udało jej się doświadczyć. - Łączyła w sobie to, co najlepsze w nas obydwojgu...

- Och, Nikki, kocham cię - wymruczał Grey, całując ją. - Szkoda, że nie mogłem być z tobą. Chciałbym dzielić z tobą ten smutek, trzymać cię w ramionach, ochronić przynajmniej częściowo przed cierpieniem.

Znów się uśmiechnęła i jej palce przesunęły się z włosów Greya na jego usta.

- Lepiej po siedmiu latach niż nigdy.

- Nie chcę, żebyś kiedykolwiek jeszcze musiała przeżywać cokolwiek beze mnie. Pragnę być zawsze przy tobie. - Głos mu drżał, a we wzroku pojawiło się wyczekiwanie. - Wyjdź za mnie, Nikki. Kiedy jestem daleko od ciebie, cierpię. Wyjdź za mnie, błagam cię!

Nikki przymknęła oczy, czując, że pod powiekami znów zbierają się jej łzy. Ale tym razem były to łzy szczęścia. Ona także bez niego nie potrafiłaby żyć.

- Wyjdę za ciebie - wymruczała. Nie było w jej głosie cienia wahania czy niepewności. Naraz zrozumiała, że los już dawno przeznaczył ich dla siebie, już wtedy, gdy po raz pierwszy wyznali sobie miłość w mroku pod deskami molo.

Pocałował ją. Tym razem w jego zachowaniu nie było głodu ani pożądania. Ten pocałunek był delikatny i czuły.

Przytulił ją mocniej do siebie i wsunął palce w jej włosy, czując, jak ich serca biją jednym rytmem.

- Ślub odbędzie się na karuzeli - oznajmił. - A ten wielki srebrny koń z niebieskimi wstążkami może być moim starszym drużbą.

Nikki uśmiechnęła się, wyobrażając sobie ten ślub, ceremonię, która miała połączyć ich w majestacie prawa.

- Będziemy się świetnie bawić razem - przyznała.

- Zbudujemy sobie dom na plaży w Land's End. Wielki, wspaniały dom.

Nikki zaśmiała się, a Grey jej zawtórował. - Och, Boże, jak mi dobrze z tobą. Mam wrażenie, że moje życie dopiero teraz się zaczyna.

- Ja też - odrzekła. Wydawało jej się, że znów ma siedemnaście lat i całe życie przed sobą.

- A później, jeśli zechcemy mieć dzieci, to możemy je adoptować - ciągnął Grey. - Jeśli tego pragniesz, to możemy adoptować nawet pół tuzina dzieciaków, które będą rosnąć w pobliżu wesołego miasteczka.

- Nie musimy adoptować dzieci - stwierdziła Nikki. Po raz pierwszy od chwili, gdy się dowiedziała, że jest w ciąży, poczuła przypływ radości nie zakłóconej lękiem ani gniewem, goryczą czy żalem.

Była w ciąży z Greyem. Urodzi jego dziecko, które wspólnie będą wychowywać. Przez chwilę ucisk w gardle nie pozwalał jej powiedzieć ani słowa.

- Wiem, że żadne dziecko nie potrafi zastąpić naszej Lolly, ale przecież chcesz mieć dzieci, prawda? - Przesunął się nieco, by móc widzieć jej twarz. - Nikki?

- Och tak, chcę mieć mnóstwo dzieci - odrzekła bez tchu - ale, Grey, nie musimy ich adoptować.

Zmarszczył brwi i spojrzał na nią ze zdumieniem.

- Co chcesz powiedzieć?

- Jestem w ciąży - wykrztusiła i spojrzała na Greya. W jego oczach pojawiło się zdumienie zmieszane z ogromną radością.

Usiadł, wpatrując się w nią intensywnie.

- Jesteś pewna? Myślałem, że to niemożliwe... Mówiłaś... Lekarz powiedział... - wyjąkał.

- Ja też tak myślałam - zaśmiała się. - Doktor Vendricks był równie zdumiony jak ja. Powiedział, że to prawdziwy cud.

- Cud - powtórzył Grey i na jego twarzy pojawił się radosny uśmiech. - Nasz cud! Nasze dziecko! Będziemy mieli dziecko! - Wyciągnął rękę i niemal z czcią pogładził Nikki po brzuchu. Przesunął dłoń na jej policzek.

- Dziecko - powtórzył. Jego oczy znów wypełniły się łzami, ale tym razem były to łzy szczęścia. - Prawdziwy cud, Nikki! Kocham cię. I tym razem mam zamiar dotrzymać obietnicy, którą ci złożyłem przed laty.

- Jakiej obietnicy? - zapytała zdumiona.

Przytulił ją do siebie i pocałował. Znów ogarnęła ich namiętność, która nigdy nie miała wygasnąć.

- Będę z tobą na zawsze - wyszeptał.

- Na zawsze - powtórzyła, wiedząc, że tym razem jego obietnica zostanie spełniona.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
264 Cassidy Carla Dziewczyna z wesołego miasteczka
264 Cassidy Carla Dziewczyna z wesołego miasteczka
Cassidy Carla Dziewczyna z wesolego miasteczka
Cassidy Carla Dziewczyna z wesołego miasteczka 2
Slawomir Mrozek Wesołe miasteczko
wesołe miasteczko niemiecki
Cassidy Carla Jedynak 4
24 Cassidy Carla Jedynak
Mrożek Sławomir Wesołe miasteczko
Jedynak Cassidy Carla
Cassidy Carla Jedynak(1)
Harlequin Orchidea 019 Cassidy Carla Mężczyzna na ciężkie czasy

więcej podobnych podstron